Castle Richard
Derrick Storm 01
Nadchodzący sztorm
Kiedy Derrick Storm musiał opuścić CIA, nie mógł tak po
prostu się wycofać. Musiał upozorować własną śmierć. Gdy
więc jego były szef, który w przeszłości uratował mu życie,
prosi go o wyświadczenie przysługi przeprowadzenia
śledztwa w sprawie głośnego porwania, Storm wie, że gra
idzie o wyższą stawkę niż tylko życie syna senatora. Podjęcie
się śledztwa oznacza przywrócenie Storma z wcześniejszej
emerytury i jego powrót do Waszyngtonu. Działając obok
seksownej agentki FBI April Showers, ale niezupełnie z nią współpracując, Storm musi odgadnąć,
o co chodzi w
zagmatwanym gąszczu żądań okupu i skomplikowanej sieci
prywatnych związków i międzynarodowej polityki. Dociera
do samego sedna sprawy porwania, ale sztorm wciąż się
zbliża…
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Współcześnie, Silver Creek w stanie Montana
Poczuł to znacznie wcześniej, niż usłyszał, nagły
powiew wiatru, który przeniknął jego kości i spowodował
napięcie każdego mięśnia w ciele. To była jego pierwsza
reakcja, spotęgowana latami praktyki. Pomyślał, że
takiego uczucia muszą doznawać psy w cichych
momentach na chwilę przed trzęsieniem ziemi, kiedy
tylko one wiedzą, co nadchodzi, czują, że wszystko zaraz
się zmieni.
Przez ułamek sekundy rozważał unik taktyczny, ale
tutaj, pośród sosen i jałowców skalnych, to był głupi
pomysł. Jak daleko mógł uciec? Może zdąży dotrzeć do
brzegu rzeki, zanim przyjadą, może do linii drzew, jeśli
dopisałoby mu szczęście. A co potem? Znajdował się
około osiemdziesięciu kilometrów od najbliższego miasta,
wyposażony tylko w to, co zmieściło się w jego plecaku.
Tak czy owak, jakie to miało znaczenie? Oni już go
znaleźli. A jeśli go znaleźli, oznaczało to, że wiedzą.
Popatrzył na wodę spływającą ze skałek. Ile jeszcze
czasu mu pozostało? Minuta, może dwie? Drapiąc się w
znoszoną wojskową czapkę zakrywającą ciemnobrązowe
włosy, spoglądał na pstrąga tęczowego unoszącego się
leniwie tuż nad powierzchnią wody. Ostatnią godzinę
spędził, wywabiając go z głębin. Może jeszcze zdąży.
Jeśli już czegoś nienawidził, to właśnie niedokończonych
spraw.
– No chodź. Chodź do tatusia – wyszeptał
mężczyzna. Pstrąg, zahipnotyzowany ręcznie wiązaną
muchą, podpłynął bliżej. Ale w chwili, kiedy ryba już
miała połknąć przynętę, woda wokół zaczęła się burzyć i
wzbierać przy dźwięku apokaliptycznego huku.
Za późno. Przylecieli.
Wysoko nad nim śmigła potężnej maszyny przyćmiły
słońce, aby potem minąć linię drzew i w imponujący
sposób zawisnąć nad mężczyzną. Kropelki wody spadły
na jego zarost przypominający grubo zmielone ziarenka
pieprzu.
Żaden żołnierz, który kiedykolwiek słyszał dźwięk
silników helikoptera Bell UH-1Y Venom, nigdy go nie
zapomni. To odgłos, który słyszy, kiedy rusza do walki, i
który towarzyszy mu, gdy walka się kończy – o ile wciąż
żyje.
Pilot wylądował na polanie niedaleko strumienia, a ze
śmigłowca wyskoczył dwudziestoparoletni młodzieniec
ubrany w popularny model garnituru. Śmigła helikoptera
wciąż przecinały czyste powietrze.
– Derrick Storm? – zawołał. – Czy to ty?
Rybak rzucił młodzieńcowi pogardliwe spojrzenie.
– Nigdy o nim nie słyszałem – warknął.
Nie wiedząc, co dalej robić, młody wysłannik
popatrzył przez ramię na helikopter. Otworzyły się boczne
drzwi i na mokrej ziemi stanął starszy mężczyzna, gruby i
niewysoki. Powoli podszedł nad brzeg strumienia, zwinął
dłonie w trąbkę i krzyknął:
– Przysyła mnie Jedidiah.
– Nie znam go.
– Przewidział, że to powiesz – kontynuował tamten. –
Jedidiah mówi, że przywołuje Tangier.
Tangier. Tangier był straszny. Mimo upływu lat kiedy
tylko rybak pomyślał o Tangierze, nadal czuł zimną
posadzkę pod swoim policzkiem, klejącą się i mokrą od
jego własnej krwi. Wciąż widział zmiażdżone ciała i
słyszał rozpaczliwe wołania o pomoc. Gdyby nie
Jedidiah...
Zwijając linkę wędki, mężczyzna zaczął poruszać się
ku brzegowi strumienia. Nie odzywał się do dwóch
czekających na niego nieznajomych. Zebrał swój sprzęt
wędkarski i wsiadł do helikoptera.
Tangier. To była piekielnie ważna sprawa, tak zwane
WCT[1]. Jedidiah wiedział, jak ciężko było mu zniknąć,
umrzeć albo przynajmniej być martwym dla świata, który
niegdyś znał. Dla świata, który próbował go zabić, nie raz,
ale wielokrotnie. Jedidiah rozumiał, dlaczego ważne dla
niego było, aby przestać istnieć. A teraz wzywał go z
powrotem, ciągnąc go ponownie do tego, od czego tak
bardzo chciał się odciąć.
Siedzący w śmigłowcu mężczyzna popatrzył na
strumień, łąkę, niebieskie niebo. Opuszczał to wszystko.
– Lećmy – powiedział.
– Więc jednak jesteś Derrickiem Stormem! –
wykrzyknął młodszy mężczyzna. – Nie jesteś martwy, jak
wszyscy mówili.
Starszy wysłannik pokazał pilotowi uniesiony w górę
kciuk i helikopter odbił się od ziemi.
– Ile to już lat, Storm? – zapytał starszy mężczyzna. –
Od ilu lat nie żyjesz?
Już prawie cztery lata. Cztery lata samotności,
spokoju, samooceny. Przewartościowania i refleksji.
Jedidiah znał Storma lepiej niż niejeden żyjący człowiek.
I wiedział, że wróci, jeśli ktoś wyciągnie kartę atutową.
Jedidiah nią zagrał. Tangier.
Derrick Storm zawsze spłacał swoje długi.
Nawet zza grobu.
[1] Wiszę Ci To – z angielskiego I Owe You (przyp.
tłum.).
ROZDZIAŁ DRUGI
Na pasie do kołowania niedaleko bazy wojskowej
Joint Base Andrews w stanie Maryland czekała czarna
limuzyna, gdy wojskowy samolot sił powietrznych C-21A
Learjet z Derrickiem Stormem na pokładzie wylądował na
płycie lotniska. Teraz świeżo ogolony, ubrany w szyty na
miarę garnitur od Caraceniego i czarne buty Testoniego
Storm wszedł prosto z samolotu do samochodu przez
tylne drzwi pasażera, które otworzył mu oficer
wewnętrznej służby ochrony CIA, zwanej Security
Protective Service (SPS).
Opadając na skórzane siedzenie, Storm spostrzegł, że
siedzi naprzeciwko Jedidiaha Jonesa, dyrektora agencji
National Clandestine Service (NCS). Tą wymyślną nazwą
określano oddział CIA, który rekrutował szpiegów i
wykonywał najbrudniejszą robotę państwową za granicą.
Jones uważnie studiował Storma zza swoich
okularów połówkowych umieszczonych na nosie, który
był złamany tak wiele razy, że żaden chirurg nie mógł go
w pełni złożyć. Mimo że Jones mógłby być ojcem Storma,
dyrektor NCS był wojskowej postury, zbudowany jak
pitbul, miał ogoloną głowę i gruby głos, który brzmiał,
jakby był zły, nawet kiedy mówił komuś komplement, co
było rzadkością.
– Wyglądasz o wiele lepiej, niż kiedy widziałem cię
ostatni raz – powiedział Jones.
– Trudno byłoby wyglądać gorzej – odrzekł Storm,
kiedy limuzyna ruszyła w stronę Waszyngtonu, w trasę,
którą Storm znał aż za dobrze.
Jones chrząknął.
– W Tangierze było tragicznie. Nie wyszło tak, jak
planowaliśmy. Zdarza się. W każdym razie cieszę się, że
wróciłeś.
– Ja nie.
– Nie wierzę w to, Storm – zaoponował Jones. – Ktoś
taki jak ty potrzebuje zastrzyku adrenaliny.
Niebezpieczeństwo ci służy. Nie byłeś szczęśliwy w
Montanie. I w głębi serca dobrze o tym wiesz. Tak jak ja.
Wiedziałeś, że ten dzień kiedyś nadejdzie.
– Mylisz się. Miałem tam święty spokój.
– Gówno prawda, okłamujesz sam siebie.
– Posłuchaj, jestem tutaj – powiedział Storm. – Ale
kiedy już zrobię to, czego tym razem chcesz, wracam.
Skończyłem z tym. Jesteśmy kwita.
Jones wyciągnął grubego papierosa z kieszeni
płaszcza, oderwał filtr, popatrzył na niego z lubością i
zapalił.
– A co z Clarą Strike? – zapytał. – Twierdzisz, że już
nic dla ciebie nie znaczy?
Ukrywanie emocji zawsze świetnie Stormowi
wychodziło. W jego zawodzie była to konieczność. Nie da
teraz Jonesowi satysfakcji ze swojej reakcji. Ani teraz, ani
kiedy indziej.
Pytanie Jonesa jednak go zabolało. Storm i Clara
pracowali razem. Byli idealnymi partnerami – w pracy i w
łóżku. To częściowo z jej powodu zdecydował się
zniknąć. Była jedną z przyczyn, dla których wciąż
chciałby być duchem.
To była ironia losu. Clarę też kiedyś uznano za
martwą. Istniał nawet akt zgonu wystawiony w
Richmond, który potwierdzał, że została zabita. Gdy Jones
powiedział mu o jej śmierci, uwierzył. Był zdruzgotany.
Wyrwano ją z jego życia, po raz pierwszy był w żałobie.
Rzeczywiście czuł ogromny, przytłaczający ból z tego
powodu.
Potem odkrył, że to było kłamstwo. Jones to
zaplanował: śmierć Clary została zaaranżowana dla dobra
firmy, dla dobra kraju. Ale nie dla jego dobra. Długi czas
zajęło mu zaakceptowanie faktu, że Clara nie umarła, że
żyła gdzieś, oddychała, jadła, prawdopodobnie kochała się
z kimś innym, kiedy on był w żałobie. A jednak nie
skontaktowała się z nim. Pozwoliła mu wierzyć, że została
zabita. Dlaczego? Jeśli pracowało się dla Jonesa, bycie
martwym stanowiło ryzyko zawodowe. To był
profesjonalny wymóg. Jej śmierć zraniła go jednak
głęboko.
Storm zastanawiał się, czy jego śmierć spowodowała
u niej taką samą reakcję.
– Nie martw się – powiedział Jones. – Clary nie ma w
kraju.
– Wyświadcz mi przysługę – powiedział Storm. – Nie
mów jej, że żyję. To by tylko... wszystko skomplikowało.
Jones się uśmiechnął, ukazując rząd perfekcyjnie
prostych zębów.
Czy Jones miał serce? Czy może był najbardziej
makiaweliczną osobą w firmie, lodowato zimną? Storm
nie był tego pewien, nawet po tylu latach pracy dla niego.
– Jeśli tylko tego chcesz, Derrick – odparł Jones,
biorąc głęboki oddech.
– Chcę od ciebie jeszcze jednej obietnicy –
powiedział Storm. – Kiedy zrobię to, czego ode mnie
chcesz, obiecaj mi, że pozwolisz mi znów być martwym –
tym razem już na zawsze.
Jones pochylił się i wyciągnął prawą rękę.
– Masz moje słowo – powiedział.
– Spłaciłem dług?
– W całości. Po tej sprawie wszystko skończone –
odparł Jones, a po chwili dodał: – Poza tym i tak jesteś już
za stary i zbyt miękki do tej roboty.
Storm odwzajemnił uśmiech.
– Co się takiego stało, że musiałeś przywołać
Tangier?
– Porwanie. Tutaj, w Waszyngtonie.
– Przywołałeś Tangier z powodu porwania? –
powtórzył Storm nieufnym głosem.
– To jeszcze nie wszystko.
Z Jonesem zawsze było coś jeszcze. Umysł Derricka
już pracował na wysokich obrotach. Wiedział, że Jones
nie ściągałby go z upozorowanej emerytury tylko z
powodu porwania. To nie miało sensu. CIA nie było
upoważnione do działania w granicach Stanów
Zjednoczonych. Porwania podlegały jurysdykcji FBI i
chociaż dla opinii publicznej CIA i FBI zawsze
prezentowały jednolity front, Storm wiedział, że toczy się
pomiędzy nimi, łagodnie mówiąc, zażarta rywalizacja.
Jones gardził obecnym dyrektorem FBI, Rooseveltem
Jacksonem.
– Kto został porwany? – zapytał Storm.
– Przyrodni syn senatora Stanów Zjednoczonych –
odpowiedział Jones. – Nazywa się Matthew Dull, a jego
ojczym to senator Thurston Windslow z Teksasu.
Thurston Windslow. Pierwszy gracz przedstawienia
teatru kabuki, które miało się niedługo rozpocząć.
Windslow był jednym z najbardziej wpływowych
senatorów w Kongresie i przewodniczącym komisji
nadzwyczajnej do spraw wywiadu, której przypadło
zadanie obserwowania i nadzorowania CIA i Jedidiaha
Jonesa. Nic dziwnego, że Jones był tym zainteresowany.
Z tą sprawą musieli być jednak powiązani inni gracze i
musiało chodzić o coś więcej niż porwanie.
– Kto porwał jego przyrodniego syna? – zapytał
Storm.
Jones machnął ręką, w której trzymał papierosa,
jednym ruchem odsuwając od siebie dym i pytanie
Storma.
– Jesteśmy w drodze do biura Windslowa. On ci
wszystko opowie. W ten sposób zostaniesz w to
wprowadzony na świeżo, bez żadnych uprzedzeń czy
wyobrażeń.
To był klasyczny Jedidiah Jones. Stormowi
przytrafiało się to już wcześniej. Jones lubił, kiedy jego
oficerowie sami oceniali sytuację i wyrażali na jej temat
własną opinię. Chciał zobaczyć, czego się nauczą, czy
odkryją coś, co on mógł przeoczyć. Jones dawał im tyle
informacji, ile potrzebowali, jeśli czuł, że ich potrzebują, i
tylko wtedy, kiedy on sam wiedział, że ich potrzebują.
Jones był bardzo skrytym człowiekiem i nawet kiedy ktoś
ukończył zadanie, nigdy nie był pewien, jak to wszystko
pasuje do jego wielkiego planu. Tylko Jones rozumiał ten
plan. Działał w świecie, w którym nic nie było takie, jak
się wydawało, i nic nie mogło być brane za pewnik.
Nawet jego najbliżsi współpracownicy nigdy nie byli
pewni, co Jones planował.
– A co z FBI? – zapytał Storm.
Jones wzruszył ramionami.
– Co z nimi? Zajmują się sprawą. Agentem
specjalnym, który prowadzi śledztwo, jest kobieta, April
Showers.
Kolejny gracz dołącza do gry.
– April Showers? To jej prawdziwe imię?
– Tak. Jej rodzice musieli mieć poczucie humoru.
Albo są hipisami z lat sześćdziesiątych. Tak czy inaczej,
będzie w biurze senatora, kiedy tam dotrzemy.
– A kim ja mam być?
– Ty jesteś doradcą specjalnym. Nazywasz się Steve
Mason. Tym sposobem Derrick Storm może pozostać
martwy.
– A jeśli coś pójdzie nie tak, nie ma żadnego Steve’a
Masona.
– Dokładnie tak – powiedział Jones.
– Wygląda na to, że zadałeś sobie dużo trudu:
sprowadzenie mnie z powrotem, nadanie mi fałszywej
tożsamości, i to tylko z powodu porwania.
Jones wypuścił serię idealnie równych kółeczek z
dymu.
– To naprawdę smutne – stwierdził. – Kółeczka z
dymu. Gdy wszędzie już zabraniają palić, powoli stają się
wymierającą sztuką.
ROZDZIAŁ TRZECI
Kiedy jechali na wschód aleją Konstytucji, przez
kuloodporne szyby czarnej limuzyny Storm ujrzał
wyłaniającą się przed nimi kopułę Kapitolu. Był to
imponujący widok, szczególnie że w nocy budynek był
jasno podświetlony.
Samochód minął budynek Senatu Russella, który był
pierwszym z trzech ozdobnych biurowców
wykorzystywanych przez stu senatorów wybranych przez
naród Stanów Zjednoczonych. Storm zawsze myślał, że
skrót SOB[1] pasuje do miejsca, w którym senatorzy robili
interesy, szczególnie w mieście, gdzie obsesja na punkcie
akronimów była widoczna.
Następny był budynek Senatu Dirksena. Otwarto go
w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym ósmym roku i przez
prawie dwie dekady był nazywany po prostu drugim
budynkiem Senatu, dopóki Kongres nie zdecydował, aby
nazwać go na cześć Republikanina, senatora z Illinois,
Everetta M. Dirksena, słynnego oratora, nagrodzonego
Grammy za album patriotycznych przemówień Dzielni
mężczyźni.
Senatorowie uwielbiali nazywać budynki imionami
własnych kolegów.
Kiedy limuzyna zatrzymała się przy zachodnim
wejściu do budynku Dirksena, oficer ochrony z SPS
poderwał się z przedniego siedzenia i ruszył do środka,
aby oznajmić oficerom policji znajdującym się na służbie
w budynku, że przyjechało dwóch VIP-ów. Jones i Storm
nie zostali zatrzymani przez kontrolę bezpieczeństwa. Nie
było przechodzenia przez wykrywacze metalu, żadnego
przeszukiwania teczek i opróżniania kieszeni. Zamiast
tego oboje zostali szybko odeskortowani do biura senatora
Windslowa, gdzie jego sekretarka natychmiast
zaprowadziła ich do prywatnego apartamentu senatora.
Tak jak wszystko inne na Kapitolu, biura senatorskie
były przyznawane ze względu na wiek i władzę. Im
większe biuro, tym ważniejszy senator. Windslow
posiadał największe biuro w budynku. Jego prywatna
przestrzeń była wysoka na cztery i pół metra, znajdowały
się w niej ozdobne rzeźbione półki na książki i gruby
dywan. Drogie brązowe skórzane sofy i wyściełane fotele
ustawiono przodem do biurka z polerowanego mahoniu,
które na pewno nie pochodziło z rządowego magazynu
urzędu obsługi administracyjnej. Jedna ściana była
pokryta oprawionymi fotografiami, które ukazywały
senatora pozującego z zagranicznymi prezydentami oraz
innymi osobistościami. Był to dowód na to, że Windslow
rozkoszował się władzą, którą posiadał, i chętnie korzystał
z fundowanych przez podatników bankietów w
egzotycznych lokalach. Kolejna ściana była udekorowana
pieczęcią stanu Teksas i parą rogów teksańskiego byka.
Senator wstał zza biurka, nie wysilając się, aby
podejść do nich i się przywitać. Zbliżyli się do niego z wyciągniętymi rękami.
– Najwyższy czas, Jedidiah – warknął Windslow
ściskając dłoń agenta CIA. – Czekam na was od dziesięciu
minut.
Senator popatrzył na Storma i obydwaj mężczyźni
zmierzyli się wzrokiem, jak dwóch chłopców gotujących
się do bójki na szkolnej przerwie.
Windslow miał około siedemdziesięciu lat, był
wysoki, szczupły i rozpoznawalny na pierwszy rzut oka.
Jego twarz była znana z niedzielnych telewizyjnych
programów śniadaniowych i popołudniowych
wiadomości, ale to jego fryzura i głos zapadały w pamięć.
Miał białe włosy, niemodnie uniesione, zaczesane do tyłu
i spryskane błyszczącym lakierem. Mówił wolno, z
umyślnym południowym akcentem, który miał
przypominać wyborcom, że on też kiedyś był jednym z
nich, zatwardziałym demokratą. W Teksasie, który
reprezentował przez ponad trzydzieści lat, uważano go za
niepokonanego.
– Więc to jest twój człowiek – rzekł Windslow.
– Senatorze Windslow – powiedział Jones – to jest
Steve Mason. Nie pracuje dla mnie, ale od czasu do czasu
dostaje ode mnie zlecenia. Jest prywatnym detektywem.
– Jesteś naprawiaczem? – zapytał dosadnie
Windslow. – To ty jesteś człowiekiem, który doprowadza
sprawy do końca, choćby nie wiem co się działo, tak?
Stormowi nie spodobało się, że poza nimi w biurze
były jeszcze trzy inne osoby. Wchodząc do biura, bez
trudu rozpoznał agentkę specjalną FBI April Showers.
Zdradziło ją wybrzuszenie pod żakietem. Żonę senatora
znał z artykułów w prasie, ale nie miał pojęcia, kim jest
dwudziestoparoletnia dziewczyna siedząca obok.
– Jestem tutaj, by podać pomocną dłoń – powiedział
Storm, unikając odpowiedzi na pytanie senatora.
– Mam wystarczająco dużo pomocnych dłoni –
odparł Windslow. – Całe FBI podaje mi pomocne dłonie,
jak na razie bez skutku. Potrzebuję kogoś z pięścią.
Przez moment nikt nic nie mówił, po czym żona
senatora odezwała się cicho:
– Mój mąż zdaje się zapominać o swoich manierach.
Nazywam się Gloria Windslow. – Wstała powoli,
pokazując, że jako dobrze wyszkolona żona polityka
potrafiła kontrolować swoje emocje. Nawet w momentach
wielkiego stresu wiedziała, że musi być opanowana.
Uścisk jej dłoni był delikatny, paznokcie zadbane.
Była co najmniej trzydzieści lat młodsza od swojego
męża. Miała na sobie drogi strój nowojorskiego
projektanta, skrojony tak, aby podkreślić jej figurę.
Storm czytał o niej w prasie. Kiedy Gloria Windslow
skończyła liceum, opuściła biedne miasteczko w Teksasie,
w którym się urodziła. Jej przepustką był zapierający dech
w piersiach wygląd i nieposkromiona ambicja, dzięki
którym zdobyła miejsce w drużynie cheerleaderek Dallas
Cowboys. Zaszła w ciążę, wyszła za mąż za gwiazdę –
rozgrywającego NFL[2], a dwa lata później się z nim
rozwiodła, twierdząc, że znęcał się nad nią. Wraz ze
swoim dzieckiem znalazła się na okładkach takich
magazynów jak „People” i „Us”, gdzie przedstawiano ją
jako samotną matkę, która sprzeciwiła się poniżaniu przez
sławnego męża. Gloria i senator spotkali się dwa lata
później na zbiórce pieniędzy na cele polityczne w Dallas,
gdzie zwolennicy senatora płacili trzy tysiące dolarów,
aby usłyszeć, jak mówi. Przyjechała w towarzystwie
najbogatszego kawalera w mieście, prominentnego
adwokata, lecz wyjechała z Windslowem. Miesiąc później
zatrudnił ją jako swoją osobistą sekretarkę w
Waszyngtonie. Rok później senator, żonaty od trzydziestu
lat, złożył pozew o rozwód, wywołując w domu awanturę.
Różnica wieku nowej pary wzbudzała zaskoczenie, ale
Windslow zatrudnił firmę z Manhattanu zajmującą się
public relations, która miała pomóc w odzyskaniu jego
misternie budowanej reputacji dobrego chrześcijanina
dbającego o dom. Kiedy rzecznicy z Madison Avenue
skończyli swoją pracę, Gloria nie była już tą, która rozbiła
rodzinę. Teraz była pewną siebie kobietą i zaufanym
doradcą swojego męża, z zamiłowaniem do oświaty,
bibliotek i problemów kobiet. W święta Bożego
Narodzenia zaprosiła na przyjęcie do swojej willi dzieci
specjalnej troski i zafundowała im przejażdżkę na
kucykach w podgrzewanej stajni.
Mimo że przekroczyła już czterdziestkę, wciąż
wyglądała oszałamiająco, wszystko dzięki ścisłym
głodówkom, operacjom plastycznym i regularnym
zastrzykom z botoksu.
Przedstawiwszy się, Gloria wskazała Stormowi drugą
kobietę w pokoju.
– To jest Samantha Toppers – powiedziała, kierując
jego uwagę na młodszą kobietę. – Ona i mój syn, Matthew
Dull, są zaręczeni.
Kiedy Toppers wstała z sofy, aby się z nim przywitać,
Storm zdał sobie sprawę, że patrzy na architektoniczny
cud. Ważyła mniej niż czterdzieści pięć kilogramów i nie
miała więcej niż metr pięćdziesiąt wzrostu, ale miała tak
duży biust, że Storm zastanawiał się, jakim cudem nie
przeważył do przodu, kiedy wyciągnęła rękę, aby się
przywitać.
– Miło mi pana poznać – powiedziała Toppers
dziecinnym głosem.
Kiedy w końcu spojrzał na jej twarz, zobaczył, że jej
oczy są opuchnięte i czerwone od płaczu.
– A to jest agentka specjalna April Showers –
kontynuowała Gloria.
W zielonych oczach agentki Storm dostrzegł
poirytowanie. Stanowiła przeciwieństwo Samanthy
Toppers. Showers mierzyła metr osiemdziesiąt i miała
ciało światowej klasy maratończyka, co oznaczało, że na
dwa i pół centymetra wzrostu przypadał jeden kilogram.
Miała około trzydziestu pięciu lat, porcelanowo białą
skórę i rude włosy związane w kok.
– Skoro już poznał pan wszystkich – powiedział
senator Windslow – przejdźmy do rzeczy. Mój pasierb,
Matthew, został porwany. Dopadli go, kiedy wraz z
Samanthą szedł przez kampus Uniwersytetu Georgetown.
– Na całe szczęście – przerwała mu Gloria –
Samancie nic się nie stało. Porwali jednak mojego syna.
Po raz pierwszy odkąd Storm wszedł do biura,
zobaczył rozpacz w oczach Glorii Windslow. Po jej
policzkach zaczęły spływać łzy. Wyciągnęła z torebki
chusteczkę i otarła je.
– Porywacze zostawili panią Toppers roztrzęsioną na
chodniku – kontynuował Windslow.
Storm próbował dostrzec trochę sympatii na twarzy
Windslowa, ale jej tam nie było. Czyżby oczekiwał, że
piersiasta Toppers będzie walczyć z napastnikami?
Samantha spuściła wzrok, unikając spojrzenia
Windslowa.
– Myślę, że najlepiej będzie – oznajmiła Gloria,
szlochając – jeśli agentka specjalna Showers opowie panu
szczegóły. Bardzo ciężko jest mi o tym mówić bez
emocji.
Wywołana do tablicy agentka Showers powiedziała:
– Do porwania doszło trzy dni temu. Na
skrzyżowanie kampusu Georgetown, gdzie pan Dull i pani
Toppers czekali na zmianę świateł, podjechał biały van.
Było krótko po czternastej. Trzech zamaskowanych
mężczyzn wyskoczyło z auta, jeden został za kierownicą.
Pierwszy ze sprawców wystrzelił w powietrze z broni
automatycznej, aby przestraszyć gapiów. Pozostałych
dwóch obezwładniło Matthew i wepchnęło go do vana.
Samochód porzucono, znaleźliśmy go sześć przecznic
dalej.
– Żadnych odcisków palców czy innych śladów,
zgadza się? – zapytał Storm.
– Tak. Wszystko zostało wyczyszczone.
– A co z łuskami?
– Wszystko jest w moim raporcie – odpowiedziała
szorstko.
– Który agentka pokaże panu, kiedy już stąd
wyjdziemy – oświadczył Windslow. – Rozmawiałem rano
z Jacksonem, dyrektorem FBI, który poinformował
agentkę Showers, że będzie z panem ściśle
współpracować, bez zadawania żadnych pytań, prawda?
– Tak – odpowiedziała Showers. – Mam panu pomóc.
– Agentka Showers uważa, że włączenie pana do
śledztwa nie jest najlepszym pomysłem – powiedziała
Gloria Windslow. – Mój mąż i ja myślimy inaczej.
– Wszystko dlatego, że FBI do tej pory nie kiwnęło
nawet palcem – oznajmił Windslow.
Storm widział, jak mięśnie szczękowe Showers się
napinają. Podejrzewał, że mocno zaciskała zęby, aby nie
wymsknęła się jej jakaś riposta.
– Dostałem list z żądaniem okupu dzień po tym, jak
go porwali – powiedział senator. – Zażądali miliona
dolarów, które natychmiast zgodziłem się zapłacić. – W
tym momencie posłał Showers zdegustowane spojrzenie.
– Obecna tutaj agentka Showers zapewniła mnie, że jeśli
będę robił to, czego te skurwysyny chcą, FBI będzie w
stanie ich złapać, kiedy przyjdą po pieniądze.
– Ale tak się nie stało – wtrąciła Gloria Windslow. Ta
dwójka sprawiała wrażenie zgranej drużyny. Mimo że
początkowo żadne z nich nie chciało rozmawiać o
sprawie, obydwoje zdawali się jednak do tego skorzy.
– FBI nawaliło – dodał Windslow.
– Z całym szacunkiem, panie senatorze –
odpowiedziała Showers. –
Przestrzegaliśmy
standardowych procedur. Okup pozostawiono dokładnie
w miejscu, w którym porywacze kazali nam go położyć.
Cały obszar był monitorowany.
– Te pieniądze po prostu tam leżały i nikt się nie
pojawił, by wziąć sobie milion dolarów – stwierdził
Windslow. – Wiedzieli, że to pułapka. Ktoś musiał
uprzedzić porywaczy. Po prostu to wiem.
– Nie wiemy tego – odrzekła Showers.
– Cóż, młoda damo, coś ich musiało odstraszyć jak
jelenia węszącego podczas polowania – odparł Windslow.
– Następnego dnia dostałem kolejne informacje dotyczące
okupu. Teraz jednak ci dranie zdecydowali się zagrać
ostrzej.
Gloria zaniosła się cichym szlochem. Toppers wstała
z kanapy i kucnęła przy krześle, na którym siedziała jej
przyszła teściowa. Windslow wstał zza biurka i również
do niej podszedł, kładąc prawą dłoń na jej ramieniu.
– Dla mojej żony to szczególnie trudna sytuacja.
Żadna matka nie powinna przez to przechodzić. –
Pogłaskał ją po włosach, po czym kontynuował: – Te
skurwysyny wyrwały Matthew cztery przednie zęby i
wysłały je do mnie razem z żądaniem okupu, dołączyli
również zdjęcie. Wtedy postanowiłem porozmawiać z
Jedidiahem. I to właśnie wówczas zdecydowałem, że
potrzebujemy pana pomocy.
Storm popatrzył na agentkę Showers. Prawą nogę
założyła na lewą i tak mocno je ścisnęła, że prawy palec u
nogi był wetknięty za lewą kostkę. Ręce miała ciasno
założone na piersiach. Nawet ktoś, kto zupełnie nie znał
się na mowie ciała, mógłby odgadnąć, jak bardzo była
sfrustrowana.
– Chciałbym zobaczyć te dwa żądania okupu –
powiedział Storm.
– Agentka Showers je panu przyniesie – odparł
Windslow. – Teraz chciałbym prosić wszystkie kobiety o
opuszczenie mojego biura. Chcę porozmawiać z
Jedidiahem i jego człowiekiem na osobności.
– Chodźmy, moje panie – powiedziała Gloria, powoli
podnosząc się z krzesła. Toppers od razu ustawiła się za
nią, ale Showers ani drgnęła.
– Senatorze – odezwała się stanowczo – jako szef
tego śledztwa muszę być przy każdej rozmowie, która ma
związek z porwaniem.
– Są sprawy, które chciałbym omówić na osobności,
panno Showers – warknął Windslow. – Otrzymałem
wcześniej zapewnienie od dyrektora Jacksona, że będzie
pani ze mną współpracować. Czy mam do niego
zadzwonić i poprosić o zastępstwo za panią?
– Tak na marginesie – powiedziała Showers. –
Popełnia pan błąd, wprowadzając do śledztwa człowieka z
zewnątrz.
– Tak na marginesie – odburknął Windslow,
przedrzeźniając ją. – Kazałem pani opuścić mój gabinet.
Showers odwróciła się i wyszła za drzwi.
Windslow zwrócił się do Storma:
– Jedidiah powiedział mi, że jesteś człowiekiem,
który wie, jak znaleźć ludzi, którzy nie chcą być
odnalezieni, i że dobrze sobie radzisz w trudnych
sytuacjach.
– Jest facetem, do którego zawsze zwróciłbym się o
pomoc – odparł Jones. – Jeśli to byłby mój pasierb,
zadzwoniłbym właśnie do niego.
– Dokładnie to chciałem usłyszeć – rzekł Windslow.
– Potrzebuję kogoś, kto potrafi namierzyć tych
skurwysynów i zrobić wszystko, co w jego mocy, aby
uwolnić mojego syna. Rozumiesz, co mam na myśli?
– Chce pan postępu w sprawie i nie obchodzi pana, w
jaki sposób to się stanie – odpowiedział Storm.
Windslow się uśmiechnął.
– No, wreszcie otrzymuję takie odpowiedzi, jakich
oczekuję. Tak, dokładnie o to mi chodzi, panie Mason,
czy jakkolwiek się pan nazywa. Prosiłem Jedidiaha, aby
załatwił mi najlepszego człowieka.
Storm milczał.
– Po pierwsze chcę, żeby pan namierzył tych
skurwysynów, a później ma pan zabić ich wszystkich. Nie
chcę, aby czytał im pan ich prawa i aresztował ich, a
potem żeby dostali jakiegoś wygadanego adwokata, który
to wszystko zatuszuje i doprowadzi do ciągnącego się
latami procesu. Chcę, żeby byli martwi. I chcę, żeby
zrobił to pan, zanim kolejne części ciała mojego pasierba
trafią do mojej żony.
[1] Skrót od nazwy Senate Office Building. W
języku potocznym skrót pochodzi od eufemizmu Son Of a
Bitch (przyp. tłum.).
[2] National Football League – Zawodowa Liga
Futbolu Amerykańskiego (przyp. red.).
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kiedy Storm i Jones wyszli z budynku Kapitolu i
dotarli do hotelu Willard InterContinental na Pennsylvania
Avenue, znajdującego się niecałą przecznicę od Białego
Domu, była godzina dwudziesta trzydzieści. Zanim się
rozstali, Jones wręczył Stormowi kopertę wypełnioną
studolarowymi banknotami, sfałszowane prawo jazdy
stanu Nevada, odznakę prywatnego detektywa o imieniu
Steve Mason, komórkę, która miała bezpośrednie
połączenie z biurem Jonesa w CIA, i kluczyki do
wypożyczonego samochodu stojącego na parkingu
hotelowym. Gdy Storm wjechał na piąte piętro i wszedł
do swojego apartamentu, usłyszał dźwięk telefonu. Z
recepcji dzwoniła agentka Showers. Przyjechała, aby
wprowadzić go w sprawę.
– Zapraszam na górę – powiedział Storm.
– Zaczekam na pana w restauracji hotelowej.
Storm dołączył do niej pięć minut później. Zajęli
miejsca przy odosobnionym stoliku.
– Nigdy nie byłam w tym hotelu – oznajmiła,
siadając. – Jest znany. Mark Twain napisał tutaj dwie
książki.
– Możemy iść na górę do mojego apartamentu,
oprowadzę panią – powiedział.
– Chciałam tylko być uprzejma – odrzekła. – Nie
interesuje mnie pana sypialnia.
– Szkoda – stwierdził Storm. – Liczyłem na pełne
wprowadzenie. – Rozejrzał się po prawie opustoszałej
restauracji. – Ten hotel jest o wiele lepszy niż te, do
których wcześniej wysyłał mnie Jedidiah – dodał.
Przy ich stoliku pojawił się kelner. Showers poprosiła
o kawę, Storm zamówił hamburgera za szesnaście
dolarów i piwo za osiem. Kiedy kelner zanotował
zamówienie i odszedł, agentka Showers zaczęła mówić:
– Dokąd Jedidiah wysyłał pana wcześniej?
– Gdybym pani powiedział, musiałbym potem panią
zabić.
– Stara śpiewka.
– W moim przypadku prawdziwa.
– Proszę posłuchać – warknęła. – Zostałam zmuszona
do wprowadzenia pana w sprawę i do pracy z panem.
Myślę, że mam prawo wiedzieć, kim pan jest.
Przerwał im kelner, który przyniósł napoje.
– Jestem prywatnym detektywem, tak jak powiedział
Jedidiah. Kiedy byłem w wojsku, pracowałem dla niego
od czasu do czasu – powiedział Storm, gdy kelner
odszedł.
– Naprawdę? – zapytała sceptycznie. – Sprawdziłam
coś dzisiaj, zaraz po tym, jak Jedidiah zakomunikował
nam, że przylatuje pan do miasta. Powiedział, że jest pan
z Nevady. Jeśli to prawda, to dlaczego nigdzie nie ma
żadnej wzmianki o tym, że jest pan prywatnym
detektywem w tym stanie?
– Chciałem zrobić licencję. Po prostu nie miałem na
to czasu. – Storm wzruszył ramionami.
– Ale posiada pan prawo jazdy stanu Nevada,
prawda?
Storm nie odpowiedział. Miała go wprowadzać w
sprawę, a nie przesłuchiwać. Ale Showers nie dawała za
wygraną.
– Sprawdziłam wszystkie zdjęcia Steve’ów
Masonów, którzy posiadają prawo jazdy ze stanu Nevada.
Nie wygląda pan na żadnego z nich – powiedziała.
Storm był zawiedziony. Jedidiah zwykle bardziej się
starał, jeśli chodziło o fałszywe dokumenty.
– Ściąłem włosy – odrzekł.
– Sprawdziłam pana w bazie FBI, nie ma tam żadnej
informacji o Stevie Masonie, która pasowałaby do pana
rysopisu. Kim tak naprawdę pan jest?
Storm nachylił się nad nią i wyszeptał:
– Jestem człowiekiem, który został tutaj ściągnięty,
aby posprzątać pani bałagan. To wszystko, co powinna
pani wiedzieć.
Kelner przyniósł mu hamburgera. Storm nie zdawał
sobie sprawy z tego, jak bardzo był głodny. Wziął wielki
kęs, popijając go sporym łykiem zimnego piwa.
– Co dokładnie chce pan wiedzieć o tym porwaniu? –
zapytała zrezygnowanym głosem.
– Wszystko.
Storm zadawał pytania pomiędzy kęsami. Showers
powtórzyła wszystko to, co usłyszał w gabinecie
Windslowa. Tego dnia Matthew Dull i Samantha Toppers
skończyli właśnie ostatnie zajęcia na Uniwersytecie
Georgetown i wychodzili już z kampusu, aby coś zjeść,
kiedy podjechał biały van i wyskoczyło z niego trzech
napastników. Jeden wystrzelił w powietrze z broni
automatycznej, odstraszając potencjalnych śmiałków.
Potem wymierzył broń prosto w przerażoną twarz
Toppers. Dwaj pozostali porywacze obezwładnili Dulla i
zaciągnęli go do samochodu. Całe porwanie nie trwało
dłużej niż minutę.
– Dlaczego nie było o tym wzmianki w żadnej stacji
informacyjnej w kraju? – zapytał Storm.
– Pociągnięto za odpowiednie sznurki.
Dziennikarzom powiedziano, że był to tylko uczelniany
żart. Władze uniwersytetu się na to zgodziły. Ogłosiły, że
ten żart wymknął się spod kontroli.
– Jakiego rodzaju broni automatycznej użyto?
Showers otworzyła czarną skórzaną teczkę, którą
przyniosła, i wyciągnęła z niej plastikową torbę,
zawierającą tuzin mosiężnych łusek.
– Nie było na nich żadnych odcisków palców –
powiedziała, kładąc torebkę na stole.
Storm nawet nie próbował jej otworzyć, kończąc
spokojnie swojego hamburgera. Widział w życiu
wystarczająco dużo łusek o wymiarach 7,62 × 39
milimetrów, aby rozpoznać je na odległość.
– Porywacz użył karabinu AK-47, czyli kałasznikowa
– powiedział.
– Tak – odparła Showers zaskoczona. – Niestety, na
świecie używa się obecnie około siedemdziesięciu pięciu
milionów kałasznikowów. Związek Radziecki odwalił
kawał roboty, dostarczając je każdej grupie terrorystów i
rewolucjonistów na świecie, a także każdemu świrowi w
Stanach Zjednoczonych, który znalazł sposób, legalny lub
nielegalny, aby zdobyć tę broń, mogącą wystrzelić
sześćset pocisków na minutę.
– Nie jest fajnie być Bambim w dzisiejszych czasach.
Uśmiechnął się. Ona nie.
– Ci kolesie wkroczyli szybko, ostro, rozmyślnie i nie
pozostawili nic, co mogłoby pomóc w ich identyfikacji.
To profesjonaliści, być może byli wojskowi – powiedział
Storm. – Zerknijmy na te informacje dotyczące okupu.
Wyciągnęła ze swojej teczki dwa listy. Obydwa były
zabezpieczone plastikową folią. Pierwszy napisano
pismem technicznym, takim, jakiego użyłby architekt na
swoich projektach.
„ZABIJEMY TWOJEGO PASIERBA, JEŚLI NIE
ZAPŁACISZ NAM 1 000 000 DOLARÓW”.
W liście była jeszcze mowa o zapłaceniu okupu w
banknotach studolarowych. Pieniądze miały być
umieszczone w walizce pozostawionej w restauracji fast
food w okolicy Union Station, największej stacji kolei i
metra, znajdującej się niedaleko Kapitolu. Porywacze
narysowali w liście schemat, który pokazywał, gdzie
należy zostawić walizkę: pod stołem przy tylnej ścianie.
Okup miała dostarczyć narzeczona Dulla.
– Samantha Toppers była przerażona – powiedziała
Showers. – Mówiłam jej, że jest bezpieczna. Całą stację
obstawiliśmy naszymi agentami – było ich około stu,
przyjeżdżających i odjeżdżających. Wykorzystaliśmy
stażystów i emerytowanych agentów, żeby porywacze nie
zorientowali się, kto jest cywilem, a kto nie.
– I nikt nie zabrał walizki?
– Nikt nie wykazał nią najmniejszego
zainteresowania, nawet kiedy Samantha odchodziła od
stolika.
– Jestem zaskoczony. Nie z powodu porywaczy, ale
dlatego, że walizka leżała sobie tak spokojnie na Union
Station i nikt jej nie ukradł.
– Znaleźliśmy częściowy odcisk palca w rogu
pierwszego listu. Na drugim nic nie było. Przysłano go
następnego dnia – powiedziała Showers, kontynuując
wprowadzanie Storma w sprawę.
Tak jak pierwszy, drugi list był napisany ręcznie, ale
już nie pismem technicznym. Nie było w nim żadnej
wzmianki o okupie, tylko groźby.
„Twój syn umrze, jeśli nadal będziesz się z nami
bawił w kotka i myszkę”.
– Już na pierwszy rzut oka widać, że te dwa listy
napisały różne osoby – powiedział Storm. – Nie tylko
pismo jest inne, ale też papier, którego użyto. Pierwszy
list miał na sobie częściowy odcisk palca, drugi nie. W
drugiej wiadomości jest również błąd. W pierwszej
opisują Dulla jako pasierba Windslowa. W drugiej już
jako jego syna.
– Tak, ja też to zauważyłam – odrzekła Showers. –
Ale wiemy, że porywaczy było przynajmniej czterech.
Jeden z nich mógł napisać pierwszy list, a inny drugi, po
prostu żeby zbić nas z tropu. Tak samo mogło być ze
zwrotami „syn” i „pasierb”. To wszystko mogło być
zamierzone.
Storm nie był tego taki pewien, ale zdecydował się
kontynuować.
– Proszę mi opowiedzieć o senatorze Windslowie.
Ma wielu wrogów? – zapytał.
– Oczywiście. To jeden z najbardziej nielubianych
senatorów w Waszyngtonie. Jest bardzo bezceremonialny
i siedzi tu już tak długo, że jest nietykalny. I doskonale o
tym wie. Terroryzuje ludzi, a kiedy nie dostanie tego,
czego chce, jest wściekły – i zawsze się mści. Inni
politycy się go boją, nawet ci z Białego Domu. Ma
reputację osoby bezwzględnej i mściwej.
– Jak każdy polityk, którego znam – powiedział
Storm.
– Nie, Windslow gra w swojej własnej lidze. Można
by sądzić, że republikanie będą go nienawidzić, bo jest
demokratą. A to połowa jego własnej partii nie może go
znieść. A mówimy tylko o Kapitolu. Poza Kongresem
zapewne najbardziej nienawidzą go ekolodzy. Windslow
jest zwolennikiem Big Oil[1]. Zawsze był. Nie wierzy w
globalne ocieplenie, uważa, że firmy wydobywające ropę
naftową powinny mieć pozwolenie na wiercenie dziur,
gdzie tylko zapragną, a raz nawet głosował przeciwko
projektowi ustawy, który nakładałby pobieranie grzywien
za zaśmiecanie parków.
– Trudno jest mi wyobrazić sobie bandę uzbrojonych
ekologów porywających pasierba senatora – odpowiedział
Storm.
– Prosił mnie pan o przedstawienie jego wrogów,
zatem właśnie to robię. Jestem dokładna.
Storm zawołał kelnera i zamówił kolejne piwo.
– No dobrze, kto poza przykuwającymi się do drzew
jest następny na liście wrogów?
– Jako przewodniczący senackiej komisji do spraw
wywiadu Windslow ma ogromną władzę. Zawsze był
wielkim obrońcą Izraela, przez co nienawidzą go
ekstremiści z Bliskiego Wschodu.
– Jakieś szczególne komórki terrorystyczne?
– Wszystkie nim pogardzają. Udało mu się również
zrazić do siebie Rosjan, Niemców i Greków. Jest
zagorzałym antykomunistą i nie ufa nowym przywódcom
Rosji. Uważa, że Niemcy to naziści, i nie darzy sympatią
państw socjalistycznych.
– Jakim cudem można nienawidzić Greków? –
zapytał Storm. – Oni zawsze tylko tłuką talerze i wydają
euro, których nie mają.
Showers się nie uśmiechnęła.
– Są też ludzie pana pokroju – środowisko
wywiadowcze. Senator Windslow i Jedidiah dzisiaj
współpracowali w biurze senatora, ale krążą plotki, że
tych dwoje kłóci się o tajną operację. A ich spór się
zaostrzył.
– Jaką tajną operację?
– Nie mam pojęcia. To nie moja liga. Może pan się
dowie.
– Naprawdę wierzy pani, że Jedidiah stoi za tym
porwaniem? – zapytał Storm sceptycznie.
– W tym momencie nie stawiam na nikogo. Myślę, że
wy, typki z CIA, jesteście zdolni do wszystkiego. Nawet
pański dzisiejszy przyjazd może być częścią podstępu.
Dokończyła swoją kawę i ostrożnie odstawiła kubek
na spodek.
Mimo że Showers podała mu dość długą listę
podejrzanych, Storm podejrzewał, że coś ukrywa. Wiele
lat temu nauczył się, że ostatnia rzecz, o której ludzie
wspominali podczas przesłuchań, zawierała najważniejsze
wskazówki.
– Gdyby sytuacja była odwrotna, osobiście byłbym
wściekły – powiedział współczująco. – Myślałbym: „Za
kogo ten koleś się uważa, wchodząc z butami w moje
śledztwo?”. Nie byłbym tak pomocny, jak pani teraz.
Popełniono jednak zbrodnię i jest szansa, że Matthew Dull
wciąż żyje. Jesteśmy mu winni, aby wyłożyć wszystkie
karty na stół, więc jeśli jest jeszcze coś, co mogłaby mi
pani powiedzieć, cokolwiek, co mogłoby pomóc, proszę
się tym ze mną podzielić.
Brzmiał szczerze. Był w tym świetny. Zawsze
wychodziło mu to na dobre – w pracy i w łóżku.
Showers przez chwilę milczała. W końcu zaczęła
mówić:
– Jakiś rok temu Agencja dowiedziała się, że
Windslow przyjmuje łapówki. Duże łapówki. Pierwsza
skarga przyszła od mieszkańca Teksasu, który liczył na
lukratywny kontrakt wojskowy. Jeden z pracowników
Windslowa zażądał łapówki. Kiedy Teksańczyk odmówił,
kontrakt przeszedł do innej firmy. Wtedy ten mężczyzna
do nas zadzwonił, ale mieliśmy tylko jego słowo, a to nie
wystarczało, żeby wnieść zarzuty przeciwko senatorowi
Stanów Zjednoczonych.
– Zaczęła pani drążyć sprawę.
Skinęła głową.
– Nie miałam zamiaru mu odpuścić. Odkryłam, że
Windslow dodawał klauzule do przepisów, które
pozwalały firmom wydobywającym ropę na przeniesienie
milionów dolarów z międzynarodowych operacji do
Stanów Zjednoczonych bez odprowadzania podatku.
– Ale to nie jest nielegalne – powiedział Storm. –
Senatorowie cały czas pogrywają z urzędem skarbowym,
żeby pomóc swoim przyjaciołom.
– Racja. Ale odkryłam, że Windslow zgarniał
pieniądze za to, że pomagał koncernom zaoszczędzić na
podatku. W każdym razie jest kilka osób, które chętnie o
tym porozmawiają. Ale nic na papierze. Windslow jest
mądry. Potem znalazłam niezbity dowód. Odkryłam
przelew, który był łapówką przesłaną przez kogoś z
zagranicy.
– Kogo? Rząd? Korporację? Czy osobę prywatną?
– Nie jestem pewna. Łapówki są trudne do
udowodnienia. Osoba, która ją dała, nie będzie chciała
rozmawiać, podobnie jak osoba, która ją dostała.
Najłatwiej jest udowodnić przestępstwo, jeśli ma się jakiś
wyciąg z banku, ślad przesłanych pieniędzy.
Storm nie przerywał. Chciał, żeby mówiła. Doskonale
jednak wiedział, na jakich zasadach działają łapówki i jak
je ukryć. Pomógł Jedidiahowi rozprowadzić miliony
dolarów w Iraku i Pakistanie. Agencja rozdawała
banknoty studolarowe, jakby to były cukierki na
Halloween – wszystko bez wiedzy Kongresu i
amerykańskich podatników.
– Byłam w stanie namierzyć przelew kwoty w
wysokości sześciu milionów dolarów z londyńskiego
banku na konto na Kajmanach, gdzie została spieniężona i
przywieziona do Waszyngtonu. Jestem prawie pewna, że
wylądowała w rękach Windslowa – powiedziała Showers.
– Prawie pewna czy stuprocentowo pewna?
Jej twarz przybrała zbolały wyraz. To pytanie trafiło
w samo sedno.
– Jestem pewna, że opracowałam sprawę poszlakową
w wystarczający sposób, aby doprowadzić do oskarżenia.
Ale kiedy moje dokumenty trafiły do biura dyrektora,
zostały odłożone na bok. Nikt nie chciał mi powiedzieć
dlaczego. To było trzy tygodnie temu.
Showers spojrzała na zegarek. Była dwudziesta
trzecia, a restaurację powoli zamykano. Wzięła od niego
oba listy.
– Zrobiłam to, co mi kazano – powiedziała. –
Wprowadziłam pana. Przyjadę po pana jutro punktualnie
o ósmej. Stworzyliśmy stanowisko dowodzenia w
budynku FBI. Jeśli ma pan więcej pytań, może je pan
zadać jutro mojemu szefowi na odprawie.
– Oczywiście, że mam więcej pytań – odrzekł. –
Skoro zamykają restaurację, proponuję przenieść się do
mojego apartamentu, aby porozmawiać jeszcze chwilę.
– Nie sądzę, aby miał pan na myśli rozmowę.
Uśmiechnął się szeroko.
– To zależy od rodzaju rozmowy. Niech pani
przynajmniej pozwoli mi się odprowadzić do samochodu.
– Jestem uzbrojona i myślę, że mogę przejść przez
hol na parking bez pańskiej pomocy – powiedziała, po
czym po raz pierwszy odkąd zaczęli rozmawiać,
uśmiechnęła się i dodała: – Poza tym chyba powinnam
obawiać się pana bardziej niż kogoś obcego.
– Ałć – odparł, łapiąc się za serce, jakby go
postrzelono. – Ja tylko próbuję być dżentelmenem.
– W takim razie może pan zapłacić rachunek, panie
Stevie Masonie.
Patrzył, jak odchodzi od stołu, podziwiając
oszałamiające rezultaty codziennych ćwiczeń jogi ukryte
pod dopasowanymi spodniami. Podpisał rachunek
numerem swojego pokoju i fałszywym nazwiskiem, po
czym ruszył za nią. Kiedy jednak wszedł do holu,
Showers siedziała już za kółkiem swojego bmw. Wyszedł
przez podwójne drzwi hotelowe dokładnie w momencie,
kiedy odjeżdżała. Gdy się jej przyglądał, zobaczył
czarnego mercedesa, który wyłonił się z bocznej ulicy
obok hotelu i zaczął ją śledzić.
Storm rozpoznał czerwono-biało-niebieski znaczek na
samochodzie. Była to rejestracja dyplomatyczna.
Pospieszył do swojego pokoju, gdzie włączył
przenośny komputer i zalogował się do Internetu.
Dyplomatyczne tablice rejestracyjne zawierały
dwuliterowy kod odpowiadający krajowi, któremu
amerykański Departament Stanu przydzielił rejestrację.
Kody co jakiś czas zmieniano i przydzielano komuś
innemu. Liter WB nigdy nie używano dla oznaczenia
Wielkiej Brytanii, zaś IZ dla Izraela, ponieważ potencjalni
wrogowie mogliby zbyt łatwo zidentyfikować pasażerów
pojazdu.
Storm zauważył, że na rejestracji mercedesa
śledzącego Showers widniały litery YR. W kilka sekund
odgadł, co oznaczają.
W co wpakował go Jedidiah Jones? Dlaczego
samochód rosyjskiego korpusu dyplomatycznego śledził
agentkę specjalną Showers?
[1] Big Oil – określenie grupy największych
koncernów naftowych, kontrolujących znaczną część
światowego rynku paliwowego (przyp. red.).
ROZDZIAŁ PIĄTY
Telefon hotelowy w apartamencie Storma wyrwał go
ze snu spowodowanego alkoholem. Na szafce nocnej
poniewierało się kilka buteleczek whisky wziętych z
hotelowego minibaru. Storm poszedł późno spać,
ponieważ szukał informacji w zaszyfrowanej bazie
danych CIA i innych serwisach federalnych służb
wywiadowczych, dostępnych przez Internet.
Poszukiwania przyniosły mu kilka wskazówek, lecz to, co
odkrył, przypominało kawałki puzzli, które trzeba
połączyć w całość.
Około trzeciej nad ranem Storm położył się do łóżka,
ale trudno mu było zasnąć. Wiedział dlaczego. Powodem
nie było porwanie. Istniały dwie przyczyny i obydwie
miały coś wspólnego z jego powrotem do Waszyngtonu.
Clara Strike i Tangier. Czasem tylko Jack Daniel’s
pomagał człowiekowi w walce z przeszłością.
Kobiecy głos w telefonie powiedział:
– Dzwoni senator Windslow.
Storm popatrzył na zegarek, który stał obok łóżka.
Było kilka minut po szóstej. Jego głowa pulsowała. Za
moment usłyszał głos Windslowa.
– Te skurwysyny znowu zostawiły list, tym razem u
mnie w domu.
– Przysłali coś poza tym?
– Żadnych zębów ani części ciała, jeśli o to pytasz.
Ale podnieśli oczekiwania co do okupu.
– Ile?
– Sześć milionów! Jestem w swoim domu w Great
Falls. Przyjeżdżaj natychmiast!
– Zadzwonił pan do agentki Showers? – zapytał
Storm, notując adres.
W słuchawce zapadło milczenie. W końcu Windslow
odpowiedział:
– Nie chcę, aby ona bądź FBI się w to mieszali.
Wytłumaczę panu, kiedy pan tu dotrze. Proszę do niej nie
dzwonić, to rozkaz.
Rozkaz? Storm musiał to wyjaśnić z Windslowem.
Tylko Jones wydawał mu rozkazy, nie żaden polityk.
Storm zszedł do recepcji, aby odebrać wypożyczony
samochód. Przydzielono mu białego forda taurusa. Nie
było to auto, którym jeździli szpiedzy w filmach
kryminalnych, ale było idealne do jazdy po Waszyngtonie
i jego przedmieściach. Pojechał w kierunku alei
Konstytucji, skręcił w prawo, przejechał przez rzekę
Potomak i skierował się na północ w stronę George
Washington Parkway, aż dotarł do obwodnicy, dużej
autostrady, która okrążała miasto. Wyjeżdżając z miasta w
kierunku zachodnim, skierował się w stronę Wirginii.
Kolejne dziesięć minut zajął mu dojazd do Great Falls,
gęsto zalesionego obszaru podmiejskiego, na którym stało
mnóstwo posiadłości wartych kilkadziesiąt milionów
dolarów. Zakładał, że jest śledzony – jeśli nie przez CIA,
to przez FBI. Prawdopodobnie gdzieś w taurusie była
zamontowana pluskwa albo wykorzystywano telefon
komórkowy, który dał mu Jones. Na razie go to nie
obchodziło.
Dostępu na podjazd senatora Windslowa broniła
ozdobna żelazna brama. Storm przycisnął guzik przy
domofonie i kiedy skrzydła bramy się otworzyły,
przejechał kolistym podjazdem, z którym graniczył
starannie utrzymany trawnik. Starsza czarnoskóra służąca
otworzyła drzwi wejściowe i odeskortowała Storma do
okazałego foyer, wyłożonego importowaną włoską
marmurową posadzką i ozdobionego gigantycznym
wersalskim żyrandolem zrobionym z kryształków i
oksydowanego mosiądzu. Wprost przed Stormem
wyrastały podwójne schody. Po obydwu stronach wisiały
portrety – jeden z nich był wizerunkiem senatora
Windslowa, drugi przedstawiał Glorię Windslow.
Ponieważ obrazy te wisiały niedaleko pierwszego stopnia,
sprawiały wrażenie, że senator stoi na jednym ciągu
schodów, a jego żona na drugim. Storm zauważył, że
artysta był na tyle przenikliwy, aby rozpoznać, że
Windslowowie kładli większy nacisk na pochlebstwa niż
realizm. Obydwoje wyglądali jak brytyjscy arystokraci.
Senator Windslow miał na sobie ciemnoniebieski
nylonowy dres sportowy, a na ramionach zrolowany
ręcznik. Na jego czole widniały kropelki potu.
– Codziennie rano jeżdżę na rowerku stacjonarnym –
wyjaśnił. – Pozwala mi to jednocześnie ćwiczyć i czytać
gazetę oraz oglądać wiadomości.
Storm podążył za nim przez boczne drzwi do
wyłożonego boazerią gabinetu, gdzie na stole otoczonym
trzema wyściełanymi skórą krzesłami służąca postawiła
dzbanek z kawą i dwa kubki. Krzesła pasowały do
brązowych skórzanych foteli w biurze Windslowa. Storm
zauważył kolejną parę rogów zawieszonych na ścianie,
identyczną z tymi, które wisiały w Kapitolu.
Najwidoczniej gust senatora dotyczący wystroju wnętrz
nie zmieniał się w zależności od tego, czy był on w domu,
czy w pracy.
– Hattie, nasza gosposia, przynosi mi codziennie rano
gazety, które wyjmuje ze skrzynki przy bramie, kiedy
ćwiczę – powiedział Windslow, po czym nalał sobie kawy
i usiadł. Skinął głową w stronę Storma na znak, że też
może sobie nalać kawy, jeśli chce. – Dzisiaj rano Hattie
znalazła to przy bramie.
Windslow wskazał otwartą brązową kopertę, która
leżała na stoliku razem z parą żółtych gumowych
rękawiczek.
– Czy ktoś już sprawdzał, czy na tym liście nie ma
odcisków palców? – zapytał Storm.
– Nie. Proszę włożyć te rękawiczki, zanim pan go
dotknie. Hattie przyniosła je z kuchni.
Storm włożył rękawiczki. Były ciasne. Wyjął list z
koperty i spytał:
– Czy pańska żona wie o nowym żądaniu okupu?
Windslow potrząsnął głową.
– Wciąż śpi w swojej sypialni na górze.
Swojej sypialni. Nie powiedział „naszej sypialni”.
Najwidoczniej używanie różnych ciągów schodów nie
było jedyną rzeczą, która ich dzieliła.
Trzeci list od porywaczy wyglądał bardzo podobnie
do pierwszego. Napisano go pismem technicznym i
zawierał szczegółowe instrukcje.
„IDŹ DO SWOJEJ SKRYTKI BANKOWEJ I
WYCIĄGNIJ Z NIEJ SZEŚĆ MILIONÓW, KTÓRE
MASZ TAM ZABUNKROWANE”.
Kiedy Storm czytał, senator rzekł:
– Mój pasierb musiał się wygadać o tych sześciu
milionach. Ten mały bękart nie potrafi trzymać języka za
zębami. Prawdopodobnie powiedział im o tym, kiedy
wyrywali mu zęby.
Sześć milionów dolarów w skrytce bankowej. Storm
był zaskoczony sposobem, w jaki senator zdecydował się
o tym powiedzieć, jakby posiadanie tak dużej sumy
pieniędzy było najbardziej naturalną rzeczą na świecie.
Showers miała rację co do Windslowa. Wszyscy go
nienawidzili. Nic dziwnego, że ten Wielki Człowiek
chciał się z nim widzieć sam na sam. Sytuacja zaczęła się
robić interesująca, więc Storm postanowił zagrać w tę grę.
– Dlaczego pański pasierb wiedział o tych
pieniądzach?
– Skrytka jest wynajęta na niego.
List zawierał instrukcje, aby senator podjął z banku
sześć milionów przed dzisiejszym zamknięciem.
Pieniądze należało podzielić na równe kupki po półtora
miliona każda i włożyć je do czterech sportowych toreb.
Dokładnie o osiemnastej porywacze zadzwonią do
Samanthy Toppers na jej telefon komórkowy z
instrukcjami, gdzie dostarczyć torby. Będzie potrzebowała
samochodu, ponieważ miejsca dostarczenia toreb będą
rozrzucone wokół Waszyngtonu. Jeśli FBI spróbuje
monitorować dostawy lub wkroczyć do akcji, porywacze
zabiją Matthew Dulla.
Dźgając kościstym palcem żądanie okupu, Windslow
powiedział:
– Proszę się upewnić, że przeczytał pan dokładnie
ostatnie zdanie.
„STEVE MASON MA ZAWIEŹĆ SAMANTHĘ
TOPPERS DO BANKU, A PÓŹNIEJ NA MIEJSCA
DOSTAWY PIENIĘDZY”.
– Skąd, do diabła, porywacze wiedzą o panu? –
zapytał Windslow oskarżycielskim tonem. – I dlaczego
chcą, żeby to właśnie pan zawiózł moją przyszłą synową,
aby dostarczyć moje sześć milionów w gotówce?
Storm musiał przyznać, że było to interesujące
pytanie. Zapewne był jakiś przeciek, informator
przekazywał wiadomości porywaczom. Stormowi nie
podobał się jednak ton Windslowa. Możliwe, że
senatorowi uchodziło na sucho zastraszanie innych, ale na
Storma to nie działało.
– Mam kilka własnych pytań – odpowiedział Storm,
ignorując pytanie Windslowa. – Dlaczego nie chce pan,
aby FBI dowiedziało się o tym liście?
– Ponieważ te sześć milionów dolarów to pieniądze
przeznaczone na kampanię wyborczą. Teksas to duży
stan. Wielu ludzi rozdaje pieniądze podczas wyborów.
Sądzę, że ani agentka Showers, ani Departament
Sprawiedliwości by tego nie zrozumieli.
– Urząd skarbowy też nie – powiedział Storm. – To
pieniądze z łapówek.
– Daj spokój, synu. Jedidiah mówił mi, że jesteś
bystry. Myślisz, że jak się prowadzi kampanie wyborcze?
Używam tej kasy, aby posmarować kilka rąk. Nic
wielkiego, ale tego ode mnie oczekują.
– Nie mówię o smarowaniu rąk w Teksasie – odparł
Storm. – Mówię o smarowaniu pańskich rąk.
Windslow poczerwieniał ze złości. Nikt nigdy z nim
tak nie rozmawiał. Pohamował się jednak.
– Pochodzenie tych pieniędzy to nie pańska sprawa –
powiedział. – Nie jest pan tu po to, aby prowadzić
dochodzenie przeciwko mnie. Proszę posłuchać, jaki ja
mam wybór? Porywacze żądają sześciu milionów, inaczej
zabiją mojego pasierba. Nie mogę iść z tym do FBI,
ponieważ te sześć milionów jest poza moim
zadeklarowanym przychodem. Musi pan to dla mnie
zrobić. Nie może pan o tym powiedzieć FBI.
Storm ostrożnie włożył list z żądaniem okupu do
koperty, ściągnął gumowe rękawiczki i odrzekł:
– Porywacze wiedzą, gdzie pan mieszka.
– Wszyscy wiedzą, gdzie mieszkam. To nie jest jakiś
sekret – odparł Windslow.
– Porywacze wiedzą, że jest pan w posiadaniu sześciu
milionów w gotówce w skrytce bankowej i nie może pan
powiedzieć o tym FBI.
– Tak, i wiedzą także o panu, panie Stevie Masonie,
czy jak się pan naprawdę nazywa.
– Zdają się bardzo dużo wiedzieć.
– Mamy przeciek – stwierdził Windslow.
– Podejrzewa pan kogoś?
– Nie. Zastanawiam się nad tym od chwili, kiedy
dostałem ten list.
– A co z Samanthą Toppers?
– Samantha? – powtórzył Windslow i uśmiechnął się,
pokazując zęby. – Rozmiar stanika tej dziewczyny jest
dwa razy większy od jej ilorazu inteligencji. Nie jest na
tyle mądra, aby być w to wszystko wplątana. Gdzie
znalazłaby czterech mężczyzn, którzy porwaliby
Matthew? Porywacze nie ogłaszają się w gazetach. Poza
tym jest dzieckiem funduszu powierniczego. Nie
potrzebuje moich pieniędzy.
– Z mojego doświadczenia wynika, że im ktoś jest
bogatszy, tym więcej pragnie mieć. Porywacze już drugi
raz nakazują, aby to właśnie ona przywiozła okup.
Dlaczego?
– Kocha Matthew i na pewno nie weźmie moich
pieniędzy i nie zniknie. Mówiłem panu, że jest bogata. Jej
rodzice zginęli w wypadku i pozostawili jej miliony. Poza
tym nie stanowi zagrożenia dla porywaczy, jest drobna i
słaba.
– Jak pan myśli, czy mogłaby razem z pańskim
pasierbem wymyślić taki schemat? – zapytał Storm.
Obserwował twarz Windslowa, aby zobaczyć jego
reakcję. Zaskoczenie. Złość. Cokolwiek. Na jego twarzy
nie pojawiło się jednak nic, co mogłoby wskazywać, że
senator rozważał ten pomysł.
– Matthew jest zbyt próżny, aby pozwolić komuś
wyrwać sobie cztery przednie zęby – powiedział
Windslow. – Ponadto ta skrytka bankowa jest zapisana na
niego i doskonale wie, że nie mogę publicznie złożyć
skargi, jeśli te pieniądze znikną. Równie dobrze mógł sam
iść do banku i podjąć je bez pozorowania własnego
porwania.
– A co z pańskim personelem? Może niezadowolony
pracownik?
– Od lat nikogo nie zwolniłem, a tylko nieliczni
pracownicy w Kongresie wiedzą, że Matthew został
porwany.
– W takim razie zostały nam tylko dwie osoby, które
mogły poinformować porywaczy o moim wczorajszym
przyjeździe – stwierdził Storm. – Pan i pańska żona.
Windslow uśmiechnął się głupawo.
– Dlaczego miałbym porywać własnego pasierba i
żądać sześciu milionów w gotówce, skoro te pieniądze i
tak są moje?
– W takim razie została nam tylko pańska żona.
Windslow odstawił kubek z kawą, który trzymał w
ręku.
– Opowiem panu pewną historię. Rok temu miałem
zawał, który prawie mnie zabił. Gloria nigdy mnie nie
opuściła. Opiekowała się mną. Byliśmy wtedy
małżeństwem z prawie dwudziestoletnim stażem.
Poślubienie młodszej kobiety wiąże się z wieloma
plotkami. Wszyscy myśleli, że Gloria liczyła tylko na
moje pieniądze i czekała, aż umrę. Ta kobieta naprawdę
mnie kocha. Udowodniła to, kiedy byłem chory. Kiedy
doszedłem do siebie po zawale, zmieniłem naszą
intercyzę. Jeśli umrę chociażby dziś, Gloria dostaje
wszystko, a to jeszcze więcej niż sześć milionów, których
chcą te bydlaki. Poza tym Gloria nie wystawiłaby swojego
syna na takie cierpienie. Bardzo go rozpieszcza.
– Więc gdzie jest przeciek? – zapytał Storm.
– Dlaczego zakłada pan, że przeciek jest na moim
terenie? Te wszystkie instrukcje, aby podzielić pieniądze
na cztery kupki, tak by mogły być dostarczone w cztery
różne miejsca, brzmią jak wymysł CIA.
– Jedidiah Jones?
– Synu, mam do czynienia z tą agencją od bardzo
długiego czasu i wiem, że nigdy nie możesz być pewien
tego, co robią Jones i jego koledzy. Z tego, co wiem,
Jones może grać w jakąś grę.
– Zawdzięczam życie temu człowiekowi.
– To nie oznacza, że nie użyłby pana, aby mnie
dopaść.
– Z jakiego powodu? Dlaczego ryzykowałby
porwanie pasierba senatora Stanów Zjednoczonych?
Windslow wzruszył ramionami.
– Mówię tylko, że to on pana tutaj sprowadził i ma
kontakty z wieloma byłymi wojskowymi, którzy
wiedzieliby, jak zorganizować porwanie. Ponadto
porywacze chcą, aby to pan jeździł z moimi pieniędzmi.
– A motyw? Jones mógłby kraść miliony w swojej
pracy. Nie musi zdzierać z pana.
– Może ma jakieś inne powody.
– Korzystając z okazji, że poruszył pan ten temat: co
to za tajna sprawa, o którą pan i Jones tak się kłócicie? –
zapytał Storm.
W oczach Windslowa pojawił się cień zaskoczenia.
– Nie poruszam żadnego tematu. Nasza sprzeczka nie
miała z tym nic wspólnego. Nic. Niech pan nie próbuje
drążyć tej sprawy.
– A co z Ivanem Petrovem? – zapytał Storm. – Myśli
pan, że mógł mieć coś wspólnego z porwaniem pańskiego
pasierba?
Nazwisko Rosjanina było jednym z tych, które
rzuciły mu się w oczy podczas nocnych poszukiwań w
sieci. Petrov był oligarchą monitorowanym przez CIA.
Jeśli wierzyć biuletynom Agencji, miał ostatnio kilka
zatargów z Windslowem.
Wzmianka o Petrovie wywołała natychmiastową
reakcję, której Storm się nie spodziewał.
Windslow wyskoczył ze swojego fotela, kierując się
w stronę Storma. Stanął nad nim i wybuchnął:
– Wtyka pan nos w nie swoje sprawy. Za kogo się
pan, do diabła, uważa? Jak pan śmie przychodzić do
mojego domu i oskarżać mnie o branie łapówek! Jak pan
śmie oskarżać moją żonę o bycie w zmowie z
porywaczami! Jak pan śmie pytać o prywatne sprawy
pomiędzy Jonesem a mną! Dlaczego właśnie teraz
wspomniał pan o Ivanie Petrovie? Czy to Jedidiah panu
kazał? Czy po to pana przysłał, aby zajął się pan
badaniem moich powiązań z Petrovem?
Windslow zawahał się przez sekundę, rozważając
swój kolejny krok. Ciągle zdenerwowany powiedział:
– Posłuchaj, synu, muszę tylko wiedzieć jedno: czy
wchodzisz w to dzisiaj wieczorem, czy nie. Mogę wysłać
Toppers, żeby wzięła te sześć milionów z banku, ale będę
potrzebował czasu, aby znaleźć kogoś, kto ją zawiezie,
jeśli ty się wycofasz. Zgadzasz się na to czy nie?
– A co z agentką Showers i FBI? – zapytał Storm.
– Odpowiedziałem już na to pytanie. Żadnego FBI.
Kropka.
– Nawet jeśli agentka Showers i FBI są najlepszym
wyjściem, aby ocalić życie Matthew Dulla?
Twarz Windslowa poczerwieniała z frustracji i złości.
– To pan ma być moim najlepszym wyjściem. Do tej
pory jednak miele pan jedynie jęzorem i kwestionuje moją
uczciwość. Niszczyłem ludzi o wiele potężniejszych niż
pan. Zgniatałem ich pod podeszwą jak karaluchy. Jeśli nie
chce pan brać w tym udziału, proszę się wynosić i wracać
tam, skąd pan przyszedł. Ma pan trzymać gębę na kłódkę
w sprawie tych sześciu milionów, jeśli chce pan żyć
normalnie. W każdym razie muszę wiedzieć, czy jest pan
z nami dzisiaj, czy nie.
Storm podniósł się z krzesła, stając naprzeciwko
Windslowa.
– Panie senatorze, proszę mnie nie straszyć –
powiedział spokojnie. – Ostatni facet, który to zrobił, nie
przeżył zawału serca.
Przez chwilę żaden z nich się nie poruszył, a potem
Windslow uśmiechnął się dziwnie.
– Zgoda – odrzekł. – W Teksasie podziwiamy ludzi,
którzy potrafią się postawić. Marnujemy jednak czas,
wkurzając się teraz wzajemnie.
Zdrowy rozsądek mówił Stormowi, żeby
zrezygnować. Porywacze mieli swoje źródło informacji.
Sam fakt, że chcieli, aby to on jeździł z Toppers tej nocy,
był podejrzany. Może to była zasadzka? Od czasów
Tangieru Storm całkowicie ufał Jonesowi i to się nie
zmieniło. Ale czy senator Windslow mógł mieć rację,
mówiąc o udziale CIA? Ludzie są przeznaczeni na
stracenie. Storm bardzo szybko się tego nauczył. I
dotyczyło to również jego. Mógł zostać poświęcony dla
dobra kraju.
Storma od początku ciekawił fakt, dlaczego Jedidiah
przywrócił go z emerytury, aby pomógł rozwiązać sprawę
porwania. Musiało się z tym wiązać coś więcej. Jedidiah
przyznał się do tego. Ale co przed nim ukrywano? O co
była ta gra, w którą został wciągnięty?
Podczas swojego nocnego śledztwa internetowego
Storm przeczytał sporo o Ivanie Petrovie. Rosjanin był
kolejną osobą, którą dodał do długiej listy podejrzanych,
wymienionych przez agentkę Showers. Powiedziała mu,
że senator i Jedidiah byli zaangażowani w zaciekły spór o
tajną operację. Windslow zareagował agresywnie, kiedy
Storm zapytał o tę operację i Petrova. Showers
wspomniała o sześciomilionowej łapówce od
cudzoziemca. Porywacze zażądali sześciomilionowego
okupu. Czy to było te same sześć milionów, a jeśli tak,
czy miało to jakieś znaczenie, czy był to zbieg
okoliczności?
Jedno było pewne – im dłużej Storm w tym tkwił,
tym więcej odkrywał i coraz trudniej było mu odmówić.
Senator Windslow właśnie dał mu możliwość wycofania
się z tej sprawy. Dla świata Derrick Storm wciąż był
martwy. Jeszcze tego popołudnia mógł złapać samolot do
Montany i zniknąć. Już jutro mógłby łowić ryby przy
wschodzie słońca. Wielki pstrąg wciąż na niego czekał.
Mogło być tak pięknie. Jedyne, co musiał zrobić, to
teraz zrezygnować. Tak postąpiłby każdy, kto miał choć
odrobinę zdrowego rozsądku.
– Pojadę dzisiaj – powiedział Storm.
– Co z agentką Showers? – spytał Windslow. – Masz
zamiar powiedzieć jej o tym, co się dzieje? O pieniądzach
i czterech torbach?
– Nie – odrzekł Storm. – Dostarczę pieniądze sam z
Samanthą Toppers. Bez wsparcia FBI i Jonesa.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Storm zdążył odjechać półtora kilometra od domu
Windslowa w Great Falls, kiedy zadzwonił telefon, który
dał mu Jedidiah Jones.
– Wyjechałeś na poranny spacer – powiedział Jones,
kiedy Storm odebrał. – Jak się ma nasz przyjaciel?
Jones go namierzał. Czy FBI również?
– Jest trochę roztrzęsiony – odrzekł Storm.
– Może wpadniesz do mojego biura? Zjazd jest
wyraźnie oznaczony.
Jones nawiązywał do zielonego znaku na George
Washington Parkway, na którym było napisane: „Centrum
Wywiadu George’a Busha – następna w lewo”.
Nie ma to jak dyskrecja.
Storm skręcił i niedługo potem stanął na światłach w
miejscu, gdzie Georgetown Pike przecinała się z wjazdem
na rozległy teren kwatery głównej CIA w Langley. Na
pasie rozdzielającym jezdnie ktoś umieścił świeże kwiaty
obok dwóch drewnianych krzyży. Ich widok wywołał
wspomnienie.
Był chłodny styczeń tysiąc dziewięćset
dziewięćdziesiątego trzeciego roku, kiedy islamski
fundamentalista z Pakistanu zatrzymał się na tym
skrzyżowaniu i wysiadł ze swojego pikapa Isuzu. Podniósł
lufę kałasznikowa do ramienia i zaczął strzelać do
motocyklistów i pasażerów w samochodach, które
zatrzymywały się za nim na czerwonym świetle. Byli to
pracownicy CIA, którzy zmierzali do pracy. Strzelec
oszczędzał kobiety, ponieważ uznał, że zamordowanie ich
byłoby aktem tchórzostwa. Pakistańczyk zabił dwóch
pracowników CIA i ranił trzech pozostałych, zanim
zawrócił ciężarówkę i odjechał. Odnalezienie bandyty
zajęło ekipie specjalnej CIA pięć lat. Złapali go, kiedy
spał w pakistańskim hotelu, w którym pokój kosztował
trzy dolary za noc. Terrorystę sprowadzono z powrotem
do Stanów, sądzono i stracono na krześle elektrycznym w
Wirginii. Kwiaty przypominały o tym, jak wielu wrogów
miał naród amerykański.
Kiedy światło zmieniło się na zielone, Storm skręcił
do wjazdu na teren CIA i z przyzwyczajenia poprowadził
samochód lewą stroną, tak jakby zbliżał się do wartowni.
Nagle zorientował się w pomyłce i przejechał autem na
prawą stronę. Wejście po lewej stronie było dla
pracowników. Kierując się znakami, Storm zatrzymał się
przy domofonie i powiedział, że nazywa się Steve Mason
i ma sprawę do dyrektora NCS.
– Jaki jest pański numer ubezpieczenia społecznego?
– zapytał męski głos.
– Będzie pan musiał zapytać o to dyrektora – odrzekł.
Przez kilka minut Storm siedział w swoim aucie przy
milczącym domofonie, wyobrażając sobie, co się działo w
wartowni, która znajdowała się jakieś sto metrów przed
nim. Nieczęsto ktoś odmawiał podania numeru
ubezpieczenia społecznego.
W końcu męski głos powiedział:
– Panie Mason, proszę powoli jechać prosto.
Dwóch uzbrojonych oficerów ochrony wyszło z
wartowni, trzymając w pogotowiu broń półautomatyczną.
Kiedy dojechał do nich, jeden z oficerów porównał
zdjęcie Storma z jego twarzą. Było to stare ujęcie z akt
Storma w CIA, różniło się tym, że teraz widniał pod nim
podpis „STEVE MASON”. Usatysfakcjonowani
oficerowie pozwolili mu przejechać.
Storm poprowadził taurusa przez gąszcz wysokich
betonowych filarów, które miały powstrzymywać
motocyklistów od rozpędzania się przy głównym wejściu.
Zaparkował na miejscu dla gości przed pochodzącym z lat
sześćdziesiątych budynkiem starej kwatery głównej,
znajdującym się na szczycie łagodnego wzgórza. W
środku Storm przeszedł po szarej marmurowej posadzce,
na której widniało godło CIA. Po lewej stronie znajdował
się biały kamień z wyrytym cytatem z Pisma Świętego:
Ewangelia świętego Jana,
rozdział 8, wers 32: „I poznacie prawdę, a prawda
was wyzwoli”.
Po prawej stronie widniało pięć rzędów gwiazdek na
ścianie, każda oznaczała oficera CIA, który został zabity
na służbie.
Atrakcyjna kobieta w średnim wieku ubrana w
ciemnoszary kostium czekała, aby przeprowadzić go
przez ochronę. Storm zobaczył Jedidiaha siedzącego za
biurkiem przyznanym mu przez urząd obsługi
administracyjnej, opróżnionym ze wszystkich papierów,
co było rutynową czynnością, kiedy ktoś nieoficjalnie
zatrudniony przez Agencję wchodził do pokoju.
– Po co senator dzwonił do ciebie rano? Śniły mu się
koszmary? – zapytał Jones radośnie.
Déjà vu. Ile razy Storm siedział naprzeciw Jonesa w
jego biurze? Ile razy rozmawiali o tajnych operacjach?
Ale to było kiedyś. Teraz jest teraz.
– Kiedy miałeś zamiar powiedzieć mi o Ivanie
Petrovie? – zapytał Storm, ignorując pytanie Jonesa.
Jones pochylił się do przodu, położył łokcie na stole i
oparł podbródek na splecionych palcach. Wydawał się
zamyślony.
– Zastanawiałem się, kiedy zidentyfikujesz Petrova.
Czego się dowiedziałeś?
Zupełnie jakby Storm był na szkoleniu, pozostawiony
na mroźnym pustkowiu jedynie w ubraniu z zadaniem
przetrwania.
– Ivan Petrov – odrzekł Storm – był kiedyś
najlepszym przyjacielem rosyjskiego prezydenta Olega
Barkovskiego. To Barkovsky pomógł Petrovowi zostać
multimiliarderem, pozwalając mu po upadku Związku
Radzieckiego sprywatyzować największy państwowy
bank. Petrov stał się jednym z pierwszych rosyjskich
oligarchów. Prywatne samoloty, jacht na Morzu
Śródziemnym – Petrov kupił wszystkie zabawki. Jest
nawet właścicielem angielskiego zamku pod Londynem,
który poprzednio należał do księcia Madisonu. Dwa lata
temu Petrov zaczął gryźć rękę, która go karmiła. Jak mi
idzie?
– Kontynuuj. – Jones pokiwał twierdząco głową.
– Petrov zaczął publicznie krytykować Barkovskiego.
Nabrał własnych ambicji politycznych. Wtedy właśnie
prezydent Barkovsky uderzył w niego młotem. Wysłał
Federalną Służbę Bezpieczeństwa do banku Petrova i
przejął wszystkie jego dokumenty. Oskarżył Petrova o
defraudację i zbrodnie przeciwko państwu. Chciał go
aresztować, ale Petrovowi udało się wymknąć z Moskwy.
Storm przez chwilę milczał.
– Jego ucieczka wyglądała na taką, w której mógłbyś
maczać palce – dodał.
Jones uśmiechnął się lekko.
– Raczej MI6, wywiad brytyjski. Robili już to
wcześniej, pamiętasz? Ale to ty opowiadasz tę historię –
powiedział.
– Petrov zamieszkał w Londynie, gdzie otoczył się
ochroniarzami i rozpoczął prywatne krucjaty przeciwko
Barkovskiemu, aby usunąć go z Kremla. Rosyjski
prezydent nie przyjął dobrze tych ataków. Doszło do
sensacyjnego morderstwa: zatrucia najlepszego
współpracownika Petrova. Zdaje się, że był to izotop
polonu 210. Paskudna rzecz. Potem podłożono bombę w
samochodzie. Petrov zdecydował się przyjechać do
Stanów. Prawdopodobnie czuł się tu bezpieczniej. Wtedy
zaczął pojawiać się na twoim radarze. Mam rację?
Jones odchylił się na krześle, które głośno
zaskrzypiało. Położył ręce na kolanach. W milczeniu
czekał na dalszy ciąg opowieści Storma.
– Petrov wzbudza sensację w Waszyngtonie. Kupuje
willę w dzielnicy ambasad, zaczyna organizować
wyszukane przyjęcia dla elity politycznej miasta.
Kontynuuje swoje werbalne ataki na Barkovskiego. Nadal
spiskuje, aby osłabić jego pozycję. Zaczyna znajdować
przyjaciół na Kapitolu.
– Pieniądze i władza działają w tym mieście jak
magnes – powiedział Jones.
– Petrov ma pieniądze. Miliardy – odrzekł Storm. –
Windslow ma władzę. Idealne małżeństwo.
Jones pochylił się do przodu i zaczął stukać palcem
wskazującym w blat biurka, jakby grał na perkusji.
Niecierpliwił się.
– To wszystko? – spytał.
– A jest coś więcej? – odpowiedział z fałszywą
skromnością Storm.
– Miałem nadzieję, że ty mi powiesz.
Zabawa w kotka i myszkę. Ty pierwszy.
Storm potrząsnął głową, dając do zrozumienia, że
skończył mówić.
– Odkryłeś tylko fundamenty – powiedział Jones,
podejmując opowieść. – Wszyscy zaczęli się denerwować,
kiedy Petrov i Windslow tak się zakolegowali. Oficjalnie
Biały Dom ma dobre relacje z Barkovskim, więc naszemu
prezydentowi nie podobał się fakt, że szef senackiej
komisji do spraw wywiadu zaprzyjaźnił się z oligarchą,
którego jedyną misją w życiu jest zniszczenie rosyjskiej
głowy państwa.
– Jestem pewien, że miliardy Petrova spowodowały,
że Biały Dom trząsł portkami, zważywszy dodatkowo na
lepkie ręce Windslowa.
Jedidiah posłał Stormowi uśmiech pełen aprobaty.
– A więc jednak wiesz więcej. Czy powinienem
założyć, że wiesz również o śledztwie agentki Showers i
jej ostatnim podejrzeniu, że Windslow dostał sześć
milionów dolarów łapówki?
– Showers powiedziała, że te sześć milionów poszło z
Londynu przez Kajmany – powiedział Storm. – Petrov
otrzymał od Brytyjczyków azyl polityczny po tym, jak
został zmuszony do ucieczki z Moskwy. Logiczny
związek.
– W najlepszym wypadku to jednak tylko
przypadkowy związek. Nie ma dowodu na to, że Petrov
dał łapówkę ani że Windslow ją dostał.
Przez chwilę Storm zastanawiał się, czy nie
powiedzieć Jonesowi o sześciu milionach w gotówce,
które senator ukrył w skrytce bankowej. Zdecydował się
jednak milczeć. Chciał wiedzieć, co Jones jeszcze mu
powie.
– Co Petrov chciał kupić za te sześć milionów
łapówki? – zapytał Storm.
– Nie wiemy. W każdym razie nie jesteśmy pewni.
– Czy mogło to mieć związek z jakąś tajną operacją,
o którą ty i Windslow się kłóciliście?
– Więc o tym też wiesz – odpowiedział Jones. –
Jesteś przykładnym uczniem.
– Za to mnie kochasz, prawda? Więc co to za tajna
operacja, o którą się kłóciliście?
– To operacja pod tytułem „ściśle tajne”. Nie musisz
o niej wiedzieć.
– Ma związek z porwaniem?
Jones posłał Stormowi skonsternowane spojrzenie.
– Powiedziałem, że nie musisz wiedzieć.
– Myślisz, że Petrov maczał palce w porwaniu?
– Ty mi powiedz – odrzekł Jones.
Ciężko grało się w tę grę z kimś tak doświadczonym
jak Jedidiah Jones. Znał sekrety o sekretach sekretów. I
ukrywał je głęboko, dopóki nie był zmuszony, aby je
wykorzystać. Najwyraźniej utrzymywał również w
tajemnicy informacje o tajnej operacji i swoją opinię o
Ivanie Petrovie. Przynajmniej na razie.
– Czy Petrov jest w kraju? – zapytał Storm.
– Jest w Londynie albo na swoim jachcie. Ale to nie
ma znaczenia. Miliarder może wynająć każdego, aby
odwalił za niego brudną robotę.
– Dlaczego samochód z rosyjskiej ambasady śledzi
agentkę Showers?
– To jest dobre pytanie, które powinieneś jej zadać.
– Zadam. – Zmieniając temat, Storm dorzucił: –
Senator Windslow zasugerował mi dzisiaj rano, że
sprowadziłeś mnie tutaj podstępem. Powiedział, że tak
naprawdę wcale nie obchodzi cię wyjaśnienie porwania.
Zaryzykował stwierdzenie, że sprowadziłeś mnie po to,
abym zbadał jego relację z Petrovem. Sądzi, że być może
nawet zaplanowałeś porwanie jako część jakiejś
skomplikowanej strategii Agencji.
Na twarzy Jonesa pojawił się niesmak.
– Proszę cię, myślisz, że ryzykowałbym dobro
Agencji, porywając pasierba senatora w środku dnia w
Georgetown, a potem wyrwałbym mu zęby? Mam czyste
ręce. Ale Windslow ma rację co do jednego. Chciałem,
żebyś dowiedział się czegoś więcej o jego relacjach z
Petrovem. Biały Dom również chce wiedzieć więcej.
– Czy to dlatego sprawa agentki Showers dotycząca
łapówki przyjętej przez senatora Windslowa została
odłożona? Biały Dom nie chce, aby ludzie dowiedzieli się,
że Petrov dał Windslowowi łapówkę? – spytał Storm.
– Powiedzmy, że wszyscy się zgadzają, że rozważniej
będzie zaczekać, dopóki nie będziemy w stu procentach
pewni, że Petrov przekupił Windslowa, a jeśli tak było, co
chciał uzyskać w zamian. Biały Dom chce to wiedzieć,
zanim upubliczni te informacje. Ta sprawa może mieć
międzynarodowe konsekwencje.
– A ta tajna misja, o której nie chcesz rozmawiać?
Może Windslow zmusił cię, żebyś zrobił coś dla Petrova?
Czy twoje ręce są naprawdę czyste?
Jones podniósł obydwie dłonie. Był to gest, który
miał pokazać, że miał czyste ręce, i jednocześnie znak,
aby zakończyć to przesłuchanie.
– Skupmy się na porwaniu – powiedział.
– „I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” –
zadrwił Storm.
– Czasem zbyt wiele prawdy nie przynosi nic
dobrego, jeśli chodzi o politykę wewnętrzną – odparł
Jones. – Znajdź tego, kto stoi za porwaniem. I zrób to tak,
żeby ani Biały Dom, ani CIA nie musiały się za ciebie
wstydzić.
– Ostatnie pytanie – powiedział Storm. – Gdzie
ukryłeś pluskwę? W wypożyczonym samochodzie czy w
telefonie?
– To ty jesteś prywatnym detektywem – odrzekł
Jones. – Sam się tego dowiedz.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Kiedy Storm zbliżył się do zamkniętych drzwi
apartamentu hotelowego, usłyszał przytłumione dźwięki
włączonego telewizora. Ktoś był w środku. Wiedział, że
to ona, od momentu kiedy poczuł jej perfumy.
Przeciągając kartę przez elektryczny zamek, wszedł do
środka, oczekując, że zobaczy Clarę Strike.
Nie było jej tam. Zamiast niej zastał agentkę
Showers.
Czy to zwykły przypadek, że obydwie kobiety
pachniały tak samo? Czy była to jego wyobraźnia? Jak
wiele razy on i Clara spotykali się w hotelowych
pokojach? Jak wiele poranków, popołudni i nocy się
kochali? Czy to była reakcja psa Pawłowa? Czyżby
agentka Showers zastępowała Clarę w jego myślach?
– Miał pan się ze mną spotkać o ósmej – powiedziała
Showers najwyraźniej poirytowana. – Miałam zawieźć
pana do centrum dowodzenia FBI.
Siedziała na sofie, oglądając CNN na hotelowej
plazmie i pijąc dietetyczną colę z niedawno
uzupełnionego minibaru.
– Nie za wcześnie na dietetyczną colę? – spytał,
podchodząc do minibaru. Wyciągnął z niego piwo.
– Nie za wcześnie na piwo? – odbiła piłeczkę.
Usiadł na krześle obok sofy.
– Cieszę się, że w końcu udało mi się panią zaciągnąć
do mojego apartamentu – powiedział, spoglądając w
stronę łóżka.
– Niech się pan tak nie podnieca – odrzekła.
– Miałem nadzieję, że to pani mnie podnieci – odparł.
– Gdzie pan był? Czekałam – spytała, ignorując
aluzję.
– Zwiedzałem.
– Zamierza mi pan powiedzieć o porannym spotkaniu
z senatorem Windslowem? A co ze spotkaniem z
Jedidiahem Jonesem? Gramy w tej samej drużynie,
prawda?
Zatem FBI również śledziło każdy jego ruch.
Storm pociągnął łyk piwa, po czym powiedział:
– Agentko Showers, kiedy zamierzała mi pani
powiedzieć o Ivanie Petrovie?
Wyglądała na zdziwioną.
– Windslow panu o nim powiedział czy Jones?
– Żaden z nich. Może to panią zaskoczy, ale jestem
prywatnym detektywem.
– Czy Jones myśli, że to Petrov stoi za porwaniem?
– Musi go pani sama o to zapytać – odpowiedział
Storm. – A pani myśli, że to Petrov porwał pasierba?
– Tak, sądzę, że to on. Myślę, że to dlatego
porywacze nie próbowali wziąć miliona dolarów okupu z
Union Station. Petrov jest miliarderem, nie potrzebuje
pieniędzy. Porwał Matthew Dulla, ponieważ naciska
senatora, aby coś dla niego zrobił – coś, o czym pański
kumpel Jedidiah Jones może wiedzieć. Podejrzewam, że
wiąże się to z jakąś tajną operacją, o którą się kłócą, ale
zawsze kiedy o to pytam, odpowiadają, że to nie moja
sprawa. Cały czas ta sama gówniana wymówka.
– Jestem zdziwiony – powiedział Storm.
– Dlaczego? Myśli pan, że się mylę?
– Nie, przypuszczalnie ma pani rację. Petrov jest
najpewniejszym podejrzanym. I sądzę również, że coś
dziwnego dzieje się pomiędzy Windslowem a Jonesem.
Powodem mojego zdziwienia jest jednak fakt, że użyła
pani słowa „gówniana”.
Rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.
– To takie nieeleganckie – kontynuował – w ustach
kogoś, kto skończył studia na Uniwersytecie Marymount.
Czy to nie katolicka szkoła na przedmieściach
Waszyngtonu, założona przez zakon Najświętszego Serca
Maryi? Nie sądzę, aby dobre zakonnice pozwalały wam
używać takiego słownictwa w kampusie.
– Czy w ten sprytny sposób chce mi pan dać do
zrozumienia, że szukał pan wczoraj informacji na mój
temat w bazie danych?
– Redaktorka naczelna „Georgetown Law Review”,
najlepsza ze swojego rocznika absolwentów Akademii
FBI w Quantico. Biuro na początek wysłało panią do
Seattle, ale była pani zbyt dobra, żeby działać w terenie.
Przełożeni chcieli mieć panią w centrali. Najlepsza i
najbardziej błyskotliwa. Agent, do którego przychodzi się
w najtrudniejszych sprawach. Mądra, bystra. Ktoś, kto
rozumie to miasto. Pracoholiczka. Zero czasu na
jakiekolwiek hobby. Zero czasu na zabawę. Zero czasu na
małżeństwo albo chociażby chłopaka. Pani matka tego nie
akceptuje. Chce wnuków.
– W moich aktach osobowych nie ma żadnej
wzmianki o mojej matce, która chce mieć wnuki –
powiedziała.
– Nie musi jej tam być. Płomienisto rude włosy,
szmaragdowe oczy. Ma pani wypisane na twarzy:
Irlandka. Nigdy nie spotkałem irlandzkiej matki,
szczególnie katoliczki, która nie chciałaby, aby jej jedyna
córka wyszła za mąż i zaszła w ciążę. Musi być bardzo
zawiedziona.
– Nie pana interes.
– Pani pytała o moją przeszłość.
– I nic mi pan nie powiedział, do cholery.
– Och, więcej przekleństw. Zakonnice biły panią po
rękach? Jaki był ich stosunek do seksu
przedmałżeńskiego?
Już chciała odpowiedzieć, ale ugryzła się w język.
– Skończmy z tymi pierdo... szczegółami – odrzekła.
Trafił w samo sedno. Wytrącił ją z równowagi,
zirytował. Podobało mu się to.
– Czy porywacze kontaktowali się dzisiaj z
Windslowem? Dlatego wyszedł pan tak wcześnie i
pojechał do niego? – spytała.
Miała wyczucie. Podejrzewała, że coś jest nie tak.
Storm znowu upił trochę piwa i zauważył, że opróżnił
prawie całą butelkę.
– Senator poprosił mnie o prywatne spotkanie i
zaznaczył, że jest poufne – odpowiedział. – Jeśli jeszcze
pani tego nie zauważyła, stracił wiarę w FBI.
Showers prawym kciukiem uderzyła w czerwony
przycisk pilota do telewizora, wyłączając wiadomości
CNN.
– Co powiedział panu Jones, kiedy był pan w CIA?
– Dlaczego nie ma pani męża, agentko Showers?
– A pan ma żonę? – odpaliła. – A może byłą, która
mieszka na Hawajach, oraz dziewczynę w Pocatello? O, a
może lubi pan chłopców?
Rozgrzewała się. Widział ogień w jej zielonych
oczach i podobało mu się to.
Showers kontynuowała:
– Opowie mi pan o swoich spotkaniach z
Windslowem i Jonesem? Czy będziemy się tak przerzucać
obelgami?
– Obelgami? Myślałem, że prowadzimy grę wstępną
– odrzekł. – Niech mi pani powie o sobie coś zbereźnego.
Wiedział, że Showers nie czerpie z tego
przyjemności. On czerpał.
– Myśli pan, że jest taki mądry, czyż nie? – zapytała.
– Wpada pan do Waszyngtonu jak jakiś wielki zły bohater
sprowadzony po to, aby ratować świat i wszystkim
zaimponować, pokazując jednocześnie mnie i FBI
środkowy palec.
– Tak. Ale w stosunku do pani mam na myśli ten
miły sposób.
Wstała z krzesła i powiedziała:
– Musi pan zejść na ziemię. Nikt nie jest ponad
prawem, ani senator Windslow, ani Jedidiah Jones, i na
pewno nie pan. Jeśli nie będzie pan współpracował, to nie
będę się panem zajmować. Powinien pan o tym pomyśleć.
A także o tym, że jeśli odkryję, że celowo ukrył pan jakieś
dowody albo zrobił coś nielegalnego dla senatora – nawet
jakąś pierdółkę – złożę na pana skargę do Departamentu
Sprawiedliwości. Nie jest pan pracownikiem federalnym.
Jest pan cywilem, tak jak każdy inny dupek na ulicy.
– Jak zostałaby zdefiniowana pierdółka na wydziale
Georgetown Law? Nie znam tego prawniczego terminu –
odpowiedział Storm ze wzrokiem pełnym fałszywej
niewinności.
Jej twarz spurpurowiała. Ruszyła w stronę drzwi.
– Agentko Showers! – zawołał za nią.
Zatrzymała się, spoglądając przez ramię.
– To już drugi raz dzisiaj, gdy ktoś mi grozi, a nie ma
jeszcze nawet południa – powiedział.
– Może zamiast bycia chamem powinien pan zacząć
współpracować z ludźmi, którzy mogą panu pomóc.
Będzie pan głupi, jeśli spróbuje pan rozwiązać tę sprawę
na własną rękę. – Sięgnęła do klamki i nacisnęła ją. –
Powiem ludziom w centrum dowodzenia, że pan nie
przyjdzie.
– Zanim pani wyjdzie, chcę o coś zapytać. Dlaczego
samochód rosyjskiej ambasady śledził panią wczoraj,
kiedy opuściła pani hotel?
Odwróciła się twarzą do niego, trzymając wciąż rękę
na klamce.
– To ciekawe, że wie pan, kiedy ktoś jest śledzony, a
nie potrafi pan zauważyć, kiedy przestawia się pana jak
pionka. Nigdy nie przyszło panu do głowy, że Jones
wprowadził pana do tego śledztwa, aby był pan chłopcem
do bicia?
– W jaki sposób skończę jako chłopiec do bicia,
agentko Showers?
– Coś za coś – odparła.
– Aha, czyli pokaże mi pani coś swojego, jeśli ja
pokażę pani coś mojego. Nie, dziękuję. Chyba że
rzeczywiście chce pani zobaczyć coś mojego.
Tak jak poprzednio zignorowała aluzję seksualną.
– Będzie pan kozłem ofiarnym, jeśli zabiją Matthew –
powiedziała. – Jesteśmy w Waszyngtonie. Ktoś będzie
musiał wziąć na siebie winę.
– Czegoś się pani nauczyła w Georgetown Law –
odrzekł.
– Pierwsza rzecz, jakiej się tam nauczyłam, to taka, że
osoba, która jest na straconej pozycji, zawsze zostaje
sama. To pan.
Storm odstawił pustą butelkę po piwie na podłogę i
spojrzał na nią do góry z krzesła, na którym siedział. Było
w niej coś magnetycznego. Pasja. Jego ojciec ostrzegał
go, aby trzymał się z dala od rudowłosych kobiet. „To
wariatki!”, mówił. Storm myślał o tym, co przed chwilą
powiedziała. Czy naprawdę był na straconej pozycji? Nie
było to dla niego nic nadzwyczajnego. Całe szkolenie
polegało na tym, aby nauczyć się umacniać swoją
pozycję, pokonywać każdy rodzaj przeszkody. Jeśli był na
przegranej pozycji, wiedział, że potrafi znaleźć wyjście z
sytuacji. A czy ona potrafiła? Było jasne, że agentka
Showers grała w warcaby, podczas gdy wszyscy dookoła
grali w szachy. Czy zdawała sobie z tego sprawę?
– Ukończyła pani szkołę z najlepszym wynikiem na
roku – powiedział Storm – zatem wie pani, że to, co pani
właśnie powiedziała, to – używając pani określenia –
totalne pierdoły.
Przedrzeźniał ją. Miał zamiar dalej ją denerwować.
– Tak, najsłabszy gracz jest zawsze kozłem ofiarnym
– kontynuował. – Ale w tym śledztwie to nie ja nim
jestem. Nie jest to senator Windslow i na pewno nie
Jedidiah Jones. To pani, agentko Showers.
April trzasnęła drzwiami, wychodząc.
Dał jej dziesięć minut na opuszczenie hotelu. Potem
zszedł na dół do holu i zagadnął konsjerża.
– Chciałbym wypożyczyć vana. Czy mogę dostać go
przed lunchem? – zapytał Storm.
– Oczywiście. Jak długo będzie pan go potrzebował?
– Zwrócę go jutro rano. Chciałbym prosić o coś bez
okien albo z bardzo przyciemnionymi szybami.
– Załatwię to natychmiast.
Kiedy wrócił do swojego apartamentu, nadal czuł
resztki zapachu jej perfum.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Krótko po dwunastej Storm opuścił hotel w
wypożyczonym białym fordzie dostawczym serii E, który
przygotował dla niego konsjerż. Van miał siedzenia dla
kierowcy i pasażera, a jego duża skrzynia ładunkowa była
pusta. W samochodzie nie było okien, jeśli nie liczyć
przedniej szyby i tych w przednich drzwiach.
Po półgodzinnej jeździe w kierunku przedmieść
Wirginii w celu upewnienia się, że nikt go nie śledzi,
Storm kupił cztery kobiece torby w sklepie sportowym, a
potem wrócił do stolicy. Przejechał obok pomnika
Thomasa Jeffersona umieszczonego na południowym
krańcu parku National Mall, w sąsiedztwie zbiornika
wodnego Tidal Basin w parku West Potomac. Zaparkował
tam vana i złapał taksówkę, którą wrócił do hotelu,
zabierając z sobą sportowe torby.
Storm wziął prysznic, założył mokasyny, spodnie
khaki, niebieską koszulkę i granatowy sportowy płaszcz.
Wsunął swojego półautomatycznego glocka kaliber 40 do
kabury, którą nosił na plecach, i upewnił się, że ma
zapasowe naboje. Kiedy był gotowy, zszedł na dół, a kilka
minut później zmierzał w stronę Kapitolu w taurusie
wypożyczonym dla niego przez Jonesa. O szesnastej miał
się spotkać z Samanthą Toppers i senatorem Windslowem
w budynku Dirksena.
Kiedy wszedł do biura senatora, Toppers chodziła
nerwowo w tę i z powrotem. Windslow siedział za swoim
biurkiem.
– Dzwoniłem do dyrektora Banku Riggs i umówiłem
Samanthę na pobranie pieniędzy ze skrytki bankowej –
powiedział Windslow. – Ma pan torby sportowe?
– Są w samochodzie – odparł Storm.
Windslow niespodziewanie krzyknął na Toppers:
– Przestań się tak wiercić, dziewczyno! I upewnij się,
że masz przy sobie swój cholerny telefon.
– Muszę iść do łazienki – wyjąkała i zniknęła w
prywatnej toalecie senatora przylegającej do jego biura.
– Mam nadzieję, że nie powiedział pan nic FBI? –
warknął Windslow.
– Nie. Obiecałem panu, że utrzymam to w tajemnicy.
– A Jedidiah wie?
– Nie.
– To dobrze.
Dołączyła do nich wciąż zdenerwowana Toppers.
– Nie jestem pewna, czy dam radę – powiedziała. –
Jak pan myśli, co może się dzisiaj stać?
– Będziemy jeździć po całym mieście – odrzekł
Storm. – Każą nam jechać jednokierunkowymi ulicami, a
potem każą nam zawrócić, żeby sprawdzić, czy nikt nas
nie śledzi. Prawdopodobnie ustalą trasę, na której nie
będzie dużego ruchu, więc będzie widać, czy mamy ogon,
czy nie. A potem każą nam dostarczyć pieniądze.
– A co, jeśli wezmą nas na zakładników? – zapytała.
Storm zauważył, że trzęsą jej się ręce.
– Nie martw się, kochana – powiedział Windslow. –
On będzie cię chronił. Moje sześć milionów również.
– Zapewniam panią, że nic się pani nie stanie – dodał
Storm. – Chodźmy.
Budynek Riggs National Bank był usytuowany
przecznicę od Białego Domu i można go było zobaczyć
na odwrocie banknotu dziesięciodolarowego za
wizerunkiem Treasury Building. Naomi Chatts, starsza
urzędniczka bankowa, spotkała się ze Stormem i Toppers
przy wejściu, po czym zaprowadziła ich do skarbca w
piwnicach banku. Storm został przed wielką komnatą,
chronioną przez ogromne stalowe drzwi skrzydłowe. Był
to starszy model o nazwie Diebold. Drzwi miały grubość
metra i otwierały się na zamek czasowy. Przy biurku
niedaleko wejścia siedział napakowany ochroniarz, Storm
zaczął więc z nim rozmawiać.
Pani Chatts wprowadziła Toppers do środka skarbca,
a potem dołączyła do Storma i ochroniarza. Po dziesięciu
minutach Toppers pojawiła się przy wejściu, niosąc cztery
torby sportowe, po dwie na jednym ramieniu. Storm wziął
od niej wypchane torby, podczas gdy pani Chatts weszła
na chwilę do skarbca, aby upewnić się, że Toppers
przypadkiem niczego nie zostawiła.
– Czy dwóch ochroniarzy mogłoby nas eskortować
do samochodu? – zapytał Storm panią Chatts. Nie było
możliwości, aby niósł cztery torby i miał się jeszcze
bronić.
– Oczywiście – odpowiedziała pani Chatts. Poleciła
ochroniarzowi, aby wykonał telefon, a kiedy Storm i
Toppers wyszli na górę, przy wyjściu czekało na nich
dwóch uzbrojonych ochroniarzy w mundurach.
– Proszę przekazać pozdrowienia dla senatora
Windslowa – powiedziała radośnie pani Chatts, kiedy
wychodzili z banku. Taurus stał zaparkowany dokładnie
pod samymi drzwiami banku. Storm położył wszystkie
cztery torby na tylnym siedzeniu, Toppers usiadła z
przodu.
Jak na razie nie jest najgorzej. Teraz czas na
przedstawienie. Musiał być czujny i mieć oczy dookoła
głowy, aby dostrzec coś, co mogłoby pomóc w
zidentyfikowaniu porywaczy. Coś, czego mógłby użyć
przeciwko nim.
Kiedy włączył się do ruchu, popatrzył w lusterko
wsteczne i zobaczył podążającego za nimi
nieoznakowanego forda sedana. Poprowadził taurusa na
Ulicę K, o której często mówiono, że jest główną ulicą
miasta, ponieważ wiele firm prawniczych i biur ma tam
swoje siedziby. Ford trzymał się za nimi. Storm jechał
Ulicą K na zachód razem ze sznurem samochodów
przemieszczających się w godzinach szczytu.
Nagle zjechał z głównej drogi prosto do podziemnego
parkingu. Skręcił tak szybko, że prawie potrącił kobietę,
która szła chodnikiem. Podskoczyła i pokazała mu
środkowy palec, kiedy taurus zjeżdżał w dół na parking.
Kiedy znaleźli się na wysokości budki strażnika,
Storm wyskoczył z samochodu, rzucił kluczyki jednemu z
pracowników parkingu i zabrał cztery torby z tylnego
siedzenia.
– No chodź! – ponaglił Toppers.
– Gdzie idziemy?! – wrzasnęła.
– Chodź za mną! Już!
Storm pognał do wyjścia z parkingu. Toppers
podążała za nim, a on przeskakiwał po dwa betonowe
schodki na klatce prowadzącej do wyjścia, które
prowadziło na uliczkę za biurowcem. Wyszedł
pospiesznie i pobiegł w dół do Dziewiętnastej Ulicy –
jednokierunkowej, również całej zakorkowanej. Znudzony
taksówkarz, który zatrzymał się przy nich, nie próbował
nawet wysiąść z auta. Zamiast tego nacisnął przycisk
otwierający bagażnik samochodu. Storm wrzucił cztery
torby do środka i wsiadł na tylne siedzenie razem ze
zdyszaną Toppers.
– Dokąd jechać? – zapytał kierowca.
– Departament Stanu, spieszy nam się.
– Każdemu się spieszy – odparł taksówkarz. – I
właśnie to jest nie tak w tym kraju. – Kierowca, którego
licencja taksówkarska znajdowała się przed przednią
szybą, pochodził z Ghany i rozpoczął monolog na temat
spieszącego się społeczeństwa Ameryki. Storm
zignorował to bezsensowne gadanie. Patrzył do tyłu, aby
sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi. Nikogo nie zauważył.
Nagle taksówkarz zamilkł i gdy Storm spojrzał we
wsteczne lusterko samochodu, zrozumiał dlaczego.
Kierowca gapił się na piersi Toppers, które falowały,
kiedy próbowała złapać powietrze, wciąż zdyszana po
biegu.
– Lepiej będzie, jeśli przeniesie pan wzrok na drogę –
zasugerował Storm.
Znowu spojrzał do tyłu, aby sprawdzić, czy nie ma za
nimi forda. Nie było. Miał przeczucie, że mężczyzna,
który był w środku, jest teraz na parkingu podziemnym i
prowadzi gorączkową rozmowę z agentką Showers.
Wiedziała, że szykują się do złożenia okupu, gdy tylko
Storm przejechał dystans od budynku Dirksena do
budynku Banku Riggs. Po co innego miałby tam jechać?
Storm założył, że natychmiast wysłała dwóch agentów
specjalnych, aby siedzieli im na ogonie. W tym momencie
agentka Showers popełniła zasadniczy błąd. Miała
fałszywe poczucie bezpieczeństwa, prowadząc obserwację
ich taurusa. Nie widziała potrzeby, aby obstawiać miasto
agentami i helikopterami.
Storm nie tylko porzucił samochód na parkingu,
zostawił również na przednim siedzeniu telefon, który dał
mu Jedidiah Jones. Najpewniej właśnie teraz dzwonił.
Kiedy taksówka była o jedną przecznicę od
Departamentu Stanu, Storm ogłosił, że zmienił zdanie.
– Poproszę do pomnika Jeffersona – powiedział.
Kiedy taksówka ruszyła w stronę parku National
Mall, Storm znowu sprawdził, czy nie mają żadnego
ogona. Nikogo nie było. Stali się niewidoczni.
– Jesteście małżeństwem? – zapytał taksówkarz, gdy
samochód zatrzymał się na czerwonym świetle.
– Nie, tylko razem pracujemy – odparł Storm.
Kierowca znowu patrzył na dekolt Samanthy. Była
ubrana w obcisłą niebieską dżinsową spódnicę i krótką
jasnoróżową satynową kurtkę, pod którą założyła
jedwabną kremową bluzkę i seksowną czarną koronkową
koszulkę. Na gołych stopach miała czarne skórzane
sandałki na obcasie.
– Jest pan szczęściarzem – powiedział taksówkarz,
kiedy światło się zmieniło. – Praca z tak piękną kobietą
musi być prawdziwą przyjemnością.
– Dziękuję! – odpowiedziała Samantha z uśmiechem.
Dziesięć minut później taksówka wjechała na parking
nieopodal pomnika Jeffersona. Storm wyciągnął z
bagażnika cztery torby sportowe i rozejrzał się wokół,
podczas gdy kierowca wysiadł z samochodu, aby
otworzyć tylne drzwi od strony Samanthy, bez wątpienia
licząc na to, że zapamięta widok tych architektonicznych
cudów.
Upewniwszy się, że nie są śledzeni, Storm
zaprowadził Toppers do dostawczego forda, którego
wcześniej tu zaparkował.
– Jedziemy tym autem – wytłumaczył, otwierając
drzwi. – Wsiadaj.
Kiedy wrzucał cztery torby do wielkiego bagażnika, z
markowej torebki Toppers zaczął dobiegać rytmiczny głos
Rihanny.
– To twój telefon? – zapytał.
– Tak.
Było po osiemnastej. Porywacze byli punktualni.
Toppers była tak zdenerwowana, że upuściła telefon,
wyciągając go z torebki. Pochyliła się i podniosła go z
dywanika samochodowego.
– Daj mi to – polecił Storm i odebrał.
Po drugiej stronie słuchawki odezwał się gruby głos,
który przypominał Dartha Vadera.
– Masz nasze pieniądze? – Dzwoniący używał
jakiegoś modulatora głosu.
– Tak. Gdzie mamy jechać?
– Narodowy Cmentarz w Arlington. Zostaw pierwszą
torbę w śmietniku stojącym około piętnastu metrów od
głównego wejścia do posesji Roberta E. Lee. Obok
śmietnika jest tabliczka Służby Parków Narodowych.
Rozmówca się rozłączył.
Kosz na śmieci w publicznym parku. Dziwne miejsce
na złożenie okupu. A może nie?
Wyjeżdżając z parkingu, Storm skierował się na
zachód, przecinając rzekę Potomak w kierunku Północnej
Wirginii. Spojrzał na Toppers. Była blada jak śmierć.
Wyglądała tak, jakby miała zaraz zemdleć albo
zwymiotować. Kiedy spuścił wzrok, zauważył, że jej
obcisła dżinsowa spódnica podjechała do góry, kiedy
schylała się, aby podnieść telefon. Miała na sobie skąpe
czerwone stringi w białe kropki. Albo tego nie zauważyła,
albo nie czuła potrzeby, żeby poprawić spódnicę.
Rozpraszała go, a on musiał być skupiony.
Zdecydował, że zrobi to, co zawsze, kiedy kobieta go
rozpraszała, szczególnie pod względem seksualnym:
nawiąże rozmowę. To ją uspokoi. Potem mógł skupić się
na tym, co ważne, a nie na jej ciele, świeżo ogolonych
nogach i umięśnionych udach.
– Dobrze się trzymasz – powiedział. – Pomyśl o
czymś miłym. Opowiedz mi o Matthew. Gdzie się
poznaliście?
– Byliśmy w jednej grupie na zajęciach z
angielskiego na pierwszym roku. Zaprosił mnie na kawę.
Przez cały czas nie spuszczał wzroku z moich oczu.
Niewielu mężczyzn to potrafi.
Jej szczerość go zaskoczyła. Dlaczego? Czyżby
myślał, że była tak naiwna i nie rozumiała, jak jej ciało
działało na mężczyzn i jak mogła je wykorzystywać, aby
nimi manipulować?
– Co studiujesz?
– Nikt mi nie wierzy, kiedy to mówię, bo zakładają,
że ktoś, kto wygląda jak ja, jest głupi. Studiuję inżynierię
mechaniczną. – Zaśmiała się.
Dobrze. Przełamywał napięcie. Pomagał jej się
zrelaksować. Inżynieria mechaniczna. Ciekawe.
– Wiem, że senator Windslow uważa mnie za idiotkę
– kontynuowała. – Powiedział to kiedyś Matthew. Ale
zawsze dobrze sobie radziłam z matmą i projektowaniem.
Jestem świetna w odczytywaniu projektów i ich
rysowaniu.
– I bardzo dobrze – odpowiedział Storm. – A senator
to dupek.
– Gdzie porywacze kazali ci zabunkrować pieniądze?
– spytała.
Jej pytanie uruchomiło dzwonek alarmowy. Słyszał,
co powiedziała, lecz zachowywał się tak, jakby nie
zrozumiał pytania. Chciał się upewnić, że usłyszał
dokładnie to, co powiedziała.
– Co powiedziałaś? – zapytał.
– Gdzie kazali ci zabunkrować kasę?
Tak, dobrze zrozumiał.
– W śmietniku – odrzekł. – Jak długo jesteście
zaręczeni z Matthew? Opowiedz mi trochę o waszej
historii.
– Oświadczył mi się trzy miesiące temu. Było to dla
mnie totalne zaskoczenie. Chce dużego wesela na ranczo
w Teksasie.
– Nie chcesz wziąć ślubu w swoim rodzinnym
mieście?
– Nie. Straciłam rodziców, kiedy byłam nastolatką.
W wypadku.
– W wypadku?
– Okropny wypadek samochodowy. Byliśmy na
wakacjach w Hiszpanii, gdzie moi rodzice mieli dom.
Moja mama, tato oraz mój przyjaciel, który również był
tam z nami, zostali zabici przez pijanego kierowcę, który
wjechał w złą ulicę. To było straszne.
– Nie było cię z nimi?
– Nie. Wszyscy mówią, że miałam szczęście. – Jej
oczy zaczęły się wypełniać łzami. – Tego wieczoru
przeziębiłam się i zostałam w domu, kiedy oni pojechali
na obiad. Wolałabym o tym nie rozmawiać.
Taurus zbliżał się do ronda. Storm skręcił we wjazd
na Narodowy Cmentarz w Arlington.
– To tutaj jedziemy? – zapytała Toppers, patrząc na
dom na wzgórzu, który znajdował się dokładnie
naprzeciw nich.
– Tak – odparł. – To posesja Roberta Lee.
Ochroniarz zatrzymał ich przy bramie.
– Przepraszam, ale spóźniliście się na ostatnią grupę
zwiedzającą – powiedział. – Weszli o czwartej
trzydzieści.
– Mój przyjaciel jest tutaj pochowany. Irak –
oznajmił Storm. – Pomodlimy się tylko, a dom zwiedzimy
innym razem.
– Proszę to wziąć – powiedział ochroniarz, wręczając
Stormowi broszurę. Wpuścił ich przez bramę.
Dom Roberta E. Lee zbudowano w początkach XIX
wieku w neoklasycystycznym stylu. Zaprojektowana
przez jednego z architektów pracujących na Kapitolu
kamienna rezydencja miała sześć wielkich kolumn,
podtrzymujących przód masywnego portyku. Kiedy
wybuchła wojna secesyjna, unioniści zaczęli chować
poległych żołnierzy niedaleko tego domu, ponieważ
prezydent Lincoln chciał, żeby mieszkający tam
członkowie rodziny Lee, w tym żona generała
konfederatów, widzieli z okna nagrobki, kiedy wstawali
każdego ranka.
Storm lawirował pomiędzy mnóstwem białych
tabliczek, docierając w końcu na wzgórze naprzeciw willi.
– Tutaj mam zostawić okup – powiedział, wskazując
na ciemnozielony kosz na śmieci. Był tak zawalony, że aż
się z niego wysypywało.
Storm podjechał bliżej i rozejrzał się po okolicy. Nikt
ich nie obserwował. Podniósł jedną torbę i rozsunął
zamek. Toppers ostrożnie ułożyła banknoty studolarowe
w równe rządki. Zamknąwszy torbę, Storm wysiadł z
vana, którego silnik wciąż pracował, i wrzucił pieniądze
głęboko w śmieci, przykrywając torbę stertą starych gazet.
Telefon Toppers zadzwonił, kiedy tylko Storm wrócił
na siedzenie kierowcy. Był to znowu Darth Vader.
– Czas na kolejną torbę.
Storm wyczuł, że ich obserwują. Mówił mu to jego
szósty zmysł, który przydawał się w podobnych
sytuacjach. Przy domu Roberta Lee nie było nikogo, ale
poniżej, kilkaset metrów dalej znajdowała się duża grupa
osób. Storm był na wielu pogrzebach, więc mógł
rozpoznać, że zmarłego chowano z pełnymi honorami
wojskowymi. Zakrytą flagą trumnę umieszczono na
ciągniętym przez konia powozie. Odprowadzał ją również
poczet sztandarowy. Wojskowy zespół zagrał ostatnie
pożegnanie, po czym zabrzmiały trzy wystrzały. Zapadał
zmierzch, był to późny pogrzeb, co oznaczało, że ktoś
bardzo ważny musiał to załatwić. Popołudniowe słońce
już zachodziło, lecz jeśli ktoś popatrzyłby na wzgórze z
miejsca pochówku, na pewno dostrzegłby białego vana.
Czyżby jeden z porywaczy wmieszał się w tłum
żałobników? Czy Darth Vader był pośród nich?
Zniekształcony głos znów zabrzmiał w słuchawce:
– Zmierzaj w stronę Georgetown. Kieruj się na
Trzydziestą Pierwszą Ulicę. Przejdź w dół na Wisconsin
Avenue. Pierwszy kosz na śmieci po prawej. Zostaw tam
drugą torbę.
Storm opuścił cmentarz i znowu przejechał rzekę
Potomak, wracając do stolicy, gdzie van natychmiast
utknął w korku. Kobieta, która rozmawiała przez telefon,
prawie się z nimi zderzyła, kiedy wjechała im przed
maskę.
– Głupia pipa – rzuciła zdenerwowana Toppers. – To
niezgodne z prawem, aby używać telefonu komórkowego
podczas jazdy, chyba że posiadasz zestaw
głośnomówiący. Ktoś powinien ją aresztować. Mogła nas
zabić.
Wypadek był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali.
Przyjechałyby gliny, a to bardzo zakłóciłoby ich
harmonogram dostaw.
– Senator Windslow mówił mi, że jesteś dzieckiem
funduszu powierniczego – powiedział Storm jak gdyby
nigdy nic. – To jeden z powodów, dla których wiedział, że
nie ukradniesz jego sześciu milionów.
– To niegrzecznie rozmawiać o pieniądzach – odparła
Toppers. – Moi rodzice mieli domy w Connecticut, w
Hiszpanii, a także w Palm Beach. Uwielbiałam spędzać
tam czas. Byłeś tam kiedyś?
– Za wysokie progi na moje nogi – odpowiedział
Storm. – Byłem tam, ale nie w sezonie.
– Lato to najlepszy okres na pobyt w tym mieście –
powiedziała. – Ja i moja przyjaciółka spędziłyśmy tam
najlepsze chwile w naszym życiu. Szczerze mówiąc, to
założyłyśmy się, która pierwsza straci dziewictwo! –
Wyciągnęła paczkę gum do żucia z torebki i poczęstowała
go.
– Nie, dziękuję – powiedział.
Włożyła do ust dwa listki i zaczęła żuć.
Sezon. W Palm Beach to słowo miało specjalne
znaczenie. Pięć miesięcy szalonych imprez, bali, aukcji
charytatywnych, których nikt nigdy nie przeoczył. Był to
niekończący się rytuał dla najbogatszych Amerykanów,
najbardziej cenione wydarzenie towarzyskie. Tradycja
przekazywana z pokolenia na pokolenie. I nie
organizowano go podczas gorących letnich miesięcy, lecz
kiedy większość starszych mieszkańców ruszała na
południe, aby uciec przed zimnem.
Kiedy dojechali do Trzydziestej Pierwszej Ulicy,
Storm wysiadł z samochodu i zostawił Toppers w vanie,
kierując się w stronę kanału Chesapeake i Ohio. Kanał
skonstruowano, ponieważ rzeka Potomak była uważana za
nieprzewidywalną, jeśli chodzi o przeprawianie się przez
nią. Kupcy potrzebowali bezpiecznej drogi, aby
transportować tytoń i inne artykuły trzysta kilometrów na
zachód. W czasie kiedy powstał kanał, już uważano go za
przestarzały, ponieważ w tym samym czasie zbudowano
połączenia kolejowe. Teraz pary używały kamienistej
ścieżki koło kanału do popołudniowych spacerów, zaś
obok nich przemykali rowerzyści i biegacze.
Storm zaczekał, aż ścieżka będzie pusta, a potem
wcisnął torbę do kosza, zakrywając ją kubkami, puszkami,
butelkami i papierami.
Tak jak przy pierwszej dostawie na cmentarzu w
Arlington, głos Rihanny zabrzmiał w momencie, kiedy
Storm wrócił do vana.
Matthew porwało czterech porywaczy. Czy to
możliwe, żeby każdy z nich monitorował inną dostawę?
Skąd inaczej wiedzieliby, gdzie był?
– Co tak długo? – zapytał Darth Vader.
– Na ścieżce byli ludzie – odpowiedział Storm. – Co
się stanie, jeśli jakiś przechodzień przypadkowo weźmie
sobie jedną torbę?
– Wasz chłopak umrze.
Darth Vader powiedział im, żeby zostawili trzecią
torbę w Hains Point, usytuowanym w położonej najdalej
na południe części parku East Potomac – dobre
dwadzieścia minut od Georgetown w godzinach szczytu.
Graniczący z rzeką Potomak z jednej strony a
Kanałem Waszyngtońskim z drugiej Hains Point
znajdował się na samym końcu wysepki utworzonej z
ziemi wydobytej z dwóch rzek. Kiedy tam dojechali,
Storm ukrył torbę w publicznym śmietniku, tak samo jak
to zrobił z poprzednimi.
Ostatnim punktem był park Battery Keble, mały
obszar porośnięty trawą i drzewami w
północno--zachodniej części Waszyngtonu, otoczony
drogimi domami. Usytuowany na podwyższonym terenie
park służył oddziałom unionistów podczas wojny
secesyjnej, aby mogli obserwować z góry walczących i
strzelać z armaty, jeśli wrogie wojska próbowały
przekroczyć rzekę Potomak i wkroczyć do miasta. Teraz
było to popularne miejsce do wyprowadzania psów. Storm
rzucił kilka torebek psich kup, aby zakryć pieniądze.
Telefon Samanthy zadzwonił punktualnie.
– W porządku, wykonaliśmy nasze zadanie – odezwał
się Storm. – Gdzie jest Matthew?
– Czekajcie na Union Station na mój następny
telefon.
– Zrobiliśmy wszystko zgodnie ze wskazówkami –
powiedział Storm do rozmówcy. – Jeśli Matthew umrze,
osobiście postaram się o to, abyście nie mieli okazji
nacieszyć się tymi pieniędzmi.
Osoba po drugiej stronie się rozłączyła.
Storm popatrzył na Toppers. Obciągnęła spódnicę.
Wciąż żuła gumę.
Nie miała pojęcia, że ją przesłuchiwał.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Storm i Toppers znaleźli miejsca przy barze na
głównym piętrze Union Station. Samantha położyła przed
nimi telefon, aby nie przegapili połączenia. Była
roztrzęsiona.
Wokół baru wrzało jak w ulu. Ludzie spieszyli się na
pociągi, turyści gapili się na odnowioną rotundę, chodzili
od sklepu do sklepu w poszukiwaniu pamiątek, robili
zdjęcia. Bezdomny mężczyzna żebrał wśród
przechodniów. Ani Storm, ani Toppers nie przywiązywali
zbytniej wagi do tego, co się działo dookoła. Ich oczy
skierowane były na różowy telefon, który leżał na barze.
Czekali na głos Rihanny.
– Co tak długo? – zajęczała Toppers.
Minęło już prawie pół godziny. Nagle coś przykuło
uwagę Storma. Była to reporterka wiadomości, która
pojawiła się na płaskim ekranie za barem. Storm dał
barmanowi znak, aby pogłośnił telewizor.
– Policja nie przypuszcza, aby wybuch był sprawką
terrorystów – ogłosiła drobna blondynka przedstawiająca
wiadomości. Kiedy kamera zmieniła położenie, widzowie
mogli zobaczyć, że stała przed posesją Roberta E. Lee.
Czerwone i niebieskie obrotowe światła radiowozów i
karetek odbijały się od wielkich kolumn domu. –
Powtarzam, nie wygląda to na atak terrorystyczny.
Rzecznik Służby Parków Narodowych oświadczył jednak,
że przyczyną wybuchu nie było zaprószenie ognia czy
zapalenie się śmieci. W śmietniku umieszczono ładunek
wybuchowy, było to jednak coś w rodzaju petardy
używanej w Dniu Niepodległości, a nie bomby, oznajmił
rzecznik. W chwili obecnej nie wiemy, dlaczego ktoś
chciał wysadzić kosz na śmieci. Spekuluje się, że może to
mieć związek z protestem przeciwko upamiętnieniu
Roberta E. Lee i Konfederacji. Tak czy inaczej,
rezydencja Lee nie została zniszczona. Eksplozja była
głośna i na tyle silna, aby rozsadzić śmietnik i wszystko,
co się w nim znajdowało. Nie doszło jednak do
poważnych uszkodzeń.
Na ekranie pojawiła się twarz prezentera, który
wyglądał tak, jakby miał zaraz opowiedzieć jakiś dowcip,
ale po chwili jego twarz przybrała ponury wyraz.
– Dostałem właśnie informację o drugiej eksplozji w
śmietniku – powiedział. – Tym razem doszło do niej w
Georgetown na ścieżce obok kanału Chesapeake i Ohio.
Nie ma rannych, ale wybuch słychać było w okolicznych
firmach i domach. Saperzy są już w drodze, policja
zabezpieczyła miejsce taśmą i nie wpuszcza nikogo na
ścieżkę obok kanału. Na miejsce wysłano również psy
tropiące w poszukiwaniu innych ładunków wybuchowych,
które mogą być ukryte w śmietnikach przy kanale.
Prezenter przerwał na chwilę, a potem dodał:
– Właśnie dostaliśmy wiadomość o trzeciej eksplozji.
Doszło do niej na Hains Point. Powtarzam, jest to trzecie
potwierdzone zgłoszenie o wybuchu w koszu na śmieci.
Mam informację, że szef policji, dyrektor Służby Parków
Narodowych, szef Departamentu Bezpieczeństwa
Krajowego oraz burmistrz uzgodnili, że zwołają
nadzwyczajne spotkanie, ale jeszcze raz podkreślam – nie
mamy do czynienia z atakiem terrorystycznym. Nikt nie
został ranny z powodu tych eksplozji, a policja porównuje
je raczej do dużych petard niż bomb. Według
funkcjonariuszy straży pożarnej celem eksplozji jest
spowodowanie huku, zniszczenie pojemników i spalenie
tego, co znajdowało się w środku, a nie wyrządzenie
komuś krzywdy bądź zniszczenie mienia. Jedno ze źródeł
sugeruje, że mógł to być nieudany żart kogoś, kto zna się
na prostych materiałach wybuchowych i chciał
przestraszyć mieszkańców.
Ponieważ park Battery Kemble był miejscem bardziej
odosobnionym, zgłoszenie czwartego wybuchu zajęło
kilka minut. Kiedy prezenter ogłosił wiadomość na
antenie, Toppers powiedziała głośno:
– Niszczą pieniądze.
Barman i kilka osób siedzących przy barze posłało jej
zaciekawione spojrzenia.
– Chodźmy – rzucił Storm, łapiąc ją delikatnie za
łokieć i wyprowadzając przez tłum, który teraz gromadził
się przy barowym telewizorze.
Kiedy doszli do wyjścia z dworca, Toppers wyglądała
na przerażoną.
– To był błąd – powiedziała. – Coś strasznego stanie
się z Matthew. Po prostu to wiem.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Prosto z Union Station Storm i Toppers udali się do
budynku Dirksena i gabinetu senatora Windslowa.
Agentka April Showers już tam była, jak również senator i
jego żona Gloria, która teraz płakała wtulona w ramię
męża.
– Znaleźliśmy Matthew Dulla – powiedziała cicho
Showers.
– Czy wszystko z nim w porządku? Gdzie on teraz
jest? – spytała Toppers.
Po chwili zorientowała się, z jakiego powodu matka
jej narzeczonego płacze. Toppers z trudem chwyciła
powietrze, wyszeptała „O mój Boże!”, po czym osunęła
się na podłogę. Storm pomógł jej wstać i dojść do kanapy,
a Gloria pospieszyła, aby ją przytulić. Kobiety
obejmowały się wzajemnie i szlochały.
– Jego ciało unosiło się na powierzchni rzeki
Anacostia – powiedziała Showers.
– Egzekucja? – zapytał Storm.
Zanim Showers zdążyła odpowiedzieć, Gloria
odwróciła się w ich stronę.
– Wy dwoje mieliście go utrzymać przy życiu!
Ufałam wam! – krzyknęła.
Senator Windslow wkroczył pomiędzy swoją
wściekłą żonę a obiekty jej furii.
– Lepiej będzie, jeśli zostawicie nas teraz samych –
powiedział.
Obydwoje ruszyli do wyjścia, ale senator poprosił
Storma, aby został jeszcze na moment. Potem Windslow
nachylił się do jego ucha, żeby ani jego żona, ani Toppers
nie słyszały, co mówił.
– Co się, do cholery, stało? – zapytał. – Oglądałem
wiadomości. Dlaczego pozwoliłeś tym skurwysynom
wysadzić w powietrze moje pieniądze?
– Później, senatorze – odpowiedział Storm.
– Łatwo ci powiedzieć. To nie ty właśnie pozbyłeś się
z hukiem sześciu milionów dolarów.
Agentka Showers czekała na Storma w korytarzu
przed biurem Windslowa.
– Zrobił pan to za moimi plecami – powiedziała, a jej
oczy płonęły. – Mogliśmy uratować dzieciaka, jeśli
pracowalibyśmy razem. Kiedy media dowiedzą się o
śmierci Matthew Dulla, będzie niezła jatka. Musi mi pan
powiedzieć, co się, do cholery, stało, kiedy wymknął się
pan mojemu człowiekowi na parkingu na Ulicy K dziś po
południu.
– Aresztuje mnie pani?
Znał odpowiedź na to pytanie. Jedidiah Jones nie
pozwoliłby aresztować Storma ani go przesłuchiwać.
Przetrwają tylko najsilniejsi. Jones nie dopuściłby do tego,
aby ktoś powiązał jego i Agencję z tym bałaganem.
– Jeszcze nie, ale jeśli nie pójdzie pan ze mną
natychmiast do centrali i nie powie mi, co się stało,
pozwolę sobie zasugerować moim przełożonym, że
powinien pan siedzieć w areszcie.
Blefowała. Wiedział o tym.
– Nie idę z panią – powiedział Storm cicho. – Mam
ważniejsze sprawy do załatwienia.
Chciał jej powiedzieć, ale nie był jeszcze gotowy.
Istniało jeszcze kilka kawałków układanki, które musiał
złożyć w całość.
– Mam nadzieję, że ma pan naprawdę dobrego
prawnika, ponieważ mam zamiar przygwoździć pana
tyłek – odparła Showers.
Teraz zaczynała go irytować.
– Skoro o tym mowa, co pani sądzi o moim tyłku,
agentko Showers? – spytał. – Większości kobiet się
podoba.
Przez moment myślał, że go spoliczkuje. Zamiast
tego odeszła rozwścieczona, a jej siedmiocentymetrowe
obcasy stukały w podłogę jak pałeczki w werbel.
Showers w końcu załapała. Zrozumiała, że Storm ma
rację. Wiedziała, że to ona jest słabym ogniwem. Była na
najlepszej drodze, aby stać się kozłem ofiarnym. Nie było
to sprawiedliwe, lecz tak by się stało. Wciąż jednak nie
zdawała sobie sprawy z tego, że Storm był jedyną osobą,
która mogła ją uratować.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Budynek J. Edgara Hoovera na Pennsylvania Avenue
od momentu otwarcia uważano za architektoniczne
paskudztwo. Przez lata prowadzono dyskusje, aby go
zburzyć i przenieść centralę FBI na przedmieścia.
Podobno sam Hoover męczył architektów, aby dodali
kilka niecodziennych zabezpieczeń do kwadratowego
projektu budynku. W tym okresie w Waszyngtonie i
innych większych miastach szerzyły się zamieszki, a
protestujący w latach sześćdziesiątych przeciwko wojnie
grozili, że zniszczą instytucję. Bojąc się oblężenia,
Hoover zażądał, aby na poziomie ulicy budynek jego
nowej centrali pozbawiony był okien i biur. Zbudowany z
betonu zmieszanego z kruszonym wapniem, aby zapewnić
większą wytrzymałość, pierwszy poziom przypominał
mury zamku. Okalał otwartą antresolę, w której kilka
wind prowadziło na wyższe kondygnacje. Nie było
drugiego piętra. Drugi poziom był okropną dziurą z
podporami konstrukcyjnymi oraz wzmocnionymi szybami
wind i klatek schodowych, łączącymi parter z trzecim
piętrem. Taka konstrukcja miała powstrzymać
uczestników zamieszek od wdrapywania się na drabiny,
aby dostać się do budynku. Plotki głosiły, że w pewnym
momencie Hoover powiesił drut kolczasty na drzewach
otaczających Pennsylvania Avenue, aby powstrzymać
atakujących od wspinania się na nie w celu dosięgnięcia
wyższych pięter budynku.
Minęły dwa dni od wybuchów w śmietnikach i
odnalezienia ciała Matthew Dulla. Storm siedział sam w
pokoju konferencyjnym w centrali FBI na szóstym
piętrze, czekając na agentkę Showers. Wykonując
zaskakujące posunięcie, które byłoby nie do pomyślenia w
każdym innym większym mieście, Storm przybył dziś do
centrali nie po to, aby go przesłuchiwano, ale żeby
przesłuchać agentkę Showers.
Sprawy miały się zasadniczo tak, jak to przewidział.
Kilka minut po odnalezieniu zwłok Dulla Jedidiah Jones
zaczął pociągać za sznurki. Szef FBI Jackson
zagwarantował Jonesowi, że Storm pozostanie nietykalny
i niewidzialny, przynajmniej na razie. Senator Windslow
skierował podejrzenia na Samanthę Toppers.
Agentka April Showers została odsunięta od sprawy.
Na konferencji prasowej zwołanej po tym, jak
odnaleziono ciało Dulla, rzecznik FBI powiedział
dziennikarzom, że pasierba senatora porwano,
przetrzymywano dla okupu i zamordowano, a sprawcami
byli najprawdopodobniej członkowie zagranicznego
gangu. Rzecznik oznajmił, że senator Windslow w pełni
współpracował z FBI podczas tragedii. Prowadząca
sprawę agentka specjalna April Showers została odsunięta
od śledztwa i przeniesiona do pracy w terenie.
Nie wspomniano słowem o czterech śmietnikach,
które eksplodowały tamtej nocy, ani o sześciu milionach
dolarów zniszczonych przez wybuchy i ogień.
Podkreślono jednak, że Dull został zamordowany przez
członków gangu – przypuszczalnie z Meksyku lub
Ukrainy – pomimo że Windslow zgodził się na negocjacje
z porywaczami.
Agentka Showers wkroczyła do sali konferencyjnej z
grymasem niezadowolenia na twarzy, trzymając w
dłoniach cienką teczkę. Rzuciła Stormowi papiery prosto
pod nos. Spadły na stół z głuchym odgłosem.
– Zamierza pani usiąść? – spytał.
Showers odsunęła krzesło i usiadła naprzeciw
mężczyzny.
– Przenoszą mnie do Tulsy – powiedziała.
– Jeszcze pani nie wyjechała – odparł.
Storm dokładnie przekartkował dokumenty, które mu
przyniosła. Pierwszy był jej raport końcowy na temat
porwania i zabójstwa. W utajnionej części raportu
wysunęła tezę, że Dull został porwany w związku z
szemranymi interesami pomiędzy senatorem Windslowem
a Ivanem Petrovem. Stwierdziła, że rosyjski oligarcha
zapłacił Windslowowi sześć milionów dolarów, lecz
senator później złamał umowę. Petrov zareagował w
typowo rosyjski sposób, porywając pasierba senatora, aby
zmusić Windslowa do przestrzegania zasad. Petrov
zażądał również zwrotu sześciu milionów dolarów w
formie okupu.
Pomimo że Showers nie pozwolono uczestniczyć w
przesłuchaniach Storma i Toppers, sprytna agentka FBI
wydedukowała związek pomiędzy żądaniem okupu i
wysadzaniem śmietników. W swoim raporcie Showers
wyjaśniła, że wybuchy perfekcyjnie wpasowywały się w
przestępczy zamysł Petrova. Nie tylko zemścił się,
mordując pasierba Windslowa, ale również zniszczył
sześć milionów dolarów, które zapłacił senatorowi.
Raport Showers był dobry i staranny, nie zawierał
jednak żadnych dowodów, które mogłyby poprzeć jej
teorię i doprowadzić do aresztowania. Agentka
wspomniała, że według danych urzędu imigracyjnego z
dnia, w którym Dull został zamordowany, czterech
Ukraińców wsiadło na pokład samolotu lecącego do
Londynu. Nie udało się jednak zapobiec ich ucieczce.
Dalsze śledztwo wykazało, że wszyscy czterej byli
dawnymi agentami KGB.
– Jest pani pewna, że to właśnie Petrov stał za
porwaniem i zlecił je wynajętym bandytom? – spytał
Storm, kiedy skończył czytać analizę Showers.
– Tak napisałam, prawda? – odpowiedziała
sarkastycznym tonem. – Nie żeby to miało jakieś
znaczenie. Zdaje się, że nikogo nie interesuje prawda.
Storm otworzył drugi dokument z teczki. Był to
raport z sekcji zwłok. Dull został postrzelony dwa razy,
raz w tył czaszki, raz w serce. Obydwie kule wystrzelono
z tyłu, z bliskiej odległości, co stwierdzono na podstawie
ran wlotowych i wylotowych. Postrzał w czaszkę
przeszedł przez jego głowę na wylot i nie znaleziono
pocisku. Z obrażeń, jakie spowodował, można było jednak
wnioskować, że był to pocisk z wydrążonym
wierzchołkiem. To oznaczało, że pod wpływem uderzenia
czubek naboju formował się w kształt grzybka, co
powodowało ogromne uszkodzenia, takie jak rozerwanie
tkanki mózgu i zniszczenie przystojnej twarzy Dulla.
Pocisk trafił w jego czaszkę pod kątem, co sugerowało, że
strzelec stał za Dullem, który najprawdopodobniej siedział
na krześle. Położenie dwóch ran wskazywało, że Dull
najpierw został postrzelony w tył głowy, potem upadł na
podłogę, a napastnik wystrzelił drugi pocisk, stojąc nad
nim. Drugi nabój uderzył w plecy Dulla, powodując
dosłowną eksplozję jego serca, i przeszedł na wylot przez
klatkę piersiową. Ponieważ Dull upadł na twardą
posadzkę, pocisk zatrzymał się w momencie, kiedy miał
przebić ciało. W dziwny sposób – prawdopodobnie
spowodowany grzybkowym kształtem – kula odbiła się
rykoszetem i utkwiła w klatce piersiowej Dulla. FBI
odnalazło ten pocisk i odkryło na nim mikroskopijne
fragmenty płytki ceramicznej i betonu pochodzące z
posadzki. Badanie płuc Dulla potwierdziło, że był
martwy, zanim jego ciało wrzucono do rzeki.
Raport głosił, że pociski, które zabiły Dulla, miały
średnicę dziewięciu milimetrów. Balistycy FBI i eksperci
od broni palnej ustalili, że pociski wyprodukowała firma
JSC Barnaul Machine-Tool Plant w Rosji, główny
producent rosyjskiej amunicji wojskowej.
Storm schował raport z sekcji do teczki i zamknął ją,
a następnie przesunął w stronę wciąż niezadowolonej
agentki Showers.
– Czy ma pani jakieś dokumenty dotyczące czterech
śmietników, które wybuchły tamtej nocy? – spytał.
– Dlaczego chciałby pan je poznać? – odrzekła
Showers, nie ukrywając pogardy w głosie.
– Niech pani nie zgrywa głupiej – powiedział. – Nie
pasuje to do pani.
– Czyli twierdzi pan teraz, że te cztery eksplozje
miały związek z porwaniem? – spytała. – Czy przyznaje
się pan, że razem z Toppers włożyliście pieniądze do tych
śmietników?
– Powiedzmy, że ciekawią mnie wszystkie dziwne
rzeczy, które wydarzyły się tamtej nocy. Chcę być
dokładny.
– Powinien pan zatem skontaktować się ze stołeczną
policją – powiedziała sarkastycznie. – Może ktoś ukradł
słonia z zoo albo biegał nago po Pennsylvania Avenue.
– Skradzione słonie i nadzy ludzie naprawdę mnie
interesują – zażartował. – Nadzy ludzie bardziej niż
skradzione słonie. Ale teraz czekam na teczkę z
dokumentami na temat eksplozji.
Wyraźnie zirytowana agentka Showers opuściła salę
konferencyjną. Kiedy wróciła, rzuciła Stormowi kolejną
teczkę tak, jakby rzucała nożem.
– Obydwoje dobrze wiemy, że porywacze wysadzili
w powietrze pieniądze z okupu, odprawiwszy z kwitkiem
pana i Toppers – powiedziała Showers. – Ivan Petrov
napluł Windslowowi w twarz. Odebrał swoją łapówkę i
zabił jego pasierba. Nie mogę udowodnić żadnej z tych
rzeczy z powodu sił wyższych chroniących pana, Toppers
i senatora Windslowa.
– Czy to FBI badało wczorajsze wybuchy, czy jakaś
inna agencja? – spytał Storm, podnosząc teczkę.
– Eksplozje miały miejsce na terenie parków, więc za
śledztwo były odpowiedzialne Straż Parkowa i policja
Dystryktu Kolumbii. Faktyczne śledztwo dotyczące
wybuchów prowadzi federalne Biuro do spraw Alkoholu,
Tytoniu, Broni Palnej oraz Materiałów Wybuchowych
(ATF), ze względu na ich doświadczenie.
Storm wyjął z teczki raport analityczny ATF.
Wszystkie cztery eksplozje wywołały identyczne
urządzenia domowej produkcji. Wybuchy spowodowała
mała ilość azotanu amonu umieszczona w plastikowych
butelkach. Jako zapalnika użyto telefonu komórkowego.
Urządzenia przypominały prowizoryczne ładunki
wybuchowe użyte przeciwko wojskom amerykańskim w
Iraku, nie miały jednak takiej siły rażenia. To
podobieństwo nasunęło śledczym z ATF wniosek, że
człowiek, który te bomby skonstruował, przeszedł
szkolenie wojskowe. W urządzeniach brakowało
pocisków, których powstańcy zazwyczaj używali, aby
spowodować maksymalne szkody. Zamiast tego bomby
zrobiono w ten sposób, aby wywołać głośny huk i
płomienie.
Do raportu dołączono listę szczątków zgromadzonych
na miejscu każdej eksplozji. Pomimo ognia i wybuchu
udało się odnaleźć resztki studolarowych banknotów.
Zebrano również fragmenty gazet i innych przedmiotów
ze śmietników, takich jak plastikowe butelki oraz
aluminiowe puszki po piwie i napojach.
Mimo że wszystkie cztery telefony użyte do detonacji
uległy zniszczeniu, śledczy ustalili, że były to identyczne
modele motoroli.
– Czytała pani listę szczątków? – spytał Storm, wciąż
trzymając w ręku raport.
– Oczywiście – odpowiedziała. – Myśli pan, że tylko
pan chce być dokładny?
– Czy zauważyła pani coś dziwnego?
– Zakładam, że mówi pan o dużej ilości papieru
gazetowego.
– Według raportu na każdym miejscu eksplozji
znaleziono cztery razy więcej papieru gazetowego niż
pozostałości po banknotach studolarowych – powiedział
Storm.
– Na początku nie wydało mi się to istotne –
przyznała Showers. – Później jednak przypomniałam
sobie, że papier gazetowy jest zrobiony z miazgi
drzewnej...
– A papier na banknoty z bawełny i lnu – powiedział
Storm, kończąc jej zdanie.
– Co oznacza – dodała – że papier gazetowy
powinien spłonąć szybciej niż papier banknotowy.
Powinno być mniej papieru gazetowego, a jednak było go
dużo.
Storm zamknął teczkę i oddał ją Showers.
– Co pan sugeruje? – zapytała. – Coś się stało z
pieniędzmi?
– Sugeruję, że ta sprawa nie jest jeszcze zamknięta.
Wstał, kierując się do wyjścia.
– Ej, gdzie pan idzie? – spytała. – Co ma pan na
myśli, mówiąc, że ta sprawa nie jest jeszcze zamknięta?
Czego mi pan nie mówi?
– Będziemy w kontakcie. Dzięki za współpracę.
– Nie może pan tak po prostu wyjść – zaprotestowała.
Właśnie to jednak robił.
– Jesteś dupkiem, jakkolwiek masz na imię – rzuciła
za nim.
Chłód w jej głosie był tak duży, że mógłby schłodzić
całą butelkę Jacka Daniel’sa.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Pogrzeb Matthew Dulla odbył się w prestiżowej
Katedrze Narodowej w Waszyngtonie i wzbudził
zainteresowanie, którego można się było spodziewać, jako
że zmarły został zamordowany i był spokrewniony z
wpływowym amerykańskim senatorem. Prezydent Stanów
Zjednoczonych przebywał za granicą, polecił jednak
wiceprezydentowi, aby go reprezentował. W pierwszych
rzędach zasiadło przynajmniej czterdziestu członków
Kongresu. Elita z Georgetown, która znała Glorię i jej
syna, zmieszała się z politykami. Na pogrzeb przybył
również każdy przedstawiciel znaczącej korporacji
prasowej w Waszyngtonie. Podczas gdy większość
żałobników przyszła, aby złożyć szczere kondolencje,
Storm wiedział, że kilka osób zjawiło się tylko po to, żeby
się podlizać miejskiej śmietance. Sam się spóźnił i stał w
tylnej części kościoła. Wypatrzył Jedidiaha Jonesa w
drugim rzędzie siedzeń.
Kiedy kolega senatora Windslowa zaczął
przemawiać, z przodu katedry zrobiło się zamieszanie.
Samantha Toppers zemdlała i leżała teraz na podłodze.
Przerwano ceremonię, a agenci ochrony udzielili jej
pierwszej pomocy i wynieśli kobietę na zewnątrz do
karetki. Przewieziono ją do ekskluzywnego prywatnego
szpitala na Kapitolu.
Po ceremonii reporterzy wiadomości telewizyjnych
nagrywali relacje na zewnątrz katedry, opowiadając
widzom, że Toppers zemdlała z powodu „złamanego
serca”.
Storm nie podążył w kondukcie pogrzebowym na
słynny cmentarz Tall Oaks w Georgetown. Na powstałym
w tysiąc osiemset czterdziestym dziewiątym roku
cmentarzu już od dawna nie było miejsca na pochówek,
ale jego właściciele niedawno przekopali stare ścieżki,
aby stworzyć więcej przestrzeni. Ciało Matthew miało być
złożone w piętrowym betonowym grobowcu pokrytym
łupkiem. Obok ścieżki ustawiono gustowny znak, który
informował o tym, kto był tam pochowany.
Lokalne wiadomości podały tamtego wieczoru, że
Toppers została zatrzymana na obserwacji w szpitalu St.
Mary of the Miracle. Była to standardowa procedura.
Kobieta cierpiała na depresję sytuacyjną, a jej lekarz
powiedział, że potrzebuje odpoczynku.
Godziny odwiedzin w szpitalu St. Mary, w którego
prywatnych pokojach przebywało tylko pięćdziesięciu
pacjentów, kończyły się o godzinie dwudziestej, czyli
dokładnie wtedy, kiedy Storm wszedł do szpitala. Hol był
zaprojektowany tak, że wyglądał jak salon. Wszyscy
odwiedzający musieli podpisać się u sympatycznie
wyglądającej starszej kobiety, która siedziała za
mahoniowym biurkiem. Białowłosa matrona naciskała
ukryty guzik, który otwierał solidne dębowe drzwi
prowadzące na oddział.
– Muszę zamienić kilka słów z agentem ochrony,
który jest dziś na służbie – powiedział do niej Storm.
– W takim razie poszukuje pan Tylera Martina.
Naprawdę miły gość, ale zawsze się spóźnia. Powinien już
tu być, bo mój dyżur kończy się o ósmej.
W tym momencie do holu wszedł łysiejący otyły
mężczyzna w średnim wieku i podszedł do nich szybkim
krokiem. Miał na sobie ciemnoniebieskie spodnie,
jasnoniebieską koszulę i czarny krawat.
– Przepraszam, Shirley – powiedział, sapiąc. –
Straszne korki na ulicach.
– Wiesz, że zawsze tak jest, oficerze Martinie –
odpowiedziała kobieta. – Szczególnie teraz, gdy
remontują ulice dookoła szpitala. Myślałby kto, że
wszystkie te remonty zniechęcą kierowców do jeżdżenia z
dużą prędkością, ale wczoraj prawie zostałam potrącona
na skrzyżowaniu. Ktoś w końcu zostanie ranny.
– Dobra wiadomość jest taka, że jeśli coś się stanie,
to przed szpitalem – zażartował Martin.
Starsza kobieta pozostała poważna.
– Oficerze Martinie, ten pan chciał z tobą
porozmawiać – oznajmiła, wzięła torebkę i skierowała się
do wyjścia, wołając przez ramię: – Do zobaczenia jutro, i
proszę, nie spóźnij się znowu.
– Proszę mi dać momencik – powiedział Martin,
wchodząc za biurko w recepcji i wkładając papierową
torebkę oraz termos do dużej szuflady. Wziął głęboki
oddech, popatrzył na Storma i spytał: – Dobrze, w czym
mogę panu pomóc?
Storm podał Martinowi cienki czarny portfel, który
zawierał fałszywą odznakę prywatnego detektywa
otrzymaną od Jonesa.
– Przysyła mnie senator Windslow – wyjaśnił Storm.
– Chce się upewnić, że pani Samantha Toppers ma
zapewnioną ochronę przed mediami. Martwi się, że jakiś
paparazzo wejdzie tutaj i zrobi jej zdjęcia, kiedy nie jest w
najlepszej kondycji.
– Słyszałem o niej w radiu, jadąc do pracy –
powiedział Martin. – Senator nie ma powodów do obaw.
Mamy tu wszystko pod kontrolą, szczególnie w nocy.
Jestem jedynym oficerem na służbie, a wszystkie drzwi z
wyjątkiem wejściowych są zamknięte. Nikt nie może
nigdzie wejść oprócz mnie.
Odzyskawszy swoją fałszywą odznakę, Storm
wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Martina.
– Oficerze Martinie, cieszę się, że jest pan na służbie.
Będzie mi miło pracować z panem. A teraz zajmę miejsce
w holu. Jeśli ktoś będzie chciał się zobaczyć z panią
Toppers, może mnie pan zaalarmować.
Martin się zawahał.
– Muszę powiadomić mojego szefa.
– Żaden problem. Proszę mu powiedzieć, że jestem
tutaj na wypadek, gdyby któryś z fotografów zdołał się
jednak wkraść. To podstępne dupki, a tak przynajmniej to
będzie mój problem, a nie pana, jeśli ktoś się przedrze i
senator będzie wściekły.
Myśl o tym, że Storm weźmie winę na siebie,
sprawiła, że Martin pozbył się wcześniejszych
wątpliwości.
– W takim razie nie ma sensu niepokoić mojego
szefa. Strasznie marudzi, kiedy się go budzi w nocy.
– Usiądę sobie tutaj. – Storm uśmiechnął się
uspokajająco, wskazując na obity czarną skórą fotel pod
ścianą holu, z którego miał dobry widok. – Jeśli wejdzie
tu ktoś, kogo pan nie zna – ktokolwiek, nawet lekarz albo
osoba, która twierdzi, że jest waszym nowym
pracownikiem – proszę skinąć mi głową.
– Powinniśmy mieć jakieś hasło – zaproponował
Martin. – Powiem im: „Musicie chwilkę poczekać, zanim
was wpuszczę”.
– Świetny pomysł. Mam nadzieję, że pański szef wie,
jakim jest szczęściarzem, że pracuje pan tutaj.
– Nie wie, ale ma pan rację, powinien – odpowiedział
rozpromieniony Martin.
Derrick Storm miał do czynienia z takimi ludźmi jak
Martin przez całe swoje życie. Chcieli jedynie odrobiny
szacunku, uznania i zachęty. Jeśli się im to dało,
większość z nich gotowa była wyznać ci kilka sekretów,
aby cię zadowolić.
Storm usiadł i wziął do ręki egzemplarz „Washington
Tribune” z pobliskiego stolika. Podczas następnych
dwóch godzin przyjechało kilku lekarzy na swój dyżur,
ale Martin znał każdego z nich.
Około dwudziestej trzeciej do holu wkroczył
szczupły mężczyzna wyglądający na około trzydzieści lat,
niosący duży bukiet ciętych kwiatów. Miał na sobie
czarne dżinsy, adidasy, T-shirt i jasnobrązową kurtkę.
Podszedł prosto do biurka recepcji, nie zauważywszy
Storma. Mówił tak spokojnie i cicho, że tylko oficer
Martin mógł go zrozumieć. Po chwili Storm usłyszał
donośny głos Martina:
– Ma pan przesyłkę dla Samanthy Toppers – tak pan
powiedział?
To by było na tyle, jeśli chodzi o hasło. Dlaczego
kwiaciarnia wysyłałaby przesyłkę o tej porze?
Storm zerwał się z fotela. Nie wiedząc dlaczego,
ochroniarz wrzasnął tak głośno, że dostawca odwrócił się
i zobaczył Storma. Ich spojrzenia się spotkały i Storm
wyczuł, że mężczyzna go rozpoznał, mimo że Derrick
nigdy wcześniej go nie widział. Mężczyzna rzucił szklaną
wazę z kwiatami w kierunku Storma i pobiegł do drzwi
frontowych. Storm zrobił unik i instynktownie podniósł
prawą rękę, aby ochronić się przed uderzeniem. Waza
trafiła go w prawe przedramię i rozbiła się, upadając na
podłogę.
Mężczyzna był szybki, lecz Storm złapał go
dwadzieścia metrów od wejścia do szpitala, w momencie
kiedy ten przecinał skrzyżowanie. Storm powalił go od
tyłu ruchem, który byłby świetną atrakcją w filmie o NFL.
Obydwaj mężczyźni upadli na czarny asfalt nieopodal
środka ulicy. Kiedy Storm poluźnił uścisk na kostkach
mężczyzny, ten kopnął go w szczękę.
Lekko oszołomiony Storm przekręcił się, aby uniknąć
kolejnego kopniaka, i wstał z asfaltu. Jego napastnik też
już się podniósł. Storm rzucił się na niego, dostawca był
jednak szybszy, niż Storm się spodziewał, i znalazł się
poza zasięgiem jego uchwytu. Mężczyzna dobrze
wyćwiczonym ruchem wyciągnął pistolet zza paska
spodni.
Stojąc na otwartym terenie i bez zabezpieczenia,
Storm wiedział, że jego napastnik nie spudłuje z tak
bliskiej odległości. Gdy mężczyzna wystrzelił, Storm z
szybkością światła zrobił unik w lewo. Pocisk przeciął
jego prawe ramię, muskając skórę niczym skalpel
chirurgiczny.
Storm upadł na jezdnię, przeturlał się i przykucnął ze
swoim glockiem w prawej ręce. Zasłaniało go teraz
metrowe betonowe ogrodzenie, które tymczasowo
postawiła ekipa budowlana, aby osłonić się przed korkiem
w trakcie pracy.
Nieoczekiwanie Storm usłyszał za sobą oficera
Martina wykrzykującego przekleństwa. Agent ochrony
posuwał się ciężko w ich stronę, jego okrągły brzuch
podskakiwał z każdym krokiem. Głos Martina
spowodował, że dostawca na moment odwrócił wzrok od
Storma i skierował swoją broń w stronę nadchodzącego
ochroniarza. Wystrzelił. Martin zatrzymał się i krzyknął z
przerażenia.
Storm miał właśnie oddać strzał, kiedy oślepił go
nagły błysk. W tej samej chwili usłyszał dźwięk stali
wbijającej się w beton, odgłos tłuczonego szkła i pisk
hamulców. Poczuł ostry ból w ramieniu.
Kierowca pędzącego BMW zdołał ominąć dostawcę
stojącego na skrzyżowaniu dokładnie na drodze auta.
Stracił panowanie nad kierownicą i samochód uderzył w
barierę, za którą chował się Storm. Uderzenie zniszczyło
charakterystyczny kształt auta, wypełniając przestrzeń
kawałkami rozbitych reflektorów, zaś kawałek chromu,
szybujący niczym powyginana strzała, wbił się w lewe
ramię Storma. Z silnika buchnęły para i dym, głośno
zawył klakson.
Storm ani drgnął, nie ruszył się z miejsca, w którym
stał z uniesionym glockiem. Niestety, kolizja zasłoniła mu
widok, a teraz na dodatek w jego lewym bicepsie tkwił
odłamek chromu. Zmienił pozycję, aby mieć lepszy widok
na skrzyżowanie. Dostawcy już tam nie było.
Zniesmaczony schował swojego glocka i prawą ręką
usunął odłamek wbity w ramię.
W rzędzie starych domów otaczających szpital
zapaliły się światła. Gdzieś zaciekle ujadał pies. Przez
rozbitą przednią szybę samochodu Storm zobaczył
poduszki powietrzne. Uratowały życie kierowcy i
pasażerki, obydwoje byli jednak zakrwawieni i wyraźnie
oszołomieni.
Storm spojrzał za siebie. Martin wciąż stał jak słup
soli na chodniku. Kula go ominęła.
– Wezwij lekarza! – krzyknął Storm.
Wyrzucił mały kawałek chromu, który trzymał w
ręce, i podszedł do przerażonego ochroniarza.
– Ludzie w samochodzie potrzebują pomocy –
powiedział. – Idź do środka i wezwij lekarzy i
pielęgniarki.
– Jeszcze nigdy nikt mnie nie postrzelił! – Martin
patrzył ślepo przed siebie.
– I nadal tak jest. Spudłował.
Martin zauważył, że obydwie ręce Storma krwawiły.
– Ale w pana trafił.
– Właściwie też spudłował. To tylko powierzchowne
draśnięcie. Obydwaj mamy szczęście. A teraz musisz iść
do szpitala i ściągnąć pomoc. Ludzie w samochodzie są
przytomni, ale ranni. Pójdę sprawdzić, co z nimi, a ty idź
do środka. Zadzwoń na policję i po straż pożarną. I
dopilnuj, aby nikt się nie wślizgnął do środka, kiedy
wszyscy będą zaaferowani tym wypadkiem.
– Dobrze, dobrze – odpowiedział Martin. – Może pan
na mnie liczyć. – Odwrócił się i ruszył do wejścia.
Storm zauważył błysk na skrzyżowaniu. Początkowo
uznał, że to fragment rozbitego samochodu, ale zobaczył,
że coś pulsuje światłem. Kiedy podszedł bliżej, zdał sobie
sprawę, że był to telefon komórkowy. Wypadł ze spodni
dostawcy, kiedy Storm go powalił.
Podniósł go i wcisnął guzik przywołujący listę
ostatnich połączeń. Rozpoznał ostatnie nazwisko, które
wyświetliło się na małym ekranie.
Była to ostatnia wskazówka, której potrzebował.
Teraz miał wszystkie dowody. Ułożył puzzle, a
przynajmniej ich główną część.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Agentka specjalna April Showers opuściła centralę
FBI i skierowała się w stronę Dziesiątej Ulicy dokładnie
w tym samym momencie, kiedy Storm wypożyczonym
taurusem podjechał pod siedzibę FBI.
– Nie wierzę, że to robię – powiedziała, gdy tylko
wsiadła do samochodu.
– Wykonałaś telefon, o który cię prosiłem? – spytał.
– Tak, senator i jego żona spotkają się z nami o
osiemnastej trzydzieści w jego biurze. Obiecali, że
Samantha Toppers będzie razem z nimi. Wypisano ją ze
szpitala dzisiaj wczesnym rankiem.
Agentka Showers nie była tak zła, jak podczas ich
ostatniego spotkania. I dobrze. Powiedział jej dzisiaj rano
przez telefon, że odkrył ważny ślad dotyczący porwania i
morderstwa, ale go jej nie ujawnił. Poprosił tylko, aby
zebrała wszystkich razem. Stwierdził, że to, co ma do
powiedzenia, może naprawić stosunki Showers z jej
szefostwem. Może nie będzie musiała się przenosić do
Tulsy.
– Powiesz mi teraz, o co chodzi, czy to jest jakaś
kolejna tajemnica? – zapytała.
– Po tym spotkaniu nie będzie już żadnych powodów
do tajemnic.
– Czy to oznacza, że dowiem się, jak się naprawdę
nazywasz?
Storm przecząco pokręcił głową.
Źle się wyraził. Istniały etapy jego życia, które
zawsze będą tajemnicą, zwłaszcza jeśli chciał pozostać
martwy i wrócić do Montany.
Storm skręcił w lewo na Pennsylvania Avenue i
jechał na wschód, zmierzając do Kapitolu, którego
olśniewająco biała powierzchnia była teraz zaróżowiona
od zachodzącego za nimi słońca.
Agentka Showers pierwsza weszła do budynku
Dirksena, Storm szedł zaraz za nią, niosąc cztery ciężkie
torby sportowe.
– O co tu chodzi? – zapytał senator Windslow,
wstając zza biurka. – Dlaczego niesiesz te torby?
Storm rzucił je na dywan.
– On wie, kto porwał Matthew – powiedziała
Showers.
Gloria wstała z kanapy, na której siedziała razem z
Toppers, i pospieszyła w stronę Storma.
– Czy to prawda? – zapytała. – Znalazł pan
człowieka, który zamordował mojego syna? Proszę mi
powiedzieć!
– Powiem – odrzekł – ale to skomplikowane. – Wziął
Glorię za rękę i zaprowadził do krzesła. – Może pani
usiądzie, a ja wszystko wyjaśnię.
Gloria była teraz po jego prawej stronie, Toppers po
lewej, a on stał naprzeciwko Windslowa, który siedział za
swoim biurkiem. Agentka Showers stała za nim,
nieopodal drzwi.
Wszyscy znajdowali się tam, gdzie chciał. Oddzieleni
od siebie.
Storm rozpoczął wyjaśnienia:
– Agentka Showers w połowie rozwiązała sprawę
porwania.
– O czym ty, do cholery, mówisz? – zapytał
Windslow z niedowierzaniem.
– Właśnie – dodała Gloria. – Jak to w połowie?
– Zacznijmy od początku – powiedział Storm. –
Następnego dnia po porwaniu Matthew dostaliście list z
informacją o okupie z żądaniem miliona dolarów. List
napisano ręcznie, pismem technicznym. Pismo było
zupełnie inne od tego na drugim liście, który
otrzymaliście dzień później. Drugi list nie zawierał żądań
finansowych, ale zostały do niego dołączone zęby
Matthew.
– To wiemy – oznajmił niecierpliwie Windslow. –
Niech pan przejdzie do sedna. Kto zabił Matthew?
– Pozwól mu dokończyć – wtrąciła Gloria.
– W drugim liście był błąd – przypomniał Storm. –
Było w nim napisane, że Matthew jest synem senatora. Ta
różnica pomiędzy dwoma listami była pierwszym
sygnałem, że mamy do czynienia z dwiema różnymi
grupami.
– Dwie grupy porywaczy? – ryknął Windslow. – Jak
dwie różne grupy mogły porwać jedną osobę?!
– Proszę cię, Thurston, przestań przerywać –
upomniała go Gloria.
– Nazwijmy jedną grupę prawdziwymi porywaczami
– powiedział Storm. – Tworzą ją uzbrojeni mężczyźni,
którzy faktycznie porwali Matthew. Druga grupa
próbowała wykorzystać jego porwanie. Nie mieli nic
wspólnego z prawdziwym uprowadzeniem. Ich celem
było wyłudzenie od pana pieniędzy. Dlatego przesłali
trzeci list, w którym zażądali sześciu milionów w
gotówce.
Senator Windslow spojrzał nerwowo na agentkę
Showers i posłał Stormowi wściekłe spojrzenie.
– Trzeci list miał być poufny – powiedział. – Nie
miałeś prawa tego ujawniać. Moi prawnicy...
Gloria mu przerwała:
– Możesz mu pogrozić później. Chcę wiedzieć, kto
zabił mojego syna. Proszę kontynuować.
– Dziękuję – odpowiedział Storm. – Ta druga grupa –
kryminaliści, którzy chcieli pańskich pieniędzy –
początkowo mnie zmyliła. Wiedziałem, że to musiał być
ktoś z pańskiego otoczenia, ponieważ wymienili moje
imię w trzecim liście.
– Ktoś bliski nas zdradził? – spytała Gloria.
– Miałem pewne przeczucie, ale nie byłem tego
pewien do momentu, kiedy razem z Samanthą
dostarczaliśmy pieniądze.
– Samantha? – powtórzyła Gloria. Wszyscy
popatrzyli na młodą kobietę, która najpierw wbiła wzrok
w Storma, po czym popatrzyła na Glorię i powiedziała:
– To nie ja.
– W czasie naszej podróży – kontynuował Storm –
Samantha użyła słowa „zabunkrować”. To samo słowo
widniało w trzecim liście, w którym porywacze
nakazywali senatorowi, aby wybrał sześć milionów, które
są zabunkrowane w skrytce bankowej. To slang, którego
nie używają Rosjanie.
– Jacy Rosjanie? – spytała Gloria. – Twierdzisz, że
Samantha pomagała Rosjanom?
– Nie znam żadnych Rosjan – wtrąciła Samantha. –
To się nie trzyma kupy.
– Za chwilę wyjaśnię, o co chodzi z Rosjanami –
powiedział Storm. – Wróćmy do nocy, kiedy razem z
Samanthą podrzucaliśmy okup. Powiedziała mi, że
studiuje inżynierię mechaniczną.
Agentka Showers przerwała mu, dorzucając:
– Co oznacza, że wie, jak wygląda pismo techniczne,
i potrafi się nim posługiwać na takiej odbitce, na jakiej
napisano listy z żądaniem okupu.
– Wielu ludzi wie, jak to zrobić – zaprotestowała
Samantha.
Gloria skupiła na niej wzrok i zapytała:
– Czy to prawda? Myślałam, że kochasz mojego
syna.
– Oczywiście, że go kocham. Kochałam – zająknęła
się Toppers. – Nie zrobiłam nic złego.
– To niedorzeczne – odparł Windslow. – Dlaczego
miałaby kraść nasze pieniądze?
– Najbardziej oczywistą wskazówką było to, że za
każdym razem, gdy tylko podrzucałem jedną z toreb,
porywacze dzwonili do Samanthy – ciągnął Storm. –
Zupełnie jakby ktoś mówił im dokładnie, co robiłem.
Ktoś, kto siedział w vanie i czekał, podczas gdy ja
wrzucałem torby do śmietników. Ktoś wysyłał do nich
SMS-y.
– Dlaczego mnie atakujecie? – wykrzyknęła
Samantha. – Dlaczego kłamiecie na mój temat? –
Podniosła się z sofy. – Chcę wyjść. Nie czuję się dobrze.
– Nikt nie wyjdzie – powiedziała agentka Showers. –
Jeszcze nie teraz.
Poirytowana Toppers usiadła z powrotem.
– To nie fair – powiedziała i nadąsała się.
– Za pierwszym razem, kiedy Samantha przywiozła
milion dolarów na Union Station, wiedziała, że agentka
Showers obstawiła cały dworzec agentami – wyjaśnił
Storm. – Ostrzegła więc swojego partnera. To wtedy
wpadli na nowy pomysł. Wymyślili sprytny sposób
zdobycia pieniędzy.
– Jakich pieniędzy? – zapytał Windslow. –
Porywacze wysadzili je w kawałki.
– Nie – powiedział Storm. – Nie wysadzili ich.
Spójrzmy ponownie na fakty. Trzeci list zawierał
instrukcje, aby Samantha wzięła sześć milionów ze
skrytki bankowej i włożyła je do czterech toreb
sportowych. Ale nie to zrobiłaś, kiedy byłaś sama w
skarbcu, prawda, Samantho?
– Dokładnie to zrobiłam – zaprotestowała. –
Widziałeś, jak wychodzę ze skarbca, niosąc torby.
Zaglądałeś do nich i widziałeś w nich pieniądze.
– Tak. Ale nie zajrzałem zbyt głęboko – odpowiedział
Storm. – Oto, co się stało: kiedy Samantha była sama w
skarbcu, otworzyła inną skrytkę – tę, którą sama wynajęła.
Miała w niej pocięte gazety w kształcie banknotów
studolarowych. Włożyła te fałszywe banknoty na dno
każdej z toreb i zakryła je warstwą właściwych
banknotów studolarowych. Potem resztę z tych sześciu
milionów włożyła do skrytki bankowej.
– Moje sześć milionów nie wyleciało w powietrze w
koszach na śmieci? – spytał Windslow.
– Eksplozje zniszczyły podrobione pieniądze z
papieru gazetowego – powiedział Storm.
– Nie masz żadnego dowodu – sprzeciwiła się
Toppers, ale jej twarz zdradzała panikę, jakby była
zwierzęciem zapędzonym w ślepy zaułek.
Storm podniósł cztery torby sportowe i podał jej.
– Banknot studolarowy waży mniej więcej jeden
gram – wytłumaczył. – Milion dolarów w banknotach
studolarowych waży dziesięć tysięcy gramów bądź, jak
kto woli, dziesięć kilogramów. Sześć milionów dolarów
waży sześćdziesiąt kilogramów.
– Potrafię liczyć – powiedziała Toppers.
– Tak, powiedziałaś mi już, że jesteś dobra z matmy.
– Rzucił jej torby pod nogi. – W tych czterech torbach
umieściłem równowartość sześćdziesięciu kilogramów.
Kiedy wyszłaś ze skarbca, niosłaś wszystkie cztery torby
– po dwie w jednym ręku. Nie powinnaś mieć w takim
razie teraz problemu z ich podniesieniem – jeśli w
tamtych torbach rzeczywiście było sześć milionów.
– Czego to ma dowieść? – spytał Windslow.
– Oczywiste jest, że papier gazetowy waży mniej niż
banknotowy – odpowiedziała mu agentka Showers. – Jeśli
nie będzie w stanie podnieść tych toreb, niemożliwe, żeby
wyniosła sześć milionów w studolarowych banknotach ze
skarbca. W ten sposób udowodni, że tamte torby były
wypełnione papierem gazetowym, a nie pieniędzmi.
– Podnieś torby – powiedział Storm. – Udowodnij, że
się mylę.
Toppers nie ruszyła się z miejsca.
– Do cholery, dziewczyno! Podnieś te torby –
rozkazał senator.
Nadal się nie poruszyła.
– Jeśli chcesz, abyśmy uwierzyli, że nie jesteś w to
zamieszana, podnieś te torby – powiedziała Gloria
surowo.
Toppers powoli podniosła się z sofy. Spojrzała na
każdego z nich, a potem opuściła ręce, aby zacisnąć palce
na paskach czterech toreb. Chrząknęła, po czym szarpnęła
je do góry.
Przez chwilę wyglądało na to, że faktycznie je
podniesie. Były jednak za ciężkie, a ona zbyt drobna i
słaba. Prawie się przewróciła.
Gloria wyskoczyła z krzesła i rzuciła się na Toppers.
Uderzyła młodszą kobietę w twarz i złapała ją za włosy.
Obydwie wylądowały na podłodze. Storm złapał Glorię,
która kopała Toppers. Showers odciągnęła Samanthę na
drugą stronę.
– Ty mała suko! – krzyknęła Gloria. – Jak mogłaś
nam to zrobić? Jak mogłaś zrobić to naszemu synowi?
Traktowaliśmy cię jak rodzinę. Dlaczego to zrobiłaś?
– Samantho, czy w torbach, które wyniosłaś ze
skarbca, były gazety? – zapytała agentka Showers.
Toppers wyglądała na całkowicie pokonaną.
Odpowiedziała:
– Tak. Podmieniłam pieniądze, tak jak on powiedział.
Showers skuła dziewczynę i posłała Stormowi
uśmiech pełen uznania.
– Mądrze pomyślane, wsadzić sześćdziesiąt kilo do
tych toreb – powiedziała.
– W zasadzie tam jest dziewięćdziesiąt kilogramów.
To był podstęp. Nie miałem pojęcia, ile waży papier
gazetowy.
Twarz Toppers poczerwieniała. Wybuchnęła
płaczem, dając upust stłumionym emocjom.
– Kto ci pomagał? – domagał się odpowiedzi
Windslow. – Kto jest twoim partnerem? Być może
napisałaś te liściki, ale nie skonstruowałaś bomb.
Szlochając, Samantha wyjąkała:
– Nigdy cię nie lubiłam, i twój pasierb też. Jesteś
tyranem.
Storm wyciągnął z kieszeni komórkę i wybrał ostatni
numer na liście wybieranych połączeń. W pokoju
rozbrzmiał głos Rihanny, który dochodził z torebki
Toppers.
– Ten telefon należy do mężczyzny, który próbował
dostać się wczoraj do szpitala, aby zobaczyć się z
Samanthą – wyjaśnił Storm. – Wypadł mu z kieszeni tuż
przed tym, gdy próbował mnie zastrzelić. Ostatni numer,
jaki wybierał, to numer Samanthy.
Zawahał się, a potem odezwał się współczującym
głosem:
– Ta komórka należy do twojego brata, prawda,
Samantho? Przyszedł, aby się z tobą zobaczyć, ponieważ
chciał dostać pieniądze.
– To ty masz brata? – spytała Gloria. – Myślałam, że
jesteś jedynaczką.
– Nazywa się Jack. Jack Jacobs – odpowiedziała
Toppers, łkając.
– Niech to szlag trafi – zaklął Windslow. – Jakim
cudem nasi detektywi, którzy ją sprawdzali, to przegapili?
– Kobieta, którą wszyscy znamy jako Samanthę, to
właściwie Christina Jacobs – powiedział Storm. – Ona i
jej brat urodzili się w Vermont i mieszkali tam, dopóki
sąd nie odebrał ich uzależnionej od narkotyków matce.
Nie jestem pewien jak ani dlaczego, ale Christina trafiła
do Charlesa i Margarity Toppers, bogatej pary
mieszkającej w Stamford, w Connecticut. Mieli córkę w
tym samym wieku, która miała na imię Samantha.
– Powiedziałaś nam, że państwo Toppers byli twoimi
rodzicami – rzekł Windslow.
– Charles, Margarita i prawdziwa Samantha zginęli w
wypadku samochodowym w Hiszpanii, kiedy byli na
wakacjach – wyjaśnił Storm. – Ich ciała spłonęły i nie
nadawały się do identyfikacji. Christina była w tym czasie
chora i została w domu, a kiedy policja powiedziała jej, że
wszyscy zginęli, zdecydowała, że przejmie tożsamość
Samanthy. Powiedziała władzom, że zabita dziewczynka
to jej przyjaciółka, która miała na imię Christina Jacobs i
była sierotą.
– Jakim cudem jej się to udało? – spytał Windslow.
– Nigdy nie wróciła do Connecticut. Margarita miała
krewnych w Hiszpanii, więc wszystkie trzy ciała zostały
tam pochowane. „Nowa” Samantha skontaktowała się z
bankiem, który był powiernikiem majątku Toppersów, i
powiedziała wykonawcy testamentu, że była zrozpaczona
i chciała trochę pomieszkać w Europie. Wykonawca miał
do czynienia tylko z Charlesem Toppersem i nie wiedział,
jak Samantha wyglądała ani jaki miała głos. Przesyłał jej
co miesiąc czeki na konto bankowe w Paryżu. Mieszkała
za granicą przez sześć lat, udając Samanthę, kontaktując
się z bankiem w Stamford jedynie przez e-maile i listy.
Kiedy wróciła do Stanów Zjednoczonych, zmieniła
wygląd, przefarbowała włosy, nauczyła się podrabiać
podpis Samanthy. Nabrała wszystkich oprócz własnego
brata.
– Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę –
powiedziała Samantha. – Po tym wypadku w Hiszpanii
wysłałam mu wiadomość, że jego siostra nie żyje.
Słyszałam, że wstąpił do marynarki i był w Zatoce
Perskiej, walczył w Iraku. Działał w wywiadzie
wojskowym. I nagle, ni stąd, ni zowąd, zjawił się w moim
mieszkaniu tej nocy, kiedy Matthew został porwany.
Byłam kompletnie roztrzęsiona. Opowiedziałam mu o
tym, co zrobiłam, oraz że byłam zaręczona i że Matthew
został porwany. Myślałam, że będzie mi współczuł, a on
uznał, że to znakomita okazja. Powiedział: „Ty miałaś
szansę, aby zacząć od początku. Ja też chcę dostać swoją”.
– To był pomysł twojego brata, aby napisać ten
pierwszy list, prawda? – spytał Storm.
– Myślał, że jeśli będziemy działać szybko, możemy
pokonać prawdziwych porywaczy. Zagroził, że jeśli mu
nie pomogę, wyda mnie i pójdę siedzieć. Ale wtedy
powiedziałam mu, że FBI jest wszędzie na Union Station.
Nie miał jak odebrać tych pieniędzy. Myślałam, że po tej
akcji odpuści sobie ten cały pomysł, ale popełniłam głupi
błąd.
– Powiedziałaś mu o liście prawdziwych porywaczy,
tym z zębami – oznajmił Storm.
– Chciałam, aby wiedział, że porywacze
skontaktowali się z Windslowami. Powiedziałam mu, że
CIA sprowadziło eksperta, aby pomógł FBI. Chciałam go
przestraszyć. On natomiast wydedukował, że porywaczom
nie zależało na pieniądzach. Chcieli, aby senator zrobił
coś innego. Wtedy Jack wpadł na pomysł wyciągnięcia
pieniędzy ze skrytki i zaaranżowania tego tak, aby
wszyscy myśleli, że pieniądze wyleciały w powietrze.
– Skąd wiedziałaś o sześciu milionach ukrytych w
skrytce bankowej? – spytała agentka Showers. – Czy
Matthew mówił ci o nich?
– Nie tylko mówił. Matthew wziął mnie do skarbca i
pokazał mi te pieniądze. Powiedział, że to kasa z łapówki,
którą jego ojczym dostał od jakiegoś Rosjanina.
– Chwileczkę, dziewczyno! – wykrzyknął Windslow.
– Łapówka? Nie ma dowodu na to, że wziąłem łapówkę.
Licz się ze słowami!
– Co ty narobiłeś, Thurston? – spytała Gloria. – Czy
ponosisz odpowiedzialność za porwanie Matthew? Kim są
ci Rosjanie i dlaczego dali ci łapówkę?
– To nie jest coś, o czym musimy teraz dyskutować,
Glorio – odpowiedział Windslow, patrząc nerwowo na
agentkę Showers.
– Senatorze, mogę panu pomóc, jeśli powie mi pan
prawdę o pieniądzach – odparła Showers. – Możemy
zawrzeć umowę. Jeszcze nie jest za późno, aby postąpić
właściwie.
– Proszę mi nie mówić, co mogę, a czego nie mogę
robić. – Twarz Windslowa zaczęła nabierać czerwonej
barwy. – Nie mam pojęcia, o czym ta kobieta mówi. W
całej mojej karierze politycznej nigdy nie wziąłem żadnej
łapówki.
Zwracając się do Samanthy, Showers zapytała:
– Kto wynajął drugą skrytkę bankową, do której
wsadziłaś gazety, ty czy twój brat?
– On to zrobił. Tamte sześć milionów wciąż tam jest.
A przynajmniej większa ich część. Możecie je wziąć jako
dowód przeciwko niemu. – Skinęła głową w stronę
Windslowa. – Matthew powiedział mi, że to pieniądze z
łapówki. Mój brat stwierdził, że to będzie jak ograbienie
dilera narkotyków. Wciąż myślałam: „Jeśli zrobię to dla
Jacka i dostanie te sześć milionów, będzie ustawiony na
całe życie. Zostawi mnie w spokoju”. Jack dał mi klucz do
drugiej skrytki w dniu, w którym poszliśmy do banku.
Zapewnił mnie, że wszystko pójdzie dobrze. Myślałam, że
porywacze uwolnią Matthew, gdy tylko senator zrobi to,
czego chcą.
– To oburzające! – krzyknął Windslow. – Ona
próbuje mnie wrobić, aby samej się oczyścić. Skąd
wiemy, że to nie jej brat porwał Matthew? Cała ta
rozmowa o Rosjanach jest tylko i wyłącznie spekulacją.
– Gdzie jest teraz Jack? – zapytał Storm.
– W motelu w Wirginii – odparła Samantha. – Po
tym, jak Matthew został zamordowany, wciąż ktoś się
wokół mnie kręcił, nie byłam sama. Jack czekał, aż będzie
mógł wziąć ode mnie klucz, aby odebrać pieniądze.
Przyszedł wczoraj do szpitala, ale nie mógł dostać się do
środka. Nigdy nie zależało mu na mnie. Chciał jedynie
tych głupich pieniędzy.
– Wyślę kogoś, aby aresztowali twojego brata –
powiedziała agentka Showers. Spojrzawszy na senatora,
dodała: – Myślę, że lepiej będzie, jeśli zadzwoni pan do
swoich prawników.
– Te pieniądze były w skrytce wynajętej przez
mojego pasierba – odparł Windslow. – Nie możecie ich
powiązać ze mną. Nie możecie udowodnić, skąd
pochodzą.
– Nie waż się oskarżać mojego syna – warknęła
Gloria. – Ty samolubny skurwysynu, jak mogłeś do tego
dopuścić?! – Zwróciła się do Storma: – Jeśli Samantha –
albo Christina, czy jak jej tam na imię – i jej brat nie mieli
nic wspólnego z porwaniem Matthew, kim są w takim
razie ci Rosjanie i dlaczego zabili mojego syna?
Storm spojrzał na Windslowa.
– Najwyższy czas, aby się przyznać, czyż nie, panie
senatorze? Proszę powiedzieć swojej żonie, co pan zrobił.
Proszę powiedzieć nam wszystkim.
Windslow podniósł się zza biurka.
– Jestem senatorem Stanów Zjednoczonych, a wy
jesteście w moim biurze. Myślę, że to odpowiedni
moment, aby wszyscy stąd wyszli. Myślicie, że jesteście
tacy mądrzy, że wszystko wiecie, prawda? A tak
naprawdę gówno wiecie.
– To ty zleciłeś zabicie mojego syna? – wykrzyknęła
Gloria.
Po twarzy Windslowa przemknął cień.
– To jest znacznie większa sprawa, niż ci się wydaje.
Nikt z was nie ma pojęcia, z kim macie do czynienia i jak
daleko to sięga. Ci ludzie są...
W dokończeniu zdania przeszkodził senatorowi
potężny huk i brzęk rozbijanego szkła, gdy okno za nim
eksplodowało. Prawe ramię Windslowa drgnęło, kiedy
pojedynczy pocisk snajpera przebił jego klatkę piersiową.
W ułamku sekundy na jego twarzy odmalowało się
zdumienie, po czym jego ciało upadło bezwładnie na
podłogę.
Działając instynktownie, agentka Showers powaliła
Toppers na posadzkę, usuwając ją z linii strzału, podczas
gdy Storm kucnął za biurkiem senatora, gdzie Windslow
wydawał z siebie ostatnie tchnienie. Z rany wylotowej
wypływała krew. Storm spojrzał w oczy człowieka, który
wiedział, że jest jedynie kilka sekund od śmierci.
Windslow wyszeptał:
– Midas. Jedidiah wie.
Kiedy wypowiedział te słowa, jego wzrok stężał i
Storm mógł tylko patrzeć, jak życie opuszcza ciało
Windslowa. Senator był martwy.
Krzyki i piski wypełniły pokój, ale Storm słyszał w
tej chwili jedynie ostatnie słowa Windslowa, odbijające
się echem w jego głowie.
Jedidiah wie.
Ciąg dalszy w drugiej części trylogii
Wściekły sztorm.
O AUTORZE
RICHARD CASTLE jest autorem licznych
bestsellerów, w tym znakomicie przyjętego przez
krytyków cyklu książek o Derricku Stormie. Jego
pierwsza powieść, Pod gradem kul, opublikowana jeszcze
w college’u, otrzymała prestiżową Nagrodę Toma Strawa
dla Literatury Kryminalnej Stowarzyszenia Nom
DePlume. Castle mieszka na Manhattanie ze swoją córką i
matką, które wypełniają jego życie humorem i inspiracją.