Ciało pilnie poszukiwane

background image

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

2





Ciało pilnie
poszukiwane






background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

3


Nota wstępna

Ta książka została opublikowana na blogu vonklusken.blogspot.com i jest własnością intelektualną
właściciela bloga - Helgi von Klusken. Wydanie elektroniczne, i tylko elektroniczne, niniejszego
opowiadania, pt. „Ciało pilnie poszukiwane” , jest publikacją darmową, przeznaczoną do prywatnego
użytku. Może być kopiowana, przekazywana, przetrzymywana na nośnikach elektronicznych,
cytowana lub używana w innych prywatnych publikacjach elektronicznych za wskazaniem źródła. Nie
może być natomiast, wydawana/sprzedawana w formie elektronicznej, papierowej, audiobookowej
lub jakiejkolwiek innej bez pisemnej zgody autora. W wypadku pytań lub wątpliwości zawsze można
się ze mną skontaktować pod adresem vonklusken@gmail.com. Odpiszę jak najszybciej lub wtedy,
kiedy będzie mi się chciało.

Życzę miłej lektury i zachęcam do zachęcam do kopania schronów przeciwatomowych. Nie, żeby miały
się kiedykolwiek przydać, tylko ot tak. Czy to nie fajne powiedzieć do kumpla z pracy: „Hej, a może
wpadniesz do mnie w ten weekend? Zobaczyłbyś mój nowy schron przeciwatomowy.”


Okładka: mózg w słoiku i etykietka ze strony e-przepis.eu
Korekta: languagetool.org
Czas czytania: ok. 25 minut





*

Magazyn 417 wypełniał nieznośny zapach formaliny i lekki, zastarzały odór zwietrzałej,

ludzkiej krwi. Na drzwiach wisiała krzywo przymocowana tabliczka z napisem:

SAL-STRZY

od Salecki Adam do Strzygomska Zygfryda

opiekun magazynu XP-12

Liczba sztuk 613



Samo pomieszczenie było bardzo zwykłe, śmiem nawet napisać nijakie, podobne do tysięcy innych w
Centralnym Instytucie Przechowywania, imienia szatniarza Gugały. Podłoga wyłożona szarym
linoleum, ściany ochlapane farbą w miłym dla oka kolorze rzadkiej sraczki po buraczkach na kwaśno,
pod sufitem mocna i jaskrawo żarząca się wiecznotrwała świetlówka. Wokół trzech ścian
symetrycznie ustawiono metalowe regały, nieco już zniszczone, z których tu i ówdzie odłaziła
fabryczna zielona farba. Każdy regał posiadał cztery nóżki, odpowiednio wysokie, tak aby nie dobrały
się do nich szczury i sześć półek, również metalowych, które dla ochrony przed kurzem pieczołowicie
wyklejo ceratą w kwiatki.

SAL-STRZY

od Salecki Adam do Strzygomska

Zygfryda

opiekun magazynu XP-12

Liczba sztuk 613


background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

4


Na każdej półce, rzędem jeden obok drugiego, niby żołnierze na paradzie stały szczelnie zakręcone
słoiki, każdy oznaczony wyraźną etykietką, aż pod wieczko wypełnione brunatnawą, lekko mętną
cieczą odżywczą. A w każdym słoiku pływał mózg.
Ludzki mózg ma się rozumieć.
Panowała cisza, dokładnie taka sama jak panuje w audytorium pełnym ludzi, którzy widzą się po raz
pierwszy w życiu. Nieco nerwowa, nieco napięta, przepełniona lekkim erotyzmem i zapachem
kiełbasy czosnkowej. Zawsze, czy to w kinie, czy na wykładzie znajdzie się osobnik, który jest święcie
przekonany, że kanapka z czosnkową wyborową jest idealną przekąską przed spotkaniem dużej ilości
osób w relatywnie niewielkim pomieszczeniu.
Nagle drzwi magazynu pchnięto gwałtownie od zewnątrz i do środka wślizgnął się mały, niepozorny
robot na płozach. Na kadłubie odsłoniętego silnika miał przymocowana blaszkę identyfikacyjną: „XP-
12, służba magazynowa”. Robot trzymał w swoich teleskopowych chwytakach słoik ze szczególnym
okazem dorodnego mózgu w środku. Mózg był większy od pozostałych, zdecydowanie bardziej
pofałdowany, bardziej żółty, bardziej mięciutki i gąbczasty. Ponadprzeciętna inteligencja wprost
promieniowała od tego wspaniałego organu. Robot nieco chybotliwie podjechał do metalowej półki,
aż zachlupotała płynna odżywka. Chwilę się wahał, coś obliczał w swoim mikroprocesorowym łebku i
przysięgam!, że gdyby miał brwi, to zmarszczyłby je z nadmiaru intelektualnego wysiłku. Nagle, z
boku metalowej dyńki coś zapiszczało, z drucianej czupryny buchnął niewielki dym, a robot otworzył
stalową gębę i wychrypiał.
-A... be... ce...de... e... ef...- pauzy między poszczególnymi literami były coraz dłuższe i dłuższe, aż w
końcu, przy „ef” zaciął się zupełnie. Myślał, myślał ale niewiele z tego myślenia wynikało.
-Gie, ha, i, jot, ka, el, em, en ty elektroniczny matole!- wrzasnął nagle, wyraźnie zniecierpliwiony,
słoik.- O, pe, er, es, te, u, wu, zet, ziet, żet. Disce peur!

1

Powtórz!

- Disco w Peru. Ziet, zet, żet.- wymamrotał posłusznie robot. Nagle rozpromienił się. Chwycił prawym
chwytakiem wrzeszczący słoik a lewym delikatnie rozsunął dwa inne, stojące przed nim na półce, na
wysokości jego żyroskopu.
-Gdzie tutaj, ty patafianie?- zdenerwował się znowu słoik.- proszę mnie ustawić jak należy, w
alfabetycznej kolejności inaczej zrobi nam sie tutaj okropny bałagan. Gdyby kiedyś ktoś mnie szukał,
to jak znajdzie bez właściwego porządku? Jestem profesor Ryszard Siupała i mam prawnie
zagwarantowane miejsce w magazynie czterysta siedemnaście, na drugiej półce piątego regału- licząc
od wejścia- między Siupka Lola, fryzjerka a Siupićko Waldemar, mistrz olimpijski w biegu na
trzynaście kilometrów.
-Siupka Lola.- zgodził się potulnie robot i ostrożnie ustawił słoik na wskazanym miejscu. Odjechał kilka
centymetrów i krytycznym wzrokiem sprawdził czy mózgi stoją w jednym rzędzie, po czym delikatnie
przesunął profesora trzy milimetry w przód.
-Uważaj bęcwale, uważaj!- krzyknął profesor.- Jak ten chwytak trzymasz? Nie dosuwaj mnie do
brzegu, ja mam lęk wysokości! To jest przecież wyraźnie odnotowane w aktach: nie ustawiać za blisko
krawędzi. Ach, och, ach! Jeszcze mnie strącisz i rozbijesz gamoniu! Zabieraj te przerdzewiałe łapska!
Robot z uszanowaniem przesunął profesora trzy milimetry w tył, a następnie, już z własnej woli,
wytarł irchową ściereczką mikroprocesory przylutowane do nakrętki słoika. Mikroprocesory
połączone były cienkim, platynowym drucikiem z odpowiednimi obszarami zwojów mózgowych i
zastępowały organa słuchu, wzroku i mowy. To właśnie dzięki nim wielce inteligentny profesor
Siupała wywrzeszczał sobie należne mu miejsce na półce.
-Na lewym oku mam ciągle jakiś paproch.- burknął naukowiec. XP-12 wytarł lewy procesor jeszcze
raz.- Dobra, nie chuchaj mi więcej do oka, teraz może być. Fuu, śmierdzi z paszczy starym olejem
silnikowym.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

5


Profesor Siupała, jak każdy genialny naukowiec, był uroczym mężczyzną, uprzejmym, dobrze
wychowanym, dowcipnym i, zdaniem studentek czwartego roku, zabójczo przystojnym ze
wspaniałymi bokobrodami, błyszczącą łysinką i nieodłączną muchą w wielkie, różowe grochy. Tylko w
stosunkach z robotami zachowywał się jak ostatni skurczybyk. Ciągle na nie wrzeszczał, popychał i
pluł im do oliwiarek, kiedy nie patrzyły. Stare, chińskie przysłowie mówi, że prawdziwą naturę
człowieka można poznać po tym, jak traktuje on swoich podwładnych. No, coś może w tym jest.
-Teraz spływaj przerdzewiała blaszanko. Foras!

2

Robot wycofał się pokornie, cichutko zamkając za sobą drzwi.
Profesor, gdyby mógł, wyprostowałby się dumnie. Centralny Instytut Przechowywania stanowił
bowiem dzieło jego życia. Ponieważ nie mógł się prostować, gdyż był tylko mózgiem zanurzonym w
odżywczej zawiesinie, wydał dźwięk przypominający odrząkiwanie i wspaniałym, głębokim
barytonem powiedział:
-Wygląda na to, że już jesteśmy w komplecie, moi mili państwo. Finis coronat opus.

3

-Taaa?- Ze słoika obok odezwał się mocno wątpiącym głosem Waldemar Siupićko.- Jak mnie
preparowali to jeszcze jakieś dwa miliardy ludzi czekało na swoją kolejkę. Już myślałem, że te polityki
i inne wierchuszki zrobili nam kawał. Nas wypreparowano, a sami zatrzymali swoje ciała i zajęli
najładniejsze domki letniskowe nad jeziorkiem, u nas w Kurówce. Ja to nawet z kancelarii premiera
dostałem list z zapytaniem, czy bym premierowi nie sprzedał swojego, co to go dostałem za Gierka, w
nagrodę za olimpiadę. Najpiękniejszy domek ze wszystkich, całe czterdzieści metrów kwadratowych i
kuchnia w aneksie. Coś pan, panie ładny, taki pewny swego?
Profesor Siupała zignorował zaczepny ton w głosie Siupićki i gdyby mógł, nadąłby się z pychy.
-Ponieważ to ja, profesor preparatyki nadzywczajny Ryszard Maria Siupała, razem z moimi
asystentami, opracowaliśmy zarówno teoretyczne jak i praktyczne zasady preparatyki zwanej też w
mowie potocznej ”wyciąganiem mózgownicy ze łba”. Ponadto to my, z sukcesem, powtarzam: z
sukcesem przeprowadzaliśmy ogólnoświatową akcję oddzielana ludzkich mózgów od ciał. Na samym
końcu osobiście wypreparowałem mózgi swoich asystentów i jako ostatni posiadacz ciała- tu
skrzywiłby się z obrzydzeniem na dźwięk słowa „ciało”gdyby tylko mógł, - zaprogramowałem robota
we własnym laboratorium by wyjął mój mózg i umieścił go w szkle. Szczerze mówiąc miałem
wątpliwości czy to stare robocisko poradzi sobie z tak skomplikowanym zadaniem. Skoro jednak stoję
tu przed państwem cały i żywy, w tym pięknym słoiku po kiszonych ogórkach, znaczy to, że operacja
przebiegła pomyślnie. Mamy komplet, wypreparowano wszystkich.
Zapadła pełna podziwu cisza. Słowa profesora wzbudziły ogólny zachwyt. Ten wspaniały, szlachetny
człowiek, stoi razem z nimi w jednym rzędzie, ramię w ram... eee... słoik w słoik i nic a nic się nie
wywyższa, mimo że właśnie dokonał największego eksperymentu w historii planety. Czapki z głów
drodzy państwo, oto co się dzieje, kiedy skromność spotyka geniusz.
Zadowolony profesor kontynuował.
-A więc...hm... panie i panowie. O, pardon! Powinienem powiedzieć raczej: moje drogie dzielne mózgi
i urocze mózgowniczki. Oficjalnie ogłaszam koniec dominacji szpetnego ciała. Od teraz do na zawsze
ludzkość istnieć będzie wyłącznie pod postacią czystego, doskonałego rozumu. Na cześć tego
doniosłego wydarzenia chciałbym byśmy razem wznieśli gromkie hip hip...
-Hura!- krzyknęły zgodnie mózgi.
-Hip, hip...
-Hura!!
-Hip, hip...
-Hura, hura, hura!!!
-I na cześć najtęższego mózgu, który wymyślił preparację też hura!- wykrzyknął ktoś z dolnej półki.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

6


Profesor, gdyby mógł, zarumieniłby się ze wzruszenia, gdyż, jak już wspominałam, był niezwykle
skromnym człowie... eee... preparatem. Pozostałe mózgi zaczęły jednak szeptać między sobą.
-Kto to powiedział? Kto to powiedział?
-To chyba Wiesiek.
-O, wypraszam sobie. To nie ja, to Heniek, ten z dołu.
-Patrz pan, ja z nim przecież w fabryce śrubek na jednej zmianie pracowałem. Co za wazeliniarz. Lizus
zawsze zostanie lizusem, kierownikowi też ciągle w dupę właził.
-Silentium

4

!- ryknął potężnie profesor Siupała.- Nie po to zorganizowaliśmy preparatyzację, żeby

teraz wysłuchiwać podłych plotek. Mamy całą wieczność na przeprowadzanie wysmakowanych,
uczonych dysput i interlokucji. Takie drobne świństewka powinny na zawsze odejść w niepamięć
razem z naszymi wstrętnymi ciałami. Z racji tego i owego chciałbym jako pierwszy zaproponować
temat do pierwszej z naszych niezliczonych dyskusji panelowych, a mianowicie: wpływ słoni na
ogólną gospodarkę Republiki Federalnej Niemiec w szczytowym okresie zimnej wojny... Hola, hola!
Kto tam znowu płacze?
Pytanie było zasadne, gdyż z trzeciej półki drugiego regału przy środkowej ścianie istotnie dobiegało
rozpaczliwe szlochanie.
-Buuu! Do końca wszechświata obok tej zołzy. Dobry Boże, za jakie grzechy?
-Zołzy? Teraz to zołzy, tak?- powiedział skrzeczący, wiedźmowaty głos ze słoika obok.- Jak się
pobieraliśmy dwadzieścia lat temu, to mówiłeś, że mógłbyś mnie z miłości całą schrupać.
-I szkoda, że cię wtedy nie zeżarłem! Dzisiaj bym już wychodził z więzienia.
-Silentium, silentium, pax, pax

5

!- oponował profesor.- Co to znowu za niesnaski?

-Jakiem się zgadzał na tę całą preparację to zastrzegłem se, żeby tylko nie stać na półce obok tej
megiery, mojej żony.- odpowiedziano mu przez łzy.- No i patrz pan, chyba specjalnie, na złość
postawiono mnie dokładnie obok.
-Też nie chciałam stać obok tego pacana, wolałabym towarzystwo Brada Pitta.- wrzasnęła żona.- Tam
to przynajmniej byłoby na czym oko zawiesić.
-Droga pani, zaręczam pani, że w przeciwieństwie do jego atrakcyjnej mięsnej powłoki, mózg Brada
Pitta nie prezentuje się okazale. Ba, powiem w sekrecie, że jest nieco skurczony i zszarzały, takie byle
co, popelina w formalinie. Nie każdy ma takie szczęście jak na przykład ja, żeby wyglądać wspaniale
zarówno z ciałem i bez ciała.
Profesor Siupała z chęcią zaprezentowałby wszystkim obecnym wspaniałe bokobrody i wypucowaną
do blasku łysinkę, jednak z braku tych tylko zakołysał się w słoiku i zaprezentował cudownie
pofalowane zwoje mózgowe.
-A Pamela Anderson?- dopytywał się mąż.- Jaki ma mózg? Ładny?
-Prosiak. Tylko ci jedno w głowie.- warknęła żona.
-Zimna ryba.
Mózgi znowu zaczęły szeptać między sobą i ciekawie przysłuchiwać się kłótni. Profesor, gbyby mógł,
zbladłby z niepokoju. To przecież niedorzeczność zaczynać wspólną wieczną egzystencję od
ordynarnego, małżeńskiego mordoplucia zamiast od uczonej dyskusji o słoniach i Niemcach. O
tempora, o mores!

6

Ciekawe czy w innych magazynach też zaczęli drzeć na siebie od początku ryje.

Nagle pożałował, że nie przyjął panieńskiego nazwiska żony Rymnicki. Stałby teraz w jednym
magazynie razem ze światowej sławy kompozytorem Rymkiewiczem Edwardem i przyjaźnie gawędzili
o molach i etiudach. Zainterweniował jeszcze energiczniej.
-Drogi panie, droga pani, mimo wszystko prosiłbym o spokój. Sami nie jesteście. Co inne magazyny
powiedzą? W takiej czterysta osiemnastce, drzwi obok, na trzeciej półce czwartego regału stoi sam
laurerat nagrody Nobla. Co on sobie o was pomyśli? Nie wstyd wam? Preparacja to tak wspaniały

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

7


wynalazek, że wszyscy powinniśmy przymknąć oczy (gdybyśmy tylko mogli) na takie drobne
niedogodności kto obok kogo stoi. Już w fazie planowania przyjęliśmy porządek alfabetyczny i tak
musi zostać. A stoi obok B, Ce obok De, a Żet pałęta się w ogonku. Ja sam na przykład stoję obok
pana Siupićko, naszego niedoścignionego mistrza olimpijskiego w biegu na trzynaście kilometrów, a
skądinąd wiem od jednego z moich studentów, że strasznie cuchną mu nogi. A czy się skarżę? Skądże.
Homo sum.

7

-Mnie śmierdzą nogi?- zawył Siupićko, urażony w miłości własnej.- Kto powiedział, że śmierdzą?
-No, teraz to już panu nie śmierdzą, bo ich pan nie masz.- uspokajał go profesor.- Zresztą, nawet
gdybyś pan miał nogi, co samo w sobie jest już niedorzeczne, bo nie zmieściłyby się do słoika, to i tak
nikt by tego nie czuł. Ze względów oszczędnościowych nie zainstalowaliśmy mikroprocesorów
odpowiedzialnych za zmysł powonienia.
-A robotowi toś pan przygadał, że mu z japy jedzie starym olejem.- powiedział Wiesiek, ten od fabryki
śrubek.
-Może sobie, wykształciuch, nos prywatnie kazał zainstalować?
-Tylko proszę bez osobistych wycieczek, trochę kultury, na duszę Maxa Bohra! To były założenia
naturo de facto. Każdemu robotowi, którego dotąd spotkałem, cuchnęło z paszczy. Roboty nie mogą
jej myć, bo im tam w środku wszystko rdzewieje. Logicznym jest, że temu też pewnie śmierdzi.
-Czy ktoś powiedział znowu: „śmierdzi”?!- ryknął oburzony olimpijczyk.
Profesor westchnął.
-Panie Siupićko, już tłumaczyłem. Nikt niczego nie poczuje, więc może pan sobie cuchnąć do woli. A
zresztą... dzięki cudowi preparatyzacji niepotrzebnie się pan tylko unosisz.
-Niepotrzebnie? Całą młodość straciłem na bieżni i boisku, szkoły nie skończyłem ciągle tylko trening i
trening aż do zupełnego wyczerpania. Żona odeszła, dzieci zapomniały jak wyglądam i zaczęły do
mnie „wujku” mówić, a ja tylko biegłem i biegłem. Przebiegnij sam, jeden z drugim, dwa maratony
dziennie i wsadź gębę we własne skarpety. Zobaczymy czy będą waniać poziomkami.
-Drogi panie Waldemarze.- oburzył się profesor.- Zmuszony jestem zwrócić panu uwagę, że
odbiegamy od merytorycznego aspektu naszej pierwszej dyskusji panelowej. Iterum

8

: jako pierwszy

temat chciałbym zaproponować wpływ słoni...
-Wpływ słoni na rozpaćkiwanie na miazgę głupich żon!- przerwał mu nagle nieszczęśliwy mąż z
trzeciej półki.
-Albo na rozdeptywanie leniwych grubasów!- dodał mistrz olimpijski.
-Lub durnych mężów, którzy nie kwapią się, by zreperować cieknący kran!- zawyła żona.
-Skoro powiedziałem, że naprawię, to naprawię. Musiałaś mi o tym, durna małpo, przypominać co
pół roku?
-Cicho, cicho! Pogadajmy lepiej o Heńku. Na własne oczy widziałem, jak ten wazeliniarz kierownika w
otwór całował, żeby tylko wyższą premię dostać.
-Ja całowałem? Ja?- oburzył się Heniek.
-A całowałeś. Cmok, cmok, cmok, kierowniczku najdroższy. Buzi w łysinkę, buzi w dupinkę. Sam
widziałem.
-Jak cię lunę przez pysk, ty wszarzu, to nie tylko kierownika zobaczysz, ale i swoich dziadków aż do
piątego pokolenia wstecz!
-Takiś tera w gębie mocny? A we fabryce, toś się zawsze na fajrant przed chłopakami we kiblu
chował, żeby ci po glacy nie dali za te przytulanki z szefowstwem, ty ciulu radomski! Chodź tu, to ci
przyłożę!
-Nie, to ty chodź do mnie!

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

8


Sytuacja zaczynała się robić nieprzyjemnie dramatyczna. Wprawdzie groźby o „prostowaniu wszarzy”
i „lutowaniu szczęki” można było zignorować, no bo jak zamierzają pobić się dwa, wypreparowane
mózgi? Słoikami będą o siebie stukać, czy co? Jednak wzmagające się okrzyki zaczynały być słyszalne i
na korytarzu. Co pomyślą sobie inne magazyny o czterysta siedemnastce? Ot, banda goryli- nic
więcej- oto co będą gadać. Profesor spłynąłby potem, gdyby mógł. Zaraz pewnie zaczną się szerzyć
plotki, że jest asinus asinorum

9

, królem osłów i księciem debili.

Jego reputacja będzie na wieki

zniszczona!
-Silentio, silentio!- krzyczał, lecz na próżno.
Napiętą atmosferę całkiem niespodziewanie rozładowała wypowiedź Loli Siupki, za czasów
posiadania ciała fryzjerki i rasowej blondyny, z inteligencją odwrotnie proporcjonalną do rozmiarów
imponującego biustu.
-Ale tak naprawdę to ja w ogóle nie rozumiem, po co ta powszechna prywatyzacja.- jęknęła żałośnie.
-Preparatyzacja.- poprawił ją uczenie profesor.
Lola wzruszyłaby ramionami, gdyby mogła.
-Jeden czort. Po co właściwie to wszystko? Nie, żebym się skarżyła, bo to i czynszu nie trzeba płacić, i
w słoiku jest zawsze cieplutko, jak na Majorce albo w Kołobrzegu latem, ale po głębszym namyśle to
mnie się tu jednak nie podoba. Nawet nie ma komu włosów strzyc, nie mówiąc już o trwałej ondulacji
czy farbowaniu henną. Pan profesor w telewizji to zawsze mówił, że bez ciała będzie nam wszystkim
lepiej, ale ja naprawdę lubiłam swoje ciało.- Lola pomyślała ze smutkiem o swoich dwóch,
wspaniałych piersiach wciśniętych w skąpy kostium bikini, długich aż do szyi nogach, jedwabistej
skórze i jędrnej dupci, ochoczo podszczypywanej przez męską klientelę zakładu strzyżenia i golenia
„płać i płacz” w którym pracowała.
-Można to jakoś odwrócić?
-Wykluczone.- profesor, gdyby mógł, aż wzdrygnąłby się z obrzydzenia na sam pomysł powrotu do
ciała.- Nasze mięsne powłoki zostały zmielone, wyciśnięte przez praskę do winogron a pozyskany w
tym procesie moszcz stał się podstawą naszej odżywczej mieszanki. Zawiera ona białka, cukier,
witaminy i barwnik E217. Dzięki temu otrzymujemy wszystko, co potrzebne do wieczystej egzystencji
wypełnionej wzniosłymi myślami i błyskotliwymi wnioskami. I to wszystko bez plugawych cielsk, które
tylko narażały nasze doskonałe mózgi na starzenie się i mechaniczne uszkodzenia.
-To może chociaż mogłabym dostać z powrotem same cycuszki?- zaproponowała smętnie Lola.
-O tak!- zawołał ochoczo mąż z trzeciej półki.- Może moglibyśmy zobaczyć jej cycuszki? Ustawiłoby się
jakiś podest na środku albo co. Niech sobie popatrzą wszyscy.
-Świnia.- warknęła żona.
-Głupia krowa.- mąż nie był dłużny.
-Pasożyt!
-Kanapowy leniwiec!
-Pax, paaax!!!- wrzasnął profesor Siupała.- Coś mi się zdaje, że w naszej gromadzie nie wszyscy są
przekonani do cudu pozyskiwania czystego, doskonałego rozumu. Wstydźcie się państwo. Taka
zakrojona na szeroką skalę akcja informacyjna w internecie i telewizji, a wy mi tu teraz z cycu... z
gruczołami piersiowymi wyjeżdżacie.
-Ja chcę tylko moje bimbałki z powrotem.- marudziła Lola.
-To po co poddawała się pani preparatyzacji?- zirytował się profesor.- Nikt przecież nie zmuszał,
wszystko było dobrowolne.
-Czy ja wiem?- jęczała płaksiwie Lola.- Wszyscy stali w jakiejś kolejce, to stanęłam i ja. Wszyscy coś
podpisywali, to podpisałam i ja. Myślała, że coś za darmo dają, a tu się okazało, że to nie dają, tylko
biorą i to do tego moje cycunie kochane. Buuu... moje dwa malutkie pieścidełka!

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

9


I rozszlochała się na dobre.
Nagle zewsząd podniosły się głosy.
-Wierzcie państwo lub nie, ale ja miałem całkiem niezły tyłek. Też mi go trochę szkoda.
-Fuu! Czy to znaczy, że ja tutaj jestem zanurzona w wydzielinie z tyłka?
-Z naprawdę niezłego tyłka, panno Lolu. Naprawdę niezłego.
-A, to co innego.
-Ja miałam bardzo ładny nos. Trochę krzywy i trochę piegowaty, ale ogólnie bardzo przyjemny.
Nawet kichał wyjątkowo elegancko, z takim jakby niewymuszonym wdziękiem.
-A ja lubiłem swój piwny brzuszek. Wcześniej myślałem, że to wstyd, bo gruby i owłosiony, ale teraz
to i owszem, widzę, że to był całkiem fajny brzuch. Bardzo mięciutki.
W jednej chwili okazało się, że każdy, ale to każdy mózg posiadał jakąś część ciała, której utraty
żałował. Jeden chciałby swoje uszy z powrotem, inny płakał na myśl o utraconych piętach, jeszcze
inny chwalił sobie swoją świetnie funkcjonującą wątrobę. Początkowy entuzjazm preparatyzacji
szybko przemienił się ogólnomagazynowe larum nad nosami, oczami, piersiami, dwunastnicami i
tchawicami. Gdyż w każdym ciele można znaleźć coś pięknego, coś co porusza, co zachwyca, co
sprawia, że staje się takie wyjątkowe. Różnorodność jest piękna, różnistość jest zachwycająca.
Tylko profesor Siupała, gdyby mógł, zbladłby z gniewu. No ale przecież nie mógł. Zamiast tego
wrzasnął:
-Ja tu widzę, że państwu przydałoby się trochę elementarnej wiedzy. Takie ignoranctwo jest
niedopuszczalne. Więcej: ja otwarcie mówię, że to bardzo niebezpieczne. To pachnie buntem! To
zakrawa na rebelię! Państwu jest potrzebny natychmiastowy, przyspieszony kurs dokształcający z
preparatyki stosowanej! Państwa niewiedza jest przerażająca!
-No to oświeć nas pan.- zakpił mistrz Siupićko.- Pan nas w sumie żeś do tych słoików wepchnął, to
jesteś za wszystko odpowiedzialny. I nie musisz się pan spieszyć. Mamy przed sobą całą wieczność w
odżywczej mieszance pańskiego pomysłu.
Profesor, gdyby mógł, spaliłby mistrza Siupićkę wzrokiem. No, ale nie mógł. Mimo że wewnętrznie
wrzał z gniewu zachował spokój, godny genialnego naukowca. Zaczął objaśniać chłodnym, rzeczowym
tonem.
-Trzeba w końcu raz na zawsze powiedzieć to głośno: posiadanie ciała jest obrzydliwe.
-Parę rzeczy było jednak fajnych. Jedzenie, taniec i takie tam...- przerwał ktoś, a ktoś inny podsunął
lubieżnie:
-Bara bara, riki tiki, hehe.
-Cisza!- warknął gniewnie profesor Siupała.- Posiadanie ciała jest obrzydliwe. Nie wierzycie państwo?
Weźmy pierwszy z brzegu przykład: śniadanie. Jak śniadanie to kawusia z mlekiem, rogaliki z
konfiturą truskawkową, wiejskie masełko, takie prawdziwe „od baby”, solone rzodkiewki i drobno
posiekany, zielony szczypiorek. Mmmm...
Wyliczaniu profesora towarzyszyły rozmarzone westchnienia słuchaczy.
-Aż ślinka cienie, nieprawda? No właśnie! Ślina cieknie! Hektolitry obrzydliwie wilgotnej śliny kapiącej
powoli spomiędzy warg. W ciągu całego życia produkujemy jej tyle, że wystarczyłoby do napełnienia
trzech basenów olimpijskich. Kto z was chciałby kąpać się w tej ślinie? Fuj, ohyda. Usta mokre, szyja
mokra, kap, kap, kap, kapie po podbródku. Potem wcale nie jest lepiej. Otwieramy paszczę do
pierwszego kęsa nasmarowanego marmoladą rogalika i co? Smród! Zatęchły zapaszek nieumytych
jeszcze po nocy zębów, który zdołałby powalić nawet najbardziej odpornego dentystę. Gryzienie też
wcale nie jest apetyczne, tu coś skrzypi, tam trzeszczy i to wszystko przy akompaniamencie ciągłego
ciamkania i mlasków.
„Mmm, jaki pyszny rogalik.”- chlup, ciap, mlask.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

10


„A ta konfitura? Niebo w gębie”.- chlup, ciap, mlask.
„Poproszę o sól.” i znowu ciap, chlup, mlask.
A zęby, ha? Czyż zęby nie są odrażające? Kogo z was kiedykolwiek bolały zęby?
Gdyby mogli, zgłosiliby się wszyscy. Profesor kontynuował.
-Czyż to nie jest największa obrzydliwość ze wszystkich? Bolą, trzeszczą, łamią się i cuchną.
-No... ale przecież wymyślono dentystów.- Wiesiek zwrócił nieśmiało uwagę.- Trochę krzyku i po
krzyku.
-Dentyści, o zgrozo!- zawył profesor.- Kiedy studiowałem na uniwersytecie sześćdziesiąt lat temu, to
adeptów stomatologii mieliśmy w największej pogardzie. Dziewczyny nie chciały się z nimi umawiać,
chłopaki wrzucali im do plecaków zdechłe szczury i stare kanapki z pasztetową. Tylko sadysta
zgodziłby się na wykonywanie tak znienawidzonego przez wszystkich zawodu. Borowanie, skrobanie,
dłutowanie i grzebanie w korzeniach rozpalonym do czerwoności żelazem. „Nie będzie bolało, w
ogóle nie będzie bolało” zapewniają. A figa! Boli za każdym razem i za każdym razem znowu
wierzymy w te ich kłamstwa. To ja już wolę nie mieć ciała i nie mieć zębów, niz pozwolić
jakiemukolwiek dentyście na pchanie mi łap do gardła. Są przyjemniejsze metody na śmierć w
męczarniach.
W magazynie panowała ponura cisza.
-Jeszcze mało państwu dowodów na słuszność preparatyzacji?- zaśmiał się ironicznie naukowiec. –To
idźmy dalej. Po obfitym śniadanku przeklęte ciało zaczyna trawić kawusię i rogaliki z marmoladą.
Trawić! Na duszę Plancka i Einsteina, nie mam słów by wyrazić głębię tej ohydy. Pierdy, bąki, gazy,
smrody, prutki. Jak to możliwe, że jednym końcem wchodzi dżemik pachnący skąpanymi w słońcu
truskawkami, a z drugiego końca wychodzi trująca mieszanka zapachowa z nutą zdechłego skunksa,
przepoconych skarpet i radzieckiej konserwy rybnej?
-Przecież kobiety nie puszczają bąków.- zaprotestował Heniek. Na te słowa i profesor i nieszczęśliwy
mąż z trzeciej półki zarechotali gorzko.
-Pan kawaler?
-Zatwardziały.
-O santa simplicitas! O święta naiwności! Miałem kiedyś kolegę, świeć Panie jego duszy, który raz
jeden jedyny był kelnerem na wieczorze panieńskim, na zastępstwie za chorego przyjaciela. Podano
grochówkę i fasolkę po bretońsku. Jeszcze tej samej nocy hospitalizowano trzydzieści młodziutkich
panienek, a pogrzebem Miecia zajęła się organizacja feministyczna i firma produkująca ogniotrwałe
szelki. To są fakty, drodzy państwo. To są fakty autentyczne.
Mózgi zgodnie jęknęły ze zgrozy. Panna Lola żuła intensywnie jakąś myśl.
-Ale ten...- zaczęła nieśmiało.- Jedna rzecz to jednak całkiem przyjemna...No... jakby tu tak to
powiedzieć... chodzi to to, że... bo to w sumie nie chodzi, tylko leży... ale można też stać...- plątała się
w swojej wypowiedzi. Mąż z trzeciej półki przyszedł jej z pomocą.
-Szabada szabada szabada! Uuuu, mydełko Fa!- zaśpiewał, okropnie fałszując.
-Knur!- parsknęła żona.
-Latawica!
-Frajer!
-Stara ropucha!
-Mózgi w kubeł!- krzyknął profesor Siupała doprowadzony do ostateczności. Zazwyczaj był
przykładem wykwintu i najwyższej kultury, lecz teraz czuł, że jeszcze moment, jeszcze chwila a
wybuchnie, doprowadzony do wściekłości przez tę bandę prostaków i nieuków. Zamiast radować się
wieczystą możliwością uczonych dyskusji i subtelnej wymiany mądrych przemyśleń bez wstrętnej
obecności ciał, przeklęta zgraja z czterysta siedemnastki poniewczasie zaczęła lamentować nad

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

11


utraconymi korpusami. Zupełnie jakby było też czego żałować. Uczony wyrzucał sobie, że nie przyjął
zaproszenia prezydenta i nie zajął miejsca w prywatnym, ekskluzywnym magazynie dla polityków,
dostojników kościelnych i wpływowych bogaczy. Oni tam mają półki z mahoniu, kulę dyskotekową i
specjalnego robota-didżeja z wgraną całą dyskografią Zbigniewa Wodeckiego.
„Ale nie.” pomyślał kąśliwie. „Chciałem być uczciwy, chciałem być blisko prostego człowieka. No to
mam za swoje. Hanc personam indiusti, agenda est.

10

Ponuro ciągnął swój wywód.
-Zacznijmy w końcu nazywać rzeczy po imieniu. Miłość, panno Lolu, pani chodzi o miłość. Owszem,
wiem co to jest, nawet coś o tym czytałem w prasie naukowej. Ars amandi, romantyczne uniesienia,
szeptanie do ucha pieszczotliwych słówek, pocałunki i trzymanie się za ręce w świetle księżyca.
Ohyda! Powiadam wam: zgroza i ohyda! Począwszy od niewinnych buziaków, które w gruncie rzeczy
są niczym innym, jak wymianą miliardów bakterii a skończywszy na intymnym sam na sam. Tu coś
chlupie, tam pluska, wszędzie mokro i fiołkami też raczej nie pachnie.
-Wcale nie było złe, takie chlupanie.- szepnął ktoś markotnie. Profesor udał, że nie słyszy.
-Kłamać nie będę. Dopóki ciało młode to i niczego sobie, nawet nieźle wygląda. Ile jednak trwa
młodość? Rok? Dwa? Pięć lat? Już wkrótce zaczyna się parada celulitu, wrośniętych włosków,
kaszaków, pieprzyków, dzikiego mięska, odcisków, drugich podbródków, rozstępów, znamion,
przebarwień, starczych plam, szyj zwiędłych jak u indora, fałdek pełnych tłuszczu, cycuszków
zwisających smętnie niczym szczurze nosy, obwiśniętych jąder i szczeciny porastającej plecy. Ale
najgorsze, najgorsze ze wszystkiego jest to, że to przeklęte ciało od zawsze było przeszkodą dla
genialnego mózgu. Każdy z nas doświadczył tego nie raz. Oto chwila zadumy wieczorową porą. Deszcz
bębni łagodnie po szybach, tykanie zegara działa uspokajająco. Mózg zanurza się w morzu
przemyśleń. Doskonały umysł już, już ma rozwiązać problem lotu do gwiazd, głodu na świecie czy
odwieczną zagadkę, którą to stroną należy wieszać papier toaletowy-do ściany czy od ściany- kiedy to
w najmniej spodziewanym momencie ułomne ciało przerywa chwilę naukowej ekstazy i komunikuje
głośnym beknięciem: „jestem głodne, muszę siusiu, chce mi się spać, oho! ale mnie w krzyżu łupie”.
Ta sekunda najwyższego skupienia, ten moment, w którym miało się dokonać genialne odkrycie jest
już bezpowrotnie stracony. Śmiała myśl zaczyna się plątać, z trudem wydedukowana konkluzja
mroczy. Nic już nie jest jasne, nic już nie jest proste. Żmudne obliczenia biorą w łeb, boskie
natchnienie pryska niczym szarak przyłapany przez ogrodnika na kradzieży młodej marchewki.
Bo oto, śmiech na sali, jedyną przeszkodą, która dzieli ludzkość od lotu w gwiazdozbiór Andromedy
jest soczyste pierdnięcie! Czyż to nie żałosne?
Nikt się nie odezwał.
-Drodzy państwo, kiedy przed trzydziestu laty formułowałem swoją teorię o zbędności, ba! o
szkodliwości ludzkiego ciała zobrazowałem ją przykładami donośnych beków, pierdów o
niespotykanej wręcz głośności, szerokiego ziewania i burczenia w brzuchu. Moim studentom nagle
jakby się rozjaśniło w głowach i wnet zrozumieli dlaczego nie udają im się błyskotliwe badania nad
hodowlą ogórków morskich bez wody czy doświadczenia z nakłanianiem lwów do wegetarianizmu.
To ciała były winne! Nasze nic nie warte ciała, które ośmielają się pocić, produkować gazy, męczyć i
być głodne w najmniej spodziewanym momencie. Za całe zło tego świata odpowiadają wieczne puste
kiszki, oblepione przez bakterie gnilne flaki, wątłe mięśnie i podatne na złamania kości. To ciała
prowadzą wojny, to ciała mordują, to ciała zanieczyszczają wody i grunty orne, to ciała niewolą,
upokarzają, rabują i kłamią. Szlachetne umysły to co innego- one komponują sonaty, projektują domy
sięgające chmur, wymyślają zabawne opowiadania i snują śmiałe wizje przyszłości bez wojen, głodu i
cierpień. Obrzydliwe i wstrętne ciała, rozdęte od tłuszczu albo wychudłe od choroby niweczą te
śmiałe pomysły. Drżąca ręka skrzypka psuje harmonię uwertury, niezgrabne palce architekta szkicują

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

12


krzywą ścianę, genialny pisarz zasypia ze zmęczenia przy trzeciej kartce rękopisu. Tak, tak, moi mili.
Ludzkie ciało jest jedną, wielką symfonią obrzydliwości, skomponowaną z pierdów, beknięć i
chlupotania. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej!- ostatnie słowa profesor Siupało wykrzyczał tak
donośnie, że aż zadrżały ściany instytutu.
Mózgi milczały. Nikt nie mógł odmówić profesorowi słuszności.
Przykra cisza trwała i trwała, i trwała aż w końcu mistrz Siupićko odważył się cichutko stwierdzić.
-A ja tam nadal sądzę, że nie powinno się pozbywać ciała, tylko dlatego, że nie jest perfekcyjne. Każde
jest idealne na swój niepowtrzalny sposób, niezależnie od wieku i okoliczności. Najlepsze co można
zrobić to zaprzyjaźnić się z tymi fałdami, kaszakami i zmarszczoną szyją, zamiast niszczyć samego
siebie czy to preparatyzacją, czy czym innym. O, tak. Pomysłów na niszczenie ciała to nam i wcześniej
nie brakowało. Modne diety, operacje plastyczne, gorsety, silikony, botoxy, ale teraz...- prychnął
złośliwie.- teraz to się chyba wznieśliśmy na wyżyny bezmyślności.
Profesor Siupała, gdyby mógł, splunąłby z obrzydzenia. No ale nie mógł, więc tylko rzekł jadowicie.
-Pan, panie Waldemarze jesteś nieuleczalnym ignorantem.
I na znak protestu odwrócił się w słoiku, pokazując pozostałym tylną część móżdżku.
Przykro się zrobiło. Przykro i niewypowiedzianie smutno.
Lola westchnęła głośno.
-Ach. Co się stało, to się już nie odstanie. Chodźmy lepiej spać. Może jutro wszystko będzie wyglądać
lepiej.
-O, o, o.- zgodził się Heniek.- I to jest najlepszy wniosek dzisiejszego dnia.
-Niech ktoś zgasi światło. Ja nie zasnę przy włączonym świetle.- stwierdziła kapryśnie żona.
Mózgi spojrzały na wyłącznik światła zainstalowany przy drzwiach magazynu i wtedy zapadła
krępująca cisza.
-No i co teraz?- zapytał nieszczęśliwy mąż z trzeciej półki.- Kto zgasi światło?
Spojrzeli po sobie. Słoik to bardzo pożyteczny wynalazek: w miarę trwały, przezroczysty i
wielofunkcyjny. Można w nim zakisić ogórki, urządzić profesjonalną hodowlę patyczaków albo
umieścić mózg w płynnej odżywce. Ma jednak jedną zasadniczą wadę: jest dosyć nieruchawy.
Mistrz Siupićko stuknął swoim słoikiem o słój obrażonego profesora.
-Panie mądry i co teraz?- zapytał dosyć nieprzyjaźnie.
-Bando bęcwałów,- burknął profesor.- to przecież oczywiste, że trzeba zawołać opiekuna
magazynowego. O wszystkim pomyśleliśmy.- i gwizdnął przeciągle. Na ten dźwięk do magazynu
wjechał XP-12. Zahaczył jedną płozą o stojący najbliżej regał, obluzowanym chwytakiem o mały włos
strąciłby kilka dolnych słoików, zakręcił się wokół własnej osi, stłukł żyroskop, po czym posłusznie
stanął przed profesorem w oczekiwaniu na polecenia.
-Wyłącz światło.- powiedział wyniośle naukowiec.
Robot podjechał do przełącznika, wysunął chwytak i niezgrabnie pacnął nim o ścianę. Chwytak był
wyłożony grubą warstwą elastycznej kauczukowej pianki i tylko ześlizgnął się z przełącznika. Światło
wciąż się paliło.
- Naciskaj mocniej, ty bezużyteczny szmelcu!- warknął profesor Siupała.
Robot rozpaczliwie machał chwytakiem, wciąż i wciąż bijąc nim w przełącznik. Wszystko jednak na
próżno. Miękka warstwa kauczuku, która chronić miała delikatne słoiki przed zgnieceniem podczas
transportu, okazała się przeszkodą nie do pokonania podczas wyłączania prądu. Delikatna pianka
odkształcała się pod najmniejszym nawet naciskiem. W czterysta siedemnastce rozległ się głośny jęk.
A potem taki sam w czterysta osiemnastce. I czterysta dziewiętnastce, i czterysta dwudziestce też.
Profesor Siupała ze zgrozą wpatrywał się w żałosne próby robota. Lola szlochała, żona z trzeciej półki
rzucała obelgami.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

13


Tylko mistrz olimpijski Waldemar Siupićko nie stracił fasonu.
-Pięknie pan to żeś wykombinował, panie mądry. Po prostu cudnie. Zdajesz sobie pan sprawę, co
będzie jak przyjdzie rachunek za prąd? Koszmar, normalnie koszmar.- i zaśmiał się pogardliwie.

KONIEC

Lutherstadt Eisleben, 08.08.2016



Objaśnienia wyrażeń i przysłów łacińskich

1

Disce peur – ucz się chłopcze

2

Foras- wynocha

3

Finis coronat opus- koniec wieńczy dzieło.

4

silentium- cisza

5

pax- spokój

6

O tempora, o mores!- O czasy, o obyczaje!

7

Homo sum (humani nihil a me alienum puto) – człowiekiem jestem (i nic co ludzkie nie jest mi obce)

8

Iterum- ponownie

9

asinus asinorum- osioł nad osłami

10

Hanc personam indiusti, agenda est – wziąłeś na siebie tę rolę, trzeba ją grać

background image

Helga von Klusken

vonklusken.blogspot.com

14



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
cialo pilnie poszukiwane vonklusken
Informatyk pilnie poszukiwany 1
Animator społeczny pilnie poszukiwany
Orgazm pilnie poszukiwany
Informatyk pilnie poszukiwany
Drew Jennifer Autor pilnie poszukiwany
Życie i poszukiwanie jego sensu, +++Ćwiczenia na Wszystkie Partie Ciała+++, ciało masaż refleksologi
wykład III bud ciało i szybkość
Poszukiwania legendarnej Shambhalli Agharty
Ciało człowieka Błędy percepcji
Ciało człowieka Pokarm jako źródło energii i wzrostu
Ciało człowieka Szkielet
NARZĘDZIA POSZUKIWACZY PLANET
6 Geochemia poszukiwawcza
TAROT- magia i wiedza(1), Dla Poszukujących, Magia, Tarot i Drzewo Życia
Poszukiwacze pereł, Konkurencje sportowe
Ciało jako sposób bycia w świecie, Dokumenty praca mgr

więcej podobnych podstron