Życie bez etatu ilu Polaków dotyczy i jak sobie z nim poradzić

background image

Życie bez etatu: ilu Polaków dotyczy i jak sobie z

nim poradzić [RAPORT]

Anita Sobczak, Polska Agencja Prasowa

01.04.2015

- Lepsza "śmieciówka" niż bezrobocie, młodzi mogą zbierać doświadczenia - przekonuje większość
ekonomistów. - zostałem zmuszony do założenia działalności gospodarczej, a potem firma rozstała się ze
mną z dnia na dzień. Zostałem bez pieniędzy, z dwójką dzieci na utrzymaniu. O takie doświadczenia
chodzi?! - odpowiada gniewnie Michał, programista z Poznania.

Epidemia

Trwa wojna o pracę, o jak najlepsze warunki zatrudnienia. Na wojnie zaś wszyscy mają do siebie zerowe
zaufanie, każdy postępuje według zasady: ratuj się, kto może. Jak można w takich warunkach budować
zdrowe społeczeństwo? - alarmuje prof. Augustyn Bańka z Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w
Katowicach.

W ciągu ostatnich piętnastu lat o ponad połowę spadła liczba młodych ludzi, którzy mają umowy na czas
nieokreślony. Firmy, wykorzystując złą sytuację na rynku, zatrudniają na tzw. śmieciówki, a tych, którzy już
mają etaty, często zmuszają do założenia własnej działalności gospodarczej. A pracownicy słyszą często
jedynie: "radźcie sobie, mamy elastyczny rynek pracy".

background image

Od 2008 r., kiedy 760 tys. osób pracowało na umowach cywilnoprawnych, liczba takich umów wzrosła
ponad dwukrotnie. Dlaczego? Rok 2008 to początek kryzysu. Co prawda Polska w skali makro nie
odnotowała recesji, wiele firm dotknęły jednak zwolnienia. Choć koniunktura drgnęła, pracodawcy dla
swojego bezpieczeństwa wolą nie wiązać się z pracownikami na stałe. Poza tym to rozwiązanie znacznie
tańsze z punktu widzenia przedsiębiorców, bo nie obłożone składkami w ogóle, jak w przypadku umowy o
dzieło, bądź mniejszymi niż przy umowie o pracę, jak w przypadku zlecenia. W grę wchodzi jeszcze dość
duże przyzwolenie na stosowanie takich umów. "Elastyczny rynek pracy" to niemal mantra ostatnich lat.

Przeciwnicy masowego stosowania takich umów wskazują na zagrożenia dla pracowników (brak
bezpieczeństwa, uzależnienie od pracodawcy, brak realnej możliwości planowania przyszłości) i nazywają je
"śmieciówkami". Organizacje pracodawców głośno protestują przeciwko tej nazwie. Oczywiście nie każde
zatrudnienie na umowę cywilnoprawną jest nadużyciem. Jest wiele osób, które sobie chwalą to
rozwiązanie: to przede wszystkim przedstawiciele tzw. wolnych zawodów - graficy, informatycy, ogólnie
rzecz biorąc - twórcy. Anna Czepiel z fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju (założonej przez Leszka
Balcerowicza) uważa, że w przypadku większości osób, które są zatrudnione w takiej formie, taka umowa
jest adekwatna do wykonywanej pracy. Jak szacuje, tylko ok. 15 do 25 proc. osób, które pracują na
podstawie umów cywilnoprawnych, to ofiary nadużyć.

Na początku listopada Państwowa Inspekcja Pracy opublikowała jednak raport, z którego wynika, że rośnie
liczba pracodawców nadużywających umów cywilnoprawnych wobec pracowników. W pierwszym półroczu
tego roku było ich 1,1 tys., czyli tyle, co w całym 2011 r. W budowlance ok. 55 proc. umów zostało
zawartych z naruszeniem prawa; w branży handlu i napraw było to 36,5 proc.; w branży hotelarsko-
gastronomicznej - 39,5 proc., a w firmach zajmujących się przetwórstwem przemysłowym 27,1 proc. Co
grozi firmie, która zatrudnia na takich umowach wbrew prawu? (patrz ramka str. 30) Jeśli w ogóle sprawa
trafi do PiP (a to jednak rzadkość), Inspekcja może nałożyć mandat. Maksymalnie 5 tys. złotych...

Wolny rynek czy Bangladesz?

Oczywiście nietrudno znaleźć takich, którzy z umów cywilnoprawnych sa zadowoleni. "9 na 10 moich
znajomych potwierdza, że woli zarabiać 3000 na umowę zlecenie niż 2000 na etacie" - to tylko jeden z wielu
wpisów na Forumgazeta.pl.

Tu wracamy do jednego z częściej podnoszonych przez pracodawców argumentów na rzecz elastycznych
form zatrudnienia - kosztów pracy. Choć Eurostat podaje, że Polska zajmuje 17. miejsce w Europie, jeśli
chodzi o pozapłacowe koszty pracy, rodzimi przedsiębiorcy uważają, że klin podatkowy jest w Polsce zbyt
wysoki. Anna Czepiel z FOR podaje przykład płacy minimalnej. - Jeśli pracownik zarabia 1680 zł brutto, to
prawodawca musi zapłacić 2040 złotych łącznie ze składkami, a pracownik otrzymuje na rękę tylko 1240 zł.
Różnica między płacą netto a kosztem całkowitym ponoszonym przez pracodawcę jest bardzo duża -
ocenia.

Innego zdania jest Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. - Myślenie tylko
kategoriami obniżania kosztów pracy oznacza, że naszym punktem odniesienia są Bangladesz i Wietnam.
Ciągłe obniżanie kosztów pracy będzie psuło polski rynek pracy. Druga część dualnego rynku będzie rosła i
ostatecznie będzie obniżała warunki pracy tych, którzy pracują po tej lepszej stronie - mówi.

Bo praca na umowę-zlecenie bądź o dzieło albo nawet przymusowe samozatrudnienie najczęściej oznaczają
mniejszą stabilność w porównaniu z pracą na etacie. To z kolei rodzi wiele konsekwencji nie tylko dla
pracownika, ale i społecznych.

1. Pracownik mający umowę o dzieło musi się sam ubezpieczyć zdrowotnie, czego większość nie robi. Na -
szacunkowo - 400 tys. tak pracujących osób ubezpieczenie wykupiło kilkanaście tysięcy. Z kolei praktyką w
przypadku oskładkowanych umów-zleceń było podpisywanie dwóch umów (jednej np. na 100 zł) i

background image

odprowadzanie należności od mniejszej kwoty. Są więc ludzie, którzy pracują i nie są ubezpieczeni. Cierpi na
tym pracownik, ale i system ochrony zdrowia, w którym jest mniej pieniędzy.

2. Podobnie jest z systemem emerytalnym. Teraz na cztery osoby pracujące przypada jedna osoba
korzystająca ze składek; według prognoz w 2050 r. ten stosunek wyniesie półtora do jednego.
Odłóżmy jednak na bok spory ekonomistów; zdarza się, że pracownicy, szczególnie młodzi, często na
własne życzenie wybierają wyższą pensję, rezygnując z etatu. Na przykład 28-letni Jan, absolwent
kulturoznawstwa, który od początku studiów pracował na umowach o dzieło i zleceniach, pracuje tak do
dziś. - Jakoś mi specjalnie to nie przeszkadza. Taki jest rynek, ale i specyfika mojej pracy - mówi.

Prawdziwe zadowolenie? Szczęśliwy traf? Bo przecież mogło być tak jak u Bartosza, dziś 33-letniego, który
po studiach pracował w dziale sprzedaży w banku. Żeby dostać tę pracę, musiał założyć firmę, czyli stał się
samozatrudnionym. Pracę w banku wspomina nie najlepiej: - Jak były dobre miesiące, zarabiałem nieźle. Jak
były kiepskie, zostawało mi naprawdę mało. Do tego dochodził problem z braniem urlopów czy zwolnień
chorobowych. Omijały go też szkolenia dla pracowników. Człowiek, który nie ma stałej pracy, nie może
planować swojej przyszłości - ani zawodowej, ani rodzinnej. - Nigdy wcześniej w historii nie było tak, że tyle
ludzi naraz ma problemy z planowaniem swojego życia, z odpowiedzią na podstawowe pytania, gdzie w
życiu już są - mówi prof. Bańka. Teraz w życiu młodego człowieka widać tylko początek. To powoduje, że
ludzie są rozgoryczeni, sfrustrowani, psychicznie rozchwiani.

Jednym z wymiernych skutków takiej niepewnej życiowej sytuacji są trudności w podejmowaniu decyzji - od
wyboru dań w restauracji po ważne wybory życiowe. Stąd coraz później zawierane są małżeństwa, coraz
później na świat przychodzą dzieci. Odczuwają to też rodzice, którym coraz dłużej siedzą na głowach
dorosłe już dzieci.

A może praca bez etatu ma swoje zalety?

background image

Niestandardową, a tym samym mniej stabilną formę zatrudnienia, łatwiej znieść młodym ludziom, którzy
wchodząc na rynek pracy, nie znają innej sytuacji. Poza tym - jak twierdzi Ewa Godlewska, psycholog i
doradca zawodowy z Wrocławia - to może być szansa, żeby się sprawdzić w różnych sytuacjach
zawodowych.

- Taka praca bez etatu może być cennym doświadczeniem szczególnie na początku kariery, kiedy nie mamy
zbyt wielu zobowiązań - mówi. Można pracować, dostosowując zadania do własnego tempa. Czas, kiedy
pracy jest mniej, można wykorzystywać na rozwój lub wypoczynek. - Osoba pracująca na etat ma jeden typ
zadań, jest przyzwyczajona do pewnej stałości zachowań. Praca bez etatu to często duża zmienność zadań,
które wykonujemy, do tego potrzeba otwartej głowy - podsumowuje Ewa Godlewska. Praca bez etatu to
również nauka funkcjonowania w nie do końca przewidywalnej rzeczywistości - w trudnych dla
pracowników czasach gruba skóra może się przydać. I nie chodzi tylko o czekanie na kolejne zlecenia czy
szukanie ich, ale też najzwyczajniej na świecie o oszczędne życie.

Prof. Bańka zwraca też uwagę na potrzebę gromadzenia wiedzy. - Chodzi o wiedzę odległą od kwalifikacji
zawodowych, ale wiedzę, która w tej konkurencji o dobrą pracę i dobre zatrudnienie się przydaje -
podkreśla. I dodaje: - I nie mówię tu o dyplomach, ale o bogactwie wewnętrznym.

Gdzie tej wiedzy szukać? Banalne, ale prawdziwe: czytać książki, oglądać filmy, szukać różnych debat
otwartych. Niestety ze szkoleń organizowanych przy urzędach pracy nie mogą korzystać pracujący na
umowy o dzieło bądź zlecenie; nie przysługuje im bowiem status bezrobotnego. Przy każdym ogłoszeniu
wymieniani są ci, którzy mają prawo do warsztatów, warto więc zaglądać na strony urzędów.
Zresztą każdego rodzaju aktywność w przypadku pracy na umowy cywilnoprawne jest wskazana. Specjaliści
radzą, by nie ograniczać się do jednego podmiotu, na rzecz którego pracujemy, tylko stale powiększać bazę
współpracowników.

- Jasne. To bełkot i pobożne życzenia - denerwuje się Michał, 32-letni programista z Poznania. Kilka lat temu
musiał założyć działalność gospodarczą, żeby współpracować z dużą firmą zajmującą się projektowaniem
graficznym i drukiem. - To było 90 proc. moich zarobków, choć miałem oczywiście inne małe zlecenia. Mam
żonę i dwójkę dzieci. Nie mogę i nie chcę pracować 24 godziny na dobę, więc współpraca z tą firmą była
podstawą mojej pracy. I tak pracowałem dużo więcej niż 40 godzin w tygodniu - opowiada. Gdy firma
przegrała kilka przetargów, rozstała się z nim z dnia na dzień. - Poradziłem sobie i po trzech miesiącach
stanąłem na nogi. Ale przez te trzy miesiące było mnie stać tylko na jedzenie dla dzieci. Wyjście z nimi na
lody przekraczało moje możliwości. Niech teoretycy elastycznego rynku pracy nie pieprzą mi o szansach i
wyzwaniach - mówi.

Dobre rady czy pobożne życzenia?

Izabela Wożyńska-Więch, psycholog z warszawskiej poradni Centrum-Ja; uważa, że w sytuacji utraty
stabilnej pracy bardzo ważna jest świadomość okoliczności. - Jeśli tracimy pracę nie z naszej winy, nie
możemy znaleźć innego, pewnego zatrudnienia, warto uświadomić sobie, że wpisujemy się w pewne
szersze zjawisko - radzi. Poza tym stabilizacja, jaką daje praca na etat, to też pewna iluzja - każde
zatrudnienie można stracić.

- Firma, w której przepracowałem pięć lat na kluczowym stanowisku, odpłaciła mi mobbingiem i zwolniła
mnie dyscyplinarnie - opowiada 38-letni Jakub, pracownik rynku finansowego. Po roku negocjacji doszło do
ugody sądowej, sprostowania świadectwa pracy, wypłaty 3-miesięcznego wynagrodzenia i symbolicznego
zadośćuczynienia, które ledwie wystarczyło na pokrycie kosztów prawnych. Przez ten czas Jakub nie mógł
szukać jednak pracy na etat. - Niezbyt komfortowe było tłumaczenie, że padłem ofiarą mobbingu ze strony
pracodawcy - mówi. W tym czasie poznał na własnej skórze drugą twarz rynku pracy. - Zero stabilności, bez
prawa do urlopu czy zwolnienia lekarskiego - wspomina.

background image

Utrata stałej pracy to trudny moment. Trzeba się zmierzyć z niepewną przyszłością. - Jedno jest pewne:
trzeba działać. Im dłużej będziemy zwlekać, tym trudniej będzie nam podejmować najprostsze czynności,
łącznie ze wstawaniem z łóżka - ostrzega Godlewska. - Jeżeli nie masz tego, co cię satysfakcjonuje, to
osiągaj to, co w danej sytuacji jest możliwe - dodaje prof. Bańka, tłumacząc, co robić, gdy tracimy właśnie
pracę na etat albo tkwimy na śmieciówce. - Najgorzej jest nic nie robić. Tego trzeba unikać - mówi.

Problem w tym, że rady specjalistów od rynku pracy brzmią czasami jak zbiór pobożnych życzeń... Bo
doradcy mówią o tym, by zapisywać się na kursy, szukać pracy w innym zawodzie. - Nie lubimy zmian, bo
one wymagają wysiłku, zdobycia nowych umiejętności, ale czasem nie da się podjąć pracy takiej, jaką się
wykonywało do tej pory - mówi Ewa Godlewska. Przykładem mogą być nauczyciele, których raczej rynek
teraz nie szuka.

No dobrze, ale skoro na liście poszukiwanych pracowników są (za badaniem Manpower) i wykwalifikowani
pracownicy fizyczni, jak betoniarze, monterzy rusztowań czy operatorzy dźwigów, ale i sprawni handlowcy
oraz kierowcy, co ma zrobić programista, politolog czy bankowiec? Eksperci mówią: "czasy są takie, że
trzeba być przygotowanym na zmianę zawodu, być może nawet więcej niż jeden raz w życiu". Warto jednak
poprosić o pomoc specjalistę, osobę która pokaże szerszą perspektywę tego, co się dzieje na rynku pracy,
ale pomoże też dostrzec kompetencje, które mogą być atutem w czasie poszukiwania pracy.

Karta przetargowa

Działać muszą też ci, którzy etatową pracę zamieniają na własną firmę. Niekoniecznie z własnej woli.
Pracodawcy coraz bardziej oszczędzają, proponując pracownikom przejście na własną działalność.

Co na to prawo? Piotr Wojciechowski, adwokat z Kancelarii Raczkowski i Wspólnicy specjalizujący się w
prawie pracy, mówi jednoznacznie: to jest niedozwolone. - Jeśli mam umowę o pracę, to nie mogę zastąpić
jej przy takim samym rodzaju działalności innym rodzajem zatrudnienia - podkreśla. Jako przykład podaje
pracę kucharza. - Jeśli restaurator dochodzi do wniosku, że nie stać go już na kucharza pracownika i
sugeruje mu, żeby stał się samodzielnym podmiotem gospodarczym nadal wykonującym te same czynności,
to jest niezgodne z Kodeksem pracy - mówi.

background image

Pracownicy rzadko jednak protestują, nie mówiąc już o drodze sądowej. Nie mając wielkiego wyboru,
przechodzą na działalność. Samozatrudnionych nie z własnej woli - według wspomnianych już szacunków -
jest ok. 800 tysięcy. Zwykle wystawiają rachunki i faktury tylko jednej firmie. To ukryta forma umowy
śmieciowej, bo wszystkie koszty są tu po stronie właściciela mikrofirmy, a faktycznie pracownika, któremu
nie przysługują żadne prawa pracownicze.

- Na studiach kładli nam do głów, że najważniejsza jest kasa. Nie zwracałem uwagi na to, że ważny jest też
socjal, ubezpieczenia itd. - mówi Bartosz. Dziś - choć wciąż pracuje bez etatu, tylko na umowie zleceniu w
agencji reklamowej - już planuje, z czego będzie żyć na emeryturze. Chce zacząć oszczędzać.
Elastyczne formy zatrudnienia byłyby zapewne mniejszym problemem, gdyby Polacy zarabiali na poziomie
zachodniej Europy. I nie chodzi tylko o możliwość oszczędzania na emeryturę; chodzi również o kartę
przetargową wobec pracodawcy. Pracownik, który ma oszczędności, nie ma noża na gardle, nie musi
zgadzać się na pierwszą lepszą ofertę. Tymczasem przeciętnie ludzie w Polsce zarabiają 3 tys. brutto.
Trudno cokolwiek odłożyć, nie mówiąc już o takiej rezerwie, która pozwalałaby pozostać kilka miesięcy bez
pracy.

Pracodawcy - szczególnie międzynarodowe korporacje - zacierają ręce, ale z punktu widzenia obywateli to
niewesoła sytuacja, bo tworzy niezbyt zdrowe społeczeństwo. - Ludzie godzą się na wszystko, bo jakoś
muszą żyć, wiązać koniec z końcem. Ale tu nie ma wygranych - tłumaczy prof. Bańka. Ślepą uliczką jest
wiara w konkurencyjność jako jedyną motywację rozwoju. - Oczywiście ekonomia musi opierać się na zysku,
ale nie można go gromadzić kosztem innych. Wartość dodana musi się tworzyć w harmonii - mówi Bańka.
Tymczasem współczesny świat jakby zapomniał o współpracy. - Rodzina dobrze działa, bo jej członkowie
współpracują, orkiestra dobrze brzmi, bo muzycy współpracują, wojsko dobrze funkcjonuje, bo żołnierze
współpracują. Bez współpracy będziemy zbiorowiskiem ludzi, a to co innego niż społeczeństwo -
przestrzega Bańka. - Niestabilne warunki zatrudnienia destabilizują układ, który nazywamy ładem
społecznym - dodaje. Mówi, że trwa wojna o pracę, o jak najlepsze warunki zatrudnienia. - Na wojnie zaś
wszyscy mają do siebie zerowe zaufanie, każdy postępuje według zasady, ratuj się, kto może. Jak można w
takich warunkach budować zdrowe społeczeństwo?

Powolna śmierć etatu

To, co wielu pracowników w Polsce odczuwa na własnej skórze, eksperci określają mianem dualnego rynku
pracy. - Po jednej stronie jest dwie trzecie pracowników, którzy mają bezterminowe umowy o pracę i są
chronieni Kodeksem pracy. Po drugiej ok. 30 proc. pracowników, w tym właściciele firm, ale też pracownicy
działający w oparciu o umowy cywilnoprawne, czyli zlecenia bądź umowy o dzieło, ale też mający etaty na
czas określony - tłumaczy Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatywy Społeczno-Ekonomicznych.

Tych drugich jest coraz więcej. Oczywiście z punktu widzenia pracodawców jest to wygodna sytuacja. Stąd
zresztą nazwa - "uelastycznienie rynku pracy". Z punktu widzenia pracowników (albo ich sporej części)
uelastycznienie to nic innego, jak brak poczucia bezpieczeństwa.

Zdaniem Łukasza Komudy są dwa główne czynniki, które spowodowały, że rynek pracowników w ciągu
ostatnich 25 lat się zmienił. Po pierwsze nasza gospodarka w trakcie transformacji z gospodarki
przemysłowej, opierającej się na dużych zakładach, stała się gospodarką opierającą się głównie na usługach
i stosunkowo wielu małych podmiotach gospodarczych. Do tego doszło otwarcie granic. Polskie firmy
przegrywały z zachodnią konkurencją i zwalniały pracowników. - Straciliśmy wiele miejsc pracy, a to
wytworzyło potrzebę rozluźnienia zasad zatrudnienia w Polsce - mówi ekspert.

Nie można też zapomnieć o tym, w jakich tarapatach była polska gospodarka na początku XXI w. W lutym
2003 r. było 3,3 mln zarejestrowanych bezrobotnych, to było 20,7 proc. ludzi zdolnych do pracy! - Sytuacja
była dramatyczna, więc przyzwolenie na wszelkie działania, które miały ją poprawić, było spore - mówi
Komuda. Związki zawodowe, które mogłyby brać w obronę pracowników, były już wówczas bardzo słabe.

background image

- Większe zresztą znaczenie niż zmiany w prawie miała atmosfera - ocenia Komuda. Wszyscy powtarzali, że
pracodawcom trzeba ulżyć, więc większe było przyzwolenie na inne formy zatrudnienia niż umowa o pracę.

Branże z największym odsetkiem umów cywilnoprawnych: zawody administracyjne i usługi pomocnicze -
35 proc. ogółu pracujących (usługi ochroniarskie, monitoring); usługi hotelarskie i związane z wyżywieniem
(restauracje, bary, katering) - ponad 15 proc.; sztuka, rozrywka, wypoczynek - 15 proc.

Co zapewnia umowa o pracę: 1. regulowany 40-godzinny tydzień pracy; 2. płatny urlop wypoczynkowy; 3.
płatne zwolnienia chorobowe; 4. płatny czas wypowiedzenia; 5. ochrona BHP; 6. ubezpieczenie zdrowotne;
7. ubezpieczenie emerytalno-rentowe.

Jak pracujemy bez etatu

Umowy-zlecenia czy o dzieło, które przez większą część lat 90. były podpisywane w ramach dodatkowej
formy zarobku, z czasem stały się główną formą zatrudnienia dla wielu Polaków. Efektem rozluźnienia rynku
pracy jest wspominany już dualizm. Jakie formy zatrudnienia przeważają w tej gorszej części?

1. Czasowe umowy o pracę

Zalety: objęcie wszystkimi prawami pracowniczymi.

Wady: niewiadoma, co będzie, jak umowa się skończy.

Polska jest rekordzistą w skali Europy, jeśli chodzi o udział umów czasowych w umowach o pracę. W 2012 r.
27 proc. Polaków (dane za Eurostatem) zatrudnionych na umowy o pracę pracowało na umowy czasowe.
Lepiej było w Hiszpanii - 25 proc. umów czasowych, i Czechach - 8 proc. Nawet w mniej opiekuńczym kraju,
jakim wydaje się być Wielka Brytania, takich umów było tylko 6 proc.!

2. Umowy cywilnoprawne (umowy-zlecenia i umowy o dzieło)

Zalety: praca wedle własnego rytmu; zwykle więcej pieniędzy na rękę niż na etacie.

background image

Wady: nie masz prawa do zwolnienia, urlopu; nie możesz iść do sądu pracy, gdy zleceniodawca ci nie płaci.

Dane dotyczące tej grupy są rozbieżne. Według "Diagnozy społecznej" prof. Janusza Czapińskiego to ok. 3
proc. ogółu zatrudnionych. Według danych GUS - 9 proc. Na tych ostatnich danych opiera się jednak
ministerstwo pracy, które podaje, że na koniec 2012 r. aż 1,35 mln osób pracowało wyłącznie na umowy
cywilnoprawne - czyli dla ok. 9 proc. pracowników taka umowa była jedynym źródłem wynagrodzenia. Pod
koniec października "Dziennik Gazeta Prawna" podał, że liczba osób pracujących na "śmieciówkach" wzrosła
do 10 proc. i jest to już ok. 1,6 mln osób.

3. Samozatrudnienie

Zalety: możliwość odliczania kosztów działalności zwiększa dochody.

Wady: nie pracujesz, nie zarabiasz, czyli brak płatnego urlopu.

To ok. 20 proc. wszystkich pracujących, z czego połowa to rolnicy, a kolejne 10 proc. pracujących, czyli ok.
1,6 mln osób, to właściciele mniejszych bądź większych firm. Szacuje się, że połowa z nich, czyli ok. 800 tys.,
nie jest przedsiębiorcami z wyboru, tylko z przymusu!

Młodzi mają gorzej

Umowy czasowe są często pomijane, kiedy się dyskutuje o trudnym rynku pracy i rynku pracy młodych -
mówi Łukasz Komuda. Ale - jak tłumaczy - tu chodzi o 3,2-3,6 mln Polaków. Szacuje się, że 30 proc.
pracujących na umowach czasowych pracuje tak już ponad 3 lata. Prawie 2 mln z tych 3,5 mln pracuje na
umowach krótszych niż 12 miesięcy. Młodzi ludzie są najbardziej poszkodowani, oni też stanowią
największa grupę, która utknęła w umowach czasowych. W 1997 r. wśród osób w wieku 20-24 lata
pracujących na umowach o pracę 88 proc. miało umowy stałe. W 2012 r. - tylko 30 proc.

W przedziale 25-29 lat - w 1997 r. spośród tych, którzy mieli umowy o pracę, 91 proc. miało umowy stałe.
W 2012 - tylko 42 proc.

Zamknięty krąg

Większość osób, które w 2008 r. miały taką niestandardową umowę o pracę, po 5 latach nadal na takiej
pracuje. Autorzy raportu POLPAN, opracowanego przez Polską Akademię Nauk, stwierdzili, że niemal 60
proc. pracowników tkwi w umowach śmieciowych lub nie pracuje wcale; niecałe 37 proc. ankietowanych
zdobyło umowę na czas nieokreślony. 5 proc. przeszło na samozatrudnienie.

Banki a nieetatowcy

Osoby pracujące na umowach cywilnoprawnych mają większy kłopot z wzięciem kredytu hipotecznego niż
etatowcy; nie jest to jednak niemożliwe. Warunkiem dla większości banków - poza oczywiście
odpowiednimi zarobkami - jest minimalnie 12-miesięczny staż na danej formie zatrudnienia, a w przypadku
umowy o dzieło często także ciągłość zatrudnienia u jednego pracodawcy. Nierzadko do dokumentów
trzeba dołożyć wyciągi z konta. Od początku 2014 r. obowiązuje znowelizowana rekomendacja Komisji
Nadzoru Finansowego, która daje bankom zielone światło do udzielania kredytów hipotecznych osobom,
które nie mają regularnych dochodów. Gdzie iść po kredyt? Do Deutsche Banku, Pekao SA i PKO BP,
mBanku/Multibanku, czy Banku Millennium.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pot - jak sobie z nim poradzić w upał, Zdrowie
Stres w życiu zawodowym lub prywatnym i jak sobie z nim radzimy, Technikum BHP, Nauka
Stres w życiu zawodowym lub prywatnym i jak sobie z nim radzim1, Technikum BHP, Nauka
Agresja Psa Jak Sobie z Nią Poradzić
Czym jest system i jak sobie z nim radzić
Stres nauczyciela i ucznia w szkole, jak sobie z nim radzi…
Czym jest system i jak sobie z nim radzić
Rząd zapomniał zmienić przepisy będziesz żyć bez etatu i emerytury, Polska dla Polaków, Emerytury
Mały przykład na to jak sobie można samemu pokomplikować życie
Jak sobie radzić bez myszki
astma jak sobie pomoc
Zycie bez bólu, ZYCIE BEZ BoLU-2
dodatki, JAK SOBIE RADZIĆ Z NAUCZYCIELEM, JAK SOBIE RADZIĆ Z NAUCZYCIELEM
Bauman Zygmunt - Socjologia, Rozdział 11 - Jak sobie dajemy radę w życiu
Jak sobie radzić z?daczem etnometodologiem, czyli Teoria Wielkiego Podrywu
Beske Fritz, Cranz Hubertus, Jork Klaus Choroby Jak sobie radzić
Jak sobie radzić i postępować z dziećmi, które przejawiają zachowania agresywne

więcej podobnych podstron