rozdzial 1 Sophie und Rafe

background image

Rozdział 1

Siedział na tym krze

ś

le. Sophie nagle zobaczyła go tak dokładnie,

ż

e jej serce

ś

cisn

ę

ło si

ę

bole

ś

nie. Zamiast soczewek, miał okulary,

ż

eby

wygl

ą

da

ć

na intelektualist

ę

mi

ę

dzy studentami Sorbony, którzy ch

ę

tnie

odwiedzali t

ą

Kafejk

ę

.

Ś

miała si

ę

, kiedy z jego

ż

artobliwej wypowiedzi

zrozumiała o co mu chodziło. Wiedziała,

ż

e nic nie mogło zepsu

ć

nastroju

tego dnia. Był szcz

ęś

liwy, bo przyj

ę

ła jego propozycj

ę

mał

ż

e

ń

stwa - koło

białej kopuły Sacre-Coeur, u jej stóp dachy Pary

ż

a, letni wiatr we włosach.

Nawet z oprawkami szkieł, które pomniejszały mu troch

ę

oczy, jego

u

ś

miech promieniał miło

ś

ci

ą

, tak siln

ą

,

ż

e jeszcze nadal odczuwała jej

ciepło. Czuła, jak k

ą

ciki ust, same podnosz

ą

si

ę

w gór

ę

, jak gdyby jej twarz

była lustrzanym odbiciem tego, co fingowały jej wspomnienia. »Un café?«
Kelner, owini

ę

ty niedbale białym fartuchem, jakby r

ę

cznikiem po k

ą

pieli,

przesun

ą

ł si

ę

mi

ę

dzy ni

ą

a krzesłem, które ponownie stało puste, mimo

zawsze pełnej restauracji.

-9-

background image

Ten widok starł u

ś

miech z jej ust.

»Non, merci.« Sophie spojrzała na młodego Azjat

ę

, naprawd

ę

go nie

zauwa

ż

aj

ą

c. Kawa rozbudziła j

ą

, rozja

ś

niła my

ś

li,

ś

wiadomie wyostrzyła

prawd

ę

, której nie mogła sprosta

ć

. »Poprosz

ę

o rachunek.«

»Oczywi

ś

cie«, odparł kelner umiej

ę

tnie układaj

ą

c na ramieniu talerze i

sztu

ć

ce na stercie niebezpiecznie uło

ż

onych ju

ż

naczyniach, zr

ę

cznie

lawiruj

ą

c.

Powiedział dobitnie, ale Sophie nie uszedł uwagi podtekst

wypowiedzi. Odrzucenie, brak zrozumienia, emocje, które za tym stały,
ka

ż

dego innego wieczora odrzuciłaby ze wzruszeniem ramion, ale teraz

wchodziły w jej bezbronn

ą

zraniona dusz

ę

jak truj

ą

ce

żą

dło. Instynktownie

spu

ś

ciła głow

ę

i ramiona, wycofuj

ą

c si

ę

w gł

ą

b swego wn

ę

trza. Po prostu

nie było dla niej na tym

ś

wiecie miejsca. Nikt nie rozumiał tego, co straciła,

nawet jej matka. Najmniej jej matka. Ona nigdy nie lubiła Rafael.

Milcz

ą

cy kelner przechodz

ą

c obok, poło

ż

ył na stole mały talerzyk z

rachunkiem. Sophie mechanicznie wygrzebała portfel z kieszeni
umieszczaj

ą

c wyliczone monety na banknotach, tak aby nie zostały zwiane.

Była ju

ż

wystarczaj

ą

co długo w Pary

ż

u, aby ponownie sobie przypomnie

ć

o

zwyczajach francuskiego codziennego

ż

ycia, które mog

ą

zdradzi

ć

j

ą

jako

cudzoziemca. Na co dzie

ń

odwiedzała szkoł

ę

nauki j

ę

zyka obcego, aby

pozby

ć

si

ę

pozostało

ś

ci akcentu.

-10-

background image

Francuzka wypiłaby kaw

ę

, pomy

ś

lała melancholijnie i wstała. Kelner

skin

ą

ł do niej głow

ą

podczas, gdy przeciskała si

ę

mi

ę

dzy obleganymi zbyt

małymi, zbyt w

ą

sko ustawionymi stołami. Nawet je

ś

li jeszcze krzykn

ą

łby jej

na po

ż

egnanie, jego głos zostałby stłumiony w hałasie i zgiełku. Sophie

odpowiedziała skinieniem z wymuszonym u

ś

miechem i wyszła.

Mimo,

ż

e drzwi kawiarni były otwarte, dało si

ę

wyczu

ć

ż

nic

ę

w

ś

wie

ż

o

ś

ci powietrza na zewn

ą

trz. Deszcz porwał ciepło i zmył kurz

lipcowego dnia do kratki ulicznej. Dr

żą

c, Sophie spojrzała w gór

ę

. Jej

wzrok zsun

ą

ł si

ę

po fasadach wysokich szarych domów, gdzie wykute

ozdobnie balustrady balkonowe, tylko nieznacznie ujmowały im powagi.

Powy

ż

ej poprzez dachy i kominy wida

ć

było pasy czarnych chmur

nocnego nieba, z których od czasu do czasu spadały jeszcze krople. Mokre
li

ś

cie drzew l

ś

niły tam gdzie padało

ś

wiatło z latar

ń

ulicznych. To sprawiało,

ż

e Boulevard Saint-Michel mienił si

ę

i błyszczał, ale z drugiej strony

ś

wiatła

li

ś

cie znikały w mrocznym cieniu.

Zaskoczona Sophie zamrugała, gdy du

ż

a, zimna kropla spadła na jej

policzek. Rozproszona woda spływała w dół jak łza. Jakby ju

ż

nie

wystarczaj

ą

co długo płakała. Jakby miała kiedy

ś

w ogóle przesta

ć

... Nowi

go

ś

cie, wchodz

ą

cy do kawiarni, patrzyli na ni

ą

z zaciekawieniem. Schodziła

im z drogi, bardzo zawstydzona, przemykaj

ą

c mi

ę

dzy stolikami i krzesłami.

Po co ja tu tak bezsensownie stoj

ę

?

Dr

żą

c naci

ą

gn

ę

ła kurtk

ę

i zało

ż

yła kaptur. Czarna tkanina chroniła j

ą

przed współczuj

ą

cymi spojrzeniami, deszczem i całym otaczaj

ą

cym ja

ś

wiatem. Z oczami utkwionymi w l

ś

ni

ą

cy asfalt, ruszyła w stron

ę

Sekwany.

-11-

background image

W szkole nauki j

ę

zyka uczniowie chwalili bar w dzielnicy Marais,

gdzie sp

ę

dzali wieczory. Mo

ż

e tam spotka Teres

ę

z Pragi lub zabawn

ą

Włoszk

ę

Francesc

ę

- kogokolwiek, kto odwróciłby jej uwag

ę

od przepa

ś

ci,

nad któr

ą

balansowała.

Nie musiała podnosi

ć

wzroku. Do mostu Saint-Michel szło si

ę

prosto.

Zamy

ś

lona, ledwo zauwa

ż

yła za wysokim płotem w

ś

ród drzew, ukryte ruiny

rzymskich ła

ź

ni, zanim nie potkn

ę

ła si

ę

na kraw

ęż

niku. Na ulubionym

Boulevard Saint-Germain nie mo

ż

na było przej

ść

z zamkni

ę

tymi oczami.

Ale tutaj znała na pami

ęć

nawet kolejno

ść

witryn sklepowych i lokali, bo

ka

ż

dego ranka przechodziła obok nich w drodze do metra.

Miała nadziej

ę

,

ż

e szkoła i poszukiwania pracy odwróc

ą

jej uwag

ę

od

ż

alu. Pomog

ą

jej zapomnie

ć

o czasie sp

ę

dzonym z Rafe i pozwol

ą

rozpocz

ąć

nowe

ż

ycie. Zamiast tego, czuła si

ę

bardziej samotna, ni

ż

kiedykolwiek. Sk

ą

d mogła przypuszcza

ć

,

ż

e tak wiele w tym mie

ś

cie,

b

ę

dzie jej przypominało, o krótkim urlopie, który z nim tu sp

ę

dziła? Po

drugiej stronie ulicy usłyszała szelest fontanny na Place Saint-Michel i
wyobra

ź

nia od razu przypomniała jej zdj

ę

cie, jakie zrobił jej tam Rafe.

Z perspektywy czasu, ten obraz wydawał si

ę

niemal proroczy. Kiedy

tak mała i zagubiona stała mi

ę

dzy dwoma skrzydlatymi smokami fontanny

pluj

ą

cymi wod

ą

na stoj

ą

cego po

ś

rodku Michała Archanioła z uniesionym

mieczem, wygladali na posłusznych stra

ż

ników. Wysoko za ni

ą

wznosił si

ę

wojownik z br

ą

zu. Sophie czuła si

ę

jak ofiara pod jego stopami -

zwyci

ęż

ona, pobita i wrzucona w pył przez sił

ę

przeznaczenia.

-12-

background image

Co jej pozostało? Zadała sobie pytanie, kiedy szła przez most na Île

de la Cité.

Ś

mier

ć

zabrała miło

ść

jej

ż

ycia. Musiała opu

ś

ci

ć

mieszkanie i

prac

ę

w Stuttgarcie, aby po

ś

lubie z Rafe przeprowadzi

ć

si

ę

do Hamburga.

Po

ś

lubie, który nigdy si

ę

nie odbył. Zamiast i

ść

przed ołtarz jako panna

młoda w bieli, stała w czerni przed trumn

ą

z bukietem ró

ż

w r

ę

ku.

Sophie zwalczyła wzbieraj

ą

ce łzy. Co pomy

ś

l

ą

sobie Teresa i

Francesca, kiedy poka

ż

e si

ę

w barze z opuchni

ę

tymi od płaczu oczami?

Obie korzystały z urlopu szkoleniowego, aby zatraci

ć

si

ę

w paryskim

nocnym

ż

yciu. Z cieniami pod oczami, zaczerwienionymi ze zm

ę

czenia,

siedziały w ci

ą

gu dnia na zaj

ę

ciach, zwalczaj

ą

c nasenny efekt głosu pana

Oliviera, który zatracał si

ę

w wykładach o rosn

ą

cym znaczeniu

mi

ę

dzynarodowych rynków finansowych dla gospodarki francuskiej.

Sophie domy

ś

liła si

ę

,

ż

e inni te

ż

brali j

ą

za bywalczynie imprez, gdy

pojawiała si

ę

w szkole blada z obrz

ę

kiem powiek. Nie chciała rozmawia

ć

z

nieznajomymi o Rafael´u, a zatem nie mogli wiedzie

ć

co nadal dla niej

znaczył. W ci

ą

gu ostatnich kilku tygodni do

ść

cz

ę

sto to prze

ż

yła. Czuła si

ę

tylko gorzej, kiedy za

ż

enowani ludzie wyra

ż

ali współczucie, a za plecami

szeptali o niej z lito

ś

ci

ą

.

»Merde!«

Gło

ś

ne przekle

ń

stwo wyrwało Sophie z zamy

ś

lenia. Głos dochodził z za

podartego parasola, z którym im bardziej jego wła

ś

ciciel brutalnie walczył,

staraj

ą

c si

ę

go otworzy

ć

, tym wi

ę

kszy stawiał opór, krzywi

ą

c si

ę

i

wyginaj

ą

c. Kiedy przeleciał obok niej jak nietoperz z drutu i poliestru,

Sophie spostrzegła,

ż

e deszcz stał si

ę

znów silniejszy.

-13

background image

Krople l

ą

dowały na jej kapturze, tak jakby pukały, przed

przenikni

ę

ciem przez materiał na jej włosy. Zmartwiona spojrzała w gór

ę

.

Jak daleko był do Rue Vieille du Temple?

Rozejrzała si

ę

, w

ą

ska ulica, któr

ą

bezmy

ś

lnie pod

ąż

ała, wydała si

ę

jej

nie znajoma. Szereg barów i kawiarni, z których dochodziła muzyka i głosy,
usytuowane były w jednym ci

ą

gu, przerywanym kolorowymi fasadami

małych sklepów. Skutery zaparkowane na chodnikach tamowały przej

ś

cie,

dlatego wielu pieszych o tej godzinie preferowało przej

ś

cie

ś

rodkiem

betonowej uliczki.

W

ś

wietle staro

ś

wieckich latarni dziwnie ubrane postacie

ś

miej

ą

c si

ę

,

spieszyły przez noc. Inni, mniej zwracaj

ą

cy uwag

ę

ś

piesznie mijali Sophie,

trzymaj

ą

c gazety lub du

ż

e torby nad głowami. Zdawało si

ę

,

ż

e deszcz nie

przeszkadzał tylko dwóm młodym m

ęż

czyznom, którzy stali obj

ę

ci obok

wej

ś

cia do klubu. Ale nawet bez tych dwóch Sophie zauwa

ż

yła,

ż

e była ju

ż

w Marais, ol

ś

niewaj

ą

cej dzielnicy, która była tak popularna w

ś

ród lesbijek i

gejów. A wi

ę

c nie całkiem si

ę

zgubiła.

Tu

ż

za nast

ę

pnym rogiem ponownie poznała kilka sklepów i z ulg

ą

ruszyła drog

ą

do Rue Vieille du Temple. Nie powinno by

ć

daleko. Jak si

ę

nazywał ten bar? Les Etrangères? Les Equipages? Sophie przy

ś

pieszyła i

skr

ę

caj

ą

c w ulic

ę

pełn

ą

butików, galerii sztuki i drogich sklepów, starała si

ę

odszuka

ć

jasny, w

ą

ski dom , który opisała jej Francesca.

Les Étages. Oczywi

ś

cie. Teresa mówiła przecie

ż

,

ż

e bar rozci

ą

gał si

ę

przez trzy pi

ę

tra. Przez otwarte drzwi padało

ś

wiatło i odbijało si

ę

połyskuj

ą

c w kału

ż

ach na chodniku.

-14

background image

Ze swej perspektywy, Sophie nie mogła zobaczy

ć

, co skrywały

wysokie okna na wy

ż

szych pi

ę

trach, ale nie była, a

ż

tak ciekawa. Od czasu

ś

mierci Rafe, ka

ż

dy bar wygl

ą

dał tak samo.

Szepcz

ą

c »Pardon« przecisn

ę

ła si

ę

obok grupy młodych ludzi,

niezdecydowanych z wyj

ś

ciem na deszcz. Zaledwie znalazła miejsce do

ś

ci

ą

gni

ę

cia przemoczonej kurtki. Buchn

ę

ło w jej stron

ę

ciepłe powietrze,

nasycone perfumami, potem, wymieszane z zapachem wina, przypraw i
sma

ż

onych potraw. Koktajle dodały do mieszanki słodkiej i wysoko

procentowej nutki, podczas gdy tace pełne tapas, które niosła przed sob

ą

kelnerka, wydzielały odrobin

ę

soli i oliwy. Przy stołach gło

ś

no rozmawiano,

dyskutowano,

ś

miano si

ę

. Głosy i muzyka w tle, poł

ą

czyły si

ę

w chaotyczny

gwar i hałas. Sophie odrzuciła wszelkie odczucia na bok, gdy jej oczy
w

ę

drowały po sali. Nigdzie nie było wida

ć

Francesci i Teresy, a wi

ę

c weszła

po schodach na gór

ę

.

Tam było równie

ż

gło

ś

no i rado

ś

nie, cho

ć

w lokalu nie było tak tłoczno

jak na dole. Sko

ń

czył si

ę

happy hour i miała nadzieje, kiedy nie zauwa

ż

yła

nikogo znajomego,

ż

e dla prawdziwych bywalców, by

ć

mo

ż

e było jeszcze

za wcze

ś

nie. Niektórzy go

ś

cie uchwycili jej szukaj

ą

ce spojrzenie i

odpowiadali pytaj

ą

cym, dopóki nie u

ś

wiadomili sobie,

ż

e uwaga Sophie nie

była skierowana na nich. Chocia

ż

nie chciała aby kto

ś

do niej zagadał z

ka

ż

dym odwracaj

ą

cym si

ę

spojrzeniem, czuła si

ę

coraz wi

ę

cej obco i

samotnie.

Zniech

ę

cona, kontynuowała dalej zwiedzanie, ale bez powodzenia

równie

ż

na ostatnim pi

ę

trze. Najch

ę

tniej poszłaby do domu, ukryłaby si

ę

tak jak zawsze w swoim pokoiku i czekała, na sen przepełniony gorzko -
słodkimi wspomnieniami. Ale, musiałaby zdoby

ć

si

ę

na ponowne wyj

ś

cie na

deszcz.

-15 -

background image

Mo

ż

e powinna chwil

ę

zaczeka

ć

na dziewczyny. Zamówiła legendarne

truskawkowe mojito, o którym tak entuzjastycznie mówiła Teresa i usiadła
przy małym, wolnym stoliku, z którego mogła obserwowa

ć

schody.

Sophie starała si

ę

tak wygl

ą

da

ć

, jakby bylo całkowicie normalne

samotnie siedzenie pó

ź

no w nocy i popijanie koktajlu w barze. Była pewna,

ż

e to si

ę

jej nie udawało. Wielokrotnie przyłapywała si

ę

, jak palcami

napuszała swoje włosy si

ę

gaj

ą

ce do ramion, spłaszczone od mokrego

kaptura. Dlaczego nie mo

ż

e wygl

ą

da

ć

wyj

ą

tkowo, jak diva z Hollywood w

tragicznym filmie?

Bo tragedia w

ż

yciu oznacza tylko rozmazany tusz do rz

ę

s i emanacja

ponurego deszczowego dnia. Skosztowała swojego napoju z lodem
mieszaj

ą

c go słomk

ą

. Słodki napój przyklejał si

ę

do z

ę

bów, bez wzgl

ę

du na

to, jak cz

ę

sto przeje

ż

d

ż

ała po nich j

ę

zykiem. Fakt,

ż

e przy tym, wyginaj

ą

c

wargi i brod

ę

, wygl

ą

dała pociesznie, u

ś

wiadomiła sobie dopiero kiedy

poczuła,

ż

e jest obserwowana. Zaskoczona, spojrzała w gór

ę

, podczas gdy

napływaj

ą

ca krew zabarwiła jej policzki. Jej wzrok skrzy

ż

ował si

ę

ze

wzrokiem m

ęż

czyzn

ą

, który siedział sam przy stole pod

ś

cian

ą

. Puste

kieliszki wskazywały,

ż

e wypił swoje wino w towarzystwie, wi

ę

c Sophie

miała nadzieje,

ż

e niebawem zniknie tak jak jego koledzy.

We

ź

si

ę

w gar

ść

!, skarciła si

ę

. Nieznajomy nie był pierwszym i nie jest

ostatnim człowiekiem, który ogl

ą

dał młod

ą

kobiet

ę

, przypadkowo siedz

ą

c

ą

w tym samym barze. Musiała tylko demonstracyjnie odwróci

ć

wzrok i nie

da

ć

mu

ż

adnej innej zach

ę

ty, wówczas szybko straci zainteresowanie. W

sposób w jaki odwróciła si

ę

, aby powróci

ć

do obserwowania schodów, jej

samej wydał si

ę

przesadny.

-16-

background image

Gdzie si

ę

podziały te dwie Party Lwice, wtedy gdy s

ą

potrzebne?

Kurczowo unikała ponownego spojrzenia ku nieznajomemu. Na sam

ą

my

ś

l

o jego mrocznej twarzy, przeszedł j

ą

dreszcz. Ale dlaczego? Nie bylo nic

nipokoj

ą

cego w jego matowo- ciemnych, ju

ż

siwiej

ą

cych włosach,

ź

le

ogolonych policzkach i g

ę

stych brwiach. Ale jednak, poczuła niemal

fizycznie jego przenikliwe spojrzenie. Jej palce nerwowo wyrywały li

ś

cie

mi

ę

ty, które zdobiły Mojito. Ten

ś

wie

ż

y zapach mi

ę

ty, tak przez ni

ą

lubiany,

teraz powodował nudno

ś

ci. Dlaczego przyszła do tego głupiego baru?

Powinna i

ść

po kolacji do domu i uczy

ć

si

ę

do egzaminu ko

ń

cowego.

Niewyra

ź

ne, k

ą

tem oka zauwa

ż

yła,

ż

e facet wci

ąż

si

ę

w ni

ą

wpatruje.

Od razu u

ś

wiadomiła sobie ciemn

ą

, gro

ź

n

ą

stron

ę

tego miasta.

Przypomniała sobie krzyki, które usłyszała pewnej nocy przez otwarte okno,
szybkie kroki i zdenerwowane głosy. Nie zrozumiała

ż

adnego słowa i z

bij

ą

cym sercem usiadła wówczas na łó

ż

ku i wsłuchiwała si

ę

w cisz

ę

, jaka

zapadła. Je

ś

li kiedykolwiek w Pary

ż

u mo

ż

na było mówi

ć

o ciszy...

Wystraszyła si

ę

, kiedy ludzie przy s

ą

siednim stoliku, wybuchli

ś

miechem.

Nieumy

ś

lne, spojrzała na faceta, który tak bardzo j

ą

przera

ż

ał.

Jego oczy z pod ciemnych brwi, bezwstydnie skierowane były na ni

ą

i to

było chyba gorsze, ni

ż

gdyby podszedł i odezwał si

ę

do niej. Po tym

wygl

ą

dał na bardziej zach

ę

conego. Sophie wyobraziła sobie, gdyby tylko

opu

ś

ciła lokal, go idcego za ni

ą

w milczeniu. Musiałaby go jako

ś

przechytrzy

ć

.

Nagle wstała, chwyciła swoj

ą

kurtk

ę

i pobiegła do toalety. Przed

umywalk

ą

spojrzała w lustro. Była blada, ale ze strachu powychodziły jej

czerwone plamy na policzkach.

-17-

background image

Ciemno blond włosy wisiały popl

ą

tane, oczy wygl

ą

dały na zbyt du

ż

e

na zm

ę

czonej twarzy. Czy tak wygl

ą

dała łatwa ofiara?

Odetchn

ę

ła gł

ę

boko, zało

ż

yła mokr

ą

kurtk

ę

i kaptur na głow

ę

. Kiedy

jaka

ś

kobieta weszła, porzuciła w

ą

tpliwe schronienie. Ju

ż

wcze

ś

niej

postanowiła,

ż

e nie wróci do stolika. Zamiast tego, wcisn

ę

ła zdziwionej

kelnerce do r

ę

ki dziesi

ęć

euro. » Pour un mojito à la frais«

»Ale …«

»Bez reszty« weszła w jej słowo, i po

ś

pieszyła do wyj

ś

cia. Miała

nadziej

ę

,

ż

e ten straszny facet siedział jeszcze nie

ś

wiadomy jej wyj

ś

cia, ale

nie

ś

miała si

ę

odwróci

ć

, aby si

ę

upewni

ć

. Ka

ż

da sekunda przewagi mo

ż

e

by

ć

decyduj

ą

ca.

Na zewn

ą

trz, pobiegła, a

ż

oddzieliło j

ą

od Les Étages kilku

przechodniów. Szybko skr

ę

ciła w nast

ę

pn

ą

ulic

ę

, zatrzymała si

ę

i opieraj

ą

c

o

ś

cian

ę

wyjrzała z za rogu na bar. Nic. Podejrzanie lustrowała postacie,

które chowały si

ę

za podniesionymi kołnierzami i parasolami, ale nikt nie

wydawał si

ę

jej znajomo. Kobieta, która szła pod rami

ę

ze swoj

ą

przyjaciółk

ą

lub kochankiem, rzuciła jej na pół rozbawione, pół

ż

artobliwe

spojrzenie. Sophie stłumiła u

ś

miechu i cofn

ę

ła si

ę

od

ś

ciany. Nie wyobraziła

sobie przecia

ż

tego nieprzyjemnego obserwatora. Je

ś

li pozbyła si

ę

go

przez swoje po

ś

pieszne wyj

ś

cie, tym lepiej.

Potrz

ą

saj

ą

c głow

ą

, poszła dalej i szał prosto w kierunku Sekwany,

któr

ą

musiała przekroczy

ć

ponownie ,aby dosta

ć

si

ę

do domu. Powoli

uspokoiło si

ę

jej bicie serca. Odwróciła si

ę

po raz drugi.

Ż

adnego

mrocznego spojrzenia, które j

ą

prze

ś

ladowało.

Deszcz zamienił si

ę

w ledwie zauwa

ż

aln

ą

m

ż

awk

ę

. Napi

ę

cie wyparło

bolesn

ą

pustk

ę

, która była przez miesi

ą

c najbardziej lojalnym kompanem -

od momentu rozmowy telefonicznej przez, któr

ą

jej

ż

ycie zostało

zrujnowane jednym ciosem.

-18-

background image

Znikaj

ą

ca adrenalina pozostawiła uczucie zm

ę

czenia i wyczerpania,

a od wilgotnej kurtki zimno wkradło si

ę

pod skór

ę

. Jej usta były suche, z

ę

by

od cukru i soku z truskawek klej

ą

ce. Jestem wrakiem. Co ja tu w ogóle

robi

ę

? Powinnam ju

ż

by

ć

w domu.

W domu. Pary

ż

nie był jej domem. Puste mieszkanie w Stuttgarcie te

ż

nim nie jest. Nie było miejsca, do którego nale

ż

ała. Jej rodzice mog

ą

widzie

ć

to inaczej, ale co oni tam wiedzieli? Nie rozumieli,

ż

e jej dom był

tam gdzie był Rafael. Ani pokój w Stuttgart-Hedelfingen czy w Dzielnicy
Łaci

ń

skiej, nie mogły tego kiedykolwiek zast

ą

pi

ć

. Pary

ż

,

ś

wiatła, zapachy z

barów, hałas i gwar,

ś

miech zakochanych par ... nie mogła ju

ż

znie

ść

tego

wszystkiego. Hektyczne dancefloorbeats z klubu, dr

ż

enie

ż

ą

dka

wywołane przez bassy, wypływaj

ą

ce z okien przeje

ż

d

ż

aj

ą

cych

samochodów, wesołe wibruj

ą

ce gruchanie francuskiej piosenkarki pop ...

Próbowała nie my

ś

le

ć

o niczym, nie słucha

ć

nic wi

ę

cej, nic nie widzie

ć

, ale

to chyba tylko dozwolone było martwym. Brzmienia Fortepianu niemal
niepostrze

ż

enie wkradły si

ę

do jej uszu, zanim przy

ś

pieszyła tempa, aby

uciec przed nast

ę

puj

ą

cymi gitarowymi riffami, rozbrzmiewaj

ą

cymi z innego

baru. Od brzegu Sekwany - gdzie od paru dni, trwały ostatnie
przygotowania do otwarcia sztucznych pla

ż

lata - przenikały przez drzewa

rytmy afryka

ń

skiego b

ę

benka. Sophie uciekła przez Pont Marie na Île Saint-

Louis, które wydawało si

ę

jedyn

ą

oaz

ą

spokoju w tym hedonistycznym

mie

ś

cie.

Wreszcie otaczała ja cisza i gor

ą

czkowe uczucie opadło. Jej my

ś

li

wirowały jeszcze chaotycznie, ale nie starały si

ę

ju

ż

przekrzycze

ć

zewn

ę

trznego hałasu.

-19-

background image

Ponownie usłyszała d

ź

wi

ę

k fortepianu, tym razem w swojej pami

ę

ci.

Melancholijna sekwencja czterech d

ź

wi

ę

ków . Wewn

ę

trzne głosy umilkły,

d

ź

wi

ę

ki powtórzyły si

ę

. Przypomniała sobie piosenk

ę

, melodie, usłyszała

nucenie piosenkarza. Baby, join me in death. Piosenka ci

ą

gn

ę

ła si

ę

w

niesko

ń

czono

ść

(Ohrwurm). Lubiła j

ą

, cho

ć

irytował j

ą

tekst. Teraz

przypominała sobie kawałek po kawałku. Z ka

ż

dym krokiem, z którym

zbli

ż

ała si

ę

do mostu. powracały dalsze pasa

ż

e. This world is a cruel place.

We’re here only to lose. Nie miałam poj

ę

cia. Jeszcze nic nie straciłam.

Piosenkarz, którego nazwiska zapomniała, wykrzykiwał ból i t

ę

sknot

ę

.

Zawodziła j

ą

pami

ęć

, czy był mo

ż

e nawet troch

ę

podobny do Rafaela? Nie,

ż

eby Rafe kiedykolwiek tak mizernie wygl

ą

dał lub malował si

ę

, ale z

daleka...

Before life tears us apart, let death bless me with you. Jak mogła na to
pozwoli

ć

,

ż

eby

ż

ycie rozdzieliło ich. Dlaczego nie umarła razem z nim,

kiedy trafiły go

ś

miertelne pociski? Obiecali sobie,

ż

e b

ę

d

ą

razem na

zawsze, ale i tak pozwoliła mu podró

ż

owa

ć

samemu. By

ć

mo

ż

e jeszcze by

ż

ył, by

ć

mo

ż

e wybraliby tego dnia inn

ą

drog

ę

lub nie wyjechałby z

oddalonej wioski. By

ć

mo

ż

e.

Wyszła z cienia domów i przekroczyła zadrzewion

ą

promenad

ę

. Po

drugiej stronie mostu ja

ś

niały

ś

wiatła Dzielnicy Łaci

ń

skiej, ale po tej stronie

Pont de la Tournelle trudno było usłysze

ć

cokolwiek z odległego

ż

ycia

nocnego. Ciemne i powolne wody Sekwany płyn

ę

ły leniwie jakby zbyt

zm

ę

czone, po zachodzie sło

ń

ca, marzyły o cichych lasach i wzgórzach.

Mokra kamienna por

ę

cz mostu była zimna pod jej dotykiem, ale ledwo to

odczuwała. To nie było wa

ż

ne. This life ain’t worth living. So won’t you die?

-20-

background image

Kroki za ni

ą

sprawiły,

ż

e wstrzymała oddech. Zamarła, ale ktokolwiek

to był, przeszedł tylko obok. Kroki oddaliły si

ę

.

Sophie spojrzała w gór

ę

i zobaczyła o

ś

wietlone miasto, odbijaj

ą

ce si

ę

w rzece. Jak cudowny okazał si

ę

nocny Pary

ż

podczas jej pierwszej wizyty.

Ale wtedy Rafe był z ni

ą

. Teraz pi

ę

kno zi

ę

biło j

ą

jak skała pod jej palcami.

Teraz szczyt wie

ż

y Eiffla był relikwi

ą

bez znaczenia, Notre Dame jak

ąś

budowla z odległej przeszło

ś

ci. Chciała umrze

ć

? Baby, join me in death.

Czy wtedy b

ę

dzie znowu z Rafe?

Patrzyła na o

ś

wietlone wie

ż

e katedry. Bóg nieszczególnie cenił

samobójstwo. Wyzywaj

ą

co wyci

ą

gn

ę

ła brod

ę

. Nie było Boga. Gdyby istniał,

jak mógł pozwoli

ć

na

ś

mier

ć

Rafe`a? Jak na ironi

ę

, Rafe, ka

ż

demu chciał

zawsze pomóc! Dumny niegdy

ś

powiedział jej,

ż

e Raphael oznacza Bóg

leczy i dlatego jego powołaniem było zosta

ć

lekarzem. Ale Bóg go nie

uleczył. I mnie nie leczy. Dr

żą

c, wspi

ę

ła si

ę

na szerok

ą

balustrad

ę

mostu,

gdzie przy dobrej pogodzie mogłaby wygodnie siedzie

ć

i macha

ć

nogami.

Ostro

ż

nie zsun

ę

ła si

ę

bli

ż

ej kraw

ę

dzi. Teraz gdy nic nie oddzielało jej, od

szarej wody, płyn

ą

cej znacznie ni

ż

ej pod ni

ą

, zrobiło si

ę

jej niedobrze.

Dokładnie i mozolnie starała si

ę

stopami odszuka

ć

gzymsu przy podstawie

balustrady i kolana si

ę

pod ni

ą

ugi

ę

ły, kiedy podstawa pod jej ci

ęż

arem

zaskrzypiała i troch

ę

uległa. Niespokojnie przeło

ż

yła swój ci

ęż

ar, jednak

ż

e

dalej trzymała si

ę

por

ę

czy. Woda cicho, chlapała o filary z cegły.

Wyobra

ż

ała sobie, jak przez jej ubrania przenika i owija j

ą

lodowate zimno

ś

mierci. Wtem łomotanie du

ż

ego silnika Diesla, obudziło j

ą

jakby ze snu.

Nie!

-21-

background image

Panicznie trzymała si

ę

kamiennej kraw

ę

dzi. Za

ż

adn

ą

cen

ę

nie

chciała z połamanymi ko

ń

czynami wyl

ą

dowa

ć

na pokładzie statku

rejsowego i by

ć

obserwowana przez turystów, którzy jej zdj

ę

cia wysyłaliby

na cały

ś

wiat, przez aparaty w telefonach komórkowych.

Kil, który podpłyn

ą

ł z boku, kilka metrów poni

ż

ej, nie nale

ż

ał do

nowoczesnych, prawie całych ze szkła statków, tylko do starych
pomalowanych na ciemno łodzii, któr

ą

przebudowł własciciel w pływaj

ą

c

ą

restauracj

ę

.

Klienci pozostali dla Sophie ukryci pod dachem, ale przez okna mogła

zobaczy

ć

cz

ęść

starannie nakrytych stołów. Jej palce zrelaksowały si

ę

troch

ę

. Musiała tylko poczeka

ć

, a

ż

statek kawałek odpłynie. Nikt jej nie

zauwa

ż

y.

W ko

ń

cu pod ni

ą

uko

ś

nie przepłyn

ę

ła rufa statku. Sophie

instynktownie, przycisn

ę

ła si

ę

cia

ś

niej do por

ę

czy, kiedy zauwa

ż

yła trzech

rozmawiaj

ą

cych m

ęż

czyzn, stoj

ą

cych na niezadaszonej cz

ęś

ci pokładu.

Ryk silnika, odbijaj

ą

cy si

ę

echem o łuk mostu, tłumił ich głosy. Jeden z

trzech wyci

ą

gn

ą

ł zapalniczk

ę

i zapalił papierosa.

Serce Sophii zatrzymało si

ę

na jedno uderzenie. Nie dowierzaj

ą

c

spogladała na dół na twarz m

ęż

czyzny, która stała si

ę

w migocz

ą

cej

po

ś

wiacie widoczna. Jej usta poruszyły si

ę

, ale nie wydała

ż

adnego

d

ź

wi

ę

ku, podczas gdy łód

ź

kierowała si

ę

mi

ę

dzy Ile Saint-Louis i Ile de la

Cité. Gdy ogie

ń

zgasł, ciemno

ść

ogarn

ę

ła m

ęż

czyzn. Z jej szorstkiego

gardła wydobył si

ę

złamany chichot: »Rafe!«

-22-


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Prolog Sophie und Rafe
Kolokwium z rozdziału 3 Essen und Trinken[1]
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 2
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 4
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 3
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 6
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 1
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 8
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 5
Sophie Jordan Ognista 2 Vanish ROZDZIAŁ 7
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII

więcej podobnych podstron