WSPOMNIENIA TROCKIEGO^»^
Refleksja nad tymi bardzo inspirującymi wspomnieniami^*^’ , które
wydał S. Fischer, najłatwiej przyjdzie temu, kto zdolny będzie spoglądać
oczyma autora. Trocki jest racjonalistą, jednak racjonalistą z rodzaju tych
najradykalniejszych, który bynajmniej nie zadowala się ładem w obrębie
granic poznania, ale który w każdej chwili gotów jest do urzeczywistnie
nia tego ładu w bycie - gdy tylko dana mu jest przesłanka, czyli władza.
Może wydać się czymś osobliwym łączenie tego nazwiska - stopio
nego wszak nierozerwalnie z największym procesem zniszczenia w no
woczesnych dziejach - z pojęciem ładu. A jednak słusznie tak się dzieje;
czytelnik, który zasiądzie do lektury być może z rozpowszechnianymi w
naszym kraju wyobrażeniami o istocie rewolucji rosyjskiej, z pewnym
zdumieniem stwierdzi, iż styka się z umysłem precyzyjnym, wyszkolo
nym na teorii ekonomii politycznej, zachodniej filozofii i dialektyce walki
klas, umysłem, który zapewne i podczas popołudniowej pogawędki o
francuskiej powieści, o impresjonistycznym malarstwie albo o sposo
bach polowania na kaczki wygłosiłby niejedną inspirująca uwagę.
Jeśli zaistnieje potrzeba zaczerpnięcia informacji na temat barba-
rzyńsko-scytyjskiego elementu tej rewolucji, wówczas należy skorzystać
z innych źródeł. Tu odnajdziemy przede wszystkim jej teoretyczny szkie
let, metodykę jej podziemnego i widzialnego przygotowania, organiza
cyjne zasady przejęcia i utwierdzenia jej władzy. To nie przypadek, że
właśnie Trocki musiał przejąć uformowanie podstawowego instrumentu
Trotzkis Erinnerungen, w; „Widerstand” . Zeitschrift für nationalrevolu
tionäre Politik. Berlin 5 Jg. H. 2. Februar 1930, s. 47-51.
Leo Trotzki: Mein Leben. Versuch einer Autobiographie. Berlin: S. Fischer 1930.
1930 - PUBLICYSTYKA POLITYCZNA
351
tej władzy, Armii Czerwonej, i że właśnie jemu, gdy na tym stanowisku
zaczął budzić wątpliwości, powierzono naukową racjonalizację, a przede
wszystkim elektryfikację urządzeń przemysłowych.
W tym obszarze miał istotne osiągnięcia. Można stwierdzić, że re
wolucja jako zdarzenie zachodnioeuropejskie była jego właściwym żywio
łem. Jego gwiazda musiała blednąć w takiej mierze, w jakiej uwyraźniała
się istotowa rosyjskość tego zjawiska. Tu musiał stawiać kroki na coraz to
bardziej grząskim gruncie, a jego oko charakteryzował daltonizm w sto
sunku do sił wynurzających się z ziemi, z którymi się nie liczył. To, co w
nich dostrzega, jest zaledwie ich stroną osobową, to są nowi ludzie, któ
rzy w coraz szerszym zakresie zagarniają władzę, a którymi on pogardza
jako drobnomieszczaninami, nacjonalistami, termidorianinami i fałsze
rzami idei marksistowskich i leninowskich, nie mogąc jednak zapobiec
temu, że wymanewrowali go z gry w sposób dla niego niezrozumiały.
Gdyby Trocki był czystym teoretykiem, wówczas można by, oczywi
ście wciąż z jego punktu widzenia, sentencję: „Przeciwko głupocie sami
bogowie prowadzą daremną walkę” , która trwa jako niewidzialne mot
to jego wspomnień, uznać za pełnoprawne usprawiedliwienie. Ale skoro
jest on jednocześnie praktykiem wysokiej rangi, to usprawiedliwienie
owo nie wystarczy, gdyż głupota ludzka jest czynnikiem, który na pew
no wystąpi, ważną realną wielkością, z którą każdy człowiek czynu, a
przede wszystkim polityk, musi się liczyć.
Ale być może ludzie wokół Stalina^*^ nie są tacy głupi, jak sądzi
Trocki? Być może ich przewaga polega nawet na tym, że są nieco mniej
mądrzy od niego?
Jakby nie było - te wspomnienia są inspirującą książką.
Do osobliwej Europy prowadzi nas pierwsza część tej książki, i można
stwierdzić, że ktoś, kto nie zna tej Europy jest w stanie ogarnąć tylko
fragment przygotowań do katastrofy.
A luzja do rozdziału o spisku przeciw ko Trockiem u: „O góln y kierunek sp ro
w adzał się do zastępow an ia ludzi zdolnych i sam odzielnych przez m iernoty za
w dzięczające swe stan ow isk o jedynie bezw ładow i istniejącego ap aratu p ań stw o
w ego. A jako najdosk on alszy w yraz m iernoty, zaw dzięczającej sw ą egzystencję
tem u w łaśnie ap aratow i, w zniósł się w ysoko Stalin ” . Por.: Lew Trocki; M oje życie.
Próba au tobiografii. A utoryzow any przekład z rosyjsk iego Ja n a B arsk iego i S tan i
sław a Łu k om sk iego. W arszaw a: „B ib ljo n ” 1 9 3 0 , s, 5 6 3 .
352
E R N ST JÜ N G E R
Początek dwudziestego stulecia nie inicjuje beztroskiej epoki. Po
wietrze coraz to bardziej ciążące w płucach już podczas minionych dzie
sięcioleci zaczyna iskrzyć elektrycznością. Nie tylko wojna światowa w
tym się zapowiada - ale także światowa rewolucja. Te obydwa zdarzenia
są w gruncie rzeczy jednym, dwiema stronami tego samego zjawiska,
które rozmaicie się przeplatają i w wielu sferach są od siebie zależne.
Można stwierdzić, że nadchodzi wielka rewolucja, która ogarnia sobą
zarówno napięcia społeczne, jak i narodowe, można jednak także stwier
dzić, że jakaś wielka wojna formuje już swoje narodowe i społeczne ar
mie. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że pewnego razu nie tylko
na krawędziach krajów, ale także na ulicach wielkich miast uzbrojeni
ludzie przekroczą te granice, wytyczone przez ład i umowę. Konflikty
dyplomatyczne i społeczne nabiorą symbolicznego zabarwienia, a w nie
których zapiskach z tego czasu, na przykład we wspomnieniach hrabie
go Waldersee ujawnia się cały ciężar tej zmory^**.
Rozmiary katastrofy dla nas, którzy przeżyliśmy, czynią ze studium
politycznych akt tej epoki po dymisji Bismarcka fascynujące zajęcie.
Wielka partia szachów dyplomacji, sieci, tkane jednocześnie z wielu cen
tral, gwarancje, gwarancje zwrotne i umacniania pozycji, - ta suma za-
wikłanych ruchów, przypominająca żniwo, które należy zebrać jeszcze
przed burzą, potęguje się i upraszcza w naszym retrospektywnym spoj
rzeniu, które dostrzega już za nimi ciągnące się tysiącami kilometrów i
spowite dymem fronty pozycji bojowych.
Ale obok tych układów, sojuszy, wizyt głów państwa, toastów, ma
rokańskich kryzysów^*^ i konferencji pokojowych pracuje inna dyplo-
2»* A lfred G ra f von W aldersee (1 8 3 2 -1 9 0 4 ), o d 1888 do 1891 bliski zaufany
cesarza W ilhelm a II, szef sztabu gen eraln ego, dow ód ca m iędzyn arodow ego k or
p u su e k sp e d y c y jn e g o w C h in ach p o d c z a s p o w sta n ia B o k se ró w (1 9 0 0 /0 1 ).
Denkw ürdigkeiten des G eneral-Feldrnarschalls A lfred G rafen von Waldersee. B ear
beitet und herausgegeben von H einrich O tto M eisner. D rei Bände. Stuttgart, Ber
lin: D eutsch e V erlags-A nstalt 1 9 23. Ja k o ciekaw ostkę m ożna dod ać, że Jü n ger
obserw ow ał 12. 8. 1901 na balkonie z rodzicam i w H anow erze trium falny p o
w rót feldm arszałk a W aldersee. Schw ilk, 22.
Konflikty m arokańskie były wyrazem walki o hegemonię - nie tylko w base
nie M orza Śródziem nego - między dążącą do rewanżu Francją a Niem cam i. Podczas
pierwszego kryzysu cesarz Wilhelm 11 w płynął 31 m arca sw oim jachtem do Tangeru,
gdzie został ciepło przyjęty. Drugi kryzys nastąpił w latach 1909/10. O bydw a dop ro
wadziły do poważnych napięć w Europie. Dla Jiingera kryzysy m arokańskie były
wyrazem dyplom acji gabinetow ej, prow adzonej jeszcze w starym stylu.
macja, której działalność wprawdzie jest ukryta, ale niemniej znacząca w
swoicłi skutkach. Ta działalność podobna jest do pisma, nanoszonego
niewidzialnym atramentem, które dopiero wtedy się ujawni, gdy papier
zabrązowi się nad płomieniem. Także tu działa niewiele osobistości, tak
że tu odbywają się kongresy, w Zurychu, Londynie, Paryżu, Wiedniu i
Berlinie, także tu prowadzone są zbrojenia z myślą o dniu rozstrzygnięć
i przygotowuje się mobilizację wprawdzie odmiennymi, ale nie mniej
skutecznymi środkami. Osobliwe postacie prowadzą te działania, ko
smopolityczni wędrowcy, zesłańcy po pierwszej rewolucji rosyjskiej, jakaś
syberyjska arystokracja, wydawcy małych podziemnych czasopism, na
pół bohema, na pół uczeni, których rok w rok spotkać można w zady
mionych kawiarniach lub w czytelniach wielkich bibliotek. Ich nazwiska
nieznane są poza niewielkim kręgiem - nikt nie zna ich lepiej jak, być
może, policja, która odnotowała ich w swoich rubrykach dotyczących
uciążliwych cudzoziemców. Częściej niż z paszportami przekraczają gra
nice na podstawie dokumentów ekstradycyjnych w towarzystwie kilku
dyskretnych panów po cywilnemu; a jednak w każdym nowym kraju
odnajdują się z niesamowitą łatwością jak u siebie w domu, - niejako
płyną ponad naturalnymi granicami kuli ziemskiej po najruchliwszej,
najbardziej zintelektualizowanej warstwie.
Pierwszy wystrzał z działa zastanie ich w minerskich chodnikach -
znajdzie ich w gotowości bojowej. Także oni pragnąć będą wojny, tam
najpierw się pojawią, gdzie zniszczenie było najstraszliwsze.
1930 - PUBLICYSTYKA POLITYCZNA____________________________________________353
Trzy lata potrwa jeszcze, jakby nie było, zanim w Rosji przejmą dzie
dzictwo caratu. Duch ludzki lubi żywić wiarę w siłę konspiracji - a jed
nak bardzo trudno odpowiedzieć na pytanie, czy ci zawodowi rewolu
cjoniści byli podmiotami czy przedmiotami rewolucji. Może podobni są
do kruków, wiodących gdzieś tam swój samotny byt, które raptownie
pojawiają się ze wszystkich stron świata, gdy na polu pojawia się ścier
wo? Czy podobni są do bakterii, występujących w otwartych ranach a
znikających, gdy tylko przebudzi się ozdrowieńcza moc krwi? Może mają
zupełnie inne, ukryte znaczenie niż to, którym łudzi ich zwierciadlane
odbicie świadomości? Niezależnie od wszystkiego, oni są, a ich byt jest
wystarczająco osobliwy, aby stać się godnym refleksji. Rewolucja, za
wdzięcza wiele Trockiemu, zwłaszcza jej pierwsza faza, kierowana przez
354
E R N ST JÜ N G E R
zachodnie umysły. To że cud Valmy^®“ wielokrotnie się powtórzył w X X
stuleciu na granicach wojen domowych jest wyłącznie jego dziełem.
Wzorowa jest miara jego osobistego zaangażowania. Także posiada on
nie często spotykaną zdolność natychmiastowego przechodzenia od nie
mal czysto dogmatycznej do praktycznej działalności. Nie zbudował Ar
mii Czerwonej na sposób który może odpowiadałby teoriom marksi
zmu, ale tak, jak we wszystkich epokach zwykło się porządkować armie.
„Jak długo dumne ze swej techniki, bezogoniaste małpy, które nazywają
się ludźmi wystawiają armie i walczą, tak długo dowództwo tych armii
będzie musiało stawiać żołnierzy przed wyborem prawdopodobnej śmier
ci przed i nieuniknionej śmierci za f r o n t e m . ( T r o c k i ) . Historia jego
pociągu pancernego, w którym zwykł pojawiać się na najgroźniejszych
odcinkach frontu, jest wzorowym przykładem koncentracji nowocze
snej wojennej energii, który można polecić do przestudiowania każde
mu zawodowemu żołnierzowi.
To, że odsunięto tego człowieka, że można go było w ogóle odsu
nąć, jest jednym z najwyraźniejszych znaków tego, że rewolucja zaczęła
wstępować w stadium nowej prawidłowości, która musiała się wyrazić
także w nowej warstwie przywódczej.
Trocki opowiada, jak długo przed wojną poznał w Zurychu pewne
go pastora, w którego osobie zjednoczyło się wierzące chrześcijaństwo
ze skrajnym socjalizmem. Ów „otaczał w swoich przemówieniach nawet
zbrojne powstanie tchnieniem zaświatowości, które wzbudzało we mnie
(w Trockim) nieprzyjemny dreszcz. Od kiedy zacząłem myśleć, byłem
zawsze, najpierw intuicyjnym, potem świadomym materialistą” .^®^
Ten dreszcz jest bardzo znaczącym symptomem. Trocki żyje w bar-
2
™
bitwie p o d Valmy klęskę p on iósł we w rześniu 1 7 9 2 p rusko-austriack i
k orp us ekspedycyjny skierow any przeciw ko rew olucji francuskiej.
Lew Trocki: M oje życie, tam że, s. 4 5 6 . W p olsk im przekładzie to zdanie
brzm i niezbyt jasn o: „D o p ó k i pyszniące się zdobyczam i swej techniki złe m ałpy
bez ogonów , zw ane ludźm i, b ędą tw orzyć arm ie i w ojow ać, dop óty dow ództw o
będzie m usiało staw iać żołnierza pom iędzy m ożliw a śm iercią, gro żącą przed nim
i nieuniknioną śm iercią, czyhającą za n im .”
C h odzi tu o zurychskiego p ro feso ra teologii, zw olennika w alki klas i re
w olucji R agatza. Por. Lew Trocki: M oje życie, s. 2 6 5 . Tam w spom niany przez
Jiin gera cytat.
.! ■ ■■'
i»ili.‘!i!ii-:i=-;;:!ii
1930 - PUBLICYSTYKA POLITYCZNA
355
dzo uporządkowanej, w bardzo jednolitej, mianowicie w intelektualnej
przestrzeni. Tu znaczy wiele, a jego środki są wyjątkowe. To jasne, że
taką świadomość, gdy otworzy się przed nią przestrzeń o samoistnej,
odmiennej i nie dającej ująć się logicznymi środkami prawidłowości, musi
ogarnąć coś w rodzaju zamętu. W tym wypadku jest to przestrzeń rosyj
ska, która jak szczelina bez dna rozrywa nagle grunt pod jego stopami.
To jest jego los: Moce intelektu zostają pokonane przez moce ziemi. I to
jest sens jego książki: intelekt próbuje dowieść, że ziemia się myliła, ale
jego logika rozwiewa się jak dym bez śladu nad jej powierzchnią.
W jeszcze jednym twierdzeniu tej książki ujawnia się daltonizm wro
dzony Trockiemu w odniesieniu granic właściwych życiu. Trocki uznaje
mianowicie za przypadek, że rewolucję najpierw ogłoszono w Rosji a
nie na przykład w Niemczech. Mniema, że Niemcy nadałyby jej niepo
równywalnie mocniejszą, pierwszą pozycję, i jest to komplement, które
go z przyjemnością się słucha. Nie należy wątpić, że cały świat sprzymie
rzony ze sobą nie byłby w stanie nam sprostać, gdybyśmy prowadzenie
wojny światowej połączyli z rewolucyjnym roszczeniem o najwyższej
randze. Pozostawmy chwilowo na boku kwestię, czy byłoby to możliwe.
Ale dziś jeszcze jest tak, że żadna refleksja narodowa nie wyzwoli sił
koniecznych do oporu i ataku, jeśli nie połączy się ona z tendencją rewo
lucji powszechnej, która pobudza własną moc w takim stopniu, w jakim
paraliżuje siły przeciwnika. Książka Trockiego pokazuje, nie mając ta
kiego zamiaru, że marksizm nie dorósł do tego zadania, gdyż brak mu
nie tyle logicznej konsekwencji, ile głębszych i bardziej płodnych mocy
życia. Ich uwolnienie i oddanie na służbę wielkich zadań, w które znów
będzie można uwierzyć i z czystym sumieniem o nich świadczyć, to jest
tajemnym sensem politycznych walk, w których trwamy od lat i których
końca nie można przewidzieć.
(tłum. Wojciech Kunicki)