cialo pilnie poszukiwane vonklusken

background image

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

2






























background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

3















inicjatywa wydawnicza

wielkie mecyje

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

4







background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

5


Ciało
pilnie
poszukiwane









background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

6


Nota wstępna

Ta książka została opublikowana na stronie vonklusken. com i jest
własnością intelektualną Helgi von Klusken. Wydanie elektroniczne, i
tylko elektroniczne, niniejszego opowiadania, pt. „ciało pilnie
posyukiwane”, jest publikacją darmową, przeznaczoną do
prywatnego użytku. Może być kopiowana, przekazywana,
przetrzymywana na nośnikach elektronicznych, cytowana lub
używana w innych prywatnych publikacjach elektronicznych za
wskazaniem źródła.
Wyłączną sprzedażą książek w tradycyjnej, papierowej formie zajmuje
się grupa specjalnie przeszkolonych małp, które z chęcią przyjmą
Państwa zamówienia przez 24 godziny na dobę, 365 dni w roku pod
adresem: vonklusken.com/sklep.
W wypadku pytań lub wątpliwości zawsze można się ze mną
skontaktować pod adresem vonklusken@gmail.com. Odpiszę jak
najszybciej lub wtedy, kiedy będzie mi się chciało.
Życzę miłej lektury i już spieszę z wyjaśnieniami, by kwestiom
formalnym stało się zadość: poniższe opowiadanie po raz pierwszy
opublikowałam na blogu vonklusken.blogspot.com wiele, wiele, wiele
lat temu. Aż dziw, że człowiek może tak długo żyć.


Projekt okładki: mózg w słoiku i etykietka ze strony e-przepis.eu.
Korekta: langaugetool.org

Druk: Leipzig

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

7









*


Magazyn 417 wypełniał nieznośny zapach formaliny i lekki,

zastarzały odór zwietrzałej, ludzkiej krwi. Na drzwiach wisiała krzywo
przymocowana tabliczka z napisem:







Samo pomieszczenie było bardzo zwykłe, śmiem nawet napisać
nijakie, podobne do tysięcy innych w Centralnym Instytucie
Przechowywania, imienia szatniarza Gugały. Podłoga wyłożona
szarym linoleum, ściany ochlapane farbą w miłym dla oka kolorze
rzadkiej sraczki po buraczkach na kwaśno, pod sufitem mocna i
jaskrawo żarząca się wiecznotrwała świetlówka. Wokół trzech ścian

SAL-STRZY

od Salecki Adam do Strzygomska

Zygfryda

opiekun magazynu XP-12

Liczba sztuk 613


background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

8


symetrycznie ustawiono metalowe regały, nieco już zniszczone, z
których tu i ówdzie odłaziła fabryczna zielona farba. Każdy regał
posiadał cztery nóżki, odpowiednio wysokie, tak aby nie dobrały się
do nich szczury i sześć półek, również metalowych, które dla ochrony
przed kurzem pieczołowicie wyklejo ceratą w kwiatki.
Na każdej półce, rzędem jeden obok drugiego, niby żołnierze na
paradzie stały szczelnie zakręcone słoiki, każdy oznaczony wyraźną
etykietką, aż pod wieczko wypełnione brunatnawą, lekko mętną
cieczą odżywczą. A w każdym słoiku pływał mózg.
Ludzki mózg ma się rozumieć.
Panowała cisza, dokładnie taka sama jak panuje w audytorium
pełnym ludzi, którzy widzą się po raz pierwszy w życiu. Nieco
nerwowa, nieco napięta, przepełniona lekkim erotyzmem i zapachem
kiełbasy czosnkowej. Zawsze, czy to w kinie, czy na wykładzie znajdzie
się osobnik, który jest święcie przekonany, że kanapka z czosnkową
wyborową jest idealną przekąską przed spotkaniem dużej ilości osób
w relatywnie niewielkim pomieszczeniu.
Nagle drzwi magazynu pchnięto gwałtownie od zewnątrz i do środka
wślizgnął się mały, niepozorny robot na płozach. Na kadłubie
odsłoniętego silnika miał przymocowana blaszkę identyfikacyjną: „XP-
12, służba magazynowa”. Robot trzymał w swoich teleskopowych
chwytakach słoik ze szczególnym okazem dorodnego mózgu w
środku. Mózg był większy od pozostałych, zdecydowanie bardziej
pofałdowany, bardziej żółty, bardziej mięciutki i gąbczasty.
Ponadprzeciętna inteligencja wprost promieniowała od tego
wspaniałego organu. Robot nieco chybotliwie podjechał do
metalowej półki, aż zachlupotała płynna odżywka. Chwilę się wahał,
coś obliczał w swoim mikroprocesorowym łebku i przysięgam!, że
gdyby miał brwi, to zmarszczyłby je z nadmiaru intelektualnego

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

9


wysiłku. Nagle, z boku metalowej dyńki coś zapiszczało, z drucianej
czupryny buchnął niewielki dym, a robot otworzył stalową gębę i
wychrypiał.
-A... be... ce...de... e... ef...- pauzy między poszczególnymi literami
były coraz dłuższe i dłuższe, aż w końcu, przy „ef” zaciął się zupełnie.
Myślał, myślał ale niewiele z tego myślenia wynikało.
-Gie, ha, i, jot, ka, el, em, en ty elektroniczny matole!- wrzasnął nagle,
wyraźnie zniecierpliwiony, słoik.- O, pe, er, es, te, u, wu, zet, ziet, żet.
Disce peur!

1

Powtórz!

- Disco w Peru. Ziet, zet, żet.- wymamrotał posłusznie robot. Nagle
rozpromienił się. Chwycił prawym chwytakiem wrzeszczący słoik a
lewym delikatnie rozsunął dwa inne, stojące przed nim na półce, na
wysokości jego żyroskopu.
-Gdzie tutaj, ty patafianie?- zdenerwował się znowu słoik.- proszę
mnie ustawić jak należy, w alfabetycznej kolejności inaczej zrobi nam
sie tutaj okropny bałagan. Gdyby kiedyś ktoś mnie szukał, to jak
znajdzie bez właściwego porządku? Jestem profesor Ryszard Siupała i
mam prawnie zagwarantowane miejsce w magazynie czterysta
siedemnaście, na drugiej półce piątego regału- licząc od wejścia-
między Siupka Lola, fryzjerka a Siupićko Waldemar, mistrz olimpijski
w biegu na trzynaście kilometrów.
-Siupka Lola.- zgodził się potulnie robot i ostrożnie ustawił słoik na
wskazanym miejscu. Odjechał kilka centymetrów i krytycznym
wzrokiem sprawdził czy mózgi stoją w jednym rzędzie, po czym
delikatnie przesunął profesora trzy milimetry w przód.
-Uważaj bęcwale, uważaj!- krzyknął profesor.- Jak ten chwytak
trzymasz? Nie dosuwaj mnie do brzegu, ja mam lęk wysokości! To
jest przecież wyraźnie odnotowane w aktach: nie ustawiać za blisko

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

10


krawędzi. Ach, och, ach! Jeszcze mnie strącisz i rozbijesz gamoniu!
Zabieraj te przerdzewiałe łapska!
Robot z uszanowaniem przesunął profesora trzy milimetry w tył, a
następnie, już z własnej woli, wytarł irchową ściereczką
mikroprocesory przylutowane do nakrętki słoika. Mikroprocesory
połączone były cienkim, platynowym drucikiem z odpowiednimi
obszarami zwojów mózgowych i zastępowały organa słuchu, wzroku i
mowy. To właśnie dzięki nim wielce inteligentny profesor Siupała
wywrzeszczał sobie należne mu miejsce na półce.
-Na lewym oku mam ciągle jakiś paproch.- burknął naukowiec. XP-12
wytarł lewy procesor jeszcze raz.- Dobra, nie chuchaj mi więcej do
oka, teraz może być. Fuu, śmierdzi z paszczy starym olejem
silnikowym.
Profesor Siupała, jak każdy genialny naukowiec, był uroczym
mężczyzną, uprzejmym, dobrze wychowanym, dowcipnym i, zdaniem
studentek czwartego roku, zabójczo przystojnym ze wspaniałymi
bokobrodami, błyszczącą łysinką i nieodłączną muchą w wielkie,
różowe grochy. Tylko w stosunkach z robotami zachowywał się jak
ostatni skurczybyk. Ciągle na nie wrzeszczał, popychał i pluł im do
oliwiarek, kiedy nie patrzyły. Stare, chińskie przysłowie mówi, że
prawdziwą naturę człowieka można poznać po tym, jak traktuje on
swoich podwładnych. No, coś może w tym jest.
-Teraz spływaj przerdzewiała blaszanko. Foras!

2

Robot wycofał się pokornie, cichutko zamkając za sobą drzwi.
Profesor, gdyby mógł, wyprostowałby się dumnie. Centralny Instytut
Przechowywania stanowił bowiem dzieło jego życia. Ponieważ nie
mógł się prostować, gdyż był tylko mózgiem zanurzonym w
odżywczej zawiesinie, wydał dźwięk przypominający odrząkiwanie i
wspaniałym, głębokim barytonem powiedział:

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

11


-Wygląda na to, że już jesteśmy w komplecie, moi mili państwo. Finis
coronat opus.

3

-Taaa?- Ze słoika obok odezwał się mocno wątpiącym głosem
Waldemar Siupićko.- Jak mnie preparowali to jeszcze jakieś dwa
miliardy ludzi czekało na swoją kolejkę. Już myślałem, że te polityki i
inne wierchuszki zrobili nam kawał. Nas wypreparowano, a sami
zatrzymali swoje ciała i zajęli najładniejsze domki letniskowe nad
jeziorkiem, u nas w Kurówce. Ja to nawet z kancelarii premiera
dostałem list z zapytaniem, czy bym premierowi nie sprzedał
swojego, co to go dostałem za Gierka, w nagrodę za olimpiadę.
Najpiękniejszy domek ze wszystkich, całe czterdzieści metrów
kwadratowych i kuchnia w aneksie. Coś pan, panie ładny, taki pewny
swego?
Profesor Siupała zignorował zaczepny ton w głosie Siupićki i gdyby
mógł, nadąłby się z pychy.
-Ponieważ to ja, profesor preparatyki nadzywczajny Ryszard Maria
Siupała, razem z moimi asystentami, opracowaliśmy zarówno
teoretyczne jak i praktyczne zasady preparatyki zwanej też w mowie
potocznej ”wyciąganiem mózgownicy ze łba”. Ponadto to my, z
sukcesem, powtarzam: z sukcesem przeprowadzaliśmy
ogólnoświatową akcję oddzielana ludzkich mózgów od ciał. Na
samym końcu osobiście wypreparowałem mózgi swoich asystentów i
jako ostatni posiadacz ciała- tu skrzywiłby się z obrzydzeniem na
dźwięk słowa „ciało”gdyby tylko mógł, - zaprogramowałem robota
we własnym laboratorium by wyjął mój mózg i umieścił go w szkle.
Szczerze mówiąc miałem wątpliwości czy to stare robocisko poradzi
sobie z tak skomplikowanym zadaniem. Skoro jednak stoję tu przed
państwem cały i żywy, w tym pięknym słoiku po kiszonych ogórkach,

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

12


znaczy to, że operacja przebiegła pomyślnie. Mamy komplet,
wypreparowano wszystkich.
Zapadła pełna podziwu cisza. Słowa profesora wzbudziły ogólny
zachwyt. Ten wspaniały, szlachetny człowiek, stoi razem z nimi w
jednym rzędzie, ramię w ram... eee... słoik w słoik i nic a nic się nie
wywyższa, mimo że właśnie dokonał największego eksperymentu w
historii planety. Czapki z głów drodzy państwo, oto co się dzieje,
kiedy skromność spotyka geniusz.
Zadowolony profesor kontynuował.
-A więc... hm... panie i panowie. O, pardon! Powinienem powiedzieć
raczej: moje drogie dzielne mózgi i urocze mózgowniczki. Oficjalnie
ogłaszam koniec dominacji szpetnego ciała. Od „teraz” do „na
zawsze” ludzkość istnieć będzie wyłącznie pod postacią czystego,
doskonałego rozumu. Na cześć tego doniosłego wydarzenia
chciałbym byśmy razem wznieśli gromkie hip hip...
-Hura!- krzyknęły zgodnie mózgi.
-Hip, hip...
-Hura!!
-Hip, hip...
-Hura, hura, hura!!!
-I na cześć najtęższego mózgu, który wymyślił preparację też hura!-
wykrzyknął ktoś z dolnej półki.
Profesor, gdyby mógł, zarumieniłby się ze wzruszenia, gdyż, jak już
wspominałam, był niezwykle skromnym człowie... eee... preparatem.
Pozostałe mózgi zaczęły jednak szeptać między sobą.
-Kto to powiedział? Kto to powiedział?
-To chyba Wiesiek.
-O, wypraszam sobie. To nie ja, to Heniek, ten z dołu.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

13


-Patrz pan, ja z nim przecież w fabryce śrubek na jednej zmianie
pracowałem. Co za wazeliniarz. Lizus zawsze zostanie lizusem,
kierownikowi też ciągle w dupę właził.
-Silentium

4

!- ryknął potężnie profesor Siupała.- Nie po to

zorganizowaliśmy preparatyzację, żeby teraz wysłuchiwać podłych
plotek. Mamy całą wieczność na przeprowadzanie wysmakowanych,
uczonych dysput i interlokucji. Takie drobne świństewka powinny na
zawsze odejść w niepamięć razem z naszymi wstrętnymi ciałami. Z
racji tego i owego chciałbym jako pierwszy zaproponować temat do
pierwszej z naszych niezliczonych dyskusji panelowych, a mianowicie:
wpływ słoni na ogólną gospodarkę Republiki Federalnej Niemiec w
szczytowym okresie zimnej wojny... Hola, hola! Kto tam znowu
płacze?
Pytanie było zasadne, gdyż z trzeciej półki drugiego regału przy
środkowej ścianie istotnie dobiegało rozpaczliwe szlochanie.
-Buuu! Do końca wszechświata obok tej zołzy. Dobry Boże, za jakie
grzechy?
-Zołzy? Teraz to zołzy, tak?- powiedział skrzeczący, wiedźmowaty głos
ze słoika obok.- Jak się pobieraliśmy dwadzieścia lat temu, to
mówiłeś, że mógłbyś mnie z miłości całą schrupać.
-I szkoda, że cię wtedy nie zeżarłem! Dzisiaj bym już wychodził z
więzienia.
-Silentium, silentium, pax, pax

5

!- oponował profesor.- Co to znowu za

niesnaski?
-Jakiem się zgadzał na tę całą preparację to zastrzegłem se, żeby tylko
nie stać na półce obok tej megiery, mojej żony.- odpowiedziano mu
przez łzy.- No i patrz pan, chyba specjalnie, na złość postawiono mnie
dokładnie obok.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

14


-Też nie chciałam stać obok tego pacana, wolałabym towarzystwo
Brada Pitta.- wrzasnęła żona.- Tam to przynajmniej byłoby na czym
oko zawiesić.
-Droga pani, zaręczam pani, że w przeciwieństwie do jego atrakcyjnej
mięsnej powłoki, mózg Brada Pitta nie prezentuje się okazale. Ba,
powiem w sekrecie, że jest nieco skurczony i zszarzały, takie byle co,
popelina w formalinie. Nie każdy ma takie szczęście jak na przykład
ja, żeby wyglądać wspaniale zarówno z ciałem i bez ciała.
Profesor Siupała z chęcią zaprezentowałby wszystkim obecnym
wspaniałe bokobrody i wypucowaną do blasku łysinkę, jednak z braku
tych tylko zakołysał się w słoiku i zaprezentował cudownie
pofalowane zwoje mózgowe.
-A Pamela Anderson?- dopytywał się mąż.- Jaki ma mózg? Ładny?
-Prosiak. Tylko ci jedno w głowie.- warknęła żona.
-Zimna ryba.
Mózgi znowu zaczęły szeptać między sobą i ciekawie przysłuchiwać
się kłótni. Profesor, gbyby mógł, zbladłby z niepokoju. To przecież
niedorzeczność zaczynać wspólną wieczną egzystencję od
ordynarnego, małżeńskiego mordoplucia zamiast od uczonej dyskusji
o słoniach i Niemcach. O tempora, o mores!

6

Ciekawe czy w innych

magazynach też zaczęli drzeć na siebie od początku ryje. Nagle
pożałował, że nie przyjął panieńskiego nazwiska żony Rymnicki.
Stałby teraz w jednym magazynie razem ze światowej sławy
kompozytorem Rymkiewiczem Edwardem i przyjaźnie gawędzili o
molach i etiudach. Zainterweniował jeszcze energiczniej.
-Drogi panie, droga pani, mimo wszystko prosiłbym o spokój. Sami
nie jesteście. Co inne magazyny powiedzą? W takiej czterysta
osiemnastce, drzwi obok, na trzeciej półce czwartego regału stoi sam
laurerat nagrody Nobla. Co on sobie o was pomyśli? Nie wstyd wam?

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

15


Preparacja to tak wspaniały wynalazek, że wszyscy powinniśmy
przymknąć oczy (gdybyśmy tylko mogli) na takie drobne
niedogodności kto obok kogo stoi. Już w fazie planowania przyjęliśmy
porządek alfabetyczny i tak musi zostać. A stoi obok B, Ce obok De, a
Żet pałęta się w ogonku. Ja sam na przykład stoję obok pana
Siupićko, naszego niedoścignionego mistrza olimpijskiego w biegu na
trzynaście kilometrów, a skądinąd wiem od jednego z moich
studentów, że strasznie cuchną mu nogi. A czy się skarżę? Skądże.
Homo sum.

7

-Mnie śmierdzą nogi?- zawył Siupićko, urażony w miłości własnej.-
Kto powiedział, że śmierdzą?
-No, teraz to już panu nie śmierdzą, bo ich pan nie masz.- uspokajał
go profesor.- Zresztą, nawet gdybyś pan miał nogi, co samo w sobie
jest już niedorzeczne, bo nie zmieściłyby się do słoika, to i tak nikt by
tego nie czuł. Ze względów oszczędnościowych nie zainstalowaliśmy
mikroprocesorów odpowiedzialnych za zmysł powonienia.
-A robotowi toś pan przygadał, że mu z japy jedzie starym olejem.-
powiedział Wiesiek, ten od fabryki śrubek.
-Może sobie, wykształciuch, nos prywatnie kazał zainstalować?
-Tylko proszę bez osobistych wycieczek, trochę kultury, na duszę
Maxa Bohra! To były założenia naturo de facto. Każdemu robotowi,
którego dotąd spotkałem, cuchnęło z paszczy. Roboty nie mogą jej
myć, bo im tam w środku wszystko rdzewieje. Logicznym jest, że
temu też pewnie śmierdzi.
-Czy ktoś powiedział znowu: „śmierdzi”?!- ryknął oburzony
olimpijczyk.
Profesor westchnął.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

16


-Panie Siupićko, już tłumaczyłem. Nikt niczego nie poczuje, więc może
pan sobie cuchnąć do woli. A zresztą... dzięki cudowi preparatyzacji
niepotrzebnie się pan tylko unosisz.
-Niepotrzebnie? Całą młodość straciłem na bieżni i boisku, szkoły nie
skończyłem ciągle tylko trening i trening aż do zupełnego
wyczerpania. Żona odeszła, dzieci zapomniały jak wyglądam i zaczęły
do mnie „wujku” mówić, a ja tylko biegłem i biegłem. Przebiegnij
sam, jeden z drugim, dwa maratony dziennie i wsadź gębę we własne
skarpety. Zobaczymy czy będą waniać poziomkami.
-Drogi panie Waldemarze.- oburzył się profesor.- Zmuszony jestem
zwrócić panu uwagę, że odbiegamy od merytorycznego aspektu
naszej pierwszej dyskusji panelowej. Iterum

8

: jako pierwszy temat

chciałbym zaproponować wpływ słoni...
-Wpływ słoni na rozpaćkiwanie na miazgę głupich żon!- przerwał mu
nagle nieszczęśliwy mąż z trzeciej półki.
-Albo na rozdeptywanie leniwych grubasów!- dodał mistrz olimpijski.
-Lub durnych mężów, którzy nie kwapią się, by zreperować cieknący
kran!- zawyła żona.
-Skoro powiedziałem, że naprawię, to naprawię. Musiałaś mi o tym,
durna małpo, przypominać co pół roku?
-Cicho, cicho! Pogadajmy lepiej o Heńku. Na własne oczy widziałem,
jak ten wazeliniarz kierownika w otwór całował, żeby tylko wyższą
premię dostać.
-Ja całowałem? Ja?- oburzył się Heniek.
-A całowałeś. Cmok, cmok, cmok, kierowniczku najdroższy. Buzi w
łysinkę, buzi w dupinkę. Sam widziałem.
-Jak cię lunę przez pysk, ty wszarzu, to nie tylko kierownika zobaczysz,
ale i swoich dziadków aż do piątego pokolenia wstecz!

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

17


-Takiś tera w gębie mocny? A we fabryce, toś się zawsze na fajrant
przed chłopakami we kiblu chował, żeby ci po glacy nie dali za te
przytulanki z szefowstwem, ty ciulu radomski! Chodź tu, to ci
przyłożę!
-Nie, to ty chodź do mnie!
Sytuacja zaczynała się robić nieprzyjemnie dramatyczna. Wprawdzie
groźby o „prostowaniu wszarzy” i „lutowaniu szczęki” można było
zignorować, no bo jak zamierzają pobić się dwa, wypreparowane
mózgi? Słoikami będą o siebie stukać, czy co? Jednak wzmagające się
okrzyki zaczynały być słyszalne i na korytarzu. Co pomyślą sobie inne
magazyny o czterysta siedemnastce? Ot, banda goryli- nic więcej- oto
co będą gadać. Profesor spłynąłby potem, gdyby mógł. Zaraz pewnie
zaczną się szerzyć plotki, że jest asinus asinorum

9

, królem osłów i

księciem debili.

Jego reputacja będzie na wieki zniszczona!

-Silentio, silentio!- krzyczał, lecz na próżno.
Napiętą atmosferę całkiem niespodziewanie rozładowała wypowiedź
Loli Siupki, za czasów posiadania ciała fryzjerki i rasowej blondyny, z
inteligencją odwrotnie proporcjonalną do rozmiarów imponującego
biustu.
-Ale tak naprawdę to ja w ogóle nie rozumiem, po co ta powszechna
prywatyzacja.- jęknęła żałośnie.
-Preparatyzacja.- poprawił ją uczenie profesor.
Lola wzruszyłaby ramionami, gdyby mogła.
-Jeden czort. Po co właściwie to wszystko? Nie, żebym się skarżyła, bo
to i czynszu nie trzeba płacić, i w słoiku jest zawsze cieplutko, jak na
Majorce albo w Kołobrzegu latem, ale po głębszym namyśle to mnie
się tu jednak nie podoba. Nawet nie ma komu włosów strzyc, nie
mówiąc już o trwałej ondulacji czy farbowaniu henną. Pan profesor w
telewizji to zawsze mówił, że bez ciała będzie nam wszystkim lepiej,

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

18


ale ja naprawdę lubiłam swoje ciało.- Lola pomyślała ze smutkiem o
swoich dwóch, wspaniałych piersiach wciśniętych w skąpy kostium
bikini, długich aż do szyi nogach, jedwabistej skórze i jędrnej dupci,
ochoczo podszczypywanej przez męską klientelę zakładu strzyżenia i
golenia „płać i płacz” w którym pracowała.
-Można to jakoś odwrócić?
-Wykluczone.- profesor, gdyby mógł, aż wzdrygnąłby się z
obrzydzenia na sam pomysł powrotu do ciała.- Nasze mięsne powłoki
zostały zmielone, wyciśnięte przez praskę do winogron a pozyskany w
tym procesie moszcz stał się podstawą naszej odżywczej mieszanki.
Zawiera ona białka, cukier, witaminy i barwnik E217. Dzięki temu
otrzymujemy wszystko, co potrzebne do wieczystej egzystencji
wypełnionej wzniosłymi myślami i błyskotliwymi wnioskami. I to
wszystko bez plugawych cielsk, które tylko narażały nasze doskonałe
mózgi na starzenie się i mechaniczne uszkodzenia.
-To może chociaż mogłabym dostać z powrotem same cycuszki?-
zaproponowała smętnie Lola.
-O tak!- zawołał ochoczo mąż z trzeciej półki.- Może moglibyśmy
zobaczyć jej cycuszki? Ustawiłoby się jakiś podest na środku albo co.
Niech sobie popatrzą wszyscy.
-Świnia.- warknęła żona.
-Głupia krowa.- mąż nie był dłużny.
-Pasożyt!
-Kanapowy leniwiec!
-Pax, paaax!!!- wrzasnął profesor Siupała.- Coś mi się zdaje, że w
naszej gromadzie nie wszyscy są przekonani do cudu pozyskiwania
czystego, doskonałego rozumu. Wstydźcie się państwo. Taka
zakrojona na szeroką skalę akcja informacyjna w internecie i telewizji,
a wy mi tu teraz z cycu... z gruczołami piersiowymi wyjeżdżacie.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

19


-Ja chcę tylko moje bimbałki z powrotem.- marudziła Lola.
-To po co poddawała się pani preparatyzacji?- zirytował się profesor.-
Nikt przecież nie zmuszał, wszystko było dobrowolne.
-Czy ja wiem?- jęczała płaksiwie Lola.- Wszyscy stali w jakiejś kolejce,
to stanęłam i ja. Wszyscy coś podpisywali, to podpisałam i ja. Myślała,
że coś za darmo dają, a tu się okazało, że to nie dają, tylko biorą i to
do tego moje cycunie kochane. Buuu... moje dwa malutkie
pieścidełka!
I rozszlochała się na dobre.
Nagle zewsząd podniosły się głosy.
-Wierzcie państwo lub nie, ale ja miałem całkiem niezły tyłek. Też mi
go trochę szkoda.
-Fuu! Czy to znaczy, że ja tutaj jestem zanurzona w wydzielinie z
tyłka?
-Z naprawdę niezłego tyłka, panno Lolu. Naprawdę niezłego.
-A, to co innego.
-Ja miałam bardzo ładny nos. Trochę krzywy i trochę piegowaty, ale
ogólnie bardzo przyjemny. Nawet kichał wyjątkowo elegancko, z
takim jakby niewymuszonym wdziękiem.
-A ja lubiłem swój piwny brzuszek. Wcześniej myślałem, że to wstyd,
bo gruby i owłosiony, ale teraz to i owszem, widzę, że to był całkiem
fajny brzuch. Bardzo mięciutki.
W jednej chwili okazało się, że każdy, ale to każdy mózg posiadał
jakąś część ciała, której utraty żałował. Jeden chciałby swoje uszy z
powrotem, inny płakał na myśl o utraconych piętach, jeszcze inny
chwalił sobie swoją świetnie funkcjonującą wątrobę. Początkowy
entuzjazm preparatyzacji szybko przemienił się ogólnomagazynowe
larum nad nosami, oczami, piersiami, dwunastnicami i tchawicami.
Gdyż w każdym ciele można znaleźć coś pięknego, coś co porusza, co

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

20


zachwyca, co sprawia, że staje się takie wyjątkowe. Różnorodność
jest piękna, różnistość jest zachwycająca.
Tylko profesor Siupała, gdyby mógł, zbladłby z gniewu. No ale
przecież nie mógł. Zamiast tego wrzasnął:
-Ja tu widzę, że państwu przydałoby się trochę elementarnej wiedzy.
Takie ignoranctwo jest niedopuszczalne. Więcej: ja otwarcie mówię,
że to bardzo niebezpieczne. To pachnie buntem! To zakrawa na
rebelię! Państwu jest potrzebny natychmiastowy, przyspieszony kurs
dokształcający z preparatyki stosowanej! Państwa niewiedza jest
przerażająca!
-No to oświeć nas pan.- zakpił mistrz Siupićko.- Pan nas w sumie żeś
do tych słoików wepchnął, to jesteś za wszystko odpowiedzialny. I nie
musisz się pan spieszyć. Mamy przed sobą całą wieczność w
odżywczej mieszance pańskiego pomysłu.
Profesor, gdyby mógł, spaliłby mistrza Siupićkę wzrokiem. No, ale nie
mógł. Mimo że wewnętrznie wrzał z gniewu zachował spokój, godny
genialnego naukowca. Zaczął objaśniać chłodnym, rzeczowym tonem.
-Trzeba w końcu raz na zawsze powiedzieć to głośno: posiadanie ciała
jest obrzydliwe.
-Parę rzeczy było jednak fajnych. Jedzenie, taniec i takie tam...-
przerwał ktoś, a ktoś inny podsunął lubieżnie:
-Bara bara, riki tiki, hehe.
-Cisza!- warknął gniewnie profesor Siupała.- Posiadanie ciała jest
obrzydliwe. Nie wierzycie państwo? Weźmy pierwszy z brzegu
przykład: śniadanie. Jak śniadanie to kawusia z mlekiem, rogaliki z
konfiturą truskawkową, wiejskie masełko, takie prawdziwe „od
baby”, solone rzodkiewki i drobno posiekany, zielony szczypiorek.
Mmmm...

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

21


Wyliczaniu profesora towarzyszyły rozmarzone westchnienia
słuchaczy.
-Aż ślinka cienie, nieprawda? No właśnie! Ślina cieknie! Hektolitry
obrzydliwie wilgotnej śliny kapiącej powoli spomiędzy warg. W ciągu
całego życia produkujemy jej tyle, że wystarczyłoby do napełnienia
trzech basenów olimpijskich. Kto z was chciałby kąpać się w tej ślinie?
Fuj, ohyda. Usta mokre, szyja mokra, kap, kap, kap, kapie po
podbródku. Potem wcale nie jest lepiej. Otwieramy paszczę do
pierwszego kęsa nasmarowanego marmoladą rogalika i co? Smród!
Zatęchły zapaszek nieumytych jeszcze po nocy zębów, który zdołałby
powalić nawet najbardziej odpornego dentystę. Gryzienie też wcale
nie jest apetyczne, tu coś skrzypi, tam trzeszczy i to wszystko przy
akompaniamencie ciągłego ciamkania i mlasków.
„Mmm, jaki pyszny rogalik.”- chlup, ciap, mlask.
„A ta konfitura? Niebo w gębie”.- chlup, ciap, mlask.
„Poproszę o sól.” i znowu ciap, chlup, mlask.
A zęby, ha? Czyż zęby nie są odrażające? Kogo z was kiedykolwiek
bolały zęby?
Gdyby mogli, zgłosiliby się wszyscy. Profesor kontynuował.
-Czyż to nie jest największa obrzydliwość ze wszystkich? Bolą,
trzeszczą, łamią się i cuchną.
-No... ale przecież wymyślono dentystów.- Wiesiek zwrócił nieśmiało
uwagę.- Trochę krzyku i po krzyku.
-Dentyści, o zgrozo!- zawył profesor.- Kiedy studiowałem na
uniwersytecie sześćdziesiąt lat temu, to adeptów stomatologii
mieliśmy w największej pogardzie. Dziewczyny nie chciały się z nimi
umawiać, chłopaki wrzucali im do plecaków zdechłe szczury i stare
kanapki z pasztetową. Tylko sadysta zgodziłby się na wykonywanie
tak znienawidzonego przez wszystkich zawodu. Borowanie,

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

22


skrobanie, dłutowanie i grzebanie w korzeniach rozpalonym do
czerwoności żelazem. „Nie będzie bolało, w ogóle nie będzie bolało”
zapewniają. A figa! Boli za każdym razem i za każdym razem znowu
wierzymy w te ich kłamstwa. To ja już wolę nie mieć ciała i nie mieć
zębów, niz pozwolić jakiemukolwiek dentyście na pchanie mi łap do
gardła. Są przyjemniejsze metody na śmierć w męczarniach.
W magazynie panowała ponura cisza.
-Jeszcze mało państwu dowodów na słuszność preparatyzacji?-
zaśmiał się ironicznie naukowiec. –To idźmy dalej. Po obfitym
śniadanku przeklęte ciało zaczyna trawić kawusię i rogaliki z
marmoladą. Trawić! Na duszę Plancka i Einsteina, nie mam słów by
wyrazić głębię tej ohydy. Pierdy, bąki, gazy, smrody, prutki. Jak to
możliwe, że jednym końcem wchodzi dżemik pachnący skąpanymi w
słońcu truskawkami, a z drugiego końca wychodzi trująca mieszanka
zapachowa z nutą zdechłego skunksa, przepoconych skarpet i
radzieckiej konserwy rybnej?
-Przecież kobiety nie puszczają bąków.- zaprotestował Heniek. Na te
słowa i profesor i nieszczęśliwy mąż z trzeciej półki zarechotali
gorzko.
-Pan kawaler?
-Zatwardziały.
-O santa simplicitas! O święta naiwności! Miałem kiedyś kolegę, świeć
Panie jego duszy, który raz jeden jedyny był kelnerem na wieczorze
panieńskim, na zastępstwie za chorego przyjaciela. Podano
grochówkę i fasolkę po bretońsku. Jeszcze tej samej nocy
hospitalizowano trzydzieści młodziutkich panienek, a pogrzebem
Miecia zajęła się organizacja feministyczna i firma produkująca
ogniotrwałe szelki. To są fakty, drodzy państwo. To są fakty
autentyczne.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

23


Mózgi zgodnie jęknęły ze zgrozy. Panna Lola żuła intensywnie jakąś
myśl.
-Ale ten...- zaczęła nieśmiało.- Jedna rzecz to jednak całkiem
przyjemna...No... jakby tu tak to powiedzieć... chodzi to to, że... bo to
w sumie nie chodzi, tylko leży... ale można też stać...- plątała się w
swojej wypowiedzi. Mąż z trzeciej półki przyszedł jej z pomocą.
-Szabada szabada szabada! Uuuu, mydełko Fa!- zaśpiewał, okropnie
fałszując.
-Knur!- parsknęła żona.
-Latawica!
-Frajer!
-Stara ropucha!
-Mózgi w kubeł!- krzyknął profesor Siupała doprowadzony do
ostateczności. Zazwyczaj był przykładem wykwintu i najwyższej
kultury, lecz teraz czuł, że jeszcze moment, jeszcze chwila a
wybuchnie, doprowadzony do wściekłości przez tę bandę prostaków i
nieuków. Zamiast radować się wieczystą możliwością uczonych
dyskusji i subtelnej wymiany mądrych przemyśleń bez wstrętnej
obecności ciał, przeklęta zgraja z czterysta siedemnastki poniewczasie
zaczęła lamentować nad utraconymi korpusami. Zupełnie jakby było
też czego żałować. Uczony wyrzucał sobie, że nie przyjął zaproszenia
prezydenta i nie zajął miejsca w prywatnym, ekskluzywnym
magazynie dla polityków, dostojników kościelnych i wpływowych
bogaczy. Oni tam mają półki z mahoniu, kulę dyskotekową i
specjalnego robota-didżeja z wgraną całą dyskografią Zbigniewa
Wodeckiego.
„Ale nie.” pomyślał kąśliwie. „Chciałem być uczciwy, chciałem być
blisko prostego człowieka. No to mam za swoje. Hanc personam
indiusti, agenda est.

10

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

24


Ponuro ciągnął swój wywód.
-Zacznijmy w końcu nazywać rzeczy po imieniu. Miłość, panno Lolu,
pani chodzi o miłość. Owszem, wiem co to jest, nawet coś o tym
czytałem w prasie naukowej. Ars amandi, romantyczne uniesienia,
szeptanie do ucha pieszczotliwych słówek, pocałunki i trzymanie się
za ręce w świetle księżyca. Ohyda! Powiadam wam: zgroza i ohyda!
Począwszy od niewinnych buziaków, które w gruncie rzeczy są niczym
innym, jak wymianą miliardów bakterii a skończywszy na intymnym
sam na sam. Tu coś chlupie, tam pluska, wszędzie mokro i fiołkami
też raczej nie pachnie.
-Wcale nie było złe, takie chlupanie.- szepnął ktoś markotnie.
Profesor udał, że nie słyszy.
-Kłamać nie będę. Dopóki ciało młode to i niczego sobie, nawet nieźle
wygląda. Ile jednak trwa młodość? Rok? Dwa? Pięć lat? Już wkrótce
zaczyna się parada celulitu, wrośniętych włosków, kaszaków,
pieprzyków, dzikiego mięska, odcisków, drugich podbródków,
rozstępów, znamion, przebarwień, starczych plam, szyj zwiędłych jak
u indora, fałdek pełnych tłuszczu, cycuszków zwisających smętnie
niczym szczurze nosy, obwiśniętych jąder i szczeciny porastającej
plecy. Ale najgorsze, najgorsze ze wszystkiego jest to, że to przeklęte
ciało od zawsze było przeszkodą dla genialnego mózgu. Każdy z nas
doświadczył tego nie raz. Oto chwila zadumy wieczorową porą.
Deszcz bębni łagodnie po szybach, tykanie zegara działa
uspokajająco. Mózg zanurza się w morzu przemyśleń. Doskonały
umysł już, już ma rozwiązać problem lotu do gwiazd, głodu na świecie
czy odwieczną zagadkę, którą to stroną należy wieszać papier
toaletowy-do ściany czy od ściany- kiedy to w najmniej
spodziewanym momencie ułomne ciało przerywa chwilę naukowej
ekstazy i komunikuje głośnym beknięciem: „jestem głodne, muszę

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

25


siusiu, chce mi się spać, oho! ale mnie w krzyżu łupie”. Ta sekunda
najwyższego skupienia, ten moment, w którym miało się dokonać
genialne odkrycie jest już bezpowrotnie stracony. Śmiała myśl
zaczyna się plątać, z trudem wydedukowana konkluzja mroczy. Nic
już nie jest jasne, nic już nie jest proste. Żmudne obliczenia biorą w
łeb, boskie natchnienie pryska niczym szarak przyłapany przez
ogrodnika na kradzieży młodej marchewki.
Bo oto, śmiech na sali, jedyną przeszkodą, która dzieli ludzkość od
lotu w gwiazdozbiór Andromedy jest soczyste pierdnięcie! Czyż to nie
żałosne?
Nikt się nie odezwał.
-Drodzy państwo, kiedy przed trzydziestu laty formułowałem swoją
teorię o zbędności, ba! o szkodliwości ludzkiego ciała zobrazowałem
ją przykładami donośnych beków, pierdów o niespotykanej wręcz
głośności, szerokiego ziewania i burczenia w brzuchu. Moim
studentom nagle jakby się rozjaśniło w głowach i wnet zrozumieli
dlaczego nie udają im się błyskotliwe badania nad hodowlą ogórków
morskich bez wody czy doświadczenia z nakłanianiem lwów do
wegetarianizmu.
To ciała były winne! Nasze nic nie warte ciała, które ośmielają się
pocić, produkować gazy, męczyć i być głodne w najmniej
spodziewanym momencie. Za całe zło tego świata odpowiadają
wieczne puste kiszki, oblepione przez bakterie gnilne flaki, wątłe
mięśnie i podatne na złamania kości. To ciała prowadzą wojny, to
ciała mordują, to ciała zanieczyszczają wody i grunty orne, to ciała
niewolą, upokarzają, rabują i kłamią. Szlachetne umysły to co innego-
one komponują sonaty, projektują domy sięgające chmur, wymyślają
zabawne opowiadania i snują śmiałe wizje przyszłości bez wojen,
głodu i cierpień. Obrzydliwe i wstrętne ciała, rozdęte od tłuszczu albo

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

26


wychudłe od choroby niweczą te śmiałe pomysły. Drżąca ręka
skrzypka psuje harmonię uwertury, niezgrabne palce architekta
szkicują krzywą ścianę, genialny pisarz zasypia ze zmęczenia przy
trzeciej kartce rękopisu. Tak, tak, moi mili. Ludzkie ciało jest jedną,
wielką symfonią obrzydliwości, skomponowaną z pierdów, beknięć i
chlupotania. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej!- ostatnie słowa
profesor Siupało wykrzyczał tak donośnie, że aż zadrżały ściany
instytutu.
Mózgi milczały. Nikt nie mógł odmówić profesorowi słuszności.
Przykra cisza trwała i trwała, i trwała aż w końcu mistrz Siupićko
odważył się cichutko stwierdzić.
-A ja tam nadal sądzę, że nie powinno się pozbywać ciała, tylko
dlatego, że nie jest perfekcyjne. Każde jest idealne na swój
niepowtrzalny sposób, niezależnie od wieku i okoliczności. Najlepsze
co można zrobić to zaprzyjaźnić się z tymi fałdami, kaszakami i
zmarszczoną szyją, zamiast niszczyć samego siebie czy to
preparatyzacją, czy czym innym. O, tak. Pomysłów na niszczenie ciała
to nam i wcześniej nie brakowało. Modne diety, operacje plastyczne,
gorsety, silikony, botoxy, ale teraz...- prychnął złośliwie.- teraz to się
chyba wznieśliśmy na wyżyny bezmyślności.
Profesor Siupała, gdyby mógł, splunąłby z obrzydzenia. No ale nie
mógł, więc tylko rzekł jadowicie.
-Pan, panie Waldemarze jesteś nieuleczalnym ignorantem.
I na znak protestu odwrócił się w słoiku, pokazując pozostałym tylną
część móżdżku.
Przykro się zrobiło. Przykro i niewypowiedzianie smutno.
Lola westchnęła głośno.
-Ach. Co się stało, to się już nie odstanie. Chodźmy lepiej spać. Może
jutro wszystko będzie wyglądać lepiej.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

27


-O, o, o.- zgodził się Heniek.- I to jest najlepszy wniosek dzisiejszego
dnia.
-Niech ktoś zgasi światło. Ja nie zasnę przy włączonym świetle.-
stwierdziła kapryśnie żona.
Mózgi spojrzały na wyłącznik światła zainstalowany przy drzwiach
magazynu i wtedy zapadła krępująca cisza.
-No i co teraz?- zapytał nieszczęśliwy mąż z trzeciej półki.- Kto zgasi
światło?
Spojrzeli po sobie. Słoik to bardzo pożyteczny wynalazek: w miarę
trwały, przezroczysty i wielofunkcyjny. Można w nim zakisić ogórki,
urządzić profesjonalną hodowlę patyczaków albo umieścić mózg w
płynnej odżywce. Ma jednak jedną zasadniczą wadę: jest dosyć
nieruchawy.
Mistrz Siupićko stuknął swoim słoikiem o słój obrażonego profesora.
-Panie mądry i co teraz?- zapytał dosyć nieprzyjaźnie.
-Bando bęcwałów,- burknął profesor.- to przecież oczywiste, że
trzeba zawołać opiekuna magazynowego. O wszystkim
pomyśleliśmy.- i gwizdnął przeciągle. Na ten dźwięk do magazynu
wjechał XP-12. Zahaczył jedną płozą o stojący najbliżej regał,
obluzowanym chwytakiem o mały włos strąciłby kilka dolnych
słoików, zakręcił się wokół własnej osi, stłukł żyroskop, po czym
posłusznie stanął przed profesorem w oczekiwaniu na polecenia.
-Wyłącz światło.- powiedział wyniośle naukowiec.
Robot podjechał do przełącznika, wysunął chwytak i niezgrabnie
pacnął nim o ścianę. Chwytak był wyłożony grubą warstwą
elastycznej kauczukowej pianki i tylko ześlizgnął się z przełącznika.
Światło wciąż się paliło.
- Naciskaj mocniej, ty bezużyteczny szmelcu!- warknął profesor
Siupała.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

28


Robot rozpaczliwie machał chwytakiem, wciąż i wciąż bijąc nim w
przełącznik. Wszystko jednak na próżno. Miękka warstwa kauczuku,
która chronić miała delikatne słoiki przed zgnieceniem podczas
transportu, okazała się przeszkodą nie do pokonania podczas
wyłączania prądu. Delikatna pianka odkształcała się pod
najmniejszym nawet naciskiem. W czterysta siedemnastce rozległ się
głośny jęk. A potem taki sam w czterysta osiemnastce. I czterysta
dziewiętnastce, i czterysta dwudziestce też. Profesor Siupała ze
zgrozą wpatrywał się w żałosne próby robota. Lola szlochała, żona z
trzeciej półki rzucała obelgami.
Tylko mistrz olimpijski Waldemar Siupićko nie stracił fasonu.
-Pięknie pan to żeś wykombinował, panie mądry. Po prostu cudnie.
Zdajesz sobie pan sprawę, co będzie jak przyjdzie rachunek za prąd?
Koszmar, normalnie koszmar.- i zaśmiał się pogardliwie.


KONIEC



Lutherstadt Eisleben, 08.08.2016



Objaśnienia wyrażeń i przysłów łacińskich

1

Disce peur – ucz się chłopcze

2

Foras- wynocha

3

Finis coronat opus- koniec wieńczy dzieło.

background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

29

4

silentium- cisza

5

pax- spokój

6

O tempora, o mores!- O czasy, o obyczaje!

7

Homo sum (humani nihil a me alienum puto) – człowiekiem jestem

(i nic co ludzkie nie jest mi obce)

8

Iterum- ponownie

9

asinus asinorum- osioł nad osłami

10

Hanc personam indiusti, agenda est – wziąłeś na siebie tę rolę,

trzeba ją grać



















background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

30






























background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

31






























background image

Helga von Klusken

vonklusken.com

32









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ciało pilnie poszukiwane
Informatyk pilnie poszukiwany 1
Animator społeczny pilnie poszukiwany
Orgazm pilnie poszukiwany
Informatyk pilnie poszukiwany
Drew Jennifer Autor pilnie poszukiwany
Życie i poszukiwanie jego sensu, +++Ćwiczenia na Wszystkie Partie Ciała+++, ciało masaż refleksologi
wykład III bud ciało i szybkość
Poszukiwania legendarnej Shambhalli Agharty
Ciało człowieka Błędy percepcji
Ciało człowieka Pokarm jako źródło energii i wzrostu
Ciało człowieka Szkielet
NARZĘDZIA POSZUKIWACZY PLANET
6 Geochemia poszukiwawcza
TAROT- magia i wiedza(1), Dla Poszukujących, Magia, Tarot i Drzewo Życia
Poszukiwacze pereł, Konkurencje sportowe
Ciało jako sposób bycia w świecie, Dokumenty praca mgr

więcej podobnych podstron