tekst oparty na fragmentach książki
" życie jest ustawicznym przeciwstawianiem się entropii, jak je określił wybitny fizyk Schroedinger. Prócz metabolizmu energetycznego istnieje metabolizm sygnalizacyjny. Sygnał jest minimalną ilością energii, nie odgrywającą roli w przemianie energetycznej, która orientuje ustrój w tym, co dzieje się w otoczeniu, i wyzwala w nim odpowiednie reakcje, które z kolei można traktować jako sygnały dla otoczenia. Prawo swoistości (własnego porządku) obowiązuje też w metabolizmie sygnalizacyjnym. Dlatego przyjmując, że każda żywa istota w jakiś sposób przeżywa swoją egzystencję, należy też przyjąć, że przeżywa ją w sposób dla siebie swoisty i niepowtarzalny. Tempo metabolizmu energetycznego i sygnalizacyjnego zmienia się w ciągu życia jednostki; jest ono największe w początkowym okresie, a coraz słabsze w końcowym. Śmierć oznacza przerwanie strumienia energetyczno-sygnalizacyjnego. Energie i sygnały dochodzące z zewnątrz już nie są kształtowane w określony porządek, zwycięża entropia. Możliwe, że w ustrojach jednokomórkowych zwolnienie tempa metabolizmu jest sygnałem do podziału komórkowego. Komórka nie jest już zdolna do wysiłku, jakiego wymaga utrzymanie własnego porządku, i w tym momencie "decyduje" się na podział, powstają dwie nowe jednostki, które wysiłek życia mogą podjąć na nowo.
Nie mniej skomplikowany jest problem starości z psychologicznego punktu widzenia. Wiele cech psychicznych wymienia się jako charakterystyczne dla wieku starczego. Cechy te często są sprzeczne; starość jest smutna, ale też "wesołe jest życie staruszka"; pamięć zawodzi, ale jednocześnie tylko stary człowiek potrafi z taką dokładnością szczegółów odtwarzać sceny dalekiej przeszłości; funkcje intelektualne słabną, ale wzrasta zdolność całościowego ujmowania zagadnień; mówi się o egoizmie i despotyzmie starców, ale z drugiej strony rzadko miłość bywa tak bezinteresowna i uległa, jak właśnie u nich. Traktowanie psychicznego aspektu życia jako subiektywnego pozwala na szukanie analogii między prawidłowościami biologicznymi a psychologicznymi. Poczucie, że "wypełniło się", że już więcej nic stać się nie może, że weszło się już na drogę prowadzącą ku zniedołężnieniu i śmierci, jest chyba najtragiczniejszym przeżyciem starości. Człowiek stary broni się przed poczuciem, że się już w całości zrealizował. Broni się on również drobnymi celami i troskami dnia codziennego, koncentrowaniem się na dolegliwościach niedomagającego ciała, szukaniem przyjemności w sprawach, na które dawniej nie zwracał uwagi ("że świeci słoneczko, że rano czeka dobre mleczko" itp.). Ale pod tym różnorodnym kolorytem codziennego dnia kryje się ciemne tło poczucia końca wszystkiego. Świadomość wypełnienia własnego życia byłaby lżejsza do zniesienia, gdyby to wypełnienie było rzeczywiście realizacją tkwiących w człowieku możliwości. Gdyby starość była prawdziwą jesienią życia. Niestety, niewielu ludzi może śmiało wytrzymać test ewangelicznej frazy: "po owocach poznacie ich". Większość przeżywa boleśnie poczucie frustracji, ich bilans życia jest ujemny. To poczucie ujemnego bilansu jest, jak się zdaje, swoiste dla naszej epoki, w której problem realizacji siebie, mimo na pozór obiektywnie lepszych niż dawniej warunków, jest specjalnie trudny.
Lęk przed starością i śmiercią stał się obsesją ludzi cywilizacji technicznej. Rozszerza się on nawet na młodych. Świadomość, że starość i śmierć są nieuniknionym końcem życia, występuje tym natarczywiej, im bardziej chce się być zawsze młodym. Panujący dziś styl młodzieńczości, który przybiera nieraz karykaturalne formy "młodzieńczych" starszych pań i panów, jest nie tylko wynikiem buntu przeciw starości i śmierci. W zjawisku tym można doszukać się działania różnych czynników, charakterystycznych dla naszej cywilizacji. Trudno w niej być nie tylko człowiekiem starym, ale nawet dojrzałym, jeśli za jedną z cech dojrzałości uważa się odpowiedzialność za siebie i najbliższe otoczenie. Szybkie tempo przemian wymaga dużej zdolności adaptacji, a ta jest cechą młodości. Postawa dzieciństwa i młodości jest konsumpcyjna (przewaga procesów anabolicznych w metabolizmie energetycznym i sygnalizacyjnym), a taka postawa jest łatwiejsza w dzisiejszych czasach niż postawa twórcza.
Starość jest nieunikniona; im więcej się z nią walczy, im trudniej jest fakt jej zaakceptować, w tym ostrzejszej formie ona występuje. I obserwuje się paradoksalne pozornie zjawisko, że ludzie, którzy przyjmują swoją starość nie robiąc z niej problemu, są młodsi od tych, którzy chcą za wszelką cenę zachować młodość. Poczucie kresu życia i niemożności rzutowania siebie w przyszłość, gdyż przyszłość jest już tylko końcem i ciemnością, jest dość typowe dla depresji. W każdym głębszym obniżeniu nastroju koloryt świata własnego i otaczającego zaciemnia się. Człowiek znajduje się jak w głębokiej studni, z której nie ma wyjścia. Zasadniczy koloryt nastrojowy starości, bo w starości rzeczywiście stoi się przed końcem wszystkiego, nie występuje więc tylko w starości. Każdy człowiek smutny czuje się stary, bo widzi przed sobą tylko ciemność. Natomiast człowiek stary nie musi wcale tej ciemności dostrzegać, może go nawet więcej cieszyć życie i drobne jego sprawy, gdyż jest w nie mniej zaangażowany, patrzy na nie z dystansem.
Ludzie boją się starości i walczą z nią, gdyż zbyt wcześnie ją odczuwają. Prawo pór roku jest bezwzględne, musi się przeżyć wszystkie okresy życia. Gdy np. ktoś miał dzieciństwo ciężkie, nie miał ciepła domowego, był narażony na urazy, a nawet wrogość najbliższego otoczenia itp., to zawsze będzie on wykazywał potrzebę tego, czego w dzieciństwie nie doznał - opieki, czułości, ciepła. Pewne sposoby przeżywania, charakterystyczne dla okresu dziecięctwa, rozciągną się na całe jego życie, gdyż nie zostały przeżyte we właściwym okresie. Wejście w jesień życia jest dziś dlatego tak trudne, że nie przeżyło się właściwie poprzednich jego okresów. W starości chce się jeszcze przeżyć wiek dojrzały, młodość, a nawet dzieciństwo. Chce się nadrobić to, czego w ciągu życia nie zdołało się przeżyć. Stąd może tak popularny dziś styl młodzieńczości. Pragnie się być wiecznie młodym, gdyż za wcześnie poczuło się starym. Przysłowie, że starego dębu się nie przesadza, jest z lekarskiego punktu widzenia ważne i prawdziwe. Często stykamy się z wypadkami, że nagła zmiana trybu życia, np. przeniesienie w stan spoczynku, śmierć bliskiej osoby, umieszczenie w szpitalu lub w domu opieki itp., wywołuje nagłe załamanie się nie tylko psychiczne, lecz także fizyczne. Dlatego jedną z zasad geriatrii jest unikanie zmian stereotypów życiowych. Człowiek stary, analogicznie jak wyspecjalizowana komórka, nie potrafi przestawić swoich funkcji, zakres jego możliwości został już przez bieg życia ograniczony. Nie znaczy to, by jego zdolność adaptacji całkiem znikła; ludzie starzy czasem łatwiej znoszą nowe, ciężkie warunki niż młodzi, o czym można było się przekonać w czasie ostatniej wojny. Sytuacje wyjątkowe nie stanowią jednak reguły. Człowiek ma wiele możliwych dróg przed sobą. Warunki zewnętrzne, własna decyzja, a w końcu przypadek decydują o tym, którą z nich jego dalsze koleje się potoczą. Z upływem lat liczba możliwych dróg maleje, życie obcina skrzydła marzeń i planów, idzie się przed siebie jedną drogą, z której trudno zawrócić. Człowiek czuje się pewny tylko na drodze swoich przyzwyczajeń, nawyków, sposobów myślenia itd. Sytuacja, która zmusza go do błahej nawet zmiany utrwalonej struktury przeżywania i zachowania się, wywołuje niepokój (lęk dezintegracyjny). Struktura osobowości na starość staje się mało plastyczna. Zresztą proces jej utrwalania zaczyna się znacznie wcześniej. Już od trzydziestego roku życia zdolność adaptacji maleje. Popularne młodzieżowe określenie starszych jako "wapniaków" dobrze oddaje to zmniejszenie plastyczności. Ma ono swoje ujemne strony, ludzie starzy często drażnią młodych swoim uporem, despotyzmem, trzymaniem się utartych sposobów myślenia itp.; na starość zaostrzają się cechy charakteru, przybierając nieraz formy karykaturalne. Są jednak strony dodatnie; utrwalona struktura daje otoczeniu poczucie stabilizacji, zmniejsza niepokój, wywołany ustawiczną zmiennością życia. Stabilność jest ważnym atrybutem władzy i zwykle też władza skupia się w rękach ludzi starych. Natomiast w okresach rewolucji, gdy trzeba istniejący porządek zmienić, władza przechodzi w ręce młodych. W "społeczeństwie komórkowym" też cały system sterowania jest opanowany przez komórki najstarsze i o najwyższym stopniu specjalizacji, tj. komórki nerwowe. W warunkach ustabilizowanych ludzie starzy są potrzebni, wzmacniają oni istniejącą stabilizację (konserwatyzm jest jedną z cech starości). Natomiast w warunkach labilnych, o dużym współczynniku zmienności, ludzie starzy stają się zbyteczni, reprezentują to, co minęło, są przeszkodą we wprowadzaniu zmian.
Dynamika życiowa na starość słabnie. Ludzie starzy zwykli mówić, że starość Panu Bogu się nie udała. Brakuje już sił, łatwo przychodzi zmęczenie, zużyty organizm częściej daje znać o sobie, słabną siły odpornościowe, błaha choroba może być przyczyną katastrofy, trudniej chwyta się informacje z otaczającego świata, procesy percepcji i zapamiętywania świata są mniej sprawne, słabnie chęć działania i przekształcania otoczenia - chętniej natomiast rzutuje się w przeszłość; ożywają wspomnienia minionych lat, które przez kontrast z przykrą rzeczywistością nabierają ciepłego kolorytu ("drzewiej inaczej bywało") itd. Trudno nakreślić krzywą dynamiki życiowej od momentu poczęcia aż do śmierci. W momencie swego powstania życie wybucha z niesłychaną siłą. Siła ta stopniowo słabnie. Jeśli wyobrazimy sobie, ile dzieje się od momentu poczęcia do chwili urodzenia, to następny okres - dzieciństwo - przebiega jak gdyby na zwolnionym filmie. Spadek dynamiki życiowej między obu okresami jest większy niż między dzieciństwem a starością. Krzywa więc spada od samego początku, proces dojrzewania jest jednocześnie procesem starzenia się. Krzywa jednak nie opada równomiernie, wykazuje mniejsze i większe oscylacje. Dynamika życiowa ma charakter pulsujący. Jak już wspomniano, subiektywnym jej wyrazem jest nastrój. Świat kurczy się w smutku, a rozszerza w radości. Wiąże się z tym subiektywne odczucie własnego wieku. Człowiek czuje się młody, gdy jego świat jest rozległy, gdy może swobodnie rzutować siebie w przyszłość, a stary, gdy już nic przed sobą nie widzi prócz ciemnej ściany przyszłości. Subiektywne poczucie wieku jest odwrotnie proporcjonalne do możności rzutowania siebie w przyszłość, do czasu, który ma się przed sobą, a proporcjonalne do czasu, który ma się za sobą. Oscylacje dynamiki życiowej powodują, że w ciągu całego życia starość przeplata się z młodością. Spotyka się też młodych staruszków i starców pełnych młodzieńczej werwy. U jednych podstawowy nastrój jest od najmłodszych lat obniżony, u drugich zaś podwyższony. Nie wchodzi się więc w starość psychologicznie nieprzygotowanym, bo miało się już niejednokrotnie okazję czuć się starym, nim zostało się nim w rzeczywistości. Starcze osłabienie dynamiki życiowej, a tym samym metabolizmu energetyczno- sygnalizacyjnego ma też swoje dodatnie strony. Pozwala ono na wzrost tendencji integracyjnych. W wirze życia trudniej porządkować swoje przeżycia, stworzyć z nich pewną syntezę, niż wówczas, gdy wymiana informacji ze światem otaczającym jest słabsza. Stąd skłonność ludzi starych do filozofowania, do wypowiadania swej mądrości życiowej. Jest to innego typu filozofowanie niż spotykane w wieku młodzieńczym. W młodości synteza jest potrzebna przed startem w samodzielne życie. W starości jest ona zamknięciem życia, jest tym samym bardziej realna. Ta zdolność realnej syntezy predysponowała ludzi starych na stanowiska kierownicze.
Drugą dodatnią cechą starości, wynikającą ze zwolnienia tempa życiowego (obniżenie dynamiki) jest dystans, jaki uzyskuje się w stosunku do otoczenia i samego siebie. Jest to spojrzenie na świat sub specie aetemitatis. Perspektywa wielu spraw się zmienia, ważne tracą na wartości, a dawniej nie zauważane stają się teraz ważne. Zdarza się, że dopiero na starość uczy się człowiek cieszyć życiem. Ponieważ ma się już życie za sobą, patrzy się na nie trochę jak na zabawę, traktuje się je mniej serio, a więcej "na niby". I w tym okresie końcowym życia wraca się do pierwszego okresu, gdyż właśnie zabawa jest cechą dzieciństwa nie tylko u ludzi, lecz też u zwierząt. Huizingowski homo ludens najwyraźniej ujawnia się w pierwszym i ostatnim etapie życia. W zabawie dzieje się wszystko na niby. Dla dziecka zabawa jest przygotowaniem do prawdziwego życia, dla starca jest ona jego bilansem. Ta wspólność postaw sprawia, że dzieciom tak często łatwiej znaleźć wspólny język z dziadkami niż z rodzicami. W "społeczności" komórek, z których zbudowany jest ustrój, niepotrzebność oznacza śmierć, niepotrzebna komórka szybko starzeje się i umiera. Prawo to zastosować by też można do społeczności ludzkiej. Niepotrzebni mogą odejść. Każdy człowiek musi mieć swoje miejsce w grupie społecznej, czuć się w niej potrzebny. Problem niepotrzebności może wystąpić w każdym wieku. Człowiek dojrzały potrafi na ogół wywalczyć swoją pozycję. Najczęściej też spotyka się problem niepotrzebności u dzieci i u ludzi starych. Jednym z najbardziej raniących uczuć jest przekonanie o własnej niepotrzebności ("nikt mnie nie chce", "nikt mnie nie potrzebuje"). U dzieci jest ono przyczyną wielu zaburzeń psychicznych i zahamowań rozwoju fizycznego i psychicznego. (Problemowi unwanted child poświęcono już tony papieru.) W szpitalach psychiatrycznych, zwłaszcza na Zachodzie, liczba osób starych wzrasta w sposób gwałtowny, nieproporcjonalny do wzrostu ich liczby w ogólnej populacji. Tak więc niepotrzebne dziecko i niepotrzebny starzec jest w pewnym sensie symbolem naszych czasów.
Ludzi
starych zamyka się dziś najchętniej w domu starców. Są oni
niepotrzebni.
Domy starców, podobnie jak zakłady dla
chronicznie chorych psychicznie, są instytucjami, które odgrywają
w stosunku do ludzi analogiczną rolę, jak skład złomu dla
urządzeń technicznych. Jest w nich ukryty pod płaszczem
humanitaryzmu bezwzględny wyrok: jesteście nam niepotrzebni. Pobyt
w zakładzie zarówno chorych psychicznie, jak i ludzi starych,
prowadzi do stopniowej, coraz większej degradacji (problem demencji
zakładowej, a więc wywołanej warunkami życia w zakładzie jest we
współczesnej psychiatrii żywo dyskutowany). Pozycja społeczna
człowieka starego nie stwarza mu dziś poczucia bezpieczeństwa.
Jeśli jeszcze nie jest on na rencie, to stara się pracować lepiej
i więcej od młodych, by na swoim stanowisku jak najdłużej się
utrzymać. W codziennym życiu nie spotyka się na ogół z
szacunkiem, rzadko ustąpi mu ktoś miejsca w kolejce, często
narażony jest na uszczypliwe uwagi czy wręcz brutalność. Nawet
chodzenie po ulicy nie jest dla niego bezpieczne, w każdej chwili
może być przejechany czy potrącony. W domu traktowany jest jak
uciążliwa konieczność. (W Polsce pod tym względem jest lepiej
niż w krajach zachodnich, gdyż babcie mogą spełniać rolę pomocy
domowej i często są bardzo w rodzinie potrzebne.) Nasuwa się
pytanie, dlaczego człowiek stary w społeczeństwach o wysokim
standardzie życiowym stał się zawadą, a nie stał się nią w
społeczeństwach o niskim poziomie uprzemysłowienia (podobnie
zresztą ma się sprawa z dziećmi, choć zdarza się to rzadziej niż
w wypadku ludzi starych). Można by odpowiedzieć po prostu, że w
parze z bogactwem idzie egoizm.