Antczak Radoslaw Historia Malzenska Dla Doroslych 2009 POLiSH eBook Olbrzym

background image
background image

Radosław Antczak

Historia małżeńska dla

dorosłych


[Wydawnictwo: Muza 2009]

background image

1

Śmierćstałanieruchomo.Jakposągalbokukłazzamkustrachówwparku

rozrywki.Jejczarnypłaszczpowiewałnawietrze,odsłaniającjaskrawebiałeżebra

wymalowanenaobcisłymtrykocie.Jedenmocniejszypowiewodsłoniłteż

niepasującedocałościciężkieczarnebuty,wzorowanenawojskowych.Alemoże

właśnietakiebyłynajbardziejodpowiednie?Prawdziwaśmierćtoprzecież

zdychaniewokopachododniesionychran,anieteatralneosunięciesięzkrzesłana

rauciepodczasdyskusjioostatniejwystawiezatytułowanej„Śmierćkroczyzatobą

odnarodzin”wKunsthallewBazylei.TakiebutynadawaływięcŚmiercipowagi.

Podobniejakpomalowananabiałotwarz,jakteatralnymakijaż,czylicoś

umownego,przesadnego.Dotegooczyobwiedzionegrubymi,czarnymiliniami.I

żadnejłzywkącikuust,jakuklauna,aniinnychtegotypuakcentów.Tylkoczarne

włosyzkilkomabiałymipasemkami.

Śmierćstałanametalowymstołku,jakichzapewneużywająwędkarze,

wyczekującnadbrzegiemrzekinadrgnięciespławika.Onateżczekała.Wspierając

sięnadługimdrewnianymkosturze,stałanieruchomo.Dopierowtakiejsytuacji

możnasobieuświadomić,żetowłaśnieruchjestnajważniejsząoznakążycia.

Poprośmykogoś,żebygdzieśstanąłinieruszałsięprzeztrzy,choćbydwieminuty.

Nieruszałsięanitrochę,zupełnie,boprzecieżnawetsiedzącleniwienasofiei

czytającksiążkę,bezwiednieporuszamynogą,pocieramynos,poprawiamywłosy.

Wpatrujmysięwtegoczłowiekanieprzerwanie,nieodrywającodniegowzroku

nawetnasekundę.Towystarczy,bystałsięprzedmiotem,rzeczą,elementem

krajobrazu.Czytowłaśnieruchnasokreśla?Takjakbyśmywysyłalisygnał:„uwaga,

żyję,jestem,czuwam”,niczymneandertalczykwyczekującyatakudrapieżnika.Apo

upływietychdwóch,trzechminutzłudzeniejestkompletne,wiemy,żetoczłowiek,

aledlanaszychoczu,dlamózgujestprzedmiotem,obejrzeliśmygoiwystarczy,teraz

możemyobejrzećinny.

NaszczęścieŚmierćdostałaswojąszansęnazaistnienie.Monetazbrzękiem

wpadładomosiężnegomoździerza,którystałtużobokdrewnianegokostura.

Śmierćwyraźnienatoczekała;jeszczenieucichłdźwiękmetalu,kiedychwyciłaza

ramięprzechodzącąobokjapońskąturystkę.Właściwieledwiejądotknęła,atamta,

udającprzerażenie,zpiskiemumknęładoswoichkoleżanekiwszystkiezaczęły

trajkotać,przekrzykującsięwzajemnie.AOnazaczęłaswójnibytaniec.Wyginałasię,

unosiłapłaszcz,stukałakosturemobruk.

TowłaśniewtedyFilipzauważył,żeŚmierćjestkobietą.Dotejpory,niewiadomo

czemu,sądził,żetomężczyzna,młodychłopakzbierającynapiwoiwejściedoklubu.

Tengesttrwałzaledwieułameksekundy-międzyjednymadrugimuderzeniem

drewnianegokijaŚmierćpoprawiłasobieopadająceramiączkoodstanika.

Tymczasemjapońskieturystkiniezamierzałyodchodzić.Wyjęłyzplecaków

aparatyfotograficzneikameryiustalały,któramastanąćkołoŚmierciipozowaćdo

zdjęcia.Filippomyślał,żenatyminteresiezdecydowanielepiejwyjdądziewczynyz

DalekiegoWschoduniżŚmierć:mnóstwozdjęćiwspomnieńzBrukselizajedyne

dwaeuro.

-Chybazaczynapadać-LidiaprzerwałaobserwacjeFilipa.

-Nie-Filippokręciłgłową.-Nicnieczuję.No,możecośkapnęło,aleniemadużej

chmury,przejdzie.

Lidiasięnieodezwała.Siedziałabokiemdoscenyzjapońskimiturystkamiiw

ogóleichniezauważyła.

-Możejednaksięschowamy?-spytałaniepewnie,jakbysamasięzastanawiała.

-Jakzacznie,schowamysięwtychpodcieniach-Filipwskazałruchemgłowy

budynekopodal.

Chciałjeszczezobaczyć,jakŚmierćznówzastygniewbezruchu,chciałulectemu

background image

złudzeniu,uchwycićtenmoment,kiedyprostasztuczkaznówzwiedziejegomózg,i

choćwie,żetodziewczyna,będziemusięwydawałarówniemartwajakstojącyobok

pomnik.

Przezkilkasekundbędzietozłudzenieabsolutne.

-Tocorobimy?-Lidianiepozwoliłamuzapomniećosobie.

-Jakto,co?-zdziwiłsię.-Siedzimy.

-Alepotem.

-Niewiemjeszcze.Mamtuprzewodnik,cośznajdziemy.

Lidiawestchnęła,dopiłakawę,aleodsunęłatalerzzniedojedzonymgofremz

Liège.

-Niesmakujeci?-spytałFilip.

-Nie-skrzywiłasię.-Sąchybaniedopieczone,jakzgliny.

-Takiemająbyć.Wezmętwojego.

-Jeszczesięnienajadłeś?

-Ococichodzi?-Filipspojrzałnaniąuważnie.-Przecieżchciałaśgdzieśjechaćw

tenweekend.

-AleniedoBrukseli.

-Agdzie?Rozmawialiśmyotymkilkarazyiucieszyłaśsię,żeznalazłemtakie

taniebilety.

-Alejawolęjakieścieplejszemiejsca.

-Lidka,wtamtymrokubyliśmywBarcelonieimiałaśdośćupałów.Sądziłem,że

tucisięspodoba…

Zastanawiałsię,cotaknaprawdęzepsułojejhumor.Jeślispytawprost,możebyć

jeszczegorzej,znałjądobrze.Poznalisiępiętnaścielattemu,takzwyczajnie,żejuż

bardziejniemożna:liceum,tasamaklasa,wspólnapaczka,imprezy,osiemnastki,

wyjazdyzamiasto,wygłupywszkole,nicwielkiego.Pomaturzeposzlinatensam

uniwersytet,takjakpołowaklasy-doŁodzibyłonajbliżej,aktowtedymyślało

poziomieuczelniczy,niedajBoże,szansachnapracę!Coprawda,byłjużrok1991i

wszyscyzaczynalimówićomarketingu,sprzedażybezpośredniej,akcjachiwolnym

rynku,aletojeszczebyłotakienowe,niepewne,nienasze,możechwilowe?Komuna

upadłaikrzyżjejnadrogę,aleonijeszczenieczulitejzmiany,niewiedzieli,coztego

dlanichwynika.Handelherbatągranulowanązłóżkaturystycznego-czemunie,ale

studia-tocoinnego!Topoważnasprawa!Wybraliwięcpedagogikę,filologiępolską,

prawo,medycynęalboekonomię.Każdykierowałsięraczejtym,jakieprzedmioty

trzebazdawaćnaegzaminiewstępnym,nieszansaminazawód,pracę,karierę.Lidia

byładobrazmatematyki,więcwybrałafinanse,aFiliplepiejradziłsobiez

wypracowaniami,więcwybrałsocjologię.Ijeszczepodobałomusię,żetotakiemało

konkretneiwłaściwieniewiadomo,copotymrobić,więcmożemożnawszystko.

Wokresiestudiówbyliprzyjaciółmi:spotykalisięodczasudoczasu,wspominali

dawnedziejeisprzeczali,któryprofesormanudniejszewykłady.Początkowow

grupie,potemjużtylkowedwoje,razpodtakimpretekstem,razpodinnym.Na

początkutrzeciegorokuprzespalisięzesobą,właściwietoniebyłprawdziwyseks,

całowalisięipieścilijaknastolatki.Tobyłichpierwszyraz,choćmielijużpo

dwadzieściajedenlat.

Pobralisięwwakacjepotrzecimroku.Studiazabierałyimcorazmniejczasu,a

buzującykapitalizmroztaczałolśniewającewizje.Zaczęliszukaćpracy,mieszkania

dowynajęcia,pochłonęłyichwszystkiedrobnesprawy,któreskładająsięna

małżeństwo.Nadalczulisiętakjakwtedy,kiedypolekcjachleżelinatrawienad

brudnąrzekąikrztusilisiępapierosamiZefir,popijanymipiwemŁódzkim-atu

takiedziwnesłowo„małżeństwo”.

Itakniepostrzeżenieminęłoosiemlat.Wszystkoplanowalirazem,sprzątaliwe

dwoje,nawakacjewedwojeiwłóżkurazem,cowieczór.Znalisięwięcnatyle

dobrze,żepotrafiliczytaćmiędzysłowamidrugiejosobylubzezmarszczeknaczole.

-Jakaprognozanajutro?-spytała,patrzącwniebo.

background image

-Niewiem-wzruszyłramionami.-Cozaróżnica?Lecimywponiedziałek

wieczoremitetrzydnispędzimytutaj.Niewrócimyprzecieżdodomuzpowodu

deszczu.

-Możewieczoremobejrzymyprognozę?-zaproponowałaLidia,ignorującjego

zaczepkęwgłosie.

-Dobrze-zgodziłsię.Znałjejnastroje,przychodzącenagleirównieszybko

znikające.

Zacząłprzeglądaćprzewodnik.

-Tujestgłównyrynekstaregomiasta,GrandPlace-powiedział,patrzącw

książkę.-

Możemytupospacerować,obejrzećokolicę.

-Brrr,zimno-Lidiaotrząsnęłasię.

-Nieprzesadzaj,jestpewniezpiętnaściestopni.

-Alewiatr.

Filipczytałdalej.Siedzielichwilęwmilczeniu.Lidiaobserwowałaludziprzy

innychstolikach,jaksąubrani,cojedzą,jakiemajątorbyibuty,jakrozmawiająze

sobą,jakzamawiająijakpłacą;chciałapochwycićmożliwienajwięcejróżnicmiędzy

bogatymi,wypielęgnowanymiludźmizZachodu,atymi,którychznałaiwidziałaod

urodzenia.

-Tuniedalekojestjakaśulicahandlowa-Filipprzerwałjejrozmyślania.

-Gdzie?-spytałazzainteresowaniem.

-Niewiemdokładnie,piszą,żewpobliżu.Zarazsprawdzęnamapie.

Lidiaożywiłasię,wyraźnieminęłojejpodenerwowanie,byćmożewywołanetym,

żechciałasięwygrzać,amimomajatrafilinajesiennąpogodę,amożetym,żeokres

jejsięspóźniał,bolałjąbrzuchizastanawiałasię,czyniejestwciąży.Niewiedziała

też,cobędąrobićprzeztetrzydni,tylkowedwoje,bezgazet,telewizji,kina,bez

znajomychinawetbezrozmówzprzypadkowymiludźmi,boprzecieżnieznają

języka.Niechciałazwiedzaćstaregomiasta,nieobchodziłjejpomniksiusiającego

chłopcaanigigantycznymodelatomu.

Ciekawe,czyktośzezwiedzającychwogólepotrafisobiewyobrazić,jakiej

wielkościjestrzeczywistyatom?AtuFilippodsunąłświetnypomysł,rozwiązanie

łatweiprzyjemne.Pójdąnazakupy.Apotemmożenawetobejrzećtenatom.

-Excuseme-odezwałasiędoprzechodzącegokelneraowyraźniehiszpańskiej

urodzie.

-Wewouldliketopay.

-Si-skinąłgłową.

-Idziemyjuż?-zdziwiłsięFilip.

-Tak,nazakupy-odpowiedziałazuśmiechem.-Wiesz,jaktamdojść?

-Mniejwięcej-powiedział,składającmapętak,abymócsprawdzaćulice,którymi

będąszli.

Wieczoremtegosamegodniaobojebyliwdoskonałymnastroju.Lidiakupiła

sobiekilkaciuchów,aFilipcieszyłsię,żeniewydaliwszystkichpieniędzy.Teraz

wybieralisiędojednejzpobliskichrestauracji,więcLidiajużodtrzydziestuminut

okupowałałazienkę,podczasgdyFilipczekając,ażjązwolni,bezmyślnie

przeskakiwałkanałybelgijskiejtelewizji.

HotelznaleźliprzezInternet,nazdjęciachwyglądałnaeleganckiiniemal

zabytkowy,nażywookazałsięniecozaniedbany.Naszczęściedostaliczystyi

przestronnypokójzesporąwnęką,gdziestałoogromnełóżko,ikanapą,doktórej

Filipzdążyłsięjużprzyzwyczaić.

-Jesteśjużgotowy?-Lidiaodezwałasięzłazienkitaknagle,żejejmążażzadrżał.

-Prawie-odpowiedział,cotaknaprawdęznaczyło„jeszczeniezacząłem”.

-Todobrze.

Filipuznał,żesporomujeszczebrakujedotego„prawie”,więcwstałz

ociąganiem,wszedłdołazienkiprzezotwartedrzwiizacząłmyćzęby.Pomyślał,że

background image

toidiotycznemyćzębyprzedposiłkiem.Lidiasiedziałanamuszliklozetowejze

złączonymikolanami,awrękachmięłapapiertoaletowy.

-Czojeszt?-spytałjązeszczoteczkądozębówwustach.

-Niemamjeszczeokresu-odpowiedziała,patrzącnaswojestopy.

-Przecieżczęstocisięspóźnia-wzruszyłramionamiiwyplułspienionąślinędo

umywalki.

-Aletojużdwadni.

-Dajspokój,dwadniwtęczywewtę,częstotakmasz.

-Niewiem,jakośtakdziwniebolimniebrzuch.

-Zestrachu.

-Atyco,takizciebiebohater?Tojabędęgruba.Niewiem,jakwogólekobiety

mogąprzeżyćporód.

-Przecieżzawszekochamysięzgumką.

-Alekiedyś,jużpo,jeszczemnietamdotykałeś…

-Kochanie,plemnikiniewejdąsobiesamedodziurki,trzebajewypuścićw

środku,głęboko.

-Ajakgumkabyłaprzebita?

Odwiesiłręcznik,podszedłdoniejipocałowałjąwczubekgłowy.Włosymiała

jeszczelekkowilgotne,pachniałyszamponem:waniliąimiodem.

-Wstań-powiedział.-Jateżmuszę.

Zamienilisięmiejscami,terazonusiadł,nastojąco,pomęskuzałatwiałsiętylko

wmiejscachpublicznych.Lidiazaczęłamalowaćoczy,robiącprzytymśmieszne

miny.

-Niechcębyćwciąży-powiedziałapowoli,każdywyrazoddzielnie.

-Iniejesteś-powiedziałkrótko.

-Skądwiesz?Noskąd?

-Wiem.Dotegojestpotrzebnynormalnyseks,niejakieśdotykanie.

-Amynibycorobimy?Seksprzeztelefon?

-Lidka-wstałispuściłwodę-jakchcesztokupimyjutrotest.

-Ciekawe,jakwyjaśnisz,cochceszkupić?Znaszfrancuski?Pozatymjutrojest

niedziela.

-Możecośbędzieotwarte.

-Zawcześnie,nicniewykaże.

-Noto,cochcesz?-podniósłgłos,choćstarałsięnadsobąpanować.-Pewnie

jutrodostanieszokres-chciałjąjużtylkouspokoić.-Powinniśmytowykorzystać,

właśnietutaj…

-Tobietylkojednowgłowie.

-Nietylkowgłowie-pogłaskałjąpopośladku.

-Dajspokój-zgasiłago,odkładająctuszdokosmetyczki.-Niemamnastroju.

Filipwyszedłzłazienkiizacząłsięszykowaćdowieczornegowyjścia.

-Ciekawe,czytobardzoboli-Lidiaznówsięodezwałazłazienki.-Boże,niechcę!

Nieteraz.Wogóleniewiem,czychcę.

-Ajeślinawetjesteś,tocozrobisz?-zapytał.

-Niewiem-odpowiedziała,aFilipowiwydawałosię,żemówidosiebie.

Tobyłajednaztychkolacji,kiedyniespodziewaniewszystkojestjaknależy:

stolikisączyste,kelnerzyniekażączekaćnasiebiezbytdługo,światłojest

dyskretne,alewidać,cosięmanatalerzu,amuzykaniezagłuszanaszychmyśli.

Nawetpotrawyokazałysięwsamraz:niezbytwykwintne,alesmaczneichyba

nawetzdrowe.Niestety,nadaltkwiłamiędzynimitarozmowazłazienki,słowa

wypowiedzianemiędzymuszląaumywalką,międzyniepokojemalekceważeniem.

Onamiałanadzieję,żetobezpodstawnylęk,żejednakniejestwciąży;onstraciłcałą

pewnośćsiebieizastanawiałsię,cobędzie,jeślijednakjejobawysiępotwierdzą.

Nadrugidzieńmogliowszystkimzapomnieć.Filipzobaczyłwłazienceotwartą

background image

paczkępodpasekiresztękrótkiegourlopuspędzilijakprawdziwituryści,zmapąw

rękuiaparatemfotograficznymzawieszonymnaszyi.

background image

2

Tozadziwiające,zjawilisięprawiewszyscy.Beatawszystkozorganizowała:

zarezerwowałalokalnadrzeką,zadzwoniładoTomkaiŁysego,ustaliładatęi

wszystkimprzydzieliłazadania.Potemsprawarozeszłasięnazasadziedomina.

FilipdostałSMSaodŁysego,kiedyjeszczebylizLidiąwBrukseli,podczas

pakowaniawalizki,kilkagodzinprzedwylotemdoWarszawy.

Iotosięspotkali.Zamawiająpiwoiorzeszki,witająsiętrochęniepewnie,

ostrożnie,wkońcuostatnirazwidzielisięjedenaścielattemu;wtymsamymlokalu

świętowalizdanąmaturę,nieuświadamiającsobiewcale,żebyłatostypanad

grobemichmłodości,żeotonastąpiłkoniecświatanieskończonychmożliwości,

czekającychtużzaprogiem,jeszczenieodkrytych,jeszczeprzednimi.

Terazjużwszyscymajątedecyzjezasobą,przemyślane,przypadkowe,

wymuszone,alepodjęte.Pytaniowiek,zaczynająodtrójki,awtedytobyłojeszcze

dziewiętnaście,więcjesttak,jakbyminęłydwiedekady.Ajednakbardzoszybko,

jeszczewtrakciepierwszegopiwa,zaczynajązachowywaćsiętak,jakbytobyło

spotkaniepowakacjach,azamiastjedenastulatminęłytrzyletniemiesiącei

właśniedzieląsięwrażeniamizlata.Każdybłyskawiczniezaczynamówićjęzykiem,

jakiegoużywałwszkoleśredniej,tesamepowiedzonkaiprzekleństwa,minyigesty,

abyjaknajszybciejzasypaćtelata,wczasiektórychzałożylirodziny,podjęlipracę,

wyjechalidoinnychmiast.Byćmożeinaczejniepotrafilibyzesobąrozmawiać?Być

możewogóleniemielibyoczymrozmawiać,gdybyniewspólniespędzona

młodość?

-Noijaktamwstolicy?-ŁysyzagadnąłFilipazmieszaninązazdrościipogardy.

Wszyscywtensposóbmówiliotych,którzywyjechalidoWarszawynapoczątku

latdziewięćdziesiątych.Mieligłowypełneobrazówztelewizoraigazet,maklerówz

czerwonymiszelkamiiprzestępcówstrzelającychnaulicach,zazdrościlikolorowego

światailegendarnychjużpensji,pocieszalisiędrożyznąwsklepachibrakiem

moralnościmieszkańcówstolicy.Cokolwiekbyimodpowiedzieć,niezmieniałoto

obrazka,jakisobiestworzyli.

-Wstolicy?-Filipzastanowiłsięchwilę.-Cośpierdoląpolitycy,kasależynaulicy.

-Taaa-Łysypokiwałgłową.-Aunaschłopstoipodpłotemiwymachujemłotem.

-Pierdolnąłmłotemkota,ażmusięrozeszłakapota-wtrąciłstojącyobokPiasek.

-Komu?-spytałŁysy.-Kotu?

-Chybakotowi-poprawiłgoPiasek.

-Maciezajarać?-Kwaśny,jakzwyklespóźniłsięijakzwyklechciałznaleźćsięod

razuwcentrumwydarzeń.

Tozadziwiające,jakłatwoprzychodziłoimwejśćdotejsamejrzeki.Filipprzez

momentzastanawiałsię,naczymzeszłomuostatniedziesięćlat.Poczuł,żewłaśnie

wróciłdoswojego,dobrzeznanegomuświata;niebyłogotutajdługo,aletenczas

kurczyłsięgwałtownie-możetobyłotylkokilkadni?Wszyscywyglądajątaksamoi

zachowująsięidentycznie,jakwtedy,gdymieliposiedemnaście,osiemnaścielat,i

zdążylisięjużpoznaćtak,jaknigdypotemnieudaimsięjużpoznaćnikogo.Łysy

krzywiustaprzykażdymłykupiwa,jakbywlewałjewsiebieznajwyższym

obrzydzeniem;Kwaśnyijegodenerwującyzwyczajprzeciskaniasięwmiejscu,gdzie

akuratstoinajwięcejludzi.IBeata,któraciąglemarszczybrwi,jakbyniezgadzałasię

zżadnymkierowanymdoniejzdaniem.

ApotemFilipspojrzałnastojącąopodalLidię.Rozmawiałazdziewczynami,alew

tejchwilipatrzyłananiego.Filipprzymknąłleweoko,uśmiechnąłsiędożonyi

ostatnielataznówwypełniłysięzdarzeniami,miesiącpomiesiącu,rokporoku.

-Asłyszałeś,żeKazazostałburmistrzem?-zagadnąłPiasek.

-Kim?-spytałFilip,choćdobrzeusłyszał.

-No,kurwa,prezesemtegocyrkowegomiasteczka-objaśniłKwaśny.

background image

-Aleco,złapankibraliczynormalniejakaśpomyłkaprzylosowaniubyła?-spytał

Filip.

-Osananiegogłosował-Łysywskazałbrodąkolegę.

Barmanpodałimkolejnekuflepełnezimnegopiwaiprzezchwilęwszyscypiliw

milczeniu.Osaniezamierzałjednakzbyćmilczeniemoskarżenia,którepadłozust

jegonajlepszegoprzyjaciela.

-No-pokiwałgłową-zmniejszyłmiosiedemdziewięćdziesiątpodatekodpsa.

Wszyscyzaczęliklepaćgoporamionachiwznosićentuzjastyczneokrzyki„nie,no

tooczywistasprawa”,„świetnadecyzja”,„poszczęściłocisię,chłopie!”idalejwtym

stylu.

Zrobiłosięlekkiezamieszanie,nadodatekKwaśnywylałpiwonabutyFilipa,a

tenzacząłjezdejmować,ijużpochwiliwszyscyspieralisię,czylepiejwysuszyćjew

kuchencemikrofalowejczypodsuszarkądorąkwłazience.PrzeztoLidianiemogła

siędoniegodostać,apotemmusiaładwarazyzcałejsiłypociągnąćgozarękaw,by

wreszcieodwróciłsiędoniej.

-Chodź-powiedziałacicho.

-Poczekaj,niemambutów.

-Proszęcię,szybko.

Zauważyłcośwjejoczachizaciśniętychustach.Wyszlizbarunazewnątrz,

naprzeciwkomielirzekę,wktórejprzeglądałysięresztkizachodzącego,czerwonego

słońca.

-Mama-zaszlochała.

-Cosięstało?

-Wszpitalu.-Lidiatrzęsłasięipłakałabezłez.

Filipchciałjąobjąć,alezesztywniała,obejmującsiękurczoworamionami.

Odsunąłsięodniej.Wiedział,żemusiterazdoniejmówić,zmusićdoskupieniasię

nafaktach.

-Kiedy?-spytał.

-Dzisiaj,dostałamprzedchwiląSMSa.

-OdKasi?

-Tak.

-Alecowłaściwie?

-Niewiem!-wybuchłagłośnympłaczem.-Niewiem,pogotowiejązabrało,

dzwoniłamdoKaśki,alenieodbiera.Boże,Boże,nie…

-Lidka,uspokójsię…

-Tojestmojamatka,nierozumiesz?!

-Wiem.Pojedźmytam,zobaczymy,cosiędzieje,możetonicstrasznego.

-Niechcę,niechcę…

-Uspokójsię,nicniewiemy.Jedziemyterazizobaczymy.-Przecieżpiłeś.-Aty?-

Janie.Dwałyki.-Dobrze,typoprowadzisz.Totylkostokilometrów,przedjedenastą

będziemynamiejscu,otejporzeniemaruchu.

-Tak.Idźiweźrzeczy,jatamjużniewejdęztakimioczami.

-Wporządku.Zarazbędę.

-Zaczekamwsamochodzie.

Filippodałjejkluczykiiwróciłdobaru,żebyzabraćjejżakietiswojemokrebuty.

Zastanawiałsię,czyjewłożyć,czyjechaćbeznich.Wkońcunieprowadził,mógł

sobiepozwolićnajazdęwskarpetkach.

background image

3

Wszpitaluzaspanapielęgniarkastarałasięmiłym,spokojnymgłosemwyjaśnić,

dlaczegootejporzeniemożnaodwiedzaćchorych.Pracowałatujednaktakdługo,że

natychmiastdostrzegłanapięcienatwarzyLidii,jejpodkrążoneoczy-niepytałao

nic.

Przezszklanedrzwiweszlidokorytarzatonącegowostrymświetlelamp

jarzeniowych.Szlioboksiebiewmilczeniu,mijalisale,zktórychprzezotwartedrzwi

wydobywałsięciężkizaduch-niedomytych,spoconychciał,lekarstw,środków

dezynfekcyjnych.FilipdostrzegłwreszciesiostręLidii;siedziaławjednejzsalpod

ścianą,właściwiepółleżałanatwardymdrewnianymkrześle.Nogimiała

wyciągniętepodżelaznymłóżkiem.MamaLidiispała.

-Kasia!-Lidiarzuciłasiękusiostrze.Chciałająprzytulić,więcmiałazamiar

uklęknąć.

ZkoleiKasiazaczęłasiępodnosić,żebywstać,alesiostraprzytrzymałająiobie

zastygływdziwnejpozycji,nitostojąc,nitosiedząc.

Filipuspokoiłsię,widzącteściowąpogrążonąwspokojnymśnie.Naglepoczuł

zapachpiwa,któryunosiłsięzjegobutów.

-Chodźcie,niebudźmyjej-powiedziałdosióstr.

Wyszlinakorytarz,alenadalrozmawialiprzyciszonymigłosami.

-Cosięstało?-spytałFilip.

-Nerki-wyjaśniłaKasia.-Zawszenarzekała,żejąkłujewdolepleców,ależeby

gdzieśposzła?Nigdy!Dzisiajjużodranawidziałam,żecośzniąnietak.Chodziłapo

mieszkaniujakaśprzygarbiona,skrzywiona,anamójwidokodrazusięprostowała.

Mówięjej,jedziemydolekarza,tylkonabadanie,aonaswoje:nieinie,nicminie

jest,poprostuźlespałam.Doszałumnietodoprowadzało.Wpołudniezaobiadsię

wzięła,jaszykowałamsiędowyjścia,miałamjechaćnazakupy,atusłyszęjakiś

łomot.Wpadamdokuchni,widzęgarnekzziemniakaminapodłodze.Jakniekrzyknę

nanią:„Zostawtecholernegary”,alewidzę,żeonakucainiemożewstać.

Przestraszyłamsię.Dzwoniępopogotowie,ocośmniepytają,objawy,odkiedy,jak

silne,awidzę,żemamasiętrzęsie,więcrzucamsłuchawkęibiegnędoniej.Patrzę,a

tunapodłodzekałuża…

-Kasia-Filipprzerywajej,chcącoszczędzićżonieszczegółów.-Cojejrobili?

-Miałaoperację.

-OBoże!-krzyknęłaLidia.

-Aleco?-dopytywałsięFilip.-Kamienie?

-No-odpowiedziałaKasia.-Podobnojakziarnafasoliczygrochu.

-Alejak?Co?-Lidiazszokowananiewiedziała,ocopytać.-Coteraz?

Kasiawzruszyłaramionami.-WujkowiMarkowidziesięćlattemuwyciętonerkęi

wogóleponimniewidać.Wczorajnachlanywrowiesiedział,oławkęsięopierał.

-Przestań-rzuciłaLidia.

-Tomożemyterazposiedzimyprzymamie?-zaproponowałFilip.

-Nie,chodźciedonas-powiedziałaKasia.-Mamaterazbędziespała.Siedziałam,

boczekałam,ażtatapomnieprzyjedzie.

-Zostawimyjąsamą?!-zdziwiłasięLidia.

-Tojestdobryszpital-wyjaśniłaKasia.-Pielęgniarkisąwporządku,lekarze

małopiją.

Przyjdziemyjutrorano.Tylkoprzypomnijciemi,żebykupićczekoladkidlatych

pielęgniarek.

background image

4

-Wiesz,żeMartynajestwciąży?-spytałFilip.-Nocoty?!-zdziwiłasięLidia.–W

którym?-Chybazktórym-zaśmiałsięFilip.Siedzieliwpokoju,niemającnic

specjalnegodoroboty.Wsobotniewieczoryzazwyczajwychodziligdzieś,

najczęściejzeznajomymidoklubulubdokina,czasaminazakupydocentrum

handlowego,apotemcośzjeśćnamieście,wszystko,byleniesiedziećwedwojew

domu.Nienudzilisięzesobą,leniweżyciedomowesprawiałoimnawet

przyjemność,aleniewsobotniewieczory.Tobyłowręczzakazane.

Tasobotawyglądałajednakinaczej.Możedlatego,żematkaLidiizaledwiekilka

dniwcześniejwyszłazeszpitalainadalotymmyśleli?Wszystkowporządku,

żadnychpowikłań,alejejżyciejużnapewnoniebędzietakie,jakkiedyś.SiostraLidii

powiedziałanawet,żemamawreszcieprzestaniecodrugidzieńsprzątaćikażeojcu

naprawićpralkę.Filipzastanawiałsię,czyKasianaprawdęjesttaksilna,czyteż

swojeprzerażeniecałąsytuacjąkryjepodmaskąoptymizmuispokoju.

Wkażdymrazietejsobotydonikogoniedzwonili,aichtelefonrównieżmilczał;

dziękitemuniemusielizastanawiaćsięnadkażdąpropozycjąani-cogorsza-

wymyślaćusprawiedliwieniaprzedprzyjaciółmi.Zaobopólnąmilczącązgodą

wybraliwieczórwdomuwedwoje.

Siedzielinakanapieioglądalitelewizję.Jaktysiąceludzinaświecie,kilkagodzin

dziennie,kilkadziesiątwmiesiącu.WłaściwieFilipsiedział,aLidiależałanaplecach

zgłowąnajegoudach.Miałanasobiegruby,czerwonyszlafrokfrotté,mocno

związanywtalii.

Włożyłago,bozawszepokąpielibyłojejzimno.Filipwłożyłnatenwieczór

piłkarskiespodenki,wktórychnigdyniegrałwpiłkę,ipomarańczowypodkoszulek.

Jemupokąpielizawszebyłociepło.

-AskądwieszoMartynie?-Lidiaspojrzałananiego,wyginającgłowędotyłui

marszczącbrwiwudawanymgniewie.

-Nowiesz…-zaczął.-Zamierzałem,jakbyprzekazać,żetakpowiem…toznaczy…

rozpowszechnićmojegeny…

-Jacidamgeny!-krzyknęła.-Niczegomituniebędzieszrozpowszechniał!

-Totylkotakie…czystonaukowepodejście…

-Niebędzieżadnychpodejść-przerwałamu.

Wyciągnęłarękęiprzezpiłkarskiespodenkiścisnęłajegogenitalia.

-Zarazsięskończątwojepodejścia.

-Nie,nie-złapałjązaprzegub.Naprawdępoczułbólichciałzabraćstamtądjej

dłoń.

Puściłagoiumilkła,wpatrującsięwekran.Filipzacząłbawićsięjejwłosami,

gładziłjąpoczole,policzkach,zauszami.Lidiaułożyłasięwygodniej,poluzowała

pasekszlafroka.

-Oczymwłaściwiejesttenfilm?-spytał,patrzącnajejdługierzęsyidelikatne

piegiwokółnosa.

-Ożyciu-odpowiedziała.

-Ożyciutych,którzynieistnieją.

-Dlaczego?-obruszyłasię.-Tusąważneświatowedylematy.

-Tak.Naprzykład,dlaczegorządukrywaciałotegokosmity?Dlaczegowszystkie

rządywszystkichkrajówukrywająciałajakichśkosmitów?Możetojestjedeniten

samkosmitatransportowanyzjednegokrajudodrugiego?Dlaczegopiramidy

zbudowanowtensposób,żebymogłybyćidealnyminadajnikami?Iczemusygnał

radiowywysyłanyzdowolnejpiramidynajłatwiejdocierawsamśrodekPasa

Kuipera…

-Dajspokój.Chodzioto,czyoniwreszciesiępocałują.Ktopierwszywykonaten

ruch?

background image

-Ja-szepnąłFilip.

Jegorękawślizgnęłasiępodgrubyczerwonyszlafrok,głaskałjejpiersi,zataczał

kręgiicorazbardziejzbliżałsiędosutka.Chciałpocałowaćjąwusta,alewtej

pozycjimógłledwiemusnąćjejwargi.Rękąpowędrowałniżej,dobrzucha,bawiłsię

tymikilkomawłosami,którewyznaczałydrogęodpępkawdół.Lidianiemyślała

jeszczeoseksie,chciałapoprostupoleżećbezczynnie,alejegodotyk,amatorski

masażbrzucha,zaczynałjąrozgrzewać.Niekochalisięponaddwatygodnieijejciało

domagałosiętego.

Uniosłasięnałokciuiodwróciłanabrzuch.

-Zdejmijspodenki-powiedziała,patrzącmuwoczy.

Opierającsięnałokciach,zbrodąnajegoudzie,polizałajegopenisa.Razidrugi,

oddołudogóry.Rękąodsłoniłajegownętrze.

-Jesttakiczerwony-powiedziała.-Ibłyszczący.-Wypastowałemgodlaciebie.-

Mhmmm-zamruczałaipochwilipołowapenisaFilipaznalazłasięwustachLidii.

TymczasemFilipstarałsięzdjąćzniejszlafrok;onachciałamupomóc,przeniosła

ciężarciałanaprawąrękę,aleprzeztougryzłalekkojegoniezwyklesztywnyjuż

członek.

-Auuu!-jęknął.

-Mmmm,szpodobałoczisię-wymruczałazpełnymiustami.

Kiedynachwilęprzestałassać,Filipwstałiuklęknąłprzykanapie.Lidiabezsłów

usiadłairozsunęłakolananaboki.

-Dajmiją-powiedział.

Zacząłodlizaniajejcipki,oddołudogóry,całymjęzykiem,jakwłoskielodyz

automatu.Lidiazaczęłapojękiwać,lubiławydawaćdźwięki,kiedysiękochali,inie

zważałanato,żerobitonaprawdęgłośno.

PochwiliFilippołożyłsięnaplecachnapodłodzeiściągnąłżonęnasiebie.

Usiadłamunaklatcepiersiowej,aonująłsilniejejpośladkiiprzysunąłdosiebie,aż

jejbrunatnoczerwonewargisromowezakryłyjegousta.Zacząłssaćjejłechtaczkę,

przygryzaćwargi,aonajęczałagłośnoiugniatałajegojądraręką.

Naglewstałazniegoiusiadłanakanapie.

-Przynieśgumkę-wysapała.

Właziencemielidwawiklinowekosze,jedenzlekarstwami,drugizpodpaskamii

płatkamidodemakijażu,aleprezerwatywniebyłowżadnym.Znalazłjedopierow

sypialni,wszufladzie,podswoimiskarpetami.

Lidiaczekałananiegozwypiekaminatwarzy,alekiedyzobaczyłajegoobwisły

penis,skrzywiłasię.

-Niemogłemznaleźć-zacząłjejtłumaczyć.

-No,wszufladzie,wsypialni.

-Wiem,aleostatniochybabyływłazience.

-Oj,przestań-pociągnęłagonakanapę.Przylgnęładoniego,przycisnęłago

swoimciałemtak,żeniemógłsięruszyć,amiędzyjegonogiwcisnęłaswojeudo.

Całowalisiędługo,ażjegopenisponowniestwardniałimożnabyłonaniegonałożyć

cieniutką,testowanąlaboratoryjniegumęlateksową,którazapobiega

przedostawaniusiępłynówustrojowychzciałamężczyznydociałakobiety.U

niektórychkobietśluzówkapochwymożereagowaćlekkimuczuleniemnamateriał,

zktóregowykonanesąprezerwatywy.

Skończylinapodłodzeijeszczechwilętamleżeli.Zapadliwkrótkądrzemkę.

Potemjeszczegłaskalisięidotykali;FilipzarzuciłnaLidięisiebieczerwony

szlafrok.Stopywystającespodniegoszybkoimmarzły.

-Chciałabymtokiedyśzrobićbezgumki-powiedziałaLidia.

-Todosyćproste.Wystarczyjejniezakładać-uśmiechnąłsię.

-Adziecko?

-Czyje?

-Nasze.

background image

-Acodotegomadziecko?

-OjFil,nieudawajidioty.Niewiem,czychciałabymterazmiećdziecko.

-Możeszbraćtabletki.

-Nie-pokręciłagłową.-Podobnosąszkodliwe.Itrzebacodziennieotym

pamiętać.

-Alezobacz,jakbyłobyświetnie-rozmarzyłsięFilip.-Taknaturalnie,nietrzeba

przerywać,otwieraćtejfolii,nakładać,apotemzdejmowaćpełnąizastanawiaćsię,

gdziejąpołożyć.

Lidianieodpowiedziała.

-Mamyjużtrzydziestkę-zaczęła.

-Jeszczenieskończoną.

-Jakbędęchora,ktosięmnązajmie?-Ja.-Ajaktybędzieszchory?-spojrzałamu

woczy.-Chybaty.Tak?-Azadziesięćlat,naWigilii,teżbędziemytylkowedwoje?-

Dobra.

Ococichodzi?-Niewiem,myślętylko.Wiesz,żepotrzydziestcezwiększasię

ryzykopowikłańprzyporodzie?

-Lidka,jeślichcesz,tojasięmogępoświęcićiwziąćdorobotynawetteraz.O

widzisz,juższtywnieje.

-Mówiępoważnie.

-Jateż.Dotknij.

-Chceszmiećdziecko?

Filipwzruszyłramionami.Wstałzpodłogi,ubrałsięiusiadłnakrześle.

-Bojawiem?

-Jaktoniewiesz?-zgromiłago.

-Niemyślałemotym.Właściwieniemamnicprzeciwkotemu.Odstawiamy

gumkiirobimydziecko.

-Alenieotochodzi!-Lidiapodniosłagłos.-Czytyudajesz,czywogóleniemasz

oniczympojęcia?

Filipmilczał,wpatrującsięwpodłogę.

-Chcecisięwstawaćwnocy?-spytała.-Płacz,przewijanie,śmierdzącakupa,

wstawaniewnocyokażdejporze,choroby,zęby,kaszki,grzechotki.Konieczkinem,

przyjaciółmi.Karmienie.Noiporód.Totakstrasznieboli!

-Skądwiesz?

-Wiem.

-Notoocopytasz?

-Czytegochcemy?Czychcemyzmieniaćswojeżycie?

Filipwstał.

-Niezastanawiałemsięnadtym,jeślichceszwiedzieć.Oczywiściesądzę,że

będziemymielikiedyśdziecko,alemożepóźniej.Choćzdrugiejstrony,niejesteśmy

jużzbytmłodzi,niemożnategoodkładaćwnieskończoność.Więcmożeterazjest

dobryczas,boczemunie?

Pocałowałjąwusta.

-Chodźmyspać-szepnął.-Pomyślimyotymjutro.

background image

5

Todziwne,żeniespotkalisięnigdywŁodzipodczasstudiów.Bylinatymsamym

wydziale,musielimijaćsięmiędzyzajęciami,możesiedziećoboksiebiena

parapeciewoczekiwaniunawykładalbostaćwkolejcedodziekanatu,żebyjak

zwykledostaćreprymendęodutapirowanejsekretarki,którejniespodobałasię

pieczątkanapodaniuostypendium.

OdnaleźlisiędopierowWarszawie.Przyjechalituzarazpoobroniepracy

magisterskiej,latem1996roku,iznaleźlisięwwolnorynkowymrajuzpierwsząw

życiupensją,jużterazwiększąniżpółrocznezarobkiichrodziców,nauczycieliczy

urzędnikówwmałychmiasteczkachpołożonychzaledwiedwiegodzinyjazdy

pociągiemodstolicy.

Ktośspotkałkogośprzypadkowowpracy,„gdziekończyłeśstudia,nopopatrz,ja

też,cozazbiegokoliczności,znaszjeszczekogośzwydziałutuwWarszawie,

naprawdę,onteż!?”,iwtensposóbichluźnągrupęośmiu,dziesięciuosób,połączyła

corazodleglejsza,aprzeztojeszczewspanialszaprzeszłośćorazpoczucie,żesię

załapali,zdążylinatenpociąg,któryruszałnasamympoczątkulat

dziewięćdziesiątych,ichoćmająmiejscatylkowkorytarzu,wprzeciwieństwiedo

swoichrówieśnikówzWarszawy,wiceprezesówidyrektorów,tojednakjest

nadzieja,żezwolnisięcośwdrugiejklasie;aprzecieżwieluinnychzostałona

peronie.

Spotykalisięodczasudoczasuwieczorami,wśrodylubwczwartki;wweekendy

zazwyczajwyjeżdżalizestolicydorodziców,którzymogliwtensposóbpielęgnować

dumęzeswoichdzieciiobnosićjąpoznajomychisąsiadach,awniedzielę

wieczoremuronićłzęipotajemniewłożyćimdotorbyświeżąwiejskąkiełbasęi

prawdziwychleb,bowWarszawie,wiadomo,tylkobenzoesaniulepszacze.

Tegoupalnegoczerwcowegowieczoruwybraliknajpęzbałkańskimipotrawami

naNowogrodzkiej.PozaFilipemiLidiąprzyszlitylkoMichałzMałgosią,Ingai

Agnieszka.

Dziewczynyodniedawnamieszkałyrazem,comiałopoprawićichsytuację

finansową,takbywreszciemogłykupićwłasnemieszkania.AMałgosiawłaśniepo

razdrugiwprowadziłasiędoMichałaiwtensposóbzostawiłanalodzieswoją

współlokatorkęAlinę.MożedlategoAlinanieprzyszła?

PoprzystawkachMichałniedałsięprosićiwyjąłzplecakaalbumzezdjęciamiz

wakacji.TrzydnitemuwrócilizMałgosiązCypru.

-Czytosątesłynnemozaiki?-spytałFilipzniedowierzaniem.

-Tak-zapewniłMichał.-Wiesz,tutajdobrzeniewidać,aletonaprawdęrobi

wrażenie.

-No,atenkopczykkamieni?

Lidia,zaintrygowana,spojrzałaFilipowiprzezramię.

-Niepowieszchyba,żeonetakleżąodtrzechtysięcylat?-rzuciłazaczepnie.-Na

pewnoukładająjetakprzedkażdymsezonemturystycznym.

-O,tojestładne-Filipwskazałkolejnezdjęcie.

-SkałaAfrodyty-wyjaśniłMichał.

-Wyobraźsobie…-włączyłasięMałgosia.-Jestgorącelato,jaktonaCyprze,i

Afrodytaprzybiegatutajzeswoimikochankami,abypopływać…

-Kochankami?-zdziwiłasięInga.-Znaczy,kobietami?-Zfacetami,zfacetami-

Małgosiasięskrzywiła.-Chociaż,ktoichtamwie?Załóżmy,żetobylijednak

faceci.No,więcprzybiegają…

-Niemoglipoprostuprzyjść?-spytałFilip.

-Przestań-oburzyłasięMałgosia.-Dajcieskończyć.Jestichtrzech.Goniąją

wokółskały,zdzierajązniejubranie,warstwapowarstwie,ażzostajenaga,wtedy

któryśprzyciskajądochropowatej,twardejskałyi…wiadomo.Faleichoblewająraz

background image

zarazem.

Małgosiaprzerwała.

-Icodalej?-spytałaInga.

-Dajspokój,Gośka-wtrąciłsięMichał.-Tenprzewodniknapewnokażdej

wycieczceopowiadatęsamąhistorię,lepiejnamagnetofonbytonagrał,zamiasttak

nawijaćcodziennie.

Atyzcałegowyjazduakuratzapamiętałaśtękiczowatąopowiastkę.

-Kiczowatą?-Ingasięuśmiechnęła.-Gosiu,cowyrobiliścienatychwczasach?

-Chybawłaśnietegonierobili-wyrwałosięLidii.

-Tomożenastępnezdjęcie-odezwałsięFilipiostentacyjnieprzerzuciłkilka

stronalbumu.-Tojestniezłe-zachwyciłsię.

-Teatrgrecki-wyjaśniłMichałgłosemprzewodnika.-Alezdjęcieniejestwstanie

pokazać,jakietoogromne.Ześrodkascenyludzienasamejgórzewidownimusieli

wyglądaćjakmrówki.Podobnoprzychodziłytamtysiącewidzówiwszyscy

komentowali,gwizdali,krzyczeli.Jaknastadionie.Taknaprawdętoludziezupełnie

sięniezmieniają.DziśmamymeczLiverpool-RealMadryt,amożeWidzew-Legia.

Tasamaatmosfera,tesameemocje.

Nawetwidowniawyglądaprawieidentycznie.Awiesz-MichałmrugnąłdoFilipa

-żewtedywszystkierolegralimężczyźni?

Filipuniósłbrwi,zdziwiony.

-Tak,toniedopomyślenia,żebywtedykobietabyłaaktorem.Nawetnieistniało

słowo„aktorka”.

-Nojasne-Małgosianiewytrzymała.-Takjakterazjestniedopomyślenia,żeby

mężczyznazwłasnejwolizmyłposobienaczynia.

-Czymogęprzyjąćzamówienie?-NaszczęściedlaMichała,pojawiłsiękelnerz

mikroskopijnymnotatnikiemiołówkiem.

Niebylijeszczegotowiidługotrwało,zanimkażdeznichzdecydowałosięna

daniegłówne.Naturalnie,Inga,AgnieszkaiMałgosiazamówiłysałatki,tylkoLidia,

którazamawiałajakopierwszaipotemjeszczesięzastanawiała,czytegonie

zmienić,wybrałazapiekanąfasolęzcebulą.Panowiesobienieżałowalii

zdecydowalisięnacośkalorycznego,zczosnkiemipapryką.

Poodejściukelnerawnaturalnysposóbzmienilitemat.

-UnaswbiurzezatrudnilidziśkogośzŁodzi-oznajmiłaInga.

-Znaszgo?-zainteresowałsięFilip.-Znaszegouniwerku?

-Tak-przyznała.-Aletomłodziak,zarazpoobronie.

-No,toraptempięćlatmłodszy,nieprzesadzajmy-oburzyłsięMichał.

-Zastanawialiśmysiędziśprzyobiedzie-kontynuowałaInga-ktounaswpracy

jestprawdziwymwarszawiakiem.

Przerwaławoczekiwaniunakomentarze,aleniktsięnieodezwał.

-Dwieosoby-ogłosiłaztriumfem.

-Warszawiacytogatunekwymierający-podsumowałFilip.-Jakkazuary.

-Ka,co?-spytałaLidia.

-Takiezwierzęta-wyjaśniłMichał.-Podobnedostrusi.

-Ijakituzwiązek?-spytałaInga.

-Taki,żeniedługoioniwymrą-odpowiedziałFilip.-Ktowie,możejużwymarli,

drugawojna,czystkiSB…

-Przestań!-Lidiastuknęłagowramię.

-Mydamypocząteknowemugatunkowi-kontynuowałniezrażony.-To

normalnypostępewolucyjny,teraz,kurczę,my!

-Janielubiętegomiasta-wtrąciłaAgnieszka,któracałyczassiedziałabezsłowa,

alewywoduFilipasłuchałauważnie.

-Niktnielubi-przyznałaInga.-Anajbardziejnielubiągowarszawiacy.Zadużo

tuprzyjezdnych.Wsioków.

-Znaczynas?-spytałaLidia.

background image

-Tak,kochana.-Ingaobjęłają.

-Niematuklimatu-przyznałMichał.-PamiętaciewŁodziPodSiódemkami?

-AlboimprezywPretorze-rozmarzyłasięInga.

-NazakupyteżwolędoŁódki-dodałaMałgosia.-Jednaulicaiwszystkotamjest.

Nietrzebajeździć,galeriatakaczyowaka,gdziewszystkoalbodrogie,albo

badziewne.

-PoprostuPiotrkowskąznaszlepiej-wyjaśniłFilip.-Zadwa,trzylatanawetnie

spojrzysznaplacWolności.

-Japlanujęwrócićdosiebiezadwa,trzylata-odezwałasięcichoAgnieszka.

-Poco?!-zdziwiłasięInga.-Chceszpracowaćwośrodkupomocyspołecznejza

tysiączłotychbrutto?

-Znadgodzinami-dodałFilip.

-Będęmusiałazająćsięrodzicami-wyjaśniłaAgnieszka.-Mójbratjestw

Niemczech,pewnieniewróci.Urządziłsiętam,przysyłarodzicompieniądze,alenóg

sobiezatoniekupią.Mójojciecmajużsześćdziesiątosiemlat,jednąnogę

sparaliżowaną.Terazjeszczejakośchodzi,mamamupomaga,aleniewiem,co

będziezakilkalat.Zarobiętutrochę,kupięmieszkanie,bonatymnapewnosięnie

straci,apotemznajdęjakąśrobotębliskodomu.Albonajlepiejkorepetycjewdomu.

Przerwała,żebynapićsięherbaty.Wszyscyzamilkli,Michałdyskretnieschował

albumzezdjęciami.Zajęlisiętym,comielinatalerzach.

-Chciałbymmiećtakącórkę-przerwałciszęFilip.

Zestojącegonaśrodkustołuwiklinowegokoszykawybrałmocnoprzypieczoną

greckąpitę,odłamałsporykawałekiugryzłkęs,popijającłykiemczerwonegowina.

-Tydzisiajprowadzisz?-spytałLidię.

Kiwnęłagłową,przymykającnachwilępowieki.

background image

6

PokolacjiFilipwkładałnaczyniadozmywarki.Uważał,żeonpotrafizmieścićw

niejnajwięcej;żedziękitemuniemarnująwodyienergii,aprzeztodbająo

środowisko.

Przeliczałwmyślach,oilemniejdetergentówmożnabyzużyćtylkoprzez

umiejętneukładanienaczyń,mnożyłtoprzezczęstotliwośćużywaniazmywarkiw

ciągurokuorazprzezilośćgospodarstwdomowych,napoczątektylkowWarszawie.

Samdziwiłsię,jakdużąliczbęotrzymywał.

Lidiasiedziałanakanapieipochylonamalowałapaznokcieunóg.

-Mógłbyśzapalićjeszczejednoświatło?-poprosiłaFilipa.

-Niepowinnaśtaksiedzieć-skarciłją,włączająctrzykolejneżarówki.

-Czylijak?-spytała,wkładającgumowepodkładkimiędzydwanajmniejszepalce.

-Pochylaćsię.Tonajgorszedlakręgosłupa.

-Alenajlepszedlamnie.

Filipwróciłdozmywarki,żebypoprawićkilkatalerzy.Potemusiadłnakrześlei

patrzyłnażonę.

Mieszkanieurządzilizgodniezmodnymtrendemłączeniakuchnizsalonem.

Jednaściana,ażdookna,pełnabyłaszafekkuchennych,anaprzeciwkoniejstała

ogromnakomoda,którąwypatrzyliwsklepiezantykami,orazdwaregałynaksiążki,

zapełnioneteraztylkodopołowy.KanapęzIkeiwsunęlipodścianę,bokiemdo

komodyinawprostokna.Wjednymzmagazynówzprojektamiwnętrzpodpatrzyli

pomysłwysokiegobarkuibyliwdzięczniredakcji,żewłaśniewtedyukazałsię

artykuł.Barekten,wzamyśleprojektantamodnygadżet,byłterazjedynągranicą

międzykuchniąasalonem,międzyzlewemizmywarkąakanapąitelewizorem.Filip

zastanawiałsięczasami,czybyniezrobićzniegościany,abynaprawdęmiećdwa

oddzielnepomieszczenia,aletylkowtedy,gdypracaurządzeńkuchennych

zagłuszałakomentarzWłodzimierzaSzaranowiczapodczastransmisjiskoków

narciarskichwramachTurniejuCzterechSkoczni.Winnewieczorydoceniali

przestrzeń,jakąmieli,ito,żesiedzącnakrześlewkuchni,możnabyłoobserwować,

cosiędziejewsalonie.

Filipwstałnaglezkrzesłaiprzeszedłdosypialni.Pochwiliprzyniósłaparat

fotograficzny.Lidiakończyłamalowaniepaznokci.

-Tobędzienaprawdęświetneujęcie-stwierdziłiaparatstrzeliłfleszem.

-Przestań,bomikrzywowyjdzie!-krzyknęłaLidia.

-Nieprzeszkadzajsobie-powiedziałzaparatemprzypoliczku.-Bądźnaturalna.

-Naturalnie-odpowiedziała,opierającsięwygodnie,abyobserwowaćschnące

paznokcie.

Filipodłożyłaparat;podszedłdoniejiuklęknąłprzykanapie.

-Uważaj-ostrzegłago,aleniezbytstanowczo.

Zpowoduwysychającegolakierusiedziałanieruchomozrozstawionyminogami.

Onklęczałmiędzynimi,opierającdłonienajejkolanach.

-Wjakiejsprawie?-spytała.

Delikatniewsunąłdłoniepodjejspódnicę,złapałdwomapalcamigumkęmajteki

zacząłjeściągać.Lidiauniosłasięlekko.

-Spróbujtylkodotknąćmoichpalców-ostrzegłago.

Kiedyjejmajtkizsunęłysięnapodłogę,jaktylkomógłnajdelikatniejuniósłjej

jednąstopę,wysunąłbieliznę,postawiłostrożniestopęzpowrotemnapodłodzeito

samozrobiłzdrugąnogą.

-Niemożeszsięruszać-powiedział,patrzącjejprostowoczy.-Lakierjest

jeszczewilgotny.

-Ajanie.

-Zarazbędziesz.

background image

Całyczasostrożnieipowoliuniósłjejspódnicęizacząłcałowaćuda,cochwila

dmuchającciepłympowietrzemmiędzyjejnogi.Potemwypróbowywałwszystkie

znanemusposobypieszczeniajejcipki,oddotykaniajęzykiem,przygryzania

samymiwargami,lizania,drażnieniałechtaczkipogryzienieissaniewarg

sromowych.Trwałotonaprawdędługoijejświeżylakierzpewnościąbyłjuż

bezpieczny.WtedypospiesznierozebralisięiFilipzaproponował,żebypołożylisię

wprzedpokojuprzedlustrem.Toonawybrałatolustro,wysokienapółtorametrai

szerokiena45centymetrów.Kazałajezawiesićtużnadpodłogą,chciaładobrze

widziećbutyprzedwyjściemdopracy,alenadawałosięteżdoinnychcelów.

Próbowaliznaleźćtakąpozycję,abyobojewidzieliswojeodbicia.Filipwsunąłsię

wniąwczasietychzapasów.Lidiabyłanadole,leżała,opierającjednąstopęoszkło

lustra,adrugąochłodnąścianę.Widziała,jakczłonekFiliparozpychają,ugniata,

wysuwasięichowa.

Podnieciłjątenwidok;kiedyFilippowoliwysuwałsięzniej,zastanawiałasię,jak

onsięwniejmieści,jakgłębokajestjejpochwa?Czegodotykatamwśrodku?Jego

członekwydawałsięjejtakidługi,takmocnojąrozpychał,chciałajeszczemocniej.

Jakułożyćsię,żebybyłjeszczegłębiej?Tenwidok,kiedyonchowasięwnieji

wysuwazniej,corazszybciej,mocniej,szybciej.Ach!Aaaaaa!!Ścisnęłagoudami,

zamknęłaoczy,alecałyczasmiałajeszczepodpowiekamitenwidok,jakjego

członekwysuwasięzniej,iczułalekkistrachwoczekiwaniu,kiedyznówwejdziew

niąjaknajgłębiej.

Filipopadłnanią,oddychającgłośno.Lidiawciążjeszczeczułaciepłomiędzy

nogami,wpodbrzuszu,wpiersiach.Czuła,żemiędzyjejudamijestmokroilepko,

czuładużowilgociwśrodku,jakwylewasięzniej,spływaleniwiewdół.Filippołożył

sięoboknaplecach.

-Coteraz?-spytała.

-Co?-Filipniezrozumiał.Byłzmęczony.

Lidiaczułarozkosznazmianęzpaniką.Przeżyłaorgazm,jakiegoniepamiętała,

czułajeszczeciepłąfalę,opadającąpowoli,wnogach,piersiach,brzuchu.Jednak

panikazaczynałabraćgórę.

-Może-zaczęła.-Możejeszczesięuda…

Wstała.Zakręciłojejsięwgłowieimusiałaoprzećsięościanę.Patrzyłnanią,nic

nierozumiejąc.JużwłazienceLidiaweszłapodprysznic,odkręciławodęinastawiła

silnystrumień.Filippowlókłsięzanią,usiadłnapodłodze,opierającsięplecamio

zimnepłytkinaścianie.

-Cotyrobisz?-spytał.-Przecieżmyłaśsięgodzinętemu.

Nieodpowiedziała.Stanęławrozkroku,jednarękąrozchyliłajaknajszerzejswoje

wargisromowe,drugąustawiłagłówkęprysznicatak,abystrumieńwodyuderzałw

jejpochwęiwypłukałwszystko,cojestwśrodku.Całepodnieceniejużopadłoisilne,

gorącestrumieniekłułyjejnajdelikatniejszeczęścijakigiełki.Starałasięniezwracać

uwaginaból.Liczyła,żedasięjeszczewszystkoodwrócićiniebędziemusiałapłacić

zatechwilezapomnienia,aleimimowszystko-radości.

Filippodumywalkąspłukałzsiebieresztkiklejącejsięspermyzmieszanejze

śluzemżonyiwyszedłdokuchni.Napiłsięwodyprostozbutelki,zaniósłichubrania

dosypialni,wróciłdokuchniinastawiłwodęnaherbatę.Niedawnojedlikolację,

jednakpoczułssaniewżołądkuiprzedotwartąlodówkązastanawiałsię,czy

wystarczyjogurt,czyteżmusizrobićsobieporządnąkanapkęzwędlinąi

rzodkiewką.Usłyszał,żeprysznicwłaziencejużucichł,leczLidianiepojawiłasię

jeszczeprzezpewienczas.

Kiedywreszciewyszła,odrazuruszyładosypialniipołożyłasiędołóżka.Filip

siedziałnakanapiewsalonieijadłkanapkę.Przezotwartedrzwisypialniwidział,jak

Lidia,przykrytakołdrą,odwróconadoniegoplecami,leżynieruchomo.Niechciało

musięjeszczespać.

background image

Odłożyłnadgryzionykawałekkorzennejbagietkiiposzedłdosypialnizobaczyć,

cozLidią.

Miałazamknięteoczy,aleniespała-rozpoznałtoponierównym,płytkim

oddechu.Głaskałjąpowłosachipróbowałpocieszać,opowiadającoznajomych,

którzyprzezrokkochalisiębezzabezpieczeń,zanimonazaszławciążę.Mówił,jak

byłoimświetnie,wtedyprzedlustrem.Lidiaotworzyłaoczy,lecznieodpowiadała.

Pochwiliwzięłajegodłoń,pocałowałaiprzyłożyłająsobiedopoliczka.

-Chcemisięspać-powiedziałacicho.-Naprawdę.Takmituciepłoimiłopod

kołdrą.

Posiedźsobietamjeszcze,jakchcesz.Jajużodpływam.

Filippocałowałjąmocnowusta,wstał,patrzyłprzezchwilęnajejbłogiuśmiech,

długierzęsy,rudawewłosyrozrzuconenapoduszcejakbyrękąnowoczesnego

artystyperformera.

Pocałowałjeszczejejwystającąspodkołdrystopęiwyszedłzsypialni.Dokończył

kanapkę,apotemdopółnocyoglądałhorroroszalonymmordercystudentów,który

zawieszałichnarzeźniczychhakach,poczymobcinałpokawałkunogipiłą

spalinową.

background image

7

WostatniąniedzielęczerwcaodwiedziłaichKasia,siostraLidii.Miałado

załatwieniakilkasprawwWarszawie,aponieważwłaśnieskończyłsięrokszkolny,

mogłazostaćunichdoponiedziałkuiobjechaćkilkaurzędówwjedendzień.Jak

zwykle,przywiozłaimcałątorbędarówwsi:jajka,mięsoichlebupieczony

własnoręcznieprzezsąsiadkę.Filipniemógłsiępowstrzymaćijeszczeprzed

obiademukroiłsobiewielkąpajdę,pachnącąiwilgotną.

Kiedyzasiedlidostołu,Lidiawyjęłazpiekarnikaparującypółmisekzpieczonym

pstrągiem.

Dobrzewiedziała,żeurodzicównaobiadzawszemusibyćmięso,jesieniąco

najwyżejknedleześliwkami,wsierpniumożeziemniakizgrzybami-arybatylkow

Wigilię.AKasialubiłarybyiLidiachciałazrobićjejprzyjemność.Ta,wyraźnie

ucieszona,nałożyłasobienatalerzpłatróżowegomięsaipowąchałaje,zamykając

oczy.Lidiasięuśmiechnęła.

Siostryniemieszkałyrazemjużoddziesięciulat,alełączyłajetakawięź,żebez

słówwiedziały,czegodrugiejpotrzeba.Napozórwydawałysięzupełnieinne.Kasia,

młodszaodwaipółroku,wyglądałaprawiejaknastolatka.Szczupłaiwyższaod

siostry.Malowałasiędelikatnielubwcale;długieciemnoblondwłosywiązaław

warkoczalbokucyki,jakudziewczynki.Częstosięśmiała,miaławłasnezdanie,

którejednakbezwahaniaporzucała,kiedyktośjąprzekonał.Filipnigdyniesłyszał,

żebynarzekałaczywpadaławgniew.Nawetwtedy,gdymatka,półżartem,na

dwudziestesiódmeurodzinyżyczyłajejznalezieniamężaprzedkolejnąrocznicą

urodzin.

Lidianietylkobyłaniższa,szerszawbiodrach,zzawszerozpuszczonymi,lekko

rudawymiwłosami,miałateżbardziejskomplikowanycharakter.Takprzynajmniej

sądził

Filip.Potrafiłazastanawiaćsięwnieskończonośćnawetnadnajbardziejbłahą

sprawą,kiedywięcFilipbyłjużpewien,żewłaśnieidądokinanaseanso

dwudziestej,ona,jużwsamochodzie,tużpowyjeździezgarażuoznajmiała,że

dopierocosłyszałabardzoniepochlebneopinieotymfilmieiniechcemarnować

czasuanipieniędzy.Ponerwowejwymianiezdańkończylijednakwkinowych

fotelachzpopcornemwręku,aposeansiewracalidodomuwświetnychnastrojach,

jakbytejrozmowydwiegodzinywcześniejwogóleniebyło.Filipczułwtedyjej

szczerąradość,jakudziecka,którenajpierwboisięzamoczyćstopywmorzu,a

potemochoczorzucasięwfale.Niezastanawiałsię,skądtachwiejność,cieszyłsię

jejradością.Bodobrynastrójbyłzaraźliwy.Podobniejakzdenerwowanie-wtedy

Filipniemógłdojśćdosiebiejeszczeprzezgodzinę,podczasgdyonazapominała,o

cotaknaprawdęposzło.Mimotodowielusprawpodchodziłachłodnoirzeczowo;

podtymwzględemobiesiostrysięnieróżniły.Ichybatylkopodtym,boKasi

rozsądekioptymizmcechowałcałejejżycie,adlaLidiibyłzastygłąskorupą,pod

którąwrzałojakwwulkanie,któryniebawemwybuchnie.Wsumie,pokilkulatach

małżeństwa,Filippolubiłtenuśpionywulkanicieszyłsię,żeudałomusięuniknąć

spokojnego,ciepłegoichybanudnegomorza,jakimbyłaKasia.

Jedlizapetytem,cojakiśczaswymieniającuwaginatematsoczystościrybyi

koloruryżuzaprawianegoszafranem.PoobiedzieFilipładowałzmywarkę,a

dziewczynyznosiłymunaczyniaisztućce.

-Możekawy?-zaproponował.

-Już?!-zaprotestowałaKasia.-Jestemokropnienajedzona.

-Posiedźcienabalkonie-zaproponowałFilip.-Świeżewarszawskiepowietrze

dobrzecizrobi.Ajaprzyniosępaniomaromatycznąkawę.

Lidiapociągnęłasiostręzarękęiobieusiadływwiklinowychfotelachna

balkonie.Byłytylkodwa,więcpotemmusielidostawićkrzesłozkuchni.

background image

RytuałparzeniakawynależałdoFilipa.Jednymzpierwszychurządzeń

kuchennych,jakiemieliwdomu,byłciśnieniowyekspresdokawykupionyokazyjnie

przezznajomegoFilipazfirmyAGD.Prawietakijakwkawiarniach,naszczęście

mniejszy,boinaczejLidiawyrzuciłabygoprzezokno.

Filipniepozwalałgojednakchować,mimożeużywanybyłtylkowsobotyi

niedziele.

Wszystkozaczynałosięodnalaniazawszezimnej,przefiltrowanejwodydo

przezroczystegopojemnikaekspresu.Potemnagrzewaniegrzałki.WtymczasieFilip

mieliłkawęwręcznymmłynkuiwsypywałdwieplastikowełyżeczkidositka.

Następnieugniatałlekkokawęipłynnymruchemdokręcałrączkędourządzenia.

Wreszcieuruchamiałfunkcjęparzenia;pokuchnirozchodziłsięwspaniałyaromat

kawy,którapowolispływała,awłaściwieskapywaładofiliżanek,najpierwgęstai

czarna,akiedyfiliżankibyłyjużdopołowypełne,zaczynaładonichspływać

jasnobrązowapianka.Filipczekałjeszczekilkasekundiwłączałfunkcjęspieniania

mleka.Totrudniejszaczęśćrytuału,strumieńparymusibyćsilny,alenie

maksymalny.Dzbaneknależyustawićtak,abydyszaledwosięwnimzanurzała,a

następnielekkoporuszaćnimwgóręiwdół.Noi,naturalnie,trzebaużywaćtylko

tłustegomleka.

WszystkotozajęłoFilipowipiętnaścieminutidziewczynynabalkonie,

rozgadane,całkiemzapomniały,żemiałimpodaćkawę.Ustawiłtacęzfiliżankami

nastolikuikiedyusiadł,zorientowałsię,żesiostryzamilkły.

-Co,niechceciekawy?-spytałzdziwiony.

-Nie,nie-Kasiapospieszniezaprzeczyła.

-Tomożejawaszostawię,jeślimaciejakieśsprawy?-zasugerował.

Nieodpowiedziały.Nalewałyspienioneciepłemlekodofiliżanek.

-Wiesz,jakdojechaćautobusemdoszpitalanaKasprzaka?-spytałanagleLidia.

-Chybatak-odpowiedział.-Zarazsprawdzę.

-Amoże-Lidiazastanowiłasię-mógłbyśzawieźćjutroranoKasię?

-Czemunie?-Pokiwałgłową.-Pewnie.Acosięstało?

Patrzyłtonajedną,tonadrugą.OdpowiedziałaLidia.

-Kasiachcewziąćrocznyurlopzdrowotny.

-Acosiędzieje?!-zaniepokoiłsięFilip.

-Nic,nic-Kasiamachnęłaręką.-Wiesz,nauczycielomprzysługujeroktakiego

urlopu.

Chciałamsiędowiedzieć,jakiedokumentysąpotrzebne,jakiebadania.Mam

niewielkieproblemyginekologiczne,możenatosięuda.

Filipniewiedział,czypytaćdalej.Ajeślitak,tooco.

-Agdybyśgodostała,cobędzieszrobić?-spytał.-Pojedzieszdosanatorium?

-Fil-Lidiapostanowiławyjaśnićwszystkomężowi.-ToniechodzioKasię,nic

poważnegojejniedolega.Onamusisięzająćmamą.Tatasobienieradzi,niewie,jak

sięzachować,czywyręczaćmamęwewszystkim,czyzostawićjejjaknajwięcejzajęć,

którelekipodawać,jakczęstoitakdalej.Tomamazawszezaojcamyślała,awięcjak

onmaterazprzejąćinicjatywę?Gubisięwtym.

-Aleprzecieżmieszkaszznimi-FilipspojrzałnaKasię.-Iletymaszgodzin

dzienniewszkole?Cztery?Pięć?Pozatym,całyczasznimi.

-Tak,alechybalepiej,jakcałydzieńbędęwdomu,mamabędziespokojniejsza,ai

tatasięwkońcunauczy.

-Dobrze,żemająciebie-podsumowałFilip.

Lidiawstałaipochwiliusłyszeli,jakwkuchniwydmuchujenos.

-Świetnakawa-pochwaliłaKasia.-Dzięki.-Filipupiłdużyłykzfiliżanki.-A

możechcesztakiekspres?Mójkolegamożezałatwićotrzydzieściprocenttaniejniż

wsklepie.

-E,toitakpewniedrogo.Zresztą,rodzicepijątylkopoturecku,zfusami.

-Tak,tak.

background image

Lidiawróciłanabalkon,aleniemogłaukryćzaczerwienionychoczu.Filipnie

komentowałtego.

-Słuchajcie!-zawołał.-ChodźmynaspacerdoPowsina.

-Takdaleko?-Lidiaskrzywiłasię;nielubiłaspacerów,pieszochodziłatylko

wtedy,kiedytobyłokonieczne.

-Czemunie?-Filipbyłzdecydowanyiniedawałzawygranąmimojejniechęci.-

Dziśnapewnojesttamjakiśfestyn.Przecieżtopierwszaniedzielawakacji!

background image

8

Obudziłasię,zanimzadzwoniłbudzik.Filipspałnaboku,zwróconydoniej

przodem.

Jegogałkiocznewykonywałyjakiśchaotycznytaniec.Ciekawe,comusięśni?-

pomyślałaLidia.-Jaksięobudziitakniebędziepamiętał.Nigdynicniepamięta.

Zamknęłaoczyipróbowałasobieprzypomniećswójdzisiejszysen.Pod

powiekamimigałyjejobrazy,niejasne,rozmazane,bardziejodczucianiżkształtyczy

słowa.Dotknęłaswojegobrzuchaiwtedyprzypomniałasobie,żewtymśniebyła

gruba,wielkiciążowybrzuchprzysłaniałjejnogi,czułasięjaknapompowana.Nie

pamiętała,gdziebyłaanizkim,tylkotenswójbrzuch.Choćtaknaprawdęnie

przeszkadzałjejspecjalnie-itojąnajbardziejdziwiło.Terazdotykałago,był

przyjemniepłaskiigładki.Bawiłasięswoimiwłosamiłonowymi,zjechałarękąniżej

iwyobraziłasobietociepło,kiedysiękochająispermaFilipastrzeladojejwnętrza.

Odszukałaprawąrękąjegoczłonekizdziwiłasię,żestwardniał,jakbyjejmążmyślał

otymsamym.Objęłaczłonekdelikatnie,ściskałairozluźniałauchwytrytmicznie,w

tymsamymczasielewąrękąleciutkogłaskałaswojąłechtaczkę.

Filipzamruczałiotworzyłoczy.Uśmiechnąłsię,chybatrochędoswojegosnu,a

trochęjednakdożony,zaskoczonytakąpobudką.Jegoręka,jakzaprogramowana,

powędrowaładocipkiLidii.Delikatniepobudzalisię,ichoddechyprzyspieszały,

ruchystawałysięszybsze,bardziejnerwowe,mocniejsze.Wtedyzadzwoniłbudzik.

-Nie!-wyrwałosięLidii.

Filipodrzuciłkołdrę,wyłączyłnatarczywyelektronicznydźwiękiusiadłnałóżku

zpodkurczonyminogami.Terazmógłjednąrękąlekkoirównomierniepobudzaćjej

łechtaczkę,adwomapalcamidrugiejdłoniściskaćiobracaćnabrzmiały,twardy

sutekjejpiersi.Lidiachwyciłajegosztywnyczłonekiporuszałarękąwgóręiwdół.

Starałasięrobićtorównomiernie,alekiedyFilipodczasudoczasutrafiałnajej

najczulszypunkt,jejruchystawałysięgwałtowne,szarpane,jakbychciałazgnieść

jegoczłonek,zerwaćzniegoskórę.

Nieodzywalisiędosiebie,skupieninawzajemnychpieszczotach.Onastarałasię

ułożyćbiodratak,byjegopalecdotykałnajwrażliwszegopunktu,ażesamaniebyła

pewna,gdzieonjest,skupiona,zzamkniętymioczamiwsłuchiwałasięwswojeciało

iwyginałabiodrawgórę,wdółinaboki.

Filipjużniemaldoszedłdopunktu,zktóregoniemapowrotu,przytrzymałwięc

jejdłoń.

Lidiaoddychałagłośno,jęczała,rzucałagłowąnaboki,drapałapaznokciamiudo

Filipa.

Wtedyonprzerwał,uklęknąłmiędzyjejrozrzuconyminabokinogami.

-Nie!-krzyknęła.-Róbdalej!

-Niechcesz?-zdziwiłsięlekkorozczarowany.

-Chcę,aleróbmiręką.Proszę-błagała.-Proszę.

Znówzacząłgładzićjeszczemiękkąfałdkęjejłechtaczkiwskazującympalcem,ale

przerwawytrąciłaLidięzrównowagi.Filipzamknąłoczy,bynicgonierozpraszało,

pracowałwskupieniujaklekarzwykonującyoperację,wymagającąwyjątkowej

precyzji.

WreszcieLidiadotarładoswojegopunktu-krzyczała,rzucałagłowąnabokii

biodramijakwkonwulsjach,złapałaczłonekFilipaikilkomasilnymiruchami

doprowadziłatakżemężadoorgazmu.Milionyplemnikówstrzeliłynajejpiersii

brzuch,spłynęłypobiodrzenaprześcieradłoitamzginęły.

Potakimprzebudzeniunawetzwykłeporanneczynnościmiaływsobiecoś

niecodziennego.Kiedyonabrałaprysznic,onprzygotowywałśniadanie.Jakzwykle

poseksiebyłgłodnyizamiasttradycyjnychpłatkówkukurydzianychzjogurtem,

usmażyłjajecznicęnabekonie.AdlaLidiikanapkizserem,onarzadkojadałajajka.

background image

TymrazemjednakLidiaskubnęładwarazyjajecznicęzniecozamocno

spieczonymikawałkamiwędlinywprostztalerzaFilipa.Skrzywiłasię.

-Niewyszłaci.Zatwarda.

-Takamiałabyć-odpowiedział.

-Niedobra-znówsięskrzywiła.

Jedli,spoglądająccojakiśczasnazegarwiszącynaścianie.

-Fil-Lidiazaczęłaizamilkła,zastanawiającsię,jakzadaćpytanie.-Corobimyz

urlopemwtymroku?

-Acomabyć?-Filipwzruszyłramionami.-Jestwcześnie,dowrześniadużo

czasu,zdążymycośzarezerwować.

-Ajakbędęwciąży?

-Niewiem.Torobimydzieckoczynie?-Ajakmyślisz?-Niewiem-powtórzył

Filip.-

Dziśniechciałaś.-Tonieotochodzi.Byłomidobrzewłaśnietak.Wstawili

naczyniadozlewuiprzeszlidołazienki.Ranozazwyczajmylizębyjednocześnie.

Filipnadalmyślałorozmowieprzystole.

-Przecieżmożemyjechaćnawczasy,nawetjeślibędzieszwciąży.

-Ajakbędęsięźleczuła?

-Dlaczegomaszsięźleczuć?

-Większośćkobietnapoczątkuźlesięczuje.

-Czylirobimy,tak?-Filipspojrzałnanią.

-Chyba.

-Towyrzucamprezerwatywy.Symbolicznie.

-Możenie-szepnęła.

Przytuliłją,zaczęlisięcałować.Jejrękawślizgnęłasiępodjegospodnie.

-Niemaszmajtek!-wykrzyknęła.

-Miałemzamiarzadzwonićdociebiedopracyipowiedzieć,żeniemam.

-Zboczeniec-klepnęłagowpośladek.

-Możetyteżpójdzieszdopracybezmajtek?-zaproponował.-Będziemycały

dzieńotymmyślećipopowrociedodomuodrazurzucimysięnasiebie.

-Dajspokój.

Filipukucnąłprzednią,podciągnąłjejspódnicęizsunąłmajtkizfioletowejlycry.

-Maszdośćdługąspódnicę-przekonywał.-Iczarną.Niebędzienicwidać.

Przecieżniktniebędziecitamzaglądał.

-Skądwiesz?

Całowałjejbrzuch,arękągłaskałpośladki.Lidiaspojrzałanazegarekiobciągnęła

spódnicę.

-Idę,bosięnaprawdęspóźnię-powiedziała.-Zadzwoniędociebie-puściłdo

niejoko.

Kiedywychodziłazdomu,jużwdrzwiach,ścisnęłamocnogenitaliamężaprzez

spodnie.

TrzyminutypóźniejFilipteżzbiegłschodami,poczymruszyłwkierunku

przystankuautobusowego.Zastanawiałsię,czymadziśjakieśspotkaniewpracy?

Wbiurzeniezdążyłjeszczezalogowaćsiędosieci,gdyokazałosię,żejegoobawy

byłyzasadne.Będziespotkanie,choćniezaplanowane.Szefwyskoczyłzeswojego

pokoju,jakbycałyczasstałprzydrzwiach,czekająctylkonaprzyjścieFilipa.

-Jesteś-zauważył.

-Nojestem-potwierdziłFilip.-Amiałomnieniebyć?

Szefzignorowałzaczepkę.

-Dzwonilipółgodzinytemu-opowiadałpodekscytowany.-Mamydziśdonich

przyjechaćijeszczerazomówićnasząofertę.

-Kto?-Filipbyłzły,żeniezdążyłjeszczepołożyćteczki,ajużmusiprzeistoczyć

sięwmłodegokapitalistycznegoprofesjonalistę.Azaledwiepółgodzinytemu…

background image

-Kto?Kto?-szefudawałpoirytowanie.-Dlakogopisałeśwczorajofertę?Projekt

zatrzystapięćdziesiąttysięcyzłotych!Odwunastejunich,weźmiemyjeszcze

Tomka.

-Więcmamyjeszczetrochęczasu.

-Wogóleniemamy.Zagodzinęprzyjdźdomniezlistąpytań,jakiewedługciebie

mogąnamzadać.Borozumiem,żewszystkieodpowiedzimaszwjednympalcu.

-Taaajest!-Filipzasalutował.

Szefpokiwałgłową,uśmiechającsięzprzekąsem,iwróciłdoswojegogabinetu,

zostawiającjednakotwartedrzwi.

DoFilipadotarłowreszcieznaczeniesłówszefaizacząłmusięudzielaćjego

entuzjazm.

Takiklient!Takiprojekt!Skorochcąsięspotkać,możecośztegowyjdzie?!Toby

byłonaprawdęcoś!

Poszedłzrobićsobiekawę,ajegoumysłzaczynałjużpracować.Klientzgłosiłsię

donichtydzieńwcześniejzprośbąozbadanierynkugierkomputerowych.

Potraktowalitojakociekawostkę,małodochodową,zatoczasochłonną,aleuznali,

żemożeudasiętozleceniewykorzystaćjakowizytówkę,coś,czymbędąsięmogli

chwalićprzedkolejnymiklientami.

Filipnapisałofertęwjedendzień,szefrzuciłtylkonaniąokiemikazałwysyłać.

Tematodfajkowany.Inagle,trzydnitemu,zadzwonilizprośbąoprzesłaniedrugiej

wersji,aletymrazemnapróbiedwóchtysięcyosób,idodatkowo-badaniewśród

sprzedawców!Projektmarzeniedlakażdejagencjibadańrynkowych.Ciekawytemat

gwarantujewyzwanieintelektualne,adużaliczbawywiadów-solidnyobrót.

Filipoddałsięzadaniubezreszty.Wiedział,żejeślisięuda,tobędzietakżejego

osobistysukces.Naspotkaniedotarlipięćpodwunastej.Potemrozmawialidwie

godzinyikiedywracalidofirmy,Filipbyłjużporządniegłodny.Naszczęścieszef

zaproponowałgreckąrestaurację,naUrsynowie,kilkaminutjazdyodfirmy,achoć

pospotkaniuniebylijeszczepewnidecyzjiklienta,wszyscywierzyliwsukcesi

chcielijakośuczcićdobrzewykonanąrobotę.

Dopieropopowrociedobiura,włazience,Filipprzypomniałsobie,wcosię

dzisiajbawiązLidią.Jakiśnowoczesnyarchitektpowiesiłjednolustronad

umywalką,adrugienaprzeciwko,dokładnienadmuszląklozetową.KiedyFilip

oddawałmocznastojąco,mógłwidzieć,jakżółtystrumieńwytryskujezjego

członka.Pomyślałwtedyożoniewbiurze,jaksiedzinakrześlewpatrzonaw

monitor,piszecośpowoli,bezwiednierozsuwającnoginaboki,apodspódnicąnie

manic.Tenobrazbyłtaksilny,żemusiałwalczyćzerekcjąjeszczepowyjściuz

łazienki.Byłpewien,żesekretarkaMarysiazwróciłanatouwagę,cojeszcze

wzmogłojegosztywność.Naszczęście,gdyusiadłzabiurkiem,koledzy

zaproponowaligręwQuake’awsieci.Zabijającpotworyibędączabijanym,

zapomniałotym,coma,awłaściwie,czegoniemawspodniach.

TymczasemLidiadotarładopracynaminutęprzeddziewiątą.Zaparkowała

jednymkołemnakrawężniku,zrezygnowałajednakzpoprawieniatego.Jejszefbył

bardzoczułynapunkciespóźnieńiwszyscypracownicycierpielinapewną

nerwowość,jeślizbliżałasiędziewiątarano,aonijeszczeniesiedzielizabiurkiem

gotowidonowychwyzwań.

Lidiapracowaławbanku,wnowoczesnymbiurowcuprzyaleiJanaPawłaII,w

centrumstolicy.Największąwadątejlokalizacjibyłakoniecznośćparkowania

samochodemkilkasetmetrówodbiura,zaulicąŻelazną,jeśliniechciałosiępłacić

słonychstawekzaparkowaniewścisłymcentrum.Teoretyczniemogładojeżdżać

metrem,aleitakmusiałabyprzejśćpieszosporykawałek.Atakprzynajmniejmogła

słuchaćmuzykiwsamochodzieiniemusiałauważać,byżakietniepogniótłsięjejw

tłoku.

Doprzerwyobiadowejmiaładużospraw,spotkaniepoświęconezadaniomnaten

background image

tydzień,omówieniezyskownościkredytówhipotecznychwpierwszymkwartale,

jakiśnagłyraportdopoprawy.NaobiadwyszłazeswojąnajlepsząkoleżankąAliną

dopizzeriiidopierowtedysilniejszypodmuchwiatruuświadomiłjej,żejejbielizna

zostaładziśwdomu.Odtejchwilicałyczasprzytrzymywałajednąrękąspódnicę,a

przykażdym,najdelikatniejszympowiewiewiatrunatychmiastopuszczałatakże

drugąrękęiszłasztywnozdłońmiprzyudach.

Wrestauracjipilnowałasię,byniezakładaćnoginanogę.Poobiedzie

przypomniałasobienagleoniezwyklepilnychzakupachirozstałasięzkoleżanką.

Najednymzestoiskrozłożonychprzezemerytkiwzdłużchodnikawybrałaproste,

białebawełnianemajtkiipobiegłanasztywnychnogachdobiura.Popowrocie

uzmysłowiłasobie,żeniemożeprzecieżwłożyćbieliznykupionejnaulicy!Może

ktośjąprzymierzał!Byłazła-zamiastpracować,całyczaszastanawiałasię,co

zrobić.Cośjąnieprzyjemnieuwierało,mimożemiałanasobiemniejniżzazwyczaj.

WreszciezdecydowałasiępożyczyćwkładkęhigienicznąodAliny,włazience

pospieszniewłożyłamajtki,przykleiławkładkęidopierowtedysięrozluźniła.

Musiałajednakprzyznać,żeprzezcałytenczas,choćspiętaizdenerwowana,była

teżlekkopodniecona.

PopracypostanowiłajeszczeprzespacerowaćsięreprezentacyjnąalejąJana

PawłaII,żebykupićszminkęlubtuszdorzęs,cokolwiek.Wdrogerii,kiedyszukała

odpowiedniejkartykredytowej,zportfelawypadłajejmałabiaławizytówka.W

ubiegłymtygodniu,kiedyprzezdwienocezrzędukochalisięzFilipembez

zabezpieczeń,dopadłjąnagłystrach.

Wyobraziłasobieogromnybrzuch,któryzniekształcająniedopoznania.Potem

męczarniewszpitalu,dziesięciogodzinnyporód,anakoniec,żedzieckozaczęłosię

dusićwjejdrogachrodnych.Kiedybyłojużpowszystkim,zszywanienażywca.

Karmienienaławcewparkuijakprzechodzącyfacecigapiąsięnajejwielkie,

wiszącecycki.Starasięjeukryćiwtedynabluzcewykwitająwielkiemokreplamy.

Wreszciepowrótdopracyiczekającenabiurkupismo:„Wramachredukcjipani

stanowisko…”.

Potejnocyczekaławbiurzenamoment,kiedyzostaniewpokojusamazAliną.

Zapytałają,czyznalekarza,którymożecoświedziećotym,jakpozbyćsię

niechcianejciąży.

Niedlasiebie,oczywiście.IAlina,niepytająconic,wręczyłajejmałą,białą

wizytówkęzimieniem,nazwiskieminumeremtelefonu.Przestrzegłatylko,aby

nigdyniemówiłaprzeztelefon,wjakiejsprawie.Umówićsięnawizytęityle.

WsklepieLidiabłyskawiczniepodniosłakarteczkę,jakbytobyłareklamazakładu

„IzaiOla,miłaatmosfera,dojazdy,całodobowo”.Ściskającjąwręku,pospiesznie

wyszłazesklepu.Poczuławstyd,żepoprosiłakoleżankęocośtakiegoiniemogła

sobienawetprzypomnieć,pocotozrobiła.Szłapowolichodnikiemiwyobrażała

sobie,jakleżynafoteluzestopamiuwięzionymiwmetalowychobręczach,alekarz,

uśmiechającsięsztucznie,zbliżasiędoniejzdziwnąniby-łyżeczką.Następnie

kątemokawidzi,jaktąłyżeczkąwyjmujezniejcośczerwonego,jeszczepulsującego.

Lekarznawetniestarałsiętegoukryćprzednią.

Zrobiłojejsięniedobrze.Musiałazatrzymaćsięikilkarazygłębokozaczerpnąć

powietrza.Ktośjąpotrącił,ktośspytał,czywszystkowporządku.Pokiwałaztrudem

głowąiprzesadnieszybkimkrokiemruszyłaprzedsiebie.Chciałaczymprędzej

wsiąśćdosamochodu,denerwowaćsięnawarszawskiekorkiisłuchać

Strzyczkowskiegow„ZapraszamydoTrójki”.Alemusiałajeszczeminąćtenskleppo

drodzezbiuradozaparkowanegosamochodu.Izawszewidzitamdziecięceubranka

nawystawieinowoczesnetrójkołowewózkistojącenachodniku,którychnie

sposóbprzeoczyć.Zgniotłatrzymanąwrękukarteczkę,alenadalniemogłasięjej

pozbyć.Żadnegokoszawzasięguwzroku!

Rozglądającsięwokół,czyniktniewidzi,upuściłakompletniezgniecionyświstek

natrawnik,tużzaprzejściemdlapieszych.

background image

9

Nawidoksprzedawcyćwierkającychglinianychptaszkówprzypomniałyimsię

straganyrozstawianewlatachosiemdziesiątychprzedkościołemwichrodzinnym

mieściepodczasodpustu.Coprawda,tutajstałtylkojedenskromnystraganik-bez

balonów,wiatraczkówicukrowejwaty,aletendźwięk,przypominającyśpiew

nieokreślonegoptaka,obudziłwspomnieniazczasów,kiedywwiekuośmiulatz

niecierpliwościączekalinazakończeniemszy,abywreszciewejśćwtenświat

buchającykolorami,dźwiękamiizapachamitysięcyzupełnieniepotrzebnychrzeczy,

którewszystkietrzebakonieczniemiećipodziwiać,takjakszklanekulez

opadającympowoliśniegiemwśrodkulubpistoletynakorek.Towspomnienie

trwałojednakniezwyklekrótko,bostraganikbyłskromnyitylkojeden,otoczony

drzewami,trawąiludźmi,którzyspacerowalipowoli,zgodnością,zupełnienie

interesującsięćwierkającymiptaszkami.

Pałacowydziedziniecokalałapłytkafosapozbawionawody,awejścieprowadziło

przezmostzniskimibalustradamizcegieł.Małychłopieczpatykiemwręku

próbowałprzegonićczarneptaki,siedzącenajednejzbalustrad.Biegłszybko,az

przejęcianiepatrzyłprzedsiebieijednanogaosunęłamusiępozboczufosy.Lidia

odruchoworzuciłasięnaratunek,alezdrugiejstronydobiegładoniegoinna

kobieta,prawdopodobniemama.Lidiagwałtowniesięodsunęła,jednakkobieta

musiaławidziećjejruchwcześniej,botrzymającjużchłopcazabluzeczkę,rzuciła

krótkie„dziękuję”.FilipchwyciłwtedyLidięzarękę,obejrzałsięzasiebiena

nieuważnąmatkęijużspokojnieweszlirazemnadziedziniecprzedpałacemw

Wilanowie.

ByłarezydencjakrólaJanaIIISobieskiegoliczysobieponadtrzystalati

mieszkańcystolicylubiątutajprzyjeżdżaćnaweekendowespacery.

-Wchodzimydoogrodu?-spytałFilip.

-Poilebilety?-Lidiaodpowiedziałapytaniem.

-Niewiem.Dziesięćzłotych?Chyba.

Lidianieodpowiedziała.Skierowalisięwlewo,wstronęwejścianateren

ogrodówotaczającychpałacztrzechstron.

MieszkalijużkilkalatwWarszawie,aletutajbylipierwszyraz.Zachwyciłyich

czystealejkiwyłożonebiałymikamieniamiistarannieprzyciętekrzewy.Nie

wiedzieli,wktórymkierunkuiść,każdykolejnyzakrętwybieraliprzypadkowo,

niekiedywidzieli,cosięzanimkryje,itenwidokdecydowałoichwyborze,a

niekiedywszystkoprzesłaniałimżywopłotwysokinadwa,dwaipółmetra.

Spacerowalipowoli,wymieniającuwagiotym,coprzykuwałoichwzrok:tuładny

kwiatekorozłożystychbiałychpłatkach,atamptakipodrywającesiędolotu,

spłoszonegwałtownymruchemjakiegośspacerowicza.

Otejporzewogrodachbyłjużsporytłumek.Rodzinyzdziećmi,starsze,

eleganckoubranepanie,któreumówiłysięnasobotnispacer.Wbiciwgarnitury

obcokrajowcy,którychprzyprowadzilitutajwspółpracownicy,bypodługich

służbowychspotkaniachwpiątekobejrzelijakieścharakterystyczneiciekawe

miejscewstolicyegzotycznego,choćeuropejskiegokraju.Minęłaichnawetpokaźna

grupaChińczykówlubKoreańczyków,samychmężczyznwróżnymwieku,ubranych

wprawieidentyczneszaregarnituryzjakimiśsrebrnymiznaczkamiwpiętymiw

klapymarynarek.

Krążącalejkami,LidiaiFiliptrafilinadstaw,którywyznaczałwschodnikraniec

ogrodówpałacowych.Udałoimsiętamznaleźćwolnąławkę,więcusiedlii

przyglądalisięłabędziompodpływającymdobrzegu.Zastanawialisię,jakmogłytu

wyglądaćpopołudniadwieścielubtrzystalattemu,czypływanołódkami,ajeślitak,

toktowiosłowałiczypodczaswiosłowaniastałczysiedział,czyprowadzono

rozmowyoliteraturzeisztuce,czyraczejopogodzie?Lidiawyobrażałasobie,że

background image

damydworuprzychodziłynadstawwdługich,szeleszczącychsukniachiżena

pewnobyłotookropnieniewygodne.Filipjednakzapewniał,żenaspacerywkładały

krótsze,luźnesukienki,abalowesuknienaspacerachtostereotypstworzonyprzez

sentymentalnefilmykostiumowe.Lidiaprotestowała,chwilęsięspierali,

wymyślająccorazdziwniejszestroje.

Wtymczasiełabędziewyszłynabrzeg,jednakniedoczekawszysięsmakołyków,

odpłynęły.FilippołożyłrękęnaramieniuLidii,delikatniedotykałpalcamijejkarkui

ucha.

Onawystawiłatwarzdosłońca.

-Iletumiejsc,żebykochaćsięwukryciu-rozmarzyłasię.

-Moglibyśmyznaleźćjakiśzacisznykącikdlasiebie-zaproponowałjejFilip.

-Teraz?

-Czemunie?

Lidianieodpowiedziała.

-Napewnoksiążętadopadalituwkrzakachmłodepokojówki-wyobraziłsobie

Filip.

-Tyzboczeńcu-Lidiazganiłagołagodnie.-Pokojówkicisięmarzą?Chybaza

dużofrancuskichfilmówpornooglądałeś.

-Nieprawda-zaprzeczył.-Towyobraźnia.

Przysunąłsiędoniejipocałowałjąwszyjętużponiżejucha.Onaodwróciłasiędo

niegopowoli,otworzyłustaizaczęlisięcałować.Onpołożyłdrugąrękęnajejudzie,

naprężonympodobcisłymmateriałemdżinsów,potemprzesunąłjąwyżej,aleLidia

złapałajegodłońiprzeniosłazpowrotemnaławkęjakoślizgłążabę.Odsunęłasię

odniego,zaczerpnęłapowietrza,rozejrzaławokołoipokazaławzrokiem,żealejką

tużzanimiprzechodziwłaśniekilkaosób.Filipnatychmiastodsunąłsięodżony,

wyprostowałplecy,ułożyłdłonierówniutkonaudachiogólnieprzyjąłpozycję

grzecznegolicealistyprawiczka.Kątemokazerkałtylkonaścieżkę,oczekującaż

hałaśliwagrupaznikniezazakrętem.

Lidiaśmiałasię,zatykającustaotwartądłonią.Filipznówzbliżyłsiędonieji

zacząłcałowaćjejdrobnądłoń,najpierwkażdypalecoddzielnie,potemkostkina

wierzchudłoni,wreszciepocięteliniamiwnętrze.Wkońcuonapociągnęłajego

twarzkuswojejicałowalisiępowoli,spokojnie,odczasudoczasuzerkającnaboki,

czyktośnienadchodzi.Wpewnejchwilijednaktaksięzapamiętaliwnamiętnych

pocałunkach,żeniezauważyli,jaktużoboknichstanęłamłodakobietawletniej

sukiencezzawiązanymnabiodrachswetrem.Wyrosłatamjakspodziemiiz

rękomazałożonyminapiersiachstała,przyglądającsięmałemuchłopcu,którykucał

nadbrzegiemjeziorkaiwrzucałkawałkibułkidowody.Nieskazitelniebiałełabędzie

pływałyleniwiedośćdalekoodbrzegu,alechłopiecnierezygnowałinadalrzucałim

bułkę.

TymrazemLidiaiFilipodsunęlisięodsiebiedyskretnie,jakbyliczylinato,że

kobietaniespostrzegła,corobiliprzedchwilą.Obserwowaliscenkęzkilkuletnim

chłopcemwroligłównejiłabędziamiwdrugoplanowej.Ptakipotwierdziły

słusznośćporadzpopularnychmagazynów:zawszenależywytrwaledążyćdocelu,a

zostanienamtonagrodzone-łabędziewkońcuruszyływstronębrzegu.Zanurzały

pomarańczowedziobywwodzieiwyłapywałyrozmoczonekawałkibułki.W

pewnymmomenciejedenzptakówzauważyłsmakowitykąseknabrzegu,tużobok

butówchłopca,itamskierowałswójdziób.Natensygnałnasceniebłyskawicznie

pojawiłasięmłodakobietawletniejsukienceipodbiegładosyna,odciągającgo

gwałtowniedotyłu.Nicprzytymniepowiedziała.Chłopieczaprotestował,

próbowałsięwyrwaćipokazywałmatcekawałekbułki,któregojeszczeniezdążył

rzucićwygłodniałymptakom.Pokrótkiejiraczejcichejwymianieuwag,matka

zgodziłasię,abychłopiecnadalkarmiłłabędzie,jednakprzezorniestanęłazanimi

trzymałagozasweterwobawieprzedkolejnymatakiemptakalubupadkiemdo

wody.

background image

LidiazFilipem,całyczaszapatrzeniwtęscenę,spojrzeliteraznasiebiez

mieszaninąrozbawieniaiwspółczucia:awięczwykłyspacerpoparkuzkilkuletnim

dzieckiemmożeokazaćsięemocjonującymfilmemakcji,anawetdramatem!

Tymczasemmatkachłopcazaczęłanamawiaćgodozakończeniazabawy.Nie

wszystkiesłowadocierałydouszusiedzącychnaławce,aleztego,cousłyszeli,

wywnioskowali,żenamawiałachłopcadowrzuceniaresztekbułkidowody,bo

czekająichjeszczeinneatrakcje.Natesłowachłopiecjakbycelowoskubałcoraz

mniejszekawałkibułkiiprzedwrzuceniemkażdegodowodydługowybierał

miejsce,gdzietaporcjapowinnawylądować.Ponieważdostawypieczywamocnosię

zmniejszyły,większośćłabędziodpłynęła,jednakchłopiecniezamierzałzmieniać

taktyki.FilipszturchnąłLidięłokciem,pokazującmałegospryciarza.Lidiapokręciła

głowązudawanąnaganą.

Wreszciekobietawletniejsukiencestraciłacierpliwość,podniosłachłopcado

góry,zakręciłanimkilkarazywpowietrzu,ażzacząłsięgłośnośmiaćizapomniało

okruszkach,którejeszczezostałymuwdłoni.KobietaodeszłaiFilipteżwstałz

ławki.

-Chodźmy-powiedziałdożony.

-Jeszczemisięniechce.-Lidiawyciągnęłanogiprzedsiebieiprzeciągnęłasię.

-Chodź,dosyćleniuchowania.

-Gdziecisięspieszy?

-Zobaczysz,tambędziecośfajnego-Filippowiedziałtowtakisamsposób,wjaki

kobietaprzedchwiląprzekonywałaswojegosynka.

-Ciekaweco?-Lidiawstała,ociągającsię.

-Cośbardzofajnego.-Filipzbliżyłsiędoniejipołożyłrękęnajejpupie.

Lidiaodtrąciłajegodłoń,rozejrzałasiępookolicyibłyskawicznymruchem

mocnościsnęłajegokrocze.Zawyłzbólu,aleonajużodeszła.Kiedyjądogonił,na

ścieżcepojawiłasięjakaśpara,trzymającasięzaręce:czarnoskórychłopaki

dziewczynaojasnychwłosach.

Filipmusiałwięczaniechaćzemsty,choćmiałnaniąwielkąochotę.

Szlidalejprzezpark.Zatrzymalisięnatarasienatyłachpałacu.Chwilęstali

niezdecydowani.Zauważyli,żepodmurempałacurozstawionostylowe,drewniane

krzesła,naktórychzasiadłoczterechmuzyków:jedenzwiolonczelą,drugiz

kontrabasem,adwóchpozostałychzeskrzypcami.Mielinasobieletniegarnituryw

kolorzekawyzmlekiemiczekoladowekoszule,apodszyją-białemuchywbrązowe

groszki.Całośćwyglądałabyćmożeelegancko,aletrochępretensjonalniei

kiczowato.Zakończylienergiczniepierwszyutwóriwskupieniuprzewracalinuty,

jakbychcielisobieprzypomnieć,cotamwłaściwiejestzapisane,lubdopieroteraz

uczylisiękolejnegoutworu.Zaczęligraćnagle,bezspoglądanianasiebieczycichego

liczeniadoczterech.

JużpierwszetaktywydałysięFilipowiznajome,niemógłjednakrozpoznać,coto

zakompozycja.Spojrzałzasiebie,podszedłdoszerokiej,kamiennejbalustrady,

którabiegławokółtarasu,iusiadłnaniej.Lidiapowoliiniepewniedołączyłado

niego.

-Posłuchamy-oznajmiłFilip.

-Chodźmyjużdodomu-zaprotestowała.

-Takapięknapogoda,zostańmyjeszcze-poprosił,spoglądającwbłękitneniebo

bezżadnejchmurki.

Lidiazamierzałajeszczecośpowiedzieć,alezrezygnowała.Wreszcieoparłasięo

balustradętużobokmęża,wystawiłatwarzdosłońcaiprzymknęłaoczy.

-Znamto-odezwałsięFilip.-Toniejestmuzykapoważna,aleniemogęsobie

przypomnieć,cototakiego.

-Możezjakiegośfilmu?-powiedziałaLidiabezprzekonania.

-Nie,nie.Mamtogdzieśztyługłowy.

Znówzamilkli.Filippróbowałprzypomniećsobietytułutworu,takbrawurowo

background image

wykonywanegoprzezkwartetsmyczkowy,aledaremnie.Lidiarozkoszowałasię

promieniamisłonecznymiibyćmożezupełnieniesłuchałamuzyki.

-Ajutroznówdopracy-odezwałsięFilip.

-Jamuszębyćpunktualnieowpółdodziewiątej-oznajmiłaLidia.

-Zebranie?-Tak.Otwieramynowyoddział.-Firmasięrozwija-podsumował

Filip.-

Czyjawiem?Wtymrokuzlikwidowaliśmyjużkilka.Filipzmieniłtemat.-Wiesz,

pomyślałem,żebyiśćnastudiaMBA.-Zwariowałeś?-Lidiazdziwiłasię.-Wiesz,ile

tokosztuje?

-Dużo,wiem.Aleniemuszęiśćnanajdroższe.

-Icocitoda?

-Dlapracodawcówtosięnaprawdęliczy.Mógłbymprzebieraćwofertach.Poza

tymjużnastudiachpoznajeszwieluludzinastanowiskach,maszkontakty…

-Jacidamkontakty!-przerwałamu.

-Dajspokój,mówiępoważnie.-Spojrzałnanią,aleonanadalopalałatwarzinie

otwierałaoczu.

-Ktocitosfinansuje?-spytała.-Napewnonieja.

-Niewiemjeszcze.Możejakiśkredyt?

-Nastudia?

-Czemunie?Toinwestycjanacałeżycie.Dostanępracęwjakimśbanku,potrzech

latachawansujęnawiceprezesaizobaczysz,jakabędzieszzemniedumna.

-Tylkozkogo?Zmęża,zktórymbędęmogłasięumówićrazwmiesiącu,między

dziewiętnastączterdzieściadwudziestądziesięć.

-Dlaczegotakmówisz?

-Wiesz,jakmęczącesątakiestudia?Zajęciawkażdyweekendodranado

wieczora,awtygodniupopracy-nauka.Dotegowyjazdy,zjazdy,szkolenia,

konferencje.Kilkalatwyjętezżycia.Apotemznajdzieszwymarzonąpracęibędziesz

wracałdodomuodwudziestejpierwszej.

-Alejeślicośchcęosiągnąć,toniemaminnegowyjścia.Niezamierzamciągle

pracowaćwbadaniachrynku.

-Ajaniezamierzamwidywaćmężatrzyrazywroku-Lidiaucięłarozmowę.

-Przesadzasz-Filipzauważył,żejestnaprawdęzdenerwowanaipowolichciałsię

wycofać.-Poprostuchciałbymcośosiągnąć.

-Możesąinnesposoby-rzuciłakrótko.

-Może-przytaknął.

Słońcewłaśnieschowałosięzakoronąrozłożystegodrzewaimiejsce,gdziestała

Lidia,pogrążyłosięwcieniu.Natychmiastotworzyłaoczyispojrzaławokołonieco

nieprzytomnymwzrokiem.Wyglądało,jakbyzbudziłasięzesnu.Spojrzałana

zamyślonegomęża,złapałagozarękęiszepnęła:

-Idziemy?

-Dodomu?-spytałcicho.

-Tak,zgłodniałam.

-Jateż-przyznał.-Iniechodzimitylkooobiad.

Lidiauśmiechnęłasię,odepchnęłabiodramiodzimnegomuruipociągnęłaFilipa

zasobą.Odchodząc,spojrzałjeszczewkierunkukwartetusmyczkowego,który

właśnieskończyłwłasnąwersjęShineonyoucrazydiamondzespołuPinkFloyd.Jak

mógłtegonierozpoznać!?Muzycyprawieodrazuzaczęlinastępnyutwór.Tym

razemjużpopierwszychtaktachFiliprozpoznałChelseaMondayMarillionuibyłz

siebiedumny.

background image

10

Tejsobotypadałojużodrana.Obudzilisięprzeddziesiątą,niewyspanipo

piątkowejnocy,którąspędzilizeznajomymiwklubie.Długoleżeliwzmiętej

pościeli,zastanawiającsię,comożnarobićwszarą,mokrąsobotęlipca.

Przekomarzalisię,ktomawstaćpierwszy,zrobićśniadanieipodaćjedrugiemudo

łóżka,wreszcieFilipwyciągnąłspodsiebiepoduszkę,cisnąłniąwLidkęiwstał.

-Czekamnaświeżebułeczkiiczerwonąherbatę-krzyknęłazanim,odwróciłasię

nabokiwygodnieumościławwygrzanejpościeli.

OdkryłaprzytympośladkiiFilipniemógłpowstrzymaćsięprzedsoczystym

klapsem.

-Auuuu!-ażjęknęła.-Tydraniu!

Spalinagoodpoczątkumałżeństwaizastanawialisięczasem,jakkiedyśmogli

wkładaćcośnasiebie,idącspać?Totakieniewygodne,zawszecośsięzawija,

rękawysiępodwijają,gumkauciska,adotegojakczłowiekwtymwygląda!Jak

staruszekzzakładuopiekispołecznej.Filip,nawetkiedyspałkilkarazypozadomem

podczassłużbowychwyjazdów,niezabierałpiżamy.Ubieraniesiędosnujesttakie

nienaturalne!

Azatempokuchnikrzątałsięnago-nastawiałwodęnaherbatę,kroiłwczorajszy

chlebizastanawiałsię,cojeszczepodaćnaromantyczneśniadaniewedwoje.

Niestety,Lidiazniszczyłajegowyśmienityplan,wstałazłóżkaizajęłałazienkę.

Musieliwobectegozjeśćposiłekprzystole,oncałyczasnago,onawrozpiętym

żółtymszlafroku.Potemdopołudniasnulisiępomieszkaniu,trochęsprzątali,

oglądalitelewizję,liczyli,ilemająnakoncie,izastanawialisię,nacomoglityle

wydaćodzeszłejniedzieli.Icałetoleniwe,ospałeprzedpołudniemusiałosię

skończyćseksem.Kochalisięteżtrochęsennie,powoliidługo,anastępniezasnęli

nawąskiejkanapiewsalonie.

Kiedysięobudzili,bolałyichmięśnieikarkiodleżeniananiewygodnymłóżku.

Filipnarzuciłnaplecykoszulkęiwziąłsiędoprzygotowywaniaobiadu.Lidiaw

szlafroku,bozazwyczajbyłojejchłodno,zaczęłaprasowanie.Czasmijałimna

rozmowach,którychcelemniebyłorozwiązanieżadnegoproblemuanipodjęcie

jakichkolwiekdecyzji,oraznazwykłychczynnościachdomowych.Filip

podszczypywałżonęwpośladki,aonastraszyłagorozgrzanymżelazkiem.Zjedli

obiadiusiedliprzedtelewizorem.Wciągnąłichnadawanynakanaleregionalnym

serialNoceidnie;nerwowa,rozdygotanaBarbaraiprostolinijnyBogumił,ich

zmaganiazprzyrodą,deszczemniszczącymplonyoraz-możeprzedewszystkim-

zmaganiazesobą,kłopotyzwzajemnymzrozumieniemswoichoczekiwańitego,że

miłośćtoniezrywaniekwiatówwstawietylkowspólna,codziennapodróż,razw

błocie,razwsłońcu,bezprzewodnika,byćmożeniekiedynieconudna.

Kiedyfilmsięskończyłiwybrzmiałyostatnieakordysłynnegowalca,Filip

wyszedłdołazienki.Jeszczenieskończył,kiedypojawiłasięLidia.

-Jeszczechwila-powiedział.

-Jużniemogę-poprosiła,przebierającnogami.-Kończże.

Powiesiłaszlafroknawieszakuistałanaga,czekajączniecierpliwościąnaswoją

kolej.

Filippodszedłodniejizakryłdłoniąjejwłosyłonowe.Kilkarazyporuszył

palcami,wyczuwającwilgotność.

-Bosięzsikam!-Odepchnęłago.

-Muszętozobaczyć-powiedział.

-Co?

-Niesiadaj.Stań,ajasiępołożęnapodłodze-poprosił.

-Oszalałeś?

-Proszę.Muszęzobaczyć.

background image

Ułożyłsięnapodłodze,bokiemdomuszliipoprosił,abystałanalekkougiętych

nogach.

-Otwórzją-poprosił.

Lidiazrobiła,ocoprosił,ikiedyrozłożyłapalcamiswojewargisromowe,poczuła

podniecenie,dzikieichore.Zamknęłaoczy,boniemogłasięskoncentrować.Lekka

strużkamoczuwytrysnęłaiurwałasię;zgłośnymchlupotemwpadładomuszli.Po

chwiliLidiarozluźniłasięiterazpoleciałmocny,szerokistrumień.Trwałototylko

kilkasekund;kiedyskończyła,zerwałalistekpapierutoaletowego,aleFilipbył

szybszy.Wstałbłyskawicznie,posadziłżonęnamuszliiwpiłsięzębamiwjejciepłą,

mokrącipkę.

-Nie!-krzyknęła,próbującodciągnąćjegogłowę.

AleonjużssałjąigryzłiLidiaprawieodrazuzrezygnowała.Szarpałagozawłosy,

aonwgryzałsięwniąmocniejimocniej.Przerwałiwtedyonarozszerzyłanogi

najszerzejjakmogła.

-Wejdźwemnie-wysyczała.-Teraz.Już.

Opierałajednąstopęobiałekafelkinaścianie,aonklęczałmiędzyjejudami,

poruszałsięrytmicznie,odchylającgłowęwtył.Właziencebyłobardzociepłoiich

podbrzuszabłyskawiczniepokryłacieniutkawarstwapotu.Poruszalisię,jakpo

lodzie,onwbijałsięwniąmocniejimocniej,onaprzytrzymywałagojednąrękąza

włosy.Podniosłaręcedogóry,jednądłoniąodpychałasięmocnoodściany.Kilka

kropliprzezroczystego,błyszczącegopotuspłynęłospodjejniedokładniewygolonej

pachywdół,ominęłopierśznabrzmiałymsinobordowymsutkiemipopłynęłodalej.

Zaczęlicałowaćsię,gryźćswojewargiiszyje.

GłowaLidiirzucałasięnabokijakwkonwulsjach,jeszczedwa,trzyruchyi

zamarli,oddychającgłośno.

Kiedyskończyli,odpoczywalichwilębezsłowa,apotemLidiaweszłapod

prysznic.

Filipprzezchwilęobserwowałją,jakopartaościanęwystawiaplecyipośladkina

strumieniegorącejwody.Potemwstałipierwszyraztegodniaubrałsię.Wieczór

spędziliwkinienawzruszającymfilmieBillyElliot.Lidiapłakałakilkarazy,ai

Filipowiteżzdarzyłosięuronićkilkałez,szczególniepodczassceny,gdyojciec

Billy’ego,prostyitwardygórnik,zostajełamistrajkiempoto,byopłacićszkołę

baletowąsyna.Syna,którymiałbyćbokserem,miałbyćtwardy,atucośtakiego-

balet!

background image

11

-AmożeStaś?-Chybażartujesz-Filipjęknąłzoburzenia,nieodrywającwzroku

odksiążki.

Minęłajużjedenastawieczorem,aleniemielijeszczeochotyspać.Leżeliwłóżkui

czytaliksiążki.FilipprzekroczyłjużpołowęApokryfuAgłaiJerzegoSosnowskiego,

któryprowadziłniekiedywieczorneaudycjewradiu,izastanawiałsię,gdzie

recenzentidiotadostrzegłtuelementysciencefiction?Powieśćwciągnęłagojednak

natyle,żeniemógłoderwaćsięodzwykłej,wydawałobysię,historiiporzuconego

przezżonęnauczyciela,któryspotykaniewidzianegoodlat,prawiezapomnianego

kuzyna(jakwbrazylijskowenezuelskiejtelenoweli).ZkoleiLidiawłaśniezaczęła

MuryHebronuStasiuka,aletaknaprawdęjedyniewodziławzrokiempozdaniach,

myślączupełnieoczymśinnym.

-PodobamisięStaś-upierałasię.

-Tak-potwierdziłFilipzprzekąsem.-Apotempaniwprzedszkolubędziemu

zwracałauwagę:„Stanisławie,niezabierajkoledzesamochodzika,przecieżmożecie

pobawićsięrazem”.

Obojezaśmialisię,wyobrażającsobieszarpaninęmałegoStasia.

-Dobrze,dobrze-Lidiapoddałasię.-Tomoże…Tymon?

-Acotysięuparłaśnachłopaka?-Takjakoś,bojawiem?Aty,mądralo,możesam

cośzaproponujesz?

-Julia-odpowiedziałbezwahania.

Lidiaprychnęła.

-Teżmi?!AmożeEwa?

-Nie!!KtobychciałmiećimieninywWigilię?Karpnastole,opłatek,prezentypod

choinką,aonawyjeżdżazcukierkami.Aco…-Filipspojrzałnaniązbłyskiemwoku-

jakby,taknaprzykład,weźmynato…Lidia?

Sądziła,żetożart,przyglądałamusięuważnie,aleonnadalmiałpoważnąminę;

zamknąłksiążkę,przytrzymującpalcemstronę,naktórejprzerwał…ioczekiwałjej

odpowiedzi.

-Awiesz,że…-zaczęła,obserwującjegoreakcję.-Awiesz,żemożetobybyło…

-No?-ponagliłją,unoszącbrwidogóry.

-Beznadziejne!-krzyknęłaizarzuciłamukołdręnagłowę.

background image

12

Zabiligojużdrugirazwtymsamymmiejscu,tużzamostemprowadzącymdo

ogromnegozamku.Wiedział,żejestichdwóch,wychodząztajnego,niewidocznego

wcześniejtunelu,jedenzadrugim,wodstępiedwóchsekund.Odruchowostrzelasz

dotegopierwszego,atotendrugimaśmiercionośnąbroń,przypominającąwielki,

zakrzywionypancerfaust.Itowłaśnieon,zzaplecówkolegi,któryjużzachwilę

padniemartwy,porażacięstrzałemniedoobrony.

Tymrazemszedłbardzopowoli,dwakrokidoprzodu,stop,rękanaspuście,znów

jedenkrokdoprzoduiodrazujedenwtył.Ajednakdopadligo.Podwóchstrzałach

jużnieżył.Wkolejnympodejściupostanowiłwięccałkowiciezmienićtaktykę,

skoczyłdofosy,żebyopłynąćzamekidostaćsiędoniegoinnymwejściem,alebyło

głęboko,miotałsię,chciałzawracać,zanurkować,potemsięwynurzyć,jednakjużza

późno.Utonął.Nawetniekrzyczał,poprostuprzestałsięruszać.Pokilkusekundach

miałkolejnąszansęiterazpostanowiłskoczyćipłynąćjaknajszybciejwjednym

kierunku.

-Cotyrobisz?!-szefprzechodziłobokinieomalkrzyknąłnaFilipa.

-Cicho-zgasiłgo.-Zarazmisięuda.

-Cojest?-zainteresowałsięsiedzącydwabiurkadalejkolegaFilipaobardzo

wymownymnickuPiękny.

-Ożeż!-zakląłeleganckoFilip.-Abyłemtakblisko.

-Ha!-zaśmiałsięPiękny,przekrzywionytak,bywidziećmonitorFilipa.-Zajebał

cię.

-Uspokójsię,Piękny-odezwałsięszef,zerkającjednakcałyczasnaekran.-Aw

ogóletowracaćdoroboty,gamonie-dodał,rozglądającsiępobiurze.-Już,już.

Pracowaliwjednymogromnympokoju,nazywanymprzeznichhalą.Stałotam

dziesięćbiurek,osiemzajętychprzezosobyzatrudnionenastałenastanowiskach

badaczyrynku.Dwapozostałeprzeznaczonebyłydlakilkupracującychnazlecenia

studentów.Częstopanowałtuharmiderniedoopisania,kiedyzaczynałsięakurat

jakiśważnyprojektitrzebabyłozrobićszkolenie,jakprzeprowadzaćwywiadyz

losowodobranymirespondentami.Wtedywhalitłoczyłosięnawetdwadzieścia

pięćosób.Wówczasjednistaralisięskupićprzybiurkunaswoichzadaniach,ktoś

opowiadał,jakzadawaćpytaniadotycząceużywaniapastydozębów,innipytali,jak

zapisywaćodpowiedzi,inadodatekzazwyczajzjawialisięteżtacy,którzyakuratnie

mielinicdoroboty.Przychodzili,żebypogadać.Zapytać,czyjestrobota.Żeby

podkurwićtych,którzypoprzedniegodniasiedzieliwbiurzedopierwszejwnocy.

Apotemprzychodziłtakidzień,jaktenlipcowyczwartek.Niezaczynałsiężaden

ekscytującynowyprojekt.Niebyłodonapisaniaofertnaprzedwczoraj.Adotego

kilkaosób-niewiedziećczemu-wybrałosięnaurlop.Dozrobieniatylko

zaplanowanewcześniejzadania,spokojnaanalizaodpowiedzinapytaniao

znajomośćmarekmajonezóworazpreferencjeszefówfirmbudowlanychwzakresie

różnychrodzajówstyropianu.Nicsięniedzieje.Nuda.Możnanawetzagraćw

Quake’a.Jeśliszefniebędziesięwtrącał.

Agnieszka,zajętapoprawianiemtabelwkomputerze,słyszałajednakich

rozmowębardzodokładnie.

-Czytoniejestten…-zaczęła,nieodrywającwzrokuodmonitora-…jaktobyło?

Harassment?Odgamoniwyzywać?

-Adajciemispokój-szefmachnąłręką.-Idępodzwonićdoklientów,zarazwam

przyślątylezapytań,żesięwamproszkidopraniapomylązzupamiwproszku.

-Ajestjakaśróżnica?-zdziwiłsięmilczącydotejporyJanek.

-Zupymająmniejszeopakowania-wyjaśniłFilip.

Zakończyłgrępotym,jakzabiligoporazpiątyzrzędu,iterazprzeglądał

skończonedwadnitemuwykresy.Poczułsiętrochęnieswojopotejuwadzeszefai

background image

chciałpokazać,żejednakmajeszczedziścośdozrobienia.

Tymczasemszefschowałsięjużdoswojejkanciapy.Takwszyscynazywalijego

gabinetutworzonywroguhalizdwóchgipsowokartonowychścianek.Szefbyłtak

naprawdęwłaścicielempołowyudziałówfirmyitytularnymprezesem.Jeszczepięć

lattemupracowałrazemzFilipemikilkomainnymiswoimipodwładnymiuinnego

pracodawcyjakokierownikprojektu.KiedywWarszawiepodkoniec1997rokubył

szczytkapitalistycznegoboomu,Michał-botakmiałnaimięszefFilipa-postanowił

założyćwłasnąfirmę.Ryzykowałtyleconic:wtedysukcesmógłosiągnąćnawet

absolwentbibliotekoznawstwasprzedającyniemieckiepilarkidodrewna

mieszkańcomblokówzwielkiejpłyty.

Popięciulatachnowafirmazatrudniałajużpiętnaścieosóborazzlecała

dorywczepracekilkudziesięciustudentomiMichałmógłporazpierwszy

przeznaczyćczęśćzyskuspółkinabonusdlazarządu,czylidlasiebie.Pracownikom

corokuwypłacałrocznepremie,nawetjeślibyłototylkokilkasetzłotych.Starałsię

byćuczciwymiwymagającymszefem.Wychodziłomujednaktylkotopierwszei

powolizaczynałakceptować,żejegopodwładnitraktowaligojakkolegę.Przestał

nadzorowaćichbieżącąpracę.Upewniałsię,żewszyscywiedzą,codonichnależy,a

samzajmowałsiępisaniemartykułówdopismbranżowych,ściąganiemmuzykii

filmówzInternetu,montażemnagrywanychprzezsiebieamatorskichfilmóworaz

naukąjazdykonnejswojejcórki.

Wzamianpracownicymielipoczucie,żesamimusządbaćoprzyszłośćfirmy,

czylitaknaprawdęswoją.Traktowalizadaniajakciekawehobby,atrochę

zaniedbanebiurotakżejakmiejscespotkańwceluwymianypoglądówlub

przegranianajnowszejpłytyzespołuMassiveAttacklubPortishead.

Potym,jakszefzamknąłdrzwiodswojegopokoju,wszyscypracowaliwciszy

jeszczeprzezpewienczas.TużprzedsiedemnastądobiurawpadłZappa.Kończył

właśnieporaztrzeciczwartyrokpsychologii,niepotrzebnamuwięcbyłaumowao

pracęiwbiurzezjawiałsiętylkowtedy,gdypracowałnadjakimśprojektem.Był

świetnymmoderatorem,czylikimś,ktoprowadzidyskusjezwytypowanymi

osobami,naprzykładprzeciętnyminabywcamikawy,natemattego,kimmogłaby

byćkawaJacobs:gdziemieszka,jakimasamochód,jakspędzawolnyczasiczyma

dzieci.Wtakichrozmowachzazwyczajpomijasiękwestię,czypaniJacobsrodziła

naturalnie,czymiałacesarkę.PozatymZappagrałwamatorskimzespolerockowym

ipróbowałwzorowaćsięnapewnymkontrowersyjnymmuzykuoimieniuFrank.

-Hej!-krzyknąłzarazpowejściu.-Cotakstukacie?Fajrant.

-Kurwa,Zappa,niedrzyjryja-warknąłJanekzzaswojegomonitora.

Zappausiadłnajegobiurku,nastosikuzadrukowanychpapierów.

-Zabierzdupę!-oburzyłsięJanek.

Wyszarpnąłkilkazbindowanychraportówspodkolegiirozprostowałjena

piersiach.

-Dobra.-Zappawstałizaklaskałwdłonie.-Wyłączamykomputerki,raz,dwa,

przycisk„start”,potem„wyłączsię”,enterigotowe.Bardzoproszę,zaczynamy.

Naturalnie,wszyscyzignorowaligokompletnie,dalejpracująclubprzeszukując

Internetbezkonkretnegocelu.Zappa,niezrażony,zmieniłtaktykę.Wyciągnąłzszafy

projektormultimedialny,używanydoprezentacjidlaklientów,izacząłrozstawiać

gonajednymzwolnychbiurek.Przesuwałgotak,abyuzyskaćjaknajwiększyobraz

najednejześcian.

Potemwydobyłzkieszeniblaszanepudełeczko,wyjąłzniegokilkabiałych,

grubychpapierosówonieregularnejpowierzchniiułożyłjestarannieobok

projektora.

-Szanownipaństwo!-zaczął.-Zapraszamynawieczórfilmowy.Dziś

prezentujemyfilmDavidaFincheraFightClub.Napierwszyrzutokaostra

naparzanka,ataknaprawdęwielkatajemnica.Wobsadziesamegwiazdy,piękny

BradPittimrocznyEdwardNorton.Awszystkozupełniezadarmo,właśnieteraz…

background image

Wtymmomencieotworzyłysiędrzwipokojuszefa.

-Zappa-zacząłspokojnie.-Dlaczegotakhałasujesz?Przecieżwszystkomożna

powiedziećspokojnie,cicho,kulturalnie.

-Dobrze,dobrze,szefie-przerwałmuZappa.-Będziespokojnie.Szefsięzałapie,

tak?

-Naco?

-Nafilm.

-Nie-skrzywiłsięMichał.-Muszęwracaćdodomu.

-Słyszałem,żetoniezłejest-odezwałsięJanek,nadaltrzymającwrękuraport

ocalonyspodtyłkaZappy.

-No!-Zappazatarłręce.-Chodźcie,ustawimykrzesła.

Filipodsunąłsięodmonitoraipotarłoczy.Niemiałjużdziśnicdoroboty,

skończyłnawetofertę,którąmiałwysłaćjutro.Byłowpółdoszóstejpopołudniu,

pomyślał,żeLidiapewniejużwracadodomu.Albojestnazakupach.Siedział,

czekając,ażwłączysięwygaszaczekranu.Potemobserwowałmigającykolorowy

kształt,którymiałudawaćkwiat.

Złapałzatelefoniwystukałnumerżony.

-Cześć,kochanie,jedzieszdodomu?…Dogalerii?…Tylkoniekupujznów

czarnej…

Jakąśinną,możefioletowąalbozieloną…Aczytymusiszbyćtakamodna?Ktow

ogólezwracauwagęnatęcałąmodę?…Muszęzostaćtrochęwpracy…Niewiem

dokładnie,musimycośskończyć.Możeoósmej…Tylkoniezostawtelefonuw

samochodzie…Dobrze,dobrze,jużniemarudzę.Pa…Cześć.

Odłożyłpowolisłuchawkę.Poruszyłmyszką,żebyzniknąłtenidiotyczny

komputerowykwiatek,iwstał.

Filmoglądałosiedemosób.Projektorrzucałnaścianęniezbytostryobrazz

podłączonegokomputera,aonisiedzieliwbiurowychfotelachiodczasudoczasu

komentowali.Agnieszce,któraskończyłapsychologięipracowaładopieroodroku,

orazMarysi,pracującejodpoczątkuistnieniafirmywrecepcji,filmsięniespodobał.

Zniechęcałyjewalkinapięściwpodziemnychklubach.PięknyiZappabyli

zachwyceni,aJanekiFilipoglądaliwmilczeniu,natomiastMichał,któryjednak

został,całyczasporównywałtenfilmdowcześniejszegofilmutegosamego

reżysera.Poostatniejsceniewszyscyzaczęlizażarciedyskutowaćispieraćsię,kim

naprawdębyłbohatergranyprzezNortonaiczyrzeczywiścieonorazpostaćgrana

przezPittatotasamaosoba?Zappachciałichuspokoićipodałleżąceobok

projektorapapierosy.

-Topocałym-powiedział.-Narozluźnienie.

-Janiepalę-Filippokręciłgłową.

-Toniepapierosy.-Janekuśmiechnąłsię,wąchającniespodziankęZappy.

-Aco?-spytałaMarysia.

-Skuny-odpowiedziałPiękny.

-Franek-MarysiazawszezwracałasiędoZappypoimieniu.-Cotytu

przyniosłeś?

-Pewnytowar-zapewniłją.-Sofcik.

Filipobracałwpalcachnieudolniezwiniętegoskręta,zbliżyłgodonosaiwyczuł

zapachziół.Polekkimnaciśnięciuwysypywałysięzniegozasuszonekawałkiliści,

przypominającezielonąherbatę.PięknypodsunąłmuzapalniczkęiFilipostrożnie

sięzaciągnął.Nachwilęzabrakłomutchuipoczułwgłowieleciutkiszum,który,ku

jegorozczarowaniu,szybkominął.Wypuściłdymirozkasłałsię.Zadzwoniłjego

telefonkomórkowy.

-Cześć-powiedziałdożony…-Tak,jeszczetrochęposiedzę…-Niewiem.Już

niedługo.Zadzwonię,jakbędęwychodził…-Pewnie,żenierób!Niebędęjużjadł…-

Zadzwonię,pewnie,żezadzwonię.Narazie.

Wcisnąłprzyciskzczerwonąsłuchawkąiodłożyłtelefonnabiurko.Wstałw

background image

poszukiwaniujakiegośpojemnikanapopiół.

-Nodobra-odezwałsięZappa.-Drugiseans.

Dziewczynystanowczoodmówiłyiniebawemobiewyszłyzbiura.Szefodebrał

telefonodżonyiteżsiępożegnał.Zostaliweczterech.

-Noidobra-odezwałsięZappa,wypuszczająckółkogęstegosinegodymu.-

Piękny,lećpopiwonadół.

-Podwie?-spytałtamten.-Narazietak-powiedziałJanek.-Wozemjestem-

uśmiechnąłsię.

-Możejeszczeguinnessa?-zaproponowałFilip.

-Możebyć-zgodziłsięZappa.

-Tylkodajciemikasę,boniemamtyle-upomniałsięPiękny.

-Tokartązapłać-zaproponowałZappa.

-Iresztęprzynieś-zaśmiałsięJanek.

DrugimfilmemokazałasięanimowanaMrówkaZ.Siedzielizwyciągniętymi

nogami,popijalipiwoiwmilczeniuoglądalihistorięmrówki,któramarzyo

wolnościiolepszymżyciu.LidiajeszczedwarazydzwoniładoFilipa,aonza

każdymrazemodsuwałterminpowrotudodomu.

FilmskończyłsiępóźnąnocąiFilipprzeraziłsię,żeotejporzeautobusymogąjuż

niejeździć.Wybiegłzbiuraiczekającnaprzystanku,wysłałSMSadoLidii.Zbliżała

sięjedenastaiautobusrzeczywiścienienadjeżdżał.Filipzastanawiałsię,czynie

lepiejzadzwonićpotaksówkę.Wtejchwilijednaknadjechałniskopodłogowy,

prawiepustyautobus.Filipdotarłdodomuprzedwpółdodwunastejikiedystarał

sięjaknajdelikatniejprzekręcićkluczwzamku,poczułszarpnięcie.ZaspanaLidia

uchyliładrzwiijejmążledwoprzecisnąłsiędośrodka.

-Nieśpisz?-spytał.

-Cotakdługo?

-Nowiesz,musieliśmycośdokończyć?

-Cotakśmierdzi?-Powąchałajegowłosyizmarszczyłanos.-Gdzietybyłeś?

-Wpracy,agdzie?-obruszyłsię,zdejmującbuty.

-Przecieżczuję.

-Chłopakipalili.

-Aty?

-Nie.

Zbliżyłatwarzdojegoust.-Niekłam.-Zajarałemjednego,głupiobyłoodmówić.-

Aledlaczegokłamiesz.-Chodźmyspać,późnojuż.-Toczemuwracaszotejporze!-

Lidiapodniosłagłos.-Ipocoopowiadaszjakieśbzdury?Gdzietybyłeśotejporze?!

-Wpracy,gdziemógłbymbyć?Przynieślijakieśskrętyizapaliliśmy.

-Jakieskręty?-wykrzyknęła.-Tychceszbyćjakimśnarkomanemczyco?

-Niechcę-odpowiedziałspokojnie.

-Ichceszmipowiedzieć,żepaliłeśwpracy?

-Agdzie?

-Niewiem.Niewiem,gdzietysięwłóczyszotejporze.Izkim.

-Oj,dajspokój.

-Niedam!Niebędzieszmnieokłamywał,rozumiesz?Jezu,ijamammiećzkimś

takimdziecko.-Odwróciłasięodniego.-Dlaczegosięnatozgodziłam?Dlaczego?

Filipstałosłupiaływsamychslipkach,właśniemiałzamiariśćpodprysznic.

-Lidka-zaczął.-Posiedziałemtrochęzkumplamipopracy.Tonictakiego.Nicsię

niedzieje.

-Janiewytrzymamwciąży,całydzieńwdomusama,odranadowieczora.

-Ależkochanie-przytuliłją.-Niejesteśwciąży.

-Skądwiesz?-Wyrwałasięzjegoobjęć.-Powinnamdostaćokresdwadnitemui

jeszczeniemam.Nawetbrzuchmnienieboli.Alecociebietoobchodzi.

Odwróciłasięnapięcieiznikławsypialni,trzaskającdrzwiami.

background image

13

Autobuskrążyłmiędzyblokami,jakbykierowcaniemógłsięzdecydować,dokąd

jedzie.

Lidiaspoglądałanerwowonazegarek,choćnawetniebyłaumówionana

konkretnągodzinę.

Alinazadzwoniłaranoi-jaktoona-mówiłakrótkoinatemat:knajpanarogualei

NiepodległościiOdyńca,międzypiątąaszóstą,samebaby.Właśniezbliżałosię

wpółdoszóstejiwszystkowskazywałonato,żeLidiadotrzenaspotkanie

punktualnie.Ajeślinawetodrobinęsięspóźni,tonicwielkiego.Uspokajałatak

siebie,ajednakniepotrafiłazwalczyćwewnętrznegonapięcia,któreczuła,gdycoś

działosięinaczej,niżzaplanowała.Dokuczałjejlekkiuciskwklatcepiersiowej,

oddechstawałsięnieregularnyipłytki.Ażwkońcuzaczynaładenerwowaćsiętym,

żeniepotrafizapanowaćnadsobązpowodutakiejbłahostki.

NaszczęścieautobuswjechałwreszciewulicęPuławską,Lidiarozpoznałato

miejsce,byłajużniedaleko,uspokoiłasięwięcizaczęłaoglądaćgraffitinamurze

wyścigówkonnych.

Kojarzyłyjejsięzkomiksamialbookładkamiksiążeksciencefiction,którychnie

znosiła,musiałajednakprzyznać,żeniektórerysunkibyłydoskonałe,przypominały

jejobrazyBeksińskiego.Tociekawe,mieszkałaniedalekostąd,adopieroteraz

zwróciłauwagęnatenkolorowymur,darmowąwystawęsztukinowoczesnej,która

niejestpromowanawmediach,jejtwórcyniesączłonkamiżadnego

stowarzyszenia,aichdziełnieomawiasięnawarszawskichikrakowskichsalonach.

Zazwyczajjeździłatędysamochodem,tymrazemjednakFilipnamówiłjąna

komunikacjęmiejską,„bopewniecośtamwypijecie,azpowrotemweźmiesz

taksówkę”.Idziękitemumogłapoznaćnowykawałekstolicy.

Pochwilidoszładowniosku,żeniepodobajejsięto,cowidzizaszybą,izaczęła

myślećoczymśinnym.Zastanawiałasię,jakieploteczkiprzyniesieAlinaiczyma

nowegofaceta;niewidziałysięodczasu,gdyMałgosiawyprowadziłasięodAliny,

czyliodkilkumiesięcy.Ciekawiłojąteż,czyMałgosianieżałujeswojejdecyzjio

zamieszkaniuzMichałem.

Lokalznalazłazpewnymtrudem,ponieważniebyłotamżadnegoszyldu

zachęcającegodojegoodwiedzenia.Należałowejśćprzezbramę,skądwychodziło

sięnaogromnyplaczabawdladzieci.Piaskownica,huśtawki,drewniane

konstrukcje,naktóredzieciwchodziłyposchodach,wspinałysiępominiściance

alpinistycznejlubpodrabiniezesznurka.

Dziewczynysiedziałyprzystolikupodparasolem,naszczęściewpewnej

odległościodrozwrzeszczanejdzieciarni.Roześmiane,nachylonedosiebie,musiały

zwierzaćsięsobiezjakichśtajemnic.Popijałykolorowenapojezwysokichszklanek.

Ajednakjestemostatnia,pomyślałaLidia,podchodzącdostolika.Alejużją

zobaczyły,odsunęłysięodsiebie,zamachałydoniej.Iwtedytennikłygest,który

zastanowiłLidię:MałgosiazdjęładłońzkolanaAliny,wcaleniegwałtownie,raczej

niechętnie,zociąganiem.Aletomogłobyćtylkozłudzenie,więcLidianatychmiasto

tymzapomniała.

Rozmawiałydługoosprawachzcałegotygodnia,nieważnychdlamężczyzn,

nawetniezbytistotnychdlanichsamych,októrychjednakkoniecznietrzeba

porozmawiać,abypoczućsiękobietąwsobotniepopołudnie.

Alinaniemiałanikogo,wogólewyrażałasięomężczyznachlekceważąco,jako

kimśmałoważnym,wręczzbędnym.Dostałaawanswpracyipowyprowadzce

Małgosiporazpierwszywżyciumieszkałasama.Zaczęłauczyćsięfrancuskiego,

chodziłanafestiwalefilmoweimodnesztukiteatralne.Żyładlasiebieibyła

szczęśliwa.AMałgosiamieszkałazMichałem,wszystkiejednakwiedziały,żegonie

kocha,jestznimtylkodlatego,żetakwygodniejitaniej,awieczoramimożna

background image

porozmawiaćlubsiękochać.Matkanarazieprzestałapytaćjąomęża,choćtonie

potrwazbytdługo,rodzinazarazzacznieprzebąkiwaćodacieślubuidzieciach.

TymczasemjednakMałgosiamiałaswojąkruchąstabilizacjęicieszyłasięnią.

Agnieszka,najbardziejzamkniętaznichwszystkich,byławWarszawiejedyniedla

pracyipieniędzy,wkrótcemiaławrócićdodomu,żebyopiekowaćsięojcem.

Wkońcuwyczerpałytematkosmetyków,któreniepowodująpodrażnień,oraz

sklepów,gdziemożnakupićnajlepszetorebkinawieczór,iAlinaztajemniczym

uśmiechemzwróciłasiędoLidii:

-Jakiemaszplanywakacyjne?

-Co?-spytałaLidiazdezorientowana.

-Jedzieciegdzieś?

-Niewiem-odpowiedziała.-Jeszczesięzastanawiamy.Chybawewrześniu

gdzieśpojedziemy.

-Todobrzesięskłada-wtrąciłaMałgosia.

Lidiaspoglądałapytającotonajedną,tonadrugą.

-WybieramysięnaKretę-oznajmiłaMałgosiauroczyście.

-Bezfacetów!-zaznaczyłaAlina.

-Kiedy?-zapytałaLidia,niewiedząc,jakmarozumiećtooświadczenie.

Małgosiazaczęłatłumaczyć,jaktowpadłyzAlinąnapomysłwyjazdunawakacje

tylkowdamskimgronie.Tymbardziejżeakuratwtymrokuniebyłototrudne:Alina

iAgnieszkamieszkałysame,aMichał,narzeczonyMałgosi,niemógłwziąćurlopudo

końcalistopada.WdodatkuAgnieszka,którazawszeoszczędza,dostała

niespodziewanąpremięidałasięnamówićkoleżankom,żebyczęśćprzeznaczyćna

własneprzyjemności.

-Toco,jedziesz?-MałgosiaspytałaLidięnakoniecswojegowywodu.

-Pewnieżejedzie-orzekłaAlina.-Powiedzmężulkowi,żemajedynąszansęna

tydzieńsamotności.Możenawetniepraćgaciiskarpetekprzeztenczas.

-Amyślisz,żeteraztorobi?-Lidiachciałażartempokryćzakłopotanie.

-Niesądzę-Małgosiapowiedziałatozestuprocentowąpewnością.

-Pewniewrzuciłbydopralkiręcznikirazemzeswetrami-zaśmiałasięAlina.

Lidianiechciałaprotestować,szukaławmyślachjakiejśwymówki,byzniminie

jechać.

-Mójfacetkiedyśwziąłsięzaprasowanie-Małgosiazawiesiłagłosdla

zwiększeniaefektu.-Najpierwspaliłswojeulubionespodenkipiłkarskie.Apotem

przezgodzinębawiłsięzdwiemakoszulami.Wtakimtempietojabymmusiała

zrezygnowaćzpracy,żebyzrobićwszystkowdomu.

-Unasmatka-wtrąciłamilczącadotejporyAgnieszka-tonawetszykujeojcu

bieliznędowłożeniapokąpieli.Zawszetakbyło.Nawetniewie,wktórejszufladzie

maskarpetki.

-Nocoty?-zdziwiłasięAlina.

-Wieczoremmatkaszykujemuzestawnarano-dodałaAgnieszka.

Dziewczynyzamilkły,niewiedząc,jakskomentowaćjejsłowa.AAgnieszka

opowiadaładalej:

-Ale,zdrugiejstrony,matkaniepotrafinapalićwpiecuanikupićwęgla.Unas

nigdywannasięniezapchałaanidachnieprzeciekał,ojciecwszystkosprawdzaco

kilkadni,czegośtamdolewa,cośdokręca,sprawdzadachówkiirynny.A

najciekawsze,żeoninigdyotymnierozmawiają,każdyrobiswoje,tylkoczasem,

przykolacji,ojciecoznajmia:„Wymienimyoknategolata,teodulicy,bostraszniesię

rozeszły”.Matkakiwagłową,onicniepyta,wie,żesprawęmożnauznaćjużza

załatwioną.

-Ha!-pierwszaodezwałasięAlina.-Idealnyukład.Alenieztyminaszymi,pożal

sięBoże,chłopami.Żebykrannaprawić,musielibywyłączyćwodęiprądwcałym

bloku.

-Oj,Alinko-Małgosiapokiwałagłową.-Tobietylkoprzyjaźńkobiecawgłowie.

background image

Zaśmiałysięwszystkie,przemieszałyrurkamikoktajlewszklankach,podeszła

kelnerkazpytaniem,czywszystkowporządku.Lidiaczuła,żeczekająnajej

odpowiedźiżenapięcierośniejakbalon.

-Mamyjużrezerwację-Alinawróciładozasadniczegowątku.-Siedemdni,od

czternastegowrześnia.Musimypotwierdzićwewtorek.

-Wśrodę-poprawiłająMałgosia.

-Tojak?-spytałyjednocześnie.

-Niewiem-powtórzyłaLidia.

-Czegoniewiesz?

-MuszęjeszczepogadaćzFilipem.PlanowaliśmypoleciećdoTurcji.

-Dajspokój-zgasiłająAlina.-Wymyśliłaśtoprzedchwilą.

-Będziemymogłyleżećnaplażycalutkidzień-zachęcałaMałgosia.-Iżadnego

zwiedzaniazabytków.

Planbyłwspaniały,Lidiamusiałatoprzyznać.Onateżotymmarzyła.Alejeślite

mdłościwczorajranotoniebyłazwykłaniestrawność?

-Muszęznimpogadać-powtórzyłaLidia.-Niewiem,czyczegośnie

zarezerwował-skłamała.

-Kręcisz-oceniłaAlina.-Chceszstracićtakąokazję?Możenigdysięjużnie

powtórzy?

Nawetniewiesz,jakbardzomożeszmiećrację,pomyślałaLidia.

-Zadzwońdomniewponiedziałek-zakończyłaAlina.-Odmowaniewchodziw

grę.

-Zadzwonię-zgodziłasięLidia.Iwtymmomenciepoczuła,żejejobawysą

bezpodstawneipowinnazgodzićsięnawyjazdnaKretęjużteraz.Nieodezwałasię

jednak.

Rozeszłysiętużprzeddziesiątą.Małgosia,którapiłatylkosok,zaproponowała,że

odwieziejedodomów.Lidiajednakniechciałajeździćznimipomieście,więc

zamówiłataksówkę.Dziewczynyuparłysięzaczekaćzniąnataksówkę.Kiedystały

nachodnikuprzedkawiarnią,minęłojedwóchtrzymającychsięzaręcemężczyzni

wszystkiezaczęłysięśmiać,zasłaniającsobieustadłońmi.Alinazastanawiałasięna

głos,czyoniteżkłócąsię,którydziśprasuje,aktóryzmywa,inicjużniemogło

powstrzymaćichchichotu.

Taksówkarzzjawiłsięwreszcie,alechciałnatychmiastodjechać,bouważał,że

niemanicgorszegoniżpodpitebabki.Uspokoiłsiędopiero,widząc,żenatylne

siedzeniewsiadatylkojedna.Lidiarzuciłamuadresiodwróciłasię,żebypomachać

koleżankom.Nadalroześmiane,AgnieszkazAliną,przepychałysięnatylnesiedzenie

małego,trzydrzwiowegorenaultMałgosi.PrzezułameksekundyLidiamiała

wrażenie,jakbyjejkoleżankibyłyowielelatmłodszeodniej,takiebeztroskie,

zadbaneiszalone.

background image

14

Wpiątkizazwyczajonwracałwcześniejdodomu,aletymrazemLidiaprzyjechała

oczwartejtrzydzieści.Niezdjęłanawetżakietu,abutyzostawiłanaśrodku

przedpokoju.Weleganckiejspódnicy,terazjużcałkiempogniecionej,półleżałana

kanapieibawiłasiępilotemodtelewizora.Otejporzemogławybieraćmiędzy

programamidlamłodzieży,prowadzonymiwslangusprzedpięciusezonów,a

serialami,którychdialogimożnadowolniewymieniaćmiędzyjednymadrugim

filmeminikttegoniezauważy.Czekała.Jejwilgotnedłoniezostawiałyciemniejsze

śladynaczarnymtworzywiepilota.Zmarzniętestopyokryłanarzutązkanapy.

Spoglądałanazegarekcodwie,trzyminuty.UsłyszałaFilipa,kiedybyłjeszczena

parterze,zerwałasięistanęłaprzeddrzwiamiwejściowymi.

-O,cześć!-powitałjąwesoło.-Fajnie,żejesteś.Obiadgotowy?-Mrugnąłdoniej

jednymokiem.

-Idźdoapteki-powiedziałapoważnie.

-Źlesięczujesz?-spytał,momentalnietracącświetnynastrój.

-Kupten…test-wypowiedziałaostatniesłowojakoryginalne,obrzydliwe

przekleństwo.

-Test,test-powtarzał,zdejmującbuty.-Jakitest?

-Idźteraz,proszę.

-Możemytozrobićjutro,spokojnie,bezpośpiechu.

-Muszęwiedziećteraz.Niewytrzymam,niezasnę.

-Kochanie-przytuliłją.-Dziśjestpiątek,trzebaodpocząćpocałymtygodniu.

Caływeekendprzednami.

-Niemogęodpoczywać,idźteraz,idź-odsunęłagoodsiebie.

-Dobrze-zgodziłsięzrezygnowany.

Włożyłbutyiwyszedł.

Czekanie.Cisza.Szelestubrań,głośnyoddech.-Niemogę-odezwałasięz

łazienki.-

Spokojnie-powiedziałdoniejprzezdrzwi.-Musiszsięrozluźnić,weźkilka

głębokichwdechów.

-Samsobieweź!

-Nodobrze.Wyjdźzłazienki.Zjemykolację,wypijemycoś,napewnocisię

zachce.

-Chcemisię,aleniemogęsięskupić,rozumiesz!?Cholera!-Cosięstało?-

szarpnąłzadrzwiiwpadłdołazienki.-Nic,nic-uspokoiłago.-Zasikałamsobie

rękę.-Niestraszmnie.

Moczmawłaściwościlecznicze,skóracisięwygładzi.

-Cotypowiesz?Chcesz,żebytobieteżsięwygładziła?Dobrze,masz-podałamu

półprzezroczysty,ciepłypojemniczekzżółtącieczą.-Jawychodzę.

-Gdzie?

-Jaknajdalej.

Delikatnie,jakszalonynaukowiecpracującynadodkryciemkamienia

filozoficznego,wlałkilkakropeldomałegootworuwplastikowejpłytcewielkości

kartykredytowej.Potem,dlapewności,drżącymirękami,wlałjeszczekilka.Zerknął

doinstrukcji,jakprzedpodłączeniemodtwarzaczaDVD.Wynikpokażesięwdrugim

otworze,dwiepionowekreski-pozytywny,jedna-negatywny.Czydolaćjeszcze,czy

zaczekać?Zamykaoczy,liczydodziesięciu,potemoddziesięciudozera.Otwiera

oczy.Dlaczegotekreskisąfioletowe?Czykolormaznaczenie?

background image

15

Tenzapachniedawałjejspokojujużodwczoraj.Rozkładającysiępot.Ciężki,

kwaśnysmród;czućgonawetwtedy,gdyoddychasięprzezusta.Czyonsięnie

myje?Jakmogłategonieczućwcześniej,tydzieńtemu,miesiąctemu?Czyinniteżto

czują?Muszą!Tojestniedowytrzymania!PrzecieżAlinasiedzitużobokniego,a

kiedyrozmawiają,przysuwasięjeszczebliżej.Nadodatekwbiurzeniemożna

otworzyćżadnegookna;tenzapachunosisię,przywieradomebli,ścian,ubrań,

nawetdoklawiaturykomputera,aklimatyzacjaroznosigopocałymbudynku.

-Lidka?-AlinapodeszładoLidiiiprzykryłajejdłoń,zaciśniętąkurczowona

komputerowejmyszy.-Wporządku?-spytała.

-Tak,tak-potwierdziłaLidiabłyskawicznie.-Muszęsięnapić,pójdędokuchni

poherbatę.

-Idęztobą-Alinapodeszładodrzwi,jakbytylkonatoczekała.

Wyszłyzpokoju,wktórympracowałyrazemztrzemakolegami.

-Dobrzesięczujesz?-Alinaniedawałasięzbyć.

-Tak,aczemupytasz?-Lidiaszła,niepatrzącnakoleżankę.

-Niewiem,wyglądałaśjakośdziwnie.

-Czylijak?

-Bojawiem?Jakbycościębolało?Albojakpoprzepiciu-zaśmiałasię.

Lidianieodpowiedziała.Czułacośgęstego,klejącegowgardle.Niechciałosię

przesunąćwżadnąstronę.

-Muszęjeszczedołazienki-Lidiazłapałanaglezaklamkędrzwioznaczonych

kółeczkiemizostawiłazaskoczonąAlinęnakorytarzu.

Czuła,żezarazzwymiotuje.Weszładojednejzkabin,stanęłazpochylonągłową,

opierającsiędłońmiochłodnąścianę,ipatrzyłananieruchomątaflęwodyw

lśniącejczystościąceramicznejmuszli.Iwłaśnietaczystość,zapachdetergentówi

odświeżaczy,wszystkietechemicznesztuczkimającenaceluzniszczyćnajbardziej

naturalneludzkiezapachy,podziałałnaniąjaklekarstwo.Rozchwianyżołądeki

kluchawgardlepowoliustępowały;mogławreszciegłębiejodetchnąćidopiero

wtedyzdałasobiesprawę,jakpłytkooddychałaprzezcałyranek.Wstrzymywała

oddech,abyjaknajdłużejnieczućtegoobezwładniającegoodoruludzkichciał.

Musiaławrócićdopokojuitojąprzerażało,alełudziłasię,żemożejużjejprzeszło.

WkuchniAlinamieszałaherbatęwkubku;stałaopartaościanę,ze

skrzyżowanyminogami,zjednąrękąwkieszeniczarnych,delikatnieprążkowanych

spodni.

-No,Lidka-zaczęła,oblizującjęzykiemgorącąłyżeczkę.-Wszystkosięteraz

zgadza.

-Cocisięzgadza?-Lidiawyjęłazpudełkatorebkęmocnoaromatyzowanej,

malinowejherbaty.

-Nieudawaj…

-Co?

-Którymiesiąc?

Lidiaopuściławzrok,najejbladepoliczkiwyszedłlekkirumieniec.

Odpowiedziałacicho.

-Alina,nicminiejest,czemumniedręczysz?

-Okej.Woliszniemówić,towporządku.Rozumiemcię.Niechcesz,żebysięod

razuwfirmiedowiedzieli.Alejatowidzę.Mojasiostraurodziłatrzymiesiącetemu.

Przezcałąciążęrzygaładalej,niżwidziała.Jakdomnieprzychodziła,toniemogłam

otwieraćlodówkinawetnachwilę.

Lidianiewiedziała,jakzaprzeczyć.Możeniechciała?Słuchałazaciekawiona.

-Poczułasiędobrzegdzieśnapoczątkuósmegomiesiąca.Noizarazurodziła,

prawiemiesiącprzedterminem.

background image

LidiaspojrzałapytająconaAlinę.

-Ważyłdwakilo-kontynuowałaAlina.-Dłońmiałmniejsząniżłapamojejkotki.

Aleszybkowrócilidodomu.Aterazmałyjetyle,żejejpokarmuniestarcza.

Przerwała.Pociągnęłałykgorącejherbaty.Milczały.

-Drugimiesiąc-wyznałaLidia.-Dowczorajczułamsiędobrze.Adziśtenzapach,

nieczułamtegowcześniej…

-A!-Alinasięzaśmiała.-ToRomek,pocisięjakmysz.

-Jakmogłamwcześniejniezwrócićnatouwagi?

-Wcześniejniebyłaśwciąży.Tocizarazminie.

-Atwojejsiostrzenieminęło.

-Onajestwyjątkowa.

-Alejaktowytrzymać?

-Włóżsobiewatędonosa.Nieprzyjemnieuwiera,aleniebędzieszczuła.I

przynośdopracypomarańcze.Połóżsobienabiurku,żenibyzjeszpóźniej.

-Dzięki-Lidiasięuśmiechnęła.-Skądtowszystkowiesz?

-Odsiostry.

Obieniemiałyzamiaruwracaćdoswoichbiurek.

-Odważnajesteś-zaczęłaAlina.

-Dlaczego?

-Trzebaodwagi,żebyzdecydowaćsięnadziecko.Pozatym,myślałam,żenie

chcesz.

Nigdyniemówiłaś,żechcesz.

-Niemyślałamotym.

-Niemów,żewpadłaś.

-Pewnie,żenie.

-Czylichciałaś.

Lidianieodpowiedziała.Alinawłaściwieniespytała,stwierdziłafakt.

-Niesądzę,żebymkiedykolwiekzdecydowałasięnadziecko-oświadczyłaAlina.

-Niebądźtakapewna-przestrzegłająLidia.-Spotkaszkiedyśtegojedynegoi

inaczejbędzieszmówiła.

-Możeispotkam.Aledzieciniebędzie.Umówiłamsięjużnazabiegpodwiązania

jajowodów.

-Dlaczego?!-Lidiaspojrzałananiązszokowana.

-Poprostuwiem,żeniechcęmiećdzieci.Cowtymmożebyćprzyjemnego?Okej,

możesampoczątekjestnienajgorszy,podwarunkiem,żefacetznasięnarzeczy.Ale

potem…Jużpokilkutygodniachrzyganieikompletnybraksiłynawszystko.Brzuch

cirośnieiwyglądaszjakrozdętakrowa.Aporód!?Szpital,ból,leżyszwjakiejś

wypłowiałejkoszulinie,lekarzegapiąsię,jakleżyszrozłożona,pociszsię,stękasz,w

końcutnącięalbosamasięrozrywasz.

Aletodopieropoczątek.Dalejkarmieniepiersią,wystawiaszsię,jaksukaprzed

młodymi,amiędzykarmieniamiciągleświeciszmokrąbluzką.Przewijanie,kupa

sześćrazydziennie,praniedwarazydziennie.Ajakmyślisz,żewychodziszna

prostą,tozaczynasięszukanienajlepszegoprzedszkola,adodobrejszkołymusisz

dzieckozapisać,jakskończytrzylata.

No,awszkolesfrustrowaninauczyciele,narkotyki,adladziewczynypierwsza

skrobankaprzedpiętnastymrokiemżycia.

Przerwała,abypociągnąćłykherbaty.

-Notochybatrochęzapóźnomitomówisz-Lidiapróbowaławszystkoobrócić

wżart.

-Nie-Alinapoczuła,żepowiedziałajednakzadużo.-Przepraszam.Jamówiłamo

sobie.

Dziecisąfajne,podwarunkiemżeniemoje.

Lidianiewiedziała,copowiedzieć,comyśleć,jaksięzachować.Zobaczyłasiebie

wtychwszystkichsytuacjach,októrychmówiłaAlina.

background image

-Chodźmydopokoju.-Alinawstawiłakubekzniedopitąherbatądozlewu.-

PewnieCzarnajużwpadłazpytaniemoraport.

Lidiastarałasięprzypomniećsobie,corobiładziśodranawpracy,alemiaław

głowiekompletnąpustkę.Spojrzałanazegarek.Zostałyjeszczetrzygodzinydo

wyjściazbiura.

background image

16

Wyszedł,zamykajączasobądrzwinajdelikatniej,jakumiał,aleonajużniespała.

Chciałanawetkrzyknąć,daćjakiśznak,żesięobudziła,wtedybywróciłiją

pocałował,zapytał,jaksięczuje,czycośjejprzynieść,potemobiecałbyzadzwonićz

pracy,niemiałajednaksiłysięodezwać,niepotrafiłazmusićsięnawetdootwarcia

ust,głębszegonabraniapowietrza,napięciamięśnibrzucha.Otworzyłaoczy,kiedy

przekręciłkluczwzamku,izobaczyłananocnejszafcekubekparującejherbatyicoś

dojedzenianatalerzuprzykrytymżółtąsalaterką.

Odwróciłasięnadrugibok.Obserwowałaprzezchwilęwiszącenaścianiecztery

obrazki;każdyznichmiałprzedstawiaćinnąporęroku.Próbowaławmyślach

ustalićichkolejność.

Najpierwwydawałojejsię,żepierwszapolewejpowinnabyćwiosna,czylitakjak

teraz.Alejużposekundzieuznała,żetojesienneklonyikasztanowceobrązowychi

żółtychliściachpowinnyzaczynaćtenszereg,adalejgórskachataprzysypana

śniegiem,jakotrzeci-strumykibrzozazsoczyściezielonąkoroną,anakońcu-złote

łanyzbożazestodołąwtle.Potemwyobraziłasobie,żekażdyztychobrazkówwisi

nainnejścianie,każdastronaświatamaswojąporęroku.Tojednakwydawałojejsię

zbytpretensjonalne.Spróbowaławięcułożyćobrazkiposkosie,zaczynającod

wiosny,akażdykolejnywisiałniecowyżejniżpoprzedni.

Następnieułożyłajewkoło,wkwadrat,anakoniecwprzypadkową,chaotyczną

figurę.

Wreszciewszystkiepomysłyuznałazabeznadziejne,asameobrazkizatragicznie

kiczowate.

Zamknęłaoczy.Poczułapierwszetegodnia,jeszczelekkiemdłościiwiedziała,że

terazmusicośzjeść,choćwcaleniemiałaochoty,asamamyślojedzeniutylko

wzmagałanudności.Alepoznałajużreakcjeswojegociała-gdybyniezjadła,byłoby

tylkogorzej.

Właśnieranodopadałojączasamitopoczucienierzeczywistości.Tylerazy

powtarzałasobiewmyślach:„jestemwciąży,jestemwciąży,jestemwciąży”,ażte

słowatraciłysens.

Byławswoimmieszkaniuiniemusiałachodzićdopracy-miaławrażenie,żepo

prostuźlesięczuje,jestnazwolnieniu,możeodpocząć,poleżeć,poleniuchować,

posłuchaćprzedpołudniowejaudycjiMarkaNiedźwieckiegoalboobejrzećserialdla

gospodyńdomowych.Czemunie?

Potemdopadałajątakluchawgardle,którejniemożnaanipołknąć,ani

zwymiotować.

Dotegonawracającazgaga,nieznośnepaleniewgardleiprzełyku,które

próbowałazapićwodą,awtedyodzywałsiępustyżołądek,wydającnieprzyjemnie

dźwiękiipróbującwypchnąćcośzsiebiewyżejiwyżej,alekluchawgardlewszystko

tamowała,awięczpowrotemwdół,ażżołądekrósłjakbania,próbowałprzecisnąć

sięprzeznapiętąskóręnabrzuchu.Inawetwtedyzdawałojejsię,żeźlesięczujei

dlategoniechodzidopracy,aleskądpomysłociąży!

SpojrzałanacyfrowyzegareknawyświetlaczuwieżySony.Godzinęodminut

oddzielałydwiekropki,zktórychtanadolepulsowała.Pochwilinagórzezaczęła

migotać,podczasgdytadolnawydawałasięnieruchomaodwieków.Lidiastarała

sięliczyć,ilerazypojawiasięgrafitowakropka,izakażdymrazemwychodziłojej

cośmiędzy28a31.Odwróciłagłowęizdałasobiesprawę,żenadalniewie,która

godzina.Zastanawiałasię,czytojestważne?Czytomaznaczenie?Cozrobi,jeśli

okażesię,żejestdziewiąta,acojeślidziesiąta?

Herbataprzestałaparować,mimotegokubekbyłjeszczeciepły.Prawienie

otwierającust,przełknęłatrzyłykiinadalleżałanieruchomozzamkniętymioczami.

Poczuławtedypierwsząfalę,aleczekałakilkasekunditobyłbłąd.Zerwałasięz

background image

łóżkaipognaładołazienki,aleniezdążyłajużotworzyćtejcholernejbiałejdeski.

Zwymiotowaładowanny,przechylającciałomocnowdół.Niewieletegobyło,ale

wystarczyło,byopróczwannyzachlapaćtakżepłytkinaścianie.Pospiesznie

spłukaławszystkosilnymgorącymstrumieniem.Spojrzaławlustro,wytarłaresztki

śluzuzpodbródkaidwukrotniewymyłazębymiętowąpastą.

Metalicznyposmakwustachiszorstkośćzębówjednakpozostały.Mimoto

poczułasięniecolepiej.

Włożyładwieparywełnianychskarpetnalodowatenogi,wskoczyładołóżkai

odkryłatalerz,któryzostawiłdlaniejranoFilip.Kanapkizwędzonymżółtymserem.

Poczułagłód,alemusiałajeść,zatykającnos,botegodniazapachseraznalazłsięna

liściezakazanych.

Przezkilkanastępnychgodzinczułasiębardzodobrze.Kiedyszukałajakiejś

książkiwksięgarniinternetowej,zadzwoniłaKasia.Opowiadała,jaksięmiewają

rodzice,żemamaczasamiczujesięnaprawdędobrzeizachowujesię,jakprzed

chorobą.Lidiamiałajednakwrażenie,żesiostrajestzmęczonaiprzerażona,bo

dopierozacząłsiępaździernik,ajejurlopzdrowotnypotrwadowrześniaprzyszłego

rokuiprzezcałytenczas,dnieminocą,będzieskazananatowarzystworodziców.

Lidiawspółczułajej.Czułaprzygnębieniezpowodustarzeniasięrodziców,choć

obojeniemielijeszczesześćdziesiątki.Lidiaporazpierwszyzdałasobiesprawę,że

toonamusibyćsilnaiwspieraćich,anieodwrotnie.Chociażbędąsięprzedtym

jeszczebronić.

Znówniepowiedziałasiostrzeociąży.UstalilizFilipem,żeuroczyścieogłoszątę

szczęśliwąnowinęnapoczątkulistopada,podczasnajbliższejwizytyurodziców.

Czułasięjednakdziwnie,jakbypróbowałazataićcośprzedsiostrą.Chciałachociaż

powiedziećcośmiędzywierszami,dziękiczemuKasiazaczęłabysiędomyślać,

jednakporazkolejnystchórzyła.

Tarozmowaucieszyłają,byłaurozmaiceniemmonotonnegodnia,alezarazpo

niejzaczęłaniecierpliwieczekaćnatelefonFilipa.Dlaczegojeszczeniezadzwonił?

Czyniemożeznaleźćpięciuminut?Wystarczywystukaćpalcemsiedemcyfr,telefon

manabiurku,niemusinawetruszaćtyłka.Czytotakietrudne?Znaleźćpięćminut

dlażony,któramaurodzićjegodzieckoisiedzisamawdomu!?

Zdenerwowanaizmęczona,zdjęłazpółkipierwsząlepsząksiążkęileżącna

kanapie,próbowałaczytać.Literyzlewałyjejsięprzedoczami,poraztrzeci

zaczynałaczytaćdrugiakapit,opisjakiegośmiasteczka,pełnegobrudnychulici

zepsutychlatarni,„gdziemożnaudawać,żemożnanaspacerwyjść”.Poczuła

znajomepieczeniewgardleimusiaławciągnąćpowietrzeustami,żebyugasićto

paskudnepaleniewprzełyku.Zagięłarógkartkiwksiążceiposzładokuchni.Jadła

nastojącorybęwędzonązkawałkiemchleba.Obserwowałaprzezoknomatki

spacerującepochodnikuzdziećmiwwózkach.Miałaochotęnaherbatę,ale

czekanie,ażwodasięzagotuje,przekraczałojejsiły.Złapałabutelkęwody

mineralnejipoczłapaładosypialni.Ostatkiemsiłwyszorowałajeszczezębyiznów

położyłasiędołóżka.

Tak,jakstała:wskarpetachigrubymszlafrokufrotté.Zamknęłaoczy,niebyła

jednaksenna,poprostuniemogłajużanistać,anisiedzieć.Chciała,abytendzień

minął,niechFilipjużwróci,będziechociażmogłasiępoużalaćiwypomniećmu,że

niezadzwonił.

Leżącwciszy,zzamkniętymioczami,wciepłejpościeli,bezpoczuciaczasu,miała

wrażenie,żetenjejstantrwawiecznie,niemiałpoczątkuiniebędziemiałkońca.

Zrezygnowana,nieoczekiwałazmiany.Wtedynaglepoczułacośmokregomiędzy

nogami.

Najpierwpomyślała,żedostałaokres,zastanawiałasię,czymajeszczepodpaski,

okropnieniechciałojejsięwstaćisprawdzić.Inagleolśnienie:toniemożliwe!Oblał

jązimnypot.

Krew.Dziecko.Cośzłego.Nie!Obezwładniająceprzerażenie.Włożyłarękędo

background image

majtekiostrożniedotknęłasię.Niemogławyczućniczegoszczególnego,poprostu

wilgoć.Wyjęładłoń,obejrzałajądokładniezobustron,przyłożyładonosa,

powąchałaiuspokoiłasię.

Sprawdziłajeszczeraz,wytarłarękęoszlafrok.Totylkozwykłyśluz.Pachniał

inaczej,zmieniony,jakbyniejej.Wtedyoprzytomniała-uświadomiłasobie,żejej

światniebędziejużtaki,jakdawniej.

background image

17

Pracowalinadtąofertąodrana.Specjalnyklient,specjalnewymagania.Filip

przygotowałwięcpięknąprezentacjęwPowerPoint,ponaddwadzieściaslajdów,ze

zdjęciamiproduktówfirmy,skomplikowanychwykresówzprzykładamianalizy

korespondencji,któramiałaklientowipokazać,jakiepotrzebyzaspokajająjego

produkty,anajakieodpowiadająproduktykonkurencji.Wszystkowysłałpocztą

elektronicznądwiegodzinyprzedterminem.

Jakbyniedośćtego,tużposzesnastejzadzwoniłaasystentkadyrektora

marketingu,którymiałoceniaćjegoprezentację,ipoprosiłaoprzesłaniedojutra

przeddziewiątąranotrzechkopiiprezentacjiwkolorze.Towłaśniewtakich

sytuacjachprawdopodobieństwouszkodzeniadrukarkilubzawieszeniasięserwera

niebezpieczniewzrasta.

Przeklinającpodnosem,żejeszczeodziewiętnastejmusibyćwbiurze,Filip

starałsięoprawićprezentacjęwprzezroczystefoliezlogoswojejfirmy.Uprzedził

jużLidię,żewrócipóźniejizdziwiłsię,kiedyusłyszałjejniemalwesołygłos.

Ostatniobyłaciąglezmęczona,przygnębionalubśpiąca.Anajczęściejwszystkona

raz.

RazemzFilipemwbiurzepracowałajeszczewrecepcjiMarysia,którazsamego

ranamiaładostarczyćefektpotu,znojuiprzegrzanegointelektuFilipaprostodo

biuraklienta,bytenwydałprawomocnywyrokbezmożliwościodwołania.Chwilę

wcześniejsiedziałjeszczeznimiPiękny,jednaktajemniczytelefonkazałmu

niezwłocznieopuścićbiuro.MarysiapodejrzewałanowądziewczynęPięknego,a

Filipcałkowiciesięzniązgadzał-osobanajejstanowiskuznawszystkietajemnice.

MarysiabyłakilkalatmłodszaodFilipa,zaczęłaniedawnozaocznestudiaw

SzkoleGłównejGospodarstwaWiejskiegoiplanowałazałożyćkiedyśwłasną

restauracjęindyjskązprawdziwym,sprowadzonymzPendżabupiecemtandoori.

Nosiłanajczęściejspodnieiobcisłebluzki,ciemnoblondwłosyprzycinałakróciutko,

zostawiająckilkapostrzępionychkosmykównaduszami.Świetnieradziłasobiez

klientamipodczasrozmówprzeztelefon,zawszeskupionanapracy,rzadko

wdawałasięwrozmowyzinnymipracownikaminatematyprywatne.Wiedzielio

niejniewielelubzgołanic.

TegopopołudniaFiliprobiłwięcswojeiwymieniałzMarysiątylkouwagi

dotyczącepracy.Onaczekała,ażonskończy,abypotemzabraćwydrukowanei

oprawioneprezentacjeiranopojechaćdobiuraklienta.Wpośpiechu,trochę

zdenerwowanytym,żeLidiaczekananiegoinapewnosięniecierpliwi,zabrałsiędo

ostatniejkopii.Iodrazupopełniłbłąd-przedziurkowałpołowękartekwzłym

miejscu.Znówmusiałpodejśćdokomputera,wcisnąćikonędrukarki,zaczekać,aż

maszynaprzetrawizlecenieizaczniepowoliwypluwaćstronęzastroną.

Czekając,FilipobserwowałMarysię.Miałamałe,płaskiepiersiznaprężonymi

sutkami,podkreślonymijeszczeprzezobcisłymateriałbluzki.BiustLidiibyłwtej

chwilizpewnościądwalubtrzyrazywiększy.Marysiapisałacośnakomputerze,

częstoprzytymprzerywając,jakbyzastanawiałasięlubczytałaskończonewłaśnie

zdanie.Nieokazywałazniecierpliwienia.Wpewnymmomenciezmarszczyłaczoło,

wyraźnieniezadowolonaztego,coujrzałanaekranie,otworzyłalekkoustaipalcem

wskazującymwodziłapodolnejwardze.

Spostrzegła,żestarłasobiecałąpomadkęizaczęłanerwowogrzebaćwtorebce.

Filippodszedłdoniejzchusteczką.

-O,dzięki-spojrzałananiego.

-Jużkończę-powiedział.

-Niemaproblemu-zapewniłago.-Piszępracęnazaliczenie,mamcorobić.

-No,alepewniewolałabyśwdomu.

-Nie,wolętutaj-zawahałasię.-Toznaczy,mogętutaj,mogęwdomu,niema

background image

różnicy.

Głośneszczęknięciepodajnikadrukarkioznajmiło,żewydrukjestgotowy.Filip

wróciłdopracy.

Kiedyzapakowałwszystkodobiałej,poszerzanejnadolekoperty,aMarysia

wykaligrafowałanazwiskoodbiorcy,Filipzaproponowałjejpodwiezieniedodomu.

Miałwyrzuty,żetozjegopowodumusiałazostaćdłużejwpracy.Najpierw

odmówiła,alegdyzaczekałzniąrazemnaprzystankuiprzezdziesięćminutnie

pojawiłsięautobus,poddałasięiwsiadładojegosamochodu.PonieważLidiabyła

wciąży,toonjeździłsamochodemdopracy,zwyjątkiemdni,wktórychonamusiała

jechaćdolekarzalubnawiększezakupy.

MarysiamieszkaławPiasecznie,coFilipprzyjąłzzadowoleniem,niemusiał

bowiemjechaćnadrugikoniecWarszawy.Porazpierwszybyłtakbliskoniejiod

razupoczułzapachjejperfum:ciężki,znutąegzotycznejprzyprawy.Jechaliw

milczeniu,spikerwradiuzapowiadałkolejnebossanovyijazzowepiosenki.Na

światłachFilipprzeprosiłMarysięizadzwoniłdożony.Byłazniecierpliwionaiźle

sięczuła;obiecałjej,żeniedługobędziewdomu,ajutrowyjdziedopracygodzinę

później.

Kiedyskończył,Marysiaspojrzałananiego.

-Twojażonaniepracuje?

-Pracuje.Aleterazjestnazwolnieniu-przerwałnachwilę,zastanawiającsię,czy

powiedziećzjakiegopowodu.

Czekałanaciągdalszy,aleFilipmilczał.-Powinieneśspieszyćsiędodomu,

zamiastmnieodwozić-powiedziała,patrzącprzedsiebie.

-Atyilebyśczekałanaautobus?Zresztą,niedługobędę.

-Mogęzobaczyć,jakiemaszpłyty?

-Pewnie.

Sięgnęładoschowkamiędzyfotelemkierowcyapasażera.Jejpalecprzypadkowo

dotknąłudaFilipaipospiesznieuciekł.

-Niezłazbieranina-skomentowała.-Marillion,TheCure,EdytaBartosiewicz.

-Tomójzestawzasadniczy.

-Zasadniczy?-prychnęła.

-Poprostumojeulubionepłyty.

-Która?

-Wszystkie.

-Ulubionajesttylkojedna.

-Nieprawda.

-Prawda-zaśmiałasiękrótko.

Znówjechaliwmilczeniu.Minęładwudziesta,dzieńbyłpochmurnyizapaliłysię

latarnie,alenarazienieoświetlałydrogi,ajedynieprzyciągaływzrokledwie

żarzącymisiężarówkami.

-Acozżoną?-spytałaMarysia,aleFilipniewiedział,coodpowiedzieć,iczekałna

ciągdalszy.

-Maszjedną,ulubioną?-ciągnęła.-Czycośukrywasz?

-Tak,odkryłaśmójsekret.Wkażdejrzeczywistościmamjednążonę.Tylkoczyw

alternatywnejrzeczywistościjatojestemja?Bojeślizawszetojestemtensamja,to

tak,mamwtedynieskończonąliczbężon.Pocieszamsiętylko,żewkażdymświecie

jesttylkojednajedyna.

-Zdecydowaniezadużopracujesz-skomentowała.-Toźlewpływanatwoje

zdrowiepsychiczne.

-Wiem.

-Twojażonanienarzeka?

-Bezprzesady,takczęstoniezostajępogodzinach.-Itakczęstonieodwozisz

koleżanekpopracy.Spojrzałnanią.Patrzyławczerwoneświatłahamującychprzed

nimisamochodów.

background image

Przezułameksekundykusiłogo,bywysadzićjąteraz,natymskrzyżowaniu.

Otworzyćdrzwiibezsłowapokazać,bynatychmiastwyszła.

-Natychświatłachwprawo-poinstruowałago.

-Zaprzystankiem?

-Tak.

Wjechaliwosiedle,Filipkluczyłwąskimiuliczkami,kierowanykrótkimiuwagami

Marysi.Hamowałprzedułożonymicokilkasetmetrówgumowymispowalniaczami

ruchu.

WreszcieMarysiapokazałamublok,wktórymmieszkała,iFilipzatrzymał

samochódobokśmietnikazbiałejcegły.

-Maszprzesyłkęnajutro?-upewniłsię.

-Pewnie-odpowiedziała.

Niewychodziłazsamochodu.Odpięłapas.Przekręciłasiętak,bysiedziećtwarzą

doniego.

-Zaprosiłabymcię-powiedziałapowoli.-Alepewniesięspieszysz.

-Raczejtak.

-Raczej?-spytałazprzekąsem.-Toznaczy,mamjużiśćczynie?

-Pewnieteżsięspieszysz,jużpóźno.

-Dlamnietobezznaczenia.

Onmilczał.Patrzyłnajejpiegiiwystającekościpoliczkowe.Najejpiersi,których

podswetremprawieniebyłowidać,najejkolanoprzyciskającelewarekskrzyni

biegów.

-Niemamdokogosięspieszyć-zaczęła,choćniechciałtegosłyszeć.-Mieszkam

sama.

Nieznamnikogowtymmieścieinielubięgo.Moirodziceicałarodzina

mieszkajątrzystakilometrówstąd.Awszyscynajlepsifacecisąjużdawnozajęci,

więcnawetnieszukam.

Filipodpiąłpas,położyłdelikatniedłońnajejudzie.-Hej,niejesttakźle-

próbowałcośpowiedzieć,aleprzypominałymusiętylkodialogizamerykańskich

filmówklasyB.-Napewnoczekają,tylkootymniewiesz.Marząokimśtakimjakty.

-Dajspokój-machnęłaręką.-Przepraszam.Idę,dozobaczeniajutro.

Zebrałasiędowyjścia,leczFilipzłapałjejdłoń,ścisnąłkilkarazy,chcącją

pocieszyć.

Odwróciłasięichwilępatrzylisobiewoczy.

-Dziękizapodwiezienie-powiedziałaipocałowałagodelikatniewpoliczek.

Ondotknąłjejwłosów.Apotemprzysunąłtwarzimocnopocałowałjąwusta.

Oddałapocałunek,mocniejprzywarładoniegowargami,rozpychałasięjęzykiem,

jakwposzukiwaniuczegoś,conapewnomusitambyć.RękaFilipaniepewnie

uciskałajejmałemiękkiepiersiztwardymisutkami.Powędrowaławbok,

wyczuwającciepłoiwilgoćpotupodpachą.Marysiaodsunęłasięodniego.

-Maszżonę,Filip-powiedziałazwyrzutem.

-Totylko…-tłumaczyłsięzaskoczony-…nictakiego.

-Nictakiego?!Cotywygadujesz?

-Niemiałemżadnychplanów.

-Oczywiście,żeniemiałeś.Ajednakstałosię.

-Muszęjechać-wygładziłkurtkęizapiąłpas,niepatrzącnanią.

-Cotywyprawiasz?

-Ja?Tyzaczęłaś?

-Janiczegoniezaczynałam.Podziękowałamcizapodwiezienie.

-Muszęjechać.Naprawdę-trzymałjednąrękęnagałceskrzynibiegów,adrugą

nakierownicy.

-Dociepłejżony,tak?Któraczekaiczeka.

-Idźjuż-poprosiłją.-Pewnie,żepójdę.Wyszła,zamykajączbytlekkodrzwi,tak

żeFilipznówmusiałodpiąćpas,wyciągnąćsię,otworzyćdrzwipostroniepasażerai

background image

jeszczerazjezatrzasnąć.Odjechałzpiskiemopon,niezwalniającprzed

spowalniaczaminadrodze.

background image

18

Miałobyćuroczyście,odświętnieiradośnie.Niespodzianka,którejwszyscy

oczekiwali.

Wzruszenie,gratulacje,uściski,pocałunkiikilkamęczącychpytań.Tomusiałbyć

tendzień!

Samtelefonniewchodziłwgrę,aniemoglitegoodkładaćdonastępnego

spotkaniarodzinnegozaplanowanegodopieronaBożeNarodzenie-wtedymocno

zaokrąglonybrzuchLidiisprowokowałbypytania,uwagi,możepretensje.Możnateż

byłowogólezrezygnowaćzprzyjazdu,wyłgaćsiępracą,tojedynypowód,któryby

podziałał,aletegoniechcieli.Niemielisiływymyślaćhistorii,którebychoćtrochę

ocierałysięoautentyczność.

Wyjechalizestolicypóźnymwieczorem,aleitakmusieliswojeodstaćwkorku,

przezpięćkilometrówtylkojedynkaihamulec,ażdobiałejtablicyznazwą

Warszawaprzekreślonąukośnączerwonąkreską.Uciekliodpomarańczowychgłów

zdyniigumowychmasekrozkładającychsięzombiezadziewiętnaście

dziewięćdziesiąt,odżółtychchryzantemizniczyzpodobiznamipapieża.Takmiasto

broniłosięprzedoczywistąprawdą,jedynąiniepodważalną,żewszyscyjego

mieszkańcyumrą.Prawdą,wktórąitakniktniewierzy.

DotarlidorodzicówLidiiprzedjedenastąwnocy.Wyściskani,wycałowani,

musielijeszczeprzedsnemzjeśćpotalerzuzupygulaszowej.

Anastępnydzieńtobyłpierwszylistopada.Odrazupoprzebudzeniuzaczęli

zastanawiaćsię:kiedy?Kiedylepiej?Dlaczegojutro?Dlaczegodziś?Wkońcu

postanowili,główniepoto,żebyodsunąćtęchwilęodsiebie,ogłosićwszystko

następnegodnia.PodobniejakpołowaPolski,wzięliwolnewpiątek,drugiego

listopada,itendzieńwydałimsięnajodpowiedniejszy.Planowaliwrócićdodomuw

sobotępopołudniu,zostawiliwięczarównorodzicomtrochęczasunapytania,jaki

sobienakinolubkawiarniępopowrociedoWarszawy.Lidiaczułasięterazjuż

trochęlepieji-jaksamitookreślali-byliteraznaetapiekorzystaniazostatnich

chwilwolności.Ichoćczęstokończyłosiętowedwojewdomuprzedtelewizorem,

toprzynajmniejplanowaliwyjścia,awolnośćpolegałanatym,żemogliztychwyjśćz

własnejwolizrezygnować.

Wieczoremwybralisięnacmentarzwpiątkę:Lidia,Filip,rodziceLidiiiKasia.

Zapalilizniczenagrobachwujków,ciotekidziadków,aFilipporazkolejnymógł

pytać,kto,kiedy,wjakimwieku,gdziemieszkałiczyjeszczeżyjądziecitegowujka

lubprababci.Trochęmusięmieszałyhistorie,któresłyszałcoroku,jednaktak

naprawdęlubiłsłuchać,jakrodziceLidiipróbująsobieprzypomniećispierająsię,

czyciociaKrysiaumarłaprzeddziadkiem,czytużponimijakabyłaprawdziwadata

urodzinstryjaIdziego,bowtedyniktniemiałgłowydoinformowaniaurzęduo

fakcienarodzindziecka.Zmarliiżyjący,całabliższaidalszarodzina,wszyscy

mieszkającywjednympowiecie,przesuwalisięprzedoczymaFilipajaknakaruzeli.

Wsumiebyłtowięcprzyjemny,rodzinnywieczór,pełennostalgicznegosmutkui

zarazemradościzżycia,ztegozakorzenienia,byciarazemipoczuciastałości.Itak

stojącmiędzynagrobkami,wświetlesetekzniczy,wduszącymdymie,LidiaiFilip

upewnilisię,żenajlepiej,jeślipoinformująociążyLidiinazajutrzprzyobiedzie,

międzypierwszymadrugimdaniem.

AlenadrugidzieńKasiaiojciecpojechalinagróbjegoprzyjacielazmłodościi

przyobiedziebylitylkowtrójkę.WieczoremzkoleizadzwoniłakoleżankaLidii;nie

widziałysięodlat,aponieważspotkałaKasię,którawygadałasię,żejejstarsza

siostrazostajedosoboty,niemogliwymówićsiępowrotemdodomuiodwiedziliją.

Porozmawialiosprawachiemocjach,którebyływażnedziesięćlattemu,ikiedy

wrócili,rodziceLidiijużspali.

Pozostałimwtensposóbtylkojedendzień,nadodatekniecały,odranado

background image

piętnastej.

Filipzdecydowałsięnieczekaćnajakiśspecjalnymomentczyodpowiedni

nastrój.

Powiedziałtowdwóchkrótkichzdaniachpodczassobotniegośniadania.Lidia

siedziałaprzystole,trzymaławdłoniachkubekgorącejherbatyidmuchała

rytmicznie,byostudzićwrzątek.

Ojciecsmarowałgrubąpajdęchlebamasłem,apóźniejnakłuwałśrodekkromkii

przeciągałprzezniąnożem,abynawetśladmasłaniezostałnaostrzu.Kasiagryzła

małymikęsamikanapkęzszynką,przeczesującdłoniąświeżoumyte,wilgotne

włosy.Amamazastanawiałasięprzedlodówką,któremięsowybraćnasobotni

obiad.Właśniewtedy,siedzącprzystolenadtalerzemzniedojedzonąkanapkąz

jajkiem,Filipogłosił,żeLidiajestwciąży.

Wydawalisięmocnozaskoczeni.Momentalnieprzerwaliswojeczynności,

spojrzelinaLidięizaczęlimówićjednoprzezdrugie:„Naprawdę?Nicnie

mówiliście!Którymiesiąc?

Jaksięczujesz?Świetniewyglądasz.Jacośprzeczuwałam,takdziwniewyglądałaś.

Gratulacje!Będziechłopak,topewne!Aleniespodzianka!Babciu,dziadku!Musisz

terazdbaćosiebie,nieprzemęczaćsię,dobrzesięodżywiać”.Itakdalej,itakdalej,i

takdalej.

Iwtedynaglemamausiadłanakrześleprzyotwartejlodówceizaczęłapłakać.

Skryłatwarzwdłoniach,zaczęłaszlochaćbezgłośnie,drgałyjejtylkoramiona,kilka

łezwypłynęłospomiędzypalcównabrodę.

-Tozradości-powiedziałojciecwzruszony.-No,dajspokój,niedenerwujcórki.

Przytuliłją,pogłaskałpowłosach,aleonanieprzestawała.

Podniosłasię,przeszładosypialniizamknęłazasobądrzwi.Córkipobiegłyzanią

zaniepokojone.Ojciecwstałodstołu.

-No,zięciu-zacząłuroczyście,wyjmujączkredensudwakieliszkinawysokiej

nóżce.-

Koniecznietrzebatoopić.

RozlałwódkęistuknąłkieliszekFilipa.

-Zasyna-powiedział.

-Albocórkę-dodałFilip.

Wlałwsiebiecałykieliszekszybkimruchemiprzełknąłciepły,piekącynapój.

Wolałniepopijaćgorącąherbatą,odczekałtylko,ażminiepieczeniewprzełyku.

Tymczasemdziewczynykucnęłyprzymamieizaczęłyprosić,abysięuspokoiła,

botoprzecieżwielkieszczęścieinietrzebatakbardzopłakać.Kilkałezjestnawet

wskazanych,alenieszloch,nietakiesceny.Podziałałotonanią,powoliuspokajała

się,opuściładłonie,próbowałasięuśmiechać.

-Jategoniedoczekam-wyszeptała.

-Cotymama!-Kasiapodniosłagłos.-Przestańpleśćbzdury.Jeszczewesele

wnukowiwyprawisz.

-Niejednemu-LidiaspojrzałaznacząconaKasię.

-Tomojeostatniemarzenie-powiedziałamama.-Zobaczyćwnuki.Potemjuż

mogę…

-Przestań-krzyknęłaKasia.-Chcesz,żebycośjejsięstało?Niemożesięteraz

denerwować.Znowutosamo?

-Cosiędzieje?-zapytałazaniepokojonaLidia.

-Nic-Kasiazaprzeczyłaruchemgłowy.-Mamawymyśliłasobie,żetojużjej

ostatniechwile.

-Dlaczego?

-Abojawiem?

-Alemamo-Lidiaspojrzałanamatkę.-Możepojedźmydolekarza,jeślicoś…

-Byłyśmy,byłyśmy-Kasiaprzerwałajej.-Nicjejniejest,wszystkowporządku.

-Cooniwiedzą,cilekarze?-odezwałasięmama.-Jatoczuję.Aletysięnie

background image

denerwuj,córeczko,myślodziecku.Tylkoodziecku.

-Dobrze,aletymusiszskończyćztymimyślami.

-Chodź,Lidka-Kasiapociągnęłasiostręzarękę.-Niedaszrady.Jajejtłumaczę

jużodkilkutygodni.

-Kilkutygodni!!-Lidiaprzeraziłasię.-Nicminiemówiłaś.

-Apococimiałamzatruwaćgłowę?Icobyśporadziła?Przyjechałatuitrzymała

jązarękę?

Weszłydokuchniiusiadłyprzystole.Butelkawódkibyłajużopróżnionawjednej

trzeciej,mężczyźnisiedzieliwmilczeniu.

-Ico?-spytałFilip.

-Nic,nic-pospieszniezapewniłagoKasia.

-Ilewypiłeś?-rzuciłaLidiadomęża.

-Dwa-odpowiedział.-Niepełne.

Lidiaspojrzałanaojca,naFilipa,nastół.

-Nodobra,trzy-przyznałFilip.

-Toniepijjużwięcej-poprosiłagoLidiaspokojnie.-Zarazpoobiedziejedziemy

dodomu.

background image

19

Zacząłpadaćgęsty,ciężkiśnieg.Filipklęczałnałóżku,łokcieopierałnaparapecie,

abrodęnadłoniach.Patrzyłprzezokno,jakchodnikiistojącewzdłużnich

samochodypowoliinieubłaganiepokrywająsięwarstwąśniegu.Wmiejscu,gdzie

podpowierzchniąbiegłyprzewodysiecicieplnej,śniegnatychmiastsiętopił.

Ciemnyśladciągnąłsiępoasfalcie,szarychpłytachchodnikaimiękkiejziemiz

marnymiresztkamitrawnika,wreszciedocierałdościanyblokuiznikał.Burzył

porządekbiałego,świeżego,czystegoświata.

-Wracajpodkołdrę!-LidiaklepnęłaFilipawnagiwypiętypośladek.

Położyłsięzociąganiemobokniejiprzykryłobojeposamąszyję.

-Terazciepło?-spytał.

-Jeszczenie.

Leżał,starającsięniedotykaćjejwypiętegobrzucha.

-Czuję,żejesttwardy-mruknęła.

-Dawnoniebyłużywany.

-Chcesz?

-Aty?

-Niewiem.

Zaśmiałsię.

-Musiszwiedzieć.Albocisięchce,albonie.

Odsunęłasięodniego.Złapałajegosztywniejącyczłonek,zaczęłaprzesuwać

dłoniąwgóręiwdół.

-Zrobięcitak-szepnęła.

-Aty?

-Lepiejnie.

-Przecieżnicsięniestanie.

-Bojęsię.

Filippołożyłdłońnajejpodbrzuszu,zacząłbawićsięwłosamiłonowymi,potem

przesunąłrękęwdół,wyczuł,żejejcipkajestsucha.

-Ciekawe,czybędęmiałachęćpoporodzie?-spytałaLidia,bardziejsamąsiebie

niżFilipa.

-Napoczątkupewnienie-odpowiedział.

-Możeonabędzietakaduża,żeniebędęnicczuła?-Dajspokój-zgasiłją.-Nie

słyszałemotym,żebykobietymasowokończyłyżycieseksualnepoporodzie.

-Aletoniemożliwe,żebypourodzeniudziurkabyłatakasamajakwcześniej.

-Myślę,żeakuratotonaturazadbaładoskonale.Wjakisposóbprzetrwałbynasz

gatunek?Jakmiałybysięrodzićkolejnedzieci?

-Jacidamkolejne!-Ścisnęłamocnojegojądra.

Lidiaprzekręciłasięnaplecyostrożnieichwilękręciłabiodrami,próbując

znaleźćnajwygodniejsząpozycję.Powiększonybrzuchzaczynałjużjejdoskwierać.

Byłjeszczewysokoinieuciskałnapęcherz,alejużograniczałswobodęruchów.Filip

przyłożyłuchotużobokjejpępka.Wstrzymałoddechinasłuchiwał.Docierało

stamtądtylkolekkiebulgotanie,równiedobrzemogłopochodzićzmacicy,jakiz

żołądka.Lekkorozczarowanybrakiemefektówspecjalnych,odsunąłgłowęi

delikatniegłaskałbrzuchżony,zastanawiającsię,czydzieckowśrodkuteżtoczuje.

Potemzacząłzataczaćrękąkręgicorazwyżejiwyżej,dotykałnabrzmiałychpiersi,

chłodnychwtejchwiliramion,szyi,policzków,apóźniejponowniezawędrował

palcamiwdół,nanapęczniałybrzuch,pachwiny,uda,kolana.

-Alemisięzachciałospać-Lidiasięprzeciągnęła.-Muszęspać.

Odwróciłasiętyłemdoniegoiowinęłakołdrą.Filipprzytuliłsiędojejpleców,

włożyłdłońmiędzyjejuda,ajeszczesztywnyczłonekwcisnąłsięmiędzyjej

pośladki.PrzedzaśnięciemFilipwyobraziłsobie,jakjegoczłonekzapadasięw

background image

szerokiejpochwieLidii,ginietamjakwjaskinibezwyjścia,ruszasię,alezupełnie

niedotykaścianek,aonaprosigo„mocniej,kochanie,wejdźgłębiej,nicnieczuję,nie

czujęgo,mocniej,mocniej”.

background image

20

Zaczynałsięwłaśnienajtrudniejszymoment.Choćtaknaprawdę,wszystko

zostałojużprzygotowanewcześniej.Michał,wystrojonywgrafitowygarniturw

jasnoszareprążki,muszkępodszyją,skończyłwłaśnieprezentacjęoferty.Mówił,jak

zwykle,zogromnąswobodą,wplatająccojakiśczasobcojęzyczne,pseudonaukowe

zwroty.Dyskretniechwaliłproduktyklientaijednocześniewskazywał,comożnaw

nichpoprawićlubzmienić.Pytaniapadałyrzadko,comogłooznaczać,żesłuchacze

sąpoddużymwrażeniemprezentacjialbożejużwybralikogośinnego,ateraz

musząwysłuchaćinnychoferentów,tylkopoto,bynieposądzonoichoprotekcję.

KiedyMichałskończył,zapadłacałkowitacisza.FilipiJanekprzeglądaliz

zainteresowaniemjakieśnotatkiiwykresy,główniepoto,żebywypełnićczymśczas

oczekiwanianaewentualnepytania.Michałsiedziałnadotwartymnotatnikiemw

skórzanejoprawie,zwiecznympióremwręku,woczekiwaniunareakcjękogośpo

drugiejstroniestołu.Atamtrwałanarada,szeptalicośnadnotatkami,tabelami,

kserokopiamiróżnychpism.

Iwłaśniewtymmomencieodezwałsiętennieznośnytelefon.OczywiścieFilip

wyłączyłdzwoneknaczasspotkania,jednakalarmwibracyjny,wtakiejciszy,

usłyszeliwszyscy.

PoczątkowoFilipchciałgopoprostuzignorować,miałnadzieję,żepokilku

sekundachtenktośsięwyłączy,nieuzyskawszypołączenia.Itakwłaśniebyło.Ale

potrzydziestusekundachniepokojącebuczenieponownieodezwałosięzteczki

Filipa.Dopierowtedysięzaniepokoił.Złapałtorbę,zostawiłpapierynastolei

mruczącponosem„przepraszam”,wybiegłzpokoju.

TobyłaLidia.

-Cosiędzieje?!-krzyknąłzdyszany.

Apotemkrótkiepytania:-Kiedy?…-Dużo?…-Bolicię?…-Jeślitak,tochybanic

sięniedzieje…-Spokojnie,zadzwońdoMajewskiego,jajużjadę.

Wróciłdopokoju,gdziezaczęłasięjużsesjapytańiodpowiedzi,jakbytowłaśnie

jegowyjściejąprzyspieszyło.Przeprosił,powiedziałcośonagłejsytuacji-Michałjuż

siędomyślił,ocochodzi-ipospieszniewyszedł.

Musiałprzebićsiędodomuprzezzatłoczonąprawieokażdejporzealeję

Niepodległości.

Naszczęście,tużzaalejąArmiiLudowejzrobiłosięluźno;przyspieszyłwtedyi

pokonałkilkaskrzyżowańnapomarańczowymświetle.NawiadukcienadDolinką

Służewieckązarzuciłogonaprawypasiwtedyzwolnił.Podrodzekilkarazydzwonił

doLidiiizakażdymrazemupewniałsię,czywszystkowporządku.

Wbiegłdodomuspoconyizziajany.

-Jak?-tylkotylezdołałwykrztusićwdrzwiach.

Lidiasiedziałanakanapie,aobokniejnapodłodzestałatorbaprzygotowanado

szpitala.

-Niewiem-wzruszyłaramionami.-Miałamkrwawienie.Aleterazjużnieleci.

-Bolicięcoś?-dopytywałsię.

-Nie.Chybanie.

-Toco,jedziemy?

-Tak.

Filipzdjąłmarynarkęirzuciłjąnafotel,złapałtorbęLidiiizeszlidosamochodu.

Wszpitalupokrótkiejrozmowiekazanoimczekać,zamiastodrazupodstawić

łóżkoiwieźćjąnasalęporodową.Filipzastanawiałsię,czytoznaczy,żewszystko

jestwnajwiększymporządku,czykażąimczekaćprzezzwykłąbiurokracjęi

lenistwopersonelu.Wreszcieprzyjęliich,aleFilipowikazanozaczekaćpod

drzwiami.Chodziłniespokojniewwąskimkorytarzuidopieropokilkurundach

zreflektowałsię,żepewniedenerwujetymkobietysiedzącezwypiętymi,

background image

dziewięciomiesięcznymibrzuchami.Uśmiechnąłsięwtedydojednejiusiadłna

krześle.Nerwowoprzeglądałleżącenastolikubroszuryomaściachprzeciw

rozstępomiporadnikinatematpozycjirodzącejwczasieporodu.

Lidiawyszłapopiętnastuminutach.

-Ico?Ico?-dopytywałsięniespokojnie.

-Wracamydodomu-odpowiedziała.

-Toznaczy?

-Nicsięniedzieje,alemamjużrozwarcienapółpalca.

-Palceciwkładał!?

-Tobyłapanidoktor.Wszystkojestwporządku,uspokójsię.Mogęurodzićjutro

lubzapięćdni.

-Jutro?!-Filipprzeraziłsię.-Niepowinnaśtuzostać?

-Poco?Niechciałam.Mamtuleżećiwysłuchiwaćstrasznychopowieści?Jeszcze

bymichcielisztucznieporódwywołać.

-Notak,ale…-Filipszukałargumentównausprawiedliwienieswojegostrachu.-

Alejakmówisz,żetomożebyćnawetjutro,tomusimy…

-Czekać-przerwałamu.-Ajawolęwdomu.Zarazwezmęprysznic,zrobiszmi

masaż.

-Czemunie?Niebędęjużwracałdopracy.

Kiedyzatrzymalisamochódpodblokiem,Lidianabrałastrasznejochotynacoś

słodkiego.

Weszlidopobliskiejkawiarni,gdziezamówilinajwiększąwuzetkędlaniej,adla

niegokawęicroissanta.

Zbliżałosiępołudnie.Dzieńbyłpochmurnyiwlokalupanowałlekkipółmrok.O

tejporzebylijedynymiklientami.Kelnerka,lubmożewłaścicielkalokalu,podeszła

doichstolikaizapaliłagrubą,sześciennąświecę,którajednakdawałaniewiele

światła,drgającypłomykrozpraszałtylkouwagę,niepółmrok.

Dostaliciastkanabiałychkwadratowychtalerzykachbezżadnychwzorków.Lidia

poprosiłajeszczeoherbatę,kawaniesłużyłajejwciąży,mogłatylkopićciepłe

mlekozdodatkiemtrzech,czterechłyżeczekgorącejkawy.Częstozamawiałasamo

mleko,kelnerzyzazwyczajdwarazyupewnialisię,czyrzeczywiściechodziosamo

mleko,akiedywreszcieprzynosilije,Filipdolewałdojejfiliżankikilkałyżeczek

czarnejkawy,apotemdodawałdoswojejfiliżankikilkałyżeczekmlekaodLidii.

Tymrazembyłajednaktylkoherbata.Siedzieliwmilczeniu,Lidiazajadałaze

smakiemciastko.Przymykałaoczyilekkosięuśmiechała.Byłazadowolona.Filip

dotknąłjejdłonileżącejnastoliku.Głaskałpalceikostki,patrzącjejwoczy.Ten

leniwyruch,chłodna,gładkaskórajejrąk,jejzadowolenieiuśmiech,wszystkoto

zrelaksowałogoiwyciszyło.

Zastanawiałsię,dlaczegoonaprzyjmujetowszystkotakspokojnie,przecieżmoże

urodzićwkażdejchwili,jutroalbonawetdziś!Imbyłobliżejwyznaczonejdaty

porodu,tymspokojniejszastawałasięLidia,bardziejpewnasiebie,pogodzonaz

tym,comasięzdarzyć,awostatnichdniachjużwyraźnieoczekiwałatejchwili.Bała

sięnaturalnie,abyporódnienastąpiłzawcześnie,botomogłobyćgroźnedla

dziecka,liczyłajednakjużdnidotejnajważniejszejdlanich,wyznaczonejdaty,którą

zapamiętająnacałeżycie:23kwietnia.

Iototendzieńbyłtużtuż.Jutro?!Czemunie?Tymczasembyłodziśimoglijeszcze

delektowaćsięresztkamiznanegoimświatawoczekiwaniunanastanienowego,

zupełnienieznanego.

-Dobrzesięczujesz-Filipchciałzadaćpytanie,alewyszłomustwierdzenie.

-Tak-odpowiedziałamimowszystkoLidia.

-Niebolicię?

Pokręciłaprzeczącogłową.

-Ato…krwawienie?-Podobnotonormalne,zdzieckiemnicsięniedzieje.-To

dobrze-

background image

Filipzagryzłwargę,wcalenieuspokojony.-Comamyrobić?-spytałjącicho.-

Czekaćwzruszyłaramionami.-Acochciałbyśrobić?-Niewiem.Tonaprawdęzaraz

sięstanie.-

Chybaniemyślałeś,żetociążaurojona?Filipdopiłzimnąjużkawę;zaschnięte

resztkinapojuosiadłynawewnętrznychściankachfiliżanki,jakkożuchmleka,które

wykipiałonakuchenkę.WziąłdłońLidiiipodniósłjądoswoichust,delikatnie

całowałjejpalce,odnasadyażpopaznokcie.Białylakier,położonytylkonakciuk,

odprysnął,tworząclekkiuskokwyczuwalnyjęzykiem.Lidiatrzymałasztywnorękę,

gotowazabraćją,gdybyktośwszedłdokawiarni.WkońcuFilipodłożyłjejdłońna

stolik,tużobokwaniliowejświecy.

-Kochamcię-powiedział,patrzącnanią.

-Jaciebieteż-odpowiedziałapospiesznie.

-Będziedobrze-dodał.

-Tomiałomniepocieszyć?Czyciebie?

Uniósłbrwiipokiwałgłową,dającdozrozumienia,żechodziłoiojedno,io

drugie.

-Zjadłabymjeszczejedno-powiedziała,patrzącłakomiewkierunkuprzeszklonej

ladychłodniczej.

-Jesteśpewna?

-Aco,żałujeszmi?Niedługoschudnęodziesięćkilo,więcmogęzjeśćterazjedno

więcej.

-Możesz,możesz-zgodziłsię.

-Niepytałamcięozgodę.

-Dlaczegojesteśwtakimbojowymnastroju?

Wzruszyłaramionami,nieodpowiadając.Skinęłanakelnerkęizamówiłatorcik

bezowy.

Filipsiedziałniespokojnie,wyjadającpalcemokruchyrogalikazeswojegotalerza.

-Tojakterazbędzie?-zapytał.Lidiaodłożyławidelec.-Filip,ococichodzi?-O

nic,naprawdę.Zastanawiamsiępoprostu,jakbędzienamzdzieckiem.Pobudkiw

nocy,płacz,niewiadomozjakiegopowodu,butelkiipieluchywcałymmieszkaniu,

wanienkawłazience,zabawkinapodłodze,szafapełnadziecięcychubranek.A

potemzaczniechodzićirobićprzeglądwkażdejszufladzie.Wszystkosięzmieni,

całenaszemieszkanie,całenaszeżycie.

-Filip,narazietomojeżyciesięzmieniło,botojawyglądamjakmutantz

brzuchemjużprawiedokolan.Apotemtojamuszęurodzić,anadalniewyobrażam

sobie,jaktowogólejestmożliwe.Więcnarazieuciebiejeszczenicsięniezmieniło.

-Żonamisięzmieniła.

-Nowłaśnie.

-Alewkrótcezmienisię…wszystko.

-Nozmieni.Toco?

-Taktylkomyślę.

Lidiawstała,wspierającsięjednąrękąnaoparciukrzesła,adrugąpodtrzymując

brzuch.

-Chodźmy-powiedziała.-Skurczemniełapią,muszęsiępołożyć.

-Skurcze?!-przestraszyłsięFilip.

-Włydki.Tylkomituniezemdlej.

Kiedyonpodszedłdobaruuregulowaćrachunek,Lidiazamknęłaoczyidelikatnie

masowałabrzuch,starającsięwyczućruchydziecka.Przestraszyłasięprzez

moment,takbyłospokojne,alepochwilicośzaczęłoprzesuwaćsiępodjejskórą.

Stopalubkolanopróbowałoznaleźćlepszą,wygodniejsząpozycję.Terazdziecku

byłojużtamtakciasno,żechybaniemogłodoczekaćsięwyjścia.Amożebyło

odwrotnie,możetowłaśnieterazzbliżałysiędokońcanajszczęśliwszegodzinyjego

życia?

background image

21

Popierwsze,śpiochy.Zatrzaskimająułatwiaćzadanie,alezawsze,przynajmniej

jeden,zazwyczajtenśrodkowy,sięzacina.Wtedyszarpieszmocniej,ażpuszczają

szwylubmateriałprzedzierasięiznówmusiszzacząćpowoliimetodycznie,a

wówczaszatrzaskpuszczabezoporów,jakbynigdyniesprawiałproblemów.Jużpo

kilkudniachwiadomo,żenajlepiejcałkowiciewyłuskaćnogizubrankaipodsunąć

nogawkijaknajwyżej.Wtedyjestszansa,żenieubrudząsięiniebędzietrzeba

zmieniaćczwartychlubpiątychśpiochówtegodnia.Terazpielucha.Najpierwodpiąć

samoprzylepnepaskizprzodu,złapaćjedenróg,odkleićpewnym,płynnymruchem,

bezszarpania.Tyleteoria.Wpraktycedzieckowierzganogami,przesuwasiępo

śliskimmaterialespecjalnejnakładkinakomodę,wreszciezaczynakrzyczeć,czytoz

zimna,bonoginaglewyjęteznagrzanegoubranka,czyzwyczajnie,dlazasady,żeby

oznajmićświatuswojeistnienie.Ijużpotrzydziestusekundachmasztegodość,

chceszskończyćjaknajszybciej,apłynnośćtwoichruchówzostajedramatycznie

zaburzona.Mimotomusiszbrnąćdalej.

Pierwszyjestzapach.Filippopierwszychkilkurazachskonstatowałzdziwiony,że

niejesttakistraszny.Lekkosłodkawy,trochęprzypominającyskwaśniałemleko.I

trwatylkokilkasekund.Najpierwtrzebaunieśćnóżkimocnodogóry,wyciągnąć

zużytąpieluchę,szczelniejązawinąć,zakleićpaskamiirzucićnapodłogę.Dalej

wilgotnąchusteczkązetrzećresztkijasnożółtychśladówzmikroskopijnych

pośladkówimocnopomarszczonego,nieproporcjonalniedużegoworka

mosznowego.Terazwyciągnąćwcześniejnaszykowanączystąpieluchę,

rozprostowaćjąipodsunąćpodkręcącesię,gładziutkiepośladki.Ijeszczekrem,

krótkawalkazwykręconymciałemiwierzgającyminogami-wreszciepaski

pieluchyprzyklejoneimożnanakładaćnogawkinachłodnejużstópki.

Potymwszystkim,ocierajączwilgotniałeodpotuczoło,FilipoddałsynaLidii,a

samposzedłwyrzucićdośmiecito,coprzedchwiląrzuciłnapodłogę.To

przerażające,ileteraz,jużjakotrzyosobowarodzina,produkująśmieci!Dziesięć

pieluchikilkanaściechusteczekdziennie.Pudełkapooliwce,kremie,szamponie.Do

tegopraniecodwadni.Okazujesięwięc,żepierwszedniżyciaczłowiekasązabójcze

dlaśrodowiskanaturalnego.Todziwne,żeekologowiejeszczeniezaczęli

protestowaćiprowadzićkampaniiprzeciwkorozbuchanejhigienieniemowląt.

Filipusiadłnakanapieobokżony,wziąłodniejsynaiprzyglądałsięjegooczom,

zastanawiającsię,czyrzeczywiściejeszczeniczegoniewidzi?Czyrozróżnia

kształty?

Kolory?Amożewidziciemneijasneplamy?Albokształtyikolory,aleniewie,co

oneznaczą,więcniezwracananieuwagi,niepodążawzrokiemzaniczym,bonie

wie,cotojest?

-Będziespał-LidiaprzerwałarozmyślaniaFilipa.

-Tojagouśpię-zaoferował.

-Nie,dajgomnie.

-Dlaczego?Jesteśzmęczona.Pozatympowinienzasypiaćwłóżeczku,anieciągle

wtwoichramionach.

-Notospróbuj.

Powiedziałatotonemoznaczającym„napewnocisięnieuda”.Minąłtydzieńod

dnia,kiedywrócilizsynemzeszpitala.PrzeztenczasmałyOskartylkokilkarazy

zasnąłsamwłóżeczku.Każdyrodziczdajesobiesprawę,jakmożesiętoskończyć,

jednakniewieluunikanoszeniadzieckanarękachlubzasypianiaznimw

małżeńskimłożu.

Filippodjąłwyzwanie.Ułożyłsynkawłóżeczkunakokosowymmateracuwżółte

uśmiechnięteksiężycenatleprzesadniebłękitnegoniebaiprzykryłgolekkąróżową

kołderkąażposamąszyję,wyciągającmałerączkinawierzch.Zadowolonyidumny

background image

ztakdobregopoczątku,jużprawieuwierzyłwswójnaturalnytalentdousypiania

dzieci.Jednaksynszybkowyprowadziłgozbłędu.Kilkarazywierzgnąłnóżkamii

różowakołderkazsunęłasięnabok;wyraźniezadowolonynadaltrzymałstopy

wysoko,uniemożliwiającponowneokrycieich.

Ojciecpróbowałdelikatnieułożyćjeznówwpozycjipoziomej,aleonezakażdym

razemwznosiłysiędogóryjakniegrzecznykosmykwłosównagłowie.Filip

postanowiłzignorowaćtendrobiazg,narzuciłkołderkęnauniesioneicałyczas

poruszającesięnogisynaizacząłmruczećcoś,comiałoprzypominaćkołysankę.Nie

znałżadnychsłów,niepotrafiłnawetimprowizować,miałtylkonadzieję,że

monotonne„luli,luli”iczułegłaskaniepopoliczkuuspokoidzieckoiuśpije.

Uświadomiłsobie,żedopieroteraz,porazpierwszyodnarodzinsyna,może

dokładnieprzyjrzećsięjegotwarzy,zadartemunoskowi,okrągłymgładkim

policzkom,lekkozapadniętym,jeszczeopuchniętympoporodzieoczomorazprawie

niewidocznym,jasnymbrwiom.Jegodłoniezzawszezaciśniętymipaluszkami

poruszałysięgwałtownieibezładnie.

KiedyFilipprzysunąłswójmałypalecdodłonisyna,jejmikroskopijnepaluszki

natychmiastzacisnęłysięnanimjakzaprogramowanewłaśniedotegoruchu.

NiespodziewaniedlaFilipa,uściskbyłdośćsilnyiserceojcawypełniładuma,a

kącikioczumuzwilgotniały.Pochwilidłońdzieckaponownieszarpnęłasię,

wykonującnieskoordynowaneruchyiwypuszczającpalecojca.Filipodruchowo

znówzbliżyłswojąrękędodłonisyna.Chciałpoczućdotyktejnajdelikatniejszejna

świecieskóry,ruchdopieropowstającychmięśni.Chciałdotykaćciała,którejeszcze

tydzieńtemuunosiłosięwdoskonałymśrodowiskumacicy,wświecieniemożliwym

dowyobrażenia,takodległym,jaknajodleglejsze,nieodkrytejeszczegalaktyki.

Ajednaktakbardzobliskim,żeniesposóbsobiewyobrazićnicbliższego.

NakrótkąchwilęFilipzapomniałozadaniu,jakiemiałwykonać,iniezauważył

zbliżającejsięporażki.Nagłypłaczsynaprzywróciłgodorzeczywistości.

-Zostaw-usłyszałzmęczonygłosLidii.

Podeszładodrewnianegołóżeczka,odsunęłamężabiodremiwzięłasynanaręce.

PrzeszławdrugikątpokojuirzuciłastamtądrozczarowanespojrzenieFilipowi.

Zaczęłarytmiczniekołysaćsięnaboki,całyczastrzymającstopynieruchomo.

Wpatrywałasięwoczysynazlekkimuśmiechemnaustach.Atenpochwiliprzestał

płakać.

Filip,gwałtownieobrabowany,stałbezradnieprzypustymłóżeczku.Zastanawiał

się,copowinienterazrobić,czystaraćsiępomóc,czyraczejzejśćjejzoczu,zająćsię

czymśzupełnieinnym?Postanowiłprzygotowaćkolację.

Właśniekończyłsmarowaćmasłemostatniąkromkęwczorajszegochleba,kiedy

usłyszałodległyodgłoswodyuderzającejodnoakrylowejwanny.-Usnął-wyrwało

musięwestchnienieulgi.Ułożyłpospieszniekanapkinatalerzachiprzeszedłdo

sypialni.Zbliżyłsiędołóżeczkaiwjakimśatawistycznymodruchuprzyłożyłdłońdo

drobnejklatkipiersiowejsyna.Oddychał.Wszystkowporządku.Znamaszczeniem

pogłaskałjeszczezaciśniętepiąstkiOskara,przyjrzałsięmiękkim,elastycznym

paznokciom,poprawiłtuiówdziekołderkęiwyszedłzsypialnidołazienki.

Lidia,zzamkniętymioczamiigłowąodchylonądotyłu,leżaławwannie

zanurzonaposzyjęwwodzie.Białapianazakrywałajejciało,pozostawiającpoledo

popisustęsknionejwyobraźniFilipa.Kiedydotknąłniecowystającegoznadwody

kolanażony,onadrgnęłaiotworzyłaoczyzdziwiona,jakbyrzeczywiścieniesłyszała

jegowejściadołazienki.

-Udałocisiębardzoszybko-pochwaliłjejsukceswuśpieniusyna.

Uśmiechnęłasiętylkoiznówprzymknęłaoczy,rozkoszującsięwykradzioną

chwilądrobnejprzyjemności.Filipsięgnąłdopienistejgłębiwannyiwyjąłzniej

stopężony.Nakolanach,jakwkościelepodczasmszy,zacząłcałowaćjejpalceunóg,

ajednocześniedrugąrękąugniatałśrodekjejstopy,imitującprofesjonalnymasaż.

Pominuciejednak,zamiastrozluźnićsięzupełnie,Lidianiespodziewaniewstała.

background image

-Podajmiręcznik-poprosiła.

-Cosięstało?-spytałzdezorientowany.

-Bardzozachciałomisięspać.

Podałjejręcznikiprzezkrótkąbolesnąchwilęprzyglądałsięjejpowiększonymod

karmieniapiersiomibrodawkom,brązowymjakskórkaciemnegochleba.Niemógł

powstrzymaćsięoddotknięciaichprzezgrubymateriałfrotté.

-Pójdęspać-oznajmiła,uprzedzającniezadanepytanie.

-Jestkolacja!-zaprotestował,osuszającręcznikiemresztkiwilgocizjejbrzuchai

ud.

-Bojęsię,żezasnęnadtalerzem.

Toostrzeżenieniemiałojednakszanssięziścić.Donośnypłacznaglezbudzonego

dzieckaprzerwałichczułości.Lidiawyskoczyłazwannyjeszczezmokrymistopami,

aleFilipbyłszybszy.Zapomniałoudachicudowniepełnychpiersiachżony,pobiegł

dosypialniiwyjąłkrzyczącegosynazłóżeczka.Pokilkuminutachlekkiegokołysania

Oskaruspokoiłsięiojciecmógłbyćzsiebiedumny.

-Połóżgoznami-poprosiłaLidia,stającwdrzwiachsypialni.

Zrzuciłajednymruchemszlafrokibłyskawiczniewskoczyłapodkołdrę,

przykrywającsięposzyję.Filipowimignęłytylkojejpośladki,zaczerwienioneod

gorącejwody.

-Niepowiniensięprzyzwyczajać-zaprotestował,alebezprzekonania.

Lidianiemusiałajużnicdodawać.MałyOskarekwylądowałnaprześcieradletuż

obokgłowymatki.AFilipprzyniósłsobieiżoniekolacjędołóżka.Lidiazjadłainie

zasnęłanadtalerzem.Aonpołożyłsięobokniej,uważając,bynieprzycisnąć

malutkiejdłoniichtygodniowegosyna.

Najedzeni,zperspektywąbyćmożenawetkilkugodzinnegosnu,smakowalitę

chwilębyciarazem,wetrójkę.Lidia,jużgotowadozaśnięcia,całowaładrobnerączki

syna.

-Takimaluchsiedziałtamwemnietyleczasu-powiedziałaraczejdosiebie,nie

oczekującreakcjiFilipa.

-Tak-potwierdziłwzamyśleniu.-Tysiącedziecirodzisięcodziennie,alejanadal

nierozumiem,jaktowogólemożliwe.

Lidianieodpowiedziała.Wpatrzonawtwarzsyna,leciutkodotykaławierzchem

dłonijegopoliczków.

-Wkażdymrazie-Filippodjąłswójwątek-niepotrafięsobiewyobrazić,żeon

zmieściłsięwtobie.Żenajpierwtobyłakomórka,którapoprosturosłaizmieniła

sięwdziecko?

Dlaczegowdziecko?Cośwtobierosło,ateraztuleżynałóżku.Jaktamsobieżyło?

Wabsolutnejciemności,zwinięte.Ijakwyszło?Przeztęwąskąszparkę?Tojest

bardziejniesamowiteniżlądowaniekosmitównadachuparlamentu.

-Cośmnietamszczypie-Lidiaporuszyłasięnałóżku.

-Gdzie?-Filipnatychmiastporzuciłswoichkosmitów.

-Notam.Takmnieciągnie.

-Pokaż.

-Bojęsię.

-Czego?

-Żetosięjeszczeniezrosło.Ibędziemniebolało.

-Niebędędotykał-zapewnił.-Zobaczę,czywszystkowporządku.Jaktozszyli.

Lidiawysunęłasięspodkołdry.Ułożyłanabrzegułóżka,nogiopuściłana

podłogę.

Podciągnęłakoszulęnocnądobioder.Filipdelikatnierozsunąłjejnogi.

-Nicniewidać-powiedział.-Podnieśwyżejkolana.

Wpozycji,jaknafoteluginekologicznym,uniosłanogiwyżejiabyodgrodzićsię

odtego,coonmożetamzobaczyć,trzymaławdłoniachdółkoszuli,jakkurtynę

teatralną.

background image

Filipusiadłnakolanachmiędzyjejudami.Podnieconymożliwościądokładnego

przyjrzeniasięjejskarbomporazpierwszyodwielutygodni,ajednocześnie

zaniepokojonytym,comógłznimiuczynićskalpelginekologa,rozpocząłwnikliwą

obserwację.Starałsiędostrzecróżnicemiędzytym,cowidzi,atym,copamiętał

sprzedporodu.Towłaśnietędydzieckoprzeciskałosięnaświat!Porównującgłowę

dzieckaipochwęLidii,wydawałosiętoniemożliwe.Ajednak!Przecieżbyłprzytym!

Czyktośpodrzuciłtodziecko,kiedynasekundęodwróciłgłowę?MożeZAWSZEtak

robią?Cozabzdury!

Napierwszyrzutokawszystkowyglądałowporządku.Dobrzeznana,

ciemnoczerwona,pofałdowanacipkaLidii.Brakśladówcięcia,szycia,ingerencji

ostrza.Dlapewnościucisnąłkilkarazyjejkroczewskazującympalcem.Lidia

zasyczała.

-Tochybatutaj-Filippowiedział.

-Boli-potwierdziła.

-Niemaśladów-zapewniłją.-Wogóle.Tylkotakielekkiezgrubienie,

wyczuwalnepalcem,aleniczegoniewidać,zupełnie.

Filipspoglądałmiędzyjejnogiinabierałprzekonania,żejednakcośbyłoinaczej,

niżpowinno.Inaczej,niżpamiętał.Jejwejściebyłozpewnościąwiększeniżkiedyś.

Rozchylone.

Jakotwartarana,jużniekrwawiąca,alejeszczeniezasklepiona.

Lidiazakryłasiękoszuląnocnąischowałapospieszniepodkołdrę.Filip

przysunąłsiędoniejiobjąłją,głaszczącpobrzuchu.Całowałjejwłosy,policzki,

szyję.Onaprzywarłaustamidojegoustizaczęlisięcałować.Przerwaligwałtownie

dlanabraniaoddechu.

-Chcemisięspać-szepnęła.

-Kochamcię-odpowiedziałnato.

-Jaciebieteż.-Lidiapogłaskałagowpoliczekiuśmiechniętazamknęłaoczy.Mąż

patrzyłnanią,aonapokilkuminutachjużspała.

Filipchciałjeszczepoczytać„GazetęWyborczą”sprzeddwóchdni,alewpołowie

drugiegoartykułuzgasiłlampkęiodłożyłnapodłogęszeleszczącypapier.

Obudziłgoruch,niedźwięk.Synleżałnakołdrzemiędzynimiiniespokojniesię

kręcił.

PrzezkilkasekundFilipnierozumiał,cosiędzieje.Dlaczegodzieckoleżywich

łóżku?

Dlaczegonakołdrze?PłaczniepozwoliłFilipowinadalszerozmyślanie.Synek

kwilił,jakbynacośsięskarżył.

Lidiazareagowałaodruchowo,otwierającoczytylkonamoment.Wyjęłapierś

przezspecjalnerozcięciewkoszulinocnejiprzysunęładzieckodosiebie.Lekkosię

skrzywiła,kiedysynzacząłssać.Filippatrzyłnanichprzezpewienczas,musiał

jednakwkońcuzasnąć,przebudzenieodczułboleśnie.Synkrzyczał,aLidiakołysała

gowramionach.Najpierwlekko,rytmicznie,alejużpochwilibardziejenergicznie,

nerwowo.PłaczOskaraniecichłnawetnamoment.

-Możejagowezmę?-zaproponował.

-Cośmujest-powiedziałaLidiadrżącymgłosem.

-Co?

-Niewiem!-krzyknęła.-Musimywezwaćpogotowie.

-Opanujsię,poprostuniemożezasnąć.Możetrzebagoprzebrać.-Zaczęli

wspólnieoperacjęwymianypieluchyiprzeztenczasniespodziewaniesynnie

płakał.Uspokojeni,spróbowaliułożyćgoznównałóżkumiędzysobą.Jużniemyśleli,

jakmożetowpłynąćnajegorozwój,psychikę,przyszłezachowania.Chcielispać.Ale

ichsynmiałinneplanyiinformowałotymdonośnie.

Filippostanowił,żetymrazemtoonuspokoiiuśpiOskara.Wstałzsilnym

przekonaniem,żenapewnomusięuda,izacząłprzechadzaćsięposypialniz

background image

synkiemnarękach.Jednostajnyruchmiałkojącodziałaćnaniemowlę.Poniezwykle

długichpięciuminutachsynrzeczywiścieprzestałpłakać,choćnadalniespał.

Rozglądałsiępościanachimeblachniewidzącym,lekkoprzestraszonymwzrokiem.

Filippomyślał,żemożetenpłaczdzieckawpierwszychtygodniachjegożyciajestpo

prostuwywołanylękiem,żeznalazłosięwkompletnieobcymmuświecie?Totak,

jakbydorosłyczłowiektrafiłnagleiwniewytłumaczalnysposóbnaobcąplanetę,

gdzieciążeniejestdziesięćrazywiększe,aoddychaniemożliwetylkoprzezrurkę

podłączonądoucha,gdziesłońceprażytakmocno,żeoczywidząjedynie

niewyraźnecienie.

Dzieckoleżałocicho,Lidiazasnęła.AFilip,zadowolonyzniewielkiegosukcesu,

postanowiłdoprowadzićsprawędokońca.Całyczaskołyszącdzieckowramionach,

podsunąłnogąfoteliksamochodowybliżejłóżka.Ułożyłsynawfoteliku,asam

położyłsięobokżony.

Zacząłporuszaćtąprowizorycznąkołyskąwgóręiwdół.Zamknąłoczy,starając

sięskupićnarytmie,cojakiśczasuchylałlekkopowiekiikontrolowałsytuację.

Momentamiprzysypiał;traciłświadomośćnakilkasekund.Synkabudziłbezruchi

Filip,wystraszony,znówwprawiałfotelikwruch.Silniejszynacisknaoparciei

ponowniezaczynałosiękojącekołysanie.Wgóręiwdół.Delikatnie,jednostajnie.

Razzarazem.Niezaszybko,bezgwałtownychruchów.Trzymaćrytm.

background image

22

Późnomajowesłońceświeciłomocnoioślepiająco,jednakzimnepodmuchy

wiatruprzypominałyotym,żewtejczęściEuropywiosnamawięcejwspólnegoz

zimąniżzlatem.

DlategoLidiajużpodziesięciuminutachzawróciławózekizdecydowałasię

zakończyćspacer.

SzybkimkrokiemzbliżalisiędoposesjirodzicówFilipa,Lidiaprzodem,całyczas

poprawiająckołderkęwwózku,abyjeszczeszczelniejokrywałamałegoOskarka,a

Filipztyłu,zociąganiem,jakbychcącprzedłużyćzakrótkiwedługniegospacer.

Wostatnichtygodniachobojeodkryli,jakbardzoróżniąsięwodbiorzeświata

zewnętrznego.Wszystkoprzezdziecko,amożedziękiniemu.Jużprzedwyjściemna

spacerspieralisięnatematgrubościkaftanikówiczapek.Te,któreFilipuznawałza

zbytciepłe,Lidiaoceniałajakoprzewiewne,zalekkie.Niewchodziłowgrę

znalezienieczegośpośredniego,zawszejednoznich-zpoczuciemprzegranej-

musiałoustąpić.ZazwyczajFilip.Prawdziwakonfrontacjanastępowałajednakna

spacerze.Lidiawykorzystywałakażdypodmuchwiatru,abyprzykryćsyna

dodatkowymkocykiem.TensampodmuchdlaFilipabyłpowodemdozmartwienia,

żeOskarmanasobiezawieleubranek,napewnojestprzegrzanyimożesię

przeziębić.Takiscenariuszpowtarzałsięzakażdymrazem.Dochodziłodotego,że

Lidianiegodziłasięnaspacersynazsamymojcem,kiedyuznawała,żejestza

zimno.Byłaprzekonana,żeFilipcelowoodkryjesynalubprzeznieuwagęnie

przykryjegododatkowąkołderką,jeśliwiatrmocniejzawieje.

Tymrazembyłopodobnie,aleFilip-jaktodziałosięcorazczęściej-zrezygnował

zudowadniania,żedzieckujestzwyczajniezaciepło!Wramachprotestuszedłdwa

krokizażoną.Zrównalisię,kiedyLidiastanęłaprzedfurtkąwoczekiwaniu,aż

rodziceFilipawpuszcząichnapodwórko.

Tobyłaichpierwszawizytazdzieckiemujegorodziców.Planowalitozrobić,

kiedyOskarskończytrzymiesiące,aleniewytrzymalinaciskówiprzyjechalijuż

miesiącpoporodzie.Usprawiedliwialisięsamiprzedsobą,żeszkodatakpięknej

pogodynaspędzenieweekenduwWarszawie.Oznaczałotojednak,żeulegli

naciskomdziadków,iLidiamiałalekkiepretensjedoFilipa.Ichprotestograniczył

siędotego,żenasobotnispacerwybralisięzsynemsami,tylkowtrójkę.

RodziceFilipamieszkaliwjednopiętrowymdomuzpołowylat

siedemdziesiątych,położonymkiedyśwspokojnej,willowejdzielnicy,terazpełnej

kilkupiętrowychbloków,wzniesionychpodkonieclatosiemdziesiątychjeszczeprzy

wykorzystaniuwielkiejpłyty,awyróżniającychsięjedyniemocnowysuniętymi

balkonami,pomalowanyminajaskrawoniebieskikolor.RodziceFilipamogli

obserwowaćzeswojegopodwórka,jakwniedzielnepopołudnianatychwłaśnie

balkonachmężczyźniwystawiajądosłońcaswojebladeciaławbiałych

podkoszulkachbezrękawów,akobietypokrzykująnadzieciodbijającepiłkęod

ścianyśmietnika.Niekiedy,szczególniepodkonieclata,balkonyzapełniałysię

grillami,ainnymrazempościelą,abywywietrzałzniejzapachspoconych,

niedomytychciał.

NiebieskiebalkonyprzyciągaływzrokikiedyFilipiLidiaczekali,ażfurtkasię

otworzy,patrzyliwtamtymkierunku.Wreszcieusłyszelidomofon,furtkaotworzyła

się,aoniszybkoprzeszliprzezpodwórkoiwnieśliwózekdomieszkania,bomały

Oskarzacząłjużpłakać.

Jeszczewprzedpokojuusłyszeligłośnerozmowy.Gościezaproszenina

prezentacjęwnukaniezawiedliistawilisięwkomplecie.Filipbłyskawicznie

opracowałwgłowieplanobronyprzedatakiemroześmianych,wdzięczącychsię

ciotekiwujów.PospieszniewyjąłOskarazwózkairuszyłznimdoswojejbyłej

sypialni,któraterazsłużyłazapokójgościnny.

background image

-Gdzieznimidziesz?-Lidiazdziwiłasię,spokojniezdejmującbuty.

-Przebioręgo-Filipodpowiedział,jakbypytałagoocośtakoczywistegojak

oddychanie.

-Jeszczeniepotrzeba-Lidianierozumiałajegozachowania.

-Przecieżpłacze.

-Chcejeść.

Wtymmomencieotworzyłysiędrzwiodkuchniiwyjrzałaprzeznie

zaniepokojonamatkaFilipa.

-Czemuniewchodzicie?-spytała.

-Muszęgoprzebrać-szybkoodpowiedziałFilip.-Zarazprzyjdziemy.

-Jeszczewytrzyma-Lidiabyłainnegozdania.-Dostałświeżąpieluchęprzed

spacerem.

-Notowchodźcie-ponagliłaichbabcia.

Filipspojrzałnajednąkobietę,potemnadrugąinaglepoddałsię.Zabrakłomu

energii,zwyczajnieodechciałomusięspierać,przekonywać,argumentowaći

wymyślaćpowody,dlaktórychniechciałjeszczewystawiaćsynanapastwę

roześmianejrodziny.Oddałkwilącedzieckożonieipatrzył,jakobiewchodządo

kuchnipełnejgościniczymdojaskinizwygłodniałymismokami.

Zachwytynaddzieckiemispory,dokogojestpodobne,trzebabyłoszybko

przerwać,bomaluchdomagałsięswojejporcjimleka.Lidiazabrałagoiposzła

nakarmić.TymczasemmamaFilipazaczęłanakrywaćdostołu,aLidiapo

nakarmieniusynazaczęłajejpomagaćimałymOskarkiemzajmowalisięnazmianę

ojciecidziadek.Dzieckoprawiecałyczasspało,więcniewielemielidoroboty.W

końcuwszyscyzasiedlidostołu:LidiaiFilip,jegorodzice,dwiesiostrymatkiFilipa,

jejkuzynkaorazbratojcaFilipazżoną.Rodzinka.

Dzieckozaniesionodosypialni,ajegorodziceprzezotwartedrzwizamierzali

obserwowaćwózek,wktórymspało.Niestety,zkuchniniebyłowidać,cosiędzieje

wjegownętrzu,icojakiśczas,razLidia,razFilip,wstawaliodstołuizaglądalido

wózkajakdopudełkapełnegodrogocennychprzedmiotówwobawie,bystamtądnie

znikły.

Przystolerozmawianoodzieciach.Kobietywspominałyczasy,kiedycodziennie

prałystertytetrowychpieluchwpralceFrania,amlekowproszkugotowanena

elektrycznejkuchenceprzypalałosięlubkipiałonapodłogę.OjciecFiliparozlewał

winodomowejrobotyiwtrącałopinielubhistoryjki,którezapamiętałzczasów,gdy

Filipmiałkilkamiesięcy.Niebyłotegowiele.

KiedyLidiapodniosłakieliszekipoprosiłateściaowino,tenspojrzałnanią

uważnieizawahałsię,alenalałjejjednątrzeciąkieliszka.MatkaFilipadostrzegłato

kątemoka.

-Toterazmożnapić,kiedysiękarmi?-spytałacicho,alezlekkimwyrzutem.

Lidianieodpowiedziała,trzymałakieliszekzanóżkęiobracałanimdelikatnie.

-Przecieżtowinodomowe-Filipstanąłwobronieżony.-Todlazdrowia.

-Dajspokój,matka-odezwałsięojciecFilipa.-Onisięnatymznają.

Nagledzieckozapłakało,Filippoderwałsięzeswojegomiejscaitrzemasusami

dotarłdosypialni.Lidiazerknęławtamtymkierunkuispokojnieupiłamałyłyk

cierpkiegowinaobarwieciemnychczereśni.

-Dzieckotoobowiązek-odezwałasięzwestchnieniemciociaKrysia,siostra

mamyFilipa.

CiociaKrysiaodkilkulatbyławdową.Niemiaładzieci,aFilipnigdyniesłyszał

dlaczego.Mieszkałasamaizawszebardzoszybkoucinaławszelkieuwaginatemat

ponownegowyjściazamąż.

-Oj,tak-potwierdziłamamaFilipa.-Janiewiem,jakmytowszystko

przetrwaliśmywtamtychczasach?Pracaodsiódmejdotrzeciej,potemwkolejkach

pomięsoalbomlekodladziecka.

background image

-Jakrzucili-wtrąciłojciecFilipa.

-Jakrzucili,totrzebabyłosięzrobotyurwać.Apotemgotowanieobiadu,

zmywanie,pranie,prasowanie,sprzątanie.Nieto,coteraz-pampersdokoszai

gotowe.

-JatoBogudziękuję,żeniemieliśmydzieci-odezwałasięciociaKrysia.

Zapanowałomilczenie,widelceprzestałystukaćotalerze.

-Dlaczego?-spytałaLidia.

-Natakiświatmiałamdzieckosprowadzać?Przestępcystrzelająnaulicachw

białydzień,wszkołachnarkotykiigangi,aterazciterroryści.Musiałabymciągle

umieraćzestrachu.Pocomito?

-Alechybasąteżprzyjemnechwile?-wtrąciłaLidia,najmniejzszokowana

niespodziewanymwyznaniemcioci.

-Nojakie?-rzuciłaciotka.-Kiedy?Gdzie?Wszkole,jakwkładająnauczycielom

kosznagłowę?Albo,o!Cotubyłoniedaleko.-Pokazałarękągdzieśzasiebie.-

Dwóchchłopaków,jeszczewpodstawówce,czywtymichgimnazjum,trzeciego

zabiło,bomiałjakąśkomórkęnowączycośtamdogier.Czternaścielatikomórka

mupotrzebna-oburzyłasię.

-Jużprzestań,Kryśka.-MatkaFilipapoczerwieniałanatwarzy.

-Azobaczysz,żeniedługowojnabędzie-odcięłasięciociaKrysia.

Filipwszedłwtymmomenciedokuchni,nieświadom,najakietory

niespodziewaniezeszłarozmowaprzystole.

-Jakawojna,ciociu?-zaśmiałsię.-Komubysięchciałoterazwalczyć?Każdydo

supermarketuwoliiść.

-Acotytamwiesz-ciociamachnęłaręką.

-Tomożejeszczetrochęwina?-wtrąciłojciecFilipa.

MałyOskarznówzapłakał,więcFilipnatychmiastzerwałsięzkrzesłaipobiegłdo

niego.

-Cotytakbiegasz,synu?-krzyknąłzanimojciec.-Dajdzieckomatcenachwilę,

chciałemsięztobąnapić.

Filipcośodpowiedział,alejegosłowaprzerwałoznowukwileniedziecka.Lidia

wstała,powiedziałapodnosem„przepraszam”iwyszłazkuchni.Otworzyładrzwi

wejścioweiwyszłanapodwórko.Stanęłazrękomaskrzyżowanyminapiersiach,

mrużącoczyprzedsilnym,popołudniowymsłońcem.

background image

23

Wieczoramizazwyczajbylijużbardzozmęczeniizostawialipodniesioneroletyw

oknachnacałąnoc.Dlategowpierwszejchwili,gdyobudziłichpłaczdziecka,

pomyśleli,żetojużpóźnegodzinyporanneisynwspaniałomyślniepozwoliłim

wyspaćsięchociażwniedzielę.

AlekiedyLidiaprzystawiłasynadopiersi,Filipspojrzałnazegarekinatychmiast

poczułsięokropnieniewyspany.

-Siódma-oznajmiłLidiizmęczonymgłosem.

Onapokiwałatylkogłową,wpatrzonawtwarzsynaprzyklejonegodojejpiersi.

Filippoczątkowoobserwowałtęscenę,aleodtegowidokuzrobiłsięjeszcze

bardziejsenny,więcodwróciłsięnadrugibok.Poczuł,jakłóżkougięłosię,kiedy

LidiapołożyłaOskarazpowrotemdołóżeczka.Musiałzasnąćnachwilęalbotakmu

sięwydawało.Usłyszałnaglepłaczdzieckaipoczułszturchnięciewramię.

-Weźgo-poleciła.

-Niechśpiznami-odpowiedziałsennie.-Notoweźgo.-Tymaszbliżej.-

Mógłbyśrazwstać.-Takjakbymnigdyniewstawał.Lidianieodpowiedziała,

podniosłasięzzamiaremwstaniazłóżka,alebyłszybszy.

-Jużgobiorę,jużgobiorę-obruszyłsię.

Wziąłsynanaręceiprzyniósłdołóżka.Ułożyłgosobienaklatcepiersioweji

zacząłdoniegoprzemawiać,całowaćgownosipoliczkiigłaskaćpoplecach.

Chłopiecbyłbardzozadowolony.Potemojciecułożyłgonapoduszcemiędzynimii

bawiłsięznim,podającmudłoń,amałepaluszkichwytałyzzainteresowaniemraz

jeden,razdrugipalecojca.

Lidiazamierzałazasnąć,jednakradosneminymężaisynasprawiły,żezmieniła

zdanie.

Jeszczekilkamiesięcytemuleżaławtymsamymłóżkusama,zmagałasięz

nudnościami,beznadziejnymprogramemtelewizyjnymiczekałanapowrótFilipaz

pracy,któryzamiastprzynieśćjejukojenieitrochęrozrywki,rozdrażniałjeszcze

bardziej,boonmógłbyćzludźmiwbiurze,oddawałsięintelektualnymzajęciomi

przychodziłdodomuwypocząć,onazaśprzewalałasięcałydzieńzjednegobokuna

drugialbosnułamiędzykanapą,kuchnią,łazienkąisypialnią.Awszystkozasprawą

kilkukroplijegospermywjejdrogachrodnych.

Minęłokilkamiesięcyitosamołóżkozajmująjużtrzyosoby.Zrobiłosięciasnoi

niewygodnie,jednakniespodziewanieszybkoobojeprzywyklidotego.Inawettaka

wczesnapobudka,początkowoodczuwanajakoniezasłużonakara,stajesięmałym

radosnymwydarzeniem.

Filipprzerwałpotokjejmyśli.

-Ciekawe,czytosięstałowtedy,włazience?-spytałbardziejsiebieniżją.

-Cosięstało?-Lidiazmarszczyłabrwi,nierozumiejącpytania.

-On-odpowiedziałFilip,całyczaspatrzącnasynka.

Oskarchwyciłmocnonajmniejszypalecojcainatychmiastwpakowałgosobiedo

ust.

Próbowałssać,przygryzaćswoimibezzębnymidziąsłami,aFilippozwalałmuna

to,mimożetemałedziąsławcaleniebyłymiękkie.

-Chybajestgłodny-zauważyłFilip.-Ijak?-SpojrzałnaLidię.-Myślisz,żeto

mogłobyćwtedy?

-Alekiedy?

-Kochaliśmysięwłazience,namuszli,apotemposzliśmydokinanafilm

BillyElliot.

Możetobyłodlaniegopierwszewyjściedokina?-Uśmiechnąłsięispojrzałna

syna,któryterazpróbowaługryźćkciukojca.

-Raczejnie-zaprzeczyłaLidia.-Jakitobyłmiesiąc?

background image

-Wakacje.Chybalipiec.Właściwiedrugapołowalipca.Amożepierwsza?Nie

jestempewien.

-Tobynawetpasowało.

-Właśnie.Chociażwtedyrobiliśmytoprawiecodziennie.

-Czasamiczęściej.

-Tak-Filiprozmarzyłsię,wspominająctamtenokresichmałżeństwa.

MałyOskarmiałjednakzupełniecośinnegonamyśli.Palceojcaprzestałymu

smakowaćirozpłakałsię.Lidiaspokojniepodsunęławyżejpoduszkęiusiadła,

opierającsięościanę.

Poprawiłasiędwarazy,abyprzyjąćjaknajwygodniejsząpozycję.Wtedypoprosiła

Filipa:-Podajmigo.Wziął-terazjużwrzeszczącego-synanaręceipodałgożonie

jakkruchypakunek.Lidiaprzystawiłagodoswojejpiersi.Wciszy,któranagle

zapadła,słyszeli,jakchłopiecłapczywieprzełykamleko.Lidiawpatrywałasięw

synkazuśmiechemidelikatniegłaskałajegopoliczek.Filipobserwowałtęscenę,

wstrzymującoddech,iczuł,jakogarniagosenność,jakbyonsamrozgrzałsię

ciepłymmlekiemibliskościąmatczynegociała,jakbytojegoukołysałoddechi

rytmicznebiciesercamatki.

-Zasnął-szepnęłaLidia,odsuwającOskaraodpiersi.

Jegolśniące,lekkorozchyloneustajeszczeprzezchwilęporuszałysięjakuryby

chwytającejpowietrze.

WzrokFilipazbłądziłwokolicepiersiżony.Sterczący,mocnopowiększonysutek,

spękanynakońcujakskorupazastygłejlawy,pokrytybyłkroplamimleka.Lidia

ścisnęłagomocnopalcamiikilkakropliwyciekłoześrodka,spłynęłowdółiw

końcuskryłosięwzagłębieniupodpiersią.Filipniemógłsięopanować,zbliżył

twarz,abyzlizaćmleko,jednakwostatniejchwiliprzestraszyłsięswojego

pożądaniaidotknąłjęzykiempieprzykanapiersipowyżejsutka.Poczułerekcję.

Momentalnąitrwałą.

-Połóżgodołóżeczka-powiedziałcichodożony.-Możejeszczepośpi.

Kiedypochyliłasięnadłóżeczkiem,onwsunąłrękępodjejkoszulęnocnąi

delikatnieścisnąłjejpośladek.Niezareagowała.Onjednakczuł,żetoniejestjuż

kwestiaochotyczyjejbraku,tylkokonieczność.Lidiapołożyłasięzpowrotem,a

wtedyonprzyciągnąłjejrękę,abyobjęłajegoczłonek.Dotknęłagomechanicznie,ale

wyczułatwardośćibezdalszejzachętyzaczęłaporuszaćdłoniąwgóręiwdół.Filip

starałsiętakżejejsprawićprzyjemność,jednakczyniłtozbytpospiesznie,bez

wyczucia.Ibardzoszybkojegospermawytrysnęłanaprześcieradło,jejkolana,jego

uda.Filipopadłnapoduszkę,przymknąłoczy,celebrująctęjakżeżałośniekrótką

chwilęrozkoszy.

Wtedy,drugiraztegoporanka,dałosobieznaćmałyOskar.Jegosenokazałsię

tylkokróciutkądrzemkąpośniadaniu.Byćmożechwilowąprzerwąprzeddrugim

śniadaniem.WkażdymrazieLidiazareagowałaszybkoiponownieprzystawiłasyna

dopiersi.Filipchciałimzrobićwięcejmiejscaiprzesunąłsięwbok;zrobiłtotak

nieudolnie,żedotknąłswoimudemstopysyna.Gęstniejącaspermazostawiłana

kaftanikuciemnyślad.FilippostanowiłniemówićtegoLidiiiuznać,żetaktylkomu

sięwydawało.

background image

24

-Notopolewaj,ojciec.-MichałzatarłdłonieipodstawiłFilipowipustykieliszek.

Specjalniekupionenatęokazję,południowoafrykańskieczerwonewinoodmiany

Syrahpopłynęłodokieliszka.Anastępniedoczterechkolejnych,przyczymdo

ostatniegojedyniekilkakropel.

-Karmisz?-spytałaMałgosia,patrzącnakieliszekLidii.

-Tak,pewnie-odpowiedziałaLidia.

-Imożesz?-Małgosiaurwaławpołowiepytania.

-Totylkoodrobina-usprawiedliwiłasięLidia.-Zresztą,możeOskarbędzielepiej

spał?-zaśmiałasię.

-Tozazdrowiemłodego!-Michałuniósłkieliszek.

Wszyscyzgodnieupiliwinazeswoichkieliszków:FilipiMichałporządnyłyk,

AlinaiMałgosia-poskromnymłyczku,aLidiajedyniezamoczyłausta.

Natospotkaniezaprosilidziesięćosób-wszystkichprzyjaciółzŁodzi,atakże

kilkuznajomychzpracy.Większośćniemadzieci,więcmożedlategotaksię

skończyło…

PrzyjechalitylkoMichałzMałgosiąorazAlina.Ingaodwołałaswojeprzyjściew

ostatniejchwili,kiedywszyscysiedzielijużprzystole.Wymówiłasiępracą,nagłym

telefonemodszefa,ważnymprojektem,którymusibyćgotowynaponiedziałek

rano,atylkoonajestwstanietozrobić.Siedzieliwięcwpiątkę,nieliczącOskara

leżącegorazwwózku,razwfotelikusamochodowym,azazwyczajnakolanachtaty

lubmamy,rzadziejjednejz„ciotek”.

Michałnieodważyłsięwziąćnaręcetakruchliwego,hałaśliwegostworzenia.

PopierwszejbutelcewinaFilipzaproponowałMichałowipiwo.Zbutelkamiw

rękachwyszlinabalkon.Oparciobalustradęspoglądalinamieszkańcówstolicy

wracającychzcotygodniowegonabożeństwakuczcinatury.Narowerachlubpieszo,

wgronierodzinnym,zgodniezporadamikolorowychtygodników,abypopięciu

dniachciężkiejpracy,gdzierealizująswojepasje,doktórychmająprzecieżprawo,

poprostubylizrodziną,robilicośwspólnie.ZakładająwięcobuwiemarkiReebok

lubPuma,wsiadająnaroweryKonalubGaryFisher,acizmaluchamibiorą

trójkołowewózkinagrubych,terenowychoponachiruszajądorezerwatuprzyrody

LasKabacki.Wtłumiepodobniewyglądającychdonichpodążająszerokąścieżką

przez„prawdziwylas”wkierunkułąkwPowsinie,którybyłkiedyśznanym

podwarszawskimuzdrowiskiem,bytamleżećnatrawie,graćwpiłkę,w

badmintona,pićpiwoi„spędzaćaktywnieczaszrodziną”.Filipjużskryciemarzyło

tym,żeteżtampójdą,jakOskarniecopodrośnie.

Teraz,kiedyzbliżałasiędwudziesta,wracałyprzedewszystkimrodzinyz

dziećmi.

Niektórzyrowerzyścinatomiast,szczególniemłodeparynanowiutkich,

najlepszychrowerachgórskichpokilkatysięcyzłotych,wybieralisięwodwrotnym

kierunku.

-Janaraziesobieniepojeżdżę-zacząłFilip,choćtaknaprawdęniewyciągał

roweruodroku.

-Dlaczego?-zdziwiłsięMichał.-Zobacz,bierzesztakifotelikjaktenfacettutaj-

wskazałgłowąjednegozrowerzystów,którywiózłzasobąrocznedziecko.Maluch-

wyposażonywczerwonykask-zasnąłijegobezwładneciałoprzechylałosięna

zakrętachjakpluszowazabawkanasprężynie.-Imożeszspokojniejechać-

dokończył.-Oczywiście,bezszaleństw,bowpewnymmomenciemógłbyśpoczuć,że

jedziecisięniespodziewanielekko.

Obajzaśmialisiętrochęwymuszonym,urwanymnagleśmiechem.

-Jatozsynem,jaktylkoskończyrok,zaraznameczykpojadę-rozmarzyłsię

Michał.

background image

-Tutaj?-Filipzdziwiłsię.

-Nie-Michałskrzywiłsięzobrzydzeniem-naWidzewoczywiście.

-SpecjalniedoŁodzipojedziesz?

-Aco?

-Inatrybunachpieluchybędzieszzmieniał?

Michałniebyłpewien,czytożart.Filippoczuł,żepowiedziałtotylkopoto,aby

wykazaćniedojrzałośćMichała.Stracilikrucheporozumieniemiędzysobą,

wypracowanenatymbalkonie.Zamilkli.Zerwałsięlekkiwiatriporuszyłkwiatami

rosnącymiwbalkonowychskrzynkach.Ulicąprzejechałoczterechrowerzystówi

dwieosobynarolkach:piętnastoletniadziewczynaijejczterdziestoletniamatka.

Prawdopodobnie.Byćmożebyłytodwieprzyjaciółki,jednastarsza,drugamłodsza.

Ubraneprawieidentycznie.

Filipupiłłykzbutelki,spojrzałpodświatło,pochwiliopróżniłjąijużmiał

pretekstdoprzerwanianiezręcznegomilczenia.

-Wezmęjeszczejedno-powiedział.-Chodźmy.

Michałbezsłowa,choćzociąganiem,podążyłzaFilipem.

Kobietysiedziałyprzystoleinadalmiałypełnekieliszki.Czytoznaczy,żewogóle

niepiły,czynapełniłyjeponownie?KiedyweszliMichałzFilipem,nachwilę

zamilkły,udając,żetonaturalnykoniecjakiegośwątku.Filipzacząłotwieraćdwie

kolejnebutelkipiwaiMałgosiauznała,żezarazznówwrócądoswoichsprawna

balkonie.Odezwałasiędoobuprzyjaciółek,patrzącjednaknaLidię.

-Mojasiostrawogóleniemiałapokarmu.-Amiałacesarkę?-spytałaAlina.-Nie.

Rodziłanaturalnie.Bardzonaturalnie.Nawetjejniechcielinacinać,więc

rozerwałasięsama,ażjejpotemmusielidziesięćszwówzakładać.

-Cholernemetodynaturalne-wtrąciłaAlina.-Wymyśloneprzezfacetów.

-Tak-przyznałaMałgosia.-Podalijejdzieckozarazpoporodzie,jeszczecałew

śluzie.Imówią:proszęprzystawićdopiersi,tobudujekontaktzdzieckiem,czycoś

takiego.Onależy,kompletniewykończona,cieszysię,żeprzeżyłaidzieckojestcałe,

atukażąjejodrazubudowaćwięź!Przystawiławkońcu,boniemiałasiłykłócićsię

zpielęgniarką.Amałaodrazujakośjąugryzłaczyścisnęłamocno.Onawkrzyk,

pielęgniarkananiąfuknęła,żestresujedziecko,znówkażejejprzystawiać,więc

mojasiostrawpłacz.Wtedyzabralijejdziecko,jakbybyławyrodnąmatką.Ajakjąz

powrotemprzynieśliisamająsobieprzystawiała,bezasysty,tomałaciągnęłainic.

-Zablokowałasię-oceniałaAlina.

-Apotemwdomupróbowała?-spytałaLidia.

-Małaniechciała.Trochęssała,alezarazwypluwałapierśiwpłacz.

-Przecieżniewszystkiekobietykarmią-powiedziałaLidia.

-Tak,spróbujtylkoniekarmićpiersią!-Alinapodniosłagłos.-Zarazmążbędzie

marudził,teściowacięwyklnie,alekarznakrzyczy.Żeleńjesteś.

-Chybaprzesadzasz?-wtrąciłacichoLidia.

-Uciebiebyłowszystkowporządku,toniewiesz-upomniałająAlina.-Irodziłaś

zFilipem,tosiętrochębalinaciebiekrzyczeć.

Przyskromniezastawionymstoletoczyłasięrozmowa,aponiżej,obokjednegoz

krzeseł,stałsamochodowyfotelikkołysanybosąstopąLidii.Leżałwnimmały

Oskariprzezponadpółgodzinybyłniespodziewaniespokojny.Wpewnym

momenciewszyscypomyśleli,żeprawdopodobniezasnął,bocomożerobić

sześciomiesięczneniemowlę,leżąctakspokojnie.

Tozłudzeniejednakzostałobrutalnieunicestwione,bodzieckonaglezaczęło

płakaćtakprzeraźliwie,żerozmowaurwałasięjakuciętanożem.FilipiLidia

równocześnierzucilisięwkierunkufotelika,aleonamiaładopokonaniaznacznie

krótsząodległośćisynznalazłsięwjejramionach.Onzatrzymałsięwpółkroku,a

następniepowoliklapnąłnakrzesło.Całyczaswpatrzonyzniepokojemwsyna,nie

zauważyłstojącejszklankiistrąciłjąłokciem.Piwobłyskawicznierozlałosiępo

stolezprawdziwegodrewna,zmoczyłoserwetkiikorkowepodkładkinatalerze,

background image

spłynęłowąskimstrumyczkiemnapodłogęzjasnegojesionowegodrewna.Michał

pierwszyrzuciłsięnateserwetki,którejeszczebyłysuche,izacząłpospiesznie

układaćjewmiejscu,gdziebyłonajwięcejpłynu.Nasączonepiwemserwetkizwijał

delikatnieiodkładałnaswójtalerz.Filipwstałizacząłwycieraćpodłogękuchennym

ręcznikiem.

Oskaruspokoiłsięnieco,alenadalpłakał,tylkociszejizkrótkimiprzerwami.

-Chybazgłodniał-oznajmiłaLidiazuśmiechem.

-Napiłbysię-wtrąciłMichał,wycierającstół.Wszyscypiją,aonosuchympysku

masiedzieć.

-Atobietylkojednowgłowie-ofuknęłagoMałgosia.-Piwoimecz.

-Todwierzeczy-zauważyłaLidia.

-Aleuniegozawszewystępująrazem!

-Właśnie-przerwałjejMichał.-Możemeczykbyśmyobejrzeli?-zwróciłsiędo

Filipa.

-JestliganaCanalPlus.

-Niemamy-powiedziałFilip.

-Aleterazjestodkodowany.

-Toczemunie?-Filippodałmupilotaodtelewizora.-Tylkomusiszznaleźć,ja

tegojeszczenigdynieoglądałem.

Michałzająłsiętym,colubiłnajbardziej.MałgosiazAlinązaczęłynakładaćsobie

sałatkęztuńczykaisałatylodowej.Lidiawstałaiposzładosypialninakarmićsyna,a

Filipskończyłwycieraćpodłogęistałchwilęniezdecydowany.Wreszciezająłsię

wyjmowaniemzszafkiciasta,krojeniemgo,układaniemnatalerzu.Robiłtotak

długo,ażLidiawróciłazsypialni.

-Niezjadłwiele-powiedziaładomęża.

-Zasnął?

-Tak.

FilippostawiłciastonastoleiusiadłobokMichała,którybłyskawicznieodnalazł

odpowiednikanałiterazwydawałcicheokrzykidezaprobaty.

-Dwazerojużprzegrywamy-oznajmiłrozczarowany.

-Którapołowa?-spytałFilip.

-Pierwsza.

-Tojeszczemająszansę.

-Dajspokój.Ztakągrą?

WtymmomenciemałyOskarprzebudziłsięitymrazemtoFilipbyłszybszy.

Pobiegłdosypialni,aLidiazostałaipopijałaherbatę.

-Weźgotutaj-krzyknęłazamężem.

JednakFilipdługonieprzychodził,aOskarrazpłakał,razcichł.

-Dajgotutaj-powtórzyłazniecierpliwiona.

Wtedyzjawilisięobaj,Filipusiadłprzystole,trzymającnakolanachsyna,który

nagleuspokoiłsięispoglądałzfascynacjąnaświatłoztelewizora,odbijającesięw

szklankachstojącychnastole.

-Dajgo,niechsobiepopatrzy-zaproponowałMichał.-Musisięuczyć.

-Natakimecz?-Filipsięskrzywił.-Popatrzy,jakbędzieLigaMistrzów.

-Odmałegomusisięuczyć,którebarwyklubowesąwłaściwe-wyjaśniłMichał.

-Lepiejniechzacznieodlepszychprzykładów.-Michał-Małgosiaprzerwałaim

rozmowę.-Patrzyszczynie?IMichałprzestałsięodzywać,wróciłdooglądania.A

Oskarznówzacząłpłakać,tymrazemgłośniejibardziejprzeraźliwie.

-Cośmusięstało?-spytałzaniepokojonyFilip.

Lidiawestchnęłaiwstałaodstołu.

-Nienajadłsię-wyjaśniłaspokojnieiznówprzeszładosypialni.

PrzezchwilęniedochodziłstamtądżadendźwiękiuspokojonyFilipteżzamierzał

zaangażowaćsięwoglądaniemeczu,jednakprzeciągłygwizdeksędziegoogłosił

przerwę.

background image

-Cozaszmaciarze.-Michałzdegustowanywstałiwróciłdostołu.

Chwilęrozmawialiopiłcenożnej.Michałwierzył,żewtymrokumistrzem

zostanieWisłaKraków,aWidzewbezproblemówawansujedopierwszejligi.Filip

zdziwiłsię,gdyżbyłpewien,żeWidzewcałyczasbyłijestwpierwszejlidze.

NatomiastAlinaoznajmiła,żeitaknajładniejsisąwłoscypiłkarze,szczególnie

Maldini,kiedyświdziałacałąichdrużynęwobcisłych,niebieskichkoszulkachi

wszyscywyglądalimęskoiseksownie.

RozmowęprzerwałaLidia,wchodzącdopokojuzOskaremnarękach.

-Niemogęgouśpić-oznajmiła.

-Cosiędzieje?-rzuciłFilip.

-Nic.Kołyszęgoikołyszę,aonniezasypia.Tylkooczycorazszerzejotwiera,

jakbyprzyglądałsięczemuściekawemu.

-Możepołóżgowłóżeczku?-zaproponowałaAlina.

-Próbowałaminic.

-Jaspróbuję.-Filipwstał,wziąłsynaodżonyiznikłwsypialni.

-Wreszciecośzjemspokojnie.-Lidiausiadłaizaczęłarozglądaćsiępostole.

-Awiesz…-zaczęłaAlina.-Wyglądasz,jakbyśnawetschudła.

-Pewnie,żeschudłam-zaśmiałasięLidia.-Półrokutemuważyłamjakieś

trzynaściekilowięcej.

-Nie,nie.-Alinapróbowaławybrnąćztejniefortunnejsytuacji.-Chodziłomioto,

żeschudłaśwporównaniudotego,jakwyglądałaśprzedciążą.

-Możekilo,dwa-zgodziłasięLidia.-Tenmałymipomaga.-Wskazałana

sypialnię.

Lidiazaczęłajeść.TymczasemzsypialniznówdobiegłpłaczOskara.Azaraz

potemusłyszeliodgłosrytmicznychkroków,adotegojakiejśtrudnejdo

zidentyfikowaniapiosenkilubmruczanki.JednakpokilkuchwilachFilipwpadłdo

pokoju,gdziewszyscysiedzieli.

-Niechcezasnąć-powiedziałzwyrzutem.

-Jagouśpię-Lidiawstała.

-Jateżmogę!-obruszyłsięFilip.

-Wiem.Alejatozrobięszybciej.

-Niewtymrzecz.

-Awczym?-zdziwiłasięLidia.

-Możetelewizortrochęściszyć?-zaproponowałFilip.

-Michał!-krzyknęłaMałgosia.-Wyłącztenmecz,dzieckoniemożespać.

-Tojestostatnikwadrans!-zaprotestowałMichał.-Możewyłączęgłos.

-Nie,możebyć-powiedziałFilip,alejegonieszczerośćwyczulichybawszyscy.

-Spróbujęjeszczeraz-zwróciłsiędoLidii.

Iznówusłyszelijegomruczenie.AleOskarniezwracałnanieuwagi.Chwilami

cichł,jednakznacznieczęściejpłakał,choćnietakgłośnojakwcześniejibardziej

regularnie,jakbysięnacośskarżyłibyłzmęczonytym,żeniktniechcemupomóc.

WpewnymmomencieFilipniewytrzymał.

-Lidka,chodźnachwilkę!-krzyknął.

-Cosiędzieje?-wstałairuszyławjegokierunku.

Nieweszłajeszczedosypialni,kiedyFilippowiedział:-Chybaprzeszkadzamu

hałas.-Jakihałas?-spytała,jakbymiaładoczynieniazosobąniespełnarozumu.

-Tomyjużpójdziemy-odezwałasięnagleAlina.

-Tak.-Małgosiapodniosłasiępospieszniezkrzesła.-Chodź,Michał.

-Zostańcie-zaprotestowałaLidia.-Ontakmaczasami.Zarazmuprzejdzie.

Niewiedzieli,czymówiosynu,czyomężu.

-Nie,jużpóźno-odpowiedziałazdecydowanieMałgosia.

Czekałajużwprzedpokoju,ażMichałwłożybuty.Alinaotworzyładrzwiizaczęli

wychodzić.

-Cześć!-Michałkrzyknąłwstronęsypialni.

background image

-Cześć,Filip-powiedziałaAlina.UcałowałaLidięwpoliczekiszepnęłajejdoucha

„trzymajsię”.

-Cześć-krzyknąłkrótkoFilipprzezuchylonedrzwisypialni.

Niewyszedł,abyichpożegnać,aniniewyjrzałzpokoju.Lidiaskonsternowana

tym,żegościewyszlitakbłyskawicznie,patrzyłajeszczeprzezkilkasekundnadrzwi,

któreMałgosiazamknęłatakdelikatnie.Potemspojrzaławkierunkusypialni,gdzie

Oskarnadalniespałimarudził,ipochwiliwahaniawróciładopokojuskończyć

sałatkę.

background image

25

Jednakprzyjechałzawcześnie.Naczerwonychkanapachpodścianamisiedziały

jużdwiekobietyzdziećminakolanach,alepozatymwpoczekalnikinabyłopusto.

Młodziutkakasjerkawfioletowymuniformierozmawiałaznastoletniąkoleżanką,

siedzącąnaladzieprzykasie.Zwiesiłaluźnoszczupłenogiwdługichzamszowych

kozaczkach,apupączęściowozakrywałamonitorumieszczonypodszkłem,który

pokazywałliczbęwolnychizajętychmiejscwsalikinowej.

Filippodszedłpowolidokasyiwtedykoleżankakasjerkiodsłoniłamonitor,

przesuwającsięnaladzie,jednakniezeszłanapodłogę.Chwilęzastanawiałsię,

gdziepostawićfotelikześpiącymsynem-naladzieobokmonitorabyłozamało

miejsca,aniechciałstawiaćfotelikazdzieckiemnapodłodzejaktorbyzzakupami.

Dziewczynazauważyłajegowahanieizociąganiemzeszłazlady.

-Powiemmuotym-rzuciładokasjerki,kończącswojąkwestię.

-Możelepiejnie?-odrzekładziewczynaprzykasie.

-Powiem!-Dziewczynawkozaczkachodeszła;wyglądałonato,żepodjęła

właśnieodważnądecyzję.

Kasjerkaniczegojużniedodała,spojrzałanaFilipaipróbowałasięuśmiechnąć.

-JedennaPorozmawiajznią.Najedenastą-powiedział.

-Proszęwybraćmiejsca.-Wskazałanamonitor,jeszczeprzedchwiląukrytypod

pupąmłodejdziewczyny,którawłaśniesiedzącnanim,podjęłajakąśważnądecyzję.

-Gdzieśzbrzegu.Możerząd„H”.-Filipdotknąłpalcemszybynaladzie,starając

sięwyczuć,czyjestjeszczeciepła.

-Miejscetrzynasteiczternaste.

-Dwa?-zdziwiłsię.

-Tak,naseansachzmałymidziećmiwceniesądwamiejsca.

Jasne,pomyślałFilip,gdziebympostawiłfotelik?

Odebrałwydrukowanybiletiprzeszedłwgłąbkina.Zanimskierowałsiędosali,

stanął

przyczerwonejkanapieustawionejpodścianą,abyzdjąćkurtkę.Spojrzałna

siedzącejużdwiekobiety,równieżzfotelikamiustawionymioboksiebie.

Zastanawiałsię,czyskinąćimgłowąlubwjakikolwiekinnysposób

zademonstrować,żeidąnatensamseans.Miałabsurdalnepoczucie,żepowinien

jakośdaćimznać,siedzieliwtejpoczekalnitylkowetroje(nieliczącdzieci)i

wszyscywiedzieli,żezachwilęspotkająsięnatejsamejsali.Zdobyłsięjednaktylko

nalekkiuśmiechdojednejzkobiet.Ona,byćmoże,nawettegoniezauważyła.

Oskarzacząłsiękręcić,gdyFiliprozpiąłjegokombinezon.Powiniengocałkiem

zdjąć,aleniewiedziałjeszcze,jaktozrobić,żebynieobudzićsyna.Postanowiłkupić

jeszczeobowiązkowypopcornipoczućsięjakpodczasprawdziwegowyjściado

kina,choćobawiałsię,czychrupanieprażonejkukurydzyniebędziezagłośne.

Nasalisiedziałojużokołodziesięciukobiet,wszystkiewbezpiecznejodległości

odsiebie,abynienaruszaćswojejintymności,jedyniedwiesiedziałyoboksiebie,

więcprawdopodobnieprzyszłyrazem.Namiejscuobokkażdejkobietystałfotelik,

choćczęśćznichtrzymaładziecinakolanach.Wsalipanowałprzyjemnypółmrok,

byłojednakzdecydowaniezaciepło,znaczniecieplejniżwpoczekalni.Filipzajął

przypadkowemiejscebezsprawdzanianumerunabilecie.Pospieszniezaczął

wysupływaćręceinogiOskarazkombinezonu,przerażonytym,żerobitozapóźno.

Onjestnapewnocałyspocony!Nadodatektutajjesttakgorąco!

WtrakciecałejszamotaninyOskarobudziłsię,jednakFilipbyłnato

przygotowany.

Wyjąłsynazfotelika,ułożyłgosobienakolanach,wolnąrękąwyjąłzplecaka

przygotowanąwcześniejbutelkęzmlekiem.Toonwpadłnapomysłzawinięcia

butelkiwgrubyręcznikfrotté,abypopierwszymprzebudzeniudaćOskarowiciepłe

background image

mleko.Lidiatylkokiwałagłowązpolitowaniem,aleniekomentowała,byłazbyt

zajętaprzygotowywaniemstrojunawyjściedopracy-coprawdamusiałatylko

zanieśćpodanieourlopwypoczynkowyposkończonymurlopiemacierzyńskim,

jednakczułasię,jakbyszłanaspotkaniezdyrektoremwsprawieocenyrocznej;nie

byłaprzecieżwfirmieodponadrokuichciaławypaśćjaknajlepiej,pokazać,że

mimorocznegopobytuwdomunadaljestelegancką,zadbanąinowoczesnąkobietą.

Machnęławięctylkorękąnadrobiazgoweprzygotowaniamęża.

Aon,dumnyzeswejpomysłowości,karmiłsyna,opierającsięofotelkinowy,

obserwującukradkiemsalęicałyczasmającpodkontroląbutelkę.Nasali

przybywałokobiet,zazwyczajzkilkumiesięcznymidziećmi,choćprzyszłateżjednaz

niemowlęciemchybasześciu,czyośmiotygodniowym.Niektórezarazpozajęciu

miejsca,nawetniezdejmującpłaszcza,sięgałygdzieśwokoliceswojegobiustui

przykładałydzieckodopiersi.Karmiłyswobodnie,jakbywłaśniewtejsytuacji

robiłytowielokrotnie.Filipprzyłapałsięnatym,żecorazczęściejzerkawkierunku

właśnietamtychmatekwnadziei,żeukażemusięnaułameksekundyjasny,gładki

fragmentodkrytejpiersi.Imbardziejstarałsięukryćswojezainteresowanie,tym

częściejtrafiałwzrokiemdokładniewokolicetużponiżejszyikarmiącychkobiet.

Jegociekawośćniezostałazaspokojona-Oskarprzerwałjegoposzukiwaniapo

tym,jakledwiemignęłomukilkajaśniejszychplamiFilipniebyłnawetpewien,co

taknaprawdęwidział.Chłopiecwyplułsmoczek,okazującpogardędlaposiłku

pieczołowicieprzygotowanegoprzezojca.Filipspojrzałnabutelkęiskrzywiłsię.

Tylkotrzydzieścimililitrów!?Toprawienic!

-Jeszczetrochę-zachęcałsyna.-Późniejwystygnieibędzieszmógłsięnapić

tylkoherbatki.

Oskarjednakwyraźnieniemiałochotynajedzenie.Niechciałteżspać.Filip

oczekiwałzniepokojem,kiedysynzaczniepłakaćijedynymratunkiembędzie

spacerimocnekołysanienarękach.Jużułożyłwmyślachplanwyjściazsalii

powrotudopieropozaśnięciusyna.Niemógłprzecieżchodzićposalikinowej

międzyfotelamizdzieckiemwramionach.

Grzecznysynniemiałjednakzamiarunarażaćtatynazmarnowaniebiletu.

GaworzyłwyraźniezainteresowanynowymmiejscemiFilipodprężyłsięnachwilę.

Wtedydopierodotarłodoniego,żenasaliniemażadnegomężczyznypozanim.

Pomyślał,żejestwyjątkowy,innyniżwiększośćojców.Poczułdumęztego,żejest

świadomymojcem,mającymtakiesameprawaiobowiązkijakmatka,azarazem

niepewność,czyprzypadkiemniejestprzeztoniepełnymmężczyzną?Skoro

wszyscyojcowiedzieci,którewtejchwili,możepierwszyrazwżyciu,byływkinie,

sąterazwpracy,tomożemężczyźniikobietymająjednakinneroledowykonaniai

niepowinnosięztymwalczyć?

Możeniepowinienudawaćkogoś,kimniejest?Przecieżniemożeurodzićdziecka

anikarmićgopiersią,więcrównypodziałobowiązkówzawszebędziefikcją!

Światłowkinielekkoprzygasło,alenadalmożnabyłorozpoznaćtwarze

siedzącychwpobliżu.Towłaśnieobiecywanowreklamie:„Podwyższona

temperaturasali,przyciemnioneświatła”.PrzezułameksekundyFilipłudziłsię,że

filmwyjątkowoniebędziepoprzedzonyreklamami,właścicielkinaniemógłjednak

zrezygnowaćztakprecyzyjnieokreślonejgrupydocelowej.Przezdziesięćminut

wszystkiematkiijedenojciecmusieliobejrzećkrótkiefilmyotym,jakłatwosprać

plamypozupiezkaftanikadziecięcego,atakżejakijędrnyipłaskibrzuchmożna

uzyskaćpozastosowaniukremuprzeciwrozstępom.Potembyłojeszczetrochę

reklamoradosnych,nigdynieodczuwającychzmęczeniaanizdenerwowania

rodzinachzdziećmi,ponichreklamatelefonudlawszystkich,anakonieccośdla

kobiet,które,choćzapewneteżmajądzieci,aleprzedewszystkimdbająosiebiei

swojezdrowie.

FilmodpierwszychscenwydałsięFilipowimęczący.Jużsamapostaćgłównego

bohaterawywoływałaniepokój;wyglądałjakhomoseksualistalubpedofil(tylkoczy

background image

oniwyglądająjakośinaczej?)iopiekowałsięczulepięknądziewczynąpogrążonąw

śpiączce.

Narzeczoną?Siostrą?Żoną?Potemokazałosię,żeniebyłażadnąznich.Iten

drugi,napozórzwyczajny,alezakochanywkobiecietorreadorze!Czynaprawdę

chcemyoglądaćtylkoto,codziwne,wynaturzonealbostraszne?Czynawetw

historiimiłosnejmusimymieć,naprzykład,sentymentalnegooperatoradźwigu,

recytującegowwolnychchwilachwierszeT.S.Eliota,orazzakompleksioną

nauczycielkęgrynapianinie,osiągającąorgazmtylkoprzeznacięciekroczażyletką?

Filipniepotrafiłutożsamićsięzbohateramifilmu.Czuł,żetojestdobrekino,ale

zupełnieniedocierałodojegowrażliwości.Oskarwypiłjeszczetrochęmlekailekko

kołysanywramionachzasnął.Większośćinnychdziecinasalirównieżspała,ale

kilkoroniespokojnychcoruszpodnosiłokrzyk.Niektórekobietyszeptałymiędzy

sobą,niezbytzainteresowanetym,codziałosięnaekranie.Filipjeszczedyskretnie

omiótłwzrokiemfotelewposzukiwaniuprzynajmniejjednegomężczyzny.

Bezskutecznie.

Właśniewtedyzadzwoniłtelefon.ZtegowszystkiegoFilipzapomniałwyłączyć

dzwonek.Chwilęszarpałsięzkieszenią,wreszcieprzerwałpołączenie,nawetnie

spojrzawszynaekran.Wydawałomusię,żewszystkietwarzezwróciłysięnaniego.

Pewniemyślą:„Cotenfacetturobi?Przyszedłnienatenseans.Ijeszczenieumiesię

zachować,niewyłączyłtelefonu.Todlanichtypowe-arogancja.Jedenfacet,a

wszystkimprzeszkadza”.

Filippoczułsięniezręcznie.Jakbywszedłdodamskiejtoaletyijakaśkobieta

nakryłagonasikaniudomuszlizopuszczonądeską.Starałsięskupićnafilmie.

PotemzacząłpoprawiaćkaftanikOskara,alenadalczułnasobiespojrzeniatych

wszystkichlasek,jakbyrobiłcośniestosownego.Chciałwyjść,aleznówznalazłbysię

wcentrumuwagi.

Wtedywstałajednazmatek,którejdzieckocałyczaspopłakiwało.Podeszłado

wózkastojącegoprzywyjściu,spokojniezamontowałananimfotelikipowoli

wyjechałazsali,całyczaspatrzącnależącedziecko.TopomogłoFilipowipodjąć

decyzję.Niecouspokojony,zarzuciłnaramięplecakwypełnionyubrankamina

zmianę,butelkami,pieluchami,wilgotnymichusteczkami.Miałteżzupełnie

niepotrzebniezabranąksiążkęzopowiadaniamiJerzegoSosnowskiego.Kiedyniby

miałjąpoczytać?Wyszedłzsalikinowej,trzymającwjednejręcefotelikzOskarem,a

wdrugiejkurtkę.

Wpoczekalnipostawiłfoteliknaczerwonejkanapie.Oskarspał,aleFilip

niepokoiłsię,żezarazsięprzebudzi.Wmyślachopracowywałscenariuszeubrania

synawkombinezon,alekażdyznichkończyłsięnieuchronnąpobudkąOskara,więc

Filipzacząłsięzastanawiać,czyniepoprzestaćnaszczelnymprzykryciudziecka

kombinezonem,bezwkładaniadoniegorączekinóżek.Wkońcumiałzaledwie

kilkadziesiątmetrówdoparkinguasłońcezdawałosięświecićznaczniemocniejniż

godzinętemu.

Telefonnerwowozawibrowałwkieszeni.Pomyślał,żetomożeLidia,iszybko

odebrał.

Tobyłjednakjegoojciec.Filipstarałsięodpowiadaćmożliwienajciszej.

-Mogę,mogę…Dobrze.Oskarzdrowy…Jeszczenie.Jaktylkopowie„dziadzia”,od

razuzadzwonię…Niewiemy.Alemyślę,żetak.Chciałempojechaćnagróbbabci,

więcraczejprzyjedziemy…Tak,napierwszegojedziemydoteściów.Wracamydo

domudrugiego…Nieprzeszkadzasz,niejestemwpracy…JestemzOskarem…Lidia

musicośzałatwićwpracy…

Kiedypopołudniu?Przecieżichbiuropracujedosiedemnastej.Czemupytasz?…

Przecieżmuszęmiećczasnasprawyprywatne,więcczasamimogęwziąćwolne…

Niewpłynietonanic.Cotysiętakprzejmujeszmojąpracą?…Tato,dajspokójztymi

teoriamiprawicykatolickiej.Mążcałydzieńwrobocie,ażonawkuchni,tak?Tou

nasnieprzejdzie…Niestracępracy,niebójsię…Tyspędzałeścałedniewpracy,a

background image

pracadałacikopawtyłek.Janiezamierzamprzegapićpierwszychmiesięcyilat

życiadziecka,żebysięwykazywaćiharowaćpokilkanaściegodzindlajakiegoś

dupka…Inneczasy,inneczasy.Toniemanicdorzeczy.

Synzawszepotrzebuje,żebyojciecspędzałznimczas…Najwyżejkupięmu

gorszepieluchy.

Alezatoczęściejbędęmuczytałksiążki.Jategoniemiałem…Wiem,żemusiałeś

pracować.

Alejakbyśrazwtygodniuniebrałpraczleconych,zgłodubyśmynieumarli…Oj,

tato,dajspokój.Robiłeśtak,jaknajlepiejumiałeś.Jachcętorobićinaczej…Nie

martwsię,damysobieradę…Tocześć.

Schowałtelefondokieszeni.Byłzłynasiebie,żerozmawiałtakdługoipanienkaz

kasynapewnowszystkosłyszałaiżepodniósłgłos,ipowiedziałojcukilka

nieprzyjemnychsłów.

Nawetjeślitakmyślał,niepotrzebnietomówił.Niepotrzebnieterazi

niepotrzebnieprzeztelefon.Dałsięsprowokować.

TymczasemOskarzacząłsiębudzić.Zapłakałzzamkniętymioczami.Filipszybko

włożyłkurtkę,potemprzykryłsynakombinezonemiwyszedłzkina.Wtedybyłjuż

pewien,żetegorankapowinienzostaćwdomu,poczytaćopowiadania

Sosnowskiego,napićsięspokojniekawy,możenawetcośzrobićwdomu,uprasować

czyuprać?Noioczywiściezająćsięsynem,takjaktylkoojciectopotrafi.

background image

26

Dłońtonadalświetnazabawka.Możnałapaćipuszczać,iznówłapać,iznów

puszczać.

Jeszczeweselej,gdyuciekaitrzebajągonić.Jestprzytymdużośmiechu.Ale

najprzyjemniejszejest,kiedymożnająmocnochwycić,włożyćsobiedoust,a

następniezacisnąćzębycałąsiłąośmiomiesięcznychszczęk.

-Auuu!-FilipkrzyknąłiwyszarpnąłdłońzustOskara.-Tonaprawdęboli,ty

łobuziaku.

-Pogroziłmupalcem.

Obejrzałdokładnieśladydwóchmalutkichząbków.Małynaprawdęsiępostarał!

-Terazprzygotujęcikaszkę-powiedziałdosyna.-Chociażniewiem,czycisię

należyzatwojezachowanie.

Włożyłsynadokojca,którystałpośrodkusalonu,włączyłelektrycznyczajniki

przyszykowałzestawdoprzyrządzaniakaszkiryżowejzbananami:opakowanie

kaszkiotwartewczorajiszczelniezamkniętebiurowymspinaczem,plastikowa

miseczkawczerwonemisieorazłyżeczka,teżplastikowa.Włączyłtelewizorz

nadzieją,żeudamusięobejrzećkonkursskokównarciarskich.

Lidiaoznajmiłategoranka,żemusisięwybraćnaporządnezakupy,ażedoświąt

BożegoNarodzeniazostałjeszczemiesiąc,wsklepachniepowinnobyćtłoku.Tużpo

obiedziepojechaładonajwiększejgaleriihandlowejWarszawyiFilipliczyłsięztym,

żewrócijużpozmroku.Nawetnamawiałjądotego,abyspędziłatamwielegodzinw

nadzieinato,żezaspokoipotrzebęrobieniazakupów(samejczynnościzakupów,bo

niezauważyłuniejbrakówwszafie)nawieletygodni.Aonzajmiesięsynemwto

sobotniepopołudnie,przecieżwtygodniuwidzigotylkokilkagodzindziennie.

Iotozostalisami.Filipstał,opierającsięoszafkękuchennąileniwiemieszał

wodę,żebyostygła.Obserwowałsyna,który,postękując,ćwiczyłzzapałem

unoszeniebioderwpozycjileżącejnabrzuchu.Zerkałteżnatelewizor,gdziena

rozbieguskoczninarciarskiejczekałjużpierwszyznaszychzawodników.Czułcośna

kształtprawdziwegoszczęścia.Rzadkachwila,wktórejnietylkotoczujesz,aletakże

zdajeszsobieztegosprawę.Niedziejesiętakwieczorem,kiedyprzedtwoimi

oczymaprzesuwająsięwydarzeniadnia,aninieprzeżyjesztegozapięćlat,kiedyjuż

jesteśporozwodzieiwspominasz:„Wtedyzdzieckiemwdomubyłemszczęśliwy,

szkodażetobezpowrotnieminęło”.Tylkotawłaśniechwilatuiteraz,kiedynie

musiszsięzastanawiać,pocożyjesz.Rzadkai…krótka.Bootopolskiskoczekląduje

zaledwienadziewięćdziesiątymmetrze,cooznaczaprawdopodobnietrzecielub

czwartemiejsceodkońca.AOskarowinudzisięgimnastykaioznajmiatokrzykiem.

Dokładniewtedy,gdywodawmiseczceosiągnęłajużodpowiedniątemperaturę.I

coteraz?

Musipodjąćbłyskawicznądecyzję:czywyjąćdzieckozkojca,uspokoić,apotem

jeszczerazpodgrzaćwodę,czyteższybkozrobićkaszkę,wysłuchująctegonaglącego

wrzasku?Nadenerwowaniesięzpowodunieudolnegowystępunaszegosportowca

napewnoniestarczyczasu.

Filippodniósłsynaiposadziłgonakuchennymblacie.Blokowałgoswoim

ciałem,abyniespadł,iwsypywałbiałyproszekdowody.Całyczasprzemawiałdo

Oskara,abyzająćjegouwagęiwtensposóbzapobiecawanturze.

-Terazzrobimysobieobiad-mówił.-Mamawrócizzakupówidacitroszkę

mleka,alenateprzyjemnościmusiszjeszczezaczekać.Terazcoś,comożezrobić

takżetata.Zobacz,jaktosięrobi.Wsypujemyimieszamy.Mieszamyimieszamy,aż

uzyskamydoskonaległadkąkremowąkonsystencję.Takbypowiedzieliwreklamie.

Wtedygotoweibędzieszmógłzjeść.

Mniam,mniam.Maszochotę?

Oskarmiałochotęizjadłwięcejniżpółmiseczki.Filipsiedziałnakanapiez

background image

synemnakolanachikarmiłgo,zerkającwtelewizor.PierwsząrundęwygrałNorweg

Pettersen.

PoobiedzieFilipzsynemnarękachudałsięnakrótkispacerpomieszkaniu:z

kuchniprzezłazienkędosypialniizpowrotem.Pokazywałmuróżnerzeczy,naktóre

człowiekprawienigdyniezwracauwagi:kwiatkinafirankach,pudełkoz

długopisamistojącenapółce,drewnianąfigurkęwojownikaprzywiezionązGrecji,

pokazywał,jakdziaładozownikmydławpłynie,wreszcieposadziłgonapoduszce

naparapecieiobserwowaliprzezoknoludzispacerującychzpsamiwdeszczu.

OskarjużpominuciestraciłzainteresowanietymwidokiemiFilipzacząłgolekko

podrzucaćdogóry.Synśmiałsięgłośno.Przyjednymzwyrzutówzwymiotował

gwałtownie,prostonapoliczekiszyjęojca.Jeszczeniestrawiona,ciepłakaszka

oblepiłajegoskóręcienkąwarstwą,alenaszczęścieniespływaławdół.Filip,lekko

przestraszony,opuściłsyna,rozejrzałsiępokuchniwposzukiwaniuczegoś,czym

mógłsięwytrzeć,idelikatnieposadziłchłopcawfotelikudokarmienia.Niechciałgo

kłaść,abysięniezakrztusił-tylesięnaczytałozadławieniachniemowląt.Następnie

dokonałszczegółowychoględzinjegotwarzy,jakbymiałotopomócwznalezieniu

przyczynywymiotów,iwytarłpapierowymręcznikiemresztkikaszkizokolicyust.

Dopierowtedyzdjąłkoszulkęiwytarłsiebie.Oskarowinajwyraźniejnicnie

dolegało,byćmożewogóleniezauważył,cosięstało.

PotemjeszczeprzezkilkanaścieminutFilipobserwowałsynauważnie,oczekując

zniepokojemkolejnychobjawówniestrawności.Wreszciedoszedłdowniosku,żeto

przeztęzabawęwpodrzucanieijużspokojny,zacząłsięznimbawićnakanapie.Syn

leżałnaplecachznogamilekkouniesionymidogóry,aojciectozbliżałdoniego

głowę,robiącprzytymidiotyczneminy,toznówoddalałsięzobojętnymwyrazem

twarzy.Razszybko,arazpowoliiociężale,razcałowałsynawnos,arazwbrzuch.

Typowezabawyojcazsynem,którynieukończyłjeszczepierwszegorokużycia.Dla

kogośobcego-szczytidiotyzmuiinfantylizmu.

Dlanichjednaknajwspanialszarozrywka,która-byćmoże-niczegonieuczy,nie

rozwija,niekształtujecharakteru.Niewiadomonawet,czybudujewięźipoprawia

kontakt.Obajpoprostuśmialisięidobrzebawili.

Filipzrobiłkrótkąprzerwę,zerknąłnaekrantelewizora,gdziepokazywano

klasyfikacjęgeneralnąPucharuŚwiatapoczterechkonkursach.ProwadziłNorweg,

Małyszpiąty.Azatemprzegapiłzakończeniezawodów,niezauważyłnawet,kto

wygrał.NagleusłyszałkrzykiwtejsamejsekundziezobaczyłOskarależącegona

podłodze.Musiałzsunąćsiębłyskawicznie.

Filipszybkopodniósłgoiprzytulił.

-Ciii,ciii-uspokajałsyna.

Położyłgonakanapieiobmacałmunóżki,ręce,brzuch.Niewyczułniczego

niepokojącego.Jeszczegłowa.Przyjrzałsięjejzjednejizdrugiejstrony,delikatnie

zbadałjąpalcami.Oskarzapłakałgłośniej,aserceFilipanachwilęzamarło.Ze

strachuniemógłoddychać.Wziąłsynanaręceizacząłgokołysać,aletennie

przestawałpłakać.Chociażniebyłtojużtakrozpaczliwy,rozdzierającysercekrzyk.

Filipskupiłsięnarytmicznymkołysaniu.PopięciuminutachOskarzasnął.Filip

położyłgodołóżeczkaijeszczeprzezchwilęprzyglądałmusięzniepokojem,

szukającśladówuderzenia.Niczegojednaknieznalazłiwreszciemógłspokojnie

odetchnąć.Zmęczonystresem,położyłsięnapodłodzeobokłóżeczkaiobserwował

sufitsypialni,ściany,okno.Niemyślałoniczym.

Lidiawróciłaokołoosiemnastej.Radosna,pełnaenergii,przywitałaich,jakbynie

widzielisiękilkadni.

-Jakmoifaceci?-Pocałowałamężawpoliczek.

Rzuciłatorbynakanapę,zsunęłabutyijeszczewpłaszczuzajrzaładopokoju

dziecka.

-Oskarśpi?-spytała,choćwidziała,żeśpi.-Tak.Jużprawiedwiegodziny.

background image

Zamierzałemgowłaśnieobudzić.

-Niechśpi-powiedziała,zdejmującszalikipłaszcz.

-Jakbyłonazakupach?-spytałFilip,udajączainteresowanie.

Taknaprawdęcałyczaszastanawiałsię,czypowiedziećowypadkuOskara.Nie

chciałniczegoprzedniąukrywać,aletłumaczyłsobie,żeprzecieżnicsięniestało,

jeszczewielerazydzieckobędziesięprzewracać,spadaćzczegośczyuderzaćocoś.

Jednocześnieobmyślałprzeróżneodpowiedzi,gdybyjednakLidiacośzauważyła.

Możejakiśguzztyługłowy?

-Bardzodobrze.-Lidiaprzeszładokuchniizaczęłaotwieraćszafki.-Znalazłam

kilkafajnychrzeczy.

-Topokazuj!

-Najpierwcośzjem.

-Jacizrobię.Jużprzygotowałemsałatkęztuńczykiem,zarazbędątosty.

-Uhmm-westchnęła.-Toróbszybko,jestembardzogłodna.

Filipzacząłkrzątaćsiępokuchni,otwieraćszuflady,wyjmowaćtalerzeisztućce,

Lidiawtymczasieszeleściłatorbami.Kiedystawiałtalerzenastole,onawciągałana

siebiekakaowe,przezroczystemajtkibokserki.Podspodemmiaładrugie,białe,

koronkowe,wktórychwyjechałanazakupy-noweubraniawkładaładopieropo

upraniu.

-No!-Filipcmoknął.-Tegomitrzeba.

-Mogąbyć?-spytałazalotnie.-Sąjeszczedrugie.

Pospiesznieściągnęłakakaowemajtkiiwłożyłakolejne,różowezogromną

purpurowąróżązprzodu.

-Trochękiczowate-skomentowałFilip.-Ajakwyglądająztyłu?

Lidiaodwróciłasię,wypięłapośladkiwstronęmężaiklepnęłasiędłoniąwjeden

znich.

Następniepodniosłazkanapygrafitowyżakiet,takżenowy,iwłożyłago.Stanęła

przedlustremweleganckimżakiecieiróżowychmajtkach,boso.

-Aspódnica?-spytałFilip,nalewającwrzątekdokubków.

-Jużniechcemisięwkładać-odpowiedziała,zapinająciodpinającguzikiżakietu,

ustawiającsięrazbokiem,razprzodem.

-Wartokupowaćteraztakikostium?-spytałFilip,nakładającsałatkęnatalerze.–

Wstyczniu,nawyprzedażach,kupiłabyśtosamostozłotychtaniej.

-Alejestmipotrzebnyteraz.

-Poco?

-Idędopracy.

-Dojakiejpracy?-Filipnabrałmasłanakoniecnożaispojrzałnanią.

-Domojej.Przecieżwracamwprzyszłyponiedziałek.

-Kiedy?!

-Wponiedziałek.Drugiego.

-Jakto?

-Mówiłamci,niepamiętasz?

-Comimówiłaś?Rozmawialiśmyopracy,ourlopiewychowawczym,możeo

dodatkowymzwolnieniu…

-Alemówiłam,żeniebioręiwracamoddrugiego.

-Tobyłyżarty-powiedziałzlekkimwahaniem.

-Niesądzę.Musiałeścośźleusłyszeć.

-Lidka,niemówiłaś,żewracaszjużteraz.Myślałem,żebędzieszwdomujeszcze

rok,możedziewięćmiesięcy,jakOskarjużpodrośnie,będziechodził…

-Niechcęstracićpracy.

-Nodobrze,acozOskarem?

Lidiaschowałazakupydoszafyiprzebrałasięwdżinsy.

-Opiekunka.Przychodziwewtorek,żebyOskarsięprzyzwyczaił.

-Iterazmiotymmówisz?Lidka,niewiem,cosiędzieje,jakbyśmymieszkaliw

background image

dwóchoddzielnychdomach.Dlaczegoniemówiłaś,żewracaszjużteraz,że

opiekunka,że…

-Mówiłamci.

-Widocznieniezbytdokładnie.

-Widocznieniedokładniemniesłuchałeś.

Lidiawzięłajednegotostaigryzącmałymikęsami,usiadłanakanapie.Włączyła

telewizor.

-Odechciałomisięjeść-powiedziała,patrzącwekran.

background image

27

Agnieszkaopowiadałaoswoimprojekciejużponadpółgodziny.Każdytelefonod

klientamusiałzostaćpoddanydokładniejanalizie:cozostałopowiedziane,jakim

tonem,wjakisposóbiczywszyscytaksamozrozumielibyjegosłowa.Jakbytomiało

jakiekolwiekznaczenie.Chcąpowtórzyćbadanie,więctrzebatozrobić-przecieżnie

możemystracićklienta.Chybażechcemygostracićiwtedynierobimynic.To

proste.Pocotylegadać?

Filipzerknąłnazegarek;zbliżałasięszesnastatrzydzieści,zebraniebadaczy-

centralnypunktponiedziałkowegoprogramudnia-zaczęłosięponadgodzinętemu,

awkolejceczekałojeszczekilkaosób.NastępnymiałbyćPięknyzeswojąhistorią

sukcesuiprzyszłymiprojektami.Wreszcietrafiłnaklienta,dlaktóregoważniejszy

byłsposóbprezentacjiwyników,elokwencjaiwyglądbadaczaniżwynikisamego

badania.Firmazajmowałabardzomocnąpozycjęnarynku,przynosiłaogromne

zyski,ajejpracownicytaknaprawdęniebylizainteresowaniżadnymizmianami,bo

niewidzielitakiejpotrzeby.Robilibadaniarynkowetylkodlatego,żektoś

przeznaczyłnatobudżet.

Pięknywiedział,żetookazja,jakanieprędkomusiętrafi-niemusiałwykonywać

skomplikowanychanaliz,wystarczyłoubraćsięeleganckoiprzeczytaćslajdyna

prezentacji-dziewczynyzdziałumarketinguklientabyłyzachwycone.Aponieważ

klientpłaciłregularnieiniewalczyłoupusty,byłbardzoważnydlafirmyFilipa.

Pięknywreszciezostanieuważniewysłuchanynazebraniu,jegosłowabędą

analizowaneikomentowane,anietylkokwitowaneżartamiiuśmiechami.Bow

końcusamPięknyteżniebędziedowcipkował,anawetjeśli-nicnieszkodzi:klient

jestważny,więcmuwybaczą.Pięknyzdajesobieztegosprawęiczuje,żewłaśnie

terazzezwykłego,niezbytwnikliwegoanalitykamożezmienićsięwpoważnego

badaczarynku.

Podczassławnegoponiedziałkowegozebraniakażdypracownikprowadzącyw

danejchwiliprojektomawiałjegostatus,uwagiklienta,planowanezakończeniei

oczekiwaneproblemy,aczęstozabawnesytuacjezprzebieguprojektu.Właśnieone

częstostanowiłypretekstdonieformalnejrywalizacji-ktomabardziejupierdliwego

klienta,ktonajmniejrozgarniętego,którynieumieczytaćtabelorazkomuzepsułsię

laptopwkulminacyjnymmomencieprezentacjiwyników.Dziękitymemocjom,kto

tymrazemwygrarywalizacjęnanajciekawsząopowieść,zebraniawfirmieFilipanie

byłytakprzerażająconudnejakwtysiącachinnychfirm.Tymrazemjednakżartów

byłoznaczniemniejizanosiłosięnanajnudniejszezebraniemiesiąca.

Filipsłuchałniezbytuważnieiniecierpliwiłsię.Referowałswójprojektnasamym

początku.Wkilkukrótkichzdaniachpodsumowałwynikbadaniaireakcjęklientana

prezentowanerezultatyiwnioski.Niebyłozastrzeżeń,aleteżwidokównakolejne

zlecenie.

Małoprestiżowyklientirutynowatechnikabadawczasprawiały,żeniktnie

zadawałpytańipodziesięciuminutachFilipskończyłswojewystąpienie.Niemiał

planównakolejneprojekty.Terazsiedziałibezmyślniekreśliłwkalendarzuszlaczki

igwiazdki.Czekałzniecierpliwością,kiedyszefogłosikoniecionbędziemógłwyjść.

Dziśzarazpozebraniuzamierzałwrócićdodomuisprawdzić,coOskariopiekunka

robiąotejporze.

ProjektPięknegozainteresowałwszystkich,zadawalipytania,aPiękny

odpowiadałwyczerpująco.Dopierodziesięćminutprzedpiątązaszurałykrzesłai

wszyscypowoliwrócilidobiurekprzeczytaćemaileiodpowiedziećnanie.

Filipszybkowyłączyłswójkomputer,nawetniesprawdzającpoczty.Włożył

kurtkę,rzuciłniedbale„cześć”natylecicho,żebyniktniespytałironicznie:„Już?Na

urlopiejesteś,czyco?”,izamierzałwyjść.Przybiurkurecepcjinatknąłsięnaszefa.

-Idziesz?-spytałFilipa.

background image

-Tak,muszędziścośzałatwić.

-WysłałeśofertędoRenault?

-DoRenault?!-Filiprozpaczliwieszukałwpamięcijakichkolwiekskojarzeń.

-Testcenynowegomodelu-podsunąłmuszef.

-Tobyłonadzisiaj?-zdziwiłsięFilip.

-Niewiem.Totwójklient.

-Wyślęjutrododziesiątej.Napiszęwieczorem.

-Wykorzystajichzapytanie,jeślidobrzepamiętam,bardzodokładnieokreślili

swojewymagania.

-Tak,tak.Wziąłemfakszzapytaniemispokojnienapiszętowieczorem.-Filip

poprawiłtorbę,pokazując,żezamierzajużwyjść.

-Dobra-szefpokiwałgłową.-Narazie.UścisnęlisobiedłonieiFilipwyszedłz

firmy.

Byłpewien,żeniewziąłzesobąfaksuzzapytaniemklienta.Nieprzypominał

sobienawet,żebywkładałgodoteczki,niepamiętał,żebywogólewidziałten

cholernyfaks.Musiałwczorajprzykryćgoinnymipapierami.Alejakmógłotym

zapomnieć?!Niezdarzałomusiętowcześniej.

Jednakniezmieniłplanu.Chciałczymprędzejwrócićdodomu.Napewnoczytał

wcześniejtozapytanie,przypominałsobienajważniejszepunktyibyłpewien,żena

tejpodstawiebędziemógłnapisaćofertę.Zresztąrobiłtakiebadaniajużkilkarazy,

tonicodkrywczego.Uspokojony,wyszedłzbiuraszybkimkrokiem.

Zprzystankuruszyłprostododomu.Spoglądałwoknabloku,alezdużej

odległościniepotrafiłocenić,czywichkuchniświecisięświatło,czynie.Dopiero

tużprzedklatkąschodowącoś,cobrałzaświatłomałejlampkinastolekuchennym,

okazałosięodbiciemzoknanaprzeciwko.Awięcniemaich!Otejporze?!Czyto

możliwe,żeopiekunkajeszczeniewróciłazespaceru?Jestprzecieżzimno,poniżej

zera.AlboOskarjeszcześpi.Przeztoznówzaśnieojedenastejwnocy,powinnago

obudzićokołoczwartej.Trzebazniąkoniecznieporozmawiać!TakmyślałFilip,

wchodzącposchodach.Ostatniepółpiętrapokonałnapalcach.Niechciał,bygo

słyszano.Pomyślał,żemożejednakopiekunkaiOskarsąwdomu,wsypialni.Może

kobietamazwyczajoszczędzaniaenergiiigasizbędnążarówkę?

Przezkrótkąchwilęwahałsię,czypowinienzapukać,czyodrazuotworzyćdrzwi

kluczem.Jeśliktośjestwdomu,zazwyczajpukamylubdzwonimy.Alepukaćdo

własnegomieszkania?Wdodatku,kiedymasięwkieszeniklucz?Tomożesięwydać

dośćdziwne.

JużpoddrzwiamiFilipkilkarazyporuszyłwpowietrzukluczem,którywydał

charakterystyczny,brzęczącydźwięk.Chciałwtensposóbdaćopiekuncedo

zrozumienia,żesięnieskradaaniniepodsłuchujepoddrzwiami.Chociażwłaśniena

tomiałterazochotę.

Kluczniedałsięprzekręcićwzamku,Filipcichozastukał.Cisza.Pochwiliznów

zapukałidopierowtedyusłyszałkroki.

-O,panFilip-zdziwiłasięopiekunka,stającwotwartychdrzwiach.

Byłakobietąpopięćdziesiątce-nieznalijejdokładnegowieku-szczupłą,

energicznąiczasamiegzaltowaną.Naprzykładwtedy,gdycośjązaskoczyło.

-Dzieńdobry,paniKrysiu-powiedziałFilipuprzejmie.

-Dzieńdobry,dzieńdobry.Pantakwcześnie?

ZezdziwieniacałyczasstaławdrzwiachiFilipmusiałprzeciskaćsięmiędzy

ścianąijejkościstymciałem,żebywejśćdomieszkania.

-Taksięzłożyło,żemogłemdziśwyjśćwcześniej-odpowiedział,zdejmującbuty.

-Szkoda,żepanniezadzwonił-powiedziałazwyrzutem.-Wstawiłabymzupę.A

takjestzupełniezimnaimusipanpoczekać.

-Niemaproblemu.AjakOskar?

-Ha!-krzyknęłaniecozagłośnoizakryłaustaręką.-Mamyniespodziankę.

-Jaką?-spytałiwszedłdosypialni.

background image

MałyOskarleżałwpoprzekłóżeczkaiuderzałmałymistópkamioszczebelki.

Pierwsze,cozwróciłouwagęFilipa,tostary,zszarzałykaftanik,jakisynmiałna

sobie,aktóregoniewkładalimujużoddawna.Miałtylenowychubranek,takszybko

znichwyrastał.

-Jaksięmasz,kolego?-Filipprzesunąłsynaiułożyłrównowzdłużłóżeczka.-Co

tozasztuki?Chceszbyćcyrkowcem?Chodźdotaty.

Podałmudłonie,awtedyOskarchwyciłjemocnoiusiadłprawiebezwysiłku.

-Łoł!Cozasiła!-krzyknąłFilipzaskoczony.-Synu,samsiadasz.No,no.Jeszcze

raz,dobrze?

IOskarpowtórzyłtoćwiczenie.

-Pięknaniespodzianka,prawda?-spytałapaniKrysia,stojącwdrzwiachpokoju.-

Niezdążyłamjeszczenicpowiedzieć,aonjużsamsiada.

-Robiłtakjużwcześniej?

-Tak,odsamegoranarwiesiędosiadania.

-Pięknie-Filipwziąłsynanaręceipocałowałwpoliczkiinos.-Chodź,młody,

zmienimycikaftanik.

-Niedobrywzięłam?-spytałapaniKrysiazniepokojem.

-Nie,dobry,bardzodobry.Alenawieczórwłożymynowy,takaniespodziankadla

mamy.

-Myślałam,żetenjeszczedobry,pocomasięzmarnować.

-PaniKrysiu,nicsięniestało,proszęsięnieprzejmować.

-Tojajużpójdę,tak?-spytała,mającnamyśliwyjściedodomu.

-Pewnie.-Filippodrzuciłsynadogóry,atamtenzaśmiałsięgłośno.-Mysobie

damyradę.

-Zupajestnapiecu-dodałapaniKrysia,wkładającpłaszcz.-Znaczy,nakuchni-

poprawiłasię.

-Dziękuję-krzyknąłzsypialniFilip.

PaniKrysiawciągnęłakozaki,włożyłaberetnagłowęipokrótkim„dobranoc”

wyszłapospiesznie.

TegowieczoruOskarzasnąłpóźniejniżzwykletylkodlatego,żesamirodzice

bawilisięznimdłużej.Bylidumniztego,żeumiejużsiadać,ichcielijeszczechoć

trochęprzedłużyćtenpierwszydzieńsiadania.Wrezultacie,rozbawionychłopiec

zasnąłodziesiątej.GodzinępóźniejrodziceteżleżeliwłóżkuidopierowtedyLidia

zdecydowałasięporozmawiaćzFilipem.

-Byłeśdziśwcześniej,tak?-Tak,chybapiętnaściepopiątej.-Mogłeśzadzwonić

dopaniKrysi,uprzedzićją.-Dlaczegomiałbymjąuprzedzać,żewracamdodomu?-

Filipuniósłsięnałokciu.-Askądwiesz?

-Dzwoniładomnie.

-Poco?

-Dlaczegowróciłeśtakwcześnie?

-Bomogłemwyjśćwcześniejzbiura.

-Todlaczegosiedziałeśterazprzedkomputerem?

-Musiałemcośskończyć.Niewiem,ococichodzi?-Filipodwróciłgłowę,jakby

szukałczegośnaścianie.

-Onic.Poprostutrudnojestznaleźćdobrąopiekunkę.

-Niemamzamiaruzniejrezygnować.

-Niemusiszjejsprawdzać.Jestpoleconaprzezmojąkoleżankę.PozatymOskar

dobrzesięrozwija.Niemapowodówdoobaw.

-Lidka.-Filipusiadłnałóżku.-Byłemwcześniejwdomu,bomogłemwyjść.

Chybamogę?Muszęjąuprzedzać,żebędęgodzinęwcześniejwswoimdomu?

-Nie.Aleonamogłapomyśleć,żechceszjąsprawdzić.Ategokaftanikatojuż

naprawdęniemusiałeśzmieniać.

-Teżcipowiedziała?

background image

-Chybanaprawdęgłupiosiępoczuła.

-Lidka,przecieżonaunaspracuje!Atojestnaszedzieckoitomydecydujemy,w

cojeubrać.

-Atojestnaszaopiekunkaiciężkobędzieznaleźćnamnową-ucięłaLidia.

-Dobrze.-Filip,zrezygnowany,przykryłsiękołdrąposzyjęizamknąłoczy,jakby

natychmiastzamierzałzasnąć.

Lidiachwilęgłaskałagoporamieniu,alewyczułanapięciemięśniiszybko

przestała.

Lekkodotknęłastopąjegostopy,aleFilipodwróciłsięplecamidoniej.Wstała,

żebysprawdzić,czyOskarniezrzuciłzsiebiekołdry.Oczywiściezrzuciłiwłożył

nogęmiędzyszczeblełóżeczka.Przykryłagoichwilęprzyglądałasię,jakśpizrękami

ułożonyminadgłową.Jejsamejniechciałosięjeszczespać.Otworzyłaszafkęz

ubraniamisynaizaczęławybieraćte,którebyłyjużzamałe.Przykażdym

odkładanymnabokubrankustarałasięprzypomniećsobie,kiedyOskarbyłwnie

ubrany.Niektóreniekojarzyłyjejsięzniczymkonkretnym.

background image

28

„Ponadpołowabadanychwogólenielokujeswoichoszczędności.Wgrupietej

znacznieczęściejznajdująsięmieszkańcywsi,osobyzwykształceniem

podstawowym,emeryciirenciści.Zdecydowanawiększośćtejgrupy(68%)opisuje

swojąsytuacjęfinansowąjako«wystarczamitylkonabieżącepotrzeby».Jednakw

tejgrupiejesttakżeniewielkiodsetekosóbdeklarujących,że«wystarczamina

bieżącepotrzebyoraznaskromneoszczędności».

Wśródtychbadanychznacznąwiększośćstanowiąosobymłode(do

dwudziestegodziewiątegorokużycia),mieszkańcywielkichmiastiprzedstawiciele

wolnychzawodów.

Wielkośćpróbywtymbadaniuniepozwalanaprecyzyjnyopistejgrupypod

względemdemograficznym,postawspołecznychczyzachowańnarynku

finansowym,jednakfaktdeklaracjioposiadaniuoszczędności,ajednocześnie

niekorzystaniazżadnychsposobówichlokowania,wydajesięnatyleinteresujący,iż

wartotęgrupędokładniejzbadać.

Faktlokowaniaoszczędnościwykazujesilnąkorelacjędodatniąztakimi

zmiennymi,jak:wyższewykształcenie,pracownikumysłowy,dochodynajedną

osobęwgospodarstwiedomowympowyżejśredniej”.

Filipprzerwałpisanie.Jegopalecwskazującypowędrowałdoklawiszabackspace

izawisłnadnim,lekkodrżąc.„Cośjestnietak-pomyślał.-Czylokowanie

oszczędnościtofakt?Toprzecieżtylkodeklaracja.Alefaktdeklaracjijestfaktem,

więcchybawszystkowporządku?”.Jednymuderzeniemskasowałkilkaostatnich

wyrazówigorączkowoukładałinnąwersjęzdania,którebymożliwienajlepiej

wyrażałoto,cochciałprzekazać.

Zadzwoniłtelefon.

-Cześć-odpowiedział,słyszącgłosżony…-Pamiętam-powiedziałdosłuchawki,

nieodrywającwzrokuodekranu…-Wiem,będęopiątej,najpóźniej…Dobrze…

Kochanie,muszęcośskończyć.Zadzwonię,jakbędęwychodził,dobrze?…Będęna

pewno,przecieżpowiedziałem…Pa.

Odłożyłsłuchawkę,nadalpatrzącwmonitor.Naglepoczułzmęczenie,zakrył

dłoniąoczy,potarłje;wstałzkrzesła,przeciągnąłsię,wyginającmocnoplecy,a

splecionedłoniewyciągającwysokonadgłową.Uniósłsięnapalcach,wyrwałomu

sięlekkiewestchnienie.

-Takciężko?-spytałaAgnieszka,którejbiurkostałorównolegledojego.

-Dosyć-przyznałwymijająco.

Spojrzałnazegarek,dochodziłapiętnasta,więcmiałjeszczepółtorejgodzinyna

skończeniepierwszejczęściraportu.ObiecałLidii,żewrócinajpóźniejopiątej,tak

abyzdążyłanaautobus,którymiałzawieźćpracownikówjejfirmynaMazury.

Ledwiedwamiesiącetemuwróciładopracypourlopiemacierzyńskimijuż

zaczynająsięwyjazdy,szkolenia,kolacjebiznesowe.

Filipnietaktosobiewyobrażał.Teraz,kiedydzieckomajużprawierokidobrze

sięrozwija,kiedyzaczynanawiązywaćkontaktzotoczeniem,kiedyreagujenasłowa

czygesty,odpowiadauśmiechemlubpłaczem,teraz,kiedytrzebazacząćpokazywać

muświat,właśnieteraznajwięcejczasuspędzaznimopiekunka,anierodzice.Oboje

widząOskaratrzygodzinywieczoremigodzinęrano.Razemczterygodziny

dziennie!Mająznimjeszczekontaktwnocy,gdysiębudzi,domagapicialub-coraz

rzadziej-mleka.Aletoopiekunkaspędzaznimcałydzień-wtedy,kiedyOskarjest

najbardziejaktywny.Toonapierwszawidziała,jaksampiłsokzkubka.Ipewnieto

onapierwszazobaczy,jakOskarprzejdziekilkakrokówsamodzielnie.Jegopierwszy

wżyciukrokzdarzysiętylkoraziFilipprawdopodobnietegoniezobaczy.

Wydawałomusię,żetowszystkojestbeznadziejniezorganizowane:rodzice

powinniwracaćdopracydopiero,kiedydzieckoskończykilkanaścielat,

background image

przynajmniejdziesięć.Ataknajciekawszy,najbardziejradosnyinajważniejszyczas

swojegożyciamałyczłowiekspędzazopiekunką,babciąlubwprzedszkolu,a

rodzicesąznimtylkozdoskoku.

AkiedyprzychodziweekendimoglibywreszciespędzićzOskaremcałedwadni,

Lidiamusiwyjeżdżaćzludźmizpracy.Musiczychce?Takamyślpojawiłasięw

głowieFilipa,aleszybkojąodrzucił.

Potejkrótkiejprzerwieniemógłodrazuwrócićdopisania,telefonodLidii,a

właściwiewłasnemyśli,wybiłygozrytmu,poszedłzrobićsobieherbatę.Wkuchni

byłMichał,szeffirmy.Wyjmowałzlodówkibutelkęcoli.

-Jakieplanynaweekend?-spytałFilipa.

-Bezszaleństw-odpowiedziałFilip,nalewającwodędoczajnika.-Chybawdomu.

Aty?

-Będęskakałzespadochronem.Pierwszyrazwżyciu-Michałuśmiechnąłsię,

jakbytobyłżart;wdłoniachobracałbutelkępokrytąszronem.

-Serio?-Filipudałzainteresowanie,choćzupełniegotonieobchodziło,sam

nigdynieskakałiniemiałzamiaru.

-Mojakobietamnienamówiła-Michałzdecydowałsięnałyklodowatejcoli.-

Onamajużzasobądziewięćskokówiwłaśnietendziesiątymabyćrazemzemną.

-No,toniezłyzaszczytcięspotkał-skomentowałFilip,możeniecozbyt

sarkastycznie.

-Będziemyleciećrazem,wtandemie-MichałnieusłyszałtonuFilipa.-

Wyskakujemyjednocześnie,lecimyrazemionadecyduje,kiedyotworzyć

spadochron.Podobnoskaczącpierwszyraz,niepotrafiłbymocenićodległości.

Wyrzuciłbymczaszęodrazuizerofanu.

-Toświetnie-Filipzalałwrzątkiemherbatę.

Michałschowałbutelkędolodówki.

-Jakraport?-spytał,stojącjużwdrzwiachkuchni.

-Dobrze-odpowiedziałFilip.-Zarazskończępierwszączęść,wponiedziałek

będziedrugaiwnioski.

-Okej.Chciałbymgoomówićwponiedziałekkołoczwartej,potembędęzajęty.

-Wporządku.

Michałskinąłgłowązaprobatąiwyszedł,aFiliptużzanim.

-Aha,Filip!-Michałkrzyknął,stojącjużprzydrzwiachdoswojegopokoju.-

Prześlijmidziśpierwszączęść,jakskończysz.

-Dobra.

Filipwróciłdopracy,aleszłomuznaczniegorzejniżwcześniej.Zastanawiałsię,

czyLidiajednakniemogłabyodwołaćtegowyjazduiczymaprawojąotozapytać?

Przesuwałkursorempoekranie,poprawiająctuitamniektórezdaniaiwstawiając

brakująceprzecinki,tworzącakapity.Igłowiłsię,pocoszefchcedostaćdzisiaj

pierwszączęśćraportu?Będziegoczytałwsamolociewoczekiwaniunaskokczyjuż

wtrakcielotuzespadochronem?

Dodomuwszedłdziesięćminutprzedpiątą;zasapanyispocony,bocałądrogęod

przystankudodomuprzebiegłlekkimtruchtem.LidiastaławpokojuzOskaremna

rękach,ubranawśliwkowyżakiet,zróżowąchustkązawiązanąpodszyją.Miałajuż

nawetbutynanogach.

-Cześć-powiedziałdoniej.-Chybazdążyłem?

-Cześć-odpowiedziała.-PotrzymajOskara,muszęsięumalować.

Filipzdjąłbuty,kurtkęrzuciłnakanapęiwziąłsynanaręce.

-Jakżyjesz,młody?-spytałzuśmiechem,poczymzacząłmucałowaćpoliczkii

włosy,podrzuciłgokilkarazydogóryiOskar-jakzawsze-zacząłsięgłośnośmiać.

-Jedzieszmetrem?-krzyknąłdoLidii,którazaszyłasięwłazience.

-Możemniepodrzucisz?Niechcemisięiść-zaproponowała.

Filipwszedłdołazienki,usiadłnapodłodze,opierającsięplecamiościanę.Oskar

natychmiast,kiedyznalazłsięnapodłodze,poraczkowałdoszafkipodumywalkąi

background image

zacząłwyjmowaćzniejmydła,szampony,podpaskiichusteczkihigieniczne.

-Lepiejweźtaksówkę-poradził,patrzącwodbiciejejtwarzywlustrze,podczas

gdyonastarannienakładałaczarnytusznarzęsy.-ZanimubioręOskara,tyjuż

dotrzesznamiejsce.

-Maszrację-przyznała.-Pozatymonniedługobędziegłodny.Dajmukaszę,ale

ryżową,niemleczną.

-Znowumawysypkę?

-PaniKrysiamówiła,żeranocałenóżkimiałwkrostach.Terazjużmuprzeszło,

alenigdyniewiadomo.

-Dobrze.

Oskartymczasemzacząłwyjmowaćpodpaskizpaczkiiukładaćjednąnadrugiej.I

ktopowiedział,żedzieckopotrzebujeekologicznych,edukacyjnychzabawek?

Wystarcząmuprzedmiotycodziennegoużytku.

-Widzisz,synku-Filipzaczął.-Mamazostawianasisobiejedzie.Taktojestz

kobietami.

-Cotywygadujesz?-Lidiaspojrzałananiegozdziwiona.

Wkręciłaszminkę,nałożyłaprzykrywkęizaczęłaszukaćczegośwkosmetyczce.

-Żartuję-Filipodpowiedziałpochwili.-Przecieżonniewie,ocochodzi.

-Cotozagłupieżarty?-Lidianadalbyłaoburzona.-Jakniedługozacznie

rozumieć,teżbędzieszmutakierzeczyopowiadał?

-Dlaczegosiędenerwujesz?Czujeszsięwinna?

-Filip,przestań,dobrze.Tojestpracaimuszęjechać.Niestarajsiębyćjakimś

domorosłympsychoanalitykiem.

-Myślałem,żemożetoodwołasz…

Filipwstał,żebyzabraćOskarowipodpaski,któretenzacząłjużrozpakowywaćz

pojedynczychopakowańiprzyklejaćjednądodrugiejlubdoswoichspodni.

-Dlaczegomiałabymodwołać?-spytała.

-Żebyśmybylirazemwweekend.Totakiedziwne?

-Pierwszyrazwyjeżdżamsłużbowowweekend,niemogęodwołać,toważne

szkolenie.

-Dobra,zamówięcitaksówkę.-Filipwyszedłzłazienki,żebyzadzwonićpo

radiotaxi.

Ostatniewspólnedziesięćminutwtenpiątekspędziliwoddzielnychpokojach-

Lidiajeszczeprzeglądałaspakowanątorbę,aFilipbawiłsięzOskaremwsypialni.

Dopierokiedystojącjużwdrzwiach,powiedziałacelowogłośno„idę”,Filippodszedł

doniejipocałowałjąwusta.

-Będętęskniłazawami-powiedziałaprzepraszającymtonem.

-Uważajnasiebie-odparłFilip.-Iniepijzadużo.

-Dobrze,pa.Wycałowałasynawobapoliczki,potemwobierączki,nakoniecw

czubekgłowyiwyszła.FilippodszedłzOskaremdooknaiczekał,ażLidiapojawisię

przedklatką.

Taksówkajużstała,kierowcaczytałcośprzyzapalonymświetle.

-Widzisz,zostawianasnacaływeekend-szepnąłojciecdosyna.-Niegrzeczna

mama.

background image

29

Panitrenerwolnoprzechadzałasięmiędzyurządzeniamidoćwiczeń.Ubranaw

obcisłeczarnelegginsyirównieobcisłąoliwkowąkoszulkębezrękawów,

przystawałacojakiśczasprzyćwiczącychiwydawałakrótkieinstrukcje,

demonstrując,jakpoprawniewykonaććwiczenie.Miałaokołoczterdziestulat,

umięśnione,sprężysteciało,pozbawionejednakopalenizny.Wyglądałanaosobę,

którazłatwościąnarzucasobiereżimćwiczeńlubdietyinierobitegonapokaz.

Imponowaławszystkim,którzyprzychodzilidotejsiłowni,mimożećwiczących

traktowałachłodno,niemalzniechęcią.Wydawałosię,żezupełnieniezależyjej,czy

ktośwykonujećwiczeniazzaangażowaniem,czybez,ainstruowałatylkoz

obowiązku.

Mówiłaswojeiodchodziła.Niepatrzyłanawet,czyktośzastosowałsiędojej

poleceń.

KiedypodeszładoMałgosi,siedzącejnastacjonarnymrowerze,tylkozerknęłana

wyświetlacz,zmieniłaprogramdwomadotknięciamiśrodkowegopalcaiodeszła.

Małgosianiezdążyłaoniczapytać,spojrzałapytająconaLidię.

-Terazlepiej?-LidiaspytałaMałgosię.

-Niewiem-Małgosiawzruszyłaramionami.-Bezzmian.Obiesiedziałyna

rowerachipokonywałyrealnekilometry,nieruszającsięzmiejscainiepodziwiając

pięknychokolicznościprzyrody.ToMałgosianamówiłająnasiłownię.Lidiazawsze

wymawiałasiębrakiemczasualboniechęciądoodwiedzaniamiejscaokupowanego

przezogolonychnałysofacetów,wpatrzonychzuwielbieniemwswojebłyszczące

ciałaodbitewlustrach.Niemogłajednakodmówić,kiedyMałgosiawyciągnęłajądo

siłownipodpretekstemplotek.Zastrzegłajedynie,żeniebędziepodnosićżadnych

ciężarówiwtensposóbstanęłonarowerach.Jednakplotkimusiałyodłożyćna

później:zgłośnikówzawieszonychpodsufitempłynęłygłośnedźwiękinajnowszych

iubiegłorocznychprzebojówmuzykipop,atelewizorprzedniminadawałrelacjęz

turniejutenisowego.

Potrzydziestuminutachmozolnejjazdy,razpodgórkę,razpopłaskim(nigdyw

dół),zgodniezprogramemnumerpięć,Lidiazeszłazsiodełkaistanęłanaszeroko

rozstawionychnogach.

-Mamdość-oznajmiła,poklepującsiępoudach.

-Idź-powiedziałaMałgosia.-Jazarazskończę.

Spotkałysiępopiętnastuminutachwszatni.Obiewprzepoconychkoszulkach;u

jednejbyłtobardziejefektlampwsolarium,udrugiejwyczerpującejjazdyzgodniez

programemdlaśredniozaawansowanych.

-Bierzeszprysznic?-spytałaMałgosia.

-Wolęwdomu.-Lidiazdjęławilgotnąkoszulkęiwsamymstanikuszukała

świeżejwplecaku.

-Wogóleniewidać,żerodziłaś-powiedziałaMałgosia.

-Acomiałobybyćwidać?-Lidiawyjęłanowąkoszulkę,aleprzedjejwłożeniem

wytarłatamtączołoiramiona.

-No,niewiem…-Małgosiabyłaniecozakłopotana.-Masztakipłaskibrzuch…

Lidiaspojrzałanaswójbrzuch,ścisnęłapalcamiskórę.-Nowiesz,tobyłorok

temu.

Wciągnąłsię,alejeszczetrochęzostało.Jesttakimiękki.

-Nieżartuj.-Małgosiazdjęłaswojąkoszulkę.-Zobacz,jakijamamwystający.To

straszne.Zaczynamsięrobićgrubąbabą.

-Uspokójsię.Wciążytodopierobędzieszgruba.

Obieprzebrałysięibyłygotowedowyjścia.

-Możeusiądziemynachwilęwkawiarni?-zaproponowałaMałgosia.-Jesttu,na

dole.

background image

-Niemogę-powiedziałaLidiazociąganiem.-Filipmajakąśpracęwieczorem.

-Pracę?

-Musiskończyćraportczycoś.

Siedziałynaławeczkach,ktośwchodziłiprzebierałsięalboszedłpodprysznic.

Mogłyjużwyjść,aleociągałysię,bojeszczenicniezdążyłysobiepowiedzieć,a

przecieżspotkałysięnaplotki.Małgosiaupinaławłosyzrękamiuniesionymido

góry,podpachąwykwitłyjejniewielkieplamypotu-jejciałojeszczenieochłonęło

powysiłku,więctaświeżakoszulkateżbędziemusiałaiśćdoprania.Lidia

odpoczęławsolarium,jejskórateżbyłalepkaodpotu,alejużniewilgotna.

-KarmiszjeszczeOskara?-Małgosiawyraźniechciałasięczegośdowiedzieć,o

cośspytaćlubcośwyznać,aleniewiedziała,jakzacząć.

-Nie-odpowiedziałaLidia.-Popowrociedopracykarmiłamgotylkownocy,

przezmniejwięcejmiesiąc.Potemsamjużniechciał.Niewiem,czymiałamzamało

pokarmu,czyniesmakowałomu.

-Ico,nieczułaśsięztymźle?

-Źle?Dlaczego?Wreszciemiałamspokójisuchystanik.

-Czytałam,żematkaodbieratojakodrzucenieprzezdziecko.

-Dajspokój-zaśmiałasięLidia.-Nieczytajtychnawiedzonychksiążek.

Małgosianachwilęzamilkła,aleLidiaczekałananastępnepytanie.

-Nacinalicię?

-Tak.Prawiekażdąnacinają.

-Zgodziłaśsię?Niemogątegorobićtakbezpytania!-Małgosiasięoburzyła.

-Niepamiętam.Chciałam,żebytosięskończyło,nawetniepoczułam,kiedy

nacięli.

Szyciebyłogorsze.

-Niewiem,jakbymtoprzeżyła-Małgosiapowiedziałatobardziejdosiebieniżdo

koleżanki.

-Aco?Jesteśwciąży?-spytałaLidia,patrzącprzyjaciółcewoczy.

-Nie!-Małgosiazaprzeczyłagwałtownie.

-Niezarzekajsię.

Znówzapadłacisza.Lidiaspodziewałasię,żeMałgosiawłaśnieterazpowiejej

cośważnego,zwierzysięzczegoś,coplanowaławyznaćwtedy,gdysięumawiały.

Jednakmilczała.Wstała,jeszczerazsprawdzając,czyniezostawiłaczegośwszafce.

-Toco,jesteśczynie?-zapytała.

-Nie-Małgosiaodpowiedziałacicho,odwróconaplecamidoLidii.Wreszcie

usiadłaispojrzałanaprzyjaciółkę.-Właśnieotochodzi,żeniejestem.

-Toniejestzbyttrudne-Lidiapróbowałażartować.

-Dlamnietrudne.Mamjużtrzydzieścijedenlatitojużnaprawdęnajwyższapora.

Zakilkalattomożebyćjużniebezpieczne.

-Tonieprawda-zaprotestowałaLidia.

-Mojamamamiaładwadzieściadwalata,jakmnieurodziła,awiększośćjej

koleżanekrodziłajeszczewcześniej.Onaciąglemówiownukach.Chciałabymjuż

miećtozasobą.

-Niemożeszjejulegać,totwojasprawa.-Niewiem,czyjejulegam,czysamatego

chcę.

Aleniestety,Michałniechce.Ciąglemniezapewnia,żetakjestlepiej.Czasamisię

znimzgadzam.

-Maszjeszczetrochęczasu-powiedziałaLidiabezprzekonania.

-Pewnietak.Ajakbyłouciebie?

-Jakośsamoprzyszło.Nierozmawialiśmyotymspecjalnie.Kiedyśzrobiliśmyto,

wiesz,bezzabezpieczenia,itakjakośczuliśmy,żechcemy.Filipteżmiał

wątpliwości,aleterazzajmujesięmałymchybawięcejodemnie.Przewijago,karmi,

bawisięznim.Czasamiwydajemisię,żeprzesadza.Trzyrazysprawdzadatę

ważnościnasoku,czytadokładnieskładmlekawproszku,urywasięzpracy,żeby

background image

zobaczyć,jakopiekunkasięnimzajmuje…

-Nowidzisz-Małgosiaprzerwałajej.-Jasięobawiam,żeMichałtakbynieumiał.

-Wiesz,onitylkoudajątakichtwardzieli,apotemuwielbiajądziecibardziejod

nas.

-Ajaksięczułaśwciąży?

-Dobrze.Trochęmniemdliło,chybaprzezmiesiąc.

-Przezcałymiesiąc?!

-Tak.

-Codziennie?

-No…-Lidiazastanowiłasię.-Kilkarazydziennie.

-Tostraszne-Małgosiazamyślonamięławrękachpasekodsportowejtorby.-

Chybapourodzeniudzieckawszystkosięzmieniło?-spytała,patrzącnaLidię.

-Czyjawiem?-Lidiazaczęłamalowaćusta,wydymającwargi.-Napewno,aleto

wszystkotrwajednakdośćdługo,ciąża,poród,pierwszemiesiącepo,torazem

ponadrok.

Gdybytosięzdarzyłozdnianadzień,pewniebyłybyszok.

Wyszłyjużzsiłowniischodziłyposchodachdowyjścia.Nagóręwchodziło

dwóchmłodychmężczyznweleganckichgarniturach.

-Czyterazdzieckojestdlaciebienajważniejszenaświecie?-spytałaMałgosia.

Lidiaczekałazodpowiedzią,ażdwajmłodziyuppieszniknąwdrzwiachsłowni.

Jedenznichniósłnaramieniudużąsportowątorbęzwyraźnymlogonajmodniejszej

markitegoroku.

Kiedymijałkobiety,torbaboleśnieuderzyławramięMałgosię.

-Niechpanuważa!-krzyknęła.

Onniezatrzymującsię,spojrzałtylkonaLidięiMałgosięizniknąłwdrzwiach.

-Cholera-Małgosiazaklęła,masującsobieramię.-Cozacham.Jakbymbyław

ciąży,teżbypewnieniezauważył.

-Wtedyniebyłabyśwsiłowni-rzekłaLidia.

-Dlaczegonie?Właśnieżebymchodziła,żebyniemiećzwiotczałegociała.

-Ocopytałaś?-odezwałasięLidia,kiedyjużwyszłyzbudynku.Szukała

wzrokiemswojegosamochodu.

-Niepamiętam-Małgosianadaltrzymałarękęnaramieniu.-Mówiłam,że

dzieckojestterazdlawasnapierwszymmiejscu.

-Pewnietak-przyznałaLidia.

-Pewnie?-zdziwiłasięMałgosia.

-Gosia-Lidiawestchnęła,jakbymusiałatłumaczyćrzeczjasnąjaksłońce.-Janie

mamczasunazastanawianiesię,cojestwżyciuważne.Rano,przedwyjściemdo

pracy,mówięopiekunce,comazrobićnaobiad,popracynatychmiastdodomu,

potemgotowanie,przewijanie,zabawa,kąpiel,usypianie,dopierowtedycośzjadam,

prasujęubranianajutroiidęspać.Marzęotym,żebyjakiśfilmobejrzećodpoczątku

dokońca.Odporodubyłamtylkorazukosmetyczki.Ababskiepismoostatniraz

przeglądałamwpoczekalniukosmetyczki,tylkotenjedenraz.

-Boterazcośinnegosiędlaciebieliczy-powiedziałaMałgosia.

-Niewiem,cosiędlamnieliczy.Chcęsięwyspać,ostatniotojestdlamnie

najważniejsze.

background image

30

MałyOskarsprawdzałdokładniekażdeźdźbłotrawy.Szedłpowoli,jeszcze

niezdarnie,naszerokorozstawionychnogach.Cokilkakrokówpochylałsię,jakby

czegośszukał.Kiedyznaleziskookazywałosięwyjątkowociekawe,opadałnakolana,

opierałsięnajednejdłoni,adrugąrozgrzebywałtrawęiziemię.Filipstałnadnim,

obserwującczujnie,czyniegrozimużadneniebezpieczeństwo.Listapotencjalnych

zagrożeńbyłanaprawdęimponująca:upadekiuderzenieoziemięczołem,buziąlub

kolanem,skaleczeniesięwpalecostrątrawąlubkawałkiemszkłaczydrutu,

zjedzeniegrudkiziemi,jakiejśroślinylubwogóleczegokolwiekznalezionegow

trawie,wreszciewdepnięcielububrudzeniesiępsiąkupąbądźinnąobrzydliwą,

szkodliwąsubstancjąorganicznąlubnieorganiczną.

Naszczęście,podczastegosobotniegospacerujeszczenictakiegosięnie

zdarzyło,ainnesprawyFilipignorował,inaczejwogóleniewychodzilibyzdomu.

Czytałniedawnowmiesięcznikudlarodziców,żeprzesadnasterylnośćniewpływa

korzystnienazdrowiedzieckaiprawdopodobniejestprzyczynąpowstawania

alergii.KiedywięckilkadniwcześniejOskarspróbował,jaksmakujezupazpiasku,

niewpadłwpanikę,niewybierałmupalcamiziarenekpiaskuzust,poczekałtylko,

ażsynprzestanieplućiwycieraćsobiezobrzydzeniemusta,poczympodałmu

wodę.Wieczoremoczekiwałzniepokojemjakichśsensacji,nawetsprawdzał

konsystencjętego,cosynzostawiłwpieluszce,aleniczegopodejrzanegonieznalazł.

Nieoznaczałoto,żepostanowiłterazcodzienniedorzucaćmudokaszkiłyżeczkę

piasku,aleniestarałsięwycieraćrąksynapokażdymzetknięciuzziemiączy

chodnikiem.TłumaczyłLidii,abyteżtakpostępowała,aleonarobiłaposwojemui

nakażde,nawetnajkrótsze,wyjścienaspacerzabierałazesobąchusteczki

dezynfekujące.

Niepostrzeżenieoboknichpojawiłsięnaglemały,kudłatypiesokrótkichnogach

idługimtułowiu.WpierwszymodruchuFilipstanąłmiędzysynemapstrokatym

kundlem.

TamtenjednakniezwracałuwagianinaFilipa,aninaludzkieszczenięstojące,

zupełniejakjegopobratymcy,naczterechłapach.DwarazyobwąchałOskarai-

podobnie,jakon–zacząłczegośwytrwaleszukaćwtrawie.Przystawał,wąchał,

potemodbiegał,znówprzystawał,znówwąchał,wkońcuskubnąłtrochętrawyi

odszedłkawałekdalej.

Oskarnatychmiastzainteresowałsiękundlem.Zerwałgałązkęjakiegośchwastui

podszedłdopsa.Filipchwyciłsynazarękęigotówbyłdobłyskawicznejreakcji,

gdybypiesjednaknieokazałsięprzyjazny.

-Pieseknielubitrawy-powiedziałłagodniedosyna.

-Niam-powiedziałOskar.-Au,au!Niam.

-Pieseklubimięso-Filiptłumaczył.-Trawęjedząkozy.Albokróliki.

-Au,au,niam-powtarzałOskaripodtykałpsuliściepodpysk.

Pies,zniechęconynatarczywościądziecka,odbiegłkilkametrówistanął.

Obwąchałmiejscewokółsiebie,przykucnąłnatylnychłapachizrobiłkupę.Prosto

narównoprzycięty,soczyściezielonytrawnikrozciągającysięwokółblokuFilipai

Lidii.

-Ej,zmiatajstąd!-krzyknąłFilipnapsa,podbiegłdoniegoizamachnąłsięnogą.

-Panie,panie!-Filipusłyszałwołaniezasobą.-Samsiępankopnij,niepsa.

Nachodnikustałmężczyznaokołopięćdziesiątkizwydatnymbrzuchem,ubrany

wjasne,luźnespodnieikoszulęwkwiaty;wrękutrzymałskórzanąsmycz.

-Panapies?-zaczepniespytałFilip.-Widzipan,coonrobi?Trzebazwierzaka

pilnować.

-Copilnować?Copilnować?-Facetwkoszulizacząłmachaćręką.-Gdziema

robić?Nachodniku?

background image

-Przecieżtutajdziecichodzą!Niechpantoposprząta.

-Potopłacępodatek,żebysprzątali-mężczyznaniezamierzałłagodzićsytuacji.

Wtymmomenciepiesponownieprzykucnął.Zrobiłswoje,poczymkilkarazy

machnąłtylnymiłapami,zagrzebującodchody.Filipniewytrzymał,podszedłdopsa

i-całyczastrzymającOskarazarękę-lekkotrąciłgowzadek.Piespodskoczył,

zaskowyczał,odbiegłzpodwiniętymogonem.

-Tychamie!-MężczyznapodbiegłdoFilipa.-Bojacięzarazkopnę!

WtedyFilipszybkimruchemwyrwałmuzrękismyczizdzieliłmężczyznękilka

razypołydkach.

-Sprzątaj,świntuchu,popsie-powiedziałspokojnie.

Mężczyznapoślizgnąłsięiupadłsiedzeniemnatrawnik,byćmożenawettam,

gdzieprzedchwilązałatwiłsięjegopies.ZdenerwowanyFiliprzuciłsmyczzasiebie,

jaknajdalejodwściekłegofacetawlnianychspodniach,poczymchwyciłOskarana

ręceiszybkopobiegłwkierunkuswojejklatkischodowej.Kiedywstukiwałkod

domofonu,obejrzałsięzasiebie.

Facetwkwiecistejkoszulijużwstał,zapinałpsusmycz,krzyczałcośwściekły,ale

ztejodległościniemożnabyłousłyszećco.Filipbałsię,żezarazpodbiegniedo

niego,będziewrzeszczałiawanturowałsię,ajegonagleopuściłaodwagaichciałjak

najszybciejznaleźćsięwdomu.Bałsię,żefacetsiędowie,gdziemieszkają,ibędzie

ichnachodził,naślepolicjęalbokażepsunarobićnaichwycieraczkę.Liczyłnato,że

nieudamusiędowiedzieć,któremieszkaniezajmują.Jednakfacetbyłzajętypsem,

oglądałgo,jakbyuległpoważnemuwypadkowi,iwcaleniezamierzałgonić

prześladowcy.Filipwszedłidopierowwindziepoczuł,jakijestzdenerwowanyi

spocony.Oskarnarękachojcarobiłminydolustra.

background image

31

Sprzedawcęćwierkającychglinianychptaszkówudałosięominąćtylkodlatego,

żenatrawnikupojawiłysięnagleprawdziwesroki.Oskarznalazłcienkipatyki

zacząłgonićbiedneptakiszukającejedzeniamiędzypierwszymiopadłymiliśćmi.

Rozczarowaniedzieckabyłonaprawdębolesne,gdyptaki,jedenpodrugim,

podrywałysiędolotunajegowidok.Niezniechęciłsięjednakiprzestałbiegać

dopierowtedy,gdywzasięguwzrokunieujrzałjużanijednego.

Potembyłmostnadwyschniętąfosą.Oskarpróbowałwdrapaćsięnaniegopo

ułamanejcegle.Zawszeczuwającematczyneręcepomogłymuwtymiuchroniły

przedniebezpiecznymupadkiem.Kiedymamazdjęłagozzabytkowegomostu,nie

protestowałidałsięspokojniewprowadzićnadziedziniecprzedpałacemw

Wilanowie.

-Wchodzimydoogrodu?-spytałFilip.

-Poilebilety?-Lidiaodpowiedziałapytaniem.

-Niewiem.Dziesięćzłotych?Chyba.-Azaniego?-Nic.Taksądzę.Oskarnie

słuchał

jednaktejkrótkiejrozmowy,gdyżmiałzupełnieinneplany.Zainteresowałygo

kamienieułożonerównowzdłużścieżkibiegnącejwokółdziedzińcaprzedpałacem.

Najednymznichciekawskichłopczykodkryłmozolniesunącegoślimaka,zaczął

pokrzykiwaćzzachwytemipróbowałwsadzićpalecdootworuwmuszli,gdzie

przezornieschowałosiężyjątko.

-Zostaw!-krzyknęłazodraząLidia.-Tojestbrudne.

-Dajspokój-powiedziałFilip.-Przecieżniemożeniczegoniedotykać.

-Chybazostanietutaj.-Lidia,zrezygnowana,usiadłanakamieniuiprzyglądała

się,jaksynodkrywawsobiepasjęprzyrodnika.

Pokilkuminutachudałoimsięjednakkupićdwabiletyiwejśćnaterenogrodów

przypałacowych.Dzieciiślimakiniepłacą.Następnekilkanaścieminutspędzilina

ganianiuzaOskarem,którywchodziłnapięknieutrzymanerabatkizkwiatkami,a

gdywracałnaścieżkę,zaczynałzbieraćjasnegładkiekamienie,którymiwyłożone

byłyalejki,irzucałnimiprzedsiebie.Imimożeskończyłdopieroszesnaście

miesięcy,mogłosiętookazaćnaprawdęniebezpiecznedlainnychspacerowiczów.

Naszczęście,zabawaszybkomusięznudziła,alerównocześnieodechciałomusię

teżchodzić,czepiałsięnógrodzicówipodnosiłręcedogóry.

-Dlaczegoniewzięliśmywózka?-spytałaLidiazwyrzutem.

-Niechtrochępochodzi-odpowiedziałFilip.

-Właśniewidzisz,jakchodzi.

-Niechciałomisiępchaćtegowózka-Filipznalazłinnyargument.

-Achcecisięgonosić?-Lidiaspojrzałanamęża.-Bomnienie.

NadstawdotarliwięczOskaremnaramionachFilipa.Tamchłopczyk

zainteresowałsięłabędziamipodpływającymidobrzeguwnadzieinajakieś

smakołyki.Filipprzezorniezabrałzesobądrożdżowąbułkę,przeznaczoną

pierwotnienapodwieczorekdlasyna,jednakkawałekzniejmożnabyłooddać

łakomymptakom.Oskarekrzucałniezdarnieokruszki,Lidiaprzytrzymywałagoza

kurteczkę,abyniewpadłdowody,aFilipsiedziałnatrawie,obserwująccałąscenęz

pewnejodległości.

-Jakgoterazstądodciągniemy?-LidiazwróciłasiędoFilipa,patrzącnaniegoz

nadzieją.

-Amusimy?

-Niemamzamiarusterczećtugodzinami.Jeszczetełabędzienaspodziobią.

-Wporządku.

Filipwstał,podszedłdosynaipodniósłgo.Zakręciłnimkilkarazywpowietrzu,

ażchłopieczacząłsięgłośnośmiać.Wtedyodeszli,zostawiajączasobą

background image

rozczarowanełabędzie.

Następnyprzystanekzrobiliprzydrzewie,którenaswojeschronieniewybrała

szarobrązowawiewiórka.Filiprozłożyłnatrawiekurtkęiusiadłnaniej,

przyglądającsię,jakOskaruderzeniamiznalezionegopoddrzewempatykapróbuje

wywabićzdziuplizwierzątko.

Obchodzącpieńdookołaizadzierającgłowędogórywposzukiwaniuwiewiórki,

niezauważyłwystającegokorzeniaiupadłnaziemiępokrytąliśćmi.

Lidiarzuciłasiędzieckunaratunek.

-Mógłbyśgoprzypilnować-powiedziałazirytacją.

-Przecieżnicsięniedzieje-odpowiedziałspokojnieFilip.-Dzieckomusisię

przewrócić„określonąliczbęrazy”,inaczejnigdynienauczysiępewniechodzić.

-Ciekawe,czysamwymyślasztakiedurnemądrości,czymożeznajdujeszjew

tychidiotycznychgazetkachofantastyce.

Filipnieodpowiedział.Wstał,strzepnąłkurtkęirozejrzałsięwposzukiwaniu

dalszegokierunkuspaceru.Lidiawtymczasieodeszłajużzsynkiemnarękach,

prawdopodobniewstronęwyjścia,sprawabyławięcchybarozstrzygnięta.Dogonił

jąidalejszliwmilczeniu.

Zatrzymalisięnatarasienatyłachpałacu.Oskarpostawionynawłasnychnogach

natychmiastzacząłzbieraćbiałekamienie,którymiwyłożonybyłtaras.Tymczasem

podmurempałacurozstawionostylowedrewnianekrzesła,naktórychzasiadło

czterechmuzyków:jedenzwiolonczelą,drugizkontrabasem,adwóchpozostałych

zeskrzypcami.

Mielinasobieletniegarniturywkolorzekawyzmlekiemiczekoladowekoszule,a

podszyją-białemuchywbrązowegroszki.Całośćwyglądałabyćmożeelegancko,

aletrochępretensjonalnie,kiczowato.Zakończylienergiczniepierwszyutwóriw

skupieniuprzewracalinuty,jakbychcielisobieprzypomnieć,cotamwłaściwiejest

zapisane,lubdopieroterazuczylisiękolejnegoutworu.Zaczęligraćnagle,bez

spoglądanianasiebie,czycichegoliczeniadoczterech.

JużpierwszetaktywydałysięFilipowiznajome,niemógłjednakrozpoznać,coto

zakompozycja.Wyjąłzkieszenikurtkidrożdżówkęizawołałsyna.

-Pewniejesteśgłodny-pokazałmubułeczkę,którączęściowozjadłyjuż

wcześniejptaki.

-Wdomuzje-zaprotestowałaLidia.

-Takapięknapogoda,zostańmyjeszcze-powiedziałłagodnie,spoglądającw

niebo.

Lidiazawahałasię.

-Chodź,Oskarek-Filippociągnąłsynazarękę.-Przekąsimycoś.

Zdjąłkurtkę,rozłożyłjąnaszerokiej,kamiennejbalustradziewokółtarasu,usiadł

naniejiwziąłsynanakolana.Oskarwyrwałojcubułkę.Lidiastanęłaoboknich,

opierającsiębiodremozabytkoweogrodzenie.Wystawiłatwarzdosłońcai

przymknęłaoczy.

-Znamto-odezwałsięFilip.-Toniejestmuzykapoważna,aleniemogęsobie

przypomnieć,cototakiego.

-Możezjakiegośfilmu?-powiedziałaLidiabezprzekonania.

-Nie,nie.Mamtogdzieśztyługłowy.

Oskarnaglezeskoczyłzkolanojca.Wjednejrączcetrzymałkawałekdrożdżówki,

drugąszukałczegośmiędzykamieniami.Filipchciałgozłapać,przytrzymać,ale

cofnąłsięwpółkroku.Dzieckunicniegroziło,pozwoliłwięc,byzaspokoiłoswoją

ciekawość.

-Ijutroznówdopracy-Filipchciałnawiązaćneutralnąrozmowępoincydenciez

upadkiemOskara.

-Jamuszębyćpunktualnieowpółdodziewiątej-oznajmiłaLidia.

-Zebranie?

-Tak.Otwieramynowyoddział.

background image

-Firmasięrozwija-podsumowałFilip.

-Czyjawiem.Wtymrokuzlikwidowaliśmyjużchybaczteryczypięć.

Filipzmieniłtemat.

-Chciałbymkiedyśpracowaćnienaetacie.

-Tylkogdzie?-Lidiazzainteresowaniemspojrzałanamęża.

-Możezałożyćwłasnąfirmę?

-Sklep?-zasugerowałatrochęlekceważąco.

-Nie!-zaprotestował.-Raczejusługi.Myślałemostatniooprywatnym

przedszkolu.

-Wiesz,ilepotrzebadotegopozwoleń?

-Wiem.Aleinnizakładają,więctojednakmożliwe.Tylkooczywiściemusiałobyto

byćwyjątkoweprzedszkole,żebyczymśprzyciągnąćklientów.Zajęciasportowe,na

przykładpływanie,awiosnąilatemjazdakonna.

-Dlatrzylatków!?-prychnęłaLidia.

-Nie,dlanajstarszych.Dotegobyłabyteżnaukajęzyków,angielskiifrancuskido

wyboru.Pozatymfajniebybyło,gdybyopiekunamibyliteżfaceci.Dziecimusząbyć

wychowywaneiprzezkobietę,iprzezmężczyznę,zwłaszczateraz,gdywiększość

dzieciwidujeojcajedynietużprzedzaśnięciem.Itoniecodziennie.

-Gdziebyśznalazłtakichopiekunów?-spytałaLidia,niecozaskoczonatym,że

Filipjużtowszystkoprzemyślał.

-Napewnobysięznaleźli.

-Akasa?-spytałazprzekąsem.

-Jeszczeniewiem.Muszęnajpierwsiędowiedzieć,ilepotrzebanapoczątek.Nie

planujętegozakładaćwtymroku,alejużmniemęczypracadlakogoś.Apozatym

łatwiejbynambyłoplanowaćróżnesprawyimógłbymsięwięcejzajmować

Oskarem.

-Myślisz,żeprowadzącwłasnybiznes,będzieszmiałmniejpracy?

-Nasamympoczątkumożenie,alepóźniejchybatak.

-Wątpię-Lidiaznówprzymknęłaoczyinadstawiłatwarzwkierunkusłońca.

-Oskar,cotyrobisz!?-krzyknąłnagleFilip.

Szybkopodbiegłdosynaipodniósłgo.Chłopieczprzejęciemnadstawiałwłaśnie

nadgryzionądrożdżówkęzielonymchrząszczom,którejednakuciekałyprzedtym

gigantycznym,bezkształtnymnarzędziemichniechybnejzagłady.Jedenzowadów

przykleiłsiędobułkiiprzerażonypróbowałsięwniąwgryźć,abyczymprędzej

ukryćsięprzedolbrzymami.Filipwyrwałbułkęzrękisyna.

-Myślisz,żezjadłto?-Lidiaspoglądałaprzerażona.-Wyrzućto-poleciła.

-Niemakosza.

-Toco!Wyrzuć!Synku,pokażjęzyczek-dotknęłapalcamiustOskara.

-Boże,możeugryzłbułkęzrobalem!-Lidiawcisnęłapalecdoustsyna,próbując

wyjąćichzawartość.-Wypluj-poleciłasynowi.-Wyplujwszystko.

Chłopiecnieumiałjeszczepluć,dmuchałtylkoiwystawiałjęzykzust.

-Dajspokój-uspokajałżonęFilip.-Robakiniesątoksyczne.Nawetjakbyzjadł,to

nicmuniebędzie.

-Niegadajtakichgłupot!

JeszczechwilęLidiausiłowaławyjąćresztkipieczywazustsyna,jednakbyłotego

bardzoniewiele,adodatkowochłopiecbroniłsię,jakmógł:wiłsięimachałgłową.

-Onchybajużtejbułkiniejadł-pocieszałżonęFilip.-Zszedłzmoichkolaniod

razuzacząłsiębawić.

-Dobra,idziemystąd-zdecydowałaLidia.-Weźgonaręce,chcęjużbyćw

samochodzie.

Filipniezamierzałzniądyskutować,przewiesiłkurtkęprzezramię,aOskara

wziąłnaręce,podtrzymującjednąrękąjegopupę,adrugąplecy,żebynieprzechylił

siędotyłu.

Odchodząc,spojrzałjeszczewkierunkukwartetusmyczkowego,którywłaśnie

background image

skończyłswojąwersjęWishyouwereherezespołuPinkFloyd.Jakmógłtegonie

rozpoznać!?Muzycyprawieodrazuzaczęlinastępnyutwór.Tymrazemjużpo

pierwszychtaktachFiliprozpoznałFugaziMarillionuibyłzsiebiedumny.

background image

32

PrzedpostawieniemszklaneknastoleMałgosiakażdąznichkilkakrotnie

przecierałasuchąkraciastąściereczką.Robiłatomechanicznie,niesprawdzając

nawetefektów.Tosamorobiłazłyżeczkamiiwidelczykamidociasta.Myślamibyła

jednakzpewnościągdzieindziej;Lidiazauważyła,żesztućcekładłanierówno,byle

jak.Wkońcuniewidziałysiętrzymiesiące,wtymczasieumawiałysiękilkarazy,

planowaływizytyusiebieprzynajmniejztygodniowymwyprzedzeniem,abykażda

mogłasobiewszystkopoukładać,jednakzawszewostatniejchwilimusiały

wszystkoodwoływać.InagledziśranotentelefonLidii:„Możesięspotkamy?…”.

„Czemunie?”.Ottak,poprostu.IsiedząterazuMałgosi,którajestlekko

podekscytowana,spodziewasiębowiemniecodziennychwieściodprzyjaciółki.Nie

pytajednakonic,czeka.Tylkotoniedbałeukładaniełyżeczekzdradzajejemocje.

-Amożezjeszkolację?-Małgosiawpadanaoczywistąmyśl.-Przecież

przyjechałaśprostozpracy!

-Możecośmałego…-zastanawiałasięLidia.

-Mamysałatęlodową,zarazcośwymyślę-ucieszyłasięMałgosia.

-Pomogęci.

Lidiawstała,podeszładokuchniichwilęrozglądałasięwposzukiwaniu

odpowiedniegonoża.Małgosiawyjęłazlodówkigłówkęsałatyzawiniętąszczelniew

folię,dotegokoktajlowepomidorki,małysłoikoliwekiplasterwędzonegołososia.

Lidia,jużznożemwręku,zauważyłanagle,żetaknaprawdętapotrawaniewymaga

krojenia.Zabrałasięwięcdoodrywanialiścisałatyiopłukiwaniaichpodbieżącą

wodą.Małgosiatymczasemsprawdzałaświeżośćłososia,ostrożniegowąchając.

-Świeży?-spytałaLidiazuśmiechem.

-Kupiłamwczoraj,alepachniejakośdziwnie.

Lidiatakżezbliżyłanosdoróżowegomięsa.

-Dajspokój,pachniejakryba.Ażmisięjeśćzachciało.

Pokilkuminutachusiadływygodniezmiseczkamisałatkiwdłoniach-Lidiaw

głębokimfotelu,aMałgosianakanapie,podrugiejstroniestolikazeszklanym

blatem.Nogiwluźnychsrebrnychspodniachdoćwiczeńpodłożyłapodsiebiei

półleżąc,zmiseczkąopartąnabrzuchu,czekałanato,coLidiazamierzajejoznajmić.

ZamiasttegozaczęławypytywaćMałgosię.

-DlaczegowłaściwieniejesteśzMichałem?

Małgosiazaczęłajeśćsałatkę,żebyzyskaćkilkanaściesekundnazastanowienie

się.

Chwilęwalczyłazniesfornymipomidorkami,wkońcunabiłajedennawideleci

włożyłagodoust.Wzruszyłaramionami,sugerując,żeodpowiedźniejesttaka

prosta.

-Wygoniłaśgoczysamuciekł?-próbowałazażartowaćLidia.

Małgosiazaśmiałasię.

-Ito,ito-odpowiedziała.

-Musiałcięporządniewkurzyć.

-Właściwienie-Małgosiaspoważniała.-Nictakiegowyjątkowegosięniestało.

Kiedyśranoobudziłamsięipatrzyłam,jakonśpi.Byłaszósta,nadworzejeszcze

szaro,ajaniemogłamjużzasnąć,choćzazwyczajwstajęposiódmej.Myślałamo

tym,jakbywyglądałtakiporanekzadziesięćlat.Będziemyjużpoczterdziestce,w

pracyawansujemylubnie,niemamyprzecieżnatodużegowpływu,jeśliwszystko

dobrzepójdzie,kupimysamochód,większemieszkanie,awnimmywedwoje.

ZwiedzimyjużwieleciekawychmiejscwEuropie,adoAfrykinasnieciągnie.Ico

dalej?Możebędziemyjużznudzenisobą?Możeonsobiekogośznajdzie?

-Alboty-wtrąciłaLidia.

-Właśnie.Możenaglezakochamsięwkimś?Michałjestfajny,dobrzesięznim

background image

rozmawia,możemyiśćrazemdokina,bomamypodobnygust,pooglądaćtelewizję,

nawetpokłócićsię,apotempogodzić.Ale…

-Gośka-Lidiaweszłajejwsłowo.-Pokilkunastulatachrazemitakbyśjużnie

wiedziała,czygokochasz,czytylkojesteśdoniegoprzywiązana.Towszystkostaje

siętakiepowszednie.Więccozaróżnica,żegoterazniekochasz?Zresztą,czyto

takiepewne?

-Alejestjeszczecoś.Niechcęmieszkaćtylkoznim,wedwoje.Onzawszemówi

„poconamdziecko?Chceszsięroztyć?Niesypiaćwnocy”.

-Świnia-wysyczałaLidia.

-Co?

-Czyjaprzytyłam?

-Coty?-Małgosiazaprzeczyłagwałtownie.-Świetniewyglądasz.

-Noto,ocochodziztymtyciem?

-Poprostu,onniechcemiećdzieckaipróbowałmniewtensposóbzniechęcić.

Małgosiaskończyłasałatkę,odstawiłamiseczkęnastolikipodeszładokuchni.

Zaczęławyjmowaćfiliżanki,spodeczkiiłyżeczki.

-Chceszkawy?-spytała,nieodwracającgłowy.

-Takpóźno?Jużnie.-Lidiazmarszczyłanos.

-Zrobięcitakąsłabą.Zpianką.Ilikieremkarmelowym.

-O!Wtakimrazienieodmówię.

Lidiarównieżwstała,podeszładostolikaztelewizoremizaczęłaprzeglądać

leżącenapółcekolorowemagazyny.Chwilęrozmawiałyotym,którepismasąwtej

chwiliwarteuwagi,ioczywiściedoszłydowniosku,żewewszystkichsątakiesame

artykułyiidentycznereklamy.Lidiawybraładwapierwszezbrzeguiznówusiadła

wfotelu.Spróbowałacappuccinozlikieremkarmelowym.

-Niechciałaśgoprzekonać?-spytała.

-Przekonywałam-przyznałaMałgosia.-Alejużmiałamdość.Możewkońcu

byśmymielijednodziecko,aleniechciałamczekać.Kiedyrodzić?Jakskończę

trzydzieścipięćlatczyczterdzieści?Pozatymniechciałam,żebymiciągle

wypominał,żetojagonamówiłamnadziecko,któregoonniechciał.

-Aleteraztojużnapewnomusiszzaczekać.Chybażeczegośniewiem…

-Nie-Małgosiazaprzeczyłazdecydowanie.-Niemamnikogo.Iwiem,żenarazie

niebędęmiećdziecka.Możenawetwogóleniebędęmieć…Alezatosytuacjajest

jasna,niemuszęłudzićsię,żezakilkamiesięcyzmienizdanieiteżzechce.Teraznie

mamtakichzłudzeń.Możekogośspotkam.Ajaknie,toadoptujędzieckozadwa,trzy

lataitojestchybanawetlepszewyjście.

-Wszystkojużprzemyślałaś-zauważyłaLidia.

-Mamterazwięcejczasu.

-To,oczymmarzę-Lidiazaśmiałasię-tochociażjedendzieńtylkodlasiebie.

-PrzecieżFilipcipomaga-powiedziałaMałgosia.

-Pewnie-potwierdziłaLidia.-Pomaga.Ostatniotonawetonwięcejzajmujesię

dzieckiem.Wracawcześniejzpracy,robimukaszkę,kąpiego,przewija.

-Tymaszszczęście,Lidka-Małgosiarozmarzyłasię.-Jaktakiegoznalazłaś?

-Wypożyczyćci?

-Ciasteczka!-Małgosiapodskoczyłanakanapie.-Wczorajkupiłamwcukierni,tu

nadole.Sąpyszne.

Wyjęłazszafkipudełkokruchychciasteczekzsezamemiziarnamisłonecznikai

ułożyłajenatalerzu.Lidiaspojrzałanazegarwiszącynaścianie.Przezchwilę

poczuławyrzutysumienia,aleprzecieżFilipsamnamawiałją,żebyodwiedziła

Małgosię,odtakdawnasięniespotykały,akontaktyzprzyjaciółmitrzeba

podtrzymywać.Niemogłasięznimniezgodzić.

Sięgnęłapociasteczko.

-Majądwarazymniejcukruniżzwykłe-Małgosiazachwalałaciasteczka,jakby

samajeupiekła.

background image

-Muszęzarazwychodzić-uprzedziłająLidia.

-Mówiłaśprzecież,żeFilipdobrzesobieradzi.

-Muszęsięprzygotowaćdopracy-Lidiapodałainnąwymówkę,alebez

przekonania.

Małgosiawyczułatoinienamawiałajejdalej.

-SłyszałaśoIndze?

-Coznią?-zainteresowałasięLidia.

-Jestwciąży.

-Nieżartuj?!Wktórym?

-Czwartymiesiąc.

-Poniejbymsiętegoniespodziewała.-Lidiapokręciłagłową.-Takawyzwolona,

zawszemówiłaofacetachzwyższością,aturodzina?

-Coty?Niktnawetniewiezkim.

-Icozamierza?Samawychować?

-Oczywiście-potwierdziłaMałgosia.-Znalazłajakiegoś,żebyjejtrochęspermy

upuścił,aletwierdzi,żeonnawetniezobaczydziecka.Podobnotojakiśaktorz

teatru.

-Aktor?!

-Poznałagopospektaklu,wiesz,żeonabyławjakimśklubiemiłośnikówteatru

czycośtakiego?Zostawałapospektaklach,robiławywiadyzreżyserami,aktorami…

-Tosięteraznazywawywiad?-zażartowałaLidia.

-Chybatak.

-No,proszę.-Lidiasięgnęłapokolejneciastkoipoprawiłasięwfotelu.-Nigdy

niemyślałam,żebędziechciałamiećdziecko.

-Chybakażdakobietachce-podsumowałaMałgosia.

-Pracujeczyjestnazwolnieniu?-spytałaLidia.

Małgosianiezdążyłajednakodpowiedzieć.ZadzwoniłtelefonLidiiiokazałosię,

żejednakFilipniejestsamowystarczalny.Tymrazemsprawabyłapoważna,Oskar

dwarazyzwymiotowałiLidia,przestraszona,pospieszniepożegnałasięz

przyjaciółkąiwyszła.Niechciałaczekaćnawindę,zbiegłaposchodach,na

pierwszympiętrzepotknęłasięiboleśnieuderzyłakolanemościanę.Potemjechała

dodomu,ignorującżółteświatła,arazczydwaprzejechałaskrzyżowanienawetna

czerwonym.ZdrogizadzwoniładoFilipaiokazałosię,żedzieckowreszciezasnęło.

Lidiauspokoiłasięniecoiwyobraziłasobie,jakmieszkasamazOskarem.Napewno

niemogłabypójśćnawieczornespotkaniezprzyjaciółką,tylkowedwie.

Alemożepowinnawięcejprzebywaćzsynem?Czynaprawdęopłacajejsię

pracowaćpogodzinach,staraćsię,uczyćciąglenowychrzeczy?Pocotowszystko?

background image

33

Niektórzynazywajątozbiegiemokoliczności.Szczęściem.Przypadkiem.Marząo

tym,pewni,żeimsięnapewnonieprzytrafi.Tojestzarezerwowanedlainnych,dla

wybranych,którzytylkodziękitemuodnosząsukcesy.Jednakci,którzytensukces

odnoszą,postrzegajątakiezdarzeniajakoodpowiedniąreakcjęnanastępującepo

sobiewydarzenia.Szybkadecyzjatokluczdosukcesu.

WłaśnietakzachowałsięFilippewnegopogodnegopaździernikowegodnia.

Dokładniewpołudniedowiedziałsię,żeMichał-jegoszef-wychodzinakonferencję

czyinnespotkanieijużsięniepojawitegodniawbiurze.Filipcałyranekszukał

pretekstu,żebynadwiegodzinywyjśćzpracy,aleponieważjegonotowaniauszefa

ostatnioniebyłynajlepsze,miałkłopotzeznalezieniemwiarygodnegopowodu.Atu

takizbiegokoliczności-nietrzebaniczegowymyślać,anawetinformować.

Wystarczywyjść.Niezastanawiałsięwięcnawetpięciusekund.

Jużkwadranspotym,jakMichałwyszedłzbiura,żegnanygłośnymi

komentarzamiPięknegowstylu„chłopaki,wyciągajciebrowar,szefajużdziśnie

będzie!”,Filipwyłączyłkomputer,wstałiwrzuciłjeszczekilkapapierówdotorby.

Właściwieniepotrzebowałich,alesamprzedsobąchciałstworzyćpozory

zaangażowaniawpracę.Przyrecepcji,gdywkładałkurtkę,nieuniknąłkąśliwego

wzrokuMarysi.Odczasu,kiedypewnegopóźnegopopołudniaodwiózłjądodomui

wsamochodziepożegnałsięzniąniecozbytczule,zawszepatrzyłananiegoz

lekkimpolitowaniem.Nigdymutegoniepowiedziaławprost,jednakuważałago

chybazadobrzeukrywającegosiękobieciarzaiodczasudoczasuniemogłasobie

odmówićkrótkiegokomentarzalubchociażwymownegospojrzenia,przezco

niektórekoleżankizpracypodejrzewałyFilipaoromanszMarysią.Na

wypowiadanegłośno,zawszeżartem,sugestieaniFilip,aniMarysianiereagowalii

tojeszczepodsycałociekawośćkoleżanek.

PoczątkowoFilipunikałprzebywaniasamnasamzMarysiązewstydu,żebyła

świadkiemipowodemjegosłabości,którejnawetonsamnierozumiał.Starałsię

wychodzićzpracywczyimśtowarzystwie,nawetranozdarzałomusięczekaćprzed

wejściemdobiura,udając,żeczegośszukawtorbielubzawiązujesznurowadło,aby

tylkoniewchodzićsamemuiniemusiećprzezchwilębyćsamnasamzniąw

recepcji.AleitaknieudałomusięuniknąćuwagMarysiwstylu„zktórądzisiaj?”,

kiedypowiedziałprzyniej,żemaspotkanie,lub„dzwonitatwoja,wieszktóra”,kiedy

łączyłarozmowęzkobietą.JednakpopewnymczasieFilipprzestałsiętym

przejmować.Takbyłoprzezdłuższyczas,alepodwóch,trzechmiesiącachznów

zaczęłogotoirytować.SpecjalnieczekałnajakiśkomentarzMarysi,abymiećokazję

docelnejriposty.Czasamizastanawiałsiętylko,czynieskończysiętodlaniegoźle,

gdyzadzwoniLidiaiusłyszyodMarysidziwnąsugestię.Lidiajednakzazwyczajnie

dzwoniłanatelefonstacjonarny,byływięcmałeszanse,żezłośliwejrecepcjonistce

nadarzysiętakaokazja,więcFilipmachnąłnatorękąiprzestałunikaćspotkańz

Marysiąsamnasam.

Wkurtce,ztorbąnaramieniu,zerknąłwlustro,bysprawdzićułożenie

kołnierzyka,wnadziei,żeMarysiasięodezwie.Rybabyłałakomanatakąprzynętę.

-Piękniewyglądasz-powiedziałazironicznymuśmiechem.-Napewnojejsię

spodobasz.

-Liczęnato-odpowiedziałFilip,zwróconydoniejtyłem.

-Jakżonazadzwoni,tomampowiedzieć,żegdziejesteś?-spytałazudawanym

zainteresowaniem.

-Powiedz,cochcesz-odpowiedział,odwracającsię.-Maszwprawęw

wymyślaniuróżnychhistorii.

-Niejesteśzbytprzemądrzały?Kobietytegonielubią.

-Napewno?-rzuciłzaczepnie.-Będęzagodzinę,mamspotkanie-rzucił

background image

pospiesznieiwyszedłzbiura.

Naschodachzastanawiałsięjeszczechwilę,czyniebyłdlaniejzbytarogancki.W

końcumiałaprawodoswoichkomentarzy,choćzdrugiejstrony,toniefortunne

zdarzeniemiałomiejscejużdwalatatemuipowinnadaćsobiespokój.Na

przystankuczekałniedłużejniżdwieminutyikiedywsiadałdoautobusu,

zapomniałocałejsprawie.Zacząłsięzastanawiać,nacozwrócićuwagęijakie

pytaniazadaćpanidyrektoriinnymosobom.

Zamierzałodwiedzićjednozbardziejznanychprzedszkolipublicznychna

Mokotowie,ponieważwłaśnieorganizowanotamtydzieńotwartydlarodziców

przyszłychprzedszkolaków.„Zwiedźnaszeprzestronnesaleiobejrzyjstarannie

dobranezabawkiorazpomocedydaktyczne.Przyjrzyjsięcodziennejpracynaszej

wykształconejkadry.

Porozmawiajzdyrektorem.Iprzekonajsię,jakzadowolonemożebyćtwoje

dzieckounas”.

Takmówiłoogłoszenie.Filipzapragnąłwięcsięprzekonać.Szefułatwiłmu

zadanieiototerazFilipzbliżałsiędopamiętającegolatasześćdziesiąte,piętrowego

budynku,otoczonegoniskimidrzewamiozupełnieżółtychliściach.Budynekstał

przybocznejuliczce,międzyblokamimieszkalnymiztegosamegookresu.Zulicy

niebyłowidaćżadnegoplacuzabawanipodwórkaitonastawiłoFilipanegatywnie.

Aleskorojużtutajprzyszedł,postanowiłsprawdzićwszystkodokładnie,zanim

wyrobisobieostatecznezdanie.

Druganiemiłaniespodziankaspotkałagoprzywejściu.Otworzyłdrzwibez

problemu,obejrzałwywieszonenaścianiepraceplastycznedzieci,przeczytałkartkę

zmenunadziś,przypiętąpinezkądotablicynaścianie,anastępnierozejrzałsiępo

dośćciasnejszatnipełnejkolorowychubrańdziecięcych.Niktgonieprzywitał,nie

zapytał,czegosobieżyczy.Mógłspokojnieukraśćwszystkiekurteczkilubpodmienić

butywszafkach.Każdyprzypadkowolubcelowoprzechodzącytąulicąmógłtu

wejść.

-Przepraszam,panpodziecko?-usłyszałnaglezasobą.

Drgnąłiodwróciłsię-przednimstałaniska,pięćdziesięcioletniakobieta,ubrana

wspodnieibluzkęwciemnymkolorze.Niemiałpojęcia,jakąmogłapełnićfunkcjęw

przedszkolu,niewyglądałaaninapaniądyrektor,aninasprzątaczkę.

-Janatydzieńotwarty-wyjaśnił.

-A!-Kobietauśmiechnęłasię.-Tozapraszam.Wjakimwiekumapandziecko?

-Dwalata-skłamałszybko;Oskarniemiałjeszczeosiemnastumiesięcy.

-Dobrze,bardzodobrze-ucieszyłasiękobieta.-Awięc-zatoczyłarękąkoło-to

jestszatnia,chybazdążyłpanjąjużpoznać-uśmiechnęłasię,jakbytomiałbyćżart.

-Tak-potwierdziłiponownierozejrzałsię,notującwpamięcikolorowesymbole

przyklejonedokażdejszafki.Zastanawiałsięmiędzyparowozemauśmiechniętym

księżycem,gdybymiałwybieraćdlasiebie.

Następniepaniprzewodnikoprowadziłagopoinnychpomieszczeniach

przedszkola.

Pozwoliłazajrzećdodwóchsal-wjednejdziecisiedziaływkółkunapodłodzei

odpowiadałynapytaniapaniprzedszkolanki,wdrugiejleżałynamałych

rozkładanychłóżeczkach,przykryteniebieskimikocami.Niektórespały,większość

jednakleżałazotwartymioczami,patrzącwsufitlubnakolegówikoleżankipo

bokach.Mimożeniebyłyzwiązane,wyglądałotojaktortura,którąmusząprzetrwać.

Filipowiprzemknęłamyśl,żemożewłaśnienatympolegaterrorwtejuznanej

placówceoświatowej-koniecznośćleżenia,nawetkiedyniechcesięspać,bez

możliwościrozmowy.Imożewłaśniedlategotoprzedszkolejesttakdobrze

oceniane?

Filipprzechadzałsiępoprzedszkoluwtowarzystwiekobiety,którejfunkcjalub

stanowiskonadalpozostawałozagadką,oglądałsalezzabawkami,toalety,korytarz,

nawetkuchnięzuśmiechniętymikucharkami,którestałynadrozgrzanymi

background image

patelniami,smażącnaleśnikinapodwieczorek,aminacorazbardziejmurzedła.Nie

wiedziałjużtaknaprawdę,nacopowinienzwracaćuwagę.Czekałagojeszcze

rozmowazpaniądyrektor-chciałjejzadaćconajmniejkilkanaścieprzemyślanych

pytań,awgłowiemiałpustkę.Skądmógłwiedzieć,jakOskarbędziesięczułwtym

miejscu?Czymożnazaufaćtutejszymnauczycielkom?Iczywogólemożnazaufać

komukolwiekobcemuizostawićznimwłasnedzieckonawielegodzin?Wdomunie

wolnospuścićgozoczunawetnakilkasekund,boniebezpieczeństwoczyha

wszędzie:dzieckomożespaśćzkanapyirozbićsobiegłowęalbowdrapaćsięna

krzesłowkuchniidotknąćgorącegoczajnika.Tylerzeczygrozimuwdomu,aco

dopierowprzedszkolu!Dwiepaniezajmująsiędwudziestomamaluchami.Czy

chodzązakażdymdołazienki?Iwdodatkuteschody!Przecieżwystarczykilka

sekund,żebyciekawskitrzylatekwszedłnagórę,potknąłsięispadłdotyłuna

głowę!

Filipowinaglecałainstytucjaprzedszkolawydałasięabsurdalna.Toniemożliwe,

byrodzicezostawialitudziecidobrowolnie.Najchętniejodrazubywyszedłi

zapomniałoistnieniuprzedszkoli.Byłjeszczeczas,Oskarmiałiśćdoprzedszkola

dopierozarok.MożewtedyFilipzobaczytoinaczej?Boterazniewidziałtegowcale.

Poszedłjeszczedogabinetupanidyrektor,zadałjejkilkapytańozasady

przyjmowaniadoprzedszkola,ozajęciadodatkowe,miejscedozabawnapodwórku

(jednakbyło)iposiłki,alejużpodziesięciuminutachjegorepertuarpytańsię

wyczerpał,Filippożegnałsięzczterdziestoletnią,zadbanakobietąiwyszedłzjej

gabinetu.NaschodachnatknąłsięnaOsę.

Tak,toniebyłjegosobowtóraniprojekcjamultimedialna.TobyłżywyOsa.

Przyjacielzeszkołyśredniej,którąobajskończyliczternaścielattemu.Którego

ostatnirazwidziałprawieczterylatatemunaimprezie,którąpospieszniemusieliz

Lidiąopuścićzpowoduchorobyjejmatki.

-Hej!-krzyknąłFilipiklepnąłgowramię.

-Cześć.-Osazatrzymałsięnaostatnimstopniuschodów,spojrzałstamtądna

Filipajakbyzlekkimwahaniem,czytodziejesięnaprawdę.

-Coturobisz?!-Filipspytałpodekscytowany.

-Zwiedzam-odpowiedziałOsa.

-Co?!-Filipzaśmiałsię.-Przedszkole?

Jakaśkobieta,mrucząc„przepraszam”,przecisnęłasięobokFilipa,napierającna

niegobrzuchemibiustemwsztywnymstaniku.

-Idziesznagórę?-zapytałOsę.-Tak,dodyrektorki.-Zaczekamnazewnątrz

przedwejściem.-Zarazbędę-Osapodniósłotwartądłoń,abyFilipzaczekałna

niegoiodszedł.

Filipzszedłnadół,pożegnałsięzpaniąprzewodnik,siedzącąnaminiaturowym

krzesełkuwszatni,iwyszedł.Słońceświeciłomocno,aledawałojużniewieleciepła.

Cozazbiegokoliczności!-pomyślałFilip-Skądonsiętuwziął?Niewidzielisię

tyleczasu.Anawetwtedy,naostatnimspotkaniuklasowymrozmawialiniewiele.

Wszyscywspominalispędzonerazemlata,układalilistęnajbardziejszalonych,

najweselszychinajgroźniejszychwydarzeńzczasów,kiedymieliposiedemnaście,

osiemnaścielat,wnadziei,żeznówpoczujątębeztroskę,gdycałyświatstoiprzed

tobąotworem,atyzanicnieodpowiadasz.Ostatnielatażyciaspędzonenazabawie.

Otym,coteraz,mówilinaimpreziekrótko,jakbymimochodem,byleszybciejmieć

tozasobąiwrócićdotego,conajlepsze-wspomnień.DlategoFilipniemiałpojęcia,

czymOsasięzajmuje.Napewnoteraznikttakdoniegoniemówi,tylko-panie

Tomaszu.Nowięc,copanterazrobi?Ipocoprzyszedłpandoprzedszkolaw

Warszawie?Bochybaniepoto,żebyzapisaćdziecko?

Osarzeczywiściewróciłjużpokilkuminutach.Spodczarnego,rozpiętegoodgóry

płaszcza,połyskiwałmuczerwonykrawat.Zszedłposchodachistanąłprzed

Filipem.

-Coterazrobisz?-spytałbezżadnegowstępu.

background image

-Pracuję,mieszkamtutaj-odpowiedziałzaskoczony.

-Wiem.Alecorobiszwtejchwili?

-Wracamdopracy-Filipwzruszyłramionami.-Przynajmniejtakimamzamiar.

-Chciałbymcośzjeść.Możepójdzieszzemną?

-Czemunie?Wkońcuwidujemysiętakrzadko,żekolejnaokazjamożesiętrafić

zakilkalat.

-Takizbiegokolicznościnapewnojużsięniepowtórzy.Chodź!-Osaruszyłi

skinąłdoFilipa,abypodążyłzanim.

Błysnęłykierunkowskazyzaparkowanegoniedaleko,kilkuletniegoczerwonego

volkswagena.Osa,nieczekającnaFilipa,wsiadłdośrodka.Pochwiliruszyli.

-Dokądmożemypojechać?-spytałOsa,manewrującmiędzyciasno

zaparkowanymisamochodami.

Dwiekobietyzdziećmiwchodziłyposchodachdoprzedszkola.Jedenzmaluchów

potknąłsięiupadł.Odrazuzacząłpłakać.Matka,jaknasygnał,szybkogopodniosłai

zaczęłaprzytulać,jakbyzdarzyłsięstrasznywypadek.Filippomyślał,żewkrótce

codzienniebędąwchodzićpotychczyinnychschodachzOskarem.Jestszansa,

oczywiście,żewprzedszkolu,którewybiorą,niebędzieschodów.Ale,prawdę

mówiąc,tomałoprawdopodobne.

-Jesttuniedalekotakaknajpaturecka-powiedziałFilip.

-Turecka?-Osasięskrzywił.

-No,niewiemdokładnie-Filipzacząłsięwycofywać.-Jakaśarabska.Nigdynie

jadłemunich,alewyglądaporządnie.

-Kebab?

-Nie,knajpa.

-Niechbędzie-zgodziłsięOsa.-Prowadź.

ChwilęjechaliwedługwskazówekFilipa.Skręciliwgłównąulicę,aleję

Niepodległości,jednakwposzukiwaniumiejscadozaparkowaniaznówmusieli

zjechaćwbocznąuliczkę.

Osanarzekał,żenigdynieprzeprowadziłbysiędoWarszawywłaśniezpowodu

koszmarnegoruchuulicznegoichronicznegobrakumiejscdoparkowania.

Dopierowrestauracji,kiedyzłożylijużzamówienia,Filipwreszciespytał:-Coty

właściwietutajrobisz?

-Praca-odpowiedziałkrótko.

-Czylico?-Mamtakąfirmę.-Jaką?Dostarczaszkredkidoprzedszkoli?-Mam

przedszkole.Kelnerkaprzyniosładzbanekztureckąherbatą,esencjonalnąibardzo

słodką.

Przezkilkachwilbylizajęcinapełnianiemfiliżanek.Filippopadłnaglew

przygnębienie.

-Tonieźle-mruknął.-Nigdyniemówiłeś.

-Niebyłookazji-wyjaśniłOsa.

-Oddawna?

-Jakieśpięćlat.Mamamnienamówiła.Onaznawszystkieprzepisy,wie,jakie

trzebaspełnićwarunki,maznajomościwkadrze.Ajużmiałemdośćpracydlakogoś,

poprawianiatychprogramówdlaksięgowych.

-Czylijesteśpieprzonymbiznesmenem-podsumowałFilip.

-Kapitalistą-przyznałOsa.

-Wiedziałem,żetakskończysz-Filipżartemchciałprzykryćzazdrość:„onto

zrobił,dlaczegojatylkootymmyślę?”.

Przyniesionoimtalerzezmięsemzkurczakairyżem.

-WŁodziniezabardzomożnazarobić-rozgadałsięOsa.-Ludzieniemajątyle

kasy.

Niktniebierzedodatkowychzajęć.Iniezawszemamypełnegrupy.Pomyślałem,

żebyzałożyćoddziałwWarszawie,tutajsąinnezarobki,tuniktniebędziesiękłócił

ostozłotychczesnego.

background image

-Toprawda,sporoludzizarabiatunieźle-przyznałFilip.

-Nowłaśnie.Iprzyjechałemzobaczyć,cooferująprzedszkolapubliczne,żeby

zaoferowaćcoślepszego.

-Amaszjużmiejsce?

-Jeszczenie.Rozglądamsię.

-Chybaniejestłatwoznaleźćcośdobrego.Noiwprzyzwoitejcenie.

-Wiesz,jakiesąstawkizaczynsz?-zainteresowałsięOsa.

-Dokładnieniewiem,alesłyszałem,żewysokie.Zależyoczywiścieoddzielnicy.

-JawogólenieznamWarszawy.

Osapoprosiłprzechodzącąkelnerkęopaprykęwproszku.Rezolutnadziewczyna

odwróciłasięipostawiłaprzednimpojemnikzprzyprawamizsąsiedniegostolika.

-Aletymieszkasztujużparęładnychlat-zauważył.

-Tak,trochęjużminęło-przyznałFilip.

-Właśnie!-Osaodłożyłwidelec.-Możespróbowałbyśsięzorientować,poilesą

lokalewWarszawie?Napoczątekpotrzebujędwieście,trzystametrów,zkuchnią,

łazienkąiogródkiem.

-Gdzie?

-Niewiem-Osarozłożyłręce.-Tam,gdziejestnajwięcejdzieci.

-MożenaUrsynowie?-podsunąłFilip.

-Może.Mógłbyśsięzorientować?Niespecjalnie,alejakbyśsłyszałczyzobaczył

jakieśogłoszenie,todajznać.

-Niemasprawy.

-Damcikomórkę.-Osawyjąłdługopisinaserwetcezapisałnumertelefonu.-

Puśćmisygnał,tozapiszęsobietwójnumer.Niespieszymisiętakbardzo.Zakilka

miesięcyzajmęsiętymnapoważnie,wtedyzadzwonię.

-Mamnadzieję,żezadzwoniszwcześniej,głąbie-powiedziałzwyrzutemFilip.

Niewiedział,coodpowiedziećnaprośbęprzyjacielaiwolałzmienićtemat.-Jedziesz

doWarszawy,adokumpla,cogoniewidziałeśodlat,towpaśćniemożesz,co?

-Wcaletakczęstoniejeżdżę.

-Dobra,dobra,nietłumaczsię.

OsajeszczeprzezpewienczasopowiadałFilipowioprzedszkolu,którezałożyłi

prowadzizpomocąmamy.JednakFilipmyślałtylkootym,wjakisposób

wykorzystaćtowydarzenieiniespodziewanąprośbęOsy.Najpierwpotraktowałto

jakochęćpodtrzymaniarozmowy,nawiązaniakontaktu.AlewmiaręopowieściOsy,

poczuł,żeontraktujetoniezwykleserioisamzacząłwidziećsiebiejakowspólnika,

współwłaścicielanajlepszegoprywatnegoprzedszkolawWarszawie.Doktórego

będziechodziłtakżejegosyn!Toniezwyklekuszącaperspektywa.

background image

34

Otejporzedniaruchmiejskiwyraźniesięzmniejszał.Większośćbiałych

kołnierzykówpracującychwWarszawiestraciłanadziejęnaawanslubnigdyjejnie

miałaionikończylipracęoprzepisowejsiedemnastejlubsiedemnastejtrzydzieści.

Towłaśnieimnajbardziejspieszyłosiędodomu,dożony,męża,dziecilubpsa

(biedaczek,tylegodzinbezspaceru!),itowłaśnieonimusielistaćwnajwiększych

korkachitracićnajwięcejczasu,siedzącbezczynniewsamochodzie.Sznury

pojazdówciągnęłysięodcentrumWarszawywkierunkunajwiększychosiedlilub

podmiejskichmiejscowości.Gdybywkażdymznichzamiastjednejosoby,siedziały

chociażdwie,problemykorkówulicznychmogłybyzniknąćraznazawsze.

Rozwiązaniejestnaprawdęproste,jednakczykomukolwieknatymzależy?

Natomiastdlatych,którzyopuszczająbiurookołodziewiętnastej(zlekkim

niepokojem,czynapewnowszystkozostałodziśzrobione:Wszystkieraporty

wysłane?Wszystkieemaileodczytane?CzyprezesdostałodpowiedźnaWażne

Pytanie?),dlanich-ulicepustoszeją.

Biorąwięcswojelaptopyiwychodzą,obiecującsobie,żejutrojednakzabiorąsię

dopracyzwiększymzapałem,zwiększymentuzjazmemiwyegzekwująwszystkie

zaległezadaniaodswoichpodwładnych.Imsięniespieszydodomu,ichżonyi

mężowiemusząrozumiećichzaangażowanielub-częściej-jużichniemaitylko

trzebapamiętać,czydzieckoprzychodziwtenweekend,czywnastępny.Oninie

stojąwcholernychkorkach.

TobyłokiepskimpocieszeniemdlaLidii,któraporazdrugiwtymtygodniu

musiałazostaćdłużejwpracy.Szefpowierzyłjejbardzoodpowiedzialnyi

skomplikowanyprojekt-taknaprawdęchybanajpoważniejszyodczasujejpowrotu

pourlopiemacierzyńskim.Aonaodpłaciłasiępełnymzaangażowaniem.Zawszelką

cenęchciałajeszczedziśukończyćpierwszączęśćraportunatematotwarcia

nowegooddziałubankuiranoodziesiątejprzedstawićgoszefowi.Jednakokazało

się,żejutro,wpiątek,szefbierzewolneiraportspokojniemożepoczekaćdo

poniedziałku.Apotem,czymzaskoczyłLidięjeszczebardziej,zaproponowałjej

podwiezieniedodomu.Filipwziąłtegodniasamochód,żebypojechaćzOskaremna

szczepienieprzeciwżółtaczce,skazanawięcbyłanajazdęmetrem.Aleszefwybawił

jąodtego.

Otworzyłjejszarmanckodrzwinowiutkiego,czarnegovolvaikilkaminutpo

dziewiętnastejruszyliwkierunkuUrsynowa.NajpierwreprezentacyjnąalejąJana

PawłaII,którastałasięjużkorytarzemnowoczesnościizachodniegoblichtru,

szczególnienaodcinkumiędzyulicamiElektoralnąaProstą.Eleganckiebiurowce

wyrosłytujakgrzybypodeszczu,aobok-HalaMirowska,targowiskoprawie

niezmienioneodkilkudziesięciulat,gdziekwiaciarkihandlująobokpunktu

dorabianiakluczy,opodalkobiecinysprzedająsznurówki,adrobnipijaczkowie

siedząobokrozłożonychnachodnikustarych,nikomuniepotrzebnychksiążek

pisarzykomunistycznych,którewyciągnęlizjakiegośstrychu.Zzabiurowców,po

obustronachalei,wyłaniałysięogromnewieżowcezwielkiejpłyty,szarei

przytłaczające.Adotegojeszcze,zaledwiekilkakrokówdalej,koszmarnyDworzec

Centralny-wrażenieelegancjipryskało.

Lidiaobserwowałakolorowewieczornemiastoigorączkowoszukałatematudo

rozmowyzszefem.Milczeniejąkrępowało.Niewiedziała,czywspomniećraczejo

pracy,czywręczprzeciwnie-trzymaćsięjaknajdalejodtematówzawodowych?Czy

powinnapowiedziećcośosobie?Czyteżtaktowniezapytaćocośszefa?

Taknaprawdę,niconimniewiedziała.Czymiałżonę?Zerknęładyskretniena

jegodłonietrzymającekierownicę-niezauważyłaobrączki.Alemężczyźniczęstojej

nienoszą.

Wsamochodzieniebyłożadnychosobistychdrobiazgów,żadnegozdjęciaza

background image

osłonąprzeciwsłonecznąaninawetbutelkizulubionąwodąmineralną-mogłabysię

chociażdowiedzieć,czywoligazowaną,czybezgazu?Przypomniałasobie,żekiedy

wsiadładosamochodu,niezauważyłaztyłufotelikadladziecka.Czymógłmiećjuż

starsze,kilkunastoletniedziecko?Miałokołoczterdziestki,więctobyłomożliwe.

RzuciłakilkauwagoruchuulicznymwWarszawie,wymienilisięopiniamina

tematkorkówipomysłaminato,jaksobieznimiradzić,alewkońcuobojezgodzili

się,żesąniedouniknięcia.WczasierozmowyLidiaprzyglądałasięszefowi.Miał

ciemne,lekkojużsiwiejącenaskroniachwłosy.Natwarzyniebyłowidaćzarostu,

czyżbygoliłsiędrugirazwpracy?Brunecimająprzecieżmocny,wyraźnyzarost,

Filipwieczorempotrafiłjąnieźlepodrapać,kiedydawałjejcałusanapowitanie.Tak,

szefmusiałgolićsięwpracy,czyliprzywiązywałdoswojegowyglądunaprawdę

dużąwagę.Wypielęgnowanedłonietrzymałnakierownicyidealnierówno,

paznokciemiałstarannieprzycięte.Czyżbychodziłdomanikiurzystki?

Niewykluczone.Ijeszczetenzapach.Lekki,świeży,alewyraźny.

Nagleszefzerknąłnaniąszybko.Ichspojrzeniaspotkałysięnaułameksekundy.

PotemLidiapoczułajegospojrzenienaswoichkolanach,odruchowojeścisnęła,

wyprostowałanogi,potemznówjezgięła.Chrząknęła.Szefmilczał,jechaliwciszy.

Lidiastarałasiępatrzećprostoprzedsiebie,nasamochodyjadąceprzednimi.

Wtedyodezwałsięsygnałtelefonu,szefwcisnąłprzyciskwkierownicyichwilę

rozmawiałzkimśnatematyzawodowe.NastępnieprzeprosiłLidięisamzadzwonił.

Tymrazembyłatorozmowaprywatna,zżonąlubpartnerką.Całyczasużywał

jednakzestawugłośnomówiącegoiLidiaczułasiętrochęskrępowana,kiedy

rozmówcyustalalizesobą,cokupićnakolacjęicobędąrobićjutrowieczorem.O

ewentualnymdzieckuniepadłonawetsłowo.

WtymczasiesamochódminąłAlejeJerozolimskie,potemskrzyżowaniezaleją

ArmiiLudowejidopierozabudynkiemPolskiegoRadiaznówzapadłacisza.Jednak

Lidiauznała,żesłowasąmniejkrępujące,izaczęłaprzedstawiaćwskróciewyniki

swoichanaliziuzgadniaćzszefemplanpracynapiątekiponiedziałek.Tematów

wystarczyłoażdomiejsca,wktórymzbudowanojedynekinonacałymUrsynowie,

czylijużniedalekoosiedlaLidii.

Wtedyszefzacząłzachwycaćsię,jakbardzozmieniłasiętadzielnicamiastaw

ciąguostatnichkilkulat.Spoglądałprzytymnajczęściejwprawo,wstronępoktórej

siedziałaLidiaipodziwiałnajnowszeosiedla,akiedyodwróciłasiędoniego,żeby

potwierdzić,znównapotkałajegowzrok,utkwionyraczejwokolicyjejbiustuniż

budynkówzaoknem.Szybkoodwróciłspojrzenieiwłaśnieto,żesięspłoszył,

sprawiło,żeLidiaprzestałaczućtremęizobaczyławnimnietylkoprzełożonego,ale

teżmężczyznę,któryzapomocąchłodnejrezerwypróbujezamaskowaćswoje

zainteresowanieniąjakokobietą.Tejegospojrzeniabyłyjednaktakdyskretnei-

byćmoże-nieśmiałe,żewogóleniepoczułazdenerwowaniaanizagrożenia.

DojechalidoKabatwmilczeniu,aleLidianiebyłajużtakaspiętajaknapoczątku.

Pożegnalisięmocnym,krótkimuściskiemdłoni.

WdomuFilipkończyłwłaśniewycieraćOskarapokąpieli.Stałwprzybrudzonym

podkoszulku,mokrymodszamotaniasięzsynemwwodzie,zdwudniowym

zarostemizbytdługimijużwłosami.Obajrzucilisięnanią,gdyweszładołazienki.

Oskarzokrzykiem„mama!”zatłuściłjejbluzkęoliwkądociała.Całowałajegomokre

włosy,czując,jakzmęczeniezniejuchodzi.Nieprzebierającsię,weleganckiej

spódnicy,dokończyławycieraniesynaiusłyszała,jakFilipwkuchniwłączyłczajnik

zwodą.

background image

35

So,ifyouaskedme

WheredoIgofromhere.

Mynextdestinationevenisn’treallythatclear.

So,ifyoujoinme

Andgetonyourkneesandpray

I’llshowyousalvation,

We’lltakethealternativeway.

Clutchingtheshortstraw.

Powinienwiedzieć,żetoniemożeichobudzićnaczas.Cozapomysł,żeby

ustawićjakoalarmbudzikapiosenkęotytuleThattimeofthenight?Coztego,żejest

dynamiczna,ozmieniającymsięrytmie,zmocnozaznaczonąperkusjąwrefrenie,a

dotegomatrudny,nieprzyjemnyiniepokojącytekst.Słowo„noc”wtytulejest

decydujące.Filipobudziłsiępiętnaścieminutpóźniej,niżpowinien,kiedyz

odtwarzaczapłynąłjużkolejnyutwórMarillionu.Otejporzepiętnaścieminutznaczy

więcejniżgodzinawieczoremczytrzygodzinywczasieweekendu.Piętnaścieminut

mniejrano,przedwyjściemdopracy,sprawia,żetwójdzieńzaczynasięw

nieznośnympośpiechu,możeszwtedypowiedziećojednosłowozadużo,wykonaćo

jednączynnośćzamało,przeznieuwagęzrobićcoś,czegonigdybyśniezrobił.

Lidiaobudziłasiędopiero,gdyFilipwyłączyłodtwarzacz.

-Która?-spytałanapowitanie.

-Wpółdoósmej-odpowiedział.

-Co?!-Spojrzałanaelektronicznywyświetlaczzegara,stojącegonanocnejszafce.

-O,nie!

Usiadłanałóżkuiskryłatwarzwdłoniach.

-Niezdążę-powiedziałaprzezczęściowozakryteusta.

-Niemartwsię.-Filipusiadłnałóżkuposwojejstronieiprzeciągnąłsię.-Ja

ubioręOskara,jaksięobudzi,ipowiemopiekunce,comazrobićnaobiad.Tysię

ubierajipędźdopracy.

-Atysięmożeszspóźnić?-Lidiajużwstała,zdjęłakoszulkęiluźnemajtki

bokserki,wktórychostatniospała,inagapobiegładołazienki,nieczekającna

odpowiedź.

Filipnajpierwzajrzałdopokojusyna,którynadalspałzrękamiułożonyminad

głowąiobowiązkowoodkrytyminogami.Chciałgopogłaskaćpopoliczku,ale

powstrzymałsięprzedtym,żebygonieobudzić.Wolałzostawićsobiejeszczekilka

minutspokoju.Patrzyłchwilęnasynazdłoniązawieszonąnadjegotwarzą,poczym

wyszedłdokuchninastawićwodęiprzygotowaćśniadanie.Zastanawiałsięchwilę,

czyzrobićgrzanki,czyzwykłekanapki.IczyLidiawogólebędziecośjadła,przecież

bardzosięspieszy!Przygotowałkanapkidopracydlaniejidlasiebie,potemwłączył

tosteriwyjąłzlodówkidżem.Niechciałbezczynnieczekać,ażzrumienionagrzanka

wyskoczyzurządzenia,poszedłsięogolić.Lidiastaławsamychrajstopachistaniku

przedlustremimalowałaoczy.

-Zjeszcoś?-spytałjąFilip.

-Niezdążę-odpowiedziała,wpatrującsięwlustro.

-Zrobiłemcikanapeczkędopracy.

-Dzięki.

Filipwyjąłzszafkielektrycznąmaszynkędogolenia,stanąłobokżonytak,abyw

rogulustrawidziećswojątwarz,izacząłsięgolićzlekkoprzechylonągłową.Kiedy

skończyłiwcierałwtwarzbalsampogoleniu,Lidia-jużumalowana-sprawnie,ale

bezpośpiechuwyplątywałazwłosówwałki.

-Czymożekończyszjutrowcześniej?-zapytał,patrzącnadalwlustro.

background image

-Nie-odpowiedziałakrótko.

-Niezwolniąwasnawetgodzinęwcześniej?-zdziwiłsię.-PrzecieżjutroWielki

Piątek.

Zakręciłbutelkębalsamupogoleniuisięuczesał.

-Nie-Lidiaodpowiedziałaizawiesiłagłos,jakbychciałajeszczecośdodać.

Filipstanąłtużprzyniejipołożyłdłońnajejbiodrze.Kilkarazydelikatnieiz

czułościąpogłaskałjąizatrzymałrękęnajejpośladku.Lidiaprzesunęłasię,żeby

schowaćwałkiidłońFilipazostaławpowietrzu.

-Pracujemytakżewsobotę-oznajmiła,układającwłosy.

-Wsobotę?!-Filipspojrzałnaniąpytająco.

Lidiapatrzyławlustro,przechylającgłowęnabokiisprawdzającfryzurę.

-Musimyskończyćważnyprojekt.

-WWielkąSobotę!?-Filippodniósłgłos.

-ObudziszOskara-skarciłagospokojnie.

-Kiedywampowiedzieli?

-Wczoraj.

-CzyliniejedziemynaWielkanocdotwoichrodziców.

-Możemyjechaćwsobotępopołudniu-zaproponowała.-Wiesz,żeOskarnie

lubijeździćwieczorem,niemożezasnąćwsamochodzie.

-Towniedzielęrano.

Lidiawyszłazłazienki,ubrałasięwżakietizakładającnarękęzegarek,jęknęła

cicho„onie!”,bozobaczyłajakjużpóźno.Filipstanąłzanią,nadalwbieliźnie,w

którejspał.

-Lidka-zacząłspokojnie.-Pracujeszdopóźnawtygodniu,czasamiwsobotyi

terazjeszczewświęta?!Ciągleniemacięwdomu.Jaktosobiewyobrażaszdalej?

-Musimyskończyćtenprojektzwiązanyzotwarciemnowychoddziałów.Wtedy

będzie…

-Wtedybędziecośinnego-przerwałjej.-Jakiśinnyniezwykleważnyprojekt.

Możezamykanieoddziałów.Toniejestnormalnapraca,gdziekażąludziom

pracowaćwwolnedni.

-Ktośmusiutrzymywaćdom-odcięłasię.-Tymasznakoncietysiączłotychjuż

odkilkumiesięcy.

-Mamymniejprojektów,toniemojawina-usprawiedliwiałsięFilip.-Mniej

pracuję,alejestemsporowdomu.Imniejwydajemynaopiekunkę,ajamogęwięcej

czasupoświęcićdziecku.Onmatylkorazwżyciudwalata,tosięjużnigdynie

powtórzy,niewolnotegoprzegapić.

-Ciekawe,cobyśmyjedli,jakbyśmyobojepoświęcalimucałynaszczasinie

chodzilidopracy?

-Nieprzesadzaj,niktunasniegłoduje.

Lidiaposzładokuchni,wypiładwałykiherbatybezcukru,schowałakanapkędo

torebkiizaczęławkładaćbuty.Filipczekałjeszczenajakieśwyjaśnienia,jednak

Lidiabyłajużwpłaszczuiniezamierzałasięwięcejodzywać:aniniczegotłumaczyć,

anirobićFilipowiwymówek.Gotowadowyjścia,zajrzałajeszczedopokojuOskara,

pocałowałagowczołoijużzrękąnaklamcekrzyknęławkierunkukuchni,gdzie

Filipjadłgrzanki.

-Kupiszchleb?-Tak-odpowiedział.-Czytopewneztąsobotą?-Pewne-

powiedziałastanowczo.-Cześć.Zamknęładrzwiniecomocniej,niżzamierzała,co

byłojedynąoznakąjejzdenerwowania.Filipwstałzkrzesłaikończyłśniadaniena

stojąco,opierającsięoparapet.

Obserwowałświatzaoknem.Trasa,którąmusiałapokonaćopiekunkaod

przystankuautobusowegodoklatkiichbloku,byładobrzewidocznazoknakuchni.

Filipczekał,ażkobietapojawisięnachodniku,dopierowtedysięubierał.Zbliżała

sięósmadziesięć,zostałomupięćminut,przezktóremógłjeszczepostaćbez

spodni.

background image

Rozważałwgłowiescenariusz,kiedytoonpoświęcasiępracy,wychodzizdomu

oósmejiwracadodomuodziewiętnastejlubpóźniej.Zastanawiałsię,czymożeto

zrobić?Czymiałbyszansenaawanswfirmie?Czymiałbymotywacjędopracy,tak

byiśćdoszefazprośbąoprzydzieleniemudodatkowegoprojektu?Ostatniomiał

niewieleobowiązków,toprawda,szefprzestałmuprzydzielaćnowezadania,zostali

mustaliklienci,którychpozyskałdlafirmydwa,trzylatatemu.Niebyłoichwielu,

czasamimiałpracętylkonakilkagodzindziennieiwtedywychodziłzbiurao

czternastejlubprzychodziłojedenastej.Mógłjednakspróbowaćjeszczerazpokazać

zaangażowanie-boczuł,żenarzeczywiste,stuprocentowezaangażowaniejużgo

niestaćipozostajetylkostwarzaniepozorów.Możepowinienzadzwonićdokilku

klientów,którzyoddawnaniezlecaliimprojektów,przypomniećosobie,spotkać

się-anużudałobysięktóregośnamówićnaskromnyprojekt?Wówczasdoceniliby

gowfirmie,miałbynowezlecenia,nowezadaniaitematyimożeznówodkryłbyw

sobiepasję?Pracowałbydopóźna,więcejzarabiałipokazałLidii,nacogostać?

Obmyślałtenscenariuszszczegółowo,zastanawiałsię,czywogólemaochotęgo

zrealizować.Imdłużejmyślał,tymmniejgointeresował.Nachodnikupojawiłasię

opiekunka,szłapowoli,patrzącprzedsiebie.Nachwilęuniosłagłowęwkierunku

okna,wktórymstałFilip,podskoczyłjakoparzony,pewny,żegozauważyła.Wrzucił

doustostatni,niecozadużykawałekgrzankiipobiegłdosypialnisięubrać.Nie

zdążyłjeszczezapiąćspodni,gdyusłyszałpłaczOskara.Chłopieczawszeciężko

znosiłchwilęprzebudzenia.WrozpiętejkoszuliFilippodbiegłdosynaiwziąłgona

ręce,żebyutulić,pokazać,żeświatmożebyćmiłyiżeniemusisięniczegoobawiać,

boojciecjesttutajikochago.ToFilipainteresowałoznaczniebardziej.Opiekunka

zadzwoniładodrzwi.

background image

36

Szefbyłwyraźniespięty.Rozmawializesobątegodniadwarazy,ajednakwtedy

niepoprosiłgodoswojegogabinetu.Napewnozaplanowałtęrozmowęwcześnieji

jużodranawiedział,cozamierzazrobićpopołudniu,niezdradziłsięjednakżadnym

gestemaniwyrazemtwarzy.AprzynajmniejFiliptegoniezauważył.Byćmożeszef

zachowywałsięinaczej,leczniepotrafiłodczytaćtychsygnałów,boniemiałdonich

klucza.

WłaściwieFilipzamierzałjużwyjśćzbiura.Skończyłwszystko,comiałdo

zrobienianadziś,istałprzyrecepcji,wymieniajączMarysiąuwaginatematplanów

urlopowych.Onawyjawiłazzadowolonąminą,żemaodniedawnachłopakairazem

zamierzająspędzićromantycznytydzieńnagreckiejwyspieSantorini.Filip

pogratulowałjej,zarównowyjazdu,jakichłopaka.Wduchubyłprzekonany,żeich

związekniedotrwadoczasuplanowanegowyjazdu.Kątemokazauważył

przechodzącegoMichała,szefafirmy,któryrzuciłodniechceniadoFilipa.

-Wpadnijdomnienachwilę.

-Teraz?-spytałzdziwiony.

-Zachwilę.

FilipzrobiłzdziwionąminędoMarysi,niemiałpojęcia,oczymszefchciałbyz

nimrozmawiać.Marysiazażartowała,żetonapewnoawansnaczłonkazarządu.„Do

sprawkserowaniaibindowaniaraportów”-dodałFilipzprzekąsem.Iodszedł.

Pokójszefabyłzawszeotwarty,więcFilipwszedłiusiadł,abynaniegopoczekać.

Zzaciekawieniemoglądałleżącenabiurkupłyty.Odczytałtytuły:najednej-Without

youI’mnothing,nadrugiej-Blackmarketmusic.Naobutasamanazwazespołu-

Placebo.Filipniesłyszałonimnigdywcześniej.Zaintrygowałagoszczególnie

okładkatejpierwszej-dwiemłodeszczupłekobietyodługichwłosachspiętych

gumkąsiedziałynaprzeciwkosiebie,przystolelubbiurku,wpatrzonewblat,alez

pewnościąnictamniewidziały.Wyglądały,jakbywłaśniejednadrugiejwyznała

jakąśwstydliwątajemnicę.Byłybardzopodobnedosiebieinawetnasuwałasię

myśl,żetojednaitasamakobieta.Możepostanowiłapopełnićsamobójstwo,

ponieważporzuciłjąktoś,zkimbyłaodlatikogobezgraniczniekochała,aonokazał

sięzwykłąświnią.Jednakwahałasię;podjęładecyzję,alenachwilęusiadłaidopadły

jąwątpliwości:czyonjesttegowart?

MichałwszedłenergicznymkrokiemiodrazuzauważyłpłytywrękachFilipa.

ChwilęrozmawialiozespolePlacebo,onteżgonieznał,dopierojekupił,boktośmu

polecił.

ZgodziłsiępożyczyćFilipowi,alenarazietylkojedną-sambyłciekaw,cotoza

muzyka.Apotem,widocznieuznawszyrozmowęomuzycezadoskonaływstęp,

przeszedłdorzeczy.

Musząciąćkoszty.TobędzienawetkorzystnedlaFilipa,bozapłacimniejszy

podatek.

Właściwienicsięniezmieni.Będzierobiłtosamocoteraz.Możepracowaćw

domu.

Oczywiście,powiniensiępojawiaćwbiurze,nawetcodziennie,jeślizajdzietaka

potrzeba,aleprawdopodobniedwa,trzyrazywtygodniuwystarczy.Wzależnościod

projektów.Zwrotkosztówtelefonu.Iurlopbezzmian.Pomimożeniebędzieumowy

opracę.

Filipnawetgorozumiał.Rozmawialirzeczowo,argumentybyłyprzekonującei

Filipniemiałpretensji.Przezchwilębyłpewien,żetaknaprawdęniewielesię

zmieni,amożetonawetokażesiękorzystne;sambędziesobieplanowałdzieńpracy

tak,bymiećczasnazałatwienieprywatnychspraw,zwyczajnie-więcejwolności.I

możeporozmawiazOsąowspólnymbiznesie.Mogąprzecieżprowadzić

przedszkolerazem.Tak,musiznimotymporozmawiać.

background image

Terazmawięcejczasu,tonajlepszymoment.

DopierogdywyszedłzpokojuMichałaispojrzałnaswojebiurko,awuszach

brzmiałymujeszczejegosłowa:„możeszprzychodzićdobiura,kiedychcesz,alenie

będzietokoniecznecodziennie”,poczułnagle,żetobiurko,tenkomputer,całeto

biurosąmuobce.

Zabrałtorbę,pożegnałsięgromkim-możenawetzagłośnym-„cześć!”iwyszedł.

Wautobusieprzeliczał,ilezaoszczędzinapodatku.Wtamtymrokuzapłacił

trzydzieściprocent,terazodkażdegozleceniaoddatylkodziewiętnaście,czylizysk

powinienbyćzauważalny.Ktowie,możedadząmuwięcejprojektów,skorobędzie

mniejkosztownydlafirmy?Jeszczeokażesię,żetylkonatymzyska!

WłaśniewtensposóbprzedstawiłtoLidii.Aonauczepiłasiętylkotejcholernej

umowy.

Tego,żejejniebędzie.Wieleosóbpracujenazlecenialubprowadziwłasną

działalność,sametegochcąidobrzenatymwychodzą.Lidiatrochękrzyczała,a

potemrozpłakałasię.Siedziałanakrześlewkuchnizezwieszonągłową,opierając

łokcienastole,aFilipcałowałjąpowłosach.Niestarałsięwyjaśniaćjejwszystkiego

odnowa.Oskarmusiałcośusłyszeć,boprzerwałzabawęiprzyszedłdonichz

gumowymdinozauremwrączce.Ojciecwytłumaczyłmu,żemamauderzyłasięw

nogę,chłopiecnatychmiastdomagałsięplasterkanastłuczonekolanomamy.Filip

zaprowadziłgodołazienki,gdziewybieralinajładniejszyplasterdlamamy,jednak

Lidiaprzyszładonichipostanowiławziąćprysznic.Jużniepłakała,zdradzałają

tylkolekkozaczerwienionatwarz.Oskardomagałsię,żebynatychmiastprzykleićjej

plaster,próbowałotworzyćdrzwiodprysznicaiwejśćdomamy,akiedyFilip

wytłumaczyłmu,żeplasterjużniebędziepotrzebny,chłopiecsięrozpłakał.Stałz

wybranymprzezsiebieplasterkiemibezskuteczniepróbowałdostaćsiępod

prysznic.Lidiamyłasię,odwróconatyłemdonich.Chłopieczmagałsięz

zamkniętymidrzwiami.Filipstałbezradnie.

background image

37

Długoczekałnaodpowiednimomentiprzeztozupełnieniemógłsięskupićna

pracy.Wostatnichdniachniespodziewanieprzybyłmujeszczejedenprojektimimo

żeniebyłjużetatowympracownikiemfirmy,nadalprzychodziłtucodziennie.Jakna

razienicsięniezmieniłoodczasu,gdyMichałwezwałgodoswojegogabinetu,żeby

oznajmićmutrudnąwiadomość.PopierwszejrozpaczliwejreakcjiLidianiewracała

jużdotematu.Możedlatego,żeprzezostatniedwatygodnieFilippracowałowiele

więcejniżostatnio,niewiadomo.

Niechciałwykonywaćtegotelefonuprzyinnych.Toniebyłyżadnetajemniczeczy

intymnesprawy,jednakniemiałochotytłumaczyćkolegom,ocochodzi.

Odpowiednimomentnadarzyłsięokołodrugiej,kiedywiększośćznichwyszłana

lunch-wWarszawiejużsięniejadaobiadów.Przynajmniejodponiedziałkudo

piątku.Filippospieszniewyjąłzkieszeniskrawekkartkiwydartejzkalendarzai

szybkowystukałnumer.

-Dzieńdobry,wsprawielokalu-zaczął.-Dzwoniłemwczoraj.Czymógłbymdziś

gozobaczyć?…Tak,możebyćwieczorem…Dobrze,niechbędzieodziewiątej…Wpół

dodziesiątej?Dobrze…Tak,znamadres.Awięcdozobaczenia…

OdłożyłsłuchawkęizobaczyłMarysięobokswojegobiurka.

-Znówsięzjakąśumawiasz?-spytała.

-Tak,aco?-odpowiedziałzaczepnie.

-Nic.Dziświeczorem,tak?Tobrzmiromantycznie.

-Niepodsłuchujrozmów-zganiłją.

-Nowiesz,niekryjeszsięztym-powiedziałatotak,jakbyprzyłapałagonaczymś

obscenicznym.

Filipnieodpowiedział.PodniósłsłuchawkętelefonuiwystukałnumerOsy.

Czekającnapołączenie,zerknąłnaMarysię,którazociąganiemodeszła.

-Cześć,dzwoniłemdotegogościaodlokalu…Dziświeczorem…Potem.

Zadzwoniędociebie.Nara.

Kiedyodkładałsłuchawkę,spojrzałwkierunkurecepcji.Marysiarównieżpatrzyła

naniego,ichspojrzenianakilkachwilsięspotkały,jakbybylikochankami,którzy

ukrywająsięprzedświatem.Wjejoczachniebyłoironii.Obojeprawierównocześnie

odwróciliwzrok.

UlicaNowoursynowskaprzypominawieś,choćleżywprestiżowejdzielnicy

stolicy.Zlewejstrony,jadącwkierunkupółnocnym,mamynowoczesne,eleganckie

kilkupiętrowebloki,ogrodzoneimonitorowane,oświetlonestylizowanymilampami

ipołyskująceniebieskimświatłemtelewizorów,bijącymzokien.Natomiastpo

prawej-polauprawne,starezabudowaniagospodarczeizabytkowyparkzamknięty

dlapubliczności.Otejporzewszystkookrywająciemności.Taulicajestjakby

granicąmiędzystaryminowymświatem-jeszczesiębroniprzedekspansjąświatła

ibetonu,jeszczewyglądasurowoitajemniczo,alewkrótcenapewnoulegnie.

Jakaśzakochanaparawyłoniłasięzmrokuwświetlereflektorówjego

samochodu.Filipwcisnąłhamulec,choćitakjechałnajwyżejtrzydzieścikilometrów

nagodzinę.Niebyłspóźniony,naszczęście,bopotychkocichłbachszybciejbysię

niedało.Młodziludzie,czuleobjęci,niezwróciliuwaginajadącypojazd.Apowinni

jakośzareagować,bowtejsamejchwiliFilipomalnierozjechałniewielkiegopieska,

któregoprowadzilinaczerwonej,rozwijanejsmyczy.Filipowizgasłsilnik,pies

obszczekałsamochód,amłodzizakochanispokojniezniknęliwciemności.Filip

przekręciłkluczykwstacyjceiznówruszył.Samochódpodskakiwałnakamieniach.

Minąłukrytyniecozaniskimidrzewamibudynekdawnejstajni,przerobionyna

modnąrestaurację,iwkrótcezatrzymałsięprzeddwupiętrowymbiurowcemz

elewacjązeszkła,stojącymsamotniemiędzyosiedlemekskluzywnychdomów

background image

jednorodzinnychapolemjakiegośtrudnegodozidentyfikowaniazboża.

Totutajznajdowałsięlokaldowynajęcia,wktórymFilipmiałzamiarrazemzOsą

urządzićprzedszkole.Kilkadniwcześniejkolegazpracynapomknąłonim

mimochodem,kiedyspieralisięoto,czygospodarkasięrozwija,czyraczejmamydo

czynieniazrecesją.

Filipprzekonywał,żelekkosięrozwija,kolega-naprzykładziewolnegolokalu

biurowego-optowałzarecesją.Obajpozostaliprzyswoichzdaniach.Filippotej

rozmowieodnalazłogłoszeniewInternecie,zadzwoniłiumówiłsięnaspotkanie.Na

dziś.Nagodzinędwudziestąpierwszą.

Minęładwudziestapierwsza,alokalbyłzamkniętyipanowaływnimkompletne

ciemności.Filipjeszczeraznacisnąłklamkę,zajrzałprzezokna,zakrywającotwartą

dłoniąoczy,poczymwróciłdosamochodu.Czekał.Wradiuredaktorzachwycałsię

płytązespołuInterpol.ŻeprzypominaJoyDivision.Wszystkomusicoś

przypominać,doczegośnawiązywać,odnosićsiędo,czerpaćz.Każdapłyta,książka,

film.Mimotego,żecośprzypominała,muzykabyłanaprawdęinteresująca.

Melodyjna,aleniepokojąca.Abudynek-nadalciemny.

DziesięćminutpodziewiątejFilipzadzwoniłdowłaścicielalokalu.Tamtennie

przeprosiłzaspóźnienie,alezapewnił,żezarazbędzienamiejscu.Alepięćminut

późniejnadalgoniebyłoinieodbierałjużtelefonu.Filipzaczynałsiędenerwować.

Pomyślał,żetomożejakiśpodstępichcąmuukraśćsamochód.Wypatrywał,czy

gdzieśniepojawisiędwóchlubtrzechosiłków,którzykażąmuotworzyćdrzwilub

znienackawybijąbocznąszybę.Isambyłzłynasiebie,żesięboi.

Wreszcie,dwadzieściaminutpodziewiątej,Filipzauważyłnikłeświatełkow

oknachnaparterzebiurowca.Początkowomyślał,żetoblaskodbityodbudynku

naprzeciwko,jednakświatełkoporuszałosięrytmicznienajednejwysokości.

Zatelefonowałjeszczerazdowłaścicielalokalu.Tamten,jakgdybynigdynic,

oznajmił,żejestwśrodkuiczeka.Filipzawahałsię,alechciałjużtomiećzasobą,nie

przyjeżdżaćtukolejnyrazinietłumaczyćsięprzedOsą,dlaczegowłaściwienie

obejrzałtegolokalu.Wysiadłwięczsamochodu,zamknąłgoidwarazyszarpnął

klamką,byupewnićsię,żedrzwisązamknięte,poczymwszedłdobiurowca.

-Dzieńdobry!-krzyknął,całyczasstojącwproguiniezamykajączasobądrzwi

wejściowych.

-Dobrywieczór-usłyszałgłoszgłębi.-Proszęwejść,proszęwejść.

-PanWidacki?-upewniłsięFilip.

-Tak,tak.-Przednimpojawiłsięszczupłytrzydziestoletnimężczyzna,ubranyw

dżinsyiTshirtzangielskiminapisami.-Wsprawielokalu,tak?Proszęwejść,proszę

dalej–zachęciłFilipagestem.

-Niemaświatła?-spytałFilipzdziwiony.

-Niema-odpowiedziałWidacki.-Toznaczyjest,aleniechcęzapalać.To

przeszkadzasąsiadomotejporze.Mamlatarkę.

-Aleprzecieżniebędęgomógłdobrzeobejrzeć-zaprotestowałFilip,nadalstojąc

dwakrokioddrzwiwejściowych.

-Tojestmocnalatarka.Zresztą,itakpewniechciałbypanjeszczeprzyjechaćw

dzień.

-Pewnietak.Jeśliwogóle-przyznałFilip.

-Nowłaśnie-ucieszyłsiętamten.-Terazzobaczypantakzgrubsza.

-Inaprawdęniemożnazapalićświatła?

-Można,nazapleczu.Iwłazience.Tegoniewidaćzulicy.

Filippoprosiłwięcopokazanienajpierwłazienki.Widackiprzeszedłpospiesznie

wdrugikonieclokaluiotworzyłjednezdrzwi.Filipniepewnieruszyłzanim.Po

łazienceobejrzelipomieszczenie,gdziemożnabyurządzićkuchnię,iwreszcie

największe,zfilaramipodtrzymującymisufitwczterechmiejscach,idealnie

dzielącymicałośćnaczterypotencjalnesale.Wystarczyłowstawićściankidziałowe.

Właścicielniewielemówił.Nawetspecjalnieniezachwalałlokalu,niewymieniał

background image

jegozalet,niewspominałoodnowionychścianachaniwysokościlokaluczydużych

oknach.

Sprawiałwrażenie,jakbymusięspieszyło,choćnapewnozależałomuna

znalezieniuklienta,boinaczejnieumawiałbysięzFilipem,tymbardziejżeniemógł

zapalićświatła.Poobejrzeniuwszystkiegouzgodnili,żeFilipzastanowisięi

najpóźniejzadwadnizadzwoni.

Właśniewtedyusłyszeli,jakktośenergicznieotwieradrzwiwejściowe.

-Jesteśtu?!-usłyszeligłosmłodej,bardzozdenerwowanejkobiety.

-Chodźmy-WidackiponagliłFilipa.-Pansięzastanowiizadzwonidomnie,tak

jakuzgodniliśmy.

Filipociągałsięjeszczezwyjściem,zaskoczonytakimfinałemspotkaniaitym,że

właściciellokaluwłaściwiegowyprosił.Niemiałjednakwieleczasunamyślenie.

Drzwiodkorytarzaotworzyłysię,pchniętemocnozdrugiejstrony,idogłównego

pomieszczeniaweszłamłoda,dośćwysokakobieta,trzymającazarękękilkuletnie

dziecko,którenatychmiastschowałosięzajejplecami.Staławdrzwiach,jej

sylwetkawyraźnieodcinałasięodjasnegotłaoświetlonegoblaskiemświatełulicy,

onajednaksłabowidziałastojącychpośrodkulokalumężczyzn.

-Zkimtujesteś?!-krzyknęła.-Cotozajedna?!

-Haniu,dajspokój-powiedziałłagodnieWidacki.

Filipchciałwyjśćnatychmiast,alekobietawypełniałaswoimciałemcałedrzwi,a

onobawiałsię,czybędziemógłprzejśćkołoniejbezpiecznie.Wydawałasię

okropniezdenerwowana,ladamomentmogławybuchnąć.Filipliczył,żeWidacki

rozwiążetęsytuację.

Tymczasemmężczyznazrobiłdwakrokiwkierunku-prawdopodobnie-żonyi

jużzamierzałcośpowiedzieć,kiedyonapodniosłagwałtowniedłoń,jakbychciałago

zatrzymaćczarodziejskąmocą.

-Stój!-krzyknęła.-Niezbliżajsiędomnie,tyłachudro,tyświnio,ty,ty…-

ostatniesłowawydyszała,całaroztrzęsiona.-Wychodziszbezsłowaiciąglesięz

nimispotykasz…

-Haniu-przerwałjejłagodnieWidacki.-Uspokójsię.Tojest…

-Milcz!Niczegosięniewyprzesz!Przecieżwidzę!-Tojajużpójdę-Filipzwrócił

siędoWidackiego.-Dobranoc-powiedział,kierującsiędodrzwi,mimożekobieta

nadaltamstała.

Byłpewien,żenieporozumieniewyjaśnisię,gdyonazobaczy,zkimspotykasię

jejmąż.

ŚmierćzrękizazdrosnejżonyniebyłanaraziewplanachFilipa.Kiedyznalazłsię

tużprzyniej,kobietaosłupiała.

-Typedale!-krzyknęła.-Jakmogłeśmitozrobić!?

Wpadławfurię,całasiętrzęsła,wykrzykiwałahisterycznie:„ty,ty!”,jakbynie

potrafiłaznaleźćżadnegodośćobraźliwegoepitetunaokreśleniemęża.Dziecko

tymczasempołożyłosięnapodłodzeikurczowotrzymałonogawkispodnimamy,

drugąrękązakrywającgłowęwprzekonaniu,żewtensposóbniktgoniedostrzeże.

Filipzatrzymałsię,przerażony,żekobietamożegozaatakować,aleteżpełen

współczuciaizażenowaniatym,żeznalazłsięnieoczekiwaniewśrodkutakintymnej

scenymiędzydwojgiemnieznanychmuludzi.

-Kochanie-przemówiłWidackinadalłagodnymgłosem,jakdodziecka,które

denerwujesięzpowoduzepsutejzabawki.-Jestemtuwsprawielokalu,zaraz

wracamdodomu.

-Nietłumaczsię!-przerwałamu.-Spodziewałamsię,żemniezdradzasz,alenie

żezmężczyzną!Jakmożesz?!Jategoniezniosę.

-Haniu,tenpanchcetylkowynająćlokal.

-Lokal?Lokal?-kobietapowtarzałatesłowa,nierozumiejącichznaczenia.-Co?

Co?

RozejrzałasięwokołoiutkwiłaprzestraszonywzrokwFilipie.Wreszcie

background image

zrozumiała.Iuzyskałanowypowóddoataku.

-Nadziwkipotrzebujesz!-wykrzyknęła.-Zadarmopieniądzechceszmieć!Do

robotylepiejbyśposzedł,anietylkolokale,biznesy,interesy…Cotutakciemno?-

Dopieroteraztozauważyła.-Włączświatło.

-Niemapotrzeby-zaprotestowałWidacki.-Panjużwychodzi,wracajmydo

domu…

-Przedemnąsiękryjesz,tak?!-Zaczęłaznówgooskarżać.-Tyzdrajco!Ty

chamie!

WzięłaprzestraszonedzieckonaręceizrobiładwakrokiwkierunkuWidackiego.

Filip,jaknasygnał,ruszyłwkierunkudrzwi,minąłwzburzonąkobietęiwyszedł.

Drogęoddrzwidosamochodupokonałbiegiem.Wsiadł,zamknąłdrzwii

natychmiastzablokowałzamki.

Spojrzałnalokal.Wśrodkunadalbyłociemno,odgłosówkłótniniesłyszał.

Zupełniezdezorientowany,odpaliłsilnikiodjechał.

Chciałstamtąduciec,zapomniećotejhistoriiznieszczęsnązazdrosnążoną,

zadzwoniłwięcdoOsy.Starałsięmożliwieszczegółowoopisaćlokalijego

wyposażenie.Wspomniałteżoewentualnychkłopotachzwynajęciemzewzględuna

niezrównoważonążonęwłaściciela.DlaOsyniestanowiłotoproblemu,całąhistorię

zbyłkrótkim„nieważne,toichżycie”.Umówilisię,żeOsaprzyjedziedoWarszawyza

trzytygodnieirazembędąnegocjowaćostatecznącenę.NarazieFilipmiał

zarezerwowaćlokalicałyczastrzymaćrękęnapulsie,czywłaścicielniezaczynasię

niecierpliwić.Taktykamiałapolegaćnaodwlekaniusprawyprzyjednoczesnym

podtrzymywaniuzainteresowaniatak,abyzmusićwłaścicieladoznaczącejobniżki

ceny.Mogłosięoczywiściezdarzyć,żeprzeztetrzytygodniektośjednakbędzie

chciałwynająćlokalbezspecjalnychnegocjacji.WtedyFilipmiałwkroczyći

ostateczniepotwierdzićrezerwację.Niebyłotołatwezadanie,Filipobawiałsię,czy

nieokażezbytdużegozainteresowaniaalbo-przeciwnie-właścicielzniecierpliwi

sięiwidzącjegopowściągliwość,wynajmielokalkomuinnemu.Osanawetprzez

sekundęnieokazałzaniepokojeniatym,żecośmożepójśćnietak.Filippodziwiał

jegoprofesjonalizm.Inawetodczuwałpewnepodekscytowanietągrąitym,żeprzy

pomocyOsymożezrealizowaćswójplan.

KiedywdomuopowiadałotymLidii,starałsięukryćswójentuzjazm-ona

podchodziładojegopomysłuzdużąrezerwą,aletymrazemobyłosiębezkrytykiz

jejstrony.Zbliżałasięjedenasta,Oskarspałodgodziny,aLidianakanapie,z

poduszkąpodgłowąikieliszkiemlikieruwdłoni,oglądałafilmPożegnaniezAfryką.

Napodłodze,rzuconyniedbale,leżałmagazyndlakobiet,znaderwanąkartką,do

którejprawdopodobniebyładoklejonapłytazfilmem.Filipniechciałżonie

przeszkadzać,zrobiłsobieprostąkolację,zjadł,potemumyłsięiusiadłobokLidii.

Niemiałochotyoglądaćkońcówkifilmu,przeglądałwięcpismodlakobieti

głaskałstopyLidii.Nierozmawiali,ciszęprzerywałytylkodialogiaktorów.Jego

pieszczotasprawiałaLidiiprzyjemność:ułożyłasięwygodniejnakanapie,

przesuwającnogitak,abykażdaczęśćotrzymałaswojądawkę,imruczałapod

nosem.Filippoczułlekkiesztywnieniemiędzynogami,nadalnieodrywałjednak

wzrokuodpsychologicznychporadwstylu:„Jakradzićsobiezromansemwpracy”.

Powoliprzechyliłsięizacząłdelikatniegłaskaćwewnętrznąstronęudżony,

dotykająccojakiśczas,bardzoprzelotnie,miękkichwargskrytychpodbiałą

bielizną.Pokilkuminutachpoczuł,żejejmajtkisąwilgotne,zobaczyłnanich

ciemniejsząplamkęiniemógłpowstrzymaćsięprzedmocniejszymnaciśnięciemna

jejkrocze.Jęknęłacicho.

-Długojeszczedokońca?-zapytał,starającsię,żebyzabrzmiałotoobojętnie.

-Jeszczetrochę-odpowiedziaławpatrzonawekran.-Jużsiękończy-dodałaz

przepraszającąnutkąwgłosie.

Filipzacząłlekkomasowaćjejcipkęprzezmajtki.Zupełniejużstracił

zainteresowaniekolorowymmagazynem,któryterazleżałnajegokolanach,

background image

maskującerekcję.Poczułlekkiuciskwżołądkuimrowieniewjądrachnamyślotym,

cogozachwilęczeka.NiekochalisięoddwóchlubtrzechtygodniiciałoFilipasię

tegodomagało.

Tymczasemnaekraniektośumierał.Filipstarałsięnatoniepatrzeć,niechciał,

żebyhistoriagowciągnęła,bomiałjednakzamiarobejrzećtenfilm,aniemanic

gorszego,jakoglądaniefilmu,któregozakończeniesięzna.Wreszciepojawiłysię

napisykońcowe.Lidiawestchnęła,jakbywstrzymywałaoddechprzezconajmniej

połowęfilmu.Jednym,niespodziewaniedynamicznym,ruchempostawiłanogina

podłodzeipodeszładokuchninapićsięwody.Filipstanąłzanią,jednąrękępołożył

najejprawejpiersi,drugąnapodbrzuszu.Delikatnieprzeczesywałjejwłosyłonowe

podmajtkami.

-Podobałcisię?-spytałFilip.

-Tak-jeszczerazwestchnęła,terazjużniecosłabiej.

-Idziemydołóżka?-spytał.

-Tak,aco?-spytałafiglarnie.

-Nic,zupełnienic-odpowiedział.

Zanimznaleźlisięwłóżku,Lidiaumyłajeszczezębyisprawdziła,czyOskarnie

zrzuciłzsiebiekołdry.Oczywiściezrzucił.Filipczekałnanią,leżącwyprostowanyna

plecach,zkołdrąnaciągniętąposzyję.Weszła,zrzuciłaszlafrokiwbieliźniepołożyła

sięobokniego.

-Twardy!-krzyknęłazuznaniem,gdynatrafiłapodkołdrąnaczłonekFilipa.

-Namyślotobie-odpowiedziałzdumą.

Lidia,ściskającjegoczłonekcałądłonią,zaczęłapowoliporuszaćrękąwgóręiw

dół.

Filippomyślał,żemężczyźni-kiedyjużsąnago-wystawienisąnapokazwcałej

swejokazałości,nicniedasięukryć.Adostaćsiędotychnajsmaczniejszychkąsków

kobietyniejesttakłatwo,nawetjeśliniemanasobieubrania.Musiałwięc

przekręcićsięnabok,rozłożyćjejudaidopierowtedymógłdotknąćtego,oczym

marzył.LidiabyłasuchaiFilipmusiałterazdokładnieoblizaćswójpalec,

zostawiającnanimjaknajwięcejśliny,ponowniedotrzećdojejcipki,rozchylićwargi

sromoweilekkomasowaćprawieniewyczuwalnąłechtaczkę.Ślinawysychała

jednakszybko,szukałwięcniecowilgociprzywejściudopochwy.Jeszczezadobrze

niezabrałsiędorzeczy,ajużpoczuł,żezasekundęwystrzeli.

-Zaczekaj-szepnąłdoniej.

Lidiazabraładłońzjegoczłonkaizaczęładotykaćjegokrocza,ściskaćwszystko,

nacotamnatrafiła.Filipssałjejsutekimasowałłechtaczkę,cojakiśczaswkładając

swójpalecdoust.

-Możepoliżęcię?-zaproponowałwpewnymmomencie.

-Nie,takjestdobrze-odpowiedziałaszybko.

FilipstarałsięjednocześniedawaćrozkoszLidiiiwstrzymywaćswójorgazm.

Obierzeczybyłyrównietrudne.Lidiależałanaplecach,wsłuchanawsiebie,cojakiś

czasjejoddechstawałsięszybszyigłośniejszy.WtedyFilipstarałsiękontynuować,

zachowująctensamrytm,alemusiałrobićcośnietak,boLidiapochwiliznów

wracaładoswojegopoprzedniego,spokojniejszegooddechu.Filipcorazczęściej

zmieniałpozycję,siadałmiędzyjejnogami,kładłsię,zmieniałręce,którepieściły

Lidięcałyczaswposzukiwaniutegoidealnegomiejsca.Kiedyponownieprzesunął

swojądłońwdółinachwilęjegopalceopuściłynapuchniętąłechtaczkę,Lidia

odetchnęłaizacisnęłanogi.

-Chybasięnieuda-powiedziałazdyszana.

-Dlaczego?-spytałFiliptrochęrozpaczliwie.

-Niewiem,jestemjakaśsucha.

-Możewezmękrem?

-Nie.

-Niemaszochoty?

background image

-Niewiem-powiedziała,podnosząckolanadogóry.

Filipułożyłsięnawznak,uspokoiłoddech.

-Cośjestnietak?-spytał,patrzącwsufit.

-Czyjawiem-odpowiedziała.

-Lidka,albomaszochotę,albonie-powiedziałzlekkąirytacjąwgłosie.-

Kochamysiętakrzadko,atyniewiesz,czychcesz.

-Tomojawina,żetakrzadko?-broniłasię.

-Aco,moja?

-Tywłóżkutoalbocośczytasz,albo,albo…leżyszisłuchaszradia.

-Niewidzęuciebieżadnejochoty,tocomamrobić?Codzienniesiędociebie

zabieraćiliczyć,żekiedyśsięuda?

-Askądmamwiedzieć,żechcesz,jakniedajeszmiznaków?

-Cicho!-Filipprzekręciłgłowę,nasłuchując.

-Co?

-Chybasięobudził.

-Niesłyszałam-powiedziałaobrażonanamęża.

Wtymmomencieusłyszelitupotmałychstópnadeskachpodłogiidoichsypialni

wszedłzaspanyOskar.Wspiąłsięnałóżkoiułożyłcentralniemiędzytatąamamą.

Przykryłsiękołdrą,odwróciłnabokidotykającrękądoramieniamamy,astopądo

udaojca-zasnął.

Filippospiesznieukryłswójsztywnyjeszczeczłonekwdłoniwobawieprzed

przypadkowymkopniakiemsyna.

Obojezamilkli,żebysynsięnierozbudził.Filipzgasiłnocnąlampkę.Lidia

odszukaławciemnościpośladkimężaipogłaskałajeczule.Niemielijużpotrzeby

wracaćdowcześniejszejrozmowy.To,cotrzyminutytemubyłodlanichważne,

możestanowiłonawetoistociezwiązku,naglestałosięodległe,nierealne.

Przytulenidosyna,zasnęliwyciszenijakpoporządnymseksiezakończonym

orgazmem.

background image

38

Chłopieczawszestarałsiępomagaćrodzicomwsprzątaniu.Lubiłwycierać

ściereczkąlustrowprzedpokojuitymsamymręcznikiemścieraćkurzezszafek,a

następnieczyścićszybęwokniebalkonowym.Wswoimpokoju,gdyrodzicenakilka

sekundspuścilizniegowzrok,wyrzucałubraniazpółeknapodłogę,bypotem

układaćjeponowniewedługsobieznanegoschematu,wszystkopomieszanei

upchanenasiłęnajednejpółce.Najbardziejjednakfascynowałgoodkurzacz,czyli

ryczącamaszynazcienką,długąszyjąiowłosionąpaszczą.Bałsię,aleniemógł

oderwaćodniejoczu.Reagowałpanicznąucieczką,gdyzbliżałasiędoniego,a

jednakznówpodchodził,kiedyzanadtosięoddaliła.Wydawałosię,żechłopiec

prowadzipolowanienagroźnezwierzę:czekanamomentjegosłabościlub

nieuwagi,bywreszciemócobejrzećjedokładnie,dotknąćgo,poczućpodpalcami

jegoskórę,nawetwłożyćdłońdoprzerażającejczeluściowłosionegopyskaiwyczuć

ostre-boprzecieżmusiałybyćostre-zębiska.Alepotwórcałyczasbyłwruchu,

ryczećprzestawałdopierowtedy,kiedytatanaciskałjegoplecystopą,wówczas

stawałsięmartwy,aprzezto-anigroźny,aniciekawy.Tataciągnąłpopodłodze

bezwładnecielskoichowałjedoszafy,gdziemiałooczekiwaćnaponowne

przywróceniedożycia.

Filipuwielbiałprzyglądaćsięzmaganiomsynazwłasnymisłabościami,kiedyw

napięciupróbowałprzełamaćstrach.DlategoodkurzanieczęstozajmowałoFilipowi

ponadpółgodzinyiLidiazaczynałasięniecierpliwić.Zazwyczajponaglałago

kilkakrotnie,aniekiedynawetwyjmowałazjegorąkruręodkurzaczaisama

kończyłasprzątaniekilkomanerwowymi,małoprecyzyjnymiruchami.

Tegoprzedpołudnia,mimoprzedłużającejsięzabawyFilipazOskaremw

groźnegowęża,odgrywanegoprzezzwijanykabelodkurzacza,wydawałosię,że

Lidiadarowałasobieponaglaniemęża.Posprzątałałazienkęizabrałasiędolustraw

przedpokoju,którespryskiwałaspecjalnympłynemikolistymiruchamiwycierała

dosucha.

-Schowajciejużtenodkurzacz!-wkońcujednakzwróciłauwagęFilipowi.

-Jużkończymy-odpowiedziałroześmiany.-No,Oskar,wążmusisięjużschować

iiśćspać.

Chłopieczaprotestował.

-Ostatniraz-upomniałgoFilip.-Teraznaaaajdłuższywążświata.

Wyciągnąłkabeldokońca,achłopiecklaskałwdłoniezuciechy.PotemFilip

wcisnąłnogąprzyciskzwijaczaprzewoduiwążzacząłsięchowaćdoswojejnorki.

Oskarpopiskiwałzzadowolenia.

-Pa,pa,wężu.-Filippodniósłodkurzacziposzedłschowaćgodoszafy.

Oskarprotestował,alewidział,żenicniewskóra.

-Filip-Lidiaskończyłalustroizaczęłapolerowaćkinkiety-mógłbyśzajrzećdo

łazienki?Trzebaprzepchaćumywalkę,wodabardzowolnospływa.

-Dobrze.Zaczekam,ażskończysz,izrobięto.

-Jamamjeszczetrochęsprzątania,możeszteraz.

-MuszęprzypilnowaćOskara-wyjaśniłtakimtonem,jakbybyłotocoś

oczywistego.

-Nicmusięniestanie,jakchwilępobawisięsam.

-Myślę,żewsobotępowinniśmysięnimzająć.Całytydzieńjesteśmydopóźnaw

pracy.

-Tonawetdziesięćminutniemożesamsiępobawić?-powiedziałaLidiaz

wyraźnąpretensjąwgłosie.

Filipnieodpowiedział,uznał,żetoniebyłopytanie,tylkostwierdzenie.

Przyglądałsię,jaksynpróbujeschowaćżołnierzykawkabinieplastikowejwywrotki.

-Awogóle,topocotadziennikarkaprzychodzi?-Filipzmieniłtemat.

background image

-Zrobićwywiad,jużcimówiłam-odpowiedziałazniecierpliwiona.

-Wiem,aledlaczegoztobą?Przecieżtysiącepracującychkobietmamałedzieci.

Wtymczasieichsynporzuciłjużzabawki,wszedłnałóżkowsypialni,azłóżka

zamierzałwdrapaćsięnaparapetokna.Ojciecbyłjednakczujny.

-Zejdź,Oskar,cotyrobisz?-Przytrzymałsyna,abytenniespadł,aleniezdjąłgo.

-Lidka,dlaczegoztobą?-Filipponowniezwróciłsiędożony,któraterazbyła

zajętaczyszczeniemdrzwi;najwięcejrobotymiałazwycieraniemśladówmalutkich

palcównawysokościokołoosiemdziesięciucentymetrówodpodłogi.

-Będzietakiartykuł…-zawahałasię.-Okobietach,które…omatkach,które

odniosłysukcesczycośtakiego.Dokładnieniewiem,jaktomawyglądać…

-Sukces?-przerwałjej.-Naprzykładjaki?

-No,opowiedząokilkukobietach,okażdejmożezdziesięćlinijek,nicwielkiego…

-Nieotomichodzi-Filipczuł,żeLidiacośukrywainiewie,jakotym

powiedzieć.-

Chodź,Oskarek-zwróciłsiędosyna.-Pójdziemypokredki.

Filipstanąłwdrzwiachpokojusynawtensposób,bymócjednocześniepatrzeći

nachłopcawybierającegoodpowiedniekredkizogromnegopiórnikaozdobionego

rysunkiemsamochodówwyścigowych,inaLidiękrzątającąsiępoprzedpokojuze

ściereczkąwdłoni.

-Tojakisukcesodniosłaś?-spytał.-Jakiśawans?Nicniemówiłaś.

-Botojeszczeniejestpewne…

-Czylijednak!-wykrzyknąłzdziwiony.

-Notak-przyznałazociąganiem.-Kimbędziesz?-Kierownikiemoddziału.-Łoł!

-

Filipponowniewykrzyknął.-Dlaczegoniemówiłaś?-Tojeszczenieoficjalne.-A

gazetyjużwiedzą?-Zwrócilisiędonaszejfirmyiszefwskazałmnie.Jateż

dowiedziałamsięniedawno.

-Świetnie-Filipsięucieszył.

PodszedłdoLidiiipocałowałjąwpoliczek.

-Mamypaniąkierownik-dodałzuznaniem.-Chodź,Oskar,musimymamie

pogratulować.

-Dajspokój-powiedziała.-Jeszczeniczegoniepodpisałam.

-Aleniedługopodpiszesz,totylkoformalność.

-Niewiem-dodałacicho.

-Jakto,niewiem?

Oskarniewiedział,oczymrodzicemówią,alejemuteżudzieliłsięradosny

nastrójojca;stałprzedlustremwprzedpokojuzżółtoczerwonąwywrotkąw

dłoniach,kołysałsięnabokiipokrzykiwał:„Hurra!Hurra!”,wymawiając„j”zamiast

„r”.

-ToniejestwWarszawie-wyznaławreszcie.

-Co?-spytałFilipzupełniezaskoczony.-Agdzie?

-WGorzowie.

-Gdzie?-zapytałodruchowo,choćwiedział,przynajmniejwprzybliżeniu,gdzie

leżyGorzów.

Lidiaprzerwałaczyszczeniedrzwi,chwilowoskończyłapracęizastanawiałasię,

czypowinnaposprzątaćcośjeszczeprzedprzyjściempaniredaktor.Rozglądającsię

naboki,unikaławzrokuFilipa.

-Nicnierozumiem.-Filipstałzupełniezdezorientowany.-Jeślitadziennikarka

przychodzi,tosprawajestjużpewna.Askorotak,to…to…Jaktomawyglądać?

-Firmawynajmienammieszkanie,zapłacizaprzewózmeblii…przeniesiemysię.

-Lidka,jakto„przeniesiemysię”?Jaktytosobiewyobrażasz?

-Filip,trafiamisięokazjaawansu,którabyćmożesięniepowtórzy:wyższe

stanowisko,wyższapensja,dużemożliwościnaprzyszłość.Jaktegonie

wykorzystam,będężałowaćdokońcażycia.Atyitakniemaszpewnejpracy,więc

background image

niewieletracisz.

-Jaktoniewieletracę?

Oskarbezbłędniewyczuł,żeradosnynastrójprysł.Przyniósłzeswojegopokoju

dwaniebieskiemetalowesamochodzikii-naśladującdźwięksilnika-zacząłjeździć

nimipopodłodze,zakażdymrazemuderzającwstopętaty.

-Oskar,zarazsiępobawimy-powiedziałFilipdosyna.-Przecieżmampracę–

zwróciłsiędoLidii.-Zarabiammniejniżwcześniej,alezatomniejpracujęimam

czasnazajmowaniesięOskarem.Tojestbardzoważne,nierozumiesz?Apozatym,

mniejpłacimyopiekunce.

-Wiem,Fil,wiem-Lidiachciałagouspokoić.-Aletyniemaszwtejchwiliszans

naawans.Ajaniemogętegoodrzucić.

-AcozOskarem?

Uderzeniasamochodzikówwnogęjednakzadziałałyiojciecusiadłnapodłodze,

abypobawićsięwnajbardziejrozpowszechnionąwEuropie(możenaświecie?)

zabawęmałychchłopców.Awłaściwiechłopcówwkażdymwieku,tylkopóźniejjest

toznaczniebardziejkosztowne.

-Pojedzieznami.-Lidiawzruszyłaramionami.-Acomabyć?

-Aleczytamsąwogólejakieśnormalneprzedszkola,znormalnymidziećmi?Aco

znaukąangielskiego?Jakiśsport,jazdakonna?

-Jakajazda?!

-CzybędziemymoglimuzapewnićtowszystkocowWarszawie?

-Adlaczegonie?

-Tojeststrasznaprowincja!Niesądzę,żebytobyłdobrypomysł.

-Będęzarabiaćdwarazywięcej-Lidiapodała,wedługniej,rozstrzygający

argument.

-Pieniądzetoniewszystko-upierałsięFilipiniemiałzamiaruzmieniaćzdania.

-Tyjesteśstuknięty-podsumowałacicho.

Rzuciłaszmatkęnapodłogę,odwróciłasięiposzładołazienki.Zatrzasnęłaza

sobądrzwi.

-Mamabach?-spytałzaniepokojonyOskaripokazałnadrzwiłazienki.

-Uważaj,jedziedociebie!-Filipstarałsięodciągnąćuwagęchłopca.

-Mama?-zapytałponowniechłopiec.

-Poszłasiusiu,zarazprzyjdzie-wytłumaczyłmuFilip.

WtymmomencieLidiawypadłazłazienki.Miałalekkoopuchnięteoczyimokrą

twarz.

Wbiegładosypialni,pokilkusekundachwyszłazniejzezmiętąbieliznąwręku.

Znówwpadładołazienki,trzaskającdrzwiami.Niespojrzałaaninasyna,anina

męża.Aoninadal,wmilczeniu,puszczalimiędzysobąsamochodziki.

-Jakzareagowałarodzina?-dziennikarka„GazetyWyborczej”zadałaswoje

drugiepytanie.

Byłatomłoda,dwudziestokilkuletniadziewczyna.Mimożeminęłajużpołowa

października,miałanasobietylkoróżowypodkoszulekzdelikatnymwzorkiemi

krótkądżinsowąkurtkę.Razemzniąprzyszedłniecostarszymężczyznazdługimi

włosamispiętymiwkitkę,ubranyjużodpowiedniodojesiennejaury.Był

fotografem.

Najpierwprzezkilkanaścieminutwybieralimiejsceodpowiedniedozrobienia

zdjęciawstylu:„Profesjonalistkawzaciszudomowym”.Pokrótkiejwymianie

specjalistycznych-wyraźnienapokaz-uwagnatematświatłaispodziewanychjego

efektównastąpiłaczęśćkosmetyczna.DziennikarkapoprosiłaLidięopodkład,

puder,szminkęituszdorzęsiurządziłasobietymczasowygabinetkosmetyczny.

Dopieropotychzabiegachfotografprzystąpiłdowłaściwejpracy.Zrobiłkilka,może

dziesięć,ujęćLidiisiedzącejnakrześlewkuchni,ubranejweleganckikostiumjakdo

pracy(właściwietobyłojednoitosamoujęcietylkopodróżnymkątem),poczym

background image

wyszedł.

Ledwiezamknąłzasobądrzwi,dziennikarkajakbyrozluźniłasię;rozsiadłasię

wygodniejnakanapie,wyjęłanotatnikwkolorowejokładceitanidługopisz

przezroczystegotworzywa.

SpytałaLidięomieszkanie,ookolicęiskwapliwieprzyjęłapropozycjęwypicia

herbaty,złożonąprzezFilipa.Jeszczekilkaminuttrwałauprzejmawymianazdańo

pogodzie,warszawskichkorkachizaletachmieszkaniananowychosiedlach,a

potemdziennikarkawypiładwałykigorącej,niesłodzonejherbatyipowiedziała:

„Przejdźmyterazdorzeczy”.

Filip,jaknasygnał,wyszedłdopokojuOskaraitambawiłsięzsynemklockami,

całyczassłuchającjednaktego,oczymrozmawiałykobietywkuchni.Niechciał,

żebyOskarprzeszkadzałmamie,idlategozająłjegouwagę,alezżerałagociekawość,

jakwłaściwiewyglądatakiwywiadorazcoLidiamadopowiedzenia.

-Rodzina?-Lidiazastanawiałasięchwilę.-Byłotonapewnodużezaskoczenie.

Dumairadość,tonapewno.Aleteżtaka…takiniepokój,jakbędzie.Wkońcuczekają

nasprzecieżdużezmiany.

-Właśnie-dziennikarkaweszłajejwsłowo.-Jakiezmianyczekająterazpaństwa?

-Przeprowadzka-tonajwiększazmiana.ZaczynampracęwGorzowiezatrzy

miesiące,dotegoczasumusimyznaleźćmieszkanie,przewieźćmebleiinnerzeczy.

-Czypanimążteżznalazłpracęwnowymmiejscu?-spytaładziennikarka,

spoglądającwnotatnik.

-Nie.Mążzajmujesięanalizamimarketingowymi,będziepracowałwdomu.-To

profesjonalnekłamstwowyszłoLidiiniezwykległadko.

-Czylibędziezajmowałsięsynkiem?

-Tak.

-Dobrze-dziennikarkaprzewróciłastronęwzeszycie.-Ostatniepytanie-

uśmiechnęłasiędoLidii.-Jakwiem,paniwróciładopracypourlopienatosamo

stanowisko,którezajmowałapaniprzedurlopem.

-Toprawda-Lidiaprzytaknęła.

-Iteraz,popółtorarokudostałapaniawans,tak?

-Odmojegopowrotuminęłyprawiedwalata-uściśliłaLidia.

-Zgadzasię.Ipodwóchlatachpaniawansuje.Tonieczęstosięzdarza.Jakto

wyglądazpaniperspektywy?Czytoświadomapolitykafirmy,czyjednak

odosobnionyprzypadek?

-Firmadocenialojalnychizaangażowanychpracowników-Lidiazaczęłajak

rzecznikprasowyfirmy,alekobietajejprzerwała.

-Aletakodsiebie,jakpanitoodbiera?-spytałaciepłym,niemalkoleżeńskim

tonem.

-Taknaprawdę,toniewiem-Lidiateżzmieniłasposóbodpowiadanianamniej

oficjalny.-Prowadziłamostatniodużyprojekt,pracowałampogodzinachiz

zaangażowaniemidocenilito.Aleniesłyszałamojakiejśspecjalnejpolitycefirmy

wobeckobietzdziećmi.Tylkoniechpanitegoniepisze!-Lidiazastrzegłanakoniec.

-Spokojnie,prześlępanitekstdoautoryzacji-uspokoiłajądziennikarka,nie

podnoszącgłowyznadzeszytu.-Dobrze-skończyłanotowaćizamknęłazeszytz

długopisemwśrodku.

-Dziękujępani,towszystko-powiedziałaniespodziewanie.

Przedwyjściempaniredaktorzajrzałajeszczedopokoju,gdzieFilipiOskar

niszczyliwłaśniezbudowanywcześniejzamekzklocków.DlaOskarajedynymcelem

budowyzamkubyłojegopóźniejszezniszczenie,zupełnieniemógłsobiewyobrazić

innegozastosowaniaklocków.Filippoderwałsię,czułsięniezręcznie,siedzącna

podłodzewśródzabawek,podałkobiecierękęnapożegnanie,atauścisnęłają

zaskakującomocno.NakoniecpotargałajeszczewłosyOskaraiwyszła.

Filipwróciłdozabawyzsynem.

background image

39

Dospotkaniazostałyjeszczedwiegodziny,aFilipjuższykowałsiędowyjścia.

ObudzilisiędziśzOskaremowpółdodziesiątej,potembawilisię,wygłupiali,robili

śniadanieitakminęłajedenasta,izjawiłasiępaniKrysia.Teraz,kiedyFilip

pracowałmniej,anawetmającnowyprojekt,wykonywałgoprzeważniewdomu,

moglibysięobyćbezopiekunki.Mimotozapraszalijądwa,trzyrazywtygodniu,

główniepoto,żebymócjejzapłacić,atymsamym-

utrzymaćprzysobie.Właściwie,bardzoimnaniejzależało,nietylkodlatego,że

Oskarlubiłjąichętniezniązostawał,aleprzedewszystkimjakogniabalisięcałego

procesuposzukiwanianowej,który-nawetnajbardziejstarannieprzeprowadzony-

niezapewniałpowodzenia.LidiacojakiśczasprzypominałaFilipowi,abyposzedł

dopracy,nawetjeśliniematamnicdoroboty.Wostatecznościmógłnawetiśćdo

kinalubnadługispacer.Ważne,żebywyszedłzdomu,aOskarzostałpodopieką

paniKrysi.

TymrazemFilipumówiłsięnaprawdziwespotkanie,choćponiedawnejwizycie

dziennikarkiwichdomuiniespodziewanymwyznaniuLidiijegozapałdootwarcia

przedszkolamocnoosłabł.NiechciałjednakwycofywaćsięitłumaczyćprzedOsą.W

głębiduszymiałnadzieję,żetojakaśpomyłka,spodziewałsię,żepewnegowieczoru

przykolacjiLidiaodsunietalerz,odłożywidelecipowie:„Dobra,żartowałam”.Nie

chciałnigdziewyjeżdżać.Toniemiałosensu.Ijemu,iOskarowibędzietamgorzej,

więczostałaprzegłosowana,czyżnie?Nawetniebędziemiaładużowyższejpensji.

Toabsurd!

JegorozmyślaniaprzerwałapaniKrysia,przypominając,cotaknaprawdęliczysię

wżyciu.

-CozrobićOskarkowinaobiad?-spytała.

Filipchrząknął,spojrzałnaniąipowoliwróciłdoświatarzeczywistego.

-Niewiem,chybanicniemamy-odpowiedziałjeszczewzamyśleniu.-Może

zupę?Alenie…

-Tocośwymyślimy-przerwałamu.-Pójdziemynaspacerisięzastanowimy,tak,

synku?-PogłaskałapogłowieOskara,stojącegowprzedpokojuprzedlustrem.

-Tak!-odpowiedziałchłopiec.

-Nie,naleśniki-wpadłnapomysłFilip.-Tylkoniezserem,bomaostatniojakieś

uczulenie,takieplamynarączkach.

-Dobrze,damysobieradę,niechsiępanniemartwi.

-Niemartwięsię.Nocześć,synku-podniósłchłopca,zakręciłnimwpowietrzu,

potempołaskotałnosemwbrzuchipostawiłjeszczeroześmianegonapodłodze.

-Niedługowracam-powiedziałdosyna,chwyciłpłaszczprzeciwdeszczowyi

wyszedł.

-Dowidzenia-powiedziałjużzadrzwiamiizbiegłposchodach,przeskakującpo

dwastopnienaraz,jakzwykłtorobićjegosyn,kiedywychodzilirazemnaspacer.

Mamaraczejtegonielubiła.

Osajużczekał,mimożeFilipbyłdziesięćminutprzedczasem.Ostrożniepopijałz

filiżankigorącąherbatę.Klimatyzacjawkawiarnidziałałabezzarzutu,choćczerwiec

nierozpieszczałupałamiiFilipodrazuprzybarzezamówiłgorącąkawęzmlekiem.

-Cześć-powiedział,siadającprzystoliku.

Osamruknąłcośwodpowiedzi,dmuchającnaparującypłyn.

-Jaksięjechało?-spytałFilip,odwlekającrozmowęzasadniczą.

-Wporządku.

-Todobrze.

KelnerkapojawiłasięniespodziewanieszybkoijakbyczytającwmyślachFilipa,

postawiłaprzednimfiliżankęzkawąimalutkąpaczkąkruchychciasteknaspodku.

Małydeser-właśnienatomiałterazochotę.

background image

-Facetdzwoniłdomniewczoraj-zacząłOsa.

-Tenodlokalu?

-Tak.Widać,żemuzależy.Jeszczecośutargujemy.

-Todobrze-orzekłFilip,alebezentuzjazmu.

-Myślę,czybyniezadzwonićiniepowiedzieć,żedziśniemożemy.

-Poco?

-Możeodrazuobniżycenę,jaksięprzestraszy,żemożemyzrezygnować.-Osa

zamierzałrozegraćcałąsytuacjęjakpartięszachów.

-Lepiejpojedźmyizaproponujmywłasnącenę-podsunąłFilip.

-Teżtakmyślałem.Alenapoczątekzaoferujemydwatysiącemniej.

-Dwa?-Filipsięzdziwił.

-Będziezczegodorzucać-wyjaśniłOsa.

Filipnigdybyniepomyślał,żeOsaokażesiętakimwytrawnymnegocjatorem.W

liceumniedałsiępoznaćztejstrony.Godziłsięnapierwsząocenę,jaką

zaproponowałmunauczyciel.Aposzkoleinteresowałsięprawiewyłączniemuzyką,

jakwszyscy.

-Tojedziemy?-Filipciekawbyłtychnegocjacjiiniecierpliwiłsię.

-Jeszczechwilę-powstrzymałgoOsa.-Niechtrochępoczeka.

Zamilkli.Pilinapojeiwymienialiuwagiokelnerkach,Osabyłpewien,żetak

brzydkiemogąpracowaćtylkowWarszawie,wŁodziżadnaznichniemiałaby

szans.Filipniespierałsię,niebyłooco.Osaodstawiłswojąfiliżankęispojrzałna

przyjaciela.

-Czychcesz,żebytwójsynchodziłdotegoprzedszkola?

-Tak-odpowiedziałFilip.-Raczejtak-poprawiłsię.

-Dlanauczycielektobyłbydużystres:synekprezesa.-Osasięzaśmiał.

-Wice-Filippoprawiłgo.

-Cozaróżnica.Itakbędąmiałyproblem.

-Zobaczymy.-Filipzamyśliłsię.

-Cozobaczymy?

-Zobaczymy,czybędzietamchodził.

-Możeszgodaćdoinnego.Takbyłobylepiejidlaniego,idlabiznesu.Alejednak

trochędziwne.

-Wogóleniewiem,czytowyjdzie.

-Co?-zdziwiłsięOsa.-Cotypieprzysz?!Cosięstało?

-Nie,nictakiego-Filipmachnąłręką.-ULidkiwpracytrochęsiękomplikuje.

-Zwalniająją?

-Przeciwnie-Filipzaśmiałsiękrótko.-Awans.

-Notoocochodzi?

-MawyjechaćzWarszawy.

-Sama?!

-Znami.

Osaniespodziewałsięczegośtakiego,niewiedział,copowiedzieć.Błyskawicznie

zmieniłmusięwyraztwarzy.

-Toczemuniedzwoniłeśwcześniej?-spytałzdenerwowany.

-Tojeszczeniejestpewne.

-Stary,albowtowchodzisz,albomówteraz,żenie.

Filipskończyłkawę,odsunąłfiliżankę.Zająłsiępustymopakowaniempo

ciastkach,darłjenamałekawałki,ate-najeszczemniejsze.

-Toniejesttakieproste-zaczął,patrzącnaswojeręce.-Onadostałaawans,ma

wyjechaćzWarszawy,amyrazemznią,alejategoniechcęimamnadzieję,żeją

przekonam.

-Jak?

-Niewiem.

Chwilęmilczeli.Kelnerkaprzyniosłaimrachunekwmałymwiklinowym

background image

koszyczkuipostawiładokładnienaśrodkustołu,niewiedząc,któryznichbędzie

płacił,poczymodeszłabezsłowa.

-Słuchaj-OsazwróciłsiędoFilipa,jużspokojniejszymtonem.-Wejdźwten

biznes,rozkręcimytoszybko,ona,nawetjeśliwyjedzie,toszybkowróci.

-Ico,sammamtumieszkać?

-Jeślirzeczywiściepostanowiwyjechać,totyzostaniesz.Nakilkamiesięcy,nie

więcej-

Osazapewniłgo.-Będzieszmiałtufirmę,pieniądze,asyn-najlepsze

przedszkole,jakiemożnasobiewymarzyć.Własne.Togdziemożeciemiećlepiej?

Samatozobaczy.

-Racja-przyznałniepewnieFilip.-Aleniechcę,żebyśmysięrozstawali.Muszęją

przekonać.

-Takbybyłonajlepiej.Alejakniedaszrady,tonaszbiznesprzekonająnapewno.

Tylkomusiruszyć.

-Racja.-Filippokiwałgłowąwzamyśleniu.-Niestety,Lidkaniewierzy,żetosię

uda,więcmnienieposłucha.

-Jakzobaczy,touwierzy-powiedziałOsa,bardzopewnysiebie.

-Niewiadomo-mruknąłdosiebieFilip.

-Niepierdol,idziemy.

Osawstał,zostawiłnastolikudwabanknotynakwotęrachunkuisutegonapiwku

iodszedł,nieoglądającsięzasiebie.Filipruszyłzanim.

background image

40

Odkilkutygodniwpokojubyłomniejdyskusji.Zwłaszczatychopracy.Kino,

telewizja,moda,kosmetyczka-ograniczałysiędotakichtematów.Kiedyjednak

rozmowaschodziłanasprawyzawodowe:zleconychzadań,planówfirmyna

przyszłyrok,niesprawnego(bozawszebyłniesprawny)systemuinformatycznego,

czy-przedewszystkim-kierownictwaiichpoleceń,kończyłasiębardzoszybko.

Kilkazdawkowychuwagwstylu:„No,tak,zgadzasię”,„Wszędzietakjest”,„Nicnie

poradzisz…”itympodobne.Lidiazdawałasobiesprawę,dlaczegotaksiędzieje,nie

wiedziałajednak,jaksięzachować.Ciągnąćrozmowęisamejkrytykowaćszefów?

Czywyjaśniaćtedecyzjekierownictwa,któresamarozumieiuważazasłuszne?Oba

rozwiązaniawydawałysiękiepskie,dlategomilczała,wogóleniewłączałasiędo

takichrozmów,chociaż,byćmoże,woczachkoleżanekwyglądałotojeszczegorzej,

niżgdybysięodzywała.Wkońcu-mówiłasobie-jużniedługoprzestaniepracować

wtympokojuiztymiludźmiisytuacjasamasięrozwiąże.

NaszczęściebyłajeszczeAlina.Wydawałosię,jakbyzupełnienierobiłnaniej

wrażeniaawansLidii.Pytałaotozwyczajnieiszczerzeprzyznawała,żejejzazdrości.

Samachciałabyznaleźćsięnamiejscukoleżankiiniemiaławątpliwości,żenależy

skorzystaćztejokazji.

DlategoLidiachętniezniąrozmawiała,szczególniegdybyłysame.Jedynykolega

wichpokojunieliczyłsię,nieprzejmowałysięjegoobecnością,itakprawiecały

czassiedziałznosemwekraniemonitoralubprzeglądałwydruki,awprzerwach

międzytymiczynnościamijadłkanapki,równieżpochłoniętytymbezreszty.

Tegodniabyływedwieodrana,dwiepozostałekoleżankizpokojuposzłyna

urlop.

Lidiawtymrokumiałaspędzićurlopnaprzygotowaniachdowyjazdudo

Gorzowa,aAlinaplanowałaegzotycznąwycieczkęwpaździernikuidziękitemukilka

dniupalnegosierpniaspędzaływpracywedwie,nieliczączapatrzonegowmonitor

Łukasza,naktóregoprawieniktniezwracałuwagi.

Pomimowakacji,amożewłaśniedlatego,obiebyłyodranazapracowanejak

nigdyiniewielerozmawiały.Siedziałyprzybiurkachzwróconebokiemdosiebiei

głównienarzekałynabrakdanychnatematsprzedaży,utrudniającyim

przygotowanieraportów.Okołodwunastejwpadłdoichpokojuszefdziałuistojącw

drzwiach,zwróciłsiędoLidii.

-Dzieńdobry-powiedziałinieczekającnaodpowiedź,dodał:-PaniLidio,czyo

trzynastejmożepaniwyjśćnalunch?

-Tak-odpowiedziałazaskoczona.

-Tozapraszam.Spotkajmysięprzyrecepcji.

-Dobrze.

Szef,jakbyuspokojonytym,żezaproszeniezostałotakłatwoprzyjęte,rozejrzał

sięzuśmiechempoichpokojuiwyszedł,zamykającdelikatniedrzwi.

-Łoł!-jęknęłazuznaniemAlina.

-Ciekawedojakiejknajpy-wtrąciłsięŁukasz.-Przecieżniedonaszejkantyny-

zakończyłiwróciłdoswoichtabelwkomputerze.

Dziewczynybyłyzdumione,zarównonagłymwejściemszefaijegopropozycją,jak

i-możejeszczebardziej-niespodziewanąuwagąŁukasza,którywydawałsięprzez

całeprzedpołudniepochłoniętyswoimisprawami,ajednakokazałosię,żeanina

chwilęnietracikontaktuzrzeczywistością.

-Tytomaszfarta-przyznałaAlina.

-Dlaczego?-odpowiedziałamechanicznieLidia.

-Jakto?Lunchzszefem!Niekażdemusiętozdarza.Tytowiesz,jaksięustawić.

-Dajspokój!-zdenerwowałasięLidia.-Pewniechceporozmawiaćowyjeździe.

Tojużniedługo.

background image

-Ztymwyjazdemteżmaszfarta-powiedziałaAlina.

-Czyjawiem?

-Jakto,niewiesz?-Alinaspytałazaskoczona.-Jatupracujęjużsiedemlatinigdy

niemiałamżadnejrozmowyoawansie.

Lidianieodpowiedziała.Alinamiałarację,tonapewnojestsukcesiinnipewnie

jejzazdroszczą.Możenawetczują,żeniezasłużony,osiągnięty,byćmoże,przez

jakieśspecjalnekontaktyzszefem?Takiemyślenieuruchamiasięautomatycznie,

nicnatonieporadzą.Niemateżsensuztymwalczyć.

-Iniedość,żeawans,tojeszczeobiadzszefem-dodałazudawanązazdrością

Alina.

-Zwykłylunchwczasiepracy-poprawiłająLidia.

-Ktowie,możekolacjateżbędzie?

-Alina,przestań-Lidiajużniemiałaochotyprzerzucaćsięripostami.-Jeszcze

niewiem,czypojadę,atyopowiadasztakierzeczy.

-Jaktoniewiesz,czypojedziesz?!-ZszokowanaAlinaodsunęłasięodbiurkai

spojrzałanaLidięuważnie.

-Niewiem,poprostuniewiem-Lidiaodwróciłagłowę.-Filipniechcejechać.

Mówi,żewWarszawiebędzienamlepiej,żetamniemaprzyszłościdlanaszegosyna

iżenazawszejużutknęwtymbanku,boinnejpracytampoprostunieznajdę.

-Toakuratracja-wtrąciłaAlina.

-Nowidzisz.

-Czyliniezdecydowałaśjeszcze?

-Właściwietozdecydowałam,aleniewiem,czytojestdobre.Ontaksięupiera.

Niewiem,możenawetzostanie.

-Cotymówisz?!-Alinapodjechałanakrześledokoleżanki.-Toco,tybyś

pojechała,aonnie?

-Niewiem.Powiedział,żeniechcetamjechać.Jakiśbiznesmaotwierać.

-Aletotwojajedynaszansa-Alinazaczęłamówićszeptem.-Wszyscyci

zazdroszczą,czylitomusibyćwyjątkowaokazja.Popracujeszkilkalatjako

kierownikoddziału,ajakniebędziecisiępodobać,wróciszdoWarszawy.Ztakim

doświadczeniemniebędzieszmiałaproblemówzeznalezieniemczegościekawego.

Musiszgoprzekonać.

-Onuważa,żetozłypomysł.ŻewGorzowiejestmniejmożliwości.

-Pojedzie,tosięszybkoprzekona.

-Ajakniepojedzie?-Lidiaspytałaledwiesłyszalnymgłosem.

-Pojedźsama,aondociebiedołączy-wypaliłaAlinabezzastanowienia.

-Nieżartuj.

-Nieżartuję.Zobaczysz,żebardzoszybkozmienizdanieiprzyjedzie.

-Ajaknie?

-No,coty?Chybaniejestzwamitakźle?

Lidianieodpowiedziała.Przysunęłasiędoswojegobiurka,zerknęłanamonitori

otworzyłaprzypadkowąwiadomośćwpoczcieelektronicznej.Nadawcaoczekiwał

pilnejodpowiedzi,więczaczęławystukiwaćsłowa:kasowałate,któreniebrzmiały

dobrze,potemznówpisała,wreszcieprzeczytałapowolicałytekstidopierowtedy

wysłałaodpowiedź.

Alinarównieżwróciładopracy.Poczuła,żebyćmożepowiedziałaojednozdanie

zadużo,więcwolałamilczeć.Wciszysłychaćbyłotylkostukanieklawiszyidźwięki

dochodzącezkomputerów.

Szefzaprosiłjąnalunchdojapońskiejrestauracjikilkaprzecznicodichbiura.

Pojechalijegoeleganckimsamochodemsłużbowymzdoskonaleklimatyzowanym

wnętrzem.Kiedywysiadała,poczułauderzeniegorącego,suchegopowietrza.Szef,

jakzwyklewnienagannieskrojonymgarniturze,zperfekcyjniezawiązanym

krawatem,zachowywałsiędośćpowściągliwie,jakbyniemiałniczegodo

background image

powiedzenia.ZadawałLidiiogólnepytaniaoto,jakjejsiępracujewfirmie,cojejsię

podoba,aco,wedługniej,należałobypoprawić.Lidiamiałanadzieję,żetebłahostki

totylkowstępdoprawdziwejrozmowy.Kelnerpodszedłdonichbezszelestnie,

zaproponowałprzystawkiizasugerował,któregodaniagłównegopowinni

spróbować.Lidianigdyniebyławjapońskiejrestauracjiijedynąpotrawą,jakąznała,

byłosushi.Tylkoznazwy,oczywiście;nigdytegoniejadła.

Zarazpozłożeniuzamówieniadostalidzbanekzzielonąherbatąidwiemałe

porcelanowefiliżankibezuszek.Dotegokelnerpołożyłkażdemunastoledrewniane

pałeczkizapakowanewpapierzjapońskiminapisamiorazzwiniętywrulonmały,

wilgotnyiciepłyręcznik.Lidiaczułazażenowanie,niebyłapewna,doczegosłużą

wszystkieteakcesoria,jednakszefnalałjejherbatydofiliżankiiwtensposóbmogła

czymśzająćręce,kiedyobserwowałagościprzyinnychstolikach.

Powstępnychuwagachszefwypytałjądelikatnie,czyjestzadowolonaznowego

stanowiskaizwyjazdu.Lidiaprzytaknęła.Niezamierzaładzielićsięznimswoimi

wątpliwościami.Czuła,żepowinnapowiedziećwięcej,podziękowaławięcza

wyróżnienieikrótko,bezkonkretów,opisała,jakzamierzaprowadzićoddział.Ten

aspektwyjazdupociągałjąnajbardziej-organizowaniepracymałegooddziału:

ustalanieiwdrażaniestrategii,wcielaniewżycienowychpomysłów-tutajczułasię

pewnie,niemusiałaudawaćentuzjazmu,bonaprawdęgomiała.Szefsłuchał

uważnie,tylkoczasemzadająckrótkiepytania.Ponowniedolałjejzielonejherbatyi

wtedyzadzwoniłjegotelefon.Lidianatychmiastzamilkła,aonodebrałdopieropo

trzecimdzwonku,jakbyliczyłnato,żedzwoniącyzrezygnuje.Chwilęsłuchał,potem

powiedziałcicho:„Mamterazspotkanie,zadzwoniępóźniej”.

Tennawpółintymnygłosszefawtrakciepoważnej,choćniecosztucznej,

rozmowy,wyprowadziłjązrównowagi.Milczała.Podpatrzyłajuż,cosięrobiz

ręczniczkiem,iwytarłanimstaranniedłonie.Wtymczasiekelnerprzyniósłim

surówkęzmarynowanejkapustypekińskiej,zaczęliwięcjeśćiwymieniaćuwagio

potrawach.SzefkilkalattemubyłwJaponiiiopowiedziałLidiiotamtejszych

zwyczajachkulinarnych.Opowieśćotrującejrybiefubu,przysmakuJapończyków,z

powoduktóregokilkadziesiątosóbrocznieumierawmęczarniach,trochęją

zaniepokoiła.Kiedykelnerprzyniósłtacęzsushi,wybierałatylkoryżowerulonikiz

łososiemlubzogórkiemwśrodku,omijającinnesuroweryby.Niepotrafiłajeść

pałeczkami,dwarazyporcjasushiwpadłajejdomiseczkizsosemsojowym,na

szczęściciejednaksosniepobrudziłjejkremowegożakietu.

Potelefonieszefzrobiłsięmniejoficjalny.Dałjejkilkarad,nacozwracaćuwagęw

pierwszychtygodniachdziałaniaoddziału.Powiedział,ktobędziezniąpracowałi

czymbędąsięzajmowaćnajważniejszeosoby.Izapewnił,żemożedzwonićdoniego

wkażdejchwili.

Nawetżyczyłbysobieczęstychtelefonów,ponieważdoświadczeniaprzy

otwieraniutegooddziałubędąwykorzystaneprzytworzeniunastępnych.Lidia

zapewniła,żebędziewstałymkontakciezfirmą.

Daniegłówneprzypominałojejtrochęto,cojadłakiedyśwbudceprzyulicy

Marszałkowskiej,prowadzonejprzezWietnamczyka:smażonyfiletzłososiaz

warzywami,dotegobiały,zupełnieniesłonyryżwczarnejmiseczce.Zabawaz

pałeczkamiwymagaładużejzręczności,jednakwidziała,żeszefteżniejest

mistrzemwtejdziedzinie,więcprzestałasięprzejmować.Zajęcimozolnym

przenoszeniempożywieniaztalerzydoust,niewielerozmawiali.Szefopowiedział

jeszcze,jakzacząłpracęwfirmiepiętnaścielattemu,kiedytodziesięćosób

pracowałonaczterechkomputerach,akserokopiarkasłużyłaimjakostolik.Tego

typubiurowelegendyinteresowałytylkotych,którzyuczestniczyliwichtworzeniu,

dlakażdegoinnegosłuchaczabyłystratączasu.JednakLidiauśmiechnęłasiękilka

razyiniebyłotowymuszone.Wyobraziłasobie,jaktoonazadziesięćlatbędzie

opowiadaćnowympracownikomoddziałuwGorzowiehistoriępowstaniabiura,i

byłapewna,żedlanichtobędziezwykłenudziarstwo.Alecóżinnegostarszystażem

background image

pracownikmożeopowiadaćmłodszym?

Poobiedzienamówiłjąnakawę.Jeszczerazpodkreślił,jakważnedlafirmyjest

otwarcietegonowegooddziału,izapewnił,żeLidiazawszemożeliczyćnajego

pomoc.

Zaproponował,żebynanastępnymspotkaniuprzedstawiłamukilkapomysłów

nato,odczegozamierzazacząćnanowymstanowisku.Powiedzmyzatydzień.Tym

razem-nakolacji.Wtorekodwudziestej.

Lidiazamarłazfiliżankąwdłoni.Przełknęłakawę,któranagleprzestałajej

smakować.

Odstawiłafiliżankęichoćstarałasięzrobićtodelikatnie,porcelanawydała

głośnynieprzyjemnydźwięk.Zrobiłojejsięgorąco,czuła,jakpocisiępodżakietem.

Wiedziała,żepowinnacośpowiedzieć,jakośzareagować,szefzamilkłiwyraźnie

czekał.Przesuwałakciukiempouchufiliżanki.

-Odpowiadapani?-zapytałmiękko.-Niewiem,czybędęmogła-odpowiedziała

niepewnie.-Tomożebyćśroda-zaproponowałszybko,jakbybyłnato

przygotowany.

Zaskoczonaniewiedziała,copowiedzieć.Szefwyjąłzeszklankiprzyniesionena

deserowocelychi.ZbiałąkuleczkąnałyżcejeszczerazzwróciłsięwkierunkuLidii.

-Tomożepotwierdzipanijutro,dobrze?

-Aczyniemożemytegoomówićwbiurze?-odważyłasięzapytać.

-Wbiurzejesttylespraw-włożyłowocdoust,rozgryzłipołknął.-Atojesttemat

wymagającyskupienia-dodał.

-Jeślimożna,wolałabymwbiurze-Lidiapowiedziałatojużbardziejstanowczo.

-Wiepani-zaczął,patrzącjejprostowtwarz-kolacjetoczęśćpracymenedżera.

Szefopuściłwzrok,zajrzałdoszklanki,alewszystkieowocebyłyjużzjedzone.

Lidiazorientowałasię,żecałyczastrzymawgórzeprawąrękęzłyżeczką,

niezdecydowana,czychcewziąćowoczeszklanki,czynie.Rękazupełniejej

zesztywniała.Spojrzałananiąiopuściłałyżeczkę,uderzającoporcelanowyspodek.

Natendźwiękkilkaosóbprzysąsiednimstolikunachwilezwróciłowzrokw

kierunkuLidii,poczymnatychmiastodwróciligłowy,coprzypominałokiwaniesię

zabaweknasprężynce.

-Dobrze,czylipotwierdzimyjutro-podsumowałirozejrzałsięwposzukiwaniu

kelnera.

Lidiamiaławrażenie,żezakażdymrazem,kiedywzrokszefaprześlizgujesiępo

niej,zatrzymujesięwyłączniewokolicachjejbiustu.Mechaniczniedopiłaresztkę

kawy,jednaknieczułasmaku.Wytarłaserwetkąustaizauważyłaresztkipomadki

nabiałympapierze.

Wyjęłaztorebkiszminkęipomalowaładolnąwargę,alepomyślała,żenie

powinnategorobićprzystole,iszybkoschowałaszminkędotorebki.Wstała,

bąknęła„przepraszam”iwyszładołazienki.Zpanikąmyślałaodrodzepowrotnejdo

biura,szukałarozpaczliwiepretekstu,abymócwrócićtramwajemlubnawetpieszo,

alekażdywydawałsięabsurdalny.

Mogłanajwyżejwyjśćteraz,wtejchwili,zrestauracji,cowydawałojejsię

najlepszymrozwiązaniem,alezarazpomyślała,żeprzecieżwrócidopracy,gdziego

codzienniespotyka.

Wkońcu,możesięprzecieżumówićinieprzyjść,więcwczymproblem?Po

drodzedołazienkizauważyławgłębikuchnijapońskiegokucharza,któryzręcznie

podrzucałskwierczącenapatelnikrewetki.

background image

41

Międzysnemajawąjestmoment,kiedywiesz,żesiębudzisz.Najczęściejdociera

dociebiejakiśdźwięk,rzadziejświatło,iwracaświadomośćtego,żeistniejesz.

Budziszsię,ajednocześnieprzebywaszjeszczeweśnie.Czasemtrwatoułamek

sekundy,czasemkilkasekund,alenawetwtedyniejesteśwstaniezapamiętaćtego

stanu.Ichoćbyśnajbardziejsięstarał,postanawiałsobiewieczorem,żetymrazem

zdołaszuchwycićtenmoment,boprzecieżtonictrudnego,nigdycisiętonieuda.

PrzezkrótkąchwilęFilippoczułweśnie,żesiębudzi.Posekundzieniepotrafiłjuż

sobiejejprzypomnieć.Czułjeszczecoś,cośnieokreślonego,aleitoznikło.Otworzył

oczy;światłodniasączyłosięprzezpółprzezroczysterolety.Wokółpanowałacisza.

SpojrzałnaLidię-spała,oddychającprzezlekkootwarteusta,kosmykiwłosów

przykrywałyjejleweoko.

Policzekprzyciśniętydopoduszkibyłzaczerwieniony.Prawapierśwysunęłasięz

czerwonejatłasowejkoszulki,którąkupiłjejnaostatnieimieniny.Filipprzesunąłsię

nałóżkuidelikatniepocałowałgładkąskórężony.Odczekałchwilę,akiedynie

poruszyłasię,przytuliłpoliczekdojejpiersiiwdychałledwiewyczuwalnyzapach

skóry.

Lidiaporuszyłasię,odwróciłanadrugibok,wystawiającdoniegoplecy,iFilip

czuleprzesunąłdłoniąpojejudachigołejpupie,wsunąłpalcetam,gdziejejuda

schodziłysię,gdziebyłociasno,ciepłoitrochęwilgotno.Leżałtakbezruchuw

oczekiwaniunaerekcję.

Niemusiałdługoczekać,przytuliłsiędożonyiztrudemwcisnąłswojegoczłonka

międzyjejpośladki.Czułwnimpulsowanie.

JużpokilkuchwilachLidiaprzebudziłasię,jednakniezmieniłapozycji,ajedynie

odszukałaswojąrękątocoś,couciskałojąodtyłu,wyswobodziłaspomiędzyswoich

pośladkówichwyciłapewniecałądłonią.Filip,jaknasygnał,zacząłpieścićjejpierś,

alenajpierwmusiałzsunąćkoszulkę,któraterazzakryłabiustżony.Takapozycja

trwałajednakbardzokrótko.Latamałżeństwaizwyczajspaniabezbieliznyskracały

ichgręwstępnądoledwiekilkuminut.Lidiaodwróciłasiędoniego,bezsłowa

zarzuciłaswojeudonajegobiodro,arękąnakierowałajegoczłonkatam,gdzie

powiniensięznaleźć.Ontylkoczekałnatensygnałiwszedłwnią,najpierw

ostrożnie,azadrugimrazemjużdosamegokońca.

Przewróciłjąnaplecy,podniósłjejnogiwysokodogóry,opierającsięswoimi

dłońmiojejnaprężoneudaizacząłporuszaćsięwolnoirytmicznie.

-Zaczekaj-tobyłopierwszesłowo,jakieLidiapowiedziałategodnia.-Pobawsię

niątrochę.

Wyszedłzniejniechętnie,usiadłnakolanach,aonaotworzyłaprzednimswoje

nogitakszeroko,jaktylkomogła,przyjmującnajbardziejbezwstydnąpozycję,jaką

mogąsobiewymarzyćmężczyźni.Filipzacząłgłaskaćjejcipkętrzemapalcami,z

górydodołuiznówdogóry.Nakierowałajegopalecnaswojąłechtaczkę,więcnie

miałinnegowyjścia,jakzacząćlekkopieścićmałojeszczewyczuwalnąfałdkęskóry,

skrytąmiędzywłosamiłonowymi.Lidiależałazzamkniętymioczami,czekałana

rozkosz.Niebyłomuwygodniewtejpozycji,położyłsięwięcobokżonyirozpoczął

swojąpracęwskazującympalcem.Cojakiśczaswyczuwałsuchośćiniechcąc

sprawićjejbólu,przesuwałpalecwdół,tamjednakniebyłodośćwilgoci.Lidiaw

tymczasieprzesuwałakurczowozaciśniętądłońnajegoczłonku,robiącdługie

przerwy,byzachwilęruszyćzezdwojonąsiłą,jakbyprzypominałasobieojego

istnieniu.PopewnymczasieFilipwyczuł,żejegosztywnośćjużniejestidealna,a

kiedyuświadomiłtosobie,zrobiłosięjeszczegorzej.WtedyLidiawznowiłaswoje

działaniazjeszczewiększąsiłą.AleśluzuiślinynadalbyłozamałoiłechtaczkaLidii

szybkozrobiłasięszorstka,aonasamauchylałabiodra,chcącuniknąćdotyku.

-Chybasięnieuda-powiedziaławkońcu.

background image

-Możezrobimytozwyczajnie-zaproponowałFilip.-Zarazwezmęgumkę.

-Nie,wolętak-powiedziała.

-Jestsucha-zauważył.

-Wiem-powiedziałazwyrzutem.-Spróbujjeszczeraz,tutaj.

Naprowadziłajegodłońtam,gdzie-wedługniego-przedchwiląwłaśnieją

pieścił.

Jednakpotrzechruchachzacisnęłaudaiwyszarpnęłaspomiędzynichjegorękę.

-Nietak-syknęła.

-Zawszetakrobimy-usprawiedliwiłsię.

-Izawszetakciwychodzi!

-Przeztylelatniemówiłaśmitego.

-O!-wykrzyknęłaobrażonaiodwróciłasiędoniegotyłem.

Wtymmomencieusłyszelitupotbosychstóppopodłodze.ToOskarobudziłsięi

jakpiesPawłowaodrazu,jeszczewpółśnie,przybiegłdosypialnirodziców.

Wdrapałsięnaichłóżko,przeszedłprzezleżącegoojca,uderzającgoprzytym

kolanemwciąglejeszczesztywnyczłonekiułożyłsiędokładnietak,żebydotykaći

mamy,itaty.

Chłopiecniezasnąłjuż.Iniezamierzałmarnowaćczasunabezczynneleżenie.

Zacząłturlaćsiępołóżkuodbrzegudobrzegu,traktującciałarodzicówjak

przeszkodydopokonania,potemchowałsiępodkołdrąikazałsięszukać,wreszcie

zacząłskakaćiprzyjednymlądowaniuuderzyłlekkogłowąwścianę.Rozpłakałsięi

takskończyłasięzabawawsobotniporanekwpołowiewrześnia.

Potembyłajużtylkozwykłakrzątanina,mycie,ubieraniesię,zabawa,

przygotowywanieśniadania,zabawa,jedzenie,płacz,sprzątanienaczyńiznów

zabawa.WpewnymmomencieLidiaotworzyłaszafkęzbutami.

-Idzieszgdzieś?-spytałFilip,grajączsynemwpiłkę.

-Odebraćsamochód-powiedziała,wsuwającstopęwczarnypantofelnaniskim

obcasie.

-Samochód?-zapytał,nicnierozumiejąc.

Lidianiezdążyłaodpowiedzieć,bozadzwoniłtelefoninastąpiłakrótkachwila

konsternacji…

-Jaodbiorę!-rzuciłFilip.

Lidia,gotowadowyjścia,usiadłanakanapieizaczęłatoczyćpiłkędoOskara.

Chłopiecdenerwowałsię,żesiędotegonieprzykładairzucapiłkęzbytlekko.

-Cośsięstało?-spytała,kiedyFilipodłożyłsłuchawkę.

-Nic-odpowiedziałzniecierpliwiony.-Totata.

-Icomówił?

-Szkodagadać.

-Aleprotestowałeś-niedawałazawygraną.

-Przeczytałgdzieś,żeogłosiliegzaminnaurzędnikówdoUniiEuropejskiej,i

uważa,żekonieczniepowinienemskorzystaćztejokazji.

-Takieegzaminysąchybacokilkamiesięcy-zauważyłaLidia.

-Chybatak.Alemnietonieinteresuje.

-Czemu?-Lidiawstała.-Mógłbyśspróbować.

-Poco?-zdenerwowałsię.-Chodź,Oskar-wziąłsynanaręceizacząłrobićdo

niegominy.

-Tojestniezłapraca-powiedziałaLidia,poprawiającwłosyprzedlustrem.-

Pewna,dobrzepłatna…

-AleniewPolsce-Filipuciąłstanowczo.

-Notak-przyznałaLidia.-Tojalecę-pocałowałasynkawobapoliczkiiwczoło,

amężamusnęłaustamiwjedenpoliczek.

-Odbieraszsamochódsłużbowy,tak?-upewniłsięFilip.

-Tak.

-Musiałaśsięumówićwsobotę?-spytałzwyrzutem.

background image

-Wtygodniujestotwartetylkodoszóstej,niezdążyłabym.Idę,bosięspóźnię.

Niedługowrócę,pa!

Wyszła,zamykającdelikatniedrzwi,awesołystukotobcasównaschodach

świadczyłojejdobrymhumorzetegoprzedpołudnia.Zostaliwdomuwedwóch,

ojciecisyn.

FilipjeszczeprzezkilkaminutskarżyłsięOskarowi,jakaniegrzecznajestjego

mama.

Szybkosięjednakzreflektowałizacząłsiębawićzsynem,układającnapodłodze

torwyścigowyzklockówiróżnychpudełek,naktórymustawialisamochodziki.

Leżelinapodłodze,wydawalidźwiękiimitująceodgłosysilnikówsamochodówi

przesuwalipojazdypotorzelubpuszczalijetak,byuderzałyosiebie.Bawilisięw

tensposóbprawiegodzinę,śmiejącsięiwygłupiającjaktypowidwuipółletni

chłopcy.

Jednemuznichwkońcuzabawasięznudziła,wstałwięcizacząłprzygotowywać

przekąskę.Oskar,pozostawionysamsobie,zniszczyłtorwyścigowywmniejniż

dziesięćsekund,apotemzacząłsiędomagaćsokuowocowego,czekolady,filmudla

dzieciwtelewizjiorazpodniesieniadogóryprzezojca.IFilipstarałsięspełniaćjego

zachcianki,jednąpodrugiej,ajednocześnieprzygotowaćposiłekdlaOskara.Kiedy

chłopiecsiedziałpotureckunapodłodze,zkartonikiemsokuwdłoniachioglądał

kreskówkinakanaleMiniMini,zadzwoniłtelefonkomórkowyFilipa.Zanimodebrał,

odsunąłgorącyczajnikjaknajdalejodkrawędzikuchni.OsazacząłbezwstępuiFilip

wpierwszymmomencieniezrozumiał,oczymmówi.

-Wdomu,agdziemambyć-odpowiedziałFilip,zaskoczony,najegopierwsze

pytanie.-

Unotariusza?!-zdziwiłsię…-Ocholera!Umowawsprawielokalu!…

Zapomniałem,zupełniewyleciałomizgłowy…Mogłemzapomnieć.Zdarzasię

przecież…Ilemożeciejeszczezaczekać?…Niedamrady,niemogęterazwyjśćz

domu…Niewiem.Możezagodzinę,czterdzieściminut…zaczekajchwilę!

ZtelefonemwrękuFiliprzuciłsięwkierunkuOskara,jednakniezdążyłisok

owocowyzprzechylonegokartonurozlałsięnapodłogęispodnieOskara,akilka

kropelzabarwiłoteżtelefonFilipa.

-Fuck!-zakląłojciecizabrałchłopcupustyjużpojemnik.

PrzetarłklawiaturętelefonurękawemTshirta,alekiedyprzyłożyłaparatdoucha,

usłyszałjużtylkosygnał.Osarozłączyłsię.Niezaczekał,ażFilipbędziemógł

odpowiedzieć,atymsamymnajegoostatecznądecyzję.Jednymprostymruchem,

trwającymułameksekundy,położyłkresdylematomFilipa,którybyłokrokod

spełnieniaswojegoplanu,możenawetmarzenia,alezabrakłomuodwagi.

Miałjeszczeostatniąszansę,mógłszybkozadzwonićdoOsy,stanowczymgłosem

umówićsięnaspotkaniezakilkanaścieminutlubpoprosić,żebyOsaponiego

przyjechał.

Mógłzdecydowaniemprzykryćswojeroztargnienieibrakpewności.Alesię

wahał.Stałbezruchu.Oskar,niezwracającnatouwagi,wszedłwrozlanysok,

decydująctymsamymoprzyszłościFilipa,któryspokojniewytarłklejącysięnapójz

podłogi,nałożyłbudyńdomiseczek,abyzjeśćgorazemzsynem,oglądając

animowanyfilmowielkimczerwonympsieijegorezolutnych,choćniekiedy

lekkomyślnychprzyjaciołach.

background image

42

Nazjeżdżalnibyłonajzabawniej.Żółtysłonikzesztucznegotworzywaprzyciągał

wzrokwszystkichdzieci,alepochwiliwiększośćznichodchodziławinneczęści

basenu.

TymczasemOskarmógłnanimzjeżdżaćcałągodzinę,aitaknienudziłomusię.

Wchodziłpowolipowąskichschodkachnaplecysłonia,przytrzymywanyprzezojca,

odganiającsięodniegonerwowojakodnatrętnejmuchyikrzycząc:„jasam,ja

sam!”,poczymstawałnaszczyciezjeżdżalnizzadowolonąminą.WtymczasieFilip

obiegałzjeżdżalnięjaknajszybciej,abystanąćzdrugiejstronyichronićsynaprzy

lądowaniu.Filipledwienadążał.

Oskarznówsiadałizsuwałsiępogłowieitrąbiesłonia,aojciecłapałmalca,kiedy

synekwpadałdowody,starającsięjednakrobićtozwyczuciemiwostatniejchwili,

żebydzieckomiałojaknajwięcejfrajdyinieodczułointerwencjizatroskanego

rodzica.

PopiętnastuminutachtakiejzabawyFilipbyłoczywiściebardziejzmęczonyod

syna.

Próbowałwyszukaćmunowezajęcie,zainteresowaćczymśinnym,ale

rozbawionyOskarniezwracałuwaginazabiegiojcaizokrzykiem„jeszczeraz!”

znówwychodziłzbrodzikaiwdrapywałsiępoplecachsłonianajegogłowę.

UmordowanegoFilipa,któryoczywiściecieszyłsięradościądzieckaichciał,by

trwała,jaknajdłużej,uratowałaprzedśmierciązwycieńczeniaLidia.Podeszłado

niego,ociekającawodą,poprawiającwłosy,któreoblepiłyjejtwarz.

-Idź,popływaj-powiedziaładoFilipa,wyciskającrękąwodęzwłosów.

-Jużskończyłaś?-spytał,choćtonieulegałowątpliwości.

-Terazjasięnimzajmę,idź.

Filipwstałbezsłowa,aLidiachwyciłapodramionaOskarabiegnącegoznówna

zjeżdżalnię.Wzięłagonaręceiposzłaodpocząćwjacuzzi.Chłopiecpoczątkowo

protestował,chciałwyswobodzićsięześliskichramionmamy,niemożnaprzecieżw

tensposóbprzerywaćdzieckuzabawy!Buzująceigorącejacuzziszybkojednakgo

zainteresowało.Stałpośrodkudużej,okrągłejwannymiędzywyciągniętymiudami

mamyiłapałnajwiększebąbelki.Wydawałprzytymróżneokrzyki,zazwyczaj

zupełnieniezrozumiałe,nawetdlarodziców.Pochwiliwpadłnapomysł,żeznacznie

zabawniejbędziełapaćbąbelkiustami.Musiałpołknąćkilkałykówchlorowanej

wody,zanimmamaprzerwałamutęświetnązabawę,wobecczegodużawanna

natychmiastmusięznudziła.WstałizacząłciągnąćLidięzapalec,wołającwswoim

języku„mamo,chodź,mamo,chodź,idziemytam”.

ZdyszanyFilipstanąłkołonichwmomencie,gdyLidiauległasynkowiiz

ociąganiemwychodziłazjacuzzi.

-Już?-spytałamężazaskoczona.

-Tak,jużmiwystarczy-wysapał.

-Tata,chodź,mama,chodź,tu-powiedziałOskar,łapiącrodzicówzanogi.

-Niezmieścimysię,synku-powiedziałFilip.

-Nie,nie!-krzyczałchłopiec.-Mamatuitatatu!

-Gdzieidziemyteraz?-LidiazwróciłasiędoFilipa.

-Możedotegowiększegobrodzika?

-Jakchcesz.-Lidiaodwróciłasięiruszyławkierunkujednegozbasenów.

Całapływalniaskładałasięzregularnego,dwudziestopięciometrowegobasenu

dopływania,jednegomniejszegoomaksymalnejgłębokościmetrtrzydzieści

(okupowanegoprzezrodzicówzmałymidziećmiorazmłodedziewczynyi

chłopców,którzyniegarnęlisiędopływania)orazmalutkiegobrodzikaze

zjeżdżalniąsłonikiem,gdziewodasięgałaznudzonymdorosłymledwiedokolan.Od

kilkumiesięcyprzychodzilituzOskaremizakażdymrazemmusieliodwiedzać

background image

wszystkietrzybaseny:dwamniejsze,asystujączabawomsyna,oraztentrzeci-

pływającsamemu.Narazieniekorzystalijeszczezdużejzjeżdżalni:zakręconej,

żółtejtuby,częściowowychodzącejnawetnazewnątrzbudynku,aleFilipzakażdym

razemprzymierzałsiędozjechaniazniejrazemzOskaremizakażdymrazemLidia

odwodziłagoodtegozamiaru.

Tegodniapozostałimjeszczedozaliczeniaśrednibasen,wktóregokierunku

zmierzałaLidia.Oskarowijednakniepodobałosię,żerodziceznówsięrozdzielili-

niemógłnadążyćzamamą,atata-wedługniego-szedłzdecydowaniezawolno!

-Mama!-krzyczał.-ChodźdotatyiOskara!Mamatu!

-Jużdoniejidziemy-Filipstarałsięuspokoićsyna.-Popływamywwiększym

basenienatakiejfajnejdesce.

ZazwyczajtoFilipuczyłsynapływać,Lidianiemiałaotympojęcia,więcgłównie

pilnowała,żebychłopcuniczłegosięniestało.Tatanakłaniałchłopcadotrzymania

sięstyropianowychprzedmiotównazywanychdeskamidopływaniaicierpliwie

tłumaczył,jakpowinienporuszaćnóżkamiwwodzie.Oskar,równiecierpliwie,nie

słuchałojca,robił,cochciał,iwkońcunajczęściejFilipmusiałwyławiaćgozwody,

bomalecpuszczałdeskę,całkowiciesięzanurzając.Lidianiemogłanatopatrzeći

wciążpróbowałaimprzerwać.

Jednakchłopiecuwielbiałnurkowanie,jakwięczabronićmutegonabasenie?

Tymrazemnaukapływaniatrwałaznaczniedłużejniżzwykle,gdyżLidia

relaksowałasiępodwodnymibiczamiiniewidziała,jaksynznikałpodwodąna

jedną,dwiesekundy.

Chłopcujednakszybkosięznudziłoipoprosił,bypodpłynęlidomamy,gdyżsam

bałsięporuszaćwmiejscach,gdzieniewyczuwałnogamidna.Jeszczetrochę

wszyscytrojechlapalisięwodąiwreszcieskierowalisiędowyjścia.Filipobliczył,że

moglijeszczezostaćpiętnaścieminut,abywpełniwykorzystaćczas,którywykupili,

aleniemielijużpomysłunateostatniechwile.FilipwziąłOskarazarączkęiruszyli

domęskiejprzebieralni.

-Zaczekamwkawiarninagórze-rzuciłaLidia,idącdodamskiejprzebieralni.

-Uhm-bąknąłFilip.

-Mamatu,znami!-OskarzłapałLidięzadłońiniezamierzałjejpuszczać.

-Mamapójdziedoswojejprzebieralni,dlapań-wyjaśniłFilip.-Amypójdziemy

donaszej,dlafacetów.

-Nie!MamaitatarazemzOskarem-powiedziałchłopiecstanowczo.

-Mamaniemoże-tłumaczyłmuFilip.-Panieniemogąiśćznami,onemająinny

prysznic.

Filipwziąłgonaręce,aletrudnobyłomuutrzymaćwierzgającegomalca.

-Comusięstało?-zaniepokoiłsięFilip.

-Bojawiem-Lidiawzruszyłaramionami.

-Janiechcę,janiechcę!-histeryzowałOskar.-Mamaznami,chodź!

-Idźjuż-powiedziałFilipdoLidii,trzymającwyrywającegosięchłopca.-Jasię

nimzajmę.

Lidiaznikłajużwprzebieralnidlakobiet,aFilipjeszczedłuższyczaswalczyłz

Oskarem,którywymyśliłsobie,żerodzicemusząsięznaleźćrazemwtymsamym

pomieszczeniu.ZtegowszystkiegoFilipzrezygnowałzprysznica,aOskarajedynie

trochęopłukał,poczymposadziłgonaławceobokszafkiipospieszeniewytarł

ręcznikiemzwyhaftowanymsamochodemterenowym.

Oskarwkońcuprzestałpłakać,alenadalbyłrozżalony,kiedywchodzilipo

schodachdokawiarninaostatnimpiętrze,skąd,popijająckawę,możnabyło

obserwowaćludzipluskającychsięwbaseniedwapiętraniżej.Wreszcieujrzał

mamęprzyjednymzestolików,zerwałsiędobieguiboleśnieuderzyłsięo

wysuniętekrzesło.Znówpłaczituleniesię,tymrazemdomamy.Minęłokilkaminut,

zanimzabrałsiędojedzeniakanapkiipiciasoku-pływaniewzmagałoapetyt

małegoitobyłjedenzpowodów,dlaktórychcotydzieńwybieralisięnabasenw

background image

porzekolacji.

Filipzamówiłkawęipoprosiłpodwójnemleko,Lidiaczekałananaleśnikize

szpinakiem.

Wszyscytrojeobserwowalibasenwdole.

-TwojasiostraprzyjedziedonasczyodrazudoGorzowa?-spytałFilip,patrząc

nadziewczynkę,którapokazywałamłodszemubratu,jakbezpieczniezanurkować.

-Donas-odpowiedziałakrótko.

-MajużpracęwGorzowie?-spytał.

-Tak,zadzwoniliiobiecalijejumowę.

-Ico?Odrazuweźmiecałyetat?

-Mogłabymiećcały-Lidiawyjaśniła.-Oskarbędziewprzedszkoludo

czternastej,więcnapewnozdążyłabygoodebrać.Aledyrektorszkołynaraziedałjej

półetatu.Chybaprzestraszyłsiętego,żebyłatrzylatanaurlopiezdrowotnym.Nie

powiedziałtego,aletakpodejrzewam.

Zamilkła.Filipniemiałjużpomysłunakolejnepytanie.

-Spakujęwas-zaproponowałFilip.

-Niemapotrzeby.

-Jest,pomogęci.

-Dobrze-westchnęłaLidia.Kelnerkaprzyniosłanaleśniki.Byłygorące,parowały.

Oskarskończyłkanapkęiwstałzkrzesła.

-Mama,tusiedzi-powiedziałOskar,ciągnącLidięzarękaw.

-Gdziemamusiąść,synku?-spytałaLidia,głaszczącgopogłówce.

-Tu,dotaty-pokazałchłopiec.

-Aty?-spytałFilip.

-Jatutaj-chłopiecwskazałkrzesłopodrugiejstroniestolika.

OskarprzysunąłswojekrzesłodokrzesłatatyipociągnąłLidię,abyprzysunęła

siędomęża.Przesunęłasięzociąganiem,takjednak,byniedotykaćFilipa.Chłopiec

stałzanimiiwskazywałpalcemjakwwyliczance.

-Mamatu,tatatu,razem-mówiłzadowolony.

-AleniechOskarteżusiądzie-powiedziałFilip.

-Oskarpilnuje-odpowiedziałchłopieczprzejęciem.

-Kogopilnujesz?-zapytałaLidia.

-Pilnujemamasiedzitu,tatatu,obok-wyjaśniłchłopiec.

-Alemynigdzienieidziemy-uśmiechnąłsięFilip.-Niemusisznaspilnować.

-Oskarpilnuje.

Chłopiecstał,awidząc,żerodzicenarazieniezamierzająwstawać,zająłsięswoją

buteleczkązsokiem.Pił,całyczaspatrzącnasiedzącychwmilczeniurodziców.

Potemodstawiłbutelkęichwyciłrękęojca.Przesunąłjąpostolekilkacentymetrów

wkierunkuLidiiizatrzymał,niezdejmujączniejswojejmałejrączki,jakbyw

obawie,żeodfrunie.

Następniedrugądłoniąpróbowałchwycićrękęmamy.Niemógłjednak

dosięgnąć,całyczaszajętypilnowaniemrękitaty.Przezchwilęzastanawiałsię,czy

jejniepuścićnaułameksekundy,alebałsię,żeucieknie.Rozglądałsiępostole,w

końcuchwyciłmocnomałypalecFilipaiznówzacząłciągnąć.Filipmusiałsam

przysunąćrękęwkierunkuLidiiichłopcuwreszcieudałosiędotrzećdodłoniLidii.

Stałprzezchwilę,trzymającwlewejrączcemałypalecFilipa,awprawej-kciukLidii.

Teraz,jakbyzmagającsięznadludzkimciężarem,ciągnąłdłonierodzicówdosiebie.

Cośmujednakwtymprzeszkadzało.Cośbyłonietak.

WreszcieFilipprzesunąłsiętrochęcałymciałem,aLidiauniosładogórylewą

rękę.Ichłopiecdopiąłswego:dłonierodzicówspoczywałyjednanadrugiej.Przez

kilkachwilrodzicechłopcapatrzylisobiewoczy,alezarazodwróciligłowy,jakby

lekkozawstydzenilubprzestraszeni.

background image

43

Zbudziłsięobolałyiniewyspany.Obolałydlatego,żeniewyspany.Wyczuł

nieznośnąsztywnośćwkroczuiwiedział,żejużniezaśnie.Obmacałnabrzmiały

członek,poczułswędzenieworkamosznowegoichwilęugniatałrękąjądra.Zrobiłto

jednakzbytnerwowo,zbytmocnoipopodbrzuszurozlałmusiętępyból.Odwrócił

sięnabokipodciągnąłkolanadoklatkipiersiowej.Wyświetlaczzegarapokazywał

dwunastądziesięć.Znówprzespałcałyranek!Pomyślał,żedziśmiałosięcoś

wydarzyć.„Chybaopiątej.Możeoszóstej?Ilejeszczezostało?Czterygodziny?”.

Ogarnęłagopanika,usiadłnałóżku,poczułlekkizawrótgłowyiucisnąłsobieskroń

kciukami.„Nie!-uspokoiłsię.-Pięćgodzin!Jeszczemamczas”.

Odetchnąłgłęboko,sięgnąłpokubekstojącynanocnejszafce.Wodęwśrodku

pokrywałalekkawarstewkakurzu,musiałtustaćdłużejniżodwczoraj.Zawahałsię,

poczymjednakwypiłduszkiemcałązawartośćkubka,nieodrywającgoodust.Bólw

kroczutrochęustąpił.

Wstałipowlókłsiędołazienki.Zerknąłprzelotniewlustronaswójzarosti

potargane,jużtrochęzadługiewłosy.Podszedłdomuszlioddaćmocz.Kiedy

strząsnąłjegoresztki,znówpoczułsztywnienieczłonkainiemógłsięopanować.

Kilkomagwałtownymiruchamidoprowadziłsiędowytrysku,wystarczyło,że

wyobraziłsobie,jakcałowałLidię,tutaj,włazience,wpijałsięustamiwjejwargi

sromowe,starałsięrozepchaćjęzykiemjejpochwę.

Spermawystrzeliłanapłytkinaścianie,aonzakląłkilkarazy,dającraczejupust

obrzydzeniudosiebiezato,żeznówniemógłsiępowstrzymaćizrobiłto,niżzły,że

musiposprzątać.

Podtrzymującczłonekprawądłonią,abyniepobrudzićpodłogi,zrobiłkilka

krokówiodkręciłprysznic.

Postanowiłwyjśćdosklepupóźniej,żebyzrobićwiększezakupyprzedWizytą-na

śniadaniezostałamuwięcwczorajszabułkazjogurtemnaturalnym.Wygrzebałz

szafkikilkaczekoladowychciastekizjadłje,popijającwodązkranu.Wiedział,że

musiposprzątać,zrobićzakupyiwogóleprzygotowaćsiędoWizyty,alenadal

siedziałtylkoprzystolejakzesztywniały.Niewiedział,odczegozacząć.Spoglądał

przezoknonaspacerującychludzi,łapiącychrozkosznepromieniesłońcawto

wrześniowewczesnepopołudnie.Patrzyłtęponasąsiadów,którychznałzwidzenia.

Jakiśmężczyznatrzymałzarękępięcioletniącórkę,któracałyczaspodskakiwała,a

wkońcuwyrwałasięojcuiodbiegłakilkakroków.Uklękłanatrawnikuizaczęła

zrywaćresztkimizernychkwiatków.Własnoręczniezrobionybukietwręczyłaz

przejęciemmamie,atapogłaskałająpogłowie.Znaprzeciwkaszłamłoda,

eleganckakobietazdużympsemobiałejsierści.Piesprzystanąłtużobokmiejsca,

gdziestałarodzinazcórką,uniósłtylnąłapęzzamiaremoddaniamoczu.

Właścicielkapociągnęłagwałtowniesmycz,jednakkilkakroplipsiegomoczu

zdążyłoskapnąćnabrzegtrawnika.

Mężczyznazwróciłuwagęwłaścicielcepsa,pokazującznakzakazu

wyprowadzaniapsównatrawnikpodblokiem,tamtajednakzignorowałagoi

oddaliłasię,ciągnączasobąbiednegozwierzakazpełnympęcherzem.

WkońcuFilipwstał,zebrałtalerze,sztućceiresztkijedzeniapośniadaniui

wczorajszejkolacji.Otworzyłlodówkęispojrzałpopustychpółkach,zastanawiając

się,cokupić.Oskarzawszelubiłmleko,aleminęłoponadpółroku,mógłmusię

zmienićgust.Postanowiłzrobićlistęzakupów,leczsiępoddał,niemogącznaleźć

kawałkaczystejkartki.

Potemprzezchwilęsprzątałwsypialni,ułożyłładniepościelnałóżku,poustawiał

leżącenakomodzieiparapecieksiążki,długopisyirachunkizaprąditelefonwrzucił

doszuflady,abrudneubrania,któreniemieściłysięjużwkoszuwłazience,upchnął

wszafie.WszedłteżdonieużywanegoterazpokojuOskarainiewiadomopoco

background image

zacząłotwieraćpusteszafki.Wjednejzszuflad,nasamymkońcu,odnalazłdwa

niebieskiesamochodziki,którychLidianiezabrała.Filipwyjąłje,postawiłna

podłodzeizacząłpuszczaćrazjeden,razdrugitak,abyzderzałysięczołowo.Potem

przerwałzabawęiułożyłsamochodzikirówniutkonaśrodkupokoju.Zaczął

przeglądaćwszystkieszafkiiszufladywposzukiwaniupozostawionychzabaweki

innychrzeczysyna.Znalazłjeszczekilkakredek,figurkędinozaurazodłamanąłapą

orazksiężyc-pozytywkę,którywisiałnadłóżeczkiemsyna,kiedytenmiałkilka

miesięcy.Wszystkieteskarbyułożyłnapodłodzeiprzyglądałimsiękrytycznie,

wreszciepostanowiłułożyćjenałóżkuOskara,któreteżniepojechałodoGorzowa.

Zadowolonyzsiebie,postanowiłposprzątaćwpokojustołowym.Kiedywrzucał

staregazetydoszuflady,natknąłsięnaniewielkialbumzezdjęciami.Naokładce

widniałokropniekiczowatyzachódsłońcanadjakimściepłymmorzem,awśrodku

byłyichostatniewspólnezdjęcia.Filip,siedzącnapodłodze,oglądałzdjęcia:Oskarw

parkuwokółpałacuwWilanowiegoniwiewiórkęumykającąnadrzewo,Oskarstoi

nakamieniu,zpatykiemwdłoniniczymbohaternacokole,Oskarkarmiłabędzie

nadbrzegiemjeziorka,aLidiaprzytrzymujegozakurteczkę,abyniewpadłdowody.

Przykażdymzdjęciuzatrzymywałsięnakilkadługichchwil,przyglądałsiękażdemu

podróżnymikątami,gładziłfotografie,jakbychcącwyczućtamobecnośćjejlubjego.

Dzwonektelefonupoderwałgonarównenogi,zdjęciawyjętezkoszulekw

albumierozsypałysiępopodłodze.WsłuchawceusłyszałgłosLidii.

-Cześć-odpowiedział.-Nieśpię,oczywiście,żenieśpię…Musiałemwyłączyć

wczoraj.

Albomisięrozładował…Tak,posprzątałem…Dobrze,czylikołopiątej,tak?…

Rozumiem,uważajcienadrodze…Dozobaczenia.

Odłożyłsłuchawkędrżącąręką.Będązatrzygodziny.Dobrze.Cojeszczetrzeba

zrobić?

Zakupy!

Pospieszenieubrałsięiwyszedłdosklepu.Spędziłgodzinęnawybieraniu

produktów,próbującsobieprzypomnieć,coOskarlubinakolację(chybaserkiri),a

coLidianaśniadanie(chybatosty).Wracającdodomuzpełnymitorbamiwobu

rękach,nadalwmyślachplanowałmenunanajbliższedwadniiporównywałztym,

cowłaśniekupił.Wydawałosię,żejestwszystko,alenadalczułlekkiniepokój,że

mógłoczymśzapomnieć.

Otwierającdrzwi,usłyszałdźwięktelefonukomórkowego,któregozapomniał

zabrać.

Pewien,żetoLidia,zostawiłsiatkinawycieraczceiwpadłdomieszkania.Tobył

jednakMichał,szeffirmy,wktórejFilipkiedyśpracował.

-Wszystkowporządku-odpowiedziałFilip,zastanawiającsię,pocoMichałmoże

dzwonićwsobotępopołudniu.

-Nie,niemamżadnejpilnejroboty…O!Super!Cotozaprojekt?…Mógłbymwpaść

wponiedziałek?…Tylkodziś?!…Dziśnaprawdęniemogę,mambardzoważną

sprawę.Cholernieważną.Jutroteżnie.Dopierowponiedziałek…Odbioręmateriały

wponiedziałekzsamegoranaidowtorkusięuporamzrobotą…Michał,zależymi

natym.Zdążę…Damradę,naprawdę.Umówmysięnaponiedziałekrano…Napewno

bymzdążył!Nastoprocent…

Trudno,cześć.

-Kurwa,kurwa,kurwa!-Filipcisnąłtelefonemościanę,ażzrobiłlekkie

wgnieceniewtynku.

Zdenerwowanytymjeszczebardziej,kopnąłwdrzwi,potemwalnąłwniekilka

razyczołem.Takaokazja!Odkilkumiesięcyrobiłtylkokorektypraclicencjackichi

wyciągałmiesięcznietysiączłotych.Wreszcieterazmiałokazjęwrócićdoswojej

poprzedniejpracy,przynajmniejdorywczo,aleMichałmusiałzadzwonićwłaśnie

dziś!Dziś!Dlaczegonietydzieńtemu,dlaczegoniepojutrze?Dlaczegoprzez360dni

-nic.Pustka.Spanie,jedzenie,brandzlowanieiwłaśniedziśzjawiasięwszystko-i

background image

praca,ioni!Fuck!

Jeszczełudziłsię,żemożejednakMichałnieznajdzienikogoinnegoizadzwonido

niegoponownie,aleznającMichałaiobecnąsytuacjęnarynku,byłpewien,żetaksię

niestanie.

Szukałgorączkowojakiegośrozwiązania,możezdążyłbyodebraćtemateriały

jeszczedziśipopracowałbyprzezcałąnoc?AleniemożewyjśćdoMichała,bo

przecieżLidiaprzyjeżdża.

Dopierobyłabyzła,gdybyniezastałagowdomu!GotowajeszczezawieźćOskara

doznajomychnaŻoliborzuiniepojawićsiętuwięcej.Corobić?!Corobić?!

Spojrzałnazegarekizrezygnowanywniósłzakupy,którezostawiłna

wycieraczce.

Pochowałwszystkodoszafekidolodówki,nastolepostawiłsokwkartonikui

czekoladowejajkozniespodzianką-dlasyna.Poczułgłódiusmażyłsobiemrożoną

rybę.Potemprzestraszyłsię,żeLidiiniespodobasięzapachrybywmieszkaniu,

pootwierałwięcwszystkieoknaiwkuchni,iwpokojach,żebyzrobićprzeciąg.

Usiadłprzystoleipopijałchłodnąjużherbatę.Czekał.Byłazapiętnaściepiąta,mogli

zapukaćwkażdejchwili.„Todziwne-pomyślał.-CzyLidiabędziepukaćdo

własnegomieszkania?Możeodrazuzłapiezaklamkę?Czynielepiejwięc,żeby

drzwibyłyotwarte?Alewtedypomyśli,żeonniezamykadrzwi,izaczniemu

przypominać,abykonieczniezamykał,kiedyonapojedzie,aonizostanąsamiz

Oskarem.Lepiejwięcniechbędązamknięte.Tylko,czyniepoczujesięźle,zmuszona

pukaćlub-cogorsza-szarpaćzaklamkędowłasnegomieszkania?”.Wkońcu

postanowiłzostawićzamknięte.

Obserwowałparkingpodoknami.Czekał.Miałnadzieję,żeLidiazaparkujeztej

stronyblokuibędziewidział,jakwysiadajązsamochoduijakLidiaotwiera

bagażnik,wyjmujetorbępodróżną,stawiająnachodniku,potemotwieratylne

drzwi,odpinaOskara,siedzącegowfoteliku,aon,jakzwykle,niewysiada,tylko

wyskakujezsamochoduiodrazułapiezajednąztoreb-przecieżjestsilnyi

powinienpomagaćmamie!Pomagać!Filipuświadomiłsobie,żetrzebapomócjej

wnieśćtorbydomieszkania.Powinienwięczejśćiczekaćpodblokiem!Ajeśli

podjedziezdrugiejstrony,wjadąnagóręiniezastanągowdomu?

Kompromitacja!Corobić?Corobić?Możezadzwonićiumówićsię,żebędzie

czekałnaparkingu.Dlaczegoniewpadłnatowcześniej?!Sięgnąłpotelefon,chwilę

bawiłsięprzyciskami,jednakwkońcuzrezygnował.Odłożyłaparatnastół,spocona

dłońzostawiłaciemneśladynaczarnejobudowie.

Minęłapiąta.Wydawałomusię,żewskazówkasekundnikapokażdym

przesunięciuminimalnie,prawieniedostrzegalnie,odskakujedotyłu,jakbyodbijała

sięodniewidzialnejgranicykolejnejsekundy,bypochwili(dokładnie,posekundzie)

znówprzesunąćsięokrokdoprzodu.Nadolezobaczyłmężczyznęzpsem.Byłto

sąsiadmieszkającydwieklatkidalej,naktóregokiedyśnaskoczyłzato,żejegopies

nasikałnatrawnikwmiejscu,gdziespacerowałOskar.Chłopiecwłaśnieuczyłsię

chodzićiczęstojeszczeopadałnaręce,główniepoto,byprzyjrzećsięjakimś

tajemniczymskarbomukrytymwtrawie.Apotemtebrudnedłoniepakowałdobuzi.

Pustealbopełneznalezionychprzedchwiląwtrawieskarbów,jakpatyczekpolodzie

czyszczypczykdobielizny.Filipnieznosiłwłaścicielipsów,którzypozwalająswoim

zwierzakomzałatwiaćsięnatrawnik.Choćzdrugiejstrony-gdziemajątorobić?Na

chodnik?Mimotonadalzwracałuwagęwłaścicielompsów,gdywidział,jak

zanieczyszczająosiedlowązieleń.Idodziśniemówił„dzieńdobry”tamtemu

sąsiadowi.

Mężczyzna,wrewanżu,odwracałgłowę,kiedymijalisięnachodniku.

Dziesięćpopiątej.Możejednakzadzwonić?Tylkojakietomożemiećteraz

znaczenie?

Przecieżitakniemiałdorobotynicopróczczekanianażonęisyna.Jakwogóle

mogłodotegodojść,żeczekałteraznanich?Toabsurdalne.Ichrozstanieniema

background image

żadnegosensu.Imożedlategozupełnieniewiadomo,jakwyjśćztejsytuacji.

Niemógłsobieprzypomnieć,kiedywogólezdecydowalisięnadziecko.Iczyw

ogólemożnatumówićojakiejśdecyzji-niebyłoprzecieżżadnejrozmowy,poktórej

wstalibyodstołuipowiedzielisobie:„Okej,oddziśrobimydziecko”.Uśmiechnąłsię

natakąmyśl.Ajednak,mająsyna,więcjakośmusiałosiętozacząć.Byćmożewtedy,

gdywyjechalinakilkadnidoBrukseli;udałomusięznaleźćtaniebiletyimogli

zwiedzićstolicęEuropynakilkamiesięcyprzedwstąpieniemPolskidoUnii

Europejskiej.Odtegoczasuprzestaliużywaćprezerwatyw,asekssprawiałimdziką

radość.Kochalisiępopołudniu,przedkolacjąirano,przedpójściemdopracy.

Czasamispędzalipółsoboty,leżącwłóżkuitulącsięlubprzechadzającnagopo

mieszkaniu;kochalisięwkuchni,włazience,napodłodze.

NatewspomnieniaFilipmomentalniepoczuł,jakspodniemiędzynogamirobią

musięciasne.Dotknąłczłonekprzezmateriał,alepowstrzymałsięprzedkolejnym

ulżeniemsobiewtymdniu.Przemknąłmuprzezgłowękoszmarnyobraz,jakLidia

dzwonidodrzwi,aonotwierajejzdyndającym,lepkimfiutemnawierzchu.Czasem

miałochotęupaśćtaknisko,nadno,wtedywiedziałby,żejestzerem,śmieciem,i

całatasytuacjanabrałabyjakiegośsensu.

Byłobywiadomo,ktozawinił.IFilipniemusiałbysięjużonicstarać,bonie

mógłbyniczegonaprawić.

Siedemnastaosiemnaście.Czyjużpowiniensięniepokoić?Postanowił,że

zaczekadowpółdoszóstej.Popatrzyłnakartonikzsokiemijajkodlasynaipoczuł,

żetozamało,potakiejpodróżypowinienimprzygotowaćprawdziwąkolację;zaczął

sięzastanawiać,nacomogąmiećochotę.Lodówkabyłapełna,liczyłnato,żeLidia

cośwybierze,aonprzygotuje.

Niechciałjejrozczarowaćzłymdoborempotraw.CzyOskarlubijużkanapki?

Kiedymieszkalirazem,prawienigdyichniejadł:napodwieczorekwybierałsobie

samąszynkę,anakolację-samąbułkę,nawetbezmasła.Todziwactwozaczęłosię,

nimchłopiecskończyłdwalata,wcześniejjegodietabyławręczpodręcznikowa:

zupki,kaszki,owoce.Ajeszczewcześniej-mlekomamy.

Filipprzypomniałsobiepierwszednipopowrociezeszpitalaztymmałym

zawiniątkiem,któremiałokompletniezmienićichżycie.NajpierwLidiakarmiła

dzieckotaknieporadnie,ażobawialisię,czywszystkozniąwporządku,wertowali

podręczniki,dzwoniładokoleżanekiwysłuchiwałaichopowieści.Poniektórych

uspokajałasię,poinnychwpadaławhisterię,żenapewnojestzłąmatką.Ipokilku

dniachnaglestałasięprofesjonalistką,wiedziała,jakgotrzymać,jakąprzyjąć

pozycję,isamamogłajużzacząćudzielaćporad.Chłopiecrósłskokowo,jednego

miesiącaprzybierałnawadzekilogram,drugiegodwieściegram.Potemprzeszlina

innejedzenie,aLidiakarmiłagojużtylkownocy.Ażwkońcuwróciładopracyi

wszystkosięzmieniło.Czymożewróciłodonormy?Dojakiejnormy?Nadal

pamiętał,jakibyłnaniązły,żezdecydowałasięwrócićdopracyodrazupourlopie.

Nietaktosobiewyobrażał,miałnadzieję,żezostaniezdzieckiemnawetdo

drugiegorokużycia.Aleonaniechciałaotymsłyszeć.Taknaglezmieniłazdanie.Bo

przecieżwcześniejwcaletegoniechciała.PrzynajmniejFiliptakuważał.

Siedemnastatrzydzieścipięć.Wziąłdorękitelefon,którycałyczasleżałnastolei

wybrałnumerLidii.Niezdążyłnawetoniczapytać,odrazuzapewniłago,żesąjuż

blisko,niemożerozmawiaćirozłączyłasię,nieczekającnajegoodpowiedź.

Uspokoiłsię.

Postanowiłjednakzrobićherbatę,przygotowaćpieczywoimasło,ustawićna

stolerazemzseremiwędliną,zrobićwrażenie,żekolacjajestjużprawiegotowa.

Potemjeszczerazprzeszedłsiępomieszkaniu,poprawiłręcznikiwłazience,

wyrównałchodniknapodłodzewprzedpokojuidalejczekałwkuchni,opierającsię

łokciamioparapetokna.Naulicyniewielesiędziało,dzielnicajakbywymierałaotej

porze.Wgłowiemiałpustkę.

Nagleusłyszałdzwonekdomofonu.Zawahałsięchwilę,boniezauważył

background image

parkującegosamochodu,akiedypodbiegałdodrzwi,rozległsiędrugidzwonek.

Wcisnąłprzyciskbezpodnoszeniasłuchawki.Nieczekając,ażwejdąnapiętro,

przekręciłkluczwzamkuilekkouchyliłdrzwi.Usłyszałpowolnekrokinaklatce

schodowej-Oskarniewbiegałjakzwykle.

Jakrobiłtowcześniej.Kiedyś.

Otworzyłdrzwiszeroko,zanimjeszczedotarlinagórę.Lidiaubranabyławdługi

eleganckipłaszczwkolorzekasztanów,aOskarwpomarańczowąkurtkę,którejFilip

wcześniejniewidział,zobrazkiemkosmonautynaprzodzie.Zatrzymalisięprzed

drzwiami,chłopiecpatrzyłwpodłogę,onalekkopopychałagodoprzodu.Miałatylko

jednątorbę,chłopiecniósłmały,kolorowyplecaczek.

-Cześć!-Filippowitałichradośnie.-Cześć-odpowiedziałaLidiapospiesznie.

Weszli.

Filipwziąłodniejtorbę,zamknąłdrzwi,kucnąłprzysynu.

-Cześć,stary-powiedziałcicho,zlekkimwahaniem.

-Cześć-odpowiedziałchłopiec,niepatrzącnaojca.

Rozejrzałsiępomieszkaniu,jakbypróbowałsobiecośprzypomnieć,apochwili

wszedłdoswojegopokoju,niezdejmującbutów.

-Mamo,mamo!-dobiegłstamtądentuzjastycznyokrzykOskara.-

Zapomnieliśmywziąćtychsamochodzików,zostałyutaty!

-Tak,kochanie,zostałytuspecjalnie-odpowiedziałamuLidia.

-Nierozbieraszsię?-spytałFilip,widząc,żeonanadalstoiwpłaszczu.

-Muszęjużjechać,dzwonili,żebymbyławcześniej.

-Gdziedokładniebędziesz?

-WJachrance,nadZalewemZegrzyńskim,niepamiętamnazwyhotelu.Alemam

komórkę.

-Naładujjąwieczorem.

-Dobrze.Oskar-zwróciłasiędosyna.-Jaterazjadędopracy,takjakcimówiłam.

Zostanieszztatą,wrócęzadwadni.Niebędziemnietylkojednąnoc.

-Niechcę-zaprotestowałchłopiec,alechybatylkotak,dlazasady.

-Kochanie,mówiłamci,żemuszęjechać.Będziefajnieutaty,zobaczysz.

-Tak,wiem-chłopiecodpowiedział,jakbymówiłdosiebie.Patrzyłz

zaciekawieniemnaprzedmioty,któreFilippołożyłnałóżku.

-Jadę-oznajmiłaLidia,patrzącFilipowiprostowoczy,nieruszającsięjednakz

miejsca.

-Wporządku-powiedziałFilipuspokajającymtonem,choćonawcalenie

wyglądałanazaniepokojoną.-Jedź.Nicsięniemartw.

-Niemartwięsię.

Stalinieruchomo,każdezastanawiałosię,czycośpowiedzieć.Czymającośdo

powiedzenia.

-Pięknypłaszcz-pochwaliłFilipidotknąłdelikatnieramieniaLidii,sprawdzając

fakturęmateriału.

Lidiauniosładrugąrękę,żebypoprawićwłosy,natensygnałFilippospiesznie

cofnąłdłońiznówstalinieruchomo.

-Mama,pić!-krzyknąłOskariwybawiłichzkłopotliwejsytuacji.

-Jużcidaję-powiedziałFilip.-Chodźdokuchni.

-Tonarazie-powiedziałachłodnoLidia.-Synku!-zawołaławkierunkuOskara.-

Dajmijeszczebuziaka.

-Oj,mamo-chłopiecsiężachnął.-Dawałemciwsamochodzie.

-Dobrze,dobrze-zaśmiałasię.-Toidę,trzymajciesię,pa.

-Pa-powiedziałFilip.-Dojutra.

Lidiawyszła,zamykającostrożniedrzwi.Filipwyjrzałnaniąprzezwizjerw

drzwiach.

Widział,jakpokilkukrokachprzystanęłaipatrzyłanazamkniętedrzwiich

mieszkania.

background image

Wydawałomusię,żeichspojrzeniasięspotkały.Chciałpobieczanią,krzyknąć

coś,nieważneco,jednakjużsięodwróciłairuszyłaposchodach.Dopierogdyznikła

muzoczu,przekręciłkluczwzamkuistanąłwprzedpokoju,opierającsięościanę.

Oskarnadalbawiłsiędawnoniewidzianymizabawkamiwswoimpokoju.

-Chodź,Oskar,nasok-powiedziałFilip.

-Idę,idę.

Chłopiecwziąłjedenzniebieskichsamochodzikówiposzedłdokuchni,mijając

ojca.

Filipposzedłzanimiwręczyłmusokwkartoniku.

-Tato,otwórz,janieumiem-poprosiłchłopieczpretensją.Filipzerwałrurkę

zapakowanąwfolięiprzyklejonądopudełka,przezktórądziecipowinnypićsok,

żebyniezalewaćsobieubrań.Następniedrżącymirękomazerwałfolięipodał

synowikartonikzsokiemiplastikowąrurką.Pamiętał,żechłopieclubił,abymu

pomagaćtylkodotegomomentu.Oskarsprawniewbiłrurkęwkartonikizacząłpić.

Filipniemógłoderwaćwzrokuodsyna.Ręcenadallekkomudrżały.

„Copowinienemzrobićteraz?Jaksięzachować?Rzucaćpropozycjamizabawjakz

rękawaczyczekaćnato,czegobędziechciałOskar?”-zastanawiałsięFilip.To

przecieżjegosyn,byłprzyjegonarodzinach,przewijałgo,bawiłsięznim,nosiłna

rękach,pokazującświatzaoknem,chroniłprzedniebezpieczeństwamipodczas

spacerówiwyjmowałzłóżeczkawnocy,żebyLidiamogłagonakarmić.Ajednak

terazczułniepokójprzedspędzeniemznimsamnasamkilkunastugodzin.Niepokój

przedodrzuceniem,przedtym,żesynbędziegowiniłzarozstaniezjegomamą.Ale

czyprzeztakkrótkiczasmożnaspróbowaćcośodkręcić?

Towątpliwe.Zbliżasięosiemnastatrzydzieści,niedługozapadniezmrok,

czteroletnichłopiecijegoojciecmająniewielemożliwościdowyboru.

Chłopiecprawdopodobnieteżbiłsięzmyślami,kiedyjednakodstawiłpusty

kartonikposoku,zwyczajnieodwróciłsięiposzedłdoswojegopokoju,żebywyjąć

zabawkizmałegoplecakaozdobionegorysunkiemdinozaurazgroźnieotwartą

paszczą.FilipchwilęprzyglądałsięOskarowi,potemostrożniewłączyłsiędo

zabawyiniezostałodrzucony.Dalszaczęśćwieczoruupłynęłaimspokojniei

przyjemnie.Niebyłoszaleństw,siłowaniasięikotłowanianałóżku,aleniebyłoteż

nieznośnejciszyanisiedzeniawoddzielnychpokojach.Oglądalirazemfilmy

rysunkowe,bawilisięzabawkami,przeglądaliatlasgeograficzny,potemFilipzrobił

kolację,Oskartrochęwybrzydzał,jednakwkońcucośzjadłinawetchętnieposzedł

dokąpieli.Filippostanowiłpołożyćsięrazemzsynemwsypialnirodziców-teraz

należącejtylkodoniego.Długoczytaliksiążkiioglądalipismamotoryzacyjne;Oskar

niemógłzasnąć,kręciłsię,chciałpić,pytałomamęiraznawetzapłakał.Wreszcie

podziesiątejzapadłwgłębokisen.Filipposprzątałszybkomieszkanieipołożyłsię

oboksynazksiążkąwdłoni.

Tużprzedzaśnięciemprzyglądałsięjeszczejegospokojnejtwarzyiczuł,żeporaz

pierwszyoddawnabędziezasypiał,zprzyjemnościąmyślącominionymdniu.Itej

radościniezmącimunawetstraconaszansanapracę.

WnocyFilipbudziłsiękilkakrotnie.Odzwyczaiłsięodspaniazkimkolwiek,a

zwłaszczaztakruchliwymczterolatkiem,którywciążzmieniałpozycję,układałsię

wpoprzekłóżkaiściągałkołdręzojcaizsiebie.Filipprzykrywałgoodruchowoiza

którymśrazempoczuł,żechłopiecjestrozgrzany.Początkowozignorowałtoi

próbowałznówzasnąć,alecośniedawałomuspokoju.Przyszłomunamyśl,żeLidia

byłabyokropniezła,gdybyczegośniedopilnował,ichoćbyłpewien,żeniema

powodudoniepokoju,niemógłsięjużrozluźnićiznówzapaśćwciepłąstudnięsnu.

PostanowiłzmierzyćOskarowitemperaturę,wstał,odnalazłpociemkutermometr

wszafcewłazienceiwróciłdosypialni.Zastanawiałsię,wjakisposóbumieścićgo

podpachąsynatak,abygonieobudzić.Ostrożniepodniósłjegoramię,wsunąłpod

piżamęmetalowąkońcówkętermometruipowoliopuściłbezwładnąrękęchłopca.

Oskarporuszyłsię,aletermometrpozostałnaswoimmiejscu.Filipwstrzymał

background image

oddechiczekał.WpewnymmomencieOskargwałtownieodwróciłsięnaboki

przykryłciałemtermometr.Filipprzestraszyłsię,żemożesięboleśnieukłuć,ale

chłopiecleżałnieruchomoioddychałspokojnie.Miałstanowczozbytciepłeczoło,i

toniebyłozłudzenie.

Termometrpotrójnymsygnałemdźwiękowymoznajmiłkoniecpomiaru.Tym

razemFilipwyciągnąłgoszybko,niezważającnato,czydzieckosięobudzi.

Trzydzieściosiemitrzy.Ocholera!Trzydzieściosiemitrzy!

Filipwstał.DotknąłjeszczerazczołaipoliczkówOskara,jakbyniedowierzał

wskazaniomwyświetlacza.Wpadłwpanikę,niewiedział,corobić.Zacząłchodzić

bezcelu,właziencesprawdzał,jakielekisąwdomu,wsypialniznówdotykałczoła

chłopca,jakbychciałsięupewnić,żetoniepomyłka.Wreszcieznalazłwszafcew

łaziencebuteleczkęsyropudladziecinaobniżeniegorączki.Wróciłdosypialnii

próbowałobudzićsyna.Ten-

jaknazłość-niereagowałaninagłaskanieidelikatnepotrząsanie,aninawetna

zapaloneświatło.Filipztrudemposadziłgo,oparłplecamioswójbarkidelikatnie

nalałróżowegopłynunałyżeczkę.BezwładnyOskarześliznąłsięnapoduszkęiFilip

wylałleknapościel.

Zupełnieniezwróciłnatouwagi,powtórzyłcałąoperacjęizłyżeczkąwdłoni

zacząłlekkopotrząsaćciałemOskaraigłośnowymawiaćjegoimię.Wkońcu

chłopiecobudziłsięinatychmiastzażądałzgaszeniaświatła.Filipowiudałosięwlać

mudousttrochęsyropu,delikatniegopołożył,podbiegłdowyłącznikaświatłai

dwomasusami,jaktrójskoczek,wróciłdołóżka.

Oskarzasnął.Filipprzezchwilęuważniemusięprzyglądałiwsłuchiwałwjego

oddech.

Wkońcu,trochęuspokojony,położyłsię.Niemógłzasnąć.Włączyłradioiustawił

jemożliwienajciszej.Postanowiłnarazieniemierzyćdzieckutemperatury.W

głowiemiałchaos.Popiętnastuminutachwydałomusię,żeczołochłopcaniejest

jużtakrozpalone.

Zainteresowałagonocnaaudycja,wktórejmówionootym,jakdostrzegać

pozytywneaspektywewszystkim,conasspotyka.Minęłapierwszawnocy.Zostało

muprawdopodobniesześćgodzinsnu.Topozytywne.

KiedyFilipporazkolejnysprawdzałczołosyna,poczuł,żejestchłodne.Możezbyt

chłodne?O,Boże!Ajeślidałmuzadużosyropuprzeciwgorączkowego?Sprawdzał

dawkowanienaopakowaniu,aleczydobrzeodmierzył?PrzezkilkaminutFilipna

zmianędotykałczołasynaiczytałporazkolejnyopisnaopakowaniuleku.Całeciało

chłopcazrobiłosiędziwniechłodne.Cośbyłonietak!

Filipwpadłwpanikę.Złapałzatelefon,wystukałnumerLidiiinatychmiast

przerwałpołączenie.NapisałSMSazjednymtylko,idiotycznympytaniem:„śpisz?”.

Czekałnaodpowiedź,wiedział,żetenkomunikatnapewnozdenerwujeLidię.Ciało

chłopcabyłochłodne,aleoddychałspokojnie.Radiocichomruczało.Nadeszła

odpowiedźLidii:„zadzwoń”.Cotoznaczy?Jestzdenerwowanaczytylko

zainteresowana?Zadzwonił.Odrazuzapytałago,cosiędzieje?

-Nictakiego-odpowiedział…-Trochęmiałgorączkę,alejużmuprzeszło–

odpowiadałnajejpytania…-Tak,panadoldladzieci,byłajednabutelkawdomu…

Jednąłyżeczkę…

Terazśpi…Niemapotrzeby…Możeszstamtądwyjść?Szefnicciniepowie?…No

dobrze,toprzyjeżdżaj.Tylkouważajnadrodze.

Rozłączyłasię.Filipzastanawiałsię,dlaczegochciała,żebydoniejzadzwonił,

mogłaprzecieżsamatozrobić.Czuł,żerozmawiającznim,ważyłakażdesłowo,aw

tlesłyszałszumigłosy.Możeniebyłasama?Napewnomielijakąśkolację,imprezę,

natychsłużbowychwyjazdachniktniemożeprzecieżzostaćsamnawetnadwie

minuty.

Filip,jużcałkiemspokojny,położyłsięoboksynaiprawdopodobniezapadłw

lekkisen.

background image

Niesłyszał,gdyweszła,obudziłsiędopiero,jakusiadłanałóżkuobokniego.

-Śpij-powiedziałaLidia,kiedyzobaczyła,żemążotworzyłoczy.

-JakOskar?-spytałzaspanyFilip.Odwróciłsię,przyłożyłdłońdoczoła,

policzków,rąksyna.

-Nicmuniejest-odpowiedziałałagodnie.

-Byłtakizimny,myślałem…-zacząłsiętłumaczyć.-Niewiem,czydobrze

odmierzyłem…

-Narazieśpi,niemagorączki.

Filipniewiedziałjuż,copowiedzieć.Zaproponowaćjej,abypołożyłasięrazemz

nim?

Wstaćipołożyćsięwdrugimpokoju?

-Bezproblemuwyrwałaśsięztegospotkania?-spytał.

-Tak-odpowiedziałakrótko.

-Wracasztamranoczy…czyteraz?

-Niewracam.

-Jakto?

-Powiedziałam,żemamchoredziecko,niemuszęjużtamjechać.

-Ico,niebędzieproblemu?

-Niewiem-odpowiedziała.-Nieobchodzimnieto.

-Jakto?

-Niebędęznimisiedziećwniedzielę.

Filip,zaskoczonyjejodpowiedziami,tymniechętnymtonem,zamilkł.Nie

spodziewałsię,żeLidiawtakisposóbbędziemówićopracy.Cotakiegowydarzyło

sięprzezostatniemiesiące?Czytocośoznacza?Byłtymzaintrygowany,jednaknie

odważyłsięzadaćżadnegopytania.Leżał,przykrytykołdrą,pojegoprawejstronie

spałsmaczniesyn,polewej,nabrzegułóżkasiedziałażona.Opierałałokciena

udach,agłowęskryławdłoniach.Ubranawdżinsyibiałąbluzkę,wyglądałana

młodądziewczynęzarazpostudiach.Właśniewtakimstrojuzapamiętałjązich

ostatniegowyjazduprzedurodzeniemOskara,kiedyzwiedzaliBrukselę,on

codzienniezjadałdwagofryzLiège,aonadopieroostatniegodniaprzekonałasiędo

ichsmakuinawetkupiłapaczkędodomu.WWarszawieniesmakowałyjużtakjakw

Belgii.

Lidiapodniosłagłowę,ajejtwarzniebyłazmartwiona,lecztylkozmęczona.

Potrząsnęłagłowąipoprawiłasobiewłosy.Filippoczułzapachdymutytoniowego,

jakiczęstoprzynosisiędodomuzkawiarnilubklubu.Lidiawstała,zdjęłaspodnie,

któremocnotrzymałysięnajejbiodrach,irzuciłajenapodłogę.

-Śpij-powiedziaładomęża.

Wychodzączpokoju,zdjęłazsiebiebluzkęiwsamejbieliźniezniknęławłazience.

Pochwiliusłyszałodgłoswodyuderzającejodnobrodzika.Filipzamknąłoczy.Ten

niespodziewanyiniedokończonystriptizwwykonaniujegożonybyłtak

intensywnymprzeżyciemerotycznym,żeerekcjapojawiłasięmomentalnie.

Próbowałmyślećoczyminnym,alecałyczaswidział,jakciasnoprzylegającedo

ciałaspodnieztrudemzsuwająsiępojejbiodrachiudach,apotemjednym

kopnięciemstrzepujejezsiebieijużwsamychmajtkachwychodziiznika.Szum

wodyucichł.Zachwilęwyjaśnisię,czyspędzątęnocwetrójkęwjednymłóżku.

background image

WarszawskieWydawnictwoLiterackieMUZASApoleca

HarukiMurakami

Ślepawierzbaiśpiącakobieta

Znajdziemytuuczłowieczonewrony,drańskiemałpy,lodowegoludaisny,które

kształtująnassamychiotaczającenasprzedmiotywedługnaszychżyczeń.Czyto

przypadkowespotkanieweWłoszech,romantycznywypaddoGrecji,wakacjena

Hawajach,czyteżzwykłabezbarwnacodzienność,wszędzietambohaterowie

opowiadańMurakamiegoprzeżywająswemiłości,rozczarowaniainiedosytw

kontaktachztymi,naktórychnajbardziejimzależy.

HarukiMurakami

Kafkanadmorzem

background image

PiętnastoletniKafkauciekazdomuprzedklątwąojcanadalekąwyspęShikoku.

NiezależnieodniegopodążatamautostopempanNakata,staruszekanalfabeta

umiejącyrozmawiaćzkotamiorazmłodykierowcazkońskimogonemlubiący

hawajskiekoszule.

OjciecKafkizostajezamordowanyiwszystkichtrzechposzukujepolicja.Po

spotkaniachzzakochanąwoperachPucciniegokotkąMimi,JohnniemWalkeremi

innymifantastycznymipostaciamibohaterowietrafiająwkońcudotajemniczej

prywatnejbiblioteki,wktórejczassięzatrzymał.Nocamiodwiedzająduch

młodziutkiejdziewczynywniebieskiejsukience…

BartoszMarzec

NawzgórzachIDAHO.

OpowieśćoBronisławieZielińskim,tłumaczuiprzyjacieluErnestaHemingwaya

OpowieśćoBronisławieZielińskim(1914-1985),znakomitymtłumaczu,

przyjacieluErnestaHemingwaya,JohnaSteinbeckaiTrumanaCapote.Zawiera

obszernefragmenty

nigdyniepublikowanegodziennika,atakżenieznaneunikatowezdjęciazarchiwum

Zielińskiego,m.in.reprodukcjefotografiizdedykacjamiHemingwayaiSteinbecka.

„Marzecopowiadaotejniezwykłejpostacibardzozajmująco.Udanydebiut.

RyszardKapuścińskinapewnobysięucieszyłztejksiążki”.

ElżbietaSawickaPulsBiznesu

AleksanderKościów

Przeproś.Przewodnikgracza

WdręczonejupałamiWarszawiesplatająsięlosyMarty,poszukującej

background image

zaginionegosynka,iBłażeja,którypozerwaniuzaręczynosiadłnamieliźnieżycia,a

takżeczternastoletniejZuzanny,przeświadczonej,żejestbohaterkąprzeniesionejw

rzeczywistośćgrykomputerowej.Poszukiwaniedzieckaokazujesięswoistąwalkąz

uniwersalnymzłem,ucieleśnionymwsferzefantastycznychwizjidziewczynki…

background image

Wydawca

MUZASA

00-590Warszawa

ul.Marszałkowska8

tel.226297624,226296524

email:info@muza.com.pl

Działzamówień:226286360

Księgarniainternetowa:www.muza.com.pl

KonwersjadoformatuEPUB:MAGRAFs.c.,Bydgoszcz

background image

Spis treści

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41

background image

42
43
Wydawca

MUZA SA


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Radosław Antczak Historia małżeńska dla dorosłych ebook
brockway connie w labiryncie uczuc 2009 polish ebook olbrzym
Antosik Adrian K Szeregowiec 2013 POLiSH eBook Olbrzym
Wernic Wieslaw Daleka Przygoda 2017 POLiSH eBook Olbrzym
Asimov Isaac Prady Przestrzeni 1993 POLiSH eBook Olbrzym
Maslowska Dorota Wojna Polsko ruska Pod Flaga Bialo czerwona 2013 POLiSH eBook Olbrzym
Maslowska Dorota Miedzy Nami Dobrze Jest 2015 POLiSH eBook Olbrzym
Fialkowski Konrad Homo Divisus 1986 POLiSH eBook Olbrzym
Gautier Theophile Awatar 1976 POLiSH eBook Olbrzym
Wolski Marcin Swinka Matriarchat 2013 POLiSH eBook Olbrzym
Asimov Isaac Kamyk Na Niebie 1993 POLiSH eBook Olbrzym
Baker Nicholson VOX Czyli Seks Przez Telefon 1993 POLiSH eBook Olbrzym
Asimov Isaac Bog Czarne Dziury I Zielone Ludziki 1994 POLiSH eBook Olbrzym
Borun Krzysztof Osmy Krag Piekiel 2014 POLiSH eBook Olbrzym
Krzepkowski Andrzej Spiew Krysztalu 1987 POLiSH eBook Olbrzym
Asimov Isaac Fantastyczna Podroz 1991 POLiSH eBook Olbrzym
christie agatha cykl panna marple tom ix karaibska tajemnica 2013 polish ebook olbrzym
Camilleri Andrea Sierpniowy Zar 2012 POLiSH eBook Olbrzym
Maslowska Dorota Paw Krolowej 2017 POLiSH eBook Olbrzym

więcej podobnych podstron