Rozdział piąty
Bella siedziała w kuchni i piekła swoje ulubione babeczki, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
Była prawie pewna, że to Alice. Wiedząc, że babeczki się nie spalą, poszła otworzyć drzwi. No i
nie myliła się.
- Witaj Alice. – Posłała słaby uśmiech swojej przyjaciółce.
- Bella! – Entuzjazm bił od niej niesamowicie. Uściskała mocno swoją przyjaciółkę. – Dawno cię
u mnie nie było, więc postanowiłam sama wpaść. – Podciągnęła nosem. – Co tak ładnie
pachnie?
- Babeczki. Chodź, za parę minut będą gotowe.
- Waniliowe w polewie czekoladowej, udekorowane wisienką?
- Wiesz, że tylko takie. – Bella puściła do niej oczko i obie poszły do kuchni.
Po niecałych 10 minutach bebeczek już nie było. Dziewczynom nie przeszkadzało, że były
gorące. Takie uwielbiają najbardziej.
- Alice, muszę ci coś powiedzieć. – Przyjaciółka spojrzała na nią. Widać było, że All
intensywnie myśli co Bells chce jej oznajmić. – Wyjeżdżam do Kanady.
- Że. Kurwa. Co?! – Zaakcentowała każdy wyraz osobno. Złość malująca się na jej twarzy nie
wróżyła niczego dobrego.
- All, nie złość się. Mój przyjaciel potrzebuje pomocy. Zmarła mu ostatnia bliska osoba i się
załamał. Ktoś musi mu pomóc. Przecież trzeba pochować jego matkę. – Bella nie czuła się
dobrze okłamując przyjaciółkę, którą kochała jak siostrę, ale nie widziała innego wyjścia.
- Nie. Zgadzam. Się!
- Nie masz niestety nic do powiedzenia w tej sprawie. Jutro wyjeżdżam. Ale wrócę…
- Wrócisz?! Kiedy?!
- Alice, spokojnie. Po co te nerwy? Jak tylko się pozbiera, zacznie na nowo żyć. Myślę, że tak
pół roku. Więcej niż rok to na pewno nie.
-Nie! Chcesz mnie tak zostawić?!
- Doskonale wiesz, że nie. Będziemy codziennie do siebie pisać, dzwonić. Czasami może uda
mi się przyjechać cię odwiedzić. – Niska brunetka zaczęła się uspokajać.
- Raz w miesiącu musimy się zobaczyć.
- Jak tylko będzie mnie na to stać.
- Dobrze, jakoś to wytrzymam. – Podeszła do Bells i po raz kolejny dziś, mocno ją uściskała.
Zadowalał ją fakt, że będą się widywać. Natomiast druga z dziewczyn nie czuła się dobrze. Już
chciała powiedzieć całą prawdę, ale coś jej w głowie podpowiadało by tego nie robiła. Na jej
twarzy było widać wahanie. Ostatecznie stwierdziła, że przyjaciółka nigdy się nie dowie o jej
małym sekrecie.
- Jesteś już spakowana?
- Tak.
Na następny dzień przyjaciółki ponownie się spotkały. All chciała ją odwieźć na lotnisko, ale
zapomniała, że osoby pochodzące z rodziny Swanów są uparte jak osły.
- Jak sobie poradzisz z tymi walizkami? Zawieziemy cię z Jasperem.
- Ty lepiej pomóż mężowi w pracy, a nie martwisz się o mnie. Przecież całe życie daje sobie
radę, to teraz też dam.
- Eh… Uparciuch. – Pocałowała ją w policzek. – Jasper! – Mężczyzna wyszedł z samochodu i
podszedł do żony. Wyglądali razem bardzo ładnie. Ona, niska brunetka, bardzo narwana. On,
wysoki blondyn, bardzo spokojny. Można powiedzieć, że ona to ogień, on to woda. – Bella nie
chce naszej pomocy.
- Cały czas ci to mówiłem, ale ty jak zwykle mnie nie słuchasz. – All pokazała mu język, na co
wszyscy zaczęli się śmiać.
- Kochani, na mnie już pora. – Powiedziała Bella jak tylko złapała oddech.
- Nie chcę byś wyjeżdżała. Zostawiasz mnie samą.
- Masz Jazza.
- To nie to samo. Z nim nie pogadam o ciuchach i kosmetykach.
- Jakbyś ze mną pogadała… - Bella w oddali zobaczyła nieziemsko przystojnego mężczyznę.
Mogła powiedzieć to z ręką na sercu, choć jego twarzy nie widziała dosyć wyraźnie. – Kto to? –
Wskazała głową mężczyznę. All spojrzała do tyłu i szeroko się uśmiechnęła.
- Edward Cullen. Jego rodzice i rodzeństwo się wyprowadziło, a jego tutaj zostawili. Ma w
końcu dorosnąć. – Edward… Te imię dużo dziewczynie mówiło. W duchu zaczęła by się
modlić, żeby to nie był on, gdyby wierzyła w boga. Był coraz bliżej całej trójki. Bella zaczęła się
denerwować, ale na szczęście ani Alice, ani Jasper tego nie zauważyli. – Wiesz, mieszka blisko
ciebie, bo ich ogromna willa została sprzedana. – W tym momencie chłopak przeszedł kogo
nich i Bella wiedziała jedno…
- Alice, to on! – Chłopak spojrzał w jej stronę jak na jakąś upośledzoną i poszedł dalej.
- Spokojnie. Co ty mówisz?
- To z nim się przespałam na tej imprezie. – All właśnie oczy wypadły z orbit.
- CO?! Czy ciebie pojebało? Przecież to jest pierdolony, Edward Cullen. Sam na siebie mówi, że
jest ‘sex machine’.
- Skąd miałam to wiedzieć?! Nie mieszkam tu od urodzenia, tylko dwa lata!
- Cii… - Przyjaciółka przytuliła Bellę i ją uspokajała. – Wybacz, nie powinnam była tego mówić.
Nie powinnam krzyczeć.
- All, muszę już jechać.
- A… wybacz. Zadzwoń jak będziesz na miejscu. Jak nie chcesz byśmy cię odwieźli na lotnisko,
to pozwól, że już pojedziemy, bo nie chcę tutaj płakać. – Bells uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
Kiedy przyjaciele odjechali, zadzwoniła po taxi i pojechała na lotnisko.
Siedząc w samolocie, wyciągnęła swój pamiętnik i zaczęła pisać.
Widziałam go. Pierwszy raz od kiedy straciłam dziewictwo. Cały czas myślałam, że do
mnie zadzwoni, bo przecież wziął mój numer telefonu, a nawet zrobił mi zdjęcie… Ale ja
byłam naiwna... I jeszcze przeprowadził się blisko mojego domu… Jak dobrze, że
zdecydowałam się na wyjazd i to w tej chwili. Jeszcze trochę i Alice by się połapała o co
chodzi...
Po napisaniu paru zdań, zamknęła pamiętnik i schowała go głęboko do torebki. Nie chciała już
o tym myśleć, ale to nie było możliwe.
- Cześć Alice. Dzwonie by ci powiedzieć, że już jestem na miejscu. – Nagrała się na pocztę
głosową i po chwili rozłączyła.
W tym samym czasie Edward nerwowo chodził po pokoju. Cały czas nie mógł zrozumieć jak
rodzice mogli go tak zostawić. A żeby tego było mało… Spotkał przecież tą dziewczynę. No
właśnie… Jak ona miała na imię? Usiadł na kanapie i usilnie próbował przypomnieć sobie jej
imię. Aż wreszcie go olśniło.
Podleciał do kartonów, które stały pomiędzy kuchnią, a małym salonem. Tak, jeszcze się nie
rozpakował, jakby liczył, że lada dzień rodzice, a przynajmniej Esme po niego wrócą.
Wygrzebał z samego dna jakiś notes i szybko zaczął przewracać strony.
- Jest! – W końcu ją znalazł. Dobrze, że każdej dziewczynie, którą zaliczył, robił zdjęcie i
spisywał jej imię, nazwisko i numer telefonu. – Isabella Swan. – Cały czas spoglądał na jej
zdjęcie. Nie mógł się napatrzeć na jej urodę. Była jedną z nielicznych dziewczyn, które Edward
zaliczył do ‘piękne’. – Ale czemu ona tak na mnie zareagowała?
Miesiąc później Edward postanowił się jednak rozpakować. Miał już dosyć szukania
wszystkiego w pudłach. Całe dnie oczywiście się lenił, a wieczorem jeździł na imprezę. A skoro
na nie jeździ, tzn., że przestał już wierzyć, że po niego ktoś wróci. Ostatnio ledwo starczyło mu
kasy do końca miesiąca, a co to będzie teraz jak pełno pieniędzy codziennie zostawia na
imprezie, w barze? Będzie głodował? Może to skłoni go do pracy? Ależ gdzie tam… Od czegoś
ma Jacoba. A przynajmniej jeszcze…
Miesiąc dobiega końca i tak jak przewidziałam, królewicz nie posiada już ani złamanego
dolara. Wyciąga więc telefon i wybiera numer do swojego przyjaciela.
- Hej Jake. Masz chwilę?
- Cześć. Nie bardzo. A co chcesz?
- Słuchaj, potrzebuję kasę. Około 1000$.
- Oj, nie. Ed, miałeś znaleźć robotę. Po to twoi starzy wyjechali.
- Taki z ciebie przyjaciel?
- Ty mnie posłuchaj… - Jacob chyba się zdenerwował. – Znalazłem miłość swojego życia. Angela
kocha mnie, a ja ją. Postanowiłem zerwać ze starym życiem. Zacząłem nowe. – To był dla
Edwarda cios poniżej pasa. Kiedyś, gdy byli małymi chłopcami, postanowili, że nigdy w życiu
się nie zakochają. Właśnie jeden z nich złamał tą zasadę, przysięgę…
- Jak mogłeś?! Nie pamiętasz, że kiedyś obiecaliśmy… - Jake zrozumiał o co mu chodzi, więc
postanowił mu przerwać.
- Po prostu, zakochałem się i już! A tamto… To było jak byliśmy mali! Przecież to nawet na
poważnie nie było! – Zamilkł na moment. – Angela zaraz przyjdę ci pomóc. – Było słychać w
jego głosie miłość. – Muszę kończyć. Trzymaj się Ed. – No i się rozłączył. Edward pierdalną
komórką o ścianę i się rozleciała. Przypomniał sobie o jeszcze jednej osobie, więc szybko
poskładał telefon i odetchnął głęboko, kiedy okazało się, że nadal bez problemu działa.
- Witaj Edwardzie. – Usłyszał głos Esme w słuchawce.
- Cześć mamo. Słuchaj, możesz mi przelać na konto trochę kasy? – Zaczął od razu bez ogródek.
- Synku… - Zaczęła matka. – Esme? To Edward i prosi o kasę? – Słychać było z tyłu. Chyba
kiwnęła głową na ‘tak’.
- Edward, do jasnej cholery! – Syn usłyszał w słuchawce ojca. – Jak możesz?! Miałeś dorosnąć, a
ty już dzwonisz po kasę?! Przestań chodzić na imprezy, znajdź pracę i będziesz miał pieniądze!
A teraz żegnaj, bo my z mamą wychodzimy. – No i ten też się rozłączył. I znowu komórka
wylądowała na ścianie. Nie jestem pewna ile ona jeszcze przeżyje, ale jak tak dalej pójdzie, to
nasz królewicz zostanie również bez telefonu.
- I chuj! Będę głodował!
W tym samym czasie Bella leży na kanapie w salonie znajomego. Nie okłamała przyjaciółki
całkowicie. Zgadza się, że jest w Kanadzie u znajomego. Ale poza tym, wszystko inne to
kłamstwa. Jest zamyślona, więc nie wie kiedy chłopak wchodzi do pokoju.
- Co ci Bello? – Pochylił się nad nią. Mężczyzna ma długie, czarne włosy związane w kitkę i
duże, brązowe oczy. Nawet przez koszulkę można zobaczyć jego idealne mięśnie. Brzuszek aż
prosi się o dotknięcie.
- Nic mi nie jest. Po prostu się zamyśliłam.
- Nie kłam. Przecież widzę. – Cały czas przyglądał się swojej nowej lokatorce.
- Alex, ja się boję. Jak będzie wyglądało moje życie? Nie mam nikogo kto może mi pomóc.
- Masz mnie, Alice, Jaspera…
-Jeżeli chodzi o to, to mam tylko ciebie. All i Jazz nic nie wiedzą i nigdy się nie dowiedzą.
- Ale jak ty to chcesz zrobić? Przecież chcesz wrócić do Forks… Chyba nie myślisz o…
- Nie wiem, Alex… Nie wiem…