Ci ktorzy trwaja

background image

1

Cała ta niesamowita historia rozwinęła się tak nieprzewidywalnie, że do dzisiaj

wątpię bardziej w swoje zdrowe zmysły, niż w prawdziwość zapamiętanych wydarzeń.

Od tamtego czasu stałem się innym człowiekiem, takim, który drży na każdym kroku

i paranoidalni

e obawia się każdego cienia. Jestem już strzępem dawnego siebie, jed-

nak ciągle powtarzające się koszmary pogarszają mój stan jeszcze bardziej. Postano-

wiłem spisać dokładnie tamte wydarzenia, a potem odebrać sobie życie. Wątpliwości

są karą nie do zniesienia.

Ja i mój przyjaciel Henry znaliśmy się już od dawna. Nasza znajomość była dość

osobliwa, a to dzięki naszym rozlicznym wspólnym rozmowom. Dyskutowaliśmy naj-

częściej o różnorakich, niezwykłych czynach, do jakich posunąć się może zwykły czło-

wiek. Rozważaliśmy aspekty najbardziej niebezpiecznych sytuacji, takich jak kradzieże

czy nawet zabójstwa. W teorii przetestowaliśmy wszystko, co tylko nam przyszło do

głowy. Omawialiśmy z pasją kolejne punkty wielu czynów, polemizowaliśmy na temat

tego, co bylibyśmy w stanie zrobić. Fascynowały nas granice, których nie moglibyśmy

prawdopodobnie przekroczyć. Cechowała nas niezdrowa ciekawość, choć wykazywa-

liśmy czysto naukowe podejście do każdego nowego problemu. Dysputy te ciągnęły

się latami, aż kiedyś Henry stwierdził, że do niczego nas nie doprowadzą. Trudno było

się z nim w tej kwestii nie zgodzić, jednak ja nigdy nie planowałem niczego innego.

Czerpałem z nich po prostu przyjemność, lubiłem polemizować i wysuwać coraz to

nowe argumenty. Henry

’ego natomiast sama rozmowa najwyraźniej nie satysfakcjo-

nowała; garnął się do czynu, pragnął wyzbyć się bierności tak samo bardzo, jak ja jej

pożądałem.

Początkowo byłem przeciwny wcielaniu naszych hipotetycznych sytuacji w życie,

jednak w końcu mu uległem. Zawsze udawało mu się lepiej dobierać argumenty niż

mnie, zawsze potrafił poprowadzić rozmowę tak, by to do niego należało ostatnie

słowo. Dlatego też dość szybko przekonał mnie, byśmy wzięli udział w jakimś wymy-

ślonym przez nas doświadczeniu.

Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, czego dokładnie miało ono dotyczyć. Byliśmy

jednak pewni, że musi to być coś nietypowego, coś, czego zwykli ludzie nie robią.

Wprowadzenie czynu w życie miało dać nam satysfakcję, lecz zadowolenie samo

w

sobie nas nie interesowało. Istota tego doświadczenia miała tkwić w samym jego

przeprowadzeniu, w tym, jak będziemy się czuć w jego trakcie. Ważniejsze dla nas

były środki od samego celu. Ostatecznie więc zdecydowaliśmy, że powinniśmy dopu-

ścić się takiego czynu, który kolidowałby z prawem.

background image

2

Pociągające było to, że równie dobrze mogliśmy ponieść karę, jak i jej uniknąć.

Wybraliśmy więc kradzież, gdyż w wypadku niepowodzenia skutki nie byłyby zbyt przy-

tłaczające.

Szybko jednak stwierdziliśmy, że sama kradzież to wciąż niezbyt wiele. Musieli-

śmy ukraść coś, co nie postawi nas w gronie tych najzwyklejszych złodziei. Bo jaką

satysfakcję, jakie zadowolenie z samego popełnienia takiego czynu dałaby nam kra-

dzież pieniędzy czy kosztowności podczas włamania? Z pewnością niewielką. Dlatego

musieliśmy dopuścić się czegoś, co wyróżni nas od tych wszystkich pospolitych zło-

dziei,

którzy kierują się tylko chęcią zysku.

Wybraliśmy więc kradzież zwłok. Nie był to pomysł wyjątkowo nowatorski, lecz

z

pewnością niecodzienny. Ponadto, aby doświadczenie to było jeszcze bardziej inte-

resujące, postanowiliśmy podzielić nasze role. Uzgodniliśmy, że jeden z nas wykopie

zwłoki na cmentarzu w południowej części Minning, a potem dostarczy je do wspólnie

wynajmowanego przez nas

mieszkania w centralnej części miasta. Następnie drugi

weźmie trupa i zakopie go na cmentarzu w północnej części. Taki podział ról gwaran-

tował równy udział i takie samo ryzyko każdemu z nas.

Oczywiście i ja, i Henry mieliśmy wykopać i zakopać groby. Ten punkt wiązał się

więc z większym nakładem czasu, jaki mieliśmy poświęcić na jego wykonanie. Ryzyko

musiało być równomierne dla nas obu, więc drugi z nas także musiał wykopać grób,

złożyć w nim zwłoki i ponownie go zakopać. Tylko w ten sposób obaj mogliśmy wnieść

taki sam wkład pracy w nasze doświadczenie.

W teorii wszystko wyglądało na dobrze przemyślane. Nawet odległość z połu-

dniowego i północnego cmentarza do centrum Minning była podobna, więc ona także

nie robiła żadnemu z nas istotnej różnicy.

Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak bardzo będziemy ryzykować, przynosząc

wykopane zwłoki do naszego mieszkania. Nawet w nocy po ulicach centralnej części

Minning kręcili się nie tylko stróże prawa, ale i liczni przechodnie. W kamienicy, w której

mieszkaliśmy aż się roiło od ciekawskich sąsiadów. Każdy z nich mógł wyjrzeć na ko-

rytarz, gdyby tylko obudził go w nocy jakiś hałas. Niemniej uznaliśmy, że ryzyko musi

być dostatecznie duże, abyśmy mogli zyskać najintensywniejsze bodźce emocjonalne.

Postanowiliśmy także, może zbyt pochopnie jak na mój gust, że przeprowadzimy

to doświadczenie jeszcze dzisiejszej nocy. Do zimy pozostały ponad dwa miesiące,

więc ziemia na cmentarzach nie będzie skuta lodem i zbyt twarda, by ją dostatecznie

Kup książkę

background image

3

szybko rozkopać. Padało cały dzień, a teraz wczesnym wieczorem nad ulicami Min-

ning unosiła się biała mgła. Pogoda dopisywała więc naszym planom.

Pozostało nam tylko zdobycie dwóch łopat i rozwiązanie kwestii, który z nas wy-

kopie trupa i dostarczy go do mieszkania, a który zakopie go na cmentarzu w północnej

części miasta. Obaj byliśmy zgodni, że do przewozu zwłok użyjemy automobilu

Henry

’ego, gdyż dźwiganie ich na plecach byłoby zdecydowanie przesadzone. Ryzyko

było już i tak bardzo duże, więc nie widzieliśmy sensu w dalszym komplikowaniu tego

doświadczenia.

Rzuciliśmy monetą i wyszło na to, że Henry wyruszy do południowego cmentarza

i dostarczy zwłoki do mieszkania. Mieszkaliśmy na pierwszym piętrze, pod nami znaj-

dowały się jeszcze trzy mieszkania, a obok dwa. Uzgodniliśmy, że wykręcimy żarówki

na klatce schodowej, a w mieszkaniu

światło cały czas będzie zgaszone. Musieliśmy

jak najbardziej zniwelować ryzyko rozpoznania w razie ewentualnego spotkania z któ-

rymś z sąsiadów.

Łopaty pożyczyliśmy od jednego z nich, pana Hunta. Dozorca w starszym wieku

był nieco zdziwiony i nie omieszkał zapytać, na co dwóm studentom mieszkającym

w

środku miasta łopaty. Powiedzieliśmy mu, że potrzebuje ich na jeden dzień nasz

kolega z wydziału archeologii, gdyż miał jutro rano wziąć udział w wykopaliskach. Po

tym kłamstwie wyraz twarzy pana Hunta stał się jeszcze bardziej sceptyczny; trudno

mu było uwierzyć, że wydział archeologii nie posiada wystarczająco dużo własnych

łopat i że gdzieś w okolicy warto byłoby przeprowadzać jakiekolwiek wykopaliska.

Marszcząc brwi, stwierdził jednak, że zejdzie do piwnicy i zaraz przyniesie nam łopaty.

Upewniliśmy się jeszcze, czy w automobilu jest wystarczająco dużo paliwa, po

czym wróciliśmy do domu. Staruszek stał już pod naszymi drzwiami, więc czym prę-

dzej

odebraliśmy łopaty. Teraz pozostało nam już tylko czekać aż zapadnie czarna

noc.

Minęła północ. Henry przed chwilą opuścił mieszkanie, pozostawiając mnie sa-

mego w ciemnościach. Siedziałem w starym, lecz bardzo wygodnym fotelu i paliłem

kolejnego już papierosa. Teraz, gdy Henry wyruszył, doświadczenie rozpoczęło się.

Dzisiejszej nocy mieliśmy być obaj najgorszego rodzaju hienami cmentarnymi, ale o to

przecież nam chodziło. Najważniejsze, by doprowadzić doświadczenie do końca.

Żałowałem, że to nie ja, a Henry wyruszył jako pierwszy. Minęło dopiero kilka-

dziesiąt minut, a już trawiła mnie chęć działania. Ciągle paliłem, by poczuć, że robię

cokolwiek.

Kup książkę

background image

4

Wstałem z fotela i podszedłem do okna. Przez firankę widziałem opustoszałą

ulicę, na której stały dwie zapalone latarnie. Jedna z nich znajdowała się zbyt blisko

wejścia do naszej kamienicy; krąg latarnianego światła sięgał prawie do samego muru.

Kiedy Henry zaparkuje na dole samochód i wyniesie z niego trupa, by przynieść go

tutaj, będzie widoczny jak na dłoni. Ja także, kiedy zniosę zwłoki na dół i będę wnosił

je do auta. Poc

ieszyłem się jednak tym, że będzie to trwało tylko chwilę.

W polu mojego widzenia pojawił się policjant. Przechodził się wolnym krokiem,

z

rękoma założonymi na plecach. Kiedy zniknął za kamienicą, pomyślałem, że jego

widok to dla mnie zły omen.

Wróciłem na fotel i zapaliłem następnego papierosa. Przyszło mi do głowy, że to

doświadczenie nie było jednak tak dobrym pomysłem. Ryzykowaliśmy przecież nie

tylko uwięzieniem, ale i wydaleniem z uniwersytetu, a także zszarganiem opinii na dłu-

gie lata

. Wątpiłem, by w razie wpadki jakaś uczelnia przyjęłaby nas jeszcze kiedykol-

wiek w swoje szeregi. Raczej krzywo patrzyli

by na młodych przestępców, którzy parali

się ekshumacją zwłok i zakopywaniem ich gdzie indziej.

Nadal jednak uważałem, że warto przeprowadzić coś takiego dla samego wyko-

nania doświadczenia. Takie postępowanie nie jest co prawda akceptowane, lecz i ja,

i

Henry byliśmy w głębi duszy buntownikami; może właśnie dlatego zdecydowaliśmy

się na czyn niezgodny z prawem.

Spojrzałem na wiszący na ścianie zegar. Ledwo widoczne w ciemności wska-

zówki pokazywały kwadrans po pierwszej. Zastanowiłem się nad tym, jak długo kopie

się grób. Nie wiedziałem. Nigdy niczego podobnego nie robiłem, więc ciężko mi było

oszacować dokładny czas. Niemniej wydawało mi się, że jeśli ziemia jest miękka,

każdy z nas powinien uporać się z tym w czasie około dwóch godzin. Obaj na pewno

będziemy pracować bardzo szybko, nie zważając na zmęczenie i chcąc jak najbardziej

skrócić czas kopania. Jeśli więc Henry skończy kopać około godziny drugiej, powinien

dotrzeć tutaj w najdalej kwadrans później. Mimo to, znajdowałem się w gorszej od

niego

sytuacji, gdyż gdzieś w okolicach wpół do piątej zacznie się już robić jasno. Mgła

na pewno ukryje mnie przed oczami

jakiegoś przechodnia przechodzącego w pobliżu

cmentarza, a zresztą do wpół do piątej powinienem wykopać już grób i złożyć w nim

ciało. Później wystarczy go tylko zakopać, co pójdzie mi znacznie szybciej.

Nie wziąłem pod uwagę tego, że Henry również będzie musiał jeszcze też zako-

pać rozkopany przez siebie wcześniej grób. Trzeba więc wydłużyć czas jego powrotu

gdzieś do… powiedzmy… godziny trzeciej. To z kolei wydłużało mój czas kopania do

Kup książkę

background image

5

około kwadransa po piątej, wliczając w to jakieś piętnaście minut na zniesienie trupa

do samochodu i dojechanie na cmentarz.

Nie podobało mi się to. Miałem skończyć zakopywanie grobu około godziny szó-

stej rano, a to była już zdecydowanie niebezpieczna pora. Być może ktoś pojawi się

na cmentarzu, może przyjdą robotnicy mający wykopać grób przed kolejnym pogrze-

bem. Nie mogłem wykluczyć takiej możliwości. Dlatego stwierdziłem, że pozostanie na

cmentarzu tak długo nie wchodzi w rachubę. Będę musiał kopać bardzo szybko, wręcz

szaleńczo, a poza tym na pewno muszę odrzucić możliwość wykopania tak głębokiego

grobu, jaki

kopią przeważnie grabarze. Musi wystarczyć metr, może półtora.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że postępując tak zachowam się nieuczciwie

wobec Henry

’ego, który mimo wszystko musi przecież kopać tak głęboko, jak to ko-

ni

eczne. Jednak jemu przypadł bezpieczniejszy przydział czasu; znacznie mniej praw-

dopodobne było, że ktoś pojawi się na cmentarzu między północą a trzecią rano.

Znowu spojrzałem na zegar. W pokoju było tak ciemno, że gdyby nie słaba, pa-

dająca na ścianę od okna poświata, nie zdołałbym dojrzeć nawet wskazówek. Wytę-

żyłem jednak wzrok i stwierdziłem, że minęła już godzina druga. Jeśli moje obliczenia

są słuszne, Henry powinien wkrótce powrócić wraz ze swym przerażającym pakun-

kiem.

Zapaliłem kolejnego papierosa, wstałem i podszedłem do okna. Ulica poniżej była

pusta i cicha, a wszystkie okna w kamienicy na przeciwko

były ciemne. Samochodu

jeszcze nie było.

Wróciłem na fotel i przetarłem dłonią oczy. Byłem zbyt zdenerwowany, by chciało

mi się spać, jednak odczuwałem już lekkie zmęczenie. Miałem nadzieję, że Henry...

Nagle usłyszałem dochodzący z korytarza dźwięk ciężkich i dziwnie nierównych

kroków. Zdziwiony spojrzałem w stronę okna. Przecież przed chwilą nie było na ulicy

samochodu, a nie słyszałem, by teraz podjeżdżał! Więc to nie mógł być mój przyjaciel...

Rozległo się głośne pukanie do drzwi, na którego nagły dźwięk serce niemal wy-

skoczyło mi z piersi. Wstałem i wolno do nich podszedłem, podczas gdy natarczywe

pukanie nie ustawało. To musiał być Henry, tyle że zostawił gdzieś dalej samochód.

Otworzyłem drzwi i ujrzałem niewyraźny zarys postaci mego przyjaciela. Pod jego

nogami leżał długi, owinięty zabrudzonym materiałem kształt. Moich nozdrzy doszedł

okropny fetor, tak intensywny, że musiałem zasłonić nos dłonią. Odsunąłem się od

drzwi, a mój towarzysz wszedł do środka chwiejnym ze zmęczenia krokiem. W niemal

absolutnej ciemności nie widziałem nawet jego twarzy, dostrzegałem tylko ciemną

Kup książkę

background image

6

plamę jego sylwetki; drzwi znajdowały się zbyt daleko od okna, by słaba, padająca zza

niego poświata mogła tutaj dotrzeć. Jednak było to nieistotne, gdyż pozostało mi zbyt

mało czasu, by marnować go na rozmowę czy przyglądanie się Henry’emu. Kiedy on

wszedł do mieszkania, ja natychmiast porwałem łopatę, wyszedłem na korytarz i za-

mknąłem za sobą drzwi. Chwyciwszy ciężki pakunek zniosłem go po schodach i wy-

szedłem przed kamienicę. Przejęty zapomniałem spytać Henry’ego, gdzie zostawił sa-

mochód, którego nigdzie w pobliżu nie widziałem. Spojrzałem w stronę okna i za szybą

dostrzegłem niewyraźny zarys jego postaci; nie poruszył się, nie wskazał miejsca,

w

którym zaparkował automobil. „Może się zepsuł” — pomyślałem. Najpewniej tak,

skoro mój przyjaciel przyniósł zwłoki na własnych rękach.

Przekląłem w duchu fakt, że zgodziłem się na to piekielne doświadczenie i, zaci-

snąwszy zęby, ruszyłem najszybciej jak mogłem w kierunku północnej części miasta.

Trup szybko zaczął mi ciążyć, a pot zalał moje czoło i plecy. Po pięciu minutach mar-

szu ledwie oddychałem, a moje ręce omdlewały. Jednak nie zwalniałem kroku; strach

dodawał mi sił.

Nie wiem, cóż to za opatrzność czuwała nade mną tamtej nocy, ale podczas całej

drogi nie napotkałem żywego ducha. Dotarłem do bramy cmentarza, minąłem ją i ru-

szyłem w kierunku jego najbardziej zaciemnionej części. Musiałem przejść całą dłu-

gość cmentarza, by jak najbardziej oddalić się od ulicy.

Wreszcie zwaliłem zwłoki na ziemię, upuściłem obok łopatę i usiadłem z ulgą na

trawie. Musiałem chwilę odpocząć, by złapać oddech przed wysiłkiem kopania, którego

miałem się zaraz podjąć. Jednocześnie poprzysiągłem sobie, że nigdy więcej nie zgo-

dzę się na nic, co zaproponuje Henry.

Dwie czy trzy minuty później już kopałem. Łopata gładko wchodziła w miękką

ziemię, czarne grudy odrzucałem na bok. Gęsta mgła i cisza spowiły cmentarz… sły-

szałem tylko mój ciężki oddech i czułem walenie serca w piersi. Pakunek leżał obok

mnie z prawej strony. W pewnej chwili spojrzałem na niego i zamarłem. Wydawało mi

się, że brudny materiał, który skrywał wykopane zwłoki, poruszył się lekko. Patrzyłem

st

rwożony na niego jeszcze dłuższą chwilę, a potem potrząsnąłem głową i wróciłem

do pracy. Ze zmęczenia nawet oczy płatały mi figla.

Wykopałem już dół na metr głęboki i dwa długi, kiedy pakunek znowu się poru-

szył. Tym razem byłem tego pewien, nie zdawało mi się. Poczułem, jak lodowate

okowy przerażenia opadają na mnie niczym mroczny całun, jak moje serce przestaje

Kup książkę

background image

7

na chwilę bić. Całe moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa, nie mogłem wykonać naj-

lżejszego ruchu. Aż do chwili, kiedy leżący na ziemi, owinięty materiałem kształt znowu

się poruszył. Wtedy krzyknąłem, wzniosłem łopatę nad głowę i spuściłem ją z całą siłą

kilkakrotnie na pakunek. Byłem tak przerażony, że kilka silnych uderzeń przerodziło

się w kilkanaście, a później w kilkadziesiąt. Po jakimś czasie, który wydawał mi się

wiecznością, opanowałem się wreszcie i zrobiłem dwa chwiejne kroki w tył, odstępując

od zawiniętych zwłok. Patrzyłem na nie przez moment, oddychając spazmatycznie, po

czym pochyliłem się i wepchnąłem je do wykopanego dołu. Później, z jakąś nową,

fanatyczną pasją, zacząłem zasypywać grób ziemią. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam

sprzed utraty przytomności, był powrót do pustego mieszkania...

Kup książkę


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ci ktorzy jahwe ufaja
24 Gdzie są ci którzy zajeliby nasze miejsce
Wszyscy ci, którzy noszą trójkąt – znak najbardziej?zbożnej trójcy
O Panie, ci którzy są Tobie wierni, będą przy Tobie trwali w mi
Ci, którzy szukają przebaczenia
Ci którzy marzą o III Soborze Watykańskim
Cuda ks Jerzego Ci, którzy zawdzięczają mu znalezienie pracy, powrót do zdrowia lub odnalezienie wła
Ci, którzy Jahwe ufają
Wskazówki dla nauczycieli, którzy mają w klasie
Mię¶niaki macicy w ci±ży[2]
Agoni Ťci receptor w alfa i beta adrenergicznych
VIrok cukrzyca a ci±ża2
Reprodukcja ludno ci Polska wyklad 6 cz[1][1] 2
(W7a Stale do kszta t na zimno cz I [tryb zgodno ci])
blogoslawieni ktorzy zostali
76 Omow znane Ci typy kanalow jonowych

więcej podobnych podstron