ROZDZIAŁ 2
Ukryte miasteczko naszego stada, prawie magicznie wzrasta w mglistym,
wieczornym powietrzu. Wąskie drogi gruntowe poszerzają się wśród wysokich,
oplecionych mgłą drzew i oto tam jest. Cassian wzdycha obok mnie i ucisk w mojej
klatce nieco się zmniejsza. Dom.
Na początku wygląda po prostu jak imponująca plątanina winorośli i jeżyny, ale przy
bliższy bliższym przyjrzeniu się można zobaczyć, że tak naprawdę to ściana. Za nim jest
mój świat, bezpiecznie ukryty. Jedyne miejsce, w którym kiedykolwiek mogłam żyć.
Przynajmniej przed Willem.
Strażnik stoi na straży przy łukowatym wejściu. Mgła Nidi przepływa w w gęstej
chmurze wokół niego. Od razu rozpoznaję Ludo. Jeden z oddanych służących Severina,
Onyksowy dragon, który lubi obnosić się ze swoimi mięśniami. Jego oczy rozszerzają
się gdy nas widzi. Bez słowa otwiera bramę do miasta.
Strażnik to osobliwy widok. Domek Nidi umieszczony jest przy wejściu do celu -
więc może zobaczyć przyjeżdżających i wyjeżdżających. Mamy ją i wieże strażnicze.
Strażnik jest dodatkowym zabezpieczeniem i zastanawiam się co jest tego przyczyną.
Czy my to zrobiliśmy? Czy nasz nielegalny wyjazd spowodował superczujność odnośnie
bezpieczeństwa?
Cassian zaparkował przed domkiem Nidi. Ona już stoi przed drzwiami, czekając
jakby wyczuła nasze przybycie. I myślę, że wyczuła. To w końcu jej praca.
Stoi spokojnie, z rękami zaciśniętymi na talii. Gruby warkocz jej srebrnych włosów
opada na jedno ramię. Włosy niemal identyczne jak Tamary. Mój wzrok mimowolnie
wędruje do mojej siostry siedzącej na tylnym siedzeniu, teraz również kamuflona. Mama
dotyka pasm jej włosów, jakby sprawdzając, że to co widzi jest prawdziwe. Widziałam
jak kilka razy tak robiła.
- Wróciłaś do domu. - mruczy Nidia robiąc krok w stronę samochodu.
Uśmiech nie sięga jej oczy, a ja wspominam noc kiedy gdy wymknęłyśmy się ze
stada - jej cień w oknie i moją pewność, że pozwoliła nam odejść, pozwoliła nam uciec.
- Wiedziałam, że wrócisz. Wiedziałam, że abyś została musisz odejść gdzieś, gdzie
dowiesz się, że tu jest miejsce do którego należysz.
Nasiąkam otoczeniem, moja skóra delektuje się wilgotnym powietrzem - i zgaduję,
że ma rację. Moje wysuszone ciało regeneruje się czując ziemię pode mną. To jest dom.
Przepatruję ulice wypatrując AZ, chcąc zobaczyć moją najlepszą przyjaciółkę, ale nikogo
nie ma na zewnątrz.
Mama ochronnie otacza Tamarę ramieniem, wysiadając z samochodu. Nidia
podchodzi do przodu aby pomóc. Moja siostra ledwo morze chodzić. Jej stopy ledwie
muskają ziemię między nimi.
- Więc wreszcie postanowiłaś do nas dołączyć, eh? - Nidia odsuwa srebrne pasmo
włosów z bladego policzka Tamary do tyłu - Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.
Bliźniaczki są bardzo rzadkie wśród naszego rodzaju - wiedziałam, że Jacinda nie może
posiadać talentu a ty nie.
Cassian obrzuca moją siostrę spojrzeniem, dziewczynę, którą on - całe stado -
odrzuciło jako bezwartościową. Mogę tylko domyślać się jego myśli. Teraz , z jednym z
najpotężniejszych talentów, pożądanym wśród naszego gatunku, reprezentuje
przyszłość bezpieczeństwa stada.
Jakby czując na sobie moje spojrzenie, Cassian spogląda na mnie. Przenoszę moje
zainteresowanie na innych i podążam za nimi do środka.
W domku, obmywa mnie znajomy zapach. Unoszący się zapach duszonych ryb
miesza się z kojącym zapachem suszonych w kuchennym oknie ziół. Spowija mnie
spokojne ciepło i otrząsam się z tego wrażenie, przypominając sobie, że jest to
wymuszony powrót. Wciąż muszę stawić czoła Severinowi i starszym. Kiedy odeszłam
byli o krok od decyzji by podciąć mi skrzydła. To nie jest coś o czym mogę zapomnieć.
- A teraz. Czy nie jesteś zmarznięta? Pamiętam pierwsze dni po mojej pierwszej
przemianie. Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek poczuję ciepło.
Nidia położyła delikatnie żyłkowatą rękę na czole Tamary.
- Damy ci trochę korzennej herbaty. Płyn pomoże cie przywrócić. I odpocząć - idzie
do kuchni i wlewa parujący płyn do kubka.
- Przywrócić mnie taką jaką byłam? - Tamara chrypi z kanapy, jej głos jest
zardzewiały z użycia. Te słowa są jedynymi jakie wypowiedziała odkąd opuściliśmy
Chaparral. Wypuszczam szarpany oddech, z ulgą słysząc, że znów mówi. Może to
głupie, ale moje serce wali jak szalone, szczęśliwe słysząc, że co najmniej ta część niej
jest bez zmian.
Nidia podstawia parujący kubek do ust Tamary.
- Czy tego chcesz?
Tamara rzuca okiem na mnie, Cassiana, a następnie na mamę, jej lodowate oczy są
ostrożne.
- Nie wiem - szepcze zanim pociąga łyk z kubka i krzywi się.
- Za gorące? - Nidia macha ręką nad kubkiem, wysyłając chłodną mgłę przez
gorącą herbatę.
Mama opada obok Tamary, siadając blisko, prawie taj jakby chciała ją schronić. Jej
wzrok spoczywa na Cassianie.
- Co teraz?
Jej głos jest wyzywający, jak gdyby był powód i nie ja nim jestem, naszego powrotu.
- Będą ty lada moment. Co się wydarzy? Będziemy ukarane?
Jako syn alfy stada, Cassian ma znaczący wpływ. On jest następnym w kolejce,
gwarantowanym przywódcą stada.
Zapadając się w fotelu, przyglądam się jego twarzy.
Coś miga w jego ciemnych oczach.
- Obiecałem Jacindzie, że będę ją chronił. I chcę zrobić to samo dla Tamary. I
Ciebie.
Mama wybuch śmiechem. Ten dźwięk brzmi pusto i sucho.
- Dzięki za wrzucenie mnie w to, ale nawet przez moment nie pomyślałam, że
troszczysz się o mnie.
- Mamo.... - zaczęłam mówić ale ona mnie ucisza.
- I jest w porządku. Tak długo, jak mam twoje słowo, że zapewnisz Jacindzie i
Tamarze bezpieczeństwo. To wszystko na czym mi zależy.
- Daję ci moje słowo. Zrobię wszystko co w mojej mocy , aby ochronić twoje córki.
Mama kiwa głową.
- Mam nadzieję, że twoje słowo wystarczy.
Spogląda ponownie na Tamarę, wydaje się pełna żalu, i ja wiem, że to żałoba z
powodu utraty swojej ludzkiej córki.
Przesunęłam się, chowając rękę pod biodro, w pułapkę pomiędzy mną a
siedzeniem, nagle czując się nieswojo w przekonaniu, że opłakuje też mnie. Że robi to
od lat.
To trudne, słuchać jak moja matka negocjuje i prosi o bezpieczeństwo dla nas - dla
mnie. Ponieważ schrzaniłam. Wspomnienie o mojej ostatniej nocy z Willem przelatuje mi
przez głowę. Stado ma wszelkie prawo być na mnie złe. Prawie nas zabiłam, nas
wszystkich, wszystkich ze stada - i to dla chłopaka którego znałam tylko kilka tygodni.
Jeśli nie byłoby mgły Tamary, nasz sekret leżałby w rękach wroga - naszej największej
ochrony by nie było.
Lodowaty dreszcz prześlizguje się po moich plecach i wpełza do głowy gdy nagle
uderza we mnie świadomość. Will nie będzie pamiętał. Nawet nieprzytomny w
samochodzie, był w bliskiej odległości od mgły. Musiał zostać otumaniony. Mam
rozpaczliwą nadzieję, że jakaś część naszej ostatniej wspólnej nocy pozostanie z nim,
wystarczająco by wiedział, że nie znikłam, od tak z jego życia. Że będzie pamiętał,
dlaczego odeszłam. Musi.
Nadal drżę, walcząc z myślą, że Will nie będzie pamiętał co mi się stało, kiedy
przychodzą starsi, wchodząc do małego domku Nidi bez pukania. Wypełniając salon,
przeludniając małą przestrzeń swoimi wysokimi formami.
- Powróciłaś - oświadcza Severin, i wzdrygam się na głęboki dźwięk jego głosu,
mimo, że się go spodziewałam.
Odkąd uciekłyśmy do Chaparral, słyszałam go w mojej głowie, wyobrażając sobie
ten głos dzwoniący mi w uszach kiedy skazuje mnie na podcięcie skrzydeł, za moje
przestępstwa. Z tą matową akceptacją wobec tego.
Kilku starszych wyłania się z za Severina, ich postury są podobne w swojej
surowości. Nie noszą nic specjalnego dla podkreślenia ich statusu. Ich wrodzony wpływ,
cechy szkolone w obojętności, identyfikują ich. Nie pamiętam czasów kiedy nie
wiedziałam, jak wybiera się starszego spośród reszty z nas.
Severin omiata nas szerokim spojrzeniem i jego wzrok zatrzymuje się na Tamarze.
Jego oczy migotają, najdrobniejszym ruchem, dając widoczny znak, że jest zaskoczony
zmianą jej wyglądu. Bada czy niczego nie brakuje. Srebrzysto szare oczy. Zaskakująco
perłowe włosy. W ten sam sposób patrzył na mnie przez tak długi czas. Walczę z
szalonym impulsem by przesunąć się pomiędzy nich, aby zablokować ją przed tym
wwiercającym wzrokiem.
- Tamara - szepcze jej imię, tak jakby smakował je po raz pierwszy.
Podchodzi bliżej, opierając rękę na jej ramieniu. Patrzę na tą rękę na mojej siostrze i
coś zwija mi się w brzuchu.
- Przeszłaś przemianę. To cudownie.
- Więc zgaduję, że teraz się dla ciebie liczy - już za późno by cofnąć te wyzywające
słowa z powrotem. Wyrwały się z moich ust z szybkością strzały.
Severin patrzy na mnie. Jego oczy są zimne, ciemne jak jeziora nocą.
- Wszystko- wszyscy- w stadzie liczą się dla mnie, Jacindo.
Jego zaborcza ręka wciąż spoczywa na Tamarze gdy to mówi, a ja chcę ją zrzucić z
niej.
Tak. Niektórzy z nas są po prostu ważniejsi.
- To bardzo niesprawiedliwe z twojej strony, że sugerujesz iż jest inaczej - dodaje.
Opieram się pokusie by przycisnąć się bliżej Cassiana, nienawidząc pojawiającej
się strachu, gdy jego ojciec patrzy na mnie z góry. Pozostaję na miejscu i nadal trzymam
moje oczy skupione na Severinie. Moje serce szaleje, skręcając się w mojej klatce.
Zdradziłam mój rodzaj. Straciłam Willa. Pozwól im zrobić to co najgorsze.
Kąciki ust Severina unoszą się w górę w powolnej groźbie.
- Dobrze mieć cię z powrotem Jacindo.