Horney Karen Nasze wewnętrzne konflikty

background image

Dom Wydawniczy REBIS
w serii Psychologia proponuje:
Erik H. Erikson
DZIECIŃSTWO I SPOŁECZEŃSTWO
Erich Fromm
KRYZYS PSYCHOANALIZY
Karen Horney
NEUROTYCZNA OSOBOWOŚĆ NASZYCH CZASÓW
NERWICA A ROZWÓJ CZŁOWIEKA
NASZE WEWNĘTRZNE KONFLIKTY
PSYCHOLOGIA KOBIETY
AUTOANALIZA
WYKŁADY OSTATNIE
Charles Houri
UKRYTA TWARZ TWOJEJ OSOBOWOŚCI
R. D. Laing
„JA" I INNI
PODZIELONE „JA"
Rollo May
MIŁOŚĆ I WOLA
ODWAGA TWORZENIA
O ISTOCIE CZŁOWIEKA
Kim T. Mueser, Susan Gingerich
ŻYCIE ZE SCHIZOFRENIĄ
Kazimierz Obuchowski
CZŁOWIEK INTENCJONALNY, CZYLI O TYM, JAK BYĆ SOBĄ
Demitri F. Papolos, Janice Papolos
PRZEZWYCIĘŻYĆ DEPRESJĘ
Francois J. Paul-Cavailier
WIZUALIZACJA
Peter Salovey, David J. Sluyter (redakcja)
ROZWÓJ EMOCJONALNY A INTELIGENCJA EMOCJONALNA

Karen Horney
nasze wewnętrzne
konflikty
konstruktywna teoria nerwic
PrzetożyMIeksander Gomola
Wprowadzenie do wydania polskiego
Kazimierz Obuchowślti

Tytuł oryginału
Our Inner Conflicts
Copyright © 1945 by W.W. Norton & Company, Inc.
Copyright renewed 1972 by Renatę Mintz, Mariannę von Eckardt
and Brigitte Horney Swarzenski
First published in Norton paperback 1966; reissued 1992
Ali rights resened
Copyright © for the Polish edition by
REBIS Publishing House Ltd., Poznań 1994, 2000
Copyright © for the cover illustration by Ewa Nemoudry
Konsultacja naukowa

background image

prof. dr hab. Kazimierz Obuchowski
Redaktor II wydania
Katarzyna Raźniewgka
Opracowa:
Krzysztof
Wydanie II poprawione
ISBN 83-7120-983-5
Dom Wydawniczy REBIS
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74
e-mail: rebis@pol.pl
www.rebis.com.pl
Skład, łamanie i diapozytywy
perfekt s.c, ul. Grodziska 11, Poznań

WPROWADZENIE
DO WYDANIA POLSKIEGO
Nie ma prostych sposobów wyjaśniania nerwic. Są
one zawikłanymi konsekwencjami relacji człowieka ze
światem i z samym sobą. Nie ma też prostych sposobów
leczenia nerwic. Jest to złożony proces rozplątywania
konfliktów, których układ i przyczyny mają długą hi-
storię, a nie da się jej ująć, ani zaczynając od pierw-
szych wydarzeń życia, ani od przeżyć i problemów bie-
żących. Nerwice stają się światem samym w sobie,
który ukształtował się jako system o własnej logice
i własnym sposobie bycia. Nie da się ich zmienić bez
udziału chorego, tak samo jak w ogóle nie da się zmie-
nić człowieka za niego, tłumacząc mu tylko jego prob-
lemy lub zmieniając warunki życia.
Można natomiast wesprzeć neurotyka w dążeniu
do zrozumienia złożoności jego problemów, zamienia-
jąc jego ucieczkę od siebie w działania konstruktywne.
Można i warto czuwać nad ustaleniem jego stosunku
do siebie i otaczającego świata oraz przekonać go, że
to on ostatecznie decyduje zarówno o swoim zdro-
wiu psychicznym, jak i o rozwoju swojej osobowości
w toku całego życia. Można dostarczyć mu narzędzi
zrozumienia, dlaczego utracił kontrolę nad swoimi pro-
blemami, i pokazać możliwości rozwikłania ich, wy-
chodzące daleko poza zaklęcia, medytacje i zabawy

w siebie, jakimi zarabia na życie zbyt wielu psychote-
rapeutów.
Jak każdy człowiek, tak i osoba chora na nerwicę ma
więc nie tylko szansę pozbycia się cierpień, ale i może
wejść na drogę rozwoju osobowości, iść nią całe życie
i czerpać z tego życia satysfakcję.
Uczoną, która odegrała decydującą rolę w uzasad-
nieniu i upowszechnieniu tych twierdzeń, jest Karen
Horney. Jej życie psychoterapeutki i badaczki stanowi
przykład spełniania wymienionych wyżej założeń. Upór

background image

i otwartość, konsekwencja i dynamika zmian poglądów,
twórcze przetwarzanie swojego doświadczenia chara-
kteryzowały ją od początku, to znaczy od czasów, gdy
w latach dwudziestych rozpoczęła swoją praktykę
w Berlinie jako ortodoksyjna psychoanalityczka i w tym
samym czasie założyła sprzeciw wobec antyfeminizmu
Freuda. Następnie, po opuszczeniu faszyzujących się
Niemiec, wyemigrowała do USA i tam w bliskiej współ-
pracy z Erichem Frommem dołączyła do swojej prakty-
ki działalność organizacyjną i dydaktyczną. Nieustan-
nie rozszerzała zakres swoich zainteresowań, włączając
w nie socjologię, teorię kultury i wątki psychologii
humanistycznej.
Na wartość idei badacza wskazuje dystans czasowy,
w jakim pozostają one aktualne. Bywa, że gdy zmienia
się świat i jego problemy, a więc i idee te powinny
ulegać zmianom, ku naszemu zdziwieniu nadal nam
służą w lepszym rozumieniu teraźniejszości, gdyż nie
narusza ich sensu zmiana formy. Oznacza to, że doty-
czą one spraw istotnych, uniwersalnych, ważnych za-
wsze. Tym wielkie koncepcje różnią się od mody i je-
steśmy skłonni nazywać ich twórcę geniuszem.
Jednakże żadne określenie mniej nie pasuje do Ka-
ren Horney, gdyż ta niezwykle skromna i pracowita
kobieta nie utworzyła żadnej wielkiej doktryny. Po
prostu milionom ludzi pomogła w tym, jak żyć. Nie

była żadnym guru. Jej koncepcja nie ma odrębnej na-
zwy i trudno wyraźnie zaklasyfikować jej poglądy po-
za ogólnym odniesieniem do neopsychoanalizy lub
analizy kulturalistycznej. Jednakże jej książki ukazu-
jące się w wielu językach i w znacznych nakładach od
l>onad pół wieku przyciągają czytelników wielu krajów
i kultur.
Karen Horney od pięćdziesiątego roku życia co kil-
ka lat wydawała książkę wytyczającą nowe obszary
rozumienia problemów człowieka, wprowadzającą no-
we, ale wyraźnie niezbędne pojęcia, a czyniła to za-
wsze bardzo komunikatywnie. W miarę nabywania do-
świadczeń terapeutycznych z kolejnymi pokoleniami
ludzi cierpiących na nerwicę po prostu dzieliła się
z czytelnikami tym, co pomogli jej zrozumieć pacjenci,
tym, jak sama ujmuje świat, i swoimi nowymi prze-
myśleniami o tym, co należy uczynić, aby nam było
w nim lepiej.
Udała się jej rzadka sztuka, że pisząc prosto, bez-
pośrednio, dla każdego, nie spłycała problemów i wy-
bierała spośród nich te naprawdę ważne. Nie znajdzie-
my w jej pracach banałów, tak charakterystycznych
dla maniery wielu współczesnych piszących psychote-
rapeutów. Czytelnik polski zna już jej pięć książek,
z których niemal każda wydaje się najważniejsza i ma

background image

rangę bestselleru. Jej pierwsze dzieło: Neurotyczna oso-
howość naszych czasów doczekało się w Polsce już pięciu
wydań, a Nerwica i rozwój człowieka czy Autoanaliza
l<> podstawowe lektury specjalistów traktujących po-
ważnie problemy zdrowia psychicznego i rozwoju czło-
wieka.
O książce Nasze wewnętrzne konflikty. Konstruktyw-
na teoria nerwic nie będę tu pisał, gdyż Autorka uczy-
niła to sama w zawartej w niej „Przedmowie". Zresztą
znaczący w swojej treści podtytuł: „Konstruktywna teo-
ria nerwic" jest już wystarczającą rekomendacją

i wskazuje, że czytelnik nie wpadnie tu ani w prze-
strzeń „pustego obłoku", ani nie zostanie poddany pró-
bie prania mózgu. Zostanie zaproszony do poznania
spraw fascynujących i ważnych.

Wrzesień 2000

Kazimierz Obuchowski

PRZEDMOWA
Ta książka jest poświęcona postępowi psychoanalizy.
Wyrosła ona z moich doświadczeń w pracy analitycznej
/, pacjentami i z samą sobą. Prezentowana tu teoria
nerwic kształtowała się przez wiele lat, a skrystalizo-
wała ostatecznie, gdy przygotowywałam cykl wykładów,
które miałam wygłosić pod auspicjami Amerykańskie-
go Instytutu Psychoanalitycznego. Pierwszy, koncen-
trujący się na technicznych aspektach zagadnienia, był
zatytułowany Problemy technik psychoanalitycznych
(1943). Kolejny, poświęcony kwestiom omawianym w tej
książce, wygłosiłam w roku 1944 pod wspólnym tytu-
łem: Integracja osobowości. Wybrane zagadnienia —
Integracja osobowości w terapii psychoanalitycznej, Psy-
chologia wyizolowania oraz Rola i znaczenie dążeń sa-
dystycznych — były prezentowane na forum Akademii
Medycyny i Towarzystwa na rzecz Rozwoju Psychoana-
lizy.
Żywię głęboką nadzieję, że moja książka okaże się
pomocna dla psychoanalityków zainteresowanych udo-
skonaleniem teorii nerwic i metodami ich leczenia. Ufam,
że nie tylko udostępnią oni zaprezentowane tu poglądy
swoim pacjentom, lecz odniosą je także do siebie. Po-
stęp w psychoanalizie nie dokonuje się jak za dotknię-
ciem czarodziejskiej różdżki i nasze starania, by go urze-

czywistnić, muszą dotyczyć przede wszystkim nas sa-
mych i naszych trudności. Jeśli będziemy zamknięci
w swoich poglądach i niechętni zmianom, skażemy się
na jałowość i dogmatyzm.
Jestem również przekonana, że każda publikacja,

background image

która wychodzi poza streszczenie teorii psychologicznej
i czysto techniczne dywagacje, powinna przynieść ko-
rzyści także tym, którzy pragną poznać siebie i nie za-
przestali starań w celu osobistego rozwoju. Większość
z nas, żyjących we współczesnej, trudnej cywilizacji,
uwikłana jest w opisywane tu konflikty i potrzebuje
pomocy. Poważne przypadki nerwic zawsze należy po-
wierzyć ekspertom, niemniej jednak uważam, że jeśli
nie ustaniemy w naszych wysiłkach, możemy samo-
dzielnie pokonać wiele przeszkód w rozwiązywaniu na-
szych wewnętrznych konfliktów.
Moja wdzięczność należy się przede wszystkim mo-
im pacjentom, którzy w czasie naszej wspólnej pracy
umożliwili mi lepsze zrozumienie istoty nerwic. Mam
także dług wdzięczności wobec kolegów, którzy doda-
wali mi otuchy w czasie pracy poprzez swoje zaintere-
sowanie i życzliwe zrozumienie. Myślę nie tylko o star-
szych współpracownikach, ale i młodszych wychowan-
kach naszego Instytutu. Ich wnikliwe dyskusje były
stymulujące i owocne.
Chcę też wspomnieć o trzech osobach spoza grona
psychoanalityków, które w szczególny sposób wspierały
mnie i pomagały kontynuować tę pracę. Należy do nich
doktor Alvin Johnson, który dał mi szansę zaprezen-
towania moich poglądów w New School for Social Re-
search, w czasie, kiedy klasyczna analiza freudowska
była jedyną uznaną szkołą w dziedzinie teorii i prak-
tyki psychoanalitycznej. Szczególnie wdzięczna jestem
również Clarze Mayer, dziekanowi Wydziału Filozofii
i Sztuk Wyzwolonych w New School for Social Research.
Swoim wytrwałym osobistym zainteresowaniem zachę-
10

iuła mnie rok po roku do poddawania pod dyskusję
wszystkich nowych odkryć, pojawiających się w czasie
mojej pracy analitycznej. Trzecią osobą jest mój wy-
ilnwca W. W. Norton, którego pomocne rady przyczy-
niły się do wprowadzenia licznych poprawek i udosko-
naleń w moich książkach.
Wreszcie na koniec chcę wyrazić wdzięczność Mi-
ni>tte Kuhn, która pomogła mi wydatnie wT porządko-
waniu materiału do książki i w klarownym sformuło-
waniu moich poglądów.
K. H.

WSTĘP
Niezależnie od tego, jaki przyjmiemy punkt wyjścia,
i lioz względu na to, jak uciążliwa byłaby przebyta przez
nas droga, poszukując źródeł choroby psychicznej, za-
wsze dotrzemy do zaburzenia osobowości. To samo moż-

background image

iiII powiedzieć o powyższym twierdzeniu i o każdym
11 mym odkryciu psychologii: jest to powtórne odkrycie
prawdy znanej już wcześniej. Poeci i filozofowie wszy-
nl-kich czasów wiedzieli, że ofiarą zaburzeń psychicz-
nych nie pada człowiek pogodny i zrównoważony, lecz
luki, którego rozdzierają wewnętrzne konflikty. Wyra-
żając tę myśl we współczesnej terminologii, możemy
powiedzieć, że każda nerwica, niezależnie od jej sym-
ptomów, jest nerwicą charakteru. Dlatego nasze sta-
rania, zarówno w sferze teorii, jak i praktyki powinny
dłużyć lepszemu zrozumieniu neurotycznej struktury
charakteru.
Wielkie pionierskie osiągnięcia Freuda zmierzały
w tym właśnie kierunku, mimo że przyjęte przez niego
/ułożenia nie pozwoliły mu sformułować powyższej tezy.
•Iuż jednak kontynuatorzy jego dzieła — zwłaszcza
1'Yiinz Alexander, Otto Rank, Wilhelm Reich i Harald
Mchultz-Hencke — zdefiniowali ów pogląd wyraźniej.
Nio ,są oni jednak zgodni co do natury i dynamiki wspo-
mnianej struktury charakteru.
13

Mój punkt wyjścia był inny. Twierdzenia Freuda
dotyczące psychologii kobiety kazały mi się zastanowić
nad czynnikami kulturowymi. Ich wpływ na nasze po-
glądy w kwestii tego, co decyduje o męskości lub ko-
biecości, był oczywisty i równie oczywiste wydało mi
się, że Freud, nie uwzględniwszy ich, doszedł do błęd-
nych wniosków. W ciągu ostatnich piętnastu lat moje
zainteresowanie tym zagadnieniem stawało się coraz
większe. Rozwijało się ono częściowo dzięki obcowaniu
z myślą Ericha Fromma, który dzięki gruntownej zna-
jomości zarówno socjologii, jak i psychoanalizy uświa-
domił mi jeszcze wyraźniej, że czynniki społeczne od-
grywają znacznie większą rolę niż im się ją przypisuje
w odniesieniu do psychologii kobiety. Moje przypusz-
czenia potwierdziły się, kiedy w 1932 roku przybyłam
do Stanów Zjednoczonych. Zaobserwowałam wtedy, że
postawy i nerwice Amerykanów różnią się pod wieloma
względami od zaburzeń znanych mi z Europy i że je-
dynym tego wytłumaczeniem mogą być różnice kultu-
rowe. Swoje wnioski przedstawiłam w Neurotycznej oso-
bowości naszych czasów *. Główna teza tej pracy głosiła,
że nerwice są wywoływane przez czynniki kulturowe —
co oznacza, że nerwice powstają na skutek zaburzeń
w relacjach międzyludzkich.
Zanim napisałam Neurotyczną osobowość naszych
czasów, moje badania zmierzały w innym kierunku, lo-
gicznie wynikającym z wcześniej przyjętej hipotezy. Sta-
rałam się dowiedzieć, jakie siły kierują nerwicą. To
Freud zauważył pierwszy, że są nimi popędy o cha-
rakterze kompulsywnym. Uważał, że są one z natury

background image

instynktowne, ukierunkowane na osiągnięcie zadowo-
lenia przez jednostkę i wywołują negatywne skutki, kie-
dy się ich nie zaspokoi. Dlatego sądził, że popędy te

* K. Horney, Neurotyczna osobowość naszych czasów, przeł. H. Grze-
gołowska, DW REBIS, Poznań 1993 i 2000 (przyp. red.).
14

ulu ograniczają się do nerwic, lecz działają w każdym
rttlowieku. Jeśli jednak nerwice są rezultatem zabu-
i fcni'i w relacjach międzyludzkich, teza Freuda jest nie
i In utrzymania. Wnioski, do których doszłam, można
Mreścić następująco: Popędy o charakterze kompulsyw-
nym to popędy specyficznie neurotyczne; rodzą się z po-
f/.tjria wyizolowania, bezradności, strachu i wrogości
i odzwierciedlają różne sposoby zmagania się jednostki
IM« światem na przekór temu poczuciu. Ich celem nie
|nnt zadowolenie, lecz raczej bezpieczeństwo, a ich przy-
miiHowy charakter wynika z kryjącego się za nimi lęku.
Dwa z tych popędów — niepohamowana neurotyczna
potrzeba miłości oraz władzy jawią się najwyraźniej
i /ostały szczegółowo opisane w Neurotycznej osobowo-
»n naszych czasów.
Chociaż zachowałam tezy, które uważałam za fun-
11 a mentalne dla Freuda, już wtedy zdałam sobie spra-
wi; z tego, że moje poszukiwania lepszego wyjaśnienia
problemu nerwic poprowadziły mnie w kierunku innym
111/ ten, w którym podążył Freud. Skoro tak wiele czyn-
ników, które uważał on za instynktowne, jest zdetermi-
nowanych kulturowo, skoro tak wiele z tego, co jego
/ilaniem, należy do sfery libido, jest neurotyczną po-
11 zrbą miłości wywołaną przez lęk i nakierowaną na
pragnienie uzyskania poczucia bezpieczeństwa w obco-
waniu, z innymi, to teoria libido nie daje się już dłużej
obronić. Doświadczenia z okresu dzieciństwa pozostają
ważne, ale wpływ, jaki wywierają na nasze życie, uka-
/.IUI1 się w nowym świetle. Za tym stwierdzeniem, za-
Miidniczo innym od teorii freudowskiej, pojawiły się na-
I ycluniast inne. Uważałam zatem za konieczne określić
wyraźnie swoje poglądy. Rezultatem tego była praca No-
(cc drogi w psychoanalizie*.
* K. Horney, Nowe drogi w psychoanalizie, przeł. K. Mudyń, PWN,
Wnm/.Mwa 1987 (przyp. red.).
15

Z uporem kontynuowałam swoje poszukiwania si:
napędowych nerwicy. Te przymusowe popędy nazwa-
łam dążeniami neurotycznymi i dziesięć z nich opisa-
łam w kolejnej książce. Doszłam do przekonania, że
główne znaczenie w nerwicy ma neurotyczna struktura

background image

charakteru. Postrzegałam ją wtedy jako makrokosmos,
w którym istnieje wiele mikrokosmosów oddziałujących;
na siebie nawzajem; w jądrze każdego z nich znajduje
się określone dążenie neurotyczne. Taka teoria nerwicy
znalazła praktyczne zastosowanie. Jeśli psychoanaliza
przestałaby się zajmować szukaniem powiązań naszych
obecnych trudności z doświadczeniami z przeszłości,
a skupiłaby się na próbach zrozumienia wzajemnej gry
sił w naszej aktualnej osobowości, to poznanie i zmiana
samego siebie byłyby możliwe nawet przy niewielkiej po-
mocy eksperta (a może i bez niej). W sytuacji powszech-
nego zapotrzebowania na psychoterapię i wobec braku
łatwo dostępnej porady i pomocy nadzieją może być sa-
modzielna analiza własnej psychiki. Ponieważ większą
część omawianej książki poświęciłam możliwościom, ogra-
niczeniom i sposobom analizowania samych siebie, zaty-
tułowałam ją Autoanaliza*.
Nie byłam jednak do końca zadowolona ze sposób'
w jaki przedstawiłam poszczególne dążenia neurotyc:
ne. Zostały one opisane właściwie, ale dręczyła mni<
obawa, że jedynie ich zwykłe wyliczenie spowodował
iż mogły się jawić czytelnikowi jako zjawiska wyizol
wane i nie powiązane ze sobą. Wiedziałam, że neuro
czna potrzeba miłości, skromność wynikająca z wewn<
trznego przymusu i pragnienie „partnera" łączą się. Ni
dostrzegałam wtedy, że razem określają one podstawo
stosunek do innych i do siebie samego — specyficzn
filozofię życia. Dążenia te to zalążek postawy, któr
* K. Horney, Autoanaliza, przeł. A. Gomola, DW REBIS, Poznań 200Q
(przyp. red.).
16

\ określiłam jako „dążenie ku ludziom". Zauważyłam też,
fen przymusowe, zachłanne pragnienie władzy i presti-
feu oraz neurotyczne ambicje mają z sobą wiele wspól-
IH(K<>. Są to, z grubsza rzecz biorąc, składowe „dążenia
przeciwko ludziom". Z drugiej strony pragnienie, aby
byt1 podziwianym, oraz skłonność do perfekcjonizmu,
uhociaż noszą piętno dążeń neurotycznych i wpływają
im relacje neurotyka z innymi osobami, dotyczą zasad-
niczo stosunku jednostki do siebie. Także chęć wyko-
rzystania drugiego człowieka wydawała mi się mniej
powszechna niż potrzeba miłości czy dążenie do wła-
dzy, jak gdyby nie była ona odrębną jakością, lecz sta-
nowiła część większej całości.
Okazało się, że przypuszczenia te były słuszne. W na-
Nlepnych latach przedmiotem mojego zainteresowania
Muła się rola konfliktu w nerwicy. W Neurotycznej oso-
Imtoości naszych czasów stwierdziłam, że nerwica rodzi
NIO na skutek kolizji rozbieżnych dążeń neurotycznych.
W Autoanalizie wyraziłam pogląd, że dążenia neuro-
tyczne nie tylko wzmacniają się nawzajem, ale i powo-

background image

iluJU konflikty. Niemniej jednak konflikty były wówczas
problemem ubocznym. Podobnie Freud z biegiem lat był
coraz bardziej świadom znaczenia konfliktów wewnętrz-
nych, widział je jednak jako walkę sił wypieranych i wy-
pierających w psychice jednostki. Konflikty, które ja za-
czynałam dostrzegać, były innej natury. Oznaczały sprze-
czności między różnymi zespołami dążeń neurotycznych
i chociaż pierwotnie dotyczyły nastawień przeciwnych
wobec otoczenia, z czasem zaczęły obejmować sprzecz-
ne postawy jednostki w stosunku do siebie, sprzeczne
cechy osobowości oraz sprzeczne hierarchie wartości.
Coraz większa liczba tego rodzaju spostrzeżeń uświa-
domiła mi znaczenie tych konfliktów. Najbardziej ude-
rzyło mnie niedostrzeganie przez pacjentów oczywistych
sprzeczności tkwiących w nich samych. Kiedy wska-
zywałam na nie, odpowiedzi pacjentów były wykrętne
17

i nie przejawiali oni zainteresowania tym zagadnie-
niem. Gdy sytuacje tego rodzaju zaczęły się powtarzać,
zrozumiałam, że uchylanie się pacjentów od podjęcia
tego problemu jest wyrazem ich głębokiej awersji do
tkwiących w nich sprzeczności. Niekiedy wręcz pani-
czne reakcje, będące odpowiedzią na nagłe uświado-
mienie sobie konfliktu, pokazały mi, że poruszam się
po polu minowym. Pacjenci mieli swoje powody, by uni-
kać własnych konfliktów; byli przerażeni, że mogą ich
one rozerwać na strzępy.
Wtedy też dostrzegłam, jak zdumiewająco dużo ener-
gii i inteligencji poświęcają, podejmując rozpaczliwe wy-
siłki zmierzające do „rozwiązania" wspomnianych kon-
fliktów, a mówiąc dokładniej — do zaprzeczenia ich
istnieniu i stworzenia sztucznej harmonii*. Wysiłki te
podzieliłam na cztery kategorie, co odzwierciedlają ko-
lejne rozdziały niniejszej książki. Pierwsze próby spro-
wadzają się do zaciemniania części konfliktu i wydo-
bywania jego części przeciwnej jako dominującej. Drugi
krok to „oddalanie się" od ludzi. Znaczenie neurotycznego
wyizolowania ukazuje się tutaj w nowym świetle. Wy-
izolowanie było częścią podstawowego konfliktu w ner-
wicy, innymi słowy, jedną z pierwotnych sprzecznych
postaw wobec innych. Jednakże była w nim też próba
rozwiązania konfliktu, gdyż zachowanie dystansu emo-
cjonalnego między jednostką a otoczeniem powoduje, że
konflikt przestaje być odczuwany. Trzecia próba jest zu-
pełnie innego rodzaju. Zamiast odsunąć się od innych,
neurotyk izoluje się od samego siebie. Jego rzeczywiste
„ja" staje się dlań do pewnego stopnia nierealne i zamiast
niego tworzy wyidealizowany obraz siebie, w którym
sprzeczne elementy zostały przekształcone w taki spo-
sób, że nie jawią się jako czynniki konfliktogenne, lecz
jako różne aspekty bogatej osobowości.

background image

! Zob. przypis 7 na str. 30.
18

Moja koncepcja pomogła wyjaśnić wiele problemów
4Wii\zanych z nerwicą, które dotąd pozostawały poza
śniegiem naszego zrozumienia, a więc i naszej terapii.
Dy.ieki niej udało się także umieścić we właściwych dla
nich miejscach dwa z neurotycznych dążeń, które do
I t\j pory opierały się połączeniu. Dążność do perfekcjo-
ni/.mu jawiła się nam teraz jako pragnienie dorówna-
niu swemu wyidealizowanemu obrazowi, a chęć bycia
liori/.iwianym mogła być postrzegana jako potrzeba
/.iinlczienia przez pacjenta zewnętrznego potwierdze-
niu, że rzeczywiście jest on taki, jak jego wyidealizowa-
ny wizerunek. Im bardziej wyidealizowany obraz włas-
ti«\j osoby odbiega od rzeczywistości, tym silniejsza,
hitniziej nienasycona i zachłanna jest potrzeba, by się
/. nim utożsamić.
Ze wszystkich dotąd przedstawionych prób rozwią-
zania konfliktów wewnętrznych tworzenie wyidealizo-
wiinego obrazu samego siebie jest najważniejsze, po-
mrważ skutki jego oddziaływania na całą osobowość
m\ dalekosiężne. Jednakże równocześnie prowadzi ono
'In nowego wewnętrznego rozdarcia, które także doma-
Ut« nic naprawy. Czwarta próba rozwiązania konfliktu
mu na celu przede wszystkim uporanie się z tym we-
wnętrznym rozdarciem, chociaż trzeba dodać, że pomaga
również w pozornej likwidacji pozostałych konfliktów.
Nn skutek zabiegu, który nazwałam eksternalizacją,
(iroeosy wewnętrzne odczuwane są tak, jakby rozgry-
witly się poza jednostką. Jeśli idealny obraz siebie ozna-
cy.it odejście na pewien dystans od własnego „ja", to
MkHternalizacja zrywa z „ja" w jeszcze radykalniejszy
*|»(iHÓb. Stwarza nowe konflikty, a w zasadzie powiększa
konflikt podstawowy między „ja" jednostki a światem
*łiwnętrznym.
Przedstawiłam powyżej cztery sposoby rozwiązania
konfliktu dlatego, iż pojawiają się regularnie we wszyst-
kich nerwicach — chociaż w różnym stopniu — a także
19

dlatego, iż powodują radykalne zmiany w osobowości.
Nie znaczy to jednak, że są to jedyne wysiłki podejmo-
wane przez pacjenta. Inne, o mniejszym znaczeniu,
obejmują takie działania, jak: arbitralne przeświadcze-
nie o absolutnej słuszności własnego postępowania
i przekonań, którego głównym zadaniem jest zdławienie
wszystkich wewnętrznych wątpliwości: surowa samo-
kontrola, spajająca rozdzieraną konfliktami jednostkę
wyłącznie siłą woli; cynizm, który lekceważąc wszyst-
kie wartości, eliminuje konflikty rodzące się w odnie-
sieniu do ludzkich ideałów.

background image

Konsekwencje wszystkich nie rozwiązanych konfli-
któw stawały się dla mnie z czasem coraz wyraźniejsze.
Widziałam różnorakie lęki i niepokoje, marnowanie ener-
gii życiowej, nieuchronne osłabienie ładu moralnego
i głęboką rozpacz, rodzące się ze świadomości nieod-
wracalnego uwikłania w wewnętrzne sprzeczności. Do-
piero kiedy w pełni zrozumiałam wagę neurotycznej
beznadziei, dotarło do mnie w całej wyrazistości zna
czenie tendencji sadystycznych. Pojęłam wtedy, że s
one próbą powrotu do własnej osobowości przez życi
zastępcze, które zaczyna wieść osoba nie mająca już'
żadnej nadziei na to, by kiedykolwiek być sobą. Nisz-.
czący wszystko szał, który tak często można obserwo
wać w dążeniach sadystycznych, wyrasta z zachłannej
potrzeby zemsty i triumfu nad innymi. Zrozumiała:
wtedy, że niszczycielskie pragnienie wykorzystania dru-1
giego człowieka nie jest w rzeczywistości oddzielną ten-
dencją neurotyczną, lecz jedynie nigdy nie słabnący
odbiciem bardziej ogólnego zjawiska, które z braku lep
szego terminu przyjęliśmy nazywać sadyzmem.
W taki zatem sposób rozwinęła się odrębna teori
nerwicy, której dynamicznym jądrem jest zasadnicz;
konflikt między nastawieniem „do", „przeciwko" i „od!
ludzi. Neurotyk, z powodu lęku przed rozdarciem z jed
nej, a koniecznością funkcjonowania i działania jak
20

<|"*»|na całość z drugiej strony, podejmuje rozpaczliwe
" ilki rozwiązania własnego konfliktu. Chociaż udaje
"?" nic; odnieść krótkotrwały sukces przez stworzenie
luźnej równowagi, wciąż rodzą się nowe konflikty
' ?? ? u\t podejmuje on nowe środki zaradcze, by je usu-
i' v /.o swej świadomości. Każdy krok na tej uciążliwej
'ii"'l/,i> do wewnętrznej jedności czyni neurotyka bar-
?

I '? I wrogim, bardziej bezradnym, bardziej wylęknio-

i 11 i odizolowanym od siebie samego i innych. Powoduje
i w trudności leżące u podłoża konfliktu stają się
i /.<! dotkliwsze, a możliwość ich rzeczywistego usu-
' ni coraz trudniejsza do zrealizowania. W ostatecz-
i i ogarnia go beznadzieja. Stara się więc powrócić
il.anu jedności poprzez uciekanie się do sadyzmu,
?

>v efekcie wzmacnia poczucie beznadziei i jest źród-

łom nowych konfliktów.
I Y/odstawiony powyżej obraz rozwoju nerwicy i wy-
nlluijucoj z niej struktury charakteru nie jest optymi-
1 • my. Dlaczego zatem mimo wszystko nazywam swoją
'• ??m; konstruktywną? Po pierwsze dlatego, że rozpra-
?

i-i sio ona z naiwnym optymizmem, z którego wynika,

*ł« można „leczyć" nerwice, wykorzystując proste sposoby.
Nn/,ywam ją konstruktywną, gdyż ona po pierwsze po-
rwnln zająć się problemem neurotycznej rozpaczy i roz-
wią/.nć go. Po drugie nazywam ją konstruktywną dlatego,

background image

*i< mimo iż uświadamia nam powagę neurotycznych po-
wikłań, pozwala nie tylko łagodzić leżące u ich podłoża
Itniillikty, ale też rzeczywiście je rozwiązywać i w ten
upimób umożliwia działanie mające na celu prawdziwą
litli^rację osobowości. Konfliktów neurotycznych nie moż-
lut rozwiązać za pomocą powziętej w sposób racjonalny
(Incyzji. Starania, które neurotyk podejmuje, by usunąć
WIMKIIO konflikty, są nie tylko skazane na niepowodze-
nia, ale i szkodliwe. Konflikty te można jednak rozwią-
Knc, zmieniając w strukturze osobowości elementy, któ-
r« je spowodowały. Każdy rzetelnie zrealizowany etap
21

pracy analitycznej zmienia elementy osobowości pacjen-
ta i czyni go mniej bezradnym, mniej zalęknionym, mniej
wrogim i w mniejszym stopniu wyizolowanym od siebie j
samego i od innych.
Pesymizm Freuda co do możliwości leczenia nerwic
wyrastał z jego niewiary w ludzką dobroć i możli-
wość wewnętrznego rozwoju. Człowiek — utrzymy-
wał Freud — skazany jest bądź na cierpienie, bądź
na zagładę. Instynkty nim kierujące mogą być jedynie
kontrolowane lub w najlepszym razie poddane „subli-
macji". Wierzę, że w człowieku istnieje zarówno moż-
liwość, jak i pragnienie rozwoju wewnętrznych zdol-i
ności i chęć stania się przyzwoitym człowiekiem i żej
jakości te ulegają degradacji, jeśli jego stosunek dfl
innych, a zatem i do siebie jest zaburzony. Wierzę, że
człowiek może zmieniać się i nie ustawać w przemia-
nie tak długo, jak żyje. Moja wiara zyskała teraz moc-
niejsze uzasadnienie.

CZĘŚĆ PIERWSZA
KONFLIKTY
NEUROTYCZNE
I PRÓBY ICH
ROZWIĄZANIA

Rozdział 1
DOTKLIWOŚĆ KONFLIKTÓW
NEUROTYCZNYCH
Chcę podkreślić na samym początku następującą
kwestię: obecność konfliktów wewnętrznych nie jest wca-
le oznaką nerwicy. Co pewien czas nasze pragnienia,
interesy i przekonania muszą, siłą rzeczy, kolidować
z przekonaniami, pragnieniami i interesami ludzi ży-
jących wokół nas. Podobnie jak niezgodności między
nami a światem zewnętrznym są czymś zwyczajny!
konflikty wewnątrz nas są niezbywalnym elemente
życia człowieka.
Działania zwierząt są w głównej mierze zdomin
wane przez instynkt. Łączenie się w pary, opieka na

background image

potomstwem, poszukiwanie pożywienia, obrona przed5
niebezpieczeństwami są u zwierząt w mniejszym lub
większym stopniu zakodowane genetycznie i nie pod-
legają jednostkowej decyzji. W przypadku człowieka ma-
my do czynienia z przywilejem, ale i z brzemieniem
możliwości wyboru i konieczności podejmowania decyzji.
Czasami jesteśmy zmuszeni wybierać między pragnie-
niami, które prowadzą nas w przeciwnych kierunkach.
Możemy na przykład chcieć być sami, ale równocześ-
nie być z przyjacielem, możemy chcieć studiować me-
dycynę, ale równocześnie zająć się muzyką. Może też
istnieć konflikt między naszymi pragnieniami a obo-
wiązkami. Możemy chcieć przebywać z osobą ukochaną
24

vi minie wtedy, gdy komuś będącemu w potrzebie nie-
i" 'Ina jest nasza pomoc i opieka. Możemy być wewnę-
1 i o podzieleni między pragnieniem pozostawania
:<)dzie z innymi a przekonaniem pociągającym ko-
MIOŚĆ wyrażenia opinii przeciwnej zdaniu większości,
i-my wreszcie doświadczać konfliktu między dwie-
iiierarchiami wartości, jak to się dzieje na przykład
nHio wojny, kiedy przekonani jesteśmy o słuszności
i i.cin niebezpiecznych dla życia działań, lecz rów-
uśnie jesteśmy głęboko świadomi naszych zobowią-
zań wobec rodziny.
Rodzaj, zasięg i natężenie takich konfliktów zde-
tMiiuinowane są w dużej mierze przez kulturę, w której
niiy. Jeśli jest ona stabilna i zakorzeniona w tra-
?' u. różnorodność wyborów jest ograniczona, a zakres
> liwych konfliktów jednostki zawężony. Ale nawet
lv nie zanikają one zupełnie. Lojalność wobec jed-
• j> może kolidować z lojalnością wobec drugich; pra-
i ? nia osobiste mogą stać w sprzeczności ze zobowią-
• "iiimi wobec społeczności, w której żyje jednostka.
1 li jednak kultura podlega gwałtownym przemia-
???•'II i obok siebie istnieją sprzeczne hierarchie war-
1 i i rozbieżne sposoby kształtowania własnej egzy-
| ncji, wybory, jakich musi dokonywać jednostka, są
?? " lorakie i niełatwe. Może poddać się oczekiwaniom
I rony społeczności lub stać się posiadającym włas-
'? (lunie indywidualistą; może być osobą towarzyską
i"1 odludkiem, może stawiać na pierwszym miejscu
"i ''es i powodzenie lub też pogardzać nimi; może być
i" > konana o konieczności stosowania surowej dyscy-
i i"iv w wychowaniu dzieci lub też pozwalać im dora-
1 ? IMIZ zbytniego ingerowania w ich życie; może uz-
.ió inne normy etyczne dla mężczyzn, a inne dla
i <>t, bądź utrzymywać, że powinny być one takie
"im niezależnie od płci; może uważać życie seksualne
AM wyraz bliskości między ludźmi bądź oddzielać je od
25

background image

uczucia; może popierać dyskryminację rasową lub sta(
na stanowisku, że prawa ludzi nie zależą od koloru skó
ry czy kształtu nosa. Listę wyborów można ciągnąć bes
końca.
Nie ulega wątpliwości, że takich wyborów, jak przed
stawione powyżej, osoby żyjące w naszej kulturze do
konują bardzo często, a zatem należałoby się spodzie
wać powszechnego istnienia konfliktów w wyżej opisa
nych sferach życia ludzkiego. Jednak uderzające jesi
to, że większość ludzi nie jest świadoma tych konfli
któw, a co za tym idzie, nie rozwiązuje ich za pomoc?
konkretnych decyzji. Unoszą się oni z prądem zdarzeń
pozwalając, by kierował nimi przypadek. Nie wiedzą,
w jakim miejscu się znajdują; idą na kompromis, wcale
sobie tego nie uświadamiając; są uwikłani w sprzecz
ności, nawet o tym nie wiedząc. Mówię tu o normalnych
osobach, nie mam na myśli ani ludzi przeciętnych, ani
idealnych, lecz po prostu tych, którzy nie są neuroty-
kami.
Muszą zatem istnieć jakieś warunki wstępne urno
żliwiające rozpoznanie istniejących w nas sprzecznoś
ci i podejmowanie na tej podstawie decyzji. Po pierwsze,
musimy być świadomi naszych pragnień, a jeszcze bar-
dziej naszych uczuć. Czy naprawdę lubię daną osobę,
czy też wydaje mi się, że ją lubię, ponieważ tego się
ode mnie oczekuje? Czy rzeczywiście odczuwam sma
tek, gdy umiera jedno z rodziców, czy też jedynie udaję?
Czy naprawdę chcę być lekarzem bądź prawnikiem, czy
też tylko pociągają mnie wiążące się z tym profity i po
ważanie? Czy istotnie chcę, by moje dzieci były szczę
śliwę i niezależne, czy też są to jedynie czcze dekla
racje? Większość z nas miałaby trudności z odpowie-
dzią na te wydawałoby się proste pytania, a to oznacza,
że nie wiemy, co naprawdę czujemy ani czego prag
niemy.
Jako że konflikty często dotyczą naszych przekonań
26

I wyznawanych zasad moralnych, ich rozpoznanie za-
hliulii, że rozwinęliśmy już własną hierarchię wartości.
Przekonania, które zostały jedynie przejęte od innych
t nic są częścią nas samych, rzadko są wystarczająco

Hm1, by doprowadzić do konfliktów lub służyć jako

'l'"irowskaz przy podejmowaniu decyzji. Kiedy podda-
i ię nowym wpływom, zostaną one łatwo porzucone
i '/,ecz innych. Jeśli bez zastanowienia przyjęliśmy
i ości hołubione w naszym środowisku, konflikty, ja-
i w naszym najlepiej pojętym interesie mogłyby się
" "'idzić, nie narodzą się. Jeśli na przykład syn nigdy

??? kwestionował twierdzeń ojca będącego osobą o wą-

i ? ? li horyzontach, to kiedy ten zacznie domagać się,

background image

i itorośl obrała zawód inny niż sama sobie upatrzyła,
i '1ikt będzie znikomy. Żonaty mężczyzna zakochu-
i się w innej kobiecie rzeczywiście doświadcza we-
i rznej sprzeczności, lecz jeśli nie zdołał wypraco-
Mobie własnego zdania co do znaczenia małżeństwa,
i i /ie po linii najmniejszego oporu, zamiast stanąć w ob-
!?? 'i sprzeczności i podjąć konkretną decyzję.
Nawet jeśli uznamy, że stoimy przed rzeczywistym
i ""iliktem, musimy chcieć i musimy być zdolni z cze-
t /.rezygnować. Tymczasem zdolność wyraźnej i świa-
'i

•) rezygnacji z jednej możliwości na rzecz innej jest

• ? i>n rzadką, dlatego, że nasze uczucia i przekonania

sobą przemieszane, a może i dlatego, że przy osta-
i' uym namyśle, jakiego wyboru dokonać, większość

IIHH nie czuje się na tyle pewna i szczęśliwa, by zre-

«VM"()wać z czegokolwiek.
Wreszcie pamiętać trzeba, że każdy wybór zakłada

i" ' i zdolność wzięcia odpowiedzialności. Zawiera się

? "in bowiem ryzyko dokonania wyboru błędnego i go-
1 >??!(• ponłtwienia wiążących się z tym konsekwencji
1 przemicnnia winy na innych. Z decyzją taką wiąże
iirzoKwiitdczenie, że Jest to mój wybór, moje własne
i ' ilanie", oraz założenie, że mam więcej siły wewnę-
27

trznej i większą niezależność, niż zdaje się je posiada
większość współczesnych ludzi.
Skoro tak wielu z nas dławi pętla konfliktów
często nie uświadamianych — nic dziwnego, że spoglą-
damy z zazdrością i podziwem na tych, których życie
zdaje się płynąć gładko i bez zaburzeń będących naszym
udziałem. Ten podziw bywa uzasadniony. Być może ma-
my do czynienia z silnymi jednostkami, które ustaliły
własną hierarchię wartości lub zdobyły pogodę ducha,
gdyż z biegiem lat ich konflikty i konieczność podej-
mowania decyzji straciły swą destrukcyjną siłę. Zew-
nętrzne pozory mogą być jednak złudne. Często z powo-
du apatii, konformizmu bądź oportunizmu ludzie, któ
rym zazdrościmy, są niezdolni do tego, by naprawdę
zmierzyć się z konfliktem lub rozstrzygnąć go zgodni«
z własnymi przekonaniami, i w konsekwencji popycha
ich do działania albo unosi z sobą niczym fala bezpo
średnia korzyść.
Świadome doświadczanie konfliktów, chociaż bolesne,
może być również cenne. Im pełniej zmierzymy się z na
szymi konfliktami i szukać będziemy własnych rozwią
zań, tym większą zdobędziemy wewnętrzną wolność i si
łę. Tylko wtedy, gdy będziemy gotowi wziąć na siebie
najtrudniejsze zadania, możemy zbliżyć się do ideałi
zostania kapitanem okrętu, którym jesteśmy my sami
Fałszywy spokój, wyrastający z wewnętrznego uśpie^
nia, na pewno nie jest powodem do zazdrości. Skazuj*

background image

nas na chwiejność i na stanie się łatwą ofiarą wszel
kiego rodzaju wpływów.
Znacznie trudniej stanąć w obliczu konfliktów we
wnętrznych i rozwiązywać je, gdy dotyczą zasadniczyct
spraw w życiu. Jeśli jednak żyjemy naprawdę, nie me
powodu, dla którego nie bylibyśmy w stanie tego uczy>
nić. Odpowiednia wiedza może pomóc żyć z większe
samoświadomością oraz rozwijać własne przekonania
Uświadomienie sobie czynników nieodzownych przy po^
28

ilojmowaniu decyzji dostarczyłoby nam ideałów, do któ-
rych warto dążyć, a zarazem ukierunkowałoby nasze
Jłycie*.
Trudności, zawsze występujące w przypadku uświa-
domienia sobie konfliktu i jego rozwiązywania, wzra-
uliiju niepomiernie, kiedy doświadczająca ich osoba jest
neurotykiem. Nerwica — trzeba to podkreślić — jest
kwestią stopnia świadomości i kiedy używam pojęcia
„neurotyk", zawsze mam na myśli „osobę w tej mierze,
w jakiej jest ona neurotykiem". Neurotyk tylko szcząt-
kowo zdaje sobie sprawę z własnych uczuć i pragnień
i c/.i;sto jedynymi doświadczanymi przez niego świado-
niH' i wyraźnie uczuciami są lęk i złość — będące re-
ukrjii na ciosy zadawane we wrażliwe miejsca. Nawet
i te odczucia mogą być wypierane. Rzeczywiste ideały,
Klnie żywi neurotyk, są tak przesiąknięte kompulsyw-
nyini wzorcami, że nie mogą pełnić funkcji drogowska-
łrtw. Pod wpływem tych kompulsywnych tendencji
'.ilulność do wyrzekania się jednej rzeczy dla drugiej
tili'KM ograniczeniu, a zdolność do wzięcia odpowiedzial-
MiiNci za siebie zanika.
Konflikty neurotyczne mogą dotyczyć tych samych
problemów, które dręczą ludzi zdrowych, ale ich cha-
rakter jest tak różny, że zastanawiano się nawet, czy
iim/iin używać tego samego pojęcia w obu wypadkach.
Mnim zdaniem można, ale musimy być świadomi różnic
iuli;d/.y tymi dwoma rodzajami konfliktów. Jakie zatem
«H najważniejsze cechy konfliktów neurotycznych?
Zilustruje je uproszczony przykład. Jeden z moich
(incjentów, inżynier prowadzący razem ze swoimi kole-
prace nad nowym urządzeniem, uskarżał się, że
* ()noby nie mające problemów z nerwicą, lecz o samoświadomości
iii'#VlĘ|)ionej z powodu nacisków otoczenia, mogą wynieść wiele korzyści
?t klitki H. E. Fosdicka On Being a Real Person.
29

często zapada w stany okresowego zmęczenia i rozdraż
nienia. Jeden z tych stanów był skutkiem następują
cego wydarzenia. Podczas omawiania pewnych szcze
gółów technicznych projektu opinie kolegów zostały przy
jęte przychylniej niż jego propozycje. Wkrótce, pod jeg<

background image

nieobecność, podjęto decyzję, nie dając mu szansy przed
stawienia własnych uwag. W tej sytuacji miał do wy
boru albo uznać całą procedurę za niesprawiedliwą i pod
jąć walkę, albo zgodzić się z opinią większości, nie ży
wiąc do nikogo urazy. Zarówno pierwszy, jak i drug
wybór byłby logiczny i zrozumiały, lecz on nie zdecy
dował się na żaden z nich. Chociaż czuł się zlekcewa
żony, nie podjął walki. Świadomie odczuwał jedynie iry
tację. Kipiąca w nim furia pojawiała się tylko w snach
Ta właśnie wypierana furia — połączenie wściekłość
na innych z wściekłością na siebie samego za właśni
potulność — była powodem okresów zmęczenia.
Jego niezdolność do konsekwentnego działania był!
uwarunkowana wieloma czynnikami. Stworzył on wspa
niały obraz siebie, który wymagał okazywania mu sza
cunku przez innych. Było to nieświadome. W swyn
działaniu wychodził po prostu z założenia, że nikt ni(
jest równie inteligentny i kompetentny w danej dzie
dzinie jak on. Cień lekceważenia ze strony kolegów pod
ważał to założenie i wywoływał wściekłość. Oprócz teg<
istniały w nim nieświadome sadystyczne pragnienia
by karać i upokarzać innych. Było to jednak dla nieg<
tak obrzydliwe, że ukrywał te skłonności za przesadni
dobrocią wobec otoczenia. Do tego dołączało się nie
świadome pragnienie wykorzystywania ludzi, nakazu
jące mu zachowanie, które zapewni mu ich względy
Ta zależność od innych była wzmocniona nieodparti
potrzebą aprobaty i miłości, połączoną, jak zazwyczą
w tych sytuacjach bywa, z uległością, pragnieniem ł;
godzenia wszelkich konfliktów i unikaniem walki. Is
niał zatem u niego konflikt między uczuciami niszcz;
30

I
1' I kimi, łatwo budzącą się furią i tendencjami sady-
i .< /.nymi z jednej strony, a potrzebą miłości i chęcią
>i ?. ptacji z drugiej, na który nakładało się pragnienie
I

stawania we własnych oczach osobą prawą i dzia-

! 11 \'\\ racjonalnie. W rezultacie powstał wewnętrzny
*"'n<;t, który trwał nie zauważony, a którego zewnę-
11 i i.'i manifestacją było paraliżujące wszelkie działanie
1 U\y przyglądamy się elementom składowym powyż-
?n konfliktu, uderza nas przede wszystkim ich cał-
I M.a nieprzystawalność do siebie. Naprawdę trudno
?urazić sobie większe przeciwieństwa niż wielko-
i kie domaganie się poważania i uległość połączoną
•ymilnością. Po drugie, cały konflikt pozostaje nie
i ulomiony. Występujące w nim sprzeczne dążenia
<

\ ujawniane, lecz zdecydowanie wypierane. Na zew-

i / docierają jedynie niewyraźne odgłosy szalejącej
ii.binach bitwy. Czynniki emocjonalne ulegają ra-
ilizacji: to niesprawiedliwość, to upokorzenie, mój

background image

I

i vsł był lepszy. Po trzecie, występujące z obu stron

«|ii zcc/.ne dążenia mają charakter przymusowy. Nawet
Hilydy mężczyzna ten miał świadomość swoich prze-
Mttilnych roszczeń lub istnienia i charakteru własnej
iilt'Hl(iści, nie mógłby tego zmienić siłą woli. Zmiana
liyln możliwa jedynie poprzez daleko posuniętą analizę.
Minlnły nim siły, nad którymi nie miał kontroli. Nie
li-, i w stanie zrezygnować z żadnego ze swych pragnień

i-"I '.onych z nieustępliwej, wewnętrznej konieczności.

I ? 11111 k żadne z nich nie było tym, czego naprawdę chciał.
<

nnierzał ani wykorzystywać, ani być uległym;

? vwistości pogardzał tymi dążeniami. Niemniej
i •? ? .i.tii sprawy ma doniosłe znaczenie dla zrozumie-
HIM luuilliktów neurotycznych. Oznacza bowiem, że ża-

Iwii wyl)ór nie jest możliwy.

NitHt.ępny przykład ilustruje podobny przypadek. Pra-
na własny rachunek projektant mody podkradał
31

przyjacielowi niewielkie sumy pieniędzy. Nic go nie zm
szało do kradzieży; potrzebował pieniędzy, to fakt, a
przyjaciel bez wahania dałby mu je, podobnie jak
robił w przeszłości. Zadziwiające było to, że wspomnia:
mężczyzna uciekał się do kradzieży, mimo iż był z z;
sady przyzwoitym człowiekiem i bardzo cenił przyjaź
A oto, jaki konflikt krył się u podłoża takiego z
chowania. U owego mężczyzny istniała wyraźnie wid
czna neurotyczna potrzeba miłości, a zwłaszcza tęs
nota za kimś, kto by się nim zaopiekował na co dzie:
Te pragnienia mąciła nieświadoma dążność do wyki
rzystywania innych. Jego strategia polegała na rówm
czesnym przywiązywaniu i zniechęcaniu ludzi do si
bie. Tendencje te, same w sobie, uczyniłyby go otw
tym i chętnym na przyjmowanie pomocy i wsparci
Rozwinęła się w nim także nieświadoma pycha i tow;
rzysząca jej, wrażliwa na zranienie duma. Sama proś
o pomoc byłaby dla niego czymś upokarzającym; to in:
powinni czuć się zaszczyceni, że mogą go wesprzeć. Ni
chęć do tego, by prosić o coś, nasilało bardzo moc:
pragnienie niezależności i samowystarczalności, któ
powodowało, że człowiek ten nie był w stanie przyzn
się, że czegokolwiek potrzebuje lub że ma jakiekolwi
zobowiązania wobec innych. Tak więc mógł jedynij
wszystko brać, ale nic otrzymywać.
Szczegóły obu przypadków są inne, ale istotne cea
obu konfliktów pozostają takie same. Każdy kolejn
przykład ujawniłby podobną niezborność sprzecznyc
pragnień oraz ich nieświadomy i kompulsywny charal
ter, zawsze prowadzący do niemożności dokonania wj
boru między przeciwstawnymi rozwiązaniami.
Odmienność konfliktów neurotycznych od norma
nych konfliktów tkwi zasadniczo w tym, że dla noi

background image

malnej osoby różnica między dwoma sprzecznymi dą:
niami jest znacznie mniejsza niż dla neurotyka. Wybó:
jakiego musi dokonać osoba normalna, to opowiedzeń:
32

• ii jednym z dwóch sposobów postępowania, przy
• i oba są możliwe i mieszczą się w ramach poprawnie
• 'tfrowanej osobowości. Gdyby przedstawić rzecz gra-
l m, okazałoby się, że w przypadku osoby normalnej
•czne dążenia oddalone są od siebie o 90 stopni lub
i '|, podczas gdy u neurotyka nawet o 180 stopni.
nżnica leży także w świadomości. Jak napisał Kier-
I ard: „Życie realne jest zbyt skomplikowane, aby
<<'?.ć wyraz w tak abstrakcyjnych przeciwieństwach
l '.upełnie nie uświadomiona rozpacz i rozpacz cał-
I i i(( w człowieku uświadomiona"*. Jedno jednak jest
I <m: normalny konflikt może być w pełni świadomy,
I likt neurotyczny, jeżeli chodzi o jego zasadnicze
i "nty, jest zawsze nieświadomy. Normalna osoba

nie zdawać sobie sprawy z istniejącego w niej

l liktu, jednak jest w stanie uświadomić go sobie
i względnie niewielkiej pomocy z zewnątrz, podczas
i najistotniejsze dążenia wywołujące konflikt neuro-
i i,V są zdecydowanie wypierane i można do nich do-
!? . jedynie pokonując ogromny opór ze strony pa-
' r ulu.
?-Jormalny konflikt dotyczy problemu rzeczywistego
1 >? iru między dwiema możliwościami, z których obie
i/.ildane, albo też między dwoma sądami, z których
wno jeden, jak i drugi ma dla danej osoby rzeczy-
I wartość. Może ona zatem podjąć realną decyzję,
?I, jeśli jest trudna i będzie wymagać jakiegoś wy-
'.cnia. Neurotyk uwikłany w konflikt nie ma wol-
i wyboru. Szarpią go w przeciwne strony nieod-
i • Hity, a on nie chce podążyć za żadną z nich. W tym
idku zatem decyzja, w normalnym sensie tego słowa,
niemożliwa. Neurotyk nie ma wyjścia. Jego kon-
' i ? M możemy rozwiązać jedynie poprzez pracę nad neu-
H. Kierkegaard, Choroba na śmierć, przeł. J. Iwaszkiewicz, PWN,
VmiMtiwa 1982, s. 189 (przyp. tłum.).
33

rotycznymi dążeniami, w które jest uwikłany, oraz
przez zmianę jego relacji z innymi i samym sobą. D<
piero wtedy może się on od owych dążeń całkowici
wyzwolić.
Opisane cechy wyjaśniają dotkliwość konfliktów nei
rotycznych. Są one nie tylko trudne do rozpoznani;
nie tylko czynią osobę w nie uwikłaną zupełnie be:
radną, ale także jest w nich niszcząca siła, której nei
rotyk może się zupełnie słusznie obawiać. Dopóki ni
poznamy tych cech konfliktu neurotycznego i nie b<

background image

dziemy ich mieć stale na uwadze, nie zrozumiemy ro:
paczliwych prób rozwiązania konfliktu*, które podejmu
neurotyk i które stanowią zasadniczą część nerwicy.
* W mojej pracy używam terminu „rozwiązać", gdy piszę o próba
pozbycia się konfliktu przez neurotyka. Jako że nieświadomie zaprzeczi
on samemu jego istnieniu, ściśle rzecz biorąc nie może tu być mov
o „rozwiązywaniu". Jego nieświadome wysiłki nakierowane są raczej
to, by „pozbyć" się konfliktu.

Rozdział 2
KONFLIKT PODSTAWOWY
Konflikty odgrywają w nerwicy znacznie większą ro-
!' ni/ się powszechnie sądzi. Jednak wykryć je jest bar-
?i <> Inidno — po części dlatego, że są nieświadome,
i 'ownie z tego powodu, że neurotyk stara się zrobić
I ko, by zaprzeczyć ich istnieniu. Jakie są zatem
i uzasadniające nasze przypuszczenia co do ist-
'tiniM ukrytego konfliktu? W przykładach prezentowa-
• 11 w poprzednim rozdziale na jego obecność wskazy-
tty <lwa symptomy, oba wyraźnie widoczne. Pierwszy
?I u'/.pośredni rezultat konfliktu — zmęczenie w przy-
i ulku inżyniera, a kradzież pieniędzy w przypadku pro-
l> I unia. Nie ulega wątpliwości, że każdy symptom neu-
• I yr/.ny wskazuje na leżący u jego podłoża konflikt i jest

lej lub bardziej bezpośrednim skutkiem tego konfli-

i Mi. Zobaczymy stopniowo, do czego mogą doprowadzić
? "i rozwiązane konflikty, jak rodzą niepokój, depresję,
?> "/.decydowanie, inercję, wyizolowanie i inne podobne
'?Irtwy. Uświadomienie sobie relacji przyczynowo-skut-
1 "Wi'j między tymi objawami a konfliktem pomoże od-
nWić naszą uwagę od widocznych zaburzeń i skiero-
11? ją na ich źródło — chociaż dokładna jego natura
mu zostanie do końca ujawniona.
Drugim symptomem wskazującym, że mamy do czy-
nleniu z konfliktem, była niekonsekwencja osób weń
35

uwikłanych. W pierwszym przykładzie widzieliś
mężczyznę przekonanego co do tego, że sposób podjęci
decyzji przez kolegów był zły i że spotkała go niespri
wiedliwość, a jednak nie podejmującego żadnego dzii
łania, by przeciw temu zaprotestować. W drugim prz;
kładzie osoba ceniąca wysoko przyjaźń uciekała się
okradania własnego przyjaciela. Czasem pacjent jei
świadom swej niekonsekwencji, jednak częściej nie c
strzegą jej, nawet jeśli rzuca się ona w oczy nie za
mującemu się na co dzień takimi sprawami obserwat
rowi.
Niekonsekwencja jest równie wyraźnym wskaźnikie
istnienia konfliktu jak gorączka oznaką zaburzeń som
tycznych. Przytoczmy kilka najczęstszych przykładó
Dziewczyna bardzo chce wyjść za mąż, a jednak dr

background image

na samą myśl o zalotach ze strony jakiegokolwiek mę
czyzny. Matka przesadnie zatroskana o swoje dzie
często zapomina o ich urodzinach. Osoba zawsze szcz
dra wobec innych przeobraża się w skąpca, gdy chód
o niewielkie wydatki na własne potrzeby czy przyj
mności. Ktoś, kto bardzo pragnie samotności, nigdy n
jest w stanie być sam. Ktoś inny, tolerancyjny i gotó
do przebaczenia, jest nadmiernie surowy i wymagają
w stosunku do siebie.
Niekonsekwencje, w przeciwieństwie do symptomó
często umożliwiają sformułowanie próbnych założeń d
tyczących natury ukrytego konfliktu, natomiast syndro
taki jak ostra depresja ujawnia jedynie fakt, że dai
osoba stoi w obliczu pewnego dylematu. Jeśli pozorn
oddana dzieciom matka zapomina o ich urodzinach, m
żerny przypuszczać, że jest ona bardziej oddana swen
ideałowi dobrej matki aniżeli dzieciom. Możemy tak
dopuścić możliwość, że jej ideał koliduje z nieświadon
sadystyczną tendencją do sprawiania im zawodu.
Czasem jednak konflikt pojawia się na powierzeń
świadomości — a więc jest rzeczywiście doświadcza
36

i'tkn konflikt. To zaprzeczałoby mojemu twierdzeniu, że
i??•nilikty neurotyczne są nieświadome. Jednak w rze-
istości to, co się pojawia na powierzchni, to wypa-
• lub modyfikacja prawdziwego konfliktu. W ta-
i yl.uacji ktoś może być świadomy obecnych w nim
i r/.nych dążeń, kiedy mimo stosowanych strategii

i n, doskonale spełniających swą rolę w innych wy-

c II ich, zdaje sobie sprawę z konieczności podjęcia
• n'j decyzji. Wtedy nie potrafi zdecydować, czy po-
i"i.i'' (,(> kobietę czy tamtą, czy podjąć tę lub inną pra-
? v pozostać z obecnym partnerem czy rozstać się
"im. Doświadczy ogromnych udręk, miotając się mię-
i i'-dną a drugą skrajnością, i nie jest w stanie podjąć
??i'i''.j decyzji. Zrozpaczony może zwrócić się z prośbą
i i noc do psychoanalityka, spodziewając się, że ten po-
1 mu wyraźniej, jakie są jego problemy. Będzie jednak
irowany, gdyż obecny konflikt to jedynie końcowy
Ilugiego procesu, wybuch wulkanu, w którego wnę-
|' »I dawna ścierały się ukryte siły. Konkretny problem,
i

dręczy go w danej chwili, nie może być rozwią-

jośli nie podejmie się długiej i bolesnej wędrówki
Midm-oj do rozpoznania ukrytych za nim konfliktów.
W innych wypadkach konflikt wewnętrzny może ulec
liMli-rnalizacji i pojawić się w świadomości danej osoby
i-ikn poczucie niedopasowania do środowiska, w którym
V|II Albo też — odkrywając, że bezpodstawne lęki i za-
cumowania kłócą się z jej pragnieniami — dana osoba
(IMI/I> dojść do przekonania, że w jej wnętrzu, jak w stru-
mieniu, przecinają się prądy mające swe źródło znacz-

background image

ni K'i;biąj.
Im więcej wiemy o pacjencie, tym łatwiej nam przy-
? lnti|y,i rozpoznanie sprzecznych elementów tłumaczą-
różne symptomy, niekonsekwencje i konflikty po-
i i.iące się na powierzchni. Ale trzeba też dodać, że
i i ic;ksza liczba i różnorodność sprzeczności, tym bar-
il i' i zagmatwany staje się obraz. Tak więc pojawia
37

się pytanie: Czy możliwe jest, że istnieje jeden zasa
niczy konflikt leżący u podłoża wszystkich pozostałym
i w ostateczności odpowiedzialny za nie? Czy odpowii
dzią będzie obraz podobny do — powiedzmy — nii
dopasowanego małżeństwa, gdzie nieskończone wariani
pozornie nie mających z sobą nic wspólnego sprzecze
i nieporozumień na temat przyjaciół, dzieci, finansó'
i rozkładu dnia, wszystkie one sprowadzają się do tęgi
że istnieje zasadnicza dysharmonia w relacji międa
małżonkami?
Wiara w istnienie zasadniczego konfliktu drzemii
cego w ludzkiej osobowości jest bardzo stara i odgryw
ważną rolę w różnych systemach religijnych i filozof
cznych. Moce światła i ciemności, Boga i diabła, dóbr
i zła to tylko niektóre z jej form. Jeżeli chodzi o wspó
czesną psychologię, to pionierem w tej kwestii, podob
jak w wielu innych, był Freud. Początkowo przypus
czał, że istnieje konflikt między naszymi instynktowny
pragnieniami, z ich ślepym dążeniem do osiągnięi
zadowolenia, a stawiającym jednostce zakazy środo
skiem, uosabianym przez rodzinę i społeczeństwo,
kazy te we wczesnym wieku podlegają internaliza
i jawią się jako formułujące zakazy superego.
Nie miejsce tu, by dyskutować powyższą koncepcj
z całą powagą, na jaką zasługuje. Wymagałoby
przedstawienia raz jeszcze wszystkich argumentów, ja
kie wysunięto przeciwko teorii libido. Spróbujmy raczę
dotrzeć do sensu samej koncepcji, nawet jeśli trzeb
będzie porzucić teoretyczne założenia Freuda. Tym, c
nam wtedy pozostanie, będzie twierdzenie, że przeci
wieństwo między naszymi prymitywnymi, egoistycznym
dążeniami i tworzącym zakazy sumieniem to główn
źródło wszystkich konfliktów. Jak zobaczymy późnią
ja także przypisuję temu przeciwieństwu — a w zasal
dzie temu, co z grubsza mu odpowiada w moim podej
38

? MI do tego zagadnienia — znaczącą rolę w nerwicy.
1 '? jednak, co kwestionuję, jest jego zasadnicza na-
1 . tak jak ją rozumie Freud. Jestem przekonana,
liociaż jest to konflikt poważny, niemniej jednak
i i on drugorzędny i pojawia się z konieczności w cza-
" rozwoju nerwicy.

background image

I 'uwody mojego odrzucenia twierdzeń Freuda uwy-
?I 'i MIII się później. Na razie wystarczy jeden argument.
I ii'rdzę mianowicie, że żaden konflikt między pragnie-
i" niii a lękami nie może być nigdy odpowiedzialny za
> ? f.uły głębokie podziały osobowości neurotyka i za
i. i' luitki, tak dotkliwe, że mogą zrujnować jego życie.
1 'ii sytuacja, jak ją przedstawia Freud, oznaczałaby, że
• !• motyk zachowuje zdolność dążenia do jakiegoś celu
?

Ikowitym zaangażowaniem i że w dążeniu tym prze-

! u Iza mu jedynie paraliżujące działanie lęków. Moim
"icin, źródło konfliktów ogniskuje się wokół utraty
i /. neurotyka zdolności do tego, by pragnąć czego-
i ick z pełnym zaangażowaniem, gdyż nawet jego
I'i <i,iii(>nia są podzielone i zmierzają w przeciwnych kie-
i mikach. To oznaczałoby, że stan, w jakim się znajduje,
lt'«l y.nacznie poważniejszy, niż wyobrażał to sobie Freud.
Mimo iż moim zdaniem konflikt podstawowy ma bar-
?i "i niszczycielski charakter aniżeli chciał tego twórca
i hoanalizy, moje stanowisko co do możliwości jego
crznego rozwiązania cechuje się większym opty-
?

u'in niż stanowisko Freuda. Jego zdaniem ów pod-

iiwy konflikt jest uniwersalny i z samej zasady
i noże być rozwiązany; jedyne, co można uczynić, to
mcować lepszy kompromis lub lepsze środki kon-
W moim przekonaniu konflikt podstawowy może
olc nie powstać, a jeżeli zaistnieje, można go roz-
ic, wszakże pod warunkiem, że osoba weń uwi-
1 i gotowa jest podjąć znaczny wysiłek, jaki się z tym
? •. Różnica między mną a Freudem to nie kwestia
nizmu bądź pesymizmu w podejściu do tego za-
39

gadnienia, lecz rezultat różnych, przyjętych na poczs
ku założeń.
Późniejsze stanowisko Freuda w kwestii natury kor
fliktu podstawowego jest z filozoficznego punktu
dzenia dość atrakcyjne. Pominąwszy różnorakie impli|
kacje wynikające z przyjętego przezeń toku myślenia
można powiedzieć, że jego teorię, zakładającą istnienif
instynktu „życia" i „śmierci", sprowadzić można do kor
fliktu między twórczymi i niszczycielskimi siłami drze
miącymi w istotach ludzkich. Freud był mniej zair
teresowany tym, by swoją teorię zastosować do wyjaś
nienia konfliktów, aniżeli sposobem, w jaki obie te sił;
łączą się z sobą. Tak na przykład dostrzegał możliwośl
opisania dążeń sadystycznych i masochistycznych jaki
skutku połączenia instynktu seksualnego i niszczycie^
skiego.
Zastosowanie tej koncepcji do szczegółowego opis!
konfliktów wymagałoby wprowadzenia wartości etyc|
nych. To jednak było dla Freuda bezprawnym pogws
ceniem suwerenności nauki. W zgodzie z własnj

background image

przekonaniami starał się skonstruować psychologię
zbawioną wyznaczników moralnych. Jestem przekond
na, że właśnie usiłowanie zbudowania teorii „nauk<|
wej" o statusie takim samym jak nauki przyrodnicz
jest jednym z głównych powodów tego, że teorie Freuć
i oparte na nich techniki terapii są tak ograniczoni
Wydaje się, że to właśnie leżało u podstaw niepow(
dzenia, jeśli chodzi o należytą ocenę roli konfliktów
w nerwicy, mimo intensywnych prac Freuda w tej dzi<
dzinie.
Na sprzeczne skłonności manifestujące się w życil
jednostki znaczny nacisk kładł także Jung. Co więcej
wywarły one na nim tak wielkie wrażenie, że postulc
wał istnienie ogólnego prawa, na mocy którego każe
element winien domagać się z konieczności istnienip
swego przeciwieństwa. Zewnętrzna dominacja cech k<j
40

r
ych domaga się wewnętrznej dominacji cech mę-
li, ekstrawersja ukrytej introwersji, zewnętrzna prze-
;-.\ myślenia i chłodnego rozumowania wewnętrznej
•wagi strony uczuciowej i tak dalej. Wydawać by
mogło, że Jung uważał konflikty za istotny składnik
? wicy. Jednakże dalej twierdzi on, że przeciwieństwa
nio pozostają z sobą w konflikcie, lecz się uzupeł-
\i\— celem człowieka powinno być przyjąć je razem
Itm sposób przybliżyć się do ideału pełni osobowo-
Zdaniem Junga neurotyk to osoba, która ugrzęzła
rdnostronnym rozwoju. Swoje prawo nazwał Jung
?wem dopełnień. Ja też uważam, że tendencje prze-
sławne zawierają elementy komplementarne i żad-
<> nie może zabraknąć w zintegrowanej osobowości,
ni zdaniem są one rezultatem konfliktu neurotycz-
<>, a jednostka trzyma się ich tak kurczowo, gdyż
•' iowią dla niej próbę jego rozwiązania. Jeśli na przy-
1 I uznamy tendencje do introspekcji, wycofywania
w głąb siebie, i do zajęcia się bardziej własnymi
uciami, myślami i wyobraźnią aniżeli uczuciami, my-
ni i wyobraźnią drugiej osoby za skłonność auten-
ną — czyli skłonność wynikającą z konstytucji psy-
• inr/.nej jednostki i wzmocnioną przez doświadczenie —
In rozumowanie Junga byłoby poprawne. Skuteczną te-
chniką terapii byłoby wtedy pokazanie pacjentowi jego
ukrytych ciągot „ekstrawertywnych", podkreślenie nie-
lif/pieczeństwa podążania tylko w jednym kierunku
I y.nchęcenie go, by przyjął i starał się realizować w ży-
ciu obie strony własnej osobowości. Jeśli jednak intro-
wrrHJa (albo, jak wolę nazywać to zjawisko, neurotycz-
ne wyizolowanie) jest sposobem uniknięcia konfliktów
lodzących się w bliższych stosunkach z innymi, to za-
ilmii(>m analityka nie może być zachęcanie do jeszcze

background image

większej ekstrawersji, lecz zbadanie leżących u podłoża
lł<K<> zachowania konfliktów. Do celu, jakim jest całko-
wite zaangażowanie pacjenta w jakieś działanie, moż-
41

na przybliżyć się jedynie wtedy, kiedy konflikty zosta-
ną rozwiązane.
Jeżeli zatem chodzi o moje zdanie, to podstawowy
konflikt neurotyka dostrzegam w zasadniczo sprzecz-
nych postawach, jakie przyjął wobec innych ludzi. Za-
nim przejdę do szczegółów, chcę zwrócić uwagę na to,
jak sprzeczność tę w sposób literacki przedstawia po-j
wieść Doktor Jekyll i pan Hyde Roberta L. Stevenso-j
na*. Z jednej strony jej bohatera widzimy jako człowieka!
wrażliwego, uczynnego i wyczulonego na innych, z dru-j
giej jako brutala, osobę gruboskórną i egoistę. Nie twier-1
dzę, rzecz jasna, że podział osobowości neurotyka od-i
powiada dokładnie strukturze powieści, chcę jedynie!
wskazać na obecny w niej wyrazisty przykład zasad-j
niczej rozbieżności postaw wobec otoczenia.
By dotrzeć do źródła problemu, musimy się cofnąć)
do tego, co nazwałam lękiem podstawowym**, czyli doj
poczucia bezradności i izolacji dziecka w potencjalnie]
nieprzyjaznym dlań świecie. Ten brak poczucia bezpie-
czeństwa może się zrodzić w dziecku na skutek dzia-j
łania wielu różnorodnych i wrogich czynników środc
wiska. Są to: bezpośrednia lub pośrednia dominacje
nad dzieckiem, obojętność, dziwaczne zachowanie, brał
szacunku dla jego indywidualnych potrzeb, brak rze-
czywistego opiekuna i przewodnika w życiu, przeja\
lekceważenia, hołubienie, zupełny brak zainteresowa-
nia sukcesami dziecka, brak ciepła, w którym mogłobj
znaleźć schronienie, konieczność opowiedzenia się po
stronie jednego z rodziców w czasie ich kłótni, brał
lub nadmiar odpowiedzialności, nadopiekuńczość, od-1
* R. L. Stevenson, Doktor Jekyll i pan Hyde oraz inne opowiadania,
przeł. T. J. Dehnel, W. Horzyca, J. Stawiński, Warszawa 1958 (przyp.
tłum.).
** K. Horney, Neurotyczna osobowość naszych czasów, op. cit., s. 74.
42

•Iowanie od innych dzieci, niesprawiedliwość, niedo-
v mywanie obietnic czy wroga atmosfera w domu.
? h-dyny czynnik, na który chciałabym zwrócić tu
.'choiną uwagę, to przeświadczenie dziecka o wszech-
oności hipokryzji czającej się w otaczającym je
? MUU, poczucie, że miłość rodziców, ich chrześcijań-
i- oddanie, uczciwość, szczodrobliwość i temu podob-
l,o tylko gra. Część z tego, co spostrzega dziecko,
/oczywiście hipokryzja, lecz część może być po pro-
roakcją na wszystkie sprzeczności, jakie wyczuwa
'.uchowaniu rodziców. Zazwyczaj jednak mamy do

background image

Hienia z połączeniem kilku ograniczających swo-
ny rozwój czynników. Mogą one być wyraźnie wi-
/,ii(!, mogą też być ukryte tak, że w czasie psycho-
ilizy tylko stopniowo można uświadomić sobie ich
W(»lyw na rozwój dziecka.
N(;kane przez niesprzyjające warunki dziecko szuka
HM *lcpo sposobów utrzymania się na fali życia i mo-
lllwońci radzenia sobie w groźnym dlań świecie. Mimo
nłitbońci i lęków nieświadomie tworzy własną strategię,
liy wyjść naprzeciw siłom działającym w jego środowi-
sk n, przy czym nie tylko podejmuje działania ad hoc,
lnr/, rozwija trwałe tendencje charakteru, które w przy-
uKltmci staną się częścią jego osobowości. Nazwałam je
„ilil/iMiiami neurotycznymi".
Irśli chcemy prześledzić, jak rozwija się konflikt,
powinniśmy w żadnym wypadku koncentrować się
licznie na dążeniach jednostkowych, lecz przyjąć
r.szą perspektywę i dostrzec główne kierunki, w któ-
i w danych okolicznościach dziecko może się poru-
r i rzeczywiście się porusza. Być może zatracimy
'ogóły, jednak zdobędziemy dzięki temu wyraź-
Mzy obraz zasadniczych kroków podejmowanych
"/. dziecko, które chce sobie poradzić z własnym oto-
?

liom. Na początku działanie to może być dość chao-

lyi^ne, ale z czasem dadzą się wyodrębnić jego trzy
43

zasadnicze kierunki: dziecko może kierować się ku lu
dziom, przeciwko nim lub odchodzić od nich.
Kiedy dziecko kieruje się k u ludziom, akceptuje włas
ną bezradność i mimo że czuje się odsunięte i żywi lęk,
stara się zdobyć uczucie innych i oprzeć się na nich.
Tylko dzięki temu może się czuć w ich obecności bez
pieczne. Jeśli rodzina jest podzielona na różniące si
w swoich poglądach obozy, to przyłączy się do najsil
niejszej osoby lub grupy. Stosując się do ich życzę:
i próśb, zdobywa poczucie przynależności i wsparcia,
dzięki któremu czuje się silniejsze i mniej wyizolowane.
Kiedy dziecko kieruje się przeciwko ludziom
przyjmuje i uznaje za oczywistą obecną wokół niei
wrogość i decyduje się, świadomie bądź nie, walczy
Z założenia pozostaje nieufne wobec zamiarów i uczui
okazywanych mu przez innych. Buntuje się w każdy1
dostępny dla niego sposób. Chce być silniejsze od oto-
czenia i pragnie pokonać wszystkich, częściowo, by broni
siebie, a częściowo z chęci odwetu.
Kiedy dziecko oddala się od ludzi, nie chce ani przyna-
leżeć do żadnej grupy, ani z nikim walczyć i trzyma się
po prostu na uboczu. Jest przekonane, że ma niewiele
wspólnego z innymi i że inni go nie rozumieją. Z przy-
rody, zabawek, książek i marzeń buduje własny świat.
W każdej z trzech postaw nadmiernie zaznaczony

background image

jest jeden z elementów wchodzących w skład lęku pod-
stawowego. W pierwszej jest to bezradność, w drugiej
wrogość, w trzeciej wyizolowanie. Jednak w istocie dziec-
ko nie może podążyć całkowicie w żadnym z przedsta-
wionych kierunków, gdyż w warunkach, w jakich te po-
stawy się rozwijają, obecny jest każdy element. Z szerszej
perspektywy widać jedynie kierunek, który dominuje.
To, że jest tak w istocie, stanie się w pełni widoczne,
kiedy przejdziemy do problemów w pełni rozwiniętej
nerwicy. Wszyscy znamy dorosłe osoby, u których jedna
z naszkicowanych tu postaw wybija się na pierwszy plan.
44

1 widzimy także, że pozostałe tendencje nie zniknęły.
?noby ugodowej i uległej możemy zaobserwować skłon-
II1 do agresji i potrzebę odizolowania się od ludzi. W za-
iwnniu osoby o wrogim nastawieniu do świata nie
ik elementów uległości i pragnienia samotności. Tak-
ii człowieka odcinającego się od otoczenia da się za-
a/yć wrogość lub tęsknotę za miłością.
Rzeczywiste zachowanie jednostki jest zdetermino-
?u<< przez to nastawienie, które w nim dominuje. Re-
/,iintuje ona te sposoby i środki radzenia sobie z in-
ni, dzięki którym dana osoba czuje się najlepiej. Tak
•i' osoba izolująca się od świata będzie używać wszel-
h nieświadomych technik i strategii, by utrzymać
i'Vrh w bezpiecznej od siebie odległości, gdyż czuje
/ulubiona w każdej sytuacji, która wymaga bliskie-
kontaktu z ludźmi. Co więcej, postawa dominująca
I często, chociaż nie zawsze, postawą, którą dana
lin najłatwiej akceptuje w sposób świadomy.
Nie znaczy to wcale, że postawy mniej widoczne mają
niniejszą siłę oddziaływania. Często będzie bardzo trud-
Mtt Htwierdzić, czy w wypadku pozornie zależnej od in-
iiyrli i skłonnej do uległości osoby pragnienie dominacji
|t»«l mniej intensywne niż potrzeba miłości. Różnica tkwi
w tym, że sposoby uzewnętrzniania impulsów agresyw-
nych nie są tak bezpośrednie. Wiele przykładów, w któ-
rycli postawa zgodna do tej pory z tendencją dominu-
\t\vi\ zostaje odwrócona, potwierdza fakt, że możliwość
oddziaływania ukrytych tendencji może być ogromna.
Tuki zwrot możemy zaobserwować u dzieci, lecz zacho-
• i i on także w późniejszym wieku. Dobrym przykładem
i' t tu Strickland z powieści Somerseta Maughama Księ-
. / miedziak. Tego rodzaju zmianę można stwierdzić,
ni.ilizując historię choroby wielu kobiet. Dziewczyna,
klura jako podlotek była rezolutna, ambitna i niesfor-
IIM, kiedy się zakochuje, może zmienić się w kobietę
zupełnie zależną od swego partnera i pozornie
45

pozbawioną własnych ambicji. Często osoba wyizolo-

background image

wana pod wpływem jakiegoś przygniatającego doświad-
czenia może się stać chorobliwie zależna od innych.
Takie zmiany rzucają pewne światło na często sta-
wiane pytanie: Czy późniejsze doświadczenia życiowe
naprawdę nic nie znaczą, czy istotnie jesteśmy ukształ-
towani i uwarunkowani raz na zawsze przez nasze dzie-
ciństwo? Kiedy przeanalizujemy rozwój nerwicy w kon-
tekście konfliktów, jesteśmy w stanie dać odpowiedź
bliższą prawdy niż ta, którą najczęściej można usłyszeć.
Wchodzi tu w grę kilka możliwości: jeśli sytuacja z dzie-
ciństwa nie ogranicza zbytnio swobodnego rozwoju jed-
nostki, doświadczenia późniejsze, zwłaszcza z okresu mło-
dzieńczego, mogą mieć na nią istotny wpływ. Jeśli jed-
nak doświadczenia dzieciństwa były na tyle silne, że
uformowały dziecko, wykształcając w nim sztywny wzór
zachowań, żadne nowe doświadczenie nie będzie w sta-
nie go zburzyć. Będzie tak częściowo dlatego, że właśnie
ów sztywny wzorzec nie pozwoli na to, by otworzyć się
na jakiekolwiek nowe doświadczenie. Wyizolowanie da-
nej osoby może być na przykład zbyt wielkie i uniemo-
żliwiać zbliżenie się do niej kogokolwiek lub też zależ-
ność od innych może być u niej tak głęboko zakorze-
niona, że zawsze będzie odgrywała rolę osoby podległej
i swoją postawą zachęcała innych do tego, by ją wyko-
rzystywali. Jest tak częściowo dlatego, iż każde nowe
doświadczenie człowiek taki będzie interpretował zgod-
nie ze swoim ustalonym wzorcem. Kiedy na przykład
jednostka o osobowości, w której dominuje agresja, spot-
ka się z przyjaznym nastawieniem do siebie, będzie je
postrzegać bądź jako przejaw głupoty, bądź jako próbę
wykorzystania jej. Nowe doświadczenia wzmocnią jedy-
nie stary wzorzec. Kiedy neurotyk przyjmie w końcu
inną postawę, może to sprawiać wrażenie, jak gdyby
późniejsze doświadczenie rzeczywiście spowodowało zmia-
nę w osobowości. Jednakże zmiana nie jest tak rady-
46

Mm, jakby mogło się wydawać. W rzeczywistości za-
IIO presja zewnętrzna, jak i wewnętrzna zmusiły go
iKtizucenia dominującej dotychczas postawy na rzecz
i:ii'.j skrajności, ale zmiana ta w ogóle nie byłaby
liwa, gdyby nie istniał w nim wewnętrzny konflikt.
'. punktu widzenia osoby normalnej nie ma żadnego
ml u, dla którego trzy przedstawione nastawienia
Miilyby się nawzajem wykluczać. Można być równo-
nin> zdolnym do poświęcenia się innym, do walki
pozostawania w samotności. Wszystkie te tenden-
się nawzajem uzupełniać i razem tworzyć har-
całość. Jeśli jedna z nich dominuje, świadczy
i-i i prostu ojej przeroście.
'"diiak w wypadku nerwicy istnieje kilka przyczyn
?nożliwości pogodzenia tych postaw. Neurotyk nie

background image

oNobą elastyczną; wszystko w nim pcha go do ule-
i i, do walki lub do trzymania się z boku, niezależ-
nd tego, czy ruch ten jest odpowiedni w danych
irznościach. Dlatego wpada w panikę, jeśli zacho-
i ?• Nie inaczej. A zatem jeśli wszystkie te nastawienia
v nim w znacznym stopniu obecne, zostanie siłą
/.y uwikłany w poważny konflikt.
I .olejny czynnik, znacznie rozszerzający zasięg kon-
111 ni, to fakt, że nastawienia te nie ograniczają się do
1 v relacji międzyludzkich, lecz stopniowo przenikają
osobowość, podobnie jak rak przenika tkankę.
<>ńi:u obejmują nie tylko stosunek danej osoby do
< h, ale także jej stosunek do siebie i do życia w ogó-
1 i<«śli nie jesteśmy w pełni świadomi tego wszech-
iiiającego charakteru wspomnianych nastawień, mo-
n; w nas zrodzić pokusa, by powstały konflikt widzieć
* przeciwstawnych sobie kategoriach, takich jak mi-
IndO i nienawiść, uległość i bunt, poddanie i dominacja,
i Ink dalej. Jednak ocena byłaby równie myląca jak
i tmrożnianie między faszyzmem a demokracją dokony-
47

wane na podstawie wybiórczej analizy przeciwstawny
cech każdego z systemów, takich jak podejście do reli
lub władzy. Zachodzą tu rzeczywiście istotne różnic
ale akcentowanie ich w oderwaniu od pozostałych cec
każdego z systemów mogłoby zaciemnić prosty fakt,
demokrację od faszyzmu oddziela przepaść nie do prz
bycia i że oba systemy reprezentują zupełnie niep
równywalne filozofie życia.
To nie przypadek, że konflikt, który na początku di
tyczy naszego stosunku do innych, dotyka z czasem całej
osobowości. Relacje międzyludzkie są czynnikiem ta
istotnym, że muszą wpływać na rozwijane przez nai
cechy charakteru, na stawiane sobie cele i na wartość:
którym chcemy być wierni. To wszystko z kolei oddzia
łuje na relacje z innymi ludźmi i tak oto wszystkie aspe^
kty naszego życia są z sobą nierozerwalnie związane*
W moim przekonaniu konflikt zrodzony z niemożli-
wości pogodzenia sprzecznych z sobą postaw stanowj
jądro nerwicy i dlatego słusznie może być nazwany k o n
fliktem podstawowym. Chcę także dodać, że po
jęcia jądro nie używam wyłącznie w znaczeniu prze
nośnym, lecz po to, by podkreślić fakt, że jest td
dynamiczne centrum, z którego wydobywa się nerwica,
Powyższe twierdzenie jest zalążkiem nowej teorii ner-
wicy, a jego implikacje ujawnią się wyraźnie w następ-1
nych rozdziałach. Ujmując problem szerzej: teoria taj
może być pojmowana jako rozwinięcie mojej wcześniej
szej koncepcji traktującej nerwicę jako objaw zaburz^
nia relacji międzyludzkich**.
* Jako że nie można oddzielić stosunku do innych i stosunku

background image

siebie samego, twierdzenie, jakie czasami można znaleźć w publikacjac
z dziedziny psychiatrii, że jedno bądź drugie jest tu czynnikiem najwa^
niejszym, jest zarówno w teorii, jak i praktyce nie do utrzymania. ?
** Koncepcja ta została przedstawiona po raz pierwszy w Neuroty
cznej osobowości naszych czasów i rozwinięta w Nowych drogach w ps
choanalizie i Autoanalizie.
48

Rozdział 3
NASTAWIENIE „KU LUDZIOM"
I'okazanie konfliktu podstawowego przez zwyczaj-
?i' i• i/.odstawienie jego działania na przykładzie kilku
l<\st niemożliwe. Z powodu niszczycielskiej siły te-
uifliktu neurotyk buduje wokół niego strukturę
mą, której celem jest ukrycie konfliktu, a która
ncześnie wrasta weń tak głęboko, że nie sposób
vizolować w czystej postaci. W rezultacie to, co
i je się na powierzchni, to raczej różnorakie próby
izania konfliktu aniżeli konflikt sam w sobie.
I cm zwykły, szczegółowy opis przypadków nie
liłby dostatecznie wyraźnie wszystkich jego od-
i konsekwencji; taka prezentacja byłaby z koniecz-
i drobiazgowa, a uzyskany obraz byłby mało zro-
iiniiily.
Poza tym musimy rozwinąć to, co naszkicowaliśmy
|iii|n /.ednim rozdziale. By zrozumieć przeciwstawne
liMMciit.y wchodzące w skład konfliktu podstawowego,
?tUMiniy zacząć naszą wędrówkę od analizy każdego
Mich. Uda się nam to, gdy będziemy obserwować ta-
1 vpy osobowości, w których jeden z elementów stał
l'>minujący i dla którego reprezentuje on bardziej
•i ? ? ittowalne „ja". By uprościć to zagadnienie, wyróż-
trzy typy osobowości: uległą, agresywną i wyizo-
49

lowaną*. W każdym przypadku skupimy naszą uwagą
na tej postawie danej osoby, która jest przez nią naj-i
bardziej akceptowana, pozostawiając z boku na tylej
na ile to możliwe, konflikt, który się za nią kryje|
W każdym z tych typów osobowości stwierdzimy, że
podstawowa postawa wobec innych wywołała powstaj
nie i rozwój konkretnych potrzeb, cech, wrażliwości]
ograniczeń, lęków i, co nie mniej ważne, specyficzne!
hierarchii wartości — a przynajmniej sprzyjała mul
Ten sposób podejścia ma swoje wady, ale i zaletyf
Zbadawszy najpierw rolę i strukturę pewnego zespół
postaw, reakcji i przekonań w tym typie osobowość
w którym są one względnie wyraźne, łatwiej rozpozng
my ich podobne kombinacje w tych przypadkach, w kt
rych pojawiają się w formie pogmatwanej i niejasne
Poza tym przyjrzawszy się temu skondensowanemu ob-'
razowi, będziemy pomocni w rozwiązaniu konfliktu tych

background image

wewnętrznie sprzecznych postaw. Powróćmy na chwilę
do naszego porównania między faszyzmem a demokracją: i
gdybyśmy chcieli wskazać na zasadnicze różnice między i
oboma systemami, nie zaczęlibyśmy wywodu od przed-1
stawienia osoby, u której wiara w pewne ideały demc
kracji łączy się ze skrywanymi skłonnościami do metc
faszystowskich. Staralibyśmy się raczej przedstawić ot
raz faszystowskiej umysłowości poprzez pisma nazistóv
i ich działania, a następnie porównalibyśmy to z naj-j
bardziej reprezentatywnymi przejawami demokratycz-j
nego stylu życia. Dopiero to ukazałoby nam wyraźm
różnicę między tymi systemami i pomogło zrozumied
ludzi i grupy, które próbowały wypracować między ni-|
mi pewien kompromis.
* Słowo „typ" jest tu używane w uproszczeniu na oznaczenie osoby
o wyraźnych cechach. Z całą pewnością nie zamierzam ani w tym roz-J
dziale, ani w następnych ustalać nowej typologii osobowości. Jakiś po-i
dział jest na pewno pożądany, lecz trzeba go oprzeć na szerszych pod-j
stawach.
50

1 _„_
I kie cechy towarzyszące „dążeniu ku ludziom". Istnie-
li tu wyraźna potrzeba miłości i akceptacji, a zwłaszcza
potrzeba posiadania „partnera" — przyjaciela, kochan-
I i, żony czy męża — „którego zadaniem jest wypełnić
\ szystkie nasze oczekiwania co do życia i wziąć na
icbie odpowiedzialność za całe dobro i zło, podczas gdy
?

i iszym głównym zadaniem staje się umiejętne mani-

imlowanie nim"*. Te potrzeby cechują się tym wszy-
ikim, co jest tak powszechne w dążeniach neurotycz-
nych: są niewybiórcze i kompulsywne, rodzą lęk lub
przygnębienie, kiedy pozostają nie zaspokojone. Dzia-
|n,IH prawie niezależnie od wewnętrznej wartości tych
innych", z którymi dana osoba ma do czynienia, i od
?

'oczywistych uczuć, jakie żywi ona do nich. Chociaż

li Ibrmy wyrazu mogą być różne, wszystkie koncentrują
i,> wokół pragnienia ludzkiej bliskości, tęsknoty za „przy-
iilcżnością". Z powodu ich niewybiórczej natury typ ule-
ly zawsze będzie skłonny doszukiwać się nadmiernego
itkrcwieństwa uczuć, charakterów i zainteresowań z ty-
ii, którzy są wokół niego, i lekceważyć to, co go dzieli
I innych**. Jego błędny osąd wynika nie z ignoran-
i, głupoty czy nieumiejętności obserwacji ludzi, lecz
ilHerminujących go kompulsywnych potrzeb. Czuje się
ti tak jak to przedstawiła na rysunku jedna z pa-
,i.iiick — jak dziecko otoczone przez tajemnicze i groź-
ierzęta. Stoi kruche i bezradne, nad nim ogromna
oła gotowa je użądlić, pies gotów ukąsić, kot, który
chwila skoczy na nie, i byk z pochylonym łbem
nicrzający się, by wziąć je na rogi. Rzecz jasna,
ilziwa natura innych nie ma tu żadnego znaczenia

background image

i vt. za: K. Horney, Autoanaliza, op. cit., s. 47.
I 'nr. Neurotyczna osobowość naszych czasów, op. cit., rozdziały 2 i 6,
ni'i> Hię potrzebą miłości i Autoanaliza, op. cit., rozdział 8, anali-
i hnrobliwą zależność.
51

poza tym, że bardziej agresywni i budzący większy stract
są ci, których „miłość" jest najbardziej potrzebna. Pod-i
sumowując zatem, możemy powiedzieć, że jest to typ
potrzebujący akceptacji, chcący, by ludzie pragnęli jego
obecności i by go kochali. Jest to ktoś, kto musi czuć sid
zawsze mile widziany, aprobowany i doceniany. Ktoś, ktd
musi czuć się potrzebny, ważny dla innych, a zwłaszczJ
dla pewnej konkretnej osoby, kto pragnie, by mu po
magano, chroniono go, opiekowano się nim i kierowane
Kiedy w trakcie analizy* pokaże się pacjentowi, żfl
jego potrzeby mają charakter kompulsywny, najprawl
dopodobniej stwierdzi, że wszystkie te pragnienia są
zupełnie „naturalne". I oczywiście jest to pogląd trudnjj
do obalenia. Może stwierdzić, że każdy — z wyjątkieff
osób, których istota została wypaczona przez skłonne
ści sadystyczne (o czym będzie mowa później) do teg
stopnia, iż pragnienie miłości zostało w nich zdławiona
i nie reagują na nie — pragnie mieć świadomość tegoj
że jest lubiany, że jest cząstką większej całości, że może
liczyć na pomoc innych i tak dalej. Tym, odnośnie dc
czego pacjent się myli, jest twierdzenie, że jego górą
czkowa walka o miłość i akceptację jest szczera i pra
wdziwa, podczas gdy w rzeczywistości to, co prawdzi
we, przytłacza nienasycone pragnienie bezpieczeństwa
Dążenie do zaspokojenia tej potrzeby jest tak silne
że nakierowane jest na nie całe postępowanie neuroty
ka. Niejako po drodze rozwijają się w nim cechy i po
stawy kształtujące jego charakter. Część z nich możni
określić jako przymilanie się innym; staje się on wraź
liwy na ich potrzeby — oczywiście w ramach tego, c
sam jest w stanie zrozumieć, biorąc pod uwagę własn
uczucia. I tak na przykład, chociaż będzie zupełnie ślep;
na chęć pozostania na uboczu osoby wyizolowanej, bę
* Analiza jest tu oczywiście rozumiana jako terapia psychoanalityc
na (przyp. red. nauk.).

52

f

'!y,ic> jednocześnie wyczulony na dostrzegane u ludzi,
którymi przestaje, pragnienie zrozumienia, pomocy,
?'krcptacji i tym podobne. Stara się dopasować swoje
uchowanie do tego, czego rzeczywiście lub tylko w jego
Miiiirmaniu oczekują od niego inni. Często w tych sta-
? uniach zapomina o sobie. Staje się „nieegoistyczny",
ulow do poświęceń, nie stawia żadnych wymagań —

background image

•???i nieograniczoną potrzebą miłości. Przeistacza się
"?;obę uległą, do przesady uważającą na innych —
wiście w możliwych dlań granicach — kimś, kto
i wdzięczny za wszystko, wielkoduszny i kto każdy
' ? |.iw życzliwości ze strony otoczenia uważa za wielką
? l «,'. Kryje przed samym sobą, że w głębi serca ludzie,
'"lviii schlebia, nie obchodzą go wiele, i uważa ich

\ yczaj za hipokrytów i egoistów. Z drugiej strony —

'" "żyj§ pojęcia określającego działanie świadome dla
i" niia czegoś, co się rozgrywa w nieświadomości —
?' ? konuje sam siebie, że lubi wszystkich, że wszyscy
i mili" i godni zaufania; to błędne wyobrażenie nie
1 II i- powoduje rozdzierające serce rozczarowania, ale
1 'i ?'• zwiększa brak ogólnego poczucia bezpieczeństwa.
1 'mawiane tu cechy neurotyka nie są tak wartościo-

iak mu się wydaje, przede wszystkim dlatego, że

?? ufa własnym uczuciom i opiniom, lecz ślepo oddaje

n wszystko to, co jest zmuszony chcieć od nich,

1 'kże dlatego, że popada w rozterkę, jeśli jego życz-
?'?K! pozostaje nie odwzajemniona.
Równolegle z tymi cechami, częściowo pokrywając
nimi, pojawiają się inne, takie jak unikanie oka-
<nia niechęci, stronienie od kłótni, wycofywanie się
'.spółzawodnictwa. Neurotyk zazwyczaj ustępuje
?m boju, zajmując bardziej poślednią pozycję, i usu-
() z blasku reflektorów, zostawiając miejsce innym.
i(» zawsze łagodził spory i dążył do pojednania,
i/>.o — przynajmniej świadomie — nie będzie ży-
fll urazy. Jakiekolwiek pragnienie zemsty jest tak moc-
53

no wypierane, że on sam często zastanawia się, dla-
czego tak łatwo przychodzi mu się pojednać z ludźmi
i dlaczego nigdy nie czuje w sercu niechęci. Ważna jest
także jego skłonność do niemal automatycznego przyj-
mowania na siebie winy. I znowu, niezależnie od jego
rzeczywistych odczuć — to znaczy bez względu na to,
czy naprawdę czuje się winny czy nie — będzie raczej
oskarżał siebie, a nie innych, i analizował szczegółowo
własne postępowanie lub też stanie się pokorny i skru-
szony w obliczu nieuzasadnionego krytycyzmu czy spo-
dziewanego ataku.
Mamy tu do czynienia z niedostrzegalnym przejściem
od takich postaw do określonych zahamowań. Ponieważ
każdy przejaw agresji stanowi tabu, dostrzegamy u ta-
kich osób wyraźne zahamowania, jeżeli chodzi o zdecy-
dowane wymaganie szacunku dla siebie samego, krytykę,
żądania, wydawanie rozkazów, naciski, dążenie do am-
bitnych celów. Ponieważ życie takiej osoby jest całkowicie
nakierowane na innych, jej zahamowanie często unie-
możliwia podejmowanie jakichkolwiek działań wyłącznie
dla własnej korzyści i zadowolenia lub też rozkoszowa-

background image

nie się czymkolwiek w samotności. Może to doprowadzić
do stanu, w którym jakakolwiek przyjemność — posi-
łek, przedstawienie, koncert, obcowanie z przyrodą —
jeśli nie jest dzielona z innymi, staje się pusta i jałowa.
Nie trzeba dodawać, że takie sztywne ograniczanie
własnych rozrywek nie tylko zubaża życie, ale powoduje,
że zależność od innych staje się jeszcze większa.
Prócz idealizacji wyżej wspomnianych cech* jedno-
stka tego typu charakteryzuje się pewnymi postawami
w stosunku do siebie. Pierwsza z nich to przenikające
całą świadomość uczucie, że jest się słabym i bezrad-
nym, przeświadczenie, że „ze mnie taka kruszyna". Kie-
dy takiego człowieka zostawi się samemu sobie, czuje
' Por. też rozdział 6: Wyidealizowany obraz samego siebie.
54

się jak łódź miotana falami czy Kopciuszek pozbawiony
opieki dobrej wróżki. Bezradność ta znajduje częściowe
potwierdzenie w rzeczywistości. Przeświadczenie, że
w żadnych okolicznościach nie będzie się w stanie wal-
czyć czy współzawodniczyć, ugruntowuje rzeczywistą sła-
bość. Poza tym osoba taka szczerze przyznaje się do
swojej bezradności sobie i innym. Słabość ta może zo-
stać także wyraźnie uwypuklona w marzeniach sen-
nych. Osoba taka często odwołuje się do własnej sła-
bości, gdy szuka orędownika lub obrońcy. „Musisz mnie
kochać, chronić, przebaczać mi i nie wolno ci mnie zo-
stawić, ponieważ jestem taki słaby i bezbronny".
Druga charakterystyczna cecha wynika ze skłonno-
ści do podporządkowywania się. Osoba tego typu tra-
ktuje jako oczywisty fakt, że wszyscy są ważniejsi od
niej, bardziej atrakcyjni, inteligentniejsi, lepiej wy-
kształceni, bardziej wartościowi niż ona. Przeświadcze-
nie to ma swoje korzenie w rzeczywistości, gdyż brak
zdecydowania i pewności siebie na pewno negatywnie
wpływa na jej zdolności. Lecz nawet w dziedzinach,
w których jest ona rzeczywiście uzdolniona, własne po-
czucie niższości powoduje, że przypisuje innym — nie-
zależnie od ich zasług — większą wiedzę i kompeten-
cjo aniżeli sobie. W obecności kogoś agresywnego czy
aroganckiego jej własne poczucie wartości maleje jesz-
cze bardziej. Nawet kiedy osoba taka jest sama, prze-
jawia skłonność do niedostatecznego doceniania nie tylko
własnych zalet, talentów i zdolności, ale także posia-
danych rzeczy materialnych.
Trzecia charakterystyczna cecha jest częścią ogólnej
zależności od innych ludzi. Jest to nieświadoma skłon-
ność do oceny siebie przez pryzmat tego, co sądzą o nim
inni. Poczucie własnej wartości takiej osoby rośnie i opa-
ila, zależnie od tego, czy jest chwalona czy karcona,
czy doświadcza miłości czy nie. Dlatego każde odrzu-
cenie jest katastrofą. Jeśli ktoś nie zrewanżuje się za

background image

55

zaproszenie na kolację, człowiek taki może to zrozu-
mieć na poziomie świadomości, ale zgodnie z logiką
specyficznego wewnętrznego świata, w którym żyje, po-
ziom wewnętrznego wskaźnika własnej wartości spada
do zera. Innymi słowy, jakikolwiek krytycyzm, odrzu-
cenie lub zawód ze strony innej osoby jest dlań prze-
rażającym niebezpieczeństwem i neurotyk gotów uciec
się do najnikczemniejszych sposobów, by odzyskać wzglę-
dy osoby, która swoją postawą wywołała w nim poczu-
cie zagrożenia. Jego gotowość „nadstawienia drugiego
policzka" nie wynika z tajemniczych, „masochistycznych"
pobudek, lecz jest jedyną logiczną rzeczą, którą może
zrobić, wychodząc z własnych wewnętrznych założeń.
Wszystko, co przedstawiono powyżej, składa się na
specyficzną hierarchię wartości osoby takiego typu. Rzecz
jasna, same wartości są mniej lub bardziej wyraziste,
zależnie od ogólnej dojrzałości takiej osoby. Pożądane
są dobroć, współczucie, miłość, wspaniałomyślność, wy-
zbycie się egoizmu, pokora, podczas gdy egotyzm, am-
bicjonalność, nieczułość, brak skrupułów i podporząd-
kowanie innych swej władzy są odrzucane ze wstrętem,
chociaż mogą równocześnie być skrycie podziwiane, gdyż
reprezentują „siłę".
To wszystko więc składa się na neurotyczne „dąże-
nie ku" ludziom. Widać teraz wyraźnie, że zupełnie
nieadekwatne byłoby określenie wszystkich tych czyn-
ników jednym terminem, na przykład „uległości" lub
„zależności", gdyż zawiera się tu całe myślenie, odczu-
wanie i działanie — cały styl życia.
Obiecałam, że nie będę analizować sprzecznych czyn-
ników. Nie zrozumiemy jednak, jak sztywno dana osoba
trzyma się swych postaw i przekonań, jeśli nie będziemy
świadomi, do jakiego stopnia wypieranie przeciwstaw-
nych dążeń wzmacnia dążenia dominujące. Kiedy ana-
lizujemy osobowość osoby uległej, znajdujemy w niej sze-
reg silnie wypieranych tendencji agresywnych. W prze-
56

ciwieństwie do pozornej przesadnej troskliwości natra-
fiamy na zimny brak zainteresowania drugim człowie-
kiem, bunt i lekceważenie, nieświadome zapędy paso-
żytnicze i chęć wykorzystania drugich, skłonności do
kontrolowania innych i manipulowania nimi oraz nie-
ustanne pragnienie bycia lepszym od nich połączone z tę-
sknotą za zrodzonym z chęci zemsty pognębieniem prze-
ciwnika. Naturalnie te wypierane popędy różnią się ro-
dzajem i intensywnością. Częściowo są odpowiedzią na
wczesne, niekorzystne doświadczenia w obcowaniu z in-
nymi ludźmi. Nierzadko śledząc historię choroby jakiejś
osoby, dostrzegamy, że aż do wieku lat pięciu lub ośmiu

background image

występowały u niej napady wściekłości, które potem za-
nikły, ustępując miejsca trwałej potulności. Tendencje
agresywne są wzmacniane i czerpią swe siły także z póź-
niejszych doświadczeń, jako że wrogość bezustannie ro-
dzi się z wielu źródeł. Dokładna analiza tego problemu
doprowadziłaby nas na tym etapie zbyt daleko. Wystar-
czy powiedzieć, że skromność i „dobroć" wystawiają czło-
wieka na niebezpieczeństwo wykorzystania i poniżenia
przez innych, a zależność od nich prowadzi do wyjąt-
kowej bezbronności, która z kolei wiedzie do przeświad-
czenia, że jest się zaniedbywanym, odrzuconym i upo-
korzonym, zawsze wtedy, kiedy dana osoba nie otrzyma
dostatecznej w jej mniemaniu porcji miłości czy apro-
baty.
Kiedy twierdzę, że wszystkie uczucia, dążenia i po-
stawy są „wypierane", używam tego pojęcia w znacze-
niu freudowskim, mając na myśli to, że jednostka nie
tylko nie jest świadoma ich istnienia, lecz także do
tego stopnia unika tej wiedzy, że z niepokojem nie-
ustannie obserwuje, czy najmniejszy nawet ich ślad nie
stał się wiadomy jej lub innym. Zatem w obliczu każ-
dego przypadku wypierania rodzi się pytanie: Dlaczego
człowiek wypiera część działających w nim sił? W przy-
padku osoby uległej możemy uzyskać kilka odpowiedzi.
57

Większość z nich stanie się dla nas zrozumiała dopie-
ro później, gdy zajmiemy się dążeniami sadystycznymi
i wyidealizowanym obrazem siebie. Teraz widzimy, że
uczucia czy objawy wrogości byłyby zagrożeniem dla
istniejącej u danej osoby potrzeby sympatii do ludzi
i pragnienia bycia przez nich lubianą. Oprócz tego każ-
dy rodzaj agresywnego zachowania bądź pewności sie-
bie jawiłby się tej osobie jako przejaw egoizmu. Potę-
piłaby ona takie zachowanie wobec siebie i wydawałoby
się jej, że inni także je potępiają. A nie może przecież
pozwolić sobie na ryzyko potępienia, gdyż poczucie włas-
nej wartości zależy całkowicie od jej akceptacji przez
innych.
Wypieranie wszelkich uczuć i impulsów związanych
z ambicją, chęcią odwetu i pewnością siebie pełni je-
szcze inną funkcję. To jedna z wielu prób, jakie podej-
muje neurotyk, by rozwiązać swoje konflikty i by osiąg-
nąć wewnętrzną jedność, spójność i pełnię. Tęsknota
za jednością w nas samych to nie pragnienie z pogra-
nicza mistyki. Wywołuje ją zwykła, przyziemna konie-
czność funkcjonowania w życiu (a nie możemy funkcjono-
wać, gdy bezustannie miotają nami przeciwne uczucia)
i ogromny strach przed wewnętrznym rozszczepieniem
osobowości. Danie pierwszeństwa jednemu dążeniu i spy-
chanie w głąb innych sprzecznych z nim, to nieświa-
doma próba uporządkowania własnej osobowości. To

background image

jedno z zasadniczych starań neurotyka podejmowanych
w celu rozwiązania własnych konfliktów.
Tak więc odkryliśmy, że jednostka ma dwojaki in-
teres w tym, by utrzymać pod kontrolą wszystkie agre-
sywne impulsy: po pierwsze, ich ujawnienie zagroziłoby
jej sposobowi życia, a po drugie, jej sztuczna jedność
rozpadłaby się na strzępy. Im zatem bardziej niszczy-
cielskie są agresywne dążenia, tym silniejsza potrzeba,
by je usunąć ze świadomości. Taka jednostka do tego
stopnia zakłóca własną równowagę, że nigdy nawet nie
58

wydaje się jej, że chce czegoś dla siebie, że nigdy nie
odmawia czyjejś prośbie, że zawsze każdego darzy sym-
patią i zawsze usuwa się w cień. Innymi słowy dążenia
oparte na uległości i chęci udobruchania innych ulegają
wzmocnieniu; stają się jeszcze bardziej kompulsywne
i jeszcze mniej wybiórcze*.
Oczywiście wszystkie te nieświadome wysiłki nie blo-
kują działania wypieranych impulsów ani ich oddzia-
ływania na jednostkę. Jednak w tej sytuacji działają
one tak, że można dopasować je do ogólnej struktury
neurotyka. Osoba taka będzie stawiała żądania dlate-
go, że jest „bezbronna i nieszczęśliwa", lub też będzie
dominować nad kimś skrycie pod pozorem „miłości".
Kumulowana i wypierana wrogość może wydobywać się
na powierzchnię w postaci mniejszej bądź większej gwał-
towności, która przybiera formę okazjonalnego poiry-
towania bądź napadów wściekłości. Takie wybuchy gnie-
wu, mimo iż nie pasują do ogólnego obrazu, pełnego
dobroci i łagodności, wydają się neurotykowi całkowicie
usprawiedliwione. Jeśli przyjmiemy jego założenia, oka-
że się, że ma rację. Nie zdając sobie sprawy z tego, że
jego żądania w stosunku do innych są nadmierne i prze-
pojone egoizmem, nie może on oprzeć się wrażeniu, że
ponieważ jest tak niesprawiedliwie traktowany przez
ludzi, po prostu nie jest w stanie znieść tego dłużej
i wybucha. I wreszcie, jeśli wypierana wrogość dorów-
na siłą ślepej furii, może wywołać wszelkiego rodzaju
zaburzenia somatyczne, takie jak bóle głowy czy dole-
gliwości żołądkowe.
Zatem większość cech charakterystycznych dla typu
uległego jest rezultatem podwójnej motywacji. Kiedy
podporządkowuje się, to dlatego, że w jego interesie
leży unikanie zadrażnień i osiąganie harmonii we współ-
życiu z innymi. Ale może to być także sposób na to,
; Por. rozdział 12: Dążenia sadystyczne.
59

by zatrzeć wszelkie ślady własnego pragnienia domi-
nacji nad otoczeniem. Kiedy pozwala innym wykorzy-
stywać siebie, jest to wyraz jego uległości i „dobroci",

background image

ale może to być także odwrócenie się od pragnienia
posłużenia się drugim człowiekiem. By zlikwidować ule-
głość neurotyczną, trzeba poddać dokładnej analizie obie
strony konfliktu i to we właściwym porządku. Czytając
tradycyjne publikacje z dziedziny psychoanalizy, mo-
żemy czasem odnieść wrażenie, że istotą terapii psy-
choanalitycznej jest „uwolnienie agresji". Pogląd taki
ujawnia, w jak nikłym stopniu dany autor rozumie zło-
żoność, a zwłaszcza zróżnicowanie neurotycznych stru-
ktur osobowości. Taka interpretacja ma wartość tylko
dla pewnego typu osobowości i to wartość ograniczoną.
Wydobycie na powierzchnię dążeń agresywnych działa
wyzwalająco, ale może być bardzo szkodliwe dla roz-
woju danej osoby, jeśli „wyzwolenie" to jest rozumiane
jako cel sam w sobie. Jeśli chcemy, by osobowość pa-
cjenta została w pełni zintegrowana, po wyzwoleniu
trzeba rozpocząć pracę nad konfliktem.
Musimy zwrócić jeszcze uwagę na rolę miłości i seksu
w życiu osoby typu uległego. Miłość wydaje jej się czę-
sto jedynym celem, do którego warto dążyć i dla któ-
rego warto żyć. Życie bez miłości jest płaskie, puste
i daremne. Parafrazując to, co Fritz Wittels powiedział
o kompulsywnych, wewnętrznych dążeniach neuroty-
ka*, możemy stwierdzić, że miłość staje się mirażem,
który człowiek ściga, tracąc z oczu wszystko inne. Ludzie,
przyroda, praca, wszelkie rozrywki czy zainteresowa-
nia tracą znaczenie, jeśli nie użycza im swego posmaku
miłość innej osoby. Fakt, że w naszej kulturze obsesja
ta jest częściej spotykana u kobiet niż mężczyzn, zro-
dził twierdzenie, że tęsknota ta jest przypadłością ko-
* F. Wittels, Unconscious Phantoms in Neurotics, „Psychoanalytic
Quarterly", 1939, t. VIII, cz. 2.
60

biecą. W rzeczywistości nie ma ona nic wspólnego z płcią
i z powodu swego irracjonalnego i kompulsywnego cha-
rakteru jest zjawiskiem neurotycznym.
Gdy zrozumiemy strukturę osobowości osób typu uleg-
łego, zobaczymy wyraźnie, dlaczego miłość jest dla nich
tak ważna, dlaczego „w tym szaleństwie jest metoda".
Zważywszy na wszystkie sprzeczne i działające w niej
tendencje, jest to w istocie jedyny sposób zaspokojenia
własnych neurotycznych potrzeb. Daje on nadzieję neu-
rotykowi, że zostanie zaspokojone zarówno pragnienie
bycia lubianym, jak i pragnienie dominacji (przez mi-
łość) nad drugim człowiekiem; jego potrzeba ustępowa-
nia komuś miejsca i potrzeba bycia lepszym od innych
(dzięki zdobytemu przez to szacunkowi partnera). Po-
maga mu wyładować wszystkie jego agresywne popędy
w sposób niewinny, usprawiedliwiony, a nawet godny
pochwały, pozwalając równocześnie na manifestowanie
wszystkich zjednujących mu innych do siebie cech, któ-

background image

re posiadł. Co więcej, ponieważ jest nieświadom faktu,
że wszystkie jego ułomności i bolączki są wynikiem
wewnętrznego konfliktu, miłość kusi go jako skuteczny
lek na wszystko: jeśli tylko uda mu się znaleźć kogoś,
kto go pokocha, wszystko będzie w porządku. Łatwo
powiedzieć, że nadzieja ta jest złudna; trzeba jednak
zrozumieć logikę jego mniej lub bardziej nieświadome-
go rozumowania. Osoba taka myśli: „Jestem słaby
i bezradny i tak długo, jak pozostaję sam we wrogim
świecie, moja bezradność jest dla mnie niebezpieczeń-
stwem i zagrożeniem. Jeśli jednak znajdę kogoś, kto
mnie pokocha, już dłużej nie będę w niebezpieczeń-
stwie, bo on (ona) ochroni mnie. Z kimś takim nie będę
już musiał dopominać się o swoje, bo osoba ta zrozumie
mnie i da mi wszystko, czego potrzebuję, bez koniecz-
ności proszenia o to. Moja słabość byłaby nawet pew-
nym plusem, gdyż wtedy ktoś taki pokochałby moją
bezradność, a ja mógłbym znaleźć oparcie w jego sile.
61

Gdybym mógł zrobić coś dla niego lub dla siebie, dla-
tego, że on tego chce, wyzwoliłaby się ze mnie cała
energia, której nie potrafię teraz wykrzesać".
Neurotyk rozważa w swoim umyśle to, co po części
jest wynikiem świadomej konstrukcji myślowej, po czę-
ści uczuciem, a po części pozostaje nieświadome: „Być
samotnym to dla mnie straszna tortura. Problem nie
tylko w tym, że nie potrafię się cieszyć niczym, czego
nie dzielę z innymi. To coś więcej — czuję się zagu-
biony i przepełnia mnie lęk. Jasne, że mógłbym pójść
sam do kina lub poczytać książkę w sobotni wieczór,
lecz byłoby to upokarzające, bo wskazywałoby wyraź-
nie, że nikt mnie nie chce. A więc muszę bardzo sta-
rannie dbać o to, by nie pozostać nigdy samemu w so-
botni wieczór ani w żadnym innym czasie. Gdybym
znalazł osobę, która mnie pokocha, uwolniłaby mnie
ona od mojej udręki. Wszystko, co teraz jest jałowe,
czy to przygotowywanie śniadania, czy praca, czy za-
chód słońca, byłoby radością". I dodaje w myślach: „Brak
mi pewności siebie. Zawsze wydaje mi się, że inni wie-
dzą więcej, są atrakcyjniejsi i bardziej utalentowani
niż ja. Nawet to, co udało mi się osiągnąć, nie liczy
się, bo nie mogę przypisać tego naprawdę sobie. Być
może był to tylko szczęśliwy traf. Nie jestem pewien,
czy udałoby mi się to osiągnąć jeszcze raz. Gdyby ludzie
naprawdę mnie znali, nie mieliby ze mnie żadnego po-
żytku. Ale gdybym znalazł kogoś, kto pokochałby mnie
takiego, jaki jestem, i dla kogo byłbym najważniejszy,
byłbym kimś". Nic zatem dziwnego, że miłości przypi-
suje cudowną moc i uważa, że należy trzymać się jej
kurczowo i przedkładać ją nad uciążliwą pracę nad we-
wnętrzną przemianą.

background image

Stosunek seksualny jako taki — pomijając jego fun-
kcję biologiczną — stanowi istotny dowód na to, że
jest chciany. Im bardziej typ uległy przejawia skłon-
ności do wyizolowania, to znaczy im bardziej obawia
62

się zaangażować emocjonalnie, czy też im bardziej boi
się tego, że zostanie pokochany, tym bardziej zwykły
seks będzie substytutem miłości. Jawić się będzie jako
jedyna droga ku prawdziwie ludzkiej bliskości i podo-
bnie jak w przypadku miłości neurotyk będzie złudnie
upatrywał w nim panaceum na wszystko.
Jeśli potrafimy spojrzeć na problem uważnie i unik-
nąć dwóch skrajności — jednej głoszącej, że przece-
nianie przez pacjenta roli miłości to „rzecz naturalna",
i drugiej, uważającej ten fakt za objaw „neurotyczny" —
zobaczymy, że oczekiwania typu uległego wobec miłości
można logicznie wywieść z przesłanek jego życiowej fi-
lozofii. Jak to się często, a może i zawsze dzieje w przy-
padku nerwic, stwierdzimy, że rozumowanie pacjenta,
świadome bądź nieświadome, jest bez zarzutu, a prob-
lem tkwi w tym, że opiera się ono na fałszywych prze-
słankach. Ich fałsz polega na tym, że neurotyk myli po-
trzebę miłości i wszystko, co jej towarzyszy, z prawdzi-
wą zdolnością do kochania, i że w swoich kalkulacjach
zupełnie nie bierze pod uwagę obecnych w nim dążeń
agresywnych, a nawet niszczycielskich. Innymi słowy,
lekceważy konflikt neurotyczny. Spodziewa się, że moż-
na się pozbyć dokuczliwych skutków nie rozwiązanego
konfliktu bez zmiany samego konfliktu — jest to po-
stawa typowa dla każdego neurotyka szukającego roz-
wiązania tkwiących w nim sprzeczności. Z tego właśnie
powodu próby takie są nieuchronnie skazane na nie-
powodzenie, gdyż miłość — trzeba to podkreślić — nie
może być rozwiązaniem. Jeśli osobie o uległej osobo-
wości powiedzie się i znajdzie partnera pełnego siły
i wyrozumiałości lub cierpiącego na nerwicę harmoni-
zującą z jej nerwicą, cierpienie może ulec znacznemu zła-
godzeniu i osoba ta może doświadczyć pewnego szczę-
ńcia. Z reguły jednak dzieje się tak, że związek, który
miał być rajem na ziemi, pogrąża ją jeszcze bardziej
w udręce. Prawie zawsze przenosi na ów związek swoje
63

konflikty, niszcząc go w ten sposób. Nawet najbardziej
sprzyjające okoliczności mogą przynieść ulgę wyłącznie
w przypadku tego, co jest rzeczywistym problemem da-
nej jednostki; jeśli neurotyk nie rozwiąże własnych kon-
fliktów, jego rozwój wewnętrzny będzie nadal zabloko-
wany.

Rozdział 4

background image

NASTAWIENIE
„PRZECIWKO LUDZIOM"
Omawianie drugiego składnika konfliktu podstawo-
wego — nastawienia „przeciwko ludziom" — zacznie-
my, podobnie jak w poprzednim przypadku, od typu
osobowości, w którym przeważają dążenia agresywne.
Typ uległy trzyma się kurczowo przekonania, że wszys-
cy ludzie są „sympatyczni i mili", i zawsze zbija go
z tropu odkrycie, że czasem jest inaczej, natomiast typ
agresywny przyjmuje za rzecz oczywistą, że każdy jest
nastawiony doń wrogo, i nie chce przyznać, że to nie
zawsze jest prawdą. Życie jest dla niego walką wszyst-
kich ze wszystkimi, w której każdy powinien dbać
o własną skórę. Wyjątki, na które się zgadza w swej
ocenie rzeczywistości, wprowadzane są niechętnie i z za-
strzeżeniami. Taki stosunek do świata czasami jest wy-
raźnie widoczny, lecz częściej skrywa go pozorna grze-
czność, dbałość o sprawiedliwość i granie dobrego kom-
pana. Tę „fasadę" można uznać za makiaweliczny wybieg
podyktowany względami czysto praktycznymi. Z reguły
jednak jego nastawienie to zlepek roszczeń wobec świa-
ta, prawdziwych uczuć i potrzeb neurotycznych. Pra-
gnienie przekonania innych, by wierzyli w to, że jest
„porządnym facetem", może łączyć się z odrobiną szcze-
rej życzliwości, pod warunkiem że nikt nie kwestionuje
jego przywódczej roli. Mogą w nim istnieć ślady neu-
65

rotycznej potrzeby miłości i akceptacji służące celom
agresywnym. Taka fasada niepotrzebna jest typowi ule-
głemu, bo jego dążenia są zbieżne z powszechnie akcep-
towanymi normami społecznymi i chrześcijańskimi.
By w pełni uzmysłowić sobie, że pragnienia osoby
typu agresywnego działają na takiej samej zasadzie
przymusu jak potrzeby osoby typu uległego, musimy
wiedzieć, że oba rodzaje zachowań są powodowane przez
lęk podstawowy. Należy to podkreślić, gdyż ludzie, o któ-
rych mówimy w tej chwili, nigdy nie przyznają się do
strachu ani nie ujawniają go tak wyraźnie jak osoby
typu uległego. U jednostek agresywnych wszystko na-
kierowane jest na bycie i stawanie się osobą „twardą",
a przynajmniej na stwarzanie takich pozorów.
Potrzeby jednostki typu agresywnego powstają z prze-
konania, że świat jest areną walki o byt, gdzie mocni
unicestwiają słabych, a przeżyć mogą jedynie najlepiej
przystosowani. Cechy warunkujące przetrwanie są za-
leżne od kultury, w której żyje dana osoba, ale w każ-
dym wypadku pierwszym przykazaniem jest brutalna
walka o własny interes. Stąd też zasadnicze pragnienie
takiej osoby sprowadza się do chęci kontroli otoczenia.
Zróżnicowanie możliwych środków jej sprawowania jest
nieograniczone. Może ona przybrać postać bezpośred-

background image

niego użycia siły, może mieć formę pośredniej manipu-
lacji poprzez nadmierne zatroskania drugim człowie-
kiem, a może też polegać na zobowiązywaniu ludzi do
jakichś działań. Osoba taka często woli pozostać szarą
eminencją i pociągać za sznurki z ukrycia. Może ją ce-
chować podejście intelektualne, oparte na wierze w to,
że cel można osiągnąć przez rozumowanie lub przewi-
dywanie. Przyjęta przez daną jednostkę forma kontroli
zależy od jej osobistych uzdolnień. Częściowo stanowi
ją połączenie sprzecznych dążeń. Jeśli na przykład dana
osoba skłania się ku odizolowaniu, będzie unikała bez-
pośredniej dominacji, gdyż ta powoduje zbyt bliski kon-

I

66

takt z ludźmi. Metody pośrednie będą preferowane tak-
że w sytuacji, gdy istnieje spora, choć ukryta potrzeba
akceptacji. Jeśli osoba taka chce pozostać szarą emi-
nencją, wskazuje to na obecność dążeń sadystycznych,
gdyż wtedy inni są wykorzystywani do jej własnych
celów*.
Równocześnie osoba taka pragnie być lepsza od in-
nych, pragnie osiągnąć sukces oraz zdobyć prestiż i uzna-
nie. Wysiłki w tym kierunku są nastawione częściowo
na zdobycie władzy, gdyż prestiż i sukces w społeczeń-
stwie opartym na współzawodnictwie ułatwiają jej posia-
danie. Prestiż i sukces są także podstawą subiektyw-
nego poczucia siły, które rodzi się przez jej zewnętrzne
potwierdzenie, zewnętrzny poklask i dominację nad in-
nymi. W tym wypadku, podobnie jak w przypadku typu
uległego, „środek ciężkości" danej osoby leży poza nią
samą, różny jest tylko sposób afirmacji, jakiego osoba
taka oczekuje od innych. W istocie rzeczy oba są równie
jałowe. Kiedy ludzie zastanawiają się, dlaczego sukces
nie pomógł im wyzwolić się z wewnętrznych lęków, de-
monstrują tym samym swą psychologiczną ignorancję,
ale fakt, że się w ogóle nad tym zastanawiają, wska-
zuje, jak dalece sukces i prestiż społeczny są powszech-
nie uważane za kryterium odpowiedniej pozycji w spo-
łeczeństwie.
Na całościowy obraz osoby, o której tu mowa, składa
się także silne pragnienie wykorzystania drugiego czło-
wieka, przechytrzenia go, zrobienia z niego uległego
narzędzia. Na każdą sytuację i każdy związek patrzy,
pytając: „Co ja będę z tego miał?" — niezależnie od
tego, czy dotyczy to pieniędzy, szacunku społecznego,
kontaktów międzyludzkich czy idei. Osoba taka jest
świadomie lub na poły świadomie przekonana, że wszy-
scy zachowują się w ten sposób, a zatem należy to robić
* Por. rozdział 12: Dążenia sadystyczne.

background image

67

skuteczniej od innych. Cechy, jakie się u niej rozwijają,
są niemal diametralnym przeciwieństwem cech osoby
uległej. Jednostka typu agresywnego staje się nieczuła
i „twarda", a przynajmniej sprawia takie wrażenie. Całą
warstwę uczuciową zarówno swoją, jak i innych uważa
za „ckliwy sentymentalizm". Miłość w jej życiu odgrywa
nieistotną rolę. Nie znaczy to, że nigdy nie bywa za-
kochana lub nie oddaje się romansom i nie wstępuje
w związek małżeński. Zasadniczą sprawą w miłości jest
posiadanie partnera, który byłby pożądany przez wszy-
stkich, którego atrakcyjność, prestiż społeczny i bogac-
two pomogą ugruntować własną pozycję. Nie widzi ona
żadnego powodu, by mieć wzgląd na drugiego człowie-
ka. „Dlaczego miałbym się martwić o innych? Niech
każdy martwi się o siebie". Gdyby postawić go w sy-
tuacji jednego z bohaterów starej opowiastki o dwóch
rozbitkach płynących tratwą, z których tylko jeden może
się uratować, człowiek taki powiedziałby, że powinien
ratować przede wszystkim własną skórę i nie będzie
głupcem ani hipokrytą, by sądzić inaczej. Nie znosi sy-
tuacji, kiedy musi przyznać się przed sobą do jakiego-
kolwiek strachu, i gotów jest podjąć najbardziej drasty-
czne środki, by go opanować. Może na przykład zmusić
się do pozostania w pustym domu, chociaż równocześ-
nie boi się włamywaczy. Móze upierać się przy jeździe
konnej, dopóki nie przełamie strachu przed końmi. Mo-
• że celowo zdecydować się na przemarsz przez moczary
pełne węży po to, by pozbyć się strachu przed nimi.
Podczas gdy typ uległy stara się ugłaskać i udobru-
chać drugą osobę, typ agresywny robi wszystko, co w jego
mocy, by zwyciężyć w walce, którą gotów jest podjąć.
W czasie sporu nie da się zaskoczyć ani speszyć i gotów
jest odłożyć inne sprawy, by rozpocząć dysputę tylko
po to, by udowodnić swoją rację. Czasami bywa, że szczyt
swoich możliwości osiąga dopiero przyparty do muru,
gdy nie pozostaje mu nic innego, jak walczyć. W prze-
68

ciwieństwie do typu uległego, który czuje lęk przed wy-
graną, typ agresywny nie umie przegrywać i zawsze
pragnie zwycięstwa. Jest w takim samym stopniu gotów
oskarżać innych, w jakim osoba typu uległego gotowa
jest wziąć wszelką winę na siebie. Ani w jednym, ani
w drugim wypadku nie gra roli rzeczywiste poszuki-
wanie winnego. Typ uległy, kiedy przyznaje się do wi-
ny, nie jest w najmniejszym nawet stopniu przekona-
ny, że jest winny — po prostu czuje wewnętrzny przy-
mus, by schlebiać innym. Typ agresywny z kolei nie
jest przekonany, że ktoś inny się myli. Zakłada po pro-
stu, że to on ma rację, ponieważ fakt ten potrzebny

background image

mu jest jako podstawa subiektywnej pewności, tak sa-
mo jak walczącej armii potrzebny jest jakiś przyczółek,
z którego mogłaby rozpocząć atak. Przyznanie się do
błędu, kiedy nie jest to absolutnie konieczne, jest uwa-
żane przez osobę typu agresywnego za niewybaczalny
przejaw słabości, a może i za totalną głupotę.
Zrozumiałe jest, że z przekonaniem o konieczności
walki z całym nikczemnym światem zbiega się głębokie
poczucie realizmu, ale realizmu swoistego rodzaju. Nig-
dy nie będzie tak naiwny, by nie dostrzec w drugim
człowieku oznak ambicji, chciwości, ignorancji czy cze-
gokolwiek innego, co mogłoby stanąć na przeszkodzie
w realizacji jego własnych celów. Jako że w społeczeń-
stwie opartym na współzawodnictwie powyższe cechy
występują częściej aniżeli zwykła ludzka przyzwoitość,
czuje się usprawiedliwiony i uważa siebie po prostu
za realistę. W rzeczywistości jest w swojej postawie rów-
nie jednostronny jak typ uległy. Inną cechą jego reali-
zmu jest szczególna dbałość o planowanie i przewidy-
wanie. Jak każdy wytrawny strateg, starannie ocenia
swoje szansę, siły przeciwników i możliwe zasadzki.
Ponieważ doświadcza wewnętrznego przymusu, by
domagać się uznania za osobę najsilniejszą, najrozsąd-
niejszą i najbardziej cenioną przez wszystkich, próbuje
69

wypracować w sobie skuteczność i zaradność, konieczne,
by być takim, za jakiego się uważa. Zapał i zdolności,
które poświęca temu, co robi, czynią z niego wysoce
cenionego pracownika i zapewniają sukces w działal-
ności prowadzonej na własny rachunek. Jednakże spra-
wiane przezeń wrażenie osoby zaabsorbowanej własną
pracą będzie do pewnego stopnia mylące, gdyż praca
jest dla niego jedynie środkiem do innego celu. Nie
darzy miłością tego, co robi, i nie znajduje w tym pra-
wdziwej przyjemności. Jest to zbieżne z jego staraniem,
by całkowicie wykluczyć ze swego życia uczucia. Zdła-
wienie wszelkich uczuć ma dwojaki skutek. Z jednej
strony jest to niewątpliwie korzystne, jeśli wziąć pod
uwagę dążenie do sukcesu, gdyż umożliwa funkcjono-
wanie na podobieństwo dobrze naoliwionej maszyny pro-
dukującej bez wysiłku dobra mające przysporzyć więcej
władzy i prestiżu. W tym wypadku uczucia mogłyby
tylko przeszkadzać. Można sobie wyobrazić, że przez
wzgląd na nie zająłby się pracą dającą mniej korzyści.
Uczucia mogłyby stanąć na przeszkodzie wszystkim stra-
tegiom, tak często wykorzystywanym w dążeniu do su-
kcesu. Mogłyby skusić go i odwieść od własnej pracy,
mógłby znaleźć radość w przyrodzie, sztuce czy towa-
rzystwie przyjaciół, zamiast w towarzystwie tych, którzy
są jedynie przydatni do realizacji jego zamierzeń. Jed-
nak z drugiej strony takie emocjonalne wyjałowienie

background image

będące skutkiem zdławienia uczuć wpływa ujemnie na
jakość jego działania i na jego kreatywność.
Osoba typu agresywnego sprawia wrażenie pozba-
wionej ograniczeń. Może dopominać się o realizację swych
życzeń, może wydawać rozkazy, demonstrować gniew,
bronić się. W istocie jednak jest w niej nie mniej zaha-
mowań aniżeli u jednostki typu uległego. Nie należy
uważać za wielką zasługę naszej kultury faktu, że pew-
ne szczególne ograniczenia nie są zauważalne od razu.
70

Leżą one w sferze emocjonalnej i dotyczą zdolności za-
wierania i podtrzymywania przyjaźni, umiejętności ko-
chania, darzenia uczuciem, rozumienia drugiego czło-
wieka i sztuki cieszenia się życiem. To ostatnie byłoby
dla osoby typu agresywnego stratą czasu.
Człowiek tego typu postrzega siebie jako silnego, ucz-
ciwego i realistycznie spoglądającego na świat i wszyst-
ko to jest prawdą, jeśli patrzy się na to z jego punktu
widzenia. Zgodnie z jego założeniami, własna ocena sie-
bie jest całkowicie zgodna z logiką, gdyż bezwzględność
to dla niego siła, brak zainteresowania drugim człowie-
kiem to uczciwość, a zimna realizacja własnych celów
to realizm. Jego przeświadczenie co do swojej uczciwości
jest wynikiem trzeźwej demaskacji istniejących wokół
niego powszechnych objawów hipokryzji. Entuzjazm dla
danej sprawy, sentymenty filantropów i temu podobne
postrzega jako czystą grę pozorów i łatwo przychodzi
mu ujawnić, co się często kryje za aktami społecznej
wrażliwości czy cnót chrześcijańskich. Podstawą jego hie-
rarchii wartości jest prawo dżungli. Niech króluje pięść
i siła! Precz z litością i humanitaryzmem! Homo homini
lupus est. Spotykamy się tu z wartościami niewiele róż-
niącymi się od tych, z którymi zaznajomili nas naziści.
Typ agresywny kieruje się swoistą, subiektywną logi-
ką, odrzucając zarówno prawdziwe zrozumienie i przy-
jaźń, jak i podszywające się pod nie uległość i schle-
bianie. Wszakże błędem byłoby przypuszczać, że nie
umie on dostrzec między nimi różnicy. Kiedy spotyka
się z czyimś niezaprzeczalnie przyjaznym nastawieniem,
któremu towarzyszy siła, jest w stanie uznać je i usza-
nować. Rzecz w tym, że uważa, iż nie byłoby w jego
interesie rozróżniać zbytnio jedno od drugiego. Obie
postawy są postrzegane jako zbędne obciążenie w walce
o przetrwanie.
Dlaczego jednak z taką gwałtownością odrzuca on
łagodniejsze ludzkie uczucia? Dlaczego robi mu się wręcz
71

niedobrze na widok uczuciowego zachowania innych
w jego otoczeniu? Dlaczego jest tak pełen pogardy, gdy
ktoś ujawnia swoje współczucie w złym, jego zdaniem,

background image

momencie? Zachowuje się jak ktoś, kto przepędza że-
braków spod swoich drzwi, bo ich widok łamie mu serce.
Może rzeczywiście nie lubić żebraków. Może odmówić
spełnienia niewielkiej prośby z nieproporcjonalną do
okoliczności gwałtownością. Takie reakcje są dlań ty-
powe i łatwo je zaobserwować w czasie analizy, kiedy
dążenia agresywne nie krępują go już tak sztywno.
W istocie jego uczucia co do „łagodności" innych są mie-
szane. Pogardza nimi, to prawda, ale również przyj-
muje je z radością, gdyż w jeszcze większym stopniu
umożliwiają mu realizację własnych zamierzeń. Czy jest
inny powód, dla którego tak często czuje, że pociąga
go typ uległy? Jego reakcja jest dlatego gwałtowna, że
w nim samym istnieje pragnienie pokonania wszelkich
objawów własnej łagodności. Dobry przykład tego ro-
dzaju sił działających w człowieku daje Nietzsche w swo-
im obrazie nadczłowieka, który każdą formę współczu-
cia ma za zdradzieckiego wroga działającego w ludzkim
wnętrzu. Łagodność dla osoby tego typu oznacza nie
tylko szczere współczucie i troskę, lecz wszystko, co
w sposób ukryty zawiera się w potrzebach, uczuciach
i zachowaniu osoby typu uległego. Gdyby spotkał żebra-
ka, obudziłby się w nim odruch prawdziwego współczu-
cia, pragnienie zadośćuczynienia prośbie i przeświad-
czenie, że powinien pomóc. Równocześnie jednak
doświadczyłby jeszcze większej potrzeby, by wszystkie te
uczucia odsunąć daleko od siebie, i w rezultacie nie tylko
odmówiłyby żebrakowi, ale nawet pastwiłby się nad nim.
Podczas gdy dla osoby typu uległego nadzieją na po-
łączenie obecnych w nim sprzecznych dążeń jest miłość,
dla jednostki typu agresywnego jest nią poważanie i sza-
cunek ludzi. Być poważanym to dla niego nie tylko szan-
sa potwierdzenia siebie, której się domaga, ale także
72

obrona przed pokusą bycia lubianym przez innych i zdol-
nym do tego, by innych polubić. Jako że szacunek zdaje
się stanowić rozwiązanie jego konfliktów, staje się on
mirażem, który ma go zbawić i za którym podąża.
Wewnętrzna logika jego zmagań jest identyczna
z tym, co przedstawiłam w przypadku typu uległego,
i dlatego nie będę szerzej rozwijała tego zagadnienia.
Dla osoby typu agresywnego każdy przejaw zrozumie-
nia drugiego człowieka czy konieczność bycia „dobrym"
lub uległość wobec innych kłóci się z całym stylem życia
wypracowanym przez niego i grozi zburzeniem funda-
mentów, na których ów styl jest osadzony. Co więcej,
wydostanie się na światło dzienne sprzecznych dążeń
postawiłoby go w obliczu jego konfliktu podstawowego
i zburzyło strukturę, o którą tak starannie się trosz-
czył, a której zadaniem jest zachowanie wewnętrznej
spójności. Skutek tego jest taki, że wypieranie skłon-

background image

ności do łagodności wzmacnia tendencje agresywne
i sprawia, że ich charakter jest jeszcze bardziej kom-
pulsywny.
Widzimy teraz, że oba omawiane typy osobowości
przedstawiają dwa skrajnie przeciwstawne stany. To,
czego pożąda jeden z nich, jest odrażające dla drugiego.
Pierwszy musi lubić wszystkich, drugi musi traktować
każdego jak potencjalnego wroga. Pierwszy chce za wszel-
ką cenę uniknąć starcia, dla drugiego walka to jego
żywioł. Pierwszy trzyma się kurczowo strachu i bez-
radności, drugi próbuje się ich pozbyć. Pierwszy dąży,
co prawda w sposób neurotyczny, ku ludzkim ideałom,
drugi skłania się ku prawu dżungli. I od początku aż
do końca ani jedna, ani druga postawa nie są wolnym
wyborem danej jednostki: obie są sztywne, kompulsyw-
ne i zdeterminowane przez potrzeby wewnętrzne. Nie
ma żadnego pośredniego obszaru, gdzie mogłyby się
spotkać.
73

Jesteśmy teraz gotowi do przekroczenia granicy, do
której doprowadziła nas nasza dyskusja. Wyruszyliśmy
w naszą wędrówkę, by odkryć to, co składa się na kon-
flikt podstawowy, i do tej pory poznaliśmy dwa aspekty
działania konfliktu przejawiające się w formie dominu-
jących dążeń w osobowości typu uległego i agresywnego.
Teraz powinniśmy naszkicować portret osoby, u której
oba przeciwstawne zespoły postaw i wartości działają
z równą mocą. Czy nie widać wyraźnie już w tej chwili,
że osoba taka byłaby w sposób nieubłagany pchana
w dwóch przeciwnych kierunkach i że miałaby nikłe
szansę na to, by normalnie żyć i funkcjonować? Ule-
głaby rozszczepieniu do tego stopnia, że zabrakłoby jej
sił do jakiegokolwiek działania. Stara się więc wyeli-
minować jedną z dwóch omawianych tutaj postaw i jest
to dla niej jeden ze sposobów rozwiązania własnych
konfliktów.
Opisywanie przypadku takiej osoby tak, jak to robi
Jung, czyli w kategoriach jednostronnego rozwoju, wy-
daje się wysoce nieadekwatne. W najlepszym wypadku
stwierdzenie to będzie poprawne tylko formalnie. Jako
że opiera się ono na błędnym założeniu co do dynamiki
samego procesu, także wyciągane na jego podstawie
wnioski są błędne. Kiedy Jung, wychodząc od koncepcji
jednostronnego rozwoju, mówi, że w czasie terapii pa-
cjentowi trzeba pomóc zaakceptować drugą stronę własnej
osobowości, możemy zapytać: Jak to możliwe? Pacjent
nie może jej zaakceptować, on może tylko ją rozpoznać.
Jeśli Jung spodziewa się, że ten krok uczyni pacjenta
osobą zintegrowaną, musimy odpowiedzieć, że krok ten
z pewnością niezbędny jest do ostatecznej integracji,
ale sam w sobie oznacza, że pacjent musi zmierzyć się

background image

ze swymi konfliktami, czego dotychczas unikał. Tym,
czego Jung nie docenił w sposób właściwy, jest kom-
pulsywny charakter dążeń neurotycznych. Różnica
między dążeniem ku ludziom a wrogą postawą wobec
74

nich nie sprowadza się do różnicy między słabością a si-
łą ani — jak powiedziałby Jung — między pierwia-
stkiem męskim i żeńskim. W każdym z nas kryją się
skłonności do uległości i agresji. I jeśli dana osoba,
u której skłonności te nie mają charakteru kompul-
sywnego, podejmie zdecydowaną i wytrwałą walkę, mo-
że osiągnąć pewien stopień integracji. Jednak kiedy
oba wzorce zachowań mają charakter neurotyczny, szko-
dzą naszemu rozwojowi. Dwie niepożądane tendencje
zsumowane z sobą nie tworzą upragnionej jedności, po-
dobnie jak dwa nie przystające do siebie elementy nie
utworzą harmonijnej całości.

Rozdział 5
NASTAWIENIE „OD LUDZI"
Trzecim obliczem konfliktu podstawowego jest po-
trzeba izolowania się i pragnienie odsunięcia się od
ludzi. Zanim przyjrzymy się tej potrzebie na przykła-
dzie osoby, u której dążenie takie dominuje, musimy
wyjaśnić, co rozumiemy przez neurotyczne izolowanie
się. Z pewnością nie jest to tylko sam fakt, że ktoś
chce czasem pozostać s^am. Każdy, kto traktuje poważ-
nie życie i siebie samego, odczuwa nieraz potrzebę sa-
motności. Nasza kultura zmusza nas tak bardzo do
zajmowania się zewnętrznymi aspektami życia, że ro-
zumiemy tę potrzebę w bardzo nikłym stopniu. Tym-
czasem możliwości osobistego rozwoju, jakie daje okresowe
wyizolowanie, podkreślane były przez systemy religijne
i filozoficzne wszystkich czasów. Pragnienie sensownej
samotności nie jest objawem nerwicy; wręcz przeciw-
nie — większość neurotyków wzdryga się na samo
wspomnienie swych wewnętrznych otchłani, a niezdol-
ność do oddania się konstruktywnej samotności jest sama
w sobie oznaką nerwicy. Dopiero kiedy przebywanie
z innymi ludźmi staje się dolegliwością nie do zniesie-
nia, a samotność okazuje się sposobem na jej uniknię-
cie, chęć przebywania w samotności staje się sympto-
mem neurotycznego wyizolowania.
Niektóre z cech osobowości jednostki w wysokim sto-
76

pniu wyizolowanej są tak charakterystyczne, że psy-
chiatrzy sądzą często, że odnoszą się wyłącznie do niej.
Najbardziej widoczne jest generalne odsuwanie się od
ludzi. Przykuwa to naszą uwagę, ponieważ to właśnie
podkreśla dana osoba, ale w istocie rzeczy odsunięcie

background image

się nie jest większe niż u innych neurotyków. W wy-
padku dwóch poprzednio omawianych typów osobowo-
ści trudno stwierdzić, który bardziej izoluje się od ludzi.
Możemy powiedzieć jedynie, że cecha ta jest maskowa-
na przez jednostkę o osobowości typu uległego do tego
stopnia, że osoba ta jest zaskoczona i przerażona, kiedy
odkryje ten fakt, gdyż nieodparta potrzeba bliskości
sprawia, iż jest gotowa uwierzyć, że nic nie dzieli jej
od innych ludzi. Jakkolwiek by na to patrzeć, izolowa-
nie się od innych wskazuje jedynie na zaburzenia w re-
lacjach międzyludzkich. Stopień wyizolowania zależy
bardziej od tego, jak poważne są zakłócenia, aniżeli od
konkretnej formy nerwicy.
Inną cechą, którą często uważa się za charaktery-
styczną dla izolowania się, jest wyobcowanie wobec włas-
nego Ja", przejawiające się w obojętności na wszelkie
doświadczenia emocjonalne, niepewność co do tego, kim
się jest, co się kocha, czego nienawidzi, czego pragnie,
w czym się pokłada nadzieję, czego się obawia, co się
darzy niechęcią i w co się wierzy. Takie wyobcowanie
w stosunku do własnego ,ja" występuje we wszystkich
nerwicach. Każdy neurotyk jest jak zdalnie sterowany
samolot, któremu grozi utrata kontaktu ze źródłem, z któ-
rego płyną polecenia. Osoby neurotyczne są jak zombie
z ludowych wierzeń Haitańczyków — kiedyś umarli,
ale przywrócono ich do niby-życia za pomocą czarów.
Mogą pracować i funkcjonować tak jak normalni ludzie,
ale są martwi wewnątrz. Inni neurotycy mogą z kolei
mieć względnie bogate życie emocjonalne. Z powodu ist-
nienia tych różnic nie możemy uważać wyobcowania
wobec własnego ,ja" za wyłączną cechę wyizolowania
77

od ludzi. Tym, co charakteryzuje wszystkie wyizolowane
jednostki, jest coś zupełnie innego: jest to ich zdolność
spoglądania na siebie z wyważonym, beznamiętnym zain-
teresowaniem, z jakim patrzy się na dzieło sztuki. Naj-
lepiej można scharakteryzować tę postawę, mówiąc, że
ludzie tacy przejawiają taki sam stosunek „widza" za-
równo wobec samych siebie, jak i wobec życia w ogóle.
Mogą zatem być bardzo często doskonałymi obserwato-
rami przebiegających w ich jaźni procesów. Znakomitym
tego przykładem może być budząca zdumienie zdolność
rozumienia symboli sennych.
To, co w ich wypadku istotne, to wewnętrzna po-
trzeba wprowadzenia dystansu emocjonalnego między
nimi a innymi ludźmi. Mówiąc dokładniej, jest to świa-
doma i nieświadoma determinacja, by w żaden sposób
nie zaangażować się ani w miłość, ani w walkę, ani
we współzawodnictwo czy współpracę. Zakreślają wokół
siebie jakby magiczny krąg, którego nie wolno nikomu
przekroczyć. Dlatego właśnie,wydaje się, że potrafią

background image

współżyć z ludźmi. Kompulsywny charakter ich potrzeb
przejawia się w erupcji lęku w chwili, gdy świat niczym
intruz wkracza w ich życie.
Wszystkie pragnienia i przymioty charakteru, jakich
nabywają w życiu, nakierowane są na ich potrzebę głów-
ną: nie angażować się. Spośród cech najbardziej chara-
kterystycznych wymienić należy potrzebę samowy-
starczalności. Jej najbardziej pozytywnym wyrazem
jest zaradność. Typ agresywny jest także zaradny, ale
jego motywy są inne. Dla niego zaradność jest warun-
kiem sine qua non do tego, by zdobyć własną pozycję
we wrogim świecie i pokonać innych w zaciętej walce.
Osoba wyizolowana ma ducha Robinsona Crusoe: musi
być zaradna i pomysłowa, by przeżyć. To jedyny sposób,
w jaki może zrekompensować własną izolację.
Bardziej ryzykownym sposobem podtrzymania sa-
mowystarczalności jest świadome bądź nieświadome
78

ograniczanie własnych potrzeb. Zrozumiemy lepiej różne
posunięcia w tym kierunku, jeśli będziemy pamiętać,
że u podłoża ich wszystkich leży zasada, by nigdy nie
przywiązywać się do nikogo ani niczego do tego stopnia,
żeby dana osoba czy rzecz stały się niezbędne w życiu.
To zagroziłoby możliwości zachowania rezerwy. Prze-
konanie, że lepiej nie mieć nic i być niezależnym, od-
grywa niepoślednią rolę. Rozważmy następujący przy-
kład: Osoba wyizolowana potrafi oddać się prawdziwej
rozrywce i dobrze się bawić, ale jeśli miałoby to ozna-
czać jakąś zależność od innych ludzi, woli ją porzucić.
Dobry jest dla niej od czasu do czasu wieczór spędzony
z grupką przyjaciół, ale nie w smak jej ciągłe przyjęcia
i zabawy, a także konieczność pełnienia jakichkolwiek
funkcji społecznych. Z tego samego powodu unikać bę-
dzie współzawodnictwa, dążności do prestiżu i sukcesu.
Jest skłonna ograniczyć jedzenie, picie i inne potrzeby
życia codziennego, by nie musieć poświęcać zbyt dużo
czasu i energii na zarabianie pieniędzy na ich zaspo-
kojenie. Może czuć wstręt do choroby i uważać ją za
upokorzenie, gdyż zmusza ona do zależności od innych.
Może chcieć ze wszystkich sił zdobywać wiedzę na jakiś
temat wprost z pierwszej ręki. Zamiast na przykład
przyjąć to, co inni napisali i powiedzieli o Rosji lub
o innym obcym dlań kraju, będzie chciała przekonać
się o wszystkim osobiście. Taka postawa mogłaby być
źródłem rzeczywiście wspaniałej wewnętrznej niezależ-
ności, gdyby dana osoba nie posuwała się w niej do
absurdu, na przykład nie chcąc pytać o drogę w obcym
mieście.
Inna wyraźna cecha takiej osoby to potrzeba pry-
watności. Jest jak gość w hotelu, który bardzo rzadko
zdejmuje z drzwi wywieszkę: NIE PRZESZKADZAĆ.

background image

Intruzami mogą być dla niej nawet książki, gdyż są
elementem z zewnątrz. Każde pytanie dotyczące jej życia
prywatnego może wywołać szok, więc lubi skrywać się
79

za zasłoną tajemnicy. Jeden z pacjentów, czterdziestopię-
cioletni mężczyzna powiedział mi, że idea Bożej wszech-
wiedzy budzi w nim nadal taką samą złość jak przed
wielu laty, gdy matka powiedziała mu, że Bóg może
zajrzeć przez spuszczone żaluzje i zobaczyć, jak obgry-
za paznokcie. Był to pacjent, który podchodził z ogro-
mną rezerwą do wszystkiego — nawet do najbardziej
błahych szczegółów swego życia. Osoba wyizolowana
może ogromnie się zirytować, jeśli inni będą traktowali
ją tak, jakby znali ją bardzo dobrze. Odnosi wówczas
wrażenie, że w butach wchodzą w jej intymne życie.
Woli pracować, spać i spożywać posiłki bez towarzy-
stwa innych. Jest skrajnym przeciwieństwem osoby typu
uległego i nie lubi przeżywać niczego wspólnie — ktoś
inny mógłby w tym przeszkadzać. Nawet kiedy jest
na koncercie, na spacerze czy rozmawia z innymi ludź-
mi, prawdziwa satysfakcja i zadowolenie rodzi się w nim
później, w trakcie retrospekcji danego wydarzenia.
Samowystarczalność i strzeżenie prywatności mają
zaspokoić najbardziej widoczną potrzebę takiego czło-
wieka — pragnienie całkowitej niezależności. On sam
uważa swą niezależność za wartość pozytywną. I nie-
wątpliwie postawa taka nie jest pozbawiona wartości.
Bez względu na swoje wady, osoba wyizolowana nie
jest dostosowującym się do wszystkiego automatem. Jej
niezgoda na to, by zawsze i wszędzie wtórować innym,
wespół z pełnym rezerwy podejściem do współzawod-
nictwa, zapewniają jej pewną wewnętrzną integralność.
Błąd jej rozumowania tkwi w tym, że traktuje ona nie-
zależność jako cel sam w sobie, pomijając fakt, że jej
wartość zależy od tego, co z nią uczyni. Niezależność
ta, podobnie jak i całe wyizolowanie, którego jest czę-
ścią, ma orientację negatywną, nakierowana jest na
to, by nie ulegać wpływom, by nie być z niczym zwią-
zanym, by nie być do niczego zmuszanym ani zobo-
wiązanym.
80

Potrzeba niezależności, podobnie jak wszystkie inne
dążenia neurotyczne, jest kompulsywna i ślepa. Objawia
się przewrażliwieniem na wszystko, co w jakikolwiek
sposób przypomina przymus, wpływy innych, zobowią-
zania i temu podobne. Wrażliwość na to, co wymieni-
łam powyżej, jest dobrym miernikiem stopnia wyizolo-
wania. Stopień odczuwania ograniczenia różni się za-
leżnie od osoby. Może to być zwykły ucisk kołnierzyka,
krawatu, paska czy butów. Każde ograniczenie pola

background image

widzenia jest w stanie zrodzić uczucie osaczenia. Lęk
wywołać może przebywanie w szybie lub w tunelu. Wra-
żliwość na takie doznania nie wyjaśnia do końca klau-
strofobii, ale jest na pewno jej podłożem. Osoba taka
unika, jeśli to możliwe, wszelkich długoterminowych
zobowiązań. Podpisanie kontraktu, umowy o dzierża-
wę, zamążpójście czy ożenek — wszystko to sprawia
trudności. Małżeństwo dla osoby wyizolowanej jest ry-
zykownym krokiem, a to z powodu konieczności prze-
kroczenia w nim granic prywatności, chociaż z drugiej
strony potrzeba ochrony czy przekonanie, że partner
wraz ze swymi wadami i zaletami wpasuje się idealnie
w nasze przymioty, może złagodzić to ryzyko. Często
występuje tu wybuch paniki, przed skonsumowaniem
małżeństwa. Także czas jest najczęściej odczuwany ja-
ko zniewolenie. Jednostka wyizolowana gotowa jest za-
wsze spóźniać się do pracy o pięć minut, by zachować
pozory wolności. Plany zajęć są również zagrożeniem;
pacjentom wyizolowanym podoba się historia o czło-
wieku, który ignorował rozkład jazdy pociągów i przy-
chodził na stację wówczas, kiedy chciał, i czekał na
następne połączenie. Oczekiwania innych osób co do
jego zachowania i działania wprawiają go w niepokój
i wywołują bunt niezależnie od tego, czy oczekiwania
te są rzeczywiście wyrażane, czy też dlatego, że przy-
puszcza on, że istnieją. Może być na przykład tak, że
lubi dawać innym prezenty, ale będzie „zapominał"
81

0

urodzinach i prezentach gwiazdkowych, bo wie, że

wszyscy się spodziewają, iż je kupi. Konieczność dosto-
sowania się do powszechnie akceptowanych norm zacho-
wania czy tradycyjnych wartości wywołuje jego najwy-
ższą niechęć. Dostosuje się zewnętrznie, by uniknąć
tarć, ale w sercu będzie uparcie odrzucał wszystkie zwy-
czajowe normy i reguły. Na koniec powiedzieć trzeba,
że udzielane mu rady odbiera jako wyraz dominacji
1

opiera się im nawet wówczas, kiedy są zgodne z jego

życzeniami. Opór w tym przypadku może łączyć się ze
świadomym bądź nieświadomym pragnieniem wywoły-
wania frustracji u innych ludzi.
Trzeba tu podkreślić potrzebę czucia się lepszym od
innych. Chociaż jest ona wspólna dla wszystkich ro-
dzajów nerwic, łączy się wewnętrznie z wyizolowaniem.
Takie pojęcie jak „wieża z kości słoniowej" jest dowo-
dem, że nawet w języku potocznym wyizolowanie i wyż-
szość nad innymi są z sobą trwale złączone. Prawdo-
podobnie nikt nie zniósłby izolacji, gdyby nie był osobą
wyjątkowo silną i zaradną albo nie czuł, że jest osobą
o wyjątkowym znaczeniu. Potwierdzają to doświadcze-
nia kliniczne. Kiedy przeświadczenie wyizolowanej oso-
by o własnej wyższości ulegnie zachwianiu, czy to na

background image

skutek konkretnego niepowodzenia, czy też wzrostu na-
tężenia wewnętrznych konfliktów, będzie ona niezdol-
na do tego, by wytrwać we własnej samotności, i może
zacząć gorączkowo szukać uczucia i ochrony. Tego ro-
dzaju zachwiania pojawiają się często w życiu ludzi wy-
izolowanych. W okresie dojrzewania i wczesnej młodo-
ści taka osoba może mieć kilku przyjaciół, z którymi
nie jest zbyt mocno związana, ale generalnie prowadzi
wtedy życie wyizolowane, czując względny wewnętrzny
spokój. Może wówczas snuć fantazje o przyszłości, o osią-
ganiu wspaniałych sukcesów. Później jednak marzenia
rozbijają się jak morska piana o ostre skały rzeczywi-
stości. Jeszcze w szkole średniej miała niekwestionowa-
82

ne prawo do pierwszego miejsca, ale w college'u na-
tknęła się na brutalne współzawodnictwo, z którego się
wycofała. Jej pierwsze starania o trwałe związki uczu-
ciowe spaliły na panewce albo w miarę upływu czasu
uświadomiła sobie, że marzenia nie realizują się. Wte-
dy samotność i trzymanie się na uboczu stają się dla
takiego człowieka nie do zniesienia i pochłania go nie-
odparta potrzeba bliskości, więzi seksualnej, małżeń-
stwa. Gotów jest poddać się każdemu poniżeniu, byle
być kochanym. Kiedy przychodzi, by poddać się terapii
analitycznej, nie można zająć się jego wyizolowaniem,
chociaż jest wyraźnie zauważalne. Pragnie wówczas je-
dynie pomocy w znalezieniu miłości w jakiejkolwiek
postaci. Dopiero kiedy poczuje się silniejszy, odkrywa
z ogromną ulgą, że wolałby raczej „żyć sam i że lubi
samotność". Można odnieść wrażenie, że to po prostu
powrót do poprzedniego stanu wyizolowania. W rzeczy-
wistości po raz pierwszy czuje on pod stopami na tyle
mocny grunt, że jest gotów przyznać, nawet przed sobą
samym, że tym, czego chce, jest właśnie izolacja od
innych. Jest to odpowiedni czas na to, by rozpocząć
z takim człowiekiem pracę analityczną.
Potrzeba bycia lepszym od innych ma w przypadku
osoby wyizolowanej pewne szczególne cechy. Pogardza
współzawodnictwem i nie interesuje jej bezustanny wy-
siłek w walce o palmę pierwszeństwa. Wydaje jej się,
że ukryte w niej skarby powinny zostać rozpoznane
przez innych bez żadnego wysiłku z jej strony. W snach
takiego człowieka może pojawiać się motyw skarbów
ukrytych w jakimś odległym miejscu, do którego znaw-
cy sztuki ściągają z dalekich stron, by go ujrzeć. Po-
dobnie jak w przypadku każdego innego przekonania
o własnej wyższości, także tu tkwi ziarno prawdy. Ukry-
ty skarb oznacza życie intelektualne i emocjonalne osoby
wyizolowanej, którego strzeże ona wewnątrz zaklętego
kręgu.
83

background image

Innym sposobem manifestowania poczucia wyż-
szości jest świadomość własnej niepowtarzalności. To
bezpośredni rezultat pragnienia bycia kimś innym i po-
zostawania w izolacji od innych. Człowiek taki może
przyrównywać siebie do cedru rosnącego samotnie na
wierzchołku wzgórza, podczas gdy inne drzewa tłoczą
się w lesie poniżej. Podczas gdy pierwszym pytaniem,
które postawi sobie jednostka typu uległego wobec no-
wego człowieka, będzie: „Czy on mnie polubi?", a osoba
typu agresywnego: „Jak silnym będzie przeciwnikiem?"
lub: „Czy może mi się w jakiś sposób przydać?", to pier-
wsze pytanie osoby wyizolowanej brzmi: „Czy człowiek;;
ów będzie się wtrącał w moje życie?" lub: „Czy będzie:}
chciał na mnie wpłynąć, czy też pozostawi mnie w spo-
koju?" Scena, w której Peer Gynt, bohater dramatu
Ibsena, spotyka Odlewacza Guzików, to doskonały sym-
bol dogłębnego strachu, jaki osoba wyizolowana odczu-
wa, będąc „wrzucona" pomiędzy innych ludzi. Nie mia-
łaby nic przeciwko osobnej celi w piekle, ale zostać wrzu-
conym do jednego tygla, przetopionym i upodobnionym
do innych — ta myśl budzi grozę. Widzi podobieństwo
między sobą a wielkiej rzadkości orientalnym kobier-
cem — wyjątkowym, jeżeli chodzi o wzór i kombinację
barw, i tak doskonałym, że już nic lepszego być nie
może. Napawa ją niezwykłą dumą fakt, że nie poddała
się wpływom środowiska, które upodobniłyby ją do in-
nych ludzi, i zdecydowana jest w tym wytrwać. Rozko-
szując się własną niezmiennością, podnosi do rangi
uświęconej zasady sztywność typową dla wszystkich
nerwic. Jest gotowa i pełna zapału do tego, by wypra-
cować własny wzorzec, nadać mu jeszcze większą czy-
stość i wyrazistość, i trwa stanowczo przy tym, by nie
zakłóciło jej nic z zewnątrz. „Wystarczać samemu so-
bie", brzmi naiwna i oderwana od rzeczywistości ma-
ksyma Peer a Gynta.
84

Życie emocjonalne osoby wyizolowanej nie przebiega
według sztywnego wzorca, tak jak to było w przypadku
dwóch pozostałych typów. Różnice między poszczegól-
nymi jednostkami tego typu są większe, gdyż w prze-
ciwieństwie do poprzednich typów, u których dominu-
jące nastawienia nakierowane są pozytywnie, to znaczy
na miłość, intymność i przetrwanie w wypadku typu
uległego, a na przetrwanie, dominację i sukces w wy-
padku typu agresywnego, cele człowieka wyizolowanego
mają charakter negatywny. Pragnie pozostać nie za-
angażowany, nie chce nikogo potrzebować, nie chce
pozwolić innym, by wpływali na niego i wtrącali się
w jego sprawy. Dlatego obraz emocjonalny takiej osoby
zależy od konkretnych potrzeb, które zostały rozwinię-

background image

te lub ostały się w obrębie negatywnej struktury oso-
bowości, i określić można jedynie ograniczoną liczbę
charakterystycznych dla niej skłonności. Istnieje w niej
ogólna tendencja do tłumienia wszelkich uczuć, a na-
wet do zaprzeczania ich istnieniu.
Chciałabym tu zacytować fragment nie publikowa-
nej powieści Anny Marii Armi. Jest to zwięzła chara-
kterystyka nie tylko tej tendencji, ale i innych typowych
postaw osoby wyizolowanej. Główny bohater, wspomi-
nając swój okres dojrzewania, powiada: „Uświadamiałem
sobie silny związek fizyczny (taki, jaki miałem z moim
ojcem) i silne więzi duchowe (jakie istniały między mną
a moimi idolami), ale nigdy w tych związkach nie do-
strzegałem uczucia, ono po prostu nie istniało. Ludzie
kłamali, mówiąc o nim, podobnie jak kłamali w tysiącu
innych wypadków. B. była przerażona. «Ale w takim
razie, jak wytłumaczysz ludzkie poświęcenie?» — za-
pytała. Na chwilę zdumiała mnie prawda zawarta w jej
pytaniu, ale potem powiedziałem, że poświęcenie to je-
szcze jedno kłamstwo, a jeśli nie kłamstwo, to jest to
albo działanie fizyczne, albo akt woli. Marzyłem wów-
czas o tym, by żyć samotnie, by nigdy nie musieć się
85

ożenić, by stać się silnym i spokojnym bez zbędnej ko-
nieczności roztrząsania spraw, bez proszenia o pomoc.
Pragnąłem pracować nad sobą, by stawać się z dnia
na dzień coraz bardziej wolnym, chciałem porzucić sen-
ne rojenia, by widzieć jasno i wyraźnie. Myślałem wte-
dy, że zasady moralne nie mają żadnego znaczenia.
Bycie dobrym bądź złym nie miało dla mnie żadnej
różnicy, pod warunkiem że człowiek pozostanie cały
czas szczery w swoich postawach. Wielkim grzechem
było dla mnie szukanie współczucia lub proszenie o po-
moc. Dusza ludzka zdawała mi się wtedy świątynią,
której trzeba strzec i w której trwają ciągle tajemnicze
obrzędy, znane tylko jej kapłanowi i strażnikowi".
Odrzucenie emocji dotyczy przede wszystkim uczuć
w stosunku do innych ludzi i odnosi się zarówno do
miłości, jak i do nienawiści. Jest to logiczna konse-
kwencja potrzeby emocjonalnego dystansu w stosunku
do innych ludzi, jako że ogromna miłość bądź niena-
wiść, jeśli byłyby świadomie przeżywane, mogłyby spo-
wodować, że dana jednostka przybliżyłaby się nadmier-
nie do innych lub weszła z nimi w konflikt. Przydatny
tu będzie termin wprowadzony przez H. S. Sullivana,
który mówi o mechanizmie dystansowania się. Nie zna-
czy to wcale, że uczucia danej jednostki będą wypierane
także poza obszarem problemów związków międzylu-
dzkich, mogą bowiem przejawiać się wobec książek,
zwierząt, przyrody, sztuki, zaspokajania potrzeb pod-
niebienia i tak dalej. Istnieje jednak poważne niebez-

background image

pieczeństwo, że tak się stanie, gdyż dla osoby zdolnej
do głębokich uczuć może być niemożliwe stłumienie ich
tylko częściowo w odniesieniu do jednej sfery i to tej
najbardziej kluczowej, bez tłumienia przy okazji wszy-
stkich innych uczuć. To jedynie teoretyczne rozważa-
nie, niemniej jedno jest pewne: artyści będący typami
wyizolowanymi, którzy w twórczym okresie swego życia
pokazali, że nie tylko zdolni są do głębokich uczuć, lecz
86

także potrafią je wyrażać, często, zwłaszcza w okresie
dojrzewania, doświadczali okresów zupełnego odrętwie-
nia emocjonalnego lub zaprzeczali istnieniu jakichkol-
wiek uczuć, tak jak to podaje cytowany wyżej ustęp
książki. Okresy twórcze zdają się pojawiać u nich do-
piero wtedy, gdy po podjęciu zakończonych klęską prób
nawiązania bliskiego związku z drugim człowiekiem,
świadomie bądź pod wpływem impulsu, godzili swój
styl życia z wyizolowaniem, a więc kiedy świadomie
bądź nieświadomie zdecydowali zachować pewien dys-
tans wobec innych ludzi lub zdecydowali się na życie
wyizolowane. Fakt, że kiedy istnieje już bezpieczny dys-
tans między nimi a innymi, są w stanie wydobyć z siebie
i wyrazić całą gamę uczuć, nie związanych bezpośred-
nio z ludźmi, pozwala na przypuszczenie, że wczesne
wyparcie się wszelkich uczuć było niezbędne do osiąg-
nięcia własnego wyizolowania.
Inny powód tłumaczący, dlaczego tłumienie uczuć
może wykroczyć poza sferę problemów stosunków mię-
dzyludzkich, został już poruszony w trakcie omawiania
samowystarczalności osób wyizolowanych. Każde pra-
gnienie, zainteresowanie, przyjemność, które mogą do-
prowadzić do zależności wyizolowanej jednostki od in-
nych, postrzegane są jako zdradliwe niebezpieczeństwo
wypływające z samego środka osobowości i dlatego muszą
podlegać kontroli. Możemy sobie wyobrazić, że zanim
taka jednostka pozwoli w pełni rozkwitnąć swojemu
uczuciu, każdą sytuację starannie bada pod kątem ewen-
tualnej możliwości utraty wolności. Najmniejsza groź-
ba zależności powoduje emocjonalne wycofanie się z da-
nej sytuacji. Kiedy jednak osoba wyizolowana odkryje
sytuację bezpieczną, potrafi znaleźć w niej maksymalną
radość i zadowolenie. Walden Henry'ego D. Thoreau do-
brze ilustruje możliwość głębokiego doświadczenia emo-
cjonalnego w takich warunkach. Czająca się obawa przed
zbytnim przywiązaniem do przyjemności lub też przed
87

pogwałceniem przez przyjemność w sposób pośredni wol-
ności prowadzi czasem taką jednostkę do postaw asce-
tycznych. Jednak jest to ascetyzm szczególnego rodzaju:
nie jest nakierowany na samowyniszczenie ani umar-

background image

twianie organizmu. Możemy go nazwać wewnętrzną dys-
cypliną. Postawa ta — jeśli zaakceptujemy założenia,
na których się opiera — nie jest pozbawiona mądrości.
Dla równowagi psychicznej ogromne znaczenie ma
to, by istniały obszary, na których mogłoby się ujawnić
spontaniczne doświadczenie emocjonalne. Pewnym roz-
wiązaniem mogą być zdolności twórcze. Jeśli możliwość
korzystania z nich została ograniczona i jeśli poprzez
analizę lub jakieś inne doświadczenie zostają one uwol-
nione, to zbawienny efekt tego wydarzenia może spo-
wodować w życiu osoby wyizolowanej tak ogromną prze-
mianę, że może ona przypominać cudowne uzdrowienie.
Takie sytuacje należy traktować z wielką ostrożnością.
Po pierwsze, błędem byłoby wyciągać na ich podstawie
jakieś ogólne wnioski. To, co może być zbawienne dla
osoby wyizolowanej, niekoniecznie musi być tym sa-
mym dla innych*. Nawet dla takiej osoby nie oznacza
to „uzdrowienia" w sensie radykalnej likwidacji neuro-
tycznych fundamentów osobowości. Pozwala to jej je-
dynie na bardziej możliwy do zaakceptowania i mniej
kłopotliwy sposób życia.
Im większej kontroli poddawane są emocje, tym wię-
kszy nacisk kłaść się będzie na inteligencję. U jednostki
wyizolowanej zrodzi się wtedy przekonanie, że wszystko
można rozstrzygnąć na drodze czysto rozumowej, tak
jak gdyby sama znajomość własnych problemów wystar-
czała do ich rozwiązania lub jak gdyby samo rozumo-
wanie mogło zlikwidować wszystkie bolączki świata!
* Por. D. Schneider, The Motion ofthe Neurotic Pattern; Its Distortion
of Creatwe Mastery and Sexual Power. Rozprawa wygłoszona na forum
Akademii Medycyny 26 maja 1943.
88

W perspektywie wszystkiego, co powiedzieliśmy
o związkach człowieka wyizolowanego z innymi ludź-
mi, widać wyraźnie, że każdy trwały i ścisły związek
z drugą osobą musi stanowić zagrożenie dla wyizolo-
wania, a zatem może być dlań katastrofalny w skut-
kach. Korzystna sytuacja zaistnieje wówczas gdy druga
osoba będzie równie wyizolowana i z własnej woli usza-
nuje pragnienie utrzymywania dystansu albo też z in-
nych powodów będzie zdolna i gotowa przystosować się.
Przykładem idealnego partnera jest Solvejga oczekują-
ca cierpliwie, w pełnym miłości oddaniu, powrotu Peera
Gynta. Solvejga niczego się od niego nie spodziewa. Ja-
kiekolwiek pragnienia z jej strony przestraszyłyby go
tak bardzo jak utrata kontroli nad własnymi uczucia-
mi. Człowiek wyizolowany najczęściej jest nieświado-
my, jak mało daje z siebie, i przekonany, że dostate-
cznie obdarzył partnera swym cennym dlań uczuciem,
którego ani nie doświadcza, ani nie wyraża. Człowiek
taki może zdobyć się na trwałą lojalność, pod warun-

background image

kiem że dostatecznie zagwarantowany jest dystans emo-
cjonalny. Może być zdolny do wchodzenia w krótkotrwa-
łe intensywne związki emocjonalne, w których pojawia
się i znika. Są one bardzo kruche i wiele czynników
może przyspieszyć jego wycofanie się z nich.
W jego życiu przesadną rolę mogą odgrywać związki
seksualne, gdyż są dla niego mostem łączącym go z in-
nymi ludźmi. Będzie znajdował w nich przyjemność,
jeśli będą miały charakter przejściowy i nie zakłócą
jego stylu życia. Zajmują one w nim tylko tyle miejsca,
ile na nie uprzednio przeznaczył. Z drugiej strony osoba
taka może rozwinąć w sobie tak wielką obojętność na
seks, że nie pozwoli sobie na żadne wykroczenie w tej
sferze życia. W takiej sytuacji miejsce rzeczywistych
związków seksualnych zajmują związki wyimaginowane.
Wszystkie te szczególne cechy osobowości wyizolo-
wanej wychodzą na jaw w procesie analizy. Naturalnie
89

sam pacjent podchodzi z ogromną niechęcią do tego
procesu, gdyż jest to w istocie poważne wtargnięcie w je-
go prywatne życie. Ciekawi go jednak obserwacja siebie
samego, a uzyskana dzięki niej szersza perspektywa,
w jakiej widziane są zachodzące w nim procesy, może
wzbudzić jego ogromne zainteresowanie. Przyciągnąć
jego uwagę mogą własne sny, wyraziste i tajemnicze,
lub bogactwo przypadkowych skojarzeń. Jego radość
ze znalezienia potwierdzenia dla poczynionych w cza-
sie analizy założeń przypomina radość naukowca po
dokonaniu odkrycia. Wysoko sobie ceni uwagę, jaką po-
święca mu analityk, i wykazuje zrozumienie, gdy wska-
zuje on na ten czy ów aspekt jego osobowości, lecz z dru-
giej strony nie toleruje, gdy się go zmusza czy przynagla
do czegoś, czego nie przewidział. Często będzie wspo-
minał o niebezpieczeństwie wpływu sugestii analityka
na pacjenta, chociaż w rzeczywistości w jego przypadku
jest ono znacznie mniejsze niż u pozostałych typów,
jako że dysponuje on całym arsenałem środków zapo-
biegawczych przeciwko „wpływom innych". Nie zastana-
wiając się nad sugestiami analityka, co umożliwiłoby
mu racjonalną obronę własnego stanowiska, jednostka
wyizolowana z reguły odrzuca, jak to ma w zwyczaju,
ślepo, chociaż grzecznie i w sposób zawoalowany, wszy-
stko to, co nie pasuje do jej obrazu własnego świata
i własnej osoby. Jest jej szczególnie trudno przyjąć i zro-
zumieć fakt, że analityk spodziewa się po niej, że się
zmieni. Chce się oczywiście pozbyć brzemienia, które
jej ciąży, ale nie może to pociągać za sobą żadnej zmia-
ny w osobowości. Jest gotowa obserwować samą siebie,
ale równocześnie nieświadomie jest zdecydowana pozo-
stać nie zmienioną. Bunt i opór wobec wszelkich wpły-
wów z zewnątrz to tylko jeden z powodów, i to nie

background image

najważniejszy, przyjmowanej postawy; później poznamy
inne powody. Zachowuje oczywiście ogromny dystans wo-
bec analityka. Przez długi czas będzie on dla niej je-
90

dynie nieokreślonym głosem. W snach cały proces ana-
lizy może się pojawiać jako telefoniczna rozmowa mię-
dzykontynentalna dwóch dziennikarzy. Na pierwszy rzut
oka wydaje się, że taki sen oznacza dystans, jaki czuje
dana osoba wobec analityka i analizy, i że jest dokład-
nym przedstawieniem tego, co istnieje w sposób świa-
domy. Jednak sny nie są jedynie opisem istniejących
uczuć, lecz także poszukiwaniem rozwiązania i w swej
głębszej warstwie sen ten oznacza pragnienie utrzy-
mania związku z analitykiem oraz samego procesu ana-
lizy jak najdalej od własnej osoby, tak by terapia jej
w ogóle nie dotykała.
I wreszcie ostatnią cechą dającą się zaobserwować
zarówno w trakcie analizy, jak i poza nią jest ogromny
upór, z jakim taka jednostka broni swego wyizolowa-
nia, kiedy zostaje ono zaatakowane. To samo można
powiedzieć o każdej innej postawie nerwicowej. W tym
jednak wypadku wydaje się, że obrona jest prowadzona
z większą determinacją, niczym walka na śmierć i ży-
cie, w której trzeba zmobilizować wszystkie dostępne
środki. Bitwa zaczyna się w sposób ukryty na długo
przedtem, zanim zostanie zaatakowane wyizolowanie.
Jednym z jej etapów jest niedopuszczanie analityka do
tego, by posiadł wgląd w obraz danej osobowości. Jeśli
analityk próbuje przekonać pacjenta, że między nimi
została nawiązana jakaś więź i że prawdopodobnie
w umyśle pacjenta już pojawiły się jej skutki, spotka się
z mniej lub bardziej wyszukanym i grzecznym zaprze-
czeniem. W najlepszym razie pacjent wyrazi swoje
uwagi na temat tego, co sądzi o analityku. Jeśli przy-
padkiem nastąpi spontaniczna reakcja emocjonalna,
nie podąży za nią. Oprócz tego będzie w nim głęboko
zakorzeniona niechęć do analizowania czegokolwiek, co
dotyczy relacji międzyludzkich. Pacjent tak zaciemnia
swoje związki z innymi, że często analitykowi jest trud-
no uzyskać ich jasny i wyraźny obraz. Ta niechęć jest
91

zrozumiała. Pacjentowi udało się utrzymać innych
w bezpiecznej odległości i rozmowa o tym może zaowo-
cować tylko zdenerwowaniem i wytrąceniem go z rów-
nowagi. Ponawiane próby drążenia tego zagadnienia
mogą spotkać się z wyraźną podejrzliwością. Czy ana-
lityk chce, żebym stał się osobą towarzyską? Dla jed-
nostki wyizolowanej jest to absolutnie niedopuszczalne.
Jeśli w późniejszym okresie analitykowi uda się wy-
kazać wyraźnie ujemne strony wyizolowania, pacjent

background image

zaczyna się bać i szybko się irytuje. Na tym etapie
może nawet myśleć o rezygnacji z terapii. Jego reakcje
poza gabinetem analityka stają się jeszcze gwałtow-
niejsze. Zazwyczaj spokojny i opanowany, człowiek ta-
ki może kipieć gniewem i nie przebierać w słowach,
jeśli zostanie zagrożona jego niezależność i dystans do
ludzi. Myśl o przyłączeniu się do organizacji lub grupy
osób, w której jest wymagane rzeczywiste współucze-
stnictwo, a nie wyłącznie spełnianie obowiązków, może
wywołać w nim panikę. Jeśli zaangażuje się on w dzia-
łalność takiej grupy, może podjąć bardzo szybko chao-
tyczne działania mające na celu uwolnienie się. Może
być nawet bardziej pomysłowy w poszukiwaniu metod
ucieczki aniżeli człowiek, którego życie zostało zagro-
żone. Jeśli — jak to stwierdził jeden z pacjentów —
trzeba by wybrać między miłością a niezależnością, wy-
brałby bez wahania niezależność. To ujawnia kolejny
aspekt problemu. Osoba wyizolowana nie tylko jest go-
towa bronić swej niezależności wszelkimi możliwymi
środkami, ale także żadna rzecz nie jest dla niej na
tyle cenna, by nie była gotowa poświęcić jej w imię tej
właśnie wartości. Korzyści zewnętrzne i wartości we-
wnętrzne będą jednakowo odrzucane — albo świado-
mie, przez usuwanie wszelkich pragnień mogących za-
kłócić niezależność, albo nieświadomie, przez automa-
tyczny zakaz.
92

Jeśli ktoś broni czegoś zawzięcie, musi mieć to dla
niego ogromną wartość. Tylko wtedy, gdy będziemy tego
świadomi, możemy mieć nadzieję na zrozumienie roli
wyizolowania i na to, że kiedyś nasza terapia okaże
się pomocna. Jak widzieliśmy, każda z zasadniczych
postaw wobec ludzi ma wartość pozytywną. Dążąc ku
ludziom, dana osoba próbuje nawiązać przyjazną rela-
cję ze światem. Przyjmując postawę im przeciwną, przy-
sposabia się do przetrwania w środowisku, w którym
toczy się bezustanne współzawodnictwo. Odsuwając się
od ludzi, ma nadzieję na osiągnięcie wewnętrznej in-
tegralności i spokoju. W istocie każda z postaw nie
tylko jest pożądana, ale i niezbędna dla naszego oso-
bistego rozwoju. Dopiero kiedy zakorzeniają się one na
podłożu nerwicowym, ulegają usztywnieniu, przyjmują
ślepy i kompulsywny charakter i wzajemnie się wyklu-
czają. To w znacznym stopniu obniża wartość każdej
z nich, ale nie rujnuje jej całkowicie.
Zalety wyizolowania są w istocie godne uwagi. Nie
bez znaczenia jest to, że we wszystkich filozofiach Wscho-
du ludzie dążą do wyizolowania i do oderwania się od
świata jako do podstawy wyższego rozwoju duchowego.
Nie możemy oczywiście dążeń tych porównywać z wy-
izolowaniem neurotycznym. W pierwszym wypadku wy-

background image

izolowanie i oderwanie się jest wybierane dobrowolnie
przez człowieka jako najlepszy sposób na osiągnięcie
samospełnienia i drogę tę obierają osoby, które potra-
fiłyby — jeśliby chciały — prowadzić zupełnie inny
styl życia. Oderwanie neurotyczne zaś to nie kwestia
wyboru, lecz wewnętrzny przymus, jedyny możliwy
sposób na życie. Niemniej i tu można dostrzec zalety,
chociaż zależne od stopnia zaawansowania nerwicy.
Mimo jej niszczycielskiego działania osoba wyizolowa-
na może zachować pewną wewnętrzną integralność. Fakt
ten byłby bez znaczenia, gdyby w społeczeństwie domi-
nowały przyjaźń i uczciwość, ale tam, gdzie pleni się hi-
93

pokryzja, nieuczciwość, zawiść, okrucieństwo i chciwość,
integralność osoby o niezbyt mocnej psychice zawsze
jest wystawiona na szwank. Zachowanie dystansu do
ludzi pozwala ją utrzymać. Co więcej, ponieważ ner-
wica odziera człowieka z jego spokoju, wyizolowanie
może być metodą uzyskania ładu wewnętrznego, któ-
rego głębia zależy od poświęceń, jakie dana osoba go-
towa jest podjąć. Wyizolowanie pozwala także na pewną
dozę niezależnego myślenia i odczuwania, pod warun-
kiem że wewnątrz magicznego kręgu takiej osoby całko-
wicie nie wygasły uczucia. I wreszcie, każdy z powyż-
szych czynników, razem z kontemplatywnym stosunkiem
do świata i względną nieobecnością czegokolwiek, co
mogłoby rozpraszać, przyczynia się do rozwoju i wyra-
żania zdolności twórczych danej osoby, jeśli taje posia-
da. Nie twierdzę, że nerwica jest niezbędnym warunkiem
tworzenia. Twierdzę jedynie, że w stresie nerwicowym
wyizolowanie' dostarcza najwięcej szans na wyrażenie
wszelkich zdolności twórczych, jeśli takie istnieją.
Chociaż są to niewątpliwe korzyści wyizolowania,
to nie z ich powodu jednostka tak mocno broni wyboru
swej drogi życiowej. Obrona jest równie zażarta nawet
wówczas, gdy z tej czy innej przyczyny zyski płyną-
ce z wyizolowania są znikome czy przyćmiewają je to-
warzyszące im kłopoty. To odkrycie prowadzi nas do
dalszych wniosków. Jeśli osoba wyizolowana zostanie
„wrzucona" pomiędzy innych ludzi i zmuszona do bli-
skiego kontaktu z nimi, może bardzo łatwo ulec dez-
integracji lub, mówiąc inaczej, przeżyć załamanie ner-
wowe. Używam celowo tego określenia, gdyż obejmuje
ono całą gamę zaburzeń — zakłócenia somatyczne, al-
koholizm, skłonności samobójcze, depresję, niezdolność
do pracy, krótkotrwałe zaburzenia o charakterze psycho-
tycznym. Zarówno pacjent, jak i psychiatra są skłonni
przypisywać to wszystko jakiemuś wydarzeniu, które
miało miejsce na krótko przed „załamaniem". Niespra-
94

background image

wiedliwe potraktowanie przez zwierzchnika, romans mę-
ża i związane z tym kłamstwa, neurotyczne zachowanie
się żony, doświadczenie homoseksualne, brak akceptacji
ze strony kolegów na uczelni, trudna sytuacja mate-
rialna po okresie pomyślności i dobrobytu — wszystko
to i wiele innych czynników może być powodem zabu-
rzeń. Każdy z tych problemów ma znaczenie. Terapeuta
powinien traktować je poważnie i starać się zrozumieć,
co szczególnie ujawnia się u pacjenta jako specyficzny
problem. Jednak poprzestać na tym to zbyt mało, gdyż
pozostaje pytanie, dlaczego dana sytuacja tak bardzo
dotknęła konkretną osobę, dlaczego jej równowaga psy-
chiczna została zakłócona na skutek wydarzenia będą-
cego jednym z typowych życiowych problemów. Innymi
słowy, nawet kiedy analityk zrozumie już, w jaki spo-
sób pacjent zareagował na konkretną trudność, pozo-
staje mu dociec, dlaczego istnieje tak ogromna dyspro-
porcja między przyczyną a jej skutkiem.
Możemy stwierdzić, że dążenia neurotyczne znajdu-
jące wyraz w wyizolowaniu, podobnie jak wszystkie dą-
żenia neurotyczne, zapewniają jednostce poczucie bez-
pieczeństwa tak długo, jak długo nic ich nie zakłóca.
I odwrotnie: kiedy przestają działać, rodzi się w niej
lęk. Dopóki osoba wyizolowana jest w stanie zachować
dystans w stosunku do innych ludzi, czuje się bezpie-
czna; jeśli z jakiegokolwiek powodu zaklęty krąg uleg-
nie przerwaniu, jej bezpieczeństwo zostaje zagrożone.
Świadomość tego faktu przybliża nas do zrozumienia,
dlaczego osoba wyizolowana wpada w panikę, jeśli nie
może dłużej utrzymać dystansu emocjonalnego wobec
innych. Powinniśmy dodać, że panika ta jest ogromna,
gdyż jednostka nie wytworzyła żadnych innych stra-
tegii radzenia sobie w życiu. Potrafi jedynie trzymać
się na uboczu, z dala od innych, i unikać prawdziwej
egzystencji. Tutaj znowu ukazuje się ujemna strona wy-
izolowania, która nadaje mu specyficzne piętno, różne
95

od piętna innych dążeń neurotycznych. Możemy zatem
powiedzieć, że kiedy pojawiają się trudności, osoba wy-
izolowana nie potrafi przymilać się ani walczyć, współ-
pracować z innymi ani dyktować warunków, kochać
ani być bezlitosna. Jest bezbronna jak zwierzę znające
tylko jeden sposób radzenia sobie z niebezpieczeństwem:
ucieczkę i zaszycie się w krzakach. W snach lub w sko-
jarzeniach dostrzega podobieństwo między sobą a tu-
bylcami zamieszkującymi lasy Cejlonu, niezwyciężony-
mi tak długo, jak długo kryją się w głuszy, lecz stają-
cymi się łatwą zdobyczą, gdy ją opuszczą. Jest niczym
średniowieczne miasto otoczone tylko jednym murem.
Jeśli mur ten zostanie przerwany, gród staje się bez-
bronny. Taka postawa czyni zupełnie zrozumiałym nie-

background image

pokój odczuwany wobec życia w ogóle. Pomoże też nam
zrozumieć, że dystans to nic innego jak ochrona przed
całym światem, której trzyma się kurczowo i której mu-
si bronić za wszelką cenę. Wszystkie dążenia neuroty-
czne są w swym najgłębszym wymiarze działaniami
obronnymi, chociaż te omawiane przez nas poprzednio
są także przykładem pozytywnej strategii radzenia so-
bie z życiem. Kiedy na pierwszy plan wysuwa się po-
trzeba wyizolowania, człowiek staje się bezbronny, je-
żeli chodzi o rzeczywiste radzenie sobie w życiu, do
tego stopnia, że z biegiem czasu charakter obronny tej
postawy przytłumia całkowicie inne aspekty osobowości.
Wyjaśniając zaciekłość, z jaką neurotyk broni swego
wyizolowania, można posunąć się jeszcze dalej. Wszy-
stko, co jest zagrożeniem tej postawy, niebezpieczeń-
stwo „rozwalenia muru", za którym się kryje, prowadzi
często do czegoś więcej aniżeli do przejściowej paniki.
Rezultatem może być dezintegracja osobowości przy-
bierająca formę zaburzeń o charakterze psychotycznym.
Kiedy w trakcie analizy mury wyizolowania zaczynają
się kruszyć, pacjent nie tylko staje się dziwnie niespo-
kojny, ale zaczyna pośrednio i bezpośrednio manifesto-
96

wać konkretne obawy. Może to być na przykład strach
przed zanurzeniem się w bezkształtnej masie ludzkiej,
strach, który zasadniczo jest strachem przed utratą włas-
nego wyjątkowego i niepowtarzalnego charakteru. Ujaw-
nia się także lęk przed przemocą i wykorzystaniem ze
strony osób agresywnych. Lęk ten jest wynikiem jego
całkowitej bezbronności. Istnieje również lęk przed mo-
żliwością popadnięcia w chorobę psychiczną, który mo-
że pojawić się z taką mocą, iż pacjent będzie potrze-
bować uspokajających zapewnień, że tak się nie stanie.
Nie oznacza on jednak lęku przed obłędem ani nie jest
reakcją na wyłaniającą się tęsknotę za zachowaniem
pozbawionym wszelkiej odpowiedzialności. Jest to bez>-
pośrednia manifestacja specyficznego lęku przed tym,
aby nie ulec całkowitemu rozszczepieniu, często obe-
cnego w snach i skojarzeniach. Oznaczałoby to, że po-
rzucenie wyizolowania zmusiłoby daną osobę do sta-
nięcia twarzą w twarz ze swymi konfliktami i że nie
przeżyłaby tego, ale — jak powiedział jeden z pacjen-
tów — zostałaby rozłupana jak drzewo, w które ude-
rzył piorun. Przypuszczenie to potwierdzają inne ob-
serwacje. Osoba w dużym stopniu wyizolowana cechuje
się niemal niemożliwą do przezwyciężenia niechęcią do
samej koncepcji istnienia wewnętrznych konfliktów.
W okresie późniejszym takie osoby zwykle mówią ana-
litykowi, że kiedy wspominał im o konfliktach, nie wie-
działy, o co mu chodzi. Zawsze, kiedy prowadzącemu
analizę uda się wskazać konflikt, w jaki są uwikłane,

background image

osoby takie niepostrzeżenie i w zdumiewająco skute-
czny, nieświadomy sposób odwrócą się w ogóle od tego
problemu. Jeśli przypadkowo, zanim będą gotowe się
do niego przyznać, ujrzą w nagłym przebłysku wewnę-
trzny konflikt, ogarnie je panika. Kiedy potem, czując
się bezpieczne, przybliżą się do zrozumienia i uznania
konfliktów, pojawia się w ich postawie jeszcze większe
wyizolowanie.
97

Tak zatem dochodzimy do wniosku, który na pier-
wszy rzut oka może się wydać sprzeczny sam w sobie.
Stwierdzamy bowiem, że wyizolowanie jest częścią skła-
dową konfliktu podstawowego, a zarazem obroną przed
nim. Sprzeczność ta jednak znika, kiedy wyrazimy się
precyzyjniej. Wyizolowanie to ochrona przed działa-
niem dwóch pozostałych składników konfliktu podsta-
wowego. Musimy w tym miejscu powtórzyć raz jeszcze,
że dominacja którejkolwiek z postaw nie powoduje za-
niku działania pozostałych sprzecznych z nią tenden-
cji. To zmaganie się wewnętrznych sił widać u jedno-
stki wyizolowanej wyraźniej niż w przypadku dwóch
pozostałych typów osobowości i nawet koleje jej życia
wskazują na ścieranie się przeciwnych tendencji. Za-
nim jednostka wyizolowana zaakceptuje świadomie swo-
ją postawę wobec ludzi, często ma za sobą okresy za-
równo uległości, jak i gwałtownego buntu. Inaczej niż
w przypadku wcześniej omówionych typów osobowości
o wyraźnie ustalonych priorytetach, wartości, za któ-
rymi podąża osoba wyizolowana, są sprzeczne. Mimo
że niezmiennie wysoko ceni to, co w jej mniemaniu
jest wolnością i niezależnością, w trakcie analizy może
czasem wyrazić uznanie dla ludzkiej dobroci, współ-
czucia, wspaniałomyślności, poświęcenia się aż do za-
traty samego siebie, a innym razem popaść w drugą
skrajność i opowiedzieć za prawem dżungli, gdzie kró-
luje bezduszny interes własny jednostki. Ją samą rów-
nież mogą zastanawiać te sprzeczności, ale korzystając
z takiego czy innego mechanizmu racjonalizacji, będzie
się starała je zignorować. Analityk łatwo może się zgu-
bić w tym wszystkim, jeśli brak mu będzie wyraźnej
perspektywy całej struktury. Może się starać podążyć
tą lub tamtą ścieżką, ale nie zajdzie zbyt daleko
w żadnym kierunku, gdyż pacjent będzie nieustannie
chronił się za zasłoną wyizolowania, zamykając tym
samym wszystkie drogi dostępu doń, podobnie jak za-
98

trzaskuje się okiennice przed wścibskim wzrokiem in-
truza.
U podłoża tego szczególnego „oporu" ze strony osoby
wyizolowanej kryje się prosta i znakomita w swej sku-

background image

teczności logika. Nie chce on po prostu określać się
w żadnej relacji do analityka ani też traktować go jak
istniejącego obok drugiego człowieka. W rzeczy samej
nie chce analizować swych związków z innymi ludźmi.
Nie chce się zmierzyć z własnymi konfliktami. Jeśli
uświadomimy sobie jego założenia, będzie dla nas jas-
ne, że nawet nie jest w stanie zainteresować się czym-
kolwiek, co dotyczy związków międzyludzkich. Jest zu-
pełnie świadomie przekonany, że tak długo, jak długo
uda mu się zachować bezpieczny dystans wobec innych
ludzi, nie musi przejmować się istniejącymi między nim
a innymi relacjami; że jak długo trzyma się z dala od
innych, tak długo żadne zakłócenie w tych relacjach
nie wpłynie nań ujemnie; że nawet konflikty, o których
mówi analityk, nie mogą i nie powinny być wydoby-
wane na światło dzienne, gdyż tylko sprawiłyby mu
kłopot,, i że nie ma potrzeby, by cokolwiek prostować
czy naprawiać, gdyż on i tak nie opuści swej ustronnej
kryjówki. Jak już powiedzieliśmy, rozumowanie to jest
logiczne, choć nie całkowicie. To, czego w nim brak i cze-
go przez długi czas osoba wyizolowana nie chce przyjąć
do wiadomości, to fakt, że nie może ona wzrastać i roz-
wijać się w próżni.
Najważniejszą zatem funkcją wyizolowania neuro-
tycznego jest niedopuszczenie do pojawienia się w świa-
domości zasadniczych konfliktów. Jest to najradykal-
niejszy i najskuteczniejszy środek obrony przed nimi.
Jednym z wielu sposobów osiągania sztucznej harmonii
w nerwicy jest rozwiązanie konfliktu przez jego pomi-
janie. Nie jest to jednak rozwiązanie skuteczne, gdyż
zarówno kompulsywne pragnienia bliskości, jak i opar-
tej na agresji dominacji, dążenie do wykorzystania dru-
99

giego człowieka i do bycia lepszym od innych pozostają
i nadal nękają, a czasem i paraliżują osobę, która nosi
je w sobie. Nie można więc osiągnąć prawdziwej we-
wnętrznej wolności ani pokoju dopóty, dopóki istnieć
będą w człowieku sprzeczne hierarchie wartości.

Rozdział 6
WYIDEALIZOWANY*
OBRAZ SAMEGO SIEBIE
W trakcie naszych rozważań zasadniczych postaw
neurotyka w stosunku do innych ludzi poznaliśmy dwa
główne sposoby rozwiązywania przezeń własnych kon-
fliktów, a mówiąc dokładniej, nie tyle sposoby rozwią-
zania, ile sposoby pozbycia się ich. Pierwszy z nich polega
na wypieraniu niektórych aspektów własnej osobowości,
a wydobywaniu aspektów im przeciwnych, drugi to two-
rzenie takiego dystansu między sobą a światem, jaki
sprawia, że konflikty przestają być widoczne. Oba pro-

background image

cesy zakładają pewną jedność, pozwalającą jednostce
normalnie funkcjonować, nawet kosztem samej siebie**.
Kolejną próbą podejmowaną przez neurotyka, którą
opiszemy w tym rozdziale, jest stworzenie obrazu sa-
mego siebie takiego, za jakiego się uważa, lub takiego,
jakim w swoim mniemaniu może lub powinien być. Nie-
zależnie od tego, czy obraz ten istnieje w sposób świa-
domy czy nieświadomy, jest zawsze oderwany od rze-
czywistości, przy czym trzeba pamiętać, że wpływ, jaki
* W psychologii polskiej przyjął się termin „obraz idealny" analogicz-
nie do Ja idealne". Wydaje się, że termin „wyidealizowany obraz" lepiej
oddaje intencje autorki i zawarte w tym terminie konotacje (przyp. red.).
** Herman Nunberg zajął się problemem usilnego dążenia do jed-
ności w swojej rozprawie Die Synthetische Funktion des Ich, „Interna-
tionale Zeitschrift fur Psychoanalyse", 1930.
101

wywiera na życie danej jednostki, jest aż nadto rze-
czywisty. Co więcej, obraz ten zawsze schlebia jedno-
stce, podobnie jak to przedstawiono w jednym z dowci-
pów rysunkowych w czasopiśmie „New Yorker", gdzie
otyła kobieta w średnim wieku spogląda w lustro i wi-
dzi siebie jako młodą, szczupłą dziewczynę. Konkretne
cechy wyidealizowanego obrazu własnego „ja" różnią
się, zależnie od struktury osobowości. I tak na pier-
wszym miejscu może pojawić się uroda danej osoby,
siła, inteligencja, geniusz, świętość, uczciwość lub co-
kolwiek innego. Im bardziej nierealistyczny obraz, tym
bardziej jednostka jest arogancka w najbardziej pierwot-
nym tego słowa znaczeniu, gdyż słowo „arogancja" wy-
wodzi się od łacińskiego czasownika arrogo, co oznacza
przypisywać sobie nienależne zasługi lub cechy, które
się posiada wyłącznie potencjalnie, a nie w rzeczywi-
stości. Im bardziej obraz ten jest oderwany od życia,
tym bardziej czyni daną osobę wrażliwą i zależną od
zewnętrznego uznania i akceptacji. Nie potrzebujemy po-
twierdzenia cech, co do których mamy pewność, że je
posiadamy, ale poczulibyśmy się dotknięci, gdyby kwe-
stionowano nasze fałszywe roszczenia.
Wyidealizowany obraz własnego „ja" w najbardziej
wyrazistej formie obserwować można u psychotyków,
chociaż w zasadniczych zarysach nie odbiega od wyide-
alizowanego obrazu własnej osoby u neurotyków. Jest
on u nich mniej naznaczony iluzją, ale może być równie
rzeczywisty. Jeśli przyjmiemy stopień oderwania tego
obrazu od rzeczywistości za miernik różnicy między psy-
chozą a nerwicą, możemy określić obraz wyidealizowa-
ny jako cząstkę psychozy wplecioną w tkankę nerwicy.
Wyidealizowany obraz własnego „ja" jest w istocie
zjawiskiem nieświadomym. Rozdymanie się fałszywego
wizerunku siebie może być wyraźnie widoczne nawet
dla niewprawnego obserwatora, ale neurotyk nie jest

background image

świadom tego, że siebie idealizuje. Nie wie także, jak
102

dziwna mieszanka cech składa się na ów obraz. Może
mieć niejasne przeczucie, że stawia sobie zbyt wysokie
wymagania, ale biorąc te perfekcjonistyczne postulaty
za prawdziwe ideały, nie kwestionuje ich wartości, a na-
wet jest z nich dumny.
Sposób, w jaki ów twór wyobraźni neurotyka wpły-
wa na jego stosunek do siebie samego, zależy od danej
jednostki, a także od tego, co stanowi centrum jej zain-
teresowania. Jeśli w interesie neurotyka leży przeko-
nanie siebie, że jest rzeczywiście swoim wyidealizowa-
nym obrazem, rozwija się w nim poczucie, że jest w isto-
cie geniuszem, osobą wybitną, u której nawet wady
mają boski charakter*. Jeśli w centrum zainteresowa-
nia znajduje się rzeczywiste „ja", które w porównaniu
z „ja" wyidealizowanym budzi pogardę i niechęć jed-
nostki, na pierwszy plan wysunie się krytycyzm
i skłonność do poniżania siebie. Jako że obraz własne-
go „ja" odarty z wszelkich pozytywnych cech jest rów-
nie odległy od rzeczywistości jak wyidealizowany obraz
własnej osoby, można by go nie bez słuszności nazwać
obrazem zrodzonym z pogardy do siebie. Jeśli wreszcie
neurotyk koncentruje się na różnicy między obrazem
wyidealizowanym a „ja" rzeczywistym, to jedynym, cze-
go jest świadom, i jedynym, co możemy zauważyć, są
bezustanne próby przerzucenia mostu między tymi
dwoma stanami i ciągłe zmuszanie siebie do perfekcji.
W takiej sytuacji neurotyk wciąż powtarza „powinie-
nem". Bez przerwy mówi, że powinien był zrobić to czy
tamto, czuć to czy tamto, myśleć to czy tamto. U pod-
staw swego myślenia jest on, podobnie jak osoba naiwnie
narcystyczna, przekonany o swojej wewnętrznej dosko-
nałości, co zdradza jego wiarę w to, że w rzeczywistości
byłby doskonały, gdyby tylko był bardziej stanowczy
* Por. A. Parish, Ali Kneeling, „The Second Woollcott Reader", Gar-
den City Publishing Co., 1939.
103

wobec siebie, bardziej się kontrolował, bardziej uważał
i był bardziej czujny.
Ego idealne, w przeciwieństwie do prawdziwych ide-
ałów, ma charakter statyczny. To nie cel, do którego
osoba usilnie dąży, lecz na stałe utrwalona idea, którą
czci. Ideały mają charakter dynamiczny, rodzą bodźce
każące* za nimi podążać, są niezastąpioną i bezcenną
siłą napędową rozwoju wewnętrznego. Obraz wyideali-
zowany jest przeszkodą na drodze do rozwoju, gdyż
albo jest sprzeczny z istniejącymi wadami i niedostat-
kami charakteru albo nawet staje się podstawą ich po-
tępienia. Prawdziwe ideały rodzą pokorę, obraz wyide-

background image

alizowany — arogancję.
Fakt istnienia wyidealizowanego obrazu siebie —
chociaż różnorako definiowanego — znany był od daw-
na. Opisują go dzieła filozofów wszystkich czasów. Freud
wprowadził go do teorii nerwic, opatrując różnymi na-
zwami, jak: ideał ego, narcyzm, superego. Zagadnie-
nie to stanowi jądro psychologii adlerowskiej, w której
zostało przedstawione jako dążenie do mocy. Odeszli-
byśmy od głównego tematu naszych rozważań, gdyby-
śmy chcieli szczegółowo przedstawić podobieństwa i róż-
nice między powyższymi koncepcjami a moją własną*.
W skrócie powiedzieć można, że wszystkie one zajmują
się pojedynczym aspektem obrazu wyidealizowanego,
nie dostrzegając całości. Dlatego też mimo słusznych
komentarzy i argumentów przedstawianych nie tylko
przez Freuda czy Adlera, ale także przez wielu innych
autorów, wśród nich Franza Alexandra, Paula Federna,
Bernarda Gluecka i Ernesta Jonesa, znaczenie tego zja-
wiska i jego rola nie zostały jeszcze w pełni docenione.
* Zob. krytyczną ocenę freudowskich teorii narcyzmu, superego i po-
czucia winy w: K. Horney, Nowe drogi w psychoanalizie, op. cit., por.
też E. Fromm, Selfishness and Self-Love, „Psychiatry", 1939.
104

Zatem jaka to rola? Najwidoczniej wyidealizowany ob-
raz własnej osoby musi zaspokajać istotne potrzeby ży-
ciowe. Niezależnie od tego, jak poszczególni autorzy
tłumaczą to na gruncie teoretycznym, wszyscy zgodni
są, że stanowi on bastion nerwicy, który trudno zburzyć
czy choćby osłabić. Freud na przykład uważał, że głę-
boko zakorzeniona postawa „narcystyczna" to jedna
z największych przeszkód w terapii.
Można powiedzieć, że wyidealizowany obraz własne-
go ,ja" jest przede wszystkim substytutem rzeczywistej
wiary w siebie i dumy ze swoich rzeczywistych osiąg-
nięć. Osoba przekształcająca się na pewnym etapie swe-
go życia w neurotyka ma nikłe szansę na to, by zacząć
budowę wiary w siebie, a to z powodu przytłaczających
doświadczeń, które stały się jej udziałem. Jej wiara we
własne siły, krucha sama w sobie, na skutek nerwicy
ulega dalszemu osłabieniu, gdyż choroba prowadzi do
zaniku warunków niezbędnych do rozwoju tej wiary.
Trudno przedstawić te warunki w zwięzły sposób. Naj-
ważniejsze z nich to żywotność i dostępność własnej ener-
gii emocjonalnej, samodzielnie wybrane rzeczywiste cele
życiowe i umiejętność świadomego decydowania o swoim
życiu. Niezależnie od kierunku, w jakim rozwijać się
będzie nerwica, właśnie te czynniki są najbardziej za-
grożone. Dążenia neurotyczne wpływają negatywnie na
zdolność decydowania o własnym losie, gdyż na skutek
ich oddziaływania jednostka nie kieruje swoim życiem,
lecz inne siły unoszą ją na fali wydarzeń. Trzeba dodać,

background image

że zdolność neurotyka do wyboru własnej drogi w życiu
jest bezustannie osłabiana przez jego zależność od in-
nych w postaci ślepego buntu, dążenia do górowania nad
nimi bądź potrzeby zachowania dystansu w stosunku do
otoczenia — wszystkie te postawy to formy uzależnie-
nia. Należy powiedzieć, że neurotyk blokuje olbrzymie
zasoby własnej energii emocjonalnej i całkowicie unie-
możliwia jej działanie. Wszystkie wymienione czynniki
105

powodują, że nie jest w stanie określić własnych celów.
I wreszcie — co także nie jest bez znaczenia — kon-
flikt podstawowy rodzi wewnętrzny podział jednostki.
Pozbawiony fundamentu własnej egzystencji neurotyk
jest zmuszony sztucznie rozdmuchiwać przekonanie
0

własnej sile i znaczeniu. Dlatego stałym składnikiem

wyidealizowanego obrazu własnego „ja" jest wiara we
własną wszechmoc.
Druga funkcja wyidealizowanego obrazu własnego
„ja" łączy się ściśle z funkcją pierwszą. Neurotyk czuje
się słaby nie dlatego, że przebywa w próżni, lecz dla-
tego, że żyje w świecie pełnym wrogów gotowych go
oszukać, upokorzyć, zniewolić i pokonać. Zatem musi
stale oceniać siebie i porównywać się z innymi, nie dla
próżnego kaprysu, lecz z przykrej konieczności. A jako
że w głębi duszy czuje się kruchy i mało znaczący (jak
przekonamy się o tym później), jest zmuszony do po-
szukiwania czegoś, co podniesie go na duchu, co sprawi,
że we własnych oczach stanie się bardziej wartościowy
niż inni. Nieważne, czy stanie się bardziej święty czy
bardziej bezwzględny niż ludzie w jego otoczeniu, nie-
ważne, czy będzie w nim więcej miłości niż w innych,
czy też będzie bardziej cyniczny. Ważne, że we włas-
nym odczuciu będzie w pewien sposób lepszy od innych
1

to niezależnie od tego, czy są w nim jeszcze inne

dążenia do tego, by górować nad innymi ludźmi. To
pragnienie bycia lepszym od innych objawia się często
chęcią pokonania ich, gdyż niezależnie od charakteru
nerwicy neurotyk zawsze czuje się bezbronny i dręczy go
przeświadczenie, że wszyscy traktują go z góry i chcą
go upokorzyć. Pragnienie pognębienia innych i chęć od-
wetu są antidotum na odczuwane upokorzenia i mogą
być manifestowane na zewnątrz lub istnieć przede
wszystkim w umyśle neurotyka. Pragnienie to może
być świadome lub nie, ale zawsze pozostaje jedną z sił
napędowych nerwicowej potrzeby wyższości i nadaje jej
106

specyficzny koloryt*. Konkurencyjny duch naszej kul-
tury jest nie tylko pożywką dla nerwic w ogólności —
poprzez wzbudzanie niepokoju w związkach między
ludźmi — ale też w specyficzny sposób nasila tę po-

background image

trzebę górowania.
Przyjrzeliśmy się, w jaki sposób wyidealizowany ob-
raz siebie pełni funkcję substytutu prawdziwej wiary
w siebie i autentycznej dumy ze swoich osiągnięć. Jego
zastępcza funkcja realizuje się w jeszcze jeden sposób.
Ponieważ ideały, którym hołduje neurotyk, są z sobą
sprzeczne, nie mogą mieć dla niego charakteru wią-
żącego. Jako że są mgliste i niedookreślone, nie mogą
stanowić dlań żadnych drogowskazów. Zatem gdyby
jego usilne pragnienie, by stać się takim, jak stworzo-
ny przez siebie idol, nie nadawało żadnego sensu jego
życiu, czułby się on pozbawiony jakiegokolwiek celu.
Staje się to wyraźnie widoczne w trakcie analizy, kiedy
po podważeniu wyidealizowanego obrazu siebie pacjent
przez pewien czas ma poczucie całkowitego zagubie-
nia. Dopiero wtedy zdaje sobie sprawę z tego, jak za-
gubiony jest w kwestii swoich życiowych ideałów, i poj-
muje, jak niepożądany jest to dla niego stan. Przedtem
problem ten pozostawał poza sferą jego zrozumienia
i zainteresowania, chociaż zewnętrznie mógł deklaro-
wać coś innego. Teraz po raz pierwszy uświadamia
sobie, że osobiste ideały mają znaczenie w życiu, i pra-
gnie się dowiedzieć, jakie są naprawdę jego ideały. Te-
go rodzaju doświadczenie uważam za dowód na to, że
obraz wyidealizowany stanowi substytut prawdziwych
ideałów życiowych. Zrozumienie tego faktu ma zna-
czenie dla terapii. Analityk może wskazać pacjentowi
sprzeczności istniejące w jego systemie wartości, ale
nie może się spodziewać z jego strony żadnego kon-
struktywnego zainteresowania w tej kwestii ani nie
* Por. rozdział 12 poświęcony dążeniom sadystycznym.
107

może rozpocząć pracy nad tym dopóty, dopóki wyide-
alizowany obraz siebie samego nie przestanie być neu-
rotykowi niezbędny.
Sztywność wyidealizowanego obrazu własnej osoby
można tłumaczyć jego jedną, bardzo szczególną fun-
kcją. Jeśli w naszym prywatnym lustrze widzimy siebie
jako wzór cnoty czy inteligencji, to nawet nasze naj-
bardziej zauważalne wady i ułomności znikną lub na-
biorą atrakcyjnych barw — podobnie jak to się dzieje
z dobrym malowidłem, na zniszczonej, łuszczącej się
ścianie, która nie jest już samą ścianą, ale piękną kom-
pozycją brązów, szarości i czerwieni.
Łatwiej nam przyjdzie zrozumieć obronny charakter
takiego obrazu, kiedy postawimy pacjentowi proste py-
tanie: Co uważa on za swoje wady i braki? To jedno
z pytań, które zdają się prowadzić donikąd, jako że na
pierwszy rzut oka wydaje się, iż mamy tu nieograniczoną
liczbę odpowiedzi. W rzeczywistości istnieje wszakże
jedna i to w miarę konkretna odpowiedź. To, co dana

background image

osoba uważa za swoje wady, zależy od tego, co w sobie
akceptuje, a co odrzuca. To z kolei — jeśli weźmiemy
pod uwagę podobne uwarunkowania kulturowe — wią-
że się z dominującą u niej postawą. Tak na przykład
osoba typu uległego nie uważa za wadę swoich obaw
i bezradności, podczas gdy typ agresywny uznałby, że
takich uczuć należy się wstydzić i trzeba je ukryć przed
ludźmi i przed sobą. Osoba typu uległego traktuje swo-
ją wrogość i skłonność do agresji za poważny występek;
dla jednostki agresywnej wszelkie odruchy współczucia
i łagodności to słabość godna pogardy. Każdy typ musi
odrzucić wszystko, co w rzeczywistości sam uznaje za
część przyjętego obrazu siebie. Typ uległy musi na przy-
kład odrzucić prawdę o sobie mówiącą, że w rzeczywi-
stości nie jest kochającą osobą z sercem otwartym dla
wszystkich; typ wyizolowany przymyka oczy na fakt,
iż jego samotność to nie rezultat osobistego wolnego
108

wyboru, że trzyma się z dala od ludzi, bo nie może
sobie z nimi poradzić. Przykłady można by mnożyć.
Oba typy osób odrzucają dążenia sadystyczne, o któ-
rych będziemy mówić później. Chcąc zatem odpowie-
dzieć na nasze pytanie, doszlibyśmy do wniosku, że za
słabą stronę i za wadę dana osoba uważa wszystko, co
odbiega od spójnego obrazu zrodzonego z dominującej
postawy wobec innych ludzi. Pragnę także dodać, że
obronna funkcja wyidealizowanego obrazu siebie spro-
wadza się do negowania istnienia konfliktów i dlatego
obraz ten musi być tak trwały i mocny. Zanim sobie
uświadomiłam tę prawdę, często zastanawiałam się,
dlaczego pacjentowi taką trudność sprawia zaakcepto-
wanie siebie samego jako człowieka po prostu odrobinę
mniej ważnego i mniej znaczącego niż sam o sobie są-
dzi, jako człowieka niewiele różniącego się od innych.
Jeśli jednak potraktujemy problem w nowy, opisany
przed chwilą sposób, odpowiedź jest prosta. Pacjent nie
może ustąpić ani o cal, bo przyznanie się do własnych
wad postawiłoby go twarzą w twarz z wewnętrznym
konfliktem i zagroziłoby sztucznej harmonii, którą stwo-
rzył. Możemy zatem stwierdzić, że istnieje wprost pro-
porcjonalna zależność między stopniem nasilenia kon-
fliktu a stopniem sztywności wyidealizowanego obrazu
siebie. Im staranniej jest opracowany obraz wyideali-
zowany i im sztywniejszy jego charakter, tym bardziej
rozdzierających konfliktów wewnętrznych możemy się
domyślać.
Oprócz wymienionych czterech funkcji obrazu wyi-
dealizowanego istnieje, niejako ponad nimi, funkcja pią-
ta, także powiązana z konfliktem podstawowym. Za-
daniem wyidealizowanego obrazu siebie jest znacznie
więcej niż tylko ukrywanie nie zaakceptowanych ele-

background image

mentów konfliktu. Jest on dla danej osoby rodzajem
artystycznej kreacji, w której przeciwieństwa wydają
się pogodzone, lub też, w której nie przeczą sobie na-
109

wzajem. Pokażemy na kilku przykładach, jak to się
dzieje. By uniknąć rozwlekłego opisu, powiem jedynie,
do czego sprowadzały się konflikty, i pokażę, w jakiej
postaci pojawiały się one w wyidealizowanym obrazie
danej osoby.
Dominującym aspektem konfliktu pacjenta X była
uległość — ogromna potrzeba miłości i akceptacji, chęć,
by ktoś się o niego zatroszczył, okazał mu zrozumienie
i współczucie, by był troskliwy, dobry i kochający. Na
drugim miejscu było wyizolowanie wespół z normalną
dla tej postawy niechęcią do przyłączania się do grupy,
kładzeniem nacisku na niezależność, obawą przed zbyt-
nim związaniem się z innymi ludźmi, wrażliwością na
wszelkie skrępowanie. To wyizolowanie bezustannie zde-
rzało się z potrzebą bliskości drugiego człowieka i po-
wodowało powtarzające się trudności w jego związkach
z kobietami. W jego przypadku ujawniły się także skłon-
ności agresywne manifestujące się pragnieniem, by być
pierwszym w każdej sytuacji, by w sposób ukryty do-
minować nad innymi, czasem ich wykorzystywać, i by
przeciwstawiać się wszelkiej ingerencji innych we włas-
ne życie. Rzecz jasna skłonności te zubożały jego mo-
żliwości okazywania przyjaźni i miłości otoczeniu i ko-
lidowały z jego wyizolowaniem. Pacjent, nieświadom
swych wewnętrznych popędów, stworzył idealny obraz
siebie będący składanką trzech postaci. Zgodnie z nim
był tak wspaniałym kochankiem i przyjacielem, że ko-
biety wręcz szalały za nim. Nikt inny nie był tak dobry
i tak czuły jak on. Jawił się jako najwspanialszy przy-
wódca swoich czasów, geniusz polityczny budzący po-
dziw wszystkich, wreszcie jako wielki filozof, człowiek
ogromnej mądrości, jeden z niewielu, którzy posiedli
wgląd w sens życia i w jego ostateczną daremność.
Obraz ten nie był całkowicie wytworem fantazji. Opi-
sany tu pacjent posiadał wiele uzdolnień w przedsta-
wionych wyżej dziedzinach. Możliwości te zostały pod-
110

niesione do poziomu już zrealizowanych osiągnięć o wy-
jątkowym i wspaniałym charakterze. Co więcej, kom-
pulsywny charakter jego dążeń pozostawał ukryty, a za-
miast niego pojawiło się przekonanie o wrodzonych da-
rach i talentach. Zamiast neurotycznej potrzeby miłości
i akceptacji zakładał istnienie w sobie zdolności do ko-
chania innych, zamiast pragnienia, by być lepszym od
innych — przekonanie o wyjątkowych zdolnościach, za-
miast potrzeby izolacji — niezależność i mądrość. Wre-

background image

szcie, co najważniejsze, konflikty były „rozwiązywane"
w sposób następujący: pragnienia, które w życiu rze-
czywistym kolidowały z sobą i uniemożliwiały realiza-
cję którejkolwiek z jego zdolności, stały się częścią abs-
trakcyjnej doskonałości charakteru i jawiły się jako kilka
nawzajem się uzupełniających aspektów bogatej oso-
bowości, a trzy aspekty konfliktu podstawowego przez
nie reprezentowane pozostały wyizolowane jako trzy
postaci składające się na idealny obraz siebie.
Drugi przykład pokazuje wyraźnie, jak wielkie zna-
czenie ma oddzielenie konfliktowych elementów*.
W przypadku pacjenta Y dążeniem dominującym było
wyizolowanie ze wszystkimi jego konsekwencjami opi-
sanymi w poprzednim rozdziale. Bardzo wyraźnie za-
znaczała się też skłonność do uległości, chociaż on sam
nie dopuszczał tego do świadomości, gdyż kłóciło się to
z jego pragnieniem niezależności. Wysiłki podejmowane
po to, by być bardzo dobrym człowiekiem, przebijały
* W klasycznym już przykładzie opisu podwójnej osobowości, jakim
jest powieść R. L. Stevensona Doktor Jekyll i pan Hyde, cały pomysł
opiera się na możliwości rozdzielenia dwóch sprzecznych z sobą aspektów
osobowości jednostki. Uświadomiwszy sobie, jak głęboko sięga w nim
podział między dobrem a złem, doktor Jekyll powiada: „Już dawno temu
[...] nauczyłem się rozkoszować myślą, będącą niczym ulubiony sen, że moż-
na rozdzielić oba te składniki. Gdyby każdy z nich — mówiłem sobie —
przebywał w osobnej tożsamości, życie zostałoby pozbawione całej swej
udręki".
111

się czasem przez skorupę wyparcia. Świadome pragnie-
nie bliskości drugiego człowieka kłóciło się bezustannie
z wyizolowaniem. Umiał zdobyć się na akty bezwzględ-
nej agresji wyłącznie w swej wyobraźni. Dawał upust
swoim fantazjom o masowym niszczeniu ludzi ze swego
otoczenia, pragnąc szczerze zabić tych wszystkich, któ-
rzy próbowaliby ingerować w jego życie. Twierdził, że
opowiada się za prawem dżungli, gdzie silniejszy ma
zawsze rację, gdzie bezwzględnie realizuje się osobisty
interes, i utrzymywał, że to jedyny rozsądny i wolny
od hipokryzji sposób życia. W rzeczywistości był raczej
tchórzliwy, a wybuchy wściekłości przytrafiały mu się
tylko w pewnych określonych sytuacjach.
Jego wyidealizowany obraz siebie był dziwną skła-
danką sprzecznych elementów. Przez większą część życia
uważał siebie za pustelnika, który żyjąc na szczycie
góry, zdobył mądrość i spokój ducha. Czasami, bardzo
rzadko, przeradzał się w wilkolaka, całkowicie wyzby-
tego ludzkich uczuć, ziejącego żądzą zabijania. Jakby
te dwa sprzeczne obrazy mu nie wystarczały, uważał
siebie również za doskonałego przyjaciela i kochanka.
Dostrzegamy ponownie tę samą negację istnienia
dążeń neurotycznych, identyczne samouwielbienie, jed-

background image

nakowe mylenie możliwości z rzeczywistymi osiągnię-
ciami. Jednak w tym wypadku nie podjęto żadnej próby
rozwiązania konfliktu, więc sprzeczności pozostały.
W przeciwieństwie do rzeczywistości wydają się czyste
i nie przemieszane z sobą. Są odizolowane i nie ma
między nimi kolizji. Właśnie o to chodzi, gdyż dzięki
temu konflikt jako taki zniknął.
Oto kolejny przykład spójnego, wyidealizowanego
obrazu siebie. W rzeczywistym zachowaniu pacjenta Z
przeważały dążenia agresywne, którym towarzyszyły
tendencje sadystyczne. Był typem dominującym
i chciał wykorzystywać innych do własnych celów. Parł
bezlitośnie do przodu pchany pożerającą go ambicją.
112

Umiał planować swoje posunięcia, organizować stra-
tegię, walczyć i trwać świadomie przy wyznawanym
otwarcie prawie dżungli. Był równocześnie jednostką
w ogromnym stopniu wyizolowaną, lecz ponieważ jego
skłonności agresywne siłą rzeczy wiązały go z ludźmi,
nie był w stanie trzymać się na uboczu. Starał się
jednak ze wszystkich sił nie angażować w żaden oso-
bisty związek i nie pozwalał sobie na szukanie przy-
jemności w niczym, w czym istotną rolę odgrywaliby
inni. Radził sobie z tym wszystkim dość dobrze, jako
że pozytywne uczucia wobec innych były u niego w zna-
cznym stopniu wyparte, a pragnienie bliskości z dru-
gim człowiekiem znajdowało ujście w kontaktach sek-
sualnych. Jednakże istniała w nim wyraźna skłonność
do uległości, wespół z potrzebą aprobaty, która kłóciła
się z jego pragnieniem władzy. Tkwiły w nim również
purytańskie zasady moralne, które wykorzystywał
głównie do karcenia innych, lecz których, rzecz jasna,
nie mógł nie odnosić do siebie. Wszystko to stało w ja-
wnej sprzeczności z deklarowanym przezeń prawem
pięści.
Sam postrzegał siebie jako rycerza w lśniącej zbroi,
krzyżowca, który sięgając wzrokiem dalej niż inni, dąży
niestrudzenie do tego, co prawe i słuszne. Tak jak przy-
stoi mądremu przywódcy, nie był z nikim związany,
lecz wymagał od wszystkich surowej i w jego mniema-
niu słusznej dyscypliny. Był uczciwy bez hipokryzji. Ko-
biety kochały go, a on byłby wspaniałym kochankiem,
lecz nie związał się z żadną kobietą. Tutaj, podobnie
jak w innych przypadkach, jednostka osiąga ten sam
cel: składniki konfliktu podstawowego zostają z sobą
wymieszane.
Wyidealizowany obraz siebie jest zatem próbą roz-
wiązania konfliktu podstawowego, próbą co najmniej
tak istotną, jak wszystkie opisane przeze mnie poprze-

background image

dnio. Ma on olbrzymią subiektywną wartość, gdyż słu-

113

żyjako spoiwo utrzymujące podzieloną jednostkę. I mi-
mo że istnieje wyłącznie w wyobraźni danej osoby, wy-
wiera istotny wpływ na jej relacje z innymi.
Wyidealizowany obraz siebie można nazwać fikcyj-
nym bądź iluzorycznym „ja", lecz to tylko część prawdy
i dlatego twierdzenie takie jest mylące. Myślenie ży-
czeniowe leżące u jego podstaw musi budzić nasze zdu-
mienie, zwłaszcza jeśli pamiętamy, że to dzieło osób,
które poza tym stoją twardo na ziemi. Jednak to nie
myślenie takie sprawia, że obraz ten jest całkowicie
fikcyjny. To dzieło wyobraźni splecione z elementami
rzeczywistości, które je warunkują. Zwykle zawiera śla-
dy rzeczywistych ideałów danej osoby. Podczas gdy wspa-
niałe osiągnięcia są często fikcją, to leżące u ich pod-
łoża zdolności mogą być prawdziwe. Co więcej, obraz
wyidealizowany został zrodzony z rzeczywistych wewnę-
trznych potrzeb, spełnia rzeczywiste funkcje i wywiera
rzeczywisty, a nie urojony wpływ na swego twórcę. Ca-
ły proces tworzenia wyidealizowanego obrazu własnej
osoby określają wyraźne prawa, a znajomość jego cech
pozwala formułować trafne przypuszczenia odnośnie do
rzeczywistej struktury charakteru danej osoby.
Niezależnie od tego, ile fantazji zawiera obraz wy-
idealizowany, dla neurotyka ma on wartość na wskroś
rzeczywistą. Im mocniejsza i pewniej osadzona ideali-
zacja, tym bardziej neurotyk uważa, że jest taki jak
jego obraz, podczas gdy prawdziwe „ja" jest coraz bar-
dziej usuwane w cień. Zanikanie prawdziwego obrazu
siebie to nieuchronna konsekwencja obecności obrazu
wyidealizowanego. Jego zadanie to wyeliminowanie pra-
wdziwej osobowości i skierowanie całej uwagi na „ja"
wyidealizowane. Analizując historie choroby pacjentów,
odkrywamy, że dla wielu z nich stworzenie wyidealizo-
wanego obrazu siebie było zbawienne w dosłownym te-
go słowa znaczeniu, i pojmujemy teraz, dlaczego opór
114

pacjenta w chwili, kiedy obraz ten zostanie zakwestio-
nowany, jest logiczny, a może i usprawiedliwony. Tak
długo, jak długo wyidealizowany obraz własnej osoby
pozostaje dla neurotyka rzeczywisty i trwały, może on
się czuć kimś ważnym, lepszym niż inni, pełnym we-
wnętrznej harmonii, mimo iluzorycznego charakteru
tych uczuć. Może uważać się za uprawnionego do tego,
by formułować żądania i roszczenia, a to wszystko na
podstawie swej rzekomej wyższości. Jeśli jednak po-
zwoli na podważenie zasadności tego obrazu, natych-
miast grozi mu to, że będzie musiał stanąć twarzą

background image

w twarz ze swymi ułomnościami, bez specjalnych
praw, niewiele wart w oczach innych, a w swoich godny
pogardy. Jednak jeszcze bardziej przerażające jest to,
że będzie musiał zmierzyć się z własnymi konfliktami
i paraliżującym go strachem przed niebezpieczeństwem
wewnętrznego rozdarcia. Chociaż mówimy mu, że to
wszystko otwiera przed nim szansę stania się znacznie
lepszym człowiekiem, bardziej wartościowym niż czczy,
stworzony przezeń wizerunek, przez długi czas nie do-
ciera to do niego. Podjęcie takiej decyzji oznacza bo-
wiem skok w ciemność, której neurotyk się lęka.
Obraz wyidealizowany, mając tak wielką wartość
subiektywną dla danej osoby, powinien pozostać nie-
zachwiany, gdyby nie jego ujemne strony nierozdzielnie
z nim związane. Ponieważ cała ta konstrukcja składa
się z elementów fikcyjnych, jest przede wszystkim bar-
dzo niestabilna. Jest to skarbiec, ale pełen dynamitu,
co czyni jednostkę bezbronną wobec ataków z zewnątrz.
Jakiekolwiek zakwestionowanie obrazu lub jego kryty-
ka ze strony otoczenia, jakakolwiek świadomość, że się
nie dorasta do własnego ideału, jakikolwiek rzeczywi-
sty wgląd w siły działające we własnym wnętrzu mogą
spowodować, że obraz eksploduje i rozpadnie się. Neu-
rotyk musi zatem wprowadzić wiele ograniczeń w swoim
życiu, by uniknąć przedstawionych wyżej niebezpie-
115

czeństw. Musi unikać sytuacji, w których nie będzie
podziwiany lub chwalony. Musi unikać zadań, co do
których nie jest pewien, że wykona je bez zarzutu. Mo-
że się w nim rozwinąć wstręt do podejmowania jakie-
gokolwiek wysiłku. Dla tak wybitnej jednostki, za jaką
się uważa, sama wizja malowidła, jakie mógłby stwo-
rzyć, jest dziełem mistrzowskim. Każda przeciętna osoba
może coś osiągnąć tylko ciężką pracą; dla niego zabrać
się uczciwie do czegokolwiek, tak jak to robią inni, by-
łoby przyznaniem się, że nie jest geniuszem, za jakiego
się uważa, a zatem byłoby upokarzające. Ponieważ jed-
nak nie sposób dojść do czegokolwiek bez pracy, samą
swoją postawą niweczy możliwość osiągnięcia celu, do
którego pchają go jego wewnętrzne siły. W ten sposób
rozziew między obrazem idealnym a rzeczywistym „ja"
wciąż się powiększa.
Jest całkowicie zdany na to, by inni potwierdzali jego
wartość w formie ciągłych pochwał, podziwów i po-
chlebstw, przy czym każde z nich to wyłącznie krótko-
trwała otucha. Może nieświadomie nienawidzić każdego,
kto nad nim dominuje lub kto radząc sobie lepiej niż on
w czymkolwiek — czy to będąc bardziej pewnym siebie,
bardziej zrównoważonym, czy lepiej poinformowanym
w niektórych sprawach — grozi podważeniem jego
przekonania o własnej wartości. Im bardziej kurczowo

background image

neurotyk trzyma się przeświadczenia, że jest taki jak jego
idealny obraz, tym gwałtowniejsza będzie jego nienawiść.
Albo też, jeśli własne domaganie się uznania dla siebie
jest wypierane, gotów jest podziwiać ślepo tych, którzy
w jawny sposób przekonani są o własnej wartości i oka-
zują to przez pełne buty zachowanie. Tym, co w nich
uwielbia, jest jego własny obraz i dlatego spotyka go od
czasu do czasu bolesne rozczarowanie, gdyż są chwile,
kiedy uświadamia sobie, że bogowie, których obdarza
taką czcią, interesują się tylko sobą, jeżeli zaś chodzi o nie-
go, ważne jest tylko kadzidło, które pali u ich ołtarzy.
116

Prawdopodobnie największym negatywnym skutkiem
wyidealizowanego obrazu siebie jest postępujące wy-
alienowanie jednostki wobec własnego „ja". Nie może-
my bowiem wyprzeć ani wyeliminować rzeczywistych
składników własnej osobowości, nie popadając przy tym
w częściowe wyobcowanie wobec siebie. To jedna ze
zmian będących rezultatem procesów neurotycznych,
która mimo swego fundamentalnego znaczenia pozostaje
nie zauważona. Jednostka staje się niewrażliwa na to,
co naprawdę czuje, co lubi, co odrzuca i w co wierzy,
krótko mówiąc, staje się niewrażliwa na siebie. Może
żyć tak, jakby była swoim obrazem, wcale o tym nie
wiedząc. Stan ten ilustruje lepiej niż jakikolwiek opis
przypadku klinicznego Tommy, bohater utworu Tom-
my and Grizel J. M. Barriego*. Oczywiście nie sposób
zachowywać się tak jak on, nie będąc wplątanym
w sieć nieświadomych racjonalizacji i gry przed samym
sobą, przyczyniających się do tak niepewnej egzysten-
cji. Tommy traci zainteresowanie życiem, ponieważ to
nie on nim żyje, nie potrafi podjąć decyzji, ponieważ
nie wie, czego naprawdę chce; jeśli piętrzą się przed nim
trudności, może ogarnąć go poczucie nierzeczywistości
tego, co go otacza, będące widomym znakiem bezustan-
nego oderwania od siebie. By zrozumieć ten stan, mu-
simy sobie uświadomić, że zasłona nierealności spo-
wijająca jego świat wewnętrzny siłą rzeczy przenosi
się i na to, co wokół niego. Jeden z pacjentów streścił
tę sytuację słowami: „Gdyby nie rzeczywistość zewnę-
trzna, nie miałbym żadnych problemów".
Wreszcie na koniec powiedzieć trzeba, że obraz wy-
idealizowany, stworzony przez neurotyka po to, by usu-
nąć konflikt podstawowy, mimo że do pewnego stopnia
skuteczny, rodzi nowe pęknięcie w osobowości, równie
* J. M. Barrie (1860-1937) — szkocki pisarz i dramaturg, autor m.in.
Przygód Piotrusia Pana (przyp. tłum.).
117

niebezpieczne jak konflikt podstawowy. Można powie-
dzieć, że dana osoba tworzy idealny obraz swojego ,ja",

background image

gdyż nie jest w stanie tolerować siebie taką, jaka jest.
Obraz wyidealizowany na pierwszy rzut oka zdaje się
zapobiegać temu nieszczęściu. Kiedy na piedestale po-
jawia się idealny wizerunek danej osoby, jeszcze trud-
niej przychodzi jej znosić swe prawdziwe „ja". Rodzi
się w niej autoagresja, pogarda do samej siebie i złość
z powodu jarzma niemożliwych do spełnienia wymagań,
które sobie nakłada. Przechodzi od samouwielbienia do
pogardzania sobą, od obrazu wyidealizowanego do wi-
zerunku, który ma za nic, i brak jej stałego gruntu,
na którym mogłaby się oprzeć.
Tak więc rodzi się nowy konflikt, tym razem między
kompulsywnymi i sprzecznymi dążeniami z jednej stro-
ny a wewnętrznym przymusem, jaki nakłada na jed-
nostkę obecne w niej zaburzenie z drugiej. Reaguje ona
na ów przymus podobnie jak reaguje się na przymus
polityczny: może się z nim identyfikować, a więc wmó-
wić sobie, że jest tak wspaniała i cudowna jak obraz,
do którego się ją przymusza, lub też może starać się
ze wszystkich sił spełnić wymogi własnego wizerunku.
Może też buntować się przeciwko przymusowi i nie zgo-
dzić się na wynikające z niego konkretne zobowiązania.
Jeśli neurotyk wybierze pierwszą możliwość, sprawia
wrażenie osoby „narcystycznej", do której nie dociera
żadna krytyka. W takiej sytuacji pęknięcie nie jest wcale
odczuwane jako pęknięcie. W drugim przypadku mamy
perfekcjonistę, osobę, u której dominuje superego.
W trzecim wypadku wydaje się, że zachowania takiej
osoby nie można wyjaśnić w żaden sposób. Jest nie-
konsekwentna w działaniu i postawach, nieodpowie-
dzialna oraz ma negatywny stosunek do świata. Świa-
domie mówię o wrażeniu, jakie wywołuje dana
jednostka, gdyż jakakolwiek by nie była jej reakcja,
u podłoża wszystkich zachowań leży ten sam niepokój.
118

Nawet osoba nie podporządkowująca się nikomft, prze-
konana na co dzień, że jest „wolna", zmaga się z brze-
mieniem własnych wymogów, od których próbuje się
uwolnić, chociaż to, że nadal ją krępują, może ujawniać
się jedynie wtedy, gdy próbuje zmusić do ich spełnienia
swoje otoczenie*. Czasem w życiu takiej osoby nastę-
pują okresy przechodzenia z jednej skrajności w drugą.
Może na przykład przez jakiś czas być anielsko „dobra",
a nie znajdując w tym uspokojenia, odda się czemuś
zupełnie przeciwnemu i zbuntuje przeciw własnej do-
broci. Może przejść z bezgranicznego podziwu samej
siebie w perfekcjonizm. Jeszcze częściej te odmienne
postawy łączą się z sobą. Wszystko to wskazuje na
fakt — zrozumiały w świetle naszej teorii — że żadna
z powyższych prób nie może być zadowalająca, że wszy-
stkie skazane są na niepowodzenie, że musimy trakto-

background image

wać je jako rozpaczliwe wysiłki podejmowane przez
neurotyka w celu wydostania się z nieznośnej dlań sy-
tuacji i że podobnie jak w każdej sytuacji nie do wy-
trzymania, próbuje on najróżniejszych rozwiązań i jeśli
jedno nie skutkuje, ucieka się do następnego.
Wszystko to stanowi potężną zaporę na drodze do
prawdziwego rozwoju wewnętrznego. Osoba taka nie
może się uczyć na własnych błędach, bo ich nie do-
strzega. W takiej sytuacji siłą rzeczy traci zaintereso-
wanie własnym rozwojem, mimo że utrzymuje, iż jest
przeciwnie. Mówiąc o własnym rozwoju, ma na myśli
tylko nieświadome pragnienie stworzenia jeszcze do-
skonalszego obrazu siebie, obrazu pozbawionego jakich-
kolwiek wad.
Zadaniem terapeuty jest zatem uświadomić pacjen-
towi istnienie wyidealizowanego obrazu siebie ze wszyst-
kimi jego detalami, pomagać mu w stopniowym pozna-
waniu wszystkich jego funkcji i subiektywnego znacze-
: Por. rozdział 12 poświęcony dążeniom sadystycznym.
119

nia oraz wskazywać na cierpienia, jakie nieuchronnie
pociąga on za sobą. Pacjent zacznie wtedy się zasta-
nawiać, czy cena, którą płaci, nie jest zbyt wysoka.
Jednak może porzucić ten obraz siebie dopiero wtedy,
kiedy potrzeby, z których wyrósł, ulegną znacznej re-
dukcji.

Rozdział 7

.

EKSTERNALIZACJA
W poprzednim rozdziale ujrzeliśmy, jak skompliko-
wana gra, do której się ucieka neurotyk, by zasypać
przepaść między rzeczywistym „ja" a jego wyideali-
zowanym obrazem, służy jedynie do pogłębienia tej
przepaści. Ponieważ jednak obraz wyidealizowany ma
dla neurotyka ogromną wartość subiektywną, próbuje
on bezustannie dojść z nim do ładu. Sposobów, których
się ima, jest mnóstwo. Wiele z nich zostanie omówio-
nych w następnym rozdziale. Tutaj ograniczymy się do
jednego, który jest mniej znany, mimo że wywiera głę-
boki wpływ na charakter nerwicy.
Przez pojęcie eksternalizacja rozumiem skłon-
ność do doświadczania wewnętrznych procesów w taki
sposób, jakby odbywały się na zewnątrz danej osoby,
i do zrzucania odpowiedzialności za trudności, jakie
ona napotyka, na czynniki zewnętrzne. Eksternalizację
łączy z wyidealizowaniem wspólny cel: oderwanie od
rzeczywistego „ja". Podczas gdy proces przemodelowy-
wania własnej osobowości dokonuje się jeszcze w ob-
rębie „ja", to eksternalizacja oznacza całkowite porzu-
cenie „ja". Wyrażając tę myśl jeszcze prościej, możemy
powiedzieć, że dana osoba chroni się przed konfliktem

background image

podstawowym w swoim obrazie wyidealizowanym. Na-
tomiast gdy rozbieżności między jej realnym „ja" a ideal-
121

nym wizerunkiem osiągają stan, w którym wewnętrzne
napięcie staje się nie do zniesienia, osoba ta nie może
się już odnieść do niczego, co znajdowałoby się w ob-
rębie jej osobowości. Jedyne, co jej pozostało, to ode-
rwać się całkowicie od siebie i postrzegać wszystko jak
spektakl rozgrywający się na zewnątrz.
Pewne aspekty tego zjawiska określane są mianem
projekcji, przez którą rozumie się obiektywizację trud-
ności, które napotyka dana osoba*. Pojęcie to najczę-
ściej oznacza przeniesienie winy oraz odpowiedzialności
za nieakceptowane u siebie dążenia i cechy charakteru
na kogoś innego. Przejawia się to w podejrzewaniu in-
nych ludzi o własne wady takie, jak na przykład: skłon-
ność do zdrady, nadmierną ambicję, pragnienie domi-
nacji, obłudę, uległość i temu podobne. Jeżeli będziemy
używali tego terminu w powyższym sensie, jest on moż-
liwy do zaakceptowania. Eksternalizacja natomiast jest
szerszym zjawiskiem, a przesunięcie odpowiedzialności
na inną osobę jest jedynie jego częścią. W innych nie
tylko dostrzega się swoje przywary, ale doszukuje się
w nich również akceptowanych u siebie uczuć. Osoba
0

skłonnościach do eksternalizacji może być głęboko

poruszona uciskiem, którego doświadczają małe pań-
stwa, będąc równocześnie nieświadoma, do jakiego sto-
pnia ona sama znajduje się w okowach przymusu. Ktoś
taki może nie odczuwać własnej rozpaczy, ale będzie
jej doświadczał emocjonalnie w ludziach ze swojego oto-
czenia. Szczególnie istotne jest to, że osoba taka jest
nieświadoma własnych postaw w stosunku do siebie
1

może na przykład mieć wrażenie, że ktoś inny jest zły

na nią, podczas gdy to ona jest zła na siebie. Może też
dostrzegać w sobie gniew na innych, gdy w istocie sa-
ma gniewa się na siebie. Jest też w stanie przypisywać
* Taką definicję projekcji zaproponowali E. A. Strecker i K. E. Appel.
Zob. Discouering Ourselves, Macmillan, 1943.
122

czynnikom zewnętrznym nie tylko kłopoty i niepokoje,
ale i okresy dobrego nastroju oraz własne osiągnięcia.
Skoro dana osoba ma wrażenie, że jej życie jest cał-
kowicie kształtowane przez innych ludzi, zupełnie
logiczne jest, że będzie zaprzątać ją bezustannie myśl
o tym, by zmieniać ludzi wokół siebie, naprawiać ich,
karać, chronić się przed ich ingerencją lub starać się
wpłynąć na nich. W ten sposób eksternalizacja prowa-
dzi do zależności od innych, przy czym jest to zależność
zupełnie inna od tej, jaka wytwarza się u neurotyka
na skutek jego potrzeby miłości. Eksternalizacja pro-

background image

wadzi też do nadmiernej zależności od okoliczności zew-
nętrznych. Czy dana osoba żyje w centrum miasta, czy
na jego peryferiach, czy spożywa takie potrawy, czy
inne, czy chodzi spać wcześnie, czy późno, udziela się
w tej, czy tamtej organizacji, wszystko nabiera niepro-
porcjonalnie wielkiego znaczenia. Taką postawę Jung
określa mianem ekstrawersji. Jednak podczas gdy Jung
ekstrawersją nazywa jednostronny rozwój istniejących
już w osobowości człowieka skłonności, dla mnie jest ona
skutkiem wysiłków podejmowanych w celu pozbycia się
nie rozwiązanych konfliktów poprzez eksternalizację.
Innym nieuchronnym skutkiem eksternalizacji jest
dojmujące uczucie pustki i jałowości w życiu. Podobnie
jak w poprzednich przypadkach uczucie to nie jest do-
świadczane bezpośrednio. Zamiast pustki emocjonalnej
osoba taka doświadcza pustki w żołądku i próbuje temu
zaradzić, pochłaniając olbrzymie ilości jedzenia. Cza-
sem obawia się, że niska waga ciała może spowodować,
że zostanie zdmuchnięta jak listek, i wydaje jej się, że
byle powiew wiatru może ją unieść nad ziemię. Może
nawet twierdzić, że gdyby wszystko w niej przeanali-
zować, zostałaby jedynie pusta skorupa. Im głębiej sięga
eksternalizacja, tym bardziej neurotyk postrzega siebie
jako cień człowieka, bezwolny i bezradny.
Takie są skutki procesu eksternalizacji. Przyjrzyjmy
123

się teraz, w jaki sposób pomaga ona załagodzić napięcia
między „ja" a obrazem wyidealizowanym, gdyż nieza-
leżnie od tego, za kogo uważa się świadomie dana oso-
ba, rozdźwięk między Ja" prawdziwym a „ja" wyideali-
zowanym będzie zbierał swe żniwo w nieświadomości
i im bardziej dana jednostka utożsami się ze swym
obrazem wyidealizowanym, tym głębsza będzie nieświa-
doma reakcja. Najczęściej przybiera ona formę pogardy
wobec siebie, autoagresji, poczucia skrępowania i przy-
musu. Doświadczenia te są nie tylko bolesne, lecz czy-
nią też neurotyka niezdolnym do normalnego życia.
Eks ternali zacj a pogardy do samego
siebie może przybierać formę bądź lekceważenia in-
nych, bądź przeświadczenia, że to inni traktują daną
osobę z góry. Zazwyczaj ujawniają się obie te postawy.
Która z nich będzie dominować, a przynajmniej będzie
w większym stopniu uświadamiana, zależy od struk-
tury charakteru neurotyka. Im bardziej agresywna jest
dana osoba, im bardziej czuje się górująca ponad swym
otoczeniem i im bardziej czuje, że słuszność jest po jej
stronie, tym bardziej skłonna będzie pogardzać innymi
i mniej prawdopodobne jest, że może przyjść jej do gło-
wy, iż inni patrzą na nią z góry. I odwrotnie, im dana
osoba jest bardziej uległa, tym bardziej karcenie siebie
za to, że nie dorasta do własnego idealnego obrazu,

background image

będzie rodziło w niej przekonanie, że jest zerem dla
innych. W drugim przypadku jest to szczególnie druz-
goczące dla danej osoby, gdyż staje się nieśmiała, spięta
i zamknięta w sobie. Jest przesadnie wdzięczna wszyst-
kim wokoło, wręcz służalcza, za każdy przejaw pozy-
tywnego uczucia lub za pochwałę. Osoba taka nie po-
trafi przyjąć w naturalny sposób oferowanej jej szczerej
przyjaźni i traktuje ją jako akt łaski, na który nie za-
sługuje. Staje się bezbronna wobec ludzi aroganckich,
a ponieważ pewna cząstka jej osobowości wyraża zgodę
na taki stosunek do niej, jest przekonana, że nie ma
124

nic złego w okazywanej jej pogardzie. Reakcje takie,
rzecz jasna, rodzą skrytą urazę, która jeśli jest wypie-
rana i narasta, może eksplodować z potężną siłą.
Mimo to doświadczanie pogardy wobec siebie w for-
mie zeksternalizowanej ma dla jednostki bezsprzeczną
wartość. Gdyby neurotyk doświadczył w sposób bezpo-
średni ogromu tego uczucia, zburzyłoby to jego sztucz-
ną pewność siebie i doprowadziło na skraj załamania.
Pogarda ze strony innych ludzi, jakkolwiek bolesna,
nie wyklucza nadziei, że można wpłynąć na ich posta-
wę, odpłacić im tym samym lub wmówić sobie, że są
niesprawiedliwi w swoich sądach. Kiedy człowiek po-
gardza sobą, nie może się uciec do żadnego z tych wy-
biegów. Nie ma się do kogo zwrócić. Beznadziejność
jego sytuacji ukazałaby się wtedy z całą ostrością. Ogar-
nęłoby go przeświadczenie, że nie tylko jego słabości,
ale on sam jako człowiek jest niczym. W takiej sytuacji
nawet jego dobre cechy pogrążyłyby się w otchłani prze-
konania o własnej miernocie. Innymi słowy, miałby świa-
domość, że jest taki sam jak jego rzeczywisty wizeru-
nek, który ma za nic, i byłaby to dla niego sytuacja
bez wyjścia. Płynie stąd wniosek, że w czasie terapii
nie powinno się poruszać problemu pogardliwego sto-
sunku do siebie, dopóki świadomość własnej bez-
nadziejności nie zostanie złagodzona i dopóki pacjent
nie wyzwoli się z okowów obrazu wyidealizowanego.
Dopiero wtedy będzie w stanie zmierzyć się z nim
i uświadomi sobie, że jego miernota to nie stan obiek-
tywny, ale subiektywne uczucie będące konsekwencją
narzuconych sobie bezwzględnych wymogów. Gdy czło-
wiek taki potraktuje siebie z większą wyrozumiałością,
zrozumie, że nie tkwi w ślepym zaułku i że cechy bu-
dzące jego sprzeciw to nie rzeczy godne pogardy, lecz
jedynie trudności, które może pokonać.
Gniew neurotyka na siebie i skala tego
uczucia będą dla nas niezrozumiałe, jeśli nie uświado-
125

mimy sobie wpierw, jak istotne jest dlań podtrzymy-

background image

wanie iluzji, że jest tożsamy ze swym wyidealizowanym
wizerunkiem. Jego rozpacz z tego powodu, że nie do-
rasta do własnych ideałów, i złość na siebie to skutek
przeświadczenia o rzekomej własnej wszechmocy, bę-
dącego nieodłączną cechą wizerunku samego siebie. Nie-
ważne, jak ogromne trudności piętrzyły się przed nim
w dzieciństwie, on — wszechmocny — powinien był
je pokonać. Nawet jeżeli zrozumie, do jakiego stopnia
omotała go nerwica, nadal kipi w nim gniew na siebie,
za to, że nie jest w stanie wyzwolić się z jej sideł. Uczu-
cie to sięga zenitu, kiedy neurotyk dostrzega drzemiące
w nim sprzeczne dążenia i zaczyna rozumieć, że nawet
on nie jest w stanie osiągnąć celów, które się nawzajem
wykluczają. Nagłe uświadomienie sobie wewnętrznego
konfliktu może doprowadzić do trudnej do przezwycię-
żenia paniki.
Wściekłość i gniew na siebie eksternalizowane są
na trzy różne sposoby. Kiedy jednostka może dać upust
własnej wrogości, uczucia te bez trudu wydostają się
na zewnątrz i kierowane są przeciw innym bądź w for-
mie ogólnego niezadowolenia, bądź w formie poiryto-
wania z powodu tych przywar otoczenia, których neu-
rotyk nie toleruje u siebie. Najlepiej wyjaśni to poniż-
szy przykład. Pewna pacjentka skarżyła się na ciągłe
niezdecydowanie swego męża. Ponieważ dotyczyło ono
błahych spraw, jej złość była mocno przesadzona. Zna-
jąc jej własne niezdecydowanie, powiedziałam jej, że
dzięki temu ujawniła, w jaki bezwzględny sposób musi
potępiać tę wadę u siebie. Pacjentka wpadła wtedy
w graniczącą z obłędem wściekłość i wydawało się, że
uczucie to rozerwie ją na strzępy. Postrzegała siebie
jako niewzruszoną opokę i nie była w stanie tolerować
w sobie żadnej słabości. Charakterystyczne było to, że
mimo dramatycznej natury własnej reakcji, zapomnia-
ła o niej całkowicie i nie wracała do niej na następnym
126

spotkaniu. Tylko przez chwilę była świadoma swej eks-
ternalizacji i nie była jeszcze gotowa, by ją odrzucić.
Kolejna forma eksternalizacji to bezustanny, świa-
domy bądź nieświadomy strach przed tym, że nasze
przywary, których nie znosimy, wywołają negatywne
reakcje u innych ludzi. Jednostka może być do tego
stopnia przekonana, że niektóre z jej zachowań wy-
wołają wrogość otoczenia, że brak takiej reakcji rodzi
w niej szczere zdumienie. Jedna z moich pacjentek,
która zgodnie ze swym wizerunkiem chciała być tak
dobrym człowiekiem jak ksiądz z Nędzników Victora
Hugo, była ogromnie zdumiona, odkrywszy, że zawsze,
gdy zajmowała nieprzejednane stanowisko w jakiejś
sprawie lub nie kryła gniewu, ludzie traktowali ją przy-
chylniej niż wtedy, gdy zachowywała się jak święta.

background image

Jak można się domyślić, dominującą postawą w ideal-
nym obrazie tej pacjentki była uległość. Wyrastała ona
z potrzeby bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem
i wzmacniała ją dodatkowo obawa przed wrogą reakcją
otoczenia. Zwiększona uległość jednostki to jedna z po-
ważniejszych konsekwencji tej formy eksternalizacji, ilu-
strująca, jak dążenia neurotyczne wzmacniają się na-
wzajem, zamykając neurotyka w kręgu cierpienia. Kom-
pulsywna uległość wzrasta, gdyż idealny obraz siebie
stworzony przez jednostkę zawiera elementy zachowa-
nia przypisywanego świętym i zmusza ją do coraz wię-
kszego samopoświęcenia. Rodzące się na skutek tego
wrogie odruchy wywołują gniew na siebie. Jego eks-
ternalizacja z kolei, prowadząc do zwiększonego stra-
chu przed otoczeniem, wzmacnia uległość.
Trzecia forma eksternalizacji gniewu na siebie to
koncentracja na zaburzeniach somatycznych. Gniew nie
doświadczany bezpośrednio stwarza poważne napięcia
fizyczne mogące manifestować się chorobami układu
pokarmowego, bólami głowy, zmęczeniem itp. Znamien-
ne, że objawy te znikają, kiedy pacjent odczuje w spo-
127

sób świadomy ów ukryty gniew. Nie wiadomo na pew-
no, czy należy określić te objawy mianem eksternali-
zacji, czy też potraktować je jedynie jako fizjologiczne
konsekwencje tłumionego gniewu. Trudno jednak wy-
kluczyć fakt wykorzystywania ich przez pacjentów do
swoich celów. Z reguły skwapliwie przypisują oni kło-
poty psychiczne dolegliwościom cielesnym, te zaś z kolei
jakimś bodźcom zewnętrznym. Starają się udowodnić,
że nic im nie dolega, a swoje problemy z trawieniem
przypisują wyłącznie niewłaściwej diecie, zmęczenie
przepracowaniu, reumatyzm wilgoci i tak dalej.
Skutki eksternalizacji gniewu są identyczne z tym,
o czym była mowa w przypadku pogardliwego stosunku
do siebie. Trzeba jednak wspomnieć o jeszcze jednej
okoliczności. Nie sposób zrozumieć wszystkiego, do cze-
go posuwają się pacjenci z omawianymi tu problemami,
jeśli terapeuta nie jest świadom rzeczywistego niebez-
pieczeństwa będącego skutkiem obecnych w nich im-
pulsów samodestrukcyjnych. Pacjentka, o której była
mowa w pierwszym przykładzie, doświadczyła jedynie
chwilowego pragnienia, by unicestwić siebie, lecz psy-
chotycy mogą próbować tego naprawdę i poważnie się
okaleczyć*. Gdyby nie eksternalizacja, notowalibyśmy
prawdopodobnie o wiele więcej samobójstw. Zrozumiałe
jest zatem, że Freud, będąc w pełni świadom tych sa-
modestrukcyjnych impulsów w człowieku, opowiadał się
za istnieniem instynktu autodestrukcji (popęd śmier-
ci) — jednakże w ten sposób zamykał sobie drogę do
właściwego zrozumienia tego problemu, a więc i drogę

background image

do skutecznej terapii.
To, jak znaczny jednostka odczuwa wewnętrzny
przymus, zależy od tego, jak dalece jej osobowość pod-
* Wiele przykładów na to znajdziemy w pracy K. Menningera Man
Against Himself, Harcourt, Brace 1938. Menninger jednak podchodzi do
tego zagadnienia z zupełnie innymi założeniami, gdyż, za Freudem, za-
kłada tu działanie instynktu samozagłady.
128

dana jest autorytatywnej* kontroli wyidealizowanego
wizerunku siebie. Trudno byłoby przecenić wywieraną
przez niego presję. Jest ona dotkliwsza niż jakikolwiek
przymus ze strony otoczenia, ten bowiem umożliwia
zachowanie wewnętrznej wolności. Pacjenci są w prze-
ważającej mierze nieświadomi tego uczucia, lecz jego
miarą może być ulga, jaką odczuwają w chwili, gdy
przymus wewnętrzny zanika i powiększa się wewnę-
trzna wolność. Przymus ten może ulec eksternalizacji
przez wywieranie presji na innych. Efekt zewnętrzny
przypomina neurotyczne dążenie do dominacji nad oto-
czeniem. Jednak, mimo że obie te postawy mogą się po-
jawić, różnica między nimi polega na tym, że przymus
będący eksternalizacją presji wewnętrznej nie sprowadza
się do żądania osobistego posłuszeństwa. Polega głównie
na stawianiu takich samych wymogów sobie i innym,
bez zważania na własne szczęście jednostki. Ilustracją
tego zjawiska jest mentalność purytańska.
Równie ważną formą eksternalizacji wewnętrznego
przymusu jest nadwrażliwość na wszystko w otoczeniu
danej osoby, co w najmniejszym stopniu przypomina-
łoby jakikolwiek obowiązek. Nie trzeba być zbytnio spo-
strzegawczym, by dostrzec, że to powszechne zjawisko.
Rzecz jasna, nie cała nadwrażliwość wyrasta z przy-
musu, jaki jednostka nakłada sama na siebie. Zazwy-
czaj zauważa u innych własne pragnienie władzy i budzi
to jej niechęć. W przypadku osoby wyizolowanej — mam
na myśli przede wszystkim jej kompulsywne upieranie
się przy własnej niezależności, które czyni ją wrażliwą
na wszelkie naciski z zewnątrz — eksternalizacją nie-
świadomych, stawianych sobie ograniczeń jest trudniej-
sza do wychwycenia i częściej pozostaje nie zauważona
w czasie analizy. To bardzo źle, gdyż nierzadko wy-
wiera ona ukryty wpływ na relacje między pacjentem
a analitykiem. Pacjent jest wtedy skłonny bezustannie
podważać każdą uwagę analityka, nawet jeśli terapia
129

pokazała już bardziej widoczne źródła jego wyczulenia
na zewnętrzne ograniczenia. Walka podjazdowa między
pacjentem a analitykiem, która rozpoczyna się w tym
momencie, jest tym bardziej zacięta, im bardziej ana-
lityk pragnie zmienić pacjenta. Jego szczere zapew-

background image

nienia, że chce jedynie pomóc pacjentowi, budząc go
ponownie do życia, przynoszą niewiele pożytku. Czy
pacjent mógłby obronić się przed mimowolnie wywie-
ranym naciskiem? Rzecz w tym, że nie wie, kim „na-
prawdę" jest, i dlatego nie może zdecydować, co wybiera,
a co odrzuca, i jakiekolwiek starania ze strony anali-
tyka, by powstrzymać się przed przymuszaniem go do
swoich osobistych poglądów, niczego tu nie zmienią.
Ponieważ pacjent jest nieświadom brzemienia wewnę-
trznego przymusu, z którym się zmaga i które wpycha
go w określony schemat zachowań, potrafi jedynie bun-
tować się przeciwko każdej bez wyjątku zewnętrznej
próbie zmiany jego osobowości. Nie trzeba dodawać, że
ta bezowocna walka ujawnia się nie tylko w czasie ana-
lizy, ale musi wystąpić, w mniejszym lub większym
stopniu, w każdym bliskim związku pacjenta z inny-
mi ludźmi. Analizując ten wewnętrzny proces, można
uśmiercić trawiącą pacjenta zmorę.
Co gorsza, im bardziej dana osoba chce dostosować
się do własnych, surowych wymogów, tym silniejsza
staje się eksternalizacja jej dążeń. Będzie skwapliwie
starała się spełniać oczekiwania analityka i innych
osób, i to zarówno te rzeczywiste, jak i przez nią wy-
myślone. Może się wydawać, że jest otwarta na każdą
sugestię, i ufa tym, którzy je formułują, lecz równo-
cześnie będzie w niej rosła ukryta awersja do tej formy
„przymusu". W rezultacie może się w niej zrodzić prze-
konanie, że całe otoczenie pragnie nad nią dominować,
co wywoła w niej niechęć do wszystkich.
Co zatem zyskuje neurotyk dzięki eksternalizacji swo-
ich wewnętrznych ograniczeń? Tak długo, jak długo jest
130

przekonany, że pochodzą z zewaątrz, może się buntować
przeciwko nim, nawet jeśli bunt przybiera wyłącznie
formę zdystansowania się na poziomie świadomości.
Ograniczenia i przymus zewnętrzny można ominąć, pod-
trzymując iluzję wolności. Największą rolę odgrywa tu
czynnik, o którym była już mowa: uznanie istnienia
wewnętrznych przymusów oznaczałoby przyznanie się,
że nie jest się tożsamym z idealnym wizerunkiem sie-
bie z wszystkimi konsekwencjami, jakie fakt ten niesie
ze sobą.
Warto się zastanowić, czy i do jakiego stopnia na-
pięcie wynikające z wewnętrznego przymusu manife-
stuje się na poziomie somatycznym. Z moich obserwacji
wynika, że może się ono przyczyniać do powstawania
astmy i nadciśnienia i wywoływać obstrukcje, ale ob-
serwacje te są ograniczone.
Musimy się zająć także eksternalizacją innych cech
stojących w sprzeczności z wyidealizowanym obrazem
danej osoby. Dokonuje się ona, ogólnie rzecz ujmując,

background image

przez projekcję, to jest dostrzeganie tych cech u innych
ludzi lub przypisywanie innym odpowiedzialności za nie.
Oba procesy niekoniecznie idą w parze. W poniższych
przykładach będziemy być może musieli powtórzyć to,
co już powiedzieliśmy w związku z eksternalizacją,
a także przedstawić rzeczy powszechnie znane, niemniej
przykłady te pomogą nam lepiej zrozumieć znaczenie
projekcji.
Pacjent A, alkoholik, skarżył się na lekceważący sto-
sunek doń jego kochanki. Na ile się mogłam zoriento-
wać, utyskiwanie było bezpodstawne, a przynajmniej
mocno przesadzone. To on sam zmagał się z konfli-
ktem, doskonale widocznym dla osoby z zewnątrz, mię-
dzy jedną stroną jego osobowości, uległą, dobroduszną
i przyjazną dla ludzi a drugą, dążącą do dominacji,
stawiającą żądania i pełną pychy. A zatem jego pre-
tensje były projekcją skłonności do agresji. Co czyniło
131

projekcję konieczną? W jego idealnym obrazie siebie
skłonności te były naturalnymi składnikami silnej oso-
bowości, jednakże dominującym elementem obrazu siebie
była dobroć — od czasów świętego Franciszka z Asy-
żu nie było osoby tak przepełnionej miłością jak on
i tak doskonałego przyjaciela. Czyżby zatem projekcja
była próbą zagłuszenia niepokoju będącego skut-
kiem niezgodności jego realnego „ja" z wyidealizowanym
obrazem? Ależ tak! Projekcja pozwalała mu także rzu-
tować na zewnątrz swoje dążenia agresywne bez ich
pełnego uświadomienia i bez konieczności ich konfron-
tacji z własnym konfliktem wewnętrznym. Oto przy-
kład osoby stojącej przed dylematem nie do rozwiązania.
Pacjent ów nie był w stanie wyzbyć się dążeń agre-
sywnych ze względu na ich kompulsywny charakter,
nie mógł też zrezygnować z idealnego obrazu siebie,
bo tylko on spajał jego osobowość. Wyjściem z sytuacji
była projekcja. Stanowiła przykład nieświadomego
uzyskania podwójnej korzyści. A mógł jawnie
demonstrować swoje aroganckie żądania, pozostając
w tym samym czasie idealnym przyjacielem.
Pacjent ten podejrzewał także wspomnianą kobietę
o zdradę. Również na to nie było żadnych dowodów,
przeciwnie — była mu oddana i troszczyła się o niego
jak matka. Prawdą było coś innego: to on miał roman-
se, które utrzymywał w tajemnicy. Jego podejrzenia
w stosunku do partnerki można wyjaśnić strachem na
zasadzie odwetu wynikającym z osądzania innych lu-
dzi. Na pewno wchodziło tu w grę pragnienie uspra-
wiedliwienia siebie. Przypuszczenie, że jest to, być mo-
że, projekcja skłonności homoseksualnych nie pomogło
rozwikłać problemu. Rozwiązanie kryło się w jego spe-
cyficznym stosunku do własnej niewierności. Nie za-

background image

pominał o swoich romansach, ale kiedy analizował je
z perspektywy czasu, nie były one dla niego występ-
kami, nie były doświadczeniem z jego życia. Natomiast
132

rzekomą niewierność kochanki traktował jako rzeczy-
wistą. Była to zatem eksternałizacja własnego doświad-
czenia. Pełniła ona tę samą funkcję co eksternałizacja
w poprzednim przykładzie: pozwalała zachować spój-
ność idealnego obrazu siebie, a równocześnie robić to,
na co miał ochotę.
Strategia siły, jaka rozgrywa się między polityka-
mi i przedstawicielami niektórych grup zawodowych,
gdzie liczy się kariera, może być kolejnym przykładem
eksternalizacji. Najczęściej motywem tej strategii jest
świadome pragnienie osłabienia partnera i umocnienia
własnej pozycji. Może ona także być skutkiem nieświa-
domego dylematu, podobnego do przedstawionego po-
wyżej. W tym wypadku byłby to wyraz nieświadomego
uzyskania podwójnej korzyści. Pozwalałaby ona na pro-
wadzenie wszelkich intryg i manipulacji będących jej
nieodłącznym składnikiem bez szkody dla idealnego ob-
razu siebie, dając równocześnie wspaniałą możliwość
wyładowania gniewu i pogardy wobec siebie na innej
osobie i to w dodatku na tej, którą chce się ze wszy-
stkich sił zniszczyć.
Zakończę moje uwagi, wskazując na powszechny spo-
sób, dzięki któremu można zrzucić na innych odpowie-
dzialność za jakiś stan rzeczy, nie obarczając ich własnymi
trudnościami. Wielu pacjentów, skoro tylko uświadomi
się im niektóre z ich problemów, przeskakuje natych-
miast do okresu dzieciństwa i wszystkie wyjaśnienia
opiera na nim. Twierdzą, że są uczuleni na przymus,
bo byli zdominowani przez matkę. Łatwo ich upokorzyć,
bo byli często przedmiotem upokorzeń w dzieciństwie;
.są mściwi, bo jako dzieci zostali zranieni emocjonalnie;
preferują samotność, bo nikt ich nie rozumiał, kiedy
byli młodzi; mają zahamowania seksualne, bo byli wy-
chowywani w rodzinie purytańskiej. Te wyjaśnienia moż-
na ciągnąć w nieskończoność. Nie mam tu na myśli
sytuacji, kiedy zarówno analityk, jak i pacjent są bardzo
133

zainteresowani zrozumieniem wpływów z okresu dzie-
ciństwa, chodzi mi raczej o nadmierny zapał do tego,
by wykorzystać dzieciństwo jako klucz do wszystkiego,
co nie prowadzi do niczego poza bezustannym powta-
rzaniem się, a któremu towarzyszy równie wielki brak
zainteresowania pacjenta siłami działającymi w jego oso-
bowości w danej chwili.
Jako że postawa taka znajduje oparcie w teorii Freu-
da, przyjrzyjmy się dokładnie, ile w niej prawdy, a ile

background image

fałszu. Nie ulega wątpliwości, że nerwica ma swe po-
czątki w dzieciństwie i że wszystko, co może nam pa-
cjent na ten temat powiedzieć, ma znaczenie, jeżeli chodzi
o zrozumienie specyficznej formy, jaką przybrała. Pra-
wdą jest także, że nie jest on odpowiedzialny za swoją
nerwicę. Wpływ okoliczności zewnętrznych był taki, że
nie mógł nic poradzić na to, iż ukształtowała się w nim
ta a nie inna osobowość. Z powodów, o których będzie-
my mówić niżej, analityk musi tę kwestię przedstawić
pacjentowi wyraźnie.
Fałsz kryje się w tym, że pacjenta nie interesują
siły, jakie rozwinęły się w nim na bazie doświadczeń
dzieciństwa. Są to siły działające teraz i to one kryją
się za obecnymi trudnościami. To, że doświadczył tak
wiele hipokryzji w dzieciństwie, mogło być jedną z przy-
czyn jego cynizmu. Jeśli jednak cynizm swój będzie tłu-
maczyć jedynie dzieciństwem, pominie istniejącą w nim
obecnie potrzebę bycia cynicznym — potrzebę wyra-
stającą z wewnętrznego rozdarcia sprzecznymi dąże-
niami, z powodu którego rezygnuje z wszelkich warto-
ści. Co więcej, stara się brać odpowiedzialność za to,
na co nie miał wpływu, a nie chce jej przyjąć w odnie-
sieniu do spraw, które może zmienić. Bez przerwy od-
wołuje się do swoich wczesnych doświadczeń, chcąc uspo-
koić siebie co do tego, że nie był w stanie zapobiec
części swych niepowodzeń, a równocześnie jest przeko-
nany, że powinien był wyjść z wszystkich opresji, jakie
134

spotkały go w tamtym okresie, be2f uszczerbku, niby
biała lilia wykwitająca z cuchnącego bagna. Jest to czę-
ściowo wina wyidealizowanego obrazu samego siebie,
który nie pozwala mu zaakceptować własnych wad ani
konfliktów zarówno obecnych, jak i przeszłych. Co wię-
cej, ciągłe powtarzanie, niczym katarynka, historii dzie-
ciństwa, to szczególny rodzaj wykrętu ze strony „ja",
pozwalający podtrzymywać iluzję bycia gotowym do
skrupulatnego zbadania siebie. Pacjent nie doświadcza
działających w nim sił, bo ulegają one eksternalizacji
i z tego powodu nie może widzieć siebie jako kogoś
kreującego samodzielnie swe życie. Przestając być sam
dla siebie siłą napędową, uważa się za kulę, która raz
pchnięta stacza się w dół, lub za szczura w laborato-
rium, który nauczony reakcji na bodziec zawsze ją po-
wtarza.
To jednostronne podkreślanie przez pacjenta roli dzie-
ciństwa jest tak wyraźną manifestacją jego skłonności
do eksternalizacji, że zawsze ilekroć spotykam się z ta-
ką postawą, podejrzewam, że dana osoba musi być głę-
boko wyobcowana względem siebie i że proces ten trwa
nadal. Nigdy się jeszcze nie pomyliłam w moich przypu-
szczeniach.

background image

Skłonność do eksternalizacji objawia się także
w snach. Jeśli analityk pojawia się w nich jako straż-
nik więzienia, jeśli współmałżonek zatrzaskuje drzwi,
przez które pacjent chce przejść, jeśli na drodze do uprag-
nionego celu pojawiają się przeszkody, wszystko to jest
próbą zaprzeczenia istnieniu konfliktu wewnętrznego
i przypisania go czynnikom zewnętrznym.
Pacjent z ogólną tendencją do eksternalizacji przed-
stawia sobą szczególną trudność w analizie. Wizyta
u analityka przypomina mu wizytę u dentysty i spo-
dziewa się, że analityk zrobi to, co do niego należy,
bez żadnego zaangażowania z jego strony. Takiego pa-
cjenta interesuje nerwica żony, przyjaciela, brata, ale
135

nie jego nerwica. Mówi o trudnościach, z jakimi przy-
szło mu żyć, i nie ma ochoty, by przyjrzeć się, w jakim
stopniu sam za nie odpowiada. Gdyby żona nie była
taką neurotyczką, a praca, którą wykonuje, nie była
tak denerwująca, wszystko byłoby z nim w porządku.
Przez bardzo długi czas nie zdaje sobie w ogóle sprawy,
że mogłyby w nim działać jakiekolwiek siły emocjonal-
ne. Boi się duchów, włamywaczy, piorunów, mściwych
ludzi ze swego otoczenia, lecz nigdy nie boi się siebie.
Własne problemy interesują go w najlepszym razie ze
względu na przyjemność artystyczną lub intelektualną,
jakiej mu dostarczają. Lecz tak długo, jak długo psy-
chicznie nie istnieje (rzecz jasna w przenośni), nie po-
trafi niczego, czego się dowiedział, zastosować do swego
życia, a więc mimo coraz większej wiedzy o sobie nie-
wiele może zmienić.
Eksternalizacja zatem to proces aktywnej samoeli-
minacji. Powód, dla którego jest w ogóle możliwa, to
wyobcowanie wobec własnego „ja" będące składnikiem
każdej nerwicy. Kiedy -własae „ja" zostanie wyelimi-
nowane, naturalną koleją rzeczy wszystkie konflikty
wewnętrzne powinny także zniknąć ze świadomości. Eks-
ternalizacja jednak czyni neurotyka bardziej zgorzk-
niałym, mściwym i lękliwym w stosunku do innych lu-
dzi i zamiast konfliktów wewnętrznych pojawiają się
konflikty zewnętrzne. Wyrażając się dokładniej, można
powiedzieć, że nasila ona konflikt, który stoi u począt-
ku całego procesu neurotycznego: konflikt między jed-
nostką a światem zewnętrznym.

Rozdział 8
INNE PRÓBY OSIĄGNIĘCIA
SZTUCZNEJ HARMONII
Wiadomo powszechnie, że jedno kłamstwo prowadzi
do kolejnego kłamstwa, to rodzi następne, aż wreszcie
człowiek zostaje omotany siecią własnych krętactw. Coś
takiego musi nieuchronnie nastąpić w życiu jednostki

background image

lub grupy, kiedy brak odwagi, by spojrzeć prawdzie
prosto w twarz. Naprędce sporządzona sieć kłamstw
czy wymówek może być z początku pomocna, ale w koń-
cu stworzy nowe problemy, które trzeba rozwiązywać
w podobny sposób. Tak samo rzecz się ma z neuroty-
kiem próbującym rozwiązać swój konflikt podstawowy.
Także i tutaj, podobnie jak w każdej innej sytuacji w ży-
ciu, jedyną rzeczywistą pomocą może być radykalna
zmiana stanu początkowego, z którego wywodzi się kon-
flikt. Co natomiast robi neurotyk? Powodowany we-
wnętrznym przymusem ucieka się po kolei do jednego
pseudorozwiązania za drugim. Może starać się — jak
to już zauważyliśmy — by jeden ze składników kon-
fliktu grał wiodącą rolę. To nie leczy jego wewnętrz-
nego rozdarcia. Może uciec się do bardziej drastycznego
rozwiązania, jakim jest całkowite odizolowanie się od
ludzi. Chociaż nie odczuwa już wtedy konfliktu, jego
życie opiera się na bardzo kruchej podstawie. Tworzy
wyidealizowany obraz własnego „ja", obraz siebie jako
osoby zintegrowanej, która pokonała wszelkie konflik-
137

ty, tworząc tym samym nowe rozdarcie we własnej oso-
bowości. Próbuje zaleczyć to rozdarcie, usuwając z pola
bitwy własne ,ja", lecz wtedy jego sytuacja staje się
jeszcze bardziej nieznośna.
Nietrwała równowaga wymaga wciąż nowych środ-
ków służących do jej podtrzymywania. Neurotyk ko-
rzysta z całej gamy nieświadomych rozwiązań, takich
jak niedostrzeganie sprzeczności, segmentalizacja, ra-
cjonalizacja, nadmierna samokontrola, arbitralne okre-
ślanie tego, co dobre i złe, unikanie wyraźnego okre-
ślenia się oraz cynizm. Nie będziemy omawiali tych
rozwiązań szczegółowo, gdyż byłoby to zbyt wyczerpu-
jące. Ograniczymy się zatem tylko do opisu tego, jak
są one wykorzystywane do ukrycia konfliktów wewnę-
trznych jednostki.
Rozbieżność między rzeczywistym zachowaniem ne-
urotyka a jego idealnym obrazem siebie może być tak
widoczna, że jego otoczenie zachodzi w głowę, jak on
sobie z tym radzi. Tymczasem jest wręcz przeciwnie;
neurotyk nie uświadamia sobie sprzeczności zauważa-
nych przez wszystkich. To niedostrzeganie włas-
nych sprzeczności pierwsze przykuło moją uwagę
i wskazało na istotną rolę opisanych przeze mnie kon-
fliktów. Jeden z moich pacjentów, posiadający wszyst-
kie cechy osoby typu uległego, uważający siebie za tak
dobrego dla innych jak Chrystus, wyznał mi od nie-
chcenia, że na naradach w pracy, udając, że pociąga
palcem za spust, często „strzelał" po kolei do swoich ko-
legów. To prawda, że nie uświadamiał on sobie wówczas
kryjących się za tym zabijaniem na niby skłonności de-

background image

strukcyjnych. Rzecz w tym, że „zabijanie", które dla
niego było „zabawą", nie kłóciło się w najmniejszym stop-
niu z jego wyobrażeniem o podobieństwie do Chrystusa.
Inny pacjent, naukowiec, który sądził, że oddał się
całym sercem pracy i uważał się za innowatora w swo-
138

jej dziedzinie wiedzy, decydując się na publikacje włas-
nych rozpraw, kierował się czysto oportunistycznymi
względami i prezentował wyłącznie to, co jego zdaniem
miało mu przynieść najwięcej pochwał i uznania. W je-
go zachowaniu także nie było żadnego kamuflażu, lecz
beztroska nieświadomość kryjących się w tym sprzecz-
ności. Podobnie rzecz się miała w przypadku pewnego
mężczyzny, który zgodnie z własnym idealnym obra-
zem siebie był człowiekiem prostolinijnym i szlachet-
nym i któremu nie przeszkadzało to wcale w przyjmo-
waniu pieniędzy od jednej dziewczyny i wydawaniu ich
na inną.
Widać wyraźnie, że funkcją tej „ślepoty" było w każ-
dym z opisanych przypadków blokowanie dostępu do
świadomości istniejącym u podłoża osobowości konfli-
ktom. Zdumiewa nas skala zjawiska, tym bardziej że
wszyscy pacjenci, o których była mowa, to osoby nie
tylko inteligentne, ale i posiadające pewną znajomość
psychologii. Powiedzieć, że wszyscy jesteśmy skłonni
przymykać oko na to, czego nie chcielibyśmy widzieć,
to za mało. Powinniśmy dodać, że nasza niechęć do
zauważania pewnych spraw jest uwarunkowana sto-
pniem, w jakim nam na tym zależy. Tak czy owak, ta
sztuczna ślepota pokazuje w prosty sposób, z jakimi
oporami przyznajemy się do wewnętrznych konfliktów.
W istocie więc pytanie, które trzeba postawić, brzmi:
Jak to możliwe, że nie zauważamy sprzeczności tak
oczywistych jak wyżej opisane? Odpowiedź jest nastę-
pująca: Istnieją specjalne mechanizmy psychiczne, któ-
re nam to umożliwiają. Jednym z nich jest niewrażli-
wość na własne doświadczenia emocjonalne. Kolejnym,
o którym wspominał już Strecker*, jest doświadczanie
świata nie całą osobowością, ale jej podział na seg-
menty. Strecker, który także pisze o niedostrzeganiu
: E. A. Strecker, op. cit.
139

pewnych oczywistych aspektów własnej osobowości, po-
stuluje istnienie w osobowości osobnych segmentów obej-
mujących różne obszary życia, oddzielonych ściśle od
siebie. Jest zatem osobne miejsce dla przyjaciół i dla
wrogów, dla rodziny i dla obcych, dla życia zawodowego
i osobistego, dla tych, którzy są nam równi, i dla tych,
którzy stoją niżej od nas. Dlatego to, co się dzieje w jed-
nym segmencie, wydaje się neurotykowi niesprzeczne

background image

z tym, co zachodzi w innym. Dana osoba może żyć w ten
sposób tylko wtedy, gdy na skutek własnych konfliktów
utraciła poczucie jedności. Segmentalizacja jest zatem
w równej mierze wynikiem wewnętrznego rozdarcia z po-
wodu konfliktów i obroną przed ich uświadomieniem.
Proces ten nie różni się zbytnio od tego, co opisałam
w przypadku wyidealizowanego obrazu siebie: sprzecz-
ności pozostają, ale konflikt znika. Trudno powiedzieć,
czy to idealny obraz siebie jest odpowiedzialny za seg-
mentalizację, czy też jest odwrotnie. Wydaje się jednak
bardziej prawdopodobne, że segmentalizacja jest zja-
wiskiem bardziej pierwotnym i to ona tłumaczy koń-
cowy charakter idealnego obrazu siebie.
Aby w pełni zrozumieć znaczenie tego zjawiska, na-
leży wziąć pod uwagę czynniki kulturowe. Jednostka
jest kółkiem w złożonej machinie, jaką stanowi współ-
czesne społeczeństwo, i to do tego stopnia, że wyalieno-
wanie od własnego „ja" jest zjawiskiem niemal powszech-
nym, a wartości ludzkie uległy dewaluacji. Rezultatem
niezliczonych, widocznych dla wszystkich sprzeczności
naszej kultury, jest ogólny zanik wrażliwości moralnej.
Normy moralne traktowane są tak wybiórczo, że nikogo
nie dziwi, kiedy widzi, jak jednego dnia dana osoba
zachowuje się jak przykładny chrześcijanin lub oddany
ojciec rodziny, a następnego przypomina gangstera*.
Zbyt mało wokół nas osób w pełni zintegrowanych i pro-
: Lin Yutang, Between Tears and Laughter, John Day, 1943.
140

stolinijnych, byśmy obserwując je, mogli dostrzec włas-
ny chaos moralny. W przypadku psychoanalizy freudo-
wskiej porzucenie wartości moralnych (co było skut-
kiem traktowania przez Freuda psychologii jako nauki
przyrodniczej) sprawiło, że analityk stawał się równie
ślepy na ewidentne sprzeczności jak pacjent. Analityk
bowiem uważa, że to „nienaukowo" prezentować włas-
ne wartości moralne lub też wykazać zainteresowanie
hierarchią tych wartości u pacjenta. Co więcej, akcep-
tację sprzeczności dostrzegamy w wielu sformułowa-
niach teoretycznych i to nie tylko odnoszących się wy-
łącznie do sfery moralnej.
Racjonalizację można zdefiniować jako utwier-
dzanie siebie w fałszywym przekonaniu na podstawie
pozornie logicznych argumentów. Powszechny sąd, że
służy ona przede wszystkim usprawiedliwianiu włas-
nego postępowania lub uporządkowaniu własnych mo-
tywów i działań tak, by były zgodne z ogólnie akcep-
towaną ideologią, jest prawdziwy tylko do pewnego sto-
pnia, gdyż oznaczałby, że osoby żyjące w danej kulturze
stosować będą racjonalizację opartą na tych samych
zasadach, podczas gdy w rzeczywistości istnieje cała
gama różnic odnośnie do tego, co podlega racjonalizacji,

background image

oraz tego, jak się ona dokonuje. Dlaczego tak się dzieje,
można wyjaśnić, przyjmując tezę, że racjonalizacja to
jeden ze sposobów wspierania prób stworzenia przez
neurotyka sztucznej harmonii we własnym wnętrzu.
Proces ten można dostrzec na każdym poziomie twier-
dzy, którą neurotyk buduje wokół konfliktu podstawo-
wego. Postawa dominująca w konflikcie jest dodatkowo
wzmacniana za pomocą argumentów racjonalnych, tak
że czynniki mogące ujawnić sprzeczności są bądź mini-
malizowane, bądź przemodelowywane, aby pasowały do
przyjętego wcześniej obrazu. Jak to samooszukańcze
rozumowanie pomaga zachować sztuczną harmonię oso-
141

bowości, widać wyraźnie, gdy porównamy typ uległy
z typem agresywnym. Pierwszy swoje pragnienie bycia
uczynnym przypisuje zainteresowaniu drugim człowie-
kiem, mimo że są w nim także dostrzegalne silne skłon-
ności do dominacji nad innymi, które — jeśli są zbytnio
widoczne — podlegają racjonalizacji i są tłumaczone
jako troska o innych. Typ drugi, kiedy rzeczywiście ko-
muś pomaga, równocześnie ze wszystkich sił zaprzecza
istnieniu jakiegokolwiek zainteresowania drugą osobą
i tłumaczy swoje działanie wyłącznie praktycznymi ko-
rzyściami, jakie powinno mu ono przynieść. Podtrzy-
mywanie idealnego obrazu siebie zawsze wymaga dużej
dozy racjonalizacji, gdyż rozbieżności między „ja" rze-
czywistym a „ja" idealnym muszą zostać usunięte zgod-
nie z argumentami racjonalnymi. W przypadku procesu
eksternalizacji wskazuje się na znaczenie okoliczności
zewnętrznych lub próbuje udowodnić, że aspekty oso-
bowości, które nie są akceptowane przez jednostkę, to
jedynie „naturalna" reakcja na zachowanie innych.
Skłonność do nadmiernej samokontroli
może być u neurotyka tak silna, że kiedyś uważałam
ją za jedno z pierwotnych dążeń neurotycznych*. Pełni
ona funkcję tamy chroniącej jednostkę przed falą sprze-
cznych emocji. Na początku jest to świadomy akt woli,
ale z czasem staje się ona mniej lub bardziej automa-
tyczna. Osoby sprawujące kontrolę nad sobą nie po-
zwolą, by zawładnęły nimi czy to entuzjazm, czy pod-
niecenie seksualne, czy litość nad sobą, czy gniew. W to-
ku analizy mają ogromne trudności z wykonywaniem
testu wolnych skojarzeń**. Nigdy nie pozwalają, by hu-
mor poprawił im alkohol, i raczej wolą znosić ból niż
* K. Horney, Autoanaliza, op. cit.
** Wynaleziona przez Freuda metoda diagnostyczna ujawniania tre-
ści wypartych do nieświadomości (przyp. red. nauk.).
142

poddać się zabiegowi znieczulenia. Mówiąc krótko, sta-
rają się kontrolować wszelką spontaniczność. To cecha

background image

najlepiej widoczna u osób, u których konflikty nie tkwią
głęboko i które nie podjęły żadnego z działań stosowa-
nych w celu ich ukrycia. Nie przyznali pierwszeństwa
żadnej z postaw wchodzących w skład konfliktu ani
też nie wyizolowały się na tyle, by wyłączyć konflikt
z działania. Osoby takie zachowują wewnętrzną spój-
ność wyłącznie dzięki swemu wyidealizowanemu obra-
zowi, którego siła okazuje się niewystarczająca, jeśli
jednostka nie ucieknie się do któregoś z omawianych
tutaj sposobów zachowania wewnętrznej jedności. Ide-
alny wizerunek siebie jest niewystarczający, zwłaszcza
wtedy, gdy stanowi składankę sprzecznych elementów.
Potrzebna jest zatem siła woli uruchamiana w sposób
świadomy bądź nieświadomy, by zachować kontrolę
nad sprzecznymi impulsami. Ponieważ najbardziej ni-
szczycielski charakter mają skłonności do agresji wy-
nikające z gniewu, najwięcej energii wydatkuje się
właśnie na jego kontrolę. I tu jednostka wpada w błęd-
ne koło. Tłumiony gniew narasta i grozi wybuchem, co
z kolei wymaga jeszcze więcej energii, by go stłumić.
Jeśli zwróci się pacjentowi uwagę na jego nadmierną
samokontrolę, będzie bronił własnej postawy, mówiąc,
że to zaleta, a nawet przymiot niezbędny każdej cywi-
lizowanej osobie. Pacjent nie zauważa kompulsywnego
charakteru samokontroli. Jest wewnętrznie zmuszony,
by kontrolować się w sztywny sposób, wpada w panikę,
gdy mu się to z jakiegoś powodu nie udaje. Samokon-
trola może się manifestować jako lęk przed popadnię-
ciem w obłęd, co jeszcze wyraźniej wskazuje, że głów-
nym jej zadaniem jest ucieczka przed niebezpieczeń-
stwem utraty wewnętrznej jedności.
Arbitralne określanie tego, co dobre,
i tego, co złe, pełni podwójną funkcję: uwalnia od
143

wewnętrznych wątpliwości i eliminuje wpływy z zew-
nątrz. Wątpliwość i niezdecydowanie to nieodłączne zja-
wiska towarzyszące nie rozwiązanym konfliktom. Mogą
osiągnąć takie natężenie, że zniweczą wszelkie działa-
nie. Jednostka, u której to nastąpiło, jest otwarta na
wpływy zewnętrzne. Kiedy jesteśmy rzeczywiście prze-
konani co do słuszności naszej opinii, trudno nas odwieść
od podjętych decyzji, ale jeśli przez całe życie stoimy
na rozdrożu, nie wiedząc, w którym kierunku podążyć,
czynniki zewnętrzne mogą uzyskać, przynajmniej na
jakiś czas, wpływ decydujący. Co więcej, niezdecydowa-
nie nie dotyczy wyłącznie decyzji, które należy podjąć,
ale także oceny siebie, swoich praw i własnej wartości.
Wszystkie te wahania osłabiają nasze wewnętrzne
zdolności radzenia sobie w życiu. Jednakże wydaje się,
że nie wszyscy odczuwają je w jednakowy sposób. Im
wyraźniej dana osoba postrzegać będzie życie jako bez-

background image

litosną walkę, tym bardziej traktować będzie niezdecy-
dowanie jako niebezpieczną słabość. Im bardziej upierać
się będzie przy własnym wyizolowaniu i niezależności,
tym większą jej irytację będzie budzić uległość na wpły-
wy otoczenia. Wszystkie moje obserwacje wskazują, że
najbardziej podatną glebą dla samodzielnego, sztywne-
go określania tego, co dobre, i tego, co złe, jest osobo-
wość, w której dominują elementy agresywne i skłon-
ność do wyizolowania, a im bardziej na plan pierwszy
wysuwa się agresja, tym bardziej wojująca będzie to
postawa. Jest to próba ostatecznego rozwiązania kon-
fliktu, przez dogmatyczne zawyrokowanie o własnej słu-
szności. W osobowości tak mocno opartej na rozumie
wszelkie emocje traktowane są jako coś zdradzieckiego,
coś, co trzeba ująć w karby. Można osiągnąć w ten
sposób spokój wewnętrzny, ale jest to spokój grobowca.
Jak łatwo się domyślić, osoby takie czują wstręt nawet
na samą myśl o analizie, gdyż grozi ona zburzeniem
stworzonego przez nich spójnego obrazu siebie.
144

Chociaż położone na przeciwnym biegunie, ale rów-
nie skuteczne jak poprzedni sposób radzenia sobie z kon-
fliktem, jest unikanie wyraźnego określe-
nia się zarówno w słowach, jak i we własnym zacho-
waniu. Pacjenci uciekający się do tego rodzaju obrony
przypominają postaci z bajek, które ścigane zmieniają
się w rybę, a jeśli to przestaje je chronić — w łanię.
W razie gdy myśliwy i wtedy je dogoni, przeobrażają
się w ptaka i odlatują. Nigdy nie można przypisać im
konkretnej opinii i będą nas zapewniać, że czegoś nie
powiedzieli lub że mieli na myśli coś zupełnie innego.
Posiadają zdumiewającą zdolność zaciemniania oczy-
wistych spraw. Często nie potrafią jednoznacznie zre-
lacjonować jakiegoś wydarzenia, a jeżeli to czynią, sta-
rają się zrobić to tak, aby rozmówca nie był pewien,
co się naprawdę zdarzyło.
Taki sam chaos rządzi ich życiem. Raz są okrutni,
innym razem litościwi, czasem nadmiernie zatroskani,
czasem brutalnie obojętni, niekiedy pragną dominować
nad innymi, a nierzadko wyrzekają się własnych am-
bicji. Szukają osoby, która potrafiłaby nimi kierować,
by po niedługim czasie zapragnąć kogoś innego, bez-
względnie im uległego, a wkrótce znowu powrócić do
tej pierwszej. Kiedy potraktują kogoś w zły sposób, ogar-
niają ich wyrzuty sumienia i będą się starali wszystko
naprawić. Jednak niedługo potem będzie się im wyda-
wało, że zachowują się jak „frajerzy" i znowu staną się
agresywni. Nic nie jest dla nich do końca rzeczywiste.
Taki stan rzeczy powoduje, że nawet analityk może
się czuć zagubiony i zniechęcony, pracując z nimi, gdyż
będzie miał wrażenie, że brak mu stałego gruntu, na

background image

którym mógłby się oprzeć. Jednak ten wniosek jest błęd-
ny. Tacy pacjenci to po prostu jednostki, którym nie
udało się uruchomić typowych mechanizmów prowa-
dzących do wewnętrznej jedności. Nie tylko nie zdołali
usunąć w cień żadnej z konfliktowych postaw, ale także
145

nie potrafili utworzyć spójnego wyidealizowanego ob-
razu siebie. Można powiedzieć, że w pewnym sensie
są żywym przykładem na to, jak ważką rolę odgrywają
te mechanizmy w życiu neurotyka. Niezależnie od kon-
sekwencji stosowania tych mechanizmów osoby, którym
udało się osiągnąć sztuczną jedność, są lepiej zorgani-
zowane i nie tak zagubione jak pacjenci niekonsekwen-
tni. Z drugiej strony równie błędne jest przekonanie,
że zadanie analityka jest w ich przypadku łatwiejsze,
bo konflikty są wyraźnie widoczne i nie trzeba ich „wy-
ciągać" z pacjenta. W krótkim czasie analityk przekona
się o niechęci pacjenta do jednoznacznego przedstawie-
nia swoich problemów i wyjdzie zwycięsko z tej próby,
jeśli zrozumie, że w taki właśnie sposób pacjent broni
się przed jakimkolwiek przyjrzeniem się sobie.
Ostatnim z omawianych tu sposobów obrony przed
uświadomieniem sobie własnego konfliktu wewnętrz-
nego jest cynizm, czyli zaprzeczanie wszelkim war-
tościom moralnym i ośmieszanie ich. Głęboko zakorze-
niona niepewność co do wartości moralnych pojawia
się w każdej nerwicy niezależnie od tego, jak sztywno
dana osoba trzyma się wartości, które są dla niej do
przyjęcia. Źródła cynizmu mogą być różne, lecz jego
funkcja jest jedna: zaprzeczyć istnieniu wartości mo-
ralnych, uwalniając tym samym neurotyka od konie-
czności wyraźnego stwierdzenia przed sobą, w co na-
prawdę wierzy.
Cynizm może być świadomy i wtedy staje się zasadą
życia, tak jak nauczał tego Machiavelli, i jako zasada
może być przez jednostkę broniony. Wynika z niego
przekonanie, że najważniejsza jest należyta gra pozo-
rów. Można robić, co nam się żywnie podoba, byleby
nie dać się przyłapać. Każdy, z wyjątkiem skończonych
głupców, jest hipokrytą. Tego typu pacjenci mogą być
uczuleni na samo słowo „moralność", zawsze kiedy pad-
146

nie ono z ust analityka, podobnie jak ludzie w czasach
Freuda reagowali na słowo „seks". Można także wy-
znawać cynizm z zachowaniem pozorów podporządko-
wania się panującej ideologii. Chociaż jednostka może
być nieświadoma, że tkwi w niewoli własnego cynizmu,
jego obecność da się wywnioskować ze sposobu, w jaki
żyje, i z tego, co mówi o swoim życiu. Może nieświa-
domie uwikłać się w sprzeczności, jak na przykład je-

background image

den z moich pacjentów, który będąc pewien, że jest czło-
wiekiem uczciwym i przyzwoitym, zazdrościł po cichu
każdemu, kto przepędzał życie na oszustwach, i które-
go złościło, że jemu coś takiego nigdy nie uchodziło na
sucho. W terapii ważne jest, by uświadomić pacjentowi
w odpowiednim momencie i w całej rozciągłości jego
własny cynizm i pomóc mu go zrozumieć. Być może
trzeba będzie także wyjaśnić, dlaczego powinien ustalić
własną hierarchię wartości moralnych.
Przedstawiłam powyżej formy obrony budowane wo-
kół jądra konfliktu wewnętrznego. Dla uproszczenia wy-
wodu potraktowałam każdy środek jako oddzielny sy-
stem ochronny. W nerwicy niektóre z powyższych spo-
sobów obrony łączą się z sobą, a często dostrzegamy
je wszystkie, chociaż każdy w innym stopniu.


CZĘŚĆ DRUGA
SKUTKI
NIE ROZWIĄZANYCH
KONFLIKTÓW
WEWNĘTRZNYCH

Rozdział 9
LĘKI
Poszukując głębszych znaczeń jakiegokolwiek pro-
blemu neurotycznego, łatwo się zagubić w labiryncie
zawiłości. Nie powinno to nas dziwić, gdyż nie możemy
mieć nadziei na zrozumienie nerwicy, bez zdania sobie
sprawy z jej złożoności. Czasem warto stanąć z boku,
by spojrzeć jeszcze raz na całe zagadnienie z szerszej
perspektywy.
Prześledziliśmy krok po kroku, w jaki sposób roz-
budowuje się pancerz ochronny neurotyka, jak dołą-
czają się kolejne elementy, aż całość nabierze względ-
nie statycznego charakteru. Nasze największe zdumie-
nie wywołuje trud, jaki neurotyk wkłada w budowę
swej twierdzy. Jest on tak ogromny, że po raz kolejny
zastanawiamy się, co sprawia, że jednostka podejmuje
tak żmudne starania, i to kosztem siebie. Ciekawi je-
steśmy, jakie siły podtrzymują ową strukturę mecha-
nizmów obronnych w jej niezmienionej formie, czyniąc
ją odporną na zmiany. Czy siłą napędową procesu ner-
wicowego jest lęk przed niszczycielską mocą konfliktu
podstawowego? W uzyskaniu odpowiedzi może pomóc
poniższa analogia. Jak każda analogia nie odwzorowu-
je dokładnie problemu i dlatego interpretować ją trze-
ba w szerszym znaczeniu. Przypuśćmy zatem, że czło-
wiek o podejrzanej przeszłości, udając kogoś innego niż
150

background image

jest w rzeczywistości, zadomowił się na dobre w jakiejś
społeczności. Będzie odtąd żył w ciągłym strachu przed
tym, by jego przeszłość nie wyszła na jaw. Z biegiem
lat jego sytuacja polepsza się: zawiera przyjaźnie, uzy-
skuje dobrą posadę, zakłada rodzinę. Mimo że cieszy
się z tego wszystkiego, paraliżuje go nowy lęk — tym
razem lęk przed utratą tego, co zdobył. Duma, jaką
czerpie z okazywanego mu szacunku, powoduje, że wy-
obcowuje się wobec własnej niechlubnej przeszłości.
Przekazuje duże sumy pieniędzy organizacjom chary-
tatywnym, a nawet swoim dawnym towarzyszom,
a wszystko po to, by do końca wymazać z pamięci daw-
ne życie. Tymczasem zmiany, jakie zaszły w jego oso-
bowości, wciągają go w nowe konflikty. U podłoża aktu-
alnych problemów zawsze leżą wyrzuty sumienia z tego
powodu, że zbudował życie na fałszywych podstawach.
Podobnie rzecz się ma z neurotykiem: jego konflikt
podstawowy pozostaje, ale ulega przekształceniu. Pewne
aspekty zostają złagodzone, inne wzmocnione. Jednak
z powodu błędnego koła niemożności, będącego nieod-
łącznym elementem nerwicy, nowe konflikty stają się
jeszcze dotkliwsze, gdyż każda pozycja obronna, którą
przyjmuje wobec środowiska, wpływa negatywnie na
jego stosunek zarówno do siebie, jak i do innych ludzi,
a z tej właśnie gleby — jak widzieliśmy — wyrastają
dalsze konflikty. Co więcej, nowe składniki jego życia,
chociażby były iluzoryczne, takie jak miłość, sukces,
wyizolowanie się od ludzi czy ustalony idealny obraz
siebie — wszystko to zaczyna grać ważną rolę w jego
życiu, wytwarzając nowy rodzaj lęku: że coś może za-
grozić jego skarbom. Narastające przez cały czas wy-
obcowanie wobec siebie pozbawia go w coraz większym
•stopniu zdolności do pracy nad sobą, co jest jedyną
drogą rozwiązania trudności. Miejsce zaś świadomego
rozwoju zajmuje ogólna inercja.
151

m
Cala struktura ochronna neurotyka, mimo swego
sztywnego charakteru, jest niezmiernie krucha i staje
się przyczyną nowych lęków. Jeden z nich to lęk przed
zakłóceniem równowagi wewnętrznej. Cho-
ciaż bowiem pancerz ochronny neurotyka dostarcza pew-
nej równowagi, jest ona bardzo nietrwała. Trzeba przy
tym podkreślić, że neurotyk nie jest bezpośrednio świa-
dom tego zagrożenia, lecz doświadcza go w inny sposób.
Życie nauczyło go przecież, że może utracić równowagę
wewnętrzną bez żadnego widocznego powodu, że może
ogarnąć go furia bądź uniesienie, może poczuć wewnę-
trzne zahamowania, może wreszcie opanować go przy-
gnębienie i zmęczenie wtedy, kiedy się tego najmniej
spodziewa lub pragnie. Wszystkie tego typu doświad-

background image

czenia przekonały go, że nie może polegać na sobie. Ma
wrażenie, jakby ślizgał się po cienkiej tafli lodu. Ten
brak równowagi wewnętrznej może także manifesto-
wać się przez sposób chodzenia, postawę lub nieumie-
jętność wykonania jakiegokolwiek ćwiczenia wymaga-
jącego utrzymania równowagi.
Najbardziej zauważalnym wyrazem takiego stanu
świadomości jest lęk przed chorobą psychiczną. Kiedy
zaczyna być wyraźnie odczuwany, może skłonić jedno-
stkę do szukania pomocy u psychiatry. Lęk ten potę-
gują także wypierane pragnienia, by robić mnóstwo „sza-
lonych" rzeczy, najczęściej związanych z niszczeniem
czegoś lub kogoś, bez poczucia jakiejkolwiek odpowie-
dzialności za swoje czyny. Lęku przed obłędem nie na-
leży jednak traktować jako wyznacznika pewności, że
dana osoba rzeczywiście oszaleje. Zazwyczaj ma on cha-
rakter przejściowy i najczęściej pojawia się w chwilach
naprawdę trudnych dla danej osoby. Jego najpoważ-
niejsze przyczyny to nagły zamach na wyidealizowany
obraz siebie lub rosnące napięcie (wynik nieświadome-
go gniewu), które to czynniki osłabiają narzuconą sobie
samokontrolę. Jedna z moich pacjentek, uważająca sie-
152

bie za osobę zrównoważoną i nie bojącą się byle czego,
wpadła w panikę, kiedy w trudnej sytuacji ogarnęły ją
gwałtowny gniew, lęk i poczucie beznadziejności. Jej
wyidealizowany obraz siebie, spajający ją do tej pory,
nagle rozpadł się, i ogarnął ją strach, że rozsypie się
na kawałki. Mówiliśmy już o lęku, jakiego może do-
świadczyć osoba wyizolowana, gdy wyciągnie sieją z jej
kryjówki i umieści blisko innych ludzi, jak to się dzieje
na przykład wtedy, gdy ktoś musi wstąpić do wojska
lub zamieszkać z innymi. Ten lęk także może przybrać
formę nieuzasadnionego strachu przed popadnięciem
w obłęd, a u osoby takiej możemy dostrzec zachowania
charakterystyczne dla psychotyka. Podobny lęk może
się pojawić w czasie analizy, kiedy pacjent, który po-
święcił dużo wysiłku na stworzenie sztucznej harmonii,
odkrywa nagle, że jest wewnętrznie podzielony.
Do wzrostu lęku przed chorobą psychiczną przyczy-
nia się także nieświadomy gniew, co widać wyraźnie
w czasie analizy, kiedy po złagodzeniu samego lęku je-
go pozostałości przeradzają się w obawę, że dana osoba
może znieważyć, pobić, a nawet zabić drugiego czło-
wieka, gdy nie będzie już w stanie kontrolować siebie.
Pacjent boi się wtedy, że dokona jakiegoś przestępczego
czynu we śnie, pod wpływem alkoholu lub narkotyków
czy w czasie podniecenia seksualnego. Furia może być
odczuwana bezpośrednio bądź też może pojawiać się
w świadomości w postaci obsesyjnej skłonności do prze-
mocy nie połączonej z żadnym uczuciem. Może też po-

background image

zostawać całkowicie nieświadoma i w takim wypadku
dana osoba odczuwa jedynie nagłe przypływy nieokreś-
lonej paniki, którym mogą towarzyszyć intensywne po-
cenie się, zawroty głowy lub strach przed omdleniem.
Objawy te oznaczają kryjący się u ich podłoża lęk, że
odczuwane skłonności do przemocy mogą się wymknąć
spod kontroli. Kiedy owa nieświadoma furia ulega eks-
ternalizacji, dana osoba może się bać piorunów, du-
153

chów, włamywaczy, węży i tym podobnych, czyli wszy-
stkich sił o charakterze destrukcyjnym, znajdujących
się na zewnątrz niej.
Jednak, ogólnie rzecz biorąc, lęk przed chorobą psy-
chiczną jest stosunkowo rzadkim zjawiskiem. To jedy-
nie najbardziej rzucająca się w oczy manifestacja lęku
przed utratą wewnętrznej równowagi. Najczęściej przy-
biera on formy mniej widoczne i bardziej nieokreślone,
a do jego wzrostu przyczyniają się wszelkie zmiany
w trybie życia danej osoby. Ludzie podatni na takie
zmiany mogą odczuwać głęboki niepokój na myśl o po-
dróży, przeprowadzce, zmianie pracy, zatrudnieniu nowej
służącej i temu podobnym, i zawsze, ilekroć to możliwe,
próbują uniknąć tych zmian. Zagrożenie, jakim są one
dla poczucia wewnętrznej stabilności, może zniechęcać
takie osoby do poddania się analizie, zwłaszcza wtedy,
gdy udało im się znaleźć sposób życia zapewniający
w miarę poprawne funkcjonowanie. Kiedy rozmawia się
z nimi o pożytecznych stronach analizy, zadają pyta-
nia, które z pozoru wydają się bardzo rozsądne: Czy
analiza nie wpłynie w ujemny sposób na moje małżeń-
stwo? Czy nie uczyni mnie czasowo niezdolnym do pra-
cy? Czy obudzi we mnie skłonności do irytacji? Czy nie
będzie się kłócić z wyznawaną religią? Jak zobaczymy
niedługo, pytania takie częściowo wynikają z odczuwa-
nej przez pacjenta beznadziei; uważa on, że nie warto
podejmować ryzyka zmiany. Kryje się za nimi także
autentyczny lęk, pacjent bowiem potrzebuje zapewnie-
nia, że analiza nie zburzy jego równowagi wewnętrznej.
W takiej sytuacji możemy przyjąć za pewnik, że rów-
nowaga ta musi być wyjątkowo krucha i że analiza nie
będzie łatwa.
Czy analityk może dać pacjentowi pewność, której
ten się domaga? Nie może. Każda analiza z natury rodzi
w człowieku okresowe zaburzenia. Natomiast analityk
może jedynie sięgnąć do źródła pytań pacjenta, wyjaś-
154

nić mu, czego naprawdę się boi, i wytłumaczyć, że mi-
mo iż analiza zakłóci jego obecną równowagę, da mu
szansę uzyskania harmonii zbudowanej na solidniej-
szych podstawach.

background image

Inny lęk będący skutkiem struktury obronnej neu-
rotyka to lęk przed odsłonięciem się. Jego źród-
łem są wszystkie maski i przebrania, z których neu-
rotyk korzysta przy bezustannym tworzeniu swego pan-
cerza. Opiszę je dokładnie, gdy będę omawiać szkody,
jakie nie rozwiązane konflikty wewnętrzne powodują
w sferze moralnej neurotyka. Teraz wystarczy powie-
dzieć, że neurotyk chce uchodzić zarówno w swoich
oczach, jak i w oczach innych ludzi za kogoś innego
niż jest w rzeczywistości — za osobę bardziej zrówno-
ważoną, rozsądniejszą, szlachetniejszą lub też silną,
władczą i bezwzględną. Trudno powiedzieć, czy boi się
bardziej tego, że o tym, jaki jest naprawdę, dowie się
sam, czy też, że dowiedzą się o tym inni. Na poziomie
świadomości ważniejsi są inni, a im bardziej zekster-
nalizowany jest jego lęk, tym większa obawa, by oto-
czenie nie dowiedziało się prawdy. Może utrzymywać,
że jego własne zdanie o sobie nie ma znaczenia i że
poradzi sobie nawet wtedy, gdy świadom będzie włas-
nych słabych stron. Najważniejsze, żeby inni o tym nie
wiedzieli. Takie rozumowanie jest oczywiście błędne,
ale tak właśnie, w sposób świadomy, widzi on swoją
sytuację i jest to dla nas wskazówką co do tego, jak
daleko posunął się proces eksternalizacji. Lęk przed
ujawnieniem prawdy o sobie może manifestować się
bądź w formie mglistego przeświadczenia, że wszystko,
co czyni i czym żyje dana osoba, to blef, bądź też może
się łączyć z innym zjawiskiem w bardzo luźny sposób
związanym z tym, co rzeczywiście zaprząta umysł neu-
rotyka. Dana osoba może na przykład obawiać się, że
nie jest tak inteligentna, tak dobrze wykształcona, tak
155

kompetentna lub atrakcyjna, za jaką się uważa, i w ten
sposób przemieszcza własny lęk na te cechy, które nie
odzwierciedlają naprawdę jej charakteru. Jeden z mo-
ich pacjentów opowiadał, że kiedy był jeszcze chłopcem,
prześladował go lęk o to, iż fakt, że jest najlepszym
uczniem w klasie, to wyłącznie wynik udawania z jego
strony. Za każdym razem, kiedy zmieniał szkołę, był
pewien, że teraz wszystko się wyda, a lęk nie ustępował
nawet wtedy, gdy znowu okazywał się najlepszy. To
uczucie intrygowało go i nie potrafił wskazać dokładnie
jego przyczyny. Nie mógł tego zrobić, gdyż podążał
w złym kierunku. Jego lęk przed tym, że ludzie dowie-
dzą się całej prawdy o nim, nie dotyczył jego zdolności
umysłowych ani inteligencji; został jedynie przemiesz-
czony w ten obszar jego osobowości. W rzeczywistości
chodziło o przybieraną nieświadomie pozę „równego
kumpla", któremu nie zależy na stopniach, podczas gdy
naprawdę był owładnięty obsesyjnym pragnieniem by-
cia najlepszym. Ten przykład pozwala sformułować istot-

background image

ny wniosek: lęk przed dekonspiracją odnosi się zawsze
do jakiegoś konkretnego zjawiska, ale zwykle nie jest
nim to zjawisko, które akurat zaprząta daną osobę.
Często widomą manifestacją lęku jest rumienienie się
bądź strach przed tym. Jako że w istocie mamy do
czynienia z nieświadomą grą, która — jak się obawia
pacjent — może wyjść na jaw, analityk popełnia duży
błąd, doszukując się jakiegoś doświadczenia w prze-
szłości pacjenta, którego ów, jego zdaniem, się wstydzi
i chce je ukryć. Pacjent być może niczego nie ukrywa,
natomiast postępowanie analityka może sprawić, że za-
czyna się coraz bardziej bać, że drzemie w nim zło,
które chce nieświadomie ukryć. Prowadzi to do samo-
oskarżania się, a nie do konstruktywnej pracy nad so-
bą. Gotów jest wtedy brnąć w dalsze szczegóły doty-
czące własnego życia seksualnego czy impulsów destru-
kcyjnych. Wszystko to nie uchroni go jednak od lęku
156

przed dekonspiracją. Lęk pozostanie dopóty, dopóki ana-
lityk nie uświadomi sobie, że jego pacjent zmaga się
z wewnętrznym konfliktem, a on zajmuje się tylko jed-
nym z jego aspektów.
Lęk przed odsłonięciem się może powstać w każdej
sytuacji, którą neurotyk odbiera jako moment próby.
Będzie to początek nowej pracy, zawieranie znajomości,
pierwsze dni w nowej szkole, egzamin, spotkanie towa-
rzyskie czy też każdy rodzaj wystąpienia, kiedy uwaga
wszystkich skupia się właśnie na nim, jak na przykład
wtedy, gdy zabiera głos w dyskusji. Bardzo często to,
co neurotyk odczuwa świadomie jako strach przed po-
rażką, dotyczy w rzeczywistości obawy przed wyjściem
na jaw prawdy o nim samym i dlatego strach ten nie
znika nawet wtedy, gdy w życiu pojawia się sukces.
Dana osoba uświadomi sobie w takiej chwili jedynie,
że tym razem „jej się udało", ale co będzie następnym
razem? Jeśli następnym razem rzeczywiście dozna po-
rażki, utwierdzi ją to w przekonaniu, że wszystko, co
robiła i czym była do tej pory, to udawanie i że w końcu
prawda wyszła na jaw. Jedną z konsekwencji takiej
postawy jest nieśmiałość wyraźnie widoczna w każdej
nowej sytuacji. Inną — nadmierna ostrożność wobec
pochwał i wyrazów uznania. Osoba taka będzie myśleć
sobie: „W tej chwili jestem lubiany, ale gdyby znali
mnie naprawdę, ich stosunek do mnie byłby inny". Rzecz
jasna, strach ten odgrywa niebagatelną rolę w trakcie
analizy, której celem jest wszak dowiedzieć się o pa-
cjencie wszystkiego.
Każdy nowy rodzący się lęk wymaga nowych środ-
ków obronnych. Metody wypierania lęku przed ujaw-
nieniem prawdy o sobie należą do dwóch przeciwstaw-
nych kategorii i oparciem dla nich jest struktura cha-

background image

rakteru danej osoby. Z jednej strony jest to tendencja do
unikania jakichkolwiek sytuacji wystawiających czło-
wieka na próbę, a jeśli nie sposób ich uniknąć, staranie,
157

by zachowywać się z rezerwą, być opanowanym i przy-
wdziać nieprzeniknioną maskę. Z drugiej strony istnieje
w takiej jednostce przemożne nieświadome dążenie do
tego, by grać tak doskonale, żeby nie trzeba było się
obawiać żadnych prób. Ta postawa nie jest wyłącznie
postawą obronną; znakomicie grają także jednostki agre-
sywne, żyjące tak, by wywrzeć wrażenie na tych, któ-
rych chcą sobie podporządkować. Z tego powodu każda
próba kwestionowania ich gry spotka się z podstępnym
kontratakiem. Mam tu na myśli osoby nie kryjące się
ze swymi skłonnościami sadystycznymi. Później przyj-
rzymy się, jak ten element ich zachowania dopasowuje
się do struktury osobowości.
W zrozumieniu problemu, czym jest lęk przed de-
konspiracją, pomoże nam odpowiedź na dwa pytania:
Co dana osoba boi się ujawnić? Czego się obawia, gdyby
prawda o niej wyszła na jaw? Na pierwsze pytanie już
odpowiedzieliśmy. By odpowiedzieć na drugie, musimy
zająć się jeszcze jednym lękiem wchodzącym w skład
pancerza neurotyka. Jest to lęk przed lekceważe-
niem, upokorzeniem i oś mi es żeni em. Pod-
czas gdy lęk przed utratą wewnętrznej równowagi rodzi
się z niestabilności struktury obronnej neurotyka, a lęk
przed dekonspiracją z jej oszukańczego charakteru, to
lęk przed upokorzeniem jest skutkiem urażonego po-
czucia własnej wartości. Wspominaliśmy już o tym kil-
kakrotnie przy innej okazji. Zarówno eksternalizacja,
jak i tworzenie wyidealizowanego obrazu siebie to próby
odzyskania poczucia własnej wartości, lecz skazane —
jak widzieliśmy — na niepowodzenie.
Gdy przyjrzymy się temu, co dzieje się w nerwicy
z poczuciem własnej wartości pacjenta, z szerszej per-
spektywy zauważymy dwie pary powiązanych z sobą
na zasadzie huśtawki procesów. Gdy oparte na rzeczy-
wistych przesłankach poczucie własnej wartości spada,
158

I

rośnie zakorzeniona w fikcji fałszywa duma i pewność,
że jest się tak wspaniałym, tak przebojowym, tak nie-
powtarzalnym, wszechmocnym i wszystkowiedzącym jak
nikt inny. Oprócz tego dostrzegamy, że gdy kurczy się
rzeczywiste „ja" neurotyka, inni stają się dlań gigan-
tami. Na skutek wypierania i hamowania znacznych
obszarów swojej jaźni, a także eksternalizacji i idealizacji
własnego obrazu neurotyk traci z oczu siebie i wydaje

background image

mu się, że jest cieniem bez masy i treści. Tymczasem
jego potrzeba bycia z ludźmi i strach przed nimi spra-
wiają, że inni stają się dlań nie tylko groźniejsi, ale
i bardziej niezbędni. Jego „środek ciężkości" ulega prze-
sunięciu; opiera się on odtąd bardziej na innych niż na
sobie i przekazuje innym prerogatywy, które jemu się
słusznie należą. Skutek tego jest taki, że opinie ludzi
0

nim nabierają dlań przesadnego znaczenia, podczas

gdy poczucie własnej wartości traci znaczenie. Nadaje
to opiniom środowiska ogromną moc.
Wszystko to tłumaczy niezwykłą wrażliwość neuroty-
ka na lekceważenie, upokorzenie i ośmieszenie. Procesy
opisane powyżej są częścią każdej nerwicy i nadwrażli-
wość na traktowanie z góry jest zjawiskiem powszech-
nym. Gdy uświadomimy sobie, że lęk przed lekcewa-
żeniem wypływa nie z jednego, ale z co najmniej kilku
źródeł, stanie się dla nas oczywiste, że usunięcie go,
a przynajmniej złagodzenie, to niełatwe zadanie. Lęk
ten bowiem cofa się tylko wtedy, gdy cofa się nerwica.
Najogólniej rzecz ujmując, skutkiem tego lęku jest
oddzielenie się neurotyka od innych ludzi i powsta-
nie w nim wrogiego nastawienia do otoczenia. Jeszcze
istotniejsze jest to, że lęk podcina skrzydła i paraliżuje
działanie tych, których dotyka. Osoby takie nie próbują
nawet spodziewać się niczego dobrego ze strony innych
1

nie usiłują stawiać sobie ambitnych celów. Nie ośmie-

lają się zbliżać do ludzi, którzy ich zdaniem górują nad
nimi w jakikolwiek sposób, boją się wyrazić własne zda-
159

nie, chociaż ich głos może mieć znaczenie, nie wyko-
rzystują twórczych zdolności, nawet jeśli je posiadają,
nie starają się być atrakcyjnymi dla innych, wywrzeć
wrażenia na otoczeniu, dążyć do lepszego stanowiska.
Listę ograniczeń można ciągnąć bez końca. Kiedy na-
wet coś skłania ich do tego, by za czymś dążyć, prze-
rażająca perspektywa ośmieszenia się hamuje ich i szu-
kają wtedy ucieczki w sztucznej rezerwie lub w dumnym
noszeniu głowy.
Istnieje jeszcze inny lęk, mniej widoczny niż te, które
opisaliśmy przed chwilą, lęk, który można traktować
jako sumę tych i innych lęków rodzących się w trakcie
nerwicy. Jest to lęk przed zmianą czegokolwiek
w sobie. Pacjenci reagują na uwagę o zmianie, przyj-
mując dwie skrajne postawy: albo nie wgłębiają się wca-
le w to zagadnienie, sądząc, że zmiana nastąpi sama na
skutek jakiegoś nieokreślonego cudu w bliżej niespre-
cyzowanej przyszłości, albo próbują zmienić się zbyt
szybko, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
W pierwszym przypadku podchodzą do sprawy z dys-
tansem, przekonani, że wystarczy im sama świadomość
istnienia problemu lub przyznanie się do własnych sła-

background image

bych stron. Informacja, że aby znaleźć samospełnienie,
powinni zmodyfikować własną postawę i dążenia, jest
dla nich szokująca i wzbudza w nich niepokój. Widzą
z całą wyrazistością, że to, co się im proponuje, nale-
żałoby przyjąć, lecz z drugiej strony nieświadomie to
odrzucają. Taka postawa prowadzi do nieświadomego
udawania zmiany. Cały proces jest po części braniem
własnych życzeń za rzeczywistość i jest skutkiem nieto-
lerancji pacjenta wobec własnych niedoskonałości. Jest
on także zdeterminowany nieświadomym przekonaniem
neurotyka o własnej wszechmocy — tak wielkiej, że
wystarczy tylko chcieć, by trudności zniknęły, a te rze-
czywiście znikną.
160

Lęk przed zmianą to także lęk przed zmianą na
gorsze, co oznacza dla neurotyka zburzenie wyidealizo-
wanego obrazu siebie, przeobrażenie się w kogoś, kogo
się nie akceptuje, upodobnienie się do innych ludzi lub
też wewnętrzne ogołocenie ze wszystkiego na skutek
analizy. Jest to lęk przed nieznanym, przed koniecz-
nością porzucenia bezpiecznego schronienia i rodzącego
się zeń zadowolenia, zwłaszcza tego, które rodzi się
ze ścigania złudnych marzeń obiecujących rozwiązanie
własnych problemów. Jest to wreszcie lęk przed tym,
że ktoś nie będzie potrafił się zmienić, lęk, który zro-
zumiemy lepiej, gdy będziemy omawiać poczucie bez-
nadziei, którego doświadcza każdy neurotyk.
Wszystkie powyższe lęki wynikają z nie rozwiąza-
nych konfliktów jednostki. Jeśli rzeczywiście chcemy
osiągnąć wewnętrzną jedność, musimy stanąć z nimi
twarzą w twarz, mimo że stoją na przeszkodzie w po-
znaniu prawdy o nas samych. Są formą czyśćca, przez
który musimy przejść, by osiągnąć zbawienie.

Rozdział 10
ZUBOŻENIE OSOBOWOŚCI
Rozpatrywanie skutków, do jakich prowadzą nie
rozwiązane konflikty wewnętrzne oznacza wejście na,
wydawałoby się, bezkresne i mało poznane terytorium.
Moglibyśmy zacząć naszą wędrówkę od analizy takich
zaburzeń, jak depresja, alkoholizm, epilepsja czy schizo-
frenia, by poprzez nie uzyskać lepszy wgląd w konkretne
przypadki nerwicy. Wolałabym jednak spojrzeć na całe
zagadnienie z szerszej perspektywy i postawić następu-
jące pytanie: W jaki sposób nie rozwiązane konflikty we-
wnętrzne wpływają na naszą energię życiową, na naszą
wewnętrzną jedność i nasze szczęście? Przyjmuję ten
punkt widzenia, gdyż jestem przekonana, że nie sposób
pojąć znaczenia żadnego z tych symptomów, nie uświa-
domiwszy sobie ich zakorzenienia w osobie ludzkiej. Ten-
dencja panująca we współczesnej psychiatrii, aby tłuma-

background image

czyć istniejące syndromy chorobowe wygodnymi teoryj-
kami, jest zupełnie zrozumiała, zważywszy potrzeby
zajmującego się nimi klinicysty. Ale postępowanie takie
można porównać (pomijając jego wartość naukową) do
pracy inżyniera, który zaczyna budować piętro budynku,
nie położywszy przedtem fundamentów.
Część zagadnień, których dotyka nasze pytanie, zo-
stała już zasygnalizowana wcześniej i teraz należy jo
tylko rozwinąć. Inne były obecne w sposób domyślny.
162

Jeszcze inne trzeba będzie dopiero przedstawić. Moim
celem nie jest jedynie pokazać w mglisty sposób, że
nie rozwiązane konflikty są szkodliwe dla jednostki,
ale przedstawić w miarę wyraźny i kompletny obraz
spustoszeń, jakie czynią w osobowości.
Życie z nie rozwiązanymi konfliktami wewnętrzny-
mi oznacza przede wszystkim ogromne straty włas-
nej energii, którą pochłania nie tylko sam konflikt,
ale także wszystkie oszukańcze próby jego rozwiązania.
Gdy ktoś jest wewnętrznie podzielony, nie potrafi się
w nic zaangażować całym sercem i usiłuje realizować
sprzeczne cele. Oznacza to, że albo jego energia uleg-
nie rozproszeniu, albo bezowocność własnych wysiłków
rodzi w nim frustrację. To pierwsze stwierdzenie jest
prawdziwe w przypadku osób takich jak Peer Gynt,
które omamione wyidealizowanym obrazem siebie wie-
rzą, że potrafią być najlepsze we wszystkim. Kobieta
o takich skłonnościach chce być idealną matką, wy-
Amienitą kucharką i gospodynią, chce się ubierać ze
H makiem i odgrywać znaczącą rolę społeczną i polity-
czną, a jakby tego było mało, chce także być oddaną
żoną, mieć romanse i realizować własną karierę zawo-
dową. Nie trzeba tłumaczyć, że to niemożliwe; jej wy-
Hiłki są skazane na porażkę, a jej energia — chociażby
była osobą obdarzoną rozlicznymi talentami — zosta-
nie zmarnowana.
Jeszcze powszechniejsze jest rozczarowanie z powo-
du niemożności osiągnięcia konkretnego celu, będącej
Hkutkiem blokowania jednostki przez sprzeczne dąże-
nia. Ktoś może na przykład bardzo chcieć być dobrym
przyjacielem, ale równocześnie w jego postawie jest tyle
dominacji i wymagań wobec otoczenia, że pragnienie to
nigdy nie zostaje zrealizowane. Ktoś inny chce, by jego
dzieci nie przegrały w życiu, ale przeszkadzają mu w re-
nlizacji tego zamiaru jego niezłomne zasady i osobisty
wpływ na syna lub córkę. Ktoś jeszcze pragnie napisać
163

książkę, ale gdy nie potrafi sformułować natychmiast
tego, co chce w niej wyrazić, odczuwa dotkliwe bóle
głowy lub śmiertelne zmęczenie. Także w tym wypadku

background image

mamy do czynienia z wyidealizowanym obrazem siebie.
Skoro — jak mniema dana osoba — jestem tak ge-
nialny, to dlaczego na papier, niczym króliki z cylin-
dra, nie wysypują się błyskotliwe myśli? I rodzi się
w niej złość na siebie. Jeszcze inna osoba chce podzielić
się w dyskusji na forum jakąś wartościową uwagą. Pra-
gnie przy tym nie tylko wyrazić ją tak, by wywrzeć
wrażenie na słuchaczach i usunąć w cień inne osoby,
ale chce także uniknąć zadrażnień i ma nadzieję, że
wszyscy zachowają do niej życzliwy stosunek. Na do-
datek boi się ośmieszenia, gdyż jest eksternalizowana
jej pogarda wobec siebie. W rezultacie nie potrafi się
skupić i ze znaczącej uwagi nic nie wychodzi. Ktoś mógł-
by być wspaniałym organizatorem różnych przedsię-
wzięć, ale przez swoje dążenia sadystyczne zniechęca
do siebie otoczenie. Nie trzeba przytaczać więcej przy-
kładów, gdyż każdy z nas, jeśli przyjrzy się sobie i ro-
zejrzy wokół, znajdzie ich mnóstwo.
Czasami mamy do czynienia z pozornym wyjątkiem
od przedstawionej powyżej sytuacji. Dzieje się tak wtedy,
gdy neurotyk demonstruje zdumiewające zaangażowa-
nie w dążeniu do celu. Mężczyźni nie wahają się po-
święcić wszystkiego, łącznie z własną godnością, by za-
spokoić swoje ambicje; kobiety mogą nie oczekiwać od
życia niczego poza miłością; rodzice gotowi są oddać
się tylko dzieciom. Osoby takie sprawiają wrażenie, jak-
by rzeczywiście zaprzątał je tylko jeden cel. W istocie
jednak, jak to pokazaliśmy wcześniej, gonią za mrzon-
ką będącą dla nich rozwiązaniem własnych konfliktów.
To widoczne nakierowanie na jeden cel wynika raczej
z rozpaczy niż wewnętrznej jedności.
Nie tylko te sprzeczne potrzeby i impulsy pochła-
niają i rozpraszają energię. Podobnie działają inne czyn-
164

I

niki składające się na pancerz obronny neurotyka. Na
skutek tłumienia części konfliktu podstawowego zacie-
mnione zostają całe obszary osobowości jednostki. Czę-
ści te są jeszcze na tyle aktywne, że wpływają na życie
jednostki, ale nie można ich wykorzystać w sposób kon-
struktywny. Cały ów proces prowadzi zatem do strat
energii, która w innym wypadku mogłaby zostać wy-
korzystana do wzmocnienia pewności siebie, współpra-
cy z innymi czy też do zbudowania poprawnych więzi
z ludźmi. Wspomnieć tu jeszcze można o wyalienowaniu
wobec własnego „ja", pozbawiającym człowieka podsta-
wowej energii życiowej. Ktoś może być nadal dobrym
pracownikiem, może nawet być zdolny do znacznego
wysiłku, kiedy zmuszą go do tego jakieś czynniki zew-
nętrzne, ale pozostawiony sam sobie upada. Nie ozna-

background image

cza to jedynie, że nie jest w stanie podjąć się niczego
twórczego lub sprawiającego mu radość. Znaczy to, że
wszystkie jego siły twórcze mogą pójść na marne.
Najczęściej jest tak, że kilka różnych czynników
działających razem prowadzi do zahamowań w okre-
ślonych sferach życia. By zrozumieć i w ostateczności
zlikwidować konkretne zahamowanie, musimy zazwy-
czaj powracać doń kilkakrotnie i analizować je w każ-
dym z omawianych tu aspektów.
Marnowanie lub błędne ukierunkowanie energii ży-
ciowej może być skutkiem jednego z trzech głównych
zaburzeń będących symptomami nie rozwiązanego kon-
Iliktu. Pierwsze to niezdecydowanie. Może być wi-
doczne we wszystkim, począwszy od błahostek, a skoń-
czywszy na kwestiach o zasadniczym znaczeniu dla jed-
nostki. Możemy obserwować u danej osoby ciągłe
wahanie odnośnie do tego, czy zjeść ten czy tamten
posiłek, czy kupić tę czy tamtą walizkę, czy pójść do
kina czy słuchać radia. Osoba taka nie może zdecy-
dować się na taki czy inny zawód lub nie podejmie
165

kolejnego kroku na drodze kariery zawodowej. Nie bę-
dzie umiała wybrać między dwiema kobietami lub zde-
cydować się, czy rozwieść się czy nie, czy żyć czy umrzeć.
Podjęcie decyzji, która, być może, jest nieodwołalna, to
prawdziwy krzyż pański dla takiego człowieka, paraliżu-
jący go i prowadzący do wyczerpania.
Mimo iż niezdecydowanie może być oczywiste, sami
zainteresowani często go nie dostrzegają, gdyż ze wszy-
stkich sił nieświadomie starają się unikać podejmowa-
nia decyzji. Odwlekają ją tak długo, jak się da, nie
zabierają się do tego, co powinni zrobić, zdają się na
przypadek lub pozostawiają prawo decyzji innym. Mogą
także celowo gmatwać daną kwestię do tego stopnia,
że w końcu brak jakichkolwiek podstaw, na których
mogliby się oprzeć przy podejmowaniu decyzji. Wyni-
kający z tego brak jakiejkolwiek celowości we własnym
postępowaniu jest także często niewidoczny dla danego
człowieka. Wiele nieświadomych sposobów, do których
ucieka się neurotyk, by ukryć przenikające całą jego
osobowość niezdecydowanie, tłumaczy, dlaczego w cza-
sie terapii analityk stosunkowo rzadko słyszy o tym
tak powszechnym zaburzeniu.
Drugim objawem nie rozwiązanego konfliktu spowo-
dowanym niewłaściwą dystrybucją energii jest ogólna
nieefektywność działań jednostki. Nie mam na
myśli braku zdolności w jakiejś konkretnej dziedzinie
wiedzy, gdyż ten może być skutkiem nieposiadania od-
powiedniego wykształcenia, wyszkolenia bądź zaintere-
sowań. Nie jest to także problem nie wykorzystanej
energii, o której pisze w swojej interesującej rozprawie

background image

William James*, wskazując, że olbrzymie zasoby ener-
gii obecne w człowieku stają się dlań dostępne wtedy,
kiedy nie podda się pierwszym objawom zmęczenia lub
presji czynników zewnętrznych. Stan, o którym mowa,
; W. James, Memories and Studies, Longman, Green, 1934.
166

przypomina jazdę samochodem z wciśniętym hamulcem:
samochód jedzie wtedy wolniej. Czasami ta przenośnia
sprawdza się dosłownie i wszystko, co jednostka usi-
łuje zrobić, wykonywane jest znacznie wolniej aniżeli
wskazywałyby na to jej zdolności czy trudność zadania.
Rzecz nie w tym, że nie stara się ona dostatecznie moc-
no. Wręcz przeciwnie, we wszystko, co robi, wkłada
ogromnie dużo wysiłku. Czasami napisanie zwykłego
sprawozdania lub nauczenie się posługiwania prostym
urządzeniem może jej zabrać całe godziny. W niektó-
rych sytuacjach jej działanie blokować mogą różne czyn-
niki. Może nieświadomie buntować się przeciwko temu,
co odczuwa jako zagrożenie; może czuć się wewnętrznie
zmuszona, by doprowadzić do perfekcji każdy szczegół;
może być zła na siebie — tak jak to zostało przedsta-
wione w powyższym przykładzie — za to, że nie potrafi
natychmiast przelać na papier w klarowny i porywający
sposób własnych myśli. Nieefektywność objawia się nie
tylko powolnością działania. Może także przybrać for-
mę niezaradności i roztargnienia. Służąca czy gospodyni
nigdy nie wykona dobrze swojej pracy, jeśli w głębi serca
bodzie przekonana, że to niesprawiedliwe, iż ktoś tak
utalentowany jak ona wykonuje tak podrzędne prace.
Nieefektywność w takim wypadku nie będzie się z re-
guły ograniczać do jakiejś konkretnej czynności, ale do-
tyczyć będzie wszystkiego, co robi dana osoba. Oznacza
l.o dla niej pracę w nieustannym napięciu, a jej skutki
l.o szybkie zmęczenie i silna potrzeba snu. Każde za-
danie wykonywane w tych warunkach wymaga wydat-
kowania większej ilości energii, podobnie jak to się dzieje
w przypadku silnika samochodu, który bardziej się mę-
czy, gdy koła blokują hamulce.
Wewnętrzne napięcie i nieefektywność są widocz-
ne nie tylko w pracy, ale także w kontaktach z ludźmi,
.lośli ktoś pragnie być nastawiony przyjaźnie do oto-
czenia, ale kojarzy mu się to nieodparcie ze służalczo-
167

ścią, to siłą rzeczy będzie się zachowywał sztucznie.
Jeśli chce o coś prosić, czując równocześnie, że powi-
nien tego zażądać, będzie nieuprzejmy; jeśli ktoś chce
postawić na swoim, a równocześnie pragnie podporząd-
kować się innym, będzie się wahał. Jeśli ktoś chce na-
wiązać kontakt z drugim człowiekiem, ale równocześ-
nie boi się odrzucenia, to będzie nieśmiały. Jeśli ktoś

background image

chce z kimś współżyć seksualnie, ale równocześnie chce,
aby partner nie wyniósł z tego żadnego zadowolenia,
to będzie oziębły. Przykłady można mnożyć. Im silniej-
sze są przeciwstawne tendencje, tym większa presja,
pod którą przychodzi żyć danemu człowiekowi.
Niektóre osoby są świadome istnienia w nich we-
wnętrznego napięcia, ale większość ludzi zdaje sobie
z niego sprawę dopiero wtedy, gdy na skutek pewnych
okoliczności napięcie to wzrasta. Czasem następuje to
przy rzadkich okazjach, kiedy mogą się oni zrelakso-
wać, rozluźnić i zachowywać spontanicznie. Jeżeli cho-
dzi o zmęczenie będące skutkiem tego wewnętrznego
napięcia, to najczęściej ludzie winią za nie inne czyn-
niki: słabe zdrowie, przepracowanie, brak snu. Wszyst-
kie one — to prawda — mogą odgrywać pewną rolę,
ale jest ona znacznie mniejsza niż się powszechnie sądzi.
Trzeci objaw nie rozwiązanego konfliktu wewnętrz-
nego, o którym nie wolno zapomnieć, to i n er ej a neu-
rotyczna. Wykazujący ją pacjenci bardzo często os-
karżają siebie o lenistwo, chociaż w rzeczywistości nie
potrafią leniuchować ani cieszyć się bezczynnością. Mo-
że u nich występować świadoma niechęć do podejmo-
wania jakiegokolwiek wysiłku, którą mogą racjonalizo-
wać, twierdząc, że wystarczy, jeśli mają pomysł, nato-
miast do innych należy zajęcie się „szczegółami", czyli
krótko mówiąc — wykonanie danego zadania. Niechęć
do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku może też przy-
brać formę obawy przed tym, że wysiłek jest szkodliwy
dla danej jednostki. Jest to zrozumiałe, jeśli pamięta-
168

my, że osoby takie wiedzą, że bardzo szybko się męczą.
Może je w tym przekonaniu ugruntować lekarz, który
zinterpretuje ich zmęczenie jako wynik wysiłku.
Inercja neurotyczna paraliżuje wszelką inicjatywę
i działanie. Jest to, ogólnie rzecz ujmując, rezultat da-
leko posuniętego wyalienowania się wobec własnego „ja"
i braku ukierunkowania na konkretne cele w życiu.
Wyczerpujące działania nie przynoszące spodziewanych
rezultatów rodzą w neurotyku apatię i obojętność, któ-
re czasem mogą przeplatać okresy gorączkowej aktyw-
ności. Z innych czynników wpływających na taki stan
rzeczy trzeba wymienić wyidealizowany obraz siebie
i dążenia sadystyczne. Sam fakt, że trzeba podjąć jakiś
stały wysiłek, może być odczuwany przez neurotyka
jako upokarzający dowód na to, że nie jest on taki, jak
pokazuje to jego wyidealizowany obraz siebie, natomiast
perspektywa wykonania czegoś, czego rezultaty byłyby
przeciętne, tak go odstrasza, że woli wcale niczego nie
zaczynać, a roić tylko, że wykonałby każde zadanie wspa-
niale, gdyby się go podjął. Bolesna pogarda wobec sie-
bie, towarzysząca nieuchronnie takiemu stanowi rze-

background image

czy, pozbawia go pewności, że potrafiłby w ogóle zrobić
coś godnego uwagi i niszczy możliwość czerpania ja-
kiejkolwiek radości i bodźców do życia z własnego dzia-
łania. Dążenia sadystyczne, zwłaszcza w formie wy-
partej (sadyzmu odwróconego), powodują, że dana oso-
ba odwracać się będzie od wszystkiego, co przypomina
agresję, wskutek czego może pojawić się u niej całko-
wity paraliż psychiczny. Inercja o charakterze ogólnym
ma szczególne znaczenie, gdyż nie odnosi się tylko do
działania, ale dotyczy też uczuć. Ilość energii marno-
wanej na skutek nie rozwiązanych konfliktów wewnę-
trznych jest niewyobrażalna. Jako że nerwice to w osta-
teczności produkt konkretnej kultury, takie marnotraw-
stwo ludzkich talentów i przymiotów jest tej kultury
poważnym oskarżeniem.
169

Życie z nie rozwiązanymi konfliktami wewnętrzny-
mi oznacza nie tylko rozproszenie własnej energii, ale
także rozdwojenie w kwestiach natury moralnej, a więc
norm moralnych, a także zachowania, uczuć i postaw
wiążących się ze stosunkiem danego człowieka do in-
nych, a wpływających na jego osobisty rozwój. Jeśli
w przypadku energii życiowej podział wewnętrzny pro-
wadzi do jej zmarnowania, to w przypadku moralności
jego skutkiem jest zanik poważnego i zaangażowanego
podejścia do wartości, innymi słowy, nadwątlenie we-
wnętrznej jedności w stosunku do dylematów etycznych.
Dzieje się tak, ponieważ jednostka zajmuje równocześ-
nie sprzeczne stanowiska i podejmuje wiele wysiłków,
by sprzeczność tę ukryć.
Sprzeczne hierarchie wartości pojawiają się już przy
konflikcie podstawowym. Mimo wysiłków podejmowa-
nych przez neurotyka bez przerwy wchodzą w kolizję.
Oznacza to, że żadna z nich nie jest i nie może być
traktowana z należytą powagą. Wyidealizowany obraz
siebie, mimo iż zawiera elementy rzeczywistych ide-
ałów jednostki, jest zasadniczo fałszywy i neurotykowi,
podobnie jak osobie postronnej, trudno jest odróżnić go
od rzeczywistego obrazu siebie, podobnie jak trudno
odróżnić banknot fałszywy od prawdziwego. Neurotyk,
jak widzieliśmy, może twierdzić — zresztą w dobrej
wierze — że dąży do swoich ideałów, może karcić sie-
bie za wszelką opieszałość i zaniedbanie, sprawiając
tym samym wrażenie osoby do głębi przejętej ich rea-
lizacją. Może też omamiać siebie bezustannym rozmy-
ślaniem i rozprawianiem o wartościach, za którymi na-
leży podążyć. Moje twierdzenie, że mimo to nie traktuje
on swoich ideałów poważnie, oznacza, że nie mają one
w jego życiu mocy obowiązującej. Stosuje się do nich
wtedy, kiedy przychodzi mu to bez trudu lub ma z tego
jakieś korzyści, ale w pozostałych sytuacjach jest na

background image

nie ślepy, gdyż tak mu wygodniej. Przykłady podałam,
170

gdy mówiłam o niedostrzeganiu własnych sprzeczności
i o segmentalizacji. Taka sytuacja nie mogłaby się zda-
rzyć w przypadku osób traktujących własne ideały serio.
Gdyby chodziło o prawdziwe ideały, jednostka nie wy-
rzekałaby się ich tak łatwo, jak na przykład ktoś, kto —
niewątpliwie w dobrej wierze — deklaruje się jako
gorący zwolennik jakiejś sprawy, ale wystawiony na
próbę, okazuje się zdrajcą.
Ogólnie rzecz ujmując, cechy charakterystyczne nad-
wątlenia jedności moralnej jednostki to zanik szczerości
i wzrost egocentryzmu. Warto zauważyć, że w pismach
nauczycieli buddyzmu zen szczerość jest utożsamiana
z prostolinijnością, co potwierdza wnioski z naszych
obserwacji klinicznych, że nikt, kto jest wewnętrznie
podzielony, nie może być do końca szczery.
Uczeń: Wiem, że kiedy lew dopada swą zdobycz, nie-
ważne, czy to słoń czy zając, czyni całkowity użytek ze
swojej siły. Powiedz mi, proszę, co to za siła?
Mistrz: Duch szczerości (dosłownie: siła nieoszuki-
wania).
Szczerość, czyli nieoszukiwanie oznacza „wytężyć całą
swą istotę", co się nazywa „istotą w działaniu". Wtedy
nic nie pozostaje w rezerwie, nic nie jest wyrażane za
pomocą maski, nic nie idzie na marne. Gdy ktoś żyje
w ten sposób, mówi się o nim, że jest złotogrzywym
lwem. Jest symbolem męstwa, szczerości, prostolinij-
ności; przepełnia go boskość*.
Egocentryzm to problem moralny w takim stopniu,
w jakim dotyczy prób podporządkowania sobie otocze-
nia. Zamiast traktować ludzi żyjących obok jako pod-
* D. T. Suzuki, Zen Buddhism and Iłs Influence on Japanese Culture,
The Eastern Buddhist Society, Kyoto 1938.
171

mioty o niezbywalnych prawach, jednostka uważa ich
jedynie za środki na drodze do realizacji swoich celów.
Należy ich ugłaskać lub polubić, a wszystko po to, by
uciszyć własny niepokój; trzeba im zaimponować, by
wzmocnić własne mniemanie o sobie; trzeba na nich
złożyć winę, gdyż nie jest się w stanie wziąć odpowie-
dzialności na siebie; trzeba ich upokorzyć, by zaspokoić
własne pragnienie triumfu i tak dalej.
To nadwątlenie moralnej jedności manifestuje się
u poszczególnych osób w różny sposób. O niektórych
już wspominaliśmy przy omawianiu innych zagadnień
i trzeba je tylko przypomnieć w bardziej uporządkowa-
nej formie. Nie będę nawet usiłowała omówić wszy-
stkich, gdyż byłoby to bardzo trudne, chociażby z tego
powodu, że nie poruszyliśmy jeszcze problemu dążeń

background image

sadystycznych. Będzie o nich mowa w ostatnim roz-
dziale, gdyż trzeba je traktować jako końcowe stadium
nerwicy. Niezależnie od kierunku, w jakim rozwinie
się choroba, zawsze można stwierdzić, że neurotyk przy-
biera nieświadomie pewne pozy i przypisuje sobie przy-
mioty, których nie posiada. Oto najbardziej widoczne
z nich:
Udawana miłość. Gama uczuć i dążeń, które
neurotyk odczuwa jako „miłość" lub opatruje tym poję-
ciem, jest zdumiewająca. Może ono obejmować pasożyt-
nicze oczekiwania ze strony neurotyka — zbyt słabego
lub jałowego wewnętrznie, by żyć własnym życiem —
wobec innych ludzi. W formie bardziej agresywnej ozna-
cza pragnienie posłużenia się partnerem, wykorzysta-
nie go, by dzięki temu osiągnąć sukces lub zdobyć pre-
stiż i władzę. Mianem miłości neurotyk może opatrzyć
także potrzebę pokonania drugiego człowieka i zatri-
umfowania nad nim lub też takiego z nim złączenia,
by „wyssać" zeń wszystko, nierzadko w sadystyczny spo-
sób. Miłość może oznaczać pragnienie bycia podziwianym
oraz chęć umocnienia przez to wyidealizowanego obra-
172

zu siebie. Już chociażby dlatego, że we współczesnej
cywilizacji miłość jest bardzo rzadko prawdziwym uczu-
ciem, także relacje neurotyka z otoczeniem obfitują
w zdrady i przypadki wykorzystywania partnera, tak
że mamy wrażenie, iż miłość zostaje zastąpiona niena-
wiścią, pogardą czy obojętnością. Ale niełatwo się jej
pozbyć. W końcu wszystkie uczucia i dążenia będące
źródłem pseudomiłości wydostają się na powierzchnię.
Nie trzeba dodawać, że taka udawana miłość bardzo
często pojawia się w relacji dziecko-rodzic, między przy-
jaciółmi i w związku seksualnym.
Udawana dobroć, bezinteresowność, zrozumie-
nie, współczucie i podobne cechy, bywają podobne do
udawanej miłości. Charakteryzują osobę typu uległego
i wzmacniają zarówno wyidealizowany obraz danej oso-
by, jak i pragnienie wymazania ze świadomości wszy-
stkich skłonności do agresji.
Udawana wiedzai zainteresowanie jakimś ob-
szarem ludzkiej egzystencji to cecha najbardziej wido-
czna u osób, które wyzbyły się własnych emocji i są
przekonane, że droga do życia doskonałego wiedzie przez
intelekt. Osoby takie muszą udawać, że wiedzą wszy-
stko i że interesują się wszystkim. Cecha ta jednak
przejawia się w sposób bardziej zdradliwy u tych, któ-
rzy pozornie oddani jakiemuś powołaniu, wykorzystują
je jako odskocznię do sukcesu, władzy czy bogactwa.
Udawana uczciwości prawość to cechy, które
najczęściej możemy dostrzec u osób należących do typu
agresywnego, zwłaszcza z wyraźnymi dążeniami sady-

background image

stycznymi. Osoby takie często zauważają, co kryje się
za udawaną miłością i dobrocią innych ludzi, a ponie-
waż sami nie należą do grona hipokrytów głoszących
peany o wielkoduszności, patriotyzmie i pobożności, drze-
mie w nich przekonanie, iż są wyjątkowo prawi w swym
postępowaniu. W rzeczywistości są także hipokrytami,
ale innego rodzaju. Brak uprzedzeń może być u nich
173

1

ślepym i opartym na czystej negacji buntem przeciwko
jakimkolwiek tradycyjnym wartościom. Ich umiejętność
powiedzenia „nie" powszechnej hipokryzji może być nie
przejawem wewnętrznej siły, lecz chęcią przeszkodze-
nia innym w realizacji ich zamierzeń, a ich szczerość
może rodzić się z pragnienia wyszydzenia i upokorze-
nia innych, natomiast za deklarowanym dbaniem o włas-
ny interes kryć się może chęć wykorzystania otoczenia.
Bardziej szczegółowego omówienia wymaga uda-
wane cierpienie, a to z powodu sprzecznych in-
terpretacji, jakie się pojawiły. Analitycy trzymający się
sztywno teorii Freuda, podobnie jak osoby nie związane
profesjonalnie z psychoanalizą, utrzymują, że neuro-
tyk chce być wykorzystywany, pragnie się zamartwiać
i chce, by go karano. Dane na potwierdzenie tej tezy
są powszechnie znane. Rzecz w tym, że termin „pra-
gnąć" odnosi się do całej gamy oczekiwań. Zwolennicy
tego poglądu nie dostrzegają, że neurotyk cierpi zna-
cznie bardziej, niż mu się wydaje, i że zdaje sobie z tego
sprawę dopiero wówczas, gdy zaczyna pokonywać cho-
robę. Co istotniejsze, nie zdają sobie oni sprawy z tego,
że cierpienia będące skutkiem nie rozwiązanych kon-
fliktów są nieuniknione i całkowicie niezależne od jed-
nostki. Jeśli neurotyk pozwoli swojej osobowości roz-
paść się, to nie dlatego, że tego chce, ale dlatego, że
został do tego przymuszony przez miotające nim siły.
Jeśli wyrzeka się siebie, a otrzymawszy cios nadsta-
wia drugi policzek, zawsze — przynajmniej nieświa-
domie — nienawidzi swego postępowania i pogardza
sobą za to, co robi. Z drugiej jednak strony, własna
agresywność przepełnia go takim lękiem, że popada
w drugą skrajność i pozwala, by ludzie pomiatali nim.
Inną charakterystyczną cechą neurotyka, na której
opiera się hipoteza o jego skłonności do cierpiętnictwa,
jest dramatyzowanie wszelkich wydarzeń, które zacho-
dzą w jego życiu. To prawda, że człowiek może odczu-
174

I

wać cierpienie i obnosić się z nim, powodowany nie-

background image

widocznymi dla innych motywami. Cierpienie może być
przez niego nieświadomie używane jako narzędzie do
wykorzystania otoczenia. Może być wyrazem wypartej
mściwości i jako takie stać się środkiem wymierzania
kary. Jeśli jednak spojrzymy na to z perpektywy neu-
rotyka, zauważymy, że są to dla niego jedyne możliwe
sposoby osiągnięcia pewnych konkretnych celów. Pra-
wdą jest również, że neurotyk często doszukuje się
źródeł swojego cierpienia tam, gdzie ich nie ma, spra-
wiając tym samym wrażenie, że jego cierpienie sprawia
mu przyjemność bez żadnego szczególnego powodu. Dla-
tego bywa niepocieszony, a swój szczególny stan przy-
pisuje swojej „winie", podczas gdy naprawdę cierpi dla-
tego, że nie jest taki jak jego wyidealizowany wizeru-
nek siebie. Może odczuwać stratę, kiedy zostanie
oddzielony od ukochanej osoby, i przypisywać swój
smutek głębokiej miłości, podczas gdy w istocie targają
nim drzemiące w nim siły i nie jest w stanie znieść
życia w pojedynkę. Istnieje wreszcie możliwość, że błęd-
nie interpretuje własne uczucia i jest przekonany, że
cierpi, podczas gdy w istocie kipi w nim gniew. Kobieta
może na przykład mieć wrażenie, że cierpi dlatego, że
jej ukochany nie napisał do niej w odpowiednim czasie,
chociaż w rzeczywistości jest poirytowana tym, że spra-
wy nie układają się tak, jak to sobie zaplanowała, albo
też dlatego, że czuje się upokorzona, bo milczenie męż-
czyzny to dla niej oznaka braku zainteresowania z jego
strony. W podobnych wypadkach jednostka woli doszu-
kiwać się cierpienia tam, gdzie mamy do czynienia
z gniewem i neurotycznymi popędami, i akcentuje je,
gdyż jest ono przykrywką dla jej obłudy. Jednak w żad-
nym z powyższych przypadków nie można twierdzić,
że neurotyk chce cierpieć. Na zewnątrz manifestuje się
nieświadome udawanie cierpienia.

175

Kolejnym czynnikiem osłabiającym jedność moralną
jednostki jest nieświadoma arogancja. Mam tu
na myśli przypisywanie sobie tych przymiotów, których
się nie posiada lub posiada sieje w mniejszym stopniu,
aniżeli sądzi o tym dana jednostka, oraz nieświadome
roszczenie sobie na tej podstawie prawa do tego, by
stawiać wymagania i traktować wyniośle innych. Aro-
gancja neurotyka jest nieświadoma w tym sensie, że
nie zdaje on sobie sprawy z fałszywego charakteru włas-
nych roszczeń. Rozróżnienie, jakie należy w tym miej-
scu uczynić, nie dotyczy arogancji świadomej i nieświa-
domej, lecz takiej, która jest widoczna, i takiej, która
skrywa się za ugrzecznieniem i sztuczną uniżonością.
Różnica dotyczy raczej stopnia dostępnej jednostce agre-
sji, aniżeli obecnej w niej arogancji. W pierwszym przy-

background image

padku ktoś taki będzie otwarcie domagał się specjal-
nych przywilejów; w drugim poczuje się urażony, jeśli
przywileje takie nie zostaną mu okazane od razu i auto-
matycznie. W obu przypadkach brakuje jednak tego,
co można nazwać realistyczną pokorą, czyli uznania —
nie tylko w słowach, ale i w sferze emocjonalnej —
ograniczeń natury ludzkiej w ogólności, a zwłaszcza
własnych ułomności. Z mojego doświadczenia wynika,
że żaden pacjent nie chce myśleć ani nawet słyszeć, iż
odnosi się to także do niego. Jest to szczególnie wido-
czne u pacjentów z ukrytą arogancją. Wolą raczej nie
oszczędzić i zbesztać siebie za własne niedopatrzenie,
aniżeli przyznać za świętym Pawłem, że „po części tylko
[...] poznajemy"*. Wolą winić siebie za lekkomyślność
czy lenistwo, aniżeli stwierdzić, że nikt nie może przez
cały czas pracować intensywnie. Najpewniejszym wska-
źnikiem istnienia ukrytej arogancji jest wyraźna sprze-
czność między potępianiem siebie ze skłonnością do uni-
żania się a wewnętrzną irytacją, będącą skutkiem ja-
: Pierwszy List do Koryntian 13, 9 (przyp. tłum.).
176

kiejkolwiek krytyki czy braku należytego zaintereso-
wania z zewnątrz. Często odkrycie tych zranionych ob-
szarów osobowości wymaga bacznej obserwacji ze strony
analityka, gdyż osoba o skłonnościach do nadmiernego
ugrzecznienia nierzadko wypiera własną irytację.
W istocie rzeczy, osoba taka w swoich żądaniach do-
równuje człowiekowi, który obnosi się ze swoją arogan-
cją. Także jej krytycyzm jest równie zajadły, chociaż
na zewnątrz możemy obserwować pełen samouniżenia
podziw. Osoba taka jednak w sposób ukryty domaga
się od innych tej samej doskonałości, jaką rzekomo sa-
ma reprezentuje, i tym samym widać, że nie okazuje
prawdziwego szacunku dla odrębności innych.
Kolejny problem to niemożność zajęcia zde-
cydowanego stanowiska w jakiejś kwestii,
sprawiająca, że na osobie takiej nie można polegać.
Neurotyk rzadko zajmuje stanowisko, opierając się na
rzeczywistych wadach i zaletach danej osoby, sprawy
czy pomysłu, i podejmuje decyzję zgodnie z własnymi
potrzebami emocjonalnymi. Jako że potrzeby te są sprze-
czne, także opinie neurotyka mogą często się zmieniać.
Dlatego tak wielu neurotyków jest ciągle niezdecydo-
wanych i poddaje się pokusom większej miłości, wię-
kszego prestiżu, uznania, władzy czy „wolności". Dotyczy
lo wszystkich relacji neurotyka z otoczeniem, zarówno
jako jednostki, jak i części grupy. Często neurotycy nie
są w stanie określić wyraźnie i w sposób zobowiązujący,
jakie są ich uczucia czy opinia o drugiej osobie. Nawet
bezpodstawne plotki mogą zmienić ich sąd o innych.
Zawód z ich strony, lekceważenie lub inne odczucie,

background image

które zostaje w ten sposób zinterpretowane, wszystko
l.d może być wystarczającym powodem do porzucenia
„dawnego, bardzo dobrego przyjaciela". Napotykane
trudności mogą przemienić ich entuzjazm w apatię. Mo-
KH zmienić swoje poglądy religijne, polityczne bądź na-
177

ukowe na skutek przywiązania bądź niechęci do kon-
kretnej osoby. Mogą zająć jakieś stanowisko, a następ-
nie wycofają się z niego pod byle presją ze strony jakiejś
osoby bądź grupy osób, często nie wiedząc, dlaczego to
robią, a nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że w ogó-
le zmienili zdanie.
Neurotyk może się starać unikać demonstrowania
wahania, przez powstrzymywanie się od decyzji lub przez
brak wyraźnego zadeklarowania się po jednej bądź dru-
giej stronie i pozostawienie obu możliwości otwartych.
Może racjonalizować swoją postawę, wskazując na rze-
czywistą złożoność danej sytuacji, lub też może rządzić
nim kompulsywna potrzeba „sprawiedliwości". Nikt nie
wątpi, że szczere pragnienie zachowania bezstronności
w decyzji jest cenne. Prawdą jest też, że świadome pra-
gnienie pozostania bezstronnym czyni w wielu przy-
padkach zajęcie stanowiska znacznie trudniejszym. Jed-
nak z drugiej strony trzeba pamiętać, że dążenie do
bezstronności może być działającą na zasadzie przy-
musu częścią wyidealizowanego obrazu danej osoby,
a wtedy jego zadaniem jest sprawić, by zajmowanie kon-
kretnego stanowiska stało się niepotrzebne, pozwalając
równocześnie jednostce czuć się „ponad" tym wszystkim.
W takim wypadku powstaje u neurotyka skłonność do
ciągłego powtarzania, że jakieś dwa punkty widzenia
nie są w rzeczywistości sprzeczne z sobą lub że w ja-
kimś sporze rację mają obie strony. Jest to pseudoobie-
ktywność uniemożliwiająca danej osobie uświadomienie
sobie tego, co najistotniejsze w danej sprawie.
Między poszczególnymi typami nerwicy istnieją
ogromne różnice dotyczące zdolności podejmowania de-
cyzji. Największą spójność i jedność wewnętrzną spotkać
można u jednostek głęboko wyizolowanych, trzymają-
cych się z dala od zasadzek współzawodnictwa i przy-
wiązania do konkretnych osób, jednostek, których nie
da się łatwo zwieść „miłością" czy podsycaniem ich am-
178

bicji. Przyjmowana często przez te osoby postawa widza,
pozwala na obiektywność sądów. Jednak nie każdy wy-
izolowany człowiek potrafi zająć wyraźne stanowisko
w danej sprawie. Spotyka się osoby tak nieskore do roz-
trząsania jakichkolwiek kwestii i opowiadania się po tej
czy tamtej stronie, że nawet w swoim umyśle nie zajmują
jasnego stanowiska odnośnie do czegokolwiek, lecz gma-

background image

twają jedynie jeszcze bardziej całe zagadnienie lub w naj-
lepszym wypadku odnotowują jego plusy i minusy, fakty
ważne i nieistotne, nie podejmując przy tym żadnej włas-
nej decyzji.
Jeżeli chodzi o typ agresywny, to przeczy on mojemu
twierdzeniu, że neurotycy mają z reguły trudności z za-
jęciem określonego stanowiska w danej sprawie. Osoba
sztywno pojmująca sprawiedliwość zdaje się posiadać
niezwykłą zdolność do zdecydowanego opowiadania się
po konkretnej stronie i trwania przy własnym wybo-
rze. Jest to jednak często wrażenie złudne. Zdecydo-
wanie osób tego typu wynika najczęściej nie z ich włas-
nych przekonań, lecz ze ślepego uporu. Ponieważ ich
opinie służą także zdławieniu własnych wątpliwości,
często mają one charakter dogmatyczny, a nawet fa-
natyczny. Często osoby te mogą ulec pokusie władzy
czy sukcesu. To, czy można na nich polegać, zależy od
tego, w jakim stopniu dążą do prestiżu i dominacji nad
otoczeniem.
Stosunek neurotyka do odpowiedzialności
może być mylący, często dlatego, że samo pojęcie odpo-
wiedzialności może być różnorako interpretowane. Mo-
że; ono oznaczać sumienność w wypełnianiu własnych
powinności i obowiązków. To, czy neurotyk jest odpo-
wiedzialny w tym sensie tego słowa, zależy od stru-
ktury jego charakteru. Nie wszyscy neurotycy mogą
M; szczycić taką odpowiedzialnością. Odpowiedzialność
i innych może oznaczać, że ktoś czuje się odpowie-
179

dzialny za własne działanie na tyle, na ile wpływa ono
na innych ludzi z jego otoczenia, ale może być to tylko
słowny wybieg skrywający dominację nad innymi.
Przyjmowanie odpowiedzialności za coś i samoobwinia-
nie jest często jedynie wyrazem złości na siebie w sytu-
acji braku poczucia tożsamości z wyidealizowanym ob-
razem własnego ,ja" i jako takie nie ma nic wspólnego
z prawdziwą odpowiedzialnością.
Jeśli zdajemy sobie wyraźnie sprawę z tego, co zna-
czy być odpowiedzialnym za siebie, to zrozumiemy, że
dla neurotyka przyjęcie takiej odpowiedzialności jest
trudne, a czasem wręcz niemożliwe. Oznacza bowiem
przede wszystkim przyznanie się przed sobą i przed
innymi, że miało się takie, a nie inne intencje, że powie-
działo się takie właśnie słowa i zrobiło to, a nie co in-
nego, z pełną gotowością przyjęcia konsekwencji włas-
nego postępowania. Jest to przeciwieństwo krętactwa
i zrzucania winy na innych. Przyjęcie odpowiedzialno-
ści za siebie w tym sensie jest bardzo trudne dla neu-
rotyka, który z reguły nie wie, co robi, ani dlaczego
coś robi, a poza tym ma wyraźny interes w tym, by
tego nie wiedzieć. Dlatego właśnie tak często próbuje

background image

uciec przed odpowiedzialnością, zaprzeczając, zapomi-
nając o czymś bezustannie, pomniejszając wagę danego
problemu, prezentując nieodmiennie inne motywy włas-
nego postępowania, udając, że nikt go nie rozumie lub
że sam zagubił się w tym wszystkim. Ponieważ tak
łatwo rozgrzesza siebie, bez trudu przychodzi mu są-
dzić, że to jego żona, partner w interesach czy analityk
są odpowiedzialni za rodzące się trudności. Kolejny czyn-
nik mogący być przyczyną niemożności przyjęcia przez
neurotyka konsekwencji własnych działań, a nawet uświa-
domienia ich sobie, to ukryte przekonanie o własnej
wszechmocy, na podstawie którego wydaje mu się, żo
może robić, co mu się żywnie podoba, i zawsze mu to
ujdzie na sucho. Uświadomienie sobie nieuniknionych
180

konsekwencji własnego postępowania zburzyłoby jego
przekonanie o własnej wszechmocy. Ostateczny czynnik
odgrywający istotną rolę w tym procesie przypomina
intelektualną niemożność rozumowania w kategoriach
skutku i przyczyny. Neurotyk sprawia wrażenie osoby
będącej w stanie postrzegać wszystko wyłącznie w ka-
tegoriach winy i kary. Prawie każdy pacjent ma prze-
świadczenie, że analityk za coś go wini, podczas gdy
w istocie analityk jedynie pokazuje pacjentowi jego trud-
ności i ich konsekwencje. Poza gabinetem analityka
neurotyk czuje się jak winowajca, zawsze o coś podej-
rzany i oskarżany, i dlatego cały czas przyjmuje po-
stawę obronną. W rzeczywistości jego ocena sytuacji,
w jakiej się znajduje, jest eksternalizacją procesów psy-
chicznych. Jak widzieliśmy, źródłem podejrzliwości i rze-
komych ataków na jego osobę jest wyidealizowany obraz
.siebie. To właśnie owo wewnętrzne doszukiwanie się
winy i obrona przed oskarżeniem wraz z eksternaliza-
cją powodują, że prawie niemożliwe jest dlań wyobrazić
Hobie sytuację, w której jego konkretne działania pro-
wadzą do konkretnych skutków. Kiedy w grę nie wcho-
dzą jego własne trudności, może być w ocenie faktów
rzeczowy jak każdy inny człowiek. Jeśli ulice są mokre,
bo pada, nie pyta, czyja to wina — przyczyna jest dla
niego oczywista.
Mówiąc o odpowiedzialności za własne postępowa-
niu, mamy też na myśli zdolność do zdecydowanego trwa-
nia przy tym, co wydaje się nam słuszne, oraz goto-
wość do poniesienia konsekwencji, jeżeli okaże się, że
nic myliliśmy. Kiedy jakąś osobę rozdzierają wewnę-
trzne konflikty, także to jest niełatwym zadaniem. Za
którym ze swoich sprzecznych dążeń powinien się opo-
wiedzieć? Żadne z nich nie przedstawia sobą tego, czego
pragnie lub w co wierzy. Tak naprawdę byłby w stanie
opowiedzieć się jedynie za swym wyidealizowanym ob-
rnzem siebie. Obraz ten jednak nie dopuszcza możliwo-

background image

181

ści pomyłki. A zatem jeśli jego decyzje lub działania
wpędzą go w kłopoty, musi zafałszować całą sprawę
i przypisać nie będące po jego myśli konsekwencje
działaniu kogoś innego.
Zjawisko to zilustrować można prostym przykładem.
Przypuśćmy, że człowiek stojący na czele jakiegoś ze-
społu ludzi domaga się dla siebie nieograniczonej wła-
dzy. Żadna decyzja nie może zostać podjęta bez jego
wiedzy. Nie jest w stanie zmusić się, by przekazać in-
nym zadania, do których być może są lepiej przygoto-
wani przez swe wykształcenie. Jest przekonany, że na
wszystkim zna się najlepiej. Oprócz tego nie życzy so-
bie, by komukolwiek innemu wydawało się, że jest waż-
ny i że jego opinia ma znaczenie. Jego możliwości ogra-
niczają wyłącznie czas i siły życiowe. Ale nasz bohater
chce nie tylko grać rolę dominującą; istnieją w nim
także skłonności do uległości i potrzeba, by być dobrym
jak anioł. Na skutek tych nie rozwiązanych konfliktów
w nim samym występują wszystkie symptomy, o któ-
rych już tutaj była mowa — inercja i potrzeba snu,
niezdecydowanie i odwlekanie w nieskończoność podjęcia
decyzji, dezorganizacja. Ponieważ umówione spotkania
są przez niego odbierane jako nieznośny przymus, każe
na siebie czekać. Oprócz tego robi mnóstwo innych rzeczy
wyłącznie dlatego, że schlebiają one jego próżności. Na-
leży także wspomnieć o jego pragnieniu, by być oddanym
ojcem rodziny. Pragnienie to pochłania mu mnóstwo cza-
su i nieustannie zaprząta myśli. Rzecz jasna, w zespole
ludzi, którym kieruje, nic nie może funkcjonować dobrze.
Jednak nasz bohater, nie widząc w sobie żadnej ułomno-
ści, wini za to innych lub niesprzyjające okoliczności.
Zapytajmy po raz wtóry: Za którą część własnej oso-
bowości osoba taka byłaby w stanie wziąć odpowiedzial-
ność? Za swoje skłonności do dominacji czy do uległości
i pochlebstwa? Przede wszystkim podkreślić trzeba, że
nie jest świadoma żadnej z nich. A nawet gdyby była
182

świadoma, nie umiałaby opowiedzieć się za jedną,
a zrezygnować z pozostałych, gdyż wszystkie mają dla
niej charakter przymusowy. Poza tym jej wyidealizowa-
ny obraz siebie sprawia, że dostrzega w sobie wyłącznie
zalety i nieograniczone możliwości. Dlatego nie potrafi
przyjąć odpowiedzialności za nieuchronne skutki wy-
nikłe z istnienia wewnętrznego konfliktu. Gdyby to uczy-
niła, wtedy w całej wyrazistości ukazałoby się to wszy-
stko, co chce ukryć nawet przed sobą.
Trzeba dodać, że neurotyk, nie zdając sobie z tego
sprawy, jest niechętny do brania odpowiedzialności za
skutki własnych czynów. Zamyka oczy nawet na skutki

background image

niemal oczywiste. Nie będąc w stanie rozwiązać włas-
nych konfliktów, trwa równocześnie nieświadomie
w przekonaniu, że dzięki swej doskonałości powinien
sobie z nimi poradzić. Jest pewien, że negatywne kon-
sekwencje jego działań to zmartwienie innych; jego to
nie dotyczy. Musi zatem bezustannie uchylać się przed
uznaniem w swoim życiu działania prawa przyczyny
i skutku. Gdyby chociaż raz przyjął to do wiadomości,
wiele by się nauczył. Prawo to bowiem w najprostszy
sposób udowadnia mu, że jego styl życia jest wewnę-
trznie sprzeczny, że mimo wszystkich zręcznych nieświa-
domych wybiegów i sztuczek nie jest w stanie zmienić
praw, które w sferze psychiki działają z równą bez-
względnością jak w świecie fizycznym*.
W istocie rzeczy cały problem odpowiedzialności
w ogóle do niego nie trafia. Postrzega on — a przy-
najmniej niewyraźnie wyczuwa — tylko jego negatyw-
ne skutki. To, czego nie dostrzega i czego się stopniowo
uczy, to fakt, że ignorując problem odpowiedzialności,
* Por. Lin Yutang, Between Tears and Laughter, op. cit. W rozdziale
pońwięconym karmie autor wyraża swoje zdumienie tym, że cywilizacja
liłchodnia nie rozumie wcale owych praw odnoszących się do psychiki
1'Btowieka.
183

niweczy swoje uporczywe próby zdobycia niezależności.
Ma nadzieję, że uzyska niezależność, odcinając się na
przekór wszystkim od każdego zobowiązania, podczas
gdy w rzeczywistości nieodzownym warunkiem auten-
tycznej wolności wewnętrznej jest przyjęcie odpowie-
dzialności za siebie i wobec siebie.
By nie przyznać się przed sobą, że jego problemy
i cierpienia wyrastają z wewnętrznych trudności, neu-
rotyk używa — często równocześnie — trzech wybie-
gów. Może aż do przesady stosować eksternalizację
i składać winę za swe niepowodzenia na wszystko, po-
cząwszy od pożywienia, klimatu, na rodzicach, żonie
i złośliwościach losu kończąc. Może wychodzić z zało-
żenia, że skoro za nic nie ponosi winy, niesprawiedliwe
jest, by przytrafiały mu się nieszczęścia. Byłoby zatem
niesprawiedliwe, gdyby zachorował, zestarzał się, zmarł,
gdyby nieszczęśliwie się ożenił, miał dziecko stwarza-
jące problemy wychowawcze czy gdyby jego praca nie
została należycie doceniona. Ten sposób myślenia, któ-
ry może być nieświadomy lub świadomy, jest podwójnie
fałszywy, gdyż nie tylko uniemożliwia zrozumienie, do
jakiego stopnia neurotyk jest sam odpowiedzialny za
własne trudności, ale także usuwa z pola widzenia
wszystkie niezależne od niego czynniki, które mają
wpływ na jego życie. Niemniej jednak rozumowanie to
nie jest pozbawione swoistej logiki. Jest to myślenie
typowe dla jednostki wyizolowanej, skoncentrowanej

background image

wyłącznie na sobie, której egocentryzm sprawia, że nie
dostrzega, iż jest jedynie cząstką większej całości. Dla
neurotyka jest oczywiste, że należy mu się wszystko,
co najlepsze w życiu w danym okresie historii i w da-
nym systemie społecznym, ale nie chce się połączyć
z innymi na dobre i na złe. Nie rozumie zatem, dla-
czego miałby cierpieć z powodów, które go osobiście nie
dotyczą.
184

Trzeci wybieg dotyczy sprzeciwu wobec uznania
związku przyczynowo-skutkowego w swoim działaniu.
Konsekwencje tego działania to dla neurotyka wyda-
rzenia odizolowane, nie mające nic wspólnego z nim
ani z jego trudnościami. Depresja lub fobia przytrafiają
mu się, jego zdaniem, bez żadnego konkretnego powo-
du. Może to, rzecz jasna, świadczyć o psychologicznej
ignorancji lub o braku dystansu do własnego zachowa-
nia. W czasie analizy odkrywamy jednak, że pacjent
uparcie nie chce uznać istnienia żadnego z nie wyczu-
wanych przezeń powiązań. Albo będzie traktował je
z niedowierzaniem, albo o nich zapomni. Może też być
przekonany, że terapeuta, zamiast usunąć szybko
i sprawnie kłopotliwe dlań zaburzenia (wszak po to tu
przyszedł), jemu przypisuje całą „winę". W ten sposób
neurotykowi udaje się zachować twarz — może nawet
dobrze poznać czynniki odpowiedzialne za własną iner-
cję, nie dostrzegając wszakże faktu, że inercja ta nie
tylko hamuje proces analizy, ale także każde jego dzia-
łanie. Inny pacjent może sobie uświadomić swoje agre-
sywne i wyrażające brak szacunku dla innych zacho-
wanie, ale nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego tak
często się kłóci i dlaczego nie jest lubiany przez oto-
czenie. Istnienie tych trudności w nim samym traktuje
jako jedno, a codzienne problemy jako coś zupełnie in-
nego. Oddzielenie problemów wewnętrznych od skut-
ków, jakie wywołują one w życiu neurotyka, to główny
powód jego segmentalizacji.
Opór wobec uznania konsekwencji własnych neuro-
tycznych postaw i popędów jest głęboko ukryty i łatwo
go przeoczyć. Na tym właśnie polega problem, gdyż
dopóki analityk nie przekona pacjenta, że ten nie do-
strzega konsekwencji własnego postępowania, i nie
uświadomi mu powodów, dla których to robi, dopóty
pacjent nie może zrozumieć, jak dalece on sam wpływa
na swoje życie. Świadomość tych konsekwencji to naj-
185

bardziej ożywczy czynnik w czasie analizy, gdyż utrwa-
la w umyśle pacjenta prawdę, że tylko przez zmianę
swojego wnętrza może on osiągnąć wewnętrzną wol-
ność.

background image

Jeśli zatem nie można przypisać neurotykowi winy
za jego udawanie, arogancję, egocentryzm i uchylanie
się od odpowiedzialności, czy w ogóle możemy mówić
o moralności? Czy jako terapeutów nie powinna nas
interesować tylko nerwica i jej wyleczenie, a zagadnie-
nia moralne powinny raczej pozostawać poza zakresem
naszych kompetencji? Ktoś może też wyrazić zdziwie-
nie, że mimo iż za jedną z głównych zasług Freuda
uważa się jego brak zainteresowania moralnością
w odniesieniu do pacjenta, ja wydaję się jej orędownikiem!
Powyższe argumenty uważane są za argumenty na-
ukowe. Czy jednak argumenty te są logiczne i rozsądne?
Czy oceniając zachowania ludzkie, możemy nie dzielić
ich na dobre i złe? Czyż analityk, decydując, co powinno
podlegać analizie, a co nie, nie działa w istocie według
podziału, który świadomie odrzucił? W sądach formu-
łowanych implicite kryje się zawsze niebezpieczeństwo,
gdyż mogą one być subiektywne lub wynikać ze zbyt-
niego tradycjonalizmu. Może się zatem zdarzyć, że ana-
lityk nie będzie uważał romansów mężczyzny za nic
zdrożnego, podczas gdy zajmie się szczegółowo roman-
sami kobiety. Lub też, jeśli wierzy w wolną miłość,
może dojść do wniosku, że wierność, czy to mężczyzn
czy kobiet korzystających z jego porad, wymaga analizy.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że sądy moralne powinny
być formułowane na podstawie każdego konkretnego
przypadku nerwicy, z jaką analityk ma do czynienia.
Musi on sobie odpowiedzieć na pytanie, czy postawa
pacjenta wpływa negatywnie na jego rozwój i na jego
stosunki z otoczeniem. Jeśli tak, to jest zła i należy ją
skorygować. Powody, dla których terapeuta podjął ta-
186

ką, a nie inną decyzję, powinny zostać wyraźnie przed-
stawione pacjentowi po to, by mógł sam zająć stano-
wisko w swojej sprawie. Możemy wreszcie zapytać, czy
argumenty powyższe nie są skażone tym samym błę-
dem, który zaobserwowaliśmy w rozumowaniu pacjen-
ta, a mianowicie, że zasady moralne to jedynie sprawa
indywidualnego osądu, nie związana zasadniczo z żad-
nymi konsekwencjami? Weźmy na przykład neuroty-
czną arogancję. Istnieje w zachowaniu pacjenta nieza-
leżnie od tego, czy ten jest za nią odpowiedzialny czy
nie. Analityk jest przekonany, że pacjent przede wszyst-
kim musi ją sobie uświadomić, a następnie pokonać.
Czy ta krytyczna postawa wobec arogancji pacjenta wy-
nika z faktu, że analityk jeszcze w szkółce niedzielnej
nauczył się, że pycha jest grzechem, a pokora cnotą?
A może jego osąd wynika z przekonania, że arogancja
taka jest po prostu postawą nierealistyczną i ma ne-
gatywne konsekwencje, które nieubłaganie skupią się
na pacjencie — niezależnie od tego, czy weźmie za nie

background image

odpowiedzialność czy nie? Rzecz w tym, że konsekwen-
cje te, w przypadku arogancji, uniemożliwiają pacjen-
towi poznanie siebie i przez to hamują jego rozwój.
Poza tym pacjent, u którego manifestuje się neuroty-
czna arogancja, często niesprawiedliwie ocenia innych
ludzi, a to także ma swoje reperkusje, gdyż nie tylko
rodzi okazjonalne utarczki, ale również prowadzi do
wyobcowania, które z kolei wpycha go jeszcze głębiej
w nerwicę. Ponieważ przekonania moralne pacjenta wy-
nikają po części z jego nerwicy i w pewnym stopniu
przyczyniają się do jej utrzymania, analityk musi siłą
rzeczy być nimi zainteresowany.

Rozdział 11
NEUROTYCZNE POCZUCIE
BEZNADZIEI
Zdarza się, że mimo konfliktów wewnętrznych neu-
rotyk jest zadowolony z życia i cieszy się tym, do czego
się przystosował. Jego szczęście jest jednak uwarun-
kowane tak wieloma czynnikami, że nie doświadcza go
zbyt często. Nic nie sprawi mu na przykład radości,
jeśli nie będzie rozkoszował się nią sam — lub odwrot-
nie, jeśli nie będzie jej dzielił z kimś innym. Nie będzie
szczęśliwy, nie będąc panem danej sytuacji, albo na
odwrót — nie mając pewności, że jest aprobowany
przez wszystkich. Prawdopodobieństwo wystąpienia
chwil szczęścia zmniejsza się również dlatego, że wa-
runki, o których tu mowa, są często sprzeczne z sobą.
Może być rad, że przewodnictwo w jakiejś sytuacji obej-
muje ktoś inny, a równocześnie może to wywoływać
jego sprzeciw. Żona może się cieszyć z sukcesów męża,
jednocześnie mu ich zazdroszcząc. Radość może jej spra-
wiać organizowanie przyjęć, pod warunkiem że ma wszyst-
ko doskonale przygotowane i zapięte na ostatni guzik,
mimo że słania się na nogach, jeszcze zanim przyjdą
goście. Kiedy neurotyk znajduje wreszcie krótkotrwałe
chwile szczęścia, bardzo łatwo chwile te burzą jego lęki
i podatność na wielorakie urazy psychiczne.
Nieraz zwykłe niefortunne wydarzenia, będące nie-
odłączną częścią życia, w jego umyśle rozrastają się do
188

nieproporcjonalnych rozmiarów. Każde drobne niepo-
wodzenie może go pogrążyć w depresji, gdyż udowadnia
mu ono, w jego mniemaniu, własną bezwartościowość —
nawet jeśli dana sytuacja jest skutkiem czynników, na
które nie ma wpływu. Każda niewinna uwaga kryty-
czna może sprawić, że zacznie się zamartwiać i zasta-
nawiać nad sobą. W rezultacie jest zazwyczaj bardziej
nieszczęśliwy i niezadowolony, aniżeli wskazywałyby
na to zewnętrzne okoliczności.
Sytuacja taka, niekorzystna sama w sobie, staje się

background image

jeszcze bardziej nie do zniesienia także na skutek in-
nego czynnika. Ludzie są w stanie znieść zdumiewająco
wiele cierpień dopóty, dopóki jest w nich nadzieja.
Tymczasem meandry, po których błądzi neurotyk, pro-
wadzą zawsze do braku nadziei, a im większe wewnętrz-
ne pogmatwanie, tym większa rozpacz. Może być ona
głęboko ukryta, zewnętrznie może się wydawać, że czło-
wiek jest zaprzątnięty planowaniem czy wyobrażaniem
sobie warunków, które poprawią jego sytuację. Gdyby
tylko był żonaty, gdyby tylko miał większe mieszkanie,
innego szefa lub inną towarzyszkę życia, gdyby tylko
był odrobinę starszy lub młodszy, trochę wyższy lub
nie tak wysoki — wszystko byłoby w porządku. I cza-
sami rzeczywiście eliminacja niektórych niekorzyst-
nych czynników przynosi pewną poprawę. Jednak naj-
częściej nadzieje takie są wyłącznie eksternalizacją
wewnętrznych trudności i skazane są na niepowodze-
nie. Neurotyk spodziewa się diametralnej poprawy sy-
tuacji po zmianie czynników zewnętrznych, tymczasem
w każdą nową sytuację wnosi siebie wraz z własną ner-
wicą.
Nadzieja związana z czynnikami zewnętrznymi jest
rzecz jasna bardziej charakterystyczna dla ludzi mło-
dych; to jeden z powodów, dla których terapia anali-
tyczna z ludźmi młodymi nie jest taka prosta, jak się
na pozór wydaje. W miarę jak człowiek się starzeje,
189

a jego nadzieje jedna po drugiej rozwiewają się jak dym,
jest bardziej skłonny do tego, by w sobie doszukiwać
się źródła problemu.
Nawet jeśli ogólne poczucie beznadziei pozostaje nie-
świadome, o jego obecności i natężeniu wnioskować moż-
na z wielu różnorakich zjawisk. W życiu pacjenta mogły
być chwile, kiedy jego reakcja na niepowodzenia była
nieproporcjonalna do rangi problemu, zarówno jeżeli
chodzi o czas jej trwania, jak i natężenie. Analityk mo-
że na przykład dowiedzieć się o absolutnej rozpaczy
będącej skutkiem nie odwzajemnionej młodzieńczej mi-
łości, zdrady ze strony przyjaciela, niesprawiedliwego
zwolnienia z pracy czy niepowodzenia na egzaminie.
Naturalnie, będzie się starał dociec przyczyn powodu-
jących taką reakcję. Zazwyczaj okazuje się, że zamiast
jakichś szczególnych powodów, to nieszczęśliwe doświad-
czenie czerpie soki ze znacznie głębszej otchłani roz-
paczy drzemiącej w neurotyku. Podobnie rzecz się ma
z bezustannym zaprzątnięciem śmiercią lub skłonno-
ścią do myśli samobójczych, bez względu na to, czy jest
ku temu jakaś przyczyna. Wszystko to wskazuje na
trwałą beznadzieję, mimo że na zewnątrz osoba taka
może się skrywać za maską optymizmu. Nonszalancja
i niechęć do traktowania poważnie czegokolwiek, czy

background image

to w czasie analizy czy w życiu, podobnie jak szybkie
zniechęcanie się w obliczu trudności, to kolejne wskaź-
niki rozpaczy. Do tej kategorii zjawisk przynależy wszyst-
ko, co Freud określił mianem negatywnej reakcji tera-
peutycznej. Prawda, którą ukazuje analityk, chociaż bo-
lesna, daje jednak pacjentowi szansę wyjścia z nerwicy,
a tymczasem może wywołać u niego lęk i niechęć do
ponownego podjęcia, wespół z terapeutą, trudu wspól-
nej analizy kolejnego problemu. Czasem wydaje się, że
pacjent nie ufa sobie na tyle, by móc pokonać konkret-
ną przeszkodę, lecz w rzeczywistości manifestuje się
w tym jego brak nadziei, by kiedykolwiek był w stanie
190

ją pokonać. W takich warunkach w jego przekonaniu jest
zupełnie logiczne, że skarży się, iż wszystko, o czym
mówi analityk, rani go i wywołuje lęk, i że sprzeciwia
się działaniu terapeuty, gdyż rodzi ono w nim niepokój.
Zbytnie zajmowanie się przewidywaniem przyszłości
także jest oznaką rozpaczy. Chociaż zewnętrznie przy-
pomina zatroskanie o sprawy życia w ogólności, stara-
nia, aby być przygotowanym na to, co los przyniesie,
aby nie popełniać błędów, zauważymy, że zawsze w takich
wypadkach prognoza dotycząca przyszłości jest przepeł-
niona pesymizmem. Neurotycy, podobnie jak Kasandra,
przewidują, że będzie raczej źle niż dobrze. To skupienie
się na ciemnej, a nie jasnej stronie naszej egzystencji
powinno wzbudzić podejrzenia, że daną osobę przepeł-
nia głęboka rozpacz, niezależnie od tego, w jak wyszu-
kany sposób potrafi ją zracjonalizować. Spotykamy wre-
szcie u takich osób stan chronicznej depresji, która może
być tak głęboko ukryta, że nie budzi podejrzeń. Osoby
te mogą dość dobrze funkcjonować w codziennym życiu,
mogą być zadowolone i doświadczać przyjemnych chwil,
ale czasem potrzebują pół dnia, by się na dobre obudzić
każdego ranka i zacząć egzystować na nowo. Życie jest
dla nich nieustanym brzemieniem i to do tego stopnia,
że rzadko zdają sobie z tego sprawę i nie skarżą się.
Ich nastroje są nieustannie minorowe.
Podczas gdy źródła rozpaczy są zawsze nieświado-
me, samo to uczucie może być wyraźnie uświadamiane.
Jednostka może bezustannie doświadczać uczucia po-
tępienia. Może też przybrać wobec życia postawę zre-
zygnowaną, nie spodziewając się odeń niczego dobrego,
w przeświadczeniu, że życie trzeba po prostu znieść.
Postawa ta może się manifestować w formie określo-
nych twierdzeń filozoficznych mówiących, że egzysten-
cja ludzka jest w istocie czymś tragicznym i że jedynie
głupcy zwodzą samych siebie, chcąc zapomnieć o nie-
ubłaganym losie każdego z nas.
191

background image

Już w czasie pierwszej rozmowy z pacjentem można
przekonać się o jego poczuciu beznadziei. Nie będzie
przejawiał żadnej ochoty nawet do najdrobniejszego po-
święcenia, nie będzie chciał zgodzić się na niewielkie
wyrzeczenie ani podjąć najmniejszego ryzyka. Sprawia
wrażenie osoby wygodnickiej i folgującej własnym za-
chciankom. Problem tkwi w tym, że nie widzi on żad-
nego powodu, by zdobyć się na jakiekolwiek poświęce-
nie, skoro nic mu to nie da. Podobną postawę osoba
taka przejawia w życiu. Tkwi w całkowicie dla siebie
niewygodnych sytuacjach, które mogłaby zmienić przy
odrobinie wysiłku i inicjatywy. A jednak beznadzieja
paraliżuje ją do tego stopnia, że nawet umiarkowane
trudności urastają w jej oczach do rozmiarów przeszkód
nie do przebycia.
Czasem wydostaje się na powierzchnię przypad-
kiem. Na uwagę analityka, że pewien problem nie jest
jeszcze rozwiązany i wymaga dalszej pracy, pacjent mo-
że zareagować pytaniem: „Czy nie sądzi pan, że to do
niczego nie doprowadzi?" A kiedy uświadomi sobie
własną rozpacz, zwykle nie potrafi jej wytłumaczyć. Bę-
dzie ją najprawdopodobniej przypisywał różnorakim
czynnikom zewnętrznym, począwszy od swojej pracy czy
małżeństwa, na sytuacji politycznej kończąc. Stan ten
nie zależy od żadnych konkretnych czy przejściowych
okoliczności zewnętrznych. Pacjent jest przepełniony
dogłębną rozpaczą uniemożliwiającą mu czerpanie
przyjemności z życia i doświadczanie szczęścia i wol-
ności. Czuje, że jest odcięty na zawsze od wszystkiego,
co nadałoby sens jego egzystencji.
Najtrafniej zjawisko to wyjaśnił S0ren Kierkegaard.
W Chorobie na śmierć stwierdza, że wszelka rozpacz
jest u swej podstawy rozpaczą z powodu niemożności
pozbycia się siebie*. Filozofowie wszystkich czasów za-
* S. Kierkegaard, op. cit., s. 155.
192

wsze podkreślali zasadnicze znaczenie bycia sobą oraz
wskazywali na rozpacz towarzyszącą świadomości, że nie
możemy być tacy, jacy chcielibyśmy być. Jest to temat
wiodący w literaturze buddyzmu zen. Z autorów współ-
czesnych zacytuję Johna Macmurraya, który stwierdził:
„Jakież inne znaczenie może mieć nasza egzystencja,
aniżeli bycie sobą w sposób pełny i całkowity?"*
Beznadzieja to ostateczny skutek nie rozwiązanych
konfliktów wewnętrznych, którego korzenie tkwią w roz-
paczy z powodu niemożności osiągnięcia wewnętrznej
jedności. Do stanu tego doprowadza piętrzący się mur
neurotycznych trudności jednostki. U jego podstaw leży
świadomość, że jest się uwikłanym w konflikt niczym
zwierzę w sidła, bez żadnej możliwości wydostania się
kiedykolwiek z matni. Mur wieńczą wszystkie podej-

background image

mowane przez jednostkę próby rozwiązania konfliktów,
które nie tylko zawodzą, ale także powodują, że rośnie
jej wyobcowanie wobec siebie. To powtarzające się do-
świadczenie wzmacnia jedynie beznadzieję — przykła-
dem są talenty, które nie prowadzą do żadnych osiąg-
nięć, czy to dlatego, że jednostka bezustannie rozprasza
swoją energię życiową, czy też dlatego, że trudności,
będące nieodłączną częścią każdego procesu twórcze-
go, odstręczają ją od podejmowania dalszych wysiłków.
Może się to także odnosić do miłości, kolejnych mał-
żeństw i przyjaźni, które kończą się jedne po drugich.
Powtarzające się porażki zniechęcają do ponawiania
prób, podobnie jak to się dzieje w przypadku szczurów
w laboratorium, które nauczone, że po skoku do okre-
ślonego otworu otrzymają pożywienie, skaczą tam, cho-
ciaż otwór jest już zamknięty.
Jedno działanie neurotyka jest rzeczywiście skaza-
ne na niepowodzenie i nie rokuje żadnej nadziei, a jest
* J. Macmurray, Reason and Emotion, Appleton-Century, 1938.
193

nim próba dorównania wyidealizowanemu obrazowi sie-
bie. Trudno stwierdzić, czy to najistotniejszy czynnik
odpowiedzialny za stan beznadziei. Nie ma jednak wąt-
pliwości, że w czasie analizy beznadzieja ukazuje się
najpełniej wtedy, gdy pacjent uświadamia sobie, jak da-
leko mu do wyobrażonego ideału. Wówczas czuje roz-
pacz wynikającą nie tyle z racji przekonania, że nie
osiągnie nigdy wyżyn, o których roi, ile z tego powodu,
że uświadomienie sobie tej prawdy rodzi w nim pogardę
do siebie, co szkodliwie wpływa na jego nadzieje po-
wodzenia w czymkolwiek.
I wreszcie, wymieniając czynniki przyczyniające się
do powstawania i utrzymywania się beznadziei, trzeba
wspomnieć o tych wszystkich procesach psychicznych,
które przesuwają „środek ciężkości" jednostki poza nią
samą tak, że przestaje być siłą napędową własnej egzy-
stencji. Skutkiem jest utrata wiary w siebie i we włas-
ny rozwój. W takiej sytuacji człowiek gotów jest się
poddać, a fakt ten, mimo że może przejść nie zauwa-
żony, rodzi konsekwencje na tyle poważne, że można
mówić o śmierci psychicznej. Przytoczmy jeszcze raz
Kierkegaarda: „Pomijając fakt, że człowiek może stać
się [...] zrozpaczonym, może on [...] żyć spokojnie, być
człowiekiem jak każdy inny, zajmować się doczesnymi
sprawami, żenić się, płodzić dzieci, być uczonym i sza-
nowanym — i nawet się nie zauważa, że w głębszym
znaczeniu tego słowa nie ma on osobowości. Na temat
takich rzeczy nie robi się hałasu, gdyż osobowość to
taka rzecz, o którą najmniej chodzi w świecie, i nie-
bezpiecznie jest pokazywać, że się ją posiada. Najwię-
kszym niebezpieczeństwem jest stracić siebie, ale może

background image

to nastąpić niepostrzeżenie. Żadna inna strata nie przy-
chodzi tak niepostrzeżenie; każda inna strata — ręka,
noga, pięć dukatów, żona — to co innego"*.
'? S. Kierkegaard, op. cit., s. 169.
194

Z mojego doświadczenia, jako osoby nadzorującej pra-
cę analityków, wiem, że problem braku nadziei bardzo
często nie jest jasno postrzegany przez terapeutę i dla-
tego nie zajmuje się on nim w sposób właściwy. Niektó-
rych z moich kolegów tak przygniatała rozpacz pacjen-
tów — którą nawet jeśli ją dostrzegali, to nie trakto-
wali jej w kategoriach problemu — że sami popadali
w rozpacz. Postawa taka ma oczywiście fatalne skutki
dla analizy, gdyż niezależnie od doskonałości technik,
jakie stosujemy w czasie terapii, i od stopnia naszych
wysiłków, pacjent wyczuwa, że analityk zaliczył go do
przypadków źle rokujących. To samo dotyczy wszystkie-
go, co dzieje się poza gabinetem. Jeśli dana osoba nie
wierzy, że neurotyk jest w stanie zrealizować własne
możliwości i wcielić w życie swe talenty, nie można jej
uważać za prawdziwego przyjaciela.
Czasem moi koledzy popadali w drugą skrajność i nie
traktowali z należytą powagą rozpaczy pacjenta. Byli
przekonani, że trzeba mu jedynie zachęty, i dawali ją, co
jest godne pochwały, ale niestety niewystarczające. W ta-
kiej sytuacji złość pacjenta jest uzasadniona (nawet jeśli
docenia dobre intencje analityka), gdyż w głębi dobrze
wie, że jego rozpacz to nie kwestia nastroju i że nie można
temu zaradzić, dodając mu, w dobrej wierze, otuchy.
Aby dotrzeć do sedna sprawy i zająć się bezpośred-
nio tym problemem, trzeba najpierw ustalić na pod-
stawie przesłanek zaprezentowanych powyżej, czy pa-
cjent odczuwa rozpacz i w jakim stopniu. Następnie
należy sobie wyraźnie uświadomić, że rozpacz ta jest
wyłącznie wynikiem niemożności wybrnięcia z konflik-
tu. Analityk najpierw musi sam zrozumieć, a potem
powiedzieć pacjentowi, że jego sytuacja będzie dopóty
beznadziejna, dopóki będzie on trwać w swoim obec-
nym stanie i dopóki będzie uważał, że stanu tego nie
można zmienić. Sedno problemu w uproszczonej formie
ilustruje scena z dramatu Czechowa Wiśniowy sad. Ro-
195

dzina bohaterów, stojąc na progu bankructwa, uświa-
damia sobie z rozpaczą konieczność opuszczenia rodo-
wej posiadłości i ukochanego sadu wiśniowego. Wtedy
pewien biegły w interesach człowiek daje im rozsądną
radę, aby na terenie posiadłości zbudowali niewielkie
domy do wynajęcia. Rodzina, ograniczona w swoich po-
glądach, nie może na to przystać, a jako że nie ma
żadnego innego rozwiązania, pozostaje jej tylko roz-

background image

pacz. Jej członkowie pytają zatem bezradnie, zapomi-
nając o rozsądnej propozycji, czy nie ma nikogo, kto
by im pomógł. Gdyby ich doradca był dobrym terapeu-
tą, powiedziałby im: „To oczywiste, że sytuacja jest
trudna, ale to tylko wasza postawa powoduje, że jest
beznadziejna. Gdybyście się zastanowili i zmodyfiko-
wali wasze oczekiwania wobec życia, nie byłoby powo-
dów do rozpaczy".
Od przekonania, czy pacjent rzeczywiście potrafi się
zmienić (co oznacza ni mniej, ni więcej tylko możność
rozwiązania własnych konfliktów) zależy, czy analityk
zaryzykuje i zajmie się jego przypadkiem oraz czy są
szansę, by jego wysiłki zakończyły się powodzeniem.
W tej właśnie kwestii moje poglądy są wyraźnie inne
niż poglądy Freuda. Psychologia Freuda i leżąca u jej
podłoża filozofia są z gruntu pesymistyczne. Widać to
jasno zarówno w jego sądach na temat przyszłości ludz-
kości*, jak i w jego stosunku do terapii**. Zważywszy
teoretyczne założenia Freuda, musi on być pesymi-
styczny. Sądzi przecież, że człowiekiem kierują instyn-
kty, które tylko w najlepszym wypadku można zmody-
fikować przez „sublimację". Instynktownym dążeniom
jednostki do osiągnięcia zadowolenia staje na drodze
* S. Freud, Kultura jako źródło cierpień, przeł. J. Prokopiuk, Wy-
dawnictwo KR, Warszawa 1992.
** S. Freud, Analiza skończona i nieskończona, przeł. J. Prokopiuk
w: Poza zasadą przyjemności, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 1997.
196

społeczeństwo. „Ego" szamocze się rozpaczliwie między
popędami a wymogami „superego", na które może mieć
tylko częściowy wpływ. Zasadnicza funkcja „superego"
sprowadza się do formułowania zakazów i tłamszenia
„ego". Prawdziwe ideały nie istnieją. Pragnienie osiąg-
nięcia osobistego spełnienia jest pragnieniem „narcystycz-
nym". Człowiek ze swej natury jest istotą niszczycielską
i popęd śmierci zmusza go do unicestwiania innych lub
do cierpienia. W twierdzeniach powyższych jest niewiele
miejsca na pozytywny stosunek do zmiany własnej oso-
bowości. Ograniczają one wartość wspaniałej skądinąd
terapii, której Freud jest twórcą. W przeciwieństwie
do niego uważam, że kompulsywne dążenia obecne w ner-
wicy nie mają charakteru instynktowego, lecz są skut-
kiem zaburzeń w relacjach międzyludzkich, oraz że mo-
gą być zmienione, jeśli relacje te ulegną poprawie, i że
konflikty będące skutkiem tych zaburzeń mogą zostać
rozwiązane. Nie znaczy to wcale, że terapia oparta na
przedstawionych przeze mnie zasadach może być sto-
sowana zawsze i wszędzie. Wiele jeszcze należy uczy-
nić, by określić jej wyraźne granice. Oznacza to jed-
nakże, że mamy uzasadnione powody, by wierzyć w mo-
żliwość radykalnej zmiany.

background image

Dlaczego zatem tak ważne jest rozpoznanie i poświę-
cenie należytej uwagi poczuciu beznadziei pacjenta? Po
pierwsze, ma to znaczenie, gdy zajmujemy się depresją
czy skłonnościami samobójczymi. Prawdąjest, że można
usunąć depresję pacjenta, odsłaniając i pokazując mu
konflikty, w które jest uwikłany, nie zajmując się przy
tym w ogóle jego rozpaczą. Jeżeli chcemy zapobiec na-
wrotom depresji, trzeba się skupić na rozpaczy, gdyż
jest ona źródłem konfliktów. Podobnie jest z trudnymi
do wykrycia depresjami chronicznymi, których nie spo-
Kób leczyć, nie sięgnąwszy wpierw do ich źródła.
Tak samo rzecz się ma ze skłonnościami samobój-
czymi. Wiemy, że czynnikami przyczyniającymi się do
197

ich powstawania są ataki rozpaczy, bunt i chęć odwetu,
często jednak za późno na to, by zapobiec samobójstwu,
gdy skłonności te ujawniły się z całą siłą. Prawdopo-
dobnie gdyby zwrócić odrobinę uwagi na mniej drama-
tyczne oznaki beznadziei i zająć się nią razem z pa-
cjentem we właściwym czasie, wielu samobójstw można
by uniknąć.
Bardziej ogólne znaczenie ma fakt, że brak nadziei
u pacjenta stanowi poważną przeszkodę w wyleczeniu
z jakiejkolwiek zaawansowanej nerwicy. Freud zwykł
był określać wszystko, co przeszkadza pacjentowi w po-
wrocie do zdrowia oporem. Trudno jednak traktować
brak nadziei jako szczególny przypadek oporu. W cza-
sie analizy mamy do czynienia ze ścieraniem się dwóch
tendencji: oporu i dążenia. Opór to wszystkie siły w pa-
cjencie, które dążą do utrzymania jego status quo. Dą-
żenie zaś, to rezultat obecnej w nim twórczej energii,
która pcha go ku wewnętrznej wolności. Jest to siła
motywacyjna, z którą współpracujemy i bez której nie
bylibyśmy w stanie niczego osiągnąć. Ona pomaga pa-
cjentowi pokonać opór. Powoduje, że jego skojarzenia
wnoszą coś nowego, a terapeucie daje szansę lepszego
zrozumienia danego przypadku. Siła ta daje człowie-
kowi wewnętrzną moc, by znieść ból będący nieodłącz-
ną częścią procesu dojrzewania. Dzięki niemu gotów
jest podjąć ryzyko, porzucić to, co zapewniało mu po-
czucie bezpieczeństwa, i skoczyć w nieznane, by przyjąć
nową postawę wobec siebie i otoczenia. Analityk nie
może wieść pacjenta za sobą; on sam musi chcieć podążyć
drogą, która się przed nim otwiera. Tę bezcenną dla
analizy siłę paraliżuje właśnie beznadzieja. Jeśli tera-
peuta nie rozpozna jej i nie zajmie się nią, pozbawi się
najlepszego sojusznika w walce z nerwicą.
Beznadzieja pacjenta nie jest problemem, który moż-
na rozwiązać za pomocą jednostkowej interpretacji. Mo-
żemy mówić o znacznym sukcesie już wtedy, kiedy pa-
198

background image

cjent zamiast pogrążać się w świadomości nieuchron-
nego potępienia, zaczyna postrzegać własny brak na-
dziei jako problem możliwy do rozwiązania. W drodze
do celu będzie oczywiście przeżywał wzloty i upadki.
Pacjent może być pełen optymizmu, a nawet przesadnie
optymistyczny, gdy uzyska jakiś wartościowy wgląd
w swój problem, ale może się znów poddać swej bez-
nadziei, jeśli w czasie analizy natknie się na coś, co
zburzy jego oczekiwania. Za każdym razem całą pra-
cę trzeba podejmować na nowo. Poczucie skrępowania
pacjenta własną beznadzieją będzie słabnąć w miarę
uświadamiania sobie, że rzeczywiście może się zmienić,
czemu będzie towarzyszyć wzrost pobudzenia. Na po-
czątku może ono ograniczać się do zwykłego pragnienia
pozbycia się najbardziej dotkliwych symptomów włas-
nej nerwicy. Z czasem jednak, gdy pacjent będzie coraz
bardziej świadom pętających go okowów i poczuje smak
wolności, dążenie będzie przybierało na sile.

Rozdział 12
DĄŻENIA SADYSTYCZNE
Ludzie uwięzieni w okowach neurotycznej bez-
nadziei na ogół jakoś radzą sobie ze swoim stanem
i jeśli tylko ich potencjały twórcze nie zostały na sku-
tek nerwicy poważnie nadwerężone, potrafią pogodzić się
z formą, jaką przybrało ich życie, i skoncentrować się
na dziedzinie, w której mogą być produktywni. Mogą
zaangażować się w ruch religijny czy społeczny lub
w działalność jakiejś organizacji. Ich praca może stać
się użyteczna. Brak zapału z ich strony równoważy to,
że nie kieruje nimi interes osobisty.
Inni, przystosowując się do formy egzystencji, która
przypadła im w udziale, mogą jej nie kwestionować,
nie przywiązując równocześnie do niej wielkiego zna-
czenia, i starają się jedynie wypełniać życiowe obowiąz-
ki. John Marąuand* opisuje takie życie w powieści So
Little Time. Jest to, jak sądzę, stan, który Erich Fromm
opatruje mianem „wadliwego", przeciwstawiając go ner-
wicy**. Jednak moim zdaniem jest to rezultat procesów
neurotycznych.
* J. P. Marąuand (1893—1960) — amerykański pisarz i nowelista
(przyp. tłum.).
** E. Fromm, Individual and Social Origins of Neurosis, „American
Sociological Review", 1944, Vol. IX, No. 4.
200

Ludzie tego pokroju mogą zarzucić wszelkie poważ-
ne i ambitne cele i zwrócić się ku obrzeżom życia, pró-
bując uszczknąć odrobinę z jego radości przez jakieś
hobby lub okazjonalne przyjemnostki, takie jak dobre
jedzenie, zakrapiane alkoholem biesiady w gronie przy-

background image

jaciół czy przelotne romanse. Mogą też poddać się fali
wydarzeń i zejść na manowce, pozwalając, by ich życie
straciło sens. Niezdolni do podjęcia jakiejkolwiek stałej
pracy, oddają się piciu, hazardowi i rozwiązłości. Przy-
padek alkoholizmu opisany przez Charlesa Jacksona
w powieści The Lost Week-End to końcowy etap tej for-
my egzystencji. Warto byłoby w związku z tym zbadać,
czy ta nieświadoma determinacja, której celem jest roz-
trwonienie własnego życia, nie dostarcza potężnej psy-
chicznej siły napędowej takim schorzeniom, jak rak czy
gruźlica.
Wreszcie powiedzieć trzeba, że osoby zupełnie po-
zbawione nadziei mogą pałać żądzą zniszczenia, sta-
rając się równocześnie zachować równowagę psychiczną
przez życie zastępcze. Takie właśnie jest, moim zda-
niem, znaczenie dążeń sadystycznych.
Ponieważ Freud uważał dążenia sadystyczne za zja-
wiska instynktowe, zainteresowanie psychoanalityków
koncentrowało się głównie na tak zwanych perwersjach
sadystycznych. Zachowania sadystyczne w zwykłych re-
lacjach międzyludzkich, mimo iż nie były pomijane, nie
zostały wyraźnie zdefiniowane. Każda forma pewnego
siebie lub agresywnego zachowania traktowana jest ja-
ko modyfikacja bądź sublimacja instynktownych skłon-
ności sadystycznych. Dla Freuda na przykład taką sub-
limacją było dążenie do władzy. To prawda, że dążenie
takie może być sadystyczne, ale w przypadku osoby,
dla której życie to wojna wszystkich ze wszystkimi,
może ono po prostu oznaczać walkę o przetrwanie.
W rzeczywistości wcale nie musi mieć ono charakteru
neurotycznego. Rezultatem tych nieścisłości jest zarów-
201

no brak wyczerpującego obrazu form, jakie mogą przy-
brać postawy sadystyczne, jak i brak kryteriów, za po-
mocą których moglibyśmy wyraźnie określić, co jest za-
chowaniem sadystycznym, a co nie. Podział na to, co
sadystyczne, a co niesadystyczne, zależy w dużej mie-
rze od indywidualnej oceny, a fakt ten, rzecz jasna,
nie sprzyja wiarygodnej analizie tego zjawiska.
Samo ranienie innych nie jest żadnym wskaźnikiem
skłonności sadystycznej. Dana jednostka może być tak
mocno zaangażowana w walkę o naturze osobistej lub
ogólnej, że w jej trakcie musi ranić nie tylko swych
przeciwników, ale i sprzymierzeńców. Wrogość wobec
otoczenia może być wyłącznie wynikiem impulsywnej
reakcji. Osoba taka może się poczuć zraniona i prze-
straszona i chce odpowiedzieć ciosem na cios z siłą, która
obiektywnie jest nieproporcjonalna do zranienia, subie-
ktywnie zaś postrzegana jest jako najzupełniej odpowied-
nia. Bardzo łatwo jednak zwieść tu siebie samego, gdyż
zbyt często mówimy o usprawiedliwionej reakcji tam,

background image

gdzie w istocie w grę wchodzą skłonności sadystyczne.
Trzeba jednak pamiętać, że trudność w odróżnieniu re-
aktywnej wrogości od skłonności sadystycznych nie oz-
nacza, że reaktywna wrogość nie istnieje. Prócz tego ma-
my strategie ofensywne osoby typu agresywnego, która
jest przekonana, że w ten sposób walczy o swoje prze-
trwanie. Żadnej z nich nie mam zamiaru określać jako
sadystycznej. To prawda, że ranią one inne osoby, ale
jest to ich uboczny skutek, a nie zasadniczy cel danej
jednostki. Mówiąc najprościej, możemy stwierdzić, że cho-
ciaż wszystkie powyższe rodzaje działania określamy mia-
nem agresywnych, a nawet wrogich, żadne z nich nie
jest wykonywane ze złej woli. Brak tu świadomej bądź
nieświadomej satysfakcji czerpanej z samego faktu, że
rani się drugiego człowieka.
Rozważmy teraz, na zasadzie przeciwieństwa, nie-
które z typowych postaw sadystycznych. Najłatwiej
202

zaobserwować je u osób, które nie kryją się z manife-
stowaniem swoich skłonności sadystycznych wobec in-
nych ludzi, niezależnie od tego, czy sami uświadamiają
sobie istnienie tych tendencji czy też nie. Od tej pory,
kiedy będę mówiła o jednostce sadystycznej, będę miała
na myśli osobę, której postawa wobec innych jest w prze-
ważającej mierze sadystyczna.
Osoba taka może chcieć zniewolić innych, a w szcze-
gólności swego partnera. Jej „ofiara" musi być niewol-
nikiem doskonałym, istotą nie tylko bez żadnych włas-
nych pragnień, uczuć czy inicjatywy, ale także zupełnie
uległą wobec swego pana. Skłonność sadystyczna może
przybrać formę kształtowania drugiego człowieka na
określoną modłę lub wychowywania swej „ofiary", tak
jak profesor Higgins w Pigmalionie urabiał Elizę. W naj-
lepszym wypadku mogą w niej być obecne elementy
konstruktywne, jak na przykład w relacjach między
rodzicami a dziećmi, czy nauczycielem a uczniem. Cza-
sem aspekt ten pojawia się w związku seksualnym,
zwłaszcza jeśli partner o skłonnościach sadystycznych
jest w tym związku osobą bardziej dojrzałą. Niekiedy
widoczny jest w związkach homoseksualnych między
dorosłym mężczyzną a młodzieńcem. Ale nawet wtedy
osoba sadystyczna pokaże szpony, gdy tylko niewolnik
będzie zdradzał ochotę, by pójść swoją drogą, mieć swo-
ich przyjaciół i swoje zainteresowania. Często, chociaż
nie zawsze, „panem" targa uczucie zazdrości, która jest
dla niego środkiem do zadawania cierpienia. Chara-
kterystyczne dla związków sadystycznych jest to, że
trzymanie w swojej niewoli ofiary jest dla człowieka
o skłonnościach sadystycznych bardziej istotne
niż jego własne życie. Jest gotów poświęcić włas-
ną karierę i wyrzec się korzyści i przyjemności płyną-

background image

cych ze spotkań z innymi ludźmi tylko po to, by nie
dopuścić do jakiejkolwiek niezależności ze strony part-
nera.
203

Wszystkie formy zniewolenia partnera mają podobne,
charakterystyczne cechy. Różnią się tylko we względ-
nie ograniczonym zakresie i zależą od struktury oso-
bowości obu osób. Jednostka sadystyczna ustąpi swo-
jemu partnerowi w istniejącym związku na tyle, by ten
uważał go za wart zachodu. Będzie zaspokajać niektóre
pragnienia partnera — najczęściej tylko w takiej ilo-
ści, by utrzymać go na poziomie minimum psychicznej
egzystencji. Będzie przy tym podkreślała wyjątkowy cha-
rakter tego, co daje, powtarzając, że nikt inny nie wy-
kazałby tyle zrozumienia, nie zapewnił tyle wsparcia,
tyle zadowolenia seksualnego czy tyle bogactwa inte-
lektualnego, co więcej, nikt inny w ogóle by z nim nie
wytrzymał. Osoba sadystyczna może mamić swojego
partnera nadzieją lepszej przyszłości — w sposób jaw-
ny bądź ukryty — obiecując miłość, małżeństwo, le-
pszą sytuację finansową czy lepsze traktowanie. Cza-
sem będzie podkreślała własną potrzebę bycia z nim
i starała się go przekonać tym argumentem. Wszystkie
te sztuczki są tym bardziej skuteczne, że czyniąc part-
nera niejako „własnością" osoby sadystycznej, wykorzy-
stywaną przez nią, równocześnie odcinają go od innych
ludzi. Jeśli partner stanie się już wystarczająco zależ-
ny, osoba o skłonnościach sadystycznych może mu za-
grozić odejściem. Mogą się pojawić także inne środki
zastraszenia, ale jest ich tak wiele, że zostaną omó-
wione osobno, przy innej okazji. Naturalnie, nie jeste-
śmy w stanie zrozumieć, co się dzieje w takim związku,
jeśli nie weźmiemy pod uwagę charakterystycznych cech
zdominowanego partnera. Często jest to osoba typu ule-
głego, obawiająca się porzucenia lub też ktoś, kto głę-
boko wyparł własne popędy sadystyczne i — jak po-
każemy to później — jest w tym względzie zupełnie
bezradny.
Wzajemna zależność wynikająca z takiej sytuacji wy-
wołuje urazę nie tylko w „niewolniku", ale i w „panu".
204

Jeśli u tego drugiego istnieje wyraźna potrzeba wyizo-
lowania się, jest wtedy szczególnie negatywnie nasta-
wiony do tego, że partner go tak bardzo absorbuje. Nie
zdając sobie sprawy z tego, że sam założył sobie pęta,
może wyrzucać partnerowi jego kurczowe przywiąza-
nie. Pragnienie oderwania się manifestowane przy ta-
kich okazjach jest zarówno wyrazem strachu i urazy,
jak i formą straszaka.
Nie wszystkie dążenia sadystyczne mają na celu znie-

background image

wolenie partnera. Kolejny typ osoby sadystycznej znaj-
duje zadowolenie w igraniu z uczuciami drugiej
osoby i wykorzystywaniu jej jak posłusznego instru-
mentu. S0ren Kierkegaard w swoim Dzienniku uwo-
dziciela* pokazuje, jak człowiek, który nie spodziewa
się niczego od własnego życia, może być zaprzątnięty
bez pamięci samą grą i udawaniem. Wie, kiedy objawić
zainteresowanie, a kiedy okazać obojętność. Jest wy-
czulony, jeżeli chodzi o przewidywanie i obserwację re-
akcji dziewczyny na jego osobę. Wie dobrze, co wzbudzi,
a co powstrzyma jej pragnienia erotyczne. Jednak jego
wrażliwość ogranicza się wyłącznie do sadystycznej igra-
szki i zupełnie nie interesuje go, co doświadczenie to
może znaczyć w życiu dziewczyny. To, co w powieści
Kierkegaarda jest chłodną i trzeźwą kalkulacją, w ży-
ciu częściej przebiega w sposób nieświadomy. Niemniej
jest to ten sam kontredans wabienia i odtrącania, ocza-
rowywania i rozczarowywania, wywyższania partnera
i spychania go w dół, wywoływania jego radości i smutku.
Trzecia charakterystyczna cecha jednostki sadysty-
cznej to wykorzystywanie partnera. Wykorzysty-
wanie to nie tylko domena osób o skłonnościach sadysty-
cznych. Stosuje się je także w celu osiągnięcia jakiejś
korzyści. W wykorzystywaniu sadystycznym korzyść ta
* S. Kierkegaard, Dziennik uwodziciela, [w:] Albo, albo, przeł. J. Iwa-
szkiewicz, PWN, Warszawa 1982.
205

może być także brana pod uwagę, lecz często jest ilu-
zoryczna i zupełnie nieproporcjonalna do zaangażowa-
nia wkładanego w całe przedsięwzięcie. Dla sadysty
wykorzystanie staje się namiętnością zupełnie swoiste-
go rodzaju. Tym, co się w nim liczy, jest doświadczenie
zadowolenia, jakie daje zdobycie przewagi nad drugim
człowiekiem. To specyficznie sadystyczne zabarwienie
pojawia się w środkach stosowanych do wykorzystania
partnera. Jest on poddawany, pośrednio lub bezpośred-
nio, wciąż rosnącym żądaniom i sadysta robi wszystko,
by czuł się winny lub upokorzony, jeśli ich nie spełni.
Osoba sadystyczna znajdzie usprawiedliwienie, aby się
czuć niezadowoloną lub nieodpowiednio traktowaną
i z tego powodu rościć sobie prawo, by żądać jeszcze
więcej. Dramat Ibsena Hedda Gabler pokazuje, że speł-
nianie takich żądań nigdy nie prowadzi do wdzięczno-
ści i że same żądania wypływają wyłącznie z chęci zra-
nienia partnera i pokazania mu, gdzie naprawdę jest
jego miejsce. Mogą dotyczyć rzeczy materialnych, po-
trzeb seksualnych lub pomocy w karierze życiowej; mogą
być domaganiem się specjalnego traktowania, całkowi-
tego i wyłącznego oddania się, bezgranicznej tolerancji.
W ich treści nie ma nic specyficznie sadystycznego; sa-
dystyczne jest oczekiwanie, że partner wszystkimi do-

background image

stępnymi mu środkami wypełni życie będące emocjo-
nalną próżnią. Hedda Gabler przez swoje ciągłe narze-
kanie na nudę i domaganie się nowych bodźców dobrze
ilustruje także ten aspekt zagadnienia. Pragnienie, by
karmić się, niczym wampir, emocjonalną żywotnością
drugiej osoby jest z reguły całkowicie nieświadome. Moż-
na jednak przypuszczać, że to ono właśnie leży u pod-
łoża dążenia do wykorzystania partnera i stanowi glebę,
z której wyrastają żądania wobec drugiej osoby.
Charakter tego wykorzystania staje się jeszcze wy-
raźniejszy, gdy uświadomimy sobie, że w osobie sady-
stycznej równocześnie obecna jest skłonność do wywo-
206

ływania frustracji otoczenia. Nieprawdą byłoby
twierdzenie, że nie chce ona nigdy dawać niczego od
siebie. W pewnych okolicznościach może być nawet szczo-
dra w dawaniu. Typowe dla sadyzmu jest nie skąpstwo
w sensie powstrzymywania się przed dawaniem, ale
znacznie bardziej dynamiczne, chociaż nieświadome pra-
gnienie, by pozbawić innych jakiejkolwiek przyjemności,
by zabić ich radość i zawieść ich oczekiwania. Jakie-
kolwiek zadowolenie czy entuzjazm partnera nieodpar-
cie prowokuje osobę sadystyczną do psucia jego dobrego
nastroju. Jeśli partner cieszy się na spotkanie z osobą
sadystyczną, będzie ona z reguły w złym humorze, jeśli
pragnie współżycia, będzie oziębła lub niezdolna do sto-
sunku. Nie musi nawet niczego robić lub czegokolwiek
zaniedbać. Psuje atmosferę samym emanującym z niej
złym nastrojem. Możemy zacytować w tym miejscu Al-
dousa Huxleya: „Nie musiał nic robić. Wystarczało, że
był. Ludzie wysychali i czernieli przez wyłączne prze-
bywanie w jego obecności". A trochę dalej ten sam au-
tor pisze: „Cóż za wspaniałe wyrafinowanie chęci wła-
dzy, cóż za eleganckie okrucieństwo! Jakiż wspaniały
dar rozsiewania zaraźliwego przygnębienia, które pod-
cina skrzydła nawet najwspanialszym nastrojom i za-
truwa samą możność radości"*.
Równie wyraźna jak powyższe cechy jest skłonność
sadysty do dyskredytowaniaiupokarzania in-
nych. Lubi zauważać czyjeś niedostatki, odkrywać słabe
punkty w ludziach wokół siebie i mówić o tym głośno.
Wyczuwa intuicyjnie wrażliwe miejsca innych ludzi
i wie, jak ich zranić. Wykorzystuje bezlitośnie własną
intuicję do poniżającej drugą osobę krytyki. Tendencja
ta może być racjonalizowana jako uczciwość lub pra-
gnienie bycia pomocnym drugiemu człowiekowi. Ktoś
taki może wierzyć samemu sobie, że naprawdę dręczą
' A. Huxley, Time Must Haue a Stop, Harper and Brothers, 1944.
207

go wątpliwości odnośnie do kompetencji czy rozsądku

background image

krytykowanej osoby, ale zacznie wpadać w panikę, jeśli
szczerość jego intencji zostanie zakwestionowana. Ten-
dencja ta może się także wydać sadyście zwykłą podej-
rzliwością i może wtedy powiedzieć: „Gdybym tylko po-
trafił zaufać tej osobie!" Skoro w jego snach osoba ta
przybiera najbardziej odrażające formy, począwszy od
karalucha na szczurze kończąc, to jak może jej ufać?
Innymi słowy — podejrzliwość to jedynie konsekwen-
cja pomniejszania i lekceważenia danej osoby w umyśle
sadysty. A skoro jest nieświadomy własnej postawy,
świadom jest jedynie będącej jej konsekwencją podej-
rzliwości. Dlatego właściwiej byłoby mówić o namięt-
nym pragnieniu wyszukiwania przywar i błędów dru-
gich aniżeli o zwykłej skłonności. Osoba taka nie tylko
wyszukuje rzeczywiste przywary, ale jest także mistrzem
w eksternalizacji własnych wad i w ten sposób formułuje
oskarżenia wobec drugich. Jeśli na przykład wytrąci
swoim zachowaniem kogoś z równowagi, natychmiast
wyrazi swoje zaniepokojenie, a nawet pogardę co do
jego emocjonalnego niezrównoważenia. Jeśli zastraszo-
ny partner nie jest wobec niej zupełnie szczery, będzie
mu wypominała jego skrytość lub kłamstwo. Nie omie-
szka także wypomnieć jego uzależnienia od niej, mimo
iż sama robiła wszystko, by do takiego stanu doprowa-
dzić. Działania takie nie będą miały wyłącznie formy
słownej, ale towarzyszyć im będzie wszelkiego rodzaju
pogarda i wyszydzanie. Jedną z jej form może być upo-
karzanie i degradacja praktyk seksualnych.
Kiedy którakolwiek z kompulsywnych skłonności oso-
by sadystycznej nie zostanie zaspokojona lub jeśli role
się odwrócą i ona sama poczuje, że ktoś nad nią do-
minuje, wykorzystuje ją lub nią pogardza, wówczas mo-
gą u niej wystąpić ataki szału. Ucieka się wtedy w wyo-
braźni do najbardziej wymyślnych tortur, jakie gotowa
byłaby zadać swemu krzywdzicielowi, i może go wtedy
208

kopać, bić i szlachtować. Te ataki sadystycznego gnie-
wu mogą być także wypierane i wtedy prowadzą do
stanów krańcowej paniki lub zaburzeń somatycznych
wskazujących na wzrost wewnętrznego napięcia.
Jakie zatem jest ostateczne znaczenie tych dążeń?
Jaki charakter mają wewnętrzne potrzeby przynaglające
człowieka do zachowywania się z takim okrucieństwem?
Założenie, że dążenia sadystyczne to wyraz perwersyj-
nych popędów seksualnych, nie znajduje potwierdzenia
w faktach. To prawda, że dążenia te mogą znajdować
wyraz w zachowaniu seksualnym. W tym wypadku nie
jest to wyjątek, gdyż wszystkie dominujące postawy
w naszym charakterze muszą się manifestować w sfe-
rze seksualnej, podobnie jak manifestują się w naszej
pracy, sposobie chodzenia czy w naszym charakterze

background image

pisma. Prawdą jest także, że wiele działań sadystycz-
nych jest realizowanych z pewnym podnieceniem czy
też, jak wielokrotnie powtarzałam, z ogromnym zami-
łowaniem. Jednakże wniosek, że w takim razie wszy-
stkie odczuwane przy tej okazji chwile dreszczyku czy
podniecenia mają charakter seksualny, nawet jeśli nie
są w ten sposób odczuwane, opiera się na założeniu,
że każde podniecenie jest samo w sobie seksualne. Tym-
czasem brak dowodów, by potwierdzić to założenie. Oce-
niając je jako zjawiska, trzeba powiedzieć, że przyje-
mność sadystyczna i oddanie się podnieceniu seksual-
nemu mają zupełnie odmienną naturę.
Stwierdzenie, że impulsy sadystyczne to pozostałość
dzieciństwa, znajduje pewne potwierdzenie w fakcie,
że małe dzieci są często okrutne wobec zwierząt lub swo-
ich młodszych towarzyszy zabaw i że w widoczny spo-
sób wywołuje to w nich dreszczyk emocji. Biorąc pod
uwagę to powierzchowne podobieństwo, można by
stwierdzić, że owo pierwotne okrucieństwo dziecka przy-
brało bardziej wyrafinowany charakter. W rzeczywisto-
209

ści nie możemy tu mówić o zwykłym przekształceniu,
gdyż okrucieństwo dorosłego sadysty jest zupełnie innego
rodzaju. Jak widzieliśmy, ma ono pewne charaktery-
styczne cechy, których brak w jawnym okrucieństwie
dziecka. Okrucieństwo dziecka wydaje się względnie
prostą odpowiedzią na poczucie osaczenia czy upokorze-
nia. Dziecko szuka samopotwierdzenia, wyżywając się
na słabszym. Dążenia typowo sadystyczne są bardziej
skomplikowane i wynikają z bardziej złożonych przyczyn,
poza tym każda próba wyjaśnienia późniejszych, szcze-
gólnych cech jednostki przez ich bezpośrednie powią-
zanie z okresem wczesnych doświadczeń życiowych spra-
wia, że zawsze pozostaje najważniejsze pytanie, na które
brak odpowiedzi: Jakimi czynnikami należy tłumaczyć
trwałość okrucieństwa z dzieciństwa i jego wyrafino-
wane formy?
Każda z powyższych hipotez koncentruje się jedynie
na pojedynczym aspekcie sadyzmu, czy to będzie se-
ksualizm, czy też okrucieństwo, i nie jest w stanie
wyjaśnić nawet tych cech, które analizuje. To samo
można powiedzieć o wyjaśnieniu zaproponowanym przez
Ericha Fromma, chociaż on, bardziej niż inni, zbliża
się do istoty rzeczy*. Fromm zauważa, że osoba o skłon-
nościach sadystycznych nie pragnie zniszczyć partnera,
z którym jest związana, ale ponieważ nie jest ona w sta-
nie żyć swym własnym życiem, korzysta z niego na
zasadzie symbiozy. To bez wątpienia prawda, ale nadal
nie wiemy, dlaczego osoba taka czuje się wewnętrznie
zmuszona do tego, by ingerować w życie innych ludzi
lub dlaczego ingerencja ta przybiera taką szczególną

background image

formę.
Jeżeli będziemy uważać sadyzm za symptom neu-
rotyczny, musimy zacząć nasze rozważania nie od prób
* E. Fromm, Ucieczka od wolności, przeł. O. i A. Ziemilscy, Czytelnik,
Warszawa 1998.
210

? \
wyjaśnienia, czym on jest, ale od zrozumienia struktu-
ry osobowości, która prowadzi do jego powstania. Kiedy
potraktujemy problem w ten sposób, dostrzeżemy, że
wyraźne dążenia sadystyczne rozwijają się zawsze
u tych osób, u których istnieje wyraźne poczucie dare-
mności i niespełnienia we własnym życiu. Na długo
przedtem, zanim my na podstawie podejmowanych na
oślep klinicznych poszukiwań dotarliśmy do tej pra-
wdy, intuicyjnie opisali ją artyści. Zarówno dla Heddy
Gabler, jak i Kierkegaardowego uwodziciela szansa, że
cokolwiek sensownego uczynią oni z sobą lub ze swoim
życiem, jest równa zeru. Jeśli w takich okolicznościach
dana osoba nie potrafi nauczyć się sztuki rezygnacji,
siłą rzeczy bezustannie przepełnia ją uraza. Czuje, że
jest już na zawsze wykluczona z życia, na zawsze po-
konana.
Dlatego pojawia się u niej nienawiść do życia i wszy-
stkich jego pozytywnych aspektów. Nienawiść przepaja
osobę, której na zawsze odmówiono tego, czego usilnie
pragnie — jest to gorzka zawiść człowieka, który czu-
je, że życie płynie obok. Nietzsche nazwał ten stan Leben-
sneid. Taka osoba zapomina, że również inni mają swoje
troski; wydaje się jej, że „inni" siedzą przy stole, pod-
czas gdy to ona jest głodna. „Inni" — kochający, two-
rzący coś, cieszący się życiem, zdrowi i zrelaksowani —
należą do obcego świata. Szczęście „innych" i ich „na-
iwne" oczekiwania radości i przyjemności od życia ro-
dzą irytację. Jeśli taki człowiek nie może być szczęśliwy
i wolny, dlaczego inni mają do tego prawo? Jak mówi
książę Myszkin, bohater Idioty Fiodora Dostojewskie-
go, nie potrafi się wybaczyć innym ich szczęścia. Trzeba
zdeptać radość innych ludzi. Postawę tę najlepiej ilu-
struje historia nauczyciela, który, nieuleczalnie chory
na gruźlicę, pluł na kanapki swoich uczniów i znajdował
w tym ogromną radość. Był to świadomy akt mściwej
zawiści. W przypadku sadysty skłonność do tego, by
211

niszczyć szczęście innych i deptać ich ducha, tkwi z re-
guły głęboko w nieświadomości. Ale cel jest równie dia-
boliczny jak w przypadku nauczyciela: przenieść swoje
cierpienie na innych. Jeśli zostaną starci i poniżeni jak
on sam, jego własne żałosne położenie nie jest już dlań
tak dotkliwe, gdyż teraz już wie, że nie on jeden został

background image

dotknięty nieszczęściem.
Innym sposobem łagodzenia przez sadystę dręczącej
go zawiści jest sztuczna obojętność na wszystko, co nie
jest lub nie może się stać jego udziałem, doprowadzona
do takiej perfekcji, że nawet przygotowany na to ob-
serwator może dać się jej zwieść. Zawiść takiej osoby
jest tak głęboko ukryta, że wyśmiałaby nas, gdybyśmy
jej coś takiego zasugerowali. Jej ciągłe koncentrowanie
się na bolesnej i ciemnej stronie życia jest zatem nie
tylko wyrazem goryczy, ale może bardziej chęcią udo-
wodnienia sobie, że sama niczego w życiu nie straciła.
Ciągłe doszukiwanie się winy i pomniejszanie wartości
innych wyrasta po części z tego właśnie źródła. Ktoś
taki na przykład, zobaczywszy piękną kobietę, zwróci
uwagę na tę część jej ciała, która nie jest doskonała.
Gdy będzie wchodził do pokoju, jego wzrok przykuje
kolor lub mebel nie pasujący do reszty. Wyłowi jedno
jedyne potknięcie z przemówienia, które prócz tego jest
bez zarzutu. Podobnie rzecz się ma ze wszystkim, co
złe w życiu innych ludzi, w ich charakterach lub mo-
tywach postępowania; w jego oczach urośnie to do ol-
brzymich rozmiarów. Jeśli jest człowiekiem wyrafino-
wanym, wyjaśni swoją postawę wyczuleniem na niedo-
skonałości. Tymczasem prawda jest taka, że patrzy on
wyłącznie na niedoskonałości i nie dostrzega niczego
innego.
Chociaż udaje mu się złagodzić własną zawiść i roz-
ładować żale, jego dewaluowanie wszystkiego dokoła
powoduje, że rodzi się w nim nieprzerwane uczucie roz-
czarowania i niezadowolenia. Jeśli ma dzieci, myśli przo
212

de wszystkim o trudach i obowiązkach, jakie temu to-
warzyszą; jeśli ich nie ma, jest przekonany, że odmó-
wiono mu najważniejszego ludzkiego doświadczenia. Je-
śli nie pozostaje w żadnych związkach seksualnych,
czuje się z czegoś odarty i zamartwia się niebezpie-
czeństwami wynikającymi ze wstrzemięźliwości płcio-
wej. Jeśli utrzymuje stosunki seksualne, czuje z tego
powodu upokorzenie i wstydzi się ich. Gdy ma sposob-
ność odbycia długiej podróży, grymasi z powodu zwią-
zanych z tym niedogodności; kiedy nie może nigdzie
jechać, to fakt pozostania w domu jest dlań tragedią.
Jako że nigdy nie przyjdzie mu do głowy, iż źródło
ciągłego niezadowolenia może tkwić w nim samym, czu-
je się w pełni uprawniony do tego, by okazywać innym,
jak bezustannie sprawiają mu zawód i ponawiać ros-
nące żądania, których spełnienie nigdy nie jest w sta-
nie go zadowolić.
Ta gorzka zawiść, tendencja do pomniejszania war-
tości wszystkich i wszystkiego wokół, a także wynika-
jące z tego niezadowolenie tłumaczą do pewnego stop-

background image

nia niektóre z dążeń sadystycznych. Rozumiemy już,
dlaczego sadysta czuje wewnętrzny przymus, by burzyć
szczęście innych, by powodować cierpienie, znajdować
czyjeś ułomności, formułować niepohamowane żądania.
Jednak nie pojmiemy w pełni jego niszczycielskich mo-
żliwości ani aroganckiej samoobłudy, jeśli nie zastano-
wimy się wpierw nad tym, jak jego poczucie beznadziei
wpływa na stosunek do siebie samego.
Gwałcąc najbardziej podstawowe wymogi ludzkiej
przyzwoitości, równocześnie chroni on troskliwie w swym
wnętrzu wyidealizowany obraz siebie, pełen szczytnych
i niewzruszonych zasad moralnych. Jest jedną z osób,
i) których mówiliśmy już przedtem, a które zrozpaczone
tym, że nigdy nie będą w stanie zrealizować swych
zasad, świadomie lub nieświadomie postanawiają być
213

tak „złe", jak to tylko możliwe. Może to mu się udać
i gotów jest pławić się w tym stanie z poczuciem roz-
paczliwego zadowolenia. Kiedy jednak tak postępuje,
rozziew między wyidealizowanym obrazem siebie a rze-
czywistym ,ja" staje się nie do pokonania. Czuje, że
nie ma już dlań jakiejkolwiek możliwości powrotu
i przebaczenia. Jego brak nadziei pogłębia się i rozwija
się w nim determinacja człowieka, który nie ma już
nic do stracenia. Tak długo, jak długo trwa ten proces,
niemożliwe jest, by przyjął konstruktywną postawę wo-
bec siebie. Jakakolwiek bezpośrednia próba nakłonie-
nia go do przyjęcia takiej postawy jest skazana na nie-
powodzenie. Okazuje on także ignorancję w stosunku
do osoby próbującej to uczynić.
Jego niechęć do siebie sięga tak głęboko, że nie jest
w stanie nawet spojrzeć na siebie. Broni się przed tym,
wzmacniając już istniejące poczucie własnej prawości
i sprawiedliwości. Najmniejszy krytycyzm, niezauwa-
żanie go czy niepoświęcanie mu należytej uwagi może
obudzić pogardę do siebie samego i dlatego odrzuca on
przedstawiony tu możliwy stosunek do niego jako nie-
sprawiedliwy. Jest tym samym zmuszony do ekster-
nalizowania tej pogardy i obwiniania innych, rugania
ich i upokarzania. W ten sposób jednak wpada w sidła
błędnego koła. Im bardziej pogardza innymi, tym mniej
świadom jest własnej pogardy wobec siebie, która staje
się tym gwałtowniejsza i bardziej bezlitosna, im więcej
w nim rozpaczy. Atakowanie innych staje się dla niego
sprawą życia lub śmierci. Proces ten ilustruje wspo-
mniany przykład pacjentki oskarżającej swego męża
o niezdecydowanie i gotowej rozszarpać siebie na ka-
wałki, kiedy uświadamia sobie, że w istocie kipi w niej
gniew z powodu własnego ciągłego wahania się.
W świetle tego, co powiedzieliśmy, zaczynamy ro-
zumieć, dlaczego dyskredytowanie otoczenia przez osobcj

background image

sadystyczną ma dla niej charakter przymusowy. Do-
214

strzegamy także wewnętrzną logikę jej kompulsywnego
i często fanatycznego pragnienia, aby naprawiać in-
nych, a przynajmniej własnego partnera. Skoro sama
nie jest w stanie dorównać wyidealizowanemu obrazo-
wi siebie, musi to zrobić jej partner. Bezlitosna wście-
kłość na samą siebie, która w niej kipi, zostaje skie-
rowana na partnera zawsze wtedy, kiedy ten potknie
się na drodze do jej ideału. Czasami taka osoba może
zapytać samą siebie: „Dlaczego nie zostawię go w spo-
koju?" Jednak takie racjonalne rozważania są bezuży-
teczne dopóty, dopóki trwa w niej wewnętrzna walka
i dopóki jest ona eksternalizowana. Zazwyczaj presja,
którą człowiek o skłonnościach sadystycznych wywiera
na partnera, ulega racjonalizacji i zostaje nazwana „mi-
łością" lub „troską o rozwój" partnera. Nie trzeba wy-
jaśniać, że to nie miłość, nie jest to także troska o rozwój
partnera zgodnie z jego wewnętrznymi dążeniami.
W rzeczywistości człowiek o skłonnościach sadystycz-
nych próbuje zaprząc partnera do niemożliwego zada-
nia realizacji jego — to jest sadysty — wyidealizowa-
nego obrazu siebie. Fasada sprawiedliwości i prawości,
którą musi wznieść jako tarczę przeciw pogardzie do
siebie, pozwala mu na wykorzystywanie partnera z fa-
ryzejską obłudą.
Kiedy już rozumiemy te wewnętrzne zmagania, ła-
twiej dostrzeżemy kolejny czynnik o ogólniejszym zna-
czeniu, nieodłącznie towarzyszący sadyzmowi. Jest nim
chęć odwetu przenikająca niczym trucizna każdą czą-
stkę osobowości sadystycznej. Człowiek taki jest i musi
być żądny odwetu, gdyż kieruje na zewnątrz gwałtowną
pogardę wobec siebie. Jako że obłuda uniemożliwia mu
wyraźne rozpoznanie, do jakiego stopnia odpowiada za
każdą trudność, która pojawia się na jego drodze, jest
,siłą rzeczy przekonany, że to jego wykorzystuje otocze-
nie i że sam jest ofiarą. Ponieważ nie jest w stanie
dostrzec, że źródło rozpaczy leży w nim samym, musi
215

składać odpowiedzialność za taki stan rzeczy na in-
nych. To oni zrujnowali jego życie, więc oni muszą tę
stratę wynagrodzić i dostać to, co im się należy. Właś-
nie uczucie mściwości, bardziej niż którykolwiek inny
czynnik, zabija w nim wszelkie odruchy współczucia
i litości. Dlaczegóż miałby współczuć tym, którzy zmar-
nowali mu życie i którym w dodatku powodzi się lepiej
niż jemu? W pojedynczych przypadkach chęć zemsty
może być świadoma i może odnosić się na przykład do
rodziców. Neurotyk nie zdaje sobie jednak sprawy z te-
go, że to uczucie jest trwałą skłonnością jego charakteru.

background image

Ponieważ osoba o skłonnościach sadystycznych czuje
się odsunięta od życia i potępiona, wpada w szał i wy-
lewa swój gniew na otoczenie w akcie ślepej mściwości.
Rozumiemy już teraz, że unieszczęśliwiając innych, pra-
gnie złagodzić własne cierpienie. Powyższe stwierdze-
nia nie oznaczają wszakże, iż należy traktować je jako
całkowite wyjaśnienie zjawiska sadyzmu. Same elemen-
ty destrukcyjne nie tłumaczą jeszcze pochłaniającego
całkowicie zaangażowania neurotyka w tak liczne sa-
dystyczne dążenia. Muszą istnieć dodatkowe korzyści
mające zasadnicze znaczenie dla osoby sadystycznej.
To, co powiedziałam, zdaje się na pozór przeczyć zało-
żeniu, że sadyzm wyrasta z rozpaczy. Jak osoba, której
brak jakiejkolwiek nadziei, może z czymkolwiek wiązać
oczekiwania i zmierzać do celu, wydatkując przy tym
tyle energii? Jeśli jednak przyjąć jej punkt widzenia,
ma ona wiele do zyskania. Poniżając innych, nie tylko
łagodzi nieznośne poczucie pogardy wobec siebie, ale
równocześnie zyskuje świadomość własnej wyższości.
Wpływając na kształt życia innych ludzi, nie tylko zdo-
bywa pobudzającą ją do dalszego działania świadomość
władzy nad nimi, ale także nadaje zastępcze znaczenie
własnej egzystencji. Wykorzystując emocjonalnie oto-
czenie, tworzy zastępcze życie emocjonalne, które ła-
216

godzi wewnętrzne poczucie jałowości. Upokorzenie dru-
giego sprawia jej niewysłowioną radość skrywającą włas-
ną, nieodwracalną klęskę. To usilne pragnienie pognę-
bienia drugiego człowieka, podbudowane chęcią zemsty,
jest prawdopodobnie najmocniejszą z sił motywujących
ją do działania.
Wszystko, co robi, zaspokaja także jej głód niezdro-
wych emocji i podniecenia. Normalna, zrównoważona
osoba nie potrzebuje takich podniet i im jest dojrzalsza,
tym mniej jej na nich zależy. Ale życie emocjonalne
osoby sadystycznej to pustka. Wszystkie uczucia, poza
uczuciem gniewu i radości z pokonania przeciwnika,
zostały w niej zdławione. Jest uczuciowo martwa i te
ostre pobudki niezbędne są jej do tego, by czuć, że żyje.
I wreszcie, co nie mniej istotne, sadystyczny stosu-
nek do otoczenia rodzi w niej poczucie siły i dumę,
wzmacniające nieświadome przekonanie o własnej
wszechmocy. W czasie analizy stosunek pacjenta do
własnych dążeń sadystycznych ulega głębokiej przemia-
nie. Kiedy uświadomi je sobie po raz pierwszy, całkiem
możliwe, że zajmie wobec nich postawę krytyczną. Od-
rzucenie tych postaw nie zawsze jest prawdziwe i jest
raczej zewnętrznym przystosowaniem się do obowiązu-
jących norm. Sporadycznie mogą się pojawiać okresy
niechęci do siebie. W późniejszym okresie, kiedy pa-
cjentowi niewiele brakuje, by odrzucić swoje skłonno-

background image

ści, może się u niego zrodzić przeświadczenie, że traci
coś cennego. Wtedy też może po raz pierwszy świado-
mie odczuć perwersyjną radość na myśl, że jest w sta-
nie robić z innymi, co mu się żywnie podoba. Może
wtedy wyrazić zaniepokojenie, czy analiza nie prze-
kształci go w zwykłego mięczaka. W tym wypadku, jak
to się często dzieje w czasie analizy, niepokój pacjenta
ma subiektywne uzasadnienie. Pozbawiony już mocy,
by posługiwać się innymi i wykorzystywać ich do za-
spokojenia własnych potrzeb emocjonalnych, uważa sie-
217

I

bie za istotę słabą i bezradną. Z czasem zrozumie, że
siła i duma, które wynosił ze swego sadyzmu, były je-
dynie marną namiastką, a miały dla niego wartość tyl-
ko dlatego, że rzeczywista siła i prawdziwa duma były
dlań nieosiągalne.
Kiedy uświadomimy sobie prawdziwy charakter ko-
rzyści wynikających z postawy sadystycznej, będzie dla
nas oczywiste, że nie ma sprzeczności w twierdzeniu,
iż osoba żyjąca w stanie permanentnej rozpaczy może
czegoś gorączkowo pragnąć. Jednak nie pragnie ani wię-
kszej wolności, ani większego samospełnienia; wszystko
to, co jest źródłem jej rozpaczy, pozostaje nie zmienione
i wcale nie liczy ona na zmianę. To, do czego dąży, to
jedynie namiastki.
Korzyści emocjonalne osoba taka osiąga przez życie
zastępcze. Być sadystą oznacza prowadzić
życie agresywne i w głównej mierze ni-
szczycielskie za pośrednictwem innych.
Jest to jedyny sposób, w jaki potrafi żyć osoba tak do-
głębnie przybita własnym nieszczęściem. Brawura, z ja-
ką realizuje swe cele, jest brawurą zrodzoną z rozpaczy.
Nie mając nic do stracenia, może tylko odnosić korzy-
ści. W tym sensie dążenia sadystyczne należy trakto-
wać jako zmierzające do celu pozytywnego, którym jest
próba wydźwignięcia się z klęski. Powo-
dem, dla którego osoba sadystyczna z taką pasją dąży
do tego celu, jest fakt, że triumfując nad innymi, zdol-
na jest wymazać własne rozpaczliwe poczucie przegranej.
Elementy destrukcyjne, nieodłączne od dążeń sady-
stycznych, nie mogą pozostać bez wpływu na samą jed-
nostkę. Mówiliśmy już o wzroście pogardy wobec siebie.
Równie znaczącym ich następstwem jest rodzący się
lęk. Składa się nań lęk przed działaniem odwetowym
ze strony otoczenia oraz lęk, że inni potraktują sadystę
tak samo jak on ich traktuje lub chce ich traktować.

218

background image

Na poziomie świadomości nie dostrzegamy jednak u ta-
kiej osoby lęku, lecz przyjmowanie za oczywisty faktu,
że inni wyrównaliby z nią porachunki, gdyby tylko mo-
gli — to znaczy gdyby nie jej nieustanna gotowość do
kontrofensywy. Musi mieć się bezustannie na baczności
i przewidywać każdy możliwy atak, tak by pozostać
niepokonaną. Nieświadome przekonanie o własnej nie-
zwyciężalności często odgrywa tu rolę znaczącą, zapew-
niając butną świadomość bezpieczeństwa: nic jej nie
zrani, nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo, nigdy nie
będzie miała żadnego wypadku, nigdy nie zarazi się
żadną chorobą. Co więcej, nigdy nie umrze. Jeśli jednak
mimo to dozna szkody, na skutek działania innych osób
lub okoliczności, to pseudobezpieczeństwo wali się w gru-
zy i bardzo prawdopodobne, że ogarnie ją panika.
Lęk sadysty jest po części spowodowany obecnymi
w nim wybuchowymi i destrukcyjnymi elementami. Czu-
je się jak ktoś, kto chodzi z bombą w zanadrzu. By
utrzymać pod kontrolą te niebezpieczne siły, potrzebna
jest mu doprowadzona aż do granic przesady samokon-
trola i bezustanna czujność. Postawy te mogą wydostać
się na powierzchnię wtedy, gdy pije, zwłaszcza jeśli nie
boi się rozluźnić pod wpływem alkoholu. W takich chwi-
lach może go ogarniać szał niszczenia. Te bodźce mogą
także przenikać tuż pod powierzchnię świadomości
w wyjątkowych okolicznościach oznaczających dla nie-
go pokusę. Tak rzecz się ma z sadystą w powieści Zoli
Bestia ludzka, który wpada w panikę zauroczony pew-
ną dziewczyną, gdyż zauroczenie to rodzi w nim rów-
nocześnie chęć jej zamordowania. Osoba taka, gdy jest
świadkiem jakiegoś wypadku lub aktu okrucieństwa,
może wpaść w szpony własnego lęku, gdyż sytuacje
takie budzą w niej jej własne niszczycielskie dążenia.
Oba te czynniki — pogarda wobec siebie i niepo-
kój — są w zasadniczej mierze odpowiedzialne za wy-
pieranie impulsów sadystycznych. Głębia i dokładność
219

wypierania są zmienne. Często impulsy te są po prostu
trzymane z dala od świadomości. Nawiasem mówiąc,
to zdumiewające, jak wiele z zachowań sadystycznych
może ujawniać się na zewnątrz bez jakiejkolwiek świa-
domości jednostki. Człowiek taki uświadamia sobie tylko
okazjonalne pragnienia znęcania się nad słabszym lub
też rodzi się w nim podniecenie, gdy czyta o czynach sa-
dystycznych albo też ma wyraźnie sadystyczne fanta-
zje. Te sporadyczne przebłyski prawdy są zjawiskiem
wyizolowanym. Przeważająca część jego codziennego
sadystycznego zachowania wobec innych pozostaje nie
uświadomiona. Skostniałość uczuć w stosunku do sie-
bie i innych to jeden z czynników zakrywających mu
całą prawdę o sobie; dopóki nie zniknie, nie jest w sta-

background image

nie doświadczyć emocjonalnie tego, co czyni. Poza tym
jego wybiegi służące usprawiedliwieniu własnych dą-
żeń sadystycznych są na tyle inteligentne, że zwodzi
nimi nie tylko siebie, ale także swoje ofiary. Nie wolno
nam zapominać, że sadyzm to końcowe stadium ostrej
nerwicy. Dlatego też rodzaj usprawiedliwienia będzie
zależeć od charakteru nerwicy, z której dążenia te wy-
rastają.
Osoba typu uległego będzie się zatem starała omo-
tać partnera nieświadomą, udawaną miłością. Jej żą-
dania będą powiązane z jego potrzebami. Właśnie dla-
tego, że jest taka bezbronna, wylękniona lub udręczo-
na, partner powinien robić wszystko za nią. Ponieważ
nie może przebywać sama, ten drugi zawsze winien
być przy niej. Swoje pretensje wyrażać będzie pośred-
nio, demonstrując — nieświadomie — jak wiele cier-
pienia sprawia jej otoczenie.
Typ agresywny manifestuje swoje dążenia sadysty-
czne zupełnie jawnie, co jednak nie znaczy, że jest ich
bardziej świadom. Nie waha się okazywać niezadowo-
lenia i pogardy czy też formułować żądań, a poza po-
czuciem całkowitego usprawiedliwienia swojego postę-
220

powania jest też przekonany o własnej uczciwości i szcze-
rości. Będzie także eksternalizował własny brak sza-
cunku w stosunku do innych ludzi i ich przezeń wyko-
rzystywanie oraz będzie próbował ich zastraszyć, mówiąc
im bez ogródek, że uważa, iż jest traktowany instru-
mentalnie.
Osoba wyizolowana jest wyjątkowo skryta, jeżeli cho-
dzi o wyrażanie własnych dążeń sadystycznych. Będzie
dyskretnie burzyła spokój innych, wywołując ich zanie-
pokojenie ciągłą gotowością do schowania się we włas-
nej skorupie, dając im do zrozumienia, że bezustannie
ograniczają ją lub narzucają się jej i znajdują w tym
cichą radość, że sami z siebie robią głupców.
Impulsy sadystyczne mogą być jednak wypierane bar-
dzo głęboko i spowodować coś, co można nazwać sady-
zmem odwróconym. Polega on na tym, iż jednostka czu-
je tak ogromny lęk przed własnymi impulsami, że robi
wszystko, by nie wydostały się na zewnątrz i nie stały
się widoczne ani dla niej, ani dla innych. Unikać będzie
wszystkiego, co w najmniejszym stopniu sugerowałoby
dochodzenie własnych praw, agresję czy wrogość, a w re-
zultacie w jej zachowaniu pojawią się ogromne i roz-
szerzające się zahamowania.
Przedstawmy pokrótce, na czym polega ów proces.
Strach przed zniewoleniem innych powoduje, że dana
osoba jest niezdolna do wydawania jakichkolwiek po-
leceń, nie mówiąc już o przyjęciu na siebie odpowie-
dzialności za ważne sprawy czy o przewodzeniu zespo-

background image

łowi. Gdy chodzi o wpływ na innych czy udzielanie porad,
jest nadmiernie ostrożna. Wypiera własną zazdrość, na-
wet jeśli ta jest uprawomocniona. Baczny obserwator
zauważy jedynie, że taka osoba uskarża się na ból gło-
wy, dolegliwości żołądkowe czy inne zaburzenia soma-
tyczne zawsze wtedy, gdy sprawy nie idą po jej myśli.
Wkładanie wielkiego wysiłku w to, by nie wykorzy-
221

\ 1

stywać innych do własnych celów, powoduje, że u danej
osoby pojawia się skłonność do nadmiernych wyrze-
czeń. Manifestuje się ona w braku odwagi do wyrażania
jakichkolwiek życzeń; co więcej — braku odwagi do
ich posiadania. Osoba taka nie ośmiela się buntować,
gdy jest wykorzystywana, i nie chce nawet sobie uświa-
domić takiego stanu rzeczy. Istnieje u niej tendencja
do traktowania oczekiwań i żądań innych jako bardziej
zasadnych i ważniejszych niż własne i woli być wyko-
rzystywana niż domagać się swoich praw. Ludzie tego
typu znajdują się bezustannie między młotem a ko-
wadłem. Boją się własnych impulsów do posłużenia się
drugim człowiekiem, a równocześnie pogardzają sobą
za nieumiejętność dochodzenia własnych praw, którą
utożsamiają z tchórzostwem, a kiedy ktoś ich wyko-
rzystuje — jak to się dzieje naturalną koleją rzeczy —
stają przed dylematem nie do rozwiązania i reakcją
na to może być depresja lub zaburzenia somatyczne.
Podobnie, nie chcąc zachowywać się źle wobec in-
nych, będą nadmiernie przeczuleni na to, by nikogo
nie zawieść, by być troskliwym i szlachetnym. Gotowi
są zrobić wszystko, by uniknąć sytuacji mogących zra-
nić innych ludzi lub w jakikolwiek sposób upokorzyć
tych, z którymi przestają. Często będą intuicyjnie ucie-
kać się do „miłych" słówek — na przykład do pochwał
i aprobaty, by przez to umocnić pewność siebie. Będą
automatycznie brać winę na siebie i przepraszać na
wyrost. Jeśli będą zmuszeni do wyrażenia jakichkol-
wiek uwag krytycznych, zrobią to w najdelikatniejszy
sposób. Nawet jeśli inni będą ich brutalnie lżyli i trak-
towali bez pardonu, jedyną ich reakcją będzie „wyro-
zumiałość". W istocie jednak są wrażliwi aż do prze-
sady na upokorzenia i będą bardzo cierpieć z tego
powodu.
To sadystyczne igranie z własnymi uczuciami, kiedy
jest głęboko wyparte, może zostać zastąpione przeko-

222

naniem, że jest się niezdolnym do tego, by zaintereso-
wać kogokolwiek własną osobą. Często więc ktoś ta-

background image

ki — mimo iż fakty wskazują inaczej — może szcze-
rze wierzyć, że jest zupełnie nieatrakcyjny dla płci prze-
ciwnej i że musi zadowolić się okruchami, podczas gdy
najlepsze kąski przypadają innym. Mówienie w tym
wypadku o poczuciu niższości jest jedynie użyciem in-
nego słowa na określenie tego, czego jednostka jest
i tak świadoma i co może być po prostu wyrazem jej
pogardy dla siebie samej. Jednak istotny jest tu fakt,
że przeświadczenie o własnej nieatrakcyjności może być
nieświadomą ucieczką przed pokusą zaangażowania się
w emocjonujące zdobywanie i odrzucanie. W czasie ana-
lizy może się okazać, że pacjent nieświadomie sfałszo-
wał cały obraz swoich związków miłosnych. Wtedy je-
steśmy świadkami interesującego zjawiska: „brzydkie
kaczątko" zmienia się w osobę świadomą własnych pra-
gnień i możliwości przyciągnięcia uwagi płci przeciw-
nej, gdy jednak ludzie zaczynają brać poważnie jego za-
loty, zwraca się przeciwko nim z oburzeniem i wzgardą.
Rysujący się zatem typ osobowości takiego pacjenta
jest zwodniczy i trudno go ocenić. Mamy tu uderzające
podobieństwo do osoby typu uległego. Podczas gdy oso-
ba jawnie sadystyczna należy zazwyczaj do typu agre-
sywnego, u pacjenta takiego typu, jaki omawialiśmy
przed chwilą, rozwija się przede wszystkim skłonność
do uległości. Bardzo prawdopodobne jest, że w dzieciń-
stwie został w brutalny sposób zmuszony do podpo-
rządkowania się. Możliwe, że oszukał siebie, i zamiast
zbuntować się, zaczął kochać tych, którym musiał być
posłuszny. Gdy był starszy — może w okresie dojrze-
wania — jego wewnętrzne konflikty były już nie do
zniesienia i ucieczką stało się wyizolowanie. Kiedy jed-
nak doświadczył porażki związanej z tym wyborem, nie
był w stanie znieść odosobnienia w „wieży z kości sło-
niowej". Wrócił zatem do poprzedniej zależności, z jed-
223

ną wszak zasadniczą różnicą: tak rozpaczliwie potrze-
bował miłości, że gotów był zapłacić każdą cenę tylko
po to, by nie pozostać sam. Równocześnie jednak szansę
na znalezienie uczucia malały z powodu obecnego w nim
nadal pragnienia wyizolowania, bezustannie kolidują-
cego z potrzebą związania się z drugim człowiekiem.
Doprowadzony tą wewnętrzną walką do wyczerpania
rozwinął w sobie skłonności sadystyczne. Jednak po-
trzeba kontaktu z ludźmi była tak ogromna, że nie
tylko je wypierał, ale działał przeciwnie do swoich we-
wnętrznych podniet.
Przebywanie z innymi jest zatem dla takiej osoby
ciężkim doświadczeniem — chociaż nie zawsze zdaje
sobie ona z tego sprawę. Bardzo często zachowuje się
nienaturalnie i jest nieśmiała. Bezustannie odgrywa
rolę przeciwną do własnych sadystycznych skłonności.

background image

To naturalne, że sama o sobie sądzi, iż lubi ludzi i ich
towarzystwo. Jest zaszokowana, kiedy w czasie analizy
odkrywa, że jest w niej bardzo niewiele uczucia wobec
tych, z którymi przebywa, a przynajmniej nie jest pew-
na, jaki jest prawdziwy charakter jej emocji. W takiej
chwili skłonna jest traktować ów niedostatek uczuć za
przywarę nie do naprawienia, ale naprawdę w jej wnę-
trzu następuje pozbywanie się fałszywych uczuć pozy-
tywnych i nieświadomie woli nie czuć niczego, aniżeli
dopuścić do głosu skłonności sadystyczne. Rzeczywisty
pozytywny stosunek do innych może się ukształtować
dopiero wtedy, gdy uzna istnienie w sobie tych skłon-
ności i zacznie je pokonywać.
W naszkicowanym powyżej obrazie istnieją jednak
pewne elementy, które obeznanemu z problemem ob-
serwatorowi wskażą obecność dążeń sadystycznych.
W postępowaniu takiego człowieka istnieje przede
wszystkim zwodnicza strategia, za pomocą której może
zastraszać, wykorzystywać i negatywnie wpływać na
otoczenie. Występuje widoczna, chociaż nie uświado-
224

miona pogarda wobec innych ludzi, przypisywana prze-
zeń ich mniej szczytnym niż jego własne zasadom mo-
ralnym. Prócz tego widać w jego postawie i zachowaniu
wiele rozbieżności wskazujących na tendencje sadysty-
czne. Człowiek taki jest na przykład w stanie znieść
skierowane bezpośrednio na niego sadystyczne ataki
z pozornie anielską cierpliwością, jednak czasem ujaw-
nia się w nim przewrażliwienie na nawet najdrobniejsze
przejawy dominacji ze strony innych, oznaki wykorzy-
stania czy upokorzenie. Wreszcie trzeba powiedzieć, że
robi wrażenie „masochisty" — to znaczy sprawia mu
przyjemność, kiedy staje się ofiarą czyjejś agresji. Jed-
nak, jako że samo słowo i kryjące się za nim pojęcie
masochizmu są mylące, spróbujmy zamiast tego, opisać
elementy składowe takiej postawy. Będąc w ogromnym
stopniu skrępowany zahamowaniami, jeżeli chodzi o do-
maganie się szacunku dla siebie, sadysta o sadyzmie
odwróconym będzie, siłą rzeczy, łatwą ofiarą dla in-
nych. Jako że złość budzi w nim jego własna słabość,
często skupia uwagę na ludziach jawnie sadystycznych,
podziwiając ich, a równocześnie pogardzając nimi. Po-
dobnie zresztą sadyści, widząc w nim łatwy kąsek, in-
teresują się jego osobą. W ten oto sposób sam zmierza
ku zagładzie: wykorzystaniu przez innych, frustracji
i upokorzeniu. Doznawane krzywdy nie wywołują w nim
zadowolenia, lecz przeciwnie — bardzo cierpi z ich po-
wodu. Zyskuje jednak przez to możliwość przeżycia włas-
nych skłonności sadystycznych za pośrednictwem ko-
goś innego, bez konieczności stawiania im czoła. Może
się czuć niewinny i moralnie oburzony, mając jednak

background image

nadzieję, że pewnego dnia on sam uzyska przewagę
nad swoim sadystycznym partnerem i go pokona.
Freud śledził proces, który tu przedstawiłam, ale
jego obserwacje zostały wypaczone przez niczym nie-
uzasadnione uogólnienia. Dopasowując je do całości swo-
jej filozofii, traktował je jako dowód na to, że niezależ-
225

nie od tego, jak pełna dobroci wydaje się dana osoba
na zewnątrz, w swym wnętrzu jest destrukcyjna. W rze-
czywistości zaś stan ten to szczególny przypadek roz-
woju szczególnego typu nerwicy.
Odeszliśmy już daleko od poglądu głoszącego, że sa-
dysta to zboczeniec seksualny, i za pomocą wyszuka-
nej terminologii opisującego go jako człowieka podłego
i okrutnego. Zboczenia seksualne to zjawisko względ-
nie rzadkie. Kiedy się pojawiają, są tylko jedną z form
wyrazu ogólnego stosunku danej osoby do innych. U oso-
by sadystycznej występują bez wątpienia skłonności de-
strukcyjne, ale kiedy przyjrzymy się im bliżej, to pod
pozornie nieludzkim zachowaniem dostrzeżemy cierpią-
cego człowieka. Wtedy otwiera się przed nami możli-
wość dotarcia do takiej osoby przez terapię. Odkrywa-
my bowiem szamoczącą się rozpaczliwie jednostkę pra-
gnącą przywrócenia ją do życia, które ją pokonało.

WNIOSKI
ROZWIĄZYWANIE KONFLIKTÓW
NEUROTYCZNYCH
Im bardziej świadomi jesteśmy tego, jak ogromne
szkody wyrządzają osobowości człowieka konflikty neu-
rotyczne, tym pilniejsza staje się potrzeba ich rozwią-
zania w sposób trwały. Jak jednak to zrobić, skoro wie-
my już, że na nic tu decyzje jednostki podejmowane
w zgodzie z własnym rozumem, uciekanie się do siły
woli czy zwykłe próby omijania konfliktu? Jest tylko
jeden sposób: konflikty wewnętrzne można rozwiązać,
zmieniając te aspekty osobowości, które doprowadziły
do ich powstania.
Jest to proces trudny, w którym nie może być miej-
sca na żadne kompromisy. Zważywszy, jak trudno zmie-
nić cokolwiek w nas samych, zrozumiałe jest, że po-
winniśmy uświadomić pacjentowi, że nie istnieje tu żad-
na droga na skróty. Sądząc, że jest to możliwe, pacjenci
i inne osoby często pytają, czy nie wystarczy, jeżeli jest
się świadomym własnego konfliktu podstawowego. Odpo-
wiedź brzmi, rzecz jasna, nie.
Nawet jeśli analityk, rozpoznawszy na początku te-
rapii charakter wewnętrznego rozdarcia pacjenta, jest
w stanie pomóc mu uświadomić sobie to rozdarcie, pra-
wda ta nie przynosi żadnych natychmiastowych korzyści.
Pacjent może odczuć pewną ulgę, kiedy ujrzy nama-

background image

calną przyczynę własnych kłopotów, zamiast nieprze-
227

niknionego dotąd labiryntu, w którym poruszał się po
omacku, jednak odkrycia tego nie może wykorzystać
w swoim życiu od razu. Świadomość tego, jak konfli-
ktowe części osobowości działają w jego wnętrzu, ście-
rając się z sobą nawzajem, nie zmniejsza wcale poczucia
wewnętrznego rozdarcia. Słucha wszystkiego, co mówi
analityk, tak jak słucha się dziwnej opowieści, zrozu-
miałej, ale nie mającej żadnego związku z naszym ży-
ciem. Będzie wszystko podawał w wątpliwość, odcina-
jąc się nieświadomie na wszelkie możliwe sposoby od
przekazywanych informacji. Będzie trwał nieświadomie
w przekonaniu, że analityk przejaskrawia znaczenie je-
go konfliktów; że gdyby nie okoliczności zewnętrzne,
wszystko byłoby z nim w porządku; że wystarczy, iż
znajdzie prawdziwą miłość lub odniesie sukces, a nie-
pokój zniknie; że może uniknąć rozdarcia, jeżeli będzie
trzymał się z dala od łudzi; że chociaż to prawda, iż
ludzie zazwyczaj nie mogą „dwóm panom służyć", on —
nieprzeciętnie inteligentny, o silnej woli — potrafi to.
Może też czuć — także nieświadomie — że analityk to
szarlatan lub głupiec o dobrych intencjach, którego op-
tymizm to tylko zawodowa maska, a który powinien
wiedzieć, że nic nie może wyleczyć go z jego rozpaczy
i że na wszelkie propozycje z jego strony patrzy przez
pryzmat swojego poczucia beznadziei.
Wszystko, co dzieje się w umyśle pacjenta, wskazuje
wyraźnie bądź na to, że trzyma się on kurczowo włas-
nych rozwiązań będących dla niego czymś znacznie bar-
dziej rzeczywistym niż sam konflikt, bądź na to, że stra-
cił wszelką nadzieję na znalezienie wyjścia z sytuacji.
Dlatego analityk, zanim zajmie się, w sposób rokujący
nadzieje na sukces, konfliktem podstawowym, winien
przeanalizować gruntownie próby rozwiązania konfli-
ktu podejmowane przez pacjenta oraz ich konsekwencjo,
Z poszukiwania łatwiejszej drogi wyjścia z konfliktu
zrodziło się pytanie, które znajduje swoje częściowe uzn-
228

sadnienie w poglądach Freuda i w podkreślaniu prze-
zeń roli wczesnych doświadczeń: Czy nie wystarczy, jeśli
te sprzeczne popędy — kiedy już je rozpoznamy — zo-
staną powiązane z ich początkami z wczesnego dzie-
ciństwa? Także na to pytanie musimy udzielić odpo-
wiedzi przeczącej, w głównej mierze z tych samych po-
wodów co poprzednio. Nawet najbardziej szczegółowe
przypominanie sobie przez pacjenta doświadczeń z dzie-
ciństwa da mu niewiele poza tym, że będzie miał więcej
wyrozumiałości dla siebie. Nie złagodzi to natomiast
w żaden sposób jego obecnych konfliktów.

background image

Ogólna wiedza dotycząca wczesnych wpływów oto-
czenia i zmian, jakie wywołały one w osobowości dziecka,
chociaż nie ma bezpośredniego zastosowania terapeu-
tycznego, ma istotne znaczenie w przypadku analizy
warunków, w których rozwijają się konflikty neurotycz-
ne*. To właśnie zmiany stosunku do siebie i innych
doprowadziły do powstania konfliktów. Proces ten opi-
sałam w moich wcześniejszych pracach**, a także
w poprzednich rozdziałach tej książki. Streszczając
przedstawione tam fakty, należy stwierdzić, że dziecko
może się znaleźć w sytuacji zagrażającej jego wewnę-
trznej wolności, spontaniczności, poczuciu bezpieczeń-
stwa i pewności siebie — krótko mówiąc, w sytuacji
zagrażającej samemu jądru jego psychicznej egzysten-
cji. Czuje się odizolowane i bezradne, w rezultacie czego
pierwsze próby określenia się wobec innych są deter-
minowane nie przez jego rzeczywiste uczucia, ale przez
konieczność zmuszającą go do przyjęcia określonej stra-
tegii w swoim zachowaniu. Nie może ono po prostu
* Jak się powszechnie przyjmuje, wiedza ta ma także ogromne zna-
czenie profilaktyczne. Jeśli wiemy, jakie czynniki w otoczeniu sprzyjają
rozwojowi dziecka, a jakie je hamują, mamy tym samym możliwość za-
pobieżenia nadmiernemu rozwojowi nerwic wśród ludzi w przyszłości.
** Por. K. Horney, Nowe drogi w psychoanalizie, op. cit., rozdział 8,
i Autoanaliza, op. cit., rozdział 2.
229

kogoś lubić lub nie, ufać komuś bądź nie ufać, wyrażać
własnych życzeń lub protestować przeciwko żądaniom
innych. Przeciwnie, musi automatycznie znaleźć jakiś
sposób poradzenia sobie z otoczeniem i manipulowania
ludźmi w najbezpieczniejszy dla siebie sposób. Na skutek
tego u jednostki pojawia się wyalienowanie w stosunku
do siebie i innych, uczucie beznadziei, ogólny i trwały
niepokój oraz różne stopnie wrogości wobec otoczenia,
począwszy od zwykłej nieufności, na nienawiści kończąc.
Tak długo, jak długo trwa ten stan rzeczy, neurotyk
nie potrafi wyzbyć się żadnego ze swych sprzecznych
pragnień. Wręcz przeciwnie, wewnętrzna konieczność,
w której są one zakorzenione, w miarę rozwoju nerwicy
nie słabnie, lecz wzrasta i staje się coraz dotkliwsza.
Stosowane przezeń pseudorozwiązania powodują wzrost
liczby zakłóceń w relacjach z innymi i w stosunku do
siebie, przez co możliwość rzeczywistego rozwikłania kon-
fliktu nieustannie oddala się.
Celem terapii może być zatem jedynie zmiana tego
stanu rzeczy. Neurotykowi trzeba pomóc w powrocie
do normalnego życia, pomóc uświadomić sobie rzeczy-
wiste emocje i pragnienia, wypracować własną hierar-
chię wartości i nowy stosunek do otoczenia, którego
podstawą będą jego rzeczywiste uczucia i przekonania.
Gdyby można było dokonać tego za pomocą jakiejś cza-

background image

rodziejskiej różdżki, konflikty zniknęłyby same i nie
trzeba by się nimi zajmować. Nie mamy jednak takiej
różdżki i dlatego musimy wiedzieć, jakie działania pod-
jąć, by spowodować zmianę.
Jako że każda nerwica — niezależnie od tego, jak
dramatyczne i z pozoru bezosobowe byłyby jej sympto-
my — jest zaburzeniem charakteru, zadaniem terapii
jest analiza całej nerwicowej struktury charakteru. Im
dokładniej jesteśmy w stanie zdefiniować tę strukturę
i jej jednostkowe zróżnicowania, tym wyraźniej potra-
fimy określić konkretne zadania, które nas czekają. Jeśli
230

założymy, że nerwica to struktura obronna nabudowana
wokół konfliktu podstawowego, pracę analityka można
z grubsza podzielić na dwa etapy. Pierwszy będzie po-
święcony szczegółowej analizie wszystkich nieświado-
mych prób rozwiązania konfliktu podejmowanych przez
konkretnego pacjenta, łącznie z analizą ich oddziały-
wania na jego osobowość. Etap ten będzie obejmował
gruntowne badania wszystkich skutków dominującej
w nim postawy wobec otoczenia, skutków jego wyide-
alizowanego obrazu własnego „ja", jego eksternalizacji
itp., jednakże bez analizy powiązania tych zjawisk z kon-
fliktem wewnętrznym danej osoby. Błędem byłoby przy-
puszczać, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć tych czyn-
ników i zająć się nimi, jeszcze zanim skupimy naszą
uwagę na samym konflikcie, gdyż chociaż wyrosły one
z potrzeby załagodzenia konfliktu, wiodą teraz własny
żywot, mają odrębne znaczenie i we własny, specyfi-
czny sposób oddziałują na jednostkę.
Drugi etap obejmuje pracę nad samymi konfliktami.
Musimy nie tylko uświadomić pacjentowi ogólny cha-
rakter jego konfliktów, ale także ukazać szczegółowo
ich działanie, to znaczy pokazać, jak w konkretnych
okolicznościach nie przystające do siebie dążenia i wy-
nikające z nich postawy kolidują z sobą. Dzieje się tak
na przykład wtedy, gdy potrzeba podporządkowania się
wzmocniona sadyzmem odwróconym utrudnia neuro-
tykowi przodowanie w sporcie lub w pracy, w której
ważne jest współzawodnictwo, a równocześnie chęć po-
konania rywala sprawia, że sukces staje się dla niego
czymś nieodzownym. Podobnie dzieje się wtedy, gdy
narzucony sobie surowy tryb życia (u którego podstaw
może leżeć wiele przyczyn) koliduje z potrzebą współ-
czucia, miłości i folgowania własnym zachciankom. Mu-
sielibyśmy także pokazać pacjentowi, jak przechodzi
z jednej skrajności w drugą, jak jest dla siebie na prze-
mian zbyt surowy i nad miarę pobłażliwy lub też jak
231

jego eksternalizowane żądania w stosunku do siebie,

background image

wzmocnione, być może, skłonnościami sadystycznymi,
kłócą się z pragnieniem bycia ekspertem we wszystkim
i wzorem wielkoduszności i jak z tego powodu prze-
chodzi od potępień do przymykania oczu na wszystko,
co robią inni ludzie, lub też jak szamocze się między
przypisywaniem sobie wszelkich praw a przeświadcze-
niem, że nic mu się nie należy.
Ten etap pracy analityka obejmuje też interpretację
wszystkich niemożliwych do zrealizowania kompromi-
sów, które pacjent stara się osiągnąć, takich na przy-
kład, jak próba pogodzenia egocentryzmu i szlachetności,
postawy zdobywcy z czułością i wrażliwością, pragnie-
nia dominacji z wyrzeczeniem. Trzeba także pomóc pa-
cjentowi zrozumieć dokładnie, jak jego wyidealizowany
obraz samego siebie, eksternalizacja i tym podobne czyn-
niki przyczyniają się do rozmycia konfliktów, do ich zaka-
muflowania i pozornego łagodzenia ich niszczycielskiej
siły. Krótko mówiąc, na tym etapie należy pacjentowi
w pełni uświadomić znaczenie jego konfliktów, ich ogól-
ny wpływ na osobowość i ukazać powiązanie między
nimi a występującymi u niego symptomami nerwicy.
Ogólnie rzecz biorąc, możemy wyróżnić u pacjenta
dwie strategie, za pomocą których przeciwstawia się
on terapeucie na każdym z omówionych etapów. Kiedy
analizowane są jego próby rozwiązania konfliktu, broni
za wszelką cenę subiektywnej wartości własnych po-
staw i dążeń, starając się tym samym nie dopuścić do
świadomości ich prawdziwego charakteru. W czasie ana-
lizy swoich konfliktów stara się udowodnić, że w rzeczy-
wistości nie są to konflikty, i z tego powodu zaciemnia
i bagatelizuje fakt, iż jego pragnienia są sprzeczne.
Jeżeli chodzi okolejność zajmowania się w czasio
analizy poszczególnymi problemami, wskazówki Freu-
da w tej mierze mają i prawdopodobnie zawsze mieć
232

będą pierwszorzędne znaczenie. Wykorzystując w ana-
lizie zasady obowiązujące w terapii medycznej, w każ-
dym podejściu do problemów pacjenta podkreślał on
wagę dwóch czynników: interpretacja powinna prowa-
dzić do rzeczywistych korzyści i nie może wyrządzać
mu szkody. Innymi słowy, analityk musi zwracać uwa-
gę, czy pacjent w danej chwili jest w stanie znieść to,
co on mu powie, i czy jego dociekania będą miały dla
niego jakieś znaczenie oraz czy pozwolą mu w konstru-
ktywny sposób podejść do własnych problemów. Brak
nam ciągle wyraźnego kryterium określającego, co pa-
cjent jest w stanie przyjąć i co może się przyczynić do
rozpoczęcia konstruktywnego myślenia z jego strony.
Różnice strukturalne między pacjentami są zbyt wiel-
kie, by można formułować ogólne zalecenia odnośnie
do odpowiedniej pory dla poszczególnych interpretacji

background image

i ich kolejności, jednak możemy kierować się zasadą, że
nie można zająć się niektórymi problemami w sposób
rokujący nadzieje na ich rozwiązanie i bez zbędnego
ryzyka, jeśli wpierw nie nastąpią konkretne zmiany
w postawie pacjenta. Możemy wskazać na kilka reguł
zawsze możliwych do zastosowania.
Po pierwsze, do niczego nie prowadzą próby kon-
frontowania pacjenta z którymś z jego poważnych kon-
fliktów tak długo, jak długo zaprzątnięty jest ściganiem
ułud, które utożsamia z rzeczywistym rozwiązaniem
swoich kłopotów. Musi przede wszystkim zobaczyć, że
pogoń ta jest daremna i negatywnie wpływa na jego
życie. Nie chcę przez to powiedzieć, że należy wystrze-
gać się jakichkolwiek wzmianek o konfliktach. Miara
ostrożności analityka uzależniona jest od tego, jak kru-
cha jest neurotyczna struktura osobowości pacjenta. Nie-
którzy pacjenci mogą wpaść w panikę, jeżeli przedwcześ-
nie pokaże im się ich konflikty. Dla innych nie będzie
to mieć żadnego znaczenia i wzmianka ta nie pozostawi
po sobie żadnego śladu. Nic w tym dziwnego, gdyż lo-
233

gicznie rzecz biorąc, nie należy spodziewać się, iż pa-
cjent trzymając się kurczowo swoich rozwiązań i licząc
nieświadomie na to, że mu pomogą wyjść cało z opresji,
przejawi rzeczywiste zainteresowanie swoimi konflik-
tami.
Kolejne zagadnienie, które należy uświadamiać pa-
cjentowi stopniowo i ostrożnie, to omawiany tu wielo-
krotnie wyidealizowany obraz własnego „ja". Odeszli-
byśmy zbyt daleko od głównego tematu, gdybyśmy
chcieli omówić w tym miejscu warunki, których speł-
nienie umożliwia analizowanie pewnych aspektów tego
obrazu we względnie wczesnym okresie terapii. Wska-
zana jest jednak w tym wypadku ostrożność, gdyż ob-
raz wyidealizowany jest nierzadko jedyną częścią oso-
bowości pacjenta, która wydaje mu się rzeczywista. Co
więcej, może on też być jedynym elementem zapewnia-
jącym mu względne poczucie własnej wartości i chro-
niącym go przed pogrążeniem się w pogardzie do siebie
samego. Pacjent musi posiadać pewną rzeczywistą siłę,
zanim będzie w stanie znieść próby podważenia swo-
jego wyidealizowanego obrazu siebie.
Skupienie się na dążeniach sadystycznych we wczes-
nym okresie analizy nie przyniesie z pewnością żad-
nych korzyści, ponieważ dążenia te w drastyczny spo-
sób kłócą się z wyidealizowanym obrazem jednostki.
Często także w okresie późniejszym uświadomienie sobie
przez pacjenta tych dążeń napełnia go strachem i ob-
rzydzeniem. Istnieje jednak bardziej konkretny powód
odłożenia analizy dążeń sadystycznych na później, kie-
dy pacjent uwolni się częściowo od swego poczucia bez-

background image

nadziei i pojawi się w nim więcej inicjatywy: nie może
on, mianowicie, być zainteresowany wyzbyciem się dążeń
sadystycznych, podczas gdy nieświadomie przekonany
jest, że jedyne, co mu pozostało, to egzystencja zastępcza.
Tę samą zasadę można zastosować do wyboru najod-
powiedniejszej pory poszczególnych interpretacji, pamię-
234

tając, że w konkretnym wypadku wszystko zależy od
struktury charakteru danej jednostki. Jeżeli mamy do
czynienia z pacjentem, u którego przeważają dążenia
agresywne, który pogardza uczuciami i traktuje je jako
przejaw słabości, pochwalając równocześnie wszystko,
co ma pozór siły, to postawa taka, wraz ze wszystkimi
jej następstwami, musi zostać rozpracowana w pier-
wszej kolejności. Błędem byłoby w tym wypadku dać
pierwszeństwo jego potrzebie intymności, niezależnie
od tego, jak oczywista byłaby ona dla analityka. Pa-
cjent opierałby się takiemu działaniu, odbierając je jako
zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa. Byłby prze-
konany, że musi się mieć na baczności, gdyż analityk
chce zrobić z niego świętoszka. Dopiero kiedy stanie
się znacznie silniejszy wewnętrznie, będzie zdolny do
zaakceptowania swoich skłonności do uległości i wy-
rzeczeń. W przypadku takiego pacjenta trzeba także
powstrzymać się na jakiś czas z poruszaniem problemu
poczucia beznadziei, gdyż najprawdopodobniej nie ze-
chce się przyznać do tego rodzaju uczuć. Beznadzieja
będzie mu się kojarzyła z pogardzanym przezeń lito-
waniem się nad sobą i oznaczać będzie przyznanie się
do porażki. Inaczej trzeba postępować w przypadku oso-
by, u której dominuje dążenie do uległości. Wówczas
należy gruntownie się zająć wszystkimi aspektami jej
„dążenia ku ludziom", zanim wspomni się o tendencjach
do dominacji czy pragnieniach odwetu. Podobnie jeżeli
pacjent postrzega siebie jako geniusza lub wspaniałego
kochanka, stratą czasu będzie zajmowanie się na po-
czątku jego lękiem czy pogardą wobec siebie, zamiast
upokorzeniem i odrzuceniem.
Czasem liczba problemów, którymi można się zająć
na początku analizy, jest bardzo ograniczona. Jest tak
zwłaszcza wtedy, gdy u pacjenta daleko posunięta eks-
ternalizacja łączy się ze sztywną idealizacją obrazu sie-
bie, na skutek czego nie dopuszcza on myśli, iż może
235

mieć jakiekolwiek wady. Jeśli pewne oznaki wskazują
na taki stan rzeczy, analityk zaoszczędzi dużo czasu,
unikając wszelkich interpretacji, które nawet w mini-
malnym stopniu sugerowałyby, że źródłem wszystkich
kłopotów pacjenta jest on sam. Na tym etapie łatwiej
będzie zająć się niektórymi aspektami jego wyidealizo-

background image

wanego obrazu siebie, na przykład nadmiernymi wy-
maganiami, jakie sobie stawia.
By zrozumieć szybciej i wyraźniej, co pacjent chce
przekazać za pomocą swoich skojarzeń, a zatem czym
należałoby się zająć w danym momencie, pomocna jest
analitykowi znajomość dynamiki neurotycznej struktu-
ry charakteru. Dzięki niej będzie mógł na podstawie
pozornie nie mających żadnego znaczenia informacji wy-
wnioskować o dominującym aspekcie osobowości pa-
cjenta i skupić uwagę na elementach najistotniejszych.
Jego podejście będzie przypominało badanie lekarza,
który stwierdziwszy, że pacjent poci się nocą, odczuwa
zmęczenie późnym popołudniem i kaszle, podejrzewa
gruźlicę płuc i w dalszym badaniu szuka potwierdzenia
swej diagnozy.
Jeśli na przykład pacjent jest pokorny w swoim za-
chowaniu i gotów do podziwu dla analityka, a w jego
skojarzeniach uwidaczniają się tendencje do wyrzecze-
nia i ustępstw, to analityk będzie rozważał wszystkie
czynniki związane z „dążeniem ku ludziom". Zbada mo-
żliwość, że jest to postawa dominująca pacjenta, a jeśli
jego przypuszczenia się potwierdzą, dołoży wszelkich
starań, by rozpracować to z każdego możliwego punk-
tu widzenia. Kiedy pacjent z kolei wielokrotnie mówi
o doświadczeniach, w których czuł się upokorzony, i zda-
je się sugerować, że tak samo postrzega analizę, wów-
czas analityk wie, że musi się zająć lękiem pacjenta
wobec upokorzenia i wybrać do interpretacji to źródło
lęku, które w danej chwili jest najbardziej dostępne.
Może na przykład połączyć je z pragnieniem potwier-
236

dzenia przez pacjenta wyidealizowanego obrazu swego
„ja", pod warunkiem że niektóre z elementów tego ob-
razu zostały już pacjentowi uświadomione. Jeśli w cza-
sie analizy pacjent wykazuje inercję i uparcie twierdzi,
że czuje się potępiony i skazany na klęskę, analityk
zajmie się jego poczuciem braku nadziei na tyle, na ile
jest to możliwe w danym momencie. Na początku te-
rapii analityk może jedynie wskazać na znaczenie tego
uczucia, mianowicie na to, że pacjent poddał się i zre-
zygnował z jakiejkolwiek walki o siebie. Potem będzie
się starał pokazać, że poczucie to nie wynika z rzeczy-
wiście beznadziejnej sytuacji, lecz jest problemem, któ-
ry trzeba zrozumieć, a ostatecznie rozwiązać. Jeśli
stan beznadziei pojawi się w późniejszym okresie ana-
lizy, analityk być może będzie w stanie uświadomić
1 pacjentowi bardziej konkretnie jej powiązanie z nie-
' możnością znalezienia wyjścia z własnych konfliktów
lub nawet wskazać na jej związek z wyidealizowanym
obrazem siebie.
Proponowane postępowanie nie wyklucza możliwo-

background image

ści korzystania przez analityka w szerokim zakresie
z własnej intuicji ani wyczulenia na wszystkie procesy
zachodzące we wnętrzu pacjenta. Są to cenne, a nawet
niezbędne w jego pracy przymioty, które powinien sta-
rać się udoskonalić w jak największym stopniu. Fakt,
że wykorzystuje się własną intuicję, nie oznacza, że
całą terapię można sprowadzić do „sztuki" lub działa-
nia, w którym wystarczy zdrowy rozsądek. Znajomość
neurotycznej struktury charakteru powoduje, że wycią-
gane na jej podstawie wnioski są ściśle naukowe i umo-
żliwiają analitykowi prowadzenie terapii w sposób pre-
cyzyjny i odpowiedzialny.
Jednak każdy pacjent jest inny i z tego powodu ana-
litykowi pozostaje czasem jedynie metoda prób i błę-
dów. Mówiąc o błędach, nie mam na myśli tak poważ-
nych omyłek, jak przypisywanie pacjentowi obcych mu
237

motywacji lub nieumiejętność uchwycenia jego istot-
nych dążeń neurotycznych, lecz bardzo powszechny błąd
przedstawiania interpretacji, których pacjent nie jest
jeszcze gotów przyjąć. Podczas gdy pomyłek większego
kalibru można uniknąć, błędu przedwczesnej interpre-
tacji do końca uniknąć nie sposób. Możemy jednak na-
uczyć się szybciej rozpoznawać takie błędy, jeśli będzie-
my zwracać należytą uwagę na sposób, w jaki pacjent
reaguje na nasze interpretacje, i dostosowywać do tego
nasze dalsze kroki. Wydaje mi się, że zbyt duży nacisk
kładzie się na sam „opór" pacjenta, na to, czy odrzuca
on lub akceptuje daną interpretację, za mały zaś na
znaczenie jego reakcji. To bardzo źle, gdyż reakcja ta,
ze wszystkimi szczegółami, wskazuje, co trzeba jeszcze
przepracować, zanim pacjent będzie gotów zająć się pro-
blemem przedstawionym mu przez analityka.
Można to zilustrować następującym przykładem: Je-
den z pacjentów zdał sobie sprawę z tego, że w swym
związku z drugą osobą objawiał głęboką irytację za-
wsze wtedy, kiedy ta osoba stawiała mu jakieś wyma-
gania. Nawet najbardziej uzasadnione prośby były od-
bierane przezeń jako przymus, a najbardziej uspra-
wiedliwiony krytycyzm jako obraza. Równocześnie
śmiało domagał się całkowitego oddania się z jej strony
i bez ogródek wypowiadał swoje uwagi krytyczne. In-
nymi słowy, zdał sobie sprawę z tego, że przypisywał sobie
wszystkie przywileje, odmawiając ich zupełnie partner-
ce. Dostrzegł wyraźnie, że taka postawa może zaszko-
dzić jego przyjaźniom, a nawet zniszczyć małżeństwo.
Do tego momentu bardzo aktywnie i twórczo współ-
uczestniczył w pracy analitycznej, ale na pierwszym
spotkaniu po sesji, na której uświadomił sobie konse-
kwencje własnej postawy, głównie milczał, był przy-
gnębiony i niespokojny. Tych kilka skojarzeń, które po-

background image

jawiły się w czasie spotkania, wskazywało na silną chęć
wycofania się z terapii, co stało w wyraźnej sprzeczności
238

' z jego dotychczasowym zapałem, z jakim pracował nad
tym, by doprowadzić do poprawnych stosunków z pew-
ną kobietą. Chęć wycofania się wskazywała, jak nieznoś-
na była dlań perspektywa wzajemnych ustępstw i zo-
bowiązań. Przyjmował zasadę równych praw obu stron
tylko w teorii, w praktyce ją odrzucając. Podczas gdy
depresja była reakcją na sytuację bez wyjścia, w której
się znalazł, chęć wycofania się oznaczała, że szuka ja-
kiegoś rozwiązania. Kiedy zrozumiał, że wycofanie się
z terapii do niczego nie prowadzi, i zobaczył, że jedy-
nym sposobem jest zmiana własnej postawy, zadał so-
bie pytanie, dlaczego wzajemne ustępstwo było dla niego
nie do przyjęcia. Skojarzenia, które pojawiły się wkrót-
, ce, pokazały, że był emocjonalnie przeświadczony, iż
jedyna alternatywa to mieć wszystkie prawa lub nie
mieć żadnego. Zaniepokoił się, że jeśli wyzbyłby się czę-
; ści swoich praw, nigdy nie osiągnąłby tego, czego
i chciał, i musiałby podporządkowywać się niezmiennie
i życzeniom innych ludzi. To z kolei świadczyło o jego
dążeniach do uległości i wyrzeczenia się, które, chociaż
wspomniane w trakcie analizy, nigdy nie ukazały się
w całej głębi i znaczeniu. Okazało się, że jego uległość
i zależność od innych były tak znaczne, że musiał się
uciec do sztucznych środków obrony przed otoczeniem,
przypisując wyłącznie sobie prawo do wszystkiego. Wy-
zbycie się tych środków w chwili, kiedy uległość była
dlań nadal wewnętrznym przymusem, oznaczałoby za-
tratę siebie jako odrębnej jednostki. Zanim w ogóle był
w stanie wziąć pod uwagę możliwość zmiany własnej
postawy, należało rozpracować jego dążenie do uległości.
Z naszych dotychczasowych rozważań wynika wy-
raźnie, że nie należy ograniczać się do wybiórczego uj-
mowania danego problemu. Trzeba powracać do niego
wielokrotnie i zajmować się nim z różnych punktów
widzenia. Jest tak dlatego, że postawa jednostki wy-
rasta z wielu źródeł i przyjmuje nowe funkcje w trakcie
239

rozwoju nerwicy. Tak na przykład chęć przypodobania
się każdemu i godzenie się na wszystko są pierwotnie
częścią neurotycznej potrzeby miłości i trzeba się ich
uchwycić, kiedy zajmujemy się właśnie tą potrzebą. Po-
wracamy do nich, gdy pojawia się problem wyidealizo-
wanego obrazu własnego ,ja", gdyż wtedy chęć przypo-
dobania się ludziom będzie postrzegana przez pacjenta
jako wyraz jego świętości. Gdy przystąpimy do analizy
problemu wyizolowania, okaże się, że łączy się on też
z potrzebą unikania tarć z innymi. Jego kompulsywny

background image

charakter stanie się jeszcze wyraźniejszy, gdy pojawi się
lęk pacjenta przed otoczeniem i chęć ukrycia za wszelką
cenę impulsów sadystycznych. Z kolei wrażliwość na
przymus może być interpretowana jako postawa obronna
wynikająca z wyizolowania oraz jako projekcja pragnie-
nia władzy pacjenta, a później jako forma eksternali-
zacji, wewnętrznego przymusu czy innych skłonności.
Każda postawa neurotyczna i każdy konflikt, które
pojawiają się w trakcie analizy, winny być rozpatry-
wane w stosunku do osobowości pacjenta jako całości.
Takie właśnie podejście nazywam przepracowaniem
problemu. Obejmuje ono następujące etapy: uświado-
mienie pacjentowi wszystkich jawnych i ukrytych ob-
jawów jego konfliktu lub dążenia, pomoc w zrozumie-
niu ich kompulsywnego charakteru, doprowadzenie go
do tego, by ujrzał zarówno ich subiektywną wartość,
jak i ich niekorzystne konsekwencje.
Kiedy pacjent dostrzeże u siebie cechy neurotyczne,
zazwyczaj unika ich dokładnej analizy, uciekając się
natychmiast do pytania: „Jak do tego doszło?" Obojęt-
nie, czy jest tego świadom czy nie, ma nadzieję, że
rozwiąże problem, cofając się do jego źródła. Zadaniem
analityka jest powstrzymanie go od ucieczki w prze-
szłość i zachęcenie, by przyjrzał się wpierw temu, co
się składa na dany problem, innymi słowy, by zazna-
240

jomił się ze swym szczególnym zachowaniem. Pacjent
musi poznać wszystkie charakterystyczne dlań sposo-
by, za pomocą których manifestuje siebie, środki, do
jakich się ucieka, by ukryć swoje zachowanie przed oto-
czeniem, i własny stosunek do otoczenia. Jeśli na przy-
kład uświadomi sobie, że boi się stać uległym, musi
również zobaczyć, do jakiego stopnia budzi w nim złość,
przerażenie i pogardę jakakolwiek forma wyrzeczenia.
Musi odkryć w sobie środki kontroli, za pomocą których
nieświadomie eliminuje ze swego życia jakąkolwiek mo-
żliwość poddania się innym i wszystko, co wiąże się ze
skłonnością do uległości. Wtedy zrozumie, jak pozornie
sprzeczne postawy służą temu jedynemu celowi; jak uda-
ło mu się stępić wrażliwość na innych do tego stopnia,
że nie zdaje sobie sprawy z ich uczuć, pragnień i re-
akcji; jak stał się nieczuły i zimny; jak zdławił w sobie
wszelką dobroć dla innych i pragnienie, by być przez
nich lubianym; jak zbywa pogardą wszelkie przejawy
dobroci i zainteresowania ze strony innych; jak zako-
dowane jest w nim automatyczne odrzucanie skiero-
wanych do niego próśb; jak w stosunku do partnera
czuje się w pełni uprawniony, by miewać humory, kry-
tykować wszystko, formułować żądania, odmawiając mu
równocześnie tego samego. Jeśli zaś występuje u niego
przeświadczenie o własnej wszechmocy, nie wystarczy

background image

mu, jeśli jest tego jedynie świadom, lecz musi od rana
do wieczora stawiać sobie niemożliwe do wykonania
zadania. Sądzi na przykład, że musi umieć napisać
w krótkim czasie błyskotliwą rozprawę poświęconą bar-
dzo skomplikowanemu zagadnieniu, że powinien try-
skać energią, nawet gdy jest zmęczony, że w trakcie
analizy rozwiąże natychmiast każdy problem, jaki się
pojawi.
Następnie pacjent musi zdać sobie sprawę z tego,
że wewnętrzny przymus zmusza go do działania zgod-
nie z charakterystycznym dla niego dążeniem, nieza-
241

leżnie od tego (a często i nawet wbrew temu), co jest
dla niego najlepsze i czego pragnie. Musi być świadom,
że przymus ten działa zawsze tak samo i bez jakiego-
kolwiek związku z rzeczywistym stanem rzeczy. Musi
dostrzec, że jego krytykanctwo dotyka zarówno wro-
gów, jak i przyjaciół i że czyni wymówki partnerowi,
niezależnie od jego zachowania. Jeżeli ten wyciąga rękę
do zgody, podejrzewa, że czuje się za coś winny; jeżeli
broni własnych praw, uważa, że chce go zdominować;
jeśli się poddaje, sądzi, że to mięczak; jeśli chce być
z nim, znaczy, że się narzuca; jeśli odmawia czegokol-
wiek, jest sknerą. Przykłady można mnożyć. Jeśli mamy
do czynienia z pacjentem, u którego dominuje obawa,
że nie jest chciany czy mile widziany, człowiek ten musi
wiedzieć, że będzie ona trwać, nawet jeśli przeczą jej
fakty. Zrozumienie kompulsywnego charakteru włas-
nego dążenia oznacza też rozpoznanie własnej reakcji
na to, gdy coś stanie mu na przeszkodzie. Jeżeli w tra-
kcie analizy okazało się, że u pacjenta istnieje silna
potrzeba miłości, musi zrozumieć, że nawet mało przy-
jazny stosunek lub jakiekolwiek oznaki odrzucenia po-
wodują, że czuje się zagubiony i wylękniony, nawet
jeśli osoba, którą spotyka, znaczy niewiele w jego życiu
lub gdy oznaki odrzucenia są nieistotne.
Podczas gdy pierwszy z powyższych etapów poka-
zuje pacjentowi wielkość jego problemu, drugi uświa-
damia mu, jak potężne są kryjące się za nim siły. Oba
prowadzą do zainteresowania dalszą analizą.
Kiedy przychodzi czas na to, by przyjrzeć się subie-
ktywnej wartości szczególnego dążenia, pacjent sam bę-
dzie chętnie udzielał informacji. Może stwierdzić, że
jego bunt i opór wobec jakiegoś autorytetu lub czego-
kolwiek, co przypomina przymus, były konieczne, a na-
wet zbawienne, gdyż w innym wypadku zostałby zdo-
minowany przez swego partnera; że okazywana innym
wyższość pomagała lub nadal pomaga mu żyć normal-
242

nie, mimo braku szacunku dla samego siebie; że jego

background image

wyizolowanie albo też pozorna obojętność na wszystko
chronią go przed zranieniem. Informacje te wynikają
z odruchu obronnego, niemniej jednak mówią nam coś
nowego o pacjencie. Wskazują mianowicie powody, dla
których ta szczególna postawa stała się dominująca,
pokazując tym samym jej znaczenie, jeżeli chodzi o hi-
storię choroby pacjenta, i pozwalając lepiej zrozumieć
jej rozwój. Przede wszystkim jednak pozwalają wnik-
nąć w obecne funkcje danego dążenia. Z terapeutycz-
nego punktu widzenia funkcje te mają zasadnicze zna-
czenie. Żaden konflikt ani żadne dążenie neurotyczne
nie są jedynie reliktem przeszłości, formą zwyczaju
utrwalonego dawniej i istniejącego do dziś. Możemy być
pewni, że są zależne od krępujących daną jednostkę
wewnętrznych konieczności będących częścią obecnej
struktury charakteru. Sama wiedza o tym, dlaczego
w ogóle rozwinęła się skłonność neurotyczna ma zna-
czenie drugorzędne, gdyż tym, co musimy zmienić, są
siły działające w danej chwili.
Subiektywna wartość jakiejkolwiek skłonności neu-
rotycznej sprowadza się przede wszystkim do jej zna-
czenia jako przeciwwagi dla innej skłonności neuroty-
cznej. Staranne poznanie obu tych tendencji i ich roli
dostarczy wskazówek, jak postępować w danym przy-
padku. Jeśli wiemy, że pacjent nie może wyzbyć się
przekonania o własnej wszechmocy, gdyż dzięki niej
może zastępować to, co realne, tym, co jedynie możli-
we, na przykład rzeczywiste osiągnięcia wspaniałymi
planami, musimy bezwarunkowo poznać, jak bardzo po-
grążony jest w świecie własnej iluzji. Jeśli pozwoli nam
zrozumieć, że żyje w ten sposób po to, by uchronić się
przed porażką, skupimy naszą uwagę na tych czynni-
kach, które powodują, że nie tylko przewiduje porażkę,
ale żyje w ciągłym strachu przed nią.
Najważniejsze zadanie terapii to doprowadzenie pa-
243

cjenta do tego, by ujrzał drugą stronę medalu: parali-
żujące skutki własnych skłonności i konfliktów neuro-
tycznych. Osiąga się to częściowo na wcześniej omó-
wionych etapach, ale ważne jest, by uzyskany obraz
był kompletny w każdym szczególe. Dopiero wtedy pa-
cjent rzeczywiście odczuje potrzebę zmiany. Zważywszy
na fakt, że każdy neurotyk odczuwa wewnętrzny przy-
mus, by utrzymać status quo, potrzebny jest odpowie-
dnio mocny bodziec, by przeważyć hamujące go siły.
Bodziec taki może być jednak wyłącznie skutkiem usil-
nego pragnienia wewnętrznej wolności, szczęścia i roz-
woju oraz wynikiem uświadomienia sobie, iż każda trud-
ność o charakterze neurotycznym stoi temu na przesz-
kodzie. Zatem jeśli dana osoba jest nadmiernie krytyczna
i pogardliwa wobec siebie, musi zrozumieć, że prowadzi

background image

to do zaniku szacunku do siebie i do utraty nadziei;
że na skutek tego rodzi się w niej przekonanie, iż jest
niechciana i z tego powodu daje się wykorzystywać, co
z kolei prowadzi do szukania odwetu. Musi zrozumieć,
że nadmierny krytycyzm wobec siebie osłabia jej chęć
i zdolności do pracy i że nie chcąc popaść w otchłań
pogardy do siebie, zmuszona jest przyjąć postawy ob-
ronne, takie jak przydawanie sobie wartości, oderwanie
od siebie czy uczucie własnej nierealności, utrwalając
tym samym nerwicę.
Podobnie gdy w czasie analizy uwidocznił się kon-
kretny konflikt, pacjent musi sobie uświadomić jego
wpływ na swoje życie. W przypadku sprzeczności mię-
dzy skłonnością do wyrzeczeń a pragnieniem pognębie-
nia innych trzeba wydobyć na powierzchnię wszystkie
krępujące daną jednostkę zahamowania, będące nieod-
łączną częścią sadyzmu odwróconego. Pacjent musi zo-
baczyć, że na każdy odruch wyrzeczenia reaguje po-
gardą wobec siebie, a wściekłością na osobę, przed któ-
rą musi się ukorzyć, a z drugiej strony, jak na skutek
każdej próby zatriumfowania nad innymi rodzi się
244

w nim strach przed sobą i obawa przed odwetem prze-
ciwnika.
Czasami dzieje się tak, że pacjent, mimo iż świadom
jest niekorzystnych dlań konsekwencji konkretnej po-
stawy neurotycznej, nie przejawia żadnego zaintereso-
wania tym, by ją pokonać. Sam problem zdaje się wtedy
znikać z jego pola widzenia. Pacjent odsuwa go na bok
niemal niepostrzeżenie i nasze zabiegi zdają się iść na
marne. Biorąc pod uwagę to, że ujrzał krzywdę, jaką
wyrządza sam sobie, jego brak reakcji jest czymś nie-
zwykłym. Jeśli jednak analityk nie jest dość spostrze-
gawczy, ten brak zainteresowania pacjenta może po-
zostać nie zauważony. Przechodzi on wtedy do innego
zagadnienia, analityk podąża za nim i dzieje się tak,
dopóki sytuacja się nie powtórzy. Analityk dopiero znacz-
nie później uświadamia sobie, że zmiany w pacjencie
są nieproporcjonalnie nikłe w stosunku do ilości wło-
żonej w terapię pracy.
Jeśli analityk wie, że od czasu do czasu może się
spodziewać tego rodzaju reakcji, zapyta sam siebie, co
takiego w pacjencie przeszkadza mu zaakceptować fakt,
że jego konkretna postawa rodząca wiele szkodliwych
dlań konsekwencji musi ulec zmianie. Zazwyczaj na
przeszkodzie stoi wiele czynników, którymi można się
zająć tylko stopniowo. Możliwe, że pacjenta jeszcze pa-
raliżuje jego poczucie beznadziei, i to do tego stopnia,
że nie jest w stanie brać pod uwagę możliwości zmia-
ny. Nad interesem własnym może wziąć górę chęć po-
gnębienia analityka, sprawienia mu zawodu czy wpro-

background image

wadzenia go w błąd. Możemy mieć do czynienia ze
skłonnością do eksternalizacji tak wielką, że mimo
uświadomienia sobie konsekwencji danego postępowa-
nia nie jest on w stanie odnieść całej sytuacji do włas-
nej osoby. Potrzeba przekonania o swojej wszechmocy
może być nadal tak silna, że mimo iż skutki własnego
zachowania są nieuchronne, pacjent wmawia sobie, że
245

będzie w stanie ich uniknąć. Może się tak kurczowo
trzymać wyidealizowanego własnego „ja", że nie będzie
w stanie zaakceptować siebie z jakimikolwiek posta-
wami czy konfliktami neurotycznymi. Będzie się w nim
rodził gniew na siebie i przeświadczenie, że powinien
pokonać daną trudność wyłącznie dlatego, że jest jej
świadom. Analityk musi zdawać sobie sprawę z tych
trudności, gdyż jeśli nie dostrzeże czynników unie-
możliwiających pacjentowi podjęcie zmiany siebie,
analiza łatwo może przerodzić się w to, co Houston
Peterson określa jako mania psychologica, czyli w psy-
chologię dla samej psychologii. W tych okolicznościach
skłonienie pacjenta, by zaakceptował siebie, jest już
dużym sukcesem. Chociaż w konflikcie nic nie uległo
zmianie, doświadczy on ogromnego uczucia ulgi i po-
jawi się u niego chęć wydostania się z sieci, którą
jest oplatany. Jeśli to nastąpi, wkrótce pojawią się
i zmiany.
Nie trzeba dodawać, że nie traktuję powyższego opisu
jako wyczerpującego wykładu na temat techniki ana-
litycznej. Nie zajęłam się wszystkimi czynnikami ma-
jącymi znaczenie w trakcie analizy i to zarówno czyn-
nikami pozytywnymi, jak i negatywnymi. Nie omówiłam
na przykład trudności i korzyści będących konsekwencja
stosowania przez pacjenta wobec analityka jego neu-
rotycznych strategii obrony czy ataku, a jest to zagad-
nienie o ogromnym znaczeniu. Kroki opisane przeze
mnie to jedynie zasadnicze etapy, które trzeba przejść
za każdym razem, kiedy pojawi się nowe dążenie czj
konflikt. Często nie sposób zachować przedstawionego
powyżej porządku, gdyż problem, mimo że jest wyraź-
nie widoczny, może być nie do uchwycenia dla pacjenta
Jak widzieliśmy to w przykładzie dotyczącym przypi-
sywania sobie wszystkich praw, dany problem może
przesłaniać problem inny, który trzeba rozważyć jakc
pierwszy. Kolejność poszczególnych etapów ma znaczę-
246

nie drugorzędne, pod warunkiem że każdy z nich zosta-
nie uwzględniony.
Specyficzne, znamienne zmiany będące rezultatem
pracy analityka różnią się, rzecz jasna, zależnie od za-
gadnienia, nad którym w danej chwili pracuje. Panika

background image

może ustąpić, kiedy pacjent dostrzeże swój nieświado-
my bezsilny gniew i jego podłoże. Depresja może się
nasilić, gdy ujrzy dylemat, którego nie jest w stanie
rozwikłać. Jednak każdy poprawnie przeprowadzony
etap analizy powoduje ogólne zmiany w postawie pa-
cjenta wobec innych i wobec siebie, zmiany, które na-
stępują niezależnie od konkretnego problemu, który zo-
stał rozpracowany. Jeśli przyjrzymy się tak odmiennym
kwestiom, jak zbytnie zaprzątnięcie seksem, wiara w to,
że rzeczywistość da się nagiąć do naszych życzeń czy
uwrażliwienie na wszelkie formy przymusu, stwierdzi-
my, że ich analiza wpływa na osobowość w bardzo po-
dobny sposób. Niezależnie od tego, którą z powyższych
trudności analizujemy, wrogość, bezradność, lęk, wy-
obcowanie wobec siebie czy inne stany, wszystko to
ulega złagodzeniu. Przyjrzyjmy się na przykład, jak
wyobcowanie wobec siebie zmniejsza się w trakcie ana-
lizy któregokolwiek z powyższych neurotycznych obja-
wów. Osoba, którą zaprząta seks, czuje, że żyje tylko
podczas doświadczeń i fantazji seksualnych; jej zwy-
cięstwa i porażki ograniczają się do sfery seksu; jedyna
zaleta, którą ceni w sobie, to atrakcyjność seksualna.
Dopiero kiedy pojmie stan, w jakim się znajduje, zain-
teresować ją mogą inne dziedziny życia i może się przez
to odrodzić. Osoba, w której przypadku rzeczywistość to
jej plany i projekty, nie dostrzega siebie jako funkcjo-
nującej istoty ludzkiej. Nie widzi ani swoich ograni-
czeń, ani rzeczywistych walorów. Dzięki pracy anali-
tycznej przestaje brać swoje możliwości za rzeczywiste
osiągnięcia. Jest nie tylko w stanie spojrzeć na siebie
taką, jaka jest w rzeczywistości, ale i siebie doświad-
247

czyć. Osoba nadmiernie wyczulona na przymus nie
zwraca uwagi na własne pragnienia i przekonania
i wydaje jej się, że podlega nieustannej dominacji i de-
cyzjom innych. Kiedy ten stan rzeczy zostanie przeana-,
lizowany, zaczyna powoli rozumieć, czego naprawdę chce,
i jest w stanie podążać ku własnym celom.
W czasie każdej analizy wyparta wrogość — nie-1,
zależnie od rodzaju i źródła — wydostanie się w końcu i
na powierzchnię, powodując okresowe wybuchy irytacji j
pacjenta. Za każdym razem, kiedy porzuci on swoją i
postawę neurotyczną, ta irracjonalna wrogość ulegnie |
zmniejszeniu. Stosunek pacjenta do otoczenia będzie!
mniej wrogi, gdyż zamiast eksternalizować wszystko,:
zrozumie, że także on ponosi częściową odpowiedział- ?
ność za własne kłopoty i stanie się przez to mniej po-j
datny na zranienia, mniej wylękniony, mniej zależnj
od innych i mniej wobec innych wymagający. Wrogoś^
ulega złagodzeniu przede wszystkim na skutek zmniej-"
szenia się stanu bezradności pacjenta. Im dana osoba

background image

czuje się silniejsza, tym mniejsze odczuwa zagrożenie
ze strony innych. To nagromadzenie siły w jednostce
może mieć wiele źródeł. Jej „środek ciężkości", który
kiedyś umieszczała w innych, spoczął na powrót w niej
samej. Rośnie jej aktywność i zaczyna ustalać własną
hierarchię wartości. Rosnąć będzie stopniowo ilość do-
stępnej jej energii, gdyż uwolniona zostanie energia wy-
korzystywana do tej pory do wypierania części własnej
osobowości. Nie będzie już w niej tyle zahamowań i nie
będą jej paraliżować tak bardzo jak przedtem lęki, po-
garda wobec siebie i bezradność. Zamiast ślepo ulegać
impulsom sadystycznym lub walczyć z nimi czy też szu-
kać dla nich jakiegoś ujścia, może w sposób racjonalny
uznać ich istnienie i stać się przez to silniejsza we-
wnętrznie.
I wreszcie, mimo iż niepokój pacjenta może czasem
wzrastać, kiedy analityk zaczyna burzyć jego zakodo-
248

wane strategie obronne, każdy krok we właściwym kie-
runku będzie ten niepokój zmniejszał, gdyż pacjent mniej
się będzie obawiał innych i siebie.
Głównym rezultatem powyższych zmian jest pole-
pszenie stosunków pacjenta z otoczeniem i jego stosun-
ku do siebie samego. Jego wyizolowanie zmniejsza się;
gdy staje się silniejszy i jego wrogość do otoczenia ma-
leje, inni stopniowo przestają być postrzegani jako za-
grożenie, z którym trzeba walczyć i którego należy uni-
kać. Może sobie już teraz pozwolić na przyjazne uczucia
wobec innych ludzi. Zarzucenie eksternalizacji i wy-
zbycie się pogardy do własnej osoby owocuje poprawą
stosunku do siebie.
Jeśli przyjrzymy się dokładnie zmianom, jakie na-
stępują w czasie analizy, zobaczymy, że dotyczą tych
samych aspektów osobowości, które leżały u podłoża
początkowych konfliktów. W czasie rozwoju nerwicy
wszystkie napięcia, którym podlega jednostka, stają się
coraz dotkliwsze, natomiast w terapii dzieje się odwrot-
nie. Postawy wyrosłe z potrzeby radzenia sobie w świe-
cie jednostki świadomej własnej bezradności, lęku, wro-
gości i wyizolowania tracą coraz bardziej na znaczeniu
i można z nich stopniowo rezygnować. Dlaczego bo-
wiem ktoś miałby chcieć poświęcać się dla ludzi, któ-
rych nienawidzi i którzy zawsze nim pomiatają, jeżeli
umie wyegzekwować od nich, by traktowali go jak rów-
nego sobie? Dlaczego ktoś ma dążyć za wszelką cenę
do władzy i uznania w oczach ludzi, jeśli czuje się we-
wnętrznie bezpieczny i jeśli potrafi żyć i współzawod-
niczyć z innymi bez ciągłej obawy, że zostanie zupełnie
zdominowany? Dlaczego ktoś miałby zawsze z wylęk-
nieniem unikać zaangażowania się w jakikolwiek zwią-
zek, jeśli potrafi kochać i nie boi się walczyć?

background image

Cała terapia wymaga czasu, a im bardziej dana oso-
ba uwikłana jest w swoje problemy i im wyższy mur
249

zbudowała wokół siebie, tym więcej czasu trzeba jej
poświęcić. Jednak zupełnie zrozumiałe jest zapotrze-
bowanie na krótką terapię analityczną. Chcielibyśmy,
aby coraz więcej osób korzystało z tego, co psychoana-
liza ma do zaoferowania, i zdajemy sobie doskonale
sprawę, że odrobina pomocy jest lepsza niż jej brak.
To prawda, że nerwice różnią się, jeżeli chodzi o stopień
zaawansowania, i że łagodnym nerwicom można za-
radzić w stosunkowo krótkim czasie. Niektóre z eks-
perymentów w dziedzinie krótkiej psychoterapii są
obiecujące, niestety znacznie więcej wyrasta wyłącznie
z pobożnych życzeń i są przeprowadzane w zupełnej
nieświadomości niebezpiecznych sił, które działają
w nerwicy. Jestem przekonana, że w przypadku ostrych
nerwic cała procedura analityczna może ulec skróceniu
tylko wtedy, gdy tak udoskonalimy naszą pracę nad
zrozumieniem neurotycznej struktury charakteru, że
mniej czasu będziemy marnować na tworzenie na ślepo
naszych interpretacji.
Na szczęście analiza to nie jedyny sposób na roz-
wiązanie konfliktów wewnętrznych. Samo życie jest
bardzo skutecznym terapeutą. Każde doświadczenie
życiowe może się stać dostatecznym bodźcem powodu-
jącym zmianę w osobowości. Może nim być inspirujący
dla jednostki przykład prawdziwie wielkiego człowieka;
zwykła tragedia, która powodując zbliżenie neurotyka
z innymi, wydobywa go z izolacji; związek z osobami,
z którymi tak dobrze się rozumie, że manipulowanie
nimi czy unikanie ich nie wydaje się już konieczne.
W innych wypadkach konsekwencje zachowania neu-
rotycznego mogą być tak poważne lub występować tak
często, że pozostawiają trwały ślad w umyśle neuroty-
ka i powodują, że staje się mniej sztywny w swoich
postawach i mniej wylękniony.
Jednakże terapia, którą jest życie, nie może być kon-
trolowana. Ani trudów, ani przyjaźni, ani doświadcze-
250

nia religijnego nie można tak zaprogramować, by za-
spokajały potrzeby konkretnej jednostki. Życie jako na-
uczyciel jest bezwzględne, a okoliczności dla jednej oso-
by sprzyjające, mogą całkowicie zmiażdżyć inną, a przy
tym, jak widzieliśmy, zdolność neurotyka do dostrze-
gania konsekwencji własnego zachowania i uczenia się
z własnego doświadczenia jest wielce ograniczona. Mo-
glibyśmy powiedzieć raczej, że można bezpiecznie za-
kończyć analizę, jeśli pacjent przyswoi sobie umiejęt-
ność uczenia się z własnego doświadczenia, czyli jeśli

background image

będzie umiał stwierdzić, do jakiego stopnia jest odpo-
wiedzialny za własne kłopoty, jeśli będzie rozumiał je
i będzie umiał odnieść te prawdy do swojego życia.
Skoro znamy już rolę konfliktów w nerwicy i wiemy,
że mogą one zostać rozwiązane, musimy zdefiniować
na nowo cel, który stawiamy sobie w czasie terapii ana-
litycznej. Wiele zaburzeń neurotycznych przynależy do
obszaru medycyny, jednak niełatwo w kategoriach me-
dycznych określić cel terapii. Jako że nawet choroby psy-
chosomatyczne to w istocie wyraz konfliktów wewnątrz
osobowości, cel ów zdefiniować trzeba za pomocą pojęć
odnoszących się właśnie do osobowości człowieka. Tak
rozumiany będzie obejmował wiele celów szczegółowych.
Pacjent przede wszystkim musi opanować umiejętność
brania odpowiedzialnościza siebie, w tym sensie,
że będzie doświadczał siebie jako aktywnego i odpo-
wiedzialnego twórcę własnej egzystencji, zdolnego do
podejmowania decyzji i ponoszenia ich konsekwencji.
Towarzyszy temu przyjęcie odpowiedzialności w sto-
sunku do innych, gotowość do zaakceptowania zobowią-
zań, w których wartość wierzy, a odnoszących się za-
równo do jego potomstwa, rodziców, przyjaciół, jak i do
pracowników, kolegów, społeczności czy kraju.
Spokrewniony z tym cel to osiągnięcie wewnętrz-
nej niezależności, która jest równie odległa od
zwykłego buntu przeciwko powszechnym opiniom i prze-
251

konaniom innych ludzi jak od bezmyślnego przyjęcia
ich za swoje. Oznacza ona przede wszystkim, że pacjent
z pomocą terapeuty musi nauczyć się ustalać własną
hierarchię wartości i stosować ją do własnego życia.
W odniesieniu do innych oznaczać to będzie szacunek
dla ich odrębności i praw, który musi się stać podstawą
wzajemnego rzeczywistego poszanowania. Jest ono zbież-
ne z prawdziwymi ideałami demokracji.
Może zdefiniować te cele również w kategoriach
spontaniczności uczuć. Powinny to być uczucia
żywe i obecne w świadomości jednostki, niezależnie od
tego, czy chodzić będzie o miłość czy nienawiść, radość
czy smutek, strach czy pożądanie. Spontaniczność musi
obejmować zarówno umiejętność manifestowania swo-
ich uczuć, jak i ich kontroli podejmowanej z własnej
woli. Trzeba tu podkreślić zdolność do miłości i przy-
jaźni ze względu na jej kluczową rolę w osobowości
jednostki, przy czym mówiąc o miłości, nie mam na
myśli pasożytniczej zależności czy sadystycznej domi-
nacji, ale — jak stwierdził Macmurray — „związek
[...] który nie jest celem samym w sobie, w który an-
gażujemy się, gdyż jest naturalne dla istot ludzkich
dzielenie swoich doświadczeń, rozumienie się nawza-
jem, znajdowanie radości i zadowolenia we wspólnym

background image

życiu i otwieraniu się na siebie nawzajem"*.
Gdybyśmy chcieli najbardziej ogólnie określić cele
terapii, moglibyśmy je zdefiniować jako dążenie do
prostolinijności: wyzbycie się udawania, bycie
szczerym w manifestowaniu własnych uczuć, bycie zdol-
nym do całkowitego zaangażowania się we własne uczu-
cia, pracę, przekonania. Do tego celu przybliżyć się moż-
na tylko na tyle, na ile rozwiązane są konflikty we-
wnętrzne jednostki.
To nie są cele ustalone arbitralnie, nie są też ważne
* J. Macmurray, op. cit.
252

w terapii tylko dlatego, że są zbieżne z ideałami, za
którymi podążali światli ludzie wszystkich czasów.
Zbieżność ta nie jest przypadkowa, gdyż na nich zasa-
dza się to, co nazywamy zdrowiem psychicznym. Słu-
sznie opowiadamy się za tymi celami, gdyż są one lo-
giczną konsekwencją poznania chorobotwórczych
czynników nerwicy.
To, że ośmielamy się sformułować tak ambitne cele,
wynika z wiary w to, iż osobowość człowieka może się
zmienić. Nie tylko dziecko, ale każdy z nas do końca
życia zachowuje zdolność do zmiany siebie, a nawet do
fundamentalnej przemiany własnej osobowości. Tezę tę
potwierdza doświadczenie. Psychoanaliza to jeden
z najskuteczniejszych środków prowadzących do rady-
kalnych zmian osobowości i im lepiej rozumiemy siły
działające w nerwicy, tym większą mamy szansę uzy-
skania oczekiwanych zmian.
Ani analityk, ani pacjent nie są w stanie zrealizo-
wać w pełni tych zamierzeń. Są one ideałami, do któ-
rych należy dążyć, a ich wartość praktyczna zawiera
się w tym, że nadają one kierunek terapii i naszemu
życiu. Jeśli nie wyjaśnimy pacjentowi wyraźnie, jaka
jest rola ideałów, popadamy w niebezpieczeństwo za-
stąpienia jego poprzedniego wyidealizowanego obrazu
siebie nowym równie wymyślonym, a więc szkodliwym
obrazem. Musimy także być świadomi, że analityk nie
jest w stanie przemienić pacjenta w istotę bez skazy.
Może jedynie pomóc mu stać się na tyle wolnym, by
sam mógł dążyć ku własnym ideałom, a to oznacza
stworzenie mu możliwości dojrzewania i rozwoju.

SPIS TREŚCI

Wprowadzenie do wydania polskiego
Przedmowa
Wstęp

5
9

background image

13

Część pierwsza
KONFLIKTY NEUROTYCZNE I PRÓBY ICH ROZ-
WIĄZANIA
Rozdział 1
Dotkliwość konfliktów neurotycznych ... 24
Rozdział 2
Konflikt podstawowy 35
Rozdział 3
Nastawienie „ku ludziom"

49

Rozdział 4
Nastawienie „przeciwko ludziom" 65
Rozdział 5
Nastawienie „od ludzi"

76

Rozdział 6
Wyidealizowany obraz samego siebie ... 101
Rozdział 7
Eksternalizacja

121

Rozdział 8
Inne próby osiągnięcia sztucznej harmonii . 137
254

Część druga
SKUTKI NIE ROZWIĄZANYCH KONFLIKTÓW
WEWNĘTRZNYCH
Rozdział 9
Lęki

150

Rozdział 10
Zubożenie osobowości

162

Rozdział 11
Neurotyczne poczucie beznadziei

188

Rozdział 12
Dążenia sadystyczne 200
Wnioski
Rozwiązywanie konfliktów
neurotycznych

227

w sprzedaży
Karen
Horney
AUTOANALIZA
W tej książce Karen Horney zastanawia się nad możliwościami
autoanalizy - granicami, w jakich ludzie mogą wykorzystywać
techniki psychoanalizy do rozwiązywania swoich problemów.
Analizuje siły działające w nerwicy, różne fazy rozumienia, przez
które w procesie psychoanalizy przechodzą pacjent i terapeuta,
oraz opisuje różnice między rzadkimi a regularnymi seansami
autoanalitycznymi i oczekiwania decydujących się na nie osób.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Karen Horney Nasze wewnętrzne konflikty rozdz 1 i 2
Horney K Nasze wewnętrzne konflikty
Horney Nasze wewnetrzne konflikty roz 1,2,3,4,7,8
Socjologia dla stosunków miedzynarodowych, Wojsko wobec wewnetrznego konfliktu, dr Andrzej ŁAPA
Horney Karen Neurotyczna osobowość naszych czasów
Horney Karen Neurotyczne Osobowości Naszych Czasów
SPORY I KONFLIKTY MIĘDZYNARODOWE, Bezpieczeństwo Wewnętrzne - Studia, Semestr 1
osob-ref, ANALIZA KAREN HORNEY KONCEPCJI OSOBOWOŚĆI
zarzadzanie konfliktem, Edukacyjnie, B, Bezpieczeństwo wewnętrzne, Psychologia
ROLA KONFLIKTU W PROCESIE KREOWANIA NOWYCH RUCHÓW SPOŁECZNYCH(1), Uniwersytet Szczeciński, Bezpiecze
Karen Horney wykłady ostatnie+, Psychologia [autor eksperymentu więziennego], H, Horney
KONFLIKTY-SPOLECZNO-...-wykład-19.10.2014-r, bezpieczeństwo wewnętrzne materiały
3a nasze(2) , OGLĘDZINY WEWNĘTRZNE
SPORY I KONFLIKTY MIĘDZYNARODOWE, Bezpieczeństwo Wewnętrzne - Studia, Semestr 1
STRUKTURA OSOBOWOSCI NEUROTYCZNEJ WG KAREN HORNEY DLA GRUPY
Karen Horney 2
Karen Horney Nerwica a rozwój r6

więcej podobnych podstron