Bestia zachowuje się źle rozdział 4


4
Bo spojrzał na zegarek. Ósma rano. Czas na kierat.
Zszedł z lodu, machając do kilku pozostałych facetów, którzy znali go z
imienia i ruszył do szatni. Zmienił strój hokejowy na dresy i tenisówki.
Zamykając wszystko, znów sprawdził zegarek, wybiegł z szatni i w dół o kilka
pięter.
Bo otworzył drzwi, pomachał do kilku facetów, którzy znali go z imienia i
ruszył do wielkiej sali gimnastycznej do której każdy gracz, bez znaczenia na
sport czy główną, czy pomniejszą ligę, miał dostęp. Nie śpieszył się skoro była
to rozgrzewka, ale właśnie miał przyśpieszyć i wbiec na salę gimnastyczną,
gdy sfrustrowany jęk i siąknięcie zwróciły jego uwagę. Tak jak zapach.
Obrócił się i pobiegł w tył, przez otwarte przejście. Był zaskoczony, że było
otwarte. Centrum miało kilka pomniejszych stadionów dla ligi juniorów, które
nie wymagały miejsca dla tylu tłumów co ligi profesjonalistów. Ten stadion
stał się domeną drużyn derby Tri-State, które stały się całkiem popularne i
miejsce to było rzadko otwarte tak wcześnie, skoro ich gry zwykle odbywały
siÄ™ wieczorami lub w weekendy.
Bo się zatrzymał i patrzył jak Blayne wstała z toru. Poprawiła kask, bo
zasłaniał jej oczy i znów westchnęła z frustracją. Potem otarła policzki tyłem
ręki i zrozumiał, ze płakała. Wow, albo upadła naprawdę mocno albo
potrzebowała się odrobinę uodpornić.
Był pewien, że ma zamiar zrezygnować, ale nagle napięła ramiona, kucnęła,
dłonie zwijając w pięści, ręce zginając w łokciach i po chwili, znów wystrzeliła
do przodu.
Była szybka. Naprawdę szybka. Radziła też sobie dobrze, dopóki tak jakby
nie& poślizgnęła się. Nie miał pojęcia co zrobiła, ale upadła mocno,
przelatując przez głowę w mieszance długich nóg, rąk i rolek.
Bo się skrzywił, zastanawiając się czy będzie ją musiał zabrać do punktu
medycznego. Zrobił krok do przodu i wtedy nagle skoczyła na nogi. Jej ramię
wyglądało na lekko wybite dopóki nie chwyciła go przeciwną ręką, zacisnęła
zęby i szarpnęła je na miejsce. Trzask kości odbił się echem w pustym
pomieszczeniu i Bo znów się skrzywił.
Przybliżył się i utrzymując swój głos zwykłym i spokojny, zapytał:
- Wszystko w porzÄ…dku?
Blayne obróciła się, zdumiona nawet mimo tego, że próbował jej nie
zaskoczyć.
Ale kiedy go rozpoznała, Blayne przeszyła go spojrzeniem tak
pogardliwym, że był pewien, że ciągle myśli, że jest seryjnym mordercą.
- Ty  syknęła na niego.  To twoja wina!
Zszokowany, Bo spytał:
- Co ja zrobiłem?
- JesteÅ› dupkiem!
- Nawet mnie nie znasz.
- Na lodzie. Jesteś dupkiem na lodzie. I teraz wszyscy chcą być dupkami! To
jest teraz oczekiwane!  Podjechała bliżej.  I ponieważ nie jestem dupkiem,
cierpiÄ™! Twoja wina!
Nie przyzwyczajony, żeby ludzie oskarżali go o coś tak głupiego, Bo
powiedział:
- Okej  Obrócił się i wyszedł. Był w połowie drogi do sali gimnastycznej
gdy znów się obrócił i wrócił na tor derby. Blayne opierała ramiona na
barierce a na nich spoczywała jej głowa gdy znów wszedł. Stanęła prosto gdy
go zobaczyła.
- Co?  zapytała gdy stanął przed nią.
- Wiesz, zamiast stać tutaj, płakać i obwiniać mnie, może powinnaś zrobić
coś, żeby naprawić swój problem. Nie mam pojęcia jaki masz problem, ale
jestem całkiem pewny, że to nie moja wina.
- To twoja wina. Przez twoje dziwaczne pomysły o sportowym zachowaniu
każdy musi stać się dupkiem albo jest uważany za słabe ogniwo w drużynie.
Musi zostać zastąpiony bo nikt nie sądzi, że może poradzić sobie z Texas
Longfangs. Musi zostać zastąpiony bo może raz, albo szesnaście razy
powiedział przepraszam gdy przez przypadek kogoś skrzywdził podczas
surowej gry  Złożyła ramiona na piersi.  Czy kiedykolwiek powiedziałeś
przepraszam do kogoś kogo przypadkiem zraniłeś podczas surowej gry?
- Nie. Oczywiście, nigdy nie skrzywdziłem nikogo przypadkiem podczas
gry. Mogłem, jakkolwiek, celowo zranić kogoś podczas& co to było? Surowej
gry?
- I to ci nie przeszkadza?
- Nie.
Westchnęła, całe jej ciało jakby zwiędło.
- Jestem załatwiona.
- Ale  dodał.  Nie musisz być dupkiem, żeby być zwycięzcą. Ja jestem
dupkiem na lodzie, bo taki właśnie tam jestem. Znam innych, naprawdę
dobrych graczy, którzy byli miłymi facetami.
- Jak kto?
- Jak Miły Facet Malone. Był ekstremalnie miły. I gdy pierwszy raz przeciw
niemu grałem, wepchnął mnie w trybuny dając mi wstrząs mózgu i rany,
które wymagały czterdziestu dwóch szwów, jeśli dobrze pamiętam,
przeprosił.
- Co powiedział?
-  Sorry, dzieciaku. Ale najważniejsze& naprawdę miał to na myśli.
- Okej.
- Chociaż zgaduję, że bycie miłą nie jest twoim problemem.
- Ale Gwen powiedziała&
- Może się wydawać, że to twój problem, ale to nie problem.
- Dobra. Więc co jest moim problemem?
Bo wskazał na tor.
- Dlaczego upadłaś?
- Za którym razem?
Skrzywił się na to pytanie.
- Tak często upadasz, że potrzebujesz wyjaśnienia?
- Czasami. A czasami jestem rzucona, przewrócona, uderzona, przerzucona,
masakrowana&
- Okej  uciął, wyczuwając, że może kontynuować.  Pięć minut temu zanim
zaczęliśmy tę rozmowę, upadłaś. Dlaczego?
- Nie wiem.
- Potknęłaś się? Straciłaś równowagę?
- Powiedziałam, nie&
- Nie denerwuj siÄ™. Odpowiedz na pytanie.
Spojrzała na tor.
- Jechałam, wszystko było w porządku, a potem&
- A potem  nalegał, gdy zamilkła.
- A potem zaczęłam myśleć o tym jak niesprawiedliwe jest to wszystko i jak
nikt nie daje mi szansy, a potem zrozumiałam, że jestem niesprawiedliwa i
muszę przestać się nad sobą użalać, a potem zrozumiałam, że jestem głodna i
muszę coś zjeść przed pracą, a potem zrozumiałam, że ciągle muszę iść do
pracy, wiem, że będę musiała zobaczyć się z Gwen i będzie chciała
porozmawiać i gdy Gwen chce porozmawiać, jest to forma tortury bo z nią nie
ma subtelności, wiesz co mam na myśli, ona wszystko rzuca w twarz jak mój
tata, a potem pomyślałam:  Och, świetnie, będę musiała powiedzieć panu
Mówiłem Ci Że Nigdy Nie Będziesz Dobra W Derby, że zastąpi mnie
Howler , pełna wilczyca i wiedziałam, że ta rozmowa&
- Przestań!  Bo zasłonił dłońmi uszy i zagapił się na nią.  Dobry Boże,
kobieto. Wciśnij hamulce w tym pociągu jakim są twoje usta.
Jakie żałosne. Dostaje  wsparcie i używa tego terminu luzno, od
najbardziej dupowatego ze wszystkich profesjonalnych sportowców. To jakby
Matka Teresa pytała Stalina o radę, jak znieść najtrudniejszych trędowatych.
A teraz każe jej się zamknąć. Jakby nie słyszała tego dość przez lata. Jedyną
osobą, która nigdy nie kazała się jej zamknąć była jej matka. Blayne mogła
mówić przez godziny, non stop, a jej matka nie powiedziała słowa skargi.
Oczywiście, impreza się kończyła gdy Nieznośny Stary Wilk wracał do domu,
ale terapia mogła coś na to poradzić.
Novikov opuścił ręce i westchnął dramatycznie.
- Nie sądziłem, że to będzie takie proste, ale wiem czym jest twój problem.
Myślisz za dużo.
- Mogę powiedzieć z całą szczerością  powiedziała płasko.  Jesteś chyba
jedyną osobą, która kiedykolwiek mi to powiedziała. Przynajmniej bez nuty
sarkazmu.
- Wiesz o czym myślę gdy jestem na lodzie?
- Coś jakby:  Czy pójdę do piekła za to, co właśnie zrobiłem twarzy tego
faceta?
- Nie. To nigdy nie przechodzi mi przez myśl.
- Szokujące  Opierając dłonie na biodrach, zapytała.  Więc co myślisz, gdy
jesteÅ› na lodzie?
- Mój krążek.
Blayne czekała na więcej. Czekała pełne dwie minuty na więcej, ale Bo nie
powiedział nic więcej i przez pełne dwie minuty patrzyli na siebie, aż nie
mogła dłużej znieść ciszy.
- Tyle?
- Tyle.
-  Mój krążek ? Nie myślisz o niczym innym? Jak strategia albo co robią
członkowie twojej drużyny albo czasie na zegarze albo&
- Jestem tego świadomy, ale myślę  mój krążek.
- Jak& krótko.
- Działa.
Miał rację. Novikov przywiódł niemal każdą drużynę w jakiej grał do
mistrzostwa, był w lidze zbieraczem punktów i był uważany za jednego z
najlepszych graczy wszechczasów. Jak bardzo Blayne nienawidziła jego braku
fair play, nie mogła zignorować faktu, że mężczyzna był zwycięzcą.
Czymś czym Blayne chciała być, tylko do tej pory nie zdawała sobie sprawy
jak bardzo.
Gdy patrzyła w górę na mierzącego siedem stóp i cal, ważącego niemal
czterysta funtów potomka Czyngis Chana, nagle przyszło jej do głowy, że
jedyna osoba, która może jej pomóc stać się zwycięzcą, stoi tuż przed nią.
Wtedy, pierwszy raz od niedzielnego brunchu, Blayne się uśmiechnęła.
Dlaczego ona się tak do niego uśmiecha? To nie był jej zwykły duży, słodki
uśmiech. Który w sekrecie nazywał jej  psim uśmiechem. Nie, tu wychodził z
niej wilk i kotu w nim nie podobało się to ani trochę.
- Co?
- Nic  Podjechała bliżej.  Więc, trenujesz codziennie?
- Oczywiście. Ty nie?
- Nie bardzo.
- PowinnaÅ›.
- Okej  Okrążyła go.  Jesteś tu każdego ranka?
- Poza niedzielami.
- Zgaduję, że wcześnie zaczynasz, co?
- Taa.
- Jak& co? Piąta trzydzieści? Czy szósta?
- Szósta.
- Zaczynasz na lodowisku czy na sali gimnastycznej?
- Lodowisku. W ten sposób mogę& - Bo zmrużył oczy.  Chwila.
Zatrzymała się przed nim i jej uśmiech stał się fałszywy i mylący.
- Nie w tym życiu  Odwrócił się od niej, ale szybko wjechała przed niego,
udowadniając, że była tak szybka jak na torze.
- Nie słyszałeś mojej oferty.
CofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok.
- Zaoferujesz mi seks, co?
Skrzywiła się.
- Nie. Nie zaoferujÄ™. Ale nie jestem pewna czy podoba mi siÄ™ wyrazny
niesmak na twojej twarzy  Oparła ręce na biodrach.  Chcesz powiedzieć, że
nie uprawiałbyś ze mną seksu? Bo to ty chciałeś się ze mną umówić. I nie
doceniam&
- PociÄ…g. Hamulce.
Parsknęła na niego. Jak byk.
- Jeśli chcesz zaoferować seks  kontynuował.  Po prostu sądzę, że to
powinna być kwestia życia i śmierci. Albo pieniędzy  Pomyślał przez chwilę,
skinął.  Taa. Kwestia życia i śmierci lub pieniędzy. Ale hobby lasek? To
trochę poniżej ciebie, nie sądzisz?
- Hobby lasek?  opluła go.
Bo otarł podbródek.
- A jakbyś to nazwała?
- Sport! Ważny sport!
- Och, daj spokój.
- Świetnie. Kolejny facet, który boi się kobiet w sportach.
- Nie bojÄ™ siÄ™ kobiet w sportach. Chwila. KÅ‚amiÄ™.
- A-ha!
- Niedzwiedzice Kodiaka w drużynie hokejowej& Boję się ich. Są wredne.
Gniew przeszedł jej tak szybko jak się pojawił. Teraz zdawała się
zafascynowana.
- SÄ… kobiety w lidze hokejowej?
- Taa. Tylko& czasem trudno powiedzieć.
- Nie miałam pojęcia.
- Liga hokejowa jest koedukacyjna. I jeśli zobaczysz jak grają kobiety,
zrozumiesz dlaczego  Uderzyła go w ramie.  Au.
- Szanujesz niedzwiedzice w lidze hokejowej&
- I wilczyce.
- & ale nie szanujesz derby?
Roześmiał się i bam! Jej gniew wrócił.
- Co jest takie cholernie zabawne?
- To jak porównywanie królowej Bodaicei do Pam Anderson.
- Nie zmyślaj słów i nie myśl, że mnie rozproszysz.
- Nie zmyślam&
- Słuchaj, chodzi o to, że potrzebuję twojej pomocy. Potrzebuję ostrości. Za
miesiÄ…c gramy w Narodowych Mistrzostwach, ale gramy przeciwko Texas
Longfangs. A plotka głosi, że ich trening polega na zabijaniu bydła gołymi
rękoma. Musisz mi pomóc.
- Nie wiem nic o derby. Właściwie, nawet nie szanuje derby jako sportu.
Więc jak mogę ci pomóc?
- Nazwisko ostatniego faceta, który wepchnął cię w trybuny?
Bo nie mógł nic poradzić na złośliwy uśmiech.
- Miły Facet Malone.
- Właśnie  Roześmiała się lekko.  Widzisz? Musisz mi pokazać jak być
mniej dobrą, moralną, kochającą Blayne a bardziej złym, sadystycznym
dupkiem Maruderem.
Decydując nie widzieć tego oświadczenia jako obelgi, zamiast tego
argumentował:
- Ale naprawdę nie mam czasu ci pomóc  Wskazał zegarek.  Mam
harmonogram.
- Nie możesz przeznaczyć mi& godziny, parę razy w tygodniu?
- Nie. Nie, nie mogÄ™.
- Mówisz poważnie?
- Taa  Znów wskazał zegarek.  Harmonogram.
- Racja. Harmonogram, który może zostać zmieniony, żeby zrobić właściwą
rzecz. Tak?
- Nie. Nie, nie, nie. Nie można zmieniać harmonogramu. Jaki sens ma
harmonogram, jeśli zmieniasz go cały czas?
- Ale harmonogramy powinny być elastyczne.
- Nie. Nie elastyczne  Co za szaleństwa ona wymyśla?  Harmonogramy
nie mogę być elastyczne. Elastyczność prowadzi do nieporządku.
Nieporządek do niechlujstwa. Niechlujstwo do klęski. A klęska jest innym
słowem dla porażki.
Blayne odsunęła się od niego.
- Ty naprawdę nie żartujesz& prawda?
- Naprawdę nie jestem typem żartownisia, ale jeśli chodzi o harmonogramy i
czas& nie żartuję.
- Oooo-kej. Umm& - Ściągnęła kask i podrapała się po głowie.
- Jak&
- Jak co?
- Cóż, ciągle słyszę o tobie na ostatnim otwarciu klubu tylko dla
zmiennokształtnych&
- Nie chodzę do klubów.
- Albo umówieniu się z kolejną supermodelką&
- Supermodelki mają problemy z czasem, z którym nie jest mi wygodnie.
- Albo o podróżach w egzotyczne miejsca?
- Tylko gdy jest tam mecz. Jak Światowe Mistrzostwa Tahiti. Ale Boże, jest
gorąco poza lodowiskiem. Tak nieszczęśnie, nieszczęśnie gorąco.
- Ale nie rozumiem. To znaczy& jak ty& kiedy ty& ?
Jej oczy się rozszerzyły i zasłoniła usta dłońmi.
- Jesteś prawiczkiem?  wyszeptała.
- Co? Nie!
- Ale kiedy znajdujesz czas z tym swoim sztywnym harmonogramem? To
znaczy więzniowie w Rikers mają więcej wolności!
- Radzę sobie po prostu świetnie. Miałem dziewczyny.
- Trwałe?
Bo wzruszył ramionami.
- W większości były to kotowate więc& nie.
- Taa. Większość kotowatych, które znam nie wstaje celowo o brzasku.
- Jestem tego świadomy, wiesz, teraz.
- Muszę ci coś powiedzieć  powiedziała, zakładając ponownie kask. 
Fascynujesz mnie. I teraz rozumiem, że nie tylko ja cię potrzebuję, ale ty
potrzebujesz mnie.
- Znów dyskutujemy o seksie?
- Nie  Przysunęła się.  Oczyśćmy powietrze. Już nie mam chłopaków.
- Och  Bo uniósł brew.  Więc teraz jesteś z jedną z Babes?
- Nie. Ty Wizygocie.
- Znasz WizygotÄ™, ale nie znasz Bodaicei?
- Znów wymyślasz słowa. W każdym razie, już nie mam chłopaków.
- Dlaczego?
- Mój ostatni, tragicznie, był odrobinę socjopatą. Gdy pojechaliśmy na
weekendową wycieczkę do Atlantic City i powiedział, że funduje ją jego
matka, myślałam że ona wie, że za to płaci. Nie, że oskubał jej konto
oszczędnościowe.
- Och.
- Taa. Nic tak nie rujnuje romantycznego weekendu z chłopkiem, niż gliny
aresztujące was oboje. Więc nigdy więcej chłopaków.
- Więc celibat?
- Taa, próbowałam, ale to nie działa. Więc teraz mam dżentelmenów na
telefon. A z nimi mam uzgodnienia.
- Jaka jest różnica między chłopakiem a dżentelmenem na telefon?
- Jest różnica.
- Jaka?
- Różnica. Nie osądzaj.
- Nie osÄ…dzam. Po prostu nie widzÄ™ logiki.
Wskazała na niego placem.
- Chcesz mojej pomocy czy nie?
- Chwila. To ty potrzebujesz mojej pomocy.
- Jak powiedziałam, musimy sobie pomóc nawzajem.
- Nie bardzo.
- Nie, naprawdę. Potrzebujesz życia towarzyskiego.
- Nie. Nie potrzebujÄ™.
- Potrzebujesz. Masz prawie trzydzieści lat. Jeszcze kilka lat a będziesz
facetem po załamaniu, samotnym, zgorzkniałym, niekochanym; jakaś dziwka
z Vegas poślubi cię dla twoich pieniędzy i ewentualnie zabije we śnie. Tego
chcesz?
- Nie, kiedy tak to przedstawiasz.
- Oczywiście, że nie chcesz. Po to tu jestem. Żeby zapewnić, że nie spędzisz
życia w nieszczęściu i rozpaczy. Ty jesteś tu by zapewnić, że rozbujam
tegoroczne mistrzostwa. Stary, to zwycięska sytuacja dla obu stron.
- Nie nazywaj mnie starym. Czy naprawdę tak ciężko jest rozbujać derby?
- Jeśli o to chodzi&
- Twoje szorty nie są dość krótkie? Potrzebujesz stanika z push-upem?
- Ja ci tu próbuje pomóc.
- CiÄ…gle nie jestem pewien czy potrzebuje twojej pomocy.
- Och, potrzebujesz  Przyłożyła rękę do piersi.  A ponieważ jestem miłą,
dającą osobą, to właśnie zrobię. Pomogę ci.
- Jak?
- Pracuję nad tym. Ale póki nie wymyślę, możemy popracować nade mną.
Bo spojrzał na zegarek, wzdrygając się gdy zrozumiał, że już stracił
dwadzieścia osiem minut siedząc tu i mówiąc do niej.
- Blayne, naprawdÄ™ nie mam na to czasu.
- Daj spokój. Godzina z rana? Jedna godzina? Przecież to nie będzie trwało
wiecznie. Tylko do mistrzostw.
Bo przejrzał w głowie harmonogram.
Położyła obie ręce na jego przedramieniu i spojrzała na niego.
- ProszÄ™?
Chryste, jak mógł odmówić tej twarzy, kompletnej z dużymi, szczenięcymi
oczyma? Nie mógł. Nie mógł odmówić tej twarzy.
- Godzina. Od siódmej do ósmej. Tyle.
- Jaj!  Bez rozbiegu, Blayne podskoczyła i objęła go ramionami za szyję. 
Dziękuję! Świetnie  Uścisnęła go, ale puściła zanim mógł ją otoczyć
ramionami.
Niech to cholera!
Zatańczyła na rolkach.
- Jestem taka podekscytowana!
- Bądz na czas, Blayne  powiedział jej.
- Taa, jasne.
- Nie, nie  Chwycił jej rękę.  Ciągle nosisz ten głupi zegarek.
- Jest Å‚adny.
- Ale nie pokazuje czasu. Jak masz być na czas, jeśli nie masz pracującego
zegarka?
- Będę na czas. Obiecuję !  Nagle znów go uścisnęła, rękoma w pasie.  Och!
 Odchyliła się, patrząc w górę. - Jeśli o tym mowa, która godzina?
- Ósma trzydzieści.
- Cholera! Jestem tak kurewsko spózniona!  Odjechała od niego na rolkach.
- To mnie nie uspokaja, Blayne.
- Będę tutaj. Jutro o siódmej. Będę na czas. Obiecuję!
Podjechała do kupki& rzeczy. Wepchnęła je do plecaka nie próbując
najpierw ich zorganizować i założyła paski na ramiona.
- Dziękuję& uch&
- Nie wiesz jak mam na imiÄ™?
- Wiem! Po prostu nie wiem jak cię nazywać. Novikov czy Trenerze czy
panie Novikov czy Maruder?
- Bo. Mów mi Bo.
- Wole Novikov  I zastanowił się po co w ogóle pytała.  A ty mów mi
Blayne.
- Jak to robiłem do tej pory?
- Dokładnie!
Ruszyła do drzwi.
- Jedziesz na rolkach do pracy?
Zatrzymała się i spojrzała w dół.
- Ups  powiedziała ze śmiechem.  Zgaduję, że teraz tak  Spojrzała w tył
na wypożyczalnie i wzruszyła ramionami .- Jeśli spóznię się do biura, Gwen
skopie mi dupę. Och! Zapomniałam, że dziś i tak z nią nie rozmawiam. Ha! A
masz, kotowata, która myśli, że jestem za słaba dla Babes!
I już jej nie było, a Bo zastanawiał się w co się, u diabła, wpakował.
Ë% Ë% Ë%
Dee zmierzała do centrum sportowego, gdy Blayne Thorpe nagle wystrzeliła
przez drzwi i zjechała na rolkach w dół ulicy.
Ręce Dee zacisnęły się w pięści i warknęła, sprawiając, że wpełni-ludzie
zmierzający do pracy, odsunęli się od niej.
Ta dziewczyna! Ta cholerna dziewczyna! Rozbijała się po świecie jak
skacząca fasolka. Tu, tam, wszę-cholerne-dzie! Jak Dee i jej drużyna miała
mieć na nią oko, jeśli ta mała idiotka ciągle biegała w kółko?
Już dość zle było, że Dee w ogóle była do tego zmuszona. Wystarczająco zle,
że mężczyzni Van Holtz prowadzący Grupę, organizację dla której ostatnio
pracowała, nalegali że wilkopies potrzebował ochrony. Dość zle było, że za
każdym razem gdy Dee spotykała Blayne Thorpe, kobieta wykrzykiwała jej
imię jakby stały po przeciwnych stronach ziemi. Ale dla Dee największą
obelgą było to, że musiała strzec kobiety o której była przekonana, że jest
pudlem w przebraniu a nie drapieżnikiem wartym porwania.
Przez ostatnie dwa miesiące, Dee błagała Nilesa Van Holtza, żeby zwolnił ją
z tego bzdurnego obowiązku. Żeby zwolnił ją z dbania o przeładowaną
energią idiotkę. Ale czy słuchał? Nie. Przynajmniej nie słuchał jej. Zamiast tego
słuchał tego bratanka/kuzyna/krewnego jakkolwiek go, do diabła, nazywał,
Ulricha Van Holtza. A Ulrich martwił się o Blayne Thorpe, Bezużyteczną
DziewczynÄ™.
Normalnie, Dee rzuciłaby już sukę. Nie potrzebowała tak bardzo pieniędzy.
Ale Grupa miała potencjał dania jej tego, co chciała długoterminowo. Dee
zawsze myślała o większym obrazku i już zaczęła planować założenie własnej
dywizji. Ale dopóki kto  ktokolwiek!  nie porwie Blayne Thorpe tylko
dlatego, że byłą hybrydą, Grupa nie mogła złapać wpełni-ludzi na gorącym
uczynku, Dee była uwięziona obserwując tego& tego& pudla!
Przekręcając głowę i wzdychając, Dee podążyła za Blayne, niemal na nią
wpadając na zakręcie, gdy okazało się, że wilkopies znów ruszył złą ulicą.
Oczywiście, Blayne nie zobaczyła Dee. Nie wyczuła jej. Nie wiedziała, że jest
śledzona. Była rozkosznie nieświadoma jak zwykle.
- Bezużyteczny pudel  warknęła Dee, obserwując jak idiotka przejeżdża na
rolkach przez gęsty tłum.
Potem, zrezygnowana do tego co musiała zrobić, Dee podążyła za nią.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Shelly Laurenston Pride 05 Bestia Zachowuje się Źle Rozdział 29
Bestia zachowuje się źle rozdział 5
Bestia zachowuje się źle rozdział 1
Bestia zachowuje się źle Rozdział 7
Bestia zachowuje się źle rozdział 11
Bestia zachowuje się źle Rozdział 10
Bestia zachowuje się źle rozdział 3
Bestia zachowuje się źle Rozdział 9
Bestia zachowuje się źle rozdział 8
Bestia zachowuje się źle rozdział 2
Bestia zachowuje się źle Rozdział 6
Shelly Laurenston Bestia zachowuje się źle rozdział 15
Bestia zachowuje się źle rozdział 13
Bestia zachowuje się źle rozdział 16
Bestia zachowuje się źle rozdział 12
Bestia zachowuje się źle rozdział 14
Bestia zachowuje sie źle Shelly Laurenston Rozdział 23
Bestia zachowuje sie źle shelly Laurenston Rozdział 22

więcej podobnych podstron