Radosław Antczak
Historia małżeńska dla
dorosłych
[Wydawnictwo: Muza 2009]
1
Śmierćstałanieruchomo.Jakposągalbokukłazzamkustrachówwparku
rozrywki.Jejczarnypłaszczpowiewałnawietrze,odsłaniającjaskrawebiałeżebra
wymalowanenaobcisłymtrykocie.Jedenmocniejszypowiewodsłoniłteż
niepasującedocałościciężkieczarnebuty,wzorowanenawojskowych.Alemoże
właśnietakiebyłynajbardziejodpowiednie?Prawdziwaśmierćtoprzecież
zdychaniewokopachododniesionychran,anieteatralneosunięciesięzkrzesłana
rauciepodczasdyskusjioostatniejwystawiezatytułowanej„Śmierćkroczyzatobą
odnarodzin”wKunsthallewBazylei.TakiebutynadawaływięcŚmiercipowagi.
Podobniejakpomalowananabiałotwarz,jakteatralnymakijaż,czylicoś
umownego,przesadnego.Dotegooczyobwiedzionegrubymi,czarnymiliniami.I
żadnejłzywkącikuust,jakuklauna,aniinnychtegotypuakcentów.Tylkoczarne
włosyzkilkomabiałymipasemkami.
Śmierćstałanametalowymstołku,jakichzapewneużywająwędkarze,
wyczekującnadbrzegiemrzekinadrgnięciespławika.Onateżczekała.Wspierając
sięnadługimdrewnianymkosturze,stałanieruchomo.Dopierowtakiejsytuacji
możnasobieuświadomić,żetowłaśnieruchjestnajważniejsząoznakążycia.
Poprośmykogoś,żebygdzieśstanąłinieruszałsięprzeztrzy,choćbydwieminuty.
Nieruszałsięanitrochę,zupełnie,boprzecieżnawetsiedzącleniwienasofiei
czytającksiążkę,bezwiednieporuszamynogą,pocieramynos,poprawiamywłosy.
Wpatrujmysięwtegoczłowiekanieprzerwanie,nieodrywającodniegowzroku
nawetnasekundę.Towystarczy,bystałsięprzedmiotem,rzeczą,elementem
krajobrazu.Czytowłaśnieruchnasokreśla?Takjakbyśmywysyłalisygnał:„uwaga,
żyję,jestem,czuwam”,niczymneandertalczykwyczekującyatakudrapieżnika.Apo
upływietychdwóch,trzechminutzłudzeniejestkompletne,wiemy,żetoczłowiek,
aledlanaszychoczu,dlamózgujestprzedmiotem,obejrzeliśmygoiwystarczy,teraz
możemyobejrzećinny.
NaszczęścieŚmierćdostałaswojąszansęnazaistnienie.Monetazbrzękiem
wpadładomosiężnegomoździerza,którystałtużobokdrewnianegokostura.
Śmierćwyraźnienatoczekała;jeszczenieucichłdźwiękmetalu,kiedychwyciłaza
ramięprzechodzącąobokjapońskąturystkę.Właściwieledwiejądotknęła,atamta,
udającprzerażenie,zpiskiemumknęładoswoichkoleżanekiwszystkiezaczęły
trajkotać,przekrzykującsięwzajemnie.AOnazaczęłaswójnibytaniec.Wyginałasię,
unosiłapłaszcz,stukałakosturemobruk.
TowłaśniewtedyFilipzauważył,żeŚmierćjestkobietą.Dotejpory,niewiadomo
czemu,sądził,żetomężczyzna,młodychłopakzbierającynapiwoiwejściedoklubu.
Tengesttrwałzaledwieułameksekundy-międzyjednymadrugimuderzeniem
drewnianegokijaŚmierćpoprawiłasobieopadająceramiączkoodstanika.
Tymczasemjapońskieturystkiniezamierzałyodchodzić.Wyjęłyzplecaków
aparatyfotograficzneikameryiustalały,któramastanąćkołoŚmierciipozowaćdo
zdjęcia.Filippomyślał,żenatyminteresiezdecydowanielepiejwyjdądziewczynyz
DalekiegoWschoduniżŚmierć:mnóstwozdjęćiwspomnieńzBrukselizajedyne
dwaeuro.
-Chybazaczynapadać-LidiaprzerwałaobserwacjeFilipa.
-Nie-Filippokręciłgłową.-Nicnieczuję.No,możecośkapnęło,aleniemadużej
chmury,przejdzie.
Lidiasięnieodezwała.Siedziałabokiemdoscenyzjapońskimiturystkamiiw
ogóleichniezauważyła.
-Możejednaksięschowamy?-spytałaniepewnie,jakbysamasięzastanawiała.
-Jakzacznie,schowamysięwtychpodcieniach-Filipwskazałruchemgłowy
budynekopodal.
Chciałjeszczezobaczyć,jakŚmierćznówzastygniewbezruchu,chciałulectemu
złudzeniu,uchwycićtenmoment,kiedyprostasztuczkaznówzwiedziejegomózg,i
choćwie,żetodziewczyna,będziemusięwydawałarówniemartwajakstojącyobok
pomnik.
Przezkilkasekundbędzietozłudzenieabsolutne.
-Tocorobimy?-Lidianiepozwoliłamuzapomniećosobie.
-Jakto,co?-zdziwiłsię.-Siedzimy.
-Alepotem.
-Niewiemjeszcze.Mamtuprzewodnik,cośznajdziemy.
Lidiawestchnęła,dopiłakawę,aleodsunęłatalerzzniedojedzonymgofremz
Liège.
-Niesmakujeci?-spytałFilip.
-Nie-skrzywiłasię.-Sąchybaniedopieczone,jakzgliny.
-Takiemająbyć.Wezmętwojego.
-Jeszczesięnienajadłeś?
-Ococichodzi?-Filipspojrzałnaniąuważnie.-Przecieżchciałaśgdzieśjechaćw
tenweekend.
-AleniedoBrukseli.
-Agdzie?Rozmawialiśmyotymkilkarazyiucieszyłaśsię,żeznalazłemtakie
taniebilety.
-Alejawolęjakieścieplejszemiejsca.
-Lidka,wtamtymrokubyliśmywBarcelonieimiałaśdośćupałów.Sądziłem,że
tucisięspodoba…
Zastanawiałsię,cotaknaprawdęzepsułojejhumor.Jeślispytawprost,możebyć
jeszczegorzej,znałjądobrze.Poznalisiępiętnaścielattemu,takzwyczajnie,żejuż
bardziejniemożna:liceum,tasamaklasa,wspólnapaczka,imprezy,osiemnastki,
wyjazdyzamiasto,wygłupywszkole,nicwielkiego.Pomaturzeposzlinatensam
uniwersytet,takjakpołowaklasy-doŁodzibyłonajbliżej,aktowtedymyślało
poziomieuczelniczy,niedajBoże,szansachnapracę!Coprawda,byłjużrok1991i
wszyscyzaczynalimówićomarketingu,sprzedażybezpośredniej,akcjachiwolnym
rynku,aletojeszczebyłotakienowe,niepewne,nienasze,możechwilowe?Komuna
upadłaikrzyżjejnadrogę,aleonijeszczenieczulitejzmiany,niewiedzieli,coztego
dlanichwynika.Handelherbatągranulowanązłóżkaturystycznego-czemunie,ale
studia-tocoinnego!Topoważnasprawa!Wybraliwięcpedagogikę,filologiępolską,
prawo,medycynęalboekonomię.Każdykierowałsięraczejtym,jakieprzedmioty
trzebazdawaćnaegzaminiewstępnym,nieszansaminazawód,pracę,karierę.Lidia
byładobrazmatematyki,więcwybrałafinanse,aFiliplepiejradziłsobiez
wypracowaniami,więcwybrałsocjologię.Ijeszczepodobałomusię,żetotakiemało
konkretneiwłaściwieniewiadomo,copotymrobić,więcmożemożnawszystko.
Wokresiestudiówbyliprzyjaciółmi:spotykalisięodczasudoczasu,wspominali
dawnedziejeisprzeczali,któryprofesormanudniejszewykłady.Początkowow
grupie,potemjużtylkowedwoje,razpodtakimpretekstem,razpodinnym.Na
początkutrzeciegorokuprzespalisięzesobą,właściwietoniebyłprawdziwyseks,
całowalisięipieścilijaknastolatki.Tobyłichpierwszyraz,choćmielijużpo
dwadzieściajedenlat.
Pobralisięwwakacjepotrzecimroku.Studiazabierałyimcorazmniejczasu,a
buzującykapitalizmroztaczałolśniewającewizje.Zaczęliszukaćpracy,mieszkania
dowynajęcia,pochłonęłyichwszystkiedrobnesprawy,któreskładająsięna
małżeństwo.Nadalczulisiętakjakwtedy,kiedypolekcjachleżelinatrawienad
brudnąrzekąikrztusilisiępapierosamiZefir,popijanymipiwemŁódzkim-atu
takiedziwnesłowo„małżeństwo”.
Itakniepostrzeżenieminęłoosiemlat.Wszystkoplanowalirazem,sprzątaliwe
dwoje,nawakacjewedwojeiwłóżkurazem,cowieczór.Znalisięwięcnatyle
dobrze,żepotrafiliczytaćmiędzysłowamidrugiejosobylubzezmarszczeknaczole.
-Jakaprognozanajutro?-spytała,patrzącwniebo.
-Niewiem-wzruszyłramionami.-Cozaróżnica?Lecimywponiedziałek
wieczoremitetrzydnispędzimytutaj.Niewrócimyprzecieżdodomuzpowodu
deszczu.
-Możewieczoremobejrzymyprognozę?-zaproponowałaLidia,ignorującjego
zaczepkęwgłosie.
-Dobrze-zgodziłsię.Znałjejnastroje,przychodzącenagleirównieszybko
znikające.
Zacząłprzeglądaćprzewodnik.
-Tujestgłównyrynekstaregomiasta,GrandPlace-powiedział,patrzącw
książkę.-
Możemytupospacerować,obejrzećokolicę.
-Brrr,zimno-Lidiaotrząsnęłasię.
-Nieprzesadzaj,jestpewniezpiętnaściestopni.
-Alewiatr.
Filipczytałdalej.Siedzielichwilęwmilczeniu.Lidiaobserwowałaludziprzy
innychstolikach,jaksąubrani,cojedzą,jakiemajątorbyibuty,jakrozmawiająze
sobą,jakzamawiająijakpłacą;chciałapochwycićmożliwienajwięcejróżnicmiędzy
bogatymi,wypielęgnowanymiludźmizZachodu,atymi,którychznałaiwidziałaod
urodzenia.
-Tuniedalekojestjakaśulicahandlowa-Filipprzerwałjejrozmyślania.
-Gdzie?-spytałazzainteresowaniem.
-Niewiemdokładnie,piszą,żewpobliżu.Zarazsprawdzęnamapie.
Lidiaożywiłasię,wyraźnieminęłojejpodenerwowanie,byćmożewywołanetym,
żechciałasięwygrzać,amimomajatrafilinajesiennąpogodę,amożetym,żeokres
jejsięspóźniał,bolałjąbrzuchizastanawiałasię,czyniejestwciąży.Niewiedziała
też,cobędąrobićprzeztetrzydni,tylkowedwoje,bezgazet,telewizji,kina,bez
znajomychinawetbezrozmówzprzypadkowymiludźmi,boprzecieżnieznają
języka.Niechciałazwiedzaćstaregomiasta,nieobchodziłjejpomniksiusiającego
chłopcaanigigantycznymodelatomu.
Ciekawe,czyktośzezwiedzającychwogólepotrafisobiewyobrazić,jakiej
wielkościjestrzeczywistyatom?AtuFilippodsunąłświetnypomysł,rozwiązanie
łatweiprzyjemne.Pójdąnazakupy.Apotemmożenawetobejrzećtenatom.
-Excuseme-odezwałasiędoprzechodzącegokelneraowyraźniehiszpańskiej
urodzie.
-Wewouldliketopay.
-Si-skinąłgłową.
-Idziemyjuż?-zdziwiłsięFilip.
-Tak,nazakupy-odpowiedziałazuśmiechem.-Wiesz,jaktamdojść?
-Mniejwięcej-powiedział,składającmapętak,abymócsprawdzaćulice,którymi
będąszli.
Wieczoremtegosamegodniaobojebyliwdoskonałymnastroju.Lidiakupiła
sobiekilkaciuchów,aFilipcieszyłsię,żeniewydaliwszystkichpieniędzy.Teraz
wybieralisiędojednejzpobliskichrestauracji,więcLidiajużodtrzydziestuminut
okupowałałazienkę,podczasgdyFilipczekając,ażjązwolni,bezmyślnie
przeskakiwałkanałybelgijskiejtelewizji.
HotelznaleźliprzezInternet,nazdjęciachwyglądałnaeleganckiiniemal
zabytkowy,nażywookazałsięniecozaniedbany.Naszczęściedostaliczystyi
przestronnypokójzesporąwnęką,gdziestałoogromnełóżko,ikanapą,doktórej
Filipzdążyłsięjużprzyzwyczaić.
-Jesteśjużgotowy?-Lidiaodezwałasięzłazienkitaknagle,żejejmążażzadrżał.
-Prawie-odpowiedział,cotaknaprawdęznaczyło„jeszczeniezacząłem”.
-Todobrze.
Filipuznał,żesporomujeszczebrakujedotego„prawie”,więcwstałz
ociąganiem,wszedłdołazienkiprzezotwartedrzwiizacząłmyćzęby.Pomyślał,że
toidiotycznemyćzębyprzedposiłkiem.Lidiasiedziałanamuszliklozetowejze
złączonymikolanami,awrękachmięłapapiertoaletowy.
-Czojeszt?-spytałjązeszczoteczkądozębówwustach.
-Niemamjeszczeokresu-odpowiedziała,patrzącnaswojestopy.
-Przecieżczęstocisięspóźnia-wzruszyłramionamiiwyplułspienionąślinędo
umywalki.
-Aletojużdwadni.
-Dajspokój,dwadniwtęczywewtę,częstotakmasz.
-Niewiem,jakośtakdziwniebolimniebrzuch.
-Zestrachu.
-Atyco,takizciebiebohater?Tojabędęgruba.Niewiem,jakwogólekobiety
mogąprzeżyćporód.
-Przecieżzawszekochamysięzgumką.
-Alekiedyś,jużpo,jeszczemnietamdotykałeś…
-Kochanie,plemnikiniewejdąsobiesamedodziurki,trzebajewypuścićw
środku,głęboko.
-Ajakgumkabyłaprzebita?
Odwiesiłręcznik,podszedłdoniejipocałowałjąwczubekgłowy.Włosymiała
jeszczelekkowilgotne,pachniałyszamponem:waniliąimiodem.
-Wstań-powiedział.-Jateżmuszę.
Zamienilisięmiejscami,terazonusiadł,nastojąco,pomęskuzałatwiałsiętylko
wmiejscachpublicznych.Lidiazaczęłamalowaćoczy,robiącprzytymśmieszne
miny.
-Niechcębyćwciąży-powiedziałapowoli,każdywyrazoddzielnie.
-Iniejesteś-powiedziałkrótko.
-Skądwiesz?Noskąd?
-Wiem.Dotegojestpotrzebnynormalnyseks,niejakieśdotykanie.
-Amynibycorobimy?Seksprzeztelefon?
-Lidka-wstałispuściłwodę-jakchcesztokupimyjutrotest.
-Ciekawe,jakwyjaśnisz,cochceszkupić?Znaszfrancuski?Pozatymjutrojest
niedziela.
-Możecośbędzieotwarte.
-Zawcześnie,nicniewykaże.
-Noto,cochcesz?-podniósłgłos,choćstarałsięnadsobąpanować.-Pewnie
jutrodostanieszokres-chciałjąjużtylkouspokoić.-Powinniśmytowykorzystać,
właśnietutaj…
-Tobietylkojednowgłowie.
-Nietylkowgłowie-pogłaskałjąpopośladku.
-Dajspokój-zgasiłago,odkładająctuszdokosmetyczki.-Niemamnastroju.
Filipwyszedłzłazienkiizacząłsięszykowaćdowieczornegowyjścia.
-Ciekawe,czytobardzoboli-Lidiaznówsięodezwałazłazienki.-Boże,niechcę!
Nieteraz.Wogóleniewiem,czychcę.
-Ajeślinawetjesteś,tocozrobisz?-zapytał.
-Niewiem-odpowiedziała,aFilipowiwydawałosię,żemówidosiebie.
Tobyłajednaztychkolacji,kiedyniespodziewaniewszystkojestjaknależy:
stolikisączyste,kelnerzyniekażączekaćnasiebiezbytdługo,światłojest
dyskretne,alewidać,cosięmanatalerzu,amuzykaniezagłuszanaszychmyśli.
Nawetpotrawyokazałysięwsamraz:niezbytwykwintne,alesmaczneichyba
nawetzdrowe.Niestety,nadaltkwiłamiędzynimitarozmowazłazienki,słowa
wypowiedzianemiędzymuszląaumywalką,międzyniepokojemalekceważeniem.
Onamiałanadzieję,żetobezpodstawnylęk,żejednakniejestwciąży;onstraciłcałą
pewnośćsiebieizastanawiałsię,cobędzie,jeślijednakjejobawysiępotwierdzą.
Nadrugidzieńmogliowszystkimzapomnieć.Filipzobaczyłwłazienceotwartą
paczkępodpasekiresztękrótkiegourlopuspędzilijakprawdziwituryści,zmapąw
rękuiaparatemfotograficznymzawieszonymnaszyi.
2
Tozadziwiające,zjawilisięprawiewszyscy.Beatawszystkozorganizowała:
zarezerwowałalokalnadrzeką,zadzwoniładoTomkaiŁysego,ustaliładatęi
wszystkimprzydzieliłazadania.Potemsprawarozeszłasięnazasadziedomina.
FilipdostałSMSaodŁysego,kiedyjeszczebylizLidiąwBrukseli,podczas
pakowaniawalizki,kilkagodzinprzedwylotemdoWarszawy.
Iotosięspotkali.Zamawiająpiwoiorzeszki,witająsiętrochęniepewnie,
ostrożnie,wkońcuostatnirazwidzielisięjedenaścielattemu;wtymsamymlokalu
świętowalizdanąmaturę,nieuświadamiającsobiewcale,żebyłatostypanad
grobemichmłodości,żeotonastąpiłkoniecświatanieskończonychmożliwości,
czekającychtużzaprogiem,jeszczenieodkrytych,jeszczeprzednimi.
Terazjużwszyscymajątedecyzjezasobą,przemyślane,przypadkowe,
wymuszone,alepodjęte.Pytaniowiek,zaczynająodtrójki,awtedytobyłojeszcze
dziewiętnaście,więcjesttak,jakbyminęłydwiedekady.Ajednakbardzoszybko,
jeszczewtrakciepierwszegopiwa,zaczynajązachowywaćsiętak,jakbytobyło
spotkaniepowakacjach,azamiastjedenastulatminęłytrzyletniemiesiącei
właśniedzieląsięwrażeniamizlata.Każdybłyskawiczniezaczynamówićjęzykiem,
jakiegoużywałwszkoleśredniej,tesamepowiedzonkaiprzekleństwa,minyigesty,
abyjaknajszybciejzasypaćtelata,wczasiektórychzałożylirodziny,podjęlipracę,
wyjechalidoinnychmiast.Byćmożeinaczejniepotrafilibyzesobąrozmawiać?Być
możewogóleniemielibyoczymrozmawiać,gdybyniewspólniespędzona
młodość?
-Noijaktamwstolicy?-ŁysyzagadnąłFilipazmieszaninązazdrościipogardy.
Wszyscywtensposóbmówiliotych,którzywyjechalidoWarszawynapoczątku
latdziewięćdziesiątych.Mieligłowypełneobrazówztelewizoraigazet,maklerówz
czerwonymiszelkamiiprzestępcówstrzelającychnaulicach,zazdrościlikolorowego
światailegendarnychjużpensji,pocieszalisiędrożyznąwsklepachibrakiem
moralnościmieszkańcówstolicy.Cokolwiekbyimodpowiedzieć,niezmieniałoto
obrazka,jakisobiestworzyli.
-Wstolicy?-Filipzastanowiłsięchwilę.-Cośpierdoląpolitycy,kasależynaulicy.
-Taaa-Łysypokiwałgłową.-Aunaschłopstoipodpłotemiwymachujemłotem.
-Pierdolnąłmłotemkota,ażmusięrozeszłakapota-wtrąciłstojącyobokPiasek.
-Komu?-spytałŁysy.-Kotu?
-Chybakotowi-poprawiłgoPiasek.
-Maciezajarać?-Kwaśny,jakzwyklespóźniłsięijakzwyklechciałznaleźćsięod
razuwcentrumwydarzeń.
Tozadziwiające,jakłatwoprzychodziłoimwejśćdotejsamejrzeki.Filipprzez
momentzastanawiałsię,naczymzeszłomuostatniedziesięćlat.Poczuł,żewłaśnie
wróciłdoswojego,dobrzeznanegomuświata;niebyłogotutajdługo,aletenczas
kurczyłsięgwałtownie-możetobyłotylkokilkadni?Wszyscywyglądajątaksamoi
zachowująsięidentycznie,jakwtedy,gdymieliposiedemnaście,osiemnaścielat,i
zdążylisięjużpoznaćtak,jaknigdypotemnieudaimsięjużpoznaćnikogo.Łysy
krzywiustaprzykażdymłykupiwa,jakbywlewałjewsiebieznajwyższym
obrzydzeniem;Kwaśnyijegodenerwującyzwyczajprzeciskaniasięwmiejscu,gdzie
akuratstoinajwięcejludzi.IBeata,któraciąglemarszczybrwi,jakbyniezgadzałasię
zżadnymkierowanymdoniejzdaniem.
ApotemFilipspojrzałnastojącąopodalLidię.Rozmawiałazdziewczynami,alew
tejchwilipatrzyłananiego.Filipprzymknąłleweoko,uśmiechnąłsiędożonyi
ostatnielataznówwypełniłysięzdarzeniami,miesiącpomiesiącu,rokporoku.
-Asłyszałeś,żeKazazostałburmistrzem?-zagadnąłPiasek.
-Kim?-spytałFilip,choćdobrzeusłyszał.
-No,kurwa,prezesemtegocyrkowegomiasteczka-objaśniłKwaśny.
-Aleco,złapankibraliczynormalniejakaśpomyłkaprzylosowaniubyła?-spytał
Filip.
-Osananiegogłosował-Łysywskazałbrodąkolegę.
Barmanpodałimkolejnekuflepełnezimnegopiwaiprzezchwilęwszyscypiliw
milczeniu.Osaniezamierzałjednakzbyćmilczeniemoskarżenia,którepadłozust
jegonajlepszegoprzyjaciela.
-No-pokiwałgłową-zmniejszyłmiosiedemdziewięćdziesiątpodatekodpsa.
Wszyscyzaczęliklepaćgoporamionachiwznosićentuzjastyczneokrzyki„nie,no
tooczywistasprawa”,„świetnadecyzja”,„poszczęściłocisię,chłopie!”idalejwtym
stylu.
Zrobiłosięlekkiezamieszanie,nadodatekKwaśnywylałpiwonabutyFilipa,a
tenzacząłjezdejmować,ijużpochwiliwszyscyspieralisię,czylepiejwysuszyćjew
kuchencemikrofalowejczypodsuszarkądorąkwłazience.PrzeztoLidianiemogła
siędoniegodostać,apotemmusiaładwarazyzcałejsiłypociągnąćgozarękaw,by
wreszcieodwróciłsiędoniej.
-Chodź-powiedziałacicho.
-Poczekaj,niemambutów.
-Proszęcię,szybko.
Zauważyłcośwjejoczachizaciśniętychustach.Wyszlizbarunazewnątrz,
naprzeciwkomielirzekę,wktórejprzeglądałysięresztkizachodzącego,czerwonego
słońca.
-Mama-zaszlochała.
-Cosięstało?
-Wszpitalu.-Lidiatrzęsłasięipłakałabezłez.
Filipchciałjąobjąć,alezesztywniała,obejmującsiękurczoworamionami.
Odsunąłsięodniej.Wiedział,żemusiterazdoniejmówić,zmusićdoskupieniasię
nafaktach.
-Kiedy?-spytał.
-Dzisiaj,dostałamprzedchwiląSMSa.
-OdKasi?
-Tak.
-Alecowłaściwie?
-Niewiem!-wybuchłagłośnympłaczem.-Niewiem,pogotowiejązabrało,
dzwoniłamdoKaśki,alenieodbiera.Boże,Boże,nie…
-Lidka,uspokójsię…
-Tojestmojamatka,nierozumiesz?!
-Wiem.Pojedźmytam,zobaczymy,cosiędzieje,możetonicstrasznego.
-Niechcę,niechcę…
-Uspokójsię,nicniewiemy.Jedziemyterazizobaczymy.-Przecieżpiłeś.-Aty?-
Janie.Dwałyki.-Dobrze,typoprowadzisz.Totylkostokilometrów,przedjedenastą
będziemynamiejscu,otejporzeniemaruchu.
-Tak.Idźiweźrzeczy,jatamjużniewejdęztakimioczami.
-Wporządku.Zarazbędę.
-Zaczekamwsamochodzie.
Filippodałjejkluczykiiwróciłdobaru,żebyzabraćjejżakietiswojemokrebuty.
Zastanawiałsię,czyjewłożyć,czyjechaćbeznich.Wkońcunieprowadził,mógł
sobiepozwolićnajazdęwskarpetkach.
3
Wszpitaluzaspanapielęgniarkastarałasięmiłym,spokojnymgłosemwyjaśnić,
dlaczegootejporzeniemożnaodwiedzaćchorych.Pracowałatujednaktakdługo,że
natychmiastdostrzegłanapięcienatwarzyLidii,jejpodkrążoneoczy-niepytałao
nic.
Przezszklanedrzwiweszlidokorytarzatonącegowostrymświetlelamp
jarzeniowych.Szlioboksiebiewmilczeniu,mijalisale,zktórychprzezotwartedrzwi
wydobywałsięciężkizaduch-niedomytych,spoconychciał,lekarstw,środków
dezynfekcyjnych.FilipdostrzegłwreszciesiostręLidii;siedziaławjednejzsalpod
ścianą,właściwiepółleżałanatwardymdrewnianymkrześle.Nogimiała
wyciągniętepodżelaznymłóżkiem.MamaLidiispała.
-Kasia!-Lidiarzuciłasiękusiostrze.Chciałająprzytulić,więcmiałazamiar
uklęknąć.
ZkoleiKasiazaczęłasiępodnosić,żebywstać,alesiostraprzytrzymałająiobie
zastygływdziwnejpozycji,nitostojąc,nitosiedząc.
Filipuspokoiłsię,widzącteściowąpogrążonąwspokojnymśnie.Naglepoczuł
zapachpiwa,któryunosiłsięzjegobutów.
-Chodźcie,niebudźmyjej-powiedziałdosióstr.
Wyszlinakorytarz,alenadalrozmawialiprzyciszonymigłosami.
-Cosięstało?-spytałFilip.
-Nerki-wyjaśniłaKasia.-Zawszenarzekała,żejąkłujewdolepleców,ależeby
gdzieśposzła?Nigdy!Dzisiajjużodranawidziałam,żecośzniąnietak.Chodziłapo
mieszkaniujakaśprzygarbiona,skrzywiona,anamójwidokodrazusięprostowała.
Mówięjej,jedziemydolekarza,tylkonabadanie,aonaswoje:nieinie,nicminie
jest,poprostuźlespałam.Doszałumnietodoprowadzało.Wpołudniezaobiadsię
wzięła,jaszykowałamsiędowyjścia,miałamjechaćnazakupy,atusłyszęjakiś
łomot.Wpadamdokuchni,widzęgarnekzziemniakaminapodłodze.Jakniekrzyknę
nanią:„Zostawtecholernegary”,alewidzę,żeonakucainiemożewstać.
Przestraszyłamsię.Dzwoniępopogotowie,ocośmniepytają,objawy,odkiedy,jak
silne,awidzę,żemamasiętrzęsie,więcrzucamsłuchawkęibiegnędoniej.Patrzę,a
tunapodłodzekałuża…
-Kasia-Filipprzerywajej,chcącoszczędzićżonieszczegółów.-Cojejrobili?
-Miałaoperację.
-OBoże!-krzyknęłaLidia.
-Aleco?-dopytywałsięFilip.-Kamienie?
-No-odpowiedziałaKasia.-Podobnojakziarnafasoliczygrochu.
-Alejak?Co?-Lidiazszokowananiewiedziała,ocopytać.-Coteraz?
Kasiawzruszyłaramionami.-WujkowiMarkowidziesięćlattemuwyciętonerkęi
wogóleponimniewidać.Wczorajnachlanywrowiesiedział,oławkęsięopierał.
-Przestań-rzuciłaLidia.
-Tomożemyterazposiedzimyprzymamie?-zaproponowałFilip.
-Nie,chodźciedonas-powiedziałaKasia.-Mamaterazbędziespała.Siedziałam,
boczekałam,ażtatapomnieprzyjedzie.
-Zostawimyjąsamą?!-zdziwiłasięLidia.
-Tojestdobryszpital-wyjaśniłaKasia.-Pielęgniarkisąwporządku,lekarze
małopiją.
Przyjdziemyjutrorano.Tylkoprzypomnijciemi,żebykupićczekoladkidlatych
pielęgniarek.
4
-Wiesz,żeMartynajestwciąży?-spytałFilip.-Nocoty?!-zdziwiłasięLidia.–W
którym?-Chybazktórym-zaśmiałsięFilip.Siedzieliwpokoju,niemającnic
specjalnegodoroboty.Wsobotniewieczoryzazwyczajwychodziligdzieś,
najczęściejzeznajomymidoklubulubdokina,czasaminazakupydocentrum
handlowego,apotemcośzjeśćnamieście,wszystko,byleniesiedziećwedwojew
domu.Nienudzilisięzesobą,leniweżyciedomowesprawiałoimnawet
przyjemność,aleniewsobotniewieczory.Tobyłowręczzakazane.
Tasobotawyglądałajednakinaczej.Możedlatego,żematkaLidiizaledwiekilka
dniwcześniejwyszłazeszpitalainadalotymmyśleli?Wszystkowporządku,
żadnychpowikłań,alejejżyciejużnapewnoniebędzietakie,jakkiedyś.SiostraLidii
powiedziałanawet,żemamawreszcieprzestaniecodrugidzieńsprzątaćikażeojcu
naprawićpralkę.Filipzastanawiałsię,czyKasianaprawdęjesttaksilna,czyteż
swojeprzerażeniecałąsytuacjąkryjepodmaskąoptymizmuispokoju.
Wkażdymrazietejsobotydonikogoniedzwonili,aichtelefonrównieżmilczał;
dziękitemuniemusielizastanawiaćsięnadkażdąpropozycjąani-cogorsza-
wymyślaćusprawiedliwieniaprzedprzyjaciółmi.Zaobopólnąmilczącązgodą
wybraliwieczórwdomuwedwoje.
Siedzielinakanapieioglądalitelewizję.Jaktysiąceludzinaświecie,kilkagodzin
dziennie,kilkadziesiątwmiesiącu.WłaściwieFilipsiedział,aLidiależałanaplecach
zgłowąnajegoudach.Miałanasobiegruby,czerwonyszlafrokfrotté,mocno
związanywtalii.
Włożyłago,bozawszepokąpielibyłojejzimno.Filipwłożyłnatenwieczór
piłkarskiespodenki,wktórychnigdyniegrałwpiłkę,ipomarańczowypodkoszulek.
Jemupokąpielizawszebyłociepło.
-AskądwieszoMartynie?-Lidiaspojrzałananiego,wyginającgłowędotyłui
marszczącbrwiwudawanymgniewie.
-Nowiesz…-zaczął.-Zamierzałem,jakbyprzekazać,żetakpowiem…toznaczy…
rozpowszechnićmojegeny…
-Jacidamgeny!-krzyknęła.-Niczegomituniebędzieszrozpowszechniał!
-Totylkotakie…czystonaukowepodejście…
-Niebędzieżadnychpodejść-przerwałamu.
Wyciągnęłarękęiprzezpiłkarskiespodenkiścisnęłajegogenitalia.
-Zarazsięskończątwojepodejścia.
-Nie,nie-złapałjązaprzegub.Naprawdępoczułbólichciałzabraćstamtądjej
dłoń.
Puściłagoiumilkła,wpatrującsięwekran.Filipzacząłbawićsięjejwłosami,
gładziłjąpoczole,policzkach,zauszami.Lidiaułożyłasięwygodniej,poluzowała
pasekszlafroka.
-Oczymwłaściwiejesttenfilm?-spytał,patrzącnajejdługierzęsyidelikatne
piegiwokółnosa.
-Ożyciu-odpowiedziała.
-Ożyciutych,którzynieistnieją.
-Dlaczego?-obruszyłasię.-Tusąważneświatowedylematy.
-Tak.Naprzykład,dlaczegorządukrywaciałotegokosmity?Dlaczegowszystkie
rządywszystkichkrajówukrywająciałajakichśkosmitów?Możetojestjedeniten
samkosmitatransportowanyzjednegokrajudodrugiego?Dlaczegopiramidy
zbudowanowtensposób,żebymogłybyćidealnyminadajnikami?Iczemusygnał
radiowywysyłanyzdowolnejpiramidynajłatwiejdocierawsamśrodekPasa
Kuipera…
-Dajspokój.Chodzioto,czyoniwreszciesiępocałują.Ktopierwszywykonaten
ruch?
-Ja-szepnąłFilip.
Jegorękawślizgnęłasiępodgrubyczerwonyszlafrok,głaskałjejpiersi,zataczał
kręgiicorazbardziejzbliżałsiędosutka.Chciałpocałowaćjąwusta,alewtej
pozycjimógłledwiemusnąćjejwargi.Rękąpowędrowałniżej,dobrzucha,bawiłsię
tymikilkomawłosami,którewyznaczałydrogęodpępkawdół.Lidianiemyślała
jeszczeoseksie,chciałapoprostupoleżećbezczynnie,alejegodotyk,amatorski
masażbrzucha,zaczynałjąrozgrzewać.Niekochalisięponaddwatygodnieijejciało
domagałosiętego.
Uniosłasięnałokciuiodwróciłanabrzuch.
-Zdejmijspodenki-powiedziała,patrzącmuwoczy.
Opierającsięnałokciach,zbrodąnajegoudzie,polizałajegopenisa.Razidrugi,
oddołudogóry.Rękąodsłoniłajegownętrze.
-Jesttakiczerwony-powiedziała.-Ibłyszczący.-Wypastowałemgodlaciebie.-
Mhmmm-zamruczałaipochwilipołowapenisaFilipaznalazłasięwustachLidii.
TymczasemFilipstarałsięzdjąćzniejszlafrok;onachciałamupomóc,przeniosła
ciężarciałanaprawąrękę,aleprzeztougryzłalekkojegoniezwyklesztywnyjuż
członek.
-Auuu!-jęknął.
-Mmmm,szpodobałoczisię-wymruczałazpełnymiustami.
Kiedynachwilęprzestałassać,Filipwstałiuklęknąłprzykanapie.Lidiabezsłów
usiadłairozsunęłakolananaboki.
-Dajmiją-powiedział.
Zacząłodlizaniajejcipki,oddołudogóry,całymjęzykiem,jakwłoskielodyz
automatu.Lidiazaczęłapojękiwać,lubiławydawaćdźwięki,kiedysiękochali,inie
zważałanato,żerobitonaprawdęgłośno.
PochwiliFilippołożyłsięnaplecachnapodłodzeiściągnąłżonęnasiebie.
Usiadłamunaklatcepiersiowej,aonująłsilniejejpośladkiiprzysunąłdosiebie,aż
jejbrunatnoczerwonewargisromowezakryłyjegousta.Zacząłssaćjejłechtaczkę,
przygryzaćwargi,aonajęczałagłośnoiugniatałajegojądraręką.
Naglewstałazniegoiusiadłanakanapie.
-Przynieśgumkę-wysapała.
Właziencemielidwawiklinowekosze,jedenzlekarstwami,drugizpodpaskamii
płatkamidodemakijażu,aleprezerwatywniebyłowżadnym.Znalazłjedopierow
sypialni,wszufladzie,podswoimiskarpetami.
Lidiaczekałananiegozwypiekaminatwarzy,alekiedyzobaczyłajegoobwisły
penis,skrzywiłasię.
-Niemogłemznaleźć-zacząłjejtłumaczyć.
-No,wszufladzie,wsypialni.
-Wiem,aleostatniochybabyływłazience.
-Oj,przestań-pociągnęłagonakanapę.Przylgnęładoniego,przycisnęłago
swoimciałemtak,żeniemógłsięruszyć,amiędzyjegonogiwcisnęłaswojeudo.
Całowalisiędługo,ażjegopenisponowniestwardniałimożnabyłonaniegonałożyć
cieniutką,testowanąlaboratoryjniegumęlateksową,którazapobiega
przedostawaniusiępłynówustrojowychzciałamężczyznydociałakobiety.U
niektórychkobietśluzówkapochwymożereagowaćlekkimuczuleniemnamateriał,
zktóregowykonanesąprezerwatywy.
Skończylinapodłodzeijeszczechwilętamleżeli.Zapadliwkrótkądrzemkę.
Potemjeszczegłaskalisięidotykali;FilipzarzuciłnaLidięisiebieczerwony
szlafrok.Stopywystającespodniegoszybkoimmarzły.
-Chciałabymtokiedyśzrobićbezgumki-powiedziałaLidia.
-Todosyćproste.Wystarczyjejniezakładać-uśmiechnąłsię.
-Adziecko?
-Czyje?
-Nasze.
-Acodotegomadziecko?
-OjFil,nieudawajidioty.Niewiem,czychciałabymterazmiećdziecko.
-Możeszbraćtabletki.
-Nie-pokręciłagłową.-Podobnosąszkodliwe.Itrzebacodziennieotym
pamiętać.
-Alezobacz,jakbyłobyświetnie-rozmarzyłsięFilip.-Taknaturalnie,nietrzeba
przerywać,otwieraćtejfolii,nakładać,apotemzdejmowaćpełnąizastanawiaćsię,
gdziejąpołożyć.
Lidianieodpowiedziała.
-Mamyjużtrzydziestkę-zaczęła.
-Jeszczenieskończoną.
-Jakbędęchora,ktosięmnązajmie?-Ja.-Ajaktybędzieszchory?-spojrzałamu
woczy.-Chybaty.Tak?-Azadziesięćlat,naWigilii,teżbędziemytylkowedwoje?-
Dobra.
Ococichodzi?-Niewiem,myślętylko.Wiesz,żepotrzydziestcezwiększasię
ryzykopowikłańprzyporodzie?
-Lidka,jeślichcesz,tojasięmogępoświęcićiwziąćdorobotynawetteraz.O
widzisz,juższtywnieje.
-Mówiępoważnie.
-Jateż.Dotknij.
-Chceszmiećdziecko?
Filipwzruszyłramionami.Wstałzpodłogi,ubrałsięiusiadłnakrześle.
-Bojawiem?
-Jaktoniewiesz?-zgromiłago.
-Niemyślałemotym.Właściwieniemamnicprzeciwkotemu.Odstawiamy
gumkiirobimydziecko.
-Alenieotochodzi!-Lidiapodniosłagłos.-Czytyudajesz,czywogóleniemasz
oniczympojęcia?
Filipmilczał,wpatrującsięwpodłogę.
-Chcecisięwstawaćwnocy?-spytała.-Płacz,przewijanie,śmierdzącakupa,
wstawaniewnocyokażdejporze,choroby,zęby,kaszki,grzechotki.Konieczkinem,
przyjaciółmi.Karmienie.Noiporód.Totakstrasznieboli!
-Skądwiesz?
-Wiem.
-Notoocopytasz?
-Czytegochcemy?Czychcemyzmieniaćswojeżycie?
Filipwstał.
-Niezastanawiałemsięnadtym,jeślichceszwiedzieć.Oczywiściesądzę,że
będziemymielikiedyśdziecko,alemożepóźniej.Choćzdrugiejstrony,niejesteśmy
jużzbytmłodzi,niemożnategoodkładaćwnieskończoność.Więcmożeterazjest
dobryczas,boczemunie?
Pocałowałjąwusta.
-Chodźmyspać-szepnął.-Pomyślimyotymjutro.
5
Todziwne,żeniespotkalisięnigdywŁodzipodczasstudiów.Bylinatymsamym
wydziale,musielimijaćsięmiędzyzajęciami,możesiedziećoboksiebiena
parapeciewoczekiwaniunawykładalbostaćwkolejcedodziekanatu,żebyjak
zwykledostaćreprymendęodutapirowanejsekretarki,którejniespodobałasię
pieczątkanapodaniuostypendium.
OdnaleźlisiędopierowWarszawie.Przyjechalituzarazpoobroniepracy
magisterskiej,latem1996roku,iznaleźlisięwwolnorynkowymrajuzpierwsząw
życiupensją,jużterazwiększąniżpółrocznezarobkiichrodziców,nauczycieliczy
urzędnikówwmałychmiasteczkachpołożonychzaledwiedwiegodzinyjazdy
pociągiemodstolicy.
Ktośspotkałkogośprzypadkowowpracy,„gdziekończyłeśstudia,nopopatrz,ja
też,cozazbiegokoliczności,znaszjeszczekogośzwydziałutuwWarszawie,
naprawdę,onteż!?”,iwtensposóbichluźnągrupęośmiu,dziesięciuosób,połączyła
corazodleglejsza,aprzeztojeszczewspanialszaprzeszłośćorazpoczucie,żesię
załapali,zdążylinatenpociąg,któryruszałnasamympoczątkulat
dziewięćdziesiątych,ichoćmająmiejscatylkowkorytarzu,wprzeciwieństwiedo
swoichrówieśnikówzWarszawy,wiceprezesówidyrektorów,tojednakjest
nadzieja,żezwolnisięcośwdrugiejklasie;aprzecieżwieluinnychzostałona
peronie.
Spotykalisięodczasudoczasuwieczorami,wśrodylubwczwartki;wweekendy
zazwyczajwyjeżdżalizestolicydorodziców,którzymogliwtensposóbpielęgnować
dumęzeswoichdzieciiobnosićjąpoznajomychisąsiadach,awniedzielę
wieczoremuronićłzęipotajemniewłożyćimdotorbyświeżąwiejskąkiełbasęi
prawdziwychleb,bowWarszawie,wiadomo,tylkobenzoesaniulepszacze.
Tegoupalnegoczerwcowegowieczoruwybraliknajpęzbałkańskimipotrawami
naNowogrodzkiej.PozaFilipemiLidiąprzyszlitylkoMichałzMałgosią,Ingai
Agnieszka.
Dziewczynyodniedawnamieszkałyrazem,comiałopoprawićichsytuację
finansową,takbywreszciemogłykupićwłasnemieszkania.AMałgosiawłaśniepo
razdrugiwprowadziłasiędoMichałaiwtensposóbzostawiłanalodzieswoją
współlokatorkęAlinę.MożedlategoAlinanieprzyszła?
PoprzystawkachMichałniedałsięprosićiwyjąłzplecakaalbumzezdjęciamiz
wakacji.TrzydnitemuwrócilizMałgosiązCypru.
-Czytosątesłynnemozaiki?-spytałFilipzniedowierzaniem.
-Tak-zapewniłMichał.-Wiesz,tutajdobrzeniewidać,aletonaprawdęrobi
wrażenie.
-No,atenkopczykkamieni?
Lidia,zaintrygowana,spojrzałaFilipowiprzezramię.
-Niepowieszchyba,żeonetakleżąodtrzechtysięcylat?-rzuciłazaczepnie.-Na
pewnoukładająjetakprzedkażdymsezonemturystycznym.
-O,tojestładne-Filipwskazałkolejnezdjęcie.
-SkałaAfrodyty-wyjaśniłMichał.
-Wyobraźsobie…-włączyłasięMałgosia.-Jestgorącelato,jaktonaCyprze,i
Afrodytaprzybiegatutajzeswoimikochankami,abypopływać…
-Kochankami?-zdziwiłasięInga.-Znaczy,kobietami?-Zfacetami,zfacetami-
Małgosiasięskrzywiła.-Chociaż,ktoichtamwie?Załóżmy,żetobylijednak
faceci.No,więcprzybiegają…
-Niemoglipoprostuprzyjść?-spytałFilip.
-Przestań-oburzyłasięMałgosia.-Dajcieskończyć.Jestichtrzech.Goniąją
wokółskały,zdzierajązniejubranie,warstwapowarstwie,ażzostajenaga,wtedy
któryśprzyciskajądochropowatej,twardejskałyi…wiadomo.Faleichoblewająraz
zarazem.
Małgosiaprzerwała.
-Icodalej?-spytałaInga.
-Dajspokój,Gośka-wtrąciłsięMichał.-Tenprzewodniknapewnokażdej
wycieczceopowiadatęsamąhistorię,lepiejnamagnetofonbytonagrał,zamiasttak
nawijaćcodziennie.
Atyzcałegowyjazduakuratzapamiętałaśtękiczowatąopowiastkę.
-Kiczowatą?-Ingasięuśmiechnęła.-Gosiu,cowyrobiliścienatychwczasach?
-Chybawłaśnietegonierobili-wyrwałosięLidii.
-Tomożenastępnezdjęcie-odezwałsięFilipiostentacyjnieprzerzuciłkilka
stronalbumu.-Tojestniezłe-zachwyciłsię.
-Teatrgrecki-wyjaśniłMichałgłosemprzewodnika.-Alezdjęcieniejestwstanie
pokazać,jakietoogromne.Ześrodkascenyludzienasamejgórzewidownimusieli
wyglądaćjakmrówki.Podobnoprzychodziłytamtysiącewidzówiwszyscy
komentowali,gwizdali,krzyczeli.Jaknastadionie.Taknaprawdętoludziezupełnie
sięniezmieniają.DziśmamymeczLiverpool-RealMadryt,amożeWidzew-Legia.
Tasamaatmosfera,tesameemocje.
Nawetwidowniawyglądaprawieidentycznie.Awiesz-MichałmrugnąłdoFilipa
-żewtedywszystkierolegralimężczyźni?
Filipuniósłbrwi,zdziwiony.
-Tak,toniedopomyślenia,żebywtedykobietabyłaaktorem.Nawetnieistniało
słowo„aktorka”.
-Nojasne-Małgosianiewytrzymała.-Takjakterazjestniedopomyślenia,żeby
mężczyznazwłasnejwolizmyłposobienaczynia.
-Czymogęprzyjąćzamówienie?-NaszczęściedlaMichała,pojawiłsiękelnerz
mikroskopijnymnotatnikiemiołówkiem.
Niebylijeszczegotowiidługotrwało,zanimkażdeznichzdecydowałosięna
daniegłówne.Naturalnie,Inga,AgnieszkaiMałgosiazamówiłysałatki,tylkoLidia,
którazamawiałajakopierwszaipotemjeszczesięzastanawiała,czytegonie
zmienić,wybrałazapiekanąfasolęzcebulą.Panowiesobienieżałowalii
zdecydowalisięnacośkalorycznego,zczosnkiemipapryką.
Poodejściukelnerawnaturalnysposóbzmienilitemat.
-UnaswbiurzezatrudnilidziśkogośzŁodzi-oznajmiłaInga.
-Znaszgo?-zainteresowałsięFilip.-Znaszegouniwerku?
-Tak-przyznała.-Aletomłodziak,zarazpoobronie.
-No,toraptempięćlatmłodszy,nieprzesadzajmy-oburzyłsięMichał.
-Zastanawialiśmysiędziśprzyobiedzie-kontynuowałaInga-ktounaswpracy
jestprawdziwymwarszawiakiem.
Przerwaławoczekiwaniunakomentarze,aleniktsięnieodezwał.
-Dwieosoby-ogłosiłaztriumfem.
-Warszawiacytogatunekwymierający-podsumowałFilip.-Jakkazuary.
-Ka,co?-spytałaLidia.
-Takiezwierzęta-wyjaśniłMichał.-Podobnedostrusi.
-Ijakituzwiązek?-spytałaInga.
-Taki,żeniedługoioniwymrą-odpowiedziałFilip.-Ktowie,możejużwymarli,
drugawojna,czystkiSB…
-Przestań!-Lidiastuknęłagowramię.
-Mydamypocząteknowemugatunkowi-kontynuowałniezrażony.-To
normalnypostępewolucyjny,teraz,kurczę,my!
-Janielubiętegomiasta-wtrąciłaAgnieszka,któracałyczassiedziałabezsłowa,
alewywoduFilipasłuchałauważnie.
-Niktnielubi-przyznałaInga.-Anajbardziejnielubiągowarszawiacy.Zadużo
tuprzyjezdnych.Wsioków.
-Znaczynas?-spytałaLidia.
-Tak,kochana.-Ingaobjęłają.
-Niematuklimatu-przyznałMichał.-PamiętaciewŁodziPodSiódemkami?
-AlboimprezywPretorze-rozmarzyłasięInga.
-NazakupyteżwolędoŁódki-dodałaMałgosia.-Jednaulicaiwszystkotamjest.
Nietrzebajeździć,galeriatakaczyowaka,gdziewszystkoalbodrogie,albo
badziewne.
-PoprostuPiotrkowskąznaszlepiej-wyjaśniłFilip.-Zadwa,trzylatanawetnie
spojrzysznaplacWolności.
-Japlanujęwrócićdosiebiezadwa,trzylata-odezwałasięcichoAgnieszka.
-Poco?!-zdziwiłasięInga.-Chceszpracowaćwośrodkupomocyspołecznejza
tysiączłotychbrutto?
-Znadgodzinami-dodałFilip.
-Będęmusiałazająćsięrodzicami-wyjaśniłaAgnieszka.-Mójbratjestw
Niemczech,pewnieniewróci.Urządziłsiętam,przysyłarodzicompieniądze,alenóg
sobiezatoniekupią.Mójojciecmajużsześćdziesiątosiemlat,jednąnogę
sparaliżowaną.Terazjeszczejakośchodzi,mamamupomaga,aleniewiem,co
będziezakilkalat.Zarobiętutrochę,kupięmieszkanie,bonatymnapewnosięnie
straci,apotemznajdęjakąśrobotębliskodomu.Albonajlepiejkorepetycjewdomu.
Przerwała,żebynapićsięherbaty.Wszyscyzamilkli,Michałdyskretnieschował
albumzezdjęciami.Zajęlisiętym,comielinatalerzach.
-Chciałbymmiećtakącórkę-przerwałciszęFilip.
Zestojącegonaśrodkustołuwiklinowegokoszykawybrałmocnoprzypieczoną
greckąpitę,odłamałsporykawałekiugryzłkęs,popijającłykiemczerwonegowina.
-Tydzisiajprowadzisz?-spytałLidię.
Kiwnęłagłową,przymykającnachwilępowieki.
6
PokolacjiFilipwkładałnaczyniadozmywarki.Uważał,żeonpotrafizmieścićw
niejnajwięcej;żedziękitemuniemarnująwodyienergii,aprzeztodbająo
środowisko.
Przeliczałwmyślach,oilemniejdetergentówmożnabyzużyćtylkoprzez
umiejętneukładanienaczyń,mnożyłtoprzezczęstotliwośćużywaniazmywarkiw
ciągurokuorazprzezilośćgospodarstwdomowych,napoczątektylkowWarszawie.
Samdziwiłsię,jakdużąliczbęotrzymywał.
Lidiasiedziałanakanapieipochylonamalowałapaznokcieunóg.
-Mógłbyśzapalićjeszczejednoświatło?-poprosiłaFilipa.
-Niepowinnaśtaksiedzieć-skarciłją,włączająctrzykolejneżarówki.
-Czylijak?-spytała,wkładającgumowepodkładkimiędzydwanajmniejszepalce.
-Pochylaćsię.Tonajgorszedlakręgosłupa.
-Alenajlepszedlamnie.
Filipwróciłdozmywarki,żebypoprawićkilkatalerzy.Potemusiadłnakrześlei
patrzyłnażonę.
Mieszkanieurządzilizgodniezmodnymtrendemłączeniakuchnizsalonem.
Jednaściana,ażdookna,pełnabyłaszafekkuchennych,anaprzeciwkoniejstała
ogromnakomoda,którąwypatrzyliwsklepiezantykami,orazdwaregałynaksiążki,
zapełnioneteraztylkodopołowy.KanapęzIkeiwsunęlipodścianę,bokiemdo
komodyinawprostokna.Wjednymzmagazynówzprojektamiwnętrzpodpatrzyli
pomysłwysokiegobarkuibyliwdzięczniredakcji,żewłaśniewtedyukazałsię
artykuł.Barekten,wzamyśleprojektantamodnygadżet,byłterazjedynągranicą
międzykuchniąasalonem,międzyzlewemizmywarkąakanapąitelewizorem.Filip
zastanawiałsięczasami,czybyniezrobićzniegościany,abynaprawdęmiećdwa
oddzielnepomieszczenia,aletylkowtedy,gdypracaurządzeńkuchennych
zagłuszałakomentarzWłodzimierzaSzaranowiczapodczastransmisjiskoków
narciarskichwramachTurniejuCzterechSkoczni.Winnewieczorydoceniali
przestrzeń,jakąmieli,ito,żesiedzącnakrześlewkuchni,możnabyłoobserwować,
cosiędziejewsalonie.
Filipwstałnaglezkrzesłaiprzeszedłdosypialni.Pochwiliprzyniósłaparat
fotograficzny.Lidiakończyłamalowaniepaznokci.
-Tobędzienaprawdęświetneujęcie-stwierdziłiaparatstrzeliłfleszem.
-Przestań,bomikrzywowyjdzie!-krzyknęłaLidia.
-Nieprzeszkadzajsobie-powiedziałzaparatemprzypoliczku.-Bądźnaturalna.
-Naturalnie-odpowiedziała,opierającsięwygodnie,abyobserwowaćschnące
paznokcie.
Filipodłożyłaparat;podszedłdoniejiuklęknąłprzykanapie.
-Uważaj-ostrzegłago,aleniezbytstanowczo.
Zpowoduwysychającegolakierusiedziałanieruchomozrozstawionyminogami.
Onklęczałmiędzynimi,opierającdłonienajejkolanach.
-Wjakiejsprawie?-spytała.
Delikatniewsunąłdłoniepodjejspódnicę,złapałdwomapalcamigumkęmajteki
zacząłjeściągać.Lidiauniosłasięlekko.
-Spróbujtylkodotknąćmoichpalców-ostrzegłago.
Kiedyjejmajtkizsunęłysięnapodłogę,jaktylkomógłnajdelikatniejuniósłjej
jednąstopę,wysunąłbieliznę,postawiłostrożniestopęzpowrotemnapodłodzeito
samozrobiłzdrugąnogą.
-Niemożeszsięruszać-powiedział,patrzącjejprostowoczy.-Lakierjest
jeszczewilgotny.
-Ajanie.
-Zarazbędziesz.
Całyczasostrożnieipowoliuniósłjejspódnicęizacząłcałowaćuda,cochwila
dmuchającciepłympowietrzemmiędzyjejnogi.Potemwypróbowywałwszystkie
znanemusposobypieszczeniajejcipki,oddotykaniajęzykiem,przygryzania
samymiwargami,lizania,drażnieniałechtaczkipogryzienieissaniewarg
sromowych.Trwałotonaprawdędługoijejświeżylakierzpewnościąbyłjuż
bezpieczny.WtedypospiesznierozebralisięiFilipzaproponował,żebypołożylisię
wprzedpokojuprzedlustrem.Toonawybrałatolustro,wysokienapółtorametrai
szerokiena45centymetrów.Kazałajezawiesićtużnadpodłogą,chciaładobrze
widziećbutyprzedwyjściemdopracy,alenadawałosięteżdoinnychcelów.
Próbowaliznaleźćtakąpozycję,abyobojewidzieliswojeodbicia.Filipwsunąłsię
wniąwczasietychzapasów.Lidiabyłanadole,leżała,opierającjednąstopęoszkło
lustra,adrugąochłodnąścianę.Widziała,jakczłonekFiliparozpychają,ugniata,
wysuwasięichowa.
Podnieciłjątenwidok;kiedyFilippowoliwysuwałsięzniej,zastanawiałasię,jak
onsięwniejmieści,jakgłębokajestjejpochwa?Czegodotykatamwśrodku?Jego
członekwydawałsięjejtakidługi,takmocnojąrozpychał,chciałajeszczemocniej.
Jakułożyćsię,żebybyłjeszczegłębiej?Tenwidok,kiedyonchowasięwnieji
wysuwazniej,corazszybciej,mocniej,szybciej.Ach!Aaaaaa!!Ścisnęłagoudami,
zamknęłaoczy,alecałyczasmiałajeszczepodpowiekamitenwidok,jakjego
członekwysuwasięzniej,iczułalekkistrachwoczekiwaniu,kiedyznówwejdziew
niąjaknajgłębiej.
Filipopadłnanią,oddychającgłośno.Lidiawciążjeszczeczułaciepłomiędzy
nogami,wpodbrzuszu,wpiersiach.Czuła,żemiędzyjejudamijestmokroilepko,
czuładużowilgociwśrodku,jakwylewasięzniej,spływaleniwiewdół.Filippołożył
sięoboknaplecach.
-Coteraz?-spytała.
-Co?-Filipniezrozumiał.Byłzmęczony.
Lidiaczułarozkosznazmianęzpaniką.Przeżyłaorgazm,jakiegoniepamiętała,
czułajeszczeciepłąfalę,opadającąpowoli,wnogach,piersiach,brzuchu.Jednak
panikazaczynałabraćgórę.
-Może-zaczęła.-Możejeszczesięuda…
Wstała.Zakręciłojejsięwgłowieimusiałaoprzećsięościanę.Patrzyłnanią,nic
nierozumiejąc.JużwłazienceLidiaweszłapodprysznic,odkręciławodęinastawiła
silnystrumień.Filippowlókłsięzanią,usiadłnapodłodze,opierającsięplecamio
zimnepłytkinaścianie.
-Cotyrobisz?-spytał.-Przecieżmyłaśsięgodzinętemu.
Nieodpowiedziała.Stanęławrozkroku,jednarękąrozchyliłajaknajszerzejswoje
wargisromowe,drugąustawiłagłówkęprysznicatak,abystrumieńwodyuderzałw
jejpochwęiwypłukałwszystko,cojestwśrodku.Całepodnieceniejużopadłoisilne,
gorącestrumieniekłułyjejnajdelikatniejszeczęścijakigiełki.Starałasięniezwracać
uwaginaból.Liczyła,żedasięjeszczewszystkoodwrócićiniebędziemusiałapłacić
zatechwilezapomnienia,aleimimowszystko-radości.
Filippodumywalkąspłukałzsiebieresztkiklejącejsięspermyzmieszanejze
śluzemżonyiwyszedłdokuchni.Napiłsięwodyprostozbutelki,zaniósłichubrania
dosypialni,wróciłdokuchniinastawiłwodęnaherbatę.Niedawnojedlikolację,
jednakpoczułssaniewżołądkuiprzedotwartąlodówkązastanawiałsię,czy
wystarczyjogurt,czyteżmusizrobićsobieporządnąkanapkęzwędlinąi
rzodkiewką.Usłyszał,żeprysznicwłaziencejużucichł,leczLidianiepojawiłasię
jeszczeprzezpewienczas.
Kiedywreszciewyszła,odrazuruszyładosypialniipołożyłasiędołóżka.Filip
siedziałnakanapiewsalonieijadłkanapkę.Przezotwartedrzwisypialniwidział,jak
Lidia,przykrytakołdrą,odwróconadoniegoplecami,leżynieruchomo.Niechciało
musięjeszczespać.
Odłożyłnadgryzionykawałekkorzennejbagietkiiposzedłdosypialnizobaczyć,
cozLidią.
Miałazamknięteoczy,aleniespała-rozpoznałtoponierównym,płytkim
oddechu.Głaskałjąpowłosachipróbowałpocieszać,opowiadającoznajomych,
którzyprzezrokkochalisiębezzabezpieczeń,zanimonazaszławciążę.Mówił,jak
byłoimświetnie,wtedyprzedlustrem.Lidiaotworzyłaoczy,lecznieodpowiadała.
Pochwiliwzięłajegodłoń,pocałowałaiprzyłożyłająsobiedopoliczka.
-Chcemisięspać-powiedziałacicho.-Naprawdę.Takmituciepłoimiłopod
kołdrą.
Posiedźsobietamjeszcze,jakchcesz.Jajużodpływam.
Filippocałowałjąmocnowusta,wstał,patrzyłprzezchwilęnajejbłogiuśmiech,
długierzęsy,rudawewłosyrozrzuconenapoduszcejakbyrękąnowoczesnego
artystyperformera.
Pocałowałjeszczejejwystającąspodkołdrystopęiwyszedłzsypialni.Dokończył
kanapkę,apotemdopółnocyoglądałhorroroszalonymmordercystudentów,który
zawieszałichnarzeźniczychhakach,poczymobcinałpokawałkunogipiłą
spalinową.
7
WostatniąniedzielęczerwcaodwiedziłaichKasia,siostraLidii.Miałado
załatwieniakilkasprawwWarszawie,aponieważwłaśnieskończyłsięrokszkolny,
mogłazostaćunichdoponiedziałkuiobjechaćkilkaurzędówwjedendzień.Jak
zwykle,przywiozłaimcałątorbędarówwsi:jajka,mięsoichlebupieczony
własnoręcznieprzezsąsiadkę.Filipniemógłsiępowstrzymaćijeszczeprzed
obiademukroiłsobiewielkąpajdę,pachnącąiwilgotną.
Kiedyzasiedlidostołu,Lidiawyjęłazpiekarnikaparującypółmisekzpieczonym
pstrągiem.
Dobrzewiedziała,żeurodzicównaobiadzawszemusibyćmięso,jesieniąco
najwyżejknedleześliwkami,wsierpniumożeziemniakizgrzybami-arybatylkow
Wigilię.AKasialubiłarybyiLidiachciałazrobićjejprzyjemność.Ta,wyraźnie
ucieszona,nałożyłasobienatalerzpłatróżowegomięsaipowąchałaje,zamykając
oczy.Lidiasięuśmiechnęła.
Siostryniemieszkałyrazemjużoddziesięciulat,alełączyłajetakawięź,żebez
słówwiedziały,czegodrugiejpotrzeba.Napozórwydawałysięzupełnieinne.Kasia,
młodszaodwaipółroku,wyglądałaprawiejaknastolatka.Szczupłaiwyższaod
siostry.Malowałasiędelikatnielubwcale;długieciemnoblondwłosywiązaław
warkoczalbokucyki,jakudziewczynki.Częstosięśmiała,miaławłasnezdanie,
którejednakbezwahaniaporzucała,kiedyktośjąprzekonał.Filipnigdyniesłyszał,
żebynarzekałaczywpadaławgniew.Nawetwtedy,gdymatka,półżartem,na
dwudziestesiódmeurodzinyżyczyłajejznalezieniamężaprzedkolejnąrocznicą
urodzin.
Lidianietylkobyłaniższa,szerszawbiodrach,zzawszerozpuszczonymi,lekko
rudawymiwłosami,miałateżbardziejskomplikowanycharakter.Takprzynajmniej
sądził
Filip.Potrafiłazastanawiaćsięwnieskończonośćnawetnadnajbardziejbłahą
sprawą,kiedywięcFilipbyłjużpewien,żewłaśnieidądokinanaseanso
dwudziestej,ona,jużwsamochodzie,tużpowyjeździezgarażuoznajmiała,że
dopierocosłyszałabardzoniepochlebneopinieotymfilmieiniechcemarnować
czasuanipieniędzy.Ponerwowejwymianiezdańkończylijednakwkinowych
fotelachzpopcornemwręku,aposeansiewracalidodomuwświetnychnastrojach,
jakbytejrozmowydwiegodzinywcześniejwogóleniebyło.Filipczułwtedyjej
szczerąradość,jakudziecka,którenajpierwboisięzamoczyćstopywmorzu,a
potemochoczorzucasięwfale.Niezastanawiałsię,skądtachwiejność,cieszyłsię
jejradością.Bodobrynastrójbyłzaraźliwy.Podobniejakzdenerwowanie-wtedy
Filipniemógłdojśćdosiebiejeszczeprzezgodzinę,podczasgdyonazapominała,o
cotaknaprawdęposzło.Mimotodowielusprawpodchodziłachłodnoirzeczowo;
podtymwzględemobiesiostrysięnieróżniły.Ichybatylkopodtym,boKasi
rozsądekioptymizmcechowałcałejejżycie,adlaLidiibyłzastygłąskorupą,pod
którąwrzałojakwwulkanie,któryniebawemwybuchnie.Wsumie,pokilkulatach
małżeństwa,Filippolubiłtenuśpionywulkanicieszyłsię,żeudałomusięuniknąć
spokojnego,ciepłegoichybanudnegomorza,jakimbyłaKasia.
Jedlizapetytem,cojakiśczaswymieniającuwaginatematsoczystościrybyi
koloruryżuzaprawianegoszafranem.PoobiedzieFilipładowałzmywarkę,a
dziewczynyznosiłymunaczyniaisztućce.
-Możekawy?-zaproponował.
-Już?!-zaprotestowałaKasia.-Jestemokropnienajedzona.
-Posiedźcienabalkonie-zaproponowałFilip.-Świeżewarszawskiepowietrze
dobrzecizrobi.Ajaprzyniosępaniomaromatycznąkawę.
Lidiapociągnęłasiostręzarękęiobieusiadływwiklinowychfotelachna
balkonie.Byłytylkodwa,więcpotemmusielidostawićkrzesłozkuchni.
RytuałparzeniakawynależałdoFilipa.Jednymzpierwszychurządzeń
kuchennych,jakiemieliwdomu,byłciśnieniowyekspresdokawykupionyokazyjnie
przezznajomegoFilipazfirmyAGD.Prawietakijakwkawiarniach,naszczęście
mniejszy,boinaczejLidiawyrzuciłabygoprzezokno.
Filipniepozwalałgojednakchować,mimożeużywanybyłtylkowsobotyi
niedziele.
Wszystkozaczynałosięodnalaniazawszezimnej,przefiltrowanejwodydo
przezroczystegopojemnikaekspresu.Potemnagrzewaniegrzałki.WtymczasieFilip
mieliłkawęwręcznymmłynkuiwsypywałdwieplastikowełyżeczkidositka.
Następnieugniatałlekkokawęipłynnymruchemdokręcałrączkędourządzenia.
Wreszcieuruchamiałfunkcjęparzenia;pokuchnirozchodziłsięwspaniałyaromat
kawy,którapowolispływała,awłaściwieskapywaładofiliżanek,najpierwgęstai
czarna,akiedyfiliżankibyłyjużdopołowypełne,zaczynaładonichspływać
jasnobrązowapianka.Filipczekałjeszczekilkasekundiwłączałfunkcjęspieniania
mleka.Totrudniejszaczęśćrytuału,strumieńparymusibyćsilny,alenie
maksymalny.Dzbaneknależyustawićtak,abydyszaledwosięwnimzanurzała,a
następnielekkoporuszaćnimwgóręiwdół.Noi,naturalnie,trzebaużywaćtylko
tłustegomleka.
WszystkotozajęłoFilipowipiętnaścieminutidziewczynynabalkonie,
rozgadane,całkiemzapomniały,żemiałimpodaćkawę.Ustawiłtacęzfiliżankami
nastolikuikiedyusiadł,zorientowałsię,żesiostryzamilkły.
-Co,niechceciekawy?-spytałzdziwiony.
-Nie,nie-Kasiapospieszniezaprzeczyła.
-Tomożejawaszostawię,jeślimaciejakieśsprawy?-zasugerował.
Nieodpowiedziały.Nalewałyspienioneciepłemlekodofiliżanek.
-Wiesz,jakdojechaćautobusemdoszpitalanaKasprzaka?-spytałanagleLidia.
-Chybatak-odpowiedział.-Zarazsprawdzę.
-Amoże-Lidiazastanowiłasię-mógłbyśzawieźćjutroranoKasię?
-Czemunie?-Pokiwałgłową.-Pewnie.Acosięstało?
Patrzyłtonajedną,tonadrugą.OdpowiedziałaLidia.
-Kasiachcewziąćrocznyurlopzdrowotny.
-Acosiędzieje?!-zaniepokoiłsięFilip.
-Nic,nic-Kasiamachnęłaręką.-Wiesz,nauczycielomprzysługujeroktakiego
urlopu.
Chciałamsiędowiedzieć,jakiedokumentysąpotrzebne,jakiebadania.Mam
niewielkieproblemyginekologiczne,możenatosięuda.
Filipniewiedział,czypytaćdalej.Ajeślitak,tooco.
-Agdybyśgodostała,cobędzieszrobić?-spytał.-Pojedzieszdosanatorium?
-Fil-Lidiapostanowiławyjaśnićwszystkomężowi.-ToniechodzioKasię,nic
poważnegojejniedolega.Onamusisięzająćmamą.Tatasobienieradzi,niewie,jak
sięzachować,czywyręczaćmamęwewszystkim,czyzostawićjejjaknajwięcejzajęć,
którelekipodawać,jakczęstoitakdalej.Tomamazawszezaojcamyślała,awięcjak
onmaterazprzejąćinicjatywę?Gubisięwtym.
-Aleprzecieżmieszkaszznimi-FilipspojrzałnaKasię.-Iletymaszgodzin
dzienniewszkole?Cztery?Pięć?Pozatym,całyczasznimi.
-Tak,alechybalepiej,jakcałydzieńbędęwdomu,mamabędziespokojniejsza,ai
tatasięwkońcunauczy.
-Dobrze,żemająciebie-podsumowałFilip.
Lidiawstałaipochwiliusłyszeli,jakwkuchniwydmuchujenos.
-Świetnakawa-pochwaliłaKasia.-Dzięki.-Filipupiłdużyłykzfiliżanki.-A
możechcesztakiekspres?Mójkolegamożezałatwićotrzydzieściprocenttaniejniż
wsklepie.
-E,toitakpewniedrogo.Zresztą,rodzicepijątylkopoturecku,zfusami.
-Tak,tak.
Lidiawróciłanabalkon,aleniemogłaukryćzaczerwienionychoczu.Filipnie
komentowałtego.
-Słuchajcie!-zawołał.-ChodźmynaspacerdoPowsina.
-Takdaleko?-Lidiaskrzywiłasię;nielubiłaspacerów,pieszochodziłatylko
wtedy,kiedytobyłokonieczne.
-Czemunie?-Filipbyłzdecydowanyiniedawałzawygranąmimojejniechęci.-
Dziśnapewnojesttamjakiśfestyn.Przecieżtopierwszaniedzielawakacji!
8
Obudziłasię,zanimzadzwoniłbudzik.Filipspałnaboku,zwróconydoniej
przodem.
Jegogałkiocznewykonywałyjakiśchaotycznytaniec.Ciekawe,comusięśni?-
pomyślałaLidia.-Jaksięobudziitakniebędziepamiętał.Nigdynicniepamięta.
Zamknęłaoczyipróbowałasobieprzypomniećswójdzisiejszysen.Pod
powiekamimigałyjejobrazy,niejasne,rozmazane,bardziejodczucianiżkształtyczy
słowa.Dotknęłaswojegobrzuchaiwtedyprzypomniałasobie,żewtymśniebyła
gruba,wielkiciążowybrzuchprzysłaniałjejnogi,czułasięjaknapompowana.Nie
pamiętała,gdziebyłaanizkim,tylkotenswójbrzuch.Choćtaknaprawdęnie
przeszkadzałjejspecjalnie-itojąnajbardziejdziwiło.Terazdotykałago,był
przyjemniepłaskiigładki.Bawiłasięswoimiwłosamiłonowymi,zjechałarękąniżej
iwyobraziłasobietociepło,kiedysiękochająispermaFilipastrzeladojejwnętrza.
Odszukałaprawąrękąjegoczłonekizdziwiłasię,żestwardniał,jakbyjejmążmyślał
otymsamym.Objęłaczłonekdelikatnie,ściskałairozluźniałauchwytrytmicznie,w
tymsamymczasielewąrękąleciutkogłaskałaswojąłechtaczkę.
Filipzamruczałiotworzyłoczy.Uśmiechnąłsię,chybatrochędoswojegosnu,a
trochęjednakdożony,zaskoczonytakąpobudką.Jegoręka,jakzaprogramowana,
powędrowaładocipkiLidii.Delikatniepobudzalisię,ichoddechyprzyspieszały,
ruchystawałysięszybsze,bardziejnerwowe,mocniejsze.Wtedyzadzwoniłbudzik.
-Nie!-wyrwałosięLidii.
Filipodrzuciłkołdrę,wyłączyłnatarczywyelektronicznydźwiękiusiadłnałóżku
zpodkurczonyminogami.Terazmógłjednąrękąlekkoirównomierniepobudzaćjej
łechtaczkę,adwomapalcamidrugiejdłoniściskaćiobracaćnabrzmiały,twardy
sutekjejpiersi.Lidiachwyciłajegosztywnyczłonekiporuszałarękąwgóręiwdół.
Starałasięrobićtorównomiernie,alekiedyFilipodczasudoczasutrafiałnajej
najczulszypunkt,jejruchystawałysięgwałtowne,szarpane,jakbychciałazgnieść
jegoczłonek,zerwaćzniegoskórę.
Nieodzywalisiędosiebie,skupieninawzajemnychpieszczotach.Onastarałasię
ułożyćbiodratak,byjegopalecdotykałnajwrażliwszegopunktu,ażesamaniebyła
pewna,gdzieonjest,skupiona,zzamkniętymioczamiwsłuchiwałasięwswojeciało
iwyginałabiodrawgórę,wdółinaboki.
Filipjużniemaldoszedłdopunktu,zktóregoniemapowrotu,przytrzymałwięc
jejdłoń.
Lidiaoddychałagłośno,jęczała,rzucałagłowąnaboki,drapałapaznokciamiudo
Filipa.
Wtedyonprzerwał,uklęknąłmiędzyjejrozrzuconyminabokinogami.
-Nie!-krzyknęła.-Róbdalej!
-Niechcesz?-zdziwiłsięlekkorozczarowany.
-Chcę,aleróbmiręką.Proszę-błagała.-Proszę.
Znówzacząłgładzićjeszczemiękkąfałdkęjejłechtaczkiwskazującympalcem,ale
przerwawytrąciłaLidięzrównowagi.Filipzamknąłoczy,bynicgonierozpraszało,
pracowałwskupieniujaklekarzwykonującyoperację,wymagającąwyjątkowej
precyzji.
WreszcieLidiadotarładoswojegopunktu-krzyczała,rzucałagłowąnabokii
biodramijakwkonwulsjach,złapałaczłonekFilipaikilkomasilnymiruchami
doprowadziłatakżemężadoorgazmu.Milionyplemnikówstrzeliłynajejpiersii
brzuch,spłynęłypobiodrzenaprześcieradłoitamzginęły.
Potakimprzebudzeniunawetzwykłeporanneczynnościmiaływsobiecoś
niecodziennego.Kiedyonabrałaprysznic,onprzygotowywałśniadanie.Jakzwykle
poseksiebyłgłodnyizamiasttradycyjnychpłatkówkukurydzianychzjogurtem,
usmażyłjajecznicęnabekonie.AdlaLidiikanapkizserem,onarzadkojadałajajka.
TymrazemjednakLidiaskubnęładwarazyjajecznicęzniecozamocno
spieczonymikawałkamiwędlinywprostztalerzaFilipa.Skrzywiłasię.
-Niewyszłaci.Zatwarda.
-Takamiałabyć-odpowiedział.
-Niedobra-znówsięskrzywiła.
Jedli,spoglądająccojakiśczasnazegarwiszącynaścianie.
-Fil-Lidiazaczęłaizamilkła,zastanawiającsię,jakzadaćpytanie.-Corobimyz
urlopemwtymroku?
-Acomabyć?-Filipwzruszyłramionami.-Jestwcześnie,dowrześniadużo
czasu,zdążymycośzarezerwować.
-Ajakbędęwciąży?
-Niewiem.Torobimydzieckoczynie?-Ajakmyślisz?-Niewiem-powtórzył
Filip.-
Dziśniechciałaś.-Tonieotochodzi.Byłomidobrzewłaśnietak.Wstawili
naczyniadozlewuiprzeszlidołazienki.Ranozazwyczajmylizębyjednocześnie.
Filipnadalmyślałorozmowieprzystole.
-Przecieżmożemyjechaćnawczasy,nawetjeślibędzieszwciąży.
-Ajakbędęsięźleczuła?
-Dlaczegomaszsięźleczuć?
-Większośćkobietnapoczątkuźlesięczuje.
-Czylirobimy,tak?-Filipspojrzałnanią.
-Chyba.
-Towyrzucamprezerwatywy.Symbolicznie.
-Możenie-szepnęła.
Przytuliłją,zaczęlisięcałować.Jejrękawślizgnęłasiępodjegospodnie.
-Niemaszmajtek!-wykrzyknęła.
-Miałemzamiarzadzwonićdociebiedopracyipowiedzieć,żeniemam.
-Zboczeniec-klepnęłagowpośladek.
-Możetyteżpójdzieszdopracybezmajtek?-zaproponował.-Będziemycały
dzieńotymmyślećipopowrociedodomuodrazurzucimysięnasiebie.
-Dajspokój.
Filipukucnąłprzednią,podciągnąłjejspódnicęizsunąłmajtkizfioletowejlycry.
-Maszdośćdługąspódnicę-przekonywał.-Iczarną.Niebędzienicwidać.
Przecieżniktniebędziecitamzaglądał.
-Skądwiesz?
Całowałjejbrzuch,arękągłaskałpośladki.Lidiaspojrzałanazegarekiobciągnęła
spódnicę.
-Idę,bosięnaprawdęspóźnię-powiedziała.-Zadzwoniędociebie-puściłdo
niejoko.
Kiedywychodziłazdomu,jużwdrzwiach,ścisnęłamocnogenitaliamężaprzez
spodnie.
TrzyminutypóźniejFilipteżzbiegłschodami,poczymruszyłwkierunku
przystankuautobusowego.Zastanawiałsię,czymadziśjakieśspotkaniewpracy?
Wbiurzeniezdążyłjeszczezalogowaćsiędosieci,gdyokazałosię,żejegoobawy
byłyzasadne.Będziespotkanie,choćniezaplanowane.Szefwyskoczyłzeswojego
pokoju,jakbycałyczasstałprzydrzwiach,czekająctylkonaprzyjścieFilipa.
-Jesteś-zauważył.
-Nojestem-potwierdziłFilip.-Amiałomnieniebyć?
Szefzignorowałzaczepkę.
-Dzwonilipółgodzinytemu-opowiadałpodekscytowany.-Mamydziśdonich
przyjechaćijeszczerazomówićnasząofertę.
-Kto?-Filipbyłzły,żeniezdążyłjeszczepołożyćteczki,ajużmusiprzeistoczyć
sięwmłodegokapitalistycznegoprofesjonalistę.Azaledwiepółgodzinytemu…
-Kto?Kto?-szefudawałpoirytowanie.-Dlakogopisałeśwczorajofertę?Projekt
zatrzystapięćdziesiąttysięcyzłotych!Odwunastejunich,weźmiemyjeszcze
Tomka.
-Więcmamyjeszczetrochęczasu.
-Wogóleniemamy.Zagodzinęprzyjdźdomniezlistąpytań,jakiewedługciebie
mogąnamzadać.Borozumiem,żewszystkieodpowiedzimaszwjednympalcu.
-Taaajest!-Filipzasalutował.
Szefpokiwałgłową,uśmiechającsięzprzekąsem,iwróciłdoswojegogabinetu,
zostawiającjednakotwartedrzwi.
DoFilipadotarłowreszcieznaczeniesłówszefaizacząłmusięudzielaćjego
entuzjazm.
Takiklient!Takiprojekt!Skorochcąsięspotkać,możecośztegowyjdzie?!Toby
byłonaprawdęcoś!
Poszedłzrobićsobiekawę,ajegoumysłzaczynałjużpracować.Klientzgłosiłsię
donichtydzieńwcześniejzprośbąozbadanierynkugierkomputerowych.
Potraktowalitojakociekawostkę,małodochodową,zatoczasochłonną,aleuznali,
żemożeudasiętozleceniewykorzystaćjakowizytówkę,coś,czymbędąsięmogli
chwalićprzedkolejnymiklientami.
Filipnapisałofertęwjedendzień,szefrzuciłtylkonaniąokiemikazałwysyłać.
Tematodfajkowany.Inagle,trzydnitemu,zadzwonilizprośbąoprzesłaniedrugiej
wersji,aletymrazemnapróbiedwóchtysięcyosób,idodatkowo-badaniewśród
sprzedawców!Projektmarzeniedlakażdejagencjibadańrynkowych.Ciekawytemat
gwarantujewyzwanieintelektualne,adużaliczbawywiadów-solidnyobrót.
Filipoddałsięzadaniubezreszty.Wiedział,żejeślisięuda,tobędzietakżejego
osobistysukces.Naspotkaniedotarlipięćpodwunastej.Potemrozmawialidwie
godzinyikiedywracalidofirmy,Filipbyłjużporządniegłodny.Naszczęścieszef
zaproponowałgreckąrestaurację,naUrsynowie,kilkaminutjazdyodfirmy,achoć
pospotkaniuniebylijeszczepewnidecyzjiklienta,wszyscywierzyliwsukcesi
chcielijakośuczcićdobrzewykonanąrobotę.
Dopieropopowrociedobiura,włazience,Filipprzypomniałsobie,wcosię
dzisiajbawiązLidią.Jakiśnowoczesnyarchitektpowiesiłjednolustronad
umywalką,adrugienaprzeciwko,dokładnienadmuszląklozetową.KiedyFilip
oddawałmocznastojąco,mógłwidzieć,jakżółtystrumieńwytryskujezjego
członka.Pomyślałwtedyożoniewbiurze,jaksiedzinakrześlewpatrzonaw
monitor,piszecośpowoli,bezwiednierozsuwającnoginaboki,apodspódnicąnie
manic.Tenobrazbyłtaksilny,żemusiałwalczyćzerekcjąjeszczepowyjściuz
łazienki.Byłpewien,żesekretarkaMarysiazwróciłanatouwagę,cojeszcze
wzmogłojegosztywność.Naszczęście,gdyusiadłzabiurkiem,koledzy
zaproponowaligręwQuake’awsieci.Zabijającpotworyibędączabijanym,
zapomniałotym,coma,awłaściwie,czegoniemawspodniach.
TymczasemLidiadotarładopracynaminutęprzeddziewiątą.Zaparkowała
jednymkołemnakrawężniku,zrezygnowałajednakzpoprawieniatego.Jejszefbył
bardzoczułynapunkciespóźnieńiwszyscypracownicycierpielinapewną
nerwowość,jeślizbliżałasiędziewiątarano,aonijeszczeniesiedzielizabiurkiem
gotowidonowychwyzwań.
Lidiapracowaławbanku,wnowoczesnymbiurowcuprzyaleiJanaPawłaII,w
centrumstolicy.Największąwadątejlokalizacjibyłakoniecznośćparkowania
samochodemkilkasetmetrówodbiura,zaulicąŻelazną,jeśliniechciałosiępłacić
słonychstawekzaparkowaniewścisłymcentrum.Teoretyczniemogładojeżdżać
metrem,aleitakmusiałabyprzejśćpieszosporykawałek.Atakprzynajmniejmogła
słuchaćmuzykiwsamochodzieiniemusiałauważać,byżakietniepogniótłsięjejw
tłoku.
Doprzerwyobiadowejmiaładużospraw,spotkaniepoświęconezadaniomnaten
tydzień,omówieniezyskownościkredytówhipotecznychwpierwszymkwartale,
jakiśnagłyraportdopoprawy.NaobiadwyszłazeswojąnajlepsząkoleżankąAliną
dopizzeriiidopierowtedysilniejszypodmuchwiatruuświadomiłjej,żejejbielizna
zostaładziśwdomu.Odtejchwilicałyczasprzytrzymywałajednąrękąspódnicę,a
przykażdym,najdelikatniejszympowiewiewiatrunatychmiastopuszczałatakże
drugąrękęiszłasztywnozdłońmiprzyudach.
Wrestauracjipilnowałasię,byniezakładaćnoginanogę.Poobiedzie
przypomniałasobienagleoniezwyklepilnychzakupachirozstałasięzkoleżanką.
Najednymzestoiskrozłożonychprzezemerytkiwzdłużchodnikawybrałaproste,
białebawełnianemajtkiipobiegłanasztywnychnogachdobiura.Popowrocie
uzmysłowiłasobie,żeniemożeprzecieżwłożyćbieliznykupionejnaulicy!Może
ktośjąprzymierzał!Byłazła-zamiastpracować,całyczaszastanawiałasię,co
zrobić.Cośjąnieprzyjemnieuwierało,mimożemiałanasobiemniejniżzazwyczaj.
WreszciezdecydowałasiępożyczyćwkładkęhigienicznąodAliny,włazience
pospieszniewłożyłamajtki,przykleiławkładkęidopierowtedysięrozluźniła.
Musiałajednakprzyznać,żeprzezcałytenczas,choćspiętaizdenerwowana,była
teżlekkopodniecona.
PopracypostanowiłajeszczeprzespacerowaćsięreprezentacyjnąalejąJana
PawłaII,żebykupićszminkęlubtuszdorzęs,cokolwiek.Wdrogerii,kiedyszukała
odpowiedniejkartykredytowej,zportfelawypadłajejmałabiaławizytówka.W
ubiegłymtygodniu,kiedyprzezdwienocezrzędukochalisięzFilipembez
zabezpieczeń,dopadłjąnagłystrach.
Wyobraziłasobieogromnybrzuch,któryzniekształcająniedopoznania.Potem
męczarniewszpitalu,dziesięciogodzinnyporód,anakoniec,żedzieckozaczęłosię
dusićwjejdrogachrodnych.Kiedybyłojużpowszystkim,zszywanienażywca.
Karmienienaławcewparkuijakprzechodzącyfacecigapiąsięnajejwielkie,
wiszącecycki.Starasięjeukryćiwtedynabluzcewykwitająwielkiemokreplamy.
Wreszciepowrótdopracyiczekającenabiurkupismo:„Wramachredukcjipani
stanowisko…”.
Potejnocyczekaławbiurzenamoment,kiedyzostaniewpokojusamazAliną.
Zapytałają,czyznalekarza,którymożecoświedziećotym,jakpozbyćsię
niechcianejciąży.
Niedlasiebie,oczywiście.IAlina,niepytająconic,wręczyłajejmałą,białą
wizytówkęzimieniem,nazwiskieminumeremtelefonu.Przestrzegłatylko,aby
nigdyniemówiłaprzeztelefon,wjakiejsprawie.Umówićsięnawizytęityle.
WsklepieLidiabłyskawiczniepodniosłakarteczkę,jakbytobyłareklamazakładu
„IzaiOla,miłaatmosfera,dojazdy,całodobowo”.Ściskającjąwręku,pospiesznie
wyszłazesklepu.Poczuławstyd,żepoprosiłakoleżankęocośtakiegoiniemogła
sobienawetprzypomnieć,pocotozrobiła.Szłapowolichodnikiemiwyobrażała
sobie,jakleżynafoteluzestopamiuwięzionymiwmetalowychobręczach,alekarz,
uśmiechającsięsztucznie,zbliżasiędoniejzdziwnąniby-łyżeczką.Następnie
kątemokawidzi,jaktąłyżeczkąwyjmujezniejcośczerwonego,jeszczepulsującego.
Lekarznawetniestarałsiętegoukryćprzednią.
Zrobiłojejsięniedobrze.Musiałazatrzymaćsięikilkarazygłębokozaczerpnąć
powietrza.Ktośjąpotrącił,ktośspytał,czywszystkowporządku.Pokiwałaztrudem
głowąiprzesadnieszybkimkrokiemruszyłaprzedsiebie.Chciałaczymprędzej
wsiąśćdosamochodu,denerwowaćsięnawarszawskiekorkiisłuchać
Strzyczkowskiegow„ZapraszamydoTrójki”.Alemusiałajeszczeminąćtenskleppo
drodzezbiuradozaparkowanegosamochodu.Izawszewidzitamdziecięceubranka
nawystawieinowoczesnetrójkołowewózkistojącenachodniku,którychnie
sposóbprzeoczyć.Zgniotłatrzymanąwrękukarteczkę,alenadalniemogłasięjej
pozbyć.Żadnegokoszawzasięguwzroku!
Rozglądającsięwokół,czyniktniewidzi,upuściłakompletniezgniecionyświstek
natrawnik,tużzaprzejściemdlapieszych.
9
Nawidoksprzedawcyćwierkającychglinianychptaszkówprzypomniałyimsię
straganyrozstawianewlatachosiemdziesiątychprzedkościołemwichrodzinnym
mieściepodczasodpustu.Coprawda,tutajstałtylkojedenskromnystraganik-bez
balonów,wiatraczkówicukrowejwaty,aletendźwięk,przypominającyśpiew
nieokreślonegoptaka,obudziłwspomnieniazczasów,kiedywwiekuośmiulatz
niecierpliwościączekalinazakończeniemszy,abywreszciewejśćwtenświat
buchającykolorami,dźwiękamiizapachamitysięcyzupełnieniepotrzebnychrzeczy,
którewszystkietrzebakonieczniemiećipodziwiać,takjakszklanekulez
opadającympowoliśniegiemwśrodkulubpistoletynakorek.Towspomnienie
trwałojednakniezwyklekrótko,bostraganikbyłskromnyitylkojeden,otoczony
drzewami,trawąiludźmi,którzyspacerowalipowoli,zgodnością,zupełnienie
interesującsięćwierkającymiptaszkami.
Pałacowydziedziniecokalałapłytkafosapozbawionawody,awejścieprowadziło
przezmostzniskimibalustradamizcegieł.Małychłopieczpatykiemwręku
próbowałprzegonićczarneptaki,siedzącenajednejzbalustrad.Biegłszybko,az
przejęcianiepatrzyłprzedsiebieijednanogaosunęłamusiępozboczufosy.Lidia
odruchoworzuciłasięnaratunek,alezdrugiejstronydobiegładoniegoinna
kobieta,prawdopodobniemama.Lidiagwałtowniesięodsunęła,jednakkobieta
musiaławidziećjejruchwcześniej,botrzymającjużchłopcazabluzeczkę,rzuciła
krótkie„dziękuję”.FilipchwyciłwtedyLidięzarękę,obejrzałsięzasiebiena
nieuważnąmatkęijużspokojnieweszlirazemnadziedziniecprzedpałacemw
Wilanowie.
ByłarezydencjakrólaJanaIIISobieskiegoliczysobieponadtrzystalati
mieszkańcystolicylubiątutajprzyjeżdżaćnaweekendowespacery.
-Wchodzimydoogrodu?-spytałFilip.
-Poilebilety?-Lidiaodpowiedziałapytaniem.
-Niewiem.Dziesięćzłotych?Chyba.
Lidianieodpowiedziała.Skierowalisięwlewo,wstronęwejścianateren
ogrodówotaczającychpałacztrzechstron.
MieszkalijużkilkalatwWarszawie,aletutajbylipierwszyraz.Zachwyciłyich
czystealejkiwyłożonebiałymikamieniamiistarannieprzyciętekrzewy.Nie
wiedzieli,wktórymkierunkuiść,każdykolejnyzakrętwybieraliprzypadkowo,
niekiedywidzieli,cosięzanimkryje,itenwidokdecydowałoichwyborze,a
niekiedywszystkoprzesłaniałimżywopłotwysokinadwa,dwaipółmetra.
Spacerowalipowoli,wymieniającuwagiotym,coprzykuwałoichwzrok:tuładny
kwiatekorozłożystychbiałychpłatkach,atamptakipodrywającesiędolotu,
spłoszonegwałtownymruchemjakiegośspacerowicza.
Otejporzewogrodachbyłjużsporytłumek.Rodzinyzdziećmi,starsze,
eleganckoubranepanie,któreumówiłysięnasobotnispacer.Wbiciwgarnitury
obcokrajowcy,którychprzyprowadzilitutajwspółpracownicy,bypodługich
służbowychspotkaniachwpiątekobejrzelijakieścharakterystyczneiciekawe
miejscewstolicyegzotycznego,choćeuropejskiegokraju.Minęłaichnawetpokaźna
grupaChińczykówlubKoreańczyków,samychmężczyznwróżnymwieku,ubranych
wprawieidentyczneszaregarnituryzjakimiśsrebrnymiznaczkamiwpiętymiw
klapymarynarek.
Krążącalejkami,LidiaiFiliptrafilinadstaw,którywyznaczałwschodnikraniec
ogrodówpałacowych.Udałoimsiętamznaleźćwolnąławkę,więcusiedlii
przyglądalisięłabędziompodpływającymdobrzegu.Zastanawialisię,jakmogłytu
wyglądaćpopołudniadwieścielubtrzystalattemu,czypływanołódkami,ajeślitak,
toktowiosłowałiczypodczaswiosłowaniastałczysiedział,czyprowadzono
rozmowyoliteraturzeisztuce,czyraczejopogodzie?Lidiawyobrażałasobie,że
damydworuprzychodziłynadstawwdługich,szeleszczącychsukniachiżena
pewnobyłotookropnieniewygodne.Filipjednakzapewniał,żenaspacerywkładały
krótsze,luźnesukienki,abalowesuknienaspacerachtostereotypstworzonyprzez
sentymentalnefilmykostiumowe.Lidiaprotestowała,chwilęsięspierali,
wymyślająccorazdziwniejszestroje.
Wtymczasiełabędziewyszłynabrzeg,jednakniedoczekawszysięsmakołyków,
odpłynęły.FilippołożyłrękęnaramieniuLidii,delikatniedotykałpalcamijejkarkui
ucha.
Onawystawiłatwarzdosłońca.
-Iletumiejsc,żebykochaćsięwukryciu-rozmarzyłasię.
-Moglibyśmyznaleźćjakiśzacisznykącikdlasiebie-zaproponowałjejFilip.
-Teraz?
-Czemunie?
Lidianieodpowiedziała.
-Napewnoksiążętadopadalituwkrzakachmłodepokojówki-wyobraziłsobie
Filip.
-Tyzboczeńcu-Lidiazganiłagołagodnie.-Pokojówkicisięmarzą?Chybaza
dużofrancuskichfilmówpornooglądałeś.
-Nieprawda-zaprzeczył.-Towyobraźnia.
Przysunąłsiędoniejipocałowałjąwszyjętużponiżejucha.Onaodwróciłasiędo
niegopowoli,otworzyłustaizaczęlisięcałować.Onpołożyłdrugąrękęnajejudzie,
naprężonympodobcisłymmateriałemdżinsów,potemprzesunąłjąwyżej,aleLidia
złapałajegodłońiprzeniosłazpowrotemnaławkęjakoślizgłążabę.Odsunęłasię
odniego,zaczerpnęłapowietrza,rozejrzaławokołoipokazaławzrokiem,żealejką
tużzanimiprzechodziwłaśniekilkaosób.Filipnatychmiastodsunąłsięodżony,
wyprostowałplecy,ułożyłdłonierówniutkonaudachiogólnieprzyjąłpozycję
grzecznegolicealistyprawiczka.Kątemokazerkałtylkonaścieżkę,oczekującaż
hałaśliwagrupaznikniezazakrętem.
Lidiaśmiałasię,zatykającustaotwartądłonią.Filipznówzbliżyłsiędonieji
zacząłcałowaćjejdrobnądłoń,najpierwkażdypalecoddzielnie,potemkostkina
wierzchudłoni,wreszciepocięteliniamiwnętrze.Wkońcuonapociągnęłajego
twarzkuswojejicałowalisiępowoli,spokojnie,odczasudoczasuzerkającnaboki,
czyktośnienadchodzi.Wpewnejchwilijednaktaksięzapamiętaliwnamiętnych
pocałunkach,żeniezauważyli,jaktużoboknichstanęłamłodakobietawletniej
sukiencezzawiązanymnabiodrachswetrem.Wyrosłatamjakspodziemiiz
rękomazałożonyminapiersiachstała,przyglądającsięmałemuchłopcu,którykucał
nadbrzegiemjeziorkaiwrzucałkawałkibułkidowody.Nieskazitelniebiałełabędzie
pływałyleniwiedośćdalekoodbrzegu,alechłopiecnierezygnowałinadalrzucałim
bułkę.
TymrazemLidiaiFilipodsunęlisięodsiebiedyskretnie,jakbyliczylinato,że
kobietaniespostrzegła,corobiliprzedchwilą.Obserwowaliscenkęzkilkuletnim
chłopcemwroligłównejiłabędziamiwdrugoplanowej.Ptakipotwierdziły
słusznośćporadzpopularnychmagazynów:zawszenależywytrwaledążyćdocelu,a
zostanienamtonagrodzone-łabędziewkońcuruszyływstronębrzegu.Zanurzały
pomarańczowedziobywwodzieiwyłapywałyrozmoczonekawałkibułki.W
pewnymmomenciejedenzptakówzauważyłsmakowitykąseknabrzegu,tużobok
butówchłopca,itamskierowałswójdziób.Natensygnałnasceniebłyskawicznie
pojawiłasięmłodakobietawletniejsukienceipodbiegładosyna,odciągającgo
gwałtowniedotyłu.Nicprzytymniepowiedziała.Chłopieczaprotestował,
próbowałsięwyrwaćipokazywałmatcekawałekbułki,któregojeszczeniezdążył
rzucićwygłodniałymptakom.Pokrótkiejiraczejcichejwymianieuwag,matka
zgodziłasię,abychłopiecnadalkarmiłłabędzie,jednakprzezorniestanęłazanimi
trzymałagozasweterwobawieprzedkolejnymatakiemptakalubupadkiemdo
wody.
LidiazFilipem,całyczaszapatrzeniwtęscenę,spojrzeliteraznasiebiez
mieszaninąrozbawieniaiwspółczucia:awięczwykłyspacerpoparkuzkilkuletnim
dzieckiemmożeokazaćsięemocjonującymfilmemakcji,anawetdramatem!
Tymczasemmatkachłopcazaczęłanamawiaćgodozakończeniazabawy.Nie
wszystkiesłowadocierałydouszusiedzącychnaławce,aleztego,cousłyszeli,
wywnioskowali,żenamawiałachłopcadowrzuceniaresztekbułkidowody,bo
czekająichjeszczeinneatrakcje.Natesłowachłopiecjakbycelowoskubałcoraz
mniejszekawałkibułkiiprzedwrzuceniemkażdegodowodydługowybierał
miejsce,gdzietaporcjapowinnawylądować.Ponieważdostawypieczywamocnosię
zmniejszyły,większośćłabędziodpłynęła,jednakchłopiecniezamierzałzmieniać
taktyki.FilipszturchnąłLidięłokciem,pokazującmałegospryciarza.Lidiapokręciła
głowązudawanąnaganą.
Wreszciekobietawletniejsukiencestraciłacierpliwość,podniosłachłopcado
góry,zakręciłanimkilkarazywpowietrzu,ażzacząłsięgłośnośmiaćizapomniało
okruszkach,którejeszczezostałymuwdłoni.KobietaodeszłaiFilipteżwstałz
ławki.
-Chodźmy-powiedziałdożony.
-Jeszczemisięniechce.-Lidiawyciągnęłanogiprzedsiebieiprzeciągnęłasię.
-Chodź,dosyćleniuchowania.
-Gdziecisięspieszy?
-Zobaczysz,tambędziecośfajnego-Filippowiedziałtowtakisamsposób,wjaki
kobietaprzedchwiląprzekonywałaswojegosynka.
-Ciekaweco?-Lidiawstała,ociągającsię.
-Cośbardzofajnego.-Filipzbliżyłsiędoniejipołożyłrękęnajejpupie.
Lidiaodtrąciłajegodłoń,rozejrzałasiępookolicyibłyskawicznymruchem
mocnościsnęłajegokrocze.Zawyłzbólu,aleonajużodeszła.Kiedyjądogonił,na
ścieżcepojawiłasięjakaśpara,trzymającasięzaręce:czarnoskórychłopaki
dziewczynaojasnychwłosach.
Filipmusiałwięczaniechaćzemsty,choćmiałnaniąwielkąochotę.
Szlidalejprzezpark.Zatrzymalisięnatarasienatyłachpałacu.Chwilęstali
niezdecydowani.Zauważyli,żepodmurempałacurozstawionostylowe,drewniane
krzesła,naktórychzasiadłoczterechmuzyków:jedenzwiolonczelą,drugiz
kontrabasem,adwóchpozostałychzeskrzypcami.Mielinasobieletniegarnituryw
kolorzekawyzmlekiemiczekoladowekoszule,apodszyją-białemuchywbrązowe
groszki.Całośćwyglądałabyćmożeelegancko,aletrochępretensjonalniei
kiczowato.Zakończylienergiczniepierwszyutwóriwskupieniuprzewracalinuty,
jakbychcielisobieprzypomnieć,cotamwłaściwiejestzapisane,lubdopieroteraz
uczylisiękolejnegoutworu.Zaczęligraćnagle,bezspoglądanianasiebieczycichego
liczeniadoczterech.
JużpierwszetaktywydałysięFilipowiznajome,niemógłjednakrozpoznać,coto
zakompozycja.Spojrzałzasiebie,podszedłdoszerokiej,kamiennejbalustrady,
którabiegławokółtarasu,iusiadłnaniej.Lidiapowoliiniepewniedołączyłado
niego.
-Posłuchamy-oznajmiłFilip.
-Chodźmyjużdodomu-zaprotestowała.
-Takapięknapogoda,zostańmyjeszcze-poprosił,spoglądającwbłękitneniebo
bezżadnejchmurki.
Lidiazamierzałajeszczecośpowiedzieć,alezrezygnowała.Wreszcieoparłasięo
balustradętużobokmęża,wystawiłatwarzdosłońcaiprzymknęłaoczy.
-Znamto-odezwałsięFilip.-Toniejestmuzykapoważna,aleniemogęsobie
przypomnieć,cototakiego.
-Możezjakiegośfilmu?-powiedziałaLidiabezprzekonania.
-Nie,nie.Mamtogdzieśztyługłowy.
Znówzamilkli.Filippróbowałprzypomniećsobietytułutworu,takbrawurowo
wykonywanegoprzezkwartetsmyczkowy,aledaremnie.Lidiarozkoszowałasię
promieniamisłonecznymiibyćmożezupełnieniesłuchałamuzyki.
-Ajutroznówdopracy-odezwałsięFilip.
-Jamuszębyćpunktualnieowpółdodziewiątej-oznajmiłaLidia.
-Zebranie?-Tak.Otwieramynowyoddział.-Firmasięrozwija-podsumował
Filip.-
Czyjawiem?Wtymrokuzlikwidowaliśmyjużkilka.Filipzmieniłtemat.-Wiesz,
pomyślałem,żebyiśćnastudiaMBA.-Zwariowałeś?-Lidiazdziwiłasię.-Wiesz,ile
tokosztuje?
-Dużo,wiem.Aleniemuszęiśćnanajdroższe.
-Icocitoda?
-Dlapracodawcówtosięnaprawdęliczy.Mógłbymprzebieraćwofertach.Poza
tymjużnastudiachpoznajeszwieluludzinastanowiskach,maszkontakty…
-Jacidamkontakty!-przerwałamu.
-Dajspokój,mówiępoważnie.-Spojrzałnanią,aleonanadalopalałatwarzinie
otwierałaoczu.
-Ktocitosfinansuje?-spytała.-Napewnonieja.
-Niewiemjeszcze.Możejakiśkredyt?
-Nastudia?
-Czemunie?Toinwestycjanacałeżycie.Dostanępracęwjakimśbanku,potrzech
latachawansujęnawiceprezesaizobaczysz,jakabędzieszzemniedumna.
-Tylkozkogo?Zmęża,zktórymbędęmogłasięumówićrazwmiesiącu,między
dziewiętnastączterdzieściadwudziestądziesięć.
-Dlaczegotakmówisz?
-Wiesz,jakmęczącesątakiestudia?Zajęciawkażdyweekendodranado
wieczora,awtygodniupopracy-nauka.Dotegowyjazdy,zjazdy,szkolenia,
konferencje.Kilkalatwyjętezżycia.Apotemznajdzieszwymarzonąpracęibędziesz
wracałdodomuodwudziestejpierwszej.
-Alejeślicośchcęosiągnąć,toniemaminnegowyjścia.Niezamierzamciągle
pracowaćwbadaniachrynku.
-Ajaniezamierzamwidywaćmężatrzyrazywroku-Lidiaucięłarozmowę.
-Przesadzasz-Filipzauważył,żejestnaprawdęzdenerwowanaipowolichciałsię
wycofać.-Poprostuchciałbymcośosiągnąć.
-Możesąinnesposoby-rzuciłakrótko.
-Może-przytaknął.
Słońcewłaśnieschowałosięzakoronąrozłożystegodrzewaimiejsce,gdziestała
Lidia,pogrążyłosięwcieniu.Natychmiastotworzyłaoczyispojrzaławokołonieco
nieprzytomnymwzrokiem.Wyglądało,jakbyzbudziłasięzesnu.Spojrzałana
zamyślonegomęża,złapałagozarękęiszepnęła:
-Idziemy?
-Dodomu?-spytałcicho.
-Tak,zgłodniałam.
-Jateż-przyznał.-Iniechodzimitylkooobiad.
Lidiauśmiechnęłasię,odepchnęłabiodramiodzimnegomuruipociągnęłaFilipa
zasobą.Odchodząc,spojrzałjeszczewkierunkukwartetusmyczkowego,który
właśnieskończyłwłasnąwersjęShineonyoucrazydiamondzespołuPinkFloyd.Jak
mógłtegonierozpoznać!?Muzycyprawieodrazuzaczęlinastępnyutwór.Tym
razemjużpopierwszychtaktachFiliprozpoznałChelseaMondayMarillionuibyłz
siebiedumny.
10
Tejsobotypadałojużodrana.Obudzilisięprzeddziesiątą,niewyspanipo
piątkowejnocy,którąspędzilizeznajomymiwklubie.Długoleżeliwzmiętej
pościeli,zastanawiającsię,comożnarobićwszarą,mokrąsobotęlipca.
Przekomarzalisię,ktomawstaćpierwszy,zrobićśniadanieipodaćjedrugiemudo
łóżka,wreszcieFilipwyciągnąłspodsiebiepoduszkę,cisnąłniąwLidkęiwstał.
-Czekamnaświeżebułeczkiiczerwonąherbatę-krzyknęłazanim,odwróciłasię
nabokiwygodnieumościławwygrzanejpościeli.
OdkryłaprzytympośladkiiFilipniemógłpowstrzymaćsięprzedsoczystym
klapsem.
-Auuuu!-ażjęknęła.-Tydraniu!
Spalinagoodpoczątkumałżeństwaizastanawialisięczasem,jakkiedyśmogli
wkładaćcośnasiebie,idącspać?Totakieniewygodne,zawszecośsięzawija,
rękawysiępodwijają,gumkauciska,adotegojakczłowiekwtymwygląda!Jak
staruszekzzakładuopiekispołecznej.Filip,nawetkiedyspałkilkarazypozadomem
podczassłużbowychwyjazdów,niezabierałpiżamy.Ubieraniesiędosnujesttakie
nienaturalne!
Azatempokuchnikrzątałsięnago-nastawiałwodęnaherbatę,kroiłwczorajszy
chlebizastanawiałsię,cojeszczepodaćnaromantyczneśniadaniewedwoje.
Niestety,Lidiazniszczyłajegowyśmienityplan,wstałazłóżkaizajęłałazienkę.
Musieliwobectegozjeśćposiłekprzystole,oncałyczasnago,onawrozpiętym
żółtymszlafroku.Potemdopołudniasnulisiępomieszkaniu,trochęsprzątali,
oglądalitelewizję,liczyli,ilemająnakoncie,izastanawialisię,nacomoglityle
wydaćodzeszłejniedzieli.Icałetoleniwe,ospałeprzedpołudniemusiałosię
skończyćseksem.Kochalisięteżtrochęsennie,powoliidługo,anastępniezasnęli
nawąskiejkanapiewsalonie.
Kiedysięobudzili,bolałyichmięśnieikarkiodleżeniananiewygodnymłóżku.
Filipnarzuciłnaplecykoszulkęiwziąłsiędoprzygotowywaniaobiadu.Lidiaw
szlafroku,bozazwyczajbyłojejchłodno,zaczęłaprasowanie.Czasmijałimna
rozmowach,którychcelemniebyłorozwiązanieżadnegoproblemuanipodjęcie
jakichkolwiekdecyzji,oraznazwykłychczynnościachdomowych.Filip
podszczypywałżonęwpośladki,aonastraszyłagorozgrzanymżelazkiem.Zjedli
obiadiusiedliprzedtelewizorem.Wciągnąłichnadawanynakanaleregionalnym
serialNoceidnie;nerwowa,rozdygotanaBarbaraiprostolinijnyBogumił,ich
zmaganiazprzyrodą,deszczemniszczącymplonyoraz-możeprzedewszystkim-
zmaganiazesobą,kłopotyzwzajemnymzrozumieniemswoichoczekiwańitego,że
miłośćtoniezrywaniekwiatówwstawietylkowspólna,codziennapodróż,razw
błocie,razwsłońcu,bezprzewodnika,byćmożeniekiedynieconudna.
Kiedyfilmsięskończyłiwybrzmiałyostatnieakordysłynnegowalca,Filip
wyszedłdołazienki.Jeszczenieskończył,kiedypojawiłasięLidia.
-Jeszczechwila-powiedział.
-Jużniemogę-poprosiła,przebierającnogami.-Kończże.
Powiesiłaszlafroknawieszakuistałanaga,czekajączniecierpliwościąnaswoją
kolej.
Filippodszedłodniejizakryłdłoniąjejwłosyłonowe.Kilkarazyporuszył
palcami,wyczuwającwilgotność.
-Bosięzsikam!-Odepchnęłago.
-Muszętozobaczyć-powiedział.
-Co?
-Niesiadaj.Stań,ajasiępołożęnapodłodze-poprosił.
-Oszalałeś?
-Proszę.Muszęzobaczyć.
Ułożyłsięnapodłodze,bokiemdomuszliipoprosił,abystałanalekkougiętych
nogach.
-Otwórzją-poprosił.
Lidiazrobiła,ocoprosił,ikiedyrozłożyłapalcamiswojewargisromowe,poczuła
podniecenie,dzikieichore.Zamknęłaoczy,boniemogłasięskoncentrować.Lekka
strużkamoczuwytrysnęłaiurwałasię;zgłośnymchlupotemwpadładomuszli.Po
chwiliLidiarozluźniłasięiterazpoleciałmocny,szerokistrumień.Trwałototylko
kilkasekund;kiedyskończyła,zerwałalistekpapierutoaletowego,aleFilipbył
szybszy.Wstałbłyskawicznie,posadziłżonęnamuszliiwpiłsięzębamiwjejciepłą,
mokrącipkę.
-Nie!-krzyknęła,próbującodciągnąćjegogłowę.
AleonjużssałjąigryzłiLidiaprawieodrazuzrezygnowała.Szarpałagozawłosy,
aonwgryzałsięwniąmocniejimocniej.Przerwałiwtedyonarozszerzyłanogi
najszerzejjakmogła.
-Wejdźwemnie-wysyczała.-Teraz.Już.
Opierałajednąstopęobiałekafelkinaścianie,aonklęczałmiędzyjejudami,
poruszałsięrytmicznie,odchylającgłowęwtył.Właziencebyłobardzociepłoiich
podbrzuszabłyskawiczniepokryłacieniutkawarstwapotu.Poruszalisię,jakpo
lodzie,onwbijałsięwniąmocniejimocniej,onaprzytrzymywałagojednąrękąza
włosy.Podniosłaręcedogóry,jednądłoniąodpychałasięmocnoodściany.Kilka
kropliprzezroczystego,błyszczącegopotuspłynęłospodjejniedokładniewygolonej
pachywdół,ominęłopierśznabrzmiałymsinobordowymsutkiemipopłynęłodalej.
Zaczęlicałowaćsię,gryźćswojewargiiszyje.
GłowaLidiirzucałasięnabokijakwkonwulsjach,jeszczedwa,trzyruchyi
zamarli,oddychającgłośno.
Kiedyskończyli,odpoczywalichwilębezsłowa,apotemLidiaweszłapod
prysznic.
Filipprzezchwilęobserwowałją,jakopartaościanęwystawiaplecyipośladkina
strumieniegorącejwody.Potemwstałipierwszyraztegodniaubrałsię.Wieczór
spędziliwkinienawzruszającymfilmieBillyElliot.Lidiapłakałakilkarazy,ai
Filipowiteżzdarzyłosięuronićkilkałez,szczególniepodczassceny,gdyojciec
Billy’ego,prostyitwardygórnik,zostajełamistrajkiempoto,byopłacićszkołę
baletowąsyna.Syna,którymiałbyćbokserem,miałbyćtwardy,atucośtakiego-
balet!
11
-AmożeStaś?-Chybażartujesz-Filipjęknąłzoburzenia,nieodrywającwzroku
odksiążki.
Minęłajużjedenastawieczorem,aleniemielijeszczeochotyspać.Leżeliwłóżkui
czytaliksiążki.FilipprzekroczyłjużpołowęApokryfuAgłaiJerzegoSosnowskiego,
któryprowadziłniekiedywieczorneaudycjewradiu,izastanawiałsię,gdzie
recenzentidiotadostrzegłtuelementysciencefiction?Powieśćwciągnęłagojednak
natyle,żeniemógłoderwaćsięodzwykłej,wydawałobysię,historiiporzuconego
przezżonęnauczyciela,któryspotykaniewidzianegoodlat,prawiezapomnianego
kuzyna(jakwbrazylijskowenezuelskiejtelenoweli).ZkoleiLidiawłaśniezaczęła
MuryHebronuStasiuka,aletaknaprawdęjedyniewodziławzrokiempozdaniach,
myślączupełnieoczymśinnym.
-PodobamisięStaś-upierałasię.
-Tak-potwierdziłFilipzprzekąsem.-Apotempaniwprzedszkolubędziemu
zwracałauwagę:„Stanisławie,niezabierajkoledzesamochodzika,przecieżmożecie
pobawićsięrazem”.
Obojezaśmialisię,wyobrażającsobieszarpaninęmałegoStasia.
-Dobrze,dobrze-Lidiapoddałasię.-Tomoże…Tymon?
-Acotysięuparłaśnachłopaka?-Takjakoś,bojawiem?Aty,mądralo,możesam
cośzaproponujesz?
-Julia-odpowiedziałbezwahania.
Lidiaprychnęła.
-Teżmi?!AmożeEwa?
-Nie!!KtobychciałmiećimieninywWigilię?Karpnastole,opłatek,prezentypod
choinką,aonawyjeżdżazcukierkami.Aco…-Filipspojrzałnaniązbłyskiemwoku-
jakby,taknaprzykład,weźmynato…Lidia?
Sądziła,żetożart,przyglądałamusięuważnie,aleonnadalmiałpoważnąminę;
zamknąłksiążkę,przytrzymującpalcemstronę,naktórejprzerwał…ioczekiwałjej
odpowiedzi.
-Awiesz,że…-zaczęła,obserwującjegoreakcję.-Awiesz,żemożetobybyło…
-No?-ponagliłją,unoszącbrwidogóry.
-Beznadziejne!-krzyknęłaizarzuciłamukołdręnagłowę.
12
Zabiligojużdrugirazwtymsamymmiejscu,tużzamostemprowadzącymdo
ogromnegozamku.Wiedział,żejestichdwóch,wychodząztajnego,niewidocznego
wcześniejtunelu,jedenzadrugim,wodstępiedwóchsekund.Odruchowostrzelasz
dotegopierwszego,atotendrugimaśmiercionośnąbroń,przypominającąwielki,
zakrzywionypancerfaust.Itowłaśnieon,zzaplecówkolegi,któryjużzachwilę
padniemartwy,porażacięstrzałemniedoobrony.
Tymrazemszedłbardzopowoli,dwakrokidoprzodu,stop,rękanaspuście,znów
jedenkrokdoprzoduiodrazujedenwtył.Ajednakdopadligo.Podwóchstrzałach
jużnieżył.Wkolejnympodejściupostanowiłwięccałkowiciezmienićtaktykę,
skoczyłdofosy,żebyopłynąćzamekidostaćsiędoniegoinnymwejściem,alebyło
głęboko,miotałsię,chciałzawracać,zanurkować,potemsięwynurzyć,jednakjużza
późno.Utonął.Nawetniekrzyczał,poprostuprzestałsięruszać.Pokilkusekundach
miałkolejnąszansęiterazpostanowiłskoczyćipłynąćjaknajszybciejwjednym
kierunku.
-Cotyrobisz?!-szefprzechodziłobokinieomalkrzyknąłnaFilipa.
-Cicho-zgasiłgo.-Zarazmisięuda.
-Cojest?-zainteresowałsięsiedzącydwabiurkadalejkolegaFilipaobardzo
wymownymnickuPiękny.
-Ożeż!-zakląłeleganckoFilip.-Abyłemtakblisko.
-Ha!-zaśmiałsięPiękny,przekrzywionytak,bywidziećmonitorFilipa.-Zajebał
cię.
-Uspokójsię,Piękny-odezwałsięszef,zerkającjednakcałyczasnaekran.-Aw
ogóletowracaćdoroboty,gamonie-dodał,rozglądającsiępobiurze.-Już,już.
Pracowaliwjednymogromnympokoju,nazywanymprzeznichhalą.Stałotam
dziesięćbiurek,osiemzajętychprzezosobyzatrudnionenastałenastanowiskach
badaczyrynku.Dwapozostałeprzeznaczonebyłydlakilkupracującychnazlecenia
studentów.Częstopanowałtuharmiderniedoopisania,kiedyzaczynałsięakurat
jakiśważnyprojektitrzebabyłozrobićszkolenie,jakprzeprowadzaćwywiadyz
losowodobranymirespondentami.Wtedywhalitłoczyłosięnawetdwadzieścia
pięćosób.Wówczasjednistaralisięskupićprzybiurkunaswoichzadaniach,ktoś
opowiadał,jakzadawaćpytaniadotycząceużywaniapastydozębów,innipytali,jak
zapisywaćodpowiedzi,inadodatekzazwyczajzjawialisięteżtacy,którzyakuratnie
mielinicdoroboty.Przychodzili,żebypogadać.Zapytać,czyjestrobota.Żeby
podkurwićtych,którzypoprzedniegodniasiedzieliwbiurzedopierwszejwnocy.
Apotemprzychodziłtakidzień,jaktenlipcowyczwartek.Niezaczynałsiężaden
ekscytującynowyprojekt.Niebyłodonapisaniaofertnaprzedwczoraj.Adotego
kilkaosób-niewiedziećczemu-wybrałosięnaurlop.Dozrobieniatylko
zaplanowanewcześniejzadania,spokojnaanalizaodpowiedzinapytaniao
znajomośćmarekmajonezóworazpreferencjeszefówfirmbudowlanychwzakresie
różnychrodzajówstyropianu.Nicsięniedzieje.Nuda.Możnanawetzagraćw
Quake’a.Jeśliszefniebędziesięwtrącał.
Agnieszka,zajętapoprawianiemtabelwkomputerze,słyszałajednakich
rozmowębardzodokładnie.
-Czytoniejestten…-zaczęła,nieodrywającwzrokuodmonitora-…jaktobyło?
Harassment?Odgamoniwyzywać?
-Adajciemispokój-szefmachnąłręką.-Idępodzwonićdoklientów,zarazwam
przyślątylezapytań,żesięwamproszkidopraniapomylązzupamiwproszku.
-Ajestjakaśróżnica?-zdziwiłsięmilczącydotejporyJanek.
-Zupymająmniejszeopakowania-wyjaśniłFilip.
Zakończyłgrępotym,jakzabiligoporazpiątyzrzędu,iterazprzeglądał
skończonedwadnitemuwykresy.Poczułsiętrochęnieswojopotejuwadzeszefai
chciałpokazać,żejednakmajeszczedziścośdozrobienia.
Tymczasemszefschowałsięjużdoswojejkanciapy.Takwszyscynazywalijego
gabinetutworzonywroguhalizdwóchgipsowokartonowychścianek.Szefbyłtak
naprawdęwłaścicielempołowyudziałówfirmyitytularnymprezesem.Jeszczepięć
lattemupracowałrazemzFilipemikilkomainnymiswoimipodwładnymiuinnego
pracodawcyjakokierownikprojektu.KiedywWarszawiepodkoniec1997rokubył
szczytkapitalistycznegoboomu,Michał-botakmiałnaimięszefFilipa-postanowił
założyćwłasnąfirmę.Ryzykowałtyleconic:wtedysukcesmógłosiągnąćnawet
absolwentbibliotekoznawstwasprzedającyniemieckiepilarkidodrewna
mieszkańcomblokówzwielkiejpłyty.
Popięciulatachnowafirmazatrudniałajużpiętnaścieosóborazzlecała
dorywczepracekilkudziesięciustudentomiMichałmógłporazpierwszy
przeznaczyćczęśćzyskuspółkinabonusdlazarządu,czylidlasiebie.Pracownikom
corokuwypłacałrocznepremie,nawetjeślibyłototylkokilkasetzłotych.Starałsię
byćuczciwymiwymagającymszefem.Wychodziłomujednaktylkotopierwszei
powolizaczynałakceptować,żejegopodwładnitraktowaligojakkolegę.Przestał
nadzorowaćichbieżącąpracę.Upewniałsię,żewszyscywiedzą,codonichnależy,a
samzajmowałsiępisaniemartykułówdopismbranżowych,ściąganiemmuzykii
filmówzInternetu,montażemnagrywanychprzezsiebieamatorskichfilmóworaz
naukąjazdykonnejswojejcórki.
Wzamianpracownicymielipoczucie,żesamimusządbaćoprzyszłośćfirmy,
czylitaknaprawdęswoją.Traktowalizadaniajakciekawehobby,atrochę
zaniedbanebiurotakżejakmiejscespotkańwceluwymianypoglądówlub
przegranianajnowszejpłytyzespołuMassiveAttacklubPortishead.
Potym,jakszefzamknąłdrzwiodswojegopokoju,wszyscypracowaliwciszy
jeszczeprzezpewienczas.TużprzedsiedemnastądobiurawpadłZappa.Kończył
właśnieporaztrzeciczwartyrokpsychologii,niepotrzebnamuwięcbyłaumowao
pracęiwbiurzezjawiałsiętylkowtedy,gdypracowałnadjakimśprojektem.Był
świetnymmoderatorem,czylikimś,ktoprowadzidyskusjezwytypowanymi
osobami,naprzykładprzeciętnyminabywcamikawy,natemattego,kimmogłaby
byćkawaJacobs:gdziemieszka,jakimasamochód,jakspędzawolnyczasiczyma
dzieci.Wtakichrozmowachzazwyczajpomijasiękwestię,czypaniJacobsrodziła
naturalnie,czymiałacesarkę.PozatymZappagrałwamatorskimzespolerockowym
ipróbowałwzorowaćsięnapewnymkontrowersyjnymmuzykuoimieniuFrank.
-Hej!-krzyknąłzarazpowejściu.-Cotakstukacie?Fajrant.
-Kurwa,Zappa,niedrzyjryja-warknąłJanekzzaswojegomonitora.
Zappausiadłnajegobiurku,nastosikuzadrukowanychpapierów.
-Zabierzdupę!-oburzyłsięJanek.
Wyszarpnąłkilkazbindowanychraportówspodkolegiirozprostowałjena
piersiach.
-Dobra.-Zappawstałizaklaskałwdłonie.-Wyłączamykomputerki,raz,dwa,
przycisk„start”,potem„wyłączsię”,enterigotowe.Bardzoproszę,zaczynamy.
Naturalnie,wszyscyzignorowaligokompletnie,dalejpracująclubprzeszukując
Internetbezkonkretnegocelu.Zappa,niezrażony,zmieniłtaktykę.Wyciągnąłzszafy
projektormultimedialny,używanydoprezentacjidlaklientów,izacząłrozstawiać
gonajednymzwolnychbiurek.Przesuwałgotak,abyuzyskaćjaknajwiększyobraz
najednejześcian.
Potemwydobyłzkieszeniblaszanepudełeczko,wyjąłzniegokilkabiałych,
grubychpapierosówonieregularnejpowierzchniiułożyłjestarannieobok
projektora.
-Szanownipaństwo!-zaczął.-Zapraszamynawieczórfilmowy.Dziś
prezentujemyfilmDavidaFincheraFightClub.Napierwszyrzutokaostra
naparzanka,ataknaprawdęwielkatajemnica.Wobsadziesamegwiazdy,piękny
BradPittimrocznyEdwardNorton.Awszystkozupełniezadarmo,właśnieteraz…
Wtymmomencieotworzyłysiędrzwipokojuszefa.
-Zappa-zacząłspokojnie.-Dlaczegotakhałasujesz?Przecieżwszystkomożna
powiedziećspokojnie,cicho,kulturalnie.
-Dobrze,dobrze,szefie-przerwałmuZappa.-Będziespokojnie.Szefsięzałapie,
tak?
-Naco?
-Nafilm.
-Nie-skrzywiłsięMichał.-Muszęwracaćdodomu.
-Słyszałem,żetoniezłejest-odezwałsięJanek,nadaltrzymającwrękuraport
ocalonyspodtyłkaZappy.
-No!-Zappazatarłręce.-Chodźcie,ustawimykrzesła.
Filipodsunąłsięodmonitoraipotarłoczy.Niemiałjużdziśnicdoroboty,
skończyłnawetofertę,którąmiałwysłaćjutro.Byłowpółdoszóstejpopołudniu,
pomyślał,żeLidiapewniejużwracadodomu.Albojestnazakupach.Siedział,
czekając,ażwłączysięwygaszaczekranu.Potemobserwowałmigającykolorowy
kształt,którymiałudawaćkwiat.
Złapałzatelefoniwystukałnumerżony.
-Cześć,kochanie,jedzieszdodomu?…Dogalerii?…Tylkoniekupujznów
czarnej…
Jakąśinną,możefioletowąalbozieloną…Aczytymusiszbyćtakamodna?Ktow
ogólezwracauwagęnatęcałąmodę?…Muszęzostaćtrochęwpracy…Niewiem
dokładnie,musimycośskończyć.Możeoósmej…Tylkoniezostawtelefonuw
samochodzie…Dobrze,dobrze,jużniemarudzę.Pa…Cześć.
Odłożyłpowolisłuchawkę.Poruszyłmyszką,żebyzniknąłtenidiotyczny
komputerowykwiatek,iwstał.
Filmoglądałosiedemosób.Projektorrzucałnaścianęniezbytostryobrazz
podłączonegokomputera,aonisiedzieliwbiurowychfotelachiodczasudoczasu
komentowali.Agnieszce,któraskończyłapsychologięipracowaładopieroodroku,
orazMarysi,pracującejodpoczątkuistnieniafirmywrecepcji,filmsięniespodobał.
Zniechęcałyjewalkinapięściwpodziemnychklubach.PięknyiZappabyli
zachwyceni,aJanekiFilipoglądaliwmilczeniu,natomiastMichał,któryjednak
został,całyczasporównywałtenfilmdowcześniejszegofilmutegosamego
reżysera.Poostatniejsceniewszyscyzaczęlizażarciedyskutowaćispieraćsię,kim
naprawdębyłbohatergranyprzezNortonaiczyrzeczywiścieonorazpostaćgrana
przezPittatotasamaosoba?Zappachciałichuspokoićipodałleżąceobok
projektorapapierosy.
-Topocałym-powiedział.-Narozluźnienie.
-Janiepalę-Filippokręciłgłową.
-Toniepapierosy.-Janekuśmiechnąłsię,wąchającniespodziankęZappy.
-Aco?-spytałaMarysia.
-Skuny-odpowiedziałPiękny.
-Franek-MarysiazawszezwracałasiędoZappypoimieniu.-Cotytu
przyniosłeś?
-Pewnytowar-zapewniłją.-Sofcik.
Filipobracałwpalcachnieudolniezwiniętegoskręta,zbliżyłgodonosaiwyczuł
zapachziół.Polekkimnaciśnięciuwysypywałysięzniegozasuszonekawałkiliści,
przypominającezielonąherbatę.PięknypodsunąłmuzapalniczkęiFilipostrożnie
sięzaciągnął.Nachwilęzabrakłomutchuipoczułwgłowieleciutkiszum,który,ku
jegorozczarowaniu,szybkominął.Wypuściłdymirozkasłałsię.Zadzwoniłjego
telefonkomórkowy.
-Cześć-powiedziałdożony…-Tak,jeszczetrochęposiedzę…-Niewiem.Już
niedługo.Zadzwonię,jakbędęwychodził…-Pewnie,żenierób!Niebędęjużjadł…-
Zadzwonię,pewnie,żezadzwonię.Narazie.
Wcisnąłprzyciskzczerwonąsłuchawkąiodłożyłtelefonnabiurko.Wstałw
poszukiwaniujakiegośpojemnikanapopiół.
-Nodobra-odezwałsięZappa.-Drugiseans.
Dziewczynystanowczoodmówiłyiniebawemobiewyszłyzbiura.Szefodebrał
telefonodżonyiteżsiępożegnał.Zostaliweczterech.
-Noidobra-odezwałsięZappa,wypuszczająckółkogęstegosinegodymu.-
Piękny,lećpopiwonadół.
-Podwie?-spytałtamten.-Narazietak-powiedziałJanek.-Wozemjestem-
uśmiechnąłsię.
-Możejeszczeguinnessa?-zaproponowałFilip.
-Możebyć-zgodziłsięZappa.
-Tylkodajciemikasę,boniemamtyle-upomniałsięPiękny.
-Tokartązapłać-zaproponowałZappa.
-Iresztęprzynieś-zaśmiałsięJanek.
DrugimfilmemokazałasięanimowanaMrówkaZ.Siedzielizwyciągniętymi
nogami,popijalipiwoiwmilczeniuoglądalihistorięmrówki,któramarzyo
wolnościiolepszymżyciu.LidiajeszczedwarazydzwoniładoFilipa,aonza
każdymrazemodsuwałterminpowrotudodomu.
FilmskończyłsiępóźnąnocąiFilipprzeraziłsię,żeotejporzeautobusymogąjuż
niejeździć.Wybiegłzbiuraiczekającnaprzystanku,wysłałSMSadoLidii.Zbliżała
sięjedenastaiautobusrzeczywiścienienadjeżdżał.Filipzastanawiałsię,czynie
lepiejzadzwonićpotaksówkę.Wtejchwilijednaknadjechałniskopodłogowy,
prawiepustyautobus.Filipdotarłdodomuprzedwpółdodwunastejikiedystarał
sięjaknajdelikatniejprzekręcićkluczwzamku,poczułszarpnięcie.ZaspanaLidia
uchyliładrzwiijejmążledwoprzecisnąłsiędośrodka.
-Nieśpisz?-spytał.
-Cotakdługo?
-Nowiesz,musieliśmycośdokończyć?
-Cotakśmierdzi?-Powąchałajegowłosyizmarszczyłanos.-Gdzietybyłeś?
-Wpracy,agdzie?-obruszyłsię,zdejmującbuty.
-Przecieżczuję.
-Chłopakipalili.
-Aty?
-Nie.
Zbliżyłatwarzdojegoust.-Niekłam.-Zajarałemjednego,głupiobyłoodmówić.-
Aledlaczegokłamiesz.-Chodźmyspać,późnojuż.-Toczemuwracaszotejporze!-
Lidiapodniosłagłos.-Ipocoopowiadaszjakieśbzdury?Gdzietybyłeśotejporze?!
-Wpracy,gdziemógłbymbyć?Przynieślijakieśskrętyizapaliliśmy.
-Jakieskręty?-wykrzyknęła.-Tychceszbyćjakimśnarkomanemczyco?
-Niechcę-odpowiedziałspokojnie.
-Ichceszmipowiedzieć,żepaliłeśwpracy?
-Agdzie?
-Niewiem.Niewiem,gdzietysięwłóczyszotejporze.Izkim.
-Oj,dajspokój.
-Niedam!Niebędzieszmnieokłamywał,rozumiesz?Jezu,ijamammiećzkimś
takimdziecko.-Odwróciłasięodniego.-Dlaczegosięnatozgodziłam?Dlaczego?
Filipstałosłupiaływsamychslipkach,właśniemiałzamiariśćpodprysznic.
-Lidka-zaczął.-Posiedziałemtrochęzkumplamipopracy.Tonictakiego.Nicsię
niedzieje.
-Janiewytrzymamwciąży,całydzieńwdomusama,odranadowieczora.
-Ależkochanie-przytuliłją.-Niejesteśwciąży.
-Skądwiesz?-Wyrwałasięzjegoobjęć.-Powinnamdostaćokresdwadnitemui
jeszczeniemam.Nawetbrzuchmnienieboli.Alecociebietoobchodzi.
Odwróciłasięnapięcieiznikławsypialni,trzaskającdrzwiami.
13
Autobuskrążyłmiędzyblokami,jakbykierowcaniemógłsięzdecydować,dokąd
jedzie.
Lidiaspoglądałanerwowonazegarek,choćnawetniebyłaumówionana
konkretnągodzinę.
Alinazadzwoniłaranoi-jaktoona-mówiłakrótkoinatemat:knajpanarogualei
NiepodległościiOdyńca,międzypiątąaszóstą,samebaby.Właśniezbliżałosię
wpółdoszóstejiwszystkowskazywałonato,żeLidiadotrzenaspotkanie
punktualnie.Ajeślinawetodrobinęsięspóźni,tonicwielkiego.Uspokajałatak
siebie,ajednakniepotrafiłazwalczyćwewnętrznegonapięcia,któreczuła,gdycoś
działosięinaczej,niżzaplanowała.Dokuczałjejlekkiuciskwklatcepiersiowej,
oddechstawałsięnieregularnyipłytki.Ażwkońcuzaczynaładenerwowaćsiętym,
żeniepotrafizapanowaćnadsobązpowodutakiejbłahostki.
NaszczęścieautobuswjechałwreszciewulicęPuławską,Lidiarozpoznałato
miejsce,byłajużniedaleko,uspokoiłasięwięcizaczęłaoglądaćgraffitinamurze
wyścigówkonnych.
Kojarzyłyjejsięzkomiksamialbookładkamiksiążeksciencefiction,którychnie
znosiła,musiałajednakprzyznać,żeniektórerysunkibyłydoskonałe,przypominały
jejobrazyBeksińskiego.Tociekawe,mieszkałaniedalekostąd,adopieroteraz
zwróciłauwagęnatenkolorowymur,darmowąwystawęsztukinowoczesnej,która
niejestpromowanawmediach,jejtwórcyniesączłonkamiżadnego
stowarzyszenia,aichdziełnieomawiasięnawarszawskichikrakowskichsalonach.
Zazwyczajjeździłatędysamochodem,tymrazemjednakFilipnamówiłjąna
komunikacjęmiejską,„bopewniecośtamwypijecie,azpowrotemweźmiesz
taksówkę”.Idziękitemumogłapoznaćnowykawałekstolicy.
Pochwilidoszładowniosku,żeniepodobajejsięto,cowidzizaszybą,izaczęła
myślećoczymśinnym.Zastanawiałasię,jakieploteczkiprzyniesieAlinaiczyma
nowegofaceta;niewidziałysięodczasu,gdyMałgosiawyprowadziłasięodAliny,
czyliodkilkumiesięcy.Ciekawiłojąteż,czyMałgosianieżałujeswojejdecyzjio
zamieszkaniuzMichałem.
Lokalznalazłazpewnymtrudem,ponieważniebyłotamżadnegoszyldu
zachęcającegodojegoodwiedzenia.Należałowejśćprzezbramę,skądwychodziło
sięnaogromnyplaczabawdladzieci.Piaskownica,huśtawki,drewniane
konstrukcje,naktóredzieciwchodziłyposchodach,wspinałysiępominiściance
alpinistycznejlubpodrabiniezesznurka.
Dziewczynysiedziałyprzystolikupodparasolem,naszczęściewpewnej
odległościodrozwrzeszczanejdzieciarni.Roześmiane,nachylonedosiebie,musiały
zwierzaćsięsobiezjakichśtajemnic.Popijałykolorowenapojezwysokichszklanek.
Ajednakjestemostatnia,pomyślałaLidia,podchodzącdostolika.Alejużją
zobaczyły,odsunęłysięodsiebie,zamachałydoniej.Iwtedytennikłygest,który
zastanowiłLidię:MałgosiazdjęładłońzkolanaAliny,wcaleniegwałtownie,raczej
niechętnie,zociąganiem.Aletomogłobyćtylkozłudzenie,więcLidianatychmiasto
tymzapomniała.
Rozmawiałydługoosprawachzcałegotygodnia,nieważnychdlamężczyzn,
nawetniezbytistotnychdlanichsamych,októrychjednakkoniecznietrzeba
porozmawiać,abypoczućsiękobietąwsobotniepopołudnie.
Alinaniemiałanikogo,wogólewyrażałasięomężczyznachlekceważąco,jako
kimśmałoważnym,wręczzbędnym.Dostałaawanswpracyipowyprowadzce
Małgosiporazpierwszywżyciumieszkałasama.Zaczęłauczyćsięfrancuskiego,
chodziłanafestiwalefilmoweimodnesztukiteatralne.Żyładlasiebieibyła
szczęśliwa.AMałgosiamieszkałazMichałem,wszystkiejednakwiedziały,żegonie
kocha,jestznimtylkodlatego,żetakwygodniejitaniej,awieczoramimożna
porozmawiaćlubsiękochać.Matkanarazieprzestałapytaćjąomęża,choćtonie
potrwazbytdługo,rodzinazarazzacznieprzebąkiwaćodacieślubuidzieciach.
TymczasemjednakMałgosiamiałaswojąkruchąstabilizacjęicieszyłasięnią.
Agnieszka,najbardziejzamkniętaznichwszystkich,byławWarszawiejedyniedla
pracyipieniędzy,wkrótcemiaławrócićdodomu,żebyopiekowaćsięojcem.
Wkońcuwyczerpałytematkosmetyków,któreniepowodująpodrażnień,oraz
sklepów,gdziemożnakupićnajlepszetorebkinawieczór,iAlinaztajemniczym
uśmiechemzwróciłasiędoLidii:
-Jakiemaszplanywakacyjne?
-Co?-spytałaLidiazdezorientowana.
-Jedzieciegdzieś?
-Niewiem-odpowiedziała.-Jeszczesięzastanawiamy.Chybawewrześniu
gdzieśpojedziemy.
-Todobrzesięskłada-wtrąciłaMałgosia.
Lidiaspoglądałapytającotonajedną,tonadrugą.
-WybieramysięnaKretę-oznajmiłaMałgosiauroczyście.
-Bezfacetów!-zaznaczyłaAlina.
-Kiedy?-zapytałaLidia,niewiedząc,jakmarozumiećtooświadczenie.
Małgosiazaczęłatłumaczyć,jaktowpadłyzAlinąnapomysłwyjazdunawakacje
tylkowdamskimgronie.Tymbardziejżeakuratwtymrokuniebyłototrudne:Alina
iAgnieszkamieszkałysame,aMichał,narzeczonyMałgosi,niemógłwziąćurlopudo
końcalistopada.WdodatkuAgnieszka,którazawszeoszczędza,dostała
niespodziewanąpremięidałasięnamówićkoleżankom,żebyczęśćprzeznaczyćna
własneprzyjemności.
-Toco,jedziesz?-MałgosiaspytałaLidięnakoniecswojegowywodu.
-Pewnieżejedzie-orzekłaAlina.-Powiedzmężulkowi,żemajedynąszansęna
tydzieńsamotności.Możenawetniepraćgaciiskarpetekprzeztenczas.
-Amyślisz,żeteraztorobi?-Lidiachciałażartempokryćzakłopotanie.
-Niesądzę-Małgosiapowiedziałatozestuprocentowąpewnością.
-Pewniewrzuciłbydopralkiręcznikirazemzeswetrami-zaśmiałasięAlina.
Lidianiechciałaprotestować,szukaławmyślachjakiejśwymówki,byzniminie
jechać.
-Mójfacetkiedyśwziąłsięzaprasowanie-Małgosiazawiesiłagłosdla
zwiększeniaefektu.-Najpierwspaliłswojeulubionespodenkipiłkarskie.Apotem
przezgodzinębawiłsięzdwiemakoszulami.Wtakimtempietojabymmusiała
zrezygnowaćzpracy,żebyzrobićwszystkowdomu.
-Unasmatka-wtrąciłamilczącadotejporyAgnieszka-tonawetszykujeojcu
bieliznędowłożeniapokąpieli.Zawszetakbyło.Nawetniewie,wktórejszufladzie
maskarpetki.
-Nocoty?-zdziwiłasięAlina.
-Wieczoremmatkaszykujemuzestawnarano-dodałaAgnieszka.
Dziewczynyzamilkły,niewiedząc,jakskomentowaćjejsłowa.AAgnieszka
opowiadaładalej:
-Ale,zdrugiejstrony,matkaniepotrafinapalićwpiecuanikupićwęgla.Unas
nigdywannasięniezapchałaanidachnieprzeciekał,ojciecwszystkosprawdzaco
kilkadni,czegośtamdolewa,cośdokręca,sprawdzadachówkiirynny.A
najciekawsze,żeoninigdyotymnierozmawiają,każdyrobiswoje,tylkoczasem,
przykolacji,ojciecoznajmia:„Wymienimyoknategolata,teodulicy,bostraszniesię
rozeszły”.Matkakiwagłową,onicniepyta,wie,żesprawęmożnauznaćjużza
załatwioną.
-Ha!-pierwszaodezwałasięAlina.-Idealnyukład.Alenieztyminaszymi,pożal
sięBoże,chłopami.Żebykrannaprawić,musielibywyłączyćwodęiprądwcałym
bloku.
-Oj,Alinko-Małgosiapokiwałagłową.-Tobietylkoprzyjaźńkobiecawgłowie.
Zaśmiałysięwszystkie,przemieszałyrurkamikoktajlewszklankach,podeszła
kelnerkazpytaniem,czywszystkowporządku.Lidiaczuła,żeczekająnajej
odpowiedźiżenapięcierośniejakbalon.
-Mamyjużrezerwację-Alinawróciładozasadniczegowątku.-Siedemdni,od
czternastegowrześnia.Musimypotwierdzićwewtorek.
-Wśrodę-poprawiłająMałgosia.
-Tojak?-spytałyjednocześnie.
-Niewiem-powtórzyłaLidia.
-Czegoniewiesz?
-MuszęjeszczepogadaćzFilipem.PlanowaliśmypoleciećdoTurcji.
-Dajspokój-zgasiłająAlina.-Wymyśliłaśtoprzedchwilą.
-Będziemymogłyleżećnaplażycalutkidzień-zachęcałaMałgosia.-Iżadnego
zwiedzaniazabytków.
Planbyłwspaniały,Lidiamusiałatoprzyznać.Onateżotymmarzyła.Alejeślite
mdłościwczorajranotoniebyłazwykłaniestrawność?
-Muszęznimpogadać-powtórzyłaLidia.-Niewiem,czyczegośnie
zarezerwował-skłamała.
-Kręcisz-oceniłaAlina.-Chceszstracićtakąokazję?Możenigdysięjużnie
powtórzy?
Nawetniewiesz,jakbardzomożeszmiećrację,pomyślałaLidia.
-Zadzwońdomniewponiedziałek-zakończyłaAlina.-Odmowaniewchodziw
grę.
-Zadzwonię-zgodziłasięLidia.Iwtymmomenciepoczuła,żejejobawysą
bezpodstawneipowinnazgodzićsięnawyjazdnaKretęjużteraz.Nieodezwałasię
jednak.
Rozeszłysiętużprzeddziesiątą.Małgosia,którapiłatylkosok,zaproponowała,że
odwieziejedodomów.Lidiajednakniechciałajeździćznimipomieście,więc
zamówiłataksówkę.Dziewczynyuparłysięzaczekaćzniąnataksówkę.Kiedystały
nachodnikuprzedkawiarnią,minęłojedwóchtrzymającychsięzaręcemężczyzni
wszystkiezaczęłysięśmiać,zasłaniającsobieustadłońmi.Alinazastanawiałasięna
głos,czyoniteżkłócąsię,którydziśprasuje,aktóryzmywa,inicjużniemogło
powstrzymaćichchichotu.
Taksówkarzzjawiłsięwreszcie,alechciałnatychmiastodjechać,bouważał,że
niemanicgorszegoniżpodpitebabki.Uspokoiłsiędopiero,widząc,żenatylne
siedzeniewsiadatylkojedna.Lidiarzuciłamuadresiodwróciłasię,żebypomachać
koleżankom.Nadalroześmiane,AgnieszkazAliną,przepychałysięnatylnesiedzenie
małego,trzydrzwiowegorenaultMałgosi.PrzezułameksekundyLidiamiała
wrażenie,jakbyjejkoleżankibyłyowielelatmłodszeodniej,takiebeztroskie,
zadbaneiszalone.
14
Wpiątkizazwyczajonwracałwcześniejdodomu,aletymrazemLidiaprzyjechała
oczwartejtrzydzieści.Niezdjęłanawetżakietu,abutyzostawiłanaśrodku
przedpokoju.Weleganckiejspódnicy,terazjużcałkiempogniecionej,półleżałana
kanapieibawiłasiępilotemodtelewizora.Otejporzemogławybieraćmiędzy
programamidlamłodzieży,prowadzonymiwslangusprzedpięciusezonów,a
serialami,którychdialogimożnadowolniewymieniaćmiędzyjednymadrugim
filmeminikttegoniezauważy.Czekała.Jejwilgotnedłoniezostawiałyciemniejsze
śladynaczarnymtworzywiepilota.Zmarzniętestopyokryłanarzutązkanapy.
Spoglądałanazegarekcodwie,trzyminuty.UsłyszałaFilipa,kiedybyłjeszczena
parterze,zerwałasięistanęłaprzeddrzwiamiwejściowymi.
-O,cześć!-powitałjąwesoło.-Fajnie,żejesteś.Obiadgotowy?-Mrugnąłdoniej
jednymokiem.
-Idźdoapteki-powiedziałapoważnie.
-Źlesięczujesz?-spytał,momentalnietracącświetnynastrój.
-Kupten…test-wypowiedziałaostatniesłowojakoryginalne,obrzydliwe
przekleństwo.
-Test,test-powtarzał,zdejmującbuty.-Jakitest?
-Idźteraz,proszę.
-Możemytozrobićjutro,spokojnie,bezpośpiechu.
-Muszęwiedziećteraz.Niewytrzymam,niezasnę.
-Kochanie-przytuliłją.-Dziśjestpiątek,trzebaodpocząćpocałymtygodniu.
Caływeekendprzednami.
-Niemogęodpoczywać,idźteraz,idź-odsunęłagoodsiebie.
-Dobrze-zgodziłsięzrezygnowany.
Włożyłbutyiwyszedł.
Czekanie.Cisza.Szelestubrań,głośnyoddech.-Niemogę-odezwałasięz
łazienki.-
Spokojnie-powiedziałdoniejprzezdrzwi.-Musiszsięrozluźnić,weźkilka
głębokichwdechów.
-Samsobieweź!
-Nodobrze.Wyjdźzłazienki.Zjemykolację,wypijemycoś,napewnocisię
zachce.
-Chcemisię,aleniemogęsięskupić,rozumiesz!?Cholera!-Cosięstało?-
szarpnąłzadrzwiiwpadłdołazienki.-Nic,nic-uspokoiłago.-Zasikałamsobie
rękę.-Niestraszmnie.
Moczmawłaściwościlecznicze,skóracisięwygładzi.
-Cotypowiesz?Chcesz,żebytobieteżsięwygładziła?Dobrze,masz-podałamu
półprzezroczysty,ciepłypojemniczekzżółtącieczą.-Jawychodzę.
-Gdzie?
-Jaknajdalej.
Delikatnie,jakszalonynaukowiecpracującynadodkryciemkamienia
filozoficznego,wlałkilkakropeldomałegootworuwplastikowejpłytcewielkości
kartykredytowej.Potem,dlapewności,drżącymirękami,wlałjeszczekilka.Zerknął
doinstrukcji,jakprzedpodłączeniemodtwarzaczaDVD.Wynikpokażesięwdrugim
otworze,dwiepionowekreski-pozytywny,jedna-negatywny.Czydolaćjeszcze,czy
zaczekać?Zamykaoczy,liczydodziesięciu,potemoddziesięciudozera.Otwiera
oczy.Dlaczegotekreskisąfioletowe?Czykolormaznaczenie?
15
Tenzapachniedawałjejspokojujużodwczoraj.Rozkładającysiępot.Ciężki,
kwaśnysmród;czućgonawetwtedy,gdyoddychasięprzezusta.Czyonsięnie
myje?Jakmogłategonieczućwcześniej,tydzieńtemu,miesiąctemu?Czyinniteżto
czują?Muszą!Tojestniedowytrzymania!PrzecieżAlinasiedzitużobokniego,a
kiedyrozmawiają,przysuwasięjeszczebliżej.Nadodatekwbiurzeniemożna
otworzyćżadnegookna;tenzapachunosisię,przywieradomebli,ścian,ubrań,
nawetdoklawiaturykomputera,aklimatyzacjaroznosigopocałymbudynku.
-Lidka?-AlinapodeszładoLidiiiprzykryłajejdłoń,zaciśniętąkurczowona
komputerowejmyszy.-Wporządku?-spytała.
-Tak,tak-potwierdziłaLidiabłyskawicznie.-Muszęsięnapić,pójdędokuchni
poherbatę.
-Idęztobą-Alinapodeszładodrzwi,jakbytylkonatoczekała.
Wyszłyzpokoju,wktórympracowałyrazemztrzemakolegami.
-Dobrzesięczujesz?-Alinaniedawałasięzbyć.
-Tak,aczemupytasz?-Lidiaszła,niepatrzącnakoleżankę.
-Niewiem,wyglądałaśjakośdziwnie.
-Czylijak?
-Bojawiem?Jakbycościębolało?Albojakpoprzepiciu-zaśmiałasię.
Lidianieodpowiedziała.Czułacośgęstego,klejącegowgardle.Niechciałosię
przesunąćwżadnąstronę.
-Muszęjeszczedołazienki-Lidiazłapałanaglezaklamkędrzwioznaczonych
kółeczkiemizostawiłazaskoczonąAlinęnakorytarzu.
Czuła,żezarazzwymiotuje.Weszładojednejzkabin,stanęłazpochylonągłową,
opierającsiędłońmiochłodnąścianę,ipatrzyłananieruchomątaflęwodyw
lśniącejczystościąceramicznejmuszli.Iwłaśnietaczystość,zapachdetergentówi
odświeżaczy,wszystkietechemicznesztuczkimającenaceluzniszczyćnajbardziej
naturalneludzkiezapachy,podziałałnaniąjaklekarstwo.Rozchwianyżołądeki
kluchawgardlepowoliustępowały;mogławreszciegłębiejodetchnąćidopiero
wtedyzdałasobiesprawę,jakpłytkooddychałaprzezcałyranek.Wstrzymywała
oddech,abyjaknajdłużejnieczućtegoobezwładniającegoodoruludzkichciał.
Musiaławrócićdopokojuitojąprzerażało,alełudziłasię,żemożejużjejprzeszło.
WkuchniAlinamieszałaherbatęwkubku;stałaopartaościanę,ze
skrzyżowanyminogami,zjednąrękąwkieszeniczarnych,delikatnieprążkowanych
spodni.
-No,Lidka-zaczęła,oblizującjęzykiemgorącąłyżeczkę.-Wszystkosięteraz
zgadza.
-Cocisięzgadza?-Lidiawyjęłazpudełkatorebkęmocnoaromatyzowanej,
malinowejherbaty.
-Nieudawaj…
-Co?
-Którymiesiąc?
Lidiaopuściławzrok,najejbladepoliczkiwyszedłlekkirumieniec.
Odpowiedziałacicho.
-Alina,nicminiejest,czemumniedręczysz?
-Okej.Woliszniemówić,towporządku.Rozumiemcię.Niechcesz,żebysięod
razuwfirmiedowiedzieli.Alejatowidzę.Mojasiostraurodziłatrzymiesiącetemu.
Przezcałąciążęrzygaładalej,niżwidziała.Jakdomnieprzychodziła,toniemogłam
otwieraćlodówkinawetnachwilę.
Lidianiewiedziała,jakzaprzeczyć.Możeniechciała?Słuchałazaciekawiona.
-Poczułasiędobrzegdzieśnapoczątkuósmegomiesiąca.Noizarazurodziła,
prawiemiesiącprzedterminem.
LidiaspojrzałapytająconaAlinę.
-Ważyłdwakilo-kontynuowałaAlina.-Dłońmiałmniejsząniżłapamojejkotki.
Aleszybkowrócilidodomu.Aterazmałyjetyle,żejejpokarmuniestarcza.
Przerwała.Pociągnęłałykgorącejherbaty.Milczały.
-Drugimiesiąc-wyznałaLidia.-Dowczorajczułamsiędobrze.Adziśtenzapach,
nieczułamtegowcześniej…
-A!-Alinasięzaśmiała.-ToRomek,pocisięjakmysz.
-Jakmogłamwcześniejniezwrócićnatouwagi?
-Wcześniejniebyłaśwciąży.Tocizarazminie.
-Atwojejsiostrzenieminęło.
-Onajestwyjątkowa.
-Alejaktowytrzymać?
-Włóżsobiewatędonosa.Nieprzyjemnieuwiera,aleniebędzieszczuła.I
przynośdopracypomarańcze.Połóżsobienabiurku,żenibyzjeszpóźniej.
-Dzięki-Lidiasięuśmiechnęła.-Skądtowszystkowiesz?
-Odsiostry.
Obieniemiałyzamiaruwracaćdoswoichbiurek.
-Odważnajesteś-zaczęłaAlina.
-Dlaczego?
-Trzebaodwagi,żebyzdecydowaćsięnadziecko.Pozatym,myślałam,żenie
chcesz.
Nigdyniemówiłaś,żechcesz.
-Niemyślałamotym.
-Niemów,żewpadłaś.
-Pewnie,żenie.
-Czylichciałaś.
Lidianieodpowiedziała.Alinawłaściwieniespytała,stwierdziłafakt.
-Niesądzę,żebymkiedykolwiekzdecydowałasięnadziecko-oświadczyłaAlina.
-Niebądźtakapewna-przestrzegłająLidia.-Spotkaszkiedyśtegojedynegoi
inaczejbędzieszmówiła.
-Możeispotkam.Aledzieciniebędzie.Umówiłamsięjużnazabiegpodwiązania
jajowodów.
-Dlaczego?!-Lidiaspojrzałananiązszokowana.
-Poprostuwiem,żeniechcęmiećdzieci.Cowtymmożebyćprzyjemnego?Okej,
możesampoczątekjestnienajgorszy,podwarunkiem,żefacetznasięnarzeczy.Ale
potem…Jużpokilkutygodniachrzyganieikompletnybraksiłynawszystko.Brzuch
cirośnieiwyglądaszjakrozdętakrowa.Aporód!?Szpital,ból,leżyszwjakiejś
wypłowiałejkoszulinie,lekarzegapiąsię,jakleżyszrozłożona,pociszsię,stękasz,w
końcutnącięalbosamasięrozrywasz.
Aletodopieropoczątek.Dalejkarmieniepiersią,wystawiaszsię,jaksukaprzed
młodymi,amiędzykarmieniamiciągleświeciszmokrąbluzką.Przewijanie,kupa
sześćrazydziennie,praniedwarazydziennie.Ajakmyślisz,żewychodziszna
prostą,tozaczynasięszukanienajlepszegoprzedszkola,adodobrejszkołymusisz
dzieckozapisać,jakskończytrzylata.
No,awszkolesfrustrowaninauczyciele,narkotyki,adladziewczynypierwsza
skrobankaprzedpiętnastymrokiemżycia.
Przerwała,abypociągnąćłykherbaty.
-Notochybatrochęzapóźnomitomówisz-Lidiapróbowaławszystkoobrócić
wżart.
-Nie-Alinapoczuła,żepowiedziałajednakzadużo.-Przepraszam.Jamówiłamo
sobie.
Dziecisąfajne,podwarunkiemżeniemoje.
Lidianiewiedziała,copowiedzieć,comyśleć,jaksięzachować.Zobaczyłasiebie
wtychwszystkichsytuacjach,októrychmówiłaAlina.
-Chodźmydopokoju.-Alinawstawiłakubekzniedopitąherbatądozlewu.-
PewnieCzarnajużwpadłazpytaniemoraport.
Lidiastarałasięprzypomniećsobie,corobiładziśodranawpracy,alemiaław
głowiekompletnąpustkę.Spojrzałanazegarek.Zostałyjeszczetrzygodzinydo
wyjściazbiura.
16
Wyszedł,zamykajączasobądrzwinajdelikatniej,jakumiał,aleonajużniespała.
Chciałanawetkrzyknąć,daćjakiśznak,żesięobudziła,wtedybywróciłiją
pocałował,zapytał,jaksięczuje,czycośjejprzynieść,potemobiecałbyzadzwonićz
pracy,niemiałajednaksiłysięodezwać,niepotrafiłazmusićsięnawetdootwarcia
ust,głębszegonabraniapowietrza,napięciamięśnibrzucha.Otworzyłaoczy,kiedy
przekręciłkluczwzamku,izobaczyłananocnejszafcekubekparującejherbatyicoś
dojedzenianatalerzuprzykrytymżółtąsalaterką.
Odwróciłasięnadrugibok.Obserwowałaprzezchwilęwiszącenaścianiecztery
obrazki;każdyznichmiałprzedstawiaćinnąporęroku.Próbowaławmyślach
ustalićichkolejność.
Najpierwwydawałojejsię,żepierwszapolewejpowinnabyćwiosna,czylitakjak
teraz.Alejużposekundzieuznała,żetojesienneklonyikasztanowceobrązowychi
żółtychliściachpowinnyzaczynaćtenszereg,adalejgórskachataprzysypana
śniegiem,jakotrzeci-strumykibrzozazsoczyściezielonąkoroną,anakońcu-złote
łanyzbożazestodołąwtle.Potemwyobraziłasobie,żekażdyztychobrazkówwisi
nainnejścianie,każdastronaświatamaswojąporęroku.Tojednakwydawałojejsię
zbytpretensjonalne.Spróbowaławięcułożyćobrazkiposkosie,zaczynającod
wiosny,akażdykolejnywisiałniecowyżejniżpoprzedni.
Następnieułożyłajewkoło,wkwadrat,anakoniecwprzypadkową,chaotyczną
figurę.
Wreszciewszystkiepomysłyuznałazabeznadziejne,asameobrazkizatragicznie
kiczowate.
Zamknęłaoczy.Poczułapierwszetegodnia,jeszczelekkiemdłościiwiedziała,że
terazmusicośzjeść,choćwcaleniemiałaochoty,asamamyślojedzeniutylko
wzmagałanudności.Alepoznałajużreakcjeswojegociała-gdybyniezjadła,byłoby
tylkogorzej.
Właśnieranodopadałojączasamitopoczucienierzeczywistości.Tylerazy
powtarzałasobiewmyślach:„jestemwciąży,jestemwciąży,jestemwciąży”,ażte
słowatraciłysens.
Byławswoimmieszkaniuiniemusiałachodzićdopracy-miaławrażenie,żepo
prostuźlesięczuje,jestnazwolnieniu,możeodpocząć,poleżeć,poleniuchować,
posłuchaćprzedpołudniowejaudycjiMarkaNiedźwieckiegoalboobejrzećserialdla
gospodyńdomowych.Czemunie?
Potemdopadałajątakluchawgardle,którejniemożnaanipołknąć,ani
zwymiotować.
Dotegonawracającazgaga,nieznośnepaleniewgardleiprzełyku,które
próbowałazapićwodą,awtedyodzywałsiępustyżołądek,wydającnieprzyjemnie
dźwiękiipróbującwypchnąćcośzsiebiewyżejiwyżej,alekluchawgardlewszystko
tamowała,awięczpowrotemwdół,ażżołądekrósłjakbania,próbowałprzecisnąć
sięprzeznapiętąskóręnabrzuchu.Inawetwtedyzdawałojejsię,żeźlesięczujei
dlategoniechodzidopracy,aleskądpomysłociąży!
SpojrzałanacyfrowyzegareknawyświetlaczuwieżySony.Godzinęodminut
oddzielałydwiekropki,zktórychtanadolepulsowała.Pochwilinagórzezaczęła
migotać,podczasgdytadolnawydawałasięnieruchomaodwieków.Lidiastarała
sięliczyć,ilerazypojawiasięgrafitowakropka,izakażdymrazemwychodziłojej
cośmiędzy28a31.Odwróciłagłowęizdałasobiesprawę,żenadalniewie,która
godzina.Zastanawiałasię,czytojestważne?Czytomaznaczenie?Cozrobi,jeśli
okażesię,żejestdziewiąta,acojeślidziesiąta?
Herbataprzestałaparować,mimotegokubekbyłjeszczeciepły.Prawienie
otwierającust,przełknęłatrzyłykiinadalleżałanieruchomozzamkniętymioczami.
Poczuławtedypierwsząfalę,aleczekałakilkasekunditobyłbłąd.Zerwałasięz
łóżkaipognaładołazienki,aleniezdążyłajużotworzyćtejcholernejbiałejdeski.
Zwymiotowaładowanny,przechylającciałomocnowdół.Niewieletegobyło,ale
wystarczyło,byopróczwannyzachlapaćtakżepłytkinaścianie.Pospiesznie
spłukaławszystkosilnymgorącymstrumieniem.Spojrzaławlustro,wytarłaresztki
śluzuzpodbródkaidwukrotniewymyłazębymiętowąpastą.
Metalicznyposmakwustachiszorstkośćzębówjednakpozostały.Mimoto
poczułasięniecolepiej.
Włożyładwieparywełnianychskarpetnalodowatenogi,wskoczyładołóżkai
odkryłatalerz,któryzostawiłdlaniejranoFilip.Kanapkizwędzonymżółtymserem.
Poczułagłód,alemusiałajeść,zatykającnos,botegodniazapachseraznalazłsięna
liściezakazanych.
Przezkilkanastępnychgodzinczułasiębardzodobrze.Kiedyszukałajakiejś
książkiwksięgarniinternetowej,zadzwoniłaKasia.Opowiadała,jaksięmiewają
rodzice,żemamaczasamiczujesięnaprawdędobrzeizachowujesię,jakprzed
chorobą.Lidiamiałajednakwrażenie,żesiostrajestzmęczonaiprzerażona,bo
dopierozacząłsiępaździernik,ajejurlopzdrowotnypotrwadowrześniaprzyszłego
rokuiprzezcałytenczas,dnieminocą,będzieskazananatowarzystworodziców.
Lidiawspółczułajej.Czułaprzygnębieniezpowodustarzeniasięrodziców,choć
obojeniemielijeszczesześćdziesiątki.Lidiaporazpierwszyzdałasobiesprawę,że
toonamusibyćsilnaiwspieraćich,anieodwrotnie.Chociażbędąsięprzedtym
jeszczebronić.
Znówniepowiedziałasiostrzeociąży.UstalilizFilipem,żeuroczyścieogłoszątę
szczęśliwąnowinęnapoczątkulistopada,podczasnajbliższejwizytyurodziców.
Czułasięjednakdziwnie,jakbypróbowałazataićcośprzedsiostrą.Chciałachociaż
powiedziećcośmiędzywierszami,dziękiczemuKasiazaczęłabysiędomyślać,
jednakporazkolejnystchórzyła.
Tarozmowaucieszyłają,byłaurozmaiceniemmonotonnegodnia,alezarazpo
niejzaczęłaniecierpliwieczekaćnatelefonFilipa.Dlaczegojeszczeniezadzwonił?
Czyniemożeznaleźćpięciuminut?Wystarczywystukaćpalcemsiedemcyfr,telefon
manabiurku,niemusinawetruszaćtyłka.Czytotakietrudne?Znaleźćpięćminut
dlażony,któramaurodzićjegodzieckoisiedzisamawdomu!?
Zdenerwowanaizmęczona,zdjęłazpółkipierwsząlepsząksiążkęileżącna
kanapie,próbowałaczytać.Literyzlewałyjejsięprzedoczami,poraztrzeci
zaczynałaczytaćdrugiakapit,opisjakiegośmiasteczka,pełnegobrudnychulici
zepsutychlatarni,„gdziemożnaudawać,żemożnanaspacerwyjść”.Poczuła
znajomepieczeniewgardleimusiaławciągnąćpowietrzeustami,żebyugasićto
paskudnepaleniewprzełyku.Zagięłarógkartkiwksiążceiposzładokuchni.Jadła
nastojącorybęwędzonązkawałkiemchleba.Obserwowałaprzezoknomatki
spacerującepochodnikuzdziećmiwwózkach.Miałaochotęnaherbatę,ale
czekanie,ażwodasięzagotuje,przekraczałojejsiły.Złapałabutelkęwody
mineralnejipoczłapaładosypialni.Ostatkiemsiłwyszorowałajeszczezębyiznów
położyłasiędołóżka.
Tak,jakstała:wskarpetachigrubymszlafrokufrotté.Zamknęłaoczy,niebyła
jednaksenna,poprostuniemogłajużanistać,anisiedzieć.Chciała,abytendzień
minął,niechFilipjużwróci,będziechociażmogłasiępoużalaćiwypomniećmu,że
niezadzwonił.
Leżącwciszy,zzamkniętymioczami,wciepłejpościeli,bezpoczuciaczasu,miała
wrażenie,żetenjejstantrwawiecznie,niemiałpoczątkuiniebędziemiałkońca.
Zrezygnowana,nieoczekiwałazmiany.Wtedynaglepoczułacośmokregomiędzy
nogami.
Najpierwpomyślała,żedostałaokres,zastanawiałasię,czymajeszczepodpaski,
okropnieniechciałojejsięwstaćisprawdzić.Inagleolśnienie:toniemożliwe!Oblał
jązimnypot.
Krew.Dziecko.Cośzłego.Nie!Obezwładniająceprzerażenie.Włożyłarękędo
majtekiostrożniedotknęłasię.Niemogławyczućniczegoszczególnego,poprostu
wilgoć.Wyjęładłoń,obejrzałajądokładniezobustron,przyłożyładonosa,
powąchałaiuspokoiłasię.
Sprawdziłajeszczeraz,wytarłarękęoszlafrok.Totylkozwykłyśluz.Pachniał
inaczej,zmieniony,jakbyniejej.Wtedyoprzytomniała-uświadomiłasobie,żejej
światniebędziejużtaki,jakdawniej.
17
Pracowalinadtąofertąodrana.Specjalnyklient,specjalnewymagania.Filip
przygotowałwięcpięknąprezentacjęwPowerPoint,ponaddwadzieściaslajdów,ze
zdjęciamiproduktówfirmy,skomplikowanychwykresówzprzykładamianalizy
korespondencji,któramiałaklientowipokazać,jakiepotrzebyzaspokajająjego
produkty,anajakieodpowiadająproduktykonkurencji.Wszystkowysłałpocztą
elektronicznądwiegodzinyprzedterminem.
Jakbyniedośćtego,tużposzesnastejzadzwoniłaasystentkadyrektora
marketingu,którymiałoceniaćjegoprezentację,ipoprosiłaoprzesłaniedojutra
przeddziewiątąranotrzechkopiiprezentacjiwkolorze.Towłaśniewtakich
sytuacjachprawdopodobieństwouszkodzeniadrukarkilubzawieszeniasięserwera
niebezpieczniewzrasta.
Przeklinającpodnosem,żejeszczeodziewiętnastejmusibyćwbiurze,Filip
starałsięoprawićprezentacjęwprzezroczystefoliezlogoswojejfirmy.Uprzedził
jużLidię,żewrócipóźniejizdziwiłsię,kiedyusłyszałjejniemalwesołygłos.
Ostatniobyłaciąglezmęczona,przygnębionalubśpiąca.Anajczęściejwszystkona
raz.
RazemzFilipemwbiurzepracowałajeszczewrecepcjiMarysia,którazsamego
ranamiaładostarczyćefektpotu,znojuiprzegrzanegointelektuFilipaprostodo
biuraklienta,bytenwydałprawomocnywyrokbezmożliwościodwołania.Chwilę
wcześniejsiedziałjeszczeznimiPiękny,jednaktajemniczytelefonkazałmu
niezwłocznieopuścićbiuro.MarysiapodejrzewałanowądziewczynęPięknego,a
Filipcałkowiciesięzniązgadzał-osobanajejstanowiskuznawszystkietajemnice.
MarysiabyłakilkalatmłodszaodFilipa,zaczęłaniedawnozaocznestudiaw
SzkoleGłównejGospodarstwaWiejskiegoiplanowałazałożyćkiedyśwłasną
restauracjęindyjskązprawdziwym,sprowadzonymzPendżabupiecemtandoori.
Nosiłanajczęściejspodnieiobcisłebluzki,ciemnoblondwłosyprzycinałakróciutko,
zostawiająckilkapostrzępionychkosmykównaduszami.Świetnieradziłasobiez
klientamipodczasrozmówprzeztelefon,zawszeskupionanapracy,rzadko
wdawałasięwrozmowyzinnymipracownikaminatematyprywatne.Wiedzielio
niejniewielelubzgołanic.
TegopopołudniaFiliprobiłwięcswojeiwymieniałzMarysiątylkouwagi
dotyczącepracy.Onaczekała,ażonskończy,abypotemzabraćwydrukowanei
oprawioneprezentacjeiranopojechaćdobiuraklienta.Wpośpiechu,trochę
zdenerwowanytym,żeLidiaczekananiegoinapewnosięniecierpliwi,zabrałsiędo
ostatniejkopii.Iodrazupopełniłbłąd-przedziurkowałpołowękartekwzłym
miejscu.Znówmusiałpodejśćdokomputera,wcisnąćikonędrukarki,zaczekać,aż
maszynaprzetrawizlecenieizaczniepowoliwypluwaćstronęzastroną.
Czekając,FilipobserwowałMarysię.Miałamałe,płaskiepiersiznaprężonymi
sutkami,podkreślonymijeszczeprzezobcisłymateriałbluzki.BiustLidiibyłwtej
chwilizpewnościądwalubtrzyrazywiększy.Marysiapisałacośnakomputerze,
częstoprzytymprzerywając,jakbyzastanawiałasięlubczytałaskończonewłaśnie
zdanie.Nieokazywałazniecierpliwienia.Wpewnymmomenciezmarszczyłaczoło,
wyraźnieniezadowolonaztego,coujrzałanaekranie,otworzyłalekkoustaipalcem
wskazującymwodziłapodolnejwardze.
Spostrzegła,żestarłasobiecałąpomadkęizaczęłanerwowogrzebaćwtorebce.
Filippodszedłdoniejzchusteczką.
-O,dzięki-spojrzałananiego.
-Jużkończę-powiedział.
-Niemaproblemu-zapewniłago.-Piszępracęnazaliczenie,mamcorobić.
-No,alepewniewolałabyśwdomu.
-Nie,wolętutaj-zawahałasię.-Toznaczy,mogętutaj,mogęwdomu,niema
różnicy.
Głośneszczęknięciepodajnikadrukarkioznajmiło,żewydrukjestgotowy.Filip
wróciłdopracy.
Kiedyzapakowałwszystkodobiałej,poszerzanejnadolekoperty,aMarysia
wykaligrafowałanazwiskoodbiorcy,Filipzaproponowałjejpodwiezieniedodomu.
Miałwyrzuty,żetozjegopowodumusiałazostaćdłużejwpracy.Najpierw
odmówiła,alegdyzaczekałzniąrazemnaprzystankuiprzezdziesięćminutnie
pojawiłsięautobus,poddałasięiwsiadładojegosamochodu.PonieważLidiabyła
wciąży,toonjeździłsamochodemdopracy,zwyjątkiemdni,wktórychonamusiała
jechaćdolekarzalubnawiększezakupy.
MarysiamieszkaławPiasecznie,coFilipprzyjąłzzadowoleniem,niemusiał
bowiemjechaćnadrugikoniecWarszawy.Porazpierwszybyłtakbliskoniejiod
razupoczułzapachjejperfum:ciężki,znutąegzotycznejprzyprawy.Jechaliw
milczeniu,spikerwradiuzapowiadałkolejnebossanovyijazzowepiosenki.Na
światłachFilipprzeprosiłMarysięizadzwoniłdożony.Byłazniecierpliwionaiźle
sięczuła;obiecałjej,żeniedługobędziewdomu,ajutrowyjdziedopracygodzinę
później.
Kiedyskończył,Marysiaspojrzałananiego.
-Twojażonaniepracuje?
-Pracuje.Aleterazjestnazwolnieniu-przerwałnachwilę,zastanawiającsię,czy
powiedziećzjakiegopowodu.
Czekałanaciągdalszy,aleFilipmilczał.-Powinieneśspieszyćsiędodomu,
zamiastmnieodwozić-powiedziała,patrzącprzedsiebie.
-Atyilebyśczekałanaautobus?Zresztą,niedługobędę.
-Mogęzobaczyć,jakiemaszpłyty?
-Pewnie.
Sięgnęładoschowkamiędzyfotelemkierowcyapasażera.Jejpalecprzypadkowo
dotknąłudaFilipaipospiesznieuciekł.
-Niezłazbieranina-skomentowała.-Marillion,TheCure,EdytaBartosiewicz.
-Tomójzestawzasadniczy.
-Zasadniczy?-prychnęła.
-Poprostumojeulubionepłyty.
-Która?
-Wszystkie.
-Ulubionajesttylkojedna.
-Nieprawda.
-Prawda-zaśmiałasiękrótko.
Znówjechaliwmilczeniu.Minęładwudziesta,dzieńbyłpochmurnyizapaliłysię
latarnie,alenarazienieoświetlałydrogi,ajedynieprzyciągaływzrokledwie
żarzącymisiężarówkami.
-Acozżoną?-spytałaMarysia,aleFilipniewiedział,coodpowiedzieć,iczekałna
ciągdalszy.
-Maszjedną,ulubioną?-ciągnęła.-Czycośukrywasz?
-Tak,odkryłaśmójsekret.Wkażdejrzeczywistościmamjednążonę.Tylkoczyw
alternatywnejrzeczywistościjatojestemja?Bojeślizawszetojestemtensamja,to
tak,mamwtedynieskończonąliczbężon.Pocieszamsiętylko,żewkażdymświecie
jesttylkojednajedyna.
-Zdecydowaniezadużopracujesz-skomentowała.-Toźlewpływanatwoje
zdrowiepsychiczne.
-Wiem.
-Twojażonanienarzeka?
-Bezprzesady,takczęstoniezostajępogodzinach.-Itakczęstonieodwozisz
koleżanekpopracy.Spojrzałnanią.Patrzyławczerwoneświatłahamującychprzed
nimisamochodów.
Przezułameksekundykusiłogo,bywysadzićjąteraz,natymskrzyżowaniu.
Otworzyćdrzwiibezsłowapokazać,bynatychmiastwyszła.
-Natychświatłachwprawo-poinstruowałago.
-Zaprzystankiem?
-Tak.
Wjechaliwosiedle,Filipkluczyłwąskimiuliczkami,kierowanykrótkimiuwagami
Marysi.Hamowałprzedułożonymicokilkasetmetrówgumowymispowalniaczami
ruchu.
WreszcieMarysiapokazałamublok,wktórymmieszkała,iFilipzatrzymał
samochódobokśmietnikazbiałejcegły.
-Maszprzesyłkęnajutro?-upewniłsię.
-Pewnie-odpowiedziała.
Niewychodziłazsamochodu.Odpięłapas.Przekręciłasiętak,bysiedziećtwarzą
doniego.
-Zaprosiłabymcię-powiedziałapowoli.-Alepewniesięspieszysz.
-Raczejtak.
-Raczej?-spytałazprzekąsem.-Toznaczy,mamjużiśćczynie?
-Pewnieteżsięspieszysz,jużpóźno.
-Dlamnietobezznaczenia.
Onmilczał.Patrzyłnajejpiegiiwystającekościpoliczkowe.Najejpiersi,których
podswetremprawieniebyłowidać,najejkolanoprzyciskającelewarekskrzyni
biegów.
-Niemamdokogosięspieszyć-zaczęła,choćniechciałtegosłyszeć.-Mieszkam
sama.
Nieznamnikogowtymmieścieinielubięgo.Moirodziceicałarodzina
mieszkajątrzystakilometrówstąd.Awszyscynajlepsifacecisąjużdawnozajęci,
więcnawetnieszukam.
Filipodpiąłpas,położyłdelikatniedłońnajejudzie.-Hej,niejesttakźle-
próbowałcośpowiedzieć,aleprzypominałymusiętylkodialogizamerykańskich
filmówklasyB.-Napewnoczekają,tylkootymniewiesz.Marząokimśtakimjakty.
-Dajspokój-machnęłaręką.-Przepraszam.Idę,dozobaczeniajutro.
Zebrałasiędowyjścia,leczFilipzłapałjejdłoń,ścisnąłkilkarazy,chcącją
pocieszyć.
Odwróciłasięichwilępatrzylisobiewoczy.
-Dziękizapodwiezienie-powiedziałaipocałowałagodelikatniewpoliczek.
Ondotknąłjejwłosów.Apotemprzysunąłtwarzimocnopocałowałjąwusta.
Oddałapocałunek,mocniejprzywarładoniegowargami,rozpychałasięjęzykiem,
jakwposzukiwaniuczegoś,conapewnomusitambyć.RękaFilipaniepewnie
uciskałajejmałemiękkiepiersiztwardymisutkami.Powędrowaławbok,
wyczuwającciepłoiwilgoćpotupodpachą.Marysiaodsunęłasięodniego.
-Maszżonę,Filip-powiedziałazwyrzutem.
-Totylko…-tłumaczyłsięzaskoczony-…nictakiego.
-Nictakiego?!Cotywygadujesz?
-Niemiałemżadnychplanów.
-Oczywiście,żeniemiałeś.Ajednakstałosię.
-Muszęjechać-wygładziłkurtkęizapiąłpas,niepatrzącnanią.
-Cotywyprawiasz?
-Ja?Tyzaczęłaś?
-Janiczegoniezaczynałam.Podziękowałamcizapodwiezienie.
-Muszęjechać.Naprawdę-trzymałjednąrękęnagałceskrzynibiegów,adrugą
nakierownicy.
-Dociepłejżony,tak?Któraczekaiczeka.
-Idźjuż-poprosiłją.-Pewnie,żepójdę.Wyszła,zamykajączbytlekkodrzwi,tak
żeFilipznówmusiałodpiąćpas,wyciągnąćsię,otworzyćdrzwipostroniepasażerai
jeszczerazjezatrzasnąć.Odjechałzpiskiemopon,niezwalniającprzed
spowalniaczaminadrodze.
18
Miałobyćuroczyście,odświętnieiradośnie.Niespodzianka,którejwszyscy
oczekiwali.
Wzruszenie,gratulacje,uściski,pocałunkiikilkamęczącychpytań.Tomusiałbyć
tendzień!
Samtelefonniewchodziłwgrę,aniemoglitegoodkładaćdonastępnego
spotkaniarodzinnegozaplanowanegodopieronaBożeNarodzenie-wtedymocno
zaokrąglonybrzuchLidiisprowokowałbypytania,uwagi,możepretensje.Możnateż
byłowogólezrezygnowaćzprzyjazdu,wyłgaćsiępracą,tojedynypowód,któryby
podziałał,aletegoniechcieli.Niemielisiływymyślaćhistorii,którebychoćtrochę
ocierałysięoautentyczność.
Wyjechalizestolicypóźnymwieczorem,aleitakmusieliswojeodstaćwkorku,
przezpięćkilometrówtylkojedynkaihamulec,ażdobiałejtablicyznazwą
Warszawaprzekreślonąukośnączerwonąkreską.Uciekliodpomarańczowychgłów
zdyniigumowychmasekrozkładającychsięzombiezadziewiętnaście
dziewięćdziesiąt,odżółtychchryzantemizniczyzpodobiznamipapieża.Takmiasto
broniłosięprzedoczywistąprawdą,jedynąiniepodważalną,żewszyscyjego
mieszkańcyumrą.Prawdą,wktórąitakniktniewierzy.
DotarlidorodzicówLidiiprzedjedenastąwnocy.Wyściskani,wycałowani,
musielijeszczeprzedsnemzjeśćpotalerzuzupygulaszowej.
Anastępnydzieńtobyłpierwszylistopada.Odrazupoprzebudzeniuzaczęli
zastanawiaćsię:kiedy?Kiedylepiej?Dlaczegojutro?Dlaczegodziś?Wkońcu
postanowili,główniepoto,żebyodsunąćtęchwilęodsiebie,ogłosićwszystko
następnegodnia.PodobniejakpołowaPolski,wzięliwolnewpiątek,drugiego
listopada,itendzieńwydałimsięnajodpowiedniejszy.Planowaliwrócićdodomuw
sobotępopołudniu,zostawiliwięczarównorodzicomtrochęczasunapytania,jaki
sobienakinolubkawiarniępopowrociedoWarszawy.Lidiaczułasięterazjuż
trochęlepieji-jaksamitookreślali-byliteraznaetapiekorzystaniazostatnich
chwilwolności.Ichoćczęstokończyłosiętowedwojewdomuprzedtelewizorem,
toprzynajmniejplanowaliwyjścia,awolnośćpolegałanatym,żemogliztychwyjśćz
własnejwolizrezygnować.
Wieczoremwybralisięnacmentarzwpiątkę:Lidia,Filip,rodziceLidiiiKasia.
Zapalilizniczenagrobachwujków,ciotekidziadków,aFilipporazkolejnymógł
pytać,kto,kiedy,wjakimwieku,gdziemieszkałiczyjeszczeżyjądziecitegowujka
lubprababci.Trochęmusięmieszałyhistorie,któresłyszałcoroku,jednaktak
naprawdęlubiłsłuchać,jakrodziceLidiipróbująsobieprzypomniećispierająsię,
czyciociaKrysiaumarłaprzeddziadkiem,czytużponimijakabyłaprawdziwadata
urodzinstryjaIdziego,bowtedyniktniemiałgłowydoinformowaniaurzęduo
fakcienarodzindziecka.Zmarliiżyjący,całabliższaidalszarodzina,wszyscy
mieszkającywjednympowiecie,przesuwalisięprzedoczymaFilipajaknakaruzeli.
Wsumiebyłtowięcprzyjemny,rodzinnywieczór,pełennostalgicznegosmutkui
zarazemradościzżycia,ztegozakorzenienia,byciarazemipoczuciastałości.Itak
stojącmiędzynagrobkami,wświetlesetekzniczy,wduszącymdymie,LidiaiFilip
upewnilisię,żenajlepiej,jeślipoinformująociążyLidiinazajutrzprzyobiedzie,
międzypierwszymadrugimdaniem.
AlenadrugidzieńKasiaiojciecpojechalinagróbjegoprzyjacielazmłodościi
przyobiedziebylitylkowtrójkę.WieczoremzkoleizadzwoniłakoleżankaLidii;nie
widziałysięodlat,aponieważspotkałaKasię,którawygadałasię,żejejstarsza
siostrazostajedosoboty,niemogliwymówićsiępowrotemdodomuiodwiedziliją.
Porozmawialiosprawachiemocjach,którebyływażnedziesięćlattemu,ikiedy
wrócili,rodziceLidiijużspali.
Pozostałimwtensposóbtylkojedendzień,nadodatekniecały,odranado
piętnastej.
Filipzdecydowałsięnieczekaćnajakiśspecjalnymomentczyodpowiedni
nastrój.
Powiedziałtowdwóchkrótkichzdaniachpodczassobotniegośniadania.Lidia
siedziałaprzystole,trzymaławdłoniachkubekgorącejherbatyidmuchała
rytmicznie,byostudzićwrzątek.
Ojciecsmarowałgrubąpajdęchlebamasłem,apóźniejnakłuwałśrodekkromkii
przeciągałprzezniąnożem,abynawetśladmasłaniezostałnaostrzu.Kasiagryzła
małymikęsamikanapkęzszynką,przeczesującdłoniąświeżoumyte,wilgotne
włosy.Amamazastanawiałasięprzedlodówką,któremięsowybraćnasobotni
obiad.Właśniewtedy,siedzącprzystolenadtalerzemzniedojedzonąkanapkąz
jajkiem,Filipogłosił,żeLidiajestwciąży.
Wydawalisięmocnozaskoczeni.Momentalnieprzerwaliswojeczynności,
spojrzelinaLidięizaczęlimówićjednoprzezdrugie:„Naprawdę?Nicnie
mówiliście!Którymiesiąc?
Jaksięczujesz?Świetniewyglądasz.Jacośprzeczuwałam,takdziwniewyglądałaś.
Gratulacje!Będziechłopak,topewne!Aleniespodzianka!Babciu,dziadku!Musisz
terazdbaćosiebie,nieprzemęczaćsię,dobrzesięodżywiać”.Itakdalej,itakdalej,i
takdalej.
Iwtedynaglemamausiadłanakrześleprzyotwartejlodówceizaczęłapłakać.
Skryłatwarzwdłoniach,zaczęłaszlochaćbezgłośnie,drgałyjejtylkoramiona,kilka
łezwypłynęłospomiędzypalcównabrodę.
-Tozradości-powiedziałojciecwzruszony.-No,dajspokój,niedenerwujcórki.
Przytuliłją,pogłaskałpowłosach,aleonanieprzestawała.
Podniosłasię,przeszładosypialniizamknęłazasobądrzwi.Córkipobiegłyzanią
zaniepokojone.Ojciecwstałodstołu.
-No,zięciu-zacząłuroczyście,wyjmujączkredensudwakieliszkinawysokiej
nóżce.-
Koniecznietrzebatoopić.
RozlałwódkęistuknąłkieliszekFilipa.
-Zasyna-powiedział.
-Albocórkę-dodałFilip.
Wlałwsiebiecałykieliszekszybkimruchemiprzełknąłciepły,piekącynapój.
Wolałniepopijaćgorącąherbatą,odczekałtylko,ażminiepieczeniewprzełyku.
Tymczasemdziewczynykucnęłyprzymamieizaczęłyprosić,abysięuspokoiła,
botoprzecieżwielkieszczęścieinietrzebatakbardzopłakać.Kilkałezjestnawet
wskazanych,alenieszloch,nietakiesceny.Podziałałotonanią,powoliuspokajała
się,opuściładłonie,próbowałasięuśmiechać.
-Jategoniedoczekam-wyszeptała.
-Cotymama!-Kasiapodniosłagłos.-Przestańpleśćbzdury.Jeszczewesele
wnukowiwyprawisz.
-Niejednemu-LidiaspojrzałaznacząconaKasię.
-Tomojeostatniemarzenie-powiedziałamama.-Zobaczyćwnuki.Potemjuż
mogę…
-Przestań-krzyknęłaKasia.-Chcesz,żebycośjejsięstało?Niemożesięteraz
denerwować.Znowutosamo?
-Cosiędzieje?-zapytałazaniepokojonaLidia.
-Nic-Kasiazaprzeczyłaruchemgłowy.-Mamawymyśliłasobie,żetojużjej
ostatniechwile.
-Dlaczego?
-Abojawiem?
-Alemamo-Lidiaspojrzałanamatkę.-Możepojedźmydolekarza,jeślicoś…
-Byłyśmy,byłyśmy-Kasiaprzerwałajej.-Nicjejniejest,wszystkowporządku.
-Cooniwiedzą,cilekarze?-odezwałasięmama.-Jatoczuję.Aletysięnie
denerwuj,córeczko,myślodziecku.Tylkoodziecku.
-Dobrze,aletymusiszskończyćztymimyślami.
-Chodź,Lidka-Kasiapociągnęłasiostręzarękę.-Niedaszrady.Jajejtłumaczę
jużodkilkutygodni.
-Kilkutygodni!!-Lidiaprzeraziłasię.-Nicminiemówiłaś.
-Apococimiałamzatruwaćgłowę?Icobyśporadziła?Przyjechałatuitrzymała
jązarękę?
Weszłydokuchniiusiadłyprzystole.Butelkawódkibyłajużopróżnionawjednej
trzeciej,mężczyźnisiedzieliwmilczeniu.
-Ico?-spytałFilip.
-Nic,nic-pospieszniezapewniłagoKasia.
-Ilewypiłeś?-rzuciłaLidiadomęża.
-Dwa-odpowiedział.-Niepełne.
Lidiaspojrzałanaojca,naFilipa,nastół.
-Nodobra,trzy-przyznałFilip.
-Toniepijjużwięcej-poprosiłagoLidiaspokojnie.-Zarazpoobiedziejedziemy
dodomu.
19
Zacząłpadaćgęsty,ciężkiśnieg.Filipklęczałnałóżku,łokcieopierałnaparapecie,
abrodęnadłoniach.Patrzyłprzezokno,jakchodnikiistojącewzdłużnich
samochodypowoliinieubłaganiepokrywająsięwarstwąśniegu.Wmiejscu,gdzie
podpowierzchniąbiegłyprzewodysiecicieplnej,śniegnatychmiastsiętopił.
Ciemnyśladciągnąłsiępoasfalcie,szarychpłytachchodnikaimiękkiejziemiz
marnymiresztkamitrawnika,wreszciedocierałdościanyblokuiznikał.Burzył
porządekbiałego,świeżego,czystegoświata.
-Wracajpodkołdrę!-LidiaklepnęłaFilipawnagiwypiętypośladek.
Położyłsięzociąganiemobokniejiprzykryłobojeposamąszyję.
-Terazciepło?-spytał.
-Jeszczenie.
Leżał,starającsięniedotykaćjejwypiętegobrzucha.
-Czuję,żejesttwardy-mruknęła.
-Dawnoniebyłużywany.
-Chcesz?
-Aty?
-Niewiem.
Zaśmiałsię.
-Musiszwiedzieć.Albocisięchce,albonie.
Odsunęłasięodniego.Złapałajegosztywniejącyczłonek,zaczęłaprzesuwać
dłoniąwgóręiwdół.
-Zrobięcitak-szepnęła.
-Aty?
-Lepiejnie.
-Przecieżnicsięniestanie.
-Bojęsię.
Filippołożyłdłońnajejpodbrzuszu,zacząłbawićsięwłosamiłonowymi,potem
przesunąłrękęwdół,wyczuł,żejejcipkajestsucha.
-Ciekawe,czybędęmiałachęćpoporodzie?-spytałaLidia,bardziejsamąsiebie
niżFilipa.
-Napoczątkupewnienie-odpowiedział.
-Możeonabędzietakaduża,żeniebędęnicczuła?-Dajspokój-zgasiłją.-Nie
słyszałemotym,żebykobietymasowokończyłyżycieseksualnepoporodzie.
-Aletoniemożliwe,żebypourodzeniudziurkabyłatakasamajakwcześniej.
-Myślę,żeakuratotonaturazadbaładoskonale.Wjakisposóbprzetrwałbynasz
gatunek?Jakmiałybysięrodzićkolejnedzieci?
-Jacidamkolejne!-Ścisnęłamocnojegojądra.
Lidiaprzekręciłasięnaplecyostrożnieichwilękręciłabiodrami,próbując
znaleźćnajwygodniejsząpozycję.Powiększonybrzuchzaczynałjużjejdoskwierać.
Byłjeszczewysokoinieuciskałnapęcherz,alejużograniczałswobodęruchów.Filip
przyłożyłuchotużobokjejpępka.Wstrzymałoddechinasłuchiwał.Docierało
stamtądtylkolekkiebulgotanie,równiedobrzemogłopochodzićzmacicy,jakiz
żołądka.Lekkorozczarowanybrakiemefektówspecjalnych,odsunąłgłowęi
delikatniegłaskałbrzuchżony,zastanawiającsię,czydzieckowśrodkuteżtoczuje.
Potemzacząłzataczaćrękąkręgicorazwyżejiwyżej,dotykałnabrzmiałychpiersi,
chłodnychwtejchwiliramion,szyi,policzków,apóźniejponowniezawędrował
palcamiwdół,nanapęczniałybrzuch,pachwiny,uda,kolana.
-Alemisięzachciałospać-Lidiasięprzeciągnęła.-Muszęspać.
Odwróciłasiętyłemdoniegoiowinęłakołdrą.Filipprzytuliłsiędojejpleców,
włożyłdłońmiędzyjejuda,ajeszczesztywnyczłonekwcisnąłsięmiędzyjej
pośladki.PrzedzaśnięciemFilipwyobraziłsobie,jakjegoczłonekzapadasięw
szerokiejpochwieLidii,ginietamjakwjaskinibezwyjścia,ruszasię,alezupełnie
niedotykaścianek,aonaprosigo„mocniej,kochanie,wejdźgłębiej,nicnieczuję,nie
czujęgo,mocniej,mocniej”.
20
Zaczynałsięwłaśnienajtrudniejszymoment.Choćtaknaprawdę,wszystko
zostałojużprzygotowanewcześniej.Michał,wystrojonywgrafitowygarniturw
jasnoszareprążki,muszkępodszyją,skończyłwłaśnieprezentacjęoferty.Mówił,jak
zwykle,zogromnąswobodą,wplatająccojakiśczasobcojęzyczne,pseudonaukowe
zwroty.Dyskretniechwaliłproduktyklientaijednocześniewskazywał,comożnaw
nichpoprawićlubzmienić.Pytaniapadałyrzadko,comogłooznaczać,żesłuchacze
sąpoddużymwrażeniemprezentacjialbożejużwybralikogośinnego,ateraz
musząwysłuchaćinnychoferentów,tylkopoto,bynieposądzonoichoprotekcję.
KiedyMichałskończył,zapadłacałkowitacisza.FilipiJanekprzeglądaliz
zainteresowaniemjakieśnotatkiiwykresy,główniepoto,żebywypełnićczymśczas
oczekiwanianaewentualnepytania.Michałsiedziałnadotwartymnotatnikiemw
skórzanejoprawie,zwiecznympióremwręku,woczekiwaniunareakcjękogośpo
drugiejstroniestołu.Atamtrwałanarada,szeptalicośnadnotatkami,tabelami,
kserokopiamiróżnychpism.
Iwłaśniewtymmomencieodezwałsiętennieznośnytelefon.OczywiścieFilip
wyłączyłdzwoneknaczasspotkania,jednakalarmwibracyjny,wtakiejciszy,
usłyszeliwszyscy.
PoczątkowoFilipchciałgopoprostuzignorować,miałnadzieję,żepokilku
sekundachtenktośsięwyłączy,nieuzyskawszypołączenia.Itakwłaśniebyło.Ale
potrzydziestusekundachniepokojącebuczenieponownieodezwałosięzteczki
Filipa.Dopierowtedysięzaniepokoił.Złapałtorbę,zostawiłpapierynastolei
mruczącponosem„przepraszam”,wybiegłzpokoju.
TobyłaLidia.
-Cosiędzieje?!-krzyknąłzdyszany.
Apotemkrótkiepytania:-Kiedy?…-Dużo?…-Bolicię?…-Jeślitak,tochybanic
sięniedzieje…-Spokojnie,zadzwońdoMajewskiego,jajużjadę.
Wróciłdopokoju,gdziezaczęłasięjużsesjapytańiodpowiedzi,jakbytowłaśnie
jegowyjściejąprzyspieszyło.Przeprosił,powiedziałcośonagłejsytuacji-Michałjuż
siędomyślił,ocochodzi-ipospieszniewyszedł.
Musiałprzebićsiędodomuprzezzatłoczonąprawieokażdejporzealeję
Niepodległości.
Naszczęście,tużzaalejąArmiiLudowejzrobiłosięluźno;przyspieszyłwtedyi
pokonałkilkaskrzyżowańnapomarańczowymświetle.NawiadukcienadDolinką
Służewieckązarzuciłogonaprawypasiwtedyzwolnił.Podrodzekilkarazydzwonił
doLidiiizakażdymrazemupewniałsię,czywszystkowporządku.
Wbiegłdodomuspoconyizziajany.
-Jak?-tylkotylezdołałwykrztusićwdrzwiach.
Lidiasiedziałanakanapie,aobokniejnapodłodzestałatorbaprzygotowanado
szpitala.
-Niewiem-wzruszyłaramionami.-Miałamkrwawienie.Aleterazjużnieleci.
-Bolicięcoś?-dopytywałsię.
-Nie.Chybanie.
-Toco,jedziemy?
-Tak.
Filipzdjąłmarynarkęirzuciłjąnafotel,złapałtorbęLidiiizeszlidosamochodu.
Wszpitalupokrótkiejrozmowiekazanoimczekać,zamiastodrazupodstawić
łóżkoiwieźćjąnasalęporodową.Filipzastanawiałsię,czytoznaczy,żewszystko
jestwnajwiększymporządku,czykażąimczekaćprzezzwykłąbiurokracjęi
lenistwopersonelu.Wreszcieprzyjęliich,aleFilipowikazanozaczekaćpod
drzwiami.Chodziłniespokojniewwąskimkorytarzuidopieropokilkurundach
zreflektowałsię,żepewniedenerwujetymkobietysiedzącezwypiętymi,
dziewięciomiesięcznymibrzuchami.Uśmiechnąłsięwtedydojednejiusiadłna
krześle.Nerwowoprzeglądałleżącenastolikubroszuryomaściachprzeciw
rozstępomiporadnikinatematpozycjirodzącejwczasieporodu.
Lidiawyszłapopiętnastuminutach.
-Ico?Ico?-dopytywałsięniespokojnie.
-Wracamydodomu-odpowiedziała.
-Toznaczy?
-Nicsięniedzieje,alemamjużrozwarcienapółpalca.
-Palceciwkładał!?
-Tobyłapanidoktor.Wszystkojestwporządku,uspokójsię.Mogęurodzićjutro
lubzapięćdni.
-Jutro?!-Filipprzeraziłsię.-Niepowinnaśtuzostać?
-Poco?Niechciałam.Mamtuleżećiwysłuchiwaćstrasznychopowieści?Jeszcze
bymichcielisztucznieporódwywołać.
-Notak,ale…-Filipszukałargumentównausprawiedliwienieswojegostrachu.-
Alejakmówisz,żetomożebyćnawetjutro,tomusimy…
-Czekać-przerwałamu.-Ajawolęwdomu.Zarazwezmęprysznic,zrobiszmi
masaż.
-Czemunie?Niebędęjużwracałdopracy.
Kiedyzatrzymalisamochódpodblokiem,Lidianabrałastrasznejochotynacoś
słodkiego.
Weszlidopobliskiejkawiarni,gdziezamówilinajwiększąwuzetkędlaniej,adla
niegokawęicroissanta.
Zbliżałosiępołudnie.Dzieńbyłpochmurnyiwlokalupanowałlekkipółmrok.O
tejporzebylijedynymiklientami.Kelnerka,lubmożewłaścicielkalokalu,podeszła
doichstolikaizapaliłagrubą,sześciennąświecę,którajednakdawałaniewiele
światła,drgającypłomykrozpraszałtylkouwagę,niepółmrok.
Dostaliciastkanabiałychkwadratowychtalerzykachbezżadnychwzorków.Lidia
poprosiłajeszczeoherbatę,kawaniesłużyłajejwciąży,mogłatylkopićciepłe
mlekozdodatkiemtrzech,czterechłyżeczekgorącejkawy.Częstozamawiałasamo
mleko,kelnerzyzazwyczajdwarazyupewnialisię,czyrzeczywiściechodziosamo
mleko,akiedywreszcieprzynosilije,Filipdolewałdojejfiliżankikilkałyżeczek
czarnejkawy,apotemdodawałdoswojejfiliżankikilkałyżeczekmlekaodLidii.
Tymrazembyłajednaktylkoherbata.Siedzieliwmilczeniu,Lidiazajadałaze
smakiemciastko.Przymykałaoczyilekkosięuśmiechała.Byłazadowolona.Filip
dotknąłjejdłonileżącejnastoliku.Głaskałpalceikostki,patrzącjejwoczy.Ten
leniwyruch,chłodna,gładkaskórajejrąk,jejzadowolenieiuśmiech,wszystkoto
zrelaksowałogoiwyciszyło.
Zastanawiałsię,dlaczegoonaprzyjmujetowszystkotakspokojnie,przecieżmoże
urodzićwkażdejchwili,jutroalbonawetdziś!Imbyłobliżejwyznaczonejdaty
porodu,tymspokojniejszastawałasięLidia,bardziejpewnasiebie,pogodzonaz
tym,comasięzdarzyć,awostatnichdniachjużwyraźnieoczekiwałatejchwili.Bała
sięnaturalnie,abyporódnienastąpiłzawcześnie,botomogłobyćgroźnedla
dziecka,liczyłajednakjużdnidotejnajważniejszejdlanich,wyznaczonejdaty,którą
zapamiętająnacałeżycie:23kwietnia.
Iototendzieńbyłtużtuż.Jutro?!Czemunie?Tymczasembyłodziśimoglijeszcze
delektowaćsięresztkamiznanegoimświatawoczekiwaniunanastanienowego,
zupełnienieznanego.
-Dobrzesięczujesz-Filipchciałzadaćpytanie,alewyszłomustwierdzenie.
-Tak-odpowiedziałamimowszystkoLidia.
-Niebolicię?
Pokręciłaprzeczącogłową.
-Ato…krwawienie?-Podobnotonormalne,zdzieckiemnicsięniedzieje.-To
dobrze-
Filipzagryzłwargę,wcalenieuspokojony.-Comamyrobić?-spytałjącicho.-
Czekaćwzruszyłaramionami.-Acochciałbyśrobić?-Niewiem.Tonaprawdęzaraz
sięstanie.-
Chybaniemyślałeś,żetociążaurojona?Filipdopiłzimnąjużkawę;zaschnięte
resztkinapojuosiadłynawewnętrznychściankachfiliżanki,jakkożuchmleka,które
wykipiałonakuchenkę.WziąłdłońLidiiipodniósłjądoswoichust,delikatnie
całowałjejpalce,odnasadyażpopaznokcie.Białylakier,położonytylkonakciuk,
odprysnął,tworząclekkiuskokwyczuwalnyjęzykiem.Lidiatrzymałasztywnorękę,
gotowazabraćją,gdybyktośwszedłdokawiarni.WkońcuFilipodłożyłjejdłońna
stolik,tużobokwaniliowejświecy.
-Kochamcię-powiedział,patrzącnanią.
-Jaciebieteż-odpowiedziałapospiesznie.
-Będziedobrze-dodał.
-Tomiałomniepocieszyć?Czyciebie?
Uniósłbrwiipokiwałgłową,dającdozrozumienia,żechodziłoiojedno,io
drugie.
-Zjadłabymjeszczejedno-powiedziała,patrzącłakomiewkierunkuprzeszklonej
ladychłodniczej.
-Jesteśpewna?
-Aco,żałujeszmi?Niedługoschudnęodziesięćkilo,więcmogęzjeśćterazjedno
więcej.
-Możesz,możesz-zgodziłsię.
-Niepytałamcięozgodę.
-Dlaczegojesteśwtakimbojowymnastroju?
Wzruszyłaramionami,nieodpowiadając.Skinęłanakelnerkęizamówiłatorcik
bezowy.
Filipsiedziałniespokojnie,wyjadającpalcemokruchyrogalikazeswojegotalerza.
-Tojakterazbędzie?-zapytał.Lidiaodłożyławidelec.-Filip,ococichodzi?-O
nic,naprawdę.Zastanawiamsiępoprostu,jakbędzienamzdzieckiem.Pobudkiw
nocy,płacz,niewiadomozjakiegopowodu,butelkiipieluchywcałymmieszkaniu,
wanienkawłazience,zabawkinapodłodze,szafapełnadziecięcychubranek.A
potemzaczniechodzićirobićprzeglądwkażdejszufladzie.Wszystkosięzmieni,
całenaszemieszkanie,całenaszeżycie.
-Filip,narazietomojeżyciesięzmieniło,botojawyglądamjakmutantz
brzuchemjużprawiedokolan.Apotemtojamuszęurodzić,anadalniewyobrażam
sobie,jaktowogólejestmożliwe.Więcnarazieuciebiejeszczenicsięniezmieniło.
-Żonamisięzmieniła.
-Nowłaśnie.
-Alewkrótcezmienisię…wszystko.
-Nozmieni.Toco?
-Taktylkomyślę.
Lidiawstała,wspierającsięjednąrękąnaoparciukrzesła,adrugąpodtrzymując
brzuch.
-Chodźmy-powiedziała.-Skurczemniełapią,muszęsiępołożyć.
-Skurcze?!-przestraszyłsięFilip.
-Włydki.Tylkomituniezemdlej.
Kiedyonpodszedłdobaruuregulowaćrachunek,Lidiazamknęłaoczyidelikatnie
masowałabrzuch,starającsięwyczućruchydziecka.Przestraszyłasięprzez
moment,takbyłospokojne,alepochwilicośzaczęłoprzesuwaćsiępodjejskórą.
Stopalubkolanopróbowałoznaleźćlepszą,wygodniejsząpozycję.Terazdziecku
byłojużtamtakciasno,żechybaniemogłodoczekaćsięwyjścia.Amożebyło
odwrotnie,możetowłaśnieterazzbliżałysiędokońcanajszczęśliwszegodzinyjego
życia?
21
Popierwsze,śpiochy.Zatrzaskimająułatwiaćzadanie,alezawsze,przynajmniej
jeden,zazwyczajtenśrodkowy,sięzacina.Wtedyszarpieszmocniej,ażpuszczają
szwylubmateriałprzedzierasięiznówmusiszzacząćpowoliimetodycznie,a
wówczaszatrzaskpuszczabezoporów,jakbynigdyniesprawiałproblemów.Jużpo
kilkudniachwiadomo,żenajlepiejcałkowiciewyłuskaćnogizubrankaipodsunąć
nogawkijaknajwyżej.Wtedyjestszansa,żenieubrudząsięiniebędzietrzeba
zmieniaćczwartychlubpiątychśpiochówtegodnia.Terazpielucha.Najpierwodpiąć
samoprzylepnepaskizprzodu,złapaćjedenróg,odkleićpewnym,płynnymruchem,
bezszarpania.Tyleteoria.Wpraktycedzieckowierzganogami,przesuwasiępo
śliskimmaterialespecjalnejnakładkinakomodę,wreszciezaczynakrzyczeć,czytoz
zimna,bonoginaglewyjęteznagrzanegoubranka,czyzwyczajnie,dlazasady,żeby
oznajmićświatuswojeistnienie.Ijużpotrzydziestusekundachmasztegodość,
chceszskończyćjaknajszybciej,apłynnośćtwoichruchówzostajedramatycznie
zaburzona.Mimotomusiszbrnąćdalej.
Pierwszyjestzapach.Filippopierwszychkilkurazachskonstatowałzdziwiony,że
niejesttakistraszny.Lekkosłodkawy,trochęprzypominającyskwaśniałemleko.I
trwatylkokilkasekund.Najpierwtrzebaunieśćnóżkimocnodogóry,wyciągnąć
zużytąpieluchę,szczelniejązawinąć,zakleićpaskamiirzucićnapodłogę.Dalej
wilgotnąchusteczkązetrzećresztkijasnożółtychśladówzmikroskopijnych
pośladkówimocnopomarszczonego,nieproporcjonalniedużegoworka
mosznowego.Terazwyciągnąćwcześniejnaszykowanączystąpieluchę,
rozprostowaćjąipodsunąćpodkręcącesię,gładziutkiepośladki.Ijeszczekrem,
krótkawalkazwykręconymciałemiwierzgającyminogami-wreszciepaski
pieluchyprzyklejoneimożnanakładaćnogawkinachłodnejużstópki.
Potymwszystkim,ocierajączwilgotniałeodpotuczoło,FilipoddałsynaLidii,a
samposzedłwyrzucićdośmiecito,coprzedchwiląrzuciłnapodłogę.To
przerażające,ileteraz,jużjakotrzyosobowarodzina,produkująśmieci!Dziesięć
pieluchikilkanaściechusteczekdziennie.Pudełkapooliwce,kremie,szamponie.Do
tegopraniecodwadni.Okazujesięwięc,żepierwszedniżyciaczłowiekasązabójcze
dlaśrodowiskanaturalnego.Todziwne,żeekologowiejeszczeniezaczęli
protestowaćiprowadzićkampaniiprzeciwkorozbuchanejhigienieniemowląt.
Filipusiadłnakanapieobokżony,wziąłodniejsynaiprzyglądałsięjegooczom,
zastanawiającsię,czyrzeczywiściejeszczeniczegoniewidzi?Czyrozróżnia
kształty?
Kolory?Amożewidziciemneijasneplamy?Albokształtyikolory,aleniewie,co
oneznaczą,więcniezwracananieuwagi,niepodążawzrokiemzaniczym,bonie
wie,cotojest?
-Będziespał-LidiaprzerwałarozmyślaniaFilipa.
-Tojagouśpię-zaoferował.
-Nie,dajgomnie.
-Dlaczego?Jesteśzmęczona.Pozatympowinienzasypiaćwłóżeczku,anieciągle
wtwoichramionach.
-Notospróbuj.
Powiedziałatotonemoznaczającym„napewnocisięnieuda”.Minąłtydzieńod
dnia,kiedywrócilizsynemzeszpitala.PrzeztenczasmałyOskartylkokilkarazy
zasnąłsamwłóżeczku.Każdyrodziczdajesobiesprawę,jakmożesiętoskończyć,
jednakniewieluunikanoszeniadzieckanarękachlubzasypianiaznimw
małżeńskimłożu.
Filippodjąłwyzwanie.Ułożyłsynkawłóżeczkunakokosowymmateracuwżółte
uśmiechnięteksiężycenatleprzesadniebłękitnegoniebaiprzykryłgolekkąróżową
kołderkąażposamąszyję,wyciągającmałerączkinawierzch.Zadowolonyidumny
ztakdobregopoczątku,jużprawieuwierzyłwswójnaturalnytalentdousypiania
dzieci.Jednaksynszybkowyprowadziłgozbłędu.Kilkarazywierzgnąłnóżkamii
różowakołderkazsunęłasięnabok;wyraźniezadowolonynadaltrzymałstopy
wysoko,uniemożliwiającponowneokrycieich.
Ojciecpróbowałdelikatnieułożyćjeznówwpozycjipoziomej,aleonezakażdym
razemwznosiłysiędogóryjakniegrzecznykosmykwłosównagłowie.Filip
postanowiłzignorowaćtendrobiazg,narzuciłkołderkęnauniesioneicałyczas
poruszającesięnogisynaizacząłmruczećcoś,comiałoprzypominaćkołysankę.Nie
znałżadnychsłów,niepotrafiłnawetimprowizować,miałtylkonadzieję,że
monotonne„luli,luli”iczułegłaskaniepopoliczkuuspokoidzieckoiuśpije.
Uświadomiłsobie,żedopieroteraz,porazpierwszyodnarodzinsyna,może
dokładnieprzyjrzećsięjegotwarzy,zadartemunoskowi,okrągłymgładkim
policzkom,lekkozapadniętym,jeszczeopuchniętympoporodzieoczomorazprawie
niewidocznym,jasnymbrwiom.Jegodłoniezzawszezaciśniętymipaluszkami
poruszałysięgwałtownieibezładnie.
KiedyFilipprzysunąłswójmałypalecdodłonisyna,jejmikroskopijnepaluszki
natychmiastzacisnęłysięnanimjakzaprogramowanewłaśniedotegoruchu.
NiespodziewaniedlaFilipa,uściskbyłdośćsilnyiserceojcawypełniładuma,a
kącikioczumuzwilgotniały.Pochwilidłońdzieckaponownieszarpnęłasię,
wykonującnieskoordynowaneruchyiwypuszczającpalecojca.Filipodruchowo
znówzbliżyłswojąrękędodłonisyna.Chciałpoczućdotyktejnajdelikatniejszejna
świecieskóry,ruchdopieropowstającychmięśni.Chciałdotykaćciała,którejeszcze
tydzieńtemuunosiłosięwdoskonałymśrodowiskumacicy,wświecieniemożliwym
dowyobrażenia,takodległym,jaknajodleglejsze,nieodkrytejeszczegalaktyki.
Ajednaktakbardzobliskim,żeniesposóbsobiewyobrazićnicbliższego.
NakrótkąchwilęFilipzapomniałozadaniu,jakiemiałwykonać,iniezauważył
zbliżającejsięporażki.Nagłypłaczsynaprzywróciłgodorzeczywistości.
-Zostaw-usłyszałzmęczonygłosLidii.
Podeszładodrewnianegołóżeczka,odsunęłamężabiodremiwzięłasynanaręce.
PrzeszławdrugikątpokojuirzuciłastamtądrozczarowanespojrzenieFilipowi.
Zaczęłarytmiczniekołysaćsięnaboki,całyczastrzymającstopynieruchomo.
Wpatrywałasięwoczysynazlekkimuśmiechemnaustach.Atenpochwiliprzestał
płakać.
Filip,gwałtownieobrabowany,stałbezradnieprzypustymłóżeczku.Zastanawiał
się,copowinienterazrobić,czystaraćsiępomóc,czyraczejzejśćjejzoczu,zająćsię
czymśzupełnieinnym?Postanowiłprzygotowaćkolację.
Właśniekończyłsmarowaćmasłemostatniąkromkęwczorajszegochleba,kiedy
usłyszałodległyodgłoswodyuderzającejodnoakrylowejwanny.-Usnął-wyrwało
musięwestchnienieulgi.Ułożyłpospieszniekanapkinatalerzachiprzeszedłdo
sypialni.Zbliżyłsiędołóżeczkaiwjakimśatawistycznymodruchuprzyłożyłdłońdo
drobnejklatkipiersiowejsyna.Oddychał.Wszystkowporządku.Znamaszczeniem
pogłaskałjeszczezaciśniętepiąstkiOskara,przyjrzałsięmiękkim,elastycznym
paznokciom,poprawiłtuiówdziekołderkęiwyszedłzsypialnidołazienki.
Lidia,zzamkniętymioczamiigłowąodchylonądotyłu,leżaławwannie
zanurzonaposzyjęwwodzie.Białapianazakrywałajejciało,pozostawiającpoledo
popisustęsknionejwyobraźniFilipa.Kiedydotknąłniecowystającegoznadwody
kolanażony,onadrgnęłaiotworzyłaoczyzdziwiona,jakbyrzeczywiścieniesłyszała
jegowejściadołazienki.
-Udałocisiębardzoszybko-pochwaliłjejsukceswuśpieniusyna.
Uśmiechnęłasiętylkoiznówprzymknęłaoczy,rozkoszującsięwykradzioną
chwilądrobnejprzyjemności.Filipsięgnąłdopienistejgłębiwannyiwyjąłzniej
stopężony.Nakolanach,jakwkościelepodczasmszy,zacząłcałowaćjejpalceunóg,
ajednocześniedrugąrękąugniatałśrodekjejstopy,imitującprofesjonalnymasaż.
Pominuciejednak,zamiastrozluźnićsięzupełnie,Lidianiespodziewaniewstała.
-Podajmiręcznik-poprosiła.
-Cosięstało?-spytałzdezorientowany.
-Bardzozachciałomisięspać.
Podałjejręcznikiprzezkrótkąbolesnąchwilęprzyglądałsięjejpowiększonymod
karmieniapiersiomibrodawkom,brązowymjakskórkaciemnegochleba.Niemógł
powstrzymaćsięoddotknięciaichprzezgrubymateriałfrotté.
-Pójdęspać-oznajmiła,uprzedzającniezadanepytanie.
-Jestkolacja!-zaprotestował,osuszającręcznikiemresztkiwilgocizjejbrzuchai
ud.
-Bojęsię,żezasnęnadtalerzem.
Toostrzeżenieniemiałojednakszanssięziścić.Donośnypłacznaglezbudzonego
dzieckaprzerwałichczułości.Lidiawyskoczyłazwannyjeszczezmokrymistopami,
aleFilipbyłszybszy.Zapomniałoudachicudowniepełnychpiersiachżony,pobiegł
dosypialniiwyjąłkrzyczącegosynazłóżeczka.Pokilkuminutachlekkiegokołysania
Oskaruspokoiłsięiojciecmógłbyćzsiebiedumny.
-Połóżgoznami-poprosiłaLidia,stającwdrzwiachsypialni.
Zrzuciłajednymruchemszlafrokibłyskawiczniewskoczyłapodkołdrę,
przykrywającsięposzyję.Filipowimignęłytylkojejpośladki,zaczerwienioneod
gorącejwody.
-Niepowiniensięprzyzwyczajać-zaprotestował,alebezprzekonania.
Lidianiemusiałajużnicdodawać.MałyOskarekwylądowałnaprześcieradletuż
obokgłowymatki.AFilipprzyniósłsobieiżoniekolacjędołóżka.Lidiazjadłainie
zasnęłanadtalerzem.Aonpołożyłsięobokniej,uważając,bynieprzycisnąć
malutkiejdłoniichtygodniowegosyna.
Najedzeni,zperspektywąbyćmożenawetkilkugodzinnegosnu,smakowalitę
chwilębyciarazem,wetrójkę.Lidia,jużgotowadozaśnięcia,całowaładrobnerączki
syna.
-Takimaluchsiedziałtamwemnietyleczasu-powiedziałaraczejdosiebie,nie
oczekującreakcjiFilipa.
-Tak-potwierdziłwzamyśleniu.-Tysiącedziecirodzisięcodziennie,alejanadal
nierozumiem,jaktowogólemożliwe.
Lidianieodpowiedziała.Wpatrzonawtwarzsyna,leciutkodotykaławierzchem
dłonijegopoliczków.
-Wkażdymrazie-Filippodjąłswójwątek-niepotrafięsobiewyobrazić,żeon
zmieściłsięwtobie.Żenajpierwtobyłakomórka,którapoprosturosłaizmieniła
sięwdziecko?
Dlaczegowdziecko?Cośwtobierosło,ateraztuleżynałóżku.Jaktamsobieżyło?
Wabsolutnejciemności,zwinięte.Ijakwyszło?Przeztęwąskąszparkę?Tojest
bardziejniesamowiteniżlądowaniekosmitównadachuparlamentu.
-Cośmnietamszczypie-Lidiaporuszyłasięnałóżku.
-Gdzie?-Filipnatychmiastporzuciłswoichkosmitów.
-Notam.Takmnieciągnie.
-Pokaż.
-Bojęsię.
-Czego?
-Żetosięjeszczeniezrosło.Ibędziemniebolało.
-Niebędędotykał-zapewnił.-Zobaczę,czywszystkowporządku.Jaktozszyli.
Lidiawysunęłasięspodkołdry.Ułożyłanabrzegułóżka,nogiopuściłana
podłogę.
Podciągnęłakoszulęnocnądobioder.Filipdelikatnierozsunąłjejnogi.
-Nicniewidać-powiedział.-Podnieśwyżejkolana.
Wpozycji,jaknafoteluginekologicznym,uniosłanogiwyżejiabyodgrodzićsię
odtego,coonmożetamzobaczyć,trzymaławdłoniachdółkoszuli,jakkurtynę
teatralną.
Filipusiadłnakolanachmiędzyjejudami.Podnieconymożliwościądokładnego
przyjrzeniasięjejskarbomporazpierwszyodwielutygodni,ajednocześnie
zaniepokojonytym,comógłznimiuczynićskalpelginekologa,rozpocząłwnikliwą
obserwację.Starałsiędostrzecróżnicemiędzytym,cowidzi,atym,copamiętał
sprzedporodu.Towłaśnietędydzieckoprzeciskałosięnaświat!Porównującgłowę
dzieckaipochwęLidii,wydawałosiętoniemożliwe.Ajednak!Przecieżbyłprzytym!
Czyktośpodrzuciłtodziecko,kiedynasekundęodwróciłgłowę?MożeZAWSZEtak
robią?Cozabzdury!
Napierwszyrzutokawszystkowyglądałowporządku.Dobrzeznana,
ciemnoczerwona,pofałdowanacipkaLidii.Brakśladówcięcia,szycia,ingerencji
ostrza.Dlapewnościucisnąłkilkarazyjejkroczewskazującympalcem.Lidia
zasyczała.
-Tochybatutaj-Filippowiedział.
-Boli-potwierdziła.
-Niemaśladów-zapewniłją.-Wogóle.Tylkotakielekkiezgrubienie,
wyczuwalnepalcem,aleniczegoniewidać,zupełnie.
Filipspoglądałmiędzyjejnogiinabierałprzekonania,żejednakcośbyłoinaczej,
niżpowinno.Inaczej,niżpamiętał.Jejwejściebyłozpewnościąwiększeniżkiedyś.
Rozchylone.
Jakotwartarana,jużniekrwawiąca,alejeszczeniezasklepiona.
Lidiazakryłasiękoszuląnocnąischowałapospieszniepodkołdrę.Filip
przysunąłsiędoniejiobjąłją,głaszczącpobrzuchu.Całowałjejwłosy,policzki,
szyję.Onaprzywarłaustamidojegoustizaczęlisięcałować.Przerwaligwałtownie
dlanabraniaoddechu.
-Chcemisięspać-szepnęła.
-Kochamcię-odpowiedziałnato.
-Jaciebieteż.-Lidiapogłaskałagowpoliczekiuśmiechniętazamknęłaoczy.Mąż
patrzyłnanią,aonapokilkuminutachjużspała.
Filipchciałjeszczepoczytać„GazetęWyborczą”sprzeddwóchdni,alewpołowie
drugiegoartykułuzgasiłlampkęiodłożyłnapodłogęszeleszczącypapier.
Obudziłgoruch,niedźwięk.Synleżałnakołdrzemiędzynimiiniespokojniesię
kręcił.
PrzezkilkasekundFilipnierozumiał,cosiędzieje.Dlaczegodzieckoleżywich
łóżku?
Dlaczegonakołdrze?PłaczniepozwoliłFilipowinadalszerozmyślanie.Synek
kwilił,jakbynacośsięskarżył.
Lidiazareagowałaodruchowo,otwierającoczytylkonamoment.Wyjęłapierś
przezspecjalnerozcięciewkoszulinocnejiprzysunęładzieckodosiebie.Lekkosię
skrzywiła,kiedysynzacząłssać.Filippatrzyłnanichprzezpewienczas,musiał
jednakwkońcuzasnąć,przebudzenieodczułboleśnie.Synkrzyczał,aLidiakołysała
gowramionach.Najpierwlekko,rytmicznie,alejużpochwilibardziejenergicznie,
nerwowo.PłaczOskaraniecichłnawetnamoment.
-Możejagowezmę?-zaproponował.
-Cośmujest-powiedziałaLidiadrżącymgłosem.
-Co?
-Niewiem!-krzyknęła.-Musimywezwaćpogotowie.
-Opanujsię,poprostuniemożezasnąć.Możetrzebagoprzebrać.-Zaczęli
wspólnieoperacjęwymianypieluchyiprzeztenczasniespodziewaniesynnie
płakał.Uspokojeni,spróbowaliułożyćgoznównałóżkumiędzysobą.Jużniemyśleli,
jakmożetowpłynąćnajegorozwój,psychikę,przyszłezachowania.Chcielispać.Ale
ichsynmiałinneplanyiinformowałotymdonośnie.
Filippostanowił,żetymrazemtoonuspokoiiuśpiOskara.Wstałzsilnym
przekonaniem,żenapewnomusięuda,izacząłprzechadzaćsięposypialniz
synkiemnarękach.Jednostajnyruchmiałkojącodziałaćnaniemowlę.Poniezwykle
długichpięciuminutachsynrzeczywiścieprzestałpłakać,choćnadalniespał.
Rozglądałsiępościanachimeblachniewidzącym,lekkoprzestraszonymwzrokiem.
Filippomyślał,żemożetenpłaczdzieckawpierwszychtygodniachjegożyciajestpo
prostuwywołanylękiem,żeznalazłosięwkompletnieobcymmuświecie?Totak,
jakbydorosłyczłowiektrafiłnagleiwniewytłumaczalnysposóbnaobcąplanetę,
gdzieciążeniejestdziesięćrazywiększe,aoddychaniemożliwetylkoprzezrurkę
podłączonądoucha,gdziesłońceprażytakmocno,żeoczywidząjedynie
niewyraźnecienie.
Dzieckoleżałocicho,Lidiazasnęła.AFilip,zadowolonyzniewielkiegosukcesu,
postanowiłdoprowadzićsprawędokońca.Całyczaskołyszącdzieckowramionach,
podsunąłnogąfoteliksamochodowybliżejłóżka.Ułożyłsynawfoteliku,asam
położyłsięobokżony.
Zacząłporuszaćtąprowizorycznąkołyskąwgóręiwdół.Zamknąłoczy,starając
sięskupićnarytmie,cojakiśczasuchylałlekkopowiekiikontrolowałsytuację.
Momentamiprzysypiał;traciłświadomośćnakilkasekund.Synkabudziłbezruchi
Filip,wystraszony,znówwprawiałfotelikwruch.Silniejszynacisknaoparciei
ponowniezaczynałosiękojącekołysanie.Wgóręiwdół.Delikatnie,jednostajnie.
Razzarazem.Niezaszybko,bezgwałtownychruchów.Trzymaćrytm.
22
Późnomajowesłońceświeciłomocnoioślepiająco,jednakzimnepodmuchy
wiatruprzypominałyotym,żewtejczęściEuropywiosnamawięcejwspólnegoz
zimąniżzlatem.
DlategoLidiajużpodziesięciuminutachzawróciławózekizdecydowałasię
zakończyćspacer.
SzybkimkrokiemzbliżalisiędoposesjirodzicówFilipa,Lidiaprzodem,całyczas
poprawiająckołderkęwwózku,abyjeszczeszczelniejokrywałamałegoOskarka,a
Filipztyłu,zociąganiem,jakbychcącprzedłużyćzakrótkiwedługniegospacer.
Wostatnichtygodniachobojeodkryli,jakbardzoróżniąsięwodbiorzeświata
zewnętrznego.Wszystkoprzezdziecko,amożedziękiniemu.Jużprzedwyjściemna
spacerspieralisięnatematgrubościkaftanikówiczapek.Te,któreFilipuznawałza
zbytciepłe,Lidiaoceniałajakoprzewiewne,zalekkie.Niewchodziłowgrę
znalezienieczegośpośredniego,zawszejednoznich-zpoczuciemprzegranej-
musiałoustąpić.ZazwyczajFilip.Prawdziwakonfrontacjanastępowałajednakna
spacerze.Lidiawykorzystywałakażdypodmuchwiatru,abyprzykryćsyna
dodatkowymkocykiem.TensampodmuchdlaFilipabyłpowodemdozmartwienia,
żeOskarmanasobiezawieleubranek,napewnojestprzegrzanyimożesię
przeziębić.Takiscenariuszpowtarzałsięzakażdymrazem.Dochodziłodotego,że
Lidianiegodziłasięnaspacersynazsamymojcem,kiedyuznawała,żejestza
zimno.Byłaprzekonana,żeFilipcelowoodkryjesynalubprzeznieuwagęnie
przykryjegododatkowąkołderką,jeśliwiatrmocniejzawieje.
Tymrazembyłopodobnie,aleFilip-jaktodziałosięcorazczęściej-zrezygnował
zudowadniania,żedzieckujestzwyczajniezaciepło!Wramachprotestuszedłdwa
krokizażoną.Zrównalisię,kiedyLidiastanęłaprzedfurtkąwoczekiwaniu,aż
rodziceFilipawpuszcząichnapodwórko.
Tobyłaichpierwszawizytazdzieckiemujegorodziców.Planowalitozrobić,
kiedyOskarskończytrzymiesiące,aleniewytrzymalinaciskówiprzyjechalijuż
miesiącpoporodzie.Usprawiedliwialisięsamiprzedsobą,żeszkodatakpięknej
pogodynaspędzenieweekenduwWarszawie.Oznaczałotojednak,żeulegli
naciskomdziadków,iLidiamiałalekkiepretensjedoFilipa.Ichprotestograniczył
siędotego,żenasobotnispacerwybralisięzsynemsami,tylkowtrójkę.
RodziceFilipamieszkaliwjednopiętrowymdomuzpołowylat
siedemdziesiątych,położonymkiedyśwspokojnej,willowejdzielnicy,terazpełnej
kilkupiętrowychbloków,wzniesionychpodkonieclatosiemdziesiątychjeszczeprzy
wykorzystaniuwielkiejpłyty,awyróżniającychsięjedyniemocnowysuniętymi
balkonami,pomalowanyminajaskrawoniebieskikolor.RodziceFilipamogli
obserwowaćzeswojegopodwórka,jakwniedzielnepopołudnianatychwłaśnie
balkonachmężczyźniwystawiajądosłońcaswojebladeciaławbiałych
podkoszulkachbezrękawów,akobietypokrzykująnadzieciodbijającepiłkęod
ścianyśmietnika.Niekiedy,szczególniepodkonieclata,balkonyzapełniałysię
grillami,ainnymrazempościelą,abywywietrzałzniejzapachspoconych,
niedomytychciał.
NiebieskiebalkonyprzyciągaływzrokikiedyFilipiLidiaczekali,ażfurtkasię
otworzy,patrzyliwtamtymkierunku.Wreszcieusłyszelidomofon,furtkaotworzyła
się,aoniszybkoprzeszliprzezpodwórkoiwnieśliwózekdomieszkania,bomały
Oskarzacząłjużpłakać.
Jeszczewprzedpokojuusłyszeligłośnerozmowy.Gościezaproszenina
prezentacjęwnukaniezawiedliistawilisięwkomplecie.Filipbłyskawicznie
opracowałwgłowieplanobronyprzedatakiemroześmianych,wdzięczącychsię
ciotekiwujów.PospieszniewyjąłOskarazwózkairuszyłznimdoswojejbyłej
sypialni,któraterazsłużyłazapokójgościnny.
-Gdzieznimidziesz?-Lidiazdziwiłasię,spokojniezdejmującbuty.
-Przebioręgo-Filipodpowiedział,jakbypytałagoocośtakoczywistegojak
oddychanie.
-Jeszczeniepotrzeba-Lidianierozumiałajegozachowania.
-Przecieżpłacze.
-Chcejeść.
Wtymmomencieotworzyłysiędrzwiodkuchniiwyjrzałaprzeznie
zaniepokojonamatkaFilipa.
-Czemuniewchodzicie?-spytała.
-Muszęgoprzebrać-szybkoodpowiedziałFilip.-Zarazprzyjdziemy.
-Jeszczewytrzyma-Lidiabyłainnegozdania.-Dostałświeżąpieluchęprzed
spacerem.
-Notowchodźcie-ponagliłaichbabcia.
Filipspojrzałnajednąkobietę,potemnadrugąinaglepoddałsię.Zabrakłomu
energii,zwyczajnieodechciałomusięspierać,przekonywać,argumentowaći
wymyślaćpowody,dlaktórychniechciałjeszczewystawiaćsynanapastwę
roześmianejrodziny.Oddałkwilącedzieckożonieipatrzył,jakobiewchodządo
kuchnipełnejgościniczymdojaskinizwygłodniałymismokami.
Zachwytynaddzieckiemispory,dokogojestpodobne,trzebabyłoszybko
przerwać,bomaluchdomagałsięswojejporcjimleka.Lidiazabrałagoiposzła
nakarmić.TymczasemmamaFilipazaczęłanakrywaćdostołu,aLidiapo
nakarmieniusynazaczęłajejpomagaćimałymOskarkiemzajmowalisięnazmianę
ojciecidziadek.Dzieckoprawiecałyczasspało,więcniewielemielidoroboty.W
końcuwszyscyzasiedlidostołu:LidiaiFilip,jegorodzice,dwiesiostrymatkiFilipa,
jejkuzynkaorazbratojcaFilipazżoną.Rodzinka.
Dzieckozaniesionodosypialni,ajegorodziceprzezotwartedrzwizamierzali
obserwowaćwózek,wktórymspało.Niestety,zkuchniniebyłowidać,cosiędzieje
wjegownętrzu,icojakiśczas,razLidia,razFilip,wstawaliodstołuizaglądalido
wózkajakdopudełkapełnegodrogocennychprzedmiotówwobawie,bystamtądnie
znikły.
Przystolerozmawianoodzieciach.Kobietywspominałyczasy,kiedycodziennie
prałystertytetrowychpieluchwpralceFrania,amlekowproszkugotowanena
elektrycznejkuchenceprzypalałosięlubkipiałonapodłogę.OjciecFiliparozlewał
winodomowejrobotyiwtrącałopinielubhistoryjki,którezapamiętałzczasów,gdy
Filipmiałkilkamiesięcy.Niebyłotegowiele.
KiedyLidiapodniosłakieliszekipoprosiłateściaowino,tenspojrzałnanią
uważnieizawahałsię,alenalałjejjednątrzeciąkieliszka.MatkaFilipadostrzegłato
kątemoka.
-Toterazmożnapić,kiedysiękarmi?-spytałacicho,alezlekkimwyrzutem.
Lidianieodpowiedziała,trzymałakieliszekzanóżkęiobracałanimdelikatnie.
-Przecieżtowinodomowe-Filipstanąłwobronieżony.-Todlazdrowia.
-Dajspokój,matka-odezwałsięojciecFilipa.-Onisięnatymznają.
Nagledzieckozapłakało,Filippoderwałsięzeswojegomiejscaitrzemasusami
dotarłdosypialni.Lidiazerknęławtamtymkierunkuispokojnieupiłamałyłyk
cierpkiegowinaobarwieciemnychczereśni.
-Dzieckotoobowiązek-odezwałasięzwestchnieniemciociaKrysia,siostra
mamyFilipa.
CiociaKrysiaodkilkulatbyławdową.Niemiaładzieci,aFilipnigdyniesłyszał
dlaczego.Mieszkałasamaizawszebardzoszybkoucinaławszelkieuwaginatemat
ponownegowyjściazamąż.
-Oj,tak-potwierdziłamamaFilipa.-Janiewiem,jakmytowszystko
przetrwaliśmywtamtychczasach?Pracaodsiódmejdotrzeciej,potemwkolejkach
pomięsoalbomlekodladziecka.
-Jakrzucili-wtrąciłojciecFilipa.
-Jakrzucili,totrzebabyłosięzrobotyurwać.Apotemgotowanieobiadu,
zmywanie,pranie,prasowanie,sprzątanie.Nieto,coteraz-pampersdokoszai
gotowe.
-JatoBogudziękuję,żeniemieliśmydzieci-odezwałasięciociaKrysia.
Zapanowałomilczenie,widelceprzestałystukaćotalerze.
-Dlaczego?-spytałaLidia.
-Natakiświatmiałamdzieckosprowadzać?Przestępcystrzelająnaulicachw
białydzień,wszkołachnarkotykiigangi,aterazciterroryści.Musiałabymciągle
umieraćzestrachu.Pocomito?
-Alechybasąteżprzyjemnechwile?-wtrąciłaLidia,najmniejzszokowana
niespodziewanymwyznaniemcioci.
-Nojakie?-rzuciłaciotka.-Kiedy?Gdzie?Wszkole,jakwkładająnauczycielom
kosznagłowę?Albo,o!Cotubyłoniedaleko.-Pokazałarękągdzieśzasiebie.-
Dwóchchłopaków,jeszczewpodstawówce,czywtymichgimnazjum,trzeciego
zabiło,bomiałjakąśkomórkęnowączycośtamdogier.Czternaścielatikomórka
mupotrzebna-oburzyłasię.
-Jużprzestań,Kryśka.-MatkaFilipapoczerwieniałanatwarzy.
-Azobaczysz,żeniedługowojnabędzie-odcięłasięciociaKrysia.
Filipwszedłwtymmomenciedokuchni,nieświadom,najakietory
niespodziewaniezeszłarozmowaprzystole.
-Jakawojna,ciociu?-zaśmiałsię.-Komubysięchciałoterazwalczyć?Każdydo
supermarketuwoliiść.
-Acotytamwiesz-ciociamachnęłaręką.
-Tomożejeszczetrochęwina?-wtrąciłojciecFilipa.
MałyOskarznówzapłakał,więcFilipnatychmiastzerwałsięzkrzesłaipobiegłdo
niego.
-Cotytakbiegasz,synu?-krzyknąłzanimojciec.-Dajdzieckomatcenachwilę,
chciałemsięztobąnapić.
Filipcośodpowiedział,alejegosłowaprzerwałoznowukwileniedziecka.Lidia
wstała,powiedziałapodnosem„przepraszam”iwyszłazkuchni.Otworzyładrzwi
wejścioweiwyszłanapodwórko.Stanęłazrękomaskrzyżowanyminapiersiach,
mrużącoczyprzedsilnym,popołudniowymsłońcem.
23
Wieczoramizazwyczajbylijużbardzozmęczeniizostawialipodniesioneroletyw
oknachnacałąnoc.Dlategowpierwszejchwili,gdyobudziłichpłaczdziecka,
pomyśleli,żetojużpóźnegodzinyporanneisynwspaniałomyślniepozwoliłim
wyspaćsięchociażwniedzielę.
AlekiedyLidiaprzystawiłasynadopiersi,Filipspojrzałnazegarekinatychmiast
poczułsięokropnieniewyspany.
-Siódma-oznajmiłLidiizmęczonymgłosem.
Onapokiwałatylkogłową,wpatrzonawtwarzsynaprzyklejonegodojejpiersi.
Filippoczątkowoobserwowałtęscenę,aleodtegowidokuzrobiłsięjeszcze
bardziejsenny,więcodwróciłsięnadrugibok.Poczuł,jakłóżkougięłosię,kiedy
LidiapołożyłaOskarazpowrotemdołóżeczka.Musiałzasnąćnachwilęalbotakmu
sięwydawało.Usłyszałnaglepłaczdzieckaipoczułszturchnięciewramię.
-Weźgo-poleciła.
-Niechśpiznami-odpowiedziałsennie.-Notoweźgo.-Tymaszbliżej.-
Mógłbyśrazwstać.-Takjakbymnigdyniewstawał.Lidianieodpowiedziała,
podniosłasięzzamiaremwstaniazłóżka,alebyłszybszy.
-Jużgobiorę,jużgobiorę-obruszyłsię.
Wziąłsynanaręceiprzyniósłdołóżka.Ułożyłgosobienaklatcepiersioweji
zacząłdoniegoprzemawiać,całowaćgownosipoliczkiigłaskaćpoplecach.
Chłopiecbyłbardzozadowolony.Potemojciecułożyłgonapoduszcemiędzynimii
bawiłsięznim,podającmudłoń,amałepaluszkichwytałyzzainteresowaniemraz
jeden,razdrugipalecojca.
Lidiazamierzałazasnąć,jednakradosneminymężaisynasprawiły,żezmieniła
zdanie.
Jeszczekilkamiesięcytemuleżaławtymsamymłóżkusama,zmagałasięz
nudnościami,beznadziejnymprogramemtelewizyjnymiczekałanapowrótFilipaz
pracy,któryzamiastprzynieśćjejukojenieitrochęrozrywki,rozdrażniałjeszcze
bardziej,boonmógłbyćzludźmiwbiurze,oddawałsięintelektualnymzajęciomi
przychodziłdodomuwypocząć,onazaśprzewalałasięcałydzieńzjednegobokuna
drugialbosnułamiędzykanapą,kuchnią,łazienkąisypialnią.Awszystkozasprawą
kilkukroplijegospermywjejdrogachrodnych.
Minęłokilkamiesięcyitosamołóżkozajmująjużtrzyosoby.Zrobiłosięciasnoi
niewygodnie,jednakniespodziewanieszybkoobojeprzywyklidotego.Inawettaka
wczesnapobudka,początkowoodczuwanajakoniezasłużonakara,stajesięmałym
radosnymwydarzeniem.
Filipprzerwałpotokjejmyśli.
-Ciekawe,czytosięstałowtedy,włazience?-spytałbardziejsiebieniżją.
-Cosięstało?-Lidiazmarszczyłabrwi,nierozumiejącpytania.
-On-odpowiedziałFilip,całyczaspatrzącnasynka.
Oskarchwyciłmocnonajmniejszypalecojcainatychmiastwpakowałgosobiedo
ust.
Próbowałssać,przygryzaćswoimibezzębnymidziąsłami,aFilippozwalałmuna
to,mimożetemałedziąsławcaleniebyłymiękkie.
-Chybajestgłodny-zauważyłFilip.-Ijak?-SpojrzałnaLidię.-Myślisz,żeto
mogłobyćwtedy?
-Alekiedy?
-Kochaliśmysięwłazience,namuszli,apotemposzliśmydokinanafilm
BillyElliot.
Możetobyłodlaniegopierwszewyjściedokina?-Uśmiechnąłsięispojrzałna
syna,któryterazpróbowaługryźćkciukojca.
-Raczejnie-zaprzeczyłaLidia.-Jakitobyłmiesiąc?
-Wakacje.Chybalipiec.Właściwiedrugapołowalipca.Amożepierwsza?Nie
jestempewien.
-Tobynawetpasowało.
-Właśnie.Chociażwtedyrobiliśmytoprawiecodziennie.
-Czasamiczęściej.
-Tak-Filiprozmarzyłsię,wspominająctamtenokresichmałżeństwa.
MałyOskarmiałjednakzupełniecośinnegonamyśli.Palceojcaprzestałymu
smakowaćirozpłakałsię.Lidiaspokojniepodsunęławyżejpoduszkęiusiadła,
opierającsięościanę.
Poprawiłasiędwarazy,abyprzyjąćjaknajwygodniejsząpozycję.Wtedypoprosiła
Filipa:-Podajmigo.Wziął-terazjużwrzeszczącego-synanaręceipodałgożonie
jakkruchypakunek.Lidiaprzystawiłagodoswojejpiersi.Wciszy,któranagle
zapadła,słyszeli,jakchłopiecłapczywieprzełykamleko.Lidiawpatrywałasięw
synkazuśmiechemidelikatniegłaskałajegopoliczek.Filipobserwowałtęscenę,
wstrzymującoddech,iczuł,jakogarniagosenność,jakbyonsamrozgrzałsię
ciepłymmlekiemibliskościąmatczynegociała,jakbytojegoukołysałoddechi
rytmicznebiciesercamatki.
-Zasnął-szepnęłaLidia,odsuwającOskaraodpiersi.
Jegolśniące,lekkorozchyloneustajeszczeprzezchwilęporuszałysięjakuryby
chwytającejpowietrze.
WzrokFilipazbłądziłwokolicepiersiżony.Sterczący,mocnopowiększonysutek,
spękanynakońcujakskorupazastygłejlawy,pokrytybyłkroplamimleka.Lidia
ścisnęłagomocnopalcamiikilkakropliwyciekłoześrodka,spłynęłowdółiw
końcuskryłosięwzagłębieniupodpiersią.Filipniemógłsięopanować,zbliżył
twarz,abyzlizaćmleko,jednakwostatniejchwiliprzestraszyłsięswojego
pożądaniaidotknąłjęzykiempieprzykanapiersipowyżejsutka.Poczułerekcję.
Momentalnąitrwałą.
-Połóżgodołóżeczka-powiedziałcichodożony.-Możejeszczepośpi.
Kiedypochyliłasięnadłóżeczkiem,onwsunąłrękępodjejkoszulęnocnąi
delikatnieścisnąłjejpośladek.Niezareagowała.Onjednakczuł,żetoniejestjuż
kwestiaochotyczyjejbraku,tylkokonieczność.Lidiapołożyłasięzpowrotem,a
wtedyonprzyciągnąłjejrękę,abyobjęłajegoczłonek.Dotknęłagomechanicznie,ale
wyczułatwardośćibezdalszejzachętyzaczęłaporuszaćdłoniąwgóręiwdół.Filip
starałsiętakżejejsprawićprzyjemność,jednakczyniłtozbytpospiesznie,bez
wyczucia.Ibardzoszybkojegospermawytrysnęłanaprześcieradło,jejkolana,jego
uda.Filipopadłnapoduszkę,przymknąłoczy,celebrująctęjakżeżałośniekrótką
chwilęrozkoszy.
Wtedy,drugiraztegoporanka,dałosobieznaćmałyOskar.Jegosenokazałsię
tylkokróciutkądrzemkąpośniadaniu.Byćmożechwilowąprzerwąprzeddrugim
śniadaniem.WkażdymrazieLidiazareagowałaszybkoiponownieprzystawiłasyna
dopiersi.Filipchciałimzrobićwięcejmiejscaiprzesunąłsięwbok;zrobiłtotak
nieudolnie,żedotknąłswoimudemstopysyna.Gęstniejącaspermazostawiłana
kaftanikuciemnyślad.FilippostanowiłniemówićtegoLidiiiuznać,żetaktylkomu
sięwydawało.
24
-Notopolewaj,ojciec.-MichałzatarłdłonieipodstawiłFilipowipustykieliszek.
Specjalniekupionenatęokazję,południowoafrykańskieczerwonewinoodmiany
Syrahpopłynęłodokieliszka.Anastępniedoczterechkolejnych,przyczymdo
ostatniegojedyniekilkakropel.
-Karmisz?-spytałaMałgosia,patrzącnakieliszekLidii.
-Tak,pewnie-odpowiedziałaLidia.
-Imożesz?-Małgosiaurwaławpołowiepytania.
-Totylkoodrobina-usprawiedliwiłasięLidia.-Zresztą,możeOskarbędzielepiej
spał?-zaśmiałasię.
-Tozazdrowiemłodego!-Michałuniósłkieliszek.
Wszyscyzgodnieupiliwinazeswoichkieliszków:FilipiMichałporządnyłyk,
AlinaiMałgosia-poskromnymłyczku,aLidiajedyniezamoczyłausta.
Natospotkaniezaprosilidziesięćosób-wszystkichprzyjaciółzŁodzi,atakże
kilkuznajomychzpracy.Większośćniemadzieci,więcmożedlategotaksię
skończyło…
PrzyjechalitylkoMichałzMałgosiąorazAlina.Ingaodwołałaswojeprzyjściew
ostatniejchwili,kiedywszyscysiedzielijużprzystole.Wymówiłasiępracą,nagłym
telefonemodszefa,ważnymprojektem,którymusibyćgotowynaponiedziałek
rano,atylkoonajestwstanietozrobić.Siedzieliwięcwpiątkę,nieliczącOskara
leżącegorazwwózku,razwfotelikusamochodowym,azazwyczajnakolanachtaty
lubmamy,rzadziejjednejz„ciotek”.
Michałnieodważyłsięwziąćnaręcetakruchliwego,hałaśliwegostworzenia.
PopierwszejbutelcewinaFilipzaproponowałMichałowipiwo.Zbutelkamiw
rękachwyszlinabalkon.Oparciobalustradęspoglądalinamieszkańcówstolicy
wracającychzcotygodniowegonabożeństwakuczcinatury.Narowerachlubpieszo,
wgronierodzinnym,zgodniezporadamikolorowychtygodników,abypopięciu
dniachciężkiejpracy,gdzierealizująswojepasje,doktórychmająprzecieżprawo,
poprostubylizrodziną,robilicośwspólnie.ZakładająwięcobuwiemarkiReebok
lubPuma,wsiadająnaroweryKonalubGaryFisher,acizmaluchamibiorą
trójkołowewózkinagrubych,terenowychoponachiruszajądorezerwatuprzyrody
LasKabacki.Wtłumiepodobniewyglądającychdonichpodążająszerokąścieżką
przez„prawdziwylas”wkierunkułąkwPowsinie,którybyłkiedyśznanym
podwarszawskimuzdrowiskiem,bytamleżećnatrawie,graćwpiłkę,w
badmintona,pićpiwoi„spędzaćaktywnieczaszrodziną”.Filipjużskryciemarzyło
tym,żeteżtampójdą,jakOskarniecopodrośnie.
Teraz,kiedyzbliżałasiędwudziesta,wracałyprzedewszystkimrodzinyz
dziećmi.
Niektórzyrowerzyścinatomiast,szczególniemłodeparynanowiutkich,
najlepszychrowerachgórskichpokilkatysięcyzłotych,wybieralisięwodwrotnym
kierunku.
-Janaraziesobieniepojeżdżę-zacząłFilip,choćtaknaprawdęniewyciągał
roweruodroku.
-Dlaczego?-zdziwiłsięMichał.-Zobacz,bierzesztakifotelikjaktenfacettutaj-
wskazałgłowąjednegozrowerzystów,którywiózłzasobąrocznedziecko.Maluch-
wyposażonywczerwonykask-zasnąłijegobezwładneciałoprzechylałosięna
zakrętachjakpluszowazabawkanasprężynie.-Imożeszspokojniejechać-
dokończył.-Oczywiście,bezszaleństw,bowpewnymmomenciemógłbyśpoczuć,że
jedziecisięniespodziewanielekko.
Obajzaśmialisiętrochęwymuszonym,urwanymnagleśmiechem.
-Jatozsynem,jaktylkoskończyrok,zaraznameczykpojadę-rozmarzyłsię
Michał.
-Tutaj?-Filipzdziwiłsię.
-Nie-Michałskrzywiłsięzobrzydzeniem-naWidzewoczywiście.
-SpecjalniedoŁodzipojedziesz?
-Aco?
-Inatrybunachpieluchybędzieszzmieniał?
Michałniebyłpewien,czytożart.Filippoczuł,żepowiedziałtotylkopoto,aby
wykazaćniedojrzałośćMichała.Stracilikrucheporozumieniemiędzysobą,
wypracowanenatymbalkonie.Zamilkli.Zerwałsięlekkiwiatriporuszyłkwiatami
rosnącymiwbalkonowychskrzynkach.Ulicąprzejechałoczterechrowerzystówi
dwieosobynarolkach:piętnastoletniadziewczynaijejczterdziestoletniamatka.
Prawdopodobnie.Byćmożebyłytodwieprzyjaciółki,jednastarsza,drugamłodsza.
Ubraneprawieidentycznie.
Filipupiłłykzbutelki,spojrzałpodświatło,pochwiliopróżniłjąijużmiał
pretekstdoprzerwanianiezręcznegomilczenia.
-Wezmęjeszczejedno-powiedział.-Chodźmy.
Michałbezsłowa,choćzociąganiem,podążyłzaFilipem.
Kobietysiedziałyprzystoleinadalmiałypełnekieliszki.Czytoznaczy,żewogóle
niepiły,czynapełniłyjeponownie?KiedyweszliMichałzFilipem,nachwilę
zamilkły,udając,żetonaturalnykoniecjakiegośwątku.Filipzacząłotwieraćdwie
kolejnebutelkipiwaiMałgosiauznała,żezarazznówwrócądoswoichsprawna
balkonie.Odezwałasiędoobuprzyjaciółek,patrzącjednaknaLidię.
-Mojasiostrawogóleniemiałapokarmu.-Amiałacesarkę?-spytałaAlina.-Nie.
Rodziłanaturalnie.Bardzonaturalnie.Nawetjejniechcielinacinać,więc
rozerwałasięsama,ażjejpotemmusielidziesięćszwówzakładać.
-Cholernemetodynaturalne-wtrąciłaAlina.-Wymyśloneprzezfacetów.
-Tak-przyznałaMałgosia.-Podalijejdzieckozarazpoporodzie,jeszczecałew
śluzie.Imówią:proszęprzystawićdopiersi,tobudujekontaktzdzieckiem,czycoś
takiego.Onależy,kompletniewykończona,cieszysię,żeprzeżyłaidzieckojestcałe,
atukażąjejodrazubudowaćwięź!Przystawiławkońcu,boniemiałasiłykłócićsię
zpielęgniarką.Amałaodrazujakośjąugryzłaczyścisnęłamocno.Onawkrzyk,
pielęgniarkananiąfuknęła,żestresujedziecko,znówkażejejprzystawiać,więc
mojasiostrawpłacz.Wtedyzabralijejdziecko,jakbybyławyrodnąmatką.Ajakjąz
powrotemprzynieśliisamająsobieprzystawiała,bezasysty,tomałaciągnęłainic.
-Zablokowałasię-oceniałaAlina.
-Apotemwdomupróbowała?-spytałaLidia.
-Małaniechciała.Trochęssała,alezarazwypluwałapierśiwpłacz.
-Przecieżniewszystkiekobietykarmią-powiedziałaLidia.
-Tak,spróbujtylkoniekarmićpiersią!-Alinapodniosłagłos.-Zarazmążbędzie
marudził,teściowacięwyklnie,alekarznakrzyczy.Żeleńjesteś.
-Chybaprzesadzasz?-wtrąciłacichoLidia.
-Uciebiebyłowszystkowporządku,toniewiesz-upomniałająAlina.-Irodziłaś
zFilipem,tosiętrochębalinaciebiekrzyczeć.
Przyskromniezastawionymstoletoczyłasięrozmowa,aponiżej,obokjednegoz
krzeseł,stałsamochodowyfotelikkołysanybosąstopąLidii.Leżałwnimmały
Oskariprzezponadpółgodzinybyłniespodziewaniespokojny.Wpewnym
momenciewszyscypomyśleli,żeprawdopodobniezasnął,bocomożerobić
sześciomiesięczneniemowlę,leżąctakspokojnie.
Tozłudzeniejednakzostałobrutalnieunicestwione,bodzieckonaglezaczęło
płakaćtakprzeraźliwie,żerozmowaurwałasięjakuciętanożem.FilipiLidia
równocześnierzucilisięwkierunkufotelika,aleonamiaładopokonaniaznacznie
krótsząodległośćisynznalazłsięwjejramionach.Onzatrzymałsięwpółkroku,a
następniepowoliklapnąłnakrzesło.Całyczaswpatrzonyzniepokojemwsyna,nie
zauważyłstojącejszklankiistrąciłjąłokciem.Piwobłyskawicznierozlałosiępo
stolezprawdziwegodrewna,zmoczyłoserwetkiikorkowepodkładkinatalerze,
spłynęłowąskimstrumyczkiemnapodłogęzjasnegojesionowegodrewna.Michał
pierwszyrzuciłsięnateserwetki,którejeszczebyłysuche,izacząłpospiesznie
układaćjewmiejscu,gdziebyłonajwięcejpłynu.Nasączonepiwemserwetkizwijał
delikatnieiodkładałnaswójtalerz.Filipwstałizacząłwycieraćpodłogękuchennym
ręcznikiem.
Oskaruspokoiłsięnieco,alenadalpłakał,tylkociszejizkrótkimiprzerwami.
-Chybazgłodniał-oznajmiłaLidiazuśmiechem.
-Napiłbysię-wtrąciłMichał,wycierającstół.Wszyscypiją,aonosuchympysku
masiedzieć.
-Atobietylkojednowgłowie-ofuknęłagoMałgosia.-Piwoimecz.
-Todwierzeczy-zauważyłaLidia.
-Aleuniegozawszewystępująrazem!
-Właśnie-przerwałjejMichał.-Możemeczykbyśmyobejrzeli?-zwróciłsiędo
Filipa.
-JestliganaCanalPlus.
-Niemamy-powiedziałFilip.
-Aleterazjestodkodowany.
-Toczemunie?-Filippodałmupilotaodtelewizora.-Tylkomusiszznaleźć,ja
tegojeszczenigdynieoglądałem.
Michałzająłsiętym,colubiłnajbardziej.MałgosiazAlinązaczęłynakładaćsobie
sałatkęztuńczykaisałatylodowej.Lidiawstałaiposzładosypialninakarmićsyna,a
Filipskończyłwycieraćpodłogęistałchwilęniezdecydowany.Wreszciezająłsię
wyjmowaniemzszafkiciasta,krojeniemgo,układaniemnatalerzu.Robiłtotak
długo,ażLidiawróciłazsypialni.
-Niezjadłwiele-powiedziaładomęża.
-Zasnął?
-Tak.
FilippostawiłciastonastoleiusiadłobokMichała,którybłyskawicznieodnalazł
odpowiednikanałiterazwydawałcicheokrzykidezaprobaty.
-Dwazerojużprzegrywamy-oznajmiłrozczarowany.
-Którapołowa?-spytałFilip.
-Pierwsza.
-Tojeszczemająszansę.
-Dajspokój.Ztakągrą?
WtymmomenciemałyOskarprzebudziłsięitymrazemtoFilipbyłszybszy.
Pobiegłdosypialni,aLidiazostałaipopijałaherbatę.
-Weźgotutaj-krzyknęłazamężem.
JednakFilipdługonieprzychodził,aOskarrazpłakał,razcichł.
-Dajgotutaj-powtórzyłazniecierpliwiona.
Wtedyzjawilisięobaj,Filipusiadłprzystole,trzymającnakolanachsyna,który
nagleuspokoiłsięispoglądałzfascynacjąnaświatłoztelewizora,odbijającesięw
szklankachstojącychnastole.
-Dajgo,niechsobiepopatrzy-zaproponowałMichał.-Musisięuczyć.
-Natakimecz?-Filipsięskrzywił.-Popatrzy,jakbędzieLigaMistrzów.
-Odmałegomusisięuczyć,którebarwyklubowesąwłaściwe-wyjaśniłMichał.
-Lepiejniechzacznieodlepszychprzykładów.-Michał-Małgosiaprzerwałaim
rozmowę.-Patrzyszczynie?IMichałprzestałsięodzywać,wróciłdooglądania.A
Oskarznówzacząłpłakać,tymrazemgłośniejibardziejprzeraźliwie.
-Cośmusięstało?-spytałzaniepokojonyFilip.
Lidiawestchnęłaiwstałaodstołu.
-Nienajadłsię-wyjaśniłaspokojnieiznówprzeszładosypialni.
PrzezchwilęniedochodziłstamtądżadendźwiękiuspokojonyFilipteżzamierzał
zaangażowaćsięwoglądaniemeczu,jednakprzeciągłygwizdeksędziegoogłosił
przerwę.
-Cozaszmaciarze.-Michałzdegustowanywstałiwróciłdostołu.
Chwilęrozmawialiopiłcenożnej.Michałwierzył,żewtymrokumistrzem
zostanieWisłaKraków,aWidzewbezproblemówawansujedopierwszejligi.Filip
zdziwiłsię,gdyżbyłpewien,żeWidzewcałyczasbyłijestwpierwszejlidze.
NatomiastAlinaoznajmiła,żeitaknajładniejsisąwłoscypiłkarze,szczególnie
Maldini,kiedyświdziałacałąichdrużynęwobcisłych,niebieskichkoszulkachi
wszyscywyglądalimęskoiseksownie.
RozmowęprzerwałaLidia,wchodzącdopokojuzOskaremnarękach.
-Niemogęgouśpić-oznajmiła.
-Cosiędzieje?-rzuciłFilip.
-Nic.Kołyszęgoikołyszę,aonniezasypia.Tylkooczycorazszerzejotwiera,
jakbyprzyglądałsięczemuściekawemu.
-Możepołóżgowłóżeczku?-zaproponowałaAlina.
-Próbowałaminic.
-Jaspróbuję.-Filipwstał,wziąłsynaodżonyiznikłwsypialni.
-Wreszciecośzjemspokojnie.-Lidiausiadłaizaczęłarozglądaćsiępostole.
-Awiesz…-zaczęłaAlina.-Wyglądasz,jakbyśnawetschudła.
-Pewnie,żeschudłam-zaśmiałasięLidia.-Półrokutemuważyłamjakieś
trzynaściekilowięcej.
-Nie,nie.-Alinapróbowaławybrnąćztejniefortunnejsytuacji.-Chodziłomioto,
żeschudłaśwporównaniudotego,jakwyglądałaśprzedciążą.
-Możekilo,dwa-zgodziłasięLidia.-Tenmałymipomaga.-Wskazałana
sypialnię.
Lidiazaczęłajeść.TymczasemzsypialniznówdobiegłpłaczOskara.Azaraz
potemusłyszeliodgłosrytmicznychkroków,adotegojakiejśtrudnejdo
zidentyfikowaniapiosenkilubmruczanki.JednakpokilkuchwilachFilipwpadłdo
pokoju,gdziewszyscysiedzieli.
-Niechcezasnąć-powiedziałzwyrzutem.
-Jagouśpię-Lidiawstała.
-Jateżmogę!-obruszyłsięFilip.
-Wiem.Alejatozrobięszybciej.
-Niewtymrzecz.
-Awczym?-zdziwiłasięLidia.
-Możetelewizortrochęściszyć?-zaproponowałFilip.
-Michał!-krzyknęłaMałgosia.-Wyłącztenmecz,dzieckoniemożespać.
-Tojestostatnikwadrans!-zaprotestowałMichał.-Możewyłączęgłos.
-Nie,możebyć-powiedziałFilip,alejegonieszczerośćwyczulichybawszyscy.
-Spróbujęjeszczeraz-zwróciłsiędoLidii.
Iznówusłyszelijegomruczenie.AleOskarniezwracałnanieuwagi.Chwilami
cichł,jednakznacznieczęściejpłakał,choćnietakgłośnojakwcześniejibardziej
regularnie,jakbysięnacośskarżyłibyłzmęczonytym,żeniktniechcemupomóc.
WpewnymmomencieFilipniewytrzymał.
-Lidka,chodźnachwilkę!-krzyknął.
-Cosiędzieje?-wstałairuszyławjegokierunku.
Nieweszłajeszczedosypialni,kiedyFilippowiedział:-Chybaprzeszkadzamu
hałas.-Jakihałas?-spytała,jakbymiaładoczynieniazosobąniespełnarozumu.
-Tomyjużpójdziemy-odezwałasięnagleAlina.
-Tak.-Małgosiapodniosłasiępospieszniezkrzesła.-Chodź,Michał.
-Zostańcie-zaprotestowałaLidia.-Ontakmaczasami.Zarazmuprzejdzie.
Niewiedzieli,czymówiosynu,czyomężu.
-Nie,jużpóźno-odpowiedziałazdecydowanieMałgosia.
Czekałajużwprzedpokoju,ażMichałwłożybuty.Alinaotworzyładrzwiizaczęli
wychodzić.
-Cześć!-Michałkrzyknąłwstronęsypialni.
-Cześć,Filip-powiedziałaAlina.UcałowałaLidięwpoliczekiszepnęłajejdoucha
„trzymajsię”.
-Cześć-krzyknąłkrótkoFilipprzezuchylonedrzwisypialni.
Niewyszedł,abyichpożegnać,aniniewyjrzałzpokoju.Lidiaskonsternowana
tym,żegościewyszlitakbłyskawicznie,patrzyłajeszczeprzezkilkasekundnadrzwi,
któreMałgosiazamknęłatakdelikatnie.Potemspojrzaławkierunkusypialni,gdzie
Oskarnadalniespałimarudził,ipochwiliwahaniawróciładopokojuskończyć
sałatkę.
25
Jednakprzyjechałzawcześnie.Naczerwonychkanapachpodścianamisiedziały
jużdwiekobietyzdziećminakolanach,alepozatymwpoczekalnikinabyłopusto.
Młodziutkakasjerkawfioletowymuniformierozmawiałaznastoletniąkoleżanką,
siedzącąnaladzieprzykasie.Zwiesiłaluźnoszczupłenogiwdługichzamszowych
kozaczkach,apupączęściowozakrywałamonitorumieszczonypodszkłem,który
pokazywałliczbęwolnychizajętychmiejscwsalikinowej.
Filippodszedłpowolidokasyiwtedykoleżankakasjerkiodsłoniłamonitor,
przesuwającsięnaladzie,jednakniezeszłanapodłogę.Chwilęzastanawiałsię,
gdziepostawićfotelikześpiącymsynem-naladzieobokmonitorabyłozamało
miejsca,aniechciałstawiaćfotelikazdzieckiemnapodłodzejaktorbyzzakupami.
Dziewczynazauważyłajegowahanieizociąganiemzeszłazlady.
-Powiemmuotym-rzuciładokasjerki,kończącswojąkwestię.
-Możelepiejnie?-odrzekładziewczynaprzykasie.
-Powiem!-Dziewczynawkozaczkachodeszła;wyglądałonato,żepodjęła
właśnieodważnądecyzję.
Kasjerkaniczegojużniedodała,spojrzałanaFilipaipróbowałasięuśmiechnąć.
-JedennaPorozmawiajznią.Najedenastą-powiedział.
-Proszęwybraćmiejsca.-Wskazałanamonitor,jeszczeprzedchwiląukrytypod
pupąmłodejdziewczyny,którawłaśniesiedzącnanim,podjęłajakąśważnądecyzję.
-Gdzieśzbrzegu.Możerząd„H”.-Filipdotknąłpalcemszybynaladzie,starając
sięwyczuć,czyjestjeszczeciepła.
-Miejscetrzynasteiczternaste.
-Dwa?-zdziwiłsię.
-Tak,naseansachzmałymidziećmiwceniesądwamiejsca.
Jasne,pomyślałFilip,gdziebympostawiłfotelik?
Odebrałwydrukowanybiletiprzeszedłwgłąbkina.Zanimskierowałsiędosali,
stanął
przyczerwonejkanapieustawionejpodścianą,abyzdjąćkurtkę.Spojrzałna
siedzącejużdwiekobiety,równieżzfotelikamiustawionymioboksiebie.
Zastanawiałsię,czyskinąćimgłowąlubwjakikolwiekinnysposób
zademonstrować,żeidąnatensamseans.Miałabsurdalnepoczucie,żepowinien
jakośdaćimznać,siedzieliwtejpoczekalnitylkowetroje(nieliczącdzieci)i
wszyscywiedzieli,żezachwilęspotkająsięnatejsamejsali.Zdobyłsięjednaktylko
nalekkiuśmiechdojednejzkobiet.Ona,byćmoże,nawettegoniezauważyła.
Oskarzacząłsiękręcić,gdyFiliprozpiąłjegokombinezon.Powiniengocałkiem
zdjąć,aleniewiedziałjeszcze,jaktozrobić,żebynieobudzićsyna.Postanowiłkupić
jeszczeobowiązkowypopcornipoczućsięjakpodczasprawdziwegowyjściado
kina,choćobawiałsię,czychrupanieprażonejkukurydzyniebędziezagłośne.
Nasalisiedziałojużokołodziesięciukobiet,wszystkiewbezpiecznejodległości
odsiebie,abynienaruszaćswojejintymności,jedyniedwiesiedziałyoboksiebie,
więcprawdopodobnieprzyszłyrazem.Namiejscuobokkażdejkobietystałfotelik,
choćczęśćznichtrzymaładziecinakolanach.Wsalipanowałprzyjemnypółmrok,
byłojednakzdecydowaniezaciepło,znaczniecieplejniżwpoczekalni.Filipzajął
przypadkowemiejscebezsprawdzanianumerunabilecie.Pospieszniezaczął
wysupływaćręceinogiOskarazkombinezonu,przerażonytym,żerobitozapóźno.
Onjestnapewnocałyspocony!Nadodatektutajjesttakgorąco!
WtrakciecałejszamotaninyOskarobudziłsię,jednakFilipbyłnato
przygotowany.
Wyjąłsynazfotelika,ułożyłgosobienakolanach,wolnąrękąwyjąłzplecaka
przygotowanąwcześniejbutelkęzmlekiem.Toonwpadłnapomysłzawinięcia
butelkiwgrubyręcznikfrotté,abypopierwszymprzebudzeniudaćOskarowiciepłe
mleko.Lidiatylkokiwałagłowązpolitowaniem,aleniekomentowała,byłazbyt
zajętaprzygotowywaniemstrojunawyjściedopracy-coprawdamusiałatylko
zanieśćpodanieourlopwypoczynkowyposkończonymurlopiemacierzyńskim,
jednakczułasię,jakbyszłanaspotkaniezdyrektoremwsprawieocenyrocznej;nie
byłaprzecieżwfirmieodponadrokuichciaławypaśćjaknajlepiej,pokazać,że
mimorocznegopobytuwdomunadaljestelegancką,zadbanąinowoczesnąkobietą.
Machnęławięctylkorękąnadrobiazgoweprzygotowaniamęża.
Aon,dumnyzeswejpomysłowości,karmiłsyna,opierającsięofotelkinowy,
obserwującukradkiemsalęicałyczasmającpodkontroląbutelkę.Nasali
przybywałokobiet,zazwyczajzkilkumiesięcznymidziećmi,choćprzyszłateżjednaz
niemowlęciemchybasześciu,czyośmiotygodniowym.Niektórezarazpozajęciu
miejsca,nawetniezdejmującpłaszcza,sięgałygdzieśwokoliceswojegobiustui
przykładałydzieckodopiersi.Karmiłyswobodnie,jakbywłaśniewtejsytuacji
robiłytowielokrotnie.Filipprzyłapałsięnatym,żecorazczęściejzerkawkierunku
właśnietamtychmatekwnadziei,żeukażemusięnaułameksekundyjasny,gładki
fragmentodkrytejpiersi.Imbardziejstarałsięukryćswojezainteresowanie,tym
częściejtrafiałwzrokiemdokładniewokolicetużponiżejszyikarmiącychkobiet.
Jegociekawośćniezostałazaspokojona-Oskarprzerwałjegoposzukiwaniapo
tym,jakledwiemignęłomukilkajaśniejszychplamiFilipniebyłnawetpewien,co
taknaprawdęwidział.Chłopiecwyplułsmoczek,okazującpogardędlaposiłku
pieczołowicieprzygotowanegoprzezojca.Filipspojrzałnabutelkęiskrzywiłsię.
Tylkotrzydzieścimililitrów!?Toprawienic!
-Jeszczetrochę-zachęcałsyna.-Późniejwystygnieibędzieszmógłsięnapić
tylkoherbatki.
Oskarjednakwyraźnieniemiałochotynajedzenie.Niechciałteżspać.Filip
oczekiwałzniepokojem,kiedysynzaczniepłakaćijedynymratunkiembędzie
spacerimocnekołysanienarękach.Jużułożyłwmyślachplanwyjściazsalii
powrotudopieropozaśnięciusyna.Niemógłprzecieżchodzićposalikinowej
międzyfotelamizdzieckiemwramionach.
Grzecznysynniemiałjednakzamiarunarażaćtatynazmarnowaniebiletu.
GaworzyłwyraźniezainteresowanynowymmiejscemiFilipodprężyłsięnachwilę.
Wtedydopierodotarłodoniego,żenasaliniemażadnegomężczyznypozanim.
Pomyślał,żejestwyjątkowy,innyniżwiększośćojców.Poczułdumęztego,żejest
świadomymojcem,mającymtakiesameprawaiobowiązkijakmatka,azarazem
niepewność,czyprzypadkiemniejestprzeztoniepełnymmężczyzną?Skoro
wszyscyojcowiedzieci,którewtejchwili,możepierwszyrazwżyciu,byływkinie,
sąterazwpracy,tomożemężczyźniikobietymająjednakinneroledowykonaniai
niepowinnosięztymwalczyć?
Możeniepowinienudawaćkogoś,kimniejest?Przecieżniemożeurodzićdziecka
anikarmićgopiersią,więcrównypodziałobowiązkówzawszebędziefikcją!
Światłowkinielekkoprzygasło,alenadalmożnabyłorozpoznaćtwarze
siedzącychwpobliżu.Towłaśnieobiecywanowreklamie:„Podwyższona
temperaturasali,przyciemnioneświatła”.PrzezułameksekundyFilipłudziłsię,że
filmwyjątkowoniebędziepoprzedzonyreklamami,właścicielkinaniemógłjednak
zrezygnowaćztakprecyzyjnieokreślonejgrupydocelowej.Przezdziesięćminut
wszystkiematkiijedenojciecmusieliobejrzećkrótkiefilmyotym,jakłatwosprać
plamypozupiezkaftanikadziecięcego,atakżejakijędrnyipłaskibrzuchmożna
uzyskaćpozastosowaniukremuprzeciwrozstępom.Potembyłojeszczetrochę
reklamoradosnych,nigdynieodczuwającychzmęczeniaanizdenerwowania
rodzinachzdziećmi,ponichreklamatelefonudlawszystkich,anakonieccośdla
kobiet,które,choćzapewneteżmajądzieci,aleprzedewszystkimdbająosiebiei
swojezdrowie.
FilmodpierwszychscenwydałsięFilipowimęczący.Jużsamapostaćgłównego
bohaterawywoływałaniepokój;wyglądałjakhomoseksualistalubpedofil(tylkoczy
oniwyglądająjakośinaczej?)iopiekowałsięczulepięknądziewczynąpogrążonąw
śpiączce.
Narzeczoną?Siostrą?Żoną?Potemokazałosię,żeniebyłażadnąznich.Iten
drugi,napozórzwyczajny,alezakochanywkobiecietorreadorze!Czynaprawdę
chcemyoglądaćtylkoto,codziwne,wynaturzonealbostraszne?Czynawetw
historiimiłosnejmusimymieć,naprzykład,sentymentalnegooperatoradźwigu,
recytującegowwolnychchwilachwierszeT.S.Eliota,orazzakompleksioną
nauczycielkęgrynapianinie,osiągającąorgazmtylkoprzeznacięciekroczażyletką?
Filipniepotrafiłutożsamićsięzbohateramifilmu.Czuł,żetojestdobrekino,ale
zupełnieniedocierałodojegowrażliwości.Oskarwypiłjeszczetrochęmlekailekko
kołysanywramionachzasnął.Większośćinnychdziecinasalirównieżspała,ale
kilkoroniespokojnychcoruszpodnosiłokrzyk.Niektórekobietyszeptałymiędzy
sobą,niezbytzainteresowanetym,codziałosięnaekranie.Filipjeszczedyskretnie
omiótłwzrokiemfotelewposzukiwaniuprzynajmniejjednegomężczyzny.
Bezskutecznie.
Właśniewtedyzadzwoniłtelefon.ZtegowszystkiegoFilipzapomniałwyłączyć
dzwonek.Chwilęszarpałsięzkieszenią,wreszcieprzerwałpołączenie,nawetnie
spojrzawszynaekran.Wydawałomusię,żewszystkietwarzezwróciłysięnaniego.
Pewniemyślą:„Cotenfacetturobi?Przyszedłnienatenseans.Ijeszczenieumiesię
zachować,niewyłączyłtelefonu.Todlanichtypowe-arogancja.Jedenfacet,a
wszystkimprzeszkadza”.
Filippoczułsięniezręcznie.Jakbywszedłdodamskiejtoaletyijakaśkobieta
nakryłagonasikaniudomuszlizopuszczonądeską.Starałsięskupićnafilmie.
PotemzacząłpoprawiaćkaftanikOskara,alenadalczułnasobiespojrzeniatych
wszystkichlasek,jakbyrobiłcośniestosownego.Chciałwyjść,aleznówznalazłbysię
wcentrumuwagi.
Wtedywstałajednazmatek,którejdzieckocałyczaspopłakiwało.Podeszłado
wózkastojącegoprzywyjściu,spokojniezamontowałananimfotelikipowoli
wyjechałazsali,całyczaspatrzącnależącedziecko.TopomogłoFilipowipodjąć
decyzję.Niecouspokojony,zarzuciłnaramięplecakwypełnionyubrankamina
zmianę,butelkami,pieluchami,wilgotnymichusteczkami.Miałteżzupełnie
niepotrzebniezabranąksiążkęzopowiadaniamiJerzegoSosnowskiego.Kiedyniby
miałjąpoczytać?Wyszedłzsalikinowej,trzymającwjednejręcefotelikzOskarem,a
wdrugiejkurtkę.
Wpoczekalnipostawiłfoteliknaczerwonejkanapie.Oskarspał,aleFilip
niepokoiłsię,żezarazsięprzebudzi.Wmyślachopracowywałscenariuszeubrania
synawkombinezon,alekażdyznichkończyłsięnieuchronnąpobudkąOskara,więc
Filipzacząłsięzastanawiać,czyniepoprzestaćnaszczelnymprzykryciudziecka
kombinezonem,bezwkładaniadoniegorączekinóżek.Wkońcumiałzaledwie
kilkadziesiątmetrówdoparkinguasłońcezdawałosięświecićznaczniemocniejniż
godzinętemu.
Telefonnerwowozawibrowałwkieszeni.Pomyślał,żetomożeLidia,iszybko
odebrał.
Tobyłjednakjegoojciec.Filipstarałsięodpowiadaćmożliwienajciszej.
-Mogę,mogę…Dobrze.Oskarzdrowy…Jeszczenie.Jaktylkopowie„dziadzia”,od
razuzadzwonię…Niewiemy.Alemyślę,żetak.Chciałempojechaćnagróbbabci,
więcraczejprzyjedziemy…Tak,napierwszegojedziemydoteściów.Wracamydo
domudrugiego…Nieprzeszkadzasz,niejestemwpracy…JestemzOskarem…Lidia
musicośzałatwićwpracy…
Kiedypopołudniu?Przecieżichbiuropracujedosiedemnastej.Czemupytasz?…
Przecieżmuszęmiećczasnasprawyprywatne,więcczasamimogęwziąćwolne…
Niewpłynietonanic.Cotysiętakprzejmujeszmojąpracą?…Tato,dajspokójztymi
teoriamiprawicykatolickiej.Mążcałydzieńwrobocie,ażonawkuchni,tak?Tou
nasnieprzejdzie…Niestracępracy,niebójsię…Tyspędzałeścałedniewpracy,a
pracadałacikopawtyłek.Janiezamierzamprzegapićpierwszychmiesięcyilat
życiadziecka,żebysięwykazywaćiharowaćpokilkanaściegodzindlajakiegoś
dupka…Inneczasy,inneczasy.Toniemanicdorzeczy.
Synzawszepotrzebuje,żebyojciecspędzałznimczas…Najwyżejkupięmu
gorszepieluchy.
Alezatoczęściejbędęmuczytałksiążki.Jategoniemiałem…Wiem,żemusiałeś
pracować.
Alejakbyśrazwtygodniuniebrałpraczleconych,zgłodubyśmynieumarli…Oj,
tato,dajspokój.Robiłeśtak,jaknajlepiejumiałeś.Jachcętorobićinaczej…Nie
martwsię,damysobieradę…Tocześć.
Schowałtelefondokieszeni.Byłzłynasiebie,żerozmawiałtakdługoipanienkaz
kasynapewnowszystkosłyszałaiżepodniósłgłos,ipowiedziałojcukilka
nieprzyjemnychsłów.
Nawetjeślitakmyślał,niepotrzebnietomówił.Niepotrzebnieterazi
niepotrzebnieprzeztelefon.Dałsięsprowokować.
TymczasemOskarzacząłsiębudzić.Zapłakałzzamkniętymioczami.Filipszybko
włożyłkurtkę,potemprzykryłsynakombinezonemiwyszedłzkina.Wtedybyłjuż
pewien,żetegorankapowinienzostaćwdomu,poczytaćopowiadania
Sosnowskiego,napićsięspokojniekawy,możenawetcośzrobićwdomu,uprasować
czyuprać?Noioczywiściezająćsięsynem,takjaktylkoojciectopotrafi.
26
Dłońtonadalświetnazabawka.Możnałapaćipuszczać,iznówłapać,iznów
puszczać.
Jeszczeweselej,gdyuciekaitrzebajągonić.Jestprzytymdużośmiechu.Ale
najprzyjemniejszejest,kiedymożnająmocnochwycić,włożyćsobiedoust,a
następniezacisnąćzębycałąsiłąośmiomiesięcznychszczęk.
-Auuu!-FilipkrzyknąłiwyszarpnąłdłońzustOskara.-Tonaprawdęboli,ty
łobuziaku.
-Pogroziłmupalcem.
Obejrzałdokładnieśladydwóchmalutkichząbków.Małynaprawdęsiępostarał!
-Terazprzygotujęcikaszkę-powiedziałdosyna.-Chociażniewiem,czycisię
należyzatwojezachowanie.
Włożyłsynadokojca,którystałpośrodkusalonu,włączyłelektrycznyczajniki
przyszykowałzestawdoprzyrządzaniakaszkiryżowejzbananami:opakowanie
kaszkiotwartewczorajiszczelniezamkniętebiurowymspinaczem,plastikowa
miseczkawczerwonemisieorazłyżeczka,teżplastikowa.Włączyłtelewizorz
nadzieją,żeudamusięobejrzećkonkursskokównarciarskich.
Lidiaoznajmiłategoranka,żemusisięwybraćnaporządnezakupy,ażedoświąt
BożegoNarodzeniazostałjeszczemiesiąc,wsklepachniepowinnobyćtłoku.Tużpo
obiedziepojechaładonajwiększejgaleriihandlowejWarszawyiFilipliczyłsięztym,
żewrócijużpozmroku.Nawetnamawiałjądotego,abyspędziłatamwielegodzinw
nadzieinato,żezaspokoipotrzebęrobieniazakupów(samejczynnościzakupów,bo
niezauważyłuniejbrakówwszafie)nawieletygodni.Aonzajmiesięsynemwto
sobotniepopołudnie,przecieżwtygodniuwidzigotylkokilkagodzindziennie.
Iotozostalisami.Filipstał,opierającsięoszafkękuchennąileniwiemieszał
wodę,żebyostygła.Obserwowałsyna,który,postękując,ćwiczyłzzapałem
unoszeniebioderwpozycjileżącejnabrzuchu.Zerkałteżnatelewizor,gdziena
rozbieguskoczninarciarskiejczekałjużpierwszyznaszychzawodników.Czułcośna
kształtprawdziwegoszczęścia.Rzadkachwila,wktórejnietylkotoczujesz,aletakże
zdajeszsobieztegosprawę.Niedziejesiętakwieczorem,kiedyprzedtwoimi
oczymaprzesuwająsięwydarzeniadnia,aninieprzeżyjesztegozapięćlat,kiedyjuż
jesteśporozwodzieiwspominasz:„Wtedyzdzieckiemwdomubyłemszczęśliwy,
szkodażetobezpowrotnieminęło”.Tylkotawłaśniechwilatuiteraz,kiedynie
musiszsięzastanawiać,pocożyjesz.Rzadkai…krótka.Bootopolskiskoczekląduje
zaledwienadziewięćdziesiątymmetrze,cooznaczaprawdopodobnietrzecielub
czwartemiejsceodkońca.AOskarowinudzisięgimnastykaioznajmiatokrzykiem.
Dokładniewtedy,gdywodawmiseczceosiągnęłajużodpowiedniątemperaturę.I
coteraz?
Musipodjąćbłyskawicznądecyzję:czywyjąćdzieckozkojca,uspokoić,apotem
jeszczerazpodgrzaćwodę,czyteższybkozrobićkaszkę,wysłuchująctegonaglącego
wrzasku?Nadenerwowaniesięzpowodunieudolnegowystępunaszegosportowca
napewnoniestarczyczasu.
Filippodniósłsynaiposadziłgonakuchennymblacie.Blokowałgoswoim
ciałem,abyniespadł,iwsypywałbiałyproszekdowody.Całyczasprzemawiałdo
Oskara,abyzająćjegouwagęiwtensposóbzapobiecawanturze.
-Terazzrobimysobieobiad-mówił.-Mamawrócizzakupówidacitroszkę
mleka,alenateprzyjemnościmusiszjeszczezaczekać.Terazcoś,comożezrobić
takżetata.Zobacz,jaktosięrobi.Wsypujemyimieszamy.Mieszamyimieszamy,aż
uzyskamydoskonaległadkąkremowąkonsystencję.Takbypowiedzieliwreklamie.
Wtedygotoweibędzieszmógłzjeść.
Mniam,mniam.Maszochotę?
Oskarmiałochotęizjadłwięcejniżpółmiseczki.Filipsiedziałnakanapiez
synemnakolanachikarmiłgo,zerkającwtelewizor.PierwsząrundęwygrałNorweg
Pettersen.
PoobiedzieFilipzsynemnarękachudałsięnakrótkispacerpomieszkaniu:z
kuchniprzezłazienkędosypialniizpowrotem.Pokazywałmuróżnerzeczy,naktóre
człowiekprawienigdyniezwracauwagi:kwiatkinafirankach,pudełkoz
długopisamistojącenapółce,drewnianąfigurkęwojownikaprzywiezionązGrecji,
pokazywał,jakdziaładozownikmydławpłynie,wreszcieposadziłgonapoduszce
naparapecieiobserwowaliprzezoknoludzispacerującychzpsamiwdeszczu.
OskarjużpominuciestraciłzainteresowanietymwidokiemiFilipzacząłgolekko
podrzucaćdogóry.Synśmiałsięgłośno.Przyjednymzwyrzutówzwymiotował
gwałtownie,prostonapoliczekiszyjęojca.Jeszczeniestrawiona,ciepłakaszka
oblepiłajegoskóręcienkąwarstwą,alenaszczęścieniespływaławdół.Filip,lekko
przestraszony,opuściłsyna,rozejrzałsiępokuchniwposzukiwaniuczegoś,czym
mógłsięwytrzeć,idelikatnieposadziłchłopcawfotelikudokarmienia.Niechciałgo
kłaść,abysięniezakrztusił-tylesięnaczytałozadławieniachniemowląt.Następnie
dokonałszczegółowychoględzinjegotwarzy,jakbymiałotopomócwznalezieniu
przyczynywymiotów,iwytarłpapierowymręcznikiemresztkikaszkizokolicyust.
Dopierowtedyzdjąłkoszulkęiwytarłsiebie.Oskarowinajwyraźniejnicnie
dolegało,byćmożewogóleniezauważył,cosięstało.
PotemjeszczeprzezkilkanaścieminutFilipobserwowałsynauważnie,oczekując
zniepokojemkolejnychobjawówniestrawności.Wreszciedoszedłdowniosku,żeto
przeztęzabawęwpodrzucanieijużspokojny,zacząłsięznimbawićnakanapie.Syn
leżałnaplecachznogamilekkouniesionymidogóry,aojciectozbliżałdoniego
głowę,robiącprzytymidiotyczneminy,toznówoddalałsięzobojętnymwyrazem
twarzy.Razszybko,arazpowoliiociężale,razcałowałsynawnos,arazwbrzuch.
Typowezabawyojcazsynem,którynieukończyłjeszczepierwszegorokużycia.Dla
kogośobcego-szczytidiotyzmuiinfantylizmu.
Dlanichjednaknajwspanialszarozrywka,która-byćmoże-niczegonieuczy,nie
rozwija,niekształtujecharakteru.Niewiadomonawet,czybudujewięźipoprawia
kontakt.Obajpoprostuśmialisięidobrzebawili.
Filipzrobiłkrótkąprzerwę,zerknąłnaekrantelewizora,gdziepokazywano
klasyfikacjęgeneralnąPucharuŚwiatapoczterechkonkursach.ProwadziłNorweg,
Małyszpiąty.Azatemprzegapiłzakończeniezawodów,niezauważyłnawet,kto
wygrał.NagleusłyszałkrzykiwtejsamejsekundziezobaczyłOskarależącegona
podłodze.Musiałzsunąćsiębłyskawicznie.
Filipszybkopodniósłgoiprzytulił.
-Ciii,ciii-uspokajałsyna.
Położyłgonakanapieiobmacałmunóżki,ręce,brzuch.Niewyczułniczego
niepokojącego.Jeszczegłowa.Przyjrzałsięjejzjednejizdrugiejstrony,delikatnie
zbadałjąpalcami.Oskarzapłakałgłośniej,aserceFilipanachwilęzamarło.Ze
strachuniemógłoddychać.Wziąłsynanaręceizacząłgokołysać,aletennie
przestawałpłakać.Chociażniebyłtojużtakrozpaczliwy,rozdzierającysercekrzyk.
Filipskupiłsięnarytmicznymkołysaniu.PopięciuminutachOskarzasnął.Filip
położyłgodołóżeczkaijeszczeprzezchwilęprzyglądałmusięzniepokojem,
szukającśladówuderzenia.Niczegojednaknieznalazłiwreszciemógłspokojnie
odetchnąć.Zmęczonystresem,położyłsięnapodłodzeobokłóżeczkaiobserwował
sufitsypialni,ściany,okno.Niemyślałoniczym.
Lidiawróciłaokołoosiemnastej.Radosna,pełnaenergii,przywitałaich,jakbynie
widzielisiękilkadni.
-Jakmoifaceci?-Pocałowałamężawpoliczek.
Rzuciłatorbynakanapę,zsunęłabutyijeszczewpłaszczuzajrzaładopokoju
dziecka.
-Oskarśpi?-spytała,choćwidziała,żeśpi.-Tak.Jużprawiedwiegodziny.
Zamierzałemgowłaśnieobudzić.
-Niechśpi-powiedziała,zdejmującszalikipłaszcz.
-Jakbyłonazakupach?-spytałFilip,udajączainteresowanie.
Taknaprawdęcałyczaszastanawiałsię,czypowiedziećowypadkuOskara.Nie
chciałniczegoprzedniąukrywać,aletłumaczyłsobie,żeprzecieżnicsięniestało,
jeszczewielerazydzieckobędziesięprzewracać,spadaćzczegośczyuderzaćocoś.
Jednocześnieobmyślałprzeróżneodpowiedzi,gdybyjednakLidiacośzauważyła.
Możejakiśguzztyługłowy?
-Bardzodobrze.-Lidiaprzeszładokuchniizaczęłaotwieraćszafki.-Znalazłam
kilkafajnychrzeczy.
-Topokazuj!
-Najpierwcośzjem.
-Jacizrobię.Jużprzygotowałemsałatkęztuńczykiem,zarazbędątosty.
-Uhmm-westchnęła.-Toróbszybko,jestembardzogłodna.
Filipzacząłkrzątaćsiępokuchni,otwieraćszuflady,wyjmowaćtalerzeisztućce,
Lidiawtymczasieszeleściłatorbami.Kiedystawiałtalerzenastole,onawciągałana
siebiekakaowe,przezroczystemajtkibokserki.Podspodemmiaładrugie,białe,
koronkowe,wktórychwyjechałanazakupy-noweubraniawkładaładopieropo
upraniu.
-No!-Filipcmoknął.-Tegomitrzeba.
-Mogąbyć?-spytałazalotnie.-Sąjeszczedrugie.
Pospiesznieściągnęłakakaowemajtkiiwłożyłakolejne,różowezogromną
purpurowąróżązprzodu.
-Trochękiczowate-skomentowałFilip.-Ajakwyglądająztyłu?
Lidiaodwróciłasię,wypięłapośladkiwstronęmężaiklepnęłasiędłoniąwjeden
znich.
Następniepodniosłazkanapygrafitowyżakiet,takżenowy,iwłożyłago.Stanęła
przedlustremweleganckimżakiecieiróżowychmajtkach,boso.
-Aspódnica?-spytałFilip,nalewającwrzątekdokubków.
-Jużniechcemisięwkładać-odpowiedziała,zapinająciodpinającguzikiżakietu,
ustawiającsięrazbokiem,razprzodem.
-Wartokupowaćteraztakikostium?-spytałFilip,nakładającsałatkęnatalerze.–
Wstyczniu,nawyprzedażach,kupiłabyśtosamostozłotychtaniej.
-Alejestmipotrzebnyteraz.
-Poco?
-Idędopracy.
-Dojakiejpracy?-Filipnabrałmasłanakoniecnożaispojrzałnanią.
-Domojej.Przecieżwracamwprzyszłyponiedziałek.
-Kiedy?!
-Wponiedziałek.Drugiego.
-Jakto?
-Mówiłamci,niepamiętasz?
-Comimówiłaś?Rozmawialiśmyopracy,ourlopiewychowawczym,możeo
dodatkowymzwolnieniu…
-Alemówiłam,żeniebioręiwracamoddrugiego.
-Tobyłyżarty-powiedziałzlekkimwahaniem.
-Niesądzę.Musiałeścośźleusłyszeć.
-Lidka,niemówiłaś,żewracaszjużteraz.Myślałem,żebędzieszwdomujeszcze
rok,możedziewięćmiesięcy,jakOskarjużpodrośnie,będziechodził…
-Niechcęstracićpracy.
-Nodobrze,acozOskarem?
Lidiaschowałazakupydoszafyiprzebrałasięwdżinsy.
-Opiekunka.Przychodziwewtorek,żebyOskarsięprzyzwyczaił.
-Iterazmiotymmówisz?Lidka,niewiem,cosiędzieje,jakbyśmymieszkaliw
dwóchoddzielnychdomach.Dlaczegoniemówiłaś,żewracaszjużteraz,że
opiekunka,że…
-Mówiłamci.
-Widocznieniezbytdokładnie.
-Widocznieniedokładniemniesłuchałeś.
Lidiawzięłajednegotostaigryzącmałymikęsami,usiadłanakanapie.Włączyła
telewizor.
-Odechciałomisięjeść-powiedziała,patrzącwekran.
27
Agnieszkaopowiadałaoswoimprojekciejużponadpółgodziny.Każdytelefonod
klientamusiałzostaćpoddanydokładniejanalizie:cozostałopowiedziane,jakim
tonem,wjakisposóbiczywszyscytaksamozrozumielibyjegosłowa.Jakbytomiało
jakiekolwiekznaczenie.Chcąpowtórzyćbadanie,więctrzebatozrobić-przecieżnie
możemystracićklienta.Chybażechcemygostracićiwtedynierobimynic.To
proste.Pocotylegadać?
Filipzerknąłnazegarek;zbliżałasięszesnastatrzydzieści,zebraniebadaczy-
centralnypunktponiedziałkowegoprogramudnia-zaczęłosięponadgodzinętemu,
awkolejceczekałojeszczekilkaosób.NastępnymiałbyćPięknyzeswojąhistorią
sukcesuiprzyszłymiprojektami.Wreszcietrafiłnaklienta,dlaktóregoważniejszy
byłsposóbprezentacjiwyników,elokwencjaiwyglądbadaczaniżwynikisamego
badania.Firmazajmowałabardzomocnąpozycjęnarynku,przynosiłaogromne
zyski,ajejpracownicytaknaprawdęniebylizainteresowaniżadnymizmianami,bo
niewidzielitakiejpotrzeby.Robilibadaniarynkowetylkodlatego,żektoś
przeznaczyłnatobudżet.
Pięknywiedział,żetookazja,jakanieprędkomusiętrafi-niemusiałwykonywać
skomplikowanychanaliz,wystarczyłoubraćsięeleganckoiprzeczytaćslajdyna
prezentacji-dziewczynyzdziałumarketinguklientabyłyzachwycone.Aponieważ
klientpłaciłregularnieiniewalczyłoupusty,byłbardzoważnydlafirmyFilipa.
Pięknywreszciezostanieuważniewysłuchanynazebraniu,jegosłowabędą
analizowaneikomentowane,anietylkokwitowaneżartamiiuśmiechami.Bow
końcusamPięknyteżniebędziedowcipkował,anawetjeśli-nicnieszkodzi:klient
jestważny,więcmuwybaczą.Pięknyzdajesobieztegosprawęiczuje,żewłaśnie
terazzezwykłego,niezbytwnikliwegoanalitykamożezmienićsięwpoważnego
badaczarynku.
Podczassławnegoponiedziałkowegozebraniakażdypracownikprowadzącyw
danejchwiliprojektomawiałjegostatus,uwagiklienta,planowanezakończeniei
oczekiwaneproblemy,aczęstozabawnesytuacjezprzebieguprojektu.Właśnieone
częstostanowiłypretekstdonieformalnejrywalizacji-ktomabardziejupierdliwego
klienta,ktonajmniejrozgarniętego,którynieumieczytaćtabelorazkomuzepsułsię
laptopwkulminacyjnymmomencieprezentacjiwyników.Dziękitymemocjom,kto
tymrazemwygrarywalizacjęnanajciekawsząopowieść,zebraniawfirmieFilipanie
byłytakprzerażająconudnejakwtysiącachinnychfirm.Tymrazemjednakżartów
byłoznaczniemniejizanosiłosięnanajnudniejszezebraniemiesiąca.
Filipsłuchałniezbytuważnieiniecierpliwiłsię.Referowałswójprojektnasamym
początku.Wkilkukrótkichzdaniachpodsumowałwynikbadaniaireakcjęklientana
prezentowanerezultatyiwnioski.Niebyłozastrzeżeń,aleteżwidokównakolejne
zlecenie.
Małoprestiżowyklientirutynowatechnikabadawczasprawiały,żeniktnie
zadawałpytańipodziesięciuminutachFilipskończyłswojewystąpienie.Niemiał
planównakolejneprojekty.Terazsiedziałibezmyślniekreśliłwkalendarzuszlaczki
igwiazdki.Czekałzniecierpliwością,kiedyszefogłosikoniecionbędziemógłwyjść.
Dziśzarazpozebraniuzamierzałwrócićdodomuisprawdzić,coOskariopiekunka
robiąotejporze.
ProjektPięknegozainteresowałwszystkich,zadawalipytania,aPiękny
odpowiadałwyczerpująco.Dopierodziesięćminutprzedpiątązaszurałykrzesłai
wszyscypowoliwrócilidobiurekprzeczytaćemaileiodpowiedziećnanie.
Filipszybkowyłączyłswójkomputer,nawetniesprawdzającpoczty.Włożył
kurtkę,rzuciłniedbale„cześć”natylecicho,żebyniktniespytałironicznie:„Już?Na
urlopiejesteś,czyco?”,izamierzałwyjść.Przybiurkurecepcjinatknąłsięnaszefa.
-Idziesz?-spytałFilipa.
-Tak,muszędziścośzałatwić.
-WysłałeśofertędoRenault?
-DoRenault?!-Filiprozpaczliwieszukałwpamięcijakichkolwiekskojarzeń.
-Testcenynowegomodelu-podsunąłmuszef.
-Tobyłonadzisiaj?-zdziwiłsięFilip.
-Niewiem.Totwójklient.
-Wyślęjutrododziesiątej.Napiszęwieczorem.
-Wykorzystajichzapytanie,jeślidobrzepamiętam,bardzodokładnieokreślili
swojewymagania.
-Tak,tak.Wziąłemfakszzapytaniemispokojnienapiszętowieczorem.-Filip
poprawiłtorbę,pokazując,żezamierzajużwyjść.
-Dobra-szefpokiwałgłową.-Narazie.UścisnęlisobiedłonieiFilipwyszedłz
firmy.
Byłpewien,żeniewziąłzesobąfaksuzzapytaniemklienta.Nieprzypominał
sobienawet,żebywkładałgodoteczki,niepamiętał,żebywogólewidziałten
cholernyfaks.Musiałwczorajprzykryćgoinnymipapierami.Alejakmógłotym
zapomnieć?!Niezdarzałomusiętowcześniej.
Jednakniezmieniłplanu.Chciałczymprędzejwrócićdodomu.Napewnoczytał
wcześniejtozapytanie,przypominałsobienajważniejszepunktyibyłpewien,żena
tejpodstawiebędziemógłnapisaćofertę.Zresztąrobiłtakiebadaniajużkilkarazy,
tonicodkrywczego.Uspokojony,wyszedłzbiuraszybkimkrokiem.
Zprzystankuruszyłprostododomu.Spoglądałwoknabloku,alezdużej
odległościniepotrafiłocenić,czywichkuchniświecisięświatło,czynie.Dopiero
tużprzedklatkąschodowącoś,cobrałzaświatłomałejlampkinastolekuchennym,
okazałosięodbiciemzoknanaprzeciwko.Awięcniemaich!Otejporze?!Czyto
możliwe,żeopiekunkajeszczeniewróciłazespaceru?Jestprzecieżzimno,poniżej
zera.AlboOskarjeszcześpi.Przeztoznówzaśnieojedenastejwnocy,powinnago
obudzićokołoczwartej.Trzebazniąkoniecznieporozmawiać!TakmyślałFilip,
wchodzącposchodach.Ostatniepółpiętrapokonałnapalcach.Niechciał,bygo
słyszano.Pomyślał,żemożejednakopiekunkaiOskarsąwdomu,wsypialni.Może
kobietamazwyczajoszczędzaniaenergiiigasizbędnążarówkę?
Przezkrótkąchwilęwahałsię,czypowinienzapukać,czyodrazuotworzyćdrzwi
kluczem.Jeśliktośjestwdomu,zazwyczajpukamylubdzwonimy.Alepukaćdo
własnegomieszkania?Wdodatku,kiedymasięwkieszeniklucz?Tomożesięwydać
dośćdziwne.
JużpoddrzwiamiFilipkilkarazyporuszyłwpowietrzukluczem,którywydał
charakterystyczny,brzęczącydźwięk.Chciałwtensposóbdaćopiekuncedo
zrozumienia,żesięnieskradaaniniepodsłuchujepoddrzwiami.Chociażwłaśniena
tomiałterazochotę.
Kluczniedałsięprzekręcićwzamku,Filipcichozastukał.Cisza.Pochwiliznów
zapukałidopierowtedyusłyszałkroki.
-O,panFilip-zdziwiłasięopiekunka,stającwotwartychdrzwiach.
Byłakobietąpopięćdziesiątce-nieznalijejdokładnegowieku-szczupłą,
energicznąiczasamiegzaltowaną.Naprzykładwtedy,gdycośjązaskoczyło.
-Dzieńdobry,paniKrysiu-powiedziałFilipuprzejmie.
-Dzieńdobry,dzieńdobry.Pantakwcześnie?
ZezdziwieniacałyczasstaławdrzwiachiFilipmusiałprzeciskaćsięmiędzy
ścianąijejkościstymciałem,żebywejśćdomieszkania.
-Taksięzłożyło,żemogłemdziśwyjśćwcześniej-odpowiedział,zdejmującbuty.
-Szkoda,żepanniezadzwonił-powiedziałazwyrzutem.-Wstawiłabymzupę.A
takjestzupełniezimnaimusipanpoczekać.
-Niemaproblemu.AjakOskar?
-Ha!-krzyknęłaniecozagłośnoizakryłaustaręką.-Mamyniespodziankę.
-Jaką?-spytałiwszedłdosypialni.
MałyOskarleżałwpoprzekłóżeczkaiuderzałmałymistópkamioszczebelki.
Pierwsze,cozwróciłouwagęFilipa,tostary,zszarzałykaftanik,jakisynmiałna
sobie,aktóregoniewkładalimujużoddawna.Miałtylenowychubranek,takszybko
znichwyrastał.
-Jaksięmasz,kolego?-Filipprzesunąłsynaiułożyłrównowzdłużłóżeczka.-Co
tozasztuki?Chceszbyćcyrkowcem?Chodźdotaty.
Podałmudłonie,awtedyOskarchwyciłjemocnoiusiadłprawiebezwysiłku.
-Łoł!Cozasiła!-krzyknąłFilipzaskoczony.-Synu,samsiadasz.No,no.Jeszcze
raz,dobrze?
IOskarpowtórzyłtoćwiczenie.
-Pięknaniespodzianka,prawda?-spytałapaniKrysia,stojącwdrzwiachpokoju.-
Niezdążyłamjeszczenicpowiedzieć,aonjużsamsiada.
-Robiłtakjużwcześniej?
-Tak,odsamegoranarwiesiędosiadania.
-Pięknie-Filipwziąłsynanaręceipocałowałwpoliczkiinos.-Chodź,młody,
zmienimycikaftanik.
-Niedobrywzięłam?-spytałapaniKrysiazniepokojem.
-Nie,dobry,bardzodobry.Alenawieczórwłożymynowy,takaniespodziankadla
mamy.
-Myślałam,żetenjeszczedobry,pocomasięzmarnować.
-PaniKrysiu,nicsięniestało,proszęsięnieprzejmować.
-Tojajużpójdę,tak?-spytała,mającnamyśliwyjściedodomu.
-Pewnie.-Filippodrzuciłsynadogóry,atamtenzaśmiałsięgłośno.-Mysobie
damyradę.
-Zupajestnapiecu-dodałapaniKrysia,wkładającpłaszcz.-Znaczy,nakuchni-
poprawiłasię.
-Dziękuję-krzyknąłzsypialniFilip.
PaniKrysiawciągnęłakozaki,włożyłaberetnagłowęipokrótkim„dobranoc”
wyszłapospiesznie.
TegowieczoruOskarzasnąłpóźniejniżzwykletylkodlatego,żesamirodzice
bawilisięznimdłużej.Bylidumniztego,żeumiejużsiadać,ichcielijeszczechoć
trochęprzedłużyćtenpierwszydzieńsiadania.Wrezultacie,rozbawionychłopiec
zasnąłodziesiątej.GodzinępóźniejrodziceteżleżeliwłóżkuidopierowtedyLidia
zdecydowałasięporozmawiaćzFilipem.
-Byłeśdziśwcześniej,tak?-Tak,chybapiętnaściepopiątej.-Mogłeśzadzwonić
dopaniKrysi,uprzedzićją.-Dlaczegomiałbymjąuprzedzać,żewracamdodomu?-
Filipuniósłsięnałokciu.-Askądwiesz?
-Dzwoniładomnie.
-Poco?
-Dlaczegowróciłeśtakwcześnie?
-Bomogłemwyjśćwcześniejzbiura.
-Todlaczegosiedziałeśterazprzedkomputerem?
-Musiałemcośskończyć.Niewiem,ococichodzi?-Filipodwróciłgłowę,jakby
szukałczegośnaścianie.
-Onic.Poprostutrudnojestznaleźćdobrąopiekunkę.
-Niemamzamiaruzniejrezygnować.
-Niemusiszjejsprawdzać.Jestpoleconaprzezmojąkoleżankę.PozatymOskar
dobrzesięrozwija.Niemapowodówdoobaw.
-Lidka.-Filipusiadłnałóżku.-Byłemwcześniejwdomu,bomogłemwyjść.
Chybamogę?Muszęjąuprzedzać,żebędęgodzinęwcześniejwswoimdomu?
-Nie.Aleonamogłapomyśleć,żechceszjąsprawdzić.Ategokaftanikatojuż
naprawdęniemusiałeśzmieniać.
-Teżcipowiedziała?
-Chybanaprawdęgłupiosiępoczuła.
-Lidka,przecieżonaunaspracuje!Atojestnaszedzieckoitomydecydujemy,w
cojeubrać.
-Atojestnaszaopiekunkaiciężkobędzieznaleźćnamnową-ucięłaLidia.
-Dobrze.-Filip,zrezygnowany,przykryłsiękołdrąposzyjęizamknąłoczy,jakby
natychmiastzamierzałzasnąć.
Lidiachwilęgłaskałagoporamieniu,alewyczułanapięciemięśniiszybko
przestała.
Lekkodotknęłastopąjegostopy,aleFilipodwróciłsięplecamidoniej.Wstała,
żebysprawdzić,czyOskarniezrzuciłzsiebiekołdry.Oczywiściezrzuciłiwłożył
nogęmiędzyszczeblełóżeczka.Przykryłagoichwilęprzyglądałasię,jakśpizrękami
ułożonyminadgłową.Jejsamejniechciałosięjeszczespać.Otworzyłaszafkęz
ubraniamisynaizaczęławybieraćte,którebyłyjużzamałe.Przykażdym
odkładanymnabokubrankustarałasięprzypomniećsobie,kiedyOskarbyłwnie
ubrany.Niektóreniekojarzyłyjejsięzniczymkonkretnym.
28
„Ponadpołowabadanychwogólenielokujeswoichoszczędności.Wgrupietej
znacznieczęściejznajdująsięmieszkańcywsi,osobyzwykształceniem
podstawowym,emeryciirenciści.Zdecydowanawiększośćtejgrupy(68%)opisuje
swojąsytuacjęfinansowąjako«wystarczamitylkonabieżącepotrzeby».Jednakw
tejgrupiejesttakżeniewielkiodsetekosóbdeklarujących,że«wystarczamina
bieżącepotrzebyoraznaskromneoszczędności».
Wśródtychbadanychznacznąwiększośćstanowiąosobymłode(do
dwudziestegodziewiątegorokużycia),mieszkańcywielkichmiastiprzedstawiciele
wolnychzawodów.
Wielkośćpróbywtymbadaniuniepozwalanaprecyzyjnyopistejgrupypod
względemdemograficznym,postawspołecznychczyzachowańnarynku
finansowym,jednakfaktdeklaracjioposiadaniuoszczędności,ajednocześnie
niekorzystaniazżadnychsposobówichlokowania,wydajesięnatyleinteresujący,iż
wartotęgrupędokładniejzbadać.
Faktlokowaniaoszczędnościwykazujesilnąkorelacjędodatniąztakimi
zmiennymi,jak:wyższewykształcenie,pracownikumysłowy,dochodynajedną
osobęwgospodarstwiedomowympowyżejśredniej”.
Filipprzerwałpisanie.Jegopalecwskazującypowędrowałdoklawiszabackspace
izawisłnadnim,lekkodrżąc.„Cośjestnietak-pomyślał.-Czylokowanie
oszczędnościtofakt?Toprzecieżtylkodeklaracja.Alefaktdeklaracjijestfaktem,
więcchybawszystkowporządku?”.Jednymuderzeniemskasowałkilkaostatnich
wyrazówigorączkowoukładałinnąwersjęzdania,którebymożliwienajlepiej
wyrażałoto,cochciałprzekazać.
Zadzwoniłtelefon.
-Cześć-odpowiedział,słyszącgłosżony…-Pamiętam-powiedziałdosłuchawki,
nieodrywającwzrokuodekranu…-Wiem,będęopiątej,najpóźniej…Dobrze…
Kochanie,muszęcośskończyć.Zadzwonię,jakbędęwychodził,dobrze?…Będęna
pewno,przecieżpowiedziałem…Pa.
Odłożyłsłuchawkę,nadalpatrzącwmonitor.Naglepoczułzmęczenie,zakrył
dłoniąoczy,potarłje;wstałzkrzesła,przeciągnąłsię,wyginającmocnoplecy,a
splecionedłoniewyciągającwysokonadgłową.Uniósłsięnapalcach,wyrwałomu
sięlekkiewestchnienie.
-Takciężko?-spytałaAgnieszka,którejbiurkostałorównolegledojego.
-Dosyć-przyznałwymijająco.
Spojrzałnazegarek,dochodziłapiętnasta,więcmiałjeszczepółtorejgodzinyna
skończeniepierwszejczęściraportu.ObiecałLidii,żewrócinajpóźniejopiątej,tak
abyzdążyłanaautobus,którymiałzawieźćpracownikówjejfirmynaMazury.
Ledwiedwamiesiącetemuwróciładopracypourlopiemacierzyńskimijuż
zaczynająsięwyjazdy,szkolenia,kolacjebiznesowe.
Filipnietaktosobiewyobrażał.Teraz,kiedydzieckomajużprawierokidobrze
sięrozwija,kiedyzaczynanawiązywaćkontaktzotoczeniem,kiedyreagujenasłowa
czygesty,odpowiadauśmiechemlubpłaczem,teraz,kiedytrzebazacząćpokazywać
muświat,właśnieteraznajwięcejczasuspędzaznimopiekunka,anierodzice.Oboje
widząOskaratrzygodzinywieczoremigodzinęrano.Razemczterygodziny
dziennie!Mająznimjeszczekontaktwnocy,gdysiębudzi,domagapicialub-coraz
rzadziej-mleka.Aletoopiekunkaspędzaznimcałydzień-wtedy,kiedyOskarjest
najbardziejaktywny.Toonapierwszawidziała,jaksampiłsokzkubka.Ipewnieto
onapierwszazobaczy,jakOskarprzejdziekilkakrokówsamodzielnie.Jegopierwszy
wżyciukrokzdarzysiętylkoraziFilipprawdopodobnietegoniezobaczy.
Wydawałomusię,żetowszystkojestbeznadziejniezorganizowane:rodzice
powinniwracaćdopracydopiero,kiedydzieckoskończykilkanaścielat,
przynajmniejdziesięć.Ataknajciekawszy,najbardziejradosnyinajważniejszyczas
swojegożyciamałyczłowiekspędzazopiekunką,babciąlubwprzedszkolu,a
rodzicesąznimtylkozdoskoku.
AkiedyprzychodziweekendimoglibywreszciespędzićzOskaremcałedwadni,
Lidiamusiwyjeżdżaćzludźmizpracy.Musiczychce?Takamyślpojawiłasięw
głowieFilipa,aleszybkojąodrzucił.
Potejkrótkiejprzerwieniemógłodrazuwrócićdopisania,telefonodLidii,a
właściwiewłasnemyśli,wybiłygozrytmu,poszedłzrobićsobieherbatę.Wkuchni
byłMichał,szeffirmy.Wyjmowałzlodówkibutelkęcoli.
-Jakieplanynaweekend?-spytałFilipa.
-Bezszaleństw-odpowiedziałFilip,nalewającwodędoczajnika.-Chybawdomu.
Aty?
-Będęskakałzespadochronem.Pierwszyrazwżyciu-Michałuśmiechnąłsię,
jakbytobyłżart;wdłoniachobracałbutelkępokrytąszronem.
-Serio?-Filipudałzainteresowanie,choćzupełniegotonieobchodziło,sam
nigdynieskakałiniemiałzamiaru.
-Mojakobietamnienamówiła-Michałzdecydowałsięnałyklodowatejcoli.-
Onamajużzasobądziewięćskokówiwłaśnietendziesiątymabyćrazemzemną.
-No,toniezłyzaszczytcięspotkał-skomentowałFilip,możeniecozbyt
sarkastycznie.
-Będziemyleciećrazem,wtandemie-MichałnieusłyszałtonuFilipa.-
Wyskakujemyjednocześnie,lecimyrazemionadecyduje,kiedyotworzyć
spadochron.Podobnoskaczącpierwszyraz,niepotrafiłbymocenićodległości.
Wyrzuciłbymczaszęodrazuizerofanu.
-Toświetnie-Filipzalałwrzątkiemherbatę.
Michałschowałbutelkędolodówki.
-Jakraport?-spytał,stojącjużwdrzwiachkuchni.
-Dobrze-odpowiedziałFilip.-Zarazskończępierwszączęść,wponiedziałek
będziedrugaiwnioski.
-Okej.Chciałbymgoomówićwponiedziałekkołoczwartej,potembędęzajęty.
-Wporządku.
Michałskinąłgłowązaprobatąiwyszedł,aFiliptużzanim.
-Aha,Filip!-Michałkrzyknął,stojącjużprzydrzwiachdoswojegopokoju.-
Prześlijmidziśpierwszączęść,jakskończysz.
-Dobra.
Filipwróciłdopracy,aleszłomuznaczniegorzejniżwcześniej.Zastanawiałsię,
czyLidiajednakniemogłabyodwołaćtegowyjazduiczymaprawojąotozapytać?
Przesuwałkursorempoekranie,poprawiająctuitamniektórezdaniaiwstawiając
brakująceprzecinki,tworzącakapity.Igłowiłsię,pocoszefchcedostaćdzisiaj
pierwszączęśćraportu?Będziegoczytałwsamolociewoczekiwaniunaskokczyjuż
wtrakcielotuzespadochronem?
Dodomuwszedłdziesięćminutprzedpiątą;zasapanyispocony,bocałądrogęod
przystankudodomuprzebiegłlekkimtruchtem.LidiastaławpokojuzOskaremna
rękach,ubranawśliwkowyżakiet,zróżowąchustkązawiązanąpodszyją.Miałajuż
nawetbutynanogach.
-Cześć-powiedziałdoniej.-Chybazdążyłem?
-Cześć-odpowiedziała.-PotrzymajOskara,muszęsięumalować.
Filipzdjąłbuty,kurtkęrzuciłnakanapęiwziąłsynanaręce.
-Jakżyjesz,młody?-spytałzuśmiechem,poczymzacząłmucałowaćpoliczkii
włosy,podrzuciłgokilkarazydogóryiOskar-jakzawsze-zacząłsięgłośnośmiać.
-Jedzieszmetrem?-krzyknąłdoLidii,którazaszyłasięwłazience.
-Możemniepodrzucisz?Niechcemisięiść-zaproponowała.
Filipwszedłdołazienki,usiadłnapodłodze,opierającsięplecamiościanę.Oskar
natychmiast,kiedyznalazłsięnapodłodze,poraczkowałdoszafkipodumywalkąi
zacząłwyjmowaćzniejmydła,szampony,podpaskiichusteczkihigieniczne.
-Lepiejweźtaksówkę-poradził,patrzącwodbiciejejtwarzywlustrze,podczas
gdyonastarannienakładałaczarnytusznarzęsy.-ZanimubioręOskara,tyjuż
dotrzesznamiejsce.
-Maszrację-przyznała.-Pozatymonniedługobędziegłodny.Dajmukaszę,ale
ryżową,niemleczną.
-Znowumawysypkę?
-PaniKrysiamówiła,żeranocałenóżkimiałwkrostach.Terazjużmuprzeszło,
alenigdyniewiadomo.
-Dobrze.
Oskartymczasemzacząłwyjmowaćpodpaskizpaczkiiukładaćjednąnadrugiej.I
ktopowiedział,żedzieckopotrzebujeekologicznych,edukacyjnychzabawek?
Wystarcząmuprzedmiotycodziennegoużytku.
-Widzisz,synku-Filipzaczął.-Mamazostawianasisobiejedzie.Taktojestz
kobietami.
-Cotywygadujesz?-Lidiaspojrzałananiegozdziwiona.
Wkręciłaszminkę,nałożyłaprzykrywkęizaczęłaszukaćczegośwkosmetyczce.
-Żartuję-Filipodpowiedziałpochwili.-Przecieżonniewie,ocochodzi.
-Cotozagłupieżarty?-Lidianadalbyłaoburzona.-Jakniedługozacznie
rozumieć,teżbędzieszmutakierzeczyopowiadał?
-Dlaczegosiędenerwujesz?Czujeszsięwinna?
-Filip,przestań,dobrze.Tojestpracaimuszęjechać.Niestarajsiębyćjakimś
domorosłympsychoanalitykiem.
-Myślałem,żemożetoodwołasz…
Filipwstał,żebyzabraćOskarowipodpaski,któretenzacząłjużrozpakowywaćz
pojedynczychopakowańiprzyklejaćjednądodrugiejlubdoswoichspodni.
-Dlaczegomiałabymodwołać?-spytała.
-Żebyśmybylirazemwweekend.Totakiedziwne?
-Pierwszyrazwyjeżdżamsłużbowowweekend,niemogęodwołać,toważne
szkolenie.
-Dobra,zamówięcitaksówkę.-Filipwyszedłzłazienki,żebyzadzwonićpo
radiotaxi.
Ostatniewspólnedziesięćminutwtenpiątekspędziliwoddzielnychpokojach-
Lidiajeszczeprzeglądałaspakowanątorbę,aFilipbawiłsięzOskaremwsypialni.
Dopierokiedystojącjużwdrzwiach,powiedziałacelowogłośno„idę”,Filippodszedł
doniejipocałowałjąwusta.
-Będętęskniłazawami-powiedziałaprzepraszającymtonem.
-Uważajnasiebie-odparłFilip.-Iniepijzadużo.
-Dobrze,pa.Wycałowałasynawobapoliczki,potemwobierączki,nakoniecw
czubekgłowyiwyszła.FilippodszedłzOskaremdooknaiczekał,ażLidiapojawisię
przedklatką.
Taksówkajużstała,kierowcaczytałcośprzyzapalonymświetle.
-Widzisz,zostawianasnacaływeekend-szepnąłojciecdosyna.-Niegrzeczna
mama.
29
Panitrenerwolnoprzechadzałasięmiędzyurządzeniamidoćwiczeń.Ubranaw
obcisłeczarnelegginsyirównieobcisłąoliwkowąkoszulkębezrękawów,
przystawałacojakiśczasprzyćwiczącychiwydawałakrótkieinstrukcje,
demonstrując,jakpoprawniewykonaććwiczenie.Miałaokołoczterdziestulat,
umięśnione,sprężysteciało,pozbawionejednakopalenizny.Wyglądałanaosobę,
którazłatwościąnarzucasobiereżimćwiczeńlubdietyinierobitegonapokaz.
Imponowaławszystkim,którzyprzychodzilidotejsiłowni,mimożećwiczących
traktowałachłodno,niemalzniechęcią.Wydawałosię,żezupełnieniezależyjej,czy
ktośwykonujećwiczeniazzaangażowaniem,czybez,ainstruowałatylkoz
obowiązku.
Mówiłaswojeiodchodziła.Niepatrzyłanawet,czyktośzastosowałsiędojej
poleceń.
KiedypodeszładoMałgosi,siedzącejnastacjonarnymrowerze,tylkozerknęłana
wyświetlacz,zmieniłaprogramdwomadotknięciamiśrodkowegopalcaiodeszła.
Małgosianiezdążyłaoniczapytać,spojrzałapytająconaLidię.
-Terazlepiej?-LidiaspytałaMałgosię.
-Niewiem-Małgosiawzruszyłaramionami.-Bezzmian.Obiesiedziałyna
rowerachipokonywałyrealnekilometry,nieruszającsięzmiejscainiepodziwiając
pięknychokolicznościprzyrody.ToMałgosianamówiłająnasiłownię.Lidiazawsze
wymawiałasiębrakiemczasualboniechęciądoodwiedzaniamiejscaokupowanego
przezogolonychnałysofacetów,wpatrzonychzuwielbieniemwswojebłyszczące
ciałaodbitewlustrach.Niemogłajednakodmówić,kiedyMałgosiawyciągnęłajądo
siłownipodpretekstemplotek.Zastrzegłajedynie,żeniebędziepodnosićżadnych
ciężarówiwtensposóbstanęłonarowerach.Jednakplotkimusiałyodłożyćna
później:zgłośnikówzawieszonychpodsufitempłynęłygłośnedźwiękinajnowszych
iubiegłorocznychprzebojówmuzykipop,atelewizorprzedniminadawałrelacjęz
turniejutenisowego.
Potrzydziestuminutachmozolnejjazdy,razpodgórkę,razpopłaskim(nigdyw
dół),zgodniezprogramemnumerpięć,Lidiazeszłazsiodełkaistanęłanaszeroko
rozstawionychnogach.
-Mamdość-oznajmiła,poklepującsiępoudach.
-Idź-powiedziałaMałgosia.-Jazarazskończę.
Spotkałysiępopiętnastuminutachwszatni.Obiewprzepoconychkoszulkach;u
jednejbyłtobardziejefektlampwsolarium,udrugiejwyczerpującejjazdyzgodniez
programemdlaśredniozaawansowanych.
-Bierzeszprysznic?-spytałaMałgosia.
-Wolęwdomu.-Lidiazdjęławilgotnąkoszulkęiwsamymstanikuszukała
świeżejwplecaku.
-Wogóleniewidać,żerodziłaś-powiedziałaMałgosia.
-Acomiałobybyćwidać?-Lidiawyjęłanowąkoszulkę,aleprzedjejwłożeniem
wytarłatamtączołoiramiona.
-No,niewiem…-Małgosiabyłaniecozakłopotana.-Masztakipłaskibrzuch…
Lidiaspojrzałanaswójbrzuch,ścisnęłapalcamiskórę.-Nowiesz,tobyłorok
temu.
Wciągnąłsię,alejeszczetrochęzostało.Jesttakimiękki.
-Nieżartuj.-Małgosiazdjęłaswojąkoszulkę.-Zobacz,jakijamamwystający.To
straszne.Zaczynamsięrobićgrubąbabą.
-Uspokójsię.Wciążytodopierobędzieszgruba.
Obieprzebrałysięibyłygotowedowyjścia.
-Możeusiądziemynachwilęwkawiarni?-zaproponowałaMałgosia.-Jesttu,na
dole.
-Niemogę-powiedziałaLidiazociąganiem.-Filipmajakąśpracęwieczorem.
-Pracę?
-Musiskończyćraportczycoś.
Siedziałynaławeczkach,ktośwchodziłiprzebierałsięalboszedłpodprysznic.
Mogłyjużwyjść,aleociągałysię,bojeszczenicniezdążyłysobiepowiedzieć,a
przecieżspotkałysięnaplotki.Małgosiaupinaławłosyzrękamiuniesionymido
góry,podpachąwykwitłyjejniewielkieplamypotu-jejciałojeszczenieochłonęło
powysiłku,więctaświeżakoszulkateżbędziemusiałaiśćdoprania.Lidia
odpoczęławsolarium,jejskórateżbyłalepkaodpotu,alejużniewilgotna.
-KarmiszjeszczeOskara?-Małgosiawyraźniechciałasięczegośdowiedzieć,o
cośspytaćlubcośwyznać,aleniewiedziała,jakzacząć.
-Nie-odpowiedziałaLidia.-Popowrociedopracykarmiłamgotylkownocy,
przezmniejwięcejmiesiąc.Potemsamjużniechciał.Niewiem,czymiałamzamało
pokarmu,czyniesmakowałomu.
-Ico,nieczułaśsięztymźle?
-Źle?Dlaczego?Wreszciemiałamspokójisuchystanik.
-Czytałam,żematkaodbieratojakodrzucenieprzezdziecko.
-Dajspokój-zaśmiałasięLidia.-Nieczytajtychnawiedzonychksiążek.
Małgosianachwilęzamilkła,aleLidiaczekałananastępnepytanie.
-Nacinalicię?
-Tak.Prawiekażdąnacinają.
-Zgodziłaśsię?Niemogątegorobićtakbezpytania!-Małgosiasięoburzyła.
-Niepamiętam.Chciałam,żebytosięskończyło,nawetniepoczułam,kiedy
nacięli.
Szyciebyłogorsze.
-Niewiem,jakbymtoprzeżyła-Małgosiapowiedziałatobardziejdosiebieniżdo
koleżanki.
-Aco?Jesteśwciąży?-spytałaLidia,patrzącprzyjaciółcewoczy.
-Nie!-Małgosiazaprzeczyłagwałtownie.
-Niezarzekajsię.
Znówzapadłacisza.Lidiaspodziewałasię,żeMałgosiawłaśnieterazpowiejej
cośważnego,zwierzysięzczegoś,coplanowaławyznaćwtedy,gdysięumawiały.
Jednakmilczała.Wstała,jeszczerazsprawdzając,czyniezostawiłaczegośwszafce.
-Toco,jesteśczynie?-zapytała.
-Nie-Małgosiaodpowiedziałacicho,odwróconaplecamidoLidii.Wreszcie
usiadłaispojrzałanaprzyjaciółkę.-Właśnieotochodzi,żeniejestem.
-Toniejestzbyttrudne-Lidiapróbowałażartować.
-Dlamnietrudne.Mamjużtrzydzieścijedenlatitojużnaprawdęnajwyższapora.
Zakilkalattomożebyćjużniebezpieczne.
-Tonieprawda-zaprotestowałaLidia.
-Mojamamamiaładwadzieściadwalata,jakmnieurodziła,awiększośćjej
koleżanekrodziłajeszczewcześniej.Onaciąglemówiownukach.Chciałabymjuż
miećtozasobą.
-Niemożeszjejulegać,totwojasprawa.-Niewiem,czyjejulegam,czysamatego
chcę.
Aleniestety,Michałniechce.Ciąglemniezapewnia,żetakjestlepiej.Czasamisię
znimzgadzam.
-Maszjeszczetrochęczasu-powiedziałaLidiabezprzekonania.
-Pewnietak.Ajakbyłouciebie?
-Jakośsamoprzyszło.Nierozmawialiśmyotymspecjalnie.Kiedyśzrobiliśmyto,
wiesz,bezzabezpieczenia,itakjakośczuliśmy,żechcemy.Filipteżmiał
wątpliwości,aleterazzajmujesięmałymchybawięcejodemnie.Przewijago,karmi,
bawisięznim.Czasamiwydajemisię,żeprzesadza.Trzyrazysprawdzadatę
ważnościnasoku,czytadokładnieskładmlekawproszku,urywasięzpracy,żeby
zobaczyć,jakopiekunkasięnimzajmuje…
-Nowidzisz-Małgosiaprzerwałajej.-Jasięobawiam,żeMichałtakbynieumiał.
-Wiesz,onitylkoudajątakichtwardzieli,apotemuwielbiajądziecibardziejod
nas.
-Ajaksięczułaśwciąży?
-Dobrze.Trochęmniemdliło,chybaprzezmiesiąc.
-Przezcałymiesiąc?!
-Tak.
-Codziennie?
-No…-Lidiazastanowiłasię.-Kilkarazydziennie.
-Tostraszne-Małgosiazamyślonamięławrękachpasekodsportowejtorby.-
Chybapourodzeniudzieckawszystkosięzmieniło?-spytała,patrzącnaLidię.
-Czyjawiem?-Lidiazaczęłamalowaćusta,wydymającwargi.-Napewno,aleto
wszystkotrwajednakdośćdługo,ciąża,poród,pierwszemiesiącepo,torazem
ponadrok.
Gdybytosięzdarzyłozdnianadzień,pewniebyłybyszok.
Wyszłyjużzsiłowniischodziłyposchodachdowyjścia.Nagóręwchodziło
dwóchmłodychmężczyznweleganckichgarniturach.
-Czyterazdzieckojestdlaciebienajważniejszenaświecie?-spytałaMałgosia.
Lidiaczekałazodpowiedzią,ażdwajmłodziyuppieszniknąwdrzwiachsłowni.
Jedenznichniósłnaramieniudużąsportowątorbęzwyraźnymlogonajmodniejszej
markitegoroku.
Kiedymijałkobiety,torbaboleśnieuderzyławramięMałgosię.
-Niechpanuważa!-krzyknęła.
Onniezatrzymującsię,spojrzałtylkonaLidięiMałgosięizniknąłwdrzwiach.
-Cholera-Małgosiazaklęła,masującsobieramię.-Cozacham.Jakbymbyław
ciąży,teżbypewnieniezauważył.
-Wtedyniebyłabyśwsiłowni-rzekłaLidia.
-Dlaczegonie?Właśnieżebymchodziła,żebyniemiećzwiotczałegociała.
-Ocopytałaś?-odezwałasięLidia,kiedyjużwyszłyzbudynku.Szukała
wzrokiemswojegosamochodu.
-Niepamiętam-Małgosianadaltrzymałarękęnaramieniu.-Mówiłam,że
dzieckojestterazdlawasnapierwszymmiejscu.
-Pewnietak-przyznałaLidia.
-Pewnie?-zdziwiłasięMałgosia.
-Gosia-Lidiawestchnęła,jakbymusiałatłumaczyćrzeczjasnąjaksłońce.-Janie
mamczasunazastanawianiesię,cojestwżyciuważne.Rano,przedwyjściemdo
pracy,mówięopiekunce,comazrobićnaobiad,popracynatychmiastdodomu,
potemgotowanie,przewijanie,zabawa,kąpiel,usypianie,dopierowtedycośzjadam,
prasujęubranianajutroiidęspać.Marzęotym,żebyjakiśfilmobejrzećodpoczątku
dokońca.Odporodubyłamtylkorazukosmetyczki.Ababskiepismoostatniraz
przeglądałamwpoczekalniukosmetyczki,tylkotenjedenraz.
-Boterazcośinnegosiędlaciebieliczy-powiedziałaMałgosia.
-Niewiem,cosiędlamnieliczy.Chcęsięwyspać,ostatniotojestdlamnie
najważniejsze.
30
MałyOskarsprawdzałdokładniekażdeźdźbłotrawy.Szedłpowoli,jeszcze
niezdarnie,naszerokorozstawionychnogach.Cokilkakrokówpochylałsię,jakby
czegośszukał.Kiedyznaleziskookazywałosięwyjątkowociekawe,opadałnakolana,
opierałsięnajednejdłoni,adrugąrozgrzebywałtrawęiziemię.Filipstałnadnim,
obserwującczujnie,czyniegrozimużadneniebezpieczeństwo.Listapotencjalnych
zagrożeńbyłanaprawdęimponująca:upadekiuderzenieoziemięczołem,buziąlub
kolanem,skaleczeniesięwpalecostrątrawąlubkawałkiemszkłaczydrutu,
zjedzeniegrudkiziemi,jakiejśroślinylubwogóleczegokolwiekznalezionegow
trawie,wreszciewdepnięcielububrudzeniesiępsiąkupąbądźinnąobrzydliwą,
szkodliwąsubstancjąorganicznąlubnieorganiczną.
Naszczęście,podczastegosobotniegospacerujeszczenictakiegosięnie
zdarzyło,ainnesprawyFilipignorował,inaczejwogóleniewychodzilibyzdomu.
Czytałniedawnowmiesięcznikudlarodziców,żeprzesadnasterylnośćniewpływa
korzystnienazdrowiedzieckaiprawdopodobniejestprzyczynąpowstawania
alergii.KiedywięckilkadniwcześniejOskarspróbował,jaksmakujezupazpiasku,
niewpadłwpanikę,niewybierałmupalcamiziarenekpiaskuzust,poczekałtylko,
ażsynprzestanieplućiwycieraćsobiezobrzydzeniemusta,poczympodałmu
wodę.Wieczoremoczekiwałzniepokojemjakichśsensacji,nawetsprawdzał
konsystencjętego,cosynzostawiłwpieluszce,aleniczegopodejrzanegonieznalazł.
Nieoznaczałoto,żepostanowiłterazcodzienniedorzucaćmudokaszkiłyżeczkę
piasku,aleniestarałsięwycieraćrąksynapokażdymzetknięciuzziemiączy
chodnikiem.TłumaczyłLidii,abyteżtakpostępowała,aleonarobiłaposwojemui
nakażde,nawetnajkrótsze,wyjścienaspacerzabierałazesobąchusteczki
dezynfekujące.
Niepostrzeżenieoboknichpojawiłsięnaglemały,kudłatypiesokrótkichnogach
idługimtułowiu.WpierwszymodruchuFilipstanąłmiędzysynemapstrokatym
kundlem.
TamtenjednakniezwracałuwagianinaFilipa,aninaludzkieszczenięstojące,
zupełniejakjegopobratymcy,naczterechłapach.DwarazyobwąchałOskarai-
podobnie,jakon–zacząłczegośwytrwaleszukaćwtrawie.Przystawał,wąchał,
potemodbiegał,znówprzystawał,znówwąchał,wkońcuskubnąłtrochętrawyi
odszedłkawałekdalej.
Oskarnatychmiastzainteresowałsiękundlem.Zerwałgałązkęjakiegośchwastui
podszedłdopsa.Filipchwyciłsynazarękęigotówbyłdobłyskawicznejreakcji,
gdybypiesjednaknieokazałsięprzyjazny.
-Pieseknielubitrawy-powiedziałłagodniedosyna.
-Niam-powiedziałOskar.-Au,au!Niam.
-Pieseklubimięso-Filiptłumaczył.-Trawęjedząkozy.Albokróliki.
-Au,au,niam-powtarzałOskaripodtykałpsuliściepodpysk.
Pies,zniechęconynatarczywościądziecka,odbiegłkilkametrówistanął.
Obwąchałmiejscewokółsiebie,przykucnąłnatylnychłapachizrobiłkupę.Prosto
narównoprzycięty,soczyściezielonytrawnikrozciągającysięwokółblokuFilipai
Lidii.
-Ej,zmiatajstąd!-krzyknąłFilipnapsa,podbiegłdoniegoizamachnąłsięnogą.
-Panie,panie!-Filipusłyszałwołaniezasobą.-Samsiępankopnij,niepsa.
Nachodnikustałmężczyznaokołopięćdziesiątkizwydatnymbrzuchem,ubrany
wjasne,luźnespodnieikoszulęwkwiaty;wrękutrzymałskórzanąsmycz.
-Panapies?-zaczepniespytałFilip.-Widzipan,coonrobi?Trzebazwierzaka
pilnować.
-Copilnować?Copilnować?-Facetwkoszulizacząłmachaćręką.-Gdziema
robić?Nachodniku?
-Przecieżtutajdziecichodzą!Niechpantoposprząta.
-Potopłacępodatek,żebysprzątali-mężczyznaniezamierzałłagodzićsytuacji.
Wtymmomenciepiesponownieprzykucnął.Zrobiłswoje,poczymkilkarazy
machnąłtylnymiłapami,zagrzebującodchody.Filipniewytrzymał,podszedłdopsa
i-całyczastrzymającOskarazarękę-lekkotrąciłgowzadek.Piespodskoczył,
zaskowyczał,odbiegłzpodwiniętymogonem.
-Tychamie!-MężczyznapodbiegłdoFilipa.-Bojacięzarazkopnę!
WtedyFilipszybkimruchemwyrwałmuzrękismyczizdzieliłmężczyznękilka
razypołydkach.
-Sprzątaj,świntuchu,popsie-powiedziałspokojnie.
Mężczyznapoślizgnąłsięiupadłsiedzeniemnatrawnik,byćmożenawettam,
gdzieprzedchwilązałatwiłsięjegopies.ZdenerwowanyFiliprzuciłsmyczzasiebie,
jaknajdalejodwściekłegofacetawlnianychspodniach,poczymchwyciłOskarana
ręceiszybkopobiegłwkierunkuswojejklatkischodowej.Kiedywstukiwałkod
domofonu,obejrzałsięzasiebie.
Facetwkwiecistejkoszulijużwstał,zapinałpsusmycz,krzyczałcośwściekły,ale
ztejodległościniemożnabyłousłyszećco.Filipbałsię,żezarazpodbiegniedo
niego,będziewrzeszczałiawanturowałsię,ajegonagleopuściłaodwagaichciałjak
najszybciejznaleźćsięwdomu.Bałsię,żefacetsiędowie,gdziemieszkają,ibędzie
ichnachodził,naślepolicjęalbokażepsunarobićnaichwycieraczkę.Liczyłnato,że
nieudamusiędowiedzieć,któremieszkaniezajmują.Jednakfacetbyłzajętypsem,
oglądałgo,jakbyuległpoważnemuwypadkowi,iwcaleniezamierzałgonić
prześladowcy.Filipwszedłidopierowwindziepoczuł,jakijestzdenerwowanyi
spocony.Oskarnarękachojcarobiłminydolustra.
31
Sprzedawcęćwierkającychglinianychptaszkówudałosięominąćtylkodlatego,
żenatrawnikupojawiłysięnagleprawdziwesroki.Oskarznalazłcienkipatyki
zacząłgonićbiedneptakiszukającejedzeniamiędzypierwszymiopadłymiliśćmi.
Rozczarowaniedzieckabyłonaprawdębolesne,gdyptaki,jedenpodrugim,
podrywałysiędolotunajegowidok.Niezniechęciłsięjednakiprzestałbiegać
dopierowtedy,gdywzasięguwzrokunieujrzałjużanijednego.
Potembyłmostnadwyschniętąfosą.Oskarpróbowałwdrapaćsięnaniegopo
ułamanejcegle.Zawszeczuwającematczyneręcepomogłymuwtymiuchroniły
przedniebezpiecznymupadkiem.Kiedymamazdjęłagozzabytkowegomostu,nie
protestowałidałsięspokojniewprowadzićnadziedziniecprzedpałacemw
Wilanowie.
-Wchodzimydoogrodu?-spytałFilip.
-Poilebilety?-Lidiaodpowiedziałapytaniem.
-Niewiem.Dziesięćzłotych?Chyba.-Azaniego?-Nic.Taksądzę.Oskarnie
słuchał
jednaktejkrótkiejrozmowy,gdyżmiałzupełnieinneplany.Zainteresowałygo
kamienieułożonerównowzdłużścieżkibiegnącejwokółdziedzińcaprzedpałacem.
Najednymznichciekawskichłopczykodkryłmozolniesunącegoślimaka,zaczął
pokrzykiwaćzzachwytemipróbowałwsadzićpalecdootworuwmuszli,gdzie
przezornieschowałosiężyjątko.
-Zostaw!-krzyknęłazodraząLidia.-Tojestbrudne.
-Dajspokój-powiedziałFilip.-Przecieżniemożeniczegoniedotykać.
-Chybazostanietutaj.-Lidia,zrezygnowana,usiadłanakamieniuiprzyglądała
się,jaksynodkrywawsobiepasjęprzyrodnika.
Pokilkuminutachudałoimsięjednakkupićdwabiletyiwejśćnaterenogrodów
przypałacowych.Dzieciiślimakiniepłacą.Następnekilkanaścieminutspędzilina
ganianiuzaOskarem,którywchodziłnapięknieutrzymanerabatkizkwiatkami,a
gdywracałnaścieżkę,zaczynałzbieraćjasnegładkiekamienie,którymiwyłożone
byłyalejki,irzucałnimiprzedsiebie.Imimożeskończyłdopieroszesnaście
miesięcy,mogłosiętookazaćnaprawdęniebezpiecznedlainnychspacerowiczów.
Naszczęście,zabawaszybkomusięznudziła,alerównocześnieodechciałomusię
teżchodzić,czepiałsięnógrodzicówipodnosiłręcedogóry.
-Dlaczegoniewzięliśmywózka?-spytałaLidiazwyrzutem.
-Niechtrochępochodzi-odpowiedziałFilip.
-Właśniewidzisz,jakchodzi.
-Niechciałomisiępchaćtegowózka-Filipznalazłinnyargument.
-Achcecisięgonosić?-Lidiaspojrzałanamęża.-Bomnienie.
NadstawdotarliwięczOskaremnaramionachFilipa.Tamchłopczyk
zainteresowałsięłabędziamipodpływającymidobrzeguwnadzieinajakieś
smakołyki.Filipprzezorniezabrałzesobądrożdżowąbułkę,przeznaczoną
pierwotnienapodwieczorekdlasyna,jednakkawałekzniejmożnabyłooddać
łakomymptakom.Oskarekrzucałniezdarnieokruszki,Lidiaprzytrzymywałagoza
kurteczkę,abyniewpadłdowody,aFilipsiedziałnatrawie,obserwująccałąscenęz
pewnejodległości.
-Jakgoterazstądodciągniemy?-LidiazwróciłasiędoFilipa,patrzącnaniegoz
nadzieją.
-Amusimy?
-Niemamzamiarusterczećtugodzinami.Jeszczetełabędzienaspodziobią.
-Wporządku.
Filipwstał,podszedłdosynaipodniósłgo.Zakręciłnimkilkarazywpowietrzu,
ażchłopieczacząłsięgłośnośmiać.Wtedyodeszli,zostawiajączasobą
rozczarowanełabędzie.
Następnyprzystanekzrobiliprzydrzewie,którenaswojeschronieniewybrała
szarobrązowawiewiórka.Filiprozłożyłnatrawiekurtkęiusiadłnaniej,
przyglądającsię,jakOskaruderzeniamiznalezionegopoddrzewempatykapróbuje
wywabićzdziuplizwierzątko.
Obchodzącpieńdookołaizadzierającgłowędogórywposzukiwaniuwiewiórki,
niezauważyłwystającegokorzeniaiupadłnaziemiępokrytąliśćmi.
Lidiarzuciłasiędzieckunaratunek.
-Mógłbyśgoprzypilnować-powiedziałazirytacją.
-Przecieżnicsięniedzieje-odpowiedziałspokojnieFilip.-Dzieckomusisię
przewrócić„określonąliczbęrazy”,inaczejnigdynienauczysiępewniechodzić.
-Ciekawe,czysamwymyślasztakiedurnemądrości,czymożeznajdujeszjew
tychidiotycznychgazetkachofantastyce.
Filipnieodpowiedział.Wstał,strzepnąłkurtkęirozejrzałsięwposzukiwaniu
dalszegokierunkuspaceru.Lidiawtymczasieodeszłajużzsynkiemnarękach,
prawdopodobniewstronęwyjścia,sprawabyławięcchybarozstrzygnięta.Dogonił
jąidalejszliwmilczeniu.
Zatrzymalisięnatarasienatyłachpałacu.Oskarpostawionynawłasnychnogach
natychmiastzacząłzbieraćbiałekamienie,którymiwyłożonybyłtaras.Tymczasem
podmurempałacurozstawionostylowedrewnianekrzesła,naktórychzasiadło
czterechmuzyków:jedenzwiolonczelą,drugizkontrabasem,adwóchpozostałych
zeskrzypcami.
Mielinasobieletniegarniturywkolorzekawyzmlekiemiczekoladowekoszule,a
podszyją-białemuchywbrązowegroszki.Całośćwyglądałabyćmożeelegancko,
aletrochępretensjonalnie,kiczowato.Zakończylienergiczniepierwszyutwóriw
skupieniuprzewracalinuty,jakbychcielisobieprzypomnieć,cotamwłaściwiejest
zapisane,lubdopieroterazuczylisiękolejnegoutworu.Zaczęligraćnagle,bez
spoglądanianasiebie,czycichegoliczeniadoczterech.
JużpierwszetaktywydałysięFilipowiznajome,niemógłjednakrozpoznać,coto
zakompozycja.Wyjąłzkieszenikurtkidrożdżówkęizawołałsyna.
-Pewniejesteśgłodny-pokazałmubułeczkę,którączęściowozjadłyjuż
wcześniejptaki.
-Wdomuzje-zaprotestowałaLidia.
-Takapięknapogoda,zostańmyjeszcze-powiedziałłagodnie,spoglądającw
niebo.
Lidiazawahałasię.
-Chodź,Oskarek-Filippociągnąłsynazarękę.-Przekąsimycoś.
Zdjąłkurtkę,rozłożyłjąnaszerokiej,kamiennejbalustradziewokółtarasu,usiadł
naniejiwziąłsynanakolana.Oskarwyrwałojcubułkę.Lidiastanęłaoboknich,
opierającsiębiodremozabytkoweogrodzenie.Wystawiłatwarzdosłońcai
przymknęłaoczy.
-Znamto-odezwałsięFilip.-Toniejestmuzykapoważna,aleniemogęsobie
przypomnieć,cototakiego.
-Możezjakiegośfilmu?-powiedziałaLidiabezprzekonania.
-Nie,nie.Mamtogdzieśztyługłowy.
Oskarnaglezeskoczyłzkolanojca.Wjednejrączcetrzymałkawałekdrożdżówki,
drugąszukałczegośmiędzykamieniami.Filipchciałgozłapać,przytrzymać,ale
cofnąłsięwpółkroku.Dzieckunicniegroziło,pozwoliłwięc,byzaspokoiłoswoją
ciekawość.
-Ijutroznówdopracy-Filipchciałnawiązaćneutralnąrozmowępoincydenciez
upadkiemOskara.
-Jamuszębyćpunktualnieowpółdodziewiątej-oznajmiłaLidia.
-Zebranie?
-Tak.Otwieramynowyoddział.
-Firmasięrozwija-podsumowałFilip.
-Czyjawiem.Wtymrokuzlikwidowaliśmyjużchybaczteryczypięć.
Filipzmieniłtemat.
-Chciałbymkiedyśpracowaćnienaetacie.
-Tylkogdzie?-Lidiazzainteresowaniemspojrzałanamęża.
-Możezałożyćwłasnąfirmę?
-Sklep?-zasugerowałatrochęlekceważąco.
-Nie!-zaprotestował.-Raczejusługi.Myślałemostatniooprywatnym
przedszkolu.
-Wiesz,ilepotrzebadotegopozwoleń?
-Wiem.Aleinnizakładają,więctojednakmożliwe.Tylkooczywiściemusiałobyto
byćwyjątkoweprzedszkole,żebyczymśprzyciągnąćklientów.Zajęciasportowe,na
przykładpływanie,awiosnąilatemjazdakonna.
-Dlatrzylatków!?-prychnęłaLidia.
-Nie,dlanajstarszych.Dotegobyłabyteżnaukajęzyków,angielskiifrancuskido
wyboru.Pozatymfajniebybyło,gdybyopiekunamibyliteżfaceci.Dziecimusząbyć
wychowywaneiprzezkobietę,iprzezmężczyznę,zwłaszczateraz,gdywiększość
dzieciwidujeojcajedynietużprzedzaśnięciem.Itoniecodziennie.
-Gdziebyśznalazłtakichopiekunów?-spytałaLidia,niecozaskoczonatym,że
Filipjużtowszystkoprzemyślał.
-Napewnobysięznaleźli.
-Akasa?-spytałazprzekąsem.
-Jeszczeniewiem.Muszęnajpierwsiędowiedzieć,ilepotrzebanapoczątek.Nie
planujętegozakładaćwtymroku,alejużmniemęczypracadlakogoś.Apozatym
łatwiejbynambyłoplanowaćróżnesprawyimógłbymsięwięcejzajmować
Oskarem.
-Myślisz,żeprowadzącwłasnybiznes,będzieszmiałmniejpracy?
-Nasamympoczątkumożenie,alepóźniejchybatak.
-Wątpię-Lidiaznówprzymknęłaoczyinadstawiłatwarzwkierunkusłońca.
-Oskar,cotyrobisz!?-krzyknąłnagleFilip.
Szybkopodbiegłdosynaipodniósłgo.Chłopieczprzejęciemnadstawiałwłaśnie
nadgryzionądrożdżówkęzielonymchrząszczom,którejednakuciekałyprzedtym
gigantycznym,bezkształtnymnarzędziemichniechybnejzagłady.Jedenzowadów
przykleiłsiędobułkiiprzerażonypróbowałsięwniąwgryźć,abyczymprędzej
ukryćsięprzedolbrzymami.Filipwyrwałbułkęzrękisyna.
-Myślisz,żezjadłto?-Lidiaspoglądałaprzerażona.-Wyrzućto-poleciła.
-Niemakosza.
-Toco!Wyrzuć!Synku,pokażjęzyczek-dotknęłapalcamiustOskara.
-Boże,możeugryzłbułkęzrobalem!-Lidiawcisnęłapalecdoustsyna,próbując
wyjąćichzawartość.-Wypluj-poleciłasynowi.-Wyplujwszystko.
Chłopiecnieumiałjeszczepluć,dmuchałtylkoiwystawiałjęzykzust.
-Dajspokój-uspokajałżonęFilip.-Robakiniesątoksyczne.Nawetjakbyzjadł,to
nicmuniebędzie.
-Niegadajtakichgłupot!
JeszczechwilęLidiausiłowaławyjąćresztkipieczywazustsyna,jednakbyłotego
bardzoniewiele,adodatkowochłopiecbroniłsię,jakmógł:wiłsięimachałgłową.
-Onchybajużtejbułkiniejadł-pocieszałżonęFilip.-Zszedłzmoichkolaniod
razuzacząłsiębawić.
-Dobra,idziemystąd-zdecydowałaLidia.-Weźgonaręce,chcęjużbyćw
samochodzie.
Filipniezamierzałzniądyskutować,przewiesiłkurtkęprzezramię,aOskara
wziąłnaręce,podtrzymującjednąrękąjegopupę,adrugąplecy,żebynieprzechylił
siędotyłu.
Odchodząc,spojrzałjeszczewkierunkukwartetusmyczkowego,którywłaśnie
skończyłswojąwersjęWishyouwereherezespołuPinkFloyd.Jakmógłtegonie
rozpoznać!?Muzycyprawieodrazuzaczęlinastępnyutwór.Tymrazemjużpo
pierwszychtaktachFiliprozpoznałFugaziMarillionuibyłzsiebiedumny.
32
PrzedpostawieniemszklaneknastoleMałgosiakażdąznichkilkakrotnie
przecierałasuchąkraciastąściereczką.Robiłatomechanicznie,niesprawdzając
nawetefektów.Tosamorobiłazłyżeczkamiiwidelczykamidociasta.Myślamibyła
jednakzpewnościągdzieindziej;Lidiazauważyła,żesztućcekładłanierówno,byle
jak.Wkońcuniewidziałysiętrzymiesiące,wtymczasieumawiałysiękilkarazy,
planowaływizytyusiebieprzynajmniejztygodniowymwyprzedzeniem,abykażda
mogłasobiewszystkopoukładać,jednakzawszewostatniejchwilimusiały
wszystkoodwoływać.InagledziśranotentelefonLidii:„Możesięspotkamy?…”.
„Czemunie?”.Ottak,poprostu.IsiedząterazuMałgosi,którajestlekko
podekscytowana,spodziewasiębowiemniecodziennychwieściodprzyjaciółki.Nie
pytajednakonic,czeka.Tylkotoniedbałeukładaniełyżeczekzdradzajejemocje.
-Amożezjeszkolację?-Małgosiawpadanaoczywistąmyśl.-Przecież
przyjechałaśprostozpracy!
-Możecośmałego…-zastanawiałasięLidia.
-Mamysałatęlodową,zarazcośwymyślę-ucieszyłasięMałgosia.
-Pomogęci.
Lidiawstała,podeszładokuchniichwilęrozglądałasięwposzukiwaniu
odpowiedniegonoża.Małgosiawyjęłazlodówkigłówkęsałatyzawiniętąszczelniew
folię,dotegokoktajlowepomidorki,małysłoikoliwekiplasterwędzonegołososia.
Lidia,jużznożemwręku,zauważyłanagle,żetaknaprawdętapotrawaniewymaga
krojenia.Zabrałasięwięcdoodrywanialiścisałatyiopłukiwaniaichpodbieżącą
wodą.Małgosiatymczasemsprawdzałaświeżośćłososia,ostrożniegowąchając.
-Świeży?-spytałaLidiazuśmiechem.
-Kupiłamwczoraj,alepachniejakośdziwnie.
Lidiatakżezbliżyłanosdoróżowegomięsa.
-Dajspokój,pachniejakryba.Ażmisięjeśćzachciało.
Pokilkuminutachusiadływygodniezmiseczkamisałatkiwdłoniach-Lidiaw
głębokimfotelu,aMałgosianakanapie,podrugiejstroniestolikazeszklanym
blatem.Nogiwluźnychsrebrnychspodniachdoćwiczeńpodłożyłapodsiebiei
półleżąc,zmiseczkąopartąnabrzuchu,czekałanato,coLidiazamierzajejoznajmić.
ZamiasttegozaczęławypytywaćMałgosię.
-DlaczegowłaściwieniejesteśzMichałem?
Małgosiazaczęłajeśćsałatkę,żebyzyskaćkilkanaściesekundnazastanowienie
się.
Chwilęwalczyłazniesfornymipomidorkami,wkońcunabiłajedennawideleci
włożyłagodoust.Wzruszyłaramionami,sugerując,żeodpowiedźniejesttaka
prosta.
-Wygoniłaśgoczysamuciekł?-próbowałazażartowaćLidia.
Małgosiazaśmiałasię.
-Ito,ito-odpowiedziała.
-Musiałcięporządniewkurzyć.
-Właściwienie-Małgosiaspoważniała.-Nictakiegowyjątkowegosięniestało.
Kiedyśranoobudziłamsięipatrzyłam,jakonśpi.Byłaszósta,nadworzejeszcze
szaro,ajaniemogłamjużzasnąć,choćzazwyczajwstajęposiódmej.Myślałamo
tym,jakbywyglądałtakiporanekzadziesięćlat.Będziemyjużpoczterdziestce,w
pracyawansujemylubnie,niemamyprzecieżnatodużegowpływu,jeśliwszystko
dobrzepójdzie,kupimysamochód,większemieszkanie,awnimmywedwoje.
ZwiedzimyjużwieleciekawychmiejscwEuropie,adoAfrykinasnieciągnie.Ico
dalej?Możebędziemyjużznudzenisobą?Możeonsobiekogośznajdzie?
-Alboty-wtrąciłaLidia.
-Właśnie.Możenaglezakochamsięwkimś?Michałjestfajny,dobrzesięznim
rozmawia,możemyiśćrazemdokina,bomamypodobnygust,pooglądaćtelewizję,
nawetpokłócićsię,apotempogodzić.Ale…
-Gośka-Lidiaweszłajejwsłowo.-Pokilkunastulatachrazemitakbyśjużnie
wiedziała,czygokochasz,czytylkojesteśdoniegoprzywiązana.Towszystkostaje
siętakiepowszednie.Więccozaróżnica,żegoterazniekochasz?Zresztą,czyto
takiepewne?
-Alejestjeszczecoś.Niechcęmieszkaćtylkoznim,wedwoje.Onzawszemówi
„poconamdziecko?Chceszsięroztyć?Niesypiaćwnocy”.
-Świnia-wysyczałaLidia.
-Co?
-Czyjaprzytyłam?
-Coty?-Małgosiazaprzeczyłagwałtownie.-Świetniewyglądasz.
-Noto,ocochodziztymtyciem?
-Poprostu,onniechcemiećdzieckaipróbowałmniewtensposóbzniechęcić.
Małgosiaskończyłasałatkę,odstawiłamiseczkęnastolikipodeszładokuchni.
Zaczęławyjmowaćfiliżanki,spodeczkiiłyżeczki.
-Chceszkawy?-spytała,nieodwracającgłowy.
-Takpóźno?Jużnie.-Lidiazmarszczyłanos.
-Zrobięcitakąsłabą.Zpianką.Ilikieremkarmelowym.
-O!Wtakimrazienieodmówię.
Lidiarównieżwstała,podeszładostolikaztelewizoremizaczęłaprzeglądać
leżącenapółcekolorowemagazyny.Chwilęrozmawiałyotym,którepismasąwtej
chwiliwarteuwagi,ioczywiściedoszłydowniosku,żewewszystkichsątakiesame
artykułyiidentycznereklamy.Lidiawybraładwapierwszezbrzeguiznówusiadła
wfotelu.Spróbowałacappuccinozlikieremkarmelowym.
-Niechciałaśgoprzekonać?-spytała.
-Przekonywałam-przyznałaMałgosia.-Alejużmiałamdość.Możewkońcu
byśmymielijednodziecko,aleniechciałamczekać.Kiedyrodzić?Jakskończę
trzydzieścipięćlatczyczterdzieści?Pozatymniechciałam,żebymiciągle
wypominał,żetojagonamówiłamnadziecko,któregoonniechciał.
-Aleteraztojużnapewnomusiszzaczekać.Chybażeczegośniewiem…
-Nie-Małgosiazaprzeczyłazdecydowanie.-Niemamnikogo.Iwiem,żenarazie
niebędęmiećdziecka.Możenawetwogóleniebędęmieć…Alezatosytuacjajest
jasna,niemuszęłudzićsię,żezakilkamiesięcyzmienizdanieiteżzechce.Teraznie
mamtakichzłudzeń.Możekogośspotkam.Ajaknie,toadoptujędzieckozadwa,trzy
lataitojestchybanawetlepszewyjście.
-Wszystkojużprzemyślałaś-zauważyłaLidia.
-Mamterazwięcejczasu.
-To,oczymmarzę-Lidiazaśmiałasię-tochociażjedendzieńtylkodlasiebie.
-PrzecieżFilipcipomaga-powiedziałaMałgosia.
-Pewnie-potwierdziłaLidia.-Pomaga.Ostatniotonawetonwięcejzajmujesię
dzieckiem.Wracawcześniejzpracy,robimukaszkę,kąpiego,przewija.
-Tymaszszczęście,Lidka-Małgosiarozmarzyłasię.-Jaktakiegoznalazłaś?
-Wypożyczyćci?
-Ciasteczka!-Małgosiapodskoczyłanakanapie.-Wczorajkupiłamwcukierni,tu
nadole.Sąpyszne.
Wyjęłazszafkipudełkokruchychciasteczekzsezamemiziarnamisłonecznikai
ułożyłajenatalerzu.Lidiaspojrzałanazegarwiszącynaścianie.Przezchwilę
poczuławyrzutysumienia,aleprzecieżFilipsamnamawiałją,żebyodwiedziła
Małgosię,odtakdawnasięniespotykały,akontaktyzprzyjaciółmitrzeba
podtrzymywać.Niemogłasięznimniezgodzić.
Sięgnęłapociasteczko.
-Majądwarazymniejcukruniżzwykłe-Małgosiazachwalałaciasteczka,jakby
samajeupiekła.
-Muszęzarazwychodzić-uprzedziłająLidia.
-Mówiłaśprzecież,żeFilipdobrzesobieradzi.
-Muszęsięprzygotowaćdopracy-Lidiapodałainnąwymówkę,alebez
przekonania.
Małgosiawyczułatoinienamawiałajejdalej.
-SłyszałaśoIndze?
-Coznią?-zainteresowałasięLidia.
-Jestwciąży.
-Nieżartuj?!Wktórym?
-Czwartymiesiąc.
-Poniejbymsiętegoniespodziewała.-Lidiapokręciłagłową.-Takawyzwolona,
zawszemówiłaofacetachzwyższością,aturodzina?
-Coty?Niktnawetniewiezkim.
-Icozamierza?Samawychować?
-Oczywiście-potwierdziłaMałgosia.-Znalazłajakiegoś,żebyjejtrochęspermy
upuścił,aletwierdzi,żeonnawetniezobaczydziecka.Podobnotojakiśaktorz
teatru.
-Aktor?!
-Poznałagopospektaklu,wiesz,żeonabyławjakimśklubiemiłośnikówteatru
czycośtakiego?Zostawałapospektaklach,robiławywiadyzreżyserami,aktorami…
-Tosięteraznazywawywiad?-zażartowałaLidia.
-Chybatak.
-No,proszę.-Lidiasięgnęłapokolejneciastkoipoprawiłasięwfotelu.-Nigdy
niemyślałam,żebędziechciałamiećdziecko.
-Chybakażdakobietachce-podsumowałaMałgosia.
-Pracujeczyjestnazwolnieniu?-spytałaLidia.
Małgosianiezdążyłajednakodpowiedzieć.ZadzwoniłtelefonLidiiiokazałosię,
żejednakFilipniejestsamowystarczalny.Tymrazemsprawabyłapoważna,Oskar
dwarazyzwymiotowałiLidia,przestraszona,pospieszniepożegnałasięz
przyjaciółkąiwyszła.Niechciałaczekaćnawindę,zbiegłaposchodach,na
pierwszympiętrzepotknęłasięiboleśnieuderzyłakolanemościanę.Potemjechała
dodomu,ignorującżółteświatła,arazczydwaprzejechałaskrzyżowanienawetna
czerwonym.ZdrogizadzwoniładoFilipaiokazałosię,żedzieckowreszciezasnęło.
Lidiauspokoiłasięniecoiwyobraziłasobie,jakmieszkasamazOskarem.Napewno
niemogłabypójśćnawieczornespotkaniezprzyjaciółką,tylkowedwie.
Alemożepowinnawięcejprzebywaćzsynem?Czynaprawdęopłacajejsię
pracowaćpogodzinach,staraćsię,uczyćciąglenowychrzeczy?Pocotowszystko?
33
Niektórzynazywajątozbiegiemokoliczności.Szczęściem.Przypadkiem.Marząo
tym,pewni,żeimsięnapewnonieprzytrafi.Tojestzarezerwowanedlainnych,dla
wybranych,którzytylkodziękitemuodnosząsukcesy.Jednakci,którzytensukces
odnoszą,postrzegajątakiezdarzeniajakoodpowiedniąreakcjęnanastępującepo
sobiewydarzenia.Szybkadecyzjatokluczdosukcesu.
WłaśnietakzachowałsięFilippewnegopogodnegopaździernikowegodnia.
Dokładniewpołudniedowiedziałsię,żeMichał-jegoszef-wychodzinakonferencję
czyinnespotkanieijużsięniepojawitegodniawbiurze.Filipcałyranekszukał
pretekstu,żebynadwiegodzinywyjśćzpracy,aleponieważjegonotowaniauszefa
ostatnioniebyłynajlepsze,miałkłopotzeznalezieniemwiarygodnegopowodu.Atu
takizbiegokoliczności-nietrzebaniczegowymyślać,anawetinformować.
Wystarczywyjść.Niezastanawiałsięwięcnawetpięciusekund.
Jużkwadranspotym,jakMichałwyszedłzbiura,żegnanygłośnymi
komentarzamiPięknegowstylu„chłopaki,wyciągajciebrowar,szefajużdziśnie
będzie!”,Filipwyłączyłkomputer,wstałiwrzuciłjeszczekilkapapierówdotorby.
Właściwieniepotrzebowałich,alesamprzedsobąchciałstworzyćpozory
zaangażowaniawpracę.Przyrecepcji,gdywkładałkurtkę,nieuniknąłkąśliwego
wzrokuMarysi.Odczasu,kiedypewnegopóźnegopopołudniaodwiózłjądodomui
wsamochodziepożegnałsięzniąniecozbytczule,zawszepatrzyłananiegoz
lekkimpolitowaniem.Nigdymutegoniepowiedziaławprost,jednakuważałago
chybazadobrzeukrywającegosiękobieciarzaiodczasudoczasuniemogłasobie
odmówićkrótkiegokomentarzalubchociażwymownegospojrzenia,przezco
niektórekoleżankizpracypodejrzewałyFilipaoromanszMarysią.Na
wypowiadanegłośno,zawszeżartem,sugestieaniFilip,aniMarysianiereagowalii
tojeszczepodsycałociekawośćkoleżanek.
PoczątkowoFilipunikałprzebywaniasamnasamzMarysiązewstydu,żebyła
świadkiemipowodemjegosłabości,którejnawetonsamnierozumiał.Starałsię
wychodzićzpracywczyimśtowarzystwie,nawetranozdarzałomusięczekaćprzed
wejściemdobiura,udając,żeczegośszukawtorbielubzawiązujesznurowadło,aby
tylkoniewchodzićsamemuiniemusiećprzezchwilębyćsamnasamzniąw
recepcji.AleitaknieudałomusięuniknąćuwagMarysiwstylu„zktórądzisiaj?”,
kiedypowiedziałprzyniej,żemaspotkanie,lub„dzwonitatwoja,wieszktóra”,kiedy
łączyłarozmowęzkobietą.JednakpopewnymczasieFilipprzestałsiętym
przejmować.Takbyłoprzezdłuższyczas,alepodwóch,trzechmiesiącachznów
zaczęłogotoirytować.SpecjalnieczekałnajakiśkomentarzMarysi,abymiećokazję
docelnejriposty.Czasamizastanawiałsiętylko,czynieskończysiętodlaniegoźle,
gdyzadzwoniLidiaiusłyszyodMarysidziwnąsugestię.Lidiajednakzazwyczajnie
dzwoniłanatelefonstacjonarny,byływięcmałeszanse,żezłośliwejrecepcjonistce
nadarzysiętakaokazja,więcFilipmachnąłnatorękąiprzestałunikaćspotkańz
Marysiąsamnasam.
Wkurtce,ztorbąnaramieniu,zerknąłwlustro,bysprawdzićułożenie
kołnierzyka,wnadziei,żeMarysiasięodezwie.Rybabyłałakomanatakąprzynętę.
-Piękniewyglądasz-powiedziałazironicznymuśmiechem.-Napewnojejsię
spodobasz.
-Liczęnato-odpowiedziałFilip,zwróconydoniejtyłem.
-Jakżonazadzwoni,tomampowiedzieć,żegdziejesteś?-spytałazudawanym
zainteresowaniem.
-Powiedz,cochcesz-odpowiedział,odwracającsię.-Maszwprawęw
wymyślaniuróżnychhistorii.
-Niejesteśzbytprzemądrzały?Kobietytegonielubią.
-Napewno?-rzuciłzaczepnie.-Będęzagodzinę,mamspotkanie-rzucił
pospiesznieiwyszedłzbiura.
Naschodachzastanawiałsięjeszczechwilę,czyniebyłdlaniejzbytarogancki.W
końcumiałaprawodoswoichkomentarzy,choćzdrugiejstrony,toniefortunne
zdarzeniemiałomiejscejużdwalatatemuipowinnadaćsobiespokój.Na
przystankuczekałniedłużejniżdwieminutyikiedywsiadałdoautobusu,
zapomniałocałejsprawie.Zacząłsięzastanawiać,nacozwrócićuwagęijakie
pytaniazadaćpanidyrektoriinnymosobom.
Zamierzałodwiedzićjednozbardziejznanychprzedszkolipublicznychna
Mokotowie,ponieważwłaśnieorganizowanotamtydzieńotwartydlarodziców
przyszłychprzedszkolaków.„Zwiedźnaszeprzestronnesaleiobejrzyjstarannie
dobranezabawkiorazpomocedydaktyczne.Przyjrzyjsięcodziennejpracynaszej
wykształconejkadry.
Porozmawiajzdyrektorem.Iprzekonajsię,jakzadowolonemożebyćtwoje
dzieckounas”.
Takmówiłoogłoszenie.Filipzapragnąłwięcsięprzekonać.Szefułatwiłmu
zadanieiototerazFilipzbliżałsiędopamiętającegolatasześćdziesiąte,piętrowego
budynku,otoczonegoniskimidrzewamiozupełnieżółtychliściach.Budynekstał
przybocznejuliczce,międzyblokamimieszkalnymiztegosamegookresu.Zulicy
niebyłowidaćżadnegoplacuzabawanipodwórkaitonastawiłoFilipanegatywnie.
Aleskorojużtutajprzyszedł,postanowiłsprawdzićwszystkodokładnie,zanim
wyrobisobieostatecznezdanie.
Druganiemiłaniespodziankaspotkałagoprzywejściu.Otworzyłdrzwibez
problemu,obejrzałwywieszonenaścianiepraceplastycznedzieci,przeczytałkartkę
zmenunadziś,przypiętąpinezkądotablicynaścianie,anastępnierozejrzałsiępo
dośćciasnejszatnipełnejkolorowychubrańdziecięcych.Niktgonieprzywitał,nie
zapytał,czegosobieżyczy.Mógłspokojnieukraśćwszystkiekurteczkilubpodmienić
butywszafkach.Każdyprzypadkowolubcelowoprzechodzącytąulicąmógłtu
wejść.
-Przepraszam,panpodziecko?-usłyszałnaglezasobą.
Drgnąłiodwróciłsię-przednimstałaniska,pięćdziesięcioletniakobieta,ubrana
wspodnieibluzkęwciemnymkolorze.Niemiałpojęcia,jakąmogłapełnićfunkcjęw
przedszkolu,niewyglądałaaninapaniądyrektor,aninasprzątaczkę.
-Janatydzieńotwarty-wyjaśnił.
-A!-Kobietauśmiechnęłasię.-Tozapraszam.Wjakimwiekumapandziecko?
-Dwalata-skłamałszybko;Oskarniemiałjeszczeosiemnastumiesięcy.
-Dobrze,bardzodobrze-ucieszyłasiękobieta.-Awięc-zatoczyłarękąkoło-to
jestszatnia,chybazdążyłpanjąjużpoznać-uśmiechnęłasię,jakbytomiałbyćżart.
-Tak-potwierdziłiponownierozejrzałsię,notującwpamięcikolorowesymbole
przyklejonedokażdejszafki.Zastanawiałsięmiędzyparowozemauśmiechniętym
księżycem,gdybymiałwybieraćdlasiebie.
Następniepaniprzewodnikoprowadziłagopoinnychpomieszczeniach
przedszkola.
Pozwoliłazajrzećdodwóchsal-wjednejdziecisiedziaływkółkunapodłodzei
odpowiadałynapytaniapaniprzedszkolanki,wdrugiejleżałynamałych
rozkładanychłóżeczkach,przykryteniebieskimikocami.Niektórespały,większość
jednakleżałazotwartymioczami,patrzącwsufitlubnakolegówikoleżankipo
bokach.Mimożeniebyłyzwiązane,wyglądałotojaktortura,którąmusząprzetrwać.
Filipowiprzemknęłamyśl,żemożewłaśnienatympolegaterrorwtejuznanej
placówceoświatowej-koniecznośćleżenia,nawetkiedyniechcesięspać,bez
możliwościrozmowy.Imożewłaśniedlategotoprzedszkolejesttakdobrze
oceniane?
Filipprzechadzałsiępoprzedszkoluwtowarzystwiekobiety,którejfunkcjalub
stanowiskonadalpozostawałozagadką,oglądałsalezzabawkami,toalety,korytarz,
nawetkuchnięzuśmiechniętymikucharkami,którestałynadrozgrzanymi
patelniami,smażącnaleśnikinapodwieczorek,aminacorazbardziejmurzedła.Nie
wiedziałjużtaknaprawdę,nacopowinienzwracaćuwagę.Czekałagojeszcze
rozmowazpaniądyrektor-chciałjejzadaćconajmniejkilkanaścieprzemyślanych
pytań,awgłowiemiałpustkę.Skądmógłwiedzieć,jakOskarbędziesięczułwtym
miejscu?Czymożnazaufaćtutejszymnauczycielkom?Iczywogólemożnazaufać
komukolwiekobcemuizostawićznimwłasnedzieckonawielegodzin?Wdomunie
wolnospuścićgozoczunawetnakilkasekund,boniebezpieczeństwoczyha
wszędzie:dzieckomożespaśćzkanapyirozbićsobiegłowęalbowdrapaćsięna
krzesłowkuchniidotknąćgorącegoczajnika.Tylerzeczygrozimuwdomu,aco
dopierowprzedszkolu!Dwiepaniezajmująsiędwudziestomamaluchami.Czy
chodzązakażdymdołazienki?Iwdodatkuteschody!Przecieżwystarczykilka
sekund,żebyciekawskitrzylatekwszedłnagórę,potknąłsięispadłdotyłuna
głowę!
Filipowinaglecałainstytucjaprzedszkolawydałasięabsurdalna.Toniemożliwe,
byrodzicezostawialitudziecidobrowolnie.Najchętniejodrazubywyszedłi
zapomniałoistnieniuprzedszkoli.Byłjeszczeczas,Oskarmiałiśćdoprzedszkola
dopierozarok.MożewtedyFilipzobaczytoinaczej?Boterazniewidziałtegowcale.
Poszedłjeszczedogabinetupanidyrektor,zadałjejkilkapytańozasady
przyjmowaniadoprzedszkola,ozajęciadodatkowe,miejscedozabawnapodwórku
(jednakbyło)iposiłki,alejużpodziesięciuminutachjegorepertuarpytańsię
wyczerpał,Filippożegnałsięzczterdziestoletnią,zadbanakobietąiwyszedłzjej
gabinetu.NaschodachnatknąłsięnaOsę.
Tak,toniebyłjegosobowtóraniprojekcjamultimedialna.TobyłżywyOsa.
Przyjacielzeszkołyśredniej,którąobajskończyliczternaścielattemu.Którego
ostatnirazwidziałprawieczterylatatemunaimprezie,którąpospieszniemusieliz
Lidiąopuścićzpowoduchorobyjejmatki.
-Hej!-krzyknąłFilipiklepnąłgowramię.
-Cześć.-Osazatrzymałsięnaostatnimstopniuschodów,spojrzałstamtądna
Filipajakbyzlekkimwahaniem,czytodziejesięnaprawdę.
-Coturobisz?!-Filipspytałpodekscytowany.
-Zwiedzam-odpowiedziałOsa.
-Co?!-Filipzaśmiałsię.-Przedszkole?
Jakaśkobieta,mrucząc„przepraszam”,przecisnęłasięobokFilipa,napierającna
niegobrzuchemibiustemwsztywnymstaniku.
-Idziesznagórę?-zapytałOsę.-Tak,dodyrektorki.-Zaczekamnazewnątrz
przedwejściem.-Zarazbędę-Osapodniósłotwartądłoń,abyFilipzaczekałna
niegoiodszedł.
Filipzszedłnadół,pożegnałsięzpaniąprzewodnik,siedzącąnaminiaturowym
krzesełkuwszatni,iwyszedł.Słońceświeciłomocno,aledawałojużniewieleciepła.
Cozazbiegokoliczności!-pomyślałFilip-Skądonsiętuwziął?Niewidzielisię
tyleczasu.Anawetwtedy,naostatnimspotkaniuklasowymrozmawialiniewiele.
Wszyscywspominalispędzonerazemlata,układalilistęnajbardziejszalonych,
najweselszychinajgroźniejszychwydarzeńzczasów,kiedymieliposiedemnaście,
osiemnaścielat,wnadziei,żeznówpoczujątębeztroskę,gdycałyświatstoiprzed
tobąotworem,atyzanicnieodpowiadasz.Ostatnielatażyciaspędzonenazabawie.
Otym,coteraz,mówilinaimpreziekrótko,jakbymimochodem,byleszybciejmieć
tozasobąiwrócićdotego,conajlepsze-wspomnień.DlategoFilipniemiałpojęcia,
czymOsasięzajmuje.Napewnoteraznikttakdoniegoniemówi,tylko-panie
Tomaszu.Nowięc,copanterazrobi?Ipocoprzyszedłpandoprzedszkolaw
Warszawie?Bochybaniepoto,żebyzapisaćdziecko?
Osarzeczywiściewróciłjużpokilkuminutach.Spodczarnego,rozpiętegoodgóry
płaszcza,połyskiwałmuczerwonykrawat.Zszedłposchodachistanąłprzed
Filipem.
-Coterazrobisz?-spytałbezżadnegowstępu.
-Pracuję,mieszkamtutaj-odpowiedziałzaskoczony.
-Wiem.Alecorobiszwtejchwili?
-Wracamdopracy-Filipwzruszyłramionami.-Przynajmniejtakimamzamiar.
-Chciałbymcośzjeść.Możepójdzieszzemną?
-Czemunie?Wkońcuwidujemysiętakrzadko,żekolejnaokazjamożesiętrafić
zakilkalat.
-Takizbiegokolicznościnapewnojużsięniepowtórzy.Chodź!-Osaruszyłi
skinąłdoFilipa,abypodążyłzanim.
Błysnęłykierunkowskazyzaparkowanegoniedaleko,kilkuletniegoczerwonego
volkswagena.Osa,nieczekającnaFilipa,wsiadłdośrodka.Pochwiliruszyli.
-Dokądmożemypojechać?-spytałOsa,manewrującmiędzyciasno
zaparkowanymisamochodami.
Dwiekobietyzdziećmiwchodziłyposchodachdoprzedszkola.Jedenzmaluchów
potknąłsięiupadł.Odrazuzacząłpłakać.Matka,jaknasygnał,szybkogopodniosłai
zaczęłaprzytulać,jakbyzdarzyłsięstrasznywypadek.Filippomyślał,żewkrótce
codzienniebędąwchodzićpotychczyinnychschodachzOskarem.Jestszansa,
oczywiście,żewprzedszkolu,którewybiorą,niebędzieschodów.Ale,prawdę
mówiąc,tomałoprawdopodobne.
-Jesttuniedalekotakaknajpaturecka-powiedziałFilip.
-Turecka?-Osasięskrzywił.
-No,niewiemdokładnie-Filipzacząłsięwycofywać.-Jakaśarabska.Nigdynie
jadłemunich,alewyglądaporządnie.
-Kebab?
-Nie,knajpa.
-Niechbędzie-zgodziłsięOsa.-Prowadź.
ChwilęjechaliwedługwskazówekFilipa.Skręciliwgłównąulicę,aleję
Niepodległości,jednakwposzukiwaniumiejscadozaparkowaniaznówmusieli
zjechaćwbocznąuliczkę.
Osanarzekał,żenigdynieprzeprowadziłbysiędoWarszawywłaśniezpowodu
koszmarnegoruchuulicznegoichronicznegobrakumiejscdoparkowania.
Dopierowrestauracji,kiedyzłożylijużzamówienia,Filipwreszciespytał:-Coty
właściwietutajrobisz?
-Praca-odpowiedziałkrótko.
-Czylico?-Mamtakąfirmę.-Jaką?Dostarczaszkredkidoprzedszkoli?-Mam
przedszkole.Kelnerkaprzyniosładzbanekztureckąherbatą,esencjonalnąibardzo
słodką.
Przezkilkachwilbylizajęcinapełnianiemfiliżanek.Filippopadłnaglew
przygnębienie.
-Tonieźle-mruknął.-Nigdyniemówiłeś.
-Niebyłookazji-wyjaśniłOsa.
-Oddawna?
-Jakieśpięćlat.Mamamnienamówiła.Onaznawszystkieprzepisy,wie,jakie
trzebaspełnićwarunki,maznajomościwkadrze.Ajużmiałemdośćpracydlakogoś,
poprawianiatychprogramówdlaksięgowych.
-Czylijesteśpieprzonymbiznesmenem-podsumowałFilip.
-Kapitalistą-przyznałOsa.
-Wiedziałem,żetakskończysz-Filipżartemchciałprzykryćzazdrość:„onto
zrobił,dlaczegojatylkootymmyślę?”.
Przyniesionoimtalerzezmięsemzkurczakairyżem.
-WŁodziniezabardzomożnazarobić-rozgadałsięOsa.-Ludzieniemajątyle
kasy.
Niktniebierzedodatkowychzajęć.Iniezawszemamypełnegrupy.Pomyślałem,
żebyzałożyćoddziałwWarszawie,tutajsąinnezarobki,tuniktniebędziesiękłócił
ostozłotychczesnego.
-Toprawda,sporoludzizarabiatunieźle-przyznałFilip.
-Nowłaśnie.Iprzyjechałemzobaczyć,cooferująprzedszkolapubliczne,żeby
zaoferowaćcoślepszego.
-Amaszjużmiejsce?
-Jeszczenie.Rozglądamsię.
-Chybaniejestłatwoznaleźćcośdobrego.Noiwprzyzwoitejcenie.
-Wiesz,jakiesąstawkizaczynsz?-zainteresowałsięOsa.
-Dokładnieniewiem,alesłyszałem,żewysokie.Zależyoczywiścieoddzielnicy.
-JawogólenieznamWarszawy.
Osapoprosiłprzechodzącąkelnerkęopaprykęwproszku.Rezolutnadziewczyna
odwróciłasięipostawiłaprzednimpojemnikzprzyprawamizsąsiedniegostolika.
-Aletymieszkasztujużparęładnychlat-zauważył.
-Tak,trochęjużminęło-przyznałFilip.
-Właśnie!-Osaodłożyłwidelec.-Możespróbowałbyśsięzorientować,poilesą
lokalewWarszawie?Napoczątekpotrzebujędwieście,trzystametrów,zkuchnią,
łazienkąiogródkiem.
-Gdzie?
-Niewiem-Osarozłożyłręce.-Tam,gdziejestnajwięcejdzieci.
-MożenaUrsynowie?-podsunąłFilip.
-Może.Mógłbyśsięzorientować?Niespecjalnie,alejakbyśsłyszałczyzobaczył
jakieśogłoszenie,todajznać.
-Niemasprawy.
-Damcikomórkę.-Osawyjąłdługopisinaserwetcezapisałnumertelefonu.-
Puśćmisygnał,tozapiszęsobietwójnumer.Niespieszymisiętakbardzo.Zakilka
miesięcyzajmęsiętymnapoważnie,wtedyzadzwonię.
-Mamnadzieję,żezadzwoniszwcześniej,głąbie-powiedziałzwyrzutemFilip.
Niewiedział,coodpowiedziećnaprośbęprzyjacielaiwolałzmienićtemat.-Jedziesz
doWarszawy,adokumpla,cogoniewidziałeśodlat,towpaśćniemożesz,co?
-Wcaletakczęstoniejeżdżę.
-Dobra,dobra,nietłumaczsię.
OsajeszczeprzezpewienczasopowiadałFilipowioprzedszkolu,którezałożyłi
prowadzizpomocąmamy.JednakFilipmyślałtylkootym,wjakisposób
wykorzystaćtowydarzenieiniespodziewanąprośbęOsy.Najpierwpotraktowałto
jakochęćpodtrzymaniarozmowy,nawiązaniakontaktu.AlewmiaręopowieściOsy,
poczuł,żeontraktujetoniezwykleserioisamzacząłwidziećsiebiejakowspólnika,
współwłaścicielanajlepszegoprywatnegoprzedszkolawWarszawie.Doktórego
będziechodziłtakżejegosyn!Toniezwyklekuszącaperspektywa.
34
Otejporzedniaruchmiejskiwyraźniesięzmniejszał.Większośćbiałych
kołnierzykówpracującychwWarszawiestraciłanadziejęnaawanslubnigdyjejnie
miałaionikończylipracęoprzepisowejsiedemnastejlubsiedemnastejtrzydzieści.
Towłaśnieimnajbardziejspieszyłosiędodomu,dożony,męża,dziecilubpsa
(biedaczek,tylegodzinbezspaceru!),itowłaśnieonimusielistaćwnajwiększych
korkachitracićnajwięcejczasu,siedzącbezczynniewsamochodzie.Sznury
pojazdówciągnęłysięodcentrumWarszawywkierunkunajwiększychosiedlilub
podmiejskichmiejscowości.Gdybywkażdymznichzamiastjednejosoby,siedziały
chociażdwie,problemykorkówulicznychmogłybyzniknąćraznazawsze.
Rozwiązaniejestnaprawdęproste,jednakczykomukolwieknatymzależy?
Natomiastdlatych,którzyopuszczająbiurookołodziewiętnastej(zlekkim
niepokojem,czynapewnowszystkozostałodziśzrobione:Wszystkieraporty
wysłane?Wszystkieemaileodczytane?CzyprezesdostałodpowiedźnaWażne
Pytanie?),dlanich-ulicepustoszeją.
Biorąwięcswojelaptopyiwychodzą,obiecującsobie,żejutrojednakzabiorąsię
dopracyzwiększymzapałem,zwiększymentuzjazmemiwyegzekwująwszystkie
zaległezadaniaodswoichpodwładnych.Imsięniespieszydodomu,ichżonyi
mężowiemusząrozumiećichzaangażowanielub-częściej-jużichniemaitylko
trzebapamiętać,czydzieckoprzychodziwtenweekend,czywnastępny.Oninie
stojąwcholernychkorkach.
TobyłokiepskimpocieszeniemdlaLidii,któraporazdrugiwtymtygodniu
musiałazostaćdłużejwpracy.Szefpowierzyłjejbardzoodpowiedzialnyi
skomplikowanyprojekt-taknaprawdęchybanajpoważniejszyodczasujejpowrotu
pourlopiemacierzyńskim.Aonaodpłaciłasiępełnymzaangażowaniem.Zawszelką
cenęchciałajeszczedziśukończyćpierwszączęśćraportunatematotwarcia
nowegooddziałubankuiranoodziesiątejprzedstawićgoszefowi.Jednakokazało
się,żejutro,wpiątek,szefbierzewolneiraportspokojniemożepoczekaćdo
poniedziałku.Apotem,czymzaskoczyłLidięjeszczebardziej,zaproponowałjej
podwiezieniedodomu.Filipwziąłtegodniasamochód,żebypojechaćzOskaremna
szczepienieprzeciwżółtaczce,skazanawięcbyłanajazdęmetrem.Aleszefwybawił
jąodtego.
Otworzyłjejszarmanckodrzwinowiutkiego,czarnegovolvaikilkaminutpo
dziewiętnastejruszyliwkierunkuUrsynowa.NajpierwreprezentacyjnąalejąJana
PawłaII,którastałasięjużkorytarzemnowoczesnościizachodniegoblichtru,
szczególnienaodcinkumiędzyulicamiElektoralnąaProstą.Eleganckiebiurowce
wyrosłytujakgrzybypodeszczu,aobok-HalaMirowska,targowiskoprawie
niezmienioneodkilkudziesięciulat,gdziekwiaciarkihandlująobokpunktu
dorabianiakluczy,opodalkobiecinysprzedająsznurówki,adrobnipijaczkowie
siedząobokrozłożonychnachodnikustarych,nikomuniepotrzebnychksiążek
pisarzykomunistycznych,którewyciągnęlizjakiegośstrychu.Zzabiurowców,po
obustronachalei,wyłaniałysięogromnewieżowcezwielkiejpłyty,szarei
przytłaczające.Adotegojeszcze,zaledwiekilkakrokówdalej,koszmarnyDworzec
Centralny-wrażenieelegancjipryskało.
Lidiaobserwowałakolorowewieczornemiastoigorączkowoszukałatematudo
rozmowyzszefem.Milczeniejąkrępowało.Niewiedziała,czywspomniećraczejo
pracy,czywręczprzeciwnie-trzymaćsięjaknajdalejodtematówzawodowych?Czy
powinnapowiedziećcośosobie?Czyteżtaktowniezapytaćocośszefa?
Taknaprawdę,niconimniewiedziała.Czymiałżonę?Zerknęładyskretniena
jegodłonietrzymającekierownicę-niezauważyłaobrączki.Alemężczyźniczęstojej
nienoszą.
Wsamochodzieniebyłożadnychosobistychdrobiazgów,żadnegozdjęciaza
osłonąprzeciwsłonecznąaninawetbutelkizulubionąwodąmineralną-mogłabysię
chociażdowiedzieć,czywoligazowaną,czybezgazu?Przypomniałasobie,żekiedy
wsiadładosamochodu,niezauważyłaztyłufotelikadladziecka.Czymógłmiećjuż
starsze,kilkunastoletniedziecko?Miałokołoczterdziestki,więctobyłomożliwe.
RzuciłakilkauwagoruchuulicznymwWarszawie,wymienilisięopiniamina
tematkorkówipomysłaminato,jaksobieznimiradzić,alewkońcuobojezgodzili
się,żesąniedouniknięcia.WczasierozmowyLidiaprzyglądałasięszefowi.Miał
ciemne,lekkojużsiwiejącenaskroniachwłosy.Natwarzyniebyłowidaćzarostu,
czyżbygoliłsiędrugirazwpracy?Brunecimająprzecieżmocny,wyraźnyzarost,
Filipwieczorempotrafiłjąnieźlepodrapać,kiedydawałjejcałusanapowitanie.Tak,
szefmusiałgolićsięwpracy,czyliprzywiązywałdoswojegowyglądunaprawdę
dużąwagę.Wypielęgnowanedłonietrzymałnakierownicyidealnierówno,
paznokciemiałstarannieprzycięte.Czyżbychodziłdomanikiurzystki?
Niewykluczone.Ijeszczetenzapach.Lekki,świeży,alewyraźny.
Nagleszefzerknąłnaniąszybko.Ichspojrzeniaspotkałysięnaułameksekundy.
PotemLidiapoczułajegospojrzenienaswoichkolanach,odruchowojeścisnęła,
wyprostowałanogi,potemznówjezgięła.Chrząknęła.Szefmilczał,jechaliwciszy.
Lidiastarałasiępatrzećprostoprzedsiebie,nasamochodyjadąceprzednimi.
Wtedyodezwałsięsygnałtelefonu,szefwcisnąłprzyciskwkierownicyichwilę
rozmawiałzkimśnatematyzawodowe.NastępnieprzeprosiłLidięisamzadzwonił.
Tymrazembyłatorozmowaprywatna,zżonąlubpartnerką.Całyczasużywał
jednakzestawugłośnomówiącegoiLidiaczułasiętrochęskrępowana,kiedy
rozmówcyustalalizesobą,cokupićnakolacjęicobędąrobićjutrowieczorem.O
ewentualnymdzieckuniepadłonawetsłowo.
WtymczasiesamochódminąłAlejeJerozolimskie,potemskrzyżowaniezaleją
ArmiiLudowejidopierozabudynkiemPolskiegoRadiaznówzapadłacisza.Jednak
Lidiauznała,żesłowasąmniejkrępujące,izaczęłaprzedstawiaćwskróciewyniki
swoichanaliziuzgadniaćzszefemplanpracynapiątekiponiedziałek.Tematów
wystarczyłoażdomiejsca,wktórymzbudowanojedynekinonacałymUrsynowie,
czylijużniedalekoosiedlaLidii.
Wtedyszefzacząłzachwycaćsię,jakbardzozmieniłasiętadzielnicamiastaw
ciąguostatnichkilkulat.Spoglądałprzytymnajczęściejwprawo,wstronępoktórej
siedziałaLidiaipodziwiałnajnowszeosiedla,akiedyodwróciłasiędoniego,żeby
potwierdzić,znównapotkałajegowzrok,utkwionyraczejwokolicyjejbiustuniż
budynkówzaoknem.Szybkoodwróciłspojrzenieiwłaśnieto,żesięspłoszył,
sprawiło,żeLidiaprzestałaczućtremęizobaczyławnimnietylkoprzełożonego,ale
teżmężczyznę,któryzapomocąchłodnejrezerwypróbujezamaskowaćswoje
zainteresowanieniąjakokobietą.Tejegospojrzeniabyłyjednaktakdyskretnei-
byćmoże-nieśmiałe,żewogóleniepoczułazdenerwowaniaanizagrożenia.
DojechalidoKabatwmilczeniu,aleLidianiebyłajużtakaspiętajaknapoczątku.
Pożegnalisięmocnym,krótkimuściskiemdłoni.
WdomuFilipkończyłwłaśniewycieraćOskarapokąpieli.Stałwprzybrudzonym
podkoszulku,mokrymodszamotaniasięzsynemwwodzie,zdwudniowym
zarostemizbytdługimijużwłosami.Obajrzucilisięnanią,gdyweszładołazienki.
Oskarzokrzykiem„mama!”zatłuściłjejbluzkęoliwkądociała.Całowałajegomokre
włosy,czując,jakzmęczeniezniejuchodzi.Nieprzebierającsię,weleganckiej
spódnicy,dokończyławycieraniesynaiusłyszała,jakFilipwkuchniwłączyłczajnik
zwodą.
35
So,ifyouaskedme
WheredoIgofromhere.
Mynextdestinationevenisn’treallythatclear.
So,ifyoujoinme
Andgetonyourkneesandpray
I’llshowyousalvation,
We’lltakethealternativeway.
Clutchingtheshortstraw.
Powinienwiedzieć,żetoniemożeichobudzićnaczas.Cozapomysł,żeby
ustawićjakoalarmbudzikapiosenkęotytuleThattimeofthenight?Coztego,żejest
dynamiczna,ozmieniającymsięrytmie,zmocnozaznaczonąperkusjąwrefrenie,a
dotegomatrudny,nieprzyjemnyiniepokojącytekst.Słowo„noc”wtytulejest
decydujące.Filipobudziłsiępiętnaścieminutpóźniej,niżpowinien,kiedyz
odtwarzaczapłynąłjużkolejnyutwórMarillionu.Otejporzepiętnaścieminutznaczy
więcejniżgodzinawieczoremczytrzygodzinywczasieweekendu.Piętnaścieminut
mniejrano,przedwyjściemdopracy,sprawia,żetwójdzieńzaczynasięw
nieznośnympośpiechu,możeszwtedypowiedziećojednosłowozadużo,wykonaćo
jednączynnośćzamało,przeznieuwagęzrobićcoś,czegonigdybyśniezrobił.
Lidiaobudziłasiędopiero,gdyFilipwyłączyłodtwarzacz.
-Która?-spytałanapowitanie.
-Wpółdoósmej-odpowiedział.
-Co?!-Spojrzałanaelektronicznywyświetlaczzegara,stojącegonanocnejszafce.
-O,nie!
Usiadłanałóżkuiskryłatwarzwdłoniach.
-Niezdążę-powiedziałaprzezczęściowozakryteusta.
-Niemartwsię.-Filipusiadłnałóżkuposwojejstronieiprzeciągnąłsię.-Ja
ubioręOskara,jaksięobudzi,ipowiemopiekunce,comazrobićnaobiad.Tysię
ubierajipędźdopracy.
-Atysięmożeszspóźnić?-Lidiajużwstała,zdjęłakoszulkęiluźnemajtki
bokserki,wktórychostatniospała,inagapobiegładołazienki,nieczekającna
odpowiedź.
Filipnajpierwzajrzałdopokojusyna,którynadalspałzrękamiułożonyminad
głowąiobowiązkowoodkrytyminogami.Chciałgopogłaskaćpopoliczku,ale
powstrzymałsięprzedtym,żebygonieobudzić.Wolałzostawićsobiejeszczekilka
minutspokoju.Patrzyłchwilęnasynazdłoniązawieszonąnadjegotwarzą,poczym
wyszedłdokuchninastawićwodęiprzygotowaćśniadanie.Zastanawiałsięchwilę,
czyzrobićgrzanki,czyzwykłekanapki.IczyLidiawogólebędziecośjadła,przecież
bardzosięspieszy!Przygotowałkanapkidopracydlaniejidlasiebie,potemwłączył
tosteriwyjąłzlodówkidżem.Niechciałbezczynnieczekać,ażzrumienionagrzanka
wyskoczyzurządzenia,poszedłsięogolić.Lidiastaławsamychrajstopachistaniku
przedlustremimalowałaoczy.
-Zjeszcoś?-spytałjąFilip.
-Niezdążę-odpowiedziała,wpatrującsięwlustro.
-Zrobiłemcikanapeczkędopracy.
-Dzięki.
Filipwyjąłzszafkielektrycznąmaszynkędogolenia,stanąłobokżonytak,abyw
rogulustrawidziećswojątwarz,izacząłsięgolićzlekkoprzechylonągłową.Kiedy
skończyłiwcierałwtwarzbalsampogoleniu,Lidia-jużumalowana-sprawnie,ale
bezpośpiechuwyplątywałazwłosówwałki.
-Czymożekończyszjutrowcześniej?-zapytał,patrzącnadalwlustro.
-Nie-odpowiedziałakrótko.
-Niezwolniąwasnawetgodzinęwcześniej?-zdziwiłsię.-PrzecieżjutroWielki
Piątek.
Zakręciłbutelkębalsamupogoleniuisięuczesał.
-Nie-Lidiaodpowiedziałaizawiesiłagłos,jakbychciałajeszczecośdodać.
Filipstanąłtużprzyniejipołożyłdłońnajejbiodrze.Kilkarazydelikatnieiz
czułościąpogłaskałjąizatrzymałrękęnajejpośladku.Lidiaprzesunęłasię,żeby
schowaćwałkiidłońFilipazostaławpowietrzu.
-Pracujemytakżewsobotę-oznajmiła,układającwłosy.
-Wsobotę?!-Filipspojrzałnaniąpytająco.
Lidiapatrzyławlustro,przechylającgłowęnabokiisprawdzającfryzurę.
-Musimyskończyćważnyprojekt.
-WWielkąSobotę!?-Filippodniósłgłos.
-ObudziszOskara-skarciłagospokojnie.
-Kiedywampowiedzieli?
-Wczoraj.
-CzyliniejedziemynaWielkanocdotwoichrodziców.
-Możemyjechaćwsobotępopołudniu-zaproponowała.-Wiesz,żeOskarnie
lubijeździćwieczorem,niemożezasnąćwsamochodzie.
-Towniedzielęrano.
Lidiawyszłazłazienki,ubrałasięwżakietizakładającnarękęzegarek,jęknęła
cicho„onie!”,bozobaczyłajakjużpóźno.Filipstanąłzanią,nadalwbieliźnie,w
którejspał.
-Lidka-zacząłspokojnie.-Pracujeszdopóźnawtygodniu,czasamiwsobotyi
terazjeszczewświęta?!Ciągleniemacięwdomu.Jaktosobiewyobrażaszdalej?
-Musimyskończyćtenprojektzwiązanyzotwarciemnowychoddziałów.Wtedy
będzie…
-Wtedybędziecośinnego-przerwałjej.-Jakiśinnyniezwykleważnyprojekt.
Możezamykanieoddziałów.Toniejestnormalnapraca,gdziekażąludziom
pracowaćwwolnedni.
-Ktośmusiutrzymywaćdom-odcięłasię.-Tymasznakoncietysiączłotychjuż
odkilkumiesięcy.
-Mamymniejprojektów,toniemojawina-usprawiedliwiałsięFilip.-Mniej
pracuję,alejestemsporowdomu.Imniejwydajemynaopiekunkę,ajamogęwięcej
czasupoświęcićdziecku.Onmatylkorazwżyciudwalata,tosięjużnigdynie
powtórzy,niewolnotegoprzegapić.
-Ciekawe,cobyśmyjedli,jakbyśmyobojepoświęcalimucałynaszczasinie
chodzilidopracy?
-Nieprzesadzaj,niktunasniegłoduje.
Lidiaposzładokuchni,wypiładwałykiherbatybezcukru,schowałakanapkędo
torebkiizaczęławkładaćbuty.Filipczekałjeszczenajakieśwyjaśnienia,jednak
Lidiabyłajużwpłaszczuiniezamierzałasięwięcejodzywać:aniniczegotłumaczyć,
anirobićFilipowiwymówek.Gotowadowyjścia,zajrzałajeszczedopokojuOskara,
pocałowałagowczołoijużzrękąnaklamcekrzyknęławkierunkukuchni,gdzie
Filipjadłgrzanki.
-Kupiszchleb?-Tak-odpowiedział.-Czytopewneztąsobotą?-Pewne-
powiedziałastanowczo.-Cześć.Zamknęładrzwiniecomocniej,niżzamierzała,co
byłojedynąoznakąjejzdenerwowania.Filipwstałzkrzesłaikończyłśniadaniena
stojąco,opierającsięoparapet.
Obserwowałświatzaoknem.Trasa,którąmusiałapokonaćopiekunkaod
przystankuautobusowegodoklatkiichbloku,byładobrzewidocznazoknakuchni.
Filipczekał,ażkobietapojawisięnachodniku,dopierowtedysięubierał.Zbliżała
sięósmadziesięć,zostałomupięćminut,przezktóremógłjeszczepostaćbez
spodni.
Rozważałwgłowiescenariusz,kiedytoonpoświęcasiępracy,wychodzizdomu
oósmejiwracadodomuodziewiętnastejlubpóźniej.Zastanawiałsię,czymożeto
zrobić?Czymiałbyszansenaawanswfirmie?Czymiałbymotywacjędopracy,tak
byiśćdoszefazprośbąoprzydzieleniemudodatkowegoprojektu?Ostatniomiał
niewieleobowiązków,toprawda,szefprzestałmuprzydzielaćnowezadania,zostali
mustaliklienci,którychpozyskałdlafirmydwa,trzylatatemu.Niebyłoichwielu,
czasamimiałpracętylkonakilkagodzindziennieiwtedywychodziłzbiurao
czternastejlubprzychodziłojedenastej.Mógłjednakspróbowaćjeszczerazpokazać
zaangażowanie-boczuł,żenarzeczywiste,stuprocentowezaangażowaniejużgo
niestaćipozostajetylkostwarzaniepozorów.Możepowinienzadzwonićdokilku
klientów,którzyoddawnaniezlecaliimprojektów,przypomniećosobie,spotkać
się-anużudałobysięktóregośnamówićnaskromnyprojekt?Wówczasdoceniliby
gowfirmie,miałbynowezlecenia,nowezadaniaitematyimożeznówodkryłbyw
sobiepasję?Pracowałbydopóźna,więcejzarabiałipokazałLidii,nacogostać?
Obmyślałtenscenariuszszczegółowo,zastanawiałsię,czywogólemaochotęgo
zrealizować.Imdłużejmyślał,tymmniejgointeresował.Nachodnikupojawiłasię
opiekunka,szłapowoli,patrzącprzedsiebie.Nachwilęuniosłagłowęwkierunku
okna,wktórymstałFilip,podskoczyłjakoparzony,pewny,żegozauważyła.Wrzucił
doustostatni,niecozadużykawałekgrzankiipobiegłdosypialnisięubrać.Nie
zdążyłjeszczezapiąćspodni,gdyusłyszałpłaczOskara.Chłopieczawszeciężko
znosiłchwilęprzebudzenia.WrozpiętejkoszuliFilippodbiegłdosynaiwziąłgona
ręce,żebyutulić,pokazać,żeświatmożebyćmiłyiżeniemusisięniczegoobawiać,
boojciecjesttutajikochago.ToFilipainteresowałoznaczniebardziej.Opiekunka
zadzwoniładodrzwi.
36
Szefbyłwyraźniespięty.Rozmawializesobątegodniadwarazy,ajednakwtedy
niepoprosiłgodoswojegogabinetu.Napewnozaplanowałtęrozmowęwcześnieji
jużodranawiedział,cozamierzazrobićpopołudniu,niezdradziłsięjednakżadnym
gestemaniwyrazemtwarzy.AprzynajmniejFiliptegoniezauważył.Byćmożeszef
zachowywałsięinaczej,leczniepotrafiłodczytaćtychsygnałów,boniemiałdonich
klucza.
WłaściwieFilipzamierzałjużwyjśćzbiura.Skończyłwszystko,comiałdo
zrobienianadziś,istałprzyrecepcji,wymieniajączMarysiąuwaginatematplanów
urlopowych.Onawyjawiłazzadowolonąminą,żemaodniedawnachłopakairazem
zamierzająspędzićromantycznytydzieńnagreckiejwyspieSantorini.Filip
pogratulowałjej,zarównowyjazdu,jakichłopaka.Wduchubyłprzekonany,żeich
związekniedotrwadoczasuplanowanegowyjazdu.Kątemokazauważył
przechodzącegoMichała,szefafirmy,któryrzuciłodniechceniadoFilipa.
-Wpadnijdomnienachwilę.
-Teraz?-spytałzdziwiony.
-Zachwilę.
FilipzrobiłzdziwionąminędoMarysi,niemiałpojęcia,oczymszefchciałbyz
nimrozmawiać.Marysiazażartowała,żetonapewnoawansnaczłonkazarządu.„Do
sprawkserowaniaibindowaniaraportów”-dodałFilipzprzekąsem.Iodszedł.
Pokójszefabyłzawszeotwarty,więcFilipwszedłiusiadł,abynaniegopoczekać.
Zzaciekawieniemoglądałleżącenabiurkupłyty.Odczytałtytuły:najednej-Without
youI’mnothing,nadrugiej-Blackmarketmusic.Naobutasamanazwazespołu-
Placebo.Filipniesłyszałonimnigdywcześniej.Zaintrygowałagoszczególnie
okładkatejpierwszej-dwiemłodeszczupłekobietyodługichwłosachspiętych
gumkąsiedziałynaprzeciwkosiebie,przystolelubbiurku,wpatrzonewblat,alez
pewnościąnictamniewidziały.Wyglądały,jakbywłaśniejednadrugiejwyznała
jakąśwstydliwątajemnicę.Byłybardzopodobnedosiebieinawetnasuwałasię
myśl,żetojednaitasamakobieta.Możepostanowiłapopełnićsamobójstwo,
ponieważporzuciłjąktoś,zkimbyłaodlatikogobezgraniczniekochała,aonokazał
sięzwykłąświnią.Jednakwahałasię;podjęładecyzję,alenachwilęusiadłaidopadły
jąwątpliwości:czyonjesttegowart?
MichałwszedłenergicznymkrokiemiodrazuzauważyłpłytywrękachFilipa.
ChwilęrozmawialiozespolePlacebo,onteżgonieznał,dopierojekupił,boktośmu
polecił.
ZgodziłsiępożyczyćFilipowi,alenarazietylkojedną-sambyłciekaw,cotoza
muzyka.Apotem,widocznieuznawszyrozmowęomuzycezadoskonaływstęp,
przeszedłdorzeczy.
Musząciąćkoszty.TobędzienawetkorzystnedlaFilipa,bozapłacimniejszy
podatek.
Właściwienicsięniezmieni.Będzierobiłtosamocoteraz.Możepracowaćw
domu.
Oczywiście,powiniensiępojawiaćwbiurze,nawetcodziennie,jeślizajdzietaka
potrzeba,aleprawdopodobniedwa,trzyrazywtygodniuwystarczy.Wzależnościod
projektów.Zwrotkosztówtelefonu.Iurlopbezzmian.Pomimożeniebędzieumowy
opracę.
Filipnawetgorozumiał.Rozmawialirzeczowo,argumentybyłyprzekonującei
Filipniemiałpretensji.Przezchwilębyłpewien,żetaknaprawdęniewielesię
zmieni,amożetonawetokażesiękorzystne;sambędziesobieplanowałdzieńpracy
tak,bymiećczasnazałatwienieprywatnychspraw,zwyczajnie-więcejwolności.I
możeporozmawiazOsąowspólnymbiznesie.Mogąprzecieżprowadzić
przedszkolerazem.Tak,musiznimotymporozmawiać.
Terazmawięcejczasu,tonajlepszymoment.
DopierogdywyszedłzpokojuMichałaispojrzałnaswojebiurko,awuszach
brzmiałymujeszczejegosłowa:„możeszprzychodzićdobiura,kiedychcesz,alenie
będzietokoniecznecodziennie”,poczułnagle,żetobiurko,tenkomputer,całeto
biurosąmuobce.
Zabrałtorbę,pożegnałsięgromkim-możenawetzagłośnym-„cześć!”iwyszedł.
Wautobusieprzeliczał,ilezaoszczędzinapodatku.Wtamtymrokuzapłacił
trzydzieściprocent,terazodkażdegozleceniaoddatylkodziewiętnaście,czylizysk
powinienbyćzauważalny.Ktowie,możedadząmuwięcejprojektów,skorobędzie
mniejkosztownydlafirmy?Jeszczeokażesię,żetylkonatymzyska!
WłaśniewtensposóbprzedstawiłtoLidii.Aonauczepiłasiętylkotejcholernej
umowy.
Tego,żejejniebędzie.Wieleosóbpracujenazlecenialubprowadziwłasną
działalność,sametegochcąidobrzenatymwychodzą.Lidiatrochękrzyczała,a
potemrozpłakałasię.Siedziałanakrześlewkuchnizezwieszonągłową,opierając
łokcienastole,aFilipcałowałjąpowłosach.Niestarałsięwyjaśniaćjejwszystkiego
odnowa.Oskarmusiałcośusłyszeć,boprzerwałzabawęiprzyszedłdonichz
gumowymdinozauremwrączce.Ojciecwytłumaczyłmu,żemamauderzyłasięw
nogę,chłopiecnatychmiastdomagałsięplasterkanastłuczonekolanomamy.Filip
zaprowadziłgodołazienki,gdziewybieralinajładniejszyplasterdlamamy,jednak
Lidiaprzyszładonichipostanowiławziąćprysznic.Jużniepłakała,zdradzałają
tylkolekkozaczerwienionatwarz.Oskardomagałsię,żebynatychmiastprzykleićjej
plaster,próbowałotworzyćdrzwiodprysznicaiwejśćdomamy,akiedyFilip
wytłumaczyłmu,żeplasterjużniebędziepotrzebny,chłopiecsięrozpłakał.Stałz
wybranymprzezsiebieplasterkiemibezskuteczniepróbowałdostaćsiępod
prysznic.Lidiamyłasię,odwróconatyłemdonich.Chłopieczmagałsięz
zamkniętymidrzwiami.Filipstałbezradnie.
37
Długoczekałnaodpowiednimomentiprzeztozupełnieniemógłsięskupićna
pracy.Wostatnichdniachniespodziewanieprzybyłmujeszczejedenprojektimimo
żeniebyłjużetatowympracownikiemfirmy,nadalprzychodziłtucodziennie.Jakna
razienicsięniezmieniłoodczasu,gdyMichałwezwałgodoswojegogabinetu,żeby
oznajmićmutrudnąwiadomość.PopierwszejrozpaczliwejreakcjiLidianiewracała
jużdotematu.Możedlatego,żeprzezostatniedwatygodnieFilippracowałowiele
więcejniżostatnio,niewiadomo.
Niechciałwykonywaćtegotelefonuprzyinnych.Toniebyłyżadnetajemniczeczy
intymnesprawy,jednakniemiałochotytłumaczyćkolegom,ocochodzi.
Odpowiednimomentnadarzyłsięokołodrugiej,kiedywiększośćznichwyszłana
lunch-wWarszawiejużsięniejadaobiadów.Przynajmniejodponiedziałkudo
piątku.Filippospieszniewyjąłzkieszeniskrawekkartkiwydartejzkalendarzai
szybkowystukałnumer.
-Dzieńdobry,wsprawielokalu-zaczął.-Dzwoniłemwczoraj.Czymógłbymdziś
gozobaczyć?…Tak,możebyćwieczorem…Dobrze,niechbędzieodziewiątej…Wpół
dodziesiątej?Dobrze…Tak,znamadres.Awięcdozobaczenia…
OdłożyłsłuchawkęizobaczyłMarysięobokswojegobiurka.
-Znówsięzjakąśumawiasz?-spytała.
-Tak,aco?-odpowiedziałzaczepnie.
-Nic.Dziświeczorem,tak?Tobrzmiromantycznie.
-Niepodsłuchujrozmów-zganiłją.
-Nowiesz,niekryjeszsięztym-powiedziałatotak,jakbyprzyłapałagonaczymś
obscenicznym.
Filipnieodpowiedział.PodniósłsłuchawkętelefonuiwystukałnumerOsy.
Czekającnapołączenie,zerknąłnaMarysię,którazociąganiemodeszła.
-Cześć,dzwoniłemdotegogościaodlokalu…Dziświeczorem…Potem.
Zadzwoniędociebie.Nara.
Kiedyodkładałsłuchawkę,spojrzałwkierunkurecepcji.Marysiarównieżpatrzyła
naniego,ichspojrzenianakilkachwilsięspotkały,jakbybylikochankami,którzy
ukrywająsięprzedświatem.Wjejoczachniebyłoironii.Obojeprawierównocześnie
odwróciliwzrok.
UlicaNowoursynowskaprzypominawieś,choćleżywprestiżowejdzielnicy
stolicy.Zlewejstrony,jadącwkierunkupółnocnym,mamynowoczesne,eleganckie
kilkupiętrowebloki,ogrodzoneimonitorowane,oświetlonestylizowanymilampami
ipołyskująceniebieskimświatłemtelewizorów,bijącymzokien.Natomiastpo
prawej-polauprawne,starezabudowaniagospodarczeizabytkowyparkzamknięty
dlapubliczności.Otejporzewszystkookrywająciemności.Taulicajestjakby
granicąmiędzystaryminowymświatem-jeszczesiębroniprzedekspansjąświatła
ibetonu,jeszczewyglądasurowoitajemniczo,alewkrótcenapewnoulegnie.
Jakaśzakochanaparawyłoniłasięzmrokuwświetlereflektorówjego
samochodu.Filipwcisnąłhamulec,choćitakjechałnajwyżejtrzydzieścikilometrów
nagodzinę.Niebyłspóźniony,naszczęście,bopotychkocichłbachszybciejbysię
niedało.Młodziludzie,czuleobjęci,niezwróciliuwaginajadącypojazd.Apowinni
jakośzareagować,bowtejsamejchwiliFilipomalnierozjechałniewielkiegopieska,
któregoprowadzilinaczerwonej,rozwijanejsmyczy.Filipowizgasłsilnik,pies
obszczekałsamochód,amłodzizakochanispokojniezniknęliwciemności.Filip
przekręciłkluczykwstacyjceiznówruszył.Samochódpodskakiwałnakamieniach.
Minąłukrytyniecozaniskimidrzewamibudynekdawnejstajni,przerobionyna
modnąrestaurację,iwkrótcezatrzymałsięprzeddwupiętrowymbiurowcemz
elewacjązeszkła,stojącymsamotniemiędzyosiedlemekskluzywnychdomów
jednorodzinnychapolemjakiegośtrudnegodozidentyfikowaniazboża.
Totutajznajdowałsięlokaldowynajęcia,wktórymFilipmiałzamiarrazemzOsą
urządzićprzedszkole.Kilkadniwcześniejkolegazpracynapomknąłonim
mimochodem,kiedyspieralisięoto,czygospodarkasięrozwija,czyraczejmamydo
czynieniazrecesją.
Filipprzekonywał,żelekkosięrozwija,kolega-naprzykładziewolnegolokalu
biurowego-optowałzarecesją.Obajpozostaliprzyswoichzdaniach.Filippotej
rozmowieodnalazłogłoszeniewInternecie,zadzwoniłiumówiłsięnaspotkanie.Na
dziś.Nagodzinędwudziestąpierwszą.
Minęładwudziestapierwsza,alokalbyłzamkniętyipanowaływnimkompletne
ciemności.Filipjeszczeraznacisnąłklamkę,zajrzałprzezokna,zakrywającotwartą
dłoniąoczy,poczymwróciłdosamochodu.Czekał.Wradiuredaktorzachwycałsię
płytązespołuInterpol.ŻeprzypominaJoyDivision.Wszystkomusicoś
przypominać,doczegośnawiązywać,odnosićsiędo,czerpaćz.Każdapłyta,książka,
film.Mimotego,żecośprzypominała,muzykabyłanaprawdęinteresująca.
Melodyjna,aleniepokojąca.Abudynek-nadalciemny.
DziesięćminutpodziewiątejFilipzadzwoniłdowłaścicielalokalu.Tamtennie
przeprosiłzaspóźnienie,alezapewnił,żezarazbędzienamiejscu.Alepięćminut
późniejnadalgoniebyłoinieodbierałjużtelefonu.Filipzaczynałsiędenerwować.
Pomyślał,żetomożejakiśpodstępichcąmuukraśćsamochód.Wypatrywał,czy
gdzieśniepojawisiędwóchlubtrzechosiłków,którzykażąmuotworzyćdrzwilub
znienackawybijąbocznąszybę.Isambyłzłynasiebie,żesięboi.
Wreszcie,dwadzieściaminutpodziewiątej,Filipzauważyłnikłeświatełkow
oknachnaparterzebiurowca.Początkowomyślał,żetoblaskodbityodbudynku
naprzeciwko,jednakświatełkoporuszałosięrytmicznienajednejwysokości.
Zatelefonowałjeszczerazdowłaścicielalokalu.Tamten,jakgdybynigdynic,
oznajmił,żejestwśrodkuiczeka.Filipzawahałsię,alechciałjużtomiećzasobą,nie
przyjeżdżaćtukolejnyrazinietłumaczyćsięprzedOsą,dlaczegowłaściwienie
obejrzałtegolokalu.Wysiadłwięczsamochodu,zamknąłgoidwarazyszarpnął
klamką,byupewnićsię,żedrzwisązamknięte,poczymwszedłdobiurowca.
-Dzieńdobry!-krzyknął,całyczasstojącwproguiniezamykajączasobądrzwi
wejściowych.
-Dobrywieczór-usłyszałgłoszgłębi.-Proszęwejść,proszęwejść.
-PanWidacki?-upewniłsięFilip.
-Tak,tak.-Przednimpojawiłsięszczupłytrzydziestoletnimężczyzna,ubranyw
dżinsyiTshirtzangielskiminapisami.-Wsprawielokalu,tak?Proszęwejść,proszę
dalej–zachęciłFilipagestem.
-Niemaświatła?-spytałFilipzdziwiony.
-Niema-odpowiedziałWidacki.-Toznaczyjest,aleniechcęzapalać.To
przeszkadzasąsiadomotejporze.Mamlatarkę.
-Aleprzecieżniebędęgomógłdobrzeobejrzeć-zaprotestowałFilip,nadalstojąc
dwakrokioddrzwiwejściowych.
-Tojestmocnalatarka.Zresztą,itakpewniechciałbypanjeszczeprzyjechaćw
dzień.
-Pewnietak.Jeśliwogóle-przyznałFilip.
-Nowłaśnie-ucieszyłsiętamten.-Terazzobaczypantakzgrubsza.
-Inaprawdęniemożnazapalićświatła?
-Można,nazapleczu.Iwłazience.Tegoniewidaćzulicy.
Filippoprosiłwięcopokazanienajpierwłazienki.Widackiprzeszedłpospiesznie
wdrugikonieclokaluiotworzyłjednezdrzwi.Filipniepewnieruszyłzanim.Po
łazienceobejrzelipomieszczenie,gdziemożnabyurządzićkuchnię,iwreszcie
największe,zfilaramipodtrzymującymisufitwczterechmiejscach,idealnie
dzielącymicałośćnaczterypotencjalnesale.Wystarczyłowstawićściankidziałowe.
Właścicielniewielemówił.Nawetspecjalnieniezachwalałlokalu,niewymieniał
jegozalet,niewspominałoodnowionychścianachaniwysokościlokaluczydużych
oknach.
Sprawiałwrażenie,jakbymusięspieszyło,choćnapewnozależałomuna
znalezieniuklienta,boinaczejnieumawiałbysięzFilipem,tymbardziejżeniemógł
zapalićświatła.Poobejrzeniuwszystkiegouzgodnili,żeFilipzastanowisięi
najpóźniejzadwadnizadzwoni.
Właśniewtedyusłyszeli,jakktośenergicznieotwieradrzwiwejściowe.
-Jesteśtu?!-usłyszeligłosmłodej,bardzozdenerwowanejkobiety.
-Chodźmy-WidackiponagliłFilipa.-Pansięzastanowiizadzwonidomnie,tak
jakuzgodniliśmy.
Filipociągałsięjeszczezwyjściem,zaskoczonytakimfinałemspotkaniaitym,że
właściciellokaluwłaściwiegowyprosił.Niemiałjednakwieleczasunamyślenie.
Drzwiodkorytarzaotworzyłysię,pchniętemocnozdrugiejstrony,idogłównego
pomieszczeniaweszłamłoda,dośćwysokakobieta,trzymającazarękękilkuletnie
dziecko,którenatychmiastschowałosięzajejplecami.Staławdrzwiach,jej
sylwetkawyraźnieodcinałasięodjasnegotłaoświetlonegoblaskiemświatełulicy,
onajednaksłabowidziałastojącychpośrodkulokalumężczyzn.
-Zkimtujesteś?!-krzyknęła.-Cotozajedna?!
-Haniu,dajspokój-powiedziałłagodnieWidacki.
Filipchciałwyjśćnatychmiast,alekobietawypełniałaswoimciałemcałedrzwi,a
onobawiałsię,czybędziemógłprzejśćkołoniejbezpiecznie.Wydawałasię
okropniezdenerwowana,ladamomentmogławybuchnąć.Filipliczył,żeWidacki
rozwiążetęsytuację.
Tymczasemmężczyznazrobiłdwakrokiwkierunku-prawdopodobnie-żonyi
jużzamierzałcośpowiedzieć,kiedyonapodniosłagwałtowniedłoń,jakbychciałago
zatrzymaćczarodziejskąmocą.
-Stój!-krzyknęła.-Niezbliżajsiędomnie,tyłachudro,tyświnio,ty,ty…-
ostatniesłowawydyszała,całaroztrzęsiona.-Wychodziszbezsłowaiciąglesięz
nimispotykasz…
-Haniu-przerwałjejłagodnieWidacki.-Uspokójsię.Tojest…
-Milcz!Niczegosięniewyprzesz!Przecieżwidzę!-Tojajużpójdę-Filipzwrócił
siędoWidackiego.-Dobranoc-powiedział,kierującsiędodrzwi,mimożekobieta
nadaltamstała.
Byłpewien,żenieporozumieniewyjaśnisię,gdyonazobaczy,zkimspotykasię
jejmąż.
ŚmierćzrękizazdrosnejżonyniebyłanaraziewplanachFilipa.Kiedyznalazłsię
tużprzyniej,kobietaosłupiała.
-Typedale!-krzyknęła.-Jakmogłeśmitozrobić!?
Wpadławfurię,całasiętrzęsła,wykrzykiwałahisterycznie:„ty,ty!”,jakbynie
potrafiłaznaleźćżadnegodośćobraźliwegoepitetunaokreśleniemęża.Dziecko
tymczasempołożyłosięnapodłodzeikurczowotrzymałonogawkispodnimamy,
drugąrękązakrywającgłowęwprzekonaniu,żewtensposóbniktgoniedostrzeże.
Filipzatrzymałsię,przerażony,żekobietamożegozaatakować,aleteżpełen
współczuciaizażenowaniatym,żeznalazłsięnieoczekiwaniewśrodkutakintymnej
scenymiędzydwojgiemnieznanychmuludzi.
-Kochanie-przemówiłWidackinadalłagodnymgłosem,jakdodziecka,które
denerwujesięzpowoduzepsutejzabawki.-Jestemtuwsprawielokalu,zaraz
wracamdodomu.
-Nietłumaczsię!-przerwałamu.-Spodziewałamsię,żemniezdradzasz,alenie
żezmężczyzną!Jakmożesz?!Jategoniezniosę.
-Haniu,tenpanchcetylkowynająćlokal.
-Lokal?Lokal?-kobietapowtarzałatesłowa,nierozumiejącichznaczenia.-Co?
Co?
RozejrzałasięwokołoiutkwiłaprzestraszonywzrokwFilipie.Wreszcie
zrozumiała.Iuzyskałanowypowóddoataku.
-Nadziwkipotrzebujesz!-wykrzyknęła.-Zadarmopieniądzechceszmieć!Do
robotylepiejbyśposzedł,anietylkolokale,biznesy,interesy…Cotutakciemno?-
Dopieroteraztozauważyła.-Włączświatło.
-Niemapotrzeby-zaprotestowałWidacki.-Panjużwychodzi,wracajmydo
domu…
-Przedemnąsiękryjesz,tak?!-Zaczęłaznówgooskarżać.-Tyzdrajco!Ty
chamie!
WzięłaprzestraszonedzieckonaręceizrobiładwakrokiwkierunkuWidackiego.
Filip,jaknasygnał,ruszyłwkierunkudrzwi,minąłwzburzonąkobietęiwyszedł.
Drogęoddrzwidosamochodupokonałbiegiem.Wsiadł,zamknąłdrzwii
natychmiastzablokowałzamki.
Spojrzałnalokal.Wśrodkunadalbyłociemno,odgłosówkłótniniesłyszał.
Zupełniezdezorientowany,odpaliłsilnikiodjechał.
Chciałstamtąduciec,zapomniećotejhistoriiznieszczęsnązazdrosnążoną,
zadzwoniłwięcdoOsy.Starałsięmożliwieszczegółowoopisaćlokalijego
wyposażenie.Wspomniałteżoewentualnychkłopotachzwynajęciemzewzględuna
niezrównoważonążonęwłaściciela.DlaOsyniestanowiłotoproblemu,całąhistorię
zbyłkrótkim„nieważne,toichżycie”.Umówilisię,żeOsaprzyjedziedoWarszawyza
trzytygodnieirazembędąnegocjowaćostatecznącenę.NarazieFilipmiał
zarezerwowaćlokalicałyczastrzymaćrękęnapulsie,czywłaścicielniezaczynasię
niecierpliwić.Taktykamiałapolegaćnaodwlekaniusprawyprzyjednoczesnym
podtrzymywaniuzainteresowaniatak,abyzmusićwłaścicieladoznaczącejobniżki
ceny.Mogłosięoczywiściezdarzyć,żeprzeztetrzytygodniektośjednakbędzie
chciałwynająćlokalbezspecjalnychnegocjacji.WtedyFilipmiałwkroczyći
ostateczniepotwierdzićrezerwację.Niebyłotołatwezadanie,Filipobawiałsię,czy
nieokażezbytdużegozainteresowaniaalbo-przeciwnie-właścicielzniecierpliwi
sięiwidzącjegopowściągliwość,wynajmielokalkomuinnemu.Osanawetprzez
sekundęnieokazałzaniepokojeniatym,żecośmożepójśćnietak.Filippodziwiał
jegoprofesjonalizm.Inawetodczuwałpewnepodekscytowanietągrąitym,żeprzy
pomocyOsymożezrealizowaćswójplan.
KiedywdomuopowiadałotymLidii,starałsięukryćswójentuzjazm-ona
podchodziładojegopomysłuzdużąrezerwą,aletymrazemobyłosiębezkrytykiz
jejstrony.Zbliżałasięjedenasta,Oskarspałodgodziny,aLidianakanapie,z
poduszkąpodgłowąikieliszkiemlikieruwdłoni,oglądałafilmPożegnaniezAfryką.
Napodłodze,rzuconyniedbale,leżałmagazyndlakobiet,znaderwanąkartką,do
którejprawdopodobniebyładoklejonapłytazfilmem.Filipniechciałżonie
przeszkadzać,zrobiłsobieprostąkolację,zjadł,potemumyłsięiusiadłobokLidii.
Niemiałochotyoglądaćkońcówkifilmu,przeglądałwięcpismodlakobieti
głaskałstopyLidii.Nierozmawiali,ciszęprzerywałytylkodialogiaktorów.Jego
pieszczotasprawiałaLidiiprzyjemność:ułożyłasięwygodniejnakanapie,
przesuwającnogitak,abykażdaczęśćotrzymałaswojądawkę,imruczałapod
nosem.Filippoczułlekkiesztywnieniemiędzynogami,nadalnieodrywałjednak
wzrokuodpsychologicznychporadwstylu:„Jakradzićsobiezromansemwpracy”.
Powoliprzechyliłsięizacząłdelikatniegłaskaćwewnętrznąstronęudżony,
dotykająccojakiśczas,bardzoprzelotnie,miękkichwargskrytychpodbiałą
bielizną.Pokilkuminutachpoczuł,żejejmajtkisąwilgotne,zobaczyłnanich
ciemniejsząplamkęiniemógłpowstrzymaćsięprzedmocniejszymnaciśnięciemna
jejkrocze.Jęknęłacicho.
-Długojeszczedokońca?-zapytał,starającsię,żebyzabrzmiałotoobojętnie.
-Jeszczetrochę-odpowiedziaławpatrzonawekran.-Jużsiękończy-dodałaz
przepraszającąnutkąwgłosie.
Filipzacząłlekkomasowaćjejcipkęprzezmajtki.Zupełniejużstracił
zainteresowaniekolorowymmagazynem,któryterazleżałnajegokolanach,
maskującerekcję.Poczułlekkiuciskwżołądkuimrowieniewjądrachnamyślotym,
cogozachwilęczeka.NiekochalisięoddwóchlubtrzechtygodniiciałoFilipasię
tegodomagało.
Tymczasemnaekraniektośumierał.Filipstarałsięnatoniepatrzeć,niechciał,
żebyhistoriagowciągnęła,bomiałjednakzamiarobejrzećtenfilm,aniemanic
gorszego,jakoglądaniefilmu,któregozakończeniesięzna.Wreszciepojawiłysię
napisykońcowe.Lidiawestchnęła,jakbywstrzymywałaoddechprzezconajmniej
połowęfilmu.Jednym,niespodziewaniedynamicznym,ruchempostawiłanogina
podłodzeipodeszładokuchninapićsięwody.Filipstanąłzanią,jednąrękępołożył
najejprawejpiersi,drugąnapodbrzuszu.Delikatnieprzeczesywałjejwłosyłonowe
podmajtkami.
-Podobałcisię?-spytałFilip.
-Tak-jeszczerazwestchnęła,terazjużniecosłabiej.
-Idziemydołóżka?-spytał.
-Tak,aco?-spytałafiglarnie.
-Nic,zupełnienic-odpowiedział.
Zanimznaleźlisięwłóżku,Lidiaumyłajeszczezębyisprawdziła,czyOskarnie
zrzuciłzsiebiekołdry.Oczywiściezrzucił.Filipczekałnanią,leżącwyprostowanyna
plecach,zkołdrąnaciągniętąposzyję.Weszła,zrzuciłaszlafrokiwbieliźniepołożyła
sięobokniego.
-Twardy!-krzyknęłazuznaniem,gdynatrafiłapodkołdrąnaczłonekFilipa.
-Namyślotobie-odpowiedziałzdumą.
Lidia,ściskającjegoczłonekcałądłonią,zaczęłapowoliporuszaćrękąwgóręiw
dół.
Filippomyślał,żemężczyźni-kiedyjużsąnago-wystawienisąnapokazwcałej
swejokazałości,nicniedasięukryć.Adostaćsiędotychnajsmaczniejszychkąsków
kobietyniejesttakłatwo,nawetjeśliniemanasobieubrania.Musiałwięc
przekręcićsięnabok,rozłożyćjejudaidopierowtedymógłdotknąćtego,oczym
marzył.LidiabyłasuchaiFilipmusiałterazdokładnieoblizaćswójpalec,
zostawiającnanimjaknajwięcejśliny,ponowniedotrzećdojejcipki,rozchylićwargi
sromoweilekkomasowaćprawieniewyczuwalnąłechtaczkę.Ślinawysychała
jednakszybko,szukałwięcniecowilgociprzywejściudopochwy.Jeszczezadobrze
niezabrałsiędorzeczy,ajużpoczuł,żezasekundęwystrzeli.
-Zaczekaj-szepnąłdoniej.
Lidiazabraładłońzjegoczłonkaizaczęładotykaćjegokrocza,ściskaćwszystko,
nacotamnatrafiła.Filipssałjejsutekimasowałłechtaczkę,cojakiśczaswkładając
swójpalecdoust.
-Możepoliżęcię?-zaproponowałwpewnymmomencie.
-Nie,takjestdobrze-odpowiedziałaszybko.
FilipstarałsięjednocześniedawaćrozkoszLidiiiwstrzymywaćswójorgazm.
Obierzeczybyłyrównietrudne.Lidiależałanaplecach,wsłuchanawsiebie,cojakiś
czasjejoddechstawałsięszybszyigłośniejszy.WtedyFilipstarałsiękontynuować,
zachowująctensamrytm,alemusiałrobićcośnietak,boLidiapochwiliznów
wracaładoswojegopoprzedniego,spokojniejszegooddechu.Filipcorazczęściej
zmieniałpozycję,siadałmiędzyjejnogami,kładłsię,zmieniałręce,którepieściły
Lidięcałyczaswposzukiwaniutegoidealnegomiejsca.Kiedyponownieprzesunął
swojądłońwdółinachwilęjegopalceopuściłynapuchniętąłechtaczkę,Lidia
odetchnęłaizacisnęłanogi.
-Chybasięnieuda-powiedziałazdyszana.
-Dlaczego?-spytałFiliptrochęrozpaczliwie.
-Niewiem,jestemjakaśsucha.
-Możewezmękrem?
-Nie.
-Niemaszochoty?
-Niewiem-powiedziała,podnosząckolanadogóry.
Filipułożyłsięnawznak,uspokoiłoddech.
-Cośjestnietak?-spytał,patrzącwsufit.
-Czyjawiem-odpowiedziała.
-Lidka,albomaszochotę,albonie-powiedziałzlekkąirytacjąwgłosie.-
Kochamysiętakrzadko,atyniewiesz,czychcesz.
-Tomojawina,żetakrzadko?-broniłasię.
-Aco,moja?
-Tywłóżkutoalbocośczytasz,albo,albo…leżyszisłuchaszradia.
-Niewidzęuciebieżadnejochoty,tocomamrobić?Codzienniesiędociebie
zabieraćiliczyć,żekiedyśsięuda?
-Askądmamwiedzieć,żechcesz,jakniedajeszmiznaków?
-Cicho!-Filipprzekręciłgłowę,nasłuchując.
-Co?
-Chybasięobudził.
-Niesłyszałam-powiedziałaobrażonanamęża.
Wtymmomencieusłyszelitupotmałychstópnadeskachpodłogiidoichsypialni
wszedłzaspanyOskar.Wspiąłsięnałóżkoiułożyłcentralniemiędzytatąamamą.
Przykryłsiękołdrą,odwróciłnabokidotykającrękądoramieniamamy,astopądo
udaojca-zasnął.
Filippospiesznieukryłswójsztywnyjeszczeczłonekwdłoniwobawieprzed
przypadkowymkopniakiemsyna.
Obojezamilkli,żebysynsięnierozbudził.Filipzgasiłnocnąlampkę.Lidia
odszukaławciemnościpośladkimężaipogłaskałajeczule.Niemielijużpotrzeby
wracaćdowcześniejszejrozmowy.To,cotrzyminutytemubyłodlanichważne,
możestanowiłonawetoistociezwiązku,naglestałosięodległe,nierealne.
Przytulenidosyna,zasnęliwyciszenijakpoporządnymseksiezakończonym
orgazmem.
38
Chłopieczawszestarałsiępomagaćrodzicomwsprzątaniu.Lubiłwycierać
ściereczkąlustrowprzedpokojuitymsamymręcznikiemścieraćkurzezszafek,a
następnieczyścićszybęwokniebalkonowym.Wswoimpokoju,gdyrodzicenakilka
sekundspuścilizniegowzrok,wyrzucałubraniazpółeknapodłogę,bypotem
układaćjeponowniewedługsobieznanegoschematu,wszystkopomieszanei
upchanenasiłęnajednejpółce.Najbardziejjednakfascynowałgoodkurzacz,czyli
ryczącamaszynazcienką,długąszyjąiowłosionąpaszczą.Bałsię,aleniemógł
oderwaćodniejoczu.Reagowałpanicznąucieczką,gdyzbliżałasiędoniego,a
jednakznówpodchodził,kiedyzanadtosięoddaliła.Wydawałosię,żechłopiec
prowadzipolowanienagroźnezwierzę:czekanamomentjegosłabościlub
nieuwagi,bywreszciemócobejrzećjedokładnie,dotknąćgo,poczućpodpalcami
jegoskórę,nawetwłożyćdłońdoprzerażającejczeluściowłosionegopyskaiwyczuć
ostre-boprzecieżmusiałybyćostre-zębiska.Alepotwórcałyczasbyłwruchu,
ryczećprzestawałdopierowtedy,kiedytatanaciskałjegoplecystopą,wówczas
stawałsięmartwy,aprzezto-anigroźny,aniciekawy.Tataciągnąłpopodłodze
bezwładnecielskoichowałjedoszafy,gdziemiałooczekiwaćnaponowne
przywróceniedożycia.
Filipuwielbiałprzyglądaćsięzmaganiomsynazwłasnymisłabościami,kiedyw
napięciupróbowałprzełamaćstrach.DlategoodkurzanieczęstozajmowałoFilipowi
ponadpółgodzinyiLidiazaczynałasięniecierpliwić.Zazwyczajponaglałago
kilkakrotnie,aniekiedynawetwyjmowałazjegorąkruręodkurzaczaisama
kończyłasprzątaniekilkomanerwowymi,małoprecyzyjnymiruchami.
Tegoprzedpołudnia,mimoprzedłużającejsięzabawyFilipazOskaremw
groźnegowęża,odgrywanegoprzezzwijanykabelodkurzacza,wydawałosię,że
Lidiadarowałasobieponaglaniemęża.Posprzątałałazienkęizabrałasiędolustraw
przedpokoju,którespryskiwałaspecjalnympłynemikolistymiruchamiwycierała
dosucha.
-Schowajciejużtenodkurzacz!-wkońcujednakzwróciłauwagęFilipowi.
-Jużkończymy-odpowiedziałroześmiany.-No,Oskar,wążmusisięjużschować
iiśćspać.
Chłopieczaprotestował.
-Ostatniraz-upomniałgoFilip.-Teraznaaaajdłuższywążświata.
Wyciągnąłkabeldokońca,achłopiecklaskałwdłoniezuciechy.PotemFilip
wcisnąłnogąprzyciskzwijaczaprzewoduiwążzacząłsięchowaćdoswojejnorki.
Oskarpopiskiwałzzadowolenia.
-Pa,pa,wężu.-Filippodniósłodkurzacziposzedłschowaćgodoszafy.
Oskarprotestował,alewidział,żenicniewskóra.
-Filip-Lidiaskończyłalustroizaczęłapolerowaćkinkiety-mógłbyśzajrzećdo
łazienki?Trzebaprzepchaćumywalkę,wodabardzowolnospływa.
-Dobrze.Zaczekam,ażskończysz,izrobięto.
-Jamamjeszczetrochęsprzątania,możeszteraz.
-MuszęprzypilnowaćOskara-wyjaśniłtakimtonem,jakbybyłotocoś
oczywistego.
-Nicmusięniestanie,jakchwilępobawisięsam.
-Myślę,żewsobotępowinniśmysięnimzająć.Całytydzieńjesteśmydopóźnaw
pracy.
-Tonawetdziesięćminutniemożesamsiępobawić?-powiedziałaLidiaz
wyraźnąpretensjąwgłosie.
Filipnieodpowiedział,uznał,żetoniebyłopytanie,tylkostwierdzenie.
Przyglądałsię,jaksynpróbujeschowaćżołnierzykawkabinieplastikowejwywrotki.
-Awogóle,topocotadziennikarkaprzychodzi?-Filipzmieniłtemat.
-Zrobićwywiad,jużcimówiłam-odpowiedziałazniecierpliwiona.
-Wiem,aledlaczegoztobą?Przecieżtysiącepracującychkobietmamałedzieci.
Wtymczasieichsynporzuciłjużzabawki,wszedłnałóżkowsypialni,azłóżka
zamierzałwdrapaćsięnaparapetokna.Ojciecbyłjednakczujny.
-Zejdź,Oskar,cotyrobisz?-Przytrzymałsyna,abytenniespadł,aleniezdjąłgo.
-Lidka,dlaczegoztobą?-Filipponowniezwróciłsiędożony,któraterazbyła
zajętaczyszczeniemdrzwi;najwięcejrobotymiałazwycieraniemśladówmalutkich
palcównawysokościokołoosiemdziesięciucentymetrówodpodłogi.
-Będzietakiartykuł…-zawahałasię.-Okobietach,które…omatkach,które
odniosłysukcesczycośtakiego.Dokładnieniewiem,jaktomawyglądać…
-Sukces?-przerwałjej.-Naprzykładjaki?
-No,opowiedząokilkukobietach,okażdejmożezdziesięćlinijek,nicwielkiego…
-Nieotomichodzi-Filipczuł,żeLidiacośukrywainiewie,jakotym
powiedzieć.-
Chodź,Oskarek-zwróciłsiędosyna.-Pójdziemypokredki.
Filipstanąłwdrzwiachpokojusynawtensposób,bymócjednocześniepatrzeći
nachłopcawybierającegoodpowiedniekredkizogromnegopiórnikaozdobionego
rysunkiemsamochodówwyścigowych,inaLidiękrzątającąsiępoprzedpokojuze
ściereczkąwdłoni.
-Tojakisukcesodniosłaś?-spytał.-Jakiśawans?Nicniemówiłaś.
-Botojeszczeniejestpewne…
-Czylijednak!-wykrzyknąłzdziwiony.
-Notak-przyznałazociąganiem.-Kimbędziesz?-Kierownikiemoddziału.-Łoł!
-
Filipponowniewykrzyknął.-Dlaczegoniemówiłaś?-Tojeszczenieoficjalne.-A
gazetyjużwiedzą?-Zwrócilisiędonaszejfirmyiszefwskazałmnie.Jateż
dowiedziałamsięniedawno.
-Świetnie-Filipsięucieszył.
PodszedłdoLidiiipocałowałjąwpoliczek.
-Mamypaniąkierownik-dodałzuznaniem.-Chodź,Oskar,musimymamie
pogratulować.
-Dajspokój-powiedziała.-Jeszczeniczegoniepodpisałam.
-Aleniedługopodpiszesz,totylkoformalność.
-Niewiem-dodałacicho.
-Jakto,niewiem?
Oskarniewiedział,oczymrodzicemówią,alejemuteżudzieliłsięradosny
nastrójojca;stałprzedlustremwprzedpokojuzżółtoczerwonąwywrotkąw
dłoniach,kołysałsięnabokiipokrzykiwał:„Hurra!Hurra!”,wymawiając„j”zamiast
„r”.
-ToniejestwWarszawie-wyznaławreszcie.
-Co?-spytałFilipzupełniezaskoczony.-Agdzie?
-WGorzowie.
-Gdzie?-zapytałodruchowo,choćwiedział,przynajmniejwprzybliżeniu,gdzie
leżyGorzów.
Lidiaprzerwałaczyszczeniedrzwi,chwilowoskończyłapracęizastanawiałasię,
czypowinnaposprzątaćcośjeszczeprzedprzyjściempaniredaktor.Rozglądającsię
naboki,unikaławzrokuFilipa.
-Nicnierozumiem.-Filipstałzupełniezdezorientowany.-Jeślitadziennikarka
przychodzi,tosprawajestjużpewna.Askorotak,to…to…Jaktomawyglądać?
-Firmawynajmienammieszkanie,zapłacizaprzewózmeblii…przeniesiemysię.
-Lidka,jakto„przeniesiemysię”?Jaktytosobiewyobrażasz?
-Filip,trafiamisięokazjaawansu,którabyćmożesięniepowtórzy:wyższe
stanowisko,wyższapensja,dużemożliwościnaprzyszłość.Jaktegonie
wykorzystam,będężałowaćdokońcażycia.Atyitakniemaszpewnejpracy,więc
niewieletracisz.
-Jaktoniewieletracę?
Oskarbezbłędniewyczuł,żeradosnynastrójprysł.Przyniósłzeswojegopokoju
dwaniebieskiemetalowesamochodzikii-naśladującdźwięksilnika-zacząłjeździć
nimipopodłodze,zakażdymrazemuderzającwstopętaty.
-Oskar,zarazsiępobawimy-powiedziałFilipdosyna.-Przecieżmampracę–
zwróciłsiędoLidii.-Zarabiammniejniżwcześniej,alezatomniejpracujęimam
czasnazajmowaniesięOskarem.Tojestbardzoważne,nierozumiesz?Apozatym,
mniejpłacimyopiekunce.
-Wiem,Fil,wiem-Lidiachciałagouspokoić.-Aletyniemaszwtejchwiliszans
naawans.Ajaniemogętegoodrzucić.
-AcozOskarem?
Uderzeniasamochodzikówwnogęjednakzadziałałyiojciecusiadłnapodłodze,
abypobawićsięwnajbardziejrozpowszechnionąwEuropie(możenaświecie?)
zabawęmałychchłopców.Awłaściwiechłopcówwkażdymwieku,tylkopóźniejjest
toznaczniebardziejkosztowne.
-Pojedzieznami.-Lidiawzruszyłaramionami.-Acomabyć?
-Aleczytamsąwogólejakieśnormalneprzedszkola,znormalnymidziećmi?Aco
znaukąangielskiego?Jakiśsport,jazdakonna?
-Jakajazda?!
-CzybędziemymoglimuzapewnićtowszystkocowWarszawie?
-Adlaczegonie?
-Tojeststrasznaprowincja!Niesądzę,żebytobyłdobrypomysł.
-Będęzarabiaćdwarazywięcej-Lidiapodała,wedługniej,rozstrzygający
argument.
-Pieniądzetoniewszystko-upierałsięFilipiniemiałzamiaruzmieniaćzdania.
-Tyjesteśstuknięty-podsumowałacicho.
Rzuciłaszmatkęnapodłogę,odwróciłasięiposzładołazienki.Zatrzasnęłaza
sobądrzwi.
-Mamabach?-spytałzaniepokojonyOskaripokazałnadrzwiłazienki.
-Uważaj,jedziedociebie!-Filipstarałsięodciągnąćuwagęchłopca.
-Mama?-zapytałponowniechłopiec.
-Poszłasiusiu,zarazprzyjdzie-wytłumaczyłmuFilip.
WtymmomencieLidiawypadłazłazienki.Miałalekkoopuchnięteoczyimokrą
twarz.
Wbiegładosypialni,pokilkusekundachwyszłazniejzezmiętąbieliznąwręku.
Znówwpadładołazienki,trzaskającdrzwiami.Niespojrzałaaninasyna,anina
męża.Aoninadal,wmilczeniu,puszczalimiędzysobąsamochodziki.
-Jakzareagowałarodzina?-dziennikarka„GazetyWyborczej”zadałaswoje
drugiepytanie.
Byłatomłoda,dwudziestokilkuletniadziewczyna.Mimożeminęłajużpołowa
października,miałanasobietylkoróżowypodkoszulekzdelikatnymwzorkiemi
krótkądżinsowąkurtkę.Razemzniąprzyszedłniecostarszymężczyznazdługimi
włosamispiętymiwkitkę,ubranyjużodpowiedniodojesiennejaury.Był
fotografem.
Najpierwprzezkilkanaścieminutwybieralimiejsceodpowiedniedozrobienia
zdjęciawstylu:„Profesjonalistkawzaciszudomowym”.Pokrótkiejwymianie
specjalistycznych-wyraźnienapokaz-uwagnatematświatłaispodziewanychjego
efektównastąpiłaczęśćkosmetyczna.DziennikarkapoprosiłaLidięopodkład,
puder,szminkęituszdorzęsiurządziłasobietymczasowygabinetkosmetyczny.
Dopieropotychzabiegachfotografprzystąpiłdowłaściwejpracy.Zrobiłkilka,może
dziesięć,ujęćLidiisiedzącejnakrześlewkuchni,ubranejweleganckikostiumjakdo
pracy(właściwietobyłojednoitosamoujęcietylkopodróżnymkątem),poczym
wyszedł.
Ledwiezamknąłzasobądrzwi,dziennikarkajakbyrozluźniłasię;rozsiadłasię
wygodniejnakanapie,wyjęłanotatnikwkolorowejokładceitanidługopisz
przezroczystegotworzywa.
SpytałaLidięomieszkanie,ookolicęiskwapliwieprzyjęłapropozycjęwypicia
herbaty,złożonąprzezFilipa.Jeszczekilkaminuttrwałauprzejmawymianazdańo
pogodzie,warszawskichkorkachizaletachmieszkaniananowychosiedlach,a
potemdziennikarkawypiładwałykigorącej,niesłodzonejherbatyipowiedziała:
„Przejdźmyterazdorzeczy”.
Filip,jaknasygnał,wyszedłdopokojuOskaraitambawiłsięzsynemklockami,
całyczassłuchającjednaktego,oczymrozmawiałykobietywkuchni.Niechciał,
żebyOskarprzeszkadzałmamie,idlategozająłjegouwagę,alezżerałagociekawość,
jakwłaściwiewyglądatakiwywiadorazcoLidiamadopowiedzenia.
-Rodzina?-Lidiazastanawiałasięchwilę.-Byłotonapewnodużezaskoczenie.
Dumairadość,tonapewno.Aleteżtaka…takiniepokój,jakbędzie.Wkońcuczekają
nasprzecieżdużezmiany.
-Właśnie-dziennikarkaweszłajejwsłowo.-Jakiezmianyczekająterazpaństwa?
-Przeprowadzka-tonajwiększazmiana.ZaczynampracęwGorzowiezatrzy
miesiące,dotegoczasumusimyznaleźćmieszkanie,przewieźćmebleiinnerzeczy.
-Czypanimążteżznalazłpracęwnowymmiejscu?-spytaładziennikarka,
spoglądającwnotatnik.
-Nie.Mążzajmujesięanalizamimarketingowymi,będziepracowałwdomu.-To
profesjonalnekłamstwowyszłoLidiiniezwykległadko.
-Czylibędziezajmowałsięsynkiem?
-Tak.
-Dobrze-dziennikarkaprzewróciłastronęwzeszycie.-Ostatniepytanie-
uśmiechnęłasiędoLidii.-Jakwiem,paniwróciładopracypourlopienatosamo
stanowisko,którezajmowałapaniprzedurlopem.
-Toprawda-Lidiaprzytaknęła.
-Iteraz,popółtorarokudostałapaniawans,tak?
-Odmojegopowrotuminęłyprawiedwalata-uściśliłaLidia.
-Zgadzasię.Ipodwóchlatachpaniawansuje.Tonieczęstosięzdarza.Jakto
wyglądazpaniperspektywy?Czytoświadomapolitykafirmy,czyjednak
odosobnionyprzypadek?
-Firmadocenialojalnychizaangażowanychpracowników-Lidiazaczęłajak
rzecznikprasowyfirmy,alekobietajejprzerwała.
-Aletakodsiebie,jakpanitoodbiera?-spytałaciepłym,niemalkoleżeńskim
tonem.
-Taknaprawdę,toniewiem-Lidiateżzmieniłasposóbodpowiadanianamniej
oficjalny.-Prowadziłamostatniodużyprojekt,pracowałampogodzinachiz
zaangażowaniemidocenilito.Aleniesłyszałamojakiejśspecjalnejpolitycefirmy
wobeckobietzdziećmi.Tylkoniechpanitegoniepisze!-Lidiazastrzegłanakoniec.
-Spokojnie,prześlępanitekstdoautoryzacji-uspokoiłajądziennikarka,nie
podnoszącgłowyznadzeszytu.-Dobrze-skończyłanotowaćizamknęłazeszytz
długopisemwśrodku.
-Dziękujępani,towszystko-powiedziałaniespodziewanie.
Przedwyjściempaniredaktorzajrzałajeszczedopokoju,gdzieFilipiOskar
niszczyliwłaśniezbudowanywcześniejzamekzklocków.DlaOskarajedynymcelem
budowyzamkubyłojegopóźniejszezniszczenie,zupełnieniemógłsobiewyobrazić
innegozastosowaniaklocków.Filippoderwałsię,czułsięniezręcznie,siedzącna
podłodzewśródzabawek,podałkobiecierękęnapożegnanie,atauścisnęłają
zaskakującomocno.NakoniecpotargałajeszczewłosyOskaraiwyszła.
Filipwróciłdozabawyzsynem.
39
Dospotkaniazostałyjeszczedwiegodziny,aFilipjuższykowałsiędowyjścia.
ObudzilisiędziśzOskaremowpółdodziesiątej,potembawilisię,wygłupiali,robili
śniadanieitakminęłajedenasta,izjawiłasiępaniKrysia.Teraz,kiedyFilip
pracowałmniej,anawetmającnowyprojekt,wykonywałgoprzeważniewdomu,
moglibysięobyćbezopiekunki.Mimotozapraszalijądwa,trzyrazywtygodniu,
główniepoto,żebymócjejzapłacić,atymsamym-
utrzymaćprzysobie.Właściwie,bardzoimnaniejzależało,nietylkodlatego,że
Oskarlubiłjąichętniezniązostawał,aleprzedewszystkimjakogniabalisięcałego
procesuposzukiwanianowej,który-nawetnajbardziejstarannieprzeprowadzony-
niezapewniałpowodzenia.LidiacojakiśczasprzypominałaFilipowi,abyposzedł
dopracy,nawetjeśliniematamnicdoroboty.Wostatecznościmógłnawetiśćdo
kinalubnadługispacer.Ważne,żebywyszedłzdomu,aOskarzostałpodopieką
paniKrysi.
TymrazemFilipumówiłsięnaprawdziwespotkanie,choćponiedawnejwizycie
dziennikarkiwichdomuiniespodziewanymwyznaniuLidiijegozapałdootwarcia
przedszkolamocnoosłabł.NiechciałjednakwycofywaćsięitłumaczyćprzedOsą.W
głębiduszymiałnadzieję,żetojakaśpomyłka,spodziewałsię,żepewnegowieczoru
przykolacjiLidiaodsunietalerz,odłożywidelecipowie:„Dobra,żartowałam”.Nie
chciałnigdziewyjeżdżać.Toniemiałosensu.Ijemu,iOskarowibędzietamgorzej,
więczostałaprzegłosowana,czyżnie?Nawetniebędziemiaładużowyższejpensji.
Toabsurd!
JegorozmyślaniaprzerwałapaniKrysia,przypominając,cotaknaprawdęliczysię
wżyciu.
-CozrobićOskarkowinaobiad?-spytała.
Filipchrząknął,spojrzałnaniąipowoliwróciłdoświatarzeczywistego.
-Niewiem,chybanicniemamy-odpowiedziałjeszczewzamyśleniu.-Może
zupę?Alenie…
-Tocośwymyślimy-przerwałamu.-Pójdziemynaspacerisięzastanowimy,tak,
synku?-PogłaskałapogłowieOskara,stojącegowprzedpokojuprzedlustrem.
-Tak!-odpowiedziałchłopiec.
-Nie,naleśniki-wpadłnapomysłFilip.-Tylkoniezserem,bomaostatniojakieś
uczulenie,takieplamynarączkach.
-Dobrze,damysobieradę,niechsiępanniemartwi.
-Niemartwięsię.Nocześć,synku-podniósłchłopca,zakręciłnimwpowietrzu,
potempołaskotałnosemwbrzuchipostawiłjeszczeroześmianegonapodłodze.
-Niedługowracam-powiedziałdosyna,chwyciłpłaszczprzeciwdeszczowyi
wyszedł.
-Dowidzenia-powiedziałjużzadrzwiamiizbiegłposchodach,przeskakującpo
dwastopnienaraz,jakzwykłtorobićjegosyn,kiedywychodzilirazemnaspacer.
Mamaraczejtegonielubiła.
Osajużczekał,mimożeFilipbyłdziesięćminutprzedczasem.Ostrożniepopijałz
filiżankigorącąherbatę.Klimatyzacjawkawiarnidziałałabezzarzutu,choćczerwiec
nierozpieszczałupałamiiFilipodrazuprzybarzezamówiłgorącąkawęzmlekiem.
-Cześć-powiedział,siadającprzystoliku.
Osamruknąłcośwodpowiedzi,dmuchającnaparującypłyn.
-Jaksięjechało?-spytałFilip,odwlekającrozmowęzasadniczą.
-Wporządku.
-Todobrze.
KelnerkapojawiłasięniespodziewanieszybkoijakbyczytającwmyślachFilipa,
postawiłaprzednimfiliżankęzkawąimalutkąpaczkąkruchychciasteknaspodku.
Małydeser-właśnienatomiałterazochotę.
-Facetdzwoniłdomniewczoraj-zacząłOsa.
-Tenodlokalu?
-Tak.Widać,żemuzależy.Jeszczecośutargujemy.
-Todobrze-orzekłFilip,alebezentuzjazmu.
-Myślę,czybyniezadzwonićiniepowiedzieć,żedziśniemożemy.
-Poco?
-Możeodrazuobniżycenę,jaksięprzestraszy,żemożemyzrezygnować.-Osa
zamierzałrozegraćcałąsytuacjęjakpartięszachów.
-Lepiejpojedźmyizaproponujmywłasnącenę-podsunąłFilip.
-Teżtakmyślałem.Alenapoczątekzaoferujemydwatysiącemniej.
-Dwa?-Filipsięzdziwił.
-Będziezczegodorzucać-wyjaśniłOsa.
Filipnigdybyniepomyślał,żeOsaokażesiętakimwytrawnymnegocjatorem.W
liceumniedałsiępoznaćztejstrony.Godziłsięnapierwsząocenę,jaką
zaproponowałmunauczyciel.Aposzkoleinteresowałsięprawiewyłączniemuzyką,
jakwszyscy.
-Tojedziemy?-Filipciekawbyłtychnegocjacjiiniecierpliwiłsię.
-Jeszczechwilę-powstrzymałgoOsa.-Niechtrochępoczeka.
Zamilkli.Pilinapojeiwymienialiuwagiokelnerkach,Osabyłpewien,żetak
brzydkiemogąpracowaćtylkowWarszawie,wŁodziżadnaznichniemiałaby
szans.Filipniespierałsię,niebyłooco.Osaodstawiłswojąfiliżankęispojrzałna
przyjaciela.
-Czychcesz,żebytwójsynchodziłdotegoprzedszkola?
-Tak-odpowiedziałFilip.-Raczejtak-poprawiłsię.
-Dlanauczycielektobyłbydużystres:synekprezesa.-Osasięzaśmiał.
-Wice-Filippoprawiłgo.
-Cozaróżnica.Itakbędąmiałyproblem.
-Zobaczymy.-Filipzamyśliłsię.
-Cozobaczymy?
-Zobaczymy,czybędzietamchodził.
-Możeszgodaćdoinnego.Takbyłobylepiejidlaniego,idlabiznesu.Alejednak
trochędziwne.
-Wogóleniewiem,czytowyjdzie.
-Co?-zdziwiłsięOsa.-Cotypieprzysz?!Cosięstało?
-Nie,nictakiego-Filipmachnąłręką.-ULidkiwpracytrochęsiękomplikuje.
-Zwalniająją?
-Przeciwnie-Filipzaśmiałsiękrótko.-Awans.
-Notoocochodzi?
-MawyjechaćzWarszawy.
-Sama?!
-Znami.
Osaniespodziewałsięczegośtakiego,niewiedział,copowiedzieć.Błyskawicznie
zmieniłmusięwyraztwarzy.
-Toczemuniedzwoniłeśwcześniej?-spytałzdenerwowany.
-Tojeszczeniejestpewne.
-Stary,albowtowchodzisz,albomówteraz,żenie.
Filipskończyłkawę,odsunąłfiliżankę.Zająłsiępustymopakowaniempo
ciastkach,darłjenamałekawałki,ate-najeszczemniejsze.
-Toniejesttakieproste-zaczął,patrzącnaswojeręce.-Onadostałaawans,ma
wyjechaćzWarszawy,amyrazemznią,alejategoniechcęimamnadzieję,żeją
przekonam.
-Jak?
-Niewiem.
Chwilęmilczeli.Kelnerkaprzyniosłaimrachunekwmałymwiklinowym
koszyczkuipostawiładokładnienaśrodkustołu,niewiedząc,któryznichbędzie
płacił,poczymodeszłabezsłowa.
-Słuchaj-OsazwróciłsiędoFilipa,jużspokojniejszymtonem.-Wejdźwten
biznes,rozkręcimytoszybko,ona,nawetjeśliwyjedzie,toszybkowróci.
-Ico,sammamtumieszkać?
-Jeślirzeczywiściepostanowiwyjechać,totyzostaniesz.Nakilkamiesięcy,nie
więcej-
Osazapewniłgo.-Będzieszmiałtufirmę,pieniądze,asyn-najlepsze
przedszkole,jakiemożnasobiewymarzyć.Własne.Togdziemożeciemiećlepiej?
Samatozobaczy.
-Racja-przyznałniepewnieFilip.-Aleniechcę,żebyśmysięrozstawali.Muszęją
przekonać.
-Takbybyłonajlepiej.Alejakniedaszrady,tonaszbiznesprzekonająnapewno.
Tylkomusiruszyć.
-Racja.-Filippokiwałgłowąwzamyśleniu.-Niestety,Lidkaniewierzy,żetosię
uda,więcmnienieposłucha.
-Jakzobaczy,touwierzy-powiedziałOsa,bardzopewnysiebie.
-Niewiadomo-mruknąłdosiebieFilip.
-Niepierdol,idziemy.
Osawstał,zostawiłnastolikudwabanknotynakwotęrachunkuisutegonapiwku
iodszedł,nieoglądającsięzasiebie.Filipruszyłzanim.
40
Odkilkutygodniwpokojubyłomniejdyskusji.Zwłaszczatychopracy.Kino,
telewizja,moda,kosmetyczka-ograniczałysiędotakichtematów.Kiedyjednak
rozmowaschodziłanasprawyzawodowe:zleconychzadań,planówfirmyna
przyszłyrok,niesprawnego(bozawszebyłniesprawny)systemuinformatycznego,
czy-przedewszystkim-kierownictwaiichpoleceń,kończyłasiębardzoszybko.
Kilkazdawkowychuwagwstylu:„No,tak,zgadzasię”,„Wszędzietakjest”,„Nicnie
poradzisz…”itympodobne.Lidiazdawałasobiesprawę,dlaczegotaksiędzieje,nie
wiedziałajednak,jaksięzachować.Ciągnąćrozmowęisamejkrytykowaćszefów?
Czywyjaśniaćtedecyzjekierownictwa,któresamarozumieiuważazasłuszne?Oba
rozwiązaniawydawałysiękiepskie,dlategomilczała,wogóleniewłączałasiędo
takichrozmów,chociaż,byćmoże,woczachkoleżanekwyglądałotojeszczegorzej,
niżgdybysięodzywała.Wkońcu-mówiłasobie-jużniedługoprzestaniepracować
wtympokojuiztymiludźmiisytuacjasamasięrozwiąże.
NaszczęściebyłajeszczeAlina.Wydawałosię,jakbyzupełnienierobiłnaniej
wrażeniaawansLidii.Pytałaotozwyczajnieiszczerzeprzyznawała,żejejzazdrości.
Samachciałabyznaleźćsięnamiejscukoleżankiiniemiaławątpliwości,żenależy
skorzystaćztejokazji.
DlategoLidiachętniezniąrozmawiała,szczególniegdybyłysame.Jedynykolega
wichpokojunieliczyłsię,nieprzejmowałysięjegoobecnością,itakprawiecały
czassiedziałznosemwekraniemonitoralubprzeglądałwydruki,awprzerwach
międzytymiczynnościamijadłkanapki,równieżpochłoniętytymbezreszty.
Tegodniabyływedwieodrana,dwiepozostałekoleżankizpokojuposzłyna
urlop.
Lidiawtymrokumiałaspędzićurlopnaprzygotowaniachdowyjazdudo
Gorzowa,aAlinaplanowałaegzotycznąwycieczkęwpaździernikuidziękitemukilka
dniupalnegosierpniaspędzaływpracywedwie,nieliczączapatrzonegowmonitor
Łukasza,naktóregoprawieniktniezwracałuwagi.
Pomimowakacji,amożewłaśniedlatego,obiebyłyodranazapracowanejak
nigdyiniewielerozmawiały.Siedziałyprzybiurkachzwróconebokiemdosiebiei
głównienarzekałynabrakdanychnatematsprzedaży,utrudniającyim
przygotowanieraportów.Okołodwunastejwpadłdoichpokojuszefdziałuistojącw
drzwiach,zwróciłsiędoLidii.
-Dzieńdobry-powiedziałinieczekającnaodpowiedź,dodał:-PaniLidio,czyo
trzynastejmożepaniwyjśćnalunch?
-Tak-odpowiedziałazaskoczona.
-Tozapraszam.Spotkajmysięprzyrecepcji.
-Dobrze.
Szef,jakbyuspokojonytym,żezaproszeniezostałotakłatwoprzyjęte,rozejrzał
sięzuśmiechempoichpokojuiwyszedł,zamykającdelikatniedrzwi.
-Łoł!-jęknęłazuznaniemAlina.
-Ciekawedojakiejknajpy-wtrąciłsięŁukasz.-Przecieżniedonaszejkantyny-
zakończyłiwróciłdoswoichtabelwkomputerze.
Dziewczynybyłyzdumione,zarównonagłymwejściemszefaijegopropozycją,jak
i-możejeszczebardziej-niespodziewanąuwagąŁukasza,którywydawałsięprzez
całeprzedpołudniepochłoniętyswoimisprawami,ajednakokazałosię,żeanina
chwilęnietracikontaktuzrzeczywistością.
-Tytomaszfarta-przyznałaAlina.
-Dlaczego?-odpowiedziałamechanicznieLidia.
-Jakto?Lunchzszefem!Niekażdemusiętozdarza.Tytowiesz,jaksięustawić.
-Dajspokój!-zdenerwowałasięLidia.-Pewniechceporozmawiaćowyjeździe.
Tojużniedługo.
-Ztymwyjazdemteżmaszfarta-powiedziałaAlina.
-Czyjawiem?
-Jakto,niewiesz?-Alinaspytałazaskoczona.-Jatupracujęjużsiedemlatinigdy
niemiałamżadnejrozmowyoawansie.
Lidianieodpowiedziała.Alinamiałarację,tonapewnojestsukcesiinnipewnie
jejzazdroszczą.Możenawetczują,żeniezasłużony,osiągnięty,byćmoże,przez
jakieśspecjalnekontaktyzszefem?Takiemyślenieuruchamiasięautomatycznie,
nicnatonieporadzą.Niemateżsensuztymwalczyć.
-Iniedość,żeawans,tojeszczeobiadzszefem-dodałazudawanązazdrością
Alina.
-Zwykłylunchwczasiepracy-poprawiłająLidia.
-Ktowie,możekolacjateżbędzie?
-Alina,przestań-Lidiajużniemiałaochotyprzerzucaćsięripostami.-Jeszcze
niewiem,czypojadę,atyopowiadasztakierzeczy.
-Jaktoniewiesz,czypojedziesz?!-ZszokowanaAlinaodsunęłasięodbiurkai
spojrzałanaLidięuważnie.
-Niewiem,poprostuniewiem-Lidiaodwróciłagłowę.-Filipniechcejechać.
Mówi,żewWarszawiebędzienamlepiej,żetamniemaprzyszłościdlanaszegosyna
iżenazawszejużutknęwtymbanku,boinnejpracytampoprostunieznajdę.
-Toakuratracja-wtrąciłaAlina.
-Nowidzisz.
-Czyliniezdecydowałaśjeszcze?
-Właściwietozdecydowałam,aleniewiem,czytojestdobre.Ontaksięupiera.
Niewiem,możenawetzostanie.
-Cotymówisz?!-Alinapodjechałanakrześledokoleżanki.-Toco,tybyś
pojechała,aonnie?
-Niewiem.Powiedział,żeniechcetamjechać.Jakiśbiznesmaotwierać.
-Aletotwojajedynaszansa-Alinazaczęłamówićszeptem.-Wszyscyci
zazdroszczą,czylitomusibyćwyjątkowaokazja.Popracujeszkilkalatjako
kierownikoddziału,ajakniebędziecisiępodobać,wróciszdoWarszawy.Ztakim
doświadczeniemniebędzieszmiałaproblemówzeznalezieniemczegościekawego.
Musiszgoprzekonać.
-Onuważa,żetozłypomysł.ŻewGorzowiejestmniejmożliwości.
-Pojedzie,tosięszybkoprzekona.
-Ajakniepojedzie?-Lidiaspytałaledwiesłyszalnymgłosem.
-Pojedźsama,aondociebiedołączy-wypaliłaAlinabezzastanowienia.
-Nieżartuj.
-Nieżartuję.Zobaczysz,żebardzoszybkozmienizdanieiprzyjedzie.
-Ajaknie?
-No,coty?Chybaniejestzwamitakźle?
Lidianieodpowiedziała.Przysunęłasiędoswojegobiurka,zerknęłanamonitori
otworzyłaprzypadkowąwiadomośćwpoczcieelektronicznej.Nadawcaoczekiwał
pilnejodpowiedzi,więczaczęławystukiwaćsłowa:kasowałate,któreniebrzmiały
dobrze,potemznówpisała,wreszcieprzeczytałapowolicałytekstidopierowtedy
wysłałaodpowiedź.
Alinarównieżwróciładopracy.Poczuła,żebyćmożepowiedziałaojednozdanie
zadużo,więcwolałamilczeć.Wciszysłychaćbyłotylkostukanieklawiszyidźwięki
dochodzącezkomputerów.
Szefzaprosiłjąnalunchdojapońskiejrestauracjikilkaprzecznicodichbiura.
Pojechalijegoeleganckimsamochodemsłużbowymzdoskonaleklimatyzowanym
wnętrzem.Kiedywysiadała,poczułauderzeniegorącego,suchegopowietrza.Szef,
jakzwyklewnienagannieskrojonymgarniturze,zperfekcyjniezawiązanym
krawatem,zachowywałsiędośćpowściągliwie,jakbyniemiałniczegodo
powiedzenia.ZadawałLidiiogólnepytaniaoto,jakjejsiępracujewfirmie,cojejsię
podoba,aco,wedługniej,należałobypoprawić.Lidiamiałanadzieję,żetebłahostki
totylkowstępdoprawdziwejrozmowy.Kelnerpodszedłdonichbezszelestnie,
zaproponowałprzystawkiizasugerował,któregodaniagłównegopowinni
spróbować.Lidianigdyniebyławjapońskiejrestauracjiijedynąpotrawą,jakąznała,
byłosushi.Tylkoznazwy,oczywiście;nigdytegoniejadła.
Zarazpozłożeniuzamówieniadostalidzbanekzzielonąherbatąidwiemałe
porcelanowefiliżankibezuszek.Dotegokelnerpołożyłkażdemunastoledrewniane
pałeczkizapakowanewpapierzjapońskiminapisamiorazzwiniętywrulonmały,
wilgotnyiciepłyręcznik.Lidiaczułazażenowanie,niebyłapewna,doczegosłużą
wszystkieteakcesoria,jednakszefnalałjejherbatydofiliżankiiwtensposóbmogła
czymśzająćręce,kiedyobserwowałagościprzyinnychstolikach.
Powstępnychuwagachszefwypytałjądelikatnie,czyjestzadowolonaznowego
stanowiskaizwyjazdu.Lidiaprzytaknęła.Niezamierzaładzielićsięznimswoimi
wątpliwościami.Czuła,żepowinnapowiedziećwięcej,podziękowaławięcza
wyróżnienieikrótko,bezkonkretów,opisała,jakzamierzaprowadzićoddział.Ten
aspektwyjazdupociągałjąnajbardziej-organizowaniepracymałegooddziału:
ustalanieiwdrażaniestrategii,wcielaniewżycienowychpomysłów-tutajczułasię
pewnie,niemusiałaudawaćentuzjazmu,bonaprawdęgomiała.Szefsłuchał
uważnie,tylkoczasemzadająckrótkiepytania.Ponowniedolałjejzielonejherbatyi
wtedyzadzwoniłjegotelefon.Lidianatychmiastzamilkła,aonodebrałdopieropo
trzecimdzwonku,jakbyliczyłnato,żedzwoniącyzrezygnuje.Chwilęsłuchał,potem
powiedziałcicho:„Mamterazspotkanie,zadzwoniępóźniej”.
Tennawpółintymnygłosszefawtrakciepoważnej,choćniecosztucznej,
rozmowy,wyprowadziłjązrównowagi.Milczała.Podpatrzyłajuż,cosięrobiz
ręczniczkiem,iwytarłanimstaranniedłonie.Wtymczasiekelnerprzyniósłim
surówkęzmarynowanejkapustypekińskiej,zaczęliwięcjeśćiwymieniaćuwagio
potrawach.SzefkilkalattemubyłwJaponiiiopowiedziałLidiiotamtejszych
zwyczajachkulinarnych.Opowieśćotrującejrybiefubu,przysmakuJapończyków,z
powoduktóregokilkadziesiątosóbrocznieumierawmęczarniach,trochęją
zaniepokoiła.Kiedykelnerprzyniósłtacęzsushi,wybierałatylkoryżowerulonikiz
łososiemlubzogórkiemwśrodku,omijającinnesuroweryby.Niepotrafiłajeść
pałeczkami,dwarazyporcjasushiwpadłajejdomiseczkizsosemsojowym,na
szczęściciejednaksosniepobrudziłjejkremowegożakietu.
Potelefonieszefzrobiłsięmniejoficjalny.Dałjejkilkarad,nacozwracaćuwagęw
pierwszychtygodniachdziałaniaoddziału.Powiedział,ktobędziezniąpracowałi
czymbędąsięzajmowaćnajważniejszeosoby.Izapewnił,żemożedzwonićdoniego
wkażdejchwili.
Nawetżyczyłbysobieczęstychtelefonów,ponieważdoświadczeniaprzy
otwieraniutegooddziałubędąwykorzystaneprzytworzeniunastępnych.Lidia
zapewniła,żebędziewstałymkontakciezfirmą.
Daniegłówneprzypominałojejtrochęto,cojadłakiedyśwbudceprzyulicy
Marszałkowskiej,prowadzonejprzezWietnamczyka:smażonyfiletzłososiaz
warzywami,dotegobiały,zupełnieniesłonyryżwczarnejmiseczce.Zabawaz
pałeczkamiwymagaładużejzręczności,jednakwidziała,żeszefteżniejest
mistrzemwtejdziedzinie,więcprzestałasięprzejmować.Zajęcimozolnym
przenoszeniempożywieniaztalerzydoust,niewielerozmawiali.Szefopowiedział
jeszcze,jakzacząłpracęwfirmiepiętnaścielattemu,kiedytodziesięćosób
pracowałonaczterechkomputerach,akserokopiarkasłużyłaimjakostolik.Tego
typubiurowelegendyinteresowałytylkotych,którzyuczestniczyliwichtworzeniu,
dlakażdegoinnegosłuchaczabyłystratączasu.JednakLidiauśmiechnęłasiękilka
razyiniebyłotowymuszone.Wyobraziłasobie,jaktoonazadziesięćlatbędzie
opowiadaćnowympracownikomoddziałuwGorzowiehistoriępowstaniabiura,i
byłapewna,żedlanichtobędziezwykłenudziarstwo.Alecóżinnegostarszystażem
pracownikmożeopowiadaćmłodszym?
Poobiedzienamówiłjąnakawę.Jeszczerazpodkreślił,jakważnedlafirmyjest
otwarcietegonowegooddziału,izapewnił,żeLidiazawszemożeliczyćnajego
pomoc.
Zaproponował,żebynanastępnymspotkaniuprzedstawiłamukilkapomysłów
nato,odczegozamierzazacząćnanowymstanowisku.Powiedzmyzatydzień.Tym
razem-nakolacji.Wtorekodwudziestej.
Lidiazamarłazfiliżankąwdłoni.Przełknęłakawę,któranagleprzestałajej
smakować.
Odstawiłafiliżankęichoćstarałasięzrobićtodelikatnie,porcelanawydała
głośnynieprzyjemnydźwięk.Zrobiłojejsięgorąco,czuła,jakpocisiępodżakietem.
Wiedziała,żepowinnacośpowiedzieć,jakośzareagować,szefzamilkłiwyraźnie
czekał.Przesuwałakciukiempouchufiliżanki.
-Odpowiadapani?-zapytałmiękko.-Niewiem,czybędęmogła-odpowiedziała
niepewnie.-Tomożebyćśroda-zaproponowałszybko,jakbybyłnato
przygotowany.
Zaskoczonaniewiedziała,copowiedzieć.Szefwyjąłzeszklankiprzyniesionena
deserowocelychi.ZbiałąkuleczkąnałyżcejeszczerazzwróciłsięwkierunkuLidii.
-Tomożepotwierdzipanijutro,dobrze?
-Aczyniemożemytegoomówićwbiurze?-odważyłasięzapytać.
-Wbiurzejesttylespraw-włożyłowocdoust,rozgryzłipołknął.-Atojesttemat
wymagającyskupienia-dodał.
-Jeślimożna,wolałabymwbiurze-Lidiapowiedziałatojużbardziejstanowczo.
-Wiepani-zaczął,patrzącjejprostowtwarz-kolacjetoczęśćpracymenedżera.
Szefopuściłwzrok,zajrzałdoszklanki,alewszystkieowocebyłyjużzjedzone.
Lidiazorientowałasię,żecałyczastrzymawgórzeprawąrękęzłyżeczką,
niezdecydowana,czychcewziąćowoczeszklanki,czynie.Rękazupełniejej
zesztywniała.Spojrzałananiąiopuściłałyżeczkę,uderzającoporcelanowyspodek.
Natendźwiękkilkaosóbprzysąsiednimstolikunachwilezwróciłowzrokw
kierunkuLidii,poczymnatychmiastodwróciligłowy,coprzypominałokiwaniesię
zabaweknasprężynce.
-Dobrze,czylipotwierdzimyjutro-podsumowałirozejrzałsięwposzukiwaniu
kelnera.
Lidiamiaławrażenie,żezakażdymrazem,kiedywzrokszefaprześlizgujesiępo
niej,zatrzymujesięwyłączniewokolicachjejbiustu.Mechaniczniedopiłaresztkę
kawy,jednaknieczułasmaku.Wytarłaserwetkąustaizauważyłaresztkipomadki
nabiałympapierze.
Wyjęłaztorebkiszminkęipomalowaładolnąwargę,alepomyślała,żenie
powinnategorobićprzystole,iszybkoschowałaszminkędotorebki.Wstała,
bąknęła„przepraszam”iwyszładołazienki.Zpanikąmyślałaodrodzepowrotnejdo
biura,szukałarozpaczliwiepretekstu,abymócwrócićtramwajemlubnawetpieszo,
alekażdywydawałsięabsurdalny.
Mogłanajwyżejwyjśćteraz,wtejchwili,zrestauracji,cowydawałojejsię
najlepszymrozwiązaniem,alezarazpomyślała,żeprzecieżwrócidopracy,gdziego
codzienniespotyka.
Wkońcu,możesięprzecieżumówićinieprzyjść,więcwczymproblem?Po
drodzedołazienkizauważyławgłębikuchnijapońskiegokucharza,któryzręcznie
podrzucałskwierczącenapatelnikrewetki.
41
Międzysnemajawąjestmoment,kiedywiesz,żesiębudzisz.Najczęściejdociera
dociebiejakiśdźwięk,rzadziejświatło,iwracaświadomośćtego,żeistniejesz.
Budziszsię,ajednocześnieprzebywaszjeszczeweśnie.Czasemtrwatoułamek
sekundy,czasemkilkasekund,alenawetwtedyniejesteśwstaniezapamiętaćtego
stanu.Ichoćbyśnajbardziejsięstarał,postanawiałsobiewieczorem,żetymrazem
zdołaszuchwycićtenmoment,boprzecieżtonictrudnego,nigdycisiętonieuda.
PrzezkrótkąchwilęFilippoczułweśnie,żesiębudzi.Posekundzieniepotrafiłjuż
sobiejejprzypomnieć.Czułjeszczecoś,cośnieokreślonego,aleitoznikło.Otworzył
oczy;światłodniasączyłosięprzezpółprzezroczysterolety.Wokółpanowałacisza.
SpojrzałnaLidię-spała,oddychającprzezlekkootwarteusta,kosmykiwłosów
przykrywałyjejleweoko.
Policzekprzyciśniętydopoduszkibyłzaczerwieniony.Prawapierśwysunęłasięz
czerwonejatłasowejkoszulki,którąkupiłjejnaostatnieimieniny.Filipprzesunąłsię
nałóżkuidelikatniepocałowałgładkąskórężony.Odczekałchwilę,akiedynie
poruszyłasię,przytuliłpoliczekdojejpiersiiwdychałledwiewyczuwalnyzapach
skóry.
Lidiaporuszyłasię,odwróciłanadrugibok,wystawiającdoniegoplecy,iFilip
czuleprzesunąłdłoniąpojejudachigołejpupie,wsunąłpalcetam,gdziejejuda
schodziłysię,gdziebyłociasno,ciepłoitrochęwilgotno.Leżałtakbezruchuw
oczekiwaniunaerekcję.
Niemusiałdługoczekać,przytuliłsiędożonyiztrudemwcisnąłswojegoczłonka
międzyjejpośladki.Czułwnimpulsowanie.
JużpokilkuchwilachLidiaprzebudziłasię,jednakniezmieniłapozycji,ajedynie
odszukałaswojąrękątocoś,couciskałojąodtyłu,wyswobodziłaspomiędzyswoich
pośladkówichwyciłapewniecałądłonią.Filip,jaknasygnał,zacząłpieścićjejpierś,
alenajpierwmusiałzsunąćkoszulkę,któraterazzakryłabiustżony.Takapozycja
trwałajednakbardzokrótko.Latamałżeństwaizwyczajspaniabezbieliznyskracały
ichgręwstępnądoledwiekilkuminut.Lidiaodwróciłasiędoniego,bezsłowa
zarzuciłaswojeudonajegobiodro,arękąnakierowałajegoczłonkatam,gdzie
powiniensięznaleźć.Ontylkoczekałnatensygnałiwszedłwnią,najpierw
ostrożnie,azadrugimrazemjużdosamegokońca.
Przewróciłjąnaplecy,podniósłjejnogiwysokodogóry,opierającsięswoimi
dłońmiojejnaprężoneudaizacząłporuszaćsięwolnoirytmicznie.
-Zaczekaj-tobyłopierwszesłowo,jakieLidiapowiedziałategodnia.-Pobawsię
niątrochę.
Wyszedłzniejniechętnie,usiadłnakolanach,aonaotworzyłaprzednimswoje
nogitakszeroko,jaktylkomogła,przyjmującnajbardziejbezwstydnąpozycję,jaką
mogąsobiewymarzyćmężczyźni.Filipzacząłgłaskaćjejcipkętrzemapalcami,z
górydodołuiznówdogóry.Nakierowałajegopalecnaswojąłechtaczkę,więcnie
miałinnegowyjścia,jakzacząćlekkopieścićmałojeszczewyczuwalnąfałdkęskóry,
skrytąmiędzywłosamiłonowymi.Lidiależałazzamkniętymioczami,czekałana
rozkosz.Niebyłomuwygodniewtejpozycji,położyłsięwięcobokżonyirozpoczął
swojąpracęwskazującympalcem.Cojakiśczaswyczuwałsuchośćiniechcąc
sprawićjejbólu,przesuwałpalecwdół,tamjednakniebyłodośćwilgoci.Lidiaw
tymczasieprzesuwałakurczowozaciśniętądłońnajegoczłonku,robiącdługie
przerwy,byzachwilęruszyćzezdwojonąsiłą,jakbyprzypominałasobieojego
istnieniu.PopewnymczasieFilipwyczuł,żejegosztywnośćjużniejestidealna,a
kiedyuświadomiłtosobie,zrobiłosięjeszczegorzej.WtedyLidiawznowiłaswoje
działaniazjeszczewiększąsiłą.AleśluzuiślinynadalbyłozamałoiłechtaczkaLidii
szybkozrobiłasięszorstka,aonasamauchylałabiodra,chcącuniknąćdotyku.
-Chybasięnieuda-powiedziaławkońcu.
-Możezrobimytozwyczajnie-zaproponowałFilip.-Zarazwezmęgumkę.
-Nie,wolętak-powiedziała.
-Jestsucha-zauważył.
-Wiem-powiedziałazwyrzutem.-Spróbujjeszczeraz,tutaj.
Naprowadziłajegodłońtam,gdzie-wedługniego-przedchwiląwłaśnieją
pieścił.
Jednakpotrzechruchachzacisnęłaudaiwyszarpnęłaspomiędzynichjegorękę.
-Nietak-syknęła.
-Zawszetakrobimy-usprawiedliwiłsię.
-Izawszetakciwychodzi!
-Przeztylelatniemówiłaśmitego.
-O!-wykrzyknęłaobrażonaiodwróciłasiędoniegotyłem.
Wtymmomencieusłyszelitupotbosychstóppopodłodze.ToOskarobudziłsięi
jakpiesPawłowaodrazu,jeszczewpółśnie,przybiegłdosypialnirodziców.
Wdrapałsięnaichłóżko,przeszedłprzezleżącegoojca,uderzającgoprzytym
kolanemwciąglejeszczesztywnyczłonekiułożyłsiędokładnietak,żebydotykaći
mamy,itaty.
Chłopiecniezasnąłjuż.Iniezamierzałmarnowaćczasunabezczynneleżenie.
Zacząłturlaćsiępołóżkuodbrzegudobrzegu,traktującciałarodzicówjak
przeszkodydopokonania,potemchowałsiępodkołdrąikazałsięszukać,wreszcie
zacząłskakaćiprzyjednymlądowaniuuderzyłlekkogłowąwścianę.Rozpłakałsięi
takskończyłasięzabawawsobotniporanekwpołowiewrześnia.
Potembyłajużtylkozwykłakrzątanina,mycie,ubieraniesię,zabawa,
przygotowywanieśniadania,zabawa,jedzenie,płacz,sprzątanienaczyńiznów
zabawa.WpewnymmomencieLidiaotworzyłaszafkęzbutami.
-Idzieszgdzieś?-spytałFilip,grajączsynemwpiłkę.
-Odebraćsamochód-powiedziała,wsuwającstopęwczarnypantofelnaniskim
obcasie.
-Samochód?-zapytał,nicnierozumiejąc.
Lidianiezdążyłaodpowiedzieć,bozadzwoniłtelefoninastąpiłakrótkachwila
konsternacji…
-Jaodbiorę!-rzuciłFilip.
Lidia,gotowadowyjścia,usiadłanakanapieizaczęłatoczyćpiłkędoOskara.
Chłopiecdenerwowałsię,żesiędotegonieprzykładairzucapiłkęzbytlekko.
-Cośsięstało?-spytała,kiedyFilipodłożyłsłuchawkę.
-Nic-odpowiedziałzniecierpliwiony.-Totata.
-Icomówił?
-Szkodagadać.
-Aleprotestowałeś-niedawałazawygraną.
-Przeczytałgdzieś,żeogłosiliegzaminnaurzędnikówdoUniiEuropejskiej,i
uważa,żekonieczniepowinienemskorzystaćztejokazji.
-Takieegzaminysąchybacokilkamiesięcy-zauważyłaLidia.
-Chybatak.Alemnietonieinteresuje.
-Czemu?-Lidiawstała.-Mógłbyśspróbować.
-Poco?-zdenerwowałsię.-Chodź,Oskar-wziąłsynanaręceizacząłrobićdo
niegominy.
-Tojestniezłapraca-powiedziałaLidia,poprawiającwłosyprzedlustrem.-
Pewna,dobrzepłatna…
-AleniewPolsce-Filipuciąłstanowczo.
-Notak-przyznałaLidia.-Tojalecę-pocałowałasynkawobapoliczkiiwczoło,
amężamusnęłaustamiwjedenpoliczek.
-Odbieraszsamochódsłużbowy,tak?-upewniłsięFilip.
-Tak.
-Musiałaśsięumówićwsobotę?-spytałzwyrzutem.
-Wtygodniujestotwartetylkodoszóstej,niezdążyłabym.Idę,bosięspóźnię.
Niedługowrócę,pa!
Wyszła,zamykającdelikatniedrzwi,awesołystukotobcasównaschodach
świadczyłojejdobrymhumorzetegoprzedpołudnia.Zostaliwdomuwedwóch,
ojciecisyn.
FilipjeszczeprzezkilkaminutskarżyłsięOskarowi,jakaniegrzecznajestjego
mama.
Szybkosięjednakzreflektowałizacząłsiębawićzsynem,układającnapodłodze
torwyścigowyzklockówiróżnychpudełek,naktórymustawialisamochodziki.
Leżelinapodłodze,wydawalidźwiękiimitująceodgłosysilnikówsamochodówi
przesuwalipojazdypotorzelubpuszczalijetak,byuderzałyosiebie.Bawilisięw
tensposóbprawiegodzinę,śmiejącsięiwygłupiającjaktypowidwuipółletni
chłopcy.
Jednemuznichwkońcuzabawasięznudziła,wstałwięcizacząłprzygotowywać
przekąskę.Oskar,pozostawionysamsobie,zniszczyłtorwyścigowywmniejniż
dziesięćsekund,apotemzacząłsiędomagaćsokuowocowego,czekolady,filmudla
dzieciwtelewizjiorazpodniesieniadogóryprzezojca.IFilipstarałsięspełniaćjego
zachcianki,jednąpodrugiej,ajednocześnieprzygotowaćposiłekdlaOskara.Kiedy
chłopiecsiedziałpotureckunapodłodze,zkartonikiemsokuwdłoniachioglądał
kreskówkinakanaleMiniMini,zadzwoniłtelefonkomórkowyFilipa.Zanimodebrał,
odsunąłgorącyczajnikjaknajdalejodkrawędzikuchni.OsazacząłbezwstępuiFilip
wpierwszymmomencieniezrozumiał,oczymmówi.
-Wdomu,agdziemambyć-odpowiedziałFilip,zaskoczony,najegopierwsze
pytanie.-
Unotariusza?!-zdziwiłsię…-Ocholera!Umowawsprawielokalu!…
Zapomniałem,zupełniewyleciałomizgłowy…Mogłemzapomnieć.Zdarzasię
przecież…Ilemożeciejeszczezaczekać?…Niedamrady,niemogęterazwyjśćz
domu…Niewiem.Możezagodzinę,czterdzieściminut…zaczekajchwilę!
ZtelefonemwrękuFiliprzuciłsięwkierunkuOskara,jednakniezdążyłisok
owocowyzprzechylonegokartonurozlałsięnapodłogęispodnieOskara,akilka
kropelzabarwiłoteżtelefonFilipa.
-Fuck!-zakląłojciecizabrałchłopcupustyjużpojemnik.
PrzetarłklawiaturętelefonurękawemTshirta,alekiedyprzyłożyłaparatdoucha,
usłyszałjużtylkosygnał.Osarozłączyłsię.Niezaczekał,ażFilipbędziemógł
odpowiedzieć,atymsamymnajegoostatecznądecyzję.Jednymprostymruchem,
trwającymułameksekundy,położyłkresdylematomFilipa,którybyłokrokod
spełnieniaswojegoplanu,możenawetmarzenia,alezabrakłomuodwagi.
Miałjeszczeostatniąszansę,mógłszybkozadzwonićdoOsy,stanowczymgłosem
umówićsięnaspotkaniezakilkanaścieminutlubpoprosić,żebyOsaponiego
przyjechał.
Mógłzdecydowaniemprzykryćswojeroztargnienieibrakpewności.Alesię
wahał.Stałbezruchu.Oskar,niezwracającnatouwagi,wszedłwrozlanysok,
decydująctymsamymoprzyszłościFilipa,któryspokojniewytarłklejącysięnapójz
podłogi,nałożyłbudyńdomiseczek,abyzjeśćgorazemzsynem,oglądając
animowanyfilmowielkimczerwonympsieijegorezolutnych,choćniekiedy
lekkomyślnychprzyjaciołach.
42
Nazjeżdżalnibyłonajzabawniej.Żółtysłonikzesztucznegotworzywaprzyciągał
wzrokwszystkichdzieci,alepochwiliwiększośćznichodchodziławinneczęści
basenu.
TymczasemOskarmógłnanimzjeżdżaćcałągodzinę,aitaknienudziłomusię.
Wchodziłpowolipowąskichschodkachnaplecysłonia,przytrzymywanyprzezojca,
odganiającsięodniegonerwowojakodnatrętnejmuchyikrzycząc:„jasam,ja
sam!”,poczymstawałnaszczyciezjeżdżalnizzadowolonąminą.WtymczasieFilip
obiegałzjeżdżalnięjaknajszybciej,abystanąćzdrugiejstronyichronićsynaprzy
lądowaniu.Filipledwienadążał.
Oskarznówsiadałizsuwałsiępogłowieitrąbiesłonia,aojciecłapałmalca,kiedy
synekwpadałdowody,starającsięjednakrobićtozwyczuciemiwostatniejchwili,
żebydzieckomiałojaknajwięcejfrajdyinieodczułointerwencjizatroskanego
rodzica.
PopiętnastuminutachtakiejzabawyFilipbyłoczywiściebardziejzmęczonyod
syna.
Próbowałwyszukaćmunowezajęcie,zainteresowaćczymśinnym,ale
rozbawionyOskarniezwracałuwaginazabiegiojcaizokrzykiem„jeszczeraz!”
znówwychodziłzbrodzikaiwdrapywałsiępoplecachsłonianajegogłowę.
UmordowanegoFilipa,któryoczywiściecieszyłsięradościądzieckaichciał,by
trwała,jaknajdłużej,uratowałaprzedśmierciązwycieńczeniaLidia.Podeszłado
niego,ociekającawodą,poprawiającwłosy,któreoblepiłyjejtwarz.
-Idź,popływaj-powiedziaładoFilipa,wyciskającrękąwodęzwłosów.
-Jużskończyłaś?-spytał,choćtonieulegałowątpliwości.
-Terazjasięnimzajmę,idź.
Filipwstałbezsłowa,aLidiachwyciłapodramionaOskarabiegnącegoznówna
zjeżdżalnię.Wzięłagonaręceiposzłaodpocząćwjacuzzi.Chłopiecpoczątkowo
protestował,chciałwyswobodzićsięześliskichramionmamy,niemożnaprzecieżw
tensposóbprzerywaćdzieckuzabawy!Buzująceigorącejacuzziszybkojednakgo
zainteresowało.Stałpośrodkudużej,okrągłejwannymiędzywyciągniętymiudami
mamyiłapałnajwiększebąbelki.Wydawałprzytymróżneokrzyki,zazwyczaj
zupełnieniezrozumiałe,nawetdlarodziców.Pochwiliwpadłnapomysł,żeznacznie
zabawniejbędziełapaćbąbelkiustami.Musiałpołknąćkilkałykówchlorowanej
wody,zanimmamaprzerwałamutęświetnązabawę,wobecczegodużawanna
natychmiastmusięznudziła.WstałizacząłciągnąćLidięzapalec,wołającwswoim
języku„mamo,chodź,mamo,chodź,idziemytam”.
ZdyszanyFilipstanąłkołonichwmomencie,gdyLidiauległasynkowiiz
ociąganiemwychodziłazjacuzzi.
-Już?-spytałamężazaskoczona.
-Tak,jużmiwystarczy-wysapał.
-Tata,chodź,mama,chodź,tu-powiedziałOskar,łapiącrodzicówzanogi.
-Niezmieścimysię,synku-powiedziałFilip.
-Nie,nie!-krzyczałchłopiec.-Mamatuitatatu!
-Gdzieidziemyteraz?-LidiazwróciłasiędoFilipa.
-Możedotegowiększegobrodzika?
-Jakchcesz.-Lidiaodwróciłasięiruszyławkierunkujednegozbasenów.
Całapływalniaskładałasięzregularnego,dwudziestopięciometrowegobasenu
dopływania,jednegomniejszegoomaksymalnejgłębokościmetrtrzydzieści
(okupowanegoprzezrodzicówzmałymidziećmiorazmłodedziewczynyi
chłopców,którzyniegarnęlisiędopływania)orazmalutkiegobrodzikaze
zjeżdżalniąsłonikiem,gdziewodasięgałaznudzonymdorosłymledwiedokolan.Od
kilkumiesięcyprzychodzilituzOskaremizakażdymrazemmusieliodwiedzać
wszystkietrzybaseny:dwamniejsze,asystujączabawomsyna,oraztentrzeci-
pływającsamemu.Narazieniekorzystalijeszczezdużejzjeżdżalni:zakręconej,
żółtejtuby,częściowowychodzącejnawetnazewnątrzbudynku,aleFilipzakażdym
razemprzymierzałsiędozjechaniazniejrazemzOskaremizakażdymrazemLidia
odwodziłagoodtegozamiaru.
Tegodniapozostałimjeszczedozaliczeniaśrednibasen,wktóregokierunku
zmierzałaLidia.Oskarowijednakniepodobałosię,żerodziceznówsięrozdzielili-
niemógłnadążyćzamamą,atata-wedługniego-szedłzdecydowaniezawolno!
-Mama!-krzyczał.-ChodźdotatyiOskara!Mamatu!
-Jużdoniejidziemy-Filipstarałsięuspokoićsyna.-Popływamywwiększym
basenienatakiejfajnejdesce.
ZazwyczajtoFilipuczyłsynapływać,Lidianiemiałaotympojęcia,więcgłównie
pilnowała,żebychłopcuniczłegosięniestało.Tatanakłaniałchłopcadotrzymania
sięstyropianowychprzedmiotównazywanychdeskamidopływaniaicierpliwie
tłumaczył,jakpowinienporuszaćnóżkamiwwodzie.Oskar,równiecierpliwie,nie
słuchałojca,robił,cochciał,iwkońcunajczęściejFilipmusiałwyławiaćgozwody,
bomalecpuszczałdeskę,całkowiciesięzanurzając.Lidianiemogłanatopatrzeći
wciążpróbowałaimprzerwać.
Jednakchłopiecuwielbiałnurkowanie,jakwięczabronićmutegonabasenie?
Tymrazemnaukapływaniatrwałaznaczniedłużejniżzwykle,gdyżLidia
relaksowałasiępodwodnymibiczamiiniewidziała,jaksynznikałpodwodąna
jedną,dwiesekundy.
Chłopcujednakszybkosięznudziłoipoprosił,bypodpłynęlidomamy,gdyżsam
bałsięporuszaćwmiejscach,gdzieniewyczuwałnogamidna.Jeszczetrochę
wszyscytrojechlapalisięwodąiwreszcieskierowalisiędowyjścia.Filipobliczył,że
moglijeszczezostaćpiętnaścieminut,abywpełniwykorzystaćczas,którywykupili,
aleniemielijużpomysłunateostatniechwile.FilipwziąłOskarazarączkęiruszyli
domęskiejprzebieralni.
-Zaczekamwkawiarninagórze-rzuciłaLidia,idącdodamskiejprzebieralni.
-Uhm-bąknąłFilip.
-Mamatu,znami!-OskarzłapałLidięzadłońiniezamierzałjejpuszczać.
-Mamapójdziedoswojejprzebieralni,dlapań-wyjaśniłFilip.-Amypójdziemy
donaszej,dlafacetów.
-Nie!MamaitatarazemzOskarem-powiedziałchłopiecstanowczo.
-Mamaniemoże-tłumaczyłmuFilip.-Panieniemogąiśćznami,onemająinny
prysznic.
Filipwziąłgonaręce,aletrudnobyłomuutrzymaćwierzgającegomalca.
-Comusięstało?-zaniepokoiłsięFilip.
-Bojawiem-Lidiawzruszyłaramionami.
-Janiechcę,janiechcę!-histeryzowałOskar.-Mamaznami,chodź!
-Idźjuż-powiedziałFilipdoLidii,trzymającwyrywającegosięchłopca.-Jasię
nimzajmę.
Lidiaznikłajużwprzebieralnidlakobiet,aFilipjeszczedłuższyczaswalczyłz
Oskarem,którywymyśliłsobie,żerodzicemusząsięznaleźćrazemwtymsamym
pomieszczeniu.ZtegowszystkiegoFilipzrezygnowałzprysznica,aOskarajedynie
trochęopłukał,poczymposadziłgonaławceobokszafkiipospieszeniewytarł
ręcznikiemzwyhaftowanymsamochodemterenowym.
Oskarwkońcuprzestałpłakać,alenadalbyłrozżalony,kiedywchodzilipo
schodachdokawiarninaostatnimpiętrze,skąd,popijająckawę,możnabyło
obserwowaćludzipluskającychsięwbaseniedwapiętraniżej.Wreszcieujrzał
mamęprzyjednymzestolików,zerwałsiędobieguiboleśnieuderzyłsięo
wysuniętekrzesło.Znówpłaczituleniesię,tymrazemdomamy.Minęłokilkaminut,
zanimzabrałsiędojedzeniakanapkiipiciasoku-pływaniewzmagałoapetyt
małegoitobyłjedenzpowodów,dlaktórychcotydzieńwybieralisięnabasenw
porzekolacji.
Filipzamówiłkawęipoprosiłpodwójnemleko,Lidiaczekałananaleśnikize
szpinakiem.
Wszyscytrojeobserwowalibasenwdole.
-TwojasiostraprzyjedziedonasczyodrazudoGorzowa?-spytałFilip,patrząc
nadziewczynkę,którapokazywałamłodszemubratu,jakbezpieczniezanurkować.
-Donas-odpowiedziałakrótko.
-MajużpracęwGorzowie?-spytał.
-Tak,zadzwoniliiobiecalijejumowę.
-Ico?Odrazuweźmiecałyetat?
-Mogłabymiećcały-Lidiawyjaśniła.-Oskarbędziewprzedszkoludo
czternastej,więcnapewnozdążyłabygoodebrać.Aledyrektorszkołynaraziedałjej
półetatu.Chybaprzestraszyłsiętego,żebyłatrzylatanaurlopiezdrowotnym.Nie
powiedziałtego,aletakpodejrzewam.
Zamilkła.Filipniemiałjużpomysłunakolejnepytanie.
-Spakujęwas-zaproponowałFilip.
-Niemapotrzeby.
-Jest,pomogęci.
-Dobrze-westchnęłaLidia.Kelnerkaprzyniosłanaleśniki.Byłygorące,parowały.
Oskarskończyłkanapkęiwstałzkrzesła.
-Mama,tusiedzi-powiedziałOskar,ciągnącLidięzarękaw.
-Gdziemamusiąść,synku?-spytałaLidia,głaszczącgopogłówce.
-Tu,dotaty-pokazałchłopiec.
-Aty?-spytałFilip.
-Jatutaj-chłopiecwskazałkrzesłopodrugiejstroniestolika.
OskarprzysunąłswojekrzesłodokrzesłatatyipociągnąłLidię,abyprzysunęła
siędomęża.Przesunęłasięzociąganiem,takjednak,byniedotykaćFilipa.Chłopiec
stałzanimiiwskazywałpalcemjakwwyliczance.
-Mamatu,tatatu,razem-mówiłzadowolony.
-AleniechOskarteżusiądzie-powiedziałFilip.
-Oskarpilnuje-odpowiedziałchłopieczprzejęciem.
-Kogopilnujesz?-zapytałaLidia.
-Pilnujemamasiedzitu,tatatu,obok-wyjaśniłchłopiec.
-Alemynigdzienieidziemy-uśmiechnąłsięFilip.-Niemusisznaspilnować.
-Oskarpilnuje.
Chłopiecstał,awidząc,żerodzicenarazieniezamierzająwstawać,zająłsięswoją
buteleczkązsokiem.Pił,całyczaspatrzącnasiedzącychwmilczeniurodziców.
Potemodstawiłbutelkęichwyciłrękęojca.Przesunąłjąpostolekilkacentymetrów
wkierunkuLidiiizatrzymał,niezdejmujączniejswojejmałejrączki,jakbyw
obawie,żeodfrunie.
Następniedrugądłoniąpróbowałchwycićrękęmamy.Niemógłjednak
dosięgnąć,całyczaszajętypilnowaniemrękitaty.Przezchwilęzastanawiałsię,czy
jejniepuścićnaułameksekundy,alebałsię,żeucieknie.Rozglądałsiępostole,w
końcuchwyciłmocnomałypalecFilipaiznówzacząłciągnąć.Filipmusiałsam
przysunąćrękęwkierunkuLidiiichłopcuwreszcieudałosiędotrzećdodłoniLidii.
Stałprzezchwilę,trzymającwlewejrączcemałypalecFilipa,awprawej-kciukLidii.
Teraz,jakbyzmagającsięznadludzkimciężarem,ciągnąłdłonierodzicówdosiebie.
Cośmujednakwtymprzeszkadzało.Cośbyłonietak.
WreszcieFilipprzesunąłsiętrochęcałymciałem,aLidiauniosładogórylewą
rękę.Ichłopiecdopiąłswego:dłonierodzicówspoczywałyjednanadrugiej.Przez
kilkachwilrodzicechłopcapatrzylisobiewoczy,alezarazodwróciligłowy,jakby
lekkozawstydzenilubprzestraszeni.
43
Zbudziłsięobolałyiniewyspany.Obolałydlatego,żeniewyspany.Wyczuł
nieznośnąsztywnośćwkroczuiwiedział,żejużniezaśnie.Obmacałnabrzmiały
członek,poczułswędzenieworkamosznowegoichwilęugniatałrękąjądra.Zrobiłto
jednakzbytnerwowo,zbytmocnoipopodbrzuszurozlałmusiętępyból.Odwrócił
sięnabokipodciągnąłkolanadoklatkipiersiowej.Wyświetlaczzegarapokazywał
dwunastądziesięć.Znówprzespałcałyranek!Pomyślał,żedziśmiałosięcoś
wydarzyć.„Chybaopiątej.Możeoszóstej?Ilejeszczezostało?Czterygodziny?”.
Ogarnęłagopanika,usiadłnałóżku,poczułlekkizawrótgłowyiucisnąłsobieskroń
kciukami.„Nie!-uspokoiłsię.-Pięćgodzin!Jeszczemamczas”.
Odetchnąłgłęboko,sięgnąłpokubekstojącynanocnejszafce.Wodęwśrodku
pokrywałalekkawarstewkakurzu,musiałtustaćdłużejniżodwczoraj.Zawahałsię,
poczymjednakwypiłduszkiemcałązawartośćkubka,nieodrywającgoodust.Bólw
kroczutrochęustąpił.
Wstałipowlókłsiędołazienki.Zerknąłprzelotniewlustronaswójzarosti
potargane,jużtrochęzadługiewłosy.Podszedłdomuszlioddaćmocz.Kiedy
strząsnąłjegoresztki,znówpoczułsztywnienieczłonkainiemógłsięopanować.
Kilkomagwałtownymiruchamidoprowadziłsiędowytrysku,wystarczyło,że
wyobraziłsobie,jakcałowałLidię,tutaj,włazience,wpijałsięustamiwjejwargi
sromowe,starałsięrozepchaćjęzykiemjejpochwę.
Spermawystrzeliłanapłytkinaścianie,aonzakląłkilkarazy,dającraczejupust
obrzydzeniudosiebiezato,żeznówniemógłsiępowstrzymaćizrobiłto,niżzły,że
musiposprzątać.
Podtrzymującczłonekprawądłonią,abyniepobrudzićpodłogi,zrobiłkilka
krokówiodkręciłprysznic.
Postanowiłwyjśćdosklepupóźniej,żebyzrobićwiększezakupyprzedWizytą-na
śniadaniezostałamuwięcwczorajszabułkazjogurtemnaturalnym.Wygrzebałz
szafkikilkaczekoladowychciastekizjadłje,popijającwodązkranu.Wiedział,że
musiposprzątać,zrobićzakupyiwogóleprzygotowaćsiędoWizyty,alenadal
siedziałtylkoprzystolejakzesztywniały.Niewiedział,odczegozacząć.Spoglądał
przezoknonaspacerującychludzi,łapiącychrozkosznepromieniesłońcawto
wrześniowewczesnepopołudnie.Patrzyłtęponasąsiadów,którychznałzwidzenia.
Jakiśmężczyznatrzymałzarękępięcioletniącórkę,któracałyczaspodskakiwała,a
wkońcuwyrwałasięojcuiodbiegłakilkakroków.Uklękłanatrawnikuizaczęła
zrywaćresztkimizernychkwiatków.Własnoręczniezrobionybukietwręczyłaz
przejęciemmamie,atapogłaskałająpogłowie.Znaprzeciwkaszłamłoda,
eleganckakobietazdużympsemobiałejsierści.Piesprzystanąłtużobokmiejsca,
gdziestałarodzinazcórką,uniósłtylnąłapęzzamiaremoddaniamoczu.
Właścicielkapociągnęłagwałtowniesmycz,jednakkilkakroplipsiegomoczu
zdążyłoskapnąćnabrzegtrawnika.
Mężczyznazwróciłuwagęwłaścicielcepsa,pokazującznakzakazu
wyprowadzaniapsównatrawnikpodblokiem,tamtajednakzignorowałagoi
oddaliłasię,ciągnączasobąbiednegozwierzakazpełnympęcherzem.
WkońcuFilipwstał,zebrałtalerze,sztućceiresztkijedzeniapośniadaniui
wczorajszejkolacji.Otworzyłlodówkęispojrzałpopustychpółkach,zastanawiając
się,cokupić.Oskarzawszelubiłmleko,aleminęłoponadpółroku,mógłmusię
zmienićgust.Postanowiłzrobićlistęzakupów,leczsiępoddał,niemogącznaleźć
kawałkaczystejkartki.
Potemprzezchwilęsprzątałwsypialni,ułożyłładniepościelnałóżku,poustawiał
leżącenakomodzieiparapecieksiążki,długopisyirachunkizaprąditelefonwrzucił
doszuflady,abrudneubrania,któreniemieściłysięjużwkoszuwłazience,upchnął
wszafie.WszedłteżdonieużywanegoterazpokojuOskarainiewiadomopoco
zacząłotwieraćpusteszafki.Wjednejzszuflad,nasamymkońcu,odnalazłdwa
niebieskiesamochodziki,którychLidianiezabrała.Filipwyjąłje,postawiłna
podłodzeizacząłpuszczaćrazjeden,razdrugitak,abyzderzałysięczołowo.Potem
przerwałzabawęiułożyłsamochodzikirówniutkonaśrodkupokoju.Zaczął
przeglądaćwszystkieszafkiiszufladywposzukiwaniupozostawionychzabaweki
innychrzeczysyna.Znalazłjeszczekilkakredek,figurkędinozaurazodłamanąłapą
orazksiężyc-pozytywkę,którywisiałnadłóżeczkiemsyna,kiedytenmiałkilka
miesięcy.Wszystkieteskarbyułożyłnapodłodzeiprzyglądałimsiękrytycznie,
wreszciepostanowiłułożyćjenałóżkuOskara,któreteżniepojechałodoGorzowa.
Zadowolonyzsiebie,postanowiłposprzątaćwpokojustołowym.Kiedywrzucał
staregazetydoszuflady,natknąłsięnaniewielkialbumzezdjęciami.Naokładce
widniałokropniekiczowatyzachódsłońcanadjakimściepłymmorzem,awśrodku
byłyichostatniewspólnezdjęcia.Filip,siedzącnapodłodze,oglądałzdjęcia:Oskarw
parkuwokółpałacuwWilanowiegoniwiewiórkęumykającąnadrzewo,Oskarstoi
nakamieniu,zpatykiemwdłoniniczymbohaternacokole,Oskarkarmiłabędzie
nadbrzegiemjeziorka,aLidiaprzytrzymujegozakurteczkę,abyniewpadłdowody.
Przykażdymzdjęciuzatrzymywałsięnakilkadługichchwil,przyglądałsiękażdemu
podróżnymikątami,gładziłfotografie,jakbychcącwyczućtamobecnośćjejlubjego.
Dzwonektelefonupoderwałgonarównenogi,zdjęciawyjętezkoszulekw
albumierozsypałysiępopodłodze.WsłuchawceusłyszałgłosLidii.
-Cześć-odpowiedział.-Nieśpię,oczywiście,żenieśpię…Musiałemwyłączyć
wczoraj.
Albomisięrozładował…Tak,posprzątałem…Dobrze,czylikołopiątej,tak?…
Rozumiem,uważajcienadrodze…Dozobaczenia.
Odłożyłsłuchawkędrżącąręką.Będązatrzygodziny.Dobrze.Cojeszczetrzeba
zrobić?
Zakupy!
Pospieszenieubrałsięiwyszedłdosklepu.Spędziłgodzinęnawybieraniu
produktów,próbującsobieprzypomnieć,coOskarlubinakolację(chybaserkiri),a
coLidianaśniadanie(chybatosty).Wracającdodomuzpełnymitorbamiwobu
rękach,nadalwmyślachplanowałmenunanajbliższedwadniiporównywałztym,
cowłaśniekupił.Wydawałosię,żejestwszystko,alenadalczułlekkiniepokój,że
mógłoczymśzapomnieć.
Otwierającdrzwi,usłyszałdźwięktelefonukomórkowego,któregozapomniał
zabrać.
Pewien,żetoLidia,zostawiłsiatkinawycieraczceiwpadłdomieszkania.Tobył
jednakMichał,szeffirmy,wktórejFilipkiedyśpracował.
-Wszystkowporządku-odpowiedziałFilip,zastanawiającsię,pocoMichałmoże
dzwonićwsobotępopołudniu.
-Nie,niemamżadnejpilnejroboty…O!Super!Cotozaprojekt?…Mógłbymwpaść
wponiedziałek?…Tylkodziś?!…Dziśnaprawdęniemogę,mambardzoważną
sprawę.Cholernieważną.Jutroteżnie.Dopierowponiedziałek…Odbioręmateriały
wponiedziałekzsamegoranaidowtorkusięuporamzrobotą…Michał,zależymi
natym.Zdążę…Damradę,naprawdę.Umówmysięnaponiedziałekrano…Napewno
bymzdążył!Nastoprocent…
Trudno,cześć.
-Kurwa,kurwa,kurwa!-Filipcisnąłtelefonemościanę,ażzrobiłlekkie
wgnieceniewtynku.
Zdenerwowanytymjeszczebardziej,kopnąłwdrzwi,potemwalnąłwniekilka
razyczołem.Takaokazja!Odkilkumiesięcyrobiłtylkokorektypraclicencjackichi
wyciągałmiesięcznietysiączłotych.Wreszcieterazmiałokazjęwrócićdoswojej
poprzedniejpracy,przynajmniejdorywczo,aleMichałmusiałzadzwonićwłaśnie
dziś!Dziś!Dlaczegonietydzieńtemu,dlaczegoniepojutrze?Dlaczegoprzez360dni
-nic.Pustka.Spanie,jedzenie,brandzlowanieiwłaśniedziśzjawiasięwszystko-i
praca,ioni!Fuck!
Jeszczełudziłsię,żemożejednakMichałnieznajdzienikogoinnegoizadzwonido
niegoponownie,aleznającMichałaiobecnąsytuacjęnarynku,byłpewien,żetaksię
niestanie.
Szukałgorączkowojakiegośrozwiązania,możezdążyłbyodebraćtemateriały
jeszczedziśipopracowałbyprzezcałąnoc?AleniemożewyjśćdoMichała,bo
przecieżLidiaprzyjeżdża.
Dopierobyłabyzła,gdybyniezastałagowdomu!GotowajeszczezawieźćOskara
doznajomychnaŻoliborzuiniepojawićsiętuwięcej.Corobić?!Corobić?!
Spojrzałnazegarekizrezygnowanywniósłzakupy,którezostawiłna
wycieraczce.
Pochowałwszystkodoszafekidolodówki,nastolepostawiłsokwkartonikui
czekoladowejajkozniespodzianką-dlasyna.Poczułgłódiusmażyłsobiemrożoną
rybę.Potemprzestraszyłsię,żeLidiiniespodobasięzapachrybywmieszkaniu,
pootwierałwięcwszystkieoknaiwkuchni,iwpokojach,żebyzrobićprzeciąg.
Usiadłprzystoleipopijałchłodnąjużherbatę.Czekał.Byłazapiętnaściepiąta,mogli
zapukaćwkażdejchwili.„Todziwne-pomyślał.-CzyLidiabędziepukaćdo
własnegomieszkania?Możeodrazuzłapiezaklamkę?Czynielepiejwięc,żeby
drzwibyłyotwarte?Alewtedypomyśli,żeonniezamykadrzwi,izaczniemu
przypominać,abykonieczniezamykał,kiedyonapojedzie,aonizostanąsamiz
Oskarem.Lepiejwięcniechbędązamknięte.Tylko,czyniepoczujesięźle,zmuszona
pukaćlub-cogorsza-szarpaćzaklamkędowłasnegomieszkania?”.Wkońcu
postanowiłzostawićzamknięte.
Obserwowałparkingpodoknami.Czekał.Miałnadzieję,żeLidiazaparkujeztej
stronyblokuibędziewidział,jakwysiadajązsamochoduijakLidiaotwiera
bagażnik,wyjmujetorbępodróżną,stawiająnachodniku,potemotwieratylne
drzwi,odpinaOskara,siedzącegowfoteliku,aon,jakzwykle,niewysiada,tylko
wyskakujezsamochoduiodrazułapiezajednąztoreb-przecieżjestsilnyi
powinienpomagaćmamie!Pomagać!Filipuświadomiłsobie,żetrzebapomócjej
wnieśćtorbydomieszkania.Powinienwięczejśćiczekaćpodblokiem!Ajeśli
podjedziezdrugiejstrony,wjadąnagóręiniezastanągowdomu?
Kompromitacja!Corobić?Corobić?Możezadzwonićiumówićsię,żebędzie
czekałnaparkingu.Dlaczegoniewpadłnatowcześniej?!Sięgnąłpotelefon,chwilę
bawiłsięprzyciskami,jednakwkońcuzrezygnował.Odłożyłaparatnastół,spocona
dłońzostawiłaciemneśladynaczarnejobudowie.
Minęłapiąta.Wydawałomusię,żewskazówkasekundnikapokażdym
przesunięciuminimalnie,prawieniedostrzegalnie,odskakujedotyłu,jakbyodbijała
sięodniewidzialnejgranicykolejnejsekundy,bypochwili(dokładnie,posekundzie)
znówprzesunąćsięokrokdoprzodu.Nadolezobaczyłmężczyznęzpsem.Byłto
sąsiadmieszkającydwieklatkidalej,naktóregokiedyśnaskoczyłzato,żejegopies
nasikałnatrawnikwmiejscu,gdziespacerowałOskar.Chłopiecwłaśnieuczyłsię
chodzićiczęstojeszczeopadałnaręce,główniepoto,byprzyjrzećsięjakimś
tajemniczymskarbomukrytymwtrawie.Apotemtebrudnedłoniepakowałdobuzi.
Pustealbopełneznalezionychprzedchwiląwtrawieskarbów,jakpatyczekpolodzie
czyszczypczykdobielizny.Filipnieznosiłwłaścicielipsów,którzypozwalająswoim
zwierzakomzałatwiaćsięnatrawnik.Choćzdrugiejstrony-gdziemajątorobić?Na
chodnik?Mimotonadalzwracałuwagęwłaścicielompsów,gdywidział,jak
zanieczyszczająosiedlowązieleń.Idodziśniemówił„dzieńdobry”tamtemu
sąsiadowi.
Mężczyzna,wrewanżu,odwracałgłowę,kiedymijalisięnachodniku.
Dziesięćpopiątej.Możejednakzadzwonić?Tylkojakietomożemiećteraz
znaczenie?
Przecieżitakniemiałdorobotynicopróczczekanianażonęisyna.Jakwogóle
mogłodotegodojść,żeczekałteraznanich?Toabsurdalne.Ichrozstanieniema
żadnegosensu.Imożedlategozupełnieniewiadomo,jakwyjśćztejsytuacji.
Niemógłsobieprzypomnieć,kiedywogólezdecydowalisięnadziecko.Iczyw
ogólemożnatumówićojakiejśdecyzji-niebyłoprzecieżżadnejrozmowy,poktórej
wstalibyodstołuipowiedzielisobie:„Okej,oddziśrobimydziecko”.Uśmiechnąłsię
natakąmyśl.Ajednak,mająsyna,więcjakośmusiałosiętozacząć.Byćmożewtedy,
gdywyjechalinakilkadnidoBrukseli;udałomusięznaleźćtaniebiletyimogli
zwiedzićstolicęEuropynakilkamiesięcyprzedwstąpieniemPolskidoUnii
Europejskiej.Odtegoczasuprzestaliużywaćprezerwatyw,asekssprawiałimdziką
radość.Kochalisiępopołudniu,przedkolacjąirano,przedpójściemdopracy.
Czasamispędzalipółsoboty,leżącwłóżkuitulącsięlubprzechadzającnagopo
mieszkaniu;kochalisięwkuchni,włazience,napodłodze.
NatewspomnieniaFilipmomentalniepoczuł,jakspodniemiędzynogamirobią
musięciasne.Dotknąłczłonekprzezmateriał,alepowstrzymałsięprzedkolejnym
ulżeniemsobiewtymdniu.Przemknąłmuprzezgłowękoszmarnyobraz,jakLidia
dzwonidodrzwi,aonotwierajejzdyndającym,lepkimfiutemnawierzchu.Czasem
miałochotęupaśćtaknisko,nadno,wtedywiedziałby,żejestzerem,śmieciem,i
całatasytuacjanabrałabyjakiegośsensu.
Byłobywiadomo,ktozawinił.IFilipniemusiałbysięjużonicstarać,bonie
mógłbyniczegonaprawić.
Siedemnastaosiemnaście.Czyjużpowiniensięniepokoić?Postanowił,że
zaczekadowpółdoszóstej.Popatrzyłnakartonikzsokiemijajkodlasynaipoczuł,
żetozamało,potakiejpodróżypowinienimprzygotowaćprawdziwąkolację;zaczął
sięzastanawiać,nacomogąmiećochotę.Lodówkabyłapełna,liczyłnato,żeLidia
cośwybierze,aonprzygotuje.
Niechciałjejrozczarowaćzłymdoborempotraw.CzyOskarlubijużkanapki?
Kiedymieszkalirazem,prawienigdyichniejadł:napodwieczorekwybierałsobie
samąszynkę,anakolację-samąbułkę,nawetbezmasła.Todziwactwozaczęłosię,
nimchłopiecskończyłdwalata,wcześniejjegodietabyławręczpodręcznikowa:
zupki,kaszki,owoce.Ajeszczewcześniej-mlekomamy.
Filipprzypomniałsobiepierwszednipopowrociezeszpitalaztymmałym
zawiniątkiem,któremiałokompletniezmienićichżycie.NajpierwLidiakarmiła
dzieckotaknieporadnie,ażobawialisię,czywszystkozniąwporządku,wertowali
podręczniki,dzwoniładokoleżanekiwysłuchiwałaichopowieści.Poniektórych
uspokajałasię,poinnychwpadaławhisterię,żenapewnojestzłąmatką.Ipokilku
dniachnaglestałasięprofesjonalistką,wiedziała,jakgotrzymać,jakąprzyjąć
pozycję,isamamogłajużzacząćudzielaćporad.Chłopiecrósłskokowo,jednego
miesiącaprzybierałnawadzekilogram,drugiegodwieściegram.Potemprzeszlina
innejedzenie,aLidiakarmiłagojużtylkownocy.Ażwkońcuwróciładopracyi
wszystkosięzmieniło.Czymożewróciłodonormy?Dojakiejnormy?Nadal
pamiętał,jakibyłnaniązły,żezdecydowałasięwrócićdopracyodrazupourlopie.
Nietaktosobiewyobrażał,miałnadzieję,żezostaniezdzieckiemnawetdo
drugiegorokużycia.Aleonaniechciałaotymsłyszeć.Taknaglezmieniłazdanie.Bo
przecieżwcześniejwcaletegoniechciała.PrzynajmniejFiliptakuważał.
Siedemnastatrzydzieścipięć.Wziąłdorękitelefon,którycałyczasleżałnastolei
wybrałnumerLidii.Niezdążyłnawetoniczapytać,odrazuzapewniłago,żesąjuż
blisko,niemożerozmawiaćirozłączyłasię,nieczekającnajegoodpowiedź.
Uspokoiłsię.
Postanowiłjednakzrobićherbatę,przygotowaćpieczywoimasło,ustawićna
stolerazemzseremiwędliną,zrobićwrażenie,żekolacjajestjużprawiegotowa.
Potemjeszczerazprzeszedłsiępomieszkaniu,poprawiłręcznikiwłazience,
wyrównałchodniknapodłodzewprzedpokojuidalejczekałwkuchni,opierającsię
łokciamioparapetokna.Naulicyniewielesiędziało,dzielnicajakbywymierałaotej
porze.Wgłowiemiałpustkę.
Nagleusłyszałdzwonekdomofonu.Zawahałsięchwilę,boniezauważył
parkującegosamochodu,akiedypodbiegałdodrzwi,rozległsiędrugidzwonek.
Wcisnąłprzyciskbezpodnoszeniasłuchawki.Nieczekając,ażwejdąnapiętro,
przekręciłkluczwzamkuilekkouchyliłdrzwi.Usłyszałpowolnekrokinaklatce
schodowej-Oskarniewbiegałjakzwykle.
Jakrobiłtowcześniej.Kiedyś.
Otworzyłdrzwiszeroko,zanimjeszczedotarlinagórę.Lidiaubranabyławdługi
eleganckipłaszczwkolorzekasztanów,aOskarwpomarańczowąkurtkę,którejFilip
wcześniejniewidział,zobrazkiemkosmonautynaprzodzie.Zatrzymalisięprzed
drzwiami,chłopiecpatrzyłwpodłogę,onalekkopopychałagodoprzodu.Miałatylko
jednątorbę,chłopiecniósłmały,kolorowyplecaczek.
-Cześć!-Filippowitałichradośnie.-Cześć-odpowiedziałaLidiapospiesznie.
Weszli.
Filipwziąłodniejtorbę,zamknąłdrzwi,kucnąłprzysynu.
-Cześć,stary-powiedziałcicho,zlekkimwahaniem.
-Cześć-odpowiedziałchłopiec,niepatrzącnaojca.
Rozejrzałsiępomieszkaniu,jakbypróbowałsobiecośprzypomnieć,apochwili
wszedłdoswojegopokoju,niezdejmującbutów.
-Mamo,mamo!-dobiegłstamtądentuzjastycznyokrzykOskara.-
Zapomnieliśmywziąćtychsamochodzików,zostałyutaty!
-Tak,kochanie,zostałytuspecjalnie-odpowiedziałamuLidia.
-Nierozbieraszsię?-spytałFilip,widząc,żeonanadalstoiwpłaszczu.
-Muszęjużjechać,dzwonili,żebymbyławcześniej.
-Gdziedokładniebędziesz?
-WJachrance,nadZalewemZegrzyńskim,niepamiętamnazwyhotelu.Alemam
komórkę.
-Naładujjąwieczorem.
-Dobrze.Oskar-zwróciłasiędosyna.-Jaterazjadędopracy,takjakcimówiłam.
Zostanieszztatą,wrócęzadwadni.Niebędziemnietylkojednąnoc.
-Niechcę-zaprotestowałchłopiec,alechybatylkotak,dlazasady.
-Kochanie,mówiłamci,żemuszęjechać.Będziefajnieutaty,zobaczysz.
-Tak,wiem-chłopiecodpowiedział,jakbymówiłdosiebie.Patrzyłz
zaciekawieniemnaprzedmioty,któreFilippołożyłnałóżku.
-Jadę-oznajmiłaLidia,patrzącFilipowiprostowoczy,nieruszającsięjednakz
miejsca.
-Wporządku-powiedziałFilipuspokajającymtonem,choćonawcalenie
wyglądałanazaniepokojoną.-Jedź.Nicsięniemartw.
-Niemartwięsię.
Stalinieruchomo,każdezastanawiałosię,czycośpowiedzieć.Czymającośdo
powiedzenia.
-Pięknypłaszcz-pochwaliłFilipidotknąłdelikatnieramieniaLidii,sprawdzając
fakturęmateriału.
Lidiauniosładrugąrękę,żebypoprawićwłosy,natensygnałFilippospiesznie
cofnąłdłońiznówstalinieruchomo.
-Mama,pić!-krzyknąłOskariwybawiłichzkłopotliwejsytuacji.
-Jużcidaję-powiedziałFilip.-Chodźdokuchni.
-Tonarazie-powiedziałachłodnoLidia.-Synku!-zawołaławkierunkuOskara.-
Dajmijeszczebuziaka.
-Oj,mamo-chłopiecsiężachnął.-Dawałemciwsamochodzie.
-Dobrze,dobrze-zaśmiałasię.-Toidę,trzymajciesię,pa.
-Pa-powiedziałFilip.-Dojutra.
Lidiawyszła,zamykającostrożniedrzwi.Filipwyjrzałnaniąprzezwizjerw
drzwiach.
Widział,jakpokilkukrokachprzystanęłaipatrzyłanazamkniętedrzwiich
mieszkania.
Wydawałomusię,żeichspojrzeniasięspotkały.Chciałpobieczanią,krzyknąć
coś,nieważneco,jednakjużsięodwróciłairuszyłaposchodach.Dopierogdyznikła
muzoczu,przekręciłkluczwzamkuistanąłwprzedpokoju,opierającsięościanę.
Oskarnadalbawiłsiędawnoniewidzianymizabawkamiwswoimpokoju.
-Chodź,Oskar,nasok-powiedziałFilip.
-Idę,idę.
Chłopiecwziąłjedenzniebieskichsamochodzikówiposzedłdokuchni,mijając
ojca.
Filipposzedłzanimiwręczyłmusokwkartoniku.
-Tato,otwórz,janieumiem-poprosiłchłopieczpretensją.Filipzerwałrurkę
zapakowanąwfolięiprzyklejonądopudełka,przezktórądziecipowinnypićsok,
żebyniezalewaćsobieubrań.Następniedrżącymirękomazerwałfolięipodał
synowikartonikzsokiemiplastikowąrurką.Pamiętał,żechłopieclubił,abymu
pomagaćtylkodotegomomentu.Oskarsprawniewbiłrurkęwkartonikizacząłpić.
Filipniemógłoderwaćwzrokuodsyna.Ręcenadallekkomudrżały.
„Copowinienemzrobićteraz?Jaksięzachować?Rzucaćpropozycjamizabawjakz
rękawaczyczekaćnato,czegobędziechciałOskar?”-zastanawiałsięFilip.To
przecieżjegosyn,byłprzyjegonarodzinach,przewijałgo,bawiłsięznim,nosiłna
rękach,pokazującświatzaoknem,chroniłprzedniebezpieczeństwamipodczas
spacerówiwyjmowałzłóżeczkawnocy,żebyLidiamogłagonakarmić.Ajednak
terazczułniepokójprzedspędzeniemznimsamnasamkilkunastugodzin.Niepokój
przedodrzuceniem,przedtym,żesynbędziegowiniłzarozstaniezjegomamą.Ale
czyprzeztakkrótkiczasmożnaspróbowaćcośodkręcić?
Towątpliwe.Zbliżasięosiemnastatrzydzieści,niedługozapadniezmrok,
czteroletnichłopiecijegoojciecmająniewielemożliwościdowyboru.
Chłopiecprawdopodobnieteżbiłsięzmyślami,kiedyjednakodstawiłpusty
kartonikposoku,zwyczajnieodwróciłsięiposzedłdoswojegopokoju,żebywyjąć
zabawkizmałegoplecakaozdobionegorysunkiemdinozaurazgroźnieotwartą
paszczą.FilipchwilęprzyglądałsięOskarowi,potemostrożniewłączyłsiędo
zabawyiniezostałodrzucony.Dalszaczęśćwieczoruupłynęłaimspokojniei
przyjemnie.Niebyłoszaleństw,siłowaniasięikotłowanianałóżku,aleniebyłoteż
nieznośnejciszyanisiedzeniawoddzielnychpokojach.Oglądalirazemfilmy
rysunkowe,bawilisięzabawkami,przeglądaliatlasgeograficzny,potemFilipzrobił
kolację,Oskartrochęwybrzydzał,jednakwkońcucośzjadłinawetchętnieposzedł
dokąpieli.Filippostanowiłpołożyćsięrazemzsynemwsypialnirodziców-teraz
należącejtylkodoniego.Długoczytaliksiążkiioglądalipismamotoryzacyjne;Oskar
niemógłzasnąć,kręciłsię,chciałpić,pytałomamęiraznawetzapłakał.Wreszcie
podziesiątejzapadłwgłębokisen.Filipposprzątałszybkomieszkanieipołożyłsię
oboksynazksiążkąwdłoni.
Tużprzedzaśnięciemprzyglądałsięjeszczejegospokojnejtwarzyiczuł,żeporaz
pierwszyoddawnabędziezasypiał,zprzyjemnościąmyślącominionymdniu.Itej
radościniezmącimunawetstraconaszansanapracę.
WnocyFilipbudziłsiękilkakrotnie.Odzwyczaiłsięodspaniazkimkolwiek,a
zwłaszczaztakruchliwymczterolatkiem,którywciążzmieniałpozycję,układałsię
wpoprzekłóżkaiściągałkołdręzojcaizsiebie.Filipprzykrywałgoodruchowoiza
którymśrazempoczuł,żechłopiecjestrozgrzany.Początkowozignorowałtoi
próbowałznówzasnąć,alecośniedawałomuspokoju.Przyszłomunamyśl,żeLidia
byłabyokropniezła,gdybyczegośniedopilnował,ichoćbyłpewien,żeniema
powodudoniepokoju,niemógłsięjużrozluźnićiznówzapaśćwciepłąstudnięsnu.
PostanowiłzmierzyćOskarowitemperaturę,wstał,odnalazłpociemkutermometr
wszafcewłazienceiwróciłdosypialni.Zastanawiałsię,wjakisposóbumieścićgo
podpachąsynatak,abygonieobudzić.Ostrożniepodniósłjegoramię,wsunąłpod
piżamęmetalowąkońcówkętermometruipowoliopuściłbezwładnąrękęchłopca.
Oskarporuszyłsię,aletermometrpozostałnaswoimmiejscu.Filipwstrzymał
oddechiczekał.WpewnymmomencieOskargwałtownieodwróciłsięnaboki
przykryłciałemtermometr.Filipprzestraszyłsię,żemożesięboleśnieukłuć,ale
chłopiecleżałnieruchomoioddychałspokojnie.Miałstanowczozbytciepłeczoło,i
toniebyłozłudzenie.
Termometrpotrójnymsygnałemdźwiękowymoznajmiłkoniecpomiaru.Tym
razemFilipwyciągnąłgoszybko,niezważającnato,czydzieckosięobudzi.
Trzydzieściosiemitrzy.Ocholera!Trzydzieściosiemitrzy!
Filipwstał.DotknąłjeszczerazczołaipoliczkówOskara,jakbyniedowierzał
wskazaniomwyświetlacza.Wpadłwpanikę,niewiedział,corobić.Zacząłchodzić
bezcelu,właziencesprawdzał,jakielekisąwdomu,wsypialniznówdotykałczoła
chłopca,jakbychciałsięupewnić,żetoniepomyłka.Wreszcieznalazłwszafcew
łaziencebuteleczkęsyropudladziecinaobniżeniegorączki.Wróciłdosypialnii
próbowałobudzićsyna.Ten-
jaknazłość-niereagowałaninagłaskanieidelikatnepotrząsanie,aninawetna
zapaloneświatło.Filipztrudemposadziłgo,oparłplecamioswójbarkidelikatnie
nalałróżowegopłynunałyżeczkę.BezwładnyOskarześliznąłsięnapoduszkęiFilip
wylałleknapościel.
Zupełnieniezwróciłnatouwagi,powtórzyłcałąoperacjęizłyżeczkąwdłoni
zacząłlekkopotrząsaćciałemOskaraigłośnowymawiaćjegoimię.Wkońcu
chłopiecobudziłsięinatychmiastzażądałzgaszeniaświatła.Filipowiudałosięwlać
mudousttrochęsyropu,delikatniegopołożył,podbiegłdowyłącznikaświatłai
dwomasusami,jaktrójskoczek,wróciłdołóżka.
Oskarzasnął.Filipprzezchwilęuważniemusięprzyglądałiwsłuchiwałwjego
oddech.
Wkońcu,trochęuspokojony,położyłsię.Niemógłzasnąć.Włączyłradioiustawił
jemożliwienajciszej.Postanowiłnarazieniemierzyćdzieckutemperatury.W
głowiemiałchaos.Popiętnastuminutachwydałomusię,żeczołochłopcaniejest
jużtakrozpalone.
Zainteresowałagonocnaaudycja,wktórejmówionootym,jakdostrzegać
pozytywneaspektywewszystkim,conasspotyka.Minęłapierwszawnocy.Zostało
muprawdopodobniesześćgodzinsnu.Topozytywne.
KiedyFilipporazkolejnysprawdzałczołosyna,poczuł,żejestchłodne.Możezbyt
chłodne?O,Boże!Ajeślidałmuzadużosyropuprzeciwgorączkowego?Sprawdzał
dawkowanienaopakowaniu,aleczydobrzeodmierzył?PrzezkilkaminutFilipna
zmianędotykałczołasynaiczytałporazkolejnyopisnaopakowaniuleku.Całeciało
chłopcazrobiłosiędziwniechłodne.Cośbyłonietak!
Filipwpadłwpanikę.Złapałzatelefon,wystukałnumerLidiiinatychmiast
przerwałpołączenie.NapisałSMSazjednymtylko,idiotycznympytaniem:„śpisz?”.
Czekałnaodpowiedź,wiedział,żetenkomunikatnapewnozdenerwujeLidię.Ciało
chłopcabyłochłodne,aleoddychałspokojnie.Radiocichomruczało.Nadeszła
odpowiedźLidii:„zadzwoń”.Cotoznaczy?Jestzdenerwowanaczytylko
zainteresowana?Zadzwonił.Odrazuzapytałago,cosiędzieje?
-Nictakiego-odpowiedział…-Trochęmiałgorączkę,alejużmuprzeszło–
odpowiadałnajejpytania…-Tak,panadoldladzieci,byłajednabutelkawdomu…
Jednąłyżeczkę…
Terazśpi…Niemapotrzeby…Możeszstamtądwyjść?Szefnicciniepowie?…No
dobrze,toprzyjeżdżaj.Tylkouważajnadrodze.
Rozłączyłasię.Filipzastanawiałsię,dlaczegochciała,żebydoniejzadzwonił,
mogłaprzecieżsamatozrobić.Czuł,żerozmawiającznim,ważyłakażdesłowo,aw
tlesłyszałszumigłosy.Możeniebyłasama?Napewnomielijakąśkolację,imprezę,
natychsłużbowychwyjazdachniktniemożeprzecieżzostaćsamnawetnadwie
minuty.
Filip,jużcałkiemspokojny,położyłsięoboksynaiprawdopodobniezapadłw
lekkisen.
Niesłyszał,gdyweszła,obudziłsiędopiero,jakusiadłanałóżkuobokniego.
-Śpij-powiedziałaLidia,kiedyzobaczyła,żemążotworzyłoczy.
-JakOskar?-spytałzaspanyFilip.Odwróciłsię,przyłożyłdłońdoczoła,
policzków,rąksyna.
-Nicmuniejest-odpowiedziałałagodnie.
-Byłtakizimny,myślałem…-zacząłsiętłumaczyć.-Niewiem,czydobrze
odmierzyłem…
-Narazieśpi,niemagorączki.
Filipniewiedziałjuż,copowiedzieć.Zaproponowaćjej,abypołożyłasięrazemz
nim?
Wstaćipołożyćsięwdrugimpokoju?
-Bezproblemuwyrwałaśsięztegospotkania?-spytał.
-Tak-odpowiedziałakrótko.
-Wracasztamranoczy…czyteraz?
-Niewracam.
-Jakto?
-Powiedziałam,żemamchoredziecko,niemuszęjużtamjechać.
-Ico,niebędzieproblemu?
-Niewiem-odpowiedziała.-Nieobchodzimnieto.
-Jakto?
-Niebędęznimisiedziećwniedzielę.
Filip,zaskoczonyjejodpowiedziami,tymniechętnymtonem,zamilkł.Nie
spodziewałsię,żeLidiawtakisposóbbędziemówićopracy.Cotakiegowydarzyło
sięprzezostatniemiesiące?Czytocośoznacza?Byłtymzaintrygowany,jednaknie
odważyłsięzadaćżadnegopytania.Leżał,przykrytykołdrą,pojegoprawejstronie
spałsmaczniesyn,polewej,nabrzegułóżkasiedziałażona.Opierałałokciena
udach,agłowęskryławdłoniach.Ubranawdżinsyibiałąbluzkę,wyglądałana
młodądziewczynęzarazpostudiach.Właśniewtakimstrojuzapamiętałjązich
ostatniegowyjazduprzedurodzeniemOskara,kiedyzwiedzaliBrukselę,on
codzienniezjadałdwagofryzLiège,aonadopieroostatniegodniaprzekonałasiędo
ichsmakuinawetkupiłapaczkędodomu.WWarszawieniesmakowałyjużtakjakw
Belgii.
Lidiapodniosłagłowę,ajejtwarzniebyłazmartwiona,lecztylkozmęczona.
Potrząsnęłagłowąipoprawiłasobiewłosy.Filippoczułzapachdymutytoniowego,
jakiczęstoprzynosisiędodomuzkawiarnilubklubu.Lidiawstała,zdjęłaspodnie,
któremocnotrzymałysięnajejbiodrach,irzuciłajenapodłogę.
-Śpij-powiedziaładomęża.
Wychodzączpokoju,zdjęłazsiebiebluzkęiwsamejbieliźniezniknęławłazience.
Pochwiliusłyszałodgłoswodyuderzającejodnobrodzika.Filipzamknąłoczy.Ten
niespodziewanyiniedokończonystriptizwwykonaniujegożonybyłtak
intensywnymprzeżyciemerotycznym,żeerekcjapojawiłasięmomentalnie.
Próbowałmyślećoczyminnym,alecałyczaswidział,jakciasnoprzylegającedo
ciałaspodnieztrudemzsuwająsiępojejbiodrachiudach,apotemjednym
kopnięciemstrzepujejezsiebieijużwsamychmajtkachwychodziiznika.Szum
wodyucichł.Zachwilęwyjaśnisię,czyspędzątęnocwetrójkęwjednymłóżku.
WarszawskieWydawnictwoLiterackieMUZASApoleca
HarukiMurakami
Ślepawierzbaiśpiącakobieta
Znajdziemytuuczłowieczonewrony,drańskiemałpy,lodowegoludaisny,które
kształtująnassamychiotaczającenasprzedmiotywedługnaszychżyczeń.Czyto
przypadkowespotkanieweWłoszech,romantycznywypaddoGrecji,wakacjena
Hawajach,czyteżzwykłabezbarwnacodzienność,wszędzietambohaterowie
opowiadańMurakamiegoprzeżywająswemiłości,rozczarowaniainiedosytw
kontaktachztymi,naktórychnajbardziejimzależy.
HarukiMurakami
Kafkanadmorzem
PiętnastoletniKafkauciekazdomuprzedklątwąojcanadalekąwyspęShikoku.
NiezależnieodniegopodążatamautostopempanNakata,staruszekanalfabeta
umiejącyrozmawiaćzkotamiorazmłodykierowcazkońskimogonemlubiący
hawajskiekoszule.
OjciecKafkizostajezamordowanyiwszystkichtrzechposzukujepolicja.Po
spotkaniachzzakochanąwoperachPucciniegokotkąMimi,JohnniemWalkeremi
innymifantastycznymipostaciamibohaterowietrafiająwkońcudotajemniczej
prywatnejbiblioteki,wktórejczassięzatrzymał.Nocamiodwiedzająduch
młodziutkiejdziewczynywniebieskiejsukience…
BartoszMarzec
NawzgórzachIDAHO.
OpowieśćoBronisławieZielińskim,tłumaczuiprzyjacieluErnestaHemingwaya
OpowieśćoBronisławieZielińskim(1914-1985),znakomitymtłumaczu,
przyjacieluErnestaHemingwaya,JohnaSteinbeckaiTrumanaCapote.Zawiera
obszernefragmenty
nigdyniepublikowanegodziennika,atakżenieznaneunikatowezdjęciazarchiwum
Zielińskiego,m.in.reprodukcjefotografiizdedykacjamiHemingwayaiSteinbecka.
„Marzecopowiadaotejniezwykłejpostacibardzozajmująco.Udanydebiut.
RyszardKapuścińskinapewnobysięucieszyłztejksiążki”.
ElżbietaSawickaPulsBiznesu
AleksanderKościów
Przeproś.Przewodnikgracza
WdręczonejupałamiWarszawiesplatająsięlosyMarty,poszukującej
zaginionegosynka,iBłażeja,którypozerwaniuzaręczynosiadłnamieliźnieżycia,a
takżeczternastoletniejZuzanny,przeświadczonej,żejestbohaterkąprzeniesionejw
rzeczywistośćgrykomputerowej.Poszukiwaniedzieckaokazujesięswoistąwalkąz
uniwersalnymzłem,ucieleśnionymwsferzefantastycznychwizjidziewczynki…
Wydawca
MUZASA
00-590Warszawa
ul.Marszałkowska8
tel.226297624,226296524
email:info@muza.com.pl
Działzamówień:226286360
Księgarniainternetowa:www.muza.com.pl
KonwersjadoformatuEPUB:MAGRAFs.c.,Bydgoszcz