Ź
ródło: Sekty i Fakty
Chrześcijański zen to jak kotopies
Z pastorem Ellisem Potterem rozmawia Boris Rakovsky
Ellis Potter dzisiaj jest pastorem chrześcijańskiego zboru w Bazylei w Szwajcarii, jednak
jego droga duchowa rozpoczęła się przed około trzydziestu laty na zupełnie innym
miejscu duchowej mapy świata.
Piętnaście lat praktykował zen, a przez rok żył w stroju
buddyjskiego mnicha. Chrześcijaninem stał się po dłuższym
pobycie we wspólnocie w L'Abri, którą prowadził Francis
Schaeffer. Ellis jeszcze parę lat po swoim nawróceniu
pracował w tejże wspólnocie, później - już jako pastor - dawał
wykłady w różnych miejscach świata na temat duchowości i
sztuki.
Boris Rakovsky: Zainteresowanie Zachodu wschodnimi
religiami ciągle wzrasta. Można to zauważyć na przykładzie
wzrastającej popularności buddyzmu, jego różnych
kierunków i szkół. Co zadecydowało w Pana przypadku, że
stał się Pan buddyjskim mnichem? Jak teraz z perspektywy pewnego czasu ocenia Pan
pozytywy i negatywy tego doświadczenia?
- Jak wielu młodych ludzi i ja szczerze szukałem prawdy wierząc, że prowadzi mnie
Duch Święty. Zainteresowałem się buddyzmem zen dlatego, że myślałem, iż buddyści w
przeciwieństwie do chrześcijan zajmują się prawdami absolutnymi, a Absolut, w tym
czasie wydawał mi się Objawieniem.
Piętnaście lat aktywnie poświęcałem się buddyzmowi zen, ale mnichem byłem tylko
jeden rok (1974) w klasztorze w górach południowej Kalifornii. Po upływie pewnego
czasu mogę podsumować te lata w pewnym sensie jako stracone. Biblia to precyzyjnie
nazywa latami, "które zjadła szarańcza".
Jednak Słowo Boże daje i obietnicę, że dla tego, kto kocha Boga, na koniec się wszystko
sprzymierzy ku dobremu, dlatego ani okres, w którym praktykowałem zen, ani też czas,
gdy byłem mnichem, nie był w Chrystusie czasem całkowicie straconym. To moje
doświadczenie, jak i zdobyte wiadomości, może Bóg wykorzystać dla dobra wielu ludzi.
Dzięki temu czasowi mogę dawać świadectwo zarówno buddystom, jak i wyznawcom
innych religii.
Boris Rakovsky: Co było powodem, że Pan zdjął buddyjski ubiór i odszedł z klasztoru?
- To, że zostałem chrześcijaninem - uwierzyłem w Chrystusa i przyjąłem Go. Mojej
duchowej przemiany nie spowodowało żadne konkretne zdarzenie czy człowiek, chociaż
może wielu ludzi mogło mieć na nią nie bezpośredni wpływ.
Boris Rakovsky: Czy mógłby Pan w skrócie scharakteryzować różnice w duchowości zen
i chrześcijaństwa?
- Główną różnicą jest to, że dla filozofii zen Absolut jest nieosobowy, Absolut Biblii zaś
jest osobowy i wchodzący w kontakt. Jest to rzeczywistość, w której się znajduję i żyję.
Dlatego Absolut w chrześcijaństwie jest moim absolutem. Absolut zen można przyjąć
rozumem, chociaż nie wstępuje do koegzystencji z tym, kim jestem.
Boris Rakovsky: Niektórzy chrześcijanie na Zachodzie, nawet niektórzy teologowie
chrześcijańscy, wbrew tym różnicom, stawiają znak równości między medytacją zen i
chrześcijańską, nawet w pewnym sensie dają jej priorytet i zalecają ją jako wzór. Zdarza
się, że w niektórych chrześcijańskich klasztorach mnisi zen nauczają technik medytacji
wprowadzając je do zakonnej duchowości. Czy taka technika może być zgodna z
chrześcijańską medytacją czy modlitwą?
- Nie. Medytacja zen nie może być w żaden sposób pomocna w życiu modlitewnym
chrześcijanina. Na pewno prowadzenie ćwiczeń buddyjskiej medytacji nie może być dla
takiego klasztoru błogosławieństwem.
Boris Rakovsky: Dlaczego właśnie buddyzm, mający cudzoziemskie korzenie jest dla
wielu Europejczyków taki pociągający?
- Myślę, że jedną z przyczyn rozwoju buddyzmu, dodajmy wśród ludzi młodych, w
zachodniej części świata (w Europie i USA) jest jego egzotyka i fakt, że oddając się
praktykom zen odrywamy się od trudów i trosk życia codziennego, nic nas już nie
obchodzą, nie są ważne. Buddyzm zen, to rzeczywistość, która pozbawia człowieka
odpowiedzialności za społeczeństwo, za rodzinę i wiedzie do bierności.
Jeśli rodzina, w której żyje młody Słowak oczekuje od niego, że będzie odpowiedzialny,
jeśli społeczeństwo wywiera na niego zbyt silny nacisk by był taki a nie inny, to można
się spodziewać, że ten człowiek łatwo może stać się buddystą zen, czy krisznaistą. I to
nie dlatego, że zauroczy go nowa, niezwykła nauka, czy styl życia, ale dlatego że
duchowości te obiecują osiągnięcie m.in. właśnie wolności od nacisków i
odpowiedzialności.
Boris Rakovsky: Dotknął Pan pojęcia pasywności. Czy można to rozumieć tak, że
wyznawca buddyzmu zen pozbawia się swojej indywidualności i osobowości i pasywnie
idzie przez życie?
- Jeśli człowiek zagłębiałby się w hinduizm, to obawiam się, że rzeczywiście może go to
doprowadzić do bierności. Wydaje się jednak, że buddyzm zen nie ma bezpośrednio
takiego zamiaru. Choć z drugiej strony na pewno podporządkowuje, czy wręcz odrzuca,
własną indywidualną osobowość. Z punktu widzenia filozofii zen nie chodzi o odrzucenie
osobowości indywidualnej, raczej o uświadomienie sobie swojej rzeczywistej osobowości
uniwersalnej. Buddyści zen twierdzą, że nigdy nie zatracisz siebie samego, ale odkryjesz
siebie samego, w stanie, gdzie nie istnieją różnice, dualizmy.
Boris Rakovsky: Jaka jest w tym różnica? Jeśli sobie uświadomię, że stałem się częścią
całości, uniwersum, w którym się rozpłynąłem, to przez to właśnie odrzucam swoją
osobowość.
- Tak, ale według nauki zen człowiek przez to nic nie traci, ale przeciwnie zyskuje.
Pytanie brzmi: Czy świadomość Buddy podlega prawu przyczyny i skutku?
Odpowiedzią na nie dla buddysty zen jest to, że działanie tego prawa jest tak jasne jak
słońce.
Boris Rakovsky: Mówi się o buddyzmie, że jest to jakaś forma ateizmu, ponieważ nie
zna pojęcia Boga i nie wierzy w wieczną indywidualną duszę. Czym więc dla buddysty
jest śmierć i co po niej następuje?
- Właściwie indywidualna dusza dla buddysty zen jest śmiertelna, aczkolwiek
rzeczywistość jest wieczna. Buddyści mówią o czasie bytu człowieka i o czasie Buddy.
Czas bytu jest cykliczny, dzieją się w nim różne permutacje, zmiany, zaś z drugiej strony
czas Buddy jest stabilny.
Boris Rakovsky: Zbawieniem dla każdego buddysty jest nirwana. Ten wyraz jest i u nas
bardzo znany, niewielu jednak zna jego głębsze znaczenie. Czy może go Pan objaśnić?
Czy można go porównywać do chrześcijańskiego pojęcia zbawienia, czy też między tymi
kategoriami istnieją różnice tak wielkie jak przepaść?
- Nirwana jest stanem świadomości, który jest pełny radości i rozkoszy. Jednak w zen
nirwanę rozumie się jako zasadzkę, dlatego że nie jest Absolutem. Kto jest w nirwanie,
jest tego świadomy, że jest w nirwanie a nie obok niej. Ale według nauki Buddy nie
istnieje różnica między nirwaną a nie-nirwaną.
Jednak różne odłamy buddyzmu patrzą na nirwanę w różny sposób. Co zaś się tyczy
chrześcijańskiego zbawienia, to nie jest ono wejściem do pewnego rodzaju stanu
ś
wiadomości, ale wstępem do nowej relacji - relacji z Jezusem Chrystusem - a więc jest
przyjęciem nowej rzeczywistości.
Boris Rakovsky: Wobec tego nasuwa mi się pytanie, jak buddyści widzą osobę Jezusa
Chrystusa?
- Większość z nich, jeśli o nim słyszała, uważa Go jedynie za awatara (wcielenie bożego
posła zstępującego w różnych czasach), jako przejaw istoty Buddy, świadomości Buddy.
Boris Rakovsky: W buddyzmie często odmienia się pojęcie nicość, mówi się o
oczyszczeniu myśli, o wielkiej kosmicznej nicości i tym podobnie. Czy takie buddyjskie
pojmowanie nicości dla nas chrześcijan, w przeciwieństwie do jego filozoficznego
rozumienia, nie jest czymś raczej przerażającym?
- I tak i nie - zależy, dla kogo. Powiedziałbym raczej, że to nie jest właściwa koncepcja,
ale nie zawsze musi być deprymująca, dlatego że diabeł jest aniołem światła i może być
fascynująco stymulujący. Jeśli by tego nie potrafił, nie miałby takiej siły. Zauważmy, że
nawet śmierć nie jest zawsze rozumiana jako zła. Również nihilizm nie zawsze musi być
deprymujący, zwłaszcza, jeśli jest wiele tego, od czego byśmy z radością uciekli.
Boris Rakovsky: Punktem kluczowym w buddyzmie jest cierpienie. Podstawowe cztery
prawa Buddy i jego osiem dróg przybliża i tłumaczy przyczyny i skutki cierpienia, jak
również sposoby uwolnienia od niego. Buddyjskie spojrzenie na cierpienie już u podstaw
jest różne od chrześcijańskiego. Na czym polega ta różnica?
- Buddyjskie spojrzenie na cierpienie jest związane z pojęciami różnorodności i różnicy
rzeczy. Różnorodność i różnica rzeczy wypływa z iluzji i nieprzyjęcia nauki buddyjskiej,
mówiącej, że właściwie wszystko jest JEDNOŚCIĄ, nie istnieją różnice. Wypływa stąd
wniosek, że źródłem cierpienia jest iluzja i niewiedza.
W przeciwieństwie do buddyjskiej koncepcji, chrześcijańskie spojrzenie na cierpienie
akcentuje, iż jest ono następstwem konkretnych relacji i egocentryzmu człowieka, a w
tym spoczywa jego diametralna różnica.
tłum.
ks.
Henryk
Sitek
za: Rozmer (Słowacja)
http://www.psychomanipulacja.pl/art/chrzescijanski-zen-to-jak-kotopies.htm