I spotkamy się znów II Lepkowski

background image

I spotkamy się znów (2)

Autor: Lepkowski

środa, 28 grudzień 2011

Staszek otworzył oczy i spostrzegł, że na dworze jest już jasno. Rzucił okiem na kalendarz, który dostał w

świątecznym upominku od Lemkego - czwartek, 15 lutego. Niezbyt przytomnie zauważył, że niedziela

była kilka dni temu i na następną za wcześnie. Dlaczego nikt go nie obudził? Naciągnął kurtkę, wyszedl z

przybudówki i coraz bardziej nerwowymi krokami przemierzając zaśnieżone podwórze skierował się w

stronę domu. Dopiero na śniegu zorientował się, że nie nałożył butów.

Zapukał do drzwi, odpowiedziała mu cisza. Zapukał jeszcze raz, głośniej. Również bez odzewu. Przy jego

nodze piszczał pies Rudi, nacierając na zamknięte drzwi. Gdy kolejne, trzecie pukanie nie przyniosło

rezultatu, przeżegnal się w duchu i nacisnął klamkę. Mieszkał już tu półtora roku i po raz pierwszy

wchodził do środka bez zezwolenia. Była to już duża niesubordynacja, gdyby teraz coś zginęło, nigdy w

życiu nie wytłumaczyłby się z tego. Nie przy Niemcach. Tak cicho jak to tylko możliwe przeszedł przez

sień i kuchnię. Były puste a piec wygaszony. Do głowy przyszło mu tylko tyle, że śniadania dziś nie

będzie. Delikatnie nacisnął klamkę do dużego pokoju. W półmroku przy stole siedzieli milcząco Herr i Frau

Lemke. Ich twarze były ponure, zasępione.

- Wejdź - powiedział Lemke, przerywając kilkusekundowe milczenie, podczas którego Staszek czekał na

jakąkolwiek reakcję.

- Siadaj - mężczyzna wskazał mu krzesło. Staszek usiadł ciężko, acz w milczeniu. Wiedział, że nie on

teraz powinien mówić. W głowie kłębiły mu się możliwe powody tej niepokojącej sytuacji.

- Od wczoraj trwają ataki lotnicze aliantów na Drezno - przerwał milczenie Lemke.

- Albert? - zapytał Staszek z grzęznącym w gardle głosem.

- Nie wiemy. Tam jest prawdziwa rzeźnia. Londyn mówi o dziesiątkach tysięcy zabitych. Berlin tylko o

nalotach, bez jakichkolwiek innych danych.

Staszek wstał, podszedł do radia, wziął stojące na nim zdjęcie Alberta oprawione w ramki i przycisnął do

policzka. Nie zastanawiał się co robi, jak to zostanie odebrane, co będzie dalej. W tej chwili niewiele go to

obchodziło, chłód szkła szybko przeszedł w ciepło wspomnień. Ze zdjęcia Albert dalej spoglądał na niego

tymi ciemnymi, roziskrzonymi oczyma, ogolony niemal po żołniersku.

- Siadaj.

Usiadł znów i nagle ujrzał kuriozalność całej sytuacji. On, Polak na przymusowych robotach, praktycznie

w niewoli, opłakuje sierść Niemca w jatce, która tym pieprzonym faszystom wyjątkowo się należała i w

każdej innej sytuacji poprawiłaby mu niesamowicie humor. Ba, nie miałby nic przeciwko temu, by alianci

zrównali miasto z ziemią dokładnie tak samo jak naziści zrobili to z Warszawą.

Frau Lemke obserwując tę scenę znów zaszlochała spazmatycznie. Staszek sięgnął bez pozwolenia po

paczkę papierosów leżącą na stole i wyjął jednego. Nikt nie zaprotestował.

- Pal. Zresztą, rób co chcesz, nam już jest wszystko jedno. Chcesz coś zjeść, idź do spiżarni i sobie coś

weź. Najchętniej odesłalibyśmy cię do Polski, Warszawa jest przecież wolna, powinieneś poszukać swojej

rodziny. Oficjalnie wojna się jeszcze nie skończyła, ale łatwo powiedzieć, co będzie dalej. Wejdą tu

Rosjanie i nie pozostanie ze wsi kamień na kamieniu. Oni stosują taktykę spalonej ziemi, plądrują,

rabują, gwałcą. To dzicz.

Staszek na końcu języka miał uwagę, że przecież Niemcy robią dokładnie to samo, ostatkiem zdrowego

rozsądku powstrzymał się jednak.

- Państwo coś jedli? Zrobię śniadanie.

- Nie musisz. Nic już nie musisz.

Staszek wpatrywał się to w portret to w poszarzałą twarz Lemkego, to w wyłaniający się zza chmur biały

szczyt góry, którą Niemcy nazywali Reifträger. Kiedyś podczas ich radosnych rozmów obiecali sobie, że

wdrapią się tam razem. Staszek nie od razu zrozumiał co to znaczy hinaufklettern, wypowiedziany przez

Alberta brzmiał niemal jak zaklęcie i zwiastował cudowną przygodę. Zaczął płakać, początkowo

bezgłośnie, później coraz bardziej spazmatycznie. Dopiero ręka Lemkego na jego głowie uspokoiła go

nieco.

- Bądź mężczyzną. Nie opłakuj obcych, mało ci że nie wiesz, co się dzieje z twoimi?

- Wie pan co? Wisi mi, co sobie pan w tej chwili pomyśli. Albert jest mi tak samo bliski jak rodzina. I w

dupie mam to, że jest Niemcem. Jest dokładnie takim samym człowiekiem jak ja. To głupie pieprzenie o

nadludziach, podludziach, rasach jest jednym wielkim bełkotem od rzeczy. Panie Lemke, dla mnie ludzie

dzielą się na dwie grupy - dobrzy i źli, niezależnie od całej tej politycznej szmiry, którą nas się karmi. Wy

jesteście dobrzy, Albert jest dobry, moja sąsiadka z warszawy to głupia pinda - i nic tego nie zmieni. To

Albert był pierwszym człowiekiem, któremu opowiedziałem swoje największe tajemnice. Ba, Albert zrobił

dokładnie to samo. Na wiele spraw mam poglądy bliższe jemu niż mojej własnej matce. Wie pan co?

Strona Puchata

http://chubby.thermasilesia.ehost.pl

Powered by Joomla!

Wygenerowano: 28 December, 2011, 18:33

background image

Gdybym dzielił ludzi na Niemców i Polaków, to wcale nie ratowałbym pana tamtego poranka. I nie

rozpaczał, kiedy Albert nie przyjechał na święta.

Cały ten zapalczywy monolog Staszek wygłosił prawie na jednym wydechu. Po czym znów zapadła głucha

cisza. Lemke nie zdjął ręki z ramienia chłopca.

- Co teraz? - zapytał uspokojony już Staszek.

- Nic. Będziemy czekać. Na Alberta, na koniec wojny, bo przecież kiedyś się musi skończyć. Londyn

mówi, że Rosjanie przesuwają się w naszym kierunku. Są już w Polsce, w tej chwili odbijają Prusy

Wschodnie ale kierunek marszu jest ewidentnie na zachód. Jeśli z innymi miastami alianci zrobią to co z

Dreznem, ani Armia Czerwona ani alianci nie będą nawet musieli zdobywać Berlina...

- Panie Lemke, a gdybym tak dostał się jakoś do Drezna i próbował poszukać Alberta?

- Wybij to z głowy. Nie potrzeba nam następnego trupa...

Spokojne dotąd dni zmieniły się nie do poznania. W gospodarstwie zaczęli bywać ludzie, których Staszek

dotąd widywał na wsi albo znał wyłącznie ze słyszenia. Każdy zbliżający się warkot motoru wprowadzał w

domu nerwową atmosferę. Frau Lemke bladła i zaszywała się gdzieś głęboko w domu i z nerwów

dziergała szydełkiem. Herr Lemke, mężczyzna w końcu, hołdował zasadzie "Augen zu und durch" i

nieprzytomny ze zdenerwowania oraz przygotowany na najgorsze wychodził na ganek wypatrywać gości.

Dla Staszka najważniejsze było jednak to, że zupełnie zmieniło się nastawienie do niego jego gospodarzy.

Nie było już rozkazów a prośby, nie pracował dwunastu godzin a osiem, w bezpiecznych momentach

mógł bywać w domu i jeść posiłki z gospodarzami.

Któregoś wieczoru przyszła do pani Hildy Lemke koleżanka na plotki. Staszek, który akurat był w domu i

palił w piecu, usłyszał fragment rozmowy.

- Syn Grubera też zginął na wojnie. Ciekawe rzeczy mówi się na wsi. Otóż tej nocy, gdy umierał, wył jego

pies. Stell dich vor, jakby czuł śmierć. Cała wioska to słyszała, Gruber mieszka przecież przy kościele. A

wasz pies jak?

- Był cicho - powiedziała z przekonaniem Hilda. - Zresztą śpi tam gdzie Staszek. A ty - zwróciła się do

Staszka, pochłoniętego grzebaniem w czeluściach pieca - słyszałeś coś?

- Nie, był cicho. I czternastego i piętnastego. I później też.

- Jest więc nadzieja, meine Liebe - szczebiotała dalej sąsiadka.

Staszek nie mógł długo zasnąć. Owszem, on też próbował sobie wywróżyć swój los z wielu przesłanek. To

chyba nieuchronne w przypadku braku jakichkolwiek wiadomości. Z reguły nie wierzył w takie rzeczy,

nawet w istnienie Boga ksiądz nie bardzo mógł go przekonać na religii, dla Staszka liczyło się to co mogło

być dotknięte, zliczone, zmierzone i zważone. Tyle że tutaj nie było czego liczyć ani mierzyć. Jeśli policja

się nim długo nie interesowała, tłumaczył sobie, że Szkopy mają problemy na froncie i są zajęci czymś

ważniejszym. Tak samo usiłował interpretować sny. Ale wróżyć z tego czy pies wył czy nie... Tej nocy

przyśnił mu się Albert. Brudny, zabłocony, wyłaniający się gdzieś spod ziemi. A później kąpali się razem

w balii za drewutnią i po raz pierwszy kochali na sianie w stodole. Staszek obudził się w środku nocy i

trochę zawiedziony żałował, że to był tylko sen. Nawet przecież nie widział Alberta nago. Z tego co zdążył

zaobserwować, i w tych miejscach Albert wyglądał obiecująco, a gruby członek rysował mu się wyraźnie

na spodniach. Ale to wszystko co wiedział.

Któregoś dnia, przebywając we wsi, zetknął się przypadkowo z pracującym u innego bauera Polakiem,

trzydziestoletnim mężczyzną, Józefem. O ile starał się nie rozmawiać z Polakami, tej rozmowy żałował

szczególnie. Wśród Polaków we wsi gruchnęła plotka, że Staszek jest zniemczany w niemieckiej rodzinie,

a izolowanie się chłopca tylko pogłębiało podejrzenia i nadawało cech powodzenia tej akcji.

- Jakby ci było z nimi źle, to byś nam wcześniej czy później powiedział, argumentował Józef. Kto wie,

czyś ty bratku, volkslisty nie podpisał. A słyszałem, że ty i rozmawiasz z nimi, i jesz... Poczekaj, niech no

tylko Armia Krajowa wejdzie tutaj, pierwszego cię rozstrzelą. Zlikwidują jak te kurwy, co się puszczają z

Niemcami.

Staszek z niedowierzaniem słuchał tych piramidalnych bzdur, ale od pamiętnej podróży pociągiem

wiedział, że nie ma co polemizować, nawet jak się posiada racjonalne argumenty. Ba, im bardziej

racjonalne, tym większy opór budziły. Wojenna logika prędzej uznawała wydarzenia nieprawdopodobne

ale zdobyte z pokątnych źródeł niż bardziej prawdopodobne i widoczne gołym okiem a potwierdzone

przez ludzi wroga. Zresztą Staszek coraz bardziej był przekonany o względności tego kto jest

przyjacielem a kto wrogiem. Spotkanie z Józefem zakończyło się bardzo chłodno, nawet nie podali sobie

rąk na pożegnanie.

Dni dalej płynęły spokojnie, pies milczał albo szczekał a nigdy nie wył, a Staszek słuchając potajemnie

Londynu coraz bardziej był przekonany o zbliżającym się końcu wojny. Któregoś popołudnia kopiąc

Strona Puchata

http://chubby.thermasilesia.ehost.pl

Powered by Joomla!

Wygenerowano: 28 December, 2011, 18:33

background image

ogródek na wiosnę zaciął się paskudnie łopatą w łydkę. Co prawda po chwili przemył ranę pod studnią,

jednak już następnego dnia zaczęła puchnąć a on czuł się coraz gorzej.

- Wezwę lekarza - powiedział Lemke, który pierwszy zaobserwował, że ze Staszkiem jest coś nie tak.

- Nie, niech pan tego nie robi, błagam pana - Staszek mimo wzbierającej gorączki usilnie protestował.

Wiedział, że w momencie, gdy dostanie się do szpitala, automatycznie stanie się kawałkiem mięsa, z

którym tamci nie będą się liczyć i zrobią dokładnie to co będą chcieli: uśpić, wysłać do obozu, cokolwiek.

Usiłował to jakoś wytłumaczyć Lemkemu, jednak gorączka sprawiała, że nie mógł ułożyć żadnego

sensownego zdania w obcym dla niego języku. Wstał i niepewnym krokiem ruszył w kierunku werandy

prowadzącej na podwórze. Przy futrynie poczuł, że traci kontakt z rzeczywistością.

Strona Puchata

http://chubby.thermasilesia.ehost.pl

Powered by Joomla!

Wygenerowano: 28 December, 2011, 18:33


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
I spotkamy się znów IV Lepkowski
I spotkamy się znów I Lepkowski
Kiredyś przecierz spotkamy się znów(2)
Kiedyś przecierz spotkamy się znów(1)
Spotkanie przy stole (II) antr, 002 - KATECHEZA W GIMNAZJUM, Praktyki - Gim w Mrzeżynie
40 Spotkamy się w Chicago
39 Spotkamy się w Chicago
76 pytań z którymi najprawdopodobniej spotkacie się na rozmowie kwalifikacyjnej, Ciasta, przepisy
Spotkać się z Bogiem twarzą w twarz, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA
Unia spotka się z kibicami
Spotkali się w święto o piątej przed kinem miejscowa idiotka z tutejszym kretynem
Smokie I'll meet you at midnight Spotkamy się o północy
Spotkało się dwóch górali, Wesole teksty
ARKUSZ ZACHOWANIA SIĘ UCZNIA II Markowska
Spotkanie z Janem Pawłem II Apel
spotkamy się w niebie, Moja poezja, Moje teksty
A Powstanie pedagogiki i roznicowanie sie kierunkow, II semestr, Wykłady, Kierunki pedagogiki współc
Entomologia, SZKODNIKI WIELORZERNE GLEBOWE REKRUTUJĄCE SIĘ Z OWADÓW II ko, SZKODNIKI WIELORZERNE GLE

więcej podobnych podstron