Napier Susan Uwodziciel

background image

SUSAN NAPIER

Uwodziciel

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg

Madryt • Mediolan • Paryż • Sydney

Sztokholm • Tokio • Warszawa

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Panno Carson! Panno Carson! - wykrzykiwała

niska, ciemnowłosa dziewczyna usiłując zwrócić uwagę

miotającej się na bramce Joanny.

- Nie teraz, Tereso! - odkrzyknęła Joanna. - Muszę

uważać. Przegrywamy i jeżeli przepuszczę kolejnego

gola, wyrzucą mnie z boiska.

Zdawało się to nieuniknione. Joanna całym sercem

kochała sport, niestety, była to miłość nie odwza­

jemniona. Ze względu na wadę wzroku i absolutny

brak wyczucia odległości rówieśnicy rzadko do­

puszczali ją do udziału w podwórkowych rozgry­

wkach. Jako dziecko nadrabiała te braki poświę­

ceniem i entuzjazmem. Teraz, w wieku dwudziestu

trzech lat pogodziła się z faktem, że choćby nie

wiem jak się starała, jej wysiłki i tak pójdą na

marne. Mimo to uczucie, jakim darzyła wszystkie

bez wyjątku dyscypliny sportu, nie ostygło i, jak

podejrzewała, tylko dlatego wybrano ją do drużyny

nauczycieli w dorocznym meczu nauczyciele prze­

ciwko uczniom. Ustawiono ją na bramce, w prze­

konaniu, że na tej pozycji będzie zupełnie nieszko­

dliwa. Okazało się, że założenie to było błędne.

- Ależ, panno Carson, sam pan McKinley przysłał

mnie po panią - jęknęła Teresa.

- Przecież widzisz, że teraz nie mogę.

- Ale pani musi pójść ze mną. - W głosie Teresy,

background image

6

UWODZICIEL

o której lenistwie na lekcjach krążyły legendy, brzmiała

prawdziwa desperacja. - Ktoś chce się z panią widzieć!

- W takim razie ten ktoś będzie musiał poczekać

- odpowiedziała Joanna podciągając opadające ochra­

niacze.

- Ale on nie może czekać. Spóźni się na samolot.

Bardzo panią proszę, panno Carson, niech pani pójdzie

ze mną.

- Wiesz, kto to taki? - Joanna spojrzała na

dziewczynę sponad okrągłych okularów w drucianych

oprawkach, które pasowały do tradycyjnego stroju

drużyny hokejowej - czarnego kostiumu gimnastycz­

nego i takich samych podkolanówek. Żałowała, że

nie założyła raczej szkieł kontaktowych. Na dodatek,

przyduży kapelusz opadał jej bez przerwy na oczy

przeszkadzając w grze.

Do bramki zbliżył się skłębiony tłum zawodników.

Oto szansa dla niej, by ocalić własną drużynę. Ale

gdzie jest krążek? O nie! - Joanna zamrugała oczami

przerażona. Krążek był, niestety, w posiadaniu

kapitana Pierwszej Jedenastki.

- To Marlow. Richard Marlow, ten sławny aktor!

- wrzasnęła Teresa nie będąc w stanie utrzymać

dłużej w tajemnicy tej fascynującej wiadomości.

- Co? - Joanna gwałtownie odwróciła głowę.

W tej samej chwili krążek z cichym świstem przeleciał

o parę milimetrów od jej policzka, odbił się od siatki

i z impetem uderzył ją w kark. Z ust Joanny wyrwał

się okrzyk bólu, a świat przesłoniły jej napływające

do oczu łzy. Potykając się o opadające ochraniacze

zeszła z boiska i usiadła na zadeptanej trawie. Jakby

z oddali docierały do niej radosne okrzyki kibicujących

studentów i jęk zawodu jej własnej drużyny.

background image

UWODZICIEL 7

- O rany! Przepraszam panią, panno Carson

- usłyszała pogodny głos kapitana Pierwszej Jedenastki.

- Myślałem, że zdąży pani odskoczyć na bok, tak, jak

poprzednim razem.

- Poprzednim razem krążek nie wypadł z bramki

- zauważyła sucho Joanna rozcierając zdrętwiały

z bólu kark. - Nie spodziwałam się uderzenia od tyłu.

- Porządnie się pani oberwało - współczująco

pokiwał głową nauczyciel ekonomii. - Najlepiej będzie,

jeśli odpocznie pani chwilę. Ktoś inny zastąpi panią

na boisku.

Na twarzach pozostałych zawodników odmalowała

się wyraźna ulga. Joanna podniosła się z trawy.

- Gdyby to był mój krążek, zabrałabym go do

domu - rzuciła obrażona walcząc z zapięciami

ochraniaczy.

- Nie zrobiłabyś tego - uśmiechnął się wchodzący

za nią na bramkę kolega. - Należysz do tych, którzy

umieją przegrywać.

- O tak! Miałam mnóstwo okazji, żeby się tego

nauczyć.

- Panno Carson... - Głos Teresy przypomniał

Joannie o przyczynie całego zajścia. Richard Marlow.

Wstrętny facet! Jeszcze go nie poznała, a już sprawił

jej tyle kłopotów. Z początku propozycja opieki nad

siedemnastoletnią siostrzenicą, którą wybrano do

głównej roli w najnowszym filmie Richarda Marlowa,

wydawała jej się bardzo kusząca. Matka Rebecci,

a siostra Joanny, zgodziła się na udział córki w filmie

pod warunkiem, że Becky nie zaniedba nauki i będzie

przygotowywać się do egzaminu na uczelnię.

Joanna westchnęła ciężko, myśląc o starszej siostrze.

Piękna Ellen już od maleńkości miała skłonności do

background image

8

UWODZICIEL

przesady i histerii. Nie planowana ciąża i przyjście na

świat Sama, które to wydarzenie zbiegło się z czter­

dziestymi urodzinami Ellen, jeszcze pogorszyły sytuację.

Ellen, początkowo bardzo dumna z sukcesu córki,

zupełnie nieoczekiwanie wpadła w panikę na myśl, że

jej ukochana dziewczynka znajdzie się całkiem sama

wśród rozpustnych i amoralnych aktorów. Jakby

tego było mało, Becky zakochała się w Richardzie

i stosunki między matką a córką wyraźnie się

zaostrzyły. Ellen oskarżała Richarda, że wykorzystując

naiwność Rebecci podsyca to uczucie. Córka zaś

twierdziła, że matka jest po prostu zazdrosna. Cierp­

liwość Joanny, która z trudem usiłowała zachować

w tym sporze neutralną pozycję, była na wyczerpaniu.

- ...panno Carson?

- Ta*k7 Aćn, to ty, Tereso - Joanna przerwa'ta

rozmyślania. Wetknęła kij hokejowy pod pachę

i szybkim krokiem ruszyła w kierunku szkoły.

- Zastanawiałam się właśnie ... - zaczęła niepewnie

drepcząca przy jej boku Teresa, - ... to znaczy, nie

chciałam wspominać o tym przy panu McKinley, no

i jemu się spieszy, a ja muszę wracać na lekcję, ale

skoro pani będzie dla niego pracowała - tu urwała,

nabrała powietrza i wypaliła - Czy mogłaby pani

poprosić go o autograf? - Wepchnęła w ręce za­

skoczonej Joanny notes i ołówek i szybko oddaliła się

rzucając przez ramię: - Strasznie pani dziękuję, panno

Carson.

- Gdyby tak oni z równym zapałem podchodzili

do nauki - westchnęła Joanna, przeklinając w duchu

entuzjazm, z jakim uczniowie traktowali film i jego

gwiazdy. Od kiedy po szkole rozeszła się pogłoska

o jej powiązaniach z Richardem Marlowem, nie miała

background image

UWODZICIEL

9

chwili spokoju. Doprowadzali ją do białej gorączki

prośbami i błaganiami o autografy. Jedynym plusem

całej tej sytuacji było to, że nie będzie miała trudności

ze znalezieniem chętnych do kółka aktorskiego, które

planowała po wakacjach. Nagle przypomniała sobie,

że ciągle jeszcze ma na sobie kostium do hokeja. Jak

tu pokazać się w czymś takim sławnemu aktorowi!

Może powinna chociaż zdjąć ten okropny kapelusz?

Wychodząc zza rogu budynku ujrzała wysokiego,

rudowłosego mężczyznę, który lekko utykając kierował

się w stronę parkingu. Rozpoznała go od razu. Tyle

razy widziała go na scenie i na ekranie, zanim wypadek

samochodowy nie przekreślił jego kariery aktorskiej.

- Panie Marlow! Panie Marlow! - krzyknęła.

Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił. Na widok

przeraźliwie chudej nastolatki, spieszącej w jego stronę,

skrzywił się i szybkim krokiem ruszył naprzód.

- Panie Marlow! - W głosie Joanny brzmiało

rozdrażnienie.

Mężczyzna przyspieszył kroku. Prawie wcale nie

podpierał się teraz trzymaną w ręce laską. Poruszał

się nad podziw szybko jak na kalekę. Dopadła go

dopiero przy wejściu na parking.

- Panie Marlow...

- Nie teraz, skarbie - przerwał jej. - Bardzo mi się

spieszy.

- Wiem - oddychała ciężko. Nie zamierzała rezyg­

nować, kiedy tyle wysiłku kosztowało ją, by go

dogonić. Od dawna oczekiwała, że ktoś ze studia

skontaktuje się z nią w sprawie Rebecci, ale nie

spodziewała się, że będzie to sam Wielki Marlow.

Becky powtarzała bez końca, jak dużo pracy ma

Richard, ile nie cierpiących zwłoki spraw wisi mu nad

background image

10

UWODZICIEL

głową. Jedno było pewne, jej siostrzenica miała

niezaprzeczalny talent do dramatyzowania.

- Panie Marlow - Joanna spróbowała raz jeszcze,

wychodząc naprzód i zagradzając mu drogę. Jedno­

cześnie zapomniany przez nią kij hokejowy, który

trzymała pod pachą, zahaczył o laskę mężczyzny

i podciął mu nogi. Marlow zachwiał się, stracił

równowagę i jak długi runął na ziemię u stóp Joanny.

- O mój Boże - jęknęła cicho pomagając mu się

podnieść. - Tak mi przykro, chciałam tylko...

- No dobrze, daj mi ten przeklęty notes! - W oczach

Marlowa błyszczał gniew. Wyrwał z rąk osłupiałej

Joanny notes i ołówek. - Jak ci na imię?

- Jo..., to znaczy Teresa - wyjąkała zaskoczona

Joanna. Szeroko otwartymi ze zdumienia oczami

przygYądaYa się, jak mężczyzna •wpisaje się do Titfttso

Teresy. Miał delikatną, kobiecą rękę, o długich,

szczupłych palcach, która wcale nie pasowała do

reszty silnej, muskularnej sylwetki. Jego rzęsy i brwi

były równie gęste jak ogniście ruda czupryna, choć

o nieco ciemniejszym odcieniu. Pachniał dobrą wodą

kolońską, której zapach wydał się jej znajomy.

Skończył pisać, wsunął notes i ołówek z powrotem

w ręce Joanny i ruszył w kierunku samochodu.

- Panie Marlow, proszę, niech pan chwilę zaczeka.

Ja...

Znów nie dał jej skończyć.

- Słuchaj, skarbie - uśmiechnął się z przymusem,

- jeżeli chodzi o mój film, to wszystkie role są już

dawno obsadzone, a jeśli chcesz zostać gwiazdą, to

też nie mogę ci pomóc. Aktorem nie zostaje się z dnia

na dzień. To długie lata ciężkiej pracy, która nie ma

końca... i dlatego właśnie muszę już uciekać...

background image

UWODZICIEL

11

- Ależ, panie Marlow - Joanna była tak wściekła,

że miała ochotę krzyczeć ze złości i zniecierpliwienia.

Marlow wcale nie zwracał na nią uwagi. Była pewna,

że nawet w tej chwili te zielone oczy nie dostrzegają

nic poza własnym odbiciem. Właśnie nabrała powiet­

rza, by powiedzieć mu, że oto ma przed sobą ciotkę

swojej nowej gwiazdki, kiedy mężczyzna pochylił się

i zamknął jej usta pocałunkiem.

- To, żebyś miała czym pochwalić się przed

koleżankami - rzucił uśmiechając się. Wsiadł do

samochodu i już go nie było.

- Zarozumialec! - prychnęła Joanna. Nic dziwnego,

że w tym śmiesznym stroju wziął ją za jedna z uczennic,

ale czy każda nastolatka się w nim podkochuje?

Gdyby przyjrzał się jej uważnie, zamiast czarować ją

słodkimi uśmiechami, na pewno by zauważył, że ma

przed sobą dorosłą kobietę, a nie zafascynowaną

spotkaniem ze sławnym aktorem smarkulę.

- Widziałeś, co ta pannica zrobiła? - zwrócił się do

swego asystenta Marlow rozcierając stłuczoną nogę.

- Bardzo oryginalny pomysł zwrócenia na siebie

uwagi - uśmiechnął się Dean Jacobs. - Osiągnęła

swój cel i nawet nie musiała się rozbierać.

Richard popatrzył na niego uważnie.

- Ciągle jeszcze się mówi o tamtej historii?

- O której? - z niewinną miną spytał Dean. - Tyle

ich było. Widziałeś ciotkę?

- Niestety, nie - westchnął ciężko Richard. - Oto­

czyły mnie za to stada młodych Sarah Bernhardts

i musiałem ratować sie ucieczką. Scena jak z „Ptaków"

Hitchcocka. Prawie mi się udało, kiedy dopadła mnie

ta czarna wrona.

- Nie wiedziałem, że dziewczęta jeszcze się tak

background image

12

UWODZICIEL

ubierają - zarechotał rozbawiony tą opowieścią Dean,

- C o dalej?

Richard obojętnie wzruszył ramionami.

- Lecę do New Plymouth. Wygląda na to, że nie

mamy wyboru i musimy pogodzić się z obecnością

ciotki-przy zwoitki. Ellen Turner nalega, a Boże chroń

przed matkami na planie filmowym. Zresztą, czy ona

może nam zaszkodzić? Ellen mówi, że to nauczycielka

z powołania. Uczniowie bardzo ją lubią. Jest idealną

opiekunką dla Becky. Zna małą. Mam nadzieję, że

nie będzie się wtrącać do filmu. Ty lub Toni poroz­

mawiacie z nią na ten temat. Grzecznie, przy kawie,

wyjaśnicie jej, że studio płaci jej za opiekę nad Becky,

a nie za konsultację.

- A w razie kłopotów nasz uroczy reżyser wkroczy

do akcji i tak zbajeruje cioteczkę, że ta będzie mu

jadła z ręki - dorzucił Dean. - Może nawet znajdzie

się dla niej jakaś niewielka rólka...

- Pewnego dnia, mój przyjacielu, będzie z ciebie

doskonały reżyser, ale na razie ja tu jestem od myślenia.

- Chyba wiem, co to oznacza - mruknął Dean.

- To oznacza, mój drogi chłopcze, że jeśli cioteczka

zacznie się stawiać, będziesz musiał na jakiś czas

zapomnieć o ślicznej Loren i poświęcić cały swój

męski urok, kowboju, żeby ciotka była zadowolona

i nie zawracała głowy twojemu szefowi.

Po tych słowach Richard roześmiał się. Czekały ich

długie miesiące intensywnej pracy i wiedział, że niewiele

będzie miał okazji do śmiechu. Przygotował się już

psychicznie na fizyczny i emocjonalny wysiłek, który

zawsze towarzyszył pracy nad filmem i z niecierpliwoś­

cią oczekiwał trudności, które przyjdzie mu tym razem

pokonać. Nikt i nic nie może stanąć na jego drodze.

background image

UWODZICIEL 13

- Pozostaje mi już tylko nadzieja, że ciotka jest

równie urodziwa jak jej siostra - z rezygnacją w głosie

powiedział Dean. - Choć przy moim pechu, najpewniej

okaże się stara i brzydka.

Joanna, w przeciwieństwie do swoich rówieśnic,

które nabrały krągłych, kobiecych kształtów, pozostała

szczupła i płaska jak chłopak. Z początku bardzo

drażliwa na punkcie swojej chudości, z czasem śmiała

się z niej razem z innymi.

Jej uczniowie byliby oburzeni, gdyby wiedzieli, jak

potraktowała ich ulubionego aktora i jak zdobyła

jego autograf. Nie wspominając o pocałunku! Zajrzała

do notesu i uśmiech znikł z jej twarzy. „Teresie,

z wyrazami miłości, Richard Marlow". Miłości?

- skrzywiła się. Czy ktoś taki jak Marlow potrafi

naprawdę kochać? Gazety rozpisywały się o jego

niezliczonych przygodach i romansach. Głupie, puste

słowa, ale Teresa oszaleje z radości.

Nie mogła doczekać się chwili, kiedy zostanie oficjal­

nie przedstawiona Marlowowi. Należy mu się nauczka.

Ale się zdziwi, kiedy zobaczy, kim jest osoba, którą

potraktował jak jeszcze jedną łowczynię autografów.

Niech nie myśli, że potrafi oczarować każdą kobietę!

Przypomniała sobie pierwsze spotkanie z Marlowem.

Było to poprzedniego tygodnia, na premierze połą­

czonej z akcją dobroczynną. Zabrał ją tam Duncan

McKinley, który zorganizował tę akcję. Duncan,

dyrektor największej w Auckland szkoły państwowej,

był działaczem wielu towarzystw dobroczynnych

i często zabierał ją na podobne imprezy. Była już

gotowa i czekała na przyjście Duncana, kiedy za­

dzwoniła Ellen z wiadomością, że Becky będzie na

premierze z Richardem Marlowem.

background image

14

UWODZICIEL

- Powiedział, że ze względu na prasę powinni się

teraz pokazywać razem jak najczęściej, ale wiesz, jaka

jest Becky. Ona traktuje to wszystko tak poważnie.

- W głosie Ellen brzmiało rozdrażnienie, które

pojawiało się ostatnio za każdym razem, kiedy mówiła

o córce. - Wszystko, co ma związek z osobą Richarda,

jest dla niej wspaniałe i ekscytujące.

No cóż, tak jest teraz, a co będzie dalej? Kiedy

skończą się zdjęcia i Becky będzie musiała wrócić do

roli zwykłej uczennicy? Powtarzam jej, że pakuje się

w kłopoty, ale ona, oczywiście, wcale mnie nie słucha.

Richard jest dla niej teraz wyrocznią. Skoczyłaby za

nim w ogień.

Joanna z trudem powstrzymała cisnące się jej na

usta słowa, że Ellen powinna była pomyśleć o tym

wcześniej, nim podpisała w imieniu córki kontrakt ze

studiem. Ale wtedy Ellen była zachwycona sukcesem

Becky. Zresztą każda uwaga Joanny byłaby tylko

pretekstem do kłótni. Ellen nie znosiła krytyki

i reagowała na nią równie żywiołowo, jak na wypo­

minanie jej wieku, czy też nieśmiałe napomknięcia

Joanny, że Becky potrzebuje opieki matki.

Po tej rozmowie Joanna z niecierpliwością oczeki­

wała spotkania z Marlowem. Nietrudno go było

dostrzec. Nawet w tym barwnym, pełnym sław

i znakomitości tłumie, Richard Marlow stanowił

centrum zainteresowania. Otaczała go specyficzna

aura. Patrząc na niego czuła się dziwnie skrępowana,

choć dzieliła ich sala pełna ludzi. Zauważyła, że

wygląda na szczuplejszego i starszego, niż pamiętała

go z jego ostatniego filmu. Pod grzywą ogniście

rudych włosów i w jaskrawym oświetleniu jego twarz

była zaskakująco blada. Stał niedbale oparty o filar

background image

UWODZICIEL

15

f.

nieodłączną laską i kieliszkiem w drugiej ręce.

Otoczony wielbicielami pławił się w komplementach

i popijał szampana. Urodzony aktor - pomyślała

Joanna. Znała takich facetów. Każde słowo, każdy

gest było na pokaz, nawet jeśli widownia składała się

z jednej tylko osoby. Biada naiwnym panienkom,

które uwierzyły ich zaklęciom i dały się zwieść ich

urokowi.

To, że Rebecca była zakochana, każdy mógł dostrzec

na pierwszy rzut oka. Jej ogromne błękitne oczy

patrzyły na Richarda z uwielbieniem i oddaniem.

Stała przytulona do jego ramienia, a na jej ślicznej,

młodziutkiej twarzy malowały się mieszane uczucia

dumy, podniecenia i niepokoju.

Patrząc na nią Joanna poczuła wyrzuty sumienia,

że tak lekkomyślnie potraktowała obawy Ellen. Może

nie były one aż tak bezpodstawne, za jakie je uznała.

- Dlaczego nie podejdziesz i nie przywitasz się?

- przerwał jej rozmyślania głos Duncana,

- Nie mam ochoty. - Joanna niechętnie oderwała

wzrok od stojącej po przeciwnej stronie sali pary

i spojrzała na swego towarzysza. Były gracz w rugby,

niski i barczysty, o nieregularnych rysach twarzy,

w niczym nie przypominał przystojnego Marlowa.

Był za to prostolinijnym, uczciwym człowiekiem,

delikatnym, czułym i Joannie zdawało się, że jest

w nim zakochana. Jego obecność dawała jej poczucie

bezpieczeństwa i czuła się z nim szczęśliwa.

- Dlaczego nie masz ochoty? - zdziwił się Duncan.

- Jesteś przecież ciotką Becky, a wygląda na to, że

ona nie czuje się pewnie w tym tłumie. Chociaż nie

można powiedzieć, Marlow naprawdę się o nią

troszczy.

background image

16

UWODZICIEL

Nawet za bardzo - pomyślała Joanna marszcząc

brwi. Ktoś taki jak on musi przecież zdawać sobie

sprawę z uczuć, jakie wzbudza w kobietach. A Becky

ma je wypisane na twarzy. Czyżby więc Marlow

zachowywał się tak celowo? Czy nie obchodziło go,

jakie mogą być konsekwencje takiego postępowania?!

- Przyjmiesz tę pracę, prawda? - Wyraz wahania

na twarzy Joanny nie umknął uwadze Duncana.

- Nie pozwól, by Ellen się wmieszała. To dla ciebie

wspaniała szansa. Jesteś przecież naszym ekspertem

od teatru. Niedługo zaczynają się wakacje, więc nie

stracisz więcej niż dwa tygodnie szkoły. Poza tym

może uda ci się namówić kogoś z ekipy, by przyjechał

do nas i opowiedział uczniom o pracy nad filmem.

- Gdyby tylko Ellen tak wszystkiego nie kom­

plikowała...

- Znasz Ellen. Ona zawsze robi z igły widły. Ale to

nie jest zaraźliwe. Zresztą postąpisz, jak uważasz. I,

pamiętaj, nie musisz martwić się o swoich podopiecz­

nych. Po wakacjach sam osobiście zapędzę ich do

roboty.

- Ellen mnie zabije, jeśli podejmę się tej pracy,

a Becky strzeli do głowy jakiś głupi pomysł.

- Ellen nie daruje ci, jeśli się nie zgodzisz - uśmiech­

nął się Duncan. Wiedział, że Joanna bardzo chciałaby

obserwować z bliska pracę nad filmem. - Czy jesteś

pewna, że nie chcesz tam podejść i przywitać się?

- Nie chcę przeszkadzać w przedstawieniu, a po­

nadto mam uraz do rudzielców. Kiedy byłam mała,

taki jeden rudzielec z sąsiedztwa namówił mnie, bym

dała się oskalpować. Domyślasz się, że to właśnie

mnie się potem najwięcej oberwało. Od tego czasu nie

ufam nikomu, kto ma rude włosy.

background image

UWODZICIEL

17

- Czy przypadkiem ten rudzielec z sąsiedztwa nie

powtórzył niedawno swojego wyczynu? - spytał

Duncan obrzucając uważnym spojrzeniem króciutką

fryzurkę Joanny.

- Pod warunkiem, że zmienił płeć i ufarbował

włosy. - Joanna przeciągnęła palcami po fryzurze,

która spowodowała niemałe zamieszanie wśród zna­

jomych.

Włosy Joanny były popielate. Niestety, chociaż

gęste i lśniące, zupełnie niepodatne na układanie.

Zazwyczaj nosiła je ciasno związane w koński ogon,

ale podczas ostatniej wizyty u fryzjera niebacznie

poprosiła o zmianę uczesania. Z powodu uczulenia

na wszelkiego rodzaju kosmetyki i środki chemiczne

musiała wyjąć z oczu szkła kontaktowe. Kiedy założyła

je z powrotem, o mało nie zemdlała. Z lustra patrzyła

na nią szczupła twarzyczka o ostrych rysach i wy­

stających kościach policzkowych, podkreślonych jeszcze

krótką fryzurą „na zapałkę". Ellen oceniła fryzurę

jako koszmarną, co od razu poprawiło Joannie humor.

Teraz, kiedy przyzwyczaiła się do zmiany, polubiła

krótkie włosy. Uczesanie „na chłopczycę" doskonale

pasowało do jej szczupłej figury.

Duncan roześmiał się. Minęło trochę czasu, zanim

i on przyzwyczaił się do nowej Joanny. Skoro jednak

ona była zadowolona.... Tego wieczora, w długiej

białej sukni podkreślającej smukłą, wysoką sylwetkę

Joanna wyglądała, jego zdaniem, bardzo interesująco.

- Może tak rozejrzelibyśmy się dokoła - zapropo­

nował. - Chciałbym rzucić słówko o tej nowej zbiórce

pieniędzy. No i jeśli już znajdziesz się w pobliżu Becky...

Z silnym postanowieniem, by uniknąć takiej sytuacji,

Joanna wmieszała się w tłum. Już po chwili z przyjem-

background image

18

UWODZICIEL

nością rozmawiała ze znajomymi, których nie widziała

od czasu studiów. Jednym z nich okazał się Nick

Fellows, dawna sympatia Joanny. Przystojny, wesoły

Nick nie zmienił się prawie wcale. Zaraz na wstępie

pochwalił się, że właśnie otrzymał niewielką rólkę

w filmie Marlowa.

- Tylko pięć dni pracy. Pogoda w New Plymouth

o tej porze roku jest okropna, ale to zawsze coś.

Lepsze od tych wszystkich seriali, w których ostatnio

grywałem.

Była to doskonała okazja, by dowiedzieć się czegoś

bliższego o Marlowie. Nick zawsze lubił ploteczki

i kiedy Joanna napomknęła, że prawdopodobnie spot­

kają się w New Plymouth, Nick rozgadał się na całego.

- Pracowałem z Marlowem wiele razy, kiedy jeszcze

grywać w teatrze. Wspamafy facet. Trochę narwany,

ale to nic dziwnego, jeżeli popatrzysz na jego rodzinę.

Co my tam mamy? No tak, dwie aktorki, dwóch

reżyserów, piosenkarka rockowa...

Sławna aktorka Constance Marlow i jej mąż, reżyser,

aktor i pisarz Michael Marlow, ciągle jeszcze prowadzili

bardzo aktywne życie zawodowe, a ich imiona

pojawiały się na łamach gazet równie często, jak

imiona ich sławnego potomstwa.

- Myślisz, że się zmienił?

- Od tamtego czasu? Pewnie tak. To był świetny

aktor, ale bardzo niezdyscyplinowany. Chyba wydoroś­

lał. Przystopował trochę po tym wypadku, choć jeśli

chodzi o kobiety - Nick mrugnął porozumiewawczo

- Richard zawsze bardzo lubił urozmaicenie.

- Ale przecież był zaręczony - wtrąciła Joanna.

- Bardzo krótko. Paskudna historia. Biedaczysko.

Niechętnie to wspomina.

background image

UWODZICIEL 19

Nie ma co się dziwić - pomyślała Joanna. Musiał

to być dla niego szok, kiedy jego narzeczona i part­

nerka, Bianca James, zostawiła go, by poślubić Finna

Traceya, jego najlepszego przyjaciela. A w dodatku

Finnowi przypadła w udziale nie tylko Bianca, ale

także rola w kasowym filmie przygodowym, którą

pierwotnie powierzono Richardowi.

- Nie chowa do Finna urazy, skoro jego właśnie

wybrał do głównej roli w swoim filmie - zauważyła.

- Nie miał wyjścia. Chciał, żeby zagrały same

nowe twarze, ale producenci się nie zgodzili. Zażądali

gwiazdy, a nie ma chyba większej sławy od Finna

Traceya. Finn jest naprawdę dobry. Nawet jeśli

Richard go nienawidzi, dla tego filmu jest gotowy

zakopać topór wojenny. Zresztą, nie powinno być

żadnych problemów. Bianca jest teraz gdzieś w Euro­

pie. Mam nadzieję, że ten film to będzie bomba.

Richard bardzo tego potrzebuje. Jego pierwszy film

był przebojem i podobał się krytykom, ale, jak wiesz,

w tej branży to żadna gwarancja. Wielu ludzi ucieszyło­

by się widząc klęskę Richarda.

Rozmawiając przesunęli się nieco i kiedy Nick

pożegnał ją, by przywitać się z innym dawno nie

widzianym znajomym, Joanna spostrzegła, że stoi

niedaleko Richarda i Becky. Poczuła się dziwnie

nieswojo i natychmiast zbeształa samą siebie za

niedorzeczny lęk. Czemuż miałaby się obawiać tego

spotkania?

Oczarowana dźwięcznym głosem aktora nawet nie

zauważyła, kiedy z otaczającej go grupy wysunęła się

krągła brunetka. Na twarzy Richarda odbiło się

niemiłe zaskoczenie. Powiedział coś cicho i przecząco

pokręcił głową, ale kobieta nie ustępowała. Przysunęła

background image

20

UWODZICIEL

się bliżej, prawie opierając się o niego obfitym biustem.

Nie poruszył się, ale Joanna dostrzegła błysk gniewu

w zielonych oczach. Obojętnie wzruszył ramionami.

Kobieta zrobiła gwałtowny krok do tyłu i w tej samej

chwili opadły ramiączka cienkiej, błękitnej sukienki

odsłaniając kuszące kształty. Przez tłum przeleciał

szmer podziwu. Joanna przyglądała się tej scenie

szeroko otwartymi oczami. Coś podobnego! Nie

wierzyła własnym oczom.

Twarz Marlowa nie zmieniła obojętnego wyrazu.

Obrzucił kobietę chłodnym spojrzeniem.

- No, no, są naprawdę wyjątkowe - zauważył

znudzonym tonem - pytanie, czy potrafią grać?

Odwrócił się, ujął pod ramię zmieszaną Rebeccę

i ruszył w stronę baru. Czerwony ze złości towarzysz

kobiety odciągnął ją na bok, nie zwracając uwagi na

jej protesty. Ktoś zaśmiał się nerwowo.

Joanna była zbulwersowana. Jak on mógł narazić

Becky na coś podobnego? Tamta kobieta była pijana

i dostała to, co jej się należało. Sama się o to prosiła,

ale czy Marlow nie mógł po prostu odejść bez słowa?

Czy musiał robić z tego scenę? A może chciał sobie

zadrwić z tej kobiety? Czy upokorzenie jej sprawiło

mu przyjemność? I to ma być mężczyzna, którego

pokochała Becky? Rzuciła gniewne spojrzenie w kierun­

ku widocznej przy barze rudowłosej głowy Marlowa.

Cóż oni tam robią? Pewnie poi biedną Becky szam­

panem. Nieoczekiwanie mężczyzna odwrócił głowę

i zielone oczy zderzyły się ze wzrokiem Joanny.

Marlow uśmiechnął się. Parodiując zajście sprzed

paru minut przeniósł spojrzenie na piersi Joanny. Na

widok dwóch niewielkich wypukłości jego uśmiech

pogłębił się. Joanna zatrzęsła się ze złości. A to

background image

UWODZICIEL

21

dopiero! Przecież on sobie najwyraźniej z niej drwi!

Porównuje ją do tamtej pełnej brunetki. Ku jej

zgorszeniu, Marlow mrugnął porozumiewawczo.

Poczuła, że się czerwieni, więc czym prędzej odwróci­

ła się do niego plecami. Może i była chuda, ale szczupła

sylwetka była w modzie. Jak on mógł patrzeć na nią

w taki sposób, jakby jej czegoś brakowało! Mrucząc

pod nosem ze złości ruszyła na poszukiwania Duncana.

Byłaby jeszcze bardziej zła, gdyby wiedziała, o czym

myślał w tej chwili Richard Marlow przyglądając się

jej ze swojego kącika przy barze. Występ Nadii zepsuł

mu doszczętnie humor. Nawet fakt, że była pijana,

nie usprawiedliwiał jej wyskoku. Zachował się jak

gbur, ale Nadia sprowokowała go do tego. Zresztą,

co innego miał zrobić. Tylko ostre słowa mogły ją

przywołać do porządku. Diabli wiedzą, jak zachowała­

by się, gdyby próbował być grzeczny. To, że była

piękna, nie znaczyło, że musi zostać gwiazdą. Jedyny

talent, jaki posiada, to umiejętność rozbierania się,

a on nie należał do facetów, których można na to

złapać. Dopiero widok tej rozzłoszczonej, małej sówki

przywrócił mu dobry humor. Obruszyła się tak, jakby

Nadia była chodzącą niewinnością, a nie kobietą,

której reputacja nawet w tak liberalnym środowisku

jak aktorskie pozostawiała wiele do życzenia. Śnieżna

sówka. Z tą srebrną, krótko przystrzyżoną czuprynką

i w owalnych okularach rzeczywiście przypominała

sowę. Nastroszyła piórka, bo zażartował sobie z jej

małych piersi. Od razu widać, że to nie aktorka ani

nie modelka. Byłaby świetna w roli Piotrusia Pana.

Choć, z drugiej strony, taka twarz rzadko wygląda

dobrze na ekranie. Poza tym śnieżne sowy to rzadkość

i należy je chronić.

background image

22

UWODZICIEL

Joanna nigdy nie wspominała Ellen, co wpłynęło

na jej decyzję, ale postanowiła przyjąć propozycję

zaopiekowania się Rebeccą.

- Do licha! - zaklął Duncan na widok Joanny.

- Na śmierć zapomniałem o meczu. Ale może to

i dobrze, że nie spotkałaś się z Marlowem.

- Czego chciał? - Joanna nie miała zamiaru wypro­

wadzać go z błędu. Brakuje tylko tego, żeby miała stać

się przedmiotem kpin całego pokoju nauczycielskiego.

- Poznać cię. Zostawił to - podał jej kilkanaście

luźnych, gęsto zapisanych kartek. - Żałował, że nie

będzie mógł spotkać się z tobą, Ellen i Becky, ale

pogoda popsuła mu plany. Poleciał do New Plymouth

i nie był pewny, czy jeszcze tu wróci. Do szkoły
wstąpi), bo to po drodze na lotnisko. Powiedział, że

studio będzie z tobą w kontakcie. Pytał też, jak

oceniam twoje kwalifikacje jako nauczyciela.

- I co mu odpowiedziałeś?

- Prawdę. - Twarz Duncana rozjaśniła się uśmie­

chem. - Że jesteś bardzo cennym nabytkiem i mamy

do ciebie pełne zaufanie. Dajesz sobie znakomicie

radę nawet z największymi łobuzami. Jesteś rozsądna,

odpowiedzialna...

- Czy dostanę to na piśmie?

- Kiedy tylko zechcesz. Wiesz, on jest zupełnie

inny, niż to sobie wyobrażałem. Bardzo sympatyczny,

wcale nie zarozumiały. Chyba mógłbym się z nim

zaprzyjaźnić.

W głosie Duncana brzmiało nie skrywane zdumienie.

Joanna z trudem pohamowała uśmiech. Duncan nigdy

nie był najlepszego zdania o aktorach. Podej­

rzewał ich o zniewieściałość.

background image

UWODZICIEL 23

- Jestem tego pewna - mruknęła. Ciekawe, czy

Duncana też obdarował całusem - pomyślała złośliwie.

- Chciałem wspomnieć mu o naszych planach

dotyczących wykładów o sztuce filmowej. Może

mógłby kogoś zaproponować, a może on sam zgodziłby

się do nas jeszcze kiedyś przyjechać, niestety, zjawiły

się dziewczęta z trzeciej d i chyba go trochę zdener­

wowały.

Nic dziwnego, że tak szybko uciekał - roześmiała

się w duchu Joanna. Dziewczęta z trzeciej d nawet

świętego wyprowadziłyby z równowagi.

- Nie przejmuj się - pocieszył ją. - Będziesz miała

czas, żeby poznać ludzi i zorientować się, czy ta praca

ci odpowiada. Może współpraca z Marlowem ułoży

się lepiej, jeśli spotkacie się dopiero na planie.

- Może tak, może nie - filozoficznie stwierdziła

Joanna. Miała przeczucie, że ona i Richard Marlow

nie zaprzyjaźnią się tak łatwo.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

- Czy w końcu doproszę się o chwilę ciszy, czy

może raczej powinniśmy się spakować, wracać do

domu i żyć z zasiłku dla bezrobotnych? - zwrócił się

Marlow do rozbawionej grupy ludzi, zebranych wokół

ustawionych w półkole przyczep kempingowych.

Zaczekał, aż umilkną ostatnie rozmowy, po czym

obrzucił wszystkich surowym spojrzeniem. - Dziękuję

państwu - skłonił się z lekkim sarkazmem. - Zdaję

sobie sprawę, że dla wielu z was to banały. Jesteście

przecież zawodowcami, a przynajmniej za takich was

uważam. Na wypadek, gdyby ktoś zapomniał, to

- wyciągnął rękę - jest mikrofon. Bardzo czuły.

Wychwytuje każdy szept. Toteż kiedy proszę o ciszę,

nie żartuję. Poza tym pozwolę sobie zabrać państwu

jeszcze chwilę waszego cennego czasu. Chciałbym

zaapelować do pana Traceya, by skoncentrował się

wreszcie i wypowiedział swój monolog bez jąkania

się. Wtedy może bylibyśmy w stanie nakręcić w końcu

tę scenę.

Joanna gorąco współczuła Richardowi. Były już

z Becky na planie całe dwie godziny, a nie udało się

nakręcić jeszcze ani jednej sceny.

- O rany! Ale się wkurzył! - Ktoś z tyłu za Joanną

odważył się przerwać ciszę, jaka zapadła po wystąpieniu

Marlowa.

- Stawiam pięć dolców na Deana - mruknął jakiś

background image

UWODZICIEL

25

żeński głos, do którego zaraz przyłączyły się inne

zgłaszając swoje zakłady. Ruszyły kamery.

Joanna przyglądała się Finnowi Traceyowi, który

siedząc na stopniach drewnianego szałasu rozpoczął

długi i skomplikowany monolog. Finn grał Davida,

rzeźbiarza okaleczonego fizycznie i psychicznie w po­

żarze, podczas którego stracił żonę i córkę. Prze­

śladowany koszmarami przeszłości porzuca wielko­

miejskie życie i zaszywa się na głębokiej prowincji.

W maleńkiej, zapomnianej przez Boga i ludzi wiosce,

David uchodzi za prostego cieślę. Ale nawet tu nie

znajduje spokoju. Pojawienie się we wsi obcego

wywołuje dociekliwe pytania i wrogie komentarze.

Społeczność wioski niechętnie odnosi się do przybysza

z zewnątrz.

Helen, postać grana przez

Rebeccę, to młoda

dziewczyna wychowywana przez surowego brata.

Kiedy przypadkowo spotyka Davida, odstręcza ją

jego wygląd. Część twarzy i ramię rzeźbiarza pokrywają

blizny po oparzeniach. Stopniowo jednak zakochuje

się w nim, zafascynowana osobowością ukrytą za

odrażającą maską. Od tego momentu film przeradza

się w studium wolno i boleśnie rodzącego się związku

pomiędzy mężczyzną, który wierzy, że życie jest już

dla niego skończone, a młodziutką kobietą, dla której

się ono dopiero zaczyna. Miłość Helen budzi w Davi-

dzie chęć życia i chęć tworzenia. Ale Michael, brat

Helen, nie jest zadowolony z wyboru siostry. Niena­

widzi Davida. Ta obsesja uzewnętrznia się szczególnie

pewnej nocy na polowaniu. Michael ginie i choć

kochankowie przeżywają, film nie kończy się kon­

wencjonalnym „happy endem". Helen i David rozstają

się. On wraca do sztuki i życia, które porzucił, ona

background image

26

UWODZICIEL

wyrusza na podbój świata, o którego istnieniu

dowiedziała się dzięki niemu. Czy jeszcze kiedyś się

spotkają? Na to pytanie widz musi odpowiedzieć

sobie sam.

Joanna uważała, że na pewno tak. Scenariusz filmu

był, jej zdaniem, rewelacyjny. Czy tylko Becky da

sobie radę ze skomplikowaną i wymagającą praw­

dziwego talentu rolą Helen? Sama Becky wydawała

się nie mieć co do tego żadnych wątpliwości. Z niecier­

pliwością oczekiwała pierwszych zdjęć. Przez całą

drogę do New Plymouth nie przestawała powtarzać,

jak bardzo się cieszy, że w końcu tam lecą.

- Dzięki Bogu, że to ty jesteś ze mną, a nie mama

.- westchnęła z ulgą, kiedy znalazły się w taksówce.

.- Ona jest taka nudna. Zrzędzi i zrzędzi. Bałam się,

że w ostatniej chwili zmieni zdanie, znajdzie kogoś do,

opieki nad Samem i będzie chciała jechać ze mną. To

byłoby okropnie upokarzające, gdybym zjawiła się na

planie za rączkę z mamą...

- Matka Brooke Shields jest zawsze z nią, kiedy

Brooke kręci jakiś film - zauważyła surowo Joanna.

- Poza tym, czy ciotka jest lepsza?

- O tak. Zresztą ty wcale nie zachowujesz się jak

ciotka. No wiesz, o co mi chodzi. I wcale nie wyglądasz

na moją ciotkę. Nawet nie wyglądasz na nauczycielkę
-

zachichotała. - Pamiętasz, co powiedział Dean,

kiedy cię zobaczył? Że mama nic mu nie mówiła, iż

jesteś taka młoda. Pewnie spodziewał się kogoś

podobnego do niej.

W takim razie rozczarował się - mruknęła Joanna,

choć tak naprawdę nigdy nie zazdrościła urody starszej

siostrze. Ellen miała skłonności do tycia i musiała

przestrzegać diety, co byłoby trudne dla wiecznie

background image

UWODZICIEL 27

głodnej Joanny. Poza tym Joanna miała zupełnie inny

charakter. Wystawanie przed lustrem uważała za stratę

czasu, podobnie jak zawracanie sobie głowy makijażem

czy fryzurą. Jeśli zaś chodzi o stroje, dawno porzuciła

marzenia o tym, by wyglądać seksownie. Choćby

nałożyła dekolt do pępka i tak nic jej to nie pomoże.

Zatopiona w myślach przeoczyła początek nowej

awantury, która rozpętała się na planie. Marlow

wymachiwał gniewnie rękami nad głową młodej,

niechlujnie ubranej kobiety, która zepsuła kolejne

iujęcie, kaszląc w najmniej odpowiednim momencie.

Joanna zatrzęsła się z oburzenia, słysząc lawinę obelg,

którymi Marlow obrzucił nieszczęsną dziewczynę.

Awantura zakończyła się ostentacyjnym trzaśnięciem

drzwiami. Marlow zniknął w swojej przyczepie.

- Kwadrans na kawę - obwieścił Dean Jacobs

pogodnym głosem.

- Jesteś mi winna piątaka, Mira.

Ze zmarszczonymi brwiami Joanna przyglądała

się, jak Mira Hobbs, dziewczyna, która odebrała je

poprzedniego dnia z lotniska, podaje pieniądze Joe'emu

Kale'emu, który grał ojca Becky. Joe zauważył jej

spojrzenie i uśmiechnął się szeroko.

- Nie myśl, Joanno, że żerujemy na cudzym

nieszczęściu. - Pomachał ręką Toni, która wzięła dwa

kubki kawy i paczkę herbatników ze stołu, na którym

ustawiono jedzenie dla ekipy.

- Trzeba umieć rozpoznawać pewne znaki - wyjaśnił

jej. - Oczywiście, nie jest to reguła, ale kiedy on robi

coś takiego... - Joe potarł czubek nosa - wiadomo, że

będzie awantura.

- To takie hasło - wtrąciła Mira. - Kiedy Richard

jest wściekły i musi się wyładować, Toni łub Dean

background image

28

UWODZICIEL

dostarczają mu pretekstu. To sekret, ale na planie nie

ma tajemnic.

- Całkiem niegłupie wyjście - zauważył Joe, popi­

jając kawę. - Lepiej niż gdyby miał przyczepić się do

kogoś, komu akurat coś naprawdę nie wyszło.

- I w ten sposób możemy podziwiać wybuchowy

temperament naszego reżysera z bezpiecznej odległości

- roześmiała się Mira, okręcając się szczelnie kocem.

Wiatr wiejący z gór był przejmująco zimny. W hotelu

ostrzegano ich, by ubrali się ciepło.

- Richard! - Do uszu Joanny dotarł radosny okrzyk

Becky.

- Witaj, skarbie! - Richard Marlow, który właśnie

wyszedł z przyczepy, w niczym nie przypominał

kipiącego gniewem mężczyzny, co zniknął w środku

parę minut wcześniej. Wypoczęty, odprężony, uśmie­

chał się szeroko. Serdecznie ucałował Becky w oba

policzki w odpowiedzi na jej uścisk.

- Czy Mira dobrze się wami zaopiekowała?

- O tak, Richardzie. Jak tu wspaniale! Jestem taka

podekscytowana!

- To widać, skarbie - pogłaskał ją po zarumienio­

nym policzku. - Dlatego właśnie chciałem, żebyś

przyjechała wcześnie. Będziesz miała czas, by przy­

zwyczaić się do tego wszystkiego. Chcę, żebyś czuła

się na planie, jak u siebie w domu, kiedy już w końcu

staniesz przed kamerami.

Becky uśmiechnęła się z wdzięcznością, po czym

wzięła go pod ramię i leciutko pociągnęła w kierunku

krzeseł stojących za przyczepą.

- Chodź, przedstawię cię mojej ciotce. Nie może

się doczekać, żeby cię poznać. Joanno, to jest Richard

Marlow.

background image

UWODZICIEL 29

Całkiem zbyteczna formalność - pomyślała Joanna

ironicznie, patrząc w zdziwione zielone oczy. Mas­

kowała zdenerwowanie swobodnym uśmiechem. Becky

mogła powstrzymać się od tej głupiej uwagi. Myślałby

kto, że nie marzy o niczym innym, niż o poznaniu

sławnego reżysera.

- Witaj na planie, Joanno. Ja też nie mogłem

doczekać się tego spotkania. Przykro mi, że nie

zobaczyliśmy się wtedy w szkole, ale spieszyłem się na

samolot. - Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Kiedy

członkowie ekipy dowiadywali się, że jest ciotką

Becky, okazywali zdziwienie i rozbawienie. W zielonych

oczach Marlowa było coś jeszcze.

- Czy nie spotkaliśmy się już kiedyś?

Joanna z trudem przełknęła ślinę. Od odpowiedzi

uratował ją tubalny męski głos z nieco przesadzonym

irlandzkim akcentem.

- Na Boga, Richardzie! Mógłbyś być trochę bardziej

oryginalny. Czy myśmy się już kiedyś nie spotkali! To

takie oklepane! - Finn Tracey, w płaszczu narzuconym

na filmowy kostium, wyrósł za plecami Marlowa.

Przez chwilę mierzyli się nieprzyjaznym wzrokiem,

po czym Finn przeniósł spojrzenie na Joannę.

- Musisz wybaczyć naszemu znakomitemu reżyse­

rowi jego zaskoczenie - uśmiechnął się drwiąco - ale

Dean opisał cię jako starego, tłustego babszytla.

Winowajca przytaknął tym zarzutom bez zażeno­

wania.

- Pomyślałem sobie, że będziesz miał miłą nie­

spodziankę - zwrócił się do Marlowa.

- Zapominasz, że najbardziej lubię sprawiać je

innym, ale tym razem to prawdziwa przyjemność

- Marlow skłonił się w stronę Joanny. Zaczynała

background image

30

UWODZICIEL

Czuć się trochę nieswojo pod uważnym spojrzeniem

jego zielonych oczu. Wolałaby, żeby wreszcie wypuścił

jej dłoń. Zamiast tego ujął jej drugą rękę z troskliwym

Okrzykiem:

- Mój Boże! Masz takie zimne ręce! Czy Mira nie

mówiła ci, żebyś wzięła rękawice?

- Nie mam żadnych. Zapomniałam zabrać z domu

-• wyznała ponuro.

- Mam drugą parę w przyczepie. Mira, czy mog­

łabyś je przynieść? Powinny pasować. Mamy prawie

takie same dłonie. - Ku zakłopotaniu Joanny uniósł

jej rękę i przyłożył do niej swoją. Wiedziała, że ma

duże dłonie i stopy, ale czy on musi być tak

niedelikatny i podkreślać to. Na dodatek, przy

wszystkich.

Finn rozes'mia/ się zapa/ając papierosa.

- Jak to było? A dlaczego masz takie duże ręce,

babciu? Żeby cię nimi lepiej...

- Zamknij się, Finn - ostro uciął Richard. Joanna

zarumieniła się. To wszystko jego wina. Sam sprowo­

kował Finna. Zmarszczyła brwi i rzuciła Marlowowi

gniewne spojrzenie.

Na twarzy Richarda pojawiło się zaskoczenie. Puścił

jej ręce, ale tylko po to, by zdjąć jej z głowy kapelusz.

Srebrne włosy Joanny zamigotały w słońcu.

- Proszę, proszę. Pamiętam to gniewne spojrzenie

i ten rumieniec. Czy to nie nasza mała sówka
\

premiery?

- Nie jestem mała - zaprotestowała Joanna. Na

,,sówkę" wolała nie ragować. To, że wyśmiewał się

'K

jej krótkowzroczności, świadczyło o braku wy­

chowania i wrażliwości. Całe szczęście, że chociaż

teraz nie ma na nosie okularów.

background image

UWODZICIEL 31

- To dziwne. Nie jesteś niska, ale sprawiasz takie

wrażenie. Pewnie dlatego, że jesteś taka chuda.

- Dotknął jej ramienia pogrubionego teraz kilkoma

warstwami ubrania. - Nic dziwnego, że cię nie

poznałem. Sówka przebrała się za tłustego gołębia.

- Za to ciebie nie sposób nie rozpoznać - odcięła

się. - Jak zwykle robisz z siebie widowisko.

- O tak, a szanowna pani nie spuszcza ze mnie

wzroku.

- Czy to znaczy, że wy się znacie? - Becky

z wyrzutem spojrzała na Joannę.

- Widziałem ją raz, mignęła mi w tłumie na przyjęciu

- wyrecytował Richard. Najwyraźniej dobrze się bawił.

Postanowiła utrzeć mu nosa.

- Czyżby? - spytała ze złośliwym uśmieszkiem.

- Jesteś pewien, że to wszystko? Tak łatwo rozdajesz

swoje pocałunki?

- Co takiego? - W zielonych oczach pojawiło się

zaskoczenie. Uśmiech zniknął mu z twarzy.

- I pomyśleć, że taką wagę przywiązywałam do

tych chwil spędzonych z tobą - westchnęła Joanna

z udanym żalem.

- Dean? Czy to twoja sprawka? - Marlow odwrócił

się do swego asystenta.

Dean bezradnie rozłożył ręce.

- Nie mam z tym nic wspólnego, szefie. Nawet nie

wiedziałem, że się znacie.

- No cóż, prawdę mówiąc, nie powinnam mieć do

ciebie pretensji - ciągnęła Joanna słodkim głosikiem.

- Nie trzymałeś się zbyt pewnie na nogach.

Finn Tracey roześmiał się drwiąco.

- Był po kilku głębszych? Richard, ty hipokryto!

Byłeś zbyt pijany, by spamiętać wszystkie grzeszki?

background image

32

UWODZICIEL

- To nie było tamtego wieczora po premierze.

Zresztą jestem pewny, że gdybym cię całował, niej

zapomniałbym tak szybko - powiedział Richard

mierząc ją uważnym spojrzeniem. - Nigdy jeszcze nia

urwał mi się film.

- Oczywiście, nie mogłeś znać mojego imienia. Niej

byliśmy nawet sobie przedstawieni - wypaliła Joanna.

- O rany! Musiał być nieźle podcięty. - Finn nie

przepuścił okazji, by zadrwić z Marlowa. - Pijany,

czy trzeźwy, Richard zawsze zachowuje się jak

dżentelmen, co, stary? Powiedz, skarbie - zwrócił się

do Joanny - czy skompromitował się doszczętnie?

- Hm? - podjął Richard. - Może oświecisz mnie

w końcu.

- Nie - rzuciła krótko, zbyt zdenerwowana, by

ciągnąć dalej te rozmowę.

Na twarzy mężczyzny pojawił się triumfalny

uśmiech. Jest przekonany, że blefowałam - pomyślała

Joanna.

- Jeżeli rzeczywiście spotkaliśmy się już, to na

pewno sobie przypomnę - powiedział cicho.

- Mam nadzieję, że nie - wyrwało się jej. Po co,

u licha, zaczynała tę rozmowę? Czy chciała zadrwić

z niego przypominając sytuację, która ośmieszała ją

przede wszystkim?

- Tak? Teraz dopiero rozpaliłaś moją ciekawość

- Richard uśmiechnął się tajemniczo. - Uwielbiam

zagadki.

Odetchnęła z ulgą, kiedy przeniósł spojrzenie na

Becky.

- Uważaj na siebie, skarbie. Nie stój na dworze

zbyt długo. Nie chcę, by moja gwiazda się przeziębiła.

Jeśli masz jakieś wątpliwości, pytaj wszystkich. To

background image

UWODZICIEL

33

zawodowcy i chętnie podzielą się z tobą swoim

doświadczeniem. Chcę też kontynuować lekcje, które

zaczęliśmy w Auckland. Jak ci idą te ćwiczenia, które

robiliśmy ostatnio?

- Są wspaniałe! - w głosie Rebecci brzmiał nie

skrywany entuzjazm.

Intensywne lekcje gry aktorskiej, których Maflow

udzielał Becky osobiście, były dla Ellen jeszcze jednym

powodem do ustawicznych narzekań.

- Nie rozumiem, co oni tam robią całymi godzinami

- skarżyła się Joannie. - Czasem Becky nie bierze

nawet ze sobą skryptu. Mówi, że on uczy ją kontaktu

ze sztuką. Co to ma znaczyć, ja się pytam? - wy­

krzykiwała oburzona.

Joanna, która sama miała często kłopoty z udziele­

niem odpowiedzi, tia dociekliwe pytania starszej siostry.,

nie dziwiła się, że Becky niechętnie zwierza się matce.

Kiedy Ellen raz wbiła sobie coś do głowy, przekony­

wanie jej, że jest inaczej, nie miało sensu.

- Umiem już na pamięć całą swoją rolę - oznajmiła

z dumą Becky. - Wydaje mi się, że znam każdą liflijkę

tekstu.

- Ach, cóż to znaczy młodość - westchnął Richard

mrugając porozumiewawczo do Joanny.

- O przepraszam bardzo. Ja jeszcze jestem młoda

- zaprostestowała Joanna.

- Ty też nie jesteś stary - przekonywała Richarda

Becky, która potraktowała jego uwagę całkiem serio.

- Jesteś akurat w odpowiednim wieku.

Odpowiednim? Ciekawe, do czego, lub raczej, dla

kogo? - pomyślała złośliwie Joanna.

- Dziękuję ci, skarbie - uśmiechnął się Richard

i dostrzegając ironiczne spojrzenie Joanny dc>dał:

background image

34

UWODZICIEL

- A co ty myślisz, Joanno? Czy też uważasz, że jestem

w odpowiednim wieku?

- Ty i Piotruś Pan. Równie dumny i zarozumiały

- żachnęła się.

- Doprawdy! - wykrzyknął. - A to dopiero! To

samo pomyślałem o tobie. Moja osobowość i twoje,

jak by to powiedzieć, fizyczne podobieństwo.

- Choć większość czasu spędzam, z racji mojego

zawodu, z młodzieżą, wcale nie podoba mi się, kiedy

dorosły mężczyzna zachowuje się jak nastolatek

- oświadczyła Joanna, zdecydowana przytrzeć mu

nosa.

- Mnie z kolei nigdy nie pociągały chude kobiety

- pochylił się nad nią - aż do tej chwili.

Słowom tym towarzyszyło zabójcze spojrzenie

zielonych oczu, tak doskonała parodia uwodzicielskiego

spojrzenia Finna Traceya, że Joanna z trudem

powstrzymała śmiech. Tymczasem Richard, pogłas­

kawszy Becky po policzku, ruszył w kierunku kamer,

głośno obwieszczając koniec przerwy.

Finn Tracey zgasił papierosa.

- Rozmowa z tobą przywróciła mu dobry humor.

Musimy się spotkać, umieram z ciekawości, by

dowiedzieć się czegoś bliższego na temat twojej

przygody z Richardem - dorzucił z porozumiewawczym

uśmieszkiem.

W jakiś magiczny sposób atmosfera na planie

wyraźnie się poprawiła i przedpołudnie minęło bez

dalszych awantur i kłótni. Joannie udało się w końcu

przekonać Becky, by wróciły do hotelu. Odwiozła je

Mira, która natychmiast wyruszyła w drogę powrotną

z dwoma aktorami mającymi wziąć udział w popołud­

niowych zdjęciach.

background image

i

UWODZICIEL 35

Przestronny, dwuosobowy pokój, który Joanna

dzieliła z Becky, znajdował się na wyższym z dwóch,

zarezerwowanych dla ekipy, pięter. Jego okna wy­

chodziły na park. Pomimo że New Plymouth rozwinęło

się dzięki wydobyciu ropy naftowej i gazu ziemnego,

mieszkańcy miasteczka kultywowali rolnicze tradycje

i byli dumni z licznych parków i ogrodów.

Joanna chciała wykorzystać wolne od zajęć na

planie popołudnie i kiedy tylko znalazły się w hotelu,

zapędziła siostrzenicę do lekcji angielskiego. Becky

ucieszyła się, że będą zajmować się filmem.

- To o wiele ciekawsze, niż te nudne wypracowania

- zgodziła się pogodnie i Joanna postanowiła na razie

nie wspominać, że będą to właśnie rozprawki, tyle że

na temat filmu.

Becky uczęszczała do bardzo ekskluzywnej szkoły

dla dziewcząt, której program był, zdaniem Joanny,

nieco przestarzały. Zdolna i bystra Becky radziła

sobie nieźle nie wkładając w to prawie żadnego

wysiłku. Joanna wiedziała, że egzamin na uczelnię

będzie wymagać od siostrzenicy rzetelnej pracy.

- Co to za historia z tobą i Richardem? - Becky

wróciła do porannej rozmowy na planie. - Nic mi

o tym nie wspominałaś. A może tylko tak żartowałaś?

- Kiedyś poprosiłam go o autograf- odpowiedziała

Joanna starannie dobierając słowa. - Wiesz, jacy są

aktorzy. Rozdają pocałunki jak podpisy.

- O tak - przyznała Becky i usatysfakcjonowana

odpowiedzią Joanny ciągnęła: - Wiesz, podoba mi się

ich zachowanie. Są tacy otwarci, szczerzy w stosunku

do siebie nawzajem. Nie ukrywają swoich uczuć...

Mój Boże! Musisz się jeszcze dużo nauczyć, moja

mała - pomyślała Joanna śmiejąc się w duchu

background image

36

UWODZICIEL

z naiwności dziewczyny. Aktorzy to najgorsi oszuści.

Kłamią najlepiej na świecie. Nic dziwnego, są w tej

dziedzinie przecież zawodowcami. Nikt im nie dorów­

na. Ona sama przekonała się na własnej skórze o tym,

że szczerość i otwartość to tylko puste słowa.

Punktualnie o wpół do ósmej zeszły do hotelowej

jadalni. Mira przywitała je w drzwiach i zaprowadziła

do długiego stołu, przy którym siedziało już parę

osób. Przedstawiła Joannę siedzącym i powiedziała

jej, by same wybrały sobie miejsca.

- Nie będę wymieniała ci wszystkich nazwisk, zresztą

i tak pewnie nie zapamiętałabyś - dodała opadając na

pierwsze z brzegu krzesło.

- Usiądź tutaj, Joanno, i ty, Becky - uśmiechnęła

się krzykliwie umalowana blondynka, która zajmo­

wała miejsce po przeciwnej strome stołu. - Tam

dalej siedzą sami kamerzyści, a ich rozmowy są

jeszcze nudniejsze od naszych. A tak w ogóle,

to jestem Susy Layton, tutejsza dziwka. W filmie,

oczywiście - roześmiała się widząc zaskoczoną minę

Joanny. - Moja specjalność to role niewinnych

panienek z dobrych domów, ale w Richardzie zna­

lazłam w końcu reżysera, który zgodził się obsadzić

mnie w zupełnie innej roli. Kiedy zgłosiłam się

na zdjęcia próbne, powiedziałam mu, że za tą

słodką twarzyczką kryje się dusza ulicznicy i, dzięki

Bogu, on w to uwierzył. Ta rola sprawia mi nie­

ziemską frajdę.

- A ja jestem Kelly Foster - odezwała się szczupła

kobieta w średnim wieku siedząca obok Susy. Joanna

pamiętała ją z roli gospodyni Marlowa, w jednym

z popularnych seriali telewizyjnych. - Gram ciotkę

Helen. Też chciałabym, żeby Richard uwierzył, że nie

background image

UWODZICIEL

37

jestem taka święta, na jaką wyglądam - dodała

mrugając porozumiewawczo do Joanny.

- Uwierzyć, to mi uwierzył - zwierzyła się Susy

pękając ze śmiechu - ale, niestety, nie poprosił

o dowód.

Becky, rozglądając się po sali, niechętnie przycupnęła

na krześle obok Joanny.

- Czy oni jeszcze nie wrócili?

- Wrócili, wrócili - odpowiedziała jej Mira nale­

wając sobie zupę, którą kelnerzy właśnie przynieśli

do stołu. - Inaczej mnie by tu nie było. Richard miał

się jeszcze zobaczyć z Malem. Malcolm Conelly to

nasz scenarzysta - rzuciła wyjaśniająco w stronę

Joanny.

- O Boże! - jęknął Joe Kale z końca stołu. - Czy

to znaczy, że znowu szykuje się jakaś przeróbka? Jeśli

tak, to chyba wyskoczę przez okno.

- Na szczęście, twój pokój jest na parterze, prawda?

- uśmiechnęła się Susy. - Jeśli chcesz, przyjdę

i powtórzymy tekst razem... Oczywiście, o ile twoja

siostra nie ma nic przeciwko temu?

- Ależ skąd, moja droga - odpowiedziała Kelly

z przekąsem - Wystarczy mi, że jesteśmy spowinowa­

ceni na planie. Choć wieczorem chcę od niego

odpocząć.

Joanna w milczeniu przysłuchiwała się toczonej

przy stole rozmowie. Głównym tematem była, tak jak

ostrzegała ją Susy, praca nad filmem. Wreszcie

zauważyła znudzenie Becky i postanowiła, że najwyższy

czas iść spać. Ale oto nagle znużenie zniknęło z twarzy

dziewczyny. Zastąpił je radosny uśmiech. Do jadalni

wszedł Marlow głośno oznajmiając wszem i wobec,

że jutrzejszy plan zajęć uległ zmianie. Nowy plan był

background image

38

UWODZICIEL

właśnie przepisywany na maszynie i każdy otrzyma

go do pokoju.

- Są też pewne zmiany w scenariuszu - dodał.

- Przestań robić takie tragiczne miny, Joe, bo ciebie

akurat one nie dotyczą.

Końcem laski przysunął sobie krzesło ustawiając je

przy krześle Joanny. Becky pośpiesznie odsunęła się

robiąc mu miejsce przy stole. Natychmiast pojawiła

się kelnerka z sałatką i ogromnym stekiem.

- Dziękuję, mój aniele, wiedziałem, że mnie nie

zawiedziesz - obdarzył ją czarującym uśmiechem.

- Czy byłabyś tak uprzejma posłać coś do jedzenia na

górę, do mojego pokoju. Wiem, że kończysz już pracę

i to dla ciebie dodatkowy kłopot, ale tam czeka

trzech bardzo głodnych facetów.

- Zobaczę, co da się zrobić, panie Marlow - kel­

nerka była całkowicie pod wrażeniem Richarda.

- Popatrzcie no, jaki ogromny - Marlow z po­

dziwem przyglądał się kotletowi. - Nie wiem, czy uda

mi się zjeść choćby połowę.

- Podziel się z Joanną - uśmiechnęła się Mira.

- Myślałam, że nie ma większego żarłoka od ciebie,

ale powinieneś zobaczyć ją w akcji.

Joanna wiedziała, że ta przyjacielska kpina jest

znakiem, że została zaakceptowana przez ekipę.

Roześmiała się razem ze wszystkimi.

- Jej utrzymanie będzie poważnym obciążeniem

dla budżetu filmu - podjęła żart Kelly. - I gdzie ona

to wszystko zmieściła? Od samego patrzenia przybył

mi z kilogram.

- No, jaki jest twój sekret? - zwrócił się do Joanny

rozbawiony Richard.

- Zachłanność.

background image

UWODZICIEL 39

- Proszę, proszę. Zachłanna kobieta.

Joanna poczuła, że się czerwieni. Patrzyła, jak

Richard błyskawicznie pochłania zawartość talerza.

Jego ogniście rude włosy były lekko wilgotne. Odgadła,

że dopiero co wyszedł spod prysznica. Mimo zmęczenia

zadał sobie trud, by się umyć, ogolić i przebrać do

kolacji.

- Przepraszam, że nie miałem dziś dla ciebie czasu,

Becky - uśmiechnął się do dziewczyny. - Od jutra ułożę

plan tak, że będziemy mogli spotkać się przynajmniej

na godzinę co wieczór, dobrze? Najlepiej po kolacji. Nie

masz nic przeciwko temu, prawda, Joanno?

- Ó ile nie będzie to bardzo późno - ostrzegła

Joanna.

- Bądź spokojna - zapewnił ją. - Nie zamierzam

pozbawiać mojej gwiazdki tak ważnego kosmetyku

jak sen. Nie chcę, żeby pod tymi ślicznymi oczętami

pojawiły się cienie. Kamera to bardzo czuły instrument.

Wyłapie wszelkie niedoskonałości. Dyscyplina we­

wnętrzna to sekret powodzenia. A propos dyscypliny,

czy ktoś widział Finna?

- Nie pojawił się na kolacji - poinformowała go

Mira. - Pewnie zamówił coś na górę.

- Upewnij się, proszę, że wie o zmianach w jutrzej­

szym planie. Będzie narzekał, że nikt mu nie powiedział.

Chcę, żebyś oddała mu maszynopis do rąk własnych,

a nie tylko wsunęła pod drzwi, jak zwykle.

Mira wyruszyła, by wypełnić polecenie Richarda,

a przy stole na nowo rozgorzała dyskusja. Marlow

skończył jeść i przyłączył się do rozmowy. Kilkakrotnie

usiłował też wciągnąć do niej Joannę, ale bezskutecznie.

Kolacja miała się ku końcowi. Zrobiło się późno

i Joanna zdecydowała, że czas pójść w ślady opusz-

background image

40

UWODZICIEL

czających jadalnię gości hotelowych, kiedy Richard

zwrócił się do Becky:

- Becky, skarbie, czy byłabyś tak dobra i skoczyła

do mojego pokoju? W wewnętrznej kieszeni marynarki

zostawiłem notatki, które chciałem przedyskutować

z Jeffem - skinął głową w kierunku siedzącego przy

sąsiednim stole mężczyzny. - Pokój 218. Poszedłbym

sam, ale jestem nieziemsko zmęczony.

Richard odczekał, aż Becky wyjdzie z sali, po czym

przesunął się w stronę Joanny.

- Nareszcie sami - uśmiechnął się swoim najbardziej

uwodzicielskim uśmiechem.

- Nazywasz to samotnością? - Joanna rozejrzała

się po sali, która mimo późnej pory zapełniona była

ludźmi.

- W mojej branży rue tak tatwo o zupełną prywat­

ność. Nauczyłem się wyłączać i nie zauważać innych.

- Trele morele! Jak każdy aktor uwielbiasz pub­

liczność.

- Trele morele - powtórzył rozbawiony tym okreś­

leniem. - Chociaż, chyba masz rację. Nie przeszkadza

mi obecność innych ludzi, ale czasami wolałbym,

żeby nikogo nie było - przysunął się bliżej do Joanny

i spojrzał jej głęboko w oczy.

- Nie jestem Becky, panie Marlow, i nie działają

na mnie słodkie uśmiechy i znaczące spojrzenia - ostro

powiedziała Joanna i odsunęła się z krzesłem do tyłu.

- To zabrzmiało jak cytat z Jane Austin - roześmiał

się nie zrażony jej zachowaniem.

- Jak wiesz, uczę angielskiego - przypomniała mu

- i tak się składa, że Jane Austin jest moją ulubioną

autorką.

- Proszę, proszę. Becky wspominała, że uczysz

background image

UWODZICIEL 4 I

w klasie specjalnej, tych, którzy nie nadążają za

programem.

- To nie jest tak - zaperzyła się Joanna, która

traktowała swoją pracę bardzo serio. - Niektórzy z nich

są naprawdę zdolni. Nie potrafią się tylko przystosować

do atmosfery szkoły i nagiąć do dyscypliny.

- Czy jesteś dobra w tym, co robisz?

Zdziwiło ją to pytanie, zastanowiła się przez chwilę.

- Myślę, że tak.

Marlow roześmiał się.

- Widzisz, ty też jesteś zarozumiała, choć daleko ci

do mnie. Ja uważam, że jestem absolutnie genialny.

Roześmiała się rozbawiona tym stwierdzeniem.

- Lubię, kiedy się śmiejesz. Masz bardzo ładny

śmiech. Co robiłaś wtedy na premierze? Śledziłaś

mnie i Becky?

- Trudno było cię nie zauważyć - uśmiech znikł jej

z twarzy. - Zresztą nie wiedziałam jeszcze wtedy, czy

przyjmę tę pracę.

- Twoja siostra nie miała co do tego żadnych

wątpliwości.

- Ellen taka jest.

- Lubi czuć się ważna. Teraz, kiedy Becky stała się

sławna, Ellen poczuła się zagrożona. Wyobrażam

sobie, co ci naopowiadała na mój temat.

- Nic takiego. To całkiem naturalne, że matka

martwi się o córkę. Poza tym, Becky nigdy przedtem

nie przebywała tak długo poza domem. - Szczególnie

w towarzystwie przystojnego i bogatego mężczyzny,

który zaofiarował się zrobić z niej gwiazdę - dodała

w myślach. - A jeśli chodzi o tamten wieczór, byłam

wtedy z przyjacielem.

- O, czy to może był ten piegowaty dyrektor

background image

42

UWODZICIEL

szkoły? - zainteresował się Richard. - Czy to prawda,

że młode nauczycielki sypiają ze swoimi przełożonymi,

by utrzymać się na posadzie? - uśmiechnął się złośliwie,

Na twarzy Joanny pojawił się gniew.

- To wcale nie jest zabawne, Richardzie!

- Przepraszam. Czasem się zapominam. Wybaczysz

mi? - Marlow skłonił się przepraszająco.

- Widzę, że nie zerwałeś z teatrem całkowicie. Jesteś

świetnym aktorem. - W głosie Joanny brzmiał sarkazm.

- Przecież przeprosiłem - obruszył się Richard.

- I myślisz, że to wystarczy?

- Nie zdarzyło się jeszcze, by ktoś nie przyjął

moich przeprosin.

- W takim razie, przyjmuję - rzuciła beztroskę

i zadowolona odnotowała wyraz całkowitego za-

skoczenia na twarzy Mariowa.

Przyglądał się jej uważnie przez dłuższą chwilę, po

czym roześmiał się:

- Ale z ciebie ziółko! Mała, sprytna lisiczka!

- Mówiłam ci już, że nie jestem mała, a poza tym

myślałam, że jestem sówką. Metafory ci się mylą,

panie Szekspir.

- Tak, masz rację. Przydałby mi się dobry nauczyciel

angielskiego. Nie znasz jakiegoś?

- Żadnego wolnego.

- O! - w głosie Richarda brzmiało niemiłe zdziwie­

nie. - Czyżby z Piegusem to było coś poważnego?

- Możliwe, że Duncan i ja wkrótce się pobierzemy

- odparła urażona Joanna.

- Możliwe? A więc to jeszcze nic pewnego.

- I kto to mówi? - Joanna ugryzła się w język, ale

było już za późno. Słowa same jej się wymknęły. Jak

mogła być tak okrutna!

background image

UWODZICIEL 43

- Masz rację. Ja powinienem to wiedzieć najlepiej

- uśmiechnął się Richard, bynajmniej nie zraniony

wspomnieniem własnego krótkiego narzeczeństwa

z Biancą James. - Jak to dobrze mieć przyjaciół,

którzy wypomną ci twoje błędy.

- Nie jesteśmy przyjaciółmi. Poznaliśmy się dopiero

dziś rano.

- I tu cię mam! - wykrzyknął zadowolony. - Wie­

działem, że to był blef. Nie znaliśmy się przedtem.

- Nie byliśmy sobie przedstawieni. To miałam na

myśli - poprawiła go.

- Więc naprawdę się całowaliśmy? - Przyglądał jej

się ze zmrużonymi powiekami.

- Tak.

- Jesteś pewna, że to byłem ja?

- Chyba że masz sobowtóra, który podpisuje się

Richard.

- Podpisuje się? Pisałem do ciebie? - w jego głosie

brzmiało niezadowolenie.

- Ależ tak. I rozmawialiśmy o twojej pracy...

i myślałam... że... - Nie wytrzymała dłużej i wybuchnęła

śmiechem.

- Ach, ty mała krętaczko! - przyłączył się do niej

Richard. - Do licha! Nadchodzi nasza przyzwoitka.

- Kątem oka zauważył zbliżającą się Becky.

Nasza przyzwoitka? - zdziwiła się w duchu Joanna.

Czyżby role się odwróciły?

- Nie myśl, że jesteś górą - odezwał się Marlow

zniżając głos. - Wiesz, jaka podstawowa zasada

obowiązuje przy kręceniu filmu? Reżyser musi zawsze

dostać to, czego chce, a mam takie przeczucie, że ten

reżyser chce właśnie ciebie!

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

- Jesteś tu dopiero parę dni, a już zasypiasz

z nudów?

Joanna otworzyła oczy i ujrzała opartego o ścianę

przyczepy kampingowej Marlowa przyglądającego jej

się z drwiącym uśmieszkiem.

- Wcale się nie nudzę - zaprotestowała tłumiąc

ziewanie - tylko jestem zmęczona.

- Po prostu przestało cię to bawić. - Richard

przysunął sobie krzesło i usiadł koło niej.

Tego ranka na planie było prawie pusto. Kręcono

sceny z udziałem tylko trzech aktorów: Becky, Finna

i Johna Markera, który grał brata Helen, Michaela.

Joanna, owinięta kocami, usadowiła się w kąciku

osłoniętym od wiatru ścianą przyczepy. Chyba na­

prawdę usnęła, bo czuła, jak pieką ją powieki.

Zamrugała oczami.

- Czy to ze mną tak flirtujesz? - uśmiechnął się

Richard.

- Drażnią mnie szkła kontaktowe - odburknęła.

- Tak jak i ty - dodała w myślach.

Richard wyglądał dziś jeszcze bardziej uwodzicielsko

niż zwykle, od stóp do głów ubrany na czarno.

Nawet w najzimniejsze dni nie zakładał czapki. Może

grzała go ogniście ruda czupryna, a może brała górę

próżność.

- Biedactwo! - Obrzucił ją współczującym spój-

background image

UWODZICIEL

45

rżeniem. - Dlaczego po prostu ich nie zdejmiesz i nie

dasz oczom trochę odpocząć?

Akurat! - pomyślała. Bez szkieł była ślepa jak kret.

- Jeśli o mnie chodzi - ciągnął nie zwracając uwagi

na jej nadętą minę - wolę cię w okularach. Pasują do

twojej twarzy.

- Może jeszcze powinnam być zachwycona, że

porównałeś mnie do sowy? - obruszyła się Joanna.

- Czemu nie? Sowy to niezwykłe stworzenia. Ty

też mnie interesujesz. Jesteś równie tajemnicza.

- Nie ma nic tajemniczego w sowach. To tylko

przesądy.

- Och, Joanno, czy zawsze jesteś taka prozaiczna?

- westchnął Richard.

- Tak, chyba zawsze - potwierdziła. Najwyższy

czas, by zrozumiał, że ona nie jest jedną z tych

postrzelonych aktoreczek, jego przyjaciółek, z którymi

może się tak przekomarzać.

- Wiesz, kiedy śpisz, wydajesz się zupełnie inna.

Taka krucha i bezbronna. - Pochylił się, by poprawić

koc, który zsunął się jej z kolan.

- To twoja wina, że jestem śpiąca - powiedziała

oskarżycielsko. - Becky nie dała mi się wyspać. Przez

pół nocy powtarzałam z nią rolę, bo napomknąłeś, że

ty zagrałbyś tę scenę zupełnie inaczej. No, a dziś

musiałam zerwać się bladym świtem, by Becky zdążyła

na charakteryzację.

- Świt to najpiękniejsza część dnia - uśmiechnął

się Richard.

- Tak? - Zdziwiła się. - Myślałam, że jesteś raczej

nocnym markiem.

- Dlaczego?

- Słyszałam, jak przez całą noc chodziłeś po pokoju.

background image

46

UWODZICIEL

Pokój, który zajmowały Joanna i Becky, znajdował

się obok pokoju Richarda. Joanna nie była tym

zachwycona. Rebecca co chwila wynajdywała jakiś

pretekst, by, jak to określała, „zajrzeć do Richarda",

a on jeszcze ją do tych odwiedzin zachęcał.

- Nie miałem pojęcia, że ściany są takie cienkie.

- Wcale nie są cienkie, tylko ty tak hałasowałeś.

- Naprawdę? Starałem się zachowywać bardzo

cicho. Jesteś pewna, że nie leżałaś z uchem przy ścianie?

- Moje łóżko jest pod oknem.

- Szkoda - mruknął. - Myślałem, że wystarczy, bym

się odwrócił, a praktycznie miałbym cię w ramionach.

- Nie jestem pewna, czy zauważyłbyś różnicę

- powiedziała złośliwie, myśląc o setkach kobiet,

które obejmował.

- Między tobą a ścianą? - Richard celowo udawał,

że nie zrozumiał tej aluzji. - No cóż, ściana jest od

ciebie wyższa.

- I bardziej dostępna, niż ja kiedykolwiek będę

- odcięła się Joanna.

- Chciałaś powiedzieć, że muszę szukać sposobów,

by dać upust żądzom?

- Richardzie! - Joanna zarumieniła się zawstydzona.

- Przestań natychmiast! Oczywiście, że nie to miałam

na myśli. Jestem pewna, że nie brakuje ci okazji, by...,

by.... - zaplątała się.

Richard pękał ze śmiechu.

- Zresztą, nic mnie to nie obchodzi! Możesz sobie

wyprawiać orgie co wieczór. Oczywiście pod warun­

kiem, że nie będziesz przeszkadzał mi spać.

- Czyżbyś była zazdrosna?

- Też coś! - obruszyła się. - Nie jesteś nawet

w moim typie.

background image

UWODZICIEL 47

- O! - zdziwił się - a jaki jest ten twój typ?

- Brunet - powiedziała stanowczo. - Odpadasz

w przedbiegach.

- Skoro mowa o włosach, masz bardzo oryginalną

fryzurę - odciął się. - Wyglądasz, jakbyś przeszła tyfus.

- Taka teraz moda.

- A ten srebrny kolor?

- To moje naturalne włosy.

- Naprawdę? - uśmiechnął się drwiąco. - Dlaczego

więc masz takie ciemne brwi i rzęsy?

- Brwi i rzęsy mam zrobione henną. Z powodu

szkieł kontaktowych nie mogę używać żadnych

malowideł - odpowiedziała niechętnie Joanna, choć

wiedziała, że zainteresowanie Richarda sprawami

makijażu to czysto zawodowa ciekawość. Jako aktor

wiedział na ten temat bardzo dużo i często udzielał

porad Becky i innym aktorom.

Przyglądał się jej uważnie i Joanna zaczynała czuć

się trochę nieswojo pod przeszywającym spojrzeniem

zielonych oczu. Przypomniała jej się scena z oglądanego

niedawno filmu, w którym Richardowi partnerowała

Bianca James. Ciekawe, czy w życiu był też tak

wspaniałym kochankiem, jak na ekranie?

- O czym myślisz? - przerwał jej rozmyślania głos

Marlowa.

- Co? Co takiego? - Joanna niespokojnie poruszyła

się w fotelu. - A... o niczym.

- Więc dlaczego się rumienisz?

- Naprawdę? - Dotknęła rozpalonego policzka.

- To od wiatru.

- Skoro tak twierdzisz - powiedział drwiąco. Czyżby

potrafił czytać w myślach?!

- Jak tam zdjęcia? Co sądzisz o Becky? - Joanna

background image

48

UWODZICIEL

postanowiła zmienić temat. - Była bardzo rozczaro­

wana, że nie chciałeś jej nic powiedzieć.

- Pierwszy dzień przed kamerami jest trudny dla

wszystkich. Całkiem nieźle jej poszło. Oczywiście nie

mogę powiedzieć nic konkretnego, zanim nie zobaczę

całej sekwencji, a filmy wysłaliśmy do Auckland, do

wywołania.

- Całkiem nieźle? - powtórzyła Joanna. Czuła, że

coś jest nie tak. - Czy to wystarczy? Czy tak łatwo cię

zadowolić?

- Mówię ci, że nie potrafię ocenić, zanim nie

zobaczę całości - mruknął niechętnie Richard.

- Nie wierzę ci. Nie dalej jak wczoraj twierdziłeś,

że w sztuce, tak jak w miłości, należy słuchać swojego

instynktu! Co z ciebie za reżyser, skoro nie masz
takiego instynktu?

- No dobrze! - wybuchnął. - Czy chcesz, żebym

powiedział ci, co mi podpowiada mój instynkt? Ona

jest okropna! Straszna! Beznadziejna!

- Aż tak źle? - zmartwiła się Joanna.

- Jak na razie, tak.

- Czy powiesz jej to? - zaniepokoiła się.

- Oczywiście, że nie. Za kogo mnie uważasz?

- zdenerwował się Richard. - To jasne, że Becky jest

sztuczna i sztywna. Dlatego zacząłem od mniej ważnych

scen. Mała potrzebuje czasu, by się odprężyć, zrelak­

sować. Nie można zapominać, że Becky nie jest

aktorką. Dopiero się uczy. Musi uwierzyć w siebie i...

zaufać mi całkowicie - dodał po chwili wahania.

- Jeśli chodzi o to ostatnie, możesz być spokojny

- mruknęła złośliwie.

- Nie obawiaj się, wiem, co robię - uspokoił ją.

- Jesteś pewny?

background image

UWODZICIEL

49

- Widziałaś „Obcą mowę"? - Był to pierwszy film,

który Richard reżyserował.

- Nie - wyznała odważnie. - Nie należę do fan­

klubu Richarda Marlowa, choć mam twój autograf.

- Tak? - podchwycił. - Powiedz, w jaki sposób go

dostałaś?

- Nie chcę do tego wracać. Poza tym nie jestem

plotkarą. Nie należę do tych, co całują, a potem

opowiadają o tym na prawo i na lewo.

- Nie może być - zadrwił Richard. - Większość

kobiet, które znam, zrobiłyby wszystko dla rozgłosu

- uśmiechnął się i porozumiewawczo zmrużył oko.

- Możesz mi zaufać. Będę milczał, jak grób.

- Co za zbieg okoliczności - zakpiła. - Dokładnie

to samo powiedział Tom, kiedy próbował mnie

wypytać, a Dean przekonywał mnie, że w porównaniu

z nim niemowa jest gadułą. - W głosie Joanny

pojawiła się podejrzliwość. - Czyżbyś to ty podpuścił

ich, by wyciągnęli ze mnie, kiedy i jak się poznaliśmy?

- Kto? Ja? - obraził się Richard. - Czy mógłbym

być aż tak przebiegły?

- O, nie wątpię!

- Czy wiesz, że oni robią zakłady o to, jak się

poznaliśmy?

- Nie! - Joanna szeroko otworzyła oczy w udanym

zdziwieniu. Zakłady, obok kart i szachów, były

ulubioną rozrywką ekipy. - Jeśli tak ci zależy, spróbuj

spytać Becky.

- To ona wie? - Richard nie krył rozczarowania.

- Oczywiście, wersja, którą jej podałam, jest trochę

okrojona - odpowiedziała Joanna udając zawstydzenie.

- To nie dla mnie - oświadczył stanowczo. - Nie

lubię przeróbek. Zaczekam, aż wyjdzie na jaw oryginał-

background image

50

UWODZICIEL

na wersja wydarzeń. Zresztą, jak wiesz, lubię zagadki.

To zepsułoby mi całą przyjemność zgadywania.

- O tak! Nie wątpię, że chcesz się zabawić.

- Potrzebuję relaksu. Ciężko pracuję.

Joanna powstrzymała się od komentarza. Cokolwiek

by mówić, było prawdą, że Richard pracował dłużej

i więcej niż inni. Choć Dean, jego asystent i prawa

ręka, zajmował się stroną techniczną i organizacyjną,

Marlow lubił wszystkiego dopilnować osobiście. Jeśli

zaś chodzi o pracę nad samym filmem, nie należał do

tych reżyserów, którzy kierują aktorami z wygodnego

fotela. Podczas zdjęć Richard był wszędzie. Dwoił się

i troił. Krzyczał, tupał, wymachiwał rękami. Zdarzały

się dni, kiedy był wcieleniem anielskiej wprost cierp­

liwości, innym razem zaś tracił ją zupełnie. Przy tym

wszystkim był bardzo dobrym psychologiem. Potrafił

trafnym żartem bądź gestem rozładować każdą napiętą

sytuację.

Teraz siedział obok niej i ze zmarszczonymi brwiami

rozcierał chorą nogę.

- Boli cię? - spytała na pozór obojętnym tonem.

Nie chciała, by usłyszał w jej głosie współczucie.

- Nie. Tylko trochę zdrętwiała. Myślę, że to z zimna.

- Powinienieś był osadzić akcję filmu na jakiejś

tropikalnej wyspie.

- Chyba żartujesz? Za te pieniądze? - uśmiechnął

gię. Popatrzył na bielejący w oddali ośnieżony szczyt

Mount Egmont. - Wiesz, ten krajobraz jest bardzo

ważną częścią filmu. Nie udałoby mi się uzyskać

takiego efektu, gdyby akcja rozgrywała się gdzie

indziej. Mai tutaj się urodził. Całą urodę tego miejsca,

góry, morze, bujną roślinność, ostre, mroźne powietrze,

wszystko to opisał w scenariuszu.

background image

UWODZICIEL

51

W paru słowach Richard nakreślił specyficzną

atmosferę swojego filmu. W ten sam sposób pracował

z aktorami, wyczarowując przed nimi świat, w którym

żyli bohaterowie „Cieśli". Rodzaj hipnozy. Potrafił

sprawić, że oczarowani jego opowieścią słuchacze

gotowi byli uwierzyć w każde słowo. Czy to właśnie

działo się z Becky? - zastanawiała się Joanna. Co

wieczór Rebecca wracała ze spotkań z Marlowem

rozpalona i podekscytowana. Czyżby obawy Ellen

miały się sprawdzić? Joanna nie wierzyła, że mężczyzna,

który romansował z najpiękniejszymi kobietami świata

filmu, mógł zainteresować się naiwną, głupiutką

nastolatką. Z drugiej strony, Richard, przyzwyczajony

do łatwych „zdobyczy", mógł wykorzystać naiwność

dziewczyny.

Swoimi obawami Joanna podzieliła się z Susy

Lay ton.

- Richard już taki jest - pogodnie stwierdziła

Susy. - We wszystko, co robi, wkłada duszę i oczekuje

tego samego od innych. Wiesz, on ma w sobie coś

takiego, że człowiek wyłazi ze skóry, żeby go zadowolić.

- Pewnie wszystkie jego partnerki zakochiwały się

w nim - zauważyła Joanna z przekąsem w głosie.

Odpowiedź Susy, zamiast uspokoić, jeszcze bardziej

ją zdenerwowała.

- I nawzajem - uśmiechnęła się Susy. - Zakochiwał

się w każdej swojej kolejnej partnerce regularnie, jak

w zegarku. Nawet nie warto było się o to zakładać.

Dopiero ostatni romans z Biancą James wyglądał na

coś poważnego. Ale - zawahała się - to stara historia.

Nie powinnaś obawiać się o Becky. To jasne, że

Becky podkochuje się w Richardzie, ale on już nie

jest aktorem. To reżyser. Wątpię, czy on ją w ogóle

background image

52

UWODZICIEL

dostrzega poza planem. Poświęca jej mnóstwo czasu

ale to nie oznacza bynajmniej, że jest nią zaintereso­

wany, że tak powiem, prywatnie. Richard wie,

podoba się kobietom. Latają za nim całymi stadami.

On po prostu lubi kobiety. W przeciwieństwie do

większości aktorów, którzy otaczają się kobietami

dla rozgłosu, Richard ma naprawdę wiele przyjaciółek.

Lubi towarzystwo kobiet, choć teraz, po tym numerze

jaki wycięła mu Bianca, jest wobec nich trochę nieufny.

- A więc tu jesteś - głos Finna przerwał rozmowę

Richarda z Joanną. - Bardzo żałuję, że muszę wam

przerwać to słodkie gruchanie - Finn uśmiechnął się

złośliwie do Richarda - ale Billy ma kłopot z rolą

i prosi cię na plan. - Skinął głową w stronę, gdzie

Billy Wi"ams, kaskader, przygotowywał się do zagrania

sceny, w której David ratuje brata Helen przed

utonięciem w rzece.

- Założę się, że musi być ciepło i przyjemnie pod

tymi kocami - zwrócił się do Joanny. - Pozwolisz mi

się trochę ogrzać przy tobie?

Joanna odwzajemniła uśmiech Finna. Przyzwyczaiła

się już do jego zaczepek.

- Oszczędź sobie tego, Finn - odpowiedział za nią:

Richard. - Poproś lepiej Loren, żeby ci poprawiła

charakteryzację. Zaraz zaczynamy zbliżenia i chciał­

bym, żeby wszystko grało. Znowu dzisiaj zaspałeś

i mamy przez ciebie opóźnienie.

Ponieważ charakteryzacja Finna była dosyć skom­

plikowana i zajmowała dużo czasu, aktor powinien

był zjawić się dwie godziny wcześniej od innych, co

jednak rzadko kiedy mu się udawało. Loren, skądinąd

bardzo spokojna i cierpliwa osoba, ziała nienawiścią

na samo wspomnienie Finna i przysięgała, że nie

background image

UWODZICIEL 53

podejmie się pracy przy żadnym filmie, w którym on

będzie grał.

Finn obojętnie wzruszył ramionami.

- Mam czas.

- Chcę, żebyś poszedł tam zaraz - w głosie Richarda

zabrzmiała stalowa nuta. Przez chwilę obaj mężczyźni

mierzyli się gniewnym wzrokiem. W końcu Finn

poddał się.

- No dobra - mruknął niechętnie. - Zobaczymy

się na lunchu, skarbie - uśmiechnął się do Joanny.

- Zajmij mi miejsce koło siebie.

- Joanny nie będzie na lunchu - wtrącił Richard.

Po czym, zwracając się w stronę Joanny wyjaśnił:

- Chcę, żeby Becky wróciła do hotelu natychmiast po

zakończeniu zdjęć. Nie będzie już dzisiaj potrzebna,

więc może zająć się lekcjami.

- Wszystko, co potrzebne, mam ze sobą - Joanna

popatrzyła na niego zaskoczona. - Powiedziałeś, że

możemy korzystać z twojej przyczepy, więc...

- Becky będzie przemoczona i zziębnięta - przerwał

jej niecierpliwie Richard. - Powinna wziąć gorącą

kąpiel i przebrać się. Finn! Loren czeka.

- W porządku, idę już, idę. - Aktor nic sobie nie

robił ze złego humoru Marlowa. - Wiesz co, Joanno.

Może w takim razie zjemy razem kolację. O ile,

oczywiście, nasz reżyser nie wymyśli, że Becky powinna

dziś pójść wcześniej spać - dorzucił złośliwie.

Richard popatrzył na Joannę z wyrzutem w oczach,

tak, jakby ją właśnie winił za zachowanie Finna.

Przypomniała sobie to oskarżające spojrzenie wie­

czorem, przy kolacji i z przekory postanowiła przyjąć

zaproszenie aktora. Finn Traccy jadał przy oddzielnym

stole ustawionym w centralnej części hotelowej jadalni.

background image

54

UWODZICIEL

- A gdzież to podziewa się twoja urocza siostrzenica?

- spytał Finn siadając. - Czyżby była w towarzystwie

jego wysokości reżysera? - zakpił.

- Pewnie zamówili coś na górę i zamierzają jeść

i pracować równocześnie - odpowiedziała spokojnie

Joanna.

- Naprawdę wierzysz w to, że pracują?

- John jest z nimi. Powtarzają jutrzejszą scenę

- Joanna miała nadzieję, że jej głos nie zdradza ulgi,

z jaką przyjęła wiadomość, że John Keele też weźmie

udział w wieczornym spotkaniu z Richardem. Becky

nie była z tego zadowolona.

- Richard nie może cały czas zajmować się tylko

tobą - tłumaczyła nadąsanej siostrzenicy. - John też

potrzebuje jego pomocy.

- Jak to? Przecież on jest aktorem - złościła się

Becky.

- Ale młodym i niedoświadczonym. Poza tym

aktorzy muszą się uczyć przez całe życie. Nie ma

takiego momentu, kiedy mogliby stwierdzić, że

zakończyli już naukę.

Becky roześmiała się.

- Moja dopiero się zaczyna. Och, jakbym chciała,

żeby te zdjęcia trwały wiecznie!

Joanna z niepokojem popatrzyła na siostrzenicę.

Cokolwiek się jeszcze wydarzy, jedno było pewne: po

zakończeniu zdjęć Becky nie będzie łatwo powrócić

do roli zwykłej uczennicy i grzecznej córeczki Ellen.

Zakosztowała wolności i niezależności i nie zechce

z nich zrezygnować.

Finn wydawał się nie zwracać uwagi na zamyślenie

Joanny i jej małomówność. Jak z rękawa sypał

zabawnymi historyjkami i ploteczkami z życia Hol-

background image

UWODZICIEL 55

lywood. Prawie nie tknął jedzenia, zajął się za to

z przesadną gorliwością zamówionym do kolacji

winem.

- Hej, no co jest? - zaprotestował, kiedy Joanna

odmówiła wypicia kolejnej lampki - a może masz

słabą głowę? W takim razie - mrugnął porozumiewaw­

czo - będę nalegał.

- Jeśli chodzi o głowę, to jest akurat odwrotnie

- wyznała Joanna. - Mam bardzo mocną głowę.

- To świetnie! To mi się podoba! - ucieszył się

Finn. - Wiesz co, zróbmy zawody, kto więcej wypije.

- Nie, dziękuję. Nie mogę gorszyć Becky. - Joanna

zakryła dłonią swój kieliszek. - Musie świecić przy­

kładem.

- To chyba strasznie nudne. - Finn napełnił

kieliszek. - Powiedzi mi, czy ty masz kogoś?

- Można tak to nazwać - odpowiedziała myśląc

o Duncanie.

Finn roześmiał się.

- To tak, jak ze mną. Co byś powiedziała na

propozycję, by dziś w nocy zaopiekować się samotnym

mężczyzną?

- A gdzie jest ten samotny mężczyzna? - pod­

chwyciła Joanna rozglądając się po sali. Zdecydowała,

że najlepiej będzie obrócić tę propozycję w żart.

Odetchnęła z ulgą, kiedy Finn zawtórował jej

śmiechem. Może on wcale nie jest takim kobieciarzem,

za jakiego go wszyscy uważają - pomyślała.

Następnego wieczora Joanna niechętnie przyjęła

wiadomość, że i tym razem Becky zje kolację na

górze, w pokoju Marlowa.

- Cały ranek spędziłaś na planie, a popołudnie

nad lekcjami. Ciężko pracujesz, Becky, i musisz

background image

56

UWODZICIEL

odpocząć. Jestem zdania, że Richard powinien zwolnić

cię z tej próby. Nie wytrzymasz długo takiego tempa.

- Nie pracujemy bez przerwy - upierała się Becky.

- Dotrzymuję mu towarzystwa. Ma teraz zebranie

z kamerzystami i pewnie zapomniałby o jedzeniu,

gdybym mu nie przypomniała.

- Nie sądzę, żeby zagłodził się na śmierć - powie­

działa sucho Joanna. - Kto wtedy skończyłby jego

dzieło?

- On potrzebuje kogoś, kto by o niego dbał - oświad­

czyła stanowczo Becky, rozczesując przed lustrem złote

loki. - Otacza go cała masa ludzi, ale tak naprawdę

Richard jest bardzo osamotniony. Tylko z paroma

osobami czuje się dobrze - dodała z tajemniczym

uśmiechem mającym oznaczać, że ona, Becky, należy

do tych wybranych. - TLażdy czegoś od mego chce.

Wszyscy zawracają mu głowę swoimi problemami,

a nikt nie pamięta, że przecież on niedawno przeżył

tragedię, że potrzebuje kogoś, kto byłby przy nim.

- A ty? Czy ty też nie zabierasz mu jego cennego

czasu? Może Richard chciałby czasem być sam?

- To nieprawda! - obruszyła się Becky. - Gdyby

tak było, powiedziałby mi. Richard chce, żebym

z nim była! Nauczyłam się więcej, niż w szkole

aktorskiej. Jest ze mnie dumny i mówił, że mam duże

możliwości. Nie powiedziałby tego, gdyby to nie była

prawda. Richard nigdy nie kłamie, kiedy chodzi

o jego pracę. Chce, żebym była najlepsza. I będę!

- dodała stanowczo z tą charakterystyczną dla,

młodości pewnością siebie.

Ellen zemdlałaby, gdyby mogła teraz usłyszeć swoją

córkę - pomyślała ponuro Joanna, postanawiając

porozmawiać z Richardem.

background image

UWODZICIEL

57

Finn już na nią czekał w jadalni. Opróżniona

szklaneczka wina stała przed nim. Musiał wypić dosyć

dużo, gdyż zauważyła, że język zaczynał mu się plątać.

Gdy po kolacji zamówił kolejną butelkę, tym razem

szampana, Joanna zaprotestowała:

- Nie wiedziałam, że przy tak napiętym budżecie

możemy pozwalać sobie na taką rozrzutność.

- Mam ochotę utrudnić Richardowi życie. Niech

się trochę pogimnastykuje. Zbyt wiele rzeczy zbyt

łatwo mu przyszło. Szczególnie jeśli chodzi o kobiety

- uśmiechnął się złośliwie. - Czy chcesz, bym opowie­

dział ci o moim przyjacielu Richardzie i jego paniach?

Czy mam ci opowiedzieć o moim przyjacielu Richardzie

i mojej żonie? To, oczywiście, tajemnica... Oni myślą,

że ja nic nie wiem... niczego się nie domyślam...

Finn zamilkł i pogrążył się w ponurym rozpamięty­

waniu przeszłości. Korzystając z jego nieuwagi, Joanna

wymknęła się z jadalni. Czuła się trochę winna

zostawiając go samego w takim stanie, obawiała się

jednak, że jej towarzystwo zachęci go do dalszego

picia. Ciekawe, co to za historia z Richardem i Biancą?

- zastanawiała się.

Kolejny dzień zdjęć zaczął się awanturą. Finn nie

pojawił się na planie. Mira, wysłana do hotelu, wróciła

z wiadomością, że od wczoraj wieczór nikt go nie

widział.

Richard był wściekły.

- Gdzie on, do cholery, się podział?! Czy ktoś

z was widział go dziś rano?

Okazało się, że nikt.

- A wczoraj wieczorem?

- Był w restauracji z Joanną - powiedziała cicho

Kelly rzucając Joannie przepraszające spojrzenie.

background image

58

UWODZICIEL

Wszystkie głowy zwróciły się w jej kierunku i Joanna

poczuła, że się czerwieni.

- Siedzieliśmy przy jednym stoliku - przytaknęła.

- Becky jadła z tobą na górze - broniła się.

- O której się rozstaliście?

Joanna zmarszczyła gniewnie brwi.

- Nie... nie pamiętam - zaczęła.

- To sobie przypomnij!
- Nie mów do mnie takim tonem! - zaperzyła się.

- Joanno, chciałbym porozmawiać z tobą na

osobności - powiedział spokojnym, ale stanowczym

głosem Richard.

Weszli do przyczepy.

- Do licha! Czy ty to robisz specjalnie? - wybuchnął.

- Jeśli tak, to...

- Weź głęboki oddech.

- Co?!

- Weź głęboki oddech i policz do dziesięciu - po­

wtórzyła Joanna.

- Hej! Nie jestem jednym z twoich zasmarkanych

szczeniaków!

- Więc dlaczego zachowujesz się tak, jak byś był?

- Cholera! - Richard z całej siły cisnął laską o ścianę

przyczepy.

- Jak to się dzieje, że nigdy nikogo nie uderzyłeś? Rzu­

casz tą laską przy każdej sposobności w ślepej furii. Słysza­

łam, że jeszcze nie zdarzyło się, abyś w kogoś trafił. Może

ta furia wcale nie jest taka „ślepa"? Może tylko udajesz?

- Joanno! - warknął ostrzegawczo.

- To nie moja wina, że Finn nie stawił się na

zdjęcia - ciągnęła spokojnie Joanna. - Jest dorosły,

a ja nie jestem jego niańką. Jadłam z nim kolację

wczoraj wieczorem, a potem poszłam na górę.

background image

UWODZICIEL

59

- Poszłaś do jego pokoju?

- Nie, nie poszłam - odburknęła. - Zresztą, to nie

twój interes.

- Tak się składa, że mój. To jest mój film.

- Chyba nie myślisz, że Finn zrobił to specjalnie?

- Nie wiem już, co myśleć. Może ty mi powiesz.

Słyszałem, że ostatnio bardzo się zaprzyjaźniliście

- zadrwił. - Piłaś wczoraj?

- Trochę.

- Teraz wiem, że kłamiesz. Finn nigdy nie pija

„trochę".

- Pytałeś, czy ja piłam - przypomniała mu.

- Nie łap mnie za słówka. Wiesz dobrze, o co mi

. chodzi.

- Mówiłam ci już, nie jestem jego niańką - zniecier­

pliwiła się Joanna. - Nawet go dobrze nie znam.

- Co nie przeszkadza ci go zachęcać.

- Zachęcać? - zdziwiła się.

- Szepczecie po kątach. Masz opiekować się Becky,

a nie Finnem. Nie płacę ci za odciąganie aktorów od

pracy.

- Tak się składa, że lubię Finna.

- Nie przesadzaj może z tym lubieniem, skarbie.

On jest żonaty. Poza tym - uśmiechnął się złośliwie

- co by na to powiedział pan Indycze Jajo, który

czeka na ciebie w domu...

- Jak śmiesz sugerować, że... - Joanna nie posiadała

się ze złości.

- Znam Finna i wiem, jakie są kobiety - oświadczył

Richard - ale wierz mi, to babiarz.

- Ach tak, dziękuję za ostrzeżenie, ale myślałam,

że podryw to raczej twoja specjalność - odcięła się.

Marlow uśmiechnął się.

background image

60

UWODZICIEL

- Była. I to dawno.

- Jesteś pewny? A Becky?

- Co Becky?

- Nie udawaj niewiniątka. Ona jest w tobie zako­

chana!

Richard obojętnie wzruszył ramionami.

- 1 co z tego? Wszystkie aktorki zakochują się

w swoich reżyserach lub partnerach. Wolałabyś, żeby

wybrała Finna?

- A więc przyznajesz się, że wiesz o tym i wykorzys­

tujesz jej naiwność?

- Przyznaję tylko, że to było nieuniknione. Daj

spokój - żachnął się - jesteś przecież nauczycielką.

Znasz psychikę nastolatków. Kiedy człowiek jest

młody, świat wydaje się mu tajemniczy, wspaniały,

pociągający. Tak jest z Becky. Dlaczego chcesz to

zniszczyć, pozbawić ją iluzji. One są potrzebne

każdemu. Nawet tobie.

- Mówimy o życiu, nie o twoim filmie.

- Jesteś pewna? Życie naśladuje sztukę.

- To nie znaczy, że wolno ci wykorzystywać

zauroczenie Becky. Wytłumacz jej to.

- Ona nie jest jeszcze gotowa. Widzisz, Joanno,

taka jest właśnie praca nad filmem. Pochłania twoje

życie prywatne, twoje uczucia. Jesteśmy teraz jedną

wielką rodziną. Kochamy się, nienawidzimy, wa­

lczymy ze sobą. To nieuniknione. Gdyby wszystko

szło gładko, nigdy nie udałoby się nam stworzyć

nic wartościowego.

- O! Nie ma obawy! To nie z tobą. Za bardzo

kochasz tę pracę. Nawet teraz, lubisz się tak wściekać,

prawda?

- Chyba masz rację - zgodził się z nią. - A ty?

background image

UWODZICIEL

61

- Bardzo - w głosie Joanny pojawił się sarkazm.

- Ale czy nie odbiegliśmy od tematu?

- No dobrze - westchnął z rezygnacją. - Słuchaj,

zwykle nie pozwalam nikomu poza scenarzystą

i kamerzystami oglądać nakręconych materiałów, ale

chcę, żebyś przyszła jutro i zobaczyła te zdjęcia.

Może wtedy mnie zrozumiesz. Jeśli zaś chodzi o Finna,

cóż, zawsze był złośliwy i to nic nowego, ale tym

razem poszło o coś innego. Finn przeżywa teraz

ciężkie chwile. Ma problemy natury osobistej i byłoby

lepiej, gdybyś się do tego nie mieszała. Jeżeli naprawdę

chcesz mu pomóc, mogę oficjalnie uczynić cię od­

powiedzialną za jego obecność na planie.

- Dziękuję bardzo - burknęła. - Wystarczy mi, że

mam na głowie Becky.

Westchnął ciężko.

- Skoro nie chcesz. A teraz lepiej już wyjdźmy, bo

pomyślą sobie, że pozabijaliśmy się nawzajem. Zanim

jednak wyjdziemy - podszedł do niej blisko i nim

zdążyła zorientować się w jego zamiarach, pocałował ją.

Joanna była tak zaskoczona, że nie broniła się.

Musiała przyznać, że ten pocałunek sprawił jej

przyjemność. Richard, najwyraźniej, nieźle znał się

na rzeczy.

- Wiesz - zamruczał, niechętnie wypuszczając ją

z ramion - wydaje mi się, że pamiętałbym, gdybym

cię już kiedyś całował. Mogę zapomnieć imię, twarz,

ale nigdy nie zapominam pocałunku.

Nic dziwnego, że nie pamiętał - pomyślała Joanna.

Ten pocałunek wcale nie przypominał poprzedniego.

Nawet w tej chwili ciągle jeszcze czuła jego usta na

swoich. Zarumieniła się.

- Bardzo łatwo się czerwienisz - uśmiechnął się

background image

62

UWODZICIEL

Richard dotykając jej policzka. - Masz taką cienką

skórę. Czy chcesz zostać tu, zanim ten rumieniec nie

zniknie? Wyglądasz, jakby ktoś cię przed chwilą

pocałował - zażartował.

Teraz posunął się stanowczo za daleko! Joanna

poczuła, jak gniew przesłania jej oczy. Uniosła rękę

i wymierzyła mu siarczysty policzek.

- Ty też powinieneś chyba chwilę odczekać. Wy­

glądasz jak ktoś, kto właśnie dostał po buzi - wycedziła

przez zaciśnięte zęby i wyszła.

No, no, sówka pokazała pazurki - pomyślał Richard

rozcierając policzek. Podobało mu się jej zachowanie.

Wyglądało na to, że za tym chłodnym opanowaniem

kryje się prawdziwie ognisty temperament. Ten, kto

potrafi tak walczyć, musi wspaniale kochać. Pod-

powiadał mu to jego instynkt, a. Richard. Majciow

zawsze wierzył swoim przeczuciom.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Ależ ona jest beznadziejna! - jęknęła Joanna.

Siedzieli w zaciemnionej sali konferencyjnej, którą

hotel wypożyczył ekipie. Właśnie skończyli oglądać

sekwencje nakręcone z udziałem Becky.

- Ostrzegałem cię.

- Wiem, ale myślałam...

- Że przesadziłem - wtrącił.

- Becky porusza się jak lalka. Pewnie będziesz

musiał nakręcić ten material na nowo.

- Niekoniecznie. Nie uwierzyłabyś, ile można

osiągnąć wycinając niektóre partie i montując sceny

jeszcze raz.

- Nie rozumiem tylko, dlaczego wybrałeś właśnie

ją, skoro jest taka... taka...

- Okropna? - podpowiedział. - Nie było próbnych

zdjęć. Poza tym, zafascynowała mnie jej osobowość.

Oczywiście, jest to zainteresowanie czysto zawodowe

- dodał szybko, widząc zaniepokojone spojrzenie

Joanny. - Becky jest zdecydowana, łatwo i chętnie się

uczy i nie jest zahukaną, zakompleksioną panienką,

jak większość dziewczyn w jej wieku.

- I to wystarczy, by zostać dobrą aktorką? - za­

drwiła Joanna.

- Nie - Richard nie dał się sprowokować. - Ale to

dobry początek - tłumaczył spokojnie.

- Widzisz, Joanno, nawet największy talent nie

background image

5.4 UWODZICIEL

pomoże, jeśli aktor nie jest fotogeniczny. Są ludzie,

którzy nigdy nie będą dobrze wychodzić na zdjęciach,

innym zaś to przychodzi bez trudu. Becky należy do

tych szczęśliwców. Potrzeba jej tylko dobrego nau­

czyciela i trochę ćwiczeń. Ta dziewczyna ma ogromne

niożliwości. Czy zwróciłaś uwagę na pierwsze sek­

wencje, tę scenę w kuchni, z Joe'sem? Jest świetna.

Właśnie to, o co mi cały czas chodziło. Ale wtedy

gecky nie wiedziała, że już kręcimy. Jest swobodna,

naturalna. Oczywiście, moglibyśmy tak postępować

przez cały czas, ale wiem, że nie musimy jej oszukiwać,

flecky jest w stanie osiągnąć tę swobodę i naturalność.
\]

wierz mi!

Joanna popatrzyła na niego. O tak, bardzo chciała

n

iu uwierzyć. Jak można nie wierzyć mężczyźnie,

l^tórY tak całuje. Qd ijamiątnei,scenY w iejgł rjrzYczeijie.

niinęło parę dni. Richard słowem nie wspomniał

o tym, co zaszło między nimi, ale czasami przyłapywała

go, jak przyglądał się jej z tym swoim lekko drwiącym

uśmieszkiem, który doprowadzał ją do szału.

- Na litość boską, Joanno! - wybuchnął Richard

rozdrażniony jej milczeniem. - Cała ekipa wierzy, że

Wiem, co robię. Czy tak trudno cię przekonać?

- Cała ekipa nie opiekuje się Becky - odpowiedziała

spokojnie.

Richard zaklął cicho i zwrócił się w jej stronę,

kładąc rękę na sercu:

- Joanno, przysięgam na grób mojej matki, że nie

żywię niecnych i występnych zamiarów wobec twojej

nieletniej siostrzenicy.

- Przecież twoja matka jeszcze żyje - przypomniała

- Na razie tak, ale zanim cię przekonam, z pew-

background image

UWODZICIEL 65

nością już umrze. To prawda, że Becky jest młoda,

śliczna i bardzo, bardzo apetyczna, ale nie jestem

takim podrywaczem, za jakiego mnie bierzesz.

- Gazety piszą co innego - zauważyła.

- No to co? Czy sądzisz, że to musi być prawda?

- rozzłościł się nie na żarty. - Pismaki z Hollywood

to zgraja oszustów i kłamców. Wystarczy, żebym

uśmiechnął się do kobiety, a już gazety rozpisują się

na temat nowego romansu Richarda Marlowa. Jeśli

zaś się nie uśmiechnę, to znaczy, że też mam z nią

romans, tylko potajemny. Oczywiście, nie przeczę, że

miewałem przygody - wyznał otwarcie. - Kiedyś

nawet dosyć często, ale nie jestem kobieciarzem.

Jestem teraz reżyserem. Cholernie dobrym reżyserem

i nie zamierzam podważać mojego autorytetu przez

romans z jedną z moich aktorek, choć zrobię wszystko,

by jej pomóc. I, wyobraź sobie, że w tym celu wcale

nie muszę zaciągać jej do łóżka! Zresztą - żachnął się

- nie rozumiem, dlaczego ci to wszystko mówię. Nie

muszę się przed nikim tłumaczyć.

Joanna zgadzała się z nim. Wstydziła się swojego

zachowania. Tym bardziej, że w pewnej chwili

uświadomiła sobie, że było ono spowodowane nie

tylko troską o siostrzenicę. Była najnormalniej w świe­

cie zazdrosna. Richard podobał jej się jako mężczyzna,

choć za nic by się do tego nie przyznała, nawet przed

sobą.

- A więc usiłujesz mnie przekonać, że to, jakim

jesteś reżyserem, nie ma nic wspólnego z tym, czy

jesteś dobry w łóżku? - spytała złośliwie.

- Co takiego?!

Jeszcze nie widziała go tak wściekłego. Zielone

oczy miotały groźne błyski.

background image

66

UWODZICIEL

- Brawo! - uśmiechnęła się drwiąco. - Czy tego

uczyli was w szkole aktorskiej?

Przez chwilę Richard wyglądał tak, jak by chciał

się na nią rzucić, ale zdołał zapanować nad sobą.

- Niezły z ciebie numerek - powiedział wolno

cedząc słowa.

- Nauczyłam się patrząc na ciebie - odcięła się, po

czym dodała: - Przepraszam. To dlatego, że Becky,

pomimo dorosłego wyglądu, jest jeszcze naiwna jak

dziecko. Nie chciałbym, żeby coś jej się stało.

Richard uśmiechnął się.

- Ja też nie chciałbym tego. Nie martw się, nie

skrzywdzę jej. Nie jestem aż tak zepsuty, jak myślisz.

Poza tym mam doświadczenie, jeśli chodzi o to, jak

postępować z zakochanymi nastolatkami. Wierz mi.

Te słowa przekonały ją i Joanna postanowiła mu

zaufać.

Kolejne dni potwierdziły słuszność tej decyzji. Becky

grała coraz lepiej. Bywały, oczywiście, momenty, kiedy

brak doświadczenia i młodość utrudniały pracę, ale

Marlo w bardzo sprytnie wykorzystał je w scenie,

kiedy Helen odkrywa rodzące się w niej uczucie do

Davida. Tak więc, na planie wszystko układało się

jak najlepiej, czego, niestety, Joanna nie mogła

powiedzieć o swoim życiu prywatnym.

Dobre stosunki pomiędzy nią i Richardem popsuły

się wraz z przybyciem do New Plymouth Nicka

Fellowsa. Nick pojawił się tego dnia, kiedy kręcono

sceny w rodzinnym domu Helen. W tym celu studio

wynajęło ogromny, stary dom na przedmieściach

miasta. Cała ekipa zebrała się właśnie na lunch

w kuchni, jedynym pomieszczeniu, które odnowiono

i przystosowano do potrzeb filmu.

background image

UWODZICIEL 67

- Skarbie! Czy zawsze musimy spotykać się w takich

okolicznościach - wykrzyknął Nick spostrzegając

Joannę. - Ilekroć cię widzę, opychasz się jakimiś

smakołykami.

- Widzę, że nie muszę was sobie przedstawiać

- zauważyła z przekąsem Mira.

- To moja dziewczyna, prawda, skarbie? - uśmiech­

nął się Nick wylewnie witając się z Joanną.

- To było dawno temu - niechętnie się przyznała

Joanna.

- No, nie przesadzajmy - zaprotestował Nick.

- Ciągle jeszcze jesteśmy młodzi. Chodziliśmy ze sobą

na studiach.

- Co studiowałeś? - Susy Layton obrzuciła przy­

stojnego Nicka uważnym spojrzeniem. Joanna mrug-

nięciem dała jej do zrozumienia, że Nick jest wolny

i do wzięcia.

- Ekonomię. Ale wkrótce przekonałem się, że moje

serce należy do sztuki i trochę zaniedbałem naukę.

Tylko Joanna potrafiła pogodzić jedno z drugjm

i być w obu najlepsza.

- Grałaś w teatrze? - zainteresowała się Susy

przenosząc uwagę na Joannę.

- No pewnie! - odpowiedział za Joannę Nick.

- To pierwsza gwiazda naszego teatru. Nie miała

sobie równych w rolach szekspirowskich.

- Naprawdę? - wtrącił Richard, który nie zauwa­

żony przez nikogo, od paru minut przysłuchiwał się

tej rozmowie.

- Była fantastyczna! - entuzjazmował się Nick.

- Trzeba było widzieć recenzje, jakie dostawała.

- Nie przesadzaj, Nick - zarumieniła się Jo

a

nna.

- To był tylko studencki teatr amatorski.

background image

68 UWODZICIEL

- Nie bądź taka skromna. Byłaś lepsza od niejednej

zawodowej aktorki.

- Nic nie wspominałaś o tak ciekawej przeszłości

- Richard popatrzył na nią z wyrzutem.

- Nie było o czym. Teraźniejszość jest znacznie

bardziej interesująca.

- Kiedyś widział ją pewien reżyser i zaproponował

jej zdjęcia próbne - wtrącił Nick - ale Joanna...

- Ale ja chciałam skończyć studia - przerwała

Joanna stanowczym tonem, zdecydowana uciąć ten

temat. - Chciałam zostać nauczycielką a nie aktorką.

- I nie żałujesz tej decyzji? - zainteresował się

Richard.

- Jasne, że nie! Jestem zadowolona z pracy w szkole.

- Ale gdyby teraz przytrafiło ci się coś podobnego,

nie odrzuciłabyś chyba propozycji zagrania w filmie?

- dopytywał się Marlow przyglądając się Joannie

z ironicznym uśmieszkiem.

- Mylisz się - odpowiedziała chłodno.

Z twarzy Richarda nie znikał drwiący wyraz. Nie

wierzył jej. Nie powiedział nic, ale jego mina wystar­

czyła za komentarz. Joanna nie była przyzwyczajona,

by poddawano w wątpliwość jej słowa. Poczuła się

urażona zachowaniem Richarda. Zresztą - pomyślała,

niech uważa, co chce. Nic a nic ją to nie obchodzi!

- Ciąć! ... Ciąć! ... Ciąć! - głos Marlowa odbijał się

echem o ściany szałasu Davida.

Kręcono właśnie jedną z trudniejszych scen. Spot­

kanie Helen z Davidem. Becky była zbyt zdener­

wowana, by sprostać roli. Przykazując innym aktorom,

by nie ruszali się z miejsc, Richard wziął rozszlochaną

Becky za rękę i pociągnął ją w stronę przyczep.

background image

UWODZICIEL 69

To właśnie, osłonięte od wiatru, miejsce wybrała

sobie Joanna. Siedziała tam okręcona kocami i wyraź­

nie słyszała każde słowo Richarda.

- Co byś zrobiła, Becky, gdybym powiedział ci, że

cię kocham? Szaleję za tobą, nie wiem, co się ze mną

dzieje, nie mogę pracować.... - mówił.

- Ależ Ri.... Richardzie... - wyjąkała zaskoczona

Becky. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale zdumienie

odebrało jej mowę. Stała tak z otwartą buzią, wpatrując

się w niego szeroko otwartymi oczyma.

Joanna zesztywniała. Ona też nie mogła ruszyć się

z miejsca. Jak on mógł?! Po tych wszystkich zapew­

nieniach, że Becky jest tylko aktorką, a on jej

reżyserem. Chciała zerwać się i głośno powiedzieć, co

o nim myśli, kiedy powstrzymał ją okrzyk Marlowa.

- Tak! Właśnie tak! O to mi chodziło. Tak powinna

zareagować Helen, kiedy Dawid wyznaje jej swoje

uczucie.

Joanna zatrzęsła się ze złości. A więc to tylko

próbka metod pracy Wielkiego Reżysera. Marlow

igra z miłością Rebecci, aby wykrzesać z niej prawdziwe

odruchy.

Tymczasem Richard tłumaczył zaskoczonej Becky:

- Zdziwiły i przestraszyły cię moje słowa, prawda?

Nie wiedziałaś, jak zareagować, co zrobić, co powie­

dzieć, czy śmiać się, czy płakać. To naturalne. Tak

właśnie reagują ludzie. Prawdziwi ludzie. I tak powinna

zareagować Helen. Powtórz to, skarbie, przed kame­

rami, a będziemy sławni - przerwał i ujął twarz

dziewczyny w swoje dłonie. - Przepraszam cię, Becky.

Byłem podły, ale teraz możesz uważać się za prawdziwą

aktorkę. To był twój chrzest. Nie zrobiłbym tego,

gdybym nie wierzył w ciebie. Wybaczysz mi?

background image

70

UWODZICIEL

Było oczywiste, że nie potrzebował nawet o to pytać.

Becky, zarumieniona z emocji, pośpieszyła do Loren,

by poprawić rozmazany łzami makijaż. Richard odwrócił

się w stronę przyczepy, za którą stało krzesło Joanny.

- Przestraszyłem cię, prawda? - spytał uśmiechając

się.

A więc cały czas wiedział, że tu była!

- Wykorzystujesz każdą okazję, żeby się popisać

- mruknęła przez zaciśnięte zęby.

- To było dla jej własnego dobra. Becky musi

nauczyć się panować nad swoimi uczuciami i wykorzys­

tywać je przed kamerą. Zresztą, jeśli ma być aktorką,

musi być twarda.

Joanna gwałtownie uniosła głowę i rzuciła mu

gniewne spojrzenie.

- Kto powiedział, że Becky ma zostać aktorką?

Zielone oczy Marlowa podjęły wyzwanie.

- Decyzja należy do niej samej. Nie pozwolisz

chyba, żeby twoja zazdrość przeszkodziła jej w zro­

bieniu kariery? Może nawet mógłbym postarać się

o jakąś rólkę dla ciebie, by ci osłodzić kwaśny smak

przegranej - rzucił jej na odchodne.

Gniew Joanny nie ostygł aż do wieczora. Siadając

przy wspólnym stole wybrała sobie miejsce najbardziej

oddalone od krzesła Marlowa. Siedzący obok niej

Finn zauważył zdziwione spojrzenie, jakim obrzuciła

stojącą przed aktorem szklankę do połowy wypełnioną

przeźroczystym płynem.

- Chciałbym, żeby to była wódka - powiedział

tęsknym głosem. - Niestety, Jego Wysokość jest

w podłym humorze. Dla świętego spokoju, próbuję

tutejszą wodę - wykrzywił się. - To ci dopiero szok

dla mojej biednej wątroby.

background image

UWODZICIEL 71

Joanna roześmiała się. Finn był wspaniałym towa­

rzyszem i wkrótce zapomniała o przyczynie gniewu,

zaśmiewając się z jego dowcipów i złośliwych przyty­

ków, jakich nie szczędził całej ekipie. Z końca stołu

Richard rzucał jej od czasu do czasu obrażone

spojrzenia, na które wcale nie reagowała. W pewnej

chwili nie wytrzymał.

- Nasz supergwiazdor udziela ci lekcji - rzucił

złośliwie, przechylając się w jej stronę. - Powinnaś

podchodzić do tego, co mówi, z dużą dozą sceptycyz­

mu. Finn jest tylko aktorem i niewiele może zdziałać.

Co innego reżyser.... - znacząco zawiesił głos.

- Nareszcie wiemy, dlaczego postanowiłeś zostać

reżyserem - wtrącił Finn.

- Nie chodzi o mnie, ale o moich uczniów - wyjaś­

niła chłodno Joanna. - Usiłuję namówić Finna, by

przyjechał do mojej szkoły z pogadanką dla kółka

dramatycznego, które prowadzę.

- Prowadzisz kółko dramatyczne? - zdziwił się

Marlow. - To ciekawe. Znasz to stare powiedzenie,

że ci, którzy nie potrafią grać, uczą gry.

- Przynajmniej mogę się na coś przydać. Uczę

samodzielnie myśleć, a nie powtarzać za innymi. Kim

jest aktor? Marionetką, kukiełką - odcięła się Joanna.

- Zapominasz, że ja nie jestem już aktorem - zau­

ważył spokojnie Richard.

Odezwały się protestujące głosy. Najgłośniej prze­

czyła Becky.

- Ale przecież nie zerwałeś zupełnie z teatrem. Nie

wolno ci! To byłaby wielka strata. Masz tyle do

zaoferowania, do przekazania innym ludziom.

- Ładnie z twojej strony, że to mówisz, Becky, ale

los zadecydował inaczej. Zresztą nigdy nie zamierzałem

background image

72

UWODZICIEL

Poświęcić się tylko teatrowi. Poza tym nie jestem już

tak sprawny, jak byłem kiedyś - wskazał chorą nogę

i bezradnie rozłożył ręce. - Nikt nie zaangażuje do

głównej roli kulawego aktora, a moja duma nie

pozwoliłaby mi na przyjęcie drugoplanowej roli.

- No, nie zgodziłabym się z tobą - Joanna przerwała

krępującą ciszę, jaka zapadła po tych słowach.

- Zawsze zostaje ci Szekspir i jego „Ryszard Trzeci".

O ile pamiętam, król był kulawy. Rola wprost

wymarzona dla ciebie. Dostrzegam nie tylko podobień­

stwo fizyczne. Potrafisz, tak jak on, manipulować

ludźmi, grać na ich uczuciach.

Towarzystwo przy stole wstrzymało oddech. Nawet

Finn wydawał się zdumiony złośliwością tej uwagi.

Czekano na reakcję Marlowa. Wybuchnie gniewem?

Obrazi sie? Ku zdziwieniu obecnych, Richard roześmiał

się.

- Sówka pokazała pazurki! Wiesz, może pewnego

dnia naprawdę zagram „Ryszarda Trzeciego". Pod

warunkiem, że będziesz moją nauczycielką. Czy zawsze

jesteś taka bezwzględna, kiedy ktoś lituje się nad sobą?

- Nie, kiedy ktoś lituje się nad sobą. Tak, kiedy

ktoś wykorzystuje swoją ułomność, by podporząd­

kować sobie innych - oświadczyła Joanna.

- No dobrze, masz rację, przyznaję, że czasami

wykorzystuję moje kalectwo - zgodził się z nią Richard.

- Ale przestańmy mówić tylko o mnie. Powiedz,

dlaczego rzuciłaś teatr? A może było odwrotnie?

- Prawda leży pośrodku - odpowiedziała Joanna.

Czuła się trochę nieswojo, kiedy cała ekipa przy­

słuchiwała się jej rozmowie z Richardem. - Lubiłam

teatr, ale to było tylko jedno z moich zainteresowań.

Potem przyszedł moment, kiedy trzeba było wybrać.

background image

UWODZICIEL

73

Gdybym chciała zająć się teatrem, musiałabym

zrezygnować z innych rzeczy. Poza tym mam kłopoty

ze wzrokiem.

- Joanna ma bardzo wrażliwe oczy - głośno

poinformowała wszystkich Becky. - Nie może się

malować, a trudno wyobrazić sobie Julię z „Romea

i Julii" w okularach - roześmiała się zadowolona

z dowcipu.

- To tak, jak Hamlet utykający na jedną nogę

- mrukdął Richard.

- Przed kamerami mogłoby być inaczej - za­

stanawiała się Loren, charakteryzatorka. - Masz

cudowną cerę, bez żadnych przebarwien. Możliwe, że

nie musiałabyś wcale się malować.

- To nie tylko kosmetyki - westchnąła Joanna.

- Razi mnie światło kamer. - Zaklęła w duchu. Na

samo wspomnienie o oczach reagowała, jak psy

Pawłowa na dzwonek oznaczający karmienie. Pod

powiekami miała pełno łez. - Przepraszam - wymam­

rotała wstając i opuszczając jadalnię.

Stała w holu, nerwowo przeszukując torebkę. Gdzie,

u licha, podziały się krople do oczu?

- Joanno! - usłyszała głos Richarda. - Co się

stało? Ty płaczesz? Przeze mnie? Mój Boże! Przep­

raszam.

- Wcale nie płaczę - odpowiedziała z gniewem.

- A to co? - dotknął jej mokrego od łez policzka.

- To przez te szkła kontaktowe - potarła powiekę

i na dłoń wypłynęła jej maleńka przeźroczysta płytka.

Oko przestało ją piec, ale za to była na wpół ślepa.

- Co się stało? - dopytywał się Richard.

- Nic. Zostaw mnie. Gdzie jest toaleta? - odwróciła

się od niego i włożyła szkiełko do ust.

background image

74

UWODZICIEL

- Co robisz? - zdziwił się.

- Nawilżam je, żeby założyć z powrotem. Powinno

się to robić za pomocą specjalnego płynu, ale zo­

stawiłam go na górze. A teraz, czy możesz wreszcie

zastawić mnie samą? - zniecierpliwiła się.

- Dopiero, kiedy przeprosisz mnie za to, co

powiedziałaś.

- Przeprosić cię?! A to dopiero! To ty powinieneś

mnie przeprosić. Mówiłam prawdę. Wykorzystujesz

swoje kalectwo. Zresztą, wcale nie utykasz tak mocno.

Sama widziałam, jak szybko biegasz.

- Ach tak! Kiedy?

- Kiedy goniłam cię... - urwała i ugryzła się w język.

O mało co się nie wygadała.

- Po polach? Dookoła łóżka? - podchwycił zacie-

tewi.

- Przestań!

- Sama zaczęłaś - zauważył. - Intrygujesz mnie.

Nie dziw się, że jestem podejrzliwy. Nie wiem, jakie

sa twoje plany. Wtedy, na premierze, sama widziałaś,

jak daleko potrafią posunąć się niektóre kobiety, by

zainteresować sobą reżysera.

- Ja nie! - oburzyła się Joanna.

- Szkoda - westchnął z żalem. - Kto wie, jak

zareagowałbym, jeśli to ty rozebrałabyś się dla mnie.

Z pewnością zareagowałby inaczej - ze złością

pomyślała Joanna. - Pękłby ze śmiechu. Przełknęła

ślinę.

- Joanno! - przerwał jej zamyślenie Richard bio­

rąc ją pod ramię i prowadząc w stronę jadalni. -

Wracajmy do stołu. Obiecuję, że nie będę się z tobą

drażnił.

- Lepiej pójdę na górę - zatrzymała się.

background image

UWODZICIEL 75

- Jeszcze wcześnie. Proszę. Jeśli nie będziesz mnie

mieć na oku, mogę uwieść biedną Becky - zażartował.

- Chcę iść do swojego pokoju - upierała się Joanna.

- Na litość boską! Możesz założyć to szkło tutaj.

Chyba się mnie nie wstydzisz. Do licha! - zdenerwował

się Richard. - Sam je nosiłem. W „Cedrowych

wzgórzach". Musieli mi zmienić kolor oczu. Wiem,

jakie są kłopotliwe. Potrafią wypaść ci z oka w najmniej

odpowiednim momen... - urwał zaskoczony spoj­

rzeniem Joanny.

Patrzyła na niego tak, jak by chciała go zamordować.

- Czy coś się stało?

- Połknęłam je - odburknęła ze złością.

- Co takiego?

- Połknęłam szkło kontaktowe - powtórzyła wolno

i dobitnie.

Richard roześmiał się.

- To twoja wina! - wybuchnęła. - Zagadałeś mnie.

- Mówiłam ci, żebyś zostawił mnie w spokoju!

- O mój Boże! Joanno! I co teraz zrobimy? - udawał

przerażenie Marlow. - Zadzwonimy po pogotowie,

by zrobili ci płukanie żołądka, czy poczekamy, aż

wydalisz je zgodnym z naturą sposobem?

- Ale śmieszne! - obraziła się Joanna. - Obciążę

cię rachunkiem za nowe szkła - zagroziła.

- A co tymczasem powinienem zrobić? Postarać ci

się o czarną przepaskę na oko?

- Richardzie! Jeśli powiesz o tym komukolwiek...

- Nie powiem, nie powiem - zapewniał ją. - Ale

musimy wymyślić jakąś wiarygodną historyjkę, którą

inni będą mogli gładko połknąć... - nie wytrzymał

i na nowo wybuchnął śmiechem.

Tego było już za wiele! Nie panowała nad sobą.

background image

76 UWODZICIEL

Z całej siły kopnęła laskę, na której się opierał.

Richard zachwiał się, ale wciąż się śmiał. Joanna

dostrzegła oburzone spojrzenie jakiejś starszej damy

wysiadającej z windy. Mina damy wyraźnie świadczyła

o tym, co myśli na temat młodych kobiet atakujących

bezbronne kaleki.

Czerwona ze wstydu Joanna schroniła się w windzie.

Nim zamknęły się za nią drzwi, ujrzała, jak dama

podaje Richardowi laskę. Richard z miną męczennika

dziękował damie, po czym pochwyciwszy wzrok

Joanny, zmrużył oko w szelmowskim mrugnięciu.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kiedy Joanna znalazła się w swoim pokoju, wyjęła

z oka drugie szkło i wrzuciła je do zlewu. Odkręciła

wodę i z satysfakcją obserwowała, jak przeźroczysta

płytka unosi się przez chwilę na wodzie, po czym

znika w otworze. Żegnajcie na zawsze szkła kontak­

towe! Od tej chwili koniec z próżnością - postanowiła

twardo. - Zakładam okulary. Na dnie walizki od­

szukała wielkie okulary w ciemnych, surowych opraw­

kach. Pasowały do jej nastroju. Przebrała się w piżamę,

sięgnęła po pierwszą z brzegu książkę i zagrzebała się

w pościeli. Nie wróci już na dół. Nie sprawi mu tej

przyjemności.

Popatrzyła na ponętną kobiecą postać zdobiącą

okładkę książki. Nie znosiła Richarda! Jak mógł

śmiać się z jej może trochę za szczupłej figury.

Najbardziej nienawidziła go, kiedy był taki troskliwy

i czuły, grzeczny i ujmujący. To urodzony podrywacz

i uwodziciel. Nie potrafił inaczej rozmawiać z kobietą,

jak tylko czarując ją uśmiechem i spojrzeniem.

O chociażby, jak się wdzięczył do tej staruchy, na

dole. Nieważne, młoda, stara, ładna, brzydka, adorował

je wszystkie. Skąd niby kobieta ma wiedzieć, czy on

zachowuje się poważnie, czy tylko udaje?

Zresztą, to nieważne! Nic mnie to nie obchodzi

- oświadczyła na głos.

- Kłamczucha - odpowiedziała jej kobieta z okładki.

background image

7$

UWODZICIEL

No dobrze! Będzie ze sobą szczera, Marlow podobał

jej się, czy tego chce, czy nie. Ale powinna była coś

z tym zrobić. Na początek zajęła się wyliczaniem

Powodów, dla których należało jak najszybciej zapom­

nieć o Richardzie Marlowie. Po pierwsze, jest nieczuły.

Po drugie, rozpuszczony przez kobiety. Po trzecie,

jest równie niepoważny, jak niektórzy z jej uczniów.

Niestety, Marlow posiadał też niezaprzeczalne zalety.

Był przystojny, inteligentny, utalentowany, a przede

wszystkim... miał poczucie humoru. Tę ostatnią zaletę

Joanna ceniła szczególnie.

Pojedynek z samą sobą nie zapowiadał się łatwo, ale

wiedziała, że powinna zabić rodzącą się w niej miłość.

Richard miał swoje życie, a ona miała swoje i nie było

w nim miejsca na romans ze sławnym reżyserem. Nie

ulegało bowiem wątpliwości, że tylko na tyle mogła

lic;zyć. W najlepszym razie; na krótki, burzliwy romans.

Choć Joanna miała już dwadzieścia trzy lata i żyła

w dobie rewolucji seksualnej, ruchu wyzwolenia kobiet

i pigułki antykoncepcyjnej, jej poglądy na temat

seksu i zasady postępowania z mężczyznami zostały

ukształtowane przez surowe, purytańskie domowe

wychowanie. Seks wiązał się w jej pojęciu z małżeńst­

wem i miłością, a jak dotychczas życie nie wystawiło

słuszności tych założeń na próbę.

Rozmyślania przerwał dzwonek telefonu.

- Joanna?

- Ach to ty, Ellen - Joanna nie potrafiła ukryć

rozczarowania.

- Nie wygląda na to, że cieszysz się z mojego

telefonu - Ellen miała wprost niesamowitego nosa

i kolejne dziesięć minut Joanna spędziła na tłumaczeniu

starszej siostrze, że nie ma nic przeciwko temu, by

background image

UWODZICIEL 79

Ellen dzwoniła do niej co wieczór. Następne pół

godziny zajęło jej przekonywanie Ellen, że Becky

znakomicie daje sobie radę z rolą, nie je smażonych

potraw i nie pije alkoholu. Musiała też uspokoić

siostrę, że choć kokaina jest obecnie ostatnim krzykiem

mody w Hollywood, nie zauważyła, by zażywał ją

ktoś z ekipy filmowej.

Kiedy w końcu mogła odłożyć słuchawkę, była

zupełnie wykończona. Zdenerwowanie wyładowała

na osobie siostrzenicy, która właśnie weszła do pokoju

z zarumienioną twarzą i czerwonymi, opuchniętymi

wargami.

- Nie uważasz, że jest już dość późno? - zwróciła

się do Becky ostrym tonem. - Gdzie byłaś tak długo?

- Muszę pójść do łazienki - rzuciła w pośpiechu

Becky. Kiedy pojawiła się z powrotem, umyta i przy­

gotowana do snu, Joanna czekała na wyjaśnienia.

- No, ćwiczyliśmy scenę łóżkową - wyznała nie­

chętnie.

- Co takiego? - podskoczyła na łóżku Joanna.

- Świetnie nam poszło. Z Richardem wszystko

wydaje się takie proste.

- Czy Finn też był tego zdania?

- Właściwie, to byliśmy z Richardem sami. Richard

był wściekły. Finn gdzieś zniknął - dodała, po czym

chcąc uniknąć dalszych pytań ciągnęła: - Czy myślisz,

że on to robi specjalnie? Żeby zagrać Richardowi na

nerwach? Nie rozumiem, dlaczego. Przecież to właśnie

Finn odbił mu narzeczoną, a nie odwrotnie...

Joanna nie dała się zwieść.

- Więc jak to było? Ćwiczyliście scenę łóżkową bez

jednego z dwojga biorących w tej scenie udział

aktorów?

background image

80

UWODZICIEL

Becky rzuciła jej niespokojne spojrzenie.

- Ćwiczyliśmy poszczególne elementy. No... Richard

uczył mnie całować.

- Szczęściara - mruknęła Joanna. To była właściwa

odpowiedź. Zdenerwowanie Becky zniknęło i dziew­

czyna uśmiechnęła się odprężona.

- Mama zemdlałaby, gdyby się o tym dowiedziała.

- To jeden z powodów, dla których ja tu jestem,

a nie ona - odwzajemniła uśmiech siostrzenicy Joanna.

- Myślę, że mogę mieć do ciebie zaufanie. I do niego

też - dodała po chwili wahania. - Choć czasem

Richard zachowuje się niepoważnie, to przecież dorosły

człowiek.

- Pójdę się przebrać - rzuciła Becky znikając za

drzwiami łazienki.

Joanna zaniepokoiła się. Czyżby coś było nie tak?

Podeszła do stolika i w zamyśleniu przerzucała kartki

scenariusza. Do białych, gęsto zapisanych stron maszy­

nopisu dołączono kilka różowych, co oznaczało, że

wniesione zostały jakieś poprawki. Joanna rzuciła na nie

okiem, drgnęła i wczytała się uważniej w tekst poprawek.

Kiedy Becky zdecydowała się wreszcie opuścić

bezpieczne schronienie w łazience, Joanna stała na

środku pokoju z maszynopisem w ręku.

- Co to ma znaczyć? - spytała opanowanym głosem,

choć pod maską obojętności kipiała gniewem.

- Richard uważa, że tak będzie lepiej.

- Lepiej?! - wykrzyknęła Joanna nie kryjąc obu­

rzenia.

Becky oblała się rumieńcem wstydu.

- To krótka scena, tylko parę minut - broniła się

słabo. - Wszystkie filmy zawierają takie sceny.

Zgadzam się z Richardem. To musi być właśnie tak.

background image

UWODZICIEL

81

- Zgadzam się z Richardem - powtórzyła za nią

drwiąco Joanna. - Nie przypominam sobie, żebyś

kiedykolwiek się z nim nie zgodziła. Czy on przypad­

kiem nie radził ci, żebyś nic mi o tym nie mówiła?

- spytała podejrzliwie.

- Richard mówił, że w filmie...

- Nie powtarzaj, co powiedział Richard, Becky

- przerwała jej zniecierpliwiona Joanna.

- Ale to tylko film, a ja nie wstydzę się swojego

ciała - w głosie Becky pojawił się upór.

- Nie ma powodu, żebyś miała się go wstydzić

- tłumaczyła jej spokojnie Joanna. - Chodzi tylko

o to, jaki robisz z niego użytek. Zresztą, dobry

reżyser nie powinien iść na łatwiznę. To nie sztuka,

epatować nagością. - Miała na ten temat dużo

więcej do powiedzenia, ale nagle zdała sobie sprawę,

że swoje słowa kieruje do niewłaściwej osoby. Nie

tracąc czasu na poszukiwanie kapci, boso ruszyła

do drzwi.

- Chyba nie zamierzasz teraz z nim o tym roz­

mawiać?! - przeraziła się Becky. - Ciociu! Nie możesz

teraz do niego iść. Co on sobie pomyśli?! Będzie

uważał, że to ja cię o to prosiłam!

- Więc twoim zdaniem, powinnam poczekać z tym

do rana i pozwolić się mu spokojnie wyspać, podczas

gdy ja nie będę mogła zmrużyć oka ze zdenerwowania!

- Proszę, nie idź, ciociu! To takie poniżające. Mam

siedemnaście lat! Jestem dorosła! Nie możesz tak

mnie traktować! Jeśli pójdziesz tam teraz - zagroziła

- nigdy ci tego nie wybaczę!

- Nie pozwolę, by cię poniżano, Becky - oświadczyła

twardo Joanna, nie zważając na prośby siostrzenicy

- i nie pozwolę, by poniżano mnie!

background image

82 UWODZICIEL

- Ciociu, proszę! - jęknęła rozdzierająco Becky.

- Jesteś taka sama jak mama. A nawet gorsza!

Ostatnie słowa dotarły do uszu Joanny w chwili,

gdy pukała do drzwi pokoju Marlowa. Otworzyły się

prawie natychmiast.

- Miałem przeczucie, że do mnie przyjdziesz

- uśmiechnął się Richard, zapraszając ją do środka.

- Napijesz się czegoś?

- Nie... dziękuję. Ja....

- Usiądziesz? - przerwał jej wskazując miejsce

obok siebie na kanapie.

- Nie

;

dziękuję.

- Żądasz mojej głowy?

- Nie - mechanicznie odpowiedziała Joanna, zanim

dotarł do niej sens tego pytania.

- Co za ulga! Wyglądasz bardzo groźnie.

- Chyba wiesz, dlaczego.

Westchnął ciężko.

- Widziałaś scenariusz. Właśnie chciałem ci to

wyjaśnić.

- Naprawdę? Ciekawe kiedy? Może na godzinę

przed premierą?

- Becky zgadza się na wszystko.

- Becky ma dopiero siedemnaście lat i jest jeszcze

bardzo naiwna. Zrobi wszystko, by cię zadowolić, a ty

wykorzystujesz jej zaślepienie. Mylisz się, jeśli myślisz, że

ja na to pozwolę - oświadczyła stanowczym tonem Joanna.

- Pozwolisz?

- Tak. Właśnie tak. Możesz sobie być reżyserem

tego swojego filmu, ale ja jestem opiekunką Becky

i to ja za nią decyduję. Dobrze wiesz, że w kontrakcie,

który podpisali jej rodzice, nie było mowy o tym, że

Becky ma wystąpić nago.

background image

UWODZICIEL 83

- Brawo, skarbie! Bardzo dobrze to zagrałaś. Miał

rację twój przyjaciel Nick mówiąc o stracie, jaką

poniosła scena po twoim odejściu - uśmiechnął się

Richard.

- Ja nie grałam - rzuciła gniewnie Joanna. - To ty

jesteś aktorem.

Richard popatrzył na nią uważnie.

- Widzisz, Joanno, ta scena musi być prawdziwa.

Obiecuję ci, że nie będzie to żadna pornografia. To

nie jest film o zbrukaniu niewinnej dziewczyny.

- Cały czas myślisz tylko o swoim filmie, a mnie

chodzi o Becky - przerwała mu.

- Dobrze - zgodził się. - Pomówmy o Becky. Ma

zadatki na dobrą aktorkę. A przede wszystkim wie,

czego chce. Ona nie potrzebuje niańki. Sama chce

decydować o sobie i ma do tego pełne prawo. Czy

można jej go odmówić? Becky chce zagrać tę scenę,

Joanno.

- A czy chciała tego, zanim zacząłeś ją całować?

- spytała złośliwie.

- Na litość boską! - wykrzyknął Richard. - O co

teraz mnie oskarżasz? Sama byłaś przecież aktorką

i wiesz, że pozoruje się pocałunek. Chyba nie sądziłaś,

że kręcąc tę scenę, powiem jej po prostu: „No dobrze,

maleńka, a teraz go pocałuj". Czyżbyś była aż taką

idiotką?! Chciałem, by Becky przećwiczyła to z Finnem,

ale jego nigdy nie ma, kiedy jest potrzebny. Myślałem

nawet, że może jesteście razem. Wyszedł zaraz za

tobą - popatrzył pytająco na Joannę. - No cóż,

pocałowałem Becky parę razy. Nie rzuciłem się na nią

i nie zgwałciłem jej. Możesz być spokojna, tego nie

ma w scenariuszu - dodał uśmiechając się drwiąco.

- Pocałunek to tylko pocałunek. Udowodnić ci?

background image

84

UWODZICIEL

Złapał ją za ramiona i nim zdołała zaprotestować,

pocałował ją. Wbrew sobie Joanna przytuliła się do

silnej, muskularnej piersi mężczyzny. Objęła go za

szyję. Pocałunek wydawał się nie mieć końca, aż

wreszcie Joanna zacisnęła wargi i odchyliła do tyłu

głowę. Czuła, że twarz jej płonie.

- Widzisz! Pocałunek to tylko pocałunek - uśmiech­

nął się Richard wypuszczając ją z ramion. - Przep­

raszam, że tak się na ciebie rzuciłem.

Przepraszał ją?! Nie wierzyła własnym uszom. Teraz

dopiero odczuła, jak obraźliwe było jego zachowanie.

Ale ona nie da mu tej satysfakcji. Nie pokaże po

sobie, jak dotknęły ją te słowa!

- To nic takiego - odpowiedziała lekko. - Masz

rację, pocałunek to tylko pocałunek. Najlepiej będzie,

jeśli oboje o tym zapomnimy.

- Dobry pomysł.

Przyglądał jej się spod zmrużonych powiek. Był

pewien, że pocałunek sprawił jej przyjemność. Gdyby

tylko nie miała na sobie grubego szlafroka, mógłby

na własne oczy przekonać się, jak zareagowało

jej ciało. Wiedział już na pewno, że Joanna była

bardzo wrażliwa. Dlaczego więc nie potrafiła go

zrozumieć?!

Usiadł na krześle i wskazał jej kanapę.

- Siądź, proszę. Pozwól mi zacząć jeszcze raz.

A może powiesz mi, jak powinna wyglądać ta scena?

- Przede wszystkim, Becky musi mieć coś na sobie

- zaczęła Joanna, przysiadając na brzegu kanapy.

- Kiedy się kochają? - zdziwił się.

- Przecież nie musisz pokazywać tego z detalami.

- A jak? On bierze ją w ramiona, całuje, a dalej

kamera pokazuje widzom wzburzone morze i fale

background image

UWODZICIEL

85

rozbijające się o skały? - zadrwił. - Daj spokój, to

takie oklepane.

- A nagość jest, twoim zdaniem, taka znowu

oryginalna?

- No cóż, jeśli się upierasz, zawsze możemy użyć

dublerki.

- A wszyscy i tak będą myśleć, że to Becky.

- Nie będą, jeśli nada się tej sprawie rozgłos. To

nawet nie byłby taki zły pomysł - zastanawiał się.

- Ale to opóźniłoby zdjęcia. Trzeba by było znaleźć

odpowiednią osobę. Chociaż - uśmiechnął się - może

ty zgodziłabyś się ją zastąpić. Jesteście podobne.

Z twoim talentem...

- Zostaw w spokoju mój talent - burknęła ze

złością. - Wyobraź sobie, że są ludzie, którzy nie

dbają o to, czy ktoś ma talent, czy go nie ma.

- Ale ty do nich nie należysz?

- Nie - przyznała niechętnie. - Ja jestem jednym

z twoich widzów. Wiesz, mówię o tych ludziach,

którzy przychodzą i płacą za to, by obejrzeć twój

film. Gdyby nie oni, byłbyś bez pracy.

- Rozumiem, do czego pijesz. Ale szkoda! Na­

prawdę chciałbym, żebyś wystąpiła jako dublerka

Becky.

- Nie bądź śmieszny! Wiesz dobrze, że nic by

z tego nie wyszło.

- Dlaczego?

- Dlatego - mruknęła.

- Dlatego, że co? - nie dawał za wygraną Richard.

- Dlatego, że nie jestem do niej podobna! - wybuch-

nęła. - Becky jest zgrabna, a ja nie! Szybciej mogłabym

dublować chłopca. Wolałabym, żebyś zaprzestał tych

naiwnych prób naigrywania się ze mnie.

background image

86

UWODZICIEL

Richard roześmiał się.

- No nie, Joanno! Chyba nie wstydzisz się swojego

ciała?

- Nie to miałam na myśli - skłamała.

- Masz bardzo ładne ciało.

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie była

aż tak głupia. W szkole przezywali ją „kościotrup"

Koledzy lubili ją, ale umawiali się z innymi dziew­

czynami.

- Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą. Bardzo sek»

sowną.

- Seksowną?

- Tak, skarbie. Seksowną. Szczupłe biodra, długie

nogi i te cudowne, strome piersi...

- Jestem za chuda i mam za małe piersi. - Joanna

zdecydowana była nie wierzyć w to, co usłyszała.

- Żebyśmy się źle nie zrozumieli, skarbie. Szczupła

i smukła sylwetka też może być bardzo seksowna.

Wiesz, masz bardzo ładny tyłeczek. Powinnaś zawsze

chodzić w dżinsach, a nie w tych powyciąganych

dresach.

- I dlatego wtedy, na premierze, śmiałeś się ze

mnie? Dlatego, że jestem atrakcyjna?

- Nie potrafię kłamać - odpowiedział, przysuwając

się bliżej i kładąc rękę na oparciu kanapy, za plecami

Joanny. - Rozśmieszył mnie kontrast. Ale chętniej

przytuliłbym się do twoich małych piersiątek, niż do

tych silikonowych potworów.

- Skąd wiesz, że są sztuczne?

- Ponieważ ta dama, nim zdecydowała się na

publiczny występ, próbowała tego samego, kiedy

byliśmy sam na sam.

- Ach, tak. I dlaczego?

background image

UWODZICIEL

87

- Co dlaczego?

- Dlaczego jej się nie udało?

- Nie lubię kobiet, które narzucają się mężczyźnie,

a poza tym wolę takie piersi, które mieszczą mi się

w dłoni - dodał pochylając się nad nią. - O tak

- wsunął dłoń w rozcięcie szlafroka Joanny i dotknął

jej piersi. - Widzisz, jak dobrze.

Pocałował ją.

- Wiedziałem, że tak będzie - powtarzał całując jej

twarz, szyję, dekolt.

- Richardzie... nie... Musimy być rozsądni - protes­

towała słabo Joanna.

- Dlaczego? - Richard nie przerywał pocałunków.

Przysunął się do niej bliżej i Joanna poczuła, jak

bardzo jej pragnie. A więc nie kłamał. Jej ciało

naprawdę go pociągało. To odkrycie przynagliło ją.

Przytuliła się i objęła go za szyję. Czuła się wspaniale.

Z żadnym innym mężczyzną nie było jej tak dobrze.

- Tak naprawdę, to wcale nie chcesz być rozsądna

- Richard uniósł głowę i popatrzył na nią uważnie.

Dotknął okularów.

- Wyglądasz w nich bardzo surowo i poważnie.

Trzeźwo myśląca, rozsądna pani profesor, ale one

- przeniósł rękę na piersi Joanny - one temu przeczą,

a ciało nigdy nie kłamie. Mój Boże! Tak bardzo chcę

zobaczyć cię całą. Rozbierzesz się dla mnie? - poprosił.

- Dlaczego to zawsze musi być kobieta? - za­

protestowała Joanna.

- Bo to podniecające.

- Tak samo podniecające, jak wtedy, kiedy męż­

czyzna rozbiera się dla kobiety - upierała się.

- Co powiedziałaś? - Richard ocknął się z roz­

marzenia.

background image

88

UWODZICIEL

- Po... powiedziałam - wyjąkała zaskoczona Joanna.

Richard już jej nie słuchał. Zerwał się z kanapy

i przemierzał pokój energicznym, długim krokiem

- Oczywiście! Znakomicie! Wspaniałe rozwiązanie!

- wykrzykiwał.

- Co masz na myśli? - spytała niepewnie.

- Finn z pewnością zgodzi się zagrać nago. Becky

nie musi się rozbierać. Przerobimy tę scenę - tłumaczył

jej. - Miejsce akcji przeniesie się z szałasu Davida nad

rzekę. Helen przypadkiem tamtędy przechodzi i widzi

Davida. David rozbiera się. Helen wie, że powinna

odejść, ale jakaś siła nie pozwala jej ruszyć się z miejsca.

Jest zaciekawiona, zafascynowana, podniecona. I wtedy

właśnie David zauważa ją. Podchodzi do niej. Nie

wstydzi się swojej nagości... O rany! Już to widzę!

Joanna wstała z kanapy i poprawiła szlafrok.

Wrodzone poczucie humoru zwyciężyło urażoną

ambicję. Wątpiła, czy nawet Bo Derek byłaby teraz

w stanie zwrócić jego uwagę.

- Muszę to koniecznie zapisać - Richard w po­

śpiechu przerzucał zaścielające biurko papiery w po­

szukiwaniu ołówka. Znacznie trudniej było o czystą

kartkę papieru. Rozglądając się po pokoju dopiero

teraz zdał sobie sprawę z obecności Joanny.

- Wychodzisz? - Było to bardziej stwierdzenie, niż

pytanie.

- Tak. Myślę, że powinnam wrócić do Becky.

- Nic jej na razie nie mów, dobrze? Zanim nie

skonsultuję tego z Malem. - Podszedł do Joanny

i objął ją.

- Joanno. Jesteś moją muzą. To będzie wspaniała

scena... Zobaczymy się jutro, prawda? - spytał

odprowadzając ją do drzwi. Najwyraźniej nie mógł

background image

UWODZICIEL

89

doczekać się chwili, kiedy będzie mógł zabrać się do

pracy. Nim zamknęły się za nią drzwi, już wykręcał

numer Mala.

- Mai?... Co?... Nie, to nie ma znaczenia. Możesz

się wyspać jutro. Teraz mamy robotę... Scena miłosna.

Chcę to zmienić. Mam wspaniały pomysł...

Powinnam chyba udać się do psychiatry - pomyślała

Joanna kierując się do swego pokoju. Nawet nie

wspomniał, że to był mój pomysł. Choć z drugiej

strony, powinnam być zadowolona. Gdyby nie ta

jego obsesja na punkcie filmu, pewnie kochalibyśmy

się teraz, a jutro miałabym do siebie pretensje. Jak

mogłabym wtedy spojrzeć Becky w oczy? A Ellen?

No i jest przecież Duncan?!

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Następnego dnia okazało się, że Joanna niesłusznie

posądzała Richarda o przypisanie sobie pomysłu.

Richard powtarzał na każdym kroku, że autorką tej

nowej sceny miłosnej jest Joanna i z satysfakcją

słuchał żartobliwych komentarzy, jakich nie szczędzili

jej członkowie ekipy. Szczególnie bezlitosny był Finn.

- Doprawdy, nie musiałaś zadawać sobie aż tyle

trudu, skarbie - powtarzał za każdym razem, kiedy

znalazł się w pobliżu. - Wystarczyło po prostu zapukać

do moich drzwi, a z przyjemnością rozebrałbym się.

Oczywiście, od ciebie oczekiwałbym tego samego.

- Joanno, czy mogłabyś pozwolić tu na chwilę

- usłyszała głos Deana. - Loren poprawia Becky

makijaż, a nam jest potrzebny ktoś na planie. Chcemy

sprawdzić ustawienie kamer.

- Tak będzie dobrze. Stój tu, skarbie - Dean

ustawił Joannę przy wejściu do chatki Davida. - Jak

myślisz, Jeff? - zwrócił się do kamerzysty.

- Stań na palcach, Joanno. Becky jest trochę wyż­

sza. Tak, dobrze. Dzięki. Zapal światła, Rex.

- O to mi właśnie chodziło - powiedział Richard

wychodząc zza węgła. - Światło nie może być

rozproszone. Skieruj silny strumień na wejście do

chaty, tak, żeby cała reszta znalazła się w cieniu.

- Czy mogłabyś zdjąć okulary, Joanno - poprosił

Rex. - Światło odbija się od szkieł.

background image

UWODZICIEL 91

Joanna uniosła ręce, by spełnić tę prośbę, ale Richard

był szybszy. Okulary zniknęły w kieszeni jego koszuli.

- Spójrz w kamerę, Joanno - usłyszała głos Jeffa.

- Dobrze, a teraz podejdź do stołu.

- No, Joanno - powtórzył za kamerzystą Richard.

- Przecież to nic trudnego. Nie prosimy cię, żebyś

odegrała scenę. Po prostu, podejdź do stołu.

Joanna ruszyła przed siebie. Bez okularów była

prawie ślepa, ale nie chciała, by on domyślił się tego.

Niestety, na drodze stało krzesło, które potrącone

przez nią, runęło z hukiem na podłogę.

- Nikt ci nie kazał przewracać mebli - rzucił ostro

Richard.

- Nie widziałam go, patrzyłam na stół.

- Przecież prawie na nie weszłaś - urwał. Przypom­

niał sobie, że Joanna jest krótkowidzem. - Chwileczkę,

jak silne okulary nosisz?

Joanna odwróciła się w stronę, z której dochodził

głos i podskoczyła ze strachu, kiedy poczuła ciepły

oddech na policzku. Richard stał teraz tuż przy niej.

- Och, głuptasie, głuptasie - powiedział miękko.

- Jesteś ślepa jak kura.

- To światło mnie oślepiło - broniła się słabo

Joanna. - Czy możesz oddać mi okulary?

- Wolę cię bez nich - drażnił się z nią Richard.

- Masz takie wielkie, bezbronne oczy - szepnął

przysuwając się bliżej.

- Przestań! - zniecierpliwiła się Joanna. - Aż tak

ślepa to ja nie jestem.

- Jesteś na mnie zła za wczorajszy wieczór? Nie

dziwię ci się, ale wszystko ci wynagrodzę. Obiecuję.

- Richardzie! Czy mógłbyś mówić trochę głośniej?

- poprosił Jeff. - Chcemy sprawdzić mikrofony.

background image

92

UWODZICIEL

- Tę, którą kocham, nie jest łatwo zdobyć. Lecz

słodycz zwycięstwa warta będzie trudu - zadeklamował

Richard.

Tę, którą kocham? Joanna popatrzyła na Marlowa

zaskoczona.

- Wspaniale! Dzięki!

- W porządku. Joanno, skończyliśmy.

Joanna uśmiechnęła się w stronę kamer i wykorzys­

tując nieuwagę Richarda, sięgnęła do jego kieszeni.

Założyła okulary i odeszła nie zaszczyczając go ani

jednym spojrzeniem.

Tego dnia zdjęcia zaczęły się o świcie. Pozostałe

sceny przypadały na wieczór, a zatem popołudnie było

wolne. Becky już wcześniej zapowiedziała, że wybiera

się na zakupy z koleżanką szkolną, która niedawno

przeprowadziła się z rodzicami do New Plymouth.

Joanna, która nie przepadała za włóczeniem się po

sklepach, przyjęła tę wiadomość z ulgą i ucieszyła się, że

Becky będzie mogła pogadać z kimś w swoim wieku.

Problem, co zrobić z wolnym czasem rozwiązał

telefon od Miry. Mira chciała wiedzieć, czy Joanna

nie wybrałaby się na wycieczkę w góry. Joanna, która

od dawna planowała taką wyprawę, z radością przyjęła

propozycję i po chwili była na dole rozglądając się za

zielonym dżipem Miry. Zamiast niego przed wejściem

do hotelu zatrzymał się czarny mercedes. Zza kierow­

nicy uśmiechał się Marlow.

- Gotowa? - spytał otwierając drzwiczki.

- Mira nic nie mówiła, że ty też jedziesz - zdziwiła

się Joanna.

- Naprawdę? Niegrzeczna dziewczyna! - wykrzyknął

Richard w udanym oburzeniu. - Ciekawe dlaczego?

background image

UWODZICIEL

93

- Pewnie domyśliła się, że nie pojechałabym,

gdybym wiedziała, że ty też będziesz - Joanna nie

kryła swego niezadowolenia. - Hej! Nie zaczekamy

na nią? - zdziwiła się, kiedy Richard zapalił samochód.

- A co? Mówiła, że się też wybiera?

- Tak... nie, to znaczy... Myślałam, że to oczywiste,

skoro sama zaproponowała mi tę wycieczkę. - Zmar­

szczyła brwi. Powoli zaczynała wszystko rozumieć.

- To był twój pomysł, prawda?

- Tak - uśmiechnął się Richard - a teraz przestań

się już dąsać. Przecież chciałaś zobaczyć góry, a dzisiaj

jest wspaniała pogoda na taką wycieczkę.

- Wcale się nie gniewam.

- Podoba ci się mój samochód?

- Jest twój? Myślałam, że wolisz raczej sportowe

samochody. Ten przypomina czołg - zażartowała.

- Wyleczyłem się ze sportowych samochodów

w Stanach. Takie małe, szybkie cudeńka gną się jak

puszka po coca-coli. Czołgi są bezpieczniejsze.

- Czy pamiętasz tamten wypadek?

- Nie wszystko. Wiem tylko, że jakiś idiota wyjechał

na czerwonym świetle i wpadł na mnie. Zginął na

miejscu. Dziękowałem Bogu, że to nie była moja

wina. Sam zresztą ledwie z tego wyszedłem. Pamiętam,

że było mokro, a kiedy zjawiły się gliny, okazało się,

że to nie deszcz, tylko moja krew. Wszędzie. Krew

i pogięte blachy samochodu. Musieli je przecinać

palnikami acetylenowymi, żeby mnie stamtąd wydo­

stać. To była najdłuższa i najokropniejsza godzina

w moim życiu.

Joanna speszyła się. Żartowała sobie z jego wypadku.

Jak mogła być tak okrutna!

Richard popatrzył na nią i uśmiechnął się.

background image

94

UWODZICIEL

- Nie rozklejaj się. Miałaś rację mówiąc, że czasem

wykorzystuję swoje kalectwo. Zacząłem jeszcze w szpi­

talu. Wytwórnia, z którą miałem podpisany kontrakt,

nie wypuściłaby mnie tak łatwo, a ja chciałem jak

najszybciej zająć się reżyserią.

- I... nie tęsknisz za sceną?

- Sama twierdziłaś, że bez przerwy gram. To siła

przyzwyczajenia. Nawet więcej, traktuję to jak wy­

zwanie rzucone mi przez los. Choć czasem łapię się

na tym, że zastanawiam się, dlaczego w ogóle to robię.

- Tak samo jest ze mną - uśmiechnęła się Joanna.

- Moi uczniowie pozują na twardych spryciarzy,

a naprawdę to tylko zagubione, naiwne dzieciaki.

Wstydzą się prawdziwych uczuć i próbują ukryć je

pod maską obojętności i okrucieństwa. Są agresywni...

- Agresywni? - przerwał jej zaskoczony. - A co na

- Och, to nic poważnego. Oni tylko próbują mnie

sprowokować, wyprowadzić z równowagi.

- I udaje im się to? - zainteresował się Richard.

- Niezwykle rzadko - w głosie Joanny brzmiała

nie skrywana satysfakcja. - Stałam się bardzo odporna

na ich zaczepki i zadowalam się poprawianiem

gramatycznej strony ich niecenzuralnych wypowiedzi,

co ich z kolei szokuje.

Richard roześmiał się.

- Chciałbym znaleźć się na takiej lekcji. Nie

przypominasz moich nauczycieli. Sam byłem chyba

nieco kłopotliwym uczniem. Zajmowałem się najczęściej

rozśmieszaniem kolegów, a nauczyciele nie lubią

konkurencji.

- Co masz na myśli mówiąc konkurencja?

- No cóż, w pewnym sensie nauczyciele też są

background image

UWODZICIEL

95

aktorami, nie sądzisz? Klasa jest ich publicznością.

Nauczyciel stara się zainteresować swoich uczniów,

tak jak aktor pragnie przyciągnąć uwagę widzów.

Z tą tylko różnicą, że w teatrze publiczność może

w każdej chwili opuścić salę, a uczniowie nie.

- Tak ci się tylko wydaje - roześmiała się Joanna

i opowiedziała mu, jak reagują jej uczniowie, kiedy

zaczynają się nudzić na lekcji.

Marlow zrewanżował jej się opowieścią o początkach

swojej kariery na scenie, o tym, jak trudno było mu

się wybić mając tak sławnego ojca.

- Tak jest zresztą w każdej rodzinie. W moim

przypadku sprawę komplikuje to, że obaj jesteśmy

aktorami - stwierdził.

Zbliżali się do Mount Egmont. Stojące wysoko

nad horyzontem słońce oświetlało ośnieżony stok

góry, odbijając się od śniegu niemal tysiącem barw.

Joanna z trudem oderwała wzrok od tego widoku.

- Czy to dobrze, czy źle? - spytała.

- Oczywiście, że dobrze. Rywalizacja to bardzo

pozytywne zjawisko. Rodzice zachęcali mnie do pracy

nad sobą, a kiedy popełniłem błędy, nigdy nie

omieszkali mi ich wytknąć. Mama wyznała mi ostatnio,

że bała się mojego wyjazdu do Hollywood. Obawiała

się, że sława uderzy mi do głowy.

- Jej obawy sprawdziły się? - zainteresowała się

Joanna.

- Niestety, tak. Na szczęście, nie trwało to długo

i właśnie kiedy zaczynałem mieć dosyć, zdarzył się ten

wypadek. Postanowiłem wykorzystać sytuację i wy­

cofać się z filmu. Kiedy zwierzyłem się ojcu, że

chciałbym spróbować swoich sił jako reżyser, staruszek

wątpił, czy dam sobie radę. Nad moją głową rozpętała

background image

96

UWODZICIEL

się wtedy burza. Akurat cała rodzinka zebrała się przy

kolacji, a matka wprost uwielbia spierać się z ojcem.

Joanna usłyszała opowieść o całej rodzinie Mar-

lowów. O najstarszym bracie Richarda, Hughu, który

jest prawnikiem i o bliźniaku Stevie, który parę lat

temu rozstał się z popularną grupą rockową „Ciężkie

czasy" i kontynuował karierę jako solista. Richard

opowiedział jej o swoich młodszych siostrach, też

bliźniaczkach, Rozalindzie i Olivii, z których jedna

była znaną aktorką, druga zaś nie mniej sławną

portrecistką. Mówił o nich tak ciepło i serdecznie, że

Joannie trudno było uwierzyć, że są to ci sami ludzie,

o których pisywały gazety.

- Zapewniam cię, że tak - roześmiał się Richard,

z którym podzieliła się swoimi wątpliwościami.

- Jesteśmy zwykłymi ludźmi, jak wszystkie inne

rodziny, i mamy podobne problemy. Może tylko

jesteśmy sobie bardziej bliscy. Rodzice nauczyli nas

szanować drugiego człowieka, co ułatwia nam współ­

życie. A jak jest z tobą? Czy masz jeszcze jakieś

rodzeństwo, oprócz Ellen?

- Czasem żałuję, że tak nie jest - westchnęła Joanna.

- Ellen i mnie dzieli zbyt duża różnica wieku, abyśmy

mogły się rozumieć. Byłam zadowolona, kiedy w końcu

wyszła za mąż i wyprowadziła się z domu. Ellen jest

bardzo apodyktyczna. Chce wszystkimi rządzić. Może

dlatego nie jest najlepszą matką dla Becky. Dzieci nie

można całkowicie sobie podporządkować.

- Wiem, o co ci chodzi. Za to ty będziesz wspaniałą

i mądrą matką.

- O tak - przytaknęła. - Rozumiem dzieci, a przy­

najmniej bardzo się staram. Nie żądałabym od nich,

by zachowywały się i myślały dokładnie tak, jak ja.

background image

UWODZICIEL 97

Ellen kręci nosem na moją pracę. Jest zdania, że

powinnam znaleźć sobie ciepłą posadkę w jednej

z tych snobistycznych, prywatnych szkół dla panienek

z dobrych domów, a nie zajmować się młodocianymi

chuliganami.

- Umarłabyś z nudów po tygodniu. Wiesz, jesteśmy

podobni, oboje lubimy ryzyko.

Joanna zaśmiała się.

- Podobni? Jak możesz mówić coś takiego? Jesteśmy

tak różni, jak... jak...

- Jak kobieta i mężczyzna?

Spoważniała. A więc o to mu chodziło! To dlatego

był taki miły i sympatyczny.

- Po co opowiadałeś mi te wszystkie rzeczy o sobie

i swojej rodzinie? - spytała podejrzliwie.

- Chciałem, żebyś to wiedziała.

- Ale dlaczego? - upierała się.

- Odniosłem wrażenie, że masz o mnie bardzo złe

zdanie, które wyrobiłaś sobie na podstawie tego, co

przeczytałaś w gazetach lub usłyszałaś od innych.

Richard Marlow - aktor i reżyser i Richard Marlow

- po prostu mężczyzna, to dwie różne osoby. Chcę,

żebyś poznała tego drugiego Marlowa, miłego, sym­

patycznego faceta.

- Nadal nie rozumiem, dlaczego tak ci na tym

zależy - Joanna nie dawała za wygraną. - Przecież

prawie się nie znamy.

- Zależy mi, bo chyba jestem w tobie zakochany.

Pragnę, abyś odwzajemniała to uczucie - urwał

i popatrzył na nią uważnie. - Wyglądasz na za­

skoczoną. Czy to takie dziwne? Jesteś zupełnie

wyjątkową kobietą, Joanno. Intrygujesz mnie. I...

wzbudzasz moją namiętność.

background image

98

UWODZICIEL

- Jesteś wyjątkową kobietą - powtórzyła drwiąco.

- Jakież to oklepane, Richardzie. Spodziewałam się

po tobie czegoś bardziej oryginalnego.

Na twarzy Marlowa pojawił się gniew. Zaklął

cicho, po czym, ku jej zdziwieniu, roześmiał się.

- A ja, głupi, myślałem, że z ciebie taka cicha,

bezbronna istotka! Jesteś silna i uparta, Joanno, i to

mi się w tobie podoba. Lubię takie kobiety.

- Lubisz wszystkie kobiety - powiedziała złośliwie.

- Lubię wszystkich ludzi - poprawił ją. - Jednych

bardziej, innych mniej. A teraz, w drogę. Przed nami

spory kawałek na piechotę.

Wysiedli z samochodu. Joanna nasunęła kapelusz

na uszy, ciaśniej okręciła szalikiem szyję i ruszyła za

Richardem. Z trudem dotrzymywała mu kroku. Była

rozczarowana brakiem śniegu na ścieżce, ale kiedy

znaleźli się wyżej, białe plamy coraz gęściej pokrywały

brunatną, zmarzniętą ziemię. Joanna idąc musiała

przytrzymywać się poręczy w obawie przed upadkiem

na zlodowaciałym śniegu.

Dotarli na szczyt. Joanna z zachwytem rozglądała

się dookoła. Jak tu pięknie! Z miejsca, gdzie stała,

widziała malutkie, kolorowo ubrane sylwetki zjeż­

dżających po stoku góry narciarzy.

- Może pojeździmy na nartach - zaproponowała.

- Mam ze sobą kartę kredytową. Możemy wypożyczyć

wszystko, co potrzeba.

- Naprawdę chciałabyś pojeździć? - Richard nie

był zachwycony tą propozycją. - Dobrze jeździsz?

- Nie twierdzę, że jestem mistrzynią, ale miałam

już narty na nogach - odpowiedziała wymijająco.

- Myślałem, że przyjechaliśmy tu na spacer...

- zaczął niepewnie.

background image

UWODZICIEL

99

- Chcę pojeździć na nartach - przerwała mu.

Richard westchnął z rezygnacją.

- No dobrze, ale obawiam się, że nie będę mógł ci

towarzyszyć. Kocham narty, niestety, to już nie dla

mnie. - Końcem laski postukał w chorą nogę.

- Och! -jęknęła Joanna. Teraz dopiero uświadomiła

sobie, dlaczego tak niechętnie odniósł się do jej

propozycji. A ona myślała, że specjalnie się z nią tak

drażni. - Przepraszam cię. Zapomniałam o twojej

nodze. Oczywiście, skoro ty nie możesz, ja też nie

będę jeździć.

- Nie bądź niemądra! To cudownie, że nie traktujesz

mnie jak kaleki - uśmiechnął się - ale nie pozwolę,

żebyś zrezygnowała z przyjemności. Chodź, skom­

pletujemy ci sprzęt.

- Nie, naprawdę... - usiłowała protestować Joanna.

- Wcale mi na tym nie zależy.

- Bzdura! - Tym razem on był uparty. - Z przyjem­

nością popatrzę, jak jeździsz.

Joanna rzuciła mu nieufne spojrzenie. Czyżby sobie

z niej drwił? Ale Richard, który postanowił być

wspaniałomyślny, nie słuchał żadnych argumentów.

Uparł się nawet, by zapłacić za wypożyczony sprzęt

i własnoręcznie założył jej narty.

- Gotowe! - stwierdził z zadowoleniem. - Możesz

ruszać. Zamówię sobie kawę i będę ci się przyglądał

z tarasu.

- Myślałam, że... że pojeżdżę trochę tutaj - Joanna

kiwnęła głową w stronę oślej łączki, na której kilka

osób stawiało swoje pierwsze kroki na nartach.

- Dawno nie jeździłam - dodała rumieniąc się.

- Nie bój się! To tak, jak z jazdą na rowerze. No,

dalej! Baw się dobrze!

background image

100

UWODZICIEL

Ku przerażeniu Joanny popchnął ją lekko. Narty

ruszyły po wyślizganym śniegu. Usiłowała zatrzymać

się wbijając w śnieg kijek. Narty skrzyżowały się

i Joanna na własnej skórze przekonała się, że śnieg

wcale nie jest taki puszysty i miękki.

- Joanno! Nic ci się nie stało? - dopytywał się

troskliwie Richard, pomagając jej wstać.

- Nie, w porządku. - Zignorowała wyciągniętą

w jej stronę rękę i niezdarnie gramoliła się o własnych

siłach.

- Słuchaj, kiedy ostatnio jeździłaś? - spytał podej­

rzliwie.

- Jakiś czas temu - odpowiedziała unikając jego

spojrzenia.

- A dokładnie?

Joanna milczała.

- Joanno! - zniecierpliwił się Richard. - Kiedy

ostatni raz jeździłaś na nartach?

- Jak miałam dziesięć lat - mruknęła niechętnie.

- To faktycznie trochę dawno. Chyba zrezygnujesz

dziś z jazdy. Ta trasa jest dla ciebie na razie za

trudna. O ile w ogóle kiedyś będzie łatwa - dodał cicho.

- Co powiedziałeś? - Ta ostatnia uwaga nie umknęła

uwadze Joanny.

- Mówiłem, że lepiej zrezygnuj dziś z jazdy. Poza

tym narty wymagają pewnych szczególnych zdolności,

a Becky wspominała mi, że nie najlepiej ci idzie

w sportach. Dlatego zdziwiłem się, kiedy zapropono­

wałaś narty.

- To żadna sztuka! - obraziła się Joanna. - Każdy

jest w stanie nauczyć sie jeździć na nartach.

- Ależ z ciebie uparciuch! No, dohrze. Chodź!

Nauczę cię. Tam, na tej oślej łączce.

background image

UWODZICIEL

101

Richard był wyjątkowo cierpliwym nauczycielem.

Kiedy wreszcie Joannie udało się zjechać z niewielkiej

górki bez upadku, był nie mniej dumny od niej.

- Myślę, że jak na pierwszą lekcję, to wystarczy.

Możemy jeszcze kiedyś tu przyjechać, jeśli będziesz

chciała. Poza tym jesteś cała mokra. Musisz się

przebrać.

- Dobrze - zgodziła się Joanna. - To musiało być

dla ciebie okropnie nudne.

- Nieprawda - zaprzeczył. - Dawno się tak świetnie

nie bawiłem.

- Dziękuję za pomoc. Pewnie byłeś bardzo dobrym

narciarzem - uśmiechnęła się kwaśno.

- Przeciętnym.

Nim dotarli do samochodu, Joanna trzęsła się

z zimna. Richard wyciągnął z bagażnika gruby,

wełniany sweter i podał go jej ze słowami:

- Zdejmij te mokre ciuchy i włóż to. To dzieło

mojej matki, która nie ma bladego pojęcia o robieniu

na drutach. Ten sweter zrobiła podczas prób do

„Marat Sade'a".

Joanna roześmiała się. Dzieło Constance Marlow

było w istocie szczególne. Jeden z rękawów był znacznie

dłuższy od drugiego, a przy szyi tworzyła się dziwna

falbanka.

Tymczasem Richard wyczarował skądś kanapki

i termos z gorącą herbatą. Joanna chciwie rzuciła sie

na jedzenie. Ostre, górskie powietrze zaostrzyło jej

apetyt.

- Mmmm... pychota. Ta wątróbka jest wyśmienita

- zamruczała oblizując się.

Richard popatrzył na nią z udanym zgorszeniem.

- Ta wątróbka, skarbie, to pasztet z gęsi z truflami.

background image

102 UWODZICIEL

- Naprawdę? - zdziwiła się. - Nie mam aż tak

wyrafinowanego podniebienia. Na przykład, przepa­

dam za jedzeniem, jakie podają w samolotach.

Richard skrzywił się.

- A ty nie jesteś głodny? Nie masz ochoty na

kanapkę. Weź - podsunęła mu talerz - sama nie zjem

wszystkiego.

- Dziękuję. Zachowam je na drogę powrotną. Może

jeszcze zgłodniejesz. Mam tylko nadzieję, że w miłości

jesteś równie nie nasycona, jak w jedzeniu - dodał

uśmiechając się i przysuwając bliżej.

- Dlaczego?

- Ponieważ, mój skarbie, mam ochotę na ciebie.

- pochylił się i pocałował ją.

Joanna przymknęła oczy.

- Pocałuj mnie - szepnął. - Chcę, żebyś mnie

pocałowała.

Poddała się i otoczyła ramionami szyję mężczyzny

oddając pocałunki. Ręce Richarda wśliznęły się pod

sweter, który miała na sobie. Nawet przez bluzkę

i grubą podkoszulkę czuła, jakie są gorące. Ich dotyk

wzburzył ją.

- Do licha! Chciałbym być teraz w jakimś pokoju

z kominkiem i mieć cię pod sobą całkiem nagą.

A może - roześmiał się. - Może wolałabyś być na

górze, co Joanno?

Przerwało mu natarczywe stukanie w szybę. Od­

wrócili głowy i ich oczom ukazała się zarumieniona,

dziewczęca twarz przylepiona do szyby samochodu.

Joanna z cichym jękiem skryła się pod kocami, Richard

zaś, który najwyraźniej nic sobie nie robił z niedwuz­

nacznej sytuacji, opuścił szybę.

- Czy pan jest Richardem Marlowem? - pisnęła

background image

UWODZICIEL

103

dziewczyna i nie czekając na odpowiedź ciągnęła:

- Mówiłam im, że to pan, ale oni nie chcieli

mi wierzyć.

- Tak, to ja. Jak widzisz, jestem teraz zajęty.

Dziewczyna nie zamierzała rezygnować.

- Czy to pana nowa narzeczona? To ktoś znany?

Jakaś aktorka?

- Mistrzyni w zjazdach - skłamał Richard.

- Och! - ucieszyła się. - Czy mogę dostać pana

autograf? I jej też - dodała po chwili namysłu.

- Proszę bardzo - Richard pochylił się nad podanym

przez dziewczynę notesem - Gerda, niestety, ma

kontuzję nadgarstka.

Joanna, z głową schowaną pod kocem, krztusiła

się ze śmiechu słuchając tej rozmowy. Wreszcie Richard

grzecznie, ale stanowczo pożegnał podekscytowaną

nastolatkę.

- W porządku, Gerdo! Możesz wyjść.

Zarumieniona z gorąca Joanna wygrzebała się spod

koca.

- Dlaczego powiedziałeś, że nazywam się Gerda?

- Wolałabyś może, żebym przedstawił cię twoim

prawdziwym imieniem?

Joanna przeraziła się na samą myśl.

- Nie wiem, jak ty to wytrzymujesz? - oburzyła

się. - Tych wszystkich natrętnych ludzi. Nie zniosłabym

tego. Co ją to obchodziło, kim jestem? Przesłuchiwała

cię, jakby miała do tego jakieś prawo.

- To część mojej pracy, Joanno. Muszę być miły

dla publiczności, inaczej widzowie odwrócą się ode

mnie - tłumaczył jej spokojnie. - Zresztą, można się

do tego przyzwyczaić, wierz mi. Nauczysz się z tym

żyć, to kwestia czasu.

background image

104

UWODZICIEL

- Dlaczego miałabym się do tego przyzwyczaić?

- zdziwiła się.

Spojrzał jej głęboko w oczy.

- Ponieważ, moja mała, głupiutka dziewczynko,

będziesz ze mną. Ale nie martw się - uśmiechnął się

- jestem pewien, że dasz sobie radę.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Mój Boże! Chyba odkryłem moją Gretę Garbo!

- wykrzyknął Jeff Hobbs patrząc na profil na ekranie.

Siedzieli w ciemnej sali konferencyjnej, którą Zamie­

niono czasowo na salę projekcyjną.

- Skąd, u licha, ona się tam wzięła? - zdziwił się

Richard.

- Nie pamiętasz? Próbowaliśmy rozstawienie kamer.

To czysty przypadek, że nie było w tym czasie Becky

i właśnie Joanna ją zastępowała - wyjaśnił Jeff, - Ty

też nieźle wygfądasz - pochwaftf Marfowa. - Wiesz,

ona byłaby świetna w scenie w barze. Wyobraź sobie,

ta niewinna, delikatna twarz, przyciemnione światła,

Joanna na stołku przy barze, jakiś dandys obejmuje

ją ramieniem.

Tak. Potrafił to sobie wyobrazić. Joanna ubrana

w jakiś wydekoltowany, krzykliwy ciuch, z wyzywa­

jącym makijażem i tym swoim niewinnym, uducho­

wionym wyrazem twarzy. To byłaby bomba! Gdyby

chodziło o każdą inną, już stukałby do jej drzwi

z kontraktem w ręku, ale to nie była jakaś tam

kobieta. To była jego kobieta, ta, którą kochał.

Od wycieczki na Mount Egmont Joanna unikała

go. Richarda nie niepokoiło jej zachowanie. Wręcz

przeciwnie, cieszył go taki obrót sprawy. Postępowanie

Joanny wskazywało na to, że potraktowała jego

słowa o wspólnym życiu poważnie. Wtedy roześmiała

background image

106

UWODZICIEL

się, ale jego czułe ucho wyłapało w tym śmiechu nutkę

paniki. Na razie boi się. Richard nie chciał się nią

z nikim dzielić. To miała być jego kobieta, tylko jego.

Do licha, Marlow! O czym ty myślisz! - zganił

samego siebie. Ona nie jest twoją własnością ani

niczyją inną. Ma prawo sama decydować o sobie.

Był zazdrosny. Richard Marlow, zakochany męż­

czyzna, był zazdrosny o Richarda Marlowa, reżysera.

Nonsens. Da jej szansę. Udowodni im obojgu, że

potrafi zapanować nad tą niedorzeczną zazdrością.

Nawet jeśli miałby przez to stracić jedyną kobietę,

którą naprawdę pokochał. Z tym silnym postanowie­

niem poszedł do Joanny.

Drzwi otworzyła mu ona sama. O mało nie

zakrztusiła się z wrażenia. Richard wyminął ją i wszedł

do pokoju. Joanna wolno zamknęła drzwi i mocniej

ścisnęła paskiem poły szlafroka.

O co chodzi mu tym razem? - zastanawiała sie

patrząc na Richarda, który długimi krokami nerwowo

przemierzał pokój. Ciągle jeszcze nie mogła dojść do

siebie po tym, co jej powiedział, kiedy wracali z Mount

Egmont. Zaproponował jej, by z nim zamieszkała,

takim tonem, jak by pytał ją, czy pije kawę z cukrem,

czy bez. Gdyby ta propozycja nie była aż tak obelżywa,

można by potraktować ją jako żart.

- Co byś powiedziała na niewielką rolę w scenie

w barze? -"'spytał Richard zatrzymując się przed nią.

- Widziałem twoje zdjęcia zrobione przez Jeffa wtedy,

kiedy ustawiali kamery, a ty zastąpiłaś Becky. Jesteś

równie fotogeniczna, jak ona.

- Czy dlatego budzisz mnie w środku nocy, by

powiedzieć mi, że jestem fotogeniczna? - w głosie

Joanny brzmiała słodycz zaprawiona jadem.

background image

UWODZICIEL

107

- Nie. Wyjaśniam ci tylko, dlaczego chcę, żebyś

zagrała w tej scenie - odpowiedział spokojnie Richard.

- To oczywiście, niewielka rola i nie będziesz musiała

nic mówić, więc...

- Dziękuję, ale nie - przerwała mu Joanna. - A te­

raz, jeśli pozwolisz, chciałabym się z powrotem

położyć.

- Odmawiasz? - zdziwił się.

- Tak, odmawiam - powtórzyła przedrzeźniając

go Joanna, - i, proszę, idź już sobie. Mam dosyć

twoich głupich żartów, - rozzłościła się.

- Ale ja mówię poważnie.

- Ja również.

- Posłuchaj mnie, skarbie. To krótka scena. Zoba­

czysz, że ci się spodoba. I nawet nie będziesz musiała

chodzić, jeśli tego właśnie się obawiasz. Pomyśl o tym,

ile zyskasz dzięki tej niewielkiej roli. Pomyśl jakie

wrażenie zrobi to na twoich uczniach.

- Nie zależy mi na tym, by zrobić na kimś wrażenie

- odpowiedziała chłodno Joanna. - Robienie wrażenia,

to raczej twoja specjalność. Poza tym, mówiłam ci już

kiedyś, że kariera w filmie nie interesuje mnie.

- Do diabła, Joanno! - zniecierpliwił się Richard.

- Czy sądzisz, że zaproponowałbym ci tę rolę, gdybym

nie uważał, że doskonale się do tego nadajsz? Powinnaś

być zadowolona!

- Proszę, mów ciszej. Obudzisz Becky - Joanna

przymknęła drzwi sypialni. - Oczywiście, że schlebia

mi twoja propozycja, ale nie rozumiem twojego

zachowania. Czy muszę przyjąć tę rolę tylko dlatego,

że ty tego chcesz?

- Ja tego chcę?! Ależ, na litość boską, Joanno! Ja

to robię dla ciebie!

background image

108 UWODZICIEL

Joanna roześmiała się. Na twarzy Marlowa pojawił

się rumieniec wstydu.

- No dobrze, przede wszystkim, chodzi mi o film

- przyznał niechętnie - ale...

Joanna nie przestawała się śmiać.

- Do diabła, kobieto! Czy ty w ogóle słuchasz, co

ja do ciebie mówię? - zdenerwował się.

Joanna spoważniała.

- Nie wtedy, kiedy krzyczysz. Mówiłam ci, że

obudzisz Becky - upomniała go surowo.

- Do diabła z Becky! - Richard był naprawdę

wściekły. Zielone oczy rzucały gniewne błyski. - Jesteś

niemożliwa! Uparta jak dziki osioł! Czy ty to robisz

specjalnie? Chcesz mnie sprowokować? Nie uda ci sie

te)! - oświadczył zdecydowanym tonem. - Chcesz,

zagrasz tę rolę, nie chcesz, nie przyjmiesz jej. Zrobisz,

)&k

uważasz, ale nic to miedzy nami nie zmieni.

Słyszysz?

- Słyszę. Znów krzyczysz. Nie przejmuj się, nawet

bez mojego udziału twój film odniesie sukces. A w razie

gdyby ci się, mimo wszystko, nie udało - w jej głosie

pojawiła się złośliwa nutka - cóż, zawsze można

próbować dalej.

- Gdyby mi się nie udało?! - Richard nie posiadał

się z gniewu. - Gdyby mi się nie udało, z pewnością

nie zaczynałbym po raz drugi! Nie wierzysz we mnie,

prawda? Nic dziwnego, że mnie odtrącasz. Kto chciałby

wiązać się z takim niedorajdą? I, oczywiście, uważasz,

że to ja jestem nieczuły i płytki, że to dla mnie nic nie

znaczy...

- Nieprawda! - zaprotestowała - ale przecież jesteś

silny. Przeżyjesz. Zapomnisz. Poza tym zawsze możesz

wrócić do teatru. Jestem pewna, że twój ojciec...

background image

UWODZICIEL

109

- Jeszcze nie jest ze mną aż tak źle, ty wstrętna,

zimna babo! - rzucił gniewnie i wyszedł z pokoju

trzaskając drzwiami.

Co,

u licha, miało znaczyć jego zachowanie?

- zastanawiała się Joanna po wyjściu Richarda. O co

mu znowu chodziło? Marlow znany był ze swego

temperamentu i nie kontrolowanych wybuchów gnie­

wu, ale tym razem przeszedł samego siebie.

Kolejny dzień wszystkim dał się we znaki. Zły

humor Marlowa wpływał na atmosferę na planie.

Tylko Joanna ignorowała lodowato uprzejme uwagi

i gniewne spojrzenia rzucane w jej stronę. Wcale nie

czuła się winna i nie zamierzała psuć sobie nastroju

zachowaniem Richarda.

Co on sobie wyobraża?! - myślała patrząc na

miotającego się na planie Marlowa. - Chce, żebym

cierpiała, bo zepsułam mu jego koncepcję sceny

w barze?! O nie! - postanowiła. Nie dam mu tej

satysfakcji.

Tego wieczora Joanna miała wolne. Becky, która

następnego dnia zaczynała zdjęcia później niż zwykle,

postanowiła spędzić noc u koleżanki. Tym sposobem

Joanna zyskiwała wieczór dla siebie.

Na kolację zeszła trochę później od innych. Kiedy

weszła do jadalni, wszyscy siedzieli już przy stole,

a jedyne wolne krzesło znajdowało się obok Marlowa.

Czyżby trzymał je specjalnie dla niej? Zawahała się,

ale tylko przez chwilę. Skoro tak, pokaże mu, jaka

dobra z niej aktorka! Ona też potrafi doskonale

udawać!

Odetchnęła głęboko i ruszyła w kierunku stołu.

Zdążyła jednak zrobić tylko kilka kroków, kiedy

nagle przy jej boku wyrósł Finn Tracey. Bez słowa

background image

110

UWODZICIEL

lijął ją pod ramię i poprowadził do stojącego w kącie

sali stolika. Stolik byl nakryty dla dwóch osób. Finn

troskliwie posadził Joannę i z drwiącym uśmieszkiem

^kłonił się w stronę Marlowa.

- Jaką zbrodnię popełniłaś tym razem? - zwrócił

się do Joanny. - Zanim odpowiesz, pozwól, że cię

Uprzedzę. Wszystko, co powiesz, zostanie zapisane

i użyte do rozstrzygnięcia zakładów. Wydelegowano

innie, bym dowiedział się, dlaczego Nasz Najjaśniejszy

jest dziś od rana taki wściekły.

Joanna uśmiechnęła się.

- Odmówiłam udziału w jego filmie.

- Jak mogłaś! wykrzyknął Finn udając zgorszenie.

-- Choć, muszę wyznać, że szkoda mi Richarda. Ja też

widziałem te sceny, które przypadkiem nakręcili. Nie

żałujesz tej decyzji?

- Jasne, że nic. Nic chcę być aktorką.

- Szczęśliwiec / tego Marlowa - mruknął cicho

Finn, a głośno powiedział: - Więc uśmiechnij się.

pokaż mu, że nie żałujesz. Wiesz, bardzo ładnie dziś

wyglądasz. Dobrze ci w tym kolorze. Czy opowiadałem

d już, jak...

Tu popłynęły zabawne i barwne opowieści przery­

wane od czasu do czasu relacjami na temat tego, co

robi Richard. Joanna ostatkiem silnej woli powstrzy­

mywała się, by nie odwrócić głowy i nie spojrzeć na

niego. Mimo silnych postanowień była zdenerwowana

i czuła się trochę nieswojo. Nie spostrzegła nawet,

kiedy opróżnili butelkę wina. Pili teraz kawę po

jrlandzku, z whisky, przyrządzoną ściśle według

przepisu podanego kelnerowi przez Finna.

- Zgrzyta zębami, aż iskry lecą - złośliwie uśmiech­

nął sie Finn patrząc w stronę stołu, przy którym

background image

UWODZICIEL 1 1 1

siedział Marlow. - Zawsze ma taką minę, kiedy nie

chce pokazać po sobie, że jest zły. Czekaj no, wstaje.

Czyżby się do nas wybierał?

Joanna wstrzymała oddech.

- Nie, wychodzi. Kuleje dosyć mocno, a głowę

trzyma dumnie uniesioną do góry - relacjonował

Finn. - Zawsze powtarzałem, że jego wejścia i wyjścia

nie mają sobie równych. Trudno nie podziwiać go

w tej chwili.

Joanna odetchnęła z ulgą. Bała się, że Richard

podejdzie do nich, ale poczuła się zawiedziona, że

Jednak do tego nie doszło.

- To piekło, prawda? - pokiwał głową Finn

przyglądając się jej uważnie.

-- Co? - spytała z roztargnieniem.

- Jak to co? Miłość - zamyślił się, po czym zaczął

cicho: - Zostawiła mnie. Słyszałaś już o tym? Nie, no

jasne, że nie mogłaś o tym słyszeć. To najbardziej

strzeżony sekret w Hollywood. Boi się, że to może

zaszkodzić mi w karierze, a może raczej obawia się

o swoją...

Teraz dopiero Joanna zrozumiała, że Finn mówi

o swojej żonie, o Biance James. Więc to są te kłopoty,

o których mgliście wspominał Richard.

Tymczasem aktor ciągnął pełnym goryczy głosem:

- Powiedziała mi, że odchodzi, tego dnia, kiedy

poleciała do Paryża. Zapowiedziała, że nie wróci, jeśli

nie wezmę się w garść i nie przestanę pić. Muszę

wybrać, ona czy alkohol. Też mi wybór dla Irland­

czyka! - przerwał i dolał sobie whisky do kawy, którą

postawił przed nim kelner. - Wiesz, jakie były jej

ostatnie słowa? Powiedziała, że mnie kocha - roześmiał

się gorzko. - Kocha mnie, ale nie może być ze mną.

background image

1 1 2 UWODZICIEL

Dobre, co? Bianca jest świetną aktorką. Uwielbia takie

sceny. Ona i Richard. Ten podstępny drań! Płakała na

jego piersi, a on ją pocieszał. - Kolejna porcja alkoholu

zniknęła w filiżance Finna. - Zawsze dużo piłem i jakoś

jej to nie przeszkadzało. Kocha mnie i odchodzi ode

mnie. Rozumiesz coś z tego? - popatrzył na Joannę

z gniewem w oczach. - Wszystkie jesteście takie!

Chciałybyście mieć wszystko, a kiedy coś jest nie tak,

kiedy zaczynają się problemy, odchodzicie...

Kiedy indziej Joanna wysłuchałaby może tych

narzekań w milczeniu. Wiedziała bowiem, że Finn

potrzebuje się po prostu wygadać. Dziś jednak miała

swoje własne problemy, które nie pozwalały jej

przyznać mu racji. Z żarliwym zapałem, który zdziwił

ją samą, broniła kobiety, która kiedyś porzuciła

Richarda, a teraz odeszła od Finna.

Nie zauważyła nawet, kiedy opuścili jadalnię

i znaleźli się w pokoju aktora. Siedziała na kanapie

i piła czystą whisky, szklanka w szklankę z roz­

goryczonym Finnem, chcąc udowodnić mu, że kobiety

są równie twarde, jak mężczyźni.

To było głupie i dziecinne, ale tego wieczoru Joanna

nie była w stanie postępować rozsądnie. Bez namysłu

przyjęła wyzwanie aktora, które z nich wypije więcej.

Gra warta była świeczki. Jeśli wygra, Finn obiecywał

skończyć z piciem.

- Co, u diabła! - ryknął Finn. - I tak miałem

zamiar z tym skończyć, ale jeśli przegrasz - urwał

i żartobliwie pogroził jej palcem - będziesz na kolanach

błagać jego Lordowską Mość, by dał ci tę rolę, którą

odrzuciłaś. Zgoda?

- Zgoda - przytaknęła Joanna. Trudno, trzeba

będzie zapomnieć o fair play.

background image

UWODZICIEL

113

Czas płynął szybko. Minęła godzina, potem na­

stępna. Zawody trwały. Joanna ukradkiem poiła ze

swojej szklaneczki kaktusa, który stał obok na stoliku.

Zastanawiała się, jak długo jeszcze roślinka wytrzyma

tę niezwykłą kurację. Widziała, że Finn jest już tak

pijany, że nie zauważy jej manewrów. Przeraziła się,

gdy w pewnym momencie aktor, śmiejąc, się złapał ją

za rękę. Odkrył jej oszustwo! Przyłapał ją na gorącym
uczynku}

- Ty nie zostawiłabyś faceta, gdybyś go kochała,

prawda, Joanno? - powiedział Finn siadając obok

niej na kanapie.

Joanna odetchnęła z ulgą. Myliła się, Finn nic nie

zauważył.

- Założę się, że nie zrobiłabyś tego - ciągnął Finn

pochylając się nad nią. Z kieliszka, który trzymał

w ręce, a o którym najwyraźniej zapomniał, polała się

whisky wprost na suknię Joanny. Joanna drgnęła

i lekko odepchnęła Finna. Aktor stracił równowagę

i spadł z kanapy na podłogę pociągając za sobą Joannę.

- Finn! Na litość boską!

- Co? Co się stało, Bianco? - wymamrotał niewyraź­

nie Finn, wsuwając jej rękę za dekolt. Joanna szarpnęła

się do tyłu i materiał sukienki rozerwał się.

- Finn! - zawołała Joanna ze zgrozą. Tylko tego

brakowało, by ktoś wszedł teraz do pokoju! - pomyś­

lała przerażona.

- Zamknięte przyjęcie, czy może mógłbym się

przyłączyć? - usłyszała znajomy głos.

Zamarła. W drzwiach stał Richard.

- Powinieneś był najpierw upewnić się, że zamknąłeś

drzwi na klucz, Finn - powiedział uśmiechając się

złośliwie. - Wyobrażasz sobie, co by się stało, gdyby

background image

114

UWODZICIEL

Zamiast mnie wszedł tu jakiś reporter z aparatem?

Jeśli zaś chodzi o ciebie, Joanno - Richard przeniósł

Wzrok na zarumienioną twarz kobiety. - Bardzo

mnie rozczarowałaś.

- Tto... to wcale nie jest tak, jak ci się wydaje

"- wykrztusiła Joanna uwalniając się z objęć Finna

i przytrzymując rozdartą sukienkę.

- Naprawdę? - zdziwił się Richard. - Myślałem, że

Finn po prostu za dużo wypił i rzucił się na ciebie, ale

Skoro twierdzisz, że było inaczej. No cóż, w takim

fazie powinienem przeprosić i już mnie nie ma.

- Dobry pomysł - odezwał się Finn podnosząc się

2 podłogi. - Joanna i ja doskonale się bawimy,

prawda, kochanie? Pilnuj własnego nosa, Marlow.

Dlaczego nie zajmiesz się swoimi sprawami?

- Bo to jest moja sprawa - odpowiedział mu

Richard spokojnym głosem. - Czy chcesz, żebym

Wyszedł? - zwrócił się do Joanny.

- Tak! Chce! - wrzasnął Finn. - Jeśli chcesz

Wiedzieć, Joanna i ja dobrze się rozumiemy. Pasujemy

do siebie.

Richard uśmiechnął się ironicznie. Rozejrzał się po

pokoju. Dopiero teraz zauważył stłuczoną szklankę
i

dwie puste butelki po whisky. Uśmiech zniknął mu

i

twarzy. Jego miejsce zajął gniew.

- Mmy... my tylko - zaczęła Joanna niepewnie.

- Ona ma lepszą głowę, niż niejeden chłop - po­

wiedział Finn. W jego głosie brzmiał autentyczny

podziw. - I nie prawi mi kazań. Zrobiliśmy sobie

takie małe zawody, kto kogo pierwszy spije.

- To najgłupsza i najbardziej idiotyczna rzecz,

jaką mogłaś wymyślić - wybuchnął Richard rzucając

Joannie oskarżycielskie spojrzenie.

background image

UWODZICIEL

115

Wiedziała, że zasłużyła na ten gniew i już była

gotowa przyznać mu rację, kiedy Finn ruszył na

ratunek.

Rzucił się na Richarda, który dosłownie w ostatniej

chwili uchylił się przed ciosem. Wyciągnięta ręka

Finna uderzyła w próżnię. Aktor zachwiał się i runął

na podłogę.

- Moje gratulacje - powiedział chłodno Marlow

- wygląda na to, że właśnie wygrałaś wasz idiotyczny

zakład.

- Ja... my założyliśmy się o to, że on przestanie pić

- broniła się słabo Joanna.

- I uwierzyłaś mu? - Richard popatrzył na nią

zaskoczony. - Zresztą, nie musisz mi odpowiadać.

Nie przyszedłem tu, by rozmawiać z tobą o Finnic

On da sobie radę sam. Pewnie też jesteś pijana?

- Mam mocną głowę.

- Nie jesteś pijana? - obrzucił ją podejrzliwym

spojrzeniem - Zaraz to sprawdzimy.

Jak, u licha, zamierzał to zrobić?! Każe jej chuchnąć?!

- A Finn? Nie możemy go tak zostawić - zaprotes­

towała.

- Finn jest przyzwyczajony do sypiania na podłodze.

Wierz mi. Sam mu w tym nieraz towarzyszyłem.

- Ale...

- Żadnego ale. Finn musi sam podjąć decyzję, że

przestaje pić. Nie łudź się, że mu w tym pomożesz.

Jest tylko jedna osoba, która ma na niego wpływ. To

jego żona. W tej chwili każda inna kobieta jest dla

niego tylko substytutem Bianki.

- Uważasz się za jego przyjaciela, tak? - niecierpliwie

przerwała mu Joanna. - Wcale nie mówisz jak

przyjaciel. Może wcale nie zależy ci na tym, żeby

background image

116

UWODZICIEL

przestał pić. Może chcesz, żeby ona go zostawiła

i wróciła do ciebie. Bo... bo nadal ją kochasz.

Richard roześmiał się. Otworzył drzwi do swego

pokoju i wepchnął ją do środka, nie zważając na jej

protesty. Zamknął drzwi i oparł się o nie przytrzymując

jednocześnie Joannę za pasek, by nie mogła mu się

wymknąć.

- Posłuchaj, zazdrośnico, ostatnia rzecz, jakiej Finn

potrzebuje, to litość.

- Nie jestem zazdrosna! - przerwała mu Joanna

z gniewem. Ty nie byłeś - dodała oskarżycielsko.

- Ponieważ, mój skarbie, znam Finna. Wbrew

temu, co piszą o nim gazety, Finn jest wiernym

mężem. Poza tym kiedy on cię dotyka, nie drżysz tak,

jak kiedy jesteś przy mnie blisko. Posłuchaj i nie

przerywaj mi. Finn jest na mnie wściekły, ale to wcale

nie znaczy, że mam romans z jego żoną. Zdradziłem

go, bo stanąłem po jej stronie. Przyszła do mnie po

radę, kiedy nie mogła już dłużej tolerować jego picia.

Bianca go kocha i nie może patrzeć, jak Finn powoli

się wykańcza. Ale tylko on sam może sobie pomóc.

Odeszła od niego, by go tym zmusić. Jeśli ten pomysł

nie poskutkuje, Bianca wymyśli coś innego. To

wspaniała kobieta. Tak naprawdę, to nic między

nami nie było. Kiedyś dawno temu przeżyliśmy krótki

romans, ale to było na długo przedtem, zanim poznała

Finna. Zaręczyny były chwytem reklamowym ze strony

wytwórni. Zgodziliśmy się, by ogłosić je publicznie,

bo żadne z nas nie było wtedy związane z nikim

innym. Kiedy w życiu Bianki pojawił się Finn,

postanowiliśmy dalej udawać zaręczonych, by wpro­

wadzić w błąd prasę i odegrać się na wścibskich

pismakach. Ale, oczywiście, Finn musiał wpaść na

background image

UWODZICIEL

117

inny cudowny pomysł. Pojechali z Biancą do Rio

i wzięli cichy ślub. Wtedy właśnie zdarzył się ten

wypadek. Przy moim szpitalnym łóżku nie było

zapłakanej narzeczonej i prasa zaczęła węszyć. Wszys­

tko sie wydało. Co było robić? Powtarzaliśmy tylko:

„nie mam nic do powiedzenia" i „byliśmy jedynie

przyjaciółmi", ale i tak w gazetach napisano o tym,

czego „nie chcieliśmy" im wyznać. Nie warto było

wdawać się w wyjaśnienia i wywlekać całą tę sprawę

jeszcze raz. Jak każdy skandal i ten umarł śmiercią

naturalną. A teraz - przyciągnął ją bliżej - skoro już

wiesz, że nie jestem podłym, podstępnym, opętanym

żądzą zemsty draniem, czy przestaniesz się w końcu

na mnie boczyć i pozwolisz mi cię kochać?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

- Puść mnie, Richardzie - powiedziała Joanna.

Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. To był błąd.

Nie powinna była tego robić. Richard patrzył na nią

z miłością i niemą prośbą. Gdyby nie widziała tego

błagalnego wzroku, może znalazłaby siły, by go

odepchnąć.

- Jeżeli myślisz, że po tym, co się stało, masz

Prawo... - zaczęła surowym tonem.

- O tak, wiem - przerwał jej - ale co mogę zrobić?

Wstydzę się swojego zachowania. Byłem wściekły.

Nie panowałem nad sobą. Przepraszam. Byłem zły na

ciebie, na siebie. Widzisz, kiedy zobaczyłem twoje

z<ijęcie, nie chciałem, byś znalazła się przed kamerami.

Pragnąłem mieć cię tylko dla siebie. W końcu jednak

przemogłem się i postanowiłem zaproponować ci tę

r<)lę. Kiedy mówiłem, że robię to dla ciebie, chodziło

rni o to, że robię to dla nas. Sądziłem, że sama

zJidecydujesz. Posłuchaj, nie ma znaczenia co po­

stanowisz. Będziesz tą samą Joanną. Prawdę mówiąc,

spodziewałem się, że tak właśnie zareagujesz. Gdybyś

zachowała się inaczej, byłbym rozczarowany. Dlatego

właśnie byłem zły. Przy tobie uświadamiam sobie, że

jeszcze nie znam samego siebie tak dobrze, jak mi się

zawsze wydawało.

Nie wiem, jak z tobą postępować. Jak dotrzeć do

ciebie. Ale wiem - uśmiechnął się - wiem, że cię

background image

UWODZICIEL

119

kocham i udowodnię ci to. Pozwól mi kochać

się z tobą, a zobaczysz, jak będzie nam ze sobą

dobrze.

- Dlaczego mam się zgodzić? Czy dlatego, że każda

kobieta musi ci ulec?

- Nie, mój skarbie - szepnął jej do ucha - dlatego,

że sama tego chcesz.

- Nieprawda! - skłamała.

- Wobec tego pomóż mi... proszę. - Wypuścił ją

z ramion, ale tylko po to, by wziąć ją za ręce

i położyć je na swojej piersi. Przez cienki materiał

koszuli Joanna czuła, jak mocno bije mu serce.

Kilka pocałunków nie ma większego znaczenia

- pomyślała przytulając się do Richarda. Po pierwszym

pocałunku nastąpił drugi, potem następny i kolejny.

Richard prowadził Joannę w kierunku sypialni, nie

wypuszczając jej z objęć. Dopiero kiedy znalazła się

przy łóżku, zdała sobie sprawę, gdzie są. Zesztywniała.

Richard przerwał pocałunki i uwolnił ją z objęć.

- Zdejmij tę zabrudzoną sukienkę.

W oczach Joanny dostrzegł panikę.

- Nie bój się - powiedział cicho. - Zobaczysz, jak

będzie ci ze mną dobrze.

Pocałował ją jednocześnie rozsuwając zamek su­

kienki. Potem uklęknął, by zdjąć jej rajstopy i buty.

Joanna zacisnęła palce na płomieniście rudej czuprynie

Richarda. Mężczyzna powoli podnosił się z kolan

całując delikatną, białą skórę jej ud, brzucha, ramion

i szyi. Zatrzymał się dopiero na jej ustach. Joanna

z całych sił przywarła do silnego, muskularnego ciała

mężczyzny oddając pocałunki.

Jestem szalona - przeleciało jej przez myśl. Oboje

jesteśmy szaleni. Dlaczego pozwalała mu na to

background image

120

UWODZICIEL

wszystko?! Dlaczego jego pocałunki i pieszczoty

sprawiały jej aż taką przyjemność?

Nie przerywając pocałunków Richard delikatnie

przechylił ją na łóżko. Joanna instynktownie zakryła

rękami piersi. Ten gest nie uszedł jego uwadze.

Roześmiał się.

- Głuptasie! Nie chowaj ich. Przecież już je widzia­

łem, nie pamiętasz?

Joanna zarumieniła się i odwróciła głowę.

_ Kochanie, one są cudowne. I takie wrażliwe. Czy

mogę je pocałować?

Rumieniec na twarzy Joanny pogłębił się. Richard

pochylił

s i e

nad nią.

A więc to jest miłość? - pomyślała. Dlaczego nie

robiła tego wcześniej? Na co czekała tyle czasu? Czy

czekała właśnie na niego? Na tego jedynego? On

sprawiał, że czuła się tak wspaniale, jak nigdy jeszcze.

Roześmiała się radośnie. Richard uniósł głowę prze­

rywając pieszczoty i uśmiechnął się zadowolony.

Położył się obok niej przyciągając głowę Joanny do

swojej piersi.

- Teraz ty...

Joanna zadrżała. Czy potrafi? Czy będzie umiała

sprawić mu przyjemność? Nigdy przedtem nie robiła

tego z; żadnym mężczyzną. Ostrożnie przesunęła

językiem po ciepłej, obnażonej piersi Richarda.

Zachłannymi, szybkimi pocałunkami okrywała jego

ciało.

- Pragnę cię, chcę cię dotykać całą - powiedział

cicho Richard.

^stał szarpiąc niecierpliwie zamek dżinsów.

- Chcę, żebyś mnie zobaczyła. Mam nadzieję, że

nie rozczaruję cię - dodał uśmiechając się.

background image

UWODZICIEL 1 2 1

Nie ma obawy - odpowiedziała w duchu Joanna.

Jeżeli obawiał się porównań z innymi mężczyznami,

mógł być zupełnie spokojny. Z kim miałabym go

porównywać, skoro był jej pierwszym. Chyba powin­

nam go o tym uprzedzić - pomyślała niespokojnie.

- Jjuż cię widziałam - wyjąkała - na filmie.

- I jak ci się podobało? - uśmiechnął się ściągając

slipy. Stał teraz przed nią zupełnie nagi.

- Nie... nie jestem amatorką takich scen - Joanna

nie mogła oderwać od niego wzroku. Był cudowny,

smukły, muskularny i taki męski... I tak bardzo jej

pragnął.

- Naprawdę? - uśmiechnął się siadając obok niej

na łóżku.

- Jesteś wspaniały - szepnęła.

Ku swemu zdumieniu Richard poczuł, że się rumieni.

Mój Boże! - pomyślał. Patrzyła na niego tak, jak by

nigdy przedtem nie widziała mężczyzny?!

- Do licha, Joanno! Jeśli nie przestaniesz tak na

mnie patrzeć, skompromituję się, a nie zdarzyło mi

się to od czasu, kiedy byłem wiecznie nie zaspokojonym

nastolatkiem.

- Cco? - wykrztusiła Joanna.

- Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć? - spytał

uśmiechając się.

Joanna leżała na łóżku całkiem naga i ciągle jeszcze

miała na nosie okulary. Chciał, by wyraźnie widziała

jego i to, co będzie robił. W pojęciu Richarda miłość

fizyczna była ucztą i chciał, by jego mała sówka

mogła się tą ucztą nasycić. Kiedy będą się kochać po

raz drugi, zdejmie jej okulary. Wtedy będzie ją miał

taką przerażoną i zupełnie bezbronną, zdaną na jego

łaskę i niełaskę i spełniającą posłusznie każde jego

background image

122

UWODZICIEL

pragnienie. Nauczy ją swojego ciała centymetr po

centymetrze.

Przerwał im natarczywy dzwonek telefonu. Richard

zaklął cicho i sięgnął do aparatu zrzucając słuchawkę

na podłogę. W pokoju rozległ się podniesiony żeński

głos:

- Richardzie?! Richardzie! Natychmiast podnieś

słuchawkę!

Richard zamarł w bezruchu.

- Do licha! Nie mogę w to uwierzyć! - Sięgnął po

słuchawkę, drugą ręką obejmując Joannę. - Mama?!

- Mama?! - przeraziła się Joanna, próbując uwolnić

się z jego objęć.

- ...Prawdę mówiąc, tak - mówił Richard do

słuchawki, usiłując jednocześnie uspokoić wyrywającą

się Joannę. - ...Mam nadzieję, że masz powód. I to

ważny - dodał mrugając porozumiewawczo do Joanny.

Przez chwilę miała wrażenie, że Richard zamierza

dokładnie wyjaśnić swojej matce, w czym właściwie

mu przeszkodziła.

- Zanim cokolwiek powiesz, chcę cię uprzedzić, że

wszystkie role są już obsadzone, chyba że zgodzisz się

zagrać podstarzałą ulicznicę?

Joanna popatrzyła na niego ze zgrozą. W taki

sposób odzywać sie do własnej matki?! Odepchnęła

rękę Richarda i wyskoczyła z łóżka. Ubierała się

w pośpiechu zbierając rozrzucone po pokoju części

garderoby, jakby obawiała się, że Constance Marlow

może ją teraz zobaczyć.

Constance Marlow! Matka Richarda była sławną

aktorką. Cała ta rodzina była niezwykła. Nie pasowała

do nich. Wiedziała, że kiedy Richard zaspokoi swoją

zachciankę, szybko mu się znudzi. Nigdy nie uda jej

background image

UWODZICIEL 123

się zatrzymać go przy sobie na dłużej. Zostało już

tylko pięć dni zdjęciowych. A potem? Joanna nie była

stworzona do przelotnych romansów.

- Naprawdę?! Kiedy? Oczywiście, że przyjadę

- ucieszył się Richard do słuchawki. - Ona też

będzie? Jasne, że się nią zajmę. Przekona się, że mimo

wszystko nie jestem taki zły.

Ona?! Czyżby jakaś nowa przygoda? - Joanna ze

złością zatrzasnęła za sobą drzwi.

Ponure rozmyślania przerwało jej natarczywe pu­

kanie i głos Richarda:

- Joanno? To ja! Wpuść mnie.

No tak, mogła się tego spodziewać.

- Joanno! Nie wygłupiaj się. Wiem, że tam jesteś.

Przepraszam za ten telefon, ale nie powinnaś była tak

od razu uciekać.

Joanna niechętnie podeszła do drzwi.

- Odejdź, proszę. Jestem zmęczona i chcę się

położyć. Trochę za dużo wypiłam.

- Za późno na usprawiedliwienia, skarbie. Poza

tym masz przecież mocną głowę, zapomniałaś? Chciałaś

tego, tak jak i ja.

- To był błąd, Richardzie. To nie ma sensu...

Proszę, odejdź.

- Dlaczego nie otworzysz drzwi i nie powiesz mi

tego prosto w oczy?... Joanno? Otwórz! Nie możesz

wiecznie chować się za tymi drzwiami.

- Nie chcę teraz z tobą rozmawiać. Odejdź, proszę.

Nie chcę tego słuchać.

Weszła do łazienki, głośno zamykając drzwi i od­

kręciła wodę, by zagłuszyć stukanie i głos Richarda.

Jej sytuacja nie wyglądała różowo. Przyznaj się, Joanno

Carson - mruknęła ze złością, patrząc na swoją twarz

background image

124

UWODZICIEL

w lustrze - jeżeli jeszcze nie jesteś w nim po uszy

zakochana, to bardzo niewiele ci brakuje.

Przez całe życie starała sie postępować rozsądnie.

Swoim uczniom wpajała zasady logicznego myślenia

i trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Z takiego punktu

widzenia jej przyszłość przy boku Richarda wydawała

jej się nierealna. Po pierwsze, cały świat dowie się

o ich związku. W tym wypadku nie mogła liczyć na

dyskrecję. Wprawdzie kuratorium mogło przymknąć

oko na niekonwencjonalny styl życia niektórych

nauczycieli, ale z pewnością nie zechcą zatrudnić

wychowawczyni, która jest kochanką sławnego reży­

sera. Nawet gdyby kochała Richarda nad życie, nie

poświęci dla niego swojej pracy. Nie potrafiłaby

zrezygnować ze szkoły.

A co stałoby się potem? Gdyby Madow sie nią

znudził?

Powiedział, że jest w niej zakochany. Oczekiwał

pewnie, że po tym wyznaniu Joanna rzuci mu się

w ramiona, wprowadzi się do jego mieszkania,

zrezygnuje z pracy, kariery, poświęci nawet swoją

reputację. I to wszystko w imię miłości do niego! Nie

była naiwna. Nie oczekiwała, że Richard zaproponuje

jej małżeństwo. Chociaż? Gdyby naprawdę ją kochał?

No tak, ale wtedy nie proponowałby jej, by

wprowadziła się do niego i została jego kochanką!

Nazajutrz Joanna obudziła się w bojowym nastroju.

Leżała jeszcze w łóżku, pogrążona w niewesołych

myślach, kiedy rozległo się natarczywe pukanie do

drzwi.

- Odejdź, bo zawołam policję! - krzyknęła z gnie­

wem.

background image

UWODZICIEL

125

- Ależ! Proszę pani - odpowiedział jej zza drzwi

jakiś obcy, przestraszony głos.

Joanna ostrożnie uchyliła drzwi. Na korytarzu stał

kelner z tacą.

- Nic nie zamawiałam - rzuciła ostro.

- Pan Marlow zamówił to dla pani - kelner

przyglądał jej się ciekawie. - Czy mogę wejść?

Joanna z trudem powstrzymała się, by nie powiedzieć

kelnerowi, co może zrobić z zamówionym przez pana

Marlowa śniadaniem. Poczuła jednak, że jest głodna.

Dlaczego więc nie miałaby skorzystać, skoro śniadanie

już tu jest.

- Dla jednej, czy dla dwóch osób? - spytała podej­

rzliwie.

Kelner wyglądał na zdziwionego.

- Dla jednej, proszę pani. Czy mam podać jeszcze

jedno nakrycie?

Joanna zarumieniła się. No tak, teraz już musi

pozwolić mu wejść do środka. Inaczej mógłby sobie

pomyśleć, że jest z nią jakiś mężczyzna.

- Nie. Proszę wejść.

Wróciła do łóżka, kiwnięciem głowy wskazując

kelnerowi, gdzie ma postawić tacę ze śniadaniem.

Ach, cóż za wspaniałości! Ślinka napłynęła jej do ust,

kiedy kelner uniósł przykrywkę i jej oczom ukazała

się zawartość tacy: świeże truskawki, jajecznica

z wędzonym łososiem, grzanki i pachnący kawą deser,

specjalność szefa kuchni, nosząca nazwę „następnego

ranka po...", jak poinformował ją kelner uśmiechając

się dyskretnie.

„Następnego ranka po"! Też mi nazwa! Ciekawe,

po czym?! Niemniej jednak, śniadanie było wyśmienite.

Pochłaniając je zastanawiała się, czy zostało umiesz-

background image

126

UWODZICIEL

czone w budżecie filmu. Jeśli tak, to pod jakirrH

hasłem? Śniadanie dla aktualnej przyjaciółki reżysera?Wi

Zbierała się do wyjścia, kiedy ponownie rozległo

się pukanie do drzwi.

- Kto tam? - zawołała starając się nadać głosowi

obojętne brzmienie.

- Nawrócony grzesznik - rozpoznała głos Finna

Traceya.

- Wcale nie wyglądasz na nawróconego - uśmiech­

nęła się patrząc na nie ogoloną twarz, spuchnięty

policzek i sińce pod oczami aktora.

- To abstynencja tak na mnie działa - odwzajemnił

jej uśmiech. - Jestem trzeźwy od co najmniej dziesięciu

minut. Przyniosłem ci prezent - dodał wręczając jej

butelkę whisky.

- Och! - Joanna niechętnie przyjęła butelkę, - Muszę

ci coś wyznać. Oszukiwałam. Wylewałam whisky do

tego kaktusa na stoliku przy kanapie.

- Aha. To dlatego musiałem go dziś rano poić

aspiryną - zażartował Finn. - Oszustwo nie popłaca.

Zresztą, to nie ma znaczenia. Skoro mam przestać

pić, równie dobrze mogę przestać już teraz. Czy

wczoraj bardzo narozrabiałem? Zrobiłem coś jeszcze,

za co powinienem przeprosić?

- Nie mnie - uśmiechnęła się Joanna przypominając

sobie, jak aktor rzucił się na Richarda - ale próbowałeś

pobić Marlowa.

- I, oczywiście, nie udało mi się. Zastanawiałem się

właśnie, skąd wziął się na mojej twarzy ten imponujący

siniak? Loren się wścieknie, kiedy mnie zobaczy. Mamy

dziś kręcić scenę miłosną. Będę chyba musiał kupić jej

jakiś prezent, żeby ją udobruchać. ...I wysłać kwiaty

Biance. Z przeprosinami. Pójdziesz ze mną?

background image

UWODZICIEL 127

- Tylko wezmę żakiet - zgodziła się Joanna. Może

uda jej się dzięki temu uniknąć spotkania z Richardem.

Nie chciała go teraz widzieć. Nie czuła się na siłach,

by temu sprostać. Może powinna zwierzyć się Finnowi?

Finn jest przecież jego przyjacielem.

- Skarbie, Richard uwielbia pokonywać trudności

- wyjaśnił jej Finn. - Nieważne, czy chodzi o film, czy

o kobietę. Jeśli chcesz znać prawdę, nie przypominam

sobie, żeby jakaś kobieta z nim wygrała. Nie wiem,

jak on to robi, ale żadna mu się nie oprze.

- To nic nowego - skrzywiła się Joanna. - Powiedz

mi o nim coś, czego nie wiem.

- No cóż, mogłaś trafić gorzej. Nie mówię tego, by

go chwalić, Richard bez porównania lepiej robi to

sam, ale znam parę kobiet, które były z nim bardzo

szczęśliwe - uśmiechnął się Finn. - Och! Przepraszam,

skarbie. Chyba nie powinienem był tego mówić.

Chodzi mi o to, że Richard to naprawdę wspaniały

facet, wrażliwy, czuły. O ile wiem, jesteś pierwszą,

której zaproponował, by z nim zamieszkała. Może

powinnaś to przemyśleć?

- To nie dla mnie, Finn - Joanna przecząco

pokręciła głową. - Nie nadaję się na czyjąś kochankę.

Chcę... chcę być dobrą nauczycielką, mieć normalną

rodzinę, męża, dom, dzieci. Czy możesz wyobrazić

sobie Richarda w takiej roli, nawet gdyby był we

mnie zakochany do szaleństwa? To niemożliwe. On

nie potrafi zapewnić mi tego, czego pragnę, a ja... ja

nie potrafię dać mu tego, czego on chce.

Milczenie Finna Joanna odczytała jako potwier­

dzenie jej obaw. Do końca zdjęć pozostało już tylko

parę dni i Joanna postanowiła, że jakoś to wytrzyma,

ograniczając kontakty z Richardem do spotkań na

background image

128

UWODZICIEL

planie i przy stole. W odpowiedzi na to, Richard

zaczął publicznie obnosić swoje cierpienie, zaś Dean

ogłosił przyjmowanie zakładów o to, jak skończy się

ten romans. Joanna nie posiadała się ze złości, kiedy

dowiedziała się, że większość stawia na Marlowa.

- Nie zwracaj na nich uwagi, skarbie - pocieszał ją

Finn. - Ja postawiłem na ciebie. Nie zawiedź mnie.

Skoro ja potrafiłem skończyć z piciem, ty możesz

zapomnieć o nim.

To porównanie było bardzo trafne. Joanna czuła

się jak alkoholiczka. Pragnęła jednego spojrzenia,

dotyku, pocałunku i wiedziała, że to za mało, że nie

nasyci się tą namiastką. Jeden słodki pocałunek

i przepadła z kretesem. Och, gdyby tak istniało

Towarzystwo Anonimowych Chorych z Miłości, tak

ja.k działało Towarzystwo Anonimowych Alkoholików!

Tymczasem Richard postanowił wypróbować nową

taktykę. Kierując się starym porzekadłem ludowym,

żfe do serca najbliżej przez żołądek, obdarowywał

Joannę przeróżnymi smakołykami. Nawet kiedy

znajdowali się w plenerze, na plan zajeżdżał specjalny

samochód dostawczy i wystrojeni we fraki kelnerzy

serwowali przysmaki, na widok których całej ekipie

napływała ślinka do ust. Nikt jednak nie miał odwagi

zasiąść z Joanną do stołu. Sam Richard, ku zdziwieniu

Joanny, trzymał się z daleka i nie próbował towarzyszyć

jej przy posiłku. Zdawać by się mogło, że nie dba

o to, że czas ucieka i wkrótce Joanna wróci do

Auckland.

W poranek poprzedzający ostatni dzień w New

Plymouth Richard sprawił jej kolejną niespodziankę.

Na tacy, którą, jak zwykle, przyniesiono jej do pokoju,

znajdowało się najprawdziwsze „podniebne" śniadanie.

background image

UWODZICIEL

129

- Pan Marlow zamówił je w kuchni Nowozelandz­

kich Linii Lotniczych, w Auckland - wyjaśnił kelner

w odpowiedzi na zdumione spojrzenie Joanny.

- Ciociu! Widzisz, jaki on jest! Przestań go już

dłużej męczyć! - ujęła się za Richardem Becky, siadając

na łóżku Joanny i sięgając po rogalik.

- Co takiego? - Joanna popatrzyła surowo na

siostrzenicę.

- Naprawdę jesteś strasznie uparta - stwierdziła

Becky nie przejmując się surową miną Joanny.

- Myślałam, że go lubisz. Daj mu szansę. To wspaniały

facet. On tylko chciałby cię do siebie przekonać.

- Próbuje, tylko że zupełnie coś innego - od­

powiedziała Joanna ponuro.

- Założę się, że to musi być cudowne - rozmarzyła

się Becky. - Gdyby tylko Richard był trochę młodszy.

Tak w wieku Johna. Jest bardzo sławny i w ogóle.

Gdyby to mnie przysyłał te wszystkie wspaniałości,

już dawno wskoczyłabym mu do łóżka, choć, prawdę

mówiąc, wolę go jako reżysera, niż jako kochanka.

- Becky! - zgorszyła się Joanna.

- Och! Ciociu! Nie jestem już dzieckiem - za­

protestowała Becky. - A po tych scenach z Finnem

trudno, żebym udawała niewiniątko. Finn też jest

całkiem niezły, prawda? A przecież jest starszy od

Richarda.

- Na litość boską, Becky! Nie mów takich rzeczy

przy matce - Joanna drżała na myśl, jak zareaguje

Ellen, kiedy dowie się o zmianach w scenariuszu.

Postanowiła, że lepiej będzie, jeśli przekaże siostrze tę

wiadomość osobiście. Uważała, że nowa wersja sceny

miłosnej wypadła znakomicie. Po kilku próbach Becky

zdołała opanować nerwowy chichot na widok nagości

background image

130

UWODZICIEL

Finna i zagrała bardzo dobrze. Gorzej było z nią. Za

każdym razem, kiedy Finn zbliżał się do niej, Joanna

oblewała się ciemnym rumieńcem.

Podobnie zareagowała na uwagę Richarda.

- Podoba ci się sposób, w jaki poprowadziłem tę

scenę? - spytał podchodząc do niej.

- Finn i Becky są świetni - odpowiedziała chłodno,

nie patrząc na niego.

- Ty i ja razem bylibyśmy jeszcze lepsi. Tylko że

z nami byłoby inaczej - zniżył głos i przysunął się do

niej bliżej. - Oboje bylibyśmy całkiem nadzy... nie

byłoby świateł, kamer i tych wszystkich ludzi. Tylko

ty i ja. I nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś to ty

reżyserowała tę scenę.

Joanna zarumieniła się zawstydzona tymi słowami

i obrazem, który za ich pomocą wyczarował w jej

wyobraźni. Richard roześmiał się rozbawiony jej

zmieszaniem. Cała ekipa przyglądała się tej scenie i to

zepsuło jej humor na cały dzień.

Jeszcze tylko trzy dni. Trzy dni - powtarzała

w duchu, zaciskając zęby. Jeśli uda jej się wytrzymać

te trzy dni, będzie uratowana. Co prawda, alkoholicy

nigdy nie są do końca wyleczeni z nałogu, ale o ileż

łatwiej jest wytrwać w abstynencji, kiedy pokusa jest

poza zasięgiem ręki.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Do zobaczenia wkrótce, Joanno!

Joanna patrzyła w zielone oczy Richarda. Teraz

wiedziała, dlaczego nalegał, by odwieźć je na lo­

tnisko. Ponieważ nie chciała pożegnać się z nim

w hotelu, zmusił ją, by rozstała się z nim na

lotnisku, przy wszystkich. To dlatego zachęcał ga­

piów i fotoreporterów, by szli za nimi aż do sali

odpraw. Tam przedstawił im Rebeccę, jako gwiazdę

swojego nowego filmu. Zachwycona Becky zajęła

się podpisywaniem autografów i pozowaniem do

zdjęć.

- Nie sądzę, żebyśmy się jeszcze spotkali - powie­

działa chłodno Joanna. - Na resztę zdjęć Becky

przyjedzie do studia z Ellen. Moja rola tu się kończy.

- Kończy się twoja praca - poprawił ją. - Jeśli

chodzi o naszą znajomość, to ona dopiero się zaczyna.

- Powiedz to twojej przyjaciółce, może ci uwierzy

- prychnęła Joanna.

- Ty jesteś moją jedyną przyjaciółką - uśmiechnął

się Richard.

Joanna otworzyła usta, by zaprotestować, ale

przerwał jej głos jednego z reporterów.

- Kim jest ta kobieta? Czy też gra w tym filmie?

- Nie wiem. Nie znam jej - odpowiedział mu inny.

Joanna rozejrzała się po sali w poszukiwaniu miejsca,

gdzie mogłaby się schronić przed ciekawością prasy.

background image

132 UWODZICIEL

Pomoc przyszła ze strony Richarda. Ujął ją pod

ramię i odprowadził na bok.

- Nie myślałaś chyba, że wszystko między nami

skończone - spytał miękko. - Skarbie! Nic dziwnego,

że byłaś taka niedostępna przez te ostatnie dni.

Głuptasie! Przecież ja cię kocham. Zbyt dużo wysiłku

włożyłem w to, by cię do siebie przekonać. Zbyt wiele

czasu, energii, że już nie wspomnę o poczęstunkach

zażartował - by teraz pozwolić ci tak po prostu

odejść z mojego życia.

- Nie sądzę, że będzie ci mnie brakowało - powie­

działa Joanna z sarkazmem w głosie. - Bez wątpienia

znajdzie się ktoś, kto wypełni ci tę pustkę.

- Nie ma nikogo innego.

Brzmiąca w tym wyznaniu szczerość zaskoczyła ją.

- A ta blondynka, która wieszała się na tobie

wczoraj w barze? - rzuciła oskarżycielsko.

Richard popatrzył na nią zdumiony, po czym

roześmiał się.

- Julia? Chyba nie jesteś zazdrosna o Julię? - po­

wtarzał. - Nie widziałem cię wczoraj w barze. Czemu

nie podeszłaś się przywitać?

- Nie chciałam przeszkadzać ci w kontemplacji jej

dekoltu - mruknęła ze złością.

Wydawało jej się dziwne, że Richard tak szybko

opuścił przyjęcie zorganizowane dla uczczenia końca

zdjęć. Parę godzin później odkryła powód tego

zniknięcia. Kelly ofiarowała się odwieźć Becky do

hotelu, a Joanna wraz z Finnem i większą częścią

gości znalazła się w barze. Od razu zauważyła Richarda

w towarzystwie nie znanej jej, młodej blondynki. Na

szczęście, w barze panował półmrok i nikt poza nią

nie dostrzegł jego obecności. Sam Richard zdawał się

background image

UWODZICIEL

133

nie widzieć nikogo poza swoją towarzyszką. Była

raczej niska, za to figurę miała jak marzenie. Obcisła,

mocno wydekoltowana sukienka nie pozostawiała co

do tego żadnych wątpliwości. Ładną, choć może

trochę lalkowatą twarz, otaczała cała masa blond

loczków.

Joanna obejrzała ją sobie dokładnie po drodze do

toalety. Richard zajęty był dekoltem blond piękności

do tego stopnia, że nie musiała obawiać się, że choć

na chwilę odwróci wzrok od tego intrygującego

widoku.

Błękitne oczy kobiety błyszczały radością. Oboje

zaśmiewali się z czegoś i widać było, że wspaniale się

bawią. Instynkt podpowiedział jej, że to właśnie o tej

kobiecie Richard rozmawiał przez telefon ze swoją

matką. Nic dziwnego, że był taki zadowolony.

Kiedy zatrzymała się na chwilę w pobliżu ich

stolika, doleciał ją fragment rozmowy.

- Umieram z niecierpliwości, by wszystkim powie­

dzieć - mówiła kobieta, - ale, oczywiście, nasze

rodziny obraziłyby się, gdybyśmy nie zawiadomili ich

jako pierwszych. I, ostrzegam cię, Richardzie, tym

razem wszystko zostaw mnie. To znaczy, wiesz, że

kocham cię. Doceniam twoje poczucie humoru, ale

co za dużo, to nie zdrowo.

- Oj dużo, dużo, sądząc po rozmiarach mojego...

- Richardzie! - kobieta żartobliwie pogrodziła mu

palcem.

- Ja też cię kocham, skarbie - powiedział ciepło

Richard. - Chciałem, żebyś... Do licha! Miałem tyle

planów, kiedy mama zadzwoniła, że przyjeżdżasz, ale

sprawy trochę się skomplikowały.

Mówi o mnie - pomyślała Joanna zaciskając usta

background image

134

UWODZICIEL

ze złości. Co za podły oszust! Nawet kiedy już wiedział

o przyjeździe swojej narzeczonej, jeszcze próbował ją

uwieść.

- Joanno! - głos Richarda przerwał jej ponure

rozmyślania. - Przyznaję, że interesują mnie dekolty,

ale nie tylko one. Interesuje mnie wiele rzeczy, jeśli

chodzi o kobiety. Bardzo chciałbym, żebyś poznała

Julię, żebyście się spotkały. Chciałbym wszystkim

pokazać kobietę, którą kocham...

- Nie dziwię ci się. Jest bardzo ładna - przerwała

mu Joanna lodowatym tonem.

- Nie ją, głuptasie - roześmiał się Richard. - Mówię

o tobie. Julię lubię, znamy się od dzieciństwa. Ale

wielu ludzi jest mi bliskich.

- Zauważyłam - burknęła.

- Czy w końcu dasz mi dojść do słowa? - zniecier­

pliwił się Richard. - Uśmiejesz się, kiedy ci wszystko

opowiem.

Miała co do tego wątpliwości, ale nie przerywała mu.

- Przyznaję - ciągnął - kiedyś, dawno temu,

wydawało mi się, że jestem w niej zakochany, ale

szybko zrozumiałem, że to nie była prawdziwa miłość.

Tym razem Joanna nie wytrzymała.

- Jesteś wstrętnym uwodzicielem! - powiedziała

z gniewem. - Świat jest pełen kobiet, które kiedyś

kochałeś, bądź wydawało ci się, że kochałeś. To musi

być bardzo męczące, zakochiwać się za każdym razem,

kiedy masz ochotę pójść z kimś do łóżka. Trochę źle

się złożyło, że Julia pojawiła się, nim skończyłeś ze mną.

- Joanno! Na litość boską! Mylisz się! Nie możesz

teraz odejść...

- Zobaczymy!

- I co? Wrócisz do tego swojego nakrapianego jak

background image

UWODZICIEL

135

indycze jajo dyrektora szkoły?! - rozzłościł się Richard.

- On wcale do ciebie nie pasuje! Nie widzisz tego?!

Nie widzisz, co tracisz?!

Joanna zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.

- Doskonale widzę, co tracę. A teraz, pozwól mi

odejść. Chcę zdążyć na samolot.

- Joanno! - zaczął Richard, po czym rozmyślił się.

Popatrzył na nią uważnie.

- W porządku, moja głupiutka sówko. Jeśli w ten

sposób chcesz to rozegrać - pochylił się nad nią

i pocałował ją mocno w usta.

Nim zdołała ochłonąć, przemierzały już z Becky

szybkim krokiem płytę lotniska w kierunku samolotu.

Pierwszą osobą, którą Joanna spotkała po powrocie

do domu, była Ellen. Wiadomość o poprawkach

w scenariuszu dotyczących sceny miłosnej Ellen przyjęła

zadziwiająco spokojnie. Joanna chciała jak najszybciej

zakończyć tę kłopotliwą wizytę, ale obiecała siost­

rzenicy, że pomoże jej przekonać matkę, iż Becky

powinna zdawać do szkoły aktorskiej.

- Co masz na myśli mówiąc, że Becky powinna

pójść do szkoły aktorskiej? - wykrzyknęła oburzona

Ellen. - Przecież wiesz, że ona wybiera się na

uniwersytet. Nie spodziewałam się tego po tobie,

Joanno! Myślałam, że jesteś rozsądną osobą, a tym

jeszcze ją zachęcasz do tych głupstw. Jak możesz! I to

właśnie ty! Doskonale wiesz, ile warte jest wykształ­

cenie. Chyba że - Ellen popatrzyła na Joannę

podejrzliwym wzrokiem - usiłujesz dać mi w ten

sposób do zrozumienia, że Becky nie przebrnie przez

egzaminy wstępne?

- Oczywiście, że nie - zaprostetowała Joanna.

background image

136

UWODZICIEL

- Becky solidnie pracowała przez cały czas i jestem

pewna, że da sobie radę, ale, zrozum, to nie jest

dziecinna zachcianka. Ona ma prawdziwy talent.

Przecież nie musicie decydować już teraz - przekony-

wała

;

- Do końca roku jeszcze daleko. Poczekaj, aż

zobaczysz ten film. 1 pamiętaj, Ellen, ona nie jest już

dzieckiem. Sama decyduje o sobie, a jeśli będziesz

próbowała ją do czegoś zmusić, możesz ją stracić...

Wychodząc zapewniła zdenerwowaną Becky, że

wszystko jest na jak najlepszej drodze. Potrzeba tylko

trochę czasu, by FI len mogła przyzwyczaić się do

nowej sytuacji. Jej starsza siostra nie była głupia.
Z

pewnością zauważyła zmiany, jakie zaszły w za­

chowaniu i postawie córki. Becky bardzo wydoroślała

przez te parę tygodni.

Znacznie trudniej wypadła rozmowa z Duncanem.

PoczuV się urażony, kiedy Joanna powiedziała mu, że

nie może się z nim dalej spotykać. Naturalnie zapytał

ją, czy to z powodu innego mężczyzny i Joanna czuła

się winna zaprzeczając. Dlaczego? Przecież to była

prawda. Nie było w jej życiu innego mężczyzny. Już

nie...

Choć niechętnie przyznawała się do tego, brakowało

jej Richarda. Tęskniła za jego obecnością, uśmiechem,

spojrzeniem. Jak na złość w telewizji powtarzano

właśnie wszystkie stare filmy z jego udziałem. Co

wieczór Joanna zasiadała przed telewizorem i z maso­

chistycznym upodobaniem wpatrywała się w podobiznę

Richarda, który walczył z bandytami, w przerwach

uwodząc piękne kobiety zakochane w nim od pierw­

szego wejrzenia. Ona nie zaznała tego szczęścia.

Pierwsza prawdziwa miłość w jej życiu i czym może

się pochwalić? Teraz wszystko stracone.

background image

UWODZICIEL

137

Najgorszy był weekend. W sobotę dokładnie po­

sprzątała całe mieszkanie. Niedzielny poranek spędziła

w łóżku. Rozmyślała, czy nie zadzwonić do Duncana

i zaproponować mu przejażdżkę za miasto. Kiedy

jeszcze byli razem, tak właśnie spędzali prawie każdą

niedzielę. Nie. To nie byłoby fair. Lepiej zajmie się

czyszczeniem piekarnika. Nagle zadzwonił telefon.

Niechętnie sięgnęła po słuchawkę.

- Joanno! Jak mogłaś?! Nie ma co, ładna z ciebie

przyzwoitka! Nic dziwnego, że zachęcasz Becky, by

została aktorką! Myślałaś, że utrzymasz to w tajemnicy?

Jak długo? I jak on mógł patrzeć mi w oczy i przez

cały tydzień nie pisnąć ani słówka? Powinnaś była

uprzedzić mnie o tym. Przecież jestem twoją siostrą!

Do czego to podobne, żebym o wszystkim dowiadywała

się z gazet! Rozczarowałaś mnie, Joanno!

- Ellen?!

- Nie! Jestem zbyt zdenerwowana, by teraz z tobą

rozmawiać. Zadzwonię później. - Trzasnęła odłożona

słuchawka.

- Ellen?! Ellen! - Joanna w zdenerwowaniu po­

trząsała słuchawką, jakby spodziewała się, że Ellen

jeszcze się odezwie.

Nie tracąc czasu na szukanie szlafroka i kapci,

Joanna wybiegła przed dom do skrzynki na listy. Na

trzeciej stronie lokalnej gazety zamieszczono cztery

zdjęcia Joanny w objęciach Richarda Marlowa.

„Potajemne małżeństwo sławnego reżysera" - głosił

podpis.

„Kim jest ta kobieta?" - zapytywał autor artykułu.

„Richard Marlow, znany aktor i reżyser, o którego

przygodach i romansach pisaliśmy niejednokrotnie

na łamach naszej gazety, jest tym razem bardzo

background image

138

UWODZICIEL

tajemniczy. Nasz fotoreporter przyłapał te parę całującą

się na lotnisku w New Plymouth w zeszłym tygodniu.

Marlow kręcił tam część zdjęć do swojego najnowszego

filmu. Czyżby ten romans to było coś poważnego? Nasz

zaufany informator donosi, że Richard Marlow otrząs­

nął się już z niefortunnego związku z Biancą James.

Pogodził się również z obecnym mężem gwiazdy,

Finnem Traceyem. Zaprosił ich na swój ślub. Tak,

drodzy czytelnicy. Wygląda na to, że i na niego przyszła

pora. Pytanie tylko, kim jest szczęśliwa wybranka?!

Pierwsza osoba, która zadzwoni do redakcji naszej

gazety i poda imię i nazwisko kobiety ze zdjęcia,

otrzyma bezpłatne zaproszenie na premierę nowego

filmu Richarda Marlowa, która to premiera odbędzie

się...". Dalszą część artykułu autor poświęcił filmowi.

Joanna przeniosła wzrok z powrotem na zamiesz­

czone nad tekstem zdjęcia. Kto, u licha, je zrobił?!

I co to za zaufany informator?! Jaki ślub?! Co robić?

Zadzwonić do gazety z awanturą? Wtedy musiałaby

się, oczywiście, przedstawić.

Jak się zresztą wkrótce okazało, tajemnica wkrótce

się wyjaśniła. Rozdzwoniły się telefony. Wszyscy

spieszyli z gratulacjami. Przyjaciele, znajomi, znajomi

znajomych, nawet piekarz z jej ulicy. Ludzie wierzyli

w to, co przeczytali w gazetach.

Najgorsze były rozmowy z jej nowymi przyjaciółmi

z ekipy filmowej. Dean wyznał jej w sekrecie, że

rozpoczął przyjmowanie zakładów o płeć jej pierwszego

dziecka i tylko roześmiał się, kiedy próbowała

wytłumaczyć mu, że ze ślubem to głupi żart.

- Richard twierdzi coś zupełnie innego. Postawił

pięćdziesiąt dolców na bliźnięta. Do zobaczenia na

ślubie! - powiedział Dean odkładając słuchawkę.

background image

UWODZICIEL 139

Nie zdążyła wyjść z pokoju, kiedy telefon zadzwonił

ponownie.

- Słucham? - warknęła do słuchawki. Jeszcze jeden

telefon i wyrzuci ten przeklęty aparat za okno.

- Czy widziałaś dzisiejsze gazety?

- Richard?!

- Widziałaś?

- Widziałam jedną i to mi wystarczy.

- Rozmawiałaś z kimś z prasy?

- Oczywiście, że nie! Nie mam z tym nic wspólnego

- broniła się. Tylko tego brakuje, żeby oskarżył ją

o autorstwo tego głupiego żartu. - Nawet nie

wiedziałam, że ktoś wtedy zrobił zdjęcia. Nie mam

Dojęcia, kto mógł nagadać im takich bzdur.

- Ja.

- Ty?! - Joanna nie wierzyła własnym uszom.

- Ja - powtórzył spokojnie Richard.

- Ale... ale dlaczego? - wykrztusiła.

- Reklama.

- Reklama?!

- Widziałem, że ktoś na lotnisku zrobił zdjęcia,

kiedy cię całowałem - wyjaśnił. - Nie byłem tylko

pewny, czy je wykorzystają nie mając podkładki

w postaci jakiejś pikantnej historyjki, więc się o to

postarałem. Widzisz, skarbie, chciałem...

Joanna nie czekała, by usłyszeć, co miał jej jeszcze

do powiedzenia. Z trzaskiem odłożyła słuchawkę. Co

za drań!

Zakochała się w potworze! W człowieku, który

gotowy jest na wszystko, byle tylko jego film miał

odpowiednią reklamę.

Przekonała się w ciągu kolejnych paru dni, że nikt

nie przyjmował do wiadomości jej informacji, że cała

background image

140

UWODZICIEL

historia została wymyślona przez Richarda i nie ma

w niej ani krztyny prawdy.

Carsonmania ogarnęła szkołę. Dziewczęta naśla­

dowały jej fyzurę, sposób ubierania się. Kiedy zaś

przyłapała jednego z bardziej przedsiębiorczych

uczniów na podrabianiu jej podpisu i sprzedawaniu

go innym jako jej autografu, udała się do Duncana

z oświadczeniem, że sprawy zaszły za daleko i coś

należy z tym zrobić..

- Tylko w jeden sposób możesz pozbyć się ciekaw­

skich reporterów - odpowiedział Duncan. - Daj im

to, czego chcą. Zwołaj konferencję prasową.

- Ale co mam im powiedzieć? Że to nieprawda?

Kto mi uwierzy, skoro nawet moja własna siostra

uważa, że kłamię.

- Wymyślisz coś - pocieszył ją. - Ja poprę cię

w kuratorium. Przysyłają tu kogoś na wizytację

w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że do tego

czasu wszystko się wyjaśni.

Wizytacja! - przeraziła się Joanna. A więc do tego

doszło. Czyżby aż taką cenę musiała zapłacić za

przewrotność Richarda?! O nie!

Następnego dnia Joanna Carson zwołała konferencję

prasową, by ogłosić zerwanie swoich zaręczyn z Richar­

dem Marlowem. Ze smutnym wyrazem twarzy wy­

znała, że rozwiązły tryb życia jej narzeczonego zmusił

ją do podjęcia tej drastycznej decyzji.

- Czy to znaczy, że jest jakaś inna kobieta?

- Reporterzy połknęli przynętę.

Joanna ze smutkiem pokiwała głową.

- Kim ona jest?

- Czy to pani siostrzenica Becky Turner? - padały

pytania.

background image

UWODZICIEL

141

- Nie, to jakaś narciarka - odpowiedziała. Tego

tylko brakuje, by włączyli do tej całej historii Becky.

Ellen nigdy by jej tego nie darowała. - Ma na imię

Gerda, albo jakoś tak. To mistrzyni Europy w zjaz­

dach. Przyjechała tu, by odpocząć po kontuzji. To

wszystko, co mi wiadomo. Jeśli chcecie wiedzieć

więcej, zapytajcie Richarda.

Z ulgą zatrzasnęła drzwi za ostatnim reporterem.

Udało się. Następnego dnia z satysfakcją ujrzała

swoje słowa w codziennej gazecie. Nie bardzo spodo­

bało jej się tylko to, że teraz nazywano ją „byłą

ukochaną" i „porzuconą narzeczoną", ale pocieszała

się myślą, że może pewnego dnia będzie śmiała się

z całej tej historii.

- Witaj, Joanno! Nie zostałyśmy jeszcze sobie

przedstawione, ale czuję się tak, jak bym znała cię od

wieków...

Joanna zmarszczyła brwi. Jeszcze jeden fan. Pozbyła

się wprawdzie reporterów, ale z fanami nie poszło tak

łatwo. Głos w słuchawce wydawał się należeć do

dorosłej osoby, ale Joanna przekonała się w ciągu

ostatnich tygodni, że wielbiciele Richarda Marlowa

byli w różnym wieku, od nastolatków po leciwe

starsze panie.

- Przepraszam, jestem teraz bardzo zajęta - zaczęła.

- Wiem, wiem. Znam mojego syna, ale nie obawiaj

się, nie zajmę ci dużo czasu. Dzwonię, by przekazać ci

pozdrowienia. Zadzwoniłabym wcześniej, ale Michael

i ja byliśmy ostatnio bardzo zajęci. Właśnie wróciliśmy

i nie możemy doczekać się, kiedy cię wreszcie poznamy.

- Pani Marlow? - wyjąkała zaskoczona Joanna.

- Dla przyjaciół Connie. Cieszę się, że wkrótce

background image

142

UWODZICIEL

zostaniesz jedną z nas. Richard tyle mi o tobie mówił.

Musimy koniecznie umówić się na ploteczki. Pewnie

trudno ci będzie wyrwać się na lunch. Wiem, że

pracujesz w szkole. Więc może kolacja. Poznasz

Charleya. To nasz najmłodszy. Mieszka z nami. I,

oczywiście, będzie Hugh z żoną. Choć może lepiej,

żebyś poznała ich wszystkich oddzielnie. Razem

jesteśmy nie do zniesienia. Z drugiej strony, skoro

wytrzymujesz z Richardem...

- Pani Marlow... to jest Connie, Richard i ja nie

jesteśmy... Czy czytała pani gazety?

- O tak! bardzo sprytnie wybrnęłaś, skarbie. Gerda

już nieraz nam się przydała. Richardowi bardzo spodo­

bał się sposób, w jaki poradziłaś sobie z prasą. Dzięki

Bogu, tym razem mój syn wybrał sobie inteligentną

kobietę. On potrzebuje kogoś, kogo mógłby szanować.

Wspominał mi, że były między wami jakieś niesnaski.

Joanno, on jest bardzo zakochany...

Tylko w kim?! - pomyślała z goryczą Joanna,

odkładając słuchawkę. Czyżby Richard utrzymywał

swój związek z Julią w tajemnicy przed matką? Ale

przecież to właśnie ona powiadomiła go o przyjeździe

Julii, wtedy, kiedy dzwoniła do niego do New

Plymouth? Co więc znaczy ta cała komedia?!

Nie namyślając się wykręciła numer studia. Nie

spodziewała się go zastać. Zamierzała zostawić mu

wiadomość, ale kiedy telefonistka usłyszała jej na­

zwisko, połączyła ją z Richardem.

- Witaj, skarbie! - ucieszył się. - Co mogę dla

ciebie zrobić?

- To już stanowczo za wiele, Richard!

- Zgadzam się - przerwał jej. - Jak mogłaś

naopowiadać takich straszliwych kłamstw!

background image

UWODZICIEL

143

- Richardzie! Mam dosyć twoich żartów. Przed

chwilą dzwoniła do mnie twoja matka.

- Tak? To świetnie! Mówiła, że ma zamiar za­

dzwonić do ciebie. Czy zapraszała cię na kolację?

- Richardzie! Musisz powiedzieć jej prawdę.

- Już to zrobiłem. Powiedziałem jej, że cię kocham

i chcę się z tobą ożenić. Była wniebowzięta - roześmiał

się.

- Ja nie jestem! I jeżeli nie zaprzestaniesz tych

głupich żartów, to... to...

- Zwołasz jeszcze jedną konferencję prasową?

- Jeśli będzie trzeba...

- Brawo! Czy pamiętasz, co powiedziałem ci tego

dnia, kiedy wybraliśmy się na Mount Egmont? Wtedy

nie wierzyłaś mi. Dlatego wymyśliłem tę całą historię

z zaręczynami. Chciałem udowodnić ci, że prasa jest

wścibska, ale nie zagraża naszemu szczęściu i można

nauczyć się z tym żyć. Co byś powiedziała na to,

żebyśmy się teraz pobrali? Mamy już za sobą zaręczyny,

dlaczego nie pójść o krok dalej? Wyobrażasz sobie

reakcję prasy?!

Joanna zaniemówiła z oburzenia. A więc wszystko

dlatego, że on chciał udowodnić jej swoją rację?!

I jeszcze spodziewa się, że ona teraz za niego wyjdzie?!

- Idź do diabła, Marlow! - wrzasnęła odzyskując

głos. - Nie wyszłabym za ciebie, nawet gdyby oznaczało

to wyginięcie gatunku ludzkiego! Nie chcę cię widzieć!

I nie życzę sobie, żebyś do mnie dzwonił!

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Och, panno Carson! - westchnęła Teresa. - Życie

' jest takie dziwne!

- Dziwne? - prychnęła gniewnie Joanna. Każdy,

komu dałaby taką odprawę, usunąłby się z jej życia.

Ale nie Richard. Już następnego dnia zadzwonił do

Duncana z propozycją, by klasa Joanny przyjechała

na wycieczkę do studia. Coś podobnego nie mieściło

jej się w głowie. Co za tupet?! Na dodatek Duncan

szybko się zgodził. Surowym tonem pouczył Joannę,

że jej osobiste sympatie i antypatie nie powinny

odbijać się na pracy i dla dobra szkoły może się raz

poświęcić.

Mężczyźni to kompletni idioci!

Ze zdumieniem patrzyła na nagłą przemianę, jaka

zaszła w zachowaniu jej uczniów. Najgorsi, którzy

przez całą drogę do studia przeklinali, pluli na podłogę

autobusu i zaczepiali pasażerów, teraz przemienili się

w dobrze wychowanych, młodych dżentelmenów

z uwagą notujących każde słowo Richarda.

Joanna postanowiła, że nie zaszczyci Richarda ani

jednym spojrzeniem. Nie mogła jednak nie zauważyć,

jak przystojnie wyglądał tego dnia w obcisłych,

czarnych dżinsach i białej, jedwabnej koszuli. Ona

sama ubrana była w prostą, codzienną sukienkę.

Obecność Joanny w studio została natychmiast

zauważona. Zewsząd ścigały ją zaciekawione spojrzenia

background image

UWODZICIEL

145

pracowników. Cena popularności - pomyślała z go­

ryczą. W pewnych kręgach wciąż jeszcze krążyły

opowieści o jej zmaganiach z prasą. Ciekawe, czy

Dean jeszcze przyjmuje zakłady w sprawie płci małych

Marlowiątek? To tłumaczyłoby porozumiewawcze

mrugnięcia i tajemnicze uśmieszki.

Klasa Jpanny była zachwycona wycieczką i ocza­

rowana osobą Richarda. Reżyser zaproponował

wspólny lunch. Joanna wiedziała, że gdyby odrzuciła

to zaproszenie, uczniowie nigdy by jej tego nie

wybaczyli. Przystała więc na tę propozycję, rzucając

Richardowi mordercze spojrzenie.

- Nic się nie martw - uśmiechnął się w odpowiedzi

- stać mnie na to. Jestem bogaty.

Kiedy jednak znaleźli się w eleganckiej sali re­

stauracyjnej, musiała zaprotestować.

- Ależ, Richardzie! Nie możemy tu zostać!

- z przerażeniem rozglądała się po wytwornym

wnętrzu. - Kiedy mówiłeś o lunchu, myślałam,

że pójdziemy do MacDonalda lub czegoś w tym

rodzaju.

- Co za różnica? Uważasz, że twoi uczniowie nie

potrafią posługiwać się nożem i widelcem?

Dwadzieścia cztery pary oczu popatrzyły na Joannę

z wyrzutem.

- To będzie kosztować fortunę!

- Mam nadzieję, że jakoś to sobie zrekompensuję

- uśmiechnął się Richard, po czym zwrócił się w stronę

nadchodzącego kelnera: - Witaj, Michael! Czy nasze

stoliki są już gotowe?

Zamówił wcześniej stoliki - pomyślała Joanna.

A więc był pewny, że się zgodzę.

- Hej, patrzcie! Srebrne sztućce! - usłyszała pod-

background image

146 UWODZICIEL

niecony głos jednego z uczniów. To właśnie on

podrabiał jej autograf.

- Tylko nie próbuj brać niczego „na pamiątkę",

Haskins - rzuciła ostrzegawczo w jego stronę.

- Ty i ja usiądziemy tam - powiedział Richard

wskazując Joannie niewielki, ustawiony w kącie sali

stolik.

- Wolałabym usiąść razem z nimi. Muszę mieć na

nich oko - zaprotestowała.

- Michael się tym zajmie, prawda, Michael? Ma

ośmioro własnych dzieciaków, a sam wychował się na

ulicach Neapolu. Już on potrafi ich dopilnować.

Usiądź, proszę, zwracamy na siebie uwagę całej sali.

Joanna posłusznie zajęła miejsce przy stoliku.

- Usiądę razem z panią, dobrze, panno Carson?

- spytała Teresa i nie czekając na odpowiedź przysunęła

sobie krzesło.

- Usiądziesz razem z innymi, skarbie - powiedział

Richard stanowczym tonem, po czym dodał uśmie­

chając się porozumiewawczo: - Dostaniesz za to ode

mnie autograf ze specjalną dedykacją.

- Mam już pański autograf. Panna Carson mi to

załatwiła, wtedy, kiedy przyjechał pan do nas do

szkoły, by się z nią spotkać. Pamięta pan?

Richard zmarszczył brwi.

- Pamiętam dziewczynę w takim śmiesznym stroju

i z kijem do hokeja...

Teresa zachichotała.

- To właśnie była panna Carson. Nie wiedział pan?

- Ty diablico! A więc to tak się poznaliśmy

- roześmiał się głośno. - Nic dziwnego, że nie

pamiętałem. Skojarzyłaś mi się wtedy raczej z wroną,

niż z sową.

background image

UWODZICIEL

147

Aby się zemścić, Joanna wybrała najdroższe dania.

Richard zepsuł cały efekt zamawiając to samo dla

siebie.

- Odpręż się, Joanno - uśmiechnął się, widząc

zaniepokojone spojrzenia, jakie rzucała w stronę,

gdzie przy zsuniętych stołach siedzieli jej uczniowie.

- Nie psuj im zabawy. Nie bój się, nie przyniosą ci

wstydu. Nie zaprosiłem ich tu po to, aby cię skom­

promitować.

- A po co właściwie mnie tu przyprowadziłeś?

- Chciałem spotkać się z tobą na tak zwanym

neutralnym gruncie - odpowiedział. - Miałem prze­

czucie, że gdybym zjawił się u ciebie, zatrzasnęłabyś

mi drzwi przed nosem. Poza tym nie odpowiadałaś

na moje telefony.

- Nie miałeś prawa mówić swojej matce tych

wszystkich kłamstw o mnie - przerwała mu z gniewem.

- Nie rozumiem, dlaczego nazywasz je kłamstwami

i nie wiem, dlaczego miałbym je trzymać w tajemnicy?

Nie wstydzę się mojej miłości do ciebie - tłumaczył

cierpliwie. - Nie ma znaczenia, czy odwzajemniasz to

uczucie, czy nie. Kocham cię i zawsze będę cię kochał.

W porządku, przesadziłem z tym numerem z prasą,

ale zrozum, nie wiedziałem, co robić. W jaki sposób

przekonać cię, byś dała mi jeszcze jedną szansę. Co

zaś się tyczy oświadczyn...

- To nie były oświadczyny, to była obelga!

- Przepraszam. Wiem, powinienem był zaprosić

cię na kolację, podarować ci bukiet kwiatów, ale

jestem zbyt niecierpliwy. Naprawdę chcę się z tobą

ożenić! Przysięgam!

- Dlatego, że w inny sposób nie możesz mnie mieć?

Popatrzył na nią zdziwiony.

background image

148

UWODZICIEL

- Joanno, skarbie! Nie oszukujmy się. Oboje dobrze

wiemy, że mógłbym cię mieć i bez ślubu. Czy wszystkich

swoich kochanków wystawiasz na tak ciężką próbę?

- zażartował.

- Nie mam kochanków - odburknęła.

- Co? Żadnego? - Uniósł brwi zdziwiony.

- Nigdy nie miałam kochanka.

- Serio?

- Nie każdy podchodzi do tych spraw tak lekko,

jak ty.

- Więc jesteś dziewicą?

- Tak! Jestem dziewicą! - wybuchnęła Joanna tracąc

cierpliwość. Do licha! Czy chciał, by dała mu to na

piśmie, czy jak?!

Richard przyglądał jej się zachwycony. Jak to

wspaniale, że właśnie on będzie jej mógł wszystko

pokazać, wszystkiego nauczyć.

- Kogóż to ja widzę?! I jakie smakołyki! Umieram

z głodu, mogę się przysiąść?

Joanna uniosła głowę i zdrętwiała. Julia?! O nie!

To już stanowczo za wiele!

- Proszę bardzo! - powiedziała wstając od stołu.

- Proszę usiąść na moim miejscu, właśnie wychodzę.

Wybiegła z sali prosto w ramiona potężnego,

wysokiego mężczyzny, który wchodził. Wielka, silna

dłoń pomogła jej złapać równowagę.

- Najmocniej przepraszam. Czy wszystko w po­

rządku?

Joanna podniosła wzrok na mężczyznę. Był na­

prawdę ogromny.

- To ja przepraszam. To moja wina - wyjąkała

patrząc na niego zaskoczona. Mężczyzna trzymał na

ręku niemowlę.

background image

UWODZICIEL

149

- Śmiesznie razem wyglądamy, prawda? - uśmie­

chnął się w odpowiedzi na jej spojrzenie. - Urodził się

nieco wcześniej, niż powinien i dlatego jest taki

malutki. Ale powiedzieli mi, że wyrośnie na silnego

faceta. Ma na imię Ben.

- Cześć Ben - uśmiechnęła się Joanna.

- Czy moja żona już jest? Miała się spotkać z jednym

ze swoich klientów, a mnie zostawiła z Benem.

- Pańska żona? - zdziwiła się Joanna. Mężczyzna

najpewniej brał ją za kogoś innego.

- Och, przepraszam cię, Joanno. Wydawało mi

się, że skoro ja od razu cię rozpoznałem, ty też wiesz,

kim jestem. Hugh Walton - przedstawił się. - Brat

Richarda. Przyrodni brat, jeśli zaskoczył cię brak

podobieństwa. Julia to moja żona.

- Jjulia? Ttwoją żoną? - wyjąkała zaskoczona

Joanna. - Ale... myślałam, że ona i Richard...

- On też tak kiedyś myślał, ale, na szczęście, Julia

ma dobry gust i wybrała mnie - odpowiedział

z uśmiechem Hugh. - Richard był świadkiem na

naszym ślubie i wiesz, jaki nam wyciął numer? Kiedy

wyruszyliśmy w podróż poślubną, oczyścił mi portfel

z całej gotówki i kart kredytowych wkładając na ich

miejsce konfetti.

- I co wtedy zrobiłeś? - zainteresowała się Joanna.

- Całe szczęście, że zauważyłem to, zanim dojechaliś­

my na lotnisko. Pojechaliśmy do jego domu i za­

stawiliśmy w lombardzie jego Oskara.

Joanna roześmiała się.

- Mówiłem ci, że będziesz się śmiała, ale ty mi nie

wierzyłaś - w drzwiach stał Richard, a zza jego

ramienia wychylała się uśmiechnięta twarz Julii.

- Nie dziwię się, że ci nie uwierzyła. Potrafisz tak

background image

150

UWODZICIEL

naplątać, że trudno zrozumieć nawet najprostsze rzeczy.

Poza tym, powinien był cię uprzedzić o moim

przyjeździe. - Naprawdę, Richard, czy nie wystarczają

ci intrygi i tajemnice w twoich filmach?

- I kto to mówi? - odciął się Richard. - Kto chciał

zorganizować wielki zjazd rodzinny, by ogłosić, że

spodziewa się drugiego dziecka?

Joanna zarumieniła się. A więc tego dotyczyła

podsłuchana przez nią rozmowa Richarda z Julią.

- Wstydzisz się, skarbie? - Rumieniec na twarzy

Joanny nie uszedł uwadze Richarda. Z uśmiechem

rozbawienia zwrócił się do Julii i brata.

- Ponieważ ona oznajmiła to już głośno całej sali,

równie dobrze wy też możecie się o tym dowiedzieć:

Joanna jest dziewicą!

- Zabiję cię! - syknęła Joanna ze złością.

- Nie wstydź się. Nie ma powodu - ciepło powie­

działa Julia. - Ja też byłam dziewicą, kiedy wy­

chodziłam za Hugha.

Joanna popatrzyła na nią zdziwiona.

- Ona wcale nie jest taka wstydliwa, na jaką

wygląda - odezwał się Richard. - Za tą niewinną

twarzyczką kryje się dusza prawdziwej rozpustnicy,

przy której nawet ja wydaję się święty.

Joanna wolno podniosła się od stołu. Wiedziała, że

nie powinna dać się sprowokować, ale nie potrafiła

już myśleć rozsądnie. Miała dosyć jego głupich żartów

i złośliwych przytyków. Chciał, żeby dała mu jeszcze

jedną szansę? Chciał, by traktowała go poważnie?

Bardzo dobrze! Potraktuje go tak, jak na to zasługuje.

Pokaże mu rozpustnicę!

Uniosła talerz i wyrzuciła jego zawartość wprost

na kolana zaskoczonego Richarda. Mężczyzna z okrzy-

background image

UWODZICIEL

151

kiem poderwał się z krzesła i gwałtownymi ruchami

strzepywał gorące danie ze spodni. Joanna spokojnie

sięgnęła po szklankę i wylała wodę na schyloną głowę

Richarda.

Sala zamarła. Julia przyglądała się tej scenie szeroko

otwartymi oczami, Hugh zastygł z widelcem uniesio­

nym do ust i tylko mały Ben się roześmiał.

Joanna bez słowa ruszyła w kierunku wyjścia, ale

Richard był szybszy. Zastąpił jej drogę i jednym

ruchem pozbawił okularów.

- Oddaj moje okulary!

- Zaczekajcie tu na nas, Hugh. Joanna chciała

mi w ten sposób dać do zrozumienia, że pragnie

zamienić ze mną słówko na osobności - powiedział

spokojnie Richard biorąc ją za rękę i wyprowadzając

z sali.

- Wcale nie! - zaprostestowała, próbując wyrwać

się z uścisku.

- Uspokój się, skarbie. Dosyć już narozrabiałaś.

- Nigdzie z tobą nie pójdę! Puść mnie! - Joanna

nie przestawała się wyrywać. - Moja klasa! Nie mogę

ich tu zostawić!

- Jeszcze nie skończyli jeść. Julia i Hugh zaopiekują

się nimi, dopóki nie wrócimy.

- Wrócimy? Skąd wrócimy? Nigdzie nie pójdę!

- Poproszę klucz.

- Oczywiście, panie Marlow.

Joanna osłupiała. Bez okularów nie widziała prawie

nic, ale po tych słowach nie było trudno zorientować

się, gdzie są.

- To jest hotel! - wykrztusiła. - Richardzie! Jesteśmy

w hotelu, prawda? Dokąd mnie prowadzisz?... Nie

ruszę się z tej windy!

background image

152

UWODZICIEL

Richard rozluźnił uchwyt dopiero, kiedy zamknęły

się za nimi drzwi pokoju.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - złościła się Joanna.

- No dobrze, myliłam się co do Julii, ale to nie

znaczy, że będę tolerować wszystkie twoje głupie

pomysły!

Jedyną odpowiedzią był odgłos przesuwania czegoś

ciężkiego po podłodze.

- Richard! Co robisz?

- Zabarykadowuję drzwi - odpowiedział jej spokoj­

nym głosem. - Nie wyjdziesz z tego pokoju, zanim

nie porozmawiamy, a raczej, zanim mnie do końca

nie wysłuchasz.

- Powinnam ci była rozbić tamten talerz na głowie!

- rzuciła z gniewem.

- To zbyt oklepane. Twoje pomysły są dużo bardziej

oryginalne. Za to właśnie cię kocham.

- Co teraz robisz? - spytała podejrzliwie.

- Zdejmuję spodnie. Wypłuczę je i powieszę na

kaloryferze, żeby wyschły.

- Wyschły? - powtórzyła zaskoczona. - Na litość

boską, czy będziemy tu tkwić wiecznie?!

- Zapłaciłem za całą noc. Nie chcieli wynająć

pokoju tylko na parę godzin, szczególnie w tej sytuacji,

kiedy nie mamy ze sobą żadnych bagaży - wyjaśnił

spokojnie.

- Próbowałeś wynająć ten pokój na kilka godzin?

- wykrzyknęła ze zgrozą Joanna. - I, oczywiście, oni

wiedzą, kim jesteś! O mój Boże!

- Nie obchodzi mnie, co sobie ktoś pomyśli. To

bez znaczenia. Ty jesteś ważna. Nawet gdybyśmy

mieli tu siedzieć do rana, nie wypuszczę cię, zanim nie

przyznasz mi racji.

background image

UWODZICIEL 153

- Jesteś wstrętnym, podłym oszustem!

- Kocham cię, Joanno! A ty kochasz mnie.

- Akurat! - zaperzyła się. - Gdzie są moje okulary?

Oddaj mi je natychmiast!

- Nie są ci potrzebne. Nie można zobaczyć miłości.

Miłość się czuje.

- Dlaczego to robisz? Sprawia ci to satysfakcję?

Niszczysz moje życie, przewracasz wszystko do góry

nogami. To wcale nie jest śmieszne! Zostaw mnie

w spokoju!

Kłamała. Wcale nie chciała, żeby odszedł. Nie

chciała, żeby ją zostawił. Jak wyglądałoby życie bez

Richarda? Kiedy był blisko, każdy dzień był cudowny,

radosny... Ale przecież miłość to nie wszystko.

Człowiek potrzebuje więcej... Łzy napłynęły jej do

oczu i Joanna nie miała siły, by je powstrzymać.

- Joanno! Skarbie! Ty płaczesz? - przeraził się

Richard. - Proszę, przestań. Nie wolno ci płakać. Nie

chciałem cię skrzywdzić. Przepraszam, byłem szalony.

- Objął ją delikatnie i posadził na kanapie. Sam

ukląkł przed nią, niezdarnie ocierając jej łzy.

Joanna milczała zaskoczona tą nagłą przemianą.

- Dzięki Bogu, że już nie płaczesz - odetchnął z ulgą.

- Czułem się tak podle. Spójrz na mnie. Drżą mi

ręce i spociłem się jak ruda mysz. Mam tremę. To

najważniejsza rozmowa w moim życiu. Jest mi na

przemian gorąco i zimno.

- Może to przez te kostki lodu - powiedziała

uśmiechając się blado. - Zaplątały ci się za koszulę.

- Nie żartuj ze mnie! Na litość boską, nie w tej

chwili!

- Ależ, Richardzie! - zaczęła.

- Tak, wiem - przerwał jej śmiejąc się gorzko.

background image

154

UWODZICIEL

- Wyglądam żałośnie. Ale to nieważne. Od pierwszej

chwili wiedziałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

Byłem pewny, że wcześniej, czy później, ty też to

zrozumiesz. Sądziłem, że to tylko kwestia czasu, ale,

na swoje nieszczęście, jestem zbyt niecierpliwy. Nie

potrafię czekać. Czekałem już dwadzieścia osiem lat.

C/ckałem na kogoś, kto mnie zrozumie i pokocha.

Mnie, Richarda Marlowa, a nie sławnego aktora

i reżysera. Miałem wiele kobiet, ale dopiero przy

tobie czuję się naprawdę szczęśliwy. Dopełniamy się

nawzajem. Tak jak Julia i Hugh. Ich życie nie jest

usłane różami, ale kochają się i są ze sobą. Chcę, aby

z nami było podobnie.

Uniósł się z kolan i usiadł obok niej na kanapie.

Skrzywił się lekko, wyprostowując chorą nogę.

- Przeklęta noga! To nie dlatego, prawda? Nie

dlatego, że jestem kaleką? - spytał cicho.

- Nie bądź śmieszny! - burknęła. - To dlatego, że

jesteś... że jesteś taki niestały.

- Musisz mi zaufać, Joanno. Przyrzekam ci, że

zawsze będę wobec ciebie szczery.

Ku swemu zdziwieniu uświadomiła sobie, że mu

wierzy.

- Przyrzekam ci! - Richard odebrał jej milczenie

odwrotnie. - Przyznaję, że specjalnie zaaranżowałem

to spotkanie. Chciałem zmusić cię, żebyś zgodziła się

zostać ze mną, ale skoro nie chcesz, pozwolę ci

odejść. Nie da się nikogo na siłę uszczęśliwić. Próbo­

wałem zaciągnąć cię do łóżka, bo wiem, że jestem

dobrym kochankiem...

- Rozumiem cię, Richardzie - uśmiechnęła się.

- To dobrze - odetchnął z ulgą. - Wiem, że życie,

jakie mogę ci zaoferować, nie będzie zbyt spokojne

background image

UWODZICIEL

155

i na pewno nie nudne, ale ty przecież kochasz ryzyko.

Zapewniam cię, że jestem w stanie utrzymać rodzinę.

Nie wszystkie pieniądze przehulałem. Hugh może to

potwierdzić.

- Czy próbujesz mnie teraz przekupić?

- Jestem gotowy na wszystko! Spełnię Twoje

żądania! Mam zamiar nakręcić jeszcze parę filmów

w Nowej Zelandii, więc nie potrzebujesz martwić się,

że będziesz musiała wszystko rzucić i wyjechać ze

mną. Później, oczywiście, trzeba będzie jakoś to

zorganizować, szczególnie, kiedy przyjdą na świat

dzieci. Pewnie będę musiał dużo podróżować, ale

obiecuję ci, że ty i dzieci zawsze będziecie na pierwszym

miejscu.

- Lub zaraz na drugim - uśmiechnęła się złośliwie

Joanna.

- Czy to znaczy, że się zgadzasz? Wyjdziesz za mnie?

- Nie! - ucięła krótko, po czym widząc, jak zbladł,

dodała szybko: - To znaczy, że chcę się z tobą

kochać. Nie kupię kota w worku. - Przytuliła się do

niego mocno.

- Joanno! Więc jednak mnie kochasz?

- Kocham cię, kocham i wyjdę za ciebie pod

warunkiem, że potrafisz zadowolić mnie w łóżku.

- Do diabła! Udowodnię ci to! Zaraz! Tutaj!

- Ale moja klasa! Nie mogę ich tak zostawić. Ja

tam muszę wrócić - protestowała słabo Joanna.

- Za późno! - Na podłogę pofrunęła biała koszula,

a zaraz za nią sukienka Joanny. - Nauczę cię latać,

moja śliczna sówko. Nie bój się. Jestem z tobą.

Całował ją zachłannie. Kiedy przewrócił ją na

plecy i delikatnie wsunął rękę między jej smukłe uda,

Joanna sięgnęła do twarzy, by zdjąć okulary.

background image

156 UWODZICIEL

- Nie! - zaprotestował. - Chcę, żebyś wszystko

widziała.

Uniósł jej biodra i wszedł w nią. Poczuła ostry,

krótkotrwały ból. Poruszyła się niespokojnie. Z ust

ntężczyzny wyrwał się jęk rozkoszy. Rozwarł zaciśnięte

powieki i spojrzał w szeroko otwarte oczy Joanny.

To, co w nich ujrzał, przynagliło go do działania.

Podążała za nim, instynktownie wyczuwając rytm

jego ciała. Pragnęła na zawsze zatracić się w tym

cvidownym, szalonym świecie zmysłów, ale Richard

nie pozwolił jej na to. Wziął ją na ręce i zaniósł do

sypialni. Olbrzymie łoże zakołysało się pod ciężarem

ich ciał.

- Apartament dla nowożeńców! - roześmiał się. -

Nie chciałem być bezczelny, miałem tylko nadzieję, że

irti nie odmówisz. Sięgnął po telefon.

- Dokąd dzwonisz? - zdziwiła się Joanna. - A wiem,

chcesz zawiadomić prasę - drażniła się z nim.

- Prasę później. Najpierw mamę.

- Mamę?!

- Nie bój się, głuptasie! Przecież ona nie może nas

zobaczyć. Pewnie siedzi przy telefonie od samego

r^na. To był jej pomysł.

- Jej pomysł? - ze zgrozą powtórzyła Joanna.

Ładna rodzinka, nie ma co!

- No, może nie całkiem. Wyznałem jej wszystko,

łącznie z tym, że, jak przypuszczałem, nie byłem ci

obojętny. Co masz do stracenia? - powiedziała. Ona

ninie kocha i chce, żebym był szczęśliwy. Jeśli teraz

nie zadzwonię, ona nie wytrzyma i przeszkodzi nam

później. Już raz to zrobiła, pamiętasz? Gdyby nie

tamten telefon, już dawno byłabyś moja.

Akurat! - pomyślała Joanna. Leżała przytulona do

background image

UWODZICIEL

157

Richarda słuchając jego rozmowy z matką. Czute, że

z pewnością polubi Constance Marlow. Co tam polubi!

Pokocha! Ją i wszystkich innych członków tej szalonej

rodzinki. Właściwie już była jedną z nich. Czyż nie

dowiodła tego dziś, w restauracji na dole?!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
G Napieralski
Na spotkaniu z Obamą Napieralski był żenujący, po prostu burak
Jak uwodzic skutecznie
napierala
Napieraj Ramczyk Sobiś Procedury oceny oddziaływania na środowisko
Analiza spotów G. Napieralskiego. Perswazja
Napierala Trempala r4, opracowania
uwodzicielskie zapachy
ferma drobiu napierki, SGGW Zarządzanie
Kierkegaard Dziennik uwodziciela
Przypomnijmy o Rotmistrzu Napieralskiemu
DavidX Tajemnice Największych Uwodzicieli
Szybkie mnożenie pałeczki Napiera, matematyka, zabawy matematyczne(1)
Obarski Kierkegaard ,Maska i gest uwodziciela
jak uwodzi kobieta
MAKIJAŻ UWODZICIELSKIE PASTELE
MAKIJAŻ 10 - UWODZICIELSKIE PASTELE, kosmetologia, Makijaż(1)

więcej podobnych podstron