ROZDZIAŁ 1
W normalnej szkole przebywanie poza klasą we wspaniały majowy dzień jest
zazwyczaj dosyć miło. Mam na myśli siedzenie na słońcu, może czytanie jakiejś
poezji, pozwalając by wiatr plątał włosy…
W Hekate Hall, znanym poprawczaku dla potworów, oznaczało to, wrzucenie
mnie do stawu.
Moi prześladowcy z klasy byli skupieni w pienistej wodzie w dół od szkoły.
Nasza nauczycielka, pani Vanderlyden – albo Vandy, jak ją nazywaliśmy – zwróciła
się do Cala. Był on szkolnym opiekunem chociaż miał tylko 19 lat. Vandy wzięła z
jego rąk zwój liny. Cal zaczekał na nas nad stawem. Kiedy mnie zobaczył ledwo
dostrzegalnie ukłonił mi się, co było jego wersją machania rękoma nad głową i
krzyczenia: „Hej Sophie!”.
Był zdecydowanie silnym i cichym typem.
„Nie słyszała mnie pani, panno Mercer?” powiedziała Vandy skręcając linę w
pięści. „Powiedziałam, podejdź do przodu.”
„Rzeczywiście, pani Vanderlyden” powiedziałam, próbując nie brzmieć tak
nerwowo jak się czułam. „Widzi Pani?” wskazałam na moją masę kręconych włosów.
„To loki i mam je na drugi dzień, więc… taa, prawdopodobnie nie powinny być
narażone na wilgoć.”
Słyszałam kilka stłumionych chichotów i obok mnie moja współlokatorka,
Jenna, mruknęła: „Dobre.”
Kiedy pierwszy raz przybyłam do Hekate byłam zbyt przerażona Vandy, żeby
odpyskiwać jej w ten sposób. Ale pod koniec ostatniego semestru widziałam moją
prababcię zabijającą mojego największego wroga i chłopaka, którego kochałam,
który wyciągnął na mnie nóż.
To było trochę trudniejsze teraz.
Było coś, czego Vandy nie doceniała. Jej groźne spojrzenie pogłębiało się jak
pstrykała: „Wyprostować i wyrównać!”
Mruknęłam kilka doborowych słów, kiedy przeciskałam się przez tłum. Kiedy
dotarłam do brzegu zdjęłam moje buty i skarpetki, żeby stanąć obok Vandy na
mieliźnie, skrzywiona na śluzowate błoto pod moimi nagimi stopami.
Lina zarysowała moją skórę, gdy Vandy związała najpierw moje ręce, a potem
nogi. Jednorazowo byłam cała zakratkowana, ona wyglądała na zadowoloną ze
swojego rękodzieła. „Teraz. Idź do stawu.”
„Um… Jak dokładnie?”
Byłam wystraszona, chciała mnie wrzucić do stawu aż po głowę, ten obraz był
zbyt przerażający, żeby nawet o nim myśleć. Cal zrobił krok do przodu, żeby mnie
ratować.
„Mogę ją zrzucić z molo, pani Vanderlyden.”
Albo nie.
„Dobrze.” powiedziała Vandy energicznie przytakując, jak było w jej planie.
Wtedy Cal pochylił się i wziął mnie w ramiona.
Było więcej chichotów i kilka westchnień. Wiedziałam, że większość
dziewczyn oddałaby istotny organ by Cal je trzymał, ale moja twarz zapłonęła
czerwienią. Nie byłam pewna czy to mniej kłopotliwe od chlupnięcia do wody na
własną rękę.
„Nie słuchałaś jej, prawda?” zapytał cichym głosem.
„Nie” odpowiedziałam. Podczas części, gdzie Vandy wyjaśniała dlaczego ktoś
miałby iść do stawu mówiłam Jennie, że nie mam zamiaru się cofać tylko dlatego, że
ktoś mnie wczoraj nazwał „Mercer”, tak jak to zawsze robił Archer Cross. Bo nie
miałam. Tak jak nie miałam zeszłej nocy snu odtwarzającego dokładnie jeden
pocałunek Archera, który dzieliłam z nim w listopadzie ubiegłego roku. Tylko we
śnie nie było tatuażu na jego klatce piersiowej oznaczającego, że jest członkiem
L’Occhio di Dio, co było powodem zatrzymania pocałunku i…
„Co robiłaś?” spytał Cal. Przez chwilę myślałam, że mówił o moim śnie i
spłukał całe moje ciało. Wtedy zrozumiałam co miała na myśli.
„Oh, mówiłam, uh, do Jenny. Wiesz mała potworna rozmówka.”
Chyba widziałam u niego przebłysk uśmiechu, kiedy powiedział: „Vandy
mówiła, że prawdziwe czarownice próbują uciekać z wody udając, że się utopiły,
wtedy uwalniają siebie i swe moce. Więc chce cię utopić, żebyś się uratowała.”
„Myślę, że poradzę sobie z częścią o utonięciu,” mruknęłam. „Co do reszty…
nie jestem taka pewna.”
„Poradzisz sobie.” powiedział. „I jeśli nie wypłyniesz w ciągu kilku minut,
uratuję cię.”
Coś zatrzepotało wewnątrz mojej piersi biorąc mnie z zaskoczenia. Nie czułam
niczego takiego odkąd Archer zniknął. To prawdopodobnie nie znaczy nic. Słońce
świeciło przez ciemne, blond włosy Cala, a jego piwne oczy podniosły się odbijając
wodę. Plus, niósł mnie tak jakbym nic nie ważyła. Oczywiście, że czułam motyle,
kiedy facet, który tak wyglądał powiedział coś tak godnego omdlenia.
„Dzięki” powiedziałam. Ponad jego ramieniem widziałam moją mamę
oglądającą nas z ganku chaty Cala. Przebywa tam od 6 miesięcy odkąd czekałyśmy na
mojego tatę, by zabrał mnie do Siedziby Rady w Londynie.
Minęło 6 miesięcy, a my wciąż czekamy.
Mama zmarszczyła brwi i chciałam podnieść kciuki do góry i pokazać jej, że
jest okej. Wszystko, co mogłam zrobić było podniesienie moich związanych rąk w
ogólnym kierunku i przekręcenie brody Cala, co zrobiłam.
„Przepraszam.”
„Nie szkodzi. Musi być ci dziwnie mając tutaj mamę.”
„Dziwne dla mnie, dziwne dla niej, prawdopodobnie dziwnie dla ciebie odkąd
musiałeś oddać swoją rozklekotaną kawalerkę.”
„Pani Crasnoff pozwoliła mi zamontować w mojej nowej sypialni jacuzzi w
kształcie serca.”
„Cal” powiedziałam z drwiącym zaskoczeniem. „Czy ty żartujesz?”
„Może.” odpowiedział. Osiągnęliśmy kraniec mola. Spojrzałam w dół na wodę i
starałam się nie zadrżeć.
„Będę udawać, oczywiście, ale czy masz jakieś rady jak mam się nie utopić?”
zapytałam Cala.
„Nie oddychaj pod wodą.”
„Oh, dziękuję, to bardzo pomocne.”
Cal przesunął mnie w ramionach i cała się spięłam. Zanim mnie wrzucił do
stawu pochylił się i szepnął: „Powodzenia.”
I wtedy uderzyłam w wodę.
Nie mogę powiedzieć jaka była moja pierwsza myśl, gdy tonęłam pod
powierzchnią, ponieważ był to najczęściej ciąg 4-literowych wyrazów. Woda była za
zimna jak na staw w Georgii w maju i mogłam czuć jak chłód wsiąka w moje kości.
Dodatkowo moja pierś zaczęła się wypalać prawie natychmiast, tonęłam przybliżając
się do dna lądując w śluzowatym błocie.
Okej Sophie, pomyślałam. Nie panikuj.
Potem obejrzałam się na prawo i przez mętną wodę widziałam czaszkę
patrzącą na mnie.
Spanikowałam. Mój pierwszy odruch był ludzki, wyginałam moje ciało
próbując rozerwać liny w poprzek moich kostek i związanych rąk. Szybko
uświadomiłam sobie, że było to skrajną głupotą, uspokoiłam się i skupiłam na moich
mocach.
Liny, opadnijcie, pomyślałam, wyobrażając sobie liny ześlizgujące się ze mnie.
Poczułam, że to coś dało, ale jednak nie było to wystarczające. Częścią mojego
problemu było to, że moje moce przychodziły z ziemi (albo czegoś pod ziemią, tak
czy inaczej próbowałam o tym nie myśleć zbyt często) i trudno było postawić stopy
na dnie próbując nie utonąć.
Liny, opadnijcie, pomyślałam jeszcze raz. Tym razem silniej.
Zdejmowały się, rozplątywały gwałtownie, dopóki nie zostało z nich nic
oprócz wielkiego kłębka unoszącego się sznurka. Gdybym nie wstrzymywała
oddechu westchnęłabym. Zamiast tego rozplątałam się z pozostałości liny i
odepchnęłam się od dna.
Gdy byłam oko stopy nad dnem coś szarpnęło mnie z powrotem na dno.
Moje oczy powędrowały na kostkę, częściowo spodziewając się zobaczyć
chwytającą mnie rękę szkieletu, ale nic tam nie było. Moja klatka piersiowa płonęła i
oczy mnie piekły. Machałam rękami i nogami próbując wypłynąć, ale było tak,
jakbym była przetrzymywana pod wodą, mimo że nic mnie nie trzymało.
Prawdziwa panika nadeszła, jak czarne plamy zatańczyły mi przed oczami.
Musiałam odetchnąć. Odbiłam się ponownie, ale pozostałam w miejscu. Teraz, plamy
były większe, a ciśnienie w klatce piersiowej bolesne. Zastanawiałam się jak długo
byłam tu na dole i jeśli Cal chciał wywiązać się z umowy o ocaleniu mnie to powinien
to zaraz zrobić.
Nagle wyskoczyłam w górę sapiąc, kiedy wynurzyłam się na powierzchnię,
powietrze paliło, gdy wpadało do moich płuc: ale to nie był jeszcze koniec.
Utrzymywałam się na wodzie dopóki całkiem nie weszłam na molo lądując na
stercie.
Skrzywiłam się, kiedy mój łokieć zabolał przy kontakcie z drewnem.
Wiedziałam, że moja spódnica była podniesiona zbyt wysoko na udach, ale nie
mogłam się zmusić do opieki. Przez sekundę cieszyłam się oddychaniem. Wreszcie
przestałam połykać powietrze i zaczęłam oddychać normalnie.
Usiadłam i zdjęłam moje mokre włosy z oczu. Cal stał kilka stóp ode mnie.
Spojrzałam na niego: „Straszna robota z ratowaniem.”
Wtedy zauważyłam, że nie patrzył na mnie, tylko wyżej, na czoło mola.
Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam smukłego, ciemnowłosego
mężczyznę, stojącego bardzo spokojnie, obserwującego mnie.
Nagle znowu trudno mi było oddychać.
Podniosłam się na chwiejnych nogach, ale przesiąknięte ubrania szarpnęły
mnie z powrotem na miejsce.
„Wszystko w porządku?” zawołał szczerze zmartwiony. Jego głos był silniejszy
niż się spodziewałam u takiego niewielkiego człowieka i miał miękki brytyjski
akcent.
Tłumaczenie: eveline__
ROZDZIAŁ 2
Po raz drugi w ciągu 6 miesięcy znalazłam się siedząca w gabinecie pani
Crasnoff, zawinięta w koc. Pierwszy raz kiedy tu byłam nocą, kiedy odkryłam, że
Archer należy do L’Occhio di Dio, grupy polującej na demony. Teraz moja mama była
obok mnie na kanapie obejmując mnie ramieniem. Mój tata stał obok biurka pani
Crasnoff, trzymając teczkę przepełnioną papierami, kiedy pani Crasnoff usiadła za
biurkiem w jej wielkim, fioletowym krześle przypominającym tron.
Jedynymi dźwiękiem było przerzucanie kartek przez mojego tatę oraz moje
szczękające zęby, więc w końcu powiedziałam:
„Dlaczego moja magia nie pomogła mi wydostać się z wody?”
Pani Crasnoff podniosła na mnie wzrok jakby zapomniała, że w ogóle byłam w
pokoju.
„Żaden demon nie mógłby wydostać się z tego stawu.” odparła miękkim
głosem.
„Są tam przecież czary ochronne. To… zatrzyma wszystko, co nie jest
czarownicą, wróżką lub zmiennokształtnym.”
Pomyślałam o czaszce i pokiwałam głową myśląc o herbacie, którą piłam
ostatnim razem, kiedy tu byłam.
„Wiem coś o tym. Więc Vandy próbowała mnie zabić?”
Usta pani Crasnoff zadrżały lekko.
„Nie bądź śmieszna” powiedziała „Clarice nie wiedziała o czarach
zabezpieczających.”
Byłaby bardziej wiarygodna gdyby jej wzrok nie unikał mojego, gdy to
mówiła, ale zanim zdążyłam wycisnąć z niej więcej tata rzucił teczkę na jej biurko i
powiedział:
„Zgromadziłaś całkiem imponującą dokumentację, Sophia.” Zatarł ręce
dodając: „Gdyby zajęcia w Hekate nie odbywały się w kompletnym chaosie byłabyś
na pewno wyróżniona.”
Miło wiedzieć po kim jestem irytująca i sarkastyczna. Oczywiście
odziedziczyłam to po nim. Widziałam wcześniej jego zdjęcia, ale spotkałam go po raz
pierwszy i wciąż starałam się na niego nie gapić. Był inny niż się spodziewałam. Był
zdecydowanie przystojny, ale… Nie wiem. Na swój własny sposób. Wyglądał na typ
faceta, który niczego nie kwestionuje.
Spojrzałam na mamę i zobaczyłam, że miała inny problem niż ja. Patrzyła
wszędzie, ale nie na tatę.
„Taa.” Powiedziałam zwracając moją uwagę z powrotem na niego. „Ostatni
semestr był trudny.”
Tata podniósł na mnie brwi. Zastanawiałam się czy zrobił to specjalnie lub czy
tak jak ja nie potrafił podnieść tylko 1.
„Trudny?”
Znów podniósł teczkę i czytał jej zawartość z podniesionymi okularami.
„Pierwszego dnia w Hekate zostałaś zaatakowana przez wilkołaka…”
„To właściwie nie był atak.” mruknęłam, ale zdawało się, że nikt nie zwracał
na to uwagi.
„Ale to marne w porównaniu tego, co zdarzyło się potem.” Tata przerzucił
kilka kartek. „Znieważyłaś nauczycielkę, co skutkowało semestralnym sprzątaniem
piwnicy z Archer’em Cross’em. Nawiązując do notatek pani Crasnoff bardzo się do
siebie zbliżyliście.” spauzował. „Czy to jest dokładny opis twoich relacji z panem
Cross’em?”
„Oczywiście” odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Tata przerzucił na inną stronę.
„Więc widocznie byliście ze sobą na tyle… blisko, byś w pewnym momencie
mogła zobaczyć znak L’Occhio di Dio na jego piersi.”
Otrząsnęłam się z tego i poczułam, że ręka mojej mamy spina się. Od 6
miesięcy chciałam jej opowiedzieć wiele historii z Archerem, ale nie wszystkie.
Szczególnie nie chciałam nic o części mnie-w-piwnicy-z-nim.
„Teraz dla większości ludzi bycie prawie zamordowanym przez pracownika
OKA sprawiłoby wystarczająco dużo wrażeń jak na 1 semestr. Ale ty ponad to
musiałaś się dołączyć do sabatu czarownic prowadzonego przez” przebiegł palcem
wzdłuż strony. „ ah Elodie Parris. Panna Parris i jej przyjaciółki Anna Gilroy i Chaston
Burnett zamordowały inną członkinię ich sabatu, Holly Mitchell, i wezwały demona,
który okazał się być twoją prababką, Alice Barrow.”
Żołądek mi się wykręcił. Spędziłam pół roku próbując nie myśleć o tym, co się
wydarzyło jesienią ubiegłego roku. Wszystko tylko po to, aby mój tata mógł mi to
przeczytać pozbawionym emocji głosem… więc może od razu powiedzmy, że
wolałabym zostać w stawie.
„Po tym jak Alice zaatakowała Chaston i Annę, zabiła Elodie, a wtedy ty zabiłaś
ją.”
Jego oczy wędrowały z papieru na moją prawą rękę. Pomarszczona blizna
wzdłuż mojej dłoni była pamiątką z tamtej nocy. Diable Szkło zostawiło istotny znak.
Tata rzucił papiery czyszcząc sobie gardło.
„ Więc tak, Sophia, zgadzam się, że miałaś dość intensywny semestr. Ironiczne,
zważywszy na fakt, że wysłałem cię tu abyś była bezpieczna.”
16 lat pytań i oskarżeń zalewających mój mózg i usłyszałam siebie kłapiącą:
„Jeśli ktoś mnie wypełnił całą demonem.”
Za tatą pani Crasnoff zmarszczyła brwi i pomyślałam, że zaraz dostanę wykład
na temat poszanowania starszych, ale tata patrzyła na mnie tylko tymi swoimi
niebieskimi oczami – moimi oczami – i podarował mi drobny uśmieszek.
„Touché”
Uśmiech nacisnął na mnie i wlepiłam wzrok w podłogę, kiedy mówiłam:
„Więc jesteś tu, żeby zabrać mnie do Londynu? Czekam od listopada.”
„Możemy to przedyskutować, że w pewnym momencie tak. Ale najpierw
chciałbym usłyszeć o wydarzeniach ostatniego semestru z twojej prespektywy.
Chciałbym usłyszeć o Cross’ie.”
Wzrosła u mnie złość i pokręciłam głową.
„Mowy nie ma. Chcesz tych historii to możesz przeczytać sprawozdania, które
napisałam dla Rady. Albo możesz pogadać z panią Crasnoff, albo z mamą, albo z
kimkolwiek, komu o tym mówiłam.”
„Sophia, rozumiem, że możesz być zła…”
„Sophie. Nie nazywaj mnie Sophia.”
Usta mu zrzedły.
„Bardzo dobrze. Sophie, twoja frustracja jest absolutnie słuszna, ale to nam
teraz nie pomaga. Chciałbym spędzić czas rozmawiając z tobą i twoją matką” jego
oczy powędrowały do mamy „jak rodzina zanim przejdziemy do tematu twojej
Redukcji.”
„Za późno.” Odparłam zrzucając koc i ramię mamy. „Miałeś 16 lat, żeby
porozmawiać z nami jak w rodzinie. Nie poprosiłam cię o przyjazd dlatego, że jesteś
moim tatą i chciałam jakichś łez pojednania. Prosiłam cię o przyjazd jako głowę
Rady, więc mogę poddać moje głupie moce Redukcji.”
Wszystko wyszło ze mnie w nagłym przypływie. Byłam wystraszona, jeśli bym
zwolniła mogłabym zacząć płakać. Zrobiłam już wystarczająco dużo w ciągu
ostatnich miesięcy.
Tata studiował mnie, ale jego oczy stały się zimne, a głos był srogi, kiedy
powiedział:
„W takim wypadku, w mojej mocy jako głowy Rady, odrzucam twoją prośbę o
Redukcję.”
Patrzyłam na niego zdumiona.
„Nie możesz tego zrobić!”
„Tak naprawdę, Sopihie, to może.” wtrąciła pani Crasnoff. „Podwójnie, jako
głowa Rady i jako twój ojciec, zna dobrze swoje prawa. Przynajmniej póki nie
skończyłaś 18 lat.”
„To ponad rok!”
„Co da ci wystarczająco dużo czasu na zrozumienie konsekwencji swojej
decyzji” powiedział tata.
Zakotłowałam się na niego.
„Okej, po pierwsze, nikt tak nie mówi. Momencik, ja rozumiem, jakie będą
konsekwencje mojej decyzji. Redukcja moich mocy zatrzyma mnie przed
potencjalnym zabiciem kogoś.”
„Sophie, rozmawiałyśmy o tym.” powiedziała mama, odzywając się po raz
pierwszy odkąd weszliśmy do gabinetu pani Crasnoff. „To nie jest przesądzone, że
kogoś zabijesz. Nawet jeśli spróbujesz. Twój tata nigdy nie stracił kontroli nad
swoimi mocami.” westchnęła i przetarła oczy 1 ręką. „To jest po prostu bardzo
drastyczne, skarbie. Myślę, że nie powinnaś ryzykować życia dla ‘co jeśli?’.”
„Twoja matka ma rację.” powiedziała pani Crasnoff. „I miej na myśli to, że
zdecydowałaś się przejść Redukcję zanim minęły 24 godziny od śmierci twojej
przyjaciółki. Więcej czasu na rozważenie innych możliwości może być czymś
dobrym.”
Usiadłam z powrotem na kanapę.
„Wiem o co wam chodzi. Rozumiem. Ale…” spojrzałam na ich trójkę,
zatrzymując w końcu wzrok na tacie, jedynej osobie, o której myślałam, że zrozumie
co chcę powiedzieć. „Widziałam Alice. Widziałam czym była, co robiła, do czego była
zdolna.” spuściłam wzrok na wyblakłe, materiałowe róże na dywanie pani Crasnoff,
ale widziałam Elodie, bladą i pokrytą krwią. „Ja nigdy – nigdy – nie będę chciała być
taka. Naprawdę wolałabym umrzeć.”
Mama wydała zdławiony dźwięk, a pani Crasnoff nagle zafascynowała się
czymś na jej biurku.
Tata skinął głową.
„Dobrze.” powiedział. „Zawrzyjmy układ.”
„James.” powiedziała ostro mama.
Gdy ich oczy się spotkały coś zaszło między nimi zanim tata kontynuował.
„Twój rok tutaj, w Hekate Hall, prawie się kończy. Spędźmy lato razem, a pod
koniec, jeśli wciąż będziesz chciała przejść Redukcję, pozwolę ci na to.”
Moje brwi powędrowały do góry.
„Co, znaczy w twoim domu? W Anglii?” mój puls przyspieszył. 3 razy widziano
Archera w Anglii.
Tata zatrzymał się i przez 1 okropny moment miałam nadzieję, że umie czytać
w myślach. Ale powiedział tylko:
„Anglia, tak. Mój dom, nie. Zatrzymuję się u… znajomych na lato.”
„I nie będą się martwić jeśli przywieziesz ze sobą córkę?”
Uśmiechnął się sam do siebie.
„Zaufaj mi. Mają wolny pokuj.”
„Co to ma na celu?” starałam się brzmieć wyniośle i pogardliwie, ale bałam się,
że wyszło jakbym była rozdrażniona.
Tata zaczął szukać czegoś w płaszczu, ale kiedy wyciągnął cienkiego,
brązowego papierosa, pani Crasnoff potępiająco cmoknęła. Westchnął i schował
papierosa z powrotem.
„Sophie,” powiedział, brzmiąc na sfrustrowanego. „Chciałbym cię poznać,
chciałbym, żebyś ty poznała mnie, zanim zdecydujesz się oddać swoje moce i
prawdopodobnie też życie. Nawet jeszcze w pełni nie pojmujesz co to znaczy być
demonem.”
Myślałam nad ofertą taty. Z jednej strony nie byłam teraz jego największą
fanką i nie byłam pewna czy chcę spędzić z nim czas na zupełnie innym kontynencie.
Ale jeśli bym nie pojechała to byłabym demonem wiele dłużej.
Ponadto mama wynajęła dom w Vermont, więc prawdopodobnie spędziłabym
całe lato w Hekate tylko z nią i nauczycielami. Ugh.
I była jeszcze Anglia. Archer.
„Mamo?” spytałam mając nadzieję, że ma jakiś macierzyński instynkt.
Wyglądała na bardzo wstrząśniętą, co było zrozumiałe i prawie by mnie zabiła po
zawarciu układu z tatą.
„Będę wariować z tęsknoty, ale twój tata ma dobry pomysł.” Jej oczy
przepełniły się łzami, ale zatrzymała je mrugnięciem i pokiwała głową. „Myślę, że
powinnaś jechać.”
„Dziękuję ci, Grace.” powiedział cicho tata.
Wzięłam głęboki oddech.
„Okej.” powiedziałam mu. „Pojadę, ale chcę zabrać Jennę.”
Nie miała gdzie się podziać w wakacje i chciałam mieć w ostateczności chociaż
1 przyjazną twarz, jeśli miałam spędzić całe lato ogarniając całą moją demoniczność
czy co tam jeszcze.
„Dobra.” powiedział tata bez żadnego wahania.
Zaskoczyło mnie to, ale próbowałam wyglądać obojętnie, gdy mówiłam:
„Super.”
„To mi przypomniało” powiedział tata do pani Crasnoff. „Zastanawiam się, czy
byłoby w porządku dla Alexandr’a Callahan’a, by również pojechał z nami.”
„Kim do cholery jest Alexander Callahan?” zapytałam. „A no tak, Cal.”
Dziwnie było myśleć o nim jako Alexander. To było zbyt formalne imię. Cal
nadaje się do niego o wiele bardziej.
„Oczywiście.” powiedziała pani Crasnoff znowu formalnie. „Jestem pewna, że
poradzimy sobie bez niego przez kilka miesięcy. Mimo, że bez jego uzdrawiających
mocy będziemy musieli zainwestować w więcej bandaży.”
„Czemu chcesz zabrać Cal’a?” zapytałam.
Palce taty znowu zaczęły błądzić po kieszeni marynarki.
„Głównie sprawy Rady. Moce Alexandra są wyjątkowe, więc chcielibyśmy
przeprowadzić z nim wywiad, ewentualnie przeprowadzić kilka testów.”
Nie podobało mi się brzmienie tych słów i coś mi mówiło, że u Cal’a nie będzie
inaczej.
„I da wam to obojgu szansę by się lepiej poznać.” kontynuował tata.
Lęk zaczął się powoli wspinać po moim kręgosłupie.
„Cal i ja znamy się wystarczająco dobrze.” powiedziałam. „Czemu miałabym
chcieć go poznać lepiej?”
„Ponieważ,” powiedział tata w końcu spotykając mój wzrok. „ty i on jesteście
zaręczeni.”
Tłumaczenie: eveline__ & Kapeluciek
ROZDZIAŁ 3
Znalezienie Cala zabrało mi dobre 30 minut. To nawet dobrze, bo miałam
trochę czasu, żeby pomyśleć o tym, co mu powiem, co nie byłoby ciągiem 4-
literowych słów.
Jest tyle zakręconych rzeczy, które robią czarownice i czarnoksiężnicy,
oczywiście, ale wyznaczanie małżeństw było jedną z karygodniejszych. Kiedy
wiedźma ma 13 lat, jej rodzice wybierają jej czarodzieja w oparciu o jego możliwości
i rodzinne sojusze. Jak w XVIII wieku.
Gdy stąpałam wzdłuż szkolnego podwórka, jedyną rzeczą, którą widziałam był
Cal siedzący z moim tatą w jakimś męskim pokoju ze skórzanymi fotelami i
martwymi zwierzętami na ścianach, palili cygara i przypisywali mnie do niego.
Chyba nawet sobie przybili piątkę.
Okej, żaden z nich nie jest typem cygara-i-przybijanie-piątki, ale to nie zmienia
faktu.
W końcu znalazłam Cal’a w budce za zielonym domem, gdzie odbywały się
nasze zajęcia z obrony. Jego uzdrawiająca moc oddziaływała na rośliny, jego ręce
wędrowały wzdłuż rumianych i opadających azalii, kiedy gwałtownie otworzyłam
drzwi. Zerknął jakby promienie późnego popołudniowego słońca zlewały się za mną.
„Wiedziałeś, że jestem twoją narzeczoną?” zapytałam.
Cal zamruczał coś pod nosem i wrócił do roślin.
„Wiedziałeś?” ponowiłam pytanie, mimo że wyraźnie już dostałam odpowiedź.
„Tak.” odparł.
Stałam tam czekając, aż powie coś więcej, ale to było widocznie wszystko, co
miał do powiedzenia.
„Nie zamierzam za ciebie wychodzić.” powiedziałam. „Myślę, że te całe
zaaranżowane małżeństwo jest grubiańskie i barbarzyńskie.”
„Okej.”
Obok drzwi był worek z ziemią doniczkową, wzięłam garść i rzuciłam mu w
plecy. Zanim do niego dotarła podniósł rękę i brud zamarł w powietrzu. Wisiał on
chwilę zanim pofrunął z powrotem do worka.
„Po prostu nie mogę uwierzyć, że wiedziałeś i mi nie powiedziałeś.”
powiedziałam siadając na zamkniętym worku.
„Nie widziałem sensu.”
„Co masz na myśli?”
Wytarł ręce o jeansy i odwrócił się twarzą do mnie. Był pokryty potem i jego
wilgotna koszulka była przylegająca do jego klatki piersiowej w sposób, który byłby
interesujący, gdybym nie była na niego zirytowana. Jak zwykle wyglądał bardziej jak
amerykański rozgrywający licealista niż czarodziej.
Jego twarz była bez wyrazu, ale Cal zawsze ukrywał swoje uczucia.
„Mam na myśli to, że nie dorastałaś w rodzinie Prodigium, więc wiedziałem, że
pomyślisz, że aranżowane małżeństwa są – jak ty to nazwałaś?”
„Grubiańskie i barbarzyńskie.”
„Właśnie. Więc jaki był sens sprawianie, że będziesz pstra i wroga?”
„Nie jestem wroga.” zaprotestowałam. Cal wskazał wzrokiem worek z ziemią,
a ja przewróciłam oczami. „Okej, dobra, ale byłam zła za to, że mi nie powiedziałeś,
nie dlatego, że jesteśmy… zaręczeni. Boże, nie mogę tego nawet powiedzieć. To brzmi
zbyt dziwnie.
„Sophie, to nic nie znaczy,” powiedział pochylając się do przodu i opierając
łokcie na kolanach. „to jest jak kontrakt. Nikt ci tego nie wyjaśnił?”
Archer wyjaśnił. Był narzeczonym Holly, starej współlokatorki Jenny, zanim
umarła. Oczywiście teraz wiem, że należał do Oka, zastanawiałam się jak czysty
kiedykolwiek był. Ale nie chciałam teraz o nim myśleć.
„Wyjaśnił.” powiedziałam. „I możemy, no wiesz, zerwać to, prawda? To nie jest
zakończona umowa.”
„Dokładnie. Więc między nami wszystko w porządku?”
Narysowałam na brudnej podłodze wzór palcem u nogi.
„Tak. W porządku.”
„Świetnie” powiedział. „Więc nie ma powodu, by było niezręcznie.”
„Racja.”
Wtedy usiedliśmy tam niezgrabnie na chwilę zanim powiedziałam:
„Oh! Prawie zapomniałam. Tata chciał, żebyś pojechał z nami do Anglii w te
wakacje.” Krótko mówiąc opowiedziałam mu wszystko, co działo się w gabinecie
pani Crasnoff. Spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy powiedziałam o Vandy i skrzywił
się, kiedy wspomniałam o części wywiadu-i-badania go w wakacje, ale mi nie
przerwał. Kiedy skończyłam powiedział:
„Okej, to jest do bani.”
„Taa.” zgodziłam się.
Wstał i wrócił do azalii, co myślę, że było wskazówką bym wyszła. Zamiast
tego powiedziałam:
„Przepraszam, że próbowałam w ciebie rzucić brudem.”
„Nie szkodzi.”
Czekałam, aż powie coś jeszcze. Kiedy nic nie powiedział, podniosłam się z
worka ziemi.
„Do zobaczenia w domu, skarbie.” mruknęłam, kiedy wychodziłam. Wydał z
siebie dźwięk, który mógłby być śmiechem, ale to był Cal, więc miałam co do tego
wątpliwości.
Słońce zaczynało zachodzić, kiedy wchodziłam po schodach szalonego pół
starego, nawiedzonego dworu i pół domu wg Disneya, którym było Hekate Hall.
Świerszcze już grały, a żaby kumkały w okolicach stawu. Delikatny wiaterek, który
pachniał jak wiciokrzew i morska bryza posuwał winorośl pnącą się po ścianie
szkoły. Obróciłam się i spojrzałam na trawnik. Nienawidziłam tego miejsca, gdy tu
przyjechałam, ale będzie mi go brakować tego lata. Tyle się wydarzyło odkąd mama
po raz pierwszy prowadziła wynajęty samochód i jak niemożliwe się wtedy
wydawało, że Hekate Hall będzie prawie jak dom.
Coś futrzastego otarło się o moją rękę. To była Beth, wilkołaczka, którą
spotkałam 1 dnia w Hekate.
„Pełnia.” warknęła wskazując pyszczkiem ciemniejące niebo.
„Racja.”
Wilkołaki mogły biegać podczas pełni. Spojrzawszy za siebie zobaczyłam
kilkoro zgromadzonych w holu.
„Nie mogę uwierzyć, że rok szkolny prawie się kończy.” powiedziała Beth, jej
głos brzmiał jak u nastoletniej dziewczyny, której gardło pełne jest potłuczonego
szkła i nakrętek.
„Opowiesz mi o tym.” odparłam.
Jej oczy błyszczały żółcią, ale nie mogłam dostrzec w nich czułości, gdy
mówiła:
„Będę za tobą tęsknić, Sophie.”
Uśmiechnęłam się. Jeszcze kilka miesięcy temu Beth mi nie ufała, myślała, że
jestem agentem Rady czy coś w tym stylu. Na szczęście, prawie umierająca, oczyściła
mnie z podejrzeń. Położyłam rękę na jej ramieniu.
„Też będę za tobą tęsknić Beth.”
Wtedy polizała mnie po twarzy. Poczekałam, aż skończy zanim wytarłam
policzek dłonią.
„Fuuu…”
Okej, może nie będę tęsknić za wszystkim, co się wiązało z Hekate Hall.
Udałam się na 3 piętro, na którym mieszkały dziewczyny. Było kilka osób
zebranych w salonie na półpiętrze, ale w większości były spokojne tej nocy.
Taylor, jedna ze zmiennokształtnych, zobaczyła mnie i pomachała.
„Hej, Soph. Słyszałam, że dzisiaj pływałaś.” powiedziała badając mój wciąż
mokry wygląd. „Dlaczego nie zmieniłaś ubrań?”
Założyłam kosmyk włosów za ucho.
„Uh, nie miałam za bardzo czasu.”
Zaśmiała się. Dźwięk był zaskakująco gardłowy jak dla tak delikatnie
wyglądającej dziewczyny.
„Miałam na myśli, że magią.” powiedziała.
No tak.
„Było już za późno na tego rodzaju rzeczy. Nie chciałam ryzykować.”
Skinęła głową ze współczuciem.
„Oh, rozumiem. Szczególnie po Rzeczy Łóżkowej.”
Łóżkowa Rzecz była 2 miesiące temu. Chciałam przesunąć łóżko i
zdecydowałam się użyć do tego magii. Zamiast przesunąć się o kilka stóp, łóżko
wyleciało przez okno zabierając ze sobą spory kawałek ściany.
Pani Crasnoff nie była rozbawiona.
Zwłaszcza, że było to po Incydencie z Doritos. Jennie zachciało się chipsów;
kiedy próbowałam je wyczarować zalałam cały korytarz Doritos. Ciągle były tam
ślady sera. Przedtem był Czas Dla Balsamu (im mniej o tym powiem tym lepiej). Za
czasów Alice i Elodie moja magia była… wyłączona. W rezultacie przestałam jej
używać.
Po pożegnaniu z Taylor kontynuowałam podróż do swojego pokoju. Kilka
osób krzyknęło do mnie pozdrowienia, albo skomentowało moją randkę ze stawem.
Ta nowa popularność wciąż mnie zaskakiwała. Na początku myślałam, że cały świat
dowiedział się, że byłam demonem i byli mili, bo bali się, że ich zjem. Ale po
konsultacji z Jenną, mistrzynią podsłuchu, dowiedziałam się, że wszyscy wciąż
myśleli, że byłam super silną czarną czarownicą. Pani Crasnoff wykonała klawą
pracę pokrywając prawdę o śmierci Elodie, co oznaczało, że było dużo plotek na
temat tego, co się jej stało. Najpopularniejsza była taka, że Archer zakradł się z
powrotem na wyspę, a ja i Elodie próbowałyśmy go zwalczyć naszymi szalonymi,
magicznymi umiejętnościami, Elodie zmarła podczas zamachu.
Szkoda tylko, że prawda była bardziej skomplikowana. I o wiele smutniejsza.
Byłam prawie pod drzwiami, kiedy kątem oka spostrzegłam jakiś ruch. Hekate
Hall było pełne duchów, więc zawsze pojawiali się w ten sposób. Ale kiedy
zobaczyłam kto to był, zamarłam.
Nawet jako duch Elodie była wciąż piękna. Jej czerwone włosy zafalowały
wokół jej twarzy, a jej skóra była prześwitująca. Wyglądało na to, że miała spędzić
wieczność w szkolnym mundurku, ale nawet w nim Elodie wyglądała dobrze.
Robiła to, co wszystkie duchy zdawały się robić: błąkała się wokoło,
rozglądała się zmieszana. Duchy nie były technicznie w naszym świecie, ale nie były
też w drugim świecie, one po prostu się… zatrzymały.
Często widywałam Elodie, ale za każdym razem zalewała mnie fala smutku.
Umarła ze swojej własnej winy. Ona i jej sabat przywołały demona z nadzieją, że
poskromią go i użyją jego mocy. Złożyły w ofierze Holly. Wciąż była we mnie iskra
magii, którą dała mi Elodie. Bez niej nigdy nie byłabym zdolna do zabicia Alice.
Teraz Elodie przepływała obok mnie, jej oczy czegoś szukały, a jej stopy nie
dotykały ziemi.
To było straszne, że ktoś tak żywy jak Elodie mógł być tak osłabiony i blady,
smutna dusza błądząca w miejscu, w którym umarła.
„Życzę ci byś mogła być tam, gdzie powinnaś.” wszeptałam w ciszy korytarza.
Duch obrócił się i spojrzał na mnie.
Serce podeszło mi do gardła.
To było niemożliwe. Duchy nie mogły nas widzieć ani słyszeć. Dlatego
powinnam od razu wiedzieć, że Alice nie była duchem, jak twierdziła. Ale Elodie
gapiła się na mnie, wyraz jej twarzy nie był już zagubiony i oszołomiony, ale wściekły
i z nutką pogardy.
Było tak jak za życia.
„Elodie?” ledwo wymruczałam te słowo, ale w ciszy korytarza było wręcz
ogłuszające. Wciąż mi się przyglądała, ale nie odpowiedziała. „Słyszysz mnie?”
zapytałam, nieco głośniej tym razem.
Po chwili przerwy ku mojemu zdumieniu lekko skinęła.
„Soph?” drzwi się otworzyły i wyjrzała zza nich Jenna. „Do kogo mówisz?”
Postukałam się w głowę, ale Elodie zniknęła.
„Do nikogo.” Powiedziałam starając się nie brzmieć na zirytowaną. To nie była
wina Jenny, że przerwała mi rozmowę z duchem, z duchem, który hipotetycznie nie
był zdolny do komunikowania się.
„Gdzie byłaś?” zapytała Jenna, kiedy opadłam na łóżko. „Martwiłam się.”
„To był bardzo długi dzień.” powiedziałam zanim znowu zaczęłam opowieść o
tym, co się stało w gabinecie pani Crasnoff. W odróżnieniu od Cala, Jenna zadawała
dużo pytań, więc opowiadałam o wiele dłużej. Pominęłam część o Calu i o tym, że
byłam zaręczona. Jenna była praktycznie gotowa do założenia koszulki Team Cal. Nie
chciałam jej dawać więcej amunicji. Po jakimś czasie skończyłam, byłam zbyt
zmęczona by iść na obiad, moją zazwyczaj ulubioną część dnia.
„Anglia,” wydyszała Jenna, gdy skończyłam. „Jak bardzo to będzie
niesamowite?”
Przetarłam ręką oczy.
„Szczerze, Jen? Nie mam zielonego pojęcia.”
Rzuciła we mnie poduszką.
„Wygląda na to, że będzie super odjazdowo. I dziękuję.”
„Za co?”
„Za to, że mnie zabierasz ze sobą. Myślałam, że będziesz chciała spędzić trochę
czasu sam na sam z tatą.”
„Żartujesz sobie ze mnie? Byłaś warunkiem umowy, moja droga. Nie ma Jenny,
nie ma Anglii. Takie było moje ultimatum.”
Uśmiechnęła się promiennie i potrząsnęła głową tak, że jej różowe pasemko z
grzywki opadło jej na oko.
„Nie jestem pewna czy ta wyspa jest wystarczająco duża na nas 2. Oh!
Dostaniemy się tam za pomocą jakiejś czarodziejskiej transportacji? Jak np. zaklęcie
podróżnicze albo magiczny portal?”
„Przykro mi.” powiedziałam, zmuszając się do wstania i przebrania. Po tym
wszystkim mój mundurek wciąż miał wyrazisty odór Paskudnego Stawu.
Potrzebowałam przynajmniej półgodzinnego prysznica przed pójściem spać.
„Pytałam taty. Lecimy samolotem.”
Twarz Jenny spochmurniała.
„To takie… ludzkie.”
„Spójrz na pozytywy,” powiedziałam szarpiąc się z czystą niebieską
spódniczką Hekate. „To prywatny samolot, więc ostatecznie jest to rzecz dla
bogatych ludzi.”
Podniosło ją to na duchu, więc zaczęłyśmy planować jakie ciuchy bierzemy na
wakacje w trakcie drogi do jadalni.
Nasze talerze były pełne, usiadłyśmy tam, gdzie zawsze. Twarz Jenny stała się
poważna.
„Sophie.” powiedziała.
„Co?”
Grzebała w jedzeniu zastanawiając się co powiedzieć. W końcu postanowiła
być bezceremonialna.
„Archer jest w Anglii.”
Plasterek szynki, który przeżuwałam zaczął smakować jak trociny, ale
zmusiłam mój głos do bycia beztroskim i powiedziałam:
„Podobno. Nie jestem pewna czy słowom 2 czarnoksiężników – którzy, z tego
co słyszałam, byli pijani – można ufać.” Pomijając to, że nie tylko oni go widzieli. Był
tam też wilkołak, który opisał Archera, kiedy Oko zrobiło nalot na siedzibę w
Londynie. I wampira, który walczył z ciemnowłosym Okowcem 3 miesiące temu
kawałek od Victoria station.
Pani Crasnoff miała kartotekę Archera w dolnej szufladzie biurka. Co prawda
biurko było chronione przed zaklęciami, ale prawdopodobnie nie przed pilnikiem do
paznokci i smarem.
„Tak czy inaczej,” powiedziałam do Jenny, zniżając wzrok do talerza. „to było
zaobserwowane miesiące temu.”
„To było w zeszłym miesiącu.” poprawiła mnie Jenna, a jej ton sugerował, że to
wiedziałam. „I ludzie mówią, że jest tam od kiedy zniknął. Podsłuchałam te 2
czarownice w Savannah.”
„To duża wyspa, Jenna.” powiedziałam. „I nawet jeśli Archer tam jest, szczerze
wątpię, że jest gdzieś w okolicach Prodigium. To by było głupie. Można mu zarzucić
wiele rzeczy, ale nie jest idiotą.”
Jenna wróciła do jedzenia, ale kiedy jej zielona fasolka zrobiła 3 kółko po
talerzu, odsunęłam mój obiad i powiedziałam:
„Wyrzuć to z siebie.”
Odłożyła widelec i spojrzała mi w oczy.
„Co byś zrobiła gdybyś go spotkała?”
Wytrzymałam jej wzrok najdłużej jak potrafiłam. Wiedziałam, co chciała
usłyszeć. Chciała, żebym powiedziała, że oddam go Radzie – która na pewno by się go
pozbyła – albo, że zabiję go własnoręcznie.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu pozwoliłam go sobie przypomnieć,
naprawdę przypomnieć. Jego brązowe oczy i leniwy uśmiech. Jego śmiech i jak się
przy nim czułam. Jak brzmiał jego głos, kiedy mówił do mnie „Mercer”.
Sposób w jaki mnie całował.
Spuściłam wzrok na stół.
„Nie wiem.” powiedziałam w końcu.
Jenna westchnęła, ale nie powiedziała nic więcej na ten temat. Po chwili
zaczęłyśmy znów rozmawiać o wycieczce i wprawiłam Jennę w śmiech
zastanawiając się na głos co gdyby było tam dużo wampirów pijących popołudniową
herbatę.
„I jeśli poprosisz o Earl Grey to dostaniesz Earl Grey.” podsumowałam
wprawiając Jennę w chichot.
Czułam się lepiej, gdy opuszczałyśmy jadalnię, Jenna też to musiała czuć, gdy
splotła swoją rękę z moją w drodze po schodach.
Ale myśl, którą zasiała w moim umyśle odmówiła śmierci i czułam, że we śnie
będę widzieć oczy Archera i wielka część mnie miała nadzieję, że nie ma go w Anglii.
Ale też nie taka mała część mnie miała nadzieję, że był.
Tłumaczenie: eveline__
ROZDZIAŁ 4
3 miesiące później wyjechałam do Anglii.
Późnym popołudniem mama i pani Crasnoff zeszły na dół by odprowadzić
naszą czwórkę. Oczy mamy były czerwone, więc wiedziałam, że płakała, ale starała
się wyglądać wesoło, gdy pomagała Jennie i mi załadować nasz bagaż.
„Pamiętaj, żeby robić dużo zdjęć.” powiedziała do mnie. „I jeśli wrócisz
używając słów ‘kolejka’ i ‘ciężarówka’ to będę bardzo zaniepokojona.”
Stanęliśmy na pokładzie, morska bryza targała nam włosy. Jenna już domagała
się ławki w cieniu, a Cal mówił coś cicho do pani Crasnoff. Widziałam jej wzrok
patrzący na mnie ponad jego ramieniem i wyobraziłam sobie jak się czuła
zostawiając mnie na lato. Była prawdopodobnie wypompowana, albo po prostu już
tak miała. Dobrze wiedzieć, że nie wniosłabym do Hekate Hall nic oprócz kłopotów.
Zastanawiałam się też czy powinnam powiedzieć jej o duchu Elodie. Tak
właściwie to wiedziałam, że powinnam. Może gdybym powiedziała jej o Alice wtedy,
kiedy pojawiła się po raz pierwszy, Elodie nie byłaby duchem. Ta myśl nie dawała mi
spokoju od miesięcy, a teraz stałam tu popełniając znowu ten sam błąd.
Zanim mogłam się dłużej nad tym zastanowić, mama owinęła swoją rękę
wokół mnie. Byłyśmy mniej-więcej tego samego wzrostu i mogłam poczuć jej łzy na
mojej skroni, gdy mówiła:
„Przegapię twoje urodziny w następnym miesiącu. Jeszcze nigdy ich nie
przegapiłam.”
Moje gardło było tak ściśnięte, że nie mogłam mówić, więc tylko
przyciągnęłam ją bliżej.
„Sophie,” powiedział tata chwytając mnie za łokieć. „Czas na nas.”
Skinęłam i przytuliłam mamę ostatni raz.
„Będę dzwonić, obiecuję.” Powiedziałam, kiedy się puściłyśmy. „I wrócę zanim
się zorientujesz.”
Mama wytarła policzki wierzchem dłoni i podarowała mi jeden ze swoich
olśniewających uśmiechów. Tata gwałtownie odetchnął obok mnie, ale odszedł, gdy
na niego spojrzałam.
„Żegnaj, James.” zawołała za nim mama.
Cal, Jenna i ja staliśmy na balustradzie, gdy prom ruszył. Pani Crasnoff stała na
brzegu patrząc jak odpływamy, a mama już szła z powrotem do lasu, który otaczał
plażę. Byłam szczęśliwa. To cud, że jeszcze nie zaczęłam płakać.
Prom był już na brązowej wodzie. Nad drzewami mogliśmy zobaczyć szczyt
Hekate Hall.
„Nie opuszczałem tego miejsca od kiedy skończyłem 13 lat.” powiedział
łagodnie Cal. „Sześć lat.”
Nigdy nie pytałam Cala, co zrobił, że wylądował w Hekate Hall. Po prostu nie
wyglądał na kogoś, kto ma niebezpieczne moce, które zazwyczaj mają
czarnoksiężnicy, by wysłać go do szkoły. Zdecydował, że zostanie po skończeniu 18,
tak czy inaczej nie jestem pewna czy to był jego wybór. Ale im dalej byliśmy szkoły
tym bardziej niespokojnie wyglądał.
Nawet Jenna, która zazwyczaj grała obojętną o wszystkie cuchnące sprawy
Hekate, wyglądała tęsknie.
Wpatrywałam się w dach, widziałam błękit nieba i naszło mnie złe przeczucie,
gdy słońce znikło za chmurą.
Troje z nas już nigdy tu nie wróci.
Ta myśl spowodowała u mnie drżenie. Próbowałam to strząsnąć. To było
absurdalne. Jechaliśmy na 3 miesiące do Anglii i mieliśmy wrócić w sierpniu.
Ostrzegawcze przeczucia nie były 1 z moich mocy, więc miałam tylko paranoję.
Te uczucie towarzyszyło mi jednak jeszcze długo po tym jak wyspa
Graymalkin wyblakła w dali.
***
„Bycie demonem powinno uodpornić cię na zespół nagłej zmiany strefy
czasowej,” mruknęłam godziny i godziny później, gdy lśniący czarny samochód wiózł
nas w głąb państwa.
Długi lot z Georgii do Anglii był bardzo monotonny. Pomijając to, że Cal usiadł
obok mnie.
Co było spoko. Naprawdę spoko.
Nie było tak, że byłam w pełni świadoma jego obecności i skakałam, gdy jego
kolano 3 razy potrąciło moje. Za 3 razem nie zastrzelił mnie zdegustowanym
spojrzeniem tylko powiedział:
„Wyluzuj, co się dzieje?”
I kiedy Jenna podarowała nam obojgu dziwaczne spojrzenie, nie mieliśmy co
zrobić, w zgodzie.
„Nic.” Ponieważ wszystko mogło być dziwne, ale między Calem a mną nie było
dziwnie. Było w porządku.
„Niedługo poczujesz się lepiej.” powiedział tata. Po raz pierwszy odkąd go
poznałam jego oczy błyszczały i wyglądał na zrelaksowanego. Myślałam, że z
powrotem w ojczyźnie będzie się zachowywać jak facet.
Jenna była praktycznie podekscytowana, ale Cal wyglądał na równie
zmęczonego, jak się czułam. Nie byłam zdolna do zaśnięcia w samolocie, ale teraz
próbowałam. Moje oczy były gorące i czułam jakby był w nich piasek, a jedynym o
czym mogłam myśleć było opadnięcie na łóżko. Po tym wszystkim moje biedne ciało
czuło się jakby była 6 rano, ale w Anglii była to wczesna pora lunchu. Dodatkowo
jechaliśmy, co wydawało się trwać godziny.
Kiedy samolot wylądował w Londynie przypuszczałam, że samochód zawiezie
nas do jakiegoś domu w mieście, albo może do Siedziby Rady, żeby tata mógł
załatwić biznesowe sprawy. Ale samochód zjechał z zatłoczonych ulic i wjechał
między skupione razem domki, co przypomniało mi historię Dickensa. Stopniowo
ceglane budynki były zastępowane przez drzewa i wzgórza. Widziałam więcej owiec
niż myślałam, że w ogóle istnieje.
„Więc przebyliśmy całą tą drogę do Anglii tylko po to, żeby spędzać czas w
szczerym polu?” zapytałam opierając moją bolącą głowę na ramieniu Jenny.
„Dokładnie tak.” odpowiedział tata.
Cal się uśmiechnął. Oczywiście, że był wstrząśnięty tym, że utknęliśmy na
jakiejś brytyjskiej farmie na całe długie lato, byłam w błędzie, w mojej wizji był Big
Ben i pałac Buckingham i rozpadające się Tower Bridge. Jednak prawdopodobnie
będziemy leczyć wszystkie rodzaje angielskich roślin.
Wtedy zobaczyłam dom.
Jednak nazywanie go domem było jak nazywanie Mona Lisy obrazem, albo
Hekate Hall szkołą. Technicznie nazwa była poprawna, ale nie odzwierciedlała
realiów obiektu.
Ten dom był 1 z największych budynków, jakie kiedykolwiek widziałam,
wykonany z jasnego, złotego kamienia, który wyglądał na ciepły w dotyku. Leżał w
cichej dolinie, a przed nim rozciągał się szmaragdowy trawnik, zaś za nim las na
wzgórzu. Cienka, błyszcząca wstążka wody zakrzywiała się wdzięcznie po 1 stronie
posesji. Dosłownie setki okien błyszczały w słońcu.
„Wow.” powiedział Cal, pochylając się, by spojrzeć przez okno.
„Będziemy tu mieszkać?” zapytałam.
Tata uśmiechną się, wyglądając na zadowolonego z siebie.
„Mówiłem, że pokoi wystarczy dla wszystkich.” powiedział, a ja złapałam się
na odwzajemnianiu uśmiechu. Przez moment patrzyliśmy sobie w oczy, ale pierwsza
się wyłamałam przekręcając głowę w stronę domu.
„Czy domy takie jak ten nie mają zawsze nazw?”
„W większości,” odpowiedział. „To jest Opactwo Thorne.”
Nazwa wydawała mi się znajoma, ale nie wiem czemu.
„To kościół?”
„Nie, to rzeczywisty dom. Nie był zbudowany pod koniec XVI wieku. Ale było
na tej ziemi kiedyś opactwo.”
Przeszedł na tryb wykładu, mówił jak opactwo zostało zrównane z ziemią za
czasów Henryka VIII, a ziemia została podarowana rodzinie Thorne.
Tak szczerze to go nie słuchałam. Patrzyłam na kilkoro ludzi wychodzących z
domu przez frontowe drzwi. Wtedy zobaczyłam parę skrzydeł i wyobraziłam sobie,
kim dokładnie byli przyjaciele taty.
Samochód przejechał przez kamienny most i wjechał na okrągły zajazd. Tata
pierwszy wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi, nagle chciałabym mieć na sobie
coś lepszego niż wyblakłe jeansy i zwykłą zieloną koszulkę.
Niesamowicie szerokie schody prowadziły do tarasu wykonanego z tego
samego złotego kamienia, co reszta domu. Stało tam 6 osób, dwójka ciemnowłosych
dzieciaków mniej-więcej w moim wieku i 4 dorosłych. Zgadywałam, że wszyscy byli
z Prodigium. Cóż, oczywiście byli wróżkami, ale nie mogłam dostrzec unoszącej się
nad nimi magii.
Dzień był cieplejszy niż oczekiwałam i czułam kilka kropli potu na moim czole.
Żwir skrzypiał mi pod nogami, a z odległości słyszałam śpiew ptaków. Jenna pojawiła
się tuż za mną, jej wcześniejsza ekscytacja zniknęła, jej palce powędrowały do
krwawego klejnotu.
Tata położył mi rękę na plecach i poprowadził mnie po schodach.
„Uwaga wszyscy, to jest Sophie. Moja córka.”
Nagle poczułam jakiś przypływ we krwi. Podobny do magii, ale mroczniejszy i
potężniejszy. Pochodził od dwojga nastolatków stojących z tyłu. Tylko oni się nie
uśmiechali, chłopak – który wyglądał upiornie znajomo – rzucał na mnie piorunujące
spojrzenia.
Świadomość zatrzęsła moją piersią i to było wszystko, co mogłam zrobić, by
nie sapnąć.
Oni byli demonami.
Tłumaczenie: eveline__
ROZDZIAŁ 5
Wpatrywałam się w demoniczne dzieci świdrujące mnie wzrokiem. Tata i ja
byliśmy hipotetycznie jedynymi demonami na świecie, więc jak…
Nagle doszła do mnie przerażająca myśl: do diabła, czy te dzieci były moim
pół-rodzeństwem? Czy tata przywlókł mnie tutaj, żeby odegrać jakąś pokręconą
wersję Brandy Bunch?
„Co to jest?” wydusiłam z siebie mając na myśli inne demony.
Ale tata się tylko dumnie uśmiechnął.
„To jest Siedziba Rady.”
Za mną Cal wypuścił powietrze, jakby wstrzymywał je, odkąd ciemno-blond-
włosa kobieta wystąpiła z grupy i podała mi rękę.
„Sophia, jesteśmy tacy rozemocjonowani tym, że spędzisz z nami wakacje.
Jestem Lara.”
Potrząsnęłam jej dłoń rzucając okiem na demoniczne dzieci. Szeptali coś do
siebie.
„Lara jest członkiem Rady, moja druga ręka, można powiedzieć.” powiedział
tata.
Lara jeszcze nie puściła mojej ręki.
„Dużo o tobie słyszałam od twojego taty i Anastazji.”
„Pani Crasnoff?” O Boże, jeśli od nich ona brała plotki na temat Sophie Mercer,
to byłam zdziwiona dlaczego powitała mnie uściskiem dłoni zamiast egzorcyzmem.
„Lara i Anastazja są siostrami.” powiedział tata.
„Okej.” powiedziałam próbując to przetworzyć. Wtedy coś do mnie dotarło.
„Myślałam, że Siedziba Rady jest w Londynie.”
Między brwiami Lary pojawiła się pionowa zmarszczka.
„Bo jest. Ze względu na pewne nieprzewidziane wydarzenia postanowiliśmy
przenieść ją na te lato.” Teraz już wiedziałam, że była siostrą pani Crasnoff,
widziałam – i słyszałam – podobieństwo. Gdyby się okazało, że tymi
‘nieprzewidzianymi wydarzeniami’ były demoniczne nastolatki, lub zwiodło coś
jeszcze. Nie byłabym zdziwiona.
Zwróciłam się do taty.
„Mówiłeś, że jedziemy do domu twoich przyjaciół. Dlaczego nie powiedziałeś,
że sprowadzisz mnie tutaj?”
Napotkał mój wzrok.
„Bo gdybym ci powiedział, to byś nie przyjechała.”
Kątem oka widziałam demoniczne dzieciaki wyłamujące się z grupy i czubek
masywnych, podwójnych drzwi otwierających się na taras. Dziewczyna rzuciła na
mnie ostatnie spojrzenie zanim wślizgnęła się do środka.
„Sophie, to jest Rada.” powiedział tata zwracając moją uwagę z powrotem na
stojące tam Prodigium.
„To jest to?” słyszałam jak Cal zamruczał pod nosem i musiałam mu to
przyznać, też byłam zaskoczona. Zawsze wyobrażałam sobie, że Rada jest wielką,
zacienioną grupą Prodigium, która nosi długie czarne szaty, czy coś w tym stylu.
Nie wiem czy usłyszał Cala, czy może wyczytał to z naszych spojrzeń, ale tata
powiedział:
„Normalnie jest nas 12, ale obecnie jest nas tutaj tylko 5.”
„Gdzie są…” zaczęła mówić Jenna, ale przerwał jej mężczyzna występujący z
tłumu. Był starszy od taty, a jego białe włosy błyszczały w świetle słońca.
„Jestem Kristopher.” Powiedział niskim głosem z niezidentyfikowanym
akcentem. „To przyjemność cię spotkać, Sophia.” Jego oczy były lodowato niebieskie
zamiast złotych, zdecydowanie był oszustem. Czułam to.
Spodziewając się, że zaraz zamieni się w psa haskiego zwróciłam się do
kolejnego mężczyzny wyciągając głowę do góry by móc na niego spojrzeć. Musiał
mieć około 7 stóp wzrostu, a jego wielkie skrzydła przypominały mi oleistą wodę;
były czarne, ale wciąż mieniły się różnymi kolorami, z zielonego na niebieski,
różowy.
„Roderick.” Powiedział, gdy moja dłoń zniknęła w jego. Kobieta miała na imię
Elizabeth, a w jej miękkich, szarych włosach wyglądała jak czyjaś niania; ale kiedy
przeszło do podania ręki, szarpnęła mnie do siebie i powąchała moje włosy.
Świetnie. Kolejny wilkołak.
Tata powiedział coś o tym, że porozmawiają później i, w końcu, weszliśmy do
środka.
Jennie zaparło dech w piersi, gdy weszliśmy do przedsionku, i gdybym się
wciąż nie chwiała na nogach przez 1 – 2 członków Rady na schodach, plus
demonicznych nastolatków, to miałabym to samo. To było jedno z takich miejsc,
gdzie czuje się jakby mogło się tutaj wszystkiemu przypatrywać przez wieczność i
wciąż nie zobaczyć wszystkiego. Hekate mogłoby być tak samo przytłoczone, ale nie
byłoby to to samo. Czarno-biała, marmurowa podłoga tak lśniła pod moimi nogami,
że cieszyłam się, że nie założyłam spódniczki i byłam prawie oślepiona przez
złocenia. Tak jak w Hekate główne wejście było zdominowane przez schody, ale te
były o wiele większe i rzeźbione w wapniu. Stopnie były pokryte dywanem tak
czerwonym jak rozlana krew.
Na górze, zakrzywiony sufit był pokryty freskami, ale nie mogłam zrozumieć,
co przedstawiają. Wyglądały gwałtownie i tragicznie. Inne malowidła wokół pokoju
przedstawiały ten sam rodzaj scen; mężczyźni o srogich twarzach wskazują mieczem
płaczącą kobietę lub mężczyzn biorących udział w bitwie, gdy oczy ich koni były
przepełnione strachem.
Zadrżałam. Nawet w czerwcu to było nie do uwierzenia, by kiedykolwiek
mogło być ciepło w pokoju takim jak ten. Albo moja gęsia skórka była spowodowana
całą tą magią, która bądź co bądź po 500 latach czarowania sączyła się z drewna i
kamienia.
„Mają posągi,” powiedziała Jenna. „w korytarzu.” Oczywiście wystarczyły, 2
brązowe posągi kobiet strzegących masywnych schodów, by była do nich teraz
jeszcze większa kolejka. Wszyscy mieli na sobie czarne mundurki i przyklejone na
twarzach prawie identyczne uśmiechy.
„Co ci ludzie robią?” szepnęła do mnie Jenna.
„Nie wiem,” powiedziałam myśląc o mrożącym uśmiechu. „ale boję się, że
policzenie ich może być trudne.”
„To nasza służba.” powiedział tata wskazując ręką w kierunku grupy.
„Czegokolwiek byście potrzebowali, oni będą szczęśliwi pomagając wam.”
„Oh,” powiedziałam słabo, czując jak mój głos odbija się echem w jamistym
pokoju. „Świetnie.”
Za tłumem, na szczycie schodów stał wielki marmurowy łuk. Tata skinął
głową w tamtym kierunku i powiedział:
„Nasze tymczasowe biuro jest tutaj, ale możemy zobaczyć je później. Jestem
pewien, że wolelibyście teraz zobaczyć wasze pokoje.”
Złapałam tatę za brzeg rękawa i odciągnęłam go od grupy.
„Tak naprawdę,” wyszeptałam. „to wolałabym wiedzieć skąd są tamte
demony. Czy są… Oni nie są moim rodzeństwem, prawda?”
Tata spojrzał ponad swoimi okularami.
„Nie.” powiedział. „O Boże, nie. Daisy i Nick są… Porozmawiamy o nich innym
razem, ale nie, nie są z nami spokrewnieni.”
„Więc dlaczego tutaj są?”
Tata zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
„Ponieważ nie mają, gdzie się podziać i to jest dla nich najbezpieczniejsze
miejsce.”
To miało sens.
„Dobra. Ponieważ wy będziecie mogli ich wyjąć, jeśli staną się super-
demonami.”
Ale tata potrząsnął głową zdziwiony.
„Nie, Sophie, miałem na myśli, że będzie to bezpieczniejsze dla nich. Na Daisy
i Nicka było już kilka zamachów.”
Nawet nie dał mi czasu, żebym zareagowała zanim podniósł rękę i pomachał
do Lary. Jej obcasy stukały o marmur, gdy do nas szła.
„Sophie, Lara przygotowała kilka pięknych pokoi dla ciebie i twoich przyjaciół.
Dlaczego nie pójdziesz się zaaklimatyzować? Możemy porozmawiać później.”
To oczywiście nie była prośba, więc tylko wzruszyłam ramionami i
powiedziałam:
„Jasne.”
Lara prowadziła nas wzdłuż korytarza do wysokich kamiennych drzwi. Gdy
tak szliśmy nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że idę do grobu.
Idąc Lara mówiła o statystykach, czego słuchałam tylko pół na pół. Tak czy
inaczej były niewiarygodne.
Około miliona stóp sześciennych przestrzeni. Więcej niż 300 pokoi, 31 to
kuchnie. 98 łazienek. 359 okien. 2476 żarówek.
Jenna kiwała głową do czasu, aż dotarliśmy na 4 piętro, gdzie troje z nas
mogłoby zostać. Calowi pierwszemu pokazano jego pokuj i Jenna pękała ze śmiechu,
gdy zaglądaliśmy jej przez ramię. Pokuj mógł być nie tylko Cala. Miałam na myśli to,
że łowiecko-zielone zasłony i pościel były męskie, ale złoto-białe meble
zdecydowanie nie. Nie był taki też gigantyczny, potargany baldachim nad jego
ogromnym łóżkiem.
„Wow, Cal.” Powiedziałam czując się trochę bardziej jak ja odkąd
przyjechałam do tego szalonego domu. „Będziesz mógł mieć tutaj przyjemne strony
snu. Wszystkie inne dziewczyny będą ci zazdrościć.”
Cal posłał mi pół uśmiechu i poczułam jak jakaś dziwaczność między nami
rozproszyła się.
„Nie jest tak źle.” powiedział. Wtedy opadł na łóżko i zatonął w jego środku.
Gdy tonął w morzu puszystych narzut i poduszek nie mogłam się powstrzymać i
parsknęłam śmiechem.
Lara spojrzała urażona.
„Te łóżko kiedyś należało do trzeciego księcia Kornwalii.”
„Jest świetne.” Cal powiedział stłumionym głosem. Podniósł kciuki do góry, co
tylko wprawiło mnie i Jennę w większy śmiech.
Skrzywiona Lara doprowadziła nas na dół trochę inną drogą. Otworzyła drzwi
i był to pokuj bezwarunkowo stworzony dla Jenny. Były tam różowe zasłony, różowe
meble, a nawet głęboko różowa narzuta. Pokuj wychodził na mały, prywatny ogród.
Bryza z otwartego okna przynosiła ze sobą zapach kwiatów. Musiałam przyznać, że
byłam pod wrażeniem. I nawet nieco zaskoczona.
„Jest idealny.” powiedziała Jenna do Lary. Jej uśmiech był promienisty, ale
twarz kredowa i nagle uświadomiłam sobie, że nie jadła od kiedy opuściliśmy
Hekate. Lara musiała pomyśleć o tym samym, ponieważ przeszła przez pokuj i
otworzyła wiśniową szafkę. W środku była mini-lodówka z wysokim stosem
woreczków krwi.
„Odrzucające.” powiedziała Lara, wskazując na krew jakby Jenna wygrała
nagrodę w naprawdę makabrycznej grze. „Powiedziano mi, że to twoja ulubiona.”
Oczy Jenny pociemniały i się oblizała.
„Bo jest.” powiedziała grubym głosem.
„Zostawimy cię z tym.” powiedziała płynnie Lara, biorąc mnie za rękę. „Pokuj
Sophie jest obok.
„Świetnie.” powiedziała wciąż patrząc na krew.
„Do zobaczenia.” zawołałam, gdy wychodziłyśmy. Jenna tylko zamknęła drzwi
i przypuszczałam, że się zajadała.
„Przygotowaliśmy bardzo specjalny pokuj dla ciebie.” powiedziała Lara, a jej
głos brzmiał nerwowo. „Mam nadzieję, że ci się spodoba.” Otworzyła drzwi kilka stóp
od pokoju Jenny.
Przez chwilę jedyne mogłam stać w drzwiach i gapić się. Pokuj nie był tylko
specjalny, był… niesamowity.
Rząd 3 okien sięgających od podłogi do sufitu wychodził na inny ogród,
większy niż u Jenny. Pośrodku ogrodu stała fontanna wystrzeliwująca połyskujący
strumień wody w przyjemne popołudniowe powietrze. Zasłony przy oknach były z
białej satyny delikatnie zdobionej zielonym wzorem, który podejrzewałam, że miał
przypominać liście. Podobnie wyglądała tapeta, była biała z źdźbłami trawy, jak w
dżungli, akcentowane sporadycznie przez jasno-kolorowe kwiaty.
Łóżko samo w sobie było śnieżnobiałe z wyblakłym, jedwabnym baldachimem
nad głową. Miałam swoją własną bladą kanapę i 2 krzesła pokryte jabłkowo
zielonym aksamitem. Było kilka moich ulubionych książek na stoliku nocnym i
zdjęcie mamy na niskim regale niedaleko okna.
„Podoba mi się.” powiedziałam Larze i szeroki uśmiech od razu zawitał na jej
twarzy.
„Jestem taka szczęśliwa.” powiedziała. „Chciałam, żebyś czuła się tu mile
widziana najbardziej jak to możliwe.”
„Więc wykonałaś kawał dobrej roboty.” powiedziałam. I naprawdę tak było,
mimo, że myślałam, że miała mniej do robienia ze mną, a więcej z tatą. Pokoje Cala i
Jenny były fajne, ale największą uwagę przykuto do mojego. Może po prostu chciała
wywrzeć wrażenie na szefie.
Wtedy zrozumiałam, że może uwzięła się mnie, bo może ja będę kiedyś jej
szefową. Nagle wszystkim czego chciałam było położenie się. Ale zanim mogłam to
uczynić, musiałam zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że dotarliśmy tutaj
bezpiecznie.
„Jest tu gdzieś telefon?” zapytałam Lary.
Wyciągnęła ze swojego żakietu telefon komórkowy i wręczyła mi go.
„Właściwie to twój tata chciał, żebym ci go dała. Jego numer jest pod 1, twojej
mamy pod 2, a jeśli chciałabyś pogadać z kimś z Hekate Hall, to są pod 3.”
Wpatrywałam się w telefon. Nie widziałam komórki od prawie roku, a jeszcze
dłużej nie trzymałam. Nie były dozwolone w Hex Hall. Zdziwiłabym się, gdybym
wciąż pamiętała jak pisze się smsy. Wtedy Lara wskazała na wspaniałe biurko i po
raz pierwszy zauważyłam elegancki, srebrny laptop leżący na nim.
„Twój ojciec założył ci również adres e-mailowy, więc będziesz mogła
porozumiewać się także w ten sposób.”
Komputery w Hekate były również niedozwolone, przynajmniej dla
studentów. Pani Crasnoff niby miała 1 w swoim prywatnym mieszkaniu. Jenna i ja
spędziłyśmy raz bardzo nudną lekcję Magicznej Ewolucji rozmyślając o tym, jaki
mógłby być jej adres e-mailowy. Jenna myślała, że był jakiś nudny, jak na przykład
samo jej imię, ale ja postawiłam (w zakładzie o 10 dolców), że jest to
HexyLady@hecatehall.edu. Myślę, że teraz mogłabym to sprawdzić.
„Pozwolę ci zadzwonić do mamy,” powiedziała Lara idąc do drzwi. „ale jeśli
będziesz czegoś potrzebować powiadom mnie.”
„Zrobi się.” powiedziałam, ale byłam zbyt rozproszona. Zwróciłam uwagę na
drzwi od łazienki i z tego, co widziałam była 3 razy większa niż mój pokuj w Hekate.
Zaraz po tym, jak Lara wymknęła się z pokoju, zadzwoniłam do mamy. Gdy
tylko powiedziałam jej, że jesteśmy w Opactwie Thorne, jej głos natychmiast stał się
podejrzliwy.
„Zabrał was tam? Powiedział dlaczego?”
„Uh, nie. Zgaduję, że ma to coś wspólnego z moim przeznaczeniem jako bycie
przyszłą głową Rady itd. No wiesz, Weź Swojego Demona Na Dzień Do Pracy.”
Mama tylko westchnęła.
„Okej. Dobra, jestem szczęśliwa, że jesteś tam bezpieczna i zdrowa, ale proszę
powiedz swojemu ojcu, żeby zadzwonił do mnie najszybciej, jak będzie mógł.”
Obiecałam, że przekażę, ale jak się rozłączyłam nagle ogarnęła mnie fala
wyczerpania. Naprawdę nie chciałam mieszać się w sprawy rodziców, na domiar
tego wszystkiego starałam się o proces.
Byłam w Anglii. Z moim tatą. W jakimś absurdalnie wielkim domu, który
służył również jako Siedziba Rady i dom dla 2 innych demonów. Na samym szczycie
tej listy, wciąż nie mogłam otrząsnąć się z tego dziwnego uczucia, prawie jak
przeczucia, które towarzyszyło mi od opuszczenia Hekate Hall.
Oczywiście, było też to, że mój krótko-związkowy-eks może czaić się w
obrębie tego samego kraju zabijając potwory.
Tak, zdecydowanie potrzebowałam drzemki przed uporaniem się z
czymkolwiek z tego.
Klapnęłam na moje nowe łóżko. To może nigdy nie należało do księcia, ale
najwyraźniej zostało nadziane piórami małych aniołków. Rozpoczynając od zdjęcia
butów, przebrałam się w chłodniejsze ciuchy. Wszystko pachniało delikatnie
słońcem i trawą. Wyobraziłam sobie, że zdrzemnę się godzinkę, albo porozmawiam
wcześniej z tatą. I mogłabym zapytać Lary, czy ma może mapę, albo lepiej GPS do
tego miejsca. Zamknęłam oczy i zasypiałam zastanawiając się, dlaczego nazwisko
Thorne brzmi dla mnie tak znajomo.
Tłumaczenie: eveline__