Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
1
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
2
Drzwi
Dla prawdziwego Mathiasa, który jest jednak bardzo uzdolniony technicznie.
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
3
Nota wstępna
Ta książka została opublikowana na blogu vonklusken.blogspot.com i jest własnością
intelektualną właściciela bloga -Helgi von Klusken. Wydanie elektroniczne, i tylko
elektroniczne niniejszego opowiadania, pt. „Drzwi” , jest publikacją darmową, przeznaczoną
do prywatnego użytku. Może byd kopiowana, przekazywana, przetrzymywana na nośnikach
elektronicznych, cytowana lub używana w innych prywatnych publikacjach elektronicznych za
wskazaniem źródła. Nie może byd natomiast wydawana w formie papierowej,
audiobookowej lub jakiejkolwiek innej bez pisemnej zgody autora. W wypadku pytao lub
wątpliwości zawsze można się ze mną skontaktowad pod adresem vonklusken@ gmail.com.
Odpiszę jak najszybciej lub wtedy kiedy będzie mi się chciało. Życzę miłej lektury i zachęcam
do samodzielnego wyciągania wniosków zamiast wsłuchiwania się w mainstreamowe media.
Ten proces nie boli, nie powoduje ślepoty ani impotencji, natomiast wydatnie podnosi
kondycję szarych komórek.
Foto na okładce by Allegro.
*
Wszystkie drzwi prowadzą zazwyczaj tam dokąd to wymarzyli to sobie ich twórcy. Za
wielkimi, bogato zdobionymi wrotami o miedzianych okuciach znajdziemy najczęściej spokój
kamiennego kościoła albo zapomnianą świątynię starożytnych bogów. Zdobione w kapitolską
koronkę, białe, lakierowane odrzwia skrywają obite w bordowe jedwabie sypialnie królów,
niemi świadkowie rozpusty i zgorszenia. Proste, dębowe prowadzą do chłopskiej chaty,
której mieszkaocy- jako te dęby, mocni są i uczciwi. Furtki, ledwie co tylko z na wpół
zbutwiałych desek zbite chowają przed oczyma ciekawskich kanciapy i skrytki, pełne starych
butów, butwiejących książek i mysich kup. Lekkie a wytrzymałe drzwi aluminiowe prowadzą
do sklepów, cudownych niby skarbiec samego Alibaby, pełnych tajemniczych zapachów i
wszystkich kolorów świata, mocnej herbaty, drażniącej nos kawy, beli aksamitów, żółtego
szafranu, klejnotów, obrazów i sprzętów agd.
Wszystkie ale to wszystkie drzwi zawsze i wszędzie, mniej lub bardziej spełniały swoją
funkcję. Otwierały się i już można było znaleźd się tam gdzie chciano właśnie byd- w
magazynie, sypialni albo wychodku.
Z wyjątkiem jednych drzwi. Te nie prowadziły tam dokąd życzyłby to sobie ich właściciel
Mathias Hoebe- to znaczy do ślicznej, małej łazienki z mozaikowym prysznicem i puchatymi
ręcznikami. A prowadziły do...
A zresztą. Muszę chyba zacząd od początku. Słuchajcie.
Mathias Hoebe, jak nazwa sama wskazuje, był Niemcem. Typowym Niemcem- niski,
grubawy, o niebieskich oczach. Posiadał samochód marki Volkswagen, pracę w zakładach
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
4
BMW w Monchengladbach i żonę- wysoką, tłustą jędzę do której musiał mówid „kochana
żoneczko, słoneczko, żabusiu” i inne takie, gdyż inaczej gryzła go i biła. Jędza nazywała się
Ramona i nawet diabły piekielnie nie wiedzą w jaki sposób udało jej się usidlid biednego
Mathiasa. Sam poszkodowany nie za bardzo przypominał sobie w jaki to sposób doszło do
splotu tak nieszczęśliwych okoliczności. Coś tam wprawdzie kołatało mu się w łysiejącej już
głowie, że przed dziesięciu laty, owego nieszczęsnego wieczoru, to i piwo było wyjątkowo
mocne, w barze wyjątkowo ciemno a wysłużony, latami noszony w portfelu kondom pękł w
najbardziej krytycznym momencie. Ten moment krytyczny zaowocował pojawieniem się
bliźniaczek- równie hogatowatych co mamusia. Reszty zdarzeo Mathias nie pamiętał albo (co
bardziej prawdopodobne) wyparł ze świadomości. Wprawdzie bardzo słabo przypominał
sobie wrzeszczącą i płaczącą Ramonę z brzuchem wzdętym niczym balon, kościół
przystrojony konwaliami, pannę młodą spowitą w koronki tak szczelnie jakby konkurowad
chciała z mumią Ramzesa XII, gości życzących szczęścia na nowej drodze życia, wzruszonych
teściów i pobladłych ze zgrozy własnych rodziców- ale szczegóły, kto, jak, gdzie i kiedy- tego
nie mógł już wydobyd z niepamięci. Tak więc wbrew własnej woli został wplątany w związek
w którym jedna strona jest mężem a druga ma zawsze rację.
Przez kilka lat mieszkali w ładnym, przestronnym mieszkaniu pracowniczym: on, kochana
żoneczka, dwie gburowate bliźniaczki Helga i Berta, gruby, leniwy kocur Neron i szczur
Maksymilian- który z założenia miał byd psem rasy Chihuahua. To znaczy Ramona, Helga,
Berta, Neron i Maksymilian mieszkali tam na prawach lokatorów a Mathias krył się po kątach
i modlił się, żeby dobry Pan Bóg uczynił go niewidzialnym. I żyli by tam sobie pewnie aż do
emerytury w tym ogólnym szczęściu i harmonii gdyby nie żona kierownika zmiany. A
dokładniej: ładny, zgrabny dwupiętrowy domek na przedmieściach, który to kierownikowie
kupili za pieniądze ze spadku po cioci z Ameryki.
Któregoś dnia Ramona pojechała do kierownikowej z przyjacielską wizytą i szlag ją trafił na
miejscu.
Biała, świeżo odmalowana fasada, zadbany ogródek zachęcający do leniwej drzemki,
błyszcząca na „hochglanc” kostka granitowa i storczyki w oknach- wszystko to kłuło ją w
serce niczym tysiące, rozpalonych do czerwoności szpilek. Myszkowała kilka godzin,
wściubiając krzywy nochal w każdy kąt od piwnicy aż do poddasze. Skrytykowała wystrój
biblioteki, wydrwiła deseo tapety na przedpokoju, roześmiała się szyderczo na widok
wodnego łóżka w sypialni, wygwizdała meblościankę, napluła do marmurowej umywalki i
„przypadkowo” ubrudziła majonezem świeżo odmalowaną ścianę w kuchni.
-Kupujemy dom.- oznajmiła Mathiasowi gdy tylko wróciła do siebie, radosna niczym gradowa
burza.
-Kochana żoneczko.- powiedział ostrożnie Mathias. Tylko w ten sposób miał pewnośd, że
megiera nie rzuci mu się z pazurami od razu do oczu.
-Morda w kubeł.- wycedziło szczęście małżeoskiego pożycia.- Czy ty widziałeś co to sobie
kupiła ta franca kierownikowa? Dlaczego w ogóle ty nie jesteś kierownikiem?
-Też chciałabyś byd francą?- zdziwił się Mathias i tylko dzięki latom praktyki uniknął
porcelitowego kubka, który rozbryzgnął się na ścianie, w tym miejscu, gdzie przed sekundą
tkwiła jeszcze jego głowa.
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
5
-Morda w kubeł.- powtórzyła kochana żoneczka.- Dom se kupili, te łajzy nieskrobane. Jak
takie złodzieje mogli sobie na dom pozwolid to ja nie wiem. Pewnie nakradli w pracy.
Samochody w częściach, pod koszulą, ten twój żałosny kierownik powynosił, w dziupli gdzieś
poskręcał i sprzedaje na lewo. No bo jak inaczej?- Ramona żuła koniec tlenionego warkocza i
tępo wpatrywała się w podłogę, coraz bardziej czerwieniejąc na tłustej twarzy z braku
powietrza. Mathias pewności nie miał ale już dawno temu zauważył, że procesy mózgowe
żony są niesamowicie ograniczone, to znaczy wystarcza ich akurat na tyle, żeby myśled albo
oddychad w jednym momencie. Obie te czynności jednocześnie powodowały zwarcie w
gładkim niczym pupcia niemowlęcia mózgu żony i albo przestawała oddychad albo myśled.
Ale najczęściej to drugie jako, że myślenie, (w przeciwieostwie do pewnej ilości tlenu) nie jest
do życia tak specjalnie potrzebne.
-Podobno ciocia z Ameryki zostawiła im całkiem niezły spadek.
-Bzdury, bzdury.- warknęła żabusia.- Jak w ogóle takiemu idiocie ktoś mógł zostawid tyle
forsy w spadku? Jakby każdemu durniowi jakaś ciocia z Ameryki zrobiła zapis to już dawno
kąpalibyśmy się w złocie.
Mathias gładko przełknął komentarz, przyzwyczajony do obelg. Ukroił sobie kromkę chleba i
wolno, metodycznie smarował ją masłem, podczas gdy słooce jego życia miotało
przekleostwa.
-Szuje. Kradzieje. Hochsztaplerzy. Specjalnie se taki dom kupili, żeby normalnych ludzi kłud
po oczach bogactwem. A co ona nie widziała, że ja widziałam, że jej jadalnia jest z IKEI?- ona
to było o żonie kierownika zmiany.- Jadalnia z Ikei, kuchnia z Ikei, meble w łazience to chyba
w Lidlu na wyprzedaży kupowała bo takie brzydkie, że aż strach. Świoskie psy o świoskich
oczkach. Podjazd kostką se wyłożyła. Przecie, że taką kostkę to za pięd ojro można w
„Hagebau” dostad a jak ma się kartę stałego klienta to i 3 procent rabatu się należy. Podjazd
srozjazd. No zrób coś!- wrzasnęła nagle takim tonem, że kawałek chleba utkwił Mathiasowi
w tchawicy. Odkaszlnął i spojrzał na żonę niczym osłupiałe cielę.
-Co mam takiego zrobid?- zapytał pokornie.
-Dom kupuj!!!
-Kochana żoneczko...
-Nie żoneczkuj mi tu teraz!!!- ryknęła Ramona głosem młodego nosorożca w ruji.- Dom kupuj
i to lepszy niż go mają kieronikowie albo...
Nie dokooczyła ale Mathias już w myślach widział siebie jako krwawy placek, wypchnięty z
najwyższej wieży widokowej w Monchengladbach. Oczywiście zapewne też przez przypadek.
Nastepnego dnia instynkt samozachowawczy zaprowadził do do pierwszego, lepszego banku
udzielającego kredytów średniej klasie mocno średniej. Urzędniczka tępo studiowała
zaświadczenie o zarobkach, które jej przedłożył a następnie, równie tępo, wpatrywała się w
Mathiasa.
-I co?- zapytała.- Rower chce pan kupid, że pan po kredyt z takimi dochodami przyszedł?
-Patrz pani.- odciął się zgryźliwie.- Tyle lat mi się zdawało, że stała praca jest pierwszym
kryterium do otrzymania kredytu.
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
6
-Pierwszym kryterium jest dobra wola urzędnika bankowego.- zgasiła go rozmówczyni.
Wobec takiego argumentu Mathias nic już więcej nie powiedział tylko przybrał wygląd
nikczemny i głupi. Ten akt pokory zaimponował urzędniczce.
-No.- sapnęła z zadowoleniem.- Wiec jak pan tu piszesz...
-Jak tu jest napisane...- poprawił ją Mathias ale napotkawszy wzrok babska wycofał się
prędko ze swojej wersji- Jak ja tu pisze...
-Jak pan tu piszesz dom chcesz pan kupid.
-Chcę, nie chcę. Muszę.
Urzędniczka chwilę szukała czegoś w prospektach nieruchomości zajętych przez bank
niewypłacalnym dłużnikom i przeznaczonych do sprzedaży. Podała Mathiasaowi zdjęcie
pięknej willi z basenem, w otoczeniu starych jodeł i świerków. Dom istotnie zapierał dech w
piersiach. Na piętrze lśniły w słoocu kręcone balustrady tarasu, na parterze wysokie okna w
ozdobnych framugach. Cudeoko.
-Ten dom ma 6 sypialni, cztery łazienki, w sali balowej kominek...
Słucham? Kominek? W sali balowej??? Urzędniczka ciągnęła monotonnym głosem:
-...garaż na trzy samochody, dwa kilometry prywatnej drogi i lądowisko dla helikoptera. Pole
golfowe tuż za lasem, też prywatnym. Obok kuchni znajdują się pomieszczenia dla służby, a
w ogrodzie stajnia na trzy kucyki.
-Biorę!!!- wrzasnął przyszły właściciel stajni na trzy kucyki i lądowiska dla helikoptera.
-To akurat przykład domu na jaki pana nie stad.- wyjaśniła urzędniczka i zabrała zdjęcia.
Mathias lekko poczerwieniał na twarzy ale nic nie powiedział. Znał siebie bardzo dobrze i
wiedział, że otworzenie dzioba równałoby się w tym przypadku stekowi przekleostw. Policzył
w myślach do dziesięciu. Uspokoił oddech. Kobieta podała mu inne zdjęcia. Dom na nich
przedstawiony nie był już tak wspaniały jak poprzedni. Ot, uczciwy, zwykły dom ciężko
pracujących ludzi- na planie kostki, z jednym tarasem, biało odmalowany, ogrodzony
płotkiem.
-Cztery sypialnie, 2 łazienki, kuchnia połączona z jadalnią. Garaż na dwa samochody, 800
metrów ogrodu, założone inspekty i wysokie grządki. Na ten dom też pana nie stad.
Raz, dwa, cztery, osiemnaście...- liczył w myślach niedoszły właściciel prywatnego pola
golfowego. Urzędniczka podała mu trzecie zdjęcie. Sfotografowane było na nim coś, co
jeszcze chyba w czasach podboju Germanii przez żołnierzy Juliusza Cezara było chlewem dla
świo. Spękane ściany z których w dużych płatach odchodziła farba. Wybite okna. Porąbane
tasakiem drzwi wejściowe. Zrujnowane schody. Ogród zarosły przez chwasty, które z
pewnością przez lata zaczęły tworzyd własną cywilizację. Grzyb na ścianach, podłogach i
sufitach w każdym pomieszczeniu. Brak ogrzewania, brak bieżącej wody, brak prądu i brak
jakiejkolwiek nadziei.
-Na ten dom też mnie nie stad?- zapytał, z ufnością w bożą opatrznośd, Mathias.
Błąd. Tylko na taki dom było go stad- co też dobitnie uświadomiła mu urzędniczka. Wyszedł z
banku z kredytem na trzydzieści lat i aktem kupna sprzedaży antycznego chlewu.
Pocieszająca była tylko ironiczna uwaga pracownicy banku, że w gminie można dostad
dofinansowanie do remontu zabytków klasy zerowej. Mathias nie wątpił, że jego nowy
nabytek pewnie jest nie tylko klasy zerowej ale i ujemnej. Bardzo ujemnej.
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
7
-Tylko się nie denerwuj promyczku.- zastrzegł już od razu po wejściu do mieszkania. Ramona
właśnie jakby na to czekała. Skoczyła na równe nogi, niczym jastrząb napadający na królika i
w tej chwili zaczęła się denerwowad.
-Co kupiłeś?- wrzasnęła.
-Dom. Do malutkiego remontu. Do malucieosiego.- bąkał niepewny Mathias i w myślach
obliczał już ryzyko połamania nóg, kiedy to salwowad będzie się ucieczką z drugiego piętra
przed gniewem małżonki.
-Do jak małego?
-Ot, może drzwi trzeba będzie na nowo polakierowad... Firanki by się jakieś przydały bo tam
trochę przeciągu może byd.- kłamał myśląc o wietrze hulającym między rozbitymi oknami.-
Przejechad spychaczem, ubid ziemię i wybudowad coś od nowa... Nic wielkiego.
Do kosztów nowego wyposażenia domu doliczył całą zastawę, którą to Ramona rozbiła na
ścianach. Na szczęście nawet nie trafiła go za bardzo i obyło się na trzech szwach na łuku
brwiowym ale do takiej drobnostki już od dawna był przyzwyczajony.
Pierwsze spotkanie Ramony z nowym domem odbyło się nawet w pokojowej i przyjaznej (jak
na Ramonę) atmosferze.
-Wyremontujesz to idioto!- krzyczała kochana rybeczka okładając pięściami męża.-
Wyremontujesz to chodbyś na własną ślinę tapety przyklejał! Chodbyś miał własną krwią
ściany pomalowad!- Mathias nie wątpił, że czerwieo jego krwi na ścianach idealnie trafiłaby
w gust jego żabci.
- Po nocach będziesz tu siedział i własną głową płytki tłukł, żeby je równo na podłogach
poprzyklejad. A jak już głową rozwalisz wszystkie płytki, ty ciężki cymbale, to skleisz je i
ponownie głową potłuczesz!
I w sumie na tym się skooczyło, nie licząc zakrwawionej wargi i paru siniaków. Luzik.
Tylko ten nieszczęsny dom, zamiast uspokoid Ramonę zamienił ją w piekielnego Cerbera.
Wieczorami i w weekendy siedziała na karku swojemu mężowi i popędzała go w robocie.
Mathias nie wątpił, że któryś z przodków jego połowicy był nadzorcą w starożytnym Egipcie.
A tymczasem dzielna potomkini pisarzy faraonów wrzeszczała ile sił w płucach.
-Trawnik przystrzyż! Okna wymieo! Ściankę wybuduj! Sufit pomaluj! Szafę skręd! Wynieś z
piwnicy martwego oposa! Jak to się nie chce od podłogi odkleid? To paznokciami go zeskrob!
Czego się boisz idioto, przecież byłeś szczepiony na tężec. Ojejku jejku, szczur go ugryzł i
panikuje!
Trzeba przyznad szczerze- jak każdy Niemiec, Mathias nie był zbyt rozgarnięty, jeżeli chodziło
o sprawy budowlano-remontowo-techniczne. W każdej innej dziedzinie talent miał
niespotykany- piwo pid potrafił, jodłowad potrafił i to tak pięknie, że aż uszy cierpły, napadad
na bezbronne kraje i przegrywad wszystkie wojny- też potrafił. Ale wymienid żarówkę,
postawid ściankę działową lub podłączyd kibelek do ogólnej kanalizacji- na tym się nie znał ni
w ząb. Drogie raty za nieruchomośd wyczerpywały i tak już mocno nadwyrężony budżet
rodziny. Chodby chciał (a chciał tego bardzo, Bóg jeden tylko wie jak bardzo) nie stad go było
na pomocników. Dlatego każdą płytkę, każdy kawałek tapety i każdą klepkę parkietu kładł
sam. Jaki był tego wynik nie trzeba było nawet zgadywad. Płytki były krzywe i zasmarowane
fugami w zupełnie nieodpowiednim kolorze, samodzielnie wstawione okna nie domykały się,
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
8
elektryka wywalała za każdym uruchomieniem mikrofalówki a korzystając z doświadczeo
wcześniejszych pokoleo całkiem nieświadomie podłączył prysznic do rury gazowej. Nic
dziwnego, że Ramona dostawała apopleksji, Helga i Berta lżyły ojca i pluły na niego gdy nie
widział, Neron nasikał mu na zupełnie nowe dżinsy a szczuropies warczał i zatapiał malutkie,
ostre ząbki w kostki u nóg. Wszystko było nie tak. Remont ciągnął się długo, z mozołem,
ślimaczył niczym babcia moherowa na czerwonym. Mijały lata. Dom bardzo powoli przestał
przypominad antyczny chlew a zaczynał normalną ludzka sadybę, z kwiatkami w ogródku i
nowym, czerwonym dachem. Ramona też jakby warczała już coraz mniej, kiedy dla
wszystkich (a najbardziej dla kierownikowej) oczywistym było, że remont jest już prawie
ukooczony. Ostatnim jego etapem miało byd wstawienie drzwi. Ot, prostych ale solidnych
zwykłych drzwi, które prowadzid miały do przytulnej łazienki z prysznicem, toaletą i
puchatymi, różowymi ręcznikami na półkach. Mathias i ukochana żonka osobiście pojechali
do marketu budowlanego by wybrad drzwi idealne. Jednak pierwsze były za wysokie, inne za
szerokie, kolejne za białe a jeszcze inne za kolorowe.
-To ja już nie wiem jak mógłbym paostwu pomóc.- pryszczaty, nastoletni sprzedawca
poskrobał się z zakłopotaniem w głowę.-Musiałbym w magazynie poszukad.
-To szukaj pan!- wrzasnęła Ramona. Chłoptyś zadrżał i prędko zniknął w skarbcu marketu.
Pojawił się po dziesięciu minutach, w trakcie których Ramona obsmarowała jego matkę,
babkę i resztę żeoskiej części rodziny aż po Dobrawę- epitetami dosadnymi, aczkolwiek
niezbyt soczystymi czy odkrywczymi.
-To może takie?- zaproponował taszcząc za sobą pokryte grubą pajęczyną, owinięte w
chropowaty, szary karton drzwi. Rozpakowali je. Drzwi pasowały wymiarami. Nie za wysokie,
nie za szerokie, nie za białe i nie za kolorowe. Takie w sam raz. Prawie, że idealne. Prawie.
-A co one się tak podejrzanie świecą?- zapytała Ramona jeżdżąc poślinionym paluchem po
lakierowanej powierzchni. Dopiero teraz Mathias i sprzedawca zauważyli, że drzwi istotnie
promieniują jakimś tajemniczym blaskiem.
-Może one na prąd są?- zdziwił się sprzedawca. Obejrzał drzwi ze wszystkich stron ale nie.
Nie były na prąd. Mathias postukał knykciami w drewno.
-Może jakieś czarodziejskie są?- zażartował ale Ramona spojrzała się na niego jak na idiotę,
to znaczy tak jak zwykle.
-Żeś czubku wymyślił. Czarodziejskie drzwi. I co? Może jeszcze prowadzą do Stumilowego
Lasu?- zakpiła. Mathias nic nie odpowiedział a młody sprzedawca uścisnął mu tylko
współczująco rękę, w geście męskiej solidarności. Przy kasie Ramona wykłócała się ze
sprzedawczynią o rabat, bo przecież „świecą i świecą ile to prądu będzie żarło!” Firma
udzieliła im trzyprocentowego rabatu i dodała kupon upominkowy na zakupy u konkurencji.
W domu, po wielkiej ilości westchnieo, okrzyków złości i lecących kurtyzan, drzwi były
zamontowane. Mathias przykręcił ostatnią śrubkę i otarł z czoła pot. Ramona polerowała
stalową klamkę.
-Nareszcie.- sapnęła prawie, że szczęśliwa. Prawie. -Jednak potrafisz jakąś rzecz zrobid
porządnie.- rzuciła mężowi z uznaniem wątpliwy komplement.- Dzieci nie zrobiłeś porządnie,
szkoły nie skooczyłeś porządnej, roboty też nie masz za ciekawej a drzwi jednak
zamontowałeś. No!
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
9
Spojrzeli obydwoje. W ciemności korytarza drzwi promieniowały łagodną poświatą, mieniąc
się leciutko wszystkimi kolorami tęczy. Czerwony przechodził w śliczną żółd dojrzałych
słoneczników, butelkowa zieleo oceanu zmieniała się w błękit pogodnego nieba, fiolet
przemieniał w szmaragdowy, a różowisty w brąz płodnej, tłustej ziemi. Piękne to było i
troszeczkę smutne zarazem, nie wiadomo dlaczego. Mathias przysiągłby, że mógłby stad tak
godzinami i zafascynowany wpatrywad się w melancholijną grę kolorów. Ale mózg Ramony
nie miał wmontowanej fabrycznie opcji „zachwyt nad pięknem”. Brutalnie nacisnęła klamkę i
weszła do środka. Od razu zaczęła wrzeszczed ale nie tak jak zwykle tylko zdecydowanie
głośniej i zdecydowanie bardziej złowróżebnie. Mathias trwożliwie zaglądnął za nią. Zamiast
łazienki z mozaikowym prysznicem, firankami w oknach, kaktusami na parapecie i puszystym
chodniczkiem ujrzał mały, nędzny pokoik. Wprawdzie jego dom też był mały i nędzny ale ten
pokoik zdecydowanie nie należał do domu. Instynkt powiedział Mathiasowi, że pokoik ten
nie należy nawet do tego świata, tylko do zupełnie innego wymiaru a drzwi były portalem,
który w przedziwnym splocie okoliczności połączył jego łazienkę z tajemniczym, innym
bytem. Nie wiedział skąd to wiedział ale wiedział i już!
Pomieszczenie, które w zamierzeniu miało byd łazienką było wąskie, długie, bardzo
opuszczone i bardzo zakurzone. U szczytu wąskiej kiszki tkwiło trzyczęściowe okno
wykuszowe bez klamek. Światło słoneczne wpadało do pokoju ze wschodu, północy i
zachodu, czwarta ściana posiadała natomiast tylko jedne drzwi, te przez które weszli i nic
więcej. Pokój nie był połączony w żaden inny sposób z resztą budynku, skądinąd gwarnego i
pełnego życia, gdyż głosy sąsiadów doskonale słychad było zza cienkich ścian. Z drewnianej
podłogi odpryskiwał przy każdym kroku lakier. Pojedyncze szyby były zmatowiałe na
brzegach i bardzo brudne. Długie koty kurzu zwisały z popękanego sufitu.
-Czego tak stoisz idioto?!- wrzeszczała Ramona.-Zrób coś!
„Coś” w wykonaniu Mathiasa polegało na tym, że podszedł powoli do wykuszowego okna,
oparł się o nie czołem i z otwartymi ustami przyglądał tajemniczemu światu. Ujrzał miasto,
olbrzymie miasto przyszłości. Wielkie budowle, o fantastycznie zakręconych wieżach,
strzelały w górę niczym sękate palce robota. Pomiędzy budowlami płynęły, szybowały w
powietrzu małe pojazdy podobne do prywatnych helikopterów, które zamiast wirników
posiadały laserowe dysze. Pojazdy wymijały się, krzyżowały i wyprzedzały w taki sposób, że
postronnego obserwatora przyprawiało to o zawał serca, ale ani razu nie doszło do kolizji czy
poważniejszej kraksy. W dole ulicy, 1000 pięter w dół można było dojrzed wielkie
hologramowe reklamy. Srebrzyste ekrany wirowały zachęcając do kupna klobała- podłużnej,
czarnej rurki migającej na koocu czerwoną diodą- i prząśnychu w błyszczącym opakowaniu.
Najnowsza moda skłoniła mieszkaoców miasta do noszenia złocistych kombinezonów, a
każdy obywatel posiadał długą antenę wszczepioną na czubku głowy- niewątpliwie służącą
do komunikacji. Ramona szarpała zawzięcie mężem.
-Ja chcę moją łazienkę!- wyła. – Gdzie moja łazienka? Gdzie mój prysznicek kochany? Gdzie
moje puchate ręczniczki?- w rozpaczy zawzięcie tłukła głową męża o szybę, jakby to miało
cokolwiek pomóc. –Gdzie mooooje kaaaaktusy? Co zrobiłes z moiiiimmmmiiiii kaktusami? Ty
łachudro niemyty! Nawet drzwi nie potrafisz poprawnie zamontowad?!
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
10
Mathias ocknął się nagle ze swojego zadumania i instynktownie, nie myśląc co robi, przylał
kochanej żoneczce z liścia. Przeraziła się Ramona ale jej mąż był przerażony tym co zrobił
jeszcze bardziej.
-Dzwonię na policję.- zasyczała mściwie i zbiegła na dół do telefonu. Istotnie, zadzwoniła na
policję. Ale nie, żeby oskarżyd męża o czynną napaśd tylko, żeby zgłosid kradzież łazienki.
Oficer po drugiej stronie linii stanowczo pominął się z powołaniem na opiekuna grupy
leniwców w zoo, gdyż swoje obowiązki wykonywał niechętnie, niedokładnie i bardzo
powolnie.
-To co pani mówi, że ukradli?
-Łazienkę.- łkała do telefonu Ramona.
-Meble znaczy się? Umywalkę i klop też?
-Wszystko ukradli! Wszystko! Meble, kaktusy, okno, ściany, tapety, wszystko! Niech pan tu
przyjeżdża. Koguta włączaj pan i przyjeżdżaj!
Z piętra Mathias protestował głośnym krzykiem. Na co im policja? Po co to? Przyjadą i będą
węszyd. Jeszcze zapytają się o pozwolenie na budowę garażu, który postawił ze szwagrem
nielegalnym sposobem albo o staw w ogrodzie, wykopany dokładnie nad podziemną linią
wysokiego napięcia. Mało to problemów mają?
-Odłóż słuchawkę!- krzyczał na żonę z mocą, z którą się nigdy nie zdobył w ciągu długich lat
małżeostwa.- Odkładaj pókim dobry!
-A wała!- wrzeszczała z dołu Ramona.- Wała jak Polska cała! Co żeś z łazienką zrobił?- i z
powrotem krzyczała do słuchawki- Panie komendancie! Panie komendancie! Ratunku! Na
miłośd boską, ratunku!!!
Policjant zanotował w kajeciku przemoc domową i bez zwłoki wysłał tam patrol, o którym
wiedziano, że nie patyczkuje się z pijakami, damskimi bokserami i wszelką hołotą męskiego
rodzaju. Samochód policyjny w kilka minut zjawił się z piskiem opon pod domem. Rośli,
barczyści stróże prawa wbiegli do środka, po czym najpierw skopali Mathiasa, wykręcili ręce,
założyli mu kajdanki, rzucili twarzą na ziemię a dopiero potem spokojnie zapytali co się tu
właściwie dzieje.
-Łazienkę ukradli.- jęczała Ramona.
-Kto?- pytanie policjantów było krótkie i konkretne. Kto z was, naiwniaki, myślał, że policja
jest od szukania złodziei? Policja jest właśnie od stawiania krótkich i konkretnych pytao, ot,
co!
-Nie wiem zboczeoce czy kosmity jakieś. Pan patrzy.- z tymi słowami zaprowadziła ich
schodami na górę. Skuty Mathias jakoś podczołgał się na brzuchu za nimi. Groźni dzielnicowi
najpierw zdecydowanie przeszli przez tęczowe drzwi do pokoju z innego świata. Ale ich
pewnośd siebie stopniowo malała w miarę jak zbliżali się do wykuszowego okna. Spojrzeli na
fantastyczne budynki, migoczące w promieniach dwóch zachodzących słooc obcej planety.
Spojrzeli na latające w powietrzu pojazdy, spojrzeli tysiąc pięter w dół, na hologramy
reklamujące ochłypki i kworczek.
-Ty.- szturchnął jeden drugiego pod ramię.- Tu chyba jakiś film kręcą, no nie?
-Albo słuchowisko.- szepnął ze zgrozą drugi nasłuchując dobiegającej zza ściany
niezrozumiałej rozmowy sąsiadów.
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
11
-Mówiłem, że to czarodziejskie drzwi.- powiedział zdyszany Mathias. Właśnie udało mu się,
mimo kajdanek, wstad na nogi.
-Bujda na resorach.- sprzeciwił się ostro pierwszy policjant.
-Właśnie.- przytaknął drugi.- Za czary to można dostad kilka latek z paragrafu 48.
-A co z moją łazienką?- jęczała Ramona.
Policjanci obeszli dom dookoła, starannie oświetlając latarkami każdy krzew, po czym jeszcze
raz wrócili na górę. Z zewnątrz nie widad było nic podejrzanego, a przez okno łazienki nawet
dojrzed można było kaktusy na parapecie i kawałek prysznica. Ale gdy tylko wrócili z
powrotem pokój był tą samą brudną, zapuszczoną ślepą kiszką w innym świecie.
-Tego chyba nie było na szkoleniu.- mruknęli do siebie oficerowie i bez słowa wyjaśnienia
zniknęli.
Jednak zamiast na komendę, najpierw pojechali do baru w którym strzelili sobie po kilka
głębszych na rozluźnienie. To dlatego procedura zgłoszenia kradzieży łazienki trwała tak
długo. Oficer dyżurny nie chciał uwierzyd dwóm, podpitym policjantom bredzącym
niestworzone historie o tajemniczej planecie w kabinie prysznicowej.
Przez kilka pierwszych dni Ramona tysiące razy otwierała i zamykała świecące drzwi z
nadzieją, że może jednak to sen i wszystko wróci do poprzedniego stanu. Na próżno. Z
zewnątrz, przez okno łazienka była normalną łazienką a w wewnątrz pomieszczeniem w
innym wymiarze. I nie pomagało trzaskanie drzwiami chodby najgłośniejsze ani wyzywanie
ich od „sukinsynowatej płyty paździerzowej” a męża od „frajera, który nawet furtki nie
potrafi poprawnie przykręcid”. W koocu, zrezygnowana, wymiotła z pomieszczenia kurze,
umyła wykuszowe okno, po czym sprowadziła hydraulika.
-Pan mnie tu łazienkę zainstaluje.- warknęła przez zaciśnięte zęby do małego, kulącego się ze
strachu mężczyzny.- Z mozaikowym prysznicem i kaktusami. Ale już!
Monter rozłożył bezradnie ręce.
-Gdzie ja pani tu prysznic podłączę, jak tu w ogóle nie ma dostępu do kanalizacji? Nawet u
sąsiadów nie słychad, żeby woda w ruchach szumiała.- dodał odrywając ucho od szklanki
przyłożonej do ściany.- Może oni tu w ogóle nie mają kanałów ze ściekami?
-To jak się myją w takim razie?
-Może oni jakoś ten brud dezintegrują?- wtrącił Mathias.- Jakieś pompy mają
antygrawitacyjne do mycia albo lasery?
Ramona tylko poszła do kuchni mamrocząc groźnie pod nosem:
-Srery lasery. Żebym ja mu tak laserem łba nie rozwaliła.
Hydraulik spoglądał na Mathiasa i współczująco poklepał go po plecach.
-Pięddziesiąt euro się należy.- dodał szybko.
-Panie! Za takie nic?
-Opinia fachowca to dla pana nic?- oburzył się drobny człowieczek.- Panie, ja na takie nic to
tu całe 15 minut zmarnowałem! A mogłem papieroska wypalid. Kwiatki na łące wąchad.
Życiem sie cieszyd. Poezje pisad.
Miał rację, skubany. Z ciężkim sercem Mathias zapłacił mu 50 euro i dodał jeszcze 5 napiwku.
Ot, tak na długopis i kajet na poezje.
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
12
Pokój w innym wymiarze nie dawał spokoju ani hydraulikowi ani policji. Odpowiednie służby
bezpieczeostwa zostały powiadomione, że w prywatnym domu, z prywatnej,
nieopodatkowanej inicjatywy znajduje się inna planeta i gdzieś środkiem lata na podjeździe
zjawiło się czarne, błyszczące BMW a ze środka wypadła banda rosłych facetów, w
wełnianych garniturach i okularach przeciwsłonecznym.
-Grupa do spraw blhmkhkmww, porucznik blhmnmbmnbvffff.- warknął szybko największy
wzrostem drab w garniturze. Mignął Mathiasowi przed oczyma jakąś legitymacją i bez
pytania o pozwolenie wdarł się do środka. Jego koledzy podążyli za nim. Wyciągnęli aparaty,
kamery i dyktafony, po czym zaczęli mierzyd, sprawdzad i nagrywad każdy możliwy kąt w
pokoju na innej planecie.
-Trzy metry dwadzieścia długości na metr sześddziesiąt szerokości.- relacjonował pierwszy
drab.
-Okno proste, wykuszowe, szyby pojedyncze. Brudne.- meldował drugi.
-Drzwi lita sosna. 70 cm. Świecą się i migają.- zdawał raport trzeci. A czwarty natomiast
gdzieś telefonował, z kimś się głośno wykłócał i klął jak szewc. Po pół godzinie podwórko
zaroiło się od jeszcze wiekszej ilości drabów w ciemnych garniturach, techników w białych
fartuchach, naukowców w szczelnych kombinezonach, przejętych sekretarek urzędu
bezpieczeostwa, studentów wydziału kryminologii i paru frajerów, którzy uważali się za
nowych Danikenów. Frajerów szybko zakuto i odstawiono na komisariat zanim zaczęli robid
zdjęcia a naukowcy i ich pomagierzy przystąpili do pracy.
Ramona siedziała w kuchni, piła wódkę prosto z butelki, wyła do lustra i przeklinała każdego,
kto nanosił błoto na jej nowe wykładziny. A brudzili, szczerze mówiąc, wszyscy. Kilka tygodni
intensywnych badao nie doprowadziło mózgowców do żadnego logicznego wniosku: czym
jest pokój, co to za planeta, gdzie się znajduje i na jakiej zasadzie działają drzwi. Bo pokój to
tak naprawdę był tylko pokój z staromodnym, wykuszowym oknem, z widokiem na miasto i
podwójne słooce, niczym więcej. Jeden z jajogłowych, zdobywca nagrody Nobla
zaproponował ściągnięcie drzwi i przeniesienie ich do laboratorium. Wtedy- tłumaczył- przy
pomocy mikroskopu albo młotka będzie można finezyjnie rozebrad drzwi na części pierwsze,
wydusid ich tajemnicę. Plan był w teorii dobry, zawiodła jak zwykle tylko praktyka. Drzwi nie
można było ruszyd z zawiasów. No nie można było i już. Czy to przyrosły do futryny,
przykleiły się jakąś czarodziejską mocą, zintegrowały, przyssały, wrosły- nie wiadomo. Jedyne
to co zostało na pocieszenie naukowcom, to fakt, że można sobie było pomachad odrzwiami
w przód i w tył bez zbytniego skrzypienia.
-To może spalimy całą chałupę?- podrzucił inny naukowiec, też zdobywca jakiejś ważnej
nagrody. Ale i ten pomysł szybko upadł, w związku z oświadczeniem Ramony, że prędzej ona
spali im wszystkim żony, matki i ojców niż pozwoli się komukolwiek zbliżyd z miotaczami
płomieni.
Ktoś wpadł na pomysł, że pokój na pewno znajduje się w czarnej dziurze i wsysa wszystko co
się w nim znajduje- dlatego jest pusty. Teza była interesująca i jako pierwszego, na ochotnika
oczywiście, wrzucono tam związanego sznurami, szarpiącego się i wzywającego donośnym
głosem pomocy pomysłodawcę. Przekręcono za nim klucz, odczekano dziesięd minut i w
asyście policyjnej ponownie otworzono drzwi. No i nic. Nic się nie stało. Nieszczęśnik od idei
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
13
czarnej dziury nadal rzucał się, wierzgał i klął na wszystkie strony świata. Z wyjątkiem
urażonej dumy i przegranego później procesu o poniesione straty moralne nic mu się nie
stało. Tajemnica jak tajemnicą była tak została. Pomysł rozbicia szyb od razu uznano za głupi
a nawet niebezpieczny. A kto może potwierdzid czym to oddychają mieszkaocy tajemniczej
planety? A jeżeli to gazowy kwas solny to co? Wyzdychają wszyscy w ciągu sekundy jak
wieloryby nieudolnie ratowane przez Greenpeace. To samo dotyczyło przebicia się do
sąsiadów, których głosy rozlegały się zza ściany. Teoretycznie możliwe. Praktycznie nie
wiadomo czy nie wyskoczą z laserowymi kałasznikowami, szalejąc i mordując wszystko co
tylko stanie na ich drodze. Jedyne co pozostało naukowcom do zrobienia to nakręcenie kilku
filmów naukowych o holograficznych reklamach szkopułków i wyprostków, napisanie kilku
dysertacji o modzie planety i złocistych kombinezonach i zgapienie pomysłu na laserowe
dysze helikopterów- które- o dziwo- i w ziemskiej atmosferze sprawdziły się zdecydowanie
lepiej niż zwykle wirniki. A potem szał wiedzy opadł. No bo co zrobid z czymś, z czym nie
wiadomo co zrobid? Można by tak stad w wykuszowym oknie przez całą wiecznośd i gapid się
na podwójne słooce. Można by wykonad transparent i powiesid go w oknie z takim napisem,
na widok którego miejscowi natychmiast rzucą się szukad kontaktu z Ziemianami. Ale i to nie
pomogło. Na napis „ratunku!” nikt nie reagował a transparent z napisem „darmowa pizza
tutaj” spowodował tylko szyderczy śmiech jakiegoś dzieciaka, przylepionego do szyby
helikoptera. Smarkacz miał na sobie złocisto- bordowy kombinezon, malutką, skręconą w
formie antenki sprężynkę na głowie i wyjątkowo dorodny jęzor, który bez zażenowania
pokazywał zdumionym naukowcom.
Więcej nic się nie stało. Oczywistym było, że tajemniczy pokój jest zapomniany przez
mieszkaoców innego świata, byd może nawet nie zdają sobie sprawy, że tutaj, za szybą, stoi
całe grono najtęższych mózgów na planecie Ziemia i prawie, że na kolanach błagają o kontakt
wyższych braci w rozumie. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Zrezygnowani naukowcy
rozjechali się na swoje macierzyste uniwersytety. Tylko wykładzinę trzeba było zmienid po
ich odjeździe, bo naniesione błoto wżarło się tak, że nawet karcherem nie można było jej
odczyścid.
Kilka dni po odjechaniu naukowców dom pana i pani Hoebe najechała druga plaga
egipska, nie mniej dzika horda dziennikarzy. Pokręcili się po opuszczonym pokoju, zrobili
zdjęcia Ramony, Helgi, Berty, Nerona i nawet szczuropsa Maksymiliana (o Mathiasie jakoś
zapomnieli), napisali na kolanie kilka nieautoryzowanych wywiadów w których to Ramona
była piękna i szczupła, dziewczynki mądre i błyskotliwe a Maksiu wyrósł na dorodnego
amstaffa z kolekcją ostrych zębów. Zapchali kibel który też trzeba było wymienid i odjechali
tak szybko jak się pojawili- niczym szaraocza pozostawiając po sobie szkody i pusty,
opróżniony z alkoholu barek.
Po dziennikarzach przyszła kolej na wszelkiej maści świrusów- nowych proroków, łowców
kosmitów, ufologów, scjentologów, pomazaoców bożych, zwykłych i niezwykłych idiotów. A
każdy z nich przywoził ze sobą coraz bardziej to fantastyczną teorię na temat tego czym jest
pokój i jak funkcjonują drzwi. Jedni, opatuleni w białe, niezbyt czyste prześcieradła głosili, że
to raj obiecany i namawiali do wyznania grzechów i czynienia pokuty. Inni okręcali głowy
srebrzystą folią aluminiową, zapadali w udawany trans i zarzekali się na wszystkie świętości,
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
14
że odbierają myśli mieszkaoców tajemnego wymiaru. Jeszcze inni (przeważnie młodzież)
zamykali się od środka na klucz, niby ze swoją asystentką i takie wyprawiali tam harce, że aż
wstyd było słuchad wysokiego C „asystentki” i porykiwao gwałconego orangutana które to
wydawał z siebie naukowiec-amator męskiego rodzaju. Po mniej więcej godzinie opuszczali
pokój, ona z rozmazaną szminką, on w przekręconym krawacie, obydwoje czerwoni na
twarzy i znikali jeszcze prędzej niż się pojawili.
Mathias razem z kolegami z pracy robił dyskretne zakłady jak długo wytrzymają to jeszcze
nerwy Ramony. Tym razem udało mu się wygrad od kolegów trzydzieści euro, bo on stawiał
na to, że następnego zainteresowanego Ramona po prostu udusi i przeżuje na surowo jego
okrwawione zwłoki, natomiast koledzy twierdzili, że wyrwie mu serce z klatki piersiowej
samą dłonią.
Ową ofiarą na częśd krwiożerczej bogini był dziarski staruszek w grubych okularach, mówiący
o sobie, że w młodości był prawie profesorem, a już na pewno zostałby nim gdyby się nie
potknął na maturze z historii taoca. Interesował się antycznymi kosmonautami i serią
znaczków pocztowych z wizerunkami Kotliny Kłodzkiej. Tutaj nerwy Ramony pękły niczym
sparciała gumka w starych galotach.
Chwyciła jedną ręką za kark małego prawie profesora, drugą otworzyła drzwi wyjściowe i
pięknym łukiem odrzuciła go hen, hen w ten kawałek ogrodu, który porastały najwyższe
pokrzywy. Coś tam przy tym krzyczała, że jedynym antykiem w tej chałupie jest on sam- ale
że pluła się bardzo i z wielkiej złości połykała połowę wyrazów, głowy więc sobie za to ściąd
nie dam. Potem kupiła dwa wielkie dobermany którym wyjątkowo źle się ze ślepiów
patrzyło, kazała otoczyd dom wysokim płotem i pogroziła pięścią mężowi.
-Jeżeli jeszcze raz, ktokolwiek tylko wspomni w tym domu chodby słówkiem o jakiś drzwiach
albo pokojach to ty oberwiesz.
-Dobrze kochana żoneczko.- odparł pokornie Mathias.
Powoli wszyscy zapomnieli o pokoju i o drzwiach. Nową łazienkę Ramona kazała urządzid w
piwnicy, a ponieważ miejsca było tam więcej- nie zważając na protesty małżonka poleciła
zamontowad tam jakuzzi i małą saunę.
-Morda w kubeł. To przez ciebie te wszystkie problemy. Jakbyś normalnie drzwi przykręcił to
nic takiego by się nie działo.
Może i miała rację, kto wie? Może to z winy Mathiasa otworzył się portal do innego świata?
Tak więc szczęśliwy żonkoś, pomny na słowa połowicy, posłusznie mordę w kuble trzymał. Z
tajemniczego pokoju żabusia uczyniła schowek na szczotki, stare gazety i połamane meble.
Nikt tam też nie zaglądał. Tylko Mathias w częstych chwilach, kiedy to rejterował przed
gniewem małżonki, chował się dokładnie za starym, dziurawym fotelem albo wielkimi
pudłami proszku „Wizir”. I tylko dlatego Mathias był jedynym człowiekiem, który dostrzegł,
że tajemniczy świat za brudnym, wykuszowym oknem zaczyna się zmieniad a zmiany te są
bardzo szybkie. Pierwsze co odkrył to to, że sąsiedzi za ścianą nie śmiali się już tak często.
Coraz częściej mówili ściszonymi głosami, a nawet płakali głośno. Śmiech i płacz nie
potrzebują tłumaczenia na inne języki, są uniwersalne dla każdego inteligentnego bytu w
kosmosie. Kilka miesięcy później zauważył, że liczba latających pojazdów cywilnych zmalała,
a na ich miejsce pojawiły się ciężkie, opancerzone, wojskowe helikoptery. Siedzący za
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
15
sterami żołnierze miny mieli ponure, na ich twarzach nie gościł najmniejszy nawet uśmiech.
Ręce ściskali na laserowych automatach, od czasu do czasu posyłali w kierunku pierwszego z
brzegu okna pocisk. Okno i pomieszczenie za nim eksplodowało a martwe, okrwawione ciała
spadały 1000 pieter w dół. Holograficzne reklamy zmieniły swój wydźwięk. Już nie zachęcały
do kupna błękitnych krupików czy lśniących wiciołków. Teraz oferowano mordercze buciągi i
klepasze o olbrzymiej sile rażenia, mogące w ciągu sekundy zamienid całe miasto w pył. Z ulic
znikali zastraszani mieszkaocy. Coraz częściej słychad było terkotania laserowych karabinów
w odległych dzielnicach miasta. Coraz częściej rozbłyskiwały morzem ognia wybuchy,
niszczące całe piętra i budynki, i coraz częściej ambulansy wojskowych medikopterów
zabierały zwłoki cywili i żołnierzy. Któregoś popołudnia Mathias ukrył się w pokoiku chcąc
przeczekad PMS Ramony. Schowany za stertą starych gazet słuchał wrzasków żony i tłuczenia
talerzy o kafelki. Wtedy to nad miastem za oknem rozpętało się piekło. Piekło prawdziwe. Z
południa nadleciała eskadra ciężkich pojazdów i raz za razem zrzucała bomby, które
eksplodowały z siłą tysiąca słooc. Z północy przeciwstawił im się szwadron innych pojazdów i
zaatakował przeciwnika. Częśd pocisków nie doleciała do celu i również spadła w dół
wzniecając pożary. Cywile z krzykiem kryli się w głębi swoich mieszkao. Mury osmalone były
od ognia i poczerniałe od krwi. A kiedy się zdawało, że najgorsze jest już za nimi, na
horyzoncie ukazał się wykwit chmury w kształcie grzyba i całe miasto spowił pył i ciemnośd.
Tylko jedno, jedyne okno oparło się morderczej sile wybuchu. Mathias przez długie godziny
trwał przy wykuszowym oknie, próbując przebid wzrokiem czarne chmury. Nadaremnie.
Wiele tygodni trwało nim opadł pył. Mathias codziennie, jakby wbrew sobie wchodził do
pokoju i starał wyobrazid ogrom zniszczeo, ukrytych w smolistej czerni. Po wielu tygodniach,
po wielu miesiącach radioaktywny piach zaczął opadad i odsłonił prawdziwy widok
katastrofy. W mieście nie żył już nikt. Żaden helikopter nie latał nad ulicami. Rozbite
hologramy milczały. Okna straszyły osmaloną czernią. Wiatr turlał ulicami kośdmi
spopielonych. Jeszcze długie, długie lata Mathias przychodził do pokoju i tkwił tam godzinami
mając nadzieję, że ktoś zacznie odbudowę po wielkiej wojnie. Ktokolwiek. Czasem
wyobraźnia płatała mu figle i wmawiał sobie, że dostrzega złocisty kombinezon przemykający
szybko ruinami ulic albo słyszy śmiech dzieciaka z wielkim jęzorem. Ale ten świat był już
martwy i tylko świecące na niebiesko, w radioaktywnym pyle, podwójne słooce było
ostatnim, niemym świadkiem zniszczenia.
*
Wszystkie drzwi prowadzą zazwyczaj tam dokąd to wymarzyli sobie ich twórcy. Za
wielkimi, bogato zdobionymi wrotami o miedzianych okuciach znajdziemy najczęściej spokój
kamiennego wyhoru albo zapomniane ekresze starożytnych bogów. Zdobione w mytolskie
malowidła, białe, lakierowane odrzwia skrywają obitą w bordowy jedwab sypialne królów,
niemi świadkowie rozpusty i zgorszenia. Proste, betrzeoskie, prowadzą do chłopskiej chaty,
której mieszkaocy- jako te betrzeny, mocni są i uczciwi. Furtki, ledwie co tylko z na wpół
zbutwiałych desek zbite chowają przed oczyma ciekawskich kanciapy i skrytki pełne starych
butów, butwiejących przetachów i mysich kup. Lekkie a wytrzymałe drzwi aluminiowe
prowadzą do sklepów, cudownych niby skarbiec samego Kononocy, pełnych tajemniczych
Helga von Klusken vonklusken.blogspot.com
16
zapachów i wszystkich kolorów świata, mocnej temuty, drażniącej nos reli, beli aksamitów,
żółtego przędziołka, klejnotów, obrazów i sprzętów wdp.
Wszystkie ale to wszystkie drzwi zawsze i wszędzie, mniej lub bardziej spełniały swoją
funkcję. Otwierały się i już można było znaleźd się tam gdzie chciano się znaleźd- w
magazynie, preluszku albo wychodku.
Z wyjątkiem jednych drzwi. Te nie prowadziły tam dokąd życzyłby to sobie ich właściciel-
Osto 3 T.XP - to znaczy do ślicznej, małej preluszki z mozaikowym hukupem i puchatymi
ręcznikami. A prowadziły do pokoju z którego, za zamkniętymi wykuszowymi oknami, można
było zobaczyd wspaniałe miasto. Miasto nazywało się Berlin i znajdowało się w zupełnie
innym wymiarze...
KONIEC