Z
E
Â
W
I
A
T
A
P
o lekturze ksià˝ki Monty Ro-
bertsa „Cz∏owiek, który s∏ucha koni“
wiedzia∏am, ˝e opisywana w niej me-
toda pracy z koƒmi jest najbli˝sza moim wy-
obra˝eniom i pokrywa si´ z tym, co robi´ na
co dzieƒ. Pod koniec listopada 1998 roku
uda∏am si´ do Solvang w Kalifornii na farm´
Monty Robertsa, aby przyjrzeç si´ pracy
uk∏adania koni poprzez „po∏àczenie“ z nimi
oraz poznaç koƒski j´zyk – equus. Na pi´k-
nej farmie wÊród wzgórz odbywajà si´ kur-
sy zaklinania dzikich koni.
Podczas pobytu na farmie mieliÊmy do
dyspozycji ca∏kowicie dzikie konie, które zo-
sta∏y z∏apane na otwartej przestrzeni olbrzy-
mich rancz w czasie przeglàdu stad i wyse-
lekcjonowane do u∏o˝enia pod siod∏o. Ko-
nie te byç mo˝e wczeÊniej nigdy nie widzia-
∏y cz∏owieka lub by∏y to kontakty sporadycz-
ne. PracowaliÊmy te˝ z takimi, które by∏y
urodzone przy ludziach, ale wczeÊniej nie
uje˝d˝ane oraz z tzw. „koƒmi z problema-
mi“: gryzàcymi, po wypadkach, po wycofa-
niu z torów, zestresowanymi. W ka˝dym
przypadku ju˝ pierwszego dnia pracy efekty
by∏y zdumiewajàce, mo˝na by∏o na przyk∏ad
spokojnie osiod∏aç konia, który nigdy wcze-
Êniej nie by∏ u˝ywany do jazdy. Nerwowa
klacz po przejÊciach ba∏a si´ wchodziç do
ma∏ych pomieszczeƒ, równie˝ do boksu. Te-
go samego dnia po przeprowadzonej z nià
lekcji, wesz∏a do przyczepy do przewo˝enia
koni sama, bez uwiàzu za trenerem, wysz∏a
ty∏em i czynnoÊç tà spokojnie powtórzy∏a kil-
kakrotnie. Dwuletni ogierek, któremu nikt
nie pokaza∏, ˝e gryzienie to coÊ niedobrego,
traktowa∏ je jako form´ nieustajàcej zabawy.
Po pierwszej lekcji doskonale wiedzia∏ czego
od niego wymagamy i stara∏ si´ wykonywaç
nasze polecenia bez zarzutu.
Koƒ jest zwierz´ciem stadnym i jak w ka˝-
dej grupie, osobniki mi´dzy sobà porozu-
miewajà si´. My chcàc korzystaç z metody
Monty Robertsa stajemy na czele tego stada
i rozmawiajàc z koniem uczymy go. Musimy
pami´taç, ˝e nie jest to monolog prowadzo-
ny z naszej strony, a rozmowa mi´dzy trene-
rem–nauczycielem a koniem. Dzia∏amy na
konia cia∏em i wzrokiem, nie dotykamy go,
a przede wszystkim nie bijemy.
Czym jest metoda Monty’ego? Wielu
z nas stosuje jà Êwiadomie lub nie, w wi´k-
szym lub mniejszym zakresie.
W pracy wykorzystujemy dwie postawy
naszego cia∏a: aktywnà i pasywnà. Na po-
czàtku staramy si´ pokazaç, ˝e to my jeste-
Êmy osobà decydujàcà. Patrzymy zwierz´ciu
prosto w oczy, pomagajàc sobie r´koma
z rozstawionymi palcami odganiamy je od
siebie, zmuszajàc do biegu po obrze˝u kora-
la. Wykluczamy go ze stada w ten sam spo-
sób, w jaki w naturze wyp´dza konia ze sta-
da przewodniczka, karzàc go za przewinie-
nia wobec grupy. Nie ma wi´kszej kary dla
konia tak lubiàcego towarzystwo jak skazanie
go na samotnoÊç. Nasza postawa musi byç
zdeterminowana, ca∏y czas trzymamy konia
na „muszce“. To on decyduje, ˝e chce do
nas do∏àczyç, czuje skruch´ i prosi nas
o mo˝liwoÊç powrotu, godzàc si´ na nasze
warunki. Czekamy na sygna∏y z jego strony.
Poczàtkowo koƒ zwraca wewn´trzne ucho
w naszà stron´, strzy˝e nim wyra˝ajàc zgod´
na nasze polecenia. Zaczyna prac´ j´zykiem
wysuwajàc go i chowajàc, to znaczy ˝e goto-
wy jest do dyskusji z nami. Nast´pnie opusz-
cza nisko g∏ow´, trzymajàc jà blisko ziemi.
Prosi nas o mo˝liwoÊç powrotu do stada.
Umiej´tnoÊç czytania tych sygna∏ów i po-
prawnoÊç naszych reakcji decyduje o sukce-
sach pracy trenera.
Koƒ nas prosi, a my mu pozwalamy, wy-
korzystujàc postaw´ pasywnà. Opuszcza-
my wzrok, kulimy ramiona, koƒ prawie na-
tychmiast zatrzymuj´ si´, patrzàc w naszà
stron´. Nast´puj´ po∏àczenie cz∏owieka
z koniem. Koƒ gotów jest do wspó∏pracy
z nami. W tej metodzie nie wykorzystuje-
my naszej si∏y, przemocy, nie ∏amiemy ko-
nia i nie robimy nic w brew jego woli. Koƒ
sam chce z nami pracowaç, on chce byç
cz∏onkiem naszego stada i wykonywaç na-
sze polecenia z przyjemnoÊcià. Za ka˝de
powtórzone przewinienie karzemy go ba-
nicjà, za ka˝dym razem koƒ wraca do nas
màdrzejszy o nowe doÊwiadczenia. Konie
bardzo szybko uczà si´, za co sà karane
i czego od nich si´ wymaga. JeÊli nie stosu-
jemy wobec nich przemocy, nie nabierajà
one z∏ych nawyków trudnych do przewi-
dzenia w dalszej wspó∏pracy. Walk´ z prze-
mocà mo˝na porównaç do walki z wia-
trem. U wielu hodowców brutalnoÊç wo-
bec koni jest g∏´boko zakorzeniona i tylko
biciem poskramiajà oni swoje rumaki.
Monty d∏ugi czas nie znajdowa∏ naÊladow-
ców w swojej pracy, a wr´cz przeciwnie,
by∏ wyÊmiewany. DziÊ s∏ownictwo wprowa-
dzone przez niego „uk∏adanie“ a nie ∏ama-
nie, „po∏àczenie“, j´zyk equus ˝yje w∏a-
snym ˝yciem i w wielu artyku∏ach u˝ywane
jest przez autorów tak, jakby by∏o znane od
zawsze.
AGNIESZKA PILECKA
zdj´cia autorki
K o ƒ P o l s k i 8 / 9 9
38
Mo˝emy zaprowadziç konia do wodopoju, ale nie mo˝emy go zmusiç do picia.
U Monty Robertsa
Monty Roberts podpisuje ksià˝k´; autorka
artyku∏u trzecia z lewej
K o ƒ P o l s k i 8 / 9 9
39
Spotka∏am si´ ze stwierdzeniem, ˝e
w Polsce nie ma tak dzikich koni, jednak
metoda ta jest sprawdzalna na koniach
„zielonych“ urodzonych i wychowanych
przy ludziach, a ponadto ma zastosowanie
w eliminacji z∏ych, cz´sto groênych dla lu-
dzi, nawyków. Na∏o˝enie pierwszego sio-
d∏a nie musi byç dla ˝adnego konia stre-
sem, ale nowà formà wspó∏pracy mi´dzy
zwierz´ciem a cz∏owiekiem.
Uk∏adajàc konie metodà Monty’ego
mo˝na osiàgnàç bardzo dobre wyniki nie
stresujàce nas ludzi, a tym bardziej zwie-
rzàt, czego ˝ycz´ wszystkim Czytelnikom
„Konia Polskiego“.
Moment po∏àczenia, koƒ akceptuje nauczyciela