Inny świat - streszczenie
CZĘŚĆ PIERWSZA
Witebsk - Leningrad - Wołogda
Grudziński, jednocześnie główny bohater i narrator utworu, opisuje w tym rozdziale swój pobyt w trzech rosyjskich więzieniach, w których przebywał przed zesłaniem do obozu w Jercewie. Czas w więzieniach spędzano głównie na jedzeniu, piciu i zaspokajaniu potrzeb fizjologicznych. Poza tym życie więźniów wypełnia oczekiwanie. Są niepewni jutra, nie wiedzą bowiem, co się dalej z nimi stanie. Tworzą się liczne grupy, trzymające ze sobą. Jedną z grup są tzw. biezprizorni, małoletni więźniowie, zajmujący czas kradzieżą i onanizmem, traktujący pobyt w więzieniu jako rodzaj kolonii letnich. Drugą grupę stanowią polityczni (bieloruki), nienawidzenie przez innych. Bytowniki są to więźniowie niepolityczni, skazani za drobne przewinienia na krótki czas, więzieni zazwyczaj w bardzo dobrych - jak na sowieckie więzienia - warunkach. Urkowie to także więźniowie niepolityczni, ale tacy, którzy z własnej woli praktycznie nie opuszczają więzień. Po odsiedzeniu swojego wyroku specjalnie dopuszczają się przestępstw, aby móc wrócić do więzienia jako swojego naturalnego środowiska. Wielu z nich dorobiło się niemałych pieniędzy i nieźle urządziło się w więzieniu. Stanowią oni grupę najbardziej uprzywilejowaną, wyzyskującą innych więźniów.
Autor opisuje przebieg swojego przesłuchania. Wyrwany ze snu, z pełnym pęcherzem, przy oślepiającym świetle żarówki musiał odpowiadać na pytania. Został skazany na pięć lat łagru za to, że “zamierzał prowadzić walkę z ZSRR”. Jest to oczywiście nieprawda, a pretekstem do skazania było niemieckie brzmienie nazwiska Herlinga oraz fakt, że próbował nielegalnie przekroczyć litewską granicę.
Grudziński opisuje swoje rozmowy z kilkoma więźniami z trzech miejscowości, który zostali skazani z równie absurdalnego co on powodu. Są to między innymi: oficer Szkłowski, skazany za zbyt małe zainteresowanie wychowaniem politycznym swoich żołnierzy, Żyd skazany na pięć lat za to, że jako szewc sprzeciwił się tandetnemu zelowaniu nowych butów skrawkami skóry. Poza tym narrator stale obserwuje życie innych więźniów, rozmawia z nimi i wymienia informacje. Rozdział kończy się wiadomością, że Herling wraz z innymi dotarł do stacji Jercewo pod Archangielskiem.
Nocne łowy
Autor opowiada o początkach obozu w Jercewie. W latach 1937-1940 trwał “pionierski” okres w historii obozów sowieckich. W 1937 przyjechała w okolice małej miejscowości Jercewo grupa więźniów celem założenia w głuszy obozu. Pracowano w strasznych warunkach, na czterdziestostopniowym mrozie, a więźniowie spali w szałasach, odżywiając się trzystugramową porcją czarnego chleba i talerzem gorącej zupy dziennie. Pracowano przy wyrębie drzewa, które potem transportowano koleją. Początkowo obozy były gorzej zorganizowane i od zmierzchu aż do świtu władzę w nich obejmowali więźniowie - był to tzw. “proizwoł”. Z racji, że nadzór w nocy był utrudniony, “urkowie” bez problemu mordowali “politycznych”. Czasy “proizwołu” minęły, w nocy więźniowie są lepiej pilnowani, pozostał z nich jednak zwyczaj “nocnych łowów” na nowo przybyłe do obozu kobiety.
Autor opisuje swoje pierwsze chwile po przybyciu do obozu. Z racji gorączki został skierowany do szpitala (lazaretu) położonego w pobliżu baraku dla kobiet. Szpital był jedynym miejscem, gdzie spało się w pościeli i otrzymywało godziwe pożywienie, dlatego wielu więźniów dokonywało samookaleczenia tylko po to, aby móc się tam znaleźć. Obok autora na szpitalnym łóżku leżał człowiek chory na “pyłagrę”, której objawami było wypadanie włosów i zębów oraz ataki przewlekłej melancholii. Chorzy nigdy nie powracali do zdrowia, a po wyjściu ze szpitala trafiali do “trupiarni” - miejsca, gdzie przebywali niepracujący więźniowie, czekający już na śmierć. W szpitalu Grudziński poznał także siostrę Tatianę Pawłownę, od której dostał na pożegnanie trzy książki, między innymi Zapiski z martwego domu Dostojewskiego.
Dzięki transakcji z „urką” Grudziński uniknął pracy w oddziale “lesorubów” (pracujących przy wyrębie lasu) i został przydzielony jako tragarz do bazy żywnościowej. Uchroniło go to od morderczego wysiłku, który zazwyczaj kończył się śmiercią z wycieńczenia. Dodatkowo praca w bazie żywnościowej stwarzała okazję do kradzieży jedzenia, co gwarantowało przeżycie.
Autor opisuje zbiorowy gwałt dokonany przez grupę urków (którzy mogli poruszać się swobodniej niż reszta więźniów) na nowo przybyłej do obozu Marusi, która bagatelizując ostrzeżenia wyszła w nocy poza zonę. Później Marusia przychodziła co noc do Kowala, jednego z urków. Po pewnym czasie jednak koledzy Kowala pozazdrościli mu kochanki i zażądali prawa do współżycia z nią w ramach grupowej solidarności. Kowal pozwolił im na to. Po tym wydarzeniu Marusię przeniesiono do innego obozu.
Praca
Rozdział ten składa się z trzech części: Dzień po dniu, Ochłap, Zabójca Stalina.
Dzień po dniu
W tej części rozdziału autor opisuje szczegółowo rozkład dnia pracy w obozie. Czas tuż po pobudce był dla więźniów chwilą podobną do modlitwy. Zaczynała się ona prawie zawsze od przekleństw i sakramentalnego zwrotu “Ech, nadojeła żyzń”. Mieściło się w tym stwierdzeniu wiele skargi na swój los, co nie dziwiło - ponieważ więźniowie nigdy nie wiedzieli, czy i kiedy uda im się opuścić obóz. Niejednokrotnie okazywało się, że pod byle pretekstem wyrok przedłużano, czasem „biezsroczno”, czyli dożywotnio. Większość więźniów porzuciła więc nadzieję wyjścia na wolność i nie liczyła czasu odsiadki. Znany jest i potępiany wśród więźniów przykład kolejarza Ponomarenki z Kijowa, który liczył dni do wyjścia na wolność, a po otrzymaniu wiadomości o przedłużeniu wyroku zmarł na atak serca.
Na śniadanie więźniów składała się kasza, podawana w trzech kotłach. Więźniowie byli przydzielani do danego kotła zależnie od wyrobionej “normy”. W pierwszym była najrzadsza kasza, bez dodatków, dla słabych, schorowanych, nie osiągających wymaganych norm, w drugim - gęściejsza dla wyrabiających 100 procent normy, zaś ci, którzy byli tak sprawni, że wypracowali 125 procent normy, otrzymywali łyżkę gęstej kaszy ze śledziem. Podobnie dzielono chleb - po 400, 500 i 700 gramów dziennie. Oddaje to dobrze sposób organizacji obozu - osoby najsłabsze dostawały najmniej, bo i tak były skazane na śmierć, więźniowie najlepsi byli lepiej żywieni, aby lepiej pracować. Praca była wyczerpująca, wielogodzinna, w trudnych warunkach klimatycznych, dlatego niewielu udawało się uzyskać prawo do trzeciego kotła.
Po śniadaniu poszczególne brygady odmaszerowywały do pracy: lesorubowie do odległego o 5 do 7 kilometrów lasu, brygady ciesielskie do miasta, brygady ziemne, brygady na bazę żywnościową, brygady zatrudnione przy budowie dróg, na stacji pomp i w elektrowni.
Bardzo niewielu było w obozie więźniów, którzy wyznawali zasadę, że lepiej mniej pracować i mniej jeść. W znakomitej większości wypadków metoda wyciskania z więźniów maksymalnego wysiłku fizycznego przy minimalnej podwyżce racji żywnościowej działała gładko i sprawnie. Władze obozowe wyszły ze słusznego założenia, że człowiek głodny gotów jest zrobić wszystko, by zdobyć dodatkową łyżkę strawy. Fascynacja wyrabianiem normy była więc u więźniów wszechobecna. W brygadach pracujących zespołami po trzech lub czterech więźniów najgorszymi stróżami normy byli sami więźniowie, gdyż normy obliczało się również zespołowo, dzieląc je przez ilość pracujących. W ten sposób znikało zupełnie poczucie solidarności więziennej, ustępując miejsce nieustającej pogoni za procentami.
Najcięższa była praca w lesie - rzadko kto pracował tam dłużej niż dwa lata. Odległość od obozu do lesopowału była ogromna, a wycinanie drewna na ogromnym mrozie bardzo wyczerpujące. Często do lasu dawano nowo przybyłych, zdrowych i najsilniejszych więźniów.
Grudziński opisuje także swoją pracę na bazie żywnościowej - pracowano po dwanaście godzin, w różnych porach doby - po to, aby jak najszybciej rozładować wagony z jedzeniem. Praca była więc ciężka, ale jej plus stanowiła możliwość kradzieży odrobiny jedzenia.
Ochłap
Podrozdział ten opowiada historię Gorcewa. Jako silnego mężczyznę przydzielono go do brygady lesorubów. Mówił o sobie niewiele, ale zachowywał się bardzo pewnie. Domyślano się, że na wolności był enkawudzistą, co potwierdziło jego bronienie systemu komunistycznego oraz nazywanie więźniów obozów “wrogami ludu”. Był on bolszewikiem z przekonania. Gorcew został w pełni zdekonspirowany, gdy rozpoznała go jedna z jego ofiar. Po tym wydarzeniu dokonano na nim samosądu - dotkliwie go pobito, a potem przydzielono do najcięższej pracy bez zmiennika, nie dawano mu chwili wytchnienia, czerpano przyjemność z torturowania go. Stracił przytomność przy pracy, podczas przewożenia go do obozu więźniowie naumyślnie zostawili go w lesie, tłumacząc, że nie zauważyli jego zsunięcia się z noszy.
Zabójca Stalina
W tej części autor przedstawia wstrząsającą historię więźnia chorego na tzw. „kurzą ślepotę”. Choroba ta objawiała się ślepnięciem po zmroku, a była powodowana brakiem tłuszczów w pożywieniu. Człowiek ten próbował ukryć swoją chorobę, a do obozu trafił pod zarzutem zamachu na Stalina. W rzeczywistości pracował jako urzędnik w biurze i pijany założył się z kolegą, że od pierwszego strzału trafi w oko wodza na portrecie, znajdującym się w sali. Później pokłócił się o coś z kolegą, ten doniósł na niego i został skazany na dziesięć lat więzienia. Przebywał w łagrze już od siedmiu lat. Kiedy odkryto skrzętnie ukrywaną przez niego chorobę, został wysłany do brygady „lesorubów” do lasu, co oznaczało dla niego powolną śmierć. Nie mając już szans na ocalenie człowiek ten oszalał - uwierzył, że w istocie zabił Stalina. Przez przyznanie się do zbrodni chciał uzasadnić swoje cierpienie, nie chciał, aby było ono bezpodstawne, a przez to bezsensowne.
Drei Kameraden
Rozdział ten opowiada historię trzech niemieckich komunistów (nazywali się Stefan, Hans i Otto), którzy uciekli z Niemiec po dojściu Hitlera do władzy w nadziei, że w Związku Sowieckim znajdą azyl. Zostali jednak oskarżeni o szpiegostwo i znaleźli się w obozie. Stefan studiował na uniwersytecie w Hamburgu, a pozostali dwaj pracowali w warsztatach mechanicznych w Düsseldorfie. Wszyscy trzej należeli przed puczem hitlerowskim do niemieckiej partii komunistycznej. W roku 1937, w okresie Wielkiej Czystki, zostali uwięzieni. Po podpisaniu paktu niemiecko-rosyjskiego we wrześniu 1939 r. Niemcy rozpoczęli głodówkę protestacyjną. Rokowania trwały kilka miesięcy, a ich finałem była ugoda, w myśl której Rosjanie zgadzali się na repatriację, zatrzymując jednak kilkudziesięciu więźniów według swojego uznania. W grupie zatrzymanych znaleźli się Hans, Stefan i Otto. Wszyscy zostali skierowani do obozu w Niandomie.
Ręka w ogniu
Rozdział ten rozpoczyna się mottem z Zapisków z martwego domu Dostojewskiego: “…że zaś zupełnie bez nadziei żyć nie można, znalazł rozwiązanie w dobrowolnym, prawie sztucznym męczeństwie”.
Narrator rozpoczyna swoją opowieść snując refleksje na temat pracy i śledztwa. Metody NKWD przedstawia jako narzędzia tortur, dające sadystyczną satysfakcję oprawcom. Celem wszystkich tortur było całkowite wyeksploatowanie fizyczne i psychiczne więźnia, kompletna dezintegracja jego osobowości.
Motto oraz wstęp wprowadzają historię inżyniera Michaił Kostylew, z którym Grudziński zaprzyjaźnił się w Jercewie. Ów młody komunista, student szkoły morskiej rozkochał się w XVII-wiecznej literaturze francuskiej - Balzacu, Stendhalu, Flaubercie i Mussecie. Zweryfikował swoje komunistyczne poglądy na temat Zachodu i poczuł się oszukany. Po aresztowaniu właściciela prywatnej wypożyczalni książek, z której korzystał Kostylew, NKWD dopadło i jego. Okrutnie torturowany podczas śledztwa nie przyznał się do zarzucanego mu szpiegostwa, ale szczerze przyznał się do fascynacji Zachodem. Skatowany i rozbity wewnętrznie podpisał w końcu zeznanie, jakoby zamierzał z pomocą obcych mocarstw obalić ustrój Związku Sowieckiego. W styczniu 1939 roku stracił z dziesięcioletnim wyrokiem do Jercewa, gdzie zadenuncjonowany, że zawyża więźniom normy wykonywanej pracy, otrzymał skierowanie do brygady leśnej, ale nigdy w niej nie pracował. Chcąc wymusić zwolnienie, co wieczór opalał nad piecykiem rękę, nie dopuszczając do jej zagojenia. W kwietniu okazało się, że zostanie zabrany na Kołymę, skąd nie ma powrotu. Grudziński, który poznał tajemnicę Kostylewa, zadeklarował gotowość pójścia na etap zamiast niego, prośbę jednak odrzucono. Były komunista tak bardzo nie chciał pracować dla Rosjan, że oblał się w łaźni wrzątkiem i umarł w męczarniach.
Dom Swidanij
Domem Swidanij nazywano skrzydło baraku, w którym więźniowie spędzali czas z krewnymi, przybyłymi na widzenia. Dom ten znajdował się na pograniczu obozu i świata wolnego. Zarówno więźniowie, jak i ich rodziny musieli wykazać wielki heroizm, by w końcu uzyskać zgodę. Więźniowie spotykali się z bliskimi ostrzyżeni, umyci, czysto ubrani i mieli surowy zakaz mówienia o warunkach życia w obozie. “Dom Swidanij” był - podobnie jak sami więźniowie - odpowiednio przygotowany: był to czysty umeblowany pokój z firankami i czystą pościelą. Była to także przystań życia uczuciowego, za którym tęskniono. W obozie nie mogło być mowy o miłości. Obóz to miejsce gwałtów, prostytucji, kpin z ciężarnych dziewcząt, zaś miłość w domu swidanij była niejako uświęcona powiewem wolności. Gdy jeden z więźniów dostał list z informacją, że żona po widzeniu z nim spodziewa się dziecka, radość ogarnęła wszystkich - bo było to dziecko poczęte i mające żyć na wolności, wszyscy traktowali je niemal jak wspólne. Czasem z „Domu Swidanij” dochodziły odgłosy płaczu. Niekiedy spotkania były momentami tragicznego rozstania małżonków, którzy już nigdy nie mieli być razem. W przeważającej większości były to jednak chwile bardzo oczekiwane, po których trudno było znowu wrócić do przerażającej obozowej rzeczywistości.
Zmartwychwstanie
Rozdział ten opisuje życie więziennego szpitala. Był on w obozie czymś w rodzaju przystani dla rozbitków. Tu więźniowie otrzymywali lepsze jedzenie, bardziej kaloryczne, zawierające witaminy. Tu mogli odpocząć w dobrych warunkach. Więźniowie często dokonywali samookaleczeń, byle tylko dostać się na parę dni do lazaretu, przedsionka wolności. Było to zjawisko tak powszechne, że z czasem władze obozowe zaczęły karać z samookaleczenie się dodatkowymi wyrokami. Narrator także w pewnym momencie dostał się do szpitala, przebywał tam razem z Niemcem S. i rosyjskim aktorem Michaiłem Stiepanowiczem W.
Autor opisuje historię wolnego lekarza Jegorowa, który zakochał się więźniarce pełniącej funkcję pielęgniarki - Jewgienii Fiodorownie. Kobieta nie odwzajemniała jednak uczucia Jegorowa, zakochała się w więźniu-studencie z Leningradu, Jarosławie R. Lekarz postarał się, żeby jego konkurenta przeniesiono do innego obozu, ale nie poskutkowało to - pielęgniarka także poprosiła o przeniesienie. Zaszła z ukochanym studentem w ciążę i umarła podczas porodu.
Wychodnoj dień
Dzień wolny od pracy był w obozie wielkim świętem. Cały dzień wolny przypadał - według przepisów - raz na dekadę. W praktyce jednak świętowano jedynie raz na kwartał, gdy obóz przekroczył swoją górną granicę produkcji. Więźniowie wypełniali go rozmowami, śpiewem, pisaniem listów do rodziny. Wtedy przeprowadzano także rewizję osobistych rzeczy więźniów.
Narrator w tym rozdziale przedstawia historię Pamfiłowa. Był to Kozak znad Donu, „kułak”, któremu odebrano jego gospodarstwo. Jego syn o imieniu Sasza był lejtnantem wojsk pancernych Armii Czerwonej. Uważał ojca za słusznie oskarżonego i rzadko do niego pisywał. Pamfiłow bardzo kochał syna, ciężko pracował, licząc na spotkanie z nim. Sasza pod dłuższej przerwie napisał do ojca list, w którym wyraźnie potępiał postępowanie ojca. Pamfiłow po otrzymaniu listu załamał się i rozchorował. Po chorobie wrócił do pracy, posmutniał jednak, nie pracował już z taką energią - do tej pory jego celem było spotkanie z synem, po odrzuceniu, jakiego doświadczył, został tego celu pozbawiony. Pewnego dnia, ku zdziwieniu wszystkich więźniów, w obozie w Jercewie pojawił się Sasza. Syn spodziewał się, że ojciec nie będzie chciał go znać, ale Pamfiłow wybaczył mu wszystko i ucieszył się bardzo, widząc go. Przez całą noc ojciec i syn długo ze sobą rozmawiali, a następnego dnia Sasza został odesłany etapem do Niandomy.
Drugą opowiedzianą przez narratora historią jest opowieść o Finie Rusto Karinenie, który zimą 1940 roku podjął próbę ucieczki z obozu. Była to jedyna znana narratorowi próba - więźniów nie trzeba było nawet specjalnie pilnować, ponieważ obóz był odcięty od świata. Jeśli nie upilnowali ich strażnicy, to w końcu sami wracali wycieńczeni do obozu. Fin mimo to zdecydował się spróbować. Przez siedem dni błąkał się na mrozie, głodny, aż w końcu zasłabł. Został odnaleziony we wsi oddalonej od obozu o piętnaście kilometrów. Chłopi, którzy go znaleźli, odstawili go do Jercewa, gdzie skatowano go prawie na śmierć. Od tamtego wydarzenia często mawiał: „Od obozu nie można uciec.”
CZĘŚĆ DRUGA
Głód
Autor opisuje dwa rodzaje głodu - fizyczny i seksualny i dochodzi do wniosku, że kobiety znoszą jeden i drugi znacznie gorzej od mężczyzn. Aby zaspokoić ten głód, więźniowie zapominali o zasadach moralnych z czasów wolności. Kobiety poniżały się, oddając się prostytucji za kromkę chleba, młodzi chłopcy często stawali się kochankami lekarek. Grudziński opisuje historie dwóch kobiet: Polki, która najpierw była nieugięta i postanowiła nie prostytuować się z nikim, a potem mieli ją wszyscy, oraz śpiewaczki moskiewskiej Tani, którą spotkał podobny los. Narrator nie potępia jednak do końca takich zachowań. Pisze:
“Przekonałem się wielokrotnie, że człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach, i uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich -- tak jakby wodę można było mierzyć ogniem, a ziemię piekłem”.
Narrator opisuje także historię profesora N. - człowieka oczytanego, kulturalnego, wyznającego chlubne zasady moralne, który nie wytrzymał życia w obozie, zaczął mieć ataki szału głodowego.
Krzyki nocne
Rozdział ten poprzedza motto z Zapisków z martwego domu: “My, ludzie bici - mówimy - mamy odbite wnętrzności; oto dlaczego krzyczymy po nocach”.
Narrator w tym rozdziale snuje dalsze rozważania o głodzie. Głód był w obozie czymś strasznym - prowadził do otępienia, powodował opuchnięcie ciała i w konsekwencji śmierć. Więźniowie bali się jednak umierać, ponieważ nie chcieli, żeby nie został po nich żaden ślad. Zdarzały się przypadki więźniów, którzy pragnęli śmierci, a nawet modlili się o to. Do tej grupy należał stary czeczeński góral. Odebrano mu majątek, rodzinę zesłano do obozu (nie wiedział nic o jej losie), a jego torturowano, żeby powiedział, gdzie schował worek pszenicy. W ramach zemsty nie chciał jednak wyjawić swojej tajemnicy i wytrwał w tym do końca.
Strach przed anonimową śmiercią sprawiał, że więźniowie krzyczeli w nocy. Czuli się bezradni wobec wszechobecnego zagrożenia życia. Często umawiano się, że ten, kto przetrwa obóz, przekaże wieści rodzinom kolegów, którym się to nie udało.
Zapiski z martwego domu
Tytuł rozdziału to tytuł książki Dostojewskiego, który opisując swój pobyt na Syberii przedstawia Rosję metaforycznie jako “martwy dom”. Grudziński opisuje w tym rozdziale, w jaki sposób więźniowie zaspokajali swoje potrzeby uczestniczenia choć w niewielkim stopniu w jakimś życiu kulturalnym. Czasami puszczano więźniom film lub pozwalano na spektakle teatralne. Wszelkie formy aktywności kulturalnej były oczywiście cenzurowane. Więźniowie mieli do swojej dyspozycji także wypożyczalnię, którą prowadził złodziej Kunin. Księgozbiór tej biblioteki był ograniczony, może na tam było znaleźć głównie książki propagandowe, ale zdarzały się także pozycje z klasyki literatury rosyjskiej.
Narrator otrzymał od Natalii Lwownej, pracowniczki biura rachmistrzów, książkę Dostojewskiego Zapiski z martwego domu. Grudziński przeczytał książkę z wielkim wzruszeniem, poznał realia dawnego życia obozowego, porównywał realia zsyłek XIX-wiecznych ze współczesnością. Od Dostojewskiego przejął także przekonanie, że drogą do wyzwolenia się z obozu jest samobójstwo. Po dwóch miesiącach Natalia Fiodorowna odebrała mu książkę, ponieważ także czerpała z niej wiele wartości - przede wszystkim nadzieję. Natalia próbowała popełnić samobójstwo, odratowano ją jednak i przeniesiono do pracy w kuchni. Gdy wyszło na jaw, że w swojej dobroci wynosiła więźniom ziemniaki, zatrudniono ją do cerowania worków.
Narrator relacjonuje także w tym rozdziale historię artystów, którzy przedstawili w obozie spektakl. Byli to: tancerka Tania, wytatuowany postaciami cyrkowymi Wsiewołod i skrzypek Żyd Zelik Lejman. Ich przedstawienie bardzo spodobało się więźniom.
Na tyłach otieczestwiennoj wojny
Rozdział ten składa się z dwóch części: Partia szachów i Sianokosy i jest trzecim w utworze, który zawiera motto z Dostojewskiego: “Jeśli chodzi w ogóle o donosy, to zazwyczaj kwitną one w więzieniu. Donosiciel nie podlega w więzieniu najmniejszemu upokorzeniu; nie do pomyślenia nawet byłoby oburzać się na niego. Nie stronią od niego, przyjaźnią się z nim, tak że gdybyście zaczęli w więzieniu wytykać całą podłość donosu, nikt by was nie zrozumiał”.
Partia szachów
Kiedy w czerwcu 1941 roku ozpoczęła się wojna niemiecko-rosyjska, skazańcy zaczęli mieć nadzieję na zmianę sytuacji w obozie. Oczekiwana zmiana jednak nie nastąpiła - wielka polityka nie miała znaczenia dla obozu odciętego od świata, oddalonego bardzo od dziejących się wydarzeń. W grudniu 1941 roku wojska niemieckie zatrzymały się na przedpolach Moskwy i Leningradu. Oznaczało to koniec nadziei na wyzwolenie obozu przez Niemców.
W dalszej części rozdziału narrator opisuje przykre zjawisko donosów. Narrator często przesiadywał w baraku technicznym, gdzie grał w szachy i rozmawiał z Ormianinem Machapetianem. Więźniowie zaprzyjaźnili się. Pewnego razu w baraku technicznym usłyszano komunikat radiowy o tym, że samoloty sowieckie strąciły 35 maszyn niemieckich. Młody pijany technik skomentował to mówiąc: Ciekawe byłoby usłyszeć, ile samolotów naszych strącili Niemcy! Obecny w baraku Zyskind chwilę później poszedł donieść na niego. Machapetian został zmuszony do potwierdzenia donosu Zyskinda, a nierozważnego młodzieńca zastrzelono. Ten przykład pokazuje, jak powszechne było zjawisko denuncjacji w obozie. Władze obozu nakłaniały, a nawet zmuszały więźniów do takich praktyk.
Sianokosy
Część ta opisuje pracę więźniów przy sianokosach. Podczas pracy narrator zaprzyjaźnił się z Sadowskim. Był to bolszewik z przekonania, ideowiec, a jednocześnie człowiek inteligenty. Po zakończeniu sianokosów brygadę przekierowano do piłowania drzewa. Tu Grudziński zachorował na cyngę: wszystkie zęby chwiały mi się w dziąsłach jak w miękkiej plastelinie, na udach i nogach poniżej kolan wystąpiły ropiejące czyraki. i dodatkowo na kurzą ślepotę. Narrator liczył, że zostanie zwolniony z obozu na mocy układu Sikorski-Majski, nie dochodziło jednak do amnestii. W tamtym czasie bardzo pomagał mu Machapetian. Dopiero po jakimś czasie Grudziński dowiedział że od starego szewca, że jego „przyjaciel” doniósł na niego do Struminy - oficera NKWD.
Męka za wiarę
Z dwustu Polaków, którzy przebywali w obozie, pozostało sześciu - reszta została zwolniona na podstawie amnestii. Narrator w ramach protestu postanowił rozpocząć głodówkę, solidarnie z nim protestowali wszyscy Polacy. Naczelnik obozu w odpowiedzi na bunt umieścił wszystkich Polaków w miejscu odosobnienia. W izolatorze obok Polaków przebywały trzy węgierskie siostry zakonne, które zachowały się w sposób heroiczny. Odmówiły pracy w obozie, ponieważ uważały ją za służbę szatanowi.
Czwartego dnia głodówki trzech więźniów zabrano do szpitala z powodu złego stanu zdrowia, Grudziński zaś zaczął puchnąć z głodu. Jego głodówka trwała jeszcze kolejne cztery dni, po tym czasie Zyskind wyprowadził go z izolatora wraz z więźniem T. Obaj więźniowie podpisali depeszę do ambasadora polskiego w Kujbyszewie, a potem przeniesiono ich do szpitala. Zginęliby, gdyby nie doktor Zbielski, który zamiast chleba i zupy dał im po dwa zastrzyki z chleba (po tak długiej głodówce dostaliby skrętu kiszek, gdyby zjedli normalny posiłek).
Trupiarnia
Grudziński dostał się do trupiarni, gdzie spotkał się ze swoim dawnym przyjacielem Dimką, komunistą Sadowskim i inżynierem M. Poznał tam historię Dimki. Gdy wybuchła rewolucja, był on popem w Wierchojańsku. Po jakimś czasie zrzucił suknię duchowną, wyrzekł się wiary i został kancelistą, ożenił się. W 1936 roku został aresztowany wraz z rodziną za swoją zbrodnię „popostwa”. Mówił, że definitywnie wierzyć w Boga przestał, gdy odrąbał sobie nogę na lesopowale, żeby dostać się do szpitala i ocalić resztki człowieczeństwa.
Zupełnie innym człowiekiem był M., który mimo łachmanów przybierał minę arystokraty, był wyniosły w stosunku do innych więźniów. Nigdy nie skarżył się na głód i złe warunki życia panujące w trupiarni. Modlił się często, ale swoich oprawców nie traktował jak ludzi.
W trupiarni spędził narrator Boże Narodzenie 1941 roku. Do grupy Polaków przebywających tam przyszli wtedy inni Polacy, a pani Z. ofiarowała każdemu chusteczkę z wyhaftowanym orzełkiem, gałązką jedliny, datą i monogramem.
Opowiadanie B.
Jest to wydzielona część tego rozdziału. Opowiadanie B przedstawia historię Polaka - nauczyciela gimnazjalnego, który w tym fragmencie pełni rolę narratora. Został on pewnej nocy wezwany do Struminy, gdzie podsunięto mu do podpisania akt oskarżenia, B. jednak nie zgodził się złożyć na nim swojego podpisu, za co został wysłany do izolatora. Na kolejnym przesłuchaniu zarzucono mu, że „jako syn rolnika zgodził się być urzędnikiem w burżuazyjno-kapitalistycznej Polsce”, a przez opowiadanie współwięźniom o życiu na Zachodzie dopuścił się zdrady Związku Sowieckiego. Mimo katowania B. nie chciał podpisać protokołu. Po jakimś czasie oświadczono mu, że nie będzie sądzony. Z Jercewa został przeniesiony do obozu karnego w Aleksiejewce. Po dwóch tygodniach uzyskał zgodę na przeniesienie się do wolnej zony, gdzie przebywało 123 Polaków. Rodacy postanowili odmówić pracy, domagając się uwolnienia z powodu amnestii. Potem B. został odesłany z powrotem do Jercewa.
Ural 1942
19 stycznia 1942 roku Grudziński opuścił obóz, żegnany przez Dimkę i panią Olgę. Ze stacji w Jercewie narrator udał się koleją do Wołogdy. Tam przespał się na gołej ziemi, a potem przebywał w mieście jeszcze przez cztery dni, żebrząc o jedzenie. Z Wołogdy narrator pojechał pociągiem do Buja, a potem do Swierdłowska, gdzie dotarł 30 stycznia. Zamieszkał tam na dworcu z grupą Polaków. Odwiedził rodzinę generała Krugłowa, który przebywał razem z nim w obozie. Krugłowowie nakarmili go i pozwolili się umyć, ale nie dali mu noclegu w obawie przed represjami.
W Swierdłowsku narrator zaprzyjaźnił się z Gruzinką Fatimą Sobolewską, partyjną komunistą, która przyjechała do swojego męża-kaleki. Fatima zapraszała Grudzińskiego do siebie do Magitogorska i nie wierzyła w jego opowieści o obozie.
Potem Grudziński pojechał do Czelabińska, gdzie stacjonowały oddziały polskie. Został przetransportowany do Ługowoje. 12 marca przyjęto go do armii polskiej, wraz ze swoim pułkiem został przewieziony do Krasnowodzka, a potem do Pahlevi - poza granice ZSRR.
Po przedostaniu się do Czelabińska zasięgnął informacji o polskich oddziałach. Następnie wraz z innymi Polakami odbył podróż przez Orsk, Orenburg, Aktiubińsk, Aralsk, Kyzył Orda, Arys, Czimkent, Dżambul, Lugowoje. 12 marca wstąpił do dziesiątego pułku artylerii lekkiej, dziesiątej dywizji piechoty w Ługowoje. Jego pułk przewieziono pociągiem do Krasnowodzka nad Morzem Kaspijskim. 2 kwietnia znalazł się w Pahlevi, poza granicami Związku Radzieckiego.
Epilog: upadek Paryża
Ostatni rozdział książki rozpoczyna się mottem z Zapisków Dostojewskiego: “Trudno sobie wyobrazić, do jakiego stopnia można skazić naturę ludzką”.
Narrator, przebywając już w Rzymie, przypomina sobie, jak w czerwcu 1940 r. w Witebsku dowiedział się o upadku Paryża od poznanego wtedy Żyda z Grodna. W czerwcu 1945 spotkał tego człowieka ponownie, właśnie w Rzymie. Dawny współwięzień narratora przyznał się mu, że w obozie doniósł na czterech niemieckich komunistów, żeby ocalić samego siebie. On przeżył, ale komuniści zostali rozstrzelani. Zwierzając się z tego liczył na zrozumienie i usprawiedliwienie swojego postępku. Jednak Grudziński, będąc już od trzech lat na wolności, nie był w stanie usprawiedliwić jego postępowania. Jego znajomy „wyszedł z drzwi hotelu, jak ptak z przetrąconym skrzydłem przefrunął przez jezdnię i nie oglądając się za siebie, zniknął w kotłującym się tłumie”.