Aniszewski M Zagorski P Podziemny Swiat Gor Sowich id 6

background image

MILITARNE SEKRETY

PODZIEMNY ŚWIAT

Gór

Sowich

WYDANIE ROZSZERZONE

RIESE - ZAMEK KSIĄŻ - RÜDIGER

MARIUSZ ANISZEWSKI - PIOTR ZAGÓRSKI (FOTO)

Projekt i

wykonanie okładki: Tomasz Supcziński
Korekta: Anna Piekarowicz
Redaktor serii „Militarne Sekrety": Bartosz Rdułtowski
Copyright © 2002 by Mariusz
Aniszewski
Copyright © 2006 by Wydawnictwo TECHNOL, Kraków
ISBN 83-916111-7-5 ISBN 978-83-916111-7-3
WYDAWNICTWO TECHNOL
30-051 Kraków, ul. Urzędnicza 12/4 tel. (012) 633-72-07 lub 509-371-
564 e-mail: wydawnictwo@technol.anv.pl internet: www.technol.anv.pl
Kraków 2006. Wydanie II (rozszerzone)
Druk: Drukarnia Technet
30-732 Kraków, ul. Biskupińska 3A
tel. (012) 656-21-11, fax (012) 656-12-78
http://www.technet.krakow.pl
Informacje na temat innych publikacji Wydawnictwa TECHNOL
znaleść można na naszej stronie internetowej: www.technol.anv.pl

WSTĘP

Jest to swoisty dokument. Dokument próbujący choćby trochę rozja-

śnić mroki tajemnic jakie po dziś dzień otaczają Góry Sowie oraz ich

podziemny świat. Świat, w którym „żyje" Olbrzym. Zapytacie cóż to

takiego ten Olbrzym? Jest to gigantyczne przedsięwzięcie techniczno-

background image

budowlane o nieznanym dokładnie przeznaczeniu, które w latach 1943-

1945 realizowane było na terenie Gór Sowich.

Dziś określa się je mianem „Lochów Walimia", choć tak naprawdę sam

Walim niewiele z lochami ma wspólnego, bowiem roboty budowlane

realizowane były na obszarze blisko 200 km - zarówno na powierzchni,

jak i pod powierzchnią okolicznych gór.

Kwatera Hitlera czy zakłady zbrojeniowe? Laboratoria czy schrony dla

wojska? Tego nie wie nikt, natomiast każda z tych hipotez jest możliwa i

będzie możliwa tak długo, aż w jakiś „cudowny" sposób uda się wyjaśnić

tajemnice Gór Sowich.

Na powstanie tej książki złożyła się praca wielu osób. Wielu moich

kolegów i przyjaciół nie szczędziło sił i środków, biorąc udział w

ciężkich pracach terenowych. To właśnie dzięki nim stało się możliwe

pokonanie tak wielu zawałów, odkrycie nowych nieznanych dotąd

fragmentów podziemi oraz dokonanie dokładnej inwentaryzacji obiektów

podziemnych i naziemnych. Ponadto, dzięki życzliwości wielu osób,

zaistniała możliwość skorzystania z wielu nieznanych dotąd faktów

dotyczących sowiogórskich tajemnic. Wszystkim im dziękuję.

Natomiast moje specjalne podziękowania winien jestem człowiekowi,

który przekazał mi bardzo wiele ważnych informacji na temat naj-

większych tajemnic Gór Sowich. Wielka szkoda, że nie wszystkie

z nich mogę ujawnić.

WPROWADZENIE

Mniej więcej pośrodku rozległego pasma Sudetów, w tzw. Sudetach

Środkowych (ciągnących się od Nysy Łużyckiej aż po Bramę Opawską),

leżą Góry Sowie. Swoim zasięgiem obejmują one tereny pomiędzy

Wałbrzychem a Przełęczą Srebrnej Góry na długości ponad 25 km. Od

północnego zachodu Góry Sowie ograniczone są Górami Wałbrzyskimi

(w rejonie Doliny Bystrzycy), od południa Przełęczą Srebrnej Góry, od

background image

południowego zachodu Doliną Włodzicy, a od wschodu (poprzez Uskok

Brzeżny) graniczą z krainą geograficzną, której polska nazwa brzmi

Dolny Śląsk, niemiecka natomiast Niederschlesien.

Ogólna powierzchnia Gór Sowich to około 300 km2, terenów poro-

śniętych w części szczytowej lasem a w dolnych partiach wykorzysty-

wanych pod uprawy.

Góry Sowie tworzą mało zróżnicowany, zwarty blok o łagodnych

szczytach, stromych zboczach, od których odchodzą krótkie grzbiety

poprzecinane głębokimi dolinami licznych potoków. Jednak to nie potoki,

lecz wody podziemne są najważniejsze dla opowieści o jakiej mowa

będzie w tej książce. Tworzą one bowiem specyficzny układ cieków i żył

wodnych, który okazał się idealny dla niemieckich planów związanych z

Górami Sowimi. Ważne dla owych zamierzeń było również doskonałe

ukształtowanie terenu, a także jego stosunkowo rzadkie zaludnienie oraz

bogate zaplecze surowcowe (węgiel kamienny i energia elektryczna).

Dodatkowo dobrze rozwinięta sieć dróg oraz kolei, pozwalała na łatwe

dotarcie do najbardziej nawet „dzikich" rejonów gór. Umożliwiały one

wywiezienie w głąb Rzeszy sporych ilości ładunku, bez niepotrzebnego i

kłopotliwego zwracania na to uwagi osób postronnych. A ponieważ

nowych dróg oraz torowisk nie trzeba było budować, to i nagłe

„uaktywnienie się" tego terenu mogło pozostać praktycznie

niezauważalne.

Jednak największą, jeśli można tak powiedzieć, ciekawostką tego

terenu jest sieć telekomunikacyjna. Ostatnie badania prowadzone przez

Mariusza Kisiela doprowadziły do ciekawych odkryć. Otóż okazuje się,

że Góry Sowie są częścią składową potężnego węzła łączności o kry-

ptonimie „Rüdiger", który swoim zasięgiem obejmował FHQ Riese. W

jego skład wchodzą: przyłącza dla pociągów specjalnych w tunelach

kolejowych koło Jedliny Zdrój i Ogorzelca oraz co najmniej dwie

background image

centrale telefoniczne - jedna w Zamku Książ, druga w nieustalonej

lokalizacji -jak i gęsta sieć wieloparowych linii telefonicznych i tele-

graficznych, których przepustowość do dziś budzi respekt. Badania

stwierdzają, iż ważnym elementem związanym z powyższym tematem

były również stacje wzmacniakowe: Świdnica i Rzeczka.

W tym ustronnym rejonie Gór Sowich życie toczyło się spokojnie aż

do pamiętnego 1933 roku. Wtedy to władzę nad Wielkimi Niemcami

przejął pewien człowiek niepozornej postury - nazywał się Adolf Hitler.

Pod jego rządami omawiane tereny osiągnęły szybko wysoki stopień

uprzemysłowienia i stały się trzecim, po Zagłębiu Ruhry i Górnym

Śląsku, zapleczem przemysłowym Niemiec. Pod koniec 1944 roku miały

one również zostać jedynym miejscem, do którego nie dotrze zawierucha

wojenna, a zlokalizowany tam przemysł będzie mógł funkcjonować bez

zakłóceń. Oczywiście mowa tu o przemyśle zbrojeniowym. A działo się

w Górach Sowich wiele, bardzo wiele...

Cały teren Gór Sowich jest „podziurawiony" niczym szwajcarski ser -

niemal każda górska miejscowość ma „swoją" kopalnię, sztolnię czy też

szyb wydobywczy. Miejsce to gwarantowało idealne wręcz warunki do

ulokowania na nim wielu zakładów zbrojeniowych, których byt w głębi

Rzeszy był już zagrożony. Tak też się stało. Leżące na uboczu Niemiec i

oddalone od teatru działań wojennych Góry Sowie „wpadły w oko"

strategom z Naczelnego Dowództwa. Pojawił się „stwór", który do życia

potrzebował dobrych dróg, kolei, sieci telekomunikacyjnej, zaplecza

surowcowego, wielkiej ilości wody, niewielu świadków i zwartych,

gnejsowych masywów. A że wszystko to znalazł właśnie tutaj - w Górach

Sowich - rozpoczął bez przeszkód swój wzrost, osiągając ostatecznie

adekwatne do nazwy rozmiary. Był naprawdę OLBRZYMI

CZĘŚĆ I

background image

OPOWIEŚĆ O KWATERACH GŁÓWNYCH

Już w trakcie przygotowań do prowadzenia działań wojennych władze

III Rzeszy położyły duży nacisk na zapewnienie sobie odpowiednich

warunków bezpieczeństwa, m.in. poprzez budowę schronów i całych

systemów podziemnych kwater. Pod Kancelarią Rzeszy w Berlinie

zbudowano trzy schrony: dla Führera, Bormanna i Brigadeführera

Mohnke - komendanta Kancelarii SS. W zasadzie prawie każdy bardziej

znaczący dostojnik III Rzeszy posiadał prywatny schron przeciwlotniczy.

W szczególności zaś lubowali się w nich: Hitler, Göring i Bormann.

Göring kazał sobie wybudować wielki, podziemny schron zarówno pod

rezydencją w Karinhall, jak i w zamku Valdenstein pod Norymbergą. Co

ciekawe, wzdłuż drogi z Karinhall do Berlina stały w regularnych

odstępach potężne, żelbetowe bunkry, aby w razie nalotu Göring mógł się

natychmiast schronić. Przywódca Niemieckiego Frontu Pracy - Robert

Ley - gdy zobaczył skutki trafienia ciężkiej bomby w schron publiczny,

interesował się tylko grubością jego stropu. Wynikało to z faktu, że

posiadał podobny w swojej posiadłości na przedmieściach. Hitler

przesadnie dbał o własne życie, np. uwielbiał szybką jazdę samochodem,

dopóki nie zobaczył skutków wypadku drogowego. Wtedy momentalnie

zakazał swojemu kierowcy przekraczania prędkości 80 km/h. Fiihrer

lękał się również zamachów i w obawie przed nimi nosił specjalną

czapkę, która miała nieco szerszy otok, wykonany z kuloodpornej stali.

W jego samolocie zamontowano specjalną pancerną kabinę-kapsułę ze

spadochronem, w której odbywał podróż. Do samolotu tego Hitler i tak

bał się wsiadać. Był to bowiem Focke-Wulf 200 Condor z chowanym

podwoziem, a nowości techniczne go przerażały. Jak wiemy Führer

posiadał także sobowtórów.

Nie ma zatem nic zaskakującego w fakcie, że dokądkolwiek Hitler

planował się udać, najpierw zarządzał tam budowę specjalnych

background image

schronów. Grubość ich stropów rosła wraz ze zwiększającym się

wagomiarem bomb i w 1945 roku osiągnęła około 8 metrów żelbetonu,

często pokrytego 2-3 metrową warstwą ziemi. Podobnie rzecz miała się

z naczelnymi dowództwami armii. Wybudowano dla nich wiele

polowych Stanowisk Dowodzenia, które starano się lokować w pobliżu

kwater Führera. W rejonie Berlina powstały kwatery dla OKW, w

Dahlem, Zossen oraz w Wünsdorf dla Naczelnego Dowództwa Wojsk

Lądowych (OKH), w Poczdamie dla OKL, zaś w samym Berlinie dla

OKM. Wszystkie one razem tworzyły zespół naczelnego kierowania

siłami zbrojnymi III Rzeszy. Szczególnie dobrze była ukryta kwatera w

Zossen. Powstał tam cały zespół kilkukondygnacyjnych schronów, które

na zewnątrz przypominały domki mieszkalne, tymczasem były połączone

siecią podziemnych tuneli. Kwaterę w Zossen wykorzystywano przez

całą wojnę. Natomiast na czas trwania poszczególnych kampanii

wojennych powstawały coraz to nowe kwatery - np. dla kierowania

działaniami wojennymi na zachodzie powstały aż cztery zespoły kwater:

I

- w górach Taunus - zamek Ziegenberg (kryptonim Adlerhorst) dla

Hitlera i Dowództwa Sił Zbrojnych, zamek Kransberg dla OKL oraz

schrony w pobliżu Giesen (kryptonim Gisela) dla OKH. Kompleks ten

zbudowano jesienią 1939 roku. Składał się z kilku doskonale

zamaskowanych, potężnych, żelbetowych bunkrów, które wykorzystano

dopiero w grudniu 1944 roku, podczas ofensywy w Ardenach,

II - w górach Schwarzwaldu koło Kniebis (kryptonim Tannenberg),

III - w Palatynacie, koło Landstuhl, dla wysuniętych rzutów do-

wództw,

IV- w górach Eifel - koło Munstereifel (kryptonim Felssennest) dla

Führera i jego współpracowników oraz w rejonie Bad Godesberg

(kryptonim Forsterei) dla OKH.

W trakcie działań wojennych przeciw Grecji i Jugosławii Naczelne

background image

Dowództwo oraz Führer przebywali w pociągach specjalnych, ukrytych

w tunelu kolejowym w Alpach Styryjskich koło Anspag. Ponadto część

dowództwa przebywała w Wiener Neustadt. Z pociągów specjalnych

korzystano także w początkowym okresie wojny ze Związkiem Radzie-

ckim. Wtedy też w okolicy Spały powstały dwa żelbetowe schrony

mające chronić pociągi specjalne przed skutkami nalotów. Miały one po

380 m długości, 15 m szerokości i 10 m wysokości. Grubość żelbetu

dochodziła do 3 m. Wewnątrz, obok peronu, znajdowały się pomie-

szczenia do pracy i odpoczynku.

W wyniku rozszerzania się zasięgu działań wojennych na terenie

ZSRR, w Prusach Wschodnich (koło Kętrzyna) przygotowano kolejną

wielką i najbardziej chyba znaną kwaterę główną - S3 Wolfschanze - tzw.

Wilczy Szaniec. W skład tego kompleksu wchodziło siedem grup

schronów, przewidzianych dla wszystkich naczelnych organów państwa.

1 W lesie koło Gierłoży zlokalizowano główny zespół schronów, w

których przebywał Führer, jego otoczenie i OKW. W skład zespołu

wchodziło kilkanaście żelbetowych bunkrów, przy czym główny bunkier

Führera miał strop o grubości blisko 8 m. Poza tym powstało tam wiele

baraków i budowli pomocniczych. W pobliżu, na południe od szosy

Giżycko-Kętrzyn, znajdowało się lotnisko polowe.

2 W lesie koło miejscowości Przystań (w pobliżu Węgorzewa)

znajdowała się kwatera polowa wojsk lądowych - Anna. W jej skład

wchodziło kilka bunkrów i baraków a także schrony mieszczące

urządzenia techniczne (siłownia, ciepłownia itd.). Łączyła się bez

jakiejkolwiek granicy z kwaterą wojsk kwatermistrzowskich - Quelle —

która także miała kilkanaście żelbetowych schronów o grubości stropów

2 i 4 m.

3 W pobliżu jeziora Śniardwy, koło miejscowości Ruciane, zloka-

lizowano kwaterę główną dowództwa wojsk lotniczych - Robinson.

background image

4 Polowa kwatera dowódcy SS i policji mieściła się w miejscowości

Mamerki, gdzie powstało także kilka żelbetowych bunkrów.

5 Polowa kwatera szefa kancelarii Rzeszy ulokowana została

w schronach koło wsi Radzieje.

6 Polowa kwatera Ministra Spraw Zagranicznych miała swoją sie-

dzibę na zamku Sztynort.

Cały teren kwater głównych otoczony był zaporami pól minowych i

drutem kolczastym, wzmocnione patrole bez przerwy przeczesywały

okolicę, zaś wszystkich mieszkańców obowiązywały zaostrzone środki

bezpieczeństwa.

Ponadto w Winnicy na Ukrainie powstała tymczasowa kwatera główna

(kryptonim Wehrwolf) na okres operacji stalingradzkiej i kaukaskiej.

Składała się z kilkunastu betonowych i drewnianych baraków,

rozproszonych po lesie. Do kierowania operacjami przeciwko Aliantom,

w przypadku ich lądowania we Francji, przygotowano dwie kwatery

główne, z których jedna położona była koło Soissons (kryptonim W2,

czyli Wolfschlucht 2), a druga znajdowała się w tunelu kolejowym w

miejscowości Margival (W3). Poza tym jeszcze jedna kwatera

znajdowała się w Belgii, w miejscowości Bruly de Pesche (Wl). Nie

znamy natomiast dokładnej lokalizacji kwatery o kryptonimie Brunhildę.

Prawdopodobnie mieściła się koło Metz, tuż przy granicy Francji z

Luksemburgiem. Inne mniej znane kwatery znajdowały się w Pullach

koło Monachium (S3 Siegfried), w zamku Kessheim koło Salzburga oraz

w Bad Nauheim. Dodatkowo, najbardziej chyba luksusowa rezydencja

Führera istniała w alpejskiej miejscowości Obersalzberg (S3 Serail),

gdzie obok wspaniałego domku wypoczynkowego na szczycie

„prywatnej góry" Hitlera - Zugspitze - wybudowano niewielki zamek,

umeblowany bogato w stylu kajutowym. Prowadząca do zamku szosa

(jazda po niej była iście karkołomna) dochodziła do wykutego w skale

background image

szybu windy (o głębokości 120 m), który prowadził do Orlego Gniazda -

tak bowiem nazwano ów zamek.

Jakby tego było mało, wiosną 1944 roku Führer wydał rozkaz

wybudowania dwóch kolejnych kwater głównych. Miały się one

znajdować w Turyngii oraz na Śląsku. Pierwszą z nich - podziemną

kwaterę S3 Olga w Turyngii - budowano w największej tajemnicy w

dolinie Jonasza (Jonastal). Z braku oryginalnych dokumentów cały ten

obiekt wciąż jest niezbadany. Zresztą, jeszcze pod koniec wojny został on

częściowo wysadzony w powietrze przez saperów z SS, zaś w 1947 roku

stacjonujące w dolinie wojska radzieckie dokonały ostatecznego

zawalenia wejść do sztolni. Tym niemniej w 1991 roku udało się

odnaleźć część dokumentacji technicznej obiektu z 1945 roku, którą

wykonało lokalne biuro geodezyjne na zlecenie Rosjan. Z dokumentacji

tej wynika, że zinwentaryzowano wówczas 2 135,8 m sztolni (z których

620 m było obetonowanych) i 817 m wyrobisk poprzecznych. Puste

przestrzenie między betonem zapełniano żużlem. Ściany i sufity miały

być zaizolowane supremą a następnie otynkowane. Planowano tam

elektryczne ogrzewanie oraz zaopatrzenie w wodę pochodzącą z zewnę-

trznego zbiornika. W pobliżu obiektu powstały dwie centrale

telekomunikacyjne oraz schron dla pociągu Führera. Budowę

prowadzono do kwietnia 1945 roku, po czym przerwano ją ze względu na

nadchodzące wojska amerykańskie. Do środka tego gigantycznego

obiektu prowadziło aż 25 wejść. Warto też dodać, że istnieją pewne

przesłanki, iż wewnątrz korytarzy ukryto wiele transportów z

drogocennymi przedmiotami, które były przeznaczone na wystrój

przyszłej kwatery. Poza tym, choć wydaje się to mało prawdopodobne,

kwatera ta wymieniana jest jako jedno z przypuszczalnych miejsc ukrycia

Bursztynowej Komnaty.

Jeżeli chodzi o drugą budowaną wtedy kwaterę główną, to sprawa jest

background image

nieco bardziej skomplikowana. Do dziś bowiem nie udało się precyzyjnie

określić jakie podziemne obiekty miały wchodzić w jej skład. Najczęściej

wymieniany jest zamek Książ - to chyba najbardziej prawdopodobne. Nie

możemy natomiast stwierdzić czy obiekty rejonu Walim - Głuszyca miały

także należeć do kwatery, czy też planowano wykorzystać je dla potrzeb

przemysłu zbrojeniowego. Co prawda lista kodów klasyfikuje te obiekty

jako S3 Riese, to znaczy kwatery, ale może to być tylko sprytny wybieg,

który miał na celu ukrycie lokalizacji supertajnych zakładów

Wunderwaffe. Nie wiemy tego na pewno, dlatego też musimy brać pod

uwagę obie możliwości.

W kontekście tego zagadnienia Albert Speer stwierdza:

„Zgodnie z punktem 18 protokołu narady u Führera, 20

czerwca 1944 roku poinformowałem, że przy rozbudowie jego

głównej kwatery pracuje aktualnie 28 tys. robotników...

Według mojego pisma do adiutanta Hitlera do spraw

Wehrmachtu z dnia 22 września 1944 roku na budowę

schronów w Kętrzynie wydano 36 min RM, na schrony w

Pullach koło Monachium 13 min RM, a na zespół schronów

Olbrzym (Riese) koło Bad Charlottenbrunn 150 min RM. Do

wykonania tych budów potrzeba było, według mojego pisma,

257 tys. m betonu zbrojonego stalą, wykonano 213 tys. m

tuneli, 58 km dróg z sześcioma mostami i 100 km rurociągów.

Tylko sam projekt 'Olbrzym' pochłonął więcej betonu niż w

1944 roku przyznano ludności cywilnej na budowę schronów".

Cytuję ten tekst, podobnie jak wszyscy inni piszący o podziemiach Gór

Sowich, nie po to, aby zwiększyć objętość książki! Przytaczam go

dlatego, żeby uzmysłowić wszystkim skalę wysiłku jaki włożono w

„Olbrzyma". Gdy trwała wojna (był rok 1941), a Niemcy byli u szczytu

potęgi, do kierowania swoją machiną wojenną wystarczały im skromne"

background image

bunkry w lesie pod Kętrzynem. Gdy wojna miała się ku końcowi i nie

było już „Wielkich Niemiec", za najważniejsze uznano realizację

projektu, który swoimi kosztami przewyższał wszystkie inne

kilkakrotnie! Dlaczego? Czyżby miał on uratować III Rzeszę? Wszystko

na to wskazuje.

CZĘŚĆ II

BOMBOWCE NAD TRZECIĄ RZESZĄ

W 1943 roku stało się dla Niemców jasne, że ich przewaga w po-

wietrzu należy do przeszłości, a Luftwaffe nie jest już w stanie równo-

cześnie prowadzić równorzędnej walki na rozległym teatrze działań

wojennych oraz skutecznie bronić terytorium III Rzeszy przed nalotami

Aliantów. Zapewnienia Goringa, że żaden obcy samolot nie pojawi się

nad terenem Niemiec, można już było spokojnie włożyć między bajki.

Niemcy traciły panowanie w powietrzu i nic nie było w stanie tego

zmienić.

Po załamaniu się ofensywy powietrznej na Wielką Brytanię i rozpo-

częciu wojny ze Związkiem Radzieckim, wytworzyła się specyficzna

sytuacja swego rodzaju zawieszenia broni, którą najlepiej wykorzystali

Brytyjczycy. Po kilku miesiącach przygotowań rozpoczęli oni naloty na

niemieckie miasta i zakłady zbrojeniowe. W zasadzie pierwsze naloty

miały miejsce już w 1939 roku, jednak były to sporadyczne przypadki,

jako że Bomber Command posiadało w tamtym czasie bardzo ograni-

czoną liczbę samolotów dalekiego zasięgu. Jesienią 1940 roku RAF

rozpoczął bombardowanie portów we Francji, celem niedopuszczenia do

inwazji. Po rezygnacji Niemców z planowanej inwazji na Wielką

Brytanię (operacja Lew Morski - niem. Seelöwe), wiosną 1940 roku

bombowce brytyjskie skierowano na stocznie okrętów podwodnych i

background image

fabryki samolotów. Rozpoczęte naloty na silnie bronione zakłady okazały

się jednak nieskuteczne. Ponieważ niemiecka obrona przeciwlotnicza

zadawała Aliantom wielkie straty, zimą 1942 roku wydano rozkaz do

rozpoczęcia tzw. nalotów dywanowych na niemieckie miasta. Głównym

wykonawcą tego planu został gen. lot. Sir Arthur Harris, dowódca

Bomber Command. Jego samoloty swój pierwszy „występ" miały nad

Lubeką i Rostockiem. Jednak dopiero nalot na Kolonię - który miał

miejsce w nocy z 30 na 31 maja 1942 roku - ukazał w pełni grozę

nalotów dywanowych. Podobnie rzecz się miała w Hamburgu, gdzie

między 24 lipca a 3 sierpnia 1942 roku lotnictwo RAF-u dokonało 7

nalotów, które zrównały miasto z ziemią. Straty w Hamburgu

oszacowano na około 23 mld RM, tj. około 9 mld USD. Trzeba jednak

uczciwie przyznać, że to właśnie Hamburg ujawnił wszelkie braki w

systemie niemieckiej obrony przeciwlotniczej oraz brak dostatecznej

ilości schronów dla ludności cywilnej. Jak wiemy Niemcy nie posiadały

w początkowym okresie wojny dobrych, nocnych samolotów

myśliwskich, zdolnych do walki z setkami potężnie opancerzonych

alianckich bombowców. Alianci tymczasem coraz częściej i skuteczniej

obracali w puch niemieckie miasta i przemysł. Ginęły więc miasta,

dziesiątki tysięcy ludzi, płonął ich dobytek. Sytuacja uległa poprawie w

latach 1944-1945, jednak mimo że straty Aliantów rosły, nie zaprzestali

oni nalotów. Wręcz przeciwnie - zwiększyli ich częstotliwość. W nocy z

16 na 17 lutego 1945 roku angielskie lotnictwo dokonało największej

masowej zbrodni II wojny światowej, kiedy to pod gruzami Drezna

zginęło ponad 200 tys. ludzi. Zupełnie niepotrzebnie, bowiem ten typowo

terrorystyczny nalot nie miał żadnego znaczenia strategicznego.

Ofensywa bombowa przeciw niemieckim miastom trwała do połowy

kwietnia 1945 roku i spowodowała ogromne zniszczenia w ich zwartej

zabudowie. Miasto Dureń zostało zniszczone w 99,2 %, a Paderborn w

background image

95,6%. Sam Berlin przeżył 363 naloty, Hamburg 213 itd. Jednak

lotnictwo Aliantów działało nie tylko nad miastami. Alianccy dowódcy

uważali, że należy także walczyć z przemysłem. Niemcy potrafili jednak

dobrze chronić swoje zakłady zbrojeniowe. Dużo fabryk umieszczono w

betonowych schronach i doskonale zamaskowano. Zabezpieczenia te

spowodowały, że ówcześnie stosowane bomby musiały przejść

ewolucję dotyczącą ich wagomiaru. O ile w 1941 roku produkowano

bomby 2000-funtowe (910 kg.), to w 1945 roku używano już

„potworów" o wadze 22 000 funtów czyli ponad 10 ton. Automatycznie

wzrastała także grubość stropów w schronach. Pod koniec wojny osią-

gnęła ona wartość około 8 m (S3 Wolfschanze), zaś w schronach dla

ludności cywilnej około 4 m. W ten sposób ciężko było jednak za-

bezpieczyć ogromne powierzchnie zakładów zbrojeniowych i straty w

niemieckim przemyśle obronnym systematycznie rosły.

Pierwszym większym i udanym nalotem na fabryki zbrojeniowe było

zbombardowanie zakładów firmy Henschel w Rostocku, w kwietniu 1942

roku. Przenoszenie zakładów w inne części kraju niewiele dawało, gdyż

systematycznie wzrastał zasięg bombowców. Wizytujący w listopadzie

1943 roku zakłady Junkersa, naczelny dowódca Luftwaffe - Hermann

Göring — wydał rozkaz przeniesienia części taśm produkcyjnych do

koszar w Zittau oraz do budowanej w górach nad Łabą podziemnej

fabryki. Ponadto pełnomocnicy Ministra Lotnictwa Rzeszy rozpoczęli

dokładne penetrowanie całych Niemiec w poszukiwaniu kopalń, jaskiń i

tuneli nadających się do uruchomienia w nich produkcji zbrojeniowej.

Prace adaptacyjne w tych obiektach należały do Centralnego Urzędu

Planowania (Zentrale Planung), działającego od października 1943 roku.

W pobliżu Monachium i koło Gendorf, w lasach wschodniej Bawarii,

powstały dwa wielkie zakłady Messerschmitta. Przykładowo w Gendorf

(kryptonim Okapi) główna hala miała 1 km długości, 100 m szerokości i

background image

35 m wysokości. Strop o grubości 6 m pokryty był ziemią i drzewami, a

w środku na 8 piętrach powstawały setki myśliwców. Montownia Me 262

powstała także w kopalni piasku porcelanowego w Kahla w Turyngii.

Zakłady wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt nosiły nazwę

REIMAHG im Kahla. Był to skrót od nazwy: REIchs Marschall Hermann

Göring, a ich kryptonim brzmiał Lachs. Podziemne wyrobiska zakładów

miały ponad 32 km długości i powierzchnię 90 000 m2, w których

produkowano 1 250 samolotów miesięcznie. Ponadto istniały też

montownie w: Leonberg w Bawarii (kryptonim Reihe Reiher), Lechfeld i

Schwarzt w Tyrolu (wyrobiska kopalni miedzi), Oberammengau

(kryptonim Cerusit), Jenbach (kryptonim Almandin), Igling, Engeln,

Kaufening (kryptonim Fritz) oraz Augsburgu (kryptonim Arno).

Kolejną wielką montownię koncernu Messerschmitta ulokowano w Sankt

Georgen koło Gusen. Podlegała ona WVHA der SS i nosiła kryptonim

B5 Bergkristall. Montowano w niej odrzutowe Me 262.

Innym doskonałym przykładem niemieckiego budownictwa spe-

cjalnego są, wspomniane już wcześniej, zakłady Junkersa w górach nad

Łabą niedaleko Dessau (dah). Zbudowano je w górskiej dolinie wewnątrz

stosunkowo niewielkiego wzniesienia. Od północy do środka zakładów

prowadziło 6 tuneli, z których dwa były przelotowe i miały po 1 800 m

długości. Dodatkowo do obiektu prowadziły też trzy tunele od wschodu.

Przekrój tuneli był prostokątny o wymiarach: 12,5 x 7 m. Obiekt składał

się z sieci równoległych komór połączonych chodnikami. Ogólna

kubatura wynosiła ponad 5 mln m3, powierzchnia około 700 000 m2.

Nadkład skalny o grubości 60 m zapewniał bezpieczeństwo przed

bombardowaniem. Obiekt miał pełną klimatyzację, a jego załoga składała

się z około 10 tys. ludzi. Inny kompleks (pod kryptonimem Reh),

przeznaczony dla kilku różnych zakładów, powstał w starej kopalni

potasu w Neu Stassfurt koło Magdeburga. Ulokowano w nim m.in.

background image

fabrykę samolotów Heinkel, fabrykę łożysk tocznych Fischer, fabrykę

silników BMW oraz zakłady Siemensa.

Wszystkie te prace spowodowały, że Aliantom nie udało się zatrzymać

produkcji samolotów, a wręcz przeciwnie, o ile w 1943 roku

wyprodukowano w Niemczech blisko 25 tys. sztuk samolotów, to w 1944

roku, w czasie największego nasilenia nalotów, powstało ich już 40,5 tys.

W przypadku przemysłu paliw płynnych Niemcy posunęli się jeszcze

dalej. Oto plan „programu Geilenberga":

2 8 zakładów destylatorni (zlokalizowanych w kamieniołomach i w

stokach gór w Niemczech środkowych i Austrii) miało produkować

półfabrykat wyjściowy do dalszej obróbki w ilości 648 tys. ton rocznie.

Zakłady te miały kryptonim Offen I-VIII.

6 4 rafinerie zlokalizowane w sztolniach i jaskiniach, które miały

przerabiać ropę przygotowaną wcześniej w destylatorniach. Rafinerie te

nosiły kryptonim Dachs i mieściły się w: Jakobsberg w Westfalii (Dachs

1), Ebensee w Austrii (Dachs 2), Havlickuv Brod w Czechach (Dachs 3),

Osterode w Górach Harzu (Dachs 4). Fabryki te miały rozpocząć pracę w

styczniu 1945 roku i produkować 564 tys. ton paliwa rocznie.

7 Taube - zakład krakingowy o produkcji 276 tys. ton zlokalizowano

w sztolni w Ebensee w Austrii.

8 Kuckkuck - zakład produkcji benzyny syntetycznej o wydajności

240 tyś. ton zbudowano w Górach Harzu wewnątrz góry Kohnstein.

9 Meise - zakład katalizy o produkcji 158 tys. ton w Górach Harzu.

10 Zakład produkcji benzyny syntetycznej o kryptonimie Schwalbe i

wydajności 1 min ton. Został zlokalizowany w starym kamieniołomie

koło Neuenrade.

Pomimo przygotowania tak precyzyjnego planu ukrycia fabryk paliw

płynnych pod ziemią, Niemcom nie udało się zrealizować go do końca.

Zdołano uruchomić bowiem jedynie 12 z planowanych 16 fabryk. Warto

background image

jeszcze dodać, że plan ten był ostatnią deską ratunku dla przemysłu

niemieckiego. Alianci tymczasem mieli przygotowany plan całkowitego

zniszczenia przemysłu paliw płynnych w Rzeszy (poprzez

bombardowania), do realizacji którego potrzebowali 25 pogodnych dni.

Do lokalizacji przemysłu zbrojeniowego, poza oczywiście nowo

budowanymi podziemiami, wykorzystano istniejące stare kopalnie,

jaskinie, piwnice zamkowe, piwnice browarów, tunele metra i kolei a

także wszelkie inne „podziemne pustki". Samych tylko tuneli kolejowych

wykorzystano około 50. Ulokowano w nich m.in. następujące fabryki:

1 Auerhahn - tunel w Tuttlingen,

2 Birkhahn - tunel w Wiesenstein,

3 Dompfaff - tunel w Bleicht,

4 Eisvogel - tunel w Oberndorf i wiele innych.

Zakłady o kryptonimie Igel znalazły schronienie w piwnicach browaru

Hansa w Niedermending, a zakłady Nanny w podziemiach browaru w

Plauen. Sztolnie w kamieniołomach w Lammle dały tymczasem

schronienie zakładom o kryptonimie Obsidian I i Obsidian II, zaś stare

sztolnie w Rottleberode zakładom o kryptonimie Melaphyr. W podzie-

miach twierdzy Erfurt ulokowano zakłady o kryptonimie Tanne,

natomiast w zdobytej belgijskiej twierdzy Eben Emael swoją pracę

rozpoczęły zakłady o kryptonimie Maiglocken. W Litomierzycach w

Czechach zlokalizowano potężny kompleks zbrojeniowy, mający

produkować silniki odrzutowe do samolotów i osprzęt elektroniczny do

różnego rodzaju rakiet. Na cały kompleks składały się 3 fabryki o

kryptonimie Richard I, II, III oraz podległy SS obiekt B5. Oczywiście są

to tylko wybrane przykłady z liczącej ponad 800 pozycji listy fabryk

zbrojeniowych.

Najgorzej było jednak z tzw. Broniami Odwetowymi, czyli

Vergeltungswaffe. Ich montownie byty bowiem szczególnie pilnie

background image

tropione przez Aliantów i niszczone z całą bezwzględnością. W nocy z 17

na 18 sierpnia 1943 roku ponad 600 bombowców RAF-u, pod

dowództwem płk J. H. Searby'ego, dokonało nalotu na ośrodek badań

rakietowych w Peenemunde na wyspie Uznam. W wyniku poczynionych

zniszczeń znacznie opóźniło się bojowe użycie, będących w końcowej

fazie prób dwóch typów broni odwetowych: latającej bomby V-l oraz

rakiety V-2. Aby dokończenie prób i produkcja tej broni była możliwa,

podjęto decyzję o rozbiciu głównego ośrodka na kilka części. W

miejscowości Blizna, na istniejącym tam poligonie SS, powstał poligon o

kryptonimie Heidelager. Wkrótce zaczęto przeprowadzać na nim próbne

odpalenia rakiet V-2, dowożonych z głównej montowni w Górach Harzu.

Tam bowiem, w wapiennym masywie góry Kohnstein koło Nordhausen,

wybudowano fabrykę spółki Mittelberg GmbH o kryptonimie Dora.

Główną część fabryki stanowiły dwa biegnące równolegle tunele,

oddalone od siebie o 200 m i połączone poprzecznymi komorami w

liczbie 46. Ich długość wynosiła po 1 800 m, a komory miały wymiary:

12,5 x 8,5 m. Wiele komór podzielono dodatkowo na dwie kondygnacje,

na górnej urządzając biura i magazyny. W północnej części wyrobisk,

noszących nazwę Nordwerke i obejmujących komory 1-27,

zlokalizowano linię montażu latających bomb V-l, natomiast w części

południowej produkowano rakiety V-2. W części tej (w tunelu A)

przebiegała linia transportu materiałów, podzespołów i gotowych rakiet, a

w tunelu B znajdowała się linia montażu rakiet, po której przesuwał się

podstawowy człon rakiety. Łączna sieć tuneli miała długość około 15 km,

powierzchnię 125 tys. m2, a kubaturę 875 tys. m Wewnątrz rozlokowano

ponad 20 tys. najnowocześniejszych obrabiarek i agregatów

wymagających szczególnych warunków mikroklima-tycznych. Aby

sprostać tym wymogom, powstało 12 szybów wentylacyjnych, które

zapewniały cogodzinną wymianę powietrza w obiekcie. Nowoczesne

background image

urządzenia klimatyzacyjne utrzymywały stałą temperaturę 17°C i

wilgotność około 70%. Doskonałe urządzenia i wyposażenie sprawiały,

że był to najnowocześniejszy zakład zbrojeniowy świata.

Aby w pełni uzmysłowić o jakich wielkościach owych podziemnych

obiektów jest mowa dodam, że znajdujące się w budowie dwa przykła-

dowe kompleksy miały mieć następujące parametry:

•B11 Eber-251 tys.m2,

• B12 Kaolin - 600 tys. m2.

B12 Kaolin byłby ponad 4-krotnie większy od słynnej Dory i blisko

20-krotnie większy od znanych obecnie podziemi w Górach Sowich. Miał

to być także największy ze wszystkich podziemnych obiektów

zbrojeniowych podległych WVHA der SS. Gwoli ścisłości, jeden z

dwóch największych, bowiem wszystko wskazuje na to, że drugim z

owych gigantów miał być... S3 Riese!

Z zakładami Dora powiązany był inny podziemny zakład firmy Borsig

w Düseldorfie, który produkował zbiorniki napędowe i nosił kryptonim

Berta. Głowice bojowe produkowano w fabryce Laura we Frankfurcie,

płynny tlen powstawał w fabryce o kryptonimie Helene w Puchheim, zaś

zapalniki wytwarzano w Rothenstein koło Jeny (kryptonim Albit).

Wymienione tutaj zakłady nigdy nie zostały przez Aliantów zniszczone i

pracowały nieprzerwanie aż do końca wojny. W efekcie dawały one

Führerowi tysiące rakiet, którymi dokonywano ataków „odwetowych" za

zniszczone niemieckie fabryki i miasta.

Omówione dotychczas niemieckie podziemne fabryki nowych broni

nie zamykają ich pełnej listy. Kolejna wielka montownia rakiet V-2 była

budowana we wnętrzu wzgórza koło Eperlecques, 30 km na południe od

Dunkierki. Magazyn do przechowywania rakiet powstawał zaś w

Wizernes, w żelbetowym bunkrze o średnicy 90 m, natomiast w Watten,

Wizernes, Predefin, Siracourt, Rinxent i Lottinghen budowano wyrzutnie.

background image

Ponadto powstawała też baza radarowa dla przyszłych wyrzutni, która

miała się znajdować w Predefin. Natomiast niedaleko Eperlecąues, we

wnętrzu niewielkiego wzniesienia obok Mimoyecques, powstawał jeden z

najtajniejszych obiektów III Rzeszy. Budowano tam mianowicie

gigantyczną działobitnię nowej superbroni V-3. Obiekt nosił kryptonim

Wiese.

Warto tutaj dodać, że cały mechanizm powstawania nowych fabryk

zbrojeniowych dla Broni Odwetowych (Vergeltungswaffe) oraz tzw.

Cudownych Broni (Wunderwaffe) podlegał WVHA der SS, czyli Głów-

nemu Urzędowi Gospodarczo-Administracyjnemu SS i jako Anlage „W"

dzielił się na:

1 Przedsięwzięcia A - budowa podziemnych obiektów różnego

przeznaczenia o kryptonimach Al, A2, A3 itd.,

2 Przedsięwzięcia B - budowa podziemnych obiektów specjalnego

przeznaczenia o kryptonimach B1, B2, B3 itd.,

3 Przedsięwzięcia S - tzw. budowy specjalne, tzn. kwatery główne i

fabryki broni specjalnych o kryptonimach S1, S2, S3 itd.

Poniżej przytaczam kilka przykładów z listy kodowej: 1.

Przedsięwzięcia A:

1 A5 Heinrich - Rottleberode,

2 A6 Wilhelm - Wansleben,

3 A8 Goldfisch - Obrigheim.

2. Przedsięwzięcia B:

1 B1 Zement - Ebensee,

2 B2 Malachit - Langenstein,

3 B8 Bergkristall — St. Georgen,

4 B11 Eber — Niedersachsenwerfen,

5 B12 Kaolin - Wolffleben.

background image

3. Przedsięwzięcia S:

1 S3 Riese - Bad Charlottenbrunn,

2 S3 Olga - Jonastal,

3 S3 Serail — Obersalzberg,

4 S3 Siegfried - Pullach,

5 S3 Rüdiger - Waldenburg/am Schl.

Jak widać kodem S3 oznaczano tylko kwatery główne oraz bardzo

ważne obiekty powiązane z kwaterami. Jak już wspomniałem, na liście

kodowej podziemnych fabryk zbrojeniowych III Rzeszy znajduje się

ponad 800 pozycji, z czego co najmniej 240 to obiekty w pełni ukoń-

czone i prowadzące produkcję. Ogółem wybudowano 13 mln m2

powierzchni fabryk z planowanych 94 mln. To właśnie dzięki tym

poczynaniom niemiecka produkcja zbrojeniowa szybko rosła, mimo

wzrastających bombardowań.

W procesie przenoszenia przemysłu zbrojeniowego pod ziemię ważną

rolę wyznaczono także terenom Dolnego Śląska. Ponieważ obszary te

znajdowały się poza zasięgiem alianckich bombowców, od samego

początku wzbudzały zainteresowanie kierownictwa Sztabu Myśliwskie-

go. Mało tego, po pewnym czasie ziemie te zaczęto nawet określać

mianem „schronu Rzeszy", co chyba najlepiej świadczy o roli jaką im

wyznaczono w ratowaniu gospodarki wojennej III Rzeszy. Kiedy

rozpoczęła się ofensywa bombowa na niemieckie miasta, na Dolny Śląsk

zaczęto kierować masy ludzi z terenów objętych nalotami. Już w

październiku 1943 roku na terenach Śląska przebywało 112 tys.

przesiedleńców - tzw. Luftkriegsbetroffene. Na tereny te rozpoczęto też

przenoszenie ważniejszych zakładów zbrojeniowych wraz z całym

personelem (październik 1943 roku ponad 12 tys. pracowników).

Szczególną rolę przywiązywano do jak najszybszego uruchomienia

produkcji w przeniesionych z Essen do Głuszycy zakładach koncernu

background image

Kruppa (bwn). Miano w nich produkować podzespoły do Me 262.

Lista kodowa podaje następujące obiekty zlokalizowane na terenie

Dolnego Śląska:

1 Afra- Jawor,

2 Balthasar - Strzegom,

3 Beate — Namysłów,

4 Birnbaum - Twierdza Kłodzko,

5 Eisenglanz — Leśna,

6 Else - Zgorzelec,

7 Lehm —Bolków,

8 Seehund - Sobótka,

9 Sylvinit - Kowary,

10 Trude —Nysa,

11 Willemit - Grochów, koło Kłodzka.

Oczywiście nie są to wszystkie tego typu obiekty na naszym terenie,

bowiem wiele z powstających nie posiadało jeszcze kodów. Piechowice,

Mieroszów, Antonówka czy Stolec to tylko nieliczne tego typu

przykłady. Podobnie ma się sprawa z fabryką amunicji firmy Dynamit

AG w Ludwikowicach Kłodzkich.

Ponadto na terenie Dolnego Śląska zlokalizowano jeszcze co najmniej

kilkanaście podziemnych fabryk zbrojeniowych. Co do ich lokalizacji

mamy tylko mgliste pojęcie. O tym, że istniały wiemy na pewno - widać

to na liście kodów, gdzie obok kodu fabryki pozostaje puste miejsce na

jej lokalizację. Jednak miejsca te są tak doskonale ukryte, że do dziś nie

udało się trafić na ich ślad.

Ponieważ na dolnośląskich terenach panował praktycznie aż do końca

wojny niczym nie zmącony spokój (tereny te zostały zajęte przez Armię

Czerwoną dopiero 8-10 maja 1945 roku), władze niemieckie prze-

kształciły ten rejon w jeden wielki „schron" dla przemysłu i ludności

background image

cywilnej. Urządziły tu również dziesiątki skrytek dla wszelkiego rodzaju

dóbr materialnych, zdobytych zarówno na podbitych narodach jak i

przewiezionych z terenów Rzeszy.

Podsumowując ten rozdział należy jasno stwierdzić, że mimo zmaso-

wanych nalotów dywanowych na terytorium III Rzeszy, Aliantom nie

udało się złamać potęgi niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, który

właśnie w okresie największego nasilenia nalotów osiągnął najwyższy

poziom produkcji, dając armii broń do dalszego prowadzenia walki.

Trzeba także przyznać, że nie byłoby to możliwe bez ogromnych ofiar i

wyrzeczeń, wyjątkowo zdyscyplinowanego społeczeństwa niemieckiego

oraz bez sprowadzenia najważniejszych gałęzi przemysłu pod ziemię,

dzięki czemu nie przerwał on produkcji ani na jeden dzień, co w

warunkach, w jakich to realizowano, jest naprawdę zadziwiające.

CZĘŚĆ III

POCZĄTKI BUDOWY

Prace, związane z budową w Górach Sowich, prowadzone były na

powierzchni około 200 km2 w masywach kilku gór. Do najważniejszych

należały: Wielka Sowa (Hohe Eule), Włodarz (Wolfsberg), Jedlińska

Kopa (Saalberg), Moszna (Mulenberg), Soboń (Ramenberg), Osówka

(Sauferhöhen), Ostra (Spitzenberg), wzniesienia Działu Jawornickiego

(Mittelberg), Gontowa (Schindelberg) oraz pas wzniesień, który ciągnie

się od Gontowej aż po Włodykę, Książówkę i Tyńcową. Ponadto prace

prowadzone były również na skalistym wzniesieniu o nazwie Wilk

(Wolfsberg), na którym zbudowany jest zamek Książ. W zakres

prowadzonych prac budowlanych wchodziło drążenie podziemnych

wyrobisk we wnętrzu gór oraz stawianie na ich powierzchni różnych

żelbetowych budowli.

Na podstawie ostatnich badań stwierdzono istnienie 7 kompleksów (na

pewno) i co najmniej dwóch innych (prawdopodobnie). Głównymi

background image

kompleksami w Górach Sowich są:

1 Włodarz,

2 Osówka,

3 Jugowice Górne,

4 Soboń,

5 Rzeczka,

6 Sokolec,

7 oraz podziemne tunele pod zamkiem Książ.

Ślady w terenie wskazują na istnienie jeszcze dwóch innych komple-

ksów: na górze Moszna oraz na górze Wielka Sowa. Istnieją przypu-

szczenia, że kompleks na górze Wielka Sowa to gotowy i całkowicie

ukończony system. Ponadto, na terenie objętym budową znajdują się

jeszcze inne podziemne kompleksy. Przypuszczalnie nie są one jednak

związane z przedsięwzięciem budowlanym Olbrzym. Mowa o pod-

ziemnych tunelach w Głuszycy.

Nazwy kompleksów zostały utworzone od nazw miejscowości, gór lub

budowli które znajdowały się w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Chodzi

tutaj o takie miejscowości jak: Walim (Wüstewaltersdorf), Rzeczka

(Dorfbach), Głuszyca (Wüstegiersdorf), Jugowice (Hausdorf), Olszyniec

(Erlenbusch), Jedlinka (Tannhausen), Zimna Woda (Kaltwasser), Kolce

(Dörnhau), Sokolec (Falkenberg), Sowina (Eule), Ludwikowice Kłodzkie

(Ludwigsdorf) oraz Książ (Fürstenstein). Rozmieszczenie wszystkich

kompleksów w Górach Sowich, lokalizację obozów oraz zasięg

poszczególnych kompleksów pokazuje mapka na rycinie nr 12.

Zatrudnianie obcej siły roboczej rozpoczęło się na terenie Dolnego

Śląska w zasadzie juz około 1940. Wtedy to, w związku z masowym

wcielaniem obywateli niemieckich do Wermachtu, zaczęto kierować na

tereny Dolnego Śląska pierwsze transporty polskich jeńców wojennych.

Wraz z upływem czasu liczba robotników zaczęła wzrastać. Dla

background image

przykładu, 25 września 1941 roku przebywało tam 96 836 robotników,

zaś 15 sierpnia 1944 roku było ich już 256 996. Ogromną część wśród

pracujących stanowili jeńcy wojenni, którzy na mocy Konwencji

Genewskiej mogli być zatrudniani tylko do prac nie związanych z

przemysłem zbrojeniowym. Kiedy zatem zapadła decyzja o rozpoczęciu

prac budowlanych w Górach Sowich, do ich realizacji siły roboczej nie

brakowało. W początkowym okresie budowy ( wiosna 1943 roku)

kierownictwo przedsięwzięcia podporządkowane zostało specjalnie

utworzonej w tym celu spółce akcyjnej o nazwie Śląska Wspólnota

Przemysłowa (Schlesische Industriegemeinschaft AG). To właśnie ona

zaczęła wykorzystywać rzesze skierowanych w ten rejon robotników.

Kierownictwo spółki miało swoją siedzibę w Jedlinie Zdroju. Struktura

organizacyjna spółki przedstawiała się następująco: na jej czele stał

Hatwig, któremu podlegała placówka o nazwie Frontführung. Była ona

zarazem właściwym kierownictwem budowy i poprzez komendantów

zarządzała obozami robotników. Z Pomocą wydziału sanitarnego (pod

kierownictwem Oberwachtführera Lachmanna) miała także zapewnić

robotnikom opiekę lekarską. Siedziba Frontführung mieściła się w

Walimiu, a szefem owej placówki był Kramer. Własnego lekarza do

nadzorowania obozów kierownictwo uzyskało dopiero 9 lutego 1944

roku w osobie doktora Kirsteina. Dla potrzeb spółki oddano znaczną

część przybywających na Śląsk robotników, a w listopadzie 1943 roku

rozpoczęły się regularne dostawy siły roboczej do obozów w Górach

Sowich. Na początku zorganizowano 4 obozy zbiorcze (Gemein-

schaftlager), w większości zlokalizowane w budynkach zakładów

włókienniczych, które przejęła Śląska Wspólnota Przemysłowa. Były to

następujące obozy:

1 Lager I im Wüstewaltersdorf (Walim),

2 Lager II im Dörnhau (Kolce),

background image

3 Lager III im Wüstegiersdorf (Głuszyca),

4 Lager IV im Ober Wüstegiersdorf (Głuszyca Górna).

W początkowym okresie w obozach tych miało przebywać około 5 200

robotników.

Obóz nr 1 założono w piętrowym budynku przędzalni Websky GmbH.

Przebywali w nim jeńcy wojenni z włoskiej armii marszałka Badoglio

oraz Polacy, Ukraińcy i tzw. Ostarbeiterzy, czyli robotnicy z

okupowanych terenów ZSRR. Obóz posiadał dwie filie. Pierwsza

mieściła się w starej kuchni przędzalni Websky. Przebywało tam 40

Polek oraz grupa Rosjan. Druga filia miała swoją siedzibę w restauracji

Gasthaus zum Bergfrieden.

Obóz nr 2 w Kolcach mieścił się w budynku tkalni lnu, gdzie

przebywali głównie Polacy oraz niewielka grupa Rosjan. Polacy z tego

obozu pracowali przy pracach pomiarowych, a Rosjanie przy budowie

dróg.

Obóz nr 3 w Głuszycy zlokalizowano w zabudowaniach fabryki

włókienniczej (obecnie Argopol), gdzie przebywali obywatele ZSRR.

Natomiast obóz nr 4 w Głuszycy Górnej ulokowano w budynkach

fabryki włókienniczej, koło wiaduktu kolejowego linii kolejowej

Wałbrzych-Kłodzko. Powstał on dopiero w marcu 1944 roku.

Według stanu na koniec marca 1944 roku w obozach spółki

przebywało ogółem 3 402 więźniów. W związku z pilnością przed-

sięwzięcia budowlanego ich liczba wzrastała szybko i docelowo miała

osiągnąć poziom aż 15 tys. ludzi. Nigdy jednak do tego nie doszło,

bowiem z racji zbyt wolnego tempa robót Naczelne Dowództwo wydało

rozkaz o przejęciu zadań budowlanych przez Organizację Todta (OT).

Budowa otrzymała kryptonim Olbrzym. Należy dodać, że wszystko to

działo się pod ścisłą kontrolą Sztabu Myśliwskiego, który koordynował

prace w Górach Sowich. Szefem tego departamentu został inż. Xavier

background image

Dorsch z Ministerstwa Rzeszy ds. Zbrojeń i Produkcji Zbrojeniowej.

Kierownictwo techniczne budowy powierzono majorowi Wehrmachtu -

Anthonowi Dalmusowi natomiast sprawy finansowe przejął SS

Hauptsturmführer Karl Maria Hettlage. Tymczasem Naczelnym

Dyrektorem całości był minister przemysłu i zbrojeń III Rzeszy – Albert

Speer. Warto w tym miejscu dodać, że ludzie ci nigdy nie stanęli przed

sądem, aby odpowiedzieć za swoje zbrodnie. Po wojnie Xavier Dorsch

był współwłaścicielem dużego biura konstrukcyjnego, Karl-Otto Saur

(zastępca A Speera) prowadził w Monachium biuro dokumentacji

technicznej i uczestniczył w produkcji rakiet, zaś Karl Maria Hettlage był

sekretarzem w bońskim ministerstwie finansów. Jedynie Albert Speer

został skazany na 20 lat więzienia jako główny zbrodniarz

wojenny.

W związku z planowanym wykorzystaniem do prac budowlanych

więźniów KL Gross Rosen, wyznaczono osobę odpowiedzialną za

dostarczanie ich w rejon budowy. Był nią SS Hauptsturmführer dr Fritz

Schmelter. Siedziba generalnego zarządu budowy - której kryptonim w

pełnej nazwie brzmiał Oberbauleitung RIESE Sonderbauforhaben im

Niederschlesien - mieściła się w Jedlince, gdzie urzędował także

kierownik budowy - inż. Oberhahm. Wkrótce po przejęciu budowy przez

OT, na terenie Gór Sowich rozpętało się prawdziwe piekło.

Interesującym zagadnieniem, związanym z budową w Górach Sowich,

jest technika wykonywania prac tak na powierzchni jak i pod ziemią. Jest

to o tyle ciekawe, że zastosowano tutaj wiele nowych, nie

wykorzystywanych wcześniej rozwiązań technicznych. Część z nich była

w latach wojny absolutną nowością i trzeba było wielu lat rozwoju myśli

technicznej, aby zaczęto je stosować powszechnie.

Zanim na terenie Gór Sowich rozpoczęto prace budowlane i górnicze

trzeba było najpierw przygotować infrastrukturę pod przyszłą budowę. A

background image

wyglądało to mniej więcej tak.

Pierwsze transporty więźniów (zima 1943 roku) skierowane zostały do

budowy obozów dla dalszych tysięcy niewolników, którzy mieli

niebawem przybyć w Góry Sowie. Z cegły i pustaków stawiano muro-

wane, piętrowe baraki dla obsługi technicznej z OT, straży z SS oraz z

przeznaczeniem na najważniejsze obozowe budynki: kuchnię, magazyn i

revier. Były to zazwyczaj budowle o wymiarach 46 x 16,5 m. Poza nimi,

na betonowych fundamentach, stawiano drewniane baraki dla więźniów.

Abram Kajzer - były więzień - zapamiętał je następująco:

„Było to dość długie pomieszczenie, jak zresztą wszystkie inne.

Środkiem bloku biegł długi korytarz. W obydwu końcach

korytarza było wejście. Po prawej i lewej stronie znajdowały

się zupełnie puste, numerowane pokoje, bez prycz, bez

stołków, tylko ściany z dwoma oknami".

Warto zauważyć, że opisane baraki do złudzenia przypominają żelbe-

towe budynki budowane przy drodze na Soboniu. W wielu obozach

budowano także bardziej prymitywne obiekty - tzw. fińskie celty Były to

okrągłe baraki na betonowych platformach, zbijane z desek i dykty Poza

tym często zdarzało się, że więźniów lokowano w zwykłych namiotach

lub wręcz w jamach wygrzebanych w ziemi.

Kiedy powstały już obozy zapełniane powoli niewolnikami, przyszedł

czas na przygotowanie placu budowy. Więźniów zatrudniono przy

wyrębie lasów i regulacji potoków. Druga, ze wspomnianych prac,

polegała na obudowywaniu fragmentów koryta kamienno-betonowym

murem oraz budowie przepustów, małych tam i punktów czerpania wody.

W tym samym czasie inne grupy robocze plantowały i równały zbocza

gór, aby po utworzeniu nasypu ułożyć na nim tory kolejki wąskotorowej.

Liczne rozjazdy kolejki umożliwiały dotarcie nią do wszystkich rejonów

budowy oraz do dwóch stacji przeładunkowych: w Głuszycy Górnej i

background image

Olszyńcu. Równolegle z siecią torowisk zaczęła powstawać tzw. główna

droga ruchu. Biegła ona z budowanego właśnie dworca dla pociągów

specjalnych (w Kolcach) przez Osówkę, Mosznę, Włodarz do Jugowic

oraz poprzez odgałęzienie także na Soboń i dalej do Głuszycy. Komanda

robocze po wyrównaniu terenu, utwardzały go podsypką i piaskiem.

Następnie układano kamienny bruk; kamienia było sporo, bowiem

właśnie zaczęto drążyć podziemia. Zaczęły też powstawać żelbetowe

magazyny i platformy - tam swoją pracę rozpoczęły potężne betoniarki o

pojemności 3-4 tys. litrów. Cementu był ogrom - jego składy

zlokalizowano na platformach obok betoniarek. Leżał w równych,

wielkich jak dom stertach, worek przy worku. Zaraz obok, w ogromnych

żelbetowych zbiornikach (o przekroju trapezu), zgromadzono duże ilości

piasku i kruszywa. Piasek dostarczano koleją, natomiast kruszywo

powstawało na miejscu. Na hałdach stały wielkie kruszarki-młyny do

kamienia, które przerabiały kamień wydobyty z podziemi na drobny

tłuczeń.

Powoli cały las zaczął zmieniać swój wygląd. Był silnie rozkopany;

powstały setki mniejszych lub większych wykopów, w których

„wyrastały" różnorakie budowle. Obok, w uprzednio przygotowanych

rowach, inne grupy robocze kładły kable telefoniczne, energetyczne oraz

kanalizację i wodociągi (sprawne do dziś). W kompleksie Osowka

rozpoczęto budowę specjalnej platformy wyciągowej, która poruszała się

po szynach na stoku góry. Jej zadaniem był transport kruszywa z

położonych u podnóża góry usypisk na poziom platform z betoniarkami

Platforma wyciągowa była ustawiona pod odpowiednim kątem do zbocza

i przewoziła na górny poziom całe wagoniki z materiałem budowlanym.

Podobne dwie platformy zaczęłyteż powstawać w kompleksie Sokolec.

Powoli w lesie „wyrastały" nowe magazyny, bunkry, wartownie i bu

dynki obsługi. Rosły składy cementu, piasku i kruszywa oraz hałdy

background image

urobku z podziemi, w których dniem i nocą trwały gorączkowe prace.

Wydłużały się też podziemne labirynty...

Zanim jednak powstawał tunel, w zboczu góry wykonywano duże

wybranie z platformą (np. sztolnia nr 4 w Rzeczce). Dopiero z tej

platformy, przy pomocy pneumatycznych świdrów i donaritu - materiału

wybuchowego produkowanego w pobliskiej fabryce amunicji firmy

Dynamit AG w Ludwikowicach Kłodzkich - drążyło się tunel. Z reguły

nawiercano 16-20 otworów o głębokości 1,5-2 m, przy czym poboczne

otwory rozchodziły się promieniście w celu zwiększenia zasięgu

wybuchu. W otwory wciskano ładunki donaritu i gdy wszystko było

gotowe, następowało krótkie ostrzeżenie a później wybuch. Jeszcze nie

opadł pył po eksplozji, gdy na przodku już byli ludzie. To komando

odpowiedzialne za załadunek urobku na wagoniki. Najpierw długimi,

metalowymi tykami strącali wiszące u stropu, poruszone wybuchem

skały. Kiedy skończyli (a koniec często był tragiczny, bowiem powstawał

zawał grzebiący dziesiątki osób), na ich miejsce wkraczali ładowacze. Do

stojących z tyłu wagoników przerzucali oni urobek. Dla lepszego

załadunku kamienia, przed wybuchem stawiano na przodku stalową

płytę, na którą zwalały się okruchy skał. Z płyty ładowało się dużo lepiej,

a przede wszystkim szybciej. Po oczyszczeniu tunelu z urobku, na

przodek znowu wchodzili wiertacze. Długimi na 2 metry świdrami

nawiercali ścianę, zakładali donarit i... koniec. Czas na drugą zmianę,

która wchodziła na przodek gotowy do odstrzelenia. Kilkanaście metrów

dalej inne komanda kładły tory kolejki, wzmacniały tunel drewnianą

obudową oraz na wbitych w stropy i ściany kołkach montowały instalację

elektryczną do oświetlenia oraz do odpalania nowych ładunków. W tym

samym czasie inna ekipa przedłużała o kilka metrów, zgodnie z postępem

prac na przodku, zawieszony u stropu rurociąg o średnicy około 500 mm.

Było nim tłoczone do podziemi powietrze, w celu wentylacji.

background image

Jeżeli powstawała konieczność poszerzenia tunelu do rozmiarów hali,

to pod lub nad wybitym już tunelem drążono jeszcze jeden tunel, tak

samo po prawej i po lewej stronie, a następnie wybierano skałę między

nimi. W ten sposób uzyskiwano komorę o wymaganej wielkości. W

gotowych już odcinkach korytarzy i komór kolejne ekipy rozpoczynały

betonowanie. Montowano szalunki, zakładano zbrojenie i tłoczono beton

przygotowywany przez betoniarki na powierzchni. Beton podawany był

do podziemi specjalnym rurociągiem. Ciśnienie w rurach uzyskiwano

poprzez podłączenie go do wielkich kompresorów, które stały obok wejść

do podziemi. Rurociąg biegł do podziemi przez główny tunel lub szyb. W

większych halach stosowano podwójny strop, którego zadaniem było

wygłuszenie i amortyzacja. Z kolei w betonowych podłogach hal

tworzono głębokie kanały, w których miały następnie biec wszelkie

instalacje niezbędne do funkcjonowania obiektu. W kilku

kompleksach wykuto głębokie szyby. Służyły do celów wentylacyjnych

oraz transportowych. Natomiast w każdym wylotowym tunelu, po jego

dwóch stronach (około 50 m od wlotu) powstały duże, żelbetowe

wartownie. Miały one bronić obiekt przed wtargnięciem do niego osób

niepowołanych oraz zabezpieczać przed wydostaniem się na zewnątrz

więźniów, którzy w nim pracowali.

Stanisław Suliga tak oto wspomina tamte wydarzenia:

„W okolice Głuszycy przywieziono mnie i innych na po-

czątku grudnia 1942 roku. Byliśmy pierwszym transportem,

który tam umieszczono. Na obozowym zdjęciu, które pozostało

mi jako jedyna pamiątka po tamtych ciężkich czasach, mam

numer 48, co może świadczyć, że przed nami nie było tam

żadnych więźniów. Umieszczono nas w fabryce dywanów (sam

budynek istnieje do dziś, ale nazwy zakładu w tej chwili nie

pamiętam). Z Wałbrzycha przywieziono nas traktorami na

background image

odkrytych przyczepach. W transporcie było około 200 osób. W

samej fabryce dywanów, w której nas skoszarowano,

znajdowało się około 3 tys. robotników. Byli to głównie Polacy

i Rosjanie. Nie pamiętam w tej chwili czy mieszkali z nami

robotnicy innych narodowości. Wydaje mi się, że nie. Z czasem

dostarczono do naszego obozu nowych więźniów, tak że w

marcu 1943 roku było nas tam około 6 tys. osób. Liczby tej nie

należy jednak oceniać jako dokładnej, ponieważ szacuję „na

oko".

Mieszkaliśmy tam w bardzo trudnych warunkach; budynek

był nie opalany, spaliśmy na piętrowych łóżkach. Na śniadanie

dostawaliśmy tylko czarną kawę. Wojska w tym czasie nie było

zbyt dużo. Przy bramie, jak pamiętam, stał jeden umunduro-

wany i uzbrojony wartownik.

Przez zimę - tj. od grudnia 1942 roku do końca lutego 1943

roku - pracowałem z częścią więźniów przy budowie dróg.

Plantowaliśmy teren pod wytyczoną drogę, obsypywaliśmy

oraz dowoziliśmy ręczną kolejką szynową gruz i piach. Inni

robotnicy pracowali przy innych pracach. Podczas pracy

pilnowali nas wartownicy z bronią. Byli to przeważnie ludzie

już nie pierwszej młodości. Nad planowością wykonania robót

czuwało kilku niemieckich majstrów.

Na początku marca 1943 roku zostałem zabrany z 42 innymi

więźniami do pracy przy drążeniu tunelu w górach. Tunel

zaczynaliśmy drążyć od samego początku. Innymi słowy gdy

nas tam zabrano, mieliśmy przed sobą tylko ścianę litej skały i

stopniowo, poprzez użycie dynamitu i wiertarek spalinowych,

wchodziliśmy w głąb góry.

Praca wyglądała w ten sposób, że nawiercaliśmy otwory

background image

wiertarkami, po czym wkładaliśmy w te otwory dynamit z

lontem i detonowaliśmy. Następnie wybieraliśmy rękoma

powstały gruz do kolib (wózki na szynach) i przewoziliśmy na

zgniatarki. Stamtąd kamień transportowano do budowy dróg.

Po około tygodniu drążenia w tej górze można już było wejść

w głąb tunelu. Po wykopaniu około 10 m tunelu zabezpiecza-

liśmy strop drewnianymi ślepiami. Przychodząc do pracy

mieliśmy już przygotowane narzędzia. Dynamit również był

przygotowany i wydzielany przez Niemców. Narzędzia były

zamykane na kłódkę w drewnianych skrzyniach. Przy drążeniu

tunelu pilnował nas jeden wartownik i jeden majster. Powstały

podczas drążenia kamień, jak już pisałem, ładowano na koliby,

które sprowadzano po szynach w dół. Puste już wózki pchano

pod górę ręcznie. Przez jeden miesiąc w 42 osoby wykopaliśmy

kilkaset metrów tunelu; ciężko mi dokładnie określić ile tego

było, ale dużo. Po miesiącu pracy w tunelu przeniesiono nas do

pracy przy budowie mostów i torów wokół góry. (...)

Chciałbym jeszcze dodać, że pracowałem także przy kopaniu

tunelu w drugiej górze w połowie 1944 roku. Ale trwało to

krótko, bo około dwóch tygodni. Pracowało nas tam już tylko 3

lub 4 osoby (w środku tunelu, a był on już dosyć długi).

Pracując przy drążeniu tunelu w tej górze miałem ciekawy

przypadek. Mianowicie, kiedy wierciłem otwory wiertarką spa-

linową pod dynamit, nagle, z otworu zaczęła tryskać woda.

Płynęła dość szybkim nurtem i po jakimś czasie wody było już

w tunelu po łydki. Niemieccy majstrowie rozkazali zamurować

to miejsce i wyznaczono inny kierunek kopania tunelu. Kilka

dni później przeniesiono mnie znowu do budowy dróg

i mostów.

background image

Po pracy w obozie rozmawialiśmy nieraz między sobą, gdzie

kto pracował. Słyszałem, że niektórzy pracowali przy drążeniu

tunelu pionowo od wierzchołka góry w głąb. W tym przypadku

robotnicy, którzy tam pracowali, mieli do dyspozycji wycią-

garki, którymi wciągali wózki na szczyt góry. Niestety w tej

chwili nie pamiętam już kto gdzie pracował i co to były za pra-

ce. W każdym bądź razie pracowało tam wielu więźniów, wielu

narodowości, a w rejonie znajdowało się wiele mniejszych i

większych obozów".

W tym samym czasie na powierzchni powstawały tzw. budowle

główne. Miały służyć bezpośrednio funkcjonowaniu gotowego już obie-

ktu. W zasadzie żadna z tych budowli nie została w całości ukończona.

Podobnie było z podziemiami. Oczywiście mowa o podziemiach, które

znamy, bowiem wiele, jeśli nie wszystkie wyrobiska, znajdujące się za

zawałami mogą posiadać obudowę żelbetową i być w znacznym stopniu

wykończone.

Na terenie budowy w Górach Sowich zaangażowanych było ponad 40

specjalistycznych firm. Przedstawiam tutaj pełny wykaz tych firm z

wyszczególnieniem, co każda z nich wykonywała.

1. Budowa sztolni: Sanger und Laninger, Kemma und Co., Sager und

Wörner, Duebner, Seiden und Spiner, Singer und Müller, Bucer, Tebe,

Lenz, Ackermann, Urban, Dybno, Arthur Becker-Tiefbau AG. Berlin,

Gepperdt, Hotze, Krauss, Wayss und Freytag, Deutsche Hoch und

Tiefbaugessellschaft, Messinger oraz włoska firma Ghiseri.

2. Budowa dróg: Hutto, Jank, Otto Weil, Eule.

3. Budowa nasypów i torowisk: Weiden und Petersil, VDM, Kemma

und Co.

4. Budowa baraków: Argo-Waldenburg, Fix.

5. Montaż instalacji: Otto Trebitz, Mülhausen, Hoffmanswerke,

background image

Pischel.

6. Regulacja rzek i potoków: Lingen.

7. Kamieniołomy: Hegerfeld, Steinhage, Schallchorn.

8. Transport: Nationalsocjalistisches Kraftfahrkorps (NSKK).

9. Maszyny i osprzęt: Krupp AG.

10. Demontaż: Websky.

Z wymienionych firm zdecydowanie największą był Holzmann, który

prowadził roboty na kilku kompleksach. Pozostałe firmy ograniczały się z

reguły do jednego kompleksu.

Skoro poznaliśmy już technikę wykonywanych prac, czas zorientować

się w typach powstających obiektów.

Na „Wielkiej Budowie" możemy rozpoznać kilka rodzajów obiektów,

które miały też różne przeznaczenie. Najważniejszymi były tzw. budowle

główne. Do obiektów tych zaliczymy: „Kasyno", „Siłownię", podziemne

przejście z „Kasyna" do szybu w kompleksie Osówka, żelbetowe budynki

budowane w kompleksach Soboń i Sokolec, obiekty nieznanego

przeznaczenia powstałe przy wlotach sztolni nr 1 i 4 w kompleksie

Włodarz, centralę telekomunikacyjną w Rzeczce oraz wszystkie budynki

techniczne powstałe na terenie wsi Jugowice Górne. Ponadto należą do

nich wszystkie zbiorniki wodne (tak otwarte jak i zamknięte),

przepompownie, przepływki przy drogach, tamy, przepusty, studzienki,

rurociągi oraz oczywiście sieć dróg łączących kompleksy, wraz ze

wszystkimi murami oporowymi przy drogach i torowiskach (część

torowisk po zakończeniu budowy miała być przebudowana na drogi) oraz

kamienno-żelbetowe obudowy rzek i potoków.

Drugim typem są tzw. budowle pomocnicze, czyli wszelkie magazyny

materiałów budowlanych (na: cement, piasek, kruszywo, cegły, kamionkę

itd.), fundamenty betoniarek, kruszarek kamienia, urządzeń

przeładunkowych i kompresorów, platformy wyciągowe na Osówce i

background image

Soboniu, sieć kolejek wąskotorowych wraz ze wszystkimi mostami i

wiaduktami, magazyny sprzętu budowlanego (świdrów, łopat, kilofów,

taczek itd.), wszelkie warsztaty (kuźnie, stolarnie, tartaki itd.) oraz

warsztaty naprawcze różnego sprzętu technicznego oraz środków trans-

portu. Do budowli tych zaliczymy także wszystkie żelbetowe platformy,

na których przygotowywano beton oraz wiele mniejszych obiektów.

Wszystkie obiekty pomocnicze miały istnieć tylko przez czas trwania

budowy i po jej zakończeniu miały zostać rozebrane, a teren po ich

lokalizacji uporządkowany i zrekultywowany. Trzeba dodać, że do

zespołu budowli pomocniczych należy także zaliczyć (choć fakt ten jest

makabryczny) wszystkie funkcjonujące na terenie budowy obozy

koncentracyjne i pracy przymusowej. Po zakończeniu prac miały być one

zlikwidowane, zaś więźniowie -jako „wtajemniczeni" - mieli być

wymordowani.

Osobną część budowli stanowi sieć bunkrów, schronów i stanowisk

obrony przeciwlotniczej (w Głuszycy i Sierpnicach). W skład tej grupy

wchodzą: „duży" i „mały" bunkier w kompleksie Włodarz, trzy warto-

wnie w kompleksie Soboń, wartownie w Jugowicach, na Sokolcu i

Książu oraz bunkier w Kolcach. Warto też dodać, że w skład systemu

obrony wchodziła również wieża widokowa zlokalizowana na szczycie

góry Wielka Sowa, na której umieszczono punkt obserwacyjny obrony

przeciwlotniczej. Poza tym do obiektów o dużym znaczeniu dla Olbrzy-

ma zaliczymy jeszcze jeden, który, na swój sposób, spełniał bardzo

ważną rolę. W jego wnętrzu dbano bowiem o dobre samopoczucie

esesmańskiej załogi, co było nie bez znaczenia dla życia setek więźniów.

Znajdował się w dużym, piętrowym budynku w Jugowicach. Obiekt ten

mieścił kasyno oraz dom publiczny.

Na terenie budowy prowadzono zakrojone na szeroką skalę prace

ziemne. Obejmowały one niwelację terenu i zmianę jego konfiguracji w

background image

związku z przyszłym maskowaniem gotowych już obiektów, a także

zacieraniem śladów po pracach budowlanych.

CZĘŚĆ IV

HIMMELSTRASSE - CZYLI

OPOWIEŚĆ O ŻYCIU I ŚMIERCI

Mniej więcej w kwietniu 1944 roku (dokładna data nie jest znana) na

placu budowy pojawiły się charakterystyczne żółto-brązowe mundury

pracowników Organizacji Todta. Ponieważ OT specjalizowała się w bu-

dowie wszelkich obiektów specjalnego przeznaczenia, to i w Górach

Sowich prace nabrały tempa.

Siłę roboczą dla potrzeb tego ogromnego przedsięwzięcia miano

czerpać z KL Gross Rosen, który był najbliżej położonym w rejonie

budowy obozem. KL Gross Rosen założony został 1 maja 1940 roku z

filii KL Sachsenhausen, na zboczu niewielkiego wzgórza o nazwie

Krowiarka (305 m n.p.m.), znajdującego się około 1,5 km od wsi Rogo-

źnica. Obóz szybko stał się jednym z najcięższych lagrów III Rzeszy.

Jednym z powodów był specyficzny mikroklimat, panujący na targanym

huraganowymi wiatrami zboczu, na którym ulokowano obóz. Od samego

początku więźniowie pracowali dla wielu firm mających swoje filie na

terenie obozu. Jednak już od 1942 roku rozpoczęło się zakładanie na

zewnątrz obozu macierzystego (Stammlager) obozów filialnych

(Aussenkommando), których liczba szybko rosła i pod koniec wojny

przekraczała sto. W zasadzie pierwsze transporty więźniów w Góry

Sowie nie pokrywają się czasowo z przejęciem budowy przez

Organizację Todta. Już w zimie 1943 roku w omawiany rejon

skierowano bowiem kilka transportów więźniów - mieli oni za zadanie

przygotowanie obozów dla większej liczby transportów, głównie Żydów

narodowości polskiej, francuskiej, czeskiej, belgijskiej, węgierskiej oraz

background image

greckiej. Te rozpoczęto zwozić od wiosny 1944 roku. Nieco Później

znaleźli się tam także jeńcy włoscy i radzieccy. Ogółem w obozach na

terenie Gór Sowich przebywało w latach 1943-45 około 40 tys. więźniów

wysłanych ze stanu osobowego KL Gross Rosen. Nie można jednak

wykluczyć, że na omawianym obszarze przebywało dużo więcej obcej

siły roboczej. Za górną granicę przyjmuje się liczbę 70 tys. więźniów, w

tym około 20 tys. Żydów i około 13 tys. jeńców wojennych. Wszystkim

obozom na terenie budowy nadano wspólną nazwę - przypuszczalnie w

celach dezorientacji i utajnienia - która brzmiała Arbeitslager (AL) Riese.

Nie precyzowała dokładnie lokalizacji poszczególnych obozów, których

na pewno było 13, a co do kilku dalszych istnieją przypuszczenia.

Rozległy obszar budowy spowodował, że obozy rozrzucone były po

całym terenie. Znajdowały się one w następujących miejscach:

1. Tannhausen (Jedlinka) - dawny obóz nr 5 Śląskiej Wspólnoty

Przemysłowej, jako że już po przejęciu prac przez OT utworzono jeszcze

dwa obozy spółki o numerach 5 i 6. Niestety lokalizacja obozu nr 6 nie

jest obecnie znana,

2. Wüstegiersdorf (Głuszyca) - dawny obóz nr 3 Śląskiej Wspólnoty

Przemysłowej,

3. Schotterwerk (Głuszyca Górna),

4. Dörnhau (Kolce) - dawny obóz nr 2 Śląskiej Wspólnoty

Przemysłowej,

5. Lärche (koło Głuszycy),

6. Märzbachtal (koło Głuszycy),

7. Kaltwasser (Zimna Woda),

8. Säuferwasser (koło Głuszycy),

9. Wolfsberg (góra Włodarz),

10. Erlenbusch (Olszyniec),

11. Zentralrevier im Tannhausen (szpital w Jedlince),

background image

12. Falkenberg (Sokolec),

13. Fürstenstein (Książ).

Obozy istniały od kwietnia 1944 roku do maja 1945 roku. Kilka z nich

zostało ewakuowanych w lutym 1945 roku, KL Kaltwasser został

zlikwidowany pod koniec 1944 roku, a pozostałe obozy dotrwały do

końca wojny. Komendantem AL Riese był SS Hauptsturmführer Albert

Lüdkemeyer, który miał swoją siedzibę w Głuszycy. Poza wymienionymi

wyżej obozami na terenie budowy istniało kilka innych. Nie wchodziły

jednak w skład AL Riese. Były to:

 Wüstewaltersdorf (Walim),

 Eule (Sowina),

 Hausdorf (Jugowice),

 oraz trzy obozy o nazwie Waldlager I, II, III - o których lokalizacji

mamy tylko mgliste pojęcie.

Istniało również kilka małych, tymczasowych komand roboczych,

zlokalizowanych w prowizorycznych barakach, gdzieś na górskich

zboczach. Można do nich zaliczyć m.in. ślady po niewielkich obozach: na

górze Włodarz, na południowych stokach góry Moszna oraz ruiny po

barakach typu celta na południowo-wschodnim zboczu Działu Jawor-

nickiego (niemiecka nazwa tego obozu brzmiała Stenzelberg).

Teraz przyjrzyjmy się bliżej, jak wyglądały wyżej wymienione obozy

AL Riese i co do dziś z nich pozostało.

4. KL Tannhausen - powstał prawdopodobnie na przełomie kwietnia i

maja 1944 roku w zabudowaniach produkcyjnych firmy Websky, na

pograniczu Jedliny Górnej i Głuszycy. Brak jest danych co do

administracji obozu, wiadomo natomiast, że w obozie przebywali Żydzi

greccy i węgierscy, a nieco później zaczęły napływać transporty Żydów

polskich i Żydów z państw Europy Zachodniej. Ostatni udokumentowany

transport przybył do obozu 30 kwietnia 1945 roku. Więźniowie pracowali

background image

przy różnych robotach budowlanych. Śmiertelność w obozie była

wysoka, choć brak jest dokładnych danych na ten temat. Obóz

wyzwolono w maju 1945 roku.

8. KL Wüstegiersdorf - powstał pod koniec kwietnia 1944 roku na

terenie fabryki włókienniczej, w której poprzednio mieścił się obóz nr 3

Śląskiej Wspólnoty Przemysłowej. Lagerführerem komanda był

SS-Scharführer Schwarz. Na terenie obozu zlokalizowano centralny

magazyn żywności oraz odzieży dla wszystkich komand AL Riese - tzw.

Zentralverpflegunglager. W obozie przebywało około 1 000 więźniów,

głównie Żydów polskich i węgierskich. Wykonywali prace związane z

działalnością obozu, jako centrum administracyjnego dla pozostałych

obozów. Byli zatrudnieni przez takie firmy jak: Messinger, Sager und

Worner, Fix, Krupp AG, Websky, Holzmann, Schalhorn, Lenz oraz

Nationalistisches Kraftfhrkorps. Już z samego faktu pracy dla firmy

Holzmann (praca w podziemiach) śmiertelność musiała być wysoka, choć

na pewno nie należała do największych w AL Riese. Obóz wyzwolono 8

maja 1945 roku.

10. KL Schötterwerk - powstał 15 maja 1944 roku w barakach obok

wytwórni żwiru, tuż przy stacji kolejowej Głuszyca Górna. Obóz ten

składał się z co najmniej 11 baraków. Przebywali w nim głównie Żydzi

polscy, czescy, słowaccy i węgierscy w liczbie około 1 000 osób. Przez

obóz przeszło również 21 transportów skierowanych do innych obozów.

Więźniowie zatrudnieni byli przy obróbce kamienia, przeładunku

materiałów budowlanych, pracach stolarskich i budowie kolejki wąsko-

torowej. Pracowali dla firm: Lenz, Holzmann, Steinhage i Schallhorn.

Śmiertelność w tym obozie była bardzo wysoka, głównie za sprawą epi-

demii tyfusu. Już po wyzwoleniu - 8 maja 1945 roku - zorganizowano na

jego terenie szpital dla chorych więźniów.

14. KL Dörnhau. W 1942 roku w Kolcach założony został obóz jenie-

background image

cki dla żołnierzy rosyjskich. Przebywało w nim około 8 tys. więźniów.

Jesienią 1943 roku jeńcy przystąpili do urządzania pomieszczeń dla

robotników przymusowych w opuszczonej hali fabrycznej. Miała ona

długość około 100 m i trzy kondygnacje wysokości, Można więc przyjąć,

że obóz powstał jesienią 1943 roku jako Lager nr 3 Śląskiej Wspólnoty

Przemysłowej. Jednakże zimą 1944 roku - w związku z licznymi

zachorowaniami na tyfus - obóz został zamknięty i po zakończeniu

kwarantanny - w czerwcu 1944 - przeznaczono go dla więźniów KL

Gross Rosen. Wtedy właśnie wybudowano 4 baraki. Od jesieni 1944 roku

obóz zaczął spełniać rolę szpitala zbiorczego dla chorych z całej budowy.

Przeszli przez niego prawie wszyscy chorzy z innych sowiogórskich

obozów.

Komendantem obozu był SS-Unterscharführer Wolf. Dzienny stan

obozu wynosił od 1 000 do 1 400 więźniów, głównie Żydów. Ponadto

przez obóz przeszło kilka tysięcy chorych, wśród których była bardzo

wysoka śmiertelność. Wystarczy dodać, że w obozie tym zginęła

większość więźniów z Gór Sowich. To właśnie w Kolcach powstał

kompleks masowych grobów, w liczbie 25. Pochowano tam minimum

1943 osoby. Wysoka śmiertelność w obozie spowodowana była przera-

żającymi warunkami sanitarnymi, jakie panowały na trzecim piętrze hali,

gdzie urządzono pomieszczenie dla chorych. Więźniowie, którzy tam

przebywali, byli zupełnie nadzy i otrzymywali zmniejszone racje

żywnościowe. Oto jak wyglądało to „piętro" w maju 1945. roku:

„Podłogę pokrywała kilkucentymetrowa chyba warstwa mo-

czu. Pływały w nim drewniaki i mniej lub bardziej roz-

puszczone kawałki kału. Tuż przy pryczach, a także między

nimi a drzwiami, leżały nagie zwłoki w najbardziej nieprawdo-

podobnych pozach, najczęściej na brzuchu, rozkraczone, z

twarzą zanurzoną w moczu. Zwłoki zmarłych więźniów leżały

background image

również na pryczach, między ciałami dającymi jakieś oznaki

życia".

Jak wspomina Adam Lau - więzień przebywający w obozie od lutego

1945 roku - wiosną 1945 roku umierało około 70 osób dziennie,

przeważnie z głodu. On sam tydzień przed wyzwoleniem zaczął

puchnąć. Po wyzwoleniu musiał opuścić obóz ze względu na epidemię

tyfusu. Przewieziono go do Pragi, gdzie przeleżał w beznadziejnym

stanie 6 miesięcy. Więźniowie tego obozu pracowali dla OT oraz firm:

Krause, Putzer, Schallhorn i Arthur Becker Tiefbau AG. Ich

podstawowymi zajęciami były roboty budowlane i transportowe, a pod

koniec wojny także demontaż wykonanych wcześniej instalacji. Jak

wspomina Abram Kajzer:

„(...) pracujemy przy bocznicy kolejowej, ładujemy części

baraków, maszyny, rury i szyny... Dziś pracowałem w innej

grupie, u Madziara, w tunelu nr 4. Demontujemy urządzenia

tunelu, wyrywamy olbrzymie, ciężkie rury i składamy je przed

tunelem (...)".

Bezpośrednio po wyzwoleniu - noc z 8 na 9 maja 1945 roku - zorga-

nizowano w obozie szpital dla byłych więźniów.

15. KL Märzbachtal. Obóz ten został założony w maju 1944 roku w

wąskiej dolinie Marcowego Potoku Dużego, około 200 m przed jego

połączeniem z Marcowym Potokiem Małym. W terenie zachowały się

resztki kamiennych umywalni i fundamenty baraków. W obozie

przebywali więźniowie z kilku państw - głównie Żydzi węgierscy i

polscy - którzy pracowali dla firm: Otto Trebitz, Argo

Waldenburg, Mülhausen oraz Weiden. Byli wykorzystywani przy

budowie drogi w górach, wykonywaniu podziemnych tuneli

(prawdopodobnie w kompleksie Soboń) oraz innych pracach

budowlanych. Co do śmiertelności, to brak szczegółowych danych, ale z

background image

pewnością była ona wysoka. Obóz wyzwolono 8 maja 1945 roku.

16. KL Lärche. Powstał około połowy października 1944 roku na

zalesionym zboczu góry Soboń - stąd jego nazwa Lärche (Modrzew)

Składał się z baraków zbudowanych z cienkiej dykty. Przebywali w nim

więźniowie przeniesieni tu z likwidowanego obozu KL Kaltwasser.

Byli to w większości Żydzi greccy i polscy. Podobnie było z admi-

nistracją. W Larche znaleźli się wszyscy funkcyjni i esesmani z KL

Kaltwasser. Więźniowie pracowali dla firm: Butzer, Holzmann, Argo

Waldenburg i Lingen przy budowie ujęć wodnych oraz na bocznicy

kolejowej na zboczu Sobonia. Śmiertelność, podobnie jak i w innych

obozach, była bardzo wysoka. Nie rozstrzygnięto do końca sprawy

ewakuacji obozu, bowiem część więźniów skierowano do KL Dörnhau,

a część przewieziono do KL Flössenburg. Jednak przyjmuje się, że obóz

istniał co najmniej do połowy lutego 1945 roku.

21. KL Kaltwasser - zlokalizowano na północ od zabudowań fabryki

Karla Tommka w Głuszycy. Pozostałości po obozie widoczne są przy

drodze biegnącej przez wieś Zimna Woda. Założony został w sierpniu

1944 roku. Obóz składał się z pięciu baraków oddalonych od siebie

o około 50 m i otoczonych drutem kolczastym. Wartownicy SS po

czątkowo stali wewnątrz obozu, jednak później zostali przeniesieni

za druty. Jednym z komendantów obozu był esesman o przezwisku

„Gołębiarz". Jego ulubionym miejscem bicia była czaszka ofiary.

Przyjmuje się, że w obozie przebywało od 1 000 do 10 000 więźniów,

przeważnie Żydów łódzkich. Byli zatrudniani do karczowania lasów,

budowy nasypów kolejki wąskotorowej, przy regulacji rzek i potoków

oraz do prac transportowych na terenie kompleksu Soboń. Śmiertelność

w obozie była bardzo duża, ale obecnie nie jest możliwe ustalenie jej

wysokości. Obóz został zlikwidowany w grudniu 1944 roku (ostatni

transport więźniów do KL Larche odszedł 18 grudnia 1944) i tę datę

background image

przyjmuje się za dzień rozwiązania obozu. Natomiast według M.C.K.

całkowita ewakuacja obozu nastąpiła w lutym 1945 roku, wcześniej

oczyszczono tylko obóz z bezwartościowych muzułmanów.

23. KL Säuferwasser. Powstał w maju lub czerwcu 1944 roku na

zboczu wzgórza obok strumienia o nazwie Kłobia, około 250 m na
południe od wlotu sztolni nr 3 w kompleksie Osówka. Składał się z
kilkunastu baraków rozrzuconych po lesie, w których przebywali Żydzi
węgierscy, czescy i polscy w bliżej nie określonej liczbie. W lesie, w
okolicy sztolni nr 3, zachowały się do dziś fundamenty po barakach, mała
oczyszczalnia ścieków, ujęcie wody i resztki kanalizacji. Więźniowie
pracowali dla firmy Holzmann przy drążeniu sztolni w kompleksie
Osówka i przy pracach na powierzchni. Śmiertelność wśród więźniów
była bardzo wysoka, np. znany jest przypadek oberwania się całej ściany
w jednej z podziemnych hal, przez to śmierć poniosło kilkuset więźniów
oraz wielu Niemców. Obóz wyzwolono 9 maja 1945 roku.

29. KL Wolfsberg - położony na zboczu góry Włodarz, był naj-

większym obozem w systemie AL Riese. W nomenklaturze niemieckiej

nosił nazwę Bauleitung II. Powstał na początku maja 1944 roku i składał

się z kilkunastu baraków oraz około 100 celt zbudowanych z pilśniowych

płyt. W terenie zachowało się stosunkowo dużo śladów po budowlach

obozowych, m.in. widoczne są ruiny kuchni, oczyszczani ścieków oraz

kilku betonowych baraków. Według zebranych dokumentów i zeznań

świadków ustalono, że Lagerführerem obozu był niejaki Rudolf

Kugelmeyer - człowiek o stalowych oczach i jednej ręce bezwładnej.

Jego poprzednik - o przezwisku „Szewc" - miał około 50 lat i

zamiłowanie do „zabawy" w lekarza. W obozie przebywali wyłącznie

Żydzi polscy i węgierscy w ilości około 3 tys. (stan na 22 listopada 1944

roku - 3 012 więźniów). Byli oni zatrudnieni przy drążeniu tuneli,

pracach transportowych oraz budowlanych na terenie kompleksu

Włodarz przez takie firmy jak: Dübner, Otto Weil, Kemma, Hutze,

Geppardt, Jank, VDM oraz szereg innych (kooperujących z Baustelle),

których było blisko 40. Warto dodać, że więźniowie pracowali w

komandach o podwójnych nazwach. Jedną nazwę używano w obozie, a

background image

drugą na budowie, np. Lagerbaukommando - Scheilhorn-kommando.

Dziś można z całą pewnością stwierdzić, że spośród wszystkich obozów

AL Riese, to właśnie obóz Wolfsberg pochłonął największą ilość ofiar.

Ewakuację obozu rozpoczęto 17 lutego 1945 roku do KL Bergen-Belsen

oraz do KL Ebensee (filia KL Mauthausen). Chorzy zostali tymczasem

przeniesieni do KL Dörnhau.

30. KL Erlenbusch. Obóz ten został założony na przełomie maja i

czerwca 1944 roku na terenie gospodarstwa rolnego Alfreda Sprotte,

który z ramienia NSDAP (jako Kreislagerführer) nadzorował wszystkie

obozy w powiecie wałbrzyskim. Obóz składał się z 5 baraków i 4 wież

strażniczych, ogrodzonych drutem kolczastym. Przebywało w nim około

600-700 więźniów, głównie Żydów z wielu krajów europejskich.

Według relacji Arnolda Mostowicza baraki były drewniane i pomalo-

wane na kolor jasnozielony, a w połowie kwietnia 1945 roku do obozu

przybyła jakaś nieznana komisja. Składała się z 6 oficerów SS i dokonała

selekcji więźniów. Ci, którzy zostali wytypowani, mieli zostać zgładzeni.

Do egzekucji na szczęście już nie doszło.

Więźniowie pracowali przy drążeniu tuneli i przygotowywaniu infra-

struktury budowlanej w bliżej nieokreślonym kompleksie w Górach

Sowich. Byli także zatrudnieni przy kopaniu rowu przeciwczołgowego w

nieustalonym miejscu.

Ostatni udokumentowany transport więźniów do KL Dörnhau miał

miejsce 21 kwietnia 1945 roku, jednak -jak zeznaje Arnold Mostowicz —

jeszcze po 30 kwietnia w obozie przebywali ludzie. Na Poparcie tego

faktu Mostowicz wspomina, że właśnie wtedy jeden z więźniów znalazł

kawałek gazety, w której była mowa o samobójstwie Führera. Tak więc

na początku maja 1945 roku musiał mieć miejsce jeszcze jeden transport

do KL Dörnhau, zaś data: 4 maja 1945 roku - podawana przez ITS

Arolsen jako data likwidacji obozu - jest bardzo prawdopodobna.

background image

Pozostali więźniowie przebywali w obozie aż do wyzwolenia, tj. do 9

maja 1945 roku. Jak zeznaje A. Religa:

„Przed przyjściem Armii Czerwonej, pewnego dnia wieczo-

rem, dzienna zmiana więźniów nie wróciła z pracy do obozu, a

nocna nie poszła do pracy. Pozamykano ich w barakach, a

załoga SS zniknęła".

31. KL Tannhausen Zentralrevier (Zentralkrankenrevier) - mieścił się

w 4 murowanych barakach (2 dalsze pozostały w budowie) przy drodze

z Jedlinki do Głuszycy. Został założony w czerwcu 1944 roku

i stanowił Centralny Szpital Obozowy dla ciężko chorych więźniów

kompleksu AL Riese. W szpitalu przebywało jednocześnie około 1 000

chorych, rozlokowanych w jasnych, czystych pokojach, w których

znajdowały się prycze i piece. Mimo że nigdzie nie pracowali, ich

położenie było bardzo trudne. Mieli bowiem zmniejszone racje żywno

ściowe, gdyż w opinii władz niemieckich obóz był bezproduktywny.

Leczenie polegało na leżeniu w łóżku, jako że brak było jakichkolwiek

lekarstw i środków opatrunkowych. Po wojnie zlokalizowano w nim

szpital Blumenau dla byłych więźniów. Należy jeszcze dodać, że szpital

ten nie miał nic wspólnego z KL Tannhausen, który był odrębnym

obozem, zlokalizowanym w zupełnie innej części miejscowości.

33. KL Falkenberg - powstał w kwietniu lub maju 1944 roku

u podnóża góry Gontowa. Obóz podzielony był na dwie części.

W pierwszej przebywali Żydzi greccy, którzy mieszkali w małych

namiotach, natomiast w drugiej mieszkali w barakach Żydzi polscy

i węgierscy. Dopiero pod koniec lipca 1944 roku uruchomiono kuchnię

obozową, a zimą urządzenia sanitarne. Pierwszym więźniem-lekarzem,

który został dopuszczony do leczenia więźniów, był dr Bronisław Rubin

przybyły z transportem więźniów z Płaszowa. W leczeniu pomocą

służyli mu również sami więźniowie, którzy zaopatrzyli apteczkę w

background image

wazelinę, materiały opatrunkowe itd. Dla uzyskania salicylu gotowano

korę z wierzby, maści przyrządzano z żywicy, a warsztatowcy wykonali

lancety, szyny i kule. Do szycia ran używano zaś igieł z warsztatu

krawieckiego. Ze strony Niemców nie było żadnej pomocy. Śmiertelność

wśród więźniów niestety szybko wzrastała. Powiększały ją dodatkowo

selekcje przeprowadzane przez SS pod kierownictwem SS

Obersturmführera dr Heinricha Rindfleischa. Po przeniesieniu z

Majdanka pełnił w obozach AL Riese funkcję szefa służby sanitarnej. Oto

jak zapamiętał Rindfleischa wspomniany już dr Rubin:

„W okresie letnim przyjeżdżał raz w miesiącu z Wüstegiersdorf

młody lekarz SS - dr Rindfleisch. Nigdy nie wszedł do baraku

chorych, lecz ograniczał się do kilku pytań lub wydania kilku

poleceń i odebrania raportów, które musiałem składać

biegiem".

Więźniowie KL Falkenberg pracowali dla następujących firm: Fix,

Wayss und Freytag, Seidenspiner, Urban, Dybno oraz Deutsche Hoch

und Tiefbaugesellschaft. Oto jak opisuje spotkanie z więźniami tego

obozu Fritz Kirschte:

„Zobaczyłem grupę wychudzonych, zgłodniałych więźniów,

których eskortowali wrzeszczący, pozbawieni wszelkich lu-

dzkich uczuć esesmani, z bronią gotową do strzału, ze szpicru-

tami i drewnianymi pałkami w rękach".

Śmiertelność w obozie była wysoka, lecz wysokości nie udało się

precyzyjnie ustalić. Obóz ewakuowano na początku lutego 1945 roku do

KL Mauthausen i KL Bergen Belsen.

36. KL Fürstenstein. Powstał w maju 1944 roku, około 1 km na

południe od zamku Książ, na miejscu dzisiejszego parkingu. Poważne

rozbieżności dotyczą wyglądu obozu. Udało się jednak ustalić, że po-

czątkowo więźniowie zamieszkiwali w okrągłych, zbudowanych z dykty

background image

barakach (tzw. fińskich celtach). Spali na siennikach ułożonych

bezpośrednio na ziemi. Dopiero późną jesienią 1944 roku postawiono

duże baraki, a w nich trzykondygnacyjne prycze.

Niewiele wiadomo także o władzach obozowych, ale udało się ustalić

nazwiska kilku esesmanów z załogi obozu. Byli nimi: Krieger, Schwerk,

Scheintawer. Obóz należał do największych w AL Riese, jednak brak

danych o ilości przebywających w nim więźniów, głównie Żydów

polskich, węgierskich i greckich. Pracowali dla kilku firm, min,: Pischel,

Kemma, Singer und Müller, Hegerfeld Singer und Laninger. Ich praca

obejmowała drążenie tuneli, obróbkę kamienia i prace budowlane na

terenie zamku. Nie znamy dokładnej liczby ofiar jednak nie ulega

wątpliwości, że jest ona wysoka. Około 16 lutego 1945 roku - w związku

z rozwijającą się ofensywą Armii Czerwonej - prace zostały przerwane,

zaś więźniowie przewiezieni do KL Flössenburg Jednakże, po

ustabilizowaniu się frontu, do Książa przywieziono nową grupę więźniów

i roboty wznowiono. Ostatecznie przerwano je dopiero w pierwszych

dniach maja 1945 roku, a więźniów wywieziono prawdopodobnie w rejon

Walimia i tam pozostawiono. Oczywiście chodzi tu o tych więźniów,

którzy nie brali udziału w maskowaniu podziemi, bowiem tych

przypuszczalnie zgładzono w okolicach zamku lub w jego niezbadanych

podziemiach.

Na tym przykładzie możemy zakończyć prezentację obozów AL Riese,

istniejących (udokumentowanych) w czasie wojny na terenie Gór

Sowich. Jak już pisałem wcześniej, w rejonie budowy powstało jeszcze

kilka innych obozów.

Obóz pracy dla robotników przymusowych w Wüstewaltersdorf to nic

innego, jak obóz nr 1 Śląskiej Wspólnoty Przemysłowej. Natomiast poza

nim w okolicy Walimia istniało jeszcze kilka innych, mniejszych obozów

pracy. O ich lokalizacji niewiele wiadomo. Jeden z nich miał się

background image

znajdować przy drodze Walim - Jugowice i składał się z około 20 ba-

raków ogrodzonych naelektryzowanym drutem kolczastym. Więźniowie

mieszkali także w ziemiankach pobudowanych w okolicznych lasach. Oto

co zeznał E. Szenkowski:

„(...) mieszkaliśmy w norach wydłubanych w ziemi. Zbudo-

wano je jeszcze przed naszym przyjściem. Na długości 6-7 m

wiodły w głąb góry małe lochy, a w nich była tylko dwuoso-

bowa prycza i garść słomy. Tych nor było około 20. Teren

wokół nich odgrodzono prowizoryczną zaporą z drutu kolcza-

stego. My, ludzie, jak krety mieszkaliśmy w ziemi (...)".

Z tego co udało się ustalić więźniowie obozu walimskiego pracowali

przy drążeniu sztolni w kompleksie Rzeczka oraz w okolicznych górach.

Warunki życia w obozie były katastrofalne - spośród 500 sprowadzonych

tam więźniów (byłych powstańców warszawskich) po dwóch tygodniach

zostało zaledwie kilkunastu. Nie mając żadnego przygotowania do życia

w obozie i spotykając się ze szczególnymi represjami władz, wyginęli

,jak muchy". Likwidacja obozu nastąpiła w lutym 1945 roku. Zdrowych

więźniów wywieziono do Bawarii, chorych pozostawiono swojemu

losowi, skazując ich de facto na śmierć.

Obóz pracy dla robotników przymusowych w Hausdorf (Jugowice)

został założony w połowie 1944 roku, ale według zeznań W. Milejskiego

jego budowę rozpoczęto już w marcu 1943 roku. Faktem jest, że na

terenie Jugowic znajduje się kilkanaście żelbetowych, piętrowych

baraków pozostałość po obozie a wybudowanie ich wymagało

czasu. Obóz znajdował się przy drodze do Walimia. Lagerführerem był

esesman o przezwisku Szewc. Uchodził za człowieka wymagającego i

surowego — poprzednio „szefował" w KL Wolfsberg. w obozie

przebywało kilka tysięcy więźniów z Polski, ZSRR, Francji oraz

Protektoratu Czech i Moraw. Byli to głównie Żydzi. Zatrudniano ich przy

background image

budowie dróg, regulacji rzek i drążeniu tuneli w kompleksie Jugowice.

Ponadto w obozie przebywała grupa więźniów pracująca w fabryce

Alfreda Humberta przy produkcji silników samolotowych Około 120

włoskich i czeskich fachowców z dziedziny górnictwa pracowało przy

drążeniu tuneli w górach. Ludzie ci pozbawieni byli kontaktu z innymi

więźniami, a po pracy odwożono ich w nieznanym kierunku. Ewakuację

obozu rozpoczęto w marcu 1945 roku, nakazując zdrowym więźniom

wymarsz w kierunku Berlina. Ostatecznie obóz zlikwidowano 9 maja

1945 roku. Udało się ustalić, że w Jugowicach znajdowała się też siedziba

SS, SD i III Amt Abwehra, ochraniających teren budowy.

Obóz dla robotników przymusowych Eule (Sowina) jest najmniej

Poznanym miejscem pracy przymusowej. Nie znamy jego dokładnej

lokalizacji ani nie posiadamy żadnych danych na jego temat. Wiemy

tylko, że w przysiółku Sowina istniał jakiś obóz, który na pewno nie

należał do kompleksu AL Riese. W terenie pozostały po nim liczne ślady.

Są tam m.in. fundamenty oraz fragmenty budowli i murów.

Niewiele wiemy również o obozie Stenzelberg. Jedynym śladem jest

raport lekarza sprawującego nadzór nad obozami w Górach Sowich,

datowany na 27 maja 1944 roku. Jest w nim mowa o obozie noszącym

nazwę Stenzelberg. Według śladów na powierzchni góry (położonej na

południe od Chłopskiej Góry) można stwierdzić, że istniał tam jakiś obóz.

Widoczne są okrągłe płyty betonowe, na których stały baraki typu celta

oraz resztki kanalizacji. Jednak nie możemy jednoznacznie stwierdzić

czy są to ruiny obozu Stenzelberg, czy też ruiny jakiegoś nieznanego,

zupełnie innego obozu.

Jeszcze mniej wiadomo o obozach Waldlager I, II, III. Prawdopodo-

bnie były to obozy położone w okolicy stawów w Głuszycy oraz przy

drodze na zboczu Jagodzińca. Istnieją tam ślady po trzech obozach o

nieznanej nazwie.

background image

Na terenie Gór Sowich istniało co najmniej kilkanaście małych,

prowizorycznie urządzonych obozów bez nazwy, które nadawały się do

szybkiego przeniesienia w inne miejsce, w związku z postępem prac

budowlanych. Były to często kilkudziesięcioosobowe komanda o na-

zwach tworzonych od nazwisk ich dowódców. Po ich działalności (a

raczej bytności) nie zostały żadne ślady i obecnie nie jest możliwe

odnalezienie miejsc, w których komanda owe przebywały.

Podsumowując. Instytucje odpowiedzialne za zapewnienie budowie w

Górach Sowich odpowiedniej ilości rąk do pracy, zorganizowały cały

szereg obozów koncentracyjnych, obozów pracy przymusowej oraz wiele

luźnych komand roboczych. Przebywali w nich więźniowie, jeńcy

wojenni oraz robotnicy przymusowi, którzy pod nadzorem specjalistów z

OT prowadzili zakrojone na szeroką skalę prace, zarówno na powierzchni

jak i pod powierzchnią Gór Sowich.

W kontekście opisu robót prowadzonych w Górach Sowich nie można

również nie wspomnieć o unikalnym wręcz systemie różnych

zabezpieczeń. Celem ich było utrzymanie w tajemnicy charakteru

realizowanych tam zadań. Dla zapewnienia „ochrony" kontr-

wywiadowczej powołano specjalną placówkę III Amt Abwehra -

liczącą ponad 100 osób. Na terenie budowy działali również agenci SD i

Gestapo. Tymczasem miejscowa ludność miała zakaz przebywania w

pobliżu terenów budowy - zabroniono jej nawet opuszczania domów w

czasie wyładunku nowych transportów więźniów. Utajnienie posunęło się

do tego stopnia, że oficerom dowodzącym oddziałami wartowniczymi w

podziemiach wolno było się poruszać tylko w obrębie tego fragmentu

tunelu, który był strzeżony przez ich oddział. Komanda robocze nosiły

podwójne nazwy, inne w czasie pracy w podziemiach, inne w obozie.

Kierowca jednego z oficerów nadzorujących budowę wspominał, że w

kierownictwie budowy obowiązywał zakaz noszenia mundurów,

background image

wymieniania stopni wojskowych i oddawania honorów wyższym

stopniem. Plany robót znało prawdopodobnie wąskie grono z

kierownictwa budowy i kilku wyższych funkcjonariuszy wojska i SS.

Poza wspomnianymi już ograniczeniami, ludność miejscowa miała także

zakaz wyjazdu z terenu budowy bez zezwolenia oraz przyjmowania gości

spoza terenu objętego budową. Całego obszaru strzegło około 4 tys.

żołnierzy Waffen-SS z oddziałów SS-Totenkopf (oddziały wartownicze z

obozów koncentracyjnych). Szczególną opieką otaczano wejścia do

podziemi. Jak wspomina E. Szenkowski przed tunelem zawsze stało

dwóch żołnierzy SS, którzy bardzo skrupulatnie sprawdzali wszystkie

osoby wchodzące i wychodzące z tunelu. Przepustki sprawdzano nawet

pracownikom OT, mimo że byli oni ogólnie znani. Podobnie troskliwą

opieką otaczano komanda pracujące pod ziemią. Wejście do tunelu przez

osobę postronną oraz kontakt z pracującymi pod ziemią ludźmi było

praktycznie niemożliwe. Na całym terenie budowy rozstawione były

posterunki, a dodatkowo po lesie chodziły patrole z psami, które

pilnowały, aby nikt niepowołany nie dostał się na teren budowy, a tym

bardziej go opuścił. Zdarzały się też wypadki aresztowania, a czasem

nawet zastrzelenia tych, którzy zbyt głęboko weszli w las. Dwóch

wyrostków z Hitlerjugend przesiedziało ponad miesiąc w wałbrzyskim

więzieniu tylko za to, że zwykła dziecięca ciekawość zaprowadziła ich w

pobliże wlotu do jednego z tuneli. Ponadto wokół całego terenu budowy

rozlokowano gęstą sieć stanowisk artylerii przeciwlotniczej, co jednak

okazało się posunięciem zbędnym, jako że wrogie bombowce ani razu nie

zakłóciły pracy na Baustelle. Dziś po stanowiskach tych pozostały

jedynie na wpół zasypane i zarośnięte krzakami transzeje oraz ruiny

bunkrów-schronów przeciwlotniczych. Niestety nie udało się odtworzyć

w całości rozlokowania tych stanowisk. Znajdowały się bowiem

przeważnie na odsłoniętych zboczach górskich, które obecnie

background image

wykorzystuje się pod pola uprawne.

Dzień powszedni więźnia był niekończącą się męką i katorgą, pasmem

cierpień i zwierzęcej wręcz egzystencji. Wszystko to w warunkach

urągających wszelkim ludzkim uczuciom. Z dostępnych wspomnień

świadków tamtych wydarzeń można spróbować odtworzyć wygląd

takiego „normalnego" dnia na budowie. Najlepiej określić by ją można

stwierdzeniem - budowy z potu, krwi i łez.

Tryb życia obozowego został podporządkowany jednemu celowi -

potrzebom organizacji wykonywanych robót. Dzień powszedni na

budowie, w przybliżeniu, wyglądał następująco: rozpoczynał się

zazwyczaj o godzinie czwartej rano, dosyć brutalną pobudką, na którą

składały się krzyki i bicie. Więźniowie byli następnie wyganiani na plac

apelowy, gdzie stali niezależnie od pogody do godziny szóstej rano. W

tym czasie obozowi kapo przygotowywali wszystkie bloki do apelu

porannego. Komanda robocze formowane były zgodnie z przysłanym na

dany dzień zapotrzebowaniem od konkretnej firmy. Szeregi więźniów

wyrównywano krzykiem i biciem. W końcu nadchodził czas apelu.

Rozpoczynało się doprowadzone do absurdu kilkakrotne liczenie,

ostateczne równanie szeregów, co trwało aż do pojawienia się na placu

Lagerfuhrera. Na jego widok Lageraltester podawał komendę: Achtung,

Mützen ab!, Augen rechts! Potem składał meldunek. Lagerführer jeszcze

raz przeliczał szeregi i w końcu podawał komendę: Abmarsch!

Lageraltester rozkazywał: Rechts um! Augen Links! Gleischritt marsch!

Apel był skończony.

Po dotarciu na miejsce, poszczególne komanda rozpoczynały

najczęściej 10-cio lub 12-sto godzinny dzień pracy. Należy w tym

miejscu dodać, że długość dnia roboczego na różnych odcinkach budowy

nie była taka sama. O ile komanda pracujące na powierzchni

obowiązywał 12-sto godzinny dzień pracy, o tyle komanda drążące

background image

podziemia pracowały tylko 8 godzin (ale za to na trzy zmiany). Na

powierzchni pracowano na jedną zmianę. Do pracy chodziło się

codziennie, oprócz niedziel, kiedy to więźniowie stali cały dzień na

Apelplatzu. Dla wielu było to bardziej męczące niż sama praca. Pogoda

panująca danego dnia nie miała najmniejszego znaczenia, Jak wspomina

Abram Kajzer:

„Dzisiaj była straszna burza. Stojąc od czwartej do szóstej

rano na apelu, pod gołym niebem, przemokliśmy do suchej

nitki. Łudziliśmy się, że nie pójdziemy do pracy. Błagaliśmy o

to w duchu Boga, ale to nic nie dało. Deszcz lał przez cały

dzień. Ociekające pasiaki przylgnęły nam do ciał. Przestało

skutkować bicie majstra i wachy. Nikt nie był zdolny poruszyć

łopatą lub kilofem. Rozeszliśmy się na wszystkie strony. Każdy

krył się w lesie, pod drzewem i szczękał zębami".

Od godziny siódmej do dwunastej trwała nieprzerwana praca, której

towarzyszyło ciągłe poganianie i pokrzykiwanie majstrów z OT. Ci

ostatni, jak zeznają więźniowie, niewiele różnili się okrucieństwem od

esesmanów i kapo. Od godziny dwunastej do trzynastej trwała przerwa na

obiad. Składał się z zabarwionej wody o jakimś nierozpoznanym smaku.

Komanda „spożywały" zupę, a następnie szybko powracały na miejsce

pracy. Ta trwała już do zmroku. Słaniające się na nogach szeregi

niewolników wracały do obozu w zupełnych ciemnościach. Jeszcze przy

bramie trzeba było sprężyć krok, aby nie zginąć od ciosu pałką, zadanego

przez wściekłego kapo. Obok bramy stał bowiem Lagerführer i razem z

Lageralteste liczyli swoich „poddanych". Na miejscu czekała na nich, jak

zawsze, wodnista zupa i kawałek chleba z trocin. Wreszcie, około

godziny dwudziestej trzeciej, zmordowani ludzie padali, jak kłody, na

wytarte sienniki, aby zapaść w kamienny sen. Nazajutrz czekał ich

kolejny dzień pracy, męki, a być może... śmierci.

background image

Aby w pełni zrozumieć warunki życia na terenie „Wielkiej Budowy",

musimy jeszcze dowiedzieć się o kilku (z pozoru mało istotnych)

rzeczach, a mianowicie: jak więźniowie byli ubrani, co jedli, gdzie lub

raczej jak mieszkali. Jeżeli chodzi o ubiór więźnia, to nie było tutaj

jakichś specjalnych norm. Więźniowie w przeważającej części byli ubrani

w drelichowe spodnie i bluzy w niebiesko-białe pasy. Pod spodem nosili

cienkie kalesony i koszule, najczęściej pełne pcheł i wszy, za

„posiadanie" których groziła notabene kara śmierci. Na nogach nosili

drewniane trepy, a co szczęśliwsi mieli nawet czapki. Ubiory takie

noszono przez cały okrągły rok - zarówno upalnym latem, jak i mroźną

zimą. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak straszne męki Przechodzili

więźniowie, przebywający w tych kilku podartych łachmanach na

trzydziestostopniowym mrozie. Abram Kajzer wspomina:

„Dziś był wyjątkowo mroźny dzień. Nie mogłem dać sobie

rady przy pracy. Nie mogę też chodzić. Stopy pieką jak przypa-
lane żywym ogniem. Chodzę boso. Moje drewniane trepy są
całkiem zdarte, pasiasta bluza za ciasna, toteż w odstępach
między guzikami prześwieca gołe ciało smagane przez mroźny
wiatr. Drżę z głodu i zimna".

Więźniowie, ryzykując nierzadko życiem, próbowali radzić sobie na

różne sposoby. Pod bluzę wpychali papier z worków po cemencie, zaś na

nogach obwiązywali sobie drutem kolczastym kawałki desek, aby tylko

nie chodzić boso. Nie ma chyba gorszej tortury, niż chodzenie

przemrożonymi stopami po ostrych odłamkach skalnych lub stanie cały

dzień w lodowatej wodzie potoku, przy jego regulacji. Do wyżej

opisywanych ubiorów dodawano jeszcze najrozmaitsze cywilne ubrania z

wszytymi tzw. winklami (kolorowe oznaczenia kategorii więźnia, np.

Żydzi - żółty).

Jeżeli chodzi o wyżywienie, to nie różniło się ono specjalnie od

"jadłospisu" stosowanego we wszystkich innych obozach. Na śniadanie

podawano jedynie miskę kawy zbożowej, na obiad kolorową wodę o

background image

smaku, np. grochówki, w której pływały kawałeczki rozgotowanych

ziemniaków lub brukwi. Często też dodawano odrobinę nadpsutego

końskiego mięsa. Na kolację więzień otrzymywał ponownie zupo-

podobną wodę i około 250 gramów chleba (kilogramowy bochenek

przypadał na czterech więźniów) z odrobiną margaryny i kiełbasy.

Całkowita wartość kaloryczna tych wszystkich potraw nie przekraczała

400 kalorii, tak więc więźniowie wykonujący pracę przewidzianą dla

dobrze odżywionego siłacza, padali jak muchy z głodu i wyczerpania.

Znane są przypadki, że więźniowie próbowali jeść korę z drzew (trawę

jedzono regularnie), co chyba dobitnie świadczy o straszliwym głodzie

jaki panował na budowie.

Jakby tego było mało, to przywiezionym na budowę więźniom nie

zapewniono żadnych, nawet elementarnych, warunków higieny. Wię-

źniowie nie mieli się gdzie myć, chodzili zawszeni i zapchleni. Nie ma się

zatem co dziwić, że w końcu na Baustelle wybuchła epidemia tyfusu,

która pochłonęła około 7 tys. ofiar.

„Natychmiast zasnął i prawie natychmiast się obudził. Cały

bok, na którym leżał, palił go i swędział, obsypany pulchnymi.

bąblami. Nad siennikiem ujrzał coś, co przypominało opar

unoszący się nad mokradłem. Zjawisko to wywoływały

dziesiątki tysięcy, a może miliony skaczących pcheł".

O zdrowie więźnia nikt się nie troszczył. Obozowe rewiry były

najczęściej umieralniami, do których znoszono najsłabszych muzułma-

nów. Po kilku dniach jechali oni do krematorium w KL Gross Rosen lub

trafiali do któregoś z masowych grobów, jakże licznych na terenie

budowy. Najczęstszym powodem śmierci było wyczerpanie. Wielu

umierało na gruźlicę, zapalenie płuc, biegunkę głodową czy też zwykłe

przeziębienie, które w warunkach obozu najczęściej kończyło się w

krematorium. Nikt nie przejmował się ciężkimi uszkodzeniami ciała

background image

więźniów, do jakich dochodziło w trakcie pracy. Jeżeli ktoś nie miał siły,

aby stawić się do pracy, to po prostu dobijano go, bowiem nie

przedstawiał już żadnej wartości jako robotnik. Należy tu dodać, że

wartość siły roboczej firmy przeliczały w markach - 5 RM za robotnika

wykwalifikowanego i 4 RM za zwykłego pracownika fizycznego. Opłatę

firmy wnosiły do Głównego Urzędu Administracyjno--

Gospodarczego Rzeszy. Poniżej przedstawiam raport lekarza obozowego

AL Riese. Mowa jest w nim o stanie służby zdrowia na terenie „Wielkiej

Budowy" zimą 1945 roku. Wynika z niego jasno, że Niemcy zdawali

sobie sprawę z katastrofalnych warunków sanitarnych, które panowały na

budowie, lecz nie robili nic, aby stan ten uległ zmianie:

„LagerArzt AL Riese Wüstegiersdorf

26.01.45 r.

SS Standortarzt Gross Rosen
Wpłynęło 06.02.45 r.
Dot: Raport o służbie zdrowia w AL Riese w okresie od
26.12.44 do 25.01.45 r.
Odn. rozkaz lekarza garnizonowego SS, Az.:49/9.44/Dr.E. do
lekarza garnizonowego SS Gross Rosen
I. Obsada wojskowa

l/wielkość obsady wojskowej

7/192/62

1

2/liczba chorych na rewirze w opisanym okresie

23

3/liczba żołnierzy leczonych ambulatoryjnie

135

II. Więźniowie .

l/liczba chorych w szpitalu w opisanym okresie

7140

2/obłożenie szpitala w dniu 25.01.45 3496

3/więźniowie leczeni ambulatoryjnie 29750

4/liczba zachorowań infekcyjnych dnia 25.01.45 0

5/liczba lekarzy 63

background image

6/liczba pielęgniarzy 56

7/liczba lekarzy-więźniów 60

8/liczba pielęgniarzy-więźniów 66

9/przeciętne obłożenie szpitala 3 216

W relacjonowanym okresie liczba zachorowań wśród więźniów

znacznie wzrosła. Należało się spodziewać, ze zimna pora roku przyczyni

się do tego szczególnie. Dochodzi do tego szczególna nieodporność

na choroby więźniów nie przyzwyczajonych do tego surowego

klimatu. Warunki zakwaterowania w obozach bardzo poprawiły się.

Przede wszystkim dba się o to, aby więźniowie nie musieli już leżeć na

podłodze. Baraki są wszędzie ogrzewane, poza tym więźniowie mają

przeciętnie po dwa koce. Przeprowadzono szczepienia większości

więźniów. Pozostałe szczepienia wykonywane są na bieżąco. Urządzenia

sanitarne pozostawiają wiele do życzenia. Latryny w niektórych obozach

usytuowane są szczególnie niewłaściwie i jest ich za mało. Zawszenie

obozów jest duże. Urządzenia służące do odwszawiania są

niewystarczające. Zaopatrzenie w leki jest STANOWCZO

NIEWYSTARCZAJĄCE. Poprawiła się jedynie ilość wydawanych

narzędzi do drobnych zabiegów chirurgicznych. Jedynym sposobem

leczenia wielu więźniów jest zalecanie leżenia w łóżku. Centralny szpital

w Tannhausen jest całkowicie obłożony i dysponuje obecnie jedynie

prowizoryczną salą operacyjną. Wszystkie lżejsze ale i

BEZNADZIEJNE przypadki kierowane są do szpitala w Dörnhau.

Wyżywienie jest stale kontrolowane i jest zadowalające, jak na obecne

warunki. W kuchniach prowadzonych przez OT nie stwierdzono

uchybień.

LagerArzt SS

Obersturmführer

podpis nieczytelny"

background image

Ale to jeszcze nie wszystko. Koszmar nie kończył się bowiem na tym,

ze więźniowie chodzili prawie nadzy, głodni do nieprzytomności, brudni

i schorowani. Musieli jeszcze stawić czoła jednej przeszkodzie -

okrucieństwu i zwykłemu sadyzmowi majstrów z OT, esesmanów, kapo

oraz każdego, kto miał jakąkolwiek władzę nad nimi. Ta właśnie

przeszkoda była najtrudniejsza do pokonania. Do historii przeszły już

nazwiska takich sadystów, jak np. SS Unterscharführer Lüdecke który

zabijał więźniów młotkiem czy też Maxa Krause - zwanego Krwawym

Maxem". Jego ulubionym „orężem" była gumowa pałka Wielkim

okrucieństwem odznaczał się także kierownik Oberhahn który

rozkazywał wyganiać prawie nagich więźniów do bezsensownego

przerzucania zwałów śniegu z miejsca na miejsce. Wielu, bardzo wielu

przypłaciło ten „pomysł" życiem.

Nie sposób wymienić tutaj każdego, znęcającego się nad więźniami i

dokonującego potwornych, a zarazem bardzo wymyślnych zbrodni

Świadek - T. Moderski -- wspomina, że widział, jak dwóch esesmanów

założyło się o to, czy uda im się jednym uderzeniem siekiery przeciąć

więźnia na pół (!!!). Zwycięzca miał otrzymać skrzynkę wódki.

Więźniów zabijano drewnianymi styliskami łopat, duszono poprzez

stawanie na kołku przyłożonym do szyi, zakłuwano bagnetami, topiono w

beczkach i zbiornikach przeciwpożarowych lub po prostu kończono ich

życie strzałem w tył głowy. Według świadków i istniejących

dokumentów dziennie umierało około 50 więźniów. Możemy więc sobie

wyobrazić, jakim piekłem była sowiogórska budowa. Dokładna liczba

ofiar przedsięwzięcia budowlanego Olbrzym nie została ustalona.

Przypuszcza się, że zginęło około 40 tys. więźniów, jednak ich liczba

może być znacznie większa. Do dziś pozostaje niewyjaśniony los około

20 tys. więźniów, których skreślono z ewidencji KL Gross Rosen w

grudniu 1944 roku i rzekomo wysłano w rejon AL Riese, dokąd nigdy nie

background image

dotarli. Jak zeznaje Jan Nowak:

„(...) wydawało mi się rzeczą dziwną, że w ciągu jednego dnia

zniknęło tylu więźniów, więc zwróciłem na to uwagę przyjmu-

jącemu meldunki esesmanowi, na co ten odparł, że meldunek

jest prawdziwy. Wydarzenie to było szeroko komentowane przez

esesmanów, że ilość więźniów zmniejszyła się o taką wysoką

liczbę".

Jan Nowak dodał jeszcze, że z fragmentów rozmów podsłuchanych

wśród SS wywnioskował, iż transportu tego pozbyto się poprzez

wprowadzenie go do jakiegoś tunelu i wysadzenie wejścia.

Z kolei Pan Czesław S. z Bytomia tak wspomina swój pobyt w

Górach Sowich w latach wojny:

„Byłem więźniem komanda Wustewaltersdorf. Lagerführerem

był niewysoki oficer SS, z którego twarzy me schodziło

rozbawienie. Jeździł zawsze po terenie budowy na koniu z

małokalibrowym karabinkiem w ręce i strzelił śrutem do

więźniów, którzy na uboczu załatwiali swoje potrzeby

fizjologiczne. Kiedyś był zapalonym myśliwym i teraz tak

sobie polował. Moim hauptkapo był Wilhelm Weiss, który

wiele mi pomógł i był moim przyjacielem. W obozie był też

jego syn, ale Weiss nikomu nie mówił, kto nim jest. Starał się

go chronić za wszelką cenę. Pracowałem przy drążeniu tuneli.

Nie mogłem chodzić po całym terenie budowy, ale i tak

widziałem jej ogrom. Mnóstwo wejść do sztolni przy drogach

prowadzących poziomo wzdłuż pasma górskiego, na kilku

poziomach. Urobek wywożono lorami z podziemi. Lory

toczyły się same w dół i nabierały niebezpiecznej szybkości.

Toteż przy każdym wózku był hamulcowy. Byli to żydowscy

chłopcy w wieku 13-16 lat. Przy wielu lorach były zepsute

background image

hamulce i hamowali wsuwając kij między koła a podwozie lub

po prostu butami. Codziennie było kilka wykolejeń i często

hamulcowi ginęli pod zwałami kamienia, ciężko rannych zaś

dobijano. Ja też przez pewien czas byłem hamulcowym. Była to

najlżejsza praca. W podziemia puste lory ciągnęły lokomotywy.

W pobliżu wejść do drążonych korytarzy stały potężne

kompresory tłoczące powietrze do sztolni. Od nich odbiegały

grube rury. Hałas był okropny. Wewnątrz, mimo urządzeń

ssących i tłoczących powietrze, widoczny w świetle lamp

kamienny pył wdzierał się do płuc i wywoływał paroksyzmy

kaszlu. Z głównych korytarzy odchodziły boczne. Często u

sufitu korytarza wiercono otwory, a stamtąd nowe korytarze

prowadziły w głąb góry. Można było do nich wejść po drabinie

albo od wejścia, z innego poziomu. Na przodku praca

wyglądała następująco: robiliśmy dziury długimi świdrami oraz

przy pomocy młotów pneumatycznych. Nadzorowali to

włoscy strzelniczy z firmy Ghiseri. My borowaliśmy kilka,

czasem kilkanaście otworów. Włosi umieszczali ładunki.

Strzelano, potem wchodzili ładowacze. Najpierw długimi

tykami stukali w sklepienie, aby strącić luźno wiszące

kamienie. Często nie tylko ogromny głaz, ale cały wyraźny

wybuchem przodek zawalał ładowacza. Dwa razy widziałem

jak ogromna niczym świątynia hala zawalała się grzebiąc ludzi.

Urobek ładowaliśmy na lory i wierciliśmy dalej. Całe ciało

wibrowało. Z podziemi wychodziliśmy jak pijani, na całym

ciele kamienny pył, w oczach, w ustach, w nosie, w płucach.

Na plecach i w pachwinach mieliśmy rozległe zapalenia. Wielu

nie wytrzymywało tego wszystkiego i każdego dnia nieśliśmy

po pracy do obozu kilka trupów. Każdego dnia schodziły z gór

background image

żałobne karawany. Przy wejściu do obozu „przybijaliśmy"

drewniakami. Szlaban otwierał śliczny, żydowski chłopiec

w czyściutkim, uszytym na miarę pasiaku. Stało ich tam zawsze

kilku. Wszyscy byli piękni, z długimi włosami, starannie

uczesani. Obok szlabanu stała wartownia, a w niej roześmiani

esesmani. Młodzi, wypasieni, rumiani... Potem ci rumiani

zniknęli i zastąpili ich starsi, często inwalidzi... Esesmani

wylewali ze swoich menażek nadmiar jedzenia do stojącego

obok baraku administracyjnego korytka, do którego pchali się

zgłodniali więźniowie. Niemcy śmiali się, że jesteśmy gorsi niż

świnie, kiedy wybieraliśmy resztki do ust. Głód skręcał

wnętrzności. Rzeczywiście, ginęły w nas resztki człowie-

czeństwa. Jednej nocy nie pozwolono mi usnąć, rzężący

w agonii sąsiad w końcu umarł. Cały czas, w wyniku ciasnoty,

był do mnie przytulony. Kiedy ucichł, ściągnąłem z niego

podarty koc, aby trochę się ogrzać. Wtedy zobaczyłem wysta-

jący mu spod pachy kawałek chleba, którego nie zdążył przed

śmiercią zjeść. Chleba przesiąkniętego przedśmiertnym potem,

obrzydliwego ale chleba... Tak, aby nikt mnie nie ubiegł,

wyciągnąłem mu ten kawałek chleba i skrycie połykałem

dużymi kęsami. Obrzydzenie przyszło potem. I wstyd, że

byłem jak ta hiena cmentarna... Mówiłem o Wilhelmie

Weissie. Kiedyś kapo Kula kazał mu bić własnego syna. To

znaczy kapo tylko domyślał się, że to jego syn. Weiss bił

mocno, żeby nie zastąpił go inny kapo. Starał się bić syna tak,

żeby mu niczego nie uszkodzić. Zresztą tam ciągle bili. Bił

mnie też kapo Schranck, którego nazywano szafą. To było po

tym, jak chciałem zabić kapo Kulę i wykoleiłem na niego lorę z

kamieniem. Ale udało mu się wyżyć. Spod ręki kapo Schrancka

background image

mało kto wychodził żywy. Kiedyś do wyładowywania cementu

Schranck ustawił małego chłopca. To było ponad siły tego

dziecka. Kiedy wypadł mu worek i wysypał się cement, kapo

krzycząc, że to sabotaż, zerwał z chłopca ubranie. Więźniowie

rozrobili cement z piaskiem i wodą. Chłopca zaczęto okładać

szybko schnącą zaprawą. Przedtem zbito go do

nieprzytomności. Schranck wygładzał zaprawę na żywym

ciele. Zabawę przerwał przybyły nagle oficer SS, zanim

„plastyk" doszedł do głowy Krzyczał na esesmanów, że

zabawiać to się mogą po pracy, przejechał pejczem po nagle

pokornej gębie Schrancka. Chłopiec zmarł w drodze do obozu.

Kiedyś kapo Schranck załatwiał się w krzakach i wypatrzył go

jadący na koniu Lagerführer - myśliwy. Strzelił do gołego

tyłka, ale śrut trafił Schrancka w jądra. Kapo zwijał się z bólu

na trawie. Lagerführer okazał się litościwy dla swego

ulubionego kapo. Nie dobił go, jak to miał w zwyczaju, ale

kazał go zanieść do izby chorych i tam wykastrować... Co

ładniejszy żydowski chłopak za olbrzymie szczęście poczy-

tywał sobie być wybranym na kochanka jakiegoś funkcjona-

riusza obozowego. Przeważająca część funkcyjnych więźniów

miała swego młodego przyjaciela. Bywało, że cały harem. Po

znudzeniu się jednym wymieniali na innego swoje, jak mówili,

„pupki". Tylko jeden nie poddał się. Na niedwuznaczną

propozycję napluł w twarz samemu blokowemu. Widzący to

apelowy zaproponował chłopcu, że zrobi go kapo. On

odmówił. Kazano więc wychłostać opornego. Bił go stary

kapo, niegdyś dyrektor węgierskiego banku. Kapo był chudy, a

chłopak jak na swoje 14 lat wyjątkowo dobrze rozwinięty i

muskularny. I w końcu 14-latek wpadł w szał i pobił bijącego.

background image

Rzucili się na niego inni kapo i zabiliby chłopaka, gdyby nie

przeszkodził temu Wilhelm. Pod koniec 1944 roku racje

żywnościowe zmniejszyły się tak, że ludzie zaczęli

częściej umierać. A w 1945 roku to się nasiliło. Niemcom o to

chodziło. Szkoda było na nas kul".

Przygotowania do ewakuacji obozów podległych komendantowi AL

Riese rozpoczęto w styczniu 1945 roku, kiedy to Armia Czerwona parła

na zachód realizując plany tzw. Ofensywy Styczniowej. Wtedy właśnie

komendant KL Gross Rosen wydał rozkaz ewakuacji filii swojego obozu.

Jednak po 15 lutego 1945 roku front na Dolnym Śląsku ustabilizował

się i pozostał w niezmienionym stanie aż do maja 1945 roku. Wyniknęło

stąd duże zamieszanie, wydano wiele sprzecznym rozkazów i, co

najważniejsze, wstrzymano ewakuację wielu obozów lub ograniczono się

tylko do ewakuacji części więźniów. Tak właśnie stało się w Górach

Sowich. Początkowy etap ewakuacji z Gór Sowich miał charakter

porządkowy. Wszystkich chorych przeniesiono do szpitala w Kolcach, a

front robot ograniczono. W celu koncentracji więźniów w kilku leżących

blisko siebie obozach, na przełomie stycznia i lutego zlikwidowano

znajdujący się w tzw. strefie zewnętrznej KL Falkenberg przez co dalsza,

szybka ewakuacja reszty obozów stała się łatwiejsi Niestety, do dziś nie

udało się dokładnie ustalić przebiegu ewakuacji więźniów AL Riese. Nie

wiadomo też ilu więźniów opuściło Góry Sowie, ilu zginęło w czasie

akcji oraz w ilu transportach i do jakich obozów dotarli. Nie budzące

wątpliwości dane posiadamy tylko o trzech transportach, które miały

miejsce na przełomie lutego i marca. 25 lutego do KL Flössenburg

przybył transport 3 059 więźniów, złożony z więźniów KL Wolfsbergu i

KL Falkenbergu, w którym było 256 ofiar śmiertelnych. KL Mauthausen

przyjął 3 marca 2 048 więźniów ewakuowanych z KL Wolfsberg. Jeszcze

tego samego dnia zostali oni przeniesieni do Ebensee i umieszczeni w

background image

komando Solway.

Natomiast 7 marca 1945 roku do KL Buchenwald przybyło 905 więź-

niów z transportu zebranego we wszystkich obozach AL Riese.

Posiadamy także pewne dane o jeszcze jednej kolumnie ewakuacyjnej. Ta

przez Trutnov dotarła do KL Bergen Belsen. Wyruszyła ona

prawdopodobnie 17 lutego 1945 roku z rejonu Włodarza i 19 lutego, po

dotarciu na dworzec kolejowy w Trutnovie, załadowana została do

składu, który dostarczył ją do KL Bergen Belsen. W omawianej kolumnie

znajdowało się około 800 ludzi. Ta część więźniów, która pozostała na

terenie Gór Sowich, prowadziła dalsze prace. Jednak nie były to te same

prace, co przed ewakuacją. Teraz więźniowie pracowali głównie przy

likwidacji firm, demontażu urządzeń oraz maskowaniu tych fragmentów,

bądź całych podziemi, które ze względu na swoją zawartość nie mogły

wpaść w ręce Sowietów. Jednak nie wszystko zostało wywiezione.

Pozostawiono znaczną ilość maszyn i materiałów budowlanych, które

wpadły w ręce Armii Czerwonej. Jeszcze przed rozpoczęciem operacji

maskowania, do Wiednia wyjechało kierownictwo budowy. Na dwa dni

przed wkroczeniem Sowietów Niemcy opuścili teren budowy,

pozostawiając własnemu losowi tysiące konających więźniów. Dla

nich to właśnie, tuż po wyzwoleniu, utworzono na terenie Głuszycy kilka

szpitali. Akcję tę przeprowadzili zdrowsi więźniowie. Do niesienia

pomocy lekarskiej przystąpiono bezpośrednio na miejscu pobytu chorych,

gdyż stan kilkuset osób uniemożliwiał ich przetransportowanie. W

utworzonych szpitalach jeszcze do początku 1946 roku przebywało 600

chorych. Były to szpitale: Blumenau - kontynuacja szpitala o nazwie

Zentralrevier w Jedlince, Banhof - na terenie byłego obozu Schötterwerk,

Stohr na terenie zakładów włókienniczych o tej samej nazwie, Schule i

Kinderheim - zlokalizowane w budynkach przy ulicy Grunwaldzkiej. Po

likwidacji trzech pierwszych, pozostałych chorych przeniesiono w lecie

background image

1945 roku do najlepiej urządzonych szpitali - Stohr i Kinderheim. W

szpitalach głuszyckich zmarło 133 więźniów.

CZĘŚĆ V

WIELKA BUDOWA CZYLI BETON I SKAŁA

Czas w końcu przyjrzeć się bliżej temu, co w latach 1943-1945

powstało na i pod powierzchnią Gór Sowich. Poszczególne kompleksy

można podzielić na trzy zasadnicze grupy:

2 Część centralną (STREFA I), w której zlokalizowane są kompleksy

Włodarz, Osówka, Jugowice Górne, Soboń, Rzeczka i Moszna,

4 Część zewnętrzną (STREFA II), w której zlokalizowane są kom-

pleksy: Sokolec i Wielka Sowa oraz fabryka zbrojeniowa o

kryptonimie Mölke Werke w Ludwikowicach Kłodzkich w masywie

góry Włodyka,

5 Podziemia Zamku Książ.

Dodatkowo, w części 4 (Pozostałości) przedstawione zostaną infor-

macje o innych, występujących w interesującym nas rejonie obiektach

podziemnych. Zatem... do dzieła!

CZĘŚĆ CENTRALNA

Kompleks Włodarz - część naziemna

Włodarz jest jednym z najbardziej rozległych kompleksów spośród

wszystkich istniejących na „Wielkiej Budowie". Teren budowy objął

duże obszary lasu, głównie na północno wschodnich zboczach góry

Włodarz (811 m n.p.m.). W rejonie sztolni prowadzono wiele prac

ziemnych, a także rozpoczęto wznoszenie kilku żelbetowych budowli.

Aby zapewnić stały dopływ materiałów i ludzi, z bocznicy na stacji w

background image

Olszyńcu doprowadzono kolejkę wąskotorową, której tory biegną

zakosami po zboczach Jedlińskiej Kopy i Włodarza, kończąc się stacją

przeładunkową na północnym krańcu kompleksu. Od tego miejsca na

budowę prowadzi gęsta sieć torowisk, gdyż kolejka była głównym

źródłem transportu na teren budowy na Włodarzu. Ponadto do celów

zaopatrzeniowych oraz dla zapewnienia łączności z innymi kompleksami

wybudowano kamienną drogę, która biegnie z Jugowic przez Włodarz,

Mosznę do kompleksu Osówka oraz na Soboń. W związku ze

zwiększonym zapotrzebowaniem na wodę, na zboczu Włodarza

wybudowano duży zbiornik betonowy o pojemności 350 m oraz rozbu-

dowano cały system ujęć wodnych i podziemnych rurociągów. Obok

wspomnianej już stacji przeładunkowej zlokalizowano ciąg baraków i

magazynów na materiały budowlane, w których znajdują się części

osprzętu elektrycznego, kabli, cegieł oraz tysiące worków skamieniałego

cementu, ułożone w regularne stosy. Obok toru zlokalizowano też

składowisko piasku i żwiru. Dziś na tym miejscu jest sporej wielkości

góra usypana wyłącznie z piasku. Przy jednym z betonowych baraków,

na poboczu, leżą potężne, żelbetowe stropice, które były używane do

obudowy stropu w podziemnych halach. Drugi, wielki skład materiałów

zlokalizowano na południowym krańcu budowy. Na betonowych

platformach leży tam kilkanaście tysięcy skamieniałych worków cementu

oraz stosy cegieł. Trzeci, nieco mniejszy skład znajduje się nad dużym

wykopem obok wlotu sztolni nr 1. W dwóch ceglanych barakach

zmagazynowano tam kilka tysięcy worków cementu. W wielu miejscach

napotkamy obecnie na niewielkie składy piasku, cementu czy cegieł. Na

całym terenie kompleksu zlokalizowano też dwa duże wysypiska

kamienia, pochodzącego z drążonych podziemi.

Pierwsze znajduje się powyżej wylotu sztolni nr 1, obok ciągu magazy-

nów. Główne usypisko znajduje się na południowym krańcu budowy,

background image

obok stert cementu. Na jego terenie hałda ma kilkanaście metrów

wysokości i wygląda naprawdę potężnie. Niewielka hałda znajduje się

także na wprost wlotu sztolni nr 3, a kolejna, nieco większa, na przeciwko

tzw. „Żabnika" obok sztolni nr 4. Na hałdzie tej wykonano kilka

wykopów i rozpoczęto budowę dwóch fundamentów pod baraki. Za

hałdą, aż do głównego usypiska, zlokalizowano ciąg platform, na których

stały wielkie betoniarki o pojemności 3-4 tys. litrów, przygotowujące

beton dla potrzeb budowy. Poniżej głównego usypiska miały swoje

zakończenia tory kolejki, która transportowała od stojących w tym

miejscu kruszarek zmielony kamień, używany do zagęszczania betonu.

Obok kruszarek stoją wielkie fundamenty po ładowarkach i innych

urządzeniach technicznych.

Poniżej ciągu platform wykonano dwa duże wykopy, a w jednym z

nich wylano już ławę fundamentową. Natomiast pomiędzy wykopami a

platformami wybudowano ceglano-betonowy bunkier. Obok wlotu

sztolni nr 4 znajduje się długa platforma. Na betonowych podstawach

spoczywały na niej kompresory wentylujące podziemia. Natomiast

poniżej platformy wybudowano zbiornik wody do chłodzenia owych

kompresorów, od którego wykopano rów biegnący aż do żelbetowych

baraków obsługi, przy drodze do Jugowic. Nad wlotem sztolni nr 4 wy-

konano kilka wykopów oraz fundament pod barak, od którego biegnie

niewielkiej głębokości rów w okolice sztolni nr 1.

Pomiędzy wlotami sztolni nr 2 i 3 (poniżej torowiska) stoi duży,

żelbetowy bunkier, a jeszcze niżej całe zbocze poryto wykopami i

usypano wiele pryzm ziemi. W kilku wykopach rozpoczęto wylewanie

fundamentów. Platformy po barakach znajdują się także obok wlotu

sztolni nr 1. Powyżej tego wlotu stoi dziwna, żelbetowa budowla -

przypominać może zarówno rampę przeładunkową kolejki jak i jakiś

magazyn. Przeznaczenia owej budowli niestety nie znamy. Obok niej

background image

wylano betonowy, ośmiokątny fundament. Jego przeznaczenie jest także

niewyjaśnione. Pomiędzy drogą a północnym ciągiem magazynów, w

dolinie potoku, wykonano także kilka wykopów, a obok rozgałęziających

się w tym miejscu torów kolejki stoją fundamenty po ładowarkach.

Natomiast na samych torach umiejscowiono kanał naprawczy dla

parowozów i wagoników. W pobliżu wlotów sztolni nr 1 i 4 wykonano

dwa wykopy, w których mieścić się miały główne budowle kompleksu.

Tuż obok wlotu sztolni nr 1 wykonano wykop o długości około 80 m,

szerokości około 60 m i głębokości (prawdopodobnie) 15 m. Piszę

prawdopodobnie, bowiem przez wiele lat do wykopu tego zwożono

śmieci, przez co obecnie ma zaledwie 4-5 m głębokości. Podając

głębokość 15 m, opieram się na zeznaniu Pana Stasiaka z Jugowic, który

wykop ten widział jeszcze przed zawaleniem śmieciami. Na dnie wykopu

rozpoczęto wylewanie fundamentów; jeden z nich miał podobno kilka

metrów wysokości. Dziś wystaje jeszcze 1,2 m ponad warstwę śmieci. Na

dwóch ścianach bocznych wykonano także żelbetowe fragmenty muru

lub też podstaw pod jakieś urządzenia. Do jednego z fundamentów

dochodzi tor kolejki wąskotorowej. Drugi wykop ulokowano obok wlotu

sztolni nr 4. Ma on długość około 100 m, szerokość 50 m i głębokość

około 10 m. W wykopie, od strony torowiska, rozpoczęto betonowanie

dużego fundamentu pod nieznaną budowlę. Obecnie część wykopu zalana

jest wodą, która stała się miejscem rozrodu dla tysięcy kijanek. Stąd też

wzięła się nazwa - Żabnik. Na południowym krańcu kompleksu, na

wzgórzu obok drogi, znajdują się ruiny baraków po nieznanym obozie,

którego więźniowie pracowali na terenie Włodarza lub Moszny. Na

terenie kompleksu wykonano wiele mniejszych wykopów, rowów,

pryzm, składów materiałów oraz niewielkich betonowych fundamentów.

Wszystkie nadają budowie specyficzny krajobraz. Ich dokładną

lokalizację przedstawia mapka naziemnych obiektów kompleksu

background image

Włodarz.

Kompleks Włodarz - część podziemna

Na północno-wschodnich zboczach góry znajduje się największy z

dotychczas poznanych podziemnych kompleksów - Włodarz. System

składa się z czterech sztolni, które leżą na wysokości 585-590 m n.p.m. i

biegną równolegle do siebie w głąb góry. Są one oddalone od siebie: 1-2

o 80 m, 2-3 o 80 m oraz 3-4 o 160 m. Poza sztolniami w skład systemu

wchodzą wyrobiska chodnikowe i komorowe. W każdej ze sztolni, w

odległości około 50 m od wejścia, wykuto po dwie leżące po

przeciwnych stronach wartownie. Stan zaawansowania Prac nad nimi jest

różny - od początkowej fazy drążenia komory, aż do etapu obetonowanej

wartowni w sztolni nr 4.

Teraz poznamy bliżej część dostępną „suchą nogą", jako że na skutek

obwałów przy wejściach około 30% tuneli jest stale zalanych wodą.

Do suchej części wchodzimy wejściem nr 4, przez bardzo nie-

bezpieczny obwał. Naszym oczom ukazuje się tunel do połowy zawalony

gnijącą obudową, pod którą stoi około 40 cm wody. Po pokonaniu tego

odcinka, po około 50 m, dochodzimy do wartowni. Ta po stronie lewej

jest w większości już obetonowana. Z części betonu nie zdjęto nawet

szalunku, przez co stoi tam teraz plątanina drewnianych stempli. Komora

po stronie prawej ma wybetonowaną tylko podłogę. W rogu owej komory

leżą wielkie, łukowe płyty szalunkowe przygotowane do betonowania

stropu. Dalej, po około 80-100 m dochodzimy do „szachownicy" tuneli i

wyrobisk, na które składają się sztolnie nr 2, 3, 4 oraz 9 tuneli

równoległych do nich i 4 poprzeczne. W prawo mamy tunel A, którym

posuwamy się dalej prosto. Co chwilę nad naszymi głowami pojawiają

się ślepo zakończone szybiki. Są to zaczątki kucia górnego

poziomu. W końcowym odcinku tunelu A szybiki te mają prawie 10 m

background image

wysokości i po kilka poziomych drewnianych pomostów, zamocowanych

na wbitych w skałę wiertłach. Te ostatnie połączone są drabinkami, które

do dziś stoją na pomostach. Gdy wreszcie dojdziemy do końca tunelu A i

skręcimy w prawo, po kilku metrach natrafimy na wodę. Im dalej

będziemy próbowali się poruszać, tym będzie głębsza. Musimy zatem

wracać.

W podobny sposób możemy przejść tunele B i C, gdzie także po

pewnym czasie napotkamy wodę. Nieco inaczej wygląda sprawa w tunelu

D. Idąc nim prosto, po minięciu skrzyżowania ze sztolnią nr 3, po mniej

więcej 50 m dochodzimy do krzyżówki. Tam kończy się nasze

zwiedzanie suchej części podziemi. Jedynie idąc w prawo dotrzemy do

miejsca gdzie ma swój wlot szyb transportowy z powierzchni. To

wszystko - dalej woda jest coraz głębsza. Zmieniamy zatem środek

lokomocji i przesiadamy się na ponton. Płynąc dalej tunelem D, do-

cieramy do dosyć dużej komory wybranej między tunelem D a sztolnią nr

2. Po wpłynięciu i pokonaniu około 50 m docieramy do komór wartowni.

W Prawej komorze natrafiamy na ciekawą rzecz. Otóż na głębokości

około 1 m pod wodą, stoją na dnie skrzynie po materiale wybuchowym -

donaricie. Za wartownią jest niewielki zawał, za którym jest już sucho i

możemy wyjść na powierzchnię.

Wracamy pontonem aż do tunelu D i skręcamy w prawo Po 80 m

dopływamy do czegoś, co... zapiera nam dech w piersiach. Wpływamy

bowiem na prawdziwe podziemne jezioro. Hala o długości ponad 60 m

szerokości 9 m i wysokości ponad 10 m zalana jest do głębokości 1 5 m

krystalicznie czystą i piekielnie zimną wodą. Doskonale widać w niej

leżące na dnie różne przedmioty, służące kiedyś budowniczym Na końcu

hali - zwanej Jeziorem Łabędzim - jest jeden z najbardziej tajemniczych

zawałów jakie znamy. O tym jednak będzie mowa w rozdziale

omawiającym działalność SGP KRET.

background image

Od strony wlotu do hali sztolni nr 1 rozpoczęto montowanie stropu z

potężnych żelbetowych łukowych stropic. Sztolnia nr 1 jest najgłębiej

zalana w całym systemie. Poziom wody wynosi tam ponad 1,7 m.

Wartownię w sztolni nr 1 rozpoczęto dopiero drążyć. Gotowa jest jedna

komora i zaczątki drugiej. To wszystko jeżeli chodzi o poziom I podziemi

w kompleksie Włodarz. Istnieje jeszcze drugi, położony wyżej ciąg

tuneli, który razem z dolnymi tunelami (już po wyburzeniu znajdującej

się między nimi warstwy skał) miał tworzyć wielkie hale. Taki właśnie

ciąg korytarzy biegnie nad całym tunelem C. Można się tam dostać przez

liczne szybiki, którymi zsypywano na stojące na dole wagoniki urobek z

górnego poziomu. Ponadto fragmenty takich tuneli biegną nad tunelami

A i B oraz nad tunelem D przy zalanej hali, gdzie dodatkowo górne

korytarze C i D łączy poprzeczny chodnik. Wymiary korytarzy górnego

poziomu są o wiele większe od korytarzy poziomu dolnego. Przeważnie

ich szerokość waha się od 4 do 5 m. Tak więc, aby uzyskać wymiary

dużej hali, nie wystarczyłoby wyburzenie stropu między tymi poziomami,

ale trzeba byłoby jeszcze poszerzać dolny tunel. Widzimy tutaj

podobieństwo tych tuneli do korytarzy o przekroju T z kompleksu

Osówka, gdzie podziemia są jakby o jeden stopień wyżej - mają już

wyburzony strop.

Z powierzchni dochodzi do podziemi szyb o głębokości 40 m i śred-

nicy 4 m. Jest w połowie zablokowany przez zator z gałęzi, liści i ziemi.

Długość korytarzy w kompleksie Włodarz wynosi 3 100 m, powierzchnia

10 710 m2, natomiast kubatura: 31 362 m3 poziomu dolnego i 10 625 m3

poziomu górnego, co razem daje 42 000 m .

Stan wyrobisk pod względem górniczym jest dobry, jedynie przy

wejściach istnieją obwały. Zagradzają one odpływ wodzie i są przeszkodą

w swobodnej penetracji podziemi.

Kompleks Włodarz - badania

background image

W podziemiach kompleksu Włodarz nasze szczególne zainteresowanie

wzbudził (i wzbudza nadal) duży zawał na końcu hali, będącej

przedłużeniem sztolni nr 1. Warunki pracy w tym miejscu należą do

najcięższych w całym „Riese". Dojście do zawału jest bardzo trudne i

wiedzie przez głęboką wodę i wielkie bloki skalne. Podjęliśmy jednak

wyzwanie.

Prace badawcze w tym miejscu przeprowadziliśmy w grudniu 1993

roku oraz w styczniu 1994 roku. Polegały na rozbijaniu wielkich bloków

skał (kilof, młot, przecinaki) i przerzucaniu rumoszu skalnego kilka

metrów za siebie. Po paru dniach udało się nam odsłonić kilka metrów

chodnika wychodzącego nieco poza obrys hali. Niestety, kończy się on

przodkiem. Dalsze prace przerwało pojawienie się w wykopie wody,

która przesiąka ze wspomnianego „Jeziora Łabędziego".

Podczas rozkopywania zawału natrafiliśmy na sporo części sprzętu

budowlanego (kilofy, łopaty, świdry) oraz na duże ilości lasek donaritu

wraz z odcinkami lontów, a także na same lonty (nawet 2-3 metrowe

odcinki). Może to świadczyć o pośpiesznym zdetonowaniu ładunków w

tym odcinku podziemi. Wystające z zawału w jednym miejscu pogięte

szyny kolejki zdają się to potwierdzać. Obecnie prace w tym rejonie

możliwe będą chyba dopiero po osuszeniu podziemi, jednak aby tego

dokonać, trzeba będzie przekopać aż trzy zawały w sztolni nr 1. Blokują

one bowiem odpływ wody z kompleksu, „zalewając" go do głębokości

1,7 m w rejonie wartowni. Bez osuszenia podziemi ciężko będzie

całkowicie spenetrować zawał i wyjaśnić tajemnicę Włodarza. Według

wszelkich znaków zawał ten kryje dostęp do dalszych, dużych partii

podziemi oraz sztolni nr 5 - największego mitu kompleksu Włodarz.

Mitu, którego od kilku lat usilnie poszukują wszyscy „siedzący" w

temacie Gór Sowich.

Tak się złożyło, że jako jeden ze szczęśliwców miałem okazję widzieć

background image

fotokopie oryginalnych planów sztolni nr 5 oraz tego, do czego ona

prowadzi. A prowadzi w bardzo ciekawe miejsca. Sztolnia ta dochodzi do

systemu podziemnych komór, w których ulokowany został ośrodek

badawczy, a dalej biegnie w kierunku serca Olbrzyma", do tzw.

„Centrum". Cóż to takiego owo „Centrum"? Jest to duży podziemny

kompleks ulokowany wewnątrz Góry Moszna który pełni rolę głównego

skrzyżowania w podziemnych Górach Sowich. Do niego schodzą się

wszystkie chodniki łączące podziemne kompleksy Możemy więc

stwierdzić, że odkrycie wejścia do „Centrum" rozwiąże tajemnice

„Olbrzyma". Tak, o ile oczywiście ktoś kiedyś zainwestuje odpowiednią

sumę pieniędzy, aby zlokalizować i odkopać wloty sztolni

(prawdopodobnie dwóch) prowadzące do „Centrum" lub do zamasko-

wanego szybu, pełniącego w „Centrum" rolę szybu windowego.

Wiadomo, że kompleksy podziemi wykuto na różnych poziomach i że

w szybie „Centrum" chodniki do kompleksów także schodzą się na

różnych poziomach. Powstał zatem szyb z windami, które umożliwiają

przejście między kompleksami, np. z Włodarza (590 m n.p.m.) winda w

„Centrum" zjedzie na 560 m n.p.m. i dalej już prosta droga do Rzeczki.

Wiadomo, iż wylot sztolni nr 5 znajduje się wyżej niż poziom znanych

sztolni Włodarza, ale o ile wyżej - tego dokładnie nie wiem. Podobnie też

nie znam odchylenia kierunku przebiegu względem sztolni nr 1. Wiem za

to, że posiada połączenie poprzez korytarz komunikacyjny i wąską

sztolnię odwadniającą ze znanymi nam podziemiami oraz że właśnie

dlatego podziemny Włodarz zalany jest dziś wodą. Niech o prawdziwości

tego, o czym piszę, świadczy fakt znalezienia kilka lat temu w sztolni nr 1

przez moich kolegów pewnej niepozornej blaszanej tabliczki. Ma ona

następujący napis: A II. Wyjaśniam, że jest to tabliczka z numerem

sztolni, a konkretnie z numerem wyjazdu z podziemi (A - Ausgang

(wyjazd) II). Obecnie nazywamy ten tunel sztolnią nr 1, ale w

background image

rzeczywistości był on tunelem nr 2 w kompleksie Włodarza. Tunelem nr

1 jest mityczna (choć tak naprawdę istniejąca) sztolnia nr 5. A „na deser"

zamieszczam fragment planu podziemi, o których piszę

(patrz ryc. 39).

Kompleks Osówka - część naziemna

Kompleks Osówka jest najbardziej rozbudowanym spośród wszystkich

kompleksów w Górach Sowich. Odnosi się to zarówno do części

naziemnej jak i podziemnej.

Na część naziemną kompleksu Osówka składają się budowle w rejonie

podziemi, wzdłuż drogi Kolce-Walim oraz wiele innych pojedynczych

obiektów rozrzuconych po lesie w promieniu około 1 km od szczytu

góry.

Zanim poznamy zasadniczą część kompleksu, przyjrzyjmy się bliżej

pozostałościom po Wielkiej Budowie, które znajdują się jakby na

przedpolu kompleksu Osówka, we wsi Kolce. W dużym, trzypiętrowym

budynku zlokalizowano tam jeden z najbardziej znanych obozów

sowiogórskiej budowy i KL Dörnhau. Obecnie mieści się w nim magazyn

zbożowy. Nieco dalej (przy nasypie kolei normalnotorowej) znajdują się

wielkie wykopy pod podziemny dworzec kolejowy dla pociągów

specjalnych. Fakt ten sugeruje zamiar rozbudowy podziemi aż pod rejon

wsi. Obok wykopów umiejscowiono magazyny i baraki z warsztatami

naprawczymi dla kolejek wąskotorowych, które kursowały na Osówkę i

Soboń. Fundamenty oraz resztki nasypów kolej pozostały po nich do

dziś. Niedaleko obozu (od wysadzonego mostu) rozpoczyna się szeroka,

brukowana droga, biegnąca przez cały kompleks oraz dalej przez Mosznę

aż w rejon Włodarza. Droga ta jest w doskonałym stanie, podobnie jak i

cały system studzienek odwadniających stok, na którym ją zbudowano.

Zanim droga osiągnie las, dwukrotnie krzyżuje się z torami kolejki

background image

wąskotorowej, która zakosami po zboczu góry, pnie się pod sam jej

szczyt w miejsce, gdzie zlokalizowano główną część budowy. Idąc tą

drogą, co kilkadziesiąt metrów widzimy w lesie duże wykopy, pryzmy

gleby i splantowane platformy pod budowę jakichś obiektów. Przy

drodze znajduje się także niewielki kamieniołom - jak się niedawno

okazało nie jest on wybraniem pod sztolnię nr 4. Około 1,5 km w głąb

lasu rozpoczyna się zasadnicza część budowy, leżąca na poziomie

wlotów sztolni.

W rejonie wlotu sztolni nr 3 zlokalizowano obóz dla więźniów

zatrudnionych przy budowie kompleksu o nazwie KL Saüferwasser Dziś

pozostały po nim fundamenty baraków i ujęcia wody. Nad wlotem sztolni

nr 3 wykonano duży wykop, poszerzający wlot do sztolni lub

przygotowany pod obiekt nieznanego przeznaczenia.

Obok torowiska kolejki, która transportowała urobek ze sztolni nr 3 na

pobliskie usypisko w dolinie potoku Kłobia, stoi fundament

kompresora. Jest usytuowany w bardzo ciekawym miejscu. Otóż do

najbliższego wlotu sztolni (nr 3) jest około 250 m. Tymczasem naprzeciw

fundamentu droga jest mocno poszerzona - niestety nie wiadomo w jakim

celu. Około 300 m dalej zlokalizowano główne usypisko kamienia z

podziemi. Zajmuje ono całą dolinę potoku i jest naprawdę potężne.

Właśnie tam - na poziomie potoku Kłobia - spod zwałów kamienia

wystają tory kolejki. Czyżby prowadziły one do kolejnej sztolni?

Na hałdzie obok torowiska stoi podstawa (4 żelbetowe słupy) po urzą-

dzeniu wyciągowym platformy, która kursowała na szynach po zboczu

góry do poziomu „górnej" budowy. Pomiędzy wlotem sztolni nr 2 a hałdą

stoi fundament ze schodami po niewielkiej wartowni. Znajduje sil tam

również gruba, żelbetowa płyta nieznanego przeznaczenia. Tworzy ona

na potoku swego rodzaju most. Przed wlotem sztolni nr 2 znajduje się

niewielki skład cementu, natomiast po drugiej stronie drogi stoją

background image

fundamenty po barakach obsługi technicznej oraz fundamenty po

niewielkich magazynach sprzętu technicznego (łopat, kilofów itp.).

Znajduje się tam także fundament po nieznanym urządzeniu, pryzmy

gleby oraz krótkie wykopy (rowy?). Nieco bliżej wlotu sztolni nr 1 leży

betonowy, otwarty zbiornik przeciwpożarowy. Tuż nad drogą, pomiędzy

sztolniami nr 1 i 2, znajdują się duże fundamenty po stacji kompresorów,

zaopatrujących podziemia w powietrze. Około 300 m dalej, na zboczu,

wybudowano obiekt o bardzo dziwnym kształcie. Są to jakby betonowe

klatki. Nie znamy przeznaczenia tego obiektu. Podobna konstrukcja

znajduje się także na zboczu, po drugiej stronie drogi, dokładnie

naprzeciw opisywanej budowli.

Jeżeli chodzi o tzw. część dolną, to w zasadzie już wszystko. O wiele

ciekawsze obiekty znajdują się na zboczu nad podziemiami...

Tory kolejki wąskotorowej, biegnącej od wsi Kolce, wznoszą się na

wysokość około 660 m n.p.m., osiągając poziom zasadniczej części

budowy na Osówce. Tor prowadzący od strony Sobonia rozgałęzia się

bezpośrednio nad podziemiami na kilka bocznych torowisk, docierają-

cych do wszystkich najważniejszych części budowy.

Główną budowlę systemu ulokowano obok centralnego torowiska w

samym środku budowy. Mowa o żelbetowym bunkrze o powierzchni

około 680 m2 i kubaturze 2 300 m3. Jest to budowla w stanie surowym -

ściany o grubości 0,5 m są wewnątrz wyłożone supremą, a dach o

grubości 0,6 m ma kształt koryta, jako że był on przygotowywany do

maskowania ziemią i drzewkami. Bunkier posiada 8 połączonych ze sobą

pomieszczeń, 5 otworów drzwiowych i 46 okien. Jedna ze ścian jest

zbudowana z cegły, co świadczy o zamiarze rozbudowy obiektu.

Potwierdzeniem tego jest rozległy wykop obok budowli, w którym miano

wybudować drugą część obiektu. Budowla ma ponad 50 m długości i 14

m szerokości. Wśród ludności miejscowej funkcjonują aż 3 nazwy, jakimi

background image

określa się ten obiekt. Niewątpliwie najbardziej znaną jest „Kasyno".

Nazwy rzadziej używane to: „Zamek Hitlera" i „Dom Hitlera". Podobnie,

jak w wielu innych przypadkach również dla tego obiektu nie udało się

określić przeznaczenia. Prawdopodobnie miał on mieścić pomieszczenia

mieszkalne dla obsługi technicznej gotowego obiektu lub był

przygotowany na pomieszczenia produkcyjno -laboratoryjne. Nie

możemy jednak stwierdzić tego ze stuprocentową pewnością. Poniżej

„Kasyna", przy torze kolejki, wybudowano ciąg sześciu żelbetowych

zbiorników przeznaczonych do magazynowania piasku i żwiru. Mają one

łączną długość 134 m, szerokość 11 m i głębokość 5 m. Część z nich jest

wypełniona piaskiem i kruszywem. Pod zbiornikami usytuowano na kilku

poziomach betonowe platformy. Stały na nich betoniarki, kruszarki, być

może kompresory oraz inne urządzenia techniczne niezbędne do

przygotowania betonu, który pod ciśnieniem podawano przez szyb do

podziemi. Na jednej z platform zmagazynowano kilka tysięcy worków

cementu. Obok nich stoi wielka bryła zastygłego nie wykorzystanego

betonu. Pomiędzy "Kasynem" a zbiornikami znajduje się wejście do

podziemnego tunelu o wymiarach 1,25 x 1,95 m, długości 30 m i spadzie

około 8°. Tunel ten miał łączyć „Kasyno" z szybem. Ukończona część

tunelu ma wylot w betonowym pomieszczeniu, przykrytym żelbetową

płytą (obecnie zawaloną) Pomieszczenie ma kształt nieforemnego

sześciokąta. Dalszy ciąg tunelu był w trakcie budowy. Wykonano tylko

wykop, dochodzący do szybu Na podstawie jego wewnętrznego kształtu

przypuszczamy, że miał on służyć jako kanał, w którym biegłyby różne

kable łączące „Kasyno" z podziemiami. Jego wymiary są bowiem zbyt

małe, aby mogli się w nim poruszać swobodnie ludzie, zwłaszcza, że

mieli to być najważniejsi ludzie w Rzeszy.

Na tej samej platformie, gdzie zmagazynowano worki cementu, stoi

żelbetowy magazyn, do którego dochodził tor kolejki. Wokół magazynu

background image

znajdują się rozległe składy cegieł, rur kamionkowych i innych elemen-

tów ceramicznych używanych na budowie. Od głównego toru poprowa-

dzono też boczny tor - dochodził on do górnej stacji platformy wycią-

gowej. Po platformie pozostały dziś jedynie ruiny stacji oraz biegnące po

zboczu betonowe podstawy, po których się poruszała. Na linii nasypu

platformy widzimy m.in. ślady po wiadukcie kolejki wąskotorowej, która

kursowała nad platformą. Prowadziła do najbardziej tajemniczej budowli

systemu - „Siłowni".

„Siłownia" jest betonowym blokiem o wymiarach 30 x 30 m. Z tego

monolitu prowadzą w głąb włazy ze stalowymi klamrami oraz zawalone

obecnie zejścia, świadczące o kilkupiętrowej głębokości obiektu. Cała

dostępna jego część połączona jest siecią rur i kanałów. Na powierzchni

są też doskonale widoczne elementy hydrauliki przemysłowej: rury

kamionkowe, studzienki i śluzy. Do środka budowli prowadzą jeszcze

dwa ciekawe otwory. Pierwszy z nich przypomina szyb windy, natomiast

drugi jest bez wątpienia klatką schodową. Jak głęboko sięga ta budowla i

co kryją niedostępne od 1945 roku dolne poziomy Siłowni? To dwa

pytania, na które wciąż brak jednoznacznej odpowiedzi.

Wiadomo, że obiekt miał być rozbudowywany. Świadczą o tym

sterczące z niego stalowe pręty. Według naocznych świadków, zaraz po

wojnie miały one po 4-5 m wysokości, ale niestety zostały w latach 50.

ścięte przez szabrowników, których nie brakowało w tym rejonie.

Powyżej „Kasyna" i głównego toru kolejki prowadzono rozległe prace

ziemne - wykonano wiele wykopów pod fundamenty przyszłych budowli,

a około 450 m od szczytu Osówki wybudowano dwukkomorowy zbiornik

na wodę o pojemności 350 m3. Zbiornik zasilany był w wodę

rurociągiem biegnącym przez Rzeczkę, aż ze stoków Wielkiej Sowy.

Ślady wykopów wskazują, że miał zaopatrywać w wodę cały rejon

budowy. W pobliżu zbiornika znajdują się także fundamenty po kilku

background image

barakach mieszkalnych bądź magazynach. Duży zespół magazynów

zlokalizowano także na wschód od „Kasyna", gdzie przy zakończeniach

torowisk znajdują się duże składowiska piasku i ceramiki budowlanej. Na

brzegu lasu stoi duża ceglana budowla z zakratowanymi oknami, o

nieznanym przeznaczeniu. Nieco głębiej w lesie, przy punkcie węzłowym

szlaków, zbudowano niewielki zbiornik na wodę. Obok tego miejsca, w

świerkowym lasku, znajduje się betonowy fundament po baraku, a cały

teren wokół jest splantowany i pełen wykopów. Przy drodze biegnącej z

Kole do Walimia, około 750 m przed wlotem sztolni nr 3, poprowadzono

po zboczu drogę, dochodzącą do platformy przy jednym z zakosów

kolejki. Na platformie w zboczu góry wybudowano niewielki żelbetowy

magazyn, w którym prawdopodobnie przechowywano materiał

wybuchowy używany na budowie. Magazyn zamykano pancerno-

betonowymi drzwiami. Dziś pozostały po nich jedynie zawiasy i...

wspomnienia.

Jak już nadmienialiśmy, zaopatrzenie kompleksu Osówka w materiały

budowlane odbywało się kolejką wąskotorową, która miała swoją

bocznicę na stacji kolei normalnotorowej w Głuszycy Górnej. Kolejkę

poprowadzono przez Głuszycę Górną (gdzie obok wiaduktu normalnej

kolei widać filary po wiadukcie kolejki wąskotorowej), dalej do Kole

obok wsi Zimna Woda i zakosami aż do poziomu budowy.

Do rejonu budowy doprowadzono także rurociąg od ujęć wody w

Głuszycy. Jak widać kompleks Osówka w swojej naziemnej części jest

najbardziej rozległym i zaawansowanym w budowie kompleksem Mimo

to nie daje nam odpowiedzi na pytanie: jak miała ostatecznie wyglądać

naziemna część obiektu budowanego wewnątrz góry?

Kompleks Osówka - część podziemna

Przy leśnej drodze Kolce-Walim, w dolinie, którą płynie potok Kłobia,

background image

znajdują się wejścia do najbardziej rozbudowanego systemu

podziemnego w Górach Sowich. Wloty do tuneli usytuowane są na

południowych stokach niepozornej góry o nazwie Osówka. Dość trudno

odnaleźć ją w przewyższających masywach Włodarza, Sobonia i Moszny.

Jednak mimo swych niewielkich rozmiarów wnętrze góry kryje potężny

system, ustępujący swoimi rozmiarami tylko podziemiom Włodarza.

System składa się właściwie z dwóch części. Pierwsza (większa)

obejmuje sztolnię nr 1 i 2 oraz położone między nimi wyrobiska

chodnikowe. Druga część to sztolnia nr 3. Jest oddalona od zasadniczej

części podziemi o około 500 m i tworzy osobny system niepołączony z

częścią główną. Wyrobiska sztolni leżą na następujących wysokościach:

nr 1- 610 m n.p.m. oraz nr 2 - 595 m n.p.m. Pierwszy poziom dostępny z

wejścia nr 1 kończy się na tzw. uskoku, który jest wielkim zawałem. O

wybuchu, jaki zniszczył tę część tunelu i sztucznie połączył obydwa

poziomy, świadczą wyraźnie resztki obudowy, lontów i pokruszonej

skały. W miejscu tym można też zauważyć ciekawą rzecz. Otóż,

spływająca do uskoku woda wsiąka w niego, co wydaje się naturalne,

natomiast na pewno naturalnym nie jest to, że w położonej niżej war-

towni po owej wodzie nie ma już śladu.

Teraz wejdźmy do środka.

Od razu odczuwamy różnicę temperatur. W lecie jest zimno, natorniast

zimą natura pokazuje nam do czego jest zdolna. W wyniku skraplania się

i częściowego zamarzania pary wodnej (efekt ruchu turystycznego)

naszym oczom ukazuje się prawdziwie bajkowy świat. Duże i małe,

cieniutkie jak szpilki i grube jak drzewa, wiszące i sterczące ze spągu

lodowe sople są niesamowite. Dlatego też osobiście polecam zwiedzanie

podziemi szczególnie zimą - to doprawdy niezapomniane przeżycie.

Po około 50 m z głównego tunelu skręcamy w prawo i przez tunel

biegnący od komory wartowni docieramy do serca kompleksu. Widzimy

background image

wszystkie fazy budowy, od małych tuneli aż po gigantyczne hale o

wymiarach boiska sportowego. Doskonale wyeksponowane są tunele o

przekroju litery T. Powstały poprzez wybranie najpierw części dolnej,

potem środkowej, górnej a następnie górnych bocznych fragmentów.

Pozostałych elementów nie zdołano już wybrać. Gdyby jednak to uczy-

niono, powstałyby ciągi hal o szerokości 8-10 m i wysokości 10-15 m.

Takie hale wykuto tylko w trzech miejscach. Dwie z nich są już obeto-

nowane; jedna w całości, druga ma wylany tylko strop. Nie zdjęto z niego

szalunku i dziś tworzy on fantastyczny widok. Niebawem wchodzimy w

nieco węższe tunele. Tunel sztolni nr 2 poprowadzi nas w kierunku tzw.

uskoku i wartowni. Pod nogami szumi woda. Spływa w kierunku uskoku.

Dochodzimy do niego. Dziś jest zagruzowany i przykryty schodami, ale

kiedyś, aby dostać się do wartowni trzeba było się nieco

pogimnastykować.

Schodzimy do wartowni. Jest niemal całkowicie ukończona. Dosko-

nale widoczne są podwójne żelbetowe stropy nad komorami, działające

niczym poduszka powietrzna. W pomieszczeniach warty zamontowano

pancerne płyty, które były dodatkowo chronione przez obudowę

przeciwodłamkową (mowa o schodkach z betonu naokoło płyty).

Zwróćmy uwagę na ich grubość i doskonały stan. Okienka strzelnic

znajdują się po obu stronach tunelu, ale są w stosunku do siebie

przesunięte o kilka metrów. Po co? Aby w przypadku otwarcia ognia

strzelcy nie razili się wzajemnie ogniem.

Mijamy wartownię i tunelem sztolni nr 2, kierując się do wyjścia. Po

drodze mijamy niewielki fundament po kompresorze tłoczącym

powietrze do tunelu. Jeszcze kilka metrów i jesteśmy znowu w krainie

światła.

Na końcu, w otwartej części podziemi, możemy zobaczyć jedną dużą

halę w stanie surowym. Znajduje się tam również odejście tunelu w

background image

kierunku Włodarz-Soboń oraz Rzeczka. Można tam także podejść od

spodu pod szyb wentylacyjny. Zobaczymy dodatkowo pewną komorę,

położoną dokładnie pod tzw. „Siłownią". Wszystko wskazuje, że stąd

właśnie zamierzano wykuć szyb łączący oba te miejsca.

Niestety, chyba nigdy nie zobaczymy sztolni nr 3. Dlaczego? Prawdo-

podobnie nie będzie udostępniona turystom. Leży bowiem około 500 m

od głównych wyrobisk. Kiedy idziemy na Osówkę drogą z Kolc, w

pewnym momencie ją mijamy - jest to wybranie w zboczu z drewnianymi

stemplami. W tym miejscu muszę wykazać się brakiem skromności i

samemu pochwalić, gdyż to właśnie Grupa Badawcza „Góry Sowie", w

której działałem, dokonała odkopania tego wejścia w 1992 roku. Przed

nami sztolnię rur 3 badał m.in. Jerzy Cera. Co jest w jej środku? Otóż,

sztolnia ma razem z bocznymi chochlikami długość około 120 m i dwie

ceglano-betonowe tamy, które przegradzają ją do wysokości 90 cm i 60

cm. Nie wiemy po co je wybudowano, natomiast bardzo skutecznie

przeszkadzają w penetracji tunelu, utrzymując w nim wodę do głębokości

90 cm.

Ogólna długość wyrobisk w kompleksie Osówka wynosi 1 750 m,

powierzchnia 6 700 m2 a kubatura 30 000 m3. Stan wyrobisk pod

względem górniczym (pomijając prace zabezpieczające) jest dobry i przy

penetracji kompleksu nie ma prawie żadnego zagrożenia.

Kompleks Osówka - badania

Prace badawcze w kompleksie Osówka rozpoczęliśmy w czerwcu 1992

roku od przebrania obwału na wlocie sztolni nr 3. Nie było to trudne

technicznie, ale bardzo męczące fizycznie. Po prostu trzeba było

przerzucić całe tony ziemi i skał oraz odsłonić wlot sztolni, aby woda

wypełniająca tunel mogła swobodnie spłynąć. Chodziło nam o możliwość

spenetrowania tunelu, co też powiodło się 28 sierpnia 1992 roku Po

background image

przebraniu zawału i postawieniu obudowy z drewna, udało się nam

obniżyć poziom wody w tunelu do około 30 cm. Obecnie (po ponownym

osunięciu się ziemi) poziom wody w tunelu oscyluje w granicach 80 cm.

Innymi słowy, aby swobodnie penetrować tunel ponownie należałoby

oczyścić obwał.

Pomiędzy kwietniem a czerwcem 1994 roku prowadziliśmy roboty

przy tzw. uskoku. Tutaj sprawa wyglądała dużo poważniej. Czekało nas

znacznie więcej skał do przerzucenia, a do tego prace utrudniały

ciemności oraz lejąca się na głowy woda, pochodząca z żyły wodnej

odsłoniętej w czasie drążenia chodników w latach 1943-1945. Jednak

uporczywe przekopywanie zawału, powoli dawało efekty. Byliśmy coraz

głębiej i bliżej celu. Po lewej stronie tunelu ukazały się szalunki (belki i

deski) oraz coraz większe pustki między skałami. Niestety, zalewająca

ciągle wykop woda okazała się silniejsza od nas. Przegraliśmy. Obecnie

są pewne szanse, aby jeszcze raz zmierzyć się z uskokiem, tym razem z

pomocą techniki. Piszę „pewne szanse", bowiem gospodarz obiektu do

końca nie jest zdecydowany czy prowadzić prace badawcze, czy też

zadowolić się stanem obecnym. Stan obecny to efekt „dziwnej" adaptacji

obiektu, w wyniku której, co prawda ułatwiono przejścia głównymi

tunelami ale także, bez sprawdzania, zasypano rumoszem skalnym

wszystkie ważne, najbardziej obiecujące miejsca, znacznie utrudniając

dostęp do nich. Popełniono wręcz kardynalne błędy tłumacząc to chęcią

szybkiego otwarcia tuneli dla turystów, lecz mam nadzieję, nie

zaprzepaszczono przy tym ostatecznie szansy odkrycia czegoś nowego.

Komora strzelnicza (izba bojowa) w prawej wartowni tunelu nr 2 jest

niedostępna od... No właśnie, od kiedy? Wejścia do niej broni duży

zawał, który powstał gdzieś między 1945 a 1950 rokiem w wyniku

wysadzenia części nie obetonowanej komory wartowni. Przez długie lata

do wnętrza izby bojowej można było zaglądać jedynie przez nieco

background image

uchylone okienko strzelnicy. Można też było obejrzeć sobie leżącą

naprzeciw taką samą wartownię i porównać je, ale to nie to samo.

18 stycznia 1998 roku stanęliśmy przed wartownią z mocnym posta-

nowieniem jej zbadania. Skąd wzięła się szansa? Otóż, izba bojowa po-

siada (oprócz otworu strzelniczego oraz wentylacji) otwór o przekroju

prostokąta o wymiarach mniej więcej 25 x 40 cm, przez który miały z

niej być wyrzucane granaty. Wybór padł na Piotra, najszczuplejszego.

Po kilku minutach przeciskania (otwór jest długi na około 1 m), Piotr

oznajmił o dotarciu do wnętrza wartowni. Okazało się, że w wartowni nie

ma nic poza pustą skrzynką narzędziową i dwoma budowlanymi

„koziołkami". Tajemnica przestała być tajemnicą.

Z kolei w maju i czerwcu 1998 roku postanowiliśmy wyjaśnić jedną z

zagadek „Kasyna". Chodzi o nie wybetonowany fragment podłogi (około

4 x 5 m) wewnątrz budowli. Nasze prace posuwały się szybko do przodu,

bowiem ziemia nie była zbyt ubita. Podkreślam - ZIEMIA! - a nie skały,

które powinny tu być. Po wykonaniu wykopu o wymiarach 2 x 3 m i

głębokości 2,5-3,0 m, dotarliśmy do warstwy skał, której nie zdołaliśmy

już przebić. Fakt ten bardzo nas zaskoczył, bowiem badania prowadzone

różnymi technikami (m.in. przez radiestetów) wskazywały na istnienie w

tym miejscu zejścia do podziemnej części obiektu. Ponadto z tego

właśnie miejsca powinien biec tunel w kierunku Siłowni". Czy biegnie on

faktycznie? Bardzo możliwe. Być może uda się nam w końcu dokończyć

wykop i tajemnica zostanie wyjaśniona Pozostaje tylko ta warstwa skał...

Kompleks Jugowice Górne - część naziemna

System Jugowice Górne posiada dość mocno rozbudowaną część

naziemną. Składają się na nią żelbetowe baraki, ujęcia wody oraz sieć

dróg i torowisk. Poznawanie tej części rozpoczniemy od dworca kolejo-

wego na trasie Świdnica-Jedlina Zdrój. Od stacji biegło zelektryfikowane

background image

połączenie do Walimia, które zaopatrywało w materiały kompleks

Rzeczka. Sama stacja była też punktem przeładunkowym dla materiałów

używanych na budowie w górach. Po wojnie znajdowało się na niej dużo

sprzętu (kabli, osprzętu elektrycznego i różnego sprzętu technicznego).

Zaopatrywanie systemu Jugowice odbywało się z bocznicy kolejowej na

stacji w Olszyńcu. Stąd też zakosami poprowadzono kolejkę

wąskotorową do kompleksów Włodarz i Jugowice. W samych

Jugowicach (około 200 m za wiaduktem kolejowym; wybudowano basen,

prawdopodobnie na potrzeby przebywającej na terenie kompleksu załogi.

Uregulowano też płynący przez wieś strumień Jaworzynka, którego

brzegi tu i ówdzie wzmocniono betonowym murem. Wzdłuż drogi na

terenie całej wsi stoją żelbetowe baraki obsługi technicznej. Baraki, to

raczej za dużo powiedziane. Są to żałosne ruiny baraków

zdewastowanych przez miejscową ludność. Według relacji świadka były

to piętrowe konstrukcje z żelbetu, mające wymiary 46,5 x 16 m oraz 42 x

12 m. Posiadały centralne ogrzewanie, sieć wodociągową i kanalizacyjną

oraz elektryczność. Część pomieszczeń wykończono płytkami

ceramicznymi. Niestety, na przełomie lat 40. i 50. w skutek odzysku z

nich pustaków, częściowo je rozebrano, a następnie podcięto filary

trzymające stropy. W efekcie, baraki stały się ruiną.

W górnej części wsi, po prawej stronie drogi, zlokalizowano stację

końcową kolejki wąskotorowej. Przy bocznicy ulokowano skład mate-

riałów budowlanych. Jeszcze dziś można tam znaleźć worki skamienia-

łego cementu oraz duże ilości metalowego osprzętu używanego na

budowie. Stoi tam także fundament po dużym baraku magazynowym. Na

zboczu góry, powyżej bocznicy, znajdował się obóz dla robotników

przymusowych oraz jeńców wojennych. Dziś po barakach pozostały

jedynie betonowe platformy i fundamenty. Według ustaleń obóz nosił

nazwę Hausdorf i nie miał nic wspólnego z KL Gross Rosen.

background image

Z ważniejszych budowli, zlokalizowanych przed wlotami sztolni,

wymienić należy fundament po kompresorze, jaki stoi poniżej wlotu

sztolni nr 2, fundament po takim samym urządzeniu, stojący na wybraniu

przed zawalonym wlotem sztolni nr 4 oraz fundament po baraku, który

stał obok wlotu sztolni nr 6. Poza tym, na wybraniu przed sztolnią nr 4

znajduje się ceglany fundament nieznanego przeznaczenia. Mówi się, że

stał tam piec (?!), że była piekarnia? Na dzień dzisiejszy nie wiemy

jednak nip więcej o funkcji tej budowli. Przed wlotami sztolni nr 1 i 2 jest

duża hałda kamienia z podziemi. Podobne hałdy, lecz nieco mniejsze,

znajdują się przed wlotami sztolni nr 6 i 7. W związku ze zwiększonym

ruchem samochodowym, drogę biegnącą przez wieś poszerzono i

utwardzono. W dwóch miejscach skarpy wzmocniono betonowymi

murami oporowymi oraz odwodniono siecią sączków i studzienek. Na

wschodnim zboczu góry Jedlińska Kopa, w dolinie potoku bez nazwy,

wybudowano żelbetowy zbiornik na wodę oraz małą przepompownię.

Zbiornik jest dwukomorowy i ma 350 m pojemności. Miał on być

częściowo zasilany wodą z potoku, częściowo zaś wodą spływającą do

niego z okolicznych betonowych studzienek, którymi zdrenowano zbocza

Włodarza i Jedlińskiej Kopy.

Kompleks Jugowice Górne - część podziemna

Pomimo łatwego dostępu do wlotów sztolni, podziemny system

Jugowice nie cieszył się zbytnim zainteresowaniem badaczy. Co więcej,

do 1992 roku udało się przeprowadzić penetrację tylko jednej sztolni (nr

6) i to jedynie częściom. Pozostałe wloty sztolni w ilości sześciu

pozostawały niedostępne. Dopiero badania prowadzone przez SGP KRET

pozwoliły ostatecznie ustalić ilość wejść i doprowadziły do spe-

netrowania większości z nich.

Podziemia Jugowic wydrążono na południowo zachodnim zboczu

background image

wzgórza o wysokości 626 m n.p.m. w masywie Działu Jawornickiego.

System można podzielić na dwie części. Do pierwszej zaliczymy sztolnie

nr 1-5, do drugiej zaś sztolnie nr 6-7. Wloty sztolni nr 1-5 leżą na

wysokości 486-495 m n.p.m., natomiast wloty sztolni nr 6-7 na wy-

sokości 492-495 m n.p.m.

Wlot sztolni nr 1 znajduje się nad hałdą na niewielkiej platformie.

Sama sztolnia ma zaledwie 10 m długości, szerokość 3 m, wysokość 3 m

i kończy się przodkiem.

Wlot sztolni nr 2 leży około 9 m poniżej sztolni nr 1. Spenetrowano ją

31 października 1992 roku, po przekopaniu obwału przy wejściu. Sama

sztolnia ma 109 m długości, szerokość 3 m i wysokość 2,2-3,2 m. W

końcowym odcinku wznosi się na tyle, że prawdopodobnie osiąga

poziom sztolni nr 1 i 3. Razem z odejściem do sztolni nr 4 tworzy system

wyrobisk chodnikowych o łącznej długości około 230 m. Wyrobiska są

w stanie surowym, częściowo wzmocnione drewnianą obudową. W

kilku tunelach stoi woda - około 30 cm. Jest jej szczególnie dużo w

rejonie zawału na odejściu wyrobisk do sztolni nr 4.

Co do istnienia sztolni nr 4 zachodziły poważne wątpliwości, ale ślady 00

wierceniach otworów strzałowych z dwóch stron ostatecznie

potwierdziły, że sztolnia nr 4 istnieje, a jej spenetrowanie stało się

możliwe po przekopaniu zawału na jej wlocie na wybraniu w rejonie tzw.

piekarni. Nieubłaganie nasuwają się pytania: dlaczego wlot sztolni nr 4,

w przeciwieństwie do pozostałych, był zawsze niedostępny? Co takiego

kryje odcinek sztolni odcięty z dwóch stron zawałami, w którym

szczególnie interesujące jest to, że rozpoznana w zawale szerokość

sztolni nr 4 wynosi 4-5 m? Fakt ten oznacza, że sztolnia jest szersza od

największych tuneli znanych nam obecnie. W sztolni występują

pomalowane farbą fosforową słupy, stojące na wlocie do tunelu,

niespotykane nigdzie indziej. Słupy pomalowane w biało-czerwone pasy

background image

mogą sugerować, że do wnętrza tunelu wjeżdżały nawet samochody

ciężarowe. Jeżeli prawdą okaże się wersja, że sztolnia ta przechodzi przez

całą górę, to jej wylot znajduje się w okolicach dworca PKP w Walimiu,

co wydaje się bardzo prawdopodobne, żeby nie powiedzieć oczywiste.

Sztolnia nr 3 leży na tej samej wysokości co sztolnia nr 1 i podobnie

jak ona ma zaledwie 15 m długości. Jej szerokość to 3 m, a wysokość 2,5-

3 m.

Około 100 m dalej znajduje się miejsce, gdzie rozpoczęto drążenie

sztolni nr 5. W zboczu wykuto zaledwie niewielką niszę o głębokości

około 3 m w kierunku wyrobisk 1-4, stąd też możemy przypuszczać, że

sztolnie te miały stanowić zwartą całość.

Bardziej na południowy-wschód położone są dwie ostatnie sztolnie

systemu Jugowice o numerach 6 i 7. Leżą one na wysokościach: nr 6 -

492 m n.p.m., nr 7 - 495 m n.p.m.

Sztolnia nr 6 jest poznana na odcinku około 30 m. Zaraz przy wlocie

korytarz przegrodzony jest betonową ścianą grubości 0,5 m, w której

zamontowano stalowe drzwi. Są one uchylone, jednak zaraz za nimi

korytarz jest zawalony na odcinku około 5 m. Tuż za zawałem znajdują

się drugie stalowe drzwi, uchylone tak samo jak i pierwsze. Jednak za

nimi drogę zamyka nam już woda o głębokości około 1,2 m, która

dochodzi aż do zawału przegradzającego tunel od czasów wojny. Zawał

ten utworzył na łące, leżącej nad tunelem, duże zapadlisko o średnicy

około 5-6 m i głębokości około 4 m. Z miejsca tego podejmowane były

próby dostania się do tunelu poprzez wykonanie szybu.

Około 120 m dalej położone jest wejście do ostatniej sztolni w syste-

mie Jugowice. Udało się je spenetrować w 1993 roku, po uprzednim

rozkopaniu przez koparkę około dziesięciometrowego, zawalonego

odcinka początkowego tunelu. Przy rozkopywaniu zawału natrafiono na

skamieniały worek cementu i oś z kołami od wagonika kolejki wąsko-

background image

torowej. Sztolnia ma obecnie długość 24,5 m. W środkowym odcinku

sztolnia posiada łukowy, betonowy strop o grubości 10 cm. Wspiera się

on na bocznych ścianach tunelu i dzieli wyrobisko na dwie prawie równe

części. Pod stropem wzniesiono dwie ceglane ścianki, które nie dotykają

stropu. Końcowy odcinek o długości 8,7 m nieco się poszerza osiągając

2,7 m wysokości i 3,2 m szerokości. Odcinki sztolni przed i za

betonowym stropem są obudowane drewnem. Co ciekawe, cała sztolnia

pokryta jest warstwą czarnej substancji podobnej do sadzy. Dotychczas

nie udało się ustalić czym dokładnie jest owa substancja. Na przodku

odkryto starą gaśnicę, jednak miejscowa ludność nie przypomina sobie,

aby w sztolni był pożar, na co zdaje się z kolei wskazywać wspomniana

warstwa „sadzy".

Ogólna długość poznanych wyrobisk w systemie Jugowice wynosi

około 460 m, powierzchnia około 1 360 m2, natomiast ich kubatura sięga

4 200 m3. Stan wyrobisk pod względem górniczym jest ogólnie dobry,

choć w kilku miejscach są niebezpieczne obwały ze stropu. Jeżeli chodzi

o wartości poznawcze, to podziemia te nie zawierają żadnych rewelacji i

w zasadzie niczym od innych się nie różnią. Jedynie wyrobiska między

sztolniami 2-4 nadają się do zwiedzania, choć przeszkodą będzie tu dosyć

trudne do pokonania wejście. Trudne z powodu ciągle obsypującej się ze

zbocza ziemi, zawalającej przekop wykonany przez SGP KRET w 1992

roku.

Kompleks Jugowice Górne - badania

Kiedy w 1992 roku rozpoczynaliśmy badanie Jugowic Górnych, nie

przypuszczaliśmy, że czeka nas tak ciężka próba. Próba, przede

wszystkim wytrwałości i cierpliwości, w ciągnących się miesiącami

„wykopkach".

24 października 1992 roku, przez wykopy przy stropach tuneli, bardzo

background image

szybko udało się nam dostać do sztolni nr 1 i 3. Obie sztolnie kończą się

zaraz przodkami (10 i 15 m). Nabraliśmy więc pewności, że podobnie

szybko „skończymy" z Jugowicami. Co za błąd!

31 października 1992 roku, w czasie zaledwie dwóch godzin dokona-

liśmy penetracji (przez przekop przy stropie) sztolni nr 2 oraz połączo-

nego z nią systemu wyrobisk chodnikowych. W jednym z chodników

natrafiliśmy na zawał odcinający dostęp do sztolni nr 4. Spróbowaliśmy

więc przekopu, jednak zaraz się wycofaliśmy. Niby nic się nie działo, ale

zawał wygląda „paskudnie" i mieliśmy wrażenie, że coś się tu zaraz

obsunie. Lepiej nie ryzykować. Sukces był i tak ogromny.

Badania terenu wskazują kolejny cel. Jest nim sztolnia nr 7. Niedostę-

pna od wojny. Zagadka. Ale tu łopaty nie wystarczą. W czerwcowy

ranek 1993 roku, przed wlotem sztolni pojawia się koparka Fadroma,

usuwająca (za jednym zamachem) 1,5 tony skalnego gruzu. Jednak,

mimo takiej pojemności, na odsłonięcie wejścia potrzebuje aż dwóch

dni. Dreszcz mnie przechodzi na myśl, ile czasu pochłonęłoby kopanie

łopatami. Niejako „po drodze" odsłonięte zostają zagrzebane w zawale

worki cementu, oś wagonika, splątane przewody elektryczne oraz lonty.

Cóż jednak z tego! Sztolnia jest krótka i w żaden sposób nie spełnia

nadziei, jakiej w niej pokładaliśmy.

Jeszcze nie obeschło błoto na wykopie sztolni nr 7 (lipiec 1993 roku), a

my już wbijaliśmy łopaty w zawał sztolni nr 6. Szczelina przy stropie i

można wchodzić. Pół zagrzebane w zawale, pół zatopione w błocie i

wodzie, częściowo otwarte pancerne drzwi - robią na nas duże wrażenie.

Podobnie jak 1 zawał, który widać kilka metrów za nimi jednak nic z tego

- tędy nie przejdziemy.

Zostawiając na razie sztolnię nr 6, trafiamy na zbocza nad sztolniami

Jest 31 października 1993 roku. Pada deszcz ze śniegiem, a ja przypięty

szelkami i liną do grubego drzewa, kopię w zagłębieniu, które ma być

background image

ponoć szybem wentylacyjnym. I jest nim, o czym mogę się naocznie

przekonać „dzięki" grubości drzewa. Szyb jest głęboki, ale bardzo wąski,

czego osobiście doświadcza jeden z nas, kiedy blokuje się w nim na 16-

tym metrze. Niestety, tędy również nie dostaniemy się do podziemi.

Kwiecień 1994 roku zastaje nas przy monotonnym kopaniu zbocza w

miejscu, gdzie ma mieć swój wlot sztolnia nr 4. Pod koniec miesiąca dół

jest spory, a mimo to sztolni ani śladu. Czyżby pudło?

Maj 1995 roku, to miesiąc powrotu na sztolnię nr 6. Tym razem

„robimy" zapadlisko na łące. Musimy kopać szyb - zaczyna się piekło.

Wiadro za wiadrem, wybieramy urobek. W gołych rękach na przemian:

łopata, kilof i przecinak. Każdy zablokowany głaz trzeba rozkruszyć na

miejscu i dopiero w kawałkach wynieść na hałdę. Wykop trzeba co

chwilę wzmocnić belką obudowy. Co jakiś czas trzeba też przedłużać

drabinę. Blokowisko skał jest coraz większe i ciaśniejsze. W końcu

stajemy w miejscu.

Czerwiec 1995 roku, to czas powrotu do sztolnię nr 4. Postanawiamy:

albo my, albo ona. W końcu jest! Wśród licznych pęknięć, szczelin i

prześwitów między rumowiskiem skał, znajdujemy najważniejszą -

prowadzącą do tunelu. Nasza radość jest wielka, lecz cóż z tego, skoro

tunel jest zawalony. Zawał jest potężny. Skupiamy na nim wszystkie

nasze siły i możliwości, lecz po dwóch tygodniach odpuszczamy. Bez

koparki, bez rozkopania przez nią wejścia, a później jego obudowania -

nie mamy szans. Konieczne jest zabezpieczenie tyłów i zrobienie miejsca

na wynoszony z zawału urobek. W tunelu jest tak ciasno, że nie da się

tam nic zrobić.

Podbudowani odkryciem sztolni nr 4, atakujemy teraz sztolnię nr 6.

Ale już nie tak chaotycznie. Znowu czerwcowy ranek, znowu koparka

staje przed zawalonym wlotem tunelu. Po 2-3 godzinach łyżka trafia na

opór, ześlizguje się z niego i znowu trafia na opór. Atmosfera jest

background image

nerwowa. W poprzek tunelu z zawału wystaje betonowy, gruby mur oraz

otwarte do połowy stalowe drzwi. Okazuje się że na wlocie do sztolni nr

6 zbudowano standartową śluzę gazową - dwie żelbetowe przegrody,

dwie pary stalowych, gazoszczelnych drzwi - a strop tunelu między nimi

zapadł się, grzebiąc wszystko pod warstwą gruzu. Koparka podjeżdża

pod zapadlisko na łące i zaczyna pracę. Ostatecznie powstaje dół o

głębokości około 2,5 metra. Dopiero z tego dołu zaczynamy kopanie

nowego szybu. Pomiar wykonany teodolitem daje przerażający wynik: do

tunelu pozostało nam około 10 metrów gruzowiska. Wraca stary

scenariusz: łopata, kilof, przecinak, wiadro, lina, belka, drabina, bolące

plecy i najważniejsze - „wspaniałe" letnie słońce. Na porośniętej trawą

łące czujemy się bowiem jak na patelni. Żar z nieba, pot na plecach,

odciski na rękach i coraz dłuższa drabina. Pod koniec sierpnia dojdzie do

8 m długości i... tak już zostanie. Brakło niewiele - około 2 metrów - lecz

dziś, z perspektywy czasu, myślę, że dobrze się stało. Skała okazała się

twardsza od nas, nie dosłownie, bowiem kopaliśmy w miękkim rumoszu,

nie dostrzegając niebezpieczeństwa! Prace przerwaliśmy we wrześniu,

szyb wytrzymał do jesiennych deszczów. Potem, dzięki tonom

nasiąkniętej wodą ziemi, rozwiały się nasze nadzieje na wejście do

tunelu. Sztolnia nr 6 pozostała niepokonana!

W czerwcu 1998 roku postanowiliśmy ostatecznie rozwiązać

tajemnicę sztolni nr 4. Wiedzieliśmy, że aby się do niej dostać, konieczne

jest rozkopanie zawalonego wlotu. A zatem ponownie pojawiła się

koparka Fadroma i mozolnie, godzina po godzinie, odkrywała wielką

tajemnicę. Po kilku dniach, w zboczu góry, pojawił się olbrzymi wykop.

Wokół niego piętrzyły się dziesiątki metrów sześciennych skalnego

gruzu - krajobraz iście księżycowy.

17 lipca 1998 roku, około południa, na miejscu naszych prac pojawił

się funkcjonariusz Straży Leśnej i z bronią w dłoni (po co?) wstrzymał

background image

nasze prace. Całe szczęście, że wcześniej zdążyliśmy „rzucić okiem do

środka tunelu. Trochę krzyku, trochę nerwówki i... tak zostaliśmy

przestępcami. Uznano nas za szkodliwy element, przedstawiono nam

wiele bardzo poważnych zarzutów oraz grożono poważnymi konse-

kwencjami finansowo-prawnymi. Na szczęście przełożeni dzielnych

Strażników Leśnych zachowali więcej zdrowego rozsądku. Niemniej,

zostaliśmy zmuszeni do zasypania tego, co wykopaliśmy. Prawdo-

podobnie nigdy więcej nie uda się wyjaśnić jednej z największych

tajemnic Gór Sowich - na zasypanym przez nas wykopie posadzono

młody las. A chyba nie ma w Polsce szaleńca, który walczyłby z Lasami

Państwowymi o to, aby pozwolono mu rozkopać uprawę leśną.

Podsumowując nasze podchody do wielkiej tajemnicy, chciałbym

wspomnieć, że od pewnego czasu krąży w świecie poszukiwaczy historia,

jakoby „Aniszewski i Spółka" odkryli w Jugowicach coś, co do dziś nie

ma prawa ujrzeć światła dziennego, co tłumaczyłoby interwencję władz,

szybkie zasypanie wykopu nr 4 i powiązanego z nim wykopu przy sztolni

nr 6 oraz nagłe zaprzestanie „kręcenia się" po górach w/w osobników. No

cóż, może to prawda, a może nie...

Kompleks Soboń - część naziemna

W części naziemnej kompleksu Soboń prace budowlane oraz roboty

ziemne prowadzono głównie w rejonie szczytu góry, w promieniu około

500 m. Zaopatrzenie w materiały budowlane odbywało się przy pomocy

kolejki wąskotorowej, która biegła zakosami od stacji w Głuszycy Górnej

przez Kolce na poziom kompleksu Osówka, gdzie (około 350 m od

szczytu góry) od głównego toru odchodziło odgałęzienie do kompleksu

Soboń. Torowisko kolejki okalało cały rejon budowy i dochodziło w

dolinę Potoku Marcowego Dużego. U jego źródeł zlokalizowano główny

skład materiałów budowlanych. W miejscu tym powstała wielotorowa

background image

bocznica, przy której zmagazynowano wielkie ilości piasku. O tym, jak

było go dużo, świadczy wspomnienie Abrama Kajzera:

„Pracuję w nocy przy kipowaniu. Co godzinę nadchodzi

pociąg składający się z 16 wagonów z zamarzniętym

piaskiem.

Po wykipowaniu piasku i wyrównaniu terenu przesuwani

za pomocą knypli szyny. Gdy tylko skończymy prace przy

jednym pociągu, już nadchodzi następny i znów bierzemy

się

za kilofy".

Do jakich celów gromadzono tak wielkie ilości piasku, że w miejscu

jego składowania powstała sporej wielkości piaskownia? Tyle piasku, co

na Soboniu, nie nagromadzono na pozostałych budowach. Oprócz piasku,

na platformie poniżej, złożono kilka tysięcy worków cementu. Niewielki

skład cementu zlokalizowano też na platformie bliżej szczytu góry,

niedaleko zbiornika na wodę.

Dla potrzeb komunikacji wybudowano drogę biegnącą z rejonu

budowy (zakosami góry Jagodziniec) do Głuszycy. W trakcie budowy

była natomiast druga droga, biegnąca w kierunku Moszny - miała

połączyć kompleks Sobonia z pozostałymi. Zasilanie kompleksu w wodę

odbywało się z położonego około 100 m poniżej bocznicy niewielkiego

stawu oraz ze zbiornika na szczycie góry, o pojemności 350 m3,

zasilanego z ujęć znajdujących się na południowych zboczach Włodarza.

Wodę czerpano również z niewielkiego ujęcia na potoku powyżej

bocznicy. Około 200 m wyżej zbudowano mała. przepompownię.

Należy dodać, że system transportowo-komunikacyjny kompleksu

zamierzano rozbudować. Poza wspomnianymi już drogami i torowiskami

budowano nowy tor kolejki biegnący ponad drogą, po zboczu Jagodzińca.

Na terenie kompleksu zlokalizowano trzy główne usypiska kamienia z

background image

podziemi. Pierwsze znajduje się około 50 m obok wlotu sztolni nr 1,

drugie naprzeciw wlotu sztolni nr 2, a trzecie (największe) zlokalizowano

między wlotem sztolni nr 3, a drogą prowadzącą do wsi Zimna Woda. W

rejonie bocznicy i składu materiałów budowlanych ulokowano

najważniejszą część budowli technicznych i pomocniczych. Tuż Poniżej

składu piasku powstał długi na około 100 m betonowy rów. Posiada on

trapezowy przekrój, a po dnie poruszała się kolejka wąskotorowa. Na

wprost rowu zlokalizowano dużą stację urządzeń technicznych, typu

ładowarka-dźwig. Powyżej tego miejsca powstała betonowa śluza lub

pochylnia wyładunkowa sypkich materiałów z kolejki. Jej tor biegnie

tuż nad nasypem, na którym owa śluza powstała. Pomiędzy torem a

drogą, znajduje się betonowy fundament po baraku warsztatowym, a

zaraz obok stoją ceglane ruiny niewielkiego murowanego budynku.

Poniżej betonowego rowu widać ślady po istniejących tam dwóch

betonowych budowlach. Około 100 m na północny-zachód od tego

miejsca (po drugiej stronie drogi) zlokalizowano drugą, mniejszą

bocznicę. Dokonywano tam napraw lokomotywek i wagoników.

Świadczą o tym kanały naprawcze na torach. Bocznicę od drogi oddziela

niewielki mur oporowy. Obok torowiska znajduje się także fundament po

baraku warsztatowym, w którym pracowały komanda naprawcze.

Około 150 m dalej, na trójkątnej platformie obok torowiska,

rozpoczęto budowę dużej, żelbetowej budowli. Przypomina wielki basen

z wystającymi z dna podstawami pod urządzenia techniczne.

Przeznaczenie tej budowli nie jest znane. Kilka metrów obok stoi

fundament po, najprawdopodobniej, murowanym budynku.

Szeroko zakrojone prace, głównie ziemne, prowadzono także na zbo-

czach wzgórza, w którym drążono podziemia. Idąc torowiskiem od

bocznicy na południowy-wschód, docieramy do miejsca, gdzie w prawo

odchodzi krótki, boczny tor. Wybudowano tu jednokondygnacyjny,

background image

żelbetowy bunkier o wymiarach 11 x 5,8 m. Nieco dalej wykonano długi

na około 50 m wykop w kształcie litery T. W swojej środkowej części

wykop jest dwukrotnie głębszy niż na skrzydłach. Poniżej niego

rozpoczyna się cały ciąg podłużnych wykopów pod duże, żelbetowe

budynki. Ślady wskazują na zamiar wybudowania 8-9 tego typu

konstrukcji, tyle bowiem wykonano wykopów. Dwa budynki zaczęto już

stawiać. Znajdują się one na zakręcie drogi biegnącej wokół Sobonia. Są

to jednopiętrowe budowle, mające 24,4 m długości oraz 11,5 m

szerokości. W rejonie wykopów znaleźć można ślady maskowania robót,

które wykonywano dwoma sposobami. Pierwszy polegał na rozpinaniu

na specjalnych słupach (ich podstawy widać obok bunkra) drobnej

metalowej siatki, z wplecionymi plastikowymi, różnokolorowymi liśćmi.

Drugim sposobem było sadzenie wokół budowli kilkunastoletnich drzew,

wkopywanych w ziemię w wielkich, betonowych donicach. W

opisywanym rejonie znajduje się około 100 drzew posadzonych w ten

sposób.

W pobliżu sztolni nr 3 ograniczono się jedynie do posadzenia około 10

drzew oraz złożono kilkadziesiąt worków cementu. Na stoku, poniżej

wlotu sztolni, wybudowano małą ceglaną wartownię, natomiast na

zboczu ponad sztolnią zlokalizowano obóz KL Larche. W odległości 100

m od niego stoi na niewielkiej platformie fundament po kompresorze, a

300 m dalej, za hałdą, przy samym torze kolejki, znajduje się ujęcie wody

w postaci hydrantu. Obok leży fundament po ceglanym budynku. Dalej

tor kolejki krzyżuje się z nowo budowaną drogą, a jeszcze dalej

zbudowano krótkie odgałęzienie od głównego toru, które kończy się

ślepo po około 50 m. Wokół, na zboczu, usypano 11 pryzm gleby.

Tymczasem na zboczu wzgórza położonego pomiędzy Włodarzem a

Moszną, nieco powyżej szczytu Sobonia, wykonano duży wykop.

Prawdopodobnie zamierzano tu wybudować zbiornik wodny

background image

lub przepompownię.

Z gotowych budowli należy jeszcze wymienić małą, ceglaną

wartownię, wybudowaną przy trasie, wzdłuż Marcowego Potoku Dużego

do Głuszycy. Ponadto przy drodze biegnącej zboczami Jagodzińca do

Głuszycy, na jej pierwszym zakręcie od strony budowy, znajdują się

ruiny nie znanego z nazwy obozu.

Kompleks Soboń - część podziemna

Góra Soboń (713 m n.p.m.), niewielkie, płaskie wzniesienie w masy-

wie Włodarza, kryje w swoim wnętrzu najmniej chyba znany podziemny

system. Jego tajemniczość wynika z faktu, iż jest on położony w samym

sercu góry, w środku gęstego lasu. Ludziom, nie znającym dobrze terenu,

bardzo trudno odnaleźć w labiryncie dróg i ścieżek tę właściwą,

prowadzącą do wlotów tuneli.

Część podziemna składa się z trzech sztolni, wchodzących w górę z

trzech kierunków. Sztolnia nr 1 ma wlot na północno-zachodnim zboczu

na wysokości 650 m n.p.m., sztolnia nr 2 ma wlot na południowo-

zachodnim zboczu na wysokości 648 m n.p.m., zaś sztolnia nr 3 na

południowo-wschodnim stoku na wysokości 652 m n.p.m. Wszystkie

wloty leżą przy wybudowanej w czasie wojny kamiennej drodze,

biegnącej wokół góry. Ponieważ wloty wszystkich sztolni zasłonięte są

obwałami oraz gęsto zarośnięte krzakami, bardzo trudno je zlokalizować.

Szczególne problemy sprawia odnalezienie wlotu sztolni nr 1, a jest to

jedyne wejście, którym można dostać się do środka, co też ..czynimy".

Wsuwamy się na plecach przez wąską szczelinę przy stropie i oto

jesteśmy w tunelu. Biegnie on w kierunku południowo-wschodnim i ma

216 m długości. Początkowy odcinek jest „klasyczny": trochę wody,

wszechobecne błoto, co kawałek kilka metrów obudowy, siady instalacji

elektrycznej i torów kolejki. Dopiero po około 100 m zadają się

background image

poprzeczne wyrobiska chodnikowe. Po prawej stronie, na drugim

skrzyżowaniu, znajduje się obudowana komora o wymiarach 3 x 2,5 m,

posiadająca drewniane drzwi i betonową podłogę. Chodniki w lewo to

proste, nie posiadające odgałęzień odcinki o długości do 40 m. Jedynie

tunel, leżący naprzeciw sztolni nr 2, poszerza się i zyskuje czworoboczny

przekrój. Poprzednio tunel miał przekrój sklepienia gotyckiego okna.

Prostopadle do sztolni nr 1 dochodzi tunel sztolni nr 2. Od głównego

skrzyżowania w prawo biegnie szeroki tunel. Po około 50 m łączy się ze

sztolnią nr 2. W miejscu tym powstał uskok o wysokości około 1,2 m,

będący efektem niewielkiej różnicy w poziomach, przy kuciu tuneli z obu

stron. Długość sztolni nr 2 wynosi 170 m. Sztolnia ma wlot przy tej samej

drodze co sztolnia nr 1. Po około 27 m od wejścia natrafiamy na

naturalny zawał, tak więc dalsza część jest niedostępna z zewnątrz,

natomiast od wewnątrz można nią dotrzeć aż do omawianego zawału,

idąc ze sztolni nr 1. Od uskoku do zawału tunel zalany jest wodą do

głębokości 1 m.

W 1976 roku Grupa Badawcza „Góry Sowie" wykopała szyb nad

wspomnianym zawałem, aby dostać się do sztolni od zewnątrz.

Tymczasem dokładnie naprzeciwko sztolni nr 1 (po drugiej stronie

góry), leży wlot sztolni nr 3. Dla lepszej lokalizacji podam, że jest to

około 350 m na północ od ostatnich zabudowań wsi Zimna Woda. Z

powodu zbyt małej grubości skał nad stropem, początkowy odcinek

(około 65 m) uległ zawaleniu lub (czego nie można wykluczyć) został

wysadzony, tworząc niewielkiej głębokości podłużne zapadlisko z

widocznymi fragmentami drewnianej obudowy. Osiemnaście ostatnich

metrów sztolni opisuje raport P. Kruszyńskiego (kierownika Grupy

Badawczej „Góry Sowie" z lat 1975-77, czyli okresu, kiedy podjęto

próbę pokonania wspomnianego zawału):

„(...) spenetrowano część dalszego ciągu sztolni nr 3,

background image

natrafiając na sztucznie wywołane zawały. W jednym z

nich znajduje się niewielki metalowy zbiornik. Natomiast

w ostatni zawał, do którego udało się dotrzeć, ale którego

ze względów technicznych nie udało się przejść, wchodzą

tory kolejki wąskotorowej oraz przewody elektryczne".

Zawał ten jest jednym z najciekawszych, z jakimi się spotykamy, a

równocześnie jednym z najtrudniejszych technicznie do przejścia. To, że

coś się za nim kryje, nie ulega wątpliwości, pozostaje tylko pytanie: co?

Warto tutaj dodać, że obecnie prace w tym miejscu prowadzi grupa z

Krakowa. Ma, jak dotąd, niezłe wyniki.

Ogólna długość poznanych tuneli w systemie Soboń wynosi 700 m,

powierzchnia 1 900 m2 a kubatura 4 000 m3. W wielu pomieszczeniach

znajduje się woda. Pod względem górniczym stan wyrobisk jest dobry

choć w kilku miejscach powstały niewielkie obwały na skutek wietrzenia

popękanych już od wybuchów skał. Ciekawostką tych podziemi jest

występowanie w nich kilku luźno leżących fragmentów żelbetowego

monolitu. Skąd się tam wzięły, nie wiadomo.

Kompleks Rzeczka - część naziemna

W kompleksie Rzeczka teren budowy właściwie objął tylko dolinę

między Małą Sową a zboczem góry Ostra, w której to drążono tunele.

Przed wlotami sztolni powstała jedna wspólna dla tuneli platforma,

kończąca się od strony Walimia niewielką hałdą. Jej skromność wynika z

faktu, że część urobku wywieziono samochodami do Olszyńca i dalej, np.

na autostradę Wrocław-Berlin, gdzie używano go do budowy Dziś oprócz

skalnego rumowiska, pozostały tylko fundamenty po moście, który sięgał

aż do drogi i służył do załadunku kamienia na samochody Na tych

właśnie fundamentach ustawiono ostatnio oryginalny most z okresu II

wojny światowej. Wszystko jest w porządku, poza drobnym szczegółem,

background image

że jest to most... amerykański!

Wyżej wymieniona platforma ma około 10 m szerokości i ponad

100 m długości. W kierunku Rzeczki biegnie od niej nasyp torowiska

kolejki wąskotorowej - wywożono nim część urobku na pobliskie

niewielkie usypisko. Przy końcu torów znajduje się betonowa platforma

(prawdopodobnie stał na niej drewniany barak) oraz ceglana studzienka o

średnicy 60 cm. Obok sztolni nr 3 znajdują się betonowe fundamenty

kompresorów. Na drugim brzegu rzeki Walimki są też ruiny po ceglanych

budynkach i barakach obsługi technicznej. Nieco niżej, około

200 m w stronę Walimia, widać ceglane fundamenty prawdopodobnie po

tartaku oraz bardzo ciekawy, żelbetowy most przez Walimkę. Jest długi

tylko na 3-4 m, ale za to szeroki na prawie 8 m. Po cóż to, na małej

rzeczce, tak potężny most, którego grubość sięga blisko 50 cm? Powody

są dwa. Po pierwsze: naprzeciw mostu, w zboczu góry Ostra,

przygotowano wybranie pod kolejną, czwartą sztolnię systemu Rzeczka,

toteż musiał wytrzymać wielkie ciężary kursujących kolejek i

samochodów. Po drugie: pod mostem znajduje się wylot tunelu

odwadniającego o wymiarach 60 x 80 cm. Wylot ten jest zupełnie

niewidoczny z drogi, właśnie dzięki szerokości mostu. Tunel po około 20

m zamknięty jest zawałem, a szkoda, ponieważ prawdopodobnie

prowadzi on pod wyrobiska i może mieć z nimi połączenie poprzez

studzienkę. Jego spenetrowanie mogłoby umożliwić odkrycie nowych,

nieznanych dotąd wyrobisk.

Bardzo ciekawe miejsce znajduje się na zboczu góry Ostra, około 20 m

powyżej wlotów sztolni. Jest tam fragment splantowanego zbocza

(odcinek drogi, toru?) oraz duże wybranie z wklęśnięciem, pasujące do

jednego z zawałów w hali, między sztolnią nr 2 a 3. W tym miejscu

znajduje się prawdopodobnie szyb wentylacyjny, obecnie zasypany.

Jeżeli chodzi o naziemne budowle systemu Rzeczka, zlokalizowane w

background image

rejonie podziemi, to już w zasadzie wszystko. Nieco dalej, na początku

wsi, wybudowano dużą i jak na owe czasy super nowoczesną centralę

telekomunikacyjną, przez którą między kierownictwem Oberbauleitung

Riese a Berlinem istniała tzw. gorąca linia. Poza tym, już w samej

Rzeczce, istnieją fundamenty po bliżej nierozpoznanych barakach oraz

znajduje się jedna ze studzienek zbiorczych rurociągu Wielka Sowa-

Osówka.

System Rzeczka jest chyba najsłabiej rozbudowanym na powierzchni

systemem Gór Sowich - poza centralą telekomunikacyjną nie posiada

żadnej gotowej budowli. Mało tego, nie ma nawet śladów świadczących o

początku ich budowy.

Kompleks Rzeczka - część podziemna

Najbardziej Jawnym" systemem podziemnym, jest system Rzeczka.

Jawnym, dlatego że położonym tuż obok drogi Walim-Rzeczka i każdy

przejeżdżając, zawiesza na nim, a ściślej mówiąc na wejściach do niego,

wzrok. Wejścia położone sama zachodnich zboczach małej, ale za to

bardzo stromej góry Ostra, między Walimiem a Rzeczką. Wloty leżą na

wysokości 557-559 m n.p.m.

Jest to najmniejszy z obecnie znanych systemów, oczywiście jeżeli nie

bierzemy pod uwagę tych tuneli, które prawdopodobnie znajdują się za

dwoma zawałami wewnątrz systemu. Do wnętrza góry prowadzą trzy

wejścia, oddalone od siebie o około 40 m. Tunele główne biegną

równolegle i są połączone poprzecznymi halami.

Wchodząc wejściem nr 1, po 27 m po prawej stronie napotykamy

żelbetową wartownię, zakończoną żelbetową halą. Nieco dalej, także po

prawej stronie, jest wybetonowana wnęka, a po kilku metrach

dochodzimy do całkowicie obetonowanej komory o długości 33 m,

szerokości 4,5 m i wysokości 5,5 m. Komora posiada podwójny,

background image

betonowy strop i fundament z rowkami na przewody. Hala łączy się z

tunelem nr 2. Sztolnia nr 1 posiada także jeszcze jedno połączenie z

betonową halą. Tworzy je krótki tunel, odchodzący od sztolni pod kątem

prostym. Za zakrętem w lewo dochodzi do hali pod takim samym kątem.

W nim to właśnie odkryto niedawno szyb o średnicy 3-4 m, całkowicie

zalany wodą i wypełniony przegnitymi resztkami obudowy, przez co

niemożliwe jest zbadanie jego głębokości. Szyb przykryto drewnianą

podłogą, na którą nasypano gruz skalny. Jego odkrycie stało się możliwe

dzięki pracom prowadzonym w podziemiach przez Urząd Gminy w

Walimiu.

Dalej tunele nr 1 i 2 dochodzą po kilkunastu metrach do największej ze

wszystkich znanych obecnie hal. Jej wymiary są imponujące: długość

około 80 m, szerokość 8 m, wysokość 10 m. Sztolnia nr 3 posiada w

swojej środkowej części (z lewej strony) dwie komory we wstępnej

fazie drążenia. Miały się tam znajdować wartownie. Właściwie nie są to

komory a zaledwie kilkumetrowe zagłębienia, którym daleko jeszcze do

wymiarów wartowni.

Nieco za tymi komorami, leży po prawej stronie kolejna hala, w śro-

dkowej części przegrodzona zawałem. Za nim łączy się z tunelem nr 2, na

wysokości obetonowanej hali. Komora jest nie obudowana i ma

następujące wymiary: długość 38 m, szerokość 6 m i wysokość 8 m.

Sztolnia nr 3 dochodzi też do opisanej już dużej hali, łączącej wszystkie

trzy tunele. Niestety, nie możemy w pełni podziwiać jej ogromu, bowiem

w środkowej części (na wprost tunelu nr 2) przegrodzona jest zawałem,

na który składa się nie wybrana część urobku, mogąca zakrywać wlot do

dalszej części wyrobisk. Tak więc pomiędzy sztolniami nr 2 i 3

istnieje tylko wąskie przejście pod stropem, w dodatku niezbyt

bezpieczne. W prawym rogu hali, na wprost sztolni nr 1 znajduje się

zawał liniowy o długości 12-15 m. Powstał przez wysadzenie warstwy

background image

skał między dolnym a górnym chodnikiem. Czy za tym zawałem coś się

kryje? Nie. Prace prowadzone przez SGP KRET nie potwierdziły, aby

tunel biegł dalej.

Obecnie, dzięki inicjatywie Urzędu Gminy Walim, całość tuneli jest

dostępna dla zwiedzających. Całkowita długość wyrobisk kompleksu

Rzeczka wynosi 500 m, powierzchnia 2 500 m , a kubatura 14 000 m .

Pod względem górniczym stan wyrobisk jest dobry.

Kompleks Rzeczka - badania

Prace badawcze w podziemiach kompleksu Rzeczka podjęliśmy

pomiędzy styczniem a marcem 1993 roku. Po dokładnym spenetrowaniu

obiektu, okazało się, że są w nim trzy miejsca godne „wbicia łopaty".

Najpierw dokonaliśmy przebrania zawału na przedłużeniu sztolni nr 1.

Warto było spróbować, gdyż zawał ten mógł kryć dostęp do dalszych

części podziemi. Przerzucenie około dwóch ton skał i rumoszu, pozwoliło

stwierdzić, że tunel kończy się ponad wszelką wątpliwość przodkiem, a

sam zawał powstał poprzez odpalenie stropowej części chodnika.

Wewnątrz zawału znaleźliśmy dwa świdry górnicze oraz resztki łopaty i

kilofa.

Jeżeli chodzi o dwa pozostałe miejsca, to... niestety, zabrakło nam

czasu. Zaczęła się bowiem adaptacja obiektu dla celów turystycznych i

dla eksploratorów nie było już miejsca. Co ciekawe, pomimo

posiadanych sił i środków w czasie adaptacji nie sprawdzono tych miejsc,

choć wie o nich każde dziecko w okolicy. Wie o nich także kierownictwo

obiektu, lecz mimo ze taka akcja sprowadziłaby nowe rzesze turystów (a

co za tym idzie dodatkowe pieniądze), nie podjęto żadnych działań,

mogących wyjaśnić choćby jedną z tajemnic kompleksu Rzeczka. W tym

przypadku chodzi o odgruzowanie podszybia i samego szybu

wentylacyjnego, zlokalizowanego pomiędzy sztolniami nr 2 i 3 oraz o

background image

przekopanie zawału na Wielkiej Hali na przedłużeniu sztolni nr 2.

Kompleks Moszna - część naziemna

Kompleks Moszna podobnie jak i kompleks Wielka Sowa jest bardzo

mało poznany, a przez to tajemniczy. Mimo prowadzonych przez SPG

KRET badań, nie udało się natrafić na miejsca z zawalonymi wlotami

sztolni. Znalezione wybrania i wklęśnięcia w zboczach nie były niestety

tymi, których szukaliśmy.

Najciekawsza część naziemnych budowli znajduje się w sąsiedztwie

niewielkiego kamieniołomu, na wschodnich zboczach góry Moszna.

Istnieją tam ślady po torowisku kolejki wąskotorowej, biegnącej w

kierunku Osówki i Włodarza. Jest tam też zlokalizowana mała hałda,

obok której stoi fundament po ładowarce oraz niewielkie fundamenty

prawdopodobnie po kompresorze. Zaraz obok wykonano w zboczu dwa

wybrania. Zamontowano tam dziwne, betonowe prefabrykaty, przypo-

minające wyglądem futryny drzwi. Na platformie, pomiędzy wybraniami,

znajduje się głęboka na około 4 m, betonowa studzienka.

Do kompleksu zaliczymy także ślady po nieznanym bliżej obozie,

którego budowę rozpoczęto przy skrzyżowaniu drogi z Włodarza na

Soboń. Ponadto w dolinie potoku, między Włodarzem a Moszna, wy-

budowano niewielkie ujęcia wody, a ponad nimi (w zboczu góry)

wykonano dwa wybrania, których boczne ściany obłożono kamieniem.

Kompleks Moszna - badania

Pod nazwą kompleksu „Moszna" kryje się rejon góry Moszna wraz ze

wszystkimi śladami na powierzchni, mogącymi świadczyć o istnieniu w

tym miejscu obiektu podziemnego.

Prace w tym rejonie rozpoczęliśmy od sprawdzenia przekopem

jednego z wybrań, w którym zamontowano tzw. „futrynę". Po wykonaniu

głębokiego wykopu na przodku wybrania, stwierdziliśmy, że nie istnieje

background image

w tym miejscu tunel.

W kwietniu 1997 roku przystąpiliśmy do przekopania jednego z

dwóch wybrań zlokalizowanych na północno-zachodnim stoku góry

Moszna. Wybrania te są położone przy utwardzonej drodze, posiadają

obłożone kamiennym murem boczne ściany i do złudzenia przypominają

wloty sztolni. Po przebraniu około 2 m gruzowiska, nie udało nam się ani

zaprzeczyć, ani potwierdzić hipotezy o istnieniu tunelu. Sprawa ta

wymaga dalszych badań. Gdyby bowiem w tym miejscu miało nie być

tunelu, to nie powinno się tam znajdować luźne gruzowisko. Twardy,

skalny przodek lub skalna ściana - owszem, ale nie rumowisko.

CZĘŚĆ ZEWNĘTRZNA

Kompleks Sokolec - część naziemna

Część naziemna kompleksu Sokolec obejmuje swym zasięgiem prawie

całą górę Gontową oraz część doliny potoku bez nazwy, spływającego z

południowych zboczy Wielkiej Sowy do Ludwikowic Kłodzkich. W

trakcie budowy wykonywano głównie prace ziemne, a budowle stałe

dopiero rozpoczęto stawiać.

Dla potrzeb budowy przebudowano drogę Sowina-Sierpnica

utwardzając jej nawierzchnię oraz budując cały system studzienek i

przepustów odwadniających. Ponadto, od poziomu sztolni nr 3 i 4

budowano od podstaw drogę dochodzącą do głównej arterii. W miejscu

styku obydwu dróg postawiono mur oporowy o długości 47 m. Jego

zadaniem było umocnienie skarpy, na stromym w tym miejscu stoku.

Zaopatrzenie kompleksu w materiały budowlane odbywało się za

pomocą kolejki wąskotorowej. Biegła ona z bocznicy kolei normalno-

torowej w Ludwikowicach Kłodzkich, odległej od centrum kompleksu o

około 3 km. W Sowinie wózki były transportowane z małej bocznicy aż

do poziomu sztolni nr 3 i 4 za pomocą platformy, poruszającej się po

background image

szynach ułożonych na stoku góry. Była to taka sama platforma jak na

Osówce. Druga platforma dostarczała wagoniki wyżej, na poziom sztolni

nr 1 i 2. Osobne torowiska istniały także przy wlotach sztolni i służyły do

wywożenia urobku na hałdy oraz transportu materiałów budowlanych do

sztolni.

W kompleksie Sokolec istniały dwa składowiska materiałów budo-

wlanych. Pierwsze zlokalizowano na bocznicy u podnóża góry, gdzie

zmagazynowano pewne ilości worków cementu oraz kruszyna Drugie

składowisko istniało przy drodze leśnej, niedaleko wlotów sztolni nr 1 i

2. Na betonowych platformach leży tam kilka tysięcy worków ska-

mieniałego cementu.

W całym systemie znajduje się kilka usypisk kamienia z podziemi

Przed wlotami sztolni nr 3 i 4 powstały lokalne hałdy, natomiast główne

usypisko znajduje się przy drodze Sowina-Sierpnica około 200 m od

wlotów sztolni nr 1 i 2.

Większość magazynów zlokalizowano przy bocznicy u podnóża góry.

Istniały tam także wszelkiego rodzaju warsztaty i baraki techniczne. Przy

budowie kompleksu pracowali więźniowie KL Gross Rosen, dla których

obóz zlokalizowano przy skrzyżowaniu dróg z Sokolca do Ludwikowie

Kłodzkich. Z urządzeń technicznych w kompleksie Sokolec powstały

jedynie fundamenty pod kompresory, znajdujące się w dolinie poniżej

wlotu sztolni nr 3. Jeżeli chodzi o budowle naziemne w kompleksie, to w

zasadzie żadnej nie „wydźwignięto" powyżej fundamentów. Największe

zgrupowanie obiektów powstawało około 800 m na północ od sztolni nr 1

i 2, przy drodze Sowina-Sierpnica, gdzie wykonano kilkanaście wykopów

pod fundamenty, a kilka już wybetonowano. Kilka wykopów powstało

również na zboczu powyżej sztolni nr 3.

To w zasadzie wszystko, co można obecnie napisać na temat naziemnej

części kompleksu Sokolec - jednego z najmniej rozbudowanych na

background image

powierzchni systemów w Górach Sowich.

Kompleks Sokolec - część podziemna

Około 5 km od centralnej części budowy, wewnątrz góry Gontowa -

najwyższego wzniesienia Wzgórz Wyrębińskich (717 m n.p.m.) - istnieje

jeden z mniej znanych podziemnych kompleksów. W nomenklaturze

badaczy nosi nazwę „Sokolec". Jego mała popularność wynika

prawdopodobnie z faktu, iż leży nieco na uboczu całej Wielkiej Budowy,

przez co, siłą rzeczy, „mówi" się o nim mniej niż o pozostałych

kompleksach. Mniej znany, nie znaczy jednak mniej interesujący.

Podziemia Sokolca (leżące w tzw. Strefie Zewnętrznej) przez wielu

badaczy wiązane są z ogromnym podziemnym kompleksem zbrojenio-

wym zlokalizowanym we wnętrzu góry Włodyka. Hipoteza ta wydaje się

mieć rację bytu z kilku powodów. Po pierwsze: Włodyka leży dużo bliżej

niż np. Osówka. Po drugie: kolejka wąskotorowa łączyła kiedyś Gontową

z Ludwikowicami Kłodzkimi, skąd do podziemi Włodyki jest bardzo

blisko. KL Ludwigsdorf (obóz, którego więźniowie pracowali na

Włodyce) zlokalizowany był właśnie w miejscu rozgałęzień kolejki. W

jedną stronę biegła ona do podnóży Gontowej, natomiast w drugą prosto

na Włodykę. Zresztą kompleks zbrojeniowy Włodyka nie kończył się na

samej górze Włodyce, tylko sięgał na kilka okolicznych gór (Tyńcowa,

Księżówka) i „kierował się" w stronę Gontowej.

Powróćmy jednak do podziemi Sokolca. Składają się z co najmniej

dwóch zespołów. Tzw. poziom I tworzą dwie sztolnie, mające wloty na

północnym zboczu góry, na wysokości 640 m n.p.m., przy drodze

łączącej Sowinę z Sierpnicą. Do podziemi wchodzimy wejściem nr 2. Ma

ono wymiary 3,5 x 3 m. Po około 60 m trafiamy na wielki zawał, jaki

powstał na skrzyżowaniu sztolni z wyrobiskami wartowni. Aby go

obejść, skręcamy w lewo i przez komory wartowni przechodzimy

background image

ponownie do głównego tunelu. Idąc dalej, mijamy układ wyrobisk

chodnikowych, gdzieniegdzie tylko obudowanych drewnianymi

stemplami. Po drodze mijamy hale o wymiarach 35 x 5 x 5 m oraz jedną

o wymiarach 15 x 5 x 5 m. Dochodzimy do końca wyrobisk i skręcamy w

lewo. Wchodząc w sztolnię nr 1, kierujemy się do wyjścia. Znowu

mijamy wartownię z dużym wyciekiem wody, przez co pozostała część

chodnika głównego zalana jest do głębokości 0,5 m. Jeżeli mamy wodery,

wychodzimy na powierzchnię, jeżeli nie... wracamy do wyjścia nr 2.

Wyrobiska tej części są w stanie surowym, nie stwierdzono także

istnienia szybu transportowego lub wentylacyjnego. Ze względu na

bardzo kruchy piaskowiec (w którym wydrążono sztolnie) i jego szybkie

wietrzenie, podziemia są bardzo niebezpieczne. Istnieje w nich dużo

obwałów, zwłaszcza na skrzyżowaniach chodników. Ciągle też powstają

nowe. Nie będzie przesadne stwierdzenie, że będąc w środku, słyszy się

niemal sypiący ze stropu gruz. Dlatego zdecydowanie odradzam

zwiedzanie tego systemu. Nie ma w nim nic ciekawego, a cena, jaką

przyjdzie za tę „przyjemność" zapłacić, może być wysoka.

O wiele ciekawsze są natomiast dwa wejścia w tzw. poziomie II

(oddalonym od poziomu I o około kilometr), położone na wysokości 580

m n.p.m. Odległość miedzy sztolniami wynosi 250 m. Dzięki badaniom

prowadzonym w 1994 roku przez SGP KRET, udało się po części

wyjaśnić ich tajemnicę. Szczególnie interesująca jest sztolnia nr 3. Już

sama wielkość wybrania i platformy przed jej wlotem zapowiadają, że nie

jest to tylko niewielki tunel. Zresztą, do sztolni dochodził podwójny tor

kolejki, a świadkowie mówią o 2 km długości głównego korytarza.

Tymczasem...

Grupie Poszukiwawczej KRET udało się rozkopać zawał przed wlotem

sztolni i osuszyć korytarz (wcześniej tunel był zalany pod sam strop) tak,

że jego spenetrowanie stało się możliwe. Skończyło się szybciej niż

background image

myśleliśmy - już po około 10 m. Drogę zagrodził nam kolejny wielki

zawał. Sterczały z niego duże stemple i podpory. Co ciekawe, tryskała z

niego też woda. Świadczyć to może o dużej długości tunelu i jego

całkowitym zalaniu, przez co znajdująca się tam pod dużym ciśnieniem

woda „przeciska się" przez szczeliny. Przekopanie tego zawału wiąże się

obecnie z wielkimi trudnościami technicznymi i raczej nie będzie

prowadzone. Poznana długość sztolni wynosi 10 m, szerokość chodnika

3,5 m a wysokość 3 m.

Natomiast jeszcze przed pracami przy sztolni nr 3, dokonana została

penetracja sztolni nr 4. Jej wlot został wysadzony w powietrze w czasie

maskowania obiektu. Świadczą o tym resztki lontów znalezione podczas

odkopywania zawału oraz wyraźnie widoczne w tunelu przemieszczenie

powybuchowe części wyposażenia. Sztolnia nr 4 posiada standartowe

wymiary, tj. 2,5-3 m wysokości oraz 3-4 m szerokości. Jej długość razem

ze zniszczoną częścią wylotową zamyka się w 100 m.

Dzięki wybuchowi, który ukrył ją dla świata na całe 50 lat, sztolnia

zachowała (jako jedyna w Górach Sowich) swoje unikatowe wypo-

sażenie. Na całej długości tunelu położone jest torowisko kolejki, z tym

że na przodku nie są to tory na podkładach drewnianych, lecz wymienne

zestawy o długości 5 m, połączone metalowymi kształtownikami.

Montowano je na przodku tylko na okres wybierania świeżego urobku i

po przedłużeniu tunelu zastępowano normalnymi torami. Kilka metrów

za wlotem tunelu stoi na torach prawdziwe cacko - wagonik--platforma

do przewożenia stempli na obudowę tunelu. Jest to jedyny jak dotąd,

oryginalny, zachowany wagonik z budowy w Górach Sowich!

W prawym, górnym rogu tunelu, na wbitych w strop drewnianych

kołkach zamocowano obejmy. Trzymały rurociąg tłoczący do tunelu

świeże powietrze. Dziś rurociąg leży na spągu tunelu i tylko w jednym

miejscu wznosi się pod strop, trzymany jedną nieco mocniejszą obejmą.

background image

Zerwany został prawdopodobnie siłą wybuchu. Rurociąg składa się z

pięciometrowych odcinków rury o średnicy 500 mm, połączonych ze

sobą na wcisk.

W tunelu ostało się sporo drobnego sprzętu technicznego, używane

podczas jego budowy. Jest kilka świdrów, łopat, kilofów oraz części

osprzętu elektrycznego. Niestety, sztolnia zdecydowanie nie nadaje się do

zwiedzania. Wiąże się to z silnym spękaniem górotworu w wyniku

eksplozji. Stan wyrobisk pod względem górniczym jest zły i ciągle się

pogarsza. Zresztą, już dziś wejście do sztolni nie jest możliwe, bowiem w

1995 roku powstał na wlocie kolejny zawał - i całe szczęście.

Całkowita długość znanych tuneli kompleksu Sokolec wynosi 860 m.

Ich powierzchnia to 2 450 m2 a kubatura 7 100 m

3

.

W kompleksie Sokolec uderza jeszcze jedna ciekawa rzecz. Otóż dla

Niemców nie było ważne w jakiej skale kuto podziemia. Skoro wszystko

miało być obetonowane, można było drążyć tunele choćby w piasku.

Liczyło się miejsce.

Kompleks Sokolec - badania

Prace badawcze w kompleksie Sokolec należą do najlżejszych i

zarazem najtrudniejszych. Wynika to z rodzaju skały w jakiej wykuto

podziemia. Jest nim piaskowiec - łatwy do przekopywania, szybko

wietrzejący i rozkładający się zarówno na „fajny" piasek, jak i „prze-

klęte" gliniaste błoto. Stąd trudności w dokonywaniu przekopu,

konieczność jego bezwzględnego szalowania (bardzo dokładnego) i

oczywiście strach, że coś się zawali. Mimo ryzyka, spróbowaliśmy.

24 września 1994 roku, po kilku zaledwie godzinach kopania i

wykonaniu wąskiego przekopu, tuż przy stropie domniemanego jeszcze

tunelu - tunel stał się rzeczywistością. Okazało się, iż jest w

nienaruszonym stanie wraz ze swą cenną zawartością. Nie chodzi tu

background image

oczywiście o złoto czy Bursztynową Komnatę, a tylko (a może aż) o

torowisko kolejki, wagonik-platformę, rurociąg, sprzęt techniczny i

elektryczny. Niestety, zbyt długo nie cieszyliśmy się tunelem. Dał znać o

sobie piaskowiec - z hukiem i trzaskiem powodował kolejny zawał.

Szczęście, że zdążyliśmy zinwentaryzować sztolnię.

Dopiero rok później - we wrześniu 1995 roku - rozpoczęliśmy

"wykopki" przy wlocie tunelu nr 3. Wlot ten, niedostępny od wojny,

zlokalizowany w 1991 roku przez PTE (Polskie Towarzystwo Eksplo-

zyjne), niestety nie został przez odkrywców „zdobyty". Czyżby

„Eksploratorzy" wystraszyli się zimnej wody, zalewającej tunel aż po

strop? To właśnie woda jest w sztolni nr 3 największym problemem.

Dwa dni zajęło nam przekopanie się przez obwał na wlocie i spuszczenie

wody ze sztolni, ale jakież było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że

po 10 m w sztolni jest kolejny zawał. Po wejściu do tunelu

stwierdziliśmy, iż jest on zalany prawie do połowy swej wysokości.

Mimo to, rozpoczęliśmy przebieranie zawału. Po ciężkiej pracy udało

nam się odsłonić z zawału jeden stempel, przerzucić około 2 ton

ciężkiego błota i kamieni oraz stwierdzić, że z zawału tryska woda!

Znaczyć to mogło tylko jedno - za zawałem tunel jest pełen wody i należy

go jak najszybciej... opuścić. Tak też zrobiliśmy.

Obecnie, aby ostatecznie zbadać sztolnię nr 3, trzeba zaangażować

ciężki sprzęt (koparka), szeroko odsłonić wlot tunelu, wybrać muł z jego

początkowego odcinka i bardzo ostrożnie zacząć przebierać zawał, mając

nadzieję, że woda nie przebije się przez niego w sposób niekontrolowany.

Niemniej jest to do zrobienia, a tunel ten naprawdę warto zbadać.

Kompleks Wielka Sowa - ogólnie

Kolejnym rejonem prac, prawdopodobnie zlokalizowanym w tzw.

Strefie Zewnętrznej, jest obszar masywu Wielkiej i Małej Sowy.

background image

Wnioskować tak można z faktu, iż więźniowie pracujący w rejonie

Sokolca, na bocznicy przeładunkowej, rozdzielali materiały budowlane

na dwie części (zezname świadka). Ta mniejsza część "wędrowała"

platformami na Gontową. Natomiast, zdecydowanie większa część

Materiałów ładowana była na ciężarówki i transportowana prosto do

Sowiej Doliny, gdzie w czasie wojny Niemcy prowadzili wielką,

podziemną budowę (zeznania świadka). Gdyby było tak w rzeczywistości

to w masywie Wielkiej Sowy należałoby oczekiwać istnienia

gigantycznych podziemi o znacznym stopniu ukończenia. Dowodem

pośrednim na istnienie takiego obiektu może być fakt, że po dziś dzień

nie udało się ustalić zakresu robót wykonywanych przez komando Eule.

Takie komando istniało, tyle tylko, że nie wiadomo co robiło. A może

budowało i potem maskowało „Die Anlage Hoche Eule"? Jeżeli tak było,

to nie wykonało swojej pracy dokładnie do końca, bowiem na

powierzchni masywu Wielkiej i Małej Sowy znajdują się pewne ślady,

wskazujące na istnienie wewnątrz góry jakiegoś dużego obiektu. Przy

drodze opasającej masyw Wielkiej Sowy znajduje się hałda. Znaleźć tam

można klamry do łączenia stempli w tunelach, skamieniałe worki

cementu oraz drobne elementy techniczne, charakterystyczne dla budowy

podziemnego obiektu. Kilka małych hałd znajduje się także w rejonie

Łąki Sikorskiego. W dolinie Sowiego Spławu wybudowano niewielki

zbiornik na wodę oraz kładziono rurociąg. Także w dolinie potoku

Walimka wybudowano kilka studzienek zbiorczych, mały zbiornik, sieć

rurociągów oraz przebudowano drogę trawersującą zbocza masywu.

Natomiast, w samej Sowiej Dolinie powstał duży zbiornik na wodę i

kilka studzienek zbiorczych. Jedynym namacalnym dowodem istnienia

podziemi jest odnalezienie na jednym ze zboczy kilkusetmetrowego

odcinka nasypu, po którym poruszała się kolejka wąskotorowa

(znaleziono kilka gwoździ do mocowania szyn na podkładach). Udało

background image

się odkryć kilka bardzo ciekawych małych tuneli, wchodzących do

wnętrza Wielkiej Sowy z różnych kierunków. Jednak, jak wykazały

badania, są to stare wyrobiska górnicze pochodzące z XIX wieku i nie

kryją żadnych tajemnic. Na wyrobiska te składa się 5 niezbyt długich

tuneli poszukiwawczych (najdłuższy ma 70 m) o nieregularnym

przekroju biegnących wzdłuż mało wydajnych żył kwarcowo-

barytowych. Łączna długość wyrobisk nie przekracza 200 m.

Wszystkie są zalane wodą, czasami aż pod strop.

W Kompleks Wielka Sowa - badania

W poszukiwaniu podziemi kompleksu „Wielka Sowa" przeszliśmy

całą górę wzdłuż i wszerz, z góry na dół i z powrotem, a następnie...

jeszcze raz wzdłuż i wszerz. Niestety me udało nam się zlokalizować ani

jednego tunelu z lat 1943-1945. Ich maskowanie jest perfekcyjne choć

kilka razy byliśmy niemal pewni, że jesteśmy już na ich tropie...

Dziwna, ceglano-betonowa studnia, dziwny „bulgot" gdzieś głęboko -

zaczynamy czyszczenie. Po około 1,5 m docieramy do dna studni.

Jesteśmy zaskoczeni. W twarde dno wchodzi kamionkowa rura o

średnicy 150 mm. Gdzie prowadzi? A „bulgot" słychać dalej...

Październik i listopad 1996 roku były bardzo gorące (mimo jesieni),

przynajmniej dla nas. Tunel znaleźliśmy przypadkowo - początkowo',

może nie tyle tunel, co szczelinę między skałami. Rozkopanie poszło nam

bardzo sprawnie do momentu, gdy stwierdziliśmy, że owa szczelina

przemieniła się w tunel, w dodatku pełen wody. Co robić? Szybka

decyzja i wchodzimy. Miejsca na ponton było za mało, ale „idąc", głowa

powinna wystawać ponad wodę. Ruszamy! Wchodzi Tomek i ja. Na

początku brak nam tchu, gdyż woda ma temperaturę około 3-4°C. Dalej

jest już znośnie - aż do 27 metra - gdzie powstał zawał.

Wracamy za tydzień, ale już z pompą. Po kilku godzinach woda opada.

background image

Jesteśmy przy zawale. Ależ ciasno! Kopanie na kolanach, na leżącej,,

gruz, błoto, błoto, błoto i wciąż przybywa wody. Jest jej za mało, aby

pompa ją wessała, a za dużo, aby siedzieć w tunelu. Musimy się wycofać.

- Panowie, dlaczego ta woda w strumyku taka żółta, jak „sztolniowa" -

pyta Piotr.

Idziemy jej śladem, przed nami mała platforma i... wlot tunelu! Jeszcze

świeży odkop. Dziś wiemy, że to ktoś z Wrocławia odkopał sztolnię

(dziękujemy!). Następuje chwila konsternacji, potem szybki powrót do

domu po sprzęt i... do boju. Wszędzie straszne błoto - żółte, lepkie i

ciężkie. Tunele ciasne, nieregularne, kończą się obwałami. Gdy

wychodzimy na zewnątrz, wyglądamy jak wielkie kule błota. Niestety,

znowu okazuje się, że nie tego tunelu szukaliśmy (opisane wyżej tunele

to stare kopalnie srebra a nie część »Riese", szkoda).

W marcu 1997 roku lokalizujemy dziwny, głęboki wykop o średnicy

około 5 m. Niby nic szczególnego, ale z jego dna wystawały grube belki

(kantówki) oraz stalowe pręty. Czyżby zasypany szyb? Nasze zdziwienie

wzrosło, gdy zeszliśmy na dno wykopu - okazało się wybetonowane.

Korek na szybie! Sensacja! Zaczynamy wykopki. Czyścimy beton z

ziemi, odwalamy belki, odginamy stalowe pręty i znowu rozczarowanie

To nie zamaskowany szyb a zwykły fundament, pospiesznie wylany i

niedokończony.

Na jednym ze zboczy Wielkiej Sowy udało się nam zlokalizować

jeszcze jedno ciekawe miejsce. Dochodzi tam droga, coś się zapadło,

wycieka woda, słowem jest interesująco. Przydałaby się koparka, ale

niestety koszty...

Kompleks zbrojeniowy Miłków - Ludwikowice Kłodzkie, fabryka

amunicji Mölke-Werke oraz fabryka prochu Dynamit AG

Aby zaprezentowany w tej książce opis podziemi w Górach Sowich

background image

był kompletny, należy również kilka słów poświęcić kompleksowi

zbrojeniowemu w Miłkowie.

W jego skład wchodziła fabryka amunicji Mölke-Werke oraz fabryka

prochu Dynamit AG - zlokalizowane w rozległych podziemnych

wyrobiskach nieczynnej kopalni węgla kamiennego Wenceslaus oraz w

wydrążonej przez więźniów części podziemnej we wnętrzu góry

Włodyka. Jaki związek miały te fabryki z AL Riese? Po pierwsze:

Unterkommando Ludwigsdorf było podobozem KL Wüstegiersdorf, czyli

podlegało de facto AL Riese. Po drugie: znaczna część produkcji

materiałów wybuchowych z Dynamit AG wędrowała prosto na Wielką

Budowę. To właśnie z podziemi Włodyki pochodził donarit - materiał

wybuchowy, którym drążono tunele Olbrzyma. Po trzecie: na terenie

fabryki Mölke-Werke istniała elektrownia i to właśnie ona poprzez

podziemne kable zaopatrywała w energię elektryczną całego Olbrzyma.

Po czwarte: rozbudowa podziemnej części kompleksu kierowała się

właśnie w stronę Sokolca, który prawdopodobnie miał stanowić pod-

ziemne zaplecze magazynowe dla obydwu fabryk.

Jak już wspomniałem, w skład kompleksu wchodziły dwie fabryki

zbrojeniowe. Ich lokalizację oparto na wykorzystaniu zabudowy i

wyrobisk kopalni, zamkniętej jeszcze w latach 30. z powodu częstych

wyrzutów metanu (w jednej z katastrof zginęło 151 górników).

Prawdopodobnie pod koniec 1943 roku rozpoczęto adaptację obiektów

dla potrzeb przemysłu zbrojeniowego. Na powierzchni wybudowano

liczne schrony, bunkry, wartownie i magazyny maskowane na stropach

ziemią i małymi drzewkami. Do wszystkich tych obiektów

doprowadzono sieć żelbetowych dróg, a cały teren chroniony był przez

liczne stanowiska artylerii przeciwlotniczej.

Nie wiadomo dokładnie kiedy rozpoczęto drążyć podziemną część

kompleksu. Nie ma o tym żadnych wzmianek. Wiadomo natomiast, że

background image

podziemia te istnieją. Zeznania więźniów pracujących na powierzchni

mówią o gigantycznych tunelach we Włodyce, w których ginęły tysiące

ludzi. Jedna z byłych więźniarek zeznaje, iż nieraz widziała ludzi

pędzonych do tuneli. Mówiąc dokładniej, to nie do tuneli, tylko do szybu

windy, którym zjeżdżali do podziemi. Gdy wracali wieczorem wyglądali

upiornie. Setki ludzi w kolorach: żółtym, czerwonym i zielonym ledwo

wlokło się do obozu. Pracowali przy mieszaniu różnych składników

prochu.

Do dziś nie udało się trafić na ślad wejść do podziemi fabryki Dynamit

AG. Jest to sprawa o tyle utrudniona, że rejon ewentualnych wlotów

tuneli leży w tzw. gorącej strefie. Do dnia dzisiejszego cały masyw

Włodyki jest bowiem wprost naszpikowany amunicją różnego kalibru i

wszelkie prace w tym rejonie są zdecydowanie niewskazane. Podobnie

rzecz się ma z penetracją wyrobisk kopalni. Tutaj metan jest najlepszym

strażnikiem.

Niestety, nie mogę, tak jak to robiłem przy opisach innych komple-

ksów, podać danych liczbowych dotyczących podziemi, bowiem ich po

prostu nie znam. Przynajmniej na razie.

Kompleks zbrojeniowy Miłków - Ludwikowice Kłodzkie - badania

W rejonie fabryki zbrojeniowej w Ludwikowicach Kłodzkich wszelkie

prace terenowe są bardzo ryzykowne. Z powodu ogromnych wprost ilość

amunicji artyleryjskiej zakopanej na zboczach Włodyki. Niemniej w

marcu 1997 roku podjęliśmy próbę przekopu jednego z wklęśnięć w

zboczu góry. Mieliśmy nadzieję na odkopanie tunelu. Niestety mimo

przerzucenia kilku ton skał i gruzu skalnego, nie potwierdziły się nasze

przypuszczenia co do lokalizacji tunelu. Sprawa pozostaje otwarta.

Podobnie rzecz się miała z penetracją sztolni o polskiej nazwie

background image

Wacław I (niemiecka nazwa nie jest nam znana). Po wejściu przez szyb

wentylacyjny, udało się nam zbadać jej przebieg na długości około 200

m. Do połowy długości jest ona obudowana betonem, ciąg dalszy to

obudowa ceglana. W części obudowanej cegłą, około 50 m od przodka,

po obu stronach tunelu znajdują się zawały, które prawdopodobnie kryją

dostęp do dalszych chodników. Zawały są jednak na tyle niebezpieczne,

że zrezygnowaliśmy z prób dalszej penetracji. Naprawdę nie warto

ryzykować.

KOMPLEKS ZAMKU KSIĄŻ

Kompleks Zamku Książ - część naziemna

Jeżeli chodzi o naziemną część kompleksu zamku Książ, to prace w

nim prowadzono zarówno na terenie zamku, jak i w jego okolicy, w

promieniu około 1 km. W zamku prowadzono roboty polegające na

przebudowie części pomieszczeń oraz ich adaptacji do zamierzonych

celów. Niestety, w wyniku tej przebudowy bardzo ucierpiało wyposa-

żenie zamku - m.in. w sali Krzywej, Konrada i w hallu Bolka zerwano

zabytkowe plafony i inne ozdoby. W starej części zamku wzmocniono

drewniane stropy, a na piątym piętrze rozpoczęto przebudowę dużych sal

na mniejsze pokoje, prawdopodobnie dla żołnierzy pułku ochrony

Führera.

Z drugiego poziomu piwnic zamkowych wykuto do pierwszego po-

ziomu podziemi szyb klatki schodowej. W związku z tymi pracami, w

jednym z pomieszczeń na parterze zamku ustawiono kompresor, niszcząc

przy okazji piękną, zabytkową podłogę pomieszczenia.

Na głównym tarasie przed zamkiem, obok wlotu szybu wenty-

lacyjnego, zlokalizowano skład materiałów budowlanych, natomiast

przed budynkiem biblioteki zbudowano tajemniczy, żelbetowy zbiornik,

w którym, jak mówią świadkowie, nawet zimą woda była ciepła. Czyżby

background image

jakieś próby z uranem?

Dużo poważniejsze prace prowadzono w okolicy zamku. Ze stacji

kolejowej Wałbrzych- Szczawienko poprowadzono do kompleksu

torowisko kolejki wąskotorowej, biegnące obok Palmiarni, dzisiejszego

parkingu i amfiteatru, do rejonu podziemi. Obok parkingu na zalesionym

wzgórzu zbudowano dwa duże zbiorniki na wodę, zasilane ze studni

głębinowych w rejonie Lubiechowa. Natomiast rejon samego parkingu

zajmował obóz koncentracyjny KL Furstenstein. Tuż za parkingiem

zlokalizowano także dużą przepompownię. Jednak zdecydowanie

najciekawsza budowla znajduje się na terenie kapliczki rodu von

Hochberg. Otóż, obok rozległych piwnic kapliczki wybetonowano dużą

komorę, do której doprowadzono z powierzchni 9 okrągłych otworów o

średnicy około 500 mm. Otwory dają jednoznaczne skojarzenie, że

przeznaczeniem budowli była stacja wentylacyjna dla jakiegoś dużego,

podziemnego obiektu. Z dna komory odchodzą dwie obetonowane

studzienki, niestety, obecnie zagruzowane. Może warto byłoby je

oczyścić?

Po drugiej stronie zamku znajdowały się wloty trzech sztolni, toteż na

platformie przed sztolniami powstało kilka baraków magazynowych oraz

kilka fundamentów pod urządzenia techniczne. Nieco poniżej, na zboczu

góry, rozpoczęto budowę niewielkiej oczyszczalni ścieków, od której

wykopano rów w kierunku rzeki Pełcznicy. Przy sztolni nr 4 - znacznie

oddalonej od trzech pozostałych - nie ma żadnych budowli. Jest tam

natomiast duża hałda, sięgająca aż do rzeki Pełcznicy. Po przeciwnej

stronie wąwozu znajdują się ruiny zameczku o nazwie Stary Książ, wokół

którego istnieją ślady po nierozpoznanych pracach. Równie ciekawy jest

głęboki wąwóz rzeki Pełcznicy. W zamierzeniach niemieckich całe

zamkowe wzgórze miało zostać odcięte od świata, a dojazd do zamku

możliwy tylko poprzez podziemne tunele. Tunel dla samochodów miał

background image

biec od strony Świebodzic, natomiast tunel kolejowy od strony tzw. Łuku

Świebodzickiego. W rejonie tym można znaleźć pewne ślady po

prowadzonych pracach. Są one widoczne m.in. w odsłonięciu, gdzie

przemieszane warstwy ziemi i skał świadczy o ingerencji człowieka w

głąb zbocza.

Kompleks Zamku Książ - część podziemna

Podziemia pod zamkiem Książ składają się z nieznanej dokładnie

liczby poziomów wyrobisk. Na dzień dzisiejszy znane są dwa poziomy:

pierwszy na głębokości 15 m pod zamkiem i drugi na głębokości 53 m

pod dziedzińcem, położonym na wysokości 399 m n.p.m. Tunele wykute

zostały w zlepieńcu kulmowym.

Do podziemi poziomu pierwszego wchodzimy wejściem, znajdującym

się na tarasie bogini Flory. Zaraz za wejściem dostrzegamy wylot

strzelnicy wartowni ochraniającej obiekt. Aby przejść dalej, mijamy

wartownię i skręcamy w prawo. Idąc tunelem mijamy wejście do windy,

łączącej poszczególne kondygnacje zamku z podziemiami oraz szyb

klatki schodowej dochodzącej do poziomu piwnic zanikowych.

Nieco dalej drogę przegradza nam zawalisko w tunelu. To zasypana

część chodnika, dochodząca bezpośrednio do głównego szybu zamko-

wych podziemi, który obecnie jest całkowicie zagruzowany. Tunel

dochodzi do dużej komory. Z jej dna prowadził, wspomniany wyżej, szyb

aż do podziemi dolnego poziomu. Po drugiej stronie komory znajduje się

jeszcze jedno dojście z tarasu bogini Flory, obecnie zamurowane.

Podziemia poziomu pierwszego mają długość około 80 m, powierzchnię

180 m2 i kubaturę 400 m3.

Podziemia poziomu pierwszego są obecnie całkowicie niedostępne z

racji ulokowania w nich aparatury pomiarowej stacji sejsmograficznej

PAN. Jako jedyne znane obecnie podziemia, posiadają bardzo wysoki

background image

stopień wykończenia, co świadczyć może o wysokim zaawansowaniu

budowy tego obiektu. Składają się z czterech sztolni dolotowych oraz

sieci krzyżujących się ze sobą wyrobisk chodnikowych, które powię-

kszono do rozmiarów hal (5 m wysokości i 5,5 m szerokości). Ponadto w

podziemiach znajdują się cztery całkowicie wybetonowane Komory o

wymiarach 13 x 4,5 x 3,8 m. Do podziemi docierają aż trzy szyby,

Pełniące następujące zadania:

2 szyb nr 1 - o średnicy 5 m - miał pomieścić windę oraz urządzenia

wentylacyjne,

4 szyb nr 2 - o średnicy 3,5 m - służyć miał celom wentylacyjnym,

natomiast w trakcie budowy podawano nim do podziemi beton,

5 szyb nr 3 - o średnicy 0,7 m - wykonany był tylko do podawania

betonu.

Podziemia zamku Książ są doskonałym przykładem na to, jak pra-

wdopodobnie miały wyglądać wszystkie systemy podziemne w Górach

Sowich, gdyby je ukończono.

Ogólna długość tuneli kompleksu wynosi 1 070 m i powierzchnia 4

100 m2, a kubatura sięga 14 200 m

3

.

POZOSTAŁOŚCI

Kompleks schronów w Głuszycy

Pierwszy system wyrobisk zespołu schronowego w Głuszycy odna-

jdujemy za Zakładami Przemysłu Włókienniczego nr 2. Tworzą go dwie

sztolnie wydrążone w skale gnejsowej. Wloty sztolni znajdują się na

wysokości 480 m n.p.m. Jedyne możliwe wejście znajduje się przy

drodze, za zakładami. Tunel ma wymiary 2,5 x 3 m. Od głównego

chodnika odchodzą niewielkie wyrobiska poprzeczne, a po około 100 m

sztolnia nr 1 krzyżuje się ze sztolnią nr 2, pod kątem prostym. Tuż przed

background image

skrzyżowaniem, po prawej stronie natrafiamy na trzy niewielkie, ceglane

komory. Znaczna część sztolni nr 1 posiada obudowę z żelbetowych

prefabrykatów. Kilkanaście metrów za skrzyżowaniem, w sztolni nr 2,

wydrążono komory na wartownię. W miejscu tym istnieje dziś wielki

zawał, który ciągnie się aż do wylotu sztolni nr 2. Całkowita długość

wyrobisk wynosi 240 m, powierzchnia 600 m a kubatura 1800 nr.

Drugi system wyrobisk ulokowano za Zakładami Przemysłu Włókien-

niczego nr 1. Zespół ten składa się z dwóch sztolni połączonych wyro-

biskami poprzecznymi. Wiemy o tym dzięki zachowanemu w Urzędzie

Gminy w Głuszycy planowi podziemi, wykonanemu w latach 50. przez

Wojsko Polskie podczas penetracji podziemi. Po spenetrowaniu, wloty do

obiektu zostały wysadzone w powietrze. Dlaczego? Trzeci system składa

się prawdopodobnie z dwóch lub trzech sztolni umiejscowionych na

zboczu w rejonie ulicy Kolejowej. Z powodu zawałów systemie był

penetrowany. Ślady po czwartym systemie znajdują się przy drodze

leśnej prowadzącej na Soboń, kilkadziesiąt metrów za trzema stawami W

zboczu góry istnieją dwa wybrania z wysadzonymi rumowiskami skał.

Tunel kolejowy Wałbrzych-Jedlina Zdrój

Na początku XX wieku, pomiędzy Wałbrzychem a Jedlina Zdrój,

powstał jeden z najdłuższych tuneli kolejowych na dzisiejszych
ziemiach polskich. Ma długość 1 612 m. W jego skład wchodzą dwa
równoległe tunele, połączone kilkoma poprzecznymi chodnikami
technicznymi. Lewy tunel (tak go nazwijmy) posiada niewielką komorę
w której wykuto na powierzchnię góry szyb wentylacyjny o głębokości
80 m.

Sprawa jest o tyle ważna, że w latach 1944-1945 w lewym tunelu

powstał schron dla pociągów specjalnych. Na długości około 200 m tunel

poszerzono i obudowano żelbetem (cały tunel posiada obudowę ceglano-

kamienną). Co kilkanaście metrów, w bocznej ścianie tunelu, znajdują się

wnęki techniczne oraz wyloty systemu odwadniającego! Wszystko niby

background image

pasuje, tyle tylko, że podobne tunele-schrony, istniejące w innych

miejscach, posiadają znacząco rozbudowane zaplecze techniczne dla

pasażerów pociągów, w postaci całych ciągów korytarzy i pomieszczeń.

Natomiast w omawianym tunelu niczego takiego nie ma. Pozostaje tylko

możliwość, że wloty do zaplecza zamurowano. Jest to wielce

prawdopodobne, bowiem z tunelem i jego okolicą związana jest sprawa

centrali telekomunikacyjnej o kryptonimie S3 Rüdiger. Jej lokalizację w

rejonie tunelu potwierdzają niemieckie dokumenty, natomiast w terenie

nie ma po niej śladu. Ściślej mówiąc, ślad jest, tyle tylko, że bardzo

enigmatyczny. W 1996 roku w wyniku prac terenowych udało się nam

odkryć bardzo interesujący tunel, zakończony komorą z zalanym szybem,

prowadzącym prawdopodobnie do centrali i zaplecza technicznego

schronu dla pociągów. W lecie 1997 roku nurkowie, badający szyb,

potwierdzili połączenie szybu z niewiadomymi wyrobiskami, które

kierują się prosto w stronę tunelu.

Inne

Poza wymienionymi wcześniej podziemiami w Głuszycy oraz

tunelem-schronem, na interesującym nas terenie znajduje się wiele

innych, nie związanych z II wojną światową obiektów podziemnych.

Są to następujące budowle:

1 „Silberloch" - kopalnia srebra na Przełęczy Walimskiej,

2 tzw. sztolnia uranowa na zboczu Strażowej Góry,

3 kopalnia węgla kamiennego koło Sierpnicy,

4 nieznane z nazwy wyrobiska kopalniane w Jedlinie Zdroju,

5 sztolnia poszukiwawcza w rejonie Lasocina,

6 tajemnicze obiekty podziemne na południowo-wschodnich zboczach

masywu Wielkiej Sowy - prawdopodobnie kopalnie rud srebra,

7 kopalnie rud srebra w Złotym Lesie,

background image

8 kopalnia barytu w Bystrzycy Górnej,

9 kopalnie barytu „Augusta" w Kamionkach,

11 sieć wyrobisk pokopalnianych zagłębia węglowego Wałbrzych--Nowa

Ruda-Jugów-Jedlina.

Na tym kończę prezentację podziemnych labiryntów Gór Sowich.

Przedstawiłem Państwu wszystkie poznane przez nas obiekty, choć zdaję

sobie sprawę, że jest to zaledwie część z tego, co naprawdę kryją Góry

Sowie.

Wszystkie opisane podziemia są w dobrym stanie górniczym, z wyją-

tkiem podziemi Sokolca, wykutych w kruchym piaskowcu.

Nieco inaczej przedstawia się sprawa z budowlami naziemnymi. Przez

wszystkie powojenne lata były one narażone na działanie różnych

czynników atmosferycznych oraz na niszczycielskie czyny miejscowej

ludności, która dokonała wielu poważnych zniszczeń. Dziś większość jest

w stanie ruiny. Oparły się jedynie masywne, żelbetowe bunkry i

fundamenty urządzeń technicznych. Najgorzej wyglądają budowle

ceglane, zdewastowane całkowicie w wyniku odzyskiwania z nich cegieł

i innych prefabrykatów. Obiekty naziemne stoją dziś opuszczone i

zapomniane, rosną na nich małe drzewa, krzaki i wszechobecny mech,

przez co proces niszczenia przebiega znacznie szybciej. Pocieszającym

jest fakt, że zaplanowano oczyszczenie wszystkich obiektów z roślinności

i odpowiednie oznakowanie całego terenu tak, aby każdy mógł bez

przeszkód dotrzeć do tych ciekawych i unikatowych przykładów

niemieckiej myśli technicznej i budownictwa fortyfikacyjnego z okresu II

wojny światowej.

W pracach badawczych na terenie S3 Riese brali udział:

Jacek Duszczak

Andrzej Hercuń

background image

Dariusz Korólczyk

Mariusz Mirosław

Piotr Rodziewicz

Paweł Rodziewicz

Andrzej Stasiak

Robert Stonkus

Grzegorz Urbański

Tomasz Witkowski

Andrzej Wojtoń

Piotr Zagórski

oraz

MARIUSZ ANISZEWSKI

Uczestniczyło w nich także kilku innych naszych kolegów, którzy

dorywczo, w miarę możliwości, pomagali nam przerzucać tony skalnego

gruzu w poszukiwaniu nowych tuneli.

CZĘŚĆ VI

PO WOJNIE

12 stycznia 1945 roku ruszyła ofensywa styczniowa, której rozwój

znacząco wpłynął na sytuację militarną na Dolnym Śląsku. Po dwóch

tygodniach walk armie sowieckie znalazły się w samym sercu Śląska,

zajmując go bez większych kłopotów. Dalej uderzenie sowietów skiero-

wane zostało na linię Odry i główne miasta: Opole, Wrocław, Głogów i

Brzeg. Po sforsowaniu rzeki - 16 lutego 1945 roku - armie sowieckie

rozpoczęły jedną z ostatnich, wielkich operacji ofensywnych tej wojny -

operację berlińską - zapominając jakby o Dolnym Śląsku. Jeżeli bowiem

nie liczyć walk o Wrocław, to na terenie tym panował niczym

niezmącony spokój. Działo się tak aż do dnia rozpoczęcia operacji

opolskiej - 15 marca 1945 roku - bowiem dopiero wtedy jednostki Armii

Czerwonej wkroczyły na dolnośląską ziemię, walcząc o jej zdobycie. 8

background image

maja 1945 roku wojska 59 armii gen. Iwana Korownikowa realizując

zadania operacji praskiej i prowadząc walki w Kotlinie Kłodzkiej

sforsowały Góry Bystrzyckie i zajęły ostatnie tereny Dolnego Śląska.

Dwa dni później oddziały 21 armii I-go Frontu Ukraińskiego

zdecydowanym rajdem zajęły bez walk Świdnicę, Wałbrzych i tereny

wokół tych miast. Nikt nie bronił powstałej tak wielkim wysiłkiem

Wielkiej Budowy, nikt nie bronił Walimia, Głuszycy, setek ton specjali-

stycznego sprzętu, maszyn, miejscowej ludności... Rosjanie dostali

wspaniały prezent. Czy władze sowieckie zdawały sobie sprawę z tego,

co wpadło im w ręce? Nie wiadomo. Wszystko wskazuje na to, że nie

bardzo, jako że schrony, tunele, porzucona broń i ogólny bałagan

napotykano na każdym pobojowisku. Tak więc i w tym przypadku nie

robiono sensacji. Skupiono się głównie na dostarczaniu (z inicjatywy

więźniów) powstałym szpitalom wszelkiego rodzaju lekarstw, żywności i

wyposażenia. W szpitalach tych umieszczono wszystkich więźniów,

którzy przetrwali sowiogórskie piekło i w większości znajdowali się na

krawędzi śmierci. Niestety, mimo starań lekarzy sowieckich oddelego-

wanych do tej pracy wielu byłych więźniów niedługo cieszyło się

wolnością. Miesiące morderczej pracy, chorób, bicia, głodzenia zrobiły

swoje. Wiele sowiogórskich tajemnic zabrali ze sobą do grobu ci nie-

szczęśnicy. Poza wsparciem dla szpitali, władze sowieckie rozpoczęły

także tworzenie „polskiej" administracji, MO, SB oraz pomagały polskim

osadnikom w przejmowaniu majątków po wysiedlanych sukcesywnie

Niemcach.

Jednak powoli sytuacja zaczęła ulegać zmianie. Sowieci już wiedzą co

działo się w Górach Sowich. Rozpoczynają akcję. Specjalne oddziały

wojska wybrane ze składu 59 i 21 armii ogólnowojskowej przeczesują

rejon Wielkiej Budowy w poszukiwaniu ukrytych dóbr

materialnych, pobierają próbki ziemi, aby ustalić w niej zawartość rudy

background image

uranu, starają się dotrzeć do wysadzonych podziemi. Mimo że przedsię-

wzięcia te kończą się niepowodzeniem, akcja trwa nadal i polega na

regularnej grabieży sprzętu technicznego oraz materiałów budowlanych

pozostawionych na budowie. Dzień i noc na wschód podążają transporty

cementu, cegieł, stali, rozebranych torów kolejki wąskotorowej, instalacji

elektrycznej, wszelkiego rodzaju maszyn oraz tego wszystkiego, co dla

wyzwoleńczej Armii Czerwonej i ludu uczciwie pracującego przedstawia

jakąkolwiek wartość. Aby w pełni ukazać jak wyglądała ta akcja

przyjrzyjmy się raportowi S. Styczyńskiego (pełnomocnika

Ministerstwa Kultury i Sztuki d/s rewindykacji dóbr zrabowanych w

Polsce) dotyczącemu postępowania Sowietów na zamku Książ:

„(...) gospodarka Rosjan przez cały 1945 rok, jeżeli chodzi

o ruchomości zamku polegała głównie na przygodnym

wywożeniu rzeczy cenniejszych, co jednak nie miało

charakteru zorganizowanej akcji. Wywożono meble,

dywany, obrazy, rzeźby itd. Dopiero w styczniu 1946 roku

zjechała komisja złożona z wyższych oficerów kwatery

marszałka Rokossowskiego, która dokonała przeglądu

całości... W kilka dni później rozpoczął się zorganizowany

wywóz na wielką skalę, który w lutym objął bibliotekę, w

marcu i kwietniu resztę ruchomości. W maju w

barbarzyński sposób zniszczono resztę pozostałych rucho-

mości dokładnie łamiąc wszelkie meble, wyrąbując drzwi,

okna, wyrywając parkiety, boazerie i malowidła tak, że

wnętrza kompletnie spustoszone przedstawiają stan

kompletnej ruiny, szczęśliwie jak dotąd chronionej przez

nieuszkodzony dach. W tym stanie zamek został w

początkach czerwca przekazany władzom polskim".

Podobny los spotkał dziesiątki innych zamków, dworków i pałaców

background image

Dolnego Śląska, bowiem nowa władza nie znała litości. Ucierpiał bardzo

wysoko rozwinięty na tych terenach przemysł oraz komunikacja Właśnie

wtedy demontuje się i wywozi do Rosji jedną linię torów z odcinka

Wrocław-Zgorzelec. Wtedy też doprowadza się do ruiny dolnośląski

przemysł, przez rabunek i dewastację o jakiej świat nie słyszał. Razem z

Sowietami rabunek prowadzą setki band szabrowników kradnących to

wszystko, czego nie wywiozła Armia Wyzwoliciela. Szczególnie

tragicznie los obchodzi się z Wielką Budową która przeżywa prawdziwy

najazd złodziei oraz „legalnie" działających firm, zajmujących się

odzyskiem materiałów budowlanych. Inż. I. Gisges wspomina:

„Przypomniały mi się lata 1945-47 kiedy to na własną

rękę organizowałem wyjazdy do najrozmaitszych

zakamarków, opuszczonych zamków, dziwnych

schronów, podziemi, a nawet starych stodół zapchanych

różnymi materiałami. Pracowałem wtedy w energetyce w

Wałbrzychu, a zapasów było brak. Walim stanowił wtedy

kopalnię materiałów i urządzeń nie tylko dla energetyki.

Przywieźliśmy stamtąd m.in. kilka samochodów samych

tylko izolatorów, niezliczone ilości żelaza profilowego i

rur kamionkowych...".

A oto jak pamięta te lata pan A. Śleziak z Gliwic:

„W miejscowości Jugowice natrafiliśmy na wykopany

otwór imitujący budowę szybu wentylacyjnego, tu znów

kupa żelastwa i materiałów, w szopie kilkadziesiąt

silników elektrycznych, niezabezpieczony magazyn

wszelkich typów amunicji. Tam urządziliśmy sobie

strzelanie z Panzerfaustów. Stwierdzam, że otwór ten był

już częściowo zasypany prawdopodobnie przez

wysadzenie dynamitem. Podobnie za fabryką lniarską w

background image

Walimiu był wybudowany duży schron (!) obok stosy

amunicji, granatów, Panzerfaustów. Aż strach ogarnia na

myśl, że podpali to ktoś niepowołany. A dostęp ma

każdy".

Ziemie te faktycznie nie należały do najspokojniejszych. Jeszcze w

latach 1947-1948 nocami słychać było strzały i stłumione odgłosy

eksplozji. Jest wielce prawdopodobne, że walimskie podziemia mogły

służyć przez jakiś czas za kryjówkę bandom Werwolfu. A trzeba nam

wiedzieć, że w powiecie wałbrzyskim działała jedna z najliczniejszych

grup Werwolfu, licząca około 150 osób. Jej dowódcą był esesman

Zoeffer, a dzieliła się na: Stadtgruppe - dowódca Alfred Kramer,

Kreisgruppe - dowódca Helmuth Nowak i Panzergruppe - dowódca

Elsner, która dokonywała wszelkich akcji dywersyjnych. Dla porównania

działająca w powiecie jeleniogórskim grupa Paula Schmidta liczyła około

20 osób, a grupa Karla Christiana operująca w powiecie bystrzyckim aż 7

osób.

O tym jak wyglądała Wielka Budowa w 1947 roku możemy dowie-

dzieć się z serii artykułów Zbigniewa Mosingiewicza zamieszczonych w

Słowie Polskim:

„Samo rozrzucenie wejść daje pojęcie o ogromie podziem-

nego miasta. Nie jest ono dotychczas w dostateczny

sposób zbadane. Mieszkańcy Głuszycy często na własną

rękę udają się na poszukiwania rzekomo ukrytych tam

skarbów, ale w swych wędrówkach dochodzą jedynie do

głównego tunelu. Bocznych tuneli nikt dotychczas nie

zbadał. Przygodnych poszukiwaczy skarbów odstraszają

groźne bunkry i pogłoski o zaminowaniu przejść".

Dobiegają końca burzliwe lata 40. Podziemia są już lepiej znane.

Armia Czerwona nie znalazła w nich złota ani uranu i w efekcie straciła

background image

nimi zainteresowanie. Nie stracili go natomiast szabrownicy. Nieprzer-

wanie penetrują podziemia, wywożąc z nich wszystko, co tylko da się

oderwać, odkuć, podnieść i wyciągnąć na powierzchnię. Przecież złom

jest w cenie. Jednak poza nimi niewielu jest śmiałków gotowych

zmierzyć się z Olbrzymem, i tylko czasami komendanci okolicznych

posterunków MO polecali wysadzić wejście do tego czy innego tunelu

lub szybu, czego domagali się mieszkańcy, ponieważ ginęło im pasące się

tam bydło, a dzieciaki wracały do domów,.. uzbrojone po zęby w

znalezione w podziemiach pistolety maszynowe i panzerfausty...

Pojawiają się w końcu pierwsze osoby próbujące rozwikłać tajemnicę

„walimskich podziemi". W lecie 1947 roku do Walimia przybywa ppor.

Radek, który wraz z trzema kompanami prowadzi oględziny budowy.

Jednak ppor Radek znika tak nagle, jak się pojawia. Tajemnica nadal

pozostaje tajemnicą. Jakby na zakończenie tragicznej dekady lat 40., w

1948 roku w niewyjaśnionych okolicznościach wylatuje w powietrze

jedno z wejść do podziemi Sokolca, co jeszcze bardziej utajnią ten

kompleks.

Czas szybko mija, nie przynosząc przez następne kilka lat nic nowego.

Dopiero w sierpniu 1954 roku na terenie Gór Sowieh pojawia się

kilkuosobowa grupa wojskowych dokonując m.in. inwentaryzacji sztolni

nr 2 w kompleksie Jugowice. To właśnie tej grupie zawdzięczamy

błędnie wykonany plan tych podziemi, wokół którego narosło tyle

nieporozumień i legend. Sześć lat później w Górach Sowich znowu po-

jawia się wojsko. Niestety, me udało się nam ustalić, jaka ekipa działała

na tym terenie i czego dokonała, za to o wiele więcej wiemy o poczyna-

niach następnej ekipy. Ta zawitała na te tereny 23 lipca 1964 roku.

Wyprawą GKBZHwP kierował dr Jacek Wilczur, a miała za zadanie

ostateczne rozwiązanie zagadki walimskich lochów oraz zebranie mate-

riału dowodowego o zbrodniach hitlerowskich na tym terenie. W wyniku

background image

zakrojonych na szeroką skalę prac ekipie dr Wilczura udało się

zinwentaryzować wszystkie główne kompleksy budowy oraz zebrać

wiele dowodów zbrodni popełnionych przez SS. Do najbardziej obcią-

żających dowodów należą niewątpliwie odkryte w kilku miejscach ma-

sowe groby więźniów, którzy zginęli przy budowie Olbrzyma oraz ze-

znania naocznych świadków zbrodni. Oto co powiedział sam dr Wilczur

Żołnierzowi Polskiemu w kilka dni po zakończeniu wyprawy:

„Wyprawa w Góry Sowie wzbogaciła naszą wiedzę o

hitlerowskim systemie eksploatacji sił więźnia,

wzbogaciła naszą wiedzę o sposobach technicznych

eksterminacji. (...) Góry Sowie to klasyczny przykład

współpracy kapitału i przemysłu niemieckiego z SS. (...)

Świadkowie obliczają że przy budowie labiryntów i

urządzeń obronnych zatrudnionych było około 45 firm.

Istnieją jednak dowody, które pozwalają przypuszczał, że

ta, w Górach Sowich przygotowywano kwaterę Hitlera i

kwaterę dla OKW. We wszystkich wsiach i osadach, w

których prowadzono roboty tunelowe, drążono góry i

budowano naziemne urządzenia obowiązywał zakaz

przyjmowania gości z zewnątrz, choćby nawet z sąsiedniej

wsi. Chodziło o zachowanie najściślejszej tajemnicy".

Należy tutaj dodać, że to właśnie dr Wilczur „odkrył" dla historii tego

terenu panów Heina i Schneidera - Niemców zamieszkałych w Jugo-

wicach, których zeznania okazały się bezcenne przy odtwarzaniu

wyglądu budowy i warunków na niej panujących. Niestety do wielu

rzeczy nie udało się im dotrzeć, a to za sprawą bardzo złej atmosfery

panującej w otoczeniu wyprawy. Jest prawie pewne, że poczynaniami

członków wyprawy interesowało się KGB i SB, co bardzo utrudniało

wszelkie prace. Właśnie za sprawą KGB nie doszło do skutku planowane

background image

rozkopanie jednego z zawałów i penetracja podziemi leżących za nim.

Właśnie za sprawą KGB i SB atmosfera w Górach Sowich popsuła się do

tego stopnia, że zainteresowanie Wielką Budową znikło na kilka lat.

Walerian Skrzypczak tak oto wspomina:

„Pamiętam, że w listopadzie 1943 roku przywieziono na

stację w Walimiu transport więźniów w pasiakach z

jakiegoś obozu, ale z jakiego nie wiem. Wagonów tych

było 5. Ilu więźniów przywieziono również dokładnie nie

wiem. Więźniowie ci zaczęli budować baraki najpierw w

Walimiu a później w Jugowicach. Więcej transportu koleją

z więźniami do pracy w Walimiu nie przychodziło. Z

opowiadań Niemców zamieszkałych wtedy w Walimiu,

którzy kontaktowali się z pracownikami OM wiem, że

ogółem miało być tam zatrudnionych co najmniej 38

tys. ludzi. Kierownictwo tej budowy mieściło się w Jedlince

w zamku, i chyba ono tylko mogło być zorientowane

jakiego rodzaju miały być te budowle i czemu miały służyć.

Sami Niemcy snuli różne domysły na temat prowadzonych

prac w głębi gór, jedni mówili, że miała to być jakaś

fabryka prochu a inni, że miała to być kwatera główna

Hitlera, ponieważ do Walimia przyjechali wtedy

gestapowcy z Kętrzyna, gdzie poprzednio taka kwatera

się mieściła. Z niedożywienia i złych warunków

higienicznych wybuchł wśród więźniów tyfus i na ten tyfus

zmarło około 700 osób a na cmentarzu w Walimiu

znajdują się trzy masowe groby, w których pochowano

zmarłych. Pracowali także w Walimiu jeńcy włoscy,

których zmarło około 22 osoby. Niezależnie od tego

pracowali tam także cywilni robotnicy z OT a także cywilni

background image

robotnicy włoscy, minerzy którzy wysadzali chodniki w

skałach. Główny obóz więźniów zatrudnionych przy budo-

wach w Walimiu, znajdował się w Jugowicach, które za

czasów niemieckich nosiły nazwę Hausdorf. Obóz ten

znajdował się w rejonie ul. Górnej w Jugowicach. Był także

obóz więźniarski w Olszyńcu oraz obóz w Klocach. Prace

były ściśle izolowane, na drogach wiodących do góry,

gdzie prowadzono roboty, stały tablice ostrzegawcze,

grożące karą śmierci za wejście na teren budowy. Niemcy

mówili także, że w Głuszycy istniało krematorium, ale

,gdzie nie wiem. Mój pracodawca Szymura nie mówił mi

nigdy o tym, aby malował jakieś kotły wewnątrz

pomieszczeń zbudowanych wewnątrz góry".

Latem 1972 roku w Walimiu pojawił się pchor. Jerzy Cera Dyspo-

nując ludźmi i sprzętem, rozpoczął dokładne badania nad walimskimi

podziemiami. Przez kolejnych pięć lat Jerzy Cera przybywał w Góry

Sowie i prowadził inwentaryzację budowy. Owocem tych wypraw stała

się obszerna praca dyplomowa, która bardzo dokładnie, jak na owe czasy,

przedstawiała wygląd budowy oraz problematykę więźniów pracujących

w jej kompleksach. Poza tym Jerzy Cera zainteresował się szczególnie

kompleksem Jugowice, gdzie też rozpoczął prace ziemne. Niestety, nie

udało mu się odkryć żadnych rewelacji i poza inwentaryzacją kompleksu

nic nowego nie odkrył.

Minął rok od zakończenia ostatniej wyprawy Jerzego Cery. Jest upalne

lato 1976 roku gdy na horyzoncie pojawia się kolejna ekipa pragnąca

zmierzyć się z Olbrzymem. Ekipą, w skład której wchodzą studenci

Politechniki Wałbrzyskiej, kieruje Piotr Kruszyński, późniejszy

pracownik Centralnego Archiwum Gross Rosen, autor wielu prac o

Górach Sowich. Ponadto w składzie ekipy znajdują się jeszcze dwaj

background image

interesujący ludzie: Tadeusz Słowikowski i Andrzej Nowicki, których

chyba nie trzeba przedstawiać. Działania ekipy ograniczają się w zasadzie

do dokładnego zbadania podziemi i przekopania zawałów w nich

występujących, co udaje się tylko częściowo. Po dokładnej inwenta-

ryzacji budowli naziemnych, ekipa podjęła próbę przekopania zawału

przy wlocie sztolni nr 3 w kompleksie Soboń. Próba zakończyła się w

zasadzie sukcesem, gdyż po wykonaniu szybu udało im się dotrzeć do

kilkunastometrowego odcinka chodnika, zakończonego zawałem. Zawału

jednak nie udało się już sforsować. Jest to zawał o tyle ciekawy, że

wchodzą w niego poderwane wybuchem tory kolejki oraz przewody

elektryczne. W następnym roku ekipa, która została nazwana Grupą

Badawczą Góry Sowie, w takim samym składzie jak rok wcześniej,

Podjęła jeszcze jedną próbę rozebrania zawału w kompleksie Soboń - tym

razem na zawalonym odcinku sztolni nr 2. Po wykopaniu szybu, udało się

nim dotrzeć do zawalonej części chodnika. Niestety, żadnych rewelacji

nie odkryto. W trzecim roku prowadzenia badan na terenie pór Sowich,

ekipa Piotra Kruszyńskiego stanowiła już poważny zespół badawczy. W

jego skład wchodzili studenci Politechniki Wałbrzyskiej, górnicy i

ratownicy z Wałbrzycha, przedstawiciele LOK, delegat Zakładu

Medycyny Sądowej z Krakowa oraz studenci AGH. Wykonali szereg

badań na terenie zamku Książ, stwierdzając w okolicach wiele anomalii

geofizycznych wskazujących na istnienie podziemnych próżni, czyli

pomieszczeń, korytarzy lub tuneli, o których dotychczas jeszcze nie

wiedziano. W tym samym czasie na terenie stacji kolejowej w

Głuszycy, podczas wykopu pod wodociąg, natrafiono na drewniane paki

z nieheblowanych desek. Było ich 18. Wkrótce okazało się, że nie są to

paki lecz trumny, zbijane z materiału jaki był pod ręka. Na zakończenia

działalności podjęto jeszcze próbę rozkopania jednego z zawałów.

Podstawiono koparkę, jednak po paru godzinach pracy, natrafiono na

background image

caliznę skalną, ponad wszelką wątpliwość nie tkniętą ani świdrem ani

oskardem.

Niestety, był to ostatni rok działalności Grupy Badawczej Góry Sowie.

Na placu boju pozostał w zasadzie tylko Piotr Kruszyński, który nadal

prowadził prace badawcze i zbierał materiały o sowiogórskiej budowie.

Związane to było z jego zajęciem, ponieważ po zakończeniu studiów

rozpoczął pracę w C. A. Gross Rosen w Wałbrzychu. Jego wieloletnia

praca zaowocowała w 1989 roku wydaniem przez C. A. Gross Rosen

broszury pt.: Podziemia w Górach Sowich i Zamku Książ, która jest

bardzo konkretnym, pobawionym sensacji i fantazji wydaniem

prezentującym stan badań podziemi aż do 1989 roku.

W Górach Sowich próbowała swych sił jeszcze jedna grupa. Latem

1985 roku ekipa pod przewodnictwem pana L. Krzyścina, rozpoczęła

pracę przy zawale na wlocie sztolni nr I w kompleksie Włodarz. Po

wykonaniu głębokiego przekopu prace przerwano ze względu na

obsuwanie się skał ze zbocza położonego nad wlotem sztolni.

W roku 1991 podjęto jeszcze jedną próbę zgłębienia tajemnic budowy.

Prowadzono prace wykopaliskowe na jednym z zawałów w kompleksie

Głuszyca oraz poszukiwano masowych grobów w rejonie Kole. Wyniki

badań pozwalają przypuszczać, że w pobliżu KL Dörnhau w Kolcach

znajduje się kilka nieznanych, masowych grobów. Sprawa wymaga

dalszych prac terenowych.

Jak zeznaje Kazimierz Fedorowicz:

„W Walimiu mieszkam od początku 1947 roku. W owym

czasie przed tunelem w Walimiu przy ulicy 1-go Maja

stały obrabiarki różnego rodzaju. M.in. rozpoznałem

kolosa-betoniarkę sporo narzędzi, wewnątrz znaleźliśmy

dwa motory dieslowskie masę drutu zbrojeniowego i masę

drewna. Do wewnątrz wchodziło się po torach

background image

wąskotorówki. Od Niemców w cywilu niczego nie można

się było dowiedzieć. Nigdy nikt w okresie moich 19 lat

pobytu tutaj nie wpadł na minę, nie słyszałem aby

komukolwiek cos się stało. Od pana Stroińskiego,

mieszkańca Walimia, słyszałem, że w lochach zamku

hitlerowskiego są pancerne drzwi, których nie można

otworzyć. Nie pamiętam kto, ale jeszcze inna osoba także

powiedziała mi o tych drzwiach".

Wczesną wiosną 1992 roku powstała Sowiogórska Grupa Poszuki-

wawcza KRET, która zajęła się odkrywaniem tajemnic Gór Sowich.

Poniżej przedstawiam krótki opis wszystkiego, co udało się nam

odkryć przez 4 lata działalności:

1 czerwiec-sierpień 1992 - prace przy odkopaniu i inwentaryzacji

sztolni nr 3 w kompleksie Osówka,

2 sierpień-paździemik 1992 - inwentaryzacja Olbrzyma,

3 24 października 1992 - odkopanie i inwentaryzacja sztolni nr 1 i 3 w

kompleksie Jugowice Górne,

4 31 października 1992 - odkopanie i inwentaryzacja sztolni nr 2 w

kompleksie Jugowice Górne,

6 styczeń-luty 1993 - prace w kompleksie Rzeczka, gdzie po

oczyszczeniu zawału na przedłużeniu sztolni nr 1 wyjaśniamy kolejną

zagadkę; stwierdzamy ponad wszelką wątpliwość, że zawał kończy

się przodkiem, a nie jak wielu uparcie twierdziło dalszym ciągiem

korytarza, do których, co ciekawe, niejeden z nich kiedyś wchodził,

7 luty-czerwiec 1993 - inwentaryzacja Olbrzyma,

8 czerwiec 1993 - realizacja dla potrzeb TVP SA filmu o Górach

Sowich,

9 lipiec 1993 - rozkopanie zawału przy sztolni nr 7 w kompleksie

Jugowice Górne,

background image

10 lipiec-październik 1993 - prace przy zawale sztolni nr 6 w kompleksie

Jugowice Górne,

11 listopad 1993 - odkopanie szybu w kompleksie Jugowice Górne,

12 grudzień 1993 - marzec 1994 - prace na zawale w kompleksie

Włodarz,

13 marzec-kwiecień 1994 - prace poszukiwawcze na terenie kompleksu

Wielka Sowa,

14 kwiecień 1994 - pierwsze prace przy sztolni nr 4 w kompleksie

Jugowice Górne,

15 kwiecień-maj 1994 - prace przy uskoku w kompleksie Osówka,

16 24 wrzesień 1994 - odkopanie sztolni nr 4 w kompleksie Sokolec,

17 kwiecień-maj 1995 - ostateczne odkopanie sztolni nr 4 w kompleksie

Jugowice Górne,

18 lipiec 1995 - odkopanie pancernych drzwi oraz dalsze prace na

zawale przy sztolni nr 6 w kompleksie Jugowice Górne, niestety

ciągle bez rezultatu,

20 wrzesień 1995 - działalność SGP KRET zostaje zawieszona.

Po zawieszeniu działalności powstała nowa grupa badawcza o nazwie

THROLL. Z ważniejszych osiągnięć tej grupy mogę wymienić:

1 wrzesień-listopad 1995 - prace przy starych kopalniach srebra na

Wielkiej Sowie. Pierwsza informacja o tzw. „CENTRUM",

2 marzec-sierpień 1996 - prace badawcze w rejonie lokalizacji centrali

telefonicznej „Rüdiger", m.in. odkrycie tunelu z szybem (niestety

zalanym), wgląd w tajne plany kompleksu Włodarz.

3 wstępne badania terenowe (odkop zawału) na terenie fabryki w

Miłkowie,

4 lato-jesień 1997 - prace na Siłowni w kompleksie Osówka,

5 jesień-zima 1997 - prace badawcze w podziemiach Osówki (m.in.

prace na betonowej hali,

background image

6 18 stycznia 1998 - penetracja dotychczas niedostępnej drugiej

wartowni,

7 wiosna 1998 - wznowione zostają prace badawcze w kompleksach

Osówki i Jugowic Górnych,

8 druga (konkretna) wzmianka o „CENTRUM",

9 maj-czerwiec 1998 -prace przy „tajemnicach" Kasyna,

10 czerwiec-lipiec 1998 - prace badawcze na sztolni nr 4 w kompleksie

Jugowice Górne.

CZĘŚĆ VII

ZAGADKI

W chwili, gdy Wilhelm Keitel podpisywał akt bezwarunkowej

kapitulacji Trzeciej Rzeszy, w ludzkich umysłach zaczynały powstawać

pierwsze opowieści o Górach Sowich i ich tajemnicach. W myśl

założenia, że to, co jest nieznane, musi być tajemnicze i nieprawdo

podobne, wymyślano różne nowe teorie o wielokilometrowych

korytarzach, podziemnych komnatach pełnych złota i kosztowności oraz

o przeznaczeniu „Wielkiej Budowy". W poniższym rozdziale zebrane

zostały wszystkie znane nam historie dotyczące sowiogórskich pod

ziemi.

"Było ich trzech: dwóch esesmanów i cywil. Kazali mu

się natychmiast ubierać i iść z nimi. Przed domem czekał

samochód. Jeszcze na progu zawiązali mu oczy, a mimo to

ostrzegali - jeśli otworzysz oczy śmierć!!! Już po kilku

minutach pełnej ostrych zakrętów jazdy wiedział, że udaje

się gdzieś w otaczające Walim góry. Samochód stanął,

uniosło go kilka par rąk. Położono go na drewnianej

podłodze. Po chwili podłoga drgnęła. Jechali nowym

background image

samochodem. W końcu samochód zatrzymał się, kazano

mu wysiąść. Dwóch ludzi wzięło go pod ręce, szli długo, a

za każdym krokiem robiło się coraz zimniej. Pod stopami

była gładka, betonowa powierzchnia. Gdy odwiązali mu

oczy stwierdził, że znajduje się w jakimś podziemnym

tunelu wyposażonym w wiele skomplikowanych

urządzeń technicznych. Kazano mu poddać konserwacji i

wybielić duży kocioł. Praca trwała trzy dni, a przez cały

czas pilnowało go dwóch esesmanów. Nie wolno mu było

rozmawiać ani patrzeć na przechodzących obok ludzi. Po

trzech dniach SS z tym samym co poprzednio

ceremoniałem odwiozło go do domu".

To relacja Polaka, mieszkającego w czasie wojny w Walimiu. Nasuwa

się tylko jedno pytanie - gdzie znajdują się owe opisywane przez niego

podziemia?

„Opowiadał mi pewien felczer, Niemiec, że jednej nocy

przyprowadzono do niego kilku wynędzniałych więźniów.

Ludzie ci byli potwornie owrzodzeni, a właściwie były to

ślady jakiś ogromnych poparzeń skóry".

Felczer nie rozpoznał choroby. Dziś po tylu latach, po doświadcze-

niach Hiroszimy - mówi pan Trelak - podejrzewam, że były to objawy

choroby popromiennej. Czyżby jednak bomba atomowa?

Inż. Anthon Dalmus - główny energetyk budowy, budowniczy

umocnień Wału Atlantyckiego, wyrzutni V-l oraz kwatery wodza w

Kętrzynie - wspomina o 70 wagonach dziennie, które przywoziły setki

maszyn. Jedno jest pewne, że nie były one potrzebne rzekomemu

miasteczku hitlerowskiemu, wykutemu w górach. Na rzucone pytanie:

Czy plotki na temat mającego tu powstać atomowego miasteczka

podziemnego to prawda? Czerwona twarz Dalmusa robi się blada, a

background image

szare, stalowe oczy przykrywają się powiekami. Łapie się za twarz

nerwowym ruchem i dopiero po chwili zaczyna mówić: Nie to nie jest

prawda, plany podziemnego miasta widziałem w głównym biurze OT w

Berlinie i mogę na to przysiąc.

W jakim zatem celu na budowie zużyto ponad 400 km kabli energe-

tycznych o grubości od 60 do 120 mm? Dalmus, inżynier przecież, mówi,

że takich kabli jeszcze w swym życiu nie widział!!!

Pan Czesław S. z Bytomia wspomina:

„Pracami kierowały trzy firmy. Esesmani pokazywali

na północny-zachód i mówili, że za tymi górami jest

Waldenburg, a za nimi wielki zamek, w którym mieści się

ich kwatera.

Mówili, że od tego zamku do naszych sztolni prowadzi

betonowy tunel, którym jeździ kolejka z wagonikami, Tą

kolejką przyjeżdżają do nich na inspekcję ich

szefowie".

A z naszej strony wypada dodać, że jeżeli pan Czesław S. mówi

prawdę, to dotarcie do takiego tunelu będzie prawdziwą rewelacją. Z

drugiej jednak strony, wydaje się mało prawdopodobne istnienie aż tak

długiego tunelu - w końcu to ponad 20 km! Znane jest wprawdzie

zeznanie jednego z więźniów, który pod koniec wojny szedł do pracy na

przodek, znajdujący się ponad 3 km wewnątrz góry, ale 20 km to już

chyba lekka przesada. Drugi powód negujący możliwość istnienia takiego

chodnika, to czas potrzebny na wykonanie tunelu o długości 20 km. Przy

siedmiu metrach postępu prac dziennie, to około... 8 lat. Tak więc

wszystko jest chyba jasne?

„W grudniu 1944 roku zapędzono nas do niezwykle

ciężkiej pracy. Nosiliśmy olbrzymie, ponad

dwustukilogramowe rury, z których układano rurociąg.

background image

Później dowiedzieliśmy się, że Niemcy tą drogą tłoczą w

głąb tuneli płynny beton. Rurociąg pracował dzień i noc".

W ten sposób powstały w głębi lochów, opisywane już, potężne

bunkry, które dzisiaj... nie istnieją. Gdzie zatem szukać tych wielkich

budowli? W którym kompleksie jest zawał tarasujący drogę do nich? Czy

na Włodarzu? A może na Mosznie? A może w końcu na Wielkiej Sowie?

Kto wie?

„Było to na krótko przed zakończeniem wojny. Po

zapadnięciu zmroku na ulicach Walimia pojawiły się

patrole złożone z SS i SD. Tuż przed jedenastą rozległ się

warkot silników. Na ulicy pojawiła się jadąca z dużą

prędkością kolumna ciężarówek, wiozących ukryty pod

wysoko upiętymi plandekami ładunek. Kolumna jechała

gdzieś w okolice wlotów sztolni. Nasz obserwator nie spał

tej nocy. Tuż przed świtem zawarczały znowu silniki.

Kolumna wracała, ale puste już były skrzynie, nie było

także przykrywających ładunek plandek".

A oto jeszcze jedna relacja, mówiąca o podobnym wydarzeniu:

„Żołnierze obstawili wieś. Przez blisko dwie godziny

ludzie słyszeli hałas silników ciężarówek, które

przejeżdżały przez wieś i kierowały się w góry. Po jakimś

czasie nastąpiła seria potężnych wybuchów. Wydawało

się, że grzmią całe góry, że Niemcy za pomocą dynamitu

chcą je w ogóle poprzestawiać. SS opuściło wieś o świcie.

Ciężarówki nie powróciły z gór".

Tyle cytat, a nam jakoś dziwnie pasuje do tej opowieści jeszcze jedna

historia, mówiąca o osobliwym wydarzeniu.

W połowie lat 60. do redakcji Żołnierza Wolności nadszedł list od

byłego partyzanta (ps. Śmiały), który po wojnie ukrywał się w Górach

background image

Sowich. Zetknął się z leśniczym, Niemcem, który był świadkiem

wprowadzenia owej kolumny do podziemi. Wejście następnie

wysadzono, a miejsce zamaskowano ziemią i sztucznie zasadzonymi

drzewami, przywiezionymi w beczkach. Niemiec chciał wskazać

Śmiałemu to miejsce, ale przed spotkaniem zginął w niewyjaśnionych

okolicznościach. Według tego, co udało się nam ustalić, wszystkie te

relacje mówią o jednym transporcie, który przybył drogą od strony

Dzierżoniowa i został wprowadzony do jednej ze sztolni,

prawdopodobnie w rejonie Wielkiej Sowy. Niestety, nie wiemy nic na

temat ładunku owego transportu. Czy było to „złoto Wrocławia", czy

depozyty ludności, czy też skarby jednego z muzeów, czy w końcu coś z

rodzaju „Cudownych Broni"? Wszystkie hipotezy są możliwe... "

Interesujące rzeczy działy się w rejonie kompleksu Sokolec. Świadko-

wie zwracają też uwagę na o wiele większy obiekt budowany w Sowiej

Dolinie, bezpośrednio schodzącej spod szczytu Wielkiej Sowy.

Przebywający w tym rejonie na robotach pan Kosma, mówi, że na po-

czątku 1945 roku od strony Wałbrzycha nadjechała kolumna ciężarówek.

Skierowały się wprost do Sowiej Doliny, w miejsce gdzie Niemcy

prowadzili wielką budowę. Podobne transporty kierowały się także do

podziemi na górze Gontowa. Niestety, również i w tym przypadku nie

udało się nam natrafić na najmniejszy ślad owych transportów, tak w

dokumentach, jak i w samej Sowiej Dolinie, najdzikszym chyba miejscu

w masywie Wielkiej Sowy.

Tuż przed zakończeniem wojny na terenie Baustelle, miał miejsce

jeszcze jeden ciekawy wypadek. Otóż, żołnierze niemieccy, którym

powierzono eskortowanie samochodu z dokumentacją obozową, po

przełamaniu frontu polostawili samochód na polu minowym, uprzednio

oczywiście odpowiednio go zabezpieczając. Po wojnie, kiedy dostali się

do niewoli, wskazali to miejsce. Wojsko ściągnęło ciężarówkę

background image

zawierającą dokumentację obozową wraz z planami Walimia oraz

dokumenty personalne niemieckiej załogi budowy. W. Furyk zeznaje:

„Po ściągnięciu samochodu z pola minowego,

stwierdziłem że zawartość konwojowanego przez ujętych

esesmanów samochodu stanowiły materiały

zawierające pełną dokumentację założeniową wraz z

planami Walimia, planami zatrudnienia więźniów oraz

dokumenty personalne niemieckiej załogi. Z

dokumentów tych pamiętam nazwisko SS Sturmführera

Lüidecke. Dokumenty te przekazałem w całości

Wojskowej Komendzie m. Wrocławia Jak sobie

przypominam dokumenty te opatrzone były

hitlerowskimi pieczęciami i podpisami ze ścisłą

numeracją. Wśród tych dokumentów widziałem nazwiska,

stopnie i przydziały służbowe niemieckich członków

załogi oraz ich zdjęcia, a nadto obozowe listy więźniów.

Wspomniane dokumenty, gdyby stały się dostępne, dla

OKBZH we Wrocławiu stanowiłyby stuprocentowy

materiał dowodowy dotyczący tego zagadnienia".

Wszystkie dokumenty przekazano Armii Czerwonej i... ślad po nich

zaginął. Do dziś nie udało się ich odnaleźć i prawdopodobnie nie uda się

już nigdy.

Pewnej letniej nocy 1945 roku, w górach dała się słyszeć seria wybu-

chów. Właśnie tej nocy jeden z mieszkańców Walimia postanowił zrobić

sobie wycieczkę w okoliczne lasy. Gdy szedł, tuż pod jego stopami

zakołysała się ziemia, a po lesie przetoczył się głuchy grzmot. Mężczyzna

w panice ukrył się w krzakach i po chwili stwierdził, że w jego kierunku

idzie kilka postaci. Szli gęsiego i zatrzymali się na polance, kilka kroków

od niego. Zapalili latarki. W świetle ukazały się mundury SS. Mężczyzna

background image

zauważył, że wszystkie mundury są mocno zakurzone. - Docierały do

niego strzępy zdań, cicho szeptanych przez Niemców: No nareszcie

koniec, musimy stąd szybko odejść, w Wüstewaltersdorf mogli słyszeć

wybuchy, musimy połączyć się z grupą Weidemanna. Gdy zrobiło się

jasno mężczyzna stwierdził, że znajduje się blisko jednego z wejść do

podziemi. Wydobywał się z niego jeszcze nieosiadły kurz. Dziś wiemy,

że ów człowiek zetknął się, prawdopodobnie, z jedną z grup Werwolfu,

wysadzającą partie podziemi, które nie mogły dostać się w ręce wroga.

Niestety, nie udało się nam ustalić, o które podziemia chodzi.

Pewna Niemka, mieszkająca w tym czasie w Walimiu, wspomina, że w

1945 roku słychać było nocami przytłumione wybuchy, idące z gór oraz,

że wszyscy bali się okropnie wychodzić z domów, bo jak mówi: Werwolf

maskował niewygodne podziemia i lepiej było nie wchodzić mu w drogą.

Prawdą jest, że w powiecie wałbrzyskim działała wtedy jedna z

najliczniejszych grup tej organizacji i na pewno robiła „coś" w

walimskich podziemiach. A przecież miejscowa ludność wiedziała, co

znajduje się w górach. Trudno bowiem było utrzymać w tajemnicy

prowadzone na tak szeroką skalę roboty. Bano się jednak uchylić choć

rąbka tajemnicy w obawie przed zemstą Werwolfu. Wiedziano, co

spotkało pewnego Niemca, który za próbę zdrady tajemnic podziemi w

Ludwikowicach Kłodzkich, zapłacił życiem. Pamiętano także o

znalezionym w okolicy wejścia do podziemi w kompleksie Rzeczka

mężczyźnie - zginął od ciosu siekierą. Zwłok nie rozpoznano - były

zupełnie nagie. Warto tutaj dodać, że zostawianie nagich zwłok było

typową zemstą Werwolfu, a w późniejszym okresie (aż do dnia

dzisiejszego!) organizacji o nazwie Odessa. W 1987 roku w pobliżu

Hamburga znaleziono nagie zwłoki człowieka, który był blisko odkrycia

tajemnicy Bursztynowej Komnaty... umarli milczą.

Wśród napływającej na te tereny ludności, aż roiło się od niesamo-

background image

witych opowieści o skarbach ukrytych w podziemiach. Przecież w

przepastnych magazynach Niemcy zgromadzili ogromne ilości artykułów

żywnościowych. W pierwszych latach po wojnie, kiedy z wyżywieniem

na tych terenach było krucho, ta wersja, krążąca wśród Niemców i

Polaków, znajdowała chętnych słuchaczy. Inne wersje mówiły o wielkich

składach materiałów włókienniczych, maszynach, futrach, złocie itd.

Inni wspominali o Wunderwaffe i wszystkich nowinkach technicznych,

tak szumnie okrzyczanych przez Goebelsa. Nic dziwnego, że co bardziej

odważni próbowali natrafić na ślad, prowadzący do podziemnego

skarbca. Szukano robotników, majstrów i wszystkich mających coś do

powiedzenia o walimskich podziemiach. Obdarzeni wyobraźnią, gotowi

byli wędrować podziemnymi tunelami do Wałbrzycha, Świdnicy a nawet

do... Wrocławia. Psychoza narastała z dnia na dzień. Ktoś słyszał w

górach strzały, komuś zginęło kilka sztuk inwentarza, ktoś wreszcie

widział w lesie dym. Kiedy podszedł bliżej, ujrzał suszące się na drzewie

mundury, dodajmy niemieckie oraz siedzących przy ognisku ludzi. Na

gałęzi wisiała rozpłatana krowa. Tajemnica rozrosła się jeszcze bardziej,

gdy w Walimiu pojawił się, opisywany już w poprzednim rozdziale, ppor.

Radek. Ci z mieszkańców, którzy pamiętają jego wizytę, mówią, że ppor.

pokazał im jakiś plan - zaznaczone były wszystkie budynki, drogi i

wejścia do podziemi. Pamiętają także, że na planie widać było dwa

wejścia do podziemi, zlokalizowane na zboczach Wielkiej Sowy.

Ludzie, mieszkający w czasie wojny w Walimiu, wiedzieli, że w tamtym

rejonie są strzeżone wejścia do podziemi, tymczasem po wojnie zniknęły

one z powierzchni ziemi. Wejścia miały się znajdować na południowym

stoku góry... czyżby więc jednak Sowia Dolina?

Z osobą wspomnianego już inż. Anthona Dalmusa - majora Wehrma-

chtu, jednego z najważniejszych ludzi na budowie - związane są bardzo

ciekawe wydarzenia. Otóż, inż. Dalmus nie wyjechał (jak całe kiero-

background image

wnictwo budowy) do Niemiec, ale osiedlił się w Głuszycy. Tam przez

kilka powojennych lat pracował w zakładach włókienniczych. Chętnie

rozmawiał o budowie z władzami i udzielił wielu ważnych informacji,

dotyczących wyglądu budowy.

Oto, jak według niego, wyglądałaby kwatera główna w tym rejonie: w

Kolcach miał powstać duży dworzec kolejowy, od którego doskonałe

drogi asfaltowe prowadziłyby do poszczególnych schronów i fortyfikacji.

Specjalne lotnisko miało znajdować się na splantowanym zboczu

Wielkiej Sowy obok drogi Walim-Dzierżoniów. Główne budynki

kwatery usytuowano na powierzchni, pod 1,5 metrową warstwą ziemi i

betonu. Z chwilą ogłoszenia alarmu przeciwlotniczego szybkobieżne

windy zjeżdżałyby wraz z dostojnikami do podziemi. Tam miały

znajdować się wielkie elektrownie, a specjalne rurociągi dostarczałyby

świeżą wodę. Przed niespodziewanymi nalotami chronić miały duże

stacje radarowe, rozmieszczone w promieniu stu kilometrów wokół

Walimia i Głuszycy Błyskawiczną łączność z poszczególnymi miastami i

ośrodkami dowodzenia planowano zapewnić specjalnymi, posiadającymi

450 żył kablami telefonicznymi. Kable takie ułożono w wielkiej

tajemnicy na trasie Głuszyca-Berlin-Warszawa-Praga-Hamburg-

Królewiec-Kętrzyn. Nocami specjalne brygady OT kopały rów i układały

kabel. Rano na powierzchni nie było śladu rozkopanej ziemi. Ponadto

wszystkie kompleksy miały być połączone tunelami w których kursowały

kolejki elektryczne.

Tyle relacji inż. Dalmusa, uroczego pana, do którego nikt nie miał

nigdy zastrzeżeń i nie posądzał o nic, gdyby nie fakt, że inż. Dalmus do

tego stopnia poczuł się bezpieczny, że postanowił sprzedać polskim

władzom tajemnicę Gór Sowich. Zażądał 1,5 mil złotych, co na lata 50.

było ogromną sumą. Niestety, władze nie wykorzystały okazji i propo-

zycję odrzucono. Co gorsza, Dalmusem zainteresowało się UB, odkry-

background image

wając jego wojenną przeszłość. Dalmus zniknął z dnia na dzień, po prostu

zapadł się pod ziemię. Mówiono, że uciekł do Austrii, jednak nam wydaje

się bardziej prawdopodobna wersja, że został zlikwidowany za zdradę

przez Werwolf albo przez NKWD lub jako bardzo niewygodny świadek,

przez UB.

Podobnie zresztą działo się z innymi ludźmi, mającymi coś do

powiedzenia na temat budowy. Przykładem niech będzie historia pewnej

Niemki, kochanki jednego z oficerów niemieckich, zatrudnionych na

budowie. Dużo wiedziała i... zniknęła, podobnie jak kilka innych osób,

znających część tajemnic budowy. Inni, mniej ważni, dostawali listy z

ostrzeżeniem i przestawali się interesować budową lub zmieniali miejsce

zamieszkania. Wobec takiej sytuacji, do dziś pozostało bardzo niewielu

ludzi, którzy mają coś do powiedzenia w tej sprawie. Niestety nie żyją już

panowie Schneider i Hein, Niemcy mieszkający w Jugowicach, którzy

swoimi zeznaniami bardzo rozjaśnili mroki tajemnic otaczających Wielką

Budowę. Niestety, nie żyje już większość więźniów, którzy przetrwali

sowiogórskie piekło i składali zeznania przed GKBZHwP w roku 1964.

Ci co zostali albo nie chcą mówić, albo po prostu niewiele wiedzą. Być

może chcą tez uniknąć losu pewnego mieszkańca Walimia, u którego po

śmierci w połowie lat 80. w trakcie zajmowania domu na poczet skarbu

państwa, znaleziono pewien niemiecki dokument. Ktoś krzyknął: to

legitymacja SS, on był esesmanem! i tak już zostało. W psychozie

panującej na tym terenie nikt nie zwrócił uwagi na dokument, a sprawę

dodatkowo rozdmuchała prasa, pisząc o strażniku Gór Sowich i

niesłusznie oczerniając tego człowieka. Zamieszczone później

sprostowanie niczego nie zmieniło. W oczach wszystkich człowiek ten na

zawsze pozostanie strażnikiem sowiogórskich skarbów i esesmanem. Jak

się okazało, dokument nie był żadną legitymacją SS, tylko

zaświadczeniem o pracy na terenie Rzeszy w latach wojny.

background image

Swego czasu wśród miejscowej ludności krążyła opowieść o kilku

niemieckich płetwonurkach. W latach 60. weszli do zalanych korytarzy i

nigdy nie wyszli. No cóż, wyobraźnia ludzka jest ogromna, zwłaszcza

jeżeli chodzi o rzeczy nieznane. Autor osobiście słyszał niesamowitą

opowieść o kilometrowych tunelach, w których stoją całe pociągi

cennych rzeczy, snutą przez pewnego mieszkańca Walimia w jednej z

piwiarni. Co ciekawe, ów człowiek, jak twierdził, może bez problemu

wskazać miejsce, gdzie znajduje się wejście do owych tuneli. Na prośbę,

aby to uczynił, zasłonił się złym stanem zdrowia (chyba po alkoholu) i

brakiem czasu.

Kiedy w 1964 roku, w czasie opisywanej już wyprawy GKBZHwP,

nadano sprawie Gór Sowich duży rozgłos, pisząc m.in. o zawalonych

wejściach i niepokonanych przez nikogo pancernych drzwiach, do

Konsulatu Generalnego PRL w Berlinie przyszedł list, napisany przez

Bernharda P. Oto treść tego listu:

„W połowie 1950 roku zetknąłem się w lokalu z

górnikiem pochodzącym z okolic Wałbrzycha, który był w

podpitym stanie. Zapytał mnie skąd pochodzę, więc

powiedziałem, że z Górnego Śląska. Jak to usłyszał stał

się bardziej poufały i zaczął mi sugerować, że zapewne

zostałem stamtąd wyrzucony przez Polaczków. Zataiłem,

że opuściłem Górny Śląsk dobrowolnie jeszcze przed

wojną i potakiwałem mu kiedy wyzywał na Ruskich i

Polaczków. W pewnym momencie zaczął mówić o

Walimiu. Mówił, że został wraz z innymi zobowiązany do

pracy na terenie budowy w charakterze sztygara i

odpowiadał za stanowiskowy postęp robót. W wielu

chodnikach magazynowano amunicję, granaty, pięści

pancerne i bomby lotnicze. W miejscu gdzie

background image

zamontowano drzwi pancerne znajduje się wiele skrzyń z

zamku księcia von Pless, który koło Wałbrzycha miał

zamek na wysokiej górze. Czy stamtąd coś wydobyto nie

mógł mi powiedzieć, gdyż jako nazista został aresztowany

i ponad dwa lata spędził w więzieniu. Teraz już nie

pamiętam jak się nazywał ale wiem, że miał krótkie

niemieckie nazwisko. Całą tą sprawę przyjąłem jako

bajkę, ale z drugiej strony nie wydaje mi się żeby kłamał.

Dopiero wasze artykuły wyjaśniły mi wszystko.

Z pozdrowieniem socjalistycznym Bernhard

Pióretzki

P.S. Docierało tam wiele transportów ze Stuttgartu,

Drezna Lipska, Sudetów. Tego on dowiedział się od SS

gdyż był mężem zaufania NSDAP. Czyżby więc skarbiec

Rzeszy zlokalizowano właśnie w Górach Sowich? Wiele

wskazuje, że tak "

Równie sensacyjne są historie poszczególnych kompleksów. Krąży o

nich niezliczona ilość, nieprawdopodobnych wręcz, opowieści.

Przedstawię je poniżej, opisując każdy kompleks osobno.

Z kompleksem Włodarz związana jest relacja pewnego więźnia.

Wspomina on, że pod koniec wojny szedł do pracy na przodek, znajdu-

jący się ponad 3 km w głębi góry! W podziemiach jest tylko jedno

miejsce, w którym zawał zamyka dalszą drogę, a gdzie możliwe jest

występowanie tak długiego tunelu. Chodzi o zawał na przedłużeniu

dużej, zalanej hali, gdzie za pomocą donaritu zawalono całą ścianę,

tamując dostęp do istniejących przypuszczalnie dalszych podziemi.

Niestety, trudności techniczne w postaci wielotonowych odłamków

skalnych uniemożliwiają dalsze prace w tym miejscu, a szkoda. W 1945

roku właśnie stamtąd wydobywał się na powierzchnię charakte-

background image

rystyczny, mdły zapach rozkładających się ciał ludzkich. Wspomina o

nim jeden ze świadków, który znalazł się wtedy w rejonie zawału. Wiele

wskazuje, że właśnie w podziemiach Włodarza zamknięto skazując na

straszną śmierć kilka tysięcy więźniów z transportów, których losu nie

znamy:

„W końcu kwietnia silne oddziały SS nocami

wyprowadziły kilka tysięcy odzianych w strzępy ubrań

szkieletów. Kolumny ruszyły w głąb Gór Sowich. Jedno

jest pewne. Te ostatnie kilka tysięcy więźniów nigdy nie

dotarło do stacji w Jugowicach, ani nie przeszło przez

Walim".

Ciekawą rzecz wspomina także Helena Putlin. Otóż, według niej już w

1938 roku część Włodarza i Moszny była ogrodzona i prowadzono jakieś

prace pod nadzorem SS. Jak ustaliliśmy, wyżej opisywany fakt miał

miejsce nie na Włodarzu, a w podwałbrzyskich Kozicach, gdzie

faktycznie wydobywano rudę uranu. Niemniej nie możemy z całą

pewnością stwierdzić, że w rejonie masywu Włodarza nie prowadzono

żadnych tajemniczych prac przed 1939 rokiem.

W bezpośrednim sąsiedztwie Włodarza znajduje się mało znany

kompleks Soboń, z którym właściwie nie wiąże się żadna sensacyjna

historia. W zasadzie jedynym ciekawym miejscem w tym kompleksie

jest, opisywany już dokładnie, zawał w sztolni nr 3, penetrowany przez

Jerzego Cerę w latach 70., w którym natrafiono na ślady istnienia

dalszych tuneli, być może wykończonych w całości.

Stosunkowo dużo ciekawych informacji udało nam się zebrać na temat

następnego kompleksu o nazwie Osówka. Zdecydowanie najbardziej

tajemniczym obiektem naziemnym tego kompleksu jest tzw. Siłownia,

żelbetowy blok z dużą ilością przepustów, śluz, tam i kanałów dostępny

tylko na jednym poziomie. O istnieniu dalszych poziomów świadczą

background image

zawalone klatki schodowe, szyb windy oraz kanały o głębokości

przekraczającej głębokość dostępnego poziomu:

„Wczoraj plut. Urbanowicz zapuścił się w jeden z wąskich

otworów. Plut. czołgał się 8 m w głąb. Dalszą drogę

odcięła mu woda. Próbne sondowanie wykazało, że woda

sięga jeszcze głębokości kilkunastu metrów (patrz akapit

poniżej). Otwór, o którym mowa skierowany jest mniej

więcej pod kątem 45

o

w głąb budowli. Istnieją pewne

przesłanki na to, że podziemne tunele znajdujące się

idealnie pod omawianą budowlą są z nią połączone".

Do relacji tej idealnie pasuje wiadomość, jaką przekazał nam Piotr

Kruszyński. Badając kiedyś Siłownię, wrzucił do jej wnętrza świecę

dymną. Po kilku minutach dym buchnął z kilkunastu otworów na jej

powierzchni. Kilka dni później jego kolega, przebywający w podziemiach

Osówki, mówił mu, że podziemia są zadymione tłustym, żółtawym

dymem, takim samym jak dym ze świecy dymnej. Człowiek ten nie

wiedział o wrzuceniu świecy do wnętrza Siłowni. Czyżby więc istniało

połączenie między Siłownią a podziemiami? Jeżeli tak, to byłaby to

niemała sensacja. Obecnie, aby dostać się do wnętrza Siłowni stało się

konieczne oczyszczenie szybu klatki schodowej, jako że jest to jedyne

miejsce rokujące nadzieję na odkrycie czegoś ciekawego. Jak bowiem

wiadomo, każde schody dokądś prowadzą, w tym przypadku do wnętrza

Siłowni i jeszcze jednej tajemnicy Wielkiej Budowy.

Prace badawcze, prowadzone w lecie i na jesieni 1997 roku, dopro-

wadziły do bardzo ciekawych odkryć. Po wypompowaniu wody z szybu

klatki schodowej oraz wybraniu zalegającego w niej gruzu okazało się, iż

jest ona połączona z szybem domniemanej windy. Szyb windy, mający

początkowo przekrój kwadratu, przechodzi w okrągłe pomieszczenie o

średnicy 6 m, całkowicie wybetonowane, połączone z powierzchnią

background image

kanałem technicznym o upadzie 45°. W „kwadratowej części szybu

wychodzą liczne rury kamionkowe. Niestety, jak na razie, z braku

możliwości technicznych nie dokonano gruntownego zbadania dna

pomieszczenia. Wstępne badania wykazały, że jest wybetonowane i

posiada niespotykanie mocne zbrojenie w postaci siatki z prętów

stalowych średnicy 30 mm.

Ciekawostką jest fakt, że uderzenia młotem w ściany okrągłego

pomieszczenia są słyszane w podziemiach Osówki. Czyżby zatem istniało

między nimi połączenie? Jeżeli tak, to tylko „gdzieś" za uskokiem, w

niezbadanych jeszcze tunelach.

Obok wyżej opisywanego pomieszczenia odkryliśmy cztery betonowe

studnie o średnicy 1 m, obecnie zalane wodą. Ich wstępne sondowanie

pozwala stwierdzić, że mają po kilkanaście metrów głębokości.

Przeprowadziliśmy także kilka doświadczeń ze świecami dymnymi.

Zaowocowało to ustaleniem ciekawych połączeń w systemie Kamion-

kowych rur. Obecnie planowane są dalsze badania, które prawdopo-

dobnie doprowadzą do wyjaśnienia wielu tajemnic Siłowni.

Dużo interesujących miejsc znajduje się także w części podziemnej

kompleksu. Na przykład, do dziś nie zbadano dokładnie dna szybu

wentylacyjnego. Ze względu na obwał, nie sprawdzono jego ścian aż z

trzech stron i nie wiadomo czy nie kryją jakiegoś nowego tunelu?

Podobnie ma się sprawa z tzw. uskokiem, sztucznym zawaleniem skał

między poziomami tuneli w rejonie wartowni. To, że kryje jakieś tunele

jest niemal pewne, a to z racji wody, która spływając z górnego poziomu

ginie w nim całkowicie, nie wypływając na dole w wartowni. Gdyby nie

miała innego odpływu, już dawno zalałaby wartownię pod strop,

tymczasem wartownia jest sucha, mimo że od miejsca wsiąkania wody

dzieli ją odległość 5-8 m. Interesujący jest także sam moment powstania

zawału. Otóż, przyjęło się, że powstał on wiosną 1945 roku w trakcie

background image

maskowania podziemi. Wersja ta funkcjonuje wszędzie do dnia

dzisiejszego, jednak my dotarliśmy przy pomocy Piotra Kruszyńskiego

do zeznań pewnego polskiego leśniczego - prawdopodobnie pierwszego

człowieka penetrującego po wojnie podziemia Osówki. W lipcu 1945

roku, kiedy ów człowiek wszedł do podziemi, w środku paliło się jeszcze

światło (!), a wszystko wyglądało tak, jakby pracę przerwano kilka

godzin temu. Leśniczy zeznaje, że był w rejonie wartowni i nie widział

żadnego zawału. Widział natomiast tunel biegnący prosto w głąb góry, w

który wszedł na głębokość kilkuset metrów. Od tunelu odchodziły w obu

kierunkach boczne tunele i hale. Jak twierdzi, ze strachu nie penetrował

całego labiryntu. Wspomina także, że po zajęciu budowy przez Rosjan

został przez nich zatrzymany i pracował dla nich jako przewodnik po

kompleksie. Kiedy Rosjanie poznali system, szybko zrezygnowali z jego

pomocy, a cały teren podziemi otoczyło wojsko. Leśniczy był jednak

ciekaw co tam robią i podpatrzył, że ze sztolni nr 2 wychodzi na

powierzchnię taśmociąg, którym Rosjanie coś wywożą z podziemi oraz

że wynoszą ze środka dziwne cylindryczne pojemniki wielkości wiadra.

Co ciekawe, jeden pojemnik niosło z wielkim trudem aż 4 żołnierzy.

Akcja trwała przez dwa miesiące. Dziś możemy tylko przypuszczać, że

były to pojemniki z ołowiu, zawierane próbki ziemi, do badań na

obecność w niej rudy uranu. Kiedy kilka miesięcy później leśniczy

znowu odwiedził rejon wartowni, zastał tam rozległy zawał, blokujący

dalszą drogę a jednocześnie sztucznie łączący obydwa poziomy

podziemi.

Równie tajemnicza jest sztolnia nr 3, a ściślej mówiąc jej wyposażenie.

W jakim bowiem celu w sztolni o długości około 120 m wybudowano aż

dwie ceglano-betonowe tamy z urządzeniami hydraulicznymi? Nam

nasuwa się tylko jedno przypuszczenie. Sztolnia nr 3 miała służyć jako

punkt pobierania wody dla kompleksu. Przemawia za tym fakt, że tuż nad

background image

wejściem do niej wykonano dużych rozmiarów wykop pod

nierozpoznaną budowlę - mogła to być stacja pomp. Inna wersja sugeruje,

że w trakcie budowy sztolni natrafiono po prostu na dużą żyłę wodną i w

związku z tym budowę przerwano, a tamy postawiono, aby regulować

wypływ wody na powierzchnię. Na przykład tylko nocą.

Kompleks Jugowice jest sam w sobie sensacyjną historią - żaden inny

nie wprowadził tyle zamieszania. Stało się tak z powodu niedostępności

wnętrza kompleksu do penetracji. Dopiero nasze prace w ostatnich

latach wyjaśniły większość niewiadomych. Według mieszkającego

w pobliżu sztolni pana Milanowskiego, te słynne stalowe drzwi w szto

lni nr 6 były po wojnie otwarte! Przed nimi, natomiast, leżały na powie

rzchni dwie stalowe szafy pancerne zawierające jakieś papiery. Jakie,

nie wiadomo. Szafy zabrano na złom w latach 50. Poza tym, aż do

wczesnych lat 50. większość wejść była dostępna i sama natura doko

nała ich zawalenia. Od wojny była zamaskowana tylko sztolnia nr 4,

która wydaje się być centralną w całym systemie. Podobnie jak odkryty

Przez nas szyb wentylacyjny na zboczu Chłopskiej Góry. Bardzo cieka

wy szczegół podaje pan Maciejewski w swojej pracy o górach. Jak

Pisze: W ciągu czterech miesięcy od zbudowania pierwszego baraku

więźniowie wykuli 18 otworów w skałach. No cóż, my dotychczas

zlokalizowaliśmy 7 otworów, co do paru innych mamy pewne przyp-

uszczenia, ale gdzie pozostałe?

Także w kompleksie Rzeczka jest kilka niewiadomych. Według

pewnej relacji, w latach 50. grupa geologów, badających skały Gór

Sowich, penetrowała m.in. podziemia Rzeczki. Jak mówią, idąc cały czas

prosto jedną ze sztolni, minęli po kolei sześć poprzecznych hal, a dalej

nie szli, po prostu ze strachu. Dziś znamy tylko dwa poprzeczne ciągi hal,

a zawał na sztolni nr 1 możemy wykluczyć - zbadaliśmy go dokładnie i

ponad wszelką wątpliwość kończy się przodkiem. Pozostaje zatem tylko

background image

zawał na przedłużeniu sztolni nr 2. Jego przekopanie może wnieść wiele

nowego do kształtu podziemi w tym kompleksie. Nasza grupa na razie

nie jest nim zainteresowana. W Rzeczce istnieje bowiem jeszcze jedno

osobliwe miejsce. Chodzi o mały tunel, z wlotem pod betonowym

mostem naprzeciw platformy pod sztolnię nr 4. Istniejący w nim zawał

może doprowadzić do rozwiązania tajemnicy kompleksu, ponieważ tunel

biegnie prosto pod znane nam podziemia, które prawdopodobnie miał

odwadniać.

Wiele tajemnic kryje w sobie także nieco oddalony od serca budowy

kompleks Sokolec. Według stanu na dzień dzisiejszy istnieją w nim tylko

4 wloty do podziemi, rozłożone na dwóch poziomach. Natomiast relacje

mówią aż o 11 wejściach zgrupowanych na trzech poziomach. Gdzie

zatem szukać pozostałych wejść? Pan M. Bazała twierdzi, że do

niektórych sztolni można dostać się za pomocą ceglano-betonowych

studzienek z powierzchni ziemi. My dodamy jedynie, że faktycznie

zlokalizowaliśmy kilka takich studzienek, leżących poza zasięgiem

znanych podziemi. Co ciekawe, studzienki są zagruzowane, lecz mimo to

słychać w nich głuche echo świadczące o ich dużej głębokości. Czy

sięgają do podziemi? Tylko ich oczyszczenie może dać odpowiedź na to

pytanie.

A teraz ciekawostka. Od wielu mieszkańców tych okolic słyszeliśmy o

pewnej Niemce, która w latach 70. miała otrzymać z Niemiec urządzenia

do... wentylacji podziemi. Nikt jednak nie potrafi powiedzieć kim jest ta

Pani. My osobiście nie wierzymy w tę historie - psychoza panująca wśród

miejscowej ludności bardzo często prowadzi do wymyślania

opowieści pozbawionych jakichkolwiek realnych podstaw.

Na koniec warto dodać, że w rejonie kompleksu Sokolec istnieje

jeszcze jedna sztolnia, której kształt i historia owiane są tajemnicą.

Chodzi o zlokalizowaną przy dolnych hałdach u podnóża góry sztolnię,

background image

powstałą prawdopodobnie w latach 50. Według naszych ustaleń

próbowano tam eksploatować rudę uranu, a pracowali w niej pod

nadzorem KGB i UB żołnierze karnego batalionu. Do dziś żyje niewielu

żołnierzy tego batalionu. Wejście do sztolni jest obecnie zamurowane ze

względu na wzmożone promieniowanie. Niestety, nie udało nam się

znaleźć powiązania tej sztolni z wyrobiskami z okresu wojny, choć nie

jest wykluczone, że jest to jedna ze sztolni kompleksu Sokolec,

rozbudowana po prostu przez pechowych górników. Jeżeli tak jest w

rzeczywistości, to pozostałych sztolni tajemniczego poziomu III-go

należy szukać w pobliżu owej sztolni lub u podnóża góry, na tej samej

wysokości.

Zdecydowanie najwięcej „mrożących krew w żyłach" historii związa-

nych jest z zamkiem Książ i podziemiami wykutymi w skale, na której

stoi. W zasadzie do dnia dzisiejszego nie ustalono ostatecznie ilości

poziomów podziemnych wyrobisk. Znane są dwa poziomy, jednak może

być ich nawet 4-5. O tym, że pod zamkiem są jeszcze nie odkryte

pomieszczenia wiadomo na pewno, ale nikt nie zadał sobie trudu, aby

spróbować do nich dotrzeć. Wszystkie dotychczasowe próby miały

charakter amatorski i chaotyczny, co w przypadku domniemanej

zawartości tych tuneli jest po prostu nietaktem. Nie zadano sobie też

trudu sprawdzenia całego szybu transportowego - w bezmyślny sposób

zasypano go gruzem i śmieciami. Nie zbadano szybu windy, choć na jej

tablicy z numerami pięter jest 11 przycisków. Dodajmy, że zamek ma 5

pięter, dwa piętra piwnic i... już. Gdzie są zatem pozostałe miejsca, w

których zatrzymywała się winda. Jej szyb zabetonowano na pierwszym

poziomie podziemi. Nie rozbito także murów, na które wskazywał

wieloletni opiekun zamku, niejaki Wawrzyszek. Zostały one wzniesione

wiosną 1945 roku i obok nich posadzono bluszcz, którego gałęzie pnąc

się po ścianach, zazdrośnie strzegą tajemnic zamku. W okresie

background image

zajmowania zamku przez Wojsko Polskie prowadzono pewne prace

poszukiwawcze, podobnie jak i wcześniej czyniła to Armia Czerwona.

Nie doprowadziły jednak ani do wniosków potwierdzających istnienia

podziemnych skrytek, ani je negujących. A przecież z analizy

dokumentacji zamku i zeznań świadków jednoznacznie wynika, że nie

wszystkie pomieszczenia zamku zostały dokładnie zbadane, Czy te

wszystkie irracjonalne działania miały jakiś ukryty cel? Jeżeli tak, to kto

miał interes, aby tajemnice zamku nie zostały odkryte? Nie wiadomo.

Wiadomo, że prace prowadzono zarówno w samym zamku jak i w

skałach, na których stoi. Wiadomo też, że wykonywali je Żydzi z KL

Fürstenstein pod nadzorem OT, a obóz mieścił się w okolicy dzisiejszego

parkingu. Niewiele natomiast wiadomo o tym, że w dolinie rzeki

Pełcznicy istniał drugi obóz. Przebywali tam górnicy z Donbasu,

zajmujący się drożeniem tuneli. Co ciekawe, górnicy nie pracowali w

znanych podziemiach. Stwierdza to jednoznacznie Żyd o nazwisku

Weiss, który tam pracował. Jak mówi, nigdy nie spotkał żadnego z tych

górników, słyszał natomiast o istnieniu ich obozu. Gdzie zatem zatru-

dniano tych kilkuset fachowców, których (jak wszystko na to wskazuje)

zlikwidowano pod koniec wojny w nieznanych okolicznościach. Kiedy

sprowadzono pana Weissa do podziemi stwierdził, że obok jednego z

bocznych korytarzy znajdowało się duże pomieszczenie. Dziś jest tam

gruba ściana. Weiss twierdzi ponadto, że kiedy 26 lutego 1945 roku

opuszczał podziemia, żaden z chodników nie był obetonowany. Na to

samo miejsce wskazał także niejaki Semeniuk - Rumun z OT - który

wkrótce po złożeniu zeznań zginął w Świebodzicach w tajemniczych

okolicznościach. Mówił, że wielokrotnie przechodził obok pomieszcze-

nia, które obecnie... nie istnieje. Dodał również, że wszystkich Żydów

pracujących przy betonowaniu chodników zlikwidowano. W miejscu,

wskazanym przez tych dwóch panów, przeprowadzono w latach 80.

background image

próbne odwierty, jednak na głębokości 1,5 m wiertła zaklinowały się i

trzeba było przerwać prace. Kilka metrów dalej ściana, gdzie dokony-

wano odwiertu, kończy się. Grubość betonu nie przekracza tam 60 cm.

Dlaczego więc kilka metrów dalej beton ma już ponad 1,5 m grubości?

Oto słowa człowieka, który był w czasie wojny zatrudniony w OT jako

kierowca:

„Wielokrotnie woziłem na zamek materiały budowlane,

takie jak cement i cegła. Obok mnie w szoferce zawsze

siedział mój szef, sierżant SS, poczciwy człowiek.

Materiały dowoziłem na dziedziniec zamku, z którego

wybito szyb do podziemi. W czasie rozładunku musiałem

opuścić samochód. Myślę, że dlatego, bym nie widział

więźniów rozładowujących cement i cegłę. Pewnego razu,

a było to w ostatnich tygodniach wojny, jak zawsze

poszliśmy z moim szefem 'na spacer'. Sierżant na chwilę

oddalił się i wrócił z wiadomością, że w kursie powrotnym

zabierzemy pewien ładunek. Poszliśmy do piwnic zamku,

gdzie w dużym pomieszczeniu leżała masa

drewnianych, izolowanych papą skrzyń. Miały napisy w

języku niemieckim — Ostrożnie!!! Cenny ładunek!!! oraz

wybitego orła Rzeszy. Skrzynie były puste. Sierżant

powiedział, że jeżeli chcę, to mogę pogrzebać w nich.

Może znajdę coś na pamiątkę - jak stwierdził. Niestety nic

w nich nie znalazłem. Potem zaczął się załadunek.

Wszystkie skrzynie wywieźliśmy na leśną polanę i

spaliliśmy. Sierżant mówił, abym jak najszybciej

zapomniał o tym wydarzeniu, gdyż skrzynie zawierały

ładunek specjalny, który złożono w podziemiach zamku i

lepiej o tym nic nie wiedzieć. Żyję, gdyż w ostatnich

background image

dniach wojny sierżant ostrzegł mnie, że SS likwiduje

wszystkich mających związek z tymi skrzyniami.

Uciekłem ".

Powyższa relacja może być w pełni wiarygodna. Jak udało się nam

ustalić, pod koniec wojny na zamek przybywało wiele transportów z

cennymi rzeczami, a w momencie zajęcia zamku przez Armię Czerwoną

po transportach tych nie pozostał nawet najmniejszy ślad Należy

przypuszczać, iż ich zawartość ukryto w podziemnych komorach, w

metalowych, zaizolowanych skrzynkach. Kilkanaście lat temu T.

Słowikowski - człowiek mocno zaangażowany w odkrycie tajemnic

zamku - znalazł jedną z takich skrzynek w lesie u podnóża zamku.

Niestety, była już pusta. Pan Słowikowski twierdzi, że do zamkowych

podziemi dotrzeć można przez kilka zamaskowanych studzienek

znajdujących się na zalesionym zboczu.

„Byłem wtedy strażnikiem na parkingu. Zajechał

mercedes z niemieckimi tablicami. Wysiadło 4

eleganckich panów. Spytałem jak długo pozostaną na

zamku. Odpowiedzieli, że jakieś 4-5 godzin, bo chcą

odpocząć i posiedzieć na tarasie. Czas płynął powoli.

Minęło 5 godzin a naszych turystów ani śladu. Bytem jakiś

taki niespokojny, więc poszedłem na zamek. Niestety nikt

tam nie widział 4 Niemców. Szukałem ich po parku ponad

dwie godziny i zacząłem się denerwować. Zaczęło się

ściemniać, gdy Niemcy wrócili. Zmęczeni, brudni podeszli

do samochodu - zabłądziliśmy - rzucił jeden z nich i bez

słowa odjechali. A ja do tej pory zadaję sobie pytanie -

czego szukali i do czego dotarli? Czy może do jednej z tych

studzienek?"

Do podziemi - twierdzi pan Słowikowski - można dostać się np. Przez

background image

kolektor ściekowy. Jego budowa zajęła 4 lata, a mimo to Poprowadzono

go w najmniej dogodnym terenie, pod skalnym masywem zamkowego

wzgórza. Podobny kolektor budowali Niemcy. Szedł doliną rzeki

Pełcznicy. Nasuwa się pytanie - dlaczego również nowego kolektora nie

poprowadzono w tym miejscu, dlaczego poprowadzono go pod dwoma

hipotetycznymi tunelami kolejowymi dochodzącymi do zamku. Komu na

tym zależało, bo przecież z kolektora, przy niewielkim wysiłku, można

przez podkop dotrzeć do tuneli. Ponadto, wzdłuż kolektora biegnie tor

kolejki wąskotorowej. Można stąd wywieźć przedmioty o dużym

ciężarze i objętości. A propos tuneli kolejowych, to chodzi

przypuszczalnie o dwa tunele, biegnące do zamku, którymi do podziemi

miały dojeżdżać pociągi specjalne. Tunele mają biec od torów linii

kolejowej Wrocław-Wałbrzych, a ich wloty mają znajdować się w rejonie

tzw. Łuku Świebodzickiego i obok stacji Wałbrzych Szczawienko. W

rejonie Łuku faktycznie istnieje odcinek zbocza góry nienaturalnie płaski

z młodym drzewostanem, zbudowany, jak wykazały badania, z luźnych

skalnych okruchów i ziemi. Zbocze to dochodzi do samych torów pod

ostrym kątem - idealnie pasuje na bocznicę. Pan Słowikowski dotarł do

takiej oto opowieści: żołnierz Wehrmachtu jechał na urlop pociągiem do

Wałbrzycha. W Świebodzicach do wagonu wsiadł esesman i nakazał

wszystkim, aby przesiedli się na lewą stronę i pod żadnym pozorem nie

patrzyli w prawo. Żołnierz pamięta, że za Świebodzicami pociąg wjechał

w jakby tunel zbudowany z siatki maskującej rozpostartej nad wąską w

tym miejscu doliną. Wtedy właśnie ukradkiem zerknął w prawo.

Zobaczył kilka rzędów wagoników kolejki wąskotorowej, wypełnionych

urobkiem oraz wlot tunelu w zboczu. Czyżby jednak prawda?

Z tunelem tym związana jest jeszcze jedna historia: pod koniec wojny z

kierunku Wrocławia nadjechał pociąg, minął Świebodzice i na 61,1 km

trasy zapadł się pod ziemię. Jedno jest pewne. Pociąg ten nigdy nie dotarł

background image

do Wałbrzycha. Na 61,1 km była bocznica, z której tor prowadził tunelem

do podziemi zamku. Jak udało się nam ustalić pociąg składał się z

lokomotywy, dwóch wagonów osłony SS, salonki gauleitera Hanke oraz

dwóch wagonów z nieznaną zawartością. Co było w tych dwóch

wagonach? Czy złoto Wrocławia? Bardzo możliwe.

Według zeznań opiekuna zamku - Wawrzyszka - z zamku na drugą

stronę rzeki przerzucony był most pneumatyczny (!), którym Niemcy

mogli toczyć nawet wózki kolejki wąskotorowej. Most ten, a także to co

tam robiono, chronione było największą tajemnicą. Wawrzyszek

zeznaje ponadto, że pod koniec wojny w podzamkowych tunelach ukryto

wiele transportów napływających z całych Niemiec. Mówiło się

wówczas, że w skrzyniach zgromadzono skarby kultury francuskiej, w

tym Bibliotekę Narodową z Paryża. A na koniec taka oto ciekawostka

(czy tylko ciekawostka?): Hubertus Strughold - naukowiec przeprowa-

dzający doświadczenia z medycyny lotniczej, w tym testy w kabinach

ciśnieniowych — wspomina:

„Nasz instytut w Dachau został zbombardowany.

Ewakuowano nas na Śląsk, do zamku baronowej. Nie

pamiętam jak się nazywał. W podziemiach zamku

próbowałem lotu w rakiecie. Badałem swoje reakcje.

Musieliśmy uciekać, bo Rosjanie byli o 10 km".

Bardzo ciekawy fakt podaje jeden z byłych więźniów. Nie wie gdzie,

bo go to nie interesowało, widział, jak w jednym z tuneli uruchomiono

produkcję jakiś części do samolotów. Było to na krótko przed za-

kończeniem wojny.

A oto co spotkało jednego z oficerów niemieckich: jako nie nadający

się na front, nadzorował prace w Górach Sowich. Wszyscy nadzorcy

zostali zaproszeni przez SS na kolację i poczęstowani alkoholem. Nasz

oficer ze względu na chorobę żołądka alkoholu nie tknął. Kiedy zobaczył,

background image

że pijący kolejno tracą przytomność, przerażony zaczął udawać, że z nim

także jest źle. Został załadowany na ciężarówkę i wraz z innymi zupełnie

nagimi i nieżyjącymi już kolegami wywieziony w nieznanym kierunku.

Uciekł wyskakując z ciężarówki. Jaka więc tajemnica związana jest z

Górami Sowimi, skoro razem z więźniami pogrzebano tam także

strażników?

Przyroda i czas skutecznie zacierają ślady prowadzonych prac i

zbrodni. Z każdym rokiem przybywa nowych zawałów w tunelach,

niszczeją budowle naziemne, umierają świadkowie. Coraz trudniej nam

odtworzyć wygląd i historię pewnych miejsc. Czy zdążymy? Jedno jest

pewne, nie możemy zaprzestać prac nad tak fascynującym tematem jak

Góry Sowie i ich tajemnice. W rozdziale tym staraliśmy się przedstawić

Państwu co ciekawsze „sensacje" dotyczące Wielkiej Budowy i w sposób

racjonalny je wytłumaczyć. Za dużo bowiem narosło mitów,

nieporozumień i kłamstw, nie przynoszących nikomu pożytku, a często

prowadzących do tragedii. Góry Sowie i to co działo się na ich terenie w

latach 1943-45, zalicza się do największych tajemnic II wojny światowej

i należy dołożyć maksimum wysiłku, aby tę tajemnicę rozwiązać. Trzeba

w końcu jasno wiedzieć, co naprawdę działo się w górach, które w czasie

wojny nazywano Górami Śmierci...

CZĘŚĆ VIII

ZAKOŃCZENIE

Wojenna historia obszaru Gór Sowich stanowi do dziś jedną z naj-

większych tajemnic II wojny światowej. Od lat zajmują się nią najwybi-

tniejsi badacze historii wojskowości, techniki fortyfikacyjnej i poszuki-

wacze skarbów. Każdy z nich znajduje w Górach Sowich „coś" dla

siebie. Historycy starają się wyjaśnić genezę budowy i jej przeznaczenie,

background image

miłośnicy fortyfikacji badają unikalne techniki budowy i dokonują

inwentaryzacji, poszukiwacze skarbów pędzą za „nieznanym". Są i tacy,

którzy łączą w sobie wszystkie te zainteresowania, starając się rozwikłać

tajemnicę Olbrzyma. Do tych ostatnich zaliczam się i ja. Prowadząc od

szeregu lat systematyczne badania pozostałości Wielkiej Budowy, staram

się dotrzeć do nowych tajemnic, tuneli i... skarbów. A do odkrycia zostało

jeszcze wiele - bardzo wiele. Poza ostatecznym wyjaśnieniem

przeznaczenia przedsięwzięcia budowlanego Olbrzym, koniecznie trzeba

rozkopać i zinwentaryzować wszystkie zawały, które zagradzają dziś

dostęp do tajemnic. Są to:

1 zawał w podziemiach kompleksu Osówka - tzw. uskok,

2 zawał sztolni nr 4 w kompleksie Osówka,

3 zawał i odgruzowanie szybu wentylacyjnego nr 2 w kompleksie

Osówka,

4 zawał w sztolni nr 1 w kompleksie Włodarz,

5 zawał (po zlokalizowaniu) sztolni nr 5 w kompleksie Włodarz,

6 zawał w sztolni nr 3 w kompleksie Soboń,

7 zawał w sztolni nr 2 w kompleksie Rzeczka,

8 zawał i odgruzowanie szybu wentylacyjnego w kompleksie Rzeczka,

9 zawał w sztolni nr 4 w kompleksie Jugowice Górne,

10 zawał w sztolni nr 6 w kompleksie Jugowice Górne,

11 zawał w sztolni nr 3 w kompleksie Sokolec,

12 zawały sztolni fabryki zbrojeniowej Mölke-Werke,

13 zawał na wlocie tunelu kolejowego prowadzącego do podziemi

kompleksu Książ,

14 odgruzowanie obiektu tzw. Siłowni w kompleksie Osówka,

15 lokalizacja i odgruzowanie zawałów na wlotach sztolni kompleksu

Moszna,

16 lokalizacja i odgruzowanie zawałów na wlotach sztolni kompleksu

background image

Wielka Sowa

17 oraz wiele pomniejszych zawałów i osuwisk.

Aby zadanie to stało się wykonalne, potrzebne są pieniądze i to,

niestety, niemałe. Potrzebni są sponsorzy, aby prowadzić trudne prace

terenowe. Czy się znajdą? Mam nadzieję, że tak.

Na koniec kilka refleksji na temat Olbrzyma. Dokonując inwentaryza-

cji oraz biorąc udział w licznych pracach poszukiwawczych wyrobiłem

sobie prywatne zdanie na temat przeznaczenia Olbrzyma. Otóż uważam,

że zespół kompleksów zlokalizowanych w Górach Sowich miał stanowić

(po ukończeniu budowy) gigantyczny kompleks zbrojeniowy, który

poprzez kompleks Sokolca byłby połączony z istniejącymi już

zbrojowniami we wnętrzu Włodyki. Kompleks zamku Książ miał być

natomiast, bez wątpienia, kolejną kwaterą główną Führera. Na czym

opieram swoje przemyślenia? Porównując plany podziemi Włodarza,

Osówki, Rzeczki itd. z planami podziemi zamku Książ od razu rzuca się

w oczy ich „inność". Ma się wrażenie, że chodzi o zupełnie różne

obiekty. Z jednej strony proste sztolnie, regularne skrzyżowania,

monotonia powtarzających się przecznic i hal, a z drugiej strony

nieregularne korytarze, tu i ówdzie ulokowane komory, szyby wind i

klatek schodowych. Te obiekty nie mogą służyć temu samemu

Poznaczeniu! Z kolei porównanie planów np. Włodarza z planami fabryki

V-2 o kryptonimie Dora lub fabryką Junkersa w Dessau wyjaśnia chyba

wszystko. Te same założenia, te same tunele, hale, ta sama monotonia.

Mieczysław Mołdawa w swojej pracy pt: Gross Rosen, obóz

koncentracyjny na Śląsku stwierdza, że Olbrzym to:

"(...) komando pracujące w niezwykle ciężkich warunkach

przy budowie ukrytych w Górach Sowich zakładów

zbrojeniowych podlegających Luftwaffe (broń rakietowa)

i mających służyć programowi Riese. Dla tego programu

background image

założono w 1944 roku szereg komand polowych do

drążenia wyrobisk pod hale tunelowe podziemnych

fabryk".

Dalej zaś charakteryzując kompleks zamku Książ pisze:

„Komando Furstenstein na terenie kwatery Luftwaffe z

ośrodkiem studiów broni powietrznych oraz inspekcją

specjalną (Sonderinspektion) budowy fabryk

podziemnych w masywie Gór Sowich. Komando małe

założone w 1944 roku. powiązane z pobliskim komandem

Wustegiersdorf budującym kompleks zbrojeniowy (...)".

Myślę, że jest to, jak do tej pory, najbardziej wiarygodna i sensowna

charakterystyka przedsięwzięcia budowlanego OLBRZYM.

CZĘŚĆ IX

KILKA ZNAKÓW ZAPYTANIA

KWATERA GŁÓWNA FUHRERA?

Najbardziej prawdopodobna wersja „wydarzeń", choć wydaje się, że

także najbardziej... błędna. Podstawą rozpowszechniania tej wersji są

opublikowane wspomnienia Alberta Speera oraz Nicolausa von Belo-wa,

którzy właśnie o „Riese" piszą jako o nowej kwaterze głównej budowanej

w górach koło Wałbrzycha. Pozornie wszystko pasuje, bowiem właśnie w

górach koło Wałbrzycha zlokalizowany jest Zamek Książ, gdzie właśnie

powstawała kwatera główna, natomiast „Riese" wcale nie jest

zlokalizowany w górach koło Wałbrzycha, tylko nieco dalej. Bardziej by

pasowało: w górach koło Jedliny Zdrój koło Walimia, koło Głuszycy itd.

Ale i o tym wspomina Albert Speer pisząc o nowej kwaterze powstającej

w górach na Śląsku koło Jedliny Zdrój.

Zaczyna się zatem pewien zamęt - ile tych kwater głównych

background image

budowano? Jedną, dwie, trzy a może cztery? Wielu obdarzonych większą

fantazją badaczy twierdzi nawet, że wszystkie podziemia rejonu Walim -

Głuszyca miały stanowić zespół kwater na wzór podobnego zespołu z

rejonu Kętrzyna. Co więcej, niektórzy już nawet podzielili podziemia dla

poszczególnych organów, i tak np.: Rzeczka przypadła Goebelsowi,

Włodarz miał być dla Goeringa a Osówka dla Hitlera. Fantazja ludzka

nie zna granic.

SCHRONY DLA WOJSKA?

Wersja szeroko propagowana we wczesnych latach powojennych przez

przesłuchiwanych Niemców (np. Dalmusa). Według niej podziemia

"Riese" miały służyć jako schrony dla ok. czterdziestotysięcznej armii.

Totalna bzdura - nikt przy zdrowych zmysłach nie "zapychałby"

podziemi wojskiem, gdyż w ten sposób przestawało być mobilne i nie

posiadało kontaktu z rzeczywistością. Chyba, że miałyby to być schrony

przeciwatomowe ...

TAJNY OŚRODEK BADAWCZY?

Wersja raczej nierealna. Nikt normalny nie buduje centrum bada-

wczego, którego wyniki prac będą gotowe za kilka lat, w momencie, gdy

wojna zbliża się ku końcowi. Zresztą sam Albert Speer pisze, że pod

koniec 1944 roku wydał rozkaz przerwania wszystkich budów, których

ukończenie przewidziano po 1945 roku. Może to sugerować, że „Riese"

miał być skończony w 1945 roku. Jednak i to nie do końca odpowiada

prawdzie, bowiem pewne przesłanki mówią o 1948 roku, co

świadczyłoby o wyjątkowej ważności „Olbrzyma".

BROŃ ATOMOWA?

Ciekawa hipoteza. Niby fantastyczna, ale też bardzo realna, jeżeli

przyjąć, że „Riese" miało wchodzić w skład koncernu Concordia,

background image

budowanego w Sudetach z wielkim rozmachem, a w jego skład

wchodziły m.in.:

1 zakłady elektroniki rakietowej w Litomierzycach,

2 zakłady wzbogacania ciężkiej wody w Mieroszowie,

3 zakłady wzbogacania uranu w Kowarach,

4 zakłady systemów rakietowych w Górach Izerskich,

6 i być może zakłady-montownie broni „A" w Walimiu i Głuszycy.

Na poparcie tej hipotezy przytacza się ciągle opowieść o sprowadzeniu

w Góry Sowie grupy fizyków i chemików ze Skandynawii, którzy

podobno prowadzili tutaj jakieś badania. Niestety brak na to dowodów.

ZAKŁADY ZBROJENIOWE LUFTWAFFE?

Jest to jedyne sensowne przeznaczenie tych obiektów i - jak sądzę -

jedyne możliwe do zrealizowania. Jak wiadomo w marcu 1944 roku w

związku z nalotami został powołany do życia tzw. Sztab Myśliwski, który

pod dowództwem gen. Erharda Milcha zajmował się budową nowych,

najczęściej podziemnych zakładów zbrojeniowych. Protokół jednej z

narad Sztabu Myśliwskiego mówi o rozpoczęciu pod koniec 1943 roku

budowy 6 wielkich zespołów fabryk dla przemysłu lotniczego. „Riese"

zaczęto budować również pod koniec 1943 roku - czyżby zbieg

okoliczności?

VERGELTUNGSWAFFE - V-l, V-2, V-3?

Istnieje wiele sprzeczności co do profilu produkcji w Górach Sowich

jedni mówią o lotnictwie, inni upierają się przy V-l i V-2 ale tek

naprawdę nie ma żadnego znaczenia co miało być produkowane Rakiety

czy samoloty - nie istotne, ważne, że miała to być produkcja zbrojeniowa.

V-7?

Ostatnio temat ten jest bardzo „modny", głównie za sprawą Igora

background image

Witkowskiego i jego „bardzo interesujących" informacji (ciekawe skąd?)

o wszelkiego rodzaju latających spodkach i ich fenomenalnych osiągach.

Jednak wartość tych informacji jest, powiedzmy, dyskusyjna.

Za przykład niech posłuży taki oto fakt: Pan Witkowski uparcie twier-

dzi, że w Ludwikowicach Kłodzkich, w dawnej kopalni Venceslaus

istniał wielki ośrodek badawczy, a jego sercem była tzw. „Muchołapka"

(żelbetowa konstrukcja w kształcie wielokąta służąca do testowania

startujących z niej obiektów dyskoidalnych).

Otóż, niniejszym informuję Pana Witkowskiego, że identyczny obiekt

znajduje się w Elektrowni Siechnice we Wrocławiu i jest tam niczym

innym jak chłodnią (zdjęcia obiektu do wglądu na stronach: 220-221).

Skoro reszta rewelacji Pana Witkowskiego ma podobny ciężar gatun-

kowy, to ja nie mam nic więcej do dodania.

WUNDERWAFFE?

Wunderwaffe - tak naprawdę prawie nic nie wiemy o tej broni. Dla

jednych miała to być bomba atomowa, dla innych latające talerze, broń

wysokich temperatur lub broń radiologiczna, jeszcze inni wspominają o

działach elektromagnetycznych lub o wielkich działach, czołgach i

rakietach, które swoimi wagomiarami miały rozstrzygnąć losy wojny. Ale

zejdźmy na ziemię. Niemcy, owszem, byli wizjonerami przyszłości -

wymyślili i wyprodukowali bronie naprawdę fantastyczne - ale...bez

przesady.

Poziom technologicznego rozwoju w latach 40. był taki a nie inny i to |

on oznaczał możliwości stworzenia danych brom. Aby wyprodukować

jakąkolwiek nową broń, trzeba by ten poziom przeskoczyć, poza tym,

trzeba by przeznaczyć na to niewyobrażalne sumy pieniędzy, masę

materiałów, ludzi i czasu. Niemcy nie mieli żadnej z tych rzeczy.

Oczywiście nikt nie zaprzecza, że były prowadzone prace nad wieloma

background image

rodzajami nowych broni, jednak w większości jedynym ich efektem było

wykreślenie planów, a w najlepszym wypadku rozpoczęcie budowy

prototypu. Gdzie więc byłby sens budowy tak wielkim nakładem sił i

środków skomplikowanych technicznie zakładów produkujących ową

Wunderwaffe, skoro ona sama istniała jedynie w głowach kilku

zapaleńców? Poza tym, to nie Wunderwaffe była potrzebna na wiosnę

1945 roku na polu bitwy, tylko setki nowych Tygrysów, Messer-

schmittów i U-bootów.

Wszystkie opisane powyżej znaki zapytania to tylko przypuszczenia,

co do przeznaczenia „Olbrzyma", jednak rozsądek podpowiada, że tylko

produkcja zbrojeniowa mogła tutaj wchodzić w rachubę. Natomiast

podziemia Zamku Książ bez wątpienia miały stanowić część składową

nowej kwatery głównej Adolfa Hitlera. Zaznaczam, że są to

przypuszczenia, na których poparcie nie mamy niestety dowodów,

bowiem nic nie wiadomo o zachowaniu jakiejkolwiek dokumentacji

technicznej dotyczącej Gór Sowich. Wielu uważa, że dokumentacja ta

została zniszczona, jednak bardziej prawdopodobne jest jej utajnienie z

bliżej nie znanych powodów. Być może Olbrzym miał służyć tak

przerażającym celom, że do dziś „nie wypada" o tym mówić. A być może

stał się jednym z wielu „sejfów III Rzeszy" i w tym wypadku jeszcze

długo nie poznamy prawdy.

CZĘŚĆ X

NA SZLAKU

Na koniec zapraszam Państwa do przejścia czarnego szlaku marty-

rologii. Poprowadzi on nas przez całą, główną część sowiogórskiej

budowy.

Szlak bierze swój początek na stacji kolejowej w Jugowicach, tej

samej, na której wyładowywano transporty więźniów pędzonych do

background image

pracy w górach. Idziemy drogą w kierunku Wałbrzycha i przed rzeką

Bystrzycą skręcamy w lewo. Jesteśmy na drodze, gruntownie przebudo-

wywanej jeszcze podczas wojny. Więźniowie układali kostkę, budowali

przepusty i studzienki, aby droga była zdolna do przyjmowania ciężkich

transportów. Mijamy wiadukt nad drogą (wiadukt ten przygotowany był

do wysadzenia, o czym świadczą otwory po ładunkach tuż przy filarach) i

po około 200 m, po lewej stronie, zaczyna się długi na blisko 100 m i

wysoki na 5 m (w części centralnej) mur oporowy. Mur wykonany został

w czasie wojny. Po drugiej stronie drogi płynie strumień Jaworzynka -

przy jego regulacji pracowali więźniowie. Również po stronie lewej, ale

nieco wyżej, na zboczach Jedlińskiej Kopy zauważyć można linie

nasypów kolejki wąskotorowej, biegnącej kilkoma zakosami z Olszyńca

na Włodarz. Po minięciu muru, przez około 1,5 km idziemy przez

typową, polską wieś, z walącymi się zagrodami, dziurawymi płotami i

ogólnym nieporządkiem. Po około 20 minutach marszu dochodzimy do

drugiego muru oporowego, długiego na około 150 m. Jest w nim

ciekawie rozwiązany technicznie podjazd do stojącego wyżej domu. On

także powstał w czasie wojny. Jeszcze kilka kroków i po naszej prawej

stronie, za rzeką, pojawiają się ruiny dwóch baraków obsługi technicznej

o wymiarach 46 x 16m. Baraki te - posiadające m.in. ogrzewanie,

wykafelkowane kuchnie i łaźnie oraz wszelkie inne wygody - zostały

zdewastowane przez miejscową ludność do tego stopnia, że trzeba było je

wyburzyć, gdyż groziły zawaleniem. Niedaleko od baraków stoi

betonowy fundament wartowni. Mijamy most na Jaworzynce i po kilku

minutach, tym razem po lewej, znowu widzimy ruiny baraków, jeden o

wymiarach takich jak dwa poprzednie, drugi ma 42 x 12 m. Za nimi

znajduje się niewielki staw - to ujęcie wody dla budowy. Idziemy ciągle

pod górę. Po prawej stronie widać ruiny Kasyna SS, po lewej zaś ruiny

dwóch kolejnych baraków i po prawej podobnie. Jesteśmy w centrum

background image

kompleksu Jugowice. Dochodzimy do miejsca, gdzie szlak skręca w lewo

przez kamienny mostek w polną drogę. Od razu przed naszymi oczami

wyrasta hałda kamienia z podziemi. Powyżej znajdują się wloty sztolni nr

1, 2 i 3. Obok hałdy stoi fundament po kompresorze. Idziemy dalej,

mijając po kolei wloty pozostałych sztolni, ruiny baraku i dwie niewielkie

hałdy. Przystańmy teraz na moment przed wlotem sztolni nr 7. W roku

1993 potrzeba było dwóch dni pracy koparki, aby dostać się do środka.

Ciągle idziemy kamienną drogą, skręcamy w prawo i mamy około 100 m

ostrzejszego podejścia. Wychodzimy na szutrową drogę. Przed nami, w

lesie stoją ruiny sześciu baraków obsługi technicznej kompleksu Włodarz

-jesteśmy już na terenie tego kompleksu. Baraki te także zostały zupełnie

zdewastowane. Przy tej samej drodze, jakieś 100 m dalej, znajdują się

ruiny największego obozu koncentracyjnego Gór Sowich, nazwanego

Wolfsberg. Był wielki. Mówi się o blisko 200 barakach i kilku tysiącach

więźniów. Obóz ten pochłonął także największą ilość ofiar. Idąc drogą

przez około 500 m, mijamy resztki zabudowań obozu, dalej posuwamy

się w kierunku Walimia. Około kilometr za obozem zaczynamy ostre

podejście pod górę, za którą leży Walim. Na górze tej od strony Walimia

mijamy cmentarz i schodzimy do miejscowości. Szlak wiedzie nas przez

miasteczko główną drogą i mimo że jest to szlak martyrologii, nie

przechodzi przez położony nieco na uboczu, przy żółtym szlaku,

cmentarz ofiar zbrodni hitlerowskich. Leżą na nim tysiące więźniów

zamęczonych w fabrykach zbrojeniowych Walimia oraz przy budowie w

górach. Mijamy zatem Walim i około 200 m za miasteczkiem szlak

skręca w prawo w dolinę rzeki Walimki prowadząc nas do podziemi

kompleksu Rzeczka. Zanim staniemy przed wlotami sztolni, widzimy po

drodze ruiny tartaku, filary mostu, hałdę kamienia z podziemi i resztki

ceglanych baraków obsługi. Przed wlotem tuneli postawiono mały,

kamienny obelisk ku czci więźniów, którzy oddali życie przy drążeniu

background image

tuneli. Obecnie podziemia są udostępnione dla turystów, natomiast na

platformie przed tunelami odtworzony został plac budowy. Przywieziono

m.in. ze składów w lesie skamieniałe worki cementu i wielkie żelbetowe

stropice. Udało się odnaleźć kilka wagoników kolejki wąskotorowej -

ustawiono je na kilkunastometrowym odcinku torowiska. Idziemy w

kierunku Rzeczki, wychodzimy z powrotem na drogę asfaltową. Po

lewej, na wzniesieniu, stoi budynek ogrodzony drutem kolczastym. To

zabudowania centrali telekomunikacyjnej wzniesionej przez Niemców w

czasie wojny. Była to najnowocześniejsza centrala w Niemczech, co

chyba najlepiej świadczy o ważności sowiogórskiej budowy. Około 500

m poruszamy się drogą asfaltową i w końcu skręcamy w prawo. Szlak

prowadzi nas głęboką, stromą doliną potoku bez nazwy i po około 15

minutach wychodzimy na porośnięty trawą płaskowyż. Szlak biegnie

polną drogą, wśród rzadko rozrzuconych zabudowań kolonii o nazwie

Rzeczka Górna lub Grządki. Obie nazwy są poprawne. Po około 25

minutach dochodzimy do węzła szlaków turystycznych, przecinających

całe Góry Sowie. Obok jest niewielki stawek, zbiornik wody dla

kompleksu Osówka, na terenie którego jesteśmy. Szlak prowadzi przez

ruiny dawnych gospodarstw i baraków obsługi. Po około 300 m skręca w

lewo i schodzi nieco w dół. Po chwili droga wyrównuje się - nic w tym

dziwnego, bowiem idziemy po nasypie kolejki wąskotorowej -jej gęsta

sieć oplatała teren budowy. W pewnym momencie zauważymy po lewej

stronie żelbetowe zbiorniki na kruszywo i piasek o trapezowym prze-

kroju. Natomiast, po prawej stronie uważne oko dostrzeże doskonale

zamaskowany, potężny bunkier. To Kasyno. Obok niego widać betonowy

fundament stacji kolejki oraz wejście do podziemnego tunelu - przejścia

pod zbiornikami. Minęliśmy już Kasyno, idziemy dalej, po obu stronach

drogi (torowiska), mijając wielkie sterty cegieł i ceramiki budowlanej.

Wśród drzew jest mogiła. Tu leży jeden z tych, którzy za wielką

background image

przygodę z podziemiami zapłacili życiem. Zabłądził w podziękach i

kiedy w końcu udało mu się wyjść na powierzchnię nie starczyło już sił,

aby dotrzeć do wioski. Działo się to w mroźną noc w 1993 roku. Zamarzł.

Szlak skręca w lewo, w dół. Po chwili docieramy do wielkiego beto-

nowego monolitu. Jesteśmy na Siłowni. Uważajmy, aby nie wpaść

któregoś z otworów. Wiele z nich jest zarośniętych, sterczą pręty

zbrojeniowe i stoi woda. Z Siłowni schodzimy w dół, tuż obok nasypu,

po którym poruszała się platforma wyciągowa. Jesteśmy już na dole.

Obok drogi widzimy podstawy owej platformy (cztery słupy).Skręcając

ze szlaku w lewo, po około 200 m docieramy do udostępnionych dla

zwiedzających podziemi Osówki. Koniecznie trzeba je zobaczyć.

Wracamy drogą w dół. Mijamy podmokłą dolinę potoku Kłobia i tu

znajdowała się część obozu Saüferwasser. Dużo ciekawszy widok mamy

jednak po stronie prawej - to wlot sztolni nr 3 systemu Osówka. Wejście

to uprzednio zawalone, zostało rozkopane w lecie 1992 roku przez SGP

KRET. Idziemy szeroką, brukowaną drogą i co kilkadziesiąt metrów

mijamy studzienki odwadniające. Droga jest doskonale zdrenowana.

Kilometr dalej wychodzimy z lasu na trawiaste zbocze, którym droga

biegnie do Kole. Szlak wychodzi na asfaltową drogę, prowadzącą do wsi.

Z lewej widzimy budynek fabryczny, w którym mieścił się obóz i szpital

Dörnhau. Dalej przechodzimy obok głębokich wykopów, częściowo

zalanych wodą. W tym miejscu budowano podziemny dworzec dla

pociągów specjalnych, które miały przybywać w ten rejon. Za wykopami

trzeba skręcić w prawo i po krótkim podejściu jesteśmy na kolejnym

cmentarzu, na którym spoczywają zamęczeni przez faszystów

więźniowie. Ku ich czci wzniesiono pomnik. Po wyjściu z cmentarza

szlak idzie w kierunku Głuszycy Górnej, gdzie też się udajemy. W

miasteczku tym, obok wiaduktu kolejowego, stoją obecnie opuszczone

zabudowania fabryczne. W nich to w czasie wojny mieścił się obóz nr 4

background image

dla robotników przymusowych. Od wiaduktu jest około 300 m do stacji

PKP, w którym to miejscu czarny szlak martyrologii ma swój koniec.

Przeszliśmy cały szlak, który ma długość około 18 km i jest chyba

najciekawszym szlakiem prowadzącym przez Góry Sowie.

Wszyscy, którzy chcieliby osobiście poznać wyżej opisany szlak, mogą

bez większych przeszkód dojechać autobusami PKS-u ze Świdnicy,

Dzierżoniowa i Wałbrzycha, zarówno do Jugowic jak i do Kole i

Walimia. Do 1989 roku istniało jeszcze jedno dogodne połączenie,

chodzi o linie kolejową ze Świdnicy do Jedliny Zdrój. Niestety, ze

względów finansowych zostało ono zlikwidowane. Nie zlikwidowano

natomiast połączenia Wałbrzych-Kłodzko, które doprowadzi nas do

Głuszycy. Stamtąd już tylko krok do serca budowy. Na terenie Gór

Sowich istnieje dobrze rozbudowana baza noclegowa, na którą składają

się:

2 w Rzeczce cała sieć pensjonatów prywatnych i domów wypoczyn-

kowych (Rzeczka, Borsuk, Krokus, Bartek, Warszawianka),

3 w Zagórzu Śląskim - Dom Wycieczkowy Gawra, schronisko mło-

dzieżowe oraz hotel TKKF nad Jeziorem Bystrzyckim,

5 w Walimiu nocować można w kilku domach wczasowych oraz

jeździe „U Huberta", w Sokolcu - pensjonaty Wisła oraz Zachęta.

Ponadto o noclegi nietrudno u wielu miejscowych gospodarzy.

Niektórzy turyści, zwłaszcza młodzi, nocują często w budynku Kasyna,

gdzie urządzono palenisko, ławki i miejsca do spania „na sosnowych

gałązkach". Są i tacy zapaleńcy, którzy nocują w podziemiach, ale do

takiego noclegu potrzebne są cieple, puchowe śpiwory i odrobina

doświadczenia w nocowaniu pod ziemią. Na koniec chciałbym prosić o

kontakt wszystkich tych, którzy na temat Gór Sowich wiedzą coś, czego

ja nie wiem, a chcieliby się tym ze mną podzielić.

Świdnica, 2001

background image

KALENDARIUM BUDOWY

1941.05.01 - z filii obozu KL Sachsenchausen powstaje w Rogoźnicy kl

Gross Rosen

1942

- Rozpoczyna się tworzenie filii KL Gross Rosen.

1943.03

- Początek budowy obozu w Jugowicach.

1943.06.06 - Sprowadzenie w Góry Sowie 120 chemików ze

Skandynawii

1943.06.10 - Początek ofensywy bombowej Aliantów.

1943.06

- Przejęcie obozów Organisation Schmelt przez KL Gross

Rosen

1943.11

- Początek transportów robotników dla potrzeb Śląskiej

Wspólnoty Przemysłowej, pierwsze prace w górach.

1943.12

- Powstaje obóz w Głuszycy.

1944.01

- Wybucha epidemia tyfusu, trwają prace ziemne, początek

drążenia tuneli.

1944.04

- Przejęcie budowy przez Organisation Todt.

1944.04.22 -Pierwszy transport Żydów w Góry Sowie, powstaje KL

Falkenberg

1944.05 - Powstają obozy KL Säuferwasser, KL Schötterwerk, KL

Wolfsberg, KL Tannhausen.

1944.06

- Powstają obozy KL Erlenbusch, KL Dörnhau, KL

Märzbachtal

i Zentralrevier im Tannhausen.

1944.08

- Powstaje obóz KL Kaltwasser.

1944.09.22 - Raport A. Speera o stanie robót w Górach Sowich.

1944.09.29 - Transport 500 inwalidów do KL Auschwitz do komór

gazowych.

1944.10

- Powstaje obóz KL Lärche oraz KL Fürstenstein.

background image

1944.10.19 - Transport 357 inwalidów do KL Auschwitz do komór

gazowych.

1944.12

- Wysianie w rejon Gór Sowich transportu 20 tys. więźniów,

których los pozostaje nieznany.

1944.12.18 - Likwidacja obozu KL Kaltwasser.

1945.01.14 - Przerwanie prac w Górach Sowich (Ofensywa

Styczniowa), w KL Dörnhau wybucha epidemia tyfusu.

1945.02.14 - Od tego dnia trwa cząstkowa ewakuacja komand

roboczych do

KL Mauthausen, KL Flössenburg i KL Bergen-Belsen - około

6 tys. Likwidowany jest obóz KLLärche.

1945.02.17 - Likwidowany jest KL Wolfsberg, w rejon budowy

przybywa

grupa więźniów z Cieplic i Bielawy.

1945.02.26 - Cząstkowa likwidacja obozu KL Fürstenstein, początek

prac

maskujących.

1945.03

- Likwidacja obozu AL Hausdorf.

1945.04

- Okres demontażu i maskowania robót w Górach Sowich.

1945.05.08 - Pierwsze jednostki Armii Czerwonej zajmują Góry Sowie

1945.05.10 - Powstają szpitale dla byłych więźniów. Koniec AL Riese.

SIEĆ TELEFONICZNA W FHQ RIESE

(Opracował: Mariusz Kisiel)

Poniższy rozdział ma na celu przybliżenie czytelnikowi problemu

łączności telekomunikacyjnej w kontekście przyszłej FHO Riese. Gdyż

właściwie można już tak nazywać ten projekt. W literaturze polskiej i na

stronach internetowych problem ten jest poruszany bardzo marginalnie, a

niejednokrotnie w sposób wręcz sensacyjny. Marginalnie przede

background image

wszystkim dlatego, że w Polsce nikt tak naprawdę nie zajmował się tą

dziedziną w sposób naukowy. Dodatkowo szczątki materiałów

archiwalnych, które znajdują się w kraju, nie rozjaśniają sytuacji na tyle,

aby pokusić się o rzeczowe stwierdzenia.

Prace inwentaryzacyjne (terenowe) są utrudnione poprzez liczne

przypadki demontażu sieci telekomunikacyjnych, co miało miejsce zaraz

po wojnie. Za proceder ten odpowiedzialne były różne firmy oraz szereg

„przedsiębiorczych" obywateli. Raporty z prowadzonych demontaży,

zachowane w archiwach, z różnych względów nie zawsze są

„wiarygodnym dokumentem". Pracami często kierowali bowiem ludzie

niedoświadczeni w branży łączności, a tym samym nieświadomie

przekłamywali oni dane o pójtemnościach kabli. W efekcie w ich rela-

cjach - na których opiera się część współczesnych badaczy (autorów) -

napotkać można przeinaczenia i błędy, będące zasadniczo konsekwencją

nieznajomości tematu.

Wraz z rosnącym zainteresowaniem projektem „Riese", pojawiały się

nowe, sensacyjne wątki i spekulacje. Bardzo często były one pokłosiem

błędnego tłumaczenia materiałów archiwalnych dostępnych w Polsce.

Język techniczny zasadniczo różni się od potocznego, oprócz tego sta-

rzeje się on znacznie szybciej, niż ten używany na co dzień do konwer-

sacji. Wyrazy techniczne używane w latach czterdziestych dzisiaj często

nic nie mówią badaczom tematu lub też mówią nie to, co powinny.

Nierzadko bowiem przypisuje się im zupełnie inne znaczenie, co wynika

właśnie z nieznajomości języka technicznego (niemieckiego) z lat 30. i

40.

Dodatkowo, pewne odkrycia związane z „Riese" ulegały nadinterpre-

tacji, a wnioski wysuwano na zasadzie domysłów, tak jak w przypadku

Ochsenkopftunnel (tunel kolejowy pod górą Wołowiec) czy też sztolni na

zboczu Wołowca. Otóż, odkrycie sztolni zostało szybko powiązane z

background image

węzłem łączności Rüdiger. W konsekwencji zaczęły się pojawiać

informacje, jakoby w tej właśnie sztolni miała być umieszczona naj-

ważniejsza centrala telefoniczna FHQ Riese. Wszystko zaś za sprawą

pewnego dokumentu archiwalnego, w postaci mapy z zaznaczonym

węzłem łączności - Rüdiger, o którym będzie mowa w dalszej części.

Pamiętam dobrze atmosferę, jaka towarzyszyła odkryciu sztolni.

Mariusz Aniszewski (wraz ze swoją grupą) po odkopaniu sztolni

znaleźli na jej końcu szyb o głębokości około 15 m. Był on suchy i widać

w nim było pomosty wykonane do komunikacji. Pomiędzy tymi

pomostami porozkładane były drabiny. Ze względu na brak sprzętu, który

konieczny był do ewentualnego opuszczenia się na dno szybu, penetrację

odłożono na następny dzień. Tymczasem po przybyciu grupy (następnego

dnia) okazało się, że szyb jest zalany wodą po same brzegi. Ze względu

na trudne warunki (bardzo duże zamulenie wody i przeszkody w postaci

podestów), poczynione próby nurkowania nie przyniosły żadnych

rezultatów. Już wtedy pojawiły się sensacyjne spekulacje na temat tego

zdarzenia. Ale jak tu nie spekulować, skoro podczas suchego lata szyb o

średnicy około dwóch metrów i głębokości około 15 m w ciągu

kilkunastu zaledwie godzin samoistnie wypełnił się wodą. Rzecz

niespotykana; matka natura czy ręka człowieka? Niestety do dzisiaj nie

poznaliśmy odpowiedzi jak to się stało i co kryje zalany szyb; stan wody

raz się podnosi innym razem opada. Pozostawmy jednak domysły i wątki

sensacyjne...

W dalszej części spróbuję przeanalizować znane materiały archiwalne i

fakty z prac terenowych, co pozwoli lepiej zrozumieć istotę zagadnienia.

A zagadnieniem tym jest historia sieci telekomunikacyjnej w rejonie Gór

Sowich. Temat ten, zignorowany przez wiele lat, wbrew pozorom, może

dać szereg ciekawych wskazówek odnośnie zagadek skrywanych przez

Riese.

background image

ROZWÓJ SIECI TELEKOMUNIKACYJNYCH

W III RZESZY

Dobrze rozwinięta i elastyczna sieć telekomunikacyjna jest niezbędna

do zapewnienia szybkiego przepływu informacji oraz sprawnego dowo-

dzenia zarówno na szczeblach wojskowych jak i cywilnych. Brak

sprawnej łączności, a tym samym przekazu informacji, często był

przyczyną klęsk i niepowodzeń zarówno w polityce, jak i w działaniach

wojennych.

W III Rzeszy nadzór nad budową i eksploatacją sieci telekomunika-

cyjnych sprawowała początkowo Poczta Rzeszy (Deutsche Reichspost).

Sytuacja zmieniła się diametralnie w 1937 roku, kiedy to w Zarządzie

Dowództwa Wehrmachtu utworzono dział łączności informacyjnej.

Jednostka ta podlegała szefowi służb łączności lądowej, zaś do jej zadań

należała koordynacja i ujednolicenie systemów łączności w kraju, a także

zapewnieniem łączności wewnątrz struktur wojskowych, w szczególności

zaś pomiędzy Fuhrerem a poszczególnymi dowództwami. Na realizację

tego celu zostały przeznaczone znaczne środki finansowe oraz duża ilość

kadry pracowniczej. Na wypadek konieczności obrony III Rzeszy

zarezerwowano około 30% łączy należących do Poczty Rzeszy.

Ujednolicenie systemów łączności nie było zadaniem prostym i po-

czątkowo sprawiło duże problemy. Sytuacja znacznie poprawiła się od

1940 roku, kiedy to Wehrmacht otrzymał zgodę na wojskowe wykorzy-

stanie sieci telekomunikacyjnych drogownictwa i kolei Rzeszy.

Od 1937 roku Poczta Rzeszy stanęła przed koniecznością intensyfika-

cji swoich dotychczasowych działań oraz angażowania coraz większych

sił i środków szczególnie dla potrzeb Wehrmachtu. Kolejne wzmożenie

wysiłku nastąpiło po przejęciu sieci telekomunikacyjnych Czech i

Austrii oraz podczas przygotowań do wojny z Polską. Powstało wtedy

około 10 tys. kilometrów nowych łączy, które sfinansował Wehrmacht.

background image

Po zajęciu Polski, w ramach rozwoju gospodarczego wschodu i przy-

gotowań ataku na Związek Radziecki, nastąpiła dalsza intensyfikacja

działań rozbudowy sieci telekomunikacyjnych na skalę dotąd niespoty-

kaną. W ciągu tylko jednego roku ułożono 2 100 km kabli ziemnych i

napowietrznych. Na ukończeniu było zaś dalszych 1 300 km kabli.

Dodatkowo zbudowano 10 central i 35 stacji wzmacniakowych, dla

zapewnienia dobrej jakości połączeń na znacznych odległościach.

Przejęto też sieć telekomunikacyjną Poczty Polskiej, która w wyniku

działań wojennych była w znacznym stopniu zniszczona. Jednakże po

dokonaniu niezbędnych napraw, dostosowano ją do potrzeb Poczty

Rzeszy. Nastąpiła też całkowita zmiana w planowaniu dalszego rozwoju

łączy z defensywnego na ofensywny. Powodowało to jednak konieczność

dalszych inwestycji. Poczta Rzeszy rozważała możliwość budowy

kabli koncentrycznych na kierunku wschód-zachód. W owych czasach

była to technologia bardzo nowoczesna i o wiele wydajniejsza od

dotychczas stosowanych. Przepustowość łączy na takich kablach była

bowiem kilkakrotnie większa. Pod koniec wojny na Dolnym Śląsku

rozpoczęto prace budowlane dla takiej właśnie linii, lecz zostały one

przerwane w związku ze zbliżającym się końcem III Rzeszy.

ROZWÓJ SIECI DALEKOSIĘŻNYCH NA DOLNYM ŚLĄSKU

PRZED WYBUCHEM WOJNY

Pierwszy telefoniczny kabel dalekosiężny FK 34 na trasie Plauen--

Wrocław o długości 439,7 km, który przechodził przez Świdnicę, powstał

w latach 1927-1929. W związku z budową FK 34 na terenie miasta

wybudowano w pomieszczeniach miejscowej poczty stację roboczą

(centralę telefoniczną).

W drugiej połowie lat trzydziestych powstaje specjalny program

budowy kabli dalekosiężnych (międzymiastowych). 28 lipca 1936 roku

Naczelne Dowództwo Wehrmachtu (OKW) postanawia włączyć do tego

background image

programu budowę kabla FK 221 na trasie Legnica-Koźle o długości

208,7 km. Ze względu na trudności materiałowe i wysokie koszty

budowy, początkowy przedbieg zostaje skrócony do 150 km (KF 221

zostaje zrealizowany na trasie Legnica-Biechów koło Nysy na długości

150 km).

W dniu 27 lutego 1937 roku OKW zleca Ministerstwu Poczty (RPM)

położenie kabla FK 221 na brakującym odcinku Biechów-Koźle. Zadanie

to otrzymuje najwyższy stopień pilności ze względu na przewidywane

wykorzystanie tego kabla w związku z „Planem Białym" czyli agresją na

Polskę. Ze względu na nasilające się kłopoty materiałowe budowa się

przeciąga.

14 grudnia 1937 roku na naradzie z udziałem Niemieckiego Towa

rzystwa Kabli Dalekosiężnych (DFKG) stwierdza się konieczność

ułożenia FK 221 na odcinku Biechów-Koźle do 15 sierpnia 1938 roku.

Budowa tego odcinka została ukończona w terminie, jednak ze względu

na braki w wyposażeniu stacji wzmacniakowej Świdnica I, kabel jest

początkowo używany w ograniczonym zakresie.

W związku z przygotowywaniem ataku na Polskę 22 maja 1939 OKW

żąda od Dyrekcji Poczt we Wrocławiu i Opolu przedłużenia kabla FK

221 Zw. Brzeg-Biechów do Nysy. 15 lipca 1938 roku OKW żąda od

Ministerstwa Poczty ułożenia nowego Kabla FK 256 na odcinku Legnica-

Wrocław o długości 73,5 km. Ułożenie nowego 114 parowego kabla w

tej relacji miało na celu zwiększenie przepustowości łączy - istniejący na

tym odcinku kabel FK 26 przestał być wystarczający. Pod presją

zbliżającego się ataku na Polskę OKW żąda od Ministerstwa Poczty

układania kolejnych kabli. W dniu 2 listopada 1938 roku OKW zleca

Ministerstwu Poczty (w ramach specjalnZ programu budowy 1939/1940)

budowę kabla FK 285 na odcinku Jelenia Góra-Kamienna Góra-

Wałbrzych-Biechów z odgałęzieniem FK 285 Zw. Wałbrzych-Świdnica.

background image

Dnia 9 stycznia 1939 następuje zmiana trasy FK 285; nowa trasa

przebiega na linii Gryfów-Jelenia Góra-Kamienna Góra-Świebodzice-

Biechów z odgałęzieniem FK 285 Zw. Świebodzice-Świdnica. Z

początkiem 1940 roku następuje wstrzymanie prac przy budowie FK 285.

STACJA WZMACNIAKOWA ŚWIDNICA I

Budowa FK 221 spowodowała konieczność powstania stacji wzma-

cniakowej w Świdnicy (Schweidnitz) w późniejszym okresie zwanej

Świdnica I (Verst A I). Budynek powstał w 1938 roku przy ul. Tołstoja nr

8-10 (Bismarckstrasse). W części naziemnej przypomina dom wielo-

rodzinny, natomiast część podziemna, znacznie większa powierzchniowo

od naziemnej, przeznaczona jest na pomieszczenia robocze i wszelkie

urządzenia. Jest to obiekt bardzo nowoczesny, posiadający dwa

niezależne zasilania energii elektrycznej wraz ze stacją transformatorów,

własny generator prądotwórczy, zasilanie w wodę miejską, własną

studnię, stację filtrów powietrza na wypadek ataku gazowego i

gazoszczelny system ochrony pomieszczeń technicznych. Wyposażenie

zostaje zamontowane nie wcześniej niż w 1939 roku - świadczą o tym

daty wybite na tabliczkach znamionowych poszczególnych urządzeń,

takich jak agregat prądotwórczy czy urządzeniach stacji uzdatniania

powietrza. Obiekt jest wybudowany według standardów Deutsche

Reichspost obowiązujących w czasie pokoju, niemniej jednak jest on

bardzo dobrze zabezpieczony przed bombardowaniem z powietrza,

atakiem gazowym oraz przed odcięciem od mediów zewnętrznych, takich

jak energia elektryczna i woda. W przypadku odcięcia energii

elektrycznej pierwszy ciężar zasilania obiektu przejmują baterie

akumulatorów, specjalnie przygotowanych do tego celu. Akumulatory

zasilają najważniejsze .urządzenia do czasu załączenia się, co zresztą

następuje automatycznie, potężnego agregatu prądotwórczego

background image

napędzanego dwunastocylindrowym silnikiem Diesla firmy Deuth

Emisja spalin wydzielanych przez agregat odbywa się przez jeden z

kominów budynku tak, aby me wzbudzać podejrzeń osób obserwujących

obiekt z zewnątrz! Na zewnątrz niesłyszalna jest też praca agregatu

umieszczonego w podziemnej części stacji wzmacniakowej i

odpowiednio wygaszonym pomieszczeniu. Dodatkowo architektura

budynku - nie odbiegająca od ogólnych norm budownictwa cywilnego w

tym rejonie - zapewnia dodatkowy kamuflaż wespół z ogrodem

założonym nad częścią podziemną stacji wzmacniakowej. Inaczej

mówiąc, ten bardzo ważny obiekt łączności przy ul. Bismarckstrasse w

żaden sposób nie wyróżnia się niczym szczególnym ani też nie przyciąga

uwagi nawet wprawnego i dobrze poinformowanego obserwatora,

zapewniając mu całkowitą anonimowość.

STACJA WZMACNIAKOWA ŚWIDNICA II (RZECZKA)

26 lutego 1941 roku podczas narady w Ministerstwie Poczty OKW

przedstawia plan budowy kolejnych dalekosiężnych linii kablowych:

1 FK 81b - na trasie Liberec-Świdnica,

2 FK 82 - na trasie Wrocław-Świdnica-Szumprek-Opawa o długości

237 km ..

FK 8Ib w Libercu miał się połączyć z budowanym równolegle kablem

FK 81 a Liberec-Karlowe Vary, jednak na tym odcinku inwestycja ta nie

została nigdy ukończona.

Budowa FK 82 - najprawdopodobniej związana z planem agresji na

Związek Radziecki - miała znacznie poprawić przepustowość linii na

terenie Dolnego Śląska, a tym samym na kierunku wschód-zachód.

Wszystkie te działania powodują duży wzrost znaczenia węzła Świd-

nickiego i wymuszają kolejne inwestycje w jego infrastrukturę.

Konieczność wzmocnienia sygnału (zgodnie z wytycznymi Ministerstwa

Poczty z 1937 roku) powoduje potrzebę budowy kolejnej stacji

background image

wzmacniakowej. Zostaje ona ulokowana w Miejscowości Rzeczka

(Dorfbach) około 25 kilometrów od Świdnicy. Dokładna data oddania jej

do użytku nie jest znana. Na podstawie postępów prac przy budowie linii

kablowych można jednak określić przypuszczalny termin uruchomienia

owej stacji na przełom lat 1941-1942.

Ciekawostką jest fakt, że stacja wzmacniakowa Schweidnitz II (Verst

A II) w Rzeczce została ulokowana w prowizorycznej piwnicy,

częściowo zagłębionej w ziemi, obok parterowego baraku obsługi. Brak

zachowania jakichkolwiek względów bezpieczeństwa i ochrony urządzeń

poprzez umieszczenie ich w podziemnym, co prawda pomieszczeniu, ale

nie posiadającym żadnej klasy odporności, ewidentnie sugeruje

konieczność jak najszybszego uruchomienia połączeń kablowych. Tak

nadzwyczajna sytuacja może być podyktowana jedynie brakiem czasu na

budowę lub wykończenie właściwego do tego celu obiektu oraz dużą

pewnością, że obiekt ten nie będzie celem żadnych ataków w najbliższym

okresie, a przynajmniej do czasu przygotowania docelowych

Pomieszczeń przeznaczonych dla urządzeń stacji wzmacniakowej. Tym

bardziej, że po wybuchu wojny zaostrzyły się jeszcze standardy

bezpieczeństwa dla tego typu budowli i powinny być one wznoszone jako

obiekty całkowicie podziemne o dużej klasie odporności (nie mniejszej

niż Schweidnitz I) zarówno na ataki gazowe jak i bombowe Tymczasem

w przypadku Rzeczki nie można mówić o jakimkolwiek zabezpieczeniu,

zaś porównując ją do stacji wzmacniakowej w Świdnicy wygląda

dosłownie jak piwnica do przechowywania ziemniaków! Wieloletni,

nieżyjący już pracownik PPTiT - pan Tadeusz Krawczyk - tak

relacjonował przejęcie tego obiektu w 1945 roku:

„Pod koniec 1945 roku otrzymałem polecenie objęcia

kierownictwa nad stacją wzmacniakową Świdnica II w

miejscowości Rzeczka. Zastałem tu parterowy barak

background image

zbudowany z pustaków - była to część socjalna stacji

wzmacniakowej przewidziana dla obsługi. Część

techniczna znajdowała się natomiast w prowizorycznej

piwnicy obok baraku, gdzie były wszelkie urządzenia

stacji wzmacniakowej wraz z agregatem prądotwórczym.

Budynek był w stanie nienaruszonym a wszystkie

urządzenia cały czas pracowały. Pieczę nad nimi

sprawowali niemieccy pracownicy Poczty Rzeszy, których

byłem przełożonym do czasu wymiany ich na polskich

pracowników. Początkowo ruch na łączach był bardzo

niewielki i chyba z tego powodu w 1946 roku niemieckie

urządzenia zostały zdemontowane i wywiezione do

centralnej Polski - o ile dobrze pamiętam mówiło się o

Tarnowie. Nam przysłano wojskową przewoźną stacje

wzmacniakową, taką na przyczepie. Później obok baraku

powstał budynek nowej stacji a barak po jakimś czasie

rozebrano, pozostały po nim tylko fundamenty i obok

niego niewielka piwnica, w której pierwotnie była stacja

wzmacniakową".

Należałoby się zastanowić czy budowa linii FK 82 i stacji wzmacnia-

kowej była związana tylko z „planem Barbarossa", czyli agresją na

Związek Radziecki czy też z innym zadaniem? Rozważając pierwszą

wersję, wydaje się, że prace rozpoczęto zbyt późno, aby ukończyć je na

czas. Pierwotnie plan ataku przewidywał ofensywę na 15 maja 1941 roku,

jednak w związku z interwencją Hitlera na Bałkanach w

Jugosławii i Grecji termin przesunięto na 22 czerwiec 1941 roku. Nie

mniej jednak plan był przygotowany i podpisany przez Hitlera już 18

września 1940 roku. Opóźnień w planowanych inwestycjach nie można

raczej tłumaczyć brakiem materiałów, ponieważ w tym czasie takie

background image

kłopoty jeszcze nie występowały na dużą skalę, tym bardziej dla

inwestycji zlecanych przez armię. W innym przypadku, gdyby łączność ta

miała służyć do celów planowanej kwatery „Riese", tempo prac wcale nie

powinno dziwić, bowiem nie było żadnego pośpiechu; ale w tym czasie

według znanych dokumentów nikt jej jeszcze nie planował. Gorączkowy

pośpiech przy uruchamianiu linii kablowej FK 82 i samej stacji

wzmacniakowej Schweidnitz II (Verst A II) można jedynie zrzucić na

karby postępów wojsk niemieckich podczas pierwszych miesięcy agresji

na ZSRR. Trudno jednak wytłumaczyć fakt pozostawienia stacji

Schweidnitz II w prowizorycznych pomieszczeniach do końca wojny,

nawet biorąc pod uwagę fakt, że Dolny Śląsk był w zasadzie do końca

terenem względnie bezpiecznym.

Niemieckie źródła powołujące się na dokumenty archiwalne twierdzą

że na koniec 1944 roku był w pełni ukończony bunkier łączności dla

stacji wzmacniakowej Schweidnitz II, ale nie zamontowano jeszcze

urządzeń. Jedynym ze znanych miejsc w najbliższej okolicy, bo w

zasadzie ze względów technicznych tylko najbliższa okolica wchodzi w

grę, jest podziemny kompleks Rzeczka. W tym miejscu zaś pojawia się

paradoks. Według zasad budowy bunkrów łączności przeznaczonych na

stacje wzmacniakowe i centrale łączności, kompleks Rzeczka należy

wyeliminować (!) ze względu na niemieckie przepisy dotyczące

bezpieczeństwa. Otóż, pod koniec wojny mówiły one wyraźnie, że tego

typu obiekty mają być osobnymi budowlami, zagłębionymi w ziemi i

odpowiednio zabezpieczonymi przed atakami z ziemi i powietrza.

RüDIGER - WĘZEŁ ŁĄCZNOŚCI DLA FHQ RIESE

W świetle znanych w Polsce dokumentów archiwalnych węzeł łącz-

ności o kryptonimie Rüdiger nabierał znaczenia strategicznego etapowo.

Pierwszy etap w jego historii dobrze obrazuje dokument w postaci mapy

background image

topograficznej z naniesionym dużym okręgiem sygnowanym rzymską

cyfrą V i dwoma mniejszymi oraz wykazem łączy telefonicznych i

teleksowych. Mniejsze okręgi obrysowują dwa tunele kolejowe

przeznaczone na schrony dla pociągów specjalnych. Jak wiadomo

niemieckie sztaby oraz sam Hitler często wykorzystywali ruchome

punkty dowodzenia w postaci pociągów specjalnych, czyli mobilnych

kwater dowodzenia. Dla ich ochrony budowano początkowo specjalne

schrony kolejowe, takie jak na południu Polski w Stępinie (Anlage Süd)

czy w Jeleniu i Konewce koło Spały (Anlage Mitle). Wraz z rozwojem

wojny i koniecznością coraz większej mobilności zaniechano ich

budowy, zaczęto wykorzystywać istniejące budowle w postaci tuneli

kolejowych. Rozwiązanie takie było mniej kosztowne i bardziej

uniwersalne. Problem włączenia ruchomych kwater w ogólnokrajową

sieć teletechniczną rozwiązywano w najprostszy z możliwych sposobów.

W tunelu, do części gdzie miał zatrzymywać się pociąg specjalny,

doprowadzano kabel telefoniczny, który był zakończony głowicą

kablową. Do niej obsługa wagonu łączności dopinała specjalnie przygo-

towany na tą okazję kabel i nawiązywała łączność z dowolnym miejscem

w III Rzeszy. Na wyżej wspomnianej mapie małe okręgi oznaczają:

1 Ochsenkopftunnel niedaleko Wałbrzycha wydrążony pod górą Kleine

Ochsenkopf. W polskiej literaturze kolejowej góra znana jest pod

nazwą Mały Kozioł, zaś na mapach turystycznych oznaczana jest jako

Mały Wołowiec,

2 tunel pod Przełęczą Kowarską nieopodal miejscowości Ogorzelec

(niemiecka nazwa Dittersbach).

Do obu tuneli doprowadzono kable, które zakończono głowicami

umieszczonymi w hermetycznie zamykanych skrzynkach, dodatkowo

zalutowanych w czasie, gdy przyłącza nie były używane. W przypadku

tunelu pod Wołowcem wyprowadzono także równoległy przyłącz na

background image

dworcu kolejowym w Jedlinie Zdrój (Bad Charlottenbrunn), gdzie

przewidywano zakwaterowanie części sztabu. Przyłącz ten najprawdo-

podobniej znajdował się w pomieszczeniu zawiadowcy stacji, w chwili

obecnej nie można jednak tego stwierdzić z cała pewnością.

Pojemność kabli była stosunkowo niewielka, montowano kable dale-

kosiężne o pojemności 8 par, jednakże dobrze wyposażone wagony

łączności ruchomych kwater, posiadające urządzenia telefonii wielo-

krotnej umożliwiały zestawienie kilkudziesięciu tzw. łączy sztywnych.

Łączem sztywnym nazywa się połączenie od punku do punktu, czyli np.

tunel Ochsenkopf- Naczelne Dowództwo Wermachtu, bez konieczności

łączenia rozmowy przez jakąkolwiek centralę po drodze. Upraszczając

ten przykład jeszcze bardziej, można to ująć w następujący sposób:

obsługa w wagonie łączności po wybraniu połączenia z Naczelnym

Dowództwem Wermachtu otrzymywała je bez ingerencji w to połączenie

obsługi central po trasie połączenia. W praktyce oznaczało to, że o takim

połączeniu nikt w zasadzie nie wiedział, poza nadawcą i odbiorcą,

dodatkowo dla bezpieczeństwa i ochrony przed ewentualnym

podsłuchem np. gdyby ktoś próbował wpinać się bezpośrednio na

głowice kablowe w poszczególnych centralach lub stacjach wzma-

cniakowych, przez które takie połączenia przechodziły, sygnał był

kodowany. Zgodnie z wykazem łączy zamieszczonych na archiwalnej

mapie, zestawiono je dla obu tuneli i dworca w Jedlinie Zdrój jednakowo.

Zestawiono łącznie 38 połączeń telefonicznych i 20 teleksowych z

najważniejszymi urzędami III Rzeszy oraz centrami łączności w

różnych miejscach. Analizując te połączenia widać, że gro z nich to łącza

do różnego rodzaju central telefonicznych wojskowych i cywilnych. Taka

konfiguracja oznacza bardzo elastyczny system połączeń, który daje

praktycznie nieograniczone możliwości porozumiewania się różnymi

drogami, np. na wypadek zniszczenia części tych obiektów lub linii

background image

kablowych je łączących. Rozmowę w takim przypadku można

przeprowadzić dowolną drogą obejściową. Poniżej przedstawiony jest

pełny wykaz połączeń wraz z tłumaczeniem nazw kodowych.

4 łącza tel. do OKW Naczelne Dowództwo Wermachtu
6 łączy tel.do Sdpl.Berhn miejsce specjalne w Berlinie, lokalizacja
nieznana
2 łącza tel. do Annabu

centrala telefoniczna OKH w obiekcie

Zeppelin w Zossen koło Berlina, wydzielona

część tej centrali
obsługiwała FHQ
1 łącze tel. do DV Hochland

centrala telefoniczna lokalizacja nieznana

1 łącze tel. do DV Donau centrala telefoniczna lokalizacja nieznana
1 łącze tel. do DV Hessen

centrala telefoniczna w Gizen

1 łącze tel. do DV San

centrala telefoniczna w Rzeszowie

1 łącze tel. do DV Schlesien

centrala telefoniczna w Mysłowicach

5 łączy tel. do LV 1000 centrala telefoniczna OKL w
Berchtesgaden
10 łączy tel. do LV Irene planowana centrala telefoniczna OKL w
obiekcie Riese podaje się
także miejscowość Szczawienko
1 łącze tel. do FA Freiburg

centrala telefoniczna w Świebodzicach

1 łącze tel. do FA Glatz centrala telefoniczna w Kłodzku
łącze tel. do FA Schweidnitz

centrala telefoniczna w Świdnicy

łącza tel. do FA Breslau centrala telefoniczna we Wrocławiu 1 łącze tel.
do OT Breslau

Organizacja Todta we Wrocławiu

5 łączy telex, do OKW

Naczelne Dowództwo Wermachtu

1 łącze telex, do Kürfurft kwatera główna Luftwaffe w Wildpark
Werder koło Poczdamu
1 łącze telex, do Annabu centrala telefoniczna OKH w obiekcie
Zeppelin w

Zossen koło

Berlina
1 łącze telex, do AA. Berlin

Ministerstwo Spraw Zagranicznych w

Berlinie
1 łącze telex, do Gen. Kob. Breslau Naczelne Dowództwo Garnizonu
Wrocław
2 łącza telex, do Irene

planowana centrala telefoniczna OKL w

obiekcie Riese podaje się także
miejscowość Szczawienko
2 łącza telex, do LV 1000

centrala telefoniczna OKL w

Berchtesgaden
1 łącze telex, do DV Hochland centrala telefoniczna
1 łącze telex, do Seftern planowana centrala OKM w ramach Riese

background image

1 łącze telex, do RKzl. Berlin Kancelaria Rzeszy w Berlinie
1 łącze telex, do RKzl. Munchen

Kancelaria Rzeszy Monachium

2 łącza telex, do DNB Berlin

Niemiecka Agencja Prasowa w

Beninie
1 łącze telex, do Prop. Min.

Ministerstwo Propagandy

Należy jednak pamiętać, że nazwy kodowe poszczególnych obiektów,

co jakiś czas ulegały zmianom ze względu na konieczność utrzymania w

tajemnicy lokalizacji tychże obiektów.

Przyłącz telefoniczny w wraz z głowicą w tunelu koło Ogorzelca został

zdemontowany na początku lat 90. Podobny los spotkał kabel w

Ochsenkopftunnel - nie jest jednak znany okres, w jakim to nastąpiło. W

chwili obecnej nie można jednoznacznie stwierdzić, przez który węzeł

nastąpiło włączenie przyłączy z tuneli kolejowych do sieci

ogólnokrajowej, najbliższym odpowiednio wyposażonym węzłem była,

FA Freiburg czyli centrala w Świebodzicach, jednak nie był to węzeł

wojskowy, a właśnie przez taki węzeł w pierwszej kolejności powinna

przechodzić łączność związana z FHQ. Możliwe jednak, że z braku

innych rozwiązań i czasu na ich stworzenie nastąpiło to właśnie tam.

Logicznym posunięciem byłoby włączenie tych przyłączy do centrali

głównej FHQ Riese, ale ta według dokumentów była jeszcze w pla-

nowaniu.

Kolejnym dokumentem archiwalnym, w którym pojawia się Rüdiger,

jest Stand der Anlagen FHQ, pochodzący z archiwum w Londynie. Z

tego dokumentu, przygotowanego najprawdopodobniej na odprawę

dotyczącą łączności w kwaterach Hitlera, wynika, że ranga tego obiektu

wzrasta do roli węzła łączności FHQ (kwatery Hitlera). Dowiadujemy się

z niego, że w skład Riidigera miały wchodzić dwie centrale telefoniczne,

pierwsza główna, planowana o pojemności 600 numerów telefonicznych i

45 teleksowych, nie posiadająca jeszcze lokalizacji, miała być ukończona

w lipcu 1945 roku. Druga 300 numerowa, z 30 numerami teleksowymi

zlokalizowana w Książu była w trakcie budowy, planowany termin jej

background image

uruchomienia określono na grudzień 1944 roku. Można przypuszczać, że

została ukończona w planowym terminie, a następnie była ewakuowana

lub stała się zdobyczą wojenną oddziałów Armii Radzieckiej.

Przekładając powyższe opisy central na język bardziej zrozumiały dla

laika, centrala w Książu miała obsłużyć pomieszczenia w zamku i jego

okolicy - przewidziano tu możliwość podłączenia 300 linii telefonicznych

dla użytkowników w tym obiekcie. Włączenie do sieci Poczty Rzeszy

miało nastąpić najprawdopodobniej poprzez stację wzmacniakową

Świebodzice (Freiburg). Co do pierwszej z nich można powiedzieć, że

mając dwukrotną pojemność była przeznaczona dla większej ilości

użytkowników. Gdzie zatem mogła być umiejscowiona? Odpowiedź w

zasadzie nasuwa się sama. Kolejnym skupiskiem, gdzie występowało

największe zapotrzebowanie na środki łączności były kwatery

dowodzenia poszczególnych rodzajów wojsk, zwykle skupiane w

niedalekiej odległości od wodza. Jeśli więc Riese w Górach Sowich miało

takie zadanie, tutaj należałoby szukać odpowiedniego miejsca. Jak

ważnym miejscem miał być kompleks „Riese" piszą autorzy książki pt.

„Kwatery Główne Führera" Franza W. Seidlera i Dietera Zeigerta.

„(...) Tutaj, w mocno pofałdowanym lesistym terenie

górskim pośrodku Dolnego Śląska miały powstać

podziemne, chroniące przed bombami kwatery robocze i

mieszkalne dla Führera, OKH, dowództwa Luftwaffe,

ReichsFührera SS i ministra spraw zagranicznych Rzeszy,

a także dla ich pracowników pomocniczych i oddziałów

zabezpieczenia (...)".

19

Czyli miały tu zawitać dowództwa wszystkich rodzajów broni z

Führerem na czele. Takie skupisko dowódców i urzędników generuje

duże potrzeby. Dodatkowo wiemy, że 11 maja 1944 roku Ministerstwo

Poczty Rzeszy wyraziło zgodę na ułożenie dwóch kabli łącznikowych

background image

(OFK II i OFK III) pomiędzy stacją wzmacniakową Świdnica a stacją

wzmacniakową Rzeczka, o pojemności 63 pary każdy. Dokumentacje

pozostawione po wojnie przez Niemców potwierdzają fakt wprowadzenia

ich na stacje wzmacniakowe w Świdnicy i Rzeczce. Kable te zostały

ułożone dwoma niezależnymi drogami tworząc pętlę wokół Gór Sowich!

Takie zapętlenie stosuje się dla odbiorców, którzy na skutek awarii lub

sabotażu nie mogą utracić łączności. Dodatkowo w Jugowicach

wybudowano komorę kablową (przełączalnię), przez którą przechodził

OFK n. Analogiczną kom|ę kablową wybudowano w Kolcach dla OFK

III. Obiekty tego typu występują w miejscach, gdzie zachodzi potrzeba

odpowiedniej konfiguracji łączy w zależności od potrzeb i sytuacji,

zazwyczaj jednak takie obiekty powstają na łączach strategicznych.

Można w nich dokonywać rozgałęzień kabli lub też zestawiać łącza.

Często bywały one punktem styku dla innych kabli a nawet całych sieci,

np. sieci Poczty Rzeszy i sieci wojskowych lub specjalnych. W

przypadku stwierdzenia awarii lub sabotażu w takich komorach

kablowych zestawiano drogi obejściowe niezależnie od central i stacji

wzmacmakowych, w przypadku przejecia jakiegoś obiektu przez

dywersantów można było go tutaj pozbawić łączności. Samo zaś ułożenie

kabli łącznikowycn OFK II i OFK III świadczy o planowanej lokalizacji

sporej centrali dla potrzeb użytkowników na tym rejonie Analizując

znane informacje można przypuszczać, że główna centrala FHQ Riese

miała być ulokowana w Górach Sowich. Właściwym miejscem byłyby

okolice stacji wzmacniakowej Rzeczka, gdzie przebiegały istniejące linie

międzymiastowe i można było bez problemu włączyć się do sieci

ogólnokrajowej. Dodatkowo, dzięki kablom OFK I i OFK II

otrzymywano niezależne połączenie ze stacją wzmacniakową i centralą w

Świdnicy. Jak wspomniałem wcześniej - według informacji otrzymanych

ze źródeł niemieckich - taki obiekt powstał i był gotowy do montażu

background image

okablowania oraz urządzeń na koniec 1944 roku. Zaskakującą informacją

jest to, że według standardów ówcześnie panujących w budownictwie

łączności powinien być zagłębiony pod ziemią nie mniej niż 16 metrów,

posiadać dwa wejścia bronione wartowniami oraz dwa wyjścia awaryjne.

Oczywiście musiał być obiektem w pełni niezależnym od źródeł energii i

wody dostarczanych z zewnątrz, w pełni odpornym na ataki bombowe i

gazowe. W jego wnętrzu przewidziano miejsce dla centrali telefonicznej,

dalekopisowej, stacji wzmacniakowej, pomieszczeń do pracy i

wypoczynku załogi oraz wszelkich urządzeń niezbędnych do jego

funkcjonowania, czyli pomieszczenia agregatu, stacji filtrów, zbiorników

paliwa oraz ujęcia wody w postaci studni głębinowej. Łączna

powierzchnia znanych obiektów tego typu zawiera się pomiędzy 1 000 a

2 500 m2. Wśród znanych obecnie budowli na terenie kompleksu

„Riese" taki obiekt o takim zaawansowaniu budowlanym jednak nie

występuje. Oznaczać to może, jeśli uwierzymy archiwalnym źródłom

niemieckim, że w dalszym ciągu czeka on na odkrycie!

ŁĄCZNOŚĆ W KOMPLEKSIE „RIESE"

Połączenia do poszczególnych obiektów „Riese" są na dzień obecny

praktycznie nieznane. Nie znaczy to oczywiście, że ich nie było. Skoro

planowano, a nawet wykonano część kompleksów w sposób gotowy do

użytku - a takie informacje dotarły do mnie w ostatnim czasie - musiała

też istnieć miejscowa sieć kablowa. Na dzień dzisiejszy niewiele o niej

wiemy. Pewne jest tylko połączenie kablem 20 parowym pomiędzy stacją

wzmacniakową Rzeczka a centralą miejską w Walimiu,

wykorzystywane zresztą do początku lat 90. Nie wiadomo ile kabli

wyprowadzono ze stacji w kierunku poszczególnych komleksów Nie

zachowały się żadne znane dokumentacje techniczne ich budowy. Z

relacji, jaką otrzymałem od byłego pracownika Poczty Polskiej,

biorącego udział w uruchamianiu łączności na tym terenie, niewiele

background image

wynikało. Wspominał, ze po wojnie do utrzymania i konserwacji sieci

telefonicznej (kabli międzymiastowych pomiędzy poszczególnymi

stacjami wzmacniakowymi) zatrudniano Niemców, a konkretnie byłych

pracowników Deutsche Reich Post. Nieznane im były jednak żadne

połączenia z podziemiami, a przynajmniej tak twierdzili. Niewiedza ta

mogła wynikać ze struktury podziału uprawnień. Pracownicy Deutsche

Reich Post zajmowali się konserwacją linii będących własnością poczty,

natomiast linie do obiektów militarnych były w gestii wojskowych służb

łączności. We wspomnieniach pojawiła się informacja o przerwanym

kablu na terenie stacji, który wychodził w stronę kompleksu Rzeczka.

Przebiegał pod obecnymi schodami prowadzącymi do nowego budynku

stacji wzmacniakowej, następnie pod drogą i ginął gdzieś z drugiej

strony. Próbowano zlokalizować dokąd biegnie, ponieważ sądzono, że na

jego drugim końcu mogą znajdować się cenne dla Poczty Polskiej

urządzenia. Próby jednak, z braku odpowiedniego sprzętu i trudnego

terenu, szybko przerwano. Inne relacje mówią o wydzieraniu z ziemi

zaraz po wojnie różnego rodzaju okablowania, także teletechnicznego z

rejonu kompleksów Osówki i Sobonia. Relacje światków są jednak

szczątkowe; nikt nie pamięta, jakie to były kable, ilu parowe i jaką miały

budowę. Nie bardzo można się też oprzeć na archiwalnych dokumentach

Przedsiębiorstwa Poszukiwań Terenowych, które są mało precyzyjne i w

większości opisują majątek przejmowany z magazynów, wspominając

jedynie pobieżnie o pracach ziemnych, podczas których odzyskiwano

wszelkiego typu okablowanie. Znane raporty służb wojskowych

oddelegowanych do pozyskiwania kabli telefonicznych także nie

rozjaśniają sytuacji z powodu fragmentarycznie przeprowadzonych prac i

na niewielkich odcinkach.

OKRES POWOJENNY

background image

Po zakończeniu działań wojennych SW Świdnica (Verst A I) pozostaje

przejęta przez Pocztę Polską i użytkowana wraz z poniemiecką

infrastrukturą do 2000 roku. Ze względu na zastąpienie kabli daleko-

siężnych światłowodami pod koniec lat 90. stacja wzmacniakowa zostaje

wycofana z eksploatacji. Ciekawostką jest fakt wykorzystywania do

końca jej pracy urządzeń zainstalowanych w 1939 roku, takich jak

agregat prądotwórczy czy stacja uzdatniania powietrza oraz wszystkich

kabli dalekosiężnych przejętych po III Rzeszy.

1. Charakterystyka FK 34

Przebieg: Plauen - Zwickau - Chemnitz - Freiberg - Dresden - Bautzen

- Löbau - Görlitz - Gryfów - Jelenia Góra - Świebodzice - Świdnica -

Wrocław

Stacje wzmacniakowe: Plauen, Chemnitz, Dresden, Löbau, Gryfów,

Świebodzice, Wrocław

Pojemność kabla:

Długość kabla: FK 34 - 439,7 km (całkowita),

FK 34a: Plauen - Dresden (98a) - 151,7 km (długość odcinka)

FK 34b: Dresden - Wrocław (98a) - 288,0 km (długość odcinka)

Okres budowy: 1927 - 1929

Oddany do użytku:

19 lipca 1927 roku: Plauen – Dresden

1927 rok: Świebodzice – Wrocław

19 września 1929 roku: Dresden - Świebodzice

2. Charakterystyka FK 221

Przebieg: Legnica - Snowidza k/ Jawora - Strzegom - Świdnica – Piława -

Dzierżoniów - Henryków - Ziębice - Biechów ( koło Nysy) -

Pakosławice-Korfantów-Głogówek- Większych - Koźle

Stacje wzmacniakowe: Legnica, Świdnica (I), Biechów, Koźle

background image

Pojemność kabla:

Długość kabla: FK 221 - 253,9 km (całkowita),

FK 221a: Legnica - Koźle (102b) - 208,7 km (długość odcinka)

FK 221b: Biechów - Brzeg (102b) - 45,2 km (długość odcinka)

Okres budowy: 1937 - 1938

Oddany do użytku:

12 lipca 1938 roku: Legnica – Świdnica

15 sierpnia 1938 roku: Świdnica – Koźle

18 sierpnia 1999 roku: Biechów - Brzeg

3. Charakterystyka FK 256

Przebieg: Legnica - Wrocław

Stacje wzmacniakowe: Legnica, Wrocław

Pojemność kabla: 114 par

Długość kabla: FK 256 - 253,9 km (całkowita 114a)

Okres budowy: 1938-1939

Oddany do użytku: 10 sierpnia 1939 roku

Koszt budowy: 1 960 000 RM

4. Charakterystyka FK 82

Przebieg: Wrocław - Rzeczka - (z odgałęzieniem do Świdnicy) - Nowa

Ruda - Kłodzko i Szumprek - Opawa później przedłużony do

Koźla

Stacje wzmacniakowe: Wrocław, Rzeczka, Kłodzko, Szumprek, Opawa

Pojemność kabla: 8 par (linia dwu kablowa)

Długość kabla: FK 82 - 237,0 km

Okres budowy: 1941 - 1942

Oddany do użytku :10 sierpnia 1939 roku

Koszt budowy: 1 46o 000 RM (za odcinek Wrocław Świdnica), 3 836

000 RM

(za odcinek Świdnica Szumprek)

background image

5.

Charakterystyka OFK II

Przebieg: Świdnica - Burkatów - Bystrzyca Górna - Lubachów -

Jugowice

- Walim - Rzeczka

Stacje wzmacniakowe: Świdnica - Rzeczka

Pojemność kabla: 63 pary

Długość kabla: OFK II - 25,0 km

Okres budowy: 1944 rok

Oddany do użytku: brak danych

Koszt budowy: brak danych

6.

Charakterystyka OFK III

Przebieg: Świdnica - Modliszów - Kozice - Jedlina Zdrój - Głuszyca -

Kolce

- Rzeczka

Stacje wzmacniakowe: Świdnica - Rzeczka

Pojemność kabla: 63 pary

Długość kabla: OFK II - 32,0 km

Okres budowy: 1944 rok

Oddany do użytku: brak danych

Koszt budowy: brak danych

Przypisy:

1 Zeidler W. Franz, Zeigert Dieter, Kwatery Główne Führera, Wyda-

wnictwo Colori, Warszawa 2001

4 Kowalski Jacek, Kudelski J. Robert, Rekuć Zbigniew, Tajemnica

„Riese", Biuro Odkryć, Łódź 2002

Skróty i Tłumaczenia

background image

Deutsche Reichspost (DRP) - Poczta Rzeszy

PPT - Przedsiębiorstwo Poszukiwań Terenowych

FK (Fernkabel) - kabel dalekosiężny (międzymiastowy)

RPM - Ministerstwu Poczty Rzeszy

DFKG - Niemieckiego Towarzystwa Kabli Dalekosiężnych

PPTiT - Polska Poczta Telefon i Telegraf

FHQ (Führerhauptquartier) - kwatera Hitlera

.

Ochsenkopftunnel - tunel kolejowy pomiędzy Wałbrzychem i Jedliną

Zdrój pod górą Wołowiec BIBLIOGRAFIA

1. Adamczewski Leszek, Złowieszcze Góry, PDW Ławica, Warszawa

Poznań 1992

2. Antkowiak Włodzimierz, Nie odbyte skarby - przewodnik dla

poszukiwaczy, COMER, Toruń 1991

3. Bartek J. Marek., Joanna Szczepankiewicz, Słownik nazewnictwa

krajoznawczego Śląska i Ziemi Lubuskiej, Silesia, Wrocław 1994

4. Below von Nicolaus, Byłem adiutantem Hitlera, MON, Warszawa

1990

5. Cera Jerzy, Tajemnice Walimskich Podziemi, WSOWPanc, Poznań

1974

6. Cybulski Bogdan, Ewakuacja więźniów AL Riese do Tratenau PMGR

1990

7. Cybulski Bogdan, Obozy podporządkowane KL Gross Rosen, PMGR

1987

8. Cybulski Bogdan, Szpitale dla byłych więźniów obozu

koncentracyjnego Gross Rosen w Głuszycy /943-1945/, Studia nad

faszyzmem i zbrodniami hitlerowskimi, tom VII, Wrocław 1980

9. Jońca Edmund, Książański Park Krajobrazowy, PTTK Kraj,

Warszawa 1989

10. Konieczny Alfred, Obozy Spółki Akcyjnej Śląskiej Wspólnoty

background image

Przemysłowej w Górach Sowich w lalach 1943-1944, Studia nad

faszyzmem i zbrodniami hitlerowskimi, tom VI, Wrocław 1980

11. Konieczny Alfred, Szpital obozowy w Kolcach dla więźniów AL Riese

w świetle nowych dokumentów. Studia nad faszyzmem i zbrodniami

hitlerowskimi, tom XII, Wrocław 1987

12. Kajzer Abram, Za drutami śmierci, Łódź 1962

13. Kozłowska Krystyna, Milcząca wyrzutnia, MON, Warszawa 1985

14. Kruszyński Piotr, Podziemia w Górach Sowich i Zamku Książ, PMGR

1990

15. Maciejewski Marek, Filie KL Gross Rosen w Górach Sowich 1943-

1945, Studia nad faszyzmem i zbrodniami hitlerowskimi, tom I Wro-

cław 1974

16. Mostowicz Arnold, Żółta gwiazda i czerwony krzyż, PiW, Warszawa

1986

17. Rogalski Marian, Zaborowski Maciej, Fortyfikacja wczoraj i dziś,

MON, Warszawa 1978

18. Słownik geografii turystycznej Sudetów, tom 11, „Góry Sowie. Wyda-

wnictwo I-BIS, Wrocław 1995

19. Sukmanowska Anna, Stolarczyk Stanisław, Tańcząc na wulkanie,

Wydawnictwo Dingo, Warszawa 1991

20. Speer Albet, Wspomnienia, MON, Warszawa 1990

21. Tetter Jan, Tajemnice Gór Sowich, „Ekspres Reporterów", KAW

1970

22. MSW Biuro C, Informator o nielegalnych, antypaństwowych

organizacjach i bandach zbrojnych działających w Polsce Ludowej w

latach

1944-1956, Wydawnictwo Retro, Lublin 1993

23. Cykl artykułów Jerzego Cery z „Gazety Robotniczej" zatytułowany

Tajemnice Gór Sowich, 17 sierpnia — 21 września 1974

background image

24. Cykl artykułów Zbigniewa Mosingiewicza ze „Słowa Polskiego":

1 Odkrywamy podziemne miasto w Głuszycy, 27 października 1947

2 W przepastnych korytarzach odkryto 6 drzemiących motorów

Diesla 28 października 1947

3 10 milionów worków cementu pozostało jeszcze z olbrzymich

zapasów jakie nagromadzono w Głuszycy, 29 października 1947

4 „Akcja Adolfa" i luksusowe oranżerie na kamienistych zboczach

głuszyckiej góry, 30 października 1947

5 Co przygotowywał Hitler w Głuszycy, 1 listopada 1947

SPIS TREŚCl

WSTĘP

WPROWADZENIE

CZĘŚĆ I-OPOWIEŚĆ O KWATERACH GŁÓWNYCH

CZĘŚĆ II-BOMBOWCE NAD TRZECIĄ RZESZĄ

CZĘŚĆ III- POCZĄTKI BUDOWY

CZĘŚĆ IV - HIMMELSTRASSE CZYLI OPOWIEŚĆ O ŻYCIU I

ŚMIERCI

CZĘŚĆ V-WIELKA BUDOWA CZYLI BETON I SKAŁA

CZĘŚĆ CENTRALNA

Kompleks Włodarz-część naziemna
Kompleks Włodarz-część podziemna
Kompleks Włodarz-badania
Kompleks Osówka - część naziemna
Kompleks Osówka - część podziemna
Kompleks Osówka-badania
Kompleks Jugowice Górne - część naziemna
Kompleks Jugowice Górne - część podziemna
Kompleks Jugowice Górne – badania
Kompleks Soboń - część naziemna
Kompleks Soboń-część podziemna
Kompleks Rzeczka - część naziemna
Kompleks Rzeczka-część podziemna
Kompleks Rzeczka – badania
Kompleks Moszna - część naziemna

background image

Kompleks Moszna - badania

CZĘŚĆ ZEWNĘTRZNA

Kompleks Sokolec - część naziemna

Kompleks Sokolec - część podziemna

Kompleks Sokolec – badania

Kompleks Wielka Sowa – ogólnie

Kompleks Wielka Sowa-badania

Kompleks zbrojeniowy Miłków - Ludwikowice Kłodzkie, fabryka

amunicj i Mölke-Werke oraz fabryka prochu Dynamit AG

Kompleks zbrojeniowy Miłków - Ludwikowice Kłodzkie –

badania

KOMPLEKS ZAMKU KSIĄŻ

Kompleks Zamku Książ - część naziemna

Kompleks Zamku Książ - część podziemna

POZOSTAŁOŚCI

Kompleks schronów w Głuszycy

Tunel kolejowy Wałbrzych-Jedlina Zdrój

Inne

CZĘŚĆ VI - PO WOJNIE

CZĘŚĆ VII – ZAGADKI

CZĘŚĆ VIII – ZAKOŃCZENIE

CZĘŚĆ IX - KILKA ZNAKÓW ZAPYTANIA

KWATERA GŁÓWNAFUHRERA?

SCHRONY DLA WOJSKA?

TAJNY OŚRODEK BADAWCZY?

BROŃ ATOMOWA?

background image

ZAKŁADY ZBROJENIOWE LUFTWAFFE?

VERGELTUNGSWAFFE V-l, V-2, V-3?

V-7?

WUNDERWAFFE?

CZĘŚĆ X - NA SZLAKU

KALENDARIUM BUDOWY

DANE LICZBOWE „RIESE"

SIEĆ TELEFONICZNA W FHQ RIESE

ROZWÓJ SIECI TELEKOMUNIKACYJNYCH W III RZESZY

ROZWÓJ SIECI DALEKOSIĘŻNYCH NA DOLNYM ŚLĄSKU

PRZED WYBUCHEM WOJNY

STACJA WZMACNIAKOWA ŚWIDNICA I

STACJA WZMACNIAKOWA ŚWIDNICA II (RZECZKA)

RüDIGER WĘZEŁ ŁĄCZNOŚCI DLA FHQ RIESE

ŁĄCZNOŚĆ W KOMPLEKSIE „RIESE"

OKRES POWOJENNY

BIBLIOGRAFIA

PLANY I ZDJĘCIA.

SPIS TREŚCI


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
M Aniszewski, P Zagórski Podziemny Świat Gór Sowich
Aniszewski M Zagórski P Podziemny Świat Gór Sowich
Aniszewski M Zagórski P Podziemny Świat Gór Sowich
Aniszewski M Zagórski P Podziemny Świat Gór Sowich
Aniszewski M Zagórski P Podziemny Świat Gór Sowich
Aniszewski M Zagorski P Podziemny Swiat Gor Sowich
(Agharta) Podziemny świat prawdziwych Panów Ziemi
Awe Tajemnice Gor sowich
Podziemny świat Gizy, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
(Agharta) Podziemny świat prawdziwych Panów Ziemi
Agharta podziemny świat
Świat podziemi
GRZYBY I SWIAT ROSLIN id 197391 Nieznany
Pomaluj moj swiat id 373594 Nieznany
podziemne id 369391 Nieznany

więcej podobnych podstron