Radny nie pracuje i zarabia. Wszystko zgodnie z prawem
Wioletta Gnacikowska
18.06.2011 aktualizacja: 2011-06-17 19:34
J
ak nie chodzić do pracy i zarabiać 10 tys. zł? Wystarczy być radnym i w odpowiednim
momencie dostać pracę w odpowiedniej spółce miejskiej. Tak jak Tomasz Trela, radny SLD.
Tomasz Trela był w grupie działaczy SLD, którzy - po odwołaniu w referendum Jerzego Kropiwnickiego, za
rządów koalicji Sojuszu z PO - dostali pracę w Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji. Trela został tam
głównym specjalistą ds. zarządzania. Podlegały mu kadry i dział organizacyjny spółki, a on sam podlegał
prezesowi Mieczysławowi Teodorczykowi (także SLD).
Po wyborach samorządowych prezesem ZWiK został Włodzimierz Tomaszewski, były wiceprezydent Łodzi
i wieloletni współpracownik Kropiwnickiego. Zlikwidował stanowisko głównego specjalisty ds. zarządzania,
a Trelę oddelegował na trzy miesiące do działu transportu. Później chciał zdegradować "głównego
specjalistę" Trelę i zrobić z niego "specjalistę". Ale Trela jest radnym, więc na taką zmianę musi się zgodzić
rada miejska.
Na ostatnim posiedzeniu samorządu prowadzący właśnie obrady wiceprzewodniczący rady Grzegorz
Matuszak (także SLD) przypominał zza stołu prezydialnego, że jest tradycją, by radni chronili kolegę.
Dodał, że dotychczas tylko raz w historii łódzkiego samorządu wyrażono zgodę na zwolnienie radnego. Ale
on przyszedł do pracy pijany.
I 30 radnych jednogłośnie podniosło rękę przeciwko zmianie warunków pracy Treli. - Trzeba było
zagłosować "za". Kto wie czy kiedyś my nie znajdziemy się w podobnej sytuacji - wyznał w kuluarach radny
PO, który - jak wszyscy - bronił w głosowaniu pensji Treli. Bo pensja "głównego specjalisty" Treli to 6,5 tys.
zł plus dodatek funkcyjny - 1,9 tys. zł i premia - 25 proc. pensji. I jeszcze dodatek za staż pracy w wysokości
11 proc. pensji. W sumie daje to 10,7 tys. zł.
Natomiast "specjalista" Trela miałby pensji tylko 3,5 tys. zł. Z premią i dodatkiem stażowym zarabiałby
zaledwie 4,8 tys. zł.
Rada powiedziała "nie", radny nie przejdzie więc na nowe stanowisko z niższą pensją. Nie może też wrócić
na dotychczas zajmowane, bo zostało zlikwidowane. Dlatego... nie przychodzi do pracy w ogóle. - Pan
prezes zwolnił mnie z obowiązku świadczenia pracy 24 maja - mówi radny i dodaje: - Wysłałem pismo do
prezesa Tomaszewskiego informujące o moim doświadczeniu zawodowym i wykształceniu [skończył
zarządzanie na Politechnice Łódzkiej i Studium Finansów i Strategii Spółek na Uniwersytecie Łódzkim,
pracował w Urzędzie Miasta Łodzi i Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska - przyp. red.]. Aktualnie
jestem w dyspozycji prezesa osiem godzin dziennie.
Chodzi o to, że radny nie może np. wyjechać na wakacje, bo w godzinach pracy prezes może zadzwonić i go
wezwać.
Czy próba degradacji to zemsta polityczna prezesa Tomaszewskiego? - pytamy. - A jak inaczej to rozumieć?
Nie jest tajemnicą, że byłem jednym z inicjatorów udanego referendum w sprawie odwołania prezydenta
Kropiwnickiego - mówi Trela. Prezes Tomaszewski twierdzi, że chce, by radny dalej pracował na rzecz
spółki, i ma dla niego konkretną propozycję. - Chciałbym, żeby zarządzał fragmentem kanalizacji, który
odpowiada za przepływ wody deszczowej do kanałów, a w przyszłości do zbiorników retencyjnych, które
będą urozmaicać krajobraz. Dla radnego mogłoby to być nawet pozytywne doświadczenie, w przyszłości
trzeba będzie zdecydować, gdzie utworzyć w Łodzi takie zbiorniki - mówi Tomaszewski. Oczywiście
kanalizacją miałby zajmować się "specjalista" Trela. Za 4,8 tys. zł.
O nowym zajęciu Tomasz Trela nic nie wie. - Prezes nie przedstawił mi takiej propozycji - mówi.
Na razie Tomaszewski poprosił prawników o opinię, jakie jest wyjście z tej sytuacji.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
dostęp: 9.07.2011 / 19:06:08