Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 1

background image
background image

ROZDZIAŁ 1

Czasami śni mi się, że spadam.

Oczywiście w tym śnie zaczynam lecieć. Ponieważ to jest to co robię. To kim jestem.

To co kocham.

Kilka tygodni temu powiedziałabym, że kocham to najbardziej na świecie, ale

wszystko się zmieniło od tamtego czasu. Naprawdę, wszystko.

W tych snach, ścigam się po niebie, wolna, tak jak powinnam być. A potem coś się

dzieje, ponieważ nagle wpadam w korkociąg. Chwytam powietrze, wściekły wiatr pożera
mój krzyk. Spadam. Człowiek bez skrzydeł. Tylko dziewczyna, nie dragonka. Bezsilna.
Zagubiona.

Tak czuję się teraz: spadam i nic nie mogę zrobić. Nie mogę tego zatrzymać.

Złowiona w stary koszmar.

Zawsze się budziłam zanim uderzyłam w ziemię. To było moje zbawienie. Tylko, że

dziś nie śnię. Dziś uderzyłam w ziemię. I jest to tak samo bolesne jak się spodziewałam.

Opieram swój policzek o chłodne szkło w oknie i obserwuję mijane nocne szczyty.

W miarę jak Cassian jedzie, moje oczy przecinają nieruchome cienie, prześlizgują przez
metrowe skały i stuikowe domy, szukając odpowiedzi, przyczyny, dlaczego to wszystko
się stało.

Świat zdaje się wstrzymywać oddech gdy zwalniamy przed znakiem stopu. Mój

wzrok wędruje na ciemne niebo nad nami. Głębokie, bezgwiezdne morze przyzywa,
obiecując schronienie.

Głos mamy niesie się do przodu z tylnego siedzenia, niski i melodyjny, gdy mówi do

Tamary, próbując namówić ją do odpowiedzi. Odrywam policzek od okna i spoglądam
przez ramię do tyłu. Tamara drży w ramionach mamy. Jej oczy patrzą bezmyślnie przed
siebie, jej skóra jest trupio blada.

- Czy z nią wszystko w porządku? - pytam ponownie, ponieważ muszę coś

powiedzieć, Muszę wiedzieć. Czy ja jej to zrobiłam? Czy to również moja wina? - Co się
z nią dzieje?

Mama marszczy brwi i potrząsa głową jakbym nie powinna się odzywać. Zawiodłam

je obie. Złamałam zasady, które nigdy nie powinny być złamane. Ujawniłam moją
prawdziwą postać przed ludźmi - gorzej, przed myśliwymi - i wszyscy będziemy płacić za
ten błąd. Ta wiedza mnie przytłacza, miażdżący ciężar wciska mnie głębiej w siedzenie.

background image

Odwracam się z powrotem, drżąc niekontrolowanie. Krzyżuję ramiona, unieruchamiając
swoje ręce po bokach, jak gdyby to miało pomóc.

Cassian ostrzegł mnie, że będą skutki tego nocnego działania, a ja się zastanawiam

czy to już się zaczęło. Straciłam Willa. Tamara jest chora lub w szoku, a może jeszcze
gorzej. Mama nie może na mnie spojrzeć. Każdy oddech jest męką, wydarzenia z nocy
zostały wypalone pod moimi powiekami. Mnie, zrzucającą ludzką skórę przed rodziną
Willa. Mój desperacki lot przez skwierczące suche powietrze, by dotrzeć do niego. Ale
gdybym się nie ujawniła - nie poleciała do Willa - mógłby umrzeć, a ja nie mogłabym
znieść tej myśli. Nigdy nie zobaczę ponownie Willa, bez względu na jego obietnicę, że
mnie odnajdzie, ale przynajmniej żyje.

Obok mnie Cassioan nie mówił nic. Jedyną rozmowę jaką przeprowadził to po to

aby mama znalazła się z nami w samochodzie, aby zrozumiała, że powrót z nim do
domu z którego uciekłyśmy jest jedyną opcją. Palce zaciskał mocno na kierownicy, aż
pobielały mu knykcie. Wątpię, żeby poluzował swój uścisk dopóki nie będziemy wolni i
daleko od Chaparral. Prawdopodobnie dopiero wtedy gdy bezpiecznie powrócimy do
stada. Bezpiecznie. Zdusiłam śmiech - a może szloch. Czy kiedykolwiek znów poczuję
się bezpiecznie?

Miasto much za nami, domy przerzedzają się w miarę jak zbliżamy się do granicy

miasta. Wkrótce będziemy daleko. Bez pustyni i myśliwych. Bez Willa. Ta ostatnia myśl
na nowo zatapia pazury w moim już krwawiącym sercu, ale nic nie mogę z tym już
zrobić. Czy może być dla nas jakaś przyszłość? Dla dragonki i myśliwego dragonów?
Myśliwego dragonów z krwią mojego rodzaju w żyłach.

Ta część wciąż krąży w mojej głowie, odmawiając odejścia. Nie mogę zamknąć

oczu by nie widzieć blasku jego lśniącej purpurowej krwi w nocy. Podobnej do mojej
własnej. Głowa mnie boli , walcząc by zaakceptować tą straszliwą prawdę. Nie ważne
jak uzasadnione są wyjaśnienia Willa, nie ważne jest to, że wciąż go kocham, to nie
zmienia faktu, że skradziono krew z żył mojego rodzaju.

Cassian powoli wzdycha gdy opuszczamy granice miasta.

- Cóż, to tyle - mruczy mama gdy odległość między nami a Chaparral rośnie.

Odwracam się i widzę jak patrzy wstecz przez tylną szybę. Ona pozostawia

wszystkie swoje nadzieje na lepszą przyszłość w Chaparral. Gdzie zaczęłyśmy nowe
życie z dala od stada. A teraz ruszamy z powrotem do ich grona.

- Przykro mi mamo. - mówię tak, nie tylko dla tego, że powinnam, ale dlatego, że tak

właśnie myślę.

Mama potrząsa głową, otwierając usta by coś powiedzieć, ale nic się z nich nie

wydostaje.

- Mamy kłopoty - zapowiada Cassian. Przed nami kilka samochodów blokuje drogę,

background image

zmuszając nas do zwolnienia.

- To oni. - mówię przez zdrętwiałe wargi gdy Cassian podjeżdża bliżej.

- Oni? - dopytuje się mama. - Myśliwi?

Twardo skinam głową. Rodzina Willa.

Jaskrawe światła przeszywają ciemność, oświetlając twarz Cassiana. Jego wzrok

wędruje do wstecznego lusterka i mogę powiedzieć, że rozważa zawrócenie, uciekając
w innym kierunku. Ale już na to za późno - jeden z samochodów rusza na przód by
zablokować nam drogę ucieczki i kilka postaci robi krok w przód w stronę naszego
samochodu. Cassian nadeptuje na hamulec, zginając ręce na kierownicy i wiem, że
walczy z impulsem by je skosić. Wysilam się by dostrzec Willa, wyczuwam go, wiem, że
tak jest, gdzieś wśród nich.

Twarde, zjadliwe głosy krzyczą do nas abyśmy wysiedli z samochodu. Wciąż

trzymam moje palce, gorącem paląc moje gołe nogi, wciskając głęboko - tak jakbym
starała się dotrzeć do mojej dragonki ukrytej pod spodem.

Pięść uderza w maskę naszego samochodu i wtedy to widzę - zarys pistoletu w

mroku.

Spojrzenie Cassiana spotyka się z moim, mówiąc to co ja już wiem. Musimy

przetrwać. Nawet jeśli byłoby to tylko to, co nasz rodzaj może zrobić. To samo co ja już
zrobiłam, co w pierwszej kolejności sprowadziło na nas dzisiejsze kłopoty. A dlaczego
nie? To nie tak, że możemy zdradzić więcej sekretów.

Kiwając głową, poruszam się, wychodząc z samochodu twarzą do naszych wrogów.

Xander, kuzyn Willa wychodzi przed innych, wbijając swoją zadowoloną twarz we

mnie.

- Naprawdę myślisz, że możesz uciec?

Miażdżący ból wypełnia moją pierś, złość na to, co te potwory kosztowały mnie dziś.

Popiół gromadzi się w tyle mojego gardła, i ja pozwalam gryzącemu dymowi rosnąć,
przygotowując siebie na cokolwiek co może przyjść.

- Wychodź z samochodu! - myśliwy krzyczy na mamę i Tamarę, bijąc pięścią w tylne

okno.

Mama wychodzi z taką godnością na jaką tylko może się zdobyć, ciągnąć Tamarę

za sobą. Moja siostra jest jeszcze bledsza niż po Big Rock; jej astmatyczny oddech
drapie powietrze. Jej bursztynowo-brązowe oczy, takie same jak moje, wyglądają
pochmurno, prawie mętnie gdy patrzy w przestrzeń. Jej usta są uchylone, ale nie
wydostają się z nich żadne słowa. Podchodzę bliżej użyczając ręki, by pomóc mamie ją
podtrzymać. Tami jest lodowata w dotyku, jej skóra to już wcale nie jest skóra.

background image

Schłodzony marmur.

Cassian staje twarzą w twarz z Xanderem, królewski jak książę, którym w istocie

jest. Światło iskrzy na jego fioletowo-czarnych pasmach we włosach.

Oblizuję usta, zastanawiając się jak mogę przekonać Xandera, że nie widział mojej

przemiany.

- Czego chcesz?

Kuzyn Willa szturcha mnie palcem .

- Zaczniemy od ciebie - czym do cholery jesteś?

- Odejdź od niej - Nakazuje Cassian.

Uwaga Xandera skupia się na Cassianie.

- A potem przejdziemy do Ciebie, wielkoludzie.... i do tego jak to jest, że spadłeś z

urwiska razem z Willem i nie masz nawet zadrapania.

- Gdzie jest Will? - wypalam, ale muszę wiedzieć.

Xander kciukiem wskazuje jeden z pobliskich samochodów.

- Jest na tyle.

Mrużę wzrok wpatrując się w ciemność i dostrzegam postać opadłą na tyle

samochodu. Will. Tak blisko, ale równie dobrze mógłby być pomiędzy nami ocean. Kiedy
widziałam go po raz ostatni, obiecał mi, że mnie odnajdzie. Był ranny, ale przytomny.
Drżę na samą myśl co jego własna rodzina może zrobić, by to zmienić.

- On potrzebuje lekarza. - mówię.

- Później. Po tym jak skończę z wami.

- Słuchaj. - zaczyna Caasian, stając przede mną. - Nie wiem co myślisz...

- Myślę, że musisz się zamknąć. To ja tu mówię! - Xander łapie go za ramię. Duży

błąd.

Cassian warczy, jego skóra miga jak błyszczący węgiel. Następuje poruszenie a

następnie Xander leży na plecach na ziemi, ten zwrot oszałamia pół tuzina innych osób
zebranych wokół nas.

- Bierzcie go! - krzyczy Xander.

Inni doskakują do Cassiana. Krzyczę, widząc w przelocie twarz Cassiana wśród

łowców. Wzdrygam się na dźwięk uderzających pięści i ruszam w ich kierunku,
zdeterminowana by mu pomóc, ale powstrzymują mnie czyjeś ręce.

background image

Zwierzęcy ryk rozbrzmiał w powietrzu. To Cassian. Kilku myśliwych przytrzymywało

go przy ziemi. Angus uśmiechnął się przyciskając but do jego pleców. Z policzkiem
przyciśniętym płasko do asfaltu, wzrok Cassiana spotkał się z moim. Jego ciemne oczy,
zmieniły się w pionowe szczeliny.

Parzące powietrze uchodzi z moich ust, ale powstrzymuje je potrząsając głową,

przekazując mu by się powstrzymał, aby zaczekał, wciąż wierząc, mając nadzieję , że
możemy omówić nasze odejście stąd. Nie mósi się również ujawniać jako dragon. Może
wciąż mogę go ochronić. Może uda mu się stąd wydostać z mamą i Tamarą.

Zimy pocałunek przytkniętej lufy pistoletu do moich żeber zmraża mnie. Mama

krzyczy a ja podnoszę rękę, zatrzymując ją przed zrobieniem czegoś głupiego starając
się mi pomóc.

- Zostań z Tamarą, mamo. Ona cię potrzebuje!

Ciemne spojrzenie Xandera spoczywa na mnie, pogardliwie.

- Wiem do cholery co widziałem. Dziwadło ze skrzydłami.

To jest bitwa by nie pozwolić strachowi połknąć mnie w ognistych płomieniach - to

szok, że moja skóra nie zmieniła się jeszcze w skórę dragonki.

- Jacinda - krzyczy Cassian ponawiając walkę.

Xander nadal mówi.

- Nie martw się. Nie zamierzam cię zabić. To tylko pistolet na strzałki usypiające.

Będziemy trzymać cię przy życiu i dowiemy się czym do cholery jesteś.

Oni biją Cassiana, gdy on walczy aby się uwolnić.

- Przestań! - przepycham się do Xandera, ale Angus mnie blokuje. Patrzę w udręce

jak oni dalej go kopią.

- Przestań! Proszę, przestań! - Moje serce zamiera. Oni albo my.

Ogień wybucha w moich płucach, wspinając się do tchawicy.

Nie mogę pozwolić im nas zabrać.

Zanim jednak mogę uwolnić mój płonący oddech, nagły podmuch zimnego

powietrza wiruje wokół mnie. Nienaturalny chłód. Drżę przez tę szybką zmianę
temperatury.

Jak wir wokół mnie, moje gardło zaciska się na widok Tamary. Stoi sama, mama stoi

z szeroko otwartymi oczami, kilka metrów za nią.

Twarz mojej siostry jest trupio blada, jej oczy już nie są jej. Nie jak moje. Lodowo

szary dreszcz budzi się w moim sercu. Mgła spływa z niej jak para. Wyjątkiem jest

background image

zimno. Zimna mgła rośnie, rozrastając się w coraz większą chmurę wokół nas.

Łuki jej ciała, wiją się marszcząc, rozdziera bluzkę, rozrywając ją gwałtownym

ruchem jej rąk. Nagle te ręce zaczynają migotać i pobłyskiwać, lśniąc perłowym
blaskiem.

Taki kolor widziałam tylko u jednej duszy. Innej dragonki. Nidia: kamuflon naszego

stada. Patrzę jak włosy Tamary u nasady głowy zmieniają się na srebrzystobiałe,
rozprzestrzeniając się na resztę włosów.

Opar się wzmaga, chłodna mgła przypomina mi o domu, o mgle która obejmuje

wioskę chłodnym kocem. Chroniąc nas przed intruzami, przed każdym kto chciał
polować na nas i zniszczyć; zacieniając umysł tych, którzy wpadną na nasze
sanktuarium.

- Tamara! - sięgam po nią, ale Cassian, wolny od napastników owija mnie silnym

ramieniem odciągając z powrotem.

- Pozwól jej - mówi.

Patrzę na jego twarz, rozpoznając głęboką, pierwotną satysfakcję błyszczącą w jego

oczach. On jest.... zadowolony. Szczęśliwy z tego co się dzieje. Co nie może się dziać.
Tamara nigdy wcześniej się nie przemieniała. Jak może robić to teraz?

W tej chwili patrzę wstecz, to się dzieje. Do czasu, aż spoglądam z powrotem na

Tamarę, unosi się kilka stóp nad ziemią. Jej pajęcze skrzydła poruszają się za nią,
postrzępione końcówki wystają ponad jej srebrzystymi ramionami.

- Tamara - szepczę, pochłaniając jej widok, zmagając się z tą nową rzeczywistością.

Moja siostra jest dragonką. Po tak długim czasie. Po myśleniu, że nigdy nie będziemy
miały ze sobą tego wspólnego. Co więcej - ona jest kamuflonem.

Jej niesamowicie spokojny wzrok ogarnia nas wszystkich na drodze. Jakby

dokładnie wiedziała co robić. I zgaduję, że tak jest. To instynkt.

Nie mogę się ruszyć gdy na nią patrzę., jest zarówno piękna jak i przerażająca ze

swoją migoczącą skórą, włosami pozbawionymi całego pigmentu. Podnosi swoje
ramiona. Mgła opływa nas jak dym. Tak gęsta, że ledwie mogę zobaczyć moją rękę
przed twarzą. Myśliwi są całkowicie ukryci, ale słyszę ich kiedy krzyczą i wrzeszczą
wpadając na siebie, kaszląc, upadając na drogę jak kostki domina. Najpierw jeden,
potem następny i następny. A potem nic.

Wytężam słuch by usłyszeć jakiś dźwięk w tej nagłej ciszy gdy mgła Tamary robi to

co ma robić i osłania, osłania, osłania.... wszystko na swojej drodze, każdego człowieka
w pobliżu.

Will.

background image

Odrywam się od Cassiana i rozpaczliwie walczę z chłodną mgłą tych chmur

zarówno powietrza jak i umysłu. Myśliwi rozciągnięci u moich stóp, powaleni przez dzieło
Tamary. Nic nie widzę przez wszystko zakrywającą mgłę; macham dziko rękami przez
zimny pocałunek mgły, po omacku szukając samochodu, gdzie leży Will.

Wtedy widzę go osuniętego na tylnym siedzeniu samochodu. Drzwi kierowcy są

otwarte, wpuszczając do środka mgłę. Dymna mgła oplata się prawie czule wokół niego,
śpiącego. Przez chwilę nie mogę się poruszyć. Tylko patrzę, walcząc o własny oddech.
Nawet posiniaczony i poobijany, jest piękny.

Wtedy moje kończyny się poruszają. Ciągnę, otwierając tylne drzwi by dostać się do

niego. Moje roztrzęsione palce muskają jego twarz i delikatnie odgarniają z jego czoła
miodowe pasma włosów. Jak jedwab w mojej ręce.

- Jacinda! Musimy iść! Teraz! - wzdrygam się gdy Cassian krzyczy moje imię.

I wtedy mnie znajduje, ciągnie w kierunku naszego auta. Drugą ręką chwyta Tamrę.

Pcha ją w kierunku mamy. Jej nowe iskrzące ciało rozświetla nocną pustynię,
przecinając nam drogę przez wielkie kłęby mgły.

Wkrótce zniknie, wyparuje. Kiedy Tamara zniknie. Kiedy uciekniemy. Mgła zniknie.A

wraz z nią również wspomnienia myśliwych.

Raz sugerowałam Tamarze, że jej talent po prostu się jeszcze nie objawił. Że jest to

po prostu spóźniona gafa. Mimo, że w to nie wierzyłam, powiedziałam to. Aby dać jej
nadzieję. Nawet jeśli w głębi duszy, jak reszta stada, myślałam, że jej dragonka jest
martwa. Zamiast tego, jest jedną z najbardziej rzadkich i cennych naszego rodzaju. Tak
jak ja.

Za kierownicą, Cassian odpala silnik i pędzimy w dół autostrady. Patrzę wstecz

przez tylną szybę na wielką chmurę białej mgły. Will tam jest. Moje palce wbijają się w
poduszkę siedzenia, dopóki, aż poczuję jak zużyta tkanina poddaje się i pęka pod
ciśnieniem. Nie, nie mogę teraz o nim myśleć - to za bardzo boli.

Mój wzrok dryfuje, przesuwając się po bladej wersji mojej siostry i muszę odwrócić

wzrok. Zaniepokojona na widok mojej bliźniaczki, teraz tak mi obcej jak na tej pustyni.

Biorę głęboki, drżący oddech. Wracamy do domu, do gór i mgieł, i wszystkiego co

znajome. W jedyne bezpieczne miejsce by być sobą. Wracam do stada.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 2
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 4
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 3
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 6
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 8
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 5
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 7
Jordan Sophie Ognista 1 Ognista
rozdzial 1 Sophie und Rafe
Rozdział 21 Węgle ogniste
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5

więcej podobnych podstron