EWA NOWAK
ILUSTROWAŁA KATARZYNA KOŁODZIEJ
EGMONT
15
£ Кга*°?'
© by Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2005
Logotyp Magazyn Czarodziejki W.I.T.C.H. © Disney
Redakcja: Anna Jutta-Walenko, Agnieszka Wielądek Korekta: Agnieszka Trzeszkowska,
Agnieszka Sprycha
Projekt okładki i stron tytułowych: Agnieszka Wrycz
Wydanie pierwsze, Warszawa 2005
Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o.
ul. Dzielna 60, 01-029 Warszawa
teł. (0-22) 838 41 00
www.egmont.pl/ksiazki
ISBN: 83-237-2123-8
Opracowanie typograficzne i łamanie: SEPIA, Warszawa
Druk: Opolgraf S.A.
ак\\ад
ТКС2Ъ2ЫЬ і
lara i Beata po raz kolejny wymieniły znaczące spojrzenia. Musiały się pogodzić z tym, co
zobaczyły. Niestety, to była jednak prawda. Z lewej strony śmietnika (porośniętego młodymi
jaskrawozielonymi pnączami dzikiego wina), wśród zwyczajnych śmieci: puszek, butelek i
papierów, leżał mały niebieski pajac. Pajac, którego po wielu naradach, wątpliwościach,
pytaniach i rozterkach ich przyjaciółka Emila dała Tomkowi na mikołajki. Od tego czasu
Emila i Tomek byli jakby parą. Tak przynajmniej wszyscy sądzili. A teraz ten pajac... Jeśli ci
naprawdę na kimś zależy, nie wyrzucasz pajaca, którego dostałeś na mikołajki. Nie tylko go
nie wyrzucasz, ale traktujesz jak świętość, jak relikwię. Emila traktowała tak białe nieforemne
stworzonko z napisem „Dobry Duszek", które dostała od Tomka. U niej duszek stał zawsze na
honorowym miejscu i nikomu nie wolno było nawet go dotknąć. A niebieski pajacyk -
brudny, z naderwaną nogą - leżał teraz przy śmietniku, bo...
- Tomek go wyrzucił... - cicho powiedziała Beata. -Patrz, jeszcze naderwał mu nogę.
Psychopatyczny sadysta.
U
5
- Oj, już przestań - fuknęła Klara. - Hay Lin na pewno nie była taka złośliwa.
Jesienią zeszłego roku odkryły czasopismo „Czarodziejki W.I.T.C.H.". Przygody pięciu
Czarodziejek pochłonęły je bez reszty. Dlatego, nie zastanawiając się długo, założyły Klub
Wielbicielek W.I.T.C.H. W klubie każda z dziewczyn odgrywała rolę innej Czarodziejki.
Beata była Hay Lin, a Klara... Klara była oczywiście Will*. Ale nigdy nie zadzierała z tego
powodu nosa. Teraz też, patrząc na sponiewieranego pajaca, zwyczajnie zapytała:
- To co robimy? Mówimy jej czy nie?
- Nie wiem. Ja od początku wiedziałam, że ten cały Tomuś...
- Czemu go tak nie lubisz?
- Nie o to chodzi. Zawsze wydawał mi się taki... taki śliski! - szczerze oburzyła się Beata. -1
jak widać, miałam rację. Padalec jeden. A ona tak mu ufa...
Klara jednak ciągle miała wątpliwości.
- Aż mi się nie chce wierzyć, że Tomek mógłby zrobić cos takiego.
- To przetrzyj oczy, księżniczko. Nie widzisz, co tam leży na śmietniku?! - w Beacie aż się
wszystko gotowało. - Musimy coś wymyślić, bo...
- Za późno - szepnęła Klara. I dziewczyny zobaczyły zbliżającą się od strony osiedla Emilę,
którą ciągnął
* W świecie W.I.T.C.H. najważniejsza z Czarodziejek, strażniczka Serca Kondrakaru.
6
wielki wyżeł. Beata poczuła, że natychmiast musi coś zrobić.
- Zasłońcie mnie! - warknęła do dziewczyn i jednym zdecydowanym ruchem wrzuciła pajaca
do plecaka.
- Cześć! -jak zawsze cicho przywitała się Emila. - Kobalt, stój! Siad! Co to za ponure miny? -
zapytała czerwona z wysiłku, bo pies jak zawsze szarpał niemiłosiernie.
- A... nic... - odpowiedziała nieco zmieszana Klara.
- Rozsypałam śmieci, a dziewczyny pomagają mi posprzątać ten bałagan...
- Już skończyłyśmy... - Beata udała, że otrzepuje ręce. - A wiecie co... - szepnęła tajemniczo. -
Zgadnijcie, co widziałam wczoraj wieczorem, jak wracałyśmy z mamą od babci!
- Nie mam pojęcia. Gadaj! - zniecierpliwiła się Klara.
- Widziałam... - Beata zawiesiła głos - ...psa, który nie miał cienia.
- No coś ty!
- Nie żartuję. Był taki mniej więcej jak Kobalt i... nie miał cienia. Wyobrażacie to sobie?
- Przywidziało ci się - spokojnie skwitowała Klara.
- Wiem, co widziałam - zdenerwowała się Beata.
- Dziewczyny, nie kłóćcie się! - odezwała się Emila.
- Lepiej powiedzcie, co robimy z Anką.
- Nic mi nie przychodzi do głowy. I prawdę mówiąc, wolałabym pogadać o tym jutro -
ponuro oświadczyła Beata.
7
- ОК. То do jutra! - rzuciła trochę rozczarowana Emila i dała się pociągnąć dalej Kobaltowi.
Dziewczyny spojrzały po sobie, a potem pożegnały się i w smętnych nastrojach rozeszły do
swoich domów.
Tymczasem niebieski pajacyk leżał sobie w najlepsze w plecaku Beaty i niczym się nie
przejmował.
Щг v£* ЩР
Klara podniosła malutki kamyczek. Chwilę celowała, żeby nie trafić przypadkiem w okno
pokoju Bartka, brata Moniki, a potem rzuciła. Okno się otworzyło i pojawiła się w nim twarz
przyjaciółki - prawie niewidoczna pod czupryną krótkich kręconych loczków.
- Moment! - krzyknęła, a po chwili była już w ogródku przed swoim domem.
Tam, w sporej altance, stałym miejscu zebrań ich klubu, rozpoczęły naradę. Zimą próbowały
spotykać się w swoich mieszkaniach. Nie było to łatwe. Rodzice mieli pretensje, że zamiast
się uczyć, wciąż siedzą z nosami w tych samych komiksach. Teraz, gdy zrobiło się ciepło i
wnętrze altany zasłoniły już młode liście winorośli, przyjaciółki znów miały swoje tajne
miejsce, do którego nie zaglądał nikt poza nimi.
- Patrzcie, żołnierze Fobosa - szepnęła Beata. Dziewczyny rozchyliły liście, by zobaczyć, co
się dzieje. Obok ogrodu Moniki przechodziła właśnie hałaśliwa
grupka czterech chłopców. Rzucali w siebie plecakami,
8
wrzeszcząc, jakby ich kto obdzierał ze skóry. Mieli potargane włosy, błyszczące od potu
twarze, rozpięte bluzy i byle jak założone kurtki. Robili niezbyt sympatyczne wrażenie.
- Zachowują się idiotycznie - szepnęła Beata.
- Oni o nas myślą to samo - również szeptem odparła Klara.
- Bronisz ich?
- Nie, ale...
- Zobaczcie, jest ten osiołek Grzesiek - przerwała im Monika.
- Kiedyś uważałaś, że jest podobny do Caleba -przypomniała jej Klara.
- Ja? To Anka tak uważała! Ja nigdy bym...
- Cicho, bo nas zauważą - jak zawsze łagodziła konflikt Emila. - A poza tym po coś tu się
spotkałyśmy, nie?
Dziś dziewczyny miały się zastanowić, jak pomóc Ance. Musiały jakoś uświadomić
Piotrkowi, że powinien zakochać się w tej wspaniałej dziewczynie.
- A więc tak... - zaczęła Monika. - Anka cierpi, bo jest beznadziejnie zakochana -
najwyraźniej bez wzajemności.
- I zupełnie nie daje sobie wybić z głowy tego Piotrusia - przerwała jej ponuro Beata.
- No właśnie - ciągnęła Monika. - A może by zamknąć ich gdzieś razem, żeby koleś się
przekonał, jaka Anka jest świetna.
10
'
- Gdzie ich zamkniesz i jak? - Beata wzruszyła ramionami. - Ja tam wolę jasne sytuacje.
Pójdę do Piotrka i w trzech słowach wytłumaczę mu, że Anka go kocha i że on też musi się
zakochać.
- Anka na pewno będzie zachwycona - wtrąciła ironicznie Emila. - Dziewczyny, a może w
przyszłym roku wybrać ich oboje do samorządu. Wtedy...
- W przyszłym roku? Chyba żartujesz?! Wiesz, jak ona cierpi? Sama masz swojego
Tomeczka i świata poza nim nie widzisz. Ale uważaj, bo życie potrafi sprawiać
niespodzianki! - wybuchła Beata.
Emila, zazwyczaj niezwykle cicha i spokojna, podniosła się gwałtownie z miejsca. Kobalt,
nagle rozbudzony, też się zerwał i szczeknął kilka razy na znak, że gotów jest bronić swojej
pani.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Emila spojrzała Beacie prosto w oczy.
- Nie, nic. Tak jej się wyrwało. - Klara lekko szturchnęła Beatę. Przecież miały nic nie
mówić Emili, dopóki czegoś nie postanowią.
- A tak, rzeczywiście - zagalopowałam się! - trochę za szybko i za głośno potwierdziła Beata.
W altance zapadła niezręczna cisza.
- Czytałam dziś, jak Cornelia przedostała się do Me-ridianu w poszukiwaniu Elyon -
odezwała się w końcu Monika.
- Znowu?
11
- Tak, znowu. Wiecie, że to mój ukochany wątek.
- Tak, ukochany, bo tam występuje Cornelia. - Beata nie mogła pohamować uśmiechu.
- A żebyś wiedziała! I mimo twoich złośliwości uważam, że świetnie nadaję się na Cornelię.
- Monika podrapała się po okrągłym brzuchu, po czym nerwowo zaczęła szarpać swoje
niesforne, poskręcane w sprężynki włosy.
- Emi, co cię tak zamurowało? Przejmujesz się gadaniem Beaty? - zmieniła temat Klara.
- E, nic - cicho odpowiedziała Emila i chcąc ukryć twarz, pochyliła się nad swoim psem.
Kobalt przyjaźnie zamerdał ogonem.
- Aha, już wiem, co cię gryzie... Uważasz, że nie powinnyśmy się spotykać bez Anki,
prawda?
- Mnie byłoby przykro, gdybyście rozmawiały o mnie za moimi plecami.
Klara i Beata spojrzały na siebie znacząco.
- Robimy to przecież dla jej dobra! - powiedziała szybko Beata, ale Emila nie wydawała się
przekonana...
- Dziewczyny, mam pewien pomysł... - tajemniczo szepnęła Klara.
Przyjaciółki nachyliły się w jej stronę i zaczęły uważnie słuchać.
Monika odprowadziła Beatę do skrzyżowania. Gdy tylko Emila z Klarą znikły im z oczu,
Beata zaczęła:
12
- Zauważyłaś? Znów to samo.
- Co?
- Klara wiedziała, o czym myśli Emila. Poza tym mam wrażenie, że umie przewidywać
przyszłość.
Monika wzruszyła ramionami, ale Beata ciągnęła dalej:
- Pamiętasz, jak w grudniu chciałam dłużej u niej zostać? Powiedziała, żebym lepiej wróciła
do domu, bo ojciec może dzwonić. I rzeczywiście zadzwonił. Boże, co to by było, gdyby
mnie nie zastał? Uratowała mi życie. Ale skąd ona to wiedziała? Niesamowite, nie?
- Po prostu jest przewidująca. Nie rób z niej czarownicy.
Monikę najwyraźniej rozpierała dziś energia. Wzięła rozbieg i podskoczyła, dosięgając
najniższych gałęzi bezlistnego jeszcze jesionu. Potem roześmiała się głośno.
- Dobry dowcip mi się przypomniał! Znasz? Ten o trzech samolotach...
Beata była najwyraźniej zdegustowana zachowaniem przyjaciółki.
- Znam i nie wiem, co jest w nim śmiesznego - skwitowała krótko. - A poza tym, jak ty
chcesz być Cornelia? Ona jest dostojna i elegancka. I w żadnym z komiksów nie zaczepiała
biednych drzew.
- OK. Może masz rację. - Monika od razu się uspokoiła. Zwolniła kroku, przygładziła
niesforne loczki i wyprostowała się.
- Teraz lepiej?
13
Przez chwilę szły w milczeniu. Kiedy rozstały się na skrzyżowaniu, Monika się obejrzała.
Gdy uznała, że przyjaciółka już jej nie obserwuje, schyliła się po grudę ziemi i rzuciła ją w
stronę latarni.
- Jest, jest!
Podskoczyła kilka razy, klasnęła w dłonie, a potem wytarła ręce o dżinsy.
- Nie, to beznadziejny przypadek... - Beata pokręciła głową i ruszyła do domu.
Szybko przestała myśleć o Monice. Wszystkie jej myśli skupiły się wokół biednej,
oszukiwanej Emili i podartego, zabłoconego pajaca.
W w
Emila z Klarą mieszkały na tym samym osiedlu, dlatego wracały razem. Przez chwilę szły w
milczeniu.
- Czy twoim zdaniem Monika może być Cornelią? To idiotyczne, prawda? - odezwała się
wreszcie Klara.
- Nie. To dobry pomysł. Kobalt, noga!
- Dobry? Przecież ona wcale nie jest do niej podobna! Wcale! Cornelią musi być damą, a
Monika...
- A czy ty jesteś podobna do Will? Albo ja do Irmy?
- Uważasz, że nie jestem podobna, tak?
Nie skończyły jednak tej rozmowy, bo na końcu ulicy pokazała się sylwetka Tomka. Emila
szybko spuściła Kobalta ze smyczy. Pies wyczuł zapach lubianej osoby i rzucił się pędem,
żeby powitać chłopaka.
14
Klara bez słowa obserwowała Tomka. Ten beztrosko rzucił im: „cześć" i zaczął jak najęty
gadać o jakiejś grze i o poziomach, które bez trudu pokonuje. Emila słuchała jak
zaczarowana, a i Tomek w zasadzie mówił tylko do niej, nie zwracając uwagi na Klarę.
Klarze w głowie się nie mieściło, że ten uroczy, wesoły chłopak tak nikczemnie pozbył się
niebieskiego pajacyka.
„Jacy faceci są obłudni! - pomyślała, ale zaraz skarciła się w duchu. - Nie wolno nikogo
pochopnie osądzać".
Ale... czy podarty niebieski pajacyk nie był wystarczającym dowodem?
- O, cześć! - Beata wpadła na chwilę do Emili. Na widok Tomka skrzywiła się, jakby
zobaczyła wielką, obrzydliwą ropuchę, a nie miłego, uśmiechniętego chłopaka. - A ty co tu
robisz?
- Siedzę. Cześć.
- Niczego czasem nie zgubiłeś?
- Nie, a co?
- Nic. A gdybyś chciał zerwać z dziewczyną, to jak byś to zrobił?
W pokoju zaległa nieprzyjemna cisza.
- Co ty wyprawiasz, Beata? - cicho odezwała się Emila. - O co ci chodzi?
Beata poczuła, że zaraz wybuchnie. Bez słowa odwróciła się i wyszła. Emila zamknęła za nią
drzwi wejściowe.
15
Gdy wróciła do pokoju, Tomek wpisywał wiadomość do swojego telefonu. Na widok Emili
szybko schował aparat do kieszeni.
- Nie wiem, co jej się stało. Może miała jakieś przykrości z ojcem? Wiesz, jak jest u niej w
domu. Bardzo cię za nią przepraszam...
- Nic się nie stało. Po prostu mnie nie lubi.
- Ale dlaczego? - zapytała Emila, bardziej siebie niż Tomka.
Sobotnie wiosenne przedpołudnie przyjaciółki spędziły oddzielnie, każda w swoim domu.
Ulubioną Czarodziejką Anki była Taranee. Dlatego, chcąc się do niej jak najbardziej
upodobnić, każdego dnia wplatała w warkoczyk niezliczone ilości koralików. Anka miała trzy
wielkie obsesje: W.I.T.C.H., Piotrka i chomiki. Teraz snuła się po domu, nie wiedząc, co ze
sobą zrobić. Bez entuzjazmu zaczęła przeglądać pismo, które zawsze kupowała jej mama.
Wzięła do ręki miesięcznik dla hodowców domowych gryzoni. Przed paroma dniami
zainteresował ją opis anatomicznej budowy chomika i poprosiła mamę, żeby skserowała tę
stronę. Ale widocznie mamie coś się pokręciło, bo zamiast tego przyniosła aż pięć kartek z
kuponami konkursowymi na najfajniejsze imię dla chomika. Anka nie przepadała za
konkursami, ale zainteresował ją tekst o tym, jak ważne
16
jest nadanie chomikowi odpowiedniego imienia. Wrzuciła skserowane kartki do szuflady i
sięgnęła ręką do terrarium z chomikiem. Wygrzebała z trocin rudy kłę-buszek i uważnie mu
się przyjrzała.
- Wiesz co? Nie pasuje do ciebie imię Pimpek. Od dziś będziesz się nazywał Peter. Cieszysz
się?
Chomik nie zaprotestował. Nie otwierając oczu, ziewnął najszerzej, jak umiał, po czym wtulił
się w kolana swojej pani i zasnął. Anka sięgnęła po swoją ulubioną powieść Prawdziwy
płomień, ale czytanie jej nie szło. Myśli wciąż krążyły wokół Piotrka - genialnego chłopaka,
w którym była tak beznadziejne zakochana.
Emila (w ich klubie Irma) była śliczną dziewczyną z największymi na świecie oczami i urodą
śpiącej królewny. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i wróciła do biurka. Miała
zacząć odrabiać lekcje, ale zamiast po zeszyt sięgnęła po Dobrego Duszka. Przytuliła go do
policzka i wyszeptała:
- Będziesz się nami opiekował - mną i Tomkiem... prawda?
Potem rozłożyła na biurku swoje skarby: wisiorek w kształcie serca Kondrakaru, bransoletki z
maleńkich koralików, groźnego, płaskiego smoka na rzemyku, notesik z Czą*ed%iejkami
W.I.T.C.H. na okładce, i całe mnósty^innychireeczy Potem wyjęła zeszyt, który
17
wczoraj z taką uwagą oglądał dziwny, niemówiący ani słowa mały brat Klary. To był jej
Katalog Skarbów z listą prezentów, które były dołączane do czasopisma „Czarodziejki
W.I.T.C.H.". Niektórzy uważali, że to strata czasu. A Emila?... Po prostu lubiła raz na tydzień
rozłożyć swoje skarby i sprawdzała, czy wszystko zgadza się z jej zapisem w katalogu.
Zawsze się zgadzało.
Beata nie mogła znaleźć sobie miejsca. Sprawdziła w domowym kalendarzu, kiedy wraca
ojciec. Szybko doprowadziła swój pokój do porządku -jakby ojciec miał wrócić jutro, a nie za
dwa tygodnie. Na koniec podlała kwiaty, kilka razy przejrzała się w lustrze i ściągnęła kucyki
na tył głowy, tak jak nosiła je Hay Lin. Następnie zabrała się do niebieskiego pajaca. Uprała
go, wysuszyła suszarką, zszyła mu nogę i wygładziła tak, że prawie nie było widać, po jakich
strasznych jest przejściach.
- Chłopcy to straszne kanalie - uświadomiła pajacy-ka - więc ty będziesz dziewczynką. Na
razie tu siedź i czekaj.
Pajac nic nie odpowiedział - milcząco wyraził zgodę.
Monika powinna się solidnie pouczyć, ale zamiast tego odbyła rutynową sprzeczkę z
Bartkiem, swoim starszym bratem. Jak zwykle poszło o to, kto ma wyrzucić śmieci.
18
Szybko przekonała go, że to jego kolej, i oddała się swojemu ukochanemu zajęciu. Z dużej
korkowej tablicy odpięła wszystkie rysunki z Cornelią. Rozłożyła je na podłodze, czule
pogłaskała, a potem zmieniając nieco kompozycję, przypięła je do tablicy. Cofnęła się i z
zachwytem spojrzała na swoje dzieło. Następnie sięgnęła po stertę drugich komiksów
(drugich, to znaczy tych, z których wycinała; pierwsze komiksy, nietknięte nożyczkami,
leżały zamknięte w szufladzie biurka). Wycięła informację o zlocie fanów W.I.T.C.H. i
wsadziła ją za okładkę zeszytu do matematyki (jako pocieszacz w trudnych chwilach). Potem
zaczęła szukać odpowiedniego rysunku.
- Mam - szepnęła do siebie. Starannie wycięła zdjęcie Fobosa i taśmą klejącą przykleiła je do
okrągłej tablicy na drzwiach. Wzięła rzutki, odeszła aż pod samo okno i zaczęła celować. -
Jeśli trafię w oko, dziewczyny zgodzą się, żebym była Cornelią. A jeśli trafię w nos, czoło,
włosy, w ogóle w coś... - zastanowiła się chwilę -...dziewczyny zgodzą się, żebym była
Cornelią.
W Щг Щг
Klara prasowała, ukradkiem obserwując swojego młodszego brata. Siedział koło mamy, która
właśnie przygotowywała się do sesji egzaminacyjnej. Wtulony w nią, najwyraźniej bawił się
czymś w wyobraźni, bo poruszał palcami, jakby przekładał coś z ręki do ręki. Jak zawsze
milczał.
19
Mama nagle podniosła głowę znad notatek i zapytała Klarę:
- Co cię martwi?
- Nic.
- No, powiedz. Może coś poradzę?
- Mamy problem z Anką. Zakochała się w jednym koledze z równoległej klasy. Nie wiemy,
jak jej pomóc.
- I ty, Czarodziejka Will, zastanawiasz się nad tym? Długo rozmawiały, aż w końcu Klara
rzuciła się mamie na szyję.
- Dzięki, mamo! Kocham cię, wiesz?
- A myślisz, że ja ciebie nie? - Mama zwichrzyła jej włosy i zwróciła się do Maćka: - Co
będziesz teraz robił? Mamusia musi się jeszcze pouczyć.
Maciek wyciągnął wskazujący palec, dotknął swojej głowy, potem kolan mamy i ziewnął.
- Pośpisz na kolanach mamusi, tak?
Chłopiec kiwnął głową. Po kilku minutach zasnął, więc mama ostrożnie przeniosła go na
tapczan i wróciła do notatek. Na wierzchu leżała kartka, której dziś jeszcze nie widziała.
Zmarszczyła brwi. Dziwne... zupełnie zapomniała o tej części materiału. Jak to się mogło
stać? Nie zastanawiając się dłużej, zaczęła się uczyć.
Я02Ъ2МЬ 2
nka zjawiła się w szkole pierwsza. Stała koło szatni i ukradkiem obserwowała Piotrka. Był
zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się chłopakiem. No, może tylko jego szare oczy były
zupełnie nieprzeciętne. Właśnie te oczy doprowadzały Ankę do szaleństwa. Westchnęła
głęboko.
Piotrek, nachylony nad zeszytem, porównywał wyniki zadań z matematyki. Niestety,
konsultował je z Kingą - piekielnie zdolną, a do tego piekielnie ładną, długonogą blondynką.
Anka przez chwilę zastanawiała się, czy powinna umrzeć już teraz, czy dopiero po południu,
w bardziej romantycznej scenerii niż szkolny korytarz.
W takim stanie zastały ją przyjaciółki.
- Marnie wyglądasz - przywitała ją Klara.
- A mówią, że miłość to znakomity kosmetyk -zgryźliwie zauważyła Beata.
- Chciałabym umrzeć - jęknęła Anka i ukryła twarz w dłoniach, bo Piotrek za bardzo
uśmiechał się do Kingi. - Dajcie mi coś ostrego.
A
21
- Może być ostry język Beaty? - zażartowała Monika, robiąc swoją najśmieszniejszą minę.
Niestety, Anka nie dała się rozbroić.
- Weź się w garść, mamy pewien plan...
- Na pewno się nie
f powiedzie.
F\x , _ Powiedzie się. Klara go
wymyśliła - cicho wtrąciła Emila. Nagle odwróciła się i mrugnęła do przechodzącego obok
nich Tomka.
- Błazen - warknęła Beata. - Oszust jeden! I jeszcze się uśmiecha.
- Oszust? Dlaczego ty go tak nie lubisz?
- Ja? Nie mam żadnego powodu - z naciskiem powiedziała Beata i posłała Tomkowi
spojrzenie pełne niechęci. - A jak wam się ostatnio układa? Odwiedzałaś go ostatnio?
- Nie, mają remont - spokojnie odparła Emila. „Jasne, remont! Bardzo sprytnie to
wymyśliłeś, To-
meczku! Dzięki temu Emila nie wie, że nie masz już niebieskiego pajaca". Beata była
wściekła, ale właśnie dzwonek ogłosił koniec przerwy.
22
- Pamiętajcie, dziewczyny, o piątej w altance - szepnęła na pożegnanie Klara i wszystkie
weszły do klasy.
Lekcja biologii ciągnęła się niemiłosiernie jak rozgotowane spaghetti. Nauczycielka
monotonnym głosem czytała im jakiś artykuł, a klasa drzemała. Beata czytała pod ławką
bardzo zniszczony już egzemplarz Okrutnej władczyni. Gdy doszła do najbardziej
pasjonującego momentu, nagle poczuła, że książka ucieka jej z rąk.
- Zabieraj łapy - warknęła cicho i podniosła głowę. Nad nią stała nauczycielka.
- Czym ty się zajmujesz? Co to jest? - Biologica obejrzała kolorową okładkę, na której była
narysowana roześmiana Hay Lin.
- Książka - odpowiedziała Beata.
- Widzę. Co to za zwyczaje?! Żeby na lekcji czytać takie bzdury. No, twój ojciec na pewno
się ucieszy. Poproszę dzienniczek.
Dopiero te słowa uświadomiły Beacie cały ogrom nieszczęścia. Nauczycielka wpisze jej
uwagę. Trzeba będzie tę uwagę pokazać tacie, a on na pewno strasznie się zdenerwuje. A gdy
się zdenerwuje, znów zabroni jej wychodzić z domu przez tydzień i nie będzie mogła
spotykać się z dziewczynami.
- Proszę pani... - zaczęła błagalnym głosem - ...ja bardzo przepraszam, ja tylko tak z
wierzchu... oglądałam... troszeczkę.
23
- Z wierzchu... - Nauczycielka pokiwała głową i otworzyła książkę na chybił trafił. Przez
chwilę czytała. Nagle raptownie podniosła głowę i zapytała: - No i co będzie z tą mamą Liu?
- Hay Lin jej pomogła, bo przywołała wiatr - bez wahania odparła Beata. I nagle zrozumiała -
to był podstęp! Gwałtownie zakryła usta dłonią.
- Jeśli o tym wiesz, to znaczy, że doczytałaś aż do strony 58. Poproszę twój dzienniczek. I
coś do pisania!
Mariola, która siedziała w drugiej ławce, szybko zerwała się i podała jej długopis.
Gdy zadzwonił dzwonek, przyjaciółki otoczyły Beatę.
- Głowa do góry! - pocieszała ją Klara. - Nie zostawimy cię w nieszczęściu. A biologica na
pewno odda książkę na zebraniu rodziców.
- Nie rozumiem, jak można czytać te bzdury. To dziecinne. Ja przeczytałam ostatnio całego
Pana Tadeusza. - Obok nich stanęła Mariola.
- No... to wracaj do swej lektury i odczep się od nas! - wybuchła Anka.
- A już najgorsze te komiksy, takie nudne... - niestrudzenie ciągnęła Mariola. - Tylko wątek z
Elyon jest znośny. A ci wszyscy chłopcy z komiksu... - prychnęła pogardliwie - ...co za
dziecinada. Dobre dla takich grzecznych dziewczynek jak wy.
- Wiesz co? Spływaj... - już spokojnie powiedziała Anka.
24
- Jasne, przecież musicie odbyć tajną naradę waszego klubu. A może umiecie też czarować,
co?
_ Mariola zaśmiała się nieprzyjemnie.
- Jasne, że umiemy - odparła Anka. - Idź sobie, bo zamienimy cię w... pająka.
- Albo w ropuchę, którą naprawdę jesteś - dodała Beata.
Na Marioli groźby nie zrobiły najmniejszego wrażenia.
- Dajcie spokój. Nic mi nie możecie zrobić. A może to ja umiem czarować? - Zrobiła bardzo
chytrą minę. - Wkrótce się przekonamy. I wtedy poprosicie, abym się przyłączyła do tego
waszego klubu.
- O to bądź spokojna. Nigdy byśmy cię nie przyjęły.
- I bardzo dobrze! - Mariola wzruszyła ramionami i odeszła.
- Wstrętna jędza - fuknęła Monika.
- O co jej chodziło z tym czarowaniem?
- O nic. Tak tylko gadała.
25
Klara splotła ręce i ciężko westchnęła.
- Czuję, że ona coś knuje.
- Zostaw ją, mamy teraz ważniejsze sprawy... - odezwała się Beata.
Niestety, dzwonek na lekcję przerwał im rozmowę. Szybko wbiegły do klasy i wyjęły
piórniki. Zaczynał się sprawdzian z gramatyki...
###
Beacie dość szybko udało się skończyć pracę. Rzuciła jeszcze raz okiem na swoje
odpowiedzi, oddała kartkę i wyszła na korytarz.
Od razu zobaczyła Tomka. Stał tyłem do niej i nachylony nad jakąś dziewczyną coś jej
tłumaczył. Raptem obejrzał się i szepnął parę słów do dziewczyny, która natychmiast odeszła.
Teraz, jak na każdej przerwie, czekał już spokojnie na Emilę. Beata w jednej chwili
zapomniała o swoich problemach.
- Łajza, łajza...
- A ty znowu o biologiczce? - Obok niej stanęły przyjaciółki.
Beata jednak nie widziała nic poza tym, że Emila częstuje Tomka rzodkiewką, a ten
bezczelnie ją zjada.
- O rany, ale jesteś wściekła. Boisz się ojca?
- Jakiego ojca? A, ojca... Tak, oczywiście^ strasznie boję się ojca - z roztargnieniem
przytaknęła Beata i pomyślała, że strata książki i uwaga w dzienniczku jakoś
26
mało ją obchodzą. Jednak przyjaciółki wiedziały, jak surowy potrafi być ojciec Beaty, i
naprawdę przejmowały się całą sprawą.
- Musisz coś zrobić, inaczej znów mu podpadniesz. A jak zabroni ci się z nami przyjaźnić? -
W głosie Moniki brzmiało szczere przerażenie.
- To możliwe - cicho powiedziała Emila.
- Po prostu sama mu się do wszystkiego przyznaj i kropka - podsumowała Klara.
- Kropka. Łatwo ci powiedzieć, bo twoja mama do niczego się nie wtrąca. Wiesz, co ja
przeżyłam po tej uwadze na początku roku?
- Przez tydzień nie wolno ci było wyjść z domu.
- A pamiętacie, jak poszedł do dyrcia i sam zaproponował, żeby Beata za karę jeszcze raz
napisała sprawdzian z inną klasą? - przypomniała Emila.
- Teraz zapowiedział, że zabroni mi kupować „W.I.T.C.H.", jeśli znów coś nabroję.
- O kurczę! - Monika aż złapała się za głowę.
- No, same widzicie, że życie trochę różni się od komiksu - stwierdziła Beata z goryczą. -
Hay Lin ma taką fajną rodzinę. A ja mam potwora, a nie ojca.
- Nieprawda. On po prostu chce cię porządnie wychować - powiedziała Klara.
- Dziękuję ci za słowa otuchy - naprawdę godne Will - prychnęła Beata. - Wiecie co,
skończmy lepiej ten temat. Zgłodniałam...
27
Przyjaciółki sięgnęły do swoich torebek z drugim śniadaniem. Tylko Anka jak
zahipnotyzowana patrzyła w najdalszy kąt korytarza, gdzie uśmiechnięty Piotrek nachylał się
nad Kingą.
- A ty nie jesz? - zagadnęła ją Klara.
- Nie. Idę się zabić - powiedziała spokojnie Anka i poszła w kierunku toalety.
Щг ті" ^г
O piątej przyjaciółki zebrały się w altance obok domu Moniki. Popołudnie było ciepłe, a
niebo bezchmurne. Przez chwilę siedziały w milczeniu.
- To był koszmarny dzień - westchnęła Monika. -Koszmarny. Nawet na informatyce czepiają
się człowieka.
- Bo zamiast słuchać Entera, siedziałaś w Internecie na stronie Kobalt Blue - wtrąciła swoje
trzy grosze Beata. - Wiesz, że ciało pedagogiczne nie lubi, gdy się je lekceważy.
- Szkoda, że nie pamiętałaś o tym na biologii. Najpierw ty, potem Monika - mruknęła Emila.
- No właśnie. Chcesz oblać z informatyki? - ostro zapytała Monikę Klara.
- Wiesz, już mi wszystko jedno, z czego nie zdam.
- Nie żartuj sobie. Enter wziął cię na celownik. Masz tyły z tylu przedmiotów i jeszcze
dokładasz informatykę?
- Przestańcie na mnie najeżdżać. Lepiej patrzcie...
28
Monika jednym zdecydowanym ruchem rozpięła kurtkę, demonstrując ciemnoturkusowy top
na ramiącz-kach i króciutki różowy sweterek.
- I co wy na to?
- Ale na co?
- Mama przywiozła mi to z Holandii. Nie poznajecie? Naprawdę nie poznajecie?
- Nie - odparły wszystkie zgodnym chórem.
- To przecież strój Cornelii. Była tak ubrana w komiksie z numeru 35. Nie pamiętacie?
Monika wyciągnęła z torby paczkę rodzynek w czekoladzie, rozerwała folię i wsypała sobie
do ust całą ich garść. Potem sięgnęła po 35. numer komiksu i szybko odnalazła rysunek, na
którym Cornelia stała objęta przez Taranee i rzeczywiście miała na sobie ciemnoturkusowy
top i różowy rozpinany sweterek.
- Wiecie co? Niech ona już będzie tą Cornelia, bo ja zaczynam mieć dość - powiedziała
Anka.
Pozostałe dziewczyny pokiwały głowami, że się zgadzają.
- Hurra! Hurra! Niech żyje...! No, nie wiem kto! Niech żyje każdy...! Oprócz Entera,
Mariolki i Weszpiń-skiej! Zobaczcie! Drzewo do mnie macha. Widziałyście?!
- Gorzej jej. Jak chcesz być Cornelia, musisz się bardziej kontrolować.
- No, fakt - przytaknęła Monika i obciągnęła różowy sweterek.
29
- Poza tym Cornelia dobrze się uczy - mruknęła Emila.
- Nieprawda! - oburzyła się Monika. - Wskaż mi choć jeden numer, w którym jest mowa o
tym, że Cornelia dobrze się uczy! No, słucham!
- Dziewczyny, dajcie spokój, zaczynamy - przywołała je do porządku Klara.
- Ja od razu mówię, że w to nie wierzę - powiedziała Anka nerwowo, gryząc paznokieć.
- A ja wierzę - odparła z przekonaniem Beata. - Zobaczycie, że to zadziała.
- Na pewno! Czuję w sobie magiczną moc. - Kilka liści na ścianie altanki nagle zafalowało. -
Widzicie? -szepnęła Monika. - To moja moc.
- Macie wszystko? - zapytała Klara. Dziewczyny jak na komendę sięgnęły do toreb, które
z sobą przyniosły. Na drewnianym stole znalazły się: chleb, masło, żółty ser, tarka do jarzyn,
sałata, mały kawałek kiełbasy, nóż, deska do krojenia, maleńka srebrna łyżeczka, magnetofon,
torebka z suszonym lubczykiem oraz stary zeszyt do polskiego.
Emila włączyła magnetofon i po chwili altanę wypełniły dźwięki tęsknej celtyckiej pieśni
śpiewanej przez Enyię. Przyjaciółki stały z zamkniętymi oczami, trzymając się za ręce, a
potem przystąpiły do dzieła.
Klara wyjęła pożółkłą, z jednej strony lekko nadpaloną kartkę. Kartka pokryta była pochyłym,
bardzo nie-
30
wyraźnym, jakby gotyckim pismem. Od razu było widać, że ma pewnie ponad sto lat. Klara
trzymała ją w dłoniach bardzo ostrożnie, jakby się bała, że kartka może się rozpaść.
_ Dziewczyny, oto przepis na miłosne kanapki - powiedziała z powagą.
- To jeszcze raz, gdzie znalazłaś ten przepis? - poprosiła Monika.
- Księga zaklęć dla zagubionych i zrozpaczonych -wyszeptała Klara. - Stała na półce u mojej
ciotki... wiecie której?
- Tej, co stawia tarota? - Ance rozbłysły oczy.
- Tak, tej. Nie wiem, skąd się u niej wzięła. Nawet nie zapytałam, czy mogę ją wziąć. -
Dziewczyny pokiwały głowami. Takich rzeczy nie pożycza się nikomu.
- Na szczęście ta kartka była luzem. Wzięłam tylko ją, żeby ciotka się nie zorientowała. No,
dobra... Uwaga, zapalcie świece, zaczynam czytać.
- Z chleba odkroić najszerszą pajdę, położyć na stole, dotknąć wszystkimi palcami i
wymówić trzy razy imię ukochanego.
- Jeśli masz brudne ręce, to biedak dostanie żółtaczki - burknęła Beata, ale Klara zgromiła ją
wzrokiem.
- Teraz obróć kromkę i jeszcze raz powtórz, czego pragniesz.
- Żeby on się we mnie zakochał, żeby on się we mnie zakochał... - szeptała bardzo przejęta
Anka, a potem
31
dokładnie według przepisu Klary zrobiła wielką, kolorową kanapkę.
- Teraz dotknij serca lewą dłonią i sięgnij po lub-\ czyk. Nabierz półtorej szczypty.
- Ile to jest półtorej szczypty?
- Nie wiem ile. Weź szczyptę i pół szczypty.
- Wiecie co? Może ja na wszelki wypadek wezmę dwie szczypty?
- Nie. Musisz wziąć półtorej szczypty.
Anka ciężko westchnęła i sięgnęła po pierwszą szczyptę. Krusząc lubczyk między palcami,
obsypała nim kanapkę. Potem niepewnie spojrzała na Klarę.
- Pół szczypty. Po prostu weź mniej.
- Boję się.
- Czego? To tylko głupi przepis! - fuknęła Monika. Anka zdecydowanym ruchem sięgnęła do
torebki
i po chwili kanapka była gotowa.
Dziewczyny znów wzięły się za ręce i wsłuchując się w cudowną muzykę, starały się
przekazać magicznej kanapce jak najwięcej pozytywnej energii. Najgorsze było to, że nie
wiedziały, co robić dalej. Nagle do altanki zbliżył się brat Moniki Bartek.
Wszedł bez pardonu i oznajmił: - Cześć! Siostra, nagrałem ci reklamę tego twojego zlotu
fanów W.I.T.C.H. Masz ustawione na...
Nie zdążył dokończyć, bo dziewczyny zapiały ze szczęścia i z radosnym śmiechem rzuciły się
w stronę domu.
32
Bartek został w altanie sam. Spojrzał na apetyczną leanapkę leżącą na talerzu. Powąchał.
Potem wziął nóż j odkroi! sobie spory kawałek. Ugryzł. Odkroił następny.
- Dobre... - mruknął.
Wziął resztę kanapki do ręki i skierował się w stronę furtki. Obok przebiegał akurat znajomy
bezpański kundel. Stanął przed furtką i radośnie zamachał ogonem. Bartek spojrzał na mały
kawałek kanapki z apetycznie wyglądającą kiełbasą. Nie wahał się długo.
- Masz! - Rzucił kundlowi kiełbasę. Resztę kanapki zjadł sam.
%02Ъ2ЫЬ 3
Ш1 іе łam się, Anka. Spróbujemy jeszcze raz. Jw Beata położyła rękę na jej ramieniu. Jednak
tej słowa sprawiły, że Anka wpadła w prawdziwą panikę.
- Nigdy! Czy wy wiecie, co ja przeżywam?
- No... skoro ten przepis zadziałał, to może zrobimy! coś podobnego, by pomóc Monice. Jak
tak dalej pójdzie,) nasza przyjaciółka nie zda - odezwała się Emila. - Klaro, a nie było tam
jakiegoś zaklęcia na dobrą naukę?
- Nie wiem, sprawdzę. Nagle Anka jęknęła:
- No nie! Znowu!
Dziewczyny jak na komendę odwróciły głowy. Z bu-; kiecikiem szafirków szedł w ich stronę
Bartek.
- O rany! Ma taką minę jak mój Peter, gdy jest głodny - jęknęła Anka.
- Jaki znów Peter? Twój brat?
- Nie, mój chomik - odparła zirytowana Anka.
- Cześć! - powiedział Bartek rozanielonym głosem i zrobił się czerwony jak zachodzące
latem słońce. - To dla ciebie. - Wyciągnął kwiatki w stronę Anki.
34
_ Nie, nie. Ja już nie mogę. - Anka złapała swoją torbę i szybko wybiegła.
Przyjaciółki spojrzały z politowaniem na Bartka i ruszyły za Anką. Tylko Monika została na
miejscu.
_ Ty baranie! - wybuchła. - Przestań się ośmieszać! Nie rozumiesz, że nie masz u niej
żadnych szans?!
Ale Bartek jakby tego nie usłyszał. Zrobił krok w stronę siostry i szeptem zapytał:
- Rozmawiałaś z nią o mnie ostatnio?
Monika miała szczerą ochotę walnąć go w brzuch, ale przypomniała sobie, że jest przecież
Cornelią. Skrzyżowała ręce, podniosła wzrok na brata i spokojnie odpowiedziała:
- Nie. Skąd masz te szafirki?
- Ukradłem z ogródka sąsiadki - odparł bez zastanowienia.
- Nie dość, że jesteś głupkiem, to jeszcze złodziejem, tak?
- Tak - skinął głową Bartek.
- Co się z tobą dzieje?
- Naprawdę nie wiem. - W głosie brata słychać było smutek i bezradność. - Sam jestem tym
zdziwiony. Jakoś tak nagle mnie wzięło.
Monika wyrwała mu bukiecik z ręki i pobiegła do przyjaciółek.
35
- ...ale jakby tego było mało, od kilku nocy jakiś pies wyje mi pod oknem. Ojciec próbował
go przepłoszyć! a ten ciągle wraca. Jestem wykończona. Kiedy wycho-j dzę z domu, ten
kundel łasi się do mnie. Boję się, że ma wściekliznę, bo zachowuje się, jakby był chory albo
zal kochany.
Anka miała .podkrążone oczy i wyglądała na jeszcze! szczuplejszą niż zwykle.
- Zakochany pies... - Beata wzruszyła ramionami. A Naprawdę jesteś przewrażliwiona.
- Dziewczyny, patrzcie! - Emila wskazała brodą na drugi koniec szkolnego korytarza.
Stali tam, rozmawiając, Bartek i Piotrek.
- Dlaczego, dlaczego, dlaczego? - jęczała Anka. 4 Dlaczego mnie się nigdy nic nie udaje?
Dlaczego to chon lerstwo musiało zadziałać? Dlaczego akurat Bartek? Ja to mam pecha!
Do końca przerwy rozmawiały o tym samym: jak toj możliwe, że wszystkie były aż tak
lekkomyślne, i jak toj możliwe, że ten przepis jednak działa.
- Jednak zaklęcia działają nawet w XXI wieku! H wykrzyknęła Monika.
- To niesamowite - zawtórowała jej Klara. - Prawdę mówiąc, do końca nie wierzyłam, że to
coś da.
- No, ja też - przyznała się Beata.
A jednak przepis działał. Widać to było na każdym] kroku.
36
podszedł do nich Bartek. Nie mówiąc ani słowa, zaczyniał się przed Anką. Stał chwilę,
wpatrując się w nią wytrzeszczonymi oczami. Obok jego lewego oka widać było duży czarny
wykrzyknik. Nagle Bartek zamknął oczy. Na jego prawej powiece widniał napis „kocham", a
na lewej „cię".
Anka jęknęła i uciekła do łazienki. Na korytarzu zrobiło się nagle bardzo cicho, bo nie co
dzień ogląda się w szkole coś takiego. Zza okna dobiegło żałosne wycie psa.
Щг ті* чР
Klara cicho zamknęła za mamą drzwi. Lubiła zostawać z bratem sama, bo Maciek nie był
zwyczajnym bratem. Na przykład teraz: podszedł do Klary i pokazał palcem na najwyższą
szufladę.
- Chcesz nóż? Chłopczyk skinął głową.
Klara otworzyła szufladę i wyjęła spory nóż do chleba. Maciek wziął go do ręki, ale po chwili
pokręcił główką i oddał.
- Chcesz większy? Mały przytaknął.
Klara zawahała się. Co prawda jej braciszek jeszcze nigdy nawet się nie zadrasnął, ale...
- Po co ci ten nóż?
Maciek oczywiście nic nie odpowiedział. Zrobił obrażoną minę. Podszedł do dużego
balkonowego okna
37
i rozpłaszczył twarz na szybie. Klara jęknęła. Dobrza znała to zachowanie. Gdy był zły albo
obrażony, potral fił stać w tej samej pozycji nawet kilka godzin. No tak] był zupełnie
niepodobny do innych dzieci.
- Dobrze, już dobrze, ale jak tylko usłyszysz mamęj zaraz go odłóż.
Maciek rozpromienił się. Usiadł przy stole kuchennym i ogromnym nożem do mięsa zaczął
dłubać w suro-j wym ziemniaku.
Po ponad godzinie zadzwoniła mama. Była tak podJ niecona i szczęśliwa, że Klara z trudem
domyśliła siej o co chodzi.
- Zdałam...! Teraz... jako jedyna... wiesz, na tej kartce, co ją znalazłam... i miałam pytanie o
nieszczęH śliwy wypadek... to cud! Kocham was!
- My ciebie też! Uważaj na siebie.
Klara odłożyła słuchawkę i zabrała się do pracy. ObJ rała ziemniaki i wstawiła naczynia do
zmywarki, a potem wzięła się do lekcji.
Kiedy wreszcie spojrzała na Maćka, trzymał w rączce dokładną ziemniaczaną kopię serca
Kondrakaru.
Tym razem przyjaciółki spotkały się u Anki. Najpierw długo siedziały w Internecie,
przeglądając kolejne strony o W.I.T.C.H. i jak zawsze dopisując się do strony Kobalt Blue.
Potem zjadły obiad i spokojnie odpowiedziały
38
na wszystkie pytania rodziców Anki (jak tam w szkole i co planują na wakacje oraz jak każda
z nich się przebiera na zlot fanów W.I.T.C.H.). Gdy wreszcie mogły wstać od stołu, szybko
wzięły się do roboty. Przygotowały dla Moniki pastę z makreli, która zawiera mnóstwo
fosforu niezbędnego do przyswajania wiedzy. Monika zjadła aż cztery kanapki z pastą, po
czym zrobiło jej się niedobrze i musiała się położyć na dywanie. Gdy trochę jej przeszło,
zajęły się innymi sprawami swojego klubu.
- Ja zaczynam - powiedziała cicho Emila. Odzywała się tak rzadko, że pozostałe dziewczyny
natychmiast zamilkły. - Do mojej grupy teatralnej doszedł jeden nowy chłopak...
- I co? Zakochałaś się? - nie wytrzymała Klara.
- A co z Tomkiem? Zrywasz z nim? - W głosie Beaty była raczej pewność niż pytanie. - I
bardzo dobrze! On nie był ciebie wart! Poczekajcie chwilę, bo ja muszę do łazienki. -
Wybiegła z pokoju.
- I on... - spokojnie dokończyła Emila. - ...jest uderzająco podobny do Caleba.
- Serio? To super! Powiększymy naszą kolekcję -ucieszyła się Monika. - Ja dziś wpisałam
Bartka do grupy żołnierzy Fobosa.
- I słusznie! - fuknęła Anka, która dziś rano w szatni znalazła nad swoim wieszakiem
wymalowany farbami napis: „Tu wiesza się najładniejsza dziewczyna w szkole".
39
Prowadziły te zapiski od kilku tygodni. To Klard pierwsza wpadła na pomysł szukania
sobowtórów z „W.I.T.C.H." i założyła ich księgę. Umieszczały w niej rysunki, wpisy, a nawet
zdjęcia. Dotąd udało im się zna-1 leźć aż osiem sobowtórów różnych postaci.
- Pamiętacie, jak znalazłyśmy babcię Hay Lin? -| rozmarzyła się Anka, bo to ona dostrzegła
podobieńJ stwo w dozorczyni ze swojego bloku. - Czy ten twój Ca-J leb też jest aż tak
podobny?
- Tak, bardzo.
- A jak ma imię?
- Paweł.
- Zrobisz mu zdjęcie?
- Postaram się.
W tym momencie wróciła Beata.
- O czym gadacie? Co z tym sobowtórem, bo ja też mam jednego! Znalazłam Caleba. Był u
mnie na pływalni.
- A to dziwne, bo Emila też spotkała akurat Caleba. Może to ten sam?
- Jak twój ma na imię? - Beata zmrużyła oczy, jak zawsze, gdy była zła.
- Paweł.
- To nie ten sam. Mój ma imię Damian. Jest dokładnie w naszym wieku. A twój?
- Nie wiem. Ale mój jest bardzo podobny do Caleba.
- Mój jest dosłownie wykapany. Nawet włosy tak mu sterczą nad czołem. I golf miał
podobny...
40
Mój jest identyczny - powiedziała z naciskiem Emila, patrząc gdzieś pod nogi.
Nagle w pokoju Anki zrobiła się dziwna atmosfera, jyliędzy dziewczynami czasem
wybuchały konflikty, ale Beata i Emila...? To prawie niemożliwe. Beata zawsze opiekowała
się Emila... Teraz jednak patrzyły na siebie wrogo.
- Najlepiej będzie, jak zrobicie im zdjęcia albo... obejrzymy sobie obu kolesiów! - zarządziła
Klara.
- A ja chciałam wam coś opowiedzieć - wtrąciła Monika. - Wiecie, co mi się przytrafiło
wczoraj wieczorem...? - Zawiesiła głos, żeby wzmóc zainteresowanie przyjaciółek. - Poszłam
pobiegać na tym bezludziu za działkami. No, co się patrzycie! Byłam zmęczona, więc
postanowiłam dotlenić mózg przed nauką.
- I co? Lepiej ci się uczyło? - zainteresowała się Emila.
- Nie - skrzywiła się Monika. - Nawet nie otworzyłam książki. Wróciłam tak padnięta, że
zaraz poszłam spać. No więc człapałam do domu, dosłownie ledwie żywa, gdy nagle wypadł
na mnie potwór. Najpierw zobaczyłam ogromną paszczę i masę kłów. Sierść na łbie jeżyła
mu się tak, jak gdyby miał grzywę. Podbiegł do mnie i stanął, jakby się zastanawiał, z której
strony zacząć mnie pożerać, gdy...
- Nagle jak spod ziemi wyrósł jakiś chłopak i zasłonił cię własnym ciałem - dokończyła
Emila.
41
- A ty skąd to wiesz?
- Bo dokładnie tę samą historię opowiadała dzid w szatni Mariola.
- A skąd...?! Pewnie podsłuchała, jak mówiład o tym Bartkowi.
- Nie. Ona mówiła, że to ją spotkało - łagodnie wyja-j śniła Emila.
- Chyba jej nie wierzysz? To na mnie rzuciła się taj bestia!
- A gdzie to było? - zapytała Klara.
- Za ogródkami działkowymi, przy tym nowym domu z granatowym dachem.
- Mariola też tam spotkała bestię i swego wybawiJ cielą - spokojnie powiedziała Emila.
- Jak sobie chcecie! - Monika obraziła się i zapominając, że ma być damą, z całej siły
kopnęła łóżko Anki.
- Przestań dewastować mój pokój i lepiej zajmij siej swoim bratem. Mam go już po dziurki w
nosie! - ostro zareagowała Anka.
W ten sposób rozpętała się nowa burza.
- A co ja mam zrobić? To nie moja wina!
- Ale to twój brat!
- A te znów to samo... - Beata zdawała się nie słyszeć kłótni. Spokojnie sięgnęła po swój
plecak i wyciągnęła dzienniczek.
- Dziewczyny, kiedy jest zebranie? - zapytała. - Może mój ojciec jeszcze nie wró...
42
Nagle urwała w pół słowa i zbladła jak ściana. Co się stało? - zaniepokoiła się Klara.
Beata w milczeniu pokazała dziewczynom otwarty dzienniczek.
_ No co? Nic tu nie widzę... - niecierpliwiła się Anka.
_ Właśnie! Tu była uwaga. Tu. Dokładnie na tej stronie. A teraz jej nie ma.
Przyjaciółki pochyliły się nad dzienniczkiem.
Uwaga Beaty znikła.
- Co ja teraz zrobię? - biadoliła Beata. - Weszpińska na zebraniu powie mojemu ojcu, że
wpisała mi uwagę, a ja jej nie mam. Ojciec mnie zabije! Pomyśli, że wyrwałam stronę z
dzienniczka.
- Uspokój się i przestań histeryzować. - Anka chciała ją poklepać po ramieniu, ale Beata się
odsunęła.
- Łatwo ci mówić.
- Wcale nie...
Zaczęły się kłócić. Klara odciągnęła Emilę nieco na bok.
- Rozumiesz coś z tego? - szepnęła.
- Nic. Ale wiesz...
- Wiem. Coraz więcej niesamowitych rzeczy nam się przytrafia.
- I coraz częściej zaczynamy się kłócić o byle co... -cichutko potwierdziła Emila. - Myślisz,
że komuś na tym zależy? A może to jakiś zły czar?
43
- Mam nadzieję, że już niedługo wszystko się wyjaśJ ni. I nawet jeśli to jakiś rodzaj magii, to
jej się nie damyl Na pewno się nie damy... - jakoś smutno zakończyło Klara.
*#*
A jednak się myliły. Jeżeli ktoś źle życzył dziewczyJ nom, nie zamierzał skończyć ze swoimi
intrygami] A było to tak.
Pismo „W.I.T.C.H." w ich miasteczku ukazuje się zaJ wsze w sobotę. Tylko Emila je
prenumeruje. Ance kupuje pismo mama, bo w sobotę bardzo wcześnie idzie dra pracy. Reszta
dziewczyn wyskakuje z łóżek skoro świt i leci od razu do kiosku, żeby zdobyć kolejny
wyczekany^ numer. Tej soboty jednak wszystko odbyło się inaczej.
Klara obudziła się z silnym bólem głowy. Zerknęła! na zegarek.
- O rany, już po jedenastej! - jęknęła. Czując gulę w gardle, zwlokła się z łóżka. Na stole w
kuchni leżał list od mamy:
Kochanie, spałaś tak twardo, że żal mi było cię budzić. Pojechałam z Maćkiem do zoo.
Wracamy ną obiad. Całuję! Mama.
Klara przetarła oczy i przeciągnęła się. Ale od razu tego pożałowała, czując silny pulsujący
ból głowy. Czyżby była chora? Musi się położyć. O wyjściu na dwór nie było mowy.
44
Zadzwoniła do Anki i poprosiła, żeby ta szybko kupiła jej nowy numer „W.I.T.C.H.".
Anka natychmiast pognała do kiosku. Niemal w locie złapała numer „W.I.T.C.H.",
wywołując uśmiech sympatycznej kioskarki. Po powrocie do domu zadzwoniła do Klary.
Razem doszły do wniosku, że nie ma sensu, by Anka przynosiła pismo Klarze, bo może się
zarazić. Zamiast tego Anka, strona po stronie, przeczytała przyjaciółce cały numer.
Przetestowała ją („Co ty wiesz o czarodziejach?"), przeczytała jej listy, horoskop i „Co
prawdziwa Czarodziejka mieć powinna". Ale najważniejszy był komiks. Anka opowiadała ze
szczegółami niemal każdy rysunek.
- .. .w białej tajemniczej komnacie stoją jakby kolumny z poskręcanych sopli. Chmury tak się
kłębią, że zasłaniają nogi Cornelii i Caleba. Caleb, o kurczę, ale ma mięśnie, jest tylko w
brązowych spodniach, takich jakby tureckich szerokich szarawarach. Oboje trzymają się za
ręce... A teraz uważaj! Dobrze siedzisz? Słuchaj! Na samym dole strony po prawej... całują
się! O kurczę! Jak Monika to zobaczy, zwariuje. Co? Jasne, że oboje mają zamknięte oczy,
przecież ci mówię, że się całują. I Caleb mówi albo oboje mówią: „Razem jesteśmy potężni".
Ale on ma mięśnie... Jak sobie pomyślę o Emili i Tomku... myślisz, że oni już się całują?
Czekaj, ktoś dzwoni.
W drzwiach pojawiła się mama Anki. Spojrzała na córkę z gazetą w dłoni i wesoło
powiedziała:
45
- Jak dobrze, że kupiłaś sobie ten numer! Rano zapomniałam o tym na śmierć, a teraz już go
nie było.
Te słowa usłyszała Klara. Mocniej przycisnęła słuchawkę do ucha. Ogarnęła ją fala gorąca.
Czy to znaczy! że nie będzie miała swojego ukochanego pisma? Prze-j cięż teraz nie dostanie
go już nigdzie. Jak zachowa sid Anka? Chyba nie będzie się z nią kłócić o gazetę? A mo-3 że
to...
- Nie wiem, kim jesteś i jakich używasz czarów... Ale widzę, że o mnie też nie zapomniałeś -
wyszeptała z przekąsem i w tym samym momencie firanka w jej zamkniętym oknie
gwałtownie zatańczyła.
Klarze przebiegł po plecach zimny, nieprzyjemny dreszcz.
Щр тР чР
Monika z niechęcią spojrzała na brata. Leżał przed telewizorem, pożerał setną paczkę
chipsów i gapił się na olbrzymów w obcisłych spodenkach podnoszących ciężary.
„Takiemu to dobrze - nie ma większych zmartwień" - pomyślała i powlokła się do swojego
pokoju.
Przed chwilą wyszły od niej Beata i Emila. Przeczytały gdzieś, że naukę trzeba zacząć od
oczyszczenia swojego otoczenia z brudu i śmieci. Razem wysprzątały cały pokój, zaglądając
do każdego kąta.
Monika usiadła przy biurku i zapaliła lampkę. Rozejrzała się. Istotnie, czuła się dobrze w tym
wypucowa-
46
vm wnętrzu. Sięgnęła po zeszyt do geometrii. Zadanie było dość łatwe, ale musi znaleźć
kątomierz. Nie było 0 jednak w szufladzie, nie było też w plecaku. W ogóle nigdzie go nie
było. Monika z furią złapała zeszyt i cisnęła go do plecaka.
- Jak ja mam się uczyć, skoro niczego nie mogę znaleźć! - warknęła.
Zgasiła lampkę i wskoczyła do łóżka. Po kilku minutach już spała.
П02Ъ2ЫИ 4
ШЙ ochanie!
W%r Klara z trudem pokonała senność i otworzyła jed-l no oko. Nad nią stała mama ze
słuchawką w dłoni.
- Obudź się, córeńko. Monika błagała mnie, żebym cię zbudziła. Podobno to sprawa życia i
śmierci - spo-J kojnie powiedziała mama.
Podała córce słuchawkę i zaraz wyszła.
- Halo? - zaspanym głosem odezwała się Klara.
- Słuchaj, stała się rzecz straszna, straszna, rozuJ miesz? Ja tego nie przeżyję! On ma jechać z
nami. RoA zumiesz! Anka mi tego nie daruje. Zepsuli mi całą] frajdę! Nie masz jakiegoś
przepisu, żeby pozbyć siej brata?
- Co??? Spokojnie, bo ja nic nie rozumiem. I przypominam ci, że Cornelia...
- Daj mi spokój z Cornelia. Cornelia nigdy nie była w tak strasznej sytuacji! Moja mama
wczoraj rozmawiała z ojcem i razem ustalili, że puszczą mnie na zlot, W.I.T.C.H. tylko z
Bartkiem. Rozumiesz? Bartek jedzie z nami na zlot!
48
_ O, psiakość! - Klara wyskoczyła z łóżka. - Anka już wie?
- No, ja jej tego na pewno nie powiem. Ale wiesz co? Chyba mam pomysł, jak rozwiązać ten
problem!
_ No, jak? - Klara była już całkiem przytomna.
- Otrujmy go! - zaproponowała Monika.
#**
Tydzień zaczął się fatalnie. Rano, jeszcze przed lekcjami, Monika powiedziała dziewczynom
o decyzji rodziców: Bartek jedzie z nimi na zlot albo rodzice nie puszczą Moniki.
Anka od razu oświadczyła, że w takim razie ona nie jedzie.
Niestety, nie był to koniec złych wiadomości.
Beata od kilku dni wyglądała na bardzo zmęczoną. Teraz po rewelacjach Moniki nagle
oświadczyła:
- Nie wiem, co się dzieje, ale zaczynam się bać.
- Czego? - spokojnie zapytała Emila.
- Nie wiem, ale czuję coś złego w powietrzu. Miałam dziś dziwny sen...
- Śniła ci się Nerissa?
- Gorzej! Śniło mi się, że patrzę na swoją dłoń. Przyglądałam jej się bardzo długo i nagle...
każdy mój palec odszedł w inną stronę.
- Była krew? Jak była krew, to dobrze. Krew we śnie to zawsze dobra wróżba - ucieszyła się
Monika.
49
- No właśnie nie było krwi. Każdy palec zamknął się tak jak parówka i poszedł sobie. Na
takich maleńkicW nóżkach. To był straszny widok. Jak myślisz, Emi, co to! znaczy?
Przyjaciółka nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo koło nich nagle zjawiła się Mariola.
- I co tam słychać? Widzę, że czymś się martwicie -I zatroszczyła się jakoś nieszczerze. -
Może wam pomoce
- Dziękujemy. Nie mamy żadnych kłopotów - zdecydowanie oświadczyła Beata.
- Nie to nie! - Mariola obrażona odwróciła się na pięcie i zniknęła w drzwiach klasy.
Przyjaciółki długo patrzyły w ślad za nią.
- Aha i jeszcze to... Moja uwaga w dzienniczku -j przypomniała sobie Beata.
- Słuchajcie, mam pomysł. Trzeba sfałszować t uwagę. Wpiszmy ją jeszcze raz i z głowy -
zaproponó wała Monika.
- No, jak ty już coś wymyślisz...! - fuknęła Anka. Dziewczyny zaczęły się kłócić. Tylko
Klara stała
przez chwilę zamyślona.
- Chyba wiem, jak to się stało - odezwała się w końcu.
- To mów, mów.
- Poczekajcie. Niech minie biologia. Beata, pamiętaj: Czarodziejki nigdy nie tchórzą!
- Po co mi to mówisz?
50
_ Nie wiem. Musiałam to powiedzieć, i to koniecznie przed biologią.
##*
Biologiczka była wyraźnie nie w sosie. Otworzyła dziennik na stronie, gdzie nauczyciele
wpisują tematy lekcji, i długo się w nią wpatrywała.
- Dziwne, bardzo dziwne... mogłabym przysiąc... Klara szybko spytała:
- A co się stało, proszę pani?
- Sama nie wiem. Nie wpisałam tematu ostatniej lekcji
- przyznała się nauczycielka. - Jak to? Ja widziałem,
jak pani pisała - odezwał się Bartek lizus.
- I ja też! I ja! - posypały się głosy uczniów z pierwszych ławek.
- No trudno, wpiszę go jeszcze raz. Co chciałaś, Beatko? - Nauczycielka wreszcie spostrzegła
sztywno wyciągniętą do góry rękę Beaty.
Dziewczyna wstała, odruchowo ściągając sobie kucyki na tył głowy.
- Chciałam panią prosić, żeby mi pani jeszcze razf wpisała uwagę, bo ona... znikła.
W klasie zrobiło się cicho.
- Pokaż dzienniczek.
Nauczycielka wzięła dzienniczek i przekartkowała
go szybko.
- Kiedy ci ją wstawiałam? Na ostatniej lekcji, prawda?
- Tak, proszę pani. Ale ja jej nie wyrwałam. Ona znikła. Biologiczka znów zaczęła się
wpatrywać w dziennik
i puste miejsce po tematach lekcji.
- Mariola, wstań! - powiedziała nagle. - Poproszą o wyjaśnienia.
Mariola zerwała się z ławki blada i przestraszona. Mimo licznych pytań nauczycielki nie
mogła z siebid wydusić słowa. Biologica w końcu postanowiła wezwaa jej rodziców.
- A tobie, Beatko, za to, że miałaś odwagę się przyj znać, nie wpiszę nic.
- Oj, dziękuję, dziękuję! - Beata aż podskoczyła z radości.
Natomiast Mariola stała obok z ponurą miną.
- Daję ci jeszcze jedną szansę. Bierz przykład z Beatki. Przyznaj się, że podsunęłaś mi
długopis z sympa tycznym atramentem. Tak było?
Mariola w końcu wykrztusiła:
- Tak było, ale ja tego nie zrobiłam. To moja kropi? astralna.
52
Wszystkich w klasie zamurowało. Wszystkich poza pięcioma dziewczynami.
„Pewnie słyszała, jak rozmawiałyśmy. Za dużo wie o W.I.T.C.H. Musimy się bardziej
pilnować!" - naba-zgrała na kartce Anka i posłała list do koleżanek.
Tak, ona zdecydowanie za dużo wie o W.I.T.C.H. Podsłuchuje je, to pewne. Inaczej, skąd by
aż tyle wiedziała?
Щг ЩР Щг
Na przerwie przyjaciółki otoczyły Beatę. Ściskały ją i obejmowały, szczęśliwe, że tak dobrze
wszystko się ułożyło. A potem Monika wyciągnęła ostatni numer „W.I.T.C.H.".
- Patrzcie teraz. Oto ostateczny argument, że mogę być Cornelią. Zobaczcie, tu jest zdjęcie
dziewczyn z jakiegoś klubu W.I.T.C.H. z Białegostoku. Czy waszym zdaniem któraś z nich
wygląda jak Czarodziejka?
Wszystkie pochyliły się nad zdjęciem.
- No, nie wiem, może trochę ta z lewej... - zaczęła Emila.
- Żadna z nich, żadna - stanowczo oświadczyła Monika. - I co? Wciąż uważacie, że nie
nadaję się na Cor-nelię? A która z nich się nadaje?
Znów zaczęły wpatrywać się w zdjęcie.
- Ta jakby troszkę przypomina mojego Nigela - roześmiała się Anka i wskazała na ładną
szatynkę.
53
- Jakiego znów Nigela? - szczerze zdziwiła się Beata.'
- No, mojego chomika. Teraz nazywa się Nigel, bo to imię bardziej do niego pasuje. Co się
tak gapicie?
- Bez przerwy zmieniasz mu imiona. A jesteś pewna, czy to w dalszym ciągu jest chomik?
- Jeśli ludzie mogą zmieniać nazwiska, to chyba mo-1 gę swojemu chomikowi zmienić imię.
- Jasne, jasne. Dajcie jej spokój. To fajnie, że ma tyj le pomysłów - stanęła w obronie Anki
Klara. - Nigel to świetne imię dla twojego chomika. Pasuje do niego. Aha, Aniu, czy masz dla
mnie ostatni numer?
- Nie mam dla ciebie ostatniego numeru - szybko odparła Anka.
- Zapomniałaś? - spytała Klara, ale w jej głosie za-| brzmiał niepokój.
- Nie, nie zapomniałam. Po prostu nie mam dla cie-1 bie tego numeru. Moja mama
zapomniała mi kupić
i mam tylko jeden.
- Ale przecież kupiłaś go dla mnie? Czytałaś mi przez telefon!
- Tak, ale zostawiłam ten numer sobie. Postaram się go jeszcze poszukać w jakimś kiosku.
- Dobrze wiesz, że już go nie będzie! - syknęła Kia-1 ra, zaciskając zęby.
- O co chodzi? - cicho spytała Emila.
Klara z Anką, przekrzykując się nawzajem, w skro- I cie opowiedziały o całej sprawie.
54
_ Powinnaś oddać numer Klarze - rozstrzygnęła
Emila.
Anka zrobiła się czerwona ze złości.
- Jeszcze czego! Mam jej oddać, a sama nie będę go miała, tak?
- A ja uważam, że Anka powinna zatrzymać gazetę -stwierdziła Beata. - Trudno, tak wyszło.
Ale Anka ma pierwszeństwo.
Klara nie wytrzymała:
- Nie masz racji! - krzyknęła.
- Właśnie, że mam!
Przez kilka sekund krzyczały wszystkie naraz. W końcu Anka złapała torbę i wściekła
pobiegła w kierunku schodów.
- Zaczekaj! - zawołała Beata i pobiegła za nią.
- Wiecie co? Ja muszę do toalety - powiedziała Monika i nie mówiąc, po czyjej jest stronie,
zaraz znikła.
Klara z Emila zostały same. Pierwsza odezwała się Emila:
- Nie martw się. Czasem tak się zdarza.
- Wiem. Pewnie chcesz mi powiedzieć, że zawsze mogło być gorzej, prawda? - mruknęła
Klara i poczłapała w kierunku pracowni fizycznej.
W pewnym momencie gwałtownie się obejrzała. Wydawało jej się, że tuż za swoimi plecami
usłyszała złośliwy chichot. Odruchowo popatrzyła na swoją dłoń, jakby sprawdzając, czy jej
palce, jak w tym okropnym
55
śnie Beaty, nie rozbiegły się na boki. Na szczęście były na swoim miejscu.
Do Emili, która została sama, podszedł Tomek.
- Czy coś się stało?
- Myślisz, że Nerissa mogłaby się wtrącać w nasze sprawy?
- Co? - Tomek zrobił zdziwioną minę, ale zaraz się rozpogodził. - To ktoś z tych waszych
komiksów?
Emila kiwnęła głową, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Właśnie te łzy zauważyła Beata.
„A więc jednak zerwał z nią, łobuz jeden! Teraz n pewno wciska jej jakieś mętne wykręty, że
niby tak bę dzie dla niej lepiej" - myślała.
Od razu wiedziała, że jest nic niewart. Ich klub się rozpada, a jeszcze na dodatek... biedna
Emi. Już, już chciała podbiec i pocieszyć przyjaciółkę, gdy zobaczyła, że Emila ociera oczy
chusteczką Tomka i przez łzy uśmiecha się do niego.
- Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć - powiedział.
Emila nagle pomyślała sobie, że prawie każdy spotkany człowiek przypomina jej jakąś postać
W.I.T.C.H. Tylko Tomek nie był podobny absolutnie do nikogo.
П02Ъ2ЫЬ 5
M#lara szła smutna i przygnębiona. Nic jej nie cie-W%f szyło. Ani przepiękny słoneczny
dzień, ani widok świeżo pomalowanych bloków na ich osiedlu, ani nawet rozkoszny zapach
świeżych rogalików z miejscowej piekarni. Szła, nic nie widząc i nie czując, zatopiona w
swoich niewesołych myślach. Ilekroć między dziewczynami wybuchała jakaś kłótnia, zawsze
umiała znaleźć sposób, żeby je pogodzić. A teraz? Sama posprzeczała się z Anką i nie
potrafiła znaleźć wyjścia z sytuacji. Przecież Anka powinna zachować się honorowo i oddać
jej ostatni numer „W.I.T.C.H.". Chyba że... Klara po raz kolejny analizowała wszystkie
wydarzenia. Najbardziej bolało ją to, że Anka przez telefon wyraźnie jej powiedziała: „Mam
ten numer dla ciebie". Dla ciebie! - tak powiedziała. A teraz nie chce go oddać.
Sama nie wiedząc jak, nagle znalazła się w pobliżu ogródków działkowych. Przez moment
patrzyła na koronę rozłożystej, starej lipy. Potem oparła czoło o chropowatą korę. Zamknęła
oczy i natychmiast poczuła przypływ ożywczej energii, a w jej głowie zatań-
58
czyła myśl: „Przecież wiesz, że nie jesteś zw^
dziewczyną".
I po chwili już wiedziała, co ma robić. Ogromu . .
ki kamień leżący przy drodze wydał jej się kanu
^eniem, który spadł jej z serca. Radośnie zaczęła wywija,
z pachnącym pieczywem. Przechodziła właśnie ^ .
wo wybudowanego domu z granatowym dache. ,
<їі, gdy
usłyszała warczenie. Bardzo groźne warczenie.
Ulica wydawała się niemal wymarła. Tylko fu^.^ ogrodu otaczającego dom z granatowym
dache^ . uchylona, a krzak jaśminu, jeszcze bez kwiatów, v się gwałtownie, jakby chciał się
ruszyć z miejsc^
Wtedy go zobaczyła.
Najpierw wielka paszcza wypełniona zębamii całe kosmate cielsko. Z gardła psa dobywał się
w , który mógł oznaczać tylko jedno: „Już po tobie, ц „'
Klara z trudem przełknęła ślinę. W zasadzie ^ . się psów. Za Kobaltem Emili wręcz
przepadała, tutaj to nie był pies, tylko bestia. Czerwone prz^ ne oczy, zjeżona bura sierść.
Klara bezwiednie wypuściła torbę z ręki. Dk .
kryła usta, żeby nie zacząć wrzeszczeć, i zaczęła
ślach powtarzać: „Dziewczyny, pomóżcie, mi! к
pomóżcie mi! Dziewczyny! Niech któraś z was. .
liii pomoże!".
Niestety, Klara nie była prawdziwą Will, nic .
Serca Kondrakaru i nie rządziła wszystkimi żyv ,
59
\st
V
naraz. Co prawda, zawiał ostry wiatr i pomyślała, że być może pojawi się Beata, która czuła
się komiksową Hay Lin. Jeszcze raz wysłała do dziewczyn telepatyczny sygnał. Jednak
pomoc nie nadchodziła, a tymczasem pies postąpił krok do przodu.
Wtedy zaszeleścił krzak jaśminu, wybiegł zza niego jakiś chłopak i zakomenderował:
- Nie ruszaj się.
Klara, żeby ją nawet błagano, nie zrobiłaby nawet najmniejszego ruchu.
Chłopak wolno się schylił i podniósł z ziemi patyk, a wtedy bestia w jednej chwili zamieniła
się w ogromnego, poczciwego bernardyna. Pies machnął kilka razy ogonem, ale widząc, że
chłopak grozi mu kijkiem - odszedł. Po chwili zniknął im z oczu.
Chłopak stał bez słowa, jak gdyby na coś czekał. Klara podziękowała mu trochę nieporadnie,
jąkając się i plotąc coś niewyraźnie, bo ze strachu wciąż drżała jej szczęka. Potem pognała do
domu, obiecując sobie, że nigdy, przenigdy nie zapuści się już w tę okolicę. Przychodziły jej
do głowy różne potwory, dziwadła i odrażające poczwary, które Czarodziejki W.I.T.C.H.
spotykały w swoich przygodach. Pierwszy raz od dwóch lat, czyli odkąd kupiła pierwszy
numer „W.I.T.C.H.", poczuła, że rozumie ich strach i naprawdę podziwia ich odwagę.
W domu z najdrobniejszymi szczegółami wszystko opowiedziała mamie.
61
- Jak dobrze się tak przed tobą wygadać! Już mi lepiej. - Sapnęła ciężko, kończąc swoją
opowieść.
- Niesamowite, córeńko, niesamowite. - Mama pokręciła głową z niedowierzaniem. - Ja
zawsze uważałam, że każda dziewczyna ma w sobie nadprzyrodzoną moc, i myślę, że twoje
przyjaciółki rzeczywiście ci pomogły.
Klara posmutniała.
„Przyjaciółki... Jak ja mogę opowiedzieć o tym dziewczynom? Po tym, co się stało, Anka na
pewno mnie wyśmieje i powie, że wszystko zmyśliłam. A w ogóle, jak to możliwe, że
przeżyłam to samo co Monika i Mariola?".
Dziewczyny spotkały się na skwerku przed biblioteką. Na pewno wygodniej byłoby u Moniki
w ogrodzie, ale odkąd Bartek zakochał się w Ance, klubowa Taranee unikała domu
przyjaciółki jak ognia.
Koło Anki leżał zwinięty w kłębek jakiś biało-czarny kundel. Przy Emili warował ciężko
dyszący Kobalt. Klara chciała opowiedzieć dziewczynom o tym, co jej się przytrafiło rano,
ale gdy zobaczyła, jak Anka na jej widok pogardliwie krzywi usta, straciła na to ochotę.
Emila i Beata siedziały obok siebie, ale każda patrzyła w inną stronę, jakby nie chciały mieć
ze sobą nic wspólnego.
- Wszystko w porządku? - zapytała Emila.
62
- Jasne! A czemu pytasz? - Klara uważnie spojrzała na Emilę. Miała nadzieję, że przyjaciółka
zaraz powie o tym, jak rano czuła, że Klarze grozi niebezpieczeństwo.
Jednak zamiast Emili odezwała się Anka.
- Zawsze tak pyta. Nie zauważyłaś? - warknęła. Klarze do reszty przeszła ochota na
jakiekolwiek
zwierzenia. Wyciągnęła z plecaka Księgę Sobowtórów.
- No, to pokazujcie zdjęcia, dziewczyny.
- Nie, nie! Zaraz. Najpierw sprawa Moniki - twardo powiedziała Beata. - W tym tygodniu
dwie jedynki i trzy uwagi za brak pracy domowej. Zróbmy coś... Przecież musi być jakiś
sposób!
- Ja wiem, co ty robisz źle - zaczęła Emila. - Trzeba chcieć się uczyć. Ja mam dużo chęci do
nauki i dlatego w szkole nieźle mi idzie...
Klara poczuła, że to świetna okazja, by znów mogły zrobić coś razem.
- Mam świetny pomysł! Emila, oddaj trochę swoich chęci Monice.
- Super! - ucieszyła się Monika.
- Ale jak?
Klara miała już gotowy plan.
Po chwili Klara, Beata i Anka wzięły się za ręce. Klara bardzo niepewnie wyciągnęła rękę w
stronę Anki, która obojętnie podała jej swoją. W środku tego trzyosobowego koła stanęły,
stykając się czołami, Emila i Monika.
63
- Powtarzajcie za mną - szepnęła Klara. - Energio Emili... musisz mnie posłuchać... rozkazuję
ci... i zaklinam cię... użycz swoich chęci Monice... ona ich bardzo potrzebuje... Rozkazuję ci!
Jeszcze przez moment dziewczyny stały nieruchom jak posągi. Pierwsza wyprostowała się
Emila.
- I jak? Czujesz coś?
- Nic - szczerze odparła Monika.
- A ja czuję! - Beata aż podskoczyła. - Już wiem, j rozwiązać to zadanie z matmy.
- Tyto zawsze...
- Spokojnie, teraz trzeba poczekać - mówiła Klara. Monika wróci do domu i wtedy na pewno
rzuci się n naukę jak tygrys. A teraz inne sprawy. Sobowtóry. To te bardzo ważne. Co macie
nam do powiedzenia?
Emila wskazała brodą na Beatę, by to ona zaczęła.
- Więc tak: nie ma najmniejszych wątpliwości, że t jest idealny sobowtór Caleba. Nawet
zrobiłam z siebi idiotkę i zajrzałam mu w oczy, czy na pewno ma zielone...
- Caleb ma szare - mruknęła Emila i Beata od razu się wściekła.
- Jakie szare, jakie szare?! Zielone. Monika, ty jesteś Cornelią. Jakie oczy ma Caleb?
Monika, czując, że tym razem nie uda jej się umkną przed konfliktem, rozejrzała się
bezradnie po twarzach przyjaciółek i nagle... zaczęła strasznie kasłać. Pokazała Ance, żeby
klepnęła ją w plecy, i nie odpowiedziała,
64
udając, że nie może mówić. Beata z niesmakiem pokręciła głową i mruknęła:
- Nie wiedziałam, że Cornelią jest tchórzem. Kończąc... oto on!
Wyciągnęła przed siebie błękitny segregator z Czarodziejkami WI.T.C.H. na okładce. Miała
w nim kserokopię legitymacji jakiegoś chłopaka.
- Nie widzę żadnego podobieństwa - stwierdziła Anka, wciąż unikając wzroku Klary.
- A ja widzę. To jest też mój Caleb - cicho powiedziała Emila i wyciągnęła z torby maleńki
cyfrowy aparat fotograficzny.
Przez kilka chwil w milczeniu oglądały różne ujęcia chłopaka, którego Emila poznała na
kółku teatralnym. Widziały go, jak przyczepia kurtynę, jak maluje sobie czarną farbą wąsy i
brodę, jak klęka przed wielką palmą i coś do niej mówi. I w końcu jak stoi lekko odwrócony
od obiektywu i czegoś z uwagą słucha. Był identyczny jak Caleb Beaty.
- Mój nazywa się Damian Jakub Piterek - odczytała Beata napis z legitymacji. - Ma
piętnaście lat i przeniósł się z Kalisza. Tu jego rodzice zbudowali dom. A twój?
Emila uśmiechnęła się.
- Paweł Marek Piterek. Lat piętnaście. Też przeniósł się tutaj z innego miasta.
- O rany! Mamy aż dwóch Calebów - to bracia i najwyraźniej bliźniacy! - Monika nagle
odzyskała głos.
65
- Nie, tak nie może być. Caleb ma być jeden.
- To, przepraszam, co mamy zrobić z drugim? Może otrujemy go razem z moim bratem,
wtedy upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. - Monika aż podskoczyła, zachwycona
swoim pomysłem.
- No więc, co robimy? - Klara otworzyła Księgę Sobowtórów na pierwszej niezapisanej
stronie.
- Emila, to znaczy Irma, niech go wpisze - powiedziała dziwnie łamiącym się głosem Beata.
- Nie, nie. Ty, Hay Lin, powinnaś go wpisać. Ty pierwsza... - Głos Emili też był dziwnie
drżący.
- Nie, to ty... - Beata nagle urwała, jakby coś ścisnęło ją za gardło.
Rzuciła się Emili na szyję i obie jak na komendę zaczęły płakać, przepraszać się i przysięgać
sobie, że już nigdy, przenigdy o nic tak głupiego jak jakiegoś Caleba sobowtóra się nie
pokłócą.
- Razem go wpiszemy, chcesz?
Po chwili rozpłakała się też Monika, która nie znosiła konfliktów. Ocierając mokre policzki,
zwróciła się do Anki i Klary:
- A wy pogodziłyście się już?
- Nie licz na to! - warknęła Anka.
Emila i Beata, gadając jedna przez drugą, naradzały się, jak wpisać swoich Calebów do
Księgi Sobowtórów. Siedziały obok siebie i kurczowo trzymały się z ręce.
66
Klara poczuła w sercu ukłucie zazdrości. Tak bardzo chciałaby teraz uścisnąć dłoń Anki,
objąć ją. Ale Anka wydęła wargi, obróciła się na pięcie i odeszła. Czarno--biały kundel
podniósł się, ziewnął i niespiesznie za nią podążył.
Anka mimo wszystko też czuła się nieswojo. Na dodatek ten kundel... Obejrzała się już chyba
piąty raz, ale pies cały czas szedł za nią. Gdy zobaczył, że Anka się ogląda, zaczął radośnie
wywijać ogonem.
- Czemu się do mnie przyczepiłeś? - wyszeptała, a pies skulił się, przybrał proszącą pozę i
zaskomlał.
- Wyglądasz... wyglądasz... brzydki jesteś, rozumiesz?!
Kundel usiadł i cicho popiskując, zaczął podnosić na przemian to jedną, to drugą łapę.
- Co cię napadło? Może masz wściekliznę? Nie możesz się przyczepić do kogoś innego?
Pies stanął, wspiął się na tylne łapy i (chyba się Ance nie zdawało) przecząco pokręcił głową.
- Pewnie zwariowałam - mruknęła i raptownie skręciła w ulicę Kościuszki.
- Cześć!
Przed nią stał Piotrek. W obu dłoniach trzymał wielkie reklamówki wypchane czymś
zapakowanym w gazety
- Cześć! - Tylko tyle udało się Ance wykrztusić.
67
Piotrek wyglądał świetnie. Długie rzęsy rzucały cień na policzki, bluzę miał idealnie w
kolorze oczu, a świeżo umyte włosy lekko falowały mu na wietrze. Anka poczuła, że za
moment zemdleje, i czym prędzej oparła się o ścianę najbliższego budynku. Resztką sił
spojrzała w tę cudowną jasną twarz. W tle, daleko na końcu ulicy, ponad ramieniem Piotrka,
zamajaczyła sylwetka Bartka, brata Moniki.
- Wiejemy! - wrzasnęła nagle Anka.
Złapała Piotrka za rękaw i wciągnęła go do bramy. Piotrek zatoczył się, potknął i mało nie
upadł. Kundel wślizgnął się za nimi do bramy.
Po chwili w bramie mignęła sylwetka Bartka. Szedł w kierunku domu Anki, a w dłoni trzymał
bukiet z młodych gałązek.
- O, Bartek... - zauważył Piotrek. - Przed nim się chowasz?
Anka kiwnęła głową.
- Dlaczego? On tak ciebie lubi..
Anka zazgrzytała zębami i pokręciła głową na znak dezaprobaty. A Piotrek ciągnął dalej:
- Za każdym razem, gdy go widzę, gada o tobie. „Anka to, Anka tamto, a widzieliście, jak
Anka serwuje... a wiecie, że Anka ma najfajniejsze włosy na świecie? A wiecie, że jadę z
Anką na jakiś tam zlot czegoś tam?". Gdyby nie to gadanie Bartka, nigdy bym na ciebie ni
zwrócił uwagi... A to twój pies?
68
Kundel siedział u stóp Anki. Teraz zadarł łeb i podniósł lewą łapę.
- Waruj! - krzyknął Piotrek. Pies przeszedł do leżenia.
- Daj głos! Kundel zaszczekał.
Piotrek odstawił torby, ukucnął i pogładził kundla po łbie, a ten wyglądał na zachwyconego.
- Nie wiedziałem, że masz takiego fajnego psa. Jak się wabi?
Anka poczuła kompletną pustkę. Nic, dosłownie nic nie przychodziło jej do głowy. W końcu
wypaliła:
- Szczypta.
- O, fajnie. Lubię szkolone psy. - Sięgnął po spory kamyk i rzucił na chodnik. - Szczypta,
aport!
Kundel rzucił się za kamieniem i zaraz go przyniósł.
- Jest super. Zamiast jednego dostał chyba półtora przydziału na inteligencję. Dobry pies.
Półtorej szczypty. - Uśmiechnął się sam do siebie. - Masz jeszcze jakieś zwierzaki?
- Tak, mam chomika.
- Jak się nazywa?
Anka poczuła, że ma w głowie czarną dziurę. Jak nazywa się jej chomik? Peter? Nigel?
Caleb? Zupełnie zapomniała, że odkąd zaczął chorować, nazwała go Mat, żeby mu w ten
sposób dodać sił. Już chciała powiedzieć: „Mat", ale Piotrek odezwał się pierwszy:
69
- Jak nie chcesz, to nie mów. - W jego oczach nagle pojawił się smutek. - No, muszę już
lecieć. Idę do pralni - powiedział i zaczerwienił się, jakby noszenie rzeczy do pralni było
czymś wysoce nagannym. - To cześć.
- Cześć... - słabym głosem odparła Anka.
- Cześć, Szczypta!
Kundel szczeknął i zamachał ogonem. Piotrek odszedł, a Anka uważniej spojrzała na biało-
czarnego psa.
- Ale idiotka ze mnie! Dlaczego mu nie powiedziałam, jak chomik ma na imię? Co on sobie o
mnie pomyślał? Słyszałeś, co on powiedział? „Gdyby nie to gadanie Bartka, nigdy bym na
ciebie nie zwrócił uwagi". Ten Bartek ma jednak jakieś zalety, prawda? - zapytała psa, a ten
zaczął się radośnie kręcić, usiłując złapać własny ogon.
- Półtorej szczypty, półtorej szczypty... - mruczała Anka, wpatrując się w taniec psa. - Gdzieś
już to słyszałam, ale gdzie?
Zupełnie nie potrafiła sobie przypomnieć.
Klara nie mogła znaleźć sobie miejsca. Mama była na uczelni, a Maciek u babci. Zajrzała do
pokoju brata. Wszystkie zabawki stały równo poukładane i od razu widać było, że żadne
dziecko się nimi nie bawi. Ten pokój w niczym nie przypominał pokoju czteroletniego
70
chłopca, bo też Maciek nie był zwyczajnym chłopcem. Nie tylko był niezwykle spokojny, ale
jeszcze nigdy do nikogo nie odezwał się ani słowem. Nie bawił się również normalnymi
zabawkami. Raczej brał pilota do telewizora i godzinami dotykał paluszkiem przycisków,
choć nigdy niczego nie uruchamiał. Lubił też wielkim nożem (największym, jaki był w domu)
rzeźbić w warzywach. Klara delikatnie wzięła rzodkiewki z jego biurka. Obie były w
kształcie... chińskiego smoka.
Ten smok skojarzył jej się z Emila i jej Katalogiem Skarbów. Nagle zapragnęła iść do niej i
zwierzyć się jej ze wszystkich swoich smutków. Wzięła więc torbę, starannie zamknęła drzwi
mieszkania i ruszyła w stronę domu przyjaciółki.
Po półgodzinie siedziały razem na podłodze, piły herbatę i zajadały się babką drożdżową,
którą na próbę upiekła mama Emili. Zbliżały się święta wielkanocne i mama postanowiła
potraktować to jako pretekst, by nauczyć się piec wielkanocne ciasta. Były pyszne.
Emila jak zwykle nic nie mówiła. Siedziała po turec-ku i głaskała wielki łeb Kobalta. Za to
Klarze nie zamykały się usta. Wylała z siebie wszystko, a przede wszystkim żal do Anki.
W pewnym momencie Emila sięgnęła po swój Katalog Skarbów i zaczęła go przeglądać. To
zdenerwowało Klarę.
71
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - Wyjęła przyjaciółce z rąk gruby, sztywny zeszyt.
- Jasne - szepnęła Emila i po chwili dodała: - Wiesz, ja rozumiem sen Beaty. Ten z palcami...
- Tak? To co on oznacza?
- Trzeba cały czas bardzo uważać, żeby nie zgubić najważniejszych rzeczy.
- Czy możesz wyrazić się nieco jaśniej? - poprosiła Klara z nutką niepokoju w głosie.
Emila nabrała powietrza i cicho powiedziała:
- Nawet czasopismo „Czarodziejki WI.T.C.H." nie jest warte tego, by stracić przyjaciółkę.
Klara spojrzała na jej drobną buzię śpiącej królewny.
- Idę do niej! - Zerwała się z miejsca.
- Weź to! - Emila wciskała Klarze swój Katalog Skarbów. - Niech przyniesie ci szczęście.
Po kilkunastu minutach Klara dzwoniła do drzwi Anki. Przed domem stał samochód jej ojca,
ale drzwi mieszkania pozostały zamknięte. Klarze zrobiło się przykro, bo pomyślała, że Anka
celowo jej nie otwiera. Wyciągnęła przed siebie Katalog Skarbów i oświadczyła:
- No, kochasiu, szczęścia to ty nie przynosisz. Smutna i przybita poczłapała do domu.
Яг Щг Чг
- Co tutaj robisz? - Klara niemal wpadła na Ankę na ulicy.
72
- Czekam na ciebie. Proszę. - Anka wyciągnęła w kierunki Klary ostatni, trochę już
zaczytany numer „W.I.T.C.H.".
- Nie trzeba. Masz rację... Ty i Beata macie rację. Nie mam prawa pozbawiać cię numeru.
Spróbuję sama go zdobyć.
- Nie, to ja spróbuję. Ten jest twój.
- Nie, nie mogę go wziąć.
- Nie denerwuj mnie. Bierz!
- Nie. To twój numer.
- Klara! Zaraz się pokłócimy.
Stały akurat koło kiosku, a gdy umilkły, usłyszały, jak jakaś dziewczyna pyta:
- Przepraszam, czy jest ostatni numer „WI.T.C.H."...? Szkoda... - W jej głosie zabrzmiało
wielkie rozczarowanie.
Klara i Anka błyskawicznie wymieniły spojrzenia i wypadły zza rogu.
Przed kioskiem stała Mariola. To był szok. Ona, która tak wyśmiewała się z ich pasji? Ona!
- Co się gapicie? - warknęła Mariola. - Dla siebie nigdy bym czegoś tak głupiego nie kupiła.
Dla... dla... dla dziadka to kupuję. Mnie takie bzdury nie interesują.
- Wiesz co? Mamy jeden zbędny numer. Dla dziadka.
- Tak. Mamy o jeden numer za dużo - poważnie powiedziała Klara.
73
Mariola podejrzliwie na nie spojrzała. Potem bez słowa sięgnęła po komiks i szybko odeszła.
Klara i Anka bezwiednie poszły w ślad za nią. Po chwili zobaczyły, że Mariola siada na ławce
i zaczyna czytać. Parsknęły śmiechem i rzuciły się sobie na szyję.
?T Tr v
- Zobacz, ona nadal czyta. Też obgryza skórki... jak ja, gdy jestem zaczytana. Pewnie jest
teraz przy pocałunku Cornelii i Caleba, bo patrz, jak wzdycha...
- Ta Mariola nie jest zła, tylko jakaś taka...
- Nie do życia...
- Tak. A myśmy ją podejrzewały, że nas podsłuchuje. A co ty tu właściwie robiłaś?
- E... - skrzywiła się Anka. - Wiesz, spotkałam się z Piotrkiem. To znaczy przypadkowo go
spotkałam i nie mogłam sobie potem znaleźć miejsca. Wyszłam, bo miałam kilka rzeczy do
wrzucenia do skrzynki... no i zobaczyłam ciebie. Jak mi teraz lekko na sercu. Jedno, co mnie
smuci, to to, że mój Mat jest chory.
- Kto to jest Mat?
- No jak to? Mój chomik. Zmieniłam mu imię. Tamto mu się nie podobało.
Klara roześmiała się, wyobrażając sobie niezadowolenie chomika.
- Mat to świetne imię dla chomika. I wiesz co?
- Co?
74
- Nic na świecie nie jest warte tego, by stracić przy-jaciółkę.
- Byłyśmy bardzo, bardzo głupie.
- To nie byłyśmy my - zdecydowanie powiedziała Klara
- Nie? A kto? - nie bardzo zrozumiała Anka. Klara skierowała wzrok na wciąż czytającą
Mariolę-
- Pamiętasz, co powiedziała Mariola: „To nie ja, to moja kropla astralna". I wiesz, ona miała
rację. Ona nie jest przecież zła.
- Pewnie, że nie. Każdy czasem zachowuje się głupio, jakby nie był sobą. Rozumiem! To nie
byłyśmy тУ> to nasze krople astralne.
Zaczęły biec przed siebie, podskakiwać, krzyczeć i śmiać się jak szalone.
- Wiesz co? - Klara nagle się zatrzymała. - Muszę ci koniecznie opowiedzieć o pewnym
psie...
Klara długo i ze szczegółami opowiadała o swojej przygodzie, a Anka słuchała, nie mogąc się
nadziwić, że przytrafiło jej się to samo co Monice. Nagle klepnęła się w czoło.
- Słuchaj...
- Więc zorganizujemy naszą tajną wyprawę. Pójdziemy tam i osobiście zbadamy, o co chodzi
z tym psem. - A&~ ka wprowadziła przyjaciółki w swój plan.
75
- No, nie wiem, czy to dobry pomysł... - mruknęła Monika. - Nie widziałyście tej bestii.
Drugi raz wolałabym jej nie oglądać.
- To będzie dzień naszej próby. Wiecie przecież, że Beata, to znaczy Hay Lin, miała sen. W
tym śnie pięć palców z jej ręki rozeszło się, każdy w swoją stronę. I to śni jej się ciągle.
Musimy zrobić coś, co nas zjednoczy...
- A poza tym będziemy miały co opowiadać na zlocie - cicho wtrąciła Emila.
- Ale dziewczyny - tajemnica absolutna. Rozumiecie? To będzie sprawdzian, czy umiemy
dochować tajemnicy jak prawdziwe Czarodziejki.
Dziewczyny znalazły zaciszne miejsce pośród zazielenionych krzewów i szptem kolejno
przysięgły, że nikomu pod żadnym pozorem nie wyjawią, dokąd wybierają się w sobotę za
tydzień. To była naprawdę podniosła i ważna chwila. Omówiły szczegóły dotyczące
wyprawy,
po czym w milczeniu rozeszły się do domów.
Potem, już w domu, | Klara nagle się zdener-I wowała. Emila z Beatą )§jf pogodziły się,
ona i Anka też. Emila przekazała część swoich chęci N do nauki Monice, Anka rozmawiała
z Piotrkiem
76
sam na sam. Mają kolejnego sobowtóra, a nawet dwóch w swojej księdze, mają wielkie plany
tajemnej wyprawy. Pozornie wszystko układało się wspaniale. A jednak Klara czuła się
dziwnie niespokojna. Podeszła do okna i sprawdziła, czy na pewno jest zamknięte, bo nagle
na ramionach poczuła gęsią skórkę.
Usnęła szybko, ale miała ciężki sen. Najpierw stała nad przepaścią i ze wszystkich stron
słyszała głosy wypowiadające składaną dziś przysięgę. Słowa były wyraźne, ale nie mogła
zobaczyć, kto je wypowiada. Nagle coś kazało jej spojrzeć na swoją rękę.
Zobaczyła własne palce, które jak pięć paróweczek, na krótkich nóżkach, rozbiegły się we
wszystkie strony. Obudziła się zlana potem.
Było już późno w nocy, gdy Monika skończyła oglądać film. Wszyscy w domu spali. Monika
włączyła sobie cichutką muzykę. Były to koncerty fortepianowe Mozarta, przy których
zawsze uczyła się Emila. Otworzyła książkę do gramatyki, żeby zacząć od ćwiczeń. Od razu
pomyślała o Emili.
„No tak, ale ona ma same szóstki i cokolwiek zrobi, nauczyciele zaraz ją chwalą. A ja? Nawet
jeśli zrobię te ćwiczenia, to i tak nic mi nie pomoże".
Policzyła, ile ćwiczeń ma do zrobienia. Osiem. Masa pracy, a przecież jest już tak późno.
77
Zamknęła podręcznik i napisała e-maila do Emili. Prawie natychmiast dostała odpowiedź.
Emila bardzo się ucieszyła, że może pomóc przyjaciółce. Zeskanowa-ła swoją pracę domową
i przesłała Monice, a ta wydrukowała sobie wszystkie osiem ćwiczeń i już, już brała do ręki
długopis, żeby je przepisać, gdy nagle ją olśniło.
Po co przepisywać? Przecież polonistka zawsze każe tylko czytać ćwiczenia, nigdy nie
zaglądając do zeszytów. Po co się więc wysilać?
Zadowolona ze swojego genialnego pomysłu wkleiła kartkę do zeszytu. Wysłała do Emili e-
maila z wylewnymi podziękowaniami i szybko się umyła.
Zasypiając, myślała o tym, że nareszcie przyjaciółki znalazły dobry sposób, żeby jej pomóc w
nauce.
%02Ъ2ЫЬ 6
aciek, brat Klary, siedział w kuchni. W prawej rączce trzymał ogromny nóż do mięsa. Wodził
językiem po wargach, wpatrując się w swoje dzieło. Przed nim leżało wyrzeźbione z
pietruszki maleńkie owalne pudełeczko. Nie otwierało się, co prawda, ale Klara aż przetarła
oczy, bo jego kształt, proporcje i napis na wierzchu były uderzająco podobne do...
Klarę olśniło. Rzuciła się do swojego pokoju i wyjęła z szuflady biurka Katalog Skarbów
Emili. Nerwowo zaczęła przerzucać strony. Bez trudu znalazła pudełeczko. Emila wpisała je
pod numerem 25. Był to błyszczyk do ust. Klara miała taki. Spojrzała na poprzednią stronę -
sekretnik. Oczywiście. Maciek zrobił go z chleba kilka dni temu. Na wierzchu wyrył w maśle
sylwetki Czarodziejek, a potem na oczach Klary zjadł. Jeszcze wcześniej, pod numerem 23,
była delikatna, posrebrzana bransoletka z doczepionymi wisiorkami, symbolizującymi pięć
żywiołów. Klara z trudem przełknęła ślinę -jej brat zrobił to z długiej, suchej łodyżki czosnku,
a wisiorki z żywiołami wyciął ze skórki sera.
M
79
Klarze aż pociemniało w oczach. Nie dość, że jej brat miał tak niespotykane zdolności, to
jeszcze na dodatek znał dokładnie cały Katalog Skarbów Emili.
Ale jak to możliwe? Kiedy...? Aha! - Klara klepnęła się w czoło. Raz, jeden jedyny raz była z
Maćkiem u Emili. Zaczęło straszliwie lać i uwięzieni spędzili u niej ponad dwie godziny.
Wtedy właśnie strona po stronie oglądały katalog i wspominały całą kolekcję przedmiotów
dołączonych do ich ukochanego pisma. A Maciek? Co wtedy robił Maciek?
Klara zamknęła oczy, usiłując sobie przypomnieć. Po chwili już wiedziała - zobaczyła to w
swojej wyobraźni.
Maciek stał tyłem do nich. W milczeniu patrzył w okno. Klara myślała, że obserwuje deszcz,
że zachwyca się tańczącymi za oknem błyskawicami, ale nie... W szybie odbijał się cały
pokój. Maciek, odwrócony plecami, oglądał katalog razem z nimi.
„To niesamowite!" - pomyślała.
Wróciła do kuchni. Brat nieruchomo siedział nad swoją pracą i nawet nie mrugał powiekami.
Tylko palcem wskazującym prawej rączki rysował w powietrzu szereg równiutkich kółek.
„On jest genialny... - po raz pierwszy przyszło Klarze do głowy. - Raz zobaczył i od razu
zapamiętał nie tylko dokładne kształty, szczegóły, napisy, ale też kolejność przedmiotów w
katalogu".
80
Klara nie mogła oderwać od niego oczu. Dopiero sygnał, że dostała SMS-a, wyrwał ją z
odrętwienia.
To Anka przysłała wiadomość, że spotykają się dziś przed biblioteką o osiemnastej
dwanaście.
*##
- Wiecie, co nam się przed chwilą przydarzyło? Nigdy nie uwierzycie! Zupełnie jak w
powieści. Kiedy wracałyśmy ze szkoły, zobaczyłyśmy Cygankę. Bardzo ładną. Miała proste
włosy, całkiem proste, pięknie proste jak Cornelia - rozmarzyła się Monika. - I ona na
naszych oczach się potknęła. Z torby wypadły jej warzywa. No, takie normalne: marchew,
pietruszka, buraki. Pomogłyśmy jej pozbierać. I teraz uważajcie! Ona nam opowiedziała, jak
Cyganie umieją czarować! - Monika ściszyła głos, jakby wyjawiała wielką tajemnicę.
- No, niezupełnie tak było. Zaczęłyśmy ją pytać, czy te wszystkie historie o Cyganach są
prawdziwe. I... Monika zadała jej ze sto pytań naraz - sprostowała Beata.
- Wcale nie!
- A właśnie, że tak. I tak ją męczyła, że ta Cyganka w końcu się przyznała...
- Nie miała innego wyjścia, znając twoje możliwości
- mruknęła Klara.
- ...że Cyganie umieją rzucać klątwy dobre i złe.
- I za naszą pomoc ona rzuci dobrą klątwę. Na kogo chcemy! - z triumfem powiedziała
Beata.
82
- Mam nadzieję, że poprosiłyście ją, żeby ta dobra klątwa dotyczyła Moniki, by nasza
przyjaciółka zaczęła się porządnie uczyć. Po tym numerze z wklejoną stroną polonistka już ci
nie odpuści - mruknęła Klara do Moniki.
- No, taką egoistką to Monika nie jest - oburzyła się Beata - żeby tak ważną i niepowtarzalną
okazję wykorzystywać tylko dla siebie. Poprosiłyśmy ją o rzucenie klątwy na chłopaka, który
jest wart Anki, żeby on ją kochał aż do śmierci.
- A o kim myślałyście? - spokojnie zapytała Klara, domyślając się, jaką usłyszy odpowiedź.
- Ja myślałam o swoim bracie. Bo on mi się ostatnio zwierzał i czytał swoje wiersze,
naprawdę ładne. Prawie mi się chciało płakać. Jestem po jego stronie. Okropnie mi go żal -
szybko odpowiedziała Monika, bardzo zaaferowana całą przygodą.
- A ja nie! - oburzyła się Beata. - Nie obraź się, Mo-ni, ale twój brat jest, wiesz... żołnierzem
Fobosa i ja bym tego Ance nie zrobiła. Ja myślałam o tym jej Piotrku. Wtedy nam nie wyszło,
ale zawsze warto próbować...
- Czyli mówiąc te słowa, każda z was miała na myśli innego chłopaka?
- Czuję, że znów będą kłopoty - jęknęła Emila.
- E, zaraz kłopoty... - Monika potrząsnęła głową. -Może po pro...
83
Ale zanim zdążyła dokończyć, na ulicy pojawiła się Anka. Do uszu przyjaciółek dobiegł jej
drżący, kokieteryjny śmiech.
- No, nie wiem, który z was powinien mnie odprowadzić. Może rzucicie monetą?
Przyjaciółki nie mogły uwierzyć własnym uszom i oczom. Osłupiałe wpatrywały się w Ankę i
dwóch chłopców. Cała trójka zaśmiewała się z czegoś do rozpuku.
- Wiecie co? My faktycznie jesteśmy Czarodziejkami.
- No, prawie, bo z nauką Moniki wciąż nam nie wychodzi - przypomniała Klara.
- Ty to zawsze wszystko popsujesz, droga Will...
- Wiem, droga prawie-Cornelio.
4*4
w Щг *F
- Dziewczyny, słuchajcie. Zaczynamy zebranie - oficjalnym tonem rozpoczęła Klara. - Mamy
na dziś następujące tematy: nauka Moniki, powrót ojca Beaty z delegacji... niestety, wraca już
jutro i kto wie, co może wymyślić...
- Nic dobrego. Mama mi mówiła, że pytał ją przez telefon, czy nadal mam głupoty w głowie.
- Miał na myśli W.I.T.C.H., tak?
- Tak.
- A ja chcę poruszyć sprawę wyjazdu Bartka na zlot.
- Beata zerknęła na Ankę, która wzruszyła ramionami i odparła:
- Mnie to nie przeszkadza.
84
Cztery przyjaciółki wymieniły spojrzenia, które znaczyły: dobra klątwa działa.
Nagle Beata złapała Emilę za ramiona i pociągnęła ku sobie tak mocno, że ta o mało się nie
przewróciła.
- Co ty robisz? Kobalt, spokój! Co się stało?
- E... tego... nie wiem... - Beata roześmiała się nerwowo i nagle zrobiła się bardzo czerwona.
Klara jednak zauważyła, dokąd wciąż wędrował jej wzrok.
Ujrzała Tomka. Nie był sam. Koło niego szła jakaś nieznajoma dziewczyna. Beata nie
chciała, żeby Emila zobaczyła swojego chłopaka z inną, i dlatego odwróciła jej uwagę. Tylko
czy Beata dobrze robiła? Czy nie powinna ostrzec Emili? Klara szybko wróciła do tematu
zebrania.
- O czym mówiłyśmy?
- Anka się cieszy, że mój brat jedzie. I bardzo dobrze, bo mój brat jest w porządku -
oświadczyła Monika. - On się przebierze na zlot. Wiecie za co?
- Droga Cornelio, nie zmieniaj tematu. Teraz rozmawiamy o twojej nauce.
- Racja. Jak tak dalej pójdzie, to ojciec nie puści Beaty, bo nienawidzi W.I.T.C.H., a ciebie
nie puszczą rodzice, bo będziesz miała same jedynki. Zapomniałaś, że zebranie jest w tym
tygodniu?
- Ja o niczym nie zapomniałam. A jak tam, Aniu, twój chomik? - Monika za wszelką cenę
chciała sprawić, by przyjaciółki zostawiły sprawę jej ocen.
85
- Fobos?
- Jaki znów Fobos?
- No, mój chomik.
- Przecież ostatnio zmieniłaś mu imię na Mat.
- Ale teraz używa imienia Fobos - zdecydowanie odparła Anka.
- Dlaczego dałaś mu imię takiej ohydnej postaci?
- Bo wczoraj ugryzł mnie w palec. Zobaczcie, jak mnie ukąsił. Myślałam, że jest chory, i
chciałam go pogłaskać, a on mnie cap! Wstrętny Fobos.
- Można zwariować od tego wiecznego zmieniania imion.
- A mnie się podoba, że Anka... - zaczęła Monika, ale Klara uciszyła ją i dalej na zebraniu
zajmowały się już tylko jednym punktem: Moniką.
*F *F Щг
„Ratunku, umieram!".
Emila odebrała takiego SMS-a od Moniki i zaraz do niej zadzwoniła. Jednak usłyszała w
słuchawce głos Klary.
- To ty? Myślałam, że dzwonię do Moniki - zdziwiła się Emila.
- Tak, to telefon Moniki. Uczymy się. Monika teraz nie może rozmawiać
- A, to już wszystko rozumiem.
86
Emila usłyszała w tle błagalne jęki Moniki, żeby dać jej przynajmniej potrzymać słuchawkę, a
potem warknięcie Klary:
- Nic z tego! Emila, kończę, bo przed nami jeszcze ponad dwadzieścia zadań.
- Ratuuu... - Emila usłyszała, jak Monika rozpaczliwie jęczy.
- Jak słyszałaś - zakończyła Klara - nasza Cornelia jest jak zawsze zdyscyplinowana i
poważna.
- Słyszałam...
Emila uśmiechnęła się do siebie. Jutro ona bierze się do biologii... a raczej do Moniki.
Kiedy Klara wróciła od Moniki, zadzwoniła do niej Beata. Długo gadały. Po skończonej
rozmowie zmęczona całym dniem Klara siedziała ze słuchawką telefonu w dłoni i rozmyślała,
jak to możliwe, żeby taki spokojny, pogodny chłopak jak Tomek był tak fałszywy. Na
dodatek Emila miała pretensję, że dziewczyny są złośliwe w stosunku do jej chłopaka. Co ma
robić? Powiedzieć Emili o niebieskim pajacyku?
87
Klara sama nie wiedziała, czy należy Emili mówić o zdradzie Tomka. Postanowiła zapytać
mamę o radę, tylko że... od czasu złożenia tej przysięgi milczenia jakoś unikała rozmów z
mamą. Było jej głupio, że coś przed mamą zataja. Odłożyła słuchawkę i poszła do kuchni.
Maciek siedział przy stole i wywijał nożem do mięsa. Inne dziecko z pewnością zrobiłoby
sobie krzywdę, ale Maciek, bez najmniejszej szkody dla siebie, w wielkim skupieniu rzeźbił.
Klara podeszła do niego i zaczęła się przyglądać.
To był pierścionek. Dość spory. Maciek wykonał go z kapuścianego głąba i pierścionek już w
kilku miejscach sczerniał. Klara nigdy takiego nie widziała. Jeśli Maciek rzeźbił kolejne
przedmioty z Katalogu Skarbów, to tym razem się pomylił albo... W pierwszej chwili ta myśl
wydała się jej nieprawdopodobna i absurdalna...
- Ty widzisz przyszłość, tak?
Maciek skinął głową, a Klara poczuła, że robi jej się gorąco.
- Udowodnij mi - powiedziała prawie tak cicho jak Emila.
Maciek odłożył nóż, wstał i drobnymi kroczkami poszedł do przedpokoju. Wskazał
paluszkiem na drzwi szafy, gdzie Klara włożyła spakowany na sobotnią tajną wyprawę
plecak, i po dziecięcemu pogroził Klarze palcem.
- To ty wiesz? - Jej zdziwienie nie miało granic. Maciek stał bez ruchu, nawet nie mrugając
powiekami. -
88
Czy stanie się coś złego? - zapytała brata, ale zanim odpowiedział, w głowie usłyszała już
własne myśli.
Maciek kiwnął głową.
Klara zaczęła pocierać skronie. Czuła, że za chwilę zwariuje. Tyle serca i wysiłku włożyły w
zorganizowanie tej eskapady. A teraz co? Ma powiedzieć dziewczynom, że muszą z tego
zrezygnować, bo jej autystyczny brat, który do nikogo jeszcze się nie odezwał, twierdzi, że
stanie się coś złego? To może zniszczyć ich klub! Ich wszystkie nadzieje!
- Co mam zrobić? - zapytała rozpaczliwie. Maciek wyciągnął przed siebie rączkę i wskazał
na
pokój mamy. Stał tak przez chwilę, nie opuszczając ręki.
- Dobrze. - Klara zrozumiała, o co mu chodzi. - Zrobię tak, jak mi radzisz.
Maciek wrócił do kuchni, do swojej pracy.
Klara weszła do pokoju, gdzie mama przygotowywała się do egzaminów.
Chciała potem zadać bratu jeszcze kilka pytań, ale on już spał.
Na stole w kuchni zastała wycinankę.
Przez długie chwile wpatrywała się w nią, nie mogąc złapać tchu.
- Więc ty wszystko wiesz! Wszystko! -jęknęła. - Nawet to, co mi się śni.
Ale Maciuś wiedział dużo więcej.
П02Ъ21М 7
^Ł ziewczyny, nic z tego nie rozumiem, ale mój oj-ттЗ ciec wrócił wczoraj z wywiadówki w
bardzo dobrym humorze i powiedział, że mogę jechać na zlot i nas odwiezie - oznajmiła
Beata. - Odwiezie nas! On nas odwiezie! Myślałam, że zemdleję.
- Może to nie był on, tylko jego kropla astralna? - zaśmiała się Klara.
- Nie żartuj sobie.
- Odwiezie nas? No to genialnie! Rozwiązał się nam kolejny problem.
- Ale co mu się stało? - Beata była tak podniecona, że kręciła się, jakby ją gryzły mrówki. -
Przecież zawsze był przeciwny. Na słowo „komiks" dostawał wysypki i mówił, że jak
rysunek, to na pewno bzdury. Tak się bałam. Tak się trzęsłam...
- Uspokój się. Ja wszystko wiem - oświadczyła Klara.
- Ja też. Kobalt, leżeć! - powiedziała Emila.
- Szczypta, spokój - powiedziała Anka.
- No to mówcie, bo zwariuję - gorączkowała się Beata.
- Siadaj!
90
- Nie mogę.
- Dobrze, to stój i słuchaj - rzekła Klara. - Moja mama wszystko mi opowiedziała.
Weszpińska zaczęła od tego, że ty nie uważasz na lekcjach, że nie słuchasz i że zamiast
notować i przepisywać z tablicy, czytasz pod ławką jakieś bzdury. Potem wyciągnęła to, co ci
zabrała, odkąd twój ojciec pojechał w delegację: cztery komiksy, dwie powieści i zapiśnik. To
wszystko oddała mu z obrażoną miną.
- I co? I co?
- I nic. Zebranie potoczyło się dalej. Weszpińska szczegółowo opowiadała o sprawach
związanych z zieloną szkołą, bo to przecież już niedługo. Potem omawiała punktację ocen z
zachowania i podała lektury, które powinniśmy przeczytać w czasie wakacji.
- A mój ojciec?
- No właśnie... Zebranie już się kończyło, a twój ojciec jakby się ocknął ze snu i, wyobraź
sobie, zaczął pytać, czy znane są już szczegóły dotyczące zielonej szkoły. Weszpińska
podobno poczerwieniała, bo właśnie przed kilkoma sekundami skończyła o tym mówić. Moja
mama siedziała blisko i słyszała, jak biologica mruknęła: „Niedaleko pada jabłko od jabłoni".
Rozumiesz?
- Nic a nic... - Beata wyglądała na zupełnie zdezorientowaną.
- No co ty! On, postrach całej okolicy, pyta o to, o czym dosłownie kilka chwil wcześniej
była mowa. Nie
91
uważał! Rozumiesz? Twój ojciec, zamiast słuchać, zaczął pod ławką czytać dwudziesty ósmy
numer - ten, który ci zabrała. Rozumiesz?
- O kurczę! I co na to Weszpińska?
- Nic! Wiesz przecież, jak ona boi się twojego ojca. I teraz najlepsze, uważaj: twój ojciec
podwoził do domu moją mamę. I wiesz, o czym gadali?
- Nie mam pojęcia, ale jak będziesz tak przedłużać, to cię uduszę.
- Wtedy nigdy się nie dowiesz - mruknęła Emila.
- O tym, jak to dobrze, że ich córeczki, czyli my, mamy takie poważne i wartościowe
zainteresowania. -Klara niemal krzyczała do ucha koleżanki.
- Teraz wszystko rozumiem! - Beata mocno klepnęła się w czoło. - Kiedy wrócił z zebrania,
był zupełnie inny. Wszedł do mojego pokoju i długo gapił się na półki. Pomyślałam, że szuka
czegoś... A jak poszłam się kąpać...
- Ty się czasem myjesz... - z niewinną minką zauważyła Monika.
- To nie było godne Cornelii - rzuciła Klara, a Monika zaraz wyszeptała bezgłośne
„przepraszam".
- ...a potem wydawało mi się, że ktoś grzebał w moich komiksach - dokończyła Beata.
- Twój ojciec był ciekawy, jak skończy się ta przygoda...
- Chyba tak... A dziś rano powiedział... - Beata zaczęła udawać basowy głos ojca. - „Aha,
przemyślałem
92
sprawę tego zlotu. Zawiozę was wszystkie. Wtedy akurat jestem w domu".
- No widzisz, widzisz!
- Nic nie widzę. Ciemno mi przed oczami.
Beata, zachwycona niespodziewanym obrotem sprawy, kazała sobie jeszcze sześć razy
opowiadać przebieg zebrania.
T TT
- Dziewczyny, muszę wam coś powiedzieć. - Anka wyjęła z torby ostatni numer miesięcznika
dla hodowców domowych gryzoni. - Patrzcie!
Wskazała palcem na stronę, gdzie wielki czerwony napis informował:
Laureaci konkursu na najbardziej oryginalne imię dla chomika.
Beata wyjęła jej z ręki pismo i zaczęła głośno czytać:
- „Wyróżnienia w naszym konkursie otrzymują następujące osoby: Genowefa Kowalska za
imię Peter, Jan Nowak za imię Caleb, Janina Kowalska za imię Fobos, Adam Kwiatkowski za
imię Mat...". Dziwi mnie tylko, że wszyscy mają takie podejrzanie popularne nazwiska.
- Beata, czytaj dalej - ponagliła Anka. - Czytaj o nagrodach.
- „Wyróżnione osoby otrzymują pięciokilogramowe opakowania karmy dla domowych
gryzoni...". Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego nam to pokazujesz?
93
Anka zrobiła tajemniczą minę.
- No, ewentualnie mogę wam zdradzić kilka moich tajemnic. Mama, zamiast skserować
stronę, o którą mi chodziło, skserowała formularze zgłoszeń na ten konkurs. No i wypełniłam
je wszystkie.
- Zaraz, czy ja dobrze rozumiem? - Klara zmrużyła powieki. - Wygrałaś dwadzieścia pięć
kilogramów karmy dla gryzoni?
- Tak, tak, tak! - Anka z radości podskakiwała i klaskała w dłonie.
- I co z nią zrobisz? Przecież tego twój Pimpek, przepraszam, Peter, Mat, Caleb, Fobos, nie
zje do końca życia. A Szczypta? Może on to lubi?
- Jaka Szczypta? Chodzi ci o mojego psa? Zmieniłam mu imię. Teraz nazywa się Kundel
Peter Barti. Co się tak gapicie? A zresztą, myślcie sobie, co chcecie. Tara-nee na pewno by
się nie przejęła waszymi minami. Ale macie rację... Co ja zrobię z taką furą żarcia? - Anka
posmutniała, ale błyskawicznie odzyskała humor. - Może chcecie trochę? Bardzo smaczne.
- Mariola ma świnkę morską - zauważyła Emila.
- Super! Dostanie ode mnie pięć kilogramów. A co z resztą?
- Oddaj do zoo, na pewno przyjmą - zaproponowała Emila. - Ja też muszę wam coś do
powiedzieć.
Wyciągnęła z torby aparat cyfrowy.
- Zobaczcie, jakie fajne zdjęcia zrobiliśmy wczoraj z Tomkiem.
Przyjaciółki zetknęły się głowami i z ciekawością wpatrywały się w ekran cyfrowego aparatu.
- E, na żadnym się nie całujecie. Nudy. - Monika wzruszyła ramionami.
- Jak nie chcesz oglądać, to nie... - obraziła się Emila, ale Klara nie wypuściła aparatu z ręki.
Długo oglądała zdjęcia, aż w końcu jedno podsunęła Beacie pod same oczy.
- Kiedy robiliście te zdjęcia?
95
- Wczoraj...
Klara cicho spytała Beatę:
- Masz u siebie tego pajaca?
Beata kiwnęła głową, bo nie była w stanie wydusić słowa.
Zdjęcie, które podsunęła jej Klara, przedstawiało Tomka usiłującego bezskutecznie stanąć na
głowie. Było zrobione w jego pokoju. Tuż koło jego lewej łydki siedział rozparty na półce
niebieski pajacyk.
Beata wzięła do ręki aparat i powiększyła ten fragment zdjęcia. To był identyczny pajac jak
ten, którego Beata przechowywała u siebie.
- Czemu się tak przyglądasz? - Emila zajrzała jej przez ramię, a Beata nagle się zmieszała.
Mrugała tylko powiekami i nie wiedząc, co powiedzieć, patrzyła na przyjaciółkę.
- Nic takiego. Pokazywałam tylko Beacie, jak fajnie można powiększyć fragment tego
zdjęcia - spokojnie wyjaśniła Klara.
- Jak mogłam być tak głupia?! Myślałam, że on jest wredny, że ją oszukuje... Nienawidziłam
go. A to był po prostu inny pajac. Fakty świadczyły przeciwko niemu!
- A ja sądzę, że Hay Lin by to przewidziała - rzekła Klara z naciskiem.
96
- Masz rację. Za rzadko biorę z niej przykład. To cześć! Na razie!
Pomachały sobie i każda poszła w stronę swojego domu. Gdy po chwili Klara odwróciła się,
zobaczyła, że Beata idzie, podskakując i zginając szczupłe, patykowate nogi zupełnie jak Hay
Lin.
Wychodząc z domu, Klara wzięła ze sobą pierścionek wyrzeźbiony przez Maćka w głąbie
kapusty. Cały już sczerniał, ale Klarze to nie przeszkadzało. Ściskała go w dłoni, gdy
podeszła do kiosku. Było sobotnie przedpołudnie i Klara była pewna, że bez problemu
dostanie kolejny numer „W.I.T.C.H.". Zanim podeszła do okienka, spojrzała na kapuściany
pierścionek.
Po chwili trzymała już w ręku nowy numer komiksu. Nabrała głęboko powietrza i odważyła
się spojrzeć.
Do numeru dołączony był prawie taki sam pierścionek. Prawie, bo nie z kapuścianego głąba,
ale z metalu, i mniejszy. No tak... Maciuś na kilka dni wcześniej wiedział, co będzie w
piśmie.
Klarze zaszumiało w głowie. Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Z zamyślenia
wyrwała ją dopiero mama Anki, która wyszła z kiosku, też z numerem „W.I.T.C.H.".
^F Щг ЩР
97
Dom z granatową dachówką stał na swoim miejscu. Od czasu gdy bestia napadła na Klarę,
okolica znacznie się zazieleniła. Przyjaciółki stanęły kilkanaście metrów od budynku.
Po paru minutach zbliżyły się do ogrodzenia, ale nic specjalnego się nie wydarzyło. W końcu
Anka nacisnęła klamkę i furtka się otworzyła. Ostrożnie weszły na teren cudzego ogrodu. W
końcu Beata się odezwała:
- No, dziewczyny, nie ma żadnej bestii. Czyżby dosięgła was zbiorowa halucynacja?
Nagle krzak jaśminu niespodziewanie się poruszył i ukazała się wielka włochata bestia.
Stanęła i potoczyła przekrwionymi ślepiami po przyjaciółkach.
- O, zaczęło się - wyszeptała Monika. - Jest już ten potwór.
- I co teraz? - spytała szeptem blada jak papier Emila.
- Nic. Stój spokojnie. Zaraz pojawi się ten chłopak. Przyjaciółki stały nieruchomo. W
powietrzu czuć było ogromne napięcie. Potwór głośno powarkiwał.
- No i gdzie ten koleś? Jakoś go nie widzę... - dopytywała się Emila.
Kolejne minuty w niczym nie zmieniły sytuacji. Przyjaciółki zbiły się w stadko - nie śmiały
ruszyć się z miejsca.
- I co teraz? Mówiłyście, że wyjdzie jakiś chłopak.
- Chyba wyjechał... - wykrztusiła Klara. - Wszystkie okna są zamknięte...
98
- Niedobrze mi - jęknęła Anka. Pies zrobił krok w ich kierunku.
- Wyjechał, a my zginiemy tu marnie. Pożre nas ta bestia.
Ich szepty były ledwie słyszalne, ale pies najwyraźniej zrozumiał, że się boją, i zbliżył się
jeszcze bardziej.
To przestało być śmieszne, a nawet nie wyglądało na przygodę. Dziewczyny poczuły
paraliżujący strach.
- Mam plan - szepnęła Klara. - Widzicie to drzewo? Łatwo na nie wejść...
- Na oczach tego potwora? Odgryzie nam cztery litery, zanim zaczniemy się wspinać.
- Nie. Ja rzucę mu moją kanapkę. Jeśli za nią pobiegnie, wszystkie włazimy na drzewo.
- Czy ja dam radę?
- Jakbyś nie dawała, to wyobraź sobie własne zwłoki poszarpane przez tego potwora.
- Na pewno dam radę - zmieniła zdanie Anka.
Klara powoli, spokojnie sięgnęła do plecaka po kanapkę. Wyjmowanie jej trwało kilka
koszmarnie długich minut, ale pies najwyraźniej wyczuł smakowity kąsek, bo zamknął
paszczę i zaczął węszyć. Niestety, po chwili znów warknął i już żadna z nich nie miała
wątpliwości, że zginą tu teraz rozszarpane na strzępy, ale w trawie nagle coś mignęło.
- Kundel... - szepnęła z płaczem Anka. Kundel stanął na dwóch łapach i zaczął szczekać.
99
Bestia odwróciła łeb i zjeżyła sierść na grzbiecie. Jej warczenie przypominało odgłos silnika
samochodu.
Kundel zatańczył wokół swojego ogona i rzucił się w krzaki. Bestia za nim.
- Teraz! - krzyknęła Klara i jedna przez drugą rzuciły się na drzewo.
Z oddali słychać było skomlenie kundla i te dźwięki jakby dodawały im sił.
Ostatnia gramoliła się Klara, gdy zza krzaków wypadła bestia. Klara poczuła, jak na jej bucie
zaciskają się ogromne szczęki.
- Pomocy! - wrzasnęła i poczuła, jak osiem rąk ciągnie ją w górę.
Była bezpieczna.
Bestia kilka razy podskoczyła na drzewo, ale nie mogła dosięgnąć dziewczyn. Klara
zobaczyła, że pies szarpie jej but zębami, rozrywając go na strzępy.
Wdrapały się najwyżej, jak tylko mogły.
- I co teraz?
- Może ktoś przyjedzie?
- Na pewno zaraz wrócą i nas uwolnią.
- Tak, na pewno zaraz...
- Jest sobota, odludzie, prawie nikt tu nie chodzi...
- Poza tobą i Mariolą.
- Mariola wyjechała.
- O kurczę! To co my teraz zrobimy? Przecież nikt nie wie, gdzie jesteśmy. Ta przeklęta
obietnica...
100
- Kilka razy mnie kusiło, żeby powiedzieć Tomkowi... - zaczęła Emila.
- I co? Powiedziałaś? - z nadzieją w głosie zapytały jednocześnie Anka i Beata.
- Niestety... - smętnie odparła Emila. - Dotrzymałem tej głupiej obietnicy.
Zamilkły.
Była szesnasta dwadzieścia. Wiosenne słońce rozjaśniało okolicę. Jedynymi żywymi istotami
były dziewczyny, ptaki, Kundel i warcząca bestia.
###
Około osiemnastej zaczęło być już naprawdę nieprzyjemnie. Monika cały czas płakała. Anka
odwróciła wzrok i mamrotała w kółko tabliczkę mnożenia. Klara udawała, że jakoś się
trzyma, ale żadnej z nich nie było wesoło.
- Wszystko przez tę głupią przysięgę. Gdybym powiedziała tacie, przyszedłby i nas ocalił -
rozmarzyła się Beata. - A tak to pewnie się wścieka, że mnie w domu nie ma. Jeśli
kiedykolwiek ktoś nas uwolni...
Emila milczała. Klara przez chwilę uważnie się jej przyglądała.
- Ja też o tym myślę - odezwała się.
- Ale o czym? - chciały wiedzieć pozostałe dziewczyny.
- Przyszło mi do głowy, że to, co nas teraz spotyka, to kara.
101
- Kara? Za co?
- Za to, że Mariola zrzekła się swojej karmy na rzecz zoo, że zdobyła dwa egzemplarze tego
ostatniego numeru, którego brakowało Klarze i Ance, a my nadal nie chciałyśmy jej przyjąć
do klubu. Też o tym myślisz, prawda, Emi?
Emila kiwnęła głową.
- Dajcie spokój tym smętom. Możemy przyrzec, że jak się uwolnimy, przyjmiemy Mariolę
do naszego klubu.
- A kim będzie? - zapytała Monika.
- Mnie się wydaje, że najbardziej pasuje na Cornelię - odparła Anka.
Monika posłała jej takie spojrzenie, że Anka czym prędzej powiedziała:
- No, żartuję przecież.
- Jak z tego wyjdziemy, to ona może być nawet Irmą. Zgadzam się na wszystko -
oświadczyła Emila.
Maciuś uważnie obserwował swoją mamę. Chodziła w tę i z powrotem po mieszkaniu,
najwyraźniej zaniepokojona. Co kilka sekund patrzyła na zegarek.
- Co robić? Co mam robić? - zapytała nie wiadomo kogo.
Maciuś poszedł do przedpokoju i przyniósł jej buty. Mama spojrzała na niego zdziwiona.
- Czyli mam iść?
102
Maciuś kiwnął główką.
- Ale czy na pewno już powinnam?
Maciuś znów kiwnął główką.
Gdy mama wyszła, Maciek wziął do ręki wycinankę, którą ostatnio zrobił. Przez chwilę ją
oglądał. Potem zgarnął kawałki papieru i wszystko wyrzucił do kosza.
Następnie zrobił nową pracę. Poszedł do pokoju siostry i na jej biurku położył taki rysunek:
W zupełnych już ciemnościach zabrzmiał znajomy głos:
- Halo, jesteście tam?
Z radości zaczęły krzyczeć jak oszalałe. Po chwili po drugiej stronie ogrodzenia zamajaczyło
światło latarki. Potem pokazała się mama Klary.
- Co się stało, dlaczego nie wra...
Nagle dostrzegła przed sobą parę wielkich, przekrwionych ślepiów. Zrozumiała wszystko.
Wyciągnęła
103
telefon komórkowy i zadzwoniła do rodziców każdej z dziewczyn, po czym bezradnie
znieruchomiała.
Wtedy na drodze rozbłysły światła samochodu. Po chwili wielkie czarne auto stanęło na
podjeździe. Wysiadły z niego dwie dorosłe osoby i chłopiec, którego mimo ciemności Klara i
Monika bez trudu rozpoznały.
Chłopiec dał psu znak ręką i bestia nagle, w okamgnieniu, zaczęła machać przyjaźnie ogonem
i łasić się do swojego pana.
Długo trwało tłumaczenie, skąd na drzewie w ogrodzie znalazło się pięć panienek. A gdy już
sprawa się wyjaśniła, chłopak, cały czas gładząc wielki łeb bernardyna, wyznał ze skruchą:
- No, nie wiem, dlaczego on taki jest... - Chłopiec raz po raz zerkał na swojego ojca. Obaj
wyglądali na zmieszanych.
- Zaraz, zaraz... - Mama chłopca podrapała się w głowę. - Przecież my się tak poznaliśmy,
prawda, kochanie?
- Racja - przyznał ojciec chłopca.
- Napadł mnie jakiś straszny pies i ty mnie obroniłeś, pamiętasz?
- Tak było.
- Co za dziwny zbieg okoli... - Mama chłopca nagle urwała i surowo spojrzała na syna. -
Znałeś tę opowieść, prawda?
- Tak.
104
Słychać było, jak chłopiec płacze. Zęby ukryć łzy, wtulił twarz w gęstą sierść pięknego, teraz
zupełnie łagodnego bernardyna.
- To ja już wszystko rozumiem.
- A ja nic nie rozumiem, ale nie czas teraz o tym rozmawiać - rzekła mama Klary. - Wszystko
dobrze się skończyło. Jedziemy do domu. Już powiadomiłam waszych rodziców, że dziś
nocujecie u nas.
To był czwartek. Okropny dzień.
Trudno dociec, która z nich nagle postawiła sprawę Klary. Klary zdrajczyni. Klary, która
złamała ich przysięgę-
Na domiar złego nagle wydało się, że Klara, dzięki której w ich klubie tak dużo się działo,
sama wszystko wymyślała.
Beata odkryła u niej w pokoju wydruki tajnego przepisu na miłosne kanapki z lubczykiem.
Kilka dni dyskutowały między sobą o tym, co się stało, a teraz zebrały się, żeby zdecydować,
czy jadą na zlot fanów razem z Klarą. Pogoda wtórowała ich ponurym rozmyślaniom, bo po
niebie żeglowały ciężkie, ołowiane chmury.
- Bardzo mi przykro, Klaro, ale złamałaś przysięgę. - Głos Beaty był bardzo poważny. - W
obecności nas wszystkich złożyłaś uroczyste ślubowanie, że nikomu
105
nie zdradzisz, dokąd się wybieramy. To była tylko nasza tajemnica. Uważam, że musimy
wykluczyć cię z klubu. Klara spuściła głowę.
- Ja, mimo że wtedy z wami tam nie byłam, myślę... Beata uciszyła Mariolę dłonią.
- Porozmawiamy o tym na osobności.
- Uważam, że... - wyrwała się Monika.
- Już o tym rozmawiałyśmy.
- Dobrze się stało - wtrąciła Anka. - Sama żałowałam, że nie powiedziałam o naszej
wyprawie swojej mamie. Kiedy siedziałam tam na drzewie, modliłam się, by ktoś nas znalazł.
- Pamiętacie, jak Klara powiedziała nam, że ten przepis na magiczną kanapkę znalazła w
starej księdze u swojej ciotki? A jak to było naprawdę? Czy masz odwagę się przyznać?
- Tak - spokojnie odparła Klara. - Ten przepis sama wymyśliłam. Wydrukowała mi go ciocia,
która jest grafikiem i ma w komputerze kilka tysięcy różnych czcionek. A potem specjalnie
pobrudziłam i opaliłam kartkę, żeby wyglądała na starą.
- O rany! A nas to zawsze pouczasz... Niestety, teraz musisz wyjść na chwilę, a my
zdecydujemy, czy chcemy cię nadal mieć w swoim klubie. Od tego zależy jakie miejsce
zajmie w nim Mariola.
Klara spokojnie wstała i wyszła z altanki. Słyszała, jak przyjaciółki kłócą się i przekrzykują
nawzajem.
106
Dziewczyna wierzyła swojemu młodszemu bratu. Domyśliła się, co chciał jej przekazać za
pomocą rysunku pozostawionego na jej biurku. On nie może się mylić. Nie był przecież
zwyczajnym młodszym bratem. Był prawie czarodziejem.
Za dwa dni zlot. Klara miała już gotowy strój: fioletową bluzkę i turkusową spódniczkę.
Mama obiecała, że pozwoli jej na ten dzień ufarbować włosy zmywalną farbą. Ale czy to
miało teraz znaczenie? Czy stroje w ogóle były ważne?
Spojrzała w stronę altany.
Zobaczyła Emilę, a zaraz za nią Mariolę. Z ich twarzy nic nie można było wyczytać. Emila
powiedziała cicho:
- Już zdecydowałyśmy. Chodź tutaj, Will.
www
Mama Klary siedziała nad książkami. Za dwa tygodnie zaczynała się sesja. Maciek natomiast
nic nie robił. Stał przy oknie i patrzył przed siebie. Z jego buzi nie wydobywał się żaden
dźwięk. Czekał, aż mama skończy się uczyć. Zaplanował sobie, że zanim jego siostra
rozradowana wpadnie do domu, on podejdzie do mamy i coś powie.
Milczał przez pięć lat, ale teraz już zdecydowanie chciało mu się mówić. W główce ułożył
sobie zdanie: „Kocham cię, mamusiu. Przepraszam, że tak długo nic nie mówiłem".
Powtórzył je kilka razy szeptem, a potem
107
skierował się do łazienki po spore pudło chusteczek higienicznych. Czuł, że bardzo się mamie
przydadzą.
###
Chomik Anki Eryk pochłonął sporą porcję kukurydzy z puszki i teraz mocno spał. Kundel,
czyli Peter Barti, z nową obrożą, najedzony i zadowolony drzemał na swoim nowym
posłaniu. Jednak co kilka sekund podnosił powiekę i zerkał na drzwi, przez które, miał
nadzieję, lada chwila wejdzie jego ukochana, najdroższa na świecie pani, którą kochał wierną
psią miłością.
łeb wielkiego bernardyna i marzył, że on też, tak jak jego ojciec, obroni jakąś śliczną
dziewczynę przed kłami psiego potwora, a potem się z nią ożeni. Innej szansy na zdobycie
żony nie widział. A starym kawalerem też nie chciał zostać.
Właśnie w tym momencie zobaczył, że do jego ogrodzenia zbliża się dziewczyna. Nie
czekając długo, wypuścił psa i schował się w krzakach jaśminu. Miał zamiar próbować aż do
skutku.
###
Mama Marioli uśmiechała się pod nosem, ciesząc się, że jej córka nareszcie zdobyła serca
koleżanek, że jest teraz z nimi i nie będzie już każdego wieczoru w samotności płakać w
poduszkę.
W pokoju Emili siedział niebieski pajac i szklanymi oczami lustrował swoje nowe miejsce
zamieszkania. Beata postanowiła w końcu przyznać się Emili do swych podejrzeń i dać jej
znalezionego pajaca, żeby oboje z Tomkiem mieli takie same. Tym samym Beata
wytłumaczyła, dlaczego była aż tak złośliwa wobec Tomka.
Na schodach domu z granatowym dachem siedział chłopak. Gładził
108
PRAWDZIWYCH CZARODZIEJEK
Sekrety matę i duże
Pierwszy z serii poradników dfa młodych czarodziejek. Bohaterki najpopufarniejszego w
Pofsce magicznego komiksu dfa dziewcząt wprowadzają czytelniczki w świat magii.
Odkrywają sekrety W.I.T.C.H., dają magiczne rady, opisują własne przeżycia.
Przyjaciele na dobre i na zie
Tym razem Bohaterkipopufarnego, szczegófnie wśród dziewcząt komiksu, pomagają
zrozumieć magie przyjaźni. Opowiadają, co w przyjaźni
jest najważniejsze, i radzą, jak być dobrym
przyjaciefem.
« т\щ
! 'ł **p
W grupie raźniej
Jak znafeźćgrupęfajnych znajomych czy dobrych przyjaciół? Jakpoznać, czy do siebie
pasujecie? Znajdziecie tu jragmenty pamiętników młodych Czarodziejek, sekrety W.I.T.C.H.
i magiczne rady, a także testy i zabawy, którepozwofą fepiej siepoznać.
Czarodziejska szkoła
Jak pokonać szkofną tremę i radzić sobie ze szkofną nudą, a także, co robić, gdy popada się w
konflikty z kofegami i nauczyciefami? Znajdziecie w tym poradniku Jragmenty pamiętników
Czarodziejek, sekrety W.I.T.C.H. i wiek magicznych rad.
rURADY I PRZEŻYCIA PRAWDZIWYCH CZARODZIEJEK
Rodzice - jak ich zrozumieć?
Jakporozumieć się z własnymi rodzicami? Znajdziecie w tym poradniku wskazówki, jak
uzyskać zgodę rodziców i jak przetrwać, gdy narozrabiacie... W końcu nie ma ani ideafnych
rodziców, ani ideafnych dzieci.
Chłopcy - jak ich polubić?
Czarodziejki podpowiedzą Ci, jak poradzić sobie z kofegami,przyjaciółmi i... braćmi, którzy z
czasem także mogą stać sięjajnymi kumpfami.
Niech żyją wakacje
Nie tak łatwo pogodzić własnepfany z wymaganiami ' rodziny, wybrać cef wyjazdu
odpowiadający wszystkim
i dobrze przygotować wakacyjny ekwipunek.
Jeśfi wybierasz się na wakacje, najpierw koniecznie przeczytaj ten poradnik. Najfepsze
wakacje
to wakacje z W.I.T.C.H.!
Uwierz w siebie
Jak uwierzyć w siebie, nauczyć się mówić „nie"
i poradzić sobie z wybuchami złości? Kofejny poradnik
W.I.T.C.H. to zbiór czarodziejskich porad na codzienne
kłopoty ze sobą. Każda nastofatka na pewno znajdzie
tu wiefepomysłów na zaakceptowanie siebie
i na radzenie sobie z własnymi słabościami.
PRAWDZIWYCH CZARODZIEJEK
Miłość - czy to /uż?
„Miłość tojńękny stan, chociaż czasami zdarza się, że w jednej ckwiłi jesteś w siódmym
niebie, a w następnej yrzeżywasz załamanie". Jak zwrócić na siebie uwagę Jajnego chłopaka,
co zrobić, by waszeyierwsze spotkanie wypadło naprawdę super ijakjjoradzić sobie z
zazdrością, W koiejnymyoradniku W.I.T.C.H. znajdziecie odpowiedzi na te i wiek innych
nurtujących każdą nastofatkejtytań.
Spotkania, imprezy i przyjęcia
Co sprawia, że impreza jest super? Jak zorąanizować mzyjecie urodzinowe, a jak
superimyrezę, którą wszuscu długo będą wspominać? Czarodziejki WI T.C H wiedzą o tym
wszystkol W nowym-poradniku podziełą się z Wami swymi imyrezowymi doświadczeniami
Oprócz odpowiedzi na Wasze pytania książka zawiera tez zabawne testy i mnóstwo
magicznych rad
Rodzeństwo - jak z nim wytrzymać?
Kolejny, magicznyjtoradnik dła nastofatek. Tym razem
?. Czaro^zigkifoayowiedzą Wam, jak poradzić sobie z rodzeństwem: jak rozwiązywać
konfłikty, porozumiewać się w codziennych sprawach czy wreszcie -zaprzyjaźnić się z
bratem łub siostrą, W książce znajdziecie testy, opowieści z życia Czarodziejek W1T.C.H. i
wiek magicznych rad.
Miej swój styl
Czy odnałazłaśjuż własny, nieyowtarzałnu stuł? ^ekomecznieyrzeczytaj tenyoradnik.
Czarodziejki W.I.T.C.H.podpow,edzą Ci, na czymyołega sztuka J dobrego makyazujak
dobrać strój do okazji i doskonałe \-^2W mm ZayreZmtTaL W bilżce znajZiecie także p
"tt&odziejskich yorad. J
.....
*