I spotkamy się znów (4)
Autor: Lepkowski
poniedziałek, 14 maj 2012
Zmieniony poniedziałek, 14 maj 2012
Na powszechną prośbę. Szczerze - i wy i ci z innego portalu trują mi d..., molestują, nagabują :( Nie
pozostało mi nic innego jak przeprosić i... ciąg dalszy nastąpił.
Jechali w milczeniu przez ciemny sosnowy las wyboistą bitą drogą. Żaden z nich nie miał ochoty się
odzywać. Przyjemność i nasycenie po tym co się stało dawno odeszły, ustępując miejsca znużeniu i
irracjonalnemu lękowi. Nie to, by Staszek był strachliwy; z natury był odważny a wojna nauczyła go bać
się jeszcze mniej. Jednak sama świadomość, że zrobił coś, za co u nikogo nie mógłby liczyć na żadną
litość, tego uczucia jeszcze nie znał. Zastanawiał się, czy to on jest taki zły, czy też mszczą się na nim
okoliczności.
Ściemniało się. Gdzieś z oddali, przez warkot gazika, przebiło się wycie lokomotywy. Przy którymś ze
skrzyżowań doktor zatrzymał się. Wydawało mi się, że nie jest zbyt pewny.
- Donnerwetter, an diesem Platz kann ich mich nicht überhaupt errinnern... Ze schowka wyciągnął mapę,
rozłożył ją po czym wpatrywał się w nią jakiś czas dość bezradnie, po czym złożył i cisnął w kąt.
Zu dunkel, ich kann nichts dafür... Polecił chłopcu, aby został w aucie i pod żadnym pozorem nie oddalał
się, sam wyszedł i po chwili znikł za ciemnozielono-brązową ścianą lasu. Staszek siedział w wozie i chyba
o niczym nie myślał, a może o wszystkim naraz. To zdarzyło się nagle; głośna eksplozja przecięła
powietrze. Trudno było powiedzieć, jak daleko od samochodu miała miejsce. Strach sparaliżował go
całkowicie. Co robić? Jeśli to ma jakikolwiek związek z doktorem, to powstaje nie lada problem - zostać
na miejscu czy wiać prosto przed siebie. Za oknem auta panowała wieczorna szarówka, był początek
kwietnia, mogło być około dziewiątej. W tym momencie zrealizował sobie, że nie zna nawet dokładnej
daty. Nic, jakby się urodził na nowo. Po cichu, jak się tylko da, wyszedł z samochodu i wsłuchiwał się w
otoczenie. Żadnych głosów, kroków, przynajmniej na razie. Doktor również nie wracał. nagle przyszła mu
do głowy pewna myśl, zaczął się zastanawiać, czy da radę prowadzić samochód. Nigdy tego nie robił,
choć motoryzacja interesowała go nieco i mógłby przysiąc, że po wielorazowych obserwacjach kierowców,
w tym sąsiada jeszcze z Warszawy, pana Alfonsa, potrafiłby uruchomić silnik a nawet przejechać co
najmniej kawałek. Jednak do tego musiałby trochę poeksperymentować. Ale gdzie? Pod górę na leśnej
drodze? Dalsze minuty przyniosły uspokojenie. Droga wydawała się nieuczęszczana, wiedział jednak, że
nie może pozwolić sobie na luksus spania w samochodzie. Jeśli miałby jakoś spędzić tę noc to na pewno
w jakichś krzakach. Z drugiej zaś strony jeśli miałby gdziekolwiek ruszyć się tym autem to tylko w nocy...
Na razie zrobił najdokładniejsze jak się dało w takich warunkach przeszukanie wozu. Oprócz mapy, która
była w tych warunkach bezcenna, znalazł plik banknotów - marek niemieckich, nóż, paczkę papierosów,
zapałki i butelkę z wodą. Niewiele ale w tych warunkach były to rzeczy niemal bezcenne. Na razie mógł
skorzystać tylko z papierosów. Palił u Lemkego, przez pewien czas obowiązywał go przydział i jakoś się
nauczył. Robiło się zimno, poza wypłowiałą kurtką Staszek nie miał ze sobą nic więcej. Paląc gorączkowo
myślał co dalej a każda następna myśl była głupsza od poprzedniej. Mógł próbować wrócić do państwa
Lemke. Mógł też dostać się jakoś do tej części Polski, która już jest wolna. Nie miał najmniejszego pojęcia
gdzie obecnie jest front i - co ważniejsze - jak go ominąć. Mógł też dostać się jakoś do Czech, gdzie
rzekomo miało być spokojniej. Mógł również starać się dostać do Drezna. Najprostsza w tej sytuacji myśl,
by po prostu iść na pierwszy lepszy posterunek policji przyszła mu do głowy jako ostatnia i odrzucił ją z
miejsca. Wytłumaczenie tego wszystkiego przerastało chwilowo jego możliwości a szansę, że ktoś to
zrozumie i uzna go za zupełnie przypadkową ofiarę zbiegu okoliczności - żadne. Zdał też sobie sprawę. że
jedyne, czego nie mógł to zostać w tym miejscu i czekać nie wiadomo na co.
Z tego marazmu a chyba już nawet półsnu wyrwał go trzask gałęzi i narastający szum. Po chwili
milczenia powtórzył się, wydawało się, że nawet bliżej. Niewiele myśląc wczołgał się pod samochód i
nieruchomo czekał co będzie dalej. Noc była w miarę księżycowa, mdłe światło dawało nieco widoku w
ciemności. Mógł swobodnie obserwować co dzieje się na zewnątrz. A krzaki zaszeleściły jeszcze raz,
poruszyły się i na środek skrzyżowania wyszedł piękny, dorodny jeleń, dokładnie taki sam jak w jego
szkolnym podręczniku biologii, z imponującym porożem. Kiedy już niewidzialna żelazna obręcz uwolniła
mu serce i płuca, zaczął się głupio śmiać. Najpierw po cichu, później coraz głośniej. Jeleń po kilku
minutach równie nagle jak się pojawił, czmychnął w zarośla naprzeciw. Ośmielony i uspokojony, Staszek
wygramolił się spod samochodu. Zapalił następnego papierosa i w jego świetle usiłował odczytać
cokolwiek z mapy. Bezskutecznie. Zapałki, których - jak policzył - było jeszcze siedemnaście, postanowił
Strona Puchata
http://chubby.thermasilesia.ehost.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 23 May, 2012, 22:28
oszczędzać. Ale w tej chwili przyszedł mu do głowy inny pomysł. Znalazł długi, dość gruby kij, po czym
odkręcił wlew paliwa. Tak przygotowaną mini pochodnię, a może łuczywo podpalił i przy jej świetle śledził
mapę. Mimo iż nie światła nie starczyło na długo, odnalazł mniej więcej swą pozycję, główne drogi i
pobliskie osiedla. Minęli właśnie Kiesewald i droga prowadziła do wyraźnego skrzyżowania, które należało
wziąć w prawo by dostać się do dużej miejscowości Schreiberhau, tej samej w której na kolejowej rampie
rozpoczął swoją obecność.
Powoli nabierał pewności siebie. Gdy już pochodnia zgasła, postanowił wykonać następny krok. Najpierw
spakował swoje znaleziska do torby, którą ukrył przezornie za najbliższym drzewem. Po czym wsiadł do
samochodu i nie bez trudu odpalił silnik. Był to mały opel P4, popularny wśród średniozamożnych
Niemców i używany dość często przez policję, typ, którego Staszek nie znał. Silnik zakaszlał i zamilkł.
Nerwowo wsłuchując się w reakcję otocznia, postanowił chwilowo nie podejmować następnej próby. Po
kilkunastu minutach odpalił silnik znów, tym razem skutecznie. Udało mu się pokonać pierwsze metry, po
czym zahamował. Skrzyżowanie było dość spore, dawało możliwość wytrenowania podstawowych
manewrów - skręcania, poznania reakcji kierownicy, cofania, zatrzymania. Jeden z takich manewrów
zakończył na skraju rowu, co chwilowo ostudziło jego rosnącą pewność siebie. W tym momencie zdał
sobie sprawę, że samochód posiada światła i on nawet wie, jak je uruchomić. Po pół godzinie treningu był
gotowy wykonać swą pierwszą podróż w życiu. Przejechawszy spokojnie kilkaset metrów zdał sobie
sprawę, że za drzewem zostawił wszystkie swoje skarby. Nie umiejąc cofać, zresztą na nierównej drodze
było to i tak bardzo trudne, wysiadł z wozu i puścił się biegiem na polanę, którą już zdążył znienawidzić.
Rzeczy były na miejscu, jak również samochód, do którego powrócił, już nie tak szybko, po jakichś
dziesięciu minutach. Kontynuował swoją podróż. Podróż donikąd bo minione godziny nie przyniosły
odpowiedzi na pytanie co będzie dalej. Nie jechał szybko, nie więcej jak trzydzieści kilometrów na
godzinę. Mimo że z każdą chwilą coraz lepiej czuł samochód, bał się jakiejś nieprzewidzianej przygody,
która pozbawiłaby go środka lokomocji. Ciemna ściana lasu zaczęła się powoli rozjaśniać a w oddali
zamajaczyły jakieś mdłe i niewyraźne światła. Staszek nie chciał ryzykować na razie wjazdu do miasta.
Wykręcił w jakąś boczną drogę i zdecydował, że na razie tu zostawi auto i w dzień rozejrzy się w
Schreiberhau a następnie zdecyduje co dalej. Zwłaszcza, że nadmiar emocji osłabi jego siły, myślał już
wyłącznie o spaniu. Oddalił się znacznie od samochodu i przygotował posłanie na darni mchu. Prawie
natychmiast po położeniu się stracił kontakt z rzeczywistością.
Gdy się obudził, słońce było już wysoko na niebie. Po pierwszej fali, która uderzyła mu do głowy,
wszystkich wydarzeń z poprzedniego dnia, zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie posunął się ani na
krok. Po papierosie, który posłużył mu za śniadanie, zdecydował, że pierwsze co zrobi, to uwolni się od
znaków przymusowego robotnika. Wiedział co ryzykuje, miał jednak do wyboru niewiele lepszą
alternatywę - Polacy byli wściekle kontrolowani nawet jeśli przebywali w przestrzeni publicznej zgodnie z
prawem. Dalsze myślenie przerwało uporczywe ssanie w żołądku. Zdał sobie sprawę, że od wczorajszego
obiadu, wcale nie obfitego bo składającego się z ziemniaków w sosem z kostki maggi i smażonego jajka,
nic nie miał w ustach. Obolały, ale już wygrzany dopołudniowym słońcem ruszył się niechętnie i skierował
na drogę do Schreiberhau. Powoli mijał pierwsze zabudowania, które wydawały się być opuszczone.
Pierwszego przechodnia spotkał już prawie przy centrum. Była to kobieta w podeszłym wieku, może
sześćdziesięcioletnia, z chustą na głowie. Staszek obserwował ją ostrożnie, ale kobieta, rzuciwszy okiem
na przechodnia, szybko oderwała od niego wzrok. Dobrze jest - pomyślał.
Również w centrum miasta nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi. Staszek znalazł sklep, z którego
ludzie wychodzili z gazetami. Przede wszystkim interesowała go data. Sonnabend, 14 April - przeczytał. Z
faktu, że jest sobota, nie wyciągał na razie żadnych wniosków. W sklepie poza Beobachterem kupił
bochenek niespecjalnie świeżego chleba, kostkę margaryny, biały ser i cebulę. Ale i na półkach było
niewiele więcej, wszystko co cenniejsze szło w kontyngentach na front. Odpowiednio zaopatrzony
postanowił nie rzucać się w oczy i resztę dnia spędzić w lesie. Już i tak dwa razy niemal nie zemdlał na
widok policyjnego samochodu, jadącego główną ulicą. Starał się nie patrzeć w jego kierunku a jedynie
zachowywać się jak gdyby nigdy nic, nie zwracać na siebie uwagi; dotychczas ta taktyka odnosiła
pożądany skutek. Jedyną osobę, która zaczepiła go w centrum, starszego mężczyznę, zbył krótkim i
niewyraźnym Verzeihen Sie, ich hab's eilig. Miał tylko nadzieję, że nikt nie rozpozna akcentu...
Dzień spędził na lekturze mapy, gazety, zastanawianiu się co dalej. Na dodatek wróciły do niego
wszystkie emocje poprzedniego dnia, łącznie z tą najważniejszą, że stał się mężczyzną. Nie tak to
planował, nie tak to miało wyglądać, nie miało to być owocem żadnej półprzymusowej sytuacji. W miarę
przypominania sobie kolejnych szczegółów, pożądanie brało górę nad wyrzutami sumienia. Ułożył się na
boku, ściągnął spodnie do kolan i rozładował pożądanie. Złapał się na myśli, że brak mu tego drugiego
człowieka obok, jego oddechu, ciepłej ręki. Już po wszystkim zdał sobie sprawę, że tego człowieka już nie
ma, że może go spisać na straty, że może przestać nawet przez moment łączyć to z jakimikolwiek
Strona Puchata
http://chubby.thermasilesia.ehost.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 23 May, 2012, 22:28
uczuciami.
Gdy już zaczęła się szarówka, naokoło, omijając główną ulicę, wracał na swoje miejsce. Gdy był już przed
ostatnim zakrętem, minął go policyjny samochód i jeszcze dwa inne, których nie znał, a które wyglądały
mu na gestapo lub inna równie ponurą instytucję. Mogłoby to znaczyć, że nie ma już środka transportu.
Postanowił więc dalej nie ryzykować i zrealizować plan B - powrót pieszo do gospodarstwa państwa
Lemke. Co prawda mapa, którą miał w torbie, była w skali 1:200 000 i nadawała się bardziej do
samochodu niż pieszych wędrówek, dało się przy jej pomocy wyznaczyć kierunek marszu. Postanowił
odpuścić sobie Sudetenstrasse, wygodną co prawda ale niosącą zbyt wiele zagrożeń drogę prowadzącą
prawie na skraj jego wsi a przejść łańcuchem górskim, turystyczną drogą niezbyt uczęszczaną podczas
wojny. I lepiej będzie zrobić to w nocy, od wsi dzieliło go nie więcej jak piętnaście kilometrów.
Gdy dotarł na skraj wsi, była jeszcze noc. Bezszelestnie, tylnymi ścieżkami przedarł się do zagrody
państwa Lemke. Na jego spotkanie wyskoczył Rudi, piszcząc i machając ogonem. Później jednak spuścił
głowę i udał się za Staszkiem, który wszedł do budynku. Zastanowiły go otwarte drzwi wejściowe i do
pokoi. W miarę gdy wchodził do kolejnych pomieszczeń, narastał w nim lęk. W środku było pusto.
Strona Puchata
http://chubby.thermasilesia.ehost.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 23 May, 2012, 22:28