Castle Richard 2 Wsciekly sztorm

background image
background image

RICHARD CASTLE

WŚCIEKŁY SZTORM

Thriller o Derricku Stormie

Tłumaczenie:

Katarzyna Godycka

Wydawnictwo 12 Posterunek

background image

Spis treści

Karta redakcy j na

Rozdział pierwszy

Rozdział drugi

Rozdział trzeci

Rozdział czwarty

Rozdział piąty

Rozdział szósty

Rozdział siódm y

Rozdział ósm y

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziesiąty

Rozdział j edenasty

Rozdział dwunasty

Rozdział trzy nasty

O autorze

background image


Ty tuł ory ginału: A RAGING STORM
Redakcj a: JUSTYNA ŻEBROWSKA
Korekta: JUSTYNA ŻEBROWSKA, JOANNA MYŚLIWIEC
Skład i łam anie: JOANNA MYŚLIWIEC


Castle © ABC Studios. All rights reserved.
Copy right for this edition by 12 Posterunek, 2013


Originally published in the United States and Canada in 2012 as A RAGING STORM by Richard
Castle. This translated edition published by arrangem ent with Hy perion.


ISBN 978-83-6373-703-0


Wy dawnictwo 12 Posterunek
e-m ail:

kontakt@12posterunek.pl

Strona internetowa:

www.12posterunek.pl


Konwersj a:

eLitera s.c.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Tego samego dnia, godzina 19.15, Waszyngton

T

rzy m ał w ram ionach ciało m artwego senatora Stanów Zj ednoczony ch.

Derrick Storm dopadł do niego pierwszy i j ako j edy ny sły szał słowa um ieraj ącego: „Midas –

Jedidiah wie”. Kilka sekund wcześniej senator Thurston Windslow by ł j eszcze ży wy i wściekły.

Wy skoczy ł ze swoj ego fotela i m iał właśnie zam iar wy j awić, kto porwał i zam ordował j ego

pasierba, kiedy powalił go pocisk. Kucaj ąc na podłodze, Storm dostrzegł otwór po kuli w duży m

oknie usy tuowany m bezpośrednio za biurkiem starszego m ęża stanu.

Na zewnątrz zapadał zm rok. Okno zam ieniło się w lustro, uniem ożliwiaj ąc Storm owi

dostrzeżenie zabój cy. By ł teraz łatwy m celem , tak sam o j ak trzy kobiety znaj duj ące się wraz

z nim w biurze budy nku Senatu Dirksena.

– Padnij ! – krzy knął do Glorii Windslow. Żona senatora, która właśnie została wdową, tkwiła

na środku pokoj u całkowicie zszokowana.

Storm m usiał działać, zanim snaj per znowu wy strzeli. Zerwał się na równe nogi i pły nny m

ruchem okrąży ł biurko. Skoczy ł na Glorię j ak atakuj ący lew, otoczy ł j ej talię prawy m ram ieniem

i ściągnął j ą w dół na gruby dy wan, z dala od linii strzału.

Agentka FBI April Showers i Sam antha Toppers leżały j uż na podłodze twarzam i do ziem i.

Showers w j ednej ręce ściskała kurczowo swoj ego półautom aty cznego glocka kalibru 40. Drugą

zacisnęła wokół kaj danek ze stali nierdzewnej , w które zakuła Toppers przed strzelaniną.

Biuro senatora, podobnie j ak wszy stkie inne budy nki Kapitolu, zostało ostatnio wy posażone

w okna ze szkła kuloodpornego, które m iały chronić przed tego rodzaj u zabój stwam i, j akiego

właśnie by li świadkam i. Producent gwarantował, że wy konane z pięciu gruby ch kawałków

nietłukącego się szkła okna są w stanie zatrzy m ać kule wy strzelone z broni tak potężnej , j ak

rewolwer m agnum kalibru 44 – nawet j eśli strzały padły by z bliskiej odległości. Ale okno nie

dawało

prakty cznie

żadnej

ochrony

przed

profesj onalny m

zabój cą

uży waj ący m

specj alisty cznej broni snaj perskiej . Warstwy szkła pancernego przy puszczalnie trochę zm ieniły

traj ektorię lotu pocisku, ponieważ uderzy ł on w lewe ram ię senatora, a nie w j ego serce, w które

z pewnością celował snaj per. To przesunięcie zapobiegło naty chm iastowej śm ierci senatora

background image

i dało m u kilka sekund na wy szeptanie ostatnich słów.

Sform ułowanie „Jedidiah wie” odnosiło się w oczy wisty sposób do Jedidiaha Jonesa,

nawiedzonego dy rektora wy działu CIA o nazwie National Clandestine Service, człowieka

odpowiedzialnego za wciągnięcie Storm a w ten cały baj zel. Mniej j asne by ło znaczenie słowa

„Midas”, ale ponieważ Jones by ł w to zam ieszany, Storm podej rzewał, że to kry ptonim taj nej

m isj i CIA.

– Zasłony ! – krzy knęła agentka April Showers.

Storm podąży ł za j ej wzrokiem i dostrzegł czerwony przy cisk na ścianie tuż obok okna.

Rozluźniaj ąc uchwy t wokół talii Glorii Windslow, skoczy ł naprzód i uderzy ł przy cisk otwartą

dłonią, padaj ąc na dy wan w m om encie, gdy następna kula przebiła szkło. Ta by ła wy celowana

w j ego głowę. Pocisk prześlizgnął się obok lewego ucha Storm a i uderzy ł w biurko senatora,

sprawiaj ąc, że drzazgi polerowanego m ahoniu rozpry snęły się w powietrzu.

By ło blisko.

Ile razy człowiek m oże oszukać śm ierć?

– Jesteś cały ? – zawołała zaniepokoj ona agentka Showers.

– Drobnostka – odpowiedział. – Ale dzięki za troskę.

– Jeśli ktoś m iałby cię zabić, to raczej j a, za to, że ładuj esz się z kopy tam i w m oj e śledztwo –

rzuciła z uśm iechem .

– Ale m am y przy ty m niezłą zabawę, nie? – odkrzy knął.

Ciężkie zasłony zakry wały teraz okno, więc agentka Showers podniosła się, ciągnąc za sobą

Toppers.

– Nie ruszaj się! – poleciła dwudziestoparoletniej studentce, która cała się trzęsła.

Storm ruszy ł w kierunku drzwi wej ściowy ch dokładnie w m om encie, kiedy wpadł przez nie

um undurowany oficer policj i Kongresu, a zaraz za nim następny. Obaj trzy m ali w rękach broń

i insty nktownie podzielili się celam i. Jeden wy m ierzy ł w Showers, drugi w Storm a.

– Stać! – krzy knął pierwszy glina.

– Jestem z FBI! – zawołała Showers. – Agentka specj alna April Showers. Strzał padł z zewnątrz,

nie tutaj . Senator nie ży j e.

Policj anci by li zdezorientowani. Jeden z oficerów wciąż trzy m ał Showers na m uszce, a drugi

podbiegł, aby zbadać ciało Windslowa.

– Nie ży j e! – potwierdził oficer.

– Właśnie to powiedziała – rzucił Storm .

– Proszę pokazać legity m acj ę! – rozkazał policj ant, który m ierzy ł z broni w agentkę Showers.

background image

– Spokoj nie – odpowiedziała Showers, bez pośpiechu wkładaj ąc broń do kabury i wy ciągaj ąc

odznakę FBI.

– A pan? – zapy tał Storm a drugi funkcj onariusz.

– Proszę się m ną nie przej m ować. Ja j estem nikim . Niech pan j ą zapy ta.

– On j est ze m ną – potwierdziła Showers. – To pry watny detekty w Steve Mason, wy naj ęty

do pom ocy senatorowi.

Jedidiah Jones nadał Storm owi pseudonim Steve Mason, gdy ściągnął go do Waszy ngtonu, aby

ten pom ógł m u rozwiązać taj em niczą sprawę.

– Czy to tem u senatorowi m iał pan pom agać? – zapy tał policj ant, patrząc na m artwe ciało

Windslowa, a potem spoglądaj ąc na Storm a.

Storm krzy wo się uśm iechnął i odparł:

– Właściwie sprawy szły w dobry m kierunku, dopóki nie trafiła go kula.

– Ta kobieta j est aresztowana – powiedziała Showers, wskazuj ąc głową na przerażoną Toppers.

– Proszę j ej pilnować, zabezpieczy ć m iej sce zbrodni i zadzwonić pod ten num er telefonu. –

Energiczny m ruchem wcisnęła oficerowi wizy tówkę FBI. – Proszę powiedzieć osobie, która

odbierze telefon, że senator został zam ordowany.

– Jakie budy nki znaj duj ą się naprzeciwko tego okna? – zapy tał Storm .

– Tam j est ty lko j eden budy nek – odpowiedział stoj ący w drzwiach oficer. – Gm ach policj i

Kongresu, nasza siedziba.

– To stam tąd m usiał paść strzał – rzekł Storm , kieruj ąc się w stronę wy j ścia.

– Proszę zadzwonić do dy spozy tora – poleciła Showers, idąc za nim . – Niech wy da polecenie

zam knięcia całej kwatery głównej policj i. Niech zatrzy m aj ą każdego, kto schodziłby z dachu.

Po twarzy oficera przem knęło zdum ienie.

– Już! – krzy knęła Showers. – I wezwij cie lekarza do pani Windslow. Jest w szoku.

– Proszę zaczekać – powiedział policj ant, gdy go m ij ała. – Wy dwoj e nie powinniście

opuszczać tego m iej sca. Jesteście świadkam i.

Ale ona i Storm by li j uż w połowie kory tarza. Zabój stwo nosiło wszelkie znam iona roboty

zawodowca. Każda upły waj ąca sekunda działała na korzy ść zabój cy. Storm pierwszy wy szedł

na Ulicę C, Showers podążała zaraz za nim . Ośm iopiętrowy budy nek kwatery głównej policj i

znaj dował się przed nim i w odległości j akichś cztery stu m etrów. Stał w sam y m centrum

rozległego parkingu i by ł j edy ną na ty le wy soką budowlą, żeby snaj per m ógł oddać z niej strzał.

Zabój ca m usiał m ieć na sobie przebranie. Jak inaczej dostałby się na dach kwatery policj i

niezauważony ?

background image

Gdy Storm i Showers doszli do wej ścia do kwatery, przez podwój ne szklane drzwi wy padła

ekipa CERT, odpowiednik policy j nej j ednostki SWAT, kieruj ąca się w stronę budy nku Dirksena.

– Snaj per strzelał z waszego dachu! – krzy knęła Showers, pokazuj ąc odznakę.

Dowódca wy dał polecenia przez m ikrofon połączony ze słuchawkam i um ieszczony m i

na głowie:

– Wy słać drugą grupę na dach. Uzbroj ony podej rzany wciąż m oże tam by ć. Nikt nie m a

prawa wej ść do naszego budy nku ani z niego wy j ść. Zam knąć obiekt. Naty chm iast! – Po czy m

zwrócił się do Showers i powiedział: – My tu rządzim y. Proszę się odsunąć.

Zanim zdołała odpowiedzieć, j ego ekipa j uż biegła przez parking.

W ty m sam y m czasie Storm przeczesy wał wzrokiem okolicę przekonany, że strzelec zdąży ł j uż

uciec z budy nku. Po ich lewej stronie znaj dował się park m iej ski, który oddzielał wzgórze Kapitolu

od Union Station, głównego węzła kolej owego w Waszy ngtonie. Dworzec obsługiwał zarówno

pociągi Am trak, j ak i linie m etra, i by ł zawsze wy pełniony podróżny m i. Właśnie tam udałby się

Storm , gdy by chciał wtopić się w tłum i zniknąć.

– Tam ! – krzy knął, wskazuj ąc palcem na północ, w kierunku ronda Colum bus, rozj azdu

znaj duj ącego się bezpośrednio przed dworcem kolej owy m . Showers zauważy ła sam otną postać,

gdy ta przechodziła pod latarnią uliczną. Z tej odległości nie m ogli dostrzec twarzy, ale widzieli,

że m a na sobie niebieską koszulę i czarne spodnie – m undur policj i Kongresu. Wszy scy inni

oficerowie albo by li zam knięci w siedzibie policj i, albo biegli naj szy bciej j ak m ogli w kierunku

budy nku Senatu. Ale ten oficer spokoj nie odchodził z m iej sca akcj i.

– To m usi by ć on – powiedział Storm i puścił się biegiem w pościg.

Showers waliła pięściam i w zam knięte drzwi kwatery głównej i przy ciskała do szy by swoj ą

odznakę FBI.

– Snaj per ucieka! Dzwońcie do j ednostki policj i z Union Station! Jest ubrany j ak j eden

z waszy ch oficerów!

Funkcj onariusze trzy m aj ący wartę patrzy li na nią przez szy bę wzrokiem bez wy razu.

Poiry towana, sam a zadzwoniła z kom órki do wy działu stołecznej policj i.

Gdy by ł w naj lepszej form ie, Storm m ógł bez trudu przebiec kilom etr w czasie poniżej trzech

i pół m inuty, nawet w wy j ściowy ch butach. Ale m im o to podej rzany dotarł na Union Station,

zanim Storm zdołał do niego dobiec. Gdy ty lko wpadł do przestronnego holu dworca, zlustrował

znaj duj ący się tam tłum . Ani śladu żadnego m undurowego z Kapitolu.

Mam do czy nienia z profesj onalistą, pom y ślał.

Obok wej ścia do strefy biletowej linii Am trak kręcił się stołeczny policj ant. Storm pospieszy ł

w j ego kierunku.

background image

– Na Kapitolu by ła strzelanina – powiedział. – Sprawca nosi m undur policj i Kongresu i właśnie

tutaj wszedł. Czy widział go pan?

– A pan to kto? Ma pan odznakę? – zapy tał glina, patrząc na niego scepty cznie.

– Jestem pry watny m detekty wem .

– Proszę m i pokazać legity m acj ę.

Dy skusj a z ty m tępakiem by ła stratą czasu. Męska toaleta – tam na pewno poszedł snaj per, aby

się przebrać. Chciał wy j ść j ako ktoś inny. Ktoś, kto się nie wy różniał: tury sta, biznesm en, dozorca

albo pracownik budowlany. Każdy, ty lko nie oficer policj i Kongresu.

Po lewej stronie widniał duży znak „TOALETY”. Storm przebiegł obok niego i wpadł do środka.

Zaskoczeni m ężczy źni stoj ący w długim rzędzie przy pisuarach odwrócili głowy w j ego stronę.

Kiedy Storm wy ciągnął broń, rzucili się w panice do wy j ścia. Niektórzy z nich nie zadali sobie

nawet trudu, aby zapiąć spodnie. Naprzeciwko pisuarów by ło siedem kabin. Storm widział pod

drzwiam i, że ty lko trzy z nich by ły zaj ęte. Walnął pięścią w drzwi pierwszej kabiny, a kiedy

usły szał w odpowiedzi przekleństwo, cofnął się i otworzy ł drzwi kopniakiem .

– Co, do… – wy krzy knął zaskoczony m ężczy zna siedzący na sedesie, ale urwał, widząc glocka

w ręku Storm a.

– Przepraszam – powiedział Storm . – Wracaj do swoich spraw.

Przesunął się do następnej kabiny, ale kiedy zastukał w drzwi, te się otworzy ły i stanął w nich

nastoletni chłopiec, który naty chm iast podniósł ręce. Ostatnią kabinę zaj m ował starszy

m ężczy zna. Żaden z nich nie zdej m ował z siebie m unduru policj i Kongresu. Żaden z nich nie

wy glądał podej rzanie.

– Rzuć to! – krzy knął głos za Storm em . By ł to stołeczny policj ant z holu.

Unosząc glocka nad głowę, Storm odwrócił się powoli w j ego stronę.

– Człowieku, czy ś ty oszalał? – zapy tał glina. – Co ty, do diabła, wy prawiasz? Wpadasz tutaj

i wy m achuj esz bronią? Masz szczęście, że nie wpakowałem ci kulki.

– Szukam snaj pera – odpowiedział Storm . – Jak j uż m ówiłem , j est ubrany w m undur policj i

Kongresu. Musim y zam knąć wszy stkie wy j ścia, zanim ucieknie.

– W takim razie naprawdę pan oszalał – odparł policj ant. – Nawet gdy by m chciał, nie m a

żadnego sposobu, aby zam knąć w porę cały budy nek. Mam y tu wy j ścia na ulicę, zej ścia w dół

na perony m etra, a z ty łu na perony pociągów dalekobieżny ch.

Do środka wbiegł drugi funkcj onariusz stołecznej policj i z odbezpieczoną bronią w ręku.

– Co się dziej e? – zapy tał partnera.

– On m ówi, że j est pry watny m detekty wem i szuka zabój cy.

background image

– Naćpał się pan? – zapy tał Storm a nowo przy by ły oficer.

– Zabierz m u broń – polecił j ego kolega.

Chowaj ąc broń do kabury, funkcj onariusz podszedł do Storm a, zabrał m u glocka i polecił m u,

aby „zaj ął pozy cj ę”.

Storm oparł obie ręce płasko o ścianę i rozstawił nogi.

– Nie łaskocz – powiedział zrezy gnowany m głosem .

Do toalety wbiegła agentka Showers.

– FBI! – powiedziała, wy m achuj ąc odznaką. – Macie nie tego człowieka. On j est ze m ną.

– W takim razie niech go pani zabiera – odparł oficer, opuszczaj ąc pistolet.

Drugi policj ant przestał obszukiwać Storm a, który odwrócił się od ściany i powiedział:

– Poproszę m oj ą broń.

Policj ant oddał m u glocka.

Storm podszedł do naj bliższego poj em nika na śm ieci i podniósł j ego pokry wę. Ale w środku nie

by ło nic oprócz zm ięty ch ręczników papierowy ch i śm ieci. Sprawdził drugi. Tam też nie by ło

m unduru policj i.

– Sprawdzim y w holu – oznaj m ił pierwszy funkcj onariusz.

– Świetnie – odpowiedział Storm , doskonale zdaj ąc sobie sprawę, że zabój ca przy puszczalnie

dawno uciekł.

– Czego dokładnie szukam y ? – zapy tał drugi policj ant.

– W ty m m om encie? – odparł Storm . – Ducha.

Storm i Showers wy szli razem z m ęskiej toalety. Trzeci poj em nik na śm ieci znaj dował się kilka

kroków dalej , m iędzy wej ściam i do m ęskiej i dam skiej toalety. Storm zaj rzał do środka.

Wewnątrz leżała zgnieciona niebieska koszula, będąca częścią m unduru policj anta Kongresu, a tuż

przy niej odznaka i czarne spodnie.

Wy ciągaj ąc koszulę, Storm powiedział:

– Jest m ała. Szukam y m ężczy zny o wzroście około m etra osiem dziesięciu, ważącego j akieś

siedem dziesiąt kilogram ów.

Wspólnie przeczesali wzrokiem faluj ący tłum ludzi spiesznie przechodzący ch obok nich

w ogrom ny m holu dworca. Dziesiątki m ężczy zn pasowały do tego opisu. Strzelec m ógł by ć

kim kolwiek i znaj dować się gdziekolwiek.

– Skąd wiedziałaś, że j estem w m ęskiej toalecie? – zapy tał Storm .

– Sądzisz, że ty lko ty potrafisz m y śleć j ak uciekaj ący przestępca? – odpowiedziała.

background image

– Mogłoby to by ć dla ciebie cokolwiek zawsty dzaj ące, gdy by m nie tam nie by ło. – Storm się

uśm iechnął.

– Nie przy puszczam – odparowała Showers.

– Och, czy żby ś by ła w wielu m ęskich toaletach?

Showers uśm iechnęła się ty lko i powiedziała:

– Chodźm y. Musim y schwy tać zabój cę.

background image

Więcej na: www.ebook4all.pl

ROZDZIAŁ DRUGI

Stacja metra Majakowskaja, Moskwa, Rosja

J

esteśm y nową Rosj ą! – ogłosił prezy dent Oleg Barkowski na zakończenie swoj ego

trzy godzinnego przem ówienia. Tłum poderwał się na nogi. Ludzie tupali w podłogę, krzy czeli,

gwizdali. Nikt nie gry m asił z powodu późnej godziny. Nikt nie narzekał, że m inęło ponad pięć

godzin, odkąd ze stołów uprzątnięto kolacj ę. Wódka lała się strum ieniam i przez całą noc.

Dopilnował tego asy stent Barkowskiego, Michaił Sokołow. Liczne toasty i wcześniej sze m owy

by ły starannie przy gotowane, aby nadać rozm ach tej właśnie chwili.

Owacj a na cześć Barkowskiego by ła wielkim finałem tego wieczoru.

Prezy dent Rosj i nawet nie próbował uspokoić rozszalałego tłum u. W geście chry stusowy m

wy ciągnął ram iona zza podium i chłonął atm osferę. W j ego własny m m niem aniu zasłuży ł na to.

Barkowski zm ieniał Rosj ę. Reform y z przeszłości – głasnost i pierestrojka (j awność

i przebudowa) – by ły m artwe. Odeszły w nieby t razem z przy wódcam i, którzy zdradzili Matuszkę

Rosj ę, niszcząc wielką Partię Kom unisty czną. Odeszli oligarchowie, którzy zgwałcili naród,

kradnąc m iliardy rubli. Niczy m m ity czny Feniks z popiołów Barkowski powstał z chaosu, j aki

wy tworzy ł się po rozpadzie dawnego superm ocarstwa. Przepędził żądny ch pieniędzy

zagraniczny ch kapitalistów, którzy przy by li, obiecuj ąc reform y, ale napełniali ty lko własne

kieszenie. Jako człowiek bły skotliwy i bezlitosny szy bko dotarł na sam szczy t, wy gry waj ąc

wy bory prezy denckie i przy wracaj ąc władzę Krem la nad wszy stkim i aspektam i ży cia Rosj an.

Reporterzy, którzy ośm ielali się kwestionować j ego poczy nania, padali ofiarą bandy tów.

Znaj dowano ich na ulicy zakrwawiony ch i um ieraj ący ch. Wrogów polity czny ch aresztowano

i osadzano w więzieniach; niektórzy z nich znikali. Wy niki wy borów sfałszowano. Po latach

niestabilności przeciętni Rosj anie po cichu ustawiali się karnie w szeregu. Nikt nie narzekał, gdy

Barkowski zaczął ograniczać swobody oby watelskie, uzy skane wcześniej w wy niku rewolty

przeciwko dawnem u reżim owi. Żelazna pięść Barkowskiego zaprowadziła porządek. Po raz

pierwszy od dziesięcioleci m ożna by ło bezpiecznie spacerować wieczorem ulicam i Moskwy.

Sklepy by ły dobrze zaopatrzone, m ieszkania ogrzewane, ludzie m ieli chleb, a Rosj a ponownie

background image

dom agała się m iędzy narodowego szacunku.

– Barkowski! – krzy knęła ciem nowłosa piękność nieopodal podium . Wy wołało to chóralne

okrzy ki „Barkowski! Barkowski! Barkowski!”, które rozlały się falą w pom ieszczeniu. Spoglądaj ąc

ze sceny na kobietę, Barkowski uniósł palce do ust i przesłał j ej całusa.

Kobieta zem dlała. Prezy dent by ł niczy m polity czna gwiazda rocka.

Ten wieczorny wiec nie został zorganizowany w sali bankietowej j ednego z nowy ch

olśniewaj ący ch hoteli w zachodnim sty lu, który m i by ł upstrzony kraj obraz Moskwy, ale na stacj i

m etra Maj akowskaj a, na linii Zam oskworieckiej . Postronny m ta decy zj a m ogła się wy dawać

dziwaczna. Ale dla tego tłum u by ł to genialny wy bór.

W 1932 roku, kiedy rozpoczęła się budowa m oskiewskiego m etra, Józef Stalin obiecał, że stacj e

będą arty sty czny m i dziełam i sztuki, codziennie przy pom inaj ący m i m ieszkańcom o wy ższości

sy stem u kom unisty cznego. Otwarta w 1938 roku stacj a Maj akowskaj a by ła klej notem w koronie

m etra. Okazała się tak wspaniały m wy tworem inży nierii, że otrzy m ała główną nagrodę

na Wy stawie Światowej w Nowy m Jorku. Została zaproj ektowana w taki sposób, aby uspokoić

nawet naj bardziej klaustrofobicznego pasażera. Stacj a by ła ulokowana ponad trzy dzieści m etrów

pod ziem ią, a na suficie znaj dowało się trzy dzieści pięć poj edy nczy ch okrągły ch wnęk z ukry ty m

w nich strum ieniowy m światłem . Paliło się ono w tak niezwy kły sposób, że m iało się wrażenie,

że przez szkło prześwituj e letnie słońce. Stalowe belki podtrzy m uj ące strop stacj i by ły pokry te

różowy m rodonitem . Ściany zdobiły cztery różne odcienie granitu i m arm uru. Arty ści stworzy li

na suficie trzy dzieści cztery m ozaiki, a każda z nich glory fikowała im perium sowieckie. Podczas

II woj ny światowej stacj a służy ła j ako schron w czasie nalotów i przetrwała woj enną zawieruchę

w stanie nienaruszony m . Ale o ty m , że Barkowski wy brał tę właśnie stacj ę na zorganizowanie

bankietu tego wieczoru, zdecy dowało inne wy darzenie history czne. Gdy w 1941 roku Moskwę

oblegały woj ska Hitlera, Stalin zwołał przy wódców partii i m ieszkańców Moskwy do tej właśnie

stacj i m etra i wy głosił w niej swoj e sły nne przem ówienie, znane potem j ako „Bracia i Siostry ”.

W przem ówieniu ty m Stalin przewidy wał, że chociaż naziści wy daj ą się niezwy ciężeni, to j ednak

zostaną pokonani. Wieczorne przem ówienie Barkowskiego naśladowało sły nne słowa Stalina.

Prezy dent atakował „naj eźdźców zewnętrzny ch”, którzy stanowili zagrożenie dla nowej Rosj i –

tak j ak niegdy ś hitlerowcy. Pozwolił sobie na lekko zawoalowane ataki pod adresem Stanów

Zj ednoczony ch i NATO. Stalin obiecy wał, że Oj czy zna powstanie trium fuj ąca, ale ty lko j eśli

pozostanie „w zgodzie z zasadam i m oralny m i”, które przy świecały rewolucj i kom unisty cznej .

Barkowski powtórzy ł tę sam ą suchą form ułkę.

Celem Barkowskiego i j ego partii Nowa Rosj a, znanej po prostu j ako NRP, by ł zwrot w polity ce

o sto osiem dziesiąt stopni, przy wracaj ący w ten sposób Rosj i status światowego superm ocarstwa,

zdolnego bronić swoich oby wateli przed zagrożeniem ze strony Stanów Zj ednoczony ch i nowy ch

background image

ry wali: Chin oraz Indii. Założenia by ły proste – podej rzewać każdego, zniszczy ć wszy stkich

wrogów, uży waj ąc do tego wszelkich środków, j akie m a się do dy spozy cj i.

Na peronie stacj i m etra rozstawiono drewniane krzesła i stoły, a ruch pociągów został

wstrzy m any na czas wieczornego wiecu. Z sufitu zwisały krwistoczerwone i j asnożółte flagi –

identy czne z koloram i flagi dawnego im perium sowieckiego. Na całej stacj i panowała atm osfera

kom unisty cznego wiecu z dawny ch czasów. Wszy stko by ło doskonale zaplanowane. W tłum ie

cztery stu osób większość stanowili aparatczy cy – członkowie aparatu Partii Kom unisty cznej .

Czerpali oni korzy ści z przy należności do nom enklatury – sy stem u nagradzania przez partię ludzi

będący ch

w

łaskach

polity czny ch.

Będąc

dzieckiem ,

Barkowski

zazdrościł

ty m

uprzy wilej owany m członkom partii, desperacko pragnąc stać się j edny m z nich. Ale j ego

rodziców nie zaproszono do tego grona. By li biedny m i pracownikam i fabry ki na południe

od Leningradu. Ponieważ nie należeli do partii, skazani by li na ży cie w zapom nieniu i biedzie. Ich

j edy ny sy n doświadczy łby tego sam ego ponurego losu, ale Barkowski znalazł sposób, aby

wy rwać się z nędzy. Dy sponuj ąc potężną determ inacj ą, przy całkowity m braku sum ienia

i towarzy szącej m u nienasy conej żądzy władzy stał się naj potężniej szy m przy wódcą w Rosj i

od czasów Józefa Stalina. A teraz wy korzy sty wał niskie pochodzenie na swoj ą korzy ść. Stał się

bohaterem m as, udaj ąc, że j est j edny m z nich. Kochali go, nawet j eśli wy ciągał im z kieszeni

ostatni grosz i budował dla siebie na wy brzeżu Morza Czarnego pałace, które kosztowały m iliardy

dolarów. Zdarzało się, że w nocy, gdy by ł sam , Barkowski zastanawiał się, czy j est ży wy m

wcieleniem Stalina. By wały m om enty, kiedy zdawało m u się, że czuj e krew Stalina pulsuj ącą

w swoich ży łach.

Stoj ąc przed tłum em , kontem pluj ąc otaczaj ący go zgiełk, Barkowski poczuł, j ak czy j aś ręka

delikatnie doty ka j ego ram ienia, a zaraz potem usły szał znaj om y głos swoj ego naj bliższego

współpracownika, który szepnął m u do ucha:

– Senator Windslow nie ży j e.

Nie okazuj ąc nawet cienia em ocj i, Barkowski przekrzy wił głowę lekko w prawo i zapy tał:

– Gdzie j est Pietrow?

– W Londy nie.

– Dlaczego on nadal ży j e?

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Posiadłość księcia Madisonu, hrabstwo Somerset, Anglia

S

płoszony bażant obrożny wy frunął nagle ze swoj ej kry j ówki w wy sokiej do kolan trawie,

trzepocząc skrzy dłam i, aby zwiększy ć prędkość. Przekrwione obwódki oczu nadawały ptakowi

przerażaj ący wy gląd. Spłoszy ł go cocker-spaniel o sierści w biało-brązowe plam y. Tak j ak wiele

ptaków łowny ch w Anglii, bażant by ł hodowany i tresowany przez profesj onalnego leśniczego,

który potem uwolnił ptaka, aby ten wędrował po falisty ch pagórkach ogrom nej posiadłości księcia

Madisonu, dopóki j ej właściciel nie wy ruszy na polowanie.

Bażant uniósł się j uż j akieś dziesięć m etrów nad ziem ią, gdy huk wy strzału ze strzelby kalibru

12 przerwał poranną ciszę. Dziesiątki kosów z pobliskich drzew poderwało się do lotu, rozpraszaj ąc

się w różny ch kierunkach.

Gruby śrut uszkodził prawe skrzy dło bażanta, powoduj ąc j ego upadek na ziem ię. Desperacko

trzepotał skrzy dłam i, a pies gnał w j ego kierunku. Spaniel wprawnie pochwy cił rannego ptaka

w py sk i gwałtownie nim potrząsnął, łam iąc m u kark i kończąc j ego m ęczarnie.

– Dobry pies, Rasputin – zawołał właściciel zwierzęcia, Iwan Siergiej ewicz Pietrow. Spaniel

upuścił bażanta u j ego stóp. Mężczy zna poklepał psa po łbie i nagrodził go sm akoły kiem . Jeden

z osobisty ch gory li Pietrowa podniósł ptaka i włoży ł do torby m y śliwskiej . By ła to pierwsza

zdoby cz tego ranka.

– Niezły strzał, Iwanie Siergiej ewiczu – powiedział Georgij Iwanowicz Lebiediew. By ł

naj lepszy m przy j acielem Pietrowa i j ego towarzy szem podczas poranny ch łowów.

Pietrow otworzy ł zam ek swoj ej strzelby i załadował nowy nabój . By ł wy znawcą teorii,

że niehonorowo j est polować przy uży ciu innej broni niż j ednostrzałowa strzelba. Jeśli nie by łby

w stanie zabić ptaka za pierwszy m razem , stworzenie zasługiwało na szansę ucieczki.

– Następny ptak, j akiego zobaczy m y, j est twój – obiecał Pietrow.

Lebiediew by ł wy starczaj ąco inteligentny, aby zawsze dawać Pietrowowi m ożliwość zdoby cia

pierwszego łupu. To by ł główny powód, dla którego obaj m ężczy źni przez ty le lat pozostawali

bliskim i przy j aciółm i. Lebiediew zadowalał się graniem drugich skrzy piec. Tak by ło od czasów

ich dzieciństwa, gdy obaj dorastali w północnowschodniej części Moskwy, w dzielnicy Sołncewo,

background image

j ednej z naj niebezpieczniej szy ch części m iasta. Gdy nastoletni Pietrow zainteresował się

niespodziewanie dziewczy ną o im ieniu Jelena, Lebiediew zszedł m u z drogi, m im o że dziewczy na

m u się podobała. Kiedy Pietrow został naj lepszy m przy j acielem prezy denta Rosj i Barkowskiego,

Lebiediew bez protestu przy stał na rolę piątego koła u wozu. Gdy Pietrow i Barkowski stali się

zaciekły m i wrogam i, Lebiediew stanął po stronie Pietrowa, ostatecznie wy j eżdżaj ąc razem z nim

do Londy nu.

Podczas gdy Lebiediew doskonale odgry wał rolę petenta, Pietrow wcale j ej nie grał. Prawdę

powiedziawszy, nigdy nie rezy gnował ze swoich zachcianek czy potrzeb na rzecz kogoś innego.

Mógł sobie pozwolić na ten luksus, dy sponuj ąc m aj ątkiem warty m sześć m iliardów dolarów. Fakt,

że j ego fortuna nie zrodziła się z ciężkiej pracy ani nie by ła wy nikiem geniuszu, a j edy nie

doskonałego wy czucia czasu i sieci kontaktów, nie m iał wpły wu na j ego rozbuchane ego.

To właśnie przesadnie wy sokie poczucie własnej wartości doprowadziło ostatecznie do starcia

Pietrowa z prezy dentem Barkowskim . Aby uniknąć aresztowania i wtrącenia do więzienia,

Pietrow m usiał uciekać z Moskwy pod osłoną nocy, schowany w skry tce wewnątrz rosy j skiego

SUV-a. Jego ucieczkę zorganizował wy wiad bry ty j ski, który zażądał w zam ian, aby Pietrow

donosił na swoich przy j aciół na Krem lu. Pietrow uczy nił to z rozkoszą. Znał wiele skry wany ch

krem lowskich taj em nic.

W istocie j edy nie duże pieniądze sprawiały, że Pietrow by ł atrakcy j ny dla m łody ch kobiet,

które często towarzy szy ły m u w wy prawach do naj bardziej ekskluzy wny ch klubów Londy nu. By ł

m ężczy zną o ogrom nej posturze, m iał prawie dwa m etry wzrostu i waży ł niem al sto pięćdziesiąt

kilogram ów. Jego twarz by ła okrągła, blada i nalana. W wieku czterdziestu dwóch lat zaczy nał j uż

ły sieć, chociaż j ego sty listka czy niła cuda, aby to ukry ć, zaczesuj ąc długie kosm y ki włosów

z j ednej strony głowy na drugą, w poprzek gołej skóry. Lubił się ubierać w luźne, szy te na m iarę

ubrania, a wszy stkie j ego stroj e m iały kolor czarny albo biały, gdy ż by ł daltonistą. Tego ranka

na j ego nosie tkwiła para ręcznie zdobiony ch platy ną okularów przeciwsłoneczny ch,

skopiowany ch ze zdj ęcia Johnny ’ego Deppa.

Jego partner do polowań by ł niższego wzrostu, m ierzy ł około m etra osiem dziesięciu i by ł

zdecy dowanie szczuplej szy. Lebiediew m iał gęstą czarną czupry nę, a j ego brwi wy glądały j ak

gąsienice. By ł zarówno prawnikiem , j ak i księgowy m , i oba te zawody niezwy kle m u się

przy dawały j ako naj bardziej zaufanem u słudze i doradcy Pietrowa.

Tuż przed brzaskiem dwaj m ężczy źni opuścili posiadłość o powierzchni prawie trzech ty sięcy

siedm iuset m etrów kwadratowy ch, którą Pietrow kupił od ubogich potom ków księcia Madisonu.

Idąc ram ię w ram ię, przecięli buj nie porośnięte pola i pofałdowane pagórki Cotswolds.

Wraz z Rasputinem biegnący m kilka m etrów przed nim i weszli na teren porośnięty wy soką

trawą niedaleko strum ienia i drzew. W ty m m iej scu Pietrow zabił pierwszego ptaka. Wkrótce

background image

potem uczcił to, otwieraj ąc term os z kawą zm ieszaną z wódką, likierem Kahlúa i am aretto.

Lebiediew również m iał z sobą kawę, ale nie zawierała ona alkoholu. Gdy obaj gasili pragnienie,

ochroniarze Pietrowa krąży li wokół, pozostaj ąc w zasięgu ich głosu, i lustrowali wzrokiem okolicę

w poszukiwaniu m ożliwy ch odblasków prom ieni słoneczny ch, odbity ch od celownika broni

zakam uflowanego strzelca.

– Am ery kanie przy ślą ludzi, aby przesłuchać cię w sprawie senatora Windslowa – powiedział

poważnie Lebiediew.

– Powinienem się z nim i spotkać? – zapy tał Pietrow. – Czy udać się na „Darię”? – Miał

na m y śli swój stutrzy dziestotrzy m etrowy j acht, którego budowa kosztowała go m iliard dolarów

i który został tak nazwany na cześć j ego m atki. Jacht by ł zacum owany na Morzu Śródziem ny m ,

niedaleko Lazurowego Wy brzeża. – O wiele trudniej będzie im m nie tam przesłuchać.

– My ślę, że powinieneś się z nim i spotkać. Inaczej będzie wy glądało na to, że m asz coś

do ukry cia.

– Bo m am – zachichotał Pietrow.

– Powinienem ci towarzy szy ć j ako twój prawnik.

– Może popełniłem błąd, m ówiąc o złocie CIA, a nie m oim bry ty j skim przy j aciołom –

zastanowił się Pietrow.

– Nie zgadzam się z ty m – odpowiedział Lebiediew. – Am ery kanie m aj ą większe wpły wy i nie

są tak płochliwi j ak MI6. Należało im powiedzieć. Mogą też więcej zy skać, pom agaj ąc nam .

Rasputin, który do tej pory czekał cierpliwie u stóp Pietrowa, zaczął głośno dy szeć i skowy czeć.

– Masz trop, prawda, piesku? – odezwał się Pietrow. Skończy ł swoj ego drinka, po czy m zapy tał

Lebiediewa: – Jesteś gotowy ?

Ten wy lał resztkę kawy, włoży ł kubek ze stali nierdzewnej do plecaka i powiedział:

– Jestem gotowy.

Pietrow schy lił się i wy dał psu kom endę:

– Ptak.

Spaniel rzucił się wzdłuż rzędu krzewów i drzew z py skiem tuż przy ziem i. Odgłos

szeleszczący ch piór i krzy k ptaka spowodowały, że m ężczy źni zarzucili broń na ram ię. Drugi

bażant wy strzelił w niebo, ty m razem m niej szy i szy bszy od poprzedniego.

Pietrow wy palił z broni. Jego strzał zatrzy m ał ptaka w locie. Z piersi bażanta posy pały się

fragm enty piór. Ptak spadł m artwy.

Otwieraj ąc strzelbę, Pietrow powiedział:

– Obiecałem ci drugi strzał, m ój przy j acielu, ale insty nkt przezwy cięży ł m oj e zobowiązanie.

background image

– Nie szkodzi. Znaj dzie się dla m nie następny. – Lebiediew wzruszy ł ram ionam i.

Rasputin przy biegł do nich, trzy m aj ąc w py sku m artwego ptaka. Pietrow poklepał psa po łbie.

– Masz kogoś, kto obserwuj e Am ery kanów? – zapy tał.

– Oczy wiście. Jeden z naszy ch naj lepszy ch ludzi. – Lebiediew przeładował strzelbę i zatrzasnął

j ą.

– My ślisz, że Jedidiah Jones powiedział FBI, co wie?

– Nie j esteśm y tego pewni – odpowiedział Lebiediew. – Dlatego m usisz spotkać się

z Am ery kanam i.

Pietrow wy szczerzy ł zęby w uśm iechu.

– My ślą, że przy j dą przesłuchiwać m nie, ale to j a będę ich przesłuchiwał.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Kwatera główna CIA, Langley, Wirginia

Z

ilu warstw składa się cebula? Co przy wiodło Storm a do tego właśnie m om entu?

Dwa ty godnie wcześniej Jedidiah Jones sprowadził Storm a do Waszy ngtonu, aby pom ógł m u

rozwiązać sprawę „prostego” porwania. Okazało się j ednak, że uprowadzenie stanowiło zaledwie

wierzchołek góry lodowej i zbrodnia wcale nie by ła taka prosta.

Matthew Dulla, pasierba senatora Windslowa, uprowadzono, gdy razem ze swoj ą narzeczoną,

Sam anthą Toppers, spacerował w pobliżu kam pusu Uniwersy tetu Georgetown. Czterech

zam askowany ch m ężczy zn obezwładniło go, wpakowało do vana i bły skawicznie odj echało,

pozostawiaj ąc na chodniku rozhistery zowaną Toppers.

Gdy FBI nie udało się odnaleźć Dulla, Windslow poprosił Jonesa, aby sprowadził

„naprawiacza” – kogoś, kto wiedział, j ak wy śledzić zaginione osoby, i m y ślał niesztam powo. Jones

zwrócił się do Storm a, przy pom inaj ąc m u, że m a u niego dług wdzięczności. Duży.

Storm łowił akurat pstrągi na m uchę w Montanie, gdy przy by ł po niego helikopter. Na pozór nie

doświadczał żadny ch trosk. A to dlatego, że by ł m artwy – przy naj m niej dla świata. Cztery lata

wcześniej sfingował własną śm ierć i zniknął z powierzchni ziem i. Zrobił to, aby uciec od Jonesa

i taj em nego świata, który próbował go zabić, i to nie j eden raz, ale kilkakrotnie.

By ł taki czas w ży ciu Derricka Storm a – zanim poznał Jonesa – kiedy egzy stował j ako j eszcze

j eden pechowy pry watny detekty w, ze zby t dużą ilością rachunków do zapłacenia

i niewy starczaj ącą liczbą klientów. Spędzał dnie i noce, zaglądaj ąc przez okna anonim owy ch

m oteli, fotografuj ąc niewierny ch m ałżonków i szpieguj ąc krzepkich facetów, którzy wy stępowali

o odszkodowania pracownicze, oszukuj ąc pracodawców i powołuj ąc się na „kłopoty

z kręgosłupem ”. Storm sobie radził. Ledwo.

Ale wtedy w j ego ży ciu poj awiła się Clara Strike i wy wróciła wszy stko do góry nogam i.

Czy nna agentka CIA zwerbowała Storm a do pom ocy przy taj nej operacj i prowadzonej

na terenie Stanów Zj ednoczony ch. Oficj alnie CIA nie wolno by ło działać na terenie Stanów,

potrzebowała więc Storm a, aby firm ował akcj ę swoim nazwiskiem . Wy korzy stała j ego fachowe

um iej ętności śledcze, duszę patrioty i ufną – j eszcze wtedy – naturę. Przedstawiła go Jonesowi,

background image

i to właśnie Jones wciągał go coraz głębiej w struktury CIA. Jedna z j ego m isj i zupełnie się nie

powiodła. Tangier! Skończy ła się ty m , że Storm leżał ciężko ranny na zim nej posadzce w kałuży

własnej krwi.

Jones go uratował. Storm przeży ł, ale Tangier go zm ienił. Po ty m doświadczeniu zdecy dował,

że chce odej ść, a j edy ny m sposobem , aby Derrick Storm – szelm owski detekty w i zwerbowany

agent CIA – zniknął, by ła śm ierć. Opuścił świat Jonesa w taki sam poety cki sposób, w j aki

do niego wszedł. Storm zginął w ram ionach Clary Strike. Patrzy ła w oszołom ieniu

i z niedowierzaniem , j ak gaśnie światło w j ego oczach. Wy ciągnął do niej rękę, chwy ciła j ą

i ścisnęła po raz ostatni. Jego śm ierć wy dawała się rzeczy wista, ponieważ naprawdę wy glądała

na prawdziwą – dzięki specom z Dy rektoriatu Nauki i Techniki CIA. Tam tej si naukowcy uży li

swoich m agiczny ch sztuczek, aby zatrzy m ać pracę j ego serca i pokazać brak akty wności fal

m ózgowy ch. Storm nie wiedział, j ak to zrobili. Nie obchodziło go to. Śm ierć go uwolniła.

Przy naj m niej tak m u się wy dawało.

Jones sprowadził go z powrotem , przy wołuj ąc Tangier. Storm zawdzięczał Jonesowi ży cie,

wrócił więc, rzekom o aby wy konać ostatnią m isj ę.

Czas zatoczy ł pełne koło. Storm siedział naprzeciw Jonesa w j ego biurze w Langley następnego

dnia po zabój stwie senatora Windslowa.

– Ostrzegałem cię, że to m oże by ć skom plikowane – odezwał się Jones.

– Tak, ale dziwny m trafem zapom niałeś wspom nieć o Rosj anach, gdy pierwszy raz o ty m

rozm awialiśm y – odpowiedział Storm .

– Naj wy raźniej wy leciało m i to z pam ięci. – Jones uśm iechnął się chy trze.

Ale Storm wiedział swoj e. Nic nie wy laty wało z pam ięci Jonesa.

– Jako że wtedy przeoczy łeś tę część historii – powiedział do Jedidiaha – to m oże teraz opowiesz

m i o Rosj anach?

– Mam lepszy pom y sł – odrzekł Jones. – Ty m i powiedz, czego się dowiedziałeś o porwaniu

i Rosj anach.

Tak właśnie Jones rozgry wał partię. Zadaj m u py tanie, a on odpowie ci, zadaj ąc dwa własne.

Zadaj m u dwa py tania, a on zada ci tuzin.

– W rzeczy wistości by ły dwie grupy pory waczy – powiedział Storm . – Pory wacze, którzy

fakty cznie uprowadzili Matthew Dulla, to dawni oficerowie KGB.

– A ci drudzy ?

– Okazało się, że to Sam antha Toppers i j ej brat.

– To ta niska blondy nka z duży m i… – zaczął Jones.

background image

– Tak, Toppers j est hoj nie obdarzona przez naturę – przerwał m u Storm . – Ona i j ej brat

próbowali skorzy stać na porwaniu, wy sy łaj ąc do senatora Windslowa i j ego żony listy

z żądaniem okupu, m im o że nie m ieli Dulla. To by ło całkiem spry tne oszustwo.

– Które udało ci się rozgry źć – powiedział Jones.

W j ego ustach zabrzm iało to prawie j ak kom plem ent.

– Niestety, nie udało ci się uratować Dulla – m ówił dalej Jones. – Prawdziwi sprawcy

porwania zabili go, a teraz ktoś zam ordował senatora Stanów Zj ednoczony ch.

– Chwileczkę, to nie j a pociągałem za spusty – zaprotestował Storm .

– To prawda, ale nie wiesz też, dlaczego ktoś za nie pociągnął.

– Ludzie, którzy dokonali ty ch m orderstw, to profesj onaliści. Dom y ślam się, że zostali

wy naj ęci do tej roboty. Py tanie, kto im za to zapłacił? Jest dwóch potencj alny ch kandy datów:

Iwan Pietrow i Oleg Barkowski.

Storm podej rzewał, że Jones j uż wiedział o j edny m i drugim . Jones zawsze wiedział więcej , niż

m ówił Storm owi, ale uj awniał ty lko te inform acj e, które by ły konieczne. Słuchał swoich agentów

i oczekiwał, że wy konaj ą własne śledztwo, znaj dą wskazówki i wy ciągną własne wnioski. Liczy ł

na to, że Storm zacznie zadawać własne py tania. W ten sposób Jones upewniał się, że niczego nie

przeoczono.

– Agentka specj alna FBI April Showers m y śli, że Pietrow dał Windslowowi sześć m ilionów

dolarów łapówki – konty nuował Storm . – Ale w który m ś m om encie Windslow zm ienił zdanie i nie

doprowadził sprawy do końca. Wtedy Pietrow kazał go zabić.

– Zgadzasz się z ty m ?

– Jestem pewien, że Windslow wziął łapówkę, ale nie m am pewności, czy to Pietrow wy dał

polecenie, aby zabić j ego i Dulla. Równie dobrze m ógł to by ć Barkowski.

– Dlaczego?

– Aby powstrzy m ać senatora Windslowa przed udzieleniem pom ocy Pietrowowi. Problem

w ty m , że nie wiem , czego oni od niego chcieli. Każde m orderstwo m a zawsze j akiś m oty w.

Dopóki nie ustalę m oty wu, nie j estem w stanie wskazać zabój cy.

Jones zagłębił się w fotelu, który wy dał z siebie skrzy piący dźwięk. Fotel wy m agał naoliwienia,

odkąd Storm znał Jonesa. Szef siatki szpiegowskiej CIA przeciągnął prawą ręką po twarzy, j ak

gdy by próbował zetrzeć z niej problem . Zbudowany j ak buldog i w doskonałej kondy cj i

fizy cznej , zwłaszcza j ak na człowieka, który przekroczy ł sześćdziesiąty rok ży cia, Jones by ł

zarówno m entorem , j ak i dręczy cielem Storm a. Jako j edy ny człowiek na świecie by ł w stanie

ściągnąć Storm a z powrotem do pełnego dy m u i luster świata CIA.

background image

– Snaj per porzucił swoj ą broń na dachu budy nku siedziby policj i Kongresu – powiedział Jones.

Wy chy lił się do przodu, wy wołuj ąc kolej ne skrzy pnięcie fotela, i wy j ął fotografię z szuflady

biurka, po czy m podał j ą Storm owi.

Storm przy j rzał się zdj ęciu i powiedział:

– To karabin snaj perski SWD, zwany karabinem Dragunowa. Egzem plarz woj skowy, nie żadna

tania podróbka z Chin albo Iranu przeznaczona na sprzedaż poza terenem Rosj i.

– Mów dalej . – Jones się uśm iechnął.

– Czy m edia wiedzą, że do zabój stwa uży to rosy j skiej broni? – zapy tał Storm .

– Jeszcze nie, ale to ty lko kwestia czasu. Wiesz, j ak to j est w Waszy ngtonie, j eśli chodzi

o przecieki i sekrety.

Storm wiedział. Naj lepiej wy raził to Benj am in Franklin ponad dwieście lat tem u: „Trzy osoby

m ogą dotrzy m ać taj em nicy ty lko wtedy, gdy dwie z nich nie ży j ą”.

– Matthew Dulla zastrzelono kulam i wy produkowany m i w Rosj i – ciągnął Storm . – A teraz

snaj per zabij a Windslowa z rosy j skiego karabinu snaj perskiego. Zabój cy naj wy raźniej nie

przej m uj ą się zacieraniem śladów.

– Dlatego Biały Dom j est zaniepokoj ony – powiedział Jones. – Am ery kańskiej opinii publicznej

nie obchodzi woj na, j aką toczą m iędzy sobą Pietrow i Barkowski. Kogo interesuj e, czy m iliarder

oligarcha i j ego by ły naj lepszy przy j aciel pozabij aj ą się wzaj em nie? Ale j eśli wy j dzie na j aw,

że j eden z nich zlecił porwanie i m orderstwo Am ery kanina oraz zabój stwo senatora Stanów

Zj ednoczony ch, wtedy grozi nam m iędzy narodowy skandal.

– W j aki sposób m ożna tem u zapobiec? – zapy tał Storm .

– Prezy dent zwołał na dzisiaj konferencj ę prasową. Zapewni am ery kańską opinię publiczną,

że ataki nie by ły aktam i terrory zm u. Poinform uj e, że FBI podej rzewa, że porwanie i m orderstwa

są dziełem gangu bezwzględny ch kry m inalistów z Europy Wschodniej . Ale nie wy m ieni

nazwiska Pietrowa, a j uż z całą pewnością nie wspom ni o prezy dencie Rosj i Barkowskim .

– Który z nich j est gorszy ? – zadał retory czne py tanie Storm . – Pietrow j est skraj ny m

egocentry kiem , a Barkowski j est tak sam o postrzelony j ak Kaddafi, ty le że bez wy sokich obcasów

i różu.

– Biały Dom bardziej niepokoi się Barkowskim . Nie m ożem y siedzieć bezczy nnie i pozwolić,

aby prezy dent Rosj i m ordował senatora Stanów Zj ednoczony ch. Dlatego m usim y by ć dy skretni.

– Dy skretni? – powtórzy ł Storm . – Kongres j uż wy znaczy ł term iny posiedzeń kom isj i, która

będzie prowadzić dochodzenie, a m edia szalej ą.

Jones westchnął ciężko.

background image

– Tak, to będzie trudne zadanie, ale nie niem ożliwe.

– Przy tobie nie m a rzeczy niem ożliwy ch – odparł Storm . – Ale ciekawi m nie j edna kwestia.

Jak długo potrwa, zanim ktoś zainteresuj e się Steve’em Masonem ? Ile czasu trzeba, zanim j akiś

wścibski reporter zacznie py tać, dlaczego do sprawy porwania przy dzieliłeś pry watnego

detekty wa? Kiedy ktoś wreszcie odkry j e, że Steve Mason nie istniej e?

– Dobrze by łoby, żeby ś zniknął – powiedział Jones. – Wrócił do Wy om ing.

– Do Montany – poprawił go Storm .

– Wszy stko j edno – wzruszy ł ram ionam i Jones. – Ale prawda j est taka, że potrzebuj ę cię teraz

bardziej niż kiedy kolwiek. Potrzebuj ę kogoś, kom u m ogę zaufać, kto będzie w ty m śledztwie

o j eden krok do przodu.

– Potrzebuj esz m nie, bo chcesz poznać prawdę? Czy potrzebuj esz m nie, by m pom ógł ci j ą

ukry ć?

– Przy puszczalnie j edno i drugie.

Jones wy glądał na wy kończonego. Stresy wy wołane j ego pracą dawały m u się we znaki.

Na j ego twarzy ry sowała się m apa zm arszczek m im iczny ch. Nie by ło wątpliwości, że gdy by nie

by ł ły sy, m iałby całkowicie siwe włosy. W przeciwieństwie do Jonesa, Storm cały czas by ł

przy stoj ny w ten surowy m ęski sposób, chociaż j ego ciało również nosiło ślady z przeszłości. Pięć

blizn na podbrzuszu wskazy wało, gdzie został postrzelony. Na plecach m iał bliznę od ciosu nożem ,

który został zadany od ty łu. Ostatnio kula prześlizgnęła się po j ego ram ieniu, zostawiaj ąc brzy dką

powierzchowną bliznę. Ale naj gorsze rany zostały zadane w Tangierze – zarówno fizy czne, j ak

i psy chiczne.

Jedną z przy czy n, dla który ch Storm sfingował własną śm ierć, by ło to, że po wy darzeniach

w Tangierze zaczął po cichu podawać w wątpliwość własne m ożliwości. Para, która m u tam

pom agała, została zastrzelona na j ego oczach. Zostawiono go na pewną śm ierć. Lekarze nie m ogli

uwierzy ć, że udało m u się wy zdrowieć. Ale w czasie rekonwalescencj i naszły go wątpliwości.

Czy coś przeoczy ł? Czy m ożna go by ło w j akiś sposób winić za to, co się stało? Dopiero

po „śm ierci”, gdy przeby wał sam otnie w Montanie, łowiąc ry by, zaczął rozważać inną

m ożliwość. Ktoś go zdradził. Osoba z agencj i. Przeanalizował ponownie wy darzenia z Tangieru

m inuta po m inucie i za każdy m razem dochodził do tego sam ego wniosku, niezależnie od tego,

na j akie sposoby rozważał tę sy tuacj ę. Nie ulegało wątpliwości, że wpadł w pułapkę. Pierwszą

reakcj ą Storm a by ło skontaktowanie się z Jonesem i szukanie zem sty. Ale nie m iał żadnego

dowodu. Przeby waj ąc w Montanie, by ł poza rozgry wką. Mógł wrócić, lecz za j aką cenę?

Sy tuacj a uległa j ednak zm ianie. Teraz wpuścili lisa z powrotem do kurnika. Teraz m ógł sprawdzić

swoj e dom y sły i zdem askować zdraj cę, który ponosił odpowiedzialność za blizny Storm a – te

background image

fizy czne i psy chiczne. Jeśli w organizacj i naprawdę działał zdraj ca, Storm m usiał go uj awnić.

Ale żeby poznać prawdę, m usiał pracować od wewnątrz.

– Naprawdę nie m asz żadnego pom y słu, dlaczego Pietrow albo Barkowski m ogli chcieć

śm ierci senatora Windslowa? – Jones przerwał rozm y ślania Storm a.

– Ostatnie słowa senatora to „Jedidiah wie” i „Midas”.

Storm pozwolił, aby j ego odpowiedź zawisła w powietrzu, prosząc się o wy j aśnienie.

Ale Jones nie od razu pochwy cił przy nętę. Zam iast tego wy prostował się w swoim

skrzy piący m fotelu i wpatrzy ł się m artwy m wzrokiem w m łodszego protegowanego. A potem ,

po kilku sekundach niezręcznej ciszy, powiedział:

– W porządku, zgadzam się. Naj wy ższy czas, aby m powiedział ci coś więcej . Tu

w Waszy ngtonie j edy nie niewielkie grono urzędników państwowy ch wie o ty m , o czy m za chwilę

usły szy sz. Senator Windslow by ł j edny m z nich i zapłacił za to ży ciem . Ciebie też m oże to

kosztować ży cie. Zanim przej dę dalej , m uszę zadać py tanie: Czy chcesz ponieść to ry zy ko?

– Zapom inasz, że j uż j estem m artwy – odrzekł Storm .

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

J

edidiah Jones podszedł do znaj duj ącego się w ścianie sej fu, na który m widniał pasek

m agnety czny z napisem „ZAMKNIĘTE” przy klej ony w poprzek wzm ocniony ch stalowy ch

drzwiczek. Jones odwrócił pasek, ukazuj ąc j asnoczerwone litery tworzące słowo „OTWARTE”,

i wy stukał kom binacj ę cy fr na elektroniczny m ekranie, który j ednocześnie zwery fikował j ego

odcisk palca. Wy j ął z sej fu grubą czerwoną kopertę z napisem „PROJEKT MIDAS”. Zam knął

drzwiczki sej fu, odwrócił pasek m agnety czny, aby widniało na nim słowo „ZAMKNIĘTE”,

i ponownie sprawdził dla pewności, że drzwiczki są zam knięte.

Usiadł ponownie w fotelu, w rej estrze przy czepiony m do ściśle taj nego pliku dokum entów

wpisał wielkim i literam i nazwisko „STEVE MASON” i uj ął j e w cudzy słów. Następnie zapisał

datę, godzinę, swoj e im ię i nazwisko oraz notatkę, że zezwolił Masonowi na obej rzenie czterech

fotografii znaj duj ący ch się w dokum entach. Zdj ęcia by ły ponum erowane i opisane: MIDAS 001,

002, 003 i 004. Polecił Storm owi, aby podpisał rej estr pseudonim em . Gdy Storm to zrobił, Jones

wręczy ł m u trzy fotografie, ale ostatnią zatrzy m ał dla siebie.

– Powiedz m i, co widzisz na zdj ęciach – polecił Jones.

Storm j uż wcześniej grał w tę grę. Gdy został zwerbowany przez Clarę Strike, Jones posłał go

na kurs w legendarny m ośrodku szkoleniowy m CIA zwany m Farm ą, znaj duj ący m się pod

William sburgiem w Wirginii. Tam pokazy wano m u fotografie, proszono o ich zwrot, a potem

zadawano py tania na ich tem at: Co na nich widziałeś? Dlaczego to j est ważne? Co przeoczy łeś?

Co to znaczy ? Doświadczenie Storm a j ako pry watnego detekty wa uczy niło go ekspertem w tej

dziedzinie.

– Trzy fotografie pokazuj ą kilogram ową sztabkę złota – odpowiedział. – To ty siąc gram ów złota

albo dwa funty i dwadzieścia j eden uncj i. Według oznaczeń na sztabce zawiera ona 99,9 procent

czy stego złota, co oznacza, że j est bardzo wy sokiej j akości. Ale ta sztabka m a swoj ą unikalną

wartość z powodu m iej sca, w który m została wy bita, i j ej przeznaczenia.

Jones aprobuj ąco pokiwał głową.

– A kto j est j ej właścicielem ?

– Znak w dolnej części sztabki to sierp i m łot, czy li sy m bol uży wany w dawny m Związku

Radzieckim . Napis cy ry licą pod sy m bolem tworzy akronim КПСС, co w tłum aczeniu na angielski

background image

oznacza Kom unisty czną Partię Związku Radzieckiego. Sztabka na zdj ęciu została wy bita

specj alnie dla partii i należała do j ej m aj ątku.

– To naprawdę dziwne, j ak m ało Am ery kanie wiedzą o Związku Radzieckim , nawet j eśli by li

wy chowy wani w przeświadczeniu, że by ło to im perium zła, a j ego przy wódcy planowali ich

zniszczy ć – stwierdził Jones. – Zaledwie ty dzień tem u m usiałem tłum aczy ć na posiedzeniu

Senatu, że za czasów sowieckich ty lko nieliczny m Rosj anom zezwalano na wstąpienie do Partii

Kom unisty cznej i że partia m iała swój własny m aj ątek, całkowicie odrębny od zasobów

państwowy ch Związku Radzieckiego.

Storm nie przery wał. By ł j akiś powód, dla którego Jones wy głaszał ten wy kład history czny.

– Nie m ogłem uwierzy ć, że senatorowie Stanów Zj ednoczony ch nie wiedzieli, że Partia

Kom unisty czna obciążała swoich członków składkam i, tak j ak tutaj robią to związki zawodowe –

m ówił Jones. – Partia zabierała do swoj ego skarbca część m iesięczny ch wy płat każdego

ze swoich członków.

Jones zam ilkł i zaczął stukać palcem o biurko, zupełnie j akby wy bij ał ry tm m arszu.

Storm wiedział, o co chodzi. Teraz by ła j ego kolej , aby się wy kazać.

– Na fotografii j est j eszcze j edno oznaczenie – powiedział. – Wskazuj e ono, że ta konkretna

sztabka nosi num er 951 951. Logiczne rozum owanie podpowiada, że w związku z ty m wcześniej

wy bito dziewięćset pięćdziesiąt j eden ty sięcy dziewięćset pięćdziesiąt identy czny ch sztabek złota

i że one również należały do Partii Kom unisty cznej , a nie do Związku Radzieckiego.

– Czy znasz cenę złota? – spy tał Jones.

To by ło coś więcej niż ty lko proste py tanie. To by ł test. Od agentów CIA wy bierany ch

do taj ny ch operacj i oczekiwano, że będą znali wartość m etali szlachetny ch. Podczas woj en

lokalne waluty by ły bezwartościowe. Ale zawsze m ożna by ło uży ć złota i diam entów, aby kupić

inform acj e, przy j aciół czy zaopatrzenie.

– Zastanawiasz się, czy j estem na bieżąco? – odciął się Storm . – Według dzisiej szy ch notowań

za złoto płaci się ty siąc siedem set siedem dziesiąt dolarów za uncj ę. To znaczy, że poj edy ncza

kilogram owa sztabka złota – taka j ak ta na zdj ęciu – by łaby warta około pięćdziesięciu siedm iu

ty sięcy dolarów. Jeśli by łeś szczęśliwy m posiadaczem pozostały ch dziewięciuset pięćdziesięciu

j eden ty sięcy dziewięciuset pięćdziesięciu sztabek, które zostały wy bite przed tą konkretną, to

m iałeś całkiem niezłą sum kę.

– Prawie pięćdziesiąt m iliardów dolarów, ściśle rzecz biorąc – powiedział Jones.

– Nie – poprawił go Storm . – Jeśli chcesz by ć precy zy j ny, to dy sponowałby ś kwotą

pięćdziesięciu czterech m iliardów stu dwudziestu czterech m ilionów trzy stu dwudziestu sześciu

ty sięcy trzy stu osiem nastu dolarów. Jeżeli kiedy kolwiek by łeś spłukany i walili ci do drzwi

background image

kom ornicy, tak j ak m nie, to w przy padku finansów nie zaokrąglasz. Liczy sz wszy stko co do centa.

To by ło coś, co Jones zawsze podziwiał w ty m cudowny m dziecku. Nawet j eśli w m om encie

werbunku Derrick Storm by ł trochę nieokrzesany, Jones od razu zorientował się, że ten facet um ie

bły skawicznie m y śleć i m a zdum iewaj ącą wręcz zdolność zapam ięty wania naj drobniej szy ch

szczegółów – zwłaszcza gdy chodziło o pieniądze i polecenia.

– Masz j akiś pom y sł, skąd się wzięły te pięćdziesiąt cztery m iliardy dolarów w złocie?

Jones rzadko zadawał py tania pom ocnicze. Ale to by ło j edno z nich.

– Nieudany pucz m oskiewski w dziewięćdziesiąty m pierwszy m roku.

– Dokładnie tak.

Storm znał dobrze to wy darzenie. To by ła przełom owa chwila w historii. W sobotę 17 sierpnia

1991 roku szef KGB Władim ir Kriuczkow wezwał pięciu wy sokich rangą oficj eli radzieckich

do m oskiewskiej łaźni, aby przedy skutować z nim i, w j aki sposób m ogliby obalić prezy denta

Związku Radzieckiego i szefa partii Michaiła Gorbaczowa. Kriuczkow często organizował

spotkania w łaźniach, gdy ż by ł to j edy ny sposób, aby by ć pewny m , że j ego koledzy nie

nagry waj ą potaj em nie ty ch rozm ów. Gdy tak siedzieli rozebrani, postanowili, że zastosuj ą wobec

Gorbaczowa, który spędzał właśnie wakacj e na Kry m ie, areszt dom owy, a następnie uży j ą

oddziałów KGB oraz arm ii radzieckiej , aby przej ąć kontrolę nad Moskwą. Na początku

twardogłowi zdawali się wy gry wać. Ale sy tuacj a się zm ieniła, gdy żołnierze radzieccy odm ówili

strzelania do ogrom nego tłum u m ieszkańców Moskwy zgrom adzonego przed Biały m Dom em –

siedzibą parlam entu Rosj i. Kriuczkow i j ego towarzy sze zostali aresztowani. Dopiero gdy by li

w więzieniu, na Krem lu odkry to, że KGB potaj em nie wy wiozło z Moskwy kilkadziesiąt m iliardów

dolarów w rublach i m etalach szlachetny ch należący ch do Partii Kom unisty cznej . Puczy ści nie

chcieli, aby wpadły one w ręce Gorbaczowa i inny ch reform atorów w sy tuacj i, gdy by przewrót

się nie udał. Michaił Gorbaczow, Bory s Jelcy n i wszy scy kolej ni prezy denci szukali zaginiony ch

m iliardów, ale nikom u nie udało się ich odnaleźć. Po Rosj i zaczęły krąży ć niestworzone historie.

Sztabki złota zostały przetransportowane do taj nego bunkra przez żołnierzy Wy m pieła – sił

specj alny ch KGB. Wy m pieł to by ła j ednostka w rodzaj u am ery kańskich Navy SEALs, a KGB

uży wało ich do taj ny ch m isj i. Po raz pierwszy zy skali sobie złą sławę w 1979 roku, gdy ekipa

agentów Wy m pieła zam ordowała prezy denta Afganistanu Hafizullaha Am ina w j ego własnej

sy pialni w Pałacu Taj beg w Kabulu, gdzie strzegło go około pięciuset strażników. Legenda głosiła,

że oficer Wy m pieła, który dowodził operacj ą ukry cia złota, zabił wszy stkich swoich ludzi,

a następnie popełnił sam obój stwo, aby nikt z nich nie by ł narażony na pokusę wy j awienia, gdzie

są ukry te m iliardy w złocie.

– Kiedy zrobiono to zdj ęcie? – zapy tał Storm . – Czy wtedy, gdy złoto nadal by ło w Moskwie,

background image

czy po j ego zniknięciu?

– Zadałeś właśnie kluczowe py tanie – odparł Jones.

Przesunął w stronę Storm a czwartą fotografię, którą do tej pory trzy m ał w ręku. Przedstawiała

ona trzech stoj ący ch razem m ężczy zn. By li to Jedidiah Jones, senator Windslow i oligarcha Iwan

Pietrow. Trzy m ali sztabkę złota, którą Storm przed chwilą oglądał na zdj ęciach.

– W j akiś sposób Pietrow dowiedział się, gdzie j est ukry ty zaginiony m aj ątek partii – wy j aśnił

Jones. – Przy wiózł z sobą do Stanów złotą sztabkę j ako dowód i pokazał j ą senatorowi

Windslowowi, gdy ż ten by ł przewodniczący m senackiej kom isj i nadzwy czaj nej do spraw

wy wiadu. Windslow przy prowadził Pietrowa do m nie.

– Jak się dowiedział o złocie?

Jones ze złością uniósł ręce.

– Chciałby m to wiedzieć. Pietrow nie powiedział nam tego, ale przy sięgał, że m oże nas zabrać

w m iej sce, gdzie j est ukry ta reszta sztabek złota.

– Wszy stkie sztabki?

– Pietrow twierdził, że w rzeczy wistości m aj ątek składał się z m iliona kilogram owy ch sztabek

ukry ty ch przez KGB oraz z inny ch m etali szlachetny ch. Całkowita wartość to około sześćdziesiąt

m iliardów dolarów.

– Sześćdziesiąt m iliardów! – wy krzy knął Storm . – Przez duże M?

– Zgadza się – odparł Jones. – To j est dopiero skarb wart odnalezienia, nie sądzisz?

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

J

ones odebrał od Storm a fotografie i włoży ł j e z powrotem do grubej teczki, którą na powrót

wsunął do sej fu w ścianie.

– Dlaczego poprosił o twoj ą pom oc? – zapy tał Storm . – Pietrow to m iliarder. Dlaczego nie

wy naj m ie całej arm ii naj em ników? Za sześćdziesiąt m iliardów m ógłby kupić cały kraj .

– To nie takie proste – odparł Jones. – Kom u by ś zaufał, aby pom ógł ci odzy skać sześćdziesiąt

m iliardów w złocie i m etalach szlachetny ch? Płatny m zabój com ? Naj em nikom ?

– Trafna uwaga – zgodził się Storm . – Pam iętam sprawę, którą prowadziłem dawno tem u j ako

pry watny detekty w. Para m łodziaków zam ordowała rodziców za pięć ty sięcy dolarów

ubezpieczenia na ży cie. Wy obraź sobie, do czego ludzie by liby zdolni, gdy by w grę wchodziło

sześćdziesiąt m iliardów.

– Pietrow napom knął, że złoto znaj duj e się w j akim ś odległy m m iej scu, do którego bardzo

trudno trafić. Potrzebuj e ludzi i wy posażenia, j akie ty lko m y m ożem y m u zapewnić. I tu poj awia

się następny problem : Pietrow nie j est aż tak bogaty, j ak się wszy stkim wy daj e. Barkowski

zam roził j ego akty wa w Rosj i, po ty m j ak się pożarli i Pietrow uciekł z Moskwy. Nasi anality cy

sądzą, że m a dostęp do zaledwie siedm iu – dziesięciu m ilionów.

– Ty lko siedem albo dziesięć m ilionów – m ruknął Storm . – O rany. Chy ba zaraz się rozpłaczę.

– Pieniądze szy bko znikaj ą, j eśli m asz wspaniałą posiadłość w Anglii, okazałą rezy dencj ę

na Em bassy Row tu, w Waszy ngtonie, i j acht o wartości m iliarda dolarów na Morzu

Śródziem ny m .

– To j aki ty m asz w ty m interes? – zapy tał Storm .

– Jeśli pom ożem y m u wy dostać te sześćdziesiąt m iliardów, Pietrow uży j e ich, aby

zorganizować rewoltę przeciwko prezy dentowi Barkowskiem u.

– Woj na?

– Nie, ale sfinansuj e m arsze protestacy j ne, będzie dawał łapówki urzędnikom , rozpowszechniał

fałszy we inform acj e i w ten sposób sprawi, że prezy dentura i ży cie Barkowskiego staną się

piekłem .

– Czy pozby cie się Barkowskiego j est warte współpracy z Pietrowem ? – zadał py tanie Storm . –

background image

Czem u nie każesz go zabić, j eśli chcecie się go pozby ć?

– Już tego nie robim y.

– Jasne, że nie – powiedział Storm sarkasty cznie. – Czy to znaczy, że spuściliście Pietrowa

na drzewo?

– Jak naj bardziej , odrzuciliśm y j ego propozy cj ę – odparł Jones. – Nie m ożem y j uż zabij ać

przy wódców obcy ch państw ani obalać rządów. Kongres przy j ął ustawy, które zabraniaj ą nam

tego rodzaj u rzeczy. To j uż nie są lata pięćdziesiąte czy sześćdziesiąte, kiedy m ożna by ło zatruć

cy garo Fidela Castro.

– O ile sobie przy pom inam , ten num er z cy garem nie wy palił.

– Ale m ógł – powiedział Jones. – Kreaty wne m y ślenie naszy ch ludzi. Zawsze to podziwiałem .

Wróćm y j ednak do złota. Są j eszcze inne powody, dla który ch nie m ożem y się zaangażować

w poszukiwania tego skarbu. Jedna z przy czy n j est taka, że cały czas j est to własność

Kom unisty cznej Partii Federacj i Rosy j skiej . Nawet j eśli Związek Radziecki j uż nie istniej e, to

Partia Kom unisty czna w Rosj i cały czas działa. To druga pod względem wielkości partia

polity czna w ty m kraj u. Ci wszy scy kom unisty czni dranie nie zniknęli tak po prostu j ednej nocy.

Zgodnie z prawem m iędzy narodowy m te pieniądze cały czas są ich własnością.

I j est j eszcze j edna kwestia. Prezy dent Barkowski dał j asno do zrozum ienia urzędnikom

w Biały m Dom u, że j akakolwiek współpraca naszego rządu z Pietrowem będzie odebrana j ako akt

wrogości wobec Barkowskiego i j ego narodu. Ten facet m oże by ć szalony, ale cały czas m a pod

ręką ogrom ny arsenał broni nuklearnej , z której większość j est wy m ierzona w nasz kraj . Nie

chcem y rozniecać j ego paranoidalnej nienawiści do Stanów Zj ednoczony ch.

No i na koniec m am y problem wewnętrzny. Następnego dnia po ty m , j ak w m oim biurze

sfotografowano tę sztabkę złota, rosy j ski am basador złoży ł nieoczekiwaną wizy tę sekretarzowi

stanu i zaznaczy ł, że j akakolwiek próba odzy skania przez Stany Zj ednoczone zaginionego złota

będzie uznana za akt piractwa m iędzy narodowego.

– Macie przeciek. Ktoś dał cy nk Rosj anom .

– Zgadza się – przy taknął Jones. – Barkowski dowiedział się o naszy m pry watny m spotkaniu

w m oim biurze – ty m biurze – w ciągu dwudziestu czterech godzin.

– Kret?

– Tak, ale nie sądzę, żeby kret by ł u nas. My ślę raczej , że j est on w obozie Pietrowa. Niestety,

nie m am co do tego pewności.

Pom im o że Jones podał m u całą litanię argum entów, Storm um iał czy tać m iędzy wierszam i.

Naj wy raźniej Jones chciał pom óc Pietrowowi, ponieważ Barkowski by ł niebezpieczny m

szaleńcem . A czy istniał lepszy sposób pozby cia się go niż przy pom ocy j ednego z j ego by ły ch

background image

przy j aciół? I ty, Brutusie? Wy korzy stanie m aj ątku należącego do Partii Kom unisty cznej

do zniszczenia prezy denta popieraj ącego kom unistów ty lko dodawało sm aczku całej intry dze.

– Jeśli nie m asz zam iaru pom agać Pietrowowi, to po co m ówisz m i o złocie? – zapy tał Storm .

– Ponieważ j esteś m artwy, pam iętasz? Nikt nie będzie m ógł ponosić odpowiedzialności

za działania kogoś, kto nie ży j e, prawda?

– Ale j a j estem sam .

Jones rzucił m u chy tre spoj rzenie i zapy tał:

– Jesteś pewien? Naprawdę wierzy sz, że ty lko ty rozpły nąłeś się w powietrzu? My ślisz, że j esteś

j edy ny m człowiekiem , który zniknął?

Storm dodał do siebie dwa i dwa, po czy m stwierdził:

– Proj ekt Midas. Ta gruba teczka zam knięta w twoim sej fie – są w niej nazwiska inny ch

„m artwy ch” agentów, takich j ak j a, zgadza się? Chcesz, żeby śm y pom ogli Pietrowowi, ponieważ

nasz kraj nie m oże sobie pozwolić na pozostawienie j akichkolwiek odcisków palców.

– Ani odcisków palców, ani śladów stóp – odparł Jones. – Absolutnie żadny ch śladów. –

Wy ciągnął z szuflady biurka dużą kopertę i powiedział: – Chcę, żeby ś poleciał do Londy nu

i porozm awiał z Pietrowem . Przede wszy stkim dowiedz się, kto zabił Windslowa i dlaczego.

Po drugie powiedz m u, że stworzy łem ekipę, która m u pom oże. Musim y ty lko wiedzieć, gdzie j est

ukry te złoto. – Wy sy pał na biurko zawartość koperty. – Tu m asz paszport, gotówkę, karty

kredy towe, telefon kom órkowy i bilety na sam olot. Agentka Showers m a zarezerwowany lot

do Londy nu o osiem nastej . Jej zadaniem j est przesłuchać Pietrowa. Showers będzie twoim

biletem wstępu na spotkanie z nim . Dołączy sz do niej . Już to zorganizowałem .

W głowie Storm a kłębiły się różne m y śli.

– A co z kretem ? – spy tał.

– Jeśli kret j est w obozie Pietrowa, nic nie m ożem y zrobić. Uważaj na siebie.

– A j eśli to ktoś po naszej stronie, ktoś z agencj i?

– Ja wiem , kim j esteś, ale ty zawsze pracowałeś w terenie. Nikt inny w siedzibie głównej cię

nie zna ani nie wie, że wciąż ży j esz. Skategory zowałem też proj ekt Midas.

– To znaczy ? – zapy tał Storm .

– To znaczy, że ty lko m y dwaj wiem y, że j esteś w to zaangażowany. I ty le. Dla wszy stkich

inny ch ludzi Derrick Storm j est duchem .

Ostatnim razem , kiedy Jones by ł tak pewien taj nej operacj i, wy słał Storm a do Tangieru. No

i wiadom o, co z tego wy nikło.

– Bądź bardzo ostrożny, gdy spotkasz się z Pietrowem – m ówił dalej Jones. – To, że pokazał m i

background image

złotą sztabkę, nie znaczy wcale, że m ożem y m u ufać. Chcę, żeby ś dowiedział się wszy stkiego

na tem at złota, ale m usisz też pom óc agentce Showers rozwiązać sprawę porwania i m orderstw.

Może ona m a racj ę i to Pietrow kazał zabić Dulla i Windslowa, bo senator nie chciał uczestniczy ć

w proj ekcie Midas. Może za m orderstwam i stoi Barkowski, bo chciał powstrzy m ać Windslowa

przed zaangażowaniem się w proj ekt Midas. A m oże Windslow próbował wy drzeć dla siebie

większą część z ty ch sześćdziesięciu m iliardów, niż Pietrow chciał m u dać. Nie ufaj nikom u.

– Jak za dawny ch czasów – stwierdził Storm .

– Ty lko dlatego wciąż prowadzę taj ne operacj e, że ufam zaledwie kilku osobom – rzekł Jones.

– Czy agentka Showers wie o złocie? – zapy tał Storm .

– Nie. Wie o ty m j edy nie ścisłe grono ludzi, a Showers do niego nie należy.

– Nie będzie się j ej podobało, że dołączę do niej w Londy nie.

– Ona nie m a tu nic do gadania. Wszy stko zostało j uż ustalone, aczkolwiek twoj a rola j est czy sto

doradcza.

Storm wy obraził sobie reakcj ę agentki Showers. To nie by ła drobna sprawa. Zam ordowano

senatora Stanów Zj ednoczony ch i j ego pasierba. Nie będzie chciała, żeby się wtrącał

do śledztwa. By ła wy starczaj ąco by stra, aby dom y ślić się, że Storm j est oczam i i uszam i

Jedidiaha Jonesa. Będzie wobec niego podej rzliwa.

– Broń? – zapy tał Storm .

– Dla ciebie żadnej . Będziesz podróżował z paszportem dy plom aty czny m j ako Steve Mason.

Będziesz udawał, że j esteś koordy natorem z ram ienia Departam entu Stanu.

– Jakiś gry zipiórek w Departam encie Stanu powiedział ci, że nie m ogę by ć uzbroj ony ?

– Żaden gry zipiórek. Rozkaz przy szedł bezpośrednio od sekretarza stanu. Tangier, pam iętasz?

Od czasu tam tej wpadki inne agencj e nie zgadzaj ą się, aby nasi ludzie podszy wali się pod ich

pracowników, zwłaszcza j eśli są uzbroj eni.

Tangier. Prześladuj e go nawet po śm ierci.

– A co z agentką Showers?

– Nikt nie m a nic przeciwko tem u, aby m iała przy sobie broń osobistą – powiedział Jones. –

Dam ci też list do Pietrowa. Będzie wiedział, że to ode m nie. – Obrzucił Storm a świdruj ący m

spoj rzeniem . – By łeś ostatnim fragm entem , którego potrzebowałem do proj ektu Midas.

– Dlaczego j a?

– Już ci powiedziałem , że ufam ty lko paru osobom . Tak się składa, że j esteś j edną z nich.

Wierzę, że odnaj dziesz te sześćdziesiąt m iliardów i nie ulegniesz pokusie.

– To bardzo dużo złota – powiedział Storm .

background image

– To prawda. Jeśli popełniam błąd, obdarzaj ąc cię zaufaniem , dopilnuj ę, aby ś fakty cznie

skończy ł m artwy.

Odkry ł j eszcze j edną warstwę. Jones wy sy łał go na niebezpieczną m isj ę. A m im o to Storm

w dalszy m ciągu nie by ł pewien, czy Jones powiedział m u o wszy stkim . Znaj ąc go, raczej nie.

Storm a czekało zatem o wiele więcej warstw, więcej zaskoczeń, zwrotów akcj i, a gdy w grę

wchodziło sześćdziesiąt m iliardów dolarów, również więcej m orderstw.

Tego by ł pewien.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

D

errick Storm zaj ął m iej sce w barze znaj duj ący m się dokładnie naprzeciwko wej ścia num er

21 na m iędzy narodowy m lotnisku Waszy ngton-Dulles, tak że plecam i opierał się o ścianę i widział

wszy stkich wchodzący ch i wy chodzący ch. Z agentką Showers m iał się spotkać o siedem nastej .

Przy by ł tutaj o szesnastej trzy dzieści. W j ego fachu zawsze lepiej by ło by ć na m iej scu

wcześniej , nawet j eśli chodziło j edy nie o złapanie sam olotu do Londy nu w towarzy stwie agentki

FBI.

Ledwo zdąży ł usiąść, do baru weszła April Showers. Ona też przy j echała wcześniej . Podobało

m u się to. Obserwuj ąc, j ak przeczesuj e wzrokiem poczekalnię, uświadom ił sobie ponownie, j aka

j est atrakcy j na. Showers m iała na sobie ciem noszary kostium składaj ący się ze spodni i krótkiego

żakietu, a pod nim j edwabną bluzkę w kolorze złam anej bieli i czarną koszulkę. Wy glądała

olśniewaj ąco. Prześlizgiwała się właśnie ostrożnie przez plątaninę krzeseł i stolików

pozaj m owany ch przez podróżny ch, którzy radośnie korzy stali z prom ocj i, zam awiaj ąc dwa drinki

w cenie j ednego.

– Witam , panno Showers – odezwał się Storm , podnosząc się uprzej m ie ze swoj ego m iej sca.

Miała z sobą j edy nie plecak.

– Gdzie j est twój bagaż? – zapy tał. – Nie znam żadnej kobiety, która by podróżowała bez

bagażu.

– A gdzie j est twój ? – odpowiedziała py taniem .

Wskazał wzrokiem leżący obok niego plecak.

Oboj e zdali bagaż do odprawy nie ty lko dlatego, że tak by ło wy godniej . Nie by liby w stanie

bły skawicznie zareagować w sy tuacj i alarm owej , gdy by dźwigali z sobą walizki.

– Czego się napij esz, laleczko? – zapy tała piersiasta kelnerka w kabaretkach. Jej twarz

pokry wała gruba warstwa m akij ażu.

– Dla m nie dietety czna cola j akiej kolwiek m arki – powiedziała Showers.

– Ja wezm ę piwo z beczki.

– Świetny wy bór, przy stoj niaku – rzuciła kelnerka i m rugnęła do niego.

Gdy odeszła, Showers oznaj m iła:

background image

– Zam awiasz cokolwiek, co m aj ą w beczce, a ona chwali twój wy bór. Na pewno uwielbiasz,

gdy kobiety z tobą flirtuj ą.

– A ty nie – odparł. Zabrzm iało to j ak py tanie.

– Co j a nie? Nie lubię, gdy ktoś z tobą flirtuj e? Czy twierdzisz, że j a z tobą nie flirtuj ę?

– Jedno i drugie.

– Nie bądź głupi – odpowiedziała. – Ta kelnerka po prostu liczy na napiwek.

– Będę pam iętał, aby j ej powiedzieć, że ty płacisz rachunek.

Kelnerka wróciła z napoj am i i naj pierw obsłuży ła Storm a.

– Proszę bardzo, kochanie – powiedziała do niego, po czy m bez słowa z głośny m pluskiem

postawiła przed Showers colę na serwetce.

– Bardzo dziękuj ę – odparł Storm z prom ienisty m uśm iechem . – Przy okazj i, m oj a

przy j aciółka zapłaci rachunek.

– Dziewczy na, która stawia ci drinki – skom entowała kelnerka. – Uważaj , m oże chce czegoś

w zam ian.

– On nie j est m oim chłopakiem – powiedziała z oburzeniem Showers.

– Ty m gorzej dla ciebie – odparła kelnerka.

Gdy oddaliła się na ty le, że nie m ogła ich sły szeć, Showers warknęła:

– Guzik dostanie, a nie napiwek.

Storm wy glądał na zadowolonego z siebie. Podobała m u się agentka Showers. Ona zaś przeszła

do spraw zawodowy ch, m ówiąc:

– Skontaktowałam się ze Scotland Yardem , wy ślą łącznika, aby spotkał się z nam i na Heathrow

i zabrał nas do ich siedziby na odprawę doty czącą Iwana Pietrowa.

– Dzięki, ale rezy gnuj ę z części powitalnej na lotnisku, spotkam y się później w hotelu. Możesz

m i zdać relacj ę.

– Ja m ogę ci zdać relacj ę? – odpowiedziała i się naj eży ła. – Pam iętaj , że to ty włóczy sz się

ze m ną. Nie m uszę ci zdawać żadny ch relacj i.

– Masz racj ę – odparł Storm , daj ąc j ej wy grać. – Ale wy daj e m i się, że powinienem raczej

trzy m ać się w cieniu.

Zastanowiła się nad ty m przez chwilę i powiedziała:

– Chy ba m asz racj ę. Ale m usiałam powiadom ić Scotland Yard. To standardowa procedura

w przy padku, kiedy grupa stróżów prawa składa wizy tę w obcy m kraj u, aby kogoś przesłuchać.

Liczę j ednak na to, że Anglicy m aj ą wy starczaj ąco zdrowego rozsądku, aby trzy m ać j ęzy k

za zębam i na tem at naszego przy j azdu.

background image

– Bardzo wątpliwe – powiedział Storm .

– Dlaczego? Bo są glinam i?

– Oczy wiście, że nie. Uwielbiam policj ę, zwłaszcza kobiety w m undurach i z pałkam i –

odpowiedział, szeroko się uśm iechaj ąc. Agentka Showers spoj rzała na niego spode łba. – Jestem

podej rzliwy dlatego, że to sprawa na wy sokim szczeblu, a Iwan Pietrow j est znany na cały m

świecie – wy j aśnił. – Wiadom ość o twoim przy j eździe do Anglii w celu przesłuchania go poj awi

się we wszy stkich serwisach inform acy j ny ch, j eśli to wy cieknie.

– Rozm awiałam na ten tem at z szefostwem – odparła. – Zapewnili m nie, że agencj a i Scotland

Yard blisko z sobą współpracuj ą. Oskarży li m nie wręcz, że m y ślę j ak ktoś, kto pracuj e dla

Jedidiaha Jonesa, a nie j ak glina. Płaszcz i szpada, a nie prawdziwa praca policy j na.

– Prawdziwa praca policy j na – powtórzy ł Storm . – Podoba m i się, j ak to spły nęło z twoich ust.

– Nie j estem pry watny m detekty wem ani j edny m z kontraktowy ch „naprawiaczy ” Jonesa.

I cały czas nie wiem , kim ty naprawdę j esteś ani co dla niego robisz, ale wątpię, czy m asz zam iar

m i to wy j awić. Mam racj ę?

– Dedukcj a będąca rezultatem prawdziwej pracy policy j nej – odpowiedział Storm , unosząc

piwo w kpiący m toaście.

– Słuchaj , m uszę ci coś powiedzieć – m ówiła dalej Showers. – Powiedziałam m oim

przełożony m , że robią błąd, wy sy łaj ąc cię tutaj .

– Zdziwiłby m się, gdy by ś tak nie powiedziała.

– Nic do ciebie nie m am . Nawet daj esz się lubić.

– Daj ę się lubić? A nie j estem uroczy ?

– Powiedziałam , że nie chcę, aby ś m i towarzy szy ł, bo j esteś kowboj em . Nie przestrzegasz

żadny ch zasad, a to znaczy, że nie m ogę ci ufać. Kiedy spotkaliśm y się po raz pierwszy – gdy

senator Windslow zażądał, aby włączy ć cię do śledztwa w sprawie porwania – wy łoży łam na stół

wszy stkie karty. By łam wobec ciebie całkowicie uczciwa i traktowałam cię j ak profesj onalistę.

Ale ty nie by łeś ze m ną szczery. Nie traktowałeś m nie j ak profesj onalistki. Ukry wałeś przede

m ną inform acj e.

– Masz racj ę – powiedział Storm . – Fakty cznie ukry wałem przed tobą inform acj e.

– Przy naj m niej w tej kwestii j esteś szczery. Chodzi m i o to, że nie wiem , j ak m am y

współpracować, j eśli nie m ogę ci ufać. Nie m am też pewności, czy w tej chwili j esteś ze m ną

szczery.

– Rozum iem , ale przez całe ży cie pracuj ę z ludźm i, którzy nie m ówią m i prawdy i ukry waj ą

przede m ną wiele rzeczy. Pracowałem nawet z ludźm i, którzy chcieli m nie zabić.

background image

– Nie dziwię się – powiedziała z kam ienną twarzą.

– Można to j ednak j akoś wszy stko obej ść i wy konać powierzone zadanie.

– Jak? Zwłaszcza j eśli nie trzy m asz się żadny ch zasad?

– Nie ufam zasadom . Ale ufam m oj em u insty nktowi i tem u, co m ówi m i na tem at osób,

z który m i pracuj ę. Zasady m ogą cię zabić.

– Tak sam o j ak łam anie ich.

– Agentko Showers, czy m iałaś kiedy kolwiek przy godę na j edną noc? – zapy tał Storm .

Westchnęła i powiedziała:

– Próbuj ę rozm awiać j ak dorosły z dorosły m .

– To nie j est m oże naj lepsza analogia, ale wy słuchaj m nie, proszę. Jeśli poznaj esz kogoś

w barze i ląduj ecie razem w łóżku, to m asz pewne oczekiwania, m oże nawet j akieś wy m agania,

ale nie zakochuj esz się w tej osobie i nie dzielisz się z nią naj bardziej inty m ny m i sekretam i, nawet

j eśli robicie coś bardzo inty m nego. Nie obdarzasz j ej też zaufaniem na wy rost. Robisz ty lko, co

m asz do zrobienia, i ruszasz dalej . I tak sam o j est z pracą. – Uśm iechnął się, naj wy raźniej bardzo

zadowolony z tego wy j aśnienia.

– Dostaj ę zawrotu głowy od twoj ej logiki. Czy przy goda na j edną noc oznacza dla ciebie ty lko

ty le? – zapy tała, unosząc brew. – Robotę do wy konania? A potem ruszasz dalej ? – I nie czekaj ąc

na j ego odpowiedź, dodała: – Dom y ślam się, że j est to j edna z różnic m iędzy nam i, i dlatego j a

pracuj ę dla FBI, a ty dla Jedidiaha Jonesa.

– Teraz j a dostaj ę zawrotu głowy – odparł, przedrzeźniaj ąc j ą.

– W czasie studiów chciał m nie zwerbować agent CIA. Powiedział, że ludzie, którzy pracuj ą

dla agencj i, nie m uszą przestrzegać prawa Stanów Zj ednoczony ch podczas zagraniczny ch

podróży. Chełpił się, że pracownik CIA m oże kłam ać, oszukiwać, kraść, włam y wać się

do m ieszkań, nawet zabij ać. Nie podlega żadny m regułom . Chciał, żeby właśnie tacy ludzie

pracowali dla niego. Ludzie, który m się wy daj e, że stoj ą ponad prawem . Ludzie tacy j ak ty.

– Po prostu by ł z tobą szczery – powiedział Storm . – Jak m awiała m oj a m atka: „Aby usm aży ć

om let, m usisz rozbić kilka j aj ek”. – Dokończy ł piwo i przy wołał kelnerkę.

– Nie należę do osób, które sprzeniewierzaj ą się zasadom m oralny m po przekroczeniu granicy

Stanów Zj ednoczony ch – odparła Showers. – I j eszcze j edno. Nie m iewam przy gód na j edną

noc, więc nie wy obrażaj sobie zby t wiele podczas naszej podróży.

– Przy tobie zawsze wiele sobie wy obrażam – odpowiedział.

– Idę do toalety – rzekła April. – Spotkam y się w sam olocie.

– Ty lko się nie pom y l i nie wej dź do m ęskiej – powiedział, uśm iechaj ąc się znacząco.

background image

– Robię to ty lko wtedy, gdy m uszę cię ratować – odparła, odchodząc.

Zauważy ł, że nie zostawiła napiwku.

– Przy j aciółka sprawia kłopoty ? – spy tała kelnerka, podchodząc do j ego stolika.

– Jest trochę spięta.

– I za chuda. – Kelnerka nachy liła się, stawiaj ąc przed nim j eszcze j edno piwo, i m rugnęła

do niego. – To na koszt firm y. Mam na im ię Eve. Wiesz, j ak ta dziewczy na, która zj adła j abłko.

Wpadnij , gdy będziesz wracał stam tąd, gdzie teraz lecisz. – Odeszła powoli, tak aby m iał na co

popatrzeć.

Pracownik obsługi odprawiaj ący pasażerów ogłosił przez głośnik, że wzy wa wszy stkich

na pokład sam olotu do Heathrow. Posiadacze biletów pierwszej klasy rzucili się do przodu. Klasa

biznesowa by ła następna.

Storm sprawdził swój bilet pierwszej klasy, ale nie ruszy ł się z m iej sca. Nie chciał wsiadać

do sam olotu zby t wcześnie. Gdy by to zrobił, wszy scy pasażerowie, którzy weszliby po nim

na pokład, widzieliby j ego twarz, idąc powoli wzdłuż przej ścia, szukaj ąc swoich m iej sc

i wkładaj ąc bagaż do schowków. Storm chciał wej ść na pokład j ako ostatni. Chciał usiąść j ak

naj bliżej przodu sam olotu i chciał wy siąść z niego j ako pierwszy. W ten sposób m iał m ożliwość

obserwacj i pozostały ch pasażerów bez zwracania na siebie uwagi.

Gdy wszy stko wskazy wało na to, że w przej ściu by li j uż ostatni pasażerowie, Storm rzucił

na stół dziesięć dolarów napiwku i skierował się do bram ki. Nie widział nigdzie Showers

i zastanawiał się, gdzie się podziewała.

– Witam y na pokładzie – powiedział kontroler, biorąc od niego bilet. – Och, m a pan bilet

pierwszej klasy. Mógł pan wsiąść wcześniej .

– Zew natury. – Pochy lił się, aby zasznurować but, celowo opóźniaj ąc wej ście do sam olotu.

Gdzie by ła Showers?

Usły szał za sobą szy bkie kroki.

– Mam bilet – zabrzm iał kobiecy głos, ale to nie by ła Showers. Storm wy chwy cił wy raźny

rosy j ski akcent.

– Wy gląda na to, że m a pan troj e spóźnialskich – powiedziała Showers, podchodząc do bram ki.

– Tak – odparł kontroler. – I cała trój ka m a m iej sca w pierwszej klasie. Co za zbieg okoliczności.

– W rzeczy sam ej – przy taknął Storm .

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

S

torm zorientował się w m om encie, gdy j ą zobaczy ł i usły szał rosy j ski akcent. Miała około

trzy dziestki, nosiła wy godne buty, obcisłe dżinsy i ciem noszary sweter narzucony na głęboko

wy ciętą szarą koszulę w szerokie paski, której dół wy stawał z ty łu. Na ręku m iała profesj onalny

kobiecy zegarek do nurkowania. Nie nosiła biżuterii, ale j ej talię zdobił cienki srebrny pasek.

Mężczy zna podej rzewał, że w j ej zadbany ch rękach m ogła to by ć całkiem skuteczna garota.

Na oko m iała m etr sześćdziesiąt pięć wzrostu i waży ła j akieś pięćdziesiąt cztery kilogram y. Jej

długie czarne włosy by ły ściągnięte do ty łu, odsłaniaj ąc nieskazitelną złotawą skórę. Cienkie brwi

perfekcy j nie podkreślały ciem ne oczy.

Storm wiedział, że szefowie SWR (Służby Wy wiadu Zagranicznego Rosj i) – spadkobierczy ni

radzieckiej KGB – by li zdania, że kobiety nie są wy starczaj ąco silne em ocj onalnie, aby zostać

czy nny m i agentkam i. Zam iast tego rosy j skie służby wy wiadowcze uży wały ich podczas taj ny ch

m isj i j ako sekretarek, kurierów, czasam i też j ako prosty tutek. Wy sy łano j e również za granicę j ako

nielegalne im igrantki, daj ąc im fałszy wą tożsam ość, aby zakorzeniły się w lokalny m środowisku

wrogich kraj ów i stopniowo wy pracowały sobie odpowiednią pozy cj ę do szpiegowania. Ale

nigdy nie uży wano ich j ako żołnierzy Wy m pieła ani służb ochrony.

Jeśli Storm się nie m y lił, ta kobieta nie by ła rodowitą Rosj anką, ale pochodziła z j ednej

z by ły ch republik radzieckich, w który ch służby wy wiadowcze nie podzielały przesadnie

szowinisty cznego podej ścia Moskwy. Podej rzewał, że pracowała dla Iwana Pietrowa.

Nocny lot przebiegł spokoj nie. Niestety, Storm owi przy padło w udziale m iej sce obok dość

pulchnej kobiety w średnim wieku, która usnęła naty chm iast po wy piciu czterech lam pek

rieslinga i zaczęła chrapać przez otwarte usta.

Storm wy siadł z sam olotu naty chm iast po wy lądowaniu, m aj ąc na oku zarówno spóźnioną

pasażerkę, j ak i agentkę Showers. Po odprawie celnej dał nura do lokalu firm owego linii

lotniczy ch Virgin Atlantic, gdzie w j edny m z odosobniony ch pom ieszczeń skorzy stał z laptopa,

aby wy słać do Langley fotografię pasażerki. Zrobił j ej zdj ęcie kom órką podczas lotu

m iędzy konty nentalnego, gdy wstała z m iej sca, aby udać się po obiedzie do toalety. Program

agencj i do rozpoznawania twarzy zidenty fikował j ą w kilka sekund.

Antonia Nad by ła dawny m członkiem Batalionu Operacj i Specj alny ch w siłach zbroj ny ch

background image

Chorwacj i. BSD, bo pod taką nazwą by ła znana ta organizacj a, specj alizował się w desantach

powietrzny ch i walkach wręcz za linią wroga. Zaliczano go do naj bardziej szanowany ch

na świecie j ednostek sił specj alny ch. Nad odeszła z arm ii chorwackiej rok tem u, aby podj ąć

pracę w przedsiębiorstwie PROTEC, firm ie ochroniarskiej z siedzibą w Londy nie.

Zatem dobrze odgadł. Musiała pracować dla Pietrowa.

Storm popatrzy ł na zegarek. Do tej pory zarówno Showers, j ak i Nad na pewno j uż opuściły

Heathrow. Ruszy ł w kierunku wy poży czalni sam ochodów na lotnisku i godzinę później zaparkował

przed hotelem Marriott przy Park Lane, naprzeciwko Hy de Parku. Storm nigdy nie rozum iał,

dlaczego

Am ery kanie

podczas

swoich

podróży

zagraniczny ch

rezerwuj ą

pokoj e

w am ery kańskich hotelach. To zupełnie j akby w Pary żu iść do McDonalda. Ale ktoś

z adm inistracj i rządowej , kto dokony wał rezerwacj i, załatwił im sąsiaduj ące pokoj e właśnie

w Marriotcie.

Showers j eszcze nie zam eldowała się w hotelu, gdy ż wciąż by ła na odprawie w Scotland

Yardzie. Storm postanowił, że poszuka sobie pokoj u gdzie indziej . Obj echał okolicę, aż zauważy ł

przy tulny pensj onat znaj duj ący się kilka przecznic od hotelu. Wiekowa właścicielka

w staroświeckiej recepcj i powiedziała, że m a j eden wolny pokój , wy naj ął go więc za gotówkę.

Jones uprzedził go, aby nikom u nie ufał. Stosował się do j ego rady.

Mieszkanie znaj dowało się na drugim piętrze budy nku, który wchodził kiedy ś w skład

ekskluzy wnej zabudowy szeregowej w Hy de Parku, charaktery zuj ącej się przestronny m i

pokoj am i. Ale to by ło j eszcze w czasach, kiedy słońce nigdy nie zachodziło nad im perium

bry ty j skim . Później budy nek został podzielony na m niej sze pom ieszczenia, wielkości m niej

więcej podwój nego łóżka. Zdarzało m u się j uż m ieszkać w gorszy ch m iej scach. Tu by ło czy sto

i m iał dostęp do internetu. A co naj ważniej sze, nikt nie wiedział, że tu j est.

Zanim Storm opuścił Langley, zgrom adził wszy stkie zdj ęcia z m iej sca zbrodni zrobione przez

FBI. Siedząc przy dębowy m biurku z połowy dziewiętnastego wieku, które stało przy oknie

wy chodzący m na ulicę, przeglądał zdj ęcia, zatrzy m awszy się w m om encie, gdy dotarł

do kom pletu fotografii zrobiony ch na dachu siedziby policj i Kongresu, gdzie ukry wał się snaj per.

Strzelec uży ł paczki cukru, aby podeprzeć lufę ważącego prawie pięć kilogram ów karabinu

Dragunowa. Opakowanie by ło łatwo dostępny m rekwizy tem , który nie wzbudziłby niczy ich

podej rzeń, j eśli ktoś by go z nim zobaczy ł. Taką broń j ak karabin SWD m ożna by ło bez problem u

rozłoży ć na części i schować w teczce.

Lufa karabinu by ła wy posażona w specj alny tłum ik płom ieni, który pom ógł ukry ć lokalizacj ę

strzelca, ograniczaj ąc bły sk wy strzału. Ale nie m iała tłum ika dźwięku. To oznaczało, że snaj per

nie przej m ował się odgłosem wy strzału.

background image

Jak wszy scy profesj onaliści, zabój ca wiedział, że w chwili naciśnięcia spustu rozlegną się dwa

odgłosy. Początkowy huk wy strzału – wy buch z lufy – zm iesza się z hałaśliwy m i odgłosam i ruchu

ulicznego wokół budy nku siedziby policj i. Drugim odgłosem będzie uderzenie dźwięku

przy pom inaj ące trzask, j aki wy daj e kula niesiona podm uchem powietrza. Pocisk wy tworzy

za sobą falę dźwiękową. Jeśli ktokolwiek usły szy trzask, spoj rzy przed siebie w kierunku, w j akim

zm ierza pocisk, a nie do ty łu, do m iej sca, skąd został wy strzelony. Snaj per nie m usiał uży wać

tłum ika. Liczy ł się j edy nie bły sk z lufy, zwłaszcza o zm ierzchu.

Storm obej rzał zdj ęcia budy nku Dirksena wy konane z m iej sca, z którego strzelał snaj per.

Odległość wy nosiła j akieś cztery sta m etrów, ty le ile długość czterech boisk do futbolu, czy li około

ty siąca dwustu stóp. Storm wiedział, że karabin SWD j est naj bardziej skuteczny na odległość

od sześciuset do ty siąca trzy stu m etrów, inny m i słowy od ty siąca dziewięciuset siedem dziesięciu

stóp do czterech ty sięcy dwustu siedem dziesięciu stóp, co oznaczało, że śm iertelny strzał oddano

ze znacznie bliższej odległości niż podczas walki. Dla strzelca wy borowego to by łby łatwy strzał.

Wziął do ręki zdj ęcie karabinu SWD i dokładnie obej rzał broń. Zazwy czaj kolba karabinu by ła

wy konana z drewna, z wy cięty m w środku otworem , aby broń by ła lżej sza. Ktoś zm ody fikował

karabin ze zdj ęcia, dodaj ąc do niego krótszą j ednolitą drewnianą kolbę. Dlaczego?

Storm odłoży ł zdj ęcia na bok, wy ciągnął się na łóżku i pilotem włączy ł wiszący pod sufitem

telewizor. Przeskakiwał po kanałach, aż trafił na 24-godzinny serwis inform acy j ny BBC.

Nieoczekiwanie zobaczy ł na ekranie agentkę Showers. Towarzy szy ł j ej um undurowany policj ant

i m ężczy zna, którego przedstawiono j ako detekty wa ze Scotland Yardu. Spiker powiedział:

– FBI wy słało do Londy nu swoich agentów, aby przesłuchali rosy j skiego oligarchę, Iwana

Pietrowa, w ram ach śledztwa prowadzonego w sprawie niedawnego zabój stwa senatora Stanów

Zj ednoczony ch, Thurstona Windslowa. Senator został zabity w swoim biurze na Kapitolu

w Waszy ngtonie przez snaj pera, który wciąż pozostaj e na wolności. Agentka FBI April Showers

odm awia kom entarzy, ale dobrze poinform owane źródła donoszą BBC, że FBI interesuj e się

Pietrowem ze względu na j ego bliskie stosunki z zam ordowany m senatorem .

Zgodnie z wcześniej szy m i obawam i Storm a i Showers, ktoś w Scotland Yardzie dał cy nk

bry ty j skiej prasie o ich przy j eździe. Showers płaciła cenę za postępowanie zgodnie z zasadam i.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

T

elefon kom órkowy, który dostał od Jonesa, zadzwonił tuż po dwunastej w południe czasu

londy ńskiego, budząc go z krótkiej drzem ki.

– Zostaliśm y zaproszeni na podwieczorek do Iwana Pietrowa – odezwała się Showers.

– Musiał by ć pod wrażeniem twoj ego wy stępu w BBC.

– Wy naj ąłeś sam ochód? – spy tała, ignoruj ąc j ego uwagę. – Doj azd do posiadłości księcia

Madisonu w okolicy Gloucester zaj m ie nam j akieś dwie godziny.

– Twoi koledzy w Scotland Yardzie nie zaoferowali podwózki?

– Cały dzień m asz zam iar to powtarzać?

– Prawdopodobnie tak – odrzekł. – Spotkam y się za dziesięć m inut przed hotelem .

– Mogę po prostu zapukać do twoich drzwi, gdy będę gotowa – powiedziała. – Mieszkam y

w sąsiednich pokoj ach, prawda?

– Wy szedłem pozwiedzać. Zabiorę cię sprzed głównego wej ścia.

Przez chwilę Storm zastanawiał się, czy nie m a czasem zby t wielkiej paranoi. Może reagował

przesadnie z powodu Tangieru. Ale nic nie m ógł na to poradzić. Podczas poby tu w Anglii nie m ógł

ani na chwilę stracić czuj ności. Starszy m ężczy zna siedzący na ławce w Hy de Parku i czy taj ący

„Tim esa” m ógł w ogóle nie czy tać gazety. Idąca za nim po chodniku kobieta z psem wcale nie

wy prowadzała psa. „Nie ufaj nikom u”, powiedział Jones. To by ła j ego m antra.

Wy naj ął m odel Vauxhall Insignia, gdy ż wy produkowany w Niem czech sam ochód, podobny

do Buicka Regala, by ł tak popularny w Anglii, j ak Honda w Stanach. Nie będzie zwracać uwagi.

Inna sprawa, że po debiucie Showers na antenie BBC ich przy j azd nie by ł j uż taj em nicą.

Showers wy szła z hotelu ubrana w elegancki szary kostium , niosąc w ręku lekki żakiet i aktówkę.

Storm wprowadził do GPS-a w sam ochodzie adres posiadłości księcia Madisonu. Jadąc przez

zatłoczone londy ńskie ulice, spoglądał w ty lne lusterko. W końcu wy j echali na autostradę M40,

główną arterię kom unikacy j ną, którą udali się na zachód w kierunku Gloucester. Jakieś pięć

kilom etrów za Londy nem Storm zauważy ł czarnego m ercedesa, który czaił się dwa sam ochody

za nim i.

– Czego dowiedziałaś się w Scotland Yardzie? – zapy tał.

background image

– Powiedzieli m i, że Pietrow m a problem y finansowe. Rosj anie zam rozili w Moskwie

większość j ego fortuny.

Storm skupił się na obserwacj i m ercedesa. Showers kartkowała streszczenie z odprawy

o Pietrowie. Kiedy głos z GPS-a oznaj m ił, że znaj duj ą się zaledwie półtora kilom etra od zj azdu

na drogę prowadzącą do posiadłości księcia Madisonu, Storm znienacka wcisnął ham ulec i zaczął

się wlec żółwim tem pem . Wściekli kierowcy wokół nich trąbili i gwałtownie ich wy m ij ali.

Kierowca m ercedesa początkowo również zwolnił, ale potem zdał sobie sprawę, że Storm go

sprawdza. Jeśli zwolni, stanie się oczy wiste, że m ercedes śledzi vauxhalla.

Gdy m ercedes dodał gazu i wy przedził ich, Showers podniosła wzrok znad papierów.

– Też ich zauważy łam , j ak ty lko wy j echaliśm y z Londy nu. Dobra robota.

Mercedes m iał przy ciem niane szy by, ale gdy ich m ij ał, Storm uniósł dwa palce, robiąc znak

pokoj u. Przy puszczał, że pasażerowie pokazali m u środkowy palec. Showers zanotowała num er

rej estracy j ny, za pom ocą kom órki połączy ła się z bazą dany ch FBI w Waszy ngtonie

i wprowadziła dane do sy stem u. Wóz by ł zarej estrowany na am basadę Federacj i Rosy j skiej

w Londy nie.

– Wy gląda na to, że Ruscy wszędzie cię śledzą – stwierdził Storm . – Musi im sprawiać

przy j em ność oglądanie cię od ty łu.

Showers westchnęła.

Minutę później doj echali do strzeżonej bram y posiadłości księcia Madisonu. Dwóch strażników,

który ch naszy wki na czarny ch beretach wskazy wały, że są pracownikam i firm y PROTEC,

sprawdziło ich paszporty i pozwoliło im j echać dalej .

– Zauważy łaś, że są uzbroj eni? – zapy tał Storm , gdy vauxhall podskakiwał na wy sadzanej

kocim i łbam i drodze do rezy dencj i.

– W Anglii nazy wa się ich ochroną osobową – odparła Showers. – Tak, widziałam ich broń.

– Niezależnie od tego, j ak się ich nazy wa, ochroniarze w Anglii nie powinni by ć uzbroj eni.

Może powinnaś zadzwonić do kolegów w Scotland Yardzie i zgłosić, że ci tutaj łam ią zasady.

Showers zignorowała ten docinek.

– Według m oich inform acj i rezy dencj a znaj duj e się j akieś osiem kilom etrów stąd –

powiedziała. – Cała posiadłość zaj m uj e teren o powierzchni dziesięciu ty sięcy akrów. Posesj ę

zbudowano w ty siąc pięćset trzy dziesty m drugim roku z kam ieni z pobliskiego kam ieniołom u

i zaproj ektowano tak, aby pokazać ogrom ne bogactwo księcia Madisonu.

– W j aki sposób spadkobiercy księcia j ą stracili? – zapy tał Storm .

– Niewłaściwe lokaty w funduszach powierniczy ch i obstawianie w londy ńskich kasy nach –

background image

odrzekła. – Coś w twoim sty lu.

Przed nim i wy łonił się trzy piętrowy budy nek. Nad każdy m oknem widniała wy rzeźbiona

w m arm urze podobizna j elenia i tarcza herbowa księcia.

Na zewnątrz czekali na nich m ężczy zna i kobieta. Storm rozpoznał Antonię Nad, współpasażerkę

z nocnego lotu.

– Nazy wam się Georgij Lebiediew – przedstawił się m ężczy zna, wy ciągaj ąc do nich rękę, gdy

wy siedli z wy naj ętego sam ochodu. – Agentkę Showers rozpoznaj ę z wiadom ości BBC.

Twarz Showers pokry ła się rum ieńcem .

– Tak, stała się tutaj znana. Spodziewam się, że lada dzień zostanie zaproszona przez sam ą

królową – powiedział Storm . Następnie przedstawił się j ako Steve Mason z Departam entu Stanu.

– Jest tutaj j edy nie j ako doradca – dorzuciła Showers tonem wy j aśnienia. – Widziany, ale nie

sły szany.

– A to j est Antonia Nad, szefowa ochrony – powiedział Lebiediew.

– Wiem – odrzekł Storm . – Przy lecieliśm y dziś rano ty m sam y m sam olotem z Waszy ngtonu.

– Nie zauważy łam – odpowiedziała Nad.

Kłam ała.

– Ja też nie – stwierdziła Showers.

Ona również kłam ała.

– Zawsze zauważam piękne kobiety – powiedział Storm .

On nie kłam ał.

Antonia obdarzy ła Storm a lekkim uśm iechem . W kaburze przy piętej do paska m iała

półautom aty czny pistolet CZ P-01, co nie uszło j ego uwagi.

– Wy dawało m i się, że w Anglii nielegalne j est noszenie broni przez ochronę osobową –

stwierdził.

– To całkowicie niezgodne z prawem – przy znał Lebiediew – ale zgodnie ze stary m prawem

angielskim szlachcic, na przy kład książę, j est władny uzbroić swoich ry cerzy dla ochrony swoich

ziem i chłopów pańszczy źniany ch. Rzecz j asna, pan Pietrow nie j est księciem , ale kiedy kupił tę

posiadłość, udało nam się przekonać spadkobierców księcia do podpisania dokum entu daj ącego

nam przy zwolenie na noszenie broni podczas naszego poby tu na ty m terenie. Szczerze m ówiąc,

nie j estem pewien, czy dałoby się to obronić przed sądem , gdy by ktoś złoży ł skargę, ale nikt tego

nie zrobił.

– Czy to oznacza, że panna Nad j est ry cerzem ? – zapy tał Storm , patrząc w ciem ne oczy

Antonii.

background image

– To znaczy, że m ogę pana zastrzelić, j eśli będzie to konieczne – odrzekła.

Lebiediew poprowadził ich w kierunku rezy dencj i. Po drodze Showers powiedziała:

– Nie zdawałam sobie sprawy, że rosy j scy oligarchowie m aj ą zwy czaj organizowania

angielskiego podwieczorku.

– Proszę nie nazy wać go oligarchą – odparł Lebiediew. – W Rosj i to nie j est kom plem ent.

I proszę nie zakładać, że skoro j esteśm y Rosj anam i, to pij em y ty lko wódkę.

– Nie chciałam pana urazić – oświadczy ła Showers.

– Wolałby m raczej wy pić kieliszek dobrej Putinki niż angielską herbatę – wtrącił się Storm .

– O, widzę, że zna się pan na rosy j skich wódkach – odrzekł Lebiediew. – Z pewnością

znaj dziem y dla pana trochę Putinki.

– Podej rzewam , że pan Pietrow gustuj e raczej w trunku w rodzaj u Kauffm ana – popisy wała

się Showers.

– Naj pierw wy m ieniacie państwo naj popularniej szą wódkę w Moskwie, a potem naj droższą.

Poproszę j ednego ze służący ch, aby nalali wam po kieliszku, żeby sprawdzić, czy wasze

podniebienie dorównuj e wiedzy.

– Ja dziękuj ę – odm ówiła Showers. – W pracy ograniczam się do napoj ów bezalkoholowy ch.

Herbata w zupełności wy starczy.

– To j a wy pij ę j ej kieliszek – powiedział Storm .

Przeszli przez ogrom ną j adalnię i opuścili rezy dencj ę, wchodząc do ogrodu.

– Zaprosiliśm y państwa na ty powy angielski podwieczorek, czy li m ałą przekąskę – powiedział

Lebiediew. – Jest j eszcze druga odm iana, bardziej w sty lu wy stawnej kolacj i.

– Nie widzę pana Pietrowa – stwierdziła Showers.

– Wkrótce do nas dołączy. Proszę zaj ąć m iej sca.

Usiedli po przeciwny ch stronach podłużnego stołu przy kry tego biały m lniany m obrusem .

Miej sce u szczy tu stołu pozostało wolne. Storm zauważy ł też, że stoj ące tam krzesło by ło większe

od pozostały ch, tak by pasowało do obwodu w pasie Pietrowa. Trzej m ężczy źni w oficj alny ch

stroj ach przy nieśli srebrne tace ze świeży m i truskawkam i zanurzony m i w czekoladzie,

m iniaturowy m i kanapeczkam i z j aj kiem i ciepłe bułeczki ze śm ietanką Devonshire. Antonia Nad

i Storm nic sobie nie nałoży li, ale Showers i Lebiediew skorzy stali z poczęstunku. Czwarty służący

nalał kobietom herbaty, a dla m ężczy zn przy niósł kieliszki do wódki.

Iwan Pietrow wszedł do ogrodu przez boczne drzwi rezy dencj i.

– Proszę nie wstawać – powiedział. – Przepraszam za spóźnienie, ale gdy prowadzi się interesy

w różny ch strefach czasowy ch, trudno j est utrzy m y wać norm alny rozkład dnia. – Zauważy ł

background image

stoj ące na stole kieliszki. – O! Cieszę się bardzo, że nasi am ery kańscy przy j aciele nie m aj ą bzika

na punkcie angielskiej trady cj i. Ale j estem zaskoczony, że nie poprosił pan o im portowane piwo,

panie Mason.

Wzm ianka o piwie oznaczała, że kazał Nad go sprawdzić. Czy podej rzewali też, że nie nazy wa

się Steve Mason i nie pracuj e dla Departam entu Stanu?

– Pan Lebiediew zaproponował konkurs – wy j aśnił Storm . – W j edny m kieliszku j est

Kauffm an, a w drugim Putinka.

– Wchodzę w to – powiedział Pietrow. – Ale naj pierw py tanie: czy j est pan hazardzistą?

– Jaka j est stawka?

– Ja j estem ogrom nie bogaty, a pan, obawiam się, ży j e z rządowej pensj i – chełpił się Pietrow.

– W j aki sposób m ożem y grać fair? Oto m oj a propozy cj a: postawię wszy stkie funty bry ty j skie,

j akie m am przy sobie, przeciwko funtom w pańskim portfelu. W ten sposób żaden z nas nie będzie

znał prawdziwej wartości nagrody, dopóki nie wy gram y. To będzie część zabawy.

– Dobrze – zgodził się Storm .

Obaj m ężczy źni j ednocześnie sięgnęli po pierwszy kieliszek wódki i przełknęli j ego zawartość.

– Jestem pewien, że w pierwszy m kieliszku by ł Kauffm an – powiedział Pietrow, oblizuj ąc

wargi.

– Zgadzam się – potwierdził Storm .

Pietrow kazał służącem u nalać drugą kolej kę.

I ponownie Pietrow pierwszy opróżnił oby dwa kieliszki.

– Ty m razem Kauffm an by ł w drugim kieliszku – powiedział.

– A j a się ty m razem nie zgodzę – stwierdził Storm .

Wszy scy popatrzy li na służącego.

– Do którego kieliszka nalałeś Kauffm ana? – spy tał Pietrow.

W oczach m ężczy zny poj awił się lęk.

– No j uż, człowieku – nalegał Pietrow. – Powiedz uczciwie. Nie wy rzucę cię z pracy. Ani nie

wy batożę. – Wy szczerzy ł zęby w uśm iechu. – Powiedz nam , w który m kieliszku by ł Kauffm an.

– Pański gość dobrze odgadł, proszę pana. Nalałem Kauffm ana do pierwszego kieliszka.

W drugim by ła Putinka.

Pietrow zaczął się śm iać.

– A więc wy gry wasz, przy j acielu. – Sięgnął do kieszeni sty lowej m ary narki i wy ciągnął

skórzany portfel. – Niestety, nigdy nie noszę przy sobie gotówki – powiedział. – Ani funtów

bry ty j skich, ani dolarów am ery kańskich, ani rosy j skich rubli. Nic. Proszę sam em u zobaczy ć. –

background image

Otworzy ł portfel, ukazuj ąc tuzin ekskluzy wny ch kart kredy towy ch, ale ani j ednego banknotu. – To

dlatego, że m am ludzi, którzy płacą wszy stkie m oj e rachunki, gdy ty lko opuszczam posiadłość. To

j edna z zalet by cia bogaty m . Nigdy nie doty kasz gotówki. Przy kro m i bardzo, ale nic pan nie

wy gry wa.

– Ty lko prawo do przechwalania się – powiedział Storm .

– A j a co by m wy grał? – spy tał Pietrow.

Storm wy ciągnął swój portfel. Widniał w nim gruby plik banknotów.

– O, m a pan szczęście – rzekł Pietrow, spoglądaj ąc na gotówkę.

– Niezupełnie – odparł Storm . Wy j ął j eden z banknotów. – Nasz zakład by ł o funty bry ty j skie

przeciwko funtom bry ty j skim , a cała m oj a waluta to dolary am ery kańskie. Wy gląda na to,

że oby dwaj próbowaliśm y przechy trzy ć siebie nawzaj em .

– Trafiony ! – stwierdził Pietrow. Uniósł w górę trzeci kieliszek wódki i powiedział: –

Za wstrieczu!

– To znaczy … – zaczął tłum aczy ć Lebiediew.

– Za nasze spotkanie – przerwała m u Showers.

– Zna pani rosy j ski, m oj a droga? – spy tał Pietrow.

– Ty lko parę słów. Wy starczy, aby by ć niebezpieczną.

– W rzeczy sam ej – przy znał Pietrow.

Storm zauważy ł, że Nad nic nie piła.

– Nie lubi pani wódki ani herbaty ? – zapy tał. – Może w takim razie kieliszek rakii?

– Tego drinka nie znam – stwierdził Lebiediew.

– Jest popularny w Chorwacj i, zwłaszcza w woj sku – rzekł Pietrow. – Nasz gość

z Departam entu Stanu odrobił lekcj e.

– Picie spowalnia reakcj e – odparła Nad.

– Moj a Nad j est bardzo, bardzo oddana – powiedział Pietrow. Zerknął na swój wy sadzany

bry lantam i zegarek i m ówił dalej : – Przy j echaliście tutaj , aby przesłuchać m nie na tem at m oj ej

znaj om ości z senatorem Thurstonem Windslowem . A przy naj m niej tak dzisiaj doniosło BBC. –

Spoj rzał na Showers, której policzki zaczęły pokry wać się rum ieńcem , po czy m konty nuował: –

Mój prawnik, pan Lebiediew, przy pom niał m i, że j estem oby watelem bry ty j skim i j ako taki

m ogę dom agać się pewnej ochrony. Ale nie m am nic do ukry cia, więc j estem gotowy

odpowiedzieć na wasze py tania.

– Mam y ty lko j eden warunek – ogłosił Lebiediew. – Rozkład dnia pana Pietrowa j est dzisiaj

niezwy kle napięty, a j ak wiecie, angielski nie j est naszy m j ęzy kiem oj czy sty m . W związku z ty m

background image

prosiliby śm y, aby ście określili ogólnie, j akie inform acj e chcieliby ście teraz otrzy m ać,

a wieczorem m oże prześlecie py tania na piśm ie, zgoda? Jutro m ogliby śm y się spotkać ponownie.

Pietrow wszedł m u w słowo, zupełnie j akby m ieli to wcześniej przećwiczone:

– Mogę was zapewnić, że nie by łem w Stanach Zj ednoczony ch, gdy wy darzy ła się ta straszna

tragedia. Ponadto uważałem senatora Windslowa za bliskiego przy j aciela. Nie m iałem absolutnie

żadny ch powodów, aby ży czy ć źle j em u albo j ego rodzinie.

– Chciałaby m się dowiedzieć czegoś więcej o pana osobisty ch stosunkach z senatorem –

powiedziała Showers. – Jak często spoty kaliście się w Waszy ngtonie? Czy robiliście wspólnie

interesy ?

Celowo posługiwała się ogólnikam i. Odkry cie wszy stkich kart nie leżało w j ej interesie.

– W Moskwie zadaj em y py tania wprost, j eśli chcem y uzy skać szczere odpowiedzi – odparł

Pietrow. – Chce pani wiedzieć, czy dałem m u łapówkę.

Jego otwartość wy dawała się szokuj ąca. Ale czy naprawdę taka by ła? Pietrow i j ego prawnik

m ieli dużo czasu, aby zaplanować obronę. Wzm ianka o łapówce by ła naj wy raźniej częścią ich

strategii. Ale do j akiego stopnia?

– Krążą pogłoski o kwocie w wy sokości sześciu m ilionów dolarów przelanej z pańskiego konta

w Londy nie na Kaj m any, a potem do senatora Windslowa – oznaj m iła Showers.

– Możem y o ty m porozm awiać j utro – obiecał Pietrow. – Jednakże j eśli te pieniądze zostały

podj ęte z m oj ego konta, odby ło się to bez m oj ej wiedzy.

– Pozwala pan swoim pracownikom przelewać sześć m ilionów dolarów na zagraniczne konto

bez powiadam iania pana o ty m ? – zapy tał Storm .

Pietrow wy m ienił spoj rzenia z Lebiediewem i odpowiedział:

– Ty lko j ednem u albo dwóm . Ale rzecz w ty m , że z całą pewnością nigdy nie zaproponowałem

senatorowi łapówki. By liśm y dobry m i przy j aciółm i, a przy j aciele nie daj ą sobie łapówek.

Przy sługę wy świadcza się z przy j aźni, a nie dla pieniędzy. – Pietrow zam ilkł na chwilę, po czy m

m ówił dalej : – Mogę wam zaoszczędzić cennego czasu, wy j awiaj ąc sprawcę porwania

i m orderstw w waszej stolicy. Człowiekiem , który m a krew na rękach, j est prezy dent Rosj i Oleg

Barkowski. To on j est zbrodniarzem , który powinien by ć przesłuchiwany, a nie j a.

– Ustalm y czas j utrzej szego spotkania – zaproponował Lebiediew. – Rano pan Pietrow będzie

przem awiać na wiecu studentów w Oksfordzie.

– Powinniście wziąć w nim udział – oznaj m ił Pietrow. – Będę m ówił o zabój stwie Swietłany

Aleksiej ewy, rosy j skiej dziennikarki, którą w zeszły m m iesiącu znaleziono m artwą w Moskwie,

w windzie budy nku, w który m m ieszkała. Kry ty kowała Barkowskiego i powszechnie wiadom o,

że to on zlecił j ej zabój stwo. Tak sam o, j ak kazał zam ordować waszego senatora.

background image

– Jeśli przy j dziecie – dodał Lebiediew – sam i się przekonacie, j akim uwielbieniem cieszy się

pan Pietrow w bry ty j skim społeczeństwie.

– Czy nie naraża się pan na niebezpieczeństwo, poj awiaj ąc się na publiczny m wiecu,

zważy wszy na fakt, że by ły j uż próby zam achu na pana tu, w Anglii? – zapy tał Storm .

– Zwłaszcza że pana ochroniarze nie m ogą nosić broni poza tą posiadłością – dodała Showers.

– Jestem głęboko przekonany, że panna Nad j est w stanie zapewnić m i bezpieczeństwo – odparł

Pietrow. – Jest znakom ity m strzelcem wy borowy m . Poza ty m nie pozwolę, aby ten żałosny

łaj dak na Krem lu powstrzy m y wał m nie od m ówienia o zbrodniach popełniany ch na m oich

ciem iężony ch rodakach. – Wstał od stołu i oznaj m ił: – Bardzo państwu dziękuj ę za wizy tę.

Zostawię was teraz, aby ście ustalili szczegóły j utrzej szego spotkania.

– Zanim nas pan opuści, chciałby m zam ienić słówko na osobności – odezwał się Storm .

Showers rzuciła m u zaskoczone i gniewne spoj rzenie.

– Przy kro m i bardzo, ale to niem ożliwe. Pan Lebiediew zawsze uczestniczy w m oich

pry watny ch rozm owach.

– W takim razie m ożem y we trzech przej ść do rezy dencj i – zaproponował Storm . – To sprawa

Departam entu Stanu, niezwiązana ze śledztwem FBI.

– Jeśli pan nalega – zgodził się Pietrow.

– Jedną chwilkę – wtrąciła się Showers. – Nie j estem pewna, co m ój kolega m a

do powiedzenia, ale chcę pana zapewnić, że nie m ówi w im ieniu FBI ani Departam entu Stanu.

– Dziękuj ę – odparł Pietrow. – To coś niespoty kanego.

Lebiediew podąży ł za nim i, podobnie j ak Nad, zaś Showers została sam a przy stole. By ła

wściekła.

– Czy naprawdę m usi m ieć pan przy sobie ochronę? – zapy tał Storm .

– Ma pan racj ę – odparł Pietrow. – Nie m am się czego obawiać z pana strony. – Zwrócił się

do Nad: – Proszę dotrzy m ać w ogrodzie towarzy stwa naszej znaj om ej z FBI.

Gdy ty lko trzej m ężczy źni weszli do środka, Storm wy j ął kopertę z kieszeni i wy ciągnął j ą

w stronę Pietrowa.

– Nasz wspólny znaj om y poprosił m nie, aby m przekazał panu pry watny list.

Pietrow nie wy konał żadnego gestu wskazuj ącego, że zam ierza przy j ąć list. Zam iast tego

zapy tał z rezerwą:

– Czy ten znaj om y m a j akieś im ię?

– Jedidiah.

– Może pan to dać panu Lebiediewowi – powiedział Pietrow.

background image

– Wolałby m panu.

– Ja to wezm ę – rzekł Lebiediew, sięgaj ąc po kopertę.

Storm odsunął dłoń, uniem ożliwiaj ąc m u pochwy cenie listu.

– Jedidiah chciał, żeby dostał pan to do rąk własny ch – powiedział do Pietrowa.

Rosj anin zawahał się i wziął od niego kopertę.

Zanim Storm zdołał ponownie się odezwać, Pietrow odwrócił się i zaczął się oddalać.

– Kiedy pan to przeczy ta, m ożem y porozm awiać o złocie – rzucił za nim Storm .

Pietrow przy stanął i obej rzał się przez ram ię.

– Możliwe. Kiedy to przeczy tam . W takim razie do j utra.

– Ty lko ty m razem na osobności, ty lko pan i j a – powiedział Storm . – Jedidiah j est przekonany,

że w pańskiej organizacj i j est przeciek.

Na twarzy Pietrowa poj awiło się zaniepokoj enie.

– Rozum iem . A czy wy j awił panu, co to za przeciek?

– Nie z nazwiska – odparł Storm .

Pietrow zostawił go sam ego z Lebiediewem .

– Odprowadzę pana i pannę Showers do sam ochodu – powiedział Lebiediew, otwieraj ąc

prowadzące do ogrodu drzwi.

Showers wstała, a Nad dołączy ła do niej i szła tuż obok, gdy Lebiediew prowadził ich przez

rezy dencj ę do zaparkowanego na zewnątrz sam ochodu.

– Wieczorem do pani zadzwonię, panno Showers – odezwał się Lebiediew. – Będzie pani m ogła

przesłać faksem swoj e py tania. Czy weźm iecie udział w j utrzej szy m proteście w Oksfordzie?

– Za nic w świecie tego nie przegapię – odparła.

– No cóż, wy daj e m i się, że poszło świetnie – powiedział Storm , gdy ty lko zaj ęli m iej sca

w sam ochodzie.

Showers by ła tak wściekła, że nie odezwała się ani słowem , gdy j echali po wy brukowanej

drodze i m inęli bram ę wj azdową. Eksplodowała, gdy wy j echali na autostradę.

– Ty cholerny sukinsy nu! Wiedziałam , że nie m ogę ci ufać. Jak śm iałeś zrobić coś takiego?

Poniży łeś m nie! Znowu działałeś za m oim i plecam i. Za każdy m razem , gdy pom y ślę, że m oże

j ednak j esteś człowiekiem , okazuj e się, że się m y liłam .

– Wy kony wałem ty lko rozkazy – odparł.

– Och, teraz ty nieoczekiwanie postępuj esz zgodnie z zasadam i, kiedy j est ci wy godnie! I co to

by ły za m ęskie wy głupy z tą wódką? My ślę, że w ty m kieliszku j est ta, o nie, m y ślę, że to by ła

background image

tam ta. Mój Boże, czułam się, j akby m uczestniczy ła w j akim ś stary m film ie szpiegowskim .

Już chciał odpowiedzieć, ale powstrzy m ała go, unosząc obie ręce.

– Nie odzy waj się do m nie – powiedziała i włączy ła radio. – Twój głos j est ostatnią rzeczą, j aką

chcę teraz sły szeć.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

G

dy ty lko goście odj echali, Georgij Lebiediew pospieszy ł do rozległej biblioteki rezy dencj i,

gdzie Iwan Pietrow siedział za ogrom ny m , ręcznie rzeźbiony m biurkiem , czy taj ąc list, który

przesłał m u Jones. Na fotokopii zdj ęcia przedstawiaj ącego Jonesa, Windslowa i Pietrowa

trzy m aj ący ch złotą sztabkę dy rektor CIA zrobił odręczny dopisek: „Przy j m uj em y twoj ą ofertę.

Pan Mason j est m oim wy słannikiem i wszy stko zorganizuj e”.

– Co napisał Jedidiah? – spy tał Lebiediew. – Czy CIA pom oże nam w sprawie złota?

– Tak j ak podej rzewaliśm y, pan Mason nie j est koordy natorem z Departam entu Stanu – rzekł

Pietrow, unikaj ąc odpowiedzi na py tanie. – Czy Nad udało się ustalić j ego tożsam ość?

– Jeszcze nie. Pobiera w tej chwili j ego odciski palców z kieliszków. Wkrótce powinna m ieć

odpowiedź. Ale co z panem Jonesem i CIA? Przy da nam się?

– Jutro będę wiedział więcej – odparł Pietrow. – Ale j uż dzisiaj m ogę powiedzieć, że dni

Barkowskiego są policzone, i kiedy nadej dzie czas, to j a wpakuj ę m u kulkę w ty ł głowy.

– Wysszaja miera – skom entował Lebiediew, co oznaczało „naj wy ższy wy m iar kary ”. Odnosiło

się to do sy tuacj i, gdy skazańca wprowadzano do pokoj u, rozkazy wano m u, by padł na kolana,

a potem strzelano m u w ty ł głowy, tak że wy buch rozsadzał twarz, która stawała się nie

do rozpoznania. To by ła część stalinowskiej trady cj i. – Nawet m nie nie powiedziałeś, gdzie j est

ukry te to złoto, a j esteśm y dla siebie j ak bracia, nawet j eszcze bliżej . Dlaczego m iałby ś zdradzić

ten sekret j akiem uś obcem u człowiekowi ty lko dlatego, że przy by ł z listem ?

– Czy uważasz m nie za durnia? – spy tał Pietrow.

– Oczy wiście, że nie, przy j acielu.

– To nie traktuj m nie w ten sposób – odparł Pietrow. – Jutro porozm awiam z ty m panem

Masonem , ale powiem m u bardzo niewiele albo nic, dopóki nie dowiem się, co m a nam

do zaoferowania.

– Chrzanić Am ery kanów. Nad j est twoj ą loj alną soj uszniczką. Niech ona wy dobędzie złoto.

Zrób to na własną rękę.

Pietrow poklepał Lebiediewa po ram ieniu.

– A co się stanie, kiedy j ej loj alni naj em nicy zobaczą sterty złota przed oczam i, m iliardy

background image

w zasięgu ręki? – zapy tał. – Czy będą um ieli przezwy cięży ć pokusę? W przy padku wy doby cia

złota m ożna ufać ty lko ludziom , którzy wierzą w wy ższe dobro. Nie kupisz honoru ani loj alności.

Dlatego właśnie potrzebuj ę Am ery kanów. Oni nie zdradzą własnego kraj u.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Nowo-Ogariowo (rezydencja prezydencka), Moskwa, Rosja

P

rezy dent Barkowski naj częściej spoży wał posiłek o dziewiątej wieczorem czasu

m oskiewskiego, w towarzy stwie naj bliższy ch przy j aciół i sprowadzany ch dla zabawy m łody ch

dziewcząt. Ale dzisiej szego wieczoru j adł kolacj ę sam w pry watnej j adalni sąsiaduj ącej z j ego

sy pialnią i oglądał w telewizj i kablowej dwóch m ężczy zn bij ący ch się i kopiący ch wzaj em nie

w ram ach zawodów m ieszany ch sztuk walki (Ultim ate Fighting Cham pionship). Skończy ł właśnie

pirożki nadziewane gotowany m m ięsem i sm ażoną cebulą, gdy do pokoj u wszedł szef j ego

sztabu.

– Odezwał się nasz przy j aciel – powiedział Michaił Sokołow.

Barkowski wskazał Sokołowowi, żeby usiadł, co ten uczy nił, podczas gdy prezy dent ponownie

napełnił swoj ą lam pkę winem , a drugą nalał dla gościa.

– Ci am ery kańscy zawodnicy są do niczego – stwierdził Barkowski, wskazuj ąc na ekran

telewizora. – Każdy z naszy ch żołnierzy oddziału Wy m pieła m ógłby ich zabić j edny m szy bkim

uderzeniem . Gdy by m nie by ł prezy dentem , sam by m teraz walczy ł na ringu i pokazałby m ty m

Am ery kanom , j ak wy glądaj ą prawdziwi m ężczy źni. – Wziął duży ły k wina, po czy m zapy tał: –

Co nasz przy j aciel m a nam do powiedzenia?

– Pietrow m iał dzisiaj w Anglii gości. Agentkę FBI i faceta przedstawiaj ącego się j ako

pracownik Departam entu Stanu.

– CIA?

– Prawdopodobnie. Nie by liśm y w stanie ustalić j ego tożsam ości.

– Jaki by ł cel tej wizy ty ?

– FBI podej rzewa Pietrowa o udział w zabój stwie senatora Windslowa.

Barkowski wy szczerzy ł zęby w uśm iechu.

– To wspaniale – oznaj m ił.

– Ale ten gość z CIA poprosił o rozm owę na osobności z Pietrowem .

Prezy dent odłoży ł na bok widelec i wy tarł palce saty nową serwetką.

background image

– I co powiedział Pietrowowi? – zapy tał.

– Nasze źródło inform acj i nie zna szczegółów. Ale doty czy ło to odszukania złota.

Barkowski bez ostrzeżenia walnął z całej siły obiem a pięściam i w stół i zaklął.

– Czy ci Am ery kanie rozum iej ą, co to oznacza? – rzucił.

– Jestem pewien, że CIA zatrze ślady, j eśli m u pom oże. Nie będzie żadnego dowodu, który

m ogliby śm y wy korzy stać.

– Jak to m ożliwe? Czy nasi oficerowie nie są tak sam o inteligentni j ak te darm ozj ady

w Langley ? Każ Londy nowi zidenty fikować tego nieznaj om ego. Naty chm iast! – Barkowski

głośno westchnął. – Dlaczego m y j eszcze nie wiem y, gdzie ukry te j est złoto?

– Pietrow nie chce tego nikom u zdradzić, nawet swoj em u naj lepszem u przy j acielowi

i doradcy, Lebiediewowi. I nikt nie m a poj ęcia, w j aki sposób on się dowiedział, gdzie ukry ty j est

skarb. Nasz przy j aciel m ówi, że Pietrow zam ierza spotkać się j utro z agentką FBI i ty m

nieznaj om y m po swoj ej przem owie na wiecu w Oksfordzie.

– Jakim wiecu?

– W sprawie zabój stwa dziennikarki.

Barkowski z lekceważeniem m achnął ręką.

– Niech sobie dem onstruj ą w Oksfordzie. Kto by się przej m ował cholerny m i Bry ty j czy kam i?

– Przez chwilę nic nie m ówił. Rozważał m ożliwości. – Nikt nie wie, w j aki sposób Pietrow zdoby ł

inform acj ę o m iej scu ukry cia złota. Nie chce nikom u zdradzić lokalizacj i. Ale wy gląda na to,

że teraz Am ery kanie pom ogą m u j e znaleźć. To wszy stko zm ienia. Nie m ożem y ry zy kować,

że złoto wpadnie w ręce Pietrowa. – My ślał j eszcze przez kilka chwil, po czy m dodał: – Jeśli

zabij em y Am ery kanów, przy ślą kogoś innego. Wobec tego pozostaj e ty lko j edno rozwiązanie.

Jeżeli Pietrow nie chce m ówić, w takim razie m usi zostać zlikwidowany. Lepiej , żeby ta

taj em nica um arła razem z nim , niż aby Am ery kanie dowiedzieli się, gdzie ukry te j est złoto.

– By ły j uż próby zam achu na j ego ży cie, i żadna z nich się nie powiodła – powiedział Sokołow.

Na twarzy Barkowskiego poj awił się chy try uśm ieszek.

– Masz m nie za im becy la? Gdy by m chciał, żeby nie ży ł, j uż by łby m artwy. Te próby m iały

sprawić, aby wy j awił sekret kom uś innem u, na wy padek gdy by m iał zginąć. Ale nie doceniłem

j ego ego. Pietrow chce zabrać ten sekret z sobą do grobu. Naj wy ższy czas m u na to pozwolić.

– Jeśli Pietrow um rze, nigdy się pan nie dowie, gdzie ukry te są sztabki – rzekł Sokołow.

– To nieprawda – odparł Barkowski. – Jeśli on to odkry ł, m usi by ć j akiś sposób, aby śm y się też

tego dowiedzieli. Po prostu zaj m ie to trochę więcej czasu.

– Mogliby śm y go porwać. Albo torturować.

background image

– I cały świat by m nie potępił. Żądaliby j ego uwolnienia.

– Ale j eśli każe go pan zabić, świat też się o ty m dowie, prawda?

– Nie, j eśli dam im kozła ofiarnego.

– Ale kogo?

– Jego gości – odparł Barkowski. – Agentkę FBI, która poj awiła się w BBC, i tego taj em niczego

faceta z CIA. Niech wy gląda to tak, j akby oni go zabili, a świat będzie potępiał ich oraz Stany

Zj ednoczone.

– A złoto?

– Będziem y go dalej szukać. Teraz naj ważniej sze j est, aby uniem ożliwić CIA pom oc

Pietrowowi. Przekaż to do Londy nu. Chcem y, aby Pietrow został zlikwidowany i żeby wszy stko

wskazy wało na to, że zrobili to Am ery kanie.

Barkowski uniósł lam pkę z winem i stuknął się z Sokołowem .

– Za powodzenie wy znaczony ch zadań! – powiedział. By ł to j eden z pierwszy ch toastów, j akich

obaj m ężczy źni nauczy li się po wstąpieniu do Kom som ołu, m łodzieżówki kom unisty cznej . – Kula

w głowie Pietrowa – dodał Barkowski, unosząc kieliszek do drugiego toastu – a broń pozostawiona

w rękach Am ery kanów.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Londyn, Anglia

G

dy ty lko wrócim y do hotelu, wniosę na ciebie oficj alną skargę – powiedziała Showers. –

Nie chcę więcej z tobą pracować.

– Rozum iem , dlaczego j esteś zła – odparł Storm wy rozum iały m głosem . – Też by łby m

wściekły. Ale zm arnuj esz czas, j eśli złoży sz skargę swoim przełożony m . Zaufaj m i, to ciebie

wezwą z powrotem do Waszy ngtonu.

– Zaufać ci? – odparła Showers. – Chy ba żartuj esz. I j akie m asz podstawy, spry ciarzu, aby

sądzić, że to m nie wezwą? Przy słali m nie tutaj , aby m rozwiązała sprawę m orderstwa senatora

Stanów Zj ednoczony ch.

– Nie chcesz wnosić skargi. Polecenie przy szło z sam ej góry.

– Z sam ej góry czego?

– Białego Dom u.

– Powiedz m i w takim razie, co ty i Jones knuj ecie, żeby śm y m ogli z sobą współpracować.

Przy naj m niej to j esteś m i winien.

– Nie j esteś aż tak wy soko na liście płac.

Showers głęboko odetchnęła, a następnie powiedziała:

– Chciałaby m cię w tej chwili zastrzelić.

Zatrzy m ali się przed wej ściem do Marriotta.

– A m oże paralizator? – rzucił Storm . – Jeśli to rzeczy wiście sprawi, że poczuj esz się lepiej .

– Idź wpełznąć do tej dziury, w której tu nocuj esz – odpowiedziała. – Żałuj ę, że cię w ogóle

spotkałam .

Trzasnęła drzwiczkam i sam ochodu i zniknęła w hotelu. Storm owi by ło j ej naprawdę żal.

Kiedy dotarł do swoj ego pokoj u w pensj onacie, usunął fałszy we odciski palców, które nałoży ł

dzisiej szego ranka. Uży ł kom putera, aby skopiować inne odciski z bazy dany ch w Langley

i przeniósł j e na podobny do ludzkiego ciała m ateriał, który dostał od czarodziej skich naukowców

z CIA. Kiedy szefowa ochrony Pietrowa, Antonia Nad, sprawdzi kieliszki, odkry j e tożsam ość

background image

kogoś innego – kogoś, kogo dobrze zna.

Swoj ą własną.

Zadzwonił j ego telefon kom órkowy.

– Ktoś by ł w m oim pokoj u – odezwała się Showers zdenerwowany m głosem . – Gdy by liśm y

u Pietrowa. Pom y ślałam , że powinieneś o ty m wiedzieć, na wy padek gdy by ciebie też ktoś śledził

i przeszukał twój pokój .

– Dzięki, że troszczy sz się na ty le, żeby zadzwonić – stwierdził.

– Już ci powiedziałam , że j a postępuj ę zgodnie z zasadam i – odparła. – Nawet j eśli ty nie.

– Skąd dzwonisz?

– Z holu w Marriotcie. Przy puszczam , że założono u m nie podsłuch. Nie wzięłam z sobą

ze Stanów nic, czy m m ogłaby m to sprawdzić. Skoro j esteś pry watny m detekty wem i szpiegiem

na pół etatu, to m oże by ś przy szedł do m nie usunąć te pluskwy. Albo ty to zrobisz, albo wezwę

ekipę z am basady.

– Zaraz będę.

Storm chwy cił swój plecak i po pięciu m inutach m arszu by ł j uż w hotelu. Skinieniem ręki dał

j ej znak, żeby wy szła na ulicę.

– Chodźm y się przej ść – powiedział. – Tak będzie bezpieczniej .

Przez piętnaście m inut krąży li po okolicy, przechodząc przez kilkanaście ulic, zawracaj ąc,

a potem skręcaj ąc w inny m kierunku. Kiedy nabrali pewności, że nikt ich nie śledzi, Storm

zapy tał:

– Skąd wiesz, że ktoś by ł w twoim pokoj u?

– Zostawiłam na biurku dokum enty w skoroszy cie, inform acj e prasowe FBI na tem at

m orderstwa senatora. Na szóstej stronie włoży łam j ednego centa.

To by ła stara sztuczka. Jeśli intruz podniósł skoroszy t, j ednocentówka m usiała upaść na podłogę.

Nawet gdy by j ą zauważy ł, nie m iałby poj ęcia, z której strony wy padła.

– Jesteś pewna, że sprzątaczka nie przesunęła dokum entów? – zapy tał Storm .

– Nie obrażaj m nie bardziej , niż to j uż dzisiaj zrobiłeś – odparła.

– Przepraszam .

– Zastanawiałam się nad czy m ś, gdy tak chodziliśm y – powiedziała Showers. – Powinniśm y

usunąć te pluskwy czy uży ć ich tak, aby ich zm y lić? Kim kolwiek „oni” są.

By ł pod wrażeniem . My ślała bardziej j ak oficer wy wiadu niż policj antka.

Po drodze zauważy ł, że m ij aj ą pub.

background image

– Wej dźm y do środka i napij m y się – zaproponował. – To by ł bardzo długi dzień. Ja stawiam .

– Czy naprawdę ci się wy daj e, że stawiaj ąc m i drinka, naprawisz to, co m i dzisiaj zrobiłeś? To,

że odsunąłeś m nie od sprawy i działałeś za m oim i plecam i?

– Kilka drinków naprawdę m oże pom óc – powiedział. – Poza ty m j estem głodny i chce m i się

pić. Daj spokój . To, co się stało, to nie by ło nic osobistego. Gdy by m znał j akiś lepszy sposób, aby

to rozegrać, skorzy stałby m z niego.

– Ty lko j eden drink – zgodziła się, wzdy chaj ąc. – I ty lko dlatego, że dziś m i się przy da.

To by ła okoliczna spelunka, z panelam i z ciem nego drewna i tłum em stały ch by walców, którzy

od razu zauważy li obcy ch. Storm zam ówił ry bę z fry tkam i, a Showers kanapkę z kurczakiem

w bułce z ziarnkam i m aku. Storm poprosił kelnera, aby przy niósł im beczkowego London Pilsnera.

Po wy piciu pierwszego piwa Showers zaczęła się odprężać.

– Pierwszy raz, gdy ktoś założy ł ci podsłuch w hotelu? – zapy tał Storm .

– Uczy li nas o ty m w akadem ii – odparła. – Ale w rzeczy wistości to pierwszy raz.

Podniósł drugi kufel piwa i stuknął w j ej szklankę.

– Witaj w świecie płaszcza i szpady.

– Rozum iem , dlaczego cię to cieszy. To j est bardziej zaj m uj ące niż układanie py tań dla

Pietrowa i faksowanie m u ich wieczorem .

– Dlaczego w ogóle chcesz m u coś wy sy łać? On nie m a zam iaru się przy znać, że by ł w to

zam ieszany. Prowadzi z tobą grę, próbuj e się dowiedzieć, co wiesz.

– A skąd wiesz, że to nie z tobą prowadzi grę, w cokolwiek ty grasz?

– Och, j estem pewien, że to robi. Każdy m a tu coś do ugrania.

– Nie oczekuj ę, że Pietrow się przy zna – oznaj m iła. – Nie o to chodzi. Moim celem j est

doprowadzić do tego, żeby powiedział coś, co później będę m ogła przedstawić w sądzie j ako

kłam stwo i udowodnić to. W ten sposób będziem y m ogli oskarży ć go o krzy woprzy sięstwo przed

agentem federalny m i uczestnictwo w zm owie przestępczej .

Storm potrząsnął głową z niedowierzaniem .

– April – powiedział delikatnie, zwracaj ąc się do niej po im ieniu, czego wcześniej nie robił. –

Czy naprawdę m y ślisz, że Departam ent Sprawiedliwości m a zam iar oskarży ć Pietrowa

o zbrodnię? Facet m a wpły wowy ch przy j aciół. Jest bogaty m oligarchą. Mieszka w Londy nie.

– Wiem , że uważasz m nie za naiwną – odparła. – Ale powiedziałam ci j uż wcześniej ,

i powtórzę to j eszcze raz, bo szczerze w to wierzę: nikt nie stoi ponad sprawiedliwością. Zgadza się,

nasz sy stem nie j est doskonały. Dużo trudniej j est doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości

bogaty ch kry m inalistów z koneksj am i. Ale to j est do zrobienia, o ile są ludzie, którzy wierzą

background image

w nasz sy stem i się nie poddaj ą, j eśli o to walczą. Prawda w końcu zwy cięży.

Na twarzy Storm a poj awił się uśm iech.

– Uważasz, że to zabawne? – spy tała April.

– Nie, nie śm iałem się z ciebie. Pom y ślałem o ty m , że słowa „A prawda was wy zwoli” są

wy pisane na podłodze w holu siedziby CIA.

– Wy powiadanie ty ch słów i wiara w nie to dwie różne sprawy.

– Dlaczego j esteś tak pewna, że prawda w końcu zwy cięży ? Kto cię tego nauczy ł: nauczy ciel

w szkółce niedzielnej czy pastor?

Nieoczekiwanie zauważy ł, że w j ej oczach poj awiły się łzy.

– Tak naprawdę to by ł m ój oj ciec. By ł naj odważniej szy m i naj bardziej honorowy m

człowiekiem , j akiego znałam .

– Przepraszam . Nie chciałem cię zasm ucić. Jaki on by ł?

– Po co ci to? Żeby ś m ógł się z niego nabij ać?

– Nie – odparł. – Ponieważ naprawdę chcę wiedzieć.

– Mój oj ciec by ł oficerem patrolowy m na autostradzie w Wirginii – powiedziała. –

Uwielbiałam go. By łam córeczką tatusia. Pewnej nocy zatrzy m ał dwóch m ężczy zn, którzy by li

na haj u i znacznie przekroczy li prędkość. Wy czuł, że coś z nim i j est nie tak, a potem usły szał czy j ś

j ęk. Kazał kierowcy otworzy ć bagażnik i znalazł tam nagą dziesięcioletnią dziewczy nkę.

Mężczy źni śledzili j ą od całodobowego spoży wczaka, porwali j ą i wielokrotnie zgwałcili.

Z sam ochodu wy siadł drugi z m ężczy zn, w ręku trzy m ał pistolet i strzelił do m oj ego oj ca. Tato

by ł śm iertelnie ranny, ale j ednak zdołał zabić obu ty ch drani. Mój oj ciec um arł, ratuj ąc ży cie tej

dziewczy nce.

– Twój oj ciec by ł dzielny m człowiekiem .

– To z j ego powodu zdecy dowałam się wstąpić do FBI. Tacy ludzie j ak ci dwaj to potwory

i bestie. Niszczą słaby ch i niewinny ch. Ludzie pokroj u m oj ego oj ca stoj ą m iędzy

społeczeństwem a bestiam i. Są prawdziwy m i bohateram i. Codziennie ry zy kuj ą ży cie,

pom agaj ąc inny m .

Storm uniósł swój kufel i powiedział:

– Za twoj ego oj ca.

Widziała, że m ówi poważnie, więc przy łączy ła się do toastu.

Zam ówili j eszcze j edną kolej kę.

– A twój oj ciec? – zapy tała April.

– Może cię to zdziwić – odparł Storm . – Wiem , że tak będzie. Jesteś gotowa?

background image

Rzuciła m u zaskoczone spoj rzenie.

– Mój oj ciec j est em ery towany m agentem FBI.

– O Boże! – wy krzy knęła.

Przy ich stoliku poj awił się właściciel pubu z dwom a kieliszkam i do wódki i butelką whisky.

– Jesteście j ankesam i, prawda? – spy tał tubalny m głosem , który rozszedł się po pubie grom kim

echem . Storm potwierdził, a właściciel pubu m ówił dalej : – Mam y tutaj taki zwy czaj . Was

j ankesów pokazuj ą zawsze w telewizj i z palcam i uniesiony m i do nieba, wy dzieraj ący ch się,

że j esteście naj lepsi – a nawet nie wiecie, co to j est prawdziwy futbol. Więc kiedy w m oim

wy tworny m lokalu poj awia się taka ładna para j ak wy, czuj ę się w obowiązku dać wam

do spróbowania prawdziwej angielskiej whisky, nie takiej j ak te końskie siki, które podaj ą

w Nowy m Kraj u. – Roześm iał się głośno, a w ślad za nim by walcy pubu. – To j est butelka whisky

wy produkowanej w Anglii dla upam iętnienia królewskiego ślubu księcia William a i Catherine.

Będziem y bardzo zobowiązani, j eśli dołączy cie do naszego toastu na cześć pary królewskiej ,

a poczuj em y się bardzo urażeni, j eśli odm ówicie.

Z głośny m brzękiem postawił na stole dwa kieliszki i napełnił oba po brzegi. Nalał też j eden dla

siebie i uniósł go w powietrze.

– Wy pij ecie ze m ną ich zdrowie? – zapy tał przy j aźnie.

– Przy naj m niej ty le m ożem y zrobić, biorąc pod uwagę, że przegraliście z nam i woj nę –

powiedział Storm .

Właściciel pubu udał, że j est zły, i wzniósł toast:

– Za księcia William a i j ego uroczą pannę m łodą, Catherine!

Storm wy pił do dna, ale Showers nawet nie podniosła swoj ego kieliszka.

– Co to m a znaczy ć? – zaprotestował właściciel pubu.

– No dalej – powiedział Storm zachęcaj ąco.

Sięgnęła po kieliszek i ku j ego zdum ieniu wy chy liła go z łatwością.

Wszy scy zaczęli bić brawo.

– By łoby grubiaństwem z m oj ej strony, gdy by m pozwolił wam opuścić m ój lokal bez

wzniesienia toastu za tę tutaj uroczą dam ę – powiedział właściciel pubu, spoglądaj ąc na Showers.

Ponownie napełnił kieliszki i szy bko j e uniósł. – Za siedzącą tutaj piękną, m łodą, rudowłosą dam ę,

która z pewnością m a w sobie dom ieszkę irlandzkiej krwi, sądząc po j ej zielony ch oczach i j asnej

cerze.

Showers uśm iechnęła się i cała ich trój ka wy chy liła whisky do dna, podczas gdy inni stali

klienci pubu przy glądali się im .

background image

– A teraz was zostawię, ale chcę j eszcze coś dodać na koniec – powiedział właściciel pubu

i wy szczerzy ł zęby w szerokim uśm iechu. – Te kieliszki whisky są po pięć funtów, dopisuj ę więc

trzy dzieści funtów do waszego rachunku. Witaj cie w Londy nie, j ankesi!

Zgrom adzony w pubie tłum zaczął się grom ko śm iać i klaskać, zaś właściciel ukłonił się nisko

i odszedł w stronę baru, gdzie oznaj m ił, że naj wy ższy czas na karaoke. Szczupły m ężczy zna

siedzący przy barze naty chm iast wskoczy ł na niewielki podest stoj ący w narożniku, włączy ł

przenośne urządzenie do karaoke i w pubie rozległy się zniekształcone dźwięki „Lucy in the Sky

with Diam onds”.

Zanim trzy godziny później Storm i Showers opuścili pub, wy pili j eszcze wiele kieliszków

whisky stawiany ch im przez przy j aźnie nastawiony ch stały ch by walców w hołdzie różny m

członkom bry ty j skiej rodziny królewskiej oraz prezy dentom Stanów Zj ednoczony ch. W pewny m

m om encie Showers przej ęła kontrolę nad m ikrofonem do karaoke i wy śpiewała zaskakuj ąco

dobrą wersj ę przeboj u Lady Gagi „Born This Way ”, co sprawiło, że tłum dom agał się więcej .

Gdy wracali do Marriotta, wzięli się pod ręce, aby wspierać się wzaj em nie.

– Nie wiedziałem , że j esteś fanką Lady Gagi – powiedział Storm z podziwem .

– Niektóre j ej teksty są poety ckie – odparła April. – Czy kiedy kolwiek sły szałeś j akąś j ej

piosenkę?

– Jak sądzisz, j akiej m uzy ki słucham ? – zapy tał Storm .

– To oczy wiste – stwierdziła. – Country.

– Nie j estem nieszczery, ty lko nienawidzę rzeczy wistości – odparł Storm . To by ł cy tat

z j ednego z wideoklipów Lady Gagi.

Zaskoczona Showers zaczęła klaskać.

Storm uniósł palec do zaciśnięty ch warg i wy szeptał:

– Niech to będzie nasz sekret.

– To gdzie j est ta twoj a kry j ówka? – spy tała April, gdy dotarli do Marriotta.

– Py tasz, czy m ożesz wej ść do m oj ego pokoj u na kieliszek przed snem ? – odrzekł Storm

z nadziej ą w głosie.

– Możliwe – odparła. – Albo m oże j estem po prostu ciekawa, dokąd idzie szpieg, aby się ukry ć.

– Nie j estem szpiegiem , pam iętasz? Jestem pry watny m detekty wem .

– Czy to prawda? Czy cokolwiek z tego, co m i powiedziałeś dziś wieczorem , j est prawdą?

Zanim zdąży ł odpowiedzieć, położy ła m u palec na ustach i oznaj m iła:

– Po prostu zabierz m nie tam , gdzie m ieszkasz.

Gdy weszli do j ego pokoj u, April opadła na podwój ne łóżko. Storm zam knął drzwi i rzucił klucz

background image

na szafkę nocną. Przy wołała go do siebie skinieniem ręki. Usiadł na krawędzi łóżka.

– Według m nie j esteś naprawdę dość atrakcy j ny – powiedziała. Wy ciągnęła rękę i przej echała

palcem po j ego dłoni.

Chodził do łóżka z wielom a kobietam i. Wszy stkie by ły łatwy m i podboj am i. Nie pam iętał

większości ich twarzy. Jedy ną kobietą, która coś dla niego znaczy ła, by ła Clara Strike. A ona

złam ała m u serce. Co czuł do April Showers? Czy znowu chciał m ieć złam ane serce? Do czego to

m ogło prowadzić? Kiedy skończy pracę i odnaj dzie zdraj cę, wróci do anonim owego ży cia.

April nachy liła się i pocałowała go w usta. Oddał pocałunek, m ocno i z pasj ą. Po ty m

pocałunku nastąpił kolej ny, i czuł wy raźnie ten żar, który poj awia się zawsze, gdy m ężczy zna

i kobieta niecierpliwie czekaj ą, aby kochać się po raz pierwszy. Czy sta radość z odkry wania

nowego ciała. Zgłębianie każdego centy m etra skóry. Doty kać i by ć doty kany m .

– Jeśli m am y to zrobić – wy szeptała April kuszący m tonem – m uszę cię poprosić o przy sługę.

Widziałam na dole dzbanek z kawą. Przy nieś m i filiżankę.

– Chcesz filiżankę kawy ?

– Tak naprawdę to wy m ówka – powiedziała. – Uprzej m y sposób, aby wy prosić cię z pokoj u,

ponieważ m uszę się wy sikać i wolałaby m to zrobić na osobności. To sprawa kobieca.

Podniósł się i zaczął iść w stronę drzwi.

April zeskoczy ła z łóżka, a gdy wy chodził z pokoj u, klepnęła go m ocno w ty łek i zaczęła się

śm iać.

Gdy ty lko znalazł się na kory tarzu, z trzaskiem zam knęła za nim drzwi. Zdał sobie sprawę,

że zostawił klucz na szafce nocnej .

Delikatnie postukał w drzwi i powiedział cicho:

– Mogę po prostu iść na dół i obudzić właścicielkę. Wpuści m nie do m oj ego pokoj u.

– Naprawdę chcesz przeszkadzać j ej o tej porze? – odparła Showers zza drzwi.

My ślał, że j est bardziej pij ana niż by ła w rzeczy wistości. Przechy trzy ła go.

– Pom y śl ty lko, j aki to wy woła skandal! Kobieta w twoim pokoj u. I to kobieta, która piła

alkohol. Kto wie, co m ogę powiedzieć? Mogą m nie nawet pokazać w BBC, skoro j estem j uż

znana. Co ty im powiedziałeś? Że królowa m nie zaprosi?

By ł wy starczaj ąco wy trenowany, żeby wy waży ć drzwi w czasie krótszy m niż m inuta. Nie

chciał j ednak się j ej narzucać.

– Powinieneś spać w Marriotcie – wy szeptała. – Jeśli chcesz, m ożesz skorzy stać z m oj ego

pokoj u. Ty lko uważaj , oprócz ukry ty ch m ikrofonów m ogą też tam by ć ukry te kam ery. I twój nagi

ty łek m oże się znaleźć na j akiej ś stronie internetowej . Dobranoc!

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

K

toś zastukał do j ej drzwi. Usły szała głos Storm a:

– Wstałaś j uż? Przy niosłem śniadanie.

Szy bko narzuciła na siebie szlafrok frotté i wpuściła go do środka.

– Dostałem to na dole – oznaj m ił. – Angielskie śniadanie. Mam j aj ecznicę, parówki, kaszankę,

fasolkę po bretońsku i plasterek pom idora. – Pom achał j ej tacą przed nosem .

Nagle zrobiło j ej się niedobrze. A to spowodowało, że się uśm iechnął.

– Ponieważ spędziłem noc gdzie indziej – m ówił dalej Storm – pozwoliłem sobie zaj rzeć

do twoj ego pokoj u w Marriotcie i wziąć czy ste ubrania. Są w torbie hotelowej . – Z ty m i słowy

rzucił na łóżko plastikową reklam ówkę.

– Jakim cudem j esteś taki radosny i oży wiony ? – spy tała.

– Musiałem wziąć lodowaty pry sznic po ty m , j ak m nie wy waliłaś z pokoj u.

– Ty lko j eden zim ny pry sznic? Sądziłam , że będziesz potrzebować kilku.

– Pry sznic wy starczy ł, aby obniży ć m oj e oczekiwania.

– Urocze – stwierdziła.

– Idę zatankować ten wy poży czony sam ochód – powiedział z udawany m bry ty j skim

akcentem . – Jeśli m am y zdąży ć na ten wiec, to m usim y wy j echać za godzinę. Sm acznego.

Podczas j azdy do Oksfordu Showers cierpiała katusze naj gorszego kaca od czasów studenckich.

Zam knęła oczy przy kry te okularam i przeciwsłoneczny m i i wszy stkim i siłam i zwalczała chęć

zwy m iotowania za każdy m razem , gdy sam ochód podskakiwał na wy boj ach albo wpadał

w dziurę.

Wiec przeciwko Barkowskiem u zorganizowano na trawiasty m terenie parku uniwersy teckiego

w Oksfordzie, na północnowschodnim krańcu obszaru zaj m owanego przez trzy dzieści osiem

niezależny ch budy nków uczelniany ch, z który ch składała się szkoła. Storm zaparkował na drodze

gruntowej w pobliżu Starego Obserwatorium i podąży li z Showers w kierunku podium , które

zostało sklecone specj alnie na ten wiec. Podwy ższenie wznosiło się j edy nie pół m etra nad trawą

i m ieściło się na nim ty lko podium oraz cztery krzesła. Wokół kłębił się j akiś ty siąc protestuj ący ch.

Młoda dziewczy na powiedziała im , że wszy scy czekaj ą na Pietrowa, który się spóźnia.

background image

Zgodnie ze swoim zwy czaj em Storm uważnie prześledził wzrokiem tłum i naty chm iast

dostrzegł trzech m ężczy zn, którzy nie pasowali do tego wiecu. Ich wy gląd wskazy wał

na pochodzenie z kraj ów Europy Wschodniej , wszy scy m ieli po trzy dzieści kilka lat. Większość

tłum u stanowili m łodsi studenci albo starsi profesorowie.

– Wzięłaś z sobą glocka? – zapy tał Storm .

– Tak – odparła Showers. – Nie m usisz krzy czeć.

– Nie krzy czałem . – Ściszy ł j ednak odrobinę głos, m ówiąc: – Wskażę ci trzech m ężczy zn. Jeśli

przeczucie m nie nie m y li, by ć m oże będziesz m usiała ich zastrzelić. Jeśli nie m ożesz, daj m i

swoj ą broń.

– Nie dam ci m oj ej broni – odparła. – I nie m usisz ich wskazy wać. Już sam fakt, że w takiej

tem peraturze i pełny m słońcu noszą prochowce, sprawia, że się wy różniaj ą. Jak chcesz to

załatwić?

Na drodze z prawej strony parku poj awiły się dwa czarne sedany – m ercedesy S 600

z przy ciem niany m i szy bam i. Kiedy stanęły, z pierwszego sam ochodu wy siedli Pietrow

i Lebiediew, zaś z drugiego szefowa ochrony Antonia Nad. Kierowcy obu poj azdów szli z ty łu

za grupą, a Pietrow i j ego świta skierowali się w stronę sceny.

– Ja zatrzy m am Pietrowa i Nad – powiedział Storm . – Ty m iej oko na ty ch facetów.

– My ślisz, że Nad i ci dwaj ochroniarze są uzbroj eni? – zapy tała Showers.

– Mam taką nadziej ę. – Z ty m i słowam i Storm zaczął się przeciskać przez tłum .

Zdąży ł przej ść j akieś dziesięć m etrów, gdy zobaczy ł dwa wózki golfowe wy j eżdżaj ące

w szy bkim tem pie zza platform y. Kierowali nim i studenci, a wózki by ły udekorowane plakatam i

z hasłam i wy rażaj ący m i sprzeciw wobec Barkowskiego. Miały za zadanie podwieźć pod scenę

gościa i j ego towarzy szy. Storm zdał sobie sprawę, że nie będzie w stanie dotrzeć na czas

do Pietrowa i j ego orszaku.

Pietrow podj echał pod scenę na j edny m z wózków golfowy ch. Lebiediew i Nad zostali

na ty lny ch siedzeniach. Dwaj ochroniarze ustawili się z przodu platform y, po obu j ej stronach.

Storm zauważy ł, że Nad wzięła z sobą ty lko dwóch m ężczy zn! Obaj m ieli plakietki PROTEC

na ciem ny ch m ary narkach i beretach. Jeśli są dobrzy, zauważą trzech intruzów.

Trzej Słowianie rozdzielili się. Jeden z nich ustawił się bezpośrednio na wprost podium dla

m ówcy. Pozostali dwaj przesunęli się na lewą i prawą stronę sceny, zaj m uj ąc m iej sca

bezpośrednio w j ednej linii z dwom a ochroniarzam i z firm y PROTEC. Showers znaj dowała się

na lewo od Storm a i m iała oko na podej rzanego stoj ącego naj bliżej niej .

Storm skupił się na podej rzany m stoj ący m na wprost podium . On będzie odpowiedzialny

za zastrzelenie Pietrowa. Zadaniem pozostały ch będzie zabicie dwóch ochroniarzy, a potem

background image

wsparcie przy j aciela. Storm poszukał wzrokiem Nad i zauważy ł, że nie obserwuj e ona tłum u, tak

j ak powinna to by ła robić. Zam iast tego patrzy ła na Pietrowa, który w ty m m om encie stał

za podium , czekaj ąc, aż prowadzący spotkanie go przedstawi.

Gdy Pietrow zaczął przem awiać, z tłum u rozległy się oklaski.

Przy spieszaj ąc kroku, Storm zaczął roztrącać widzów stoj ący ch na j ego drodze.

– Odsunąć się! Odsunąć się! – krzy czał. Próbował wzniecić zam ęt, tak by Pietrow i j ego

ochroniarze to zauważy li. Obaj strażnicy fakty cznie spostrzegli, że coś się dziej e, i wolno sięgnęli

pod m ary narki. Nad również go zauważy ła, ale Pietrow by ł zby t zaj ęty swoj ą przem ową, żeby

zwrócić na niego uwagę. – Hej , Pietrow! – wrzasnął Storm . Rosj anin przerwał w pół zdania.

Wszy scy patrzy li na Storm a, z wy j ątkiem trzech napastników w prochowcach.

– Padnij ! – wrzeszczał Storm .

– Zdraj ca! – krzy knął Słowianin znaj duj ący się naprzeciwko Pietrowa i wy ciągnął spod

m ary narki pistolet kalibru 45. Zaczął strzelać dokładnie w m om encie, gdy Storm skoczy ł na niego

od ty łu. Pietrow upadł na scenie.

Dwaj towarzy sze strzelca wy ciągnęli spod płaszczy pistolety m aszy nowe MP5 m arki Heckler

& Koch i gradem kul zabili obu ochroniarzy z PROTEC-u.

Antonia Nad biegła przez scenę w kierunku Pietrowa, z którego klatki piersiowej wy pły wała

krew. Wy buchła panika. Niektórzy protestuj ący upadli na ziem ię, inni rozbiegli się w różny ch

kierunkach, a niektórzy stali w m iej scu sparaliżowani strachem .

Storm leżał na plecach powalonego strzelca. Chwy cił j ego prawą rękę, przy ciskaj ąc broń

do trawy. Ale strzelec by ł silniej szy, niż Storm przy puszczał. Maj ąc wolną lewą rękę, wy pchnął

swoj e ciało do góry, uderzaj ąc Storm a od ty łu, ale tem u udało się wcześniej przerwać uścisk

dłoni strzelca na pistolecie.

Obaj m ężczy źni zerwali się z trawy, staj ąc twarzą w twarz. Strzelec sięgnął pod płaszcz po swój

rosy j ski nóż woj skowy, który m wy m ierzy ł cios w Storm a. Wprawny m ruchem Storm wy konał

bły skawiczny unik, chwy cił rękę napastnika i wy kręcił ostrze do ty łu, wpy chaj ąc j e w pierś

m ężczy zny. Ten m anewr znany by ł na ulicy j ako przekładanie albo zm iana biegów. Storm

szarpnął ostrze w górę, potem na bok, ponownie w drugą stronę i ostatecznie w dół, prosto

w brzuch ofiary, zanim zwolnił uścisk. Martwe ciało strzelca upadło bezwładnie na ziem ię, zaś

Storm sięgnął po porzucony pistolet kalibru 45.

Gdy Storm obezwładniał pierwszego strzelca, Showers wy ciągnęła swoj ego glocka i strzeliła

do znaj duj ącego się naj bliżej niej napastnika. Jedna z j ej kul trafiła w czaszkę, zabij aj ąc go

na m iej scu. Przy ży ciu został zatem ty lko j eden zabój ca i gdy usły szał on wy strzały z broni

Showers, oddał w j ej kierunku serię ze swoj ego pistoletu m aszy nowego.

background image

Jedna z j ego kul dosięgła celu, trafiaj ąc j ą w ram ię. Jej prawa ręka opadła bezwładnie, a glock

wy padł j ej z palców, gdy przy cisnęła do rany lewą dłoń i rzuciła się na trawę, kry j ąc się przed

pociskam i.

Storm wy palił do strzelca ze zdoby tej czterdziestki piątki. Raz, dwa. Dwie kule wy strzelone

w głowę napastnika. Raz, dwa. Następne dwie w j ego klatkę piersiową. Upadaj ąc, napastnik

zacisnął palec na spuście pistoletu m aszy nowego, opróżniaj ąc w powietrze i ziem ię wokół niego

resztę m agazy nka m ieszczącego trzy dzieści naboj ów.

Storm podbiegł do Showers, która z trudem łapała oddech. Pom ógł j ej podnieść się z ziem i,

włoży ł glocka do kabury i rozej rzał się za j akąś pom ocą.

– Trzy m aj się – powiedział do April.

Podczas trwaj ącego zam ieszania Lebiediew zaj ął wózek golfowy i podj echał nim do j ednego

z m ercedesów. Mknął teraz sedanem w poprzek parku w ich kierunku. Nad ściągała z platform y

rannego Pietrowa.

Wy skakuj ąc z siedzenia kierowcy, Lebiediew otworzy ł ty lne drzwi sam ochodu i zawołał:

– Daj Pietrowa tutaj !

– On wciąż ży j e! – krzy knęła Nad. – Musim y zawieźć go do szpitala!

Wspólnie wepchnęli ogrom ne ciało Pietrowa na ty lne siedzenie sedana.

Storm podtrzy m y wał Showers, obej m uj ąc j ą prawą ręką w pasie, i spieszy li w stronę

m ercedesa.

– Ją też zabiorę! – krzy knął Lebiediew.

– Poj edziem y za wam i m oim sam ochodem – odparł Storm . – Jest bliżej .

Lebiediew dodał gazu i ogrom ny m ercedes wzbił tum an trawy i kurzu spod ty lny ch kół,

zostawiaj ąc za sobą Nad i Storm a.

Storm pobiegł do zaparkowanego vauxhalla i gdy Nad zaj ęła m iej sce obok niego, m iał j uż

zapięte pasy oraz włączony silnik. Mercedes zniknął im j uż prawie z pola widzenia, gdy j echali

na południe w kierunku St. Cross Road.

– Skręć w lewo – poleciła Nad.

Storm zerknął na podświetlony ekran GPS-a na desce rozdzielczej sam ochodu. Centrum

Oksfordu znaj dowało się po j ego prawej stronie. Zawahał się, ale wkrótce spostrzegł m ercedesa

na lewo od siebie, wj eżdżaj ącego na wzgórze w odległości niecały ch dwóch kilom etrów. Oni też

oddalali się od Oksfordu. A także od naj bliższego szpitala.

Storm poczuł ukłucie strachu w żołądku. Nacisnął pedał gazu, sprawiaj ąc, że silnik vauxhalla

zawy ł. Prędkościom ierz odnotował sto trzy dzieści sześć kilom etrów na godzinę i nadal przesuwał

background image

się do przodu.

Mercedes wy przedzał ich teraz o niecały kilom etr, ale Storm nadrabiał dy stans.

Nieoczekiwanie czarny sedan zwolnił i skręcił z głównej drogi na leśną ścieżkę, a następnie zniknął

w gęstwinie.

Storm j eszcze m ocniej nacisnął pedał gazu.

– Zwolnij – poleciła m u Nad.

Spoj rzał w lewą stronę angielskiego sam ochodu i zobaczy ł, że wy ciągnęła swój

półautom aty czny pistolet CZ P-01 i m ierzy ła w j ego klatkę piersiową.

– Powiedziałam ci, żeby ś zwolnił – oznaj m iła Nad. – I skręć tam , gdzie Lebiediew.

***

Gdy ty lko Georgij Lebiediew zaparkował m ercedesa pod rzędem drzew, wy ciągnął pistolet spod

m ary narki i wy m ierzy ł z niego w Showers.

– Oddaj m i swoj ą broń – rozkazał j ej .

Obolała Showers skrzy wiła się, przy ciskaj ąc ranę lewą ręką, i Lebiediew zdał sobie sprawę,

że j ej prawe ram ię j est bezuży teczne. Sięgnął w poprzek siedzenia sam ochodu i wy rwał j ej

glocka z kabury na prawy m biodrze.

– Czas powiedzieć prawdę! – wy darł się na Pietrowa, który leżał na ty lny m siedzeniu sedana,

j ęcząc i trzy m aj ąc się za podbrzusze. Jego białą koszulę znaczy ły plam y krwi.

– Gdzie j est ukry te złoto? – krzy czał Lebiediew.

– Złoto? – powtórzy ła Showers. – Jakie złoto?

– Zam knij się! – wrzasnął pod j ej adresem Lebiediew.

– Georgij u Iwanowiczu – błagał Pietrow. – Proszę m nie zabrać do szpitala. Ja um ieram .

– Powiedz m i, gdzie j est złoto, to zawiozę cię do szpitala.

– Ale przecież j esteśm y j ak bracia – wy dy szał Pietrow. – Czem u to robisz?

– Nie, Iwanie Siergiej ewiczu – odparł Lebiediew. – Jestem twoim psem na posy łki. Karm isz

m nie resztkam i. Ale koniec z ty m . Nigdy więcej . Gdzie j est złoto?

W odpowiedzi Pietrow wy rzucił z siebie stek przekleństw.

Lebiediew bez wahania wy palił z glocka w ty lne siedzenie sam ochodu, tuż obok głowy

Pietrowa. Wy strzał spowodował ogłuszaj ący huk wewnątrz sam ochodu, ale m im o to nie zagłuszy ł

wrzasków Pietrowa.

– Następny będzie w twoj ą stopę – rzekł Lebiediew. – A potem w j aj a.

background image

***

– Zwolnij albo cię zastrzelę – powiedziała Nad. – Zwolnij i skręć w prawo za ty m kam ienny m

dom em przed nam i.

Porzucone gospodarstwo znaj dowało się obok piaszczy stej drogi, w którą kilka m inut wcześniej

skręcił m ercedes.

Zam iast zwolnić, Storm docisnął pedał gazu do podłogi.

– My liłem się. My ślałem , że ty i Lebiediew zdradzicie się później – stwierdził z kam ienny m

spokoj em .

– Od kiedy wiesz?

– Odkąd zobaczy łem skróconą kolbę karabinu Dragunowa. Została przy cięta dla kobiety. Ale

powinienem by ł wiedzieć wcześniej . W chwili gdy znalazłem m undur oficera policj i Kongresu

porzucony w koszu na śm ieci przed dam ską toaletą, a nie m ęską.

– Popełniłeś swój ostatni błąd – odparła Nad. – Zwolnij . Nie zawrócisz w ty m tem pie. Jedziesz

za szy bko.

By ła piękna. Chciał, żeby by ła kim ś inny m niż w rzeczy wistości. Ale niestety to by ło

niem ożliwe i teraz będzie m usiał j ą zabić.

Strzałka prędkościom ierza przekroczy ła sto osiem dziesiąt kilom etrów na godzinę.

***

– Zdradziłeś Pietrowa dla złota? – zapy tała Showers, z trudem utrzy m uj ąc przy tom ność. Ból

w ram ieniu by ł nie do zniesienia, traciła dużo krwi.

– Nie ty lko dla złota, ale i dla m iłości – odparł Lebiediew.

– Ty draniu! – j ęknął Pietrow z ty lnego siedzenia.

– Zam knij się – rzucił w j ego stronę Lebiediew. – Przez ponad rok m ówiłem Barkowskiem u

o każdy m twoim ruchu. Nad i j a zawarliśm y pakt. Będziem y bogaci i będziem y razem .

– To ty stałeś za porwaniem w Waszy ngtonie? – zapy tała Showers. – Ty kazałeś zabić senatora

Windslowa? Muszę to wiedzieć, j eśli m asz zam iar m nie zabić.

– Tak – odparł Lebiediew trium fuj ąco. – Nad i j a zorganizowaliśm y wszy stko przy pom ocy

Barkowskiego. Chciałem , żeby Am ery kanie obwiniali Pietrowa. Nie chcieliśm y, żeby Windslow

pom ógł m u odnaleźć złoto. Nie chcieliśm y, żeby CIA m u zaufało.

Showers m iała wrażenie, że j ego słowa dochodzą do niej z dużej odległości. Ze wszy stkich sił

starała się skoncentrować.

background image

– Nigdy ci nie powiem , gdzie j est ukry te złoto, ty draniu! – krzy knął Pietrow z ty lnego

siedzenia.

– Naprawdę, towarzy szu? – spy tał retory cznie Lebiediew i wy strzelił z glocka wprost w stopę

Pietrowa, powoduj ąc, że ten wrzasnął w agonii.

***

Zbliżaj ąc się do zakrętu z głównej drogi, Storm spoj rzał pewnie na Nad i szeroko się uśm iechnął.

– Do widzenia, dziwko – powiedział.

Rzuciła m u zaskoczone spoj rzenie i wzm ocniła uścisk na pistolecie. Ale by ło j uż za późno.

Storm szarpnął m ocno kierownicą vauxhalla w prawą stronę, posy łaj ąc rozpędzony poj azd

na przeciwległy pas ruchu. Koła sam ochodu zahaczy ły o niewielki garb na krawędzi asfaltu

i vauxhall wy leciał w powietrze, wznosząc się kilka m etrów nad ziem ią i kieruj ąc się wprost

na kam ienne ściany wiej skiego dom u.

***

– Masz ostatnią szansę! – krzy czał Lebiediew do przerażonego Pietrowa. – Powiedz m i, gdzie

j est złoto, a daruj ę ci ży cie. Zawiozę cię do szpitala. Za wszy stkie te lata, kiedy lizałem twój

zarozum iały ty łek, zasługuj ę na to, żeby się dowiedzieć. No j uż, powiedz m i albo następny strzał

dostaniesz w j aj a.

Krzy czący z bólu pokonany Pietrow wy rzucił z siebie serię liczb.

Lebiediew wprowadził współrzędne geograficzne do aplikacj i w telefonie kom órkowy m .

– To blisko Doliny Pięciu Jaskiń w Uzbekistanie? – oświadczy ł takim tonem , j akby zadawał

py tanie.

– Tak! – wy krzy knął Pietrow. – Przy sięgam . A teraz ocal m nie, m ój bracie. Ja um ieram .

Lebiediew wy celował glocka prosto w czoło Pietrowa.

– Wierzę ci, m ój bracie – powiedział. – Jeśli czegokolwiek się nauczy łem przez te wszy stkie lata

przeby wania z tobą, to rozpoznawania, kiedy m ówisz prawdę, a kiedy kłam iesz. To j est m oj a

nagroda za podcieranie ci ty łka.

Nacisnął spust, a m ózg j ego naj lepszego przy j aciela rozpry snął się na ty lny m siedzeniu i oknie

sedana.

Usaty sfakcj onowany zwrócił się w stronę Showers, która by ła półprzy tom na i tak słaba,

że z ledwością docierało do niej , co się wokół działo. Jej organizm doznał wstrząsu. Bez pom ocy

background image

m edy cznej groziła j ej śm ierć.

– Powiem policj i, że groziliście nam bronią i zm usiliście nas, aby tu przy j echać po wiecu,

i że to ty strzeliłaś z glocka i zam ordowałaś m oj ego przy j aciela. Nie m iałem wy boru, m usiałem

cię zabić z m oj ego własnego pistoletu. – Położy ł j ej glocka na kolanie i podniósł swoj ą broń.

– Jesteś szalony – wy szeptała Showers w odpowiedzi. – Nikt ci nie uwierzy.

– Powiem im , że strzeliłaś m u w stopę, aby go torturować, chcąc, żeby się przy znał. Powiem

im , że oszalałaś. To będzie słowo naj starszego i naj wierniej szego przy j aciela Pietrowa przeciwko

m artwej agentce FBI, która przy by ła tutaj , aby pom ścić m orderstwo senatora Stanów

Zj ednoczony ch. Prasie bry ty j skiej się to spodoba.

– Mój partner – wy rzuciła z siebie Showers.

– Nim się nie przej m uj . On też będzie m artwy. Już Nad tego dopilnuj e.

Lebiediew skierował broń w j ej pierś.

– Żegnaj , agentko specj alna April Showers – powiedział.

W ty m m om encie usły szał dochodzący z zewnątrz głośny odgłos eksplozj i i na sekundę

odwrócił twarz, aby wy j rzeć przez okno po stronie kierowcy.

***

Lecący vauxhall z przeraźliwy m ry kiem spadał prosto na kam ienną ścianę starego dom u.

Uderzy ł w nią z taką siłą, że wy dawało się, iż sam ochód rozpadł się na części tłuczonego szkła,

rozwalonego chrom u, powy ginanego plastiku i zgniecionego m etalu. Bagażnik sedana podskoczy ł

w górę pod wpły wem uderzenia i przez chwilę wy glądało na to, że vauxhall przekoziołkuj e

w powietrzu, ale ty lna oś spadła z powrotem na ziem ię z głośny m hukiem . Spod zdem olowanej

przedniej m aski sam ochodu zaczęły się wy doby wać płom ienie, dy m i para.

Strefa zgniotu, poduszka powietrzna od strony kierowcy i pas bezpieczeństwa uratowały ży cie

Storm a. Nad nie m iała j ednak ty le szczęścia. Nie zapięła pasów i Storm wy łączy ł poduszki

powietrzne od strony pasażera. Nie zauważy ła tego i kosztowało j ą to ży cie.

Uderzenie wy rzuciło j ą z siedzenia pasażera, wy strzeliwuj ąc ciało przez przednią szy bę

i rozry waj ąc na kawałki nieskazitelną twarz. Jej głowa uderzy ła w ścianę dom u niczy m m elon

rzucony z szy bkością stu sześćdziesięciu kilom etrów na godzinę. Czaszka Nad pękła, a rdzeń

kręgowy złoży ł się w harm onij kę. Jej pogruchotane ciało leżało teraz na ziem i w nienaturalnie

wy giętej pozy cj i obok płonącego vauxhalla.

Storm odepchnął się od wraku i upadł twarzą w wy soką trawę. By ł częściowo głuchy. Z ucha

i nosa pły nęła m u krew. Prawe kolano rwało go z bólu. Ale ży ł.

background image

Starał się odzy skać przy tom ność um y słu. Jego pierwsza m y śl doty czy ła Showers i czarnego

m ercedesa zaparkowanego pod skupiskiem dębów szy pułkowy ch j akieś sto m etrów dalej .

Zupełnie j ak pij ak oddalaj ący się chwiej ny m krokiem od baru, próbował utrzy m ać

równowagę, wy znaczaj ąc trasę do ciała Nad. Jakieś dwa m etry dalej obok kam iennej ściany

zauważy ł j ej pistolet. Doszedł do niego i pochy lił się z ogrom ny m wy siłkiem , aby zbadać broń.

Wy dawała się nieuszkodzona.

Muszę uratować April, pom y ślał. Muszę po nią iść.

Wy tężaj ąc całą siłę woli i walcząc z potężny m bólem , który rozchodził się po cały m ciele,

Storm zaczął iść w stronę zaparkowanego m ercedesa.

Uszedł j uż j akieś pięćdziesiąt m etrów, gdy usły szał głośny huk.

By ł to odgłos wy strzału.

I dobiegał ze środka zaparkowanego tuż przed nim sam ochodu.

background image

Ciąg dalszy w trzeciej i ostatniej części trylogii

Krwawy sztorm

background image

Zapraszamy do zakupu innych książek Richarda Castle:

Nadchodzący sztorm (pierwsza część trylogii) oraz Fala

upału

background image
background image

O AUTORZE

RICHARD CASTLE j est autorem liczny ch bestsellerów, w ty m znakom icie przy j ętego przez

kry ty ków cy klu książek o Derricku Storm ie. Jego pierwsza powieść, Pod gradem kul,

opublikowana j eszcze w college’u, otrzy m ała prestiżową Nagrodę Tom a Strawa dla Literatury

Kry m inalnej Stowarzy szenia Nom DePlum e. Castle m ieszka na Manhattanie ze swoj ą córką i

m atką, które wy pełniaj ą j ego ży cie hum orem i inspiracj ą.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Castle Richard 3 Krwawy sztorm
Wsciekly sztorm Castle Richard
Castle Richard Derrick Storm 01 A Brewing Storm
Castle Richard Nikki Heat 01 Heat Wave
Castle Richard Derrick Storm 03 A Bloody Storm
Derrick Storm 01 Nadchodzacy sztorm Castle Richa
Marvel Super Heroes Gates of What If Castle Doom Map
Przetrwanie sztormu na kotwicowisku
Castles & Crusades Wilderlands of High Adventure
Castles & Crusades Errata
Castles & Crusades Inzae World Map
Castles & Crusades Multi Classing
wściekły pies Tochman
neuschwanstein castle
Richards B., TECHNIK USŁUG KOSMETYCZNYCH, ZDROWIE
Wścieklizna
Wścieklizna

więcej podobnych podstron