Ryc. 4. Luter jako: uczony, Junkier Jorg, Martin Luter, ksi dz,
marzyciel, wizytator, Barabasz (współczesny drzeworyt).
2
2. Duch kapitalizmu
tytule naszego studium widnieje do pretensjonalnie brzmi ce poj cie »duch kapitalizmu«.
Co nale y pod tym poj ciem rozumie ? Przy próbie jego zdefiniowania pojawiaj si od razu
pewne, wynikaj ce z samej istoty naszego celu badawczego, trudno ci.
Je li w ogóle istnieje jaki przedmiot, do którego zastosowanie tego okre lenia miałoby sens, to
mo e to by jedynie »jednostka historyczna«, tzn. pewien kompleks powi za w rzeczywisto ci
historycznej, które mo na by uj w poj ciow cało z punktu widzenia ich znaczenia kulturowego.
Takiego poj cia historycznego nie mo na jednak, jako e jego tre odnosi si do indywidualnego
zjawiska, definiowa według schematu genus proximum [gatunek najbli szy omawianemu — przyp.
red.], differentia specifica (czyli odr bnie, w oderwaniu — abgegrentz). Trzeba je komponowa
stopniowo, bior c poszczególne składniki z historycznej rzeczywisto ci. Ostateczne okre lenie poj cia
nie mo e wi c nast pi na pocz tku, lecz dopiero na ko cu pracy badawczej. W toku analizy oka e
si , jak najadekwatniej mo na okre la to, co rozumiemy pod poj ciem »duch kapitalizmu«. Nasze
sposoby interpretacji (o których b dzie jeszcze mowa) nie s oczywi cie jedynymi metodami bada
zjawisk historycznych. Inne punkty widzenia pozwoliłyby, jak w przypadku ka dego zjawiska
historycznego, odkry inne cechy, nie tylko »istotne«. Wynika st d, e pod poj ciem »duch
kapitalizmu« niekoniecznie mo na lub trzeba rozumie tylko to, co bierzemy jako rzecz istotn dla
naszych bada . Taka sama jest istota »tworzenia poj historycznych«, przy którym d y si nie do
szufladkowania rzeczywisto ci w abstrakcyjne poj cia gatunkowe, lecz wi e si jej elementy
w konkretne, genetyczne zwi zki, zawsze o indywidualnym zabarwieniu. Je li jednak ma doj do
ustalenia przedmiotu, który pragniemy zanalizowa i obja ni historycznie, to nie mo e chodzi
o poj ciow definicj , lecz na wst pie o tymczasowe uzmysłowienie tego, co ma si na my li mówi c
o »duchu kapitalizmu«. Jest to niezb dne dla zrozumienia tego, co stanowi przedmiot bada . W tym
celu trzymamy si pewnego dokumentu owego »ducha«, zawieraj cego w klasycznej niemal
przejrzysto ci to, o co nam chodzi, a jednocze nie maj cego t zalet , e dokument ten wolny jest od
wszelkich bezpo rednich nawi za do spraw religii. Jest to dokument w stosunku do tematu
»niezaanga owany«:
»
Pami taj, e czas to pieni dz; ten, kto mógłby przez dzie zarobi dziesi szylingów, lecz pól dnia sobie
spaceruje lub le y w swoim pokoju, nie mo e tego sam obliczy , cho by na swoje przyjemno ci wydal tylko sze
pensów, gdy prócz tego wydal jeszcze, czy raczej zmarnował, pi szylingów. Pami taj, e kredyt to pieni dz.
Je li kto zostawia mi swoje pieni dze, to przekazuje mi przez to interesy, czyli tyle, ile w tym czasie mog z tym
pocz
. B dzie to znaczna suma, je eli człowiek ten ma dobry i du y kredyt i potrafi z niego zrobi dobry u ytek.
Pami taj, e pieni dz ma natur polegaj c na rozmna aniu si i tworzeniu nowego. Pieni dz robi pieni dz,
ka dy nowy rodzi nast pny i tak dalej. Pi szylingów daje sze , w dalszym obrocie siedem, a dojdzie do stu
funtów. Im wi cej jest pieni dza, tym wi cej zysku w obrocie, a zysk ten ro nie coraz szybciej. Kto zabija
macior , niszczy całe przyszłe potomstwo do tysi cznego pokolenia. Kto zabija pi cioszylingówk , morduje(!)
wszystko to, co mo na by z niej wyprodukowa : całe góry funtów szterlingów. Pami taj, i zgodnie
z przysłowiem, dobry płatnik jest panem sakiewki ka dego. Kto jest znany jako punktualnie płac cy, ten w ka dej
chwili mo e po yczy pieni dze, których jego przyjaciele akurat nie potrzebuje.
Daje to wielkie korzy ci. Obok pilno ci i umiaru nic tak nie przyczynia si do awansu młodego człowieka
w wiecie, jak punktualno i akuratno w interesach. Dlatego nigdy nie przetrzymuj po yczonych pieni dzy ani
o godzin dłu ej, ni obiecałe , eby przyjaciel si nie zdenerwował i nie zamkn ł raz na zawsze dost pu do
swego portfela. Trzeba zwraca uwag na najmniejsze drobiazgi maj ce wpływ na kredyt. Odgłosy twojej pracy,
które twój wierzyciel słyszy o pi tej rano czy o ósmej wieczór, zadowalaj go na pół roku; ale je li zobaczy ci
przy stole bilardowym lub usłyszy w gospodzie w czasie, gdy powiniene pracowa , to ju nast pnego dnia zapyta
o zwrot pieni dzy i za da ich, zanim zbierzesz potrzebn sum . Poza tym taka pracowito oznacza, e pa-
mi tasz o swoich długach i pokazuje, e jeste uczciwym człowiekiem, a to pomna a twój kredyt.
Strze si przed uwa aniem wszystkiego, co masz, za swoj własno — i przed yciem według takiego
mniemania. Takie złudzenia s udziałem wielu ludzi korzystaj cych z kredytu. By si przed tym ustrzec, prowad
dokładny rachunek wydatków i wpływów.
Je li zadasz sobie trud uwa ania na szczegóły, b dzie to miało nast puj cy dobry skutek; odkryjesz, jak
przedziwnie małe wydatki puchn do du ych sum i zauwa ysz, e mo na by zaoszcz dzi , i zorientujesz si , ile
w przyszło ci zaoszcz dzi mo na.
Za sze szylingów rocznie mo esz obraca stoma szylingami, pod warunkiem, e jeste człowiekiem znanym
z m dro ci i uczciwo ci. Kto wydaje bezproduktywnie grosz, ten wyda bez potrzeby i sze szylingów rocznie, a to
W
3
jest cena obracania stoma szylingami. Ten, kto dziennie marnuje swój czas warty jednego grosza (mo e to by
cho by par minut), ten traci w skali całego roku sum równ obracania stoma funtami. Ten, kto traci
bezproduktywnie czas warty pi ciu szylingów, stracił te pi szylingów, jakby je wyrzucił do morza. Kto traci pi
szylingów, ten traci nie tylko t sum , lecz i wszystko, co mógłby na niej zarobi obracaj c ni , a to oznacza
w przypadku młodego człowieka sumy bardzo znaczne
«
1
.
Te słowa, skierowane do nas przez Benjamina Franklina
2
, s tymi samymi, które w »obrazach
kultury ameryka skiej«
3
Ferdynand Kurnberger uznaje, z humorem i zło liwo ci , za wyznanie wiary
Jankesa.
Nikt nie mo e w tpi , e z tego tekstu przemawia »duch kapitalizmu«, ale te nie b dziemy
twierdzili, e zawarto tu wszystko, co si pod tym poj ciem rozumie. Pozosta my jeszcze przez chwil
przy tym tek cie, którego yciow m dro Kurnberger streszcza w słowach: »Z bydła robi si łój,
z ludzi pieni dze« W tej »filozofii sk pstwa« jako rzecz najwa niejsza jawi si ideał człowieka
uczciwego, godnego kredytu. Zwłaszcza za jawi si obowi zek jednostki wobec interesu pojmo-
wanego jako cel sam w sobie, obowi zek zwi kszania kapitału. I rzeczywi cie, istot rzeczy jest tu
fakt, e zaleca si nie tyle zwykł technik ycia, co raczej specyficzn »etyk «, której naruszenie
uwa ane jest nie tylko za głupot , lecz za pewien rodzaj zaniedbywania obowi zku. Propaguje si nie
tylko »m dro w interesach« — tego jest wiele i w innych miejscach — lecz pewien etos. Wła nie to
nas interesuje.
Jakub Fugger odpowiada swemu, ju w stanie spoczynku, koledze — gdy ten namawia go, by
uczynił to samo — »on [Fugger] my li inaczej. Zamierza zarabia , póki to mo liwe«
4
. »Duch« tej
wypowiedzi ró ni si wyra nie od Franklinowskiej. To, co u Fuggera znajduje wyraz w kupieckiej
odwadze i stanowi osobist , etycznie indyferentn skłonno , u Franklina przyjmuje charakter etycznie
zabarwionej maksymy. W tym sensie u ywa si tu poj cia »duch kapitalizmu«
5
.
Oczywi cie mowa o nowoczesnym kapitalizmie zachodnioeuropejsko-ameryka skim — co jest
jasne, je li uwzgl dni si nasz sposób stawiania problemu. Bo, jak mówili my, »kapitalizm« jako taki
istniał tak e w Chinach, Indiach, Babilonii, w staro ytno ci i w redniowieczu. Ale brakowało mu, jak
to jeszcze zobaczymy, wła nie tego specyficznego, swoistego etosu.
W ka dym razie wszystkie zakazy moralne Franklina maj kierunek utylitarny: uczciwo popłaca,
gdy zapewnia kredyt; podobnie punktualno , pracowito , umiar — i dlatego s one cnotami. St d
z kolei wynikałoby, e np. tam, gdzie ten sam skutek osi gałoby si przez pozory uczciwo ci,
wystarczyłyby takie pozory. Zb dny nadmiar tej cnoty musiałby by przez Franklina uwa any za
naganny, jako bezproduktywne marnotrawstwo.
I rzeczywi cie, kto czyta w jego autobiografii o »nawróceniu si « na te cnoty
6
lub ledzi wywody
na temat korzy ci, jakie daje cisłe przestrzeganie pozorów słuszno ci i celowe przemilczanie ch ci
prywatnego zysku dla uzyskania powszechnego uznania
7
, ten musi z konieczno ci doj do wniosku,
1
Tłum. J. Mizi ski. Zob. te : Benjamin Franklin, Mój ywot, Warszawa 1960 [przyp. red.].
2
Passus ko cowy pochodzi z Necessary hints to those that would be rich (1736 r.); reszta z Adrise to a joung tradesman
(1748), w. Works, wyd. Sparks, tom II, s. 87.
3
Der Amerikamude, Frankfurt 1855; poetycka parafraza wra e z Ameryki poety Lenau. Jako dzieło sztuki ksi k t
byłoby dzi trudno czyta , ale warta jest uwagi jako dokument ró nic (dzi ju nieco zatartych) w sposobie my lenia
Niemców i Amerykanów, czy te yciu wewn trznym, wła ciwym od czasów redniowiecznej mistyki mimo wszystko
i niemieckim katolikom, i protestantom. Pozostaj one w sprzeczno ci z puryta sko-kapitalistyczn
dz czynu. (Do
swobodne tłumaczenie tekstu Franklina przez Kurnbergera zostało tu skorygowane zgodnie z oryginałem).
4
Sombart wpisał ten cytat jako motto rozdziału Der moderne Kapitalismus
5
Na tym, w odró nieniu od Sombarta, polega nasz sposób widzenia problemu. Praktyczne znaczenie tej ró nicy zostanie
omówione pó niej. Teraz zauwa my tylko, e Sombart wcale nie zapomniał o etycznej stronie kapitalisty —
przedsi biorcy. Tylko, e u niego pojawia si ona jako nast pstwo kapitalizmu, podczas gdy my musimy uwzgl dni
hipotez odwrotn .
6
W tłumaczeniu brzmi to nast puj co: »Przekonałem si ostatecznie, e prawda, honor i uczciwo w stosunkach
mi dzyludzkich s najwa niejsze dla osi gni cia szcz cia w yciu i od tej chwili zdecydowałem si , zapisuj c t decyzj
w swoim dzienniku, by ich przez całe ycie przestrzega . Objawienie, jako takie, nie było jednak dla mnie wa ne. Raczej
byłem zdania, e pewne czyny nie dlatego s złe, e objawienie ich zabrania lub dobre dlatego, e je poleca, lecz s
zabronione prawdopodobnie dlatego, e ze swej natury s szkodliwe, a inne s zalecane, poniewa s u yteczne«.
7
»Usun łem si jak najdalej w cie i podawałem j [zainicjowan przez niego bibliotek ] za przedsi wzi cie »pewnej
liczby przyjaciół«, którzy poprosili mnie o to, bym obszedł ludzi, których uwa ali za zwolenników czytelnictwa. W ten
4
e dla Franklina te i wszelkie inne cnoty o tyle tylko s cnotami, o ile konkretnie przynosz korzy
danej osobie. Za zwykłe pozory wystarczaj wsz dzie tam, gdzie pozwalaj osi ga ten sam skutek.
Jest to nieunikniona konsekwencja ka dego twardego utylitaryzmu. To, co Niemcy przyzwyczaili si
odczuwa jako »obłud « w cnotach amerykanizmu, zostało tu chyba przyłapane na gor cym uczynku.
Tylko, e tak naprawd te sprawy wcale nie s tak proste. Ale charakter Benjamina Franklina, który
objawia si w jego autobiografii z rzadko spotykan prostolinijno ci i to, e »po yteczno « cnoty
wywodzi z objawienia bo ego, wiadcz , e mamy do czynienia z czym wi cej, ni tylko ozdobnymi,
czysto egocentrycznymi maksymami. Przede wszystkim jest to summum bonum tej etyki. Zdobywanie
pieni dzy, coraz wi kszej ilo ci pieni dzy, unikanie lekkomy lnego ich wydawania, całkowity brak
przesłanek eudajmonistycznych czy hedonistycznych, bogacenie si — to cel sam w sobie tak
jednoznaczny, e jawi si on w zestawieniu ze »szcz ciem« czy »po ytkiem« pojedynczej osoby jako
co zupełnie transcendentalnego lub irracjonalnego
8
. Człowiek nastawia si na zarabianie pieni dzy
jako na cel swego ycia, a nie tylko jako na rodek do celu, jakim jest spełnianie materialnych potrzeb
yciowych. Takie bezsensowne odwrócenie »naturalnego« stanu rzeczy jest dla kapitalizmu motywem
przewodnim równie niezb dnym, jak dla człowieka niedotkni tego jego tchnieniem — czym zupełnie
obcym. Jednocze nie zawiera ono w sobie pewien szereg wyobra e ł cz cych si ci le z religijnymi.
Je li postawimy pytanie, dlaczego to z »ludzi ma si robi pieni dze«, to Benjamin Franklin — cho
przecie , gdy chodzi o wyznanie, deista — odpowiada na to cytatem z Biblii. Jest to zdanie, które jego
ojciec, surowy kalwinista, ci gle mu w młodo ci wpajał: »Gdy widzisz m a, krzepkiego w swym
zawodzie, ten godzien przed królem stan «
9
.
Zdobywanie pieni dzy, je li odbywa si w sposób legalny, jest w nowoczesnym systemie
ekonomicznym rezultatem i wyrazem sprawno ci w zawodzie. Sprawno ta, jak łatwo rozpozna , jest
alf i omeg moralno ci Franklina, co wyra a si w cytowanym ju fragmencie autobiografii i we
wszystkich innych jego pismach.
I w samej rzeczy: to owa, dzi tak dla nas zwyczajna, ale w rzeczywisto ci wcale nie tak oczywista
idea obowi zku zawodowego, poczucia obowi zku, które ma posiada ka dy w swej działalno ci
zawodowej — niezale nie od jej rodzaju, zwłaszcza od tego, czy dotyczy ona tylko oceny wło onej
pracy fizycznej, czy posiadania dóbr (»kapitał«) — to wła nie ta idea jest charakterystyczna dla »etyki
społecznej« kapitalistycznej kultury i stanowi jej główny element konstytutywny. Nie znaczy to, e
pojawiła si ona tylko na gruncie kapitalistycznym: spróbujemy pó niej prze ledzi jej obecno
w historii. Tym bardziej nie mo na twierdzi , e w dzisiejszym kapitalizmie przyswojenie tej
maksymy przez jej zwolenników — czy to przedsi biorców, czy robotników nowoczesnych zakładów
kapitalistycznych — jest warunkiem dalszego istnienia. Dzisiejszy kapitalistyczny system
ekonomiczny to cały skomplikowany kosmos, w którym jednostka si rodzi. Jawi si on jej jako
istniej ca z góry, niezmienna budowla, w której trzeba y . Swoje normy narzuca ka demu,
zwi zanemu z rynkiem, człowiekowi. Odrzucaj c je zostanie wyeliminowany z rynku równie
nieuchronnie, jak robotnik, który nie mog c lub nie chc c si do nich dostosowa , znajdzie si wkrótce
na ulicy.
Dzisiejszy kapitalizm, który osi gn ł panowanie w yciu gospodarczym, wykształca si tworz c na
drodze ekonomicznego doboru takie podmioty gospodarcze — przedsi biorców i robotników — jakich
potrzebuje. Ju w tym punkcie mo na dokładnie poj granice poj cia »doboru« jako rodka
sposób mój interes rozwijał si lepiej i potem cz sto posługiwałem si t metod w tego rodzaju sprawach — i mog
rzeczywi cie poleci j jako skuteczn . Chwilowe niewielkie po wi cenie miło ci własnej bardziej mi si potem opłaci.
Je li przez jaki czas nie jest wiadome, kto wła ciwie ponosi zasług , to zawsze kto bardziej pró ny b dzie chciał j
przypisa sobie, a wtedy zawi skłoni ludzi do tego, e wyrw takiej osobie piórka, w które si stroi i zwróc je
prawowitemu wła cicielowi".
8
Brentano przyj ł t uwag jako okazj , by skrytykowa pó niejsze wywody o »racjonalizacji i zdyscyplinowaniu«
człowieka przez jego ascetyczne skłonno ci. To według niego »racjonalizacja« w kierunku »irracjonalnego sposobu ycia«.
I tak rzeczywi cie jest. Co jest »irracjonalne« nie samo z siebie, lecz dopiero z okre lonego, »racjonalnego« punktu
widzenia. Dla człowieka niereligijnego irracjonalny b dzie religijny sposób ycia, dla hedonisty — ascetyczny, cho by
według kryterium ostatecznej warto ci stanowiły »racjonalizacj «. Niniejsza praca, je li w ogóle co daje, to odkrycie całej
wszechstronno ci pozornie tylko jednoznacznego poj cia »racjonalno ci«.
9
Luter tłumaczy to przez »w swym przedsi wzi ciu«. W starszych angielskich tłumaczeniach Biblii wyst puje słowo
business.
5
wyja niaj cego zjawiska historyczne. Po to, eby ów dostosowany do specyfiki kapitalizmu sposób
ycia i pojmowania zawodu (pracy zawodowej) mógł zosta »wybrany«, tzn. odnie zwyci stwo nad
innymi, musiał przecie najpierw powsta — i to nie u odosobnionych jednostek, lecz jako sposób
my lenia całych grup ludzi. Trzeba wi c wyja ni , jak doszło do jego powstania. O wyobra eniach
naiwnego materializmu historycznego, e tego rodzaju »idee« pojawiaj si jako »odzwierciedlenie«
czy »nadbudowa« sytuacji ekonomicznych, b dziemy mówi szczegółowo pó niej. W tym miejscu
wystarczy wskaza na fakt, e przynajmniej w ojczy nie Benjamina Franklina »duch kapitalizmu«
istniał ju przed »rozwojem w kierunku kapitalizmu« (ju w roku 1632 słycha uskar anie si na
zjawiska chciwego wyrachowania w ród mieszka ców Nowej Anglii — w przeciwie stwie do innych
obszarów Ameryki). e istniej c w s siednich koloniach, pó niejszych stanach południowych Unii,
pozostał on na nieporównanie ni szym stopniu rozwoju — i to mimo faktu, i te południowe kolonie
stworzone zostały przez wielkich kapitalistów w celu osi gania zysków. Kolonia Nowej Anglii za
zało ona została przez kieruj cych si religijnymi przesłankami kaznodziejów i nauczycieli,
w poł czeniu z drobnomieszcza stwem, rzemie lnikami i drobnymi dzier awcami. W tym przypadku
stosunek przyczynowy kształtuje si akurat odwrotnie, ni by to nale ało postulowa
z »materialistycznego« punktu widzenia. Ale młodo takich idei jest o wiele trudniejsza, ni to
przyjmuj teoretycy »nadbudowy«, a ich rozwój wcale nie nast puje bezbole nie. »Duch kapitalistycz-
ny«, tak rozumiany, jak przyj li my to dla naszych celów, musiał toczy ci k walk ze wiatem
przeciwnych sil.
wiatopogl d taki, jak w cytowanych wypowiedziach Benjamina Franklina, który nast pnie znalazł
poparcie całego narodu, byłby w staro ytno ci pot piony jako wyraz brudnego sk pstwa i niegodnego
sposobu my lenia. Do dzi jeszcze czyni tak wszystkie grupy najsłabiej zł czone z gospodark
kapitalistyczn i najmniej do niej dostosowane. Ale nie dlatego bynajmniej, eby »p d do zysku« był
w epokach przedkapitalistycznych czym nieznanym lub »niedorozwini tym«, jak to si cz sto
mówiło, ani te dlatego, i panowała auri sacra fames [przekl ta
dza złota]. Chciwo pieni dza
wtedy i dzi była poza kapitalizmem mieszcza skim nie mniejsza, ni w sferze kapitalistycznej —
wbrew temu, co sobie wyobra aj współcze ni romantycy. W tym punkcie nie na ró nicy mi dzy
»duchem« kapitalistycznym i przedkapitalistycznym; chciwo mandarynów chi skich, rzymskich
arystokratów czy nowo ytnych wła cicieli maj tków ziemskich jest całkowicie porównywalna. Auri
sacra fames neapolita skiego wo nicy czy przewo nika łodzi , ale i rzemie lnika w Europie
Południowo-wschodniej czy w Azji, objawia si — co ka dy mo e sprawdzi na sobie — o wiele
natarczywiej, a w szczególno ci jest bardziej pozbawiona skrupułów, ni np. w podobnym przypadku
w Anglii.
Uniwersalne panowanie absolutnego braku skrupułów przy realizowaniu prywatnych interesów
pieni nych było specyficzn cech tych krajów, których rozwój mieszcza sko-kapitalistyczny — je li
mierzy kategoriami Zachodu — pozostał »w tyle«. Jak wie ka dy fabrykant, brak conscienziosita
[sumienno ci] w ród robotników w tych krajach był, a w pewnej mierze jest do dzi , jedn z głównych
przeszkód kapitalistycznego rozwoju. Kapitalizm nie mo e potrzebowa jako robotnika takiego
niezdyscyplinowanego przedstawiciela liberum arbitrum [swobodnej decyzji] — podobnie jak nie
potrzebuje te pozbawionego wszelkich skrupułów człowieka interesu, czego uczył ju Franklin.
Ró nica nie polega zatem na odmiennym stopniu rozwoju jakiego »p du« (»instynktu«) do pieni dza.
Auri sacra fames jest równie stara, jak ludzko . Zobaczymy jednak, e ci, którzy si jej całkowicie
jako pop dowi oddali (jak ów holenderski kapitan, który »dla zysku chciał po eglowa do piekła,
cho by nawet nadpaliły mu si agle«), wcale nie byli przedstawicielami sposobu my lenia, z którego
wykluł si współczesny kapitalistyczny »duch« jako zjawisko masowe.
Bezwzgl dne, nieograniczone adnymi normami wewn trznymi osi ganie zysku istniało we
wszystkich epokach historycznych, gdzie tylko było to mo liwe. Podobnie jak wojna i piractwo, tak
te i wolny, nie skr powany jakimikolwiek normami handel był przyj ty w stosunkach z obcymi, nie
za ze swoimi; »moralno na zewn trz« zezwalała na co , co w ród »braci« było pot piane.
I, podobnie jak zewn trzne, kapitalistyczne osi ganie zysków jako »przygoda« istniało
w najró niejszych formach — przez dzier aw , po yczki, finansowanie wojen, dworów ksi
cych,
urz dników — we wszystkich systemach gospodarczych tak te i wsz dzie był obecny ów
6
awanturniczy sposób my lenia, który drwi sobie z wszelkiej etyki. Absolutna i wiadoma bezwzgl d-
no w osi ganiu zysków cz sto towarzyszyła wła nie najgł bszemu przywi zaniu do tradycji.
Wraz z rozpadem tradycji i upowszechnianiem wolnego osi gania zysku, tak e w obr bie
zwi zków społecznych, [wolno ta] niekoniecznie musiała poci ga za sob etycznie oboj tn
tolerancj lub te uznawanie tych zjawisk za negatywne, ale niestety nieuniknione. Takie było
normalne stanowisko nie tylko wszelkich odmian etyki, lecz te — co najistotniejsze — postawa
praktyczna przeci tnego człowieka epoki przedkapitalistycznej. Przedkapitalistycznej w tym sensie, e
racjonalne, zorganizowane obracanie kapitałem i kapitalistyczna organizacja pracy nie były jeszcze
dominuj ce w całej orientacji działa ekonomicznych. Wła nie ta postawa [rozdwojenia na tradycj
i awanturnicz bezwzgl dno ] była jednym z najsilniejszych hamulców, na jakie napotykało wsz dzie
dostosowywanie si ludzi do warunków uporz dkowanej gospodarki mieszcza sko-kapitalistycznej.
Przeciwnikiem, z którym głównie musiał boryka si »duch kapitalizmu
«
, w sensie okre lonego,
wyst puj cego w szatach pewnej »etyki« stylu ycia, był ten rodzaj odczuwania i zachowywania si ,
który mo na by nazwa tradycjonalizmem. Takie i tu trzeba zrezygnowa z jakiejkolwiek ostatecznej
»definicji«. Zechcemy raczej zobaczy na kilku przykładach, co mo na tu mie na my li —
a zaczniemy od dołu, od robotników.
Jednym ze rodków technicznych, przy pomocy których współczesny przedsi biorca chce osi gn
maksimum wydajno ci, jest wynagradzanie akordowe. W rolnictwie stosuje si je np. w czasie niw,
gdy przy niepewnej pogodzie od maksymalnego przy pieszenia pracy mo e zale e wielko zysku.
Poniewa wraz ze wzrostem plonów i intensywno ci pracy zainteresowanie wła ciciela
przyspieszeniem niw staje si coraz wi ksze, próbowano zainteresowa robotników wzrostem
wydajno ci przez zwi kszenie stawek akordowych. Oznaczało to wysoki zarobek w nadzwyczaj
krótkim czasie. Ale pojawiły si trudno ci: podwy szanie stawek akordowych powodowało cz sto nie
zwi kszanie, a zmniejszanie wydajno ci. Robotnicy zareagowali na zwi kszenie akordu
zmniejszeniem wydajno ci dziennej. niwiarz, który np. za z t morg zbo a otrzymywał jedn
mark , wykonywał dot d norm dwie i pół morgi, zarabiaj c dwie i pół marki. Po zwi kszeniu stawki
akordowej o 25 fenigów za morg nie ł dziennie np. trzech mórg, eby zarobi 3,75 marki, lecz tylko
dwie morgi dziennie, by zarabia dalej swoje 2 i pół marki — i tym si zadowalał. Dodatkowy zarobek
interesował go w mniejszym stopniu, ani eli mniej pracy. Nie pytał, ile mo e dziennie zarobi , lecz ile
musi si napracowa , eby zarobi dwie i pół marki, które brał dot d, a które zaspokajały jego
tradycyjne potrzeby. To jest wła nie przykład zachowania, które nale y nazwa »tradycjonalizmem«.
Człowiek »z natury« nie chce zarabia wi cej pieni dzy, lecz chce po prostu y tak, jak
przyzwyczaił si y i zarabia tyle, ile jest do tego konieczne. Wsz dzie tam, gdzie współczesny
kapitalizm rozpoczynał próby zwi kszenia »wydajno ci« pracy ludzkiej przez wzmaganie jej
intensywno ci, natykał si na twardy opór ze strony przedkapitalistycznego poj cia o pracy. Natyka si
na i dzisiaj jeszcze, tym bardziej oraz mocniej, im bardziej »zacofani« (z punktu widzenia
kapitalizmu) s robotnicy, z którymi musi si pracowa . Gdy apel do »zmysłu zarobkowania
«
zawiódł,
narzucało si zastosowanie rodków odwrotnych: zmuszanie robotników przez obni anie zapłaty, aby
dla zachowania wysoko ci zarobków pracowali wi cej, ni dotychczas. Istnieje korelacja mi dzy
wynagradzaniem, a wysokim zyskiem; o ile wi cej wypłaca si wynagrodze , o tyle zmniejsza si
zysk. T drog kapitalizm szedł od samego pocz tku. Ci gle na nowo i przez całe stulecia wierzono, e
niskie wynagrodzenie jest »produktywne«, tzn. zwi ksza wydajno pracy.
e, jak to w duchu
dawnego kalwinizmu mówił ju Pieter de la Cour, naród pracuje tylko dlatego i tylko tak długo, jak
długo jest biedny.
Jednak skuteczno tego rodka ma swoje granice. Oczywi cie, kapitalizm dla swego rozwoju
potrzebuje nadwy ki ludno ci, któr mo e wykorzystywa za nisk zapłat . Zbyt du a »armia
rezerwowa
«
sprzyja wprawdzie mo liwo ciom wymiany pracowników, ale hamuje rozwój jako ciowy
— mianowicie przechodzenie do takich form zorganizowanych, które pozwalaj lepiej wykorzystywa
prac
10
. Niskie wynagrodzenie wcale nie jest to same z tani prac . Ju patrz c czysto ilo ciowo
10
Niskie wynagrodzenie i wysoki zysk, niskie wynagrodzenie i korzystne szanse rozwoju przemysłu nie s po prostu
jednoznacznie zbie ne. To nie mechaniczne operacje pieni ne powoduj »wychwytywanie« w kulturze kapitalistycznej
i tym samym umo liwiaj rozwój kapitalistycznej gospodarki. Wszystkie wybrane przykłady maj charakter czysto
7
widzimy, e przy biologicznie niewystarczaj cym wynagrodzeniu wydajno pracy zawsze spada, co
na dłu sz met oznacza wr cz »selekcj najgorszych
«
. Dzisiejszy przeci tny l zak skosi przy
pełnym wysiłku mniej ni dwie trzecie tej powierzchni, co lepiej wynagradzany i od ywiony
Pomorzanin; Polak za , im dalej na wschód, tym jest — w porównaniu z Niemcem — mniej wydajny.
Z czysto ekonomicznego punktu widzenia niskie wynagrodzenie jako podstawa rozwoju kapitalizmu
zawodzi wsz dzie tam, gdzie chodzi o wytwarzanie towarów wymagaj cych wykwalifikowanej pracy,
obsług kosztownych i łatwych do uszkodzenia maszyn czy w ogóle o uwa n prac i inicjatyw .
W takich warunkach niskie wynagrodzenie nie opłaca si i daje skutek przeciwny od
zamierzonego. Konieczne jest tu bowiem nie tylko rozwini te poczucie odpowiedzialno ci, lecz
w ogóle sposób my lenia, w którym przynajmniej podczas wykonywania pracy nie chodzi o to, by
przy maksimum wygody i minimum wysiłku osi gn oczekiwany zarobek, lecz by pracowa tak,
jakby praca, »zawód«, były celem samym w sobie.
Taki sposób my lenia nie jest jednak wrodzony. Nie mo na go stworzy ani poprzez wysokie, ani
poprzez niskie wynagrodzenie, lecz musi by wytworem długotrwałego procesu wychowawczego.
Dzi kapitalizm, mocno usadowiony w siodle, stosunkowo łatwo rekrutuje robotników we wszystkich
krajach przemysłowo rozwini tych, a w poszczególnych krajach we wszystkich gał ziach przemysłu.
Jednak dawniej bywało to bardzo trudnym problemem
11
. Nawet dzisiaj odbywa si nie bez wyt onej
pomocy werbuj cego, który wspierał kapitalizm w czasach jego powstawania. Mo na to znów
wyja ni na przykładzie.
Zacofan , tradycjonalistyczn form pracy reprezentuj dzi szczególnie cz sto robotnice,
zwłaszcza niezam ne. Pracodawcy niemal powszechnie uskar aj si na absolutny brak zdolno ci
i ch ci porzucenia raz wyuczonych, przestarzałych form pracy przez niemieckie dziewcz ta, na rzecz
nowych orientacji umysłowych — czy w ogóle robienia z nich u ytku. Dyskusja na temat mo liwo ci
l ejszego, bardziej opłacalnego sposobu pracy napotyka na całkowite niezrozumienie; podwy szenie
stawek akordowych odbija si od muru przyzwyczajenia. Inaczej wygl da sprawa — co ma znaczenie
dla naszych rozwa a — z dziewcz tami maj cymi specyficzne wychowanie religijne, a zwłaszcza —
pietystyczne pochodzenie. Słyszy si cz sto i potwierdzaj to obliczenia, e u tej kategorii robotnic
szanse ekonomicznej edukacji s najwi ksze. Umiej tno koncentrowania my li, a takie zasadnicza
postawa »czucia si zobowi zan do pracy«, ł cz si cz sto z wielk gospodarno ci , my leniem
o wysoko ci zarobku, trze wym opanowaniem i umiarem — co bardzo zwi ksza wydajno .
Gotowo do pojmowania pracy jako celu samego w sobie, jako »zawodu-powołania« w rozumieniu
kapitalistycznym, jest tu najwa niejsza, a religijne wychowanie daje najwi ksze szanse przez-
wyci enia tradycyjnych szablonów.
Ju sama ta obserwacja pokazuje, e warto postawi pytanie o sposób kształtowania zwi zków
pomi dzy kapitalistyczn zdolno ci dostosowywania si , a momentami religijnymi w okresie
młodo ci kapitalizmu
12
. Bowiem na podstawie wielu jednostkowych zjawisk mo na wnioskowa , e
i dawniej istniały one w podobnych konfiguracjach. Wstr t i prze ladowania, z jakimi spotykali si np.
ze strony własnych kolegów robotnicy metody ci w XVIII wieku, były spowodowane nie tylko ich
religijn odmienno ci (o czym wiadczy niszczenie ich narz dzi), lecz »nadgorliwo ci «, jak by my
ilustracyjny.
11
Ugruntowanie przemysłu kapitalistycznego nie było mo liwe bez wielkich ruchów migracyjnych z terenów o starszej
kulturze. Cho słuszne s uwagi Sombarta o ró nicach pomi dzy indywidualnymi »umiej tno ciami« i tajemnicami
zawodowymi rzemie lnika, a wymaganiami naukowej techniki współczesnej, to w okresie powstawania kapitalizmu
ró nica ta prawie nie istniała. Co wi cej: kwalifikacje etyczne robotnika kapitalistycznego (i w pewnym zakresie tak e
przedsi biorcy) były cz stokro bardziej cenione, ni wykształcone przez stuletni tradycj umiej tno ci rzemie lnika.
Zreszt . nawet dzisiejszy przemysł nie jest całkowicie niezale ny od powstaj cych w ci gu wieków, kształtowanych przez
tradycj i wychowanie cech ludno ci. Tam, gdzie zale no ci takie s widoczne, przypisuje si je dziedzicznym cechom
rasowym, zamiast wła nie tradycji i wychowaniu.
12
Uwagi te nale y wła ciwie zrozumie . Z jednej strony mamy skłonno pewnego typu ludzi interesu do
wykorzystywania na swój sposób zasady »zostawcie ludowi jego nadziej «, z drugiej do rozpowszechnione, zwłaszcza
w ród duchowie stwa lutera skiego tendencje do funkcjonowania w roli »czarnej policji« (by uznawa strajk za grzech,
a organizacje robotników za objaw »chciwo ci«). S to wszystko rzeczy nie maj ce nic wspólnego ze zjawiskami,
o których mówimy. W przypadku sytuacji opisanych w tek cie chodzi nie o fakty odosobnione, lecz typowe i ci gle si
powtarzaj ce.
8
to dzi powiedzieli. Ale wró my do tera niejszo ci, a konkretnie do przedsi biorstw, by prze ledzi
znaczenie »tradycjonalizmu«.
W swej pracy o genezie kapitalizmu
13
Sombart wymienił dwa »motywy wiod ce«, mi dzy którymi
poruszała si historia gospodarcza: »zaspokajanie potrzeb« i »zarabianie«, w zale no ci od tego, czy
bardziej miarodajna jest wielko osobistych potrzeb, czy te ci enie do zysku i mo liwo ci jego
zdobywania. To, co nazywa »systemem gospodarczym« zaspokajania potrzeb, wydaje si zbiega na
pierwszy rzut oka z tym, co opisywali my jako »tradycjonalizm ekonomiczny«. Tak te rzeczywi cie
jest, je li poj cie »potrzeby« uto samiamy z »tradycyjnym zapotrzebowaniem«. Je li jednak tego nie
uczynimy, to du a ilo przedsi biorstw, które nale y uznawa za »kapitalistyczne«, wypadnie —
takie ze wzgl du na podan w innym miejscu jego dzieła definicj »kapitału« — z kategorii
»zarobkowych« i stanie si »przedsi biorstwami zaspokajaj cymi potrzeby«.
Równie przedsi biorstwa, kierowane przez prywatnych przedsi biorców, traktowane jako forma
przekształcania kapitału (pieni dza lub dóbr o warto ci pieni dza) celem osi gni cia zysku (zakup
rodków produkcji i sprzeda wyrobów) — a wi c bez w tpienia »przedsi biorstwa kapitalistyczne«
— mog nosi charakter »tradycjonalistyczny«. Tak było w toku nowej historii gospodarki —
bynajmniej nie sporadycznie, lecz wr cz regularnie, mimo powtarzaj cych si przerw spowodowanych
coraz pot niejszymi naciskami »ducha kapitalizmu«. »Kapitalistyczna« forma przedsi biorstwa
i »duch«, w jakim jest ono prowadzone, s wprawdzie »adekwatne«, ale nie ma mi dzy nimi
zale no ci »prawnej«. I je li mimo to u ywamy w odniesieniu do tego typu my lenia, które
zawodowo, systematycznie i racjonalnie preferuje legalny zysk, wyra enia »duch (nowoczesnego)
kapitalizmu« (jak to było w przypadku Benjamina Franklina), to dzieje si tak z powodów
historycznych. Ten typ my lenia znalazł we współczesnym przedsi biorstwie kapitalistycznym sw
najbardziej adekwatn form , za z drugiej strony przedsi biorczo kapitalistyczna widzi w nim
najbardziej odpowiedni , duchow sił nap du. Ale oba te czynniki mog by odr bne. Benjamin
Franklin przepełniony był »duchem kapitalizmu« w czasach, gdy jego drukarnia sw form w ogóle
nie ró niła si od jakiegokolwiek warsztatu rzemie lniczego. Zobaczymy zreszt , e u progu
nowo ytno ci nosicielami tego sposobu my lenia nie byli wył cznie ani te w przewa aj cej mierze
kapitalistyczni przedsi biorcy z szeregów patrycjatu. lecz raczej warstwy stanu rzemie lniczego
14
.
Równie i w wieku XIX jego klasycznymi reprezentantami byli nie wytworni d entelmeni
z Liverpoolu i Hamburga, ze swymi dziedzicznymi fortunami kupieckimi, lecz wyrastaj cy
z niewielkich maj tków parweniusze z Manchesteru czy Nadrenii-Westfalii. Podobnie było ju
w wieku XVI; powstaj cy wtedy przemysł tworzony był w głównej mierze przez parweniuszy.
Prowadzenie np. banku, firmy eksportowej, wi kszego przedsi biorstwa handlu detalicznego czy
du ego składu materiałów przemysłowych, mo liwe jest nie tylko w formie przedsi biorstwa
kapitalistycznego. Wszystkie one mog by jednak prowadzone tak e w duchu ci le kapitalistycz-
nym. Interesów wielkich banków kapitałowych nie mo na wr cz prowadzi inaczej; handel zamorski
przez całe stulecia opierał si na monopolach i reglamentacji o całkowicie tradycjonalistycznym
charakterze. Handel detaliczny — i to nie drobnych złodziejaszków, ebrz cych dzi o wsparcie
pa stwowe — jest w toku rewolucjonizowania si , które przyniesie kres tradycjonalizmu. Jest to ten
sam przełom, który zniszczył formy starego systemu, a z którym nowoczesna praca nakładcza
spokrewniona jest jedynie formalnie. Jak dokonuje si ta rewolucja i co ona oznacza, zobaczymy na
konkretnym przykładzie.
Gdzie do połowy ubiegłego wieku ycie wła ciciela składu, przynajmniej w niektórych bran ach
15
13
Der moderne Kapitalismus. t 1, s. 62.
14
Otó wcale nie zakładamy a priori, e z jednej strony technika przedsi biorstwa kapitalistycznego, z drugiej za duch
»pracy zawodowej« nadaj cy kapitalizmowi jego ekspansywn energi , musiały znale sw pierwotn po ywk w tych
samych warstwach społecznych. Podobnie jest ze społecznym uwarunkowaniem ró nych tre ci religijnych. Kalwinizm był
historycznie no nikiem wychowania w »duchu kapitalistycznym«. Ale wła nie wielcy bogacze, np. w Niderlandach, to
wcale nie zwolennicy surowego kalwinizmu, lecz arianie. Przekształcaj c si w przedsi biorców redniego i małego
mieszcza stwa byli i tu, i gdzie indziej »typowymi« nosicielami etyki kapitalistycznej. Ale to wła nie zgadza si z tym,
o czym mówimy. Wielcy finansi ci i handlarze istnieli zawsze, za racjonalna organizacja kapitalistyczna mieszcza skiej
pracy rozwin ła si tylko na Zachodzie, w okresie od redniowiecza do nowo ytno ci.
15
Pokazywany tu obraz stanowi nieco »wyidealizowan « kompilacj stosunków społecznych w ró nych bran ach
9
kontynentalnego przemysłu tekstylnego, było, jak na nasze dzisiejsze poj cia, bardzo wygodne.
Wygl dało to mniej wi cej nast puj co: chłopi przyje d ali ze swoimi tkaninami — cz sto
wyprodukowanymi, jak w przypadku lnu, z własnego surowca — do miast, w których mieszkali
wła ciciele składów i po skrupulatnym, cz sto urz dowym badaniu jako ci otrzymywali normalne
ceny. Klienci hurtowników byli po rednikami w dalszym rozprowadzaniu. Albo odbierali nie według
wzorów, tylko raczej gatunków, albo te zamawiali ju przedtem u hurtownika, który z kolei zamawiał
towar znów u chłopów. Sami obje d ali chłopów niezwykle rzadko, w okresach szczególnego
zapotrzebowania; na ogół wystarczała korespondencja, a z czasem, bardzo powoli, rozsyłanie wzorów.
Niewielka ilo godzin w kantorze, 5-6 dziennie, czasem o wiele mniej, (w okresie kampanii wi cej),
mierny, ale wystarczaj cy na zno ne ycie i ewentualne odło enie niewielkiego maj tku zarobek, na
ogół poprawne stosunki mi dzy konkurentami, przy du ej zgodno ci zasad prowadzenia interesów,
regularne dostawy »towaru«, a wieczorem szklaneczka wina i wygodne tempo ycia — oto styl ich
egzystencji.
Była to pod ka dym wzgl dem »kapitalistyczna« forma organizacji — je li wzi pod uwag
kupiecki charakter przedsi biorcy oraz konieczno po rednictwa kapitału w obrocie towarem,
wreszcie stron obiektywn procesu ekonomicznego i sposób ksi gowania. Była to jednak gospodarka
»tradycjonalistyczna«, je li spojrze na »ducha« rz dz cego takim przedsi wzi ciem i przedsi biorc .
Tradycyjna postawa yciowa, tradycyjna wysoko zysku, tradycyjny wkład pracy, tradycyjny sposób
prowadzenia interesów i stosunek do robotników oraz głównego kr gu klientów, pozyskiwanie
klientów — to wszystko le ało u podstaw »etosu« tego kr gu przedsi biorców.
W pewnym momencie cala ta »przytulno « została nagle zakłócona — zreszt bez jakiej
zasadniczej zmiany formy organizacyjnej, jak przej cie do zwartego, zamkni tego zakładu pro-
dukcyjnego, zastosowanie maszyn, itp. Cz sto zdarzało si po prostu, e jaki młody człowiek z jednej
z rodzin zajmuj cych si prac nakładcz jechał z miasta na wie , wybierał dokładnie tkaczy dla
swoich potrzeb, coraz bardziej zwi kszał ich uzale nienie i kuratel oraz kontrol nad nimi, robił
z chłopów robotników, a jednocze nie brał w swoje r ce zbyt — przez bezpo redni kontakt z ostatnimi
odbiorcami, czyli sklepami detalicznymi. Osobi cie starał si o klientel , obje d ał klientów regularnie
co rok, a przede wszystkim potrafił dopracowa jako wyrobów wył cznie do ich potrzeb i ycze ,
realizuj c równocze nie zasad »niska cena, du y obrót«. Nast pnie powtarzało si to, co zawsze
i wsz dzie jest nast pstwem takiego procesu »racjonalizacji«: kto nie szedł do góry, musiał odpa .
Idylla zako czyła si bezwzgl dn walk konkurencyjn , powstały znaczne maj tki, których nie
składano na procent, lecz inwestowano w nast pne interesy. Dawne spokojne, wygodne yciowo
postawy ust powały miejsca twardej trze wo ci w ród tych, którzy bezpo rednio byli aktywni
i bogacili si , gdy chcieli nie konsumowa , lecz dalej zarabia . Ci, którzy pozostali przy starym stylu,
musieli si ogranicza
16
.
Przeobra e , co w tym przypadku najwa niejsze, dokonywał z reguły nie dopływ nowego
pieni dza. W niektórych znanych mi przypadkach całego procesu rewolucjonizuj cego dokonywano
z kilkoma tysi cami po yczonymi od rodziny — lecz czynił to nowy duch, wła nie »duch
nowoczesnego kapitalizmu«, który si pojawił. Pytania o siły sprawcze ekspansji nowoczesnego
kapitalizmu to w pierwszym rz dzie nie pytanie o pochodzenie potrzebnych nam zapasów pieni dza,
lecz głównie o rozwój kapitalistycznego ducha. Tam, gdzie jest on ywy i potrafi oddziaływa ,
znajduje zapasy pieni dza jako rodek swojego działania, nie za odwrotnie
17
.
Ale jego pojawienie si nie było wcale pokojowe. Rzeka nieufno ci, a czasem nienawi ci, przecie
wszystkim jednak moralnego oburzenia, wznosiła si ci gle przeciwko tym pierwszym nowatorom.
Nierzadko te — znam kilka takich przypadków — tworzyły si całe legendy o tajemniczych,
niewyja nionych stronach w poprzednim yciu. Niełatwo było zauwa y , e tylko niezwykle twardy
charakter mo e uchroni takiego przedsi biorc »w nowym stylu« przed utrat trze wego opanowania
i regionach.. Stworzony został dla celów ilustracyjnych, st d te oboj tne jest, czy istotnie w ka dym z konkretnych
przykładów tak to akurat wygl dało.
16
Dlatego te nie jest przypadkiem, e pierwszy okres rozpoczynaj cego si racjonalizmu, np. pierwsze kroki przemysłu
niemieckiego, dokonuj si równolegle z całkowitym upadkiem stylu przedmiotów u ytku codziennego.
17
Nie oznacza to wcale, e ruch zapasów pieni dza był ekonomicznie bez znaczenia.
10
i przed załamaniem moralnym i ekonomicznym. e, obok jasno ci spojrzenia i energii,
wła nie
przecie całkiem okre lone i bardzo wyra ne cechy »etyczne« pozwalaj pozyska zaufanie klientów
i pomagaj przezwyci y niezliczone przeszkody. Najwa niejsze za , e o wiele wi kszy staje si
wkład pracy własnej przedsi biorcy, wysiłek nie daj cy si pogodzi z wygodnym yciem. Były to
akurat cechy etyczne całkiem innego rodzaju, ni te tradycyjne.
I to wła nie, z reguły, nie zuchwali i pozbawieni skrupułów spekulanci czy ekonomiczni
awanturnicy, jakich wielu we wszystkich epokach historii gospodarki, ani nie »wielcy finansi ci«
doprowadzali do tego zewn trznie niepozornego, ale istotnego dla zmiany ycia ekonomicznego
zwrotu. Doprowadzali do tego całkowicie oddani sprawie ludzie o surowych mieszcza skich
pogl dach i »zasadach«, wychowani w twardej szkole ycia, jednocze nie rozwa ni i odwa ni,
zwłaszcza jednak trze wi i konsekwentni w działaniu.
Niektórzy b d skłonni uwa a ,
e te osobiste cechy etyczne nie miały nic wspólnego
z jakimikolwiek maksymami etycznymi czy wr cz religijnym my leniem. e adekwatn postaw dla
takiego ycia jest raczej co negatywnego: umiej tno wyrwania si z tradycji, a wi c liberalne
»o wiecenie«. e nie tylko brak tu regularnego powi zania sposobu ycia z podstawami religijnymi,
ale e tam, gdzie zwi zek taki istnieje, tam ma — przynajmniej w Niemczech — charakter negatywny.
Tacy ludzie, napełnieni »duchem kapitalistycznym«, s zazwyczaj je li nie wrodzy wobec Ko cioła, to
przynajmniej religijnie indyferentni. Wizja pobo nej nudy w raju nie jest dla ich aktywnej natury
niczym n c cym; religia jawi si im jako rodek do odci gania ludzi od pracy tu, na ziemi. Gdyby
zapyta ich samych o sens tej ci głej pogoni, nigdy nie zadowalaj cej si osi gni tym stanem
posiadania — co wła nie przy całkowicie ziemsko-doczesnej orientacji musi si wyda bezsensowne
— to (gdyby w ogóle znali odpowied ) odpowiedzieliby czasem: »z troski o dzieci i wnuki«. Cz ciej
— jako
e taka motywacja nie jest bynajmniej dla nich specyficzna, gdy wyst puje
i u tradycjonalistów — powiedzieliby po prostu, e przedsi biorstwo i ci gła praca w nim, stały si dla
nich »niezb dne dla ycia«. Jest to w istocie rzeczy jedyna prawdziwa motywacja. Wyra a ona
równocze nie, z punktu widzenia indywidualnego szcz cia, cał irracjonalno tego sposobu ycia,
w którym człowiek istnieje dla swego przedsi biorstwa, a nie odwrotnie.
Oczywi cie, pewn rol odgrywa te poczucie władzy i szacunku, jakie daje sam fakt posiadania.
Tam, gdzie fantazja całego narodu skierowana jest na czysto ilo ciow wielko , jak w Stanach
Zjednoczonych, tam ów romantyzm liczb oddziałuje z nieodpartym czarem na »poetów« interesu. Ale
daj si nim opanowa wcale nie ci najwi ksi, którzy ci gle odnosz sukcesy. Osi gni cie celu, jakim
jest nabycie niepodzielnego maj tku lub szlachectwa (gdy synowie próbuj zapomnie o swym
pochodzeniu na uniwersytetach lub w korpusie oficerskim, jak to pokazuj yciorysy wielu
parweniuszowskich rodzin kapitalistów niemieckich) stanowi produkt epigo skiej dekadencji.
»Idealny typ« przedsi biorcy kapitalistycznego
18
, który w poszczególnych przypadkach wyst pował
tak e u nas, nie ma nic wspólnego z takim, mniej lub bardziej wyrafinowanym, snobizmem.
Ten typ boi si wszelkiej ostentacji i zb dnych kosztów podobnie, jak
wiadomego
wykorzystywania swojej władzy i niewygodnego przyjmowania zewn trznych odznak szacunku
społecznego, który wszak e posiada. Jego sposób ycia ma cz sto cechy ascetyczne. B dziemy musieli
zaj si historycznym znaczeniem tego wa nego dla nas zjawiska — takim samym, jakie jest
wyra nie widoczne w cytowanym wy ej »kazaniu« Franklina. Wcale nierzadko znajdujemy u tego
typu ludzi wiele chłodnej stronniczo ci, o wiele bardziej prostolinijnej ni ta rezerwa, jak zaleca
Benjamin Franklin. Nie ma on »niczego osobi cie« ze swego bogactwa — prócz irracjonalnego
poczucia »dobrze wykonywanego zawodu«. Wła nie to jawi si człowiekowi przedkapitalistycznemu
tak niepoj tym i zagadkowym, tak trudnym i godnym pogardy. To, e kto mo e uczyni celem pracy
swego
ycia pój cie do grobu z całym materialnym bogactwem, jest dla człowieka
przedkapitalistycznego objawem perwersji; daje si to wyja ni jedynie przez auri sacra fames.
W naszych czasach, w ród politycznych, prywatno-prawnych i komunikacyjnych instytucji, przy
naszych formach przedsi biorstw i strukturze naszej gospodarki, ów »duch« kapitalizmu mógłby by
zrozumiany tylko jako efekt dostosowania si . Kapitalistyczny system gospodarczy potrzebuje tego
oddania si »profesji« zarabiania pieni dzy. Jest to rodzaj zachowywania si wobec dóbr
18
Typ przedsi biorcy, który czynimy tu przedmiotem naszych bada , nie za jaka empiryczna przeci tno .
11
zewn trznych tak bardzo adekwatny, tak zwi zany z warunkami zwyci stwa w ekonomicznej walce
o byt,
e rzeczywi cie nie mo na ju dzi mówi o koniecznym zwi zku mi dzy tym
»charakterystycznym« sposobem ycia, a jakim jednolitym » wiatopogl dem«.
Ta postawa yciowa nie potrzebuje ju jakiejkolwiek akceptacji religijnej i uwa a raczej wpływ
norm ko cielnych na ycie gospodarcze (o ile taki w ogóle jest zauwa alny) za element tak samo
hamuj cy, jak reglamentacj ze strony pa stwa.. To stan interesów handlowo-politycznych
i społeczno-politycznych okre la » wiatopogl d«. Kto nie dostosuje swego sposobu
ycia do
warunków kapitalistycznego sukcesu, idzie na dno albo przynajmniej nie idzie do góry.
Takie s zjawiska w czasach, w których nowoczesny kapitalizm, osi gn wszy zwyci stwo,
wyemancypował si od swych dawniejszych pomocników. Tak, jak w sojuszu z powstaj c no-
woczesn machin pa stwow rozsadził stare, redniowieczne formy religijnej gospodarki, tak te
mogłoby to wygl da z jego stosunkiem do sił religijnych. Czy i na ile tak było, to wła nie chcemy
zbada . Bowiem nie trzeba udowadnia , e uznanie zarabiania pieni dzy za cel sam w sobie, za sam
»zawód«, było sprzeczne z etycznym odczuciem całych epok historycznych. Przyj te do prawa
kanonicznego, a uwa ane wówczas za prawdziwe (podobnie jak mówi ce o procencie miejsce
w Ewangelii
19
) zdanie: Deo placere vix potest [Z trudem mo e podoba si Bogu] oznaczało wyj cie
19
Kanoniczny zakaz pobierania procentu ma swój odpowiednik we wszystkich niemal etykach religijnych wiata. Walka
przeciwko usuraria pravitas [prywatnej lichwie] przenika cał histori Ko cioła hugonockiego i niderlandzkiego w wieku
XVI. »Lombardzi«, czyli bankierzy, cz sto jako tacy wykluczeni byli z sakramentu. Nieco bardziej liberalny stosunek
Kalwina (co nie przeszkadza, e w pierwszej wersji przykaza były jeszcze przepisy o lichwiarzach) został przeforsowany
dopiero przez Salmasiusa. »Pobo ni m owie« interpretowali zakaz lichwy tak, by »produktywne« inwestowanie kapitału
nie podpadało pod ten zakaz. Podobnie zreszt wygl dało to na całym wiecie. Ale znaczenie zakazu pobierania procentu
(tu w szczegółach nie rozpatrywane, dawniej cz sto przeceniane, potem mocno doceniane, za dzi , w czasach licznych
multimilionerów-katolików, w celach apologetycznych postawione wr cz na głowie), mimo podstawy z Biblii, zniesione
zostało dopiero w minionym stuleciu, postanowieniem Congregatio S. Officii — i to nie wprost, lecz jedynie przez zakaz
niepokojenia wiernych pytaniami na ten temat, w przypadku ponownego jego wprowadzenia. Ko ciół do pó no
przypomniał sobie o zakazie pobierania procentu. Gdy to nast piło, zwyczajowymi formami lokowania kapitału były ju
niejednolicie oprocentowane po yczki, lecz by musiały (ze wzgl du na rodzaj oprocentowania po yczki inwestycyjnej)
foenusnauticum, commenda, societas maris i dare ad proficuum de mari [po yczka, towarzystwa morskie, zyski z morza]
— które poklasyfikowano wedle stopnia ryzyka, w zale no ci od zysku czy straty. Ko cielny zakaz pobierania procentów
miał dotyczy wszystkich tych form tylko według niektórych, rygorystycznych kanonistów. Potem jednak, gdy wkłady
kapitału ze stałym oprocentowaniem stały si mo liwe i zwyczajne, wyrosły trudno ci dla tych nieregularnie opro-
centowanych — z powodu stosowania zakazu oprocentowania — prowadz ce wr cz do ostrych rodków wobec gildii
kupieckich (czarne listy!). Ale sposób traktowania zakazu pobierania procentu przez kanonistów był zazwyczaj prawno-
formalny, w ka dym razie bez jakiejkolwiek tendencji »ochrony kapitału«. Wreszcie, je li w ogóle mo na stwierdzi
jakiekolwiek stanowisko wobec kapitalizmu, to była to z pewno ci tradycjonalistyczna, przewa nie tylko niejasno
odczuwana niech do rozprzestrzeniaj cej si szybko, bezosobowej, a wi c trudnej do uj cia w kategoriach etycznych,
władzy kapitału. Wida to u Lutra, w jego wypowiedzi o Fuggerach i w ogóle o operacjach pieni nych. Z drugiej za
strony istniała konieczno dostosowania si do stanu faktycznego. Ale to nie nale y do naszego tematu; zakaz pobierania
procentu i jego losy maj dla nas znaczenie pewnych symptomów, a i to w ograniczonym stopniu. Etyka ekonomiczna
teologów — skotystów, zwłaszcza za mendikantystów,. Bernardyna ze Sieny i Antoniana z Florencji, a wi c racjonalnie,
ascetycznie my l cych, pi miennych mnichów — zasługuje bez w tpienia na wi cej uwagi i nie mo emy jej potraktowa
marginesowo. Pisarze ci staraj si — i s w tym staraniu poprzednikami niektórych jezuitów — usprawiedliwi moralnie
zysk przedsi biorcy-kupca jako rekompensat za jego industria, a wi c jako zysk dozwolony. Poj cie industria i jego
ocena wynika ostatecznie z zakonnej ascezy, ale chyba tak e, według własnych ródeł, znanych z wypowiedzi Gianozzo,
z ksi owskiego słownictwa przej tego przez Albertiego (O etyce zakonnej jako poprzedniczce pó niejszych ascetycznych
sformułowa protestantyzmu b dziemy mówi bardziej szczegółowo pó niej). Zal ki podobnych koncepcji znajdujemy
u cyników, na pohelle skich napisach grobowych i, w zupełnie innych warunkach, w Egipcie. Całkowicie natomiast
brakuje (podobnie jak u Albertiego) czego , co jest dla nas decyduj ce. Nie ma tam charakterystycznej dla ascetycznego
protestantyzmu koncepcji zapewnienia własnego zbawienia — tego certitudo salutis [mo liwo zbawienia] w zawodzie
— a wi c psychicznych premii zwi zanych z tym typem religijno ci. Z industria, z konieczno ci nieobecnych
w katolicyzmie, gdy rodki zbawienia były tam inne. W przypadku tych pisarzy mamy do czynienia z nauk etyczn —
nie za z indywidualnymi wskazówkami, jak doj do zbawienia. Z dostosowaniem — nie za z argumentacj wychodz c
z centralnych pozycji religijnych, jak w przypadku wewn trznej ascezy. Zreszt nawet te próby dostosowania si były a
do czasów dzisiejszych kwestionowane. Mimo to znaczenie tych etycznych koncepcji mnichów jako symptomatycznych
wcale nie jest zerowe. Ale rzeczywiste »pocz tki« etyki religijnej, dotycz cej współczesnego poj cia zawodu, powstawały
w sektach i u rozłamowców, szczególnie u Wyclifa, cho Brodnitz (Englische Witschaftageschichte) bardzo przecenia jego
znaczenie pisz c, i wpływ jego był tak silny, e purytanizm nie mógł zrobi niczego innego. Tym wszystkim nie mo emy
12
naprzeciw doktrynie katolickiej włoskich, tak ci le zwi zanych z Ko ciołem, kr gów finansowych.
Pami ta za trzeba, e u ywane przez w. Tomasza okre lenie turpitudo [haniebne] (którym
pi tnowano nawet nieuniknione, a wi c etycznie dozwolone osi ganie zysku), charakteryzowało
antychrematystyczne pogl dy do szerokich kr gów
20
.
I nawet tam, gdzie doktryna przystosowała si jeszcze bardziej, jak u Antonina z Florencji, nigdy
nie znikn ło bez reszty poczucie, e w przypadku działalno ci zarobkowej jako celu samego w sobie,
mamy do czynienia z pudendum [wstydliwo ci ], któr istniej cy porz dek ycia nakazuje tolerowa .
Poszczególni etycy tamtej epoki, zwłaszcza nominali ci, godzili si z pierwocinami kapitalistycznych
form ekonomicznych, jako po prostu z rzeczywisto ci . Próbowali przedstawia je jako dozwolone,
etycznie bez zarzutu, gdy handel i industria s konieczne: zreszt nie bez wewn trznej sprzeczno ci.
Natomiast panuj ca etyka odrzucała turpitudo jako »ducha kapitalistycznego
«
, a przynajmniej nie
potrafiła oceni go pozytywnie pod wzgl dem moralnym. Taka »moralna ocena«, jak u Franklina,
byłaby po prostu nie do wyobra enia. Był to przede wszystkim pogl d samych zainteresowanych
kr gów kapitalistycznych. Praca ich ycia, o ile stali na gruncie tradycji ko cielnej, była w najlepszym
razie czym moralnie indyferentnym, tolerowanym, ale te — cho by z powodu stałego
niebezpiecze stwa kolizji z ko cielnym zakazem lichwy — czym dla zbawienia w tpliwym. Bardzo
znaczne sumy, jak pokazuj ródła, otrzymywały instytucje ko cielne po mierci bogatych ludzi jako
»opłat sumienia«; czasem te otrzymywali je dawniejsi dłu nicy, jako zwrot niesłusznie pobranych
usura [procentów]. Inaczej było w kr gach patrycjatu, ju oderwanych od tradycji, no i oczywi cie
w ród heretyków. Ale równie ludzie sceptyczni i oderwani od Ko cioła, dla zabezpieczenia si przed
niepewnym stanem po mierci, jako e zewn trzne poddawanie si nakazom Ko cioła wystarczało do
zbawienia, woleli na wszelki wypadek posłu y si jakimi sumami
21
. Wła nie tu wida wyra nie
pozaetyczny, czy wr cz sprzeczny z etyk , przypisywany swojej działalno ci przez samych
zainteresowanych, charakter. Jak wi c z tego, zaledwie etycznie tolerowanego działania, powstał
zawód w rozumieniu Franklina? Jak wyja ni fakt, e w samym centrum rozwoju kapitalizmu
ówczesnego wiata, we Florencji XIV i XV wieku, na tym rynku kapitałowym wszystkich pot g
politycznych, moralnie podejrzane lub co najwy ej tolerowane było to, co w prowincjonalno-
mieszcza skiej Pensylwanii wieku XVIII — gdzie z braku pieni dza ci gle groził powrót do wymiany
naturalnej, gdzie nie było wi kszych zakładów produkcyjnych, a dopiero zaczynały powstawa banki
— jak to mogło by uwa ane za tre moralnie chwalebnego czy wr cz zalecanego sposobu ycia?
Mówienie o »odzwierciedleniu« stosunków »materialnych« w »idealnej nadbudowie« byłoby tu
czystym nonsensem. Z jakiego kr gu my lowego wyszła wi c idea zaliczenia działalno ci
ukierunkowanej tylko na zysk do tej kategorii »zawodów«, z któr jednostka czuła si ju zwi zana?
Była to bowiem idea, która dała punkt zaczepienia i etyczn podbudow dla wytworzenia si
przedsi biorcy »nowego stylu«.
Za podstawowy element nowoczesnej gospodarki uznawano — czynił to konkretnie Sombart,
w swych cz sto bardzo udanych wywodach — »racjonalizm ekonomiczny«. Jest to niew tpliwie
słuszne, je li rozumie pod tym poj ciem zwi kszenie wydajno ci pracy, które poprzez podział
(i nie powinni my) si teraz szczegółowo zajmowa . Nie mo na bowiem jeszcze w tym miejscu powiedzie , czy i na ile
chrze cija ska etyka redniowieczna rzeczywi cie pracowała na rzecz stworzenia warunków zaistnienia »ducha
kapitalizmu«.
20
Słowa Ewangelii i tłumaczenie Wulgaty nihil inde sperantes [niczego si z tego nie spodziewaj c] (u A. Merxa grecki
odpowiednik - neminem desperantes [nie pozbawia nikogo nadziei]) zalecały wi c dawanie po yczek ka demu, tak e
ubogiemu bratu, bez wspominania w ogóle o oprocentowaniu. Zdanie Deo places vix potest uznawane jest obecnie za
aria skie (co pod wzgl dem merytorycznym jest dla nas nieistotne).
Zob. Ł, 6, 34 i 35: »A je eli po yczacie tym, od których si spodziewacie odebra , jak łask macie? Albowiem
i grzesznicy grzesznikom po yczaj , aby zasi tyle odebra . Owszem, miłujcie nieprzyjacioły wasze, i czy cie im dobrze,
i po yczajcie, nic si st d nie spodziewaj c, a b dzie wielka zapłata wasza, i b dziecie synami Najwy szego; albowiem on
dobrotliwy jest przeciw niewdzi cznym i złym«. (Tłum. Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne).
21
Jak próbowano poradzi sobie z zakazem lichwy, poucza np. Ksi ga I. s. 65 Statuti del Arte di Calimala (t. III, s. 246):
Mowa tu o urz dowym
daniu pieni dzy na ten cel przez cechy. Wysoce charakterystyczne dla pozaetycznego statusu
zysków kapitałowych s takie pó niejsze wskazówki oraz nakaz, by wszystkie procenty i zyski ksi gowa jako
»podarunek«. Odpowiednikiem dzisiejszych czarnych list giełdy przeciwko podnosz cym oprocentowanie było pi tno-
wanie tych, którzy zgłaszali w s dzie ko cielnym exceptio usurariae pravitatis [ograniczenia lichwiarskie dla prywatnych].
13
procesu produkcyjnego na zasadach naukowych zlikwidowało jego uzale nienie od naturalnych
ogranicze osoby ludzkiej. Ten proces racjonalizacji w dziedzinie techniki i ekonomiki warunkuje bez
w tpienia wa n , cz
»ideałów yciowych« współczesnego społecze stwa kapitalistycznego. Praca
w słu bie racjonalnego kształtowania zaopatrzenia ludno ci w dobra materialne przy wiecała
przedstawicielom »ducha kapitalistycznego« bez w tpienia zawsze, jako naczelny cel pracy ich ycia.
Wystarczy przeczyta np. opis d e Franklina w słu bie rozwoju gminy Filadelfii, by stało si to
jasne. A ta rado , ta duma wielu ludzi, e »daj prac « wielu innym, e przyczyniaj si do rozkwitu
swojego miasta — to wszystko jest niew tpliwym elementem owej »idealistycznie« interpretowanej,
wła ciwej współczesnemu przedsi biorcy, rado ci ycia. Jedn z podstawowych cech kapitalistycznej
gospodarki prywatnej jest tak e to, e racjonalizuje ona działanie na bazie dokładnej, rachunkowej
konkluzji. e jest planowo i trze wo ukierunkowana na sukces gospodarczy, w przeciwie stwie do
chłopskiego ycia cechowego oraz »kapitalizmu awanturniczego«, opartego na wykorzystywaniu
szans politycznych i na racjonalnej spekulacji.
Wydaje si wi c, e najłatwiej zrozumie rozwój »ducha kapitalistycznego« jako fragment
ogólnego rozwoju kapitalizmu, wywodz c go od pryncypialnego stanowiska wobec ostatecznych
problemów yciowych. Protestantyzm wchodziłby wówczas historycznie w gr tylko o tyle, o ile
odegrał pewn rol jako »pierwszy owoc« racjonalistycznych pogl dów na ycie. Jednak, gdy tylko
poczyni si tak powa n prób interpretacji, okazuje si , e uproszczenie problemu nic nie daje. Ju
cho by z tego powodu, e rozwój racjonalnego my lenia nie był wcale zjawiskiem przebiegaj cym
równolegle w poszczególnych dziedzinach ycia. Na przykład racjonalizacja prawa prywatnego
osi gni ta została — je li uzna za tak uproszczenie poj i rozdzielenie materiału poznawczego
w swej najwy szej formie, w prawie rzymskim — w pó niejszym okresie staro ytno ci, za prawo to
pozostało najbardziej zacofane w niektórych krajach najbardziej pod wzgl dem ekonomicznym
zracjonalizowanych. Dotyczy to zwłaszcza Anglii, gdzie renesans prawa rozbił si swego czasu o opór
wielkich cechów prawniczych, podczas gdy w katolickich regionach Europy Południowej panowało
ono przez cały czas. Czysto doczesna, racjonalna filozofia znalazła w wieku XVII podatn gleb nie
wył cznie, a nawet nie przede wszystkim w krajach, gdzie kapitalizm był najbardziej rozwini ty.
Wolterianizm jest do dzi pr dem rozpowszechnionym w ród wy szych i, co najwa niejsze, tak e
rednich warstw krajów roma sko-katolickich. Je li pod poj ciem »praktycznego racjonalizmu«
rozumie ten sposób ycia, w którym wiat sprowadza si wiadomie do doczesnych interesów
poszczególnego »ja« i wszystko ocenia si według niego, to styl ten do dzi maj we krwi wła nie
narody liberum arbitrium, jak Włosi i Francuzi. Mogli my si ju uprzednio przekona , e wcale nie
jest to gleba, na której lubi wyrasta taki stosunek do »zawodu« jako zadania yciowego, jakiego po-
trzebuje kapitalizm. »Racjonalizowa « mo na z bardzo ró nych punktów widzenia i w ró nych
kierunkach, o czym powinien pami ta ka dy, kto chce analizowa poj cie »racjonalizmu«.
»Racjonalizm
«
to poj cie historyczne, zawieraj ce w sobie wiele przeciwie stw. B dziemy musieli
zbada , jakiego ducha wytworem jest ta konkretna forma »racjonalnego« my lenia i ycia, z której
wyrosła idea »zawodu« i to irracjonalne, z punktu widzenia eudajmonistycznych interesów,
po wi cenie si pracy zawodowej, które było i jest nadal jednym z charakterystycznych składników
kapitalistycznej kultury. Nas interesuje tu pochodzenie elementu irracjonalnego, zawartego w tym
i w ka dym innym poj ciu »zawodu«.
14