Warszawa 2048 KONKURS

background image

Tekst

Konkursowy

Z okazji wydania

"Warszawy 2048" przygotowałem konkurs w

którym można wygrać 4 egzemplarze owej powieści. Wystarczy abyś
przeczytał/a poniższy fragment i przesłał/a mi komentarz odnośnie poniższego
fragmentu.

Najlepsze komentarze nagrodzę książkami.

Więcej szczegółów na temat konkursu, pod adresem:

http://ireneusz-kolodziejczyk.pl/Konkurs.html


mejle z komentarzem dotyczącym tekstu, ślij na adres "irask2@wp.pl".
Wiadomość zatytułuj "konkurs".

background image

DEZERTER

background image

Przesiadywał w małym pokoju na drugim piętrze, w wygodnym fotelu.

Nogi założył na taboret, a w jednej z rąk ściskał cygaro. Po każdym wciągnięciu

dymu do płuc sięgał po szklaneczkę z jakąś ohydną whisky i wspominał czasy,

kiedy jeszcze był zwykłym szeregowcem. Pamiętał doskonale dzień, który

zmienił dosłownie wszystko. W kilka godzin jego życie zmieniło się nie do

poznania. Po tamtym wydarzeniu nigdy nie było już jak przedtem.

Był żołnierzem, z czego był niezwykle dumny. Jednak duma ta malała z

każdą sekundą, a zaczynała ją zastępować nienawiść do tego, co robił.

Bronił granic kraju, tak mu mówiono. A tak naprawdę zabijał niewinnych

ludzi, którzy wściekli na panującą sytuację, chwycili broń, by samodzielnie

wymierzyć sprawiedliwość. Gdyby kiedyś nie dał się omamić pustymi

obietnicami ludziom z korporacji, a przede wszystkim, gdyby znał prawdę,

stanąłby po stronie zwykłych ludzi, a tak… był pierwszym, który otworzył

ogień do cywili. Nie interesowało go, po co przyszli ani dlaczego noszą cywilne

ubrania, a nie mundury. Powiedziano mu, że chcieli zaatakować obóz korporacji

przez zaskoczenie, i stąd te stroje. To mu zupełnie wystarczyło. Tak samo jak

tych pięć lat w zupełnym odcięciu od świata, na małej wyspie, wystarczyło, by

zrobić mu pranie mózgu i zaprogramować zupełnie od nowa. Nauczono go

myśleć tak, jak chciała korporacja. Przede wszystkim nauczono go

bezwzględności i zabijania. Brutalnego zabijania, gdy zaszła taka potrzeba. Jego

myśli ograniczono do niezbędnego minimum. Myślał tylko o spaniu, jedzeniu i

o tym, by jak najlepiej wykonywać rozkazy dowódcy. Jednak gdzieś tam, w

nieokreślonym punkcie, tliła mu się myśl, że coś jest nie tak. Czasami coś

kazało mu się otrząsnąć z otępienia i spojrzeć trzeźwo na sytuację. Wtedy

jednak szybko odtrącał ledwo słyszalny głos sumienia – pranie mózgu, jakie

zafundowała mu Mega Industries, było silniejsze. Tak było przez kilka lat, aż w

końcu wydarzyło się coś, co sprawiło, że bariera ciszy pękła i dobiegły do niego

nie tylko głosy z zewnątrz, ale także prawda. Od tamtej pory wręcz opętańczo

background image

pragnął wiedzy. Chciał wiedzieć jak najwięcej. A teraz, gdy sobie przypomniał,

jak się dał oszukać wiele lat temu… Klął po cichu na samą myśl o tym.

Zaczęło się niewinnie.

Powiedziano mu, że wytypowano kilkunastu najlepszych, by wyjechali na

kilkutygodniowy obóz, gdzie staną się prawdziwymi żołnierzami.

Kilkutygodniowy obóz zamienił się w pięć morderczo długich lat, a trening

okazał się przygotowaniem do przyjęcia ciał obcych. Morderczy trening był

konieczny. Miał ich uodpornić na ból. Na ból, który miały zadać im skalpele

lekarzy i naukowców. Mieli się uodpornić na coś, co zwykłego człowieka

zabiłoby w kilka sekund. Ani on, ani nikt z grupy nie zdawał sobie sprawy, że

mieli stać się żołnierzami doskonałymi. Oszukiwano ich i robiono to po

mistrzowsku. Gdy nauczyli się tego, czego chciano ich wyuczyć, rozpoczęła się

operacja „Tytan”. Na wyspę, gdzie się szkolili, przeprowadzono atak. Miał on

na celu okaleczenie wszystkich uczestników obozu, by potem „odratować ich

cudem”, a przy okazji wprowadzić biotechniczne wszczepy, które rzekomo były

konieczne do utrzymania ich przy życiu. Tak otrzymał nowe ręce i nogi oraz

nową, metalową połowę czaszki. Za każdym razem, gdy przypomniał mu się

film RoboCop nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Coś, co kiedyś

uważano za fikcję, nabrało realnych kształtów. Stał się cyborgiem, wbrew sobie

i nienawidził się za to. Napawało go obrzydzeniem, że był tylko pionkiem w

wielkim planie. Pluł sobie w brodę, że nie potrafił kierować swym życiem. Ale

to się zmieniło.

Odkąd został Dezerterem, wiódł lepsze życie, na uboczu, nikomu nie

wadząc i nikomu nie wchodząc w drogę. Było mu z tym dobrze. Inaczej niż na

myśl, o tym jak łatwo ich oszukiwano i mamiono, kiedy przebywał na wyspie.

Wydawało mu się wtedy, że w pełni kontroluje swoje życie. Wydawało mu się,

że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje. Dopiero

później poznał bolesną prawdę. Teraz zastanawiał się nad tym, jak to było

możliwe, że uwierzył, iż ludzie, którzy ich zaatakowali, byli z wrogiej

background image

korporacji i chcieli ich wszystkich zabić, by potem dobrać się do tyłków nie

tylko szefostwa Mega Industries, ale także zająć całą strefę. Do dziś nie był w

stanie tego zrozumieć. Był pewien tylko jednego. Pranie mózgu, które przeszli,

było czymś naprawdę niezwykłym. Zrobiono z nich chłopców na posyłki

myślących, że panują nad swym życiem i robią coś naprawdę wielkiego i

ważnego, chociaż w rzeczywistości byli naiwnymi marionetkami, które robiły

wszystko, co im kazano, i łykały wszystko, nawet największe brednie, w jakie

nie uwierzyłby nawet nastolatek.

Odstawił szklankę i pogłaskał rudego kota, który siedział mu na kolanach,

po czym spojrzał na telewizor, gdzie jakiś spiker nadawał bez sensu, i znów

zanurzył się we wspomnieniach, co robił dość często i regularnie. Wrócił w nich

do momentu, gdy obudził się na stole operacyjnym. Głowę rozdzierał mu

przeraźliwy ból, a reszty ciała w ogóle nie czuł. To, co się działo wokół niego,

pamiętał jak przez mgłę, a słów, które do niego docierały, w ogóle nie był w

stanie sobie przypomnieć. Jednak dość wyraźnie przypominał sobie swoją

własną rękę, którą trzymał ktoś inny, by po chwili odrzucić ją na bok jak

najzwyklejszy śmieć. Tak samo wyraźnie przywołał obraz mechanicznej ręki,

którą przyłożono mu na miejsce odciętej. Zalała go wtedy fala bólu: to był

najgorszy ból, jaki kiedykolwiek mu zadano, był wręcz nie do opisania.

W dniu, gdy stał się cyborgiem, wiele stracił – przede wszystkim dla

wielu nie był już człowiekiem, ale robotem. Mało kogo interesowało, że choć

nosi w sobie kupę żelastwa, ma odczucia bardziej ludzkie niż niejeden zwykły

człowiek. Ale także wiele wówczas zyskał. Przede wszystkim niezwykłą siłę,

odporność na ból czy możliwość poruszania się z nadzwyczajną szybkością. Nie

potrzebował żadnych pistoletów, żadnych energetycznych mieczy ani

shirukenów, bo samo jego ciało było bronią. Teraz przyszło mu na myśl hasło

głęboko zapamiętane już w dzieciństwie, często powtarzane przez instruktora

walki KFM – „całe ciało jest bronią”. Dzisiaj ta sentencja nabrała zupełnie

nowego znaczenia.

background image

Uśmiechnął się mimowolnie i po raz kolejny zaciągnął cygarem, by po

chwili pociągnąć solidny łyk ze szklaneczki. Przez głowę przebiegła mu myśl,

że stał się melancholikiem, że nie ma już śladu po wojowniku, jakim był kiedyś.

Stał się zwykłym pijakiem rozpamiętującym stare, niekoniecznie lepsze czasy,

ale na pewno niosące mniej zmartwień.

Wspomniał jeszcze moment, kiedy wydało się, że był szkolony na

maszynę do zabijania na zlecenie korporacji, dla której miał służyć.

Przypomniał sobie, jak ze wszystkimi podobnymi sobie postanowili uciec i

zaszyć się miejscu, gdzie ani Mega Industries, ani żadna inna organizacja na jej

usługach by ich nie odnalazła. Przypomniał sobie, jakim był kiedyś

człowiekiem: honorowym, odważnym i pełnym szacunku dla przeciwnika.

Postanowił na powrót zostać wojownikiem doskonałym, tylko że od tej pory

jego mottem będzie: „żadnej litości”.

Ścisnął mocniej szklankę z whisky i patrzył, jak ta rozpryskuje się na

drobne kawałki. Zawartość oblała kota, który nastroszył futro i czmychnął z

jego kolan. Dezerter po raz ostatni spojrzał na telewizor i, zdegustowany pustą

obietnicą lepszego jutra, wyłączył go, po czym zastygł w miejscu. Mały robot –

od wielu miesięcy jego przyjaciel, unoszący się obok w powietrzu – ostrzegł go

przed gośćmi zbliżającymi się do drzwi, czerwono rozbłyskując na krótką

chwilę. Dezerter nie spodziewał się żadnych wizyt, toteż był pewien, że nie

czeka go nic dobrego, jednak nie oczekiwał aż tak dużych kłopotów.

Wysłał swego małego robota do judasza, aby wyświetlił mu hologram

gości czekających po przeciwnej stronie drzwi. Gdy tylko zobaczył, kto go

odwiedził, rozległo się pukanie – ciche, ale zdecydowane. Hologram

przedstawiał dwóch, wydawać by się mogło, zwykłych ludzi, których los nie

rozpieszczał. Wyglądali jak mieszkańcy dzielnicy robotniczej, jednak nie byli

stąd. Wiedział to doskonale. Przynależność do luksusowego świata, przez

tutejszych nazywanego Edenem, była aż nadto wyraźna. Nie miał wątpliwości,

że byli to ludzie korporacji. Ich gładko ogolone twarze nie były niczym

background image

nadzwyczajnym w gorszej części Warszawy, jednak brak oznak niewyspania

zdradzał wszystko. Nikt, nawet przestępcy, nie wysypiali się zbyt często. Tutaj

sen był luksusem, na który mogli sobie pozwolić naprawdę nieliczni. Jedynie

mieszkający w luksusowej dzielnicy, gdzie obecność korporacji widać było na

każdym kroku, mieli odmienną sytuację.

Adriana nie interesowało, czego dokładnie ci dwaj chcą. Ważne było dla

niego, że na pewno przyszli po niego, co było wystarczającym powodem do

użycia najcięższej broni. Naparł mocno plecami na oparcie fotela, a kiedy

podłokietnik odskoczył ze swojego miejsca z kliknięciem, sięgnął do wnęki po

MB, miniaturową wersję bazooki. Następnie ostrożnie podszedł do okna.

Rozejrzał się po ulicy, gdzie, ku jego uldze, nie było nikogo widać. Mogłoby się

wydawać, że ci dwaj są zupełnie sami, jednak nikt nie jest na tyle głupi, by do

schwytania Dezertera wysyłać tylko dwóch ludzi. Wycelował MB w stronę

drzwi i wstrzymał na krótki moment oddech. „Będzie gorąco” pomyślał, po

czym nacisnął spust. Patrzył, jak pocisk sieje spustoszenie w futrynie i na

korytarzu. Odrzucił broń i wyskoczył przez okno z drugiego piętra. Gdy tylko

upadł na nogi, przekoziołkował i zerwał się do biegu. Bioniczne nogi, które

zastąpiły jego własne, zwiększały szybkość, czyniąc go celem niezwykle

trudnym do schwytania. Dzięki nim był w stanie dogonić rozpędzający się

samochód. Podążał w stronę małej studzienki kanalizacyjnej nieopodal sklepu,

w którym robił zakupy. Gdy tylko wybiegł zza rogu, wpadł w grupkę

małolatów. Roztrącił ich, nie zważając na zaczepne wyzwiska.

Właz był coraz bliżej, o czym wiedział doskonale, tak jak i o tym, że

uformował się za nim pościg. Ulicą nadjeżdżało kilka opancerzonych

samochodów, a w oddali było słychać helikopter. Był jednak przygotowany.

Przez kilkanaście miesięcy, jakie spędził w tej dzielnicy, poznał dokładnie każde

miejsce, które mogłoby mu ułatwić ucieczkę albo ją udaremnić. Wiedział, gdzie

się udać, by uciec. Dobiegł do studzienki, padł na kolana, po czym z całej siły

background image

uderzył w zasłaniający wejście właz. Ten, mimo iż był masywny, rozleciał się

na kawałki, odsłaniając przejście.

Adrian wielokrotnie widział ekspresowe tempo regeneracji uszkodzonej

skóry ręki, jednak nigdy nie potrafił oprzeć się pokusie, by spojrzeć po raz

kolejny. Wiedział, że kiedyś go to zgubi. Skóra na dłoni była w strzępach. Spod

niej ukazywała się bioniczna ręka wykonana z niezwykłego stopu metali. Była

ona niewrażliwa na działanie jakiegokolwiek magnesu, podobnie jak reszta

bionicznych komponentów jego ciała. Patrzył przez krótką chwilę, jak skóra

odrasta, pokrywając uszkodzone fragmenty ciała i zakrywając jego prawdziwą

tożsamość. Tę zdolność cenił sobie najbardziej ze wszystkich. Nie chciał, by

ktokolwiek dowiedział się, że jest cyborgiem. Ta wiedza niejednego mogłaby

kosztować życie. Gdy tylko proces regeneracji się skończył, rzucił okiem na

nadjeżdżające samochody i wskoczył do studzienki, po czym od razu ruszył

biegiem w dobrze znanym sobie kierunku. Choć ciemność dla zwykłego

człowieka była nieprzenikniona, dla niego nie stanowiła problemu. Kolejna z

jego funkcji umożliwiała przystosowanie wzroku do ciemności. Zabawki, które

korporacja wszczepiła w jego ciało, czyniły go przygotowanym na każdą

ewentualność. Dlatego był niezwykle trudnym przeciwnikiem, a teraz

znajomość terenu dodatkowo przemawiała na jego korzyść.

Adrian kierował się w stronę oczyszczalni ścieków. Kilkaset metrów

dalej, w dość dobrze ukrytym, a więc stosunkowo bezpiecznym miejscu

znajdował się kolejny właz. Gdzieś za sobą usłyszał słabe echo – oznakę

przybliżania się pościgu. Nie miał wątpliwości, że gonią go androidy. Ludzie nie

mieli szans schwytać go w tym miejscu. Biegł jeszcze przez jakiś czas, po czym

wspiął się po drabince prowadzącej do włazu. Gdy tylko zbliżył się do wyjścia,

zaczął nieruchomo nasłuchiwać. Nie usłyszał absolutnie niczego, co mogłoby

zwiastować niebezpieczeństwo. Pchnął więc pokrywę i wyszedł na zewnątrz.

Znalazł się w ciasnym przejściu pomiędzy ścianami budynku. Rozejrzał się

dookoła i zamknął właz. Już miał ruszyć w kierunku północnej części dzielnicy,

background image

gdy zobaczył coś zaskakującego. Cztery androidy stały w odległości stu metrów,

dzierżąc dziwne urządzenie, które chyba już skądś znał. Roboty chwilę

milczały, po czym jeden z nich odezwał się chropowatym głosem:

– Poddaj się i zaczekaj na obezwładnienie. Policja już tu zmierza.

– Niedoczekanie wasze! – ryknął Adrian, po czym sięgnął po dwa

pistolety pulsacyjne i zaczął strzelać do androidów. Skoczył w bok i ukrył się za

dużym koszem na śmieci, cały czas prowadząc ostrzał. Porozumiał się ze swym

małym przyjacielem, który ostrożnie wychylił się zza kosza, aby ukazać

holograficzny obraz położenia przeciwników, którzy – jak się okazało –

zmierzali wolnym krokiem w jego stronę. Gdy byli tuż obok, Dezerter

przytwierdzał do kosza mały ładunek wybuchowy. Kiedy skończył, ponownie

otworzył ogień. Trafiał praktycznie za każdym razem, choć nie czynił robotom

większych szkód. Odwrócił się do nich plecami i biegł, cały czas strzelając i nie

zważając na wezwania do zatrzymania się. Zdziwiło go, że androidy nie atakują,

lecz podążają za nim leniwie, nie odstępując na krok. Odciął się jednak od tej

myśli, kiedy rozpoznał dźwięk nadlatującego helikoptera. Rzucił okiem w stronę

robotów, po czym znów popatrzył przed siebie. Zdążył tylko zobaczyć pięść

zmierzającą w jego stronę, gdy silne uderzenie rzuciło go do tyłu, na plecy. W

osobie, która go zaatakowała, od razu rozpoznał porucznika Łukasza. To on

przez lata dawał mu na wyspie solidny wycisk, szkoląc go na maszynę do

zabijania. Ostatnim, co zobaczył, był wymierzony w swoją stronę pistolet, z

którego wydobyła się niebieskawa mgła. Jak się okazało, pocisk naładowany był

dużą dawką obezwładniających ładunków elektromagnetycznych, które dla

zwykłych ludzi są śmiertelne, a na takich jak on działają jedynie paraliżująco.

Nim ogarnęła go ciemność i błoga nieświadomość, usłyszał zdanie, które

boleśnie wgryzło się w jego umysł:

– Zawsze byłeś przewidywalny, i to cię zgubiło.

background image

Gdy tylko odzyskał zmysły, zdał sobie sprawę, że jest gdzieś ciągnięty.

Powoli otworzył oczy, po chwili zorientował się, że jego nogi i ręce są

związane, przy czym ręce skrępowano mu za plecami. Na szyi czuł ucisk

urządzenia przypominającego obrożę. Tak związanego rzucono go do czyichś

stóp. Nie musiał się nawet przyglądać, by wiedzieć, że stoi przed nim szef

korporacji Mega Industries, Jan. Ten siedemdziesięcioletni starzec trzymał się

zadziwiająco dobrze. Jego twarz sprawiała wrażenie niezwykle surowej – efekt

ten potęgowały zmarszczki, którymi była poorana.

– Witaj, Dezerterze, w moich skromnych progach – powiedział powoli i

dość

wyraźnie Jan.

– Czego chcesz? – odwarknął Adrian.

– Nie takim tonem, mogę cię zdmuchnąć jak kurz – szef korporacji

zmienił głos na bardziej wrogi.

– Przestań pieprzyć, starcze. Twoje gierki nie robią na mnie żadnego

wrażenia.

Dobrze wiem, że potrzebujesz moich usług. Jestem ci potrzebny, dlatego nic mi

nie zrobisz. Więc przestań ze mną pogrywać i mów, czego chcesz.

– Twoja pozycja nie upoważnia cię do dyktowania mi warunków,

głupcze! –

krzyknął starzec i uderzył Dezertera w twarz. – Tacy jak ty mierżą mnie, ale

muszę się schylić do tak niskiego poziomu, by rozmawiać z takim brudem jak

ty.

– Twoje przemowy są dla mnie gówno warte… – cios, który nadszedł tym

razem, był zdecydowanie silniejszy.

– Uważaj, jakim tonem do mnie mówisz, śmieciu!

– Zgrywasz twardziela, ale doskonale wiem, że to tylko fasada, za którą

chowa się bezbronny starzec. Doskonale wiem, że ktoś taki jak ty potrzebuje

background image

moich usług, bo inaczej zginie. To ty jesteś śmieciem, który ośmiela się prosić

mnie o przysługę.

Następny cios sprawił, że Adrian zalał się krwią i upadł na ziemię. Ludzie

korporacji podnieśli go, a on zaśmiał się starcowi prosto w oczy.

– A więc to prawda, co mówią ludzie…

– Co, do cholery jasnej, mówią ludzie?! – ryknął Jan.

– Że ktoś ci podpieprzył niezwykle ważne dane. Czyżby to było

gwoździem do

twojej trumny?

– Wiele wiesz na ten temat, chociaż od kradzieży minęło nie więcej niż

kilka godzin.

– Mam uszy, wiec słyszę, co się mówi.

– A co się mówi? – zapytał szef korporacji.

– Oj, przestań już – powiedział poirytowany Dezerter. – Dobrze wiesz, co

się mówi.

– A więc wiesz, czego od ciebie chcę.

– Nie ma pewności, że Bractwo istnieje.

– Jest pewność, że istnieje.

– Nie wiem, gdzie zacząć szukać tego złodzieja.

– Jesteś niezwykle bystry jak na takiego małego szczurka, a twoja wiedza

coraz bardziej mnie zaskakuje. Nie zmuszaj mnie, bym uciekał się do bardziej

drastycznych środków. Powiedz mi lepiej, co wiesz na temat tej kradzieży.

– Wiem tyle co inni. Pozycja Edenu jest zachwiana i być może niedługo

zostanie zniszczony, czego nie mogę się już doczekać.

Zaśmiał się po raz kolejny, jednak starzec opanował się i zaczął mówić

spokojnie.

– Gwarantuję ci, że tak się nie stanie.

– A skąd ta pewność?

– Ty mi ją dajesz.

background image

– Ja? –zdziwił się Adrian. – A to niby w jaki sposób?

– Jesteś cyborgiem, doskonale wyszkolonym i wyposażonym w

niezwykłe

technologie. Odzyskasz dla mnie to, co mi skradziono, a wtedy odzyskasz

wolność.

– A jeśli się nie zgodzę?

Tym razem to starzec się zaśmiał.

– Ja ci nie składam propozycji. Ja cię wprowadzam w niuanse twojego

zadania.

– Które mnie gówno obchodzi.

– Coś ci powiem, śmieciu – zaczął spokojnie starzec. – Zgrywasz

cwaniaka,

twardego cwaniaka, który się niczego ani nikogo nie boi. Nie wiem, czy taki

byłeś od zawsze, czy naoglądałeś się tych głupich filmów i strugasz teraz

kozaka, ale zapamiętaj jedno: twoje życie jest w moich rękach i gwarantuję ci,

że śmierć to najlepsza rzecz, jaka może ci się z mej strony przytrafić.

– To teraz ja ci coś powiem. Nie boję się ciebie ani twoich gróźb.

Wszystko, co

mówisz, spływa po mnie jak woda po ścianie, więc skończmy tę rozmowę i

uwolnij mnie.

Jan po raz kolejny zaśmiał się, by po chwili jego twarz przybrała posępny

wyraz, a zaraz potem zagościła na niej rozbawiona mina.

– Bawi mnie twoja postawa. Postawa antylopy, która myśli, że jest w

stanie

rozszarpać lwa.

– Zdejmij mi te kajdany, a udowodnię ci, że tak właśnie by było.

– Zacznijmy od tego, że to ja wydaję rozkazy, a nie na odwrót. Ty

słuchasz i potulnie je wykonujesz.

– Nie boję się ciebie.

background image

– I nie musisz. Zdrowy rozsądek zmusi cię do posłuszeństwa. Pozwól, że

zademonstruję ci środek, który zmotywuje cię do współpracy.

Starzec skinął głową w stronę jednego z obecnych mężczyzn, ten od razu

wcisnął mały przycisk na trzymanym przez siebie pilocie. Adrian odczuł efekty

natychmiast. Impuls, uwolniony z obroży założonej na jego szyję, powalił go na

ziemię, zadając ogromny ból, który z każdą chwilą narastał. Dezerter czuł się

jakby rozrywano go na strzępy, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że

nic takiego się nie dzieje. Impulsy emitowane przez obrożę wnikały w głąb jego

ciała i nieludzko drażniły każdy nerw. Chociaż wszystko trwało najwyżej kilka

sekund, miał wrażenie, jakby dopadła go zgraja najbardziej niewyżytych

bandytów. Każdy mięsień bezwładnie drżał z bólu, a z nosa i kącika ust płynęła

krew. Jeszcze przez chwilę podrygiwał w spazmach, po czym podniesiono go na

kolana.

– Jak widzisz, ze mną nie ma żartów – zaczął Jan. – Nie będę się z tobą

bawił jak matka z gówniarzami. Daję ci tylko dwie możliwości. Możesz

przystać na moją propozycję lub nie. W obydwu wypadkach wyjdziesz stąd

żywy, z tym że w tym drugim nie na długo – po godzinie obroża uaktywni

śmiercionośne impulsy, które zabiją cię w kilkanaście minut, a przy tym

zadadzą niewyobrażalny ból. Próbkę owych impulsów miałeś okazję poczuć.

Dlatego też radziłbym ci, abyś zastanowił się nad pierwszą możliwością. Wtedy

będziesz miał równo sto godzin na odnalezienie i zwrócenie tego, co mi

skradziono. Czy muszę mówić, co cię czeka, jeżeli nie uda ci się w tym czasie

wykonać zadania? Gdybym cię lubił, dałbym ci chwilę na zastanowienie, jednak

nie lubię cię i żądam odpowiedzi teraz.

Adrian plunął w stronę butów szefa Mega Industries i z zawziętością w

oczach spojrzał mu prosto w twarz. Widok ten sprawił starcowi przyjemność.

– A więc widzę, że dokonałeś już wyboru – rzucił niedbale szef

korporacji. – Za kilka minut zostaniesz wprowadzony w niuanse swego

zadania.

background image

– Gdybym miał wybór, zabiłbym cię.

– Nie tacy jak ty próbowali. Wszyscy są martwi.

– Przyjmij w końcu do wiadomości to, że na wyspie nauczyliście nas nie

tylko

zabijać. Zrobiliście nam nie tylko pranie mózgu, daliście nie tylko niesamowitą

broń bioniczną, ale także zaszczepiliście w nas pogardę dla całego świata. Nie

boimy się nikogo ani niczego. Nas nie da się zastraszyć. Nie jesteśmy nadętymi

bubkami, którzy zgrywają twardych cwaniaków, a robią w portki przy

pierwszej lepszej okazji, gdy zrobi się gorąco. Jesteśmy cyborgami, których

emocje zepchnięto w najciemniejsze kąty umysłu i ograniczono do agresji i

chłodu. Więc przestań pieprzyć! Pomogę ci nie dlatego, że się ciebie boję, nie

dlatego, że twój pokaz zrobił na mnie wrażenie. Pomogę ci, bo jak każdy chcę

przede wszystkim żyć. Ale wiedz, że kiedyś się zemszczę. Za to, co mi zrobiłeś,

i za to, że…

– Dość! – krzyknął władczo starzec. – Mam dość twoich irytujących

przemów,

twoich głupich gróźb i twojej paskudnej mordy, ale muszę tu przebywać i

rozmawiać z tobą…

– …bo tylko ja ci mogę pomóc – dopowiedział Dezerter.

– …zamiast zajmować się ważniejszymi sprawami – zignorował go Jan. –

Ale ta rozmowa dobiega już końca.

– Nareszcie. Nudzisz, starcze – Adrian zdobył się na złośliwość.

– Jesteś niebywale głupi. Powiedziałbym wręcz, że impertynencki, ale

mógłbyś tego nie zrozumieć.

– Rozumiem więcej, niż ci się wydaje.

– To dobrze. Lepiej wykonasz swoje zadanie.

– Nawet nie wiem, gdzie szukać.

– Nie zaczynaj znowu tej samej śpiewki. Wierzę w twoje umiejętności.

Na pewno dasz sobie radę, tym bardziej że jesteś cyborgiem.

background image

– Który ma zablokowaną większość bionicznych zdolności, co stawia

mnie odrobinę wyżej od przeciętnego człowieka. Ktoś dobrze wyszkolony

mógłby pokonać mnie w kilka chwil.

– Nie sądziłeś chyba, że pozwolimy wam, Dezerterom, biegać po mieście

z tak

potężną bronią, jaką dostały wasze ciała? To byłoby dla nas niezwykle

niewygodne i gdyby nie fakt, że zniszczyliście stację kontrolującą wasze

bioniczne wszczepy, nie moglibyście użyć ani jednej ze swych zdolności.

Jednak stało się inaczej.

– A więc raczej nie będę ci w stanie pomóc. Chodzą słuchy, że wasz

złodziej jest niebywale zwinny i sprytny. Podobno przechytrzył nie tylko twoich

ludzi, ale także androidy. Jak więc ja mógłbym z nim wygrać?

– Dobrze wiem, do czego zmierzasz. I naprawdę nie musisz mnie już

dłużej

podchodzić, bo doskonale rozumiem, że ze swoimi okrojonymi zdolnościami

nie jesteś w stanie mi pomóc. Co oznacza, że jestem zmuszony odblokować

wszystkie twoje umiejętności.

– Jednak nadal nie wiem, gdzie miałbym zacząć szukać, a przede

wszystkim – o kogo pytać.

– Nie pogrywaj ze mną – zirytował się Jan. – Znajdź Bractwo, a

znajdziesz i

złodzieja. Oddaj to, co mi skradziono, a ja oddam ci wolność.

– Brzmi obiecująco.

– Wyprowadzić go do centrali planowania – rozkazał Jan.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
konkurencja doskonala, Uczelnia Warszawska, Mikroekonomia
Konkurencja monopolistyczna-notatka, Uczelnia Warszawska, Mikroekonomia
podstawy konkurencyjnosci
System Warset na GPW w Warszawie
tablice do analizy konkur
konkurencyjnosc
T 5 MSE Konkurencyjnoś ć gospodarki ś wiata
Wyklad V Model konkurencji niedoskonalej
Konkurencje gim kobiet
Konkurencja monopolistyczna
Czyny nieuczciwej konkurencji
Konkurencja doskonala 2
Wykład 6 konkurencja doskonała
Czynniki konkurencyjnosci organizaci publicznych Wyklad V
KONKURENCJA
5 Ekonomia konkur dosk i monopol

więcej podobnych podstron