A J Betts Zac i Mia

background image
background image
background image

Spistreści

background image

CZĘŚĆ1ZAC

1ZAC

2ZAC

3ZAC

4ZAC

5ZAC

6ZAC

7ZAC

8ZAC

9ZAC

10ZAC

background image

CZĘŚĆ2i

11ZAC

12MIA

13ZAC

14MIA

15ZAC

16MIA

17ZAC

18MIA

19ZAC

20MIA

21ZAC

22MIA

23ZAC

24MIA

25ZAC

26MIA

27ZAC

28MIA

29ZAC

background image

CZĘŚĆ3MIA

30MIA

31MIA

32MIA

33MIA

34MIA

35MIA

36MIA

37MIA

38MIA

39MIA

background image

EPILOG

background image

Przekład:DariuszRossowski
Korekta:MariaZalasa
Projektokładkiistrontytułowych:JoannaWasilewska

Copyright©2013byA.J.Betts
Byarrangementwiththeauthor.Allrightsreserved.
FirstpublishedbyTheTextPublishingCompany,Australia.

Wszelkieprawazastrzeżone.Żadnaczęśćtejpublikacjiniemożebyćpowielanaanirozpowszechnianazapomocą
urządzeńelektronicznych,mechanicznych,kopiujących,nagrywającychiinnychbezuprzedniegowyrażeniazgody
przezwłaścicielapraw.

ISBN978-83-7229-490-6

WydanieI,Łódź2015

WydawnictwoJK,
ul.Krokusowa1-392-101Łódź
tel.426764969
fax426464969w.44

www.wydawnictwofeeria.pl


KonwersjędowersjielektronicznejwykonanowsystemieZecer.

background image

CZĘŚĆ1

ZAC

background image

1

ZAC

Do pokoju obok przybywa ktoś nowy. Przez ścianę dochodzi do mnie szuranie nóg,

niepewnych, gdzie stanąć. Słyszę, jak Nina recytuje powitalne instrukcje swym

dźwięcznym głosem stewardessy, jakby ten „lot” miał przebiec bez zakłóceń, nie

będzie potrzeby pociągać za wajchę wyjścia awaryjnego. Można się odprężyć

inapawaćluksusemdobrejobsługi.Ninamagłos,któremusięwierzy.

Mówi pewnie: „To pilot do łóżka. Widzisz? Tym przyciskiem możesz je podnieść,

atymrozłożyćnapłasko.Spróbuj”.

Dziesięć miesięcy temu wyjaśniała to wszystko mnie. Był wtorek. Wyrwany

z drugiej lekcji matmy, znalazłem się w aucie z Mamą i torbą z rzeczami na noc.

W trakcie pięciogodzinnej jazdy na północ do Perth Mama mówiła takie słowa jak

„wszelki wypadek” i „standardowe badania”. Ale ja już wtedy wiedziałem. Od

wiekówczułemsięzmęczonyibyłominiedobrze.Wiedziałem.

Wciążmiałemnasobieszkolnymundurek,gdyNinazaprowadziłamniedopokoju6,

pokazała, jak działa pilot od łóżka, pilot od telewizora i telefon do pielęgniarek.

Zgrabnymruchemnadgarstkazademonstrowała,jakstawiaćptaszkiwkwadracikachna

niebieskimjadłospisie,zamawiającśniadanie,drugieśniadanie,obiad,podwieczorek

i kolację. Cieszyłem się, że Mama uważnie tego wszystkiego słucha, bo sam mogłem

myśleć tylko o tym, jaki ciężki zrobił się mój szkolny plecak i że jutro mam oddać

wypracowaniezangielskiego,któregoterminzostałjużitakdlamnieprzedłużony.Ale

zapamiętałemwsuwkęwewłosachNiny.Tobyłabiedronkazsześciomawytłoczonymi

kropkami. Śmieszne, że mózg robi takie rzeczy. Gdy cały twój świat zostaje właśnie

przemielony i ciśnięty na cztery wiatry, najlepszym, co możesz zrobić, jest

zafiksowanieuwaginaczymśmałyminiespodziewanym.Biedronkawydawałasięnie

background image

pasować do tego miejsca, ale jak belka dryfująca w morzu była przynajmniej czymś,

czegomożnasięuchwycić.

Dziśpotrafięzpamięciwyrecytowaćpowitalnymonologpielęgniarki.„Jeślibędzie

cichłodno,tutajznajdzieszdodatkowekoce”–powieNina.Ciekawe,jakąmadzisiaj

wsuwkę.

–O!–mówiMama,możliwienajbardziejbeztroskimgłosem,najakijąstać.–Ktoś

nowy.

I wiem, że jednocześnie się z tego cieszy i smuci. Cieszy, bo będzie mogła się

przywitaćipoznaćznowąosobą.Ismuci,bonikomuniepowinnosiętegożyczyć.

– Kiedy mieliśmy ostatnio kogoś nowego? – Mama odtwarza w pamięci imiona: –

Mario, prostata; Sarah, jelita; Prav, pęcherz; Carl, okrężnica; Annabelle… co ona

miała?

To wszyscy byli staruszkowie po sześćdziesiątce, zaprawieni w kolejnych cyklach

terapii.Wżadnymznichniebyłonicnowegoaniekscytującego.

Przezokrągłeokienkowdrzwiachwidzę,jakprzemykapielęgniarka–Nina.Wjej

włosach błyska coś żółtego. Może kurczaczek. Zastanawia mnie, czy w sklepie musi

chodzić po te rzeczy do działu dziecięcego. W prawdziwym świecie noszenie

plastikowych zwierząt we włosach przez 28-letnią kobietę nie byłoby normalne,

prawda?Aletutajjakośwcaleniekłócisięzrozsądkiem.

Mój krągły obraz korytarza wraca do normy: biała ściana i dwie trzecie tabliczki

„Osobyzkaszlemlubprzeziębieniemprosimyonieskładaniewizyt”.

Mama wycisza pilotem telewizor i przekręca się na swoim krześle. W nadziei

pochwycenia istotnych sygnałów dźwiękowych obraca głowę lepszym uchem do

ściany.Gdyzatykazaniekosmykwłosów,widzęnanichwięcejsiwiznyniżkiedyś.

–Mamo…

–Ciii.–Pochylasięwskupieniu.

Natymetapietypowasekwencjajestnastępująca:„bliskaosoba”nowegopacjenta

robi jakieś pozytywne uwagi na temat widoku z okna, łóżka i przestronnej łazienki.

Pacjent przytakuje. Słychać przeskakiwanie po sześciu kanałach telewizyjnych

i wyłączenie odbiornika. Często rozlega się nerwowy śmiech na widok basenów

ijednorazowychpieluch,wynikającyznaiwnegoprzekonania,żetenpacjentnigdynie

background image

będzieażtaksłabyanitakzdesperowany,byznichkorzystać.

Apotemzalegadłuższacisza,wmiaręjakwzrokwędrujeodjednejbiałejściany–

zpooznaczanymiprzełącznikamiiwejściamidlasprzętu,któregoniesąwstaniesobie

jeszcze nawet wyobrazić – do drugiej. Lustrują te ściany, z północy na południe i ze

wschodu na zachód, po czym uchodzi z nich w końcu powietrze na myśl, że to jest

jednak naprawdę, że jutro rozpocznie się terapia, a to łóżko stanie się przejściowym

domemnacałedniewprecyzyjnierozplanowanychcyklach,ciągnącychsięprzeztyle

miesięcy czy lat, ile będzie trzeba, by pokonać to świństwo, i że nie ma w tym

samolocie dźwigni wyjścia awaryjnego. Wreszcie „bliska osoba” powie: – W sumie

niejesttutakźle.Patrz,widaćmiasto.Spójrztylko.

Nieco później, po rozpakowaniu ubrań i popróbowaniu po raz pierwszy kawy

zkawiarenki,nowypacjentnieuchronniewśliźniesiędołóżkazdwomaczasopismami

orazświadomością,żetojednakniejestlotmiędzykontynentalny,tylkoraczejrejs,ten

pokój to kabina zanurzona głęboko pod wodą, a o przybiciu do lądu można na razie

tylkopomarzyć.

Ale ktokolwiek zajął pokój 2, nie stosuje się do standardowej sekwencji zdarzeń.

Słychaćtylkogłośnełupnięcietorbyzrzeczamiityle.Niemarozsuwaniaekspresów.

Niemadzwonieniawieszakówwszafie,upychaniakosmetykówwgórnejszufladzie.

Gorzej,niemanawetłagodzącejatmosferęwymianyzdań.

Mamaobracasiędomnie.–Powinnamchybapójśćisięprzywitać.

–Tylkodlatego,żeprzegrywasz–mówię,próbujączyskaćtrochęczasudlanowego

pacjenta. Mama przegrywa zaledwie pięcioma punktami i oboje mamy beznadziejną

rundę. Najlepszym moim słowem było BOGAN, które przeszło nie bez pewnych

kontrowersji.JejnajlepszymbyłoGLUM–samażałość.

Mama układa BOOT i dodaje sobie sześć punktów do wyniku. – Nina nic nie

wspominała,żeprzyjmująkogośnowego.

Mówitobezcieniaironii,jakbyautentycznieoczekiwała,żebędziepowiadamiana

o przyjęciach i wypisach pacjentów na Oddziale 7G. Przebywa tu już tak długo, że

zapomniała,żenależydoinnegoświata.

–Zawcześnie.

–Tylkoherbatę…

background image

Mojamama–NieoficjalnyKomitetPowitalnynaoddzialeonkologicznym.Mistrzyni

uspokajających herbatek i donatorka drożdżówek z marmoladą ze stołówki.

Samozwańczapłytarezonansowadlarodzinpacjentów.

–Skończgrać–mówięjej.

–Alemożejestsam?Takjakten…jakonsięnazywał?Pamiętasz?

–Możechcebyćsam?–Czytonienormalne?Chciećpobyćczasemsamemu?

–Cicho!

Nagle i ja to słyszę. Z początku nie mogę rozróżnić słów – dzieli nas gipsowa

ścianka,naokosześciocentymetrowa–alesłyszędobiegającegłosy.

– Dwie kobiety – mówi Mama. Jej orzechowe oczy robią się coraz szersze. Usta

wykrzywiają się na te wszystkie „s” i „t”, wypluwane z sykiem. – Jedna starsza od

drugiej.

–Przestańpodsłuchiwać–mówięjej,aleitakniemożemynicnatoporadzić.Głosy

potężnieją,słowastrzelająjakpociski:Niepowinnaś!Przestań!Nierób!Dość!

– Co się tam dzieje? – pyta Mama, a ja podaję jej moją pustą szklankę, żeby

przystawiłająjakszpiegdościany.

–Niebądźtakidowcipny!–mówi,apotem:–Tochybaniedziała,prawda?

Umniewrodzinieteżzdarzająsiękłótnie.Byłytakieczasy,latawstecz,gdyMama

i Bec skakały sobie do oczu jak wściekłe rottweilery. Tata i Evan znikali wtedy

zdomu,kryjącsięwsadzieoliwnym,dokądniedocierałyzaropiałegłosy,alejaczęsto

zostawałemnawerandzie,boniemiałempewności,czymożnajezostawićsame.

Gdy Bec skończyła osiemnaście lat, kłótnie straciły na intensywności. Pomogło to,

że wyprowadziła się do domku obok, który służył kiedyś dla pracowników

sezonowych. Teraz ma dwadzieścia dwa lata, zaszła w ciążę i jest bardzo blisko

zMamą.Obiesąwciążupartejakdiabli,alenauczyłysięśmiaćzsiebienawzajem.

Wpokoju2niemaśmiechu–głosybrzmiągroźnie.Sypiąsięprzekleństwa,potem

drzwisięzamykają.Nierozlegasiętrzaśnięcie,bowszystkiedrzwimająspowalniacz,

przez co domykają się z dyskretnym, niesatysfakcjonującym plaśnięciem. Następnie

słychać kroki w korytarzu. W moim okienku miga głowa kobiety. Kobieta jest niska,

głowa tylko muska okienko od dołu. Ma okulary w brązowych oprawach i grzebień

zmasyrogowej,spinającypiaskowewłosy.Prawąrękątrzymasięzakark.

background image

Mama obok mnie siedzi jak surykatka. Przeskakuje wzrokiem od drzwi do ściany,

potem do mnie. Po dwudziestu dniach w pokoju 1 zapominała, że na zewnątrz,

wrealnymświecieludziesięwkurzają,nerwypuszczająjakwszkole,gdydochodzido

bijatyk, kiedy ktoś wepchnie się w kolejkę do stołówki. Zapomniała o istnieniu ego

izłości.

Szykuje się, by przystąpić do działania – pójść za tą kobietą i zaoferować jej

filiżankęherbaty,babeczkidaktyloweiramię,naktórymmożnasięwesprzeć.

–Mamo.

–Hm?

–Zachowajsobiegadkęnajutro.

–Takmyślisz?

Myślęraczej,żeobiepotrzebujączegośmocniejszegoniżkonsultacjauMamy.Być

możejakiegośalkoholu.Ewentualniepięciumiligramówdiazepamu.

UkładamsłowoNOSY(wścibski),głośnopstrykającliteramiwplanszę,aleMama

niechwytaprzynęty.

–Jakktośmożesiętakkłócić?Naoddzialenowotworowym?Tonapewnotylko…

Nagle,jakbywzmocnionymegafonem,dudniprzezścianęjakiśgłos.

–Co…to…jest…?

Potem wskakuje rytm, który podrywa nas oboje. Litery mamy rozsypują się po

podłodze.

Muzyka, jeśli można to tak określić, wdziera się do mojego pokoju z siłą nieznaną

uprzednio na Oddziale 7G. Nowa dziewczyna musiała przywieźć ze sobą głośniki

ipostawiłajenapółcenadłóżkiem,obróconedościany,apotemwłączyłaodtwarzacz

namaksa.Jakaśpiosenkarkazawodziprzezwarstwęgipsu.Czytanowaniewie,żeto

jestnaszaściana?

PodczasgdyMamazeszłanaczworaki,nurkującpodłóżkowposzukiwaniuswoich

siedmiu liter, pokój pulsuje elektropopowym ass-squeezing i wanting it bad.

Słyszałemkiedyśtępiosenkę,jakiśrokczydwatemu.

Mama podnosi się z podłogi, mając w rękach bonusowe T i X, truskawkową

pomadkędoustimiętusa.

–Ktotośpiewa?–pyta.

background image

–Askądmamwiedzieć?–Towyjącanapaśćnamojezmysły.

–Jakwjakimśklubienocnym–mówi.

–Aodkiedychodziszdoklubównocnych?

Mama unosi brwi, odwijając miętusa. Ale prawdę mówiąc, ja też nigdy nie byłem

w klubie nocnym, więc żadne z nas nie ma podstaw do czynienia takich porównań.

Natężeniedźwiękuprzypominaraczejszkolnądyskotekę,aleitakjesttoszokdlaosób,

które spędziły tyle czasu w wyciszonym, dyskretnym pomieszczeniu otoczonym przez

uważnychsąsiadów.

–ToCher.LubiłamCher…

Nie jestem na bieżąco ze śpiewającymi laskami, które podpisują się pojedynczym

imieniem.Rihanna?Beyonce?Pink?Bolesnesłowapiosenkiwaląprzezścianęwprost

namnie.

I nagle wiem. Nowa jara się Gagą. Dziewczyna nie tylko ma raka, ale jest jeszcze

bezgustu?

–CzytomożeMadonna?

– Grasz w końcu czy nie? – mówię, krzyżując KNOB z BOOT. Piosenka grzmi

ojeździena„dysko-patyku”.Poważnie?

Mama wreszcie wkłada miętusa do buzi. – Musi być młoda – mówi cicho. Młodzi

wzruszają ją bardziej niż starzy. – Co za życie. – Potem obraca się w moją stronę

i przypomina sobie, że, tak, ja też jestem młody. Patrzy w dół na swój zestaw

niespójnychliter,jakbystarającsięułożyćsłowo,którewyłuskałobyztegojakiśsens.

Wiem,oczymmyśli.Shit,znamjużjązadobrze.

–Tomusząbyćporządnegłośniki,nieuważasz?–mówi.

–Co?

–Trzebabyłozabraćtwojegłośnikizdomu.Albokupićtunowe.Mogęjutropójść

dosklepu.

–Idźjejukradnij.

–Jestrozbita.

–Czuję,jakodtejpiosenkispadamiliczbaleukocytów.

Tylkotrochężartuję.

Piosenkasiękończy,aleniemasprawiedliwości,bozaczynasięodnowa.Tasama.

background image

Poważnie,LadypieprzonaGaga?Natakimpowerze?

– Twój ruch. – Mama układa BOARD na planszy, a potem wyciąga kolejne cztery

literyzworeczka, jakbywszystkobyło najzupełniejnormalnie,a myniepadalibyśmy

ofiarąnadużyciasłuchowego.

–Tapiosenkajestnastawionanarepeat–mówięniepotrzebnie.–Możeszpoprosić,

żebyjąwyłączyła?

–Zac,onadopieroprzyszła.

– Wszyscy kiedyś dopiero przyszliśmy. To żadne usprawiedliwienie dla… tego.

Musząbyćjakieśzasady.Kodeksetykipacjentów.

– A mnie to tak bardzo nie przeszkadza. – I na zaświadczenie swych słów Mama

kiwagłową.Tosięchybanazywabopping.

PatrzęnaTFJPQRSnaswoichkolanach.Niemanawetjednejsamogłoski.

Poddajęsię.Niemogęmyśleć.Niechcę.Mamdośćtejpiosenki,któralecijużtrzeci

raz.Próbujęsięudusićpoduszką.

–Chceszherbaty?–pytaMama.

Niechcęherbaty–nigdyniechcęherbaty–aleprzytakuję,żebypobyćwpojedynkę

przez kilkanaście minut, a może godzinkę, jeśli Mama wytropi „bliską osobę” nowej

pacjentki i zaaplikuje jej intensywną terapię drożdżówkową w świetlicy dla

pacjentów.

Słyszę,jakpłyniewoda,gdyMamaskrupulatniestosujesiędoinstrukcjimyciarąk.

–Zarazbędę.

–Idź!–mówię.–Ratujsię.

Kiedy drzwi zamykają się za nią, odkładam poduszkę. Zsuwam swoje litery do

pudełka i ustawiam łóżko na płask. Dostałem wreszcie cenne chwile bez Mamy, a są

zrujnowaneprzezto.Piosenkazaczynasięznowu,porazczwarty.

Jak to możliwe, że pokój 1 może zapewniać tak skuteczne schronienie przed

zarazkami z zewnętrznego świata, a jednocześnie tak żałośnie sprawdzać się

wochronieprzedzagrożeniemzestronygównianejmuzy?

Niesłyszętejdziewczyny–niesłyszęnicopróczpiosenki–alewyobrażamsobie,

że leży teraz na łóżku i bezgłośnie powtarza słowa, które ja z całych sił staram się

ignorować.

background image

Pokój2jestniemalidentycznyjakmój.Wiem,boczasemwnimleżałem.Jesttaka

samaszafa,takasamałazienka,takasamafarbaiżaluzje.Wszystkozduplikowane,tyle

że w lustrzanym odbiciu. Gdyby spojrzeć z góry, łóżka wydawałyby się ustawione

szczytamiprzysobie,oddzielonetylkosześciomacentymetramiścianki.

Jeślileżyteraznaswoimłóżku,praktyczniemamygłowyprzysobie.

Dalej w korytarzu jest sześć innych jedynek, a potem osiem dwójek. Byłem

wkażdymztychpokoi.Odkiedyporazpierwszyzdiagnozowanomniewlutym,przez

sześć miesięcy byłem częstym pasażerem tych linii lotniczych, przechodząc cykle

indukcyjny,konsolidacyjny,intensyfikacyjnyipodtrzymujący.Pokażdymcykluchemii

Mama zawoziła mnie te 500 kilometrów do domu, gdzie odpoczywałem, nabierałem

trochę sił i wpadałem na jeden czy dwa dni do szkoły, mimo że reszta mojej klasy

przygotowywała się do egzaminów maturalnych, do których ja w tym roku nie będę

podchodził. Potem znów bujaliśmy się do Perth, zajmując pokój, który akurat był

wolny,ispinaliśmysięprzedkolejnymuderzeniem.

Obojeliczyliśmy,żechemiawystarczy.Niewystarczyła.

– Jak nie pałką go, to kijem – stwierdziła dr Aneta, kiedy okazało się, że mam

reaktywację.Wkalendarzunarysowałafluoroscencyjnyżółtyprostokątod18listopada

do 22 grudnia. Zac Maier – napisała. – Przeszczep szpiku kostnego. Pokój 1. Przez

pierwszychosiem,dziewięćdni–wyjaśniła–będąmnieszykowaćna„dzieńzero”,do

operacji. Reszta pobytu upłynie w ścisłej izolacji, żeby wszystko się bezpiecznie

wygoiłoiprzeszczepsięprzyjął.

–Pięćtygodniwjednympokoju?–Cholera,nawetwwięzieniachpodspecjalnym

nadzoremjestwięcejswobody.

Z głośnym kliknięciem zatkała marker zatyczką. – Przynajmniej zdążysz wyjść na

BożeNarodzenie.

Przed białaczką trudno mi było usiedzieć dwie godziny w jednym pokoju, nie

mówiąc o całym dniu. Wszystko, co ciekawe, było na dworze: piłka, krykiet, plaża,

farma.Nawetwszkolezawszesiadałemprzyoknie,żebywidzieć,cotracę.

–Pokój1manajlepszywidok–powiedziaładrAneta,jakbytomogłocośosłodzić.

Jakbymmiałjakiśwybór.

Piosenka się kończy i wstrzymuję oddech. Przez chwilę słyszę tylko znajome

background image

dźwięki:sączeniesięmojejkroplówki,buczącąpokojowąlodówkę.

Zastanawiam się, czy nowa po raz pierwszy liczy kwadratowe płytki na suficie

u siebie. Są osiemdziesiąt cztery, mógłbym jej powiedzieć. Osiemdziesiąt cztery, jak

umnie.Amożeprzeliczajejużponowniewdrugąstronę,dlapewności.

***

Osiemnaściepierdolonychrazy?Metotreksattopryszcz–tapiosenkamniezabija.

Pielęgniarki są wciąż na swojej cotygodniowej odprawie, więc nie ma kto mnie

uratowaćodtegoniekończącegosięcyklubadziewia.Ktosłuchapiosenkiosiemnaście

razy?Poprawka:dziewiętnaście.Czytadziewczynamacośzgłową?Eksperymentuje

z nową formą terapii, próbując doprowadzić do spontanicznej autodestrukcji swoich

komórekrakowych?CzyistniejejakaśCudownaTerapiaRakowaLadyGagą,októrej

niesłyszałem?

Starzy pacjenci nie robią takich rzeczy. Wiedzą, co to jest poszanowanie innych.

Zgoda, Bill potrafi nastawić radio za głośno, gdy są gonitwy psów, ale poziom jest

ledwo umiarkowanie wnerwiający, a nie wszystko wsysający. Jest też Martha, której

szczebiotliwy śmiech gra na nerwach, jednak rozlega się tylko po nadmiarze herbatki

rooibos.

Ajaniemogęwstaćztegołóżka,wyjśćzadrzwiiznaleźćsobiejakiegościchego

pomieszczenia gospodarczego, żeby się tam ukryć. Zgodnie z postanowieniami

Protokołuprzeszczepuszpikukostnegouwięzłemwtympokojuczterymetrynapięć.

Dwadzieścia dni za mną, piętnaście przede mną – to za długo na bycie zakładnikiem

obsesyjnych kompulsji dziewczyny z pokoju obok. Mogę jedynie zakryć sobie głowę

poduszką i mieć nadzieję, że ma chłoniaka Hodgkina z chemią w jeden dzień

w miesiącu. Nie biorę nawet pod uwagę ostrej białaczki limfoblastycznej albo

szpikowej.Ajeślimamiećprzeszczepszpiku,tojasięwymeldowujęztegolokalu.

Piosenkazaczynasięponownie,dochodzącdodwudziestegorazu–tojestdoliczby,

którą wyznaczyłem sobie jako graniczną. Muszę coś zrobić, zanim uszy zaczną mi

krwawić.

KrzyknieprzebijesięprzeztenGaga-ton.Jakinaczejmogękomunikowaćsięprzez

background image

sześciocentymetrowąścianę?

Podnoszę się z łóżka i zauważam, że dłonie mam zaciśnięte w pięści. Więc jednej

używam.

Stukam.Grzeczniezpoczątku,jakbympukałdoczyichśdrzwi.Pukamznadzieją,że

sygnałjakośdotrze.

Niedotarł.

Pukam znów, seriami po trzy, tym razem z uporem kuriera. Puk, puk, puk. Pauza.

Puk,puk,puk.

Wpiosencezaczynasięchórek,któryzdążyłemjużznienawidzić.Gorzej,znamcały

tekstnapamięć.

Walę mocniej, jak zostawiony za drzwiami brat. Moja pięść wybija każdy takt,

grzmiąctakgłośno,żedziewczynamusisłyszećtetaktywstereo.Ścianachybadrżypo

drugiejstronieodimpetu.

Muzyka ustaje – sukces! – ja też, zauważając, jak łatwo skóra zdarła się

zzaczerwienionychkostekmojejdłoni.Rozcieramjeiczuję,jakuśmiechwpływami

natwarz.

Możedlatego,żetojestpierwszyraz,kiedynawiązujęzkimkolwiekkontakt,odkąd

jestemwtympokoju.Pielęgniarki,lekarzeimamasięnieliczą.Tanowajestmłoda,to

ktoś w moim wieku. Serce wali mi od wysiłku. Kręci mi się w głowie. Cały pokój

tętni.Brzdęk.Szszsz.Pik.Buuu.

Potem–stuk–ścianaodzywasiędomnie.Stuk.

Ten stuk nie jest gniewny, jak była muzyka czy wykrzyczane wcześniej przez nową

słowa. Stuk jest bliski. Dziewczyna musi być teraz tuż-tuż, zaskoczona,

zzaciekawionymuchemprzyścianie,jakbynasłuchiwałakontaktuzobcącywilizacją.

Przykucam.

Puk–odpowiadamścianie,teraztrochęniżej.

Stuk.

Ścianabrzmijakośpusto.Czyżby?

Puk.

Stuk.

Puk.

background image

Stukstuk?–Wciszystukrozbrzmiewasurowo.Tochybapytanie.

Puk.

W przerwach nie ma nic oprócz szumu mojej pompy infuzyjnej i oczekiwania na

następnysygnał.Mięśnienógzaczynająmnieboleć,gdytakczekam.Stopymarznąna

linoleum.

Stuk?

Puk.

Ewidentnie żadne z nas nie zna alfabetu Morse’a, jednak coś zostaje powiedziane.

Zastanawiamsię,ocopróbujemniepytać.

Puk.Cisza.Puk.

Izastanawiamsię,coodpowiadam.

Apotemkoniec.

Brzdęk.Szszsz.Pik.Buuu.

Trwambezruchunakolanachpodścianąijestmiwstyd.Niepowinienemskarżyć

sięnatępiosenkęwjejpierwszymdniuwszpitalu.Zbytmałowiem.

Onaniestuka,janiepukam.

Klęczętylko,wyobrażającsobie,żeonarobitosamo,sześćcentymetrówodemnie.

background image

2

ZAC

Wiem,żepodwójneprzyciskiwspłuczcesądobre,boprzyjaznedlaśrodowiskaitak

dalej,aleczasamibudząwątpliwości.Mamwcisnąćpółczycały?Niekiedypotrzebuję

przyciskumiędzynimi.

Stoję,zastanawiającsięnadtymzbytdługo.Znowu.

Myjęręce,rozbawionyswoimodbiciemwlustrze.Mamłysągłowę,powybrzuszaną

iasymetryczną,abrwisągrubszeniżprzedtem.Przepoczwarzamsięwjednegoztych

podejrzanychgostkówzGuessWho.

Wychodzę z łazienki i wracam do pokoju, w którym Mama podniosła żaluzje

i złożyła różowy fotel rozkładany na dzień. W świetle poranka jej rude włosy

przypominająptasiegniazdozesterczącymigałązkamiszaregokoloru.

–Noijaktam?–pyta.

–Zczym?

–Wiesz…

Ilerazysiedemnastolatekmożerozmawiaćoswojejkupie?Zmatką?Wyczerpałem

swójlimitosiemnaściednitemu.Przynajmniejniepyta:„Czybyłowypróżnienie?”jak

pielęgniarki.

–Ajakuciebie,Mamo?

–Tylkopytam.

–Chcesz,żebymnastępnymrazemzrobiłzdjęcie?–Przeciskamsięobokniejrazem

ze stojakiem do kroplówki. Uderza mnie lekko poduszką. – Mam prowadzić księgę

pamiątkową?

–Księgęodchodową–Mamazachwycasięswojąbłyskotliwągrąsłów.

Dokumentowanie moich wypróżnień – to byłby faktycznie znakomity użytek dla tak

background image

zwanego „dziennika”, który wręczył mi Patrick. Uznał, że przydałoby mi się

„wyartykułowanie mojej drogi emocjonalnej” czy jakoś tam. Ale mógłbym go

spożytkowaćnawykresyczęstotliwościikonsystencji.Każdastronabyłabykodowana

koloramizrysunkamidużych,brązowychwykresówkołowychiadnotacjami.

– Co powiesz na to: „Dziewiąty grudnia. Dwanaście dni po przeszczepie. Mierna

biegunka.Wybierampołowęspłuczki”.

–Chybaniedotegomacisłużyćdziennik.

–Niedokupekispłuczek?

–Dotego,coczujesz.–WychowawszydwóchchłopakówiBec,Mamadobrzewie,

bynieużywaćsłowana„c”nadarmo.

–„Dziewiątygrudnia.Czuję…żemiulżyło.”

Uśmiechasię.–Widzisz?Jużlepiej.

Niepotrzebujęopisywaćgówna.Żadnego.

Ukończyłem szkolenie toaletowe w wieku trzech lat. Nie jest to rezultat genialny,

fakt, ale byłem sumiennym uczniem. Od tamtej pory czynności w ubikacji miały

pozostawać sprawą prywatną i odbywać się za zamkniętymi drzwiami, z dala od

dociekliwości mamy. Jej zadaniem było zadbanie o inne rzeczy, takie jak przede

wszystkim to, co trafia do mnie drugim końcem, przez usta. I przyznaję, że

wywiązywałasięztegopierwszorzędnie.

Alepotemprzyszłoto.Gdybyłemwnajgorszymstanie,Mamanietylkodopytywała

omojewypróżnienia,alebyłaichświadkiem.Zabraniałemjejdotykaćbasenów,więc

niedotykała,alezostawaławpokoju,kiedysalowepodcierałymnieczymyły,nawet

jeśli udawała, że rozwiązuje krzyżówkę. Stałem się znów niemowlakiem, tyle że

z testosteronem, włosami łonowymi i obmacującymi mnie na zmianę pielęgniarkami.

Aleczasamibyłemtaknieobecny,żetoniebyłowstaniemnienawetzawstydzić.

Zanimmoglimipodaćnowyszpikw„dniuzero”,musielimniedoprowadzićprawie

na skraj śmierci. Pięć dni po cztery środki chemioterapeutyczne, potem trzy dni

naświetlania całego ciała. Czułem się tak, jakby przejechała mnie ciężarówka.

Następnie zawróciła, chybotnęła się w bok i przewróciła na mnie. Nie mogłem nic

zrobić, tylko leżeć przygnieciony. Z największym trudem łapałem każdy kolejny

oddech.Kontrolazwieraczabyłazupełniewykluczona.

background image

Terazpanujęjużnadtymkońcem.Postoperacyjnie,mojeobjawyograniczająsiędo

sporadycznych wymiotów, wrzodów na ustach i dziwacznych bobków. Szczerze

mówiąc, spędzanie czasu w łazience należy do moich ulubionych rozrywek. Przez

jakieś dziesięć minut nikt mnie nie obserwuje, nie bada, nie sonduje. Mogę sobie po

prostuusiąśćipomyśleć.Nierównasiętojeszczerozwiązaniuproblemuubóstwana

świecie,aletojużcoś.Jakiśpostęp.

Mamazamykaswojeczasopismoiprzypatrujemisię.–Czywyciskałeśpryszcz?

–Niedotykałemgo.

Ma paranoję, że mógłbym przez to uruchomić masywny wypływ ropy i krwi, zbyt

gwałtowny jak na możliwości moich mikrych płytek, co skończyłoby się transfuzją

w trybie nagłym, która niekoniecznie musiałaby uratować mi życie. Śmierć od

pryszcza?Nie,tobyłbyidiotycznysposóbnaśmierć.Niepodejmętakiegoryzyka.

Czy to sprawiedliwe, że mam białaczkę i jednocześnie pryszcze? Jeżeli jeszcze

włosy odrosną mi rude, naprawdę się wkurzę. Mój brat Evan jest po bardziej rudej

stroniespektrum,alepocichusięfarbuje.Myśli,żeniktniezauważa.

–Cochceszdziśrobić?–pytaMama.

–Poskakaćzespadochronem.

–MożemyzagraćwCUD.

Potrafimnierozśmieszyćbezwzględunato,czymatakizamiar,czynie.

–COD–poprawiamją.–JakCallofDuty.Inie,niebardzo.

Rozkłada się tylko obozem, a potem wrzeszczy, kiedy ją zabijam, wygadując

wymyślone przekleństwa typu ku…chnia polowa albo chu…steczka. Nie została

stworzonadowalkizbrojnej.

–Tocochceszrobić?

–Oddychać.Jeść.Spać.Powtórzyć.

Szturchamnie.

–Dajspokój,Zac.Niechceszsięnudzić.

Moja mama: Animator Wolnego Czasu, Nieoficjalny Komitet Powitalny, Detektyw

Biegunkowy i Policja Szczęścia. Przechodzi z jednej roli do następnej, zatykając

szczeliny,żonglującrekwizytami,lustrując,kontrolując,robiąc.

Czuję,jakjejradarypracująterazwposzukiwaniuoznakmelancholii.Obojewiemy,

background image

że w odwodzie czekają bataliony wsparcia: psycholog Patrick, arteterapeuci,

counsellorzy ds. młodzieży, prozac, a – w desperacji – klauni ściągnięci ze szpitala

dziecięcego.

–Czytrzebaużyćsłowana„c”?

–Czuję,żenie.

Śmieje się. – To pomóż mi w krzyżówce z dzisiejszej gazety. Brakuje nam

trzydziestusłów,bydojśćdopoziomugeniusza.

Słowona„c”niepokoimnie,alemartwięsięoto,coczujeMama,nieja.

–Mamo,jedźdodomu.

–Zac…

–Niemusisztubyć.Jużnie.Jestmicorazlepiej.

To prawda. Dni minus dziewięć do minus jeden to było piekło. Dzień zero

rozczarował jako kulminacja. Dni jeden do trzy nie przypominam sobie, cztery do

siedembyłyprzechlapane,dziewięćdojedenaścienieciekawe,aleteraz,wdwanaście

dnipoprzeszczepie,znówzaczynamsięczućjakczłowiek.Wyjdęztego.

– Wiem – odpowiada, jak można się było spodziewać, przewracając stronę

czasopisma.–Alemniesiętupodoba.

Akurat! I oboje to wiemy. Mama nie lubi siedzieć zamknięta w czterech ścianach.

Odkąd ją pamiętam, zawsze miała na głowie słomkowy kapelusz i lśniła potem. Ma

orzechowe oczy i piegi od słońca. Jest w zieleniach, brązach i pomarańczach.

Z sekatorem w rękach. Jest ziemią i dyniami. Wolałaby zbierać gruszki albo nawozić

drzewka oliwne niż tkwić w tym pokoju na różowym fotelu rozkładanym. Poza

wszystkimjestbratniądusząmojegotaty,aleniepojedziedodomu,kiedyjąproszę–

nawetgdybymbłagał.

W moim pokoju są dwa okna. Jedno w drzwiach, małe i okrągłe wychodzi na

korytarz,aprzezdrugie,dużeiprostokątnewidaćwejściedoszpitala,parkingitrochę

domów na przedmieściu. To przy tym oknie siedzi przez większość dni jak kwiat

spragnionysłońca.

– Wymień trzy rzeczy, które podobają ci się w szpitalach. Oprócz krzyżówek

iplotkowania.

–Kiedyśpodobałomisiętowarzystwosyna…raz.

background image

–Poprostuwracajdodomu.

Po pierwszym postawieniu diagnozy cała rodzina przyjeżdżała ze mną do Perth na

serie chemii. Mama, Tata, Bec i Evan zatrzymywali się w motelu trzy ulice stąd,

przychodzili co rano z grami, pismami i tak ożywionymi rozmowami, że nie byłem

w stanie za nimi nadążyć. Tata był większy i głośniejszy niż zwykle. Wygłupiał się

z Bec, jakby nagle dobrali się do slapstickowego duetu. Mama potrząsała głową

w udawanym oburzeniu, podczas gdy Evan trzymał się w tyle, podejrzliwie lustrując

kroplówkiipielęgniarki.–Niedobrzemisięrobiwszpitalach–usłyszałem,jakkiedyś

mówił.–Tenzapach…–Niemammutegozazłe.Onteżtuniepasuje.Przynajmniej

uczciwietomówił.

Za każdym razem, gdy wieczorem wychodzili, stawałem w prostokątnym oknie

i obserwowałem, jak moja mała rodzinka wlecze się z powrotem do motelu. Tata

trzymałMamęzarękę.Siedempięterniżejkażdeznichwyglądałonadużosmutniejsze,

szczególnieTata.Szczerzemówiąc,ichodwiedzinyźlenamniewpływałyitymrazem

wymusiłem na Mamie przyrzeczenie, że utrzyma ich z dala. Szczęśliwie Protokół

przeszczepuszpikukostnegozabraniaprzyjmowaniawięcejniżjednegogościanaraz,

więcmamanominowaładotejrolisiebie.Jedynyszkopułwtym,żeniewychodzi.

–Niepotrzebująmniewdomu.Becdbaopełnąlodówkę.Aoliwkisąjużprzycięte,

więcmężczyźnimająlekko.

–AleTata…

–Potrafisamzatroszczyćsięosiebie.

–Wiesz,comamnamyśli.

– Jestem twoją matką – przypomina mi, jakby składała śluby kochać mnie

ipielęgnować,chronićiirytowaćwchorobieizdrowiu(alezwłaszczawchorobie),

jakdługożycianamstarczy.

Zżołnierskądeterminacjąprzystępujedocodziennejkrzyżówkizgazety.Podchodzi

do niej tak, jakby stawką było coś większego; jakby nasze powodzenie w jej

rozwiązaniumiałoprzełożyćsięnapowodzenieterapii.Przezcałydzień,wmiaręjak

Nina,Patrick,Simone,SuzanneiLindawchodząiwychodzązpokoju,przynosząccoś

lub wynosząc, dodawane są kolejne wydumane słowa, aż docieramy do trzydziestu.

Mamapęczniejezdumyiwpisujewkalendarzupoddatą9grudnia:Geniusz!

background image

Właśnie dlatego godzę się na krzyżówki, Scrabble, „CUD” i każde inne zajęcie,

któreproponuje.Robię to,bywidzieć pewnośćjejręki, gdypisze: Geniusz. Kolejny

sukces.Kolejnydzieńzaliczony.

Podczaswiadomościoszóstejuświadamiamsobie,żektośmnieobserwuje.

Ktoś przygląda się przez okrągłe okienko z korytarza. Jest młoda, ma szesnaście,

może siedemnaście lat, duże oczy, ciemną kreskę pod nimi i grube brązowe włosy,

którezapewnespływająlokamizajejramionaniżej,niżwidaćprzezszybkę.

Nie jest pielęgniarką. Jest kimś takim jak ja i czuję, jak jej oczy przywierają

kurczowodomoich.

Niemogęsięodnichoderwać.Jesthipnotyzująca.

Apotemmrugamijużjejniema.

Dziwne. Nie wyglądała jak fanka dziewczyńskiego popu. Zresztą Lady Gaga nie

odezwała się już więcej. Odkąd dziewczyna wyłączyła piosenkę dwa dni temu,

słyszałemzpokoju2jedyniesporadycznesprzeczki–matka,jakzgaduję,icórka–po

którychnastępowałorytualneplaśnięciedrzwiami.Niebyłoaniśladumuzyki,telewizji

czyczegokolwiek.

Czytoprzezemnie?Dlatego,żepukałem?

Oglądam z Mamą wiadomości, ale w tej chwili to nie świat na zewnątrz mnie

interesuje.

background image

3

ZAC

Status:Potrzebnenowemelodie.Jakieśpropozycje??

– Przydałyby mi się nowe rzeczy do słuchania – mówię Mamie po czterech rundach

Mario Karta i półgodzinnej torturze przy programie kulinarnym Ready, Steady, Cook.

Mając schrzanione kubki smakowe po chemii, straciłem wszelkie zainteresowanie

jedzeniem,więcprogramy,wktórychsławniszefowiekuchnipodrygujązkarczochami,

straciłydlamniepowab.JednakżedlaMamyjesttoobowiązkowypunktdnia.–Znam

jużmojąlistęziPodanapamięć.

–Chcesz,żebymposzładosklepumuzycznego?

Idealnie: wysłanie Mamy z misją zakupu kompaktów zapewni mi co najmniej

godzinęwpojedynkę.

–Oiletylkomaszczas…

Mama odszukuje swoją torebkę i smaruje usta błyszczykiem. Ponownie myje ręce

isprawdzaswojeodbiciewlustrze.

–Comamcikupić?

–Poprośocośwsklepie.Powiedzim,żetodlasiedemnastolatka.Chłopaka.

Potrząsagłową.–Niemamowy.Wypiszmijakieśtytuły.

Dzięki Facebookowi mam po chwili listę sześćdziesięciu siedmiu polecanych

albumów.Jednaaktualizacjamojegostatususprawiła,żeposypałsięcałygradsugestii,

wieleznichwlukrowejpolewie.

Skrillex!Zdrowiej,Zac

WyślęcinajnowszychRubensów,OfMonstersiMen.Jestemzciebiedumna,Braciszku.Bec

Macklemore&RyanLewis.Ciężkonamczekać;)trzymsięHelga

background image

Rak to magnes dla przyjaciół na Facebooku. Według statystyki mojego profilu, nigdy

jeszcze nie byłem tak popularny. Dawniej ludzie się za siebie modlili, dzisiaj lajkują

ikomentują,jakbymielibićświatowerekordy.Nieuskarżamsię,alejakmamwybrać

kilkapłytzsześćdziesięciusiedmiu?

–Zaskoczmnieczymś–mówięMamie.–Jeśliokażesię,żetobadziewie,zawsze

możeszjejutrowymienić.

Towprostgenialne.Mogęsprawić,byMamakursowałatamizpowrotemdosklepu

muzycznegoprzezcałąresztęmojegopobytu,dającmicennegodzinywolności,asobie

wielcepożądanyruchnaświeżympowietrzu.Wkońcumójzachemionymózgzaczyna

trybić.Mamtylkonadzieję,żeMamanigdyniedowiesięoiTunes.

Wycieraręcepapierowymręcznikiem.–Przydałobysięteżtrochęlodów…

Imachającręką,wychodzi.

Alle-luja.

Brzdęk.Szszsz.Pik.Buuu.

Zrzucamkołdręistajęnalinoleum.

To czwarty dzień nowej dziewczyny. Z tego, co słyszę – i czego nie słyszę –

rozumiem,żejestwciążsama.Mamaodwiedzająrano,alenigdyniejestdługo.Nie

zostajenanocjakmoja.

Dziśranosłyszałembrzękwieszakówwszafieuniej.Poczterechdniachwreszcie

sięrozpakowała.Brzmiałotojakkapitulacja.

Ma na pewno wkłucie centralne pod obojczykiem. Uniesione i odrętwiałe wokół.

Pielęgniarkizpewnościądłubałyjużprzynimigłami,aleonanicnieczuła.Niemateż

jeszczenudnościpochemii.Zależnieodtego,jakilekjejpodają,możeichwogólenie

mieć. Będzie tu jeszcze tylko przez trzy dni i potem jedzie na pięć do domu przed

kolejnymcyklem–takNinapowiedziałaMamie.Dziewczynamamięsakakości.

Płeć:K

Wiek:17

Umiejscowienie:Goleń

Stadium:Guzzlokalizowany

Cholera, na jej miejscu wcale bym nie marudził. Statystyki w jej przypadku są

background image

znakomite.Jeszczeichniewygooglała?Niewie,jakiemaszczęście?

Głowadogóry–chcęjejpowiedzieć.–Zarazwróciszdodomu.Słuchaćtejswojej

gównianejmuzyiodliczaćdni.

Ale piosenka, którą teraz puszcza, jest bardziej hiphopowa niż dziewczyńsko-

popowa. Przysuwam bliżej swój stojak z kroplówką w nadziei, że rozróżnię słowa.

Zuchemprzyciśniętymdościanyuważnieobserwujęswojeokrągłeokienko,niechcąc,

żeby ktoś sobie coś pomyślał. Pielęgniarki przechodzą obojętnie, podobnie jak koleś

wkapeluszu.Jestmłodszyodtypowychodwiedzających.Mabalonwypełnionyhelem

imałegobiałegomisia.

Słyszę, jak wchodzi do pokoju 2. Wyobrażam sobie, że podchodzi do jej łóżka od

stronyokna.Nierozumiemwszystkichjegosłów.Jestichmniejniżsłówdziewczyny,

którejgłosbrzmiweselejniżzwykle,bąbelkowo,jaknapójgazowany.Ciekawe,coon

mówitakiego,żeonatakreaguje.

– Żenada, ściągaj to – dziewczyna śmieje się, gdy on robi pewnie to, co wszyscy

palanci robili przed nim: zakłada sobie kartonowy basen na głowę jak kapelusz. To

takieprzewidywalne,żetrudnomiuwierzyć,żeonasięnatołapie.

Chłopak odczytuje opcje jutrzejszego jadłospisu z niebieskiej karty i pomaga jej

zaznaczyćrubryczki.Słyszę,jakopowiadajejoimprezie,którająominęła,iżeShay

iChloepytałyonią.

–Niemówim…

–Niemówiłem.

–Dobrze.Niedługostądwychodzę.

– Co to takiego? – Jego głos przybliża się do naszej wspólnej ściany. Wyobrażam

sobie,żedotykawybrzuszeniapodjejobojczykiem.

–Towenflon.

–Czad.Boli?

–Nie.Tak.

–Zostanieblizna?

Mijają wieki, zanim się rozpłakuje. Słyszę każdy przeciągły szloch i każdą długą

pauzęmiędzynimi.

–Hej…Hej.Mówiłaś,żezarazcięnareperują,prawda?

background image

–Tak.

–Więcniepłacz.

Niedługo potem chłopak wychodzi. Gdy przemyka obok moich drzwi, brwi ma

zmarszczone w sposób, który przypomina mi mojego brata Evana, kiedy chce być

gdzieśindziej.

Brzdęk,pik,buuu,mówimójpokój.

Pokój2nicniemówi.Jejmilczenienigdyniebyłojeszczetaksmutneicałkiemmnie

wsysa.

Przykucamipukamwścianę.Jakinaczejmogęzniąporozmawiać?

Pukamtrzyrazy.Mojepalcemówią:Nojuż,nastawjakąśmuzę.Włączrepeat,jak

chcesz.Wytrzymam.

Aleniemaodpowiedzi.

–Cotyrobisz,Zac?–StoiprzymnieNina.

–Upadłomi…Q.

–IjakbrzmitakieQ?–Wewłosachmajakiegośfutrzaka.Oposaalbokuokę?Onteż

posyłamidrwiącyuśmieszek.

Wstając,uderzamgłowąwpompęinfuzyjną.

–Przyniosłamlekarstwa.–Potrząsadozownikiem.–Alemożepotrzebaciczegoś…

silniejszego?

Kręcimisięwgłowie,gdymówię:–Pójdźipowiedztejnowej,żebypuściłaLady

Gagę.

–Dlaczego?

–BonieznamalfabetuMorse’aimójsygnałniezostałodczytany.

Ninamierzymniewzrokiem.–NigdyniemiałamcięzafanaGagi.

–Wiem,żetoniejesttypowaprośba–mówię,posyłającuśmiech,któryzjakiegoś

powoduzawszenaniądziała.–Tylkoraz.Dlamnie?

Wygrzebuję dziennik ze stosu koło łóżka, otwieram go zwinnym ruchem, wyrywam

czystąkartkęipiszę:

PuśćGagę.

NALEGAM!

(Naprawdę!)

background image

Niewiem,czywielkieliterytonieprzesada.Iwykrzykniki.Rozważamnarysowanie

uśmiechniętejbuźki,byusunąćpotencjalneśladysarkazmu.

–DlaczegonieściągnieszsobieGagiziTunes?

Ja nie chcę słuchać Gagi – szepczę, wskazując na ścianę. – Chcę, żeby ona

posłuchała.

Ninaskładarówniutkokartkę.–Jaksobieżyczysz,Zac.Ibierzswojelekarstwa.

Nina wkłada kartę do kieszeni, po czym myje ręce przez przepisowe trzydzieści

sekund.Wyglądatobardziejnasześćdziesiąt.

–Gdzietwojamama?

–Wsklepiezpłytami.

–PoGagę?

Prycham.–Jeszczeczego.

–Notak.Więcmaszsiędobrze?Sam?

–Znakomicie.

Kiwamgłowąionawychodzi.Obojesięuśmiechamy.

***

Mama potrafi sobie nieźle chrapnąć, jak zwykle o trzeciej w nocy. Któregoś razu

powinienem to nagrać jako dowód. Uważa, że nie chrapie – w ogóle ledwie zmruży

okownocy–alejawiem,jakjest.Kiedyjestnajgłośniejsza,janajbardziejniemogę

spać.

ToniewinaMamy,tylkoprzekleństwotrzeciejgodziny.Budzęsiędoubikacjitrzeci

razwciągunocy,apotemniemogęzasnąć.

Trzecia to najgorsza godzina. Jest za ciemno, za jasno, za późno, za wcześnie. To

wtedyprzychodząpytania,brzęcząjakmuchy,obsiadająmniejednopodrugim,ażmam

ichpełnągłowę.

Jestem górnikiem? Maniakiem telezakupów? Narciarzem biegowym? Muzykiem?

Żonglerem?

Jest3.04,ajazastanawiamsię,kimjestem.

Szpikjestniemiecki–lekarzomtylebyłowolnopowiedzieć.Odczternastudnimam

background image

w sobie niemiecki szpik i chociaż nie ciągnie mnie jeszcze do precli, piwa czy

skórzanych bryczesów, nie znaczy to, że na pewno nie zmieniłem się pod innymi

względami.AlexiMattprzezwalimnie„Helga”itakjużzostało.Terazcałaekipaod

piłkiuważatozaprzezabawne,żepoczęścimogębyćpiekącąprecle,żłopiącąpiwo

izaplatającąwarkoczeFrauleinzBawariizpotężnymdieBruste.

Aleczytoprawda?Mogę?

Próbujęwyobrazićsobiesiebiejakokogośinnego.

Wiem,żebrzmitojakkiepskithriller–Inwazjaszpiku!–alejeślimójwłasnyszpik

zostałwymytyzmoichkościizastąpionycudzym,czyniezmieniatotego,kimjestem?

Czy to nie w szpiku rodzą się moje komórki, by przeciskać się z krwiobiegiem do

każdej cząstki mojego ciała? Więc jeśli miejsce narodzin moich komórek pochodzi

terazodinnegoczłowieka,czytoniepowinnowszystkiegozmienić?

Mówią mi, że teraz jestem w 99,9 procentach kimś innym. Mówią mi to jako coś

dobrego,aleskądmammiećpewność?Niemawtympokojunic,naczymmógłbymsię

sprawdzić.Aco,jeślikopięterazpiłkęzwprawąożłopanejwiedźmyzNiemiec?Co,

jeśli zapomniałem, jak kieruje się pickapem albo jeździ na quadzie? Co, jeśli moje

ciało nie pamięta, jak się biega? Co, jeśli te rzeczy nie są przechowywane w głowie

czymięśniach,aledużogłębiej,wszpiku?Co,jeśli…co,jeśliwszystkotojesttylko

stratączasu,ibiałaczkaitaksięreaktywuje?

O3.07włączamiPada,przyciemniamekranibłąkamsiępościeżkachwlabiryncie

blogówiforów, wolnyodświdrujących oczuMamy.Chrapiąc narozkładanymfotelu

obokmnie,niemapojęciaomoimniecnymsekrecie.

W 0,23 sekundy Google informuje mnie, że są ponad 742 miliony stron o raku.

Prawie8milionówdotyczybiałaczki,zczego6milionówostrejbiałaczkiszpikowej.

Jeśli wpiszę frazę „średnia przeżywalność w nowotworach”, pojawia się ponad 18

milionówstron,oferującychmiliczby,prawdopodobieństwaiprocenty.Niemuszęich

czytać;znamwiększośćstatystyknapamięć.

NaYouTubesłowocancerprowadzido4,6milionanagrań.Spośródnich20tysięcy

pochodzi od pacjentów po przeszczepie szpiku takich jak ja, tkwiących w izolatkach.

Niektórzyznichsąwtejchwilionline.WPerthjest3.10wnocy,alewAuckland7.10

rano,wWaszyngtonie15.10,awDublinie20.10.Ziemiasiękręciitysiąceludzinie

background image

śpią,uaktualniającwpisynazaznaczonychstronach,któreobserwuję.Znamteraztych

ludzi lepiej niż moich kumpli. Potrafię rozumieć ich uczucia lepiej niż własne. Czuję

siętrochęjakintruz.Jednakzesłuchawkaminauszachoglądamświeżouploadowane

przez nich nagrania. Śledzę przebieg ich terapii, skutki uboczne, sukcesy. I prowadzę

rejestrporażek.

Naglesłyszęszumwodywtoalecieobok.

Więcjestjakaśrzecz,któranasłączy–nowąimnie.Przynajmniejjedna.

background image

4

ZAC

Czternaściednipoprzeszczepie–itojużwiadomośćoficjalna.Jestemodrażający.

Wiedziałem, że twarz mi napuchła – tak to jest po steroidach – ale nie zdawałem

sobie sprawy, jak bardzo. Albo Nina zamieniła mi lustro w łazience na takie z sali

zkrzywymizwierciadłami,albojazamieniłemsięnagłowęzryżowąprażynką.

Dlaczego nikt mi nie powiedział? Dlaczego cackali się z ewidentnym koszmarem,

jakim stała się moja głowa? Jeszcze dwa dni temu dr Aneta nazwała mnie hottie

izakładałem,żeniechodziłojejogorączkę.Ninateżmnienabrałaizrobiłamizdjęcie

telefonem Mamy. Mama wysłała je do mojej siostry Bec, która umieściła je na

Facebooku,wywołująclawinędwustukomplementów,wtymprywatnewiadomościod

ClareHilliSiennyChapman.Siennanapisała,żechce„wpaść”,jakjużbędęwdomu,

a ona nie rzuca takich słów na wiatr. Czy faktycznie zrobiłem wrażenie, czy tylko

oślepiłająlitość?TakbyłowPięknejibestii,prawda?

WmojejoceniejedynywłaściwykomentarznadszedłodEvana.Fajnafotka,dupa

nakarku.Pasujeci.Kutas.

Według wskazań lustra łazienkowego nie mam szyi. Czy to możliwe, by moim

niemieckimdawcąbyłAugustusGloob?Czywszystkietelody,którezjadałem,poszły

mitylkowszyję?

Lekarzemówią,żetodobrze,gdyprzybywatłuszczupoprzeszczepie,botopomaga

walczyćczycośtam.Alenapewnonierobitodobrzenaego,szczególniekiedynowa

razporazzaglądaprzezszybkęwmoichdrzwiach.

Cotozasprawiedliwość,żeonamożeswobodniekręcićsiępooddzialeiobnosić

z aksamitnymi włosami, idealnymi policzkami i pojedynczą brodą, gdy zagląda do

pokojów innych pacjentów i z wyższością osądza ich ciastowate, napęczniałe głowy,

background image

podczasgdyjatkwiętu,karmionyprzymusowolodamiikłamstwami,robiączsiebie

ostatniego,spasionegogłupka?

Co wyjaśniałoby, dlaczego nie odpowiedziała na moją odręcznie pisaną karteczkę.

CzemuktośtakijakonamiałbyzniżaćsiędokomunikowaniazłysymJabbątheHuttem

takimjakja?ZwłaszczakiedyprzyłapałamnienagrzewDetektywazmamą.

Wiem,żeniepowinienemsięprzejmowaćtym,jakimmnieterazwidzi–towkońcu

tylkochwilowe–alejeślionamyśli,żetoja,prawdziwyja?

–Mamo!

–Co?

Wskazuję na swoją twarz i unoszę brwi. Przynajmniej myślę, że to robię. – Jakie

płatkiśniadanioweciprzypominam?

–Przestańsięmizdrzyćiwracajdołóżka.Maszzgadnąć,czytobyłaświeczka,czy

sznur.

–Nie.

–Tobyłaświeczka.–Mamazamykaztrzaskiemplanszęiprzeciągasię.–Czyjuż

nieporanapodwieczorek?

Zauważamyjednocześnie:złożonakartkapapierunapodłodze.Patrzęnanią,potem

nadrzwi,którenieotwierałysięodkilkugodzin.

Mama podchodzi, podnosi kartkę i wącha, jakby miała nos wytrenowany

wwychwytywaniuśladówkontaminacji.

–CzytoodNiny?Mamnadzieję,żejestczysta?

RozkładapapieripokazujemipłytęCDwśrodku.

Rzucam się, żeby wyrwać jej to z rąk. Pośpiech przyprawia mnie o zawrót głowy,

zaskoczenieopanikę.Kartkajestpusta.Dlaczegonicnienapisała?

Obracamkompakticzytam:LadyGagadoPok1, wypisane niebieskim markerem.

Robi mi się słabo: nowa nie tylko lituje się nade mną, steroidowym balonem, ale

jeszcze uważa, że jara mnie dziewczyński pop. Zaraz zacznie mi posyłać nagrania

Biebera.

Cholera,myśli,żejestemgejem?Nie,żebyniebyłowolno,ale…

–Wsuńdolaptopa.–Mamapodważawieczkonapudełkulodów.–Posłuchamy.

Czy moja ciastowata twarz jest zdolna do rumienienia się ze wstydu? Czy mam

background image

dostateczniewysokąliczbęczerwonychkrwinek,żebypozwolićsobienatakiluksus?

Zastanawiam się nad wyłomotaniem w naszą ścianę: Jestem stuprocentowo

heteroseksualnym,jeżdżącymnaquadzieskrzydłowym!

Aletowymagałobybardzodużołomotania,aniechcęteżnarazićsięnaryzyko,że

pomylitoz:Dzięki!Wielkiedzięki!KochamGagęnadżycie!HiphiphurradlaGagi!

Czy naprawdę może uważać, że w ten sposób zaspokaja moje potrzeby akustyczne

iemocjonalne?Czyteżrysujesiętucieńpodejrzenia,żerobisobiezemniejaja?

Zachwyt Mamy na widok, że biorę do ręki swój dziennik, szybko mija, gdy

gwałtownie wyrywam z niego kartkę. Stara się udobruchać mnie łyżeczką różowych

lodów.

–Weź,totwojeulubione.

Nie,wcaleniemojeulubione.

Bazgrzę:

Drogapacjentkozpokoju2.

Dziękujęcizaprzemyślanyprezent.

Uwaga:Tojestsarkazm!Niesłyszyszmojegotonu,alewierzmi,jestwnimmnóstwosarkazmu.

SpróbujprzeczytaćtogłosemHomeraSimpsona,azrozumiesz…

Alegdyczytamtosobie,wcaleniewydajesięsarkastyczne.Tylkodziecinne.Itrochę

porąbane.Więcgniotętękartkęipróbujęznastępną.

Drogasąsiadko

Nie.Zbytoficjalnie.

Droga

DoPokoju2.

Dostałemtwójkompakt.Dziękuję.Niejestwmoimtypie,mimotodziękuję.Aletysobienieżałuj.

Odlatuj.

Tylkonienastawiajnarepeatjakpierwszegodnia.Anitakgłośno,toznaczy,zwyczuciem,

rozumiesz.Jesteśmysąsiadami,taściananiejestzbytgruba.Sześć,siedemcentymetrów,tak

oceniam.Możeowybranychgodzinach?Moglibyśmyustalićjakieśzasady…zrobićrozpiskę?

background image

Na tym etapie Mama porządnie zagłębiła się już w pudełko Lodów Neapolitańskich

podczasoglądaniaReady,Steady,Cook.

Stukam w kolejną kartkę długopisem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałem

prawdziwy list, szczególnie do kogoś obcego. Jak mam przekazać to, co chcę, nie

wychodzącprzytymnagestapowcaalboczubka.

Wpatrujęsięwpustąkartęiwzdycham.Copróbujępowiedzieć?

Cześć.DziękizaCD.Nietrzebabyło.Nietomiałemnamyśli…Aleitakfajnie.Dodamdomojej

kolekcji…

Jestjeszczedużobiałegomiejsca,któregapisięwemnie.Comówisięnowej,któratu

nicniekuma?

Uciebienasuficiejestpłytkazeświecącąwnocygwiazdką.Zauważyłaś?MojasiostraBec

przykleiłaichcałemnóstwo,kiedyleżałemtamwcześniejwtymroku.Jakwychodziłem,pielęgniarka

oddziałowakazałamijewszystkiepościągać,alejednązostawiłem.Jesttamjeszcze?Maszdobry

pokój.Mówią,żemójjestnajlepszy,aletywidziszodsiebiewięcejtrawnika.

OdChłopaka-BalonazPokoju1.

PSDrobneużyciesarkazmuwcześniej,nawypadekgdybyśsięzastanawiała.

PPSPowiększościprogramówwtelewizjichemiarobisięjeszczegorsza,szczególniejeślijesttam

ogotowaniu,śpiewaniu,tańczeniualboDwóchiPół.NajlepszymserialemnanudnościsąKroniki

Seinfelda.

PPPSNiezamawiajsznyclakurczęcegowewtorki.

Wkładam skuwkę na długopis i naciskam dzwonek po Ninę, która, po przyjściu

iumyciurąk,kierujesięwprostdomojej,wciążnieskończonejkroplówki.Następnie

patrzy na mnie pytająco, unosząc wysoko brwi, tak że motyl w jej włosach trzepocze

skrzydłami. Zanim Mama zdąży zauważyć, podaję jej złożoną kartkę, na której

napisałemzwierzchu„DoPokoju2”.

–Naprawdę?Tylkodotegojestemcijużpotrzebna?

– Czego nie zrobiłabyś dla najgorętszego faceta na oddziale? – mówię, mając

nadzieję,żetochwyci.Nieoburzasię,więcwskazujęnaswojepucułowatepoliczki.–

Aleczyjestemtakinadal?Ztym?

–Tak,Zac.Jesteśnajśliczniejszyzewszystkich.Cośjeszcze?

background image

–Gdybymbyłpłatkamiśniadaniowymi,tojakimi?

–Zosobowościczywyglądu?–odpalabezchwiliwahania.

–Wszystkojedno.

–Ostatnio?Zbliżaszsiędomiodowychcheeriosów.

Nie myli się zanadto. Tkwię w tym pokoju od dwudziestu czterech dni i z coraz

większą desperacją potrzebuję towarzystwa. Nie mam na myśli mamy, pielęgniarki,

psychologa,fizjoterapeutówczyinnych,którympłacązaobecnośćtutaj.Potrzebnymi

kontaktzmoimirówieśnikamiiwrealu.Niewystarczymiećprzyjaciółwnecie,którzy

wpisują się z potokiem wykrzykników, znaczków z uniesionym kciukiem czy

uśmiechniętych buzi. Potrzebuję kogoś, kto przypomni mi prawdziwy świat, bez

cenzuryiciągłejsamokontroli.

Potrzebujęprzyjaciela.

–Płatkiśniadaniowe?–Mamapytakilkagodzinpóźniej,porozstawieniuswojego

fotela,zgaszeniuświatełiwejściupodkołdrę.–Dziwaczejesz,Zac.

Marację.Jeszczejedenaściedni.

***

Słyszałem, jakie bajeranckie są dziecięce oddziały onkologiczne z wielkimi

przestrzeniami, pokojami w kolorach tęczy, klaunami, którzy grają na mandolinach,

salami do zabaw z perkusjami i grającymi szafami. A najlepsze, że pacjenci są

odwiedzani przez zawodników West Coast Eagles albo gwiazdy z seriali, którzy

przynosząimupominkizautografami.

Ale ponieważ zdiagnozowano mnie w wieku siedemnastu lat, ominęły mnie te

wszystkie atrakcje i znalazłem się w szpitalu dla dorosłych z białymi ścianami

i malutkimi odbiornikami telewizyjnymi. Pierwszego wieczoru leżałem w łóżku

i oglądałem program dokumentalny o konstruowaniu przez NASA nowego pojazdu

zdalnego, łazika Curiosity. Trudno mi było skupić uwagę w otoczeniu obcych

dźwiękówizapachówszpitala,iwobliczumojegostrachu.

Doczasugdymiałemnawrót,Curiositybyłjużwczołówkachgazet.Nadzieńprzed

transplantacją oglądałem z Mamą relację ze startu Atlasa V, który przebijał chmury,

background image

niosącswójrobotycznyładunek.Kiedywyłączyliśmytelewizor,dalejmyślałemotym

sprzęcie,którymknie wkosmosie.Były tamprzyrządynaukowe, któremająpobierać

próbki z powierzchni Marsa, poszukując elementów składowych życia. Skoro

naukowcypotrafiąposłaćrobota560milionówkilometrówodZiemi,myślałemwtedy,

zpewnościąmogąnareperowaćcośtakmalutkiegojakkrwinkiwmoimciele.

Łatwo przychodzą tu takie przeskoki myślowe – niewiele więcej jest do roboty.

Wynudziłem się już tak okrutnie, że nawet szukanie charakterystycznych cech

u pielęgniarek staje się ciekawe. Na przykład Veronica ma wielkie dłonie, ale

niezwykle zwinne, gdy zmienia prześcieradła na moim łóżku. Siedząc na różowym

fotelu,podziwiamtęspójnąchoreografię.Niktniepotrafizasłaćłóżkatakjakona.

–Jaktamuciebiedziśrano?–pytam.

–Nieźle.Auciebie?

– Standard. Byłaś już w pokoju 2? – Mama bierze akurat prysznic w kabinach dla

odwiedzających,któresądalejwkorytarzu,więckorzystamzokazji.

Veronicaprzytakuje.

–Czydziewczynacośmówiła?

Veronica wsuwa prześcieradło pod materac i potrząsa głową. Jest przyzwyczajona

do kontaktu z pacjentami w jej wieku lub starszymi, którzy z reguły rozmawiają

o swojej temperaturze albo jakości szpitalnego wiktu, a nie o dziewczynach z sali

obok. To wyjątkowa sytuacja mieć dwoje nastolatków na dorosłym oddziale

onkologicznym,dotegowsąsiednichpokojach.

–Przekazałacijakąświadomość?

–Comasznamyśliprzez„wiadomość”?

Twarz Mamy pojawia się w okienku moich drzwi. Zaraz zacznie rutynowe mycie

rąk,codajemijeszczezetrzydzieścisekund.–Czydałajakąśkarteczkę?Omuzyce…

alboKronikachSeinfelda,albosznyclu?

Veronicateatralniepokazujemipusteręce.–Tadziewczynamówitylkotakiesłowa,

którychniebędępowtarzać.Oddałeśstolec?

–Tak.Imocz.Trzyrazywnocy,razrano.

DługopisVeronikiostroodhaczakwadracikinamojejkarcie.Czyczłowiekniemoże

jużmiećżadnychsekretów?Mierzymitemperaturę.

background image

–Takiedziewczynyprzypominająmi,dlaczegomiałamsamychchłopaków–mówi,

jakby to wynikało z jej przenikliwego wyboru. – Jest taka… humorzasta. Nie je

śniadań.Nicnieje.Niechcewypełniaćniebieskiejkarty.Niepodnosiżaluzji.Ijakona

sięodzywadoswojejmatki…

Moja własna matka przeciska się przez drzwi, niosąc ręcznik kąpielowy

ikosmetyczkę.–Witaj,Veroniko.Kupkał.

–Dzięki,Mamo.Wie.–Wszyscywiedzą.

–Widzisz,chłopacyumiejąsięzachować–ciągniedalejVeronica.–Traktująmatki

zszacunkiem.

Odklejamsięodfotelaiprzysuwamstojakzkroplówkądołóżka,naktórympróbuję

wsunąćsiępomiędzynieprawdopodobniesztywnąpościel.

Tak zaczyna się Dzień 25 – dwudziesty piąty w tym pokoju, piętnasty po

przeszczepie.

–ChceszzagraćwCOD,Mamo?

–Tylkojeślijesteśgotowynaśmierć!–Połapujesięzbytpóźno.

Uśmiechamsięipotrząsamgłową.Niemamowy.

***

Pomiędzy odgłosami wystrzałów i chyba już piętnastego odrodzenia się Mamy do

nowegożyciasłyszęcośjeszcze.Coś,conienależydośmiercionośnejdrużynyCallof

Duty.

Tokrzykiżywegoczłowieka.Dwojgaludzi.

Przyciszamgłośnik.

–Ktoterazpodsłuchuje?–mówiMama.

–Ciii.

Słyszęmatkę.–Dlaczegomitorobisz?

To„mi”najbardziejzgrzyta.Oczekujesię,żebliskieosobybędąmówićnaprzykład:

„Na pewno ci się polepszy” albo „Kiedy skończysz tę serię chemii, pojedziemy na

bajecznąwycieczkę”,albo„BędziemysiężarliwiemodlićiBógnamdopomoże”.Nie

robiąmelodramatuzesobąwroligłównej.

background image

–Powinnaśbyłasłuchać.Trzymaćsięnormalnegotrybu…

–Czylitoprzezemnie?Przezzmianęzajęć?

–Niemusiałaśtegorobić.Staćcięnawięcejniżten…tencertyfikatkosmetyczny.

–Nicniewiesz.Tojestdyplomszkoły.

–Tojestżart.

–Spadajzmojegożycia.

–Itenchłopak…

– Odpierdol się! – Krzyczy to tak głośno, że słyszy chyba cały oddział. – Jesteś

zazdrosna.

Niewiem,skąddziewczynamasiłęwciążsięstawiać,alema.Razporaz.

Pielęgniarkaoddziałowaprosi,żebymatkawyszła,iwidzę,jakodchodzi.Włosyma

spiętespinkązmasyrogowej,ocierałzydłońmi.

Alewalkasięjeszczenieskończyła.Słyszę,żenowastawiasięNinie.

–Odejdź.

–Muszępodpiąćnowedozowniki–odpowiadaNina.–Tesąjużpuste.

– Nie! – Dziewczyna wrzeszczy z energią, na jaką mnie nie byłoby stać. – Dosyć!

Zostawciemniewspokoju!

Słychać pospieszne kroki pielęgniarek w korytarzu i niedługo potem buty Patricka,

którywchodzidopokoju2izamykazasobądrzwi.Wyobrażamsobie,jakstoitamze

złożonymi rękami i dopytuje delikatnie o jej „uczucia”. Jemu także dziewczyna nie

odpuszcza.

KończysiętodopieroznadejściemdrAnetyizapewnepodaniemczegośwrodzaju

valium.–Dobra,dawajtomi!–mówinowa.–Dawajmiwszystko.

Terazprzezścianęsączysięcisza.Sześćcentymetrówtowkońcunietakdużo.

Onawciążtylejeszczenierozumie:żezczasemsiępolepszy;żetoniewinalekarzy.

Nie walcz – chcę powiedzieć. – Nie pociągaj dźwigni wyjścia awaryjnego. Bierz

lekarstwaioilesięda,miejjakąśradochęztegolotu.

Szkoda,żeniemogęjejtegopowiedzieć.

Szkoda,żeniemogęjejpowiedzieć,jakiemaszczęście.

***

background image

Wracając do łóżka po trzecim siku w nocy, zauważam na podłodze gwiazdkę. Jakby

samatuspadła,przeciskającsiępoddrzwiamiilądującdalekonalinoleum.

Wciąż nosi na sobie resztkę poświaty. Podnoszę ją i pozwalam, by zaprowadziła

mniezpowrotemdołóżka.

Kiedy powiedziałem dziewczynie o gwiazdce na suficie, nie chciałem, żeby mi ją

oddawała.Dlaczegoonawciążprzekręcawiadomościodemnie?

Mamnadzieję,żejejniezasmuciłem?

Słyszęwodęspuszczanąwjejtoalecie.Trzeciawnocy.

Ciekawe,jaktojestleżećwtakimpokoju,znikimgoniedzieląc.

Nie sięgam dziś po iPada. Nie mam nastroju na aktualne dane o zwycięzcach

iprzegranych.Zamiasttegotrzymamwrękublednącągwiazdkę.Wpatrujęsięwniątak

długo,ażcałkiemniknie,alenawetwtedyczujęjejkształtwdłoni.

Leżymy,głowaprzygłowie.

Przynajmniej–myślę–niestawiasięmnie.

background image

5

ZAC

Około drugiego śniadania udaje mi się przekonać Mamę, że desperacko pragnę

shake’a miętowego z kawiarenki – niezawodny sposób na wywabienie jej z pokoju.

Muszę postukać w ścianę i powiedzieć dziewczynie, żeby wzięła gwiazdkę

zpowrotem.Niemiałamijejoddawać.

Pukam,aleodpowiadamęskigłos.Dziewczynyjużniema.

Poznałem Cama w świetlicy dawno temu, w kwietniu. Miał zlecone naświetlania

i nasze cykle zachodziły na siebie, więc rozgrywaliśmy razem długie partie bilardu,

choć podejrzewam, że dawał mi fory. Świeżo po operacji blizna na jego głowie

przypominałaostre,zamaszyste„C”.CjakCam,gdybyśzapomniał.Alemogłotobyć

też C jak w innym słowie, cancer, którego się tu nie wymawia. Guz Cama był

wielkościpiłeczkigolfowej,dlategozawszetrzymałtakąpiłeczkęwkieszeniwcelach

demonstracyjnych.Początkowomyślał,żebóległowysąodzbytczęstegoobijaniasię

orafęprzyplażyTrigg.

– Mam… jak to się mówi? – zawołał przez ścianę – reaktywację. Tak jak było

uciebie.

To niesprawiedliwe, że te dwa słowa są tak blisko siebie: reaktywacja i remisja.

Powinnybyćnaprzeciwnychkońcachsłownika.

Mówi,żeodrosłymujużwłosyizaczynająsiękręcić.–Aleterazsukinsynwrócił

iznowumniewygolą.

Jest elektrykiem, jak mi przypomina, więc jakoś to zniesie. Chwali się, że od

zakończenia pierwszej terapii każdego dnia chodził surfować. W zeszłym tygodniu

prychnął na dwumetrowego rekina tygrysiego. – Co mógłby mi zrobić? – śmieje się

przezścianę.Wjegogłosieniemalsłychaćrykoceanu.

background image

Ninę ciągnie do jego pokoju częściej niż do mojego. Nie ma między nimi wielkiej

różnicy wieku, jak sądzę. Słyszę ich pogaduszki i wibrację w jej głosie. Kiedy

wchodzidomojegopokoju,wciążmanaustachuśmiech,innyodtego,któryjazwykle

od niej dostaję. Policzki ma w kolorze swojej biedronki we włosach. Patrząc, jak

zmieniamikroplówkęiresetujemonitor,zastanawiamsię,jaktomożliwe,żepozwala

sięsobiezabujać,skorowieto,coja:dwadzieściapięćprocentszansyskurczyłosię

dodziesięciu.Anawettychdziesięćjestnawyrost.

Shit,niechcętegorobić.Niechcęmyślećoliczbach,tylkozająćuwagętym,cosię

dziejewokół.

Wszkoleprawdopodobieństwobyłoproste:

Jeślirzucasiękostką,jakiejestprawdopodobieństwo,żewypadnietrójka?

1:6

Jeżelirzucasiędwiemakostkami,jakiejestprawdopodobieństwo,żewypadnieparatrójek?

1:36

Lubiłemmatematykę.Lubiłemwiedzieć,naczymstoję.Aleteraz?

Jeżeli32-letnimężczyznapousunięciuguzamózgumawciąguośmiumiesięcyreaktywacjęraka,

jakiejestprawdopodobieństwojegoprzeżycia?

1:11

Zmieniająctonaprocenty:

9,09%

Niedasiętutajuciecodmatematyki.Lekarzeżonglująliczbamilimfocytówineutrofili.

Pielęgniarki sprawdzają moją temperaturę i wagę ciała, obliczając miligramy

metotreksatu, prednizonu, cyklofosfamidu. Rysują wykres moich postępów, chwaląc

mnie za nie, jakbym był w jakiś sposób odpowiedzialny za tendencję wzrostową.

Bardziej niż u staruszków z niemrawymi kiszkami, mój wykres daje podstawę do

radościioptymizmu.Jestemichprymusem.

W odróżnieniu od Cama. Pieprzony Google. Na niektórych stronach jego szanse są

szacowanena1:10,nainnychna1:14.Kiedywalipięściąwmojąścianęimówi:Zac,

chłopie,włącznakanałczwarty.Lecą„Pyszności”!O,prawdziwepyszności,mniam,

background image

mniam,zastanawiamsię,czypatrzywłaśnienatesamestrony.

Wiem, że trzeba zachowywać te statystyki dla siebie, z dala od Mamy i Patricka,

iFacebooka,ikażdego,ktojeszczemógłbysięmartwić.Muszęodłożyćjenapóźniej

iskupićsięnatym,coprzedemną–naNinie.

–Camchcedaćcilekcję,kiedywyjdziesz–mówi,myjącręce.

–Zmatematyki?

–Zsurfingu,matołku.

–Mnie?–Człowiekowiprażynce?Przynajmniejbędęsięutrzymywałnawodzie.

–Cammówi,żezabierzecięnaplażęTriggpoBożymNarodzeniu.Madwumetrową

deskę,którabędziewsamrazdlaciebie.Prosiłonumertwojejkomórki.

Będzie ze mnie wyżerka dla rekinów, to pewne. A jednak wydzieram kartkę

izapisujęnumer.TenfacetchodzizgigantycznymCnagłowie,aobecnieteżzplamami

napłucach,imimowszystkorzucawyzwanieoceanowi.Takiemusięnieodmawia.

AlboznajdźmnienaFacebooku:ZacMeier(wyskakujędruginaliście,możeszmnieniepoznać!)

Mama zanosi karteczkę do Cama i zostaje tam trochę pogadać. Nie mając „bliskiej

osoby” (jego pies i współlokator się nie liczą), Cam znajduje jej namiastkę w mojej

mamie,któraprzynosi herbatęiwielkie paczkiciasteczekAnzac. Wrealnymświecie

nicbyichniełączyło–mamajestfarmeremzpołudnia,aonsurfującymelektrykiem,

jeżdżącymterenówką–aletu,naoddziale,zwyczajneregułyniemajązastosowania.

Ninaprzytykamielektronicznytermometrdoucha.Madziśwewłosachrenifera.

–Tenkoniecoddziałujestlepszy,nieuważasz?

Staramsięmówićtomożliwiebeztroskojaknato,żewystajemizgłowytermometr.

–Tak?

– Jest tu jakoś jaśniej czy coś. Lepsze feng shui. To dobre dla pacjentów w…

młodszymwieku.JakCam.Anawet…młodszych.

–Naprawdę?

– Byłoby chyba rozsądnie – brnę dalej – żeby młodzi, tacy jak Cam czy…

ktokolwiek inny, byli umieszczani na przyszłość z tej strony. To znaczy kiedy jakiś

następnyhipotetycznymłodypacjentbędziemusiałwrócić.

background image

– Tak hipotetycznie młody jak Mia? – Nina zgina nadgarstek i wpisuje cyferki do

mojejkarty.

Mia.Toimiędoniejpasuje.

–Czyzniąwszystkowporządku?

Nina wsuwa długopis pod klips notatnika. Bez względu na to, jak wygląda

rzeczywistość,wiem,żeniebędziemiwciskaćkitu.

–Wyjdzieztego,Zac.Jużtysięoniąniemartw.

Aletoijawiem.SprawdzałemwGoogle’u.

Dziewczynamanajlepszestatystykiznaswszystkich.

***

DwadnipóźniejprzychodziPatrick,oznajmiając,żemadobrąnowinę.

–Jestemzdrowy?

–Hm…nonie.Toznaczybędziesz,Zac,zapięćlat…oficjalnie…

–UmówiłeśmnienarandkęzEmmąWatson?

Jegotwarzodprężasię.–Byćmoże.Nieczytałemwszystkiego,cotamjestmałym

druczkiem,alenominujemyciędonagrodyMojeŻyczenie.

Słyszałem o tej akcji obejmującej pacjentów przed osiemnastką, którzy mają

zagrażającą życiu chorobę. Widziałem zdjęcia dzieciaków latających helikopterem

albo ściskających Mickey Mouse w Disneylandzie. Tylko że one są przed okresem

dojrzewania – dzieciaki, nie gigantyczne myszy – więc trudno mi sobie wyobrazić

siebiejakonastępnegomodeladotakichfotek.

–Dlaczego?

–Bojesteśprawdziwymfajterem,Zac.

–JakAnthonyMundine?

– No, może. – Siada bokiem na końcu mojego łóżka i pociera dłońmi swoje

sztruksowe spodnie. – Nie, nie bardzo. To dlatego, że nigdy się nie skarżysz. Masz

zawszewszystko…podkontrolą.

Widzę,jakdopowiadawmyślach:Wodróżnieniuodtejdziewczyny…

–Kapuję.BardziejjakHulkHogan.

background image

–Zac!–Mamawycelowujewemniecukrowympatyczkiem.Prawiłamijużkazania

o tym, by nie wykorzystywać dobrego serca Patricka. Podobnie jak reszta personelu

tutaj, jest przyzwyczajony do psychologizowania na dorosłe tematy, takie jak upadek

firmy,bezpłodność,niesprawiedliwośćżycia,blablabla.

–Bardziejjakżołnierznawojnie–sugerujePatrick.

–CzylitenpokójtotakiAfganistan,amojabiałaczkatotalibowie?

–Jeślichcesz…

–Metafora.Dzięki.Mogęjejużyćnaangielskim?

–Jasne.Dobra–mówi,podnoszącsię.–Zastanówsiętrochęnadtym,cobyśchciał.

Emma Watson, hm? Czyli Hermiona z Harry’ego Pottera? Czemu nie? Wszyscy

możemysobiepomarzyć…

– Bądź miły – mówi Mama, po tym jak Patrick umył ręce i wyszedł, machając na

odchodnym.

–TybądźmiłaalbozażyczęsobieudziałuwturnusachodchudzającychJennyCraig

natwójkoszt.

Prawdajesttaka,żeniechcęjechaćdoDisneylanduaniprowadzićF1zMichaelem

Schumacherem.Kiedywkońcuopuszczętenpokój,ostatniąrzeczą,jakiejpragnę,jest

jakiekolwiek zamieszanie wokół mojej osoby. Chcę tylko stanąć pod wielkim

błękitnym niebem, pokręcić się po farmie z Tatą i Evanem i zagrać w piłkę

z chłopakami. Mogę nawet pomóc Bec przy zwierzętach. Chcę po prostu się znaleźć

znowunadworze.Tam,gdziejestmojemiejsce.

Pozatymniezasługujęnażadnąnagrodę.Niejestemżołnierzemiprawdopodobnie

niejestemzbytodważny.Niejestembojownikiemowolność,nieuratowałemtonącego

dzieckaaninieopłynąłemświatajaktadziewczynawróżowejżaglówce.Granieprzez

trzy godziny dziennie na Xboxie nie czyni ze mnie bohatera. Przeleżałem w łóżku

dwadzieściasiedemdnipodrządiodniosłemsukceswkontroliwypróżnienia.Udało

misięstracić100procentwłosówzgłowy,któraitakpodwoiłaswójrozmiar.Apo

siedemnastu dniach z nowym szpikiem w końcu zacząłem wytwarzać jakieś własne

białekrwinki,jakmówiąanalizy.Toniesąprzełomowedokonania.

Oglądałemfilmydokumentalneojeńcach,którzyprzeżylicałelata,żującpyłzwęgla

drzewnego i przykładając sobie do ran robaki, żeby wyjadały infekcje. Takie coś

background image

zasługuje na wycieczkę do Disneylandu. Ja mam tutaj lodówkę, telewizor i Xbox,

klimatyzacjęustawionąstalena21stopni,codziennieprzynoszoneciepłeposiłkiitrzy

przekąskiorazkogoś,ktościelimiłóżko.

Niemarudzęnamojeleczenie,bopoco?Widzęjetak,żetojestmrugnięcieokiem.

ŚredniadługośćżyciaprzeciętnegomężczyznywAustraliiwynosiobecnie79lat,czyli

948 miesięcy. Ten pobyt w szpitalu razem z wcześniejszymi seriami chemii i potem

jakimiś wizytami kontrolnymi zsumuje się do jakichś dziesięciu miesięcy. Tylko 1,05

procenta mojego życia jest spędzony z igłami i chemikaliami, co – ujęte w innej

perspektywie–dajemniejniżjednąpłytkęzosiemdziesięciuczterechnasuficie.

Więc w ogólniejszym obrazie, to jest nic. A z pewnością nie zasługuje na nagrodę

MojeŻyczenie.Jeżelikomukolwieksięonanależy,toCamowi,alewwieku32latjest

naniązastary.

Nina też zasługuje na nagrodę. Zna statystyki, a jednak pozwala sobie się w nim

podkochiwać.

– A więc czemu Emma Watson? – pyta mnie później mama. Nawet ona jest

odważniejszaodemnie.Onatoznosizeswojegowyboru.

Jajestemnajmniejodważnyzewszystkich.Nieposzedłemnatęwojnęnaochotnika.

Tobiałaczkapowołałamnie,tchórza.

background image

6

ZAC

Facebookinformujemnie,żemamdwienoweprośbyododanieznajomych.Przy679

nie potrzebuję już nowych. Przed chorobą mój rejestr wahał się nieco powyżej 400,

a i to było naciągane: koledzy szkolni, byli koledzy szkolni, chłopaki, z którymi

grywałem w piłkę i krykieta. Ale teraz mam „przyjaciół” wszędzie: najdalszych

krewnych,pacjentówzeszpitalazichrodzinami,członkównajróżniejszychrakowych

forów dla nastolatków, do wpisania się na które zostałem przymuszony i które

zaśmiecają mój profil żartami, pseudoduchowymi cytatami oraz akronimami, których

niezawszejestemnawetwstanierozszyfrować.

– Komunikacja internetowa odgrywa wielką rolę – oznajmił mi Patrick –

wprzetrwaniuodosobnieniawizolatce.

Alemamwrażenie,żemoi„przyjaciele”czerpiąztegowięcejkorzyściodemnie.

Najzabawniejszą rzeczą z Facebookiem były moje systematyczne odmowy dodania

Mamydogronaznajomych.

– Jesteś przy mnie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, Mamo. Dlaczego

mielibyśmysięteżkontaktowaćnaFacebooku?

–Chcępoprostuwidzieć,cotamwyprawiasz.

–Widzisz,cowyprawiam.Widziszwszystko.Wczasierzeczywistym.

–Alejamamtylkoczternastuznajomych–mówi,takjakbymożnamniebyłowziąć

nalitość.

– To powinnaś więcej wychodzić. Pójdź pogadać z prawdziwymi znajomymi albo

odwiedźciocięTrish.Mieszkakilkaulicstąd.Anajlepiejwracajdodomu.

– Wrócę razem z tobą. Już za siedem dni – przypomina mi, jakbym mógł o tym

zapomnieć.Jakbym.

background image

Ponownieodrzucamzaproszenieodniej,poczymotwieramdrugie.

Oczekiwałem,żebędzieodCama.

Prośbaododaniedoznajomych:MiaPhillips

0wspólnychznajomych

Nie rozpoznaję tego nazwiska, ale wydaje mi się, że widziałem tę twarz. Lepiej

przyglądamsię,żebymiećpewność.Magłębokowyciętypodkoszuleknaramiączkach

isrebrnywisiorekzpołówkąserduszka.Ręceopieranaramionachjakichśkoleżanek.

Toona?

Patrzę w moje okrągłe okienko. Nie ma jej tam oczywiście. Jest tylko biała ściana

i dwie trzecie ostrzeżenia higienicznego, przybranego obecnie czerwono-zielonymi

świątecznymi błyskotkami. Ale na ekranie mam twarz tej nowej. To musi być ona.

Dziewczynaodstukującanamojepukanie.

Prosi, żebyśmy stali się przyjaciółmi, co złapało mnie w pół oddechu, w pół

jęknięcia,wpółwszystkiego.

Moje palce zawisły nad „Zaakceptuj”, ale jestem zdezorientowany. Skąd wie, kim

jestem?

–Mamo,czyCamwyszedłjużdodomu?

–Nie.Przenieśligodopokoju6.

–Kiedy?

–Jakspałeś.

Ściszamgłos,któryspadaodobrąoktawę.–Toktojestwdwójce?

Mama wzrusza ramionami, jakby nagle nic to jej nie obchodziło, a potem częstuje

mniemarshmallowem.Znakomiciewie,ktojestwdwójce.

Naekraniemamdwieopcje:

Zaakceptuj

Nieteraz

–Miaławrócićdopierowewtorek.CzynietakmówiłaNina?–Myślałem,żeustawili

background image

jąnapięciodniowecyklecopięćdni.

–Niepamiętam.Jakiejestsiedmioliterowesłowona„mokasyny”?

Nie potrzebuję kolejnego znajomego na Facebooku, szczególnie takiego, który

wypala mi żałosne kompakty i bez powodu odrywa świecące w nocy gwiazdki.

Dziewczyny, która przekręca wszystkie wiadomości ode mnie. Która jest taka

nabuzowana.

Alezdrugiejstronyjesttakasama…

Mójpalecbierzegóręnadrozumemidotykaekranu.

Zaakceptuj.

Spinam się w sobie, ale nie ma wstrząsów sejsmicznych ani ogłuszających alarmów.

To nic nie zmieniło. Po prostu stała się jeszcze jednym udawanym przyjacielem na

moimprofilu.

Apotemstuk.

Czytosprzątaczkawpokojuobok?Czypalcedziewczyny?

Stuk.

Widzę,żemamawpatrujesięwścianę.

–Toty?–pyta,ajapotrząsamgłową.

–Możejesttammysz.

Stuk–ściananalega.–Stuk,stuk.

Dojasnejanielki!Wciągudwugodzinnowawprowadziłasięobok,zaznajomiłaze

mnąnaFacebookuijeszczedomniestuka?Tosiędziejezprędkościąwarp.

Wchodzę na jej profil, by przyjrzeć się jej życiu obnażonemu w komentarzach,

fotkachiemotikonach.

Imprawtenw’end.Wchodzisz,Mia?

DlaczegoniebyłocięuGeorgies?Super.Noc.EVER!

Widzęjejostatnipostsprzedtrzechtygodni:

Bujamsięztągłupiąkostką.

background image

Komentarzepodnimdalekochybiającelu:

Zadużotańców??

Niemogłaśwziąćantybiotykówczycoś?

Mammamiapołamaniec;)

Schodzęniżej,chcącdowiedziećsięwięcej.

Widzę posty sprzed miesiąca o butach i sukienkach na bal w 11 klasie. Jest fota

rozczapierzonychdłonizdziesięciomaróżnymiodcieniamilakierunapaznokciach,pod

którą ciągnie się litania odjechanych komentarzy od części z jej 1152 znajomych.

Poważnie?Ktoznatyluludzi?

Aleniemasłowana„c”.Niemanawet„chemii”.

Impra?Tobezsensu.Czynaprawdęzbajerowałaich,żetotylkostłuczeniekostki?

Możeimaświetnestatystyki,aletojednakrak.Tonieżarty.

Stuk.

Znajomi

wklejają

jej

gówniane

posty

o

wakacjach

i

wyprzedażach

przedświątecznych, nie zdając sobie sprawy, że Mia krąży tam i z powrotem między

domemiszpitalemiczujesięjakżywytrup.Dlaczegoimniepowiedziała?

Schodzę coraz niżej, wyświetlając sobie jej życie do tyłu. Przechodzę przez parę

jęknięćobólukostki,potempowrótdoprzeszłości,dozwykłegomarudzenianaszkołę,

zaproszeń na plażę i Karrinyup, do jej zdjęć otagowanych Wielka Wyprawa albo

Summadayze.Mamprzedsobąjejobnażoneżyciefacebookowe,alewciążniewidzę

jej.

Nagle mój iPad wydaje niespodziewany brzdęk i w prawym dolnym rogu ekranu

okienkoczatupowiadamiamnie:PiszeMia.

Brzdęk

Mia:CzytoTY?

Shit! Potrafi wyczuć, że jestem na jej profilu? Myśli, że ją podglądam? To ona mnie

zaprosiła!

background image

PięćminuttemuoglądałemsobiemecztestowykrykietaAustralia–SriLanka,ateraz

jestem napastowany nerwowym stukaniem w ścianę i pytaniami przez dziewczynę

z pokoju obok. Mię. Musi trochę dać po hamulcach albo ja muszę przyspieszyć.

IdlaczegoTYjestwielkimiliterami?

Stuk.

–Zac?–Głosmamyjestpoddenerwowany.–Czytoty?

Co,ulicha?Nacomamnajpierwodpowiedzieć?NapytaniaścianyczyFacebooka?

Czymojejmamy?Icowogólemammówić?

Kolejnybrzdęk.

Mia:Hej!

Jesteśtam?ZacMeier?

Kursor mruga gniewnie pod tym pytaniem, ale ja jestem zającem w świetle jej

reflektorów.

Stuk!

Zdecydowaniesłychaćbyłowtymstrzelaniepalcami.Jejżądaniaprzychodząstereo.

Cholera.Piszę:

Zac:I’mher

AlepalecześlizgujemisiępoekranieizawcześnienaciskamEnter.Następujepauza

dośćdługa,bymzdążyłpożałowaćswegobłędu.

Mia:Jesteśdziewczyną?

Zac:Nie.

Nastawiamsięnakrótkiewiadomości.Zwięzłośćlepsza.Tendotykowyekrantopole

minowe.

Zac:I’mhere

Facet

background image

Dodałem dla pewności, choć straciłem kilka sekund, rozważając „chłopaka”

i„mężczyznę”.Przecieżwie,żejestemfacetem!Widziałamnieprzezokrągłeokienko

przynajmniejczteryrazy.Czytomożliwe,bymojaciągłastycznośćzkobietami–matką

i w przeważającej mierze żeńskim personelem, a może nawet moim szpikiem –

poważnienadszarpnęłamójchromosomY?

Odpalawięcejpytań:

Mia:Kimjesteś?

Totywpokojuobok?

Zac:Tak,twójsąsiadZac.

Facet.

Piszęponowniedlapodkreślenia.

Mia:Alenatwoimzdjęciuprofilowymjestdziewczyna

Shit. Ma rację. Zapomniałem o niemieckiej dziewoi z Beerfestu z długimi blond

warkoczamiiimponującymrozwarciem.

Zac:nieja.tożart

Jakmamwskróciewyjaśnićprzezwisko„Helga”inieznanegodawcęzNiemiec?

Zac:Długahistoria…jestemtrochęHelgą…może

Mia:?

Zac:!

Cowięcejmogępowiedzieć?

Kursormrugadomniezniedowierzaniem.Muszęudowodnić,żejestemsobą,więc

wyciągamrękęipukamwścianę.Brzmitojakośinaczejniżprzedtem.

Mamaobserwujemnie.Przyglądasięmojejpięści.Zapomniałem,żetujest.

Mia:Dlaczegowłożyłeśswójnumerdomojejszuflady?

Zac:Nietwojej.Cama.Pomyłka.

background image

Dlaczego wszystko musi być takie trudne? Cam musiał przypadkowo zostawić tę

kartkę.Tylenatematsprzątania.

Zac:Pomyłka.Pomyłka!!!!

Powtórzenie i wykrzykniki wyglądają na wkurzenie, jakbym wyraźnie dawał do

zrozumienia, że żałuję zaznajomienia się z nią, co jest prawdą, ale tylko dlatego, że

robięzsiebiekompletnegopalanta.

Nicnieodpisujeimyślę,żesamateżżałuje.Poconawiązywaćznajomośćzkimś,

zkimniemożnasięspotkać?Zkimś,ktowyglądajakjaibredzibezskładu.

Bioręgłębokioddechizaczynamodnowa.Muszętowystukać.

Zac:Niepodłożyłemkartkidotwojegopokoju.

Utkwiłemtutaj.

Kartkadlakogośinnego–Cama.Jestterazwszóstce.

Alepomyłkaok.

Ok?

Odpowiadanamojepytanieswoim.

Mia:utkwiłem?

Kursor mruga ciekawie. Jak mam to napisać? Osłabienie przez całą 11 klasę,

myślałem,żetoodnadmiarupiłki.Siniaki,zmęczenieigrypy.Potembadania,diagnoza

isześćmiesięcychemii,potemżycie–życie!–inawrót,aponimposzukiwaniedawcy

szpikudoprzeszczepu,naświetlaniewszystkichkości,kwarantanna,byniemieckiszpik

się przyjął i odbudował u mnie układ odpornościowy, żeby moje neutrofile były

gotowe stawić czoło światu. Ale do tej pory muszę tkwić tutaj, tkwić, żeby się

przyjmowało, namnażało, goiło, i czekać, i ekscytować się najmniejszą rzeczą, jak

choćbystuknięciewścianęikimś,wkońcu,wmoimwieku,zkimmożnapogadać.

Zac:poprostuutkwiłem.Jeszcze7dni.Nietakźle…:-/

background image

Przezwiekipatrzęnapustyekran.Czynapisałemzadużo?Czytozabrzmiało,jakbym

prosiłolitość?

Czuję, jak odpływa, jej oczy błądzą gdzie indziej, chce wrócić do swojej

facebookowej strony zdrowych, popularnych znajomych z prawdziwego świata,

z opalenizną, wielkimi kapeluszami słonecznymi i wisiorkami w kształcie serduszka.

Mogliby być modelami w kolorowych magazynach. Chcę jej powiedzieć, że ja też

należędotakichludzi–wjakimśsensie–nawetjeśliaktualnieprzypominamryżową

prażynkę.Alepiszętylko:

Zac:Możeszpuścićswojąmuzęjakchcesz.Niecierpięgagiale

Mia:Jateż

Zac:?

Mia:Tobyłprezent.

&dobryodstraszacznamamę.

Zac:?

Mia:skutecznośćgwarantowana

Zac:niepodziałałonamoją

Możeszpuszczaćcokolwiekchcesz.Totwójpokój

Niemaodpowiedzi,więcciągnęgłupiodalej.

Zac:nieprzejmujsię.Niesmu.

TeniPadpowinienmiećprzyciskbezpieczeństwa,którypowstrzymywałbymnieprzed

literówkami.

Zac:ć

Dopisuję,aleniewiem,dlaczegotowogólepiszę,jakbymbyłPolicjąAntysmutkową.

Niejestem.Możebyć,jakachce.

Najwyraźniej właśnie chce być zostawiona w spokoju. Zielona ikonka jej czatu

znika, a ja mam poczucie, jakbym napisał wszystko, czego nie potrzeba i tak jak nie

potrzeba.

background image

Nie smuć się? Dlaczego nie ma przy niej „bliskiej osoby” – jej mamy albo tego

gościa w kapeluszu, który ją kiedyś odwiedził – żeby pletli takie dyrdymały zamiast

mnie?Potrzebuje,byktośpowiedziałjej,żewszystkobędziedobrze,żetoniepotrwa

już długo; że, zgodnie z aktualnymi statystykami, w wieku siedemnastu lat ma przed

sobą sześćdziesiąt siedem dalszych lat, więc to jest tylko mrugnięcie oka, krótka

przerwawjejprawdziwymżyciu,mniejniżjednapłytkanasuficie.

Słyszę, jak jej ciało podnosi się z łóżka, a po jakimś czasie w toalecie jest

spuszczana woda. Jeśli poszła rzygać, mam nadzieję, że to z powodu cisplatyny, nie

mnie.

BłąkamsięjeszczepojejFacebookudośćdługo,byzorientowaćsię,żezarokidzie

do 12 klasy, maturalnej; że przez jeden dzień w tygodniu przygotowywała się do

Dyplomu z Terapii Piękności. Że uwielbia Tima Burtona, Ryana Reynoldsa, Flume

i orzeszkowe M&Msy. Nie znosi bananów. I jest w związku (jak to określono)

zRhysemGrangerem.

WyłączamiPada.Możemybyć„znajomymi”,aleniejesteśmyprzyjaciółmiioprócz

jednejoczywistejrzeczyniemamyzesobąnicwspólnego.Nieswojobyłobymidłużej

napastowaćjejścianę.

–Sześcioliterowesłowona„ostracyzm”?–pytaMama.

Alesłowamniezawodzą.

background image

7

ZAC

Status:Jeszcze5dni.Umieramznudów.Jakieśpropozycje?

Mamazadałasobiepracędomową:nauczyćsięrobićnadrutachzksiążkiRobieniena

drutach dla żółtodziobów. W wieku 49 lat i mając zaraz zostać babcią, uznała, że

nadeszła pora. W pierwszym podejściu próbuje zrobić szalik dla jeszcze

nienarodzonego

dziecka

Bec.

Podzwania

drutami,

używając

higienicznie

zapieczętowanejwłóczki,byuniknąćwprowadzeniazarazkówdonaszegokokonu.32

oczkaprawe,8prostych,24lewe.Brzmitojakaerobik.

Ja też potrzebuję jakiegoś zadania. Czegoś, żeby mój ostatni tydzień tutaj pomknął

jak jej robótka na drutach, coraz szybciej w miarę nabierania wprawy. Ale na razie

czasprzypominamigrudęplastelinywmoichbezużytecznych,napuchniętychpalcach.

Pięćwielkich,spasionychdni.

NieżebyMamanieproponowała,żeimnienauczy–kupiłanawetdodatkowąparę

drutówwnadziei,żebędziemydziergaćwtandemie–alezagroziłem,żeużyjęichdo

przebiciasobieoka.WolałbymjużoglądaćpowtórkiGlee,niżzajmowaćsięrobieniem

nadrutach.Pozatymmuszępomyślećtrochęoswoimwyglądzie.

–Potrzebnemicośnagłowę–mówięjej.

–Najpierwmuszęskończyćszalik.

Atakwogóleodkiedytoniemowlętanosząszaliki?

– Nie z włóczki. Ze sklepu. Czapka, kapelusz, coś takiego, co nosiłby Ryan

Reynolds.Możeszmizałatwić?

–Pococikapeluszwpokoju?

– To nie ma być ochrona od słońca. Bardziej… ochrona ego. Moja głowa jest za

background image

blada.

Mama spogląda na mnie w połowie ściegu. – Kto to jest Ryan Reynolds? I co jest

nietakztwojągłową?

– Wyglądam jak żarówa. Chcę mieć kapelusz. Porządny kapelusz. Męski.

Prawdziwy.

–Wporządku,DoktorzeSeuss.

– Ale nie ze sklepiku szpitalnego. Coś… bardziej bajeranckiego. Możesz to

załatwić?

– Co, teraz? Po trzydziestu dniach uznajesz nagle, że potrzebny ci w tej chwili

kapelusz?

–Cośwtymrodzaju.

Mama wzdycha teatralnie, kończąc rządek, po czym odkłada druty i włóczkę na

kolana.–Atocidopiero!Czytoprzeztenszalik?Borobięgonajpierwdlabobasa?

–Czyfacetowiniewolnomiećkapelusza?

–PotrzebujeszporozmawiaćzPatrickiem?

Potrzebuję – powtarzam wyczerpany – kapelusza. I matki, która nie zadaje tylu

pytań.

–Rozdrażniony–mruczypodnosem,zarzucająctorebkęnaramię.–Wezmęteżpo

drodzetrochęlodów.Narysujmitenmęskikapelusz.

Wyrywamkartęzzapomnianegodziennikairysujęcoś,coprzypomina–alenieza

bardzo–kapelusz,jakimiałnagłowiechłopakMii,gdyprzyszedłtutydzieńtemu.

Ma go i dzisiaj, gdy przemyka w moim okrągłym okienku, mijając się na korytarzu

zmojąMamą.Zastanawiamsię,czyrejestrujetegogościazestężałąminąigoździkami

wgarści.

Rozmowa w pokoju obok przebiega za cicho, żebym mógł usłyszeć. Ale

przynajmniej Mia się odzywa, a to już więcej, niż robiła przez ostatnie dwa dni.

Chciałem jej powiedzieć, że będzie z nią lepiej, że to minie. Mam nadzieję, że Rhys

mówi jej te rzeczy. Mam nadzieję, że jest teraz „bliską osobą”, której roli nie

udźwignęłajejmatka.

Mam już 24 komentarze pod swoim ostatnim postem z prośbą o jakieś zajęcie. Są

przewidywalne propozycje od ludzi, których ledwie znam: zrób scrapbook swojej

background image

drogi; napisz list do siebie za rok; wyhaftuj monogram na bożonarodzeniowej

skarpecie – i pomysły od kumpli: zbuduj wieżę Eiffela ze zużytych igieł (Alex);

sprzedaj swój stary szpik na eBayu (Matt); namów pielęgniarki do występu

wpornosie(Evan).NajmniejodpychającapropozycjapochodziodRickiego,teżfana

EmmyWatson:zróbsobiemaratonHarrychPotterów.Fajne.

Mia nie skomentowała. Nie żebym na to liczył. Co trochę odświeżam jej stronę,

mając nadzieję, że napisze coś o szpitalu, o głupiej kostce, czy choćby o pogiętym

chłoptasiu-Heldzezpokojuobok.Alejejprofiltchnienienaturalnąwesołością,także

ażoczyboląodoglądania.Jejostatnipostzzeszłegowieczorubrzmi:

Wciążczilauciknapołudniu.MaktośbiletynaFutureMusicFestival?

Czytamprzytykijejkumpelekoseryjnymseksie.Niktniepytaojejnogę.

Czy nie zdają sobie sprawy, jak bardzo mylą się na temat jej życia? Jak chora

i smutna jest Mia? Założę się, że jedyny, który wie, jest teraz właśnie z nią, ale nie

zostaje długo. Słyszę, jak drzwi otwierają się i zamykają, potem widzę Rhysa

w korytarzu, z pustymi rękami. Minutę później dostrzegam go przez moje prostokątne

okno, gdy wyłania się z wejścia głównego siedem pięter niżej. Wskakuje do auta

zaparkowanego w zatoczce dla stających na czas do pięciu minut. Potem znika,

zostawiajączasobąszpitalzjegochorobamiisiedemnastoletniądziewczyną,płaczącą

cichutkowpokojuobok.

Toboleśniejszeniżjakikolwiektekstdziewczyńskiegopopu.

Gdybymmógłwstaćiwejśćdoniej,zrobiłbymto.Przynajmniejtakmyślę.

Wszedłbym tam i usiadł na łóżku. Pogłaskałbym ją po plecach. Otoczyłbym ją

ramieniem–myślę–jeślibychciała,takjakMamamnieprzytulała.

Ale jestem zamknięty w tym pokoju, przygnieciony odgłosami smutku, których nikt

innyniesłyszy.

***

Mamawracazzakupówiwręczamikubraczeknadzbanekznausznikami.

background image

–Cotomabyć?

–Sprzedawcawsklepiepowiedział,żetotrendy.IżeBurtReynoldsbytozałożył.

–Kto?

Przewracaoczami.–Aktor.Nowiesz,Mistrzkierownicyucieka.

Czytosiędziejenaprawdę?

–Przecieżtobyłtwójpomysł–mówi.

Mam ochotę zwymiotować do kubraczka, ale Mama naciąga mi go na głowę. Cofa

sięokrokipatrzynamnie,jakbymbyłjakimśgraffiti,którestarasięodcyfrować.

–Czytengejowskikowbojniemiałtakiegowtymfilmieogórach?

–Toniecałkiemtakiwygląd,ojakimichodziło,Mamo.

– Cóż, musisz popracować nad swoimi umiejętnościami rysunkowymi. – Gniecie

kartkęzmoimszkicemkapeluszaiwrzucadokosza.–Zresztądlaczegonie?Przyniosę

ci tu trochę owoców… ułożymy z tego martwą naturę. I kupię ci Rysowanie dla

żółtodziobów.

Mamatestujemojącierpliwośćbardziejniżzwykle.Przychemiiniebyłotakźle–

mogliśmy znieść pięć dni razem, wiedząc, że po powrocie do domu będziemy mieć

pięć dni swojego własnego życia. Ale miesiąc we dwójkę na klaustrofobicznej

powierzchni?Tylkowłosdzielinasodhisterii.

–Poznałaśtęnową?–pytam,mającnadzieję,żeupiekędwiepieczenienajednym

ogniu.

–Chybaniejestjużtakanowa–Mamaprzyczepiasiędodetalu.

–Dziewczynęznanąuprzedniojakonowa.Mię.

–Mię?

–Jestwpokojuobok.Możeszpowiedziećjej„cześć”odnas.WeźzesobąScrabble.

Mamaprychanatęmyśl.

–Tochociażkrzyżówkę–mówię.

–Niewyglądamina…krzyżówkowiczkę.

Na sympatyczną, ma na myśli. Herbatolubną, drożdżówkożerną, wesołkowato

uśmiechniętą jak większość pacjentów i ich „bliskich osób”. Dziewczyna ma muchy

wnosie–takmyśli–dorasta, buntuje się i nie panuje nad sobą, jak Bec, gdy była

wjejwieku.

background image

–Możejutro–mówi.–Wieszco?Dobrzeciwtejczapce.

–Podajmidrutdorobótek.

ZamiastdrutuMamapodajemimiskęlodówwaniliowo-toffiowych.Jemje,mimoże

wydająsięsłodszeniżpowinny.Alezawszetojakieśzajęcie.

Ze słuchawkami wetkniętymi w uszy przesłuchuję swoje nowe płyty, wybierając

piosenki,którewypaliłbymdlaMii,gdybymmiałodwagę.

Jeszczepięćdni.

***

Wychodzęztoalety,niespuszczającwody,ipodchodzęnapalcachdołóżka.

ZałączamiPadaiprzebiegamprzezlistęblogówpacjentówzcałegoświata.Zawsze

zadziwia mnie to, że ludzie wywnętrzają się tak przed globalnym, niewidocznym

audytorium. Ładują swoje łyse zdjęcia albo bolesne poezje w rymowanych

dwuwierszach.Alboskładająobietnicebogomtakiejczyinnejreligii.Sąodważniczy

tylko znudzeni? Czytam nawet ich modlitwy. Gdy wiem, że nie tylko ja siedzę

wzamknięciu,czujęsięprzeztomniejsamotnyotrzeciejwnocy.

Śledzę rozwój sytuacji u pełnych nadziei i u pozbawionych nadziei, u zwycięzców

iuprzegranych.Ailekroćczytamoczyjejśśmiercinabiałaczkę,pojawiasięmroczne

poczucieulgi.Nigdynieprzyznałbymsiędotegoprzednikim–iczujęsięjakostatni

skurwiel – ale ich śmierć pomaga mi wierzyć, że jakimś kosmicznym sposobem

podnoszą się szanse mojego przeżycia. Ktoś inny skusił na planszy. To znaczy, że ja

jestembezpieczniejszy,prawda?

Nie znam tych ludzi i nie chcę, by umierali, ale dzięki nim moje szanse

przedstawiają się lepiej. Muszę wierzyć w matematykę. Mama chrapie obok mnie

trzydziestądrugąnoczrzęduichoćpotrafimniezirytowaćjakniktinny,niemogęjej

zawieść.Potrzebnejejmojemęstwo.

Czytam blogi rodziców, których chore dzieci są zbyt małe, by mogły pisać same.

Czytampanicznelistynaforachodludzi,którzydowiedzielisięzbytpóźno,takżenie

majuższansynachemięczyprzeszczep.Znówczuję,żemisięudało.Azarazpotem

wyrzucamsobietouczucie.

background image

Naglewidzęjąwdolemojegoekranu.Jesttylkomałązielonąkropką,zerkającąna

mnie–błyskającąwciemnościplanetą.Jakbymnieśledziła.

Nietylkojanieśpię.

Zielonakropkaoznaczastart.Powinienemzacząć?

Aleonapiszepierwsza.

Mia:Helga?

Zac:Tuzac

Mia:Nieśpisz?

Zac:Jakmyślisz?

Mia:Notak

Niemogęusnąć.

Zac:Toprzekleństwo3godziny

Mia:Przekleństwo?Jesteśnaprochach?

Zac:tylkowizolacji.Starczyżebyześwirować

Mia:Helgaczujęsięgówniano

Zac:Tonormalne.Odchemii.

IjestemZac…takprzyokazji

Będzielepiej.

Dodaję.Apotem:

Zac:Ztobąbędzielepiej

Mamnadzieję,żetoniebrzmijakpustaobietnica.

Mia:jasne

Zac:napewno

Mia:Aztobą?

Jejpytanietrafiamniejakstrzała.Macelnąrękę.

Zac:Jużprawiejestdobrze.FabrycznienowyszpikHelgi.

Mia:wyglądałeśnaprawdękiepsko

Głowaopadamigłębiejnapoduszkę.Marację.Przynajmniejuczciwietomówi.

background image

Zac:Chemia,steroidy.Braksłońca.

Mia:Więcnieumrzesz?

Słowona„u”wyskakujezekranu.Wszyscyinnigotuunikają.

Zac:Nie

Mia:Todobrze.

Comamnapisaćwodpowiedzi.Dziękuję?

Zac:Nowyszpiksięprzyjął.

Obojeterazzdrowiejemy.

Mia:Codziejesięzczyimśfacebookiemkiedyumiera?

Zac:Niewiem…

Mia:Gdzieidąprofilezmarłychludzi?

Zac:MusiszspytaćZuckerberga.

Mia:Kogo?

Zac:Bogafacebooka.

Mia:Gdzieidąichinnerzeczy?

Telefonykomórkowe,muzykazipodów?

Wyobrażamsobiegórytelefonów.Piosenkizapomnianewchmurach.

Zac:Dlaczego?

Mia:KUREWSKANUDA.JaktymożeszZNIEŚĆtomiejsce?

Zac:niemamwyboru.Pomagasen.Seinfeld.Współczesnarodzina.

Mia:Włożylimiruręprzeznosizatkałasię.

Zac:niejesz?

Mia:wszystkosmakujejakzwędzarni.

czekoladajestjakwosk:(

Zac:Zrobilitostyzseremisosempomidorowym.Klasykapochemii.

Poczekaj,żebysernajpierwtrochęostygł

Mia:tysięnienudzisz?

Zac:dostajęszału.32dniwtymsamympokoju

Mia:?!!!

Zac:Tkwiętuod18listopada.Aletojużprawiekoniec.Dlaciebieteż.Zaliczone2cykle.

Mia:3przedemną:-(

Zac:tylko5??Szczęściara

background image

Mia:Szczęściara????

Zac:wielka.Niewiesz?

Chyba musi przecież wiedzieć? Pacjentki w jej wieku z mięsakiem kości mają 80-

procentowe prawdopodobieństwo przeżycia, ale u niej jest 90 ze względu na

umiejscowienie.Jeżelirakasiępowstrzymaiguzzostaniewycięty,będzie95procent.

Czyonaniezdajesobiesprawy,cotojest95procent?

Zamiasttegopiszę:

Zac:Jesteśnajwiększąszczęściarąnaoddziale

Mia:Szczęściara=wygranawlotto

Zac:Notopowinnaśkupićlos

Mia:Dowcipniśzciebie

Zac:takwszyscymimówią

Mia:Niedowcipnićhaha,tylkodowcipniśhmmm

Dobraśpiąco.Dzięki

Zac:Zawszedousług

Mia:DozoHelga

Zac:Zac!

Słychaćcichestuknięciewścianę,któremogłobyćprzypadkowe.

Wyłączam iPada. Pokój pogrąża się w mroku, ale nie ma mowy o spaniu. Nasza

rozmowaodtwarzasięwmojejgłowierazporazjakpiosenkanastawionanarepeat.

Niejesttoidealnapiosenka,alenapewnopostępwstosunkudoLadyGagi.

Miajestdowcipnanasposóbhaha.

Leżę w łóżku, myśląc o rzeczach, które napisałem, i o tych, które napiszę jutro

otrzeciejwnocy–wgodzinie,kiedyzwykłeregułyświatazostajązawieszone.

background image

8

ZAC

Jestemterazstraszniegorący.

Ponad39,5stopnia.Totylenatematmojegoidealnegowykresu.

SprzątaczkiwywalająwszystkierzeczyMamy:pudełkalodów,okularydoczytania,

krzyżówki.Nawetkalendarzwylądujewworkuzniebezpiecznymiodpadaminajakimś

specjalnymwysypisku.Mójpokójzostałopróżniony,wyszorowanyiwysterylizowany.

Mama też pojechała. Dr Aneta kazała jej zabrać swoje przeziębienie nieznanego

pochodzeniazesobądodomu.ZadzwoniłTatapowiedzieć,żetuprzyjedzie,alegood

tego odwiodłem. Ten pokój jest za mały dla niego. Zaoferowała się Bec, ale nie

zniósłbym gdyby złapała jakieś świństwo w ciąży. Poza tym po co? Nie zapewniam

nikomurozrywki.

Płytki zeszły mi do 12, neutrofile do 0,4, a hemoglobina do 8. Całkowita liczba

krwinekbiałychspadłanałeb,naszyjędo0,8,aleczujęsiętakźle,żenicmnietonie

obchodzi.Siedzębezwładnienaróżowymfotelu,podczasgdyVeronicaścielimiłóżko.

Prześcieradłaprzemokłyodnocnychpotów.Znowu.

To tylko przeziębienie. Zwykłe durne przeziębienie, ale mój organizm jest zbyt

żałosny, żeby samemu móc je zwalczyć. Przewód od mojego broviaca prowadzi do

pojemnikówzdwomaantybiotykami.Sikamdoworków,którepotemwynosząsalowe.

Trzymam zaciągnięte żaluzje, nie odróżniając dnia od nocy. Wszystko jedno.

Psychodelicznewidzenianawiedzająmnieweśnietaksamojaknajawie,supłającsię

zsobą.Byłyjużtylkoczterydni.Jakdawnotemutobyło?

Zapomniałemjużotejkołdrzezmęczenia;jakonaprzygniata.Zapomniałemopotach,

odreszczachiniekończeniusię.PielęgniarkiproponująmiCallofDuty,aleniemam

siły.Nieinteresujemnietelewizjaaniinternet.

background image

– Dobrze, że tak się stało – przekonuje Nina, trzymając mi rękę na ramieniu. – To

lepiej,żetwojebiałekrwinkidostałyłupniatu,anienazewnątrz.

No,ruszsię,Helga.Pokażtrochęcharakteruiwalcz.

***

Potem, gdy nie mogę już dłużej spać, przyciągam do siebie iPada i załączam go.

Światłoekranuoślepiamnie.Minęłatrzeciawnocy.

Na mój profil na Facebooku spadł grad dobrych życzeń. To tylko przeziębienie

chcęwszystkichpowiadomić.–Niemastrachu.Alebrakmienergii.

Mia:Helga?

Widzę,jakjejimiępojawiasięwczacie.Niewiedziałem,żetujest.

Zac:Zac

Mia:OK?

Niemuszęjejokłamywać.Jestjakjest.Onachceznaćprawdę.

Zac:taksobie

Mia:Mówiłeś,żewyjdzieszjużdotejporydodomu.

Zac:Złapałemprzeziębienie.Telepiemniejakniewiemco

Mia::-(

Zac:lekarstwazaczynajądziałać.

Jaktwoja3runda?

Mia:Tojuż4

Cholera.Jakdługojestemchory?

Zac:jesteśwdwójce?

Mia:tak

Zac:cześć

Mia:cześć.Wesołychkurdeświąt

Zac:Todzisiaj?

background image

Mia:4dnitemu.

Zac:O.Wesołychświąt

Mia:czujęsięszambiasto

Zac:też

Mia:jakbymssałatrutkę

Zac:normalka

Mia:tak?

Zac:tominie.wszystkomija

Przypominamnamobojgu.

Mia:Niechcęumrzeć

Kursor mruga, czekając na mnie. Bez mamy śpiącej na fotelu obok nie muszę się

spieszyć.Unikamliterówek,unikamwyświechtanychsłów.

Zac:Nieumrzesz

Mia:Mamtylko17lat

Zac:Nieumrzesz

Mia:dzisiajumarłakobieta

Zac:Kto?

Mia:niewiem.Zdziewiątki

Zac:Jakinowotwór?

Mia:niewiem.Byłastara

Nigdy nie słyszałem, żeby tu ktoś umarł. Do śmierci dochodzi zwykle w przytulnym,

domowym środowisku, po tym jak szpital przekazał już pacjenta rodzinie, opiece

paliatywnej, Bogu czy komukolwiek innemu, kto chciał słuchać. Umierający mają

zatroszczyć się o testament i wybrać pieśni na swój pogrzeb, pożegnać się ze

wszystkimi i wejść do własnego łóżka w otoczeniu najbliższych. To musiało być coś

niespodziewanego.

Mia:Byłotammnóstwoludzi.

Zac:widziałaś?

Mia:przezokienkowpokoju

Pielęgniarkistaływkorytarzu.

Tomusiałobyćzarazpo…

background image

Byławychudzona.Ludziepłakali

Pozwalamjejmówićdalej.Tonajwięcej,cokiedykolwieknapisałanaraz.

Wydajemisię,żesłyszęstukaniejejpalcówwklawiaturę.

Mia:widziałeśkiedyśmartweciało?

Zac:człowiekanie.Ty?Przedtem?

Mia:Mojąbabcięnapogrzebie.

Śmiałamsię,bozrobilijejzłymakijaż.

Naustachmiałaróżowybłyszczykimyślałamtylkojakdługoonsięutrzyma.

Dłużejniżjejusta?

Ileczasutrzeba,żebykolczykizperełkamiodpadłyjejoduszu?

Zac:Śmiałaśsię?

Mia:Miałam8lat.

Wszyscy moi krewni wciąż żyją: czwórka dziadków, dwóch wujków, ciotka, druga

ciotka, czterech kuzynów, brat i siostra. Nigdy nie byłem nawet na prawdziwym

pogrzebie.

Zac:Wprzedszkoluchłopiecutonąłprzyzaporze.Przedszkolankapowiedziała,żeprzeniósłsię

dolepszegomiejsca.Myślałem,żechodziłojejoMcDonalda.

Mia::-)

Ciekaw jestem, jak wygląda Mia z uśmiechem na twarzy. Nie upozowanym, jak na

zdjęciach z Facebooka, tylko prawdziwym, niedbałym, przytulona do poduszki

wśrodkunocy.

Mia:podnieśszybko

Zac:co

Ostry dźwięk przebija ciszę, dwa, trzy razy, zanim strącam telefon przymocowany do

ściany.Nigdyniesłyszałemdzwonkawewnętrznejlinii–wszyscydzwoniądomniena

komórkę.Trzymamwrękuwielkąsłuchawkę,niewiedząc,cozniąpocząć.

–Helga?

Przełykamślinę.–Zac.

background image

–Czymożemy…sobiepogadać?

–Tak–mówięjej,chociażgardłomamopuchnięteiobolałe.–Możemy.

–Wierzyszwduchy?

Jaktomożliwe,żezadajepytania,którewszyscyinniomijają?Czydlatego,żewciąż

jesteśmy,wzasadzie,sobieobcy?Amożedlatego,żejest3.33inormalnezasadysię

nieliczą?Oddechmiświszczy.

–Hm…niewiem.

–Takczynie?

–Nie.

–Wniebo?

–Nie.

–WBoga?

–Nie.

–Nie?

–Tytak?

Robi przerwę, w której słyszę, że jej oddech też świszczy. – Mogę ci coś

powiedzieć?

–Mów.

–Kiedytakobietaumarławpokoju9,byłojeszczecoś…wkorytarzu.

–Co?

–Coś,czegoniemogłamzobaczyć.

–Duch?

–Niewiem.Tobyłotak…byłotak,jakbytastaruszkastałaobokmnie.Jakbyona

teżtowszystkooglądała.Przestraszyłamsię.

Wiem wszystko o śmierci. Wiem, że w Australii co 3 minuty i 40 sekund umiera

jeden człowiek. Wiem, że jutro umrze 42 Australijczyków z powodu papierosów,

prawieczworonadrogachiprawiesześciorowsamobójstwach.

Wnadchodzącymtygodniu846umrzenaraka:156narakapłuc,56narakapiersi,

30naczerniaka,25naguzymózgujakuCama.A34mabiałaczkę,takjakja.

Googlemówimiwszystko,copotrzebawiedziećnatematśmierci,oprócztego,co

jestdalej.

background image

Comogępowiedziećoduchuwkorytarzu?Jakmogęjejprzekazać,żetobyłatylko

jej wyobraźnia i nic więcej? Kiedy byłem mały, wierzyłem w Jezusa i Świętego

Mikołaja, spontaniczne samospalenie i potwora z Loch Ness. Teraz wierzę w naukę,

statystykęiantybiotyki.Aleczytochceusłyszećdziewczynao3.40wnocy?

–Helga?

Taknaprawdęchcęjejpowiedzieć,jakdobrzejestsłyszećjejgłos.–Jestem.

–Myślisz,żezwariowałam?

–Zależy.Cocidają?

–Czytoboli,kiedysięumiera?–pyta.

–Nie.–Wtowierzę.

–Janawetjeszczenieżyłam.

–Nieprawda.Żyłaś.Ijeszczepożyjesz.Przynajmniejdo84lat.

–Mimowszystko–mówi–gdybymumarła,cotojestzagłupipowód!

Wyjmujępastylkędossanianagardłoiwkładamdoust.–Jestwieległupszych.

–Głupszychniżguznakostce?

–Takichjakpodlewaniewodąchoinkizpodłączonymilampkami.

–Helga,tegoniktnigdyniezrobił.

– Trzydzieści jeden osób zostało porażonych w taki sposób prądem. I to tylko

wsamejAustralii.–Słyszęprzezścianęjejśmiechinagleznikacałamojachoroba.–

Wiedziałaś,żecorokutrzechAustralijczykówumiera,sprawdzającbaterienajęzyku?

–Niemożliwe.

– Tak. Dalej jest śmierć od automatów sprzedających. Zapamiętaj sobie na

przyszłość,żejeślipaczkachipsówutknieciwautomacie,maszpoprostuodejść…

–Cotypierdzielisz.

–Najbardziejpierdzącymsposobemnaśmierćjestutonięciewścieku.

–Noway.

–Wzeszłymrokunowojorczykwpadłdokadziześciekami.

–Shit.

–Tak,aróżnewypadkiwkadziachsądośćczęste.Sześciorohinduskichrobotników

wpadłodokadzizsosempomidorowym.

–Sześcioro?

background image

–Wpadłajednakobieta,potempięciuwskoczyłonaratunek.

–Wymyślaszto.

– Słowo honoru. Dochodziło do śmierci w kadziach z olejem, pulpą papierową,

piwem…

–Niemiałabymnicprzeciwkowpadnięciudokadzizczekoladą.

–Toteżjużzrobiono.NewJersey,2009.Dwudziestodziewięcioletnimężczyzna…

–Skądtowszystkowiesz?

–Miałemostatniodużoczasu.

Słyszęjejoddech,czekającnato,conadejdzie.

–Helga,gdybyśmógłwybierać…

–KadźzEmmamiWatson.

–Myślałeśotym?

–Oczywiście.Ty?

– Skoro czekolada jest już zajęta… kadź z gumisiami? Masz świadomość, że jest

tylkojednaEmmaWatson?

–Więcmusiwystarczyćwpojedynkę.

Miaśmiejesię.–Trzymamkciuki!

Monitorprzykroplówcebrzęczyobokmnie.Zapomniałem,żetujest.Przezostatnich

pięć minut nie było urządzeń, leków ani białaczki. Była tylko dwójka ludzi i kabel

telefoniczny między nimi. Chciałem, żeby polepszyło się Mii – nie wiedziałem, że

odbijesiętoteżnamnie.

–Mia,narakazapadacodrugiczłowiek–mówię.–Poprostuwcześniejusuwamy

gosobiezdrogi.

–Wolałabymztymzaczekać,ażsięzestarzeję.

–Mia?

–Tak?

–Używajpłynudoust.Jestpaskudny,alepomaganawrzody.

–Takmówiłypielęgniarki.

–Pomagateżssaniekosteklodu.

–Tak?

–Zaufajmi.

background image

Powiedziałemtoottak,aleonamilknie,jakbyzastanawiałasięnadtym.

–Dobrze.

background image

9

ZAC

– Jak się czujesz? – pyta Nina. To mój czterdziesty czwarty dzień, jak mi mówią. –

Radziszsobiebezmamy?

–Jestemjużdużymchłopcem.

Nina uśmiecha się i podaje mi cztery drażetki, dwie pastylki do ssania na gardło,

trzywitaminyiżelzpapainausta.Wyjmujetermometrzkieszeniiprzytykamidoucha.

Przezroztargnienietrzymagozbytdługo,wpatrującsięwjakiśpunktmiędzyłóżkiem

a ścianą. Wydaje się zmęczona. W jej włosach mały miś koala kurczowo chwyta się

gałęzi.

–Trzydzieściosiem?–zgaduję.

–Trzydzieścisiedemipół–mówi.–Nieźle.Dobrzesięczujesz?

–Aty?

–Ja?

–Wyglądaszfatalnie,Nina.

– Czaruś. Musiało ci się poprawić. – Zapisuje moją temperaturę i posyła mi

nieprzekonującyuśmiech.–Niemożeszsięjużdoczekaćnowegoroku?

–Musibyćlepszyniżten.

–Toprawda.Głowadogóry,Zac.

–Taktrzymam.–Aletojejgłowętrzebabypodnieść.

Jejręceporuszająsiębardzowolnowtrakciemycia.Potemwychodzi.

BezMamyobokmnieniemampojęcia,codziejesięnareszcieoddziału.NawetMia

zamilkła.Jawciążjestemzalogowany,aleonapozostajeoffline.

Na jej Facebooku roi się od postów z zaproszeniami na przyjęcia noworoczne.

Wciąż nie dostali sygnału, że nie wyjechała na żadne południe, tylko jest tuż obok,

background image

podpiętadochemiiipłynówfizjologicznych.Mianajwyraźniejwierzy,żeudasięjej

utrzymać te dwa światy osobno. Że jeżeli zachowuje raka w tajemnicy, to on nie

istnieje.

Opółnocysztuczneogniebijąwmojeokno,złoteiróżowesmugiśmigająisyczą.

Słyszęzoddalidźwiękiklaksonów.Wgłębioddziałueksplozjomotwieranychpuszek

towarzysząkrzyki.

PiszędoMii.

SzczęśliwegoNowegoRoku!

Alenieodpowiada.Nowyrokwtaczasięcichoimrocznie.

***

Status:Grypa0,Zac1.FYI:płytki48,neutrofile1000.

Todobrze.SzczęśliwegoNR.Możewyjdęstądwsobotę.

ProszęnawetNinę,żebyzrobiłamizdjęcie,ipozujęzdwomauniesionymikciukami.

Obrzękzszedłmiztwarzy.Wyglądamjaknowy–przebudowanyodszpikukości.

Ustawiam to zdjęcie jako moje profilowe, zastępując Helgę, i zaczynają napływać

komentarze.

Poddaję się Potterowemu testowi wytrzymałości. Osiem filmów pod rząd to

wyzwanie,któremumogęsprostać.

Prześladują mnie dwie rzeczy: inwolucja zdolności aktorskich Daniela

Radcliffe’a i ewolucja bajeczności Emmy Watson. Odkąd zaczyna się u niej

dojrzewanie, około Więźnia Azkabanu, następuje wykładniczy wzrost jej czaru.

WkońcówceInsygniówśmiercijestjużpoprostuboska.

Musiałazadziałaćjakaśmagia,bopodwóchdniachpalęsiędowolności.Lekarze

chwaląmojepostępy,wyrysowanenakarcieschodkamiodhaczonychptaszków.Czuję

się jak nowy, dzięki Heldze i częściowo też Emmie Watson. Gdybym wyszedł teraz

z tego pokoju i przeszedł się w tej czapce po ulicy, nikt by się na mnie nie gapił.

Byłbympoprostuzwykłymchłopakiemwczapce.Coprawda,zadyszanymizeskórą

background image

jakuwampira,aledziewczynomtosiępodoba,podobno.

–Cowciebiewstąpiło?–śmiejesięKate,kiedykończysięmojasesjafizjoterapii,

ajaproszęododatkowehantle.

Podobamisiępaleniewmięśniach.Podobamisięwciąganietlenudopłuc.Podoba

misię,żepowietrzeowiewamitwarz,gdyćwiczęnarowerku.

I podoba mi się stanie na własnych nogach przy oknie, przez które mogę widzieć

szerokiświatztaksówkami,karetkami,lekarzamiwychodzącyminapapierosaigośćmi

przychodzącymizbalonamizhelem.Wkrótceijaznajdęsięwtympełnymzarazków

powietrzuiniemogęsięjużtegodoczekać.Tenpokójmnieniemieści.

Cam przysłał pocztówkę. Wszystko świetnie u niego, pracuje trzy dni w tygodniu.

Pisze,żemaprzygotowanądlamniedeskę.

Bec przysyła mi naszą nową pocztówkę The Good Olive! Oliwa z oliwek i farma

agroturystyczna. Pisze, że urodziła się czwórka owiec i jedna alpaka, a na ostatnim

USGjejwłasnedzieckojestaktualniewielkościmango.

Lekarzepromieniejąnawidokwynikówmojejmorfologii.Wyszedłemztego.Nina

nieposiadasięzradości.

Tylko Mia nic nie mówi. Jej profil na Facebooku pozostaje lśniący

i wyszminkowany, jak zwykle. Jej koleżanki wklejają zdjęcia z imprez i przyjęć

noworocznych, omawiają już plany na bal maturalny w 12 klasie, z motywem

walentynkowym, który ma się odbyć za sześć tygodni. Wciąż traktują Mię jak kogoś

zwłasnegogrona.

Jajedenwiem.Słyszęjąwnocy.Czasamiwymiotuje.Czasamipłacze.Czasamirobi

toito,jednopodrugim.

Niebyłaonlineodtrzechdni,aleitakposyłamjejwiadomość.

Heja,sąsiadko

Próbowałaśtostazserem?Mamdużowięcejporadkulinarnychtakichjakta…

Czytałem,żewczorajjakiśHiszpanutopiłsięwkadzizklejem.Lepkasprawa…Pomyślałem,że

możezechceszwiedzieć:-)

Wychodzęwsobotęwięcniestukajpotemwścianę,chybażechceszsięzaznajomićzjakimś

staruszkiem.

Powodzeniaw12klasie.Przynajmniejbędzieszjąrobićtylkoraz.

Twójsąsiad

background image

Zac

ZielonakropkaMiiwybuchadoczatu.

Mia:Helga!

Zac:jużoddawnanie

Mia:wszędziesąwłosy.Całekępy.Napoduszce

Zac:tonormalne

Mia:nie,toNIEjestnormalne!Kurwawszędzie

Zaskakuje mnie to, że dopiero teraz. Ponownie patrzę na jej zdjęcie profilowe:

ogromnykapeluszprzeciwsłoneczny,poza,podkoszulkanaramiączkach,gęstebrązowe

włosy.Myślęowłasnychwłosach–dwamilimetrymiękkiegopuszku.

Zac:Odrosną.

Mia:mamstudniówkęza6tyg!!

Zac:notoplusjesttaki,żemaszojednozmartwieniemniej.

Mia:?!

Zac:Tylkomówię.

Mia:Uważasz,żetośmieszne,żemiwypadająwłosy?!

Zac:hmmmm,nie…alesąróżneodjazdoweperuki;-)

Mia:PIERDOLSIĘ

Tocioswbebechy,któregoniepotrzebuję.Palceodskakująmiodklawiatury.

Mia:Nabijaszsięzemnie?

Niemiałemzamiaru.Większośćludzitraciwłosy.Powinnasiętegospodziewać.

Mia:Uważasz,żetoJESTśmieszne?!

Potrafi pisać bardzo szybko – szybciej niż ja. Szybko jak szturchnięcia między żebra.

Oczywiście,toniejestśmieszne,alecomożnaporadzić?Jeśliczłowiekniepotrafisię

pośmiaćzsiebie,towszystkoniemasensu.

background image

Mia:MYŚLISZ,ŻECHCĘTAKWYGLĄDAĆ?

Zac:Myślę,żeniemaszwyboru

Mia:MYŚLISZ,ŻECHCĘBYĆŁYSAIPASKUDNA?JAKTY?

Co,docholery?

Mia:NIEŚMIEJSIĘZEMNIE!

Zac:Nieśmiejęsię

Mia:NIEPIER

Wylogowujęsię.Mojazielonakropkarozpływasięwbezpieczeństwie.

Rozlega się łomot w naszą ścianę i nie wiem, czy przeklina czy przeprasza. Nie

odpowiadam, nie jestem jej workiem treningowym. Buch! – odzywa się znowu

iprzewiercamnienawylot.

Wmoichmailachpojawiasięnieproszonawiadomość.

Przezjebanegorakastraciłamjużwakacje,świętainowyrok.Niemożemizabraćostatniej

dobrejrzeczy,jakazostała

NiezałożępierdolonejPERUKInaswojąSTUDNIÓWKĘ!!!Helga!

Helga?

Jajużniemogę

Helga

Jateż.WyłączamiPadaizwijamsiępodkocem.

Słyszę,jakrzygawtoalecie,inicmidotego.Niemamsiłydlanasobojga.

***

Przez moje prostokątne okno obserwuję strumienie, jakimi rozlewają się ludzie na

dole. Jedni płyną do wejścia, niosąc naręcza kwiatów. Inni wymykają się z pustymi

rękomazpowrotemnaulicę,wrzucająmonetydoparkomatuirozchodząsięwróżne

stronyparkingu,apotemrozjeżdżająsięgdzieśdalej.

Matka Mii zatacza kręgi, przystając przy niskim murku ogrodu na papierosa.

Wyglądazbytmłodonato,żebymiećnastoletniącórkę.Jesttakspłoszona,jakbymiała

background image

wkażdejchwiliuciec.

Prawdęmówiąc,tęsknięzaswoją.Wie,jakbyćoparciem,kiedytegopotrzeba,jak

skłonićmniedokrzyżówek,kiedymisięniechce.

MatkaMiizaciągasięporazostatnipapierosemikierujedowejścia.Minutępotem

przemykapodmoimidrzwiami.

Ciągnie za nią całe stado lekarzy – przynajmniej pięcioro – a to nie jest

poniedziałkowyobchód.Wyjmujęsłuchawkizuszuiprzybliżamsiędościany.

Słyszę, jak otwierają się drzwi pokoju 2. Buty ustawiają się w jakimś porządku

wśrodku.PotemprzebijasięprzezniejasnystukotszpilekdrAnety.

Ostatnim razem tylu lekarzy było w moim pokoju, kiedy babeczkami i uściskami

dłoni świętowaliśmy sukces mojej pierwszej terapii przed wypisaniem mnie do

realnegoświata.MożechemiauMiiskończyłasięwcześniejiniebędziepotrzebować

piątejserii.Możejestjeszczewiększąszczęściarą,niżmyślałem.

Ponaskoczeniunamniedwadnitemuniewysiliłasię,bynawiązaćkontakt,więcja

teżnie.Nibypoco?

–Jaktamuciebie,Zac?–Niezauważyłem,żeweszłaNina.

–Rozciągammięśnienóg–odpowiadam,odpychającsięodściany.

Pod spodniami od dresu moje nogi są blade i cienkie, ale jeszcze pamiętają, co to

znaczybiegać.

–MiałabymochotęzagraćwCOD.–NinazałączaXbox.

Wracam do łóżka. – Po tygodniach upokorzeń myślisz, że możesz mnie teraz

pokonać?

–Tomojaostatniaszansa.

Alepotrząsamgłową.–Jutro–mówię.Chcęposłuchaćprzemowy,którazaczniesię

zachwilęobok.Wątpię,żebydlaMiibyłybabeczki.Pewniecałypersonelzradością

sięjejpozbędzie.

Ninazałączamójtelewizor.–LeciTupotmałychstóp.Lubięto,aty?

Na ekranie pojawia się roztańczony pingwin, ale jego stepowanie nie jest dość

głośne,byzagłuszyćto,codziejesięwpokojuobok.Toniejestprzemowapożegnalna.

Niemahiphiphurra.

–Mia,posłuchaj.–Togłosjejmatki.

background image

Słuchaj,Mia.–DrAneta.

–Nie.

–Cosiędzieje?–pytamNinę,którastarasiępodkręcićgłospilotem.

Odpowiada:–Niedziała–iniewiem,czymanamyślipilota,czyterapięMii.

–Nie–powtarzaMiarazporaz.Ikroimisięserce.–Nie.

– Mówiliśmy ci, że była taka możliwość. Wiedziałaś o tym – mówi dr Aneta. –

Operacja oszczędzająca to standardowy sposób postępowania. Jedyny, który teraz

został.

–Dajciemiwięcej.

–Miałaśjużczterycykle.Więcejchemiiniespowodujeskurczeniaguza.Posłuchaj,

Mia…

–Mia,słuchaj…

Przyguzietakimjakjejoperacjatodobrerozwiązanie.Kiedyguzzostanieusunięty

inowakośćwszczepiona,statystykiMiiposzybująwgórę.Alegojeniesięnogibędzie

trwało wieki, dłużej niż sześć tygodni, jakie zostały jej do studniówki. Czekają ją

miesiącerehabilitacjiiblizna.

–Dziesięćdopiętnastucentymetrów–mówidrAneta.–Góradwadzieścia.

Nie miałbym nic przeciwko dwudziestocentymetrowej szramie na nodze, gdyby to

oznaczałowyciągnięciezemniecałegoraka.AleniejestemMią.

– Nie będziesz mogła przez pewien czas dźwigać żadnych ciężarów. Dostaniesz

wózek…

–Jakkaleka?

–Jakktoś,ktoprzeszedłoperację.

–Niepojadęnastudniówkęnapierdolonymwózku.Tomożetrochęzaczekać.

Gdyby działo się to w szpitalu dziecięcym, wokół stałby krąg empatycznego

personelu,mówiąctakierzeczyjak:Wiemy,żestudniówkajestdlaciebieważna,inie

chcemy, żebyś zjawiła się tam na wózku, ale na dłuższą metę poczujesz się dużo

lepiej.Abliznaniebędzietakastraszna.Załatwimychirurgaplastycznego.Poroku

niktnawetniebędziewidział.

Ale nie jesteśmy na oddziale dziecięcym, a ci lekarze nie są zainteresowani

wyglądem.DlategodrAnetasięśmieje–niezokrucieństwa,tylkozniedowierzania.

background image

–Mia,toniejestzabawa.Jeśliodłożymytonapóźniej,możeszstracićnogę.Albo

gorzej.

–Nieważne.

–Mia,musisz…–mówijejmatka.

AledrAnetawchodzijejwsłowo:–Wpisałamoperacjęnajutrorano.Imszybciej

tosięodbędzie,tymwiększąmaszszansęnauratowanienogi.Potembędzieszmusiała

jeszczebraćchemię…

–Jeszcze?

– Cztery serie dla bezpieczeństwa. Mogę to tak rozłożyć, żebyś miała przerwę na

studniówkę,alewózekbędzielepszyniżkule.Operacjajestodziewiątej,więcmusisz

jużodtejporypościć,zgoda?Czybędzieszchciałatabletkinasennenadzisiejsząnoc?

–Chcęinnegorozwiązania!

– Zostawię tu kilka, na wszelki wypadek. Jeśli będziesz potrzebować czegoś

silniejszego,zadzwońpopielęgniarkę.

To powiedziawszy, lekarze opuszczają pokój i przechodzą rządkiem pod moimi

drzwiami. Przez ścianę przedziera się jakaś muzyka, której nie rozpoznaję. Piosenka

jesttakgłośnaiostra,żewyganiazpokojutakżemamęMii.Widzę,jakminutępotem

wybiegazdrzwiszpitalasiedempięterniżej,kierującsięprostonaparking.

– Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak cienkie są te ściany – mówi Nina,

niechętniewyłączająctelewizor.–Mamjąpoprosićoprzyciszeniemuzyki?

–Odważyłabyśsię?

–Chybaniebardzo.

–Dobra–mówię.–Dajjejspokój.

background image

10

ZAC

Kiedygorejestruję,oddechjestsłabowyczuwalnynamoimkarku.Rękaopierasięna

moimramieniu.Zbytleciutko,bytobyłorzeczywiste.

Czytomisięśni?Alboczyprzyszedłpomniejakiśduchmimowszystko?

Z tyłu za mną unosi się i opada jakaś klatka piersiowa. Wydłużam oddech, aby się

zsynchronizować.Nieczujęstrachu.Jeślitoduch,jestdobry.Duchzmałymidłońmi.

Aleczyduchychodząwskarpetkach?

Tkanina dotyka mi pięt. Kolana wtulają się w moje plecy. Otwieram oczy

wciemności.

– Mamo? – Może to moja zaniepokojona mama przyjechała dzień wcześniej. Ale

wątpię,żebywśliznęłasiędołóżkakołomnie.

Dłońjestmniejszaniżmamy.Oddechprzypominamiwaniliowymilkshake.

Czujępulswmojejstopie.Dlaczegociałoczasemrobicośtakiego?Dlaczegojakaś

częśćciałaprzypomina,żekrewbijepodskórątakżewinnychmiejscachniżserce?

Potemuświadamiamsobie,żetojej.Jejpulsbijeprzezskarpetkęimówimi,żeona

teżjestżywa.

Jesteśmyokrycikocami.Dwomakocami.Jakdługojużtujest?

–Mia?

Śpigłęboko,zbytdaleko,bydoniejdotrzeć.Mamświadomośćwszystkichczęścijej

ciała,któreopierająsięomnie.

Wydłużamswójoddech,takżebybyłwolnyigłęboki.

Tylkotojest.

***

background image

Przeciągam się koło okna i zerkam na bezchmurne niebo, pod którym niedługo się

znajdę.Rozglądamsiępohoryzonciezeświadomością,żeMamajestjużwdrodzeiże

za pięć godzin będę podążał ku temu odległemu punktowi na południu, zostawiając

ceglane ściany za sobą. Wkrótce nie będzie już łóżka, które zgina się w trzech

miejscach,dzwonkadopielęgniarekiniebieskichkoców.

Koce.Sądwa.Idługiewłosynamojejpoduszce.

Przebiegaprzezemnieprąd.

Tosięzdarzyło. To była ona. Z mlecznym oddechem i palcami zawiniętymi wokół

mojegoramienia.Tobyłonaprawdę.

Pierwszy raz od czterdziestu siedmiu dni chwytam moją klamkę i przekręcam ją

zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Pociągam ją ku sobie i wyglądam na korytarz.

Jesttakdługi,żedostajęzawrotugłowy.Wysuwambark,potemcałąklatkępiersiową.

DostrzegamnieNina.–Zac!Wracajdosiebie.Niemiałeśostatnichbadań.

–Och,dajspokój,zarazjużwychodzędodomu.

–Tomożeszpoczekać.–Próbujeukryćkartędlamnie,którąwszyscypodpisywali.

Opuszczam gołą stopę na linoleum i przenoszę na nią ciężar ciała. Korytarz jest

szerszy i bardziej lśniący, niż go pamiętam. Czuję zapach tostów owocowych. Pod

ścianamistojąwózki,anaścianachwisząobrazki,którychnigdyniezauważyłem.

–Zac.

Alejaprzemykamjużwzdłużścianyzzasłoniętymioknamidodrzwiznumerem2.

Puk.

–Zac!

–Chcęsiętylkopożegnać.–Drzwiotwierająsięnaoścież,gdyjepopycham.

Pokój2możebyćlustrzanymodbiciemmojego,alejestzimnyipusty.Niemanawet

łóżka.JesttylkostacjadokującadoiPodainapis„Bezjedzenia”natabliczce.

GłosNinyodzywasięzamną.–Przenieśliją,Zac.

–Przenieśli?

– Przewieźliśmy ją na 6A. A teraz wracaj do swojej celi na ostatnie odliczanie. –

Próbujeobrócićmnie,aletrzymamsięframugidrzwi.

–Coto?–pytam.

background image

Ninaomiatawzrokiemcałypokój,zanimtrafianaprzedmiot.Podchodzi,podnosigo

iobraca.Plastikowabiedronkaodpadłaodspinkidowłosów.WdłoniNinyjesttylko

tanim,głupimowademzsześciomawklęsłymiczarnymikropkami.Widzę,żeNinajest

zbytzmęczona,zbytdobra,zbytmłodanato.

–Niesłyszałem,jaksięprzenosiła.

Ninawrzucabiedronkędokoszanaśmieci,apotemkładziemirękęnaplecach.

–Chodź,Zac.Zabierzmyciędodomu.

background image

CZĘŚĆ2

i

background image

11

ZAC

–…awtymrokuwędrujedo…ZakaMeiera.

Przestajęgryźć.Czytobyłomojenazwisko?

–Idź–mówiMama.–Wstawaj.

Evankopiemniepodstołem.–Dostałeśnagrodę,baranie.

Nagle dwieście par oczu wlepia się we mnie. Z improwizowanej sceny Macka

wywołujemnie,jakbymbyłmedalowympsiakiem.

–Takjest,Zac.Chodźtutaj.

Co,ulicha?

PatrzęnaBec.Nagroda?Zaco?Aleona,Mama,TataiEvanklaszczązewszystkimi

innymi.Przełykamresztkębułkiisosu.

Zawodnicy i rodzice chowają kolana, gdy przeciskam się na przód sali, zachodząc

wgłowę,cozrobiłemtakiego,byzasłużyćnanagrodęnazakończeniesezonukrykieta.

Złapałempiłeczkęzkrzesełkaturystycznego?

Jestempozaszpitalemodczternastutygodni,azagrałemprzeztenczasmożecztery

razy.Wszyscywidzieli,jakiebeznadziejnebyłymojerzuty.Zfieldingiembyłolepiej–

jeden raz, gdy piłeczka znalazła się metr ode mnie. A moje odbicia? Nawet nie

dopuścili mnie do kija. Prawda jest taka, że nie zasłużyłem na darmową colę, a co

dopieronapuchartrzymanywowłosionejręceMacki.

I nagle do mnie dociera: Wielki Duchem. Wyróżnienie przyznawane za morale

i „starania” w odróżnieniu od faktycznych umiejętności. Każdy powyżej dziesiątego

roku życia zdaje sobie sprawę, że to nagroda pocieszenia. Raz w życiu jestem

zadowolony,żeniedziejesiętonaoczachmoichdawnychkumpli.

Mackałapiemniewramiona,gdystajęnaostatnimstopniu.Ztejodległościwidzę

background image

kropelkipotunajegoczoleiwilgotneelipsynakoszulipodpachami.Tożenujące,jak

siętymtremuje.

Obraca mnie przodem do wszystkich, trzymając mnie, jakbym miał umknąć. Pełne

współczuciatwarzewgapiająsięwemniezentuzjazmem.

– Wielu z was może tego nie wiedzieć, ale Zac był sportowcem, który mógł pójść

w różnych kierunkach: futbol, koszykówka, piłka nożna, rugby. Kształt i rozmiar piłki

niemiałyznaczenia.Zaczawszewiedział,cozniązrobić.Zawszemiałzłoteręce.

Oczy zwracają się z poszukiwaniu moich rąk, więc wtykam je głębiej w kieszenie

dżinsów.

– Jego pasją był futbol, ale kiedy zaczął się czuć… nie tak dobrze… w zeszłym

roku…przekonałemgo,żebypoświęcałwięcejczasu„grzedżentelmenów”.Pamiętasz,

Zac?

Jakmiałbymzapomnieć?Futbolmniewykańczał,więcmusiałemzrobićcośinnego

zpopołudniami.Wgręwchodziłkrykietalbopływanie.Ktowybrałbypływanie?

–Złoteręce,szybkośćisercewielkiejakuPharaLapa.NawetgdyZacdostał…złe

wiadomości…mimotopojawiałsię.Kiedytylkomógł.

Macka nie nadaje się do tego. Przejdź już do nagród dla nowych – chcę mu

powiedzieć. I zaczynajcie desery; śmietanowe minitorciki powoli się rozpływają.

Jeżelizrzucijeszczebombęrakową,tozwiewamstąd.

– Ale on się zebrał w sobie, jak zwykle, i zademonstrował prawdziwą siłę

charakteru, na boisku i poza nim. Stawił się na treningu nawet w dniu swoich

osiemnastychurodzin,ztortemiwszystkim.Toprawdziwygraczzespołowy,naszZac.

ZrozkosząwepchnąłbymtenpucharwwielkągębęMacki,alenastępnesłowaitak

ztrudemzsiebiewykrztusza.

– Jesteśmy wszyscy z ciebie dumni, Zac. Nawet w szpitalu byłeś na Facebooku,

sprawdzałeś nasze wyniki i to ty nas zagrzewałeś do walki. Prawdziwy zawodnik.

Nikomutanagrodanienależysiębardziejniżtobie.

Wreszciejest–ostatni,sztucznykomplement.

Robięsarkastycznygestdwomauniesionymikciukami,chwytampucharizeskakuję

ze sceny. Wychodzę bocznymi drzwiami i idę dalej. Przebiegam przez rzęsiście

oświetlone pole do krykieta, półkoliste linie murawy piłkarskiej i obok słupów

background image

futbolowych,kierującsiępozaobrębboisk,gdziejupiterymnieniesięgną.Tamciskam

puchar najdalej jak mogę do ciemnego lasu, gdzie za dnia rowerzyści na góralach

wpadają w trawie na głazy i pieńki ściętych drzew. Jutro będą mieli jeszcze jedną

przeszkodędoomijania.

Pochylamsię,żebyzłapaćoddech.Każdywydechtoszybki,zimnycioswymierzony

wciemność.Oczyściłemsięzbiałaczki,mamnowyszpik,więcczemutomusisięza

mnąwlec?Wielki,kurwa,duchem?Niechcęwspółczuciainagródzlitości.Niechcę,

żebyrobionoszumwokółtego,żesięgdzieśstawiłem.

–Jeżelitakrzucasz,todziwięsię,żecokolwiekcidali.

Bec.Mogłemsiędomyśleć,żepójdziezamną.

–Macka…

–Mackatociołek.Wieszotym.

– Tak, ale jednak… – Pluję i ślina smakuje ketchupem. – Nie powinien był tego

mówić.Jachcębyćpoprostu…

–Normalny?

–Tak.

– Jesteś normalny. Jeśli nie liczyć rzucania pucharami na ścieżkę rowerową

iględzeniadosiebie.

–Tak,oprócztego.

–Chceszwrócić?Jestmusczekoladowy.

Kiedyś to był mój ulubiony deser, ale teraz uważa się go za zbyt ryzykowny dla

mojegoukładuodpornościowego,razemzdziesiątkamiinnychrzeczy,takichjakkogel-

mogel, twarożek, lody włoskie, wędliny, basen, sauna, kurz, alkohol. Nie wolno mi

byłowziąćnawetkiełbaskizrożna.

–Surowejajka–przypominamjej.–Niemogętegojeść.

–Totakjakja.–Gładzisiępobrzuchuzsiedmiomiesięcznymdzieciaczkiem.

Drugą ręką głaszcze mnie po plecach, podczas gdy biorę ostre hausty powietrza,

zadowolonyzmroku.

background image

12

MIA

Jestciemno.Bogudzięki.

Nie ma lamp ulicznych. Księżyc jest za chmurami. Nawet oświetlenie w kabinie

samochodujestzepsute.

Cieszęsię,żeRhysprzywiózłnaszpowrotemdoKing’sPark,naprzeciwmiejsca,

gdziepierwszyraztorobiliśmy.Wtedydaliśmysobiespokójzkinemipodjechaliśmy

tutaj.Podziwialiśmyrozsianeświecącepunkciki,aleniezadługo.

Dziś Rhys zaparkował przy drodze od strony lasu, przodem do drzew. To dobrze;

jestjeszczeciemniej.

Tej pierwszej nocy jego samochód pachniał świeżą skórą. Zmroziło mi mózg od

kończenia slurpee w pośpiechu, bo bałam się coś poplamić. Grało radio i kiedy

zaczęła się piosenka Gagi, Rhys uśmiechnął się i zdjął kapelusz. Spojrzał na swoje

włosy w lusterku, a potem przenieśliśmy się na tylną kanapę. Był tam koc, już

przygotowany.Jegobuttrafiłwlampkęwkabinie,którachrupnęła,nacozaklął,aja

sięzaśmiałam.Jegopocałunekbyłsurowyichłodny,colaimaliny.Jegozarostdrapał

mnie w szyję, piersi, biodra, pozostawiając czerwona wysypkę, która trzymała się

przezcałednie.

Dziś jest tacosami i aftershavem. Ściągam z siebie top i prowadzę jego rękę

wstronęmojegonowegobiustonosza.Przytrzymujętamjegodłoń,chcąc,żebywyczuł

kokardkę z koralikiem pośrodku. Przesuwam jego drugą dłoń na swój brzuch,

wsuwając jego palce pod moje dżinsy i potem głębiej, do skraju majtek. Chcę, żeby

zapamiętał,jakajestem.Boże,jakatyjesteśniesamowita–jęczałkiedyś.

–Czekaj.–Zatrzymujesię.–Myślę,żeniebardzo…

Rhys nie jest od myślenia. Jest od wzdychania, z plecami śliskimi od potu ma

background image

chwytaćistękaćnaeleganckichskórzanychsiedzeniach.–Ochrzciliśmy–oznajmiłpo

pierwszymrazie.–Samochód–dopowiedział,uśmiechającsięinaciągająckapelusz.

Ale teraz opiera ręce z powrotem na kierownicy. Wpatruje się w las, jakby nagle

stałsiępierdolonymbotanikiem.

–Cojest?

–Zerwaliśmyzesobą–mówi.

–My?–Toonpozwalał,żebywszystkiemojetelefonyszłynapocztęgłosową.To

onprzestałodpowiadaćnaesemesy.Myśmyniezerwali.Toonzwiał.

–Niemogę…

–Co?Przeleciećmnie?

–Nie.Tak.

Niemiałamzamiaruiśćdokońca,tylkotyle,żebygozainteresować.

–Uważasz,żeniejestemjuż…–Jakiegosłowamipotrzeba?Śliczna? Jebalna?

odtejpory?

–Nieróbmitego.

Łapię jego dłoń i pcham ją w dół swoich dżinsów. Chcę, żeby mnie chciał. Moja

drugarękaodpinamurozporek.Mimożewykręcasię,dotykamgotak,jaklubi.Chcę,

żeby zrobił się twardy i gorący w mojej dłoni na dowód tego, że jestem wciąż

podniecająca,żewciążpotrafiędoprowadzićgodojęku.

Aletosięniedzieje.Rhyschwytamniezanadgarstekipowstrzymuje,patrząccały

czaswlas.

–Tonieprzejdzie–mówi.

Śmiejęsię.Niełapieironii.

– Dupek. – Podnoszę swój plecak z podłogi i macam po tylnej kanapie, szukając

koszulki i lasek. Wkładam top przez głowę. – I tchórz. – Energicznie otwieram

drzwiczkiiwypadamwzimnepowietrzenocy.Kiedywstaję,mojekulechrzęszcząna

żwirze.

–Niebądźniemądra,Mia.Odwiozęcię.

–Dodomu?

–Togdzie?DoErin?

–Nie.–Niewracamtam.Jejmatkaszachujemniepytaniami,sądząc,żezgóryzna

background image

nanieodpowiedzi.

–Albodotejtwojejdrugiejprzyjaciółki–proponuje.–Tejchudej.

Nie oferuje swojego mieszkania na tyłach domu rodziców, mimo że

przeszmuglowywałmnietamkiedyśdawniej.Kiedyśdawniej.

– Pieprz się – mówię, obracając się i trzaskając drzwiami jego wymuskanego

samochodu.–Zresztąitakjestemzadobradlaciebie.

Uderzam w karoserię twardym końcem kuli. Luzuje się jakiś panel, więc uderzam

ponownie.–Zawystrzałowadlaciebie,Rhys.Wszyscytakmówią.

Mójmózgmniekoryguje.Mówili,niemówią.Wszyscytakmówili.

–Wciążjestemwystrzałowa,Rhys.Zajebista.

Wycofuje, a ja uderzam w samochód jeszcze raz. Chcę roztrzaskać mu szyby,

roztrzaskaćjegosamego.

Ziemia i żwir wystrzeliwują spod kół, gdy wyrywa do przodu, zostawiając mnie

zdwiemakulamiiplecakiemwciemnym,bardzociemnymlesie.

Todobrze,żejestciemno.Jesttakciemno,żeniewidzęnawetsiebie.

background image

13

ZAC

Niktniewspominaomojejnagrodziepodczasjazdysamochodemdodomu,adoczasu

gdy siedzimy przed telewizorem z miseczkami lodów na kolanach, to jest już

prehistoria. Podczas programu ogrodniczego Mama, Tata i Evan rozmawiają

o oliwkach. Jestem im wdzięczny za to, że zachowują się tak, jakby nic się dziś nie

stało;jakbywszystkobyłonormalnie.

Jak na zawołanie Bec daje mi sygnały przez drzwi. Jest piątkowy wieczór i trzeba

posprzątaćgówno.Madriverzaczepionyoleweramięimetalowątrójkęnaprawym.

Naciągam gumiaki i biorę latarki, a potem idziemy w snopach światła obok obu

domówisklepikuidalejwyłożonympłytkamichodnikiemdokojców,wktórychowce

i kozy zbijają się w wełniane skupiska, szykując się do snu. Bec kieruje światło na

samice,sprawdzając,czyktóraśniejestbliskorozwiązania.

Przenositeżświatłonakojecalpak,wktórympiątkazwierzakówśpizezłożonymi

podsiebieprzedniminogami.Pozostałetrzyprychająiodsuwająsięnabok.Najstarsza

alpaka,Daisy,porykuje.

Zawieszamy latarki na słupkach ogrodzeniowych, by oświetlić sobie ścieżkę. Bec

przymierzaswójkijdokilkukulekiustawiasięwpozycji.

Bobki kangurów świetnie nadają się do strzelania, suche i zwarte, nabierają

powietrza,nawetkiedysąświeże.Natomiastowceikozyzostawiająciężkie,wilgotne

kopczyki, które po uderzeniu rozpryskują się na wszystkie strony. Golf owczym

gównem nigdy nie kończy się dobrze, dlatego zostawiamy je w kojcach przy ich

właścicielach.

Odchody dzikich kangurów złoszczą Mamę, bo znajduje się je wszędzie –

w kojcach, na progu sklepiku, w toaletach dla klientów, na ścieżkach wyłożonych

background image

kostką,podławkamiinagłównejalejce,prowadzącejzjednegokrańcafarmynadrugi.

Kanguryprzeskocząkażdypłotwposzukiwaniupożywienia,zostawiająctyleamunicji,

że co piątek mamy zajęcie z oczyszczeniem terenu przed przyjazdem turystów

wweekend.

CiążawpłynęłatrochęnapostawęBec,alejejswingpozostałpłynnyiszybki,także

posyła każdą kulkę nad kojcami daleko w gąszcz drzewek oliwnych poniżej.

Podejrzewam, że po cichu marzy o karierze profesjonalnej golfistki. Z miejsca

zostałaby ulubienicą mediów, odpowiadając na pytania o swój system treningowy:

tysiącbobkówtygodniowo.

–Evanbędziemiałzłamaneserce–mówi.

–Znowu?Skądonajest?

–ZFrancji.Widziałeśją?Dwadzieściajedenlat,miódmalina.

–TatazamiastmniezatrudniaFrancuzkidozbiorów?Wiesz,jaktowpływanamoje

ego?

–Jestjeszczesześciumłodychzplecakami,Zac.Onaniejestzaciebie.

–Przecieżnieodciąłbymsobieręki.

–Zalecenialekarskie.

Wszyscy w mojej rodzinie wykuli na blachę obszerny informator Przeszedłeś

przeszczep szpiku kostnego. Co teraz?, nawet Evan, którego lektury ograniczają się

zwykle do „Tygodnika zoologicznego”. Za sprawą tego informatora jestem na

dwanaście miesięcy odcięty od sportów kontaktowych, biegania, jazdy na quadzie,

pracyfizycznejiobsługiurządzeńmechanicznych.Szkolnezadaniadomoweuznajesię,

niestety,zadopuszczalne.

–Tozbieranieoliwek,Bec,niemotocross.

– Zresztą potrzebuję cię przy karmieniu. Tata będzie zajęty ze zbieraczami, a jutro

przyjeżdżacałahordaturystów.Pierwszydzieńferii…–dodaje,jakbyumknęłomito

zpamięci.Jakby.

– Jak mam poznać wystrzałową dziewczynę od oliwek, jeżeli będę się zajmował

bachorami?

–Roześlęszpiegów–mówi.–MabyćnawetjednazNiemiec.

–Nie.Zewzględunamójszpik,tobyłobyjakieś…kazirodcze.

background image

–MożebędzieWłoszka.AlbośliczniutkaKiwi.Zorientujęsię.–Podrugiejstronie

promieniazlatarkimojasiostrakombinuje.–Przydałbycisięmałynumerek.

Bec nie ma pojęcia o panującym już w moim życiu urodzaju dziewczyn. W szkole

jestem ewenementem – starszy o rok wraca powtarzać ostatnią klasę. Na lekcjach

wołają mnie do swoich ławek, żeby pomagać im w tematach, które powinienem już

znać. Ale chodzi o coś więcej niż naukę. Dziewczyny potrafią zwąchać bezbronność.

Widzę, w jaki sposób patrzą na moje blizny. Obchodzą się ze mną ostrożnie, jakbym

byłcałypokrytynalepkamiostrzegawczymi.Achtung.Fragile.

Alejanieszukamdelikatności.Aniwspółczucia.

Robię zły swing i bobek leci w bok, brzdękając na dachu kurnika i wzbudzając

trzepotskrzydeł.

–Mówiętylko:małynumerek–Becstarasięodczytywaćmojemyśli.–Toniejest

natwojejliścierzeczyzabronionych…

–Ustawkaprzezwłasnąsiostrę.Bomba.

– Ale musisz bardziej popracować nad swoją osobowością, skoro twoje

umiejętnościsportowespadłydozera.

Uderzam gówno z taką siłą, że śmiga w ciemność jak niewybuchnięty fajerwerk.

Wspaniałeuczucie.

–Poszczęściłocisię–mówiBec.

Potemopierasięofurtkęipozwalamisprzątnąćzradościącałąresztę.

***

Hej,Zac

Jakleci,chłopie?SpóźnioneżyczenianaOsiemnastkę.Życiejużwnormie?

Słuchaj,powinieneśzostaćelektrykiem.Pracatrzydniwtygodniutobajer.Walęwtenweekend

naWedgeIslandnacorocznątrasępopoligonie.Klasyka.

Moja2-metrowadeskawciążczeka.JakbędziesznastępnymrazemwPerth,musiszpopróbować.

Prezenturodzinowy.

Narazie

Cam

Stukam długopisem w jedną z naszych nowych pocztówek The Good Olive! Oliwa

background image

zoliwekifarmaagroturystyczna.ChciałbymmócnapisaćdoCama,żeżycieupływa

mijakwbajce,aleniemogę.

–Tomożezmienićróżnerzeczy–powiedziałPatrickostatniegodniawszpitalu.–

Byłeśuwięzionywtympokojuprzezczterdzieścisiedemdni…

–Trzydzieścitrzyzmojąmamą.

–Tak.Cojamówiłem?

–Zmiana.

–Właśnie.Mogłeśsięzmienić.

–Przyjrzyjsiętutaj…Czywłosynieodrastająminarudo?

–Zmienićsięemocjonalnie,Zac–powiedziałPatrick.–Nietylkofizycznie.

–Mambardzoemocjonalnystosunekdotego–zaśmiałemsię,gładzącsięrękąpo

głowie.–Dwarazybiałaczka,szpikzNiemiec,ateraznowonarodzonyrudzielec.To

niesprawiedliwe.

Potem pojawiła się Mama, wzięła torbę z moimi rzeczami i ruszyła. Winda

wysadziłanasnaparterze,gdziepodążyliśmyzazielonymistrzałkamidowyjścia.Na

zewnątrz dostałem zawrotu głowy od rozmiaru świata. Żadnych ścian! Zamiast nich

wolność. Samochody. Parkometry i pachołki. Światła uliczne. Ruch. Niebieska toń

oceanu. Osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Przez całą drogę mieliśmy z Mamą

otwarteoknawsamochodzieiniemogłemnawciągaćsiędośćpowietrza.

Kiedy samochód stanął wreszcie pod domem z nowym, ulepszonym szyldem THE

GOOD OLIVE! OLIWA Z OLIWEK I FARMA AGROTURYSTYCZNA, wyczułem

zapach kurzego gówna z pięćdziesięciu metrów. Był słodszy od wszystkiego na

świecie. Oczywiście pilnowałem się, by tego nie powiedzieć – mój stan umysłowy

pozostawał pod baczną obserwacją. Potem mój terrier Jack Russel rozszczekał się

ichciałmniepolizać,aleEvanutrzymałgoztyłu,podczasgdywszyscypokoleimnie

ściskali, a ja czułem się jak najszczęśliwsza, opita piwskiem Niemra, żyjąca

kiedykolwieknaZiemi.Itożyjącaporazdrugi.

Wróciłemdoszkoły,chociażprzesypiałempiątąiszóstąlekcję.Cieszyłemsięnawet

zpracdomowych,borozrysowywaniedanychdemograficznychianalizowanieplanów

gospodarczychoznaczało,żejestemnormalny,jakkażdyinnyuczeń12klasy,któryma

terminyisprawdziany,amojeżycieposuwasięnaprzódprostączarnąliniąodAdoB

background image

doC.

Dlatego nie chcę tych kwietniowych ferii. Bez szkolnego porządku czas wcale nie

biegnie jak prosta czarna linia. Czas robi różne numery. Może chachmęcić. Kiedy

najmniej się tego spodziewasz, może się zasupłać jak wielka guma. Może cię puknąć

w ramię. Jeśli tylko zechce, może wskazać na ciebie i rzucić cię w tył wprost do

pokoju1zigłami,wybielaczem,mdłościamiiMią.Mią.Shit.Gdzieonajest?Cosię

zniądzieje?

To pukanie w ścianę. Jej zagniewane, rozpaczliwe pukanie i niecenzurowane

pytania.

Czy odrosły jej włosy? Czy poszła na studniówkę w wózku? Czy zostawiła to

wszystko za sobą, tak jak powinna, śmiejąc się i flirtując w galeriach handlowych

wweekendy?Czypokazujejużswojąbliznęzdumą?Czyzapomniałaomnie,takjak

powinna?Takjakjapowinienemzapomniećoniej?

Aleniewiem,boniemajejnaFacebooku.Zanimpopowrociedodomuodbyłasię

KolacjaPowitalnaNaCześćZakaiznalazłemspokojnągodzinkę,żebysięzalogować

Śniło mi się czy przyszłaś do mnie w nocy? Lunatykujesz czy to było specjalnie?

Jak dziś poszło? – jej profil został skasowany. W pierwszej chwili myślałem, że

usunęła mnie z grona znajomych, ale kiedy szukałem jej nazwiska, zrozumiałem, że

nigdziejejniema.Wykasowałasiebie.

Jakmożnaposiąśćczyjeśnajgłębszesekrety,przesyłającjesobienawzajemwciszy

głębokiej nocy, a nie znać podstawowych danych, takich jak gdzie mieszka i jaki ma

numertelefonu?Jakżektośmożezniknąćztwojegożyciatakłatwo?

Obracam pustą kartkę pocztową w ręku. Co bym napisał, gdybym znał jej adres?

BrzmiałobytoniezobowiązującojakodCama:Pomyślałem,żemachnęparęsłówdo

ciebie…? Czy powiedziałbym jej więcej? Że normalne nie jest już normalne i nie

wiem, czy kiedykolwiek będzie. Że wciąż mam częściową kwarantannę. Że boję się

feriiwszkoleispędzeniadwóchtygodnisamemu.

Mamaotwieradrzwidomnie.Odczasuszpitalaniemajużzwyczajupukać.–Czy

chceszmiećprzyjęcie?

–Teraz?

– W przyszłym tygodniu. Zaprosiłoby się rodzinkę i twoich przyjaciół. – Grzebie

background image

w swojej salaterce powolnymi ruchami łyżeczki i już snuje plany. – Przyszliby

MatthewiAlex.IRick…

–Niemaich–przypominamjej.WyjechalidoPerthalbonawschóddopracyina

studia.–Czyniejadłaśjużlodów?

–Atwoinowikoledzyzeszkoły?Przyszliby,prawda?

–Zależyodtrunków.

Mama celuje łyżeczką w informator o przeszczepie szpiku, przypięty do tablicy

korkowejnadmoimbiurkiem.Alkohol–substancjazabronionanumerdwa.

–Dlanich–dodaję.

– To może samą rodzinę. Na grilla. Miło byłoby uczcić twój setny dzień, nie

uważasz?

Przyjęcietoostatniarzecz,jakiejchcę.Jeślimamyobchodzićstodni„normalności”,

czyniezatracamytrochęsensutegosłowa?

Zgadamsię,główniezewzględunaMamę,aletrochęteżnasiebie.Przyjęciemoże

oderwaćtrochęmojemyśli.

Odniej.

background image

14

MIA

Taksówkarz daje mi rabat, ale to nie jest rabat dla „odlotowej dziewczyny, na której

chcę zrobić wrażenie”. To rabat dla „inwalidy o kulach”. Rabat dla kogoś, komu

mascararozpłynęłasiępotwarzy.Litość.Cholera,przyjmęgo,skorooznaczasiedem

dolcówwięcejwkieszeni.Todlamnieważniejsze.

Naciskam dzwonek trzy razy i wycieram policzki rękawem swetra. Drzwi otwiera

tata Shay. Zakłada na nos okulary, spogląda na zegar na ścianie, potem lustruje twarz

wświetlelampkiprzeddomem.

–Przepraszam,panieW.,czyjestShay?

–Maya?

–Mia.

Kiwagłową,przypominającsobie.Minęłotrochęczasu.

–Blondynka.

–Tak.Podobasię?

–Bardzoładnie.Cocisięstało?–Patrzynakule.

– Kontuzja na meczu koszykówki. Głupia sprawa, prawda? Shay mówiła, że będę

mogławpaść.Gdybympotrzebowała.

–Dzisiaj?

–Tak.–Podnoszęwyżejplecak.–Wiem,żejestpóźno.Przepraszam.

Spoglądaznowunazegar,drapiącsiępobrzuchu.–Sąwdomu.

–Są?

Wzruszaramionami.–Koniecsemestru.

Cholera.ZShaybymsobieporadziła.Większagrupatocoinnego.

–Myślałem,żezrezygnowałaśzeszkoły.

background image

–Robiłamtylkoczęśćprzedmiotówdomatury.Resztębędęnadrabiaćwprzyszłym

roku…–Mamodpowiedźnawszystko.

–Więcwszystkoztobąwporządku?Niemaszjakichś…kłopotów?

Prycham,jakbytobyłjakiśżart.–Ja?

Gdybym zaczęła myśleć o kłopotach, w jakich jestem, padłabym trupem. Może

powinnam po prostu obrócić się na pięcie i odejść. Pojechać z kolejnym

współczującymtaksówkarzem.Tylkodokąd?

–Dobrze,wchodź–mówi.–Jestpóźno.

Na meblach w bawialni walają się ubrania, koce i dobrze znane mi dziewczyny.

Chloe jest na kanapie, a Erin i Fee leżą na materacach. Shay stoi przy telewizorze

z płytami DVD w ręce. Zastygają na zbyt długo, gdy wchodzę, szukając u siebie

nawzajempotwierdzenia.Jakieniewypowiedzianesłowakrążąmiędzynimi?Jakdużo

wiedzą?

Żałuję,żeniejestemduchem.Poprostubymstądwyparowała.Nienawiedzałabym

ich.

Shay upuszcza płyty na podłogę i przechodzi po materacach, żeby mnie uściskać.

Trzymającsiękuli,niemogęodwzajemnićuścisku.

–Mia,pamiętałaś.

***

MaratonfilmowynazakończeniesemestrutobyłpomysłShayimójwklasie8.Wtedy

byłyśmy tylko my dwie, opychające się Podsami, Twistami i gorącą czekoladą,

ipozwalałyśmydołączaćsięinnymdziewczynom,tylkojeślispełniałynaszekryteria.

ZupływemlatTimTamyzastąpiłyPodsy,adomlekadolewałyśmylikieruBaileys.Te

noce przechodziły do legendy, prowokując chłopaków do krążenia w autach po ulicy

i wykrzykiwania różnych głupot pod naszym adresem, żeby nas zawstydzić. To była

nagroda za dziesięć nudnych tygodni lekcji z nauczycielami, którzy rozsadzali nas

zdalaodsiebie.

W łazience Shay podaje mi wilgotną chusteczkę. Moje odbicie w lustrze wprawia

mniewszok.Wciążzapominam,żejestemkimśinnym.Mascaraschodzinachusteczkę.

background image

–Zaprosiłabymcię–mówi,sprawdzającswojebrwiwlustrze–alemyślałam,że

cięniema.Nieodpowiadałaśnaesemesy.

–ByłamuRhysa.Wiesz,jakionjest.

–WciążjeździszdoSydney?

–Jutro–mówię.–Ciotkanamnieczeka.Bioręautobus.

–Wiesz,żemogłabyśpolecieć?

Uśmiechamsiędoniej.–Itomabyćprzygoda?Pozatymwsamolociemusiałabym

pokazywaćlegitymację.

Shay przygląda się teraz mojemu odbiciu. – Bez ciebie nie jest już tak samo.

Wrócisz?

Wzruszamramionami.

– Pan Perlman mówi, że jeżeli zrezygnowałaś ze szkoły, twoja mama powinna

przyjśćicośpodpisać.

–Jużtozrobiła.Niemartwsię.

Z oczyszczoną twarzą kieruję się do pokoju, gdzie przearanżowano już materace

i śpiwory. Dziewczyny są w spodniach dresowych i t-shirtach, ale Chloe ma

podkoszulkę na ramiączkach i bokserki Petera Alexandra. Nogi ma opalone,

wytrenowaneiniebotyczniedługie.SchylasiępoTimTamzpaczki,potemwkładago

międzyzębyiposyłamiczekoladowyuśmiech.Kiedyśczuławobecmniezazdrość.

–Mia,możeszwziąćten.–Feewskazujerękązakończonączerwonymipaznokciami

namateracnajbliżejłazienki.OdkiedyFeedostajezaproszenianamaratonyfilmowe?

–Gdybyśmusiaławstawaćwnocy.

Stara się być taktowna. Ostatni raz, gdy ktoś zapytał mnie o moją kostkę,

powiedziałam,żebysięodpierdolił,apotemwyszłam.

ChloewsuwasięnamateracobokEriniobieustalająkolejnośćseansów.Komedia,

horror, komedia, romans, horror. Czujnie wychwytuję każde słowo, nie chcąc uronić

nawetszeptu.

–No,błagam!–Shayjestwciążwłazience,pociągającpincetąskóręnapoliczku.–

Pryszcz.Widzisz?

–Nie–mówię,pochylającsiębliżej.Nictuniema.

–JutrojestimprezauBrandona.Erin!–krzyczy.–Masztojakieśtri-cośtam?

background image

Śmiejęsię.Tozabawne.–Shay,tunicniema.

–NiepokażęsięuBrandonazpokiereszowanągłową.

Uciskasobiepoliczekizdajęsobiesprawę,żemówiserio.Erinprzybiegazżelem,

nakładając go i robiąc przy tym tyle zamieszania, jakby to była naprawdę sytuacja

ratującażycie.Jakbytomiałojakiekolwiekznaczenie.

Czujęsiętak,jakbympatrzyłaprzezszklanątaflę.Takwyglądadlanichżycie?Takie

byłodlamnie?

Czytojajestemrybką,czyone?

Przez całą noc cztery dziewczyny zmieniają pozycje na materacach i podają sobie

wkółeczkupaczkizjedzeniem.Jajemtylkosolonypopcorn–odcukierkówprzewraca

misiężołądek,aczekoladawciążsmakujemiwoskiem.

Chloezauważa.–Odchudzaszsię,Mia?

Odchudzamsię?Zapomniałamtosłowo.

–Niepowinnaś.Jesteśbardzoszczupła.–Shaymówitojakokomplement.

ZjadamwoskowatyTimTam,żebyuciąćtemat,potembiorędrugi.Mogęzjeśćkażdą

rzecz,byletylkoniezwracaćnasiebieuwagi.Mamnadzieję,żesięzamknąiskupiąna

filmach,alenieprzestająpaplać:TenPerlmanjestokropny;wstawięsobieimplanty;

nienawidzętychrozdwojonychkońcówek;JoeljestzadobrydlaBeth;chcęsobietu

coś wytatuować, ale nie wiem jeszcze, co; czy brat Chloe mnie lubi?; paznokcie

wciąż mi się łamią; czy widzisz mój cellulit? muszę zrzucić trzy kilo do studniówki

Brandona.

Ichrozmowysąprzerywaneśmiechami,pierdnięciami,prychnięciami.Czujęsiętak,

jakbym już przeżyła tę noc. Nawet film grozy, gdy w końcu go załączają, jest jakiś

przewidywalny.Tomabyćhorror?Nawetsiędoniegoniezbliża.

Toonesąrybkami–zdajęsobiesprawę.Widzęjewichnieskazitelnymakwarium,

pływające nieustannie w kółko. Kiedyś ceniłam naszą grupkę nad wszystkie inne,

strzegącnaszychżarcikówprzedwścibskimi,którzyprzyglądalisięnamzzazdrością.

Te dziewczyny – oraz kilku chłopaków, z którymi rządziłyśmy na ławce przed

budynkiemD–byłymoimświatem.Byłyśmyprawdziwe,głośneinieustraszone.Nasze

historiebyłyrytenadrewnianychdeskachtejławki.

A teraz to ja patrzę na to z zewnątrz i nie czuję zazdrości. Jak stracić trzy kilo

background image

wtydzień?Mogłabymimpowiedzieć,jakstracićtrzykilowdzień.Rozdwajającesię

końcówki – to jakiś żart? I kogo obchodzą jakieś pryszcze? Kiedy skóra na głowie

swędzitakjakmoja,nogarwiepulsującymbólem,apojedzeniuwciążchcesięrzygać,

przestajesz rozglądać się za nieistniejącymi pryszczami. Przestajesz się śmiać

znieśmiesznychdowcipów.Przestajesztraktować„szczupłą”jakokomplement.

Kiedyudaję,żeusnęłam,słyszęszeptynieprzeznaczonedlamoichuszu:Zaprosiłaś

ją? Dlaczego była taką suką? Próbowałaś tylko pomóc. Rhys zasługuje na kogoś

lepszego.NaprzykładBrooke.

Gdy kończy się film, a szepty zmieniają się w oddechy, sprawdzam komórkę. Jest

nowyesemesodMamy.

Wiem,żebyłaś.Brakuje130$zesłoika.Ustatkujsięalboodejdźnadobre.Koniec

zpodkradaniem.Wydoroślej!

Kasuję go i odkładam telefon. Czas pulsuje: 2.59. Trzecia w nocy. Zastanawiam się,

czy on też nie śpi. Zac. Już ponad trzy miesiące. Wystarczająco długo, żeby mógł

omniezapomnieć.

Mam nadzieję, że śpi. Mam nadzieję, że nie leży z otwartymi oczami jak ja, zbyt

zrozpaczony, by płakać. Mam nadzieję, że śpi tak głęboko, że nawet sny nie mają do

niegoprzystępu.

Kurwa, muszę pomyśleć. Plan A opierał się na założeniu, że moja mama będzie

normalnymczłowiekiem.PlanBzakładał,żemójchłopakokażesięmężczyzną.PlanC

obejmowałShayipozostałedziewczyny,którezawszeobiecywały,żezrobiądlamnie

wszystko.

TerazpotrzebnyjestmiplanD.Djakdesperacja.Djakdoalbodie.

***

Przed świtem przeciskam się ostrożnie między nimi. Czubkami kul znajduję miejsca

między gładkimi kończynami i pozginanymi dłońmi. Przestępuję nad długimi włosami

rozsypanyminamiękkichpoduszkach.Śpiąjakniemowlęta.Niejestemnaniezła.To

background image

nieichwina,żenicnierozumieją.

Przedostaję się nad nimi i kieruję się do kuchni. Przy mikrofalówce jest torebka,

a w niej czerwona portmonetka. W środku znajduje się przycięte zdjęcie wesołej

młodszejShayi200dolców.

– Przepraszam – szepczę. Kolejna ucieczka o poranku. Kolejny kleks na moim

imieniu. Tym razem będę musiała pojechać dalej. Naprawdę pojadę na wschód.

Ustatkujsięalboodejdźnadobre,jaknapisałaMama.

BioręautobusnaDworzecCentralny,potemkupujębiletnajdalej,jakmogę.Tomusi

wystarczyć,nateraz.

Jakaś kobieta ustępuje mi siedzenie z przodu. Wisi nad nim tabliczka: MIEJSCE

DLANIEPEŁNOSPRAWNYCH.Zajmujęje.

Mocno trzymam się swojego plecaka. W środku mam telefon z ładowarką, iPoda

i słuchawki, błyszczyk, mascarę, podkład, dwa t-shirty, spodnie od dresu, pięć par

majtek, dezodorant, prawo jazdy, 416,80$, tubkę żelu z papai, tubkę nawilżacza

zwitaminąEipółopakowaniaoxycortinu.

Autobustrzęsie,rozgrzewającsiępowoliiwwożącnaswzimne,niebieskiemiasto.

Nakażdejulicywidzęwszybieswojegoducha,którywpatrujesięwemnie.

Szkoda,żeniezapakowałamjaśka,żebymócoprzećsięookno.Szkoda,żeniemam

więcejśrodkówprzeciwbólowych.Szkoda,żeniemamwięcejpieniędzy.

Anajwiększaszkoda,żeniemamlepszegoplanu.

background image

15

ZAC

–Witaj,słoneczko.

Bec podaje mi wiadro i parę długich rękawic. Wiem, że powinienem je nosić

podczaspracyprzyzwierzętach,aleczymusząbyćróżowe?

Zauważamojąreakcję.–WolałbyśniebieskieTaty?

– O Boże, nie. – Oboje wiemy, gdzie one były. Stosunek Taty do opieki nad

zwierzętami jest porażająco bezpośredni. Biorę różowe rękawice, naciągam gumiaki

naspodniedresoweiidęzaBec.

Naszewiadradźwięcząodbutelekciepłegomleka,gdymijamykojcekóziowiec.

Większośćzwierzątjestjużrozbudzonaiskubiedobrodusznietrawę.

Głośniejsze powitanie czeka nas w stodole. W jednej klatce tygodniowe jagnięta

pobekują i przepychają się między sobą, zachłanne i zdesperowane. W innej

trzydniowe koziołki podrygują na tylnych nóżkach. Są głupiutko słodkie, z obwisłymi

oczami i zasmarkanymi noskami. Całe trzęsą się w oczekiwaniu jedzenia, na co

wybuchamśmiechem.Dlaczegośtakiegoniemalwartowyleźćzłóżka.

Becdajebutelkijagniętom,więcniosęswojekoziołkom,któretakmocnociągnąza

smoczki,żemuszęsięzaprzeć.Przezkilkaminutsłychaćtylkochórwilgotnegossania.

Tak,dlategowartowstaćzłóżka.Gdytylkobutelkizostająwydudlone,rozpętujesię

szaleństwomeczeniaibeczenia.

Aleptactwojestjeszczegłośniejsze.Odbezpieczamklapęiwypadająkoguty,piejąc

swojebluzginaświat.Syndromkurdupla–jaknazywatoBec,gdykrocządumnejak

pawie. W kurniku kurczaki trzepoczą skrzydłami i pokrzykują, jakby padły ofiarą

niepożądanego najścia, a nie uczestniczyły w zwyczajnym porannym rytuale.

Wyfruwają z zamknięcia, rozpierzchając się po stodole i trawie na zewnątrz, gdzie

background image

wydziobująresztkiziarnaisrająnaokoło,jakbybyłyusiebie.

Przechodzę od klatki do klatki, napełniając pojemniki świeżą wodą i rzucając

garściesiana.Nawetfretki,podgryzająceniemowlęta,możnałatwougłaskaćjedzeniem

iwodą.

W nocy były porody. Znajduję dwie nowe świnki morskie i cztery puszyste

pisklaczki.Byłateżśmierć–tygodniowykrólik,którypociągnąłdłużej,niżktokolwiek

się spodziewał. Wyciągam karzełka, a jego rodzeństwo od razu wypełnia puste

miejsce.

Przez ten rozgardiasz przebija się warkot silnika. To Tata jedzie półciężarówką,

ciągnąc przyczepkę pełną grabi, wiader, drabin i płacht podkładowych. Evan gna na

quadzie tuż koło stodoły, wzbijając w powietrze tumany kurzu, odchodów

izbulwersowanegodrobiu.

–Fajnerękawice–krzyczy,robipiruetquademiznikawstronęLeccino.Pokazuję

muróżowyśrodkowypalec,alezdajęsobiesprawę,żezamierzonyefektprzepada.Co

zafiut.

–Ignorujgo–radziBec.

–Niemusimidocinać.

Ze wszystkich prac na farmie zbieranie oliwek jest najlepsze. Oznacza całe dnie

kręceniasiękołoTatyipodróżnikówzprzezwiskamitypuDziubek,Słonko,Żyrafaczy

Małpiszon. Zbieranie polega na rozpinaniu siatek pod drzewami i czesaniu gałązek

grabiami, aż siatka zrobi się czarna od oliwek. Evan będzie popisywał się

pneumatycznymi grabiami, wystrzeliwując oliwki jak pociski w twarze nic nie

podejrzewających towarzyszy. Potem na czworakach będą wybierać drobne gałązki,

liścieizgniłeoliwki,dzielącsięopowieściamizcałegoświata.Wszystkodałbymza

to, żeby tam być, słyszeć pisk pierwszej dziewczyny, która pomyli bobek kangura

zoliwką,ikrzykpierwszegochłopaka,któregozaskoczyjaszczurkakołnierzasta.Chcę

widzieć, jak przyczepa zapełnia się raz za razem; spojrzeć na oberwany rządek

iwidzieć,cozrobiliśmy,apotemskończyćdzieńzobolałymimięśniami,nawiązanymi

przyjaźniami i dźwiękiem pracy przetwórni Oliomio ciągnącym się długo w noc, gdy

MamaiTatabędąsiedziećprzypanelukontrolnymzbutelkąwina,byuczcićpierwsze

tłoczeniewsezonie.

background image

Ale utknąłem tu z puszystymi zwierzakami i różowymi rękawicami. Przepatruję

sektory owiec w poszukiwaniu nowonarodzonych albo padłych, ale nie widzę ani

jednych, ani drugich. Takie i takie trzeba usuwać: małe przenosić z dala od zębów

łasychlisów;martweukrywaćprzedwzrokiemturystów.Wzeszłymrokubyłyskargi,

gdy rozhisteryzowane dziecko znalazło połówkę jagnięcia. Zwiedzający wolą, by

owieczkibeczały,nierozkładałysię.

Samochódprzyjeżdżaprzedczasem.Drzwitrzaskająidzieciakipopiskują.

–Powodzenia.–PrzekazujępałeczkęBec.Feriesątrudnedlawszystkich,zwłaszcza

zwierząt,ugniatanychjakpluszaki.

Ja kieruję się w drugą stronę, wyrzucając zdechłego królika na północny kraniec

farmy. PRZEJŚCIE WZBRONIONE – głosi tabliczka oddzielająca farmę od

sąsiadujących z nią zdziczałych zarośli. Mieszkający w Sydney właściciele tamtego

terenuzostawiligowstanie,wjakimgozakupilidwadzieścialattemu:gęstaplątanina

kuflików,buczyn,marriiżółtaków.

Kombinuję, że jeśli dostarczę lisicy trochę padliny, nie będzie jej tak ciągnąć do

żywych. Wiem, że mnie obserwuje. Na pewno już wywęszyła ciepłe ciało, które

trzymam przez rękawicę. Będzie z napięciem patrzeć – ma własne małe do

wykarmienia.

Ciekawjestem,czypotrafizwęszyćimnie,takjakdziewczynywszkole–nieśmierć

we mnie, ale słabość. Rany. Ciekaw jestem, czy czuje, że nie jestem tak silny jak

powinienem,zawieszonywpróżnimiędzychorobąazdrowiem.Achtung.Fragile.

Kiedy się pojawia, jest cicha i zwinna. Przygląda mi się bacznie, choć wie, że jej

nieskrzywdzę.Rozpoznaje mnie,potemcofa siętroszkę,robiąc misekcjęwzrokiem.

Wieomniewszystko,takczuję.

Rzucamkrólikawysoko.Lądujemiędzynami.

–Nojuż,bierzgo.Aletrzymajsięzdalaodkojców.

Chwytapadlinęikicamiędzyzarośla.Toprostatransakcja,nieobarczonażalemani

poczuciemwiny.Totylkołańcuchpokarmowywrealu.

Mówiono mi, żebym nie myślał o śmierci, ale to niełatwe. Informator doradza mi

recytowanie pozytywnych afirmacji. Pozostawanie w chwili bieżącej. Robienie

planów na przyszłość. Dostarczanie sobie zajęcia. Potrząsam ogrodzeniem, żeby

background image

usłyszeć,jakdźwięczy.

Jestzemnądobrze,mówięsobie.Mamwszystko.Takjakiona.

***

– A to tam dalej to jeszcze dziecko – w końcu dociera do mnie głos Bec. – Nie

powiedziałobysiętegopojegowyglądzie,aletoprzyjacielskiestworzenieołagodnej

naturze.Jadłobywamciasteczkazręki.

Turyściparskają,ustawieniwciasnejgromadzie.Dziecichichoczązdowcipu.

Bec uśmiecha się zadowolona. – Ale zalecałabym zachowanie dystansu. Jego

oddechmożebyćranonieświeży.

Teatralniedrapięsiępotyłkuizeskakujęzparkanu.Przechodzęoboknich,kierując

się do kojca emu, by zebrać trzy zielone jaja, które potoczyły się do płotu. Podaję je

Bec,poczympozwalamjejnadzorowaćkarmieniezwierząt.

– Trzymajcie dłonie płasko. – Słyszę jej głos dobiegający ze stodoły. Ściągam

różowe rękawice, wrzucam do kosza i idę do domu, mijając sklepik i kojec alpak.

WmojąstronęidzieMamaztacągorącychbabeczek.

–Chciałobycisięzrobićdwadzieściakubkówherbaty?

– Kusząca propozycja – odpowiadam – ale czeka na mnie Duma i uprzedzenie. –

Szkolnezadaniezangielskiegomożesięnacośprzydać.

–Więc?

–Niemogęztymgonić.ToniecośtakiegojaktwoichPięćdziesiąttwarzyGreya.–

Alemamajużniesłyszy,zostawiająctylkozasobąwońbabeczek.

Czasem samo to – jakiś zapach – wystarczy, by ściągnąć mnie do pokoju 1. Dłoń

owinięta wokół mojego ramienia i Mia wtulająca się w moje plecy. Jej waniliowy

oddechwśrodkunocy.

Stajęjakwryty.Oddychaj,nakazujęsobie.Pozostawajwchwilibieżącej.

Malutki kangurek podchodzi do mnie i węszy moje palce. Pokazuję mu pustą dłoń

i drapię go lekko za uchem, chociaż nie powinienem. Po chwili nudzi się mną

iodskakujewstronęstarejdrewutni,obwąchującjąciekawie.

Drewutnia zapchana od piętnastu lat bezużytecznymi gratami, jest strefą zagrożenia

background image

pełną starego sprzętu rolniczego i wszelakiego rupiecia pozostawionego przez

poprzednich właścicieli. Są tam szczury, zardzewiałe gwoździe i inne źródła ryzyka,

którychpowinnaunikaćosobazosłabionymukłademodpornościowym.

Wchodzędośrodkaiczekam,ażoczymisięprzyzwyczają.Maładrabinkakiwasię,

gdy na nią wchodzę. Widzę stamtąd sterty drewna, które przypominają mi zajęcia

zpracręcznychwklasie10.ZdesektakichjaktezbijałemstolikdokawydlaMamy.

Skończenie go zajęło mi półtora semestru, a potem zrobiłem jeszcze jeden na Boże

NarodzeniedlaBec.Marnujesiętudobrymateriał,aleilestolikówdokawymożesię

przydać?

W mojej głowie pojawia się inny pomysł: łóżeczko dziecięce. Bec jeszcze go nie

kupiła i wiem, że wolałaby ręcznie wykonany mebel. A najważniejsze, że łóżeczko

byłoby zadaniem ambitnym i czasochłonnym – to właśnie takie przedsięwzięcie,

jakiegomipotrzeba,bypozostawaćwteraźniejszości.

Byniemyślećoniej.

background image

16

MIA

Nieprzyjechałamtudlababeczek.

Zwierzęta są słodkie, ale nie przyjechałam tu też z ich powodu. Nie jestem

dzieckiem.

W sklepiku turyści maczają kostki chleba w płytkich miseczkach, podczas gdy

kobietaopowiadaopięciusmakacholiwy.Wyglądajakona,możetroszkęszczuplejsza

i z pofarbowanymi włosami. Wygląda na sympatyczniejszą niż w szpitalu, ale

oczywiście można oczekiwać, że chce być miła dla klientów. Przytakuje turystom.

Rzucazachęcającekomentarzenatematgłębiijasnościbarwyoliwy.Cholera,niepo

totuprzyjechałam.

Tak, myślę, że to matka. A Zac? Nie jestem pewna. Przeszedł już obok mnie, koło

emu. Nie bardzo mi się spodobały ze swymi paciorkowatymi oczami i mocnymi

dziobami. Ale on nie miał żadnych obaw; wszedł pomiędzy nie, a potem wrócił

ztrzemazielonymijajamiwswoichróżowychrękawicach.

Wyłożona kostką ścieżka prowadzi do furtki z wymalowanym ręcznie napisem

WSTĘP WZBRONIONY – TEREN MIESZKALNY. Zaraz za nią chłopak stoi przy

jakiejś szopie. Obok niego mały kangur. Czy to jest Zac? Włosy ma krótkie i ciemne.

Niespodziewałamsiętego.Wyglądalepiej,niżmyślałam.

Muszępodejśćbliżej,alejesttenWSTĘPWZBRONIONY.

Mogłabymzawołaćgopoimieniu.Alejeślitonieon?Wyjdęnaidiotkę.

Alemożetoon?

Chybatrochęzawysoki.Chociażwsumienigdyniewidziałamgonastojąco.

Jeśli zawołam go po imieniu i się odwróci, co mam krzyknąć dalej? Pamiętasz

mnie?Tę,którąokłamałeś?Nieobchodzimnie,czyktośtousłyszy.Obiecał,żebędzie

background image

dobrze,aniejest.

Aleonwchodzidoszopyiznikazoczu.

Za mną kierowca zbiera grupę turystów ze sklepiku. Idę z nimi. Kiedy próbuje

pomóc mi wejść do busa, odpycham go. Moje kule zostawiają błotne ślady na

wyściełanychdywanikiemschodkach.Czeka,ażusadowięsiębezpiecznienaprzednim

siedzeniu,iruszazparkingu.

Nieważne,czytobyłZac,czyniebył.ItaknienależałdoPlanuD.Tobyłtylkomały

skokwbokztrasy,byzrobićprzerwęwdługimdniu.

***

–Niemożesznatojechać–mówikierowcaautobusuwmieście.

Rzucambiletemzpowrotemwniego.–Kupiłamgodziśrano.

–Jestnainnątrasę–mówi,wydmuchującdymwbokodemnie.Dlaczegowogóle

palitakbliskoprzyautobusie?–Tobiletnakursbezpośredni.Niepozwalanarobienie

sobiedowolnychprzystanków.

Śmiejęsięzironii.Wtychdniachzaliczamsamedowolneprzystanki.

–Trzebabyłokupićodpowiednibilet,jeżelichciałaśsobiepozwiedzać.

– Nie chcę zwiedzać – mówię. – Nie chciałam. Jadę do Adelajdy. Tak tu jest

napisane.PrzezAlbany.Dzisiaj.

Rzucaniedopałeknaziemięiwdeptujegowchodnik.Niecierpię,kiedyludzietak

robią.Cosięmaztymnibystać?Cholerniemnietowkurza.

– Wchodź do środka, jeśli jesteś taka napalona, ale ja jadę do Pemberton. Tędy –

pokazuje.–NastępnydoAlbanybędziedopierojutro.

–Jutro?

– Powinnaś być w stanie pojechać na ten bilet, ale zadzwoń dowiedzieć się, czy

będziewolnemiejsce.Ferie.–Wzruszaramionami.–Maszpecha.

Przynajmniejwjednymmarację.

***

background image

–Maszszczęście–oznajmiamichłopakwhostelu.

Robisobiejaja,czyjak?

–Maszszczęście,żemamyłóżko.–Trudnozrozumiećjegookrojonyakcent.–Otej

porze roku jest wielu zbieraczy owoców. – Zauważa moje kule, potem spogląda na

mojątwarz.Powinnambyłazrobićmakijaż.–Teżzbierasz?

Podajęmudwadzieściapięćdolcówimówię,żewrócęzatrochę.Niemamnastroju

naspędzeniepopołudniawewspólnejsali.

Idę na główną ulicę, kupuję kanapkę i mrożoną kawę, siadam na ławce koło

rzeźnika. Kobiety spędzają tam całe wieki. A kiedy już wyjdą, stoją w alejce

i plotkują, podczas gdy podgardla i kiełbasy pocą się w plastiku. Głupi pieprzeni

ludziewgłupiejpieprzonejpipidówie.

Po drugiej stronie ulicy jest posterunek policji. Okna są zaklejone fotografiami

zaginionych osób. Podchodzę i przyglądam się im, wszystkim tym mężczyznom

ikobietom,którzysąmartwilubtakichudają.Niektórychwidzianoostatniraz,jeszcze

zanimsięurodziłam.

Zaginiona: Mia Phillips. Lat 17, aktualnie z blond włosami.. Wzrost 164 cm.

Poruszasięokulach.Potrzebujejeszczedwuseriichemioterapiiinatychmiastowej

opiekilekarskiej.Podejrzanaokradzieżeioszustwa.Potencjalnieniebezpieczna.

Jeślitakikomunikatwogólekiedyśtutrafi,mniedawnojużtuniebędzie.Dostałam

dziś lekcję – koniec z niezaplanowanymi wypadami. Życie nie premiuje ciekawości.

Koniec z dowolnymi przystankami. Koniec z szukaniem szczęścia u kierowców,

przyjaciółek, ekschłopaków, matek, doktorów czy obcych, którzy leżeli kiedyś

wsąsiednimpokojuwszpitaluifaszerowalimniestekamikłamstw.

Wszyscykłamią.Więcbierzswójplecakiwdrogę,Mia.Wdrogę.

Pieprzichwszystkich.

background image

17

ZAC

Turkot przetwórni Oliomio ustaje i noc rozdyma się ciszą. Słyszę, jak rodzice idą po

omackuwzdłużdomu.–Ciiii–szepczeTatawciemności.Mamachichocze.Szklanki

brzdękają.Rodzicezamykajązasobądrzwifrontowe.

W tłoczarni w butelkach jest już sześć tysięcy litrów świeżej, tłoczonej na zimno

oliwy. Mieli niezły zbiór dzisiaj, chwalił się Evan. Dwanaście kolejnych rządków

będziezałatwionychjutro.Zamiesiącbędzietakasamarundazoliwkamimanzanilla.

Mamnadzieję,żetotegoczasuprzekonamichjuż,żemogęsięwłączyć.

Śpięzgłowąpodoknem.Zasłonysąszerokorozsunięte.Nawetczternaścietygodni

poszpitaluwydajemisiętoważne.

Zdumiewa mnie to, jak bałagan kosmosu dokładnie wie, co robić; wszystko było

ustalone trzynaście miliardów lat temu i od tamtej pory galaktyki stosują się do tych

zasad. Wszystkie trzymają się w górze, nie gubiąc nadanego rytmu i układając się

w idealne formacje, podczas gdy my, ludzie, zdążamy tyle schrzanić w tym krótkim

czasie,jakijestnamdany.

Słyszękrokinatrawie,którychniepowinnobyć;MamaiTatasąwdomu,aalpaki

powinnyjużspaćotejporze.Możejakaśzaniepokoiłasięnocnymihałasami.Alboto

Sheba,któraniedługobędzierodzić.

Nasłuchuję.Sąkolejnekroki,trochędalej,potemcicheodchrząknięcieisplunięcie.

Wstaję i wysuwam głowę i pierś przez okno, czując ból w ramionach po wysiłku

dźwiganiaróżnychprzedmiotówwdrewutni.

ToDaisy,staraalpaka.–Idźspać,głupia.

Aledźwięk,którysłyszę,jestbardziejludzkiniżzwierzęcy.Wciemnościrozlegasię

przytłumione pobrzdękiwanie, a potem błyska światło. Widzę je przy stodole.

background image

Niebieskawe.Dwarazy.

Owijam się kołdrą i wysuwam przez okno. Mój terrier J.R. jest już przy nodze,

trącając mnie ogonem. Podąża krok w krok za mną, gdy idę ścieżką na bosaka,

otwierającizamykającfurtkę,alepotemzostawiamgonazewnątrz,kiedywchodzędo

stodoły.Kury.

Pod pomarańczowym poblaskiem lamp ogrzewających maluchy śpią w swoich

klatkach,zabezpieczoneprzedlisami.Posapująiśniąsłodkiesny.

Przemykamkołonich,bywytropićźródłoniebieskiegoświatełka.Naszczyciekupy

sianakrągwygląda jakmałeUFO, wysyłającpromieniewe wszystkiestrony. Pstryk,

błysk, pstryk. Zapomniałem o tym urządzeniu, które Tata wyciąga na każdy sezon

miotów.Maodstraszaćlisice,sugerującim,żewpobliżusąludzie.

Zadziałałprzynajmniejnamnie.Ciaśniejowijamsiękołdrą,starającsięutrzymaćją

nadbrudnąziemią,iwracamwzdłużkojców,przezfurtkęizpowrotemdodomu.Ostre

punkcikigwiazdnaśmiewająsięzemnie.Bosestopymizamarzają.

Wczołgujęsięzpowrotemprzezokno.NadworzeDaisyznowupochrząkuje.

Co za idiota – dać się przestraszyć niebieskiemu światełku. Zamykam okno, by

odciąćsięodzwierzęcychodgłosów.

AlenietylkoDaisyjestniespokojna.Gdystojęwpokoju,ścianynaglewydająsię

zbyt blisko, powietrze zbyt nieruchome. Wciąż trzymam kołdrę wokół siebie,

a w uszach dzwoni mi pustka. Nie ma ani jednego szmeru, brzęku ani drgnienia. Ani

jednegooddechu.

Apotemstuk.

Itwarzwoknie.

Dostrzegam ją i przewracam się, chwiejąc się na nogach, podczas gdy przeszłość

nacieranamniedziko,nieprawdopodobnie.

***

Dziewczynauchylaoknozzewnątrziwsuwarękę.Ciii!,ostrzegajejzgiętadłoń.Nie

ruszajsię.

Zamieram w bezruchu; kolana i łokcie zaplątały mi się w kołdrze. Słyszę jeden

background image

oddech,drugi.Jejsylwetkarysujesiępomiędzygwiazdami.Czytowogóleczłowiek?

Włosymagęsteikrótkie.Oczyduże.–Mia?

Przykłada sobie palec do ust. Jej oczy lustrują mój zaciemniony pokój, potem jej

rękawędrujewgóręiprzyzywamniegestem.

Ma zimną skórę. Chwytam ją za przedramię, żeby pomóc jej przedostać się przez

okno,alelądujeniefortunnie.Obojeprzewracamysięizaplątujemywkołdrze.

Jestnademną,pachnącwaniliowymilodamiistrachem.

–Mia?–pytamponownie,chociażjużniemuszę.

Wygrzebuję się z kołdry, a ona owija ją wokół siebie. A potem, bez żadnych

wyjaśnieńczyprzeprosin,obracasięnabok,wkierunkuściany.

Opieramsięoramęłóżka,całkowicierozbudzonyiosłupiałyzezdumienia.

***

Pomagałemratowaćnajprzeróżniejszezwierzęta.Jakdalekosięgampamięcią,Becija

naciągaliśmy wysokie buty i kurtki i biegliśmy do półciężarówki za Tatą. Ileż to kóz

uwolniliśmy uwięzionych w parkanie? Ile papug zawijaliśmy w stare ręczniki?

Pochylaliśmysięnadniezliczonymitekturowymipudełkamiwtrakciewyboistejdrogi

dodomu.

Mnóstwo ich pomagałem ratować, ale na tym się to kończyło. To zawsze Tata

doprowadzałjedalejdozdrowia.

Mama załamywała ręce w rozpaczy, gdy kolejne jagnię wędrowało do piekarnika

nastawionegonalekkiegrzanie,zzostawionymiuchylonymidrzwiczkami.Innymirazy

Tata zakładał kąpielówki i siedział w gorącej wannie, polewając wodą malutką

alpakę, uznaną za martwą przez swoją matkę. Jej łepek opadał i opadał, aż w końcu

chwytałapowietrze.Tatawierzył,żeciepłomożepostawićnanogimartwych.

Ciekaw jestem, co powiedziałby na to: dziewczynę w moim pokoju, śpiącą jakby

wtransie.

Wydaje się już bardziej rozgrzana, ale może to tylko na powierzchni. Co Tata by

terazzrobił?

Światło dnia zakrada się do niej. Obserwuję jej powolny oddech, świadom też

background image

własnego.Mia–tomusibyćona.Mimożematerazwłosyblondizbytprostościętą

grzywkę.

Każdy dźwięk napełnia mnie strachem. Skrzypienie desek podłogowych w pralni.

Mama?TataiEvanjadądosaduoliwnego.Zwariowanegdakaniekurnadworze.Bec

karmipewniemłodeizastanawiasię,gdziesiępodziałem.

Podchodzęnapalcachdooknaiwyglądamprzezzasłony.Kogutyikurydziobiąprzy

stodole.NiewidaćBec.

Pozwalam,byzasłonaopadłaznowu,akiedyodwracamsię,dziewczynaobserwuje

mniejednymokiem.Włosyzakrywająresztęjejtwarzy,alenieodgarniaich.

–Hej.

Nicniemówi.Wpatrujesięwemnietymjednymokiem.

Niepotrafięsprostaćjejspojrzeniu,więckierujęwzrokwdółnaswojedłonie.Nie

wiem,comamznimizrobić.Coterazmabyć?

– Jak… – zaczynam i urywam. Jak może zaczekać. – Mia? – pytam, potrzebując

potwierdzenia.–Zgubiłaśsię?

Cozagłupota.Widać,żesięniezgubiła.DziewczynazPerthniemyliskrzyżowania

powyjściuzdomuinielądujenapołudniowymwybrzeżuAustraliiZachodniej.

SzybkiekrokidocierajądonaszychuszuioczyMiirozszerzająsię.Siadanałóżku.

Klamkamoichdrzwiporuszasię.

–Zac,jesteśtam?

–Tak–skrzeczę.

–Dlaczegodrzwisiązamknięte?Wstajesz?Zmieniampościel.

Ale moja pościel jest ciasno owinięta wokół dziewczyny, która ocenia okno jako

drogęucieczki.

–Niemożnasobietroszkępospać?–wołam.–NawetBógodpoczywałwniedzielę.

Bóg?Zac,dobrzesięczujesz?

–TestujęmetodęszybkiegoczytanianasiódmymrozdzialeDumyiuprzedzenia.

–Nowapościel?

–Nie,dziękuję.Nienarobiłempodsiebiejużodmiesięcy.

–Mężczyźni–mruczymama.–Niezostawajwłóżkucałydzień.Becmapełneręce

roboty.

background image

Czekamy,ażkrokioddaląsię.PlecyMiisąwciśniętewścianę.

–Przepraszam–mówię,choćniejestempewien,zaco.

Na obie strony jej twarzy sypią się krótkie włosy i widzę, że to nie jest ta sama

twarz,którapatrzyłaprzezszybkęwmoichdrzwiachwszpitalu.Toniejestjużtasama

dziewczynainiechodzitylkoowłosy.

Jejwzrokślizgasiępomojejskórze.Bezkoszulinasobieczujęsięnaglebezbronny.

Lustruje mnie, jej oczy zatrzymują się na bliznach: jedna na prawym mięśniu

piersiowym, stara na szyi i kropki po wewnętrznej stronie ramion. Wie, gdzie ich

szukać.Toświadectwojątrochęodpręża.

–Toty–mruczy.–Helga,aletyinaczejwyglądasz!

–Zac–mówię.–Tak.Tyteż.

–Maszszareoczy.

–Sąraczejniebieskie.

–Wyglądająnaszare.

Odsuwasobiegrzywkę,ajaprzebiegamdłońmipowłasnychwłosach,zatrzymując

palcesplecioneztyługłowyjaktata,gdyoceniasytuację.

Od czego zacząć? Oto zmaterializowała się dziewczyna z wymalowanego na biało

pokoju,którybyłczternaścietygodnitemuipięćsetkilometrówstąd.

–Cotutajrobisz?

Mrugaispuszczawzroknapodłogę.

–Czywszystkowporządku?

Zaczynacośmówić,alesłowawięznąjejwgardle,jakbymiałykolce.

–Cosięstało?–pytam,chociażniepowinienem.

Mojegoostatniegodniawszpitalu,kiedyposzedłemjeszczerazpodziękowaćNinie,

widziałem,jaktaobróciłasięnapięciewkorytarzuiposzławinnąstronę.Zacząłem

wtedypodejrzewać,żeoperacjaMiinieposzładobrze,alecomogłemzrobić?Mama

mówiła zbyt dużo podczas drogi do domu, jakby jakoś to wyczuła, potem bez

podpowiedzi zatrzymała się przy drive-thru w McDonaldzie, chociaż mój apetyt na

hamburgeryzniknął.PóźniejtegodniaMiabędziesięwybudzać,ociężałaodśrodków

usypiających, przeciwbólowych i różnych uspakajających, które zdecydują się jej

zaaplikować. Ale na jakim świecie się obudzi? Jak wielka jest blizna? Nie

background image

wiedziałem.Iniewolnomipytać.

–Przepraszam–mówię.

Jejtwarztężeje.

Osłona przeciw owadom w drzwiach uderza w futrynę i Mama nawołuje kury.

Niedługo będzie niosła kasę do sklepiku. Bec będzie szukać nowonarodzonych

ipadniętychzwierząt,ajapowinienempomagać.

Na dworze jest hałas, ale tu nie mam pojęcia, co powiedzieć. Mia naciąga sobie

kołdręnagłowę,zakrywającsięcała.

–Czegochcesz?Mia?

Pozostajemilcząca,ukryta.

CozrobiłbyTata?Odszedł?Wziąłjąnaręce?Niezmieścisiędopiekarnika.

Zakładamkoszulkęiwychodzęzpokoju.Wkuchnirobiętostzseremipomidorem.

Gdy stygnie, grzeję w mikrofali mleko z kakao Milo i niosę to wszystko do pokoju.

Wciążjestcałapodkołdrą,więcstawiamjedzenienapodłodze.

Potemznowuwychodzę,biorączesobąpowieśćnakanapę,gdzieudaję,żeczytam

rozdziałsiódmy.Gdytakudaję,płynącałegodziny.

Kiedy wraca Bec zapytać o mnie, mówię jej, że przepraszam, ale muszę skończyć

trzyrozdziały.Wierzymi,amniejestgłupio,żejąokłamałem.

Nie wiem, jak życie obchodzi się z Mią. Nie za bardzo. Nie wiem, co ją

sprowadziłowłaśnietutaj,skoromatakigłośny,pełenuwielbieniafanclubwPerth,na

zupełnieinnejplanecie.

Czekam jeszcze dziesięć minut, a potem wracam. Otwieram drzwi i zastaję kłąb

kołdryorazpustykubekitalerz.

Mia jest w głębi mojego schowka, przebierając między zgromadzonymi skarbami:

pudełkamiLego,piłkązautografami,dawnymzbioremznaczkówpocztowych,dwoma

egzemplarzami „Playboya”. Nie rumienię się – są sprzed wielu lat, gdy ciało było

wciążzagadką.

–Pomócwczymś?

Obracasię,trzymającwdłonipisma.

–Helga.

–Zac.Corobisz?

background image

Zerkajakbyporazostatni.–Potrzebujępieniędzy.

background image

18

MIA

Proponujemiczterdzieścidolcówzdrugiejszuflady,aleprzewracamoczamiiwiercę

sobiedziuręwgłowiepalcamiprzyskroniach.Niemamnastrojunacośtakiego.

–Co?Sączyste–śmiejesię.

–Tozamało.

Niemamczasunażarty.PodkołdrąopracowałamnowyPlanD:Albany,Adelajda,

Sydney.Sprawdziłamgodzinyautobusówwtelefonie.Tenplanwymagapieniędzy,nie

amatorskiegobłazna.

–Maszwięcej?

Wskazuje na puszkę po Milo. – Są tam monety z całego roku. Ale będą ciężkie…

Albolepiej,wklaserzemożebyćtrochęwartościowychznaczków.

–Cośjeszcze?

Rozglądamsiępopokojuwposzukiwaniuczegoś,comawartość.Tyleturupieci–

plakaty, puchary, piłka z autografami, globus, hantle i stanowisko do podciągania za

drzwiami. Pokój śmierdzi płynem Lynx i skarpetkami. Dlaczego pokoje chłopaków

zawsześmierdzątaksamo?

–Cotojest?

Uciskametalowyprzedmiot,byzademonstrować.–Ściskacz.Nanadgarstki.

–Co?Ajakiesilnepotrzebujesznadgarstki?

Wzruszaramionami.–Fizjoterapeutamówił,żetodobrypomysł.

Wrogujesttelewizor,PlayStation3istosgier.Dotablicykorkowejprzypiętyjest

informatorilista„zabronionychproduktówżywnościowych”.

–Teżtakądostałam.Chociażnietaką…długą.Przezdwanaściemiesięcyniewolno

cijeśćmóżdżku?Helga,jaktytoznosisz?

background image

Na biurku jest laptop, iPod i rozgardiasz z płytami. Na wierzchu leży jedna,

zpodpisem,któryrozpoznaję.LadyGaga–doPok1.

Podnoszęjąiwodzępalcemponiebieskichliterach.Pamiętam,jakmutopisałam,

chociażwydajesię,jakbytobyłozedważyciatemu.

To była dziwna prośba, pomyślałam wtedy. Mogłam dać mu oryginalną płytę, ale

postanowiłam się z nią nie rozstawać. Trzymałam wszystko, co dał mi Rhys.

Skopiowałam więc album i wsunęłam mu pod drzwi. Nie spodziewałam się, że to

zachowa.

Pamiętam jego pukanie tego pierwszego dnia, jakby miał mi coś do powiedzenia.

Pamiętampodsłuchanerozmowyzjegomamą;jegogłosbyłprawdziwszyiciekawszy

niżkogokolwiekinnegowtymszpitalu.Ipamiętam,jakbladyismutnybył,kiedynie

wiedział,żepatrzę.

Odkładam kompakt. Nie po to przejechałam taki kawał drogi, żeby sobie

powspominać.

–Ilemasznakoncie?

–Chybażartujesz.

–Takmyślisz?

–Cholera,Mia,niemożesz…toznaczy,nieuważasz…

–Co?Zegartyka.

Opierasięopomarańczowezasłonyikrzyżujeręcenapiersi.

–Niewidziałemcięodtrzechmiesięcy.Dobra,zasadniczo,nigdyniewidziałemcię

inaczej niż przez szybkę. A teraz pojawiasz się znikąd, napędzasz mi śmiertelnego

strachaiprosiszopieniądze?Toniejest…dokońca…wiesz…

–Jakie?

–Normalne.

Nicniejestjużnormalne,czynietak,Helga?Dlażadnegoznas.Pozatymjacię

nieokradam.Tobardziejpożyczka.

–Dlaczegoodemnie?

–Bojesteśmicoświnny.

–Zaco?

–Zaokłamaniemnie.

background image

–Niekłamałem…

Walęlewąkuląwpodłogęiobojewzdrygamysięnato.

–Okłamałeś.

Patrzynagumowąkońcówkęwciśniętąwpodłogę.–Niekłamałem…

–Powiedziałeśmi,żejestem…powiedziałeśmi,żejestemnajwiększąszczęściarą

naoddziale.

Znowuwydajesięblady.Toonsiękiwa,czyja?

–Takbyło.

Znowuwalęwpodłogę.

–Takjest– mówi szybko.– To niemoja wina – mówimi i marację. To niejego

wina,aleiniemoja.

–Powiedziałeś,żemogęcizaufać.

Przytakuje, przypominając sobie. Powiedział to i jeszcze więcej. Powiedział mi

rzeczy,wktóreniepowinnamuwierzyć.

– Potrzebuję przyjaciela – kłamię. – I jakichś trzystu dolców, żeby dostać się do

Sydney.MieszkatammojaciotkaMaree.Czekanamnie.Zwrócęci,kiedytamdojadę.

Zrobięprzelewodrazu,zprocentem,jeśliotosięmartwisz.

Rozważatoprzezjakiśczaszzałożonymirękami.Myślę,żestarasięmnieprzejrzeć,

więc robię, co mogę, żeby patrzeć mu prosto w oczy. Jeśli odwrócę wzrok,

przepadłam.

–Mia,niemartwięsięopieniądze.

Niemogęsięjeszczerozpłakać.Dopieropotem,gdybędęjużwautobusie,ipotem

wnastępnymijeszczenastępnym,gdzieniktniebędziemniepytałonogę,dokądjadę

icozostawiamzasobą.Muszępojechaćtakdaleko,żebyzapomnieć,dlaczegopłaczę.

Wykrzywiamwięcustaiparskamśmiechem.–Niemusiszsięmartwićomnie,Zac.

–Celowoużywamjegoimienia,nacoonteżsięuśmiecha.Sercewalimitakmocno,że

pewnienawetonmożejeusłyszeć.Niezasługujenato,aleniemamwyboru.

– Jesteś moim przyjacielem, Zac, dobrym przyjacielem, i ufam ci. Zwrócę ci je,

ustaliłam to z ciotką. Ma mieszkanie, z którego widać most nad zatoką. Będzie cacy.

Wierzmi.

Jego niebiesko-szare oczy wświdrowują się w moje głębiej, niż bym chciała.

background image

Zastanawiamsię,cownichwidzi.

Potemodprężasięikiwagłową.

Shit,myślę.Tobędziebolałonasoboje.

***

–Jazda…quademtonumer…sześćnamojejliście…rzeczyzabronionych–krzyczy,

gdy koła wpadają w każde zagłębienie na bocznej drożynie z farmy. Quad przysiada

iwyskakuje,imuszęmocnotrzymaćsięuchwytówzakierowcą.Swojekuledociskam

mudopleców.–Lekarzemówią…żezbytłatwo…możnaspaść.

–Toniespadaj–wrzeszczę.

Quad podskakuje na nierównościach i uderzam się w brodę o jego ramię. Krew

smakujegorzkowustach.

–Więcsięniewierć–mówi.

–Niewiercęsię.

Wreszcie wyjeżdżamy na szosę i Zac przechodzi na wyższy bieg. Trzymam swoją

perukęipochylamsiędoprzodu.Jegowłosyuderzająmniepowargach.

–Dlaczegojedziesztakwolno?–krzyczę.

–Tylenimmożnawyciągnąć.

Quad jedzie częściowo poboczem, a częściowo szosą, podczas gdy auta

wyprzedzająnaszwizgiem.Mijamyrzędydrzewzprawej,potemmleczarnię,browar

i sad z gruszami. Szłam tu zeszłej nocy po wyjściu wieczorem z hostelu, ale nie

zauważałamszyldów.Skupiałam sięnażwirze przedsobą,wlokąc sięostrożniekrok

zakrokiem.Byłamwykończonajakpies,atotrwałocałewieki.

Mijamy boisko do krykieta i szkołę, a potem skręcamy na rozwidleniu w stronę

miasteczka.Zacniejedziegłównąulicą,tylkokluczytyłaminacichyparking.

Wrzucaluziwyłączasilnik.–Wporządku?

Odrywamdłonieoduchwytówipotrząsamnimi.–Żyję.

–Mamabymniezabiła…

Zplecakiemnaramionachsprawnieporuszamsięokulach.Miałamjużdośćczasu,

żebysięnauczyć.Zacmusipodbiegać,żebydotrzymywaćmikroku.

background image

–Zawszebyłaśtakaszybka?

–SportsmenkaRokuwComoPrimarydwalatazrzędu.

W szkole średniej byłam jeszcze szybsza, grając na pozycji środkowej w kosza,

dopókiwkońcuniezaświtałomiwgłowie,żewstawaniewczesnymrankiemwsoboty

to porażka. Wkrótce zorientowałam się, że są ciekawsze sposoby na spędzanie

weekendów.

–Atyzawszesiętakguzdrałeś?–pytam,alewiem,żenie.WidziałamnaFacebooku

jegozdjęciaistarefilmikizaładowaneprzezkumplizdrużynypiłkarskiej.Widziałam

go.Jestszybki.

Był szybki. Wciąż muszę sobie przypominać, że oboje przerzuciliśmy się na czas

przeszły.

–Wleczeszsiętak,żemojababciabycięprzegoniła.

–Wydawałomisię,żemówiłaś,żetwojababcianieżyje.

–Właśnie.

Widok logo banku dodaje mi jeszcze sił. Kule wrzynają mi się w pachy, a noga

pulsuje, ale teraz nie mogę zwolnić. Nie chcę trwonić czasu przy pieniądzach albo

pożegnaniach,kiedyautobusbędziejużzajeżdżałdomiasta.

Ale drzwi banku nie rozsuwają się przede mną. Przybliżam się do czujnika, potem

odsuwamodniego,alenicniepomaga.

–Cojest?

Wyciągam telefon z plecaka, żeby sprawdzić godzinę. 8.50 – za wcześnie na bank.

Widzę,żejestesemesodShay.

WTF?Niemogęuwierzyć,żetozrobiłaś.

IdrugiodMamy.

Mia,gdzietydocholeryjesteś?

Usuń.Usuń.Wrzucamtelefonzpowrotemdoplecaka.

–Tojaksiętudostałaśbezpieniędzy?

background image

Przykładam sobie dłonie wokół oczu i zaglądam przez szybę do środka. Gdzie są

wszyscy?

–Greyhoundem.ZPerthdoAdelajdy.

–Maszjużkupionybilet?

Wyciągamgozkieszeniimachammuprzednosem.

–Kierowcazatrzymywałsięnafajkęwkażdejpieprzonejmieścinie,więcwyszłam

tunacolędietetycznązautomatu.Byłtamfoldertwojejfarmyagroturystycznej.

–Wautomaciezcolą?

Obok automatu, na stojaku z informacjami turystycznymi… Potem nawinął się

busikipomyślałam:aczemunie?

–Przyjechałaśzturystami?Niewidziałemcię.

– Nie patrzyłeś. Myślałam, że potem wsiądę po prostu do następnego autobusu do

Adelajdy, ale ci kierowcy to sukinsyny. Muszę koniecznie do toalety. Gdzie się

wszyscypodziali?

–Pewniewdomu.Jestniedziela.

Gapię się na niego. Ma rację. Dlaczego nie powiedział tego wcześniej? Pogrywa

sobiezemną?

– Jestem trochę przymulony – mówi. – Z jakiegoś powodu niewiele spałem tej

nocy…Niedalekojestbankomat.

Cholera,naprawdęmuszęsiku.Niejestemwstanietrzeźwomyśleć.

– Toalety są tam. – Zac pokazuje kremowy budynek. – Idź, a ja przyniosę kasę

ispotkamysiętuzapięćminut,dobra?

–O,nietylkoprzystojniak.

Jego twarz rozpromienia się i dobrze mu z tym, lepiej niż bym sobie wyobrażała.

Patrzęnaniegoprzezkilkasekund,mającnadzieję,żetenobrazzapadniemiwpamięć.

–Idźjuż.

–Idę.Trzymajmójplecak.

Pędzę na złamanie karku do toalety. Chyba nawet o kulach mogłabym bić szkolne

rekordy.

background image

19

ZAC

Patrzę,jakodchodzi,klik klak, klik klak, klik klak. Jej blond peruka faluje z każdym

wymachemlasek.Widzę,żelewanogawkajejdżinsówzwisapodinnymkątem.

Potem chowam się za rogiem banku, przyklękam na chodniku i – jaki niby mam

wybór?–przeszukujęjejplecak.Kotłowaninaciuchówirupieci.Bandażeilekarstwa.

Portmonetka z pieniędzmi i tymczasowe prawo jazdy, na którym widać, jak kiedyś

wyglądała, z ciemnymi włosami, wiśniowym błyszczykiem na ustach i zabójczym

uśmiechem. To rodzaj urody, który bierze ludzi z zaskoczenia. To twarz, dla

zadowolenia której wszystko by się zrobiło. Chcę zrobić dla niej wszystko, ale nie

wtakisposób.

Przeszukuję jej komórkę. Nie ma Maree pod M ani ciotki pod C. Nie dzwoniła do

nikogooddziesięciudni.Jestzatotrochęstarszychesemesówodjejmamy,którachce

siędowiedzieć,gdziejest.Aleniemaodpowiedzi.

Nie chcę być najnowszym frajerem w długim sznureczku frajerów, których owija

sobiewokółpalcawesołymikłamstewkami.Cokolwiekkombinuje,niezamierzamtego

finansować.

Słyszęklikklak,więczapinamplecakispotykamjąwpółdrogi,przyrzeźniku.

– Co za ulga – Mia śmieje się. Posyła mi promienny uśmiech; nawet w tej taniej

perucepotrafistrzelićwsamoserce.Ztakąbuziąmusiałaprzezcałeżyciedostawać

to,czegochciała.Niełatwosięoprzeć.

–Przepraszam,aleczasemdostajęsyndrommózgupęcherzowego.Kiedymampełny

pęcherz,mózgjakośmisięwyłącza.

–Mamtylkotrzydzieścidolców–pokazujęjejmojąkartęjakbynadowód.Przykro

patrzeć, jak odziera to ją z uśmiechu. Jakże to kuszące, żeby dać jej wszystkie swoje

background image

oszczędnościwzamianzajednoidealne,ulotnepodziękowanie.

–Wydałemresztę.Zapomniałem,przepraszam.

Niereagujenatotak,jaksięspodziewałem.Nietupieaninieklnie,aniniekrzyczy.

Zapadasiętylkowsiebieizamykaoczy.

–Możeszdziśzostaćumniewdomunanoc…albotuniedalekojesthostel.

Miaobracasięiopieraczołooszybęsklepurzeźnika.

–Hostelniejestnajgorszy–mówię.–Niemaproblemu,mogęzaniegozapłacić.To

tylkodwadzieścia.

Kiedypotrząsagłową,perukaprzesuwasiętrochę.Niechcesięjejtegopoprawiać.

– Dwadzieścia pięć – mamrocze, tak że ledwie słyszę. Wydaje się, jakby szkło

zamieniło się w gąbkę, wchłaniającą jej słowa. – Zanim poszłam do ciebie, byłam

właśnietam.

–Byłozagłośno?

Odpowiedź jest tak cicha, że prawie niesłyszalna. – Zapłaciłam, ale mieli miejsca

tylkowłóżkachpiętrowychnagórze.

Iwkońcujest:niewypowiadalne.

Czymkolwiek było to, co stało się Mii, wypruło z niej wszystkie wnętrzności.

Zostawiło dziewczynę bez prawdziwych włosów, bez prawdziwych planów i bez

żadnegomiejscanaświecie,wktórymchciałabybyć.

Ogromniedużoniewiem,alewiemto,żeniejestzłymczłowiekiem.Nienaprawdę.

CozrobiłbyTata?

CozrobiłabyMama?

Robię to, co ktoś powinien był już zrobić dużo wcześniej. Obejmuję ją ramionami

iprzyciągamdosiebie,mimożesięusztywnia.Czuję,jakwalczy,takjakwalczyłoby

rannezwierzę,więcobejmujęjąmocniej.Czuję,jakwykręcasięrazporaz,wiercąc

się i wyrywając, plując przytłumione słowa w moją koszulkę, aż w końcu coś pęka

iwtulasięwemnie.Wdychamjąwsiebie.

Zaufajmi,myślę.Zaufajmi.

Apotemopierasięomnie,jakbymbyłostatniąprzyjaznąduszą,jakazostałajejna

ziemi.

background image

***

W drodze powrotnej jadę jeszcze wolniej. Muszę co jakiś czas patrzeć przez ramię,

żebyprzekonaćsię,czywciążtamsiedzi.Lewąrękątrzymasięuchwytu,prawątrzyma

perukę. Ma zamknięte oczy, tak jakby płynęła żaglówką i szykowała się do kolejnej

fali.

Mijambrowarisady,apotemzjeżdżamdonaszejfarmy.Jadęobokkrańcanaszego

gaju oliwnego i dalej obok pistacji Petersenów, i jeszcze dalej obok nowego

gospodarstwa i winiarni. Gdzieś w okolicy falujących rzędów winnic Mia obejmuje

mnierękąwpasie.

Niemamplanu.Chcętylkojechaćtądrogąprzezresztędniaipewnienoc,alequad

mainnezdanie.

Zatrzymujemysięprzyzaroślach.

Bakjestcałkowiciepusty.Mójbratzdołałnawettodlamnieschrzanić.

–Zepsułosię?–Miassieswójpaznokieć,czekającnawiadomość.

Potrząsam głową, bardziej z niedowierzania niż w odpowiedzi. To takie

surrealistycznewidziećjątutaj.

–Alebyłofajnie,prawda?Przezchwilę.

Siadamobokniejnasiedzeniuiprzytakuję.Byłofantastycznie.

–Coterazzrobisz?

Potrząsam głową i wybucham śmiechem. Wpadłem tak głęboko w szambo, że jest

tylkojednaosoba,któramożewiedzieć,jaktowszystkoposprzątać.

background image

20

MIA

Siedzęwdużympokojuujegosiostryispodziewająsię,żenicniesłyszę.Alesłyszę

dostateczniedużo.

–Niemożeszjejzatrzymać.

–Wiem…

–Onaniejestbezpańskimpieskiem.

–Wiem.Tonienadługo.

–Copowiedziałabyjejmama?

Zacściszagłos.–Nieukładasięmiędzynimi.Miawyprowadziłasiępotymjak…

Uciekła?

–Może.Niewiem.

–Coty,docholery,robiłeśnaquadzie?Mamabycięzabiła.

–Niemusiotymwiedzieć.Możesztozachowaćwsekrecie?Wszystkoto?

Malutkikangurekwęszyprzynogawkachmoichdżinsów.Zakażdymrazem,gdygo

odpędzam, przychodzi znowu. Jest młodziutki, ale nie ufam jego pazurom przy mojej

nodze.

–Prawieskończyłomisiędrewnonaopał…

–Przyniosęsiekierę.

–Boże,Mamazabiłabynasoboje.Tylkozwędźjakąśztychstarych.

Zac zerka do mnie z korytarza. Odpręża się, widząc, że wciąż jestem. – Bec

potrzebujedrzewa.Toznaczydrewnanaopał.

–Słyszałam.

–Niezrobicikrzywdy.Mamnamyślikangura.IBec.

–Niebojęsię.

background image

Drzwizatrzaskująsięzanimiznówzostajęsamawtympokoju,wktórymjużteraz

jest za dużo drewna: deski podłogowe, szafka telewizyjna, stolik do kawy i wielki

zegar.Wkominkuogieńtrzaskaistrzela.Powietrzecuchniedymemiwilgotnymfutrem.

Nigdy nie widziałam wcześniej prawdziwego kominka. Ogień jest podobno

odprężający, tak? Ale płomienie rażą mnie w oczy i nie mogę na nie patrzeć. Muszę

stądwyjść.

Bec jest ładna na swój ogorzało-rozczochrany sposób. Długie kosmyki

pofalowanychblondwłosówspadająjejnadżinsowąkoszulę,opiętąwokółbrzucha.

Podajeminiemowlęcąbuteleczkęzmlekiem.

–Niejestemgłodna,dziękuję.

–Todlakangura.Myślałam,żemożechciałabyśnakarmić.

Potrząsamgłową.Beczagarniakangurkaramionamiimałyssieswójprzysmak.

–Cozłamałaś?

–Złamałam?

–Chodziszokulach.

–Zerwałamsobieścięgnonakoszykówce.Jużsięgoi.

Wkominkuiskrystrzelajądogóry.Gdybytylkożyciepotrafiłotaktrzasnąćiulotnić

sięłatwiutko.Gdybymtylkomogłazamienićsięwdymirozwiać.

–Jesttak:Zacmartwisięociebie,ajamartwięsięoZaka.Totrochęmojezadanie.

Mówi,żejesteściestarymiprzyjaciółmi.Toprawda,tak?

Kiwamgłową,licząc,żetowystarczy.

– Mam dwa wolne pokoje, chociaż w jednym są próbki różnych kolorów na

ścianach.Będęgomalowaćdladziecka.

–Japotrzebujętylko…

– Pieniędzy na autobus, wiem, ale nie powinnaś jechać na drugi koniec kontynentu

okulach.Twojaciotkazrozumie,jeślispóźniszsiękilkadni.

Kurwa.

–Niemogępozwolićnato,żebyZacsięmartwił,bowtedyjateżbędęsięmartwić

i to zaniepokoi Juniora. Zacznie się kręcić, gdzie nie potrzeba, i od razu wszyscy

zacznąsięniepokoić,aniechcemytego,prawda?Więczostańtu,ażcisięzagoi,okej?

–Formułujetojakpytanie,aletoniejestpytanie.

background image

Przytakujęiuśmiechamsię,alewmyślachprzemierzamjużRówninęNullarbor.To

niewinaBec.Onaniewie,żejestjużzapóźno.

– Napijesz się czegoś ciepłego? Nie mam kawy, przepraszam. Wszyscy pijemy tu

herbatę.

DrzwifrontowetrzaskająiwchodziZacznaręczemdrewnaiuśmiechemoduchado

ucha.–Zwycięstwo!Mamanicniepodejrzewa.

Precyzyjnie dokłada szczapy do ognia, jakby wymagało to nadzwyczajnych

kwalifikacji.Ufammu.Pókico,ufamnawetjegosiostrze.

Tosiebieniejestemdokońcapewna.

***

Zamykam od środka drzwi do sypialni. Zamykam też okno i zaciągam zasłony. Potem

ściągamperukęiwsuwampodpoduszkę.Drapięsięposkórzegłowy.Włosyzaczynają

miodrastać,alejestichmało,nietakjakuZaka.Odjegoostatniejchemiiminęłopięć

miesięcy.Odmojejdopierodwa.

Telefonbrzdękamidwarazy.

Mia,czytodostajesz?Odpiszmi.Gdziejesteś?

Mamnadzieję,żeMamaniedługodasobiespokój.Wszystko,corobi,tylkopogarsza

sytuację.

Nastawiam sobie budzik na czwartą i wyłączam telefon. Zamierzam wyjść jeszcze

po ciemku, zanim Zac będzie mógł mnie znaleźć. Dostanę się jakoś do miasta

izadekujęgdzieśwoczekiwaniunaautobus.SkorzystamzbiletuipojadędoAdelajdy,

tak jak planowałam. Muszę stąd wiać, zanim uprzejmość zmieni się we wtrącanie.

Rozstałamsięjużzjednąmatką;niepotrzebujęnastępnej.

Zażywam dwie ostatnie tabletki przeciwbólowe z pudełka, potem sprawdzam

zalecanedawkowanienawypadek,gdybympomyliłacyferki.

Niepomyliłam.

Jutro będzie bolało. Lepiej byłoby zabrać ten ból do autobusu – myślę. Czuję go

background image

mniej,gdyjestemwdrodze.

Łóżko w domu Bec jest miękkie, gdy kładę się na nim. Koce pachną naftaliną,

przypominającmiBabcię.Sięgamręką,bytrafićwguziknapodstawielampkinocnej,

raz,drugi,trzeci,zanimświatłogaśnie.Zapadamsięcorazgłębiejwmaterac,czekając,

ażlekizmiękcząresztkibólunaobrzeżachświadomości.

Czteryświecącewnocygwiazdkiwędrujądomniezsufitu.Sąprzecieżplastikowe,

więcczemumigająiruszająsięjakprawdziwe?

Za każdym razem gdy mrugam, wirują i rozpływają się, cieknąc mi z oczu jak łzy,

którepowinnymiećwięcejrozumu.

background image

21

ZAC

Zakradam się ścieżką od tyłu do domu Bec, gdy zaskakuje mnie Mama. Od kiedy

wychodzipielićdynieoósmejrano?

–Wcześniewstałeś,Zac.

–Chcęsięnacieszyćcałymrankiem.–Przeciągamsięjakosiemdziesięciolatek.

–JaktamDumaiuprzedzenie?

Gorszaniżpunkcjalędźwiowa.–Możebyć.

–Chybajużskończyłeś.Niewidziałamcięwczorajcałydzień.

SkoroznalazłemsięteraznaradarzeMamy,muszęprzełożyćwizytęuMiinatrochę

później.

–Ósmyrozdziałiwciążnicsięniedzieje.

Mamasięśmieje.–Powinniśmypożyczyćfilm.

–My?

–Mężczyźnibędązbierać,aBecchcesięzająćmalowaniem.Będziefajnie.Zrobię

popcorn.

Cholera,jedynecogorszeodpodejrzliwejmatki,tomatka,którasięnudzi.

Film też mnie nie nęci. Kogo obchodzi Keira Knightley i facio z Tajniaków? Jak

mamudawaćzainteresowaniezrzędzącymibabamiwXIX-wiecznejAnglii,kiedyMia

jesttylkopięćdziesiątmetrówobok?Tojest,oileniezwiała.Kiedyidędołazienki,

wybieramnumerBec,alenieodpowiada.KomórkaMiiprzekierowujemnienapocztę

głosową.

DotejporyMiamożebyćwszędzie.

***

background image

Główne drzwi u Bec nie otwierają się przede mną. Nie wiedziałem nawet, że jest tu

zamek.

Idę wzdłuż werandy od frontu domu. Przez okno w dużym pokoju widzę, że Bec

siedzi z podwiniętymi nogami na kanapie. Laptop balansuje na szczycie kopuły jej

brzucha.

Pukam w szybę, a ona spogląda z niepokojem. Dopiero po kilku sekundach mnie

dostrzegaiwtedyjejreakcjajestsłyszalna.

– Pogięło cię? – Zsuwa laptop na bok i otwiera okno. – Nie powinieneś straszyć

kobietywtrzecimtrymestrze.

–Dlaczegodrzwifrontowesązamkniętenaklucz?

–Żebyniewpuszczaćwilkołaków.

–Czyjawyglądamnawilkołaka?–Słyszępojękiwaniewswoimgłosie.

–Aniemiałeśjakiejśpowieścidoczytania?

Widzę,jakAnton,jejpartner,machamirękąprzezSkype’a.Pochylamsięwoknie

iodmachujęmu.

–Idźdodomu.

–Cosiędzieje?

–Przeszkadzasznam…

–Wiesz,ocomichodzi.GdzieMia?

–Zajęta.Podobniejakja.

–Bec!

Przekręca ekran laptopa w bok od nas. – Kazałeś mi zachować jej obecność

wsekrecie–szepcze.

–Niemiałemnamyślisekretuprzedemną.

–Niezjadłamjej.Jestzbytwychudzona.

–Zaglądałaśdoniejdopokoju?

–Niedzisiaj.

– Musisz. Mia ma… takie dwa guziki: Znikam i Czarodziej. Jeśli tylko chce,

wystarczypuf

–Dziewczynazledwościąchodzi,niemamowyożadnympuf.

background image

–Jestszybsza,niżmyślisz.Idźsprawdzić.

Dajjejtrochępożyć–mówi.Czytoznaczy,żeMiawciążtujest?

Żadna z nich nie odpowiada na telefon. Drzwi frontowe pozostają zamknięte przez

całydzień,ajaotrzymujętęsamąodpowiedź,ilekroćpukam:Idźczytajswojąksiążkę.

Dajjejtrochępożyć.

Dopierowieczoremmam jakiśsygnał.Przez zasłonywwolnym pokojuBecwidać

przytłumioneświatło.Więcjednakzostała.Jestwporządku.

J.R. dotrzymuje mi towarzystwa w dyniowym łożu, delikatnie uderzając mnie

ogonem.Siedzimytam,dopókiniegaśnieświatło,ipotemjeszczetrochę.

***

Becpodajemiróżowerękawiceiwiadro.

–Dzieńdobry,słońce.

–Więc?

–Więc?

Wpychamsmoczkiwpyskikoziołkom.–ZaglądałaśdoMiidziśrano?

Wzruszaramionami,udającniewiniątko.

–PowiedziałaśMamie?

Bec uśmiecha się do ssących koziołków. – Nasza Mama nie musi o wszystkim

wiedzieć.

I najwyraźniej ja także, bo przez cały dzień ignoruje resztę moich pytań. Wokół jej

domu zaległo nieprzeniknione pole siłowe. Kiedy pukam w jej okno kuchenne po

południu,Becodganiamnie,mówiąc,żeMiaśpi.

–Oczwartej?

–Dużosypia–szepczeBec,jakbymówiłaoniemowlęciu.–Widoczniepotrzebuje.

Zakradamsięnaokołodomudowolnegopokoju.Niepukamwszybę.Alewsuwam

kartkęmiędzyoknoaframugę.

Hejsąsiadko

Potrzebujeszczegoś?JeżelijedzenieuBecjestparszywe,mogęciprzynieśćtost,dobra?Albo

kakao.Cochcesz.

background image

JeżeliBectrzymacięjakozakładniczkęizmuszadopracyniewolniczej,zawołaj,acięodbiję.

Jestemniedaleko.

Zac

Minęłydwadni.Czemunieodpisuje?

***

Ciszacholerniegraminanerwach.

Następne dwa dni spędzam w szopie, starając się zająć elementami do łóżeczka.

Piłujęiwygładzampapieremściernym.Ipowoliodchodzęodzmysłów.Cotozajakieś

tajemnice?

Piątego dnia tracę zimną krew. Ciskam narzędzia w kąt i biegnę do domu Bec,

gotowywywarzyćdrzwi,jeślibędzietrzeba.

AleBecjestnawerandzieimoczyrękęwDettolu.

–Sukauchlałamnie.

–Uchlała?

–Niezbliżajsiędoniej.Jestszalona.

–Cosięstało?

–Sprawdzałam,czyniemakleszczy.

–Mia?

–Daisymnieugryzła,twojadurnaalpaka.

Gubięwątek.

Becwzdychazniecierpliwością.–Imyślałam,żejesteśprzyjacielemMii…

Takroplaprzelewaczarę.–Jateżtakmyślałem!Bec,cotytupieprzysz?Tojużpięć

dni.

–Uspokójsię,Zac.

– Uspokój się? Zdycham z niepokoju. Prawdopodobnie urwała się już na drugi

konieckraju.

–Nie.Jesttutaj.

–Skądwiesz?Nawettegoniewiesz.Mia!–wrzeszczę.

–Cicho,cicho!Bierzekąpiel.–Becchwytamniezarękę,alewyrywamsięibiegnę

background image

wokół domu. Pukam w okienko łazienki, ale dźwięk jest głuchy, więc wołam ją po

imieniu.

–Mia.

Uchylambardziejskrzydłookienka.

–Mia?

–Jestemtutaj–odpowiadamicichygłos.Słychaćpluskwody.Toona.

Zamykamoczyiopieramsiędłońmiowywietrznik.Szkłojestchropowateichłodne.

–Powiedzmitylko,żeztobąwszystkodobrze.

–Wszystkozemnądobrze.

Czujęsięjakidiota,aleterazwiem.Możesięukrywa,aleprzynajmniejniewalczy

inieucieka.

Atowięcej,niżmogłemmiećnadzieję.

background image

22

MIA

Nigdyniekąpałamsięwprawdziwejwannie.Tastoiniezabudowana,szeroka,głęboka

i trochę podrdzewiała. Emalia jest chłodna i gładka. Ciepła woda sięga niemal do

samegobrzegu.

Wtejwanniewodajesthiperśliska.Wypełniakażdemiejscebezwahania.Nicnie

boli.

Godzinypłyną.Niedajesięnawetwyrazić,jakwolno.Pozwoliłam,żebytelefonmi

sięrozładował,przezparanoję,żektośmógłbymnietuwytropić.

Dźwiękiprześlizgująsiępoddrzwiami.Wpobliżugdacząkury.Trochędalejróżne

stęknięcia i pomekiwania zlewają się w ścieżkę dźwiękową, która stała się już dla

mnienormalna.

Kiedyśniecierpiałamspędzaćczasusama;teraztylkotegopragnę.Wszpitaluzbyt

wieluludzisięnarzucało.Cooniwiedzą?Nieznosiłamichwszystkich.

Ale nie tak bardzo jak mojej matki. Jak to możliwe, że w wieku siedemnastu lat

jestemdośćdojrzała,byprowadzićsamochód,uprawiaćseksiwyjśćzamąż,alenie

dość,bydecydować,costaniesięzmoimciałem?Gdybydanomiwybór,wolałabym

umrzeć,niżpozwolićimnazrobienietego,comizrobili.

Aleniedostałamtegowyboru.Matkapodpisałaformularzzgody,kiedyjależałamna

stole operacyjnym i okazało się, że guz wrósł w tętnicę i oplótł ją naokoło. –

Musieliśmy działać natychmiast – powiedzieli mi potem chirurdzy. – Wycięcie

fragmentukościiwszczepienienowejniewchodziłojużwrachubę.

Potrzebnabyłazgoda.Niewybudzilimnie.Podalipióromojejmamie.Onawpisała

swojenazwiskoizrujnowałamiżycie.

Czyużywalipiłyelektrycznej?

background image

Zsuwam się głębiej i chowam pod wodę, dotykając tyłem głowy aż do dna. Woda

przelewa się i buja nade mną. Tu na dole słyszę bicie mego serca przez wodę. Ten

dwójkowy rytm w moich uszach jest powolny i uparty. Zaskakuje mnie, jak jest

uporczywy,mimotegowszystkiego,cozaszło.

–Mia.

Dociera do mnie jak wspomnienie. Wynurzam się i sprawdzam, czy drzwi są

zamknięte.Są.Opierająsięoniekule.Głoswpływaprzezokno.

– Wszystko ze mną dobrze – mówię Zakowi, ale to nieprawda. Jestem zmęczona.

Iobolała.

Nie mam dość energii na Zaka. Nie mam energii na nic. Stać mnie jedynie na

codzienne przejście w szlafroku Bec z mojej sypialni do łazienki. Jeszcze nigdy nie

byłam tak zmęczona. Jak Zac może wstawać z łóżka i karmić zwierzęta, sypiąc

dowcipasami,jakbyświatbyłdokładnietaki,jakpowinien?Możedlaniegojest.Ma

cudzyszpik,aledotegodwieswojenogi.

Kurwa. Znowu się staczam. Mimo upływu takiego czasu wciąż łapie mnie to

z zaskoczenia. Ponownie zanurzam się pod wodę. Jak długo to trwa, zanim mózg

załapie?Coranootwieramoczyiprzeżywamtakisamchorobliwyszok.

Muszępamiętać,żebyniepatrzećwdół.Muszęprzypiąćtosobieiszybkosięubrać,

chowając tymczasową protezę, która ociera mi się o ranę aż do krwi. Piecze jak

cholera,alemuszęjąmiećzałożonąiukrytą,odpinającjątylkodokąpieliidospania.

Przynajmniejwwodziebliznyniebolątakbardzo.

Takieładnesłówko:blizna.

Najgorsze to kikut. Przebudziłam się z kikutem. Chirurdzy gratulowali sobie

uratowania mi kolana i części goleni. Chwalili się raz za razem, mówiąc, ile mam

szczęścia.

Szczęścia?

GdymojekumpeletańczyłynaSummerdayze,jabyłamwciążnaOIOM-iezmorfiną

w kroplówce. Wskakiwałam i wyskakiwałam ze świata, nawiedzana przez

świrologów, którzy próbowali mówić o zmianie, perspektywie, wizerunku ciała

i szczęściu. Potem podpięli mnie do dalszej chemii. Nie mogłam jeść, nie chciałam

chodzić,niepatrzyłam,gdyodbandażowywaliranęalbozdejmowaliklamry.Starałam

background image

się wymigać jakimś cudem ze swojego ciała, przemykając się pomiędzy kolorowymi

snami,ażodstawionomimorfinęizostawionomnie,bymżyławtakisposób.

Wbrew mojej woli wypływam nad powierzchnię. Głowa opada mi na bok wanny.

Podtymkątemwidzękażdąbelkęsufitu.Jestichszesnaście.Podtymkątemniemuszę

widzieć siebie. Moje ciało może być idealne. Może być wszystkim, co sobie

wyobrażę.

Toteżleżęwwanniegodzinami,słyszączwierzętaiskrzypieniedesekpodłogowych

podciężaremBec.Wtymdomudrewnouginasięinaddaje.Nawetścianywydająsię

jakoś dopasowywać do ludzi. Nigdy nie słyszałam o miękkim domu. Bec też jest

niespotykanie dobra. Wczoraj poprosiła mnie o radę w sprawie kolorów. – Nowa

warstwa farby dla nowej duszy – powiedziała, podważając puszkę z oliwkową

zielenią.

Nuci w trakcie malowania. W ciągu dnia przynosi mi kanapki i plasterki gruszek

inieoczekujenicwzamianopróczzabezpieczeniaswegobrata.

Może odetchnąć – nie przyjechałam tu krzywdzić Zaka. Nie chcę już też od nich

pieniędzy. Mam dość, by dojechać przynajmniej do Adelajdy. Dość, by się stąd

wydostać.

Muszęsięznowuruszyć–terazalbonigdy.

background image

23

ZAC

Buch,pac,pauza.Buch,pac,pauza.

Ta sekwencja dobiega z domu Bec. Przypomina Mię chodzącą na kulach. Ale czy

onaniejestjeszczewwannie?

Obchodzę dom od tyłu, mijając pokój dziecięcy z pootwieranymi oknami, by

wywietrzyłsięzzapachufarby.Zatrzymujęsięprzedwolnympokojeminasłuchuję.

Buch,pac,pauza.Buch,pac,pauza.

Między skrzydłem okna i futryną jest szpara, więc odsuwam zasłonę na bok.

Rozpoznajękoniuszekbrązowegoogona.Uderzawpodłogę,potemznikamizoczu.

–Wyłaźstamtąd–szepczę,otwierającoknotrochęszerzej.Pochylamsiędopokoju,

próbujączwabićkangurka.–Chodźtutaj.

Mia nie przychodzi, więc podciągam się przez okno. W środku kucam i pstrykam

palcami na kangura, obwąchującego teraz rozsypaną zawartość plecaka: gmatwaninę

ubrań,tubkężelu,telefon.

–Chodź…

Inaglestajęjakwryty.NienawidokbałaganuwżyciuMii.Nienawidokpustych

pudełek po lekach. Ale na widok połowy nogi opartej w kącie pokoju. Zaczyna się

kolorowym lejem jak gigantyczna lampka do szampana. Dalej zwęża się w obręcz ze

śrubami i uprzężą. Na dole jest skarpetka w paski, która wchodzi w niebieski but,

zawiązanywdoskonałąkokardębiałymisznurowadłami.

Uderza mnie to z nieoczekiwaną mocą. Mia. Pusty lej. Masywne zapięcie.

Równiutka,białakokardka.

Dłoń na moich plecach zaskakuje mnie. Bec kładzie sobie drugą rękę na brzuchu,

jakby chroniąc swoje dziecko od wszelkiej krzywdy, jakiej kiedykolwiek mogłoby

background image

doznać.

BrakujemitchuiBeczacieśniauścisknaszejtrójki,przyciągającnasdosiebie.

–Wiem–mówi.–Wiem.

Zamykamydrzwidosypialniiwypuszczamykanguranadwór.Obojętnieodskakuje

wdal.Kozymeczą,niebojestzbytczyste,zbytniebieskienato.

–Myślę,żemoże–zaczynaBec–możeonapotrzebujeswojejmamy.

***

Siedzę w chłodnej stodole, wdzięczny za samotność. Wokół mnie leżą porozkładane

drewniane szczebelki i plany łóżeczka. Nie ma pośpiechu z tą robotą; dziecko będzie

najwcześniejzasześćtygodni.

Dłutemzagłębiamsięwkorpuswezgłowia.Odrzynająsięcienkiespiralki.Nacięcia

zmieniająsięwwinoroślaposplatanezesobąnacałejdługoścideski.Rzeźbiędrobne

listki.Wkażdymlistkużłobiężyłki.Wchodzęwkażdydetal,choćtostrataczasu.Nic,

co robię, nie jest w stanie jej kiedykolwiek pomóc. Nic, co powiem, nie będzie

wstanietegonaprawić.Todłuto,tenmłotek,tegwoździesąbezradne.Mianiejestna

towystarczającosilna.Nato.Napaskudnąnogę.Przezcałyczascośpodejrzewałem,

ale nie byłem pewien. Zerwałam ścięgno na koszykówce, mówi. Tak łatwo się jej

wierzy.

–NiewidujęostatnioBec.

Mamastoiwwejściu.Kiedyzdążyłosiętakściemnićnadworze?

–Aty?–pyta.

–Uważa,żenapuchłyjejnogi.

–Topomócciwsprzątaniuodchodów?

–Co?

–Jestpiątek,Zac.

Wypuszczamdłutozrękiitoczysięonopoławce.–Nie.PójdęzBec.

Jejdrzwifrontowesązamknięte,jaksięspodziewałem,aleniepukam.Niechcęjuż

więcej naruszać zaklęcia, jakie spadło na ten dom. Czekam kilka sekund, a potem

obracamsiędoodejścia.

background image

Nagle:–Nie!–krzyczygłoszwnętrza.

Zatrzymujęsię.Nie?TobyłaBec?Wołałamnie?

–Nieróbtego!

TojestBec.Nigdyniesłyszałem,żebysiębała.

Przytykam ucho do drzwi i słyszę: – Kuuuuurwa! – wstrząsające całym domem. –

Kuuurewskiepiekło!

Kurwa!Bec?Mia!Powinienembyłwiedzieć.Cośmusiałowkońcupuścić.

Pędzęnatyłdomuiszarpnięciemotwieramokienkowłazience,jestjednakzamałe,

żebyprzezniewejść.GłosBecpodnosisięwzłości–Anisięważ!

WybieramsypialnięBeciotwieramokno.Panikanarasta,gdypodciągamsięignam

do kuchni, epicentrum krzyków – Kurwa! Fuck! Kurwa! Fuck! – które eskalują na

widok mnie wpadającego z kijami golfowymi. Łapię się zlewu, żeby uchronić się

przedpoślizgiem.Potemtrzymamsięgojeszczechwilę,byogarnąćsytuację.

Oczekiwałem zobaczyć bójkę między dziewczynami, nie coś takiego. Przykryta

ręcznikiemkąpielowymBecleżybrzuchemdogórynastolekuchennymjakwyrzucony

naplażęwieloryb.Miapochylasięnadnią.Twarzzakrywasobiedłońmi.

–Zac!–dyszyBec,zupełnierozhisteryzowana.–OmójBoże,Zac!

Co,docholery?

–Czydzieckowychodzi?

–Boże,chybabymwolała.

–Cosiędzieje?

–Poprostuzróbto.Szybko!

–CO?–wrzeszczę.

Mia odrywa ręce od twarzy, sięga do kolana Bec i gwałtownym szarpnięciem

odrywa pasek. Bec wstrząsa się, jakby dostała 3000 volt z elektrycznego pastucha,

i wyrzuca z siebie wszystkie przekleństwa, jakich kiedykolwiek mnie nauczyła,

ijeszczetrochę.

Dwakijegolfowedźwięczą,wypuszczonezrękinapodłogę.

–Co,do…

Bec zmienia się w rozjuszonego bizona, który pędzi na oślep przez gąszcz

czteroliterowychwyrażeń.Łzycieknąjejciurkiempowykrzywionejzbólutwarzy.I…

background image

śmiejesię?

–Powiedziała,żetoniebędziebolało!

–To?

Stęka jak jaskiniowiec, a potem pozwala, by głowa opadła jej na bok, w moją

stronę.–ChciałamzrobićwrażenienaAntonie.Anawetniedoszłyśmyjeszczedolinii

majtek.

ObokniejMiawciągagłębokopowietrzeprzezzłożonedłonie–śmiejącsię,rżąc–

itonajfantastyczniejszarzecz,jakąkiedykolwiekwidziałem.

–Ktorobicośtakiego?Proszę,powiedzmi,żeporódbędziemniejbolesny.

–Niemazgajsię–mówię,choćnigdyniebyłembardziejwdzięcznymojejsiostrze.

– Och, ona jest sadystką. Tam czeka cała wanna wosku. – Bec potrząsa głową do

mnie.–O,Zac.O,cholera,tojestokropne.

–Nawdychałaśsięzadużofarby?

–Zac,tyniemaszpojęcia.Jesteśmyterazpopachywszambie.

Śmiejęsię.–My?Toniejajestemoblanygorącymwoskiem.

–Cowamtamtakwesoło?–głosMamydolatujeoddrzwi.–Jakitożart?

***

–Niemożeszjejzatrzymać.

–Wiem…

–Onaniejestzwierzęciem…

–Mamo,mówiszjakBec.

–Słucham?Dlaczegoniktminiepowiedział?

SpoglądamyposobiezBec.

–Cozjejwizytamikontrolnymiibadaniami?Mawszystkonabieżąco?

–Niejestzwierzęciem–przypominaBec.–Zrobiłamioczy.Rzęsyibrwi.Dobrze,

co?Darowałabymsobiejednakwosknanogach.

Mamawzdycha.–Nieżartujsobie.Ktośmusipowiadomićjejmatkę.

background image

24

MIA

Wychodzę w ciemność. Od początku było wiadomo, że to musi się tak skończyć. Kto

masięniązająć?Ktowykażesięodrobinąrozsądku?

Czuję, jak drętwieje mi stopa, chociaż już jej nie mam. Ból fantomowy –

najokrutniejszyzpierdolonychżartów.Mówią,żeporakuczłowiekstajesięsilniejszy.

Nieprawda.Chrzanicigłowę.Dajeciswędzenie,któregoniemożnapodrapać,iserce,

którenieprzestajeboleć.

Muszę się wynieść. Ale dokąd? Nie do przyjaciółek ze złośliwymi minami ani do

matki, która mnie zdradziła. Nie do lekarzy z piłami elektrycznymi i kłamstwami. Co

jeszczezechcielibymiodciąć?

Cholera,toniePlanDmnietutajprzywiódł.PlanDwyczerpałsiętygodnietemu.

PrzyjazdtutajtobyłPlanZ.Zacbyłmojąostatniąszansą.

Chociaż nigdy się nie spotkaliśmy, był dla mnie realniejszy niż ktokolwiek inny

w szpitalu. Ten pokręcony, blady, stukający chłopak okazał się jedynym, który umiał

mówićto,cotrzeba.

–Wiesz,jakkuryustalająmiędzysobąporządekdziobania?–Zackładzieramiona

napłocieprzymnie.

–Nie.

–WłaśnieterazMamaiBectorobią.

–Przepraszam.Jutrowyjadę.

–Dodomu?

Potrząsamgłową.Mamapozwoliła,żebytozrobili.

Kozatrącamnienosem.Sięgamrękądopojemnikazkarmąipodajęjejnadłoni.Jej

językjestsuchyiszorstki.

background image

–Todokąd?

Wzruszamramionami.Tobezznaczenia.–Wciążwydajemisię,żejeżeliwsiądędo

autobusuipojadędostateczniedaleko,towkońcuspadnęzkrańcaświata.

–Bardzoniechcęcitegomówić,ale…–Zacrobikulęzeswoichdłoni.

–Niemarudź.Chcępoprostuzniknąć.

–Nieprzechodziłaśprzezchemiępoto,żebyterazznikać.

–Pamiętasz,jaksięwściekałam,kiedyzaczęłamtracićwłosy?Myślałam,żetobyła

tragedia.Alewłosyprzynajmniejodrastają…

–Walczyłaśjaklwica.–Mówitotak,jakbytobyłpowóddodumy.

–Poprostuchciałambyćnormalna.

–Byłaś…–mówi.–Jesteś.

BiednyZac,wciążpotykasięnagramatyce.Przecieżwieomojejnodze.Powinien

zdawaćsobiesprawę,żesłowo„normalny”należydoczasuprzeszłego.

– Jeżeli jestem taka normalna, to dlaczego wszyscy dają mi broszurki o jebanej

koszykówcenawózkachinwalidzkich?Wogólenigdynielubiłamkosza,ateraz,kiedy

jestemkaleką…

–Niejesteś.

Wyrzucamresztękarmy.–Jestemmałpąwcyrku.

–Mia,nawetniewiesz…

–Totyniewiesz,Zac…

–Nie,tyniewiesz,jakajesteśpiękna.

Tosłowowybijamnienachwilęzrównowagi.Piękna?Zamykamoczy.Wydajesię,

żeziemiaotwierasiępodemną.

–Jesteśpiękna,Mia.Byłaśijesteś,izawszebędziesz.

–Przestań.–Chwytamsiępłotu,żebysięwesprzeć.Zaśmiecatęnockłamstwami.

–Gdybyśchodziładomojejszkoły,nierozmawiałbymztobą.Niemiałbymprawa.

Spójrznasiebie,jesteśboska.Nawetwtejblondperucejesteśbardziejwystrzałowa

niżjakakolwiekdziewczyna,którąznam.Zgarniaszdziewięćnadziesięć.

–Terazjestemliczbą?

– W światowej skali wystrzałowości z łatwością miałabyś dziewięć. A ja byłbym

jakieśsześćprzecinekpięć.

background image

–Osiołjesteś–mówięmu,otwierającoczyidostrzegającjegoszerokiuśmiech.

–Dobra,notobardziejszóstka.Aszóstkinierozmawiajązdziewiątkami.Takiesą

reguły.

–Niejesteśszóstką,Zac.Ajanapewnoniejestemdziewiątką.

–Wiesz,tylkojednopowstrzymywałomnieprzeddaniemcidziesiątki.

–Pomyślmy:cotomożebyć?

–Żejesteśtakąhumorzastąkrową.

Walęgopięścią.Mówibezgłośneauimasujesobieramię.

–Będęmiałsiniaka.

– Gdyby twoja głupia skala istniała, Zac, a nie istnieje, ale gdyby, to prawda jest

taka,żebyłbyśznaczniepowyżejmnie.Terazjesteśjużzupełnienormalny.

–Azałożyszsię?

–Założę.–Tokonkurencja,wktórejniemogęprzegrać.Pukamkuląwjegogumiaki.

Jeden,dwa.

– Tak, ale co z całą resztą? Ugrzęzłem tu, powtarzając 12. klasę, podczas gdy moi

kumple poszli dalej w życiu. Codziennie zażywam jedenaście pastylek, co tydzień

oznaczają mi poziom płytek. Nie mogę robić niczego, co byłoby choćby trochę fajne.

Niewolnominawetzbieraćoliwek.Toniejestprawdziweżycie,tylkozawieszenie.

–Aleprzynajmniejwyglądasznormalnie.Ludzieniegapiąsię…

–Mamtylkopięćdziesiątpięć.

Pięćdziesiątpięć?Cototerazzaskala?

Naglezauważam,jakmocnościskadrutypłotu.Ścięgnanapinająsięmunakostkach.

Mięśnierysująsięnaprzedramionach.

–Zac,nierozumiem.Cotojestpięćdziesiątpięć?

Opiera stopę na szczebelku i podciąga się wyżej na płot. Chłód przebiega mi po

cieleizastanawiamsię,czydoniegoteżdociera.Wstrząsasię.

–Zac?

– Pięćdziesiąt pięć procent. Moje prawdopodobieństwo przeżycia pięciu lat bez

nawrotu.

Nigdy nie byłam dobra w liczbach, nigdy nie potrzebowałam. Ale to rozumiem.

Pięćdziesiątpięćwpadazbrzdękiemwmojągłowęjakmonetadoautomatu.Liczbyto

background image

liczby.Niedajesięznimidyskutować.

Wszystko inne rozpływa się poza tą zimną liczbą i chłopcem, który patrzy na

gwiazdy,takjakbyznałjepoimieniu.

–Zac,niemożesztegowiedzieć.

–SprawdźwGoogle’u.

Zakładałam, że po wyjściu ze szpitala odpuścił sobie obsesję na punkcie statystyk.

Niesądziłam,żeliczbypodążyłyzanimkrokwkrokażtutaj.Byćmożetorturujągotak

samojakmnienoga.Możeobojeżyjemytylkoułamkowo.

Pięćdziesiątpięćzalicza, myślę. Pięćdziesiąt pięć procent z matmy czy anglika by

mnieucieszyło.Powinnammupowiedzieć?

–Mia,tymaszterazjakieśdziewięćdziesiątosiem.

Hm, wolałabym mieć pięćdziesiąt pięć i dwie nogi niż dziewięćdziesiąt osiem

i jedną, decyduję, jakby to mogło go przebić, ale powiew wiatru zwiewa mi słowa

zustiwyrzucagdzieśnabok.Cieszęsię,żeichniema.

A on wciąż patrzy do góry, tam gdzie tysiące gwiazd wypełniają kopułę nieba.

Wtymwszystkim,cotakprzypadkoweiniejasnewkosmosie,jakjakiśchłopakmoże

byćtakpewnypojedynczejliczby?

–Ty,Mia,maszprzedsobącałeżycie,żebysięwściekać.Ja…niewiem,comam.

–Widziałeśto?–pokazujęwdesperacji,żebyodciągnąćjegomyśliodtegotematu.

–Spadającagwiazda.

–Palącysięmeteoryt.

–Toniemogępomyślećżyczenia?

Wzruszaramionami.–Jeżelichceszpomyślećżyczenieprzypalącymsięmeteorycie,

tomyśl.

Walęgowudo.–Psuja.Pomóżmiwejść.

Zacchwytamnie,gdystawiamzdrowąnogęnadrucieitrzymającsięgo,przerzucam

drugą na drugą stronę płotu. Siadam okrakiem naprzeciw niego, niepewna, czy będę

utrzymywaćrównowagętakdobrzejakon.Poddżinsamikrewnabiegadobliznyirana

zaczynamipulsować.Kręcimisięwgłowie,aledobrzejestbyćnajednejwysokości

znim.Dostrzegamszarośćjegooczu.Kształtjegoszczęki.

–Hej,miałeśmniepocieszać,pamiętasz?

background image

–Miałem?

–Takjestwopisietwoichobowiązków.Niemożemyjęczećoboje.Toniedziałaot

tak.–Pstrykampalcami.–Więcskupsię.

–Spróbuję.Naczymstanąłem?

– Miałeś właśnie życzyć mi szerokiej drogi przed dalszą podróżą. A ja miałam ci

obiecać, że przyślę kartkę… – szturcham go na niby. A potem uderzam go dłonią

wklatkęnaprawdę.–Jedźzemną!

–Co?

–Dlaczegonie?Ty,jaiGreyhound.–Tamyślwzlatujewysoko.Tchniewolnością.

–Dokąd?

–Nierujnujtegodetalami.Poprostujedź.

–Mówiszserio?

Kiwamgłową,aonśmiejesięiodwracawzrok.

–Mia,niemogęsiętakurwać…

–Możesz.

–Mamdwunastąklasę.IMamę.Iinnych.Potymwszystkim,przezcoprzeszli…

–Zrozumieją.

–Potrzebująmnietutaj,nafarmie.Potrzebująmnie…ijuż.

Ja też cię potrzebuję, myślę, ale trzymam usta mocno zasznurowane, na wszelki

wypadek.

Zac kładzie dłoń na mojej dłoni, splatając palce z moimi. Nie wyobrażałam sobie,

jak ciepła będzie jego skóra ani jak bardzo będę czekać na jego dotyk. Jego dłoń

uspokajamnie.Łagodzipulsowaniewnodze.Porządkujegwiazdy.

Kiedy odzywa się, ostrożnie dobiera słowa. – Wiem, że mi nie wierzysz, Mia, ale

maszszczęście.Zamieniłbymsięztobąnamiejsca,gdybymmógł.

Wzdrygamsię.Toniemożliwe.–Niezamieniłbyśsię.

–Gdybymmógłprzyrzecmoimrodzicomdziewięćdziesiątosiem,zrobiłbymto,

–Jateżbymsięzamieniła–odpalam,aleściskamirękęażdobólu.

Jego mama woła nas, przywołuje do środka, ale żadne z nas się nie rusza.

Balansującnapłocie,zpalcamisplecionyminawzajem,niemożemyrobićnicinnego,

bysięutrzymać.

background image

***

Później,gdyzimnonocyprzenikanasażdokości,rozplatamydłonie.Tymrazemidęza

nimdojegodomu.Milczę,posuwającsięprzynimokulach.Alpakapostękuje,gdyją

mijamy. Zac pomaga mi wdrapać się przez okno, a potem zasuwa zasłony, odcinając

kosmospodrugiejstronie.

Kiedywczołgujęsiędojegołóżka,nieodpinamprotezy.Mamnasobiedżinsyion

także. Jedzie od nas karmą i ziemią i wkrótce pościel tak też cuchnie. Zwijam się

wkłębek,aonzwijasięzamną,dżinsprzydżinsie.

Dziśchcęsięzapomnieć.Chcębyćwczyichśramionach,wolnaodkoszmarów;chcę

spaćbezśnienia.Chcębyćwięcejniżułamkiem.

Wciemnościnaszenogiiręcesplatająsięwcałość.

background image

25

ZAC

BudzęsięiczujęMięwłukumojegociała.Jejpierśwznosisięiopada,perukależy

zsuniętanapoduszce.

Jest trzecia w nocy. Wiem, że na całym świecie 1484 osoby usłyszą w ciągu tej

godziny,żemająraka.Prawie25naminutę.

Ale jakie jest prawdopodobieństwo tego? Zsynchronizowane oddechy, miękkość

ciała,porażająceuczucie,żeżyciemożebyćznowudobre.

***

Światło dryfuje plamkami, szukając skóry, na której mogłoby osiąść. Jest mgiełka

ciepłegopowietrzaiciężarkołdry.

– Z przykrością muszę cię poinformować – mamroczę – że zostałaś zdegradowana

doósemki.

–Hm?

–Zachrapanie.

–Chrzanisz.Zatotyawansowałeśdosiódemki.

–Siódemki?

–Maszprzytulneramiona–mówimi.

Wpływamy i wypływamy ze świadomości, aż rozlega się pukanie do drzwi. Mia

sztywnieje.

OdzywasięgłosBec:–Zac,niemajej.Alewszystkierzeczyzostaływpokoju.

–No,towróci.

Siedzimydalejwłóżku,mimożeburczynamwbrzuchach,aświatłodniaprzebija

background image

sięprzezzasłony.

–Poprawka–mówię.–Wracasznadziewiątkę.

Mia marszczy brew, nieświadoma tego, jak ją teraz widzę – bez peruki blond,

zfuterkiemkrótkichbrązowychwłoskówotaczającymjejdrobnątwarz.Palcemrysuję

esy-floresyprzyjejuchu.

–PostHarryPotterowaEmmaWatson.Dlaczegotoprzedemnąukrywałaś?

Miazakopujesiępodpoduszkę,aleznajdujęjątam.

Wzdycha.–Jestzakrótka.

–CzytykiedyświdziałaśEmmęWatson?

–Nietylerazycoty…

–Toznaczyboska.

–Więcczemutylkodziewięć?

–Wciążjesteśhumorzastąkrową.

–Zamknijsięiopowiedzmicoś.Chcęsmacznieusnąć.

Pod kołdrą opowiadam jej o łóżeczku dla bobasa, które wciąż jest nieskończone.

Opowiadamomłodychpodróżnikachpomagającychprzyzbieraniuoliwekistaraniach

EvanaowzględyFrancuzki.Mówięjej,jakwzeszłymrokupracownikzHolandiizjadł

całągotowanąkuręzdelikatesówidostałzatruciapokarmowego,poczymsrałpodco

piątąoliwkąodjednegokońcafarmydodrugiego.

–PotemBeczaproponowałaAntonowitabletkęGastro-Stopiwolnypokójusiebie

izjakiegośniewytłumaczalnegopowodusięwnimzakochała.

–Gdzieonjestteraz?

–WKimberleyjeszczeprzezdwatygodnie.Beckazałamupozbyćsiętegowirusa

z organizmu, zanim będzie dziecko. To znaczy wirusa podróżowania. Opierał się, ale

onazwyklestawianaswoim.

–Fajnyjest?

–Tak,chociażwciążlejemyzniego…zatosranie.Mówistraszniedziwnie.Jakna

przykładcośjestłatwe,mówi:Jabłuszko,jajeczko.

Miapowtarzatonapróbę.

–Cojeszcze?

Kiedy uśmiecha się, zdaję sobie sprawę, że nie potrzebuje jechać na drugi koniec

background image

Australii – potrzebuje tylko uciec na trochę od siebie. Więc mówię jej wszystko, co

przychodzi mi do głowy: jak Stary Johnno zapisał każdemu z nas, dzieci, po owcy

wtestamencieijakdoprowadziłotodokozyidwóchalpak.

– Ludzie przyjeżdżali kupować oliwę, ale zostawali dłużej, żeby pogłaskać

zwierzaki.Taciecośzaskoczyłoitakmniejwięcejnarodziłasięfarmaagroturystyczna.

Przysporzyło mi to popularności w dzieciństwie. To znaczy trochę większej

popularności.

–Jakibyłeśwpodstawówce?

– Oczywiście nie wyglądałem jeszcze tak dobrze. Miałem bzika, żeby zostać

mistrzemświatawpiłceręcznej.

–Izostałeś?

Otwieramoczy,żebysprawdzić,czyonamawciążzamknięte.Ma.Jejustasąlekko

rozchyloneizauważammałąszparkęmiędzyprzednimizębami.

–Oczywiście.Tynie?

–Przezmomentbyłammistrzyniągrywklasy.Opowiedzmiwięcej.

Mówięjejonietypowychzleceniachnaoliwę,jakiedostajemy,naprzykładosmaku

rakowym albo czekoladowym. Opowiadam jej o Mace, moim trenerze krykieta – jak

wpadł w szał, gdy podczas pokazu w Albany na dwie godziny przed oceną przez

jurorówjegogigantycznadyniasięzapadła.

–Wiedziałaś,żeświniemajątakisampoziominteligencjicoczteroletniedziecko?

Wyrywanasztegogłosmojejmamy.–Zac,wszystkodobrzeuciebie?

–Tak,czytamrozdziałdziewiąty.

– Dobra, weź go ze sobą. Jesteś umówiony w przychodni za dwadzieścia minut,

więcmusimywyjechaćzadziesięć.

Mia odrzuca kołdrę, a ja orientuję się zbyt późno, żeby ją powstrzymać. –

Wporządku,paniMeier.Pojadęznim.Jabłuszko,jajeczko.

background image

26

MIA

Recepcjonistkazauważamojekuleibierzemniezapacjentkę.

–PrzyprowadziłamZaka.

–O,agdziejestdziśWendy?

Wzruszamramionamiiprzeglądamwczasopismachartykułyocelebrytkachwciąży,

ze złamanym sercem, z nadwagą albo z anoreksją. Wystarczającym stresem było dla

mniewejściedotegogmachu,więcniemamowy,żebymszłazaZakiemdogabinetu.

Niepotrzebujęwęszącegolekarzawpobliżu.Świetniewiem,comidolega.

Kiedy wychodzi, idę za nim do laboratorium, ale znów czekam na korytarzu, kiedy

mapobieranąkrew.Wyciągamzkieszenikomórkę.Powinnamskorzystaćztejokazji,

żeby zadzwonić do kas autobusowych i zarezerwować sobie bilet na wschód. Muszę

jechać–chcęjechać–więcdlaczegoniemogęsięprzemóc,bywybraćnumer?Nicnie

bronimiprzecież,bywsiąśćdoautobusunawetdzisiaj.

Nicopróczcichutkiego,dziecięcegogłosiku,którypyta:Acozostatniąnocą?

To wtulenie w Zaka było najprzyjemniejszym, co mnie spotkało od bardzo, bardzo

dawna. Ale skąd mam wiedzieć, czy to było coś więcej, czy może tylko fizyczna

wygoda?Ciepłociaławzimnąnoc?

Wybieram numer i czekam na opcje automatycznej centrali. Wciśnij 1 w sprawie

rezerwacjibiletu,2wsprawierozkładuprzyjazdów,3wsprawierozkładuodjazdów.

Winnychsprawachczekajnazgłoszeniesięoperatora.

Czekamnazgłoszeniesięoperatora,alegdyodzywasiękobiecygłos,rozłączamsię.

Cozostatniąnocą?Coznią?

Potem Zac wypada z laboratorium i prowadzi mnie na drugą stronę ulicy. Nawija

bezprzerwy.Onieświeżymoddechupielęgniarki.Jakniemogłaznaleźćdobrejżyły.

background image

–Onesięwszystkienazywają.DzisiajmusieliśmywywołaćChuckaNorrisa.

–Niezłyodjazd.

Jeżeli Zac też myśli o ostatniej nocy, nie daje tego po sobie poznać. Ale szczerze

mówiąc,niewydajesię,żebyzadużomyślał.

W aptece, gdy czekamy na realizację jego recept, robi nalot na stand z okularami

słonecznymi.Obserwujęgo,szukającjakiejśaluzji.Cozostatniąnocą,Zac?Dlaczego

niemówinicpożytecznego?

–Cootymmyślisz?–Przymierzaogromneczarneokulary.

–Sąokropne–mówięmu,botakiesą.Wyglądawnichjakmucha.

– Te też? – Oprawki są fluoryzująco żółte z wielkimi gwiazdkami. – Tylko dwa

dolce.Mogłabyśsobiewziąćróżowe,żebypasowały.

–Dajspokój.

– Patrz, a jakbym kupił tubkę tego dla Evana? Podrzuciłbym mu do pokoju, gdyby

sprowadziłdodomujakąślaskęzezbieraniaoliwek.Jaksąhemoroidypofrancusku?

–Lehemoroidy?

Wybucha śmiechem i zaraz podnosi po kolei wszystkie testery płynów po goleniu.

Wtedy przypominam sobie, że to jest po prostu Zac. Nieszkodliwy, naiwny Zac. To

tylkochłopieczprzytulnymiramionami.Cokolwiekdziałosięostatniejnocy,niebyło

naprawdę.Naprawdęjestmetalowanogaizakażenie,którecorazbardziejsiępaprze.

Przechodzę więc do działu makijażu i wybieram numer do kas autobusowych.

Czekam cierpliwie, poirytowana przez blondynkę, która odbija się w prostokątnym

lustrze.Nicztegoniejestprawdziwe.Dyktujękobiecemugłosowiswojedane.Dzisiaj

nic już nie ma, ale rezerwuje dla mnie miejsce na jutro. Potem wsuwam telefon do

kieszeni.

Kiedyś spędzałam całe godziny w takich drogeriach. W dzieciństwie macałam

wszystkie szminki, cienie do oczu i pudry. Oczarowywały mnie nieskończone opcje

masełdociała,opalaczyizestawówdopedikiuru.

Teraz moje myśli biegną jednotorowo, więc obracam się do jedynej rzeczy, która

mniepociąga:dorządkówśrodkówprzeciwbólowychnareceptę,stojącychnapółkach

za ladą. Zrobiłam przegląd szafek u Bec, ale na podróż będę potrzebować coś

mocniejszego.Zanimbędzienaprawdęźle.

background image

Kiedy Zac płaci za swoje leki, pochylam się nad ladą i proszę o najsilniejsze

tabletkiprzeciwbólowedostępnebezrecepty.–Namojezerwaneścięgno–tłumaczę

dziewczynie.Kiedysiedzimyzpowrotemwpółciężarówce,rozrywamopakowanie.

Zaczdejmujeżółteokulary.–Czekaj.Musiszdotegocośzjeść.

–Niemuszę.

–Musisz.Znamtujednomiejsce…

Drażetkirobiąsięlepkiewmojejdłoni,gdyZacwywozinaszmiastapowyboistej

drodzenajakiśczęściowozapełnionyparking.

ProwadzimnieprzezdrzwiWesołejKrówki,gdzieprzepychasięmiędzyturystami,

zbroi w wykałaczki i niczym ninja nadziewa na nie rozmaite, przypadkowo wybrane

kosteczkisera.

–PanadeineForteiszaszłykcheddarowy.Czegochciećwięcej?Możejeszczetylko

napójmiodowy.–Podajemiplastikowykubekistukawniegoswoim,jakdotoastu.

– Klasa. – Połykam drażetki. Wiem, że nie usuną bólu, ale trochę pomogą. Zlizuję

słodkinapójzwarg.Jestdobry.

– Darmowe sery. Darmowy napój miodowy. Poważnie, wy, miastowi, nawet nie

wiecie,iletracicie.

–Poważnietomyślę,żechyba…wyjeżdżam,wiesz?

–Dzisiaj?

–Jutro.Zarezerwowałammiejsce.

–Więcmamytendzień.–Patrzynazegarek.–Ajamammoralnyobowiązek,żeby

pokazaćci,coażdotejporytraciłaś.

–Niepowieszmi,żecośprzebijeWesołąKrówkę?

Wyrzuca wykałaczki i bierze mnie za rękę. – Nie wpadaj w orgazm za szybko.

Idziemy.

***

PrzezcałąresztępopołudniaZacwozinaspokażdejzapadniętejbocznejdrodze,która

daje nadzieję na sery, wino, piwo, orzeszki, cydr albo chutney. Kiedy stajemy przy

kolejnych kontuarach, wyglądamy jak wszyscy inni turyści, udając upodobanie do

background image

organicznych produktów i wyrafinowane gusta. Osuszam każdą szklaneczkę cydru czy

wina, jaką dostaję, a Zac, wytypowany na kierowcę, tylko pluje do szklaneczek.

Dowiaduję się więcej, niżbym sądziła, że w ogóle wiadomo, o dukkha (dawniej

uważałabym, że to musi być jakieś wymyślone słowo), niebieskim serze i wyrobach

z pigwy. Wkrótce mój brzuch burczy od istnego melanżu doznań smakowych.

Chwilowozapominamnawetobólu.Myślibąbelkująiposykująjakmusującewino.

DzwonitelefonZaka,poraztrzeci,alepozwalamusięwydzwonić.

–Wiem,corobisz,Zac.

–Jestemperfekcyjnymgospodarzemiprzewodnikiem?

–Oprócztego,żemnieupijasz,unikaszpowrotudodomuimamy.

–Nawetjeśli.Chcesztrochętoffi?

Krzywięsię,przyciskającrękędobrzucha.–Boże,nie.

–Znamtakiemiejsce…

Zacwiezienasprzezkolejneosiedlanaskrajuwybrzeża,apotemprzezwertepydo

punktu widokowego nad skalistą zatoką. Małe ptaszki bujają się nad spienionym

oceanem,nasiąkającmorskąbryzą.

Nie ma toffi. Wkoło nie ma nic oprócz nas. Kiedy Zac wyłącza silnik, nagle zdaję

sobie sprawę, że całe to popołudnie było po to, żeby mnie przywieźć tutaj. Wybrał

idealne miejsce, z dala od tłumów i rodziny. Ta myśl mnie trzeźwi. Przebiegam

językiempozębachiprzeczesujędłońmiperukę.Możejednaktaostatnianoccośdla

niegoznaczyła.Może…

Zacbębnipalcamiwkierownicęipodziwiawidokprzezsweokularyzgwiazdkami.

–Cotynato?

–Pięknietu…–Dlaczegozaczynamsięniepokoić?

–Umieszsięposługiwaćwędką?

Wędką?

–Jamampółtorametrową,alejestteżkrótsza,łatwiejsięniąobchodzić.

Nigdy w życiu nie zaparkowałam w odludnym punkcie widokowym z chłopakiem,

któryzaproponowałbywędkowanie.Przenigdy.

–Chybaniebardzo…

–Zobaczęztyłu.Powinnabyćlinka.

background image

–Nie.

Niechcęwędkować.Niecierpięzapachuprzynęty,pozatymnateskałytrzebabysię

nieźlenagramolić.Chcęwracać–natychmiast.Bolimnienoga,acogorsze,palimnie

twarziniechcę,żebytozobaczył.

Niemogęuwierzyć,jakabyłamgłupia.–Sązadużefale–mówię.

–Niedlaryb.Wtakidzieńmoglibyśmyzłapaćztuzinśledzi.Chodź,będziefajnie.

–Nietymrybom.

Śmiejesię.

–Jutrojadę–przypominammu.

Podnosisobieokularynaczoło.Jegooczywydająsięterazbardziejniebieskieniż

szare.

Gdybymnieterazpocałował,mogłabymuwierzyćwniektórezrzeczy,któremówił

mizeszłejnocy:żejestemdziewiątką;żejestempiękna,wciąż.Gdybyprzycisnąłmnie

dofotelaichwyciłmnie,ichciałmnie,wiedziałabymnapewno.

Aletegonierobi.Opuszczatylkotegłupieokularynanosiwłączasilnik.

Jestem kompletną idiotką. Wszystkie komplementy świata nie znaczą nic, jeśli nie

chcesięzgodnieznimizachować.

Zactotylkomiłychłopak,którychciałmipomóc.

Ajajestemostatniąwariatką,żemuwierzyłam.

***

Napełniam wannę po brzegi tak gorącą wodą, że piecze mnie całe ciało, a nie tylko

jednaczęść.

WdużympokojuBecjestnaSkypiezAntonem.Słyszę,jakśmiejąsięzpodrygów

jejbrzucha,dostającegoniespodziewanekopniakiodśrodka.Słyszęwjegogłosie,jak

zaniątęskni.

Krew zabarwiła wodę na różowo. W trakcie chemii brałam pigułkę na

powtrzymanie okresów; pielęgniarki mówiły, że będzie mi potrzebna cała krew, jaką

mam.Okresyniewróciłymiażdoteraz.Szokciemnejczerwieni,błędnieuważającej,

żeorganizmjestznowuzdrowy.Gdybytylkowiedział.

background image

Przesuwam ręką pomiędzy kośćmi biodrowymi, tam gdzie zapada się brzuch.

Menstruacjamarnujesięwemnie.NigdyniezaokrąglęsięjakBec,boniktnigdynie

będzie miał ochoty na seks z tym, co ze mnie zostało. Nikt nigdy nie zdoła tego

pokochać.

Przezcałeżyciebyłamślicznotką–itylkotegopotrzebowałam.Aczymjestemteraz,

beznogi?Bezwłosów?Bezodlotowejpaczkiwszkole?Ktomógłbyspojrzećnamnie,

nie czując wstrętu? Zac to najporządniejszy facet, jakiego znam, a nawet jego nie

pociągam.

Bezmojegowyglądu,cozemniepozostało?Niejestemmądra,dobra,utalentowana,

kreatywna,dowcipnaaniodważna.Jestemżadna.

Kąpielrobisięzimna.Palcemamzgrabiałe,gdywychodzęzwody.Podpieramsię

naumywalce,żebywydostaćsięzwanny.Pojedynczymokryodciskstopynapodłodze.

ZarzucamnasiebieszlafrokBecikradnękilkatamponówzjejgórnejszuflady.Jeden

sobiewkładam.Potemstukamkulamiwdrodzedoswojegopokoju,gdziezamykamza

sobą drzwi. Siadam na łóżku, żeby założyć majtki, potem przeskakuję, by dosięgnąć

koszulki.

Pukaniejestzbytkrótkie.Zbytszybkowchodzi,beznamysłuczyzaczekania.Jestza

późno,żebymmogłasięschować,zapóźno,byonmógłukryćszok,którywyglądajak

odraza, gdy obraca się do ściany, a ja krzyczę, zakrywając piersi, jakby to miało

znaczenie; jakby to one go zszokowały. Mówi: przepraszam, przepraszam,

przepraszam, dobrze już, ale nie jest dobrze, bo widział mnie, a ja widziałam jego

twarziniemogęprzestaćkrzyczeć,nawetgdyrzucamiszlafrokijasięnimowijam.

Podchodzi do mnie z wyciągniętymi przed siebie rękoma i mówi: już dobrze, już

dobrze, już dobrze, już dobrze, a ja krzyczę do niego, żeby się nie zbliżał. Chcę

wyskoczyćprzezoknoibiecnazłamaniekarku,aleniemogę,więcjestemuwięziona,

aonjestblisko,zablisko,więcgouderzam.

–Nierobisiętak.Niewchodzisię…

–Przepraszam.

–Niemożesznatopatrzeć.Niemożeszpatrzećnamnie….

–Jużdobrze.

–Niedobrze!Nienawidzęcię.

background image

Odpycham go tak mocno, że przewraca się na szafę. Wieszaki dźwięczą w środku,

aonmówi:–Nienienawidźmnie.

– Nienawidzę ciebie i tego miejsca, i Bec, i twojej mamy, i wszystkich, którzy

zachowują się, jakby byli tacy kurewsko dobrzy i normalni, a to jest jedno wielkie

kłamstwo.Nienawidzęciebie,atynienawidziszmnie…

–Nienienawidzęciebie.

–Uważasz,żejestemszkaradna.

–Nieprawda.

–Powinieneśbyłsiebiezobaczyć.

Wydychaboleśniepowietrze.–Jesteśdziewiątką.

–Todlaczegoniechceszmnieprzelecieć?

–Co?Nie…niewtakisposób.

Wyrywam lampkę z kontaktu i rzucam w niego. Nie cofa się, pozwala, by

roztrzaskałasięojegoramię.Pozwala,bymsprawiłamuból.Potemzbierawszystkie

kawałeczkiiwychodzi.

WkorytarzuBeczałamujenadnimręce.–Tomojawina–mówijej.–Wszedłem.

ChciałemjejpowiedziećodzieckuSheby.

Nienawidzęgo.

Becpukajakiśczaspotem,cicho.

–Mia.

Nie odpowiadam. Drzwi są zamknięte na klucz – odrobiłam lekcję. Siedzę na

podłodze,obmyślając,jakmogęsięporanić.

–Jednazalpakurodziładziświeczorem.Todziewczynka.Chceszprzyjśćzobaczyć?

Nienawidzęichwszystkich.

background image

27

ZAC

Wychodzę wcześnie rano zobaczyć małą alpakę w kojcu. Jej wełna jest pierzasta jak

ukurczaczka.Madziesięćgodzin,ajużstajenachybotliwychnóżkach.

Kiedy sprawdzam inne zwierzęta, znajduję martwego koguta. Był stary. Otwieram

kurnikiwyciągamgo,potemidęścieżkądopłotuirzucamciałodalekowzarośla.Nie

czekamdziśnalisicę,choćwiem,żemusibyćwpobliżu.

–Trzymajsięzdala–wołamprzezramię,jakbymożnabyłozawrzećpaktzlisem.

Bierz koguta, ale trzymaj się z dala od nowonarodzonych. Oszukuję się myślą, że

zabójcymająsumienie.

Niektórzymożetak.

Aleniewszyscy.

Niektórzyniedbająowiekaniprzyzwoitość.Niektórzyprzychodząwpełnymsłońcu

niedzielnego ranka i zabierają dorosłego mężczyznę w drodze z plaży do domu,

z piaskiem na stopach, z solą na desce surfingowej leżącej na pace auta. Mężczyznę

zbliznąwkształcieCnabokugłowy.CjakCam,gdybyśzapomniał.

Jestem w szopie, nakładając pędzlem lakier na drewno, gdy Mama mi mówi. Tata

iEvansąnapodwórzu,ładującprzyczepę.

–Ninazadzwoniła.Myślała,żechciałbyświedzieć.Tostałosięszybko.

Skubię łatkę zaschniętego lakieru na dłoni. Nie jestem pewien, czy dobrze słyszę

Mamę.

–Wiesz,Camniemiał…dobrychstatystyk.

Tak, ale jednak. To nie miało się stać tak szybko. Mogło być odłożone jeszcze na

jakieś dwanaście miesięcy, z dodatkowymi naświetleniami i operacją, kolejnymi

rezonansami i zawsze jakimiś przyczółkami nadziei. Nie nagły atak serca –

background image

niewydolność głównego narządu – trzy kilometry od domu. Czy zdołał nacisnąć

hamulec?Zatrzymaćsię?Miałświadomość,jakapiosenkaleciaławradio?

–Przynajmniejwybrałsięjeszczenadeskę.

Kręcimisięwgłowieodoparów.

–Zawszecięlubił.–Mamaściskamiramię,ajakrzywięsięzbólu.–Cotojest?–

Znajdujeświeżysiniakidrży,dotykającgo.–Zac!

–Nieprzejmujsię,tobyłwypadek.

–Cosięstało?

–Czybędziepogrzeb?

–Ninamówiła,żejutrobędziepożegnanie.

–WPerth?

–WScarboroughBeach.Napewnomaszsiędobrze?

–Pojadę.

–Dobrze–mówiMama,snującjużplany.–MożeszsięzatrzymaćuTrish.

Zauważamwłoszpędzlaprzywartydodeski.Wyciągamgojakdrzazgę.

–ZabioręMię.

–Aleczyonanie…

–Nie.

Tonierozoranaranajejnogimnieprześladuje.Tylkowyrazjejtwarzy.Powiedziała,

żemnienienawidzi,alenienienawiśćzobaczyłem.Tobyłoprzerażenie.

Niebojęsięjej.Bojęsięonią.Bojęsięwszystkichtychrzeczy,któremożesobie

zrobić.Wiem,żebędzieuciekać.Ucieknieodkażdego,ktobędziesięoniątroszczył.

Jasiętroszczę.

Camzmarłwczorajiniebyłonic,comogłemnatoporadzić.AleMia…

–Zawiozęjądodomu.

***

Jednakjużjejniema.WwolnympokojuBecściągapościel.

WszystkierzeczyMiipoznikały,opróczkomórkiwciążwpiętejdościany.Wyciągam

jązgniazdkaizałączam.Pikatrzyrazy,gdyidędoautaMamy.Czytamnoweesemesy.

background image

Mia,wracajdodomu.Dogadamysię.Wciążjestemtwojąmatką.

Nienienawidźmnie.Toniemojawina.

KochamcięMia.

Szukam jej na dworcu, ale ławki są puste. Zostały jeszcze dwie godziny do odjazdu

autobusu.

Jeżdżękażdąuliczką wmieście.Jasną perukęłatwozauważyć. Jaknauciekinierkę

wybraładziwnemiejscepostoju.Zatrzymujęsamochódipatrzę.

Opierając się na laskach, czyta komunikaty na szybie posterunku. Tak jakby kogoś

szukała. Wtedy do mnie dociera, że wbrew wszystkiemu, co mówi, Mia chce zostać

znaleziona.

Przecinam ulicę i podchodzę do niej. Stojąc obok, czytam te same ogłoszenia,

zastanawiając się, czy ci ludzie chcą pozostawać zaginieni, czy tylko są zbyt dumni

albozalęknieni,bywrócić.

–Camumarł.

–Poznałamgo–odzywasiępochwili.–Zaprosiłmnienabilard.

–Poszłaś?

–Nie.Chociażpowinnam.Był…słodki.Przykromi.

Mówimydoswoichodbićwszybie.Moglibyśmybyćduchami.

Mówięjej,żejadęnapożegnanie.

–Dlaczego?

–Byłprzyjacielem.TobędziewPerth.Jestmiejscewsamochodziedlaciebie.

Zamykaoczyigłowajejopada.Niemogę,mówibezgłośnie.

Jestzniązbytźle,żebymogłapodejmowaćdecyzje.Muszęzrobićtozanią.

Ostrożnie wysuwam jej kule i opieram o szybę, potem podkładam rękę pod jej

kolana i podnoszę ją. Pozwala mi się zanieść do samochodu. Jest cięższa, niż się

spodziewałem. Skórę ma rozgrzaną i trochę lepką. Nie zauważyłem, jak bardzo jest

chora.

Podbiegam z powrotem po kule i wtedy dostrzegam zdjęcie po lewej stronie okna.

background image

Uśmiecha się z niego dziewczyna z błyszczykiem na ustach, doskonałymi zębami

iciemnymi,lśniącymiwłosami.

Zaginiona:MIAPHILLIPS,lat17,Poamputacji,wymagaleczenia.Ostatniowidzianaukoleżanki

wPerth.

Jadę do domu, żeby wziąć ubrania na zmianę. Mia zostaje na przednim siedzeniu.

Kiedyznówwychodzę,mamastoiprzydrzwiachkierowcy.Obiecujęjej,żebędziemy

bezpieczni. Będę uważał na kangury. Będę jechał ostrożnie, robił regularne przerwy

izatrzymamsięnanocuciociTrish.Mamaściskamnieprzezokno,potempodajemi

pudełkozlekarstwami.Cowięcejmożezrobić?

– Mam nadzieję, że będzie z tobą lepiej – mówi do Mii, podając jej woreczek

gruszek. – To dla twojej mamy. I ciebie. Są dobre. – Mama chce powiedzieć coś

więcej,alerezygnujeidajemicałusa.Jestemzniejdumny.–Dozobaczenianiedługo.

***

Odbywałem taką podróż setki razy, ale zawsze mama wypełniała godziny rozmową.

TerazjadęzMiąoboksiebie.Przezwiększośćdrogidrzemie.Kiedynieśpi,milczenie

jestzupełniewygodne,jakkoc,którymsięwspólnieokrywamy.

Nastacjitankujępaliwoikupujęnamkanapkizbekonemijajkiemimrożonekawy.

Sączyswojąprzezsłomkę,rozglądającsiępookolicypokropkowanejkrowami.

Ilekroćzbliżamysiędomiasta,szukastacjiradiowych.Słuchamy,jakleci,ażzasięg

znowusiękończyiMiawyłączaradio.

Myślę o Camie. Kiedy w zeszłym roku nasze cykle terapii się zbiegły, próbował

„wyedukować” moje gusta muzyczne podczas naszych maratonów bilardowych.

Opowiadałmihistorieodziewczynachisurfingu.Zawszezaczynałod:„Kiedybyłem

wtwoimwieku…”Miałtylko32lata.Dużowiedziałobuddyzmie.Mówił,żepomaga

nabraćperspektywy.Precyzyjnieustawiałswójkijipotemprzezwiekitrzymałgoprzy

białej kuli. Umiał zachować zimną krew, kiedy było trzeba, nawet wtedy gdy guz

pączkowałirozrastałsię.

background image

–Niepowinnobyćtakcicho–mówięniespodziewanienagłos.

Miasięgadoradia,źlemnierozumiejąc.

– Chodzi mi o raka. To słowo na „c”, cancer. Rak niesie takie spustoszenie, że

powinienwjeżdżaćdociałanasyreniezbłyskającymiświatłami.Niepowinnosięmu

pozwolićwśliznąćpocichuizalęgnąćwmózgu,żebysiękryłmiędzywspomnieniami.

–Tak.

Mimo że Mia nie mówi wiele, cieszę się, że jest tutaj. Mamy proste decyzje do

podejmowania. Siku na tym postoju czy na następnym? Doritos czy Chilli Grain

Waves?Colaczymrożonakawa?

Mia znowu wybiera kawę. Gdy staję w kolejce do kasy, widzę, jak zagląda do

kotłówwbufecie.

–Głodna?–pytam

–Tojestdojedzenia?

– Może jakieś pięćdziesiąt procent z tego. Reszty… nie jestem pewien. Nigdy nie

jadłaśopiekanychparówek?

Potrząsagłową.

–ChikoRoll?

–Nie.Ty?

–Nietaką,którawyglądanabardzo…zeszłowtorkową.

–Totchórz?

–Co?

–Mamnamyśliciebie–mówito,jakbyrzucaławyzwanie.

WięckupujęnamdwiekanapkizkurczakiemChikoRolls,mimożenapewnosąna

mojejliścieproduktówzabronionych.SprzedawcapakujejeispoglądanakuleMii.

–Cosięstało?

– Rekin – mówi Mia, wyciskając sobie ketchup na kanapkę, zanim zdołałem ją

powstrzymać.

–Wow!

Mruga okiem. – Na twoim miejscu dwa razy zastanowiłabym się przed sikaniem

wmokrekąpielówki.

Wyraztwarzygościa,gdyMiaodkuśtykujenabok:bezcenny.

background image

Nie wiem, co przyniesie jutro. Nie wiem, czy Mia pojedzie do domu, czy

z powrotem do szpitala, czy może nawet na dworzec autobusowy, by zacząć swoją

ucieczkęnanowo.

Aledziśjemysłone,rozmoczonebułkinasłońcuismakująlepiejniżcokolwiekna

świecie. Mia ma talent do utrzymywania mnie w zaskakującej, jaskrawej

teraźniejszości.Czylidokładnietam,gdziepowinienembyć.

background image

28

MIA

NienawidzęPerth.Nienawidzęjegoprzedmieść,naktórychkażdyznaczącypunktkłuje

mniewspomnieniami.

Nienawidzę przyjechania, wyłączenia silnika. Swędzenia skóry pod przepoconą

peruką.Nienawidzęmyśliowyjściuzsamochoduzjegopaczkamichipsówifotelem,

któryułożyłsiędokształtumojegociała.

–Nadalcitoodpowiada?

Wzruszamramionami.Coinnegomogęzrobić?

–Możemyznaleźćmotel,jeśliwolisz.Mamdośćkasy.

–Utwojejciotkibędziedobrze–mówię.Aktualnieprzejmujęsiętylkozegaremna

desce rozdzielczej. Obliczam, że za półtorej godziny będę już mogła wziąć następne

pastylki.Dotejporyniepowinnampodejmowaćpochopnychdecyzji.

Zaparkowaliśmy na ulicy, która biegnie od King’s Park do rzeki Swan. Po obu

stronach stoją wysokie apartamentowce, rywalizujące za sobą o widok. Nigdy nie

znałamnikogo,ktomieszkałbywtejokolicy.

–Niewspominałeś,żetwojaciotkatojapiszon.

–Możnazniąwytrzymać.

Rzucam w jego stronę lekki uśmieszek, żeby pokazać, że żartuję. To tylko gest, ale

jestcośwtwarzyZaka,coprzykuwamójwzrokizatrzymujenaniejdłużej.Zjakiegoś

powoduwyglądadojrzalej.Lepiej.Mrugamzaskoczona.

Peszysięprzezto.–Co?

Możejegotwarzjestjaknocnenieboizmieniasię,zakażdymrazem,gdyodwracasz

wzrok.

– Co jest?! – Zac kieruje na dół lusterko wsteczne i sprawdza, czy nie ma czegoś

background image

międzyzębami.

–Wyglądasz…inaczej.

–Inaczej,bozmęczony?Inaczej,bowłaśnieprzejechałempięćsetkilometrów?Czy

inaczej,bomamsmarkiwnosie?

Nie,totensamZac.

Przecierarękąnosiwybuchamśmiechem.Niewiem,jakontorobi.Jaksprawia,że

zapominamozegarzeibólu.Niekiedy,nawetjeślitylkonakilkasekund,zapominam,

jakprzesranemamżycie.

–Choć,smarku.Muszędoubikacji.

–Znowu?

–Totemrożonekawy.

Podajemipustąbutelkępocoli.

– Miałam założony cewnik po operacji – mówię mu. – Potrafię wysikać się do

torebki,jeślimamnatoochotę,bezwstawaniazłóżka.

–Fajnie.

–Wiesz,byłominawettrochęszkoda,kiedymigowyjęli.Chodzeniedotoaletyto

strasznastrataczasu.

–Hm,gdybyśniepiłatylukaw…

–Dzięki.Oddamcizanie.

–Dobrze,wpiszęjenakredyt.AleChikoRolljastawiałem.

***

Wchodzimygłównąbramąiidziemyprzezbujnyogród.Pośrodkustoiokrągłafontanna

z cementową rybką, która wypluwa wodę. Omijamy pryskające kropelki i kierujemy

się do wejścia, przy którym Zac naciska domofon. Odpowiedź dolatuje do nas

zbalkonunaszóstympiętrze.

–Zacchi!–Kobietawymachujeręką,wychylającsięniebezpiecznie.–Naprawiają

windę,więcwchodźcieposchodach.

Zacobracasiędomnie.–Nadalmożebyć?

–Zobaczymy–mówię,spoglądającwgórę.

background image

Bierzemójplecakiidziepierwszyprzezholwstronęschodów.

–Wchodźwswoimtempie–mówi.Takjakbymmiałajakiśwybór.

Z każdym krokiem kule wpijają mi się głębiej w pachy. Nawet najmniejsze

obciążenielewejnogistrzeladogóryżywymogniem.Jużniemamowyotym,bynie

pamiętaćosobie.

Popierwszychdziesięciustopniachrobięprzerwęnapółpiętrze.Ręcemidrżą,gdy

odgarniamkosmykiperukizust.

–Mia.–Mojeimięodbijasięechempoklatceschodowej,gdyZaczeskakujetrzy

stopnie.

Niechcę,żebywidziałmnietaką.Niechcę,żebywidział,jakbardzotoboli.Każdy

stopieńtooślepiającybłysk.

–Wszystkodobrze.

Ale na trzecim piętrze ma już rękę na moich plecach. Na czwartym opieram się na

nim.

–Poniosęcię.–Proponujenapiątym.

– Nie miałbyś dość siły – pokpiwam z niego, zamykając oczy z piekącego bólu.

Kikut pod dżinsami pulsuje, dwukrotnie rozdęty. Ból jest taki, że mógłby wzniecać

płomienie.

Naszóstympiętrzeczekaprzyotwartychdrzwiachkobieta.

–Ojej–mówi,zauważającmojekule.–Tosobienarobiłaś.Kostka?

–Kontuzjanakoszykówce.

–Paskudnasprawa.

Trishjestwysportowanaiopalona.Stoinabosakawczarnejspódniczceikremowej

bluzce. Na szyi ma cieniutki złoty łańcuszek. Pachnie kwiatami, bardzo delikatnie;

takimi kwiatami, do których trzeba się pochylić, by je powąchać. Obejmuje Zaka,

potempodajemirękę.

–Miłociępoznać.Zacmidużomówił…

–Niedużo…

–Trochęmówiłotobie.Byłaśnafarmie?

–Miatomojastaraznajoma.

Oddechmisięuspokaja,alemdłościpozostają.Tagłupianoganiepowinnaażtak

background image

boleć.

–PrzykromizpowoduCama.Toniesprawiedliwe…

Zacklepiesiępobrzuchu.–Umieramzgłodu.Aty,Mia?

Przytakuję,choćmyślojedzeniuprzyprawiamnieoodruchwymiotny.–Głodnajak

wilk.

– Zac wie, że nie jestem perfekcyjną panią domu, więc przygotowałam to. – Trish

prezentuje nam trzy jadłospisy z jedzeniem na wynos niczym cenne nagrody. –

Meksykańskie,wietnamskieczywłoskie?

–Mia?–Zacjestprzymoimboku.Potspływamipotwarzyimyślę,żetozauważa.

Pomagamidojśćdokanapy.Pozwalammu.

–Jezu,cościpomóc?

UspokajamTrishgestem.–Meksykańskie?

–Todziesięćminutspacerem.

–Zaczekamtutaj.Wyidźciewedwoje.Majątortille?

–Najlepsze.

Zackucaprzymnie,aleniemogęspojrzećmuwoczy.

–Czegopotrzebujesz?

–Awokadoidodatkowyser.

–Czegojeszczepotrzebujesz?

Bioręgłębokiwdech.Walczęzełzami,którechcątrysnąć.

–Czytwojaciotkamawannę?

Zacpotrząsagłową.–Tomałemieszkanko.

–Wtakimrazieszklankęwodyimójplecak.

***

Apartament jest śliczny, ale największe wrażenie robi na mnie przeszklona ściana.

Kuśtykam do niej i rozsuwam drzwi balkonowe. Chłodne podmuchy bryzy owiewają

mitwarz.Patrzęzgóry,jakZaciTrishidąulicą.

Spędziłam w Perth całe życie, ale nigdy nie widziałam miasta pod takim kątem.

Wzdłużrzekirowerzyścijeżdżądwójkamiitrójkami.Samotnijoggerzyodbijająsięod

background image

chodników. Ptaki rozkładają skrzydła jak ekshibicjoniści. Łódki suną po płaskiej,

szerokiejwodziewstronęświatełekdomów.

Naautostradzieczerwoneświatłapozycyjneprąnapołudnie.Wstronęmiastabiałe

reflektory ciągną sznurkiem po moście na północ. Z góry dostrzegam kształty osiedli.

Zgaduję nawet, gdzie jest moje. Mojej mamy. Na południowy zachód stąd, z dala od

rzeki, za autostradą, za uniwersytetem i trasą Manning Highway, cztery przecznice

prosto, potem dwie w prawo. Mała, spieczona słońcem uliczka bez wylotu

z przerośniętymi bluszczami i kwadratowymi pomarańczowymi segmentami dla

studentówzzagranicyisamotnychmatek.

Gdybym miała teleskop, prawdopodobnie mogłabym wypatrzeć stąd ten dom.

Zobaczyłabym podwórko z plastikowymi meblami ogrodowymi. Sznurki na pranie

ztrzemarzędamipoprzypinanychuniformów.

Agdybymzajrzaładośrodka,mogłabymnawetdostrzecmojąmatkę,jakstoiprzed

otwartymidrzwiamispiżarniinieznajdujetamnicwartegozjedzenia.Czypralkateraz

bychodziła?Czydomwyglądałbynajeszczemniejszyzjednymmieszkańcem?

Ludzie i ptaki zmieniają się w zarysy sylwetek. Niebo przemienia się, pulsuje

zmierzchem. Dobrze znam te kolory. Pofałdowane róże i ogniste czerwienie, gorące

imiękkiewdotyku.Szkarłatrozmazującysiępohoryzoncie.Symfoniazakażeniaibólu.

Potem powoli, ociężale nachodzi fiolet jak gigantyczny siniak, aż wszystko staje się

takie samo. Jest jakiś spokój, który przychodzi z ciemnością. Oddycham z ulgą. Bez

gniewudnianiezostajenicdoodczuwania.

Autostrada odblokowuje się. Światła mrugają. Auta ciągną do miejsc, do których

przynależą.

Sześć pięter niżej zapalają się lampy w ogrodzie. Wychylam się z balkonu,

dociskając klatkę piersiową do aluminiowej poręczy, jak robiła Trish. Wielka szara

ryba ciągle wypluwa wodę w swoim stawie. Obserwuję, jak woda wystrzela łukiem

do góry i w skos, perląc się, by w końcu runąć do okrągłego zbiornika. Wydaje się

chłodnaiwyobrażamsobieulgę,jakąbymiprzyniosła.Ugasiłabypożar.Możenawet

więcej.

Gdybymstądspadła,sześćpięterpowinnowystarczyć,prawda?Gdybymwpadłado

tego chłodnego, betonowego stawu, przestałabym płonąć. Nie byłabym brzydka. Nie

background image

byłabymtakaszkaradnaipozbawionanadziei.

AletoZaciTrishbymnieznaleźli,aniemogęimtegozrobić.Niechcę,żebyZac

teżsięrozpadł.

Nie wiem, jak to się potoczy. Rak mnie nie zabił, choć powinien. Może wróci,

w jakimś innym miejscu, tak jak u Cama. Może wykończy mnie infekcja w nodze,

sączącdośćtruciznydokrwi,bytozałatwić.Amożeautobuszabierzemnietakdaleko,

że spadnę z krańca świata, a w pobliżu nie będzie Zaka, który by mnie poskładał

zkawałeczków.

Widzę,jakidziewgóręwzniesieniazeswojąciotką,oświetlonyulicznymilampami.

Niesietorbęztortillami,dodatkowymawokadoiserem.

BiednyZac.Wciążmyśli,żemożemnieuratować.

***

Leżąc na boku na kanapie, patrzę, jak sporadycznie pojawiające się reflektory aut

obrysowujązakolarzeki.

Trish zaproponowała mi wolne łóżko, ale nalegałam na kanapę. Zależy mi na

chłodnej bryzie, więc zostawiłam przeszklone drzwi otwarte. Leżę teraz w koszulce

i majtkach, rozbudzona o pierwszej w nocy. Ostatnie zażyte środki przeciwbólowe

straciłyjużresztkimocy.

Niechcęwyczerpaćcałegoswojegozapasu,więcidępoomackudołazienki,gdzie

zamykam za sobą drzwi i zapalam światło jarzeniowe. Szafka jest pod umywalką.

Schylamsiędopodłogi.

Apteczka jest dobrze wyposażona: sześć pudełek pastylek przeciwbólowych, pięć

kodeiny,przeciwzapalnychicałemrowienasennych.Niemogęwtouwierzyć.Jesttu

dośćzapasów,byznieczulićcałepolebitwy.Starczyłoby,żebysięwykończyć.

–Mamwięcej,jeślipotrzebujesz.

Rzucamsięnaswojąnogę,alejestjużzapóźno,byjązakryć.

– Zamknij drzwi – wypluwam słowa, chybocząc się. Światło jest zbyt ostre.

Potrzebujęmiećdżinsy.Iperukę.–Coturobisz?

Odpowiedź Trish jest nieoczekiwana. – Przepraszam, Mia. Skończyły mi się

background image

antybiotyki.

Ściągamręcznikzwieszaka,żebysięokryć.

–Nie.Potrzebujękodeiny.

Trishpodnosipudełkozpodłogi,otwieraiwyciągadwietabletki.

–Weź.Ajutroidźdolekarza…

–Lekarzetodupki–mówię.–Niejesteślekarzem,prawda?

Potrząsagłową.–Prawnikiem.Alewieluznichtoteżdupki.

Pochylając się nade mną, nalewa wodę z kranu do szklanki. Potem kuca przy mnie

ipodajemi.Łykampastylki.

–Niebędzietakbolałowiecznie–mówi.–Poprawisię.

Co to za tekst? Przecież nie mówi poważnie. Ostatnią rzeczą, jakiej mi teraz

potrzeba,jestkazanie.

–Nauczyszsiężyć…

Gapięsięwpłytkipodłogowe,niedowierzającwłasnymuszom.Cotakobietawie,

mając wypielęgnowane stopy i wyrzeźbione łydki? Kim ona jest, żeby mówić mi

onauczeniusiężyć?Jakśmiewpatrywaćsięwemniebezodwróceniawzroku?

Musiałazostaćowszystkimuprzedzona.MamaZakazadzwoniłanapewno:Uważaj

na tę dziewuchę. Zrobi ci remanent w apteczce, tak jak u Bec. Powiedz jej, żeby

poszła na badania kontrolne i wracała do matki. Trzymaj ją z daleka od mojego

Zaka.

Tracęgłoszgniewu.Zewstydu.

Trish siada na płytkach koło mnie, opierając się plecami o kabinę prysznicową.

Wyciąganogidościany.Potemwyjmujejeszczedwietabletkizpudełka,kładziesobie

najęzykipołykanasucho.

Jarzeniowe światło nie robi dobrze także jej, jak widzę. Wygląda w nim płasko,

prawie wklęsło. Podkoszulek na ramiączkach wisi na niej, rozprostowany na klatce

piersiowej,jakniepowinien.Wmiejscu,gdzieprzedtembyłcieniutkizłotyłańcuszek,

tużnadjejpiersiami,niemateraz…nic.

–Słyszałaśtęhistorięorodzinie,któraprzeniosłasiętrzyipółtysiącakilometrów

zMelbournedoDarwinipotemposześciulatachpojawiłsięichkot,takjakbynigdy

nic?

background image

Potrząsam głowa. W tym świetle jej skóra jest blada i nierówna. Z plamami po

wewnętrznejstronieramion.Pofałdowananaszyi.JakuZaka.Jakumnie.

–Mimoupływusześciulatwciążmyślę,żejakiśkotzbliżasiędomoichdrzwi.

Kodeinaprzesączasiędomojegokrwiobiegu,przynoszącobietnicęulgi.

–Wciążmambóległowy.Bezsenność.Wciążsięboję.Alejuż…niecierpiętakjak

kiedyś.Niecierpię…takjakty.

Słowawychodzązemniejaknaspowiedzi.–Mniebolibezprzerwy.

– Pewnych rzeczy nie możesz zmienić – mówi Trish, przyglądając się swoim

ramionom.–Ainnemożesz.

Lekizalewająmnie,odbierającminogęzjejbólem.Alepierś,shit,wciążpali.

– To niesprawiedliwe, złotko – Trish mówi głosem Zaka. Głosem moim. –

Niesprawiedliwe.

–Tak.

–Niesprawiedliwe.

–Niesprawiedliwe.

Nasze głosy nakładają się i pozwalam, by łzy pociekły mi, gdy w tym brzydkim

świetlekołyszęsięwjejobjęciachjakdziecko.

***

Rano przypinam nogę, naciągam dżinsy, szczotkuję perukę. Gdy podkradam więcej

środkówprzeciwbólowych,wplecakuznajdujędwapodłożonepudełka.

Trishprzynosikawęinaleśnikipikeletynabalkon,aleniemogęspojrzećwoczytej

kobiecie, znów wyglądającej kobieco we włóczkowym topie. Przy stole Trish i Zac

podają sobie talerze i syrop klonowy. Rozmawiają o szkole, małej alpace i nowym

włoskim młynku do kawy, jakby te rzeczy miały jakieś znaczenie. Obserwuję ich,

dwojekrewnychzpechowymigenamiprzydyskusjioziarnachkawy.

Jak, do diabła, oni to robią? On ma cudzy szpik, a ona ma posiekane piersi. Jak

potrafią się toczyć przez każdy dzień z tą iluzją panowania nad sytuacją? Od swojej

operacji bez przerwy odbijam się tylko między litością a buntem. Litością a buntem.

Jakmogłabyminaczej?Gdziekolwiekspojrzę,przypominamisięto,czegoniemam.

background image

Najchętniej naskoczyłabym na tych joggerów na dole. Wyobrażam sobie, jak łamię

imnogiiwyrywamwłosy.Dlaczegomająbyćtakimifarciarzami?Takimioczywistymi

farciarzami? I ci rowerzyści jeżdżący w symetrycznych grupkach – chcę zrzucić ich

zrowerów.Chciałabymprzyłożyćkażdemu,ktomaśmiałośćbyćszczęśliwy.

Patrzę, jak Trish bawi się swoim łańcuszkiem, i zastanawiam się, gdzie chowa

swoją złość. Przypatruję się jej twarzy i jej dłoniom, ale nigdzie jej nie widzę. Czy

zapomniałajuż,cototakiego?Czymożestałasięekspertemudawania?

Zsuwajedennaleśniknamójtalerz.–Weź.Tojedyne,coumiemzrobićwkuchni.

A jeśli to wszystko – haftowany obrus na stole, rytuały śniadania i uprzejme

rozmowy – są tylko na niby? Czy Zac też jest wciągnięty w tę grę pozorów, udając

normalnego?Jeślitak,światpowinienzerwaćsięzmiejsc,bićbrawoidaćimobojgu

Oscary.

Próbuję pójść ich śladem. Biorę łyk kawy. Jest za mocna, ale nie skarżę się.

Dolewam mleka. Trzymam język za zębami, liczę do dziesięciu. Do dwudziestu.

Małpuję sposób, w jaki smarują naleśnik masłem i polewają syropem. Odkrawam

sobie kolejny trójkącik. Pochylam się, opierając na łokciach, i tak jak oni pozwalam,

bysłońceznalazłomojątwarz.Udaję,żesięuśmiecham.Ichybatokupują.

Przedwyjściemnakładambłyszczyknaustaiśmiaływyraztwarzy.Przyciągamkule

bliskodosiebiejakzbroję.Dziśmuszęudawać,bodziśniejestdlamnie.Dziśchodzi

oZakaijegowspomnieniaoCamie.Jajestemtylkonadoczepkę.

background image

29

ZAC

Pięćdziesiąt metrów stąd mężczyźni i kobiety siedzą na deskach surfingowych,

spuszczającnogidowody.Bylibyłatwąkarmą,alerekinynapewnomajądośćoleju

wgłowie,byniepodpływaćdziśwtenrejon.

PożegnanieCamaodbywasięwłaśnietam,alemyzMiąjesteśmynawydmach.Mia

cochwilazakopujesięwpiasku.

Odrzucalaski.–Sądoniczego.

–Potrzebujesztakichznapędemnaczterykoła.

Kładziesięnapiasek,ajaobokniej.

–Nie,Zac.Idźtam,pókisięnieskończyło.

–Iktotomówi?

–Przejechaliśmytakikawałdrogi.

Prawdę mówiąc, nie chcę być w jakimś ścisku na morzu. To znajomi Cama

zdawnychczasów,nadługoprzedguzem.

Co to był za kumpel, wyobrażam sobie, jak mówią. Jaki charakter. Legenda.

Czułbymsięjakintruz.

–Idź.Chciałbytego.

–Kto?

–Cam.

–Cam?OnjestjużnaRotto.

Miawybałuszaoczy.–Niewolnotakmówić.

–Niesłyszynas.

–Ciii…Słyszy.

– Cam! – wydzieram się, strasząc przechodzącego obok gościa. – Szerokiej drogi,

background image

chłopie!PrzyślijmikartkęzIndonezji.

Miadajemikuksańca.

– Hej, Cam, pamiętasz tę foczkę z pokoju 2? Tak, tego transwestytę, który udaje

dziewczynę.

Miaoplatasobieręczniknagłowie,stawiającgojakindiańskinamiot.

Szturchamją.–Camprzesyłapozdrowienia.–Aleniewidzęjejtwarzy.

Prawda jest taka, że wyrzuciłem dość trupów przez płot, by wiedzieć, że nic po

śmierciniezostaje.Niematrąbanizmartwychwstaniaduszy.Barankinieidądonieba,

akozłydopiekła.Totylkociało,któreoziębłoiwkrótcestaniesiękolejnymogniwem

w łańcuchu pokarmowym, w którym nic się nie marnuje. Nie ma nic tajemniczego

wśmierciitym,coprzychodziponiej.Nicnieprzychodzi.CotampozostałozCama,

dryfuje na północny zachód z Prądem Leeuwina, podgryzane i potem wydalane przez

ryby.

– Po tym jak umarła, moja babcia przyszła mnie odwiedzić. – Głos Mii dobiega

zwnętrzaręcznika.–Obudziłamsięwnocyionatambyła.

–Twojababcia?

–Jejsylwetka.Alewiedziałam,żetoona.Czułamsiętak,jakbyprzyszłasprawdzić,

czyumniewszystkowporządku.Powiedziałam:„Babciu?”iwtedyzaczęłasięcofać,

ażwkońcu…sięrozpłynęła.Niewiem,jaktojest,Zac,alejesttamcoświęcej.Ludzie

zostają tu jeszcze trochę. Czasem czuje się więcej energii w pokoju. Cam wciąż tu

jest…

–Topójdźpograćznimwbilard.

Miatupiezdrowąnogą.–Camjesttutajiwidzi,jakimjesteśprzygłupem.

Śmieję się. Ma rację przynajmniej co do jednego. Pochylam się do tyłu, opierając

się na pięściach i spoglądam w morze. Powinienem być za to wdzięczny: za plażę,

użyczeniesamochoduiMię,którastarasiębyćdlamniemiła.

–Brakmigo–przyznajęoceanowi.–Żałuję,żeniewybrałemsięnatosurfowanie.

Dwiedziewczynywbikiniobchodząnasłukiem,szepcząccośdosiebie.GłowaMii

obracasięzanimi,apotemMiakładziesięnaplecachznienaruszonymręcznikiem.

–Mia?

–Niemówmojegoimienia.

background image

–Znaszje?

–Onemnieznają.Sązeszkoły.

Dziewczyny przystają dalej na plaży i siadają. Mia zerka na nie przez szparkę

wręczniku.–Cellulit.

–Niezauważyłem.

–Uważasz,żesąładne?

–Nicszczególnego.

–Podobającisię?

–Nie.

Ręcznikspada.PodblondgrzywkąbrązoweoczyMiiwbijająsięwemnie.

–Dlaczegomnielubisz?

Powierzchniądłonirysujępółksiężycenapiasku.

DlaczegolubięMię?

Lubię to, że jest dla mnie twarda, wiedząc, że potrafię to znieść. Nie chodzi na

paluszkachwokółprzykrychsprawaninieukrywatego,copojawiasięwjejgłowie.

Jeśli coś czuje, mówi o tym. Okazuje to. Mówi i robi rzeczy, przed którymi inni się

powstrzymują. Nie jest przewidywalna i bezpieczna. Nie plecie bzdur jak inne

dziewczyny. Jest pełna życia, wbrew wszystkiemu, kopie, krzyczy i wyzywa. Wciąż

walczy.

–Zac?

–Boniemaszcellulitu.

Puszczamioczko.–Acozmoimzajebistympoczuciemhumoru?

Tak, to też. Te ostre jak brzytwa odzywki, które sypią się jak z nunczaka. Jest

inteligentniejsza,niżpozwalasobiesądzić.

Patrzynamnieprzezchwilęzukosa.–Lubięcię,Zac,botraktujeszmnietak,jakbym

byłatunagórze.–Jejdłońzataczaokrągwokółtwarzy,jakbybyłamodelkąwDobrej

cenie.–Anietamnadole.

–Niejesteśswojąnogą,Mia.

–Adrugipowód,zktóregocięlubię,toto,żejesteśdobrydlaswoichprzyjaciół.

Więcprzymknijsięwreszcie,pójdźdalejtąplażąipożegnajsięzCamemzanasoboje.

Robię,jakmówi,choćzgromadzeniepowolisięrozpierzcha.Ludziekierująswoje

background image

deskidziobamidobrzegu,jedninależąco,inninasiedząco,ażzagarniająichpłytkie

dłonie fal, pchając ślizgiem na piasek, gdzie surferzy podnoszą się i otrząsają ze

śmiechem.

Ninastoinabrzegu.Wychodziminaprzeciw,trzymającbutywręku.

–Przyjechałeś,Zac.

–Tak.

– To dobrze, że jesteś. Świetnie wyglądasz. – Mascara porobiła jej smugi pod

oczami.

–Helgawkońcuzadziałała.

–Patrickmówi,żezdobyłeśMojeŻyczenie.Ocopoprosisz?

–Wciążmamnadzieję,żeEmmaWatsonbędziewolna…

–Będętrzymaćkciuki.Zuchzciebie,Zac.Cambyłbydumny.

Słowo „dumny” to robi. Z jakiegoś powodu głos więźnie mi w gardle. Próbuję

przełknąćślinę,aleniemogę.Oczymniepieką.

–Bardzocięlubił,Zac.

C jak Cam nie zasługuje na śmierć i nie wiem, czy widzi nas, czy nie, gdy

pozwalam, by popłynęły łzy, a Nina mnie obejmuje. Wyobrażam sobie, że umierał

szybkoimocno,wciążtrzymająckierownicę,gdysercerozdzierałosięwpiersi.Czy

zdawałsobiesprawę,żetobyłyjegoostatnie,wyswobadzającehaustypowietrza?Czy

żałował czegoś w tych sekundach, czy też witał je z uśmiechem, idąc nieustraszenie

wtomiejsce,wktórymjestteraz?

Boże, jasne, że chcę, żeby Mia miała rację. Chcę wierzyć, że Cam wciąż trwa, że

jest w tym uścisku albo jeszcze lepiej płynie z następną falą. Gdziekolwiek, byle nie

nigdzie.

Nina trzyma mnie mocno. W dali widzę Mię. Stoi podparta na kulach i patrzy na

wydmyzestrachem.

***

Czekam przed witrynami sklepów, trzymając dwa kebaby, colę i mrożoną kawę. Mia

jużcałewiekisiedziwbudynkumiejskiejtoalety.Mamtylkonadzieję,żeniezwiała.

background image

AlewkońcuwyłaniasięzNiną.

Kiedydochodzidoalejki,pytamją,czymiałabyochotęnafilm.Niejestemjeszcze

gotówodwieźćjądojejdomuczynadworzecautobusowy,czywjakieśinnemiejsce,

którebędziekońcem.Mówi,żeniemoże.

Kiedyczęstujęjąkebabemimrożonąkawą,potrząsagłowąipatrzynachodnik.Jest

jużgdzieśindziej.

–Jestemzmęczona,Zac.

–Znamtutakiemiejsce…

Aleonaokręcasięiwracatam,gdzieczekananiąNina.Jejlaskiprzypominająmi

opierwszymstuk,stukjejrękiwszpitalnąścianę.

SamotnośćwalfabecieMorse’a.

Niemanic,comogęzrobićwodpowiedzi.

background image

CZĘŚĆ3

MIA

background image

30

MIA

GdziejesteśMia?

ZNiną

Dokądjedziecie?Przyjadę

WracajdodomuZac

Wizbieprzyjęćlekarzmierzymitemperaturęioglądanogę.Wypełniajakiśformularz,

potemdzwonipowózek.Ninapchamniekorytarzemdowind,przyktórychwisiplan

ośmiopiętrowego szpitala z kodowanymi kolorem obszarami. Onkologia jest

limonkowa,aleniejedziemytam.Wprowadzamniedokabinyinaciskapoziomtrzeci.

Jedziemynaoddziałniebieskizzakażeniamiipękniętymiwyrostkamirobaczkowymi.

–Niejesteśjużpacjentkąonkologiczną–Ninaprzypominami.

Rak u mnie zniknął. USG i badania krwi to zaświadczają, choć muszę sama na nie

popatrzeć,żebysięupewnić.Podłączająmniedokroplówki,potemdzwoniądomojej

mamy – w końcu mam tylko siedemnaście lat. Pojawia się w ciągu dwudziestu minut

izostajenanoc,śpiącnarozkładanymfotelu.Niepyta,gdziebyłam,czyznowuucieknę

ani czy będę się stosować do zaleceń lekarzy. Kupuje nam czasopisma. Czasem stoi

woknie,wyglądającnaulicę.

–Możeszpójśćisobiezapalić–proponujęjej.Alemówi,żepróbujerzucić.

Zac dzwoni, ale nie czuję się na siłach odbierać telefonu. Nie chcę, żeby usłyszał,

jaka jestem smutna. Po całej mojej gadaninie o wielkiej przygodzie znalazłam się

zpowrotemwszpitalu,jakgłupek.

Pracowniczka z protezowni bierze miarę na trwałą protezę i wręcza mi kolejny

informator Jak zadbać o swoją nową protezę. Pierwszy wyrzuciłam. Mówi mi, że

nowa noga, gdy już ją zrobią, będzie lepsza niż tymczasowa. Przez pierwszy tydzień

background image

mamjązakładaćtylkonagodzinędziennie,apotemcotydzieńnacorazdłużej,żebysię

oswoić.

Oglądaranę.–Trzebabyłotopokazać.Protezaniebyładobrzedopasowana.

Pierwszemiejscewkonkursiezaniedopowiedzenieroku.

Fizjoterapeuta uczy mnie, jak mam się bandażować. Pokazuje, jak nakładać

rolowanysilikonowypodkład.Jestmłodyiładny,iostrożny,kiedymniedotyka.

–Wporządku–mówięmu.–Jużjestlepiej,niżbyło.

Potygodniudostajęreceptęnaantybiotyki,środkiprzeciwzapalneiantydepresanty.

Mamapłaciwapteceizawozimniedodomu.

Jej wiedza o moich ostatnich miesiącach jest bardzo szkicowa. Wie, że dostałam

wszpitaluprzepustkęnaweekendispędziłamjednąnocwdomu,apotemwyrwałam

się z garścią leków, banknotów i ciuchów. Byłam u kumpelek, które robiły mi tosty

i herbatę, a potem wracały zalane z klubów zwierzać mi się ze swoich brudnych,

grzesznych sekretów. Na kacu dzwoniły do mojej mamy, powiedzieć jej, że jestem

bezpieczna.Napewnozgadła,żepotemposzłamdoRhysa.Spałamuniegonakanapie,

bo noga bolała mnie za bardzo, żebym mogła dzielić z nim łóżko. Jedynie Rhys znał

prawdę, ale on zdezerterował. Oddalił się. Nie miał odwagi się z tym zmierzyć. Nie

byłtakimmężczyzną,zajakiegogomiałam.

Kiedy wchodzę do mojego pokoju, wydaje mi się jakby był cudzy. Srebrne szpilki

stoją na stole, tak jak stały od trzynastu tygodni. Suknia na studniówkę pobłyskuje

zdrążkanazasłony,jejkoralikimrugają,czekającnadawnąMię,bywciągnęłająna

siebie, zapięła ekspres i zaczęła ustawiać się przed lustrem, wybierając najbardziej

efektowne pozy. Czy naprawdę podobała mi się ta suknia? Teraz wydaje mi się za

krzykliwa.Wciążmanieodciętąmetkę.

Mamarobiłapkikurczęcewmiodzie.Mojeulubionedaniezdzieciństwa.Jemyprzy

włączonymtelewizorze,oglądającwszystko,coleci.

Trudnobyćwdomu,aleucieczkawymagaenergii.Niemamnatosiły.Niepotrafię

pomyślećnawetojutrze.Chcęsiętylkopołożyćispać.

Moje łóżko nie jest jednak wygodne. Ostatni raz, gdy tu spałam, miałam na końcu

dwiestopy.JestemjakZłotowłosawdomkutrzechmisiów.Wszystkojestzaduże,za

małe,zatwarde,zamiękkie.

background image

Pstrykam lampę. Pokój wyłącza się w ciemność, ale zaraz nieśmiałe światełko

błyska przy moim łóżku. Przyglądam się, jak gwiazdka nabiera kształtu na ścianie.

Musiałamjątuprzylepićtejnocy,kiedywyszłamzeszpitala.

Zac.Tojedne,nacomogęliczyć.

***

Nabieramwprawywspędzaniuczasu.

Jedenaście godzin na sen (wliczając popołudniową drzemkę), trzy na oglądanie

telewizji, dwie na jedzenie (jedna schodzi na wstawaniu, by sprawdzić, co jest

wlodówce,iponownymzamykaniujej),dwiegodzinyonline,jednanaczytaniepism

idwienaDVD,któreMamaprzynosicodzienniedodomu.

A trzy pozostałe godziny? Nie jestem pewna. Może błądzenie myślami?

Wyobrażaniesobieodcisku,jakimojeciałozostawianadywanie.

Hałasynadejścialistonoszatojedynarzecz,którapotrafiwywabićmniezdomu.Co

dzieńpopołudniunakładamperukę,biorękuleiprzedostajęsiędoskrzynki,którajest

zwykle pusta. Czasami widzę ludzi siedzących na pobliskim przystanku. Zauważam,

zjakąłatwościąwchodząpoczterechstopniachautobusu.Nigdyniemyślisięoswoich

nogach,gdymasięobie.Nieczujęjużzawiścidotychludzi.Niechcępołamaćimnóg.

Teraznieczujęjużbuntu,anisięnielitujęnadsobą.Jest…zupełnienic.

Tygodniemijają,jaksądzę.Nieliczęich.

Siedzę na podłodze przy otwartych drzwiach swojej szafy. Półki uginają się od

ubrań, butów i stosów zapomnianych rupieci: puzzli, kostiumów na bale

przebierańców, listów od dawnych chłopaków, kolekcji obrazków, pokruszonych

pudrów i dziwnych upominków od koleżanek. Wrzucam większość z tego do kosza.

Robię porządek w szafie i przeglądam to, co zostało. Płaczę. Potem wyciągam

wszystkozkosza.

Pewnego dnia dostrzegam gumowy basenik dziecięcy na stosie śmieci ogrodowych

usąsiada.Leżytamdonocy,więcproszęMamę,żebyściągnęłagodlamnie.Myjęgo

następnegorankanapodwórku,apotemnapełniamwodą.Niejesttakdługianigłęboki

jak wanna Bec, ale mogę się w nim położyć i opierając kończyny o brzegi,

background image

obserwować chmury sunące po niebie. Czasem czytam książkę. Innym razem

podrzemuję.Niemuszęnicrobić.

WniektóredniesiadamnałóżkuMamyiwidzęsiebiewjejlustrze.Przymierzamjej

kolczykiispryskujęsięjejperfumami.Mamjużdośćwłosów,bytrzymałysięwsuwki.

Wjejszafiejestwięcejubrańniżwmojej.Lewastronajestnarzeczydopracy.Prawa

na wyjściowe. Czarne sukienki nie są tak czarne, jak były. Na jej topach są ślady po

klipsachdoprania.Dlaczegoonaniewywalastarychszmatek?

Wyciągamdwaalbumyzszafkiikładęsięzniminałóżku.Intrygująmniemłodsze

wersje mnie samej: tłusty niemowlak w jednorazowych pieluchach, z różową

wstążeczkąwewłosach.OdczasudoczasumożnapodejrzećmojąMamę.Miałatylko

szesnaście lat; była młodsza niż ja teraz. Jej oczy unikają obiektywu. Kiedy mnie

trzyma,wyrazjejtwarzyzdajesiępytać:Skądtysięwzięłaś?

Są stare zdjęcia świąteczne, większość z dziadkami i ich rodzeństwem. Siedmio-,

może ośmioletnia stoję przy łódce, którą nazywali blaszanką. Pamiętam, jak wujek

z Queensland pokazywał mi, jak dosięgnąć do pustego kartonu po mleku na rzece,

apotemciągnąćlinkęnazmianęprawąilewąręką,ażwynurzysięzwodyociekająca

klateczkanakraby.Częstowśrodkubyłysękowatekości,umieszczonenaprzynętę.Ale

niekiedyznajdowałsięteżzłośliwykrab,brązowyimrocznyjakwodorosty.Wujek–

który od lat już nie żyje – cieszył się wtedy jak wariat. Pokazał mi, jak chwycić

rozbiegane tylne odnóża i ścisnąć mocno, unieść wściekłego kraba w powietrze

i wrzucić do wiadra z pokrywką. Słyszałam potem, jak obija się tam i tańczy przez

godziny.

Czasami gdy wyciągaliśmy kraba z klatki, jakieś odnóże albo szczypce zostawały

w środku, zaplątane w siatkę. Wrzucaliśmy klatkę z powrotem do wody, wabiąc inne

zwierzętaoderwanymiczęściamiciała.

A potem ucztowaliśmy wieczorem. Rozrywaliśmy grube szczypce i wysysaliśmy

słodkisokzcienkichnóżek.Nawetjeślibrakłojakichśkończyn,zawszebyłoczymsię

obejść.Możedlategokrabymająażosiemodnóżyijeszczeparęszczypiec.Przytakiej

ilościniektóremusząsięoderwać.

Nasąsiedniejulicymieszkaczłowiek,któremudawnotemumaszynapakującamięso

oderwała rękę. W podstawówce rozmyślaliśmy o nim – Jak wiąże sobie sznurówki?

background image

Jak je obiad? – bardziej z ciekawością niż z przerażeniem. Próbowaliśmy podejrzeć

gowogrodzie,patrząc,jakpodczaspodlewaniatrawnikajedenrękawpowiewamuna

wietrze. Pamiętam też dziewczynkę w przedszkolu, która urodziła się z kikutami

zamiast palców. A w telewizji w zeszłym roku, po zakończeniu Olimpiady,

maszerowała i jechała na wózkach cała armia paraolimpijczyków. Nie zwracałam na

nichwtedywielkiejuwagi.

Wszyscy jesteśmy maszerującymi krabami. Tyle różnych rzeczy już się od nas

poodrywało.

Wyłączamtelewizorizaglądamdolodówki.Sprawdzamponownietelefon.Nic.

Dwadzieściaczterygodzinyłatwomiterazprzelatują,gdywiem,jaktozrobić.

background image

31

MIA

Stawiampierwszysamodzielnykrok,aleniematunikogo,ktobytozobaczył.Stawiam

jeszcze dwa i chwytam się kuchennej ławy. Prawie osiemnaście lat i znowu uczę się

chodzić.Będzieciężejniżzapierwszymrazem.

Mama jest w pracy, ale to z Zakiem chciałabym się tym podzielić. Patrz, bez

trzymanki!Zacodrazuwiedziałby,jakatowielkasprawa.

W kilku ostatnich tygodniach było więcej rzeczy, które chciałam mu powiedzieć.

Zregułyróżnedrobiazgi,takiejakpiosenkawradioalboprogramkulinarny,wktórym

używaliakuratdukkha.Dziśranousmażyłampikelety,myśląconim,iprawieposłałam

muememesa.

Jednak nie zrobiłam tego. Pomyślałam, że to chyba idiotyzm po dwóch miesiącach

milczeniawysyłaćMMSzezdjęciemnaleśnika.

Zacdzwoniłiesemesowałbezopamiętania,alewkońcusiępoddał.Powinnambyła

odpowiedzieć, ale nie odpowiedziałam. Nie było nic wartego powiedzenia. Pustka.

Ciąglepustka.Niktniechcesłyszećczegośtakiego.

Aledzisiajzrobiłamtrzykrokibezlasekiwyrywamsię,żebymutopowiedzieć.

Siadamiukładamwiadomośćnabrudno.Piszęconajmniejdziesięćwersjiikażdą

usuwam.Stosześćdziesiątznakównieoddatego,cobymchciała.

Więcpierwszyrazodponaddwóchmiesięcyzamykamfrontowedrzwizasobą.Idę

o kulach na pocztę; kilometr drogi bez nich to byłby zdecydowany przerost ambicji.

Mamperukęikapelusz,nawypadekgdybyktośmnierozpoznał.

Na poczcie uważnie przeglądam stojaki z widokówkami. Wybieram kartkę z rzeką

iczarnymłabędziem.

background image

HejZac

Jaktamoliwkowafarma?Cozmałąalpaką?Czytojużdużaalpaka?Jaksięmająfretki

izwariowanekurczaki?IcozBec?Machłopcaczydziewczynkę?

Zaczterydnibędęmiałaosiemnaścielat,takjakty.Wciążdopierouczęsiętegocałego

chodzenia,więcniezaszaleję,tylkozostanęwdomu.Rundkapoklubachniebyłabybezpieczna.

PrzedwczorajznowuwpisałamsięnaFacebook.Agdzietysiępodziewałeś?Zgaduję,że

przespałeśtencałyczasjaknormalniludzie…Odjakiegośczasunieaktualizujesz.Odechciałocisię

czyjesteśzabardzozajęty12./klasą?Takczytak,wpiszsięznowu,dobra?Dokogoinnegomogę

zagadnąćogłupichporach?

Powodzenianapróbnychegzaminach.

Mia

Przyklejam znaczek, ale jest zbyt wiele dobrych powodów, żeby nie wrzucać tego do

skrzynki. Co, jeśli Mama Zaka przeczyta kartkę i mu jej nie przekaże? Co, jeśli jemu

niebrakujemnietak,jakmniebrakujejego?Co,jeśliznienawidziłmniezato,żenie

odpowiadałamwcześniej,albo, jeszczegorzej,całkiem zapomniałomnie iwyjdęna

idiotkę?

Wracamdodomu,zpocztówkąnaigrywającąsięzemniewkieszeni.

Dochodzę do wejścia do naszych segmentów w tej samej chwili co listonosz.

Siedząc na motorze, wsuwa korespondencję do odpowiednich otworów. Wyjmuję

kartkę z kieszeni i zanim zdołam się pohamować, podaję mu. Wrzuca ją do swojej

torby, jakby to była najzwyklejsza rzecz, i rusza, silnik motoru budzi się z uśpienia,

akartkapodążawrazznim.Shit.

Może odwaga to jest po prostu to – akty dokonywane pod wpływem chwili, kiedy

głowakrzyczyStop!,aleciałorobicośinnego.

Odwagaalbogłupota.Trudnopowiedzieć.

***

Wolontariuszka w ośrodku onkologicznym uśmiecha się do mnie, jakby mnie

rozpoznawała,aleniemoże–nigdymnietuniebyło.ToMamaprzyszłapożyczyćdla

mnie kilka peruk. Wszystkie były okropne, ale wybrałam tę blond, bo najmniej mnie

przypominała.Niemiałamjejtrzymaćażtakdługo.

Perukawyglądadośćnieciekawieikobietawsuwajądoworeczka

background image

–Mamnadzieję,żeRhondasięzachowywała.

–Rhonda?

–Toślicznotka,alerozrabialska.

–Mająimiona?

Na pozbawionych twarzy styropianowych głowach wiszą peruki we wszelkich

długościach,stylachikolorach.Widzę,żekażdamaswojąetykietkę:Pam,Margueritte,

Vikki,Patricia.

Kobietadotykamoichwłosów,jakbyływłasnościąpubliczną.–Piękne.Wyglądasz

jakaktorka.

–Która?

–Wiele.

Przed rakiem razem z kumpelami narzekałyśmy na rozdwajanie się końcówek, na

koszt odżywek i fryzjera co osiem tygodni. Na szkody po prostownicy. Same włosy

uznawałyśmyzaoczywistość.

Teraz,wpięćmiesięcypochemii,włosyodrosłymizdrowe.Mamwrażenie,żesą

trochęjaśniejszeniżprzedtem.

–Brązorzechabrazylijskiego–orzekławczorajfryzjerka,przeczesującjepalcami.

–Ładne.Tylkopodcinamy?

Kiwnęłamgłową.Zapomniałam,cosięmówi.

–Opięćcentymetrów?Czychceszjeszczezapuścić?

–Chybajeszczezapuszczę.

–Ztyłutrochępocieniować?Żebyniebyłotakiejmasy?

Zacięłamsię.Możenawetprychnęłam.–Niemaznaczenia.–Niespodziewałamsię,

żebędęmiaławybór.

–Itrochępocieniujęwokółtwarzydlalepszejrzeźby?

Fryzjerka nie miała pojęcia, dlaczego się śmieję. A potem płaczę. Fachowo

przycinała mi włosy, gdy ja ocierałam ręką oczy. Chciałam to wszystko oglądać.

Brazylijskiorzechspadającynapodłogę.

Adziśwyglądamjakaktorka,podobno.Mamkosmykiprzykościachpoliczkowych

i lekką falkę przy karku. Włosy są czarne wbrew wszystkiemu, co się stało. Brwi

i rzęsy mam jak normalnie. Okres wraca mi raz za razem i zawsze dziwnie mnie to

background image

cieszy.Nawetczekoladasmakujeteraztak,jakpowinna.

Mała Hinduska, może dziesięcioletnia, wjeżdża na wózku z różowym szalem

owiniętymwokółgłowy.Idziezaniąmatka.Nakolanachdziewczynkileżyegzemplarz

Kubyiogromnejbrzoskwini.

Marakajużodjakiegośczasu.Znawolontariuszkępoimieniu.Mimoszarychcieni

podoczamiskóramałejjestlśniąca.

–Cześć,Shani.Jaksięmasz?

–Dobrze.

–Więc…kimchceszbyćwtymtygodniu?

Dziewczynka zdejmuje szal, a ja odwracam się, pozwalając im na zabawę

wprzebieranie.

Przechodzę obok folderów o koszykówce na wózkach, o pomocy psychologicznej,

rehabilitacji, sesjach arteterapii, nagrodach Moje Życzenie, grupach wsparcia dla

pacjentów po amputacji i o uroczystościach wspomnieniowych o zmarłych. Idę do

przystankuautobusowego,naktórymczekajądwajstarsimężczyźni.

Więc…kimchceszbyćwtymtygodniu?

Obok mnie kobieta przejeżdża na vespie. Ma lśniąco niebieski kask i szalik

wgrochy,któryrozwiewasięzanią.Dokierowaniaihamowaniawystarczająjejsame

ręce;zauważam,żenoginiemusząnicrobić.

Chcębyćnią,myślę.Chcęznowusięruszać.

***

Minęłyczterydniiniemażadnejodpowiedzi.Możeprzekręciłamjegoadresnakartce.

Możejestzbytzajętyegzaminami.Możelistonoszjednaknienadałpocztówki.

Sprawdzam komórkę, ale nie ma nic nowego. Tylko na Facebooku znajduję

nieprzeczytanąwiadomość.

AleniejestodZaka.

Miiiia.Byłodziśkilkamelanży,alebezciebietonietosamo:-(JaktamSydney?Kończyszten

kurskosmetyczny?Rzuciłamszkołę,wiesz?Pracujęterazwbanku,niedalekoodtwojejmamy.

Garniturekjeststrasznyaleprzynajmniejpłacą:-)cholernietęsknię.Shayxx

background image

Idocieradomnie,żeteżzaniątęsknię.

***

Kolejnedwadniiskrzynkajestnadalpusta.Niepokoimnieto,więcznerwówchodzę.

Bez kuli robię rundkę po uliczkach wokół domu. Wracam zbyt szybko, więc idę raz

jeszcze,ażzapocztęirządsklepów.

Zatrzymuję się przed bankiem i zaglądam do środka. Shay stoi za kontuarkiem

wrecepcji.Dobrzewyglądawtymuniformie,zwłosamizebranymidotyłu.Wygląda

inaczejniżtazwariowanaprzyjaciółka,którąmiałamwszkole.

Nierozpoznajemnie,nawetgdymówi„Następny,proszę”istajęwprostprzednią.

Służbowy uśmiech pozostaje u niej przez bite trzy sekundy. – Cholera, Mia?

Naprawdę?

–Cześć,Shay.

–Coporabiasz?

–Przyszłampokredyt.

– Naprawdę? Nie jesteś w Sydney? Zaczekaj, będę niedługo szła na lunch.

Pójdziemyrazem?

Niemalże dotrzymuję jej kroku w szybkim wypadzie do kawiarni, gdzie bierzemy

stolik, a chłopak przyjmuje od nas zamówienie. Trudniej jest mi skupić się na

monologuojejpracy,alestaramsięrobićwłaściweminywewłaściwychmomentach.

–Maszfantastycznewłosy.Totwójnaturalnykolor?

Kiwamgłową.–Orzechbrazylijski.

–Bardzoszczególny.Bogudzięki,żewyszłaśzfazynablondi.Tobyłozbytmocne.

Zaintensywne.Apotemznikłaś…Wiesz,wciążjestemzBrandonem.

–Naprawdę?

–Kochamgo.Niemartwsię,wiem,żeniejesteśjego…największąfanką.

–Nigdychybanictakiegoniepowiedziałam.

–Widziałam.

Nie pamiętam nielubienia Brandona, a przynajmniej okazywania tego. Był całkiem

background image

nieszkodliwyztymiswoimiwrzutkamicopięćminut.

–Takbardzostarałsięzrobićnatobiewrażenie.

–Namnie?–Poruszamsię.–Dlaczego?

Shaypocierasaszetkęcukrumiędzykciukiemipalcami.–Bobyłaśmojąnajlepszą

przyjaciółkąitrudnobyłonatobiezrobićwrażenie.ByłaśMiąPhillips.–Mówimoje

imię i nazwisko, jakby to był coś wyjątkowego. – Każdy chciał zrobić na tobie

wrażenie.Wieszprzecież.

Potrząsam głową. Nie wiem. Nie wiedziałam. Gdyby tylko Shay zdawała sobie

sprawę,przezjakieszamboprzeczołgałamsięodtamtejpory.Terazwiększewrażenie

robią na mnie proste sprawy: obudzenie się bez bólu, wyszperanie czegoś

wlumpeksie,odkrycie,żewciążmamprzyjaciółkę.

– Jestem po prostu Mia. Jestem po prostu… normalna. – W szkole nie cierpiałam

tegosłowa.Terazmadlamnieposmaknagrody.Niepierwszej,coprawda,alejednak.

– Normalna? Jak moja dupa, Mia. A tak w ogóle po co jechałaś do tego Sydney?

Wtomusibyćzamieszanyjakiśfacet.

Wypijam swój milkshake waniliowy. To, co kryje się pod moimi dżinsami

ikozaczkamidokolan,możenaraziepozostaćsekretem.PodobniejakZac.Boże,jak

jazanimtęsknię.Aleniemogęmujeszczewysłaćwiadomości.Tojegokolej.

–Więcjakztymkredytem?

–Pogadamwbanku.Nacopotrzebujesz?

Uśmiechamsię.–Nakanarkowożółtąvespę.

–Aniemówiłam?Normalna.Dupablada.

background image

32

MIA

W sklepie budowlanym jest siedemset odcieni farb matowych. Osiemdziesiąt dwa

niebieskie. Raz za razem wracam do Blue Opulence. To błękit wczesnego poranka.

Błękit,przyktórympiejąkoguty.BłękitzoknapokojuZaka.

WosiemnasteurodzinymalujęswójpokójnaBlueOpulence.Mamaoferujepomoc,

więc pokazuję jej, jak zabezpieczyć framugi i parapet taśmą na sposób Bec. Nowa

warstwafarbydlanowejduszy,powiedziała,malującpokójdladzieckanaoliwkową

zieleń.

–Chcęteżpomalowaćsufit.

Mamarobitozamnie.Stoinamoimłóżku,któreokryłamgazetami.Jestniższaode

mnie, ale lepiej utrzymuje równowagę. Niebieskie kropki plamią jej włosy

i zostawiają piegi na twarzy. Kiedy obraca się do mnie, by upewnić się, czy robi

wszystkodobrze,mówięjej,żewyglądajakzAvatara.

–Zczego?

–Powinnyśmysobietowziąćdziśnawieczórzwypożyczalni.

–Totwojeurodziny–mówi,jakbymzapomniała.

Zapomniałam.–Więcweźdwapudełkamaltesersów.

Na stole w kuchni stoi domowy tort. Mama wypisała Happy Birthday Mia ze

smarties,jakcoroku.

Od kiedy skończyłam osiem lat, ten tort przyprawiał mnie o męki. Widziałam, jak

moje koleżanki ze szkoły – nawykłe do tortów z księżniczkami i motylami –

wymieniały krytyczne spojrzenia. – Co tu jest napisane? – zapytała jedna. Ostatnie

dwie litery były mniejsze niż pozostałe, wciśnięte, jakby mama nie rozplanowała

dobrzemiejsca.Naceratowymobrusiestałymiseczkizseramiisolonymiorzeszkami,

background image

aledziewczynkichciałyjadalnegopapieru,lizakówiróżowejFanty.Tegodniazdałam

sobiesprawę,jakmalutkiejestnaszemieszkanko.Pierwszyrazzauważyłamplamyna

dywanie, nieposprzątane popielniczki i rdzę na zlewozmywaku. Wstydziłam się

oślizgłej kostki mydła przy umywalce zamiast mydła w płynie obok puszystych

ręczników,jakiemiałymamyinnychdziewczyn.Mojamamabyłazbytmłoda.Powinna

wychodzić na miasto z przyjaciółkami, wypijać koktajle i flirtować z facetami

wbarach,anieużeraćsięzrozdokazywanymiośmiolatkami,któredomagająsięgier.

Wyglądała na zagubioną. Wtedy pierwszy raz zrozumiałam, że jestem już od niej

starsza.

Otejporzeroktemutortpozostałwdomunietknięty,ajaobchodziłamsiedemnaste

urodziny z dziesiątką kumpli i zbieraniną dowodów osobistych, z których tylko część

byłaprawdziwa.Zalaliśmysięitańczyliśmynastołach,pókinasniewyrzucili.Miałam

na sobie czarną sukienkę ze złotym paskiem. Odpowiadały mi spojrzenia, jakie

dostawałam od mężczyzn na ulicy. Dobrze prezentowałam się w szpilkach. Podobały

mi się krzyki z przejeżdżających aut i zazdrość kobiet po trzydziestce, wychodzących

w dżinsach i swetrach z kina. Podobały mi się darmowe wódki, które dostałam od

barmana w następnym klubie (Bo to twoje urodziny!) i to, że Rhys zapłacił

taksówkarzowi, który wysadził nas przy parku, gdzie pobiegliśmy ze śmiechem

ikochaliśmysięniedalekohuśtawekdladzieci.Bolałamniewtedykostka.Myślałam,

żetoodtańczeniawszpilkach.Ignorowałamtoprzeznastępneczterymiesiące.Tobyła

tylkoirytującakostkawniemaldoskonałymświecie.

Shaydzwoni,aleniejestwstaniemniewywabić.Niechcęryzykować,żenatknęsię

gdzieś na dawnych znajomych po sześciu miesiącach unikania ich. Nie chce mi się

zajmowaćmakijażemanimyśleć,wcomamsięubrać.

ChcętylkozalecprzedAvatarem,aleitoniejestłatwe.Mamazaczynasięwiercić

w trakcie filmu i to nie dlatego, że zjadła pół tortu i większość malteresów.

Zapomniałam, że główny bohater ma niesprawne nogi. Na Ziemi jest sparaliżowany,

ale na Pandorze biega wielkimi susami. Zakochuje się w seksownej niebieskiej

kosmitceiniechcewracać.

Mama niepokoi się, bo dwa tygodnie temu skończyły mi się antydepresanty i nie

poszłam,żebyodnowićreceptę.Jejoczybłądząciąglewmojąstronę.Boisię,żefilm

background image

sprowokujemnieznowudowzięcianógzapas–żetakpowiemwprzenośni.Alenie.

Trzy miesiące spokoju nauczyło mnie, że nie jestem w hollywoodzkim filmie. Że

mamtylkotęjednąplanetęiżeutkwiłamnaniejnadobrezniedoskonałąmatkąinogą

zwłóknaszklanego.Wiem,żewciążbędętracićrównowagę.Wciążbędęmusiałasię

prostować.Jużtowiem.Ucieczkabytegoniezmieniła.WschodniewybrzeżeAustralii

nienachylaciępodinnymkątem.

PóźniejlogujęsięnaFacebooka.Szybkoprzebiegamswójprofil,zaskoczonaliczbą

urodzinowychwiadomości.AleniemażadnejodZaka.

Mogę wytłumaczyć sobie brak pocztówki, ale nie da się wyjaśnić tego. Wie

przecież,żemamurodziny–naFacebookuwszyscywiedzą.Jedynypowód,zktórego

topominął,jestoczywisty:zapomniałmnie.

Może wystarczają zaledwie trzy miesiące, by to – ciepłe ramiona, śmiechy pod

kołdrą,jegowstydliwepieszczoty–zblakło.Byćmożeczaspożerawszystkierelacje.

Możezakilkadalszychmiesięcybędziemyjużdlasiebiezupełnieobcymiludźmi.

Gaszę światło. Zac chce zostawić tamto wszystko za sobą. Chce, żebym dała mu

spokój.

Tylkotaprzeklętagwiazdkawciążbłyszczy?

background image

33

MIA

Odprogubijeblaskczerwonychróż,alenakartcejestimięMamy.Przykładadłońdo

policzka,gdyjączyta.

–Kimonjest?

–Takipoprostu…

–Ktośzinternetu?

Wzruszaramionami,odwracającsię.

–Jakijest?

–Zwyczajny.Nicspecjalnego.

Zanimzachorowałam,Mamachodziłanarandkizewszystkimi,którzybyligotowiją

zaprosić. Utrzymywała istnienie tych mężczyzn w sekrecie przede mną, albo

przynajmniej tak myślała. Dla nich była enigmatyczną potencjalną dziewczyną, ale

prywatnie pozostawała przejętą matką, samotnie wychowującą córkę, nad którą nie

potrafi zapanować. Od niej nauczyłam się udawać i zmieniać twarze na potrzeby

różnychwidowni.

Wspólnemieszkaniewniewielkimdomuniebyłołatwe.Jeśliwracałamszczęśliwa,

sprowadzała mnie do parteru – z zazdrości czy zawiści. I vice versa. Była ciągła

huśtawkaemocji,jednaznaszawszenaskraju.Wiem,żemiałamizazłepokręceniejej

życia,ajaniecierpiałamjejzabyciepokręconą.Zawstydzałamnieprzedludźmi,więc

nauczyłamsiętrzymaćnaodległość.Wdomuzawszenamnienaskakiwała.Nicnigdy

nierobiłamdobrze.

W kuchni Mama napawa się wonią róż. Jak to możliwe, że facet tak łatwo może

wywołać uśmiech na twarzy mojej mamy? Dlaczego to zawsze było nieosiągalne dla

mnie?

background image

Istnieje mężczyzna, który dostrzega coś dobrego w mojej matce: 34-letniej

zabieganejkobiecie.Lubijąwystarczająco,bykupićtuzinczerwonychróż,napisaćjej

odręczniebilecikiosobiściedostarczyćjenapróg.Dotegotrzebatrochęodwagi.

Nalewamwodydowazonuiukładamkwiaty.Chcę,żebybyłaszczęśliwa,pomimo

mojej samotności. Chcę, żeby moja mama była przez kogoś kochana, mimo że ja nie

jestem.

Potemmnieobejmujeimyślę,żemożejednakjestem.

***

Kiedy wychodzę sprawdzić pocztę po czterech dniach, przejście blokuje mi

półciężarówka.

Mężczyznaopuszczarampę,wskakujenapakę,apotemwyprowadzaniskiwózek,na

którymjestdrzewko.Dodrzewkaprzywiązanyjestszpadel.Cototakiego?

–Gdzietodać?

–Nietutaj.Dlakogoto?

Sprawdzawpapierach.–MiaPhillips.Topani?

Kiwam głową. Drzewko jest wyższe ode mnie. Ma grube, szeleszczące gałęzie

isrebrno-zieloneliście.

Kierowcapokazujemimojenazwiskonaliścieprzewozowym.

–Comamztymzrobić?

–Niemampojęcia.Jatylkoprzewożę.

Kiedypodpisujęformularz,zauważam,żeautojestpełneskrzynekznadrukamiTHE

GOODOLIVE!

–Czytamjestoliwa?

–Jatylkoprzewożę.

Proponuje, że wwiezie drzewko do segmentu, i pozwalam mu. Potem z wyciem

silnikazawracanatrzyrazy,bywyjechaćznaszejślepejuliczki.

–Mia!–Mamamusiprzeciskaćsięprzezdrzwifrontowe.–Cototakiego?

–Wyglądanaleccino.Alemożemanzanilla.Trudnopowiedziećnatymetapie.

–Co?

background image

–Drzewkooliwkowe.Musimyjeposadzić.

–Dlaczego?

–Botosięrobizdrzewami.

Zdejmujebutyiprzyglądasięśladomzieminadywanie.–Aledlaczegoktośmiałby

dawaćnamdrzewo?

Uśmiechamsię.NadalniewienicoZaku;żebyłalboon,albonicość.

Znajduje pocztówkę w doniczce i podaje mi ją. Z przodu jest obrazek

jaskrawopomarańczowegokwiatu.Ztyłuwidzęnieznanycharakterpisma.

Najlepsze,choćspóźnioneżyczeniaurodzinowe,Mia.Mamynadzieję,żedobrzesiębawiłaś.

Musieliśmyprzesunąćpłotiwykopaćkilkadrzewek.Pomyślałam,żemożeznajdzieszdomdlatego

malucha?Mamnadzieję,żeczujeszsiędobrze.Wendyiwszyscy.x

WolałabymdostaćkartkęodZaka,aletoprzynajmniejcokolwiek.Patrzęjeszczerazna

drzewkoodjegomamy.Jegomiękkiegałązkiofiarowujesięnaznakpokoju.

–Jaksiępielęgnujedrzewkooliwkowe,Mia?

–Nieprzejmujsię.Sąwytrzymałe.–PrzypominamsobiewykładZakaspodkołdry.

–Nawetjeślizaniedbasięjenatysiąclat,itakowocują…

–Oliwkitoowoce?

Wybucham śmiechem. – Możemy poszukać w Google’u, jeśli chcesz. Potrzeba po

prostuziemi,wodyisłońca.Możetrochęjakiegośnawozu.

–Skądtowiesz?

Wzruszamramionami.–Jabłuszko,jajeczko.

***

Razemprzeciągamydonicęzdrzewkiemnadwór,zadom.Mamamarandkęzfacetem

odróżimówięjej,żebyszła.Zostajęnapodwórzuznajdziwniejszymprezentem,jaki

kiedykolwiekdostałam.Wystarcza,bymsięgnęłapotelefoninapisałaesemes.

HejZac,przekażodemniepodziękowaniaswojejmamie.Powiedziałeśjejżemamurodziny?To

bardzosłodkiezwaszejstrony.Jakieśporadynatematsadzenia??:-)Mia

background image

Jeszcze tyle innych rzeczy desperacko chciałabym powiedzieć: że ściany i sufit są

umnieniebieskie.Żewłosydochodząmidoramion.Żemyślęonimprzezcałyczas.

Alepostępujęostrożnieinaciskam„wyślij”.

Trzymam telefon w dłoni, oczekując, że może zamrugać i zawibrować w każdej

chwili.Minutypłyną.Sprawdzamrazidrugi,aległupiakomórkamilczy.Takdługo.

Zacbyłkiedyśpukaniemnamojestukanie,aleterazjestchłopcem,którypozwalami

umierać po esemesie. Kiedyś uwalniał mój umysł od cierpienia, teraz to on je

powoduje.Taciszamniezabija.Supłamniewwęzłyzwątpieniawsiebieiwszystko,

co kiedykolwiek powiedział. Godzina i nie ma odpowiedzi. Jestem chora z tej

niewiedzy.

Niepowinnam,wiem,alepiszędrugiesemes.Niczegownimniecenzuruję.

Zac,przepraszam,żecięignorowałam.Byłamnadnie.Byłamzrozpaczona.Terazjestlepiejale

zakażdymrazemjakmnieignorujeszznowumnietodołuje.Nienawidziszmnie?Straciłamcię?

Niechciałamcięstracić.Niebądźstracony.Przepraszam.Nienienawidźmnie.

Naciskam„wyślij”iznika.Odwagaigłupota,naraz.

Iwciążnicnieprzychodzi.Jednagodzina.Dwie.Trzy.Telefonspoczywawkieszeni

jak cegła. Niezabezpieczona przez antydepresanty nie potrafię powstrzymać się przed

ześliźnięciem znów po tym zboczu samoobrzydzenia. Czuję przyciąganie paskudnej

i nielubianej, i ty głupia dziewucho, jak mogłaś wierzyć, że on by ciebie chciał?

Czujęjenaraz:litośćigniew.Iześlizgujęsięcorazniżej.

Cholera, muszę coś zrobić. Zaczynam kopać dołek. Stosuję się do instrukcji na

etykietceprzydrzewkuikopięwytrwale,mimożejestjużzmrok.

Dochodzędo50centymetrówikopiędalej.Mamskurczewkolanachibiodrach,ale

posuwam się coraz głębiej, wyciągając kamyki. Muszę mieć zajęcie, jak zaleca

informatororaku.Przyciągamdrzewkodosiebieiprzewracamnabok,podważającje,

bywyszłozdonicy.Potemklękamnakolanach,wpychamroślinędodołkaijąprostuję,

wypełniając dziurę luźną, żylastą ziemią. Utykam ją i ubijam, poruszając się na

przedramionach.

Całe ciało mnie boli. Kiedy w końcu wstaję, skórę mam pokrytą warstwą ziemi.

background image

Straciłam rachubę godzin; jest tak późno, że może być jutro. Boli mnie wszystko, ale

jestemzadowolona.Zasadziłamto.Zrobiłamcośprawdziwego.

Drzewkojestterazmojegowzrostu.Głębokopodpowierzchniąjegokorzeniebędą

sondować ziemię, szukając, czego można się uchwycić. Ale tu, na poziomie moich

oczu,gałęziesąupozowaneispokojne.Oddychaj,Mia,mówięsobie.Bądźspokojna.

Kiedybioręprysznic,przymojejstopiespływabrązowawoda.Potrzebujęcałejsiły

woli,byniepoczućdosiebieobrzydzenia.PostanawiamusunąćnumerZakaztelefonu.

Muszę.

Niemamsiłynakolejneodrzucenie.

A jutro spotkam się z Shay. Wyślę może nawet maila do Tamary, koleżanki

z podstawówki. Kiedy poszła do szkoły średniej dla dziewcząt, nasze drogi się

rozeszły, choć pewnie bardziej z mojej winy. Chciałabym ją zobaczyć. Możemy

pogadać o dwunastej klasie, chłopakach czy wszystkim innym, co się dla niej liczy.

Cokolwiek,bylewyjśćztegodomuioddalićsięodrozczarowaniaZakiem.

Wyczerpana wyłączam światło i wślizguję się do łóżka. Odrywam ze ściany

świecącąwciemnościgwiazdkęiupuszczamnapodłogę.

Wtedywłaśnieprzymniepikatelefon.Trzeciawnocy.

NienienawidzęcięMia.Niesmućsię.Przepraszam,byłemzajęty.Dużosiędziało…

background image

34

MIA

Pociąg zwalnia i przesuwam się do środka, trzymając się poręczy, gdy ich mijam.

Dzieciakzauważa,żetrochękuleję,ispoglądawgórępytająco.

–Nogausnęła–mówię,aonobracasięzpowrotemdookna.

Na Showground Station drzwi otwierają się na mieszankę rockowych melodii,

głosówzmegafonówihałasugeneratorów.Nawetztejodległościwidzę,jakwzbijają

się i nurkują metalowe klatki, a malutkie kończyny wymachują falami. Obok mnie

dziecipiszcząiwyskakująnaperon,wyprzedzającrodzicówzwózkami.

Idę kładką za nimi, zbliżając się do tunelu i dalej do bram na tereny wystawowe.

Stonogi kolejek wiją się do wejść. Ustawiam się i ja, jedyna w pojedynkę i jedyna

bardziej podenerwowana niż podekscytowana. Co będzie, jeśli wpadnę na kogoś ze

szkoły?

Kolejka przesuwa się wolno do przodu i jest tylko jeden powód, z którego i ja

przesuwamsięwrazznią.

Jestwmojejkieszeni.

CześćMia

PozdrozLosAngeles,ojczyzny„Słonecznegopatrolu”,sztucznejopaleniznyifacetównarolkach.

TataiEvanodlatują.

FYI,klasamaturalnajestdużobardziejgorączkowazadrugimrazem.Dotegotrzebaprzycinać

drzewka,wróciłAnton,aBecmaStu.MusiałemjakośwcisnąćtocałeMojeŻyczenie,więcwdzień

popróbnejmaturzebyłemjużwsamolociedoStanów:LA,NowyJork,potemDisneyland.Zabrała

sięcałarodzina.

Wczorajmieliśmywycieczkęwokółpłotówsławnychludzi.Kierowcadostrzegłkogoś,ktosię

nazywaJaneFonda,zpsemnaspacerze.Evanprzysięga,żewidziałArniegoSchwarzeneggera.

Mójtelefonniemaroamingu,aleniedługowyślędrugąkartkę.

Mamnadzieję,żeuciebiedobrze.

background image

Zac

PSMożeszcośdlanaszrobić?WebsterowiezapisaliShebęnapokazwPerthiBecchciałabymieć

zdjęcie.Juryzbierasięwniedzielęogodz.14./Oddamcipotemzawstępalbo…odejmęodtwojego

rachunkuzamrożonekawy;)

PPSNaszasąsiadkaMiriamzaliczyłarekordciastkarski–jejciastoowocowewygrałodziesiąty

rokzrzędu(znasząoliwącytrusową,rzeczjasna).

PPPSWspominałem,żemojeulubionetoFreddo…?

Czytałam tę pocztówkę ze sto razy. Cudownie jest mieć wiadomość od niego, nawet

jeślionsamznajdujesięnadrugimkońcuświata.Aprzedewszystkimcieszymnie,że

niezapomniałomnie.

Płacę dwadzieścia dolarów za wejście i wchodzę przez ruchome barierki

w powietrze nabrzmiałe od cynamonowego cukru i hot-dogów Dagwood. Wiszą nad

nami kłęby kurzu, wzbijane przez tysiące butów. Jest też odór siana, zwierząt

i odchodów. Nie przypominam sobie, żeby tu tak cuchnęło, ale też nigdy nie

przychodziłamtusama.

Dwa lata temu była nas dwudziestka, gdy przyjechaliśmy w środę wieczorem.

Większość czasu zeszło nam na staniu w kolejkach do przejażdżek, po czym

następowały niezapomniane minuty szybowania w powietrzu pod wszelkimi kątami,

gdy człowiek stara się naraz nie wypaść i się nie posikać. Błąkaliśmy się po

zakurzonychalejkach,próbującczasemszczęściawjakiejśgrzezręcznościowej.Przed

zamknięciem był wariacki wyścig po torby z gadżetami wystawowymi – SpongeBob

Kanciastoporty,AngryBirds,FreddoFrogsiróżnefluoroscencyjnedodatki.Czekając

na pociąg, nadmuchiwaliśmy zabawki i przystrajaliśmy się plastikowymi ozdobami,

wspominając czasy, gdy w torbach z gadżetami bywały wartościowe produkty i było

ichwięcej.

W podstawówce przyjechałam z Tamarą i jej starszą siostrą. Podpuszczałyśmy się

nawzajem,żebyiśćnakolejkęgórską,apotemgodzinamiześmiechemprzeżywałyśmy

wrażenia z jazdy, krztusząc się gorącymi frytkami. Siostra Tamary wygrała dla niej

wielkiego zielonego pieska w jakiejś grze zręcznościowej i ogromnie mi to

zaimponowało. Myślałam, że nikt nigdy nie ma szansy wybierać nagród z najwyższej

półki. Też tak chciałam – mieć zielonego pieska i starszą siostrę. Wygrała dla mnie

tylkomałegopingwinka,zktórymsypiałampotem,dopókiniepękł.

background image

Gdy byłam jeszcze mniejsza, najbardziej lubiłam karuzelę Ferris. Siadałam

pomiędzy Babcią i Dziadkiem. Uwielbiałam, jak przewracało mi się w żołądku, gdy

krzesełkawirowaływgóręiwskos,kpiączgrawitacji.Terenytargowestopniowosię

kurczyły.–Patrztam,Mia–wiwatowalidziadkowienaszczycie,gdziechłodnabryza

łaskotałamitwarziwłosy.Potemschodziliśmycorazniżej,wracającdowyrazistych

woni olejów i słodyczy, i wyławiając pojedyncze głosy z magmy gwaru. Pamiętam

karuzelę Ferris jako niekończącą się falę wzlotów i zjazdów, perspektyw i zbliżeń. –

Czymożemypojechaćjeszczeraz?–pytałam,gdynastawałrozczarowującybezruch.

I jechaliśmy. Czego dziadkowie by dla mnie nie zrobili? Przeznaczali całe dnie na

spełnianie moich zachcianek, a potem wypuszczali mnie z samochodu na naszym

podjeździe,całującmnienadobranoc.

–Bądźgrzeczna,Mia–mawiałaBabcia.Patrzyłam,jaksamochódznikainauliczce

zapadacisza.Dopierowtedymojamatkaotwieraładrzwi.

Myślałam,żetonormalne,żedorosłakobietanienawidziswoichrodziców–czuje

do nich zapiekły żal i zamyka przed nimi swój dom. Nie zaskoczyło mnie więc, gdy

odkryłam,żesama nienawidzęswojejmatki, anigdyzrozumiałam, żeonanienawidzi

mnie.Każdesłowobyłoprzytykiem.Łatwiejbyłoodciąćsięodniej,niżdopuścićjej

okropnygłosdosiebie.

Laleczkikewpiewpatrująsięwemniepustymwzrokiemzestraganu.Anitrochęsię

niezmieniły,choćmoidziadkowiejużnieżyją,ajaniejestemmałądziewczynką.

Bioręwdechiwtapiamsięwludzkistrumień,niemyśląc,poprostuidączainnymi.

Wpadamdodusznychpawilonów,gdzieoferująmidarmowepoczęstunki,iwychodzę

z drugiego końca, witana przez naganiaczy, próbujących mnie do czegoś zwerbować.

Każdywygrywa!Płynęwrazztłumemmiędzysamochodzikamielektrycznymiidomami

duchów.

Wszyscy obijają się o mnie i wokół mnie, a ja jestem dziwnie zadowolona, że

Wystawa Królewska odbywa się tak jak zawsze, że ludzie wyrzucają pieniądze na

chwilowerozrywkiiopychaniesięsmakołykami,którychbędąpotemżałować.Dobrze

byćwotoczeniukoloruihałasuwbrewgroźbomrakaismutkowitego,cobyło.Może

ciinniwkołomnieteżcośstracili.Albo,cogorsza,kogoś.Albodopieromająstracić.

Z tych tysięcy ludzi co drugi będzie miał raka. Jeden na pięciu na niego umrze.

background image

A jednak potrafią zderzać się elektrycznymi samochodzikami i śmiać się z siebie

wkrzywychlustrach.

Tamwłaśniegowidzę.

Rhys stroi miny przed krzywym zwierciadłem. Przy nim jest ładniutka dziewczyna,

trzymającanaramieniupurpurowąmałpkę.

Stajęjakwryta.Niemyślałamonimodtygodni.Chcemisięwymiotować.

Oboje, roześmiani, eksperymentują z różnymi pozami. On ma na głowie kapelusz,

którego nigdy nie widziałam. Dziewczyna wygląda znajomo; myślę, że jest rok niżej

odemniewszkole.

Potem ją wyprowadza, wciąż popisując się, by ją rozśmieszyć. Udaje mu się. Idę

wpewnejodległościzanimi,patrząc,jakwsuwapalecdotylnejkieszenijejdżinsów,

takjakrobiłizemną.KupujebiletnaWipeout,choćwiem,żeboisięwysokości.Gdy

czekająwkolejce, widzę,żestosuje swojądawnątaktykę: przekrzywiagłowę,kiedy

jejsłucha,sprawiając,żedziewczynawierzy,żejestdlaniegowszystkim.Kapeluszto

jedyna nowa rzecz w Rhysie. Dziewczyna uśmiecha się i wdzięczy, śliczna

w króciutkich szortach i pomarszczonym topie. Bawi się złotą połową serduszka na

wisiorku.Kiedycałujeją,odwracamsię.

Połowa serca nie starcza, Rhys. Ona też zda sobie z tego sprawę, w końcu, gdy

wyrośnieztychszortów,tejmałpkiiciebie.

Idę dalej alejkami, przy których z obu stron rozbawieni klauni potrząsają do mnie

głowami.Tylkoniepłacz,mówią.Anisięważpłakać.

AlegdybyniepocztówkaodZakawmojejkieszeni,pewniebymsięrozpłakała.

***

W Pawilonie Alpak są setki zagród, jednak wreszcie znajduję Shebę. Patrzy na mnie

swoimiwielkimioczami,jakbymówiła:O,toty.Zabierzmniestąd,dobra?

Jest najbardziej krnąbrną alpaką w trakcie konkursu, wyrywa się, gdy sędzia

sprawdzajejzębyiwełnę.BrakujejejznajomegozapachuBec,którybyjąuspokoił.

Przyglądamsiętemunerwowo,otoczonaprzezmłodychistarych,którzyprzybylinatę

dziwacznąimprezę.Sędziapochylasięizgina,kucaiocenia.Robizwinnyunik,kiedy

background image

Shebapróbujegokopnąć.Rozlegająsięwiwatywidzów.

Robię zdjęcie komórką, gdy Sheba jest odprowadzana, bez wstęgi, z powrotem do

swojejzagrody.

Nie zdawałam sobie sprawy, ile jest u nas hodowli alpak ani ile rodzajów owiec

możnaupakowaćwPawiloniePostrzyżyniWełny:PollDorsets,WhiteSuffolk,Suffolk

iWhiteDorpers.Farmerzyweflanelowychkoszulachidżinsachdyskutująocenachna

rynku. Niektórzy z młodych przypominają mi Zaka – tę pozę, w jakiej opierałby się

opłot,jakgdybypostawionogowłaśniepoto,byłatwiejmusięprzynimmyślało.

Boże,jakchciałabym,abybyłtutaj,alewiem,żejestwłaśnienawakacjachżycia,

które trzeba wykorzystać do ostatka. Zdobywam dla niego torbę z gadżetami

wystawowymi Freddo Frog. W pociągu do domu czytam jeszcze raz kartkę od niego,

żebyusłyszećjegogłos.

Śmieszne.NigdyniemiałamgozafanaDisneylandu.

background image

35

MIA

SześćdnipotempojawiasiękopertazAmeryki.Wśrodkusądwierzeczy:pocztówka

odZakaiprzepisspisanypętlistymiliteramiWendy.

PozdroMia,

JesteśmywSanFran,ojczyźniechińskichciasteczekzwróżbami,dżinsów,kawypoirlandzku

iwiększejilościdziwakówniżgdziekolwiekindziej.Przyłapanycelebrytanr3:RobinWilliams

gryzącybajgla.Słowo!Czytonieszczęśliwytraf?

JakwypadłaSheba?CzyMiriamzgarnęłanagrodyzaciasta?Mamapiszeciprzepis,jeśli

obiecasz,żebędzieszbronićdoniegodostępuchoćby„zacenężycia”!!Więcteżmaszszczęście,ha,

ha.

JutroDisneyland.Jakieśsugestieupominkowe?Czymamodgadnąćtwojąulubionąpostać…

KrólewnoŚnieżko?TatamapredyspozycjedograniaMyszkiMiki:wysokieportki,odstającybrzuch

iskrzekliwygłos.EvanprzezcałeżyciepodkochujesięwPocahontas,więclepiej,żebytusię

kontrolował.

MamaniemożesięjużdoczekaćkawywStarbucksie.

Życzmiszczęścia

Zac

Niełatwo jest sobie wyobrazić Zaka w San Francisco. Nie budzą go tam piejące

koguty.Niemanasobieciężkichgumiakówanidługichróżowychrękawic.

Czytam list ponownie w drodze do kliniki, gdzie będą mi dopasowywać nogę.

Czytamgorazjeszcze,liczącodwołaniadoszczęścia.Totypowedlaniego,bywtrącać

tosłowotaklekko.

Nietylkoontakrobi.Wtrakciechemiilekarzepowtarzalijewkółkomamie–choć

pilnowali się, by nie wyrywać się z nim przy mnie. Szczęście, że uchwyciliśmy to

w tym stadium. Szczęście, że jest izolowany. A potem po operacji podsłuchałam

background image

pielęgniarkiwkorytarzu.Onawogóleniezdajesobiesprawy,jakiemaszczęście.

W poczekalni w klinice jest dziewczyna trochę młodsza ode mnie. Jej

obandażowanykikutkończysięnawysokościpołowyuda.Przyłapujęjąnazawistnym

spojrzeniunamój.Poniżejkolana–widzę,jakmyślizzazdrością.–Szczęściara.Ma

nagłowieperukęiprzypominamsobie,jakmojamniedrażniła.

Muszęodwrócićwzrok.Czynaprawdęmyśli,żemamszczęście?

Przedewszystkimprzecieżtopechprzyniósłmiraka,prawda?Pechskazałmniena

to piekło. Więc jak można nagle mówić o szczęściu, że wyszło się z tego z dłuższym

nienaruszonymfragmentemnogi.Jestemszczęściarą,bomniejkulejęprzychodzeniu?

Wcholeręztymiwszystkimiszczęściami.Niechsięodemnieodwaląipozwoląmi

samejpodejmowaćdecyzje.Chcęznówprzejąćkontrolęnadmoimżyciem.

Chcęupiecciastoowocowe.

Apotem?Chcęzrobićcoświęcej,naprzykładznaleźćpracęalbopodróżować.Nie

staćmnienalotdoAmeryki,alemogępojechaćdomiast,którychnigdyniewidziałam

igdzieludziemnienieznają.Chcęspojrzećnajakieśmiejsceświeżymioczami,takjak

Zac.

Wdomuleżęwbasenikunapodwórzuipodziwiamdrzewkooliwkowe.KiedyZac

wróci, zaproszę go do Perth i wciśniemy się tu oboje. Będziemy mogli jeść ciasto

owocoweipićmrożonąkawę,aonopowiemiwszystkooDisneylandzie.

– Ariel – mówię na głos, przypominając sobie swoją ulubioną postać.

W dzieciństwie miałam obsesję na punkcie Ariel z Małej syrenki, z jej pięknymi

rudymiwłosamiipołyskującymogonem.

Wciąż mam DVD, więc wchodzę do domu i załączam je. Znam każdą piosenkę na

pamięć.

Alefilmniejesttakisam,jakbył.Dziesięćlattemuuważałam,żeArielpostępuje

niezmiernie romantycznie, poświęcając swój ogon w zamian za dwie nogi, by być

z człowiekiem, którego pokochała. Zapomniałam o tym, że zła wiedźma ukradła jej

przytymgłos,ipotemArielogromniecierpiała,chodzącwmilczeniu.

Cozabeznadziejnatransakcja,myślę.Zachowajogon–poradziłabymdziśAriel.

Zachowajogoniśpiewaj.

background image

***

HejkaMia

Możeszzacząćtorozgłaszać…

DlaczegoNowyJorknazywająWielkimJabłkiem?Nowojorczycyjedząsameprecle,kebaby

iczarną„kaafę”.Mamaodkryłatakzwane„BeztłuszczoweBabeczkiCzekoladowe”itestujeich

niskokaloryczność.

Wciążmamwrażenie,żezjakiegośbaruwyjdąJerryiElaine.Jutromamyzwiedzanieplanu

Seinfelda,więcwszystkomożesięzdarzyć.Mamakupiłaminawetgrę„JakdobrzeznaszSeinfelda”,

którajesttakgłupia,żeażśmieszna.Lepiejzacznijsięjużkuć,bojakwrócę,skopięcityłek.

Muszęlecieć.

Zac

PSKrążąteżplotki,żeEmmaWatsonjestwmieście…Tylkomówię.

Listy od Zaka przychodzą w kojącym rytmie. Uwielbiam jego krótkie komentarze

iniespodziewanewyzwania,którestawiaprzedemnązakażdymrazem.Wiem,żestara

siępoprostudaćmizajęcie.Itodziała.

Ile razy dzwoni telefon, wciąż mam nadzieję, że to on. Może jest trzecia w nocy

iczujesięsamotnywmieście,którenigdyniekładziesięspać.

Dziś rano mama wyprzedza mnie do telefonu stacjonarnego. Odpowiada na kilka

pytań,zdezorientowana,potemzakrywamikrofondłonią.

–Toktośzprotezowni.Chcą,żebyśprzyszła.

–Dlaczego?–Byłamtamdopierodwatygodnietemunapoprawkę.

–Przymiarka,mówią,twojejnowejnogi.

– Mam ją – przypominam jej, pukając w odlew z włókna szklanego. Powinna

wystarczyć mi na ładnych kilka lat. – To pewnie chodzi o tej drugą dziewczynę –

mówię,przypominającsobie,jaknamniepatrzyła.

Mamarozłączasię.–Dziwne.Powiedzieli,żetopoliwęglanowa.Dlaciebie.

***

ZauważamjewsklepiezpłytamiDVD.Dziwneuczuciewpiersiach.

Zpoczątkuprzypominamimotyle,jakichdoznawałamnakaruzeliFerris.Alestoję

nastabilnymgruncie,więcdotegoniemapowodu.

background image

Przeglądam seriale telewizyjne, ustawione alfabetycznie na półkach. Akcja wielu

jestumiejscowionawNowymJorku.Wysuwamje,oglądającprzedniąitylnąokładkę.

Dziękitymsitcomomitelenowelomnowojorskieulicewydająmisięznajome–żółte

taksówki,szerokiechodniki,wąskiebudynkimieszkalne.Nawetzarysliniimiastajest

rozpoznawalny.

Pomysłyrodząsięwtakisposób:zestawieniedwóchniezwiązanychzesobąrzeczy.

Pierwsza: pudełko Przyjaciół. Druga: błysk pocztówki w pamięci. Dwa obrazy

zbliżają się do siebie jak obcy ludzie w przejściu. Wpadają na siebie, przepraszają

iustępująsobie,ajednak…cośsiędzieje.

Cośtrzepoczemiwpiersiach.

Po powrocie do domu oglądam odcinki Kronik Seinfelda, jakbym szukała w nich

Zaka.Dlaczegonaglejestmitaktrudnogotamsobiewyobrazić?

Ponownieczytampocztówkiilist.Niemawątpliwości,żetojegopismo.Totakże

styl Zaka. Beztroska gadka o celebrytach. Pogodzie. Obsesji jego mamy na punkcie

Starbucksa.

Ale gdy o tym pomyśleć, to też wydaje się dziwne. Za każdym razem, gdy

rozmawiałamzWendy,zawszeproponowałamiherbatę.

Przebiegampalcempoprawymbrzegukoperty.Jestnalepka„AirMail”iniebieski

znaczek za 2,20$ z panoramą Nowego Jorku. To stary widok, zawierający Twin

Towers.

Minęło już ponad dziesięć lat od zawalenia się World Trade Center. Zastanawia

mnie to, dlaczego te budynki miałyby wciąż pojawiać się na znaczkach, podczas gdy

nawet nowa okładka DVD Przyjaciół ma uaktualnioną wersję linii miasta bez

bliźniaczychwież.Dlaczegokrajmiałbyryzykowaćrozdrapywaniestarychran?

To, co czuję, to nie jest przerażenie. Przerażenie to kotwica w trzewiach.

Przerażenie to stracić włosy, zostać wyrzuconą ze szkoły, obudzić się bez nogi

iżałować,żesięnieumarło.Przerażeniejestciężkieiniedajecisięruszyć.

To, co czuję, jest umiejscowione wyżej, w klatce piersiowej. To coś bardziej jak

drganie lęku z zupełnie niewiadomej przyczyny. Przez tyle ostatnio przeszłam. Co

jeszczemogłobymnienapawaćlękiem?

Sprawdzam drugą pocztówkę i kopertę od Zaka z napisami „Los Angeles” i „San

background image

Francisco”naznaczkach.

Czy to nie dziwne, że na żadnym nie ma datownika? Czy to przypadek, że stemple

pocztoweniedosięgająznaczków?Żerogiodlepiająsiętakłatwo,jakbybyłyjużraz

odklejane?

Nie mam najmniejszego powodu wątpić, że Zac jest w Nowym Jorku i robi to

wszystko,oczymmipisze.

Aleogromneskrzydłabijąwmoimsercuiwiem.

Wiem.

Wiem,żemniewrabia.

background image

36

MIA

Wykręcamnumerzestronyinternetowej.

–TheGoodOlive,oliwazoliwekifarmaagroturystyczna.

–Bec?

–Tak.

–Jesteśtam.

–Tak…Ktomówi?

–Wróciłaś?

–Skądwróciłam?

Rozłączamsię.

DzwonięnakomórkęZaka,alenieodpowiada.Czuję,jaknaniąpatrzy.Ipozwala,

żebysięwydzwoniła.Czywie,żewiem?

Skrzydła w klatce mojej piersi przeistoczyły się w spanikowanego ptaka. Nic nie

pomaga: świeże powietrze na podwórzu, drzewko z pięcioma zielonymi oliwkami.

Jegodobre,uspokajająceliście.Tylesprzecznychsygnałów.

–TheGoodOli…

–Bec.

–Ktomówi?

–CzyjestZac?

Cisza.

–Mia?

–Jest?

Woddalibeczykoza.Gdakaniekur.

–Jestwdomu.

background image

–Alepisałmi…

–Wiem.

Głosmisięłamie.–Dlaczegotakpisał?

Jak bardzo muszę być odrażająca, by skłonić go do takiego fortelu – fałszywych

listów, starych znaczków, wszystkich tych amerykańskich stereotypów – po to, żeby

mógłmnieunikać?Całajegorodzinamusibyćzaangażowanawtenżart,naśmiewając

sięzmojejnaiwności.Ztego,jakajestempokraczna.

–Mia–mówiBec.–Mia,onnie…

–Niemusiałkłamać.Jeżeliniecierpimnietakbardzo…

–Niejesttak.

Jakabyłamgłupia,wierząc,żemogłamsiępodobaćZakowi,gdycałajegodobroć

byłanakierowananato,żebyskłonićmniedowyjazdu, do odpierdolenia się od jego

życiaraznazawsze.

–Mia,mówiłammu,żebytegonierobił…

–Toprzezmojąnogę?

–Niechodziotwojąnogę.Toniemanic…

–Niebędęmuwięcejprzeszkadzać.

–Mia,onjestchory.

Wszystkoustaje,jesttylkotosłowo.Odrywasięwpowietrzu.Oddalasięodinnych

słów, wysyłając falki przez całe podwórze, poruszając każdy liść na drzewku. Pięć

oliwekzwieszaswojegłówki.

W normalnym świecie „chory” znaczy przeziębienie. Ból głowy. Czerwone gardło.

Skargę:Tenpomysłjestchory.AlboChoryjestem,gdyoniejmyślę.

Alewnaszymświecietocośinnego.

Zakładałam,żemasiędobrze.Myślałam,żewycierpiałjużswojeiwkroczyłteraz

do zwykłego życia ludzi ze zwykłym szpikiem. To on miał przecież dawać mi siłę.

Odwodzićodczarnychmyśli,przypominaćmi,jakiemamszczęście.

Toniesprawiedliwe.Przezcałyczassprzyjałomiszczęście–98procent–anigdy

nanieniezasłużyłam.

Zac?

Iptakwyrywasięnawolność,wzlatujewysokowgórę,frunącjużnapołudnie.

background image

***

Umnierakbyłjakpies,któryzłapałzębamizanogęiniechciałpuścić.Myślałam,że

każdyrakjesttaki,wgryzasięzfurią,dopókisięgonieodetnieiniewyrzuci.Alenie

każdy.NieuZaka.

Powinnam była coś podejrzewać. Przestał aktualizować Facebooka, tak jak ja

kiedyś. Wycofał się do tego ciemnego miejsca, w którym nie trzeba być silnym ani

dowcipnym. Powinnam była domyślić się, że się chowa, bo sama się tam przedtem

chowałam.

Przechodzęodjednejstronyinternetowejdodrugiej,przeglądającwitrynyzofertami

pomocy, fora, blogi i dzienniki. Nie miałam pojęcia, że będzie tego aż tyle. Kiedy

chorowałam,wydawałomisię,żejestemtylkoja.

Ktobypomyślał,żemożnaopróżnićciałoczłowiekazcałejkrwiiszpikuinapełnić

nanowo,anowotwóritakodnowisiępokilkumiesiącach.

W odróżnieniu od mojego, rak u Zaka nie ma nic, co można by wyciąć. Białaczka

dopadakrewipłuca,serceiżołądek.Wszystko,cosprawia,żejesttym,kimjest–tym

chłopcem,któryodważyłsiępukać;którywolałjużzmyślaćkłamstwaniżdobićmnie

dodatkowymsmutkiem.Nawetteraztroszczysięomnie.

MamaznajdujemniewmoimciemnympokojuziPodemnastawionymnarepeat.Nie

wiem,cotojestzapiosenka.Toniemaznaczenia,oiletylkojestgłośno.

Stajewdrzwiach.

–Bolicię?–pyta,alepotrząsamgłowąiodwracamsię.Czywszystkomusizawsze

dotyczyćmojejnogi?Sągorszerzeczy.

Ma mnie unikać, kiedy jestem w takim stanie. Ta muzyka to sygnał dla niej, żeby

odeszła.

Aledziśjąprzyciąga.Przypominamsobiecoś,cousłyszałamkiedyśodBec.Kiedy

zwierzęnajbardziejkopieikrzyczy,właśniewtedytrzebajemocniejprzytulić.

Mama przytula mnie i jestem po prostu przerażonym dzieckiem. Gładzi mnie po

włosach, gdy opowiadam jej wszystko o chłopcu z pokoju 1. Pięknym chłopcu, który

złożyłmniewcałość,gdyrozpadłamsięnakawałki.

background image

–Niepowinienkłamać.

–Myślał,żetakbędzielepiej.

–Powinienmipowiedzieć.

–Każdypostępujenajlepiej,jakumie,Mia.

–Comamzrobić?

–Prześpijsiętrochę.Jutrocośzrobimy.

Pomagamipołożyćsiędołóżkaiściskamniezaręce.Wychodząc,wyłączamuzykę

iświatło.

Aleniemasnu.Wciemnościczytaminternetowewspomnieniaodzieciach,którejuż

odeszły. Dzieciach, które wciąż wierzyły w Świętego Mikołaja. Oglądam nagrania

łysychnastolatków,wynudzonychwizolatce,jakZacmusiałsięnudzić.Czytamblogi

pacjentów,którzywalczylizapierwszymrazem,walczyliznówprzynawrocie,apotem

tracili rozpęd za trzecim czy czwartym podejściem. Ile razy, zanim się poddadzą? Ile

razymogąprzeztoprzechodzić?

IlerazyprzejdzieZac?

Siłą zmuszam się do ignorowania stron ze statystykami, skupiając się na historiach

tych,którzyprzeżyli.Mamnadzieję,żeonteżjeczyta.

Czytam o pacjentach, którzy cztery razy przechodzili terapię. Są sukcesy nawet

wtedy; nawet po piątej. Pewna kobieta miała sześć przeszczepów szpiku w ciągu

dziesięciulatiżyje,krewobcychludzirumienijejpoliczki.Dwanaścielatwremisji,

kwitnienadieciewegańskiej.Sąiinni,którzywalczylitakdługoiwygrali,wdzięczni

akupunkturze,spirulinie,trawiepszenicznej,witaminieB,jodze,modlitwie.

Mamnadzieję,żeniezrezygnowałzwalki.

Jest trzecia w nocy i umysł rozgrzewa mi się do czerwoności. Sprawdzam

Facebooka, pragnąc, by tam był, by jego zielona kropeczka pulsowała jak odległa

gwiazda.

Oczywiściegoniema.Mimotowysyłamwiadomość.

Zac,niemożeszwięcejkłamać.Wiemżejesteśwdomu.Becmipowiedziała.

Aletesłowawyglądająoskarżycielsko.Przypominamsobie,ilemiałcierpliwoścido

background image

mniewszpitalu.

Zaczynamodnowa,powoli.Pozwalam,bypotoczyłysięłzy.

CześćZac

JaktamNowyJork?Zimno?Zestudzieneknaprawdęunosisiępara?Czywydajesię,żetojeden

wielkiplanfilmowy?

Niebędęcięzanudzaćtym,coumnie.Twojeżyciejestznaczniebardziejekscytujące.

Kiedywracaszdodomu?Skończyłymisięgruszkiichętniezjadłabymteżporządnegotosta

zserem.Jakośsamejminiewychodząjaknależy.Wczymtkwisekret?

Przypomniałomisię,żechybanigdyniepowiedziałamcidziękuję.Więc…mówię.Zawsze

wiedziałeś,copowiedziećalboczegoniepowiedzieć.Dziękuję,żepozwoliłeśmipobyćna

farmie,mimożemiałeśprzeztokłopoty.Dziękujęzatroskęomnieiżemnienieskreśliłeś.Nie

przejmowałeśsięmojąnogąaniwłosami(możetrochębardziejwłosami…).Widziałeśwemnie

to,cobyło,anieto,czegoniema.Pozwoliłeśmiwyobrażaćsobie,żeżyciemożetoczyćsię

dalej.Żetegochcę.

Jeślidostaniesztęwiadomość(tojestjeżeliniestchórzęinieskasujęjejwcześniej),możesz

odpowiedzieć?Wiem,żejesteśzajętywNowymJorkunapastowaniemEmmyWatson,alejeśli

zajdzieszdokafejkiinternetowejidostaniesztegomaila,proszęodpowiedz.Takchciałabym

znowupoczytaćtwojeliterówki:-)

Buziaki

Mia

PSZawszenazywałeśmnieszczęściarąizaczynampodejrzewać,żemożeszmiećrację.Nigdy

niemyślałam,żebędęmiećtyleszczęścia,żebyzyskaćtakiegoprzyjacielajakty.Jesteś

najmilsząosobą,którakiedykolwiekpukaławmojąścianę.

Napisanietegowyżęłomniedocna.Jestemwypruta.

Wszystko,coprzedtempisałam,byłoomnie–zawszeomnie.

Chcę,żebytenmailbyłdlaniego.

background image

37

MIA

RanoMamaznajdujemnieśpiącąnalaptopie.Palcewciążmamnaklawiaturze.

–Mia.

–Dlaczegominiepowiedział?

–Chodź,Mia.Umyjbuzię.

Jestem w łazience, gdy Mama dzwoni na farmę. Słyszę urywki rozmowy, ale nie

mogęuchwycićichsensu.

– Bec mówi, że chętnie nas przyjmą – wyjaśnia mi potem. – Ale nie chce,

żebyśmy…traciłyczas.

–CzegochceZac?

Mamapotrząsagłową,nierozumiejąc.–Becmówi,żeonsięnieodzywa.

–Wogóle?

–Chodzidoszkoły,alewdomu…nie.Nieochorobie.Chceszpojechać,Mia?

–Niemogęsiętakpoprostuzjawić.

–Czychcesz?

–Mamo,onniechcemnietam.

–Niezgaduj,cojestwjegogłowie,Mia.Myślotym,cojestwtwojej.–Trzyma

mniemocnozaramiona.–Cochceszzrobić?

Ja?Tojasne.Całemojeciałorwiesiędoniego.

***

Mamadzwonidopracy.

– Przepraszam, Donna, coś mi wypadło… Nie, Mia jest zdrowa. Wszystko z nią

background image

dobrze.–Mamauśmiechasięiwidzę,jakąulgęjejsprawia,żemożetopowiedzieć.–

Świetniewygląda.Włosymajużdoramion.Chodziocośinnego.Potrzebujękilkudni,

okej?

Odwołuje swoją randkę z facetem od róż (który, nawiasem mówiąc, ma na imię

Ross), zbijając te same, szybkie jak błyskawica pytania. – Nie, ona ma się dobrze.

Mojacórkajestzdrowa.

Nie rozumiem, dlaczego ludzie, których nigdy nie poznałam, od razu mają takie

skojarzenia.Zjakichobawzwierzałasięimmojamama,któryminigdyniedzieliłasię

zemną?

Idęzaniądogarażu,gdzieuzupełniawodę,olejisprawdzakołozapasowe.Nigdy

nie była przestraszona. Przynajmniej mnie się tak nie wydawało. Poirytowana, tak.

Wścibska i apodyktyczna, zdecydowanie. Ale nigdy nie wyobrażałam sobie, że może

sięobawiaćmniestracić.

Ajatakbardzostarałamsięzniknąć.

Wyciąga walizkę. Wkładamy do niej jakieś ciuchy, potem idziemy do kuchni po

butelki wody i kanapki. Do bagażnika wrzuca ręczniki i koce. Sprawnie radzi sobie

zuciekaniem.Dużolepiejodemnie.

Podnosibramęgarażuizałączasilnik.

–Mia?

Niemogęsięruszyć.

–Mia,wsiadaj.

Zac mnie tam sobie nie życzy. Chce po prostu zniknąć i nie mogę go za to winić.

Gdyby chodziło o mnie, chciałabym wyrwać się na Złote Wybrzeże i porządnie

zaszaleć:imprezy,dragi,nieznanifaceciwpokojachhotelowych.Pieprzyćświatijego

pecha.Pieprzyćlekarzy,igłyiból.PieprzyćGoogle’azjegostatystykami,boonenic

nieznaczą,kiedymowaotwoimżyciu.

–Jedziesz?

–Niemożemygouzdrowić.

–Wiem.

–Niemożemyzjawićsięnistąd,nizowądigouzdrowić.

–Więcpoprostusięzjawimy.Wsiadaj.

background image

Podaje mi stary atlas drogowy. Mam dzięki temu na czym się skupić. Znajduję

najlepszą trasę przez kolejne osiedla, prowadząc zygzakiem do wjazdu na szosę do

Albany.Naniejsamochódzaczynasięmęczyć,wmiaręjakdrogawspinasięioddala.

Miastokurczysięwlusterkuwstecznym.

–Niechcęjechać.

–Wiem.

Odkładamatlasnabok.Niebędziemymiałyżadnychzjazdówprzeznastępnecztery

godziny.

–Więcodnowiłasię?Białaczkauniego?

Mamakiwagłową.

–Kiedyjedziedoszpitala?–Tosamolubnezmojejstrony,alegdybyZacprzyjechał

doPerthnaleczenie,mogłabymodwiedzaćgo,kiedytylkozechcę.

Mamapatrzyuważnienadrogę.–Chybanaraziesięniewybiera.

Szosa opada i wije się szybko. Przedmieścia ustępują dzikim zaroślom. Zarośla

ustępująpastwiskomtakzielonym,żewyglądają,jakbyrozłożonodywandlaowiec.Tu

i tam pola rzepaku układają się w jaskrawożółte kwadraty. Świat wygląda stąd

miodowosłodko;drzewasąbladeidelikatne.

Alecojakiśczaswidzęwątłecienierzucaneprzezptakiiwiem,żejestjeszczetyle

rzeczy,którebudząstrach.

***

Dojeżdżającdomiasta,zwalniamyze110do90,potemdo60.Mijamykilkastraganów

zowocamiprzydomach,potembiuroobrotunieruchomościamiibarzkurczakamina

wynos. Miejscowość wydaje mi się znajoma, ale przypominam sobie dopiero, gdy

wjeżdżamynastacjębenzynową.Totutajpowiedziałamsprzedawcy,żepadłamofiarą

rekina.TutajkupiliśmyzZakiemChikoRollsijedliśmyjenasłońcu.

Mamatankujesamochód.

–Wiesz,cotojestChikoRoll?–pytamją.

–Oczywiście.Kiedyśtutajpracowałam.

Tutaj?

background image

Rozglądamsię.Niematunicopróczstacjizjejczteremadystrybutorami.

Obokstoijakiśceglanyzakład,apodrugiejstroniedrogijestsad.

–Niebyłowtedysamoobsługi.Musieliśmynapełniaćbakiklientom.

–Odkiedypracowałaśnastacjibenzynowej?

–Odkiedymoirodzicejąmieli.

–Tę?

–Wyrosłamtutaj.Naszdombyłztyłunazapleczu.

–Dlaczegonigdyminiemówiłaś?

–Mówiłam.

Nawetjeślimówiła,niezapamiętałabym.Historiaigeografiatozawszebyłymoje

najmniejlubianeprzedmioty.

Pompa rusza i Mama przygląda się, jak kolumny z cyferkami tykają. Ciekawe, ile

razyopierałasięosamochody,patrząc,jakprzeskakujątenumerki.

–Tutajpoznałamtwojegoojca.

Wychodzę z samochodu, żeby przyjrzeć się dystrybutorowi w całej jego brudnej,

śmierdzącej okazałości. To jest punkt wyjścia mojego życia? Dystrybutor numer dwa

zbezołowiową?

– Mówię, że poznałam go tutaj – precyzuje Mama. – Ty zostałaś poczęta jakieś

dwadzieściakilometrówwtęstronę.Kilkatygodnipóźniej.Nabrzegurzeki.

–Okropne.

–Samapytałaś.

–Nie,niepytałam.Kimonbył?

–Mówiłamcijuż.

–Powiedzmijeszczeraz.

– Chris. Sprzedawca z Perth. Wlałam za dwudziestaka do jego magny. Miał

opuszczoną szybę, z radia leciał Silverchair. Zauważył, że podśpiewuję do melodii

podczasprzecieraniaszyb.Dałmidolaranapiwku.

–Wjakimkolorzebyłoauto?

–Czerwone.

–Byłwysoki?

–Dlaczegotoważne?

background image

–Bojestemwyższaodciebie.Byłwysoki?

–Niezabardzo.Niespecjalnie.

–Poprosiłcięonumertelefonu?

– Nie mieliśmy komórek, Mia. Wrócił za tydzień zatankować tam. – Pokazuje na

dystrybutortrzeci.–SłuchałwtedyPowerfinger.

–Cobyłopotem?

–Cojakiśczaswracał.

–Podobałcisię?

Mamapuszczadźwignięitykaniecyferekustaje.Odwieszapistolet,mocujezakrętkę

bakuipuszczaokododystrybutora,jakbytobyłon,osiemnaścielattemu.

–Myślałam,żebędziemojąprzepustkądoinnegoświata.

–Był?

–Tybyłaś,Mia.

***

Wyjeżdżamy ze stacji i toczymy się główną ulicą miasta. Mijamy budkę

z hamburgerami, sklep spożywczy, rzeźnika, kiosk z prasą i park. Jest znak szkoły

i szpitala. Za szosą są rzędy domków. To jest pewnie miejscowość gminna, ale nie

chciałabymwniejmieszkać.

PróbujęsobiewyobrazićMamęjakouczennicę,śmiejącąsięzkoleżankamiwparku,

opowiadającą im o facecie w magnie, który jest o tyle bardziej wyrafinowany od

miejscowychchłopaków.Odmalowujęjąsobiewkrótkimkompleciku,popijającącolę

przezsłomkęicieszącąsiębrzmieniemsłowawyrafinowany.

Nakażdymroguwidzęjejduchy.Mamajedziepowoli,jakbytakżejewidziała.

Zwalnia jeszcze bardziej, potem parkuje przed piekarnią. Idę za nią chodnikiem,

a potem wchodzimy przez plastikowe paski, które zastępują drzwi. W środku czuć

drożdżami.

– Zmieniło się – Mama mówi rozczarowana. – Tam stały długie tace z donatami

zmarmoladą.

Donatynapółkachsąmałeipoprószonekolorowąposypką.Nieodmówiłabym,ale

background image

Mamazamawiacośinnego.

–Siadałyśmyprzystolikuwroguicodziennieposzkolejadłyśmypszczeleżądła.

–Inietyłyścieodtego?

– Bonnie była jak szkieletor, a Clare… ponętna… we wszystkich właściwych

miejscach.

Zanoszępszczeleżądłaimrożonekawydostolika,poczymstrzepujęrękąokruchy

zobrusu.

–Niechceszjeszczeruszać?

Potrząsamgłową.Niemapośpiechu.Bezwzględunato,októrejdotrzemydodomu

Zaka,skutekbędzietakisam.Prawdęmówiąc,wogóleniechcętamjechać.

Mamarozrywaworeczek.–Niesątakiesame.

–Powiedzosobie.Jakatybyłaś?

–Jabyłam…normalna.

–Normalna?Dupablada.–Śmiejęsię,bowracajądomniesłowaShay.–Lubiłaś

szkołę?

–Byłalepszaodpracynastacji.

–Ulubionyprzedmiot?

–Biologia.

–Poważnie?Comiałaśnasobienastudniówce?–Zjakiegośpowoduwyobrażam

sobieMamęwniebieskimaksamicieizwielkimkwiatemwewłosach.

–Nieposzłam,Mia.Odeszłamzeszkoły,żebymiećciebie.

Więc nie było aksamitnej sukni, tylko nastolatka z brzuchem, siedząca w aucie

z rodzicami, gdy we trójkę zdążali do Perth, gdzie nikt nie będzie świadom hańby

Mamy.Tamwetrójkęzacznąwszystkoodnowa.Wnaszączwórkę.

–Cosięstałozfacetemzmagny?

–Mia,opowiadałamcijuż.

–Nie,nieopowiadałaś.Powiedzteraz.

Dziubie pszczele żądło widelcem. Nie odrywa od niego wzroku. – Powiedział, że

zabierzemniezesobą,aleniezabrał.Nigdysięjużniezjawił.

Wyobrażam

sobie

ducha

Mamy

na

stacji

benzynowej.

Czekającego.

Z nabrzmiewającym w brzuchu sekretem. Załamanego i bezradnego. Patrzącego na

background image

szosę.Rozpadającegosię.

–GdziebyłyBonnieiClare?

–Niewiedziały.Niepowiedziałamim,nawetpomoimwyjeździe.

–Dlaczego?

–Czułamsięupokorzona.

–Zewzględunamnie?

– Upokorzona przez to, że gadałam o tym wyfantazjowanym życiu z tym

wyfantazjowanymmężczyzną,atonigdysięniesprawdziło.

Widzę moją mamę tak: stos pszczelich żądeł i coli, wyuczone na pamięć słowa

piosenek i marzenia o lepszym życiu, gdzieś daleko stąd. Widzę ją jako nastolatkę,

która chce być przez kogoś kochana i tak jak ja woli ukryć się, niż pokazać ludziom,

jakajestnaprawdę–niedoskonałaipełnawstydu.Niezwyciężczyni,tylkoprzegrana.

Przelękniona.Uciekająca.

Dlaczegouciekamy?

–Niebrakujecitwoichprzyjaciółek?

–Todawnedzieje.Powinnambyławziąćjeża.

–Czyżałujesz,żesięurodziłam?

–Nie,Mia.Mówiłamcitojuż.

Nawetjeślimówiła,niewiemotym.Odczasu,gdywpodstawówcezmusiłamnie

do noszenia aparatu ortodontycznego, większość tego, co mi mówiła, po mnie

spływało.Topoto,żebyśniemiałatakichkrzywychzębówjakmoje!Sześćmiesięcy

kłótni i przegrałam. Od tamtej pory buntowałam się wobec wszystkich jej poleceń.

Wyprasujswojeubrania.Odróblekcje.Wyprostujsię.Zostańwszkole.Niewidujsię

ztymchłopakiem.

Wszystkotopomniespływało.Apotem:Odetnijtęnogę.Ratujmojądziewczynkę.

Niewiedziałam,żewłaśniemówiła,żemniekocha.

–Powiedzmijeszczeraz.

***

Papierowa torebka z dwoma jeżami trzęsie się na desce rozdzielczej. Miasto jest już

background image

dalekozanami,gdyMamanagleprzeklina.

–Czyzapłaciłamzabenzynę?

Staram sobie przypomnieć, co robiłyśmy na stacji: Mama opiera się o samochód,

Mamarozmawiazdystrybutorem.

Śmiejęsię.–Nie.

–Cholera.

Przygryzawargiispoglądanamnie,aleniezawraca.–Zawszemożemyzatrzymać

sięwdrodzepowrotnej.

Obiewiemy,żetosięniestanie.Żadnaznasniechcetamwracać.

Nagłewspomnieniepowoduje,żebrakujemipowietrza.

–Co?

–ChikoRoll–mówię.–TojanamówiłamZaka,żebyzjadłtękanapkę.Mógłsięod

tegorozchorować.

–Nie,Mia.

–Miałcałąlistęrzeczy,którychniewolnomujeść.Niewiedzieliśmy,conaprawdę

jestwtejkanapce.Niepowinniśmy…

Mamakładzierękęnamojejnodze.–Mia,onnierozchorowałsięodChikoRoll.

Mojełzymocząjejwierzchdłoni.–Ajeśli?

–Nie.

–Jeślitoprzezemnie?

–Tonieprzezciebie.

–Jestmoimprzyjacielem–mówię.Najlepszymprzyjacielem.

–Więcgoniestrać.

background image

38

MIA

Owcezerkająwnasząstronę,potemspuszczająłby,bydalejskubaćtrawę.Zmierzch

rozcieńczaniebo.Mamagasisilnik.

THE GOOD OLIVE! OLIWA Z OLIWEK I FARMA AGROTURYSTYCZNA.

Strzałkawskazujedrogędowejścia.Potemdrugawskażekierunekdosklepiku,owiec

i alpak. Dalej będzie tabliczka WSTĘP WZBRONIONY – TEREN MIESZKALNY.

Azaniądom.Wnimsypialniazpomarańczowymizasłonkami.

Alejasięnieruszam.Jestemśmiertelniezmęczona.Mojekończynyanidrgną,nawet

gdybymchciała.

–Mia.

–Idźsama.

Chciałabym siedzieć w autobusie i zostawiać to wszystko za sobą. Albo

w samolocie, wysoko i daleko stąd, ponad tym wszystkim, gdzieś, gdzie życie jest

prostsze.

Mama załącza radio. Szzzz – mówi odbiornik, szukając częstotliwości. Szzzz.

Piosenka,naktórejsięzatrzymuje,jestcichaigranaakustycznie;coś,coBecnuciłaby

przymalowaniu.Coś,cowyciskamiłzyzoczu,bezwzględunatekst.

Nie mam dość odwagi. Na co mogę się przydać Zakowi, jeżeli rozklejam się przy

głupiejpiosence?

Mamaznowupocieramiplecy.Teżpłacze.Onatakżeniemadośćodwagi.

Pierzchną ostatnie promienie dnia. W ziarnistych cieniach widzę chłopaka

wchodzącegodokojca.Rozrzucakarmęwokółnógikozytłocząsięprzynim.

JeststarszyodZakaimajaśniejszewłosy.Evan?Widziałamgotylkoraz.

Odsuwaodsiebiekozęiwycierałzyrękawem.OBoże–myślę–onteżniemadość

background image

odwagi.

***

Wita nas Bec. Jej blond włosy są dłuższe, niż były. Jeden kosmyk jest ściśnięty

wrączceniemowlaka.Całujemniewpoliczekimówi,żedobrzewyglądam.

–TojestStu–tłumaczy,machającjednązpulchniutkichrączekdziecka.Podajęmu

rękę.MaoczyZaka,choćbardziejniebieskieniższare.

–Śliczny.

–Ślicznegozrobiłam,prawda?

ZabieraMamędowolnegopokoju,gdziestawiająwalizkę.

–Chceszgopotrzymać?

Słyszę,jakMamaszczebioczenaddzieckiem,takjaknależy.Pyta,ilemamiesięcy,

jakimawzrost,jaksypia,coumiejużrobić.Podrzucagonarękach,gdywchodządo

pokoikuStu.

Jazostajęwdużympokoju.Przykuwamnieogieńzkominka.Strzelailiże,pożerając

wszystko,comawswoimzasięgu.Pchasięnaszybkę,zły,żejestzamknięty.

W pokoju dziecięcym Bec ścisza głos, ale nie dość. – Za pierwszym razem był

silny…Zadrugimjeszczesilniejszy…–SzeptBecniejestprzeznaczonydlamnie.–

Aletymrazem…siępoddał.

–Comasznamyśli?–Mamanierozumie,jakchorobaoplatasięwokółczłowieka.

Jakjestzdolnapowalićcię,jeślijejpozwolisz.

–Jestzałamany.

Gdybymogły,tepłomienieroztrzaskałybyszybęirozlałysiępopodłodze,pożerając

meble,ścianyimnie.

–TymusiszbyćMia.

Głos przestrasza mnie. Wstaję, ale nie widzę mężczyzny. Przed oczami migają mi

jasnepłomienie.

–Czylitowszystkototwojasprawka…

–Co?–Potrząsamgłową,starającsięodzyskaćwzrok.

– Bec wciąż jeszcze skarży się na woskowanie nogi. Mówi, że to było gorsze od

background image

porodu.Aledobrzesprawiłaśsięzjejoczami.

WidzęsylwetkęAntona,alenierozróżniamtwarzy.

–Przesadziłaśzogniem?

–Możliwe.

–Układająmaluchadosnu.Chceszszklankęwody?

–Nie,dziękuję.

–Herbaty?

–Nietrzeba.

–Jakdługozostajesz?

Mrugam,pragnąc,bypłomienieskurczyłysiępodmoimipowiekami.

–Niewiem…Wogóleniewiem,czyzostaję.

–Dobrze,żeprzyjechałaś–mówi,alepotrząsamgłową,niewierzącmu.–Becsię

cieszy.IWendy.–Opierasięościanę.Zauważam,żemajasnewłosy.Opalonąskórę.

Dobrątwarz.–JesteśMia,prawda?

–Tak.

–PrawdziwaMia?Ta,którejimieniemZacnazwałalpakę?

Podnoszęnaniegowzrok,bysprawdzić,czymówipoważnie,ionkiwagłową–nie

mapowodukłamać.

Znowu zamykam oczy. Polana trzeszczą mi w głowie, gwiazdy eksplodują pod

powiekami.

***

W głównym domu mama Zaka obejmuje mnie szybko i prowadzi nas przez korytarz,

w którym zdjęcia rodzinne uśmiechają się do nas z ukosa. Podziwia moje włosy

iprzedstawiasięmojejMamie.–JestemWendy.

Stoimybezładnieprzystolenakrytymnapięćosób.Robięrachunkiwmyślach,ale

Wendyuprzedzamnie.–Nieusiądzieznami.

Prowadzinasdalejdokuchni,mówiąc,żemężczyźnizarazwrócą.Naławiewalają

sięnożeikartony.

–Niejadłyściejeszcze?–Spoglądanazegar.

background image

–Nie.

– Wiem, że jest już późno, ale… tyle zeszło mi na pakowaniu pudeł. Evan karmi

zwierzęta, a Greg jest chyba przy tamie. Zaraz wrócą. – Znowu sprawdza godzinę. –

Lubiciejagnięcinę?

CzajnikgwiżdżeiWendyrzucasiędoniego.

Mama pomaga jej przy herbacie. English Breakfast czy Earl Grey? Mleko?

Wszystko mi jedno. Wendy przegląda kredens w poszukiwaniu spodeczków do

kompletu.

NadworzepodoknemkuchennymBecstoiwciemności,rozwieszającpieluszkina

sznurze. Widzę Evana przy stodole, ma latarkę i wiadro. Dalej zauważam światła

reflektorów kładące się wzdłuż płotu i przybliżające do nas. Oni nie są rodziną, są

odłamkami.Grzechoczekubek,któryWendystawiakołomnie.

–Herbaty?Musiszbyćzmęczonapodrodze.

Wkrótcejadalniazapełnisięjedzeniem,uprzejmymirozmowamiipobrzękiwaniem

sztućców, podczas gdy wszyscy będą ostrożnie omijać dziurę wielkości Zaka, która

ziejemiędzynimi.

–Proszębardzo,Mia.Słodzisz?

Ale ja mam dość udawania. Dziury wielkości Zaka nie wypełni nic innego oprócz

Zaka.

Korytarz jest długi i cichy. Prowadzi do czterech sypialni. Drzwi są zamknięte.

Mijam jedne, drugie. Stąpam po miękkim dywanie. Czuję magnetyczne przyciąganie

Zaka.Całyświatdlamnieznika.

Przyciskamdłońdoostatnichdrzwi.Tedrzwitojedyne,costoimiędzynami.Zac?

Niepotrafięwydobyćzsiebiesłowa.

Stuk.

Tojedyne,comogęzrobić.Opieramsięojegodrzwi,zaktórymismutekjakzaklęcie

pieczętujegowewnętrzu.

Stuk.

Myślę, że wie, że to ja. Przyciskam bliżej ucho na wypadek, gdyby miało się

pojawićpuk.

Nie wiem, co się czuje, kiedy raz za razem twoje ciało obraca się przeciw tobie.

background image

Kiedy przez miesiące walczysz ze śmiercią i wygrywasz, a potem przegrywasz,

wygrywasz i znów przegrywasz, i znowu trzeba założyć zbroję. Liczyć

prawdopodobieństwo. Przeliczać od nowa. Zapomnij matematykę, chcę mu

powiedzieć.

–Zac–mówię.

–Ciii.

Jegogłosjestbliżej,niżsięspodziewałam.

–Zac?

–Piszędociebiekartkę.

–Skąd?

–ZBostonu.

–Jaktamjest?

–Sypieśnieg.

–Tak?–Zsuwamsięwkucki,bybyćbliżejtegogłosu.–Cojeszcze?

–Wiedziałaś,żewieżatheOldHancockświecinaczerwono,gdymeczRedSoxów

zostajeprzeniesiony?

–Niewiedziałam.–Nieobchodzimnie,czyczytatowłaśniezWikipedii.Czyjest

cośzłegowtym,żeudaje?–Widziałeśkogośsławnego?

–Jeszczenie.

–Mogęprzeczytać?

–Jakskończę.

–Zaczekam–mówię.Iczekam,opierającsięodrzwi,któreoddzielająjegoświat

od tego. Wyobrażam go sobie w Bostonie, wałęsającego się z rodziną po ulicach

miasta. Tropi ciepłe restauracje. Robi z Bec orły w śniegu. Ucieka przed kulkami

śnieżnymirzucanymiprzezEvana,śmiejącsięirobiącsprawneunikijakskrzydłowy,

którymprzecieżjest.

Potempodnosząmniemęskieramionainiosąkorytarzem,przezdrzwiinadwórdo

domuBec.Kiedyzrobiłosiętakzimno?

JestemznowuwtymsamympokojuuBec.Kładąmnienamiękkimłóżku.Nademną

jestMama.AtakżeWendy,BeciAnton.

–Jesteśgłodna?–pytaMama.

background image

–Nie.

Podwijamidżinsyiodpinaprotezę.Matrochęproblemówzklamrą.Evankręcisię

przydrzwiach,obserwujączdystansu.

Mamamówimi,żewszystkodobrze.Żepowinnamsięprzespać.

–Przepraszam–mówiędoWendy.–JestwBostonie.

Niejestemodpowiedzią,jakiejoczekiwali.

background image

39

MIA

Podrugiejstronieoknajestzbytwielegwiazdnaniebie.

Mija chwila, zanim przypominam sobie, gdzie jestem: na farmie Zaka, w wolnym

pokojuBec,mojanogazwłóknaszklanegostoipodścianą.Pierwszyrazcieszęsięna

jej widok. Mogę po nią sięgnąć, przypiąć ją sobie, wysunąć się przez okno i miękko

wylądowaćnaziemi.

Trzeciawnocy.

Wilgotnatrawachrzęścipodemną.Skradamsiędogłównegodomuipodchodzędo

okna Zaka. Jest na wpół otwarte. Pomarańczowe zasłonki zapraszają mnie gestem do

środka. Chcę wczołgać się tam i wsunąć do jego łóżka, na którym posunie się, by

zrobić mi miejsce. Światło księżyca wypoleruje mu bladą skórę, łagodnie obchodząc

sięzpurpurowąbliznąpodobojczykiem.Zacpodzielisiępoduszkąinaciągniekocna

nasoboje.Powiemi,żepodciągnęłamsiędodziesiątki;żejestemzadobranaszóstkę,

takąjakon.Możepowiemmu,czymnaprawdęjest.Możenie.

–Zac?

Alepokójjestpusty.Powiewwiatrułaskoczemiwłosyprzykarku.

***

Znajdujęgotam,gdziezastałamgopierwszyraz,tegodnia,gdyszłamzaBeczgrupą

turystów.Byłwtedyobróconydonasplecami,siedzącnadalekiejbramce.Pamiętam,

jak moja rana pulsowała bólem i jak chciałam go o to oskarżyć, o okłamanie mnie.

Obiecywał,żewszystkobędziedobrze,aniebyło.

Nawetwtedybyłgdzieśindziej.Zobaczyłam,żejestbezbronny.Wtedyzrozumiałam,

background image

żemogęmuzaufać.

Teraz jest flanelowym duchem w poświacie księżyca. Siedzi na płocie, bose stopy

maopartenadrucieponiżej.

–Stój.–Zacpodnosirękę,ajazamieram.

–Co?

–Spłoszyszją.

Ją? Nie ma tu nic oprócz nas, płotu i ciemnego lasu. Zac zawsze miał racjonalny

umysł, ale kto wie, co rak może zrobić z człowiekiem. Co może robić z nim w tej

chwili?

Staramsię,żebymójgłosbyłrówny.–Zac,tunikogo…

–Ciii.

Czujębólwpiersiach.Niemogęsięterazrozpłakać.

Inagledwojebursztynowychoczuwyzierazciemności.

Zacprzestrzega:–Nieruszajsię.

–Tolisica?

–Ciii.

Jestpięknaiwieotym.Wyczuwamjejdostojeństwoipewnośćsiebie.Chybamnie

taksuje.

Gałki oczne przesuwają się, obserwując zza gałęzi. Chwytam pojedyncze detale –

szpiczaste ucho, futro, łapa – gdy przesuwa się płynnie pomiędzy drzewami.

Zazdroszczę jej gracji. Zazdroszczę władzy, jaką ma nad Zakiem, tak wielkiej, by

wywabićgozciepłegołóżkanatwardypłotwśrodkunocy.

Zwierzęprzystaje,liżesobiełapęiodwzajemniaspojrzenieZaka.Widzę,żedobrze

sięznają.Czujęsiętuintruzem.

Aleprzyszłamtutajniebezpowodu.

Robiędwakrokiwprzód,mimożeZacpotrząsarękąwmojąstronę.Robięjeszcze

trzy,bydoniegopodejść,mimożemówimi,abystanąć.Owalneoczyobserwująmnie,

gdykładędłońnajegonodze,adrugąwokółramienia,chwytającgomocno.

–Jestzimno,Zac.Wracajdośrodka.

Jego ramię wyrywa się, ale ja wzmacniam uścisk. Gdzieś pod jego flanelową

piżamą, pod skórą, mięśniami i kośćmi reprodukuje się zbyt wiele nieprawidłowych

background image

białychkrwinek.Namnażająsię,starającsięprzeważyćnadzdrowymi.Niemogęgoza

towinić.

–Opowiedzmijeszczeraz,jakwpadnieszdokadzizEmmamiWatson,gdydożyjesz

jużsetki.

Próbujemnieodepchnąćłokciem,aleprzysuwamsiębliżej.

–Toprzynajmniejdokadzizpiwem,gdybędzieszmiałdziewięćdziesiąt?

Zac uwalnia się, więc wdrapuję się na płot koło niego. Trzymam się dłońmi

drewnianych belek, by złapać stabilność, nie dowierzając swojej równowadze. Nie

wyciągaręki,żebymipomóc.

Kiedy patrzę w górę na niebo, mój oddech rysuje się mlecznymi obłoczkami. Suną

kawalątek,apotemsięrozpływają.

– Widziałeś? – Pokazuję. – Płonący meteoryt. – To kłamstwo, ale najlepsze, jakie

przychodziminamyśl.–Powinniśmymiećjakieśżyczenie.

–Jajużmiałem.

–NiechodzioDisneyland.Powiedzjakieśprawdziweżyczenie.

–Chciałbym,żebyśzeszłazmojegopłotu.

Śmiejęsię.Nawetwzłościpotrafibyćdowcipny.–Podobamisiętwójpłot.Itwoja

farma.

–Poprosili,żebyśprzyjechała?

–Samachciałam.

–Jaciebietuniechciałem.

–Jesteśmoimprzyjacielem,Zac.

Krzywi się i nie mam mu tego za złe. Nie chce przyjaciela. Chce, żebym zniknęła;

spadłazjednegokrańcaświata,takżebyonmógłspaśćzdrugiego.

–Jedźdodomu,Mia.

–Dopieroprzyjechałam.

–Odejdź.

–Przepraszam,niemogę.

–Możesz,mówiłaśmi.Poprostuwstań…

– Nie widziałeś jeszcze, prawda? – Podwijam dżinsy do kolana. – Lej jest

z laminatu. Nie jest to mistrzostwo świata, ale lepsze niż proteza tymczasowa.

background image

I rzeczywiście, tak jak mówisz, mogę chodzić. Pewnie mogłabym nawet pobiec,

gdybymnaprawdęmusiała.Gdybycośmniegoniło.

Chwytamsięmocniejpłotuipodciągamkolanowyżej.

–Alenapewnomusiałobytobyćcośgoniącegomniedośćwolno.Paraolimpijczycy

mająspecjalneszynynadająceprędkość.Aletajestlekka.Zobacz.

Ignorujemnie,więcrolujęsilikonowąwkładkę,odpinamjąiodczepiamprotezę.

–Dotknijjej,nojuż.Jakczęstodziewczynadajecinogędopotrzymania?

Nabierapowietrza,poczymwymawiamojeimięnawydechu:–Mia…

– Przepraszam, to było kulawe, zresztą czy ja w ogóle mogę teraz coś takiego

mówić?

Jego ciało sztywnieje, przygotowując się do zeskoczenia z płotu i odejścia.

W desperacji używam jedynej broni, jaką dysponuję: wychylam się w tył i ciskam

protezę tak wysoko i daleko, jak tylko mogę. Szybuje gdzieś, przeszywając

niewidoczneliście,apotemuderzawjakieśdrzewowzaroślach.Lisicaucieka.

Zacgapisięnamnie.–Tobyłanajgłupszarzecz.

Najgłupsza rzecz? Wybucham na to śmiechem. To, co robię następnie – czyli

ześlizgujęsięzpłotuipodrygujęwpodskokachnaprzód–jestznaczniegłupsze.Jedna

nogawkadżinsówzwisabezwładnie,czepiającsiękolczastychkrzaków.Wtrawiesą

na pewno węże. Korzenie drzew, o które można się potknąć, i cała hurma dziur, do

którychmożnawpaść.Dladziewczynynajednejnodzetopoleminowe.

–Corobisz?

–Szukamswojejnogi.

–Przestań.Dokurwynędzy,przestań.

Podskakuję w miejscu, próbując utrzymać równowagę. Gdy widzę go na wprost

przedsobą,uśmiechznikamizust.ToniejesttensamZac.Księżycoblewajegobladą

twarziwidzę,żejestjeszczebardziejbezbronnyniżwcześniej.Tęskniędoniego.

–Zostawmniewspokoju.

–Niemogę.

–Idźdodomu.

–Naprawdęniemogę,teraz.

–Tylkotegomipotrzeba!

background image

–Niejestemtupoto,żebyciędrażnić.

–Topocojesteś?

Gdyniemalisicy,całajegouwagaskupiasięnamnie.Toprzeraża.

–Niemogłamspać.

–Dlaczegoprzyjechałaś?Ktocięwezwał?

–Nikt.Chciałamwannę.Igruszki.

–Listowyczuwa.

–Gruszki?

–Śmierć–mówi.–Aty?

–Zac…

–Jaczujęjejzapach.

–Niemożesz.

–Powinienemjużnieżyć.

–Nie,niepowinieneś.

– Gdybym był królikiem albo kurą, byłbym już martwy. Gdybym był owcą,

zastrzelilibymnie.

–Niejesteśowcą,Zac.

–GdybymbyłdzieciakiemwAfryce,nieżyłbymjużoddawna.

–Nieprawda–mówię,choćmożemiećrację.

–Powinienembyłjużumrzećwielerazy.

– Nie jesteś w Afryce – przypominam mu cicho. – Jesteś Zac Meier i mieszkasz

wAustralii.Maszschrzanionyszpik,alemożeszgonaprawić.

–Zostałaśekspertką?

Tracętroszkęrównowagę,więcdoskakujędogałęziwpobliżu,żebysięjejzłapać.

– Nie, ale wiem, że możesz dostać jeszcze chemię albo mieć kolejny przeszczep.

Tyle razy, ile będzie trzeba. Albo możesz popróbować terapii komórkami

macierzystymizkrwipępowinowej.Wynikisąobiecujące.

–Taktwierdzisz?

– I ciągle są próby z lekami. Nowe odkrycia w Europie i Ameryce. Jest dużo

opcji…

–Toniesąopcje,Mia.Towypełniaczeczasu.

background image

–Więcwypełnijczas!–Mójgłosrozdzieraciemność.Jestemtakawciekłananiego.

Jestemtakawściekłazaniego.Nagleczujęsiętakopętanaprzezgniew,żemogłabym

cisnąćnimwniegoizwalićgozpłotu.–Wypełnijczymśczas,pókicięniewyleczą.

–Każdyumiera,Mia.

– Ale nie każdy ma wybór. Ta kobieta, która wpadła do kadzi z sosem

pomidorowym,niemiała.Pośliznęłasięizałożęsię,żedoostatnichsekundwalczyła.

–Itakbyumarła.

–Camwalczyłby,gdybymiałwybór.–Zackrzywisięnatoimię,więcidędalej.–

Gdybyktośzaoferowałmudwieopcje:miećataksercawsamochodziealbokolejną

rundę terapii, wybrałby terapię, na wszelki wypadek, bo wiedział, że może akurat by

zadziałałaidałamujeszczeczterdzieścilatsurfowania,bilardai…

–Cammiałtylkodziesięćprocent.

– Cholera, gdybym miała dziesięć procent szansy wygrać w lotto, postawiłabym

wszystko,comam.Tynie?

–Niejestemhazardzistą.

To już wiem. Gdyby był, nie prowadzilibyśmy tej rozmowy. Zac spojrzał w karty,

jakiedostał,irzuciłjenastół.Niemogęztymdyskutować.Jegodecyzjesąopartena

logiceimatematyce,podczasgdymojenapędzanesąemocjami,impulsemichcę,chcę.

Wiem,żezadużoodczuwam.Wiem,żemnieponosi.Alechcę,chcę,żebyZacżył.

Żebychciałżyć.Potrzebuję,byżył,boniechcębyćnatymświeciebezniego.

Emocje zwyciężają i, shit, płaczę. Zamykam oczy i trzymam się mocno gałęzi, gdy

morzemojegosmutkuwydobywasięnawolność.

–O,dojasnejcholery!

Słyszęmojeżałosnezawodzenie.Słyszęjegopogardę.

–Czyniemożnasobiespokojnieposiedziećnapłociebezwysłuchiwaniakazań?Tu

niechodziociebie,Mia.

–Wiem.

–Wszyscyprędzejczypóźniejumrzemy.

–Więcpóźniej,wybierzpóźniej!GdybyCammiałwybór…

–CamjestjużdziśwIndonezji.

–Niejest!Jest…

background image

–Co?Wniebie?GrawbilardzElvisem?

Zamykam oczy i ściskam gałąź, jakby była wszystkim, co mi zostało. Dłonie mi

cierpną,ramionadrżąinagledocieradomnie,czymjestodwaga.Tojestzostaniena

miejscu, mimo że chcesz uciekać. To zaparcie się i obrócenie na wprost tego, co cię

przeraża,czychodziotwojąnogę,koleżankiczychłopaka,którymożeznówzłamaćci

serce. To otwarcie oczu i wpatrywanie się w ten strach tak długo, aż to on nie

wytrzymaiodwróciwzrok.

Otwieramoczy.Nocniejestjużtakciemna.

–Onjesttutaj–mówię.–Camjesttutaj.

Widzęszklistąkorębanksjiipołyskiwaniekorymbii.Widzęostrebłyszczącekropki

nad głową Zaka, przypominające mi o świecącej po ciemku gwiazdce, która mnie

strzegła.

–Jestwszędzie–mówię.Iwiem,żetoprawda.

–Camzmarłwniedzielę.Wiesz,iluinnychludzizmarłotegodnia?

Potrząsamgłową.

–TrzydziestudziewięciuwAustraliiZachodniej.Czterystutrzechwcałymkraju.

–Skądtowiesz?

– Na całym świecie zmarło tego dnia około stu sześćdziesięciu tysięcy ludzi. Stu

jedenastunaminutę.

–Niewiesz…

–Naprzestrzenihistoriiświatailuludzi,jakmyślisz,umarło?

–Niemampojęcia.

–Zgaduj.

–Nie!

– Ja też nie wiem, ale na pewno było, cała fura pogrzebów, kremacji i spływów

wdółGangesu.Więcjeślikażdyczłowiekzhistoriiświataaktualnieunosisięwokół

nas,tojakmożemywogóleoddychać?

Niełatwo,myślę,przymuszającsiędooddychania.Alekażdyoddechprzypominami,

że nie jestem sama. Cam jest tutaj. Moja babcia i dziadek są tutaj. Duchy wszystkich

ważnych dla mnie ludzi są przy mnie i we mnie. Gałąź w moich dłoniach drży

nieskończonymciągiemprzeszłychistnień.

background image

–Cobybyło,gdybyśmógłzamienićsięnajedendzieńmiejscamizCamem?Gdybyś

jutro mógł być prochem, a Cam tobą, osiemnastoletnim chłopakiem ze skiepszczonym

szpikiem. Wiem, że to nienaukowe – mówię szybko, żeby go wyprzedzić – i nie

jesteśmywDisneylandzie,alepoprostuzamknijsięnachwilęipozwólmimówić.Co

bybyło,gdybyCammógłsięjutroobudzićimiałcałydzień?

–Jakoja?

–Jakoty,ZacMeier.Cosądzisz,żebyzrobił?

Zacprzekładastopynadrutachpłotu.Nieodpowiadaodrazu.

–Dwadzieściaczterygodzinywtwoimciele.Jakmyślisz?

Wzrok Zaka wspina się po korze drzewa. Coraz wyżej i wyżej, do najwyższej

gałązkiipotemwgórę.Niewiem,czysłucha,czynie,alemówiędalej.

– Nie pieprzyłby się z głupim kalkulatorem, tego jestem pewna. Wziąłby ten twój

jeden dzień i zrobił w nim wszystko, co się da. Poszedłby na ryby, surfował, jadł

szaszłykizcheddara.Śmiałbysięistawałnarękach,imożenawetbymniepocałował.

Robiłbywszystko,nacotylkoprzyszłabymuochota,bomamytylkojednożycie,Zac.

Jednąszansę.Ikażdy,ktojąodrzucazbytłatwo…

–Niejestłatwo…

–Poddajesię,apoddaniesiętogłupisposóbnaśmierć.Głupszyniżwpaśćdokadzi

albopodlewaćchoinkęzzapalonymilampkami.

–Przymknijsię,Mia.–Zacpodchodzidomnie.

–ACamnigdyniewybrałbygłupiejśmierci.Wolałbyumrzećpróbując,niż…

Zacmniecałuje.Nienawidzęgo.Kochamgo.

Potemzatykamiustadłonią.

–Przymknijsięipomyślżyczenie.

–Hm?

–Spadającagwiazda.Gdybyśtylenieględziła,teżbyśjąwidziała.Pomyślżyczenie.

Z zatkaną buzią, zalewała się łzami. Jedno życzenie? Chyba żartuje? Przecież to

jasne.Itoniemanicwspólnegoznogą.

Wypunktowałamjewgłowie,alemyślę,żesłyszy,bozabierarękę.Zbliskawidzę

jegostrach.Gdybymmogłasięznimzamienić,zrobiłabymto.

Mówi:–Niechcęznówutknąćwtympokoju.

background image

–Wiem…

–NiemogęznowurozbudzaćnadzieiMamy.

–Jesttwarda…

–Ajeśliniezadziała?Cowtedy?

–Tospróbujeszjeszczeraz.

–Ilerazy?Iletychwypraw?

–Niewiem.

–Chcębyćpoprostunormalny.

–Jesteś.JesteśwciążZakiem.Choryczynie.Jesteśdziewięćnadziesięć.

–Dziewięć?

–Tak.Dałabymcidziesięć,alezabardzośmierdzisz.Kiedyzmieniałeśtępiżamę?

–Niebojęsięumrzeć–mówi.

Ściskamobiejegoręce.–Wiem.Alegdybyśsiębał,teżbyłobyokej.

– Nie boję się. Jestem raczej… wkurzony. Człowiek powinien coś zrobić na

świecie,miećdzieci,zasadzićlasczycoś.Janiezrobiłemnictakiego.Jakijestsens

mojegoistnieniaoprócztego,żezostawięrozwalonąrodzinę?

–Chcą,żebyśjeszczerazspróbował.

–Niesąnatodośćtwardzi.

–Są.

–Aty?

Złapał mnie. Szybko wycieram twarz, potem pokazuję mu napięty biceps,

wzmocnionymiesiącamichodzeniaokulach.–Jakmyślisz?

–Całkiemtwardy.

OpieramsięobarkiZaka.Widzę,jakjestwymęczony.Widzę,jakłatwobyłobymu

sięwyśliznąć.Alemuniepozwolę,niepotymwszystkim,codlamniezrobił.Możeto

pragnienie,bybyłprzymnie,jestsamolubne.Aleczytocośzłego?

–JestemjakHulk–mówięmu.

–Zieleniejesz?

– Mam dość siły – przyrzekam. – A czy ty masz dość siły, żeby zanieść mnie na

baranadodomuBec?

–Dlaczego?

background image

–Niespodziewaszsięchyba,żebędęskakaćcałądrogąnajednejnodze?

Zac przeklina i kiwa głową. Jego oczy są szare. Jest zmęczony mną, zmęczony

wszystkim,alechwytamgomocno.

Mówi:–Czymamwybór?

Potrząsamgłową.

Zacobracasięplecamiikucaprzedemną.Zaplatammuręcenaszyiimyślękolejne

życzenie.

background image

EPILOG

ZAC

Po mojej stronie ściany słyszę, jak przybywa ktoś nowy. Nina recytuje instrukcje

swoimwesołymgłosemstewardessy,takjakbylotmiałprzebiecgładko.

Nieprzebiegniegładko.

Będąturbulencje.Nieoczekiwanemiędzylądowania.Parszywejedzenie.Utratatlenu

ichwilenajczystszejpaniki.

Alejeślinowymaszczęście,niebędzieprzeztoprzechodziłsam.

Wygląda na mężczyznę po pięćdziesiątce. Słyszę pytania, które zadaje. Potem

pojawia się stukotanie przyborów toaletowych w szufladzie szafki przy łóżku. Bierze

prysznic.Przebiegaprzezkanałytelewizyjne.

Chcępowiedziećmu,żebyniezamawiałsznyclakurczęcegowewtorki.IżeKroniki

Seinfeldatojedynyserialdooglądaniawtrakcienudności.

Mamajestprzymnienaróżowymfotelu.Trzymawrękugazetę.–Kamieńszlachetny

nasześćliter?

–Turkus!–krzyczyMia,jakbytobyłwyścig.Którymtrochęjest.

Zasadniczomająprzychodzićtunazmiany,onedwie,jakzałogiwsamolocie.Mama

jestjedentydzień,Mianastępny.Wogóleniemuszą–mamosiemnaścielat,docholery.

Ale czasem ich pobyty się zazębiają. Mia przychodzi wcześniej, a Mama nie radzi

sobiedobrzezwyjazdami.

–Idźprzywitajsięznowym–mówięjejiodkładadługopis.

–Teraz?

–Tak.

–Mogłabymzaproponowaćherbatę…

KiedyNinaprzychodzisprawdzićmojąkroplówkę,zaglądazawszeprzezramięMii,

background image

czytającrozdział,którywłaśniemaotwarty.Wczasie,gdydrzemię,Miarobinotatkize

swojego podręcznika Wstęp do pielęgniarstwa. Po dostaniu się na uniwersytet na

specjalną pulę miejsc wie, że czeka ją trudny semestr. Nina czasem pomaga jej,

całkowicieomniezapominając.

Jutrobędąmnieznowureperować.Niewiem,kimbędętymrazem–noworodkiem

zBundagergu?Belgii?Brazylii?–aninawet,czyszpiksięprzyjmieiruszy.Nacałym

świecie urodzi się jutro czterysta tysięcy dzieci. Mniej więcej jedno co pięć sekund.

Najprzeróżniejszeniemowlakibędązaczynaćżycieodzeraiwśródnichbędęteżja.

Wieczorem oglądamy lądowanie Curiosity. Ze statku NASA wyłania się zdalnie

sterowany pojazd wielkości SUV-a i toczy po powierzchni Marsa. Naukowcy

w różnych punktach globu wiwatują. Już analizują dane, zapisując parametry

cząsteczek,gazów,wilgotności,minerałów.Sondują,skrobią,szukajążycia.

Dajemitowjakiśsposóbnadzieję.Jeślirobotjestwstanieznaleźćwłaściwądrogę

560milionówkilometrówwgłąbnaszegoukładusłonecznego,tonaukowcymogąteż

znaleźćlekarstwonacośtaknudnegojakmojebiałekrwinki.Sąjużcorazbliżej.

NiezałączamwnocyiPada,bojestobokmnieMia;śpinaróżowymfotelu.Ilerazy

czuję,żespadamzeskrajuświata,onamniełapie.Masprawneręce.Mateżsprawną

nogę, jeszcze lepszą od tej z włókna szklanego, którą pokazywała mi tamtej nocy. Ta

nowa ma elastyczną stopę i silikonową powłokę zewnętrzną, która wygląda jak

prawdziwe ciało. Mia może teraz pobiec, jeśli trzeba. Skakać i tańczyć, jeśli zechce.

Możeteżprowadzićsamochód.

Bo dlaczego miałbym zmarnować Moje Życzenie na wycieczkę do Disneylandu?

Istnieją pewne pragnienia, które pieniądze mogą spełnić, i oto ono: Mia bez bólu,

chodzącasymetrycznienanajnowocześniejszej,robionejnamiaręnodze.

Czego bym nie zrobił, żeby utrzymać uśmiech na jej twarzy? Słyszeć jej śmiech.

Widzieć,jakwalczyrazemzemną,nieprzeciwkomnie.Gdyjesteśmywedwoje,nie

ma upadków, wypadków czy spadków. Wiem, że nikt nie daje gwarancji, ale w tej

chwili mam Mię, dziesięć na dziesięć, piękniejszą i jeszcze bardziej pełną

niespodzianekniżkiedykolwiek.

Itojajestemnajwiększymszczęściarzem.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
+le%9cmian+boles%b3aw+ +wiersze+wybrane 52RWPQJSPV3GXGTUE7QA4446RJVPT2XSKPEIAXY
Ściąga 4(2), ■zachomikowane(2)
późniak koszałka,bazy?nych, Podstawowe operacje na?zach?nych
stanowisko polski wobec walki cesarstwa z papiestwem-Boles│aw îmia│y , STANOWISKO POLSKI WOBEC WALKI
odp do testow od?mianaMSG
pan wołodyjowski, 56, A gdy przesz˙a owa szcz˙˙liwa noc pe˙na wr˙˙b zwyci˙stwa, nasta˙ po niej dzie˙
21(3), Ju˙ od wczesnego rana mia˙o si˙ na kurzaw˙; dzie˙ nasta˙ chmurny, wietrzny i wielce swarliwy,
ORGANIZACYJNE UWARUNKOWANIA ZAC Nieznany
zac
Jakie obowi╣zki mia│a ludnoťŠ , Jakie obowiązki miała ludność
mia╛d╛yca
lab, KFIZA73, ˙wiczenie to mia˙o na celu zapoznanie z metod˙ badania podatno˙ci magnetycznej, a w˙a˙
nowele - h. sienkiewicz, 2, Bohater m˙j nazywa˙ si˙ Bartek S˙owik, ale poniewa˙ mia˙ zwyczaj
pan wołodyjowski, 13, Pan Zag˙oba wiedzia˙ doskonale, ˙e ma˙y rycerz mia˙ si˙ wi˙cej ku Krzysi ni˙ k
Jak uczyc dzieci z autyzmem zac Nieznany
+le%9cmian+boles%b3aw+ +wiersze+wybrane 52RWPQJSPV3GXGTUE7QA4446RJVPT2XSKPEIAXY
Ściąga 4(2), ■zachomikowane(2)

więcej podobnych podstron