Najpierw przyjaciółka, potem szefowa
Małgorzata Kolińska-Dąbrowska 2010-11-10, ostatnia aktualizacja 2010-11-04 16:11:16.0
Ta historia jest stara jak świat i banalna jak samo zło. Oto ktoś uzyskuje władzę nad kimś i wszystko się zmienia
- rozmowa z Anną Nowakowską, psycholożką, psychoterapeutką
List: Już trzeci rok pracuję w dużej kancelarii prawnej zajmującej się obrotem wierzytelnościami. Nie jestem adwokatem
ani radcą prawnym. Jestem księgową. Przyjęli mnie do pracy wraz z inną dziewczyną. Podobnie jak ja miała wyższe
studia, skończone szkolenia i ponadczteroletni staż pracy. Od pierwszego dnia świetnie się dogadywałyśmy. Potem
nasze kontakty przeniosły się także na grunt towarzyski. Chodziłyśmy do klubów, na imprezy. Pomagałyśmy sobie w
pracy. Stanowiłyśmy niezły tandem. Nawet awansowałyśmy mniej więcej w tym samym czasie. Razem się
dokształcałyśmy. Na początku tego roku Kaśka została szefową naszego działu. I w tym momencie skończyła się nasza
zażyłość, a zaczęły się moje problemy. Teraz Kaśka traktuje mnie z ogromnym dystansem. Nie chodzimy po pracy na
kawę czy na dyskotekę. Mam wrażenie, że boi się, by ktoś nie pomyślał, że jako jej 'przyjaciółka' - to pewnie zbyt duże
słowo - mam jakieś chody czy przywileje. Wręcz jestem stale kontrolowana, poganiana i trudno mi w sprawach
zawodowych z nią dyskutować. Słyszę: 'Już podjęłam decyzję, jak ten problem rozwiążemy. Jestem szefem działu i ja
odpowiadam za efekty naszej pracy'. Sytuacja w całym dziale zrobiła się jakaś chora. Niektórzy koledzy kpią ze mnie:
'Myślałaś, że jak ona dostanie ten stołek, to będziesz miała superluzik. A tu figa'. Mnie nie o to chodziło, o ten 'luzik'. Po
prostu jest mi przykro. Może powinnam zmienić pracę? A może porozmawiać z Kaśką o tym, co czuję?
Marta - 'Księgowa pod specjalnym nadzorem'
Czy rozmowa, o której mówi Marta, coś da?
Każda rozmowa coś daje. Problem w tym, że nie zawsze to, czego się po niej spodziewamy. Ale daje. W najgorszym
razie spowoduje zaostrzenie konfliktu, ale w zamian Marta dostanie wartościowy prezent - ulgę wynikającą z nazwania
problemów. A to dlatego, że hodowanie konfliktu pod pozorami tzw. normalności może być przyczyną wielu groźnych
chorób, jak mawiają producenci leków. Zacytuję: 'Cała sytuacja w dziale zrobiła się jakaś chora'. Dokładnie tak - chora.
Widzimy objawy, nie znamy diagnozy. Z listu wynika, że 'niektórzy koledzy' starają się tę diagnozę postawić, przy okazji
wbijając Marcie wredną szpilę i dobrze się przy tym bawiąc. Zresztą, czy luzik w pracy jest na pewno ciężkim grzechem?
O ile nie przeszkadza w wykonywaniu zadań, nie widzę w luziku nic zdrożnego. Jeśli przyjmiemy roboczy opis luziku
jako brak napięcia i poczucie bezpieczeństwa, a nie nicnierobienie. Oczywiście nie mam pewności, o jaki luzik chodzi
'niektórym kolegom'.
Jeśliby się pani Marta na rozmowę zdecydowała, to lepiej spotkać się oficjalnie w firmie czy może próbować
gdzieś poza biurem?
To zależy od niej. Didaskalia zawsze są istotne, w tym wypadku określą status rozmowy: prywatna lub służbowa.
Wpłyną też na role: rozmowa pracownicy z szefową czy dialog byłych bliskich koleżanek. Zatem wybierając
okoliczności, warto pamiętać, że one znacząco wpłyną na przebieg i atmosferę całego przedsięwzięcia. I to dotyczy
wszelkich rozmów, nie tylko tej konkretnej.
Tylko o czym 'Księgowa pod nadzorem' ma mówić: o swoich odczuciach? Jak taką rozmowę poprowadzić?
Najpierw powinna dobrze się do niej przygotować. Ze słów listu wynika, że jest osobą dobrze wykształconą, obytą,
doszkoloną na kursach, zatem nie bawmy się w udzielanie podstawowych wskazówek typu: mów w języku 'ja' itp. Ale z
drugiej strony jest rozżalona i zraniona, więc może pojawić się pokusa, żeby zacząć od strasznych słów: 'Zmieniłaś się
ostatnio'. One są straszne dlatego, że przenoszą nas w odmęty nieokreślonych odczuć i domysłów, a osobę 'oskarżoną'
spychają do defensywy. W rezultacie kończy się na wzajemnych pretensjach i tyle z tego pożytku, co z rozgoworu
dziada z obrazem. Najlepsze efekty daje mówienie o faktach i ewentualnie o ich emocjonalnych skutkach. Ponieważ
panie były bliskimi koleżankami, Marta może sobie pozwolić na nieco więcej - na mówienie o odczuciach, uczuciach i
stanach własnego umysłu. O ile rozmowa będzie przebiegać w warunkach temu sprzyjających, w klimacie osobistym i w
prywatnych dekoracjach. W przypadku rozmowy służbowej liczą się fakty - kiedy, co i z jakim skutkiem się wydarzyło.
Dla porządku dodam, że to wcale nie jest łatwe. Byłoby łatwizną dla cyborga, ale w Marcie nazbierało się tyle żalu, że -
o ile zdecyduje się na tę rozmowę - ma przed sobą spore wyzwanie.
Zastanawiam się, gdzie jest początek tej całej historii. Może w rywalizacji dwóch młodych i pewnie ambitnych
księgowych?
Z listu wynika, że przez dłuższy czas rywalizowało im się całkiem sympatycznie. Były zżyte, wspierały się wzajemnie,
szły łeb w łeb. Jeśli rywalizowały, to w sposób mało agresywny, bez wojennych okrzyków i ran. Normalna pracowa
zażyłość ze skłonnością do pogłębiania się. 'Początkiem historii' jest uzyskanie przez jedną z pań znacznej przewagi i
związana z tym zmiana okoliczności. I od tej nagłej zmiany zaczyna się ta historia - po raz stutysięczny albo milionowy,
stara jak świat i banalna jak samo zło. Oto ktoś uzyskuje władzę nad kimś i wszystko się zmienia.
Może rzeczywiście Marta liczyła na 'luzik' i dlatego czuje się rozgoryczona.
Nie wiem. Jak już wspomniałam, zależy, jak scharakteryzujemy inkryminowany 'luzik'. Jednak raczej nie o to chodzi.
Obie panie mają kłopot - każda na swój sposób - z tym, co w poprzednich warunkach było miłe, a po zmianie
okoliczności stało się dla nich obciążeniem: z zażyłością. Smutne to, bo sympatyczne relacje są wartością samą w
sobie, ale powszechne. Możemy sobie swobodnie pogdybać, w gdybaniu nie ma nic złego, jeśli uczy nas czegoś na
przyszłość. Gdyby Kaśka i Marta odbyły jakąś wyjaśniającą pogawędkę tuż po awansie jednej z nich, byłaby większa
przestrzeń dla jakichś ustaleń. Wspólnych, życzliwych: 'Słuchaj, jest taki kłopot, że muszę popracować nad autorytetem,
musimy troszkę przemodelować nasze stosunki'. Tymczasem nazbierało się już tyle gorzkich żalów, zapewne po obu
stronach, że teraz trzeba uporządkować to gruzowisko, by coś sensownego zbudować.
A czy cała ta sytuacja nie jest czasem spowodowana tym, że szefowa Kaśka ma małe doświadczenie w
zarządzaniu zespołem? Może dlatego tak ostentacyjnie odcina się od Marty?
Może. Ale co nam da kaśkologia, skoro chodzi o Martę? Z listu domyślam się, że nie tylko o odcinanie się chodzi.
Przypomnę: poganianie, kontrolowanie i bardzo sztywne stosunki w miejsce dawnej swobody komunikacji - to musiało
wprawić Martę w konsternację. Wyjścia w razie pozostania w tej pracy ma dwa. Pierwsze: przystosować się do
zmienionych reguł gry. Drugie: próbować na nie wpłynąć poprzez rozmowy, wyjaśnianie, dogadywanie się. Każde
wyjście ma swoją cenę. Żadne nie gwarantuje, że 'będzie miło'. Swoją drogą bycie szefem wcale nie jest łatwe, prawda?
Strona 1 z 2
Najpierw przyjaciółka, potem szefowa
2011-08-06
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/2029020,53664,8613438.html?sms_co...
Widziałam na własne oczy takie 'przemiany' z kolegi w bossa. Czasem można nie wyrobić się na wirażu emocjonalnym i
zrobić z siebie idiotę. Byłam świadkiem, jak w pewnym zespole (owszem, psychologów) jedna z pracownic została p.o.
szefa. Następnego dnia zwołała swoich dotychczasowych kolegów i zapodała: teraz JA tu rządzę. W czasie, kiedy
koledzy próbowali podnieść opadłe szczęki, ona naklejała kartki z napisem 'MOJE' na szufladach i segregatorach.
'Zdarza się', jak zwykł zauważać Vonnegut. Widziałam też sytuację odwrotną: szefa tak empatycznego i ludzkiego, że w
rezultacie sam pracował za swoich podwładnych. I jeszcze fundował im kawę z ciasteczkami.
Gdzie jest granica między tym, co prywatne, a tym, co zawodowe. Trudno ją nakreślić?
Łatwo ją nakreślić, trudniej utrzymać. Istnieje przeświadczenie, że 'spędzamy tyle czasu w pracy, że powinno być niemal
jak w domu'. Stąd tyle pogmatwanych ludzkich problemów mających swoje źródło w pracowym bagienku. Plotki,
romanse, nawiązywane i zrywane koalicje. Przyjaźnie na wieki, a po nich nienawiść do grobowej deski... Granicę każdy
powinien nakreślić sobie sam. A właściwie nakreślać ją codziennie. Decydować na podstawie rozeznania sytuacji. Jeśli
ktoś pragnie łatwych recept na swoje problemy, to ja ich nie mam. Nikt ich nie ma, choć wielu próbuje wmówić ludziom,
że zna ich lepiej niż oni sami siebie. Tak nie jest. Jeszcze raz podkreślam: nie ma uniwersalnej recepty, żeby dobrze się
czuć. Ponosimy skutki swoich wyborów, także tych na pozór mało ważnych, bo wszystko ma swoje konsekwencje. To
takie przeraźliwie banalne, a wciąż się o tym zapomina.
Która z pań powinna ustanowić te granice?
Obie, rzecz jasna. Ale trochę na to za późno. Obecnie ich potrzeby są ze sobą sprzeczne. Kaśka chce utrzymać
dystans, Marta pragnie bliskości. Albo się dogadają, albo będą budować coraz większy konflikt, tym bardziej przykry, że
powstał na gruzach zażyłości.
Jest jeszcze to drugie wyjście z sytuacji - zmiana pracy. Kiedy trzeba będzie zastosować ten wariant?
Jest tylko jedna okoliczność, w której ośmieliłabym się doradzać zmianę pracy - jest nią mobbing. Czyli przemoc
psychiczna z użyciem narzędzi związanych z samą pracą. W każdym innym przypadku dyskomfortu w pracy zostawiam
takie pytanie bez odpowiedzi. Z tej prostej przyczyny, że zmiana pracy dla jednych jest radosną przygodą, a dla innych
życiowym załamaniem. Przy czym radosna przygoda może zmienić się w koszmar, a spodziewana porażka może
okazać się sukcesem. I kto ma wziąć za to odpowiedzialność? Ja? Żartowałam. Ale nie do końca. Pytanie kogokolwiek:
'Co ona (lub ja) ma zrobić?', jest nieporozumieniem. Niech zrobi to, co uzna za dobre dla siebie, po starannym
rozważeniu skutków każdej decyzji. My możemy tylko pogdybać. Marta zaś musi zmierzyć się nie tylko z Kaśką, ale - co
znacznie trudniejsze - z własnym rozczarowaniem, żalem i poczuciem krzywdy. Które to uczucia są powszechnie znane,
bo od czasu do czasu przytrafia nam się coś, co burzy święty spokój i testuje naszą dojrzałość. I idziemy dalej, bo jak
twierdzą znawcy reguł przetrwania: 'Maszeruj albo giń'. I tyle.
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl -
www.gazeta.pl
© Agora SA
Strona 2 z 2
Najpierw przyjaciółka, potem szefowa
2011-08-06
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/2029020,53664,8613438.html?sms_co...