Jasinda Wilder Falling 2 1 Tylko My wbrew wszystkim []

background image
background image

WilderJasinda

Tylkomywbrewwszystkim01

ByłamzakochanawJasonieDorseyuodzawsze,aleonnawet

niewiedział,żeistnieję.Jeślimniezauważał,totylkojako

kłopotliwąprzyjaciółkęNell…

JasonDorseyzaprosiłNellnarandkęwtydzieńpojej

szesnastychurodzinach,aleichspotkanienigdyniedoszłodo

skutku.NellwybrałaKyle’a–jegonajlepszegoprzyjaciela.

JasonumówiłsięzprzyjaciółkąNell,Beccą.Niemógłwiedzieć,

żetarandkabędziepoczątkiemwielkiejmiłości.Aobojenie

przeczuwali,żebliskidramatwystawitęmiłośćnapróbę…

Wrzesień,pierwszaklasaliceum

Niebądźdebilem,Malcolm.-MocnopopchnąłemMalcolma

Henryego,ażsięzachwiał.

background image

-Pocosięwypierasz,Dorsey?LecisznaNeliHawthorneod

zawsze.Kiedywreszciepokażeszjajaisięzniąumówisz?-

Malcombyłjedynymczarnoskórymchłopakiemwszkolnej

reprezentacjifutbolu,najszybszyminajlepszymbiegaczemi

członkiemnaszejdrużynowejtrójcygwiazd,obokKyle'a,

rozgrywającego,imnie,skrzydłowego.

Byłpodobniezbudowanyjakja:niski,krępyiumięśniony.

Dotegomiałwielkieafrorodemzlat70.,októredbałjako

świętość,botwierdził,żeskorojestjedynymczarnym

chłopakiemwdrużyniebiałasówzprzedmieścia,odegraswoją

rolęjaknależy.

-Jakizciebiepieprzonytchórz!-podpuszczałmnie.-Nie

zrobisztego!

Spojrzałemnaniegozwściekłością.

-Zamknijsię,Malc.-Czekaliśmyażresztachłopakówsię

przebierzeiprzerzucaliśmysiępiłkąnaboisku.

Byliśmywcześniej,bopoprzedniomieliśmyWF,atrener

Donaldsonbyłrównocześnienauczycielem.

-Niejestemtchórzem,poprostujeszczeniebyłookazji.Ona

jestnajlepsząprzyjaciółkąKyle'a,toraz.Niejestempewien,

jakbysięnatozapatrywał.Pozatympamiętasz,cobyłoz

panemHawthorne'emiAaronemSwarnickim?Chybaurwałby

mijaja,gdybymsięzniąumówił.Skończyłaszesnaścielat

dosłownietydzieńtemu.

-Cooznacza,żemiałeścałytydzieńnazaplanowanietego.

background image

Dajspokój,Jay,niewkurzajmnie.Odsiódmejklasy

marudzisz,jakonacisiępodoba.Terazmaszszansę.-Rzucił

domniepiłkę,apotemruszyłszybkimzygzakiem.Rzuciłem

zanim,alepiłkanawetgoniemusnęła.-CałeszczęścieJason,

żeniejesteśrozgrywającym,tobyłamasakra.

-Aco,rzuciłbyślepiej?Nietrafiłbyśnawetwdrzwido

stodoły!

Cisnąłwemniepiłką,któramocnouderzyłamniewpierś.

-Założęsię,żetrafiłbymwtyłekNelizpięćdziesięciu

metrów.

Wiedziałem,żechcemnierozdrażnić,aleudałomusię.

-Niemówtakoniej,gnoju!-Odrzuciłemdoniego,apotem

zrobiłemto,coonwcześniej:odbiegłemkilkametrówisię

odwróciłemdopiero,żebyzłapaćpiłkę.

-Notomnieniewkurzaj.Umówsięznią!-Rzucił,apiłka

wylądowałamiprostowrękach.Malcolmrzucałlepiejniżja,

alewżyciubymtegogłośnonieprzyznał.

-Umówięsię-powiedziałem.-Jakbędęgotowy.

WtejchwilinaboiskowybiegliBlain,Nick,ChuckiFrankiei

zaczęlirozrzucaćswojerzeczywzdłużliniibocznej.Rzuciłem

doFrankieego,któryruszyłwmojąstronę,wtykającpiłkępod

pachę.Pozwoliłemmusięminąć,apotembeztrudugo

złapałemirzuciłemnaziemię,mocnowalącwbok.Śmialiśmy

sięobaj,alekiedysięzderzyliśmy,toFrankiedłużejwstawałi

ztrudemłapałoddech.

background image

-Tchórzzciebie,Dorsey.-Frankiesięskrzywiłiprzycisnął

pięśćdożeber.-Kurwa,człowieku,obiłeśmiżebro.Niemam

ochraniaczy,więcmożewyluzuj.

-Co,mięczaku,zamocnobyło?Zagrajparęrazy,przyjmij

paręblokówimożetrochęzmężniejesz,laleczko.-

Wyszczerzyłemzęby,boobydwajwiedzieliśmy,żeFrankie

granaliniiatakuizajmujesiępilnowaniemmojegotyłka,

kiedyzaczynambiec.Byłzajebistymgraczemijednymz

moichnajlepszychprzyjaciół,poKyleuiMalcolmie.

-Tak,jajestemlaleczką,pieprzonawróżko-zębuszko!-

Rzuciłsięnamnie,apotemobjąłmniezaszyjęizacisnął.

Frankiebyłwielki,naprawdę,byłzniegobyk,miał

siedemnaścielatijużmierzyłmetrosiemdziesiąt,aważyłsto

trzynaściekilo.Napierwszyrzutokawyglądałnaspasionego,

alewzwarciuokazywałosię,żetostotrzynaściekilomięśni.-

Możebyśprzestałpląsaćpoboiskujakkrólewnaelfówiwziął

siędopilnowaniaswojegotyłeczka?

Ztrudemłapałempowietrzeimusiałemuderzyćgopięściąw

żebra,żebymniepuścił.Blain,nasztylnyobrońcaidrużynowy

rozjemca,zepchnąłnasobuzalinię.

-Odpuśćcie,chłopaki.Wiecie,żetrenernieznositakich

przepychanek.

-Zamknijsię,Blaine-powiedzieliśmychóremja,Malcolmi

Frankie.

-Możewrócimydokwestiitego,żejesteśzbytwielkim

background image

tchórzem,żebysięumówićzNeli-zaproponowałMalcolm.

-Amożenie.-Rzuciłempiłkęwbok,doChucka,drugiego

skrzydłowego,któryjązłapałiodrzuciłdoNicka,atakującego.

-Wyzywamcię!-powiedziałFrankie.Roześmiałemsię.

-Coto,podstawówka?Wyzywaszmnie?Chybażartujesz.

AleFrankiesięnieśmiał.

-Tak,wyzywamcię,żebyśsięumówiłzNeliHawthorne.

Mamdośćtwojegoudawania,żeniktniewie,żesięwniej

podkochujesz.Wszyscywiedzą,zwyjątkiemniejiKyle'a,

więcbierzsiędodziełainiemarudźjużwięcej.

-Podnoszęstawkę-powiedziałMalcom-istawiamstówę,że

tegoniezrobisz.

-Chybazgłupieliście.Niebędęsięotozakładałani

podejmowałwyzwań.Tomojaprzyjaciółka.Umówięsięznią

jakbędęgotowyijeślibędęgotowy.-Zacząłemzakładać

ochraniacze,żebyodwrócićuwagęodswojegoskrępowania.

-Tak,jesttwojąprzyjaciółką,bonależyszdotychkolesi,z

którymibędziesiętylkoprzyjaźnić.-ToMalcolm.

Gnój.

-Nigdzienienależę.-Zawiązałemsznurówkitakmocno,że

stopazaczęłamnieboleć,więcmusiałemjepoluzowaćizacząć

odnowa.

Malcolmzawszewiedział,comyślę.

-Należyszidobrzeotymwiesz.-Stanąłzemnątwarząw

twarz.-Stodolarów.Wchodziszczypękasz?

background image

Popchnąłemgo,alezarazwróciłiteżmniepchnął.

-Niebędęsięocośtakiegozakładał,dotarło?

-Todlatego,żesraszpogaciach-powiedziałFrankie.

Wszyscyatakujący,którzynaglesięwokółnaszgromadzili,

zaczęlisięśmiać.

-Srampogaciach?-powtórzyłem.-Naprawdęto

powiedziałeś?

Frankiepodszedłdomnieciężko,nadętyigotowy

doataku.

-Tak,powiedziałem.Botakjest.Wyprostowałemsię,ale

obydwajwiedzieliśmy,że

gdybymwystąpiłprzeciwkoFrankieemu,obydwaj

wylądowalibyśmywszpitalu.

-Niebojęsię-wycedziłemtokłamstwoprzezzęby.Prawda

byłataka,żesiębałem.ZNeliHawthorne

kumplowałemsięodtrzeciejklasy,zakochanywniejbyłem

prawierówniedługo.Frankiebyłmartwy,jużkiedy

powiedział,żewiedząotymwszyscyzwyjątkiemsamejNelii

Kylea.ZresztąmożeiKylewiedział,tylkopostanowiłto

ignorować,niebyłempewien.

Jaksięjestwkimśzakochanymoddziesięciulat,myślotym,

żebygozaprosićnarandkęjestobezwładniająca.Wiedziałem

też,żejeślinieprzyjmęzakładu,będępośmiewiskiem

drużyny.

-Pieprzęto,zgoda.Zaproszęjąjutro.-Wkurzałomnie,że

background image

zrobiłemtopodpresją,aledobrzewiedziałem,żew

przeciwnymwypadkuniezrobiłbymtegowogóle.-Czekam

namojąstówęjutronatreningu.

FrankieiMalcolmuścisnęlimiręce,botylkoonidwajtak

naprawdębraliudziałwzakładzie.

Treningprzeżyłemnaautopilocie.Biegałemiłapałempiłkę,

wogóleniemyśląc.Mójmózgdziałałzprędkościąmiliona

kilometrównasekundę,boobmyślałem,cojejpowiemico

możepójśćnietak.

Następnegodniawszkolebyłemtotalnymwrakiem.Na

domiarzłegotatawczorajwróciłzpracywcześniejiostromnie

przećwiczył.Znowymisiniakamipokrywającymiplecyi

żebradzisiejszytreningbędzieciężki.Powiedział,żedzięki

temubędętwardszy.Iżetodlamojegodobra.Wpewnym

sensiemiałrację,dziękitemubyłemtwardszy.

Żadenfutbolowyblokniesprawiałtakiegobólujakuderzenia

jegopięści.

MiałemdzisiajzNelizajęciazcywilizacjizachodui

amerykańskiejpolityki.Planowałemzaatakowaćmiędzy

lekcjami.Odprowadzęjądoszafkiispytam,gdybędziemy

wymieniaćksiążki.Musiałemmocnozagryźćpoliczek,żeby

sięnieskrzywić,kiedyMalcolmdlażartustaranowałmnie,

ładującsilneramięprostowwielkiegosiniaka.Odepchnąłem

goizmusiłemsiędośmiechu.Przepychaliśmysiętak,dopóki

nieminąłnasWesołyHarry,opiekunszkolny.

background image

WesołyHarrybyłkumplemwszystkich.WyglądałjakJohn

Lennon,miałdługie,rozczochranebrązowe

włosy,zaniedbanąbrodęiokrągłeokulary.Zabardzosię

najarałwlatachsześćdziesiątychichybanigdymentalnienie

opuściłtamtychczasów.ByłbratemdyrektoraBowmana,

wiecznieszczęśliwy,miłydlawszystkich,bezwyjątku

uśmiechnięty.Nigdyniemusiałonicprosićdwarazy,bo

nawetnajbardziejzatwardzialigocigolubili.

-Więcjak,startujeszpolekcji?-spytałMalcolm

konfidencjonalnymszeptem,przekładającmiędzypalcami

złożonynatrzybanknotstudolarowy.

Sięgnąłemponiego,alecofnąłrękę.

-Tak-odparłem.-Widzimysięprzyszafkachmiędzy

czwartąapiątąlekcją.

Potarłemżebra,którepokrywałfioletowożółtysiniak

wielkościgrejpfruta.Przechodziłzżebernaplecy.Dokładnie

wtomiejscetrafiłMalcolm.

-Tataznowuciędopadł?-usłyszałemzaplecamigłosKyle'a.

Tylkoon,pozamamą,wiedział,żetatamniebije.Kazałem

muprzysiąc,żenigdynikomuniepowie.Nicdobregobyz

tegoniewynikło,botatabyłkapitanemmiejscowejpolicji.

Zniszczyłbywszystkieraportyizastraszyłpracowników

socjalnych,którzyusiłowalibyzaangażowaćsięwsprawę.Już

raztakbyło.Wósmejklasiepopełniłembłądipowiedziałem

nauczycielowiWF-u,żesiniakinabrzuchuzrobiłmiojciec.

background image

Onpoinformowałopiekęspołeczną.Wciągutygodnia

przeniesionogodoinnejdzielnicy,apracownikspołeczny

straciłpracę.

Japrzeztydzieńbyłem„chory"iniechodziłemdoszkoły.A

taknaprawdęzabardzomniebolało,żebymmógłwstaćz

łóżka.Siniakigoiłysięponadmiesiąc.Jużnigdynie

próbowałemnikogoinformować.Jaknajwięcej

czasustarałemsięspędzaćwszkole,natreningachalbou

Kyle'awdomu.Wszystko,bylezejśćtaciezdrogi.Jemuto

pasowało,bonigdyniechciałmiećdzieci.Byłemjego

rozczarowaniem,takmówił.Nawetkiedywpierwszejklasie

trafiłemdoreprezentacjiszkolnej.Nawetkiedywtymsamym

rokupobiłemrekorddzielnicywliczbieprzyjęćnaboisku.

Wtedyteżbyłemgównianymdarmozjadem.Niepobiłemjego

rekordu,tylkotomiałoznaczenie.

Tatatrzyrazyzrzędubyłwreprezentacjistanowej.Później

zacząłgraćjakoskrzydłowywstanieMichiganibyłuważany

zajednegoznajlepszychgraczydrużyncollege'owych.Wszedł

dodrużynyKansasCityChiefs,MinnesotaVikingsiNew

YorkGiants.WpierwszymmeczudlaGigantówzerwał

więzadłokrzyżoweprzednieitakontuzjazakończyłajego

karierę.Wróciłdodomuitu,wMichiganzacząłpracowaćw

policji.Byłjużwtedyzgorzkniałym,wściekłymfacetem.

KiedywybuchłapierwszawojnawZatoce,wstąpiłdowojskai

służyłwpiechocie.Wróciłjeszczebardziejupodlonytym,co

background image

widziałicoprzeżył.

Popracylubiłsobiewypićiopowiadaćmistrasznehistorie.

Wprzeciwieństwiedowiększościweteranówwojennych,o

którychsłyszałem,tatauwielbiałrozmawiaćowojnie.Ale

tylkozemnąitylkopopiątymgłębszym.Opowiadałoswoich

kumplach,którzyumieralinajegooczach,wylatującw

powietrzenaminie,ginącodstrzałusnajperaalbotrafieni

przezgranatnikprzeciwpancerny.Kiedypróbowałemwyjść,

rzucałsięnamnie.Nawetpijanybyłpotężny.Kontuzja

więzadłazakończyłajegokarieręjakoprofesjonalnegogracza

wfutbol,aleniestałsięprzeztomniejonieśmielający.Był

kilkaładnychcentymetrówwyższyodemnie,szerokiw

barach,zwielkimibicepsamiiżylastymiprzedramionami.

Krótkieprzesianesiwiznąwłosyzraszałpot,kiedysięprzede

mnązataczał.Miałszybkie,twardepięściinawetpopijaku

umiałcelować.Wiedział,gdzieuderzyć,żebybolało

najbardziej.Takjakchciał,stałemsięlepszywblokowaniui

unikach.Chciał,żebymbył„mężczyzną"i„wojownikiem".

Mężczyźninieczująbólu.Mężczyźnirozgrywająmeczz

obitymiżebramiiobolałyminerkami.Mężczyźniniepłaczą.

Mężczyźnisięnieskarżą.Mężczyźnibijąrekordy.

Kylewiedziałotymirozumiałtotakdobrze,jakmógł

rozumiećktoś,ktotegonieprzeżył.Nigdynikomunie

powiedział.

-Tak,alenicminiejest.-Nieznosiłemlitości.Spojrzałmiw

background image

oczyibaczniemisięprzyglądał.

Wiedział,żenigdysięnieprzyznawałem,żeboli,więc

nauczyłsięnawłasnąrękęrozpoznawać,jakmocno

oberwałem.

-Napewno?Dzisiajmabyćstepowanie.

-Cholera-mruknąłem.

Stepowaniepolegałonatym,żetreneralborozgrywający

rzucalipiłkę,aodbierającymiałjąłapać,całyczasskaczącna

jednejlubdwóchnogach.Trenerlubiłdodawaćutrudnienia,

żebymnauczyłsięłapać,nawetkiedyobrońcausiłowałmi

przeszkodzić.Wpraktyceoznaczałoto,żeprzezwiększość

treningubędęostroblokowany,razzarazem.Przyjużitak

posiniaczonychżebrachbędęmiałszczęście,jeśliudamisię

zejśćzboiskaowłasnychsiłach.

-Wporządku-powiedziałemgłośno.-Wpiątekgramyz

Brighton.Onilubiąatakowaćwedwóch,muszępoćwiczyć.

Kylepokręciłgłową.

-Upartyjesteś.Roześmiałemsię.

-Tak.Alepozatymjestemnajlepszymskrzydłowymw

stanie.Trzebaprzyznać,żetreningojcaprzynosiskutki.-

Mówiąc„trening",zrobiłempalcamiznakicudzysłowu.

-JakiegosłowaużyłwczorajpanLang,kiedyopowiadało

Spartanachiichszkoleniuwojowników?-Kylewyciągnąłz

kieszenibatonikenergetyczny,otworzyłgoizaoferowałmi

połowę.

background image

-Agoge-odparłem.

-Nowłaśnie-powiedziałKyle,żującgłośno.-Wyobraź

sobie,żejesteśSpartanemtrenującymwagoge.

-Tochybaniebyłomiejsce-powiedziałam,jedzącswoją

połowębatonika.-Raczejstylżycia,program.Aleracja,takto

wygląda.MikeDorsey,spartańskitreneragoge.

-Znowubędęcięmusiałznosićzboiska?-spytałKylepół

żartem,półserio.

-Możebyć.

-Wtakimraziepotreninguwidzimysięwkryjówce.

Kyleruszyłnafizykę,którąmiałnadrugimkońcuszkoły.

Spieszyłsię,żebysięniespóźnić.

-Super!-zawołałemzanim.

Kryjówkaznajdowałasięwlesie,zamoimdomem.Byłtam

stary,powalonyprzezpiorundąb,zdługimi

gałęziamisięgającymiziemi,któretworzyłycośwrodzaju

szałasu.Kyleijapowolizamienialiśmytomiejscewnaszą

kryjówkę.Wiązaliśmygałęzierazem,azwysypiskaśmieci

przynieśliśmystarepłytyikawałkiblachy,które

umocowaliśmywokółpnia,żebyuzyskaćzamkniętą

przestrzeń.Zaciągnęliśmytamstarekrzesła,skrzynki,anawet

zniszczonąkanapę.Tobyłanaszatajemnicainawetteraz,

kiedybyliśmyjużwwieku,wktórympowinniśmysię

wstydzićtakiejkryjówki,nadalnikomuoniejniemówiliśmy.

KiedyśmójkuzynDougzwędziłzmonopolowegokilka

background image

skrzynektaniegopiwaidałmitrochę,więcrazemzKyleem

czasemtampiliśmy.

Dlamniekryjówkabyłaprzedewszystkimmiejscem,w

którymmogłemsięschronićprzedojcem.Kilkarazynawet

tamspałem,więcwjednejzeskrzynektrzymałemstary

wełnianykoc.

RozmowazMalcolmemiKyleemzajęławiększość

siedmiominutowejprzerwy,więcdziwiłemsię,żeNelijeszcze

niema.Pomyślałem,żechybasięzabiję,jeślipotych

wszystkichnerwachonapoprostunieprzyjdzie.

Alepojawiłasię.Rozpuszczonewłosyrozsypywałyjejsięna

ramionach,uśmiechałasięiśmiała.Pojednejstroniemiała

Beccę,podrugiejJill.Moimzdaniemtobyłytrzynajładniejsze

dziewczynywszkoleinigdyniemogłemsięzdecydować,

którajestnajlepsza.Zwyklezależałotoodmojegonastroju.

Neliznałemnajlepiej,boprzezwiększośćżyciamarzyłemo

niejjakzakochanyszczeniak,aleBeccateżbyłaseksowna,

tylkowtrochęinnysposób.Byłaniższaibardziejkształtnaniż

Neli.Jejdługieczarnewłosyskręconebyłytakmocno,że

wyglądałyjakmasazbitychsprężynek.WłosyNelimiały

doskonałyodcieńtruskawkowegoblond.SkóraBekki

przypominałaciemnykarmel,podczasgdyNelibyła

alabastrowajakkośćsłoniowa.Nelibyłabezpośredniai

wesoła,aBeccacichszaibardziejnieśmiała,aleniesamowicie

bystra.

background image

Jillginęławśródnich.Jeśliomniechodzi,niemiaładonich

startu.Kiedypatrzyłosięnanią,gdybyłasamaalbowinnym

towarzystwie,zpewnościąbyłatrakcyjna,alenienależałado

tejligicoNeliiBecca.WyglądałajakżywalalkaBarbie.

Wysoka,

niesamowicie

proporcjonalna,

z

naturalnie

platynowymiwłosamiiniebieskimioczami.Byłanajsłodszą

dziewczynąnaświecie-tak,wiem,facetowiniewypada

używaćsłowa„słodka",aleonopoprostupasowało.Była

stereotypowąblondynką:dośćgłupiairaczejpłytka.Ale

niestrudzenielojalnawobecswoichprzyjaciółek,itowniej

bardzoceniłem.

NamoichoczachrozgrywałasięterazscenajakzHigh

SchoolMusical:trzynajładniejszedziewczynywszkole

idącepodrękęskąpanymwsłońcukorytarzem.Neliwśrodku.

Wszyscynaniąpatrzyli,podziwialiją,mówilioniej.

Zatrzymałasięprzedemną,uśmiechnęłasięiprzywitała,aja,

oszołomiony,zamarłem.

Ktośmocnomnietrąciłodtyłu,wyrywającmniezszoku.

Malcolmodkaszlnąłiminąłmnie,mówiąc:

-Sorry,stary,niezauważyłemcię.-Potemkiwnąłgłowąw

stronęNeliidziewczyn.-Cześć,laski.Widzę,żedobrzesię

background image

dzisiajmacie.Wyglądaciezabójczo!Cotynato,Jason?-

Malcolmlubił„graćafro",jaktonazywał,szczególniekiedy

chciałbyćzabawny,czyliwzasadzieprzezcałyczas.

Spojrzałemnaniegowściekle,apotemskupiłemsięnaNeli.

-Cześć.Jaktam?-Słabe.Słabe!Cholerniesłabe.

Uśmiechnęłasię.

-Cześć,Jason.

BeccaiJillposzłydalejizatrzymałysięprzyswoich

szafkach.Tomiejsce,korytarznapierwszympiętrzeniedaleko

stołówkiiprzywewnętrznymdziedzińcu,byłocentrum

szkolnegożyciatowarzyskiego.Tutajdziałosięwszystko,co

najważniejsze.

Zapraszało

dziewczynę

na

randkę,

prowokowałokolesidobójek,zrywałozwiązki.Jeśliktośbył

popularny,musiałsiętupokazywać,bobywalitutaj

przywódcyróżnychgrup.Wychodziłonato,żeja,jednaz

gwiazdszkolnejdrużynyfutbolowej,musiałemsięumówićz

Nelitutaj.Byłapopularna,alenienależaładożadnego

towarzystwawzajemnejadoracji.Dogadywałasięze

wszystkimi,abyłapopularnazpowoduswojejurody,

inteligencjiibyciacórkądrugiegonajbardziejwpływowego

człowiekawmieście,któryustępowałtylkoojcuKylea.Jej

background image

najlepszegoprzyjaciela.Kylebyłoczywiściebóstwem.

Doskonałyrozgrywający,wwiekuszesnastulatgraczAli

State,synsenatoraidotegotakprzystojny,żetoażgłupie.

Jegożyciebyłoidealne.Przyjaźniłsięznajładniejszą

dziewczynąwszkole,byłbogaty,przystojny,popularny,

wysportowanyimiałświetnychrodziców.Nawetsamochód

miałzajebisty:oryginalnecamaroSS,któreodpicowałjego

starszybrat,apotemzostawił,kiedyuciekłzdomuwwieku

siedemnastulat.Nienienawidziłemgotylkodlatego,żebył

moimnajlepszymprzyjacielem,znałemgoodprzedszkolai

zawszemogłemwszystkim

powiedzieć,żewtrzeciejklasieposikałsięwgacie,aja

pomagałemmutoukryć.

Wszyscynamniepatrzyli.Wiedzieli,żecośsięświęci.

MalcolmiFrankiepewnierozpowiedzielijużwszystkim,

którychznali,czyliwszystkim,żezamierzamzaprosićNelina

randkę,więcwkorytarzuzgromadziłsiętłumtych„fajnych"

uczniów,którzynawetnieudawali,żesięniegapią.

Niemogłemterazstchórzyć.Kurde.

Przełknąłemkłąbnerwów,stojącymiwgardleizacisnąłem

roztrzęsionedłoniewpięści.

-Słuchaj,Neli,taksobiemyślałem.Nieposzłabyśdzisiaj

gdzieśzemną?Osiódmej?-Głosanimisięniezałamałaninie

byłpiskliwyinawetudałomisięzabrzmiećstosunkowo

nonszalancko.

background image

Neliszerokootworzyłaoczy,głośnowciągnęłapowietrze,a

potempisnęła,podekscytowana,zanimzacisnęłazęby,żeby

sięopanować.

-Tak!Toznaczy:spoko.Chętnie.Agdziepójdziemy?

Naszczęściepoczyniłempewnekrokiwtejkwestii.

-MyślałemoBravo.

Znówsięuśmiechnęła.Tobyłodrogiemiejscedlawyższych

sferitrzebabyłomiećrezerwację,ajużnapewnowpiątkowy

wieczór.Miałemztatąumowę:jaskupiamsięnanaucei

futbolu,aonzadba,żebymniemusiałpracować.Zawygrany

meczdostawałemdwieściedolarów,adotegodwadzieścia

dolcówzakażdeprzyłożenie.Jaknarazienaszadrużynabyła

niepokonana,awostatnichczterechmeczachzaliczyłemjuż

sześćprzyłożeń.

Tak.Ojciecdbałoto,żebymodnosiłsukcesywfutbolu.

Zwycięstwobyłowszystkim.Drugąnajważniejsząsprawąpo

byciu„prawdziwymmężczyzną".

-Czytamwpiątkinietrzebamiećrezerwacji?-spytałaNeli.

Uśmiechnąłemsięzawadiackoiwłożyłemzaciśniętąpięśćdo

kieszeni.

-Trzeba.Zmrużyłaoczy.

-Skądwiedziałeś,żesięzgodzę?Uśmiechnąłemsięjeszcze

szerzej,główniepoto,

żebyzamaskowaćbicierozszalałegoserca.

-Przecieżsięzgodziłaś,conie?

background image

Niezdołaładłużejutrzymaćpoważnegowyrazutwarzy.

-Wtakimraziewidzimysięosiódmej.Skinąłemgłowąi

minąwszyją,wszedłemdoklasy.

Niezwracałemuwaginaszepty.Usiadłemnaswoimmiejscu

nakońcusalipodoknemiudawałem,żeniewidzę,jakNeli

ekscytujesiępocichuzJilliBeccą.Jateżmiałemochotęz

kimśposzeptać,alebyłemfacetem,afacecinieokazują

emocji.

Neliwdzięcznieusiadłakilkarzędówprzedemną.Postawiła

plecaknapodłodzeprzyswojejstopie,akiedyschylałasię,

żebygootworzyć,skorzystałazokazji,żebynamniespojrzeć.

Gdyzauważyła,żepatrzęprostonanią,zarumieniłasięi

uśmiechnęła.Zastanawiałemsiępocichu,czypozwolimisię

pocałować.Pewnienie,alebyłobysuper,gdybysięjednak

udało.

Naszczęściedlamnie,trenerkazałnamoglądaćfilm.Kyle'

owipozwoliłiść,bowiedział,żeonitakprzeanalizujemateriał

wdomu,aleresztadrużynyniemiałatyleszczęściai

oglądaliśmymeczeBrightonprawiedowpółdosiódmej.

ItakzamierzałempodjechaćpoNelizarazpotreningu,więc

wziąłemdoplecakadżinsyikoszulęzapinanąnaguziki.

Koszulasięwygniotła,aleniebardzomogłemcośnato

poradzić.Kiedychłopakiposzli,wziąłemprysznic,apotem

wsiadłemdociężarówki.Samjąkupiłem,zoszczędnościz

całegoubiegłegosezonuipremiizawysokąśredniąwnauce.

background image

TobyłdziesięcioletniF-150,czarny,zprzedłużonymtyłem,

ręcznąskrzyniąbiegówinapędemnaczterykoła.Mójskarb.

Wsumienicwielkiego,alemójwłasny.Tataniemógł(aninie

chciał)migozabraćbezwzględunawszystko,bosamzaniego

zapłaciłem.Szanowałto.

Wjakiśpokręconysposóbbyłczłowiekiemhonoru.Niemiał

oporówprzedlaniemmnietakmocno,żesikałemkrwią,ale

szanowałmojąprzestrzeńimojerzeczy.Wiedziałem,że

będziemnieutrzymywał,dopókibędęnatozasługiwał.

Skracałswoje„lekcje",jeślisiębroniłem.Oczywiście

skrócenielekcjipolegałonatym,żezostawałem

znokautowany,aletoprzynajmniejograniczałozakresbicia,

więcoddawaniezaczęłowchodzićmiwkrew.

JechałempoddomNeli,aoponyzgrzytałynażwirowej

drodze.Zaczynałempanikować.Tosięwkońcumiało

wydarzyć.MiałemiśćnarandkęzNeliHawthorne.

Wyobrażałemjąsobiewskromnej,aleolśniewającejspódnicy

dokolaniwbluzce,którapodkreślałajejniesamowitecycki.

Długie,jasnewłosymiałaroz-

puszczone,tylkogrzywkęjakzwyklepodpiętądogóry.

Lubiłamalowaćpaznokcienajasnekolory,zwyklena

czerwono,pomarańczowoalboróżowo.Nawetnaniebiesko

albozielono,alenigdynaczarno,szaroczyjakiśinnyciemny

kolor.

Stanąłempośrodkudrogijakieśpółtorakilometraodjej

background image

domu,żebyjakośsięzebraćdokupy.Totylkorandka.Byliśmy

dwojgiemprzyjaciół,którzyidąnarandkę.Nicpozatym.Nie

zanosiłosięnato,żebymmiałjąpocałować.Możenawetnie

wezmęjejzarękę.Poprostuspędzimyrazemczasipogadamy.

Niemapowodówdotakichemocji.

Aleitaksięemocjonowałem.Byłemstrasznienakręcony.

Wypuściłemzpłucpowietrze,złapałemobiemarękami

kierownicęizawyłemtakgłośnoiprzeciąglejaktylko

mogłem,żebytrochęodparować.Byłemtakpodniecony

myślą,żeidęnarandkęzNeli,żenawetnieczułemsiniaków.

RuszyłemdalejipochwilizaparkowałemnapodjeździeNeli.

Dokładniewtejsamejchwilizadzwoniłmójtelefon.

Zerknąłemnawyświetlacz,akiedyzobaczyłem,żetoKyle,

przesunąłempalcempoekranie,żebyodebrać.Nagórze

ekranikuwidziałem,żejestosiemnastapięćdziesiątcztery,

więcbyłemtrochęprzedczasem.Dotejporywypierałemfakt,

żebędęmusiałmupowiedzieć,żezarazidęnarandkęz

dziewczyną,którajestmubliższaniżsiostra.Teraz,kiedy

dzwoniłchwilęprzedrandką,miałemjeszczemniejsząochotę,

żebymumówić.

-Cześćstary,cotam?-wykrzyknąłemzesztucznym

entuzjazmem,żebyzamaskowaćstres.

Ciszapodrugiejstroniesłuchawkibyłabardziej

przeszywającaniżkrzyk.

-Jason,cześć,tuNeli.DzwonięztelefonuKyle'a,bo

background image

zapomniałamswojego.-GłosNeliprzygniótłmipierśjaktona

cegieł.Potemdotarłydomniejejsłowa.

-Zapomniałaś?Togdziejesteś?Jawłaśniewjeżdżamnatwój

podjazd.

Jeszczedłuższacisza.Kiedysięodezwała,żołądekmisię

zwinąłwciasnysupeł.

-Słuchaj,przepraszam,aleniemogęsięztobąumówić.

Cholera.Powinienembyłsiędomyślić,żezałatwoposzło.

-Dobra,jasne.-Usiłowałemmaskowaćrozczarowanie,ale

niemiałemwątpliwości,żeitakjestgoświadoma.-Ale

wszystkowporządku?

-Jatylko...Zgodziłamsięzbytpochopnie.Przepraszamcię.

Niesądzę,żebytomiałosens.

-Czylinieprzekładaszrandkinakiedyindziej?-Natym

etapieniemogłemjużudawać,żemnieniezabolało.

-Nie.Przykromi.

-Nodobra,wporządku.-Zmusiłemsiędośmiechu,alesam

słyszałem,jakidiotyczniebrzmi,szczególnie,żeonanapewno

słyszała,jakmnietozdołowało.-Cholera,nie.Niejestw

porządku.Taknaprawdęjestmarnie.Cieszyłemsiębardzo.-

Musiałemsięopamiętać.Zacisnąłemdłonienakierownicyi

zamknąłemoczy.

-Bardzo,bardzocięprzepraszam.Doszłamdotegodopiero

teraz,kiedyzastanowiłamsięnadpewnymisprawami.To

znaczy,jestemzaszczycona,cieszyłamsię,żemniezaprosiłeś,

background image

ale...

Przerwałemjej:

-ChodzioKyle'a,tak?Jesteśznim,dzwoniszodniego,jasne,

żeotochodzi.-Powinienembyłwiedzieć.Naprawdę,przecież

wszyscywiedzieli,żetakbędzie.

-Niedokońca...Toznaczytak,jestemznimteraz,ale...

-Dobra,rozumiem.Chybawszyscywiedzieliśmy,żetakto

sięskończy,więcniepowinienembyćzaskoczony.Poprostu

szkoda,żeniepowiedziałaśwcześniej.-Brzmiałemżałośnie,

aleniemogłemnicnatoporadzić.

-Przepraszam.Niewiem,cowięcejdodać.

-Nicniemów.Jestwporządku.Poprostu...Zresztą,jużnic.

Dozobaczeniawponiedziałeknachemii.

Jużmiałemsięrozłączyć,kiedysięodezwała:

-Zaczekaj!

-Co?

-Pewnieniepowinnamciotymmówić,ale...Becca

podkochujesięwtobieodsiódmejklasy.Dajęcisłowo,żesię

ztobąumówi.

-Becca?-Byłemtakzszokowany,żeniemogłemmówić.-

Aletoniebędziedziwne?Comamjejpowiedzieć?Pomyśli,że

wybrałemjązbrakulakuczycoś.Tobędzieprawda,ale

przecieżnieotochodzi,rozumiesz?

Nelichwilęsięzastanawiała.

-Powiedzjejprawdę.Żewystawiłamcięwostatniejchwili,

background image

alejużzarezerwowałeśstolikichciałbyśzapytać,czynie

miałabyochotypójśćztobą.

-Myślisz,żetozadziała?Serio?-Becca?Byłasuper,choćnie

takajakNeli.Nagłospowiedziałem:-Onajestcałkiemniezła.

-Udasię.Poprostudoniejzadzwoń.-Podyktowałami

numer,ajapowtórzyłem,gryzmolącgonaparagoniezestacji

benzynowej.

-Dzięki.Ale...Neli?Jaknastępnymrazembędziesz

planowałazłamaćjakiemuśchłopakowiserce,powiedzmuo

tymzwyprzedzeniem,dobra?

-Niewygłupiajsię,nicciniezłamałam.Jeszczesięanirazu

niespotkaliśmy.Aleitakbardzomiprzykro,żecię

wystawiłam.

-Spoko.PozatymmożecośwyjdziezBeccą.Jestprawietak

samozajebistajakty.Hm,cholera,toniezabrzmiałodobrze.

Niemówjej,żetakpowiedziałem.Jesteścietaksamofajne,

tylkoże...-Boże,nawijałemjakkompletnydebil.Niechmnie

ktośwalnie.

Nelisięroześmiała.

-Jason,wieszco?Zamknijsięidzwońdoniej.Rozłączyła

się,ajasięzawiesiłemnaparagonie

zdziesięciomanaszybkozapisanymicyframi.Becca?Nie

byłempewien,czytodobrypomysł.Niewieleoniej

wiedziałem,jaksiędobrzezastanowić.Wydawałomisię,że

maraczejsurowychrodziców,alewsumiesądziłemtak,bo

background image

zawszebyłabardzoskromnieubranainigdyniepokazywała

gołejskóry,pozaramionamiwkrótkichrękawkachi

spódnicamizakolano.Nicwyzywającego,nickusego.Nie

obracałasięwtowarzystwiechłopaków,nieflirtowała,nie

chodziłanaimprezy.Byłacicha,skupionananauce,miłai

uprzejma,kiedysięzniąrozmawiało,więcludziealboją

ignorowali,albobylidlaniejmili,bobyłaprzyjaciółkąNeli

Hawthorne.

Kochałasięwemnie?Serio?Jakmogłemnigdytegonie

zauważyć?

Siedziałemwsamochodziezatopionywmyślach,więc

prawiesięposikałemwmajtki,kiedyktośzapukałwszybę.

Odkręciłemjąidośrodkazajrzałałagodna,ślicznatwarz

zdziwionejpaniHawthorne.

-Jason?Wszystkowporządku?Neliniema,poszłabiegaćz

Kyleem.-PanHawthornebyłakobietą,którąkażdychciałby

miećzamatkę.Delikatna,zładnymijasnymiwłosamiibiałą

skórą,byłaucieleśnieniemcudowności,zawszeuśmiechnięta,

przychodziłanameczeikibicowałanamwszystkim,pachnąc

jakimśdobrymciastem.Znałaniemalkażdegomieszkańca

miastapoimieniuilubiłaobejmowaćludzi.Zwyklepachniała

ciasteczkamiisubtelnymiperfumami.

Mojamatkabyłaraczejcieniemniżkobietą,kryłasięw

swoimpokoju,oglądałaoperymydlaneirealityshow,

trzymającsięzdalekaodpolaminowego,jakimbyłsalon.

background image

Ojciecczasemjąszturchał,aleodkądbyłemnatyleduży,żeby

wziąćtonasiebie,zajmowałsięmną,ajązostawiłwspokoju,

nieliczącdwóchwieczorówwtygodniu,kiedywezgłowieich

łóżkauderzałorytmiczniewścianęmiędzymoimpokojema

ichsypialnią.

-Tak,jasne-powiedziałem.-Wszystkogra.Poprostu

myślałem,żejesteśmyumówienizNeliiKyleem,alechyba

pomyliłemgodziny.

PaniHawthronezmarszczyłaczoło.

-Nieładnietakkłamać,Jasonie.Wyszczerzyłemzębyw

uśmiechu.

-Ja?Czemumiałbymkłamać?Zmarszczyłasięjeszcze

bardziej.

-Znamcię,odkądnosiłeśpieluchyidobrzewiem,kiedy

kłamiesz.-Kącikijejustuniosłysięwuśmiechu,

którybardzoprzypominałmiuśmiechNeli.-Wiemteż,że

NeliiKylesięocośpokłóciliipodejrzewam,żewiem,oco

poszło.

-Pokłócilisię?-Tonowość.-WłaśnierozmawiałemzNeli.

Dzwoniłazjegokomórki.Niewyglądało,żebybylinasiebie

źli.-Obawiamsię,żewtychsłowachbyłosłychaćgorycz.

Spojrzałapodnogi,niemalskrępowana,jeśliwogóletak

zjawiskowaosobajakpaniHawthornemogłabyćskrępowana.

-Widoczniesiępogodzili.-Spojrzałamiwoczy.-Zawsze

lubiłeśNeli.Jatowiem,aleonanie.

background image

Wypuściłemgłośnopowietrze.Wyglądałonato,żeFrankie

miałracjęiwszyscyzwyjątkiemNeliwiedzieli,żepodobami

się.

-Takczysiaktojużniemaznaczenia.Mamprzeczucie,że

onajestzKyle'em.

PaniHawthorneskinęłagłową.

-Tak,teżmisiętakzdaje.Niezdziwiłabymsię.Przykromi.

Wiem,żetoboli.

Wzruszyłemramionami.

-Przeżyję.Chybazawszebyłooczywiste,żewktórymś

momencieskończąjakopara.

Znówpokiwałagłową.

-Tak,jateżtakzawszepodejrzewałam.-Spojrzałanamnie

bacznie.-Coterazzrobisz?

Bawiłemsięgałkądźwignizmianybiegów,przesuwałem

palcamipobiałychcyferkachiliniach.

-Niewiem.Nelipowiedziała,żebymzaprosiłBeccę,alesam

niewiem.Niechcę,żebypomyślała,żezrobiłemto,bonie

miałeminnegowyjścia.Rozumiepani?

-Hm.Myślę,żetoniejestzłypomysł.Jeślipowieszjej

prawdę,onatodoceni.Możenapoczątkubędzieniezręcznie,

aletobardzowyrozumiaładziewczyna.Zrozumie,cosięstało.

Tylkosięniespinaj.Jedźipogadajznią.

-Napewno?

-Napewno.Wkażdymraziewartospróbować.-Dotknęła

background image

mojejdłoni.-Wiesz,żejeślikiedykolwiekbędzieszczegoś

potrzebował,zawszemożeszsiędonaszwrócić,prawda?-W

jejgłosiesłyszałemjakieśdrugiednoinapięcie.Takjakby

wiedziałaotym,oczymniktpozaKyle'emniewiedział.

Gapiłemsięnanią,boniewiedziałem,coodpowiedzieć.

-Dziękuję.Panijestsuper.

Uśmiechnęłasię,aledałbymgłowę,żeoczymiałasmutne.

Takjakbycośpodejrzewała.Aleprzecieżniemogłaniczrobić,

nawetgdybywiedziaławszystko,nawetgdybymjej

opowiedział,cosiędziejewsaloniepaństwaDorseyów.

Wiedziałem,żeBeccamieszkanajednymznowszychosiedli

kilkakilometrówdalej,więcskierowałemsięwtamtąstronę.

Zatrzymałemsięprzedbramąnazamknięteosiedleiwybrałem

numer,którypodałamiNeli.

background image

BECCADEROSA

Wybórrezerwowy,pierwszarandka

Wrzesień,pierwszaklasaliceum

Zaklęłampodnosem,bochciałamjaknajszybciejprzerobić

ostatniedziesięćzadańdomowychzalgebry.Nienawidziłam

algebry.Byłatrudnainużąca,ależebyzadowolićtatę,

musiałamchodzićnawszystkiezajęciazprofilu

zaawansowanego.Araczej,żebyzasłużyćnajegoaprobatę,bo

zadowoleniegobyłoniemożliwe.Głośnedudnienierapu

puszczanegoprzezmojegobrataBenadodatkowoutrudniało

miskupienie,szczególnie,żepotym,jakpoprosiłam,żeby

ściszył,nastawiłjeszczegłośniej.Kochałammojegobrata,ale

byłtrudny,zwłaszcza,kiedywpadałwjednązeswoich

zdołowanowściekłychfaz.

Musiałamdokończyćtęalgebrę,bowiedziałam,żejeśliteraz

tegoniezrobię,jużnigdyniewyjdęzdomu.Rodzicebyli

nieznośniewymagający,jeślichodziłoomojąnaukę.

Domagalisiętygodniowychraportówzpostępów,łączniez

wykazemnajbliższychklasówekiegzaminów,pełnąlistąprac

domowych

i

ewentualnych

możliwychdozdobycia

dodatkowychpunktów.

Przysługiwałymitrzygodzinywolnegoczasudziennie,ale

background image

tylkojeśliodrobiłamwszystko,comiałamzdane.Abiorącpod

uwagę,

że

chodziłam

wyłącznie

na

lekcje

dla

zaawansowanych,zazwyczajwpraktyceniemiałamnawet

wolnejgodzinydlasiebie.Zwyklewisiałamnadzadaniamido

dziewiątejczynawetdziesiątejwieczorem,apotymczasienie

wolnomijużbyłowychodzićzdomu.Większośćczasu

spędzałamwswoimpokoju,zdalaodbezprzerwykłócących

sięrodziców.Jeślinieodrabiałamlekcji,pisałam,czytałam

albooglądałamprogramytelewizyjnenalaptopie.Pozaszkołą

niemiałamżadnegożyciatowarzyskiego.

Nigdyniebyłamnarandceiczęstorozpaczałam,żenigdyna

żadnąniepójdę.Mojeżyciepochłonienauka,słowa,liczby,

testyiegzaminy.Kiedyjużzrobiłamostatnierównaniai

otworzyłamnotatkizterminologiądoprzyswojenia,moje

myślibłądziłygdzieindziej.Terminyalgebraicznezmieniły

sięwcoś,wcozmieniałasięwmojejgłowiewiększośćrzeczy.

Wpoezję.

Widziałam,jakołóweksuniepostronicydziennika,który

zawszeleżałotwartywzasięguręki,nieważne,gdziesię

background image

znajdowałam.Niepróbowałamnawetrozumiećsłów,które

wylewałysięnapapier.Kiedyołówekznieruchomiał,

przeczytałamto,conapisałam:

ALGEBRANUDY

Średniastopazmiandefiniujemojąośobrotu.Pole

elipsy

definiujewspółczynnikstałymojegożycia.

Wzórmojegoistnieniawyznaczawartościkrańcowe

mojejfunkcjiograniczonej.Spotęgowanapochodna,

odosobnionypunktnieciągłości,ilorazróżnicowy,

funkcjajawna:rozkładwykładniczy.Janieistnieję,

jesttylkozbieżnośćwarunkowa

ichwspółczynnikówstałych,

ichzmierzającedoplusnieskończoności

niezadowolenie.

Każdadecyzjajestogniwem

regułyłańcuchowej,

pierścieniem

albo

przestrzeniąmiędzydwomaokręgami

koncentrycznymi

oróżnychpromieniach.

Innymisłowy,

tomoi

pieprzeni

background image

rodzice.

Westchnęłam,bosłowadałymiprzyjemnewytchnienie.

Wyraziłyczęśćmnie.Miałamczterynotatnikipełnewierszyz

ostatnichlat,anajnowszybyłjużzapełnionywdwóchtrzecich.

Poezjabyłamojąjedynąprzyjemnością,jedynąrzeczą,która

dawałamiszansęnawyrażenieswojejosobowości.Pozatym

byłatylko

szkoła,terapiamowyilekcjegrynapianinie.Lubiłamtoi

wiedziałam,żejestemwtymdobra,aletoniebyłymoje

zainteresowania.Wymaganotegoodemnie,oczekiwano.

Otrząsnęłamsięzestanuzadumyiwróciłamdo

zapamiętywaniaterminównanajbliższąlekcję,aprzyokazji

odrazunaprzyszłytydzień.Jeśliprzynajmniejzacznęodrabiać

lekcjeznastępnegotygodnia,tonawetjeślinieskończę,może

udamisięwykroićtrochęwolnegoczasu.Skończyłamz

algebrąiprzerzuciłamnaekonomię,którabyłanatyleprosta,

żemogłamwłożyćsłuchawkiisłuchaćmuzyki.Pierwszą

piosenkąnamojejplayliściewradiuPandorabyłyDemons

ImagineDragons.Boże,jakadekwatnie.Strzałwdziesiątkę.

Poekonomiiprzeszłamdoczytaniatekstunazajęciaz

literaturyosiemnastegowieku-liczyłysięjużdopuli

punktowejzcollege'u-iwtedyzadzwoniłmójtelefon.

Komórkabyłajedynymźródłemżyciatowarzyskiego,najakie

rodzicedawalimiprzyzwolenie.Mogłamjąmiećibezlimitu

korzystaćzSMS-ówiInternetu,podwarunkiem,żew

background image

dowolnymmomencieibezostrzeżeniamogliprzejrzećmoje

wiadomości,żebysięupewnić,żewmoimżyciuniedziejesię

nicniestosownego,czylizabawnego,ekscytującegoalbo

interesującego.

Nawetmojemyślibrzmiałyjakrównaniaalgebraiczne.

Jedynym,oczymmoirodziceniewiedzieli,byływiersze.

Notatnikitrzymałamwpudełkupobutachukrytymgłębokow

szafie.Notatnika,zktóregokorzy-

stałamaktualnie,nigdyniespuszczałamzoczuichowałamgo

zawszewtorebcealbowplecaku,międzypodręcznikamii

zeszytamiszkolnymi.Wolałabymjespalićniżkomukolwiek

pozwolićprzeczytać,bowyrażałymojemyśli,uczuciai

najgłębiejskrywanestrachy.Przeczytaćjetotakjakby

przeczytaćmojąduszę.

Odebrałamtelefon,nawetniepatrzącnawyświetlacz,boitak

tylkoJilliNelimiałymójnumer.

-Halo?

-Ekhm.Cześć,Becca,tuJason.JasonDorsey.

JasonDorseybyłostatniąosobąnaświecie,którejtelefonu

spodziewałabymsięwpiątkowywieczórodziewiętnastej

trzydzieści,szczególnie,żewiedziałam,żepowinienterazbyć

narandcezNeli.

-Jason?Skądmaszmójnumeridlaczegodzwonisz?-Nicnie

mogłamporadzićnato,żebrzmiałamtrochęwrednie.

KochałamsięwJasonieDorseyuodczwartejklasy,kiedy

background image

walnąłDanny'egoMorelliegownoszato,żesięwyśmiewałz

mojegojąkania.Byłamwnimzakochanaodzawsze,aleon

nawetniewiedziałomoimistnieniu,pozatym,żerejestrował

mniejakodziwacznąprzyjaciółkęNeli.

Możliwe,żebyłamnaniegotrochęwściekła,takza

całokształt.

-Nowięcsłuchaj...-Niebrzmiałjakon.Wahałsię,wjego

głosiebrakowałotejaroganckiej,codziennejprzechwałki.-

Boże,jakietoskomplikowane.

-Nierozumiem,cojesttakieskomplikowane.Poprostu

wyrzućtozsiebie:pocodzwonisz?-Byłamzdenerwowanai

starałamsięniebrzmiećwrednie,więc

wzamianbrzmiałamformalnieisztywno,bousiłowałamsię

teżniejąkać.

-Dobra,niechbędzie.Wiesz,żedzisiajsięumówiłemzNeli?

-Tak.

-Nowięcnieposzliśmynatęrandkę.

-Domyśliłamsię,wkońcurozmawiaszzemną,anieznią.-

Niemogłamrozgryźć,ocochodzi.Pocozadzwonił?

-OnajestzKyle'em.Wsensie,żejakopara.Byłamw

totalnymszoku.

-Aleprzecieżzgodziłasięiśćztobąnarandkę,nie

rozumiem!

-Jateżnie.Przyjechałemponią,aleniebyłojejwdomu.

ZadzwoniłaztelefonuKyleaiodwołałaspotkanie.

background image

-Przełożyła,tak?-DlaczegoNeliumówiłasięzJasonem,

skorowychodziłazKyleem?Nicsięnietrzymałokupy.Icały

czasniewiedziałam,czemuondzwoniwtejsprawieakuratdo

mnie.Trudnopowiedzieć,żebyśmysięchoćbykolegowali.

-Nie.-Jasonbyłwyraźniewkurzony.-Powiedziała,żetonie

masensu.Iniebędziemiało.

-Przykromi.Wiem,żebardzojąlubisz.-Niewiedziałam,co

więcejpowiedzieć.Przezcałąpodstawówkę,gimnazjumi

liceummarzyłam,żebyJasonmniedostrzegłizwróciłnamnie

uwagę,aleonwidziałtylkoNeli.

-Boże,czywszyscyotymwiedzą?!Niesądziłem,żetotak

oczywiste.-Byłpoirytowany.

Niemogłamsiępowstrzymaćodśmiechu.

-Tak,tobardzooczywiste.Onacisiępodobaodbardzo

dawna.Widzitokażdy,ktoznawasoboje.

-Zwyjątkiemniej.

-Tak,zwyjątkiemniej-zgodziłamsię.-Alecotoma

wspólnegozemną?

Długacisza,którazapadłapodrugiejstroniesłuchawki

sugerowała,żeJasonjestskrępowanytym,comapowiedzieć.

-MamzarezerwowanystolikwBravo-wydusił-i

pomyślałem,żemożechciałabyśzemnąpójść?

Wreszciewszystkostałosięjasne.

-C-comyślałeś?!On-nie!Niemo-możeszsięzemną

umawiaćjakozpo-pocieszeniempoNeli!-warknęłam

background image

wścieklezato,żetakmnieznieważyłorazzato,żeroz-

wścieczyłmniedotegostopnia,żezaczęłamsięjąkać.

-Nie,tonietak,przysięgam!

Wzięłamkilkagłębokichwdechówiskoncentrowałamsięna

wypowiadanychsłowach.

-Więcwyjaśnijmi,jaktojest,boobawiamsię,żeniewiem,

jakimcudemprzyszłocidogłowy,żetosięmożeudać.

Jasonjęknąłzoddali,takjakbyodsunąłtelefonodtwarzyi

ukryłtwarzwdłoniach.

-Słuchaj,tonawetniebyłmójpomysł.

-Notak,jużmilepiej.Mówdalej.Jasonsięroześmiał.

-Jesteśstraszniezabawna,jakcięporządniewkurzyć!

-Jestemzabawnaprzezcałyczas,poprostuwcześniejnie

zwracałeśnatouwagi.

Znówsięroześmiał,conieułatwiałomipodtrzymaniastanu

furii.

-Nowidzisz?Znówbyłośmiesznie.Możemaszrację,może

faktyczniejesteśśmiesznacałyczas,tylko

janiezauważyłem.Więcdajmiszansę,żebymsięprzekonał.

-Aledlaczego?Czytywogólerozumiesz,jakmnietym

dotknąłeś?-Mówiłamdalejniskim,kpiącymgłosem:-„Cześć,

słuchaj,dostałemkoszaiwybrałemcięnanagrodę

pocieszenia".Super,jestemzaszczycona!Amożejednaknie?

-Myślałem,żemiałaśdaćmiszansęnawyjaśnienie?

-Dobra.Mów.

background image

-Stojęprzywjeździenatwojeosiedle,więcpowiedzmi,w

którymdomumieszkasz,ajapociebiepodjadęiwyjaśnięci

szczegółytejnikczemnejhistoriiprzykolacji.

-Wow,użyłeśtrudnegosłowa!Wydawałomisię,żego

uraziłam.

-Kurczę,toniebyłośmieszne.Niekażdysportowiectodebil.

-Zamilkłipochwilimówiłdalej.-Pozatym„nikczemny"to

wcaleniejestjakieśskomplikowanesłowo.Wiem,jakto

wszystkowygląda,aleprzecieżnaprawdętakniemyślisz.Daj

miszansę.Proszę.

Roześmiałamsięwbrewwoli.

-Dobrze.Dajmikilkaminut,pogadamzrodzicami.Inie

ruszajsięzmiejsca.

Chybasięzdziwił,alepowiedział:

-Dobra,jasne.Widzimysięzachwilę.Parkujęprzedbramą

wjazdowądoHarrisLakeEstates.

-Chybaniechcęusłyszeć,skądwiesz,gdziemieszkam.

Zaśmiałsię.

-KiedyśpodwoziłemdodomuJilliwspomniała,że

mieszkacieoboksiebie.Niepoczyniłemżadnejtajnej

kwerendy.

Znówsięroześmiałam.

-Rozłączamsię.

-Dobrze.Itakjużskończyłemztobągadać-roześmiałsięi

rozłączyłsiępierwszy.

background image

Teraztatrudniejszaczęść,okłamanierodziców.Nigdy,

przenigdyniepozwolilibymiiśćnarandkęzchłopakiem,z

jakimkolwiek,alejużnapewnonieztakim,któregonieznali

onianija.Jasonijawychowaliśmysięrazem,chodziliśmydo

tychsamychszkółinawielewspólnychzajęć,aletak

naprawdęgonieznałam.

Schowałamdotorebkidziennikitelefonizbiegłampo

schodach.Rodzicesiedzieliprzystolewjadalniikłócilisięw

skomplikowanejmieszanceangielskiego,arabskiegoi

włoskiego.

-WychodzęzNeli.

Ojciecpodniósłwzrok,ajegozmarszczonebrwizastopowały

mniewpółkroku.

-Odrobiłaślekcje?Pokiwałamgłową.

-Tak,ojcze.

Zrobiłkrólewski,aprobującygestbrodą.

-Bardzodobrze.Wróćodziesiątej.

-Wrócę.Grazie.

Wyszłam,sprawdzającjednocześnie,czymamklucze.Jeśli

ośmieliłamsięwrócićpogodziniepolicyjnej,ojcieczamykał

drzwibezwzględunato,czymiałamklucze,czynie.Zrobiłam

jużprawojazdy,alejeszczeniepozwalalimimiećsamochodu.

Jeślidokońcategorokuszkolnegoutrzymamśredniąpowyżej

cztery,ojciecmiałmikupićauto.Wolałabymkupićjesobie

sama,aletegoteżniebyłomiwolno,boniemogłam

background image

pracować-zabardzoodciągałobymnietoodnauki.

Nienawidziłamzależnościodrodziców,aleniemiałam

wyjścia.

ZNeliumawiałamsięnajczęściejnaskrzyżowaniu,bo

czasemwsamochodziebyliteżchłopcyigdybypodjechalipod

dom,ojciecdostałbywylewu.Nawetjeślitoniebyłonic

groźnego,tylkosamiznajomi,oszalałby.Łatwoszłomówienie

mu,żespotykamsięzJilliNeli,cowpraktyceoznaczałotakże

KyleaiNicka,chłopakaJill,aczęstotakżeJasona.

Chodziliśmydocentrumhandlowegoidobrzesiębawiliśmy,

tylkopopowrociemusiałampilnować,żebyniewyszłonajaw,

żebyłznamiktośjeszcze.RandkazJasonembędzie

trudniejszadoukrycia.

Postanowiłammartwićsiętympóźniej.Chwilowomusiałam

sięskupićnaopanowaniunerwów.Mieszkałamniedaleko

bramywjazdowej,więcnieszłamdługo.Widziałam

zaparkowanąnapoboczuciężarówkęJasona,jegonastroszone

jasnewłosyiopalonąskórę.Wjednejchwilispacerzaczął

ciągnąćsięwnieskończoność.Każdykrokodbijałmisięw

uszachechem,dudniącjakgrzmot.Wydawałomisię,żeidę

ciężkoicałasiętrzęsę.Zaczęłamsięzastanawiać,czyonnie

pomyśli,żemamnadwagę.Zracjonalnegopunktuwidzenia

wiedziałam,żetakniejest.Byłamniskaimiałamładną

sylwetkę,ćwiczyłamidobrzesięodżywiałam.Przez

większośćczasuczułamsiędobrzeztym,jakwyglądam,tylko

background image

czasem,zwyklewtowarzystwieJasona,nabierałam

wątpliwościcodoswojegowyglądu.Wiedziałam,żepodoba

musięNeli,więcniesądziłam,żebywogólezwracałnamnie

uwagę,bowyglądałam

zupełnieinaczej.Byłamniższa,cięższa,miałamciemnąskórę

iciemnewłosy.Nelibyławysokaismukła,miałajasnąskóręi

idealneblondwłosy.Pozatymbyłaenergiczna,gadatliwa,

popularnaipewnasiebie,aja...nie.Jabyłamcicha,nieśmiałai

sięjąkałam.

Boże,wiedziałam,żeprzyJasoniebędęsięjąkać.Poprostuto

wiedziałam.Denerwowałamsięprzynim,emocjonowałam,

więczapominałamsięijąkaniewracało.Jużsię

zestresowałam,adzieliłymnieodniegojeszczetrzymetry.

Wzięłamkilkagłębokichwdechówistarałamsięprzywołać

mojąwcześniejsząwściekłość.Wciążbyłmiwinienporządne

wyjaśnienie,aleitakwiedziałam,żewkońcumuodpuszczę.

Będęsięczepiaćizrzędzić,alemuwybaczę.Wkońcu.

Podeszłamdoczarnejciężarówkiiprzygładziłamprzód

szarej,bawełnianejspódnicy.Jasonwyskoczył,obszedłautoi

otworzyłmidrzwi.Punktdlaniegozadobremaniery.Nicnie

powiedział,dopókiniewykręciłiniewyjechaliśmyzkrótkiej

bocznejdroginagłówną.

-Nowięc-powiedziałam.-Mów.

Jasontylkowyszczerzyłzębyiprzestawiłradionastacjęz

muzykącountry.Skrzywiłamsięiprzestawiłamzpowrotem,

background image

aleonzmarszczyłbrwiiwróciłdocountry.

-Lubiętępiosenkę.Spojrzałamnaniegowściekle.

-Nienawidzęcountry.

-Asłuchałaśkiedyś,taknaprawdę?Westchnęłami

pokręciłamgłową.

-Nie,wzasadzienie.

Pogłośniłmuzykę,takżenowapiosenkawypełniłacały

samochód.

-Posłuchajtego.Tojednazmoichulubionych.Niesamowita

historia.

Zamknęłamoczyiskupiłamsięnasłowach.„Osiemdziesiąt

dziewięćcentówwpopielniczce,dopołowypustabutelka

Gatorade".Proste,plastyczneobrazynatychmiastmnie

porwały.Zatraciłamsięwtejpiosence.Każdywers,każdy

refrenpełenbyłtargającychemocji.„Jadętwojąciężarówką".

Boże,tomiażdżyło.Niewiedziałamnawetczemu,bonigdy

niestraciłamnikogowtakichokolicznościachjakpiosenkarz,

aleczułamkażdąnutę.

Kiedypiosenkaucichła,Jasonwyłączyłradio.

-I?Comyślisz?

-Ktotośpiewał?

-LeeBrice.PiosenkanazywasięIDriveYourTruck,na

wypadekgdybyśsięniezorientowałaporefrenach-

uśmiechnąłsię.-Możebyć?

Pokiwałamgłową.

background image

-Tak.Miałeśrację.Bardzoporuszająca.Spodziewałamsię

rzępolenia.

Roześmiałsię.

-Bomaszwdrukowanedawnecountry.Towspółczesnejest

zupełneinne.Raczejjakrockzmotywamicountry,chyba

możnatakpowiedzieć.Lubięcountry,bo...samniewiem

dlaczego.Oczymśopowiada.Większośćpiosenektohistoria,

jakiśproblem,zktórymmożnasięutożsamić,rozumiesz?

Wiadomo,ocochodzi.Naprzykładtapiosenka,jestgość,

którystraciłbliskiegoprzyjacielaalbobrata,alboojca.Słychać

towsłowach.

-Słowabyłybardzopoetyckie-uśmiechnęłamsię.-Puśćmi

cośjeszcze.

Uśmiechnąłsięizpowrotemwłączyłradio.Wsłuchałsięw

kilkapierwszychdźwiękówipokiwałgłową.

-Toteżjestdobre.-Zerknąłwmojąstronęiwskazałnamnie

palcem,jakbydedykowałmiwystęp.-Todlaciebie.

Niemogłamsiępowstrzymaćodśmiechu.

-Dziwnyjesteś.

Wziąłgłośniejiprzekrzyczałgitary:

-Dedykujęciją!Słuchaj!

Otworzyłoknoiwystawiłrękę.Kiwałgłowąwrytmmuzykii

uderzałdłoniąodrzwi.Muzykaigłoswokalistydoskonale

współgrały.Pomyślałam,żetenutwórjestbardziejpopowy,

niemawyraźnegoakcentucountry,ajednaktoewidentnie

background image

byłocountry.Potemzaczęłamsłuchaćsłów.Mówiłyo

kobiecie,któraniemusiałarobićnicrozkosznegoani

seksownego,alebyłobyfajnie,gdybytorobiła.Sprytnie

napisane,romantyczneiporuszające.

Kiedypiosenkasięskończyła,Jasonściszył,bozaczęłosię

kolejneintro.

-Atacisiępodobała?SureBeCoolIfYouDidBlake'a

Sheltona.

-Czytenkoleśniewystępowałwjakimśprogramie?W

X-factoralbowTheVoice?

-Tak,wTheVoice.Łypnęłamnaniegozłowrogo.

-Czemuzadedykowałeśjąmnie?

Zarumieniłsięiodwróciłwzrok.Patrzyłnapobocze.

-Niewiem.Takpoprostu.Chybapasuje.Tyija,idziemyna

randkę...

Westchnęłam.

-Nadalnicminiewyjaśniłeś.

Wywróciłoczamiipotarłpoliczek.

-Wiem,wiem,poprostu...Jesteśmyterazrazemidobrzesię

bawię.Czemutopsućpoważnąrozmową?

Popatrzyłamnaniegowzrokiem,którymiałmówić:„Serio,

koleś?!"

-Temu,żewyszłamztobątylkodlatego,żeobiecałeśmi

wszystkowyjaśnić.

-Dobrze.-Wyłączyłradio.-Byłotak.Wyglądanato,że

background image

wszyscynacałejplaneciewiedzą,żekochałemsięwNeli.-

Zauważyłam,żeużyłczasuprzeszłego,alemunie

przerywałam.-Wczorajnatreninguchłopakisięzemnie

nabijali.

-Tonieładnie.Przecieżtotwoikoledzy.Popatrzył,jakby

mnierozumiał.

-Nowłaśnie.Chłopakitakrobią.Dokuczamysobie.Takjuż

poprostujest.-Podniósłrękę,kiedyotworzyłamusta,żeby

zadaćkolejnepytanie.-Chciałaś,żebymwyjaśniał,tak?Więc

nieprzerywajprzezchwilę.Czepialisiętego,żecałeżycielecę

naNeli,anigdynicztymniezrobiłem.Wsumiemielirację.

WięcFrankieiMalcolmpostawilikażdypostodolarów,żesię

zniąnieumówię.Toznaczywiesz,itakchciałemtozrobić,ale

terazwgręwchodziłajeszczekasa.

-Więcgdybyniezakład,niezrobiłbyśtego?Nie

odpowiedziałodrazu.

-Chybanie.

-Dlaczego?Westchnął.

-Botoprzerażające.Umówieniesięzkimśzawszejest

przerażające,alejeślidotegoobserwujesiętęosobęodtak

dawna,aonanicotymniewie?Tojużmasakra.

-Przyznajesz,żesiębałeś?-drażniłamsięznim.Spojrzał

złowrogo.

-Natowygląda.Alejednaktozrobiłem.Natympolega

odwaga:baćsię,amimotorobić,cotrzeba.Takmimówiłtata

background image

ichybatoprawda.-Twarzmuspoważniała,kiedymówiło

ojcu.Zacisnąłdłonienakierownicy.-Aleitakbyłemspocony

zestrachu,kiedyzniąrozmawiałem.Całysiętrząsłem.

Roześmiałamsię.

-Wżyciubymniepowiedziała!Wyglądałeśnataksamo

pewnegosiebiejakzwykle.

Spojrzałnamniezzaciekawieniem.

-Pewnegosiebie?Takiesprawiamwrażenie?Pokiwałam

głową.

-Tak.Zachowujeszsię,jakbyśrządziłświatem,jakbyśsięnie

bałniczegoaninikogo.-Zaczęłamskrobaćodpadającyz

paznokcialakierwkolorzebłękitnegoptasiegojajka.-Nie

wiem,jakcisiętoudaje.

Pokręciłgłową.

-Nierobiętegospecjalnie.Prawdęmówiąc,przezwiększość

czasuwogólesiętaknieczuję.

-Więctopoza?Wzruszyłramionami.

-Wpewnymsensietak.Jestemtakijakwszyscy.Mam

strachy,tajemnice,kompleksy,wszystko.To,cokażdy.Może

poprostuumiemtolepiejukryć.

Nieodrazuodpowiedziałam.MyśloJasonieDorseyu,który

jestniepewnysiebieisięboi,wydawałamisiękuriozalna.On

sięnigdyniewahał,nigdywsiebieniewątpił.Zawszebył

dowartościowany,pewnyipanowałnadwszystkim.Wiedział,

kimjestiwczymjest

background image

dobry,wiedział,żeludziegolubią.Zupełnieodwrotnieniżja.

-Możeitak-powiedziałam.-Ateraz,wracającdotematu.

Jaktosięstało,żezadzwoniłeśdomnie.

Jasonpoprawiłsięwfotelu.

-PrzyjechałempoddomNelioumówionejgodzinieiwtedy

zadzwoniłtelefon.Odebrałem,myślałem,żetoKyle,bojego

imięmisięwyświetliło.Okazałosię,żetoNeli,którachce

odwołaćnasząrandkę.Wyglądanato,żeonaiKylesię

pokłócili,awefekciestwierdzili,żeniemogąbezsiebieżyć,

czyjakiśinnymelodramatycz-nyszajs.Niewiem.Wiemtylko,

żebyłemprzybity.-Popatrzyłnamnie,apotemodwrócił

wzrok,takjakbyzamierzałpowiedziećcośzawstydzającego.-

WtedyNelipowiedziała,żebymzaprosiłciebie.Ichciałbym

zaznaczyć,żeodrazujejpowiedziałem,żezareagujesz

dokładnietak,jakzareagowałaś.Aleonapowiedziała:

„Wyjaśniszjejjakbyłoibędziedobrze".Więcniebyłotak,że

Nelimniewystawiła,ajapomyślałem:„Trudno,niechjuż

będzieBecca,jestprawietaksamofajna".

Wzięłamgłębokiwdech.Byłampewna,żetakwłaśniebyło.

-Nie?Więccopomyślałeś?

Długonieodpowiadał.Popięciuminutachniezręcznejciszy

zaparkowałprzedBravo.Wysiadłzautaiotworzyłmoje

drzwi,apotemdrzwirestauracji.Sercemistanęło,kiedy

położyłdłońnamoichplecach,żebywprowadzićmnienasalę.

Nieodzywaliśmysię,dopókinieposadzononasprzy

background image

okrągłym,czteroosobowymstoliku,naktóryzarazwjechał

koszykchlebainaczyniezoliwą.

Kiedyzłożyliśmyzamówienie,poważniespojrzałamna

Jasona.

-Nieodpowiedziałeś.Copomyślałeś?Niepatrzyłnamnie.

-Samniewiem.Dużorzeczy.Chybaczułemsiędotknięty,to

napewno.Nowiesz,onamisiępodobałaodkądbyliśmy

dzieciakami.Chociażniewiedziałaotymijużsięniedowie.

OnaiKylesądlasiebiestworzeniiodtrąciłamniebez

zastanowienia.Tozabolało.Apotempowiedziała,żebym

umówiłsięztobąijakbyotworzyłysięnowedrzwi.Na

początkupomyślałem:„Czemunie?"Tak,wiem,jaktobrzmii

bardzomiprzykro.Alechciałaśusłyszećprawdę,więcci

mówię.-Zamoczyłkawałekchlebawoliwieiwrzuciłdoust.

Zanimzacząłmówićdalej,przeżułgoipołknął.Byłam

oczarowanaruchemjegoszczęki,ostrymirysamitwarzy,kiedy

gryzł,pewnymiruchamidłoniinieustannymruchemgałek

ocznych;zerkałtonastół,tonadrzwi,apotemjegowzrok

padałnamnie.-Alemyślałemotymicorazwyraźniej

docierałodomnie,żekurczowosiętrzymałemmyśli,żeNeli

misiępodoba.Zresztą,cotowogóleznaczy?Onanigdynie

zwracałanamnieuwagi,bozawszenależaładoKylea.Byliw

siebiezapatrzeni.Nawet,jeślidotejporyniebyłowtymnic

romantycznego,itakodzawszebylirazem.Stwierdziłem,że

byłemzakochanyraczejwmyśli,żeonazwrócinamnie

background image

uwagę,bonigdytegonierobiłainigdyjużniezrobi.

-Ateraz?-Wzięłamłykcoliiczekałamnaodpowiedź.

Byłamgotowawstaćiwrócićdodomu,gdybymisięnie

spodobała.Byłamnagranicywytrzymałości,całatasytuacja

mnieprzytłoczyła.

Naprawdęwyglądałonato,żewidziałmniejakomnieito

byłoniebezpiecznedlamojegozdrowiapsychicznego.Prawie

niechciałam,żebymniechciał,botooznaczało,żebędę

musiałacośztymzrobić.

-Teraz?-Zamieszałlódsłomką.-Terazwidzęwszystko

inaczej.Zastanawiałemsięidotarłodomnie,żetaknaprawdę

cięnieznam.Całeżycieobracamysięwtymsamym

towarzystwie,prawda?Jesteśjednąznajlepszychprzyjaciółek

Neli,aledlaNelikażdyjestnadrugimmiejscu,poKyleu.No

więczdałemsobiesprawę,żecięnieznam,achciałbymcię

poznać.Wiem,żejesteśmądra.Mądrzejszawzasadzieniż

wszyscy,którychznam.Jesteśteżpiękna.Aleniewiemnicpo-

nadto.No,wiemteżchyba,żetwoirodzicesąimigrantami,ale

niemampewności.Czasemsięjąkasz.Itotyle.

Myśli,żejestempiękna?!Musiałamsięskupićna

oddychaniu.

Roześmiałamsię.

-Niewiem,czysłowo„imigrant"jestpoprawnepolitycznie.-

Byłamzsiebiedumna,żezabrzmiałamnaturalnieiniesię

zająknęłam.Wciążdzwoniłmiwuszachkomentarz,żejestem

background image

piękna.

Wzruszyłramionami.

-Przecieżwiesz,ocomichodzi.Żeprzyjechalizinnego

kraju.-Gestykulowałkawałkiemchleba.-Sąimigrantami,po

prostu.Anitoźle,anidobrze.

-MójojciecpochodzizWłoch.Urodziłsięwportowym

mieścieonazwieBrindisi,wregioniePuglia.

-TogdzieśniedalekoRzymu?Roześmiałamsię.

-Nie,zupełnienie.Podrugiejstroniekraju,napołudnie.

Przyjechałtujakotrzydziestolatek,amojąmatkępoznał,kiedy

odlatywałzlotniskaLaGuradia.

-Askądjesttwojamama?TeżzWłoch?Kelnerprzyniósł

naszedaniaizanimodpowiedziałam,zrozkoszązaczęłam

kosztowaćpotraw.

-Nie,mojamatkajestzBejrutuwLibanie.Trafiłatuwtedy

comójojciec,alebyłamłodsza,bomiałatylkodwadzieścia

trzylata.Tutajprzyjechalijużpomoimurodzeniu.Mójstarszy

bratBenjaminurodziłsięwNowymJorkuimieszkałtamprzez

trzypierwszelata.

Jasonprzestałjeśćisięnamniegapił.

-JesteśArabką?

-Wpołowie.-Odłożyłamwidelec.-Czemujesteśtaki

zaskoczony?

Wzruszyłramionami.

-Wsumieniewiem.Poprostuniezdawałemsobieztego

background image

sprawy.Mówiszwjęzykachtwoichrodziców?

Teraztojawzruszyłamramionamiiodwróciłamsię.

-Tak.Toskomplikowane,alekażdeznasmówiwe

wszystkichtrzechjęzykach.Mojamamamówipowłoskutak

samodobrzejakpoarabskuiangielsku,atatamówipowłosku

iwdwóchpozostałychjęzykachteż.Benijamówimy

wszystkimitrzema.Rodzicepilnowali,żebyśmyznaliich

ojczystejęzyki,apozatymcorokuwwakacjejeździmydo

rodzinydoLibanuidoWłoch.

Gapiłsięzniedowierzaniem.

-Pieprzysz!Mówiszwtrzechjęzykach?!-Powiedziałtotak

głośno,żeodwrócilisięludziezinnychstolików.

-Musisztakkrzyczeć?-spytałamcicho,alestanowczo.

-Przepraszam-wymamrotał.

-Pozatymniepieprzę,mówięwtrzechjęzykach.-Jason

wytrzeszczyłoczy,kiedyzaklęłam.Wyraźniegoto

zaskoczyło.-Tak,umiemprzeklinać.Wewszystkichtrzech

językach.Umiemirobięto.To,żejestemcichaisięjąkam,nie

znaczy,żenielubięczasembluzgnąć.

Jasonzmarszczyłczoło.

-Nietomniezaskoczyło.Poprostuwyglądasznaosobę,

któranieużywatakichsłów,aleniedlatego,żenieumie,tylko

dlatego,żeniechce.Czujęsiętrochędotknięty,żesądziłaś,że

takotobiemyślę.

Poczułam,żesięrumienię.

background image

-Przepraszam,tofaktyczniebyłoniesprawiedliwe

podejrzenie.Przyzwyczaiłamsiępoprostu,żewiększośćosób

takmyśli.Niesłyszą,jaksięodzywam,akiedyjużcośmówię,

tosięjąkam,więcdochodządowniosku,żejestemgłupia

mimośredniejcztery,trzechjęzykówinapoczętejpuli

punktówdocollege'u.

Znówwytrzeszczyłoczy.

-Jużmaszpunktydocollege'u?!Jakimcudem?Machnęłam

ręką.

-Przezzajęcianapoziomiezaawansowanym.Rodzice

pozwolilimichodzićdoklasyzkolegami,zamiast

przeskakiwaćrocznik,aleustalilizkuratoriumplan.Chodzęna

literaturędlazaawansowanych,atepunktylicząsiędo

college'u.Pozatymmamzajęciawnaszejszkolepomaturalnej.

Chodzętamwczwartkirano,zamiastdonasdoliceum.To

skomplikowaneinudne.Kończysiętak,żetrudnomisię

wygrzebaćspodpracdomowych.

-Jestempodwrażeniem.-Wydawałosię,żenaprawdęmu

zaimponowałam.

Chciałamtozbagatelizować,boczułamsięniezręcznie,kiedy

taknamniepatrzył.

-Niemapowodu.Poprostumoirodzicewierzą,żetrzeba

wykorzystaćto,cosiędostało.Aponieważjestemraczej

zdolna,muszępracowaćnajciężejjaksięda.Najlepiejtowciąż

niedośćdobrze.Jeśliudamisiębyćwczymśnajlepszą,pchają

background image

mniewyżej.

Jegotwarzposzarzała.

-Wiem,jaktojest,uwierz.

-Twoirodziceteżcięcisną?-spytałam.Niewyglądałna

takiego.Nie,żebyłgłupi,alepoprostuniepodejrzewałam,że

dużosięuczy.

Roześmiałsię.

-Spróbujukryćzdziwienie.Alenie,umnieniejesttakjaku

ciebie.Mójtataoczekuje,żebędędoskonaływewszystkim.

Dosłowniewewszystkim.Jateżmamśredniącztery,aletylko

znormalnychzajęć,więcniejesttotakiwyczyn.Toelement

naszejumowy.Chodziłomiofutbol.Niewystarczy,żejużw

pierwszejklasiejestemwreprezentacjiszkoły,cojestdość

rzadkie.Musiałemjeszczepobićrekordyszkoływliczbie

odbiorówiprzyłożeń.Aletoteżniewystarczyło.Więcrekordy

regionalne.Zrobiłemtowszystko,apamiętajmy,żewciąż

jestemwpierwszejklasie.Teraztatamanacelownikurekord

stanowy.„Sięgajwyżej,Jasonie".-Powiedziałtoniższym

głosem,jakbywcieliłsięwswojegoojca.-„Niezadowalajsię

drugimmiejscem,małagnido.Grajostrzej.Pobijrekord

stanu!"

Patrzyłamnamękę,rysującąsięnajegotwarzyiażmnie

ścisnęłowdołku.

-Ontakdociebiemówi?Twójojciec?

-Mójojciec.-Zjakiegośpowodusłowo„ojciec"wydawało

background image

sięgobawić,aleitakmiałpochmurneoczy.-Tak.Całyczas

takdomniemówi.Zresztą,nieważne,tozłamas,alezjego

powodupobijękrajowyrekordszkółśrednich.

-Tak?Zaśmiałsię.

-Tak.RekordnależydoDavisaHowella,którywlatach

2009-2012zdobyłtrzystapięćdziesiątosiemprzyjęć.Takw

każdymraziepodajeKsięgaRekordówKrajowejFederacji

LicealnychDrużynSportowych,doktórejtatazaglądaniemal

codziennie.Niemajeszczepołowydrugiegosezonu,ajajuż

mamponadstopięćdziesiątprzyjęć.Żebypobićrekord,muszę

zdobywaćśredniosześćprzyjęćnamecz,atożadenproblem.

Ponieważtodopieropierwszaklasa,mamjeszczeresztętego

rokuidwanastępnelata.Aletobędzieznówtylkotenjeden

rekord,więctatamanaokujeszczezdobytejardy.Rekord

należydoDorialaGreen-BeckhamazeSpringfieldMissouri,

którywynosisześćtysięcytrzystapięćdziesiątsześćjardów.

Żebygopobić,musiałbymmiećśredniostopiętnaściejardów

nagrę.Cojestabsurdem.Ci,którzybijąterekordy,toprzyszli

zawodowcy.PierwsiprzejdąprzezsitoNFL.Będązdobywać

pucharyHeismana.Ajajestem...dobry.Umiemtorobić.I

muszę.-Słyszałam,żezebrałsięwsobie,kiedytomówił,

jakbysamsiebiemusiałprzekonać.

Niewiedziałam,ocochodziztymipodaniamiijardami,ale

widziałamwjegooczachpanikęiumiałam

rozpoznaćdeterminacjękogoś,komupostawionoceliniema

background image

innejopcjiniżgoosiągnąć.Widziałamtownim,bocodziennie

widywałamwsobie.

-Cosięstanie,jeślitegoniezrobisz?-spytałam.Najego

twarzypojawiłsięostryitwardywyraz.

-Takaopcjaniewchodziwgrę.

-Niepodobamisięto.Cotoznaczy,żeniewchodziwgrę?

Musiszpobićkrajowyrekord,boco?-Nieodpowiedział,tylko

wziąłkęskurczakawparmezanie.-Boco?-Nachyliłamsięi

próbowałampodchwycićjegospojrzenie.

Gwałtowniepodniósłwzrok,awoczachmiałtylenienawiści,

żeażodskoczyłam,przestraszona.

-Bonico.Zrobięto,bomuszę,jasne?Ikoniec.-Odwróciłsię,

ajaniebyłampewna,comówićicorobić.-Przepraszam.Nie

chciałem.Zarazwrócę.-Poderwałsięnarównenogiiuciekł

dołazienki,ajazostałamzdopołowyzjedzonympestoi

kompletniebezapetytu.

Onniebyłmotywowany,byłprzymuszanytakostro,żegoto

zżerało.Nigdybymsięniedomyśliła.Bywałamnakażdym

jegomeczu,boNeliiJillciągnęłymniezesobą-Kylebył

rozgrywającym,gwiazdądrużyny,szybkiiboskiwswojej

doskonałości,aNickNagle,chłopakJill,teżgrał,choćonbył

jednymztychkole-sizprzodu,którzytłuklikolesiz

przeciwnejdrużyny,którzyteżstalizprzodu.Całyczas

obserwowałamgręJasonaizawszemisięwydawało,że

dobrzesiębawi,żeboiskotojegożywiołiżeniemamiejsca,

background image

gdzieczułbysiętakdobrze.Terazpatrzyłamnatozupełnie

inaczej.

Jasonwrócił,znówopanowany.Usiadłidotknąłmojejdłoni,

ajapoczułam,jakbyprzeszyłmnieprąd.

-Przepraszamcięzatenwybuch.Tonictakiego,naprawdę.

Tak,tatamocnonamnienaciska,alerobitodlamojegodobra.

Dziękitemujestemlepszy.Nieprzejmujsiętym,dobra?

Umiałamrozpoznaćściemę,kiedyktośmijąciskałwtwarz.

-Wiem,żetosraniewbanie,aleuznajmy,żekoniectematu.

Wyszczerzyłzęby.WróciłpewnysiebieizawadiackiJason.

-Nodobra,dośćomnieifutbolu.Opowiedzmiosobie.

-Naprzykładco?-zdenerwowałamsię.

-Coś,czegoniktinnyniewie.

Zaczęłamszukaćwmyślachjakiejśgłupoty,którąmogłam

sięznimpodzielić.

-Mambardzogiętkiepalce.-Wygięłamdotyłujednądłoń,

używając

drugiej

tak,że

paznokciami

dotknęłam

przedramienia.Jasonsięwzdrygnął,apotemjeszczeraz,kiedy

złożyłamkciukprawienapół.-Toułatwiagręnapianinie.

-Grasznapianinie?

-Tak,odczwartegorokużycia.Muszęćwiczyćprzezco

background image

najmniejdwiegodzinydziennie.

-Dotegozajęcianapoziomiezaawansowanymiszkoła

pomaturalna.

-Niezapomnijoterapiimowy.

-Co?-Wideleczawisłmuwpołowiedrogido

ust.

-Amojawadawymowy?Jąkanie?Przecieżnieobudziłamsię

pewnegodniazpostanowieniem,żejuż

sięniebędęjąkać.Chodzęnaterapiędwarazywmiesiącu.A

pracujęnadtymcałyczas.Przechyliłgłowę.

-Jaksięnadtympracuje?Pokręciłamgłową.

-Niezechcesztegosłuchać.

Uśmiechnąłsię,aletoniebyłtenolśniewający,zawadiacki

wyszczerz,tylkopowolnyisłodkiuśmiech,odktóregocośwe

mniestopniało.Przezcałąkolacjępilnowałamrozszalałego

serca,żebymmogłamiłospędzićczasinieliczyćnanic

więcej,aletenuśmiech...Poczułamsięjakbymnielubił.Jakby

cośmogłowydarzyćsiędalej.

-Chcęsłuchać-powiedział,apotemwziąłmoją

dłońipotarłkciukiem.

Odtegointymnegogestuzamrowiłmniekażdypor,skórana

czaszcemisięściągnęła,asercezaczęłodudnić.Wyrwałam

murękęizaczęłamkręcićpasmowłosówwokółpalca

wskazującego.

Zebrałammyśli,żebymusensownieodpowiedzieć.

background image

-Todośćzłożonasprawa.Miałamcałeżycie,żebyto

wszystkoprzyswoić.Sądzieci,któresięjąkają,gdysąbardzo

małe,apotemztegowyrastają.Dlanichtotylkokwestia

opanowaniaprocesunaukimówienia.Dlainnych,naprzykład

dlamnie,tobędziebataliatrwającacałeżycie.Nigdysiętego

całkiemniepozbędę.

Jasonbyłskupionyizainteresowany.Bawiłsięsłomkąi

patrzyłnamnie.

-Ktośjużwie,cowywołujejąkanie?

-Ktoś,kimpewnegodniabędętakżeja,niewiewszystkiego.

Tyleżepowodysązłożone:genetyczne

iśrodowiskowe.Sąteżdowody,żejąkającysięmająnieco

innąbudowęmózgu.Niewpływatonainteligencję,taksamo

jakapraksjawerbalna,innezaburzenierozwojowe.

Jasonoparłsięnakrześleiwyglądałnazdumionego.

-Naprawdędużootymwiesz.Brzmiszjak...Noniewiem,

jakbyśbyłalekarzem.

Uśmiechnęłamsięnieśmiało.

-Jużdawnotemustwierdziłam,żeskorosięjąkam,

powinnamdobrzepoznaćwroga.Planujęstudiowaćterapię

mowy,apotemrobićdoktorat.Chciałabympomócopracować

nowemetody,dziękiktórymjąkającesiędziecibędąmogły

łatwiejsobieztymradzić.Amożenawetudasięwynaleźć

lekarstwo?

-Więcfaktyczniebędzieszlekarzem.Pokiwałamgłową.

background image

-Tak,zdecydowanie.Wiemtoodjedenastegorokużycia,że

chcębyćtakajakpaniLarson,mojaterapeutkamowy.Nawet

nieumiemwyrazić,jakbardzomipomogła.Nietylko

technikamiupłynniającymimówienie.Uczyłamnietakże

pewnościsiebieilubieniasięmimotego,żesięjąkam.-

Zamilkłam,boniebyłampewna,czychcęmówićdalej,alew

Jasoniebyłocoś,cosprawiło,żemuzaufałam.-Topani

Larsonzasugerowała,żebymwyrażałaswojeuczuciana

piśmie.

-Copiszesz?

Wzruszyłamramionamiidalejmiędliłamwpalcachkosmyk

włosów.

-Nictakiego.Comyślę,czuję.To,czegoniemogę

powiedziećalboniechcępowiedzieć.

-Toksiążka?Czyraczejwiersze?

Skrzywiłamsię.Neliwiedziałaomoichpoetyckich

dziennikach,alenawetjejnigdyichniepokazałam.Jasona

ledwieznałam,ajużrobiłosiębardzoosobiścieitrudno.

Wwiercałsięwemnieswoimizielonymioczami

przypominającymipodświetlonesłońcemjadeityiwysysałze

mniesłowa,którychniechciałamwypowiadać.

-Wiersze-powiedziałamwkońculedwiesłyszalnie.-Alenie

żadnerymowanesonetyjakuSzekspira,

0kwiatachitakichtam.Tocoinnego.Wolnywiersz,takto

sięchybanazywa.Słowa,którewylewająsięzemniena

background image

papier.-Tobyłowięcejniżkiedykolwiekpowiedziałamnaten

tematNeli.Sercemiwaliłoizaczęłomniemdlić.

Ontylkosięuśmiechnął.

-Tosuper.Teżchciałbymtakumieć.Pisaćwiersze

1wogóle.Aleniejestemnajlepszywsłowach,ajużna

pewnonienapiśmie.Układamsobiewgłowiemyśli,alena

papierzeniewyglądajątak,jakplanowałem.-Rzuciłzwiniętą

serwetkęnatalerz,aleniespuszczałzemniewzroku.-

Mógłbymkiedyścośprzeczytać?

Poprawiłamsięnakrześle.

-Niewiem.Dlamnietocośwrodzajupamiętnika.Bardzo

osobiste.Niechodzioto,żecinieufam,poprostu...-Czułam,

żecorazbardziejsiędenerwujęizamomentmojamowastraci

płynność.-Nikttegonigdynieczytał.NawetNeli.Więc

n-n-n-niewiem.Prz-prze-praszam.-Zrobiłamsięcała

czerwonazewstydu.Zamknęłamoczyispuściłamgłowę.

Poczułam,żeodsuwamiztwarzykosmykwłosów,apotem

podnosimibrodę.

-Hej,tonictakiego.Wogóleniemasprawy.Jeślito

prywatnepisanie,tokoniecrozmowy.-Słyszałamwjego

słowachuśmiech,takbardzochciał,żebymzrozumiała,że

naprawdęniemażalu.-Naprawdę,nieprzejmujsiętym.Nie

zdawałemsobiesprawy,żetopamiętnik,wtedywogólebym

niepytał.

Mogłamtylkowzruszyćramionamiiskupićsięna

background image

oddychaniu.Kiedybyłamjużnatylespokojna,żebymówić,

nieobawiającsięśmieszności,zmusiłamsiędospojrzeniana

niego.Zrozumienieiwspółczuciebyływjegozielonych

oczachtakwyraźne,żeczułam,jakemanują.

-Dziękizazrozumienie.Machnąłręką.

-Dajspokój,niepowinienembyłpytać.-Rozejrzałsięi

skinąłnakelnera.-Maszochotęnatiramisualbosernik?

-Uwielbiamsernik-przyznałamzuśmiechem.Tobyłamoja

wielkasłabość.Niebyłamwstanieodmówić,nawetjeśli

oznaczałotododatkowedwadzieściaminutnarowerkuw

piwnicy.

Jasonuśmiechnąłsięradośnie.

-Czyzabrzmięjakdebil,jeślipowiem,żesięcieszę,żenie

jesteśjednąztychlasek,któreledwiecojedzą?To,żelubisz

jeśćisprawiacitoprzyjemność,bardzomnieuszczęśliwia.Ja

jestemrondlarzem,adeseryzawszebyłymoimulubionym

elementemposiłku.

-Rondlarzem?-powtórzyłam.-Nigdyniesłyszałamtakiego

słowa.

Wzruszyłramionami.

-Uwielbiamjedzenie.Kochamjeśćigotować.Trenujętak

dużo,żepotrzebujękalorii.Mójtatazje

wszystko,cosięprzednimpostawi,amojamamajestw

stanieprzypalićnawetwodę,więcwdomugłówniejagotuję.-

Nawspomnienieoojcuoczyznówmuzlodowaciały,aja

background image

pomyślałam,żetopewniezdarzasięzakażdymrazem.

-Conajbardziejlubiszgotować?Zastanawiałsięprzez

chwilę.

-Dobrepytanie.Robiędużomakaronów,botoźródło

węglowodanów,aledokładamróżnemięsa,żebyposiłek

zawierałbiałkoidotegowarzywa.Jestemteżmistrzem

grillowania.Przeszedłemdohistorii,grillującnaśniegu.W

czapce,rękawiczkachiwewszystkim.-Roześmiałsięsamdo

siebie,ajadołączyłam,bobeztruduwyobraziłamgosobie,jak

podskakujewzaspachwwełnianejczapceigrubych

rękawicach,stojącnadskwierczącymgrillem.

Przyniesiononaszesernikiinachwilęprzestaliśmy

rozmawiać,borzuciliśmysięnawielkiekawałkiserowej

pysznościzsosemtruskawkowym.Jasonzapłaciłrachuneki

znówprzytrzymałdrzwi,apotemzaczekał,ażułożęspódnicę

nakolanach,zanimzatrzasnąłdrzwidoauta.Wyjechałz

parkingu,włączyłradioiodkręciłokno,żebywpuścićdo

środkaciepłe,jeszczeletniepowietrze.

-Tomojaulubionakapela-przekrzykiwałmuzykęiwiatr.-

ZacBrownBand.PiosenkasięnazywaWhateverItIs.

Zanurkowałamwtorebcepogumkędowłosówizwiązałam

je,żebywiatrichnierozwiewał,apotemzamknęłamoczyi

pozwoliłamsięnieśćmuzyce.Naszczęścietejminie

zadedykował,aleczułamnasobiejegooczy,kiedyzerkałtona

drogę,tonamnie.Po

background image

chwilizdałamsobiesprawę,żeniewracamydomnie.

Zjechaliśmynadwupasmowądrogębitumiczną,zdalaod

wszystkiego.Późnowieczorneniebomiałokoloryodciemnego

złotadogłębokiejszarości.

-Dokądjedziemy?-spytałam.Wzruszyłramionami.

-Niewiem.Gdzienasdrogazaprowadzi.-Wskazałprzed

siebieiparsknąłzlekkimrozdrażnieniem.-Poprostu

jedziemy.

Skinęłamgłowąiwystawiłamprawąrękęprzezokno,alewą

położyłamnapulpiciesterowniczymmiędzynami.Piosenka

zmieniłasięwjakąśpowolnąisennąballadę,aJasonpozwolił

jejgrać,choćniepowiedziałmi,ktotośpiewaanijakitytułma

piosenka.Zresztą,zdałamsobiesprawę,żemnietonie

obchodzi.Tobyłaidealnamuzykanarandkę,romantycznai

słodka.Czułamjegobliskośćjakobecnośćpiekła.Jednąrękę

trzymałzaoknem,jakja,aprowadziłprawą.Zwolniłi

wjechaliśmynawąskąwiejskądróżkęzarośniętązobustron

drzewami.Zadrzewamirozciągałysiępola,adrogawiłasięi

skręcała.Żwirikurzbuchałspodkółizasypywałboczne

lusterka.

Dostałampalpitacji,kiedyJasonzmieniłręcenakierownicyi

prawąpołożyłobokmojej.Zastanawiałamsię,czychciałby

mniedotknąćicozrobię,jeślitaksięstanie.Mogłamsię

założyć,żemiałciepłąiszorstkądłoń.Jużprawiesobie

wyobrażałammojedrobne,brązowepalcesplecionezjego

background image

większymiibiałymichoćopalonymi.Sercemiwaliłoinie

mogłamoderwaćwzrokuodjegodłoni,którajakimścudem

znalazłasięjeszczebliżejmojej.Widziałam,jakprzenosi

wzroknamnie,

potemnanaszedłonie,anastępnieznównaprzedniąszybę.

Poruszałszybkolewąnogą,arękąwybijałrytmnakierownicy.

RadiograłopiosenkęCarrieUnderwood.

Chciałamgowziąćzarękę.Nicinnegosięnieliczyło.Nie

wiedziałam,gdziejesteśmy,dokądzmierzamyaniktórajest

godzina,alemiałamtogdzieś.Odwróciłamgłowę,spojrzałam

muwoczy,apotemgłębokowciągnęłampowietrzei

wsunęłamdłońpodjegorękę.Szerokootworzyłoczyizaczął

szybciejoddychać,alebezwahaniasplótłnaszepalce.Było

lepiejniżdobrze.

Zapadłajużciemność,amyjechaliśmydalejinazmianę

słuchaliśmymuzykicountryirozmawialiśmy.Jason

opowiedziałmioswoichmarzeniachbyciazawodowym

graczem,ajaomojejupragnionejkarierzeterapeutkimowy.

Gadaliśmyoszkole,oróżnychklikachistwierdziliśmy,że

obydwojejesteśmyczęściąkółkawzajemnejadoracjitylkoze

względunato,zkimsięprzyjaźnimy.Napoczątkumunie

wierzyłam,alepotemwyjaśnił,żenauczyłsiębyć

wyszczekanymtylkopoto,żebycałkiemniezginąćwcieniu

Kyle'a.

-Tylkopamiętaj,Kylewcaleniechceściągaćnasiebiecałej

background image

uwagi-powiedział.-Topoprostutentyp,żeznajdujesięw

centrumzainteresowania,wogóleotoniezabiegając.

Przyjaźnimysię,niepamiętamnawetodkiedy.Chybaod

pierwszejklasy?Powiedzmy,żeodzawsze.Izawszetakbyło.

Frustrowałemsię,bowszyscychcieliobracaćsięwjego

towarzystwie,przyjaźnićsięznimiłaknęlijegouwagi,bobył

poprostusuper.Jatakiniebyłem.Musiałemwywalczyćsobie

miejsceimówićnatyległośno,żebybyćsłyszanym.Nie

zniknąćwblaskuzłotegochłopca.

-Czyżbymsłyszałagorycz?-drażniłamsięznim.Zaśmiał

się.

-Nie,nocoty!-odparłsarkastycznie.-Aletaknaserio,Kyle

tomójbrat.Zrobiłbymdlaniegowszystko.Nieważne,cosię

działo,onzawszedbał,żebyśmybylirazem.Alebywatrudno,

kiedytwoimnajlepszymprzyjacielemjestgwiazdacałego

miasta.

Skinęłamgłową.

-Doskonalerozumiem.MamtosamozNeli.Onanawetsobie

ztegoniezdajesprawy,takapoprostujest.Wszyscyjąlubią.

Jestpopularnainiemaotympojęcia.

Naglezapadłacałkowitaciemność,amywciążkrążyliśmypo

bocznych,gruntowychdróżkach.Reflektoryprzeszywały

ciemność.Wjednejchwilistrachścisnąłmniezagardło,bo

zdałamsobiesprawę,żeniewiem,któragodzina.

Wpanicewygrzebałamtelefonztorebki,akiedy

background image

przeczytałamgodzinę,głowaopadłaminazagłówek.

Dwudziestadrugadziesięć.

-Ch-ch-cholera!-Łzywzbierałymipodpowiekami.-

Zatrzymajsię.Proszę,szybko!

Jasonzahamowałipopatrzyłnamniezniepokojem.

-Cosięstało?

Ztrudemprzełknęłamślinę.

-N-niepowiedziałamojcu,żewychodzęztobą.Myśli,że

jestemzNeli.Miałamwrócićodziesiątej.Jeśliterazdoniego

zadzwonię,będziechciałrozmawiaćzNeliisięwścieknie.

Nawetniewiesz,wjakiekłopotywłaśniewpadłam.

-Aletotylkodziesięćminut,nictakiego.Przecieżnierobimy

niczłego,jeździmypookolicy.-Nicnierozumiał.

Pokręciłamgłowąioddychałampowoli,żebysięuspokoić.

-Chybaniesłyszałeś,copowiedziałam.Onmyśli,żejestemz

Neli.Skłamałam.

-Czemu?

Wzruszyłamramionami,boniewiedziałam,czyzdołamto

wytłumaczyć.

-Niepuściłbymnie,gdybywiedział,żewychodzęztobą.

MogęsięspotykaćtylkozNeliiJill,alenawetwtedyniemoże

byćznamichłopców.Gdybysiędowiedział,żebyłamztobą

sama?Jezu,zabiłbymnie.Pozatymniespodobałbyśmusię.

Wiemto.-Niepomyślałam,jakteostatniesłowazabrzmiąw

uszachJasona,alepoczułamsięstrasznie,gdyzobaczyłam

background image

smuteknajegotwarzy.

-Niespodobałbymsię,co?Notak.Niejestemchłopakiem,

któregobezwstydumożnaprzedstawićtatusiowi-mówiłz

goryczą.

Dotknęłamjegoramienia.

-Tonietak.Niepowiedziałam,żemniesięniepodobasz,

tylko,żejemubyśsięniespodobał.Ajemuniktsięniepodoba.

Jaktakdalejpójdzie,umręjakostarapanna.Niegniewajsię.

Odpuściłiwrzuciłluz.

-Notospróbujmytaktozałatwić,żebyśniemiałakłopotów.

ZadzwońdoNeliizrobisztelekonferencję.Możetwójtata

pomyśli,żejesteścierazem.

Pokiwałamgłową.

-Możesięudać.

Zadzwoniłam,szybkowyjaśniłamsytuacjęipowiedziałam,

comazrobić,niedopuszczającjejdogłosu.

Chętniesięzgodziła,więcwybrałamnumerkomórkiojcai

dołączyłamdorozmowyNeli.

-Spóźniłaśsię,figlia-mówiłniskimgłosemibyłwściekły.-

Gdziejesteś?

-Midispiace,ojcze.Jestemz-z-z-z-zNeli.Straciłyśmy

poczucieczasu.Przepraszam,tojużsięniepowtórzy,

prometto.

-DajmiNeli.

Jejgłosrozległsięzoddaliijakbyzpuszki.Tosięnieuda,

background image

wiedziałamotym.

-Tomojawina,paniedeRosa.Oglądałyśmyfilminie

patrzyłyśmynazegarek.ProszęsięniegniewaćnaBeccę.

-Jakifilm?-Byłpodejrzliwy.

-Zahoryzontem.-Neliodpowiedziałabezwahania.-To

filmo...

-Wiem,oczymjesttenfilm-przerwałjejojciec.-Bądźw

domuzadwadzieściaminut,Rebecco.Wtedyporozmawiamy.

-Rozłączyłsięiwauciezapadłacisza.

Podskoczyłam,gdymójtelefonzadzwonił.

-Omójboże-powiedziałaNeli,parskającśmiechem.-Twój

tatajestprzerażający.Myślisz,żetokupił?

-Niewiem.Itakbędęmiałakłopoty.

-Ale...Skoroniejesteśzemnąijestprawiewpółdo

jedenastej,obstawiamżejesteśzJasonem?-spytałachytrzei

byławyraźniebardzozsiebiezadowolona.

-Tak.Mogłaśmnieostrzec.-Nieskrywałamirytacji.W

ogóleniebyłaskruszona.

-Aposzłabyś,gdybymcięuprzedziła,żezadzwoni?-Nie

odpowiedziałam,alejejtowystarczyło.-Nowłaśnie.

Spękałabyś.

-CosięstałomiędzytobąaKyle'em?

-Niemusiszbyćwdomuzadwadzieściaminut?-Unikała

odpowiedziiobydwieotymwiedziałyśmy.

-Itaksiędowiem.

background image

-Zadzwoń,jakwrócisz,jeślibędzieszmogła.

-Dobra.Pa.

-Pa.

OdwróciłamsiędoJasona.

-Możeszmnieodwieźć?Pokiwałgłowąiwłączyłsilnik.

-Jasne.Wzasadziewcaledalekonieodjechaliśmy,całyczas

krążyłem.

Faktycznie,jużpochwiliparkowałprzedbramąnamoje

osiedle.

-Stańtutaj-powiedziałam,zanimpodjechałpod

dom.

Kiedywysiadałam,wychyliłsięizłapałmniezarękę.

-Możemytoktóregośdniapowtórzyć?Patrzyłamnajego

mocnepalcenamoimnadgarstku.

-Niewiem.Chciałabym,aleniejestempewna,czysięuda.

Pokiwałgłową.

-Notak.Słyszałem,jakajestsytuacja.Więcwidzimysięw

poniedziałekwszkole?-Puściłmojąrękęizamknąłzamną

drzwi.

Zatrzymałamsięipopatrzyłamnaniegoprzezotwarteokno.

-Świetniesiębawiłam.Niespodziewałamsię,alebyło

wspaniale.

Uśmiechnąłsięszeroko.

-ChybamamyzacodziękowaćNeli?

Zmarszczyłambrwi.

background image

-Nieprzesadzałabym.Roześmiałsię.

-Żartowałem.Jateżsięświetniebawiłem.Dziękuję,żedałaś

miszansę.

Odwróciłamsięipomachałammu.

-Tylkoniechcisodówkadogłowynieuderzy!

-Zadzwońdomnie-zawołałtrochęzagłośno.

-Niemamowy-odparłam,idąctyłem.

-Więcchociażnapisz.-Wywiesiłsięprzezoknocałągórną

połowąciała.

Uśmiechnęłamsię.

-Możedasięzrobić.Aterazjedź,zanimwpakujeszmniew

jeszczewiększetarapaty.

Klepnąłdachciężarówkiicofnąłsiędokabiny,apotem

wykręciłzcichympiskiemopon,zarzucająctyłem.Pokręciłam

ześmiechemgłową.

Kiedysięodwróciłam,śmiechzamarłminaustach.Na

chodnikustałojciec.Skrzyżowałramionanaszerokiejpiersi,

siwewłosymiałzaczesanedotyłu,guzikkoszulirozpiętypod

szyją,akrawatrozluźniony.

Sercemizamarło.Sądzącpogroźnymgrymasie,widział

Jasona.

Fatalnie.

background image

BECCA

RomeoiJuliakontratakują

Październik,tegosamegoroku

N-n-niemożeszmnietut-t-t-t-trzymaćdokońcażycia,

ojcze!-Stałamwdrzwiachdomojegopokoju,aszalejącawe

mniefuriaodebrałamipłynnośćwypowiedzi.

Onpozostałnieporuszonyidalejstałwkorytarzuprzedmoim

pokojemzramionamiskrzyżowanyminapiersi.Miał

zmrużoneoczy,pochmurneiwściekłe.

-Mogęizrobięto.Okłamałaśmnie.Byłaśztymfutbolistą.

Będęciętrzymałzamkniętątakdługo,ażsięnauczysz.

Zamknęłamoczyizaczęłamliczyćdodziesięciu,przykażdej

liczbiebiorącgłębokiwdech.

-Tonief-f-fair.Byliśmytylkonakolacji,apotemjeździliśmy

pookolicy.Wiem,żeskłamałamiprzepraszam,ale

p-p-p-proszęcię,jaoszaleję.Itakjużprawieniemamżycia,

aleterazniewolnomijużnic.

-Twojemuzdrowiupsychicznemunicniegrozi,nie

histeryzuj,Rebecco.

Kolejneodliczanieidziesięćgłębokichwdechów.Ojciec

nigdymnieniepoganiał,zawszeczekałażbędę

gotowa.Samjąkałsięjakodzieckoiuporałsięztymdopiero

wtedy,gdyprzeniósłsiędoStanówiposzedłnaterapię

usprawniającąpłynnośćmówienia.Przynajmniejwtym

aspekciemogłamliczyćnazrozumienie.

background image

-Niehisteryzuję,ojcze.Szkoła,pracedomowe,pianino,

terapia.Tylkotomiwolno.Nawetprzedtąaferąnierobiłam

nicwięcej.Ateraz?Równiedobrzemógłbyśmniezapisaćdo

szkołykorespondencyjnejidosłownieuwięzićwpokoju.Za

dwamiesiącekończęsiedemnaścielat.Kiedybędęmogła

podejmowaćsamodzielnedecyzje?

-Abbastanza,figlia.-Niekrzyczał,bonigdytegonierobił.

Mówiłcicho,aleznacząco.

Darowałamsobieprotesty.Zacisnęłamdłoniewpięści,żeby

sięnierozpłakać.

-Pożałujesztego,ojcze.Zapamiętajtosobie.-Zatrzasnęłam

mudrzwiprzednosemiusiadłamprzybiurku.Gapiłamsię

przezoknonadrzewakołyszącesięwpopołudniowymsłońcu.

WłożyłamdouszusłuchawkiiwyszukałamwiPodzie

FlightlessBirdzespołuIron&Whine.Topiosenkaześcieżki

dźwiękowejZmierzchuiodkądjąpoznałam,słuchałam

wszystkichpiosenektegozespołu.Podobałymisiępoetyckie

słowa,trochęzwariowanamuzykaigłębokieznaczeniekażdej

piosenki.PoniejrozległosięSingersandtheEndlessSong

iwtedysobieodpuściłam,pogrążyłamsięwmuzycei

wyglądałamprzezokno.Tylkooddychałam,nicniemówiłam,

niejąkałamsię,nieponosiłamporażkiwpoprawnym

wyrażeniusiebie.

Wktórymśmomenciemójdługopiszacząłszaleńczoskrobać

pokartce,dającupustmoimmyślom.

background image

WSZĘDZIE,BYLENIETU

Drzewagnąsięikuszą

pieszczoneleniwymwiatrem.

Wołająmniewbłękit,

wrozgrzanąsłońcemzieleń.

Tamniemakanciastychsłów

anideszczuzawiedzionychnadziei.

Niemuszęlataćjakptak,

chcętylkotambyć.

Iśćpotrawie,włazićnadrzewa,

grzaćsięwsłońcu,

chłodzićnawietrzealbomoknąć.

Wszędzie,bylenietu.

Niewolnicadoskonałości,

wrógstanu,

zanicwięcejniżbycienastolatką.

Zaoddechmłodegochłopaka.

Zazbrodniękrążeniapoświeciewpyleleniwych

bezdroży.

Zarytmmuzykicountryigalopserca.

Dudniącetętnoinerwyszarpane

jakstrunybanjowradiu.

Niewolnomiwykrzyczećgniewu,

wrzeszczećzwściekłości

anikląć.

background image

Wyszłobygłupio.Pie-pie-pieprzsię.

PiepiepielBlablabla!Kukuku!Jakdziecko

zacinającesięnasylabachiślizgającesięna

syntaktycznychwpadkach.

Toja

Cicha

Jąkała

Więzień

Bystra

Wzorowauczennicagryzmolącawpustkę.

Usłyszałam,żeprzekręcasięklamkawdrzwiach,które

następnieotworzyłysięzhukiemizaanonsowaływizytę

mojegobrataBena.Rozejrzałsię,zauważyłmnieprzybiurkui

skinąłmigłową,adługiestrąkiczarnychwłosówposypałymu

sięnatwarz.Kopniakiemzamknąłdrzwiiwostatniej

sekundziezłapałzaklamkę,żebynietrzasnęły.

-Cotam,Beck?-Rzuciłsięnamojełóżkowbutachiwe

wszystkim.-Wciążuwięzionawwieży?-Zarzuciłgłową,żeby

odgarnąćwłosyzoczuitwarzy.

Oczymiałzamglone,półprzytomneizaczerwienione.

Westchnęłam,zamknęłamzeszytiodwróciłamsięodbiurka.

-Znówsięnajarałeś?Wzruszyłramionami.

-Ico?Przynajmniejmamwięcejzabawyniżty.

-Zmarlimająwięcejzabawyniżja-odcięłamsię.Zacząłsię

śmiać.

background image

-Prawda.Nawetbardzostarzyzmarli.Zaśmiałamsięi

położyłamsięnałóżkuobokniego.

Przetoczyłamsięponim,żebyleżećodścianyitrąciłamgo

biodrem.

-Lepiejminiezapaskudźpościelibuciorami,Benny.

-Niezapaskudzę.IniemówdomnieBenny.Nienawidzę

tego.-Sięgnąłdokieszeniiwyciągnąłszklanąlufkęi

zapalniczkę,apotempodniósłsięiotworzyłokno.Potemznów

siępołożyłizkieszeniworkowatychszortówwyjąłbrązową

tekturkępopapierzetoaletowym,któranakażdymkońcumiała

zabezpieczonygumkąfiltrpochłaniającyzapachy.Błysnął

zapalniczkąiwziąłlufkędoust,apotemzapaliłiwciągnął

dymgłębokodopłuc.Zapalniczkęilufkępołożyłnapiersii

rozparłsięwygodnie.

-Naprawdęzamierzasztorobićwmoimpokoju?Wdomu?!-

spytałamwkurzona.

Wzruszyłramionamiiuśmiechnąłsię,nieotwierającust.

Podniósłrolkędoustiwydmuchałgęsty,gryzącydymprosto

wfiltr,astamtądprzezokno.

-Jakojcieccięzłapie,wyśleciędoszkoływojskowej,wieszo

tym,prawda?

Znówwzruszyłramionami.

-Niechspróbuje.Mamosiemnaścielat.Gównomimoże

zrobićpozazgłoszeniemnapolicję.-Zerknąłnamniei

podsunąłmilufkę.Pokręciłamgłową,jakzawsze,aonsię

background image

znówzaciągnął.-Czemugotaknazywasz?-spytałzpełnymi

płucamidymu.

-Kogoijak?-Rozluźniłamsięidotarłodomnie,żejestemna

lekkimhajuodsamegowdychaniadymu.

Zanimodpowiedział,wydmuchał.

-Tatę.Wciążnazywaszgo„ojcem",jakbyśmyżyliwjakimś

pieprzonymśredniowieczu.

Wzruszyłamramionami.

-Niewiem.Poprostutakmówię.

Spojrzałnamniepoirytowanyikońcemżółtejzapalniczki

odsunąłsobiezoczupasmowłosów.

-Nieściemniaj.Jesteśgeniuszemimasznatopapiery,więc

musiszmiećjakiśpowód.

Westchnęłam.

-Dobrze,naprawdęchceszwiedzieć?Nazywamgo„ojcem",

botowymuszadystans.Niejestdlamnietatąanitymbardziej

tatusiem,Jestojcem,więctakdoniegomówię.Tooficjalne

określenie,którekonotujeformalnąrelację.

Roześmiałsię.

-„Konotujeformalnąrelację"-powtórzyłtrochę

prześmiewczo.-Niktpozatobąniepowiedziałbyczegoś

takiego.Nierozumiemtylko,czemuwciążsięnim

przejmujesz.Jadawnotemuprzestałem.

-Botymaszgdzieś.Ajanie,natympolegaróżnica.Spojrzał

namnie.

background image

-Comamgdzieś?

-Siebie.Przyszłość.Jamamplanyipotrzebujępieniędzy

ojca,żebyjezrealizować.Niebędziemniestaćnauczelnie,na

któremuszępójść,żebyzrobićdoktorat.

-Topłytkieikrótkowzrocznepodejście-oznajmiłBen.-

Możeszsięstaraćostypendia.Zaciągnąćkredyt.Nietrzeba

całejtejsraki.Topieprzonytyran,dyktator!Nienawidzęgo.

Jaktylkoodłożędośćhajsunamieszkanie,spadamstąd.

-Toniejestpłytkieanikrótkowzroczne-sprzeciwiłamsię.-

Maszpojęcie,ilebędziekosztowałozdobycielicencjatu,

magisteriumidoktoratu?Zależyoduniwerku,alesetkitysięcy

dolarów.Itakbędęmusiaławziąćpożyczkę,alebędzieto

możliwetylkozpomocąojca.

Bentylkonamniepatrzył.

-Posłuchajsiebie.Czytywogólemiałaśdzieciństwo?Jaka

szesnastolatkamyśliotakichsprawach?Bawsię,dziewczyno!

Wymknijsięzdomu,dajsiępuknąćzajakimśpłotemalbocoś.

Wpakujsięwkłopotyidajmiokazję,żebymmógłskućtemu

kolesiowipaszczę.Iniebądźprzezcałyczastakaśmiertelnie

poważna.-Zaciągnąłsięznów,apotemsiępochyliłi

wydmuchałmidymprostowtwarzzanimzdążyłamsię

odsunąć.

Zaczęłamkaszlećirozwiałamdymręką.

-Spadaj!NiebądźdupkiemNiechcęsięupalić.Próbowałam

raz,pamiętasz?Byłokoszmarnie.

background image

Benpokiwałgłowąispojrzałwsufit.

-No,terazpamiętam.Posikałaśsięprawiezprzerażenia,że

Ammawrócizzagrobuinanasnawrzeszczy,chociażAmma

wciążżyjeimieszkawBejrucie.

Roześmiałamsię.

-Alesammówiłeś,żetowarbyłzczymśmieszany.Znów

pokiwałgłową,niepatrzącnamnie,iuklepał

kciukiempopiół.

-Pamiętam,dawałopodupie.Byłaśtakprzeczołgana,że

niosłemciędołóżka.

-Tobyłostraszne.-Wyrwałammulufkęizapalniczkęi

wsadziłammudokieszeni.-Nienawidzętego.Itego,coztobą

robi.Maszzmiennenastrojeidobrzeotymwiesz.Lekarz

powiedział...

Benpoderwałsię,naglerozwścieczony.

-Walimnie,copowiedziałlekarz!-krzyknął.-Nienawidzę

tychdurnychprochów,którechcąmiwciskać.Jestemponich

jakzombie,ledwieżyję.Całyczasjestemzmęczony,chudnę,

boniemogęjeść,nienawidzęich.Tyniewiesz,jaktojest.

Trawamibardziejpomaga.Trzymamniewkupie.Kiedy

jestemwściekłyalbonakręcony,wycisza,ajakmamdoła,

dodajeskrzydeł.Ziołodziałaznacznielepiejniżktórekolwiek

ztychgówien,którychnazwsięniedanawetwymówić.

PieprzonyZoloft,Wellburtin,Xanax,Clonazepam,Valiumi

Ativan.Gówno.Nicniedziała.Atowymiata.-Wyciągnął

background image

sprzętzkieszeniipotrząsnąłminimprzednosem.

Jużwidziałam,żeprzyszłowahnięcienastroju.

-Ben,przecieżdobrzewiesz,żetonieprawda-powiedziałam

łagodnieiostrożnie.-Widzę,żetensposóbżycianierobici

dobrze.

Benzwściekłościąwypuściłpowietrze,schowałsprzętdo

kieszeniiruszyłdodrzwi.

-Jeszczeniejesteślekarzem,więcniepróbujmnieleczyć.

-Ben,zaczekaj.Przepraszam.Japoprostuchciałabym,żebyś

byłszczęśliwy.Tylkotyle.

Zatrzymałsięwproguispojrzałnamniezzaopadającychna

oczywłosów.Niesądziłam,żeumiepatrzećztakim

zrozumieniem.

-Problemwtym,żekiedyjestemszczęśliwy,niktniemoże

tegoznieść.Kiedyniejestem,teżnie.Iniejesttak,żemam

gdzieśswojeżycieiprzyszłość.Przejmujęsię.Alepoprostu

znamswojeograniczenia.To,cosiędziejetutaj-klepnąłsięw

czoło-ograniczaza-

kresrzeczy,któremogęzrobićwżyciu.Prochyczynie

prochy,ziołoczyniezioło,niemadobregosposobuna

uporaniesięztym.Nigdyniedojdędotakichrzeczyjakty.

Wiemtoiakceptuję.Zamierzamcieszyćsiężyciemtakdługo

jaksięda.Wkońcuitaktowszystkonamniespadnie,toteż

wiem.Aletomojeżycieimójwybór,niczyjinny.

-Alebądźostrożny,dobra?Pokiwałgłowąiuśmiechnąłsię.

background image

-Jasnasprawa,Beck.-Odwróciłsięizamknąłzasobądrzwi,

alejeszczenachwilęwsadziłgłowędośrodka.-Jeszczejedno:

gdybyśpotrzebowałapomocy,żebysięwymknąćnarandkęz

JasonemDorseyem,dajznać.-Mrugnąłizniknął,zanim

zdążyłamodpowiedzieć.

background image

JASON

WidziałemBeccęmożedwarazywciągumiesiąca.Za

każdymrazemmijaliśmysięnaszkolnymkorytarzu.Nie

mieliśmywspólnychlekcjiwtymsemestrze,przerwa

śniadaniowateżnamwypadałaoróżnychporach.Któregoś

dnia,wpiątekwśrodkupaździernika,złapałamnieprzy

szafce,tużprzedmoimtreningiem.Nadworzebyłochłodno,

więcmiałanasobieniebieskąwełnianąspódnicędokostek,

białąbluzkęzdekoltemwserekirozpiętyszarysweter.

Ubraniazawszepodkreślałyjejkształty,jednocześnienicnie

odsłaniającibyłotonajseksowniejsze,cowżyciuwidziałem.

Każdadziewczynamogła

włożyćpush-upikoszulkęzdekoltem,żebywszystkosięzza

niegowylewało,aletrzebabyłomiećstyl,żebywyglądać

smakowicie,niebędącprzytymwyzywającą.Becceudawało

sięzakażdymrazem.

-Cześć.-Oparłasięoszafkę,kilkacentymetrówodemnie,

takblisko,żeczułemzapachjejodżywkidowłosówibalsamu

dociała.

Miałemochotęschowaćtwarzwzagłębieniujejszyii

powąchać,zatopićnoswjejkręconychwłosach,alenie

zrobiłemtego,bonatymetapiebyłabytochybastanowcza

przesada.Wrzuciłemksiążkędohistoriidoplecakaizapiąłem

go,apotemzawiesiłemnaramieniu.Odwróciłemsiędonieji

oparłemsięoszafkęnaprzeciwkoniej.

background image

-Cześć.-Skrzyżowałemnogiiramiona.Zdumą

zauważyłem,żespojrzałanamojeramionaiwyraźnie

widocznemięśnie.Podobałojejsięto,cowidziała,więcbędę

musiałpakowaćjeszczeostrzej.

-Przepraszam,żesięwięcejniezobaczyliśmy,alemamareszt

domowy.-Pociągnęłazakosmykwłosówisprężynka

podskoczyładogóry.

Zrobiłempoirytowanąminę.

-Naprawdętrzymacięnakrótkiejsmyczy.Prze-srane.

-Okłamałamgo.Parsknąłem.

-Jesteśnastolatką!Tojestwpakiecie.Wymykamysięz

domuikłamiemy.Niezrobiliśmyniczłego,niepowinnaśbyć

uziemionatakdługo.

-Tak,Benteżtakmówi.Japoprostu...Niejestemgotowa,

żebysięotwarcieprzeciwstawić.Pozatymmampokójna

piętrze,niewiem,czyodważyłabymsię

tamtędyuciec.-Poprawiłaplecaknaramionach.-Ben

powiedział,żepomożemisięwymknąć,alejan-n-niejestem

pewna.

Olśniłomnie,żeonasięjąka,kiedysiędenerwujeinie

mogłemznieśćjejmęki.Widziałem,jakwmyślachbiczujesię

zakażdezająknięcie.

-Hej-powiedziałem.-Wporządku.Niezamierzamcię

zachęcaćdozbrodni.Chciałbymsięztobąwidywać,alenie

chcę,żebytospowodowałojeszczewiększekłopoty.

background image

Uśmiechnęłasię.

-Jesteśkochany.Azbrodniaminiegrozi,rozważamtylko

kilkabiałychkłamstw,żebymmogłaspotkaćsięz

przyjacielem.

-Jestemtylkoprzyjacielem?-spytałem,trochęsięznią

drażniąc.-Czujęsiędotknięty.

Beccaalbonieusłyszała,żetożart,albopostanowiłato

zignorować.

-Acomyślałeś?Przyjaźńtomało?-Oczymiałaszeroko

otwarteiwpatrywałasięwemniepoważnie.Byłytakbrązowe,

żeniemalczarne,tylkowokółźrenicyrozchodziłysię

promieniejaśniejszegobrązu.

Poniosłemsromotnąporażkę,usiłującoderwaćodniejwzrok.

-Niewiem.Chciałemwięcej.-Przełknąłemgulęwstydui

poszedłemnacałość.-Chciałbym,żebyśbyłamoją

dziewczyną.

Otworzyłaoczyjeszczeszerzejilekkorozchyliłausta.

Wciągnęłapowietrzegłośnoigłęboko,ajaniemogłemnic

poradzićnatożepodziwiam,jakjejpierśunosisięiopinapod

białąbawełnianąbluzką.

-T-t-twojądz-dz-dziewczyną?!Mmmmmmm-y...Cholera!-

Każdazaciętasylabasprawiała,żegwałtowniemrugała,jakby

wjejmózgudokonywałosięjakieśspięcie.Zamknęłaoczyi

wydawałomisię,żeodliczawmyślach.-Byliśmynajednej

randce.-Każdesłowowypowiedziałastarannie,alejakby

background image

monotonnie,trochęjakbyczytałanagłos.

Bardzosięstarałemwżadensposóbniereagowaćnajej

zmaganiaiczekałemażpowiewszystkodokońca.Bolało

mnie,żesiętakmęczyzesłowamiiwstydem.

-Aletobyłaświetnarandka.Odpowiedziałamizwiększą

łatwościąinaturalnie,

alepoczątkisylabbyłyodrobinęrozciągnięte,jakby

poprawiałajenabieżąco:

-Toprawda.Aleczyniepowinniśmypójśćnaprzynajmniej

jeszczejednąrandkę,zanimcośpostanowimy?

Wzruszyłemramionami.

-Jeślichcesz,jasne.Alewmoimwypadkutoniczegonie

zmieni.Naprawdęcięlubię

Nieodzywałasiętakdługo,żemyślałem,żejużnicnie

powie.Albozapisywaławmyślachwypowiedź,albo

zastanawiałasię,czywogólemówić.Gdysięwkońcu

odezwała,mówiłatakszybko,jakbychciałatozsiebie

wyrzucić,zanimstchórzy.

-Jasięwtobiekochałamodczwartejklasy.-Odwróciła

wzrok,ajejśniadaskórazaróżowiłasię.

-Odczwartej?Nelimipowiedziała,żeodsiódmej!

Beccazapowietrzyłasięiparsknęławściekle.

-Powiedziałaci?Urwędziadujaja!

Zacząłemsięśmiaćtakbardzo,żeprawiesięzakrztusiłem,co

doprowadziłomniedojeszczebardziejhisterycznegośmiechu.

background image

-Boże!Raczejstarajsięunikaćslangu!-Wciągnąłem

powietrze,apotemnaniąspojrzałem.Skrzyżowałaręcepod

biustemipatrzyłanamniezłowrogo,ajejtwarzwyrażała

mieszankęróżnychemocji.-Przepraszamcię,wybacz,aleto

byłogenialne!-Oddychałemgłęboko,żebysięopanować.-

Jużmiprzeszło.Przepraszam,aletobyłonajśmieszniejsze,co

słyszałemoddawna.

Beccaniemogłapowstrzymaćuśmiechu.

-Bencałyczastakmówiitobrzmifajnie.Alepewniejanie

umiemtegotakwyrazić.-Potemprzypomniałasobie,oco

poszło.-Niewierzę,żeNelicipowiedziała!

-Wjejobroniemuszępowiedzieć,żezrobiłatotylkopoto,

żebymnieprzekonaćdoumówieniasięztobą.Jasię

opierałem,główniedlatego,żepodejrzewałem,żezareagujesz

mniejwięcejtak,jakzareagowałaś.

-Ajakinaczejmogłamzareagować?!

-Niewiem.Niewyobrażamsobie,comogłabyśzrobić.To

byłastraszniedziwnaakcja.

Przysunęłasiędomnietrochębliżej.Natyleblisko,że

musiałazadzieraćgłowę,żebyspojrzećmiwoczy.Ocierałasię

piersiamiomojąklatkępiersiową,ajamusiałemzaangażować

każdyskrawekwoli,żebyjejnieprzycisnąćdosiebieinie

pocałować.Spojrzałamiwoczyiwidziałem,żepodejmuje

decyzję.

-Czekajnamnieopółnocyprzedwjazdemnamojeosiedle-

background image

powiedziałazekscytacją,niepokojemideterminacją

jednocześnie.

-Opółnocy?-zmarszczyłemczoło.-Acobędziemyrobićo

północywtejdziurze?Wszystkozamykająoósmej.

Rozejrzałasięszybko,agdysięprzekonała,żenakorytarzu

nikogoniema,wspięłasięnapalceipocałowałamniew

policzek,nasamymskrajuszczęki.

-Napewnocośwymyślisz.Pozatymmożemypojeździći

posłuchaćcountry.Napewnobędziefajnie.

-Ajaksięwydostanieszzpokoju?Błagamcię,niespadnijz

pierwszegopiętrainicsobieniezłam.Tobynamjeszcze

bardziejskomplikowałożycie.-Starałemsięzachowaćspokój,

alecałeciałomipłonęło,drżałoidoznawałowyładowań

elektrycznychnawspomnieniejejustnaskórze.

Uśmiechnęłasię.

-Zostawtomnie.Choćpewniebędęmusiałazaangażować

mojegobrata.Bógjedenwie,jakieonmadoświadczeniew

ucieczkachzdomu.Tomiędzyinnymizjegopowodurodzice

takmniepilnują.

-Zadzwońalbonapisz,jeślibędzieszpotrzebowałapomocy.

Mogęprzywieźćdrabinę.

Parsknęła.

-Drabinanarobihałasu,awolałabymnieogłaszaćnacałą

okolicę,żeuciekamzdomupodnosemmojegoojca,którynie

poznałbydobrejzabawychoćbysięoniąpotknął.

background image

Wzruszyłemramionami.

-Taktylkopomyślałem.Tomożebosak?Roześmiałasię.

-Skądweźmieszbosak?

-Niewiem,jeszczetegonieprzemyślałem.Możemógłbym

podwędzićtaciekotwicęzłodzirybackiej?Zaczepiłbymo

parapetizeszłabyśpolinie.

Beccazaczęłasięśmiaćjeszczebardziej.

-Notak,tobędziejużtotalniedyskretne.Odeszliśmyod

szafekiruszyliśmykorytarzemdo

wyjścia.Jakośtakwyszło,żewziąłemBeccęzarękęi

spletliśmypalce.Spojrzeliśmynanaszezłączonedłonie,a

potemnasiebie.

-Takjest-orzekłem.-Jesteśmojądziewczyną.Nawetnie

próbujsięwyrywać.

Beccawolnąrękąpacnęłamniewramię,alerękiniezabrała.

-Nictakiegoniepowiedziałam.Możejestem,amożenie

jestem,jeszczenicniewiadomo.Ławnicyobradują.

-Poprostuzgrywaszwyluzowaną,przyznaj.-Przyciągnąłem

jądoswojegoboku,apotemobjąłem,pilnującjednak,żebynie

wykroczyćpozastrefębezpieczeństwamiędzytaliąafiszbiną

stanika.

Wydawałomisię,żeprzestałaoddychać,alesięnieodsunęła.

Możewręczprzysunęłasiębliżej.

-Halo,mówimyomnie.Janawetniestałamkoło

wyluzowania!-wymamrotała,jakbybyłaprzekonanao

background image

prawdziwościtychsłów,aleniechciała,żebymjawnie

uwierzył.

Zmarszczyłembrwi.Niepatrzyłamiwoczy,więcsię

zatrzymałemiodwróciłemjądosiebie.Przylegaładomnie,

miękkaidoskonaledopasowana.Oparłamibrodęnapiersii

wiedziałem,żeczujemojesercebijącewklatceżeber.

-Ajamyślę,żejesteśwyluzowana-powiedziałem.-Zawsze

takmyślałem.

Zmarszczyłanos.

-Naprawdę?Myślałam,żewogólemnieniewidzisz.

Skrzywiłemsię.

-Chybażartujesz.Jesteśzbytpiękna,żebywtopićsięwtło.

Przekręciłagłowę,żebyprzytulićsiępoliczkiemdomojej

koszulki,apotempokręciłagłowąijejlokipodskoczyły.

-Niejestem,aledziękuję.

-Niemusiszsięzemnąniezgadzać.Mogęmyślećotobie,co

chcęibędzietoprawda,skorotakmyślę.

Odwróciłasiędomnieipopatrzyłazzaskoczeniem.

-Bardzopokrętnalogika.Myślisz,comyśliszitojestprawda,

botomyślisz?-Przesunęłamidłońmipoplecachizatrzymała

sięnatricepsach.

-Cośwstylu„myślę,więcjestem".Ktotopowiedział?

MarcelProust?

Zaśmiałasię,alenieszyderczo.

-Kartezjusz.Prousttoktośzzupełnieinnejbajki.

background image

Roześmiałemsię.

-Samawidzisz,jaktosiękończy,kiedypróbujębyćmądry.

-Itakmizaimponowałeś,żeznasztencytatiwiesz,kimbył

Proust.

Parsknąłem.

-Wyszłonato,żeniewiemanijednego,anidrugiego.Nie

mampojęcia,kimbyłProustiniejestempewien,czywogóle

rozumiemtesłowa.

Znówruszyliśmy,wciążtrzymającsięzaręce.

-MarcelProustbyłfrancuskimpisarzemnajlepiejznanymz

dziełapodtytułemWposzukiwaniustraconegoczasu.Był

jednymzpierwszychautorów,którzyotwarciepisalio

homoseksualizmieitobyławielkasprawawjegoczasach,

czylinaprzełomiewieków.-Beccazatraciłasięwrecytowaniu

faktów,aprzychodziłojejtozupełniebezwysiłku,choć

brzmiało,jakbydyktowaławypracowanie.-Natomiastsłowa

Cogitoergosum,połacinieznaczące„myślę,więcjestem",

tomottofrancuskiegofilozofa,RenéDescartesa,żyjącegow

siedemnastymwieku.Zresztątaknaprawdęnapisałtopo

francuskuiwtymjęzykuzdanietobrzmi:Jepense,doncje

suis.Achodzioto,żefaktwątpieniawswojeistnieniejestna

niedowodem.

-Aczemuktośmiałbywątpićwswojeistnienie?Tosię

rozumiesamoprzezsię.Jestemtu,widzę,czuję,czylijestem.

Beccaprzekrzywiłagłowęipowolipokiwała.

background image

-Bardzodobrze.Trafnauwaga.Iwielulaikówwtensposób

odpowiadałonadylematyfilozofów.Aledlanich,toznaczy

dlafilozofów,sprawabyłabardziejskomplikowana.Sięgato

jużdoPlatona,którymówiło„wiedzypewnej".Pomyślotym

tak:ktocipowiedział,żedwaplusdwarównasięcztery?

Odpowiedziałemnatychmiast.

-Paniwprzedszkolu.Alepokazałamitonaklockach.Dwa

klockiidwaklockitorazemczteryklocki.

-Tak,tokonkretnyprzykład.Aleprzenieśtękwestię„ktoci

powiedział,

że..."

do

sfery

idei

metafizycznych,

nieuchwytnych,jaknaszarolawżyciu,wewszechświecie.Na

przykładtendylemat,czyjeśli

wlesiezwalisiędrzewo,alenikogoniemawpobliżu,toczy

drzewowydałojakiśdźwięk?Parsknąłem.

-Togłupie.Zapytajwiewiórki,którazeskakujezpadającego

drzewa,kiedysłyszyjegołupnięcieoziemię.

Beccasięroześmiała.

-Robiszsobieżarty,alewidziszchyba,ocomichodzi,a

raczejocoimchodziło.TaktwierdziłKartezjusz.Fakt,że

postrzegafizycznąrzeczywistość,jestdowodemjegoistnienia,

background image

wkażdymraziewpostrzeganejprzezniegorzeczywistości.

„Muszęwkońcustwierdzić,żeteza»jestem,istnieję«,jest

prawdziwailekroćjająstawiamlubkiedypoczynasięwmoim

umyśle".Tobyłojegozasadniczezałożenie.

Zagryzłemwargęizamyśliłemsięnadtym.

-Chybarozumiem,ocomuchodziło.Niewiem,cotywidzisz

iniewiem,comyślisz.Niemogęwiedzieć.Wiemtylkoto,co

samwiem.Jeśliniemanikogo,ktomógłbyusłyszećdźwięk,

dźwiękistnieje,aleniekonieczniewtakimsensie,że...Samnie

wiem.Niemacelu,jeśliniktnieodbierafaldźwiękowych.

Zaśmiałasię.

-Cośwtymstylu.

-Czylikompletnienieto,alejesteśzbytmiła,żebymiotym

powiedzieć.-Schyliłagłowęiwiedziałem,żemamrację.-

Widzisz?Rozmowazemnąnatematyfilozoficznejest

całkowiciebezcelowa.Mójmózgtakniedziała.

Trąciłamniebiodrem.

-Jawtympoprostujestemoblatana.PisałamoKartezjuszu

pracęnazajęciazfilozofii,naktórechodziłamwzeszłym

semestrzewcollege'u.

Uśmiechnąłemsiędoniej.

-Przerażamnie,żejesteśtakamądra.Gadaszjakjakiś

profesor,wykładaszmiwiedzęiwogóle.

Znówspuściłagłowę.

-

background image

P-przepraszam.

Nie

chciałam

cię

po-pouczać.

Błyskawicznieprzerzuciłemsobieplecaknabrzuch,

kucnąłemiwziąłemBeccęnabarana.Apotemnapełnym

gaziepobiegłemkorytarzem.Pisnęłaiobjęłamniezaszyję,a

potemschowałatwarzwmoimramieniuizaczęłasięśmiać.

Żądałaprzytym,żebymjąpostawił.Chciałemtylko,żeby

przestałasiędenerwowaćiżebysięniejąkała.Iwcalenie

dlatego,żemnietomęczyło,tylkodlatego,żemęczyłoją.

-Postawmnienaziemi,świrze!-Plasnęłamniewpierś.-

Bojęsię!

Niejąkałasięicałyczassięśmiała,więcwiedziałem,że

dobrzesiębawi.Biegłemdalejpustymkorytarzem,akiedy

mijaliśmygabinetdyrektora,paniJones,sekretarka,karcąco

spojrzałananasznadokularów.

Dotarliśmydodrzwiprowadzącychnaparking,więc

zwolniłemnatyle,żebyjeotworzyć,apotemdałemsusa,

przelatującnadschodkami.Plecakpodskakiwałminabrzuchu

iboleśnieobijałsięosiniaki,alenieprzejmowałemsiętym.

Czułemjejnogiwpasie,ramionawokółszyi,oddechwe

włosach,awuszachsłyszałemjejsłodkiśmiech.

Dotarłemdopołowyparkinguizaczęłasięjużtakwiercić,że

background image

musiałemsięzatrzymaćijąpuścić.Niebyłożadnych

samochodówirozejrzałemsię,nicnierozumiejąc.

-Gdzietwojeauto?

Zakręciłakosmykwłosównapalcu.

-Niemamauta-powiedziałaostrożnie,wyraźnie

przygnębionatymfaktem,alezdeterminowana,żebytegonie

okazać.

-Więcjakwracaszdodomu?

-Benpewniejużnamnieczekaprzyrondzie.Odbieramnie

zeszkoły,borodzicepracują.

-Cholera,tojestpodrugiejstroniebudynku!Czemunicnie

powiedziałaś?

Spojrzałanamniezniedowierzeniem.

-Przecieżpróbowałam!Alebiegłeśprzezszkołęjakczłowiek

pierwotny,ciągnącyswojąkobietędojaskini!

Roześmiałemsię.

-Przyznałaśto!Jesteśmojąkobietą!-Złapałemjązarękęi

pociągnąłemdosiebie,burczącniskim,chrapliwymgłosem:-

JaJason.Tymoja.

Zmiękła,przynajmniejtroszkę.Szerzejotworzyłaoczy,które

zamigotały,ciemneibłyszczącewsłońcujakczarnakawa.

-Zgoda.JaBecca.Tymój.-Powiedziałatoledwie

słyszalnymszeptem,takjakbysamaniemogłauwierzyćw

swojesłowa.

Poczułem,żeżołądekmisiękurczy,asercewalijakoszalałe.

background image

Rozchyliłaustawoczekiwaniu.Cholera.Chybapowinienemją

pocałować,tak?

Tak.

Powoliiostrożniezbliżałemustadojejwarg,żebymiałaczas

sięodsunąćjakbyco.Smakowałajakimśwaniliowym

błyszczykiem,apachniałacytrusami,melonem,czystościąi

czymśjeszcze,niezidentyfikowanym,aleobezwładniającym.

Ustamiałamiękkieiwilgotne,na

początkunieruchome,alepokilkuchwilachpocałunekwciąż

trwał,aonazaczęłaruszaćwargamiiprzechyliłagłowę,żeby

sięlepiejdopasować.Niemogłemzłapaćtchuistraciłem

kontrolęnadwszystkim,czułemtylkociepłojejmiękkiego

ciała,przywierającegodomnieijejdłonie,sunącepowoliw

góręmoichpleców,żebyprzeczesaćmikrótkie,nastroszone

włosy.

Kilkametrówodnaszatrąbiłoautoiodskoczyliśmyodsiebie

jakprzyłapaninazbrodni.

-Juhuuu!Taksięłamiezasady!-TobyłBen,bratBekki,

któryzatrzymałoboknasswojegopoobijanegoczerwonego

transarna.-Czekamoddziesięciuminut,alejużwiemczemu!

-Zamknijsię,Ben,niełamiężadnychzasad!-Beccacałyczas

trzymałamniezarękę.Odczytałemtojakodeklaracjęzłożoną

bratu.Wyraźnieufałamu,żeniepowierodzicom.

Bentylkosięroześmiał.Czarnewłosywisiałymuwokół

ramionwbłyszczącym,splątanymkłębowisku.

background image

-Nojasne!Niewydamcię,alewiesz,żetataniebyłby

zadowolony,żeciumciaszsięztymgostkiemnaszkolnym

parkingu.

Widziałem,żeBeccamrużyoczy.

-Niezrobisztego!Iniezapominaj,żeznamjużtwoją

sztuczkęzpochłaniaczemzapachów.Założęsię,żeojciec

bardzobysiętymzainteresował.

Obydwojepodkreślaliróżneokreślenia,którychużywaliw

stosunkudoojca,więcpomyślałem,żenawetjejbratuwydaje

siędziwne,żeonaużywasłowa„ojciec".Zaciekawiłamnieta

sztuczkazpochłaniaczemzapachów.

Benprzeczesałwłosyiodrzuciłdotyłu.

-Przecieżpowiedziałem,żenicniepowiem,tak?Iczynie

zaproponowałemci,żepomogę,jeślibędzieszchciałasię

wymknąćnaspotkaniezkolegą?-Wskazałnamniekciukiem.

ZnałemBenadeRosę.Byłlegendąwnaszymliceum.

Notoryczniewagarował,wdawałsięwbójki,wyklinał

nauczycieliirobiłwyrafinowaneaczniegroźnepsikusywcałej

szkole,alejakimścudemzawszeudawałomusięuniknąćkary,

najakązasługiwał.Byłznanymwmiasteczkućpunem,

wiadomobyło,żezawszemaprzysobieskrętaibyłupalonyza

każdymrazem,kiedygowidziałem.Aleniktgonigdynie

wydał,aonnigdynietrafiłdoaresztu,mimożewszyscy

wiedzieli,corobi.Nigdynierozumiałem,jaktosiędzieje,ale

teraz,kiedywiedziałemjużwięcejożyciuBekki,jeszcze

background image

dziwniejszewydawałomisię,żeBenowiwolnobyłorobić,co

musiężywniepodobałobezżadnychkonsekwencji,aonanie

mogłasięnawetzemnąspotkać,żebynieskończyłosięto

miesięcznymszlabanem.

Beccatylkopokręciłagłową,apotemzwróciłasiędomnie.

-Muszęiść.Miałambyćwdomuowpółdopiątej.

Spojrzałemnatelefonizakląłem,kiedyzobaczyłem,która

godzina.

-Cholera,jużpoczwartej!Trenerzrobiminowądziuręw

tyłku.Muszęsięprzebrać,boprzezcałytreningbędęrobił

przysiady.-Zawahałemsię,apotemschyliłemsięiszybko

musnąłemjejusta.-Opółnocy,tak?

Odsunęłasięiniepewniezerknęłanabrata,alepokiwała

głową.

-Tak,opółnocy.Gdybymnieniebyło,todlatego,żenie

mogłam,anie,żeniechciałam.-Wdzięczniewsiadłado

samochodu,apotempomachałamiprzezotwarteokno,drugą

rękątrzymającwłosywtymczasowymkucyku.

Trenerkazałmiprzebiectrzykilometryzworkiempiaskuna

plecach,apotemprzezdwadzieściaminutrobiłemprzysiady,

zanimdopuściłmniedogryzchłopakami.

Mójpierwszypocałunekwartbyłtegowszystkiego.

background image

BECCA

Opółnocywogrodzie

Później,tegosamegowieczoru

Przywarłamdorynnysparaliżowanastrachem.

-Ben,tosięurwie-szepnęłam,amójgłoszabrzmiałjak

zgrzytliwypisk.

Wystawiłgłowęzoknanademnąiwyszczerzyłzębyw

uśmiechu.

-Wiem,żetaksięwydaje,alenieurwiesię,słowo.Latem

wlazłemnadrabinęidobrzeprzymocowałemskórkowańcado

muru.

Roześmiałamsię,bowyobraziłamsobieBenanadrabinie,jak

manewrujemłotkiem,gwoździamiiskrętem,żebymógł

uciekaćwnocy,nieryzykującupadku.Zapiętnaściedwunasta

przyszłamdojegopokojuipowiedziałam,żechcęsię

wymknąćnaspotkaniezJasonem.Uśmiechnąłsię,wskazałna

otwarteoknoirynnę.

-Popatrzwdół,zamontowałemnawetstopnieipomalowałem

nabiało,żebysięnierzucaływoczy-Byłzsiebiebardzo

zadowolony.

Spojrzałamwdółichociażżołądekmisięścisnąłzpowodu

odległościodziemi,skupiłamsięnarynnie

ifaktyczniezauważyłamkawałkidrewnaumocowanemiędzy

niąaścianą,naktórychmożnabyłopostawićstopy,kiedysię

schodziłowdół.Jakimcudemojciecnigdytegoniezauważył?

background image

Potemdomniedotarło,żeonnigdyniewychodzinazewnątrz.

Wracazpracycodziennieoósmejwieczorem,wychodzi

codziennie

0szóstejrano,aprzezcałeweekendygrawgolfa.Niema

potrzebyrobićobchodówdomuiwypatrywaćwokółrynien

dowodównocnychucieczek.Mójbratukrywałswoje

tajemnice,trzymającjenawidoku.

Zsunęłamsięjeszczeniżejistanęłamnastopniu,apotem

zjechałamwdół.

-Będziejeszczejednapodpórka?

-Tak,sądwie.Trafisznaniązajakiśmetrzkawałkiem.-Ben

obserwowałmojąucieczkę,arozpuszczonewłosyopadałymu

natwarz.

Zsuwałamsię,ażmojedłonienatrafiłynapodpórkę.Potem

stanęłamnakolejnej.Widziałam,żedoziemizostałjużtylko

kawałek,więczeskoczyłam.ZerknęłamakuratnaBena,który

wyciągnąłrękęiwłaśnieotwierałusta,żebyzaprotestować.

Leciałamznaczniedłużejniżsięspodziewałamiwylądowałam

zgłośnymłomotem

1bólemwkostkach.Zatoczyłamsiędotyłuirunęłamnakość

ogonową,klnącpodnosem,kiedystopyityłekzaczęłyboleć.

-Wporządku?-spytałBengłośnymszeptem.-Miałemci

właśniepowiedzieć,żewydajesię,żedoziemijestznacznie

bliżejniżnaprawdę.Niemożnasiępuszczać,dopókinie

natrafiszrękaminadrugąpodpórkę.Jazapierwszymrazem

background image

prawiezłamałemnogę.

Potarłamkośćogonową,apotemporuszyłamjednąstopą,

potemdrugą.Bolało,alenicnieuszkodziłam.

-Wporządku-powiedziałam.-Dzięki,Ben.

-Niechcęwiedzieć,gdzieidzieszanicobędzieszrobić.Na

wszelkiwypadekroszczęsobieprawodobłogiej

nieświadomości.-Nachwilęzniknąłwpokoju,alezarazznów

siępojawił,zplecakiemwręce.-Łap!

Zrzuciłpakunek,ajazłapałamiotworzyłam.Wgłównej

komorzebyłokilkastarychpodkoszulków,awniezawinięta

butelkajackadanielsa.ZerknęłamnaBena,aonmrugnął.

-Bezprocentówniemazabawy,tak?Niepodejrzewałem,

żebyściechcielizDorseyemposkrętaku,więcdajęwamto.

-Niepowinieneśnaszachęcaćdopicia,Benjaminie.

Zaśmiałsięzagłośnoiażzłapałsięzausta.

-Boże,jesteśświętymdzieckiem,Beck.Pojakącholeręsię

wymykaszwśrodkunocy,jeśliniezamierzaszzrobićtegojak

należy?-Pokręciłamgłową,zamknęłamplecakiprzewiesiłam

sobieprzezramię,apotemodwróciłamsię,żebywyjśćz

ogrodu,kiedyBenzatrzymałmniepsyknięciem.-Resztęmasz

miprzynieść.Niewypijciewszystkiego,bosiępochorujecie.

Wywróciłamoczami,chociażniemógłprzecieżzobaczyć.

-Niejestemgłupia,Ben.Wiem,żenienależypićcałejbutelki

naraz.

Uniósłbrwi.

background image

-Niewszyscyznassątakmądrzyjakty.Tojednaztych

sytuacji,kiedywtrakciejestznaczniezabawniejniżpofakcie.

Pokręciłamgłową.

-Idęjuż.Narazieidzięki!

-Mojabłoganieświadomośćwłaśniesięzaczęła.Niewiem,

kimpanijest.-Usłyszałam,żejegooknozamykasięzcichym

zgrzytem.

Roześmiałamsięizanurkowałampodniskoopadające

gałęziesosenrosnącychmiędzynaszymdomem,adomem

sąsiadów.Trawabyłamokraodrosy,apowietrzechłodne,

więcpochwaliłamsięzawybórdżinsówigrubegoswetra.

Niebobyłozupełnieczysteiupstrzonegwiazdami,kawał

białegoksiężycaskrzyłsięnanabijanejgwiezdnymićwiekami

czerni.Szłamwśróddrzew,potemulicą,mójoddech

przybierałformębiałychobłoczkówpary.Zobaczyłam

ciężarówkęJasonazwyłączonymireflektorami.Zrury

wydechowejwylatywałkłąbspalin.Wkabinieświatłobyło

zapaloneioblewałoJasonabladymżółtymblaskiem.

Widziałam,żemapochylonągłowę,awłosywciąż

perfekcyjnienastroszonedziękiżelowi,któregoużywał.Szyję

miałszerokąiopalonąodgodzinspędzanychnasłońcu.

Podniósłwzrok,kiedypodeszłamdosamochoduodstrony

pasażeraiuśmiechnąłsięradośnie.Wyskoczyłzauta,aja

usłyszałam,jakzanimuciekająwnocnutymuzykicountry.

Szybkookrążyłmaskęiotworzyłprzedemnądrzwi,zanim

background image

zdążyłamdotknąćklamki.Usiadłamnapokrytympokrowcem

siedzeniuinatychmiastpoczułamsięjakwdomu.Miałam

przeczucie,żebędętuspędzaćdużoczasu.Ijużbyłamtym

zachwycona.

Przypomniałamsobiepierwsząpiosenkęcountry,którąmi

puściłizajęłamsięprzeglądemwnętrza.Siedzeniabyłyszare,

międzynimidwaczarneuchwytynakubki,wtymbliżej

kierowcyprawiepustabutelkaMountainDewCodeRed.Na

podłokietnikuleżałaksiążkadohistoriiotwartanawojnie

secesyjnej,zeszytzapisanypochyłymidużymikapitalikamii

opakowaniepoCheez-Itswziętychnawynos.Napodłodzepod

moimistopamileżałbordowy,znoszonyplecakJansportaz

zielono-białymsymbolemreprezentacjiszkołyprzypiętymdo

bocznejkieszeni.Obokponiewierałosiękilkapustychbutelek

poMountainDewiGatora-de,awśródnichpustepaczkipo

suszonymbekonieipestkachsłonecznika.Natablicy

rozdzielczejleżałwetkniętypodprzedniąszybęzamknięty

pokrowiecnapłytyCD,wypchanyiwyraźniezużyty.Na

podłodzemiędzysiedzeniami,wepchniętymiędzydźwignię

zmianybiegówaprzódfotela,leżałgrubykoczlogo

UniwersytetuwMichigan,ananimzwiniętawkłębekczarna

bluzazkapturem.Międzybluząakocembyłocośjeszcze,

jakbypasekodpokrowcanaaparatfotograficzny.

Jasonupchałksiążkiwplecaku,ajaodrzuciłambluzęnabok,

żebyzobaczyć,cojestpodnią.Odkryłampokrowiecnaaparat

background image

Nikona,wformieplecaka,wyglądającynadrogi.Jasonruszyłi

wykręcił,żebywyjechaćnagłównądrogę.Włączyłświatła.Ja

wyciągnęłampokrowiecipołożyłamsobienakolanach,a

potemotworzyłamiażwestchnęłam,bowśrodkubył

ogromny,profesjonalnyaparat.

-Totwój?-spytałam.

Jasonzerknąłnamnie,najegotwarzypojawiłsięwyrazbliski

panice.

-Tak.Czymogłabyśtoodłożyć?-Mówiłspokojnie,alezbyt

spokojnie.Wydawałomisię,żejestzły.

Szybkozapięłampokrowieciodłożyłamnamiejsce,

zakrywająctak,jakgoznalazłam.

-Przepraszam-powiedziałam,choćniebyłampewna,co

zrobiłamźle.-Byłamciekawa.Bardzofajnyaparat.Dostałeś

wprezencie?

Jasonmocniejzacisnąłdłonienakierownicy.

-Nie.Kupiłem.

-Jakimcudembyłocięstać?Takieaparatykosztująchybaze

dwatysiące!

-TomodelD800,kosztujeokołotrójki,alekupiłemgoprzez

Internetidałemtrochęponaddwakoła.-Zacisnąłdłońna

kierownicy.-Oszczędzałem.

-Pracujesz?Niewiedziałam.

Zarumieniłsię,aleraczejzezłościniżzewstydu,takmisię

przynajmniejwydawało.Żyłkawskronizaczęłamupulsować.

background image

-Nie.

-Więcjakimcudem?

Długonieodpowiadał.Światłozmieniłosięnaczerwone,

więczwolnił,apotemstanął.

-Tozostaniemiędzynami,zgoda?NawetNeliotymniewie.

-Pokiwałamgłową,aonwypuściłpowietrzezpłuc.-Tata

płacimidwieściedolarówzawygranymeczplusdwadzieścia

zakażdeprzyłożenie.Pozatymdostajętysiąc,jeślimamprzez

całyroksamepiątki.Jeśliprzezwszystkielataliceum

utrzymamśredniącztery,dołożypołowędokażdego

samochodu,jakibędęchciał

mieć.Takkupiłemtoauto.MójwujekRicksprzedawał,więc

dałmidobrącenę.Potemkupiłemaparat.

-Więctotwojamotywacja,żebycałyczaswygrywać?

Ostrowrzuciłdwójkę,gdyruszyliśmyspodświateł.

-Częściowo.

-Więcjakajestpozostałaczęść?

Spojrzałnamnie,potemodwróciłwzrok,atwarzmu

spochmurniała.

-Nieważne.

Wyczułam,żekryjesiętujakaśtajemnicaiżeniepowinnam

drążyć,aledrążyłam.

-Możedlamnieważne.Chcęwiedziećotobiewszystko.

-Dajspokój.Proszę.-Niepatrzyłnamnieimówiłszeptem,

którywyrażałdesperację.

background image

-

Dobra,

jasne.

Przepraszam,

n-n-nie

chciałam

w-w-w-węszyć.-Spuściłamwzrok,zmartwiona,że

zmartwiłamjegoizdziwionanagłązmianąnastrojuwywołaną

aparatem.

Jasonjęknął.

-Cholera,tojaprzepraszam.Niechciałemnaciebiewarczeć.

Poprostu...Sątakiesprawy,októrychniemogęmówić.

-Amogęspytać,jakierobiszzdjęcia?Możemogłabymjakieś

zobaczyć?

Nieodpowiedział,tylkozakręciłkierownicą,prawienie

naciskająchamulca,apotemdodałgazuiciężarówkazjechała

gwałtowniewszeroką,bocznądrogę.Zarzuciłatyłem,aspod

kółposzedłżwirichwilęjechaliśmypodkątem,zanimJason

skontrowałkierownicą.Złapałam

sięrączkinadgłowąiprawienieoddychałam,apotem

wrzasnęłam,kiedyprzydużejprędkościznówskręcił,a

reflektoryoświetliłyzwężającąsięprzednamidróżkę.Znałtu

napamięćkażdyzakręt,kręciłkierownicąinaciskałna

hamulectużprzedskrętem,żebywchodzącwniego,dodać

gazuiwyjśćnaprostądobrzewyćwiczonymruchem.Serce

background image

waliłomiwpiersi,jednocześniezprzerażeniaiemocji.

-Błagamcię,niezabijnas.-Byłamdumna,żepowiedziałam

tobezzająknięcia,biorącpoduwagęmojenerwy.

Wodpowiedzitylkosięuśmiechnął,błyskajączawadiacko

białymizębami.Skręciłjeszczeraz,apotemgwałtownie

przyhamowałiskręciłwjeszczewęższądróżkębiegnącąprzez

las.Jechałterazwolniejiwcisnąłcoś,couruchomiłonapędna

czterykoła.Drogawznosiłasięiopadała,aonostrododawał

gazu,żebyciężarówkawspięłasięnawzgórzeizwalniał

dopieropodrugiejstronie.

-Dokądjedziemy?

Wskazałprzedsiebiepalcemuniesionymznadkierownicy.

-Jużniedaleko.Tomojeulubionemiejsce.Ciężarówka

niebezpieczniegibnęłasięnakolejnym

zakręcieiprzemknęłatużpodniskozwieszającymisię

gałęziamidębu.Jeszczeniecałykilometridrogasięskończyła,

jechaliśmypotrawieimiędzydrzewami.Zjechaliśmywdół,a

potemterenzacząłsięstopniowowznosićiwkońcu

jechaliśmyprostopodgórę.NaszczyciewzniesieniaJason

lekkowykręciłizatrzymałsię.Wyłączyłsilnik,aleradio

zostawił.Zgasiłświatła,

sięgnąłpokociwyskoczyłzciężarówki,dającmiznak,

żebymposzłazanim.Otworzyłamdrzwiizeskoczyłamna

ziemię,natychmiastowianazimnympowietrzem.Jason

otworzyłtyłnaczepyiczekał.Zaczęłamsięwspinać,dość

background image

niepewnie,awtedyschyliłsię,złapałmniepodpachamiipo

prostupodniósłzziemi.Pisnęłam,kiedynaglestraciłam

kontaktzziemią,aleposekundziemojenogizetknęłysięz

ciężarówką.Zachwiałamsięiobjęłamgoramionami.

-Jezu,nieróbtakwięcej!-Głosmiałamstłumiony,bo

wtulałamsięwjegobluzęzdługimirękawami.Pachniał

perfumami,dezodorantem,potemiczymśjeszcze,ostrym,ale

niezidentyfikowanym.

-Wystraszyłaśsię?-Byłrozbawionyizadowolonyzsiebie.

Parsknęłamispojrzałamnaniegogroźnie.

-Raczejzdziwiłam.Niebojęsię,alenastępnymrazemdaj

znać,zanimwylecęwpowietrze,dobra?-Jasontylkosię

zaśmiał.-Jesteśbardzosilny.

Wzruszyłramionami.

-Dużoćwiczęnatreningach,apozatymczasemmuszęsię

rozładować.

-Rozładować?Wjakimsensie?Zawahałsię.

-Boże...Nodobrze.Posłuchaj,wmoimdomujestnie

najlepszasytuacja.Mówiłemci,żetatawymagaodemnie

doskonałości,tak?Nowięc...Onniezawszejestmiły.Dużo

siękłócimyiczasemmuszęjakoś...spuścićparę.Tyle.

Wszystkozłożyłosięwcałośćiażrozbolałmniebrzuch,

kiedydotarłodomnie,cojestmiędzywierszami.

-Czyonciębije?-Odsunęłamsięiobserwowałamjego

twarz.Byłampewna,żebędziepróbowałsięwykręcićod

background image

odpowiedzi.

Spojrzałnamnie.Twarzmiałnapiętąinieprzeniknioną.

-Nieprzejmujsiętym,dobrze?Niemieszajsię.Nie

potrzebujęratunku.

Zmarszczyłamczoło.

-Czylitak.Dlaczegonikomuniepowiedziałeś?

Jasonwysunąłsięzmoichobjęćisięodwrócił.Kucnął,

rozłożyłkocnapace,apotemrozpiąłlinkiprzytrzymujące

lodówkęturystyczną.Zdjąłbiało-niebieskiewiekoiwyjął

sześciopakcoli,czterykanapkizawiniętewgrubywoskowany

papieripaczkęchipsów.

-Wiem,żetoniejestżadnawystawnauczta,alezjadliwe.-

Rozłożyłkanapkinadwiekupkiiwyjaśnił:-Tesązindykiem,

musztardąiszwajcarskimserem,atezszynką,ostrym

cheddaremimajonezem.

Usiadłipoklepałkocoboksiebie.Potemsięgnąłdoszybyz

tyłuiuchyliłokienko,żebypopłynęłymiękkienutyśpiewanej

przezkobietępiosenkicountryorewolwerzeiprochu.

Wahałamsięprzezdłuższąchwilę,alepotemusiadłamobok

niegoiwzięłamjednązkanapekzindykiem.

Obojezjedliśmypopołowie,apotemonpołożyłdłoniena

kolanachipopatrzyłmiwoczy.

-Posłuchaj,Beck.Tomojasprawa,dobra?Nieprzejmujsię

tym.Nicminiejest.Tonicponadmojesiły.

-Poprostunierozumiem.Czemunikomuniepowiesz?

background image

Jegozieloneoczybyłypełnebóluigniewu.

-Botonicnieda.Razpróbowałemibyłyztegotylko

problemy.Nietylkodlamnie,aledlawszystkich,którzysię

dowiedzieli.Niewarto.Zadwalatakończęszkołęiznikam.

Niewrócętuwięcej.BędęgrałnauniwersyteciewMichigan,

wMinnesociealbowNebrasce.Potemzostanęzawodowcem.

Niebędęjużniczegopotrzebowałodmojegostaruszka.

-J-j-j-a...Och!-Wzięłamgłębokiwdechiskoncentrowałam

się.-Niewiem,copowiedzieć.Toniewporządku.

-Nicniemów.Nicniemówinicnierób-mówiłznaciskiem.

-PozaKyleemwiesztylkoty.Niemożesznikomupowiedzieć,

obiecajmito.Obiecaj!

Wgłowiemisiękręciło,asercemipękałozpowodutego

chłopaka,któregozaczynałambardzo,bardzolubić.

-Ktośpowinienwiedzieć.Onniemożecitegorobić.Na

litośćboską,totwójojciec!Powiniencięchronić,anie

krzywdzić!Tos-s-s-s-straszne.-Poczułamgniew,któryjak

kulanarastałmiwgardle,aprzedoczamiwirowałyobrazy:

Jasonwkącie,kryjącysięprzedwielkimcieniemzwielkimi

pięściami.

-Atwójtatacięchroni?

-Onjestzbytopiekuńczyistanowczonadgorliwy.-Samanie

wiedziałam,czemubronięojca,choćwgłowiecałyczasna

niegopomstowałam.-Jestnieracjonalny,przewrażliwionyi

uparty.Jegoidiotycznezasadyzmuszająmniedobuntu,alena

background image

swójsposóbmniekocha.Nigdybymnienieskrzywdził.Po

prostuchce,żebymdałazsiebiewszystko,comogę.

Wynagradzasobiewszystkiekłopoty,wjakiepakujesięBen.

-Amójtatamawgłębiduszyukrytąkrainęgniewu,

zamieszkałąprzezdemony.-Mówiłzaskakującołagodnie,

poetycko.-Odniósłkontuzjęwczasiepierwszegomeczuw

lidzezawodowejiniemógłwięcejgrać.Musiałwrócićdo

rodziców,tudoMichigan,ajegoojciecbyłdlaniegogorszy

niżondlamnie.Zacząłpracowaćwpolicjiiszybko

awansował,alepotemwybuchławojnawZatoceiwstąpiłdo

armii.DwarazybyłwIraku.Niemiałwykształceniaani

treningu.Widziałstrasznerzeczy.Irobiłteż.Zrobiłnaprawdę

paskudnerzeczy,narozkazWujaSama.Togojakośtam

wystraszyło,wśrodku.Chodzimioto,żemaswojepowody.

Cogooczywiścienieusprawiedliwia.

Milczałam,słuchałampiosenkiwradiuipatrzyłamwczarne

nieboigwiazdy,którewyglądałyjaksólrozsypananaczarnym

obrusie.

-Skądtylewieszotym,coprzeszedł?

Jasonodpowiedziałzustamipełnymichipsów.

-Dużopije.Jakprzesadzi,czasemopowiadamiróżnerzeczy,

zamiastmniebić.Opowiadamitak,jakbymbyłznimw

wojsku.-Przełknąłchipsyizapatrzyłsięwniebo.-

Nienawidzętychopowieści.Wolęoberwać.

Zadrżałam,kiedypowiewwiatruprzedarłsięprzezmój

background image

sweter.Jasonoparłsięopakęizeskoczyłnaziemię,apotem

zajrzałdokabinyiwyciągnąłbluzę.Wdrapałsięzpowrotem

pokolezapasowymizarzuciłmibluzęnaramiona.Była

ciężka,ciepłaipachniałanim.

Wziąłpokrowieczaparatemispojrzałnamniechytrze.

-Chciałaśzobaczyćmojezdjęcia?Energiczniepokiwałam

głową.

-Więccośzacoś.Pokażęcizdjęcie,jakpokażeszmiwiersz.

Ztrudemprzełknęłamślinę.

-Samaniewiem.Nigdynikomuichniepokazywałam.

Nikomu.Tomójpamiętnik.

Jasonpokiwałgłowąiwskazałnapokrowiec.

-Jamamtosamozezdjęciami.Sątylkodlamnie,prywatne.

Lubięjerobić.Niktotymniewie,nawetKyle.Dlamnietoteż

jestjakpamiętnik.Niejestemdobrywsłowach,więczamiast

nichużywamzdjęć.

-Dlaczegotrzymaszcośtakiegowtajemnicy?-spytałam.-

Przecieżtonicwstydliwego.Tosuper,dziedzinasztuki.

Twarzznówmuspochmurniała.

-Nieznasztaty.Mówiłemci,żetoniejestfajnyfacet.Jedyne,

comiwolno,touczyćsięigraćwfutbol.Trenować,odrabiać

lekcje,chodzićnatreningi,totyle.Jakjestpijanyi

nieprzytomny,takjakteraz,magdzieś,corobięigdziejestem,

bylebymnietrafiłdoaresztuaniniewpakowałsięwjakąś

gównianąsytuację.Jestkapitanempolicji,więcmuszęuważać.

background image

Niepomożemi,nieużyjewpływów.Wykopałbymi

wnętrzności,gdybyjedenzjegoludzichoćrazmniezatrzymał.

Oniteżsięgoboją,więcniebędądziałaćwbrewniemu.

-Alecotomawspólnegozfotografią?Totylkozdjęcia.

Odpakowałkanapkęzszynkąiotworzyłdrugąpuszkęcoli.

-Todrugasprawa.Wszystko,cochociażodrobinęzalatuje

sztuką,jestdlapedałów.Ontakmówi,nieja.Pozatym,żejest

agresywnympijakiem,jestteżbigotem.

Nienawidziwzasadziewszystkich,którzyniesątacyjakon.

Gdybywiedział,żemamaparat,wsadziłbymniedoczubków.

Muzyka?Niemamowy.Rysunek?Wżyciu!Ajauwielbiam

robićzdjęcia.Zatrzymywaćwkadrzefragmentrzeczywistości

irobićzniegocośzupełnieinnego.

Otworzyłpokrowieciwyjąłaparat,apotemwłączył,wcisnął

kilkaguziczkówinawyświetlaczupojawiłysięzapisanena

karciezdjęcia.Przewinąłkilkaipodałmiaparat.

Wzięłamgoostrożnie,bobałamsięchoćbytrzymaćcośtak

dlaniegocennegoitakabsurdalniedrogiego.Zdjęcie,któremi

pokazał,zaparłomidechwpiersi.Przedstawiałotrzmiela,

uchwyconegowtrakcielądowanianastokrotce.Zbliżeniebyło

takduże,żewidziałamsmugętrzepoczącychskrzydełeki

pojedynczewłoskinaczarno-żółtymtułowiu.Światłoodbijało

sięwwytrzeszczonych,mozaikowychoczachowada,stokrot-

kabyłaostraiintensywnieżółta,awtlebyłobłękitneniebo.

ZdjęciewyglądałojakzNationalGeographic,oszałamiało

background image

ostrościąikolorami.Trzmielwyglądałjakkosmita,wielkii

nierzeczywisty.

-OmójBoże!Niesamowite!Mógłbyśjesprzedaćdogazety,

przysięgam!-westchnęłamijeszczerazprzyjrzałamsię

fotografii,zdumionatym,jakwspanialeuchwyciłkwiat

pośrodku,takżezajmowałcałykadr,aowadbyłnagórze,

przyłapanywczasielądowania.

Uśmiechnąłsięipierwszyrazodkądgoznam,wyglądałna

zawstydzonego.

-Dzięki.Pokąsałymniechybazsześćrazywczasierobienia

tegozdjęcia.Nadłąkąlatałystadawielkich,

tłustychtrzmieli.-Wskazałnapolepodnami.-Robiłemje

tutaj.Gdzieśtumusibyćgniazdo.Takczysiak.Łaziłemza

nimiprzezkilkagodzinirobiłemzdjęciezazdjęciem.

Zrobiłemkilkaset,zanimustrzeliłemto.

-Mogęzobaczyćwięcej?-spytałampodekscytowana.

Uniósłbrew.

-Nietakszybko.Teraztwojakolej.

Czułam,żeręcemisiętrzęsą.Wiedziałam,żejeślispróbuję

sięodezwać,wyjdzieztegosieczka,więcwzięłamgłęboki

wdechisięgnęłamdotorebki.Wyjęłamdziennik.Byłtozeszyt

woprawiespiralnej,zgładkimistronicami,szkicownik.

Okładkimiałzpłótna.Markeremwypisałamnanimfragment

wierszapoarabsku.

xxxxxxxxxxxxxxxx

background image

-Cotoznaczy?-spytałJason.

Zawahałamsię,wzięłamkilkawdechówinajpierw

wyrecytowałamtesłowawmyślach,dopieropóźniej

wypowiedziałamjenagłos.

-„Niejestemsam.Prawdatoprzyjaciółkasamotności".-

Przesuwałampalcempoliterach,apotemotworzyłamzeszyti

zaczęłamprzerzucaćstrony,żebyznaleźćidealnywierszdo

pokazaniaJasonowi.-NapisałgoarabskipoetaAbboud

al-Jabiri.Wierszjestdłuższy,aletenfragmentlubię

najbardziej.

-Żyłdawnotemu?

Pokręciłamgłową.

-Nie,żyje,mieszkawJordaniiicałyczaspisze.Mojamama

jestpediatrą,alezawszekochałapoezję.Opróczstudiów

medycznychzrobiładrugiemagisteriumzarabskiejpoezji.

Chybaodniejsiętymzaraziłam.

-Super!-powiedziałJason.-Corobitwójtata?

-Pracujewnieruchomościach.Makilkaterenów

użytkowych,apozatymsprzedajedomy.-Żułamkanapkę,

patrzącnaniego.-Auciebie?Opowiadałeśotacie,alecoz

mamą?

Wzruszyłramionami.

-Onanicnierobi.Trzydniwtygodniupracujewgabinecie

dentystycznym,jakaśbiurowarobota.Pozatymsiedziw

pokojuiwyklejaobrazki.

background image

Zmarszczyłambrwi,usiłującdociec,ocomuchodzi.

-Scrapbooking?

Znówwzruszyłramionami.

-Możliwe.Ma„pracownię".-Zrobiłpalcamiznak

cudzysłowu.-Spędzatamcałyczas.Śpiteżtam,chybaże

ojciecchcezniąspać,żeby...Nowiesz.Pozatymunikaijego,

imnie.Mnie,bowziąłemnasiebiejejsprawyztatą,ajego,bo

jestdupkiem.

-Cotoznaczy,żewziąłeśnasiebiejejsprawy?Złamałchipsa

napółiwłożyłdoustobakawałki.

-Jakmiałemtrzyczyczterylata,biłją.Urosłemizacząłem

sięwtomieszać.Niechciałempatrzeć,jakmamapłacze,

rozumiesz?Onaprzezjakiśczassięstawiała,pamiętamto.Ale

potemsięzmęczyła.Poddałasię.Pozwalałamurobić,comu

siępodoba,sobieimnie.Ondążydokonfliktu,chcewalczyć.

Jazacząłemmu

tozapewniać,więcjązostawiłwspokoju,aleterazonamnie

zatochybanielubi.Niewiemdlaczego,przecieżobrywamza

nią.Nieważne.Głupiaszmata-mówiłbeznamiętnie.Tenbrak

emocjimnieprzerażał.

-Tojednaktwojamatka!-Niemogłamsiępowstrzymać.

Oczymuzapłonęłynazielono,aleniepodniósłgłosu.

-Możeipodwzględembiologicznympowołalimniedo

życia,aleniesąmoimirodzicami.-Uspokoiłsięiodwrócił

wzrok,awjegogłosiesłyszałamzadumę.-Rodzicekochająi

background image

chronią.Troszcząsięiwychowują.Janigdytegoniedostałem.

Mójstaruszek?Jegoniktniekochał,aonnienauczyłsię,jak

przełamaćtenzaklętykrąg.Mamatakdługobyłaofiarą,że

terazjużnicjejnieobchodzi,więcjazbieramcięgi.

Długoniewiedziałam,copowiedzieć.Wkońcucośmi

przyszłodogłowy.

-Atybędzieszumiałprzełamaćkrąg?Popatrzyłnaswoje

nogiipokruszyłchipsanadrobnypył.

-Muszę.Izrobięto.Mójdziadekbyłdupkiem,założęsię,że

jegoojciecteż.-Terazjużprawieszeptał.-Bojęsię,żeto

możebyćdziedziczne.Aco,jeśliniebędęumiałbyćinny?

Jeślijestempoprostugenetycznieskazanynabyciezłamasem,

jaktata?

Wzięłamgozarękę.

-Jawtoniewierzę.Tyjużjesteśinny.Możemybyćkim

chcemy.

-Mamnadzieję.-Nagletakposmutniał,żekoniecznie

chciałamgojakośpocieszyć,zmienićtemat,alenicnie

przychodziłomidogłowy.

Zjedliśmykanapki,chrupaliśmychipsyigadaliśmy.Każdez

naswypiłopodwiepuszkicoli.Przypomniałamsobieo

butelce,którąmiałamwplecaku,więcotworzyłamgoi

wyjęłamjackadanielsa.Jasonwpatrywałsięwniąjakbym

miałajadowitegowęża.

-Skądtomasz?-spytałtymsamym,niebezpiecznie

background image

spokojnymgłosemcowcześniej.

-Bratmidał.Myślał,żebędziemychcielipoimpre-zować.

Zresztąniewiem.Jawsumieniepijędużo,alepomyślałam,że

comiszkodzi.-Usiłowałambrzmiećswobodnie,aleniedo

końcamisięudawało.

-Chybaniemogętegowypić-powiedziałJasonniemal

szeptem.-Topijemójtata.Przezcałeżyciewidujęgotylkow

takiejsytuacji:siedzinaskórzanymfotelu,oglądaPrawoi

porządek,CastlealboGręotron,anastolikuobokzawsze

jesttapieprzonaprostopa-dłościennabutelka.Cowieczór

widzę,jakstopniowosięopróżnia,szklankazaszklanką,aon

jestbardziejwściekłyniżżmijaidwarazybardziej

niebezpieczny.

Patrzyłgdzieśdaleko,ajasiedziałamwbezruchuisłuchałam

bezsłowa.

-Niemamnicprzeciwkopiciu.Niewszyscysątacyjakon.

Nawetjatakiniejestem,kiedypiję,alepoprostu...Nigdynie

tknętegogówna.Nigdy.-Jasonzagapiłsięnabutelkę,tak

jakbywidziałojca,awoczachmiałnienawiść.-Proszę,

schowajto.Wlodówcemampiwo,jeślimaszochotę.

Błyskawicznieschowałambutelkędoplecakaizapięłamgo.

-Przepraszamcię.N-n-n-niewiedziałam.-Tobybyłotyle,

jeślichodziozmianętematu.

Objąłmnieiprzyciągnąłdosiebietakblisko,żezderzyliśmy

siękolanami.

background image

-Oczywiście,żeniewiedziałaś.Niesmućsię.Niezmojego

powodu.

-Alesięsmucę.Niepowinieneśprzezcośtakiego

przechodzić.

Odwróciłmnie,terazsiedziałamplecamidojegopiersi.

Potemsięoparłotyłkabinyioplótłramionamimójbrzuch,tuż

podbiustem.Siedziałammiędzyjegokolanami.Położyłam

ręcenajegokolanach,agłowęmunaramieniuinagleokazało

się,żejestemszczęśliwa.Bezpieczna.Czułambiciejegoserca,

ajegooddechowiewałmikark.Czułamjegociało,dłonietak

bliskomoichpiersi,usta,doktórychmogłabymsięgnąć,gdy-

bymtylkomiaładośćodwagi,isilneramiona,wktórych

czułamsiętakdobrze.Sercewaliłomijakmłotemimusiałam

sięuspokoić,jeśliniechciałamspanikować.Chciałamwięcej.

Więcejdotyku,więcejciepła,więcejjegosiły.Bliskośćbyła

oszałamiającaizakazana.Wymknęłamsięzdomuwśrodku

nocy,aterazsiedziałamwobjęciachchłopaka.Czy

mężczyzny?Niebyłampewna.Czyonjużbyłmężczyzną?

Więckimbyłamja?Kobietączydziewczyną?Chyba

obydwojetkwiliśmygdzieśpomiędzy.Takiemyślikrążyłymi

pogłowieidomagałysięodpowiedzi,aleniedostawałyich,bo

jegobliskośćitwardośćodbierałymizdolnośćrozumowania.

Oddychaliśmyrazempośródchłodnejnocy,podczarnym

niebemskąpanymwsrebrze.Niemusieliśmynicmówićijuż

tobyłoniesamowite.Jedynymdźwiękiembyłynaszeoddechy,

background image

wiatrwśródgałęziipiosenka,

cichnąca,żebyzrobićmiejscekobiecemugłosowi,za-

powiadającemukolejnyutwór:

-TobyłaMontgomeryGentry.Terazdlawszystkichnocnych

kochankówzaśpiewaGloriana.Dlawasjej(KissedYou)

Goodnight.

Sercezaczęłomibićjakszalone,kiedywsłuchałamsięw

słowapiosenki,słodkiejipasującejdonaszegozakazanego

romansuinielegalnejnocnejrandki.Odwróciłamgłowęi

lekkosięprzekręciłam,takżeramieniemopierałamsięobok

ciężarówki.CiemnozieloneoczyJasonalśniływświetle

gwiazdibladymblaskuksiężyca.Czułampodżebramibicie

jegosercaiwiedziałam,żemniepocałuje,więcczekałamz

zapartymtchemwpatrzonawjegooczy,zaciskającdłoniena

jegokolanach,żebydodaćsobieodwagi.Niebałamsięgo

pocałować,bałamsię,żebędętakniecierpliwa,żezrobięto

pierwsza.Głóddrugiegopocałunkudesperackokrążyłmiwe

krwi,dudniłwmięśniachiwsercu,amózgmipłonął.

-Mogę?-spytałledwiesłyszalnymszeptem.Uśmiechnęłam

się.

-Zamknijsięimniepo-po-po...-zamilkłamizamknęłam

oczy.Kiedysięuspokoiłam,powiedziałamdokońca:-Pocałuj

mniejuż.

Szybkozbliżyłsiędomnie,zakryłmojeustaswoimi,ahuk

naszychsercoddawałstanpragnieńinerwów.Zatraciłamsię,

background image

zatopiłamsięwwirzedotykuismaku-miękkości,wilgoci,

gorącu,smakunapojuisoli-orazwogłuszającymdudnieniu

pulsuwuszachimuzycerozlegającejsięmiędzynaszymi

wargami:AndIkissedyou...goodnight.

Kiedysięrozłączyliśmy,Jasonpożerałmniewzrokiem.

-Całowaniecięjest...Boże,niesamowite!

-Więczróbtojeszczeraz.-Dziwiłamniemojaodwaga.

Jegoteż,alenachyliłsiędomoichustipocałowałmnie

znowu,tymrazemgłębiej.Poruszałysięnaszewargi,ajęzykiz

wahaniemmuskałysięiuciekałyspłoszone.Położyłmidłonie

nabrzuchu,ajednaznichjechaławgórę,zatrzymującsiętuż

podpiersią.Podniosłamrękęiobjęłamtyłjegogłowy,bo

widziałam,jaktorobiąnafilmachiodczułammoctegoruchu,

pięknopocałunkuicudownąintymność.Kiedymusnęłam

palcamijegokrótkoostrzyżonewłosynadkarkiem,zaczął

całowaćmniemocniej,jakbydotykmojejdłonirozpaliłjego

pożądanie.Przesunąłdłońwyżejiprzejechałpalcamipomojej

piersi.Tobyłniepewnygest,próba,pytanie.Ajanieznałam

odpowiedzi,właściwejreakcji.Chciałamwięcej.Napewno.

Ale...czytowporządku?Amożenie?Zadużo,zaszybko?

Podobałmisiędotykjegopalców,jakbybadałgranicenowego

terytorium,zakresskromności.Czyośmielęsięgozachęcić,

żebyposunąłsiędalej?

Wahanieodczytałjakosprzeciwipodjechałrękąwyżej,z

dalaodmiejscapożądania.Odczułambrakjegodłonijak

background image

ukłucieżaluinakryłamjąswoją,zatrzymującgopodswoją

pachą.Przerwaliśmypocałunekispojrzeliśmynasiebie.

Wpatrywałsięwemniezielonymioczami,apotemotworzyłje

szerzej,kiedypoprowadziłamjegorękęzpowrotemwdół.

Bluza,którąmnieokrył,zsunęłamisięzramion,kiedysiędo

niegonachylałam,aonbłądziłpomojejpiersi.Nawetprzez

sweter,bluzkę

istanikczułamciepłojegoskóry,męskąmocdotykui

czułość,zjakąmniepieścił.Niktnigdywcześniejniedotykał

mojejpiersiibyłamtakodurzona,jakbymsięczymśnaćpała.

Miałamnasobiezapinanysweter,więcrozpięłamgórny

guzikiprzesunęłamjegodłońnadrugąpierś.Badałpalcamijej

ciężar,sprawdzał,muskał,dotykał,niepewny,alezłakniony.

Czułamsiętakaświadoma,wyzywająca,taka...przyszłomido

głowydziecinnesłowo„niegrzeczna".Niepowinnammu

pozwalaćdotykaćsięwtensposób,ajużnapewnogodotego

zachęcać,aletobyłotakieoszałamiające,uzależniające!

Czułam,żetętnomiwariuje,kiedydotykałmojejpiersiprzez

dwiewarstwybawełny.Czułamsiędorosła,kobiecai

światowa,kiedytakmniepieścił,głaskał,całował.

Pojakimśczasie,któregonieumiałabymokreślić,

odsunęliśmysięodsiebie,ajegodłońopadłazmojejpiersina

brzuch,tymrazembliżejbiodra.

-Nieprzeczytałaśmiwiersza-szepnął.Zarumieniłamsię.

-Naprawdęchcesz?Pokiwałgłową.

background image

-Aniebędzieszsięśmiał?

-Chybażebędzieśmieszny.

-Niepiszęśmiesznychwierszy-powiedziałamizebrałamsię

naodwagę.-Aleniemożesznikomuotympowiedziećanisię

zemnienabijać.

Zmarszczyłczoło.

-Atywyśmiewałabyśsięzemniezpowodumoichzdjęć?

-Nigdy.-Pokręciłamgłową.

-Więcczemujamiałbymsięwyśmiewaćztwoichwierszy?

Wyjęłamnotatnikztorebkiiprzekartkowałamwpo-

szukiwaniuodpowiedniego.Znalazłamdoskonały,któryw

pewnymsensieświetnieoddawałstanmoichuczuć.

Wiedziałam,żewżyciunieprzeczytamgonagłos,więc

podałamJasonowizeszyt,żebysammógłprzeczytać.

Widziałamczytaneprzezniegosłowawwyobraźni,prawieje

czułam,gdyprzesuwałponichwzrokiem.

POCAŁUNEKWIDMO

Ciebieniematutaj,amnietam.

Siedzęsamawpokoju,

atyjesteśduchem.

Możeprzyszłością?

Ułudązmoichmarzeń.

Oddychampowoli,zamykamoczy,

odchylamlekkogłowęiczekamnapocałunek.

Nausta-widmonażywymciele,

background image

wyśnionewarginaciepłychustach,

językzesnówsplecionyzmoim,

oszałamiającyiulotny.

Boprzecieżtylkosięzastanawiam,

jaksmakujepocałunek.

Jakusta,jakjęzyk.

Czybędęwiedziała,corobić,

czysięnieośmieszę?

Inowyniepokój,

mójautorski:

czymożnasięjąkaćwpocałunku?Potknąćwspazmie

pożądania?

Jesteśtylkoduchem,

niedokonanymtrybempełnymprzypuszczeniainie

nauczyszmnietego,cochciałabymumieć.Chybażesię

wydarzysznaprawdęipocałujeszmnie,pocałujesz,

pocałujesz...

Jasonpopatrzyłnamnie,apotemzpowrotemnazeszyt.W

oczachmiałzachwyt.

-Boże!Tojest...Brakmisłów.Magia.Niepoezja,tylko

magiasłowa.-Zacząłczytaćjeszczeraz.-Skądwiesz,jaktak

doskonalełączyćwyrazy?Znamkażdyznichoddzielnie,ale

nigdyniepotrafiłbympołączyćichwtensposób.Żebypowstał

wiersz.-Spuściłamgłowę,policzkimipłonęły.

-Dzięki.Tesłowa...poprostuzemniewychodzą.Piszę

background image

wierszechybadlatego,żetodlamnieszansanaelokwencję.

Płynność.Niemuszęsięwysilać,żebywyrazićsięspójnie.

Każdezdaniewypowiedzianenagłoswymagawysiłku,żeby

sięniezająknąć.Apoezja?Przychodzibezżadnegowysiłku.-

Przygotowywałamtęwypowiedźwgłowieprzezcałyczas,

gdymówiłomoimwierszu.Zapisywałamwgłowie,

odtwarzałamsłowa,ćwiczyłam.Zacząłprzewracaćstronę,ale

zabrałammuzeszyt.Delikatnie,alestanowczo.-Przepraszam,

aleniejestemgotowapozwolićciwchodzićdomoichmyśli.

Czytanietegotojakczytaniemiwgłowie.Pop-p-prostunie

jestemjeszczeg-g-g-gotowa.-Wzięłamgłębokiwdech,żeby

sięspowolnić.

Uśmiechnąłsię,dodającmiodwagiinieokazałaniodrobiny

niecierpliwościczyzażenowaniamoimgłupimzacinaniemsię

idukaniem.

-Wporządku.Absolutniecięrozumiem.Dziękuję,żemito

pokazałaś.

-Tyteżmipokazałeś,więcinaczejniebyłobyfair-

uśmiechnęłamsięszeroko,żebyzamaskowaćpodwójne

znaczenie.

Parsknąłśmiechem.

-Toprawda.Mówią,żewzajemnośćjestpodstawą

uczciwości.-Znówpołożyłdłońnamoimbokuinieśmiało

przesunąłjąwyżej.

-Przysługaza...przysługę.-Ledwiemogłamoddychać,kiedy

background image

zbliżałsiędopiersi.Chciałamznówpoczućtamjegodłoń.

Dotknąłmnieprzezsweteriznówmogłamzaczerpnąć

powietrza.Apotem,jakbyzmuszającsiędotegosiłą,zabrał

rękęipołożyłjąnamoimudzie.Pulspowolimisięuspokajał.

-Chybapowinniśmyjużwracać-szepnął.

-Notak.

-Alejawcaleniechcę.-Zanurzyłtwarzwmoichwłosachi

powąchał.-Ładniepachniesz.

Roześmiałamsię.

-Dzięki.Chyba...Jateżniechcęjechać.Podobamisiętutaj.

Jużwiem,czemutotwojeulubionemiejsce.

-Agdybyśzobaczyła,jaktujestzadnia,kiedyświecisłońce!

Wszędzietam-machnąłrękąwkierunkumaskiciężarówki,

gdziewzgórzeopadałonałąkę-rosnąkwiaty,jestpięknie.

-Więcmusiszmnietukiedyśprzywieźćwdzień.Pokiwał

głową.

-Przywiozę-uśmiechnąłsięiprzypomniałomisię,chybaz

powodutegouśmiechu,jakijestpiękny.

Jegotwarz,wyraźnerysy,ostrekąty,doskonałeproporcjeite

zielone,zieloneoczy.-Atakwogóle,tojużniejestmoje

ulubionemiejsce.

Zmarszczyłambrwi,zdziwiona,chociażmiałampodejrzenie,

dlaczegotakmówi.

-Nie?

Pokręciłgłowąimocniejmnieobjął.

background image

-Terazjesttu.Ty,tutaj,zemną.Wmoichramionach.

Uśmiechnęłamsięiniemogłamwymyślićlepszej

odpowiedziniżwtuleniesięwniegomocniej.

Pokilkuminutachniechętniesprzątnęliśmynasznocny

piknik.Wsiadłamzpowrotemdokabiny,Jasonjeszczeprzez

chwilęzapinałlodówkę.Usadowiłamsięwfotelui

pogłośniłamradio,boleciałaszybkapiosenkazlekkoknajacką

nutą.Rozluźniłamsięirozkoszowałamlekkąmuzykąi

poczuciemszczęścia,którebuzowałowemniezwielkąmocą.

Jasonodwiózłmniedodomuiznówzatrzymałsięprzed

bramą.

-Chciałbymnormalniecięodprowadzićpoddrzwii

pocałowaćnadobranoc.

-Możekiedyś-powiedziałam.-Mniesięteżtoniepodoba.

Rozumiesz,żeniechodzioto,żesięciebiewstydzę,prawda?

Gdybymniebyłaprzekonana,żeojciecuziemimniedokońca

życiaizaczniezamykaćmójpokójnanoc,powiedziałabym

muonas.Przedstawiłabymcię.

Wzruszyłramionami.

-Wiem.Uważajnasiebie,dobrze?Zaczekam,ażbędzieszjuż

wpokoju.Napisz,żedotarłaśbezpiecznie.

Otworzyłamdrzwi,alezłapałmniezanadgarstekipociągnął

zpowrotem.Przyciągałmniebliżejibliżejdosiebie,aż

zaczęłamszorowaćpopulpicieiwytrąciłamzuchwytubutelkę

mountaindew.Objęłamgozaszyjęizanurzyłampalcew

background image

miękkich,nastroszonychwłosach,apotemschyliłamsiędo

pocałunku.

Odsunęłamsię,kiedyzabrakłomitchuizaczęłomisiękręcić

wgłowie.

-Boże.Całowaniecięjest...najlepszym,comisięwżyciu

zdarzyło.

Dotknęłamswoichust.Wiedziałam,żesąnabrzmiałe.

-Todośćniebezpieczne.

-Co?

-Tyija,całowaniesię.

-Czemu?

Popatrzyłammuwoczy,żebywidziałkłębiącesięwemnie

emocje.

-Boniechcęprzerywać.Mogłabymcięcałowaćtakdługo,aż

bymsięudusiła.

Pokiwałgłową.

-Teżtakmam.-Puściłmojąrękęiprzesunąłpalcamipo

mojejkościpoliczkowejidalej,wzdłuższczęki.-Jesteś

piękna.Niesamowiciepiękna.

Pokręciłamgłową.

-Chybażartujesz.Aledziękuję.

Zmarszczyłbrwi,kiedyzeskakiwałamnaziemięiłapałam

drzwi,żebyjezamknąć.

-Dlaczegomiałbymżartować?

Wzruszyłamramionami,boniemiałamochotyrozmawiaćo

background image

moichkompleksach.

-Botak.Alekomplementbyłbardzomiły.

-Toniebyłkomplement.Toprawda.-Wyrazjegooczusię

zmienił,jakbynaglecośzrozumiał.-Zaczekaj.Tychybanie

maszkompleksów,prawda?

Zakręciłamnapalcupasmowłosówiskupiłamsięnatym,

żebysięniezająknąć:

-Jestempewna,żekażdadziewczynanaświeciemajakiś

kompleks.Poprostuniektórelepiejtoukrywają.

-Alejakitymogłabyśmiećkompleks?Spojrzałamnaniegoz

niedowierzaniem.

-Jaki...?Jąkamsię,nawy-wy-wypadek,gdybyśn-n-nie

zauważył.Tokrępujące.Jestemnajniższawklasie,todruga

rzecz.Pozatymbiodramamrozłożystenakilometrwkażdą

stronęizdecydowaniezadużecycki.-Potrząsnęłam

sprężynowągrzywą.-Amojewłosywyglądają,jakbym

czesałajegrzebieniempodłączonymdoprądu.

Jasonpatrzyłnamnietak,jakbymznieważałajego,anie

siebie.Zezłościąotworzyłswojedrzwi,niezamknąłich,

obszedłmaskęwświetlereflektorówistanąłprzedemną.Nie

bałamsięgo,tojasne,alespojrzeniemiałtakintensywnei

pełnedeterminacjiiszedłtakzdecydowanymkrokiem,żemnie

onieśmielił.Cofnęłamsięizachwiałam,kiedymojedrzwisię

zatrzasnęły.Przycisnąłmniedociężarówki,adłoniepołożył

minaudach.

background image

-Niewolnocitakosobiemówić.Rozumiesz?-Oczymiał

chmurne.-Jesteśpiękna.Seksowna.Takpodniecająca,że

zapieraszmidechwpiersi.Nierozumiem,jakkiedykolwiek

mogłemzwracaćuwagęnakogośpozatobą.Maszdoskonałe

biodra,adlafacetaniematakiejopcjijakzadużecycki.Aty

maszdużepiersi

wnajlepszyzmożliwychsposobów.Maszniesamowiteciało.

Nie-sa-mo-wi-te!Ażesięjąkasz?Toczęśćciebie.Wogólemi

tonieprzeszkadza.

Wtuliłamtwarzwjegopierś.Byłampewna,żetaktylkomnie

pociesza.

-Awłosy?

Wplótłwniepalceiprzesypywałmiędzynimimojeloki,

jakbymiałdłoniepełnezłotychmonet.Potemzacisnąłpalcena

pasmachlokówiodchyliłmigłowęwtył,delikatnie,ale

stanowczoimusiałamnaniegospojrzeć.

-Kochamje.

Powiedziałsłowona„k".Tylkoowłosach,alepowiedziałje.

Apotemmniepocałował.Podkuliłampalceustópukrytew

purpurowychtenisówkachKedsa.SłodkiJezu,jaktenchłopak

całuje!

Puściłmniepotymipatrzył,jakznikamwśróddrzew.

Słyszałam,żezapaliłsilnik,akiedysięodwróciłam,widziałam

bladożółtąpoświatęrzucanąprzezjegoreflektory.Stanęłam

podrynną,zadarłamgłowęispojrzałamwoknoBenapiętro

background image

nademną.Niemaludzkiejsiły,żebymtamwlazła.Zejście

byłotylkokwestiątrzymaniasięmocnoizdaniasięna

grawitację.Wzięłamgłębokiwdechiskoncentrowałamsięna

pierwszympodnóżku,przybitymdosidingu,zaktóry

mogłabymzłapać.Chwyciłamgoobiemarękamii

podciągnęłamsięzewszystkichsił,alenawetnieoderwałam

sięodziemi.

Podskoczyłam,podciągnęłamsię,napięłam,zaklęłam,ale

tylkosięodtegowszystkiegospociłam.Przyokazji

uświadomiłamsobie,żecałyczasmamnasobiebluzęJasona.

Właśniewtejchwilizabrzęczałmitelefon

wtorebce.WyjęłamgoiprzeczytałamSMSodniego:

„Minęłokilkaminut.Jesteśjużwpokoju?"

Bezzastanowieniaodpisałam:„Nie.Zeszłampotejrynnie,

alewejśćnagóręniedamrady.Nieśmiejsię!TONIEJEST

ZABAWNE!"

Czekałamnaodpowiedźizastanawiałamsię,comamteraz

zrobić,kiedyusłyszałamzaplecamitrzaskłamanejgałązki.

Odwróciłamsięizobaczyłam,żeJasonidziedomnie

pomiędzydrzewami.Stanąłobokmnieipopatrzyłnarynnę,

którabyławtejchwilimoimnajwiększymwrogiem.

-Możebyćproblem.Niewiem,czyjabymtamwszedł.-

Złapałzarynnęipotrząsnąłnią,żebysprawdzićstabilność,ale

zzadowoleniempokiwałgłową.-Możeciępodsadzę?

-Samaniewiem.Wtedyugrzęznęwpołowie.Niejestemdość

background image

silna,żebysięwspiąć.

-Amaszkluczedodomu?-spytał.

-Tak,aletatawłączananocalarm,ajanieznamkodu.

-Tojakwyszłaś?Alarmyzwykleobejmująteżokna.

Zdziwiłamsię.

-Niewiem,niezastanawiałamsięnadtym.MożeBenjakoś

odłączyłokno.

-TooknoBena?

-Tak.Toonprzymocowałtekawałkidrewna,żebybyłona

czymstanąć.

Jasondrugirazprzyjrzałsięrynnie.

-Faktycznie,niezauważyłemwcześniej.Sprytnie.

-Wyszczerzyłzęby.-Bensięchybaczęstowymyka?

Zachichotałam.

-Otak!

-Więcjakwraca?Zagapiłamsięnaniego.

-Hm.Niewiem.Nadtymteżsięniezastanawiałam.Nie

jestembardzozaawansowanawtychsprawach.

-Nowyraźnienie-uśmiechnąłsię.-Mamnaciebiezły

wpływ.

-Możetrochę-przyznałam.-Alepodobamisięto.Czujęsię

wolna.Byłosuper.Chciałabymtylkomócwrócić.

-Twójbratmakomórkę?Mogłabyśdoniegonapisać.Może

byjakośpomógł.-Jeszczerazobejrzałrynnę,takjakbysię

zastanawiał,jakmnietamwtaszczyć.-Alecałyczaswydajemi

background image

się,żegdybymciępodsadził,dałabyśradę.

-Poprostuszukaszpretekstu,żebymniepomacaćpotyłku.-

Podeszłamdorynnyizłapałamsiępierwszejpodpórki.Żeby

doniejsięgnąć,musiałamstanąćnapalcach.

Jasonstanąłzamnąizaparłomidechwpiersi,kiedymusnął

rękamimojąpupęwopiętychdżinsach.

-Apotrzebujępretekstu?

Odwróciłamgłowę,żebyspojrzećmuwoczy.

-Tak,potrzebujesz!Niejesteśmyjeszczenaetapie„macam

Beccępotyłku,kiedymisiępodoba",cwaniaczku,więcłapy

przysobie.-Próbowałamutrzymaćpoważnąminę,alemisię

nieudało.

Położyłmiręcenabiodrachizrobiłsmutnąminkę.

-Dobra.Bądźsobietaka.Odmawiajmiradościzkontaktówz

twoimzjawiskowymtyłkiem.

Spojrzałamnaniegozniedowierzeniem.

-Zjawiskowym?Naprawdętakmyślisz?Potraktowałtojako

zaproszenie,którymchyba

zresztąbyło,izacząłmniedotykać.

-Sprawdźmyjeszczeraz.-Przesunąłrękąpomojejpupie,

badającjejokrytydżinsamikształt.-Tak.Tobyłodobre

słowo.Maszzjawiskowytyłek,mojadroga.

Poczułam,żesięczerwienię,alenieprzerwałamjego

wędrówki.

-Cieszęsię,żetakmyślisz.

background image

Naglejegoręcewróciłynabiodra,aonzapytałpoważnie:

-Naciskamnaciebie?Nachyliłamsiędoniego.

-Tak.Nie.Niewiem.Tomisiępodoba.Wszystko.Podoba

misię,żepozwalałamcisiędotykać,alejakaśczęśćmnie

mówi,żeniepowinieneś.Podejrzewamtylko,żemówigłosem

hiperkonserwartywnegowychowania,jakiezafundowalimi

rodzice.Lubięcięcałować.Lubięsięztobąwymykać-

westchnęłam.-Nigdywcześniejniezrobiłamnic

ryzykownego,niezłamałamżadnychzasad.Całeżyciebyłam

grzeczna,więcpodobamisię,żeprzytobiejestemtrochę

niedobra.

Jasonpokiwałgłową.

-Poprostuniechciałbymciędoniczegozmuszać.Japo

prostu...zawszechcęwięcejciebie.Jestemstraszniełapczywy.

Chcęcięwięcejcałować,więcejdotykać.Aletakjakmówiłaś,

toniebezpieczne.Jesteśjaknarkotykipowolisięodciebie

uzależniam.-Odsunąłmiopadającenatwarzwłosyi

pocałowałmnietam,gdziepłatekuchastykasięzeszczęką.-

Musimyspróbowaćciępodsadzić.

Ukląkłizrobiłkoszyczekzesplecionychdłoni.Zawahałam

się,alewsparłamsię,jednąrękątrzymającgozaramię,adrugą

chwytającsięrynny.Jasonpoliczyłszeptemdotrzechimnie

podniósł.Musiałamszybkostłumićpisk,kiedywystrzeliłmnie

wpowietrze.Sięgnęłamdopierwszejpodpórki,niepewnie

balansujączjednąnogąwjegodłoniach.

background image

-Stańminaramionach-polecił.Ostrożnieprzeniosłamciężar

ciała,obiemarękamitrzymającsięrynny.Oknobyłobliżej,ale

wciążzadaleko.

-Jeszczeniesięgnę-powiedziałam.-Drugapodpórkajestza

wysoko.

Jasonszerzejrozstawiłnogi.Złapałmniezakostkiispojrzał

wgórę.

-Dobrze,więcstanieszminarękach.

-Czyśtyoszalał?!Nieutrzymaszmnienawyprostowanych

rękach.Złamięcięwpół!

Parsknął.

-Nocoty,jesteślekkajakpiórko.Niekłóćsię,damradę.

Obiecuję,żeniespadniesz.-Puściłjednązmoichkosteki

przesunąłmidłońpodstopęapotemwyprostowałrękę,także

kucałamnazgiętejnodze.-Terazstańnatejnodzeiprzenieś

ciężarnadrugątakszybko,jakzdołasz.Trzymajsięrynny.

Jeślipoczujesz,żespadasz,niebrońsię.Przysięgam,żecię

złapię.

Ztrudemprzełknęłamślinę,zaczęłamszybciejoddychać,a

sercewaliłomijakszalone.

-Bojęsię.

-Trzymamcię.Nicsięniestanie,obiecuję.Zaczynamyna

trzy.Gotowa?Raz...Dwa...Trzy!-Natrzywstałamzjego

ramion.Poczułam,żejegorękablokuje

siępodemną.Wyprostowałamdrugąnogę,onpodstawiłmi

background image

rękępodstopęiotostałamnajegowyprostowanych

ramionach,jakieśtrzyipółmetranadziemią.

Sercewaliłomiwpiersi,akrewpulsowaławuszach.

Zachwiałamsię,aleJasonpoprawiłpozycjęistałamjuż

stabilnie.Jednąrękątrzymałamrynnę,apodpórkęmiałamna

wysokościbrzucha.Złapałamsięrynnytakwysokonadgłową,

jakdałamradęizcałejsiłysiępodciągnęłam,pomagającsobie

wspinaniemsięstopamipościanie.Przeżyłamchwilęgrozy,

kiedyJasonzabrałręceibyłamzdananasiebie,przyczepiona

domuru,alewtedyjakimścudemmojestopynatrafiłyna

drewnianąpodpórkęichoćlekkoroztrzęsiona,stanęłamna

nogach.

-Jasnadupa!-Wydyszałam.SpojrzałamnaJasonaitobył

błąd.-Cholerajasna,zrobiłamto!

-Wiedziałem,żedaszradę.Jeszczekawałek.Oknojest

otwarte?

Popchnęłamje,aleuchyliłosiętylkonakilkacentymetrów.

-Jestczymśzablokowane.-Zastukałampaznokciemwszybę

ipochwiliwokniepojawiłsięBen.

Byłzszokowanyiwyrwanyzesnu,więctylkostałipatrzyłna

mniewoszołomieniu,adopieropochwiliruszyłdoakcji.

Otworzyłokno,złapałmniepodpachamiiwciągnąłdośrodka.

-Jezusrającynaniebiesko,jakmniewystraszyłaś!

Gramoliłamsięnagrubydywan,amójrzekomo

zjawiskowytyłekdyndałwpowietrzu.Stanęłamnanogi,

background image

wychyliłamsięprzezoknoipomachałamdoJasona.Pokazał

mitelefonibezgłośniepoprosił,żebymzadzwoniła,apotem

zniknąłwśróddrzew.

OdwróciłamsiędoBena.

-Czytypowiedziałeś„Jezusrającynaniebiesko"?!

Wyszczerzyłzęby.

-Tak.Okazałosię,żesrałnaniebiesko.Ktobypomyślał?-

Wzruszyłramionamijakbyodkryłjakiświelkisekret.

Roześmiałamsięidlazabawygopopchnęłam.

-Czemunalitośćboskąniepowiedziałeś,żetaktrudnojest

sięwspiąćzpowrotem?!

Znówwzruszyłramionami.

-Czyjawiem?Niepomyślałemotym.Jużniewydajemisię

totrudne.No,alejatorobięoddawna.

-GdybynieJason,nieweszłabym.

-Dobrzesiębawiłaś?

Pokiwałamgłową,aleniechciałamsobiezepsućtejcudownej

nocy,rozmawiająconiejzmoimnajaranymbratem.

-Byłosuper.Alejestemwykończona,idęspać.-Położyłam

plecakBenanajegołóżku.-Wyszłonato,żenicnie

wypiliśmy.Aledobrzesiębawiliśmyibeztego.

Benwyłowiłbutelkęzplecaka,odkręciłiwziąłdużyłyk.

Przełykając,nawetniebardzosięskrzywił.

-Będziewięcejdlamnie.-Zrzuciłplecaknapodłogę,położył

siędołóżkaiznówłyknął.-Dobranoc,Beck.

background image

Zawahałamsięwdrzwiach,bozobaczyłam,żebierzetrzeci

łykinaglebutelkabyłapustajużniemaldogórnejkrawędzi

banderoli.

-Jesteśpewien,żepowinieneś...

-Dobranoc,Beck-powtórzyłbardziejstanowczo,żeby

zakończyćtematpicia.

Wyszłam,alewżołądkuażmnieściskałozniepokoju.Jego

nastrójtakszybkosięzmieniałzradosnegonazły,apozatym

wypiłprawiejednączwartąbutelkiwhiskywzaledwiekilka

minutiwyglądałonato,żerobitakczęsto.Alekiedydotarłam

doswojegopokoju,rozebrałamsiędopodkoszulkaimajteki

wśliznęłamsiędołóżka,zapomniałamoBenie.Myśli

wypełniałmiJason,jegodłoniebłądzącepomoichbiodrach,

ustanamoichwargach,żarłocznepocałunki.

Zanimzasnęłam,zastanawiałamsię,jaktozrobić,żeby

wymykaćsiędoniegotakczęsto,jaksięda.

background image

JASON

Nocwalki

Następnyponiedziałek

BeccaprzysłałamiwweekendkilkaSMS-ów,alenieudało

namsięspotkać.Pytałem,aletwierdziła,żejejojcieccoś

podejrzewa,więcniemożeryzykować.Dlamnieweekendy

byłynajgorsze.Jeślinicważnegosięniedziało,tatamiał

wolne,więcmusiałemsiębardzostaraćschodzićmuzdrogi.

Zwyklesiedziałemwpokojuiuczyłemsięalboćwiczyłemw

piwnicy.Wtenweekendnieunikałemgowystarczająco

czujnie.Wniedzielęurządziłwielkiechlanie,zmieszał

skrzynkępiwazJackiemDanielsem.Ćwiczyłem,odrabiałem

lekcje,apotemwśliznąłemsiędokuchni,żebycośzjeść.To

byłzłypomysł.Obiłmikilkażeberipoluzowałząb,ale

oddałemmuiwkońcuwróciłdooglądanimaratonu

Kompaniibraci.

Niemampojęcia,czemukatowałsięfilmamiwojennymi,ale

tooznaczało,żejestniewhumorze.Wziąłemlunchdo

swojegopokoju.Kolacjęzjadłemdopieroowpółdodrugiej,

kiedywreszcieurwałmusięfilm.

Wponiedziałekwszkoleniebyłemwnajlepszymnastroju.

PrzezcaływeekendchodziłymipogłowiepocałunkizBeccąi

tylkodziękitemuprzetrwałem.Kiedyjednakwidziałemjąna

przerwach,tylkolekkosięuśmiechałaibiegładalej.

Przeżywałemtoprzezresztędnia,zastanawiającsię,czyjuż

background image

zaczęłażałować.

Przyszładomnie,kiedychowałemrzeczydoszafkiprzed

kolejnąlekcją.

-Przepraszam,żeniedałamradyzobaczyćsięztobąw

weekend-powiedziała,materializującsięprzymoimboku.

Wzruszyłemramionami.

-Wszystkowporządku?Zmarszczyłabrwi.

-Tak,czemupytasz?

-Wcześniejprawieniezwracałaśnamnieuwagi.

-Naprzerwachzawszejestemzestresowana.Mamlekcjew

różnychkońcachszkołyikiedyprzeciskamsięprzezten

zatłoczonykorytarz,myślętylkotym,żebydotrzećdoklasyna

czas.

Odrazumiulżyło.

-Notak,tomasens.

Przekrzywiłagłowęijeszczemocniejzmarszczyłabrwi.

-Aco?Copomyślałeś?Żecięignoruję?-Znówwzruszyłem

ramionami,bouświadomiłemsobie,żetogłupie.-Hej,cosię

dzieje?Jesteśwzłymhumorze.Toprzezemnie?

Zatrzasnąłemszafkęiwziąłemjązarękę.

-Nicminiejest.

-Gównoprawda.Zdziwiłemsię.

-Naprawdęjestwporządku...

Popchnęłamnienaszafkę,niezwracającuwaginatłumy

wciążprzetaczającesięprzezkorytarz.

background image

-Mów.

Czułemnasobiejejciało,jejpiersimiędzynami,jejbiodra

napierającenamojeiwiedziałem,żeniemogęskłamać.

-Poprostumiałemciężkiweekend.Tatabyłbardzopijanyi

oglądałwojennefilmy.Tosięnigdyniekończydobrze.-

Mówiłemledwiesłyszalnymszeptem.Wolałabymzrobić

miliardprzysiadówniżrozmawiaćotymgównie.-Alenicmi

niejest.

WoczachBekkiwidziałemgniewiból.

-Boże...Przepraszam.Ja...Przerwałemjej.

-Słuchaj,niebierztegodosiebie.Tonietwójproblem.Topo

prostubagno,zktórymmuszęsięmierzyćidajęradę.Nicmi

niebędzie.Nieobwiniajsię,jeśliodczasudoczasubędęw

gorszejformie,dobrze?Uśmiechajsiędomniealbomnie

pocałuj,wtedybędzielepiej.

Niezawahałasię,nawetnasekundę.Przycisnęłaustado

moichiuśmiechnęłasię,ajejuśmiech,któryczułemna

wargachodrazuprzepędziłczarnąchmuręzgłowy,zdjąłmi

ciężarzramioniosłabiłbólwżebrachiwsercu.Oddałem

pocałunek,zatopiłemsięwniej.Pozwoliłamipołożyćdłonie

nabiodrach,przyciągnąćsiębliżej,pocałowaćmocniej,a

wokółnasroztaczałasięcisza,bobudynekpustoszał.

Całowałemjąimyślałem

Otymjejniesamowitymwierszu,wktórymbyłacałowana

przezducha.Starałemsięrobićtotak,żebyniemiała

background image

wątpliwości,żejestemprawdziwy,żejużniejestemduchem.

Możebyłemaroganckiizarozumiały,alemiałempewność,że

tenwierszbyłomnie.Poprostukiedygopisała,niewiedziała

jeszczeotym.

-Nodobrze,wydwoje,dajciejużspokój.Czypanniema

treningu,panieDorsey?-MinąłnaspanHansen,nauczyciel

biologiiizawarczałnanaspodrodze.Niezwolnił,żeby

sprawdzić,czyposłuchaliśmy,cosięzresztąniestało.

Beccazachichotałaioparłamiczołonapiersi.

-Jesteśmyterazjednąztychpar,conie?

-Których?-Zachwyciłomnie,żemyślionasjakooparze.

-Tą,którasięobściskujenakorytarzuidostajezatoochrzan.

-Objęłamniezaszyjęimusnęłapalcemwargę,naktórejbył

jeszczesłabyśladporozcięciu.

Lekkougryzłemjąwpalec,aonasięroześmiała,przylgnęła

domniebliżejiznówmniepocałowała.

-Lepiejjużidź-powiedziała,kiedyznówsięodsiebie

odsunęliśmy.-Zaczynammiećnaciebiezływpływ.

Roześmiałemsięipomyślałem,żewciąguparuminut

poprawiłaminastrójtylkokilkomasłowamiipocałunkami.

-Tak,powinienemiść.Trenersięwścieknie,jaksięznów

spóźnię.

Odsunęłasięodemnieipoprawiłaplecaknaramionach.

-Zadzwonię.Jeślisięuda,postaramsięwyjśćdociebiedziś

wieczorem.

background image

Treningminąłbłyskiem.Wiemtylko,żedałemzsiebie

wszystko.PocałunkiBekkirozpaliłymojeciałożywym

ogniem.Prawienieczułemblokówanipłonącychpobieganiu

mięśniwnogach.Wróciłemdodomu,zrobiłemobiad,swój

zjadłemjaknajszybciej,aporcjędlatatystarannieprzykryłem.

Mamasiedziałanaprzeciwkomnieijadła,milczącajak

zawsze.Byłachudajakszczapa,acienkie,jasnewłosyjak

zwyklezwiązaławkucyk.Uświadomiłemsobie,żemamjej

oczy,jasnozieloneizdumiewającejaskrawością.Tylkożejej

byłyzmęczoneiwjakiśsposóbpuste.Zajadałemkurczaka

cacciatore,któregoprzyrządziłem,myślałemowszystkim,co

moglibyśmyzrobićzBeccą,gdybyudałojejsięzemną

spotkaćiprzypomniałemsobiejejpytaniaomojąmamę.

Zdumiałomnie,żewsumieniconiejniewiem.

Przestałemjeśćispojrzałemnaniąwzamyśleniu.

-Co?-spytałacichymgłosem,zachrypniętymod

nieużywania.-Mamcośnatwarzy?-Otarłausta.

Pokręciłemgłową.

-Taksięzastanawiam...Jaktosięstało,żejesteśztatą?

Wideleczawisłwpołowiedrogidojejust.

-Co?!-Popatrzyłanamnietak,jakbywyrosłymirogi.-A

co?

Wzruszyłemramionami.

-Jestemciekawy.Nicotymniewiem.

-Czemujesteściekawy?

background image

Znówwzruszyłemramionami.Mamaprzełknęłakęsipopiła

mrożonąherbatą.Oparłasięokrzesłoispojrzaławokno.

-Byłnaszympacjentem.WróciłzpierwszejsłużbywIraku.

Nawetpocywilnemubyłwkażdymcalużołnierzem.Nosił

czapeczkęzdaszkiem,pamiętaszją?Biała,zlogiemTigersów.

Miałjąnagłowie,akiedymniezobaczył,zdjąłjąitrzymał

przedsobą,takjakbymbyłajakimśgenerałem.

Natowspomnieniejejtwarzsięzmieniła,złagodniała,

nabrałażycia.Zdałemsobiesprawęporazpierwszywżyciu,

żekiedyśmusiałabyćładna.Dziwne.

-Byłprzystojny.Wysoki,umięśniony.Wydawałsięmiły.Nie

wiedziałamnicowojnieanijakibędzie,kiedywróci.

Spotykaliśmysięprzeztedwamiesiącemiędzyjego

wyjazdamiichybazaczęłosięcośpoważnego.Powiedziałam

mu,żebędępisałaizaczekam.Takzrobiłam.-Spojrzałana

lewąrękę,namałybrylanciknacienkiejzłotejobrączce.

Łagodnośćiożywieniezniknęłyiwróciłamama,którąznałem,

zmęczona,wycofana.-Niewiedziałam,żezmienisięw...W

to,czymjestteraz.Tosiędziałostopniowo,nienagle.Zaczęło

sięodprzypalonegoobiadu,jakiegośgłupiegopytania,złego

dniaczyzłegosnu.Zespółstresupourazowego,tyleżeon

nigdynicztymniezrobił,nieszukałpomocy.Poprostustałsię

zły.

Niewiedziałem,copowiedzieć.

-Kochałaśgo?

background image

-Czygokochałam?-Przekręciłapierścioneknapalcu,nie

patrzącnamnie.-Może.Niewiem.Trudnopowiedzieć.Nie

byłojakwromantycznychkomediach.-Spojrzałanamniez

zaciekawieniemibyłatopierwszażywaemocja,jakąuniej

wiedziałemodlat.-Jesteśwkimśzakochany,Jasonie?

Odsunąłemtalerzzkurczakiem.

-Jestjednadziewczyna.Niewiem,czytomiłość,alebardzo

jąlubię.-Niewiedziałem,czemujejtomówię,skądsięto

bierze.

Przezchwilęmilczała.

-Bądźostrożny.Miłośćbywaniebezpieczna.-Spojrzałamiw

oczy.-Chciałabymjąpoznać,alerozumiem,czemujejtunie

przyprowadzasz.

Odwróciłemwzrok.

-Tak.Toniebyłbydobrypomysł.Tatabyniezrozumiał.

-Onawie?Onim?

Niespokojniesięporuszyłemipożałowałem,żewogóle

zacząłemtentemat.Wolałbymjechaćterazmojąciężarówką.

-Tak.

-Powiekomuś?-Mamapytałacicho,aleostro.Pokręciłem

głową.

-Niesądzę.

Nieodpowiedziała.Wstała,umyłatalerz,dopiłaherbatęi

wstawiłaszklankędozlewu,apotemprzemówiła,nie

odrywającwzrokuzzaokna:

background image

-Przykromi,żejesteśnatoskazany.Jesteśdobrym

dzieckiem.

Terazteżniewiedziałem,coodpowiedzieć.

-Myślałaśkiedyś,żebyodejść?-Pytaniesamomisię

wyrwało.

Mamapokręciłagłową.

-Nicdobregobyztegonieprzyszło.Wiesz,jakionjest.Poza

tymitakniemiałabymdokądiść.Całeżyciemieszkałamtutaj,

niewiedziałabym,corobić.

Szczególniezmałymdzieckiem.-Przerzuciłakucyknaramię

ispojrzałanamnie.-Jesteśprawiedorosły.Niedługo

wyjedzieszitowszystkobędziejakzłysen.

-Zostaniesz,kiedyjasięwyprowadzę?

-Oczywiście-powiedziała,jakbydziwiłasię,żepytam.-Nie

przejmujsięmną.Skupsięnanauceigrze.

Głębokoskrywanatajemnicawydostałasięnazewnątrz:

-Ajeśliniechcęjużgrać?

Odwróciłasięnapięcieispojrzałanamniezprzerażeniem.

-Nawettakniemów.Idźdocollege'u.Graj,żebydostać

stypendium.Późniejpodejmieszdecyzję.Niewchodźmuteraz

wdrogę.Zostałytylkodwalata.-Strachjakbyzbladł,anajego

miejscupojawiłasięciekawość.-Acobyśrobiłinnego?

Wzruszyłemramionami.

-Interesujemniefotografia.

-Serio?-Pokiwałagłową.-Jabymotymniemówiłatacie.

background image

Wiesz,jakionjest.

Tozdaniewyjaśniałowszystko.„Wiesz,jakionjest".Żadnez

nasniesłyszało,żeprzyszedłzgarażu.

-Czegomaminiemówić?-Mówiłnisko,groźnieiodrobinę

niewyraźnie.Czylimiałprzystanekwbarze.Słyszałemwjego

słowachalkohol.Widziałemgowzmrużonychgroźnieoczach.

Podniosłemsiętakspokojnie,jakmogłem,iwstawiłemjego

talerzdomikrofalówki,żebygopodgrzać,apotemposobie

posprzątałem.Spojrzałemnamamę,alejejjużniebyłoDrzwi

dopracownizamknęłysięzcichymkliknięciem,którerozmyło

sięwgłuchej

ciszy.Desperackoszukałempomysłunacośdopowiedzenia.

-Nictakiego.Byłtylko...takitestnabiologii.Nieposzedłmi

najlepiej,aletonicważnego,doniczegosięnieliczy.-Tobyło

kłamstwo,bodostałempiątkę,aleniclepszegonieprzyszłomi

dogłowy.

Zrobiłkilkakrokówwmojąstronę,ajazmusiłemsiędo

pozostanianamiejscu,podniesieniagłowyispojrzeniamuw

oczy.Próbowałemsobiewmówić,żeto,copowiedziałem,

byłoprawdą,żebyniewidziałwmoichoczachwątpliwości.

Miałemoczymamy,alepozatymbyłempodobnydoojca:

szerokiwramionach,zkrótkoostrzyżonymijasnymiwłosami,

głębokoosadzonymioczami,choćjegobyłybrązowe,amoje

zielone,alepozatymidentyczne.Mieliśmyteżtakąsamą

sylwetkę,choćjabyłemniższyibardziejkrępy,miałemteż

background image

szersząklatkępiersiową.Poprzodkachmamyzplemienia

Cherokeeodziedziczyłemwyżejosadzoneiostrzejszekości

policzkowe.

Patrzyłnamniezgóry,bobyłokilkacentymetrówwyższy,

miałstoosiemdziesiątosiemcentymetrówwzrostu,ajametr

osiemdziesiąt.

-Nienauczyłeśsięjeszcze,żebyniełgaćpolicjantowi,synu?

-Jeszczejedenkrok,dlapodtrzymaniaefektu.-Ijakijestem?

Wiedziałem,żenieodpowiem.Trzymałemustanakłódkęi

patrzyłemnaniego,śmiertelnieprzerażony,aleniezdolnydo

okazaniatego.Nigdynieprzestałemsiębać,przynajmniejna

początku,choćminęłojużtylelat.Wtejciężkiejciszy

mikrofalówkazapikałatrzyrazy.

Zaatakowałostroiszybko.Dwaciosywnerkiodebrałymi

oddech.Przyjąłemje,zaczekałem,ażsięwycofaioddałem.

Celowałemwszczękę,aleuchyliłsięwzłąstronęitrafiłemw

nos,zktóregotrysnęłakrew.Nigdywcześniejnieuderzyłem

godokrwi.Zatoczyłsięwtyłizniedowierzaniemotarłnos.

Niepozwoliłemmuodzyskaćrównowagiiuderzyłemznów,

tymrazemfaktyczniewszczękę,alepotemsięspionizowałi

jużniemiałemszans.Niehamowałsię.

Zmiażdżyłmiszczękę,uderzyłprawymsierpowymw

policzekirozciąłmiskórę,apotempowtórzyłcios,odktórego

popłynęłamikrewznosa.Zatoczyłemsięnablati

przedramieniemotarłemkrewztwarzy.Ruszyłnamnie,

background image

zamachującsięlewąręką,aledałemnurapodniąiwalnąłem

gowbrzuchtakmocno,żezgiąłsięwpół.

Minąłemgo,złapałamleżącenablaciekluczykidoautai

wybiegłemkuchennymidrzwiami.Trzasnęły,aleposekundzie

znówbyłyotwarte,bobiegłzamną.Dopadłemdociężarówki,

wgramoliłemsiędośrodkaiwłączyłemsilnik.Żwirtrysnął

spodtylnychkół,kiedywykręcałem,żebywyjechaćnadrogę.

Zerknąłemwewstecznelusterkoipatrzyłem,jakpostaćtaty

stajesięcorazmniejsza.Jednąrękątrzymałsięzażołądek,

drugąwycierałnos.

Złapałemsięnatym,żerobiędokładnietosamo.Prawym

przedramieniemocierałemnos.Takjakon.Zakląłempod

nosem,apotemwłączyłemradioiwrzeszczałem,uderzając

pięściamiwkierownicę.Koszulkanapiersizaczęłamisię

kleić,apoliczekzalanybyłciepłą,gęstąkrwią.Miałemto

gdzieś.Niewiedziałem,dokądjadę.Poprostuprzedsiebie.W

sumieniezaskoczyłomnie,żeznalazłemsięprzedbramąna

osiedleBekki.

„Możeszterazwyjść?",napisałembezzastanowienia.„Daj

michwilę".

Otarłempoliczek,alezobaczyłemnaprzedramieniukrew,

więcdałemsobiespokój.Rzadkobiłmniewtwarz,boto

wywoływałopytania.Poruszyłemszczęką,żebysprawdzić,

czybardzoboli.Ciosbyłmocny,więcbolało,alenaszczęście

niczegominiezłamałaninieuszkodził.Nigdyniemiałem

background image

złamanejszczęki,alepodejrzewałem,żeniebyłobytoani

przyjemne,aniłatwedowytłumaczenia.

Patrzyłemprzezoknonazapadającypowoliwieczórinie

zauważyłem,żeodstronypasażeranadchodziBecca.

Wystraszyłemsię,kiedyotworzyładrzwiiwskoczyłado

środka.Nawetsięniezastanowiłem,jakiewrażeniezrobina

niejmojezakrwawioneciało,dopókisięnieodwróciłem,żeby

sięuśmiechnąć.

-Jezus!Cosięstało?-Wjednejchwilipoczułemnatwarzy

jejdelikatnepalce.Skądśwyciągnęłachusteczkęiocierałami

rozcięcienapoliczkuikrewwciążkapiącąznosa.

-Pobiłemsięztatą.-Wzruszyłemramionami,żebyokazać

obojętność,którejnieczułem.

Beccamiałałzywoczach.

-Boże.Jesteścaływekrwi.-Dotknęłamojegonosa,aja

skrzywiłemsięzbólu.-Chybajestzłamany.

-Nicminiebędzie.Pokręciłagłową.

-Trzebazszyćpo-po-policzek.-Ponosiespłynęłajejłza,a

drżącymirękamiocierałamikrew.-Musimyjechaćnaostry

dyżur.

Nierozumiałem,czemupłacze.Wiedziałemtylko,żenie

mogętegoznieść.

-Niepłacz,Beck,proszęcię.Nicminiejest.Towygląda

znaczniegorzejniżjestwrzeczywistości.-Tobyłokłamstwo,

bozbóluprawieniewidziałemnaoczy.

background image

Pokręciłagłowąiłzypłynęłyterazszybciej.

-Nieprawda.Niekłam.

-Przepraszam.Maszrację,kurewskoboli,aleniemogę

jechaćdoszpitala.Tutajwiedzą,kimjestem.Będązadawać

pytania.

-Nat-t-tepytaniat-t-t-trzebaodpowiedzieć.-Jąkającsię,

mrugała,ajasięjużnauczyłem,żetooznakawielkichemocji.-

Toniewpo-po-porządku.Takniemożebyć.

Odsunąłemsię.

-Niemogęiniezrobiętego.Tosięźleskończydlamnie,dla

ciebie,dlamamy.Dlakażdego,ktosięotymdowie.-

Wciągnąłemgłębokopowietrzeipowiedziałemprawdę.-Za

bardzosięboję,żebypowiedzieć.Proszęcię,odpuść.Nicmi

niebędzie.

Znówpokręciłagłowąiotarłaoczy.

-Niemogęodpuścić.Zabardzomnieboli,kiedywidzęcięw

takimstanie.

Puściłemwiązkęsiarczystychprzekleństw.

-Powinienembyłsiępoprostuprzejechać,zamiast

przyjeżdżaćtutaj.Przepraszam,żecięwciągamwtobagno.

Złapałamniezarękęiwbiłamipaznokcie.Spojrzałemna

skórę,wktórąsięwbijała.Każdypaznokiećmiałnasamej

górzebiałypasek.Tochybajakiśrodzajmanicuru.

-Jużmniewciągnąłeś.Jestemwciągniętainiecofniemytego.

Jesteśmoimchłopakiemiprzejmujęsiętobą.

background image

-Więccomamzrobić?-Mówiłemdookna.Odszczekiwałem

sięjejiniemogłemnicnatoporadzić.-Nikomuniepowiem.

Tomojeżycie.Tak,mamostroprzesrane,alemuszęto

wytrzymać,tylkodokońcaszkoły.Późniejstądspadam.Jeśli

niemożeszsięztympogodzić,żenicniepowiem,to...Nie

wiemco.Alenicztegoniebędzie.Bojaitakniepowiem.

-Dlaczego?Nierozumiem.

-Wiem,żenierozumiesz.Chceszdorobićjakąśpieprzoną

psychologicznągadkędotego,żesięcholernieboję,cozrobi

tata,jeśliznówkomuśpowiem?Niestety,niemamnicpod

ręką.Niejestemtakimądryjakty.Wiemtylko,żemnie

przeraża.Iwiem,cosięstanie,jakkomuśpowiem!Zabiorą

mniedodomudziecka?Dorodzinyzastępczej?Ztegoco

słyszałem,możetambyćtaksamoalbogorzej.Onzaczniesię

wyżywaćnamamie,amnieniebędzie.Aonaniepowie.Inie

odejdzie.Mogłaodejść,zanimsięurodziłem,aletegonie

zrobiła,bojesttchórzem,taksamojakja.Nieznaszgo,Beck.

Tak,jakjestteraz,jestlepiej.Onsięwyprze,aludziemu

uwierzą.NiktniechcemiećnapieńkuzMike'emDorseyem.

Chceszwiedzieć,czemudzisiajjestemcaływekrwi?Bomu

oddałem.Dlatego.Uderzyłmnie,ajajego.Zwyklewten

sposóbkończysięszybciej.Alenigdyniebyłoażtak.Chyba

niejestdzisiajażtakpijanyjakzwykle,gdymniebije.Nie

wiemzresztą.

Narosłamiędzynamicisza,gęsta,twardainiedozniesienia.

background image

-Przepraszamcię-szepnęła.

Uderzyłemsiępięściąwczoło.

-Nieprzepraszaj.Tojapowinienem.Przepraszam,żecięwto

wciągnąłem.Żenaciebiekrzyczałem.Zasługujesznacoś

lepszego.Nakogoślepszegoniżja.

-Jedź.

Spojrzałemnaniązezdumieniem.

-Co?

-Zacznijjechać,proszęcię.Gdziekolwiek.Poprostujedź.-

Byławściekła,ajanierozumiałemdlaczego.

Ruszyłem.Jechałemdalekoiszybko.Tymrazemradiobyło

wyłączone,amysiedzieliśmyzatopienikażdewswoich

myślach.Jejbyłydlamnienieprzeniknione,awmoichkłębił

sięwirpoczuciawiny,wstydu,zagubieniaibólu.Wktórymś

momenciewyjechałemnaautostradę,awieczórzmieniałsięw

noc.Wkońcuniemogłemdłużejwytrzymać.

-Czemujesteśzła?

-Bojakmożeszmówić,żezasługujęnakogoślepszego?Co

jestzemnąnietak,żenieufasz,żewiem,czegochcę?

Odwróciłemsięwjejstronę.

-Co?Jakto...?-Spojrzałemnaniąszybko,apotemz

powrotemnaszosę.-Nieodwracajtegoprzeciwkosobie.Ja

mamtakigównianybagaż,pococion?Jesteśmądra,piękna,

utalentowana,możeszmiećcokolwiekzechcesz.Jajestem

pionkiemwgrzemojegotaty.Powinnaśbyćzkimś,kto...Nie

background image

wiem.Ktoniematyluproblemówcoja.

Pokręciłagłową,alezrozumiałem,żetonieoznaczało

zaprzeczenia,tylkoniedowierzaniealbonieumiejętność

wyrażeniaswoichmyśli.

-Nowidzisz?Otymmówię.Jeślichcębyćztobą,totojest

mójwybór.Japostanowiłam,żebędętwojądziewczyną,mimo

tego,żefaktyczniemaszkłopotywdomu,któretrudnomi

zrozumiećizktóryminiemogęsiępogodzić.-Mówiłatak,

jakbyczytała,monotonnieodtwarzałazpamięci,ale

wiedziałem,żekażdesłowojestważneiżewtensposóbradzi

sobiezsilnymiemocjami,zkłopotamizmówieniempłynnie.-

Jesteśtaki,jakijesteśwłaśniezpowodutego,przezcoprze-

szedłeś.Chcęcipomóc.Chcę,żebyśmówiłmi,cosiędzieje,

żebyśmiufał.

-Niepowiedziałbymcinicomoimżyciu,gdybymcinieufał.

-Wiem.Alemusiszpozwolićsobiepomóc.

-Więcprzestańmnienaciskać,żebymkomuśpowiedział.

Wiem,żetoniemasensu.Powinienemodejśćodniego,

powstrzymaćto,aletotakniedziała.Mnieteżsiętonie

podoba,ale...Niewiem.Poprostuniemogę,dobra?

Pokiwałagłową.

-Niemogętegoznieść.Towbrewwszystkimmoim

przekonaniom,żenatopozwalam.

-Niepozwalasz!Poprostuniemożeszzrobićnic,żebyto

powstrzymać.

background image

-Powinnobyćcoś,comożnazrobić-szepnęłagwałtownieiz

frustracją.

-Aleniema.

Tylkowzruszyłaramionamiiznówzamilkliśmy.Potem

zadzwoniłjejtelefon.Wyjęłago,spojrzałanawyświetlaczi

zbladła.

-Toojciec.

-Niemożeszzignorować?Pokręciłagłową.

-Będzietylkogorzej.-Odetchnęłagłęboko,zamknęłaoczyi

odebrała.-Halo?Nie.Jestem...Ach.Tak,ojcze.Przepraszam.

Zarazbędę.-Rozłączyłasięiucisnęłagrzbietnosa.

-Cojest?

-Wie,żewyszłamztobą.

-Jakto?Comupowiedziałaś?

-ŻewychodzęzNeli.Miałamdoniejzadzwonićiuprzedzić

nawszelkiwypadek,alekiedycięzobaczyłam,zapomniałam.

Jakośsiędomyślił.Niewiem.Cholera.

-Icoterazbędzie?-Wziąłemjązarękęisplotłemnasze

palce.Przemilczałem,gdysięwzdrygnęła,dotknąwszymoich

obtartychkostek.

-Niewiem.Kłopoty.-Zapadłasięwsobie,więctylko

trzymałemjązarękę.Zjechałemzautostradyizawróciłem.

Odjechaliśmydalejniżsądziłemidopieropopółgodzinie

wróciłemdomiasta.ZatrzymałemsięnaparkinguMcDonalda.

PowiedziałemBecce,żebyzaczekała,asamposzedłemsię

background image

umyć.Półrolkipapierowychręcznikówimojatwarzbyła

czysta,anos,choćwciążprzekrzywiony,jużniekrwawił.Za

topoliczekbyłrozciętymocnoibrzydko.Wróciłemdoauta,

przejechałemnadrugąstronęszosyiwaptecekupiłemplastry.

Jedennakleiłemnapoliczek.Wplecakumiałemkoszulkęna

zmianę,więczdjąłemtęzakrwawioną,widzącspojrzenie

Bekkinamojąpierśibrzuch.

Dotarliśmydowjazdunajejosiedle,aleniezatrzymałemsię

przedbramąjakzwykle.

-Corobisz?-zdziwiłasię.Wzruszyłemramionami.

-Skoroonitakjużwie,niemapocosięukrywać.

Zatrzymałemsięnapodjeździeiwysiedliśmy.Nie

zamierzałemzostawićjejnapastwętychkłopotów,

zwłaszcza,żetojająwtowpakowałem.Zerkałanamnie,

kiedypodchodziliśmydodrzwi,takjakbyspodziewałasię,że

wostatniejchwilidamnogę.Nierozumiała,żejakkolwiek

strasznybyłjejtata,niemógłbyćbardziejprzerażającyniż

mój.Zaczekałemażotworzydrzwi,apotemwszedłemzanią.

-Niemusisztegorobić-szepnęła,gdyprzestępowałempróg.

-Muszę.

Jejojciecokazałsiępotężnymmężczyznązbeczkowatą

klatkąpiersiową,brzuszkiemiprawiecałkiemsiwymi

zaczesanymidotyłuwłosami.Miałmałeoczy,ciemnei

stanowcze.

-Kimtyjesteśicorobiszwmoimdomu?Zrobiłemkrok

background image

naprzódiwyciągnąłemrękę.

-NazywamsięJasonDorsey.JestemchłopakiemBekki.

Automatyczniepotrząsnąłmojąręką,aleodsunąłsię,kiedy

wypowiedziałemdrugiezdanie.

-Wybijtosobiezgłowy.Mojejcórceniewolnomieć

chłopaka.Proszęwyjść.-Byłprzyzwyczajonydo

onieśmielanialudziiniepodobałomusię,żenamnietonie

działa.-Odrywaszjąodnaukiinamawiaszdowymykaniasię

ponocy.Niebędziesięztobąwidywać.

-Możegdybydałjejpanchoćtrochęwolności,niemusiałaby

sięwymykać.Pomyślałpankiedyśotym?

Znajwiększąprzyjemnościąbędęinformowałpana,gdzie

jesteśmyicorobimy.Zcałymszacunkiem,niemamzłego

wpływunapanacórkę.Wymykałasiętylkodlatego,żeinaczej

niewypuściłbypanjejzdomu.-Otworzyłusta,żebysię

sprzeciwić,aleniepozwoliłemmudojśćdogłosu.-Nie

zamierzamuczyćpanajakwychowywaćcórkę,alemogę

powiedziećtyle,żeimbardziejbędziesiępanstarał

kontrolowaćkażdyjejruch,tymbardziejbędziesiębuntowała.

Proszęjejdaćtrochęwolności,aniebędziemusiałałamać

zasad.

Jegooczyzionęłyogniem,kiedypatrzyłnamniezfurią.

-Jajestemjejojcem.Jatudecyduję.Tyjesteśnikim.Becca

dotknęłamojejręki.

-Doceniamto,corobisz,aleproszęcię,odpuść.PandeRosa

background image

zbliżyłsiędomnie.

-Proszęwyjść.Niebędzieszsięjużwidywałzmojącórką.

Nigdy.

Beccastanęłamiędzynamiispojrzałanaojca.

-Proszę,onmarację.Nierobimyniczłego.Wciążsięuczę,

wciążmamdobreoceny.Dajnamszansę.

Jejmatka,któradotejporysiedziaławmilczeniuprzystole,

wstała,przeszłaprzezpokójistanęłaobokmęża.Byłabardzo

podobnadoBekki.Ciemnelokiotaczałyniemaltakąsamą

twarz,tylkostarszą.Odezwałasięcichoiwobcymjęzyku,

któryzopóźnieniemzidentyfikowałemjakoarabski.Becca

rozumiała,oczymmowa,kiedyojciecodpowiedziałwtym

samymjęzyku,gwałtownieiwścieklekontrargumentując.W

którymśmomencieprzeszedłnawłoski,amamaBekki

odpowiedziaławtymsamymjęzyku.Wychwyciłemnawet

kilkaangielskichsłówwtrącanychodczasudoczasu.Od

słuchaniazakręciłomisięwgłowie.

PokilkuminutachtejprzepychankipandeRosaspojrzałna

Beccęinamnie.

-Wciążjestemtemuprzeciwny,aletwojamatkanakłoniła

mnie,żebymdałwamszansęnaudowodnienie,żejesteście

odpowiedzialni.Obydwoje.-Spojrzałnamnie.-Nielubięcię,

Dorsey.Wyglądasznałobuzaiwciążmamwrażenie,żemasz

namojącórkęzływpływ.

-Nocóż-zacząłemistaranniedobrałemsłowa-wkażdym

background image

razieonazcałąpewnościąmadobrywpływnamnie.Alenie

jestemłobuzem.Mamprawiesamepiątkiigramwpierwszym

składziewdrużyniefutbolowej.Niepijęiniepalę.

-Acocisięstałowtwarz?

Przełknąłemślinęiskupiłemsięnauwierzeniuwkłamstwo,

którymmiałemzamiargonakarmić.

-Kontuzjawczasiegry.Bloksięnieudałidostałemwtwarz

zgłówki.

Zmrużyłoczy.

-Napewnosięniebiłeś?Pokiwałemgłową.

-Napewno.Trenerbardzotegopilnuje.Gdybymsięwdałw

bójkę,połowęsezonuprzesiedziałbymnaławce.-Tobyła

prawda,tylkożenijaksięmiałaakuratdotejsytuacji.-Za

kłopotyznauczycielamiidziesięnaławkę.Jeśliśredniaocen

spadnieponiżejokreślonegopoziomu-też.Liczę,żew

college'udostanęstypendianaukoweisportowe.

Jejojciecpokiwałgłową,chybazsatysfakcją.

-Damcijednąszansę.Jeślimojacórkaspóźnisięchociażraz,

jeśliniestawisięwwyznaczonymczasiealbojeśliniebędzie

jejtam,gdziepowiedziała,żebędzie,wtedykoniec.Czy

zrozumiałmniepan,panieDorsey?

Pokiwałemgłowąistarałemsięstłumićpoczucietriumfu.

-Tak,proszępana.

Zawahałsię,apotemznówuścisnąłmidłoń.

-Najakiejpozycjigrasz?

background image

-Skrzydłowego.Pobiłemnaszlokalnyrekordnanajwięcej

przyjęćwjednymmeczu,atakżenanajwięcejjardóww

sezonie.

Wydawałosię,żetrochęmuzaimponowałem.Miłobyło

wiedzieć,żedlakogośterekordymająjakieśznaczenie.

-OktórejBeccamusibyćwdomu?-spytałem.

-Odziesiątej...-PanideRosaprzerwałamujednymkrótkim

słowem,aonstłumiłpoirytowanewestchnienie.-Dobrze,o

jedenastejwdnipowszednie.Wweekendyopółnocy.Alejeśli

jejocenysiępogorszą...

-Niepogorsząsię,ojcze,obiecuję.-Beccalekkozakołysała

sięnapalcach,aszczęścieażzniejemanowało,alezdołałasię

opanować.-Czywtakimraziemożemywyjść?

-Dokąd?

-Naprzejażdżkę.Możezatrzymamysięwbarzeiwypijemy

koktajlmleczny?-zasugerowałem.

-Maszjakieśpunktykarnezajazdę?-spytał.Pokręciłem

głową.

-Nie.Niemampunktów,niemiałemżadnychstłuczek.Mam

własnąciężarówkę.-Wsumieniewiedzia-

łem,czytomajakieśznaczenie,alechciałemmutrochę

zaimponować.Możetogłupie,aleniezasługiwałemna

uznaniemojegoojca,więcstarałemsięzadowolićwszystkich

dookoła.

Skinąłgłową,apotemmachnąłrękąnaznak,żemożemyiść.

background image

-Wporządku.Idźcie.Jestdziewiąta,więcmaciedwie

godziny.

WziąłemBeccęzarękęiposzliśmydociężarówkitak

spokojnie,jaksiędało.Wycofałemsięostrożnie,całyczas

czującnasobiespojrzenieojcaBekki.Dopieronagłównej

drodzepozwoliłasobienapełenemocjipisk,poktórym

zacząłemsięśmiać.

Rozpięłapasiprzysunęłasię,przywarładomojejrękii

schowałatwarzwmojejszyi,apotemroześmiałasięz

ekscytacją.

-Jaktozrobiłeś?-Nigdyjeszczeniewidziałem,żebymiała

takszczęśliweoczy.

Wzruszyłemramionami.

-Niewiem.Niesądziłem,żesięuda,alewyszłonato,że

wartobyłospróbowaćistanąćznimtwarząwtwarz.

Większośćmężczyzndoceniabezpośredniąkonfrontację.

Pocałowałamniewszczękę,ajanagleniemogłemsięskupić

naprowadzeniu.Potempocałowałapoliczekiprzesuwałasię

ażdokącikamoichust,ajazaciskałemdłonienakierownicyi

udawałem,żewcaleniepłonę.Aonasięniezatrzymywała.

Pocałowałamniewbrodę,jeszczerazwlinięszczęki,apotem

wszyję.Jasnacholera.Sercemiwaliło,ajasięmodliłem,żeby

niespojrzaławdółiniezauważyła,jakiewrażenierobiłyna

mniejejusta.

Wkońcusięodsunąłem.

background image

-Beck,niemogęprowadzić,kiedytorobisz.

-Więcsięzatrzymajimniepocałuj.

Boże,tomizupełnieniepomogło,aleniemiałemwyjścia,

musiałemposłuchać.Znalazłempustyparkingprzyjakimś

parku.Huśtawkiwisiałybezruchu,skąpanewżółtobiałym

świetlelatarni.Byłateżzardzewiałaiprzekrzywionanajedną

stronękaruzela,drabinki,rzucającedługiecienieisiatkaz

łańcuchów,awoddaliboiskadobaseballuipiłkinożnej.

Jeszczeniezdążyłemdokońcazaparkować,kiedyonajuż

odpięłamójpasizatopiłamniewgorącym,wilgotnym

pocałunku.Objąłemjąiprzyciągnąłembliżej,akiedy

poczułemnasobiejejcudownepiersi,sercezaczęłomi

wariackołomotać.Wsunęłamikolanomiędzyuda,kiedy

unosiłasię,żebypocałunekbyłgłębszy.Czułem,jakzapiera

midech,kiedydotknęłamojejgłowy,muskającpalcamilinię

włosównaszyiiprzysuwającmniebliżejsiebie,takjakbym

sięwyrywał.

Położyłemdłonienajejbiodrachiniemogłemuwierzyć,że

pozwalamisiędotykaćwtensposób.Aonajeszczeporuszyła

biodrami,jakbyprosiłaowięcej,więczaryzykowałemi

przesunąłemdłonienajejpupę.Boże,musiałaczuć,cotoze

mnąrobi.Niewiedziałem,dokądtoprowadzi,alepodobałomi

się.Przerażałoteż,boczułem,żeprzejmujenademnąkontrolę.

Zawładnęłamną.Hormonyszalały,alenietylkoone.

Wiedziałem,cobędziedalej,aleniechciałemotymmyśleć.

background image

Wiedziałemtylko,żeniedałbymradyprzestaćjejcałowaći

dotykać.

Wsunęłapalcepodmojąkoszulkęidotknęłanagiegobrzucha.

Boże.JezuChryste.Pozwoliłemswojej

ręcewsunąćsiępodjejbluzkęidotknąćnagiejskóryna

plecach.Byłamiękkaiciepła.Podjechałemażdozapięcia

stanika.Dotykałemramion,kradłemtedotknięcia.

Chociażonamijeoddawała,tak?Więcniebyłykradzione.

Podwinęłamikoszulkęażdowysokościprzeponyipołożyła

midłonienapiersi,asamausiadłaminakolanach,tyłemdo

przedniejszyby.Powoli,bardzopowoliuniosłemjejbluzkęi

odsłoniłemkawałekciemnejskóry.Onapoznawałamoją

klatkępiersiową,przesuwałapalcamipomięśniachbrzucha,

patrzyłamiwoczy,apotemnamojeciało.Awyrazjejoczu

odpowiadałtemu,cosamczułem.

Potemspodjejbluzkiwyjrzałskrawekczegośróżowegoi

powietrzeutknęłomiwpłucach,aleniepowstrzymałamnie,

więcdalejpodnosiłemjejbluzkę.Skóraizjawiskowepiersi,

ledwiemieszczącesięwróżowymstaniku.Cholera.Miałem

takąerekcję,żegotówbyłemwybuchnąćodsamegomyślenia.

Musiałemsięjakośprzeorganizowaćwspodniach,alesięnie

odważyłem.Patrzyłanamniewzrokiempełnymżądzy,strachu

iniepokoju.

-Boże...Cholera.-Ztrudemwykrztuszałemtesłowa.-Jesteś

takapodniecająca.Takaseksowna.

background image

-Tyteż.-Przesunęłapalcempomoichwargachipopatrzyła

miwoczyzodległościkilkucentymetrów.

Przycisnąłemdłoniedojejżeber,tużpodstanikiem.Tomiało

byćpytanie,milczącaprośba.Ztrudemwypuściłapowietrze,

ale

pokiwała

głową.

Kilka

przerażonych,

ale

i

podekscytowanychruchówbrodą.

Przesunąłemdłoniewgóręipoczułemwnichciężarjejpiersi.

Miękkabawełnastanikaocierałasięownętrzamoichdłoni,ale

potemnaglepoczułemtwardepunkcikipośrodkukażdejpiersi,

napierającenamojąskórę.Wiedziałem,cooznaczająibyłem

zachwycony,żetosiędzieje,żepozwalamitorobić.

Boże.Cholera.Byłaidealna.Wyżej,trochęwyżejidotykałem

terazskórynaszczytachpiersi.Niemogłemoddychać,alenie

musiałem,boonamniecałowałaioddawałamiwłasnyoddech,

dotykającmojejklatki,bokówizatrzymującsiętużnad

paskiemspodni.

Inaglezniknęła.Odsunęłasięnadrugikoniecciężarówkii

oparłasięodrzwi.

-Boże,musimyz-z-z-zwolnić.Toidziez-z-z-aszybko.-

background image

Obciągnęłakoszulkę,żebysięzakryćioddychałaztrudem.

Potarłemczołoręką.Niezdołałempowstrzymaćsyknięcia,

kiedykciukiemuderzyłemsięwnos.

-Przepraszam.Poniosłomnie.Wybacz.Znówsięprzysunęła.

-Nie.Nasponiosło.Przecieżjateżtubyłam.Pozwalałamci

siędotykać,chciałam.Chciałamdotykaćciebie.Ty-ty-tylko

że...-Wciągnęłagłębokopowietrze,żebysięuspokoić.-

Musimyzwolnić.Mamydopieroszesnaścielat.Byliśmyna

trzechrandkach.

-Wiem,wiem,maszrację.-Czułemsięodpowiedzialny,

chociażprzecieżprzyznała,żedałasięponieśćwtakimsamym

stopniujakja.-Powinienembyłnadtympanować.

Roześmiałasię.

-Przecieżjesteśkolesiem?

Spojrzałemnaniązezdziwieniem.

-Itomniezwalniazobowiązkusamokontroli?Znówsię

zaśmiała.

-Nie,nie!Alechybafacecirzadkomająochotęspowalniać

sprawy.Przynajmniejtaksłyszałam.-Naglespoważniała.-

Czyty...Byłeśzkimśwcześniej?

Niebyłemdokońcapewien,comanamyśli.

-Nigdysięznikimniespotykałem.Pokręciłagłową.

-Nie,nieotochchchchodzi.-Niezająknęłasięnaostatnim

słowie,raczejprzedłużyłapierwszągłoskę,żebyzyskaćna

czasie.-Chodzimioto,czybyłeśzkimś.

background image

Wpatrywałemsięwnią.

-Nie.Kiedypocałowałemcięnaszkolnymparkingu,tobył

mójpierwszypocałunek.

Zjakiegośpowoduwyraźniejejulżyło.

-Mójteż.

-Inie,nigdyznikiminnymnictakiegonierobiłem.

Wszystko,corobimy,todlamniepierwszyraz.

-Dlamnieteż.-Zerknęła,opuszczającgłowę.-Złościszsię,

żespytałam?

-Nie,poprostusięzdziwiłem.Myślałam,żewiesz,żenigdy

wcześniejniemiałemdziewczyny.

Wzruszyłaramionami.

-Poprostu...całujesztak,jakbyświedział,corobisz,więc

zaczęłamsięzastanawiać.

Przeszyłmniedreszcz.

-Więcpodobacisię,jakcałuję?Spojrzałaz

niedowierzaniem.

-Nooo!Uwielbiamjakmniecałujesz!Doprowadzaszmnie

doszaleństwa!Nigdyniemogęprzestać.

-Jateżtakmam-powiedziałem.-Lepiejjedźmynateszejki

zanimznówciępocałujęidamysięponieść.

Uśmiechnęłasięnieśmiało,radośnieitrochęjakbyz

frustracją.Doskonalewiedziałem,jaksięczuje.Byliśmydla

siebieziemiąnieznaną.Niewiedzieliśmy,corobimy,ale

podobałonamsięto.Wiedzieliśmy,jaktosięskończy,jeślisię

background image

niezatrzymamy,tobyłagruba,przerażającalinianapiasku,o

przekroczeniuktórejśniłemimarzyłem,alewżyciubymsię

niespodziewał,żetakszybkotrzebabędziesięniąmartwić.

Martwić?Toniewłaściwesłowo.Wiedziałem,żetegochcę,

jasne,żechciałem,aleitaksiębałem.JechałemdoBigBoya

zatopionywmyślach.Zwykleczułemsięznaczniestarszy,niż

bywskazywałomojeszesnaścielatiwiedziałem,żeBecca

czujesiętaksamo.Alewtejchwili,kiedyzastanawiałemsię,

jakpokierowaćfizycznąstronąmojegozwiązku,poczułemsię

bardzomłodyiniedojrzały.

Odwiozłemjądodomuzapięćjedenasta.

background image

BECCA

Linienapiasku

Grudzień

Odpaździernikaojciectrochęmiodpuścił.Bensięogarnął,

chodzidoszkołypomaturalnejichybaniepakujesiętakczęsto

wkłopoty.Niebierzeleków,jakpowinien,alewyglądanato,

żelepiejpanujenadwahaniaminastroju,dziękiczemu

atmosferawdomujestmniejnapięta.Jasonzacząłprzychodzić

potreninguiuczymysięumniewpokoju,czasemprzy

muzyce.Obydwojemusieliśmysprostaćoczekiwaniomwtym

względzie,aledopókimamotwartedrzwi,ojcunie

przeszkadzaobecnośćJasona.Ajemuulżyło,żeniemusiod

razuposzkolewracaćdodomu.Nigdyjużnierozmawialiśmy

ojegoojcu,ajeślidalejjestbity,nieokazujetego.Czasemsię

krzywi,kiedygoprzytulam,aleniepozwoliłbymiobejrzeć

śladów,pozatymitakzawszemówi,żetopogrze.Ta

wymówkatrochęsięzdezaktualizowałapozakończeniu

sezonufutbolowego,aleodczytałamjegomilczącąprośbęo

nietykanietegotematu,więcodpuściłam.

Kiedyjużodrobimylekcje,moirodzicewołająnasnadółna

kolację.MamachybadostrzegłacośwJasonie,tę

jegopotrzebęopiekiizawszedba,żebyzjadłznami.Nigdyo

tymzemnąnierozmawiała,alewidzęto.Jasonjestzawsze

wdzięczny,uprzejmyinietraktujetychkolacjijakoczegoś,co

musięnależy.Upierasię,żeposprzątazestołu,apotemmyje

background image

zemnąnaczynia.Zjakiegośpowodutocholernie

zaimponowałomojemuojcu.

Potem,polekcjachipokolacji,wsiadamydociężarówki

Jasonaigdzieśjedziemy.Czasemtylkopoto,żebysię

przejechać,innymrazemjedziemynawzgórzeicałujemysię

ażdojdziemydoliniinapiasku,któranakazujenamsię

zatrzymać.Dlamnietotenmoment,kiedymojedłonie

zaczynająwędrowaćikiedypragnęjegorąknamojejskórze,

bliżejibliżej.Kiedyzaczynamodczuwaćtopragnienie,

odsuwamsię,aJasontorespektuje.Czasemonmusinas

stopować,alezwykleja.

WsobotępopołudniuposzłyśmyzNelikupićsukienkinaBal

Zimowy.JasoniKyleteżbylinazakupach,więcumówiliśmy

się,żepowszystkimspotkamysięnapodwójnejrandce.

Zajęłyśmyjednąprzymierzalnięimierzyłyśmysukienkęza

sukienką,zwykleniekłopoczącsięnawetzapinaniemzamka

naplecach.

ToNelijakopierwszazaczęłamówićonaszychchłopakach.

Naszczęście,bojacałyczaszastanawiałamsię,jakzadać

pytanie.

-SpotykaciesięzJasonemjużile?Trzymiesiące?Pokiwałam

głową.

-Tak.Odwrześnia.Odpaździernikaoficjalnie.Uśmiechnęła

sięnieśmiało,ablondwłosyopadły

jejnatwarz,kiedysięschyliła,żebywłożyćobcisłąsukienkę

background image

wkolorzemchu.

-Jakdalekozaszliście?

-Wczym?-udawałam,żeniewiem,ocojejchodzi.

Plasnęłamniewramię.

-Dobrzewiesz,ocomichodzi.Widziałam,jakposzkolesię

całowaliściewjegociężarówce,więcwykrztuś.Jakdaleko?

-Podaćciwbazach?Parsknęła,corobiłarzadko.

-Omójboże,tojakiśidiotycznyzwyczaj,poprostupowiedz!

Wzruszyłamramionami.

-Całujemysię.Tylkotyle.J-j-jeszcze...-przerwałam,żeby

wbićsięwniebieskąsukienkębezramiączek.Mójdyskomfort

wynikałnietylkoztematurozmowy,aleiztego,żesukienka

byłabardzociasna.-D-d-d-do-tykaliśmysiętrochę.Przez

ubranie.Alenatymetapiezawszesięzatrzymujemy.

-Narazie.-Nelipodciągnęłamojąsukienkęwgórę,apotem

jązapięła.Jaupychałampiersiwmiseczkach.-Dotykałjuż

twoichcycków?Bezniczego?

Zarumieniłamsięipokręciłamgłową,apotemzaczęłamsię

obracać,żebyzobaczyć,jakleżysukienka.Byłamegaciasna,

krótkaitakwypychałamojeitakjużdużepiersi,żeprzy

głębszymoddechupoprostubyzniejwyskoczyły.

-N-n-nie.

Nelizachichotała,apotemzakryładłoniąustaiprzysunęłasię

domnie.

-Ciekawajestem,jakietouczucie.

background image

Lekkostuknęłamjąwgłowęizaczęłyśmysięśmiać,aja

wyobrażałamsobie,jakbytobyło.

-N-n-niewiem.Alepodejrzewam,żecudownie.Dotykał

mnieprzezstanikiwydawałomisię,żecałapłonę,więcnawet

niechcęmyśleć,cobybyłobezstanika.

Nelibyłataksamoczerwonajakja.

-Rzucamciwyzwanie:pozwólmunato.-Patrzyłanamnie

poważnie,aletłumiłaśmiech.

Pokręciłamgłową.

-Onie,niebawięsięwwyzwania.Itakwystarczającotrudno

siępowstrzymać.

Kiedytopowiedziałam,jejoczyspoważniały.

-Namteż.Musimywciążsięupominać,żebyprzestaćna

czas,boinaczejwogólesięniepowstrzymamy.-Spojrzałami

woczy.-Myślisz,żepójdziecienacałość?

Wzruszyłamramionami.

-Niepowiem,żeotymniem-m-myślałam.Chciałabym,ale

bojęsię.

Nelipokiwałagłowąizmieniłyśmytematnasukienki.Po

odwiedzeniusześciusklepówobydwieznalazłyśmysukienki

idealne.Mojabyławkolorzebordowym,bezrękawów,z

miękkiegojedwabiu,naramiączkach,alezgłębokim

wycięciem,odpępkaażdoszyi.Podszytabyłoprzejrzystym

materiałem,więcniebyłamcałkiemnaga.Kończyłamisiętuż

nadkolanem.Dotegoczarneszpilkipasującedookrycia

background image

wierzchniego.Byłaseksownaiwyzywająca,aleniewulgarna,

więcojciecniezeświruje.Wiedziałam,żeJasonbędzie

zachwycony,atonajważniejsze.

SukienkaNelibyłabardzopodobnadomojej,tylko

ciemnoniebieska,botenodcieńdoskonalepasowałdojej

jasnejskóry.Pozatymtrochębardziejwyzywająca,bo

rozcięcieniebyłozabezpieczoneprzejrzystymmateriałem,a

kończyłasiędobrychpięćcentymetrównadkolanem.Nie

wyobrażałamsobie,żebyojciecmnie

wczymśtakimwypuściłzdomu,więcnawetjejnie

mierzyłam.

NaBalZimowywstyczniuprzyjechaliśmyweczworo,bo

NelipożyczyłaSUV-aswojegotaty.Jasonwyglądał

oszałamiającowczarnymgarniturze,któryniesamowicie

podkreślałjegoumięśnionąsylwetkę.Dogarniturudobrał

cienki,bordowykrawat,wkolorzepasującymdomojej

sukienki.Miałświeżoostrzyżoneiwystylizowanewłosyoraz

gładkoogolonąszczękę.

Popotańcówcepojechaliśmyweczwórkę,aznamijeszcze

kilkanaścioroprzyjaciół,dorestauracjiRam'sHorn,kilka

kilometrówodmiejsca,gdzieodbywałysiętańce.Niemogłam

oderwaćwzrokuodJasona,nawetkiedyrozmawialiśmyze

znajomymi,bonaszaszkołazajęłaprawiecałąsekcjędla

niepalących.Cojakiśczasczułamnasobiejegowzroki

patrzyłammuwoczy,jakzwyklezdumionaichjaskrawym,

background image

zielonymkolorem.Zokazjibaludostałamdyspensęi

dodatkowedwiegodzinydopowrotudodomu,alejużkoło

północywszyscyrozeszlisięwparach.

Jasonzostawiłciężarówkępodmoimdomem,więcNelinas

tampodwiozła.Wśliznęliśmysięnalodowatesiedzeniai

trzęśliśmysięzzimna,szczekajączębami,dopókikabinasię

nierozgrzała.

-Dokądjedziemy,mojaboginiseksu?-spytałJason,

odjeżdżającspodmojegodomu.

Wzruszyłamramionami.

-Możenawzgórze?-Wnaszymjęzykuzaczęłotooznaczać

„Chodźmysięcałować".Wyszczerzyłradośniezęby,awe

mniezagotowałasiękrewzanimwogóledotarliśmyna

miejsce.Dojechałwrekordowymczasie,

mimośniegu.Wyłączyłświatła,alesilnikzostawiłzapalony.

Ściszyłradio,rozpiąłpasiczekałnamnie.

Zjakiegośpowodubyłamzdenerwowana.Zrzuciłamz

ramionpłaszcziczułamsięnaga,kiedynamniepatrzył.Potem

jateżodpięłampasiprzesuwałamsięwjegostronęaż

zetknęliśmysięudami.Mojasukienkatrochęsięzadarłai

sięgałaterazdopołowyuda.

Widziałam,żeJasonnaniepatrzy,apotemdotknąłpalcem

mojegokolana.Dotejporynaszemacankidotyczyłygórnej

połowyciała,aleteraz,kiedysukienkatyleodsłaniała,

zniknęłyhamulce.Wsklepieaninawetwtańcuniewydawała

background image

siętakskąpa,aleteraz,wtowarzystwieJasonaize

świadomością,jaktrudnonamwyhamować,czułamsięprawie

naga.

-Trzęsieszsię-szepnąłJason.-Zimnoci?Pokręciłamgłową.

-Nie.Tylko...denerwujęsię.

-Dlaczego?

Wzruszyłamramionami,boniebyłampewna,jaktoująć.

Przezdłuższyczasmilczałam,planującwypowiedź,aJason

cierpliwieczekał.Trzymałjednąrękęnamoimkolaniei

zataczałpalcemkoławtymmiejscu,wktórymstawałosię

jakbybardziejudem.

-Denerwujęsięnami-powiedziałamwkońcu.-Denerwuję

siętym,jaktrudnonampowstrzymaćodpójściadalej.

-Możemywracać.

-Nie,niechcęjechać.Przecieżtojachciałamtubyć.Chodzi

mitylkooto,dokądtowszystkiezmierza.

Jasonpokiwałgłową.

-Możemysięzatrzymać,kiedytylkozechcesz.

-Aleco,jeśli...czasemniechcęsięzatrzymywać?Aleinnym

razemmartwięsię,cobędzie,jeślisięniezatrzymamy.

-Rozumiem.Japrawdęmówiąc,nigdyniemamochotysię

zatrzymywać,aleniechcęwywieraćpresji.

Wkońcuodważyłamsięspojrzećmuwoczy.

-Czyciebiewogólestresujepójścienacałość?

-Chcę,żebybyłodobrze.Idealnie.-Wziąłmniezarękę,ale

background image

drugąwciążtrzymałnamoimudzie.-Trochęsiędenerwuję,

tak.Aleniemusimyterazotymrozmawiać,prawda?

-Amożepowinniśmy?Niemożemybezkońca...ignorować

tejkwestii.-Podtrzymałamjegospojrzenieiwypowiedziałam

słowa,którezaplanowałamwgłowie.-Niechcę,żebytosię

stałoprzypadkiem.Chcętozaplanować.

Pokiwałgłową.

-Jateż.Jesteśnatogotowa?

-Aty?

-Jaspytałempierwszy!-wyszczerzyłzęby.Wzruszyłam

ramionami.

-Tak.Alenie.Niewiem,jaktowyjaśnić.Uwielbiamcię

całować,dotykaćcięipozwalaćcisiędotykać.Chcęwięcej.

Ale...pójścienacałośćtobędziewielkasprawa,prawda?

Pokiwałgłową.

-Tak,takmyślę.Jasięczujęmniejwięcejtaksamo-

uśmiechnąłsięnieśmiało,alefiglarnie.-Możepowinniśmy

trochęprzekroczyćgranicęizobaczyć,jaknamztymbędzie?

Parsknęłam,alepotemsięroześmiałam.

-Odrazuwiadomo,żetofacetzaproponował!

-Nocóż,jestemfacetem.-Spojrzałnaswojądłoń,która

przesunęłasięodwacentymetrywgóręmojegouda.-Aleco,

źlekombinuję?

Cholera,dobrzemnieznał.Dokładnietegochciałam,

oswojeniasięztąmyślą.Przyzwyczajeniasiędoniejwjakiś

background image

sposób.Ajednakjakaśczęśćmniebiłanaalarmiwołała,żeto

wcaleniejestdobrypomysł.

ZignorowałamtengłosizaczekałamażJasonmniepocałuje.I

pocałował,Boże,alejak!Jegojęzykmniezaatakowałibyłam

tymzachwycona.Przysunęłamgobliżej,aonsiępoddałi

przycisnąłmniedosiebie.Byłocudownie,aledlamnieto

wciążzadaleko.Zwyklekończyłosiętak,żesiadałammuna

kolanachnajegosiedzeniu,alenietymrazem.Opadałamdo

tyłuażpołożyłamsięnasiedzeniu,amocneciałoJasona

znalazłosięnademną.Boże,wciążchciałamwięcej.Dotykał

mnieustami,rękami...Boże,teręce.Kusiłymniei

oszałamiały.Jednabyłanamoichudach,dotykała,błądziła,

głaskała,ślizgałasięwgóręiwdół,alenigdyniewkradłasię

podsukienkę.Drugątrzymałnamojejtwarzy,przesuwałnią

popoliczku,szyiibokuażnapierś.

Odpuściłamsobie,napoczątkutylkotrochę,zdjęłammu

marynarkę,potemrozluźniłamkrawat,apotemwzięłamsiędo

koszulki.Tak,rozpięłammukoszulę.Czułamsiętakadorosłai

doświadczona.Byłojaknafilmach,któreoglądałyśmyzNeli.

Torozpięciekoszulimnieuwolniło.Niesamowicie

podniecające!Całowaliśmysię,aleonzacząłszybciejłapać

powietrze,kiedyobnażyłamjegopierśidotykałamznajomych

jużmięśnibrzuchaiklatkipiersiowej.

Więcej.Chciałamgowięcej.

Lekkorozsunęłamudaiprzesunęłamsiętrochęwstronęjego

background image

siedzenia,żebysukienkapodjechałamidogóry.Tobyła

tchórzliwamanipulacja,żebypoprostuniepoprosićodotyk.

Oderwałsięodmoichustispojrzałnamnie.

-Jesteśtakapiękna.-Wciągnąłpowietrzeioblizałwargi.-

Kochamcię.

Głośnowestchnęłam.Niespodziewałamsiętego.Ztrudem

przełknęłamślinęipowtarzałamsłowawgłowie,żebyje

wypowiedziećgładko.

-J-j-jać-ć-ć-ć-ciebieteż.-Byłamtakprzerażonaefektem,że

zamknęłamoczy.Nawetplanowaniewgłowieniepomogło.

Nigdywżyciusiętakniewstydziłam.Tenjedenraz,kiedy

zależałomi,żebysięniezająknąć!Całkowiciezepsułamtę

chwilę.

Poczułam,żecośgorącegopłyniemipopoliczku.

-Hej,czemupłaczesz?-spytałJasonłagodnieilekkosię

podniósł.Poczułam,żeunosirękęinaglezgasłoradio.

Otworzyłamoczy,aleprzezłzywidziałamgoniewyraźnie.

-Chciałampowiedziećcitotak,żebytegonieschrzanić.Ale

sięnieudało.-Oddychałamgłęboko,żebyopanowaćłzy,ale

niechciaływspółpracować.-P-p-p-przepraszam.

Poczułamnapoliczkujegousta.Scałowałmiłzy,dosłownie,

aserceskurczyłomisięzemocji,jakiewemniebudził.Z

miłości.

-Spójrznamnie.-Pocałowałmniewpoliczek,wnos,wusta.

-Nopopatrz.

background image

Zmusiłamsiędootwarciaoczuiotarłamjeręką,wiedząc,że

rozmazujęmakijaż,alenieobchodziłomnieto.

-Tominieprzeszkadza.Niemamztymproblemu.-Patrzył

poważnieizewspółczuciem.Itak...takczule.-Słyszysz?

Mówiępoważnie.Niemusiszmnienigdyzacośtakiego

przepraszać.Czasemsięjąkasz.Icoztego?!Znamcięod

dzieckainigdymitonieprzeszkadzało.Pamiętasz,jakkiedyś

walnąłemDannyegozato,żesięzciebienabijał?Izrobiętak

samozkażdym,ktobędziecidokuczał.

Oddychałamciężko,próbowałamsięopamiętać,alebez

sukcesu.

-Bojachciałam...-Głębokiwdechispróbowałamodnowa.-

Wiem,żetobyławielkachwila,kiedypowiedziałeś,żemnie

kochasz.Ichciałammócciodpowiedzieć,niepsująctegotym

idiotycznym,żenującymj-j-j-jąkaniem.

Jasonwsunąłmipalcewewłosyobokuchaipocałowałmnie,

lekkoisłodko.

-Toniejestżenujące.Niedlamnie.Niczegoniezepsułaś.-

Musnąłpalcemmójpoliczek.-Czytesłowamiałymniejsze

znaczenie,botrochęsięzająknęłaś?

Natychmiastzaprzeczyłam.

-Nie!Mówiłamzprzekonaniem!-Zawahałamsięiw

myślachprzećwiczyłamwypowiedź:-Kochamcię.

Uśmiechnąłsiędomnie,apotemscałowałzemniewszystkie

troski.Jegodłońwróciłanamojeudo,ajapodniosłamnogę,

background image

zachęcającgowtensposób.Pozwoliłwięcsobienawięcej,

dojechałdopołowyizatrzymałsięprzyrąbkusukienki.Jedną

rękąodsunęłamjegotwarzodswojej,żebymusiałnamnie

spojrzeć,akiedy

tozrobił,położyłamdłońnajegodłoniipokierowałamwyżej.

Szerokootworzyłoczyioblizałusta.Potemdotknęłamjego

ramion,karkuiobserwowałamgo,kiedyośmielałsię

wędrowaćdalej.Byłjużprawienabiodrze,kilkacentymetrów

odmojegonajintymniejszegomiejsca.Całemojeciało

mruczałoiwibrowałozpodnieceniainiecierpliwości.Mogłam

bezsłówpowiedziećmu,codoniegoczuję,używającdłoni,

ust,nógibioder.

-W-więcej.-Niespeszyłomnietozająknięcie.-Proszę.

Szarpałamzarękawyjegokoszuliażgórnapołowajegociała

byłanagaipozwoliłammoimdłoniomwędrowaćpojego

skórze.Prawienieoddychałam,kiedydotykałmoichudi

nagichbioder.Musnąłmojeusta,wycofałsię,apotemznów

zatopiłsięwpocałunku.Niewiedziałam,jakdaleko

zabrniemy,alewiedziałam,żeniechcęprzestać.Bałamsię,

jasne,czułamstrachprzeplatającysięzpragnieniem.Nie

mogliśmysięcofnąćzarazprzekroczonegranice.Teraz,kiedy

poznałamjużdotyknagiejskóry,wiedziałam,żeniebędę

umiałaztegozrezygnować.Odtejporycałowaniebędzie

zmierzałodotegomiejsca.Tobyłojakbalansowanienad

przepaścią.Kiedyrazstraciszrównowagęizacznieszsię

background image

chwiać,niepowstrzymaszupadku.

Wiedziałamto,ajednakzsunęłamramiączka.Jasonpatrzył

natoszerokootwartymioczami.Jeszczejedenruchiobnażę

przednimpiersi.Przełknąłślinę,ajapatrzyłamnajego

podskakującejabłkoAdama.Musnęłamostrąlinięjego

szczęki,adrugąrękąsięprzednimobnażyłam.

OBoże,odrazumiałamochotęsięzakryć.Skóramisię

napięła,serceroztłukłosięjakszalone,ajamrugałam

szybko,zawstydzonaizdenerwowana.Jemufalowały

nozdrza,oczymiałjakspodki,apalcamiwbiłsięwkościmojej

miednicy.Ajamogłamtylkoleżećiczekaćnajegoreakcję,na

to,copowie,cozrobi.

-Boże...-Mówiłniskim,chrapliwymgłosem.-Jakjamam

oddychać,kiedyjesteśtakapiękna?-Twierdził,żenieumiesię

posługiwaćsłowami,alekiedychciał,potrafiłmówićjak

poeta.

Takmiulżyło,żeprawiesiępopłakałam.Chciałambyćdla

niegopiękna,chciałammusiępodobaćiżebykochałmoje

ciało,nawetjeślijaniezawszejekochałam.

Zdjąłrękęzmojegobiodraiprzeniósłjąnabrzuch,nażebrai

zahamowałprzedsukienkązwiniętąpodpiersiami.Spojrzałna

mnie,apotempopatrzyłmiwoczyiszukałoznakwahaniaczy

chęciwycofaniasię.Wygięłamplecywłukisięgnęłamdojego

karku,żebypociągnąćgodomoichust.Musiałamgo

pocałować.Jegopocałunkiprzeganiałystrach,mojeobawy,że

background image

tozadużo,zawcześnie.Przesunąłdłońpodpierś,aja

zatrzymałamsięwpółwydechu.Apóźniej...Boże,Boże,

Boże.Musnąłpalcembrodawkę,ajapoczułamjaksięnapręża,

wzbiera,twardniejeimogłabymprzysiąc,żeczujękażdą

molekułępowietrzaikażdąkomórkęjegoskóry,kiedynadnią

przelatywały.Objąłpierśdłonią,amojeciałoprzylgnęłodo

niej.Muskałiuciskałbrodawkę.Jęknęłam,przeszyłmnieprąd

iwessałamjegojęzykdoust.

Chciałamgodotykać,przesunąćgranicęjeszczedalej.Nigdy

jeszczeniebyłamtakśmiała,takzachłanna.Przesunęłam

dłonienajegoplecy,wciążwyginająckręgosłuptak,żeby

wtulićsięwjegodłoń,kiedyznarastającąodwagąpoznawał

mojepiersi,izbadałam

pasekwspodniachodgarnituru,stanowiącygranicę.Spodnie

miałspiętepaskiem,cienkimlśniącymkawałkiemskóry,ale

luźnozapiętym.Beztruduwśliznęłamsiępodniegoipod

miękkąbawełnianąbieliznę,apotemchwyciłamdłonią

chłodne,twardepółkulejegopośladków.Usłyszałamjego

ostryoddech,boakuratcałowałmniewszczękę,apotem

zacząłpłytkodyszeć,kiedyprzesunęłamsięnadprzedziałkiem

iprzeniosłamsięnadrugipośladek.

Niemogłampowstrzymaćszerokiegouśmiechu,kiedy

dotykałamgotakodważnie.Ustawyginałymisięwłukna

jegoszczęceilekkopocałowałamgowszyję.

-Co?-wymruczałwmójobojczyk.

background image

-Maszfajnytyłek-zachichotałam,mówiącto.Poczułam,że

sięuśmiecha.

-Todobrze,botyteż.

-Jeszczegonawetniedotknąłeś-przypomniałammu.

Poważniepokiwałgłową.

-Racja.Alejaknibymamtozrobić,kiedynanimleżysz?

Wzruszyłamramionamizudawanąnonszalancją.

-Napewnomógłbyścośwymyślić.-Głosmisięzałamał,

kiedyjegoustazaczęływędrówkęwdółmojegodekoltu;

gorące,wilgotneicorazbardziejzbliżającesiędowzgórka

lewejpiersi.Odbierałymimyśliioddech.

-Boże...róbtodalej.

Przysuwałsięcorazbliżejibliżejbrodawki,aimbliżejbył,

tymjagłębiejwciągałampowietrze.Wreszciejegowargi

zawisłytużnadwyprężonymkoniuszkiem,ajaprzestałam

oddychać.Czekałam,onzwlekał,więc

głaskałamtyłjegogłowy,subtelniesugerującmu,żebyrobił

todalej.Wreszciezamknąłustawokółmojejbrodawki,aja

wypuściłamzpłucpowietrzewpostacidługiegojęku.Czułam

gdzieśwgłębiszarpanie,niskowbrzuchu;ciasnotę,gorąco,

naglącątęsknotę,jednocześniefizycznąiemocjonalną.

Oderwałamdłonieodtyłujegogłowyiprzesunęłampalcami

pokręgosłupie,alepotemznówchwyciłamgozagłowę,bo

przenosiłsiędomojejprawejpiersi.Świadomośćnaszychciał

rozkwitaławemnie,ajegorękę,wyprężonąprzymojejtwarzy,

background image

bonaniejopierałcałyciężar,podczasgdydrugąkrążyłpo

zewnętrznejstroniemojegoudaipobiodrze,odbierałamjak

stalowąsztabę.Apotempoczułamto.Długieitwarde,na

moimudzie.Wiedziałam,coto.OglądałyśmyzNeliiTill

Czystąkrew.Wiedziałamjaktowszystkodziałaidoczego

służy.Alewiedzanieprzygotowałamnienadoznanietegona

mojejnodze.

Czypowinnamgotamdotknąć?Czymogłabym?Czybymsię

ośmieliła?Wiedziałam,cosięzdarzy,kiedybędziesiędotykać

chłopakawewłaściwysposób.

Lekkogoodepchnęłam,aonsiępodniósłiukląkłnademną,z

jednąnogąnapodłodzekabiny,adrugąmiędzymoimiudami.

Sukienkęmiałamzrolowanąmiędzypiersiamiabiodrami,a

mojeczerwonemajtkibiodrówkibyłycałkiemodsłonięte.

Czułamtamkrępującąwilgoćiwiedziałam,żewidaćją

poprzezbawełnę.Zastanawiałamsię,lekkozdruzgotanatą

myślą,czyzauważyłicootymmyślał.

Iwtedyzobaczyłamprzódjegospodni.Dużewybrzuszenie

nawysokościrozporka.Jasonsięzaczerwie-

nił,kiedynaniegospojrzałamipomyślałam,żepewnieonsię

czujetaksamojakja.Łatwobyłomówićsobie,żetoprzecież

normalneinaturalne,alepozbyciesięwstydu,kiedypatrzyła

natodrugaosoba,niebyłojużtakieproste.Poczułamsię

bezbronna,leżącprawienagonaczyichśoczach.Nagle

przytłoczyłomnieto,corobiliśmy.

background image

Powinniśmyprzestać?

Ajednakjakaśczęśćmniezasmakowałajużwtym

rozkosznym,oszałamiającymszaleiniechciałasięwycofać.

TaczęśćlubiłaciałoJasona,lubiławidokjegonagiejskóry,

lubiładotykaćjegociałaiobserwowaćjegoreakcje.Taczęść

niechciałaprzestać.Chciałamrozpiąćmupasek,takjak

widziałamwtelewizji,rozpiąćmuspodnie.Chciałam

zobaczyćgocałego.Chciałamgotamdotknąć.Chciałam.

Chciałamzobaczyć,cobędzie,kiedynieprzestanędotykać.

Chciałampójśćznimnacałość.

Alewtedydoakcjiwkroczyłatabezbronnaczęśćmojej

osobowościipomyślałamotym,cobypowiedzielimoi

rodzice,gdybywiedzieli,coterazrobię.Pożądaniewalczyłoz

niewinnościąiudręczonympoczuciemtego,codobre,acozłe.

Czytobyłozłe?Jakimcudem?Wiedziałam,żekocham

Jasona.Jasne,ludziepowiedzieliby,żemamdopiero

szesnaścielatiniewiem,cotojestmiłość,alejawiedziałam,

coczuję.Podobałomisięnietylkojegociało,aleiosobowość,

jegoserceiumysł.Byłamzakochanawtym,kimbył.

Chciałambyćznimcałyczas.Chciałammupomagać,

cierpiałam,kiedyoncierpiałicieszyłamsię,kiedybył

szczęśliwy.

Czytoniemiłość?

Awtedy,niemalprzypadkiem,Jasonprzesunąłdłoniąpo

moimudzieipotym,copomiędzyudami,ponajintymniejszej

background image

częścimnie.Poczułam,żepodjegodotykiemprzeszywamnie

piorun,niemogłamzłapaćtchu,wgardlemiałamgulę,akrew

wżyłachpłonęła.

Następnie,jużnieprzypadkiem,pocałowałmnie,ajaznów

sięwnimzatraciłam.Wszystkiemyślizniknęły,awewnętrzne

wojnystraciłyznaczenie.Zatrzymałsięnamoimbrzuchu,

nisko,nadsamągumkąmajtek.Przesunęłampaznokciamiw

dółjegopiersiizatrzymałamsięnaklamrzepaska.Poczułam,

żejegobrzuchreagujenamójdotyk,takjakbyprosił,żebym

dotykaładalej.

Jegojęzyknamoichzębach,błądzącywmoichustach,

przegoniłwahanie.Boże,dotknęgo,aondotkniemnie.Boże!

Toniczłego.Kochamysię,atoczęśćmiłości.

Pociągnęłamzapasekiwyjęłamzeszlufek,potemrozpięłam

goicałkiempoluzowałam.Onnieoddychał,nieruszałsię,az

jegoust,przylegającychdomojegoucha,wydobywałsię

chrapliwyjęk.Ramięzaczęłomusiętrząść,więczamieniłręce

iwsparłsięteraznadrugiej,apalcespoczęłynamoimbrzuchu.

Kciukiemzataczałmaleńkiekółkanabawełnianychmajtkach,

kilkacentymetrówodsednamnie.Takblisko,ajednocześnie

takbardzodaleko.

Boże.Chciałamtego.Chciałambardziejgodotykać.

Chciałamwięcejjego.Tobyłojaknałóg,niedo

powstrzymania.

Guzikrozpięty.Palcemwskazującymikciukiemzłapałamza

background image

suwak.Patrzyłamwjegorozporekizoba-

czyłamwybrzuszonebokserki,ananiebieskiejbawełnie

plamkęwilgoci.Wilgoćpragnienia,obojejąmieliśmy.

Wciążbyłnieporuszonyjakskała,patrzyłnamnie,namoje

piersi,nauda,majtki,apotemznówwoczy.Chciałmnietak

samo,jakjajego,alewjegooczachwidziałamtakiesame

wątpliwości,jakiesamaodczuwałam.Lekkosięuniósłi

spodnieześliznęłymusięzbioder.Dotknęłamjegobokówna

wysokościbrzuchaispojrzałammuwoczy.Wsunęłampalce

podszarągumkęizawahałamsię.Sercewaliłomijakjakiś

plemiennybęben.

PalceJasonaprzeniosłysięnamojeudo,wpołowiedrogi

międzykolanemabiodrem,apóźniejpowolipodjechaływ

górę.Rozluźniłamnogiilekkojerozsunęłam.Inaglejegodłoń

znalazłasięnamiękkiej,wrażliwejskórzemojegoudai

zatrzymałasięnamięśniu,palcamiwdół.Takblisko.Całasię

trzęsłam,aonprzysuwałdłońcorazbliżejśrodka.Zadrżałam

jeszczemocniejiczułam,żewilgocirozkoszyjestwięcej.

Spojrzeliśmysobiewoczy,wymieniliśmyprzyzwolenia,

powiedzieliśmysobieoswoichpotrzebach,pragnieniachi

wątpliwościach.

-Chcesztego?-spytałszeptem,któryzawisłwciszykabiny

ciężarówki.

Skinęłamgłową.

-Tak.Aty?

background image

-Tak.Alemożepowinniśmysięzatrzymać?

-Dlaczego?

Nieodpowiedziałodrazu.

-Niewiem.Alegdziesięzatrzymamy?Gdziebędzieza

daleko?Janiechcęsięzatrzymywać.Chcęiść

naprzód.Aleniechcę...Żebyśmyżałowaliprzekroczenia

granicy,zzaktórejniemożemysięcofnąć.

Niepozwoliłamsobienaprzemyśliwanietego,co

zamierzałampowiedzieć,poprostuwypaliłam,zzająk-

nięciamiiwszystkim.

-Ag-g-gdybyśmyposzlitąd-d-drogądok-k-koń-ca,

żałowałbyś?

Wciążtrzymałampalcezagumkąjegomajtek,aonna

gorącej,roztrzęsionejskórzemojegouda,niecałycentymetrod

wilgotnegośrodka.

Pokręciłgłową.

-Wiem,żeciękocham.Wiem,żechcębyćztobą,tylkoz

tobą.Nieżałowałbym.Aty?

Pokręciłamgłową.

-Nie.Niemamowy.-Byłamtegotakpewna,żenawetsięnie

zająknęłam.-Jateżciękocham,wiemto.

Ośmieliłsięzbliżyćbardziejiterazprzesuwałkciukiem

pomiędzymoiminajintymniejszymiwargami,przezwilgotną

bawełnęmajtek.Niemogłamoddychać,kiedytorobił.

Zatrzymałsięispojrzałmiwoczy.

background image

-Niemożemypójśćdzisiajażtakdaleko-powiedział.-Nie

mamydośćczasu,ajaniechcę,żebynaszpierwszyrazodbył

sięwmojejciężarówce.

-D-d-dlaczego?-Zsunęłammumajtki,tylkotrochę.-

Przecieżspędzamytutajrazemdużoczasu.

-Tak,ale...-Chybaniezręczniebyłomuotymmówić.-To

powinnobyćwyjątkowe.Włóżku,wjakimśmiłymmiejscu.A

pozatym...niemamy...nowiesz.Nic.Zabezpieczenia.-

Ostatniesłowowyszeptałledwosłyszalnie.

Westchnęłam.

-Tak,wiem.Maszrację.Powinniśmytozaplanować.

Postaraćsię,żebybyłoidealnie.

Pokiwałgłową.

-Więccorobimyteraz?Głośnoprzełknęłamślinę.

-Niezrobimytego,alemożemy...Spędzićrazemjeszcze

trochęczasu,ażbędęmusiaławracać.

Ucieszyłsię,chybamuulżyło.

-Tak.Przecieżtosięniemożestaćprzypadkiem,prawda?

-Nie.Podejmujemydecyzjęrazem.-Czułamsiętakadorosła,

podejmujączmoimchłopakiemdecyzjędotyczącąseksu.

Pochyliłsię,żebymniepocałować,ajaprzycisnęłamkostki

palcówdotegomiejsca,gdziemięśniejegobrzuchazjeżdżały

sięwtoopętańczeV.Pocałowałamgocałąsobą,całym

sercem,zzamkniętymioczami.KochałamJasona,naprawdę.

Niesamowicieekscytującobyłotoprzyznać,czuć,wiedzieć,

background image

mówić.

Kiedyjużzabrakłonamtchu,Jasontrochęsięodsunął,ajego

dużezieloneoczyirozchyloneustadoprowadzałymniedo

obłędu.Byłtakipiękny,takiprzystojny.Kochałamgo.

Spojrzałammuwoczy,odciągnęłamgumkęjegomajteki

ściągnęłamjewdół.Szerokootworzyłoczy,przestałoddychać

iotobyłprzedemnąprawienagi.

Boże.Cholera.

Zagryzłamwargęisiłąoderwałamwzrokodjego...Nie

mogłamsięzmusićdowypowiedzeniategosłowanawetw

myślach.Spojrzałammuwoczy.Był

zdenerwowany,trochęzawstydzony.Niebyłampewna,co

dalej.Jakgoodpowiedniodotknąć?

Klatkapiersiowauniosłamusię,kiedywciągnąłpowietrze,

booplatałamwokółniegopalce.Wow.Poprostu...wow.Tyle

przeciwieństwwjednymmiejscu.Twardy,miękki,gruby,

elastyczny,wniektórychmiejscachpodmoimipalcami

delikatny,winnychnapięty.Mojadłońbyłaciemnanatlejego

bladego,niemalróżowegociałatam.Przesunęłamdłońwdół,

wpotemwgórę,bochciałampoczućgocałego,aleongłośno

westchnąłiwierzgnąłwmoimuścisku.

Zamknąłmocnooczyiusiłowałsięwyrwać.

-Boże...Puść.Nierozumiałam.

-Dlaczego?Niechcesz,żebymciędotykała?Próbowałsię

roześmiać,alebyłzbytspięty.

background image

-Chcę.Bardziejniżsobiewyobrażasz.Ale...jeślinie

przestaniesz...Chodzioto,żebędziejatka.

Zarumieniłamsięmocnoiprawieprzegryzłamwargęna

wylot.Wtymmomenciemoimiemocjamirządziłaciekawość.

Obokniejzdumienie,zachwyt,niepokój...Tyletrudnychdo

nazwaniauczuć,wszystkiewymieszane.Podobałomisię

dotykaniegotam.Podobałomisięto,żeztrudemnadsobą

panował.Mójdotykdoprowadzałgodoszaleństwa.Tobyło

fajne.

Dotknęłamsamegoczubeczkakońcempalca,aonjęknął.

Każdymięsieńwjegocielebyłnapięty,widziałamto.Alenie

chciałamgopuścić.Podobałomisię.Takaodwagabyłado

mnieniepodobna,zwykleprzecieżbyłamostrożna,grzeczna,

spokojna,

zachowawcza

i

przestrzegająca

każdej

najdrobniejszejzasady.

Znówzacisnęłamwokółniegopalceiprzesunęłamwdół,

czująckażdąfałdkęiżyłkęnajegoskórze.Patrzyłamnaskurcz

jegotwarzyinaprężającesiężyłyńajegoczoleiszyi.Mięśnie

brzuchamiałtwardejakkamień.Nieutrzymałsiędłużejna

ręceiprawienamnieupadł,aletomiwogólenie

przeszkadzało.Prawdęmówiąc,jegociężarbyłbardzo

background image

przyjemny.Położyłsięnaboku,międzyoparciemamną.

Biodramiałnawysokościmoichitrzymałmnietam,zatapiając

palcewmojejskórze.Czołooparłomojeramię.Zaczekałam

ażprzestałsięruszaćiznówprzesunęłamdłońwgóręiwdół.

Tenruchzdawałsiędoprowadzaćgoprawiedoszaleństwa,bo

wierzgałpoddotykiem.Późniejzesztywniałjeszczebardziej,

zapadającniemalwbezruch.

-Boże.Nawetniewiesz...comirobisz.Jakietozajebiste.

Przestań,zanim...

Pokręciłamgłową,tylkonatakąreakcjębyłomniestać.Nie

zamierzałamprzestać.Zaszliśmyzadaleko,żebyterazsię

zatrzymać.Chciałamzobaczyć,cosięstanie,chciałamzrobić

mudobrze,takdobrze,jaksamasięczułam,gdycałowałmoje

piersi.

Przechyliłsięnademnąipodniósłzpodłogiporzuconą,

przepoconączarnąkoszulkębezrękawów.Rozłożyłjąmiędzy

nami,namojejskórzeisukience,apotemzgłębijegopiersi

wydostałsiępomruk,kiedyznówgoobjęłampowolnym

ruchem.Wierzgnąłwmoimuścisku,napierałbiodramina

mojądłoń.Przesunęłamjąpocałejdługości,ażdokońca.

-Ocholera...-wystękał.

Wtedypoczułam,jakwierzga,drżyizaczynasiętrząść.Coś

gorącegoiwilgotnegospłynęłomipopalcach

inatękoszulkę,jajeszczerazprzesunęłamdłoń,ajegociało

znówsięskurczyłoiwyrzuciłokolejnystrumieńbiałejcieczy.

background image

Cośniesamowitego!Całejegociałoreagowałonamnie,a

kiedygarnąłsiędomojejdłoni,terazśliskiejiwilgotnej,na

twarzymiałwyrazekstazy.

-Oj-usłyszałamwswoimgłosiezdziwienie.-Rzeczywiście

zrobiłsiębałagan.

Roześmiałsię,zamknąłoczyischowałtwarzwmojejpiersi.

-Mówiłemci.Przepraszam.Mamnadzieję,żenie

zabrudziłemcisukienki?

-Zacoprzepraszasz?Zprzyjemnościąnatopatrzyłam.Inie,

niezabrudziłeś.Zatocałakoszulkajestupaćkana.

Wypuściłzpłucpowietrzeipoczułamnaskórzegorący

oddech.Byławemnietęsknota.Gdzieśgłębokoodczuwałam

potrzebę,którejnierozumiałamiktórejnieumiałamwyjaśnić.

Dotykałamsiętam,nadole,jasne,żetak,alenigdynie

doznałamtrzęsieniaziemi,ojakimopowiadałydziewczynyw

szkole.

Wziąłpodkoszulkę,wywróciłjąnalewąstronę,apotem

powycierałsiebieimojepalce.Podniósłsięnałokciu,ajego

dłońspoczęławzdłużgumkimoichmajtek.Spojrzałammuw

oczy,wypuściłampowietrzezpłucipozostałamwbezruchu,

takjakonwcześniej.Patrzyłnamojepiersi,apotemwsunął

palcepodbocznągumkęmajtek.Kiedyprzesuwałjepo

miękkichwłoskach,byłamtakniecierpliwa,żewydawałomi

się,żepłonę.Znówsięzawstydziłam.Przeszkadzamu,żemam

tamwłosy?Czypowinnamje...?

background image

Wszystkiemyśliwywietrzałymizgłowy,kiedydotarł

palcemdowejściawemnie.Robiłtojednakpoddziwnym

kątem,więcwysunąłrękę.Prawiejęknęłam,kiedystraciłam

jegodotyk.Byłotakdobrze,choćtakmało.Chciałamwięcej.

Terazprzesunąłdłońpomoimbrzuchu,podgumkę,aja

podniosłamtrochębiodra.OBoże.Naciągnąłbieliznęrękąiw

niektórychmiejscachniewygodniesięwżynała.Zaczęłam

więcściągaćmajtki,aJasonzrozumiał,ocomichodzii

pomógłzsunąćjeniżej.Kiedyznalazłysięnawysokościkolan,

miałamwiększepolemanewruimogłamrozszerzyćnogi.

Czułamsiębardzonieprzyzwoicie,robiąctoipragnącwięcej

jegodotyku.Wemnie.

-OBoże...-Ztrudemłapałamoddech,kiedymniedotykał.

Jednocześniedrżałamipłonęłam,napięłamsięjaklinka,która

zarazmiałapęknąć.Aprzecieżtylkomusnąłmniepalcem.

Wygięłamplecywłukirozłożyłamkolana.Rozciągałam

majtki,aletoniebyłoważne.Dotykałmnie,głaskał,muskał,a

janawetniemogłamwestchnąćzezdziwienia,jakbardzo

wrażliwatamjestem.Kiedysamasiędotykałam,byłozupełnie

inaczej.Czułamwsobiewielkienarastającenapięcie,jakby

byłtambalongrożącypęknięciem.

Wsunąłkoniuszekpalcawemnie,ajagłośnojęknęłam.

Głośniejniżkiedypieściłmojepiersi.Wszedłjeszczegłębiej,a

jazmusiłamsiędootwarciaoczu.Patrzyłamnajegobiały

palecnatlemojejciemnejskóry.Tobyłjegośrodkowypalec,

background image

najdłuższy,któryzanurzałsiępowoli.Potemznalazłtwardy,

wrażliwypunkciknasamejgórze.Zabardzosięwstydziłam,

żebychoćpomyślećjegomedycznąnazwę.Niebyłampewna,

czywiedział,coto

takiegoijakjestwrażliwe,czytylkozorientowałsiępotym,

jakostrowciągnęłampowietrzeijakmojebiodrazareagowały

najegodotyk,aleskupiłsięnatymmiejscu.

Pocierałje,ajazaczęłamsięporuszaćwrytmjegodotyku.

Pieściłmnieiporuszałpalcem,akiedywpewnymmomencie

zrobiłtoodrobinęzamocno,wystękałam:

-Ostrożnie.

-Przepraszam-powiedziałizacząłsięwycofywać.

-Nie,nieprzestawaj-powiedziałam.-Poprostubądź

delikatniejszy.

Położyłwięcpaleczpowrotemnatymguziczku,aja

wzdychałam,jęczałamiznówzaczęłamsięruszać.Wmoim

własnychuszachbrzmiałamjakkobieta.JakSookiewCzystej

krwi,kiedybyłazErikiem.Pogłowiekrążyłomisłowo,które

kiedyśprzeczytałamwjakiejśksiążce:rozwiązła.Brzmiałam

jakkobietarozwiązła,nienasycona.Zachichotałamnatęmyśl,

aleśmiechzamarłminaustach,kiedyonzacząłzataczać

palcemciasnekółka.Mogłamjużtylkojęczeć.Poruszałsię

powoliidośćniezdarnie,alenieprzeszkadzałomito.Możebył

teżtrochęzamałodelikatny,aledawałamradę.Tenbalonwe

wnętrzumniepęczniałirozciągałsiędorozmiaru,któregonie

background image

zdołałbyutrzymać.

-Pocałujmnie-szepnęłam.Przesunąłustawstronęmoich

warg,alejasięuśmiechnęłamizaśmiałamsiębeztchu.-Nie...

Tam.-Popchnęłamjegogłowęnapiersi.-Pocałujmnietam

jeszczeraz.

Chętniespełniłmojąprośbę,poczułamtociągnięcie,tak

jakbymiędzypiersiamiamoimnajintymniejszymmiejscem

rozciągałsięsznurekicośwemnieuruchamiał.Poruszałsię

powoli,spokojnie,alejachciałamwięcej.

-Szybciej-wyszeptałamtakcicho,żesamasiebieledwie

słyszałam,aonchybaniemiałszans.Powtórzyłamwięc

głośniej,odważniej.-Szybciej.P-proszę.

Jegopalecprzyspieszył,ajawestchnęłamisłyszałamjęk,

wydostającysięzmojegogardła.Poczułam,żewyginamsięw

łuknadsiedzeniem,ciałomipłonęło,potzrosiłskórę,aserce

waliło.Niemogłampowstrzymaćkolejnegojęku,który

wydostawałmisięzustiszybciejjużniewystarczało,więcej

toniebyłodość,niemyślałamoniczym,tylkowzapamiętaniu

poruszałamsiępodjegodotykiem,wirowałambeznadziejnie,

zatraconawtejchwili.

Ogień,napięcie,piorun,ruch,rozciąganie...Niemiałamsłów,

żebyopisaćto,cosięwemniedziało.Niebyłożadnejmyśli,a

janiemaluniosłamsięnadsiedzeniem,starającsięzbliżyć,

bardziejibardziej,inieobchodziłomnie,jakwyglądam,jak

brzmięaninicinnego.Niebyłomiejscananicpozabombą,

background image

któratykaławemnie,pozagwiazdąktórawybuchaławmoim

podbrzuszu.

Wydajemisię,żewydałamnaprawdęgłośnydźwięk,apotem

opadłambezwładnie,beztchu,wpatrującsięwJasona,wjego

seksowne,zieloneoczyprzeszywającemniezzapałemi

emocjami.

-Boże...Tobyło...n-n-n-niesamowite-wystękałam,

uśmiechającsiędoniego.

-Terazjużwiesz,cozrobiłaśmnie.Zerknęłamnazegarekna

tablicyrozdzielczej.Pierwszaczterdzieściosiem.

-Cholera,musiszmniezawieźćdodomu-powiedziałam.

Podniosłamsię,całajeszczeroztrzęsiona,bodrżałymi

wszystkiemięśnie.

Dojechaliśmynapierwsząpięćdziesiątdziewięć.Ojciec

czekał.Naszczęściepogasiłwiększośćświateł,więcnie

zauważył,jaklśniąmioczy,jakjaśniejemojaskóraanijakie

mamrozczochranewłosy.Jatowidziałam,kiedyrozbierałam

siędosnu.Zanimwłożyłamnagołeciałopodkoszulek,

patrzyłamnasiebiewlustrze.Odwróciłamsięjednymbokiem,

potemdrugim,przybierałamróżnepozyiprzyglądałamsię

sobie,bochciałamzobaczyćto,cowidziałJason.

Widziałamsiebie:stosześćdziesiątdwacentymetrywzrostu,

wagabalansującamiędzypięćdziesiątczteryapięćdziesiąt

sześćipółkilogramów.Dużepiersi

zszerokimiciemnymiaureolamiidużymi,różowymi

background image

brodawkami.Szerokie,kształtnebiodra,mocneuda,płaski

brzuch,ciemnaskórawkolorzekarmelu.Włosytakczarne,że

niemalniebieskie,sięgająceramioniskręconewtakciasne

sprężynki,żeniedałosięznimizrobićnicsensownego.Oczy

miałyprawietensamkolorcowłosy,takciemnobrązowy,że

niemalczarny,atęczówkaniczymsięnieróżniłaodźrenicy.

Trochęsięodchyliłam,żebymójtyłekwydawałsięwiększy

niżwrzeczywistości.

Zwykle,kiedynasiebiepatrzyłam,widziałamzbiórwad.

Terazwidziałamsiętrochęinaczej.Terazniedostatkiskładały

sięnamojepiękno.

SpałamgłębokoiśniłamodotykuJasona.

background image

JASON

Tylkomy

Dwatygodniepóźniej,koniecstycznia

SiedziałemnaskrajukanapywpiwnicyKylea,a

bezprzewodowybiałypaddoXboxawyślizgiwałmisięjużz

dłonipoczterechgodzinachgraniawMadden,Halo3iCali

ofDuty:BlackOps.Dziewczynyjakcotydzieńposzłyna

swojąwyprawępodkryptonimemmani-pedi-sklepy-szejki,a

jaiKyleniemieliśmynicdorobotywtozimne,śnieżne

sobotniepopołudnie,więcgraliśmywgry.

WłaśniełoiłemKyle'owityłekwMadden,amoiChargersi

miażdżylijegoWikingówczterdzieściosiemdoczternastu,

kiedyspojrzałnamniedziwnie.

-Nowięc...TyiBecca.

Rzuciłemmuspojrzeniepodtytułem:„Tak,icodalej?"

-Coznami?

-Byłjużnumerek?-Niepatrzyłnamnie,kiedyzadawałto

pytanieiwystawiłjęzyk.

Zakląłem,kiedyzdobyłprzyłożenieizmniejszyłmoją

przewagę.Miałjużdwadzieściajedenpunktów.

-AtyiNeli?-odparowałem.

-Japierwszyspytałem,dupku.

Nieodpowiedziałem,dopókiniewybrałemnowychustawień.

-ZależycomasznamyśliParsknął.

background image

-No,dokońca.Bzyknięcie,niefiglowanie.

-Więcnie.

-Alezabawiaciesię?-Przesunąłsięnaskrajkanapy,apotem

poderwałsięnanogi,kiedymójrozgrywającyspaprałakcjęi

Wikingowiemielijużdwadzieściaosiempunktówpo

przyłożeniu.

Otarłemdłonieokolanaispojrzałemnaniego.

-Tak,zabawiamysiętrochę.

Zatrzymałgręiwiedziałem,żerozmowarobisiępoważna.

-Azrobiszto?

-Co?

Walnąłmniewramięnatylemocno,żeażzapiekło.

-Bzyknieszją?

Odłożyłempadanastolikkawowyprzedemnąirozparłemsię

nakanapie,zastanawiającsię,jakodpowiedziećnapytanie

Kyle'a.

-Niewiem.Może?Roześmiałsię.

-Dajspokój,Jase.Pamiętajzkimrozmawiasz.Nieróbmnie

wkonia.Prześpiszsięzniączynie?

Zmarszczyłembrwi.

-Weźniebądźdupkiem.TojestBecca,niejakaślaska.Jeśli

tozrobimy,niebędętegonazywałbzyknię-

ciem.Tobrzmijakby...Niewiem,jakośtanio.Beccaniejest

tania.

Podniósłręcewgeścieobrończym.

background image

-Niemówię,żejest!Byłemtylkociekawy!

-AtyiNeli?

Terazbyłajegokolejnaumoszczeniesięnakanapie,żeby

rozważyćodpowiedź.

-Robimyróżnerzeczy,dużo.Ichybawktórymśmomencie

trzebabędziepodjąćdecyzję.

-Codoniejczujesz?Parsknął.

-Coto,będziemyrozmawiaćouczuciach?Możeci

pomalowaćpaznokcie?

Kopnąłemgowkostkę.

-Niezachowujsięjakdebil.Tonieszatnia,tylkoprywatna

rozmowa.Znamysięprawietakdługo,jakznaszNeli.

Westchnął.

-Wydajemisię,żejąkocham.-Szarpnąłzanitkęsterczącąz

dziurynakolaniemarkowychdżinsów.-Alejeślibędzieszsię

zemnienabijał,skopięcidupę-ostrzegł.

-Niepytałbym,gdybymzamierzałsięwyśmiewać.-

Wyjąłemzkieszenitelefonisprawdziłem,czyniemanowych

SMS-ów.-Powiedziałeśjej,coczujesz?

Pokręciłgłową..

-Nie.Dlaczegomogęmówićtakierzeczytobie,ajaksobie

wyobrażam,żemiałbympowiedziećjej,towpadamwpanikę.

Roześmiałemsię.

-Nobotoprzerażające.Dziewczynamożeczłowiekowi

całkiempoprzestawiaćwgłowie.Zemnąjesttak,żealbocię

background image

zrozumiem,albobędęsięnapieprzałztwoichproblemików,za

cobędzieszpróbowałmiskopaćtyłek...

-Niepróbował,tylkociskopię-wtrącił.

-Wszystkojedno,mięczaku.Płakałbyśjakdziecko,jakbymz

tobąskończył.-Wyciągnąłemnogęistrąciłemjegostopyze

stolikakawowego.-Chodzimioto,żewprzypadkuNeli

możeszmiećtylkonadzieję,żeczujetosamocoty,aleniema

siły,żebyśprzewidziałjejreakcję.Todlategozniąjesttrudniej

otymrozmawiaćniżzemną.KiedymówiłemBecce,żeją

kocham,sercewaliłomitakgłośno,żenapewnoteżtosły-

szała.

-Powiedziałeśjej?

Pokiwałemgłowąipoczułemsięztegoidiotyczniedumny.

-No,powiedziałem.WtedypoBaluZimowym.

-Coonanato?

-Tosamo.-Wyszczerzyłemzęby.

Chybazorientowałsię,comuchciałempowiedziećtym

uśmiechem.

-Acorobiliście,kiedyjejpowiedziałeś?

-Kojarzysztomiejscenawzgórzupodwielkimdębem,gdzie

strzelamydopuszek?-Pokiwałgłową.-Pojechaliśmytampo

wyjściuzRam'sHorn.

Podniósłbrew.

-I?

-Fajniejestmiećciężarówkęzłączonymisiedzeniami.-

background image

Wiedziałem,żeszczerzęsięjakidiota.

-Nodawaj,stary,mów,jakbyło.

-Aletomazostaćmiędzynami.Mówiępoważnie.

-Nochyba.

-Pamiętaszsukienkę,jakąmiałanabalu?Uśmiechnąłsięi

pokiwałgłową.

-Wyglądałasuper.

-Okazałosię,żepodspodemniemiałastanika.

-PrzypomniałemsobieBeccępodemną.-Alezatomiała

majtki.

GłupawyuśmieszeknatwarzyKyle'azasugerowałmi,że

doświadczyłczegośpodobnegozNeli.

-Zajebistesątakiesukienki.

-Taksamojaklegginsy.

-Legginsynapewnowymyśliłfacet-powiedziałKyle.

-Nastówę.AtyiNeli...?Pokręciłgłową.

-Taksamo.Robimyróżnerzeczy,czasemjestbardzoblisko,

alejeszczenieuprawialiśmyseksu.

-Alezamierzacie.

Pokiwałgłową,aleniespojrzałnamnie.

-Tak.Niewiem,kiedyanigdzie,alewiem,żeonachce.Noi

jachcę,aletojasne.

-Notak-parsknąłem.-Awidziałeśjąjużbezubrania?

Pokręciłgłową.

-Niebezcałegonaraz.Widziałemjącałąnagą,alenieza

background image

jednymrazem.Zawszemiałacośnasobie.

-Azrobiłeśjużtak,że...-przerwałem,boniewiedziałem,jak

topowiedzieć,żebyniezabrzmiałogłupioalbomechanicznie.

Kyleniezamierzałmitegoułatwić.Chciałpatrzećjaksię

wiję.

-Żeco?

-Zrobiłeśtak,żedoszła?-powiedziałemszybko.Gapiłemsię

naswójkciukiwiedziałem,żejestemczerwonyjakburak.

Kylemiałminętrochęidiotycznieuchachaną,atrochę

zawstydzoną.

-Nie.Takdalekojeszczeniedoszliśmy.Chybaobojesię

boimy,żejeślitozrobimy,niedamyradysięzatrzymać.-

Spojrzałnamniezzaciekawieniem.-Aty?

Pokiwałemgłową,patrzącnaswojebuty.

-Tak.

-Ijakbyło?-Wyprostowałsię.

-Zajebiście-odparłemześmiechem.-Patrzyłem,jaktraci

kontrolę.Supersprawa.

-Ajak...Nowiesz,jaktozrobiłeś,że...-Onteżnieumiałtego

wypowiedziećitomnierozbawiło.

-Takszczerze,toniewiem.Dotykałemjejwewłaściwym

miejscuiwidziałem,żejejsiępodoba,więcrobiłemtakcały

czasażwkońcu...-Wzruszyłemramionamiiuśmiechnąłem

sięniepewnie.

-Dotykałeśją...tam?-Byłjednocześnieprzejętyi

background image

skrępowany.Czułemsiędziwnie,mówiącotym,wyjaśniająci

tłumacząccoś,czegojadoświadczyłem,aonnie.

Pokiwałemgłową.

-Tak-roześmiałemsięsamzsiebie.-Aletaknaprawdęnie

miałembladegopojęcia,corobię,więctylkopatrzyłem,czyjej

siępodobaikiedyzaczynaszaleć.

-Krzyczała?-spytałKyle.

Znówskinąłemgłową,przypominającsobie,jaktobyło.

-Tak.Dośćgłośno.Chybanawetnadtymniepanowała.

Dobrze,żebyliśmypośrodkuniczego.

Podniósłbrew.

-Aty?

-Coja?-spytałem,chociażdoskonalewiedziałem,comana

myśli.

-Czyona...?Czyty...?-Przerwał,wziąłzestolikapodkładkę

podszklankęiwalnąłmnieniąwgłowę.-Przecieżwiesz,oco

pytam,mendo.

Roześmiałemsięiodrzuciłempodkładkę.

-Tak,wiem.I:tak.Tylemogłempowiedzieć.

-Aleniezrobiliścietego?Pokręciłemgłową.

-Nie.

-Nieboiciesię,żeposunieciesięzadaleko?Zmarszczyłem

brwi.

-Stary,aleprzecieżtotakniedziała.Toniejestcoś,comoże

sięstaćprzypadkiem.Możnadaćsięponieść,aleniedasię

background image

niechcącyrozebraćdonagainiechcącyuprawiaćseksu.

Chodzimioto,żejakjużsięzacznieprzekraczaćkolejne

granice,niedasięwrócić,tylewiemnapewno.-Wyłamałem

kostkipalców,apotemwyrzuciłemtelefonwpowietrzei

złapałemgo.-Najpierwemocjonującebyłotrzymaniezaręcei

całowanie,nonie?Potem,kiedypozwoliłacisiętrochę

dotykać,niechciałeśjużtylkocałować,alecałowaćidotykać.

Najpierwwubraniu,tak?Alepotem,jakjużdotknąłeśskóry,

todotykanieprzezstaniktojużniebyłoto.

Kylezezrozumieniempokiwałgłową.

-Nowłaśnieotymmówię.Całyczaschcesięwięcej.

-Tak,aleodcałowaniaiobmacywanekdoseksu?Moim

zdaniemtosięniemożewydarzyćotak.Aletotylkoja.

Potemrozmowasięurwała,alewidziałem,żekółkazębatew

głowieKyle'akręcąsiętaksamojakmoje.Wszystko,comu

powiedziałemtobyłaprawda,aleBeccaijabalansowaliśmy

nagranicypomiędzy„zabawą"a„uprawianiemseksu"i

wiedziałem,żemusimyalbozwolnić,alboiśćnacałość.Nie

możnabyłodłużejtrwaćwzawieszeniu.

Wyobrażałemsobie,jakibędziesekszBeccąichciałemtego.

Bardzo.Adotegobyłempewien,żeonateżtegochce.

background image

BECCA

Wpatrywałamsięwlistekpigułekantykoncepcyjnych,który

trzymałamwręce,awmoimwnętrzuszalałyemocje.Moja

kuzynkaMariazabrałamniedolekarzaporeceptęnapigułki,

co,prawdęmówiąc,byłonajbardziejprzerażającym

wydarzeniemwmoimżyciu.Najpierwczekanieprzed

gabinetem,potemsiedzenienawyłożonymszeleszczącym

papieremfoteluibadanie...Och!Każdarzeczzosobnanie

byłabywcaletakazła,alewiedziałam,żerobięto,żeby

uprawiaćsekszJasonemiżelekarzotymwie.Byłamtak

zdenerwo-

wana,żeztrudemoddychałaminiemogłamprzełknąćśliny.

Mariabyładlamniewsparciem.Wyjaśniłami,jaktowygląda

icosiębędziedziało.Byłakilkalatodemniestarszaizgodziła

sięzabraćmniedolekarzawtajemnicy.Powiedziałami,że

najlepiejbybyło,gdybymzaczekałaażbędęstarszaiżenawet

antykoncepcjahormonalnaniejestwstuprocentachpewna,ale

wolałajuż,żebymbrałapigułki,skoroitakzacznęwspółżycie.

Powiedziałamiteż,żebymniepozwoliłaJasonowizmuszać

mniedoczegokolwiekiżebymsiędoniejzgłosiła,jeślibędę

miałajakiekolwiekpytania.

Niemogłamjejwyznać,żesamawywieramnasobiewiększą

presjęniżJason.Wiedziałam,żeonchceuprawiaćseksi

wiedziałam,żejateżtegochcę.Nawetsamasobienie

potrafiłamdokońcawyjaśnić,conatentematmyślę.Bo

background image

chciałamtegoitobardzo.Wiedziałam,jaktojestdotykaćgoi

byćdotykaną.Wiedziałam,jaktojestmiećorgazmijaktojest,

kiedyonma.Wiedziałamwszystko.Przekroczyliśmyjuż

wszelkiegranicepozaostatnią:pełnymstosunkiem.Z

łatwościąmogłamsobiewyobrazićjaktobędzieiczęstootym

fantazjowałam.Nawetsiędotykałam,wyobrażającsobie

Jasonanademną.

Obojewiedzieliśmy,dokądzmierzanaszafizycznarelacjai

żetotylkokwestiaczasu.Więcnacobyłoczekać?Pocoto

odkładać?Czemusiętorturować?Jasonpowtarzałmi,żenie

musimynicrobićażobojebędziemygotowi.Co...

odczuwałamwłaśniejakopresję.Oczywiściewywieraną

nieświadomie,alejednak.Niewiedziałam,coztymzrobić.

Niechciałamgozawieść.

Niechciałam,żebymyślał,żeniechcęznimbyć,alecałyten

tematjakośmnieniepokoił.Miałamszesnaścielatibyłam

dziewicą.Kiedyprzekroczętęgranicę,niebędziejużodwrotu.

Tobyłojakostatnipunktdorastania,przedstaniemsiękobietą.

Wiedziałam,żetowciążbędęja.Alemożejednakcośsię

zmieni?Jużczułamsięinaczejpotymwszystkim,corazem

zrobiliśmy.

Wypchnęłampierwsząpigułkęprzezcienkąfolięitrzymałam

jąnadłoni.Małażółtapastylkapełnachemii,któramiałatak

wielkąmoc.Lekarzpowiedział,żeponieważokresdostałamw

środę,pierwsząpastylkęmogęłyknąćwponiedziałekiodrazu

background image

będęchroniona.Długoitreściwiewyjaśniałmi,dlaczegoto

konieczneiczymsięróżniąpigułkizestrogenemodtychtylko

zgestagenem,alewiększośćtegowykładudomnieniedotarła.

Przyjęłamtylkostanowczeupomnieniejakważnejest

pilnowanieporyprzyjmowaniatabletki,aletobyłotyle.

WłożyłampigułkędoustipopiłamwodąFijizbutelki,którą

miałamprzyłóżku.Ijuż,oficjalniebrałampigułki

antykoncepcyjne.Schowałamjedoróżowejplastikowej

puderniczki.Okrągłyblisterpigułekidealniesięwniejmieścił.

SprawdziłamwInternecie,jaknajlepiejukryćpigułkiprzed

rodzicamiiokrągłapuderniczkabyłanajlepszym,co

znalazłam.Schowałamjądowewnętrznejkieszenitorebkii

skupiłamsięnaopanowaniupaniki.Niepowiedziałam

Jasonowi,żebędębrałapigułki,aletylkodlatego,żenie

widzieliśmysięodczasumojejwizytyulekarza.Tobyła

spontanicznaakcja.Marianiespodziewaniaprzyjechałado

domuna

weekendiposzłyśmynazakupy.Plotkiochłopakach

zmieniłysięwrozmowęomoimzwiązkuzJasonem,aMaria

zaczęładopytywać,czyjużjesteśmyaktywni.Wefekcie

zrezygnowałyśmyzzakupów,bozaciągnęłamniedo

najbliższejprzychodni.Niechciałasłuchaćprotestów.

-Chybaniechcesznarobićgłupot,prawda?Możeniesypiasz

znimwtejchwili,alebędziesz.Dziękitemu,jeślicokolwiek

sięwydarzy,będzieszbezpieczna.-Trudnobyłojejodmówić

background image

racji.-Maszdopieroszesnaścielatiniepowinnaśjeszcze

uprawiaćseksu,alejawtwoimwiekuteżjużtorobiłam,więc

nicniemówię.

Włożyłamdouszusłuchawkiiprzeszukałamplaylistęw

iPodzieażtrafiłamnacoś,codomnieprzemówiło:FirstDay

ofMyLifeBrightEyes.Miałamotwartyzeszyt,długopisw

ręceiczekałam.Znałamjużtouczucie,towzbieraniewsercui

wgłowie,faleporwanychsłów,niemającychzesobąnic

wspólnego.PotemnastawiłamiPodanaprzypadkowe

wyszukiwanie,zamknąłemoczyiczekałam,tylkosłuchając.

NastępnebyłoWe'reGoingtoBeFriendsWhiteStripes.

Boże,kochałamtępiosenkę!Najpierwsłyszałamjąwwersji

JackaJohnsona,potemwwykonaniuWhiteStripesw

Pandorzeicałkiemwsiąkłam.Wsumieniewiem,ktonagrałją

pierwszy,aletoniemiałoznaczenia.Potemzaczęłosię

FallingSlowlyGlenaHansardaiMarketyIrglovejiprawie

sięrozpłakałam.Niebyłampewna,skądtennagływybuch

emocji,alecośwtejpiosencesprawiało,żewszystko,zczym

sięzmagałam,stawałosięwyraźniejsze.

Mójdługopiszacząłsięporuszaćisłowapopłynęły.

TYLKOMY

Jakmamsięoprzećcichemupragnieniuwtwoich

oczach?NiemogęNieumiem

Boprzepełniamiserceiprzeszywaduszętakasama

desperacja

background image

KosmykisłońcaoplatająmimyśliJakbluszczceglany

murBoże,twojeoczyZieleńszeniżletniatrawa

Zieleńszeniżmechijadeittrzymanypodsłońce

Ostrzejszeniżobsydian

Miększeniżchmuryimuśnięciepiórkiem

Wzniecająpłomień,gdysięcałujemy

Popieląmnie,kiedyciędotykamdrżącymi

palcami

Iwiem,wiem,przecieżwiemAżzadobrzeDokądto

zmierzaWidziałamtowsnach

WidziałamwzaparowanejkabinieprysznicowejGdzie

dotykamsię,rozgrzana,drżącaIwyobrażamsobie,żeto

tyChcężebyśtobyłtyTobyłeśty

Alenietak,jakchcemyTamzmierzamy

TańczącnaostrzunożaJachcęspaśćZtobą

Alenicnieporadzęnastrach

Przeddorosłością,którajestpodrugiejstronie

Bojęsiętego,czegoniemożnacofnąć

Bojęsięoddaćciostatniokruchdzieciństwa

Chociażbędzietwój

Itak,wiem,żeciękocham

Iwiem,żetykochaszmnie

Aletak,wiemteż,żejesteśmyjeszczedziećmi

Zawieszenimiędzypodstawówkąastudiami

Międzydwunastymadwudziestymrokiem

background image

życia

NiechcęniczegożałowaćNiewiem,comyśleć

Jestempewnatylkowówczas,kiedymniecałujesz

WtedyłatwozapomniećItylkoczućtwojąbliskośćAle

nicnieporadzę,żemyślęCzytoporanatakiedecyzje

Właśniedlatego,żetaksięgubięBozakochanie

Jestjakzatapianiesięwmiłości

Wemnieiwtobie

Zakochaniejestgroźne

Jaktonięcie

Niebezpiecznapodróż

Wcudownąmatnię

Tak,jesteśmy

tyijatylkomy

NieośmielęsięnaspowstrzymaćBochcętegoażza

bardzo

Odłożyłamdługopisioparłamsięnakrześle.Patrzyłamna

chmuręgęstychśniegowychpłatkówzaoknemipozwoliłam

ustawaćpowodzisłów.WuszachgrałomiComesandGoes

(InWaves)GregaLaswellaicieszyłamsię,żesłowanie

odnosząsiędomnie,niesąskrojonepodmojeemocje.Tak

częstomuzyka,którejsłuchałam,pasowaładomojegożyciai

wydawałasiębyćścieżkądźwiękowąmojejduszy.Zwykleto

uwielbiałamipodtymkątemwybierałampiosenkiiartystów,

aleteraz,kiedypoezjawciążdudniłamiwżyłach,

background image

potrzebowałammuzyki,którabyłabymuzyką,pięknąze

względunato,jakajestaniedoczegopasuje.

Zzamyśleniawyrwałomniepukaniedodrzwi.

-Ktotam?

-Ben.

-Otwarte.-Zamknęłamnotesischowałamdotorebki.

Benwszedłirzuciłsięnamojełóżkojaktomiałwzwyczaju.

Aletymrazemniezapaliłskręta,całeszczęście.

-Cotamuciebie?Wzruszyłamramionami.

-Lekcje,szkoła,Jason.Bensięuśmiechnął.

-WięccotamuciebieipanaFutbolowego?'

Spojrzałamnaniegogroźnie.

-Wporządku.Lubięgo.

-Pokazałaśgorodzicom,co?Uśmiechnęłamsię.

-Tak.Taknaprawdętodziękiniemu.Ojciecsiędowiedział,

więcJasonsięznimskonfrontowałiuświadomiłmu,żejeśli

pozwolinamsięspotykać,będziemiałnadtymwiększą

kontrolę.

-Cwanyskurczybyk!Tatapotrafibyćprzerażający.

Pokiwałamgłową.

-Jasonaniewieleprzeraża.Benspojrzałnamniebadawczo.

-Wydajesię,że...jestlepiej.Jesteśszczęśliwa.Wcalesięnie

jąkasz.

Wzruszyłamramionami,ukrywającuśmiech.

-Tak.Jestemszczęśliwa.Jasonjestświetny.

background image

-Więcmamjemudziękować?-Benpogrzebałwkieszeni,

wyjąłkomórkęiobróciłwpalcach.-Dobrzedbaomoją

siostrzyczkę?Niezmuszaciędoniczego?Skopięmutyłek,jak

będzietrzeba.

Roześmiałamsię.

-Kochamcię,Benny,aleniedałbyśradynicmuskopać.Ale

jestwspaniały.Doniczegomnieniezmusza,naprawdę.-

Spojrzałamnamojegobratawrogo.-Alenicwięcejnie

powiem.Niebędziemyotymrozmawiać.

Benpostukałwtelefonipochwiliusłyszałammuzyczkęz

AngryBirds.

-Uwierzmi,teżniemamnatoochoty,alejesteśmoją

siostrzyczką,awiem,żerodziceniebędąztobąrozmawiać

otwarcie.Aleogólniechodzimioto,żebyś

byłarozsądna,dobrze?Proszęcię.Niechcęcięzobaczyćw

Nastoletnichmatkachczyinnymgównie.-Niepodniósł

wzrokuznadgry,alewiedziałam,żejesttakpoważny,jak

potrafi,atobyłjedynysposóbjakiznał.

Wstałamzkrzesłaizajęłammojezwyczajowemiejscena

łóżku,międzyBenemaścianą.Czułamodniegozapach

papierosów,aleniebyłoziołaaniinnejchemii.Uwielbiałamte

chwile,kiedybyłzadowolony,trzeźwyiprzytomny.Wten

sposóbspędzaliśmyrazemczas,oddzieciństwa.Cojakiśczas

przychodziłdomniedopokoju,niespodziewanie,igadaliśmy.

Poprostubyliśmyrazem.Leżałnamoimłóżku,jaobokniegoi

background image

takmijałczas.Aletakrobiłtylko,kiedybyłwdobrym

nastroju.Jakmiałdołek,znikałczasemnawieledni,akiedy

byłwdomu,chowałsięusiebiewpokojuisłuchałgłośnorapu.

PatrzyłamjakgrawAngryBirds,apotempowiedziałamto,

cokrążyłomipogłowie.

-Niejesteśnajarany.Nieodrazuzareagował.

-Niejestem.

-Wogóle?Wzruszyłramionami.

-Staramsięsobieradzićzezmianaminastrojusam,bezleków

ibezprochów.

-Myślisz,żewróciszdocollege'u?Wzruszyłramionami.

-Może?Alepewnienie.Nienawidzęszkoły.Zawszetakbyło.

TerazpracujęwBelleTire.Wymieniamolej

izmieniamkoła.Kijowarobota,alejestwporządku,bo

trzymamniezdalaodkłopotów.

-Cieszęsię,żepracujesz.

Popatrzyłnamnie,kiedyładowałmusięnastępnypoziomw

grze.

-Czemu?

-Takjakpowiedziałeś,niepakujeszsięwkłopoty.Wiesz,co

myślęotwoimpaleniu.Powinieneśbraćleki.Wiem,żeichnie

lubisz,aleonemająpomóc.

-Jesteśmojąsiostrączymamusią?-spytałzniechęcią.

-Poprostuminatobiezależy.Martwięsięociebie.Czasem...

-Zastanawiałamsię,jaktopowiedzieć,żebygonieurazić.-

background image

Czasemwydajemisię,że...niccięnieobchodzi.Twoja

przyszłość.Tysam.

-Boczasemmnienieobchodzi.Jestembezwartościowy,

Beck.-Tozabrzmiałotakstanowczo,pewnie,żeażzabolało.

-Niemówtak.Tonieprawda.

-Awczymjestemdobry?Cowartościowegorobię?Nie

miałamodpowiedzi.Faktycznie,oilewiedziałam,niemiał

żadnychpasji.

-Jesteśdobrymczłowiekiem,Ben.Masztalent.Każdyma.

Musiszgotylkoznaleźć.

-Chryste,brzmiszjakjakiśdoradcazawodowy!Niemam

talentów,rozumiesz?Jestemdobrywjaraniuzioła.W

sprzedawaniugo.Jestemdobrywbyciupieprzonym

dwubiegunowcem,-Wcisnąłprzyciskblokującytelefoni

wścieklewcisnąłgodokieszeni.

Westchnęłam.

-Przepraszam.Niechciałamcięzdenerwować.Chodziłomi

tylkooto,żesięcieszę,żejużniepalisz.

-Staramsię,tak?Robię,comogę.-Wstałizrobiłtrzy

wściekłekroki.

-Zaczekaj.Niewściekajsię.P-przepraszam.Opuściłramiona

iodwróciłsię,żebykucnąćprzy

mnie,obokłóżka.Miałtwarznawysokościmojej.

-Niewściekamsię.Wiem,żesięprzejmujesz-uśmiechnąłsię

łagodnie.-Aleniechcę,żebyśtraciłaczasnazamartwianiesię

background image

mną.Damsobieradę.Umiemosiebiezadbać.Nieprzejmuj

się,zgoda?

Zmarszczyłambrwi.

-Jesteśmoimbratem.Kochamcię.Oczywiście,żebędęsięo

ciebiemartwić.Nicnatonieporadzę.

Pokręciłgłową.

-Niemusiszsięobciążaćciężarempopapranegobrata.-

Położyłmirękęnaramieniuipotrząsnął.-Nicminiejest,

jasne?Jestwporządku.Pracuję,jestemtrzeźwy,mamnawet

dziewczynę.Jestdlamniedobra,takjakJasondlaciebie.Kate

niepozwalamipalićnicpozapapierosami,więctodobra

informacja.Niedajemi,jaksięnajaram.

-Niedajeci?-Zmarszczyłamzezdziwieniemnos.Benuniósł

szybkobrew.

-Nowiesz.Nierozkładanóg.Pisnęłamzprzerażeniemi

zakryłamtwarz.

-Fuuuuj!Niemusiałamtegowiedzieć.Roześmiałsięizanim

wstał,plasnąłmniewramię.

-Grunt,żedziała,conie?

-Wsumieracja.Alemogłeśmioszczędzićtejwizji.

PotemBenwyszedł,ajawróciłamdoodrabianiabiologiina

poziomiezaawansowanym.UmówiłamsięzJasonemowpół

doósmej,więcmusiałamsięwyrobićizmieścićwtrzechipół

godziniepracędomową,którazapowiadałasięnacztery

godzinypracy.

background image

JASON

Pierwszanocwieczności

Bawiłemsięwkieszenikartąmagnetycznądodrzwi.

SiedziałemwciężarówceiczekałemnaBeccę.

Zaplanowaliśmywszystkoiterazmiałosięstać.Byłem

straszniezdenerwowanyizastanawiałemsię,czyBeccaczuje

siętaksamo.Wsumiebyłempewien,żetak.Podłączyłemdo

zapalniczkiodtwarzaczCD.Przestarzałysystem,którego

używałemtylkowtedy,kiedymiałemnastrójnakonkretną

muzykę.DzisiajbyłtoJohnnyCash,aaktualnieleciała

piosenkaGodIsGonnaCutYouDown,możetrochę

ironiczniebrzmiącawtychokolicznościach,alemimoto

zajebista.

Beccaprzyszła,kiedypiosenkawłaśniesięskończyła,więc

wyłączyłemodtwarzacz.Wskoczyładokabinyizamknęłaza

sobądrzwi,wpuszczającpodmuchzimnegopowietrza.Dzisiaj

byłostraszniezimno,aleniebobyłobłękitneizoddaliświeciło

lekkorozmytesłońce.Powietrzestałonieruchomeitak

lodowate,żeażzapierałodech.Uśmiechnęłasię,amnieznów

oszołomiło,jakajestpiękna.Miałarozpuszczonewłosy,ana

nichwełnianąbiałączapkę,którawyraźniekontrastowałaz

włosami

takczarnymi,żeażniebieskimi.Dotegoczarnymarynarski

płaszczykdopołowyudaiszareobcisłelegginsy.

-Gotowa?-spytałem.

background image

Uśmiechnęłasię,pokiwałagłowąizłapałamniezarękę.

Splotłemnaszepalce.Jejbyłylodowate.

-Tak,jedźmy.

-Copowiedziałaśtacie?

-ŻejedziemydoGreatLakesCrossing.

-Więcpojedziemynajpierwtam?Pokiwałagłową.

-Zresztąnaprawdęchciałabymkupićkilkarzeczy-

uśmiechnęłasiętajemniczo.

Kiedydotarliśmydocentrumhandlowego,pokręciliśmysię

trochębezcelu,gadającioglądającróżnerzeczy,alepóźniej,

wpewnymmomencieBeccapowiedziała,żebymczekałnanią

przydzialespożywczymzapółgodziny.Wiedziałem,żecoś

planuje,alezgodziłemsięiwiększośćczasuspędziłemw

sklepiesportowym.Kupiłemnowąparęadidasównawiosnę,a

potempięćminutprzedczasemstawiłemsięprzedsklepem

AuntAnnie.Beccapojawiłasięzszerokimuśmiechem,alebez

torbyzakupowej.

-Nicniekupiłaś?-spytałem.Wzruszyłaramionami.

-Czemu?Kupiłam.

Objęłamniewpasieiprzylgnęładomnie.

-Zobaczysz.Spodobacisię.Przynajmniejmamnadzieję.-

Nadalbyłemzdziwiony,więcparsknęłaśmiechem.-Nodobra,

podpowiedź:mamtonasobie.

Wtedyzaczęłomiświtać.Przełknąłemślinęizacząłemsię

zastanawiać,jakmogłemjąkiedyśuważaćzanieśmiałą.

background image

-Zczegosięśmiejesz?-spytała,kiedybyliśmyjużwdrodze

dohotelu,wktórymwynająłempokój.

-Ztego,żekiedyścięuważałemzanieśmiałą.Roześmiała

się.

-Bojajestemnieśmiała!Tylkonieprzytobie.

-Noto...Jakiegokoloru?

Spuściłagłowęipoliczkijejpokraśniały.

-Niepowiem.Będzieszmusiałsamsprawdzić.

Pokrótkiejjeździedotarliśmydohotelu,alejeszczechwilę

siedzieliśmywsamochodziewpełnejnapięciaciszy.

Beccanamnieniepatrzyła,tylkonerwowodrapałasięw

kolano.

-Niechcę,żebyśmyślała...-westchnąłemizacząłemdo

nowa.-Chodzimioto,żeniemusimytegorobićteraz.

Możemywrócićdosklepówalboiśćdokina.Albododomu.

Pokręciłagłową,alewciążniepatrzyłamiwoczy.

-Chcęzostać.Jestemtylko...zdenerwowana.Odetchnąłemz

ulgą.

-Jateż,Beck.Naprawdę.

-Myślisz,żetoznaczy,żeniejesteśmygotowi?-spytałaiw

końcupodniosłanamnieczarneoczy.

-Myślę,żebylibyśmyzdenerwowanibezwzględunato,jak

długobyśmyczekali.Raczejdziwnebyłoby,gdybyśmysięnie

denerwowali.

Pokiwałagłową.

background image

-Notochodźmy.Poprostu...niebędziemysięspieszyć.

Obszedłemsamochódiotworzyłemjejdrzwi,aonawciąż

rozpinałapas.Wzięłamniezarękę,chętnie

wsuwająclodowatepalcewmojądłoń.Błysnęłyjejbiałe

zęby,kiedyuśmiechnęłasiędomnienaszymintymnym,

olśniewającym,pięknymuśmiechemprzeznaczonymtylkodla

mnie.Recepcjonista,srogistarszymężczyznapatrzyłnanas

groźnieizdezaprobatą,kiedymijaliśmygoiszliśmydo

windy.Potemzatrzymaliśmysięprzedpokojem425.Dłoń,w

którejtrzymałemkartę,naglespociłasięizaczęłasiętrząść.

WzrokiemspytałemBeccę,czywciążchcetozrobić.

Nachyliłasiędomnie,objęłamniewpasie,adłońpołożyłana

mojejkościbiodrowej.

Wsunąłemkartędozamkaiprzesunąłem,apotempchnąłem

drzwi,kiedyzapaliłasięzielonalampka.Wpokojubyło

ciemno,booknazasłoniętociężkimistorami,zzaktórych

wpadałytylkosmugiświatła.Ogromnełóżkozajmowało

prawiecałypokój.Wykosztowałemsięnacałkiemniezłyhotel

ipokójopodwyższonymstandardzie.

ZapaliłemświatłoiodwróciłemsiędoBekki.Właśnie

zdejmowałapłaszcz,podktórymmiałaobcisłybiały

podkoszulekzdekoltemwserek,którypodkreślałjejkrągłości

imiałnatyległębokidekolt,żedoustnapłynęłamiślinkana

widokjejpiersi.Legginsyiobcisłabluzka?Boże.Zauważyła

mójwzrokślizgającysiępojejcieleiuśmiechnęłasięz

background image

zaskakującąnieśmiałością,apotemzaczęłasięobracaći

pozowaćdlamnie.Napięłamięśniepośladków,alegginsyjak

drugaskóraprzylgnęłydojejcudownychbioderipupy.

Marzyłemtylkoodotknięciujej.Tłumiłemtopragnienieprzez

jakieśsześćsekundzanimprzypomniałemsobie,pocotu

jesteśmy,samiwpokojuhotelowym,wsobotęwieczorem.

Zmniejszyłemdystansmiędzynamiistanąłemkilka

centymetrówodniej.Zaczęłasięobracać,alepowstrzymałem

ją,łapiąclekkozaramiona.Odwróciłagłowęispojrzałaprzez

ramię.Położyłemdłonienajejbokachiczułem,jakłapie

oddech,gdyzacząłemprzesuwaćjepobiodrach,żeby

zatrzymaćsięnapupie.Wypuściłapowietrzeinamoment

zamknęłaoczy.

-Uwielbiamtwójtyłek.Szczególniewlegginsach

-wymruczałem.

Podniosłanamniebłyszcząceoczy.

-Wiem.Dlategojewłożyłam.Musiałamsięukrywaćprzed

tatą,żebyniezobaczył,jakiesąobcisłe.

Zacząłembadaćdłońminapięte,jędrnepośladki,zjeżdżałem

naudainabiodra.Kiedytrochęsięośmieliłem,wsunąłem

palecwskazującymiędzypośladki,tamgdzienapinałasię

elastycznatkanina.Westchnęła,kiedytozrobiłem,więc

powtórzyłemtenruch,tymrazemwsuwającpalecnieco

głębiej,ażsięodsunęłaześmiechem.

Wycofałasiękawałek,zdjęłaczapkęipotrząsnęłalokami.

background image

-Usiądźnałóżku.-Zabrzmiałototrochęjakrozkaz,więcnie

mogłemnieposłuchać.

-Nieprzeszkadzajmiinieśmiejsię-ostrzegła.-Chcętodla

ciebiezrobić,alewiem,żebędęsięgłupioczuła.

-Cozrobić?-Zrzuciłemznógadidasy,apotemzdjąłem

skarpetki.

Odchyliłagłową,zamknęłaoczyiprzeczesałasprężyste

włosy.

-To.

Pozwoliławłosomopaść,adłońmiprzesunęłapotalii,mniej

więcejtakjakjawcześniej,apotemskrzyżowałajezprzodu,

żebyzłapaćzabrzegpodkoszulka.

Ztrudemprzełknąłemślinę,akrewspłynęłamizmózguw

innemiejsceciała,cobyłochybawidaćgołymokiem.

Apotem...Boże.Spojrzałanamniespodopadającychpowiek

izaczęłapowolipodnosićbluzkę.Kiedydotarłapodsame

piersi,zatrzymałasię.Nietańczyła,nieudawała,żerobi

striptiz,byłapoprostu...naturalnieseksowna.Robiłatodla

mnie.Boże,coonarobiła!Widziałem,żedłonietrochęjejdrżą

iżeodrobinętrzęsąjejsiękolana.

Podciągnęłakoszulkęwyżej,atkaninabyłatakopięta,żejej

piersipodjechaływgóręiprzylgnęłydodekoltu,apotem

opadły,podrygujączjawiskowo.Widzącto,stwardniałem

jeszczebardziej.Akiedyzobaczyłem,comanasobie,wogóle

zaparłomidechwpiersi.Byłtoróżowystanikbezramiączekz

background image

czarnąkoronkąnadole.Miseczkisubtelniełączyłysięmiędzy

piersiami,ajejśniadeciałoledwiesięwnichmieściło.

Próbowałemprzełknąćślinęmimokluchywgardle,alena

widokBekkiwsamymstanikuilegginsachniebyłemwstanie

złapaćtchu.Stałazrękaminabiodrachigłębokowdychała

powietrze,aodkażdegowdechujejpiersiwydawałysię

jeszczewiększe.Musiałemtrochęsiępoprawić,aonaśledziła

wzrokiemruchymoichrąk.

-Chceszzobaczyćresztę?Kiwnąłemgłową.

-T-tak.

Parsknęłaśmiechem.

-Iktosięterazjąka?

-Ja.Boże,boczytywiesz,comirobisz?-Uważałem,żeto

pytanieretoryczne,aleonaodrazuodpowiedziała.

-Próbujęcięnakręcić.-Obróciłasięnapięciei

zaprezentowałapełenwidoknapupęiplecy,akiedylekkosię

zakołysała,zapięciestanikawbiłosięwjejjędrnąskórę.

-Wystarczytwojaobecność,żebymniepodkręcić-

powiedziałem.-Jestempodnieconyzakażdymrazem,kiedy

poprostuoddychasz.Ato?Tocorobiszteraz?Tomniezabija!

Jestemnakrawędzieksplozji.Jesteśtakcholernieseksowna,

żeniemogętegoznieść.

-Ajeszczenawetnieskończyłam!-Przesunęładłońmipo

okrągłejpupie,apotemwsunęłapalcepodgumkęlegginsów.-

Chceszzobaczyćmajtkidokompletu?

background image

-Boże,nawetniepytaj.

-Alechybaniezemdlejesz?

NiepoznawałemtejBekki.Była...pewnasiebie,seksowna,

podniecająca...Aniśladutejdziewczyny,którąspotkałempo

razpierwszy.Zastanawiałemsię,przelotnie,czywtensposób

maskujezdenerwowanie,strach,wątpliwości?Wiedziałem,że

powinienemspytać,czemutorobi,czemusiętakprzedemną

rozbiera,aletegoniezrobiłem.Czułemsięjakdupek,nicnie

mówiąc,alepoprostu...niezdołałbymjejpowstrzymać.

Odwróciłasiętyłem,aleprzezramięobserwowałamoją

reakcję.Powolizsunęłalegginsydokolan,choćbyłytak

ciasne,żeraczejjezsiebiezdzierała.Nawidoktego,comiała

podspodem,mójrozporekzrobiłsię

jeszczeciaśniejszy.Tobyłystringi,więctyłmajtekznikał

międzyjejpośladkami.Nagórzeiprzynogawkachmiały

czarnąkoronkę,amateriałbyłwróżowo-białepaski.

Niemogłemdłużejwytrzymać.Stałaprzedemnątylkow

stanikuiwmajtkach,odwrócona,aleniespuszczającmniez

oczu.Podniosłemsięzłóżka,całyroztrzęsiony,boniemogłem

uwierzyćwswojeszczęście.Stanąłemzanią,beztchuinie

mogącprzełknąćśliny.

-Chryste.-Prawiesięniesłyszałem,alewiedziałem,żeona

słyszy.-Jesteś...jesteśnajbardziejzjawiskowąistotą,jakąw

życiuwidziałem.

Zarumieniłasięispuściłagłowę.

background image

-Dziękuję.-Odwróciłasięnapięcieiprzylgnęładomnie,

unosząckumnieusta.-Twojakolej.

-Moja?

Pokiwałagłowąirozpięłamiskórzanąkurtkę,októrej

kompletniezapomniałem.

-Chcęcięzobaczyć.-Obróciłanastak,żestałemtwarządo

łóżka,apotemcofnęłasięiusiadła,krzyżującnobliwienogii

składającdłonienapodołku.

Niechciałem,aleiniemogłemprzestaćsięnaniągapić,

pławićsięwjejpięknie.Nigdyniewidziałemtakślicznej

dziewczyny.Toznaczy,jasne,zdarzałysiępięknościw

filmach,przeglądałemteżkatalogiVictoria'sSecret.Aleone

niemiałynicwspólnegozmojąprawdziwądziewczyną,z

ciałem,któregomogłemdotknąć,całowaćje,przytulać.

Niemiałemwsobieaniodrobinytejpewności,którąpokazała

Becca.Niemiałempojęcia,jaksięprzedniąrozebraćinie

wyglądaćprzytymjakdebil,alewiedziałem,żemuszęzrobić

cowmojejmocy.

background image

BECCA

Przycupnęłamnabrzegułóżka,astrach,wstyd,niepokóji

podnieceniesprawiały,żecałasiętrzęsłam.Niemiałam

pojęcia,jakimcudemJasonniezauważył,żecaładrżę.Nie

mogłamuwierzyć,żetubyłamirobiłamto.Żewłaśniesię

przednimrozebrałamjakkobietadotowarzystwa.Czułamsię

straszniegłupio,jakbymsiępopisywała.Jaknieatrakcyjna

dziewczyna,którazabardzosięstarazachowywaćjak

seksownakobieta.Przezcałyczasmiałamzłączonekolana,a

ręcetakmisiętrzęsły,żeztrudemzdjęłamkoszulkę.

Zaklinowałamisięnapiersiach,bowstanikukupionymw

Victoria'sSecret,któryrazemzmajtkamiwłożyłamwtoalecie

centrumhandlowego,aswojąbieliznęupchnęłamdotorebki,

zrobiłysięogromnejakbalony.NaszczęścieJasonowichyba

siępodobało,jakpodskakiwały,kiedysięwreszcie

wyswobodziłamztejbluzki.

Każdymójoddechbyłurywany,skóramniemrowiła,byłomi

jednocześniegorącoizimno.Jasonstałnaprzeciwkomnie,w

spranych,dopasowanychdżinsachiczarnejkoszulcez

rozpiętymiguzikami,któreodsłaniałyskrawekopalonejskóry.

Gapiłamsięnaniego,czekającażzdejmieciuchy.

Boże,byłniesamowicieprzystojny.Zawszemisiępodobał,

aleteraztouczuciezmieniałosięwprawdziwąmiłość,aonbył

seksowniejszyniżkiedykolwiek,stojąctu,zciężaremciała

przeniesionymnajednąnogę,zbicepsamirozciągającymi

background image

rękawybluzki,zmocnymiiszerokimiramionami.Jegowzrok

spoczywałnamnie.

Zieloneoczyukrytemiałgłębokowwyrzeźbionejpięknie

twarzy.Patrzyłam,jakjabłkoAdamapodskakujemuwgardle,

jakzaciskapotężnedłoniewpięściirozluźnia.Byłboso,aja

przypomniałamsobietakiezdaniezjakiejśpowieści,żeniema

nicseksowniejszegoniżbosymężczyznawniebieskich

dżinsach.KiedypatrzyłamnaJasona,niemogłamsięnie

zgodzić.

Wkońcuzdobyłsięnauśmiech,oderwałwzrokodmojego

ciałaipopatrzyłmiwoczy.Uniosłambrwiwgeście„nodalej"

inawetsięzaśmiałam,choćwcaletegonieczułam.

Zachowywałamsiętak,żebyzamaskowaćstrach.Niebyłam

pewna,czyjestemnatogotowa,alewiedziałam,żeniemogęi

niepowinnamterazspękać.Nie,tonieprawda.Mogłamsię

wycofać.Jasonbyzrozumiałizabrałbymniewszędzie,gdzie

tylkobymzechciała,gdybympowiedziała,żeniejestem

gotowa.Problemwtym,żejachciałambyćgotowa.Chciałam

zrobićtoznim.Poprostuniemogłamsiępozbyćstrachu,że

robięcośzłego,żektośsiędowie,żenietakjaktrzebałykałam

pigułkiizajdęwciążę...

PotemJasonzłapałkoszulkęudołu,podniósłją,napinając

mięśniebrzuchaiściągnąłjednympłynnymruchem.

Oblizałamwargi.Tak,naprawdętozrobiłam.Wyglądałjak

bóg,takgowidziałam,jakgreckiatleta,jasnowłosy,

background image

umięśnionyidoskonały.Stałbezkoszulki,wbłękitnych

dżinsach,aznadpaskawyglądałamugumkamajtek.

Skrzyżowałamnogiizacisnęłammocniej,żebypowstrzymać

sięodzerwaniasięzkanapyiopleceniagoudami.

Dominowałowemniepragnienie,aletoczyłowalkęz

niezbywalnymstrachem.

Powoliopuściłręce,rozpiąłsuwakspodni,apotemsię

zatrzymał.

-Napnijsiędlamnie-szepnęłam.-Pokażmięśnie.Pokręcił

głowąisięroześmiał.

-Napiąćsię?Jakkulturysta?-Zachowywałsię,jakbytobyła

najbardziejabsurdalnaprośba,jakąsłyszałwżyciu,ale

przecieżtonieonnasiebiepatrzył.

Nawetkiedynicnierobił,byłzjawiskowy,poprostustojąc

takzjednąrękąwkieszeni,adrugąsięgającnaplecy,żeby

podrapaćsięporamieniu.Miałdługieipotężneręce,bicepsy

wyraźniewidoczneipoznaczoneżyłami,alejanajbardziej

lubiłampierśibrzuch.Miałrozległe,potężnemięśniena

piersiach,wyraźniewidoczne,apomiędzynimibiegłajakby

wyciosanalinia,któraprowadziładowezbranejcudowności

mięśnibrzucha.Niemiałtakmocnozarysowanego

sześciopakujakKyle.Miałumięśnionybrzuchizaznaczoną

muskulaturę,aleniewtakostentacyjnysposóbjakKyle.Nie

żebymichporównywała,raczejstarałamsięzróżnicować.

Wielerazywidziałamichobydwubezkoszulek,naplaży

background image

latem,potreningu...Kylebyłumięśnionywsposób,który

nazwałabym„anatomicznym",Jasonmiałpotężniejsze

mięśnie,grubsze,mocniejsze,mniejwidocznie,alebardziej

masywne.

Zrobiłminę,apotemwyprężyłsiędlajajjakkulturystai

śmiałamsiętakbardzo,żeażchrumkałam,aleitakpodobało

misięto,nacopatrzyłam.Wygłupiałsię,wiedziałamotym,

nachylającsiędoprzoduzezłączonymirękami,aletapozycjai

takuwidaczniałamięśnieiwyglądałotoniesamowicie.

Cośmiprzeszłoprzezmyślipodążyłamzainstynktem,zanim

zabrakłobymiodwagi.Wstałam,apotemsięgnęłamdojego

rozporka,czujączabokserkamitwardość.Znówsiętrzęsłam,

caładrżałam,naglezrobiłomisięzimnoiprzestraszyłamsię

tego,comamzamiarzrobić,alepostanowiłamiśćnacałość.

Odpięłamdokońcazamek,ściągnęłammuspodniei

ukucnęłam,żebypomócmuznichwyjść.Klęczałamprzed

nimteraz,zoczaminawysokościjegokrocza.Widziałam

wypukłośćnapierającąnaszarymateriałmajtek.Wciąż

klęcząc,wsunęłampalcemiędzyjegoskóręagumkębokserek

ipatrzącmuwoczy,pociągnęłamjewdół,całkiemgo

obnażając.

Znówgowidziałam.Ostrowciągnęłampowietrze.Boże.O

Boże.Jakdużo.Czydamradę?

Nachyliłamsię,rozchyliłamustaipoczułamgo,smaksolii

piżma,alezarazpoczułam,żemniepodnosi.

background image

-Nie.Nie.-Trzymałmojątwarzwdłoniachizmuszałmnie

dospojrzeniamuwoczy.-Nieteraz,nietak,niewtensposób.

Niebyłampewna,czymiulżyło,czyżałowałam,żemnie

powstrzymał,szczególniepotymwszystkim,czegowymagało

odemniezrobienietego.

-Niechcesz?

Zmarszczyłbrwiizmagałsięzodpowiedzią.

-Niewiem,czyjakikolwiekfacetbyłbywstaniepowiedzieć,

żeniechce.Ale...niewtakiejsytuacji.Niepototujesteśmy.

Przyjechaliśmy,żebyprzeżyćcośwspólnie.-Wpatrywałmi

sięwoczy.-Boiszsię?

Spojrzałamwdół,żebyodwrócićwzrok,alenatknęłamsię

tamnajegomęskośćwcałejokazałości,grubąidługą.

-Tak-szepnęłam.-Jestemprzerażona.Przytuliłmnie,ajaw

jednejchwilipoczułamsię

bezbronnaicałkiemnaga,chociażcałyczasmiałamnasobie

bieliznę.

-Niemusimytegorobić.Iniemusiałaśrobić...tego.

Kupowaćnowejbieliznyisięprzedemnąrozbierać.

-Niepodobałocisię?-Poczułam,żestresprzejmujewładzę,

amojafałszywapewnośćsiebiemnieopuszcza.

Roześmiałsię.

-Skarbie,byłemzachwycony.Ale...martwięsię,żerobiszto

tylkodlatego,żemyślałaś,żeja...niewiem,będętego

oczekiwał?Albożeniebędęcięchciał,jeślitegoniezrobisz?

background image

Albożenadrabiaszwtensposóbminą,bosięboisz.

-Tysięnieboisz?Pokiwałgłową.

-Pewnie,żetak.Niemogępowiedzieć,żenie,bojęsię,

denerwujęsię,niewiem,corobimy.Chciałbym...żebybyło

idealnie,botonaszpierwszyraz.Żebybyłodoskonaledlanas

jakopary.Ikochamcię,niechcęniczegoschrzanić.

Oparłamczołonajegopiersi,czułamjegodłoniena

ramionach,naplecach.Podobałomisięto,byłokojące,

relaksujące,uspokajającei...erotyczne.Miałdomnienie-

ograniczonydostęp.Jedenruchpalcówibędęnaga.Jego

dłoniesprawiły,żezapomniałamostrachu,ajednocześnie

czułamgowyraźniejniżwcześniej.Bardzodziwne.

Przytulałmnie,przesuwałdłońmipomoimkręgosłupie,po

łopatkach,ramionach.Oddychałam,starającsięopanować

nerwy.

-Chceszstądiść?-spytałpoważnieiztroską.

Pokręciłamgłową,nieunoszącjejzjegopiersi.

-Nie.

-Napewno?Pokiwałam.

-Więcmniepocałuj-powiedział,dotykającmojejbrody.

Uniosłamtwarzilekkoprzycisnęłamustadojegowarg.

Pocałunekbyłdelikatny,niepewny,początkowowręcz

niewinny.Potemprzesunąłmiręcenaplecy,prześledziłpasek

stanika,apotemzjechałnadpupę.Westchnęłamprostowjego

usta,bojegodotykstawałsięcorazbardziejłapczywy.

background image

Przylgnęłamdoniego,czułamjakrozpłaszczamsięnajego

piersi.Dotykałmojejtaliiipupy,kładłnaniejdłonie,ściskał,

Boże,tobyłodoskonałe.Powahaniuwpocałunkupoznałam,

żesięnadczymśzastanawia,apotemwsunąłdłoniepod

gumkęmoichmajtekizdjąłmije.Przestałamgocałować,ale

nieoderwałamust.Otworzyłamoczyiwpatrywałamsięw

zieleńjegotęczówek.

Zsunąłmajtkijeszczeniżej,apotemdotykałdłońmicałkiem

nagiegociała.Zamknęłamoczy.Trzymałamręcenajego

ramionach,tamzawszewędrowały,kiedysięcałowaliśmy.

Chciałamrobićto,coon,więczsunęłamdłonienajegoboki,

biodra,apotemnachłodne,twardepośladkiichwyciłamje,

uciskałamipoznawałam,aonrobiłtosamozmoimi.

Dopasowywaliśmysiędoswojegodotyku,dodoznanianagiej

skóry.Tobyłopowolnewprowadzeniedocałkowitejnagości.

Musnęłamdłoniąjegomęskieczęści-ażsięskuliłamwsobie,

kiedywmojejgłowiepojawiłosiętoidiotyczne,dziecinne

określnie.Zasta-

nawiałamsię,jakjenazwać.Odsunęłamsięodniego,

położyłammurękęnapiersiipojechałamwdół,zatrzymując

siętużnadnim.

Potemchwyciłamgo,nagleigwałtownie,ispojrzałamwjego

zdumioneoczy.

-Jakgonazywasz?

-Co?-Pytaniegozdziwiło.Przesunęłamdłońwdół,apotem

background image

wróciłam.

-Jego.Jakiegosłowaużywasz.Wzruszyłramionami.

-Chybażadnego.-Podniósłwzrokipopatrzyłwlewąstronę,

jakbysięzastanawiał,apotempopatrzyłznównamnie.-Ale

jeślimuszę,chybamówię„fiut".Aco?

Lekkowzruszyłamjednymramieniem.

-Byłamciekawa.Niemogłamsięzdecydować.Większość

określeńmisięniepodoba.

Roześmiałsię.

-Mnieteżnie.Prawdęmówiączwykletopoprostu„on".-

Wziąłmniezarękęizabrałodswojego„jego".-Musisz

puścić,boinaczejwszystkosięskończyzanimzdążysię

zacząć.

Wróciłamwięcnajegopupę.

-Aletutajmogę?Zarumieniłsię,cobyłourocze.

-Tak,jeślichcesz.Jatolubię.

-Lubisz?

Wzruszyłramionamiipołożyłmidłonienabiodrach.

-Tak.-Przesunąłręcenamojąpupę.-Aty?Pokiwałam

głową,nieodrywającwzrokuodjegooczu.

-Tak,bardzo.-Wciążmiałamnasobiestanik,cowydawało

misięgłupie,więcgozdjęłam.-Coteraz?

-Łóżko?

Pozwoliłammuprowadzićsiętyłem,ażnatrafiłamwnętrzem

kolannakrawędźłóżka.Usiadłam,aonstanąłmiędzymoimi

background image

nogami.Niespuszczałzemniezielonychoczu,kiedytyłem

przesuwałamsięwgłąbłóżka.Ruszyłzamną.Kiedybyłtuż

obok,podniósłkołdręikoc,ajaoparłamsięostospoduszek.

Byłnademną,sercemiwaliłojakwściekłe,nerwyszalały,puls

dudnił,mojaskóraśpiewała,aonprzesuwałdłońmiwgórę

moichud.

Ztrudemprzełknęłamślinę,kiedynademnązawisł.Toczyła

sięwemniewojna.Bardzotegochciałam.Byłamprzerażona,

spragniona,czułamsięseksownaipożądana,ajednocześnie

niepewnaizawstydzona.Jasonzatrzymałsię,apotemzaklął

podnosem.Wyskoczyłzłóżka,zanimzdołałamzapytać,cosię

stało,sięgnąłdokieszenidżinsówiwyciągnąłpołączone

pakiecikiprezerwatyw.

Och.OBoże.Tosprawiło,żewszystkostałosięjeszcze

bardziejrzeczywiste.Tosięnaprawdęwydarzy.Jeśli

wcześniejniestchórzę.

Położyłjenaszafcenocnejiwróciłdomniedołóżka.Położył

sięraczejobokmnieniżnamnie.Musnęłampalcemmięsieńna

jegopiersi.

-Zaczęłambraćpigułki-powiedziałam.Byłwszoku.

-Tak?

Pokiwałamgłową.

-MojakuzynkaMariazabrałamniewzeszłymtygodniudo

lekarza.Więcjestemchroniona,nawetbeztego.

-Powinniśmyichużyćmimoto?Wzruszyłamramionami.

background image

-Niewiem.Może?Żebymiećpewność?Pokiwałgłowąi

przesunąłpalcamipomoimbiodrze,brzuchuimiędzy

piersiami.

-Zanimzrobimycoświęcej,chciałabymcipowiedzieć,żecię

kocham.

Uśmiechnęłamsię,astrachinerwytrochęodpuściły.

-Jateżciękocham.Skądwiedziałeś,żepotrzebujęto

usłyszeć?

Palcemwskazującymokrążałmojąpierś.

-Chybapoprostuchciałem,żebyświedziała,coczuję,

zanim...wydarzycięcoświęcej,żebyświedziała,żeniemówię

tegowpodnieceniualbocoś.Żenaprawdętoczuję.Naprawdę

ciękocham.

Przysunęłamsiębliżejidesperackopragnęłamczućsiętak

swobodniezeswojąnagościąjakon.Najchętniejbymsię

zakryła,naciągnęłanasiebiekołdrę,skrzyżowałaramionai

nogi.Aleniezrobiłamtego.Zebrałamsięnaodwagęi

pozwoliłammuwidziećcałąsiebie.Przesuwałwzrokiempo

moimciele,piersiach,biodrach,nogach,apotempotrójkąciku

międzyudami.

Przywołałamwspomnieniejegodotykutamiwybuchu,

jakiegowtedydoświadczyłam.Otworzyłamusta,dotykałam

językiemjegowarg,zębów,pozwoliłammojemupragnieniu

zawładnąćsobą.Niewystarczyło,żebymzapomniałaostrachu

iwątpliwościach,aletobyłodość,żebydziałałopomimonich.

background image

Złapałmniezabiodroiodwróciłtak,żeleżałampłaskona

materacu,aonzacząłwchodzićnamniebokiem,nie

przerywającpocałunku.Zaciskałamuda,akiedyzacząłgładzić

palcamiokolicepachwiny,nieświadomiezacisnęłamje

mocniej.Przesuwałdłoniąpomoimudzie,zmięśnia

czterogłowegonakolano,zanurzyłdłońmiędzymoiminogami

irozpocząłpowolnądrogępowrotną,zostawiającnamojej

skórzeogień.Skupiłamsięnarozluźnieniuzaciśniętychud,

kiedyzbliżałsięcorazbardziej.Przywołałamwspomnienie

dotyku,żebypozbyćsięwątpliwości.Zmusiłamsiędo

dotknięciago,apotemzatraciłamsięwżarzejegoskóry,

twardościmięśniidoznaniujegociałapodmojądłonią.

Dotykałamgowszędzie,gdziemogłamsięgnąć,tylkowtym

jednymmiejscunie...Leżałamwłóżku,ajegonagieciałobyło

obok...przytłaczałamnieświadomośćzbliżającegosię

stosunkuinaglezwątpiłam,czyjestemgotowa.Ajednaknie

chciałamtegopowstrzymywać.Stwardniałeopuszkijego

wskazującegoiśrodkowegopalcadotarłyjużdozłączenia

moichud,ajasięcałatrzęsłam,niemogłamzłapaćtchu,

wycofałamsięzpocałunku.Poczułam,żenamniepatrzyi

wiedziałam,żewciążjestemzabardzopozaciskana,żebymógł

mniedotykać.Musiałamsięalborozluźnić,alboodpuścić.

-Jesteśpewna?Możemyprzestać.-Mówiłniskimgłosem,

tużobokmojegoucha.

Jakośtaksięstało,żetejegosłowa,pełnetroskiiniepokoju,

background image

obudziływemniedeterminacjędodoświadczeniatego.Nie

chciałam,żebypomyślał,żeniechcę.Niebyłampewna,niena

stoprocent,alebyłamprawiepewnaitobędziemusiało

wystarczyć.

Rozluźniłamnajpierwkolana,apotemuda.Spojrzałammuw

oczy,którychzieleńbyłatakłagodnaipełnamiłości.

Zmusiłamsiędorozluźnieniamięśni,akiedy

tosięstało,uświadomiłamsobie,jakbardzobyłamnapiętai

sztywna;nawetdłoń,którąpołożyłammiędzynami,była

zaciśniętawpięść.

-Jestempewna.Poprostusiędenerwuję.

-Jateż.

-Niewidać.

Musnąłnajpierwjednomojeudo,potemdrugie,akażdy

dotyksprawiał,żenapinałamsię,azarazpotemrozluźniałam.

-Aletakjest.Staramsięstwarzaćpozory,alejateżsię

denerwuję.

-Boiszsięczydenerwujesz?

-Chybaito,ito.Aleniechcęsięwycofywać.Tylkonie

chciałbym,żebyśodczuwałapresję.

-Alechcesztego?

-Jasne.-Wjegogłosieniebyłoaniodrobinywahania.

Rozłożyłamnogi,ajegodłońzawędrowałapomiędzynie,

jednympalcembłądziłwokółwejścia,niemalłaskocząc

delikatnąskórę.Oddychałam,gdyprzesuwającesiępalce

background image

zostawiałyśladpłomieniiszerzejrozsunęłamnogi.Znów

zamknęłamoczy,więczmusiłamsiędootwarciaich,żebyna

niegopatrzeć.Wpatrywałsięwemnie,wyczekującoznak

sprzeciwu,kiedywsunąłwemniekoniuszekjednegopalca,ale

jawestchnęłamilekkouniosłambiodra.Tobyławystarczająca

zachęta.

Ach...Znalazłidealnypunktiniemogłamsiępowstrzymać

odgwałtownegowestchnienia.Potemwciągnęłampowietrzei

odchyliłamgłowę,uniosłambiodra,rozłożyłamudaiw

milczeniudałammuprzyzwolenie

nadalszyciąg.Skądtakdobrzewiedział,czegomitrzeba?

Skądwiedział,żetotakieprzyjemne?Czykłamał,mówiąc,że

nigdywcześniejtegonierobił/?Nie,wiedziałam,żenie

kłamał,aletakamyślprzeszłamiprzezgłowę,bojegopalec

takdoskonalepasowałdomojejłechtaczki,takświetnie

wiedział,czegopotrzebowałam,żebyzawładnęłomną

pożądanie.

Wciągukilkusekundznalazłamsięnaskrajueksplozji,kilka

ruchówjegopalcawystarczyło,żebymwierzgała.Pomyślałam

sobie,żenietrzebamiwiele.Słyszałamrozmowyinnych

dziewczyn,któreniebyływstanietegozrobić,więcudawały

przedswoimichłopakamialboreagowałyprzesadnie.Nie

mogłamsobietegowyobrazić.Mniewystarczyłjegodotyk,

jegopalcenamoimcieleibyłamstracona,niepotrafiłabym

powstrzymaćjęków.Jakmożnabyłotoudawać?Jak

background image

sfałszowaćtakoszałamiającedoznanie?Jęczałam,rozpadając

sięnapół,niemogłamzłapaćtchuicałasiętrzęsłam,alejuż

nieznerwówtylkowekstazie.

Słyszałam,żesięporuszyłipotemnagleklęczałnademną,z

rękamipoobustronachmojejgłowy.Otworzyłamoczyw

samąporę,żebyzobaczyćjaksięnachyladomojejpiersii

bierzebrodawkędoust,wyrywającmizustjęk.Apotemto

poczułam,lekkienapieraniemiędzyudami.Widziałamjego

ręcepoobustronachmojejtwarzy,więcniemiałam

wątpliwości,coto.

Spojrzałmiwoczy.

-Wporządku?Jesteśgotowa?

CałyświatzniknąłizostałytylkooczyJasona,jegopowolny

oddech,jegoustatakniedalekomoichi...gorące,twardecoś

międzymoimiudami.Zawahałamsię,bonagleznówstraciłam

całąpewność.Ontoodczytałizacząłsięwysuwać,taksłodko,

delikatniei...toprzeważyło.Sięgnęłampomiędzynaszsercem

walącymmiwpiersitakmocno,żebyłampewna,żewidzije,

obijającesięomojeżebra.Wzięłamgodoręki,takdelikatnego

iciepłego,ajednocześnietwardegojakstal.Westchnąłpod

wpływemdotykuiprzymknąłoczy.Umieściłamgomiędzy

wilgotnymiwargamimoichintymnychczęściiwzięłam

głębokiwdech.

-Jestemg-g-g-otowa.-Zająknęłamsiępierwszyrazod

tygodni.Oczywiścietozauważyłizawahałsię.Przesunęłam

background image

dłonienajegoplecyiprzyciągnęłamgobliżej.-Obiecuję,

jestemgotowa.-Postarałamsię,żebymójgłosbrzmiałpewnie

istanowczo.

Choćwcalesiętaknieczułam.OBoże.Byłwemniesamjego

koniuszek,aitakbyłotootylewięcejniżpalce.Starałamsię

niemyślećohistoriachopierwszychrazachinnychdziewczyn.

Liczyłosiętylkoto,cotuiteraz.Chciałamtego.Tylkotrochę

musiałamtosobiewmówić.

Patrzyłamnaniego,apotemprzymknęłampowiekii

podniosłamsiędopocałunku.Wsunąłsięznówkawałeczek,a

jawestchnęłamwjegousta,kiedypowolimniewypełniał.

Bolało.Niemogłamutrzymaćoczuzamkniętychicała

zesztywniałam.Czułamsię,jakbyktośmnieatakował.Byłam

bardzo,bardzorozciągnięta.Jasonzamarłwbezruchu.

-Wporządku?-Słyszałam,żesięniepokoi.Pokiwałam

głową.

-Tak.Tylkozaczekajchwilę.-Byłbardzonapięty,czułam,że

jegomięśnieprężąsiępodmoimidłońmi.

Powoliprzyzwyczaiłamsiędojegoobecnościiwtedy

pokiwałamgłową.-Wporządku.Jeszczekawałek.

-Boli?-spytał.

-Tak.-Wiedziałam,żechciałbyznaćprawdę.-Aletonic.Nie

jestźle.Bólmija.Wejdźjeszczetrochę.

Trochęinaczejustawiłciężarciałaiprzesunąłbiodrawmoją

stronę,wślizgującsięgłębiej.Wtedypoczułam,żenatrafiłna

background image

blokadęiwiedziałam,cobędziedalej.Niebyłampewna,czyto

poczuł,aleniebyłoinnegowyjścianiżpozwolićmusięprzez

niąprzedrzeć.Objęłamgo,jednąrękązaszyję,drugąwpasiei

pociągnęłamgowsiebie.Poczułamkrótkie,ostreukłucieinie

mogłampowstrzymaćodgłosubólu.Poczuciewypełnieniai

rozciągnięciawzmagałosię,kiedywemniewchodził,alenagle

dyskomfortzmieniłsięwprzyjemność.Bólsłabł,aonnapierał

namniebiodrami.Przycisnęłamustadojegoramieniai

skupiłamsięnaswoichfizycznychdoznaniach.Teraz,kiedy

najgorszączęśćmiałamjużzasobą,towypełnienieniebyłojuż

takdziwne.Było...akurat,zkażdąchwiląbardziej.Onnie

ruszałsię,drżał.Zdałamsobiesprawę,żetojużniepotrwa

długoinaparłamnaniegobiodrami,żebydodaćmuodwagi,

alekiedytozrobiłam,tendrobnyruchsprawił,żeprzeszyła

mnierozpalonarakieta,piorunuderzającymniewpodbrzusze.

-Och-westchnęłamiszerokootworzyłamusta.Zrobiłamto

znów,zakołysałambiodrami,aletymrazemmocniej.-O

Boże...Boże.

CiałoJasonabyłotwardejakskała,napinałkażdymięsień.

Powstrzymywałsię,żebywytrzymaćjaknajdłużej.

-Tojest...niesamowite-wydałzsiebieurywanypomruk.

-Poruszajsięzemną-szepnęłam.Westchnąłzulgąiwysunął

się,aletylkopoto,żeby

znównaprzećiażjęknęłam.Tobyłoinneuczucieniżkiedy

samananiegonacierałam,aleijedno,idrugiebyłocudowne.

background image

Wysunąłsię,atymrazemjawyszłammunaspotkanieioboje

jęknęliśmy,niemaljednocześnie.

-Zaraz...Niemogędłużej.-Szeptałmidoucha.Wiedziałam,

comanamyśli.

-Wporządku-szepnęłamledwosłyszalnie,takjakbygłośniej

wypowiedzianesłowamogływszystkozepsuć.-Nie

powstrzymujsię.

Poruszałsięterazwstałymrytmie,zkażdymruchemcoraz

bardziejdesperacko.

-Niemógłbym,nawetgdybymchciał-wymruczał.Cała

płonęłamichociażnieoczekiwałamdrugiego

orgazmu,byłamblisko.Poruszyłamsięznim,dążącdo

mojegospełnienia.Wiedziałam,żejestmudobrze,więc

pozwoliłamsobienato.Napierałamnaniegocałymciałem,

chciałambyćbliżej,potrzebowałamwięcej,bardziej.

Przypomniałamsobie,cowidziałamwCzystejkrwii

uniosłamnogi,żebyobjąćgowpasie.

-Cholera...genialnie.

-Jakdobrze...-Mniebyłostaćtylkonatyle.Nogami

przyciskałamgodosiebie,napięcierosło,

ogieńwemnierozbuchałsięniemalniewyobrażalnie.

Poruszałsięszybko,ajamyślałam,żetobędziebolesne,kiedy

taknamnienacierał,aleniebolało.Podobałomisię.Zkażdym

pchnięciemwzlatywałamcorazwyżej

iwiedziałam,żeondłużejniewytrzyma.Chciałam,żeby

background image

sobieodpuścił.

Wbiłampalcewjegoramionaiprzycisnęłamgodosiebietak,

jakbymchciałamiećpewność,żenieprzestaniesięruszać.

Apotemrozstąpiłasiępodemnąziemia.Mojeciałozadrżało,

znieruchomiałoieksplodowało.To,coczułamwcześniej,to

byłledwiedrobnyruchtektonicznywporównaniuz

trzęsieniemziemi,któreterazsięprzezemnieprzetaczało.

Jęknęłam,aonnamnieupadł,głośnowestchnąłipoczułam

eksplozjęwswoimwnętrzu.Usłyszałamswójkrzyk,kiedy

doszłamkilkasekundponim.

Poruszaliśmysięsynchronicznie,ztrudemoddychaliśmy,

dyszeliśmyijęczeliśmy.

-Okurwa-powiedziałam.-Niewiedziałam,żebędzieażtak.

Roześmiałsię,takrzadkoużywałambrzydkichsłów.

-Jateżnie-odparłizamarł.

Byłojużpowszystkim.Trwałoniedłużejniżpięćminut,ale

tepięćminutzatrzęsłoziemiąizmieniłomojeżycie.

Jasonwysunąłsięzemnieiposzedłdotoalety.Zachichotałam

nawidokjegonagichpośladków,kiedysięoddalał.Potem

wróciłiwśliznąłsiędołóżkaobokmnie.

-Krwawiłaś?

Odrzuciłamkołdręiusiadłam.Jasnakroplakrwina

prześcieradleprzywróciłamniedorzeczywistości.Jużnie

jestemdziewicą.Cośwtejkrwisprawiło,żepuściłytamy.

Poczułampieczeniepodpowiekamiiniechciałamwcale

background image

płakać,alebyłamtakprzytłoczona,żeniemogłamsię

powstrzymać.

Przytuliłmniedopiersi,zanimzdążyłaskapnąćpierwszałza.

-Czemupłaczesz?-Bałsięiwiedziałam,żepodejrzewa

najgorsze,alecałkiemstraciłamnadsobąkontrolę,niemogłam

mówić,tylkocałasiętrzęsłam,ałzyzalewałymitwarz.-Boże,

przepraszamcię.Niepowinienembył...

Pokręciłamgłowąprzyciśniętądojegonagiejpiersi.

-Nie-wyszlochałam.-Jatylko...tylko...Przeżywam.Nie

żałuję.

Odetchnąłzulgą.

-Niejesteśzła?Zachichotałammimołez.

-Zła?Dlaczegomiałabymbyćzła?Wzruszyłramionami.

-Niewiem.Zobaczyłaśkrewizaczęłaśpłakać,więc

pomyślałem...Samniewiem.Pomyślałem,żeżałujesz,żeto

zrobiliśmy.

Objęłamgozaszyjęiusiadłammunakolanach,chociaż

wciążpłakałam.

-Nie!Nie!Nieżałuję.Jestemtrochęprzytłoczona,aleto

wszystko.Byłolepiej,niżośmieliłabymsięliczyć,lepiejniżw

opowieściachinnychdziewczyn,któresłyszałam.

-Naprawdę?-spytałznadzieją.Pokiwałamgłową.

-Tak!Niewieledziewczynma...orgazmzapierwszym

razem.-Odchyliłamgłowę,żebymupopatrzećwoczy.-Aty

migopodarowałeś.

background image

Zarumieniłsięibyłwyraźniezadowolony.

-Cieszęsię.Bardzobolało?

Pokręciłamgłową.

-Napoczątkutrochę,apotemzakłuło,kiedy...Nowiesz.Ale

potemjużwogóleniebolałoizaczęłosięrobićprzyjemnie.

Bardzoprzyjemnie.

Alewciążdziałosięwemnietyle,żeniemogłamtego

zwerbalizować.Nieżałowałam,żetozrobiliśmy,ale

wiedziałam,żejestemjużinna.Jużnigdyniedoświadczętej

chwili.Niebędędziewicą.Niebyłamjużnawetdziewczyną.

Stałamsiękobietą.

Miałamdwaorgazmy,drugisilniejszyniżpierwszy,aJason

długowytrzymał,doprowadzającnasobojedoekstatycznych

dreszczy.Odpływałamsenniewjegoramionachimyślałam,że

nigdyniebędęmiałategodość.Jużchciałamwięcej,choć

jeszczeczułamdrżenie.

Odwiózłmniepięćminutprzedmojąweekendowągodziną

policyjnąopierwszejwnocyizanimwysiadłamzjegociepłej

ciężarówki,całowaliśmysiępowoliidelikatnie.Tobyłinny

pocałunek.Terazjużwiedzieliśmy,cosiędziejepotem.

Pomachałamdoniego,wchodzącdodomuiposzłamdo

pokoju.Padłamdołóżkazgłupimuśmiechemnatwarzy,a

kiedyzasypiałam,myślimiszalały.Trochęmniebolało

międzynogamiiwiedziałam,żejutropewnieteżbędzieboleć.

Alebyłowarto,chociażwgłębisercawciążsięzastanawiałam,

background image

czyniezawcześnie,czyniejesteśmyzamłodzi,czybyłam

całkiemgotowa.

background image

JASON

Zlamanedrzewo

Sierpień,dwalatapóźniej

WyciągnąłemsięnakanapieiczekałemnatelefonodBekki.

Trzymałemkomórkęnaudzie,atelewizorgrał,nastawionyna

kanałsportowy.Skończyliśmyszkołęibyłodziwnie,niemieć

cozesobązrobić.Dostałemlistyinformująceoprzyjęciuna

uniwersytetywNebrasceiMichigan.Obydwazaoferowałymi

pełnestypendianaukoweisportowe.Potrzebowałemich,

zwłaszczaodkądprzestałemprzyjmowaćpieniądzeodtaty.

Pobiłemrekordy,któremiałemdopobiciajużwpołowie

ostatniejklasy,itatachciałmidaćdwatysiącedolarówza

każdyznich,aleodmówiłem.Onsięwściekł,pobiliśmysię,

wylądowałwszpitaluiodtamtejporynawetnamnienie

patrzył.

Beccamiałazadzwonićpowyjściuodfryzjera,bo

umówiliśmysięnaobiad,żebypogadaćowyborzeszkoły.Ona

byłataknastawionanauniwerekwMichigan,żeaplikację

wysłałatylkowtojednomiejsce.Oczywiściezostałaprzyjętai

zaoferowanojejwysokiestypendia,wszystkie,ojakie

wnioskowała,orazinnegranty.

Podczasuroczystościzakończenianaukiprzeznaszrocznik

wygłosiłaprzemówienieprzedcałąszkołą,bojejkońcowa

średniawynosiłaczterydwadzieściasześć.Tak,osiągnęłacoś

takiego!Mówiłapłynnieianirazusięniezająknęła.Mówiła

background image

takdobrze,żeograniczyłaterapięmowyzdwóchgodzin

tygodniowodojednejmiesięcznie.Dostałatylestypendiów,że

całestudialicencjackiemiałajużopłacone,ajawzasadzienie

byłempewien,jaktozrobiła.Toznaczynie,wiedziałem.W

ostatniejklasiecodzienniespędzałakilkagodzinna

przygotowaniach.Pisałaaplikacjeostypendiaieseje,wysyłała

jemailem,apotemszukałakolejnychmożliwości.Jej

rodzicówstaćbybyłonajejedukację,byłempewien,bo

chociażsięztymnieobnosili,bylibogaci,aleBeccaodmówiła

przyjęciaodnichpieniędzy,bowiązałysięztympewne

warunki.Konkretnietaki,żeniezamieszkamyrazem.Moja

dziewczynanatonieposzła,całeszczęście.

Spojrzałemnatelefon.Piętnastatrzydzieścidwie.Miała

dzwonićowpółdoczwartej.Niemartwiłemsięaniniebyłem

zły,tylkociekawy.Zawszebyłapunktualnaażdoprzesady,

więctakiespóźnieniewjejwykonaniutoewenement.

Wyłączyłemtelewizoripodszedłemdostołuwjadalni,na

którymleżałstosiklistówirachunków.Wziąłemdwalistyz

uczelniipatrzyłemnanie,niepewny,corobić.Naprawdę

podobałamisiędrużynazNebraski,adotegomieliświetny

wydziałarchitektury,którymniebardzointeresował.Zkolei

naniekorzyśćdziałałoto,żetęuczelnięwybrałdlamnietata.

NoanajwiększąwadąNebraskibyłozdecydowanieto,żebyła

wNebrasce.WpieprzonejNebrasce,ponadtysiącsto

kilometrówodAnnArbor,gdziebędzieBecca.Nie,niema

background image

mowy.

OczywiścieUniwersytetwMichiganoznaczał,że

zamieszkamyrazem.Pozatymmielikilkaprogramów,które

misiępodobały,aichdrużynafutbolowapoprawiłasięw

ostatnichlatach.Ichnowyrozgrywającydobrzesięzapowiadał

ibyłempewien,żebyśmysięzgrali.Rozmawialiśmyz

Kyleem,czybyniepójśćnatensamuniwerek,żebyśmymogli

graćrazem,alechybamieliśmyinnepomysłynaprzyszłośći

nicbyztegoniebyło.Onrazejniechciałzostaćzawodowym

graczem.Lubiłfutboligrałzajebiściedobrze,ale...nietakibył

jegocel.Onchciałzostaćtrenerem.Aja?Niebyłempewien.

Chciałemgraćzawodowo,aleplanowałemteżmiećnawszelki

wypadekdyplominnegokierunku,alternatywnąkarierę.

Jednakczegośsięnauczyłemodtaty.Onnigdyniemiałplanu

awaryjnego,chciałtylkograć.Jakośskończyłszkołę,ale

dyplomanglistykidoniczegosięnieprzydał,kiedyprzyszło

doszukaniapracy,bocałejegodotychczasoweżycieskupiało

sięnagrze.

Niechciałemtakskończyć.Wiedziałem,żejestembystry,że

mamjakiśpotencjałpozagrąwpiłkę.Niemówiłemotym

nikomu,nawetBecce,alesprawdzałemwInterneciekierunki

studiówwMichiganirzuciłmisięwoczyichwydziałsztukii

grafiki.Fotografia.

Miałemdużeportfolio.PomogłamiprzynimBecca,

zarzekającsię,żerobitodlasiebie,żebymogładoświadczyć

background image

moichzdjęćwformiematerialnej.Alejawiedziałemjakjest.

Uwielbiałamojezdjęciaizawszemniezachęcała,żebymszedł

wtymkierunku.Wiedziałem,

żebyłabyzachwycona,gdybywiedziała,żerozważam

skończeniestudiówfotograficznych.

Alechociażbyłotostraszniegłupie,największąprzeszkodą

byłmójojciec.Wydziedziczyłbymnie,gdybysiędowiedział.

Fotografiatosztuka,asztukajestdlapedałów.Miałemgraćw

futbolityle.Chociażgonienawidziłem,wiedziałem,że

jednocześniebardzopragnęjegoakceptacji.

Odgłossilnikaprzeddomemnatychmiastzwróciłmoją

uwagę.ToniebyłdieselF-350taty,napewno.Podszedłemdo

oknaiprawiezemdlałem,kiedyzobaczyłemBeccę

wysiadającąznowiutkiego,czarnegoismukłegovwjetta.

Rodziceniechcielijejkupićsamochodu,szczególnie,żeitak

wszędziejeździłazemną,niepozwalalijejteżiśćdopracy,

żebysamananiegozarobiła.Chociażjejrelacjazrodzicami

poprawiłasięwciąguostatnichdwóchlat,tonadalpozostało

kościąniezgody.

Wyszedłemjejnaspotkanie.Padłamiwramiona,objęłamnie

nogamiwpasie,anajejpięknejtwarzygościłszerokiuśmiech.

-Kupilimiauto!-Pocałowałamniemocno,trzymającobiema

rękamityłmojejgłowy,couwielbiałem.-Cudownie,prawda?

Powiedzieli,żebędziemipotrzebne,żebymmogłaprzyjeżdżać

zuczelni.-Wyrwałasięzmoichobjęćipodbiegłado

background image

samochodu,przesuwającrękamipomasce.

Roześmiałemsięzjejpodekscytowania,aleprzecieżteżsię

cieszyłem.

-Wspaniale,skarbie.Straszniesięcieszę!Wyprostowałasię,

zaczęłapodskakiwaćnapalcach

inigdyjeszczeniewyglądałaażtakbeztrosko.

-Niem-m-mogęuwierzyć!Mamsamochód!-Niemogłem

siępowstrzymaćodpatrzeniajakjejcyckipodskakująrazemz

nią.Przyłapałamnienatymispojrzałagroźnie:-Oczymam

wyżej.

Uśmiechnąłemsięniewinnie

-Wybacz,alekiedypokazujesztowar,niemogęsię

opanować.

Wsunęłasięwmojeobjęcia.

-Niemaszjeszczedośćmojegotowaru?-skrzywiłasię,

powtarzającsłowo,któregoużyłem.-Wprzyszłymmiesiącu

naszadrugarocznica,spokojniemógłbyśsięjużznudzić-

uśmiechnęłasiędomnie,bodobrzeznałaprawdę.

Pokręciłemgłową.

-Niematakiejopcji.Jestemfacetem,afacetomnigdysięnie

nudzito,codobre.Atwojecyckisąpoprostuzjawiskowe.

Plasnęłamniewramię,alebezprzekonania.

-Świnia!

-Tak.Chrumchrum!Zachichotała,takjakuwielbiałem.

-Wsiadaj,przystojniaku.Dzisiajtojazabioręcięna

background image

przejażdżkę!

-

Uwielbiamjakmniezabierasznaprzejażdżki

-uśmiechnąłemsięiwsiadłemnamiejscepasażera.

Zignorowałamojąniezbytwyrafinowanąsugestię.

-Tohybryda,p-p-p-palipięćsześćdziesiątlitrównasetkęw

mieścieiczterydziewięćdziesiątwt-t-tra-sie.-Wyjechała

tyłemzpodjazduitestowaławszystkiegadżetynowegoauta.

Bardzosięcieszyłem,żejesttakrozemocjonowana,żenawet

niesłyszyzająknień,które

zdarzałysięjużtylko,gdybyłabardzozdenerwowanaalbo

podekscytowana.Albotarganaspazmamirozkoszy,mógłbym

dodać.Wczasieorgazmutrochęsięjąkała,ajazawszesię

wtedyuśmiechałem.Uważałem,żetourocze.Tobyłaczęść

niej,aświadomość,żeczujesięprzymnienatylebezpiecznie,

żebysiętymnieprzejmować,dużodlamnieznaczyła.

Minęliśmymojegotatę,którewłaśniewjeżdżałnapodjazd.

Spojrzałnanasprzelotnie,apotemzpotępieniemobciął

zagranicznieautoBekki.Kupowanieczegośzagranicznego

byłowedługniegogrzechem.Ato,żeBeccabyławpołowie

Arabkądoprowadzałogodoszałuinaszenajgorszewalki

odbyłysięztegopowodu.Wpierwszymrokunaszegozwiązku

wypowiadałsięoniejwobrzydliwysposób,ajabezwahania

natozareagowałem.Razodbyliśmytrzyrundytutaj,wkuchni,

poktórychobydwajbyliśmyzlanikrwiąikwalifikowaliśmy

background image

siędozałożeniaszwów,czegożadenznasoczywiścienie

zrobił.Podtymwzględembyłemdoniegopodobny.

Wypadłemzdomuogarniętyfurią,ciąglekrwawiąc,aBecca

przyszłapodnaszedrzewoiprzyniosłaapteczkę.DziękiBogu

niespytała,ocoposzło,boniewiem,czyzdołałbymjej

powiedzieć,niewpadającznówwszał.

Niechciałemmyślećoojcu,więczmusiłemsiędowsłuchania

wjejszczęśliwetrajkotanie.Wyłączyłemsięiniemiałem

pojęcia,oczymmówi,więctylkoprzytakiwałem,dopókinie

zorientowałemsię,żeonajużzaczęłaczytaćlekturyzlisty,

którądostałazMichigan.

Nojasne,onabyłajużzapisana,miałapodręcznikiinawetje

jużprzerabiała,ajawciążniewiedziałem,doktórejszkołyiść.

Niechciaławżadensposóbwpływać

namojądecyzję.Nigdyteżniezaczynałategotematu.

Powiedziała,żemamzadecydowaćsam,aonamniekochai

będziemniewspierałabezwzględunamójwybór.

Przeczuwałem,żewgłębiduszychciałaby,żebymposzedł

razemzniądoMichigan,alenigdyniepowiedziałatego

głośno.Mówiłazato,żebędziemyrazem,nawetjeśliwybiorę

Nebraskęiwiedziałem,żemówipoważnie.

Wczasiejazdytrzymałemjązarękęisłuchałemjej

trajkotania,alepozwalałemsłowomprzelatywaćobokmnie.

Niechodzioto,żemnienieinteresowało,comówi,ale

wiedziałem,żeczasemjesttak,żepoprostumusisięwygadać.

background image

Wypowiedziećwszystkiesłowa,któreprzezcałydzieńtłumiła.

Odkryłem,żetojedenzesposobów,wjakiradziłasobiez

jąkaniemsię.Wciągudniabyłacicha,mówiłatylkoto,cona

pewnomiałowyjśćpłynnie,akiedybyliśmysami,mówiła,nie

oczekującodemniereakcji.Wtedypozwalałasobiesięjąkaći

niezwracałanatouwagi.

Włączyłemsię,kiedyskręciławlewonagłównądrogędo

miasta.

-Wk-k-każdymrazieniemogęsiędoczekać.Tobrytyjska

literaturapoczątkówosiemnastegowieku.Skupimysięna

Defoe,SwifcieiBaśniachztysiącaijednejnocyw

tłumaczeniuGallanda,zupełnieniezwykłym.Topoziom

zaawansowany,bowiększośćpodstawowychzajęćzaliczyłam

wliceum.-ZtegozestawusłyszałemtylkooDefoe,aledotego

przyznałbymsiętylkonatorturach.-Najważniejszesągłówne

przedmioty.Wszystkonapoziomielicencjatu,aleUniwersytet

wMichigantocenionauczelnia,nawetjeśliniemawysokich

pozycjiwrankingachuczelnispecjalizującychsięwterapii

mowy.Magisteriumbędępewniemusiałazrobićna

UniwersyteciewIowa.Słyszałam,żesąnajlepsi.Niemogę

powiedzieć,żebyzachwycałamniemyślomieszkaniutam,ale

tojeszczetakodległasprawa,żeniemuszęnarazie

decydować.Roześmiałemsię.

-Alejużotymmyślisz?Uśmiechnęłasię.

-Przecieżmnieznasz.Parsknąłem.

background image

-Jasne,jesteśnadgorliwcem.Zmarszczyłabrwi.

-Cotomaznaczyć?Ups.

-Topozytywnacecha.Jesteśzawszeprzygotowanai

doskonaławewszystkim.Niemogłabyśczegośzawalić,

choćbyśchciała.

Wywróciłaoczami.

-Razdostałamtrójęztestu.

Wpatrywałemsięwnią,boniebyłempewien,czytożart.

-DobryBoże,tróję?!Kiedytobyło,wdrugiejklasie

podstawówki?

Niepatrzyłanamnie.

-Podkonieczeszłegoroku.Natychgłupichzajęciachz

pisaniareferatów.Chodziłownichoto,żebyśmynauczylisię

pisaćreferatyipracesemestralne.Miałoniebyćżadnych

testów,nicpozatymipracami.Apotembabkarozdałanamte

kretyńskiet-t-testywielokrotnegowyboru,bezostrzeżenia.

Niebyłolepszejocenyniżczwórka,boniktsięnie

przygotował,niemieliśmypo-

jęcia,jakiebędąpytania.-Nakręcałasię,wspominającto.-

Boże,tenjedentestobniżyłmiśredniąoczterydziesiąte

procenta!Mogłamskończyćszkołęześredniączterytrzy,

gdybynietap-p-pieprzonanauczycielka!

Cholera,użyłabrzydkiegosłowa.

Niemogłemsięnieśmiać.

-Ażczterydziesiąteprocenta.Masakra!-Możliwe,żenie

background image

udałomisięukryćsarkazmu.

Beccapowolisiędomnieodwróciła.Zmrużyłaoczyi

zacisnęłaszczęki.

-D-d-d-dlamnietod-d-d-dużo.Westchnąłem.

-Przepraszam,skarbie.Tobyłogłupie,copowiedziałem.-

Wyrwałamirękęijechaliśmywciszyażniemogłemtego

dłużejznieść.

-Przepraszam.Niewyśmiewałemsięzciebie.Chodzimioto,

żeitakmaszjednąznajwyższychśrednichwcałymstanie.Ale

wiem,żetobyłodlaciebieważneiprzepraszam.

-Teczterydziesiątemogłyzaważyćnaróżnicymiędzyjedną

znajwyższychanajwyższą.-Spojrzałanamnie.-Totak,

jakbyśrazniezłapałpiłkiitobyłabyróżnicamiędzypobiciem

rekorduaniepobiciem.

Pokiwałemgłową.

-Wiem.Tobyłogłupie.

-Nocóż,jesteśtylkofacetem-parsknęła,ajawiedziałem,że

miprzebaczyła.

-Tak,afacecitodebile.Niewiemnaprawdę,cocięprzymnie

trzyma.-Prawdęmówiąc,rzeczywiścieniewiedziałem,ale

obróciłemtowżart,bomiałabyużywanie,gdybyzwęszyła

prawdziwąniepewność.

-Możetoto,corobiłeśwczorajwnocy.-Oblizałaustai

spojrzałanamnielubieżnie.

-Któredokładnie?-spytałempoważnie.Udawała,żesię

background image

zastanawia.

-Hm.Chybatojęzykiem.Pokiwałemgłową.

-Ach,to.Notak,więcchybabędęmusiałtopowtórzyć,skoro

togłównypowód.

-Słusznie,pastuszku!-Odkądwzeszłymrokuobejrzeliśmy

razemNarzeczonądlaksięcia,nazywałamniepastuszkiem,

cobardzojąbawiło.Niewnikałem,boitakniemiałobyto

sensu.

Przesunąłemdłońnajejudo,apotemzłapałemjąmiędzy

nogami.

-Zatrzymajsię,zrobiętoodrazu.

Zacisnęłaudanamoichpalcachiudawała,żejestwszoku.

-Niemamowy!Jestśrodekdnia.

-Wczorajjakościętoniepowstrzymało,kiedyrobiłemcito

napacemojejciężarówki.Wtedyteżbyłdzień.

-Słońcejużzachodziło.Apozatymbyliśmyprzynaszym

drzewie,nikogoniebyłowpobliżu.Aterazjesteśmyna

zatłoczonejdrodze.

-Więcdarujmysobieobiadijedźmypoddrzewo.

-Chętnie,alejestemnaprawdęgłodna.Nicniejadłamodrana

-uśmiechnęłasięszeroko.-Pojedziemypoobiedzie.

Byłarównieniezmordowanajakja.Amożenawetbardziej.

Słyszałem,żeinnifacecinarzekają,żeichdziewczynynie

mająochotytakczęstojakoni,alejaniemiałemtego

problemu.Zawszebyłagotowanama-

background image

wiaćmnienadrugiraz,aczasemnawettrzeci.Bywałydni,

kiedyniemogłemjejokiełznać.

Zadzwoniłjejtelefon.Niktpozamnąirodzicamidoniejnie

dzwoni.NeliiKylewyjechalirazem,więctoteżnieona,a

rodzicebylinajakiejśdobroczynnejgaliwWaszyngtonie.

Beccapopatrzyłanawyświetlacz.

-Dziwne,topaniHawthorne.Ciekawe,cosięstało.-Becca

sięgnęłaposłuchawkęBluetooth,włożyładouchaiodebrała

połączenie.-Dzieńdobry,cosię...?Co?!-Zbladła.-

Niemożliwe.Nie...Jakto?Błagam,nie...

Wcisnęłahamulec,zjechałanapobocze,zakryładłoniąusta,a

zszerokootwartychoczupłynęłyjejłzy.Kręciłagłową.

-Becco?-Wrzuciłemzaniąodpowiednibiegidotknąłemjej

ramienia.-Cosiędzieje?

Nieodpowiedziała.

-Nie.Niewierzę.-Spojrzałanamniezprzerażeniem.-A

Neli?Nicjejniejest?Boże,oBoże...Dobrze,będziemy.Tak,

jestzemną.Powiemmu.Cho-cholera.Cholera!-Wydarła

słuchawkęzuchaicisnęłaniątakmocno,żewygięłasię,

uderzającodeskęrozdzielczą.

-Cosięstało?-Działosięcośzłegoijużściskałomniew

żołądku.-DlaczegozNelimiałobybyćcośnietak?Powiedz!

Beccaoparłagłowęokierownicęiłkała.Wysiadłemzauta,

okrążyłemje,podszedłemdodrzwiodstronypasażerai

otworzyłem.

background image

Beccawypadłaprostowmojeręce.

Przytrzymałemjąjednąręką,adrugąodpiąłemjejpas.

Wziąłemjejbezwładneciałoizaniosłemnatrawęnapoboczu

drogi.Drzwizamknąłemkopniakiem.

-Musiszmipowiedzieć,cosiędzieje.Wciągnęłapowietrzei

ażsięnimzadławiła.Popatrzyła

namnie,apojejminiewidziałem,żestałasiętragedia.

-Byłwypadek.Kyle.On...N-n-n-n-nieżyje.Najpierw

pomyślałem,żeźlejąusłyszałem.Żewcale

tegoniepowiedziała.

-Co?Jakto?Kyle?KyleCalloway?

-Tak,Kyle.NaszKyle.Nieżyje.Przygniotłogodrzewo.

RodziceNeliwioząjązTraverseCity.Mazłamanąrękęijest

w...Niemówi.

-Jak...Nicnierozumiem.Jaktomożliwe,żeKyle...-Nie

potrafiłemprzetworzyćsłów,któresłyszałem.

-Niewiem!Wiemtylkoto,copowiedziałapaniHawthorne.

Byłastrasznaburza,drzewoupadłonaKyle'aizginął.-

Wyswobodziłasięzmoichramionispróbowaławstać.-

Musimyjechać.Mamybyćunichwdomuzapółgodziny.

Zamurowałomnie.Toniebyłaprawda.Toniemożliwe.

Wyznałmi,żezamierzasięoświadczyćNeli.Wzeszły

czwartek.Powiedziałemmu,żechybaoszalałiżemaniecałe

osiemnaścielat,aleonsięupierał,żewie,żekochajątak

bardzo,żechcezniąbyćnawet,gdybędziemystarsi.

background image

Tojakiśżart,napewno.

Wygrzebałemzkieszenikomórkęiwybrałemjegonumer.

Słuchałemniekończącegosięsygnału,apotemprzeniosło

mniedopocztygłosowej.„Cześć,tuKyle,oszałamiamswoim

urokiemkogośinnego,więczostawwiadomość,tosięodezwę.

Jakmisięzachce".Wybuchśmiechuwtlenależałdomnie,bo

Kylenagrywałtęwiadomośćwczasienaszegospotkania.

Poczułem,żedrobna,zimnadłońwyjmujemitelefonzręki.

Pozwoliłemnato.Pociągnęłamnienanogi,spionizowała.

-Chodź,skarbie.Nelinaspotrzebuje.

Zachwiałemsię,aonamniepodtrzymała.Wpatrywałemsięw

jejmokreczarneoczyiwidziałemwnichwspółczucie,miłośći

zrozumienie.Jejbólustąpiłmiejscazrozumieniudlamnie.Nie

wiedziałem,copowiedzieć,cozrobić.Wiedziałem,że

potrzebujęBekki,żebyprzeztoprzejśćimogłemtylkomieć

nadzieję,żezostanieprzymnieibędziemniekochać.

Kiedyusiadłemwskórzanymfotelunowiutkiejjetty,zapach

nowegosamochoduprzyprawiłmnieniemalomdłości.iPhone

Bekkibyłpodpiętydosamochodowegojackaikiedyzapaliła

silnik,zaczęłagraćmuzyka.YourLongfourneyRoberta

PlantaiAlisonKrauss.Woczachmniezapiekłoiścisnęło

mniewgardle.Beecasięgnęłaręką,żebywyłączyć,aleją

powstrzymałem.Wzięłamniewięczarękęijechaliśmy,

słuchając.Potembyłapiosenka,którejnieznałem,więc

wziąłemjejtelefon,żebysprawdzićplaylistęPandory.Beena

background image

LongDayRosiGolan.Spokojna,pięknapiosenkaz

fortepianemdostosowującymsiędosłodkiegokobiecego

głosu.

WjechaliśmynapodjazdHawthorneow,żwirpryskałnam

spodkół.Kiedytylkowysiadłem,Beccawzięłamniezarękę.

Musiaławłaściwiewciągnąćmniedodomu.Niechciałem

wchodzić.Niechciałemwidziećbóluinnych.Tosprawi,że

wszystkostaniesięprawdą.Możejeślibędęudawał,żetaknie

jest,faktyczniesiętakokaże.

PaniHawthorneotworzyładrzwi.Oczymiałasuche,ale

czerwone.

-Jason,Becca.Dziękuję,żeprzyjechaliście.Nelijestw

swoimpokoju.

-Jaksięczuje?-spytałaBecca.

PaniHawthorneścisnęłamniezarękęiprzysunęłaczołodo

czołaBekki.

-Niedobrze.Onato...widziała.Niedasięzniąporozumieć.

Beccacichowestchnęła,ajawidziałem,jakdosłowniesiłą

prostujeramionaispychaemocjegdzieśgłębiej.Pociągnęła

mnieposchodachizatrzymaliśmysiędopieropoddrzwiami

Neli.Beccaprzekręciłaklamkę.Niebyłyzamknięte,więc

weszła,ajazanią.

Nelileżałanałóżku,naboku.Oczymiałasuche,wdłoni

zaciskałajakiśpapier.Gapiłasięwprzestrzeńichybanawet

niezauważyła,żeprzyszliśmy.Niewiedziałem,cozrobić,

background image

gdziepatrzeć.MiałanasobiestarąbluzęKyle'aiczarnemajtki.

Leżałanapościeli.SkupiłemwzroknaplakacieAvettBrothers

iokryłemjąkocem.Usiadłemnakrześleprzybiurku,aBecca

weszłanałóżkoNeli,zanią,iodgarnęłajejwłosyztwarzy.

-Neli?-spytałazwahaniem.Onachybateżniewiedziała,co

robić.-C-c-cosięstało?

Nelidługonieodpowiadała.Kiedysięwreszcieodezwała,

wydałazsiebiezdarty,ledwiesłyszalnyszept.

-Onumarł.-Spojrzałanamnie.-Niemago.Zadławiłemsię,

pokręciłemgłową.

-Ale...Kurwa.Jak?!Nelizebrałasięwsobie.

-Pokłóciliśmysię.Burza.Strasznywiatr.Złamałdrzewo.

Miałouderzyćwemnie,aleon...mnieuratował.Zepchnął

mniezdrogi.Uratowałmnie.Topowinnambyćja,aletoon.

Anija,aniBeccaniewiedzieliśmy,conatopowiedzieć.

-Tonietwojawina-powiedziaławkońcuBecca.

Neliwzdrygnęłasię,alenieodpowiedziała.Widziałem,jak

wbijasobiepaznokciewdłoń.Takmocno,żebyłempewien,że

zachwilępopłyniejejkrew.

Siedzieliśmywpotwornej,ciężkiejciszyażstałosięjasne,że

Neliniepowieaniniezrobijużnicwięcej.

-Jesteśmytu,Neli.Jatujestemikochamcię.KiedyBecca

wypowiedziałaostatniesłowa,Neli

zagryzładolnąwargętakmocno,żeażjejpobielała.

Wyszliśmy,zostawiającNeliwtakiejsamejpozycji,wjakiej

background image

jązastaliśmy,zoczamiwpatrzonymiwnicośćibiałym

kawałkiempapieruzaciśniętymwdłoni.

PaniHawthornezaciągnęłanasdokuchni.

-Ico?

Beccapokręciłagłową.

-Powiedziałamożetrzyzdania.Niewiem,martwięsięonią.

Jestwkatatonii.

-Możepoprostupotrzebujeczasu.-PaniHawthorne

wyglądałaprzezkuchenneokno.

-Może-przytaknęłaBecca,aledziwnanutawjejgłosie

podpowiedziałami,żewcaletakniemyśli.Jednakpani

Hawthronenicniezauważyła.

-Pogrzebwśrodę.-Ludzieprzychodziliiwychodzili,znosili

półmiskizjedzeniem.ZauważyłempaństwaCalloway,którzy

siedzielinakanapie.Onobejmowałjejszczupłe,drżące

ramiona.PanHawthornesiedziałobokpanaCallowayaisłużył

mupoważnym,stoickimmilczeniem.

Beccazawiozłamniedodomuipołożyłasięnałóżkuobok

mnie.Nigdywcześniejniebyławmoimpokoju.

Nieprzychodziliśmytu,bowiedziałem,żeojcieczachowasię

jakkutasizrobiscenę.Niechciałem,żebyBeccatego

doświadczyła.Alewtejchwiliniemiałemdośćsiły,żebysię

nimprzejmować.Wiedziałem,żepotrzebujęjejobok.

Niewiedziałem,jakdługotaksiedzieliśmywmilczeniu.

Beccaobejmowałamojąpierśiprzytulałatwarzdomoich

background image

pleców.Czułem,żemojakoszulkarobisięmokra,aleonanie

wydałażadnegodźwięku.

Nagledrzwidomojegopokojuotworzyłysięigłośnorąbnęły

wścianę.

-Cotozapieprzonyzagranicznywózzaparkowałnamoim

pieprzonymmiejscu?

Wypełniłsobącałewejście,ogromny,odzikichoczach.Nie

chwiałsię,alewidziałem,żejestnietrzeźwy.Becca

wzdrygnęłasięzamoimiplecami.

-Tomojeauto,panieDorsey.Przepraszam.Zarazje

przestawię.

-Jakurwamyślę,żeprzestawisz!-warknął.-Zabierajautoi

samasięwynoś.

-Onanigdzieniepójdzie-powiedziałem,niepatrzącna

niego.-Anijejsamochód.

-Acoonarobiwtwoimłóżku,gnojku?Cotysobiemyślisz?

-KyleCallowaynieżyje.-Powiedziałemtonagłosi

załamałemsię.

Popoliczkuspłynęłamiłza.Niezdołałemjejpowstrzymać.

-Coty,kurwa,płaczesz?Beccausiadła.

-Kylebyłjegonajlepszymprzyjacielem.Jegonajlepszy

przyjacielnieżyje.-Mówiłastanowczoicicho,alesłyszałem,

żesięboi.Bałasięmojegotaty,isłusznie.-Niechmupan

odpuści.

-Niemówiłemdociebie.-Widziałem,żesiękrzywinajej

background image

widokitomniewkurzyło.

Winnejsytuacjirzuciłbymsięnaniego,aleniechciałem,

żebyBeccawidziała,jaksiębijemy.

-Zostawnas,nieróbtego.Niedzisiaj.-Jeszczenigdygoo

nicnieprosiłem.

-Zamknijsię,gnojku.Niemówmi,comamrobićwmoim

własnymdomu.-Zrobiłkrokwmojąstronę,ajawjednej

chwilipoderwałemsięnanogiizacisnąłempięści,żebybyć

gotowymdowalki.Zatrzymałsięipopatrzyłnamnie

przeciągle.-Wiesz,iluprzyjaciółjastraciłem?Naśmierćilu

kumplipatrzyłem?Imyślisz,żesięmazałemjakjakaściota?

Nicpodobnego.Ludzieumierają,takiejestżycie.Bądź

mężczyznąipogódźsięztym.

-Toniewojna.Onniebyłżołnierzem.Ajaniejestemtobą.

Mogęrozpaczaćpośmierciprzyjaciela.Znamgood

przedszkola,więcmożejednaksięzamknijidajmispokój.

Słyszałem,żeBeccaoddychaciężkoizprzerażeniem.Gdyby

niemusiałaminąćmojegoprzerażającegoojca,kazałbymjej

wyjść.

-Wyjdę,jeślionawyjdzie.

Podszedłemdoniego,wpatrywałemmusięwoczy,niebałem

sięibyłemgotowydoataku.

-Niechcętegorobićnaoczachmojejdziewczyny,alezrobię

to.Wyjdź,kurwa.Wyjdźzmojegopokoju.Tylkootoproszę.

Zafalowałymunozdrza.

background image

-Poprostuniechcesz,żebytwojaprzyjaciółeczkawidziała,

jakłojęcidupę.

-Cz-cz-czemujestpantakimdraniem?-Nadźwiękgłosu

Bekkimójojciecijazatrzymaliśmysięispojrzeliśmynanią.-

Cojapanuzrobiłam,oprócztego,żepokochałampańskiego

syna?Wiepan,ilerazyopatrywałammuranypotym,jakgo

panzbił?Jakipanmap-p-problem?Czemunienawidzipan

s-s-s-swojegosyna?

Tataspojrzałnamniezniedowierzaniem.

-Mało,żetasukatoarabuska,tojeszczejąkała?

Beccagłośnowciągnęłapowietrze,apotemzatkała,gdygo

uderzyłem.Ogarnęłamnieślepafuria.Niemiałszans.Jużitak

nieźleoberwał,aletomnieniepowstrzymało.Biłemgoi

biłem,biłemdopókinieprzestałsięruszać,apotembiłem

dalej.Poczułemnaramieniurękę,któramnieodciągała.

-Przestań.Przestań!-Byławhisterii,mówiłaprawie

niezrozumiale.-P-proszęcię,przestań!-Ostatniesłowo

wywrzeszczałamidouchaiwkońcutodomniedotarło.

Wróciłemdosiebie.Całysiętrząsłemibyłemmokry.Pokryty

ciepłą,lepkąwilgocią.Ręcemiałemwekrwi.Siedziałemojcu

napiersi,ajegotwarzbyłazmasakrowana.Czułem,żekrew

spływamipotwarzy,bolałamnieszczęka,miałem

posiniaczoneżebra.Beccamnieodciągnęła.Łkała.

Wstałem,wziąłemjązaramionaiwypchnąłemzmojego

pokoju.

background image

-Przepraszam,żetowidziałaś.Przepraszam,żepozwoliłem

cinatopatrzeć.-Kiedytomówiłem,zust

popłynęłamipodbarwionakrwiąślina,więcsplunąłemna

dywan.Byłomijużwszystkojedno.-Przepraszamcię.Musisz

jużiść.Muszętojakośogarnąć.

-Niezostawięcię.-Wyrwałamisięiodwróciła,żebyna

mniespojrzeć.-Cozrobisz?

-Wezwępogotowie.

-Niebędązadawalipytań?Pokręciłemgłową.

-Dobrzewiedzą,corobić.Toniebyłbypierwszy

raz.

Nierozumiała.

-Ale...Niebędąmusielizłożyćdoniesieniaoprzemocy

domowej?

-Anibykomu?-Wskazałemnaidentyfikatorrzuconynastół,

zezdjęciemmojegoojcawmundurzekapitanapolicji.-Onjest

policją.Będziewiedział,cozrobićzraportem.Pozatymwtym

przypadkutomniebyaresztowali,atowywołałobypytania,na

któreżadenznasniechciałbyodpowiadać.

-AleJasonie...

-Nie!-Niechciałemnaniąkrzyczeć.Musiałemsię

opamiętać.-Przepraszam,alenie.Nicniemożnazrobić.Itak

dzisiajstądspadam.Mamdośćtegobagna.

-Gdziebędzieszmieszkał?

-Niewiem.Wsamochodzie?Możewhotelu.Mamtow

background image

dupie.Poprostuniemogętujużzostaćnaanijednąnoc.

Pokiwałagłową,bowiedziała,żechcę,żebydałaspokój.

-Dajmisięumyć.-Odwróciłasięiściągnęłaścierkę

zawieszonąnaklamcedomikrofalówki.

Delikatnieotarłamiwargę,starłakrew,apotemzłożyła

ścierkę,zwilżyłapodkranemizajęłasięmoimpoliczkiem.

Płakała,wzdychała,szybkomrugałaizlizywałałzyzkącików

ust.Byłemwściekły,żestraciłemnadsobąpanowanie.

Musnąłemjejtwarzkciukiem,aonasięwzdrygnęła.

-Beck,przepraszam.Wiem,żetegonierozumiesz.Tak,

powinienemtogdzieśzgłosić.Alejeślitak,trzebabyłoto

zrobićjużdawnotemu.Terazjestzapóźno.Mamosiemnaście

lat,wświetleprawajestemdorosłyichcęsięwyprowadzić.

Nigdywięcejgoniezobaczę.Nigdywięcejniebędziesz

świadkiemtakiejsceny,dobrze?-Pokiwałagłową,alenie

odpowiedziała,tylkościerałamikrewzpoliczka.-Odezwijsię

domnie,proszę.

Próbowałemznówzetrzećjejłzę,alesięodwróciła.Tak

jakby...terazsięmniebała.

-Ic-c-comiałabympowiedzieć?Bałamsię.Ociebie.Ciebie.

Byłeś...Niebyłeśsobą.Okazałeśt-t-takąagresję.Biłeśgo,a

chociażonnieoddawał,wciążatakowałeś.Tobyło

p-p-p-przerażające.

-Słyszałaś,copowiedział.Pokręciłagłową.

-Onmożeomniemówićcomusiępodoba.Topotwór,nie

background image

obchodzimnie,comyśli.

-Niepozwolęmumówićotobiewtensposób.Toniew

porządku.Kiedyostatniowidziałaśmniewtakimstanie,

powiedziałcośwtymstylu.

Pierwsze,cotatarobiłpopowrociedodomuzpracy,to

włączałradiona99,5FM,czylinastacjęzmuzykącountry.

LeciałowłaśniePleaseRememberMeTima

McGrawa,ajaznówsobieprzypomniałem,żeKylenieżyje.

Prawiewyleciałomitozgłowy.

Uderzyłomnietomocniejniżkiedykolwiekpięśćtaty.Kyle

umarł.

Upadłemnakolanairęceiłkałem.Nigdyniepłakałem,

nigdy.Odkądprzestałembyćdzieckiem,zżadnegopowodu.

Niemógłbymsięterazpowstrzymać,nawetgdybymchciał.

Niewiem,jakdługopłakałem,aleczułemobecnośćBekki

obokmnie.Byłazamną,dotykałamojegoramienia,pozwalała

mipłakać.

Usłyszałemdochodzącezmojegopokojuodgłosykrztuszenia

sięizmusiłemsiędowstania.

-Cholera,zadławisiękrwią.

Poszedłemtamiprzewróciłemgonabrzuch,aonsplunął,

zwymiotował,apotemznówzakaszlał.Odciągnąłemgood

tegosyfuizostawiłemnapodłodzemiędzymoimpokojema

korytarzem.Zobaczyłem,żezdjęciawramachsąpotłuczone,

mojepucharypoprzewracane,abiurkopękniętenapół.Nicnie

background image

pamiętałem,terazdomniedotarło,jaktomusiałowyglądać.W

ścianieprzydrzwiachbyławielkadziura,adrugawkącie.

Krzesłobyłoprzewrócone,apojemnikizbiurkawylądowały

napodłodze.

-Chryste-wyszeptałem.SpojrzałemprzezramięnaBeccę,

którastaławkorytarzuipatrzyłanamojegokrwawiącegoojca.

-Niewiedziałem,żebyłoażtakźle.

-Myślałam,żesięp-p-p-pozabijacie-powiedziałacichutko.-

Powinieneśjakośmupomóc?

Spojrzałemnaniego.Zacząłjęczeć.

-Pieprzęgo.Niechleży.Będzieżył.-Beccapopatrzyła,jakby

mnieniepoznawała.-Nawetniewiesz,

ilerazyonmniezostawiłwtakimstanie.Spakujęjakieś

rzeczyispadamy.Zadzwoniędokogoś,jakwyjdziemy.

Stałaipatrzyłajaksiępakuję.Wcisnąłemciuchydopustej

torbysportowej,tyleilesięzmieściło.Wziąłemlaptop,kablei

telefon,ukochanąkurtkęskórzanąipiłkę.Dowielkiej

plastikowejtorbyzgarnąłemprzyborytoaletowe,aspodłóżka

wyciągnąłempieniądze.Resztazostała,książki,puchary,

kolekcjakartzfutbolistamizeszkołypodstawowej,plakaty

JerryegoRiceaiBarryegoSandersaorazOJSimpsonai

EmmettaSmitha,wszystko.Nicniemiałoznaczenia.Aparat

miałemwaucie,aBeccanamnieczekała.Tylkotosięliczyło.

Przewiesiłemtorbęprzezramięizrobiłemkroknadtatą.

Parsknął,przetoczyłsięnaplecyiusiadł,kiedydotarłemdo

background image

drzwiwejściowych.

-Wychodzę-powiedziałem,niepatrzącnaniego.Pokiwał

głową,alesięnieodezwał.-Niewrócętujuż.

Splunąłkrwią.

-Idobrze.

-Wezwaćkaretkę?

-Nie.Pieprzsię.-Ztrudemsiępodniósł.Trzymałsięframugi

iotarłustaprzedramieniem.

-Tysiępieprz.-Zatrzasnąłemzasobądrzwi.Beccastałana

chodnikuiczekała.

-Niedzwoniszpokaretkę?Splunąłemkrwiąnatrawnik.

-Onniechce.

-Alemożepotrzebuje?Wzruszyłemramionami.

-Walimnieto.Tojegoproblem.Beccaotworzyładrzwi,ale

niewsiadła.

-Totwójojciec.Ajeślisięwykrwawinaśmierć?

-Niewykrwawisię.Kiedywychodziłem,byłjużnanogach.-

Sprawdziłemjęzykiemopuchniętąwargęipoluzowanezęby.

Zamknęładrzwiistanęłazamną,kiedyładowałemtorbęna

pakęciężarówkiimocowałemlinkami.

-Nierozumiem,jakmożeciebyćtakobojętni.Jesteśranny.

Onjestranny.Obydwajpotrzebujeciepomocy.

Obróciłemsięnapięcie.

-Dwiesprawy-powiedziałemspokojnie,aleoczymi

płonęły.-Popierwsze,nigdywięcejniezestawiajmniew

background image

jednymzdaniuztymzasranymkawałkiemmięsa,któryjest

błędemludzkości.Niejestemtakijakon.Podrugie,bywałoze

mnąowielegorzej.Pobiłemrekordstanunanajwięcejprzyjęć

wjednymmeczu,będącwznaczniegorszejformie.Nicminie

jest.Niepotrzebujętwojejlitości.

Wzdrygnęłasię.

-P-p-p-przepraszam.Ja...J-j-j-ja...-Smutek,strachi

zmęczenie,którewidziałemwjejoczach,znówmniezłamały.

-Kurwa.Przepraszamcię.Przepraszam.Niewiem,cowe

mniewstąpiło.Niepowinienembyłtakdociebiemówić.Nie

musiszmiećztymnicwspólnego.-Wyprostowałemsię,pełen

obrzydzeniadlasiebie.-Boże.Jestemdupkiem.Zasługujesz

nacoślepszego.Nakogoślepszegoodemnie.

Odwróciłemsięizacząłemjeszczebardziejnaciągaćjużitak

napiętelinki,tylkopoto,żebyniemusiećpatrzećnajej

przerażonątwarz.

-Jedźdodomu,Beck.Znajdźsobiekogośinnego.Kogoś,kto

będzieciebiewart.

-Zrywaszzemną?!Takpoprostu?-Wyszeptałatesłowa

łamiącymsięgłosem.-Janiechcęmiećkogośwartego.Chcę

ciebie.Chcę,żebyśmniekochał.Chcę,żebyśpozwoliłmisięo

siebiemartwić.

-Janie...Boże.Niezrywamztobą.Poprostudajęciwolność

odmojegobagna.Niemusiszbyćwnimzemną.Janaciebie

niezasługuję.Wrzeszczałemnaciebie.Mogłaśjakoś

background image

ucierpieć.-Wskazałemrękąnadomizadławiłamniegorąca

gulawgardle,bośmiertelniesiębałem,żeonazrobito,co

wedługmniepowinna.-Dopuściłemdotego.Aco,jeśli...Jeśli

sięwniegozmienię?Jeślijestemtakijakon?-Ostatniesłowa

wyszeptałem,boporazpierwszyprzyznałemsiędo

najmroczniejszego,najgłębiejskrywanegolęku,którybudził

mniewnocyipowodowałkoszmary.Pokręciłemgłowąiw

końcunaniąspojrzałem.-Kochamcię.Aleniemożeszbyćz

kimś,kogosięboisz.

Zbliżyłasię.Jasięcofnąłem,aleszłazamną.

-Nie.Przestań.P-p-p-przestań.Kochamcię.Niepozwolęci

sięodepchnąćtylkodlatego,żecierpisz.Boiszsięijato

w-w-wiem.Alewierzęwciebie,rozumiesz?Imyślę,żejesteś

mądrzejszy,silniejszy.-Zbliżyłasięjeszczeokrok,ajejciepło

iłagodnośćspłynęłynamnie,poczułemjejzapach,jej

wilgotneczarneoczyotoczyłymniemiłością.Widziałem,że

formułujewgłowiesłowa.-Niechcęsięuwolnićztwojego

bagna.Jaknatowpadłeś?Odjakdawnamasztakiemyśli?

Wzruszyłemramionami.

-Odzawsze.Nachodząmniecojakiśczas.

Niepewniesięgnęłaręką,żebydotknąćmojegopoliczka,tak

jakbyniebyłaprzekonana,czyjejpozwolę.

-Więcprzestań.Niejesteśnim.Niejesteś!Chcębyćztobą,

choćwiem,jakiemaszkorzenie.-Drugąrękąwskazałana

dom.-Przestańzgrywaćmachoijedźzemną.

background image

-Prześpięsięwciężarówce.Łypnęłanamniewrogo.

-Jesteśupartymidiotą.Niebędzieszspałwsamochodzie.

Namówięojca,żebypozwoliłcispaćnarozkładanymłóżkuw

piwnicy.

Pojechałemzanią,aonazrobiłajakzapowiedziała.Mało

tego,wnocyzakradłasiędomnie,żebyśmymogliprzytulać

sięprzezkilkagodzin.Wróciłanagórędopieropóźniej,zanim

jejrodzicesięobudzili.

NastępnegodniazapisałemsięnazajęcianaUniwersyteciew

Michigan.NaoczachBekkidolistywybranychprzedmiotów

dodałemfotografię.

Tegopopołudniapojechaliśmyjejautempodnaszedrzewo,a

potemujeżdżałamnienatylnymsiedzeniuwchmurze

czarnychloczkówokalającychjejgłowę.

Następnegodniaubraliśmysięwnajlepszeczarneubraniai

poszliśmypożegnaćnaszegoprzyjaciela.

ciągdalszynastąpi.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jasinda Wilder Falling 2 2 Tylko My na zawsze
Jasinda Wilder Falling 3 2 To ty mnie pokochasz Tom2 to ty mnie ocalisz
Jasinda Wilder 3 2 Tylko Mnie pokochasz TOM 2 (Tylko mnie ocalisz)
Dlaczego zwierzeta nie dostaja zawalow serca tylko my, ludzie
wbrew wszystkiemu prolog 4r
Raindrops keep fallin on my head 2
Jasinda Wilder 03 To Ty Mnie pokochasz TOM 1
WBREW WSZYSTKIEMU prolog 1 gosia5307
One Night Stand 2 Falling for My Best Friend s Brother J S Cooper and Helen Cooper
Tylko my dwoje ebook
136 Metcalfe Josie Tylko my dwoje
Raindrops keep fallin on my head
Burt Bacharach Raindrops Keep Falling On My Head(1)

więcej podobnych podstron