http://www.ozon.pl/tygodnikozon_2_14__2005_24_1.html
Zbyt dużo ludzi. Marek Górnicki.
Chińscy komuniści od lat zabijają, torturują, głodzą, usiłują zmniejszyć liczbę swych współobywateli. Za
wszelką cenę.
7września br. w Pekinie porwano niewidomego działacza społecznego, 34-letniego Chena Guang Chenga.
Zdołał jeszcze zadzwonić przez komórkę, której mu nie odebrano, do Radia Wolna Azja. W ostatniej chwili
powiedział, że uprowadziły go władze chińskie, gdyż ujawnił zagranicznym dziennikarzom szczegóły
prowadzonej w tym kraju polityki kontroli urodzin.
W Radiu Wolna Azja, nadającym z USA, pracuje Chinka Ma Dong Fang, która odczuła na sobie skutki tej
polityki. Kiedy w 1991 r. zaszła po raz drugi w ciążę, została poddana przymusowej aborcji. Po zabiegu
lekarze bez jej wiedzy i zgody wprowadzili do jej organizmu wkładkę wewnątrzmaciczną. Ciało kobiety nie
było jednak w stanie przyjąć tego środka wczesnoporonnego. Rozpoczęły się potworne bóle, krwawienia,
bezsenność, anemia. Trwało to całymi miesiącami, gdyż prawo zakazywało lekarzom usunięcia wkładki.
Dopiero po długiej procedurze odwoławczej udało się przekonać władze do zmiany decyzji. Wkładkę
usunięto, ale zamiast niej wszczepiono kobiecie pod skórę norplant. Organizm znów zareagował
odrzuceniem. Ten środek powodował podrażnienia skóry, nagłe uderzenia gorąca, kobieta wpadła w
depresję. Lekarze znów odmówili pomocy, a władze odrzuciły możliwość odwołania. Jedynym ratunkiem
był więc wyjazd za granicę.
a Dong Fang przybyła do USA w 1998 r. – po siedmiu latach cierpień. Od razu po przyjeździe amerykański
lekarz usunął jej norplant, a kobieta wróciła do zdrowia. Dziś Ma Dong Fang śledzi pilnie sprawę innej
Chinki – Mao Heng Feng, na rzecz uwolnienia której rozpoczęła kampanię międzynarodowa organizacja
Amnesty International. Mao Hengfeng jest matką trojga dzieci. Zmuszono ją do przymusowej aborcji oraz
wyrzucono z pracy, gdy znów zaszła w ciążę. Ponieważ kobieta zaczęła walczyć o swoje prawa, spotkały ją
surowe represje. Była wielokrotnie aresztowana i zamykana w zakładach psychiatrycznych, gdzie
poddawano ją terapii wstrząsowej. W zeszłym roku za składanie petycji do władz skazano ją na karę 18
miesięcy „reedukacji przez pracę” w obozie, gdzie przebywa do dziś. Była tam torturowana, m.in. wiązano
jej ręce i nogi i rozciągano ciało. Strażnicy chcieli, by obiecała, że przestanie kwestionować chińską politykę
planowania rodziny.
Władzom w Pekinie zależy, aby Zachód wiedział jak najmniej o tego typu praktykach. Porwany Chen
Guang Cheng naraził się tym, że nagłośnił przypadki przymusowych aborcji w prowincji Shandong. Nagrał
m.in. relację 36-letniej Feng Zhong Xia ze wsi Maxiagou. W marcu br. była w siódmym miesiącu ciąży, gdy
urzędnicy z wydziału planowania rodziny z miasta Linyi przyjechali, by zmusić ją do usunięcia dziecka.
Zdołała się ukryć, ale funkcjonariusze wzięli jako zakładników całą jej rodzinę. Krewnych torturowali i
głodzili. Ogłosili, że wszyscy zginą, jeśli Feng nie ujawni się. Kiedy kobieta wyszła z ukrycia, zawieziono ją
do szpitala. Na izbie porodowej lekarz wstrzyknął jej truciznę w macicę i wywołał przedwczesny poród.
Siedmiomiesięcznego noworodka utopiono w wiadrze z zimną wodą.Miliony zwykłych historii
Miliony chińskich kobiet mogą opowiedzieć równie straszne historie. Zhou Shiu Yon do dziś pamięta ten
wieczór, gdy przerażona chowała się pod łóżkiem, a pięciu mężczyzn wyważało drzwi jej mieszkania.
Wyciągnęli ją siłą i skutą kajdankami zawieźli do szpitala. Godzinami przetrzymywano ją w małej,
zamkniętej izolatce. Przez ten czas przyszli tylko raz – żeby wcisnąć jej do ust tabletkę. Powiedzieli, że
przyjdą wkrótce zrobić zastrzyk.
Zhou Shiu Yon miała wtedy 19 lat. Jej jedynym przestępstwem było to, że zaszła w ciążę bez specjalnego
„zezwolenia na urodzenie dziecka”. Na szczęście narzeczony dziewczyny Chen Jian Lin dowiedział się o jej
zatrzymaniu. Przekupił pielęgniarkę, która otworzyła okno w szpitalu. Zhou wyskoczyła na zewnątrz i
uciekła z czekającym na nią w samochodzie Chenem. Pojechali do Guangzhou, gdzie za 5 tys. juanów
dziewczynie udało się nielegalnie zaokrętować na statek płynący do USA.Ucieczka w obronie dziecka
zakończyła się niepowodzeniem. Miesiąc później w szpitalu w San Diego Zhou Shiu Yon poroniła. W 1998
r., składając zeznania przed Komisją Spraw Międzynarodowych Kongresu USA, opowiadała: „W moim
rodzinnym miasteczku w Chinach widziałam wiele ciężarnych kobiet szukających nocą kryjówek. Niektóre
z nich były już w dziewiątym miesiącu, a mimo to poddawano je przymusowym aborcjom. Działo się tak
tylko dlatego, że nie miały oficjalnych pozwoleń na urodzenie dziecka. Władze burzyły też ich domy,
czyniąc je w ten sposób bezdomnymi. (…) W moim miasteczku wiele kobiet chowa się na noc, bo właśnie
wtedy władze najczęściej urządzają polowania na ciężarne”.
Dochodzenie Kongresu Stanów Zjednoczonych przeprowadzone w 1998 r. wykazało zbrodniczy charakter
chińskiej polityki antynatalistycznej. Jej początki sięgają 1979 r. Wówczas to władze w Pekinie uznały, że
dalszy przyrost demo- graficzny zagraża dobrobytowi Chin, gdyż zasoby naturalne kraju są zbyt
ograniczone w stosunku do liczby ludności. Argumentowano, że przeludnienie wpłynie negatywnie na
ogólny standard życia Chińczyków.
Zdaniem najsłynniejszego dysydenta chińskiego Harry’ego Wu władze chciały w ten sposób wmówić
ludziom, że główną przyczyną zacofania państwa jest przeludnienie, a nie panujący ustrój komunistyczny.
Że jest inaczej, widać na przykładzie Japonii, która ma jeszcze bardziej ograniczone zasoby naturalne i
olbrzymią liczbę ludności na stosunkowo małym terenie, a mimo to jest krajem dobrobytu.Program kontroli
urodzin zaplanowano na szczeblu Komitetu Centralnego Chińskiej Partii Komunistycznej oraz Rady
Państwa i określony mianem „podstawowej polityki narodowej”. Jest wdrażany w życie przez organy
administracji wszystkich szczebli. Jego zasady brzmią następująco: „późne małżeństwo, późne
rodzicielstwo” i „jedna para, jedno dziecko”, choć „w regionach rolniczych, po uzyskaniu stosownej zgody,
parom można pozwolić na posiadanie drugiego dziecka”. Do realizacji tej polityki władze powołały
specjalną instytucję – Państwową Komisję Planowania Rodziny – zatrudniającą ponad pół miliona
pracowników. W każdym mieście powstały lokalne Biura Planowania Urodzeń. Wprowadziły nadzór nad
wszystkimi młodymi kobietami powyżej 16. roku życia i mężczyznami powyżej 18 lat. Kobiety, które
ożeniły się zbyt wcześnie, za szybko zaszły w ciążę albo już urodziły dzieci, muszą zapłacić grzywnę i
poddać się przymusowej aborcji i sterylizacji. Po urodzeniu pierwszego „legalnego” dziecka wszystkie
kobiety są zmuszone do wprowadzenia wkładki wewnątrzmacicznej i co trzy miesiące muszą chodzić na
kontrolę do ginekologa. Jeśli nie stawią się na zabieg zamontowania wkładki cztery miesiące po porodzie
lub opuszczą co najmniej dwie kolejne wizyty u lekarza – są poddawane przymusowej sterylizacji. Kobiety
po urodzinach drugiego dziecka są zazwyczaj sterylizowane już miesiąc po porodzie.
Żeby ta polityka była skuteczna, Biuro Planowania Urodzeń zostało wyposażone w nadzwyczajne
uprawnienia. Gao Xiao Duan, która przez 14 lat była funkcjonariuszką BPU w mieście Yonghe, opowiada,
że jej instytucja posiadała wielką bazę komputerową ze szczegółowymi informacjami na temat wszystkich
kobiet w wieku rozrodczym zamieszkałych na tym terenie. Jeżeli jakiemuś małżeństwu urodziło się jedno
dziecko, wysyłano mu „postanowienie zakazujące rodzenia”. Postanowienie takie wywieszane jest w
miejscach publicznych, aby każdy, kto się dowie, że małżonkowie łamią zakaz, mógł donieść o tym
władzom. Nagroda za wskazanie „nielegalnej” ciąży wynosi 400 juanów.
System nagród i kar obowiązuje też wśród pracowników BPU. Muszą oni wywiązać się z określonych
limitów aborcji czy sterylizacji. Za każde zbyt wcześnie zawarte małżeństwo odkryte na podległym mu
terenie funkcjonariusz płaci 200 juanów kary. To powoduje, że urzędnicy biura często są bardzo gorliwi w
wykonywaniu swych obowiązków.
Okólnik władz w prowincji Fujian wymienia aż 28 różnych urzędów zaangażowanych w utrudnianie życia
ludziom łamiącym przepisy o planowaniu urodzeń. Osobom takim wydziały drogowe nie wydają prawa
jazdy lub zawieszają już wydane, wydziały gospodarcze nie dają zgody na prowadzenie działalności
ekonomicznej lub cofają zezwolenia dane wcześniej, wydziały rolnicze nie przyznają zapomóg lub
nawozów, banki nie udzielają kredytów itd. Wszystkie te działania mają zniechęcić ludzi do posiadania
dzieci.
Lotne brygady aborcyjne
BPU tworzy też lotne brygady, organizujące nocne „naloty” na wybrane domostwa, gdzie istnieje
podejrzenie, że kobieta może być w ciąży. Jeżeli poszukiwanej nie ma w domu, regułą jest aresztowanie
całej jej rodziny. Gao Xiao Duan wspomina, że w siedzibie BPU w Yonghe znajdowały się dwie cele
mogące pomieścić po 30 kobiet i mężczyzn. Żeby kogoś zatrzymać, niepotrzebna jest żadna decyzja sądu.
Nie obowiązują też żadne ramy czasowe aresztu. Członków rodziny traktuje się jako zakładników, by
zmusić kobietę do ujawnienia się. Jeżeli to nie pomaga, burzy się ich domy.
Wspomniana już Gao Xiao Duan opowiada, że przez długi czas prowadziła podwójne życie. Z jednej strony
pracowała jako funkcjonariuszka BPU, z drugiej zaś łamała prawo, gdyż wraz z mężem adoptowała chłopca.
W Chinach bowiem – jak mówią przepisy – „przypadki nielegalnych adopcji winny być traktowane jak
ponadplanowe urodziny”. Za każdym razem, gdy przeprowadzane były rutynowe kontrole (a Gao Xiao
Duan wiedziała, kiedy to nastąpi), dziecko było ukrywane. Często przebywało też w domu znajomych.
Kobieta wspomina: „Za dnia byłam chodzącym potworem, krzywdzącym ludzi poprzez barbarzyńską
politykę planowych urodzeń Chińskiej Republiki Ludowej; wieczorami jednak stawałam się taka jak inne
kobiety i matki, cieszyłam się życiem z moimi dziećmi. Nie mogłam już znieść takiego podwójnego życia”.
W 1998 r. Gao Xiao Duan wyjechała do USA. Wywiozła ze sobą wiele wewnętrznych dokumentów
chińskiej administracji. Na podstawie jej relacji oraz wywiezionych przez nią aktów amerykańskim
działaczom obrony praw człowieka udało się opisać w szczegółach chiński system polityki
antynatalistycznej. „Wiele osób zostało kalekami na całe życie, wiele padło też ofiarą chorób psychicznych
wywołanych przymusowymi aborcjami. Rozbito i zniszczono wiele rodzin” – mówi dziś skruszona
niegdysiejsza funkcjonariuszka BPU.
Polityka kontroli urodzeń przynosi jeszcze jeden efekt, którego nie przewidywały chińskie władze –
dramatyczny spadek liczby kobiet w społeczeństwie. Stosunek liczby noworodków męskich do żeńskich
wynosi 124:100, a w niektórych miejscowościach nawet 225:100. W Chinach nie istnieje bowiem ani
system emerytalny, ani ubezpieczeń społecznych. Najlepszą gwarancją zabezpieczenia sobie starości jest
więc posiadanie potomka płci męskiej. Mając możliwość posiadania tylko jednego dziecka, małżonkowie
decydują się więc częściej na syna. Dziewczynki zabija się albo w czasie aborcji, albo nawet po urodzeniu.
Demografowie alarmują, że tak znacząca dysproporcja między liczbą kobiet a mężczyzn może w niedalekiej
przyszłości doprowadzić do poważnych napięć wewnętrznych. W Chinach pojawiają się już pierwsze głosy
o konieczności dokonania korekt dotychczasowej polityki. 20 września br. prasa chińska doniosła, że
urzędnicy odpowiedzialni za dokonywanie sterylizacji i aborcji w prowincji Shandong zostali aresztowani
lub zwolnieni z pracy za przekraczanie uprawnień. To pierwszy tego typu przypadek w tym kraju. Czy
będzie on zwiastunem zmian w chińskiej polityce?
Siedmiu lub ośmiu funkcjonariuszy brygady interwencyjnej BPU miasta Yonghe zatrzymało Chen Li May,
wtargnąwszy do domu jej rodziców. Została zabrana pod eskortą do Miejskiego Centrum Sztucznie
Wywołanego Porodu Biura Planowania Urodzeń w Jinjiang. Chen bezskutecznie szarpała się, płakała i
błagała o litość. Przywiązano ją do stołu operacyjnego jak zarzynaną świnię. Jej nowo narodzone dziecko,
chłopczyk, ruszało kończynami, a jego wargi rozchylały się, jakby chciało ssać mleko matki. Chen żałośnie
błagała personel medyczny o uratowanie dziecka, przysięgając, że przyjmie każdą nałożoną na nią karę.
Lekarze i pielęgniarki wstrzyknęli truciznę do główki dziecka. Drgnęło ono w konwulsji, a płacz raptownie
ustał. Chwilę później przestało oddychać. Matka straciła przytomność.
Chen Li May urodziła się w 1977 roku. Mieszkała we wsi Gucuo w prowincji Fujan. Była wesołą
dziewczyną. Zakochała się w Zhang Zi Quing i w 1996 roku zaszła w ciążę, mimo że z ukochanym nie mieli
zezwolenia na zawarcie małżeństwa. Tym samym jej ciąża również była nielegalna. By uchronić się przed
grzywnami, przymusową aborcją i innymi karami, matka, wtedy już w trzecim miesiącu ciąży, postanowiła
się ukrywać. Kiedy była w dziewiątym miesiącu, ktoś złożył na nią doniesienie. Zespół interwencyjny Biura
Planowania Urodzeń miasta Yonghe natychmiast rozpoczął jej poszukiwania. Nie mogąc jej ująć,
funkcjonariusze biura zburzyli dom rodzinny jej męża i zagrozili zburzeniem domu jej rodziców. Mimo to
Chen i jej mąż byli zdecydowani uratować swoje dziecko. Przez dłuższy czas z powodzeniem udawało im
się uniknąć zatrzymania i ukarania przez władze. Ciąg dalszy znamy. Od tamtego dnia Chen Li May jest jak
odmieniona. W jej spuchniętych oczach nie ma już łez, wszystkie zostały wylane. Teraz pociera je często
lub powtarza na głos: „Jak to dobrze, że moje dziecko jeszcze żyje”. W listopadzie 1997 roku wystawiłam
im wstecz postanowienie o zawarciu małżeństwa i przyznałam zezwolenie na urodzenie dziecka. Jednakże
wszyscy odwiedzani przez nią lekarze stwierdzają jednogłośnie, że Chen już nigdy nie będzie mogła zostać
matką.
Fragment relacji byłej funkcjonariuszki chińskiego Biura Planowania Urodzeń Gao Xiao Duan złożonych 10
czerwca 1998 r. przed Podzespołem Spraw Międzynarodowych i Praw Człowieka Komisji Spraw
Międzynarodowych Kongresu Stanów Zjednoczonych.
Źródło: http://www.awronka.nazwa.pl/bazya/archiwumtxt/demografiachiny.htm