rozdział 20, 21 Epilog

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Rozdział 20



To nie była słabość. To była siła.
Cassie była nagle bystra, całkowicie żywa. Wychudła szyja Madame Azzedine była tak
blisko, że nie mogła się właściwie skupić, widziała tylko jak fioletowe żyły
wybrzuszały się i pulsowały, czuła, jak stare ciało zaczyna się szarpać i drżeć, czuła
smak zgniłego ciała. Ich usta były nadal szczepione, ale nie było już jej niedobrze.
Czuła się silna.

Odległy krzyk pojawił się raz jeszcze i Madame Azzedine podniosła głowę, zaciskając
pięści. Pokazały się białe kości, przebijające cienką skórę. Cassie oczekiwała, że jej
głowa opadnie na kamienny stół, ale tak się nie stało. Była jakaś siła w jej szyi, która
powodowała, że trzymanie głowy w górze nie było bolesne. Nie straciła kontaktu,
nawet wtedy, gdy starożytne ciało wiło się, a kobieta próbowała wykręcić się z jego
uścisku.

Kolejne bolesne zawodzenie, jakby pochodziło z bardzo daleka, i Cassie zdała sobie
sprawę, że to nie jest krzyk Madame, to rozlegało się wewnątrz jej głowy. Uścisk na
jej ramionach trochę się rozluźnił, i mogła podnieść się do góry. Przez moment,
Madame Azzedine zerwała z nią kontakt, i Cassie mignęła jej blada, udręczona twarz.
Katerina coś powiedziała, i puścili jej ramiona.

Cassie rzuciła się w górę i złapała głowę Madame Azzedine. Przyciągnęła usta starej
damy z powrotem do swoich, wczepiła się w białe włosy.
Potrzebowała tego. TO potrzebowało jej. Żaden problem…
Coś paliło ją w łopatki, skoncentrowany w tym punkcie silny ból, ale nie zwracała na
niego uwagi. Musiała z powrotem złapać kontakt. Musiała.
Trzymała starą kobietę w ramionach. Nic innego nie miało znaczenia.
Gorące igły wbijały się jej w ramiona.
Nie, nie.
Nie liczyły się …

Kolejny krzyk. Jednak ten nie zabrzmiał jej w głowie. Był rzeczywisty, bliski i
wydawał się szalenie znajomy.
Zagniewany. Burzliwy.
Królowa dramatu.
Latynoska …

Nagle coś ciężko huknęło w bok głowy Madame Azzedine odrzucając ją na bok.
Cassie próbowała złapać starą kobietę gdy ta osuwała się miękko na ziemię, ale jej
nogi wciąż były przymocowane do stołu i nie mogła jej uchwycić. Jej wysuszone ciało
opadło bezwładnie na podłogę. Przezroczysty, biały kształt uniósł się z ust starej
kobiety, kierując się w stronę sufitu z wysokim, piszczącym wyciem.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35


Katerina próbowała uchwycić uciekającą smugę.
- Głupcy! - zawyła. - Co zrobiliście?
Uczucia Cassie były dokładnie takie same. Usiłowała rzucić się na uciekającą mgłę, aż
z okrzykiem frustracji nie zwinęła się w kłębek, szarpiąc łańcuchy.
Potem zamarła, krzyk uwiązł jej w gardle.
Był tam.
Ranjit stał przed nią, zimny i nieruchomy, zasłaniając ją przed resztą z Few. Mimo iż
odwrócony do niej tyłem, wyraźnie słyszała jego groźny pomruk.
- Katerina, ty suko!Co ty zrobiłaś?

Katerina zgarbiła się, ziejąc wściekłością, ale nie odpowiedziała.
Więc Ranjita nie było w czasie tej nielegalnej ceremonii? Mimo iż wcześniej go
wypatrywała nie była w stanie go zobaczyć. Czy to znaczy, że był po jej stronie?
W takim razie, co do diabła go tu trzymało?

Po swojej lewej strony Cassie zauważyła Jake'a, który nożem Keiko, ostrzegawczo
przecinał powietrze szerokim łukiem, przy akompaniamencie warczących Few.
Isabella wdrapała się na kamienny stół i stanęła przed Cassie, grożąc wszystkim
czymś co przypominało młot na bardzo długim kiju.
- Skąd to masz?- krzyknęła Cassie, pocierając gwałtownie skronie i próbując się
skupić.
- To? - Isabella zamachnęła się na postać w kapturze, która rzuciła się na nią, trafiając
ją w głowę. Ta upadła jak kamień.- Biorę to do szkoły w każdym semestrze, Cassie!
Wiedziałem, że będzie przystojny.
- Przydatny,- powiedziała Cassie potrząsając głową.
- Mówiłem ci, - rzucił przez ramię Jake, cały czas stojąc nieruchomo przed półkolem
podstępnych Few, którzy spoglądali na jego nóż ze szczególną ostrożnością.
- Tak, tak,- powiedziała Cassie.- Wiem. Zabójca z młotkiem do polo. - Owinęła wokół
pięści łańcuch zamotany wokół jej nóg, naprężyła mocno... Uff, to było beznadziejne.
Głos Ranjita był niski, ale czysty. - Jake. Łańcuchy. Użyj noża.
Jake rzucił mu nieufne, groźne spojrzenie. - W ten sposób...
- Powiedziałem, użyj noża!

Z ostatnim podejrzliwym gniewnym spojrzeniem, Jake wycofał się do góry, a
następnie obrócił się i uderzył nożem w łańcuch. Połączenia pękły, a on już odwracał
się, odstraszając dwóch z Few, którzy podeszli do przodu i znaleźli się blisko nich.
Zawahali się, zatrzymali, cofnęli krok do tyłu. I jeszcze jeden.

Jake wstrząśnięty, spojrzał na nóż.
- To jest dopiero ostrze.
Ranjit nie zwracał na niego uwagi. Stał wciąż nieruchomo a żaden z Few nie odważył
się do niego podejść. Skupił się całkowicie na Katerinie, coś iskrzyło między nimi.
Pożądanie? Wściekłość? Nienawiść?
Do diabła! Kto się teraz będzie tym przejmował!

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

- Jake! – zawołała Cassie, - przetnij kolejne łańcuchy. Teraz, Szybko!
Jedno szybkie uderzenie i kamienne odłamki wybuchły w kłębie kurzu ze stołu. Jake
zaklął.
- Chybiłeś. Uderz w to jeszcze raz! - wykrzyknęła Cassie.

Jeszcze jeden cios i trzy oczka na drugim łańcuchu rozpadły się. Dobrze. Cassie
zeskoczyła ze stołu, akurat na czas by uderzyć mocno pięścią jedną z postaci w
kapturze, gdy ta skoczyła na Jake'a. Pięść Cassie z hałasem wylądowała na szczęce, a
napastnik zatoczył się do tyłu.
- W samą porę,- powiedział zakłopotany Jake.
- Wy też. Jak się tutaj dostaliście?
Isabella kręciła drewnianym młotkiem do polo nad swoją głową.
- Powiemy ci później. Możemy już iść?
- Tak. Łapy precz! - krzyknął Jake, gdy jakaś postać wymknęła się chyłkiem z cienia
po jego lewej stronie. Katerina była blada i nieruchoma z furii.
- Masz ostrze!- wysyczała. - Ty!
- Naprawdę przepraszam, - powiedział Jake.- Czy to jest sprzeczne z zasadami szkoły?
- Nie drażnij jej - jęknęła Isabella.- Biegiem. Cassie. Już!

Cassie rzuciła się do przodu, wkraczając między Isabellę i postać w kapturze, która
skradała się w kierunku dziewczyny. Ściągając wargi, Cassie warknęła. Zabawne, jak
naturalnie to wyszło …

Ranjit i Katerina wciąż stali nieruchomo wpatrując się w siebie, tocząc jakiś
psychiczny pojedynek. Oczywiście, nie niepokoił się o żadnego Few. Był nieruchomy i
groźny jak kamień, ale jego oczy płonęły.
To się może źle skończyć, Cassie czuła to w kościach.- Isabella! Jake! Szybko do
drzwi, uciekajmy!
Ale Isabella wahała się. - Ranjit ma kłopoty.
- On zadba o siebie, - krzyknął Jake.- Idziemy, Isabella!

Ale Cassie także się zawahała. Ranjit wciąż stał ze śmiertelnym spokojem, stawiając
czoła Few, którzy odzyskawszy odwagę, okrążali go. Cassie ruszyła w jego kierunku,
mimo iż Isabella ciągnęła ją za ramię.
- Cassie chodź! Proszę!

Richard stał po drugiej stronie stołu, smutek i rozczarowanie widniało w jego pięknych
oczach. Cassie zawahała się, czytając z jego warg słowo, „Proszę …”.
Nie odpowiedziała, ponieważ wśliznęli się już do sklepionego przejścia pod
zwijającymi się wężami. Kamienny język stwora, prawie dotykał jej ramienia,
skrzywiła się.
- Cassie!- wykrzyknął Richard, tym razem głośno.- Proszę!
Skrzywiła się.
- Spadaj Richard.
Popchnęła Jake'a.
- Wynoś się stąd!

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Isabella powstrzymała go.
- Co z Ran …
- Chodźmy- krzyknął Jake, pociągając Isabellę za sobą.

Cassie została. Katerina warcząc wydawała rozkazy wahającym się członkom Few,
którzy okrążali Ranjita.
- Wyjdź Casandro, - powiedział, zimny jak marmur.- Zaraz do was dołączę.
Głupotą było się upierać. Głupotą czuć ten okropny strach o niego. Wiedział co robił.
Czyż nie? Niechętnie obróciła się na pięcie i pobiegła za Jakiem.

Jake i Isabella byli szybkimi biegaczami ale łatwo ich dogoniła.
- Jak mnie znaleźliście?
- Gdy nie wróciłaś do pokoju o czasie, poszliśmy ciebie szukać - wyjaśniła Isabella
gwałtownie łapiąc oddech. – Przeszukaliśmy całą Akademię. W końcu poszliśmy do
świetlicy Few .
- Oczywiście ciebie tam nie było - dodał Jake – Nie było też połowy z Few. Była
Ayeesha, i Cormac, i jeszcze kilku, ale powiedzieli, że Katerina z innymi poszła
spotkać się z Richardem. I już wiedzieliśmy, że jesteś w tarapatach.
- A potem przyszedł Ranjit - dorzuciła Isabella.
- Tak. A on wiedział, gdzie cię zabrali – wyrzucił z siebie Jake. - Dziwnym trafem.

Korytarz wydawał się szalenie długi i kręty, wił się pod górę pod coraz większym
kątem, ale Cassie biegła bez wysiłku; musiała być bardziej wysportowana niż
myślała.
- Jake to nie w porządku! – zaprotestowała Isabella bez tchu. - Ranjit nie wiedział o tej
ceremonii!
- Tak powiedział - wymamrotał Jake z niechęcią.
- On się tylko domyślał co się mogło zdarzyć, Jake! I zaprowadził nas pod Łuk,
prawda? Pokazał nam tajemne drzwi? - Ciężko dysząc, rzuciła Cassie szelmowski
uśmiech.- Więc jest napalony na ciebie! Widzisz?

Isabella odwróciła się by skupić na drodze w górę, nagle gwałtownie wstrzymała
oddech, zatrzymując się. Jake prawie przewrócił się o nią.
- Co do diabła…
- Hello Jake, cukiereczku.
Przed nimi, blokując drogę do drzwi, stała szczupła sylwetka, długie blond włosy
wydawały się świecić w ciemności. Katerina uśmiechała się do nich.
Coś w tym rodzaju.

- Jezu! - wymamrotała Cassie.- Ta dziewczyna naprawdę pokazuje wszystkie zęby,
takie długie, i ostre również.
- Powinieneś wiedzieć przeciwko czemu stanęliście. - Katerina wymruczała gardłowo.
Bardzo gardłowo.
Dziewczyna nie wyglądała dobrze, delikatnie mówiąc. Oczy były czerwone, skóra
szara, wargi zastygły w grymasie ledwo przypominającym uśmiech. A jednak to była
Katerina. W każdym calu.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35


- Powinienem wiedzieć! – wybuchnął Jake – To pułapka! Singh zaprowadził nas tutaj a
teraz nasłał ją na nas.
- Nie, - powiedziała Cassie kategorycznie.- Gdzie jest Ranjit, Katerina?

Z wibrującym śmiechem, Katerina założyła kosmyk włosów za ucho. - Ona ma rację,
Jake. Nie potrzebuję pomocy Ranjita. Myślisz, że nie znam tych starożytnych
labiryntów? Znam je wszystkie, w każdym mieście. Poznałam je przez wieki.
- I wyglądasz na swój wiek - powiedziała Cassie

Katerina wysyczała. - Jesteście dwójką głupców. Ona wam nie podziękuje, wiecie? -
powiedziała do Jake i Isabelli, kiwnąwszy głową w kierunku Cassie. - Po wszystkim
wam nie podziękuję.

Faktycznie będzie pragnęła waszej śmierci przez to że

przerwaliście ceremonie.

Jake zacisnął zęby.
- Zejdź nam z drogi, Katerina. Nie chcę cię skrzywdzić.
- Poważnie? Myślisz, że przyjmę rozkazy od stypendystów? - długi język przemknął
po wargach Kateriny, schowała zęby, a na jej twarz powrócił uśmiech. - Myślisz, że
możesz mnie skrzywdzić? Nie znasz mnie zbyt dobrze, prawda? Scooby.
Jake wstrzymał oddech
– Co powiedziałaś?
- Słyszałeś. Scooby-dooby-doo. . Nie mogę ci powiedzieć, jak głośno wołała cię na
końcu. Czy ona kiedykolwiek używała twojego prawdziwego imienia?

Jake był jak sparaliżowany, chociaż cały się trząsł. Nóż wisiał wiotko i bezużytecznie
w jego ręce; lada chwila miał wysunąć się z jego palców.
- Ty, - powiedział ledwo słyszalnie - To byłaś ty?
Bezwzględne usta wykrzywiły się w uśmieszku.
- Oh, dorośnij, Scooby. Oczywiście, że to byłam ja. No, dobrze, Keiko i ja. Ranjit po
prostu ją wydał.

Cassie z niepokojem rzuciła okiem na Jake'a. Nie mogła zobaczyć jak oddycha, ale
pomyślała, że może usłyszeć twardy, głuchy odgłos jego serca.
- Był tylko rok różnicy między waszą dwójką wścibskich dzieci, prawda? Byliście
blisko, ty i Jess.
- Tak – wyszeptał Jake.
- I będziecie razem ponownie. Zakończmy to szybko, - marszcząc brwi, Katerina
badała swoje paznokcie, żółte szpony, matowe i sękate. - Muszę iść zobaczyć się z
moją współlokatorką.
- Oh? - Isabella gotowała się z furii.- Zgłodniałaś?
- Szczerze - tak. Ingrid jest wspaniała i współpracuje ze mną. W przeciwieństwie do
Jessiki. Przykro mi to mówić, Jake, ale twoja siostra była trochę zgorzkniała, trochę
kwaśna. Cała ta ucieczka, wiesz cały ten strach. Cała ta adrenalina …

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Jake wrzasnął i skoczył na Katerinę, tnąc dziko nożem. Wymknęła się jak wąż,
unikając jego uścisku i owinęła silne ramię wokół jego gardła. Isabella rzuciła się na
nią z krzykiem, ale Katerina przekręciła szyję Jake’a do tyłu i uchyliła się przed
drewnianym młotkiem do polo. Wyprostowała się i kopnęła mocno, celując w brzuch
Isabelli; kopnięcie ogłuszyło dziewczynę i upadła bez tchu na podłogę.

Krew zastygła w żyłach Cassie, nie mogła się ruszyć. Pazury Kateriny, zsunęły się z
szyi Jake'a i wczepiły w jego rękę. Nóż upadł z trzaskiem na podłogę. Cassie
błyskawicznie zdała sobie sprawę, że to jest to, na co czekała. Zanurkowała w
poszukiwaniu noża, chwyciła kłębek włosów Kateriny drugą ręką i gdy Szwedka
zapiszczała z bólu, machnęła ostrzem przez jej policzek. Trysnęła krew.
„Ups, pomyślała Cassie, wciąż trzymając monstrualną głowę dziewczyny. I co teraz
…?”

Po długiej okropnej ciszy, Katerina zawyła. Uchwyt na Jake'u poluzowała na tyle, aby
pozwolić mu złapać łyk powietrza, ale go nie puściła.
- Amatorka!- wrzasnęła w twarz Cassie.- Jak śmiesz!

Cassie nie spodziewała się ciosu Kateriny. Rzuciła się na nią z drugiej strony, wcisnęła
w ścianę; nóż wypadł jej z palców i zakręcił na podłodze. Katerina rzuciła się na
niego, zamknęła dłoń na poskręcanym uchwycie, podczas gdy druga szponiasta ręka
cały czas trzymała Jake'a za gardło. Cassie próbowała wstać na równe nogi, ale
zakręciło jej się w głowie. Kilka stóp dalej, Isabella wciąż próbowała złapać oddech .
Ostrze noża zalśniło gdy Katerina go podniosła.
- Zobaczycie jak Jake umiera, - uśmiechnęła się.

Ale ktoś ruszał się szybciej niż ostrze, uderzając mocno Katerinę, przewracając ją.
Puszczając zarówno Jake'a jak i nóż, zawodząc z wściekłości i strachu, Katerina
kopała i walczyła z nowym napastnikiem.
Wygląda to tak, jakby pantera próbowała odeprzeć tygrysa, pomyślała Cassie. Kiedy
dwa zwijając się, walczące ciała uderzyły o ścianę korytarza, Cassie wyraźnie
zobaczyła tygrysa. Ranjit.

Jego zęby były obnażone, jego gałki oczne, tak jak u Kateriny, były całe czerwone.
Jego potężne ręce znalazły jej gardło i Katerina wiła się, tracąc oddech, uderzając,
pazury rozorały jego twarz, popłynęła krew. Jednak znacznie więcej wyciekało z
rozciętego nożem jej własnego policzka; ręce Ranjita zostały zmoczone w jej krwi. W
końcu jego śliskie od krwi palce rozluźniły się, Katerina krzyknęła ochryple i kopnęła
go w pierś. Potknął się a ona upadła na czworaka i splunęła.

- Zejdź mi z oczu, siostro-ciemności, - rzucił Ranjit. – Zanim cię zabiję..
- Nigdy,- wysyczała Katerina, jedną zakrwawioną ręką trzymając kurczowo policzek. -
Nigdy. Zabiję ją. A ty, ty nie chcesz mojej śmierci.
Patrzyła na niego zachłannie przez moment. Potem zerwała się na równe nogi i
pobiegła.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Wydawało się, że minął wiek, cała czwórka stała w ciszy. Jake pierwszy się poruszył,
podnosząc Isabellę na nogi. Cassie wcale nie była pewna, czy jej współlokatorka musi
tak się w niego wtulać, albo omdlewać bezwładnie w jego ramionach, ale co tam.
Cassie zdobyła się na uśmiech, który zgasł, kiedy Jake pochylił się po nóż. Drżał w
jego dłoni, kierując się w stronę Ranjita. Jego usta były wykrzywione z wściekłości.

- Katerina powiedziała … powiedziała, że ją wydałeś. Aby została zabita.
Ranjit nawet nie mrugnął. Jego oczy były znowu normalne, matowe, a skóra na jego
twarzy blada i napięta. - Kłamała. Jak mógłbym zadać ból Jessi? Kochałem ją.
- Nie pomagałeś Katerinie?
- Nie. Umówiłem się na spotkanie z Jess. Ale się spóźniłem, ktoś mnie zatrzymał. To
było celowe, zdałem sobie z tego sprawę później, ale byłem zbyt głupi by zobaczyć to
wtedy. Przysięgam, Johns... Jake. Nie zabiłem jej i nie wydałem jej na śmierć.

Po raz pierwszy, Jake wyglądał niepewnie.
- Więc dlaczego została… - zapytał, i w strasznej ciszy dodał cicho. - Zabita?
- Katerina. - Ranjit wzruszył bezradnie ramionami.- Nie wiedziałem jak bardzo ona…
jak bardzo …
- Chciała usunąć Jessa ze swej drogi?- powiedziała Cassie, wstając. - Chciała mieć cię
tylko dla siebie?
Rzucił jej długie, nieszczęśliwe spojrzenie.
- Tak
- A co z Keilo?

Ranjit westchnął.
- Kiedyś była najlepszą przyjaciółką Jessa, wcześniej, zanim została wybrana. Ale
potem dołączyła do Few i zmieniła się. Stała się bardziej lekkomyślna, nawet
niebezpieczna. Była wystarczająco szalona, by zrobić to z Kateriną tylko dla draki.

Cassie nic nie odpowiedziała. Gdyby się teraz odezwała zapytałaby „Kto ciebie
zatrzymał , Ranjit? Kto powstrzymał cię wystarczająco długo, by one mogły zabić
Jessa?
Tak naprawdę jednak, nie chciała tego wiedzieć.

Ranjit spuścił głowę.- Bo chociaż nie chciałem sprawić bólu Jessa, to moja wina, że
Katerina i Keilo wiedziały gdzie ją znaleźć, to jest moja wina, że ona nie żyje.
Przepraszam Jake. Tak bardzo mi przykro.

W uszach Cassie, zabrzmiało to na więcej niż na zwykły żal. Brzmiało to tak jakby
miał złamane serce. Nic dziwnego, że facet trzymał resztę szkoły na długość ramion.
To nie był snobizm, to był ból. Jak ktoś mógłby poradzić sobie z tego rodzaju winą?
Cassie sięgnęła po nóż, chwyciła łagodnie rękę Jake'a i ścisnęła.
- Jake? Myślę, że on mówi prawdę. Proszę?
Jego palce zacisnęły się, trzymając sztywno rękojeść, potem nagle opadły bezwładnie i
Cassie łagodnie zabrała od niego nóż. Odwracając się do Ranjita, podała mu go.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

- Nie - Zrobił ostrożny krok do tyłu. - On jest teraz Jake’a.
Jake stał sztywno, wciąż zły i zdezorientowany. Ale ponieważ Cassie patrzyła, Isabella
pocieszająco objęła go w pasie ramieniem. Chwilę później, oddał jej uścisk.
- Weź go z powrotem Jake,- powiedziała Cassie.- Proszę.
Spojrzał na wiekowy nóż z uznaniem. Gdy jednak pozbierał się, wyciągnął i chwycił
go, ponuro i pewnie.

- Co z innymi?- Cassie wskazała ręką w dół ciemnego korytarza.
- Oni nie będą nas ścigać. Nie bez Kateriny. Zatrzymali mnie, by ona ciebie
doścignęła. My … dyskutowaliśmy. - krzywiąc się, Ranjit dotknął głębokiego
wyżłobienia na swoim przedramieniu. - Ale w końcu dostrzegli mój punkt widzenia.
Mimo to proponuję, chodźmy stąd szybko, - podniósł głowę. - Jeśli Jake mi pozwoli.

Jake zawahał się, cały napięty. Isabella ścisnęła go za ramię.
- Zaprowadził nas do Cassie - szepnęła. - Pomógł nam.
W korytarzu powiało chłodem, powietrze stało się ciężkie i przytłaczające.
- Jake, wierzysz mi? - zapytał Ranjit. - O Jessie?
- Dlaczego bym miał?
Ranjit nieznacznie wzruszył ramionami.
- Bez powodu. Tyle, że mówię ci prawdę
- Może – powiedział Jake.
- Zaufaj mi. - Ranjit brzmiał jak zrozpaczony.
Jake chwycił Isabellę stanowczo za rękę, i obrócił się w kierunku ukrytych drzwi.
- Nie. Ale będę udawać, że tak robię. Na razie.

















background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Rozdział 21



Głupia piżama.

Nie powinna być dla niej za mała? Była obszerna, zniekształcona i

podniszczona; pamiętała ją dobrze. Szarpnęła bezkształtny rąbek i ściągnęła w dół
brwi patrząc na rysunek Bratz* na materiale. Nie była na to za stara?
Korytarz pogrążony był w ciemnościach. Ale cień poruszał się, złowrogi jak wrona.
Stukał obcasami. Jilly Beaton sprawdzała czy u dzieci jest wszystko w porządku, bo
gdyby tak nie było, coś musiałaby z tym zrobić.
Uśmiechnęła się do siebie.

Bez pośpiechu. Bez strachu. Trzymając ręce na framudze okna, Casandra spojrzała w
dół na niechlujne podwórko. Jeden z pojemników stał odwrócony do góry dnem,
śmieci rozsypały się na betonie. To musiało być to, co ją obudziło. Wychudły lis
grzebał w szczątkach, ale jakby czując jej wzrok znieruchomiał i też na nią spojrzał, z
podniesioną, jedną przednią łapą.
Uśmiechnęła się do niego. Lis odwrócił się z powrotem w kierunku rozsypanego
pojemnika, a ona do tropiącego cienia. Zatrzymał się przed drzwiami Lori,
przyciskając ucho do wąskiego drewna, wsłuchując się w szlochy dziewczynki
tęskniącej za domem. Ile lat miała Lori? Osiem. Tyle samo ile Casandra, gdy Jilly
zaczęła niszczyć ją od wewnątrz.

Cmokając cicho z niezadowoleniem, potrząsnęła głową i odeszła. Jak ona się tutaj
dostała? Kto jej pozwolił? Pokój Lori był na prawo? Tak.
Biedna, biedna Jilly. Była szczurem w pułapce.
Co teraz zrobić? Zagrozić, że powie kierownictwu? Dzwonić do Patrick'a i zmusić go
do słuchania? Czy po prostu wywoływać piekło na cały dom?
Nie.

Jilly położyła rękę na klamce drzwi do pokoju Lori, zaczęła przekręcać gałkę, ale
zatrzymała się. Przekręcona. Wpatrywała się z niedowierzaniem.
- Cześć, Jilly.

Uśmiech sadystycznego oczekiwania na twarzy kobiety umarł, a ona jakby się
skurczyła, gdy Casandra do niej podeszła. Cassie miała tylko dziesięć lat, ale Jilly
wpatrywała się w nią przerażona! Roześmiała się. Coś jest nie tak z jej pamięcią, nigdy
nie odważyła się stawić czoła Jilly, gdy miała dziesięć lat. Ale kogo to obchodzi? To
było wyborne. Kobieta skuliła się, jęcząc.

*Bratz – seria zabawek, lalek wraz z akcesoriami produkowana od 2001 przez
kalifornijską firmę
MGA Entertainment . Pierwsze cztery lalki, 10-calowe Cloe, Jade,
Sasha, i Yasmin były nastolatkami zafascynowanymi modą. Podobnie jak w przypadku
lalek Barbie, zrealizowano szereg filmów z Bratzami w rolach głównych, nagrano
także kilka płyt firmowanych przez te lalki.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Żałosne. Tak jak żałosna była żona senatora, Flavia Augusta, kiedy próbowałam ją
otruć. Żałosna, jak chciwy ksiądz w renesansowym Turynie, nie potrafiący
powstrzymać swoich apetytów, wbrew celibatowi. Podobnie jak wymuskany lord
Acton gdy złapała go samego - czy to nie było w Boże Narodzenie 1790? – powolny

i

oszołomiony napojami i pożądaniem. Wszystkich ich przeraziła, w końcu.
To było słuszne.

I właśnie wtedy Casandra nienawidziła jej. Ona sprawiła, że była wystraszona, że
nienawidziła samej siebie. Próbowała stłamsić ducha Cassie, ale jej się to nie udało.
Wcale. Teraz była kolej kobiety by się bać i tak właśnie było! To było
niedopowiedzenie. Wyglądała na stłamszoną.

W takim razie pocałuj, droga Jilly! Jeden mały, czuły pocałunek! Tylko, by pokazać,
że nie żywi urazy. Tylko, by pokazać jak to jest, być opróżnionym z własnego ja. Jeden
pocałunek …

Położyła dłonie na skroniach kobiety. Pochyliła i uśmiechnęła się prosto w jej oczy i
ścisnęła, miażdżąc te ciasne, złośliwe wargi w parodii grymasu. I przez swoje
zniekształcone usta, kobieta zaczęła krzyczeć.
Za drzwiami, niezakłócenie, Lori zaszlochała delikatnie przez sen.

A Cassie drgnęła, budząc się.

***

Nie krzyczała głośno; Isabella spokojnie pochrapywała dalej. Próbując uspokoić bicie
serca, Cassie pomasowała tył szyi. Na twarzy czuła zimny powiew grudniowego
powietrza: okno było otwarte. Okno na Paryż, nie Cranlake Crescent. Ona nie była
dziesięciolatką w piżamie z Bratz; która choć tania, była jej ulubioną. Nic nie czaiło
się na zewnątrz, nie było żadnych miejskich lisów.
Co za sen. Co za koszmar.

Wyśliznęła się z łóżka, podeszła do okna i oparłszy się wychyliła na zewnątrz;
wciągnęła w płuca zimne powietrze. Zakręciło jej się w głowie.
Ostrożnie. Można spaść.

„Oczywiście, że nie spadniesz!”
Zesztywniała, wpatrując się w pajęczyny świateł, którymi oświetlone było miasto. Tak
naprawdę nie słyszała żadnego szemrzącego głosu. Więc dlaczego na to
odpowiedziała?
- Estelle? - wyszeptała.
I nic. Odetchnęła głęboko. To było głupie.
„Co jest złego w sprawiedliwości, moja droga? Możesz to wszystko mieć, wiesz o
tym.”
- Co?!
„Wiesz, co jest możliwe. Wiesz czego chcesz. Obiecałaś mi, że weźmiesz wszystko co
będziesz chciała. Obiecałaś mi to.”

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Cassie odsunęła się, trzymając kurczowo parapetu, wpatrując się nieruchomym
wzrokiem w noc.
" Cassandro, pozwolisz jej wykręcić się od kary. Czy nie?"
- Co miałam zrobić? Co mogłam zrobić? Nic!
„Bo się bałaś. To wszystko. Wpuść mnie, Cassandro! Wpuść mnie, a już nigdy więcej
nie będziesz się bać. Nikogo! Razem, ty i ja! Wpuść mnie!”

Cisza, długa przeciągająca się cisza. Wyobrażam sobie ten głos, zdecydowała Cassie.
Jeszcze śpię. To wszystko. Mam halucynacje.
„Pewnego dnia znajdziemy ją, Casandro.”
Zakryła rękoma uszy.
- Idź sobie!
„Znajdziemy ją. To łatwa zdobycz. WPUŚĆ MNIE!”
- NIE!
- Cassie? – senny głos Isabelli sprawił, że oderwała się od okna i odwróciła.
- Cassie, co się stało? Z kim rozmawiasz?
- Z nikim! - głos Cassie zadrżał. - Przepraszam, Isabella, marzyłam.
- Przy oknie? - Isabella sceptycznie usiadła.
- Byłam, um … zaczerpnąć powietrza. Zaczęłam marzyć. Idź spać.
- Z tobą wszystko OK??
-W porządku.- Cassie odwróciła się w noc za oknem i wymamrotała. - Mamy się
dobrze.

Zaczekała, aż oddech Isabelli się pogłębi i zacznie ona pochrapywać, przeszła wtedy
na paluszkach do łazienki. Ściągnęła górę od piżamy i spojrzała na swoją łopatkę w
lustrze. Ślad nie był tak czysty i wyraźny jak u Richarda i nie palił się tak gwałtownie
jak u Keiko, gdy umierała. Wyglądał na trochę zamazany i widziała brakujące linie,
miejsca gdzie wzór był złamany. Ale był tam.

Nie mogłaby teraz zasnąć. Mocno starając się być cicho, złagodziła skrzypienie
otwieranej szafy i wyciągnęła sukienkę od Isabelli, sukienkę którą ta uparła się jej
kupić. „Na miłość boską, Cassie! Zamknij się i nazwij to wczesnym prezentem pod
choinkę!”
Versace: jedna z tych nazw, których nie mogła wymówić. Cassie uśmiechnęła się.
Materiał zaszeleścił gdy położyła go na łóżko; zastygła, ale Isabella nie poruszyła się.
Nigdy tego nie zrobiła, pomyślała z czułością Cassie. Cassie nie miała ani jednej
nieprzerwanej nocy od chwili wydarzeń przy Łuku dwa tygodnie wcześniej, ale żadnej
z tych nocy – nic nie przeszkadzało jej współlokatorce w spokojnym śnie. Oznaka
czystego sumienia, oczywiście.

Cassie pogłaskała pięknie skrojoną sukienkę. Była wyrafinowana, bogata i piękna: nie
tak jak ona. Nie mogła przestać zastanawiać się, jak będzie to nosić, ale może ta
bajeczna suknia przyćmi jej brak pewności siebie. Tafta była zielonkawo - żółta albo
żółtawo - zielona? Nie mogła się zdecydować. Isabella powiedziała, że pasuje do jej
oczu.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Wstydziła się, że nie ma partnera na Bal. Nie może nawet wykorzystać Richarda,
pomyślała z poczuciem winy. Unikał jej jak zarazy. Zakaźnej, śmiertelnej. W
rzeczywistości ledwo odzywał się teraz do wszystkich; od kiedy został wezwany do
biura Sir Alric’a, na drugi dzień po ceremonii przy Łuku. Jeden Bóg wie, co mu
powiedział Sir Alric, ale to uczyniło Richarda cichym i zawstydzonym i - pomyślała
Cassie - był dotknięty, pełen urazy. Nie był sobą.
Hah. Nie był sobą z całą pewnością.
Tak jak ona.

Richard wykręcił się sianem, w porównaniu do ich prowodyra. Z kolumnady cieni
drzew, Cassie obserwowała eleganckie wyjście Kateriny z Darke Akademy, zaledwie
dwadzieścia cztery godziny po tym jak uciekła przed nimi w potwornej formie. Piękna
blondynka szła wolnym krokiem w dół schodów z podniesionym wysoko czołem;
włosy i skóra świeciły jak u królowej. Miała duże ciemne okulary, czerwoną jak krew
szminkę i nowiutką, ukośną bliznę na policzku. Zagoiła się niezwykle szybko,
pomyślała Cassie, ale całkowicie nie zniknie. Jak czuła się nieskazitelna blondynka
Hitchcocka? zastanawiała się. Co myślała o okaleczeniu, wstydzie, wydaleniu?
Żałowała? Mało prawdopodobne. Chciała się zemścić?

Sir Alric stał na szczycie schodów, spoglądając na Katerinę do czasu, gdy wśliznęła się
z gracją do czarnej limuzyny i szofer zamknął za nią drzwi. Potem odwrócił się i jego
spojrzenie zatrzymało się na Cassie, tylko na moment.
Była pewna, że zadrżał.

Przez dwa tygodnie Cassie czekała z niepokojem na wezwanie do jego biura, ale nie
nadeszło. Darke wydawał się jej unikać, prawie tak samo jak robił to Richard.
Niestety, żaden z nich nie będzie mógł jej uniknąć dziś wieczorem. Dziś odbędzie się
Świąteczny Bal. I wszyscy, nawet jeśli nie mają na to ochoty, muszą na niego pójść.

Pomimo ostatnich wydarzeń, cała szkoła wrzała od nieopanowanego, radosnego
podniecenia. Ona nie czuła nic takiego. Przygotowania, plany, plotki i oczekiwanie:
nic dla niej nie znaczyły. Pobyt w Darke Akademy został dla niej zakończony. Dla niej
wszystko się skończyło.

Nie chciała oglądać tajemniczego założyciela ponownie. Zamierzał zostawić ją samą z
tym bałaganem wewnątrz niej, to było jasne. Była wstydem, błędem, paskudnym
przypadkiem; przez nią musiał wyrzucić swoich ulubieńców. Sir Alric Darke
prawdopodobnie nie mógł się doczekać, by się jej pozbyć. Cóż, Cassie to nie
obchodziło. Była pełna niepokoju, przerażona, zdezorientowana ale nie przejmowała
się tym. Wiele się nauczyła. Wróci do swojego dawnego życia i przeżyje.
Zawsze.
W międzyczasie, pójdzie na tą imprezę.

***

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Podpieram ścianę, pomyślała Cassie ze smutkiem. Dobry sposób by zakończyć jej
mało błyskotliwą karierę w Darke Akademy. Przynajmniej atmosfera była dużo
pogodniejsza bez Kateriny i Keiko: zespół był dobry, większość studentów miała w
końcówce semestru świetne nastroje, a nauczyciele rozmawiali między sobą, patrząc
ciepło na tancerzy. Jednak unikali Cassie. Nawet Herr Stolz traktował ją z nerwową
uprzejmością przez ostatnie dwa tygodnie.
Jake był wspaniałym tancerzem, tak jak i Isabella i mimo iż próbowali wciągnąć ją do
zabawy, Cassie cieszyła się, że są tak wtuleni w siebie. Nie miała ochoty być
towarzyska, a wałęsanie się przy Cassandrze i Klitajmestrze w zupełności jej
odpowiadało. Nie było lepszego miejsca, pasującego do jej nastroju.

- Dobry wieczór, Cassie.
Podskoczyła, ale nie odwróciła się. Głos był charakterystyczny: przypalony miód
połączony ze żwirem.
- Witam, Sir Alric'u.
- Nie tańczysz?
- Nie,- urwała, a potem pomyślała: a do diabła. - Estelle nie ma na to ochoty.
Nastała długa cisza, a oni stali razem w cieniu, patrząc na zespół i głośno śmiejących
się studentów. Alicja dobrze wygląda, pomyślała Cassie, nawet jeśli chwieje się lekko
po czterech kieliszkach szampana. Richarda nigdzie nie było widać: pokazał się, by
ukradkiem wcześnie się oddalić. Reszta Few wydawała się być w szczytowej formie.
Starała się wyobrazić ich sobie w szkarłatnych kapturach, ale nie miało to sensu.
- Nie wiesz, którzy z nich brali w tym udział? - spytał cicho Sir Alric.
Cassie potrząsnęła głową.
- Nie. Ale to nie ma znaczenia.
- Ma znaczenie dla mnie.
- Tak...To twój obowiązek. A poza tym, to dzięki. Dobrze spędziłam tu czas.-
Przegryzła wargę. - Przeważnie. Poza tym epizodem z łańcuchami i demonami.
- Cassie…
Poczekała na niego, by pójść dalej a kiedy nie dołączył do niej, odwróciła głowę by
przyjrzeć się dobrze jego twarzy. Był bardzo spokojny.
- Musisz wrócić w następnym semestrze. – powiedział.
- Nie, nie uważam żebym musiała. Dzięki za wszystko.
- Nie rozumiesz.- spojrzał na nią rozdrażniony.
- Więc mi wytłumacz.- Uniosła brwi.
Westchnął pokonany.
- Rytuał może i został przerwany, ale część ducha jest cały czas w tobie. Ducha, który
chce połączyć się z tobą w pełni. I nie przestanie, aż tego nie zrobi.
Cassie wzruszyła ramionami.
- Twardy.
- Jesteś dzielna, moja kochana, ale to nie wystarczy, - powiedział Sir Alric z ponurym
rozbawieniem. - Możesz albo go przyjąć, albo go pokonać. Nie możesz przed nim
uciec.
- Spróbuję.
- Nigdy nie uciekniesz dość szybko przed tym, Cassie.- Jego ton był łagodniejszy niż
słowa.- Nigdy.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Od niechcenia bawiła się swoim bukiecikiem. Isabella wybrała wspaniała białą
orchideę, poświęciła ją z roślinki od Jake'a. Nie może go zniszczyć. Zaczęła skubać
paznokcie, chwilę potem złączyła palce.
- Kontynuuj - powiedziała w końcu.
- Nie wszyscy jesteśmy źli, Cassie. Spotkałaś najgorszych z nas. Musisz wrócić, żeby
poznać tych dobrych.
Zagryzła wargi.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym z was.
- To nie jest wyjście, uwierz mi. Przykro mi. Powinienem był wziąć fantazje Estelli
bardziej poważnie, ale nigdy bym nie pomyślał, że będzie miała odwagę mi się
przeciwstawić. Upartego ducha masz w sobie, Cassie. Upartego i złego.
- Połowę, - poprawiła go Cassie.- Połowę upartego, złego ducha.

Sir Alric zawahał się, zrobił głęboki wdech.
- Którego i tak musisz żywić.
Z cichym jękiem, Cassie zasłoniła twarz rękoma.
- Musiałaś to podejrzewać. Teraz to wiesz Cassie. Musisz wrócić do Darke Akademy.
Nic nie mówiła, nawet na niego nie spojrzała.
- Do chwili, gdy wrócisz po Nowym Roku, będziesz bardzo spragniona. Duch zacznie
rosnąć, musisz mu stworzyć dom, którego potrzebuje. To zabierze ci dużo sił
witalnych, Cassie, uwierz mi.
- A co jeśli go zagłodzę?- warknęła.
- Uwierz mi Cassie, będziesz musiała się żywić.- Brzmiał smutnie.- Jeszcze nie wiesz
jak … bez powodowania krzywdy. To jest moja praca, nauczyć cię.
- Nigdy nie sprawię nikomu bólu! - powiedziała gwałtownie.
- Ależ zrobisz, gdy staniesz się wystarczająco głodna. Gdy duch się zrobi, tak to już
jest. Musisz się pożywić, ale możesz sobie nie poradzić i mogłabyś kogoś zabić. Tego
chcesz?
Cassie powoli potrząsnęła głową.
- Będziesz jeść. Będziesz musiała karmić się przez całe życie; będziesz żerować na
obcych, na ludziach, których znasz, na ludziach, których kochasz.
- Nie,- rozpaczliwie powiedziała Cassie.
- Tak. Twój duch da ci piękno, siłę i moc. Myślisz, że dostaniesz to za darmo?
W jego głosie brzmiała bolesna melancholia, jakby w jego głowie przelatywały
nieprzyjemne wspomnienia. Cassie stwierdziła, że drży.
- Duch wysysa życie z ciebie, Cassie. Dlatego ty musisz wyssać je z innych ludzi.
- Oh!- Pamiętała Alice, zamknęła mocno oczy.- O, Boże.
- Jeśli się nie będziesz żywić, duch w tobie umrze, zatem i ty też. Ale do tego nie
dojdzie. Wcześniej zabijesz. Nie będziesz w stanie się powstrzymać. Nauczę cię żywić
się bez zabijania.
- Nauczysz mnie? Jak zamierzasz to zrobić? Laboratoryjnymi szczurami? Moimi
przyjaciółmi?
Po raz pierwszy, nie mógł sprostać jej spojrzeniu. Jego głos, gdy mówił, był urywany i
beznamiętny.
- To jest cena, którą płacą nasi studenci, Cassie. To jest cena, którą płacą za pobyt
tutaj.- Jego usta drgnęły poważnie. - Za … przywileje.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Nie mogła stłumić dźwięku obrzydzenia, cofnęła się, ale chwycił jej ramię i odwrócił
ją twarzą do siebie.
- Tak, panno Bell. Umrzesz, albo zabijesz. Albo zrobisz to, co słuszne i tu wrócisz.
Cassie spiorunowała go wzrokiem, zdecydowana pozbyć się go, ale wyraz jego oczu
przeraził ją. Pomyślała i poczuła taki strach jak wcześniej; dobrze, będzie co ma być.
Skinęła głową.
Westchnął z zadowoleniem.
- To dobrze. Dobrze. Przykro mi, ale to jest konieczne, Cassie, naprawdę.- Jego głos
stał się ponownie spokojny i beznamiętny.- Czy jest coś jeszcze, co mogę ci
powiedzieć?
Lustrując wzrokiem parkiet, dotykając zimnego, marmurowego ramienia Cassandry,
Cassie kiwnęła głową. Ale poczekała, aż jej głos stał się tak samo zimny jak jego.
- Gdzie jest Ranjit?


EPILOG



Dziedziniec pogrążony był w ciemności, cichy. Dobiegało tylko echo rozmów,
muzyki i śmiechu, a z bardzo daleka, echo miasta. Żadni podejrzani osobnicy nie
włóczyli się po terenie dzisiejszej nocy. Jake był zajęty gdzie indziej.

- Wrócisz? -, zapytała go.
- Nie wiem.- Zagryzł kostki, unikając jej spojrzenia. - Tu mam niedokończone sprawy,
Cassie. Ale co mam zrobić? - W końcu zdobył się na odwagę i spojrzał na nią. - Jeśli
zniszczę Darke Akademy, to ciebie też. Jesteś teraz jedną z nich.

Cassie zadrżała. Ale zaufała Jake'owi. Nie zadałby jej bólu, by poznać prawdę, ale Jess
należy się sprawiedliwość. Przyjaźnili się. I Jake wróci do Darke Akademia. Musi. Ma
Niedokończone Sprawy. Poza tym, Isabella zalewała się gorzkimi łzami na samą myśl,
że Jake nie wróci. Cassie nie wiedziała czy mogłaby poradzić sobie ze swoją
współlokatorką, przeżywającą iście operowe boleści, gdyby chłopiec nie pojawił się w
następnym semestrze.

Było zimno. Cassie liczyła schody w dół na dziedziniec: trzynaście. Tak jak Estelle jej
powiedziała, tego pierwszego dnia. Zabawne. Nie myślała już o niej Madame
Azzedine.

Ciemna postać siedziała w świetle księżyca na brzegu basenu. Nie podniósł głowy gdy
się zbliżała, ale darł coś w ręku. Gdy podeszła, zobaczyła, jak czarne aksamitne
strzępy wpadały do nieruchomej, zielonej wody basenu.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

- Czyż nie są rzadkie?
Ranjit nie odpowiedział na jej uśmiech.
- Bardzo.
Usiadła przy nim na zakrzywionym, kamiennym brzegu. Cień Ledy rozpaczał
odbijając się na płytach, potworny łabędź pochylał się nad jej szyją.
W końcu powiedział
- Twoja sukienka jest piękna. Wyglądasz, um … pięknie.
- Dzięki – Zaczerwieniła się, mając nadzieję, że nie zobaczy tego, rumieniec pewnie
odznaczał się na tle jedwabiu.
- Jak nazywa się ten kolor?
- Nie wiem. Żółty? Blado zielony?
Rzucił ostatni, zgnieciony kawałek storczyka do basenu.
- Myślę, że żółtozielony.
- Jesteś miły,- odpowiedziała. Przesuwając palec w zimnej wodzie, patrzyła na odbicie
księżyca, które pod wpływem jej ruchów roztrzaskiwało i na powrót scalało.
- Co mi się stało?
Kilkakrotnie otworzył usta i je zamykał, zanim wreszcie powiedział.
- Nie wiem.
- O, świetnie. Tak jak Sir Alric.
Roześmiał się niskim, suchym śmiechem.
- Widzisz, to wcześniej nigdy się nie zdarzyło. Przerwanie Rytuału.
Skinęła głową i zaczęła dłubać pod wodą poszukiwaniu korzeni storczyka.
- Jestem inna. Wiem o tym.
- Uh-huh. Bardzo. - Z półuśmiechem, chwycił inny storczyk, wyrywając jego płożący
się korzeń kamieniowi. - Wiesz, one nie są pasożytami.
- Kto?
- Storczyki. One nie są pasożytami, one są epifitami. Żyją na innych żywych istotach,
ale nigdy nie zabijają swojego gospodarza. One … współistnieją.
- Tak?
Roześmiał się.
- Tak.
- Masz kłopoty, Ranjit?
- Wiesz, że pierwszy raz, zwróciłaś się do mnie po imieniu? - Wzruszył ramionami.-
Niektórzy z nich … tak, są źli. Ale to, co zrobili było błędne, mam na myśli pomoc
Madame Azzedine. Nie muszę się ich bać. Jak już, to odwrotnie. - Jego uśmiech, nie
do końca się jej podobał. - Oni nie boją się mnie. Oni boją się tego, co jest we mnie.
Zadrżała.
- A co w tobie jest, Ranjit? - skoro zaczęła korzystać z jego imienia, to nie mogła się
już powstrzymać od jego używania.
- Jeden ze złych duchów. Najsilniejszy, najstarszy, …
- Najgorszy – zasugerowała Cassie.
- Aha.- Uśmiechnął się lekko.- Najgorszy.
- Teraz to widać.- powiedziała. - Przypuszczałam, że Kateriny.
- Nie. Ja i mój duch. Choć mamy konflikt charakterów.
- Wiesz co? Myślę, że płyniemy tą samą łódką.
- Wiesz co? - zaśmiał się sucho. - Myślę, że możesz mieć rację.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35


Cassie zanurzyła palce w lodowatej wodzie, aż zaczęły ją boleć.
- Katerina. Czy ona... Czy ona zawsze była taka? Czy może inna? Zanim została
“wybrana”?
- O, zawsze była taka.- wzruszył ramionami. - Zły duch, paskudna osoba. To nie jest
dobre połączenie. Weź na przykład Cormaca: on ma dobrego ducha, ale wiesz co?
Zawsze miał coś z łobuza i taki wciąż jest. Ayeesha – dobry duch, porządna
dziewczyna. Widzisz? To jest synergia.
- A ty i ja?
- Dwoje najgorszych, Casandro. - Wyglądał na smutnego, ale intensywność jego
spojrzenia powodowała drżenie w dole jej kręgosłupa, wcale nie nieprzyjemne. - Dwa
złe duchy, dwoje dobrych ludzi. Myślę, że nie jesteś gorszą osobą niż ja. – Uśmiechnął
się krzywo - Nie wiem co się z nami stanie. Przypuszczam, że i tak się dowiemy.
- Oh.- Odchylając się do tyłu, Cassie studiowała Ledę, jej nieruchome podchodzenie,
jak we śnie do wściekłego łabędzia. - Gdzie będziemy w następnym okresie? Mam na
myśli Akademię. Przypuszczam, że wiesz?
- Tak. Będziemy w Nowym Jorku.
Nowy Jork! Kiwnęła głową, walcząc z uśmiechem, starając się pokazać nawet trochę
niechęci.
- Nie będę tęsknić za tym łabędziem.
- Nie będziesz musiała. To przechodzi z Akademią, gdziekolwiek idziemy. Wszystkie
posągi. I ulubieńcy sir Alric też. - Brutalnie wyrwał inny storczyk z korzeniami.-
Jesteśmy tu bogami, Cassie. Jesteśmy by polować na śmiertelników. Ale zabawa, czyż
nie? Bogowie i potwory. Zależy jak na to patrzeć, - uśmiechnął się bez wesołości. -
Widzisz?
- Widzę, - powiedziała i puściła do niego oko.- Widzę obie strony.
Przez chwilę wyglądał na speszonego, ale zaraz roześmiał się.
- Więc, – powiedziała Cassie, - co z tą akceptacją?
Rzucił jej pytające, nerwowe spojrzenie.
- Mnie. Pamiętasz? To było tak: nie to, że mnie nie lubisz, tylko, że nie możesz mnie
zaakceptować.
- Oh …
- Więc jak jest teraz?
Ranjit potarł skronie kciukami.
- Co proponujesz?
- Jak na kogoś z tak wiekowym doświadczeniem,- wymruczała, - nie jesteś zbyt bystry,
prawda?
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała, myśląc: „To jest chłopak. Nie duch. I lubię go
… Tak. Część Ranjita może mieć sto lat, ale co tam różnica wieku. To jest świetne.”
Nic z niej nie wysysał, jej serce biło gwałtownie, jego też. Jej oddech był szybki, a
jego pragnący. I pocałunek smakował tak dobrze!

„Oczywiście, że go lubisz! Ja też, moja kochana!”
- Estelle! - Cassie odepchnęła Ranjita, odskakując daleko. – Idź do diabła!
- Casandra?
- Wszystko OK. OK.- Pocałowała go raz jeszcze.- Tylko przez chwilę była nas trójka.

background image

POOLE GABRIELLA

DARKE ACADEMY

Praca : Killari i anku35

Roześmiali się, w następnej chwili śmiech Ranjita umilkł.
- Wrócisz? - posłał jej nerwowy uśmiech.- W przyszłym roku? Wrócisz do Akademii,
Casandro?
- Oczywiście,- jej uśmiech zgasł szybko.- Jake też, tak myślę.
Ranjit skrzywił się.
- On chce mnie zniszczyć.
- Tak. Myśli, że ma dobry powód.
- A ty?
- Nie. - Cassie potrząsnęła stanowczo głową.- Wierzę ci. Dlatego wrócę. Żeby go
powstrzymać, przed skopaniem ci tyłka. - Uśmiechnęła się do Ranjita i wzruszyła
ramionami.- I dlatego, że mam z kimś umowę. Słyszysz, Estelle?
Cisza.
Ranjit chwycił jej ręce i mocno ścisnął.
- Życzę ci powodzenia, Casandro. Ale jak możesz kopać dołki pod sobą? Jesteście
teraz jednym. Połączeni na zawsze. Jak możesz walczyć ze sobą?
Cassie rozłączyła ich splecione dłonie, podniosła je do ust i pocałowała. Uśmiechając
się, wyciągnęła szpilki ze swojego bukiecika, otworzyła jego rękę i przycisnęła białą
orchideę do jego dłoni.
- Muszę zaryzykować, mój drogi.
Tym razem nie odwzajemnił uśmiechu.
- Nie znałaś Estelle zbyt dobrze, prawda?
- Ha! Poznaję ją coraz lepiej.- Cassie mrugnęła do niego zuchwale.- Ona cię lubi.
- Tak, to jest to, czego się boję.
Wyglądał tak smutnie i poważnie, że Cassie natychmiast otrzeźwiała.
- Nie chcę wiedzieć co ona lubi. Albo co zrobiła, kim była.- Skrzywiła się.-
Powinnam?
- Na pewno nie dziś wieczorem.- Dotknął jej dolną wargę swoim kciukiem.- Powiem
ci coś …
- Co?
Spojrzał w górę na wspaniałe wejście do szkoły, gdzie światło rozświetlało najwyższy
stopień i skąd dobiegała muzyka. Przypiął biały storczyk z powrotem do sukienki
Cassie i chwycił ją za rękę.
- Lubię, gdy każesz iść Estelle do piekła. Powtarzaj jej to przez kilka godzin.
- Tylko przez kilka godzin?
- Aha. To jest wszystko co możesz zrobić. A my możemy zatańczyć.- Radośnie
postawił ją na nogi.- Znasz to?
- Nie,- powiedziała Cassie - Ale się nauczę. Dlatego przyszłam do ekskluzywnej
szkoły.
Tylko dziś w nocy, pomyślała chowając twarz w jego koszuli i wdychając jego jakże
ludzki zapach. To było piękne, to było dobre. Tylko dziś w nocy był chłopiec i była
dziewczyna. I nie byli niczym i nikim więcej i będą tańczyć pod rozgwieżdżonym
niebem Paryża. Do diabła z jutrem.
Chociaż miała nadzieję, że duch nie dostanie swojej szansy.

CDN…

Dalsza część przygód w drugim tomie serii - Darke Akademia: Więzy.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anita Blake 11 Cerulean Sins rozdziały 20 21
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 20 21 22 TŁUMACZENIE OFICJALNE
21 rozdzial 20 54reqfwyzspmd2u2 Nieznany
Rozdział 19, 20, 21
Rozdział 20 Skok i Rozdział 21 Spokojnie
FALLEN Rozdział 20 Epilog
Rozdział 19,20,21,22,23
20 (21)
PRS UN str 20 21 i 38 43 nr stron nadrukowane
20 21
Rozdział 20, Dni Mroku 1 - Nocny wędrowiec
Mao Tse Tung , Czerwona Książeczka, rozdziały 20
ROZDZIAŁ 20 - Układ dokrewny, Medycyna, Patomorfologia, Opracowanie Robbins
Rys (5 20 i 5 21)
Rozdziały 20
rozdział 20
MAKROEKONOMIA R 20 4 i 21 4 produkt i dochód narodowy
Lista 05, rozdzial 20 PL

więcej podobnych podstron