Sir Laurence Gardner
"UKRYTE DZIEJE JEZUSA I ŚWIĘTEGO GRAALA"
Część
pierwsza ..................................................................................................
............................... 2
Część
druga ......................................................................................................
................................ 10
Część
trzecia .....................................................................................................
................................ 19
"GWIEZDNY OGIEŃ – ZŁOTO BOGÓW"
Część
pierwsza ..................................................................................................
............................... 29
Część
druga ......................................................................................................
................................ 37
Część
trzecia .....................................................................................................
................................ 46
"W KRÓLESTWIE
WŁADCÓW PIERŚCIENIA"
Część
pierwsza ..................................................................................................
............................... 55
Część
druga ......................................................................................................
................................. 65
Sir Laurence Gardner, Kt St Gm, KCD, jest znanym na całym świecie
genealogiem rodzin królewskich i rycerskich. Piastuje stanowisko
Brytyjskiego Wielkiego Przeora Kościoła Uświęconej Rodziny Świętego
Kolumby i nosi tytuł Chevalier Labhran de Saint Germain. Jest również
Głównym Attache Europejskiej Rady Książąt, konstytucyjnego ciała
doradczego założonego w roku 1946. Formalnie należy do Szlacheckiej
Straży Domowej Królewskiego Domu Stuartów założonej w roku 1692 w
St Germain-en-Laye i jest Królewskim Historiografem Jakobitów.
MATERIAŁ UZUPEŁNIAJĄCY David Hudson
"Tajemniczy biały
proszek" .......................................................................................................
....... 75
UKRYTE DZIEJE JEZUSA I ŚWIĘTEGO GRAALA –
CZĘŚĆ PIERWSZA
Wcale nie planowałem napisania książki Bloodline ofthe Hoty Grail
(Krew z krwi Jezusa
1
). Jest ona dziełem przypadku, a nie zamysłu.
Powstała w rezultacie pełnienia przeze mnie przez ostatnie 10 lat funkcji
historyka i genealoga 33 rodzin królewskich. Jest wynikiem
dokumentowania przeze mnie we wczesnym okresie mojej działalności w
powyższym charakterze dziejów tych rodzin oraz ich szlachetnych
odgałęzień, a także studiowania rycerskich archiwów rodzin tych
szlachetnie urodzonych suwerenów.
Moja praca polegała między innymi na gromadzeniu chronologicznych
zapisów spraw, które te rodziny znały, ale nie zawsze dostatecznie
szczegółowo. Z tego tez względu znacznie mniej czasu poświęciłem w
Brytanii i Europie studiowaniu biblijnego aspektu zagadnienia, o którym
będzie tu mowa, a także dlatego, ze większość tego materiału jest w
Europie dobrze znana. Kiedy ukazała się moja książka, dla większości
tych ludzi nie była ona zaskoczeniem, ponieważ nigdy nie było dla nich
tajemnicą, ze Jezus był żonaty i miał potomków, gdyż było to zapisane w
ich rodzinnych archiwach, z których część stanowi własność publiczną.
Opublikowane pisma Mary, Królowej Szkotów
2
, mówią o tym bardzo
obszernie. Pisma króla Anglii, Jakuba II
3
, również zawierają obszerne
fragmenty poświęcone tej sprawie.
Dopasowując mozolnie szczegół do szczegółu, pokolenie po pokoleniu,
dokonaliśmy kompilacji czegoś, co może być użyteczne dla przyszłych
pokoleń, czegoś, co w chwili gdy zaczynaliśmy pracę, było zamknięte w
skrzyniach i szafach. Byłem osobą, której dane było usłyszeć: “Niech pan
spojrzy, tu jest napisane, że otwierano to po raz ostatni w roku 1732!" Tak
więc dotarliśmy do bardzo, bardzo starych dokumentów, i to me tylko
otwieranych po raz ostatni w tysiąc siedemset którymś roku, ale
rzeczywiście spisanych setki lat wcześniej.
Książka ta powstała przypadkiem. W pewnym okresie, jakieś 10 do 12
lat temu rozpocząłem pracę na zlecenie różnych rodzin mającą na celu
spisanie ich genealogu. W czasie jej wykonywania okazało się, ze
zaczynają się one ze sobą zbiegać. Stało się to wręcz oczywiste, lecz
dojście do tego zajęło mi sporo czasu, ponieważ kiedy spisuje się
genealogię, pracę wykonuje się do tym, składa się poszczególne elementy
cofając w czasie, aż w końcu piramida uformowana z dużej ilości danych
dotyczących różnych linii genealogicznych, zaczyna schodzić się w jej
wierzchołku.
Nagle zdałem sobie sprawę, co ten punkt zbieżności oznacza i
powiedziałem: “No, no, czy macie pojęcie, co ja tu znalazłem?" W
odpowiedzi usłyszałem: “Och, nic wielkiego. Ojca tego to a tego i nic
więcej". A ja im na to: “O nie, odkryłem, że to pochodzi z Domu Judy z
okresu pierwszego stulecia". “Tak, wiemy o tym" – odparli – “nam
chodziło jednak o to, abyś..." Ja zaś na to: “Otóż są na świecie miliony
ludzi, którzy nic nie wiedzą na ten temat, odwróćmy więc tę piramidę do
góry nogami i zamieńmy jaw książkę!" I tak oto doszło do napisania tej
książki.
Co więcej, od 6 lat pełnię funkcję Wielkiego Brytyjskiego Przeora
Kościoła Uświęconej Rodziny Świętego Kolumby
4
, który jest siedzibą
Królewskiego Kościoła Celtyckiego
5
. Dzięki temu miałem dostęp do pism
Kościoła Celtyckiego pochodzących z 37 roku n.e. Za sprawą osobistych
kontaktów z zakonami rycerskimi miałem również dostęp do dokumentów
Templariuszy, tych, które przywieźli oni do Europy w roku 1128 i
przedstawili hierarchom Kościoła Rzymskokatolickiego, śmiertelnie ich
tym przerażając, gdyż odnosiły się one do rodowodów i genealogii, do
czego wrócimy później.
Tak więc wyruszamy na poszukiwanie przemierzając minione stulecia.
Niektórzy nazywają je nawet poszukiwaniem ostatecznym. Kościół
Chrześcijański potępił je jako herezję. Chodzi tu oczywiście o
poszukiwanie Świętego Graala
6
.
Definicja herezji podawana we wszystkich słownikach brzmi
następująco: “poglądy przeciwne w stosunku do ortodoksyjnych
dogmatów chrześcijańskich biskupów" W świetle tej definicji wszystkie
inne poszukiwania, w których mieści się większość współczesnych
naukowych i medycznych dociekań, to również herezja Słowo “herezja" to
nic innego jak obraźliwa etykietka stosowana przez lękliwą hierarchię
kościelną, która od wieków stara się rządzie ludźmi za pomocą strachu
przed nieznanym Tak więc herezją są wszystkie te aspekty filozofii i
badań, które usiłują poznać to, co nieznane, i które znajdują czasami
rozwiązania będące w całkowitej sprzeczności z doktryną Kościoła.
Wszelkie poszukiwania są z natury pasjonujące Historia i poszukiwania
historyczne mają charakter pouczający, lecz odkrycia z nich wynikające
będą bezużyteczne, dopóki me znajdziemy dla nich współczesnych
zastosowań, jak to ma miejsce w nauce i medycynie, które staną się
zalążkiem lepszej przyszłości.
Historia jest niczym więcej jak zapisem doświadczeń, zazwyczaj tych,
którym udało się wyjść z nich zwycięsko Uczenie się na doświadczeniach
starszych pokoleń jest sprawą zdrowego rozsądku To właśnie to
doświadczenie jest fundamentem, na którym spoczywają moralne,
kulturowe, polityczne i społeczne klucze do przyszłości, i w tym
kontekście Święty Graal podtrzymuje to, co zwykliśmy nazywać
“Mesjanistycznym Posłannictwem" Jest to posłannictwo społecznej
działalności ustanowionej przez Jezusa, kiedy obmywał stopy swoich
apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy Oznacza to obowiązek
świadczenia i uzyskiwania usług, określa zasadę, zgodnie z którą ci, którzy
w drodze wyboru znaleźli się na pozycjach dających im władzę i wpływy,
winni zawsze być świadomi swoich obowiązków jako przedstawiciele
społeczeństwa, tego ze winni mu służyć, a nie stawiać władzy nad mm
Posłannictwo to stanowi podstawę rządów demokratycznych Określa się je
jako rządy ludzi dla ludzi Bez zastosowania Posłannictwa Graala mamy do
czynienia jedynie z – niestety zbyt popularnymi – rządami ludzi To me jest
demokratyczny sposób rządzenia.
W trakcie naszej wyprawy będziemy omawiać wiele spraw, które są nam
dokładnie znane lecz przyjrzymy się im pod trochę innym kątem niż ten,
do którego przywykliśmy Właśnie z tego względu może się wydawać ze
wstąpiliśmy na zupełnie nowy teren, lecz w rzeczywistości jest to teren,
który istniał JUŻ wcześniej, lecz został przykryty kobiercem tajemnicy
przez tych, którzy kierują się w swoim działaniu partykularnymi
interesami Tylko wtedy, kiedy uda się nam zdjąć tę zasłonę tajemnicy,
nasze poszukiwania Świętego Graala zakończą się sukcesem.
Nasze poszukiwania rozpoczniemy w Ziemi Świętej, w Judei w czasach
Jezusa, gdzie spędzimy dużo czasu Nie ruszymy się stamtąd, dopóki me
ustalimy obrazu który stał się zalążkiem wydarzeń, które następowały
przez kolejne 2000 lat.
Później ruszymy do średniowiecznej Europy gdzie tajemnica Graala
zaprowadzi nas do Brytanii króla Ar tura, a stamtąd do Stanów
Zjednoczonych Ameryki, której założyciele byli jednymi z największych
rzeczników Posłannictwa Świętego Graala Dostojni obywatele Stanów
Zjednoczonych tacy jak Jerzy Waszyngton, John Adams, Benjamin
Franklin, Charles Thompson, Thomas Jefferson byli me mniejszymi
orędownikami Świętego Graala niż kroi Artur, sir Lancelot czy Galahad.
To, że Jezus miał potomków, może dla wielu okazać się nie lada
niespodzianką. Należy jednak wiedzieć, że fakt ten był szeroko znany w
Brytanii i Europie aż do schyłku średniowiecza.
Książka Bloodline of the Holy Grail (Krew z krwi Jezusa) została
określona jako “księga zstąpienia mesjasza" Tak nazwał ją pewien
dziennikarz radiowy i jest to trafne określenie, jako ze jej podtytuł brzmi
The Hidden Lineage of Jesus Revealed (Święty Graal i tajemnica
potomków Jezusa) Podtytuł ten wskazuje oczywiście na to, ze Jezus miał
dzieci i co za tym idzie, był żonaty Zatem był żonaty czy nie? Miał dzieci
czy nie? Jeśli tak, to co się z nimi stało? Czy jego potomkowie nadal żyją?
Odpowiedz na te wszystkie pytania brzmi tak Przyjrzymy się dokładnie
wyłaniającej się przed naszymi oczami linii rodowej Pójdziemy jej tropem,
tropem jej dziejów, przemierzając stulecie po stuleciu, tropem dziejów
mężnej królewskiej dynastii, dziedziców Jezusa, którzy walczyli z
wszelkimi przeciwnościami, jakie napotykali przez stulecia w swoim
dziele zachowania do dzisiejszego dnia Królewskiego Mesjanistycznego
Posłannictwa.
Historia, którą przesiedzimy, to opowieść o charakterze spiskowym –
historia uzurpatorów królewskich, procesów i oskarżeń, morderstw oraz
bezpodstawnego skrywania informacji przed ludźmi Zachodniego Świata
Jest to historia o złych i dobrych rządach, a także o tym, jak patriarchalny
system władzy ludu został zastąpiony przez dogmatyczną tyranię i
dyktatorskie panowanie nad licznymi krajami To owoc przemożnej chęci
dokonania odkrycia, spojrzenia na minione wieki ze wzrokiem zwróconym
ku przyszłości To historia, którą kiedyś napisano, ale nikt jej me wyraził
mową.
Zacznijmy od najoczywistszego z pytań czym jest Święty Graal?
W jaki
sposób wiąże się on z potomkami, spadkobiercami Jezusa?
To, ze Jezus
miał potomków, może dla wielu okazać się me lada niespodzianką Należy
jednak wiedzieć, ze fakt ten był szeroko znany w Brytanii i Europie aż do
schyłku średniowiecza.
W okresie średniowiecza mesjanistyczną linię zstępującą określało
francuskie słowo Sangreal Pochodzi ono od słów Sang Real oznaczających
“krew królewska Była mą krew królewska Judei, krew rodu dawidowego,
która płynęła w żyłach Jezusa i jego potomków W angielskim tłumaczeniu
określenie Sangréal stało się "San Gréal" podobnie jak w nazwie “San"
Francisco. Zapisane w pełniejszej formie stało się “Saint Grailem" z
"Saint" w znaczeniu oczywiście "Holy" (święty), a z czasem w wyniku
naturalnego procesu lingwistycznej transformacji uzyskało romantyczną
formę w postaci “Holy Grail"
7
, która prze trwała do naszych czasów.
W okresie średniowiecza w Brytanii i Europie powstał cały szereg
rycerskich zakonów o charakterze wojskowym związanych z Krwią
Królewską Mesjasza (niejako spowinowaconych z nim – przyp. tłum)
Należały do nich Zakon Królestwa Syjonu Zakon Rycerzy Świętego
Grobu i cieszący się największym prestiżem Królewski Zakon Sangreal
Rycerzy Świętego Graala Był to dynastyczny zakon szkockiej rodziny
królewskiej Stuartów.
W znaczeniu symbolicznym Graal jest często przed stawiany jako
kielich zawierający krew Chrystusa lub jako winorośl Wino powstaje z
winogron i właśnie kielich i wino stanowią w tradycji Graala podstawę
komunii, mszy, eucharystii – ich symbol. Święty Kielich, zawiera wino
reprezentujące odradzającą się w nieskończoność krew Jezusa.
Jest zupełnie oczywiste, że zachowując starożytny zwyczaj komunii
Kościół Chrześcijański postanowił dla swojej wygody pomijać w swoich
naukach jego prawdziwe znaczenie i pochodzenie. Bardzo niewielu ludzi
zastanawia się nad rzeczywistym znaczeniem sakramentu kielicha i wina i
jednocześnie sądzi, że wywodzi się on z odpowiednich ustępów ewangelii
nawiązujących do Ostatniej Wieczerzy. W rzeczywistości obrazuje on
wiecznie odradzającą się krew Jezusa. W jaki sposób krew Jezusa lub
kogokolwiek innego może odradzać się w nieskończoność? Odpowiedź
jest prosta – poprzez rodzinę i dziedziczenie.
Dlaczego zatem hierarchowie kościoła postanowili ignorować
symbolikę związaną z linią krwi (pokrewieństwem) w sakramencie
Graala? Sam sakrament zachowali, czemu jednak posunęli się do
przypisania podaniu o Graalu i jego symbolice miana herezji?
Jak wiadomo, każdy rząd i każdy kościół nauczają takiej formy historii i
dogmatów, jakie są im wygodne do realizacji ich własnych interesów.
Biorąc to pod uwagę musimy pamiętać, że my wszyscy jesteśmy
uwarunkowywani na przyjęcie bardzo selektywnych nauk. Uczy się nas
tego, co powinniśmy wiedzieć, i mówi się nam to, w co powinniśmy
wierzyć. W ten oto sposób uczymy się głównie historii politycznej i
religijnej, którą państwowa i klerykalna propaganda podaje nam zwykle
jako absolutny dogmat – naukę, której nie wolno krytykować pod groźbą
narażenia się na prześladowanie.
Jeśli chodzi o stosunek Kościoła do symboliki kielicha i wina, od
początku było wiadomo, że biskupi muszą na nowo ją zinterpretować,
ponieważ wskazywała ona, że Jezus miał potomków, czyli połączył się
cieleśnie z kobietą.
I nie był to jedyny sakrament i zwyczajowy rytuał, który uległ wtórnej
interpretacji. Przeinaczono nawet ewangelie. Zrobiono to, aby dopasować
je do poglądu, że Kościół Rzymskokatolicki został ustanowiony wyłącznie
przez osobników płci męskiej, podobnie jak współczesny producent
filmowy selekcjonuje i dobiera taśmy, tak aby otrzymać pożądany rezultat,
który jest zgodny z jego interesem.
Wszyscy znamy ewangelie Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, a co z
pozostałymi. Co z ewangeliami Filipa, Tomasza, Marii i Marii
Magdaleny? Co z całym szeregiem prawd wiary, aktów i listów, które nie
zostały zaaprobowane przez synody Kościoła w okresie weryfikacji
Nowego Testamentu. Z jakiego powodu odrzucono je podczas tej selekcji?
Przy doborze prawd wiary do Nowego Testamentu kierowano się
dwoma kryteriami, które w roku 397 określił synod w Kartaginie.
Pierwsze kryterium mówiło, że Nowy Testament musi składać się z pism
podpisanych imionami bezpośrednich apostołów Jezusa. Marek nie był
jednak apostołem Jezusa i jak nam wiadomo, również Łukasz. Byli to
koledzy późniejszego świętego Pawła. Z drugiej strony Tomasz był
jednym z dwunastki apostołów, a mimo to ewangelia podpisana jego
mieniem został odrzucona. Co więcej, została nie tylko odrzucona, ale
razem z wieloma innymi prawdami wiary i tekstami skazana na
zniszczenie.
Tak więc w całym średniowiecznym świecie Ewangelia według św.
Tomasza oraz wiele innych ksiąg były w V wieku palone i ukrywane.
Dopiero w ostatnich latach udało się odkopać niektóre z tych
manuskryptów. Wśród nich największym odkryciem było to, którego
dokonano w roku 1945 w Nag Hammadi w Egipcie, gdzie znaleziono
zakopane 1500 lat wcześniej dokumenty
8
.
Chociaż ksiąg tych nie odnaleziono aż do naszego stulecia, były one
otwarcie używane przez pierwszych chrześcijan. O niektórych z nich, tych,
które już wymieniłem, oraz Ewangelii Prawdy, Ewangelii Egipcjan i
innych, liczne wzmianki znaleźć można w pismach
wczesnochrześcijańskich kronikarzy kościelnych. Klemens z Aleksandrii,
Ireneusz z Lyonu, Origen z Aleksandrii – wszyscy oni wspominają o nich
w swoich pismach.
Dlaczego więc ewangelie według św. Marka i Łukasza zostały
zaakceptowane, mimo iż ci dwaj nie byli apostołami Jezusa? Ponieważ
obaj w rzeczy samej byli nimi i ojcowie wczesnochrześcijańskiego
kościoła wiedzieli o tym. W tamtych czasach, przed zafałszowaniem
Nowego Testamentu, wiedziano dobrze, że Jezus przeżył ukrzyżowanie.
We wczesnych ewangeliach nie było mowy o Zmartwychwstaniu. Dodano
to do nich później.
Dlaczego odrzucono ewangelie innych apostołów? Ponieważ było
jeszcze drugie kryterium, znacznie ważniejsze, według którego dokonano
właściwej selekcji. Było to kryterium płci, w myśl którego odrzucano
wszystko, co podtrzymywało status kobiety w Kościele lub
społeczeństwie.
Właśnie na tej regule został zbudowany kościelny system praw i zasad.
Powiedziane jest: “Nie pozwalamy, by nasze kobiety nauczały w Kościele,
wolno im tylko modlić się i słuchać tych, co nauczają. A jest tak, ponieważ
głową kobiety jest mężczyzna, a czyż przystoi, by ciało nauczało głowę?"
Była to oczywista bzdura, lecz właśnie za jej sprawą odrzucono wiele
ewangelii, gdyż zawierały one dane świadczące o tym, że w służbie Jezusa
uczestniczyło wiele kobiet. Maria Magdalena, Marta, Salome, Maria żona
Kleofasa, Joanna byty nie tylko służebnicami, ale również kapłankami
prowadzącymi godne naśladowania szkoły wiary w tradycji nazareńskiej.
W liście do Rzymian Paweł wspomina o swoich służebnicach: Febe,
którą zwie siostrą Kościoła, Julii i Prysce. Nowy Testament żyje imionami
służebnic, lecz Kościół zignorował je wszystkie. Kiedy stanowiono zasady
zawodu duchownego, powiedziano: “Nie wolno kobiecie w Kościele
głosić nauk ani też rościć jakichkolwiek pretensji do którejkolwiek z
męskich funkcji". Lecz przecież to sam Kościół określił, co jest męską
funkcją.
Kościół tak bardzo bał się kobiet, że wprowadził obowiązujący księży
celibat, który w roku 1138 stał się prawem. Ta zasada nigdy nie była tym,
czym wydaje się być przy pobieżnym spojrzeniu. Ktoś, kto ją czyta, kto
studiuje historię, widzi wyraźnie, że to nie seksualna aktywność była
powodem troski Kościoła. Konkretną przyczyną sankcjonującą
wprowadzenie tego prawa były stosunki intymne księży z kobietami.
Dlaczego? Ponieważ kobiety stają się żonami, kochankami. Szczególną
własnością macierzyństwa jest przekazywanie linii krwi. Właśnie to
niepokoiło Kościół: temat tabu – macierzyństwo, genealogia. Ta sprawa
musiała być całkowicie odseparowana od pożądanego wizerunku postaci
Jezusa.
Lecz to wcale nie Biblia głosiła takie zasady. Święty Paweł stwierdza w
swoim liście do Tymoteusza, że biskup winien mieć jedną żonę i dzieci, że
mężczyzna z doświadczeniami pochodzącymi z jego własnej rodziny ma
znacznie lepsze kwalifikacje do zajmowania się sprawami Kościoła (3,2
Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony... 3,4 ...dobrze
rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą
godnością. 3,5 Jeśli bowiem ktoś nie umie stanąć na czele własnego domu,
jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży? – Pierwszy List do
Tymoteusza). Chociaż władze Kościoła Rzymskokatolickiego podtrzymują
nauki Świętego Pawła, zdecydowały się na kompletne pominięcie tej
jednoznacznej dyrektywy w celu zachowania własnych interesów, tak aby
cywilny status Jezusa można było ze strategicznych względów
zignorować.
Rzecz w tym, że celibat kościelny oraz wizerunek nieżonatego Jezusa
stały w opozycji do innych opisów tamtych czasów. Było to przedmiotem
otwartych publicznych sprzeciwów, dopóki nie ogłoszono, że mówienie
prawdy na ten temat jest herezją podlegającą karze. Stało się to zaledwie
450 lat temu, w roku 1547, w którym w Anglii zmarł król Henryk VIII.
Nie tylko chrześcijański Nowy Testament cierpi z powodu restrykcji
płciowych. Podobnemu procesowi edytorskiemu poddano żydowskiego
pochodzenia Stary Testament, dzięki czemu stał się on wygodny i pasujący
do chrześcijańskiej Biblii. Jest to szczególnie widoczne za sprawą kilku
wyjątków, którym udało się ujść uwadze cenzorów.
Księga Jozuego i II Księga Samuela odwołują się do znacznie starszej
Księgi Jaszera
9
. W obu księgach znajdujemy stwierdzenie, że jest ona
bardzo ważna. Lecz gdzie ona jest? Nie ma jej w Biblii. Podobnie jak
wiele innych ksiąg została z rozmysłem pominięta. Czy jeszcze istnieje?
Otóż tak. Mierzący 9 stóp (2,7 m) długości hebrajski zwój Księgi Jaszera
istnieje. Od dawna jest to historycznie bardzo ważny dokument. Był on
skarbem dworu cesarza Karola Wielkiego, zaś jej przekład był
bezpośrednią przyczyną założenia w roku 800 Uniwersytetu Paryskiego, to
znaczy sto lat przed nadaniem Staremu Testamentowi formy, w jakiej
znamy go dzisiaj.
Jaszer był opiekunem laski Mojżesza. Jego zapiski mają ogromne
znaczenie i dotyczą pobytu Izraelitów w Egipcie aż do exodusu do ziemi
kananejskiej. Opisane przez niego dzieje różnią się znacznie od wersji,
którą znamy dzisiaj. Według niego to nie Mojżesz był duchowym
przywódcą plemion, które przeszły przez Morze Czerwone do góry Synaj,
ale Miriam
10
.
W owych czasach Żydzi nie słyszeli o Jahwe i czcili boginię Aszirat
11
,
zaś ich duchowymi przywódcami były głównie kobiety. Miriam stała się
według Księgi Jaszera (Sprawiedliwego) dla Mojżesza tak dużą
przeszkodą w jego dążeniu do ustanowienia męskiej dominacji, że musiał
ją uwięzić. Jednak Naród Żydowski powstał zbrojnie przeciwko niemu w
obronie Miriam. Tego nie ma w Biblii.
Przejdźmy teraz do momentu narodzin wiary chrześcijańskiej. Weźmy
ewangelie, przyjrzyjmy się im i sprawdźmy, co one w rzeczywistości nam
mówią, nie bacząc na to, co nam się wydaje, że mówią, a co jest swego
rodzaju nawykiem myślowym wpojonym nam w szkole i kościele. Czy
wykładnia nauk zawsze jest właściwa? Czy zgadza się z tym, co zostało
zapisane? To zadziwiające, jak wiele rzeczy, które wydają się nam znane,
wpojono nam w szkolnych ławkach z pomocą obrazkowych historyjek nie
zawsze opartych na oryginalnych tekstach.
Historia narodzin (Jezusa) jest bardzo dobrym tego przykładem.
Powszechnie uważa się – mówią nam o tym również pocztówki
bożonarodzeniowe – że Jezus urodził się w stajni. Ewangelie tego nie
mówią. W żadne] z autoryzowanych ewangelii nie ma najdrobniejszej
wzmianki o stajni. W ewangeliach Marka i Jana w ogóle nie ma mowy o
narodzinach Jezusa, zaś Mateusz oświadcza wprost, że urodził się on w
domu.
Skąd więc wzięła się stajnia? Po prostu z błędnej interpretacji ewangelii
Łukasza, w której jest mowa, ze Jezus został położony w żłobie – nie
urodzony, ale położony! Żłób był w owych czasach i nadal jest dzisiaj
niczym innym jak zwierzęcym karmnikiem. Wystarczy jednak zajrzeć do
historii społecznej tamtych czasów, aby dowiedzieć się, że używanie żłobu
w charakterze kołyski dla niemowląt było wówczas rzeczą powszechną i
były one w takim przypadku wnoszone do wnętrza domu.
Dlaczego więc przyjęto, że ten konkretny żłób stał w stajni? Otóż
dlatego, że angielski przekład ewangelii Łukasza mówi nam, ze w
zajeździe nie było miejsca. Zatem musiało być w stajni! Co ciekawe, inne
wcześniejsze od angielskiego przekłady ewangelii Łukasza nic nie mówią
na temat jakiegokolwiek zajazdu. W rękopisie ewangelii Łukasza nie ma
mowy o braku miejsca w zajeździe. W rzeczywistości w tamtych czasach
w ogóle nie było na Wschodzie żadnych zajazdów. Nawet teraz jest ich
tam niewiele. Ludzie zatrzymywali się w tamtych czasach w prywatnych
domach – był to popularny wówczas zwyczaj. Nazywało się to
gościnnością rodziny. Domy były otwarte dla podróżnych.
Gwoli ścisłości należy również stwierdzić, ze w tamtych czasach nie
było również stajen. W rzeczywistości “stable"
12
(“stajnia") jest angielskim
słowem i określa miejsce, w którym trzyma się konie, i to konie jakiejś
szczególnej stajni. Któż, u licha, jeździł w Judei na koniach? Na wołach,
wielbłądach, owszem. Konia mógł mieć co najwyżej jakiś rzymski oficer.
Nawet woły i muły, jeśli już je trzymano pod dachem, to pod czymś w
rodzaju wiaty, zadaszenia, a nie stajni, jakie znamy.
Jeśli chodzi o ten mityczny zajazd, tekst grecki wcale nie mówi, że nie
było w nim miejsca. Jak zostało powiedziane w ewangelii Mateusza, Jezus
urodził się w domu i, co zostało tam właściwie przetłumaczone, został
położony w żłobie, karmniku dla zwierząt, ponieważ nie było kołyski.
Będąc przy narodzinach Jezusa, warto przyjrzeć się dokładnie chronologii,
co jak sądzę, może być ważne, ponieważ ewangelie, dwie ewangelie, które
mówią o narodzinach Jezusa, podają zupełnie inne daty tego wydarzenia.
Według ewangelii Mateusza Jezus urodził się w czasie panowania króla
Heroda – Heroda Wielkiego – który po naradzie z magami zarządził rzeź
niemowląt. Jak wiadomo, Herod zmarł w 4 roku przed Chrystusem (przed
naszą erą), podczas gdy ewangelia Mateusza podaje, że Jezus urodził się
przed jego śmiercią. I właśnie dlatego większość popularnych wersji Biblii
przyjmuje, że Jezus urodził się w 5 roku p.n.e., czyli rok przed śmiercią
Heroda... i wszystko wydaje się już być w porządku.
Lecz u Łukasza jest zupełnie inaczej. Łukasz nie opowiada nam o królu
Herodzie ani niczym podobnym. Twierdzi on, że Jezus urodził się w
czasach, gdy Kwiryniusz był gubernatorem Syrii, dokładnie w roku, w
którym cesarz August (Oktawian) zarządził spis powszechny. I aby wziąć
w nim udział, Józef i Maria udali się do Betlejem.
Znajdujemy tu dwie istotne informacje, o których jest mowa również w
żydowskich annałach pochodzących z pierwszego stulecia naszej ery.
Kwiryniusz został wyznaczony na gubernatora Syrii w 6 roku n.e. (po
narodzeniu Chrystusa). Był to rok, w którym przeprowadził on na mocy
zarządzenia cesarza Augusta spis ludności. Według Łukasza był to
pierwszy i jedyny spis ludności wykonany w tym regionie.
Tak więc Jezus musiał urodzić się pomiędzy 4 rokiem p.n.e. a 5 rokiem
n.e. Czy to jakiś błąd? Niekoniecznie, ponieważ na podstawie sposobu, w
jaki to zostało oryginalnie przedstawione, mamy do czynienia z dwoma
różnymi urodzinami.
Obie ewangelie mówią prawdę. Chodzi tu o datę fizycznych urodzin
Jezusa oraz datę jego urodzin społecznych. W owym czasie obie daty byty
określane jako pierwsze i drugie narodziny i stosowało się je w przypadku
ludzi z pewnych grup społecznych, zwłaszcza dziedziców tronu.
Drugie urodziny chłopców były obchodzone w formie rytuału
powtórnego urodzenia. Miał on charakter bardzo fizyczny: owijano
chłopców w powijaki i rodzili się oni na nowo z matczynego łona. W
przypadku chłopców rytuał ten odbywał się po ukończeniu przez nich
dwunastego roku życia.
Wiemy zatem, że w roku 6 n.e. Jezus miał 12 lat, a to oznacza, że
urodził się w 7 roku p.n.e., co dokładnie zgadza się z opisem Mateusza
mówiącym, że urodził się on pod koniec panowania króla Heroda.
I oto dochodzimy do czegoś, co wydaje się być kolejną niezgodnością,
ponieważ Łukasz w dalszej części swojej ewangelii mówi, że kiedy Jezus
miał 12 lat, jego rodzice, Maria i Józef, zabrali go na jeden dzień do
Jerozolimy. Po jej opuszczeniu udali się w towarzystwie przyjaciół w
całodniową podróż powrotną do domu, w trakcie której zauważyli, że nie
ma go z nimi. Wrócili do Jerozolimy i znaleźli go w świątyni
dyskutującego z nauczycielami o sprawach swojego Ojca. Cóż to za
rodzice, którzy wędrując przez cały dzień przez pustynię nie widzą, że w
ich grupie nie ma ich dwunastoletniego syna?
Rzecz w tym, że sens tego akapitu gdzieś się zagubił. Między
określeniami “dwunastoletni syn" i “syn w dwunastym roku życia" była
ogromna różnica. Kiedy syn po ukończeniu pierwszych dwunastu lat
życia, to znaczy na swoje trzynaste urodziny, był wprowadzany w czasie
ceremonii drugich narodzin do społeczności, traktowano go tak, jakby
wkraczał w pierwszy rok życia. Takie są korzenie współczesnego prawa
żydowskiego. Kolejna inicjacja miała miejsce w dziewiątym roku, kiedy
kończył 21 lat, co leży również u podstaw współczesnego prawa do
pewnych przywilejów po osiągnięciu 21 roku życia. Potem następowały
kolejne wtajemniczania. Następny wielki sprawdzian miał miejsce w
dwunastym roku, to znaczy w wieku 24 lat, a dokładniej w dniu
dwudziestych czwartych urodzin. Kiedy Jezus został w świątyni w wieku
dwunastu lat, w rzeczywistości miał już 24 lata, przeto nic dziwnego, że
rodzice nie spodziewali się po nim, iż będzie się trzymał blisko nich w
czasie podróży przez pustynię!
Jego dyskusja z nauczycielami dotyczyła jego kolejnej inicjacji. Musiał
przedyskutować tę sprawę z duchowym ojcem, ojcem społeczności, co też
uczynił. To były sprawy tego ojca, o których dyskutował. Wiemy, kim był
ów ojciec. Otóż ojcem duchowym społeczności był w tym czasie
esseńczyk
13
Symeon i jeśli cofniemy się w ewangelii Łukasza o kilka
wersetów, zobaczymy, że to właśnie o niego chodziło, o sprawiedliwego i
pobożnego Symeona, który zalegalizował Jezusa wobec prawa.
Czy możemy zatem wierzyć ewangeliom? Jak z tego widać, tak,
możemy wierzyć im, ale tylko do pewnego stopnia, to znaczy w samą ich
treść. Nie możemy jednak ufać ich przeinaczeniom i zniekształceniom,
które wpajali w nas ludzie nie rozumiejący tego, czego nauczają.
Obecne anglojęzyczne ewangelie sięgają czasów tak zwanej
Autoryzowanej Biblii opracowanej na zlecenie króla Anglii Jakuba I (z
dynastii Stuartów) na początku XVII wieku.
14
Została ona opublikowana i
wydana drukiem kilka lat przed odpłynięciem pierwszych Pilgrim
Fathers
15
oraz 165 lat przed ogłoszeniem Amerykańskiej Deklaracji
Niepodległości.
Ewangelie wczesnochrześcijańskiego kościoła były napisane w II i III
wieku greką i razem z innymi tekstami zostały w IV wieku
przetłumaczone na łacinę jako Biblia. Wszystko to działo się ponad tysiąc
lat przed pierwszym angielskim przekładem.
Tłumaczenie Biblii było w owych czasach przedsięwzięciem
ryzykownym. Czternastowieczny reformator John Wycliff został
ogłoszony heretykiem za przełożenie jej na język angielski. W rezultacie
jego książki spalono. Kolejną ofiarą był William Tyndale, który za
przekład Biblii na angielski został na początku XVI wieku uduszony w
Belgii, po czym jego ciało na wszelki wypadek spalono. Nieco później
kolejnego przekładu dokonał jego uczeń, Miles Coverdale, który miał
więcej szczęścia, bowiem Kościół był już w tym czasie podzielony. Jego
wersja została przyjęta przez Kościół Protestancki, co nie przeszkadzało
jednak Rzymowi traktować go jako heretyka.
Chodziło o to, że dopóki drukowany tekst pozostawał niejasny (nie była
to zwykła łacina, lecz koszmarna forma łaciny kościelnej) i tylko księża
potrafili go zrozumieć, mogli oni nauczać, czego tylko chcieli. Przełożenie
Biblii na inne języki sprawiało, że również inni ludzie mogli ją przeczytać
i zrozumiawszy zawarte w niej przekazy, zacząć zadawać kłopotliwe dla
Kościoła pytania, a nawet podważać jego nauki.
Przypisy:
1. Laurence Gardner, Krew z krwi Jezusa – Święty Graal i tajemnica
potomków Jezusa (Bloodline ofthe Holy Grail: The Hidden Lineage
ofJesus Revealed), przekład Paweł Korombel, Wydawnictwo Da Capo,
Warszawa, 1998.
2. Chodzi tu o Mary, Królową Szkotów, katoliczkę, wnuczkę Henryka
VIII, która od roku 1568 była przez 19 lat nie chcianym więźniem
królowej Elżbiety I i po procesie o zdradę stanu ścięta w roku 1586. –
Przyp. tłum.
3. Król Anglii w latach 1685-1688, ostatni król z dynastii Stuartów,
również katolik. – Przyp. tłum.
4. Inaczej Kolumban, święty, 521-597, irlandzki misjonarz, założyciel
misji na wyspie łona, schrystianizował pomocną Szkocję. – Przyp. tłum.
5. Kościół Celtycki – wczesnochrześcijański kościół na Wyspach
Brytyjskich założony w drugim lub trzecim wieku o charakterze bardzo
ascetycznym, zasłużony w nawracaniu Anglo-Saksonów w siódmym
wieku, przetrwał w Walii do 11 wieku, a w Szkocji i Irlandii do 12 wieku.
– Przyp. tłum.
6. Jak podaje Almerican Hentage Dictionary, “Graal, z angielska Grail,
to puchar, naczynie, którego Jezus używał w czasie Ostatniej Wieczerzy,
który stał się później celem wielu wypraw poszukiwawczych. Z kolei
Encyklopedia Britannica podaje: “Grail, zwany również Świętym
Graalem, obiekt legendarnych poszukiwań rycerzy czasów króla Artura,
nazwa niewątpliwie pochodząca od naczynia o szerokim wejściu lub
płytkiego, jednakowoż dokładne jej pochodzenie nie Jest znane. Legenda
Graala powstała w wyniku inspiracji klasyczne] i celtyckie] mitologii...
Pierwszym tekstem przywiązującym do tego naczynia symbolikę
chrześcijańską, jako tajemniczego, świętego obiektu podał Chrétien de
Troyes w swym nie dokończonym dwunastowiecznym romansie Perceval,
or Le Conte du Graal (Percewal z Walii), w którym występuje postać
naiwnego prowincjonalnego rycerza Percewala, którego podstawową
zaletą jest niewinność..." Natomiast w Słowniku Mitów i Tradycji Kultury
Władysława Kopalińskiego czytamy: “Graal to sławny talizman
przedstawiany jako kamień, talizman (do którego biblijny Józef z
Arymatei miał zebrać krew Chrystusa, spływającą z grota lancy), będący
tematem przewodnim licznych legend..." – Przyp. tłum.
7. W języku angielskim istnieją dwa odpowiedniki polskiego słowa
“święty": “saint", który jest rzeczownikiem, i “hoły", który jest
przymiotnikiem. Pierwsze z nich, “saint", oznacza osobę formalnie uznaną
przez kościół za świętą, zaś w potocznym znaczeniu osobę o
niepodważalnych zaletach i cnotach, podczas gdy drugie, “holy", jest
przede wszystkim przymiotnikiem określającym przymioty osób lub
rzeczy świętych. – Przyp. tłum.
8. W roku 1945 w Nag Hammadi położonym między Bahgura i Hiw
znaleziono zbiór papirusów składający się z 13 rękopisów pism gnostycz-
nych oraz komentarzy spisanych w III wieku. – Przyp. tłum.
9. Chodzi o tak zwaną Księgę Sprawiedliwego według Biblii Tysiąclecia
lub Księgę Jaszera według innych wydań. W Księdze Jozuego jest do niej
odwołanie (Jozue 10:13) "I zatrzymało się słońce, i stanął księżyc, aż
pomścił się lud nad wrogami swymi. Czyż nie jest napisane w Księdze
Sprawiedliwego:..."
10. Przybrana siostra Mojżesza. – Przyp. tłum.
11. Ugarycka bogini, żona najwyższego boga panteonu Ela (u
Hebrajczyków Aszera, u Akadyjczyków Aszratum). Jej pełne imię
brzmiało prawdopodobnie “Ta Która Chodzi Po Morzu" – Przyp. tłum.
12. Słowo “stable" ma w języku angielskim aż trzy znaczenia: stabilny,
stajnia, stado koni. – Przyp. tłum.
13. Esseńczycy byli ascetyczną sektą żydowską, która istniała w
starożytnej Palestynie w okresie od II wieku p.n.e. do końca I wieku n.e. –
Przyp. tłum.
14. Pierwszego przekładu Biblii na język angielski dokonał John
Wycliffe (1380-1382). 150 lat później kolejnego przekładu podjął się
William Tyndale. Jego dzieło dokończył Miles Coverdale. Pierwszą Biblią
wydaną po angielsku w Anglii była Biblia Mateusza (1537) stanowiąca
zestawienie tekstów Tyndale'a i Coverdale'a autorstwa niejakiego Rogersa
piszącego pod pseudonimem Mateusz. Wielka Biblia, opublikowana w
roku 1539 i wznowiona w roku 1568 jako Biblia biskupia, była pierwszą
oficjalną Biblią w języku angielskim. Kolejna Biblia wydana po angielsku
zwana genewską została przetłumaczona przez emigrantów i wydana w
roku 1560 w Genewie i Londynie. Najsłynniejszą datą w dziejach
angielskich przekładów Biblii jest rok 1611, kiedy to po raz pierwszy
ukazała się Wersja Autoryzowana (Authorized Version), zwana czasem
Biblią króla Jakuba. Nad jej poszczególnymi częściami pracowało 6 grup
tłumaczy. W dalszym etapie prac po dwóch członków z każdej grupy
utworzyło komisję redakcyjną. Ten najsłynniejszy angielski przekład stał
się i jest nadal dla Anglików najbardziej autorytatywnym i najulubieńszym
przekładem, nawet jeśli nie zawsze jest należycie rozumiany. Nowe
odkrycia naukowe wykazały konieczność ponownego zredagowania
Authorized Version z 1611 roku. Miało to miejsce pod koniec XIX wieku
– powstała wtedy tzw. Wersja poprawiona (1881-1895). – Przyp. red.
15. Mianem Pilgrim Fathers – najczęściej spotykane polskie tłumaczenie
tej nazwy to Ojcowie Założyciele – określa się grupę pierwszych 102
angielskich osadników zamieszkałych w Ameryce w Nowej Anglii, wśród
których znajdowało się 35 członków Angielskiego Kościoła
Separatystycznego (radykalna frakcja purytanów), którzy jeszcze przed
odpłynięciem do Nowego Świata zbiegli do Holandii uciekając przed
prześladowaniami religijnymi w swoim kraju. Statek, na którym płynęli,
nosił nazwę MayfIower. – Przyp. tłum.
16. Jakobitami nazywano po roku 1688 zwolenników Jakuba II i
pretendentów do tronu Anglii z dynastii Stuartów.
UKRYTE DZIEJE JEZUSA I ŚWIĘTEGO GRAALA – CZĘŚĆ
DRUGA
Pierwsza możliwa do zaakceptowania anglojęzyczna Biblia została
opracowana na zlecenie króla Szkotów Jakuba VI (Stuarta
1
) i zarazem
króla Anglii Jakuba I
2
dopiero w początku siedemnastego wieku. Była to
tak zwana Autoryzowana Wersja, na której bazowała większość kolejnych
anglojęzycznych Biblii. Ale nawet ta wersja nie była bezpośrednim
tłumaczeniem oryginału. Większość jej tekstu to tłumaczenie z greki, a
część z łaciny, co więcej, niektóre jej fragmenty pochodziły z innych,
wcześniejszych, nielegalnych przekładów.
W opracowaniu Nowego Testamentu tłumacze króla Jakuba I usiłowali
pogodzić protestantów z katolikami. Był to jedyny sposób stworzenia
ogólnie akceptowalnego tekstu, lecz ich wysiłki nie były w pełni udane.
Katolicy uważali, że tłumacze wzięli stronę protestantów i starali się
przeciwstawiać królowi Jakubowi na forum parlamentu, zaś protestanci
twierdzili, że tłumacze byli w zmowie z katolikami.
Nawiasem mówiąc Biblia ta przetrwała, zaś j ej tłumacze usiłowali
osiągnąć coś, co nazwa się “polityczną poprawnością". Dziś wiemy, co to
znaczy, i jak widać, funkcjonowało to również w tamtych czasach. W
całym tekśde można znaleźć liczne przykłady zastosowania tej zasady
-jednym z nich może być przekład tekstu mówiącego o grupie ludzi
zwanych “niebiańskimi żołnierzami". To określenie im się nie podobało i
zamienili je na “niebiańską armię". Ale zjawił się ktoś jeszcze i stwierdził:
“Nie, to nie tak, to sugeruje, że tu chodzi o uzbrojoną jednostkę, a to nie
jest politycznie w porządku". Przeto wykreślono to sformułowanie i
zastosowano od dawna nie używane w języku angielskim słowo “host"
(“heavenly host"
3
). Nikt nie wie co to takiego “niebiańskie zastępy". To
niezwykłe jak wiele niezrozumiałych, starych, nie używanych słów
wprowadzono z powrotem do obiegu, aby zapewnić Biblii króla Jakuba
polityczną poprawność, tyle że nikt tych słów nie rozumiał. W tym samym
czasie William Szekspir uprawiał ten sam proceder w swoich sztukach.
Jeśli zajrzymy do odpowiednich książek, tych, które napisano przed
królem Jakubem i Szekspirem, a potem do tych, które ukazały się po
Jakubie i Szekspirze, bez trudu można się zorientować, że zasób słów
języka angielskiego zwiększył się o ponad 50 procent w wyniku przyjęcia
słów wymyślonych bądź wydobytych z zapomnienia. Problem polegał na
tym, że nikt, łącznie z twórcami słowników, nie wiedział, co większość z
nich znaczy. Trzeba je było jakoś zdefiniować i “niebiańskie zastępy"
określono jako “niebiańskie mnóstwo ludzi"!
Tak więc, aczkolwiek dostojnie poetycki, język Autoryzowanej Biblii
Angielskiej jest zupełnie niepodobny do żadnego z języków, jakimi
kiedykolwiek mówiono w Anglii lub gdzie indziej. Nie ma on żadnego
związku z greką lub łaciną, z których jej tekst był tłumaczony. Z
pewnością nie był to język, którym posługiwał się Bóg, jak oświadczyli mi
sami księża, lecz to właśnie z tej kanonicznej interpretacji wywodzą się
wszystkie pozostałe anglojęzyczne Biblie w całej różnorodności ich form.
Mimo wszystkich jej błędów, przepięknej stylistyki wersetów i wszystkich
nowych stów, wersja ta wciąż jest najbliższa oryginalnym greckim
rękopisom spośród wszystkich anglojęzycznych wersji Biblii. Wszystkie
inne tłumaczenia, Wersja Standardowa, Nowa Wersja, wersje Poprawione,
Nowoczesna Wersja Angielska są mocno przekłamane i nie stanowią
materiału odpowiedniego do studiów, ponieważ stworzono je w
konkretnych celach.
Oto jeden z najbardziej wyrazistych przykładów w tej materii.
Zajrzyjmy do Biblii wydawanej obecnie w Papui i Nowej Gwinei, gdzie
żyją plemiona, które nie zetknęły się nigdy w codziennym życiu z innym
zwierzęciem niż świnia. W obecnym wydaniu ich Biblii wszystkie
zwierzęta występujące w normalnej Biblii, bez względu na to, czy był to
wół, lew, osioł, owca, czy jeszcze inne zwierzę, są świnią! Nawet Jezus
tradycyjnie określany jako “Baranek Boży" w ich Biblii nazwany jest
“Świnią Bożą"!
Tak więc, aby móc pokładać wiarę w treści zawarte w ewangeliach,
musimy wrócić do oryginalnych greckich rękopisów wraz z
występującymi w nich wtrętami w postaci słów i wyrażeń hebrajskich i
aramejskich. Kiedy to zrobimy, odkryjemy, że już w rodowodzie Jezusa
duża część istotnych danych została źle zinterpretowana, błędnie
zrozumiana, błędnie przetłumaczona lub po prostu pominięta. Czasami
przyczyną tego był brak odpowiednich słów w językach, na które je
tłumaczono.
Wszystkich nas uczono, że ojciec Jezusa, Józef, był stolarzem. “Czemu
nie? Przecież tak mówią ewangelie". Rzecz w tym, że w oryginalnych
ewangeliach nie ma o tym mowy. Najlepsze tłumaczenie podaje, że Józef
był “Mistrzem Rzemiosła" lub “Mistrzem Sztuk". Słowo “stolarz" było
uproszczonym wyobrażeniem tłumacza na temat znaczenia słowa
“craftsman" (rzemieślnik, mistrz w zawodzie). Każdy, kto zetknął się z
współczesną masonerią, z miejsca rozpozna znaczenie słowa “the Craft"
(sztuka). Nie ma ono nic wspólnego ze stolarką. Tekst po prostu
informował, że Józef był mistrzem, człowiekiem wykształconym.
Inny przykład dotyczy konceptu Niepokalanego Poczęcia. Nasze
anglojęzyczne ewangelie mówią nam, że matka Jezusa Maria była
dziewicą.
4
Powtarzają to nieustannie. Zastanówmy się więc nad
znaczeniem słowa “dziewica". Rozumiemy, że jest to kobieta, która nie
odbyła jeszcze stosunku seksualnego z mężczyzną. Ustęp dotyczący tej
sprawy nie był tłumaczony z greki, lecz z łaciny. Tłumaczenie było łatwe,
ponieważ w łacinie określano ją słowem “virgo", czyli Maria była “virgo".
Ale to wcale nie znaczyło wtedy tego, co dziś kryje się pod słowem
“dziewica". “Virgo" w znaczeniu łacińskim to po prostu “młoda kobieta".
Aby znaczenie było identyczne z tym, jakie się temu słowu przypisuje
dziś, jej łacińskie określenie musiałoby brzmieć “virgo intacta", co
tłumaczy się jako “nietknięta młoda kobieta".
Przyjrzyjmy się raz jeszcze tekstowi łacińskiemu, aby zobaczyć,
dlaczego nazwano ją “virgo" – młoda kobieta. Być może chodziło o coś,
co było prawdą, a co my wypaczyliśmy później. Otóż okazuje się, że
słowem, które przetłumaczono na “virgo", było starohebrajskie “almah",
które znaczyło właśnie “młoda kobieta". Nie miało ono żadnego
seksualnego podtekstu. Gdyby Maria była fizycznie rzeczywiście “virgo
intacta", w oryginale użyto by wówczas hebrajskiego słowa “bethula", a
nie “almah".
Czy to znaczy, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez ewangelie?
Otóż nie, zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez angielskie tłumaczenie
ewangelii. Zostaliśmy również wprowadzeni w błąd przez kościelny
establishment, który zrobił wszystko, co było w jego mocy, aby pozbawić
kobiety występujące w ewangelii wszelkich normalnych cech ich płci.
Najważniejsze kobiety Nowego Testamentu są dziewicami, ladacznicami
5
bądź wdowami, nigdy zaś przyjaciółkami, żonami lub matkami, a już z
pewnością nie osobami duchownymi lub świętymi siostrami (siostrami w
Chrystusie).
Poza tym ewangelie mówią nam, i to kilkakrotnie, że rodowód Jezusa
wywodzi się od króla Dawida poprzez jego ojca Józefa. Nawet święty
Paweł mówi o tym w swoim Liście do Hebrajczyków. Mimo to naucza się
nas, że ojciec Jezusa był człowiekiem prostym, stolarzem, zaś jego matka
była dziewicą, z których to określeń żadne nie znajduje potwierdzenia w
tekście oryginalnym. Wynika z tego, że aby wydobyć z ewangelii to co
najlepsze, należy przeczytać je w tym języku, w jakim zostały napisane, a
nie interpretować ich treści z punktu widzenia współczesnych języków.
Nie wiadomo, kiedy dokładnie napisano pierwsze cztery ewangelie.
Wiemy jedynie, że po raz pierwszy opublikowano je w różnych etapach w
drugiej połowie pierwszego wieku naszej ery. Wszystkie zgodnie twierdzą,
że Jezus był Nazareńczykiem (a nie Nazaretańczykiem). Potwierdzają to
również roczniki rzymskie, poza tym kroniki żydowskie z pierwszego
wieku naszej ery oraz Dzieje Apostolskie stwierdzają, że brat Jezusa,
Jakub, i święty Paweł byli przywódcami sekty nazareńczyków.
Określenie “nazareński" jest bardzo istotne w historii Świętego Graala,
ponieważ narosło wokół niego nieporozumienie, w wyniku którego
zapanowało przekonanie, że Jezus pochodzi z Nazaretu. Przez ostatnie 400
lat anglojęzyczne ewangelie powtarzają ten błąd mylnie tłumacząc “Jezus
nazareńczyk" na “Jezus Nazaretańczyk". Nie ma żadnego związku między
Nazaretem i nazareńczykami. W rzeczy samej osiedle o nazwie Nazaret
zostało założone w latach sześćdziesiątych pierwszego wieku n.e., czyli
około 30 lat po ukrzyżowaniu Jezusa, co oznacza, że nikt, zwłaszcza w
pierwszych latach jego życia, nie mógł stamtąd pochodzić, bo po prostu
Nazaretu jeszcze nie było!
Nazareńczycy byli liberalną żydowską sektą sprzeciwiającą się zasadom
ostrego hebrajskiego obrządku saduceuszy i faryzeuszy. Kultura i język
nazareńczyków pozostawały pod silnymi wpływami filozofów starożytnej
Grecji, poza tym ich sekta głosiła równość mężczyzn i kobiet. Dokumenty
pochodzące z tamtych czasów nie odnoszą się do Nazaretu, lecz do
społeczności nazareńczyków. W społeczności tej byli zarówno duchowni
męskiego, jak i żeńskiego rodzaju i różniła się ona znacznie od
zdominowanej przez mężczyzn społeczności żydowskiej i tego, czego
wymagał w późniejszym czasie zdominowany przez mężczyzn Kościół
Rzymskokatolicki.
Należy pamiętać, że Jezus nie był chrześcijaninem – był
nazareńczykiem, pozostającym pod zachodnimi wpływami Żydem. Ruch
chrześcijański został założony przez kogoś innego na podstawie jego
(Jezusa) misji. Słowo “chrześcijanin" zostało po raz pierwszy zapisane i
użyte w roku 44 n.e. w Antiochii w Syrii.
W świecie arabskim słowem, którego używa się dzisiaj, tak jak i w
tamtych czasach, na określanie Jezusa i jego wyznawców, jest Nazara.
Potwierdzają to zapisy Koranu: Jezus jest Nazara; jego wyznawcy są
Nazara. Słowo to oznacza “podtrzymujący" lub “strażnicy". Jego pełne
brzmienie to “Nazrie ha-Brit" i oznacza ono “podtrzymujący przymierze".
Przy okazji mamy tu brytyjski aspekt, ponieważ słowo Brit jest
źródłosłowem nazwy Brytania, zaś słowa Brit-ain znaczą “kraj
przymierza" lub “kraj ugody".
W czasach Jezusa nazareńczycy mieszkali w Galilei oraz w tajemniczym
miejscu określanym w Biblii jako “Puszcza"
6
. W rzeczywistości Puszcza
była dokładnie określonym miejscem. Były to przede wszystkim ziemie
wokół Qumran ciągnące się aż do Mird i innych miejsc. To właśnie tam
zostały stworzone, a następnie odkryte w roku 1948 tak zwane Zwoje znad
Martwego Morza
7
.
Jakiś czas po ukrzyżowaniu Piotr i jego przyjaciel Paweł wyruszyli do
Antiochii, a następnie do Rzymu, gdzie założyli ruch, który stał się
chrześcijaństwem. Z kolei w innych annałach zapisano, że Jezus, jego brat
Jakub i większość pozostałych apostołów kontynuowali działalność ruchu
nazareńskiego i przenieśli się do Europy. Ruch ten stał się Kościołem
Celtyckim. Zgodnie z udokumentowanymi zapisami Kościoła Celtyckiego
w roku 37 n.e., czyli cztery lata po ukrzyżowaniu, ruch nazareński
przekształcił się formalnie w Kościół Jezusowy. Kościół Rzymskokatolicki
został stworzony 300 lat później, po 3 wiekach od stracenia Piotra i Pawła.
Kościół Celtycki, którego korzenie tkwiły w ruchu nazareńskim, stał
przez wiele stuleci w opozycji do Kościoła Rzymskokatolickiego. Różnica
między nimi była prosta – wiara nazareńska opierała się na naukach
samego Jezusa. Ich sednem były zasady moralne, wzorce zachowań,
praktyka społeczna, prawo i sprawiedliwość wywodzące się ze Starego
Testamentu i połączone z liberalnym przekazem równości. Rzymska
chrześcijańskość była “kościelnością". Nie było w niej ważne, czego
nauczał Jezus. Kościół ten uczynił religie z samego Jezusa. Krótko
mówiąc Kościół Nazareński był prawdziwie społecznym kościołem,
podczas gdy Kościół Rzymskokatolicki kościołem cesarzy i papieży –
hybrydą ruchu imperialnego.
Poza oczywistymi niezrozumieniami, błędnymi interpretacjami i
chybionymi tłumaczenia kanoniczne ewangelie cierpią z powodu wielu
rozmyślnie wprowadzonych poprawek. Pewne oryginalne akapity zostały
zmienione, inne usunięte, a jeszcze inne dodano tak, aby zadowolić
partykularny interes kościoła. Większość z tych poprawek wprowadzono
w czwartym wieku, kiedy dokonywano przekładu na łacinę z oryginalnych
greckich i semickich tekstów.
Nawet jeszcze wcześniej, około roku 195 n.e., czyli 1800 lat temu,
biskup Klemens z Aleksandrii dokonał pierwszej znaczącej poprawki
tekstu ewangelii. Usunął on istotną część z ewangelii Marka napisanej
około sto lat wcześniej i uzasadnił swój czyn w liście: “Bo gdyby one
nawet mówiły coś, co jest prawdą, ten, który kocha Prawdę, nie...
zgodziłby się z nimi... Albowiem nie wszystkie prawdy będą ogłoszone
wszystkim ludziom". Interesujące. Chodziło mu o to, że nawet w tym
wczesnym okresie istniały już rozbieżności między tym, co napisali
twórcy ewangelii, a tym, czego chcieli nauczać biskupi.
Tej usuniętej przez biskupa Klemensa części do dziś brak w ewangelii
Marka. Ale jeśli porównamy Marka z wersją jego ewangelii, jaką znamy
dzisiaj, okaże się, że nawet bez tej usuniętej części jest ona znacznie
dłuższa od oryginalnej! Jedna z dodatkowych jej części opisuje proces
zmartwychwstania i składa się z 12 pełnych wersetów umieszczonych pod
jej koniec, rozdział 16.
Obecnie wiadomo, że wszystko, co dotyczy wydarzeń po ukrzyżowaniu,
zostało dodane przez biskupów Kościoła lub ich skrybów około czwartego
wieku. Chociaż watykańskie archiwa potwierdzają to, większość ludzi ma
utrudniony do nich dostęp, a nawet jeśli im się to uda, to okazuje się, że
stara greka jest bardzo trudna do zrozumienia.
Co znajdowało się w tej części ewangelii Marka, którą Klemens
postanowił usunąć? Była to część dotycząca wskrzeszenia Łazarza. W
oryginalnym tekście ewangelii Marka Łazarz został przedstawiony jako
osoba ekskomunikowana-jednostka w stanie śmierci duchowej w wyniku
wyklęcia, a nie w stanie śmierci fizycznej. Opisana była nawet scena, w
której Jezus i Łazarz nawołują się nawzajem przed otwarciem grobu. Ten
opis kolidował z chęcią biskupa do przedstawienia podniesienia Łazarza
jako cudu, a nie zwykłego uwolnienia go ze stanu ekskomuniki. Co więcej,
to ustawiało w pewien sposób scenę ukrzyżowania samego Jezusa, którego
zmartwychwstanie z duchowej śmierci podobnie jak w przypadku Łazarza
również nastąpiło w podobnym trzydniowym trybie.
W wyniku wyroku Jezus został podniesiony (uwolniony lub
zmartwychwstały) ze stanu śmierci zgodnie z obowiązującym prawem
trzeciego dnia. Jednak w przypadku Łazarza Jezus pogwałcił prawo przez
podniesienie swojego przyjaciela po trzydniowym okresie symbolicznej
choroby. W oczach rady starszych prawna śmierć Łazarza oznaczała w
tym momencie śmierć fizyczną. Łazarzowi groziło w tej sytuacji
wpakowanie do worka i pogrzebanie żywcem. Jego zbrodnia polegała na
tym, że poprowadził zbuntowanych ludzi do zabezpieczenia wodociągu,
którego bieg zmieniono puszczając wodę poprzez nowy rzymski akwedukt
w Jerozolimie. Jezus dokonał uwolnienia nie mając do tego uprawnienia
(nie był kapłanem, którym przysługiwało to prawo). Potem Herod-Antypas
Galilejski zmusił najwyższego kapłana Jerozolimy do złagodzenia
swojego wyroku na korzyść Jezusa i właśnie to było potraktowane jako
niezwykły cud!
Było jednak jeszcze coś więcej, co spowodowało usunięcie części
ewangelii Marka. Otóż w opisie przypadku Łazarza Marek stwierdził
wyraźnie, że Jezus i Maria Magdalena byli w rzeczywistości mężem i
żoną. Historia o Łazarzu w ewangelii Jana zawiera dosyć dziwne zdanie,
które mówi, że Marta przybywa od grobu Łazarza, aby pozdrowić Jezusa,
podczas gdy jej siostra, Maria Magdalena, pozostaje w domu i czeka na
wezwanie Jezusa. Natomiast w oryginalnym tekście Marka, jest mowa, że
Maria Magdalena w rzeczywistości wyszła z domu z Martą i po
upomnieniu przez uczniów Jezusa została odesłana z powrotem do domu,
gdzie miała czekać na jego wezwanie. Była to szczególna zasada prawa
judaistycznego, zgodnie z którą żonie w czasie uroczystości żałobnych nie
wolno było wyjść z domu, dopóki nie zezwoli jej na to mąż.
Jest wiele informacji, już pozabiblijnych, dowodzących, że Jezus i Maria
Magdalena byli mężem i żoną, lecz czy w samych ewangeliach jest coś na
ten temat, coś, co uszło uwadze redaktorów i potwierdza to
przypuszczenie? Otóż jest kilka szczegółów potwierdzających ten fakt.
Jest w ewangeliach siedem list kobiet, które cały czas kręcą się wokół
Jezusa. Na listach tych znaj duj e się oczywiście matka Jezusa, lecz na
sześciu z nich imię Marii Magdaleny znajduje się na pierwszym miejscu,
nawet przed jego matką. Studiując inne listy z tego okresu można
zauważyć, że nazwisko “First Lady" (“Pierwszej Damy") było zawsze
umieszczane na pierwszym miejscu. Zwrot “First Lady" jest do dziś
stosowany w Ameryce. Była to zawsze kobieta najstarsza rangą i zawsze
wymieniano ją na pierwszym miejscu. I Królowa Mesjasza, Maria
Magdalena, powinna być wymieniana na pierwszym miejscu, co
faktycznie miało miejsce.
Ale czy małżeństwo to jest opisane w ewangeliach? Otóż jest. Wielu
ludzi sugerowało, że ślub w Kanie był ślubem Jezusa i Marii Magdaleny.
Nie była to ceremonia ślubna jako taka, aczkolwiek w ewangeliach jest
mowa o ślubie. Ślub jest zupełnie odrębnym namaszczeniem w Betanii. U
Łukasza mamy pierwsze namaszczenie Jezusa przez Marię, dwa i pół roku
przed drugim namaszczeniem. U niewielu ludzi zdarza się, aby były to
dwa wydarzenia, a w tym wypadku są to wydarzenia odległe od siebie w
czasie o dwa i pół roku.
Czytelników z pierwszego stulecia naszej ery wcale nie zdziwiłaby
dwuetapowa ceremonia zaślubin następcy tronu. Jezus był, jak wszystkim
wiadomo, “Mesjaszem", co po prostu oznacza “Namaszczony". Tak
naprawdę wszyscy wyżsi kapłani i królowie z rodu Dawida byli
Mesjaszami. Jezus nie był tu wyjątkiem. Chociaż nie miał święceń
kapłańskich, zyskał prawo to tytułu Mesjasza z uwagi na to, że był
potomkiem króla Dawida i pochodził z rodu królewskiego, lecz nie nadano
mu tego tytułu, dopóki nie został fizycznie namaszczony przez Marię
Magdalenę, z racji je] uprawnień jako wyższej kapłanki– nie długo przed
ukrzyżowaniem.
Słowo “Mesjasz" pochodzi od żydowskiego czasownika “namaszczać",
który wywodzi się z kolei od staroegipskiego słowa “messeh", czyli
“święty krokodyl". To właśnie sadłem messeha siostry-panny młode
faraonów namaszczały swoich mężów w czasie zaślubin. Ten egipski
zwyczaj ma swoje źródło w królewskich obyczajach starożytnej
Mezopotamii.
W Pieśni nad Pieśniami Starego Testamentu znajdujemy również
namaszczanie króla podczas zaślubin. Mówi się, że olejem używanym w
Judei był wonny olejek ze spikanardu
8
(Nardostachysjatamansi) -bardzo
drogi olejek z korzenia krzewu rosnącego w Himalajach. Rytuał
namaszczania miał zawsze miejsce wtedy, gdy mąż / król zasiadał do stołu.
W Nowym Testamencie namaszczenie Jezusa przez Marię Magdalenę
rzeczywiście odbyło się w chwili, gdy zasiadł on do stołu, i to ślubnym
olejkiem nardowym. Następnie Maria omiotła jego stopy swoimi włosami
i przy pierwszym namaszczeniu dwuczęściowych zaślubin zapłakała.
Wszystkie te fakty świadczą, że chodziło o małżeńskie namaszczenie
następcy tronu.
Inne namaszczenia Mesjaszy, w czasie koronacji lub uzyskiwania
wyższych święceń kapłańskich, były zawsze dokonywane przez
mężczyzn, Wysokiego Zadoka
9
lub najwyższych kapłanów. Przy tych
okazjach stosowano olej z oliwek zmieszany z cynamonem i innymi
korzennymi przyprawami – nigdy nie stosowano do tego olejku
nardowego.
Olejek nardowy miał wyrażać prerogatywy żony Mesjasza, którą
musiała być Maria, siostra świętego zakonu. Matka Jezusa również była
Marią i Marią miała być także jego żona, jeśli nie z imienia, to
przynajmniej tytularnie. Niektóre zakony do dzisiaj kontynuują tradycję
dodawania tytułu “Maria" do chrzestnych imion swoich mniszek, na
przykład siostra Maria Teresa czy siostra Maria Luiza.
Śluby Mesjaszy były zawsze dwuetapowe. Według Łukasza pierwszy
etap namaszczenia był aktem zobowiązania do wejścia w związek
małżeński (zaręczyny), natomiast drugi, opisany przez Mateusza, Marka i
Jana, był już właściwym aktem zawarcia małżeństwa. W przypadku Jezusa
i Marii drugie namaszczenie w Betanii miało duże znaczenie i właśnie tu
zaczyna się historia Graala, bowiem jak podają księgi praw żydowskich
oraz Józef Flawiusz
10
w dziele Dawne dzieje Izraela, druga część
ceremonii ślubnej następowała dopiero po stwierdzeniu, że żona jest już w
trzecim miesiącu ciąży.
Kontynuatorzy dynastii, tacy jak Jezus, mieli obowiązek przedłużenia
dynastii. Małżeństwo było istotnym elementem tego obowiązku, zaś prawo
chroniło ich przed małżeństwem z kobietą, która mogłaby się okazać
bezpłodna bądź miała częste poronienia. Z tego też względu ta ochrona
prawna wyrażała się zasadą trzymiesięcznej ciąży, gdyż poronienia rzadko
zdarzają się w późniejszym okresie ciąży. Uważano, że kiedy żona
przeszła już bezpiecznie przez ten okres, można bez zbytniego ryzyka
potwierdzić kontrakt ślubny. Podczas namaszczania męża na tym etapie, o
żonie Mesjasza mówiło się, że namaszcza go na pogrzeb. Potwierdzenie
tego znajdujemy w ewangeliach. Od tego dnia żona nosiła zawieszone na
szyi naczynie z olejkiem nardowym aż do końca życia swojego męża. Po
raz drugi używała go w chwili złożenia męża do grobu.
Właśnie dlatego Maria Magdalena poszłaby do grobu, co też zrobiła, w
Szabat po ukrzyżowaniu. W związku z drugim namaszczeniem w Betanii
ewangelie przytaczają słowa Jezusa: “Gdziekolwiek po całym świecie
głosić będą tę ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co
uczyniła".
W słynnej interpretacji tego wydarzenia renesansowy artysta Angelico
Fra
11
przedstawia Jezusa koronującego Marię Magdalenę. Pomijając to, że
Angelico Fra był wykształconym, piętnastowiecznym dominikaninem, czy
władze Kościoła Chrześcijańskiego honorowały jednak Marię Magdalenę i
mówiły o tym akcie jako czynionym “na jej pamiątkę"? Niestety nie.
Całkowicie zignorowały dyrektywę samego Jezusa i ogłosiły Marię jako
jawnogrzesznicę.
W kościele ezoterycznym oraz wśród Templariuszy Maria Magdalena
zawsze była traktowana jako święta i jako taka do dziś jest czczona przez
wielu, zaś najbardziej interesującą częścią tego kultu, zwłaszcza mając na
uwadze sprawę Graala, jest to, że podaje się ją jako patronkę hodowców
winorośli, strażniczkę winorośli, strażniczkę Świętego Graala, strażniczkę
świętej krwi.
W ewangeliach jest wiele rzeczy, których nie podejrzewamy, że tam są,
ponieważ nikt nas nigdy nie zachęcał do ich uważnego studiowania.
Ostatnimi laty dużą pomocą w tym względzie okazały się Zwoje znad
Morza Martwego oraz doniosłe badania australijskiej teolog, dr Barbary
Thiering.
Badania Zwojów znad Morza Martwego udostępniły nam nową wiedzę
na temat ówczesnego żargonu i zyskaliśmy dzięki nim olbrzymi zasób
wiedzy na ten temat. Określają one nam społeczne instytucje Mesjasza
Izraela. Mówią o dwunastu apostołach-delegatach, którzy byli na stałe
oddelegowani do przewodniczenia pewnym działom działalności rządu i
pewnym rytuałom. Prowadzi to do lepszego poznania samych apostołów.
Znamy obecnie nie tylko ich imiona – znaliśmy je zawsze – ale potrafimy
teraz zrozumieć, kim byli, jakie były ich rodziny, jakie mieli obowiązki i
jaka była ich pozycja.
Studiując obecnie ewangelie zrozumieliśmy, że są w nich alegorie,
słowa, których dotychczas nie rozumieliśmy. Wiemy obecnie, że kapłanów
chrzcicieli nazywano “rybiarzami"; wiemy, że tych, którzy pomagali im
przy wciąganiu chrzczonych do łodzi przy pomocy wielkich sieci
nazywano “rybakami", a także i to, że samych kandydatów do chrztu
nazywano “rybami". Apostołowie Jakub i Jan byli wyświęconymi
“rybiarzami". Bracia Piotr i Andrzej byli “rybakami" i Jezus przyrzekł im
kapłaństwo w nowej służbie, mówiąc: “Uczynię was «rybiarzami» ludzi".
Wiemy obecnie, że był to specyficzny żargon czasów ewangelicznych i
że byłby on z łatwością zrozumiały dla każdego, kto żył w pierwszym
wieku n.e. i wcześniej. Znaczenie tych specyficznych wyrażeń zatraciło się
w późniejszych interpretacjach. Na przykład naszych teatralnych
mecenasów nazywamy obecnie “aniołami"
12
, zaś największe osobistości ze
świata rozrywki “gwiazdami" (“stars"). Jak zrozumiałby czytelnik odległy
w czasie o 2000 lat i pochodzący z innej kultury słowa: “Anioł poszedł
porozmawiać z gwiazdami"? Ewangelie pełne są takich żargonowych
wyrażeń. “Biedacy", “trędowaci", “zastępy", “ślepi" – żadne z tych słów
nie znaczyło tego, co się im dziś przypisuje. Definicje słów takich jak
“chmury", “owce", “ryby", “bochenki" oraz wielu innych były związane z
ludźmi, podobnie jak dziś słowo “gwiazda".
Kiedy pisano w pierwszym wieku naszej ery ewangelie, wprowadzono
je w środowisko kontrolowane przez Rzym, przeto ich treść musiała być
ukryta przed rzymską cenzurą. Informacje te często miały charakter
polityczny, przez co były zawoalowane, zakodowane. Miejsca, w których
występowały ważne informacje, często poprzedzały słowa: “To jest dla
tych, którzy potrafią słuchać" – czyli dla tych, którzy rozumieją szyfr. Nie
różniły się one niczym od informacji przekazywanych między członkami
prześladowanych grup w całej historii ludzkości. W dokumentach
przekazywanych między Żydami w Niemczech w latach trzydziestych i
czterdziestych również stosowano kodowanie.
Dzięki dzisiejszej wiedzy dotyczącej tej piśmienniczej krypto-logii
potrafimy obecnie z dużą dokładnością określić datę i miejsce danego
wydarzenia. Potrafimy odkodować wiele ukrytych znaczeń znajdujących
się w ewangeliach, tak że nawet cuda zyskują zupełnie inne znaczenie.
Czyniąc to, wcale nie umniejszamy znaczenia takich postaci jak Jezus i z
całą powagą stwierdzam, że był on postacią szczególną, obdarzoną
niezwykłą mocą, niemniej ewangelie opisują pewne związane z nim
zdarzenia jako “cuda". Nie chodziło tu wcale o to, że były one
rzeczywiście cudownymi, ponadnaturalnymi wydarzeniami, lecz że w
świetle wówczas panujących obyczajów i warunków politycznych były
bezprecedensowymi aktami, które skutecznie omijały prawo.
Wiemy jeszcze wiele innych rzeczy. Wiemy, dlaczego poszczególne
ewangelie nie zgadzają się ze sobą. Na przykład w ewangelii Marka
czytamy, że Jezus został ukrzyżowany w trzeciej godzinie, podczas gdy w
ewangelii Jana to samo wydarzenie dzieje się w szóstej godzinie. Ten
szczegół wydaje się z pozoru niezbyt ważny, lecz jak zobaczymy później,
ta trzygodzinna różnica w czasie była bardzo istotna dla dalszych
wydarzeń.
Przyjrzyjmy się wydarzeniom związanym z wodą i winem w Kanie,
przyjrzyjmy się dokładnie, co Biblia mówi na ten temat, wbrew temu, co
się nam wydaje, że wiemy. Temu, co kiedyś było zupełnie zrozumiałą
sprawą, nadaje się obecnie ponadnaturalny charakter. Ślub w Kanie
opisany jest tylko w jednej z czterech ewangelii, w ewangelii Jana. Jeśli
był to, jak twierdzi Kościół, cud i jeśli przypisuje mu on tak duże
znaczenie, to dlaczego tak doniosłe wydarzenie nie znalazło się w
pozostałych trzech ewangeliach? Ewangelia wcale nie mówi, jak to często
słyszymy z ambon, że “skończyło się im wino". Ewangelia mówi: “A
kiedy zapragnęli wina, matka Jezusa powiedziała: «0ni nie mają wina»".
Ewangelia mówi nam, że osobą odpowiedzialną był gospodarz wesela /
uczty. Informacja ta determinuje fakt, że nie była to ceremonia zaślubin,
lecz przedślubna uczta zaręczynowa. Wino pite w czasie ceremonii
zaręczyn było podawane tylko kapłanom i Żydom żyjącym w celibacie,
nie pili go żonaci mężczyźni, nowicjusze i inni, którzy byli traktowani
jako nie posiadający święceń. Tym wolno było pić tylko wodę – jak podaje
Jan, stanowiło to rytuał oczyszczenia.
Kiedy nadszedł czas tego rytuału, Maria, najwidoczniej niezbyt
szczęśliwa z powodu dyskryminacji, chcąc skierować uwagę Jezusa na
gości bez święceń, powiedziała: “Oni nie mają wina" . Nie będąc jeszcze
namaszczonym Mesjaszem, Jezus odrzekł: “Moja godzina jeszcze nie
nadeszła"
14
. W ten sposób Maria wywarła presję na Jezusa, który złamał
zwyczaj i odrzucił wodę. Wino dla wszystkich! Gospodarz uczty nie
uczynił żadnej uwagi na temat cudu, po prostu wyraził zdziwienie, że wino
pojawiło się na tym etapie ceremonii.
Często pada przypuszczenie, że ślub w Kanie Galilejskiej był ślubem
samego Jezusa, ponieważ zarówno on, jak i jego matka mieli prawo do
wydawania poleceń, co nie było przywilejem zwykłych gości. Ucztę tę
można datować na lato 30 roku n.e. w miesiącu będącym odpowiednikiem
czerwca. Pierwsze zaślubiny zawsze odbywały się w miesiącu Pokuty
(wrzesień), zaś związane z nimi uczty zaręczynowe były wydawane trzy
miesiące wcześniej. W naszym przypadku więc, pierwsze małżeńskie
namaszczenie Jezusa przez Marię Magdalenę odbyło się w miesiącu
Pokuty (wrzesień) w 30 roku n.e., trzy miesiące po ceremonii w Kanie
Galilejskiej, która zdaje się być ich ucztą zaręczynową.
Ewangelie opowiadają historie, które mimo iż nie zawsze są zgodne ze
sobą, można także prześledzić na podstawie informacji pozabiblijnych.
Opis działalności Jezusa aż do chwili jego ukrzyżowania można znaleźć w
różnych zapiskach pochodzących z tamtego okresu. W oficjalnych
rocznikach Imperium Rzymskiego jest wzmianka na temat procesu pod
przewodnictwem Piłata oraz o ukrzyżowaniu. Możemy na podstawie tej
chronologicznie spisanej kroniki rzymskich gubernatorów ściśle określić
datę ukrzyżowania na Paschę w marcu 33 roku n.e. Drugie namaszczenie
w Betanii miało miejsce w tygodniu poprzedzającym ukrzyżowanie.
Wiemy, że Maria Magdalena musiała być już zgodnie z prawem od trzech
miesięcy brzemienna, co oznaczało, że winna była urodzić we wrześniu
roku 33 n.e., ale do tego wrócimy później.
Traktując ewangelie dosłownie, tak jak zostały napisane, widzimy
Jezusa jako dziedzicznego władcę, wyzwoliciela starającego się
zjednoczyć ludzi z tamtych terenów przeciwko uciskowi Rzymu. W tym
czasie Judea miała status podobny do tego, jaki Francja miała pod
niemiecką okupacja w czasie drugiej wojny światowej. Władze były pod
nadzorem wojsk okupacyjnych i częste były przejawy sprzeciwu
przeciwko temu stanowi rzeczy.
Jezus był oczekiwany, spodziewany, i pod koniec historii staje się
namaszczonym Mesjaszem. W Dawnych dziejach Izraela Józefa Flawiusza
pochodzących z pierwszego wieku naszej ery Jezus nazywany jest
“mądrym człowiekiem", “nauczycielem" i “królem". Nie ma tam nic na
temat jego boskości.
Zwoje znad Morza Martwego określają Mesjasza Izraela jako
Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych Izraela, przeto nie będzie
zaskoczeniem fakt, że apostołowie byli uzbrojeni. Z chwilą ich
zwerbowania Jezus sprawdzał, czy każdy ma miecz. Pod sam koniec całej
historii (Ewangelia według św. Jana, Pojmanie Jezusa) Piotr zwraca swój
miecz przeciwko Malchosowi, zaś Jezus powiada: “Nie przyszedłem
przynieść pokoju, ale miecz".
W Jerozolimie było wielu wysoko postawionych Żydów zajmujących
wysokie stanowiska, których trwałość gwarantowały obce (rzymskie)
wojska i którzy nie mieli nic przeciwko temu. Poza tym żydowskie grupy
miały charakter sekciarski i nie chciały dzielić swojego boga Jahwe z
nikim innym, a zwłaszcza z nieczystymi gojami. Dla faryzeuszy i
saduceuszy Żydzi byli narodem wybranym przez Boga – On należał do
nich, a oni do Niego. Byli jednak oprócz tego inni Żydzi, na przykład
nazareńczycy i esseńczycy, którzy pozostawali pod wpływami bardziej
liberalnej, zachodniej doktryny. Misja Jezusa nie udała się i powstał
rozłam nie do pokonania. Goje, czyli innowiercy, to we współczesnym
języku nieżydowskie rasy, zwłaszcza arabskie, między którymi po dziś
dzień istnieje nieprzezwyciężony rozdźwięk.
Wyrok wydał rzymski gubernator Poncjusz Piłat, lecz w rzeczywistości
Jezus został wcześniej wyklęty i ekskomunikowany przez Sanhedryn
15
.
Aby zrzucić z siebie odpowiedzialność, pokierowano sprawą tak, aby
Jezus został skazany przez rzymskiego gubernatora, który już wcześniej
skazał innych więźniów za udział w powstaniu przeciwko niemu.
Według najwyższego sędziego i naczelnego prokuratora Izraela
Sanhedryn nie miał prawa obradować nocą lub w czasie Paschy, co
stanowiło dla niego doskonałą okazję, aby umyć ręce od tej sprawy i móc
oświadczyć: “Przykro nam, ale nie możemy tego zrobić. To Ty, Rzymski
Gubernatorze, musisz to zrobić".
Jeśli chodzi o śmierć Jezusa na krzyżu, jest oczywiste, ze chodziło
wyłącznie o śmierć duchową, a nie śmierć fizyczną, co określała zasada
trzech dni i co wszyscy czytelnicy żyjący w pierwszym wieku
zrozumieliby bez najmniejszych wątpliwości. Z chwilą umieszczenia go
na krzyżu Jezus stał się z miejsca w świetle prawa osobą martwą. Został
oskarżony, skazany i przygotowany na śmierć. Dzisiaj taki stan nazywamy
“ekskomuniką". Nominalnie przez trzy dni pozostawałby chory, po czym
czwartego dnia nadeszłaby śmierć fizyczna. Tego dnia zostałby
pochowany, zakopany żywcem, lecz w czasie trzech pierwszych mógł być
podniesiony, wskrzeszony. W rzeczy samej przewidział, że tak się stanie.
Podniesienia i wskrzeszenia mógł dokonać jedynie (wyłączając
przypadek, kiedy to Jezus sam pogwałcił prawo, co było właśnie cudem!)
Najwyższy Kapłan lub Ojciec Społeczności. Najwyższym Kapłanem był
wtedy Józef Kajfasz, który wyklął Jezusa, i dlatego podniesienia musiał
dokonać patriarcha, Ojciec Społeczności. Jest w ewangelii rozmowa
między wiszącym na krzyżu Jezusem i Ojcem, której kulminacją są słowa:
“Ojcze, w ręce twoje polecam ducha mego". Jak wiemy z zapisów
historycznych, w tym czasie Ojcem Społeczności był mędrzec Magi
apostoł Szymon Zelota .
Uczono nas, że fizyczna śmierć Jezusa została potwierdzona przez krew
i wodę, która wypłynęła z jego ciała, kiedy został przebity włócznią. W
rzeczywistości ustęp ten został błędnie przetłumaczony. Słowa oryginału
nie znaczą “przebity', ale “ukłuty" lub “zadrapany". Słowa te
przetłumaczono na łaciński czasownik “otworzyć", a ten na angielskie
słowo “przebity".
To nie były prymitywne czasy, ale czasy, w których byli już lekarze,
ludzie zajmujący się medycyną; były nawet swego rodzaju szpitale. I tak
jak dziś, tak i wtedy testem na sprawdzenie istnienia odruchów było
zadrapanie lub ukłucie skóry ostrym narzędziem.
W moim posiadaniu znajduje się list od chirurga z Brytyjskiej Rady
Medycznej, w którym stwierdza on, “że z punktu widzenia medycyny
wypływ wody jest niewytłumaczalny. Krew wypływająca z rany kłutej jest
dowodem życia, a nie śmierci. Należałoby wykonać bardzo dużą, ciętą
ranę, aby spowodować wypłynięcie kropli krwi z martwego ciała, a to
dlatego, że nie ma już akcji naczyniowej".
Zobaczmy, co dokładnie mówią ewangelie na ten temat. Józef z
Arymatei zdjął ciało Jezusa z krzyża. Gwoli ścisłości wyrazem, który
przetłumaczono na angielskie “body" (ciało), było greckie słowo “soma"
oznaczające “żywe ciało". Gdyby chodziło o “martwe ciało", czyli
“zwłoki", użyto by słowa “ptoma".
Jezus przeżył ukrzyżowanie i jest to wyraźnie widoczne w innych
księgach. Nawet Koran mówi o tym otwarcie.
W piątkowe popołudnie, kiedy Jezus wisiał na krzyżu, wypadało
trzygodzinne przesunięcie czasu do przodu. Czas odmierzany był wtedy za
pomocą zegarów słonecznych przez kapłanów, którzy odznaczali upływ
godzin poprzez mierzony czas sesji modlitewnych. Chodziło w tym o to,
że były godziny dzienne i godziny nocne. Dziś mamy
dwudziestoczterogodzinną dobę. W ewangelii Jana Jezus mówi: “Czyż
dzień nie ma dwunastu godzin?" Tak, było dwanaście godzin dnia i
dwanaście godzin nocy, zaś dzień zaczynał się o wschodzie słońca. Od
czasu do czasu początek dnia ulegał zmianie, w związku z czym ulegał jej
również początek nocy. W marcu, jak wiadomo, początek dnia wypadałby
około szóstej rano.
Wiemy, że Józef z Arymatei negocjował z Poncjuszem Piłatem w
sprawie zdjęcia Jezusa z krzyża po jego kilkugodzinnym wiszeniu na nim.
Ewangelie nie są w tym miejscu zgodne co do kolejności zdarzeń –
niektóre podają czas przed jego zmianą, inne czas po jego zmianie. Jest
jednak pewne, że z czasu dnia znikają trzy godziny i przechodzą do czasu
nocnego. Godziny dnia zostają zastąpione godzinami nocy. Jak mówią
ewangelie, kraj pogrążył się w ciemności na trzy godziny. Dziś te trzy
nocne godziny dodalibyśmy bez wahania do godzin dziennych.
Te trzy godziny stanowiły jednak najistotniejszy punkt każdego z
następnych wydarzeń, ponieważ hebrajscy lunarzyści
17
dokonywali zmian
czasu w ciągu dnia, zaś solarzyści
18
, których frakcją byli esseńczycy i
mędrcy Magi, nie dokonywali zmian przed północą, co oznacza, że
według czasu ewangelii, który odnosi się do czasu hebrajskiego, Jezus
został ukrzyżowany w trzeciej godzinie, zaś według czasu solarnego
(słonecznego) został ukrzyżowany w szóstej godzinie.
Tego wieczora Żydzi rozpoczęli Szabat o dziewiątej godzinie starego
czasu, zaś esseńczycy i Magi mieli jeszcze do jego rozpoczęcia trzy
godziny. To właśnie te trzy godziny umożliwiły im przeprowadzenie
działań w sprawie Jezusa i na jego rzecz, ponieważ w ciągu tych trzech
godzin nikt inny nie mógł podjąć się jakiejkolwiek pracy fizycznej.
Tak więc doszliśmy do jednego z najbardziej błędnie zinterpretowanych
elementów Biblii i od tego miejsca zaczniemy posuwać się do przodu, do
okresu nie opisanego w Biblii, aby opowiedzieć, jak przebiegł poród
dziecka Jezusa i Marii Magdaleny we wrześniu 33 roku n.e. Jednym z
najbłędniej rozumianych ustępów Biblii jest sprawa Wniebowstąpienia i
omawiając ten temat rozważymy narodziny trojga dzieci Jezusa i ich
potomków.
Przypisy:
1. Istnieją dwie pisownie tego nazwiska. Obecnie nazwisko te] rodziny
królewskie) pisze się jako Stuart, jednak pierwotnie pisało się Stewart.
2. Król Szkotów Jakub VI (panował w latach 1567-1625) i król Anglii
Jakub I (panował w latach 1603-1625) to jedna i ta sama osoba, pierwszy
król z dynastii Stuartów na tronie angielskim, zwolennik absolutyzmu, zaś
jego konflikty z parlamentem stanowiły powód do buntu przeciwko jego
sukcesorowi, Karolowi I. – Przyp. tłum.
3. Niebiańskie zastępy lub niebiański gospodarz, bądź niebiańska hostia
– Przyp. tłum.
4. Nie tyko anglojęzyczne, polskojęzyczne również – Przyp. tłum.
5. Autor używa tutaj bardziej wulgarnego określenia, lecz ze względu na
to, ze nasze życie publiczne jest już i tak przeładowane wulgaryzmami,
pozwalam sobie trochę je złagodzić – Przyp. tłum.
6. “Głos wołającego na Puszczy" – chodzi tu jednak raczej o pustkowie
a nie teren porośnięty lasami. – Przyp. tłum.
7 Zwoje znad Martwego Morza to starożytne rękopisy wykonane na
skórze, papirusie i miedzi odkryte w pustynnych grotach i starożytnych
ruinach znajdujących się na pustkowiach Judei. Jest to jedno z
ważniejszych odkryć współczesne] archeologu. Odkrycie ich pozwoliło na
ustalenie daty ustabilizowane) żydowskie] Biblii na nie później niż 70 rok
n.e, zrekonstruowanie historii Palestyny w okresie pomiędzy 4 wiekiem
p.n.e. a rokiem 135 n.e. oraz rzuciło nowe światło na powstanie
chrześcijaństwa i rabinicznego judaizmu, jak również na zależności
między wczesnochrześcijańskimi i żydowskimi tradycjami. – Przyp. tłum.
8 Chodzi tu o olejek nardowy. – Przyp. tłum
9. Zadok byt jednym z kapłanów popierających króla Salomona w jego
walce o tron. – Przyp. tłum.
10. Josef Ben Matatia, żydowski kapłan, nauczyciel i historyk, autor
wartościowych pozycji opisujących dzieje Żydów. Jego główne dzieła to
Dzieje wojny żydowskie] przeciwko Rzymianom, Dawne dzieje Izraela
oraz Przeciwko Aplonowi – Przyp. tłum.
11. Guldo di Piętro, zwany również II Beato lub Fra Giovanm da
Fiesole, jeden z największych włoskich malarzy XV wieku; większość
jego prac to freski, które wykonał w Klasztorze San Marco we Florencji
oraz w kaplicy papieskie] (tzw. Capella Niccolina) i prywatnych
apartamentach papieskich w pałacu watykańskim, a także malowidła
nadrzwiowe w sanktuarium Kościoła Santissima Annunziata we Florencji.
– Przyp. tłum
12 Bardzo popularne w języku angielskim określenie mecenasa
teatralnego brzmi “angel" – Przyp. tłum.
13. Brzmienie tego zdania w wersji autora artykułu jest podobne do
brzmienia: “Wina nie mają" – które występuje w polskojęzyczne) wersji
Biblii wydanej w roku 1982 przez Tnę British and Foreign Bibie Society,
natomiast Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu opracowane przez
Zespół Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich i
wydane przez Wydawnictwo Pallottinum w roku 1980, opatrzone wstępem
kardynała Wyszyńskiego, podaje ten tekst w brzmieniu: “Nie mają już
wina". – Przyp. tłum
14. Odpowiednie teksty z wyże) cytowanych Biblii brzmią: “Jeszcze me
nadeszła moja godzina" i “Czyż jeszcze me nadeszła godzina moja?" –
Przyp. tłum.
15. Synedrion, żydowska instytucja religijna i sądownicza w starożytne)
Judei; sanhedryn składał się z 71 członków, głównie arystokracji
saducejskie); od czasu Machabeuszów w skład sanhedrynu wchodzili
także faryzeusze.
16. Szymon Zelota lub Kananejczyk, jeden z 12 apostołów. Chociaż me
wiadomo mc pewnego o jego życiu, sądzi się, ze był jednym z Zelotów,
czyli członkiem ruchu wolnościowego w Palestynie wymierzonego
przeciwko panowaniu Rzymu, które było nie do pogodzenia z
monoteistyczną religią żydowską. – Przyp. tłum.
17. Przypuszczalnie chodzi o astronomów opierających swoje obliczenia
na obserwacji Księżyca – Przyp. tłum.
18. Przypuszczalnie chodzi o astronomów opierających swoje obliczenia
na obserwacji Słońca. – Przyp. tłum.
UKRYTE DZIEJE JEZUSA I ŚWIĘTEGO GRAALA – CZĘŚĆ
TRZECIA
Na podstawie chronologii Ewangelii wiadomo nam, że drugie
małżeńskie namaszczenie Jezusa przez Marię Magdalenę w Betanii miało
miejsce w tygodniu poprzedzającym ukrzyżowanie. Wiemy również, że
Maria była wtedy w trzecim miesiącu ciąży i w związku z tym powinna
była urodzić we wrześniu.
Co zatem mówią nam Ewangelie na temat wydarzeń, które miały
miejsce we wrześniu roku pańskiego 33? W rzeczy samej nic, niemniej
sprawa ta została podjęta w Dziejach Apostolskich, gdzie podane są
szczegóły wrześniowego wydarzenia, które znamy jako
“Wniebowstąpienie".
W Dziejach Apostolskich nie ma jednak mowy o jednej rzeczy, to jest o
“Wniebowstąpieniu". Nazwa ta została nadana temu rytuałowi trzy wieki
później, kiedy Kościół Rzymskokatolicki ustalał swoje doktryny. Oto, jak
brzmią dosłownie stosowne słowa tekstu: “I gdy to powiedział, a oni
patrzyli, został uniesiony w górę i obłok wziął go sprzed ich oczu". Dalej
mówi się, że “mężowie w białych szatach" rzekli do uczniów: “...czemu
stoicie patrząc w niebo? Ten Jezus... tak przyjdzie, jak go widzieliście
idącego". Nieco dalej w Dziejach mówi się, że “niebo" musi przyjąć
Jezusa aż do czasu jego “powrotu"
1
.
Wiedząc, że był to właśnie miesiąc, w którym Maria Magdalena
spodziewała się dziecka, zastanówmy się zatem, czy istnieje jakiś związek
między połogiem Marii a tak zwanym “Wniebowstąpieniem"? Otóż
istnieje i wynika on z istoty czasu powrotu.
Istniały zasady nie tylko rządzące ceremonią zaślubin sukcesorów
rodów mesjanistycznych, ale również rządzące samym małżeństwem.
Zasady dynastycznych więzów małżeńskich różniły się od
obowiązujących w przeciętnej rodzinie, zaś rodzice mesjanistyczni byli
formalnie rozdzielani na czas porodu. Nawet zbliżenia między
dynastycznym mężem i żoną były dozwolone jedynie w grudniu, tak aby
urodziny następców zawsze wypadały we wrześniu, miesiącu Atonement,
najświętszym miesiącu żydowskiego kalendarza.
To właśnie tę zasadę złamali rodzice Jezusa (Józef i Maria) i było to
przyczyną, dla której Żydzi nie byli zgodni co do tego, czy Jezus jest ich
prawdziwym Mesjaszem.
Kiedy dynastyczne dziecko było poczęte w niewłaściwej porze roku,
matka bywała zazwyczaj umieszczana na czas porodu pod klasztornym
nadzorem, aby uniknąć publicznego zawstydzenia. Nazywało się to
“oddaleniem prywatnym / potajemnym" i święty Mateusz całkiem
wyraźnie podaje, że kiedy odkryto ciążę Marii, “Józef, jej mąż, który był
człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie,
zamierzał oddalić Ją potajemnie".
W tym przypadku na urodzenie została udzielona dyspensa przez
archanioła Simeona, który piastował wówczas stanowisko “Gabriela"
będąc anielskim kapłanem dyżurnym. Zarówno Zwoje znad Morza
Martwego, jak i Księga Enocha (która została usunięta ze Starego
Testamentu) definiują “archaniołów" (lub głównych ambasadorów) jako
starszych kapłanów w Qumran noszących tradycyjnie tytuły “Michał",
“Gabriel", “Rafael", “Sariel" etc.
W przypadku Jezusa i Marii Magdaleny wszelkie zasady więzów
małżeńskich zostały zachowane i ich pierwsze dziecko zostało poczęte w
grudniu roku pańskiego 32 i urodzone we wrześniu roku 33.
Z chwilą urodzenia się dynastycznego dziecka rodzice byli rozdzielani
na sześć lat, jeśli to był chłopiec, i na trzy lata, jeśli urodziła się
dziewczynka. Ich małżeństwo było restytuowane dopiero po tym czasie. W
międzyczasie matka z dzieckiem udawała się do odpowiednika klasztoru,
zaś o małżonku mówiło się, że wstępuje do “Królestwa Niebios". To
Królestwo Niebios było w rzeczywistości Esseńskim Nadrzędnym
Klasztorem w Mird nad Morzem Martwym, zaś ceremonia wstępowania
była prowadzona przez anielskich kapłanów pod nadzorem wyznaczonego
przywódcy pielgrzymów.
W Księdze Wyjścia Starego Testamentu izraelskich pielgrzymów
prowadził do Ziemi Świętej “obłok". Kontynuując tę tradycję kapłan,
przywódca pielgrzymów, nosił od tamtego czasu tytuł “Obłok".
Jeśli przeczytamy teraz Dzieje Apostolskie zgodnie z intencją autorów,
zobaczymy, że Jezus został wzięty przez “Obłok" (czyli wodza
pielgrzymów) do Królestwa Niebieskiego (czyli do Nadrzędnego
Klasztoru w Mird), zaś człowiek w bieli (anielski kapłan) powiedział, że
Jezus powróci, kiedy nadejdzie czas restytucji (kiedy przywrócone
zostanie fizyczne małżeństwo).
Jeśli rzucimy teraz okiem na List św. Pawła do Hebrajczyków,
zauważymy, że wyjaśnia on bardziej szczegółowo wydarzenie noszące
nazwę Wniebowstąpienia. Św. Paweł opowiada, jak Jezus został przyjęty
do Kapłaństwa Niebiańskiego, ponieważ w rzeczy samej nie miał
uprawnień do tak uświęconego tytułu. Tłumaczy on, że Jezus urodził się
(poprzez ojca Józefa) w żydowskiej linii Dawida, linii, która miała prawo
do tytułu królewskiego, lecz nie miała prawa do kapłaństwa, ponieważ to
ostatnie było wyłącznym przywilejem rodu Aarona i Lewiego.
Paweł powiada, że udzielono jednak specjalnej dyspensy, i dodaje, że
“skoro bowiem zmienia się kapłaństwo, musi nastąpić zmiana zakonu"
(zakon = prawo). Jako wynik tej zmiany zakonu (prawa) Jezus miał prawo
wejścia do Królestwa Niebieskiego według kapłańskiego porządku
Melchizedeka.
Tak więc we wrześniu roku pańskiego 33
2
rodzi się pierwsze dziecko,
zaś Jezus zgodnie z prawem wstępuje do Królestwa Niebieskiego. Nie ma
żadnej wzmianki na temat męskiej płci tego dziecka (są natomiast w
przypadku kolejnych dwóch narodzin) i widząc, że Jezus wraca trzy lata
później, w roku 36, wiemy, że Maria urodziła dziewczynkę.
Śledząc chronologię Dziejów Apostolskich widzimy, że we wrześniu
roku 37 rodzi się drugie dziecko, a następnie kolejne w roku 44. Okres,
jaki upływa między tymi dwoma urodzinami a drugą restytucją
(małżeństwa) w roku 43, wynosi sześć lat, co wskazuje, że drugie dziecko
było chłopcem. Fakt ten potwierdzają również użyte słowa kryptologiczne
– takich samych użyto w stosunku do dziecka z roku 44, co oznacza, że
trzecie dziecko również było chłopcem.
Zgodnie z tym, co znajdujemy w Zwojach znad Morza Martwego,
wszystko, co ma charakter kryptologiczny w Nowym Testamencie, zostało
ustalone z góry przez inny termin, który wyjaśnia, że dany termin oznacza
coś ukrytego zgodnie z zasadą: “To jest dla tych z uszami do słuchania".
Kiedy już się zrozumie te kody i alegorie, łatwiej jest rozumieć inne
przekazy, bowiem ich znaczenie nie zmienia się. Znaczą dokładnie to
samo za każdym razem, kiedy zostają użyte – inaczej mówiąc, zawsze są
używane, kiedy chodzi o to samo.
I tak na przykład Ewangelie wyjaśniają, dlaczego Jezus był nazywany
“Słowem Boga": “A słowo ciałem się stało i mieszkało między nami... w
pełni gracji i prawdy". Jan bardzo długo wyjaśnia znaczenie tego
wyrażenia, zaś kolejne przykłady cytatów brzmią następująco: “Słowo
Boga stało nad jeziorem" i “Słowo Boga było w Samarii".
Przesłania dotyczące żyzności i nowego życia są sformułowane w
Przypowieści o siewcy, którego ziarno “wydało plon". I stąd, ilekroć jest
mowa, że “Słowo Boga plon wydało" oraz “to jest dla tych z uszami do
słuchania", oznacza to, że Jezus miał syna. Są dwa takie wyrażenia w
“Dziejach Apostolskich" i przypadają one dokładnie na rok 37 i 44.
Przypuszczalnie najgorzej zinterpretowaną księgą Nowego Testamentu
jest Apokalipsa św. Jana (inaczej Objawienie św. Jana). Chodzi tu o błędną
interpretację przez Kościół a nie błędy w samej księdze. Księga ta jest
niepodobna do pozostałych. Jest wypełniona okropnymi,
nadprzyrodzonymi podtekstami, zaś jej bezpośredni charakter
wyobrażeniowy został skażony przez Kościół, który przeobraził jej tekst w
pewien rodzaj ostrzeżenia, przepowiedni katastrofy! Lecz księga ta nie ma
w tytule słowa “Przepowiednia" lub “Ostrzeżenie". Nazywa się
“Objawienie"
3
.
Cóż zatem ta księga objawia? Chronologicznie opisane tam wydarzenia
następują po tych, jakie opisane są w Dziejach Apostolskich, czyli księga
Objawienia św. Jana jest w rzeczywistości kontynuacją historii Jezusa,
Marii Magdaleny i ich synów, w szczególności starszego syna, Jezusa
Justusa. Podaje ona szczegóły jego życia i małżeństwa wraz z urodzinami
jego syna. Ta błędnie interpretowana przez Kościół księga Nowego
Testamentu nie jest ani ostrzeżeniem, ani pełną grozy przepowiednią. Jest
dokładnie tym, co mówi jej tytuł: objawieniem (lub raczej: ujawnieniem –
przyp. tłum.).
Jak już wcześniej zauważyliśmy, wyświęceni księża w tamtych czasach
nosili przydomek “rybiarzy", ich pomocników nazywano z kolei
“rybakami", zaś kandydatów do chrztu – “rybami". Po wstąpieniu do
Królestwa Niebieskiego Jezus stał się wyświęconym “rybiarzem", lecz do
chwili wstąpienia tam (jak wyjaśnia św. Paweł) nie posiadał tytułu
kapłańskiego. W trakcie rytuału wyświęcania prowadzący ceremoniał
kapłani z sanktuarium, Lewici, podawali kandydatom pięć bochenków
chleba i dwie ryby. Prawo w tej mierze było bardzo rygorystyczne.
Kandydat musiał być obrzezanym Żydem. Innowiercy i nie obrzezani
samarytanie nie mogli w żadnym wypadku dostąpić tego zaszczytu.
I to właśnie był ten szczególny kapłański rytuał, który Jezus pogwałcił w
czasie tak zwanego “nakarmienia pięciu tysięcy"
4
, ponieważ w ten sposób
dał dostęp do swojej nowej, liberalnej posługi ofiarowując bochenki
chleba nie uświęconemu zgromadzeniu ludzi. Poza tym, z uwagi na to, że
stał się “rybiarzem", o Jezusie mówiono również jako o “Chrystusie" – jest
to grecka definicja i znaczy “Król". Wymawiając słowa Jezus Chrystus
faktycznie mówimy Jezus Król, zaś jego królewskie pochodzenie
wywodziło się z Królewskiego Domu Judy (Domu Dawidowego), jak to
wielokrotnie podkreślają ewangelie oraz listy świętego Pawła.
Tak więc poczynając od roku 33 n.e. Jezus wyłania się w podwójnej roli:
jako “Kapłan Chrystus", a jeszcze częściej jako “Rybiarski Król" (“Fisher
King"). Definicja ta, jak zobaczymy, miała przerodzić się w dziedziczny i
dynastyczny urząd potomków Jezusa i następni “Rybiarscy Królowie" byli
dominującymi postaciami w historii linii krwi Graala.
Przed urodzeniem drugiego syna w roku 44 Maria Magdalena została
wydalona z Judei w związku z zaangażowaniem się jej w powstanie o
charakterze politycznym. Wraz z Filipem, Łazarzem i kilkoma innymi
wiernymi przyjaciółmi udała się (w myśl umowy z królem Herodem
Agryppą II) do posiadłości Herodów w pobliżu Lionu w kraju Gaul (który
stał się później Francją).
Od najwcześniejszych czasów przez średniowiecze aż do renesansu jej
emigracja z Judei była portretowana w rękopisach luminarzy i podobnych
im dziełach sztuki. Jej życie i praca we Francji, a w szczególności w
Langwedocji, została opisana nie tylko w pracach dotyczących historii
europejskiej, ale nawet w liturgii rzymskokatolickiej, dopóki Watykan nie
usunął jej stamtąd.
Deportacja Mary Magdaleny jest opisana w Apokalipsie św. Jana
(inaczej Objawieniu św. Jana), która podaje, że była ona w tym czasie w
ciąży. Opowiada ona również, jak rzymskie władze oskarżyły ją, jej syna i
jego następców: “A jest brzemienna. I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia...
Oto wielki smok barwy ognia mający siedem głów i dziesięć rogów – a na
głowach jego siedem diademów... I stanął smok przed mającą rodzić
Niewiastą, ażeby, skoro porodzi, pożreć jej dziecię. I porodziła syna –
Mężczyznę... A niewiasta zbiegła na pustynię... I rozgniewał się smok na
niewiastę i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co
strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa". (Apokalipsa św. Jana,
12,1-18).
Jest powiedziane, że to do kraju Gaul (Francji) Maria zaniosła Sangreal
(Krew Królewską, Świętego Graala), i to właśnie w Gauł potomkowie
sławnej linii Jezusa i Marii, “Rybiarscy Królowie", rozkwitali przez 300
lat.
Odwiecznym mottem Rybiarskich Króli było “W Sile". Wywodziło się
ono od imieniem ich przodka, Boaza (pradziadka króla Dawida), które
znaczyło “W Sile". Po przetłumaczeniu na łacinę brzmiało ono “In Forte"
(Głośno), co później zostało zniekształcone na “Anfortas", które stało się
imieniem Rybiarskiego Króla w romansie mówiącym o Graalu
5
.
Możemy obecnie powrócić do tradycyjnej symboliki Graala jako
kielicha napełnionego krwią Jezusa. Możemy również zastanowić się nad
graficzną symboliką stworzoną na długo przed Wiekami Ciemnoty, około
3500 lat p.n.e. Kiedy tego dokonamy, zauważymy, że kielich lub puchar
jest najstarszym symbolem kobiety. Jego reprezentacją było Święte
Naczynie – macica.
Tak więc uciekając do Francji, Maria Magdalena przeniosła Sangreal w
Uświęconym Kielichu swojej macicy, tak jak to opisuje Księga
Objawienia. Imię tego drugiego syna było Józef.
Równoważnym tradycyjnym symbolem mężczyzny było ostrze rogu
przedstawiane zazwyczaj w postaci miecza lub jednorożca. W Starym
Testamencie w Pieśni nad Pieśniami oraz w Księdze Psalmów płodny
jednorożec symbolizuje królewski ród Judy i właśnie z tego względu
katarowie z Prowansji używali tej mistycznej bestii jako symbolu linii
krwi Graala.
6
Maria Magdalena zmarła w Prowansji w roku 63 n.e. W tym samym
roku Józef z Arymatei zbudował sławną kaplicę w Glastonbury w Anglii
jako pomnik Mesjanistycznej Królowej. Był to pierwszy “nie podziemny"
kościół chrześcijański na świecie, zaś w następnym roku syn Marii, Jezus
Justus, poświęcił go swojej matce. Jezus Młodszy był już przedtem w
Anglii z Józefem, w wieku dwunastu lat, w roku 49. To właśnie to
wydarzenie zainspirowało sławną pieśń Williama Blake'a, Jeruzalem; “I te
stopy w starożytności, stąpały po zieleni Anglii gór".
7
Kim był Józef z Arymatei, człowiek, który przejął kontrolę nad biegiem
wypadków w czasie ukrzyżowania? I dlaczego matka Jezusa, jego żona i
reszta rodziny zaakceptowała interwencję Józefa bez zadawania
jakichkolwiek pytań?
Dopiero w roku 900 n.e. Kościół Rzymski zdecydował się wydać
oświadczenie, że Józef z Arymatei był wujem matki Jezusa, Marii. Od tego
czasu obrazy zaczęły ukazywać go w chwili ukrzyżowania jako
stosunkowo starego człowieka, kiedy matka Maria miała już ponad
pięćdziesiąt lat. Dokumenty historyczne dotyczące Józefa sprzed
oświadczenia Rzymu przedstawiają go jako znacznie młodszego
człowieka. Podają one, że zmarł on w wieku 80 lat 27 lipca 82 roku n.e.,
czyli w chwili ukrzyżowania Jezusa musiał mieć 32 lata.
Józef z Arymatei był w rzeczywistości nikim innym jak bratem Jezusa
Jakubem, zaś tytuł, jakim się go obdarza, nie ma nic wspólnego z nazwą
jakiegokolwiek miejsca. Arymatea nigdy nie istniała. Nie powinno więc
dziwić, że to właśnie on negocjował z Piłatem sprawę umieszczenia Jezusa
w swoim własnym grobie rodzinnym.
Rodowy przydomek “Arymatea" wziął się z angielskiego
zniekształcenia grecko-hebrajskiego terminu ha Rama Theo – “Boska
Wysokość" lub “Królewska Wysokość", jak to dziś mówimy. Ponieważ
Jezus był najstarszym mesjanistycznym potomkiem – Chrystusem,
Kristosem lub po prostu królem – jego młodszy brat był księciem krwi
królewskiej, Królewską Wysokością, Rama-Theo. W nazareriskiej
hierarchii książę krwi królewskiej zawsze posiadał patriarchalny tytuł
“Józefa" – podobnie jak Jezus był tytularnie “Dawidem", a jego żona
“Marią".
Na początku V wieku potomkowie Jezusa i Marii skoligacili się poprzez
małżeństwo z Frankami sigambryjskimi. Z tego związku wyłoniła się
nowa rodzina “panująca", która zapoczątkowała dynastię Merowingów.
Merowingowie założyli królestwo Francji i wprowadzili dobrze znany
“fleur-de-lys" (kwiat lilii – starożytny, żydowski symbol obrzezania) jako
symbol królów francuskich.
Z Merowingów wyłoniła się kolejna linia, która założyła niezależne
żydowskie królestwo w południowej Francji, Królestwo Septimanii,
znanej obecnie jako Langwedocja. Pierwsi książęta Tuluzy, Akwitanii i
Prowansji wywodzili się z mesjanistycz-nej linii krwi Świętego Graala.
Septimania otrzymała Królewski Dom Dawidowy w roku 768, zaś jej
książę Bernard poślubił później córkę cesarza Charlemagne (Karola
Wielkiego).
Spośród “Rybiarskich Króli" wyłoniła się również kolejna linia sukcesji
w Gaul. Podczas gdy Merowingowie kontynuowali patrymonialną
“męską" linię dziedzictwa Jezusa, druga linia przedłużała matriarchalne
dziedzictwo Marii Magdaleny w “żeńskiej" linii. Były to dynastyczne
królowe Avallonu w Burgundii, z domu del Acqs – co znaczy “wody" –
tytuł nadany Marii Magdalenie wcześniej, kiedy udała się morzem do
Prowansji.
Ci z nas, którym nie są obce tradycje arturiańskie i św. Graala,
zorientowali się w tej chwili w ostatecznej doniosłości tej mesjanistycznej
rodziny Rybiarskich Królów, królowych Avallonu i domu del Acqs
(przekształconego w arturiańskim romansie na “du Lac").
Potomkowie Jezusa stanowili potężne zagrożenie dla Kościoła
Rzymskokatolickiego, ponieważ byli dynastycznymi przywódcami
Kościoła Nazareńskiego. W rzeczywistości Kościół Rzymskokatolicki nie
powinien był nigdy powstać, ponieważ nie był on niczym innym jak
ruchem “hybrydowym" złożonym z najróżniejszych doktryn pogańskich
przyklejonych do podstawowej żydowskiej bazy.
Jezus urodził się w 7 roku p.n.e. i jego urodziny przypadają na dzień
będący odpowiednikiem l marca, z “oficjalnymi" urodzinami w dniu 15
września, aby zadowolić wymagania dynastyczne. W chwili ustanawiania
zasad Kościoła Rzymskokatolickiego w czwartym stuleciu naszej ery
cesarz Konstantyn zignorował jednak obie daty i zamiast nich ustanowił
25 grudnia jako dzień Bożego Narodzenia, tak aby zbiegało się ono z
pogańskim Świętem Słońca.
Później, na Synodzie w Whitby, w roku 664, biskupi przejęli celtyckie
święto Eostre, bogini wiosny i urodzaju, i przywiązali do niego nowe,
chrześcijańskie znaczenie. Czyniąc to zmienili datę celtyckiego święta, by
oddzielić ją od tradycji żydowskiej Paschy.
8
Chrześcijaństwo ewoluowało, jak wiadomo, jako “religia
kompozytowa", zupełnie niepodobnie do innych. Gdyby Jezus miał być
jego żywym katalizatorem, wówczas chrześcijaństwo bazowałoby na jego
naukach – moralnych i społecznych zasadach uczciwego, tolerancyjnego
kapłaństwa z ludźmi w charakterze udziałowców tej religii.
Ortodoksyjne chrześcijaństwo nie jest zbudowane na podstawie nauk
Jezusa, bazuje ono na naukach Kościoła Rzymskiego, które różnią się
całkowicie od nauk Jezusa. Istnieje cały szereg przyczyn takiego stanu
rzeczy, z których najważniejszą jest to, że nauki Jezusa zostały z
rozmysłem zepchnięte na bok na rzecz nauk Piotra i Pawła, które nie były
uznawane przez Kościół Nazareński jako legalne dziedzictwo Jezusa i jego
brata Jakuba.
Papieże i kardynałowie mogli rządzić niepodzielnie jedynie poprzez
usunięcie Jezusa z czołowego miejsca. Konstantyn orzekł, że to “on sam"
jest “Zbawicielem Mesjaszem" a nie Jezus! Jeśli chodzi o biskupów
Rzymu (papieży), to przydzielono im apostolskie dziedzictwo świętego
Piotra, nie będącego spadkobiercą Jezusa i jego braci, co zachował Kościół
Nazareński.
Jedynym sposobem, przy pomocy którego Kościół Rzymski mógł
zapobiec wpływom potomków Marii Magdaleny, było zdyskredytowanie
jej samej i zaprzeczenie, że była żoną Jezusa. Ale co z bratem Jezusa
Jakubem? On' również miał potomków, mieli ich również jego pozostali
bracia, Simon, Joses i Jude. Kościołowi nie udało się uciec od
ewangelicznego stwierdzenia, że Jezus był Błogosławionej Matki Maryi
“pierworodnym synem", przeto macierzyństwo samej Marii też musiało
zostać ukryte.
W wyniku tej opcji Matka Maria została przedstawiona jako dziewica,
zaś Maria Magdalena jako ladacznica, o czym nie wspominają oryginalne
Ewangelie. Następnie, w celu umocnienia pozycji Marii, zaczęto głosić, że
jej własna matka, Anna, urodziła ją w sposób “bezgrzeszny"!
Z upływem czasu te wyrachowane doktryny zaczęły odnosić skutek. Na
samym początku jednak trzeba było czegoś więcej, aby scementować te
idee, ponieważ kobiety z ruchu nazareńskiego, takie jak Maria Magdalena,
Marta, Maria żona Kleofasa i Salome, które prowadziły szkoły i misje w
całym śródziemnomorskim świecie, miały znaczne wpływy w Kościele
Celtyckim. Wszystkie one były uczennicami Jezusa i bliskimi
przyjaciółkami jego matki, Marii, której towarzyszyły w chwili jego
ukrzyżowania, co potwierdzają Ewangelie.
Jedyną drogą ocalenia dla kościoła było usunięcie kobiet, i to nie tylko
usunięcie ich ze stanowisk kościelnych, ale odmówienie im także
jakichkolwiek praw w społeczeństwie. Tak więc Kościół ogłosił, że
wszystkie kobiety są heretyczkami i czarownicami!
W dziele tym biskupów wspomagały słowa Piotra i Pawła. Opierając się
na ich naukach Kościół Rzymskokatolicki mógł przyjąć ideę absolutnego
seksizmu. W Liście do Tymoteusza Paweł napisał: “Nauczać zaś kobiecie
nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz [chcę, by] trwała w
cichości". (Pierwszy List do Tymoteusza, 2,12). W Ewangelii według św.
Filipa (w apokryfach) cytuje się nawet następującą wypowiedź Piotra:
“Kobiety nie są warte życia". Biskupi cytowali nawet słowa Księgi
Rodzaju, kiedy to Bóg mówi do Ewy na temat Adama tymi słowy: “...on
zaś będzie panował nad tobą" (Księga Rodzaju, 3,16).
Ojciec Kościoła Tertulian podsumowuje całość poglądów kościoła,
kiedy mówi o uczennicach Marii Magdaleny: “Te heretyckie kobiety! Jak
one śmią! Są na tyle bezwstydne, by nauczać, by angażować się w
dyskusje i spory, by chrzcić... Nie wolno kobiecie przemawiać w
kościele... ani pretendować... do udziału w jakichkolwiek męskich
funkcjach – a już na pewno nie mogą być kapłankami".
Następnie, jako ukoronowanie wszystkiego, pojawia się najbardziej
zadziwiający dokument Kościoła Rzymskokatolickiego, Apostolski
Porządek (The Apostolic Order). Dokument ten został pomyślany jako
“wyimaginowana" dyskusja tocząca się między apostołami po Ostatniej
Wieczerzy. W przeciwieństwie do Ewangelii dokument ten sugeruje udział
Marii Magdaleny w Ostatniej Wieczerzy i wszyscy zgadzają się, że
powodem, dla którego Jezus nie przekazał przy stole Marii ani kropli wina
było to, że zauważył, iż się ona śmieje!
Na podstawie tego osobliwego, fikcyjnego dokumentu biskupi
postanowili, że mimo iż Maria być może była towarzyszką Jezusa,
kobietom nie należy się żadne miejsce w Kościele, ponieważ nie są one
poważne! Postawa seksistowska przetrwała w Kościele do dzisiaj.
Dlaczego? Ponieważ należało zdyskredytować Marię Magdalenę i
pozbawić uznania, tak aby można było ignorować jej spadkobierców. Ale
czasy zmieniają się i przynajmniej w Kościele Anglikańskim kobietom
przywraca się prawo do stanu kapłańskiego.
Mimo zakusów seksistów, mesjanistyczni dziedzice utrzymali swoją
pozycje społeczną poza establishmentem Kościoła Rzymskokatolickiego.
Utworzyli własne kościoły, Kościół Nazareński i Kościół Celtycki, i
założyli własne królestwa w Brytanii i Europie. Stali się zagrożeniem dla
Kościoła Rzymskokatolickiego i figuranckich monarchów oraz rządów
przezeń animowanych. To właśnie z ich powodu utworzono brutalną
inkwizycję, jako że podtrzymywali oni moralne i społeczne zasady, które
stały w opozycji do doktryny Kościoła Rzymskokatolickiego.
Stało się to bardzo wyraźne w Wieku Rycerskości, w którym
kultywowano szacunek dla kobiet, czego przykładem mogą być
templariusze, których zakonna przysięga odzwierciedlała szacunek dla
“Matki Graala", Królowej Marii Magdaleny.
W okresie poprzedzającym średniowiecze historie poszczególnych
członków tego rodu były dobrze znane. Lecz kiedy Kościół rozpoczął
swoje rządy i zaczął wysuwać oskarżenia (Wielka Inkwizycja), cały
dorobek nazareński musiał zejść do podziemia.
Po co jednak komu była potrzebna rządna odwetu Inkwizycja? Kiedy
zakon templariuszy wrócił do Europy, nie tylko przywiózł ze sobą
dokumenty, które poddawały w wątpliwość nauki Kościoła, lecz zaczął
zakładać własne kościoły cysterskie przeciwstawiające się Rzymowi. Nie
były to byle jakie kapliczki, ale największe religijne pomniki, jakie
kiedykolwiek wystrzeliły ku niebu zachodniego świata, na przykład
katedra Notre Dame we Francji.
Wbrew ich dzisiejszemu obliczu te wywierające olbrzymie wrażenie
gotyckie katedry nie miały nic wspólnego z oficjalnym Kościołem
Rzymskokatolickim. Zostały ufundowane i zbudowane przez templariuszy
i były dedykowane Marii Magdalenie – Notre Dame, Naszej Pani – którą
nazywali “Graalem świata".
Tego rodzaju działalność pozostawała oczywiście w sprzeczności z
wszystkimi dogmatami Kościoła Rzymskokatolickiego i biskupi
przemianowali je, poświęcając je Marii, matce Jezusa. Czyniąc to wydali
nakaz ścisłego przestrzegania sposobu przedstawiania na artystycznych
portretach Matki Marii, Madonny. Musiała być odziana w szaty w kolorze
“wyłącznie białym i niebieskim", tak aby nie wywołać przeświadczenia, że
przyznano jej prawo do piastowania jakichkolwiek stanowisk w wyłącznie
męskim stanie kapłańskim.
Z drugiej strony Maria Magdalena była portretowana (przez
największych artystów świata) w czerwonej pelerynie (mantyli), podobnej
do tych, jakie noszą kardynałowie, lub w czarnej szacie wyższej kapłanki
nazareńskiej, i Kościół nic nie mógł na to poradzić. Biskupi twierdzili
jedynie, że jest to praktyka grzeszna i heretycka, jako że Maria Magdalena
była poza ich jurysdykcją, gdyż zgodnie ze swoimi intencjami postanowili
ignorować ją i jej następców.
Było to w czasie, kiedy tradycja Graala została ogłoszona przez
Watykan jako herezja. Pochodzące z VI wieku pisma Merlina zostały
potępione przez Radę Ekumeniczną, zaś oryginalny Kościół Nazareński
stał się “nurtem podziemnym" wspomaganym przez tak znaczących
sponsorów, jak Leonardo da Vinci i Sandro Botticelli.
W tamtych czasach Kościół kontrolował większość literatury
wydawanej na użytek ogólny i dlatego w celu uniknięcia represji ze strony
jego cenzury wszelkie wzmianki o Graalu były czynione w postaci
alegorii. Wiadomości przekazywane były w postaci tajnych znaków
wodnych, ezoterycznych pism, kart Taro-ta i symbolicznych dzieł sztuki.
Dlaczego tradycja Graala i pisma Merlina stanowiły taki problem dla
Kościoła Rzymskokatolickiego? Otóż, dlatego że między wierszami tych
tekstów o charakterze przygodowym przemycana była historia rodowodu
Graala – rodu, który został usunięty z należnej mu dynastycznej pozycji
przez papieży i biskupów rzymskich, którzy zdecydowali się na rządy w
drodze “sukcesji apostolskiej".
Twierdzono, że to apostolskie dziedzictwo wywodzi się od pierwszego
biskupa, świętego Piotra (ta wersja obowiązuje do dzisiaj). Jeśli ktoś
przejrzy Konstytucje Apostolskie Kościoła Rzymskokatolickiego, dojdzie
do wniosku, że nie jest to prawda, bowiem Piotr nigdy nie był biskupem
Rzymu ani jakiegokolwiek innego miasta!
Watykańskie Konstytucje zawierają zapis mówiący, że pierwszym
biskupem Rzymu był książę Brytanii, Linus, syn Caractacusa Pendragona.
Został tam osadzony przez św. Pawła w roku 58 n.e., jeszcze za życia
Piotra.
Od początku XII wieku potężni wówczas templariusze i ich katedry
stanowili poważne zagrożenie dla “wyłącznie męskiego" Kościoła, dlatego
że uświadamiali całej społeczności spuściznę, jaka została po Jezusie i
Marii Magdalenie.
Kardynałowie zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli pozwolą na to, aby
potomkowie mesjaszowego rodu doszli do głosu, ich gmach runie.
Należało zatem ich zniszczyć! I utworzono wówczas brutalną inkwizycję,
która oskarżała wszystkich, którzy wyłamywali się z zasad ustanowionych
przez biskupów.
Wszystko zaczęło się w roku 1208, kiedy to papież Innocenty III wysłał
30000 żołnierzy do Langwedocji w południowej Francji, która była
siedliskiem katarów (czystych), o których mówiono, że są strażnikami
wielkiego, świętego skarbu – tajemnicy, która może przewrócić do góry
nogami ortodoksyjne chrześcijaństwo. Krucjata papieska, zwana także
“krucjatą przeciwko albigensom", trwała 36 lat. W jej trakcie wyrżnięto
dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi, ale skarbu nie znaleziono.
9
Główny okres działalności inkwizycji przypada na pontyfikat papieża
Grzegorza IX, kiedy to w roku 1231 miała miejsce masakra wszystkich,
którzy popierali “herezję Graala". W roku 1252 wydano oficjalne
zezwolenie na torturowanie ofiar oraz wykonywanie egzekucji poprzez
palenie na stosie.
“Herezja" była bardzo wygodnym oskarżeniem, ponieważ tylko Kościół
mógł definiować, co to słowo znaczy. Ofiary były torturowane aż do
momentu przyznania się do jej popełnienia, a następnie były tracone. Jeśli
nie chciały się przyznać, tortury kontynuowano, w konsekwencji czego i
tak umierały. Jedną ze stosowanych wówczas form tortur było rozciąganie
ofiary, a następnie pieczenie jej żywcem nad ogniem, kawałek po kawałku,
kończyna po kończynie.
Te barbarzyńskie oskarżenia i kary były utrzymywane w mocy przez
ponad 400 lat i działanie ich rozciągnięto na żydowskich, muzułmańskich i
protestanckich odszczepieńców. Inkwizycja nigdy nie została formalnie
zniesiona. Nie dalej jak w roku 1965 jej nazwę zmieniono na “Święta
Kongregacja". Jej prerogatywy są wciąż w mocy.
Nie złamany przez inkwizycję ruch nazareński prowadził nadal swoją
działalność i historia linii krwi była kontynuowana w literaturze w takich
dziełach jak Grand Saint Grail (Wielki Święty Graal) oraz High History
ofHoly Grail (Dostojna historia świętego Graala). Dzieła te były
sponsorowane głównie przez francuskie, wierne Graalowi, dwory (dwór
Szampanii, Anjou i inne), jak również przez templariuszy. Arturiańskie
romanse stały się na tym etapie popularnym nośnikiem tradycji Graala.
Właśnie z tych przyczyn templariusze stali się w roku 1307 celem
inkwizycji, kiedy zausznicy papieża Klemensa V i króla Francji Filipa IV
skierowali przeciwko nim swoje ostrze. Papieskie armie przetrząsały
Europę w poszukiwaniu ich dokumentów i skarbów, lecz podobnie jak w
przypadku katarów, nic nie znaleziono, co nie przeszkadzało poddawać
templariuszy torturom. Wielu z nich zginęło, zaś ich towarzysze zbiegli do
krajów położonych z dala od władzy papieskiej.
Lecz ich skarb nie przepadł. W czasie gdy watykańscy emisariusze
przeczesywali Europę, dokumenty spoczywały zamknięte w zbiorach
Skarbca Sali Kapitulnej w Paryżu. Znajdowały się pod opieką Wielkiego
Zakonu Rycerzy Templariuszy pod wezwaniem św. Antoniego (Templar
Grand Knights of St Anthony), który zwano też “Opiekuńczą Księżną
Królewskiej Tajemnicy". Zakon ten załadował pewnej nocy w porcie La
Rochelle skarb na 18 należących do niego galeonów, i wyruszył z mm o
świcie do Szkocji, gdzie został serdecznie powitany przez władcę Szkocji,
Roberta I Bruce, który został ekskomunikowany wraz z całym narodem
szkockim przez papieża za przeciwstawienie się katolickiemu królowi
Anglii, Edwardowi. Templariusze pozostali razem ze swoimi skarbami w
Szkocji i walczyli u boku Roberta w bitwie pod Bannockburn w roku 1314
w obronie niepodległości Szkocji i o jej uniezależnienie od Anglii
Plantagenetów.
10
W wyniku zwycięstwa pod Bannockburn Bruce i templariusze z zakonu
pod wezwaniem św. Antoniego założyli w roku 1317 Zakon Starszych
Braci Różanego Krzyża i od tej chwili królowie Szkocji posiadają
dziedzicznie tytuł Wielkich Mistrzów, zaś każdy król z dynastii Stewartów
(Stuartów) był uhonorowany tytułem Wielkiego Opata “Księcia Saint
Germain".
Dlaczego więc król Artur, celtycki wódz z VI wieku, był osobą tak
ważną dla templariuszy oraz dworów europejskich wiernych tradycji
Graala? Otóż, dlatego że była to postać wyjątkowa o “podwójnym"
pochodzeniu w linii mesjanistycznej.
Król Artur nie był postacią mityczną, jak wielu sądzi. W żadnym
wypadku. Lecz szukano go zazwyczaj nie tam, gdzie trzeba. Badacze
zmyleni fikcyjną lokalizacją podawaną w romansach, bezowocnie
przeszukiwali archiwa i kroniki Brytanii, Walii i zachodniej Anglii.
Informacje o Arturze znajdują się jednak w szkockich i irlandzkich
annałach. Był on “dostojnym królem Celtyckiej Wyspy" i w
rzeczywistości suwerenem, dowódcą brytyjskich oddziałów pod koniec VI
wieku.
Artur urodził się w roku 559 i zmarł w 603. Jego matką była Ygerna del
Acqs, córka królowej Avallonu, Viviane, która pochodziła od Jezusa i
Marii Magdaleny. Jego ojcem był król Aedan z Dalriady (wyżyna szkocka
nosząca obecnie nazwę Argyll od nazwy klanu Campbell of Argyle, byłego
hrabstwa w zachodniej Szkocji) będący brytyjskim Pendragonem (“Head
Dragon" – “Główny Smok" lub “Król Królów") pochodzącym od Jakuba,
brata Jezusa. Właśnie z tego powodu historie Artura i Józefa z Arymatei są
tak mocno ze sobą związane w romansach osnutych na legendzie Graala.
I rzeczywiście, zapisy koronacyjne szkockiego króla Kennetha Mac-
Alpina
11
, potomka Aedana Pendragona, mówią, że pochodzi on z dynastii
królowych Avallonu.
Dziedzictwo po ojcu, królu Aedanie, wywodzi się w prostej linii z
najstarszego domu Camulot (Angielski Królewski Dwór Colchester) od
pierwszego Pendragona, króla Cymbehne'a, który jest dobrze znany
badaczom zajmującym się twórczością Szekspira.
W owym czasie potomkowie rodu mesjaszy założyli królestwa w Walii
w rejonie Strathciyde i Gór Kambryjskich. Ojciec Artura, król Szkotów
Aedan, był pierwszym królem brytyjskim osadzonym na tronie według
rytuału kościelnego. Został on w roku 574 koronowany i namaszczony
przez świętego Kolumbę z Kościoła Celtyckiego. Doprowadziło to
oczywiście biskupów Kościoła Rzymskiego do wściekłości, ponieważ
uważali oni, że wyznaczanie królów jest wyłącznie ich przywilejem, zaś
ich koronowanie należy wyłącznie do papieża!
Koronacja ta stała się bezpośrednią przyczyną wysłania w roku 597 z
Rzymu św. Augustyna, którego zadaniem było rozmontowanie Kościoła
Celtyckiego. Trzy lata później ogłosił się on arcybiskupem Canterbury,
lecz jego misja nie powiodła się i nazereńska tradycja utrzymała się w
Szkocji, Walii, Irlandii oraz pomocnej Anglii.
Należy pamiętać, że monarchowie z linii Graala nigdy nie byli
zarządcami ziem. Tak jak i Jezus, byli oni wyznaczonymi “Strażnikami"
ludzi. Merowingowie z Gauł (Francji) byli na przykład królami Franków –
nigdy królami Francji. Król Aedan, Robert I Bruce i ich sukcesorzy w linii
Stewartów byli królami Szkotów – nigdy królami Szkocji.
Kościół Rzymskokatolicki nie mógł pogodzić się ze “społecznym"
aspektem nazareńskiej tradycji, ponieważ biskupi woleli być nadrzędni w
stosunku do “terytorialnych królów", zaś najstarszym rangą duchowym
mistrzem ludzi miał być papież. Kościół Rzymskokatolicki mógł rządzić
jedynie utrzymując kontrolę duchową i z tego względu każdy dynastyczny
następca z linii Graala spotykał się ze wściekłymi atakami machiny
papieskiej.
W roku 751 biskupom udało się odsunąć od władzy w Gaul dynastię
Merowingów i ustanowić nowy zwyczaj, zgodnie z którym królowie z linii
Karolingów (z której pochodził Karol Wielki) musieli być zatwierdzani i
koronowani przez papieża. Kościołowi nigdy jednak nie udało się usunąć
ze Szkocji linii wywodzących się od Jezusa, mimo iż celtyckie królestwa
Anglii zniknęły w wyniku germańskich i anglosaksońskich najazdów z VI
wieku.
Nawet w średniowieczu, wiele lat po normandzkim najeździe na Anglię,
Kościół Nazareński i pielęgnowany przezeń kult Marii Magdaleny był
obecny w Europie. Walkę o prawa kobiet podtrzymywały celtyckie
organizacje i stanowiło to olbrzymi problem dla wyłącznie męskiego
kapłaństwa ortodoksyjnego chrześcijaństwa.
U podstaw działania monarchów z linii Graala zawsze leżała zasada
służby zgodnie z tradycją ustanowioną przez Jezusa podczas Ostatniej
Wieczerzy, kiedy to obmywał on stopy swoich apostołów. Tak więc
prawdziwi królowie Graala byli zawsze strażnikami swoich domen, nigdy
zaś ich rządcami.
Ten kluczowy aspekt tradycji Graala zawsze istniał w samym sercu
wszelkich opowieści opiekuńczych i ludowych na ten temat. Nigdy nie
zdarzyło się, aby jakiś odważny kardynał czy też biskup jechał z pomocą
komuś, kto był uciskany, lub młodej kobiecie w niebezpieczeństwie. Tego
rodzaju działalność była zawsze domeną książąt Graala i rycerzy spod tego
znaku.
W prawach Graala postęp oznacza wyższą jakość, wiedzę o strukturze
społecznej, ale nade wszystko – demokrację. Bez względu na zrozumienie
należą one zarówno do przywódców, jak i tych, którzy za nimi idą. Są one
również częścią składową krainy i środowiska, wymagają, aby wszystko
było “jednością" we wspólnej, zunifikowanej Posłudze.
Poprzez wieki rządy miały równie wielkie jak Kościół trudności w
konfrontacji z mesjanistycznym, społecznym prawem i trwa to do dzisiaj.
Prezydenci i premierzy są “wybierani" przez ludzi, których mają
reprezentować. Lecz czy jest tak naprawdę? Otóż, wcale nie. Zawsze są
oni związani z jakąś partią polityczną i osiągają swoją pozycję poprzez
uzyskanie większości głosów swojej partii. Lecz nie wszyscy głosują, poza
tym często jest więcej niż jedna partii, na które można głosować. W
rezultacie zwykle ponad połowa społeczeństwa nie jest reprezentowana
przez partię polityczną, która jest akurat u władzy. Tak więc, mimo iż
system głosowania jest demokratyczny, nie jest zachowana zasada
demokracji. W wyniku wyborów nie mamy “rządów ludzi dla ludzi" lecz
“rządy ludzi nad ludźmi".
Jezus stał przed bardzo podobną sytuacją w I wieku. W owych czasach
Jerozolima i Judea znajdowały się pod rzymską okupacją. Był król Herod i
gubernator Poncjusz Piłat, obaj mianowani przez Rzym. A kto
reprezentował ludzi? Ludzie nie byli Rzymianami, byli to Żydzi Ziemi
Świętej – faryzeusze, saduceusze, esseńczycy i inni. Nie mówiąc już o
znacznej liczbie samarytan i innowierców (nie-żydów, Arabów). Kto ich
reprezentował? Otóż, “nikt" – aż do chwili, kiedy stało się to misją Jezusa.
Taki był początek systemu Graala, nie związanej z żadną partią
królewskiej służby, systemu powielanego przez mesjanistycznych
dynastów w ich nie kończącej się roli “wspólnych ojców" ludzi. System
Graala bazuje na zasadach wolności, braterstwa i równości i uwidocznił
się szczególnie w rewolucji amerykańskiej i francuskiej, które pozbawiały
władzy despotyczną arystokrację. Lecz co zastąpiło ideały, które
przyświecały tym rewolucjom? Zastąpił )e system partii politycznych i w
większości przypadków nie reprezentatywne składy rządów.
Poczynając od średniowiecza, w Europie i Wielkiej Brytanii powstał
cały szereg zakonów kawalerskich i wojskowych w szczególny sposób
związanych z linią królewską mesjaszy. Był wśród nich Zakon Królestwa
Syjonu, Zakon Świętego Grobu, lecz najważniejszym, cieszącym się
największym poważaniem, był Królewski Zakon Sangreal – Rycerzy
Świętego Graala. Był to dynastyczny zakon Szkockiego Domu
Królewskiego Stewartów, domu, który w XIV wieku wprowadził
jednorożca katarów jako królewski symbol Szkocji. Wkrótce potem
założono Zakon Jednorożca, którego graalowskie motto głosiło:
“Wszystko w jedności".
Podobnie jak król Artur, również królowie z dynastii Stewartów
szczycili się podwójnym pochodzeniem: od Jezusa i jego brata Jakuba. Od
lat siedemdziesiątych XIV wieku stali się najstarszym domem szczycącym
się mesjanistycznym pochodzeniem i byli najdłużej w Europie panującą
dynastią, która utrzymywała koronę przez 317 lat, dopóki nie została w
roku 1688 zdetronizowana przez Kościół Anglikański. Zdetronizowano
ich, ponieważ w myśl zasad Graala utrzymywali swoją przynależność do
Boga i narodu, a nie do parlamentu, Kościoła i arystokracji.
Obecnie najstarszym legalnym spadkobiercą tej linii jest HRH książę
Michael Stewart, hrabia Albany, którego książka The Forgotten Monarchy
of Scotland (Zapomniana monarchia Szkocji) ma się ukazać w roku 1998
nakładem wydawnictwa Element Books.
Przejdźmy obecnie do pytania, które często jest mi zadawane od chwili
opublikowania Bloodline of the Holy Grail (Krew z krwi Jezusa). Pytanie
to brzmi: Dlaczego te wszystkie informacje ujrzały światło dzienne
właśnie teraz?
W rzeczy samej informacje te nigdy nie były ukrywane przez tych,
których dotyczą. Były one tłumione z zewnątrz – przez tych, którzy starają
się zaspokajać swoje własne interesy, zamiast służyć społeczeństwu, które
powinni reprezentować.
Żyjemy obecnie w okresie “pytań", jako że coraz więcej ludzi
rozczarowuje się wpajanymi nam przez rządzących dogmatami. Żyjemy w
epoce komunikacji satelitarnej, podróży z prędkościami przekraczającymi
barierę dźwięku, komputerów i Internetu, dzięki czemu świat stał się
znacznie mniejszy, niż wydawał się przedtem. W takim środowisku
wiadomości przemieszczają się znacznie szybciej i znacznie trudniej jest
stłamsić prawdę.
Jest to również okres, w którym cała tkanka “zdominowanego przez
mężczyzn" kościoła i rządów jest poddawana w wątpliwość i panuje
ogólne odczucie, że stare metody kontroli dusz i zarządzania terytoriami
nie działają. Coraz więcej ludzi poszukuje oryginalnych, nie
zafałszowanych korzeni swojej wiary oraz swojego miejsca w
społeczeństwie.
Poszukują bardziej efektywnych metod administrowania, które pozwolą
na przeciwstawienie się wyraźnie widocznemu moralnemu i społecznemu
upadkowi. De facto, szukają oni Świętego Graala.
Poszukiwanie nowego oświecenia potęguje zbliżanie się nowego
tysiąclecia. Panuje powszechne przekonanie, że winno ono przynieść ze
sobą nowy renesans, erę odrodzenia, w której zasady praw Graala zostaną
ujawnione i wdrożone w życie, erę zasad wolności, braterstwa i równości.
Tradycja Graala głosi, że rana “Rybiarskiego Króla" musi zostać
uleczona, jeśli to duchowe pogorzelisko ma znowu rozkwitnąć. Skoro
zatem obdarzono mnie przywilejem dostępu w kilku ostatnich latach do
archiwów templariuszy, Kościoła Celtyckiego oraz królewskich domów
europejskich wywodzących się z mesjanistycznej linii Świętego Graala,
nadszedł czas, abym wniósł swój wkład w próbę uleczenia rany
Rybiarskiego Króla. Owocem tych starań jest moja książka Bloodline of
the Holy Grail (Krew z krwi Jezusa).
Przypisy:
1 Zarówno polski tekst Biblii wydane] w roku 1982 przez Brytyjskie i
Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, jaki i wydanej przez Wydawnictwo
Pallottinum w roku 1980 wyraźnie zaznaczają, ze Jezus udał się do nieba –
przyp. tłum.
2 Chrześcijańskie kraje anglojęzyczne używają zamiast naszego skrótu
n.e. (naszej ery) skrótu A.D. (Anno Domini) – przyp. tłum.
3. Jeśli angielski tytuł tej księgi jest właściwy “Revelation", to po polsku
powinien on raczej brzmieć “Ujawnienie" – przyp. tłum.
4. W polskiej wersji nazywa się to “Pierwsze rozmnożenie chleba" –
przyp. tłum.
5 Prawdopodobnie chodzi o poemat Perceval, or Le Conte du Graal
(Percewal z Walii) autorstwa Chretiena de Troyesa – przyp. tłum.
6. Katarowie byli członkami jednej z wielu sekt dualistycznych znanych
pod takimi nazwami, jak albigensi, bogomolcy itd. W walce z katarami
rozwinęła się ostatecznie inkwizycja, zaś krucjaty, które wysyłał przeciw
nim papież Innocenty III, zrujnowały doszczętnie kulturę prowansalską. –
Przyp. tłum
7. Do słów tej pieśni Milton Pany napisał później, w 1916 roku, muzykę
i stała się ona niemal drugim narodowym hymnem angielskim podczas i
po pierwsze] wojnie światowej. – Przyp. tłum.
8. Synod w Whitby to zjazd Kościoła Chrześcijańskiego Królestwa
Anglosaksońskiego Noorthumbrn, który odbył się w latach 663-664 l
którego celem było zdecydowanie się na obrządek celtycki lub rzymski.
Szalę na rzecz obrządku rzymskiego przeważył król Oswiu, ponieważ
uważał, ze Rzym idzie za wskazaniami świętego Piotra, który jest
strażnikiem kluczy do Królestwa Niebieskiego. Decyzja ta spowodowała
akceptację obrządku rzymskiego w pozostałej części Anglii i zbliżyła
Kościół Angielski z Kontynentem (Europą).
9. Albigensi byli mieszczącą się w Langwedocji sektą chrześcijańską,
która wyróżniała się pobożnością i cnotami w wieku rozwiązłości
Oskarżeni o manicheizm (system religijno-filozoficzny utworzony w
Persji w III w n.e. przez Marnego, który uznawał za podstawę bytu dwa
przeciwstawne pierwiastki: światło i dobro oraz ciemność i zło;
rozpowszechnił się w Azji, północne] Afryce i południowej Europie)
zostali bezlitośnie wytępieni, najpierw przez tę krucjatę, a później przez
inkwizycję. – Przyp. tłum.
10. Bitwa ta odbyła się 23-24 czerwca 1314 roku i była przełomowa dla
Szkocji. Dowodzeni przez Roberta I Bruce'a Szkoci pokonali Anglików, na
których czele stał Edwarda II, i odzyskali niepodległość. – Przyp. tłum
11. Kenneth MacAlpin, pierwszy król zjednoczonych Szkotów i Piktów
Uważa się, ze to on dostarczył Skałę Przeznaczenia (Stone of Scone), na
które) aż do roku 1651 byli koronowani wszyscy szkoccy królowie. –
Przyp. tłum.
GWIEZDNY OGIEŃ – ZŁOTO BOGÓW – CZĘŚĆ PIERWSZA
Minęły już prawie dwa lata od wydania mojej książki Bloodline ofthe
Holy Grail (Krew z krwi Jezusa
1
). Tych, którzy jej nie czytali (ani
trzyczęściowego artykułu, który ukazał się w poprzednich numerach
Nexusa
2
) wyjaśniam, że chodziło tam o badania mesjanistycznej linii krwi
Jezusa, która istnieje do dzisiaj. Mowa tam była również o ewangeliach
Nowego Testamentu w odniesieniu do materiałów historycznych
pochodzących z tamtych czasów z “pierwszej ręki" wymienianych
zarówno w chrześcijańskich, jak i żydowskich archiwach. W ich
kontekście omówione zostało także, w jaki sposób Kościół
Rzymskokatolicki zniekształcił najwcześniejsze przekazy, tak aby mogły
one służyć jego politycznym celom.
Pomijając kontrowersyjną doktrynę głoszącą, że Jezusa zrodziła
dziewica i że był on “jedynym i tylko jedynym" synem Boga (definicje te
nie istniały w oryginalnych, przedrzymskich tekstach), zawarte w Nowym
Testamencie ewangelie Mateusza i Łukasza podają rodowód Jezusa,
wywodząc go z rodu Dawida Izraelskiego, rodu królów Izraela.
Doprowadziło to do pytania, które zadawałem sobie częściej od innych. A
brzmi ono (w różnych formach) następująco: Co było takiego niezwykłego
w tej szczególnej linii krwi?
Zważywszy na to, że dynastyczni spadkobiercy Jezusa wyraźnie
zaznaczyli swoją obecność w ciągu ostatnich 2000 lat w sprawach
dotyczących królów i polityki – rodzina ta niezmiennie popierała
demokrację konstytucyjną przeciwstawiając ją kontroli hierarchii
kościelnej. Jej status wynika z tego, że Jezus był w prostej linii potomkiem
króla Dawida.
Co uczyniło linię krwi Dawida tak ważną i tak różną od pozostałych?
Właśnie to pytanie skierowało mnie na drogę, która zaowocowała kolejną
książką, Genesis of the Grail Kings (Potomkowie Dawida i Jezusa
3
)
przedstawiającą historię linii mesjanistycznej od samego jej początku.
Biblia podaje, że wywodzi się ona od Adama i Ewy, których trzeci syn.
Set, założył ród, który poprzez Matuzalema i Noego dochodzi ostatecznie
do Abrahama, Wielkiego Patriarchy Narodu Żydowskiego. Mówi ona, że
Abraham poprowadził swoją rodzinę z Mezopotamii (obecnie Irak) na
zachód do Kanaanu (Palestyny), skąd część jego potomków przeniosła się
do Egiptu. Po kilku pokoleniach wrócili oni do Kanaan, gdzie ostatecznie
Dawid Betlejemski został królem nowo powstałego Królestwa Izraela.
Jeśli przyjrzymy się tej historii, tak jak jest ona przedstawiana w
księgach Starego Testamentu, ujrzymy fascynującą opowieść, ale nie
zobaczymy niczego, co by wyjaśniało, dlaczego ród Dawida jest
szczególny. W rzeczywistości sprawa wygląda wręcz odwrotnie. Jego
przodkowie przedstawiani są jako włóczykije poszukujący nowych
terytoriów, którzy nic nie znaczyli, aż do czasu nastania króla Dawida.
Biblijna historia tego rodu pod żadnym względem nie przypomina dziejów
innych współczesnych mu rodów, na przykład faraonów Starożytnego
Egiptu. Ich znaczenie, jak się nam mówi, opiera się na tym, że (od czasów
Abrahama) są oni uważani za “wybrańców Boga". Ale nawet to określenie
nas nie zadowala, ponieważ ich Bóg, jak podaje Biblia, prowadził ich
przez kolejne klęski głodu, wojny i inne nie kończące się udręki. Co
więcej, biorąc to wszystko pod uwagę. Hebrajczycy tamtych czasów
sprawiają wrażenie niezbyt bystrych!
Tak więc mamy do wyboru dwie możliwości: albo Dawid wcale nie był
potomkiem Abrahama i został, po prostu, dopisany do tej listy przez
późniejszych autorów, albo przedstawiono nam mocno zniekształconą
historię początków tej rodziny – wersję stworzoną w celu podtrzymania
tworzącej się żydowskiej wiary, która nie była odzwierciedleniem prawdy
historycznej.
Zastanawiając się nad tą sprawą przypomniały mi się moje
doświadczenia z badaniem Nowego Testamentu. Znane nam od stuleci
teksty ewangelii mają niewiele wspólnego z relacjami pochodzącymi z
pierwszej ręki z czasów, w których rozgrywały się opisywane wydarzenia.
Nowy Testament, jak już wiemy, został poddany w IV wieku przez
biskupów kompilacji, w taki sposób, aby wspierał nowo narodzoną wiarę
chrześcijańską. Czyżby żydowscy skrybowie zrobili wcześniej to samo?
Było oczywiste, że aby to stwierdzić, będę musiał dotrzeć do starszych
tekstów. Problem polegał na tym, że najwcześniejsze pisma hebrajskie
(które zostały zinterpretowane wiele stuleci później) były spisane między
VI i I wiekiem przed naszą erą, przeto jest mało prawdopodobne, aby były
wiarygodne, jeśli chodzi o wydarzenia, które miały miejsce tysiące lat
wcześniej. Stało się niemal pewne, że ta sprawa tak właśnie się ma,
bowiem kiedy pisano te księgi po raz pierwszy, ich zadaniem było
przekazanie historii, która podtrzymywała zasady wiary żydowskiej –
wiary, która wyłoniła się dopiero w następnych pokoleniach.
Zważywszy że pierwsza grupa tych ksiąg napisana została w czasach,
kiedy Żydzi znajdowali się w babilońskiej niewoli, to znaczy w VI wieku
przed naszą erą, jest oczywiste, że to właśnie w księgach babilońskich
należy szukać oryginalnych zapisów z tamtych czasów. Niezaprzeczalnym
faktem jest to, że całość patriarchalnej historii Starego Testamentu,
począwszy od Adama, przez około 19 kolejnych pokoleń, aż do Abrahama,
to dzieje mezopotamskie. A dokładniej, historia ta zaczyna się w czasach
Sumerów zamieszkujących południowe tereny Mezopotamii, gdzie
znajdowała się porośnięta trawą delta Eufratu, którą ich starożytni
przodkowie nazywali Edenem.
W czasie badań prowadzonych podczas pracy nad książką Bloodline
ofthe Holy Grail (Krew z krwi Jezusa) odkryłem, że dobrym źródłem
informacji przedstawiającym kulisy wydarzeń są różne ewangelie i teksty,
które nie zostały włączone do kanonicznego Nowego Testamentu.
Pomyślałem także, że niektóre z nich mogą odnosić się do Starego
Testamentu. Na przykład księgi Henocha i Jubileuszy należą do tych, które
nie zostały doń włączone.
Kolejną księgą, do której jest wiele odnośników w Starym Testamencie,
w księgach Jozuego i Samuela, jest Księga Jaszara
4
(10.13). Pomimo jej
bezspornego znaczenia nie została ona ostatecznie włączona do Starego
Testamentu.
Jeszcze dwie inne prace są cytowane w Biblii. Księga Liczb powołuje
się na Księgę Wojen Jehowy
5
(21.14), zaś Księga Izajasza odsyła nas do
Księgi Jehowy
6
(34.16).
Co to za księgi? Gdzie one są? Są wymieniane w Starym Testamencie
(co oznacza, że go poprzedzają) i wszystkie są cytowane z racji ich wagi.
Dlaczego redaktorzy uznali za konieczne usunięcie ich w czasie selekcji?
W trakcie szukania odpowiedzi na to pytanie oraz analizy zawartości
Starego Testamentu przed jego wypaczeniem okazało się, że w
anglojęzycznych bibliach słowa “Pan" używa się w ogólnym kontekście,
podczas gdy w tekstach wcześniejszych występuje wyraźne zróżnicowanie
między “Jehowa" i “Pan".
Często zastanawiano się, dlaczego biblijny Bóg Hebrajczyków
prowadził ich poddając ich próbom i cierpieniom, sprowadzając na nich
powodzie i katastrofy, a (od czasu do czasu) ukazywał zupełnie odmienne,
pełne litości oblicze. Odpowiedź na ten dylemat brzmi następująco:
chociaż obecnie obie religie, żydowska i chrześcijańska, uznają “jednego i
jedynego Boga", początkowo występowała znaczna różnica między
Jehową i Panem. Były to w rzeczywistości dwa różne bóstwa. Bóg,
którego zastępczo (ponieważ jego imię było niewymawialne) nazywano
Jehową, był tradycyjnie bogiem burz, gniewu i zemsty, natomiast bóg,
którego zwano Panem, był bogiem żyzności, płodności i mądrości.
Jak zatem nazywano Pana we wczesnych rękopisach? Określano go, po
prostu, dominującym hebrajskim słowem “Adon" odpowiadającym
znaczeniowo słowu “Pan". Z kolei Jehowy nie nazywano na początku
żadnym konkretnym imieniem i nawet Biblia powiada, że Bóg Abrahama
nazywany był “El Szaddai", co znaczy “Wyniosła Góra".
Zastępcza nazwa, Jehowa, pochodzi od oryginalnego hebrajskiego
tetragramu, to jest czterech hebrajskich liter, YHWH, które oznaczają
“Jestem tym, który jest" – podobno tym słowem Bóg zwrócił się do
Mojżesza na górze Synaj, setki lat po Abrahamie. “Jehowa" nie był więc
imieniem, zaś wczesne manuskrypty mówią po prostu o “El Szaddai", a o
jego odpowiedniku o przeciwnym charakterze – “Adon".
Wśród Kananejczyków bogowie ci nosili odpowiednio imiona “El
Eljon" (“Alijan") i “Baal", które miały dokładnie takie same znaczenia
(“Wyniosła Góra" i “Pan").
W naszych współczesnych bibliach określenia “Bóg" i “Pan" używane
są wymiennie, jak gdyby dotyczyły jednej i tej samej postaci, lecz
początkowo wcale tak nie było. Jeden z nich był bogiem mściwym
(nienawidzącym ludzi), a drugi bogiem o charakterze socjalnym (podporą
ludzi), i każdy z nich miał żony, synów i córki. Stare pisma mówią, że
przez cały patriarchalny okres Izraelici pasjonowali się czczeniem Adona,
Pana, lecz przy każdej okazji El Szaddai (bóg burzy, Jehowa) brał odwet w
postaci powodzi, burz, głodu i destrukcji. Nawet przy samym końcu
(około roku 600 p.n.e.) Biblia podaje, że Jerozolima została zniszczona z
rozkazu Jehowy, zaś dziesiątki tysięcy Żydów dostały się do babilońskiej
niewoli, dlatego że ich król (potomek króla Dawida) wzniósł ołtarze na
cześć Baala, czyli Adona.
To właśnie w czasie tej niewoli Izraelici osłabli i ostatecznie dali za
wygraną. Zdecydowali poddać się “Bogu Gniewu" i stworzyli nową religię
z najzwyklejszego strachu przed jego karą. Właśnie w tym czasie po raz
pierwszy pojawiło się imię Jehowa – było to zaledwie 500 lat przed
Jezusem.
Konsekwentnie Kościół Chrześcijański przyjął również Jehowę
nazywając go po prostu “Bogiem", zaś wszystkie społeczne aspekty Adona
zostały odrzucone. Obie religie zaczęły od tego momentu opierać się na
wierze w strach, obawie przed karą. Nawet jeszcze dziś ich wyznawcy
określani są jako żyjący w “bojaźni bożej".
Gdzież zatem jesteśmy? Otóż wiemy, że w ramach całego panteonu
bogów i bogiń (z których wiele ma swoje odnośniki w Biblii) istniało
dwóch głównych przeciwstawnych bogów. W różnych religiach znani oni
byli pod nazwami El Eljon i Baal, El Szaddai i Adon, Aryman i Mazda
(Ormuzd), Jehowa i Pan, Bóg i Ojciec – wszystko to są nazwy o
charakterze tytularnym, nie ich nazwy własne.
Kim więc w rzeczywistości byli ci bogowie? Aby znaleźć odpowiedź na
to pytanie, nie musimy szukać zbyt daleko, wystarczy tylko sprawdzić
miejsce, w którym ci bogowie działali. Starokananejskie teksty (odkryte w
Syrii w latach dwudziestych) powiadają, że ich dwory znajdowały się w
dolinach Tygrysu i Eufratu, w Mezopotamii, w sumeryjskiej delcie
położonej nad Zatoką Perską zwanej Eden.
Jak zatem starożytni Sumerowie nazywali tych dwóch bogów? Jakie
mieli imiona? Jesteśmy w stanie śledzić sumeryjskie teksty wstecz aż do 3
700 lat p.n.e. Wszystkie one mówią, że interesujący nas bogowie byli
braćmi. W Sumerze bóg burz, który ostatecznie stał się znany pod
imieniem Jehowy, nazywany był “Enlil" lub “Ilu-kur-gal" (co znaczyło
“Władca Gór"), zaś jego brat, który stał się Adonem, nazywany był
“Enki". Imię to ma duże znaczenie w naszej historii, ponieważ “Enki"
znaczy “archetyp" (pierwowzór, prototyp).
To właśnie te wczesne syryjskie manuskrypty powiadają nam, że to Enlil
sprowadził Potop, a także zniszczył Ur i Babilon, to on cały czas
sprzeciwiał się kształceniu i oświeceniu rodzaju ludzkiego.
Wczesnosumeryjskie teksty podają także, że to Enlil zrównał z ziemią
Sodomę i Gomorę nad Martwym Morzem i wcale nie dlatego, że były to
siedliska nieprawości, jak się nas uczy, ale dlatego że były to ośrodki
mądrości i nauczania.
Z kolei Enki był tym, który mimo sprzeciwu swojego brata, obdarował
Sumerów dostępem do Drzewa Wiedzy i Drzewa Życia. To właśnie on
opracował strategię ucieczki przed Potopem i przekazał Tablice
Przeznaczenia, które przetrwały czas – tablice praw naukowych, które
stały się fundamentem pierwszych szkół tajemnic w Egipcie.
W wielu księgach jest mowa o hermetycznej szkole Tutmosisa III, który
panował w Egipcie około roku 1450 p.n.e. Nie jest jednak powszechnie
wiadome, że szkoła, którą odziedziczył, była z Królewskiego Dworu
Smoka i została założona przez kapłanów Mendes około roku 2200 p.n.e.,
a następnie ratyfikowana przez pochodzącą z dwunastej dynastii królową
Sobeknefru.
Ten królewsko-kapłański zakon przeszedł z Egiptu do królów
Jerozolimy; do czarnomorskich książąt Scytii i na Bałkany – w
szczególności do węgierskiego domu królewskiego, wywodzący się z
którego król Sigizmund (Zygmunt) restytuował 600 lat temu dwór. Dziś
istnieje on pod postacią Królewskiego Dworu Smoczej Monarchii i po
4000 lat jest to najstarszy monarszy dwór na świecie.
Jakie były jednak najwcześniejsze cele i ambicje zakonu – jeszcze w
czasach faraonów? Chodziło o zachowanie i rozwinięcie alchemicznej
mocy Królewskiej Krwi Pana Enki, Archetypu (Pierwowzoru).
Królowie wczesnej sukcesji (którzy panowali w Sumerze i Egipcie,
zanim stali się królami Izraela) byli namaszczani w chwili koronacji
tłuszczem smoka (świętego krokodyla). Ta święta bestia nosiła w Egipcie
nazwę Messeh (od której pochodzi hebrajskie słowo oznaczające
“namaszczać"), zaś królów tej dynastycznej sukcesji zawsze nazywano
“Smokami" lub “Mesjaszami" (czyli “Namaszczonymi").
W czasach wojen, kiedy łączyły się armie kilku królestw, wybierano
naczelnego dowódcę i nazywano go “Wielkim Smokiem" (“Królem
Królów") lub “Pendrago-nem" od starej celtyckiej formy tej nazwy.
Jedną z bardziej interesujących rzeczy pochodzących z archiwów
Smoczego Dworu jest źródłosłów słowa “monarchia". Wywodzi się ono z
początków kultury sumeryjskiej, gdzie słowa “monarchia" (“kingship") i
“pokrewieństwo" (“kinship") miały to samo znaczenie, przy czym słowo
“kin" oznacza “najbliższy w krwi", czyli krewny. Oryginalną formą słowa
“kinship" było “kainship", zaś pierwszym królem z mesjanistycznej,
smoczej sukcesji był biblijny Kain, głowa królewskiego sumeryjskiego
domu Kish.
Ustaliwszy to, z miejsca dostrzegamy pierwszą anomalię w tradycyjnie
podawanej Genesis (Księdze Rodzaju), ponieważ historycznie linia
Dawida i Jezusa wcale nie wywodzi się od Seta, syna Adama i Ewy.
Pochodzi ona od syna Ewy Kaina, którego odnotowani sukcesorzy
(aczkolwiek w Biblii poświęca się im bardzo mało miejsca) byli
pierwszymi królami (lub inaczej Kainami) Mezopotamii i Egiptu.
Mając to na względzie, ponowna lektura Biblii ujawnia dwa kolejne
ważne fakty. Wszyscy sądzimy, że Kain był pierwszym synem Adama i
Ewy, lecz tak nie było. Nawet Księga Rodzaju mówi nam, że nie był nim,
co znajduje potwierdzenie w stwierdzeniu Ewy, kiedy oświadcza ona
Adamowi, że ojcem Kaina jest Pan. Kim był ten “Pan"? Pan to Adon, zaś
Adon to Enki. Nawet dane pochodzące spoza Biblii, hebrajskiego Talmudu
i Midrasz, wyraźnie stwierdzają, że Kain nie był synem Adama.
Czego jeszcze błędnie uczono nas na temat tego okresu historii? Księga
Rodzaju (w formie anglojęzycznej) powiada nam, że Kain “uprawiał rolę"
(tekst polskojęzycznej wersji Biblii brzmi identycznie – Księga Rodzaju
4.3). Jednak oryginalne teksty wcale tego nie mówią. Podają one, że “miał
on zwierzchnictwo nad Ziemią", co znaczy zupełnie co innego, biorąc pod
uwagę jego królewski status.
Wydaje się, że interpretatorzy Biblii mieli nieustające kłopoty ze
słowem “Ziemia", często tłumacząc je jako “grunt", “glina" lub “pył".
Pierwotne teksty odnosiły się jednak do “Ziemi". Nawet jeśli chodzi o
Adama i Ewę tłumacze wszystko poplątali. Biblia mówi: “Stworzył
mężczyznę i kobietę i nazwał ich imieniem Adam". Starsze zapiski
używają pełniejszej nazwy: “Adama", co oznacza “Ziemi", lecz nie
znaczy, że stworzył ich z ziemi, a jedynie, że byli “Ziemi" lub, jak to
bardzo precyzyjnie tłumaczy Anchor Hebrew Bibie, byli oni “ziemscy,
śmiertelni".
Można by jeszcze wiele mówić na temat historii Adama i Ewy i o tym,
jak powstali oni w wyniku klinicznego klonowania. Pisarze, tacy jak na
przykład Zecharia Sitchin, napisali wiele na ten temat, zaś moja nowa
książka porusza ten temat jeszcze dogłębniej. Nie będę snuł obecnie
rozważań w tej sprawie, ponieważ chcę przejść bezpośrednio do alchemii
Mesjanistycznej Linii Krwi Smoczych Królów Ziemi. Dodam jedynie, że
sumeiyjskie zapisy głoszą, iż około 6 000 lat temu Adam i Ewa (znani
wówczas pod imionami “Atabba" i “Awa", zaś łącznie jako “Adama") byli
wychowywani przez Enki i jego siostrę-żonę Nin-khursag w celu
królowania w Domu Shimti. W języku sumeryjskim słowo Shi-im-ti
oznacza “oddech-wiatr-życie".
Adam z całą pewnością nie był pierwszym człowiekiem na Ziemi, lecz
był pierwszym z alchemicznie pomyślanego rodu królewskiego. Nin-
khursag zwana była “Panią Zarodka" lub “Panią Życia" i była zastępczą
matką Attaba i Awa, którzy zostali stworzeni z ludzkiego jaja
zapłodnionego przez Pana Enki.
Właśnie dlatego, że Nin-khursag nosiła tytuł “Pani Życia", Hebrajczycy
nadali później Awie (Ewie) ten sam tytuł. I rzeczywiście imię Awa (lub
Ewa) znaczyło później “Życie". Jest tu jeszcze jedna interesująca paralela,
która wynika z różnicy znaczeń między podobnie brzmiącymi
wyrażeniami w języku sumeryjskim. Otóż “Pani Życia" brzmi po
sumeryjsku Nin-ti (przy czym Nin znaczy “Pani", zaś “ti" – “Życie"), zaś
inne sumeryjskie słowo, “ti" (z dłużej wymawianym “i"), oznacza żebro.
Stąd też wzięło się pomieszanie przez Hebrajczyków znaczeń tych dwóch
stów – “ti" i “ti" – czego konsekwencją było powiązanie Ewy z żebrem
Adama.
Zarówno Enki, jak i Nin-khursag (wraz z ich bratem Emilem,
późniejszym Jehową) należeli do panteonu bogów i bogiń, który nazywano
Anunnaki, czyli “Niebo zstąpiło na Ziemię". W Psalmie 82 jest wzmianka
o Wielkim Zgromadzeniu Anunnaki (w późniejszym czasie zwanym
Dworem Elohima), podczas którego Jehowa próbuje przejąć władzę nad
pozostałymi bogami.
Zgodnie z tradycją Smoka ważność Kaina polegała na tym, że był on
bezpośrednim dziełem Enki i Awy (Ewy), w związku z czym jego krew
była w trzech czwartych krwią Anunnaki. Jego przyrodni bracia Hevel i
Satanael (bardziej znani pod imionami Abel i Set) mieli mniej niż połowę
krwi Anunnaki, ponieważ byli synami Atabba i Awa (Adama i Ewy).
Krew (pochodzenie) Kaina była tak bardzo nadrzędna, że mówiono, iż
krew jego brata, Abla, była w porównaniu z nią “Ziemska". Kain, jak
mówią starożytne teksty, “wznosił się wysoko ponad Ablem", tak że krew
jego brata wsiąkła w ziemię. Niestety to oryginalne określenie zostało
błędnie przetłumaczone i włączone do współczesnej Biblii w postaci:
“Kain wzniósł się ponad Abla i rozlał jego krew po ziemi". Znaczenie
tego, jak widać, jest zupełnie inne.
Możemy teraz przenieść się bliżej współczesności i rozważyć sprawę
najstarszego “Grant of Arms" (dar szlachectwa, uszlachcenie, nadanie
herbu) w dziejach monarchów – uszlachcenia, które wyznacza
Mesjanistyczną Krew Smoka na wsze czasy. Sumerowie określali to
insygnium słowem Gra-al. Brzmi znajomo, nieprawdaż? Jednak z Biblii
znamy to jako “Znamię Kaina" (“Dał też Pan znamię Kainowi..." – Księga
Rodzaju, 4.15).
Znamię to Kościół przedstawia nam jako swego rodzaju przekleństwo.
Lecz wiedząc już to, co wiemy, Biblia faktycznie tego nie mówi. Mówi
ona, że w wyniku wdania się w spór z Jehową dotyczący posłuszeństwa
Kain obawiał się o swoje życie. Podaje się nam, że Pan naznaczył Kaina
znamieniem i zaprzysiągł siedmiokrotną zemstę jego nieprzyjaciołom.
Nikt nie potrafił nigdy wytłumaczyć, dlaczego Jehowa miałby chronić
Kaina, który się mu sprzeciwiał. W rzeczywistości to nie było
postanowienie Jehowy. To nie on był protektorem Kaina. Jest powiedziane,
że “znamię" nadane zostało Kainowi przez Pana (Adon, Enki), który był
jego ojcem.
Mało kto zastanawiał się kiedykolwiek, kim są nieprzyjaciele Kaina, o
których mówi Księga Rodzaju. Któż to mógł być? Skąd się wzięli?
Według Biblii na Ziemi byli w owym czasie tylko Adam i Ewa oraz ich
synowie Kain i Abel, przy czym Kain miał niebawem zabić Abla. Jeśli
uznamy ten tekst za prawdziwy, to będziemy musieli stwierdzić, że nie
było wówczas nikogo, kto mógłby być nieprzyjacielem Kaina!
Czymże więc był ten sumeryjski Gra-al, który Biblia zwie
“Znamieniem Kaina"? Był to pełen godności herb w postaci “Pucharu
Wody" lub Rosi-Crucis (“Puchar Rosy"), który istnieje we wszystkich
zapiskach (włącznie z egipskimi, fenickimi i hebrajskimi annałami) w
postaci zwróconego ku górze czerwonego krzyża umieszczonego w środku
koła. Na przestrzeni wieków znak ten ulegał różnym modyfikacjom i
upiększeniom, lecz jego istota pozostała nie zmieniona i uznaje się go za
oryginalny symbol Świętego Graala.
Kolejna nieprawidłowość zawarta w Księdze Rodzaju znajduje się w
miejscu, w którym mówi ona, że Kain znalazł sobie żonę. Należy zatem
zapytać, kim byli jej rodzice, skoro Adam i Ewa byli wówczas jedyną
żyjącą parą? Nie wdając się w wyjaśnienie tej niedorzeczności Księga
Rodzaju przechodzi do wyliczania imion potomków Kaina!
To oznacza, że pewne bardzo ważne informacje zostały usunięte ze
Starego Testamentu. Jest oczywiste, że w tamtych czasach na Ziemi było
już wielu ludzi i ich dzieje znaleźć można w źródłach pozabiblijnych.
Pomijając teksty sumeryjskie, znacznie więcej informacji na ten temat
znaleźć można nawet w tekstach hebrajskich i wczesnochrześcijańskich.
W celu przedłużenia linii Kaina został on ożeniony ze swoją siostrą
przyrodnią – księżniczką czystej krwi Anunnaki, Luluwą. Jej ojcem był
Enki, zaś matką Lilith, wnuczka Enlila. Biblia nie podaje imienia żony
Kaina, niemniej podaje imię ich młodszego syna, Henocha, z kolei teksty
sumeryjskie podają imię ich starszego syna, dziedzica tronu, Atuna, który
jest bardziej znany pod imieniem Etana, król Kish.
O Etanie mówi się, że “przechadzał się z bogami" i był karmiony z
“Rośliny Narodzin" (lub “Drzewa Życia", jak podaje Księga Rodzaju). Od
tej chwili królowie tej linii byli określani jako gałęzie Drzewa, przy czym
starożytnym odpowiednikiem słowa “gałąź" było słowo klone (“klon").
Później owa “Roślina" lub “Drzewo" zostało przedefiniowane na
“Winorośl" i stąd Gra-al. W ten sposób Winorośl i Mesjanistyczna Linia
Krwi (rodowód) zespoliły się w jedno pojęcie w literaturze kolejnych
stuleci.
Poprzez tworzenie odpowiednich związków ta królewska linia była tak
kształtowana, aby móc pełnić przywódczą rolę. Jej sukcesorzy zawsze
przewyższali sobie współczesnych pod względem wiedzy, kultury,
świadomości, mądrości i intuicji. Aby zachować czystość krwi, zawsze
zawierali małżeństwa ze ściśle spokrewnionymi ze sobą partnerami.
Wiedziano, że dominujący gen dziedzictwa jest przenoszony z krwią
matki. Dziś nazywamy to “mitochondrialnym DNA". W ten oto sposób
zrodziła się tradycja, którą odziedziczyli ich królewscy spadkobiercy w
Egipcie i późniejsi władcy celtyccy. Prawdziwy status królewski był
utrzymywany i przekazywany poprzez kobietę i z tego względu
królewskie małżeństwa były strategicznie zawierane z przyrodnimi
maternalnymi siostrami (wspólna matka) lub ciotecznymi kuzynami.
Dotarłszy do miejsca, w którym po raz pierwszy padła nazwa Drzewo
Życia, to znaczy do około 3 500 roku p.n.e., zaczniemy teraz poznawać
zasady, przy pomocy których ród królewski od jego prapoczątków
odżywiany był doustnie składnikami pochodzącymi z ludzkiego ciała.
Praktyka ta była kontynuowana przez ponad 1000 lat, aż do chwili gdy
program żywienia zyskał postać w pełni naukową i alchemiczną.
Zanim zagłębimy się w szczegóły królewskiej diety, warto zastanowić
się, dlaczego tak ważna, pochodząca od Kaina, linia krwi królewskiej
została ze względów strategicznych zignorowana przez Hebrajczyków i
Kościół Katolicki na rzecz równoległej, młodszej linii wywodzącej się od
syna Adama, Seta. Dlaczego bojaźliwi uczniowie EnhIa-Jehowy
ostatecznie odżegnali się od dynastii Kaina?
Księga Rodzaju Starego Testamentu podaje rodowody pochodzące od
Kaina i jego przyrodniego brata Seta. Warto jednak zauważyć, że imiona
figurujące na tych listach w pierwszych pokoleniach są bardzo podobne,
mimo iż podawane są w innym porządku: Henoch – Enosz, Irad – Jered,
Machujael – Mahalaleel, Metuszael – Metuszelach i Lamek – Lamek.
Biorąc to pod uwagę, często wysuwano przypuszczenie, że linia
pochodząca od Seta aż do Noego, syna Lameka, była (niezbyt zręcznie)
zakamuflowana przez kompilatorów Biblii w celu ukrycia, że w
rzeczywistości pochodziła ona aż do czasów Noego od Kaina. Jeśli
rzeczywiście tak było, wówczas w czasie życia Noego musiało wydarzyć
się coś, co spowodowało konieczność ukrycia przez późniejszych
historiografów rzeczywistego pochodzenia jego przodków. Odpowiedzi na
to należy szukać w samej Biblii.
W tym momencie historii rodziny mściwy Jehowa najwidoczniej
ostrzegł Noego i jego synów przed spożywaniem krwi – edykt ten stał się
bardzo ważny i zaważył na późniejszym stylu życia żydów. Od dawna
żydowskim zwyczajem jest wieszanie mięsa, aby ściekła z niego krew,
zanim zostanie ono ugotowane i zjedzone.
Natomiast w tradycji chrześcijańskiej, wręcz przeciwnie, symboliczne
spożywanie krwi jest bardzo ważne. Zwyczajem chrześcijan jest
przyjmowanie sakramentu Komunii, w czasie którego pite jest wino z
poświęconego kielicha symbolizujące krew Jezusa, życiodajną krew
Mesjanistycznej Winorośli.
Być może ten chrześcijański zwyczaj jest nawrotem do odległego,
pochodzącego jeszcze z czasów sprzed Noego, rytuału, któremu sprzeciwił
się Jehowa? Jeśli tak rzeczywiście jest, to być może kielich będący
symbolem kobiety odnoszącym się od zarania dziejów do macicy, odnosił
się również do ekstraktu z krwi menstruacyjnej? Odpowiedź na te pytania
brzmi: “Tak". Taki był właśnie ten zwyczaj, lecz nie był on aż tak
podejrzany (odpychający), jak to się może wydawać. Kto z nas wie lub
stara się dociec, skąd biorą się spożywane dziś leki oraz różne suplementy.
Co więcej, ci, którzy to wiedzą, niechętnie o tym mówią. I tak na przykład
hormon Premarin wytwarzany jest z moczu klaczy, a niektóre hormony
wzrostu z Escherichia coli (pałeczka okrężnicy), bakterii znajdującej się w
kale.
Ekstrakt krwi, o który chodzi, nie pochodził pierwotnie z ludzkiej krwi,
lecz z poświęconej księżycowej esencji Anunnaki, to znaczy od Nin-
khursag, siostry Enki, zwanej Panią Życia. Uważano go za najpotężniejszą
siłę życiową i nazywano “Gwiezdnym Ogniem". Królewska linia została
zrodzona z łona Nin-khursag i to właśnie jej krwią, boskim Gwiezdnym
Ogniem, dokarmiano dodatkowo Smoczy ród.
W Starożytnym Egipcie Nin-khursag była czczona pod postacią Izis i
pod obydwoma imionami była ona matką mesjanistycznej linii (rodu),
ponieważ to jej gen był twórcą “Początku", “Gene-Izis", lub – jak określali
to Grecy – Genesis.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że edykt zabraniający spożywania
krwi nie pochodził od Enki Mądrego, lecz Enlila-Jehowy – Boga Gniewu,
który zesłał Potop, spustoszył Ur i Babilon oraz usiłował zmylić Adama,
mówiąc, że umrze, jeśli spróbuje zjeść owoc z Drzewa Wiedzy. Nie był to
bóg kochający ludzi i sumeryjskie teksty mówią to jasno. Ponieważ
zabronił on spożywania krwi, należy sądzić, że nie był to edykt mający na
celu dobro Noego i jego następców, ale raczej ich szkodę.
W ścisłej recepturze Gwiezdnego Ognia znajdowała się księżycowa
esencja Bogini, lecz nawet w warunkach naszego ziemskiego środowiska
wydzielina menstruacyjna zawiera w sobie najwartościowsze
endokrynologiczne składniki, w szczególności pochodzące z szyszynki i
przysadki mózgowej. To właśnie szyszynka była zawsze łączona
bezpośrednio z Drzewem Życia, gdyż uważano, że ten maleńki gruczoł
wydziela substancję zapewniającą długie aktywne życie zwaną somą lub
według Greków – ambrozją.
W kręgach mistycznych menstruacyjnej “flow-er" (“ta, która płynie") od
dawna przypisuje się nazwę “flower" (“kwiat") i przedstawia się ją
symbolicznie jako kwiat lilii lub lotosu. W rzeczywistości definicja “flow-
er" stanowi rdzeń współczesnego słowa “flower". W starożytnym Sumerze
najważniejsze kobiety z rodu Smoka traktowano jak lilie i nadawano im
takie imiona, jak Liii, Luluwa, Lilith, Lilutu czy Lillette.
W wyobrażeniach malarskich Mesjanistyczny Smok zdradzał niewielkie
podobieństwo do uskrzydlonej, dyszącej ogniem bestii z późniejszej
zachodniej mitologii. Był to zasadniczo wąż o olbrzymich szczękach
posiadający cztery nogi, podobny do krokodyla lub warana. Był to święty
Messeh, który nosił imię “Draco". Draco był symbolem boskości
egipskich faraonów, egipskiego lecznictwa, esseńczyków z Qumran, a
także Bistea Neptunisem (wężem morskim) europejskich następców
rybiarskich królów z dynastii Merowingów.
W starych hebrajskich Bibliach wszystkie odniesienia do węży czynione
są za pomocą słowa nahash (od źródło-słowu NHSH), lecz nie odnosi się
ono do węży, jakie znamy, to znaczy jadowitych gadów, lecz do węży w
ich tradycyjnym znaczeniu, symboli mądrości i oświecenia, bowiem słowo
nahash jest czasownikiem określającym czynność rozszyfrowywania,
wynajdywania.
Węże, w tej lub innej formie, zawsze były wiązane z mądrością i
uzdrawianiem i zwyczajowo Drzewa Życia i Wiedzy są z nimi łączone. W
insygniach wielu stowarzyszeń medycznych do dzisiaj znajduje się wąż
owinięty wokół Drzewa Narodzin (Drzewa Życia). Wizerunek ten
przedstawiany jest na wielu reliefach starożytnego Sumeru jako symbol
Enki.
Warto również podkreślić, że innym pospolitym symbolem medycznej
profesji są dwa węże wijące się wokół uskrzydlonej laski Hermesa. W tym
przypadku również przekazywana jest prawdziwa symbolika Gwiezdnego
Ognia, zaś pochodzenia tego symbolu można doszukiwać się w
początkach szkół tajemnic i instytucji gnostycznych
8
.
Starożytne teksty wyjaśniaj ą, że laska i bliźniacze węże symbolizują
rdzeń kręgowy i sprzężony ze zmysłami system nerwowy. Dwa górne
skrzydła symbolizują dwuczłonową strukturę mózgu. Między skrzydłami,
na zwieńczeniu kolumny rdzenia, znajduje się małe wybrzuszenie, które
reprezentuje szyszynkę.
Kombinację centralnie położonego symbolu szyszynki i bocznych
skrzydeł przez długi czas nazywano “Łabędziem", który w tradycyjnej
symbolice Graala (tak jak w niektórych kręgach jogistycznych) oznacza w
pełni oświeconą istotę. Chodzi tu o stan świadomości osiąganej przez
średniowiecznych Rycerzy Łabędzia uosabianych przez takie postacie, jak
Perceval i Lohengrin.
Tym, którzy nie znają funkcji szyszynki i pozostałych gruczołów
dokrewnych, wyjaśniam, że szyszynka jest bardzo małym gruczołem w
kształcie stożka wielkości ziarenka kukurydzy. Położona jest ona w
centralnej części mózgu na zewnątrz półkul mózgowych i nie jest jego
częścią.
Według siedemnastowiecznego francuskiego uczonego, Renę Descartesa
(Kartezjusz), szyszynka jest siedliskiem ducha – miejscem, w którym ciało
i rozum łączą się ze sobą. Starożytni Grecy traktowali ją podobnie, zaś
Herofilos opisał ją w IV wieku p.n.e. jako organ regulujący przepływ
myśli. Gruczoł ten od dawna intryguje badaczy ludzkiego ciała, ponieważ
w przeciwieństwie do pozostałych części mózgu nie jest zdublowany.
W czasach starożytnego Sumeru kapłani Anu (ojca Enhia i Enki)
rozwijali i doskonalili wielokierunkową wiedzę medyczną dotyczącą
substancji ożywionych, z menstruacyjnym Gwiezdnym Ogniem jako
źródłem istotnych składników włącznie. Na początku była to czysta
księżycowa esencja Anunnaki zwana “Złotem Bogów" podawana
wyłącznie królom i królowym z rodu Smoka. Później, w Egipcie i krajach
śródziemnomorskich, menstrualny “Gwiezdny Ogień" był zbierany od
świętych dziewic-kapłanek, które czczono jako “Szkarłatne Kobiety".
Wydaje się, że słowo “rytualny" ma swoje źródło w tych praktykach i
pochodzi od słowa ritu, które określało świętą ceremonię “Czerwonego
Złota".
Wydzieliny gruczołów dokrewnych są, oczywiście, do dzisiaj używane
w terapii, lecz ich składniki, takie jak melatonina i serotonina, są
uzyskiwane z gruczołów martwych zwierząt i wykazują brak bardzo
ważnych elementów, które są obecne jedynie w wydzielinach gruczołów
żywych ludzi.
W symbolice ognia starożytnej alchemii “czerwień" jest synonimem
metalicznego “złota". W niektórych tradycjach (na przykład hinduskiej)
“czerwień" identyfikuje się z “czernią". Stąd bogini Kali jest zarówno
“czerwona", jak i “czarna". Kali pochodzi jednak od Sumerów, którzy
twierdzili, że jest ona Kalimath, siostrą żony Kaina, Luluwy.
Kali była główną księżniczką Domu Smoka i za sprawą jej związku z
Gwiezdnym Ogniem stała się boginią czasu, pór roku, okresów i cykli. Z
tego też względu imię jej stało się rdzeniem słowa kalendarz (kalindar)
oznaczającego podział na pory roku.
Jak z tego wynika, na początku metale alchemików nie były zwykłymi
metalami, lecz żywymi esencjami, zaś starożytne misteria nie miały
charakteru metafizycznego, ale czysto fizyczny. Pochodzenie słowa
“sekret" wynika z ukrytej wiedzy o wydzielinach (sekrecjach) gruczołów
dokrewnych. Ritu (“czerwień" lub “czerń") oznaczało prawdę. Pochodzi
od niego nie tylko słowo “rytualny", ale również “rite" (“obrządek"),
“root" (“korzeń") i “red" (“czerwień"). Powiadano, że ritu objawia się w
formie materii fizycznej najczystszego i najszlachetniejszego ze
wszystkich metali – złota. Stąd też złoto uważane było za “ostateczną
prawdę".
Podobnie jak ze słowem “sekret" ma się sprawa z innymi słowami. W
starożytnym Egipcie słowo Amen było używane do podkreślania czegoś
ukrytego lub zatajonego. Słowo “occult" (“okultystyczny", “tajemny")
znaczyło dokładnie to samo, niemniej dziś na zakończenie modlitw
używamy słowa “Amen", podczas gdy słowo “okultyzm" kojarzy się z
czymś złowrogim. W rzeczywistości oba one są związane ze słowem
“sekret" i wszystkie one były w pewnych okresach związane z mistyczną
nauką o sekrecjach,
Ponieważ Kali była związana z “czernią" (będąc “czarną i piękną"), od
jej imienia wywodzi się również angielskie słowo “coal" (“węgiel"),
znaczące “ten, który jest czarny", tyle że poprzez pośrednie słowo kol. W
hebrajskiej tradycji Bath-Kol (odpowiedniczka Kali) zwana była “Córą
Głosu", zaś głos był związany z okresem dojrzewania kobiety. Tak więc
łono było związane z głosem i uważano, że Gwiezdny Ogień jest “Słowem
Łona" mającym charakter wyroczni. Przeto łono nazywano “utterer"
(“przepowiadacz") lub “uterus" (“macica").
Nazwa “Szkarłatne Kobiety" jest pochodną ich bezpośredniego związku
ze źródłem Gwiezdnego Ognia. W Grecji zwano je hierodulami (“Święte
Kobiety"). W późniejszym czasie słowo to przekształcono (poprzez
średniowieczny francuski na angielski) na “harlot" (“prostytutka",
“dziwka", “kurwa"). W jeżyku wczesnogermańskim były one zwane
Horesami i z czasem słowo to zostało zangielszczone na “whores"
(“kurwy"). Początkowo słowo to oznaczało jednak “Ukochane". Jak
podkreślają dobre słowniki etymologiczne, słowa te były opisami wielkiej
czci i w żadnym wypadku nie były odpowiednikami takich stów, jak
“prostytutka" i “cudzołożnica". Ich obecne potoczne znaczenie jest
wynikiem ukartowanych działań średniowiecznego Kościoła
Rzymskokatolickiego mających na celu zdeprecjonowanie szlachetnego
statusu tych świętych kapłanek.
Wycofanie z życia publicznego wiedzy o prawdziwej tradycji
Gwiezdnego Ognia nastąpiło, kiedy wiedza wczesnych adeptów i
późniejszych gnostyków (prawdziwych przedchrześcijańskich chrześcijan)
została zdeformowana przez fałszerzy historycznego chrześcijaństwa.
Pewien zasób oryginalnej gnosis (wiedzy o sprawach duchowych) jest
zachowany w talmudycznej i rabinicznej tradycji, lecz żydzi i
chrześcijanie głównego nurtu tych religii uczynili, ogólnie mówiąc,
wszystko, aby zniekształcić wszelkie pozostałości tej starożytnej sztuki.
Oprócz bycia “Złotem Bogów" esencja menstruacyjna Anunnaki zwana
była również “Wehikułem Światła" i stawiana na równi z mistycznymi
“Wodami Kreacji" – przepływem nieskończonej wiedzy. Dlatego Rosi-
Crucis (Puchar Rosy lub Puchar Wód identyfikowany z czerwonym
krzyżem wewnątrz koła) stał się Znamieniem Kaina i późniejszym herbem
Jego królewskiego rodu.
Mówiono, że Światło pozostaje w osobie duchowo nie rozbudzonej w
stanie uśpienia i że można je pobudzić i umotywować przy pomocy
duchowej energii własnej woli oraz poprzez stałe sprawdzanie samego
siebie. Nie jest to jednak jakikolwiek proces umysłowy, ale prawdziwie
wolna od myśli świadomość – bezcielesna forma czystego Bytu.
Przypisy:
1. Laurence Gardner, Krew z krwi Jezusa – Święty Graal i tajemnica
potomków Jezusa, przekład Pawet Korombel, Wydawnictwo Da Capo,
Warszawa, 1998. – Przyp. red.
2. W polskiej edycji Nexusa artykuł ten ukazał się w poprzednich trzech
numerach: 4 (2/1999), 5 (3/1999) i 6 (4/1999). – Przyp. red.
3. Laurence Gardner, Genesis of the Grail Kings: The Pendragon Legacy
of Adam And Eve (Potomkowie Dawida i Jezusa), przekład Grażyna
Gasparska, Wydawnictwo Amber, Warszawa, 1999.
4. W Piśmie Świętym Starego t Nowego Testamentu w przekładzie z
jeżyków oryginalnych (Biblii Tysiąclecia) nosi ona nazwę Księgi
Sprawiedliwego, natomiast w Piśmie Świętym w Przekładzie Nowego
Świata (Biblia Świadków Jehowy) Księgi Jaszara. – Przyp. red.
5. W “Biblii Tysiąclecia" nosi ona nazwę Księgi “Wojen Pana",
natomiast w Biblii Świadków Jehowy Księgi Wojen Jehowy. – Przyp. red.
6. W “Biblii Tysiąclecia" nosi ona nazwę Księgi Pańskiej, natomiast w
“Biblii Świadków Jehowy" Księgi Jehowy. – Przyp. red.
7. W przypisach do polskojęzycznej wersji Biblii jest taka próba: “Owo
znamię było czymś co chroniło Kaina – może cechą przynależności do
szczepu, który stosuje prawo krwawej zemsty za zabicie swego członka". –
Przyp. tłum.
8. Gnostycyzm to religijno-filozficzny kierunek powstały w pierwszych
wiekach chrześcijaństwa na wschodzie Cesarstwa Rzymskiego łączący
elementy chrześcijaństwa, filozofii hellenistycznej i religii wschodnich. –
Przyp. tłum.
GWIEZDNY OGIEŃ – ZŁOTO BOGÓW – CZĘŚĆ DRUGA
Tym, co stanowiło kluczowy problem dla EnIiIa-Jehowy, była koncepcja
“istoty" lub “samokompletności". Z kolei jego brat Enki wiedział, że
ludzie, którzy spożywali owoc Drzewa Wiedzy (mądrości Anunnaki) oraz
Rośliny Narodzin (Gwiezdnego Ognia), mogą stać się niemal równi
bogom. Jehowa doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Księga Rodzaju
mówi, że kiedy Adam zerwał owoc z Drzewa, Jehowa rzekł: “Oto
człowiek stał się taki jak My..." (Księga Rodzaju, 3.21).
Enki Mądry, Strażnik Drzewa Wiedzy, również miał inne imię w tradycji
hebrajskiej. Nazywano go Samael (Sama-El), ponieważ został mianowany
Panem Sama w północnej Mezopotamii. Nauki wczesnych szkół wiedzy
tajemnej wyrażały się bardzo zdecydowanie na temat Drzew Życia i
Wiedzy i było to dokładne powtórzenie nauk samego Enki. Było tam
powiedziane:
Niczego nie można zdobyć tylko pragnieniem lub zrzucaniem
odpowiedzialności na wyższe autorytety. Wiara jest aktem “uwierzenia",
bo “żyć" znaczy “wierzyć"...
1
a Wola jest ośrodkiem decyzyjnym jaźni.
Sumeryjskie teksty podają, że syn Kaina, król Etana, spożywał z Rośliny
Narodzin w celu usynowienia swojego własnego syna i następcy, króla
Baali, zaś Roślina Narodzin była bezpośrednio wiązana z indywidualną
długowiecznością oraz urzędem Kainowym lub inaczej królewskością.
Sama w sobie była związana z Gwiezdnym Ogniem i czynnościami
szyszynki, zaś spożywanie z Rośliny Narodzin było rytuałem przyjęcia
Gwiezdnego Ognia – czystej żeńskiej esencji Anunnaki, Nektaru
Najwyższej Doskonałości.
W tym znaczeniu “flow-er" (kwiat lub lilia) Anunnaki była postrzegana
jako posiadaczka czary, przekazicielka Bogatego Pokarmu Macierzy. W
tym wcieleniu zwano ją Różą Sharon (od słowa Sha znaczącego “orbita"
wraz ze słowami Ra i On odnoszącymi się do świątyni “Światłości").
Znaczenie tej wysoko czczonej godności jest w pełni uwidocznione w
Pieśni Salomona, w której mesjanistyczna oblubienica zwraca się do króla
następującymi słowy: “Jam narcyz Saronu lilia dolin" (Pieśń nad
Pieśniami, 2.1 – jest to tekst wg polskojęzycznej wersji Biblii, natomiast
tekst podany przez autora artykułu brzmi: “Jam róża Sharon i lilia dolin").
Odbiorca Gwiezdnego Ognia, król, był uważany za tego, który
zakwalifikował się na to stanowiska po osiągnięciu predestynującej do
tego stanu oświeconej świadomości – stanu, w którym jego uzdolnienia z
poziomu mądrości i przywództwa wzniosły się na poziom królewskości
zwany Malkű. To właśnie z mezopotamskiego słowa Malku Hebrajczycy
utworzyli swoje słowa Malchus (król) i Malkhut (królestwo).
Dopiero w ostatnich czasach naukowcom udało się odkryć hormonalną
wydzielinę szyszynki, którą wyodrębniono ostatecznie w roku 1968. Jej
zasadniczy składnik nazwano melatoniną, co oznacza “nocny pracownik"
(od greckich słów: “melos" – “czarny" i “tosos" – “praca"). Ci, u których
obserwujemy wysoki poziom melatoniny, silnie reagują na słońce,
ponieważ ma ono wpływ na ich poziom umysłowy, są oni zdecydowanie
bardziej czynni nocą. Melatoniną nosi nazwę “hormonu ciemności", jako
że jest wytwarzana tylko nocą, w ciemności. Wystawienie się na działanie
promieni słonecznych powoduje zmniejszenie rozmiaru szyszynki i
zmniejsza duchową świadomość, podczas gdy ciemności i wysoka
aktywność szyszynki zwiększają intuicyjną wiedzę i subtelne myślenie,
zmniejszając jednocześnie czynniki stresotwórcze.
Warto w tym miejscu zastanowić się, jak to się stało, że Kościół
Chrześcijański ostatecznie zniszczył prawdziwe znaczenie rytuału
Gwiezdnego Ognia przenosząc go w obszar złowrogiej legendy gotyckiej.
Według dawnych tradycji władcy (posiadacze) Malkhut byli znani pod
imieniem Smoków lub inaczej Pendragonów, zaś głowa panująca zawsze
zwana była Draco (co również znaczy Smok).
Z racji ich cielesnych zalet, które zawdzięczali dodatkowej ilości
melatoniny oraz innych hormonalnych wydzielin, byli w rzeczy samej
“Książętami Ciemności", a wyższy poziom świadomości, wyższą od
przeciętnej moc i długowieczność, uzyskiwali spożywając Gwiezdny
Ogień wytwarzany z miesiączkowej krwi królowych Anunnaki i kapłanek
zwanych Szkarłatnymi Kobietami.
Jak podałem w Krew z krwi Jezusa, brutalni średniowieczni katoliccy
inkwizytorzy zostali skierowani przeciwko wszystkim – tak zwanym –
heretykom, którzy wspierali w ten lub inny sposób mesjanistyczną linię
krwi (Sangreal) Smoczych Królów stojącą w opozycji do
skorumpowanych dogmatów biskupów. Wiele ich ofiar uznano za
okultystów lub wiedźmy i oskarżono o wspieranie starożytnego,
heretyckiego kultu Smoka, Księcia Ciemności. Władcy Kościoła ogłosili,
że są oni wampirami.
Już wcześniej wspomniałem o znaczeniu starożytnego Egipskiego
Dworu Smoka, podkreślając, że ten królewski Zakon działa od około 4000
lat do dzisiaj. W XV wieku dostojnym kanclerzem tego Dworu (Zakonu)
był książę Transylwanii-Wołoszczyzny Wład III, ten sam, który zbudował
bukareszteńską cytadelę. Wład zapadł jednak bardziej w ludzkiej pamięci
jako hrabia Drakula, co znaczy “syn Drakula". Drakul (Smok) było
imieniem jego ojca, pod którym występował on w Zakonie (Dworze) od
roku 1431.
Wład był zwolennikiem ostrej dyscypliny, zaś karą za wykroczenia
przeciwko państwu było nadziewanie na pal. Metoda ta była kompatybilna
z pozostałymi okropnymi karami stosowanymi w tamtych czasach
(gotowanie we wrzącym oleju, palenie na stosie, rozciąganie,
ćwiartowanie etc.). Ta szczególna kara obróciła się w końcu przeciwko
jemu samemu w późniejszej gotyckiej powieści, która mówiła, że on sam
powinien być nadziany na drewniany pal.
Rzeczywistą przyczyną obaw ówczesnego establiszmentu przed Drakula
nie było jednak brutalne traktowanie przez niego swoich wrogów (tego
rodzaju praktyki były na porządku dziennym), ale jego rozległa wiedza
alchemii i starożytnego rytuału Gwiezdnego Ognia. Ucząc się w
Austriackiej Szkole Salomona w Hermannstadzie zdobył dogłębną wiedzę
na temat cielesnych efektów melatoniny i serotoniny, które wpływają
dodatnio na długość życia oraz świadomość.
Z rzymskich kronik jasno wynika, że należał do ludzi, których organizm
wytwarzał dużo melatoniny, a tacy ludzie, jak już wiemy, są uczuleni na
słońce. Są aktywni nocą (melas tosos), z czego właśnie bierze się ów
transylwański mit i wydana w roku 1897 powieść Briana Stokera Dracula
(Drakula), w której Wład-Drakula został opisany jako wampir, Książę
Ciemności, który wysysał krew dziewic!
Pomijając ten fakt, podstawą licznych wczesnych baśni i ludowych
podań stały się tradycje Graala i Smoka, z których wywodzi się koncepcja
“fairies" (“wróżek") oznaczająca “fair folk" (“sprawiedliwy lud"), której
nazwa pochodzi od słów fee lub “fey" odnoszących się w szczególności do
“fate" (“los"). W świecie celtyckim mówiło się, że pewne rodziny
królewskie noszą w sobie “fairy blood" (“krew wróżów"), co oznaczało, że
ich los, przeznaczenie, związane są z linią krwi Graala, zaś o
księżniczkach z tej linii występujących w historycznych romansach często
mówi się jako o “elf-maidens" (“elfowych pannach"). Był to lud
desygnowany do pełnienia roli strażników ziemi, światła gwiazd i lasów,
którą Tolkien, autor słynnej książki Lord of the Rings (Władca pierścieni),
przypisał z kolei rasie elfów.
W języku południowej Europy, elf rodzaju żeńskiego nosił nazwę ylbi i
między innymi od tego słowa pochodzi nazwa miasta Albi,
langwedockiego, średniowiecznego centrum gnostycznych katarów
(Czystych)
2
. Kiedy papież Innocenty III rozpoczął w roku 1208 swoją
brutalną, trzydziestopięcioletnią kampanię przeciwko katarom, nazwano ją
“krucjatą przeciwko albigensom", bowiem została ona wysłana przeciwko
zwolennikom albi-genów (“elfiej krwi").
Melatonina wzmacnia system odpornościowy organizmu i
prawdopodobieństwo zapadnięcia na raka przez ludzi charakteryzujących
się wysokim poziomem wydzielania hormonów przez szyszynkę jest
znacznie niższe. Wysoki poziom melatoniny zwiększa energię,
wytrzymałość i fizyczną tolerancję i zależy bezpośrednio od trybu snu,
utrzymując ciało w stanie zrównoważonym przy pomocy czynników, które
oddziałują na nie poprzez układ krążenia. Jest to w rzeczywistości
najefektywniejszy przeciw-utleniacz organizmu, który posiada ponadto
dodatnie własności mentalne i przeciwstarzeniowe. Produkuje go
szyszynka poprzez uaktywnienie chemicznego przekaźnika o nazwie
serotonina, która przekazuje odpowiednie impulsy poprzez pary
chromosomów w momencie podziału jądra komórki i chromosomów
(proces ten nosi nazwę meiosis), aby mogły się one w końcu połączyć z
drugim zestawem w procesie zapłodnienia.
Żywica sosen była przez długi czas identyfikowana z wydzieliną
szyszynki (stąd podobieństwo nazw: pine – sosna i pineal – szyszynkowy)
i była stosowana do produkcji kadzideł (kadzideł kościelnych). Z drugiej
strony tradycyjnym symbolem królewskości było złoto. Tak więc złoto,
kadzidło i mirra (żywica stosowana w charakterze środka uspokajającego i
jednocześnie symbol śmierci) były tradycyjnym symbolem królów-
kapłanów z mes-janistycznej linii krwi.
W starożytności wyższy poziom wiedzy kojarzono ze słowem daath (od
którego pochodzi angielskie słowo death – śmierć). Jak doskonale wiemy,
Nowy Testament podaje, że magi (mędrcy) podarowali Jezusowi trzy
rzeczy: mirrę, kadzidło i złoto – co było wyrazem uznania go jako
dziedzica, króla-kapłana, z linii Smoka.
Mistrzowie jogi sugerują, że szyszynka, którą zwą “trzecim okiem" lub
“okiem mądrości", ma olbrzymie znaczenie w procesie rozwijania
świadomości, jako że jest ona ostatecznym źródłem Oświecenia.
Iluminiści oraz inni adepci spod znaku różokrzyżowców od dawna traktują
szyszynkę jako tajemne ayin (starożytne słowo oznaczające oko).
Pisownia tego słowa (a-y-i-n) jest dosyć istotna, ponieważ pierwotnie
słowo Kain (bez względu czy pisało się je na początku przez K, C, czy Q)
pisano nie tak jak obecnie (Kain lub Cain), ale “C-a-y-i-n". Imię Kain
oznaczało w rzeczywistości w swoich różnych formach “Jeden z
[posiadaczy, kręgu] Wewnętrznego Oka". Od słowa Kayin pisanego przez
K wywodzi się słowo “King" (król), zaś od jego odmiany pisanej w
postaci Qayin – słowo “Queen" (królowa). Co ciekawe, ojciec Kaina,
Enki-Samael, był sumeryjskim Panem Świętego Oka.
Mówi się, że prawdziwie uduchowiona osoba potrafi w sposób
automatyczny postrzegać przy pomocy trzeciego oka (subtelnego oka
wnętrza), nie dając się mamić obrazom ukazywanym przez zwykłe oczy,
które ujawniają jedynie fizyczny obraz rzeczy zajmujących ściśle
określone miejsce w czasoprzestrzeni. Osoby potrafiące posługiwać się
możliwościami stwarzanymi przez szyszynkę potrafią przekraczać granice
czasu i przestrzeni, przenikać do wymiaru, w którym nie ma
oddziaływania czasu i przestrzeni. Odkrycie tego wymiaru wcale nie jest
zasługą współczesnej nauki, bowiem znany jest on od tysięcy lat pod
nazwą Poziomu Sharon lub Poziomu Orbity Światła.
Tak więc kainowi królowie Mezopotamii (pierwsi pen-dragoni
3
z
mesjanistycznej linii krwi), będący wysoko urodzonymi, jako że
pochodzili od bogów Anunnaki, byli karmieni Gwiezdnym Ogniem
Anunnaki mającym na celu podnoszenie ich percepcji, świadomości i
intuicji, tak by stali się mistrzami wiedzy w niemal takim samym stopniu,
jak bogowie. Jednocześnie wzmocnieniu ulegał poziom ich wytrzymałości
i system odpornościowy, tak że zapobiegające starzeniu własności
regularnie spożywanej melatoniny i serotoniny Anunnaki dawały im
możliwość przeżycia większej ilości lat. Wszystkie zapisy z tamtych
czasów potwierdzają, że tak właśnie miała się sprawa z pochodzącymi z
królewskiej linii, którzy żyli setki lat. Biorąc to pod uwagę należy
zrezygnować z nadmiernego sceptycyzmu w kwestii długich okresów
życia wczesnych patriarchów podanych w Księdze Rodzaju.
Oprócz Gwiezdnego Ognia, królowie należący do królewskiej linii krwi
spożywali Mleko Bogini, które zawierało, jak się wydaje, enzym
sprzyjający długowieczności. Obecnie naukowcy zwą go telomerazą. Jak
ostatnio doniósł magazyn Science (Nauka), nr 279 z 16 stycznia 1998
roku, badania prowadzone w Southwestern Medical Center (Zakład
Medycyny) na Uniwersytecie Stanu Teksas prowadzą do wniosku, że
telomerazą posiada unikalne własności zapobiegające procesowi starzenia.
Komórki zdrowego ciała są zaprogramowane na wielokrotny podział w
okresie życia organizmu, przy czym ilość podziałów jest ograniczona, tak
że w końcu organizm dochodzi do momentu, w którym jego komórki nie
mogą się już dzielić. Jest to najistotniejszy czynnik procesu starzenia.
Zdolność do podziału określają kapsle znajdujące się na końcach łańcucha
DNA (podobnie jak metalowe lub plastykowe skuwki na końcach
sznurowadeł). Za każdym razem, gdy komórka ulega podziałowi, znika
pewna część telomeru. Kiedy telomery osiągają krytyczną długość, proces
podziału ustaje. Wówczas proces replikowania komórki zanika i następuje
jej śmierć.
Prowadzone w laboratoriach na próbkach tkanek badania wykazały, że
działanie genetycznym enzymem telomerazy może zapobiec skracaniu się
telomeru w czasie podziału komórki. W związku z tym komórki mogą
kontynuować proces podziału w okresie dłuższym od wynikającego z
naturalnego zaprogramowania (podobnie jak komórki rakowe, które mogą
osiągnąć nieśmiertelność poprzez wzbogacenie w telomerazę). Telomerazą
nie występuje zazwyczaj w normalnych tkankach i oprócz guzów
złośliwych jest obecna jedynie w komórkach reprodukcyjnych. Wygląda
więc na to, że gdzieś w strukturze DNA zawarta jest genetyczna zdolność
do produkowania tego przeciwstarzeniowego enzymu, lecz potencjał jego
wytwarzania został w jakiś sposób wyłączony i prawdopodobnie jest
zawarty w tych strukturach DNA, które naukowcy nazywają obecnie
“złomowiskiem".
Kanoniczna Biblia mówi, że w czasie życia Noego i jego synów Jehowa
wydał zakaz spożywania krwi – w każdym bądź razie temu okresowi
dziejów ludzkości tłumacze Starego Testamentu z VI wieku p.n.e.
przypisują wprowadzenie tego zakazu. Jest jednak mało prawdopodobne,
że nastąpiło to właśnie wtedy, ponieważ w tamtym czasie EnIiI-Jehowa nie
mógł jeszcze mieć tak dużej przewagi nad Enkim i Wielkim
Zgromadzeniem Anunnaki.
Tym niemniej faktem jest, że od tamtego czasu wiek członków rodu
patriarchów zaczął się systematycznie skracać i od czasów Abrahama i
Izaaka nie przekraczał już on normalnej długości. Z kolei okresy życia
królów Sumeru, potomków Kaina i Etany, pozostały długie.
Tym, co wiemy ponad wszelką wątpliwość, jest to, że bez względu na
realia i chronologię wydania tego zakazu, wprowadzenie głównej zmiany
w praktyce Gwiezdnego Ognia nastąpiło około 1960 roku p.n.e. To
właśnie wtedy, jak podaje Biblia, Abraham przeniósł się wraz z rodziną z
chaldejskiego Ur (stolicy Sumeru) na północ do Haranu (w polskiej wersji
Biblii – Charan), a następnie do Kanaanu.
Pochodzące z tamtych czasów teksty mówią, że Ur zostało wówczas
zdobyte przez króla pobliskiego Elamu – tuż po roku 2000 p.n.e. – i
chociaż miasto to zostało odbudowane, ośrodek władzy przesunął się na
pomoc, do Haranu w Królestwie Mari. Haran było nie tylko nazwą
kwitnącego miasta, ale również imieniem brata Abrahama (ojca Lota).
Istniejące dokumenty (odnalezione w roku 1934) podają, że również inne
miasta w Mezopotamii nosiły nazwy nadane im na cześć przodków
Abrahama – na przykład Terah (imię ojca Abrahama), Nahor (imię ojca
Teraha), Serug (imię ojca Nahora) czy Peleg (imię dziadka Seruga).
Pozostając w zgodzie ze wszystkimi sumeryjskimi dowodami
opisującymi królewską linię wywodzącą się od Kaina, ostatnio odkryte
zapisy potwierdzają, że członkowie najbliższej rodziny Abrahama
(potomkowie Noego) byli wysokimi rangą dostojnikami tamtego regionu.
Jest oczywiste, że patriarchowie nie pochodzili z byle jakiej rodziny, lecz
byli członkami potężnej dynastii. Co było przyczyną, która położyła kres
tej długotrwałej linii i zmusiła Abrahama do opuszczenia Mezopotamii i
przeniesienia się do Kanaanu?
Odpowiedź na to pytanie można znaleźć na glinianych tabliczkach
datowanych na około 1960 rok p.n.e. Podają one, że w tym czasie
wszystko uległo zmianie na świętej ziemi Sumeru, który został najechany
ze wszystkich stron – przez Akadów z północy, Amorytów z Syrii i
Elamitów z Persji. W opisującym to tekście czytamy:
Gdy obalili, kiedy ład zniszczyli, wówczas niczym potop wszystko
pochłonęli. Co z tobą będzie, Sumerze! Czy cię zmienili? Świętą dynastię
ze świątyni wygnali.
To właśnie na tym etapie dziejów Sumeru nastąpił upadek imperium i
Abraham został zmuszony do ucieczki na północ od Ur.
Co stało się jednak z Anunnaki, Wielkim Zgromadzeniem Bogów, które
stanowiło o wszystkim? W tekście tym czytamy dalej:
Ur zniszczone, przejmujący jest jego lament. Krew kraju wypełnia teraz
jego dziury jak gorący brąz formę. Ciała rozpuszczają się jak tłuszcz na
słońcu. Nasza świątynia zniszczona. Dym całunem zasnuł nasze miasta
Bogowie opuścili nas jak migrujące ptaki.
W kategoriach historycznych ten kompletny upadek sumeryjskiego
imperium nastąpił po założeniu około roku 2000 p.n.e. Babilonu przez
króla Ur-Babę. Tak więc historia o Wieży Babel i wynikający z niej gniew
Jehowy dokładnie pasuje do ram czasowych odejścia Anunnaki z Sumeru.
Księga Rodzaju podaje, ze ludzie, o których Jehowa mówił, ze są
“bardzo dobrzy", zostali surowo ukarani z powodu dziwnego wykroczenia,
które wcześniej nim nie było. Polegało ono na tym, ze wszyscy ludzie
mówili tym samym językiem, którym był oczywiście język sumeryjski –
pierwszy język na Ziemi posiadający formę pisemną.
Z przyczyn, których Biblia nie podaje jasno, w Księdze Rodzaju
czytamy, ze Jehowa me był szczęśliwy z powodu Wieży Babel, przeto
“zstąpił i pomieszał języki całej Ziemi".
4
Sumeryjskie dokumenty mówią prawie to samo, tyle ze pomieszanie
języków jest w nich wyjaśnione znacznie lepiej i przypisane hordom
najeźdźców, którzy przybyli do tego regionu. Okazuje się, ze najazd był
wynikiem tarć wewnątrz Anunnaki, ponieważ po odejściu Anu z
Wielkiego Zgromadzenia przewodnictwo nad mm objął jego najstarszy
syn EnIil-Jehowa. Ogłosił on, ze jest panem całej Ziemi, pozostawiając
swojemu bratu Enki-Samaelowi zwierzchność nad morzami. Enki wcale
me był szczęśliwy z powodu roszczeń swojego brata, ponieważ mimo iż
był on starszy, jego matka, Ki, była młodszą siostrą ich ojca Anu, podczas
gdy matka Enki, Antu, była jego starszą siostrą. Prawdziwe dziedziczenie,
twierdził Enki, następuje w linii matriarchalnej, w związku z czym to on
jest pierworodnym synem, któremu należy się sukcesja:
— Jam jest Enki.. wielki brat bogów.
— jam jest ten, który został zrodzony jako pierwszy syn boskiego Anu.
W rezultacie Babilończycy oświadczyli, ze uznają Enki i jego syna
Marduka, czego EnIil-Jehowa nie mógł JUŻ znieść. Straciwszy
popularność otworzył najeźdźcom bramy Sumeru. Kronikarze piszą, ze
przepełniony chęcią odwetu, sprowadził “wielką i okropną burzę", która
spowodowała kompletne zniszczenie całej kultury Sumeru, tak ze język
sumeryjski przestał być językiem dominującym i nastąpiło “wielkie
pomieszanie języków".
Cały trud włożony w budowanie unikalnej cywilizacji został zniszczony
jednym pociągnięciem EnhIa-Jehowy, który me chciał się dzielić władzą
ze swoim bratem Enki. Pochodzące z tamtego okresu zapisy potwierdzają,
ze w tym momencie historii Sumeru Wielkie Zgromadzenie Anunnaki
opuściło swoją siedzibę l odeszło “jak migrujące ptaki".
Wszystko to zbiegło się w jednym czasie i ponieważ Gwiezdny Ogień
Anunnaki nie był już dostępny, zaistniała pilna potrzeba zmiany procedury
wprowadzania na tron królewski. Należało stworzyć substytut
Gwiezdnego Ognia. Jak JUŻ wcześniej wspomniałem, kapłanki zwane
Szkarłatnymi Kobietami były specjalnie do tego celu przygotowywane,
niemniej było oczywiste, ze mimo starannego doboru partnerów ich
esencja z biegiem pokoleń osłabnie.
Tak się złożyło, ze stworzenie bardziej trwałego i bardziej
uniwersalnego substytutu me stanowiło problemu, ponieważ była to
prowincja dobrze wyszkolonych metalurgów, którym Enki nadał nazwę
Mistrzów Rzemiosła. Pierwszym z nich był Tu-bal-kain zwany Wulkanem
– potomek Kaina w szóstej generacji, o którym pamięć przetrwała do dziś
w kręgach masonem.
Warto w tym miejscu zauważyć, ze znany z Nowego Testamentu ojciec
Jezusa, Józef, był we wczesnych wersjach ewangelii opisywany jako
Mistrz Rzemiosła W Bibliach napisanych nowoczesnym językiem
angielskim Józefowi w wyniku błędnego tłumaczenia przypisuje się zawód
stolarza. Słowo “stolarz" zostało błędnie przetłumaczone z greckiego
słowa ho-tekton, które w rzeczywistości określa mistrza w rzemiośle, czyli
alchemika-metalurga wyszkolonego według nauk jego przodków.
Księga Wyjścia Starego Testamentu podaje, ze w czasach Mojżesza żył
człowiek imieniem Besaleel (syn Un Ben Hura), o którym mówi się, ze
został obdarzony duchem Elohima w mądrości, rozumieniu i wiedzy.
Dowiadujemy się również, ze był on biegłym złotnikiem i Mistrzem
Rzemiosła oraz ze został mianowany kierownikiem zespołu, któremu
zlecono budowę Arki Przymierza.
5
Tekst Biblii podaje szczegółowo, jak
Besaleel ma wykonać z czystego złota różne korony, pierścienie, naczynia
i lichtarze, a na końcu wymienia bez słowa komentarza coś, co nazywa się
chlebem pokładnym
6
przymierza.
Chociaż słowo “przymierze" kojarzy się obecnie z kontraktowymi
ugodami, pierwotnie znaczyło “jeść chleb z". Warto tu zauważyć, ze
modlitwa Ojcze Nasz (która jest kopią jej egipskiego odpowiednika) mówi
“chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.. " Obecnie tym słowom
przypisuje się powszechnie ogólnikowe znaczenie, pierwotnie jednak była
to konkretna prośba dotycząca enigmatycznego chleba pokładnego –
Złotego Chleba Besaleela.
Księga Lewicka (w języku polskim przyjęła ona nazwę Księgi
Kapłańskiej) również wspomina o chlebie pokładnym: “Następnie
weźmiesz najczystszej mąki i upieczesz z niej dwanaście placków... (24.5)
Położysz na każdym stosie trochę czystego kadzidła... (24.7).
Użycie słowa “mąka" w anglojęzycznej wersji Biblii (polskojęzycznej
również – przyp. tłum.) jest w rzeczywistości błędem. Bardziej właściwe
byłoby w tym miejscu słowo “proszek" lub “puder". Kroniki szkół wiedzy
tajemnej podają precyzyjniejszy opis mówiący, że chleb pokładny był
wyrabiany z białego proszku złota, co jest szczególnie istotne, ponieważ w
Księdze Wyjścia mówi się, że Mojżesz wziął złotego cielca, którego
sporządzili Izraelici, i “spalił go w ogniu i starł na biały proch"
7
. W tym
przypadku tłumacze stosują właściwe słowo – “proch" – lecz jak
wiadomo, palenie złota nie daje prochu, a jedynie stopione złoto.
Czym więc był ten magiczny biały proch? Czy przy pomocy
podgrzewania można zamienić metaliczne złoto w biały pył, który można
spożywać i to z pożytkiem? Oczywiście, że tak, i to właśnie w tym
momencie ma zastosowanie główna chemiczna formuła Mistrzów
Rzemiosła: “Aby robić złoto, należy brać złoto".
Złoto jest najszlachetniejszym z metali i zawsze było symbolem prawdy.
Poprzez regularne zażywanie Gwiezdnego Ognia Anunnaki (Złota Bogów)
ci, którzy je spożywali, przechodzili na wyższe poziomy świadomości i
sumienia za sprawą wchłanianej przez nich melatoniny i serotoniny. Była
to dziedzina wyższego oświecenia, którą zwano Równiną Sharon
8
, zaś
złoto Gwiezdnego Ognia było traktowane jako ostateczna droga ku
Światłości. W ten sposób ciężki, przyziemny człowiek (ołów) mógł
wznieść się na wyższy poziom świadomości (postrzegany jako złoto). Ten
pogląd stał podstawą całej późniejszej tradycji alchemicznej.
Chleb pokładny lub, jak nazywali go Egipcjanie, pożywienie scheffa
stanowił tradycyjne wtajemniczenie izraelskich i egipskich mesjaszy
(królów), jako że pierwsi faraonowie byli w pełni wyświęconymi
kapłanami-królami z linii Graala, będąc poprzez Nimrod potomkami z linii
Kaina.
W starożytnym Egipcie scheffa, chleb pokładny, był zawsze
przedstawiany w postaci stożkowatego ciastka. Jak można wyczytać w
starych tekstach ten metaliczny chleb był używany do karmienia
świetlistego ciała będącego przeciwieństwem ciała fizycznego, przy czym
świetliste ciało było traktowane jako świadomość. Już w roku 2 200 p.n.e.
faraonowie używali tego środka zastępczego w celu zwiększenia
aktywności szyszynki, czyli zwiększenia zdolności percepcji, rozszerzenia
świadomości i intuicji, lecz jedynie adepci wydziału metalurgicznego
szkół wiedzy tajemnej (Mistrzowie Rzemiosła Dworu Smoka) znali sekret
jego produkcji.
W egipskiej Księdze Umarłych (to najstarsza kompletna książka świata)
szukając najlepszego pożywienia oświecającego faraon zadaje na każdym
etapie swojej podróży jedno powtarzające się pytanie: “Co to jest?" –
pytanie, które w języku hebrajskim (jak podają Dawne dzieje Izraela) było
zadawane za pomocą jednego słowa: “Manna?"
Kiedy ukończono budowę Arki Przymierza, podobno Aaron, brat
Mojżesza, włożył do niej omer
9
manny. Ta święta manna była
powszechnie identyfikowana jako mistyczna forma chleba (chleb
pokładny) lub -jak go nazywano w Mezopotamii – Tubal-kain, shem-an-
na.
W tym momencie doszliśmy do szczególnie ważnej definicji shem-an-
ny, ponieważ według Mistrzów Rzemiosła to stożkowate (lub shemo-
ksztattne) pożywienie było wykonane z materiału, który mieszkańcy
Sumeru zwali Wysoko-chronionym Ogniowym Kamieniem (Highward
Fire-stone).
W Apokalipsie Świętego Jana (2.17) napisano: “Zwycięzcy dam manny
ukrytej i dam mu biały kamyk..."
Zanim przyjrzymy się dokładnie naturze białego kamienia shem-an-ny –
chleba wykonanego z proszku alchemicznego złota – przyjrzyjmy się
najpierw sławnemu posągowi kapłana-króla Melchizedeka w katedrze
Chart-res we Francji.
Pomnik przedstawia Melchizedeka z czarą zawierającą kamień będący
symbolem chleba i wina, które ofiarował on Abrahamowi, jak to napisano
w Księdze Rodzaju. Wino, jak wiemy, reprezentuje święty Gwiezdny
Ogień (podobnie jak wino komunijne jest dziś symbolem mes-janistycznej
krwi), lecz najważniejsze w tym wyobrażeniu jest to, że chleb-kamień
znajduje się wewnątrz czary, co oznacza, że w czasach Melchizedeka i
Abrahama Gwiezdny Ogień został zamieniony na zastępcze pożywienie.
Substytut ten został wykonany z shem-an-ny – białego proszku złota lub
inaczej z “wyso-ko-chronionego ognistego kamienia". Substytut spełniał
proste zadanie. Zamiast karmić biorcę gotowymi wydzielinami
hormonalnymi, podawano mu proszek, który oddziaływał na jego układ
endo-krynalny (w szczególności szyszynkę) wymuszając produkcję
znacznie większej ilości hormonów takich jak melatonina.
W słynnym średniowiecznym romansie o Parsifalu autorstwa Wolframa
von Eschenbacha o Rycerzach Świątyni z Zamku Graala mówi się:
Żyją oni z racji najczystszego kamienia. Jeśli nie znasz jego imienia,
dowiedz się teraz: zwą go lapis exilis. Mocą tego kamienia feniks zostaje
spalony na popiół, lecz popiół szybko przywraca mu życie. Feniks linieje i
wydziela z siebie jasne światło, tak że staje się równie piękny jak był
poprzednio.
Wielu ludzi zastanawiało się nad nazwą lapis exilis, ponieważ wydaje
się ona stanowić grę słów łączącą dwa elementy. Po pierwsze, chodzi o
lapis ex caelis, co oznacza “kamień niebiański", i, po drugie, jest to lapis
elixir – Kamień Filozoficzny, przy pomocy którego pierwiastki są
transformowane na wyższy stopień istnienia. W każdym bądź razie wiąże
się on bezpośrednio z “wysoko-chronionym ognistym kamieniem" –
shem-an-ną egzotycznego substytutu Gwiezdnego Ognia.
Klucz do alegorii z Parsifalem mieści się w opisie mówiącym, że Feniks
zostaje “spalony na popiół", lecz z tego popiołu powstaje Wielkie
Oświecenie. Czym więc dokładnie jest Feniks? Moglibyśmy
odpowiedzieć, że jest to mityczny ptak, ale nie mielibyśmy racji! Słowo
“feniks" jest znacznie starsze od mitów o ptaku Bennu
10
i jego
pochodzenie jest grecko-fenickie. “Feniks" znaczy “kar-mazyn" lub
“czerwone złoto".
Jeszcze dzisiaj odprawia się Mszę Feniksa jako symbol rytuału
Gwiezdnego Ognia w ramach Ordo Templi Orientis. Co ciekawe, Brian
Stoker, autor Drakuli, był oficerem tego zakonu, w konsekwencji czego
jego książka zawiera zakodowaną treść dotyczącą wiedzy tajemnej. Dwa
symbole tej ceremonii dziewiątego stopnia to zwrócony jednym
wierzchołkiem pionowo do góry trójkąt Złota i Światła (reprezentujący
ducha), oraz skierowany do dołu trójkąt Krwi i Wody (reprezentujący
materię). Połączone z sobą trójkąty tworzą znaną Pieczęć Salomona, znaną
również pod nazwą Klejnotu Alchemii.
Stary aleksandryjski tekst alchemiczny podaje charakterystykę
szczególnego ciężaru Kamienia Filozoficznego, który zwany jest w nim
Rajskim Kamieniem:
Kiedy umieścimy go na wadze, kamień przeważy równą mu ilość złota,
zaś kiedy jest w postaci pyłu nawet najlżejsze piórko zdolne jest do
przeważenia szali.
W kategoriach matematycznych zależność ta ma postać: O = (+1) + (-1).
Suma ta wydaje się być bardzo prosta na pierwszy rzut oka, jako że (+1) +
(-1) rzeczywiście daje zero. Lecz zastosowana do fizycznej materii
okazuje się niedorzeczna, ponieważ odnosi się do “pozytywu" i
odpowiadającego mu “negatywu" mających wytworzyć “nic". Mając
kawałek czegoś dodatniego nie jest możliwe doprowadzenie do anihilacji
dodając coś równego o ujemnym charakterze. W najlepszym przypadku
można “dodatni" element usunąć z zasięgu wzroku, niemniej będzie on
nadal istniał nie zmieniając się w nicość.
Jedynym sposobem zamiany czegoś w nic jest, jeśli chodzi o sferę
materialną, przeniesienie tego czegoś do innego wymiaru, tak że
przestanie to istnieć w otaczającym nas środowisku. Jeśli uda się to
uczynić, ciężar tego czegoś również zniknie.
Czymże w takim razie jest coś, co jest w stanie przeważyć siebie
samego i jednocześnie niedoważyć się i stać się niczym – nicością? Czym
jest to coś, co może być złotem, a jednocześnie można to spalić i zmienić
w proszek? Tym czymś jest feniks – czerwone złoto, które spala się w
proch, po czym jest odzyskiwane w postaci oświecenia. Złoty cielec,
którego Mojżesz spalił na pył. To właśnie wysoko-chroniony ognisty
kamień shem-an-ny. Z sumeryjskich zapisów wiemy, że nie był on wcale
robiony z kamienia, lecz ze świecącego metalu.
W alchemicznej tradycji kamień filozoficzny to coś takiego, co zamienia
podstawowe pierwiastki w złoto. Uważa się, że jest to prawda zarówno w
znaczeniu metalurgicznym, jak i duchowym wyższego oświecenia. W
znaczeniu fizycznym musimy odwołać się jednak do najstarszego ze
wszystkich alchemicznych praw najdawniejszych szkół wiedzy tajemnej,
które mówi: “Aby robić złoto, należy brać złoto".
Tak więc ustalono, że istnieją dwie różne formy fizycznego złota:
metaliczna, którą dobrze znamy, i znacznie “wyższa", mająca postać
białego proszku, która istnieje w innym wymiarze postrzegania materii –
ukryta manna, której sekret produkcji znany był jedynie Mistrzom
Rzemiosła.
Czym jest ów “wysoko-chroniony" lub inaczej “wysokospinowy" stan
zamieniający złoto (i inne metale z grupy platynowców) w biały
niewyczuwalny proszek o słodkawym smaku?
Normalny atom posiada wokół siebie ekranujący potencjał – dodatnie
ekranowanie wytwarzane przez jądro. Większość, z wyjątkiem najbardziej
zewnętrznych, elektronów krążących wokół jądra znajduje się wewnątrz
tego ekranującego potencjału. Jądro przechodzi w stan wysoko-chroniony
lub wysokospinowy, gdy dodatni potencjał ekranujący obejmuje swoim
zasięgiem wszystkie elektrony i podporządkowuje je kontroli jądra.
W normalnych warunkach elektrony krążą wokół jądra w parach –
elektron o spinie przednim i elektron o spinie wstecznym. Dostawszy się
pod wpływ wysokospinowego jądra, wszystkie elektrony o spinie
przednim zostają skorelowane z elektronami o spinie wstecznym. Kiedy
dochodzi do doskonałego skorelowania, elektrony zamieniają się w białe
światło i jest niemożliwe, aby pojedyncze atomy substancji znajdującej się
w stanie wysokospinowym łączyły się ze sobą. Tak więc nie mogą one
przyjąć formy metalu i przyjmują postać niewyczuwalnego białego
proszku.
Prawdziwie niezwykłą własnością tego proszku jest to, że przy pomocy
różnych procesów można zmieniać jego ciężar o kilkaset procent,
redukując go nawet do zera. Co więcej, jego optymalna waga wynosi 56
procent wagi metalu, z którego powstał. Gdzie więc podziewa się
pozostałe 44 procent? Staje się nicością, czyli czystym światłem, i
przechodzi do innego wymiaru, poza nasz fizyczny świat. Zgadza się to
dokładnie z aleksandryjskim tekstem, który mówi, że Rajski Kamień
umieszczony na szalkach wagi przeważa równą mu ilość złota, a kiedy
przyjmuje postać pyłu, nawet najlżejsze pióro zdolne jest przeważyć go na
szali.
Niektórzy z czytelników być może przypominają sobie opublikowany w
roku 1996 przez Nexusa odczyt Davida Hudsona z ORMES LLC w
Arizonie." David opisał w nim, w jaki sposób doszedł zupełnie
przypadkowo do metody produkcji białego proszku badając laboratoryjnie
próbki gruntu i rudy.
W rezultacie szeroko zakrojonych badań odkrył, że ten proszek jest nie
tylko wysoko-chronionym ognistym kamieniem zdolnym do podnoszenia
ludzkiej świadomości, ale również monoatomowym nadprzewodnikiem,
na który nie oddziałuje pole grawitacyjne.
Pragnąłbym w tym miejscu ostrzec, że biały proszek złota, o którym
mowa, nie ma nic wspólnego z substancjami dostępnymi obecnie na rynku
pod nazwami Etherium Gold (Złoto Eteryczne), Isis Gold (Złoto Izis) i
Manatau Gold (Złoto Manatau). Bez względu na opisane w materiałach
reklamowych zalety tych substancji żadna z nich nie zawiera ani szczypty
złota w stanie wysoko-chronionym.
Jednym z wielkich badaczy grawitacji, poczynając od lat
sześćdziesiątych, jest rosyjski fizyk Sacharow. Stworzoną przez niego
teorię z grawitacją jako punktem zerowym opisał matematycznie i
opublikował w roku 1989 (Physical Review A, vol. 35, nr 5, l marzec
1989) Hal Puthoff z Institute of Advanced Studies (Instytut
Zaawansowanych Badań). W sprawie monoatomowego białego proszku
Puthoff wysunął przypuszczenie, że z uwagi na określanie
czasoprzestrzeni przez grawitację ma on zdolność zaginania
czasoprzestrzeni. To “egzotyczna materia" o przyciąganiu grawitacyjnym
mniejszym od zera – stwierdził.
Aby spojrzeć na tę sprawę szerzej, należy pamiętać, że wszystko, co
wiemy na temat życia i poziomu starożytnej cywilizacji sprzed naszej ery,
zostało odkryte w okresie od końca XIX wieku do chwili obecnej.
Przedtem Stary Testament był jednym z bardzo niewielu dokumentów
podających realia tamtych czasów i nigdy nie było zamiarem jego autorów
składanie dokładnej, historycznej relacji o tamtych czasach. Była to święta
księga stworzona wyłącznie w celu podtrzymania rosnącego ruchu
religijnego.
Pisma hebrajskie bazowały do pewnego stopnia, podobnie jak święte
księgi innych religii, na mitologicznej tradycji, lecz ze względu na to, że
zawarte w nich historie nie zostały nigdy i nigdzie, aż do niedawna,
potwierdzone w jakiejkolwiek innej dokumentalnej formie. Stary
Testament był przez wiele wieków traktowany tak, jakby zawarte w nim
treści były ostateczne i jedynie prawdziwe.
Tak więc mitologia została przez rządzące i nauczające nas
establiszmenty przekształcona w historię, której naucza się w szkołach i
kościołach od dawien dawna.
Obecnie po odkopaniu wielkiej ilości starożytnych dokumentów, z
których wiele jest starszych od Genesis (Księgi Rodzaju) o ponad 2 000
lat, uzyskaliśmy ogromną liczbę oryginalnej literatury dostarczającej
znacznie pełniejszych informacji.
Wbrew oczekiwaniom, że tego rodzaju odkrycia zostaną przyjęte z
entuzjazmem, tak się nie stało. Zamiast entuzjazmu spotkały się one z
ostrym sprzeciwem; zamiast być traktowane jako coś dobrego, uważa się
je za zagrożenie. Czemu zagrażają? Otóż grożą zniszczeniem zaufania do
dawnej mitologii, którą uznano kiedyś za zapis historyczny. W jaki sposób
establiszment daje sobie radę z tym zagrożeniem? Otóż kurczowo trzyma
się ukartowanej wersji historii i twierdzi, że to właśnie pochodzące z
pierwszej ręki historyczne dokumenty są mitologicznym opisem!
W latach 1850-1930 zapisy, które przez niezliczone pokolenia były
ukryte pod warstwą przemieszczanych wiatrem piasków pustyni, nagle
ujrzały światło dzienne i okazało się, że nawiązują do imion tak znanych
postaci, jak Abraham, Esau, Israel, Hęber, Nahor, Terah i wielu innych,
które wymienia Biblia. Dokumenty te zostały spisane przez ludzi
współczesnych opisywanym postaciom, którzy byli z nimi bezpośrednio
związani, podczas gdy księgi Starego Testamentu zostały opracowane
ponad 1000 lat później. Mimo to dokumenty te jeden po drugim
degradowano do rangi mitu. Czemu? Ano dlatego, że opowiadają zupełnie
inną wersję historii, niż ta, której naucza Biblia.
Przypisy:
1. W języku angielskim mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju grą
stów polegającą na tym, ze “żyć" pisane po angielsku “be live" znaczy po
połączeniu tych dwóch członów w “belive" – “wierzyć". – Przyp. red.
2. Katarowie lub katarzy to członkowie ruchu rehgijno-społecznego
rozwijającego się w południowej Francji i północnych Włoszech w XI-
XIII wieku skierowanego przeciwko ustrojowi feudalnemu i hierarchii
kościelnej. – Przyp. tłum.
3. Pendragon to inaczej przywódca smoków, król nad królami. – Przyp.
tłum.
4. W polskim tłumaczeniu Biblii, tak zwanej Biblii Tysiąclecia,
czytamy: “A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które
budowali ludzie, i rzekł: «Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną
mowę, i to jest przyczyną, ze zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic
nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy
zatem i pomieszajmy tam im język, aby jeden nie rozumiał drugiego!»"
(Księga Rodzaju, 11.5-7). W świetle tego tłumaczenia powód pomieszania
języków jest oczywisty – Przyp tłum
5. W polskojęzycznym tekście brzmi to następująco: “I rzekł Pan do
Mojżesza. «0to wybrałem Besaleela, syna Unego, syna Chura z pokolenia
Judy. Napełniłem go duchem Bożym, mądrością i rozumem, i
umiejętnością wykonania wszelkiego rodzaju prac, pomysłowością w
pracach w złocie, w srebrze, w brązie i w rzeźbieniu kamieni do oprawy, i
w rzeźbieniu drzewa oraz wykonaniu różnych dzieł. A dodam mu
Oholiaba, syna Achisamaka z pokolenia Dana. Napełniłem umysł
wszystkich rękodzielników mądrością, aby mogli wykonać, co ci
rozkazałem:... » (Księga Wyjścia, 31.1-6). – Przyp tłum
6. W języku angielskim ten rodzaj chleba opisany jest słowem
shewbread lub showbread, które Wielki Słownik Angielsko-Polski Jana
Stanisławskiego tłumaczy jako “chleb pokładowy wystawiany w świątyni
żydowskiej w starożytności", natomiast w Biblii Tysiąclecia nosi on nazwę
chleba pokładnego i tę nazwę przyjęliśmy w naszym tłumaczeniu. – Przyp.
red.
7. Biblia Tysiąclecia podaje to następująco– “spalił go w ogniu, starł na
proch..." (Księga Wyjścia, 32.20) – Przyp. tłum.
8 Sharon to nazwa żyznej równiny w zachodniej części Izraela
rozciągającej się wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego na południe od
Hajfy – Przyp. tłum.
9. Omer to stara hebrajska miara objętości równa dziesiątej części
ephaha, który jest równy z kolei mniej więcej jednemu bushelowi
odpowiadającemu 35 litrom; innymi słowy Aaron włożył do Arki 3,5 litra
manny. – Przyp. tłum.
10. Chodzi o egipskiego świętego ptaka słońca Bennu przedstawianego
w postaci czapli – Przyp. tłum.
GWIEZDNY OGIEŃ – ZŁOTO BOGÓW – CZĘŚĆ TRZECIA
W latach osiemdziesiątych XIX wieku elity rządzące chrześcijaństwa
odczuwały paniczny strach przed słowem “archeolog" i dlatego
prowadzenie wykopalisk objęto ścisłą kontrolą. Ich podejmowanie i
prowadzenie wymagało aprobaty specjalnie utworzonych do tego celu
instytucji.
Jedną z nich była utworzona w Wielkiej Brytanii w roku 1891 Fundacja
Eksploracji Egiptu (Egypt Exploration Fund). Na pierwszej stronie jej
statutu mówi się, że jej głównym zadaniem jest promowanie prac
wykopaliskowych “w celu objaśnienia lub zobrazowania Starego
Testamentu". Krótko mówiąc, przyjęto, że jeśli znajdzie się coś, co będzie
wspierało nauki płynące z Biblii, wówczas poinformuje się nas
(społeczeństwo). Wszystko, co nie było zgodne z kościelną interpretacją
Biblii, miało nie oglądać światła dziennego.
Obecnie przyjrzymy się jednemu z odkryć tego rodzaju, o którym wie
zaledwie niewielka garstka ludzi. W rzeczywistości jest to
prawdopodobnie najważniejsze z odkryć dotyczących Biblii, jakich
kiedykolwiek dokonano. Co więcej, wynikające z niego implikacje są
znacznie donioślejsze niż ono samo, jako że jest to ostateczna historia
Feniksa i Ogniowego Kamienia.
W Księdze Wyjścia pojawia się nazwa pewnej ważnej góry biblijnej.
Leży ona w rozległym paśmie na Półwyspie Synaj – trójkątnym,
wypiętrzonym masywie lądowym położonym nad Morzem Czerwonym
między Zatokami Sueską i Akaba. W Starym Testamencie góra ta
początkowo określana jest mianem Horeb, potem nazywa się Synaj, a na
końcu wraca do początkowej nazwy – Horeb.
Historia ta dotyczy oczywiście Mojżesza i wyjścia Izraelitów z Egiptu.
Była to góra, na której według Księgi Wyjścia Mojżesz zobaczył gorejący
krzak, rozmawiał z Jehową i gdzie otrzymał Dziesięcioro Przykazań oraz
Tablice Świadectwa (prawo mojżeszowe).
Należy wiedzieć, że w czasach Mojżesza (około 1350 roku p.n.e.) nie
było góry Synaj. Nie było góry o tej nazwie nawet w czasach Jezusa, a
także przez następne 300 lat. Ważne podkreślenia jest również to, że Stary
Testament, który dziś znamy, jest tłumaczeniem tekstu hebrajskiego
opracowanego zaledwie 1000 lat temu, w związku z czym jest on o
kilkaset lat młodszy od kanonicznego Nowego Testamentu.
Góra znana dziś jako Synaj znajduje się w południowej części Półwyspu
Synaj, dosyć blisko podstawy wypiętrzonego trójkąta. Nazwę tą otrzymała
w IV wieku n.e. od misji chrześcijańskich greckich zakonników, czyli
1700 lat po czasach, w których żył Mojżesz. Niekiedy nazywa się ją dziś
Dżabal Musa (Góra Mojżesza), zaś wzniesiona na niej chrześcijańska
pustelnia. Klasztor Świętej Katarzyny, wciąż tam stoi. Czy ta góra była
jednak tą, którą Stary Testament określa mianem Horeb? Otóż, jak się
okazuje, nie.
Księga Wyjścia podaje pewne szczegóły dotyczące drogi, którą
przemierzał Mojżesz i Izraelici w drodze z delty Nilu do kraju Goszen, w
poprzek Synaju przez pustynne obszary Shur i Paran aż do krainy Midian
(położonej na północ od współczesnej Jordanii). Na podstawie tej trasy
łatwo określić położenie góry Horeb. Leży ona dość daleko na północ od
Dżabal Musa (Góry Mojżesza).
Słowo “horeb" znaczy po prostu “pustynia" i ta wielka pustynna góra,
która wznosi w środku skalistego płaskowyżu nad równiną Paran aż do
wysokości ponad 2 600 stóp (780 m) nazywa się dziś Serabit, a dokładniej
Serabit el-Khadim (Dostojeństwo Khadima).
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych XIX wieku brytyjski egiptolog
William Flinders Petrie, profesor University College w Londynie wystąpił
do Fundacji Eksploracji Egiptu z propozycją zorganizowania ekspedycji
na Półwysep Synaj. Przybył lam razem ze swoim zespołem w roku 1904 i
w marcu tego samego roku zorganizował wyprawę na szczyt góry Serabit.
W następnym roku opublikował dokładne sprawozdanie ze swojej
wyprawy z adnotacją, że nie może być ono oficjalnie udostępnione
prenumeratorom wydawnictw Fundacji Eksploracji Egiptu. Udostępnione
mogły być im jedynie mapy i ogólnikowy opis. Co więcej, Petrie wyznał,
że początkowo jego zespoły były finansowane przez Fundację, lecz od
chwili wyprawy na Półwysep Synaj Fundacja przestała go sponsorować.
Co było tego przyczyną? Czyżby chodziło o to, że złamał zasady statutu,
ujawniając coś, co nie było zgodne z naukami Biblii? W rzeczywistości tak
właśnie było.
Otóż Petrie odkrył wielki sekret świętej Góry Mojżesza, który nie tylko
tłumaczył to, co zostało opisane w Księdze Wyjścia, ale podważył
jednocześnie powszechnie obowiązującą jej interpretację.
Tym, czego Biblia nie mówi jasno, jest to, że Półwysep Synaj nie był dla
Egiptu ziemią położoną poza jego granicami, bowiem znajdował się on
pod kontrolą faraona i był uważany za część Egiptu. Tak więc Mojżesz i
Izraelici znalazłszy się na wschód od Delty Nilu wcale nie byli poza
granicami Egiptu, ale wciąż na jego terytorium i mieli przed sobą do
pokonania cały Półwysep Synaj przed wejściem do palestyńskiej krainy
Kanaan.
W czasach Mojżesza Synaj podlegał dwóm dostojnikom egipskim:
królewskiemu kanclerzowi i królewskiemu namiestnikowi. Był to okres
panowania XVIII dynastii, z której pochodzili faraonowie Totmes i
Amenhotep, a także Echnaton i Tutanchamon. Królewskim namiestnikiem
był w tym czasie Neby, który był również głównodowodzącym wojsk w
Żaru w regionie Gozen w Delcie Nilu, czyli w miejscu, w którym Izraelici
mieszkali przed exodusem.
Stanowisko królewskiego kanclerza było dziedziczne i należało do
hyksoskiego rodu Pa-Nehas, zaś Panahesy pochodzący z tego rodu
sprawował funkcję oficjalnego gubernatora Synaju. Bardziej znany jest
pod imieniem Phinehas, pod jakim występuje w Biblii. Stał się jednym z
pierwszych kapłanów nowego mojżeszowego wyznania, lecz zanim do
tego doszło, był arcykapłanem w świątyni faraona Echnatona w Amarnie.
Zanim wrócimy do Williama F. Petrie'ego, warto dokonać rozróżnienia
między Izraelitami i Hebrajczykami epoki Mojżesza, aby zrozumieć
znaczenie jego odkrycia. W tamtych czasach nie stanowili oni jedności i
nie byli tym samym, jak to sugeruje Biblia. Hebrajczycy byli rodziną,
potomkami Abrahama, którzy zamieszkiwali głównie Kanaan (Palestynę).
Izraelici byli natomiast rodziną wywodzącą się od jednego z wnuków
Abrahama, Jakuba, którego imię zostało zmienione na Izrael. To jedynie
rodzina Jakuba przeniosła się do Egiptu i to ich potomkowie wrócili z
Mojżeszem, aby po wielu pokoleniach ponownie połączyć się ze swoimi
współbraćmi Hebrajczykami.
Różnica między tymi dwiema gałęziami polegała na tym, że Izraelici
przez długi czas znajdowali się pod wpływem praw i religii Egiptu i
niewiele wiedzieli o zwyczajach swoich kuzynów z Kanaanu. Przez ponad
400 lat przebywali w środowisku zasiedlonym przez panteon bogów i
chociaż rozwinęli w ramach swojej wspólnoty koncepcję “jedynego boga",
tym bogiem nie był Jehowa
1
kananejskich Hebrajczyków.
Bóg Izraelitów był postacią bez twarzy, którego nazywali oni po prostu
“Pan". W języku Izraelitów nosił on imię Adon. Z tego właśnie względu
imiona “Pan" i “Jehowa" były w najwcześniejszych tekstach zawsze
rozróżniane, chociaż w późniejszym czasie zlały się w postać jedynego
Boga, który pasował zarówno do rodzącej się religii żydowskiej, jak i
chrześcijańskiej. U Egipcjan imię Pan (Adon) było bardzo podobne i
brzmiało Aton. Od niego też pochodzi imię faraona Echnatona, które
znaczyło “sługa Atona".
Tak więc kiedy Mojżesz i Izraelici udali się na Półwysep Synaj, nie
przybyli tam jako czciciele Jehowy, ale Atona, i z tego też względu dano
im nowy zestaw praw i przykazań, aby przystosować ich do kultury
mieszkańców Kanaanu, gdzie miała być ich nowa ojczyzna.
Gdy Mojżesz i Izraelici opuścili deltę Nilu, ich najprostsza droga do
Kanaanu (do którego zmierzali) winna była prowadzić przez pustkowia
północnego Synaju. Co sprawiło, że poszli na południe w wysoko
położone, trudne do przebycia okolice, aby spędzić pewien czas pod górą
Horeb – Serabit? Właśnie to pytanie nie dawało spokoju Petrie'emu i jego
zespołowi.
Cóż więc znaleźli oni wysoko na biblijnej, świętej górze? Na początku
niewiele, niemniej na obszernym płaskowyżu w pobliżu szczytu było
wyraźnie widać ślady starożytnego siedliska – kilka filarów i pionowych
obelisków wystających z rumowiska. Rumowisko to było skutkiem
postępującej przez 3 000 lat erozji powodowanej przez wiatr i osunięcia
gruntu. Kiedy je oczyszczono, ukazała się cała prawda o biblijnej historii.
Petrie pisał:
Nie ma żadnego innego zabytku, którego byśmy bardziej żałowali, że
nie zachował się w lepszym stanie. Cały był pogrzebany i nikt nie miał o
nim pojęcia, dopóki nie oczyściliśmy tamtego miejsca.
Pod rumowiskiem znajdował się ogromny kompleks świątynny. W
obrębie murów znajdowała się zewnętrzna świątynia ponad
siedemdziesięciometrowej długości, która wychodziła z wewnętrznej
świątyni wyciosanej w wielkiej grocie w zboczu góry. Z różnych
kartuszy
2
, rzeźb i inskrypcji wynikało, że świątynia ta była użytkowana już
w czasach faraona Snofru, który żył około 2600 lat p.n.e. i którego
bezpośredni potomkowie zbudowali piramidy w Gizie.
Nadziemna część świątyni zbudowana była z piaskowca wyciętego z
góry i składała się z szeregu przylegających do siebie przedsionków,
kaplic, dziedzińców, kabin i komór. Najważniejszymi z nich, które
odkopano, były: główne sanktuarium, kaplica królów, dziedziniec
portykowy i sala bogini Hathor, której zresztą poświęcony był cały ten
świątynny kompleks.
Wszędzie wkoło stały filary i stele poświęcone królom (faraonom)
panującym na przestrzeni wieków w Egipcie. Wizerunki niektórych z nich,
jak na przykład Totmesa III (założyciela ruchu różokrzyźowców w
Egipcie) widniały na wielu obeliskach i ściennych reliefach.
Znajdująca się obok grota Hathor była wykuta w skale. Jej ściany były
płaskie i gładkie. W środku stał (od około 1820 roku p.n.e.) wielki filar
faraona Amenemhata III, zięcia Esaua. Byli tam również przedstawieni
jego główny szambelan i strażnik pieczęci.
Głęboko w grocie Petrie odnalazł wapienną płytę faraona Ramzesa I
(uważanego przez egiptologów za przeciwnika kultu Atona), na której, co
ciekawe, określa on siebie jako “władcę wszystkiego, co podlega
Atonowi". Znaleziono również popiersie matki Echnatona, królowej
Egiptu Teje, z jej kartuszem osadzonym w koronie.
Na dziedzińcach i w holach zewnętrznej świątyni znajdowały się liczne
zbiorniki i okrągłe baseny wraz z szeregiem dziwnie ukształtowanych
ławo-stołów z niszami z przodu i blatami na różnych poziomach. Były tam
również okrągłe stoły, tace i talerze, oraz alabastrowe wazy i pojemniki, z
których wiele miało kształt kwiatu lotosu. W pomieszczeniach znajdowała
się też pokaźna kolekcja płytek o szklistej powierzchni, kartuszy,
skarabeuszy i świętych ornamentów ozdobionych spiralami, rombami i
koszyczkami. Były tam ponadto magiczne pałeczki z nieznanego,
twardego materiału, a w portyku dwa stożkowate kamienie o wysokości 6 i
9 cali (15 i 23 cm).
Znaleziska te zaskoczyły odkrywców, lecz w jeszcze większe zdumienie
wprawiły ich metalurgiczne tygle. Egip-tolodzy do dzisiaj nie są zgodni co
do przeznaczenia tygli w świątyni... a także w kwestii tajemniczej
substancji zwanej mfkzt, która, jak się zdaje, jest w jakiś sposób związana
z tymi tyglami i stożkowatymi kamieniami, o których mówiły liczne
wzmianki na ściennych napisach i stelach.
Niektórzy sugerowali, że mfkzt może oznaczać miedź, inni, że turkus, a
jeszcze inni, że malachit. Były to jednak przypuszczenia pozbawione
podstaw, zwłaszcza że nigdzie w pobliżu nie było żadnego z tych
materiałów.
Synaj znany jest z kopalni turkusów, lecz jeśli wydobywanie tych
kamieni było jednym z zadań świątynnych mistrzów przez tyle stuleci,
wówczas należałoby spodziewać się ich obfitości w egipskich świątyniach.
Tak jednak nie jest. Znajdowano je tam bardzo rzadko.
Kolejną przyczyną wątpliwości były niezliczone inskrypcje dotyczące
“chleba" w połączeniu z wyraźnie widocznym hieroglifem oznaczającym
“światło", które znaleziono w kaplicy królów.
Jednak odkryciem, które wywołało największą konsternację, było
odkopanie czegoś, co zidentyfikowano jako enigmatyczną substancję
mfkzt, do której zdawał się odnosić symbol “chleba". Była to znaczna
ilość czystego, nie postarzałego białego proszku, który spoczywał na
głębokości kilku cali w pomieszczeniu magazynowym.
Niektórzy sugerowali, że to pozostałość po wytopie miedzi, lecz bardzo
szybko odrzucono tę hipotezę, z uwagi na to, że proces wytopu miedzi nie
pozostawia białego proszku, ale gęstą czarną szlakę. Co więcej, w
promieniu wielu mil od świątyni nie było żadnych źródeł miedzi, zaś
dawne warsztaty hutnicze znajdowały się w odległych dolinach.
Inni sądzili, że ten proszek jest popiołem powstałym z palenia roślin w
procesie uzyskiwania zasad, lecz nie znaleziono najdrobniejszych śladów
jakichkolwiek osadów roślinnych.
Z braku innego wyjaśnienia uznano, że biały proszek i stożkowate
naczynia były prawdopodobnie związane z jakąś formą obrządku
składania ofiar, lecz część uczonych zakwestionowała tę wersję, wskazując
na fakt, że świątynia była egipska i że w tym kraju nie istniał zwyczaj
składania ofiar ze zwierząt. Co więcej, nie odnaleziono żadnych resztek
kości lub jakiejkolwiek obcej substancji w mfkzt, który wyglądał dla
wszystkich jak sakralny talk w proszku.
Część tego tajemniczego proszku zabrano do Wielkiej Brytanii w celu
jego zbadania, jednak wyników tych badań nigdy nie opublikowano.
Resztę (otwartą po 3 000 lat i wystawioną na działanie żywiołów)
zostawiono na pastwę pustynnych wiatrów.
Wkrótce stało się oczywiste, że ten proszek wygląda bardzo podobnie
do mezopotamskiego Ogniowego Kamienia lub shem-an-ny – substancji,
która była sporządzana w postaci chleba i używana do karmienia
świetlistych ciał babilońskich królów i egipskich faraonów.
To tłumaczy również znalezione w świątyni inskrypcje podkreślające
znaczenie chleba i światła. Ten biały proszek (shem-an-na) był
identyfikowany ze świętą manną, którą Aaron umieścił w Arce
Przymierza. W Egipcie ciastka wykonane z tego proszku zwano
“pokarmem scheffa", z kolei Izraelici nazywali je “chlebem pokładnym".
Księga Wyjścia mówi, że Mistrzem Rzemiosł, tym, który sporządził
oryginalny chleb pokładny dla Mojżesza na Synaju, był Besaleel, syn
Uriego Ben Hura. Besaleel nie był jednak piekarzem, ale znanym
złotnikiem, tym, który wykonał złote ozdoby do Tabernakulum i Arki
Przymierza. Jest to zgodne z funkcją kapłanów – Mistrzów Rzemiosł w
Mezopotamii. Byli oni wielkimi Wulkanami i metalurgami Tubal-kaina,
którzy produkowali shem-an-nę z czystego złota.
Liczne tygle, stożkowate naczynia, różnorodne zbiorniki, stoły i inne
sprzęty sprawiały, że ta synajska świątynia bardziej przypominała
laboratorium niż miejsce kultu. Tak też i było.
To, co znalazł Petrie, było w rzeczywistości laboratorium alchemicznym
Echnatona i osiemnastu dynastii faraonów, którzy panowali przed nim.
Była to świątynia-laboratorium, w której piec metalurgiczny ryczał i dymił
w procesie wytwarzania świętego ogniowego kamienia wysokospinowej
shem-an-ny.
I oto zupełnie nieoczekiwanie słowa Księgi Wyjścia nabierają sensu,
kiedy je analizujemy ze zupełnie innego punktu widzenia:
Góra zaś Synaj była cała spowita dymem, gdyż Pan zstąpił na nią w
ogniu i uniósł się dym z niej jakby z pieca, i cała góra bardzo się trzęsła.
[19.18]
W Księdze Wyjścia czytamy, że Mojżesz wziął złotego cielca, którego
wykonali Izraelici, i spalił go w ogniu, obracając go w biały proszek. Jest
to właśnie opis procesu wytwarzania shem-an-ny. Jest również oczywiste,
że egipscy kapłani bogini Hathor od niezliczonych pokoleń podsycali swój
ogień, dopóki w czasach Mojżesza do głosu nie doszli kapłani Atona.
Tym, który zreorganizował starożytne szkoły nauk tajemnych Thota i
założył Królewska Szkołę Mistrzów Rzemiosła w Karnaku, był faraon
Totmes III. Nazywano ich Wielkim Białym Bractwem ze względu na ich
zainteresowanie tajemniczym białym proszkiem. Jeden z jego odłamów
zajmował się medycyną i uzdrawianiem i stał się znany jako Egipscy
Terapeuci. W późniejszym czasie Terapeuci rozciągnęli swoją działalność
na Palestynę, a w szczególności na judejs-ką osadę Oumran, gdzie przeszli
do historii jako esseńczycy.
Czym szczególnym wyróżniała się bogini Hathor? Dlaczego synajscy
kapłani wybrali ją na swoje bóstwo? Otóż była ona najważniejszą z bogiń
opiekuńczych i mówiło się, że jako córka boga Ra dała życie słońcu.
Pierwotnie nazywano ją Królową Zachodu i Panią Piekieł, dokąd wiodła,
jak mówiono, tych, którzy znali właściwe zaklęcia. Była czczona jako
protektorka macierzyństwa, bogini miłości, grobów i pieśni. Mówiono, że
to właśnie za sprawą jej mleka faraonowie zyskiwali boskość i stawali się
prawomocnymi bogami.
Na jednej z kamiennych tablic w pobliżu wejścia do jaskini na górze
Serabit przedstawiony jest Totmes IV w towarzystwie Hathor. Przed nim
znajdują się dwa ofiarne podwyższenia zakończone ornamentem z
kwiatów lotosu, a za nim mężczyzna trzymający stożkowe ciasto z białego
chleba. Na innym reliefie widać masona Anchiba ofiarowującego królowi
dwa stożkowe ciasta chlebowe z shem-an-ny. Podobne wizerunki znajdują
się w całej świątyni. Jednym z najbardziej znaczących jest wizerunek
Hathor i Amen-hotepa III. Bogini trzyma w ręku naszyjnik, a drugą
ofiarowuje faraonowi symbol życia i zwierzchnictwa. Za nią stoi skarbnik
Sobekhotep, który trzyma w pogotowiu stożkowe ciasto z białego chleba.
Sobekhotepa określa się jako “Nadzorcę Sekretów Domu Złota, który
dostarczył szlachetny i cenny kamień Jego Wysokości".
Już wcześniej mówiłem, że w chwili wyjścia z Egiptu na Synaj Izraelici
w drodze do Kanaan mieli zapoznać się z prawami i zasadami panującymi
w ich nowej ojczyźnie. Chociaż rzeczywiście tak się częściowo stało, to
jednak w sprawach dotyczących religii było odwrotnie – egipskie
zwyczaje i tradycje zostały zaszczepione Hebrajczykom.
To właśnie na górze Synaj Jehowa po raz pierwszy uświadomił
Mojżeszowi swoje istnienie. Będąc wyznawcą Atona Mojżesz zapytał
swojego nowego pana i mistrza, kim jest, i w odpowiedzi usłyszał: “Jam
Jest, Który Jest", co w fonetyce hebrajskiego zabrzmiało “Jehowa", jednak
przez bardzo długi czas Izraelitom nie wolno było używać tego imienia, z
wyjątkiem najwyższego kapłana, któremu wolno było szeptać je raz w
roku i to w kompletnym odosobnieniu. To zrodziło problem, który polegał
na tym, że modły miały być skierowane do tego nowego boga, lecz skąd
miał on wiedzieć, że są one skierowane właśnie do niego, skoro jego imię
w nich się nie pojawiało?
Izraelici wiedzieli, że Jehowa nie jest Atonem (ich tradycyjnym Adonem
lub inaczej Panem) i przyjęli, że musi on być odpowiednikiem wielkiego,
państwowego boga Egiptu, mimo iż w rzeczy samej nim nie był.
Postanowiono zatem, że do wszystkich modlitw należy dodawać imię tego
państwowego boga, które brzmiało Amen (w obowiązującej w języku
polskim pisowni: Amon – przyp. red.). Do dzisiaj imię to jest
wypowiadane na zakończenie każdej modlitwy. Nawet dobrze znana
chrześcijańska Modlitwa Pańska (Ojcze nasz, który jesteś w niebie... –
znana z Ewangelii św. Mateusza) wywodzi się z egipskiej modlitwy
zaczynającej się od słów: “Amen, Amen, który jesteś w niebie..."
Dziesięć Przykazań, o których mówi się, że zostały dane Mojżeszowi
przez Boga na górze Synaj, jest również egipskiego pochodzenia i
wywodzi się bezpośrednio z Zaklęcia 125 z egipskiej Księgi umarłych.
Nie był to nowy kodeks postępowania wymyślony na użytek Izraelitów,
ale nowa wersja wyznania faraona. Na przykład wyznanie: “Nie
zabijałem" – zostało przetłumaczone na: “Nie będziesz zabijał". Wyznanie:
“Nie kradłem" – stało się: “Nie będziesz kradł", “Nie mówiłem kłamstw"
stało się: “Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu swemu kłamstwa jako
świadek" i tak dalej.
Nie tylko Dziesięcioro Przykazań zostało skopiowane z egipskiego
rytuału, ale również psalmy, które stanowią transpozycję egipskich
hymnów (mimo iż są przypisywane królowi Dawidowi). Nawet Księga
Przysłów Starego Testamentu, tak zwane Słowa Mądrości Salomona, są
niemal dosłownym tłumaczeniem na hebrajski przypowieści egipskiego
mędrca zwanego Amenemopem. Znajduje się ona obecnie w British
Museum i porównując ją wiersz po wierszu z Księgą Przysłów na każdym
kroku można znaleźć jej odpowiedniki. Obecnie odkryto, że nawet pisma
Amenemopego są kopią jeszcze starszych Nauk Ptahhotepa, które
powstały co najmniej 2000 lat przed Salomonem.
Poza Księgą umarłych i Mądrościami Ptahhotepa istnieje cały szereg
innych tekstów egipskich, których użyto przy pisaniu Starego Testamentu.
Są wśród nich na przykład Teksty Piramid i Teksty Sarkofagów, z których
zaczerpnięto odniesienia do bogów egipskich i tak je przekształcono, żeby
odnosiły się do hebrajskiego Jehowy.
W Krew z krwi Jezusa podkreślam, że współczesne chrześcijaństwo,
które rozwinęło się z Rzymskiego Kościoła z IV wieku n.e., jest faktycznie
religią hybrydową, która opiera się na zasadach innych religii, w tym,
oczywiście, na judaizmie.
Obecnie widać, że judaizm także był od początku hybrydą stworzoną z
egipskich, kananejskich i mezopotamskich tradycji, z przypowieściami,
hymnami, modlitwami i rytuałami odnoszącymi się do najróżniejszych
bogów, które zebrano razem i odniesiono do nowo utworzonej koncepcji
“Jedynego Boga".
Z historycznego punktu widzenia szczególnie interesujące jest to, że nie
wszystko zostało ukartowane w czasach Abrahama ani nawet później, w
czasach Mojżesza. Zaczęło się to dopiero w VI wieku p.n.e., kiedy to
dziesiątki tysięcy Izraelitów zostało wziętych do niewoli przez
babilońskiego króla Nabuchodono-zora. Do tego czasu hebrajskie i
izraelskie zapisy odnosiły się do poszczególnych bogów poprzez ich
indywidualne imiona oraz przy pomocy ogólnego, odnoszącego się do
liczby mnogiej, identyfikatora “Elohim"
3
.
Przez około 500 lat od czasu niewoli babilońskiej pisma te istniały
wyłącznie w postaci oddzielnych zapisków i dopiero w czasach, które
nastały po Chrystusie, zebrano je w jedno dzieło. Jezus nigdy nie słyszał o
Starym Testamencie, a tym bardziej o Biblii. Teksty, do których miał
dostęp, zawierały wiele ksiąg, które pominięto w kompilacji, którą dziś
znamy.
O dziwo, o niektórych z nich wciąż są wzmianki we współczesnej Biblii
jako o ważnych dla tradycji. Mowa tu o Księdze Pana, Księdze Wojen
Jehowy i Księdze Jaszara. Dlaczego je pominięto? Po prostu dlatego, że
ich kontekst nie pasował do koncepcji nowo tworzonej religii opierającej
się na wierze w Jehowę. Jaszar był na przykład urodzonym w Egipcie
synem Kaleba, szwagrem pierwszego izraelskiego sędziego Othneila, a
także nosicielem laski Mojżesza. Jest ogólnie przyjęte, że miejsce Księgi
Jaszara w Biblii jest między Księgą Powtórzonego Prawa i Księgą
Jozuego, lecz redaktorzy odrzucili ją, ponieważ w zupełnie innym świetle
przedstawia wydarzenia, które miały miejsce na Synaju i górze Horeb.
Znana nam Księga Wyjścia podaje, że Jehowa wydał Mojżeszowi
instrukcje dotyczące panów i sług, chciwości, sąsiedzkich stosunków,
zbrodni, małżeństwa, moralności i wielu innych zagadnień, łącznie z
prawami dotyczącymi Szabatu i Dziesięciu Przykazań.
Natomiast w Księdze Jaszara, która została napisana wcześniej niż
Księga Wyjścia, to nie Jehowa przekazuje Mojżeszowi te prawa i
przykazania. W rzeczywistości w ogóle nie ma tam mowy o Jehowie.
Nowe prawa, jak głosi Księga Jaszara, zostały przekazane Mojżeszowi i
Izraelitom przez Jetro, Najwyższego Kapłana Midian i Pana Góry, co
czyniło go generalnym zarządcą świątyni synajskiej. Pan Góry (lub Ten
Wysoki) tłumaczy się na hebrajski jako El Szaddai, co ma szczególne
znaczenie, jako że było to imię, które Mojżesz usłyszał, kiedy poprosił
Pana, aby ujawnił, kim jest. Pan rzekł: “Jam jest, który jest. Jestem ten,
którego Abraham zwał El Szaddai". Ostatecznie “Jam jest, który jest" stało
się po przetłumaczeniu imieniem Jehowa, lecz jak podaje Księga Jaszara
(co również potwierdza Księga Wyjścia, jeśli czyta się ją właściwie) ów
Pan nie był wcale bóstwem. Był to Jetro El Szaddai, wielki wulkan i
Mistrz Rzemiosł świątyni Hathor.
Pomijając fakt, że jesteśmy uczeni interpretacji pewnych aspektów
tekstu biblijnego, niewielu z nas samodzielnie ją studiuje. W rezultacie
obrazy powstałe w naszym umyśle są zazwyczaj odzwierciedleniem tego,
co widzimy na ilustracjach w książkach i w kinie. Hollywood wprawia
nas, oczywiście, w dumę swoimi wyobrażeniami Mojżesza na górze i
Boga wypalającego słowa Dziesięciu Przykazań na wielkich, trudnych do
uniesienia, granitowych płytach. W Księdze Wyjścia nie ma jednak
odpowiadającego tej scenie opisu, natomiast w kwestii Przykazań mówi
się, że Mojżesz sam je spisał (pod dyktando Pana), po tym jak stłukł
pierwsze tablice, które otrzymał.
Jeśli chodzi o drugą część synaj-skiego przekazu, Tablice Świadectwa,
w Kabale
4
i Midraszu
5
mówi się, że jest on zawarty w świętym kamieniu
szlachetnym, który Mojżesz umieścił w “dłoni swej ręki". Mówi się, że
jest to ten sam Boski Kamień Mądrości, który odziedziczył Salomon. We
wcześniejszych tekstach egipskich nosił on nazwę “Tabliczki Hermesa",
która ucieleśniała mądrość Thota.
Według pism starożytnego Dworu Smoka Egiptu (założonego przez
królową Sobeknefru w roku 1785 p.n.e) strażnikiem Stołu był Chem,
Wysoki Kapłan Mendes. Słowo chem (lub khame) znaczy “czerń" i z tego
rdzenia zrodziło się słowo “alchemia" – nauka wydobywania światła z
czerni. Jeśli chodzi o nas, to Chem jest nam bardziej znany jako biblijny
Cham, dziadek Nimroda, którego rodzina została wyklęta przez
Hebrajczyków, ponieważ jego historyczne tradycje pozostawały w
konflikcie z rodzącą się, bazującą na pojęciu Jehowy, kulturą.
Czytelnicy gotyckich powieści i książek na temat czarno-księstwa
oczywiście z miejsca rozpoznają imię Chema z Mendes. Często
przedstawiany jest on w nich symbolicznie w postaci kozła, który był
właśnie symbolem Chama w starożytnym Egipcie. Jedyną różnicą jest to,
że w okresie współczesnego chrześcijaństwa kozioł stał się symbolem
diabła. Idąc śladami historii Chema z Mendes dochodzimy jednak do
synajskiej świątyni i białego proszku złota.
Mendes było głównym miastem Egipskiej Delty, zaś Chem był
mianowanym przez świątynię Archonem (dostojnikiem) X Wieku
Koziorożca. Z tego właśnie względu jego symbolem był kozioł,
przedstawiany zazwyczaj w postaci odwróconego pentagramu
6
.
Pięcioramienna gwiazda ma dwa promienie zwrócone ku górze, które
symbolizują rogi Kozła z Mendes. Dwa promienie zwrócone ku dołowi
symbolizują uszy, zaś pojedynczy promień reprezentuje podbródek i
brodę.
Kiedy pentagram jest przedstawiony w pozycji odwróconej uważa się go
za symbol męskości, lecz gwiazda pentagramu jest, oczywiście, symbolem
kobiecości (symbol Wenus) i zazwyczaj jest przedstawiana z jednym
promieniem skierowanym prosto do góry.
Kiedy pentagram jest w męskiej pozycji, Chem jest upostaciowiony
przez szmaragd osadzony centralnie w punkcie połączenia rogów. Kiedy
go obrócimy, zyskuje status żeński, zaś najwyższy punkt promienia
zwróconego pionowo do góry symbolizuje głowę bogini, boczne
promienie reprezentują jej ramiona, a bliźniacze promienie zwrócone teraz
ku dołowi (które były poprzednio rogami) stają się jej nogami, natomiast
centralny szmaragd jest wyobrażeniem sromu.
Czasami odwrócony pentagram Chema jest przedstawiany z
płomieniami wydobywającymi się ze świętego klejnotu między rogami.
Płomienie te są odpowiednikiem Astralnego Światła. Kiedy go jednak
odwrócimy do pozycji Wenus, płomienie wychodzące z macicy
reprezentują Gwiezdny Ogień, księżycową esencję bogini.
Od najwcześniejszych czasów pentagram zawsze był, bez względu na
to, czy reprezentuje Astralne Światło, czy też Gwiezdny Ogień, symbolem
oświecenia. Był związany z przedżydowskim szabatem – rytualnym
okresem refleksji nad doświadczeniami poza obszarem codziennego trudu.
Z tego względu Chem z Mendes był zwany Szabatowym Kozłem, skąd
wzięło się obecne znaczenie przymiotnika “szabatowy" używanego w
kręgach akademickich.
7
Mając na względzie tę wiekową tradycję, nie należy się dziwić, że
pentagram i Szabatowy Kozioł zadomowiły się w tradycjach
innowierczych chrześcijan (na przykład katarów z Langwedocji) z okresu
średniowiecza. Z kolei ortodoksyjny Kościół Chrześcijański usiłował
zniwelować respekt dla starych mądrości szkół wiedzy tajemnej poprzez
utworzenie hybrydowej religii przyjmującej za postawę zbawienie od
nieznanego – zbawienie, które można osiągnąć jedynie w drodze
podporządkowania się autorytetowi biskupów. W rezultacie opierające się
na spirytyzmie doktryny ruchu gnostycznego (który usiłował odkryć
“nieznane"), zostały uznane przez Inkwizycję za bluźniercze, a pentagram
i kozła ogłoszono symbolami czarnej magii i czarów.
W tamtych czasach, a nawet obecnie, osobiste zaangażowanie się kogoś
w nauki nie aprobowane przez biskupów jest traktowane w pewnych
kręgach jako herezja, zaś strach przed indywidualnie (samodzielnie)
zyskaną wiedzą jest tak przemożny, że Kozioł z Mendes został uznany za
uosobienie samego diabła. Taka jest wymowa licznych bezwartościowych
książek o charakterze propagandowym (autorstwa Dennisa Wheatleya i
innych) głoszących, że krucyfiks i polewanie święconą wodą stanowią
jedyną broń przeciwko tak zwanym emisariuszom szatana.
Cham (lub Chem) jest opisany w Starym Testamencie jako syn Noego,
lecz w najstarszych zapiskach figuruje zgodnie z prawdą (razem z Jafetem)
jako syn wielkiego Wulkana i złotnika Tubal-kaina, który historykom
znany jest bardziej jako król Meskalam-dug, bohater Dobrej Ziemi.
We wczesnych palestyńskich podaniach Chem był synonimem
niejakiego Azazel Koziorożca, który (według nie włączonej do Starego
testamentu Księgi Enocha) udostępnił ludziom “wszelkie metale, nauczył
ich artystycznej obróbki i stosowania antymonu". Antymon (Sb) to czarny
pierwiastek znany również pod nazwą stibium. Stanowi on zasadniczy
element służący alchemikom do produkcji Kamienia Filozoficznego. W
starożytnym świecie arabskim nazywano go khol, skąd pochodzi słowo
“coal" (“węgiel") oznaczające “ten, który jest czarny". Słowo pochodne
“alkohol" pochodzi od arabskiego “al-kohul" – “filozoficznej rtęci" o
wysokim stopniu czystości wyprodukowanej ze spirytusu winnego
oczyszczonego antymonem.
Azazel Koziorożca rzeczywiście występuje w Biblii, lecz nie w
autoryzowanej wersji anglojęzycznej. W Wulgacie
3
jest wzmianka o
zwyczaju Zadośćuczynienia i mowa o tym, że Aaron rzuci losy na dwie
kozy, “jeden dla Pana i drugi dla Azazela". Ta, na którą padnie los dla
Pana, zostanie poświęcona jako “ofiara grzechu", natomiast druga będzie
odesłana na pustkowie jak “zadośćuczynienie".
Bardziej znana wersja anglojęzyczna jest nieco myląca, jako że imię
Azazel zostało tam zmienione na “kozioł ofiarny". Powodem tego
podstawienia było to, że oryginalny tekst mówił jasno, iż Hebrajczycy
składali ofiary zarówno Jehowie, jak i Chem-Azazelowi, z kolei Księga
Enocha wskazywała na bezpośredni związek między Azazelem i alchemią.
W tradycji różokorzyźowcowych szkół wiedzy tajemnej prace Chema
(Tabula Smaragdina Hermetis) były określane jako “najstarszy pomnik
Chaldejczyków dotyczący Kamienia Filozoficznego". Związane z
mądrością Thota (lub Hermesa) były one określone jako nauki
hermetyczne i miały bezpośredni związek z alchemią ognia stosowaną
przy budowie piramid.
Imię Hermes wywodzi się od słowa herma, które oznacza “stos
kamieni", z kolei Wielką Piramidę zwano Sanktuarium Thota. Słowo pyr,
od którego pochodzą “pyre" i “pyramid" (piramida), w rzeczywistości
znaczy “ogień", natomiast piramidom nadano tę nazwę, dlatego że były
“zrodzone z ognia".
To prowadzi nas do jednego z najbardziej zagadkowych pytań: Jak
zbudowano piramidy? Czy tysiące potężnych bloków uniesiono na dużą
wysokość i osadzono z tak wielką precyzją przy pomocy tysięcy
niewolników nie dysponujących niczym poza sznurami i rampami i
pracujących przez bliżej nie określony okres czasu, jak się powszechnie
sądzi? Oczywiście, że nie. Pochyła rampa biegnąca aż do szczytu Wielkiej
Piramidy nachylona w stosunku 1:10 musiałaby mieć długość około 1500
metrów i trzy razy większą objętość od samej piramidy.
Jak już wcześniej wspomniałem, wysokochroniony (wysokospinowy)
Ogniowy Kamień jest jednoatomowym nad-przewodnikiem. Jest to wielce
egzotyczna materia o przyciąganiu grawitacyjnym mniejszym od zera.
Ostatnie eksperymenty z tym zadziwiającym białym proszkiem złota
dowodzą, że w pewnych warunkach substancja ta waży mniej niż nic (ma
ujemną wagę) i można zniknąć przechodząc do innego wymiaru.
Najbardziej interesującą własnością tego proszku jest jednak to, że może
on “jeździć" na magnetycznym polu ziemskim, tak że kiedy jest w stanie
zerowej grawitacji, może przekazywać swoją nieważkość swojemu
“nosicielowi", a więc wywoływać jego lewitację. Tym nosicielem może
być naczynie laboratoryjne, pojemnik... bądź kamienny blok!
Stare przekazy mówią, że w tajnym schowku Komory Królewskiej
znajdującej się wewnątrz Wielkiej Piramidy budowniczowie umieścili
“instrumenty z żelaza, i broń, która nie rdzewieje, oraz szkło, które daje się
giąć i nie pęka, a także dziwne zaklęcia". Cóż jednak znaleźli pierwsi
odkrywcy po wdarciu się do opieczętowanej komory? Jedyną rzeczą, jaką
tam ujrzeli, była pozbawiona wieka kamienna skrzynia, której dno
pokrywała warstwa tajemniczego proszku. Na pierwszy rzut oka wyglądał
on jak ziarenka szpatu polnego i miki – minerałów z grupy
glinokrzemianów.
W trakcie ostatnich badań białego proszku konwencjonalne metody
analityczne wykryły w nim obecność krzemu i glinu, mimo iż było
wiadomo, że badana próbka składała się w 100 procentach z pierwiastków
należących do grupy platynowców.
Standardowy test laboratoryjny polega na poddaniu próbki przez 15
sekund wyżarzaniu łukiem elektrycznym w temperaturze 5 500 "C. W
przypadku białego proszku kontynuacja wyżarzania poza okres
standardowy ujawniła obecność szlachetnych metali z grupy platynowców,
z których w rzeczywistości składała się ta substancja.
Z powodu ograniczeń konwencjonalnych metod analiz chemicznych
uważa się, że 5 procent suchej masy naszego mózgu stanowi węgiel,
podczas gdy bardziej szczegółowa analiza ujawnia, że są to metale z grupy
platynowców – iryd i rod w stanie wysokospinowym.
Komora Królewska była w rzeczywistości wykonana jako nad-
przewodnik zdolny do przeniesienia faraona w inny wymiar
czasoprzestrzeni. I to właśnie w tym miejscu odbywał się zgodnie z tym,
co podaje Księga umarłych, Obrządek Przejścia faraona.
Klucz do tego obrządku zdefiniowany jest pojedynczą, stożkową
inskrypcją umieszczoną w pobliżu wejścia do Komory. Znaczenie tego
hieroglificznego symbolu – jedynego weryfikowalnego hieroglifu na
całym płaskowyżu w Gizie i jednocześnie dokładnie takiego samego jak
ten, który występuj e w wielu miejscach w świątyni na górze Synaj –
brzmi po prostu “chleb".
W czasie tego wykładu wykroczyliśmy daleko poza granice Biblii, aby
być świadkami alchemicznych i naukowych procesów, które legły u
genezy królów z linii Graala. Ta linia sukcesji, poczynając od Kaina i dalej
poprzez Egipt, króla Dawida aż do Jezusa, była “hodowana" przez
ziemskich dostarczycieli Światłości. Jej sukcesorzy byli prawdziwymi
Synami Bogów, którzy od około 3800 roku p.n.e. byli karmieni
Gwiezdnym Ogniem Anunnaki, a od mniej więcej 2000 roku p.n.e. –
“wysokospinowymi" materiałami zastępczymi. Krótko mówiąc
“hodowano" ich na przywódców ludzkości i byli oni, zarówno fizycznie,
Jak i umysłowo, utrzymywani w stanie “wysokochronionym" (“wysokiej
odporności"): ostatecznym wymiarze brakujących 44 procent – wymiarze
Orbity Światła lub Równiny Sharon.
W ciągu zaledwie 150 ostatnich lat, a właściwie ostatnich 80 lat, z
piasków pustyń wykopano wielkie egipskie, mezopotamskie, syryjskie i
kananejskie biblioteki dokumentów. Te pochodzące z pierwszej ręki z
czasów poprzedzających opisane w Biblii wydarzenia dowody o
dokumentalnym charakterze wyłoniły się w postaci tekstów zapisanych w
kamieniu i glinie, a także na pergaminie i papirusie. Te dziesiątki tysięcy
dokumentów dają świadectwo znacznie bardziej fascynujących historii niż
te, które nam dotąd opowiadano.
Gdyby te dokumenty były dostępne przez cały czas, koncepcja
wybranego narodu czerpiącego korzyści z objawienia pojedynczej istoty
nadprzyrodzonej nigdy by się nie narodziła, a zwłaszcza koncepcja
Jehowy, która oślepia nas już od długiego czasu czyniąc z nas bojowników
wojujących z wyznawcami innej wiary, nigdy by nie nabrała tak
aroganckiego wymiaru.
Wraz z nowymi odkryciami stopniowo staje się jasne, że dopiero teraz
zaczynamy wychodzić z mroku fałszywych, nie znajdujących
potwierdzenia w faktach, przekonań. Mimo to całe wieki prowadzonej pod
przewodnictwem Kościoła indoktrynacji stanowią poważną trudność w
odrzuceniu ograniczających dogmatów, pochodzących ze
skorumpowanych źródeł z trzeciej ręki, na rzecz oświecenia, którego
podstawą są przekazy tych, którzy byli uczestnikami tamtych zdarzeń.
Prawdziwie inspirującym faktem jest to, że krzywa uczenia się wciąż
pnie się do góry. Starożytne mądrości, które wpadają nam w ręce jedna po
drugiej, są wraz z każdym nowym aspektem poznania gotowym do
wypełnienia luki w dawnej wiedzy elementem niczym lodowiec będący
rezultatem nawarstwiania się wiekowych wydarzeń.
Na szczęście świt świadomości mamy już za sobą i chociaż niektórzy
wybiorą spojrzenie wstecz, wielu z wigorem wkroczy w następne
milenium, aby być świadkiem nowego wschodu słońca – ujawnienia
nieograniczonych możliwości i przywrócenia naszego prawdziwego,
uniwersalnego dziedzictwa.
Przypisy:
1. Jehowa lub Jahwe to współczesna rekonstrukcja starożytnego,
niewymawialnego imienia boga Hebrajczyków – transliteracja tzw.
tetragramu, tj. czterech liter hebrajskich YHWH tworzących
niewymawialne i nieprzekazywalne imię Boga – Przyp. tłum
2. W starożytnym Egipcie owalna ramka zakończona z jednej strony
kreską (schematyczny rysunek pierścienia), w piśmie hierograficznym w
kartuszu umieszczano imiona królów egipskich. – Przyp. red
3. W liczbie pojedyncze] Eloah, Bóg Hebrajczyków – Bóg Izraela w
Starym Testamencie. W znaczeniu mnogim używany jest w sensie
“majestaticus pluralis" – dostojna liczba mnoga – cos jak Wasza (nie
Twoja) Wysokość, zarówno do Boga Jedynego, jak l – czasami – w
stosunku do innych bogów, takich jak moabicki bóg Chemos, sydońska
bogini Astarte, również w stosunku do innych dostojnych postaci, takich
jak aniołowie, królowie, sędziowie l Mesjasz – Przyp. tłum.
4. Kabała to ustna tradycja prawa mojżeszowego, która we wczesnym
średniowieczu rozwinęła się w mistyczny system interpretacji Biblii –
Przyp. tłum.
5. Midrasz to komentowanie ksiąg Starego Testamentu zawierające
normy postępowania przekazywane ustnie przez rabinów i uczonych,
spisane w XI wieku – Przyp. tłum.
6. Chodzi o pięcioramienną gwiazdę narysowaną na bazie pięciokąta l
zawierającą wewnątrz pięciokąt. – Przyp. tłum
7. Chodzi o okres czasu, często cały rok, raz na siedem lat, w którym
ktoś, w szczególności nauczyciel uniwersytecki, nie wykonuje swoich
normalnych obowiązków i może sobie podróżować, zająć się studiami itp.,
lecz w dalszym ciągu otrzymuje pensję – Przyp. tłum.
8. Przekład Biblii na łacinę dokonany w latach 382-406 przez św
Hieronima ze Strydonu na zlecenie papieża Damazego I Począwszy od
VII-VIII wieku Wulgala była najczęściej używaną w liturgii Kościoła
zachodnią wersją Biblii W roku 1546 sobór trydencki uznał ją za oficjalny
l autentyczny przekład Biblii obowiązujący w Kościele rzymskokatolickim
Od roku 1979 w liturgii łac. Kościoła rzymskokatolickiego powszechnie
używa się poprawionej wersji Wulgaty zwanej Neowulgatą – Przyp. red.
W KRÓLESTWIE WŁADCÓW PIERŚCIENIA – CZĘŚĆ
PIERWSZA
Minęło dziesięć miesięcy od czasu, gdy byłem tu po raz ostatni, a mimo
to mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Kilka miesięcy temu ukończyłem
książkę Genesis of the Grail Kings (Potomkowie Dawida i Jezusa
1
), która
właśnie niedawno ukazała się w Wielkiej Brytanii, gdzie spotkała się z
dużym oddźwiękiem.
Duncan poprosił mnie, abym na początku opowiedział jeszcze raz o
sobie. Otóż działam w wielu organizacjach, zwłaszcza w Kościele
Celtyckim, w którym jestem Wielkim Przeorem na obszar Wielkiej
Brytanii (chodzi o Celtycki Kościół Uświęconej Rodziny Świętego
Kolumby). Jestem również akredytowany w charakterze Prezydenckiego
Attache organizacji o nazwie Europejska Rada Książąt (The European
Council of Princes).
Radę tę założono tuż po wojnie, w roku 1946, a jej cel był całkiem
prosty. (Część funduszy przeznaczonych na jej działalność pochodzi z
Australii, najwięcej jednak z Ameryki). Były to czasy, w których narastał
strach przed wzrostem wpływów prawicowych ugrupowań
ekstremistycznych, jak również przed przejęciem władzy w Europie przez
komunistyczne elementy lewackie. Postanowiono więc stworzyć coś w
rodzaju komitetu, któremu nadano nazwę The International Council of
Government (Międzynarodowa Rada Rządu), który miał śledzić
ekstremalne ugrupowania polityczne. Po powstaniu Europejskiej
Wspólnoty Gospodarczej okazało się, że nie bardzo jest już co śledzić, i
już w latach sześćdziesiątych Rada zaangażowała się w działalność na jej
rzecz. Rada jest zwolennikiem umów handlowych i ogólnej wspólnoty,
aczkolwiek nie zawsze zgadza się z metodami ich wdrażania wewnątrz
Unii Europejskiej.
Mniej więcej dziesięć lat temu Międzynarodowa Rada Rządu zmieniła
nazwę na Europejską Radę Książąt (The European Council of Princes). W
związku z utworzeniem Parlamentu Europejskiego nie można było
utrzymywać czegoś, co nazywało się Radą Rządu. W rzeczywistości Rada
nigdy nie była rządem, a jedynie ciałem doradczym, w którego skład
wchodzili przedstawiciele trzydziestu trzech europejskich domów
panujących. Mogły to być domy faktycznie panujące, odsunięte od władzy,
zdetronizowane – bez względu na swój rzeczywisty status ich
przedstawiciele utworzyli Radę, której głównym zadaniem było czuwanie
nad zgodnością prawa z konstytucjami poszczególnych krajów (wszystkie
kraje europejskie, z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, posiadają pisane
konstytucje). Kiedy więc Parlament Europejski postanawia wprowadzić
nowe prawo lub nowe przepisy, Rada Książąt może na przykład
powiedzieć: “Słuchajcie, nie wolno wam tego robić, ponieważ to jest
sprzeczne z paragrafem 7 punkt b konstytucji danego kraju".
Rada Książąt nie jest organem politycznym – ma raczej charakter
społeczny, zaś ja zostałem mianowany jej attache, dlatego że od roku 1992
jej przewodniczącym jest Jego Królewska Wysokość Książę Michael of
Albany, obecny spadkobierca Królewskiego Domu Stuartów, który
zdetronizowano w Wielkiej Brytanii w roku 1688.
Dom Stuartów po przejęciu przewodnictwa w Radzie od Domu
Habsburgów Austriackich związał Radę ze swoją dawną Akademią
Królewską, która ma ściśle naukowy charakter. W XVIII wieku miała
charakter różokrzyżowcowy – ściśle naukowy i alchemiczny. Od czasów
Roberta I Bruce'a, jej kanclerzom nadawano tytuł Księcia Saint Germain.
Tytuł ten ma niewiele wspólnego z rzeczywistym świętym Hermanem
żyjącym w V wieku n.e. (oczywiście są takie związki, ale nie
bezpośrednie) i wiąże się z Królewskim Domem Stuartów we Francji oraz
Pałacem Saint Germain.
Tytuł należny kanclerzowi zmieniono w XVIII wieku na Hrabiego Saint
Germaina, a w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku na Kawalera Saint
Germaina (Chevalier Saint Germain). Mój obecny tytuł brzmi właśnie
Chevalier Saint Germain i wskazuje na źródło mojego szlachectwa. W
odróżnieniu od szlachectwa angielskiego moje ma korzenie frankońsko-
szkockie związane z Królewskim Dworem Stuartów we Francji poprzez
Szlachecką Straż Domową założoną w roku 1692 (i ratyfikowaną w tym
samym roku przez króla Francji Ludwika XIV) w Saint Germain-en-Laye
w pobliżu Paryża.
Będąc poplecznikiem Stuartów nie jestem, jak zapewne zdają sobie
państwo sprawę, wielbicielem Domu Hanowers-kiego
2
, tym niemniej
związałem się z pewną instytucją hanowerską. Założone w połowie XVIII
wieku przez Dom Hanowerski najstarsze towarzystwo antykwaryczne
świata (na mocy statutu brytyjskiego króla Jerzego III) za sprawą swoich
związków zwane jest Towarzystwem Antykwariuszy, które w Szkocji
stanowi filię Historie Scotland (Historyczna Szkocja) będącego jednym z
resortów rządowych. Mimo iż nie jestem zwolennikiem Domu
Hanowerskiego, kilka miesięcy temu dostąpiłem zaszczytu nadania mi
członkostwa Towarzystwa Antykwariuszy Szkocji (Society of Antiquaries
of Scotland) – wygląda więc na to, że dopuszczono mnie nieco do
akademickiego establiszmentu.
To tyle, jeśli chodzi o mnie.
W październiku 1997 roku po raz pierwszy zacząłem publicznie mówić
o sprawach poruszanych w książce Potomkowie Dawida i Jezusa i na
lipcowej konferencji Nexusa omówiłem znaczną część tych zagadnień.
Kiedy skończyłem tę książkę i ukazała się ona drukiem, nadszedł czas, aby
przejść do kolejnych zagadnień w ramach przygotowań do przyszłych
opracowań.
Pisząc Bloodline of the Holty Grail (Krew z krwi Jezusa
3
), planowałem,
że będą to trzy książki dotyczące zagadnienia Graala przedstawiające 6
000 lat mesjanistycznego dziedzictwa, poczynając od czasów Adama,
poprzez króla Dawida i Jezusa, aż do czasów współczesnych. W trakcie
kompilowania tego historycznego rodowodu i fascynujących, związanych
z nim wydarzeń, wpadł mi do głowy pomysł jeszcze jednej książki.
Zrodził się on bardziej ze społecznego zapotrzebowania niż ze
strategicznego planowania i tak się do niego zapaliłem, że w końcu
powstaną cztery książki z tej serii. I dzisiaj, tak naprawdę, będę mówił
raczej o tej czwartej książce (niż kontynuacji Potomków...).
Krew z krwi Jezusa obejmuje okres od czasów Jezusa, to znaczy ostatnie
2 000 lat. Z kolei Potomkowie Dawida i Jezusa udziela odpowiedzi na
najczęściej powtarzane przez czytelników pytanie: “Dlaczego linia krwi
Graala była tak ważna? Dlaczego królewska linia, której spadkobiercą był
Jezus i jego następcy, wywodząca się ze starożytnej Mezopotamii, była tak
wyjątkowa od samego początku?"
Był to temat, który omawialiśmy tu rok temu. Poznaliśmy, w jaki sposób
mesjanistyczna sukcesja władców Graala (lub Królów Smoków) była
alchemicznie poczęta i celowo chowana do roli ziemskich przywódców.
Przyjrzeliśmy się pismom starożytnych Sumerów, które opowiadały o
bogach Anunnaki i ich “komorze tworzenia". Poznaliśmy, jak wielcy
Wulkani tamtych czasów produkowali enigmatyczny Tajemniczy Kamień
Ogniowy (biały proszek monoatomowego złota), którego używano do
karmienia świetlistych ciał (dusz) babilońskich królów i egipskich
faraonów, i jak oszałamiający wpływ miała ta substancja na układ
endokrynologiczny. W końcu prześledziliśmy główną linię dziedziczenia
królewskości (linii, która była genetycznie określona mitochondrialnym
DNA Smoczych Królowych) aż do czasów Mojżesza. Odwiedziliśmy
również odkrytą w roku 1904 na biblijnej górze Horeb świątynię, w której
produkowano monoatomowy kamień ogniowy.
Obecnie przyjrzymy się szerszemu wachlarzowi zagadnień zawartych w
folklorze, legendach i przypowieściach, które wywodzą się z
alchemicznego królestwa Pendragonów. Rozważymy również sprawę
długotrwałych sporów, jakie narosły między linią świętej krwi i
hierarchami Kościoła. Historie te i ich korzenie przedstawiane w bajkach o
wróżkach, kołysankach dla dzieci lub powieściach gotyckich, będą
stanowiły podstawę przyszłej książki zatytułowanej Ring Lords of the
Dragon: Beyond the Portal of the Twilight Realm (Władcy Pierścienia z
rodu Smoka – poza portalem wiodącym do Królestwa Brzasku).
Tak więc, spojrzymy dziś na słowo “oczarowanie" (lub “czar") biorąc
pod uwagę otaczającą je legendę, magię, jak również liczne historyczne
fakty, jako że wielu bohaterów legend ma swoje odpowiedniki w realnej
rzeczywistości, a na koniec naszych rozważań otworzymy szeroko drzwi
do jednego z najbardziej intrygujących i jednocześnie zakazanych
sekretów naszego dziedzictwa.
Otóż historie związane z Graalem, czy to będą opowieści o Kopciuszku,
Robin Hoodzie, Śpiącej Królewnie, czy też hrabim Drakuli, zawierają
osobne tajemnice i czary i, co więcej, mało kto wie, że wszystkie one
wywodzą się ze wspólnej historycznej podstawy, której korzenie tkwią w
kulturze królów Graala. Mimo iż niektóre z tych historii wywodzą się z
bardzo starych podań, większość opowieści w postaci, w jakiej je znamy –
uzyskała swoją postać w czasach Średniowiecza, kiedy to oskarżenia
kierowane przez Kościół pod adresem heretyków spod znaku Graala
osiągnęły swoje apogeum i doprowadziły do utworzenia Świętej
Inkwizycji.
Do najbardziej znanych heterodoksyjnych chrześcijan (heretyków)
należeli w Średniowieczu katarzy, tak zwani “Czyści", z Langwedocji
leżącej na południu Francji. Zgodnie z tradycją smoczych Władców
Pierścienia Ouroborosa
4
odnosili się oni do mesjanistycznej linii krwi jako
do Rasy Elven . Jak później zobaczymy, terminy takie jak “elf, “wróżka",
skrzat i inne im podobne określały różne kasty w ramach sukcesji
królewskiej linii krwi.
Ouroboros (omówiony szczegółowo w Potomkach Dawida i Jezusa) to
symbol określający wszechrzecz, jedność i nieskończoność, przedstawiany
zazwyczaj w postaci węża (zwiniętego w pierścień) z ogonem we własnym
pysku. Jeśli do tego pierścienia z węża dodamy u dołu krzyż, otrzymamy
dobrze nam znany symbol żeńskości – symbol Wenus (jak to widać na
okładce książki Potomkowie Dawida i Jezusa). Jeśli krzyż umieścimy z
kolei nad pierścieniem z węża, otrzymamy męskie jabłko regaliów
królewskich. Umieszczając krzyż w środku pierścienia uzyskujemy
symbol Świętego Graala określany jako Puchar Rosy lub Rosi-crucis.
W języku katarów starej Prowansji elf rodzaju żeńskiego nosił nazwę
albi (elbe lub ylbi). Albi było też nazwą głównego ośrodka katarów w
Langwedocji. Nazwa ta była przejawem szacunku, jakim darzono
dziedziczoną w żeńskiej linii dynastię Graala, jako że katarzy byli
zwolennikami Albi-genscw – linii krwi elfiańskiej, która ciągnęła się
poprzez dawne Królowe Smoka, takie jak Lilith, Miriam, Batszeba i Maria
Magdalena. To właśnie dlatego, kiedy Simon de Montfort i armie papieża
Innocentego III najechali ten region w roku 1209, napaść tę nazwano
krucjatą przeciwko albigensom. W ciągu blisko 35 lat trwania tej kampanii
wyrżnięto dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi, tylko dlatego, że byli
zwolennikami oryginalnej koncepcji królewskości Graala stojącej w
opozycji do pseudomonarchii w stylu popieranym przez papieską machinę.
W kategoriach praktycznych kościelna monarchia dominuje od VIII
wieku do dzisiaj, lecz pozostaje niezaprzeczalnym faktem, że w świetle
ścisłych reguł praktyk królewskich wszystkie ustanowione w ten sposób
monarchie były i są nielegalne.
Czym więc jest kościelna monarchia? Jest dokładnie tym, do czego
przywykliśmy. Dotyczy wszystkich monarchów, których królewskość
została potwierdzona w drodze koronacji uświęconej przez Kościół –
przez papieży lub, jak to ma miejsce w Wielkiej Brytanii, arcybiskupa
Canterbury. W przypadku prawdziwej królewskości nie istnieje potrzeba
koronacji, ponieważ w wyniku dziedziczenia płynęła i płynie ona “w
krwi", a ściślej w mitochondrialnym DNA Sangreala.
Dawniej królewskość była sprawą automatyczną, ponieważ była ona
przekazywana w drodze alchemicznej dziedziczności, która nie miała w
praktyce nic wspólnego z rządzeniem kimkolwiek lub gdziekolwiek. Za
sprawą nielegalnego dyktatu monarchie zostały podporządkowane kontroli
Kościoła i magiczne Królestwo Panów Pierścienia zostało zastąpione
przez materialne i terytorialne królestwa papieskich królów.
Można by zapytać, jak do tego mogło dojść. Dlaczego nikt nie ujął się
za prawowitością Świętego Graala? Otóż byli tacy, którzy się ujęli –
katarzy, templariusze, różokrzyżowcy. W rzeczywistości czyniło to wiele
grup o charakterze gnostycznym, bractw, i był to ten rodzaj wsparcia,
który prowadził do okropnych tortur i egzekucji w wykonaniu papieskiej
Świętej Inkwizycji, do polowań na czarownice, które trwały przez wiele
pokoleń.
W średniowieczu Kościół kontrolował już większość europejskich
monarchii (z godnym podziwu wyjątkiem Szkocji, w wyniku czego król
Robert I Bruce i cały naród szkocki zostali ekskomunikowani). Tak więc
Kościół miał bezpośredni wpływ na rządy, parlamenty i instytucje
edukacyjne i sytuacja ta nie zmieniła się do dzisiaj. Często poprzez
sugerowanie, jeśli nie przez bezpośrednie instruowanie, sprawiał, że siły
wojskowe pseudokrólów działały pod jego dyktando.
Kościół posiadł tak wielką finansową, polityczną i wojskową siłę, że
zwolennicy Graala musieli zejść do “podziemia" żyjąc w ciągłej obawie o
życie. Byli traktowani nie tylko jako heretycy, ale i odizolowywani jako
siły nieczyste, jako nekromanci. Ponieważ nie podporządkowywali się
dyktatowi papieża, musieli być satanistami! Wszystkie ich kobiety były
nierządnicami, co nie było nowym wynalazkiem – Kościół
Rzymskokatolicki stworzył tę dogmatyczną klasyfikację już we
wcześniejszych stadiach swojego rozwoju!
Zanim przyjrzymy się pewnym aspektom spuścizny Pierścienia należy
zapoznać się z treścią dokumentu, który umożliwił powstanie kościelnego
hieratyzmu. Z rozmysłem używam słowa “należy", ponieważ
wprowadzenie w życie tego szczególnego dokumentu 1248 lat temu
doprowadziło do wszystkich społecznych krzywd i niesprawiedliwości,
które są udziałem świata chrześcijańskiego. Dokument, o którym mówię,
nosi nazwę “Donacja Konstantyna". Podstawą wszelkich monarchicznych
i rządowych praktyk była i jest od stuleci interpretacja wyrażonych w tym
dokumencie zasad,
lecz jak się o tym przekonamy, ta interpretacja była całkowicie błędna.
Są w naszej obecnej rzeczywistości tacy, którzy zgodnie z
dynastycznymi zasadami Graala mają prawo do tytułu królewskiego, i
wiele dynastii, które w rzeczywistości panowały i panują z niewielkimi lub
bez żadnych do tego uprawnień. Uzyskali swoje pozycje dzięki temu, że
Kościołowi odpowiadało ukoronowanie ich w charakterze swoich
marionetkowych przedstawicieli.
Przemieszczając się zgodnie z biegiem czasu od egipskich faraonów
poprzez dawidowych królów Judei i smoczych królów Scytii docieramy
do Średniowiecza z celtyckimi królestwami Europy i – głównie dla
potrzeb niniejszej historii – z Rybiarskimi Królami w Galii (która później
stała się Francją).
To właśnie z powodu kontynuacji okresu panowania dziedzictwa Graala
w celtyckich królestwach obecna historiografia używa pojęcia “Wieki
Ciemności"
7
, na których temat, jak się nam wmawia, istnieje niewiele
dokumentów. W rzeczywistości istnieje wiele ocalałych dokumentów
dotyczących tego okresu. Ten okres jest “ciemny" tylko dlatego, że
Kościół i cesarscy władcy uznali, iż należy otoczyć go zasłoną i
uniemożliwić jego badanie, usuwając dowody i dokumenty z zasięgu
środowiska naukowców, aby zapewnić dalsze trwanie mitowi mówiącemu,
że wszyscy, którzy nie należeli do rzymskiego establiszmentu, byli
ignorantami i barbarzyńcami.
Jak to szczegółowo opisuję w Krew z krwi Jezusa, Kościół
Rzymskokatolicki (założony przez cesarza Konstantyna Wielkiego w IV
wieku p.n.e.) miał niewiele wspólnego z nazareńskim stylem
chrześcijaństwa, który jest oficjalnie zakazany i nadal wyklęty. Była to
kompletnie nowa hybrydowa forma zdominowanego przez mężczyzn
“chrześcijaństwa" bazująca na narzuconej doktrynie o apostolskiej sukcesji
papieży. Oddzielny nazareński nurt (zwany często Kościołem Celtyckim)
był w opozycji do Kościoła Rzymskokatolickiego, pozostając pod
przywództwem spadkobierców Graala z rodziny Jezusa, którzy byli
kształtowani jako Desposyni, co znaczyło Spadkobiercy Pana.
W tamtych czasach domy wywodzące się z tej linii krwi, domy
Desposynów, utrzymywały linię smoczej królewskości w Europie, zaś
biskupi Kościoła Rzymskokatolickiego starali się podważyć tę tradycję, co
się im ostatecznie udało w VIII wieku n.e., kiedy zdetronizowali
frankońskich Rybiarskich Królów z dynastii Merowingów po ich ponad
trzechsetletnim panowaniu.
Po tym nagłym, podstępnym obaleniu owej dynastii Graala w roku 751
na Zachodzie wprowadzono nowy styl władzy królewskiej – królowanie
nie na podstawie prawa sukcesji, lecz indywidualnego dekretu papieża – i
właśnie to stało się przyczyną powstania opowieści o wróżkach i różnych
legend znanych nam po dzień dzisiejszy. Ten nowy styl papieskiego
królowania był możliwy dzięki zasadom zawartym w tak zwanej “Donacji
Konstantyna", która mimo iż była, jak dziś wiemy, sfałszowana, nie była
dostępna w owym czasie.
Kiedy “Donacja" ujrzała po raz pierwszy światło dzienne w połowie
VIII wieku n.e., miała liczyć sobie już 400 lat i przez cały ten czas od
chwili jej spisania przez cesarza Konstantyna nie była, co jest bardzo
dziwne, przedstawiona publicznie. Była ona rzekomo datowana i
opatrzona jego podpisem. Dokument ten głosił, że papież jest
wybieralnym następcą Chrystusa na Ziemi i zostaje wyposażony w
przywilej “powoływania" królów jako swoich podwładnych. Watykan
zastosował ten przywilej w praktyce dopiero w roku 751 detronizując na
jego mocy panujących od dawna Merowingów, na których miejsce
podstawił dynastię Karolingów wywodzącą się z rodziny, której
członkowie piastowali poprzednio stanowisko mayorów (burmistrzów)
pałacu królewskiego (odpowiadające w przybliżeniu dzisiejszemu
premierowi). Nadano im nazwę Karolingów, a ich jedynym znaczącym
królem był legendarny Charlemagne (Karol Wielki).
W wyniku tego posunięcia charakter monarchii uległ całkowitej zmianie
– ze służenia ludziom i ich ochrony na rządzenie nimi. Tak więc papiescy
królowie stali się bardziej lokalnymi gubernatorami niż patriarchami,
nauczycielami ludzi. Ta zasadnicza zmiana sprawiła, że stosowany od
wieków Kodeks Graala mówiący o służbie szlachetnie urodzonych na
rzecz swojego ludu został odrzucony i europejscy królowie stali się
sługami Kościoła, który od tego momentu był w mocy wynosić ich na
trony i obalać.
Skąd dziś wiadomo, że “Donacja" była oszustwem? Otóż przemawia za
tym wiele przesłanek, z których najbardziej oczywistą jest to, że powołuje
się ona na Nowy Testament w wersji Biblii zwanej popularnie Wulgatą.
Wersja ta została przetłumaczona i opracowana przez świętego Heronima,
który urodził się w roku 347 n.e., czyli jakieś 33 lata po tym, jak cesarz
Konstantyn (który zmarł w roku 337) podpisał rzekomo ten dokument!
Tak więc upłynęło co najmniej pół wieku między domniemanym
spisaniem “Donacji" i ukazaniem się łacińskiej wersji Biblii, która była w
niej cytowana. Poza tym język, którym spisano “Donację", był typowy dla
VIII wieku i w najmniejszym stopniu nie przypominał stylu
obowiązującego w czasach Konstantyna.
Mocno ośmieszającym aferę z “Donacją" był również fakt, że to
fałszerstwo udowodniono już blisko 550 lat temu, w czasach renesansu,
lecz jej przemożna treść, która czyniła z papieża najwyższego duchowego
i świeckiego władcę chrześcijaństwa, przeważyła zarzuty.
Jak podałem w Potomkach Dawida i Jezusa, monarchowie z linii Graala
byli nazywani mesjaszami (namaszczonymi), ponieważ na początku
istnienia Mezopotamii i Egiptu byli namaszczani tłuszczem Messeha
(świętego smoka lub krokodyla). Dlatego między innymi nazywano ich
smokami. Będąc symbolem mądrości, smok był upostaciowieniem
Świętego Ducha, który unosił się według Biblii nad wodami czasu, zaś
Graal był wieczną Krwią Królewską – Sangrealem. Na początku w
starożytnej Mezopotamii nazywano go Gra-a/em
8 –
Świętą Krwią
Królowych Smoka – i mówiło się o nim, że stanowi “nektar najwyższego
dostojeństwa". Starożytni Grecy zwali go ambrozją.
Właśnie stąd pochodzi pojęcie wróżek lub wróżów (w języku
angielskim “fairies") będące pochodną słów “fey" (nieziemski,
nadprzyrodzony) i “fate" (los). W świecie celtyckim o pewnych rodzinach
królewskich (w szczególności Pendragonów lub Head Dragons) mówiło
się, że noszą w sobie krew wróżów (Fairy Blood), inaczej mówiąc krew
nadprzyrodzoną, losu i przeznaczenia, lub że są z linii krwi Graala, zaś Elf
Maidens (Elfowe Panny) Albi-gensów były wyznaczonymi strażniczkami
Ziemi, światła gwiazd i lasów.
Lecz jak to się stało, że historycznie istniejące smoki, wróżki, wróżę i
elfy zostały osłonięte mgiełką nadprzyrodzonej tajemnicy? Dlaczego ich
historie zostały przemieszczone ze świata rzeczywistego w świat
romansów i bajek dla dzieci? Jaki to wszystko ma związek z “Donacją
Konstantyna"?
Aby odpowiedzieć na te pytania, musimy przekroczyć Portal Krainy
Czarów i wstąpić do Królestwa Brzasku Jaśniejących, jako że ich jest
Królestwo Władców Pierścienia.
Trzy pierścienie dla królów elfów pod otwartym niebem,
Siedem dla władców krasnali w ich kamiennych pałacach,
Dziewięć dla śmiertelników, ludzi śmierci podległych,
Jeden dla Władcy Ciemności na czarnym tronie
W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie,
Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać
W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie.
9
Tak brzmią słowa Gandalfa, czarodzieja, postaci z trylogii Tolkiena
zatytułowanej Władca Pierścieni (The Lord of the Rings), jednej z
najpopularniejszych opowieści wszechczasów. Rywalizacja o posiadanie
Jednego Pierścienia rożni się w rzeczy samej od nie kończących się
poszukiwań Świętego Graala. Chociaż oba te zmagania prowadzone są z
innych punktów widzenia, zarówno jedno, jak i drugie dotyczy
poszukiwania królewskości, jednak w różnych okresach dziejów zabierano
się do tego niewłaściwie, bowiem ci, którzy ich poszukiwali, postrzegali
Pierścień i Graala jako potężne bronie. Stąd (w odnoszących się do nich
opowieściach) pojawiał się wymóg istnienia odpowiednich zabezpieczeń
chroniących dostęp do Graala. Podobnie kluczową sprawą było
utrzymanie Jednego Pierścienia z dala od złego Saurona z Mordom, który
utracił ostatecznie swoją moc, gdy Pierścień został zniszczony w ogniu
Góry Przeznaczenia.
Jest jednak zasadnicza różnica między tolkienowskim Jednym
Pierścieniem, który jest opisany jako ciemny i tworzący podziały, a
Złotym Pierścieniem romansu Graala, który jest pierścieniem miłości i
oświecenia. Symbolem tego ostatniego był pierścień rycerzy zakutych w
stal siedzących przy Okrągłym Stole – pierścień, który został przerwany
(co doprowadziło kraj do chaosu i upadku), kiedy Artur porzucił Celtycki
Kodeks na rzecz rzymskich racji (co późniejsza, schrystianizowana wersja
tej historii, wyjaśnia zdradą Ginew-ry z Lancelotem).
Czasami mówi się, że wielki geniusz XIX wieku, kompozytor Ryszard
Wagner, traktował historię-sagę o Pierścieniu jako jedną z wersji
dotyczących poszukiwań Graala. Cokolwiek by o tym nie sądzić, to z
pewnością twierdzenie odwrotne jest prawdziwe. Według niego popularne
legendy o Świętym Graalu stanowiły stylizowane przetworzenie bardziej
tradycyjnych poszukiwań Pierścienia.
Zarówno Ryszard Wagner jak i Alfred, lord Tennyson
10
rozumieli (co
znajduje swoje odzwierciedlenie w ich twórczości dotyczącej czasów
arturiańskich), że poszukiwania Graala stanowią duchowy aspekt
poszukiwań Pierścienia i że w gruncie rzeczy są one do siebie podobne,
jeśli nie takie same. Zdawali sobie również sprawę, że zarówno Pierścień,
jak i Graal mogą być przyczyną katastrofy, choć z różnych powodów.
Mocy Pierścienia należało przeciwstawić się, bowiem w przeciwnym
przypadku uzależniał on swojego właściciela, z kolei moc Graala
powodowała odwet, zemstę, jeśli była błędnie użyta. W każdym
przypadku płynący z tego morał jest taki sam i brzmi następująco: moc jest
samoniszcząca, kiedy dochodzi się do niej poprzez zaprzedanie własnej
duszy. Inaczej mówiąc Pierścień Ouroborosa może stanowić aureolę
korony, ale równie dobrze może zamienić się w pętlę.
Fanatyczna obsesja Adolfa Hitlera na punkcie szukania relikwii zamku
Graala jest doskonałym przykładem tego poronionego poglądu na potęgę.
W trakcie tych poszukiwań Hitler zdobył starożytną lancę (o której
mówiono, że była używana przez Karola Wielkiego), twierdząc, że była
ona własnością Longinusa, który przekłuł nią bok Jezusa wiszącego na
krzyżu. Była więc ona, jak twierdził, czczoną w tradycji Graala świętą
Włócznią Przeznaczenia. Mając ją, Hitler uważał, że jego imperium będzie
tak potężne, jak imperium Karola Wielkiego. Lecz legenda mówi również,
że po wielu wspaniałych zwycięstwach został on (Karol Wielki) skazany
na przegraną, w chwili gdy utracił swoją magiczną broń. Podobnie
potoczyły się wypadki po 30 kwietnia 1945 roku, kiedy to dowodzona
przez generała Pattona VII Armia Stanów Zjednoczonych przejęła lancę z
Zamku Nuremberg – Adolf Hitler pogodził się wówczas z przegraną i
(najwidoczniej) zastrzelił się.
Bez względu na to, czy pojęcie Pierścienia i Graala odnosiło się do
faktów, czy fantazji, miało tę własność, że pobudzało nadzieję na
przywrócenie społecznego porządku i naturalnego środowiska.
Graalowskie relikwie (Miecz, Kielich, Ouroboros i Włócznia) byty
tradycyjnie traktowano jako narzędzia książęcej służby, ale kiedy używano
ich jako broni, zawsze obracały się przeciwko swojemu użytkownikowi i
niszczyły go. Relikwie te są reprezentowane w czterech głównych
arkanach taro-ta w postaci Mieczy, Pucharów, Pentagramów (Monet) i
Różdżek, po czym przekształciły się w znane nam dzisiaj piki (łopatki),
kiery (serca), kara (romby) i trefle (pałki).
Przez większą część obecnego tysiąclecia żadnej innej organizacji nie
udało się równie błędnie i z większym skutkiem wykorzystać symbolu
Kielicha Graala, niż Kościołowi. Będąc emblematem królewskiej krwi w
łonie Królowej Smoka, Rosi-crucis (kielich wina sakramentu Graala) od
najwcześniejszego okresu był prerogatywą Albi-gensów. Kościół od
dawna błędnie interpretuje ten aspekt ceremonii uświęcenia, który w jego
wydaniu stał się potężnym narzędziem-bronią eucharystii,
prawdopodobnie po to, aby związać swoich wyznawców w jedno z
kościelnym dogmatem. Wraz z upływem czasu ta szczególna moc
wyraźnie jednak maleje, podobnie jak maleją kongregacje w poszukiwaniu
większych prawd i bardziej rzeczowego oświecenia pochodzącego z
uprawnionych do nauczania źródeł.
W szekspirowskim Śnie nocy letniej (Midsummer Night's Dream)
królową wróżek jest Tytania, której imię jest symbolem przedolimpijskiej
rasy tytanów. Konkretnie jest ona Księżycową Boginią Dianą. Natomiast
występujący tam król, Oberon, ma pochodzenie historyczne i został
zainspirowany postacią przodka kolegi Szekspira, Edwarda de Vere, XVII
Hrabiego Oksfordu. Był on członkiem-założycielem szesnastowiecznego
elżbietańskiego Syndykatu Dworu Poezji i Magii, wspólnie z Francisem
Baconem, Johnem Dee, Edmundem Spenserem i innymi różokrzyżowcami
z “podziemnego nurtu", z których inicjatywy i przy których pomocy
powstało wiele dzieł Szekspira.
Edward de Vere był wówczas lordem kanclerzem Anglii, podobnie jak to
miało miejsce w wielu generacjach jego przodków łącznie z Albreyem,
dwunastowiecznym Księciem Anjou i Guisnes, którego tytularna nazwa
brzmiała Albe-Righ, co znaczyło Król Elfów. Syndykat doskonale zdawał
sobie sprawę, mimo lojalności wobec królowej Elżbiety I, że Tudorzy nie
mieli żadnych praw do angielskiego tronu i zagarnęli go siłą od
poprzedzającej ich dynastii Plantagenetów.
Pomijając to, sami Plantageneci byli młodszym odgałęzieniem Domu
Anjou, którego starszą linią był Dom Vere. W roku 1861 znany królewski
historyk, baron Thomas Babington Macaulay opisał dom Vere jako
“najdłuższą i najznakomitszą linię szlachecką, jaką Anglia kiedykolwiek
oglądała". Wywodzili się oni zarówno od Piktów, jak i Merowin-gów,
pochodząc bezpośrednio od starożytnego Domu Graala Scytii. Była to
prawdziwa linia rasy Elfów i właśnie dlatego Oberon (wariant imienia
Aubrey / Albrey, historyczny król Elfów) stał się szekspirowskim królem
Wróżek / Wróżów. Taka była wymowa całej różokrzyźańskiej symboliki,
bez względu na to, gdzie ją przedstawiano, w opowiadaniach, dziełach
artystów, znakach wodnych czy tarocie.
Nieco wcześniej, w roku 1408, przodek Edwarda de Vere, Richard (XI
baron Oksfordu), został mianowany w zamku Windsor przez króla
Henryka IV Kawalerem Orderu Podwiązki. W tym samym czasie
nominację otrzymał król Węgier Sigismund (Zygmunt), który wskrzesił
starożytny egipski Zakon Smoka, w którym Richard de Vere dzierżył
dziedziczny tytuł Lorda Draconisa (Pana Smoków).
Dziecięce bajki, które wyłoniły się z “podziemnego nurtu", były
historiami o utraconych narzeczonych i królach uzurpatorach
wynikającymi z podporządkowania sobie przez Kościół Rzymskokatolicki
królewskiej linii krwi Graala, a w późniejszych czasach także przez
purytanów i protestantów. Katolicy mieli swojego dominikańskiego
Wielkiego Inkwizytora, Tomasa de Torquemadę, a purytanie Mathew
Hopkinsa, Generalnego Poszukiwacza Wiedźm. W obu przypadkach
ulubionymi sposobami egzekucji było wieszanie, topienie lub palenie na
stosie, zaś najczęściej stosowanym rozkazem było: “Zbić wszystkich –
Bóg będzie wiedział swoje!"
Koncept opowieści o wróżkach był skierowany głównie na historie
dotyczące tych właśnie oskarżeń, był to alegoryczny przekaz kłopotliwego
położenia prawdziwie królewskiej rodziny – Władców Pierścienia
Sangreala, których wróżki, wróżę i elfy (po wymanewrowaniu ze
śmiertelnego planu ortodoksji i status quo) zostali skazani na egzystencję
w zaświatach.
Były to opowieści o Księciach Graala zamienionych w żaby, o
Księciach Łabędzia, którzy wędrowali po pustkowiach, i o Księżniczkach
Smoka zamkniętych w wieżach lub uśpionych na setki lat. W wyniku
oskarżeń panny Elfów były kłute szpilami, karmione zatrutymi jabłkami
lub skazywane na służbę, podczas gdy ich obrońcy przepływali wielkie
jeziora, przedzierali się przez gąszcze i wdrapywali na potężne wieże, aby
zabezpieczyć i ochronić przekazywaną w linii żeńskiej spuściznę Albi-
gensów. Chodzi tu o takie opowieści, jak Śpiąca Królewna, Kopciuszek,
Królewna Śnieżka i Roszpunka.
We wszystkich przypadkach myśl przewodnia jest taka sama, zawsze
chodzi o księżniczkę krwi trzymaną (przy pomocy narkotyzowania,
uwięzienia lub innej formy ograniczenia wolności) poza zasięgiem księcia
Graala, który musi odnaleźć ją i uwolnić w celu zachowania linii krwi. W
większości tych opowieści “Kościół-Matka" jest przedstawiany w postaci
wrogiej macochy, złej wiedźmy lub innych zazdrosnych kobiet starających
się do tego nie dopuścić. Historie te zawsze przypominają Utraconą
Narzeczoną Króla ze starotestamentowej Pieśni nad Pieśniami. Ich treść
odzwierciedla również rozpaczliwą sytuację Marii Magdaleny, panny
młodej Jezusa, której królewskie pochodzenie i spuścizna w linii żeńskiej
zostały starannie zniszczone przez katolickich biskupów.
Interesującym aspektem wielu klasycznych bajek jest to, że są one
bardzo stare. Jako przykład weźmy Kopciuszka. Gdyby zapytać o jej
autora, wielu ludzi odpowiedziałoby, że są nim bracia Grimm, a inni, że
Karol Perrault. Jednak to nie oni stworzyli te bajki, mimo iż tak się
powszechnie uważa. Oni je tylko zebrali, zredagowali i zinterpretowali.
Dzieje Kopciuszka sięgają aż do czasów Karolingów – pierwsza znana jej
wersja pochodzi z roku 850. Perrault opublikował swoją dobrze dziś znaną
wersję w roku 1697 we Francji, a Jakub i Wilhelm Grimm stworzyli jej
niemiecką wersję w roku 1812.
Przez lata wielu ludzi wiązało tolkienowskiego czarownika Gandalfa z
Merlinem, a Aragorna z królem Arturem. Jednak – jak to podkreśla sam
Tolkien – Aragorn to bardziej Charlemagne (Karol Wielki).
Wyzwanie, przed którym stanął Karol Wielki, będąc oskarżonym przez
Kościół o utworzenie imperium z różnych skłóconych królestw, nie różniło
się zbytnio od tego, przed którym stanął Aragom, który połączył
podzielone królestwa Środkowej Ziemi. Zaistniała tu jednak znaczna
różnica w praktykach, ponieważ Aragom znacznie bardziej przypominał
Artura za sprawą swojego doradcy czarownika niż Karola Wielkiego,
który takiego doradcy nie miał, jako że Kościół nie wyraziłby zgody na
doradcę spoza swojego grona.
Środowisko Aragorna miało więc bardziej celtycki charakter, z wrogiem
w postaci złego Saurona. Z drugiej strony Karol Wielki był obrońcą
Kościoła Rzymskokatolickiego, którego adwersarzami byli zwolennicy
nielegalnie usuniętego rodu Merowingów, do którego Aragorn osobiście
bardzo by pasował.
Kościołowi bardzo zależało, aby ustanowić wokół osoby Karola
Wielkiego pewien rodzaj uprawnień związanych z Pierścieniem i wywołać
w ten sposób wrażenie, że jest on związany z tradycją Smoka. W tym celu
wymyślono odpowiednią historię mówiącą, że na jego dworze pojawił się
wąż ze złotym pierścieniem w pysku, który był zaczarowany i zmuszał go
do kochania tego, na czyim palcu się znajdował.
W tym momencie warto odnotować, że nowo proponowany
trzyczęściowy serial na podstawie Władcy pierścienia Tolkiena znajduje
się we wczesnym stadium realizacji. Po około osiemnastomiesięcznych
negocjacjach z amerykańską wytwórnią filmową Newline Cinema
dwustusześćdziesięcio-milionowy kontrakt powędrował do
nowozelandzkiego producenta Petera Jacksona.
Niektóre części Nowej Zelandii świetnie pasują do obrazu Środkowej
Ziemi i spodziewamy się, że pierwszy film kręcony na podstawie
pierwszej części trylogii Tolkiena zostanie zakończony w ciągu kilku
najbliższych lat. Po tym filmie zatytułowanym Fellowship ofthe Ring
(polski tytuł tej części trylogii brzmi Wyprawa) zostaną nakręcone dwa
następne The Two Towers (Dwie wieże) i The Retum ofthe King (Powrót
króla).
W filmie ma wystąpić około 60 aktorów i wiele tysięcy statystów, krążą
też pogłoski, że rolę Gandalfa ma zagrać Sean Connery. Biorąc pod
uwagę, że Władca Pierścieni została okrzyknięta “najpopularniejszą
książką stulecia" oraz obsadę złożoną z gwiazd dużego kalibru,
oczekujemy jednego z pierwszych, mamucich kasowych przebojów
nowego tysiąclecia,
Z uwagi na osobisty związek Ryszarda Wagnera z tradycją Pierścienia i
jego słynny cykl oper dotyczących tego tematu, jest chyba słuszne, że
jednym z bardzo obiecujących pretendentów do skomponowania muzyki
do tych filmów jest jego potomek, Adrian Wagner, który prowadzi obecnie
negocjacje w tej sprawie z wytwórnią filmową.
Wieść, że wagnerowska tradycja Graala upostaciowiona w kolejach
losów Lohengrina
11
i Parsifala
12
wciąż cieszy się dużym zainteresowaniem,
dotarła do mnie po ukazaniu się Krew z krwi Jezusa i bardzo podniosła
mnie na duchu. To właśnie wtedy, równolegle z moją książką, Adrian
Wagner wydał album Duch Święty i Święty Graal, a obecnie
skomponował i wydał jako dzieło towarzyszące mojej ostatniej książce
suitę muzyczną o tym samym tytule Genesis of the Grail Kings
(Narodziny królów z rodu Graala).
Jedną z głównych różnic między tolkienowskim ludem elfów a
milutkimi elfami z bajek dla dzieci jest to, że ci pierwsi są więksi i
potężniejsi od zwykłych śmiertelników. Są oni również wyposażeni w
znacznie większą mądrość, jeżdżą na czarodziejskich koniach i bardzo
przypominają starożytne irlandzkie królewskie plemię Tuatha DeDanann.
Pod tym względem Tolkien był dokładny w swojej ocenie oryginalnych
Władców Pierścienia Albi-gensow, którzy w odległych czasach przed
Chrystusem byli nazywani Panami Sidhe (wymawiać “szii").
Sidhe było transcendentalnym intelektem znanym Druidom pod nazwą
Sieć Mądrości, zaś słowo “druid" (druidhe) było pochodzenia celtyckiego i
znaczyło “witch" (czarownica), które było anglojęzyczną formą
saksońskiego czasownika wicca
13
oznaczającego “giąć" lub “wydzielać",
jak to ma miejsce w przypadku “willow" (wierzby) i “wicker" (łozy).
Tuatha De Danann (Smoczy Władcy Anu) byli panami
transcendentalnego Sidhe i byli traktowani jako “fates" (parki, władcy
losu) lub “fairies" (wróżki, wróżę). Przed osiedleniem się w Irlandii (od
około 800 roku p.n.e.) byli obok wczesnych królów Egiptu
najszlachetniejszą rasą świata, Czarnomorskimi Książętami Scytii
(obecnie Ukraina). Podobnie jak faraonowie z oryginalnych dynastii
wywodzili swoje pochodzenie od wielkich Pendragonów Mezopotamii i to
ich odroślami były królewska linia irlandzkich Bruithnighów i Pik-tów
szkockiej Kaledonii. W Walii założyli królewski dom Gwyneddów, a w
położonej na południowym zachodzie Anglii Komwalii, byli świętą
szlachtą znaną pod nazwą Pict-sidhe, skąd wziął się termin “pixie"
(skrzat).
Tak więc znaleźliśmy wiele opisowych słów tworzących jądro
popularnych ludowych opowieści wywodzących się z jednego szczepu
oryginalnej krwi królewskiej, znanego jako Sangreal, Albi-gens lub
Władcy Pierścienia (Ring Lords). Stało się tak, ponieważ mamy w tej
szlachetnej rasie “elves" (elfy), “fairies" (wróżki) i “pixies" (skrzaty),
które wcale nie są małymi złudnymi stworzeniami, ale znaczącymi
królami i królowymi z sukcesji Smoka.
Jednym z najważniejszych słów scytyjskich było uper, które znaczyło
“ponad" lub “powyżej" i którego wciąż używamy we współczesnym
jeżyku angielskim między innymi w takich określeniach jak
“superintendent" (kierownik, inspektor) lub “supervisor" (kierownik,
opiekun, promotor). W formie tytularnej scytyjski Uper był nadzorcą lub
suwerenem, inaczej mówiąc Pendragonem. Później, w rejonach obecnych
Węgier i Rumunii, słowo to uzyskało postać Oupire (Nadprzyrodzeni).
Do momentu popełnienia w średniowieczu przez Kościół
Rzymskokatolicki fałszerstw nie było nic złowróżbnego lub
nadprzyrodzonego w znaczeniu słowa Oupire. Zmieniło się to, kiedy
nastały czasy polowań na czarownice, ponieważ kapłańscy / królewscy
Oupire byli w oczach Rzymu odpowiednikami Czarowników-Druidów.
Zostali zatem czarnoksiężnikami, zaś definicja słowa Sidhe (Sieć
Mądrości) nabrała nowego znaczenia – “Sieć Niesamowitości".
Poza celtyckimi regionami Brytanii tradycyjni Oupire występowali
jeszcze na Bałkanach, w rejonie Karpat – w czasach starożytnych
zdominowali obszary od Transylwanii do Morza Czarnego. Byli więc
spokrewnieni nie tylko z czarownicami, ale również z Cyganami. Biskupi
Kościoła i inkwizytorzy podejrzewali, że byli oni niepodzielnymi
władcami Elfanii – królestwa brzasku, czarodziejskiego złota, magicznych
źródeł i przestrzegania tradycji zielonych kniei, które były znienawidzone
przez Kościół. Mówiło się o nich, że byli błąkającymi się nocą ludźmi,
którzy zadawali się ze złymi duchami. Na tym właśnie etapie powstało
nowe słowo chrześcijańskiej Europy będące bezpośrednim
wykoślawieniem Oupire, które brzmiało vampire (wampir).
W dodatku do wampirów w słowniku inkwizycyjnym pojawiła się
wkrótce kolejna klasyfikacja, kiedy to Czarni Bracia Dominikanie i Szarzy
Bracia Franciszkanie utworzyli swoje listy niepożądanych na tym świecie.
Wykroczyli oni teraz znacznie poza domenę zwykłych heretyków i pogan i
równolegle do sfabrykowanego mitu o wampirach wyczarowali kolejną
postać – wilkołaka.
Nagle okazało się, że nie ma końca niesamowitym stworom, które
zaludniały drogi i lasy w poszukiwaniu niewinnych, niczego nie
spodziewających się ofiar. Artyzm (perfidia) tego rodzaju działania
polegała na tym, że przerażeni ludzie oddawali się pod opiekę Kościoła
jako jedynego, który może doprowadzić ich do zbawienia. Wampirów i
wilkołaków nie dawało się zabić prostymi metodami. Nawet Bóg nie
wchodził w rachubę, jako że jedynie Jezus Chrystus (zbawiciel ludzkości)
mógł pokonać swoją mocą te diaboliczne potwory. Przedstawiano je pod
postaciami diabłów, demonów i emisariuszy Szatana, którzy musieli być
traktowani egzorcyzmami i zniszczeni przez zakonników i księży. W ten
sposób Kościół otworzył nowy interes z kompletnie nowym asortymentem
przerażających opowieści ludowych, których celem było przeciwstawienie
się legendom o poszukiwaniu Graala i ezoterycznym arcydziełom sztuki
“podziemnego nurtu".
Z jednej strony mieliśmy opowieści Albigensów o Łabędzich
Książętach, Królowych Smoka i Pannach Elfowych stanowiących
odzwierciedlenie tradycji zapomnianej linii krwi Utraconej Narzeczonej, w
których rycerze i szlachetni kawalerowie zwalczali wszelkie przeciwności
stojące na drodze wiodącej do zachowania uświęconego dziedzictwa
Świętego Graala. W historiach tych występowali czarownicy ze szkoły
Druidów i mądrzy pustelnicy, którzy wskazywali kierunek rycerzom w ich
podróżach i misjach. Nigdy jednak nie zdarzyło się, aby ksiądz lub biskup
ruszyli z pomocą damie będącej w potrzebie, jako że Kościół był w
rzeczywistości ich przeciwnikiem.
Przypisy:
1. Laurence Gardner, Genesis of the Grad Kings The Pendragon Legacy
of Adam And Eve (Potomkowie Dawida i Jezusa – rodowód królów
Świętego Graala), przekład Grażyna Gasparska, Wydawnictwo Amber,
Warszawa, 1999. – Przyp. red.
2. Dom Hanowerski, inaczej dynastia Hanowerska, to brytyjska dynastia
królewska niemieckiego pochodzenia wywodząca się od Jerzego-Ludwika,
elektora Hanoweru, który zasiadł na tronie brytyjskim w roku 1714 jako
Jerzy I. Ostatnim władcą z tej dynastii była Królowa Wiktoria (1937-
1901). Kolejna dynastia brytyjska to Saxe-Coburg-Gotha, która w roku
1917 zmieniła nazwę na House of Wmdsor. Nazwa dynastii pochodzi od
nazwiska małżonka królowej Wiktom, księcia Alberta, również
pochodzenia niemieckiego, wywodzącego się z niemieckiej dynastii Saxe-
Coburg-Gotha (oryginalna nazwa niemiecka Sach-sen-Coburg-Gotha lub
Sachsen-Coburg und Gotha). W wyniku antyniemieckich nastrojów w
czasie I wojny światowe] Jerzy V ogłosił w roku 1917, ze wszyscy
następcy królowe] Wiktom w linii męskiej, którzy są obywatelami
brytyjskimi, przyjmą nazwisko “Windsor". Dzieci obecnej królowe]
Elżbiety II w normalnych warunkach nosiłyby nazwisko Mountbatten
(zangielszczone z “Battenberg"), jednak w roku 1952 ogłosiła ona, ze je]
następcy będą nosili nazwisko “Windsor". Decyzja ta została
zmodyfikowana w roku 19601 głosi, ze potomstwo wszystkich, z
wyjątkiem noszących tytuły książąt, księżniczek oraz “ich królewskich
wysokości", będzie nosiło nazwisko Mountbatten-Windsor, zaś dodatek
Mountbatten to zangielszczona forma nazwiska Battenberg, hrabiowskiego
rodu niemieckiego wymarłego około roku 1314, z siedzibą w zamku
Kellerburg w pobliżu Battenberg w Hesji. Tytuł ten został przywrócony w
roku 1851, kiedy Aleksander (1823-1888), młodszy syn Ludwika II,
Wielki Książe Hesji, zawarł morganatycz-ny związek małżeński z polską
hrabiną Julią Teresą von Hauke, która otrzymała tytuł hrabiny Battenberg
W roku 1858 hrabina i jej dzieci zostali uhonorowani tytułami książąt i
księżniczek Battenberg. W roku 1917 najstarszy syn z tego związku,
Ludwik Aleksander (1854-1921), który dosłużył się stopnia admiralskiego
w marynarce brytyjskie], uzyskał tytuł markiza Milford Haven Na żądanie
króla Jerzego V, wszyscy członkowie te] rodziny mieszkający w Anglii
zrzekli się w roku 1917 niemieckiego tytułu księcia Battenberg i przyjęli
jego anglojęzyczną formę Mountbatten Milford Haven był ojcem księżne]
Alicji (1885-1969), która wyszła za greckiego księcia Andrze]a (1882-
1944), a ich jedyny syn, książę Filip (ur. 1921) przyjął nazwisko
Mountbatten i otrzymał tytuł księcia Edynburga, kiedy to w roku 1947
poślubił księżniczkę Elżbietę (obecną królową Elżbietę II) i uzyskał
obywatelstwo brytyjskie. – Przyp. tłum.
3. Laurence Gardner, Bloodime ofthe Holy Grali (Krew z krwi Jezusa –
Święty Graal i tajemnica potomków Jezusa), przekład Paweł Korombel,
Wydawnictwo Da Capo, Warszawa, 1998 – Przyp. red.
4 Ouroboros to staroegipski i grecki symbol przedstawiający węża z
ogonem w pysku, węża bez przerwy pożerającego samego siebie l
odradzającego się z siebie Jako symbol gnostyków i alchemików,
ouroboros wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy, która nigdy
me zaniknie i będzie trwać w nieskończoność w formie ciągłej destrukcji i
odradzania się. – Przyp. tłum
5. Elven to przymiotnik pochodny od słowa “elf" – Przyp. tłum.
6. “Wróżka" w języku angielskim to – w przeciwieństwie do naszych
wyobrażeń związanych z tym terminem – zwykle małe stworzenie o
ludzkiej postaci, które cechuje chytrość, skłonność do psot i posiadanie
nadprzyrodzonych mocy. – Przyp. tłum.
7. Wieki Ciemności to wczesne średniowiecze w historii
zachodnioeuropejskie) trwające w latach 476-800, kiedy me było cesarza
na zachodzie, lub traktując ten okres bardziej ogólnie – okres między
rokiem 500 i 1000, który charakteryzuje się częstymi konfliktami i
zamkiem miast. Obecnie termin ten jest używany przez historyków rzadko
ze względu na konotację, jaką zawiera ta nazwa. Tym niemniej używa się
go czasami, zakładając, ze ta nazwa wynika me tyle z braku materiałów o
tamtych czasach, co z faktu, ze był to okres intelektualnej ciemnoty i
barbarzyństwa. – Przyp. tłum na podstawie Encyclopaedia Britannica
8. Obecnie anglojęzyczna pisownia tego słowa brzmi “Grali", podczas
gdy w języku polskim, jak widać, jest zgodna z brzmieniem oryginalnym.
– Przyp. thim.
9. J.R.R. Tolkien, Wladca pierścieni (The Lord ofthe Rings), przekład
Maria Skibmewska, przekład wierszy Włodzimierz Lewik, Czytelnik,
Warszawa, 1981.
10. Alfred Tennyson, Pierwszy Baron Tennyson znany jako Alfred, Lord
Tennyson (1809-1892). Brytyjski poeta, którego twórczość odzwierciedla
wiktoriańską romantykę i estetykę W roku 1850 za swoje poezje otrzymał
nagrodę. W roku 1859 wydał Sielanki króla (Idylis of the King)
stanowiące cykl 12 połączonych ze sobą poematów na kanwie legendy o
królu Arturze, jego miłości
do Gmewry i ostatecznie upadku jego królestwa Poematy opisują
głównie proces wkraczania zła do Camelotu z powodu cudzołożnej
miłości między Ginewrą i Lancelotem – Przyp. tłum
11. Lohengrm to Rycerz Łabędzia, bohater niemieckiej wersji legendy,
znane] dobrze od czasów średniowiecza w Europie Widać w niej wyraźne
związki z północnoeuropejską legendą o siedmiu łabędziach, jednak je)
faktyczne pochodzenie nie jest znane. Historia dotyczy tajemniczego
rycerza, który przybywa łodzią ciągniętą przez łabędzie, aby pomoc
szlachetnej pani w niebezpieczeństwie Poślubiają, ale me pozwala pytać o
swoje pochodzenie. Po pewnym czasie zapomina ona o swoim
przyrzeczeniu, a on opuszcza ją i nigdy me powraca – Przyp. tłum.
12. Percewal to bohater arturianskiego romansu charakteryzujący się
wręcz dziecinną niewinnością, która chrom go przed pokusami świata i
stawia na boku w stosunku do pozostałych Rycerzy Okrągłego Stołu W
poemacie Perceval, or Le Conte du Graal (Percewal z Walii) Chretiena de
Troyesa Percewal odwiedza zamek zranionego Króla Rybiarza, gdzie
ogląda tajemnicze naczynie (Graala), ale ponieważ jest strofowany za
zadawanie zbyt wielu pytań, zapomina zadać pytanie, które uzdrowiłoby
króla. Historia duchowego rozwoju Parsifala od naiwnego rycerzyka do
obrońcy Graala swoją ostateczną formę uzyskała w trzynastowieczne)
opowiesci-poemacie epickim Wolframa von Eschenbacha Parzi-val, na
podstawie którego Ryszard Wagner napisał swoją ostatnią operę Parsifal
(1882). – Przyp tłum.
13. Wicca to pogańska religia tkwiąca korzeniami w
przedchrześcijańskiej zachodniej Europie, która przezywa okres
odrodzenia w XX wieku, głównie w USA i Wielkie) Brytanii
W KRÓLESTWIE WŁADCÓW PIERŚCIENIA – CZĘŚĆ DRUGA
To, co zrobili biskupi na soborze w Trydencie w roku 1545 w
północnych Włoszech, było formalnym wyklęciem proroctw Merlina, w
następstwie którego z publicznie dostępnych materiałów usunięto wszelkie
dotyczące go dane. W celu przechylenia wagi na rzecz Kościoła stworzono
nawet nowy gatunek literacki, który znamy dziś pod nazwą romansu
gotyckiego.
Przesłanką kryjącą się za tymi historiami nie było ocalenie ofiar, ale
raczej zniszczenie wrogów ukartowanego “chrześcijaństwa" – za pomocą
krucyfiksu i ton święconej wody będących podstawową bronią w
ponurych zmaganiach ze złowrogimi “siłami zła".
Po pewnym czasie ruch chrześcijański wpadł na genialny pomysł
ustanowienia własnego konkurenta Merlina, który nie był czarownikiem,
ale kanonizowanym biskupem wczesnego Kościoła. Wybór, jakiego
dokonano, był nadzwyczaj dziwny!
W roku 325 n.e. jednym z uczestników soboru nicejskiego zwołanego za
czasów cesarza Konstantyna był biskup Myry, Mikołaj. Na soborze tym
biskupi debatowali na temat natury Świętej Trójcy i tego, że Jezus nie był
jedynie synem Boga, ale jego inkamacją. To nowe podejście nie podobało
się sędziwemu biskupowi Aleksandrii, Ariuszowi, który postanowił
wyrazić w tej kwestii swoje zdanie. Kiedy wstał, aby przemówić, biskup
Myry, Mikołaj, z miejsca uderzył go w twarz.
To zdarzenie od razu skierowało dyskusję na właściwe tory, w efekcie
czego krewki dyskutant został nagrodzony za swoją postawę, stając się
wkrótce Świętym Mikołajem (Saint Nicholas). To tytularne imię zostało w
części Europy zniekształcone i uzyskało brzmienie Sinterklaas lub
Sintniklaus, zaś w krajach anglojęzycznych uzyskało w końcu swoją
obecną postać “Santa Ciaus" (“Święty Mikołaj"). W ramach strategicznej
propagandy jest on lansowany obecnie w postaci przynoszącego dzieciom
prezenty “Father Christmasa"
1
– jakże odległego w swojej naturze od
swojego historycznego pierwowzoru, zapalczywego biskupa.
W ramach Kościoła Celtyckiego z okresu wczesnego średniowiecza (w
czasach kiedy Merlin i Taliesin
2
przedstawiali swoje widzenia królom)
działali wpływowi adepci starych mądrości, opaci i tak zwani Clid lub
Culdees
3
, tacy jak święty Dawid, święty Patryk i święty Kolumba
4
, których
Kościół Rzymskokatolicki potępił jeszcze za ich życia za rzekome
szarlataństwo i pogańskie obyczaje. Hierarchia kościelna przez długi czas
traktowała ich jako nekromantów i czarowników i dopiero w ostatnim
okresie zmieniła wobec nich zdanie. Chociaż proroctwa Merlina zostały
ostatecznie potępione przez sobór trydencki, nauki Dawida, Patryka i
Kolumby tak mocno zakorzeniły się wśród ludzi, że Kościół był zmuszony
zastosować wobec nich trochę inną strategię.
Tysiąc lat po śmierci tych druidycznych mędrców Watykan wprowadził
ich do panteonu ortodoksyjnych świętych, chcąc w ten sposób ukryć ich
prawdziwy, celtycki charakter. Kilka lat temu Poczta Brytyjska i Kościół
Anglikański połączyły swoje siły w promowaniu łagodnego św. Kolumby
obok jego zgorzkniałego katolickiego konkurenta, św. Augustyna z
Rzymu, który przybył do Anglii zaraz po śmierci św. Kolumby w roku 597
n.e. z papieskim poleceniem zniszczenia kierującego się jego naukami
ruchu. Nie bacząc na prawdę historyczną, jubileuszowe znaczki pocztowe
i odpowiednie materiały propagandowe z roku 1997 przedstawiają tych
przeciwników jako niemal braci w walce o wspólną sprawę, co dowodzi,
że w kościele do dzisiaj trwa proces kreowania mitów.
Pojęcie wilkołaków
5
, o których mówiono, że pokazują się w pełni
księżyca, pochodzi prawdopodobne z okresu istnienia kasty druidów
zwanych “Wood Lords" (“Panowie Lasu"), których nazywano “Wereami"
lub “Wallanami". Ich zwierzęcym symbolem, totemem, był wilk, tak jak w
przypadku innych plemion na przykład niedźwiedź lub koń. Totemy te
były prekursorami znaków heraldycznych, przy pomocy których
rozpoznawano poszczególne rody. Często zawierały one symbole zwierząt,
roślin i innych rzeczy, które umieszczano na proporcach.
Jak wiadomo z historycznych źródeł Wallanowie osiągnęli wielkie
wpływy i stali się założycielami wielkich królewskich dynastii irlandzkich,
walijskich i angielskich. Wielki Cadwallan Walijski
6
pochodził właśnie z
tego rodu Druidów, jak również król Casswallan, nieustraszony syn Beli
Mawra, największego ze wszystkich Panów Lasu z około 100 roku p.n.e.
Inne totemy były, oczywiście, wyobrażeniami różnych bogów i boginek
i, co ważne podkreślenia, jeden z nich przetrwał przez stulecia od
początków kultury Panów Lasu i wciąż utrzymuje swoją dominującą
pozycję wśród brytyjskich symboli.
Pierwotni Wallanowie żyli w Mezopotamii około 3 800 lat temu, czyli
około roku 1800 p.n.e. Nazywano ich wówczas Yulannu, co znaczyło, po
prostu, Panowie Lasu. To właśnie z ich kultury wywodzi się tradycja Yule
7
,
która przeszła tryumfalnie przez Europę i zawędrowała aż do
Skandynawii.
Boginią Yulannu była Barat An-na (Wielka Matka Ogniowego
Kamienia). Sumerowie nazywali ją Antu. Była żoną króla Anu i matką
Enkiego. W późniejszych czasach była identyfikowana z Dianą z Efezu
(Diana Dziewięciu Ogni). Kult Barat An-ny rozprzestrzenił się poprzez
Syrię do Feni-cji, gdzie jej wyobrażenie zaczęto przedstawiać na
monetach. W tej wersji siedziała na brzegu morza z zapaloną pochodnią i
okrągłą tarczą z symbolem krzyża różo-krzyżowców u boku.
Wraz z druidami Wallanami na Wyspy Brytyjskie trafiła kultura Barat
An-ny, gdzie z czasem jej imię zmieniło brzmienie na Bratanna. Jej kult
był tu tak wielki, że stała się wielką boginią plemienną, która mimo stuleci
chrześcijaństwa przetrwała do dzisiaj. Jej wizerunek na monetach niewiele
się zmienił, z wyjątkiem tego, że zamiast pochodni jest teraz na nich
latarnia morska, a zamiast krzyża różokrzyżowców Union Jack (flaga
brytyjska, na której wyobrażone są trzy krzyże w kolorach białym,
niebieskim i czerwonym). Mimo upływu wieków jest ona nadal Boginią
Matką lądu. Panią Ogniowego Kamienia – Brytanią.
Wcześniej wymieniłem króla Casswallana, który panował w Brytanii w
mniej więcej tych samych czasach co Herod Wielki w Juei. Będąc synem
wielkiego Beli Mawra, był nie tylko Panem Lasu, ale również Panem
Pierścienia Cassi, czyli Cassi-Wallanem lub Casswallanem.
Rody Cassi również pochodzą z Mezopotamii. Wcześniej były to rody
karpackich książąt Sidhe, które osiadły wcześniej wraz z Yulannu w
pomocnej części gór Zargos. Pochodzili z linii wróżów Tuatha De Danann
i panowali w rejonie Mezopotamii od XVIII wieku p.n.e. i od około 1600
roku p.n.e. przez 500 lat rządzili Babilonią.
Ten szczególny szczep rozwinął się w jedną z najstarszych kultur
Pierścienia i w starożytnej Irlandii stanowił święty ród “god-men" (“ludzi-
bogów") zwanych tam Vere-Bolg. Najbardziej znane miejsce ich kultu
wciąż istnieje i znane jest dziś pod nazwą Newgrange – pierwotnie była to
święta królewska siedziba nazywana Rath. Te miejsca kultu (“magiczne
pierścienie") nosiły nazwę Creachaire (świątynia-grobowiec) i mieściły się
w Rathach, które były pokrytymi darnią kopcami-siedliskami
zbudowanymi na szkielecie z pali. W późniejszych czasach nazywano je
Tepesami – od których pochodzą amerykańscy Indianie tepee – i były one
uważane za “Bramy do Krainy Zmarłych", świętego królestwa duchów
przodków.
To właśnie od tej praktyki zasiedlania kopców powstała rodowa nazwa
królów Cassi, jako że Cassi znaczy “miejsce lasu". Były to siedziby
Strażników Bram, zwanych też Oupire lub Władcami Pierścienia Sidhe,
których przechrzczono później, jak już wcześniej wspomniałem, na
“wampirów".
Jedną z bardziej znanych w historii wróżek Graala była księżniczka
Meluzyna, córka króla Piktów, Elinasa z Alby, potomka panującego w II
wieku króla Kaledonii, Vere'a, Władcy Smoka. W roku 733 Meluzyna
poślubiła (podtrzymując ciągłość linii rodowej) Rainfroi de Vere'a, księcia
Anjou. Do ich potomków zaliczał się późniejszy hrabia Maelo, dowódca
armii Karola Wielkiego. Z jego związku z siostrą Karola Wielkiego
narodziła się hrabiowska linia Vere z Guisnes, której członkowie byli, jak
już wspomniałem, zwani Królami Elfami i stali się Wielkimi
Szambelanami Anglii oraz Hrabiami Oxfordu.
W tradycji arturiańskiej i magdaleńskiej Pań Jeziora (jak to zostało
omówione w Krew z krwi Jezusa) Meluzyna była “fontanną
nieziemskości", czarodziejką Underwood. Jej fontanna w Verrieres en
Forez została nazwana Lusina (co znaczy “dostarczycielka światła"), od
którego to imienia wywodzi się nazwa królewskiej dynastii Lusignan –
dynastii królów Jerozolimy z okresu wypraw krzyżowych. Mówiono, że
Źródło Meluzyny tryskało w głębi zarośli lasu Anjou, zaś ją samą
przedstawiano często w postaci syreny, jak to w czarujący sposób ukazuje
stary obraz w zamku Bran hrabiego Drakuli w Rumunii.
W XII wieku potomek Meluzyny, Robert de Vere, trzeci hrabia Oxfordu
i prawowity pretendent do tytułu hrabiego Huntingdonu, został zarządcą
lasów Fitzooth króla Ryszarda I. Jako Pan na Greenwood i tytularny
Herne
8
Dzikich Łowów był popularnym wśród ludzi przedstawicielem linii
Sidhe – ostatecznie został banitą za zbrojne wystąpienie przeciwko
królowi Janowi. To właśnie on, późniejszy Robin Fitzooth, stał się
pierwowzorem bohatera popularnych legend o Robin Hoodzie.
Spośród wszystkich monarchów, jacy kiedykolwiek zasiadali na tronie
Anglii, najbardziej zharmonizowana ze starożytną kulturą i tradycją lasu
była królowa Elżbieta I z dynastii Tudorów. Nazywano ją nawet Królową
Wróżką, a przed oficjalną koronacją lud ustanowił ją swoją Królową
Zielonego Lasu. Był to starożytny rytuał Oświeconych – Rasy Elven Albi-
gensów. Ceremonię odprawiono o świcie w głębi Puszczy Windsor i w
celu uświetnienia tej nominacji przekazano jej zwyczajowo dziedzictwo
Robin Hooda będące spuścizną domu Vere.
W tym czasie lordem szambelanem królowej był Edward de Vere
Loxley, XVII hrabia Oxfordu. Do jego obowiązków należało wyniesienie
podczas tej ceremonii Elżbiety na tron po uprzednim zdetronizowaniu
Caille Doauine'a, tradycyjnego Króla Puszczy (od którego imienia
wywodzi się nazwa szkockiego piktyjskiego królestwa Kaledonii) –
potężnego Rogacza Siedmiu Szpikulców, na którego grzbiecie Lord Vere
jechał na ceremonialną polanę.
W czasach studenckich Edward de Vere z Orfordu był przyjacielem
różokrzyżańskiego alchemika i agenta tajnych służb Johna Dee oraz
bliskim współpracownikiem męża stanu i filozofa Francisa Bacona
(późniejszego wicehrabiego St Albans). Utworzyli oni (wraz z innymi)
elżbietański Syndykat Dworu Poezji i Magii, który dostarczał ich koledze,
dramato-pisarzowi Williamowi Szekspirowi, materiałów do jego sztuk.
Jak już wspomniałem przy okazji omawiania Meluzyny, fontanny,
źródła i wody wiązano zazwyczaj z linią żeńską Władców Pierścienia.
Wywodzi się to z czasów bogów Anunnaki, których rodu matką
założycielką była (według tekstów starożytnej Mezopotamii) Tiamat,
Morski Smok. W późniejszych czasach królowe te były przedstawiane
zazwyczaj w postaci syren (ich anglojęzyczna nazwa to mermaids od
łacińskiego merę maids, co po polsku znaczy “morskie panny") i często
nazywano je Paniami Jeziora. Był to zwyczaj, który przypisano Marii
Magdalenie, kiedy osiadła w Prowansji w roku 44 n.e.
Podczas gdy męscy potomkowie Marii Magdaleny i Jezusa stali się
znanymi Królami Rybiarzami w Galii, linia żeńska zachowała swój status
Smoczych Królowych w całkiem innej dynastii – jako matriarchalne
królowe Avallonu w Burgundii. Dynastia ta znana była pod nazwą Domu
delAcqs (Domu Wód) i to z niego pochodzi żyjąca w VI wieku wielka
królowa Viviane znana z arturiańskich romansów jako Pani Jeziora. To
pochodzenie było tak ważne dla Celtyckiego Kościoła, że kiedy w roku
844 król Kenneth MacAlpin zjednoczył Szkotów i Piktów, jego dokument
koronacyjny w sposób szczególny podkreślał jego pochodzenie od
królowych Avallonu.
Najbardziej istotnym, jeśli chodzi o króla Artura, było jego pochodzenie
zarówno od męskiej, jak i żeńskiej linii Albigensów. Jego ojcem był król
Aedan Dalriada, Pendragon Brytanii w roku 559 i potomek Władcy Lasów
Beli Mawra. Jego matką była Ygerna del Acqs, córka królowej Viviane,
której wnuk (z matki Viviane II, siostry Ygerny) był legendarnym
Lancelotem del Acqs. Ygerna (w tradycji arturiańskiej czasami nazywa się
ją Igraine) była Wysoką Królową Celtyckich Królestw, zaś jej siostra
Morgaine (po jej pierwszym mężu Gwyr Llewie z Carlisle) była Wysoką
Kapłanką Sióstr Avallonu.
Od wielu lat trwają spekulacje na temat historycznego Artura, lecz są to
głównie zabiegi ludzi zaangażowanych w turystykę, którzy usiłują
wykorzystać jego pochodzenie do zainteresowania turystów konkretnymi
częściami Anglii i Walii. W rzeczywistości (w zgodzie z tradycyjnymi
relacjami) był tylko jeden Wysoki Król Brytanii zwany Arturem. Zawsze
był tylko jeden Artur, syn Pendragona. Ten sam, którego matką była
Igraine'a z Avallonu, córka królowej Viviane, znanej jako Pani Jeziora. Był
tylko jeden Artur, który miał syna Modreda i siostrę o imieniu Morgaine
(lub Morgana, jak się ją nazywa w niektórych relacjach).
Dawne annały Szkocji i Irlandii oraz zapiski Kościoła Celtyckiego
zgodnie identyfikują Artura mac Aedana z Dalriady. W roku 575 druid
Merlin Emrys ogłosił go Królewskim Dowódcą i Wysokim Królem. Jego
główną siedzibą było Carlisle na północy Anglii, skąd dowodził obroną
granicy oddzielającej Szkocję od Anglii.
Wracając do Rathów (inaczej królewskich kopców-siedlisk) powinniśmy
zastanowić się nad nazwą tych Bram do Świata Zmarłych – Tepes – jako
że był to przydomek przypisywany jednej z najbardziej enigmatycznych
postaci późnego średniowiecza – hrabiemu Drakuli. Traktując rzecz
historycznie, nie biorąc pod uwagę chrześcijańskiego mitu
propagandowego, w który spowito wampiryczną postać bohatera książki
Brama Stokera, Drakula był księciem wołoskim o imieniu Wład III,
którego często nazywa się również Władem Tepesem.
Ponieważ słowo tepes jest pokrewne “drewnianym palom", często
uważa się, że opisowy przydomek Włada ma związek z jego surową
metodą wykonywania egzekucji na więźniach, czyli z nadziewaniem ich
na drewniany pal. Przeto imię Wlad Tepes tłumaczy się jako Wład
Falownik. Jest to jednak wierutne kłamstwo. Przydomek Tepes nadano mu
(podobnie jak wielu innym druidzkim dostojnikom przed nim), ponieważ
w ramach starożytnej kultury Władców Pierścienia Sidhe został
mianowany Creachai-re'em, Strażnikiem Wrót.
Piętnastowieczny książę rumuński Wład Tepes był założycielem stolicy
tego kraju, Bukaresztu. Jego popularne imię, Drakula (Dracula), oznaczało
“Syn Drakula", z kolei Drakul (Dracuł) znaczyło Smok i było formą, jaką
bractwo Graala z Ordo Daconis (Imperialny Dwór Smoka) określało od
roku 1431 jego ojca.
W ostatnim stuleciu, od czasu wydania w roku 1897 powieści Drakula,
Wład stał się archetypem promowanej przez Kościół gotyckiej tradycji.
Jednak rzeczywisty lęk hierarchii kościelnej przed nim nie dotyczył jego
surowych metod traktowania wrogów, jak się często uważa, i tego, że był
on pijącym krew wampirem z horroru Stokera
9
, ale jego głębokiej wiedzy
alchemicznej i tego, że był on działającym Oupire – szacownym
Suwerenem Rath, Strażnikiem Wrót w starożytnym rytuale Yulannu
Władców Pierścienia.
Ci, którzy czytali Krew z krwi Jezusa l Potomków Dawida i Jezusa,
znają terakotową mozaikę sprzed około 2000 latp.n.e. przedstawiającą
sumeryjską boginię Lilith. Na tym wizerunku (tak jak i innych
przedstawiających najwyższych rangą bogów Anunnaki) widzimy Lilith
trzymającą Pręt i Pierścień Bosko Mierzonej Sprawiedliwości. Pręt był w
rzeczywistości miarą i na niektórych obrazach jest on przedstawiany z
oznakowaniem pozwalającym na wykonanie pomiaru w określonych
jednostkach (tak jak współczesne nam linijki z podziałką). W czasach
babilońskich była ona określana jako Rule (reguła, panowanie, liniał) i ten,
kto ją dzierżył, był Rulerem (władcą lub miarą), skąd wywodzi się nasze
określenie rządzących.
Jak wspomniałem na wstępie, pierścień był symbolem kompletności,
jedności i wieczności. Reprezentował kontynuację Boskiej
Sprawiedliwości, sprawiedliwości mierzonej przy pomocy pręta (lub
miarki). Pierścień stanowił więc symbol władców wywodzących się z
Anunnaki – tajemniczych Oupires odpowiedzialnych za ustanawianie
rządów i władzy królewskiej – którzy byli potomkami cywilizacji
powstałej około 4 000 lat p.n.e.
Biorąc to pod uwagę, warto odnotować, że kiedy zapytano Tolkiena o
środowisko Środkowej Ziemi występujące w jego trylogii Władca
Pierścieni, odrzekł on, że pochodzi ono z około 4000 roku p.n.e. “W kotle
zawsze wrzało i wrze" – odrzekł. – “My tylko dodajemy nowe składniki
do zupy". Jego ciesząca się dużą popularnością powieść, aczkolwiek
fascynująca, wcale nie jest jakimś nowym pomysłem. Od najdawniejszych
czasów uważano w Europie, że saksoński bóg Wotan (lub Odyn –
odpowiednik sumeryjskiego Anu) rządzi światem za pomocą ośmiu
pierścieni, będąc w posiadaniu jeszcze jednego, dziewiątego pierścienia
(Pierścienia Jeden), który pozwalał mu władać pozostałymi.
W czasie średniowiecznych procesów kościelnych prowadzonych
przeciwko heretykom, a także w późniejszym okresie, wszystko, co było
związane z Graalem, padało łupem wściekłości biskupów i braci
zakonnych. Nie spodziewające się niczego ofiary oskarżano o cały szereg
podejrzanych praktyk. Zakazany był jakikolwiek związek z kulturą
Pierścienia.
Kiedy oskarżono Joannę d'Arc, jednym z głównych zarzutów, jakie
biskupi wysunęli przeciw niej, było używanie przez nią do leczenia
magicznych pierścieni i czarów. W rezultacie spalono ją w roku 1431 na
stosie. W roku 1920 Kościół ponownie rozpatrzył jej sprawę, w rezultacie
czego ułaskawił ją i kanonizował!
Jak to szczegółowo omówiłem w Krew z krwi Jezusa, zakazy nie
dotyczyły tylko pism Merlina, ale także całego szeregu innych prac, które
rzekomo zaginęły w okresie wczesnego średniowiecza. Zakazami objęto
również malarstwo i ustanowiono wiele nowych zasad. Jedna z nich
mówiła, że Dziewica Maria może być przedstawiana jedynie w szatach
niebieskich i białych, jak jest obecnie najczęściej malowana, bowiem inne
kolory, zwłaszcza czerwień, mogłyby sugerować, że piastowała jakieś
stanowisko w Kościele, który nie dopuszczał, aby kobiety pełniły w nim
jakiekolwiek funkcje.
Mało kto wie, że kościelne zasady stosują się również do muzyki, w
szczególności muzyki starożytnej, która wywodzi się z kultur innych niż
rzymska, grecka lub lidyjska. To właśnie z powodu tych religijnych
ograniczeń współczesne książki poświęcone muzyce podają, ze jej
korzenie tkwią w kulturze Grecji lub różnych części Rzymskiego
Imperium.
Podobnie jest z językiem angielskim, o którym mówi się błędnie, że
pochodzi głównie z greki i łaciny. Aby wpoić nam ten pogląd, uczy się nas
takich klasyków literatury, jak Homer i Wirgiliusz, zupełnie zapominając,
że zarówno łacina, jak i greka rozwinęły się z innych, znacznie starszych
języków. Pochodzenie większości języków europejskich, włącznie z
angielskim, można prześledzić cofając się w czasie aż do okresu
starożytnej Fenicji, Syrii, Egiptu, Indii i Mezopotamii. Wiele słów liczy
sobie tysiące lat.
Podobnie jest z muzyką. Na podstawie odkryć dokonanych w kilku
ostatnich dziesięcioleciach można stwierdzić, że muzyka odgrywała bez
wątpienia dużą rolę w czasach babilońskich królestw, a nawet
wcześniejszych. W pokładach datowanych na sześć tysięcy lat położonych
na terenie starożytnego Sumeru znajdowano srebrne fujarki, dzwonki i
bębny oraz pięknie zdobione harfy i liry. Wiadomo także, że już wtedy
używano lutni.
Te precyzyjnie wykonane instrumenty pogrzebane u boku królów i
królowych z rodu Smoka miały z całą pewnością charakter ceremonialny i
wygląda na to, że używano ich w rytuałach starożytnego Gwiezdnego
Ognia i Ogniowego Kamienia, co opisałem w Potomkach Dawida i Jezusa.
Rytuał Ogniowego Kamienia (rytuał bogini Antu lub Barat An-ny) był
głównie ceremonią o charakterze lewitacyjnym odprawianą z
zastosowaniem monoatomowego, nadprzewodnikowego pierwiastka –
Ogniowego Kamienia (białego proszku złota).
Muzyka nawet współcześnie jest używana do kreowania zjawiska
lewitacji, zwłaszcza w Tybecie, gdzie wysoko w górach unoszono przy
zastosowaniu antygrawitacyjnych częstotliwości dźwiękowych bardzo
ciężkie bloki skalne. W rytuale tym bierze udział dziewiętnastu muzyków i
dwustu mnichów ustawionych wzdłuż promieni w grupach po pięć osób i
w odstępach co pięć stopni, z twarzami zwróconymi w kierunku górskiej
jaskini. Muzycy używali trzynastu bębnów beczkowych różnych
rozmiarów i wadze do 150 kilogramów zawieszonych na drewnianych
ramach i skierowanych ku położonej między muzykami i jaskinią
miskowatej niecce, w której ustawiano kamienny blok. Było tam jeszcze
dodatkowo sześć długich trąb umieszczonych w odstępach między
muzykami grającymi na bębnach. Na dany znak muzycy zaczynali grać na
bębnach i trąbach, a mnisi śpiewać. Po czterech minutach kamienie
zaczynały lewitować i wznosić się 400 metrów w górę, a następnie
opuszczać na właściwe miejsce w górskiej świątyni.
Po intensywnych badaniach zawiłości tej starożytnej procedury Adam
Wagner odtworzył ten muzyczny rytuał w utworze “Feniks i ogniowy
kamień" na płycie Genesis of the Grail Kings – kompozytor strategicznie
przerywa sekwencję Złotego Środka, po czym następuje czterominutowa
cisza, w czasie której odtwarzane są tak niskie częstotliwości, że są one
niesłyszalne. Chociaż nie docierają do naszej świadomości, rezonują
bezpośrednio z szyszynką, która, jak wiadomo, jest odpowiedzialna za
stany wyższej świadomości i percepcji.
Do albumu Genesis of the Grail Kings włączone zostały również
aspekty muzycznych współbrzmień, których używania Watykan zakazał w
średniowieczu, ponieważ Templariusze i Cystersi wykorzystywali je w
swoich poświęconych Marii Magdalenie katedrach Notre Damę, które są
znane z tego, że ich architektoniczna konstrukcja przeczy prawom
grawitacji. Rycerze tego szczególnego odłamu Templariuszy (założonego
w roku 1118 przez króla Jerozolimy Baldwina) zwani byli Książętami,
Strażnikami Królewskiej Tajemnicy.
Jedna z tych muzycznych sekwencji jest bardzo sławna – jest to
trójdźwięk ochrzczony przez Kościół “diabelskim interwałem" będący
bezpośrednim wyciągiem z harmonicznych skal starożytnych
mezopotamskich bóstw, które obejmują skalę Enkiego, skalę Eniiia, skalę
Anu, skalę Marduka, skalę Kingu, skalę Inanna i inne.
Żaden z kompozytorów nie zrobił tyle dla zachowania tradycji
Pierścienia, co prapradziadek Adriana Ryszard Wagner. Jego słynna
szesnastogodzinna tetralogia Pierścień Nibelunga (Złoto Renu, Walkiria,
Zygfryd i Zmierzch bogów) została w znacznej części oparta na folklorze
burgundzkim, jednak jej główną osnową jest bardzo stara mitologia
skandynawska nosząca nazwę Saga Volsunga.
Głównym bohaterem Pierścienia Nibelunga jest wojownik Zygfryd,
który znajdując się pod wpływem czarów płynących z magicznego napoju
zdradza ukochaną kobietę – przemienioną w śmiertelniczkę boginię
Brunhildę, która aranżuje następnie jego śmierć. Brunhilda zdaje sobie w
końcu sprawę ze swojego błędu i rzuca się na stos pogrzebowy, aby
połączyć się w zaświatach ze swoim ukochanym. Panny Renu, prawowite
Wodne Strażniczki Złota wydobywają z prochu stosu pogrzebowego
magiczny pierścień, który Zygfryd dał Brunhildzie. Dzięki temu oraz
dzięki poświęceniu Brunhildy zniesiona zostaje klątwa (rzucona na ten
Pierścień przez Alberyka Nibelunga, Władcę Karłów Podziemi).
Pierścień został wykradziony Pannom Renu przez Nibelunga, który
stracił go na korzyść ojca Brunhildy, boga nieba, Wotana. Potem zdobywa
go Zygfryd zabijając smoka, lecz w chwili ostatecznego oczyszczania
pierścienia przez Panny Renu, Wotan ginie razem ze swoim wymarzonym
królestwem Walhallą. Kiedy Pierścień trafia w końcu w prawowite ręce,
świat zostaje uratowany i następuje zamknięcie pełnego Cyklu.
Tradycja Pierścienia jest tu wyraźnie widoczna, podobnie jak w historii
Tolkiena i legendach Graala – Pierścień niszczy ostatecznie tego, który
wchodzi w jego posiadanie nie odczuwając właściwej z nim więzi. Ten
złoty Pierścień, wykuty z zaczarowanego płaskiego kamienia złota Renu,
dawał jego posiadaczowi władzę nad całym światem, lecz pod warunkiem
wyrzeczenia się miłości i zaprzedania duszy budzącej grozę mocy
Pierścienia.
Najpotężniejszym z Władców Pierścienia w kategoriach bezpośredniej
linii mesjanistycznej króla Dawida i Jezusa był król Solomon, którego
żydowski Talmud określa jako najpotężniejszego czarodzieja tamtych
czasów. Jego wielka mądrość i rozważny królewski osąd były
przypisywane posiadaniu przezeń czarodziejskiego pierścienia. To właśnie
legenda o pierścieniu króla Solomona zainspirowała Tolkiena.
Podobnie jak Solomon tolkie-nowski Władca Pierścienia, Sau-ron,
używał swojego Jednego Pierścienia do rządzenia wszystkimi demonami
Ziemi. Solomon użył demonów do budowy świątyni w Jerozolimie,
podczas gdy Sau-ron użył ich do budowy wieży w Mordorze. Podobne
były również pierścienie (takie, jakie występują zazwyczaj w tej tradycji),
jako że każdy z nich był zdolny zniszczyć swojego pana. Pierścień
Solomona osiąga swój cel poprzez demona Asmodeusza, natomiast w
przypadku Saurona zniszczenia dokonuje jego własny demon destrukcji.
W obu historiach są jeszcze inne podobieństwa. W obu przypadkach
występują klejnoty wypromieniowujące światło, w przypadku Solomona
jest to Schamir, a w przypadku króla elfów Thingola – Silmaril. Każdy z
nich jest skarbem rodzinnym odpowiedniego rodu królewskiego.
Tego rodzaju żydowskie pisma skierowały wściekłość dominikanów
kierujących hiszpańską inkwizycją (od około 1480 roku) głównie na
Żydów, zwłaszcza tych, którzy zajmowali się studiowaniem kabały. To
właśnie z tego powodu zaczęły się polowania na czarownice.
Wcześniej rzymska inkwizycja zajmowała się głównie heretykami –
heterodoksyjnymi chrześcijanami należącym do różnych odłamów
(arianami, nestorianami, nazareńczykami i innymi), którzy nie byli
członkami Kościoła Rzymskokatolickiego i których kultura była w jakiś
sposób związana z tradycjami magii i alchemii pozostającymi poza
kontrolą Kościoła. I oto pojawili się Żydzi ze swoimi wersjami dawnych
dziejów, zwłaszcza Żydzi z regionu Narbonne hiszpańskich Marchii, gdzie
kiedyś domowi Dawida Karol Wielki udzielił przywileju niezależności na
prawach księstwa.
To oznaczało, że sieć należy zarzucić znacznie szerzej, tak aby objąć nią
również ludzi o zupełnie innej orientacji.
Sprawa przestała już dotyczyć pragnień Kościoła, aby oczyścić swoje
chrześcijańskie szeregi. A co Żydami? Muzułmanami? I wreszcie
poganami?
I tak oto począwszy od XV wieku inkwizycja przystąpiła do etnicznej
czystki. Nikt poza czystej krwi zdeklarowanymi chrześcijanami nie był
bezpieczny. Zaistniała konieczność stworzenia nowego rodzaju
klasyfikacji zdolnej do wciągnięcia zdobyczy w nadzwyczaj rozciągliwą
sieć. W owych czasach stanowisko wielkiego inkwizytora piastował
brutalny Tomas de Torquemada, starszy spowiednik Ferdynanda II i
królowej Hiszpanii Izabeli. Pod jego kierunkiem znaleziono rozwiązanie i
wkrótce zakonnicy postawili swoje znaki na “najbardziej diabolicznych
poganach, jacy kiedykolwiek konspirowali w celu obalenia Kościoła
Rzymskokatolickiego".
W roku 1484 dwaj dominikanie, Heinrich Kramer i James Sprenger
opublikowali księgę Młot na czarownice. To przesiąknięte złem, lecz
napisane z wyobraźnią dzieło podawało szczegółowo, jak należy
rozpoznawać nowe podstępne zagrożenie ze strony praktykujących
sataniczną magię. Księga była tak przekonująca, że dwa lata później
papież Innocenty VIII wydał bullę autoryzującą prześladowania tej
bluźnierczej sekty. Do tego momentu kult znany jako Czary (jeśli w ogóle
istniał) nie zagrażał nikomu. Ostał się on głównie w pozostałościach
pogańskich zwyczajów oraz w obrządkach związanych z urodzajem i klasą
wieśniaczą. W rzeczywistości była to jedynie pozostałość pierwotnych
wierzeń w nadludzkie moce sił natury ogniskujących się głównie na Panie,
psotnym arkadyjskim bożku pasterzy.
Pan był tradycyjnie przedstawiany z kozimi nogami, uszami i rogami,
lecz twórczy dominikanie mieli inny pogląd na temat grającego na fujarce
rogacza i zaczernili jego obraz tak, aby przypominał samego diabła.
Ponieważ jednak inkwizytorzy byli mężczyznami, ustalono, że czary są
formą deprawacji związaną z niestabilnością natury kobiecej.
Problem polegał na tym, że, tak naprawdę, nikt nie wiedział, jak
rozpoznać czarownice, i w związku z tym wymyślono do tego celu szereg
tragicznie śmiesznych prób i testów. W całej tej aferze bezwzględna sekta
purytan stała się bliska politycznie rzymskiej strategii wprowadzając swoje
własne polowania na czarownice w Anglii, a później w Ameryce. W czasie
ponad 250 lat upoważnieni przedstawiciele poszukiwaczy czarownic
zamordowali ponad milion niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci.
To właśnie przeciwko religijnemu fanatyzmowi i oskarżeniom zrodził
się ruch, który zyskał miano renesansu – okres odrodzenia i wskrzeszenia
wspomagany środowiskiem demokratycznego sposobu myślenia. W
okresie tym, którego apogeum przypadło na początek XVI wieku,
Leonardo da Vinci, Rafael i Michał Anioł rozwinęli harmonię sztuki
klasycznej w jej najwyższej formie. Był to czas ponownej fascynacji
pogańskimi naukami, które eksplodowały szerokim wachlarzem barw,
przekraczając nowe horyzonty nauki, architektury i sztuki.
Właśnie wtedy, w latach 1614-1615, powstały w Niemczech dwa
traktaty zatytułowane Manifesty Różokrzyżow-ców. Po nich pojawił się
romans Chemiczny Ślub napisany przez luterańskiego pastora Johanna
Valentina Andreae. Publikacje te były zapowiedzią odrodzenia
hermetyzmu i nastania okresu Oświecenia, w którym ujawnione zostaną
pewne uniwersalne tajemnice.
Biorąc pod uwagę pojawienie się w Brytanii Królewskiego Towarzystwa
(Royal Society) naukowego i genialne opracowania Izaaka Newtona,
Roberta Boyle'a, Roberta Hooka, Edmunda Halleya, Christophera Wrena i
wielu innych, które pojawiły się kilkadziesiąt lat później, przepowiednie
były w zasadzie prawidłowe, lecz w tamtych czasach były zawoalowane w
postaci alegorii i zdawały się przekazywać jeszcze bardziej adekwatny
przekaz.
Piśmiennictwo koncentrowało się na podróżach i naukach tajemniczej
postaci imieniem Christian Rosenkreutz, brata Różanego Krzyża. Jego
imię zostało tak dobrane, aby świadczyło o jego różokrzyżańskiej
przynależności, i był on przedstawiany zazwyczaj w stroju templariuszy.
Akcja Chemicznego Ślubu rozgrywa się w magicznym zamku panny i
pana młodego – miejscu wypełnionym wizerunkami lwów, w którym
dworzanami są badacze nauk Platona. W scenerii godnej romansu Graala
Dziewica Lamplighter aranżuje ważenie wszystkich obecnych na wadze,
podczas gdy zegar odmierza ruchy nieba, zaś gościom przedstawiane jest
Złote Runo. Cały czas grają instrumenty strunowe i trąby, zaś wszystko
odbywa się w atmosferze rycerskości pod przewodnictwem rycerzy
świętych zakonów.
Poniżej zamku znajduje się tajemniczy grób z dziwnymi inskrypcjami, a
w porcie stoi dwanaście zacumowanych statków Złotego Kamienia, z
których każdy ma flagę z innym znakiem Zodiaku. W zamku oprócz
dziwnego przyjęcia grana jest przykuwająca uwagę fantazyjna sztuka
opowiadająca o bezimiennej księżniczce, którą wyrzuconą na brzeg w
drewnianej skrzyni znajduje książę. Księżniczka poślubia wkrótce księcia,
dzięki czemu odradza się pozbawiony niegdyś praw prawowity królewski
ród.
Jest to kolejna opowieść z rodzaju “zagubionej narzeczonej", któremu
już się przyglądaliśmy. Kiedy połączy się znaczenia wynikające z
Chemicznego Ślubu z dwoma wcześniejszymi traktatami, staje się jasne,
że chodzi tu o ideę Graala, i Kościół z miejsca potępił odradzający się ruch
różokrzyźowców.
Po przeanalizowaniu historycznych wróżek/wróżów (Fairies), skrzatów
(Pixies) i elfów (Elves) możemy obecnie przyjrzeć się innym, tak zwanym
“oświeconym": krasnoludkom (Sprites), chochlikom (Goblins) i gnomom
(Gnomes).
10
Definicja “sprite" oznacza ni mniej, ni więcej tylko “spirit person"
(“osoba duchowa") – jedna z tych, które należą do transcendentalnego
królestwa Sidhe. Oryginalni sprite'owie to starożytni scytyjscy wojownicy-
duchy, którzy malowali swoje ciała szaroniebieską farbą, aby wyglądać na
polu walki jak zwłoki.
Występująca w szekspirowskim Śnie nocy letniej postać o imieniu Puck
jest opisywana jako “sprite", zaś w tradycy-jonej angielskiej legendzie
leśnej Puck jest określany jako Robin Goodfellow, o którym mówiono, że
jest “gob-linem". Jego ojcem był Hern the Hunter (Hern Łowca). Jak z
tego wynika, Oberon i Hern to jedna i ta sama osoba. Imię Oberon (to, jak
już mówiliśmy, wariant imienia króla Elfów, Albreya) jest pochodną
scytyjskiego Oupire (znaczącego “ponad") i Roń (znaczącego “panować").
Tak więc Oberon oznacza “Ponad Panujący", czyli dokładnie to samo co
High King (Wysoki Król) lub Pendragon.
Słowo “goblin" (chochlik) wywodzi się bezpośrednio ze
starogermańskiego kobelin określającego robotników kopalnianych lub
tych, którzy pracują pod ziemią. W kontekście kultury Pierścienia gobliny
były w zasadzie pomocnikami Strażników Bram Rath – mieszkańcami
kopców Tepes będących bramami do świata zmarłych przodków – i byli
takimi samymi ludźmi, jak Strażnicy.
O gnomach, podobnie jak i o goblinach, mówiło się, że są strażnikami
podziemnych skarbów i z tego względu słowo to jest dziś wiązane z
bankami, jak w przypadku tak zwanych “Gnomów Zurichu". Rdzeń tego
słowa odpowiada w greckiemu gno-, które występuje w takich słowach jak
“gnosis" i “gnoble" (czyli “noble" – “szlachetny"). To oznacza, że gnomy
pochodziły ze szlachetnej (szlacheckiej) rasy. Określano ich także mianem
“Mądrzy". Ich zajęciem była rzeczywiście ochrona – byli strażnikami
gnosis (wiedzy) i Świętej Linii Krwi Albi-gensów. To właśnie z racji
szlachetnego (inaczej gnomicznego) wyróżnienia rasa wró-żów (Fairies)
była w stosunku do nas szlachtą – w szczególności kasta druidów Pict-
sidhe (Pixies – skrzatów), którzy byli ostatecznymi strażnikami praw i
kultury. Ich żeńskie partnerki nosiły nazwę Behn-sidhe (Banshee), co w
staroiriandzkim znaczy po prostu “mądra kobieta".
Jeśli ktoś staje w życiu przed trudnym do pokonania problemem, może
ulec wywołanemu przezeń stresowi i presji bądź go rozumowo
pomniejszyć. Nie oznacza to oczywiście, że problem zniknie, będzie
jednak wydawać się znacznie mniej dokuczliwy i możliwy do
kontrolowania. Tak właśnie postąpił Kościół z problemem sukcesji Smoka
– Władcami Pierścienia Albigensów. Uświęconą Linią Krwi Świętego
Graala. Redefiniując oryginalne znaczenia Fairies (wróżek / wróżów),
Elves (elfów), Pixies (skrzatów), Gnomes (gnomów), Goblins
(chochlików), Sprites (krasnoludków) i innych postaci zmniejszył
rozmiary problemu poprzez miniaturyzację ich rzeczywistego znaczenia.
W procesie tym transcendentalną rasę Sidhe sportretowano jako malutkie
postacie i przesunięto ją do królestwa mitów. Potem wprowadzono w życie
fałszywą Donację Konstantyna, w myśl której jedynie Kościół mógł
decydować, kto jest królem, a kto nie!
Kiedy ta strategia przestała dawać zadowalające wyniki, jak to miało
miejsce w okresie renesansu (kiedy to nastąpił okres względnej odwilży,
rozwoju myśli racjonalistycznej i oświecenia), wdrożono drugą część
planu. Tym razem działania Kościoła były bardziej ukierunkowane i
zostały zwrócone na kluczowych członków mesjanistycznego rodu –
stojących najwyżej w sukcesji Smoka Albigensów, dynastycznych królów
i królowych Sangreala i ich starszych Ouipre'ów. Ludzie ci byli postaciami
historycznymi i wszyscy o tym wiedzieli, w związku z czym nie dało się
ich wtłoczyć w ramy nadprzyrodzonego królestwa fantazji. Ponieważ byli
z linii krwi Smoka, można ich było jednak przedstawić jako szczep
niesamowitych półludzi, niemożliwych do zaakceptowania dla chrześcijan.
W najlepszym przypadku przekształcano ich w syreny, a w najgorszym w
wampiry – w każdym z tych wariantów byli złymi, zmiennokształtnymi
emisariuszami szatana!
Dziś, w czasach znacznie większego racjonalizmu, doprawdy trudno
pojąć, że można było poważnie traktować te bzdury. Jednak ten mit jest
nadal aktualny i do pewnego stopnia spełnia swoją dyskryminacyjną rolę.
Działa nawet w stosunku do tych, których misją jest obnażanie tego
rodzaju propagandowych dogmatów, którzy w wyniku tej chytrze
obmyślanej strategii sami stają się jej ofiarą. Jeszcze dziś nie brak ludzi,
często znanych i podobno inteligentnych, którzy wszystko wiedząc
najlepiej utrzymują, że Brytyjska Rodzina Królewska i ja razem z nią to w
rzeczywistości pochodzące z innej planety szkaradne gady!
Jednym z najbardziej szokujących faktów dotyczących scytyjskich
Władców Pierścienia jest to, że ich zachowane szczątki, pochodzące
sprzed tysięcy lat (odkryte daleko na północ na Syberii), ukazują ich ciała
pokryte tatuażem wyobrażającym lemury z ogonami pokrytymi
pierścieniami".
Jak nas uczono, lemury pochodzą (prawie wyłącznie) z Madagaskaru
oraz Komorów leżących na wschód od Mozambiku. I oto mamy je tam,
gdzie, jak się nas uczy, nigdy ich nie było – w północnej Europie i w
rejonie Morza Czarnego!
Od dawna wiadomo, że istniał kiedyś znany z lemurów kontynent
zamieszkany przez potężny królewski szczep. Stąd Jego nazwa “Lemuria".
Wielu entuzjastów poszukuje go pod powierzchnią Atlantyku, Pacyfiku i
Oceanu Indyjskiego niczym zaginionej Atlantydy. Być może taki
zaginiony ląd istnieje, niemniej niezaprzeczalnym faktem jest, że
największa część Lemurii (bez względu na to, jak się rzeczywiście
nazywała) nigdy nie zaginęła. Był to wielki kontynent, który istnieje do
dziś i rozciąga się od wschodniej Europy na obszar byłego Związku
Radzieckiego.
To właśnie tam 40000 lat temu znajdowała się kraina wielkich Władców
Pierścienia – ojczyzna Oupire'ów Pict-Sidhe. Był to kraj potężnych
wojowników Smoka, dopóki nie wyemigrowali oni i me wywalczyli sobie
drogi na południe z powodu stale ochładzającego się klimatu podczas
ostatniej epoki lodowcowej. Nie ulega wątpliwości, że klimat był tam
kiedyś bardzo ciepły, czego dowodzi dotarcie tam z południa lemurów
drogą lądową, zanim Madagaskar i Komory oderwały się od Afryki.
Jak wyglądali ci najwcześniejsi królowie-bogowie? Są oni obecnie
dobrze znani dzięki zachowanym szczątkom, które udało się odnaleźć
podczas prac wykopaliskowych prowadzonych w Transylwanii i Tybecie.
Mieli jasnobrą-zowe włosy, jasne oczy i ubierali się w zwierzęce skóry.
Mężczyźni mierzyli około 2 metrów wzrostu, a kobiety ponad 1,8 metra.
Ci przodkowie celtyckich i galijskich Wysokich Króli byli bez wątpienia
jednymi z budzących największy respekt wojownikami wszechczasów.
Co ciekawe, bogowie Anunnaki byli w tym samym stopniu częścią
kultury Sidhe, co tradycji mezopotamskiej. Nie bez przyczyny było to, ze
siedziba Anu znajdowała się setki mil na pomoc od Sumeru, nad Morzem
Kaspijskim, jak również to, że starożytny ośrodek Scytopolis (Sidhe-
opolis), który Syryjczycy nazywali Beth-Shean (Dom Mocy), znajdował
się 800 mil (1290 km) dalej, w Galilei. Obecnie przypuszcza się, że
cywilizacja Ubaid z południowej Mezopotamii, która wprowadziła 5 000
lat p.n.e. strukturę miejską, była w rzeczywistości cywilizacją Uper-ad,
czyli stworzoną przez scytyjskich władców, Uperów lub inaczej
Oupire'ów.
Uważa się również, że kolejna cywilizacja tego regionu, sumeryjska,
była w rzeczywistości cywilizacją Sidhe-mu-rian. Ma to istotne znaczenie,
jako że wczesnych Władców Pierścienia Scytii (ród królewski Tuatha De
Danann) w rzeczywistości nazywano Sumatrę. Z kolei Sumatrę w języku
staroirlandzkim (dokąd zawędrowało wiele kast) znaczy ni mniej, ni
więcej tylko “smok".
Dlaczego zatem nie uczymy się o tych ludziach na lekcjach historii?
Odpowiedź jest prosta. Dlatego że byli oni w rzeczywistości Elfami i
Wróżami, naszą spuścizną. Ich historia została już na samym początku
rzymskich zakazów i podporządkowania poddana represjom. Zmniejszenie
ich rangi spowodowało zmniejszenie znaczenia ich dziejów.
Nie ulega wątpliwości, że wszystko, czego nas uczono na temat naszej
kulturowej tożsamości jako wywodzącej się z Grecji i Imperium
Rzymskiego, jest nieprawdą. Ta wersja historii narodziła się stosunkowo
niedawno.
Prawdziwa królewska spuścizna zachodniej kultury, na której gruncie
powstały wszystkie tak zwane mity i legendy, na stałe umiejscowione w
kolektywnej pamięci rasy – bez względu na to, co Kościół i akademicy
uczeni będą twierdzić, aby nami sterować – pochodzi wyłącznie z jednego
miejsca i czasu, który z powodzeniem można nazwać Średnią Ziemią bądź
w jakikolwiek inny sposób. Pochodzi z odległego Królestwa Władców
Pierścienia.
Przypisy:
1 W dosłownym tłumaczeniu “Bożonarodzeniowy Ojciec" Mimo nie tak
dawnych starań zmierzających do przechrzczenia go na Dziadka Mrożą
nadal pozostał Świętym Mikołajem – Przyp. tłum
2 Jeden ze znanych poetów walijskich z VI wieku n e Spisana 700 lat
później Księga Tabesma, najstarsza istniejąca kopia jego dzieł, zawiera
liczne wiersze i pewne opracowania o charakterze religijnym wywodzące
się z celtyckiej tradycji Na brzegu jeziora Geinonydd w hrabstwie Caer-
narvonshire w Wału do dziś stoi jego pomnik. – Przyp. tłum.
3 Na początku VII wieku Piktowie i Szkoci zaakceptowali rzymską
interpretację problemów dotyczących religii, zaś kościół szkocki pozostał
celtycki aż do XI wieku i pozostawał pod silnymi wpływami swojego
własnego kleru, którego członkowie nosili nazwę Clid lub Culdees. –
Przyp tłum.
4. Także Kolumban (521-597), irlandzki zakonnik, misjonarz; pochodził
z królewskiego rodu 0'Neill. W roku 563 założył klasztor na wyspie łona w
Hebrydach Wewnętrznych, którego został później opatem i skąd prowadził
chrystianizację plemion Piktów w obecnej zachodniej i północnej Szkocji
– Przyp. tłum.
5 Po angielsku werewolf, gdzie “were" oznacza “człowieka", zaś “wolf"
– “wilka"; inaczej mówiąc, “werewolf to “człowiek-wilk". – Przyp. tłum.
6. Cadwallon, można również spotkać pisownię Caedwalla lub
Cadwalder, brytyjski król na Gwynedd (obecnie kraina w pomocnej Wału).
– Przyp. tłum.
7. Yule Log to polano spalane w kominku w Wigilię Bożego
Narodzenia, zaś samo Yule odnosi się ogólnie do świąt Bożego Narodzenia
– Przyp. tłum.
8 Heme oznacza leśnego ducha, półboga lub herosa. – Przyp. tłum
9. Brytyjski pisarz Abraham Stoker, znany pod imieniem Bram, (1847-
1912), jest autorem wydanego w roku 1897 gotyckiego horroru
zatytułowanego Dracula (Drakula). – Przyp. tłum.
10. Ze względu na znacznie mniejszy, a przynajmniej mniej znany
zakres nazewnictwa polskiego dotyczącego tych mityczno-bajkowych
postaci, będę posługiwał się anglojęzyczną wersją, podając w nawiasie
polskie znaczenia, które często są niestety zbyt uproszczone. Wszystkie
wymienione w tym akapicie w nawiasach nazwy są w liczbie mnogie),
dlatego dla zainteresowanych, którzy me znają języka angielskiego,
podaję, ze ich formy w liczbie pojedynczej przedstawiają się następująco:
Fairy, Pixie, Elf, Spnte, Goblin i Gnomę. – Przyp. tłum.
11. Lemury mają długie ogony porośnięte futrem w prążki, jak gdyby w
pierścienie. – Przyp. tłum.
TAJEMNICZY BIAŁY PROSZEK
David Hudson
Wykład wygłoszony 28 lipca 1995 roku w Portland w stanie Oregon.
Niniejszy tekst pochodzi z australijskiego dwumiesięcznika Nexus, vol. 3,
nr 5, (sierpień-wrzesień 1996). Tytuł oryginalny “White Powder Gold: a
Miracle of Modern Alchemy".
Nazywam się David Hudson. Jestem od trzech pokoleń mieszkańcem
Phoenix
1
wywodzącym się ze starej osiadłej w jego okolicach rodziny.
Jesteśmy rodziną o bardzo konserwatywnych poglądach i nigdy nie
przyszło mi do słowy, że kiedykolwiek będę robił, to co teraz robię. W
latach 1975-1976 bardzo rozczarowałem się amerykańskim systemem
bankowości. Byłem właścicielem mającej 70000 akrów (28 350 hektarów)
powierzchni farmy położonej w dolinie Yuma w pobliżu Phoenix. Byłem
facetem dużego formatu. Do uprawy tej ziemi zatrudniałem około 40
robotników. Miałem w banku otwartą linię kredytową do wysokości 4
milionów dolarów. Jeździłem Mercedesem i miałem dom o powierzchni
15 000 stóp kwadratowych (l 394 metry kwadratowe). Byłem Kimś przez
duże “K".
W roku 1975 zająłem się analizą naturalnych produktów pochodzących
z terenów, na których położona była moja farma. Musicie państwo
wiedzieć, że w Arizonie mamy problem ze zbyt dużą zawartością sodu w
glebie. Gleba ta, przypominająca kolorem czekoladowe lody, wygląda z
wierzchu jak chrzęszczący pod nogami czarnoziem. Nie wchłania wody i
sód nie jest z niej wypłukiwany. Nazywamy ją tu czarną ziemią alkaliczną.
Radziliśmy sobie z tym problemem w ten sposób, że w arizońskich
kopalniach miedzi kupowaliśmy dziewięćdziesięciotrzyprocentowy kwas
siarkowy. Dla ciekawości podaję, że stężenie kwasu w akumulatorach
samochodowych wynosi od 40 do 60 procent. Stężenie używanego przez
nas kwasu wynosiło 93 procent, czyli było bardzo wysokie. Przywoziliśmy
ten kwas na farmę cysternami i zakwaszaliśmy nim ziemię w ilości 30 ton
na jeden akr. Następnie rozkładaliśmy na gruncie sześciocalowe (15 cm)
paski, które zagłębiał)' się weń na głębokość od 3 do 4 cali (7,5-10,0 cm).
Po nawodnieniu – w Arizonie nic nie wyrośnie bez nawodnienia – grunt
ulegał w wyniku działania kwasu spienieniu – musował. Prowadziło to do
przekształcenia czarnych gruntów alkalicznych w grunty alkaliczne białe,
rozpuszczalne w wodzie. W ten sposób można było w ciągu półtora lub
dwóch lat doprowadzić ziemię do stanu umożliwiającego uprawę.
W czasie przekształcania tego gruntu w ziemię uprawną ważne było
utrzymanie wysokiej zawartości wapnia w postaci węglanu wapnia.
Węglan wapnia buforuje działanie kwasu siarkowego. Jeśli nie ma
wystarczającej ilości węglanu wapnia kwasowość gleby spada, pH obniża
się do 4-4,5, co powoduje związanie wszystkich śladowych
mikroelementów i jeśli uprawia się na przykład bawełnę, to wyrasta ona
do pewnej wysokości, a następnie przestaje rosnąć. W czasie aplikowania
tych środków do ziemi bardzo ważne jest pamiętanie o wszystkich
elementach, które się w niej znajdują – ile jest w niej żelaza, wapnia etc.
W czasie badania składu gruntu natknęliśmy się na pewien materiał,
którego nikt nie potrafił zidentyfikować. Zaczęliśmy badać jego
pochodzenie i stwierdziliśmy, że bierze się on z pewnych tworów
geologicznych. Doszliśmy do wniosku, że, czymkolwiek on jest, najlepiej
będzie badać go w miejscu, gdzie jest go najwięcej.
Zabraliśmy go do laboratorium chemicznego, rozpuściliśmy i
otrzymaliśmy krwistoczerwony roztwór. Kiedy jednak doprowadziliśmy
go do strącenia za pomocą sproszkowanego cynku, otrzymaliśmy czarny
osad, którego należało się spodziewać w przypadku pierwiastka
szlachetnego, który po chemicznym wyizolowaniu go z kwasu nie podlega
powtórnemu w nim rozpuszczeniu.
Wyizolowawszy tę substancję z czarnej ziemi alkalicznej, wysuszyliśmy
ją. Użyliśmy do tego celu dużego porcelanowego lejka Buchnera
wysłanego papierowym filtrem. Substancja osiadła na filtrze tworząc
warstwę grubości około 1/4 cala (0,635 cm). Nie miałem wtedy do
dyspozycji pieca suszarniczego, więc skorzystałem z ciepła dostarczanego
przez arizońskie słońce, które podgrzało ją do temperatury około 115
stopni, dzięki czemu przy wilgotności powietrza wynoszącej 5 procent
wyschła bardzo szybko.
Po wyschnięciu substancja ta nagle wybuchła. Eksplozja ta nie
przypominała żadnej z tych, jakie widziałem w swoim życiu, a miałem już
do czynieni z różnymi materiałami wybuchowymi. Nie było ani eksplozji
ani implozji. Wyglądało to tak jakby ktoś jednocześnie odpalił około
50000 żarówek błyskowych – puff!... i po wszystkim. Cala substancja
zniknęła, podobnie jak i filtr, zaś lejek pękł.
Wziąłem więc nowiutki ołówek, który jeszcze nie był temperowany,
postawiłem go pionowo obok lejka i zacząłem suszyć kolejną próbkę tej
substancji. Kiedy ponownie nastąpił wybuch, okazało się, że ołówek został
spalony w około 30 procentach, ale nie przewrócił się. Cała próbka znowu
zniknęła. Nie była to więc ani eksplozja, ani implozja. Było to coś w
rodzaju potężnego błysku światła. Wyglądało tak, jakby ktoś postawił ten
ołówek obok kominka i po 20 minutach stwierdził, że z jednej strony on
dymi i jednocześnie pali się z obu stron. Tak właśnie wyglądał on tuż po
błysku. Najbardziej zastanawiało mnie to nieoczekiwane zachowanie tej
substancji. Odkryliśmy, ze jeśli wysuszy się ją bez dostępu światła
słonecznego, nie wybucha, a jeśli na słońcu – wybucha,
Następnie wzięliśmy trochę tej substancji, wysuszonej bez dostępu
światła słonecznego, i poddaliśmy procesowi redukcji w tyglu. Reakcję tę
przeprowadziliśmy w porcelanowym tyglu w kształcie filiżanki, do
którego włożyliśmy nasz proszek zmieszany z ołowiem i innymi
topnikami i podgrzewaliśmy, dopóki ołów nie uległ stopieniu. Dzięki temu
zabiegowi metale cięższe od ołowiu pozostają w nim, a lżejsze wypływają
na wierzch. Na tej zasadzie opiera się znana od setek lat metoda
ogniowego oznaczania metali szlachetnych. W jej wyniku złoto i srebro
pozostają w ołowiu, zaś wszystkie pozostałe lekkie pierwiastki wypływają
z niego. Jest to wypróbowana metoda analizy metali.
Nasza substancja przemieściła się na dno roztopionego ołowiu, jakby
była złotem lub srebrem. Zdawała się mieć większą od niego gęstość.
Następnie zlaliśmy szlakę, która nie mogła zawierać żadnych
pierwiastków szlachetnych, po czym odlaliśmy ołów. Okazało się
wówczas, że nasza substancja uformowała na dnie roztopionego ołowiu
wyraźnie oddzielającą się od niego zwartą grudkę. Kiedy następnie
umieści się ołów w kupelce z popiołem kostnym, ołów wsiąka w popiół,
pozostawiając na wierzchu grudkę złota i srebra. Wykonaliśmy identyczną
operację i również uzyskaliśmy grudkę, która powinna była składać się z
mieszaniny złota i srebra.
Przekazaliśmy ją do zbadania wszelkim możliwym prywatnym
laboratoriom chemicznym i wszędzie uzyskaliśmy jednobrzmiącą
odpowiedź: “To jest wyłącznie złoto ze srebrem". Wszystko w porządku,
tylko że kiedy umieściło się próbkę tej substancji na stole i uderzyło w nią
młotkiem, rozpryskiwała się, jakby była ze szkła, a przecież jak dotąd nie
są znane żadne stopy złota i srebra, które nie byłyby kowalne. Złoto i
srebro rozpuszczają się w sobie i tworzą trwałe stopy. Oba metale są
miękkie i ich stop również. Jeśli to, co otrzymaliśmy, było mieszaniną
złota i srebra, to powinno być miękkie i kowalne. Stop złota i srebra
można rozwałkować, zrobić z niego naleśnik. Nasza próbka natomiast
rozpryskiwała się jak szkło. Powiedziałem więc:
— Dzieje się tu coś, czego nie rozumiemy. Coś bardzo niezwykłego.
Cóż więc zrobiliśmy. Ano oddzieliliśmy chemicznie złoto i srebro i jako
pozostałość otrzymaliśmy sporą ilość jakiejś czarnej substancji. Kiedy
dałem ją do analizy laboratoryjnej, powiedziano mi, że to mieszanina
żelaza, krzemionki i aluminium.
— To niemożliwe — stwierdziłem — to nie może być żelazo,
krzemionka i aluminium. Po pierwsze, kiedy już zostanie wysuszona, nie
da się jej rozpuścić w żadnym kwasie lub zasadzie. Nie rozpuszcza się w
dymiącym kwasie siarkowym, siarkowo-azotowym czy solno-azotowym.
Kwasy te rozpuszczają nawet złoto, ale nie potrafią rozpuścić naszej
czarnej substancji.
Uważałem, że zachowuje się ona bardzo dziwnie i że musi istnieć
wytłumaczenie tego zachowania. Jednak nikt nie potrafił mi jego podać.
Udałem się przeto na Uniwersytet Cornella i powiedziałem:
— Panowie, mamy zamiar wydać trochę forsy na rozwiązanie tej
zagadki. Wynająłem w końcu pewnego doktora z tej uczelni, który uważał
się za specjalistę od pierwiastków szlachetnych, bowiem sądziłem, że
mamy tu do czynienia z którymś z nich.
Powiedziałem mu krótko:
— Chcę się dowiedzieć co to takiego.
Zapłaciłem mu i wróciłem da Arizony, on zaś przyjrzał się naszym
dotychczasowym ustaleniom i stwierdził:
— Mamy w Cornell urządzenie zdolne do wykrywania stężeń rzędu
jednej miliardowej. Proszę mi dać próbkę tego materiału do zbadania w
Cornell, a powiem panu, z czego się ona składa, pod warunkiem że nie jest
to chlor, brom lub któryś z lżejszych pierwiastków, bowiem w takim
przypadku nie jestem w stanie wykonać odpowiedniej analizy. Jeśli jednak
jest to pierwiastek cięższy od żelaza, to znajdziemy go.
Niestety, kiedy przyjechałem po wyniki, oświadcz)'! mi, że to wyłącznie
żelazo, krzemionka i aluminium. Zapytałem go wówczas:
— Doktorze, czy zna pan jakieś laboratorium chemiczne, które
moglibyśmy wynająć?
— Tak — odrzekł doktor.
— Zatem chodźmy tam.
Pracowaliśmy w laboratorium przez resztę dnia i udało nam się
oddzielić całą krzemionkę, całe żelazo i aluminium. To, co pozostało,
stanowiło 98 procent całej próbki – i to miało być to nic.
Oświadczyłem wówczas:
— Niech pan spojrzy, mogę to wziąć do ręki, mogę to zważyć, mogę
przeprowadzić reakcje chemiczne. To jest coś. Wiem, że to jest coś. To nie
jest nic. A on na to:
— Widma absorpcyjne i emisyjne nie zgadzają się z tym, co zostało
zaprogramowane w naszych przyrządach.
Odpowiedziałem mu, że to jest jednak coś i że zamierzam dowiedzieć
się, co to takiego.
— Panie Hudson — odrzekł doktor — gdyby przydzieliłby pan nam
stypendium w wysokości 350 000 dolarów, moglibyśmy zlecić naszym
dyplomantom dokładne zbadanie tej próbki.
Zapłaciłem temu facetowi 22000 dolarów, ponieważ twierdził, że potrafi
zbadać wszystko, ale jak się okazało, nie potrafił. Nawet nie zaproponował
zwrotu choćby części tej sumy, w związku z czym powiedziałem mu:
— Proszę pana, nie wiem, ile pan tu płaci ludziom. Jeśli o mnie chodzi,
płacę robotnikom na farmie minimalne pobory i za 350000 dolarów mogę
uzyskać znacznie więcej niż pan. Dlatego wracam do siebie i postaram się
wykonać to zadanie sam.
Wróciłem do Phoenix całkowicie rozczarowany nauką uniwersytecką.
Nie wywarły na mnie wrażenia doktoraty tamtych ludzi. Byłem
zdegustowany ludźmi, którym płaciłem pieniądze. Odkryłem, że to
potężny system, który generuje dyplomantów produkujących dużą ilość
zapisanego papieru, z którego nic nie wynika. Mimo to rząd płaci im za
każdy papierek, jaki zapiszą, dzięki czemu dostają pieniądze
proporcjonalnie do ilości zapisanego papieru. Wszyscy twierdzą to samo,
że otrzymują nagrodę za to, co napisali, i zabierają się do zapisywania
kolejnego papieru. Kiedy się człowiek dowiaduje, co się teraz robi na
uniwersytetach, doznaje głębokiego rozczarowania.
Prowadząc poszukiwania na własną rękę, dowiedziałem się, że w
okolicy Phoenix mieszka człowiek, który jest specjalistą od spektroskopii i
przez wiele lat pracował w zachodnioniemieckim Instytucie Spektroskopii.
Przez jakiś czas pracował jako główny specjalista do spraw spektroskopii
w spółce Lab Test w Los Angeles, która zajmuje się budową sprzętu
spektroskopowego. Był tym, który projektował, a następnie sprawdzał w
działaniu te urządzenia. Powiedziałem sobie: “Oto właściwy człowiek. Jest
nie tylko technikiem, ale wie również jak działają te urządzenia".
Udałem się do niego z rosyjską książką, którą podarował mi człowiek od
analizy płomieniowej. Nosiła ona tytuł Chemiczna analiza pierwiastków z
grupy platynowców i była napisana przez Ginzburga i jego
współpracowników. Wydana została przez Akademię Nauk ZSRR. Pisało
w niej, że w celu wykrycia tych pierwiastków należy poddać je
wyżarzaniu przez 300 sekund.
Biorąc pod uwagę, że niektórzy z państwa nigdy nie mieli do czynienia
z spektroskopią, pragnę wyjaśnić, że proces ten polega na tym, że bierze
się węglową elektrodę z wgłębieniem na jednym końcu, do którego
wkłada się badany materiał, po czym zbliża się do niej drugą elektrodę i
inicjuje łuk elektryczny. W powstałej w ten sposób wysokiej temperaturze
w ciągu 15 sekund wypala się węgiel i elektroda znika wraz z próbką. Tak
więc wszystkie laboratoria w naszym kraju wykonują piętnastosekundowe
wyżarzanie i podają jego wynik jako miarodajny. Zdaniem uczonych z
Akademii Nauk ZSRR temperatura wrzenia wody ma się tak do
temperatury wrzenia żelaza, jak ta ostatnia do temperatury wrzenia tych
pierwiastków.
Jak wszystkim wiadomo, silnik samochodowy nagrzewając się nie
przekroczy temperatury wrzenia wody dopóty, dopóki w chłodnicy
znajduje się woda. Jeśli ktoś podgrzewał wodę w garnku na płytce, wie
doskonale, że garnek nie osiąga temperatury większej od temperatury
wrzącej w nim wody. Ale kiedy woda wygotuję się, jego temperatura
zaczyna bardzo szybko rosnąć.
Analogicznie jest z tą próbką. Dopóki jest w niej żelazo, dopóty nie
przekroczy ona temperatury wrzenia żelaza. Dopiero kiedy ono wyparuje,
można podnosić temperaturę dalej. Dosyć trudno jest pojąć, że coś
topiącego się i wrzącego w tak wysokiej temperaturze, jak ma to miejsce
w przypadku żelaza, może spełniać w stosunku do innych pierwiastków
rolę wody, ale tak właśnie jest. Aby zrealizować nasz cel, musieliśmy
zbudować komorę wyżarzania, w której elektroda w osłonie argonowej
zapobiegającej jej kontaktowi z tlenem lub powietrzem pozwoliłaby na
wyżarzanie próbki nie przez 15 sekund, ale przez 300 sekund, który to
czas był zdaniem Akademii Nauk ZSRR konieczny do oznaczenia
składników naszej próbki.
Byliśmy dobrze przygotowani – mieliśmy wskaźniki pK, określiliśmy
standardy, zmodyfikowaliśmy urządzenie, wykonaliśmy wszystkie analizy
niezbędne do uzyskania wyniku i oznaczyliśmy wszystkie linie spektralne
na mierzącym trzy i pół metra instrumencie. Te wymiary pokazują, jak
duży musiał być nasz pryzmat, który służy do tworzenia linii spektralnych.
Dla porównania podam, że większość uniwersytetów posługuje się
przyrządami wielkości 1,5 metra. Nasz miał 3,5 metra. Była to ogromna
maszyna, która zajmowała prawie cały garaż. Miała około 30 stóp (9 m)
długości i prawie 9 stóp (2,7 m) wysokości.
Przejdźmy jednak do konkretów. Kiedy rozpoczęliśmy doświadczenie,
w ciągu pierwszych 15 sekund uzyskaliśmy potwierdzenie istnienia żelaza,
krzemionki i aluminium, śladowych ilości wapnia, sodu i tytanu. Potem,
pod koniec pierwszych 15 sekund, odczyty urwały się. Nic nie pojawiło po
kolejnych 20, 25, 30 i 40 sekundach. Minęło 45, 50, 55, 60, 65 sekund i
wciąż nic się nie pokazywało. Patrząc na elektrodę przez kolorowe szkło,
widać było jednak, że wciąż znajduje się na niej mała kuleczka jakiejś
białej substancji, lecz mimo to nie pojawiały się żadne odczyty.
Po 70 sekundach, dokładnie jak to opisywał podręcznik Akademii Nauk
ZSRR, ukazał się odczyt palladu a potem platyny. Po platynie wystąpił
rod, po rodzie ruten, potem iryd, a na końcu osm.
Nie wiem, czy w przypadku innych ludzi jest tak samo, jak było w
moim przypadku, ale jeśli mam być szczery, nie miałem pojęcia co to za
pierwiastki. Wiedziałem, że w grupie platynowców w okresowym układzie
pierwiastków znajduje się sześć pierwiastków – nie tylko platyna. Nie
odkryto ich jednocześnie, lecz były stopniowo dodawane. Są to odrębne
pierwiastki, tak jak odrębne są żelazo, kobalt i nikiel. Ruten, rod i pallad to
tak zwane lekkie platynowce, zaś osm, iryd i platyna to ciężkie
platynowce.
Dowiedzieliśmy się, że cena rodu wynosi około 3 000 dolarów za
uncję
2
, złota – 400 dolarów, irydu – 800 dolarów, a rutenu – 150 dolarów.
“No, no!" – pomyśleliśmy – “to chyba bardzo ważne pierwiastki?"
I rzeczywiście to ważne pierwiastki a ich największe znane złoża
znajdują się w Południowej Afryce. Aby się do nich dostać i móc
eksploatować złoże o grubości 18 cali (45 cm), trzeba wryć się w ziemię
na pół mili (800 m). Kiedy już wydobędzie się urobek na powierzchnię,
okazuje się, że w jedna jego tona zawiera zaledwie jedną trzecią uncji tych
cennych pierwiastków.
Wielokrotnie sprawdziliśmy wszystkie analizy, które wykonaliśmy w
okresie dwóch i pół roku. Sprawdziliśmy przebieg każdej linii spektralnej,
wszystkie potencjały interferencyjne – sprawdziliśmy wszystko bardzo
dokładnie.
Kiedy zakończyliśmy analizę jakościową, mój człowiek zajął się analizą
ilościową
1 w końcu oświadczył:
— Wiesz Dave, w jednej tonie masz 6 do 8 uncji palladu, 12 do 13 uncji
platyny, 150 uncji osmu, 250 uncji rutenu, 600 uncji irydu i 800 uncji
rodu, inaczej mówiąc masz około
2 000 uncji tych pierwiastków w jednej tonie surowego materiału,
podczas gdy w znanych obecnie najbogatszych złożach zawartość tych
pierwiastków w jednej tonie rudy nie przekracza 1/3 uncji.
Jak można zauważyć, stymulatorem naszej pracy nie było to, że
znajdziemy tam te pierwiastki. Były one tam jednak i to w bardzo
znacznych ilościach. I mówiły do nas:
“Słuchaj, głupcze, spójrz na to uważnie, próbujemy ci coś pokazać".
Gdyby okazało się, że są one tam w niewielkich ilościach,
prawdopodobnie bym na tym poprzestał zadowolony, że udało mi się w
końcu ustalić, co to jest. Ale było ich zbyt dużo i zadałem sobie kolejne
pytanie: “Boże, jak to możliwe, aby były one tam w takich ilościach i nikt
o tym nie wiedział?"
Proszę nie zapominać, że nie chodzi tu o jedną analizę, ale całą ich serię
wykonaną w ciągu dwóch i pół roku codziennej mozolnej pracy. Co
więcej, człowiek, który wykonywał dla mnie te badania, po zapoznaniu się
z ich wynikami, odesłał mnie z kwitkiem, ponieważ nie mógł w nie
uwierzyć. Pracował nad tym jeszcze przez dwa miesiące, po czym
zadzwonił do mnie i stwierdził krótko:
— Miałeś rację, Dave.
Aż takim był sceptykiem. Nie był w stanie sam mnie przeprosić. To
niemiecki badacz z niemiecką dumą. Poprosił więc swoją żonę, aby
zadzwoniła do mnie i przeprosiła mnie w jego imieniu.
Był pod tak silnym wrażeniem, że wyjechał do Niemiec, do Instytutu
Spektroskopii. Opisano go później w specjalistycznych magazynach
naukowych poświęconych spektroskopii jako tego, który udowodnił
występowanie wspomnianych pierwiastków w naturalnych tworach
geologicznych południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Nie
są to magazyny powszechnie dostępne, niemniej udało mi się do nich
dotrzeć i przeczytać o nim.
W Instytucie nie miano pojęcia, skąd dokładnie pochodził materiał
poddawany analizie, jaka była jego koncentracja – nic nie wiedzieli.
Przeprowadzili tylko analizę małej ilości proszku. Najbardziej szalone w
tym wszystkim było to, że usunęliśmy z proszku jedynie krzemionkę i
przesłaliśmy im to, co pozostało. Wyniki były wręcz nieprawdopodobne.
Kiedy już poznaliśmy końcowe wyniki, stwierdziliśmy, że cały problem
sprowadzał się to odpowiedniej ilość pieniędzy, gdyż one, jak zapewne
państwo wiedzą, rozwiązują wszystko.
Tak więc po wyżarzaniu próbki przez 69 sekund przerwałem proces.
Pozwoliłem aparaturze ostygnąć, wyjąłem kieszonkowy nóż i wydłubałem
z wierzchołka elektrody maleńką kulkę, która po wyłączeniu łuku
elektrycznego zapadła się w jej głąb. Następnie wysłałem ją do analizy do
Laboratorium Harwella w Londynie, gdzie wykonano analizę na zawartość
metali szlachetnych. W swoim sprawozdaniu napisali: “Nie wykryto
pierwiastków szlachetnych". A przecież przerwałem proces na sekundę
przed rozpoczęciem uwalniania się palladu. Zastosowali pobudzanie
neutronowe, a mimo to nie wykryli obecności pierwiastków szlachetnych.
To nie miało żadnego sensu. Musiało istnieć na to jakieś wytłumaczenie.
Albo pierwiastek został przemieniony w inny, albo istniał w jakiejś formie,
której nie znaliśmy. Postanowiłem zebrać więcej danych na ten temat.
Udałem się do laboratorium drą Johna Sickafoose'a, człowieka biegłego
w wydzielaniu i oczyszczaniu pierwiastków z materiałów o nieznanym
składzie. Jest absolwentem Uniwersytetu Stanowego w Iowa i doktorem w
dziedzinie wydzielania metali. To on zajmował się problemem ścieków w
firmach Motorola i Sperry położonych w Arizonie. W swojej karierze
zawodowej miał do czynienia ze wszystkimi pierwiastkami znajdującymi
się w układzie okresowym z wyjątkiem czterech. Miał do czynienia ze
wszystkimi pierwiastkami ziem rzadkich, a także wszystkimi stworzonymi
przez człowieka. Wyizolował wszystkie pierwiastki z układu okresowego z
wyjątkiem czterech. Tak się złożyło, że to ja zwróciłem się do niego z
prośbą wyizolowania sześciu pierwiastków, wśród których były owe
cztery, z którymi nie miał do tej pory do czynienia. W odpowiedzi na tę
propozycję powiedział:
— Panie Hudson, słyszałem o tym już wcześniej. Odkąd sięgam
pamięcią, a musi pan wiedzieć, że tak jak i pan jestem rodowitym
Arizończykiem, dochodziły mnie słuchy o tych szlachetnych
pierwiastkach. Jestem pod silnym wrażenie sposobu, w jaki pan się do
tego zabrał, a także systematycznością pańskiego działania. Nie mogę
obecnie umawiać się z panem na zapłatę za moją ewentualną pracę,
ponieważ jeśli to zrobię, będę zmuszony do napisania pisemnego
sprawozdania. A wszystko, co mam do sprzedania, to moja reputacja, moja
wiarygodność. Jestem w Arizonie przysięgłym ekspertem w dziedzinie
sposobów wydzielania metali. Mogę się zgodzić pracować dla pana bez
żadnej zapłaty, dopóki nie odkryję, w którym miejscu popełnia pan błąd.
Kędy już to odkryję, dam panu sprawozdanie na piśmie i wówczas zapłaci
mi pan po 60 dolarów za każdą przepracowaną na pańską rzecz godzinę.
Obliczyłem, że suma ewentualnego wynagrodzenia wynosiłaby od 12
000 do 15 000 dolarów. Pomyślałem sobie, że jeśli to ma zdjąć ze mnie
przekleństwo niepowodzeń, jeśli uzyskam ostateczną odpowiedź, to gra
jest warta świeczki. Tak wtedy uważałem i powiedziałem mu, że zgadzam
się na jego propozycję.
Po trzech latach oświadczył mi:
— Mogę z całą stanowczością stwierdzić, że to nie jest jakiś inny
pierwiastek. Jesteśmy w końcu ludźmi wykształconymi, nauczono nas jak
chemicznie oddzielać od siebie pierwiastki, a następnie poddawać je
ścisłemu określaniu.
Jako przykład podam rod. A to dlatego, że w roztworze chlorkowym ma
on charakterystyczny żurawinowy kolor, bardzo zbliżony do koloru soku z
czerwonych winogron. Żaden inny pierwiastek nie daje takiego koloru w
roztworze chlorkowym. Kiedy już rod zostanie wydzielony z pozostałych
pierwiastków, daje właśnie ten kolor w roztworze chlorkowym. Ostatnią
czynnością, jaką wykonuje się przed wydzieleniem pierwiastka, jest
neutralizacja kwaśnego roztworu, w czasie której następuje jego
wytrącenie z roztworu w postaci czerwonobrązowego dwutlenku, który
jest podgrzewany potem przez godzinę do temperatury 800 stopni w
kontrolowanej atmosferze, co powoduje powstanie bezwodnego
dwutlenku, z którego po poddaniu go redukcji wodorowej w
kontrolowanej atmosferze wydziela się czysty pierwiastek, zaś nadmiar
wodoru zostaje wypalony.
Tak więc przeprowadziliśmy neutralizację kwaśnego roztworu i
wytrąciliśmy zeń czerwonobrązowy dwutlenek, czyli w takim kolorze,
jakiego należało się spodziewać. Odfiltrowaliśmy go, podgrzewaliśmy
przez godzinę w atmosferze tlenowej w piecu tunelowym, po czym
poddaliśmy redukcji wodorowej, aż otrzymaliśmy szarobiały proszek,
czyli w takim kolorze, jaki powinien mieć czysty rod. Następnie w celu
jego wyżarzenia pogrzaliśmy go do temperatury 1400 stopni w atmosferze
argonu i wówczas zmienił on kolor na śnieżnobiały, co nie powinno mieć
miejsca. Widząc to John powiedział:
— Dave, mam zamiar podgrzać to aż do momentu uzyskania
bezwodnego tlenku, a następnie oziębić, oddzielić jedną trzecią próbki i
włożyć ją do szczelne zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Pozostałe
dwie trzecie próbki włożę z powrotem do pieca tunelowego i będę
podgrzewał w atmosferze tlenowej, następnie jeszcze raz oziębię ją,
oczyszczę gazem szlachetnym i pogrzeję w atmosferze wodoru w celu
zredukowania tlenków. Wodór wejdzie w związek z tlenem tworząc wodę i
oczyści w ten sposób metal. Potem oziębię go aż do otrzymania
białoszarego proszku, którego połowę włożę do następnej szczelnie
zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Pozostałą część proszku ponownie
włożę do pieca, utlenię, zredukuję wodorem i wyżarzę do momentu
otrzymania śnieżnobiałego proszku, który włożę do kolejnej,
zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Wszystkie trzy fiolki prześlę do
Pacific Spectrochem w Los Angeles, która jest jedną z najlepszych firm w
USA zajmujących się spektroskopią.
Wkrótce nadeszła analiza pierwszej próbki: czerwonobrązowy
dwutlenek okazał się tlenkiem żelaza. W następnej fiolce wykryto
wyłącznie krzemionkę i aluminium – ani śladu żelaza. To oznaczało, że
działanie wodorem na tlenek żelaza przekształciło go w krzemionkę i
aluminium. W trzeciej fiolce wykryto wapń i krzemionkę – a gdzie
podziało się aluminium?
John westchnął i rzekł:
— Dave, moje życie było takie proste, zanim cię poznałem. Przecież to
wszystko nie ma najmniejszego sensu. To, nad czym pracujesz, spowoduje
rewizję podręczników fizyki i konieczność napisania od nowa
podręczników chemii oraz wyciągnięcia zupełnie nowych wniosków.
Następnie dał mi rachunek, który opiewał na sumę 130 000 dolarów.
Zapłaciłem mu, zaś on rzekł:
— Dave, wyizolowałem pierwiastki i sprawdziłem je chemicznie na 50
różnych sposobów. W tonie materiału wyjściowego masz od 4 do 6 uncji
palladu, od 12 do 14 uncji platyny, 150 uncji osmu, 250 uncji rutenu, 600
uncji irydu i 800 uncji rodu.
Były to prawie identyczne ilości z tymi, które podał mi specjalista od
spektroskopii, i były tak duże, że John oświadczył:
— Dave, muszę się udać tam, skąd to wziąłeś, i osobiście pobrać próbki.
Pojechał więc ze mną, schodził na piechotę prawie całą moją posiadłość,
pobrał osobiście próbki, wsadził je do swojej torby, zawiózł do
laboratorium, sproszkował i zaczął badać. Ponieważ próbki pochodziły z
różnych miejsc, stanowiły ogólny przegląd geologiczny terenu. Otrzymane
wyniki były identyczne.
Badanie tej sprawy trwało od roku 1983 do 1989. W tym czasie
zajmował się nią jeden doktor i trzech magistrów chemii oraz dwóch
techników – wszyscy w pełnym wymiarze godzin. Wykorzystując jako
punkt wyjścia metody podane przez Akademię Nauk ZSRR oraz Biuro
Normalizacyjne Stanów Zjednoczonych
3
nauczyliśmy się ilościowego i
jakościowego wyodrębniania i oznaczania pierwiastków z grupy
platynowców. Nauczyliśmy się, jak sprawić, aby znikały dostępne w
handlu metale. Dowiedzieliśmy się jak po kupieniu od firmy Johnson,
Matthey & Engelhardt trójchlorku rodu w postaci metalicznej rozerwać
wszelkie więzy między metalami aż do otrzymania czerwonego roztworu,
w którym nie można już było wykryć rodu. A przecież to było nic innego
jak tylko rod kupiony w firmie Matthey & Engelhardt. Dowiedzieliśmy
się, jak wykonywać identyczne sztuczki z irydem, złotem, osmem i
rutenem. To właśnie odkryliśmy, kiedy kupiliśmy urządzenie do
wysokociśnieniowej chromatografii cieczy.
Jako ciekawostkę mogę podać, że to właśnie John Sickafoose był osobą,
która obroniła na Uniwersytecie Stanowym w Iowa pracę doktorską
poświęconą zasadom budowy i działania takiego przyrządu. Koncepcję
budowy tego przyrządu stworzył on już w latach 1963-1964. Po
ukończeniu przez niego studiów część współpracujących z nim studentów
podyplomowych podjęła i rozwinęła jego myśl, co zaowocowało
zakupieniem tego pomysłu przez firmę Dow Chemical, która
przekształciła go w najbardziej wyrafinowane obecnie urządzenie do
chemicznego wyodrębniania pierwiastków. Instrument jest sterowany
komputerowo, zapewnia wysokie ciśnienie i można przy jego pomocy
precyzyjnie odseparowywać pierwiastki. Ponieważ to on był człowiekiem,
który stworzył koncepcję, opracował konstrukcję i określił ograniczenia
tego przyrządu, był idealną osobą do posługiwania się i udoskonalenia tej
technologii.
W ten oto sposób byliśmy w stanie zastosować ich technologię i
rozwinąć sposób wyodrębniania pierwiastków w odniesieniu do
trójchlorku rodu. Z jego handlowej postaci wyizolowaliśmy pięć różnych
pierwiastków. Słowo “metal" ma w tym przypadku znaczenie bardziej
zbliżone do słowa “armia". Nie można mieć armii składającej się z
jednego żołnierza. Słowo “metal" odnosi się tu do całego konglomeratu,
który posiada pewne szczególne właściwości: przewodnictwo elektryczne,
przewodnictwo cieplne i wiele innych cech. Kiedy rozpuści się metale w
kwasie, otrzymuje się roztwór bez jakichkolwiek ciał stałych. Można
założyć, że jest to roztwór wolnych jonów. Kiedy jednak mamy do
czynienia z pierwiastkami szlachetnymi, nie mamy do czynienia z
wolnymi jonami. Mamy tu do czynienia z tak zwaną “chemią klastrową".
Na początku lat pięćdziesiątych rozwinęła się na uczelniach cała
dziedzina badań z zakresu chemii klastrowej i materiałów katalitycznych.
Co się jednak dzieje, kiedy wiązania typu metal-metal są nadal
zachowywane w materiale. Otóż, kiedy kupuje się trójchlorek rodu w
firmie Johnson, Matthey & Engelhardt, to w rzeczywistości otrzymuje się
Rh
12
Cl
36
lub Rh
15
Cl
45
, a nie RhCl
3
. Istnieje istotna różnica między
materiałem posiadającym wiązania typu metal-metal a materiałem
całkowicie dysocjującym na wolne jony. Jeśli poddamy ten pierwszy
badaniu instrumentalnemu, to w rzeczywistości poddamy badaniu
wiązania klastra – przyrząd nie bada w tym przypadku wolnych jonów.
Dowiedziałem się, że firma Generał Electric buduje ogniwa paliwowe
wykorzystujące rod i iryd. Skontaktowałem się z ich ludźmi zajmującymi
się tą sprawą w Massachusetts, po czym pojechałem z nimi porozmawiać.
Na naszą rozmowę przybyło także trzech wyznaczonych przez firmę
prawników, których zadaniem była ochrona Generał Electric przed ludźmi,
którzy twierdzą, że wynaleźli nową technologię, którą przedstawili tej
firmie i że następnie ona im ją ukradła. Potem w celu obrony Generał
Electric musi ujawniać szczegóły swoich technologii i udowadniać, że
stworzyła ją sama. Dlatego właśnie Generał Electric odnosi się bardzo
sceptycznie do ludzi twierdzących, że wymyślili coś nowego, i zawsze na
rozmowy z nimi delegują prawników, których zadaniem jest sprawdzenie,
czy rozmówca nie jest zwykłym naciągaczem.
Po godzinnej rozmowie z nami padło stwierdzenie: “Ci faceci nie są
naciągaczami. Prawnicy mogą odejść". Ich ludzie doszli do tego wniosku,
ponieważ u nich również miały miejsce eksplozje. Wiedzieli, że po
kupieniu handlowej postaci trójchlorku rodu bardzo dobrze poddaje się on
analizie, ale żeby móc wprowadzić go do ogniw paliwowych, należy
poddać go efuzji. Wiedzieli, że po tym zabiegu nie da się już wykryć tego
metalu. Kiedy więc powiedzieliśmy im, że posiadamy materiał, który w
ogóle nie poddaje się analizie, wiedzieli, że to możliwe. Nigdy czegoś
takiego jednak nie widzieli, przeto powiedzieli:
— Jesteśmy zainteresowani.
Potem przedstawili mi następującą propozycję:
— Dave, może zrobiłbyś trochę rodu i przesłał go nam, a my
wprowadzimy go do naszych ogniw paliwowych. Zobaczymy, czy to
będzie działać, tam gdzie działa tylko rod. Sprawdzimy, na czym polega
mechanizm przemiany jednoatomowego rodu na rod metaliczny w tych
ogniwach paliwowych.
Jak dotąd nie odkryto innego metalu poza rodem i platyną, który
działałby katalitycznie w procesach wodorowych wykorzystywanych w
ogniwach paliwowych. Rod jest wyjątkowy w porównaniu z platyną,
ponieważ w przeciwieństwie do niej nie łączy się z tlenkiem węgla.
Powiedzieli mi:
— Dave, sprawdzimy, czy jest to czynnik katalizujący w procesach
wodorowych i jeśli okaże się, że tak jest, będzie to oznaczało, że to rod
albo jakaś jego odmiana.
Pracowaliśmy przez sześć miesięcy i oczyściliśmy pewną ilość
materiału, potem oczyściliśmy ją jeszcze raz i jeszcze raz. Chcieliśmy
mieć absolutną pewność, że materiał jest czysty. Chcieliśmy uniknąć
jakichkolwiek związanych z tym problemów. W końcu przesłaliśmy
gotową próbkę do Tony'ego LaConti w Generał Electric.
Generał Electric odsprzedało w międzyczasie swoją technologię ogniw
paliwowych firmie United Technologies, która miała już swoją własną
technologię ogniw tego typu. Wszyscy ludzie z Generał Electric pracowali
dla United Technologies, ale ponieważ United Technologies miała swoje
własne zespoły ludzie z Generał Electric nie zostali do nich włączeni. Stali
się młodszym personelem – nie byli już najważniejsi i po kilku miesiącach
zwolnili się z United Technologies. Jose Giner, który był szefem działu
ogniw paliwowych w United Technologies, również się zwolnił i założył w
Waltham w stanie Massachusetts własną firmę o nazwie Giner
Incorporated. Tony i reszta ludzi z Generał Electric poszła za nim.
W czasie kiedy nasz materiał dotarł tam, zdążyli już założyć swoje
własne przedsiębiorstwo w Waltham, przeto zleciliśmy im budowę ogniw
paliwowych dla nas.
Kiedy otrzymali nasz materiał i przeprowadzono jego analizę, okazało
się, że w ogóle nie ma w nim rodu. Tym niemniej kiedy dołączyli go do
węgla w ramach ich technologii ogniw paliwowych, wszystko działało jak
należy, to znaczy, nasz materiał działał tak jak rod i co ciekawe nie łączył
się z tlenkiem węgla.
Trzy tygodnie później wyłączyli ogniwa paliwowe, wyjęli elektrody i
przesłali je w to samo miejsce, z którego otrzymali ekspertyzę mówiącą,
że w oryginalnej próbce nie było rodu. Obecnie okazało się, że w
oryginalnej próbce jest ponad 8 procent rodu. Rod zaczął wydzielać się na
węglu. W rzeczywistości zaczął już wytwarzać wiązania typu metal-metal.
I na elektrodzie znalazł się metaliczny rod, tam gdzie go przedtem w ogóle
nie było. Ludzie z Generał Electric stwierdzili wówczas:
— Dave, jeśli okaże się, że jesteś pierwszym, który to odkrył, jeśli
będziesz pierwszym, który potrafi wytłumaczyć, jak to się dzieje, jeśli
będziesz pierwszym, który powie światu, że coś takiego istnieje, będziesz
mógł to opatentować.
A ja im na to:
— Nie jestem zainteresowany opatentowywaniem tego. Wtedy wyjaśnili
mi, że jeśli ktoś inny odkryje to i opatentuje, wówczas może zmusić mnie,
abym więcej tego nie robił, nawet jeśli do tego czasu robiłem to
codziennie.
— W takim razie — odrzekłem — chyba będę musiał to opatentować.
W marcu 1988 roku przesłaliśmy do urzędów patentowych USA i całego
świata opis patentowy pod nazwą Orbitally Rearranged Monatomic
Elements (Jednoatomowe pierwiastki o przekształconych orbitach).
Ponieważ nazwa ta jest nieco długa, nazywamy to po prostu ORME.
Można więc mieć złoto ORME, pallad ORME, iryd ORME, ruten ORME,
osm ORME lub ORME-y.
W czasie trwania procedury patentowej Biuro Patentowe oznajmiło mi:
— Dave, potrzebujemy bardziej dokładnych danych, potrzebujemy
więcej informacji na temat procesu przekształcania do postaci tego białego
proszku.
Jednym z problemów, na jaki natknęliśmy się, było to, że kiedy już
wytworzy się ten biały proszek i wystawi go na działanie atmosfery, z
miejsca zaczyna przybierać na wadze. I nie chodzi to o jakiś niewielki
przyrost, mowa tu o dwudziesto– a nawet trzydziesto– procentowym
przyroście ciężaru. W normalnych warunkach można by to potraktować
jako absorpcję gazów atmosferycznych: powietrze wchodzi w związek z
proszkiem i powoduje przyrost jego ciężaru, lecz nie aż o 20 do 30
procent.
Tym niemniej musieliśmy uczynić zadość żądaniom Biura Patentowego.
Musieliśmy podać im dokładne dane.
Wzięliśmy więc przyrząd do analizy termo-grawimetrycznej, który
umożliwia pełną kontrolę atmosfery, w której znajduje się próbka. Można
ją utleniać, odtleniać wodorem i wyżarzać i jednocześnie cały czas ważyć
ją w kontrolowanej atmosferze. Całość jest absolutnie szczelna. Brakowało
już nam pieniędzy i nie stać nas było na zakup takiego przyrządu, więc
wynajęliśmy go od korporacji Vanana w Bay Area. Kiedy go
otrzymaliśmy, podłączyliśmy go do naszych komputerów.
Podgrzewaliśmy materiał z prędkością 1,2 stopnia na minutę i
chłodziliśmy z prędkością 2 stopni na minutę. Okazało się, że przy
utlenianiu materiał waży 102 procent, a kiedy się go odtleni wodorem,
waży 103 procent. Jak dotąd nic nadzwyczajnego. Nie ma żadnych
problemów. Ale kiedy proszek przechodzi w śnieżnobiałą postać, waży
tylko 56 procent! Wydało nam się to niemożliwe! Kiedy się go wyżarzy i
zamieni się w śnieżnobiałą postać, waży tylko 56 procent pierwotnej wagi!
Jeśli pogrzeje się go do punktu zeszklenia, czernieje i cała jego pierwotna
waga wraca.
To oznacza, że ta substancja się nie ulatnia. Wciąż tam jest, tylko nie da
się jej zważyć. I właśnie w tym momencie wszyscy powiadają: “Tak być
nie może, coś tu jest nie tak!"
Proszę sobie wyobrazić, że kiedy podgrzewaliśmy, a następnie
oziębialiśmy naszą substancję w atmosferze helu lub argonu, a
powtarzaliśmy tę procedurę trzy razy, próbka zyskiwała na wadze od 200
do 300 procent początkowego ciężaru. Kiedy ją następnie
podgrzewaliśmy, ważyła mniej niż mc? Gdyby zważyć pustą szalkę,
okazałoby się, że waży ona więcej niż kiedy znajduje się na niej ta
substancja!
Muszę podkreślić, że przyrząd ten obsługiwali ludzie o wysokich
kwalifikacjach, a mimo to przychodzili i mówili: “Proszę na to spojrzeć, to
w ogóle nie ma sensu!"
Ten przyrząd jest bardzo dobrze zaprojektowany i kontrolowany. Mają
do testów pewien materiał, który w temperaturze pokojowej nie posiada
właściwości magnetycznych, ale kiedy włoży się go do tego urządzenia i
podgrzeje do temperatury 300 stopni, namagnesowuje się. Staje się
wówczas silnym magnesem. Następnie po pogrzaniu do temperatury 900
stopni traci SWOJO właściwości magnetyczne. Pozwala on stwierdzić, czy
oddziaływanie jego pola magnetycznego na podgrzewaną substancję
powoduje jakiekolwiek zmiany jej ciężaru.
Ogrzewany materiał owinięty jest w dwa zwoje. Jeden zwój zwinięty
jest w jednym kierunku, a drugi w przeciwnym. Jeżeli przepuścimy przez
nie prąd elektryczny, to wytworzą one pola elektromagnetyczne, których
linie sił są skierowane przeciwnie i znoszą się nawzajem. Jest to ten sam
rodzaj uzwojenia, który używany jest w telewizji w celu zniesienia pola
magnetycznego. Intencją konstruktorów była chęć wyeliminowania
wszelkich wpływów pola magnetycznego na pomiar.
Kiedy wkładaliśmy ten materiał do przyrządu i ważyliśmy go, cały czas
ważył tyle samo, zarówno kiedy stawał się magnetykiem, jak i kiedy
przestawał nim być. Kiedy jednak wkładaliśmy naszą substancję i
przekształcała się w śnieżnobiały proszek, jej ciężar zmniejszał się do 56
procent pierwotnej wagi. Kiedy wyłączano przyrząd i pozostawiano go,
aby ostygł, ciężar próbki nadal wynosił 56 procent. Po jej kolejnym
pogrzaniu jej ciężar zanikał zupełnie, zaś po ochłodzeniu zyskiwał od 200
do 300 procent pierwotnego ciężaru, ale w końcu zawsze powracał do 56
procent.
Skontaktowaliśmy się z korporacją Variana w Bay Area i
powiedzieliśmy im:
— Słuchajcie, to nie ma sensu. Coś jest nie w porządku z waszym
przyrządem. Za każdym razem gdy go używamy, pracuje dobrze aż do
momentu wytworzenia przez nas czystego, monoatomowego materiału.
Ilekroć dochodzimy do tego momentu, otrzymujemy śnieżnobiały proszek
i urządzenie przestaje działać prawidłowo.
Ludzie z Variana obejrzeli wyniki i powiedzieli:
— Wie pan, panie Hudson, gdyby pan oziębiał swoją substancję,
powiedzielibyśmy, że ma pan do czynienia z nadprzewodnictwem, ale
ponieważ pan ją podgrzewał, nie wiemy, z czym ma pan do czynienia.
Postanowiłem podszkolić się w chemii, tak jak poprzednio w fizyce, z
tym że teraz musiałem jeszcze dodatkowo nauczyć się fizyki
nadprzewodników. Pożyczyłem całą stertę książek na temat
nadprzewodnictwa i zacząłem je studiować.
Zrobiliśmy następującą rzecz: wzięliśmy nasz biały proszek i ponieważ
miał być on nadprzewodnikiem, umieściliśmy go na stole, i
przyłączyliśmy doń woltomierz. Jak wiadomo, woltomierz ma dwie
elektrody. Kiedy przyłączymy do nich drut i włączymy baterię, woltomierz
wskaże nam opór drutu.
Jeśli jedną elektrodą dotkniemy nasz proszek z jednej strony a drugą z
drugiej i włączymy prąd, to wskazówka miernika powinna zająć taką
pozycję (pokazuje na ekranie wskazanie na tablicy miernika), co oznacza
doskonałą nadprzewodliwość. Nic z tego, figa, zero, żadnego
nadprzewodnictwa. Zaczęliśmy się zastanawiać, o co tu chodzi.
Z definicji nadprzewodnika wynika, że nie jest możliwe zaistnienie w
nim jakiegokolwiek potencjału elektrycznego lub pola magnetycznego.
Aby odprowadzić prąd z drutu, potrzeba napięcia, podobnie jak aby go
doń wprowadzić. Skoro tak, skoro nie można otrzymać prądu z samego
przewodu, przeto nie da się również uzyskać energii nadprzewodnictwa w
przewodzie bez przyłożenia doń napięcia.
Wiem, jakie zadajecie sobie państwo w tym momencie pytanie. Brzmi
ono: “Do czego więc, u diabła, nadaje się ta substancja?" Jeśli nie można
do niej wprowadzić energii i jeśli nie można jej z niej wyprowadzić, to do
czego, u diabła, może się ona nadawać? Otóż, okazuje się, że przez
nadprzewodnik przepływa światło o jednej długości fali, jednorodne, takie
jak w laserze, i że płynie ono w nim bez przerwy, nieskończenie, zaś
przepływając przezeń wytwarza wokół niego pole noszące nazwę pola
Meissnera, które występuje wyłącznie w nadprzewodnikach.
Pole Meissnera eliminuje z próbki wszelkie zewnętrzne pola
magnetyczne. Jakiego wiec to musi być koloru? Otóż, musi być białe.
Cokolwiek odcina wszelkie światło od próbki, musi być białe, zaś to, co je
absorbuje, musi być czarne. (Jak to się jednak ma do błysku w naczyniu
wystawionym na działanie promieni słonecznych)? Jeśli to odbija wszelkie
światło, musi być białe – mówię tu teraz o czystym, pojedynczym
elemencie nadprzewodnikowym. Musi być biały, kiedy jest w stanie
nadprzewodzenia.
Należy więc wziąć nadajnik radiowy i dostroić częstotliwość
rezonansową nadprzewodnika do częstotliwości przewodu, a właściwie
dostroić częstotliwość przewodu do częstotliwości nadprzewodnika.
Wówczas fale elektronowe przewodu oscylują dokładnie tak samo, jak
nadprzewodnik. W tym stanie para elektronów może przejść na
nadprzewodnik bez żadnego dodatkowego impulsu, ponieważ elektrony
przemieszczają się bez przerwy i szukają drogi najmniejszego oporu. Jeśli
więc zsynchronizuje się je z nadprzewodnikiem przechodzą parami bez
żadnego dodatkowego impulsu.
To wymaga oczywiście pewnych wyjaśnień, ponieważ spin połowy
elektronu plus spin połowy elektronu to dwie cząstki. Kiedy jednak te
dwie cząstki utworzą parę i każda z nich stanowi idealne, lustrzane odbicie
drugiej, tracą własności cząstki i stają się czystym światłem. Bez sensu,
prawda? Ale tak jest. Spin jednej drugiej plus spin jednej drugiej daje spin
jedności, który staje się czystym światłem. Proszę mi wierzyć, że tak jest.
Tak więc nie mogą one poruszać się jako pojedyncze elektrony, ale mogą
przemieszczać się w postaci światła.
Elektrony wykazują pewną zwariowaną właściwość, mianowicie to, że
elektron istniejący w jednej czasoprzestrzeni przechodząc do innej
czasoprzestrzeni emituje lub absorbuje światło. Przenosi się z jednej
czasoprzestrzeni do drugiej. Mamy więc światło, które składa się z dwóch
elektronów. Światło nie istnieje w żadnej czasoprzestrzeni. Można zapalić
50 miliardów świateł w jednej i tej samej przestrzeni i wszystko jest w
porządku.
Ale nie mamy jeszcze przewodnika. Przewodnika, którym popłynie prąd
do przewodu i którym zeń odpłynie. Bez niego nie będzie przepływu
prądu. Trzeba go uziemić, prawda? W przypadku nadprzewodnika tak nie
jest. Prąd może płynąć i płynąć, i płynąć... i wcale nie musi z niego
odpływać. Jeśli chcemy, aby odpłynął musimy podłączyć szeregowo
przewodnik i dostroić jego częstotliwość rezonansową do
nadprzewodnika. I kiedy oba znajdą się w harmonii, przykładamy
napięcie... i ciach, i energia ulatnia się.
Tak więc, gdybyśmy chcieli stworzyć nadprzewodnik, który ciągnąłby
się od Portland do Nowego Jorku, i ładowali go tu energią przez dwa lub
trzy dni, nie musielibyśmy go jednocześnie rozładowywać w drugim
miejscu. Wszystko byłoby w porządku, można byłoby go ładować w
dalszym ciągu. A kiedy tym z Nowego Jorku potrzebna byłaby energia,
dostroiliby częstotliwość rezonansową swojego przewodu, przyłożyli
napięcie i wyssali całą energię z nadprzewodnika. Energia zostałaby
“bezpłatnie", bez strat, przetransportowana z Portland do Nowego Jorku na
fali kwantowej nadprzewodnika, przeniesiona pod postacią światła a nie
elektryczności.
Jak zmierzyć tę energię, skoro nie ma ona napięcia? W jaki sposób
zbudować urządzenie, które potrafiłoby zmierzyć to światło? No i proszę
sobie wyobrazić, że nie da się tego zrobić, a to z tego względu, że
wszystkie przyrządy pomiarowe, jakie wymyślił człowiek, opierają się na
zasadzie pomiaru różnic, zaś w nad-przewodniku nie ma żadnego napięcia,
to znaczy różnicy potencjałów. Przepływ w nadprzewodniku zostaje
zainicjowany przyłożeniem pola magnetycznego. Reaguje on na nie
przepływem światła w swoim wnętrzu i powstaniem większego pola
Meissnera wokół niego.
Następnie można odłożyć magnes i pójść sobie, i wrócić za sto lat. I
okaże się, że płynie w nim nadal to samo światło, które płynęło w nim,
kiedy odjęliśmy magnes. Przepływ nie ulega spowolnieniu.
Nadprzewodnik nie eliminuje 99,9999 procenta, ale dokładnie 100 procent
wszystkich zewnętrznych pól magnetycznych. Nie istnieje jakikolwiek
opór, ruch odbywa się na zasadzie perpetum mobile, może trwać całą
wieczność.
Rosyjski fizyk Sacharow stwierdził w latach sześćdziesiątych, że
szukając istoty ciążenia nigdy nie odnajdziemy jej w postaci pola
magnetycznego. Ciążenie jest rezultatem wzajemnych oddziaływań
między protonami, neutronami, elektronami i energią próżni. Tą energią,
która znajduje się wszędzie, w całym wszechświecie, i jest ponadczasowa.
Ta energia to tak zwany eter. Gdybyśmy wypompowali z wszechświata
całe ciepło i całą materię, dokładnie wszystko, pozostałaby w nim jeszcze
ta energia, którą nazywamy energią próżni. Kiedy protony, neutrony i
elektrony wchodzą w reakcję z tą energią, wytwarzają ciążenie. Jeśli nie
ma materii, nie ma również ciążenia. Interesująca teoria. Jak dotąd
wszyscy ją ignorują.
No, jest jeszcze facet o nazwisku Hal Puthoff z Teksasu, który pochodzi
z Bay Area w Kalifornii, gdzie rozpoczął eksperymenty ze zdalnym
widzeniem. Teraz pracuje w Austin w Teksasie. (H.E. Puthoff pracuje w
Instytucie Zaawansowanych Badań w Austin w Teksasie). To właśnie on
opisał matematycznie teorię grawitacji Sacharowa. Opublikował ją w roku
1993 w jednym z najbardziej liczących się pism naukowych. (W
rzeczywistości po raz pierwszy opublikowano ją w Physical Review A
4
z 1
marca 1989 roku. Artykuł nosił tytuł: “Gravity as a zero-point-fluctuation
force"
5
.
Z matematycznego modelu (to on wykonuje osobiście wszystkie
obliczenia matematyczne) wynika, że kiedy materia reaguje w dwóch
wymiarach, w przeciwieństwie do reakcji zachodzących w przestrzeni
trójwymiarowej, (zaś z definicji nadprzewodnik to parzysty kwantowy
oscylator rezonujący w dwóch wymiarach, a nie w trzech), kiedy reaguje
w dwóch wymiarach, to powinna według wzorów matematycznych tracić
cztery dziewiąte swojego ciężaru. Czy wiecie państwo, że to, co zostaje po
odjęciu czterech dziewiątych, to dokładnie 56 procent?
Postanowiłem więc pojechać do Hala Puthoffa. Wziąłem wszystkie
swoje wyniki i pojechałem do niego. Po przybyciu oświadczyłem:
— Słuchaj, Hal, mamy eksperymentalne potwierdzenie słuszności
twoich wzorów matematycznych, co stanowi dodatkowo potwierdzenie
słuszności założeń teorii grawitacji Sacharowa. A jest tak, ponieważ nasza
substancja waży tylko 56 procent tego, co na początku, kiedy przechodzi
w stan nadprzewodnictwa.
— Dave, czy zdajesz sobie sprawę, że grawitacja jest czynnikiem
determinującym czasoprzestrzeń — odrzekł Hal. — Skoro ta substancja
waży tylko 56 procent swojej rzeczywistej wagi, to musisz zdawać sobie
sprawę, że w rzeczy samej zakrzywia ona czasoprzestrzeń.
Jeśli się nad tym zastanowić, ma rację.
— Posłuchaj, Dave — ciągnął dalej. — To, czego naprawdę nam
potrzeba, to materiał, który całkowicie zakrzywia czasoprzestrzeń.
Materiał, który w ogóle nie podlega przyciąganiu grawitacyjnemu.
Chodziło mu o coś, co waży mniej niż zero. W swoich pracach nazywa
on tę materię materią egzotyczną. Słysząc to powiedziałem:
— Hal, czy wiesz, że jeśli ogrzejemy tę substancję, przestaje ona
podlegać przyciąganiu grawitacyjnemu?
Przeczytałem wiele prac na temat energii próżni. Czy wiecie państwo, że
spektrum termalne nakłada się na spektrum punktu zerowego. Te dwa
widma nakładają się na siebie. Tak więc jeśli coś podgrzejemy, to powinno
to reagować wewnętrznie z energią punktu zerowego. Rezonując w
dwuwymiarowej przestrzeni materiał ten dosłownie traci cały ciężar. Czy
wiedzą państwo, co mi powiedział Puthoff? Otóż stwierdził:
— Dave, w tym momencie nie powinieneś widzieć tego materiału.
— Masz rację, Hal — odrzekłem. — Kiedy zagląda się do naczynia
przez kwarcowy wziernik, okazuje się, że nic w nim nie ma, przy czym
ciężar naczynia jest inny, niż wtedy gdy jest ono puste.
Okazało się, że popełniłem błąd, zakładając, że nasza substancja
rezonuje przy częstotliwości, której nie byliśmy w stanie określić, jako że
Hal stwierdził:
— Dave, teoretycznie powinien on zniknąć z przestrzeni
trójwymiarowej. Wręcz nie powinien w niej istnieć.
— No, no... — mruknąłem ze zdumienia.
— Dave, musisz zaplanować takie doświadczenie, w którym będziesz w
stanie wykonać następującą rzecz: kiedy materiału już nie będzie, przesuń
ręką nad naczyniem, i jeśli okaże się, że tam jest i rezonuje przy
częstotliwości, której nie jesteś w stanie ustalić, strącisz go z naczynia.
Dzieje się tak dlatego, że kiedy materiał zostaje oziębiony i zaczyna się
ponownie ukazywać, zawsze ukazuje się w tym samym kształcie, jaki
miał, zanim zniknął.
— Jeśli znajduje się tam, zsuniesz go z naczynia, a kiedy zaczniesz go
ochładzać, wróci dokładnie w to miejsce, gdzie był poprzednio, i będzie to
stanowiło dowód, że opuścił naszą trójwymiarową przestrzeń — dodał. —
Dave, jeśli ci się to uda, nigdy już nie odczujesz braku pieniędzy.
Czy myślicie, że samoloty typu “stealth" są naprawdę czymś ważnym?
Co by się stało, gdyby mogły dosłownie znikać?
Jakie są jeszcze inne właściwości nadprzewodników? W roku 1988
zgłosiłem wnioski patentowe na ORME-y, a następnie na S-ORME-y.
Sprzężony rezonują-co-kwantowy system oscylacyjny wieloatomowych
ORME-ów. Mam 11 patentów na ORME-y i 11 patentów na S-ORME-y –
łącznie 22 patenty.
A co z kolejnymi własnościami nadprzewodnika? Nadprzewodnik – jak
udowodnić, że to nadprzewodnik? Bierze się więc stałe pole magnetyczne
i wkłada do niego badany materiał. Jeśli nie jest on nadprzewodnikiem, to
po przyłożeniu doń pola magnetycznego uzyskamy dodatnią indukcyjność.
Jeśli przedstawimy to na wykresie w postaci wartości przyłożonego pola
magnetycznego na jednej osi i indukcyjności na drugiej, to w przypadku
doskonałego izolatora otrzymamy prostą równoległą. Bez względu na to
jak silne pole magnetyczne przyłożymy, nie będzie żadnej indukcji. Jeśli
nasz materiał jest doskonałym przewodnikiem, to w jego przypadku pewna
niewielka ilość pola magnetycznego sprawi, że wykres skieruje się w górę.
Tak więc mniej więcej w tym zakresie (pokazuje na planszy) będą mieściły
się wykresy większości metali.
Jeśli jednak mamy do czynienia z nadprzewodnikiem, to po przyłożeniu
pola magnetycznego stanie się ono ujemne. Dosłownie zjada on pole
magnetyczne, żywi się nim i wchłania je w siebie. Ujemna indukcja przy
dodatnio przyłożonym polu magnetycznym stanowi dowód, że mamy do
czynienia z nadprzewodnikiem. Innymi słowy, gdyby ktoś miał
urządzenie, które byłoby zbudowane z nad-przewodnika, to przy
przesuwaniu go wewnątrz linii pola magnetycznego spowodowałoby ono
unicestwienie potencjału tego pola. Gdyby zabrać takie urządzenie do
domu, w którym znajdują się elektryczne mechanizmy, zostałyby one
wyłączone, nastąpiłoby zahamowanie i wyłączenie.
6
Czy wiecie państwo, że gdybyście posiadali urządzenie mogące to robić,
mogłoby ono dosłownie przenosić się w czasoprzestrzeni. Tak twierdzi
Hal. Mogłoby znikać i ponownie pojawiać się w naszej czasoprzestrzeni?
Mogłaby przenieść się z naszej trójwymiarowej czasoprzestrzeni w
przestrzeń pięciowymiarową, w której pomiędzy nami a jakimś odległym
układem gwiezdnym nie istnieje ani odległość, ani czas i wyłonić się z tej
pięciowymiarowej przestrzeni właśnie w tym układzie. Słyszeliście
państwo o czymś takim?
Pomijając to wszystko, ta substancja jest bardzo ważna – ona sama i
sposób, w jaki ona działa. Chodzi tu o to, że wkraczamy w dziedzinę
kontroli grawitacji oraz czasoprzestrzeni.
Aby to wyjaśnić, posłużę się analogią. Jeśli... jeśli byłoby możliwe
skurczenie państwa molekuł do takich rozmiarów, że znaleźliby się
państwo wewnątrz atomu, znaleźliby się państwo w świecie kwantów,
gdzie nie ma przyszłości i przeszłości, gdzie wszystko jest nawzajem
wymienialne. Nie istnieje tam czas taki, jakim go znamy. Staliby się
państwo nieśmiertelni. W świecie kwantów mogliby państwo żyć
wiecznie.
Nadprzewodnik składa się miliardów miliardów miliardów atomów i
wszystkie one działają jak jeden wielki makroatom. Tak więc można
stworzyć sobie pojazd, do którego można by wejść, do tego
nadprzewodnika, można by go naładować energią i wyłączyć wszystkie
zewnętrzne pola magnetyczne i grawitacyjne. Wtedy bylibyście państwo w
naszym świecie, lecz jednocześnie bylibyście nie z tego świata.
Podkreślam: w tym świecie, ale nie z tego świata. I dosłownie poprzez
ogrzanie go moglibyście zniknąć z tej czasoprzestrzeni. Po prostu, brzdęk i
nie ma was. Ale wy nadal moglibyście widzieć wszystko i wszystkich w
tym świecie, tylko oni nie mogliby widzieć was. To coś podobnego do
tego, kiedy jest się nad wodą i patrzy w dół na ryby. Nie jest się w ich
rybim świecie, ale widzi się je.
[— Ale nie mielibyśmy również żadnych myśli, ponieważ myśli
wytwarzają pola elektromagnetyczne — wtrąca się słuchacz z sali.
Dave Hudson milknie i ktoś inny odzywa się z widowni:
— Znajdowalibyśmy się w stanie czystej świadomości. Dave Hudson
odzyskuje rezon i powiada.}
— Tak jest. Jak widać sprawa bardzo szybko zaczyna się komplikować i
wkracza na obszary czysto filozoficzne. Kiedy państwo to zrozumiecie,
tak jak my, to nie zdziwi was, że powiedzieliśmy sobie: dobrze, skoro
posiadamy tę analityczną zdolność, jesteśmy chyba w stanie ilościowo i
jakościowo przeanalizować, gdzie to wszystko w końcu się znajduje?
Udaliśmy się więc do A.J. Baylessa i kupiliśmy kilka krowich i
świńskich mózgów. Zwęgliliśmy je w dymiącym kwasie siarkowym. Był
to bardzo wulgarny
sposób, ale nic lepszego nie przyszło nam do głowy. Nie jesteśmy
specjalistami od chemii organicznej, lecz nieorganicznej, więc
zniszczyliśmy węgiel, zwęgliliśmy, dodaliśmy kwasu azotowego,
znużyliśmy znowu w dymiącym kwasie siarkowym, jeszcze raz w
azotowym, znowu w siarkowym i jeszcze raz w azotowym, aż zupełnie
pozbyliśmy się węgla. Potem to, co zostało, płukaliśmy wodą, aż
wymyliśmy wszelkie związki azotu.
Czy wiecie państwo, że ponad pięć procent ciężaru suchej masy tkanki
mózgowej stanowią rod i iryd i to w stanie wysokospinowym? Że komórki
komunikują się między sobą za pomocą nadprzewodnictwa? Że instytucja
o nazwie U.S. Naval Research Facility (Instytut Badań Marynarki
Wojennej Stanów Zjednoczonych) wie, że drogi porozumiewania się
między komórkami wiodą przez nadprzewodnictwo? Że zmierzyli oni to
zjawisko stosując SQUID-y? Nadprzewodnikowe Kwantowe Urządzenia
Interferencyjne (Superconducting Quantum Interference Device)
wyposażone w nadprzewodnikowy pierścień otaczający ciało. Dzięki tym
urządzeniom stwierdzili, że to właśnie światło przepływa między
komórkami, z komórki do komórki i tak dalej. Czy wiecie państwo, że
wasze impulsy nerwowe nie są elektrycznością, że przemieszczają się z
prędkością bliższą prędkości dźwięku niż światła? Czy wiecie państwo, z
jaką prędkością przemieszcza się fala nadprzewodnictwa? Właśnie z
prędkością dźwięku. To jest właśnie to, co znajduje się w naszych ciałach,
co nazywamy świadomością i co różni nas od komputera.
To jest dosłownie światło życia. To ta część naszego ciała, która jest w
nim cały czas i której naukowcy nie mogli wykryć, ponieważ nie dawała
się zmierzyć przyrządami, które posiadali. Nazywali ją węglem, ponieważ
nie posiada ona widma emisyjnego ani absorpcyjnego i w związku z tym
zakładali, że to węgiel, podczas gdy naprawdę to wcale nie węgiel. Jest
jedenaście pierwiastków, które mogłyby tym być, ale głównie w naszych
ciałach znajduje się rod i iryd. I to właśnie one łączą się rezonansowe i
dosłownie podtrzymują nieprzerwanie nić życia w naszym ciele. Zaś
wokół naszego ciała znajduje się niespolaryzowane pole magnetyczne
zwane również polem Meissnera lub aurą.
Właśnie one są atomami duszy naszego ciała. Atomami znajdującymi się
w harmonii rezonansowej z energią próżni. Zaś energia próżni stanowi
kolejny wymiar, w którym nie istnieje czas. Wszystko, co kiedykolwiek
istniało i co będzie istnieć, jest odnotowane właśnie tam, w próżni. I
powiadam wam, przyjaciele, że kiedy spotkacie się z Bogiem, to spotkacie
go w próżni. Stamtąd wzięła się materia, stamtąd ona pochodzi i tam
wszystko jest odnotowywane. I wasz związek z nią dokonuje się za
pośrednictwem tych rezonujących oscylatorów znajdujących się w stanie
kwantowego rezonansu z jej energią. To jest właśnie to, co przenosi
światłość życia ze świata kwantów do makroskopowego ciała, które
nazywacie swoją fizyczną formą.
Atomy te w stanie makro i po wysuszeniu wyglądają jak biały proszek.
Jeśli jednak przyjrzymy się im pod mikroskopem to okaże się, że
wyglądają jak szkło. Można podgrzać ten biały proszek do temperatury l i
60 stopni w warunkach próżni i przekształci się on w szkło bardzo
podobne do tego, jakie mamy w oknach. Jest to inna forma istnienia tego
pierwiastka.
Każdy z tych atomów rezonuje z energią próżni. Nie można
pojedynczego atomu okiełznać. Tej maszyny pracującej na zasadzie
perpetum mobile nie można ograniczyć i kazać jej pracować dla nas.
Kiedy jeden atom rezonuje w dwóch wymiarach, wytwarza fale
kwantową, która się z niego wydobywa. Następny atom zagnieżdża się w
niej i przekazuje ją dalej.
Atomy znajdują się zbyt daleko od siebie, aby wywoływać jakieś
reakcje chemiczne, lecz jednocześnie znajdują się dostatecznie blisko, aby
rezonować w doskonałej harmonii. Energia, która dosłownie przelewa się
nieustannie wokół atomu. Czy zastanawiali się kiedykolwiek państwo,
dlaczego atom nigdy się nie wyczerpuje? Jest tak dlatego, że cały czas
nurza się on w energii punktu zerowego. Mamy więc wszystkie atomy
pozostające w rezonansowej harmonii ze sobą i każdy z nich nurza się w
energii punktu zerowego. Mamy więc ich nieskończoną liczbę i wszystkie
robią to samo. Mamy więc machinę ruchu wykonywanego w
nieskończoność. Mamy coś, co porusza się w nieskończoność na paliwie
energii punktu zerowego. Można by zbudować pierścień z tego materiału,
który płynąłby i reagował na ziemskie pole magnetyczne.
Czy wiecie państwo, że jednoelementowy nadprzewodnik,
nadprzewodnik pierwszego rodzaju, będzie reagował z polem
magnetycznym o mocy dwa razy dziesięć do minus piętnastej erga (2 x 10
-
15
erga)? A czy wiecie, że pole o natężeniu jednego Gausa ma moc dziesięć
do osiemnastej ergów (10
18
ergów)
7
?
Ziemskie pole magnetyczne oddziaływujące na igłę kompasu ma moc
około 0,5 Gausa? Zatem jeden erg energii stanowi miarę natężenia pola
magnetycznego wokół jednego elektronu, zaś nadprzewodnik reaguje na
pole magnetyczne o wielkości dwa razy dziesięć do minus piętnastej erga?
Mój Boże. Kiedy myślimy, on to rejestruje. Kiedy pracujemy z tym
materiałem, nasze myśli są w nim rejestrowane.
Pewnie niektóre z pań wezmą mi za złe, kiedy powiem, że doszliśmy do
wniosku, że są to pierwiastki żeńskie. Ponieważ powiedzieliśmy sobie:
“Wiecie co, podenerwujmy te pierwiastki. Pokonamy je. Dostarczając im
energii sprawimy, aby robiły to, na co mamy ochotę?" Kupiliśmy piec
łukowy, wzięliśmy około trzydziestu gramów naszego białego proszku i
włożyliśmy go do niego. Piec ma odizolowany tygiel, nasz miał miedziany
tygiel w wannie wodnej pozwalającej utrzymywać go w niskiej
temperaturze. Tygiel przykrywa się pokrywką. W tyglu zanurzony jest
wolframowy pręt i między nim i tyglem przepływa prąd wytwarzający łuk
elektryczny.
Siedzi się przy tym tyglu i przy włączonym łuku miesza się elektrodą
wolframową do czasu, aż wszystko się stopi. Tak więc odpompowaliśmy z
wnętrza pieca powietrze, wypełniliśmy tygiel helem, aby uzyskać plazmę
gazową, i włączyliśmy łuk. Łuk zabzyczał i wyłączył się. Kiedy
otworzyliśmy piec, okazało się, że wolframowa elektroda zniknęła.
Elektroda ta jest mniej więcej wielkości mojego kciuka. Wolfram to
materiał, z którego produkuje się włókna do żarówek. Ludzie, którzy
zbudowali piec, twierdzili, że możemy używać go od 35 do 40 razy bez
potrzeby wymiany elektrody. Mogliśmy palić go przez wiele, wiele minut.
My natomiast nie zdążyliśmy używać go dłużej niż przez sekundę.
Wysłaliśmy więc reklamację do producenta i w odpowiedzi
otrzymaliśmy nową elektrodę, założyliśmy ją, wypompowaliśmy
powietrze, wpompowaliśmy szlachetny gaz, włączyliśmy łuk, bzyknęło i
łuk się wyłączył. Otworzyliśmy i znowu okazało się, że wolframowa
elektroda przekształciła się w proszek.
Kiedy poddaliśmy go analizie, stwierdziliśmy, że to nie jest ten sam
pierwiastek, co przedtem. Ustaliliśmy również, że nastąpił około
tysiąckrotny wzrost ciepła i nie było to ciepło pochodzące z reakcji
chemicznych, ale z reakcji jądrowych. Zauważyliśmy również, że
wszystkie przewody w laboratorium zaczynają rozpadać się na kawałki.
Można było podejść do miedzianego przewodu, ruszyć go i rozsypywał się
w proszek.
W szkle laboratoryjnej zlewki znajdującej się w pobliżu pieca pojawiły
się pęcherzyki powietrza i kiedy usiłowaliśmy dotknąć ich, rozlatywały się
na kawałki. Wszystkie te zniszczenia spowodowane były radiacją. Nie da
się tego inaczej wyjaśnić. Jutro pokażę państwu ekspertyzę laboratorium
Berkley-Brookhaven, które ustaliło, że były to fotony o energii 25000
elektronowoltów. Kiedy tym wysokospinowym atomom dostarczy się za
dużo energii, emitują promieniowanie typu gamma. Tak jak w przypadku
wszystkiego, co żeńskie, kiedy się mu powie, że zostanie zmuszone do
czegoś, nie osiągnie się nic, ale jeśli da się mu to, czego chce, to otrzyma
się to, co się chce samemu. Tak więc należy te pierwiastki hołubić, a nie z
nimi walczyć. Są one żywe. To, co należy zrobić, to dać im właściwe
środowisko chemiczne, którego potrzebują, współpracować z nimi, dać im
to, czego chcą, a wrócą do stanu niskospinowego i wtedy można je
przekształcić w metale lub używać w postaci wysokospinowej.
Wszystko układało się jak należy, dopóki mój wuj nie pokazał mi w
roku 1991 książki Secrets of Alchemists (Sekrety alchemików).
Stwierdziłem, że nie interesuje mnie to, nie mam ochoty czytać na temat
alchemii, o czasach kiedy kościół włączał się w te sprawy. Uważałem, że
wszystko na ten temat było przesadzone. Mówiłem, że nie jestem tym
zainteresowany. Chcę zajmować się fizyką i chemią. Jednak mój wuj nie
dawał za wygraną:
— Dave, ależ tam jest mowa o białym proszku złota — powiedział.
— Czyżby? — rzuciłem w odpowiedzi. I w ten sposób zainteresowałem
się alchemią. Okazało się, że kamień filozoficzny, źródło światłości życia,
był białym proszkiem złota.
I zadałem sobie pytanie: “Czy to możliwe, aby ten biały proszek, który
mam, był białym proszkiem złota, o którym oni mówią? Czy też istnieją
dwa różne białe proszki złota? Opisy mówią, że jest to źródło, esencja
życia, że przenosi on światło życia. To już zostało udowodnione. To jest
nadprzewodnik i przenosi światło znajdujące się w naszym ciele.
Alchemicy twierdzili, że poprawia on komórki ciała.
Otóż mogę jutro państwu pokazać wyniki badań przeprowadzonych
przez Bristol-Myers-Squib, z których wynika, że ten materiał wchodzi w
reakcje z DNA, że je koryguje. Wszelkie rakowe deformacje, popromienne
deformacje, wszystko to jest korygowane przez te pierwiastki. Nie
wchodzą w chemiczne reakcje z DNA, a jedynie je korygują.
Bardzo mnie to zaintrygowało. Co by się stało, gdybyśmy podali tę
substancję ludziom? Nie jest to wiązanie typu metal-metal, nie ma więc
właściwości ciężkich metali. Aby to sprawdzić, poszukaliśmy biorcy. Był
nim pies, któremu daliśmy tę substancję. Był chory na gorączkę
odkleszczową, gorączkę dolinną i miał duży wrzód, tu (pokazuje), po tej
stronie. W związku z kombinacją tych trzech chorób żaden weterynarz nie
mógł znaleźć leku na jego dolegliwości. W pewnym momencie poddano
się i przestano go leczyć. Zaczęliśmy aplikować mu zastrzyki w ilości l
miligrama białego proszku na l centymetr sześcienny roztworu. Jeden
zastrzyk w okolice wrzodu i drugi dożylnie. Po półtorej tygodnia zarówno
gorączka odkleszczową, jak i dolinną zniknęły, zaś wrzód skurczył się i
zapadł. Przestaliśmy więc robić mu zastrzyki. Po tygodniu nastąpił nawrót
choroby, więc wznowiliśmy iniekcje i choroba znowu się cofnęła, ale tym
razem kontynuowaliśmy iniekcje przez kolejny tydzień i choroba już nie
wróciła. Pies czuł się wspaniale.
Wówczas lekarz, z którym współpracowaliśmy, powiedział:
— Wiecie, to naprawdę wspaniała rzecz. Mam pomocnika, który pracuje
w moim gabinecie i którego od śmierci dzielą dosłownie dni, umiera na
AIDS. W tej chwili odżywiany jest już tylko dożylnie. Nie może już
mówić, nie potrafi sam się ubrać, umiera. Wiecie, chciałbym podawać mu
w niewielkich ilościach tę substancję i zobaczyć, jaki będzie efekt.
Półtora tygodnia później odłączył mu wszystkie kroplówki, całe
zewnętrzne odżywianie, facet zaczął sam jeść i sam ubierać się – robił
ogromne postępy. Półtora miesiąca później siedział w samolocie w drodze
na rodzinny ślub w stanie Indiana i nikomu nie przyszło do głowy, że
kiedykolwiek był chory na AIDS.
Lekarz był zachwycony wynikiem leczenia. Wziął kolejnego pacjenta,
który cierpiał na KS, Karposi Sarcoma (...), raka, który występuje na
skórze całego ciała, i zaczął podawać mu dożylnie l centymetr sześcienny
dziennie. Po niespełna dwóch miesiącach zniknęły wszystkie aktywne
ogniska KS. Tylko jeden miligram dziennie! Ci, którzy słyszeli o KS,
wiedzą zapewne, że chorobę tę można leczyć jedynie przy pomocy
promieniowania, którego ilość jest ograniczona i po pewnym czasie, po
maksymalnej dawce, lekarze muszą przerwać kurację, ponieważ choroba
nasila się i pacjent umiera. Nasza substancja natomiast całkowicie usunęła
ogniska KS.
Potem przystąpiliśmy do pracy z kolejnym pacjentem – była to kobieta,
która została zarażona AIDS w czasie zapłodnienia in vitro. Stało to się na
Uniwersytecie Stanowym w Arizonie. Dziesięć kobiet otrzymało wówczas
spermę od pacjenta zarażonego wirusem HIV. Była jedyną, która zapadła
na tę chorobę. Była chora od 11 lat. Właśnie była w okresie schyłkowym
choroby. Liczba białych krwinek i limfocytów T stanowiła klasyczny
obraz tej choroby. Po raz pierwszy podaliśmy jej nasz proszek doustnie,
ale nie spowodowało to żadnych zmian w obrazie białych krwinek i
limfocytów T. Natomiast po podaniu proszku w postaci zastrzyku liczba
jej białych ciałek w ciągu półtorej godziny wzrosła z 2 200 do 6 500.
Niesamowite, prawda?
Kiedy podawaliśmy to doustnie, nic się nie działo z liczbą białych
krwinek, a jest to jedyny dostępny nam analityczny wskaźnik. Po miesiącu
pacjentka stwierdziła: “Chcę zastrzyki. Chcę, aby nastąpił wzrost białych
krwinek". Przygotowaliśmy więc zestaw, który miała przyjmować w
iniekcjach. Jednocześnie pobraliśmy próbki jej krwi i wysłaliśmy do
laboratorium w południowej Kalifornii z poleceniem oznaczenia ilości
komórek zakażonych wirusami w jednym milimetrze krwi. W tym czasie
przyjęła pierwszy zastrzyk.
Dostała wysokiej gorączki, podobnie jak to było u innych pacjentów,
więc j zmniejszyła dawkę o połowę (w rzeczywistości to lekarz polecił
zmniejszyć tę s dawkę). Wzięła ją następnego dnia, dostała konwulsji i
zmarła. Zaraz potem j otrzymaliśmy wyniki z laboratorium i okazało się,
że procent komórek zarażonych był tak mały, że nie powinna nawet
myśleć o AIDS.
Do tej pory nie robiliśmy takich analiz przed rozpoczęciem podawania
tego preparatu. Od tego czasu postanowiliśmy najpierw robić te analizy.
Pracowaliśmy z człowiekiem, który miał liczbę zakażonych komórek w
ilości 57 000. Był tak słaby, że chodząc musiał wspierać się na lasce.
Lekarz dawał mu dwa, najwyżej trzy tygodnie życia. Przyjął nasz preparat
doustnie i po około 60 dniach zaczął się spadek liczby zarażonych
komórek. Po okresie pierwszych 60 dni liczba zarażonych komórek
zmniejszała się o 30 procent w ciągu każdych kolejnych 30 dni. Po
upływie siedmiu miesięcy liczba komórek zarażonych zmalała do tego
stopnia, że ledwie można było je wykryć. Był to rezultat doustnego
przyjmowania 50 miligramów dziennie.
Proszę pamiętać, że nie jestem lekarzem i nie mam zamiaru nim zostać.
Chciałem się tylko dowiedzieć, czy moja substancja działa. Tylko to
chciałem wiedzieć !
W pomocnym Phoenix był pewien lekarz, któremu dałem dwie
buteleczki suchego preparatu. Podał on go dwóm pacjentkom chorym na
raka. Były to kobiety, jedna w wieku 42 lat, druga zaś – 57. Obie cierpiały
na raka piersi. Czterdziestodwuletniej pacjentce usunięto pierś dwa lata
wcześniej i poddano ją intensywnej radioterapii. Po dwóch latach zaczęła
odczuwać bóle szyi i żeber. Poszła do kręglarza, ale nie był on w stanie jej
pomóc. W końcu trafiła do onkologa, który stwierdził u niej raka szyi,
ramion, pleców, kręgosłupa i żeber. Powiedział, że to już czwarte stadium i
że powinna jak najszybciej pozałatwiać swoje doczesne sprawy.
Stwierdził, że można jeszcze zastosować chemoterapię, ale i tak umrze.
W końcu trafiła do wyżej wymienionego lekarza, który dał jej nasz
preparat w ilości wystarczającej na przyjmowanie go przez półtora
miesiąca. Przyjmowała go w dawkach 100 miligramów dziennie przez
około 1,5 miesiąca. Pod koniec tego okresu poszła powtórnie do onkologa.
Okazało się, że w ogóle nie ma raka. Nawet nie wiedziałem, kim jest ta
kobieta. Nie miałem nic wspólnego z podawaniem jej tego preparatu w
charakterze leku. Pewnego dnia zadzwonił telefon i w słuchawce
usłyszałem jej głos:
— Panie Hudson, nie wiem, kim pan jest ani czym był pański preparat,
ale to jest fantastyczne. — No i opowiedziała mi swoją historię.
W przypadku pięćdziesięciosiedmioletniej kobiety sprawa nie wyszła.
Udaliśmy się więc na Uniwersytet Chicagowski, aby przeprowadzić
badania na myszach. I co się okazało? Otóż połowa myszy zginęła od raka,
zaś u drugiej zaczął się on rozwijać znacznie szybciej. Pod koniec badań
prowadzący badania wstrzyknęli myszom estrogen, który powinien
spowodować jeszcze szybszy rozwój raka. Efekt był wręcz przeciwny. Po
wstrzyknięciu estrogenu, po upływie zaledwie 24 godzin, rak znikał.
Sugeruję więc teraz ludziom, aby każdy, kto przekroczył 40 lat, zaczął
przyjmować DHEA (jeden z androgenów – dehydroepiandrosteron) lub
jakiś inny żeński hormon, ponieważ w leczeniu raka piersi żeńskie
hormony odgrywają bardzo dużą rolę.
Nie podaję tego państwu jako informacji o charakterze technicznym.
Mówię o tym, ponieważ takie są moje doświadczenia. I dlatego właśnie
mogę państwu o nich opowiadać.
Mamy również lekarza na Florydzie, który podawał w listopadzie nasz
specyfik choremu na raka trzustki. Pacjent w sposób zatrważający tracił
wagę. Lekarz nie dawał mu nadziei na utrzymanie go przy życiu, w
związku z czym pacjent gotów był na wszystko. Brał nasz specyfik przez
60 dni i obecnie odzyskał już normalną wagę i czuje się wspaniale. Lekarz
nie może zrozumieć, jak to się stało. Jest zupełnie zdezorientowany,
ponieważ nikomu jak dotąd nie udało się przeżyć z rakiem trzustki.
Nasza substancja nie stanowi panaceum na wszystko. Nie jest to lek
przeciwko AIDS. Nie jest to lek przeciwrakowy. To jest dosłownie duch.
Ten preparat nie jest po to, aby leczyć AIDS czy raka. Jest po to, aby
doprowadzać do doskonałości nasze ciała. Sprawia, że nasze ciała wracają
do stanu, w którym być powinny. To nasz własny system immunologiczny
zwalcza chorobę. Jeśli można poprawić DNA w każdej komórce ciała, jeśli
można naprawić zniszczenia spowodowane przez wirusa, nawet AIDS, to
można stać się istotą idealną. Można wrócić do pierwotnego stanu
zdrowia, w którym powinniśmy się znajdować.
To nie jest lekarstwo. Materiał ten jest w rzeczy samej substancją o
charakterze filozoficznym. Jest po to, aby oświecić i wznieść na wyższy
poziom świadomość rodzaju ludzkiego. Jeśli w trakcie wykonywania
powyższych zadań leczy przy okazji choroby, to dobrze. Dla większości z
nas trudno jest zrozumieć, o co tu naprawdę chodzi.
Zbliża się już dziewiąta godzina. Jutro postaram się przedłożyć państwu
wszystkie procesy fizyczne, które zostały odkryte i opisane od czasu,
kiedy uzyskałem patenty. Przedłożę państwu wszystkie teorie dotyczące
nadprzewodnictwa oraz atomów w stanie wysokiego spinu. Zorientujemy
się w całości literatury opublikowanej na ten temat; wyświetlę państwu
przy pomocy rzutnika wyniki badań, abyście mogli państwo przeczytać,
kto jest ich autorem, a są wśród nich Państwowe Laboratoria Brookhaven,
Państwowe Laboratoria Oakridge, Instytut Nielsa Bohra z Kopenhagi i
wiele innych. Udostępnię państwu wszystkie prace na temat
nadprzewodników w ciele. Obejrzycie wszystkie prace dotyczące światła
życia w postaci nadprzewodników. Przedyskutujemy dogłębnie sprawę
energii punktu zerowego, energii próżni, czasoprzestrzeni i grawitacji.
Postaram się to wszystko państwu wytłumaczyć – mam nadzieję
przejrzyście. Opowiem o tym, że Jesteśmy tylko hologramem, obrazem
przedstawiającym nas samych, że nie jesteśmy rzeczywistością. Potem
cofniemy się w przeszłość, cztery lub pięć tysięcy lat przed naszą erą, do
dolin Tygrysu i Eufratu, do pism Zecharii Sitchina, do faraonów egipskich
i ich najwyższych kapłanów. Do Hebrajczyków i Biblii. Do proroctw
Nostradamusa i Kluczy Henocha, do wszystkich przepowiedni
dotyczących tego zagadnienia. Przepowiedni mówiących, że to pojawi się
tu i stanie się znane nauce około roku 1999. Taka jest tego historia.
Zobaczymy się jutro, jeśli będziecie mieli ochotę przyjśćJB
Przypisy:
1. Stolica i największe miasto Arizony.
2. l uncja równa się 28,35 grama.
3. United States Bureau of Standards.
4. Przegląd fizyczny A.
5. “Grawitacja jako fluktuacja siły bez punktu przyłożenia".
6. Jest to szczególnie interesujący akapit z punktu widzenia ufologii,
bowiem zjawisko wyłączania urządzeń elektrycznych przez NOLe jest
niezwykle często opisywanie przez świadków. Czyżby latające spodki lub
ich powłoki były wykonane z nad-przewodników i znikając podobnie jak
one przechodziły do innowymiarowej przestrzeni? Inną ciekawą
informacją z tym związaną jest to, że kiedy świadkowie próbowali dotknąć
powłoki latającego spodka zaraz po jego wylądowaniu, kierujące nim
istoty ostrzegały ich, aby tego nie robili, gdyż mogą się poparzyć. Może to
oznaczać – choć niekoniecznie! – że tak jak w opisanym w tym artykule
przypadku do przejścia nadprzewodzącej powłoki latającego spodka do
innego wymiaru trzeba ją podgrzać. – Przyp. R.Z.F.
7. Autor dokonał tu skrótu myślowego polegającego na odniesieniu
natężenia pola magnetycznego do pracy, jakie może ono wykonać (Gaus
jest jednostką indukcji magnetycznej, zaś erg jednostką pracy).
Zainteresowani dalszymi informacjami na ten temat oraz opisaną w tym
artykule substancją mogą pisać na adres (w języku angielskim
oczywiście!): Science of the Spirit Foundation, P.O. Box 25709, Tempe,
AŻ 85285, USA.