Przekrój, nr 05/2004
ZNAJOMOŚĆ TO PODSTAWA LANSU
Być może nie powinno się polecać nikomu całych osób fizycznych. Ja chciałam napisać o mojej koleżance
Agnieszce, dla przyjaciół Agnes. Ubrana jest ona w skarpetki z pieskiem, buty na szpilkach, rajstopy
siatkowe z dziurką, trumienną torebkę babci na trumiennym łańcuszku, w której trzyma papiery, zdania
powycinane z gazet, szminkę perłową, paczkę żyletek, fryzurę z lokami, suknie balowe z atłasową
kokardą plus dres różowy z falbanką, sweter z pudlem, futro babci i zawsze dostanę od niej jakiś drobny
prezent, pomalowaną plakatówką kostkę cukru na bezwładne dni, pocztówkę z Jolantą Kwaśniewską,
korektor do błędów, nic zobowiązującego, zawsze o mnie pamięta, sztuczne rzęsy przypalone nad
kuchenką dla konia na biegunach, zawsze zdarzy się coś miłego, idziemy na klopsy do baru, gdzie
mężczyzna o spojrzeniu jelonka Bambi przysiada się do mnie i szepcze, jakby myślał, że mam
schizofrenię, i chciał po tym pojechać: „rozpoznałem cię”, „wiem, kim jesteś”, „widzę cię”, „czy my się
skądś nie znamy?” i jest z gatunku tych „ja sam też trochę piszę”, to właśnie w tym barze, gdzie
gruźlicza obsługa krzyczy na klientów, i właśnie tam pracuje wyniszczona przez krojenie cebuli i
smażenie żylastego mięsa Anais Nin, z odrostami, z odstającymi uszami. Jemy kartofle z tłuszczem,
komunia nienawiści, nieustające fajerwerki szyderstw i kąśliwych uszczypliwości, porozumiewawcze
spojrzenia, czas pogardy, niegrzecznie hermetyczne żarty, oszukiwanie na jodze, doskonała znajomość
piosenek pop z lat dziewięćdziesiątych, Warszawa Centrum, czytanie cudzych listów, kawa murzynek,
pierniki z kamieni, danviva z ironii, lubię, lubię, uwielbiam, uwielbiam, naprawdę naprawdę, jak nazywa
się ta choroba, kiedy ciągle powtarza się te same wyrazy? Repetycja repetycja? Echolalia echolalia? Ja
uwielbiam jeździć szybko autobusem – mówi Agnes – wsiadam w 175, wiatr rozwiewa włosy. Być może
nie powinno reklamować się całych osób.
Któregoś wieczoru gramy w „Monopol”, Mirek jest armatą, ja pingwinem z dzieckiem, Agnes mistrzem
jogą, wszyscy strasznie przeklinają, widziałem, widziałem, jak podmieniasz, więc ona przynosi w
trumiennej torebce swoją książkę, a Kaziu gotuje nam barszcz i mówi na nas złe, złe dziewczęta. Potem
czytamy wieczorem i on mówi: to piękne, najpiękniejsze, to jest o miłości, każdy mężczyzna chce włożyć
swoją twarz w otwór po tej twarzy i zrobić sobie zdjęcie, każdy mężczyzna, oraz zaczyna nadużywać
słów „to takie miejskie”, „dlaczego nie, przecież to podstawa lansu”, strony zostają ponumerowane i
książka trafia do fabryki.
Piszę więc to wszystko, póki w gazetach o cyckach nie ma jeszcze krzyżówek o niej z hasłem „młoda
pisarka”, „utalentowana dziewczyna”, lubi zwierzęta, interesuje się dobrą książką i jest przeciwko aborcji,
a młodzi, o ileż zdolniejsi poeci publikujący zaciekle ksera swoich wierszy w Internecie nie zanieczyścili
się w jej kierunku z galopującej goryczy.