MelanieMilburne
Miodowymiesiącwe
Włoszech
Tłumaczenie:
Agnieszka
Baranowska
ROZDZIAŁPIERWSZY
Isabella
Byrne odstawiła z westchnieniem filiżankę na
stolik w zatłoczonej kawiarence. Polowanie na męża byłoby
łatwiejsze, gdyby rzeczywiście chciała się z kimś związać,
pomyślała. A ona bardzo, ale to bardzo nie chciała! Na
samą myśl o zamążpójściu dostawała wysypki, mogło ją to
doprowadzić nawet do szoku anafilaktycznego albo do
wylewu…
Nie
należała do dziewczynek, które od piątego roku życia
planująswójślub,wprzeciwieństwiedoswychkoleżaneknie
marzyła o księciu z bajki. Po minionym już okresie
nastoletnichszaleństwrobiłojejsięniedobrzenawetnamyśl
orandce.Skończyłazmężczyznami.
Izzy
przyjrzała się parom siedzącym przy sąsiednich
stolikach.CzywcałymLondynieniebyłojużludzibezpary?
Tylkoonawcałejkawiarnisiedziałasama.Mogłaoczywiście
w swoich poszukiwaniach wykorzystać portal randkowy, ale
onieśmielała ją wizja spotkań z nieznajomymi. Niestety jej
nieliczniprzyjacieleoddawnabylijużzkimśzwiązani.
Izzy
złożyłaegzemplarztestamentuojcaiwepchnęłagodo
przepastnej torby. Czytała go już milion razy, ale treść
pozostawała ta sama. Musiała wyjść za mąż, by móc
odziedziczyćspadek.Jeślitegoniezrobi,majątekprzypadnie
pewnemu krewniakowi, który, tak się niefortunnie składało,
był hazardzistą. Czy mogła pozwolić, by cały majątek znikł
pożarty przez automaty do gier? Izzy potrzebowała tych
pieniędzy,bywykupićdomrodzinnyzmarłejmatki.Jeślitego
nie zrobi, przepiękny dom w Wiltshire, gdzie spędzała
cudowne wakacje z dziadkami i z bratem, przepadnie na
zawsze. Ona, matka i Hamish byli tam naprawdę szczęśliwi.
Apotem jej brat zachorował i umarł. Izzy była mu to winna,
musiałauratowaćtendom!
Termin
wyznaczony
przez
testament
upływał
za
dwadzieściaczterygodziny.Miałajedendzieńnaznalezienie
mężczyzny, który zgodzi się zostać jej mężem na sześć
miesięcy.Dlaczegonieprzyłożyłasiębardziejdoposzukiwań
odpoczątku?Zwlekałatrzymiesiące,doostatniejchwili.Jak
zwykle. Nic dziwnego, że nie szło jej w szkole, była
mistrzyniąodkładaniawszystkiegonapóźniej…
Już miała wstać i wyjść, gdy padł na nią wysoki cień. Jej
serce zabiło mocniej, może przez wypite właśnie podwójne
macchiato?Kawaidesperacjatoniebezpiecznykoktajl!
– Czy to miejsce jest wolne? – Głęboki baryton
zwyrafinowanymwłoskimakcentemprzyprawiłjąociarki.
Podniosła
wzrok. Andrea
Vaccaro, potentat hotelowy,
wpatrywał się w nią swymi czarnymi jak espresso oczyma,
a jego spojrzenie przenikało ją na wskroś. Jego przystojną
twarz z mocną szczęką ocieniał jednodniowy zarost
przeciskający się przez oliwkową skórę pod wpływem
buzującego testosteronu. Zmysłowe usta Andrei zazwyczaj
wykrzywiałcynicznyuśmieszek,przywodzącynamyśldługie,
namiętne pocałunki. Na przestrzeni lat Izzy nauczyła się nie
okazywać,jakbardzonaniądziałał.Podpozoramichłodnego
opanowaniaukrywałaburzęzakazanychciągot.
–Właśniewychodzę,więc…
Nie
mogła oderwać wzroku od jego dłoni spoczywającej
teraz na oparciu sąsiedniego krzesła. Drobne czarne włosy
na
nadgarstku
znikały
pod
krawędzią
mankietu
odprasowanej, eleganckiej koszuli. Ileż to razy marzyła
o dotyku tych dłoni? Wyobrażała sobie pieszczoty, które
nigdyniemogłysięwydarzyć?Nieznim.
– Nie
znajdziesz czasu na szybką kawę ze starym
przyjacielem?–Błysnąłswymiperłowobiałymizębami.
Natychmiast
wpadławpanikę.
–Przyjacielem?
–zapytałajadowicie.–Niesądzę!
Niezrażony,
Andrea
usadowił na krześle swe atletycznie
zbudowane, silne i smukłe ciało z długimi nogami ledwie
mieszczącymi się pod małym stolikiem. Izzy pospiesznie
odsunęła
kolana
najdalej
jak
mogła,
żeby
uniknąć
elektryzującego kontaktu z tym męskim, prężnym ciałem.
Zaczęła
odsuwać
krzesło,
by
wstać,
ale
Andrea
niespodziewanie nakrył jej dłonie swymi i przytrzymał
mocno,przykuwającjądomiejsca,dosiebie…
Wszystkie
hormony w jej ciele oszalały, każda komórka
ciała wibrowała jak napięta struna. Od dłoni ciepło jego
dotykupowędrowałowzdłużramieniaIzzy.Jużpochwilicała
płonęła.
Mimo
to, z wielkim wysiłkiem woli, ale zmroziła go
lodowatym spojrzeniem, które powinno było ściąć wodę
wszklancestojącejnastole.
–Zawszetakpostępujeszzkobietami?
Siłą?
Szorstkim
kciukiemgładziłwierzchjejdłoni,przyprawiając
jąodreszcze.
–Kiedyś
mi
siętaknieopierałaś,pamiętasz?
Błysk w jego oczach rozpalił ją do czerwoności. Niestety
nie potrafiła zapomnieć. Marzyła o tymczasowej amnezji,
możenawetpermanentnej!Skłonnabyłazgodzićsięnauraz
mózgu,byletylkozapomnieć,jaksiedemlattemupróbowała
go
uwieść
podczas
jednego
z
legendarnych,
suto
zakrapianych przyjęć gwiazdkowych wydawanych przez jej
ojca. Miała wtedy osiemnaście lat i wypiła trochę za dużo
alkoholu, dla kurażu, jak zresztą na wszystkich innych
przyjęciach
ojca.
Inaczej
nie
przeżyłaby
żenującego
przestawienia odgrywanego przez jej oddanego ojczulka.
W swej naiwności uznała, że upokorzy go boleśnie, jeśli
prześpi się z jego ulubionym protegowanym. Chciała
skompromitować ojca w odwecie za wszystkie cierpienia,
których przysparzał jej za zamkniętymi drzwiami: za
wyzwiska,poniżanieizłośliwąkrytykępodkopującąjejwątłe
poczucie wartości. Czuła się bezużyteczna, niekochana,
i niechciana. Izzy wyjęła rękę spod dłoni Andrei i wstała
gwałtownie.
–Muszęwracaćdo
pracy.
–Słyszałem,że
masz
nowąpracę.Jakciidzie?
Przyglądała
mu
się uważnie w poszukiwaniu oznak
sarkazmu. Naśmiewał się z niej czy wyrażał kurtuazyjne
zainteresowanie? A może jak większość znajomych uważał,
żeIzzyitakniewytrwawnowejpracynawettygodnia?Nie
dziwiło jej wcale, że w nią wątpił, chociaż ze wszystkich sił
starałasięstanąćnawłasnychnogach.Toprawda,żetraciła
posady równie łatwo jak je dostawała, ale na drodze zawsze
stawała jej reputacja. Wszyscy oczekiwali, że poniesie
porażkę, więc ta samospełniająca się przepowiednia wisiała
nadniąniczymklątwa.
Jużwszkoleuginałasiępodpresją,bydorównaćniezwykle
uzdolnionemu starszemu bratu, przez co jej kwalifikacje
zawodowe przedstawiały się mizernie. Nie wiedziała, co
chciała robić w życiu, dryfowała więc przez dłuższy czas
i teraz musiała w mozole nadrabiać zmarnowany czas.
Studiowałaprzezinternetipracowaławsklepiezantykami,
ale ludzie nadal posądzali ją o lenistwo i brak motywacji.
Nawet Andrea! Niezależnie od tego, co się kryło za jego
pokerową miną, nie zamierzała dać się sprowokować
w zatłoczonej kawiarni. W przeszłości robiła epickie sceny,
nawet teraz miała ogromną ochotę rzucić krzesłem w jego
twardą jak skała klatkę piersiową, chlusnąć mu kawą
w tę nieprzyzwoicie przystojną i zarozumiałą twarz, szarpać
jego
śnieżnobiałąkoszulę,ażniezostanienaniejnawetjeden
guzik!Izzyzatrzęsłasięzezłości.
– Aż dziw, że jeszcze nie przyszedłeś do sklepu, żeby
kupić jakiś obrzydliwie drogi staroć i udowodnić
mi, jaki
jesteśnieprzyzwoiciebogaty–syknęła.
Uśmiechnąłsięleniwie.
–Mamnaokucośowiele
cenniejszego.
Złapała swą torbę, a Andrei rzuciła spojrzenie, od którego
samotnaróżanastolikupowinnanatychmiastzwiędnąć.
– Miło było cię widzieć – pożegnała się słowami
ociekającymisarkazmem.Akuratwtym
miaławprawę.
Przebrnęła
przez
morze krzeseł i stolików, by zapłacić za
kawę przy ladzie, ale zanim zdążyła wyjąć portfel, Andrea
stanąłzaniąipodałkelnercebanknot.
–Proszęzatrzymaćresztę.
Młoda
kobieta
prawiezemdlałazwrażenia,niezewzględu
na wielkość napiwku, ale pod wpływem czarującego
uśmiechu przystojnego bruneta. Czy jakakolwiek kobieta
potrafiłaby się oprzeć temu zniewalającemu uśmiechowi?
Andrea stał tuż za plecami Izzy, czuła ciepło jego ciała
i przepływ elektryzującej energii wzdłuż kręgosłupa. Jego
energii,męskiej,potężnejenergii.Pachniałczymścytrusowo-
drzewnym, jak rozgrzany słońcem sad rosnący na granicy
gęstego,niebezpiecznegolasu.
Przez
chwilęzastanawiałasię,jakbytobyłooprzećsięoto
rosłe, umięśnione ciało, poczuć wokół siebie silne ramiona,
dużedłonienaswychpośladkach,jegobiodranapierającena
nią…OBoże,muszęnatychmiastskończyćzfantazjowaniem!
Zachowuję się gorzej niż Meg Ryan w „Kiedy Harry poznał
Sally”!
Andrea
ujął ją za łokieć i wyprowadził z kawiarni na
zewnątrz. Postanowiła nie oponować, bo ludzie i tak
zaczynali się na nich gapić. Nie chciała, by zrobiono im
zdjęcie i uznano ją za jego kolejny podbój. Andrea Vaccaro,
magnat hotelowy, przyciągał paparazzich jak magnes, super
magnesopotrójnejsile–playboy,prowadzącyotwartydom,
protegowany zmarłego niedawno znanego biznesmena
Benedicta Byrne’a. Dzięki wielkoduszności angielskiego
benefaktoramłodziutkiWłochobracającysięwnieciekawych
kręgachwyszedłnaludzi.
Z kolei Izzy stanowiła dla paparazzich łatwy cel jako
rozpieszczona córeczka z funduszem powierniczym. Kiedyś
zainteresowanie brukowców schlebiało jej, znajdowała
perwersyjną przyjemność w czytaniu zjadliwych kłamstw na
swój temat, ale obecnie wolałaby, żeby zostawiono ją
w spokoju. Przestała już udawać pijaną, wychodząc
z nocnych klubów, by upokorzyć swego ojca. Niestety
reporterzybrukowcówjeszczenieuwierzyliwjejprzemianę.
Nadal postrzegano ją jako niepokornego dzieciaka, którego
głównym celem w życiu
było imprezowanie. Andrea musnął
palcamipierścionkinapalcachjejlewejdłoni.
–Znalazłaśjużmęża?
Izzy
wiedziała, że znał testament jej ojca na pamięć.
Prawdopodobnie pomógł mu go pisać. Gniew zaślepił ją na
moment. Andrea nie miał pojęcia o tym, co jej zrobił
wspaniały Benedict Byrne. Tylko matka Izzy znała ciemną
stronę podziwianego człowieka sukcesu, ale ona dawno
już nie żyła. Spoczywała wreszcie w spokoju obok Hamisha,
swego ukochanego syna, któremu, według ojca, Izzy nigdy
niepotrafiładorównać.
– Nie mam zamiaru rozmawiać z tobą o moim
życiu
osobistym.Wybacz,alemuszęjuż…
– Mam dla ciebie propozycję – oświadczył z kamienną
twarzą.
Izy
próbowała się otrząsnąć z dziwnego czaru, jaki na nią
rzuciłswymdotykiem.Spięławszystkiemięśnie,byprzestać
drżeć.
–Mojaodpowiedźtowyraźneinieodwołalne„nie”!
Uśmiechnął się do niej leniwie, jakby jej odmowa tylko go
rozbawiłaizachęciładopodjęciawyzwania.
– Nie
chcesz wiedzieć, co mam ci do zaproponowania,
zanimodmówisz?
Izzy
zacisnęła zęby tak mocno, że jej ortodonta załamałby
ręce,gdybytowidział.
–Nie
jestemzainteresowana–ucięła.
Przecież
nie
zamierzasz mi się oświadczyć, parsknęła
wmyślach.
Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że jej serce zamarło
na chwilę. Może dwie. Powietrze gęstniało z sekundy na
sekundę. Wyglądał świetnie, lepiej niż świetnie. Jak zwykle.
Opalony, wysportowany, z klasycznymi rysami twarzy,
mógłby reklamować drogą wodę kolońską. Miał falujące,
gęste czarne włosy, nieco niedbale wijące się nad wysokim
czołem, prosty długi nos i magnetyzujące ciemne oczy
ocienionegęstymibrwiami,zktórychjednąprzecinałablizna.
Mogłaby utonąć pod jego długimi rzęsami… Izzy potrafiła
zbić z tropu swym bezczelnym spojrzeniem większość
mężczyzn, ale nie Andreę. A on, niestety, świetnie o tym
wiedział.
– Zjedz ze mną kolację. – Zaproszenie zabrzmiało w jego
ustachjakrozkaz.
Izzy
rzuciłamusurowe,nauczycielskiespojrzenie.
–Wolałabymnajeśćsiękłaków–syknęła.
Jego
wzrok ślizgał się po jej twarzy, a teraz zatrzymał się
na jej ustach. Czuła mrowienie w wargach, jakby musnął je
swoimiustami.Rozpalałją,kusił.Zakażdymrazemgdytylko
naniąspojrzał,myślałaoseksie,gorącym,namiętnymseksie
jakiegonigdyniedoświadczyła.
Nie
była dziewicą, ale nie prowadziła też tak rozwiązłego
trybu życia, o jaki posądzały ją portale plotkarskie. Prawdę
mówiąc, nie przepadała za seksem. Była kiepska w łóżku,
wręcz żałosna. Jedynie po alkoholu potrafiła się zmusić do
intymności i nie myśleć o tym, że wcale nie odczuwa
przyjemności.
– Możemy rozmawiać tutaj, ale wolałbym zrobić to
na
osobności.
„Zrobić to”! Wyobraźnia
Izzy
natychmiast podchwyciła
dwuznaczność jego słów. „Na osobności” – zadrżała na myśl
oznalezieniesięsamnasamzAndreą…
Zrobiła gwałtowny
krok
w tył, jakby w ostatniej chwili
udało jej się powstrzymać przed rzuceniem się w płomienie.
Miała nadzieję, że Andrea nie dostrzegł, że spłonęła
rumieńcem, choć podejrzewała, że był na to zbyt bystry.
Radził sobie tak świetnie w pracy, bo potrafił przejrzeć
każdego na wylot, analizował sytuację szybciej niż inni
inigdynietraciłopanowania.Nienawidziłagozato,żemiał
nad nią taką przewagę, że wzbudzał w niej tyle emocji.
Obiecała sobie, że nigdy już nie pozwoli sobie na wykonanie
najmniejszego gestu zdradzającego jej uczucia. Nie była już
bogatądziewczynkąodgrywającąsięnaojcuzaupokorzenia
iból.
– Nie zamierzam niczego z tobą robić, zwłaszcza
na
osobności–oświadczyła.
Spojrzał
na
nią,lekkomrużącoczy.
–Boisz
się?
Tak, miała ochotę przyznać, boję się, że
nie
zdołam nad
sobązapanować!
Oczywiście
nie
mogła tego zrobić. Uniosła wysoko głowę
ioświadczyłazwyższością:
–Nie
jestemzainteresowana.
Milczał
przez
chwilę.
–Zjedz
zemnąkolację,nicwięcej,Isabello.
Nikt
oprócz niego nie używał jej pełnego imienia. Włoski
akcentAndreisprawiał,żewjegoustachbrzmiałowyjątkowo
zmysłowo.Kolacja,nicwięcej,powtórzyłaponimwmyślach.
Przecieżmogłagowysłuchać,cojejszkodziło?Terminzbliżał
się nieuchronnie, a ona nie znalazła rozwiązania problemu,
którym nawet zza grobu dręczył ją ojciec. Skrzyżowała
nonszalancko ręce na piersi i rzuciła Andrei wystudiowane,
znudzonespojrzenie.
–Okej,podajmiejsceiczas,spotkamy
sięnamiejscu.
Roześmiałsiętak,żezmiękły
jej
kolana.
–Jasne!–parsknął.
–Mówiępoważnie,wolęzrobićto
sama.
Jego
czyrozbłysłypsotnie.
–Wolisz
torobićsama?
Izzy
czuła,jakjejpoliczkioblewająsiępurpurą.Zrobiłojej
się gorąco, pożądanie pulsowało w niej niebezpiecznie.
Przybrała swą firmową minę z lat dzikiej młodości, którą
obwieszczała wtedy światu, a teraz pewnemu przystojnemu
Włochowi, że ma gdzieś, co o niej myślą. Niesiona brawurą
oblizała powoli wargi, obserwując, jak czarne oczy Andrei
śledzą każdy ruch jej języka. Nie była mu obojętna! To
odkrycie wprawiło ją w stan uniesienia. Może jej nie lubił,
może nie szanował, ale na pewno jej pragnął! Siedem lat
temuupokorzyłją,odrzucającjejnastoletnieawanse,nazwał
rozpieszczonym dzieciakiem. Ale to nie znaczy, że jej nie
pożądał. Izzy krzyknęła tryumfalnie w myślach. Nareszcie
miała nad nim jakąś niewielką przewagę! Spojrzała na
Andreęspodopuszczonychrzęs.
–Chciałbyświedzieć,prawda?
Jego
oczypociemniałyjeszczebardziej.
–Chciałbymidowiem
się–odpowiedziałgładko.
Jego
głęboki głos przyprawiał ją o ciarki. Izzy zdawała
sobie sprawę, że igra z ogniem, flirtując z Andreą. Nie
potrafiłajednakoprzećsięwyzwaniu,jakiedlaniejstanowił.
Kusiło ją, by go prowokować, podszczypywać, próbować
dostać
się
pod
maskę
jego
dobrego
wychowania
i stanąć twarzą w twarz z prawdziwym, pierwotnym,
zmysłowymmężczyzną,którysiępodniąukrywał.
–To
gdziezjemykolację?
–ZarezerwowałemstolikuHenriego,na
ósmątrzydzieści.
Była
na
siebie zła, że nie opierała mu się bardziej. Całe
życie starała się nie być przewidywalną. Skąd wiedział, że
sięzgodzi?Dlaczegobyłtegotakipewien?Możedlatego,że
zostało jej niewiele czasu? Warknęła ze złością w myślach.
Wolałabyotymzapomnieć.
– Twoja
arogancja nie przestaje mnie zdumiewać –
powiedziała.–Czyktokolwiekcikiedykolwiekodmawia?
Uśmiechnąłsiękącikamiust.
–Rzadko.
Nie
wątpiła.Musiałapilniepopracowaćnadswojąsiłąwoli,
wysłać
ją
na
przyspieszony
kurs
przetrwania
albo
napompować sterydami. Nie mogła pozwolić, by Andrea
niąmanipulował,musiałamusiępostawićipokazać,żeróżni
się od innych kobiet rzucających mu się pod nogi. Raz
popełniła błąd, ale teraz była już starsza i mądrzejsza.
Poprawiłatorbęiodwróciłasię,byodejść.
–Do
zobaczenia–rzuciłaprzezramię.
–Isabello
?
ZatrzymałasięiostrożnieodwróciłatwarządoAndrei.
–Tak?
–zapytałapodejrzliwie.
Omiótł
spojrzeniem
jej usta, a potem spojrzał jej głęboko
woczy.
–Nie
ważsięnieprzyjść.
Czytałwjejmyślach.Ciekawejaktorobił?Izzyfaktycznie
niezamierzałasiępojawićwrestauracji,chciałamupokazać,
że nie da się wciągnąć w żadną gierkę. Najwyższy czas, by
ktoś dał mu nauczkę, a ona z przyjemnością podejmie
siętegotrudnegozadania.
Oczy
Andrei błyszczały niebezpiecznie. Był bezlitosny
i zdeterminowany. Czuła, że chciał jej zaproponować swą
kandydaturę na tymczasowego męża, ale był jedynym
mężczyzną na świecie, którego oświadczyn nie mogła
przyjąć.Musiałaszybkowymyślićjakiśplan.
– Przyjdę, przyjdę. – Uraczyła go przesłodzonym
uśmiechem, od którego każdego normalnego mężczyznę
rozbolałybyzęby.–Niezmarnujęokazjinadarmowąkolację.
Mówiłeś,żechodzitylkookolację,
nic
więcej,prawda?
Oczy
Andrei płonęły czarnym ogniem, a jego spojrzenie
rozpalałojejwnętrzności.
–Tylko
kolacja–potwierdził.
Odwróciła się i odeszła w kierunku sklepu z antykami,
w którym pracowała. Czuła na plecach gorące spojrzenie
Andrei,alenieodwróciłasię.Zzadowoleniemstwierdziła,że
jej siła woli zaczyna się wzmacniać, choć jeszcze przed
chwiląprawiejązawiodła.
ROZDZIAŁDRUGI
–Rany,wtejsukienceniepowinnaśsięnigdzieruszaćbez
ochroniarza
–
zauważyła
Jess,
współlokatorka
Izzy,
przyglądającasięprzygotowaniomkoleżankidowieczornego
wyjścia.
Izzy
wygładziła połyskującą, srebrną i bardzo krótką
sukienkębłyszczącąjaknoworocznybrokat.
–Jak
wyglądam?
–Serio?Maszniesamowitenogi.Powinnaśzostaćmodelką,
aniesprzedawaćzakurzone
antyki.
Jess
przekrzywiłagłowę,przyglądającsięwspółlokatorce.
–Randka?
Znamgo?
–Nie,to
tylkokolacjazeznajomym.
Jess
niekryłazdziwienia.
– Taka sukienka na spotkanie ze znajomym? – zapytała
zpowątpiewaniem.
Izzy
umalowała usta karminową szminką i przyłożyła
chusteczkęjednorazowądowarg,żebyutrwalićmakijaż.Nie
powinna się tak ubierać, wiedząc, że jakiś paparazzi może
zrobić jej zdjęcie z Andreą, ale w tej chwili nie dbała o to.
Chciała dać mu nauczkę – zazwyczaj umawiał się z
wyrafinowanymi, eleganckimi kobietami, ubrała się więc
wyzywająco, by go zbić z pantałyku i wprawić w
zakłopotanie.
–Chcęmudaćnauczkę–mruknęła.
–Nauczkę?Jaką?„Możeszpatrzeć,
ale
niedotykaj”?
Izzy
przypomniałasobiedotyksilnejdłoniAndreiiprzeszył
ją dreszcz. Usiłowała nie wyobrażać sobie, jak przygniata ją
do łóżka swym wielkim, umięśnionym ciałem i robi z nią
różnenieprzyzwoite,cudownerzeczy…
–Chcęgooduczyćarogancji
–sprostowała.
Wyciągnęła z włosów wałki i roztrzepała loki palcami.
Miała teraz imponującą masę falujących włosów opadającą
swobodnie na ramiona. Jess przysiadła na krawędzi łóżka
Izzy.
–Co
tozafacet?
Izzy
zerknęłanaodbiciekoleżankiwlustrzetoaletki.Znała
Jesszaledwieodkilkumiesięcy,zbytkrótko,bywtajemniczać
ją w zawiłości skomplikowanej relacji z Andreą. Zanim
odpowiedziała,zapięłataniewiszącekolczyki.
–Znajomy
mojegoojca.
Jess
wstałazłóżkaipodeszładotoaletki.
– Jutro chyba upływa termin wyznaczony przez ojca
wtestamencie,prawda
?
Izzy
żałowała, że kilka dni temu przy butelce wina
zwierzyłasiękoleżancezeswojejkłopotliwejsytuacji.Głupio
zrobiła, przyznając się, że ojciec dręczył ją nawet spoza
grobu. Wiedział doskonale, że nie wierzyła w instytucję
małżeństwa,zwłaszczapotym,jakprzezlataprzyglądałasię
zniewoleniu swojej matki. Pod koniec zbyt krótkiego życia
konsultowałazeswymmężemtyranemnawetwybórubrania.
Izzy nie miała zamiaru pozwolić, by jakikolwiek mężczyzna
stałsięjejpanemiwładcą.
–Tak,aleonniewchodziwgrę
jako
kandydatnamęża.
–Chcesz
więc,żebyspadekprzeszedłcikołonosa?
Izzy
zabrzęczałaniecierpliwiebransoletkami.
– Nie, ale
nie widzę innego wyjścia. Nie poderwę przecież
kogośnaulicy!
Jess
obrzuciławymownymspojrzeniemsukienkękoleżanki.
–Wtejsukiencezajęłobycitozapewnetylkokilkaminut–
stwierdziła kwaśno. – Dlaczego ten facet, z którym się dziś
umówiłaś, nie nadaje się na
kandydata? Pytałaś go?
Odmówił?
– Nie pytałam go – bąknęła Izzy, wkładając szminkę do
torebki. – I nigdy nie zapytam. Wiem, co robię, Jess –
zapewniła współlokatorkę. – Potrafię sobie radzić z
mężczyznami
pokroju
AndreiVaccaro.
Oczy
Jesszrobiłysięwielkiejakspodki.
– Idziesz na randkę z Andreą Vaccaro?! Tym Andreą
Vaccaro?! I twoim
zdaniem on się nie nadaje na męża?
Zwariowałaś?Tonajgorętszykawalernaświecie!
Ubrana
w skórzaną kurtkę motocyklową Izzy zatrzymała
sięwdrzwiach.
– Może i tak, ale ja go nie chcę. Wolę spać pod mostem
i wyjadać odpadki ze śmietnika do końca życia niż wyjść za
mążzategoaroganckiegodupka.
Jess
zaniemówiłanachwilęzezdumienia.
–Rany–wykrztusiławkońcu.–Alesiępieklisz.Cośmiędzy
wamizaszłowprzeszłości?
–Wydajemusię,żemożemiećkażdąkobietę.Możliwe,ale
mnie nie! – odpowiedziała wymijająco Izzy. – Nie martw się,
wiem,jaksięznim
obchodzić.–Uśmiechnęłasięzłowrogo.
Andrea
nie planował specjalnie spóźnić się na kolację
z Isabellą, ale utknął w korku spowodowanym stłuczką
wcentrumLondynu.Wysłałjejwiadomość,żesięspóźni,ale
nie odpowiedziała. Właśnie takiego zachowania się po niej
spodziewał.
Zamierzałpoprosićjąorękę,bopotrzebowałtymczasowej
żony, takiej, która nie zrobi awantury, gdy będzie chciał
się rozwieść. Sześć miesięcy formalnego małżeństwa
zawartegopodczaskrótkiejceremonii,bezobietnicwiecznej
miłości,bez„żylidługoiszczęśliwie”.
Nastoletnia
pasierbica jednego z ważnych kontrahentów
Andrei nie ukrywała, że się w nim podkochuje. Jeśli odrzuci
jej awanse, ważna fuzja, nad którą pracował od dawna,
mogła być zagrożona. A ponieważ kontrahent zaprosił go
w roli świadka na swój ślub za kilka tygodni, Andrea musiał
działać szybko. W każdej innej sytuacji, zerwałby negocjacje
bez zastanowienia. Ale na tej transakcji zależało mu
wyjątkowo. Chodziło o hotel we Florencji, pod którym jako
bezdomny
nastolatek
wyszukiwał
resztki
jedzenia
w śmietniku, by przeżyć. Gdy stanie się jego właścicielem,
wreszcie będzie mógł uznać, że zamknął za sobą najgorszy
okresswegożyciaiwyszedłzwycięskozbitwyoprzetrwanie.
Teraz
potrzebował żony, by odstraszyć nastoletnią
adoratorkę, a Isabella Byrne nadawała się do tego idealnie.
Wdodatku,pilniepotrzebowałamęża.
Andrea
nigdynawetniebrałpoduwagęożenku,nawłasne
oczy przekonał się, że nawet idealne pary mogą z czasem
zgotować sobie wzajemnie piekło na ziemi. Wolał swoją
wolność, brak więzów i odpowiedzialności za szczęście
drugiej osoby. Jednak gotów był poświęcić sześć miesięcy
wolności za możliwość nabycia hotelu we Florencji bez
przeszkód. Mógł przy okazji udowodnić sobie, że nadal
potrafisięoprzećIsabelli.
Zawsze
działała na niego w niepokojący, niewyjaśniony
sposób, ale z szacunku do swego dobroczyńcy i ze względu
najejwiektrzymałsięodniejzdaleka.BenedictByrnemiał
swoje wady, ale dał biednemu, zagubionemu nastolatkowi
szansę na normalne życie. Andrea pracował jak szalony,
uczył się bez przerwy, aż w końcu zbudował własną firmę,
większąnawetniżimperiumjegobenefaktora.
Teraz
gdy Benedict Byrne już nie żył, a Isabella była
dorosła, mógł sobie udowodnić, że uodpornił się na jej
podstępny wdzięk, który prześladował go przez ostatnie
siedemlat.Odkądjąznał,buntowałasięprzeciwkoojcu,jak
typowa
rozpieszczona
dziedziczka
fortuny,
leniwa
inieodpowiedzialna.
Nawet
kiedy dorosła, niewiele się zmieniła, tyle tylko, że
stała się prawdziwą pięknością. Nie potrafił się skupić, gdy
znajdowała się w tym samym kraju co on! Żadna inna
kobieta, a znał ich wiele, nie miała nad nim takiej władzy.
Dlatego małżeństwo z nią oznaczało wystawienie się na
próbę, białe małżeństwo, bo żaden inny układ nie
gwarantowałimbezpieczeństwa.Isabellamiałaniecałądobę
naznalezieniemęża.
Od
trzech miesięcy przygotowywał się na moment, gdy
dziedziczka fortuny Byrne’a ogłosi zaręczyny, ale jakimś
cudem nie znalazła odpowiedniego kandydata. Może sama
siebie sabotowała? Nie dlatego, że nie zależało jej na
pieniądzach, wręcz przeciwnie, potrzebowała ich. Dlatego,
nawet jeśli nie marzyła o mężu, wyjdzie za niego – nie ma
innego wyjścia. Andrea przygotował już nawet dokumenty.
Jeszcze przed świtem będą mężem i żoną. Ona odziedziczy
pieniądze, a on zyska wymówkę, by delikatnie zniechęcić
zadurzonąnastolatkębezupokorzeniajej.
Zobaczył Izzy, gdy tylko wszedł do restauracji. Jego ciało
wyczuwało jej obecność na kilometr. Siedziała przy barze
i wyglądała jak ucieleśnienie mokrego snu nastolatka.
Uśmiechnął się pod nosem. Wiedziała, że musi przyjąć jego
propozycję, ale nie zamierzała poddać się bez walki. Czy
łudziłasię,żejejwyzywającywyglądgozniechęci?
Odwróciłasięwjegostronę,zanimdoniejpodszedł,jakby
wyczuła jego obecność. Albo jego podniecenie. Jej oczy
rzucałygniewneiskry,jakzwykle.
–Spóźniłeśsię.
Przysiadł
na
stołkuobokniej,walczączpokusą,bypołożyć
dłońnajejgładkim,smukłymudzie.
–Wysłałem
ci
wiadomość.
Zacisnęła
usta
w taki sposób, że natychmiast zapragnął
rozewrzećjepowolnymi,zmysłowymipocałunkami.
–Nielubięczekać.–Słowaspadłyzjej
ustjakkostkilodu.
– Zrozumiałe. Pozostało ci niewiele czasu na znalezienie
męża. Chyba że udało ci się tego dokonać po naszym
spotkaniuwkawiarni?–Przyglądałjejsiębadawczo.
Zmroziła
go
spojrzeniem. Andrea obawiał się, że nie
przetrwategowieczorubezodmrożeń.
–Nie
udałomisię,alenietracęnadziei.
Andrea
owinął sobie wokół palca pasmo jej jedwabistych
włosów. Nie odsunęła się, ale jej oddech przyspieszył,
aźrenicesiępowiększyły.Czułegzotycznenutyjejperfum–
kwiat plumerii, piżmo i unikalny zapach gładkiej, ciepłej
skóryIsabelli…Delikatniezatknąłpasmowłosówzajejucho
iuśmiechnąłsię.
–Nasza
pierwszarandka.
Jej
oczyrozbłysły,jakbycośeksplodowałowjejźrenicach.
–Pierwszaiostatnia.
Odwróciłasięiupiłasporyłykzeswojegokieliszka.Głośno
odstawiładrinkanabar.
– Lepiej powiedz, czego ode mnie chcesz i miejmy to
zgłowy.
–Podobamisiętwoja
sukienka.
Andrea
zatrzymał wzrok na głębokim dekolcie. Isabella
poczerwieniała,aleniestraciłarezonu.
–Wydałamisięodpowiednianatakąokazję.
Przesunął
palcem
po wierzchu jej dłoni i natychmiast
przeszył go dreszcz. Kontrast jego śniadej skóry z jej
kremowobiałącerąpodziałałnaniegoelektryzująco.Mimoto
potrafił się jej oprzeć. Prawda? Oczywiście, że tak,
odpowiedziałsobiewmyślach.Aleniepotrafiłprzestaćsobie
wyobrażać, jak jej długie nogi owijają się wokół jego bioder,
a pełne, karminowe usta ustępują pod naporem jego
spragnionych warg. Gdyby tylko mógł się zatopić w jej
miękkimciele,zapaśćsięwsłodkiniebytrozkoszy…
– Potrzebujesz
mnie, Isabello. Przyznaj to. Bardzo mnie
potrzebujesz.
Wyrwałarękę
spod
jegodłoni.
– Nie. Potrzebuję. Ciebie – wyrecytowała, uderzając go
palcemwskazującymwpierś
przy
każdymsłowie.
Andrea
złapał jej dłoń i podniósł ją do ust. Ucałował
zaciśniętąpiąstkę.
–Wyjdź
za
mnie.
Jej
oczypołyskiwałyzimno,zielono-niebiesko,jaklód.
–Idź
do
diabła!
Zacisnął
mocniej
rękęnajejdłoni.
–Straciszwszystko,jeślidojutrarananieznajdzieszmęża.
Zastanówsię.Tylkosześćmiesięcyjakomojażonawzamian
zafortunęojca.
Widział,że
Izzy
sięwaha,kalkuluje,mierzysięzestrachem
i wątpliwościami. Dorastała w dostatku, niczego jej nie
brakowało, a jednak nigdy nie okazała ojcu wdzięczności.
Zmarnowała
okazję
zdobycia
solidnego
wykształcenia
w najlepszych szkołach, zachowując się skandalicznie i nie
przykładającsiędopracy.Takjakbywydawałojejsię,żenie
musi się starać, bo i tak odziedziczy majątek ojca. Nic
dziwnego,żenieznalazłamęża–jejreputacjarozpieszczonej
iniepokornejodstraszała.
Jednak
ostatnio Andrea coraz częściej się zastanawiał, czy
Isabella pokazywała światu swą prawdziwą twarz? Dlaczego
chciała, by ludzie myśleli o niej jak najgorzej? Nigdy nie
zaprzeczała okropnościom wypisywanym o niej w mediach,
odgrywała wyznaczoną jej rolę bez słowa protestu. Tak jak
dziś–ubrałasięwyzywająco,alepodgrubąwarstwąszminki
dostrzegał przebłyski niepewności. Isabella nie stanowiła
zapewne idealnego materiału na żonę, ale on nie miał czasu
na
poszukiwania
lepszej
kandydatki.
Poza
tym
był
przekonany, że sobie z nią poradzi, jak z rasową klaczą,
zktórąnależypostępowaćwyjątkowoumiejętnie.
Oczy
Isabelli pociemniały. Podjęła decyzję. Wyrwała rękę
ipotarłająodruchowo,jakbysięchciałapozbyćmrowienia.
– Nie wyobrażam sobie większej tortury niż małżeństwo
ztobą.
–Proponujęci
białemałżeństwo,czystaformalność.
Otworzyła
usta
zezdumienia.
–Białe?
–Tak
właśniepowiedziałem.
Zamrugała
nerwowo,jakby
sięchciałaobudzićzesnu.
–Dajesz
misłowo?
–Aty
mi?–Wytrzymałjejspojrzenie.
Zacisnęłazniezadowoleniemusta.
–Zakładasz,żesięzgodzę.
Andrea
pogłaskał ją po palcu lewej ręki, na którym
brakowało obrączki. Zadrżała, jakby jego dotyk wstrząsnął
nią. Czuł to samo. Jego ciało spięło się natychmiast, krew
stała się gorąca i gęsta. A jednak obiecał jej białe
małżeństwo, musiał więc robić to co do tej pory – siłą woli
panować nad niewyjaśnionym magnetyzmem iskrzącym
pomiędzyichciałami.
–Niemaszwyboru,musiszsięzgodzić.
Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki aksamitne
pudełeczkoipodałIsabelli.
–Jeśli
ci
sięniespodoba,możeszgowymienić.
Zmrużyła
nienawistnie
oczy.
–Byłeśaż
tak
pewien,żesięzgodzę?–syknęła.
–Jestemtwojąostatniąszansą,bydobraćsiędopieniędzy
ojca. Nawet gdybyś jakimś cudem znalazła kogoś teraz, nie
zdążyłabyś załatwić wszystkich dokumentów. A ja zadbałem
o wszystko, prawnik i urzędnik
stanu
cywilnego czekają na
mójznak.Albowyjdzieszzamnie,albowszystkostracisz.
Otworzyła
pudełko,
wyjęła
pierścionek
zdobiony
diamentem i szafirami. Niespiesznie obejrzała go, obracając
w dłoni, po czym spojrzała na Andreę z nikłym uśmiechem
niesięgającymoczu.
–Mam
gozałożyć?
–Tak
tosięzazwyczajodbywa.
Wstała. Była
teraz
tak blisko niego, że czuł świeży,
kwiatowy zapach jej włosów. Jej oczy błyszczały zimno, tak
jak klejnoty w pierścionku. Z zaciśniętymi ustami złapała go
za krawat, przyciągnęła do siebie i wsunęła pierścionek za
poluzowany kołnierzyk jego koszuli. Zimne kamienie
potoczyłysiępojegopiersiizatrzymałynapaskuspodni.
–Nie,dziękuję.–Poklepała
go
pobrzuchu.
Andrea
złapał ją za rękę i przytrzymał przy napiętych do
granicmożliwościmięśniach.
– Masz dwie minuty, żeby się zastanowić, a potem
oferta
jestnieaktualna.Nieodwołalnie.Zrozumiałaś?
ROZDZIAŁTRZECI
Dwie minuty? Izzy czuła, jak jej serce bije w takt
upływających sekund niczym zegar w bombie z opóźnionym
zapłonem.
Chciała
wyjść,
spoliczkowawszy
najpierw
bezczelnie
uśmiechającego
się
drania.
Miała
ochotę
wydłubaćmuoczy,skopaćgolenie,zdeptaćrobionenamiarę
butyzwłoskiejskóry.
Ale
równie
mocno
pragnęła
jak
najszybciej
wyłowić pierścionek zaręczynowy zza koszuli Andrei, włożyć
go na palec i zgarnąć spadek. Obiecywał jej białe
małżeństwo, ale jego oczy i ciało przeczyły słowom.
Powietrzepomiędzynimiwibrowałoodzmysłowegonapięcia.
Jeśli wyjdzie za Andreę, już nigdy nie będzie musiała
martwić się o pieniądze. Mogłaby spełnić swoje marzenie,
wykupić rodzinny dom matki i urządzić w nim miejsce,
w którym inne rodziny znalazłyby chwilę wytchnienia od
codziennych kłopotów, tak jak ona i Hamish, zanim
zachorował na raka. Po sześciu miesiącach udawanego
małżeństwabyłabywolna,całkowicieniezależna.
Jednak małżeństwo z Andreą niosło ze sobą ryzyko –
wiedzieli to oboje. Jeszcze teraz jej krew wrzała na
wspomnienie dotyku jego dłoni. Wystarczyło, że spojrzał na
nią swymi czarnymi oczyma, a jej ciało przeszywało palące
pożądanie.Niemiaławyjścia–musiałazaryzykować.Zagonił
ją w kozi róg, wszystko zaplanował i wiedział, że mu nie
odmówi. Nie po raz pierwszy pożałowała, że nie postarała
siębardziejpodczasposzukiwańmęża.Dlaczegotakpokpiła
sprawę?Czyżbyspecjalnie?Izzyniezamierzałasłuchaćtych
podstępnych podszeptów udręczonego umysłu. Nie znosiła
Andrei, któremu ojciec poświęcił więcej czasu i dał więcej
miłościniżwłasnejcórce.Wcaleniechciaławyjśćzaniegoza
mąż! Jedyne, co mogła jeszcze zrobić, to sprawić, by
pożałował swojego podstępu. Białe małżeństwo, obiecała
sobieiodetchnęłagłęboko.
– Okej, daj mi ten pierścionek. – Wyciągnęła przed siebie
otwartądłoń.
–Samagosobieweź.–Przyszpiliłjąstalowymspojrzeniem.
Izzy zadrżała na myśl o nagiej skórze pod śnieżnobiałą
koszulą. Zawsze tak się droczyli, ale tym razem musiała mu
pozwolić wygrać. Nie miała wyjścia. Nadal jednak mogła
zachować godność i pokazać mu, że nie robił na niej
najmniejszego wrażenia. Sztukę udawania doprowadziła do
perfekcji. Postanowiła bronić się brawurą. Zebrała się w
sobie, podeszła bliżej, tak że stała teraz pomiędzy udami
siedzącego na stołku Andrei, i zaczęła rozpinać guziki jego
koszuli, tuż nad pępkiem. Jej palce muskały szorstki zarost
igładkąskórę,anozdrzawdychałychciwiezmysłowy,ciepły
zapach męskiego ciała. Zauważyła, że oczy Andrei płonęły
czarnymogniemizabrakłojejnachwilętchu.Objąłjądłońmi
wtaliiiwtedycośwniejpękło.
–Ciepło,gorąco–mruknąłchrapliwie.
Izzyzmusiłasię,byprzestaćwstrzymywaćoddech.Andrea
objął ją udami, zamykając ją w potrzasku stalowych mięśni.
Włożyła dłoń pod połę koszuli w poszukiwaniu pierścionka.
Andrea wstrzymał oddech i zadrżał, gdy jej palce musnęły
jego brzuch. Wiedziała dokładnie, co czuł. Sama ledwie
kontrolowała pragnienie, by rzucić się na niego i pożreć go
żywcem. Topniała w jego objęciach. Jak najszybciej
zlokalizowała pierścionek, wyciągnęła go i cofnęła się
pospiesznie.Silneudaprzytrzymałyjąwmiejscu.
– Co ty wyprawiasz? – sapnęła, przeklinając w myślach
swojeomdlewająceciało.
Wyciągnął dłoń i, nie spuszczając z niej wzroku, oznajmił
spokojnie:
–Zdajesię,żemężczyznapowinienzałożyćpierścionekna
palecprzyszłejżony.
Izzyoddałamupierścionek,aonwsunąłgodelikatnie,ale
zdecydowanie na jej palec z niebezpiecznym, mrocznym
błyskiemwoczach.
–Wyjdzieszzamnie,Isabello?
Ależgowtejchwilinienawidziła!Naigrawałsięzjednego
z
najważniejszych
pytań
jakie
mężczyzna
mógł
zadać kobiecie. I deptał jej dumę. Wdeptywał ją w ziemię.
Ścierałnaproch,zwielkąsatysfakcją.Miałjąpodkontrolą.
–Tak,wyjdęzaciebie.
Tekilkasłówpozostawiłowjejustachgorycz.Miałaochotę
umyćzęby,najlepiejstorazy.Andrearozluźniłudaiwyzwolił
ją. Jeśli nie liczyć pierścionka na jej palcu, który równie
dobrze mógłby być pętlą na szyi. Andrea wstał i podał jej
ramię.
– Za piętnaście minut mamy spotkanie z prawnikiem
i urzędnikiem stanu cywilnego. Gdy załatwimy formalności,
możemywrócićnakolację,byuczcićnaszemałżeństwo.
Izzyrozejrzałasiębezradnie,rozpaczliwiepragnącopóźnić
nieuniknione.
– Nie powinieneś poprosić, żeby przedłużyli rezerwację
stolika?
– Już to zrobiłem wcześniej. – Andrea uśmiechnął się
bezczelnie.
Izzy stała jak skamieniała u boku Andrei przez całą
niedługą ceremonię zaślubin prowadzoną przez urzędniczkę
stanu cywilnego. Pięć minut wcześniej podpisała intercyzę
podsuniętą jej przez prawnika Andrei. Nie miała nic
przeciwko, choć dziwiło ją, że podejrzewał ją o chciwość…
Nie chciała jego pieniędzy, tylko swoich, tych, które jej
się należały. Starała się nie myśleć o słowach przysięgi
małżeńskiej, które w normalnej sytuacji powinny być ważne
i wiele znaczyć. Powtarzała bezmyślnie tekst, bez emocji,
dokładnie tak samo jak Andrea. Próbowała skupić się na
pieniądzach i domu dziadków, sprzedanym, po tym jak
zginęli w wypadku samochodowym wkrótce po śmierci
Hamisha. Ojciec nalegał, by spieniężyć dom i zainwestować
pozyskane środki w jego biznes. Od początku małżeństwa
używał rodzinnego majątku żony, by zbudować swoje
imperium, choć nikomu nigdy się do tego nie przyznawał.
Matce zabrakło siły, by się mu przeciwstawić, oddała mu
wszystko:swojepieniądze,dumę,poczuciewartości.Izzynie
zamierzałapowielaćjejbłędów.Pozostaniesilnainiepokorna
aż do końca. Andrea wsunął obrączkę na jej palec, a jego
mina zdawała się mówić: „Misja zakończona!”. Izzy zdziwiła
się,żesamtakżegotówbyłnosićobrączkę.
–Ogłaszamwasmężemiżoną.–Urzędniczkauśmiechnęła
się porozumiewawczo do pana młodego. – Może pan
pocałowaćpannęmłodą.
AndreapuściłdłonieIzzy.
–Toniebędziekonieczne.
Izzy wpatrywała się w niego, rozpaczliwie próbując ukryć
zdumienie i wściekłość, a nie ulgę, jak by się spodziewała.
W oczach jej pociemniało ze złości. Nie zamierzał jej
pocałować?!Przecieżpowinnizachowaćpozory!
Zerknęła na urzędniczkę, ale kobieta nie wyglądała na
zaskoczoną. Może udzieliła już ślubu wielu małżeństwom,
któreistniećmiałyjedynienapapierze?Izzyczuła,jakzłość
zalega w jej żołądku niczym zimny kamień. Jak śmiał tak
jąpublicznieupokorzyć?!Niechgodiabli!Zmusigo,żebyją
pocałował. Zrobiła minkę niewinnej, zadurzonej panny
młodej.
– Ależ, kochanie, tak czekałam na tę część uroczystości.
Wiem,żenielubiszokazywaćpublicznieuczuć,alenapewno
tenjedenrazmożeszzrobićwyjątek?Chybaniechcesz,żeby
wszyscymyśleli,żemnieniekochasz?
Popatrzyłjejgłębokowoczy,poczymopuściłwzroknajej
usta. Przyciągnął ją do siebie za ręce i przytrzymał blisko
przy sobie. Próbowała udawać, że po plecach nie
przebiegająjejciarki,aserceniewalijakoszalałe.
OczyAndreipociemniałyjeszczebardziej,gdypochylałsię
nad nią. Czuła na ustach jego ciepły oddech i mrowienie
woczekiwaniudotykujegowarg.Nagleprzemknęłojejprzez
głowę, że umrze, jeśli Andrea jej teraz nie pocałuje. Nie ze
wstydu, ale z pragnienia, by poznać w końcu smak jego
pocałunku. Musnął jej usta wargami, lekko jak opadające
piórko, nawet nie rozmazał jej szminki. Już myślała, że to
wszystko, że ją zostawi w tym niespełnieniu, ale wtedy
położyłdłońnajejkarkuiprzywarłdoniejmocniej.
Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego.
Elektryzująca, erotyczna euforia trawiła ją, gdy delikatnie
badałwargamijejusta,jakbyuczyłsięichnapamięćistarał
się zapamiętać na zawsze ich kształt i smak. Oprócz
pieszczoty miękkich warg czuła lekkie drapanie zarostu
przebijającego się przez skórę na jego szczęce, najbardziej
podniecające doznanie, jakiego doświadczyła w życiu.
Apotemrozchyliłustaipowoliobrysowałjęzykiemkonturjej
dolnejwargi w zmysłowej torturze.Izzy poczuła, jak uginają
się pod nią kolana. Złapała za poły marynarki Andrei
iprzylgnęładoniegojeszczemocniej,bynieupaść.Jejpiersi
nabrzmiały boleśnie, przyciśnięte do jego ciała, spragnione
dotyku… Izzy wmawiała sobie gorączkowo, że reaguje tak
gwałtownie,booddawnaznikimsięniekochała,alewgłębi
duszywiedziała,żetonieprawda.Tylkoonwprawiałjąwtaki
stan. Marzyła, by ten pocałunek trwał wiecznie, by mogła
zbadać każdy kontur jego oszałamiającego ciała ustami,
językiem,dłońmi…
Andreassałipodgryzałdelikatniejejwargi,wprawiającją
w dygot. Jego sprężysty język co chwilę wślizgiwał się
pomiędzy jej usta, a ona zastanawiała się, jak by to było,
gdybywszedłwniądokońca…
Usłyszała swój własny jęk, zdradzający, że wcale nie była
odporna na męski urok swego męża. Pocieszało ją jedynie
wyraźnieodczuwalnepodniecenieAndrei,jegoprzyspieszony
oddech, niecierpliwe pieszczoty palców zatopionych w jej
włosach i dłoni przyciskających ją do niego mocno, jakby
nigdyniezamierzałjejwypuścićzobjęć.Naglezabrałdłonie
iodsunąłsięgwałtownie.Wyglądałnaoszołomionego.
–Jeślisięniepospieszymy,przepadnienamrezerwacja.
Jego słowa skutecznie przekłuły jej ego. Czyżby tylko jej
się wydawało, że przed chwilą płonął z pożądania?
Zauważyła, że Andrea ukradkiem oblizał wargi, jakby nadal
rozkoszował się smakiem jej ust. Nie wydawało jej się! Na
miękkich nogach ruszyła za nim. Kręciło jej się w głowie,
usta miała opuchnięte, nadal czuła jego smak na języku.
Przez
tyle
lat
fantazjowała
o
tym
pocałunku,
ale
rzeczywistość
przerosła
jej
najśmielsze
oczekiwania.
Zprzerażeniemstwierdziła,żeterazmarzyłatylkoojednym
–byznowująpocałował.
Izzy poczekała, aż znajdą się w limuzynie, zanim spojrzała
namęża.
–Ococichodziło?
Andrea, który przeglądał wiadomości na telefonie, nawet
niepodniósłwzrokuznadekranu.
– Nie rozumiem? – zapytał znudzonym tonem bez
zainteresowania, jakby nie chciało mu się wysilić nawet na
minimumuprzejmości.
Mimo to wyczuwała w jego głosie napięcie. Wyrwała mu
telefonzręki.
– Może chociaż raczysz na mnie spojrzeć, kiedy do ciebie
mówię?
– Masz na myśli pocałunek? – Rzucił przelotne spojrzenie
najejusta,jegorysyzmiękłynamoment,aleszybkostężały.
Spojrzał jej twardo w oczy. Jego zmysłowe usta wykrzywił
cynicznyuśmieszek.
– Zdaje się, że umówiliśmy się na białe małżeństwo? Czy
chciałabyśprzedyskutowaćtękwestięjeszczeraz?
Próbowała roześmiać się głośno, ale nawet jej nie
przekonałsztuczny,raczejrozpaczliwyrechot.OddałaAndrei
telefon.
–Chybaśnisz,Vaccaro.
–Wmiejscachpublicznychzwracajsiędomniepoimieniu
albo,jeszczelepiej,pieszczotliwie–zganiłją.
Najeżyłasięnatychmiast.
– Nie chcę, żeby ktoś zaczął podejrzewać, że nasze
małżeństwojestudawane.Rozumiesz?
Izzy zerknęła na kierowcę limuzyny oddzielonego od nich
grubą szybą. Gniew buzował w niej, rozgrzewając ją od
środka.
– Myślisz, że możesz mi rozkazywać? Nie ożeniłeś się
zpopychadłem,zapamiętajtosobie.
– Nie. Ożeniłem się z rozpieszczonym bachorem, który nie
potrafi się zachowywać jak dorosła, dwudziestopięcioletnia
kobieta.
Jużsięnieuśmiechał.
– Możemy się kłócić do upadłego w cztery oczy, ale
w miejscach publicznych będziemy udawać kochających,
oddanychsobiemałżonków–powiedział.
Izzy skrzyżowała ramiona na piersi, żeby nie rzucić się na
Andreęzpazurami.
–Ajaknie?
Wytrzymałjejspojrzenie.
– Jeśli któreś z nas odejdzie przed upływem pół roku,
stracisz wszystko. Powinno ci zależeć, żebym się nie
zniechęcił.Janiemamażtyledostracenia.
Izzyzmarszczyłagniewnieczoło.
– Co właściwie zyskujesz na tym małżeństwie? – zapytała
podejrzliwie. – Nigdy mi nie powiedziałeś. – Zrobiło jej
się wstyd, że nie pomyślała o tym wcześniej. Wyszła na
naiwnągłuptaskę!Znowu!
– Żadna tajemnica, po prostu potrzebuję żony na kilka
miesięcy.
Uśmiechnąłsięcierpko.
– Zgraliśmy się, obydwoje potrzebowaliśmy tego samego,
iproszę!Ale…dlaczegoja?
Wzruszyłramionami.
–Przynajmniejwiem,czegosięspodziewać–oświadczył.
Właśnie że nie, pomyślała. W ogóle mnie nie znasz, miała
ochotę powiedzieć, ale się powstrzymała. Nie chciała, by
wiedziałoniejwięcej.
– Jak sądzisz, co ludzie pomyślą, gdy się dowiedzą
o naszym ślubie? Wiesz, prasa i tak dalej? Przecież nie
pokazywaliśmy się nigdzie razem, oprócz oficjalnych przyjęć
mojegoojca.Ijegopogrzebu,aletosięraczejnieliczy.
–Jużpoinformowałemmedia.
Poklepałdłoniątelefonschowanywkieszeni.
–Będączekaćpodrestauracją–uprzedziłją.
Izzyotworzyłausta.Nagardlepoczułazimnyuściskpaniki.
–Niemogęsięimpokazaćwtejsukience!Cosobieomnie
ludziepomyślą?
Andreauśmiechnąłsięzezłośliwąsatysfakcją.
–Trzebabyłowcześniejotympomyśleć.
Izzy zastukała gwałtownie w szybę oddzielającą ich od
kierowcy.
–Proszęsięnatychmiastzatrzymać–zażądała.
MężczyznaspojrzałpytająconaAndreę.
–Jedźdalej–poleciłmuAndrea.
–Nie,zatrzymajsięnatychmiast–Izzypodniosłagłos.
Chciałazałomotaćpięściąwszybę,aleAndreazłapałjąza
rękę.
–Puśćmnie!Chcęwysiąść.Toporwanie!
Jego palce zacisnęły się wokół jej nadgarstka jak stalowe
obręcze, ale kciukiem gładził jej skórę w miejscu, gdzie
pulsowała wzburzona krew. Jego czarne, nieprzeniknione
oczy nic nie zdradzały. Izzy zwilżyła językiem zeschnięte na
wiórusta.Miaławrażenie,żejejsercezamomentwyskoczy
z piersi. Nie mogła pozwolić, by Andrea znowu doprowadził
ją do stanu, w którym omdlewała w jego ramionach
zpożądania.Musiałacośwymyślić,jakąśnowątaktykę.
– Proszę cię, mogę pojechać do domu i się przebrać?
Henri’s to snobistyczna restauracja. Nie wiedziałam, że tak
się skończy dzisiejszy wieczór. Wszystko wydarzyło się tak
nagle…
– Miałaś trzy miesiące na znalezienie męża – zauważył,
wypuszczającjejnadgarstkizeswegostalowegouścisku.
Izzy zakryła złożonymi w stożek dłońmi nos i usta i wzięła
głęboki
oddech,
by
się
uspokoić.
Nie
chciała
się skompromitować ani odsłonić swej słabości. Musiała być
silna i niepokonana, w przeciwnym razie załamie się i nigdy
sięjużniepozbiera.Niewolnomisięrozpłakać,powtarzała
sobiewmyślach,niewolno!
– Wiem, odkładałam to – przyznała w końcu. – Obawiałam
się, że dokonam złego wyboru, że wyjdę za kogoś, kto nie
zgodzi się na rozwód po pół roku i cała sytuacja stanie się
jeszczebardziejnieznośna.
Położyładłonienakolanachiprzyjrzałaimsięuważnie.
– Bo sytuacja nie jest przecież normalna, prawda? Jaki
ojciec stawia swej jedynej córce, jedynemu dziecku, takie
warunki?
PrzezmomentAndreatylkonaniąpatrzył.
– Ojciec cię kochał, ale ty go ciągle rozczarowywałaś –
powiedział po chwili. – Cierpiał, gdy marnowałaś wszystkie
możliwości,jakiecistworzył.
Izzyzamknęłaoczyiopadłaciężkonaoparciekanapy.
– To cała ja – westchnęła ciężko – nieustające źródło
okropnegorozczarowania.Taktrzymać!
Zapadłacisza.Andreapochyliłsię,zastukałwszybę.
– Zmiana planów. – Wskazał kierowcy, by skręcił
wkierunkudomuIzzy.
ROZDZIAŁCZWARTY
Andrea czekał w dużym pokoju, aż Izzy się przebierze.
Starałsięniemyślećopocałunku,któryprawiewymknąłmu
sięspodkontroli.Przezwielelatmarzyłonimirzeczywistość
nie rozczarowała go ani trochę. Izzy miała dokładnie tak
miękkie usta jak w jego fantazjach, i całowała tak samo
zmysłowo. A może nawet bardziej. Spijał z jej ust słodki
nektar namiętności i nie potrafił przestać. Nawet teraz czuł
jej smak na języku, pamiętał, jak jej miękkie, gładkie usta
otwierająsiępodnaporemjegozachłannychwarg,azwinny
język odpowiada na każdą pieszczotę. Jego ciało przeszył
bolesny
prąd
pożądania,
palącego,
nagłego,
jak
unapędzanegohormonaminastolatka.
Zawsze sobie schlebiał , że ma silną wolę, ale w tamtej
chwili, bardzo go kusiło, by zmienić warunki ich umowy.
Zrobiło się niebezpiecznie. Dlaczego to właśnie Izzy
sprawiała, że prawie tracił nad sobą panowanie? Całując
ją, zapomniał, że znajdują się w urzędzie stanu cywilnego,
zatracił się całkowicie, tak bardzo jej pragnął. Pożądanie
pulsowałowjegożyłach.Nadal.Dodiabła!Potrzebowałwtej
chwili zimnego prysznica, nie, kąpieli w wannie wypełnionej
lodem!Wiedział,żeniemożepodążyćzaswoimpożądaniem,
niechciałkomplikowaćichrelacjijeszczebardziej.
Rozejrzał
się
po
pokoju,
zastanawiając
się,
jak
rozpieszczona
księżniczka
z
majętnej
rodziny
mogła
mieszkać w tak skromnych warunkach? Tak jakby z uporem
uciekałaodstandardu,doktóregoprzywykławdzieciństwie.
Odmówiła nawet przyjęcia mieszkania w Hampstead, które
ojciec podarował jej na dwudzieste pierwsze urodziny. Czy,
żyjącjakubogastudentka,chciałamuutrzećnosa?
Zauważył stertę podręczników i laptop leżące na stoliku
obok kanapy. Ciekawe, pomyślał. Czyżby Izzy studiowała
online? Nagle przemknęło mu przez myśl, że wystrój
mieszkania może równie dobrze wynikać z braku pieniędzy,
a nie jakiegoś niedojrzałego buntu… A może podręczniki
należądojejwspółlokatorki?
Andrea nigdy nie rozumiał, dlaczego relacja Izzy z ojcem
była tak napięta. Oczywiście Benedict nie mógł uchodzić za
wzórojca,niezasługiwałjednaknaażtakzłetraktowanie,na
ciągłezmartwieniaiwstyd.Izzypiła,imprezowała,zadawała
się z dziwnymi ludźmi, zasłużenie zyskując sobie reputację
zepsutej i rozpieszczonej. Trudno jej było współczuć.
Niektórzy, tak jak Andrea, doświadczyli ze strony swojej
rodzinyjedyniebóluiprzemocy.
Gdy jako młody chłopak stanął w obronie bitej matki, jego
ojczym wyrzucił go z domu. Miał wtedy czternaście lat.
Andrea wolał nie wspominać tamtych czasów. Teraz nie był
jużprzestraszonymdzieckiembezdachunadgłową,którego
matka wybrała życie z oprawcą, odrzucając swe dziecko
iskazującjenażycienaulicy.Nieświadomiedotknąłblizny,
która przypominała mu o tym, jaki koszmar mogą
zgotowaćsobienawzajemludzie,którzypowinnisiękochać.
Gdyby nie przypadkowe spotkanie z ojcem Izzy kilka
miesięcy później, kto wie, jak by skończył? Benedict
podarował mu szansę na nowe życie, a Andrea skwapliwie
zniejskorzystał.
Pojawienie się Izzy w salonie przerwało jego smutne
rozważania. Miała na sobie granatową sukienkę do kolan
i zamszowe czółenka na niewysokim obcasie. Zmyła makijaż
i pociągnęła usta bezbarwnym błyszczykiem, którego blask
przypominałAndrei,jakcudowniesmakowałytepełnewargi
wilgotneodjegopocałunków.
–Jestemgotowa–oznajmiła,niepatrzącmuwoczy.
–Totwoje?–zapytał,wskazującksiążkiilaptop.
Wyraźniesięspięła.
–Tak,aco?
–Studiujesz?
–Cociętoobchodzi?
–Isabello.
Podszedł do niej i ujął ją za rękę. Dopiero wtedy spojrzała
naniego.Zdawałsobiesprawę,żepowinienunikaćdotykania
jej, ale czasami pokusa okazywała się silniejsza od rozumu.
Ta skomplikowana, trudna dziewczyna działała na niego jak
narkotyk. Wyrwała dłoń z jego uścisku, jakby jego dotyk
parzył.
–Tak?–zapytałalodowatymtonem.
– To wspaniale, że chcesz się uczyć, naprawdę wspaniale.
Studiujeszresocjalizację?Tochybaciężkikierunek…
Wzruszyłaramionami.
–Naraziesobieradzę.
Jakby zakładała, że w pewnym momencie musi ponieść
porażkę, pomyślał smutno. Zaczął się zastanawiać, czy
w przeszłości jej problemy nie wynikały bardziej z buntu niż
zbrakuzdolności?
– Jestem pewien, że radzisz sobie świetnie. Powinniśmy
chybaporozmawiaćomieszkaniu…
– Słucham? – przerwała mu, zaskoczona nagłą zmianą
tematu.
–Małżeństwamieszkająpodjednymdachem…
–Niemamowy!
Odsunęłasię,stającwrogusalonu,jaknajdalejodAndrei.
– Nieźle sobie to wszystko zaplanowałeś! – rzuciła
oskarżycielskim tonem. – Nie zamierzam z tobą mieszkać!
Nigdy!
–Powiedziałempodjednymdachem,niewjednymłóżku–
uspokoił ją. – Oczywiście, jeśli zmienisz zdanie, chętnie
zaspokojęwszystkietwojepotrzeby.
Co ja wyprawiam?! Andrea nie mógł uwierzyć, że to
powiedział,aleniechciałteżsłuchaćgłosurozsądku.Pragnął
Izzy, a ona jego, czuł napięcie elektryzujące powietrze, gdy
tylkoznaleźlisięoboksiebie.
Izzypoczerwieniałaizacisnęłapięści.
–Niezmienięzdania,nienawidzęcię!Jesteśobrzydliwy.
– Czyżby? Miałem inne odczucie, gdy się całowaliśmy
wurzędzie…
OczyIzzybłyszczałynienawistnie.
–Tymniecałowałeś.
–Bootopoprosiłaś,pamiętasz?Prawiebłagałaś…
IzzyzłapałapoduszkęzkanapyirzuciłaniąwAndreę,ale
nie trafiła, zrzuciła jedynie ze stolika zdjęcie w ramce.
Andrea spokojnie podniósł zdjęcie i odstawił je na miejsce,
potempołożyłpoduszkęzpowrotemnasofie.
– Zasada numer jeden: żadnej przemocy, nigdy, pod
żadnympozorem.
Izzyniekryłaoburzenia.
–Sprowokowałeśmnie!
– Nic nie usprawiedliwia rzucania w kogoś przedmiotami,
nawet jeśli to tylko poduszka. Możesz się czuć przy mnie
bezpiecznie,obiecujęcito.
Izzy przygryzła dolną wargę, zerkając na niego spod
opuszczonychrzęs.
–Okej,aleitakniechcęztobąmieszkać.
– Obawiam się, że to nie podlega dyskusji. Rano przyślę
firmę transportową, spakują twoje rzeczy i przeniosą do
mnie.TęnocspędzimywhoteluMayfair.Ajutropolecimydo
mojejwilliwPositano,weWłoszech.
–Alejawynajmujętomieszkaniezkoleżanką,itakmuszę
płacićpołowęczynszu…
– Załatwię wszystko z twoją koleżanką i z właścicielem
mieszkania.
–Acozmojąpracą?
– Jutro rano oficjalnie poinformujesz szefa, że rezygnujesz
z pracy, żeby skupić się na studiach. Nie musisz pracować,
chyba
że
bardzo
chcesz.
Wprawdzie
majątek
ojca
odziedziczyszdopierozapółroku,alewmiędzyczasiebędęci
wypłacałhojnekieszonkowe,żebyciniczegoniezabrakło.
Spiorunowałagowzrokiem.
–Opróczwolności–syknęła.
– Isabello, Isabello! – Andrea westchnął ciężko. – Twoja
wolność zależy od tego, czy potrafisz wypełnić warunki
postawioneprzezojcawtestamencie.Umożliwiamcito,więc
mogłabyśokazaćchoćodrobinęwdzięczności.
Izzyparsknęłapogardliwie.
–Oczekujesz,żepadnęprzedtobąnakolana?
Andrea poczuł mrowienie w podbrzuszu na samą myśl
o tym, co proponowała. Korciło go, by rzucić jej wyzwanie
i odpowiedzieć twierdząco. Nie potrafił nawet wyobrazić
sobie większej rozkoszy niż jej soczyste usta i zwinny język
na jego napiętym do granic możliwości ciele… Nigdy
wcześniejniepożądałtakbardzożadnejkobiety.Działałana
niegojakwirustropikalnejchoroby,rozpalałacałejegociało,
krążyławkipiącejkrwi…
–Spakujsięnajednąnoc–rzuciłszorstko,odwracającsię.
–Poczekamwtaksówce.
Izzy ze złością wrzuciła kilka rzeczy do torby. Miała
wrażenie, że za chwilę eksploduje. Jak mogła dać się tak
wyprowadzić w pole? Okazała się naiwną głuptaską, jak
zwykle.Zakładała,żewezmąślub,apowszystkimrozejdąsię
do swoich spraw. Andrea potrzebował żony, ale dlaczego
wybrał ją? Stanowiła najgorszą partię w Londynie,
wystarczyło
wpisać
jej
nazwisko
w
wyszukiwarce
internetowej,żebysięotymprzekonać.Mszczącsięnaojcu,
nie przewidziała, że internet niczego nie zapomina.
Wrezultaciezaszkodziłasobiesamejbardziejniżjemu.
Ale dlaczego Andrea czekał aż do tej pory, by ją usidlić?
Mógł jej złożyć swoją propozycję już trzy miesiące temu.
Dlaczego czekał do ostatniej chwili? Powinna była bardziej
się przyłożyć do poszukiwań męża, ale praca i początek
studiów nie pozostawiały jej wiele wolnego czasu. Poza tym
pierwsze dwa miesiące zmarnowała na złoszczenie się – nie
mogła uwierzyć, że ojciec tak ją urządził! A i w ostatnim
miesiącuzakażdymrazem,gdyprzeglądałalistęznajomych,
robiło jej się słabo na samą myśl, że mogłaby wyjść za
któregośzeznanychjejmężczyzn.Tymbardziejdziwiłoją,że
na myśl o Andrei Vaccaro nie wzdrygała się ze wstrętem.
Wręcz przeciwnie. Nie potrafiła mu odmówić, zresztą nie
pozostawił jej wyboru – wszystko zorganizował, o wszystkim
pomyślał,utkałwokółniejsiećiczekał,ażwniąwpadniejak
skołowana mucha. Błysk satysfakcji w jego oczach podczas
ceremonii potwierdzał jej podejrzenia – Andrea upajał
się swoim zwycięstwem. Miał ją teraz w garści. Mimo że
unikała go jak zarazy. Nigdy nawet nie pomyślała o nim jak
o
kandydacie
na
męża.
A
teraz
musiała
z
nim
wytrzymać sześć miesięcy, udając jego żonę w miejscach
publicznych.Jakprzetrwatętorturę?Iciągłąpokusę?
Przez całą drogę Izzy nie odezwała się ani słowem.
Taksówka zatrzymała się przed hotelem Mayfair, należącym
do imperium hotelowego Andrei, gdzie czekali już na nich
paparazzi.
Czy
poinformował
dziennikarzy,
gdzie
sięzatrzymają,czyteżzałożylioniautomatycznie,żetotutaj
młodzi spędzą swoją… noc poślubną? Zawsze gdy Andrea
przyjeżdżał do Londynu, zatrzymywał się w hotelu Mayfair,
nigdyniepodjąłdecyzjioprzeprowadzcezWłochdoAnglii.
–NiejedziemynakolacjędoHenri’s?–zdziwiłasię.
–Tobyłdzieńpełenwrażeń–oświadczyłAndrea,wyraźnie
zsiebiezadowolony.–Lepiejpołóżmysięwcześniej.
Izzypoczuła,żekrewwjejżyłachbuzujeniczymszampan.
Nie potrafiła powstrzymać podniecenia rozgrzewającego
ją od środka na samą myśl o tym, że zostaną sam na sam,
całąnoc,wjednymapartamencie.
– Jestem głodna, a w Henri’s mają naprawdę dobrego
kucharza,
szkoda
–
bąknęła
nadąsana,
żeby
ukryć
podniecenie.
–Jestempewien,żeumnieteżznajdziesięcoś,cozaspokoi
twój apetyt – obiecał, uśmiechając się zabójczo. – Zajmę się
mediami – dodał. – Pamiętaj, jesteśmy w sobie szaleńczo
zakochani!
Andrea
brylował,
reporterzy
wykrzykiwali
fałszywe
życzeniapomyślnościnanowejdrodzeżycia,aIzzyrobiłosię
niedobrze. Ze złości. Dlaczego powiedział im, że kochała
się w nim już jako nastolatka?! To nieprawda! Nigdy go nie
kochała i nie pokocha! Flesze błyskały, aparaty strzelały
niczym karabiny maszynowe, a mikrofony podtykano im pod
usta tak nachalnie, że Andrea musiał w pewnej chwili
osłonićIzzyramieniem.
– Dziękujemy wszystkim! Na pewno rozumiecie, że teraz
chcielibyśmyzostaćsami.Wkońcutonaszanocpoślubna.
Andreaprawiemrugnąłdokamer.Miałaochotęgoudusić.
Objąłjąwtalii,osłoniłwłasnymciałemiprzeprowadziłprzez
tłum, dokładnie tak jak powinien zrobić kochający mąż.
I choć wiedziała, że to tylko przedstawienie na użytek
mediów, to i tak zadrżała w środku, czując tuż obok jego
ciepłe, silne ciało. Wcale nie miała ochoty się wyswobodzić
z
jego
objęć,
wręcz
przeciwnie,
czuła
się
bardzo
bezpiecznie… A nie powinnam, przypomniała sobie nagle
i gdy tylko wsiedli do windy, odskoczyła od niego jak
oparzona. Objęła się ramionami, by nie zauważył, jak drży.
Gdybypotrafiła,zabiłabygowzrokiem.Andreanonszalancko
oparłsięolustrzanąścianę.
– Zdaje się, że spowodowaliśmy niezłe zamieszanie,
kochanie – zauważył, uśmiechając się leniwie. – Niepokorna
dziedziczkaihotelowymagnat,jużwidzętenagłówki.
Izzyzazgrzytałazębami.
– Musiałeś tak zmyślać? Nigdy się w tobie nie kochałam!
Inigdyniebędę!
Obrzucił
ją
gorącym
spojrzeniem
czarnych
oczu.
Natychmiast ugięły się pod nią kolana. Jego wzrok lizał jej
skóręjakpłomień.
– Zawsze mnie pożądałaś, kochana. Czuję to zawsze, gdy
namniepatrzysz.
–Iktotomówi?Atyjaknamniepatrzysz?Iprzestańmnie
wreszcienazywać„kochaniem”!
Andrea nie odpowiedział. Nacisnął czerwony guzik,
zatrzymującwindępomiędzypiętrami.
–Cotywyprawiasz?–Izzyzaczęłobrakowaćtchu.
Podszedłdoniejtakblisko,żeudamiocierałsięojejnogi.
Położył dłonie na ścianie po obu stronach jej głowy, ciałem
zamykającjąwpotrzasku.
– Nie zaprzeczam, że cię pragnę, kochanie, nawet bardzo.
Alewydajemisię,żetypragnieszmniejeszczebardziej.
Wsunął udo pomiędzy jej nogi, dotykając jej tam, gdzie
pulsowało jej pożądanie. Wstrzymała oddech, jej serce
prawie wyskoczyło z piersi. Czuła go każdą komórką ciała
i nie mogła przestać wpatrywać się w jego usta, wyraźnie
zarysowane,lekkonadąsane,męskie,zmysłowe.
– Blokujemy windę – wykrztusiła, choć słowa z trudem
przechodziłyjejprzezściśniętegardło.
Uśmiechnął się złowrogo. Jego oczy pociemniały jeszcze
bardziej.
–Tomójhotel,mojawinda,atyjesteśmojążoną.
Chciała
go
odepchnąć,
ale
jej
dłonie
odmówiły
posłuszeństwaiwczepiłysięwkoszulęAndrei.Czułastalowe
mięśnie jego torsu, a od cytrusowo-drzewnego zapachu jego
wodykolońskiejkręciłojejsięwgłowie.
–Tylkonapapierze.
–Jakdotąd.
Przesunąłszorstkąszczękąpojejpoliczku.
–Alejakdługowytrzymasz?
Przetaczały się przez nią fale tęsknoty tak potężne, że
cudem stała jeszcze o własnych siłach. W jej żyłach płynęła
lawa.Byłapewna,żetegonieprzeżyje.
–Nieprześpięsięztobą–wyrecytowałapowoliiwyraźnie,
jakbychciałaprzekonaćsamąsiebie.
W odpowiedzi poruszył udem, pocierając nim i napierając
tak, że ugięły się pod nią kolana. Izzy poczuła, że jej opór
topniejepodnaporempożaruzmysłów.
–Będzienamdobrze,kochanie,lepiejniżdobrze.
IzzyzacisnęłamocniejpalcenakoszuliAndrei,alenadalgo
nie odepchnęła. Odepchnij go, dalej, rozkazywała sobie
w myślach, ale jej rozpalony umysł nie słuchał podszeptów
rozsądku. Przycisnęła usta do warg Andrei. Natychmiast
odwzajemnił pocałunek. Euforia oślepiła ją. Język Andrei
przesuwał się szorstko po jej ustach, wnikał pomiędzy nie,
pieścił, zapraszając do tańca. Przywarli do siebie ciasno, ich
ciała pulsowały w jednym rytmie. Izzy stanęła na palcach,
objęła Andreę za szyję, by znaleźć się jak najbliżej. Gdy
przywarła do niego ciężkimi od pożądania piersiami, zaczął
gryźćdelikatniejejusta,ajęzykiemnapierałnaniątaksamo
rytmicznie,jakporuszałosięjegoudo.
WcieleIzzywybuchałycochwilęfajerwerkiprzyjemności.
Pierwszy raz mężczyzna doprowadził ją do tego stanu.
Pierwszyrazniemusiałaudawać.Jakbycośwniejotworzył,
jakieś tajemne drzwi do rozkoszy. Bez trudu, z łatwością
sprawiał, że jej ciało pulsowało narastającym napięciem, aż
jęczała,gotowabłagać,bystrąciłjąwprzepaśćorgazmu.Co
oczywiście zrobił. Wybuch rozkoszy oślepił ją, a potem
rozbiegł się po całym ciele iskierkami przyjemności.
Upadłaby, gdyby nie przyciskał jej do ściany i nie
podtrzymywałmocnoramieniemwtalii.Otworzyłazamglone
oczy, ale szybko je zamknęła. Oczy Andrei błyszczały
tryumfalnie.
Och, dlaczego mu na to pozwoliłam? Gdzie się podziała
mojasiławoli?Miałaochotęzapaśćsiępodziemię.Niemam
za grosz dumy, beształa się w myślach. Udowodnił jej, że
miał rację. Nienawidziła go za to, że dał jej taką rozkosz!
Idoskonalezdawałasobiesprawę,żetoabsurd.Cobysięz
nią stało, gdyby rzeczywiście poszli do łóżka? Izzy
stwierdziła, że nie potrafi sobie nawet wyobrazić takiej
rozkoszy. Andrea ujął ją pod brodę i zmusił, by na niego
spojrzała.
–Aniemówiłem?Mieszankawybuchowa–szepnął.
Izzy w końcu zdołała zmusić swe dłonie do działania
w zgodzie z jej ledwie zipiącym rozsądkiem. Odepchnęła
Andreę.
– Skąd wiesz, że nie udaję? – zapytała z wystudiowaną
obojętnością.
Uśmiechnąłsiępobłażliwie,alebezzłośliwości.
– Nie musisz się wstydzić. Pasujemy do siebie, dzięki
czemupółrokuminiejakzbiczastrzelił.
Nacisnął ponownie guzik awaryjny, uruchamiając windę.
Kiedy wysiedli na ostatnim piętrze, gdzie znajdował się jego
prywatny
apartament,
Andrea
otworzył
drzwi
kartą
magnetyczną
i
spojrzał
na
swą
żonę
z
kuszącym
uśmieszkiem.
–Przenieśćcięprzezpróg?
Izzyrzuciłamumrożącespojrzenie.
–Nawetsięnieważ.
ROZDZIAŁPIĄTY
Izzy weszła do apartamentu, a za nią Andrea. Gdy drzwi
sięzanimizamknęły,zadrżała.Bylisami.Wjegomieszkaniu.
Przed chwilą pozwoliła mu na o wiele za dużo, tym samym
zyskał nad nią przewagę. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała
się. Wnętrze urządzono ze smakiem, w subtelnych,
szlachetnych barwach zapraszających do odpoczynku.
Puchaty,
perłowoszary
dywan,
miękkie
sofy
usiane
poduszkami i przytłumione światło kryształowych lamp
tworzyły intymną atmosferę spokoju. Męski charakter
wystrojuprzełamywałykobieceakcenty:wazonyześwieżymi
kwiatami, kaszmirowe narzuty, miękkie aksamitne zasłony
w oknach, za którymi rozpościerał się oszałamiający widok
miasta. Izzy spacerowała powoli, zatrzymując się przy
obrazach zdobiących ściany. Zerknęła ukradkiem przez
uchylone drzwi do sypialni, gdzie zauważyła swoją torbę
spoczywającąnafotelu.Naszłojązłeprzeczucie.
– Gdzie jest druga sypialnia? – rzuciła Andrei badawcze
spojrzenie.
–Niemadrugiejsypialni.
Andreazdjąłmarynarkęirzuciłjąnajednązdwóchkanap
wsalonie.
Izzypoczuła,jakcierpniejejskóra.
–Słucham?Cotozaapartament?Zjednąsypialnią?
–Tociprzeszkadza?–zapytałznieprzeniknionymwyrazem
twarzy.
–Oczywiście!–Umknęławjaknajdalszykątpokoju.Miała
wrażenie,żezachwilęzwściekłościzacznieziaćogniem.
–Powiedziałamci,żeniemamzamiaruztobąspać.Dajmi
oddzielnypokój.–Ujęłasiępodbokiiuniosławysokogłowę.
Andreaniedbalepoluzowałkrawat.
–Obawiamsię,żetoniemożliwe.
– Przecież jesteś właścicielem tego przeklętego hotelu! –
krzyknęła tak piskliwie, że aż zadrżały kryształowe
żyrandole.
Zdawała sobie sprawę, że reaguje jak oburzona dziewica,
co w połączeniu z jej reputacją mogło się wydawać mało
przekonujące, ale nie dbała o to. Krótka przejażdżka windą
wystarczyła,bysytuacjawymknęłasięspodkontroli.
–Żądamoddzielnegopokoju!
Krawat Andrei wylądował na kanapie obok marynarki.
Powoli, metodycznie Andrea rozpiął górne guziki koszuli, co
tylkorozsierdziłoIzzyjeszczebardziej.
– Nie możemy pozwolić, żeby pracownicy zastanawiali się,
dlaczego
ich
szef
i
jego
nowo
poślubiona
żona
zajmująoddzielneapartamenty.
Izzyzaczęłaprzemierzaćniespokojniesalon,byletylkonie
patrzeć na ciemny zarost ukazujący się pomiędzy połami
rozpiętej śnieżnobiałej koszuli. Musiała wziąć się w garść,
stawićopór,aniegapićsięjakopętanażądząseksoholiczka.
Na pewno rozkoszował się każdą sekundą jej paniki.
Zachowywał
godny
pozazdroszczenia
stoicki
spokój.
Przypominał jej kocura, który zapędził mysz w kozi róg
iterazzabawiałsięnią,czekającnaodpowiednimoment,by
sięnaniąrzucić.Niezamierzałamustwarzaćodpowiednich
warunkówdoataku.
– Jeśli myślisz, że będę spała z tobą w jednym łóżku, to
chyba
postradałeś
zmysły.
Dotknij
mnie,
a
zacznę
krzyczeć tak głośno, że popękają szyby w oknach. W całym
hotelu.
Andreazaśmiałsię.Nisko,zmysłowo.
– Lubię, jak w sypialni nie jest cicho. Im głośniej, tym
lepiej.
Izzyodwróciłasiędoniegoplecami.Postanowiła,żenieda
mu się sprowokować. Droczył się z nią, a ona reagowała jak
małe dziecko. Potrzebowała innej strategii, musiała go
przechytrzyć. Myśl, dziewczyno! Trzy głębokie oddechy
imogłastawićmuczoło.
–Okej,wygrałeś.Będziemyspaćrazem.Ostrzegamjednak,
żestraszniesięwiercę.
TwarzAndreipozostałaniewzruszona.
–Możeudamisiępomóccisięzrelaksowaćibędzieszspać
spokojniej?–odparłgładko.
Odwróciła
się
szybko
tyłem
do
niego,
by
nie
zauważył rumieńców, które natychmiast wykwitły na jej
policzkach. Złościł ją i podniecał równie mocno. Jak on to
robił?Idlaczego?
–Wezmęprysznic.
Skierowałasiędołazienkiprzylegającejdosypialni.
–Acozkolacją?–zapytał.
–Niejestemgłodna.
–Może,jaksięodświeżysz,zmieniszzdanie.Zamówięcoś.
WodpowiedziIzzyzamknęłazasobąztrzaskiemdrzwido
sypialni.Oparłasięonieiodetchnęła.Niemiałapojęcia,jak
przetrwa te noc. To jak zamknąć zakupoholiczkę w centrum
handlowymiwymagać,bynicniekupiła.Czułasiębezradna,
niewiedziała,cosięstałozjejsilnąwoląideterminacją.
Zamknęła się w marmurowej łazience, z prysznicem tak
ogromnym,żepomieściłobysięwnimcałejejwynajmowane
mieszkanie. Wdychała głęboko zapach egzotycznych olejków
kąpielowych i powoli się uspokajała. Zauważyła stosy
miękkich ręczników i buteleczek z kosmetykami. Na ścianie
dostrzegładwapuchateszlafroki.Ciekawe,ktoostatniomiał
nasobietenmniejszy?Napewnonieraznocowałytukobiety,
pomyślałaponuro.
Czymprędzejzrzuciłaubranie,weszłapodstrumieńciepłej
wody i pozwoliła, by spłynął z niej cały stres. Kilkanaście
minut później miała już na sobie piżamę i szlafrok,
awysuszonepospieszniewłosyzwiązałaniedbalewwęzełna
czubkugłowy.Niestarałasię,boniemiałakutemupowodu.
Nie była jednym z kociaków Andrei. One zapewne nawet po
przebudzeniuwyglądałyjakzżurnala.
Izzy wyszła z łazienki, przeszła do saloniku, gdzie na stole
czekała kolacja, nietknięta. Przeszła się pospiesznie po
apartamencie,alenigdzieniebyłośladuAndrei.Niezostawił
jej nawet żadnego liściku, nie przysłał choćby esemesa
z wyjaśnieniem. Jeśli tak mu zależało na zachowaniu
pozorów,togdziesiępodziewał?
Podniosła pokrywę jednego z naczyń i uśmiechnęła się
błogo. W wiaderku z lodem chłodził się szampan, obok
czekały deser, owoce i talerz serów. Podnosiła kolejne
pokrywki, odkrywając zimne i ciepłe przystawki, a nawet
ostrygi! Nagle zrobiło jej się słabo z głodu. Zerknęła
niepewnie na telefon, zastanawiając się, czy powinna
spróbować
się
jakoś
skontaktować
z
Andreą,
ale
zrezygnowała. Nie chciała, by pomyślał, że ożenił się
z
podejrzliwą
zazdrośnicą,
której
zależy
na
jego
towarzystwie. I tak miał ją w garści – zrezygnowała
z mieszkania, przeprowadziła się do jego hotelu, pozwoliła,
by przejął wszystkie jej opłaty, jakby miała pięć lat i nie
potrafiła sama o siebie zadbać. Odłożyła telefon z ciężkim
westchnieniem.
Nie mogła się teraz stawiać Andrei, bo nie chciała stracić
szansy na wykupienie domu dziadków. Na razie musiała
się zadowolić hojnym kieszonkowym. Na szczęście obecni
właścicielenieruchomościzgodzilisiępoczekaćpółrokuinie
wystawiaćwtymczasiedomunasprzedaż.Oznaczałoto,że
moglizażądaćodniejwłaściwiekażdejceny,bowiedzieli,jak
bardzo jej zależy na zakupie. Trudno, nie miała wyjścia.
Najważniejsze, że zyska szansę na uczczenie pamięci matki
ibratapoprzezodzyskaniedomu,wktórymbyliszczęśliwi.
Andrea siedział w swym gabinecie na pierwszym piętrze
hoteluistarałsięskupićnapracy.Niemiałdozrobienianic
tak pilnego, że nie mogłoby poczekać do rana, ale musiał
nieco ochłonąć, z dala od Izzy. Po przejażdżce windą
czuł się jak napalony nastolatek, a to stanowiło już poważne
niebezpieczeństwo. W jego żyłach płynął ogień, co groziło
katastrofą.Niepotrafiłmyślećoniczyminnym,marzył,byją
posiąść,usłyszeć,jakwuniesieniuwykrzykujejegoimię.
Tyle lat trzymał w ryzach to pragnienie, zapracowywał
się na śmierć, by nic nie czuć. Zdobył fortunę, o jakiej
większość śmiertelników może jedynie pomarzyć. A teraz
zastanawiałsię,czyichmałżeństworzeczywiściemusiałobyć
„białe”? Dlaczego nie mieliby zaspokoić swoich żądz, skoro
pragnęli tego samego? Nie zamierzał jednak błagać Izzy ani
do niczego jej zmuszać, mógł poczekać, aż sama do niego
przyjdzie.
W
windzie
przekonał
się,
że
nie
będzie
musiał
czekaćdługo.Opierałamusięjedyniedlatego,żesiedemlat
temuodrzuciłjejnastoletniezaloty.Nieprzyszłomutołatwo,
ale wiedział, że próbowała go uwieść, by skłócić go
z Benedictem. Skrywał swe uczucia pod maską cynizmu, ale
wewnątrz
płonął.
Teraz
Izzy
była
już
dorosłą,
namiętną kobietą i Andrea nie widział powodu, by nie mogli
zaspokoić swych potrzeb. Zamknął laptop i uśmiechnął się.
Tak.TeraztojużtylkokwestiaczasuiIzzybędziejego!
Izzy zjadła tak dużo, że musiała się położyć. Nie chciała
jednak, by Andrea pomyślał, że na niego czekała… Nie
chciała się z nim kochać! To znaczy, myślała o tym całkiem
często, właściwie bez przerwy… Incydent w windzie tylko
rozbudziłjejapetytnawięcej.Chciałapoczućjegodłoniena
swymciele,poczućgowsobie,głęboko.Byłapewna,żetym
razemniemusiałabysięznieczulaćalkoholem,byzdobyćsię
nakontaktfizyczny,niemusiałabyudawać,bynienarazićsię
naetykietkęoziębłejalbodziwaczki.PrzyAndreipłonęłajak
pochodnia. Wystarczyło, że wsunął udo pomiędzy jej kolana,
by po raz pierwszy doświadczyła orgazmu z mężczyzną.
Oszałamiającego orgazmu. Co wydarzyłoby się gdyby się
kochali? Uprawiali seks, poprawiła się szybko w myślach.
Zwinęła się w kłębek na jednej z kanap i przykryła jednym
z kaszmirowych kocy. Powinna przestać myśleć o seksie,
miłości, Andrei, jego dłoniach, ustach, języku… Włączyła
telewizor, by zająć czymś udręczony umysł, ale nie potrafiła
się skupić. Przymknęła oczy, tylko na chwilę, cały czas
nasłuchująckrokówAndrei…
Andrea wszedł do apartamentu i zastał Izzy śpiącą
smacznie na kanapie. Miała na sobie szlafrok, który
rozchylił się, odsłaniając rozkosznie długie nogi i wąskie
stopy z paznokciami pomalowanymi na jaskrawoniebiesko.
Kilkapasmwłosówwymknęłosięzkoka,któryzawiązałana
głowie, a jej twarz zaróżowiła się od snu. Wyglądała jak
śpiąca królewna. Zawsze uważał ją za piękną, ale bez
makijażu i z rozczochranymi włosami wyglądała jak anioł
zrenesansowegoobrazu.Promiennainiewinna.
Podszedłbliżej,alenawetniedrgnęła.Poprawiłkoc,który
zsunął się z jej nóg, odgarnął włosy opadające na twarz.
Pachniała aromatycznym olejkiem, który sam wybrał jako
sztandarowy zapach dla swej sieci hoteli. Izzy mruknęła
przez sen i wtuliła głowę głębiej w poduszkę. Troszkę go
rozczarowało,żesięnieobudziła,gdywszedłdosalonu.Nie
zdawał sobie sprawy, jak bardzo się cieszył na kolejną
potyczkę.Uwielbiał,gdypokazywałarogi,anawetgroziła,że
go nimi rozpruje, zabijała go wzrokiem, rzucała w niego
inwektywami jak sztyletami. A najwięcej przyjemności
sprawiało mu prowokowanie jej i obserwowanie, jak się
rumieni, a jej oczy zaczynają płonąć gniewem. Nienawidziła
go
i
pragnęła
równie
mocno,
co
podniecało
go
niewiarygodnie. Już chciał się odsunąć, gdy nagle otworzyła
oczy.
–Corobisz?–mruknęłapodejrzliwie.
–Przykryłemcinogikocem.
Usiadła szybko, niezdarnie poprawiając rozchełstany
szlafrok.
–Jadłeś?–Zerknęłanastółizarumieniłasię.–Okazałosię,
że jednak byłam głodna, więc musisz sobie chyba
cośdomówić.
Andreasięgnąłpopełnąbutelkęszampanachłodzącąsięw
kubełku.
–Chcesztrochę?
– Może cię zaskoczę, ale nie jestem w nastroju do
świętowania–odparłakwaśno.
Odkorkowałwino,poczymnalałperlistegopłynudodwóch
kieliszków.
– A powinnaś świętować. Właśnie zostałaś bardzo bogatą
młodąkobietą.
Jej oczy błysnęły gniewnie, ale przyjęła kieliszek. Przez
moment wydawało mu się, że rzuci w niego szkłem.
Zaskoczyła go nie po raz pierwszy – stuknęła kieliszkiem
wjegokieliszek.
– Pod warunkiem, że wytrzymamy ze sobą pół roku. –
Skrzywiła się lekko. – Skąd mam wiedzieć, czy nie
przeprowadzisz sabotażu i nie odejdziesz ode mnie przed
czasem? Sam powiedziałeś, że to ja mam najwięcej do
stracenia.
Andreapogłaskałjąpopoliczku.
–Będzieszmusiałamizaufać,kochanie.
Odsunęła jego dłoń, jakby odganiała natrętną muchę,
prawieprzytymrozlewającszampana.
– Przestań mnie dotykać – zirytowała się. – Nie mogę
myśleć, kiedy to robisz. I nie wysilaj się z tym „kochanie”,
nikt nas nie słyszy. To jest niepotrzebne i strasznie
denerwujące.
– Denerwuje cię przede wszystkim to, że sprawia ci
przyjemność, gdy się tak do ciebie zwracam. W ogóle
udajesz, że cię denerwuję, bo jesteś zbyt dumna, by
przyznać,żepotrafięcisprawićprzyjemność.
Izzyodstawiłagłośnokieliszeknastół.
–Idędołóżka.Iniepotraktujtegojakozaproszenia.
Andreaodstawiłswójkieliszek,podszedłdoniejizłapałją
zarękę,zanimzdążyłaodejść.
– Nie wykorzystam sytuacji, Isabello. Obiecuję, że
będziemysiękochaćtylkowtedy,gdysamadaszmiznać,że
tegopragniesz.Dajęcisłowo.
Niepróbowałasięwyrywać,ajejtwarzzłagodniałanieco.
– Nadal nie wiem, dlaczego to robisz. Dlaczego chciałeś
sięzemnąożenić?Tobezsensu…
Trzymał ją za rękę i masował wierzch jej dłoni kciukiem,
patrzącjejgłębokowoczy.
– Zależy mi na przejęciu pewnego hotelu. Wszystko idzie
świetnie, ale niestety nastoletnia pasierbica właściciela
zadurzyła się we mnie. Pomyślałem, że uniknę niezręcznej
konfrontacji,jeślibędęmiałwymówkęwpostaciżony.
Izzywyglądała,jakbyjązemdliło.
– Szkoda, że nie wpadłeś na ten pomysł siedem lat temu,
kiedytojaciępróbowałam…–niedokończyła.
– Wiedziałem, że zależy ci jedynie na skompromitowaniu
ojca.Zresztąbyłaśzamłodanapoważnyzwiązek.
Izzyprzygryzławargęiopuściławzrok.
– Ojciec zawsze sprawiał, że czułam się niewystarczająco
dobra…głupiaibezużyteczna–wyznałagorzko.
Andrea nie wiedział, co myśleć. Czy mówiła o człowieku,
którego
podziwiał
za
zmysł
do
robienia
interesów
idziałalnośćcharytatywną?
–Benedict?–upewniłsię.
Zabraładłonieiodsunęłasię.Wjejoczachdojrzałból.
–Niechcęonimrozmawiać.Nieztobą.
–Dlaczegoniezemną?
Odwróciławzrok.
–Bominieuwierzysz.
Andrea zdawał sobie sprawę, że Benedict posiadał także
cechy nieco mniej szlachetne, dlatego, zwłaszcza przez
ostatniedwalata,trzymałsięodniegonadystans.Skuteczny
biznesmen nie radził sobie zbyt dobrze ze skomplikowanym
emocjonalnie zadaniem wychowania zbuntowanej nastolatki.
Zdrugiejstrony,Andreaznałichrelacjęjedyniezopowiadań
swegodobroczyńcy,nigdyniepoznałwersjiIzzy.
– Powiedz mi, proszę, bardzo chciałbym zrozumieć,
dlaczegouważasz,żeojcieccięniecenił.
Spoglądałananiegopodejrzliwie,czujnie.
– Dlaczego to dla ciebie ważne? Przecież uważasz, że
jestem rozpieszczoną księżniczką, która nie docenia
poświęcenia ojca. To jak gadać do ściany. Założę się, że
wysłucha mnie bardziej obiektywnie, a już na pewno nie
będzieoceniać.
Niezdziwiłagojejreakcja.Musiminąćtrochęczasu,zanim
mu zaufa. Obawiał się tylko, że w przeszłości wyciągnął
pochopne wnioski co do jej zachowania i nie zadał sobie
trudu, by się dowiedzieć, jak Izzy postrzega swą relację z
ojcem.Skupiałsięjednaknaunikaniujej…
– Przykro mi, że tak uważasz – powiedział. – Twój ojciec
potrafiłbyćniecotrudny,zwłaszczagdypozwalałsięponieść
entuzjazmowi… Z drugiej strony stracił żonę i syna,
współczułem
mu
bardzo,
co
mogło
pozbawić
mnie
obiektywnejocenyjegoosoby.
Izzywestchnęłaciężko,alerozluźniłasięnieco.
– Przy ludziach zachowywał się jak ojciec roku, ale gdy
zostawaliśmy sami, cały czas mnie beształ, porównywał do
idealnego brata, któremu oczywiście nie miałam szansy
dorównać. Byłam albo za gruba, albo za chuda, albo zbyt
nieśmiała, albo zbyt bezczelna – miał całą listę zażaleń.
Nigdyniebyłzadowolony.Nigdy.
Andrea pamiętał, jak Benedict tracił cierpliwość w obliczu
ludzkiej głupoty i szanował jedynie ludzi zdolnych do
sprostania jego wyśrubowanym wymaganiom. Próbował
sobie teraz przypomnieć sytuacje, w których widział ojca
i córkę razem. Ona się buntowała, sprzeciwiała jego
zasadom, a on zawsze wydawał się niezmiernie cierpliwy
w obliczu jej braku posłuszeństwa. Czyżby Benedict zdołał
wszystkich zmylić? Andrea wiedział z doświadczenia, jak
dwulicowi potrafili być ludzie. Jego własny ojczym
w towarzystwie zachowywał się czarująco, a gdy nikt nie
patrzył,zamieniałsięwpotwora.
– Isabello… – zaczął, choć nie miał pojęcia, jak
ją przeprosić. Czy to wystarczy? Teraz, po tylu latach?
Wątpił…–Mamwrażenie,żemówiszokimśinnym…
– Wolisz wierzyć jemu niż mnie, prawda? – Nie wyglądała
nazdziwioną,takjakbyjużprzywykła,żeniktjejniesłucha.
– Nie, chcę usłyszeć twoją wersję. I zrozumieć, dlaczego
taktrudnocibyłogokochać.
Nagle jej oczy wypełniły się łzami. Zdał sobie sprawę, że
nigdyniewidziałjejpłaczącej,nawetnapogrzebieojca.
–Możedlatego,żeonniekochałmnie?
Starłzjejpoliczkałzę,którawymknęłasięspodpowieki.
–Aletymimowszystkogokochałaś,prawda?
Zamrugała szybko, by ochłonąć, jakby żałowała, że
pozwoliła,byemocjewymknęłyjejsięspodkontroli.
– Znałeś go jako biznesmena i mentora, filantropa, ale nie
jakoojca–odpowiedziaławymijająco.
Andrea ponownie wrócił pamięcią do sytuacji, w których
widział Izzy i Benedicta razem, ale tym razem ujrzał ich
w innym świetle. Czy gdy Benedict zachowywał spokój
w obliczu jej wybryków, wykazywał się wyjątkową
cierpliwością czy też… obojętnością? A może wiedział, że
rozprawi się z córką później, bez świadków? Gdy Benedict
dotykał córki, sztywniała, co Andrea zawsze interpretował
jakoprzejawjejpogardy.Ajeśliwzdrygałasię,bojegodotyk
niósłcierpienie?Benedictwielokrotniepodkreślał,jakbardzo
zachowanieIzzygorozczarowywałoiraniło.Czytomożliwe,
że w ten sposób mydlił swemu protegowanemu oczy, by
ukryćprzednimiprzedświatembrzydkąprawdę?
–Maszrację–odezwałsiępochwilimilczenia.–Alewiem,
żenigdyniepogodziłsięześmierciąHamisha.
– Nie twierdzę że był niezdolny do miłości. Kochał mojego
brata, co zresztą stanowiło część problemu. Kochał go tak
bardzo, że dla mnie już mu nie starczyło miłości. W jego
oczach, jako dziewczyna bez wybitnych talentów, byłam
porażką.Wielką,żenującąporażką.
Andreapołożyłdłonienajejramionach.
–Powiedziałtak?
Izzy zacisnęła mocno usta, jakby nie była pewna, czy
powinnabrnąćdalej.Wreszciewestchnęłagłęboko.
– Chciałam się na nim zemścić, więc zachowywałam
się okropnie. Wiem, że to głupie. W dodatku wszyscy mu
współczuli, bo znosił moje wybryki z anielską cierpliwością,
przynajmniejprzyinnych.
Andreapoczułuciskwżołądku.DałsięzwieśćBenedictowi.
Byłomuwstyd.Ktojaknieon,ofiarasadystycznegoojczyma,
powinien
był
przejrzeć
lukrowaną
fasadę
swojego
dobroczyńcy?
–Agdyjużzostawaliściesami?
–Niekrzyczałnamnie,bogosposiaalboogrodnikmogliby
usłyszeć. Zamykał drzwi i bardzo cichym i niezwykle
bezlitosnym tonem mówił mi, co o mnie myśli, a jego oczy
prawiewychodziłyzorbitztłumionejzłości.Kończyłzawsze
taksamo:„Wolałbym,żebyśtotyumarła,anieHamish!”.
Andrea zawsze schlebiał sobie, uważając się za świetnego
znawcę ludzkich charakterów, więc przyznanie się do tak
niewybaczalnej
pomyłki
zabolało
go
dotkliwie.
Został wystrychnięty na dudka przez człowieka, którego
podziwiałiktóremutylezawdzięczał.
– Czy kiedykolwiek posunął się do… przemocy? – zająknął
sięnatymznienawidzonymsłowie.
– Tylko raz. Spoliczkował mnie. Miałam wtedy czternaście
lat, moja matka właśnie zmarła na raka. I, o ironio, uderzył
mnie, bo powiedziałam mu mniej więcej to samo, co on
zawsze mi mówił, że wolałabym widzieć w trumnie jego, nie
ją. Nigdy więcej mnie nie uderzył, ale w powietrzu zawsze
wisiałagroźbaponownegociosu…
Andrea miał ochotę umrzeć ze wstydu. Powinien
byłwcześniejsięzorientować,żewrodzinieByrne’ówźlesię
działo. Benedict przygarnął go wkrótce po śmierci syna.
Andrea był w tym samym wieku co zmarły chłopak, więc
często zastanawiał się, czy jego benefaktor poświęciłby mu
tyleczasuiuwagi,gdybyniestraciłsyna.
– Przykro mi, że doświadczyłaś takiego traktowania z rąk
człowieka, który powinien był cię kochać i chronić. Znałem
twojegoojcajakohojnegofilantropa,alezdajęsobiesprawę,
że wszyscy mają też mroczniejszą stronę. On świetnie
ukrywałswoją.
–Wierzyszmi?–zapytałaniepewnie.
Domyśliłsię,żestraciłajużdawnonadzieję,żektokolwiek
jej uwierzy. Czy zwierzyła się komuś w przeszłości i została
zlekceważona?Amożenawetniepróbowała,przekonana,że
zostanieuznanazakłamczuchę?
– Wierzę. Wydawało mi się, że znam twojego ojca, ale
kiedyś w moim życiu był ktoś, kto również miał dwie twarze
i nikt by nie uwierzył, do czego był zdolny za zamkniętymi
drzwiami własnego domu. Dlatego strasznie mi przykro, że
się nie zorientowałem, przez co przechodzisz. Próbowałbym
znimotymporozmawiać,jakośnaniegowpłynąć.–Odstawił
ichkieliszkiiująłjązaręce.
Izzyprzypatrywałasięichsplecionymdłoniomioddychała
ciężko.
–Mamęteżtraktowałokropnie,ajejbrakowałoodwagi,by
mu się postawić. Pokornie znosiła jego okrutne uwagi
i pogardliwe lekceważenie, co doprowadzało mnie do szału.
Obiecałamsobie,żeniepozwolę,żebymnieteżzniszczył.Ale
chybaniechcącyprzyokazjizmarnowałamsobieżycie.
Teraz zrozumiał, dlaczego Izzy tak rozpaczliwie broniła
się przed małżeństwem z nim – postawił ją w sytuacji bez
wyjścia, osaczył. Nic dziwnego, że walczyła z nim jak
znajgorszymwrogiem…
– Nie wiem co powiedzieć, strasznie mi przykro. Twój
ojciec nie miał prawa was tak traktować. Jestem w szoku.
I okropnie mi wstyd, że niczego nie zauważyłem. Nie wiem,
czy to jakieś pocieszenie, ale przynajmniej nie zostawił cię
bez grosza, nawet jeśli obwarował testament trudnymi do
zaakceptowaniawarunkami.
TwarzIzzyspochmurniałajeszczebardziej.
– W tym rzecz. Nie spodziewał się, że zdołam spełnić jego
warunki.Znałmojezdanieoinstytucjimałżeństwa.Wiedział,
żeniechcęrezygnowaćzwolności.Dlategotozrobił.Wolał,
by jego majątek, którego większa część i tak pochodziła od
rodziny mojej mamy, przypadł odległemu krewnemu
uzależnionemuodhazardu.Tochybanajlepiejpodsumowuje
jegostosunekdojedynejcórki.
Andrea nie mógł sobie darować, że przymykał oczy na
zachowanie Benedicta, prawdopodobnie ze współczucia
iwdzięczności.Biedakstraciłsyna,żonę,aprzecieżrobiłtyle
dobrego, zwłaszcza dla swego podopiecznego – w zasadzie
uratował mu życie! Dlatego Andrea wolał przypisywać winę
Izzy,choćbyłatylkodzieckiem…
Andrea czuł, jak wstyd i gniew podchodzą mu do gardła
gorzkąfalą.OżeniłsięzIzzyzzamiaremujarzmieniajej,jak
płochliwego konia, ale teraz ten pomysł wydawał mu
siębezczelnyibezduszny.Zrozumiałjednakjedno–niemógł
skonsumowaćichmałżeństwa,niepotym,czegosięwłaśnie
dowiedział. Przekroczyłby granicę, nie tylko jeśli chodzi
o kontakt fizyczny, ale także emocjonalny. Nigdy nie
angażowałsięuczuciowowzwiązkizkobietami.Więcnawet
jeślimiałobygotozabić,zamierzałtrzymaćręceprzysobie.
Iwytrzymaćtakpółroku,byIzzymogładostaćto,cojejsię
należałoodojca.
–Zapiswtestamencietwojegoojcaniepodobałmisię,ale
uznałem,żeniemamprawasięwtrącać.
–Niepodobałcisię?–zapytałazpowątpiewaniem.
– Obawiałem się, że wyjdziesz za byle kogo, byle tylko
mająteknieprzepadł.Itrafisznadrania,którycięskrzywdzi.
–Dlategozgłosiłeśsięnaochotnika?
Andrea puścił jej dłonie i odsunął się. Musiał przestać jej
dotykaćprzykażdejsposobności.Ręceprzysobie,ręceprzy
sobie, powtarzał w myślach jak zaklęcie. Gdyby tylko jego
ciałochciałosłuchaćrozumu…Prawdęmówiąc,niewiedział
dlaczego zaproponował Izzy małżeństwo. Zmusił ją do
małżeństwa, poprawił się w duchu i skrzywił z niesmakiem.
Ale na samą myśl, że wyszłaby za mąż za kogokolwiek
innego,robiłomusięniedobrze.
– Miałem ci właśnie zaproponować półroczny romans
zamiastbiałegomałżeństwa,alepotym,comipowiedziałaś,
wiem,żetokiepskipomysł.
Wyglądałanazszokowaną.Iprzerażoną.
–Chybaniechceszzrezygnować?!
– Nie, oczywiście, że nie – uspokoił ją. – Ale nie będę
nalegałnanicwięcejniżmałżeństwonapapierze.
ROZDZIAŁSZÓSTY
„Małżeństwo
na
papierze”.
Przeszyło
ją
bolesne
rozczarowanie, choć powinno jej ulżyć. Z drugiej strony jej
serce przepełniała wdzięczność – uwierzył jej! Spodziewała
się, że kierowany lojalnością wobec swego dobroczyńcy
Andreaniezechcejejnawetwysłuchać.Ajednak.Wysłuchał
jej, a nawet pocieszał, gdy emocje wzięły górę. Nadal
uważała go za swojego największego wroga, zbyt długo
odgrywałwjejżyciutęrolę,byteraznaglezmieniłazdanie.
Ale nienawidziła go jakby odrobinę mniej. Rozważała nawet
możliwość skorzystania z nieznośnej skądinąd sytuacji, by
zaznaćodrobinęprzyjemności,skorojużsiętakniefortunnie
złożyło, że tylko Andrea potrafił obudzić w niej pożądanie.
Aterazonzmieniłzdanie.„Tylkonapapierze”.
Samaniewiedziała,cootymmyśleć.Dlaczegonieskakała
ze szczęścia? Za pół roku dostanie spadek, a z nim
upragnioną wolność. Nie będzie jednak miała Andrei. Nie
doświadczy
namiętnej,
ognistej
miłości,
zachłannych
pocałunków i niebiańskich pieszczot. Nigdy się nie dowie,
jakie to uczucie spędzić noc w jego ramionach, czuć go
w sobie. Izzy owinęła się ciaśniej szlafrokiem, żeby
zająć czymś ręce. Miała ochotę powiedzieć mu, żeby się nie
wygłupiał i nie udawał świętego. Była gotowa błagać go, by
sięzniąkochał.
–Widzę,żeprzemyślałeśtodokładnie–bąknęła.
–Tak,iuważam,żetojedynewyjście–stwierdziłzmocą.
Izzy podniosła swój nadal pełny kieliszek i upiła łyk
szampana.
–Gdybyśwcześniejznałprawdęomoimojcu,ożeniłbyśsię
zemną?
Andreasięgnąłposwójkieliszekibawiłsięnim,jakbyion
chciałczymśzająćręce.
– Rozważałem złożenie ci tej propozycji już trzy miesiące
temu,aleostateczniepostanowiłempoczekać.
– Aż będę wystarczająco zdesperowana – dodała gorzko
Izzy.
Andreauśmiechnąłsięprzelotnie.
– Nie rozumiem, co się stało z kawalerami w Londynie,
jużdawnoktóryśpowiniencięusidlić.
Izzyskrzywiłasię.
–Niezaglądaszdointernetu?Nieczytaszbrukowców?Nie
jestem materiałem na żonę. Flirtują ze mną, a żenią się
zporządnymidziewczynami.
PrzeztwarzAndreiprzemknąłcień.
–Niezamężnekobietymająprawoflirtować,zkimzechcą,
ilezechcą,taksamojakwolnimężczyźni.
– Czy dobrze cię zrozumiałam? Nie zamierzasz mnie
osądzaćzamojąprzeszłość?–Izzyniekryłazdziwienia.
Spojrzałjejprostowoczy.
– A ile z opisów twojej burzliwej przeszłości to bzdury
wyssanezpalcaprzezpismaków?
Wzruszyłaramionami,byukryć,jakbardzobyłaporuszona.
Naprawdęniewierzyłwewszystkieokropnościprzypisywane
jej przez brukowce? I dlaczego właściwie dała się
wmanewrować w tę rozmowę? Może dlatego, że jakaś jej
część pragnęła, by poznał prawdę, by przestał nią
pogardzać?
–Zgadnij.
– Jeśli to, co wypisują o mnie, może służyć za wskazówkę,
to raczej większość. – Nie spuszczał z niej wzroku. – Mam
rację?
Izzyprzezchwilęwmilczeniuobracałakieliszekwdłoni.
– Na początku sama próbowałam wywołać skandale.
Chciałamskompromitowaćojca,zawszelkącenę.Zazwyczaj
pozwalałam się fotografować, jak wytaczam się nad ranem
z jakiegoś klubu. Łatwizna. Wystarczyło, że wyglądałam na
trochę
„sfatygowaną”.
Szybko
zyskałam
reputację
wykolejonej imprezowiczki, choć rzeczywistość była mniej
ekscytująca.
Andreawyglądałnazmartwionegoiskonfundowanego.
– A na tamtym przyjęciu bożonarodzeniowym, gdy miałaś
osiemnaścielat,byłaśpijana,czytylkoudawałaś?
– Nie pijana, trochę podchmielona, jak zresztą zawsze na
tych
przyjęciach.
Tylko
w
ten
sposób
mogłam
jakoś przetrwać to całe przedstawienie z moim ojcem w roli
„tatusiaroku”.Byłamgłupia,zaszkodziłamgłówniesobie.
Pogłaskałjąporamieniu.
– Reputację można z czasem odbudować. Ważne, żebyś ty
siebie szanowała. Nie masz wpływu na to, co ludzie sobie
myślą.
Czy Izzy siebie szanowała? Nie miała pewności, czy
zasługujenaszacunek.Całedzieciństwosłyszała,żeniejest
wystarczająco dobra, aż w końcu w to uwierzyła. Jej dusza
była posiniaczona, brak wiary w siebie bolał dotkliwie przy
każdejkolejnejporażce.
–Chybapowinnamnadtympopracować.
Ujął ją pod brodę i zajrzał głęboko w oczy. Ale gdy jego
wzrok ześlizgnął się na jej usta, przełknął nerwowo i szybko
zabrałrękę.
–Śpijwłóżku.Jasiępołożęnasofie.
Nadal czuła mrowienie w miejscu, gdzie jej dotykał,
i rozczarowanie, że jej nie pocałował. Powietrze aż iskrzyło
odnapięcia.
–Andrea?–Jejgłoszabrzmiałmiękko.
TwarzAndreistężała.
–Musimysięzachowaćrozsądnie,Isabello–pouczyłją,jak
sierżantkadeta.
– Rzeczywiście, to bardzo rozsądne, żeby prawie
dwumetrowy mężczyzna spał na sofie – odparowała. – Na
pewno damy radę spać w jednym łóżku i trzymać ręce przy
sobie.Miejscawystarczy.
–Uwierzmi,tozłypomysł–uciąłsucho.
–Cozzachowaniempozorów?Pokojówkazorientujesię,że
nieśpimyrazem,żetylkoudajemymałżeństwo.
Andreamiałminę,jakbyprzewidziałwszystko.
–JutropolecimydoPositano,domojejwilli,gdziebędziemy
mogli czuć się swobodnie. Moja gosposia jest dyskretna, nie
piśnie ani słowa, nawet jeśli zamieszkamy w oddzielnych
pokojach.
–Alemojestudia,praca…?Muszępowiadomićszefa…
– Wszystko załatwiłem – odpowiedział spokojnie. – Prosił,
żeby ci przekazać życzenia powodzenia na nowej drodze
życia.Astudiowaćmożeszwszędzie,przezinternet,prawda?
– Rzeczywiście pomyślałeś o wszystkim. – Nie chciała
zabrzmieć tak cynicznie, ale znowu czuła, że sytuacja
wymyka jej się spod kontroli. Nie przywykła do tego, ale
z drugiej strony, gdzieś w głębi duszy podobało jej się, że
ktośsięniąopiekuje.
Andrea dolał sobie szampana. Podejrzewała, że po prostu
chciał zająć czymś ręce. Zazwyczaj nie pijał alkoholu, co,
musiałaniechętnieprzyznać,podziwiała.
–Kładźsięjuż,Isabello–mruknął.
–Dlaczegozawszezwracaszsiędomniepełnymimieniem,
aniejakwszyscy:Izzy?
Spojrzałnaniąznadbrzegukieliszka.
–Topiękneimię,eleganckieiszlachetne.Wyrafinowane.
Izzyparsknęła.
–Niktbymnieraczejtaknieopisał.
– Jesteś dla siebie zbyt surowa. – Jego miękki głos ślizgał
siępieszczotliwiepojejrozpalonejskórze.
Uśmiechnęłasięztrudem.
–Pójdęjużspać,tobyłwyczerpującydzień.
Znalazła się już prawie przy drzwiach, gdy jego głos ją
zatrzymał.
– Wolałabyś bardziej odświętną ceremonię? Jesteś
rozczarowana?–zapytał.
Odwróciłasię,zaskoczona.NatwarzyAndreimalowałosię
szczere,alenieprzesadnezainteresowanie.
– Nigdy nie planowałam wyjść za mąż, dlaczego więc
miałabymsięczućrozczarowana?
Skinął głową, jakby jej odpowiedź go przekonała, ale
w jego wzroku dostrzegła powątpiewanie. Ich ślub,
choćczystoformalny,zmieniłcoświchrelacji.Niepotrafiła
już go tak nienawidzić, zwłaszcza gdy się okazało, że jego
najlżejszy dotyk budził do życia całe jej ciało. Musiała
trzymać go na dystans, nie dopuścić do swego serca, jeśli
chciała przetrwać te pół roku i nie skończyć ze złamanym
sercem.
Pomimo emocjonalnego wyczerpania Izzy zdołała zasnąć.
Za to Andrea następnego ranka wyglądał, jakby przez całą
noc nie zmrużył nawet oka. Jego szczękę pokrywał cień
zarostu, oczy miał podkrążone, a włosy w nieładzie.
Wstałpowolizkanapyipomasowałsobiekark.
– Wyspałaś się? – zapytał, krzywiąc się, gdy odsunęła
ciężkiezasłony,bywpuścićdośrodkaświatło.
–Napewnolepiejniżty.
Izzy podniosła koc, który spadł na podłogę, złożyła go
starannie, ale nie odłożyła na miejsce. Był nadal ciepły
ipachniałAndreą.
–Zrobićcikawę?–zaproponowała.
–Niemusiszmiusługiwać–burknął.
Natychmiast zrobiło jej się przykro. Odłożyła koc
iwyprostowałasiędumnie.
–Zawszejesteśtakinieprzyjemnyrano?
–Jeszczegorszy.
Uniosławysokobrwi.
– Nawet po upojnej nocy? – wymknęło jej się. Od razu
pożałowała,żenieugryzłasięwjęzyk.
–Zazwyczajranojestemjużsaminikomunieprzeszkadza
mójpodłynastrój.
– Czyli nie masz w swoim repertuarze kolacji ze
śniadaniem?–Niekryładezaprobaty.
–Nie–odpowiedziałzdecydowanie.
Ciekawa była, dlaczego tak stanowczo obstawał przy tej
akuratzasadzie.
–Czytojakieśniepisaneprzykazanieplayboyów?Żadnych
czułościoporanku?
Andrea uśmiechnął się drapieżnie, ale jego oczy pozostały
pochmurne.
– Wolę nikogo nie zwodzić. Seks to tylko seks, a nie
obietnicawiecznejmiłości.
– A jeśli spotykasz się z kimś przez dłuższy czas, kilka
tygodni,amożenawetmiesięcy?–dopytywała.
– Nie. Nie dopuszczam do sytuacji, które wprowadzałyby
zamęt i stwarzały fałszywe wrażenie bliskości. Dzięki temu
niktpóźniejniecierpi.
Izzyprzyglądałamusięprzezchwilę.
– Zastanawiam się, z jakimi kobietami się spotykałeś. Nie
chciałabymsięumawiaćzmężczyzną,któryniechcesięrano
obudzić obok mnie. Gdyby zaraz po seksie kazał mi wyjść,
poczułabymsięurażona,itobardzo.
–Zawszeimtohojniewynagradzam.
–
Kwiatami?
Czekoladkami?
Biżuterią
dostarczoną
następnegorankadodomu?
–Niebiżuterią.
–Dlaczego?
–Botozbyt…osobistyprezent.
Izzy zajęła się parzeniem herbaty. Nie chciała myśleć
o kobietach, z którymi spotykał się Andrea. Ani o tym, że
kupiłjejpięknypierścionekzdiamentemiszafirami,anajej
palec założył obrączkę. Czy to coś znaczyło? Głos rozsądku
bezceregieliprzywołałjądoporządku–Andreazachowywał
pozory, by nikt nie odkrył ich kłamstwa, nic ponadto!
Zerknęłananiegoprzezramię.
–Jesteśpewien,żeniechceszkawy?
–Całkowicie.
Izzywrzuciłatorebkęzherbatądokubka.
–Powinnamsięczućwyróżniona,skoromijakopierwszej
kupiłeśbiżuterię.Czymamcijązwrócićporozwodzie?
Zawiesił wzrok na jej ustach, jakby się zastanawiał, czy
zdołają powstrzymać się przed skonsumowaniem tego
„papierowego” małżeństwa. Ale jego odpowiedź pozbawiła
jązłudzeń.
– To tylko rekwizyty, nic więcej. Możesz ją zatrzymać,
sprzedać,wyrzucić.Nieobchodzimnieto.
Nieczekającnaodpowiedź,ruszyłwstronęsypiali,zktórej
przeszedłdołazienki.PokilkuminutachIzzyusłyszałaszum
wody. Sącząc herbatę, starała się okiełznać wyobraźnię
podsuwającą jej obrazy gorących strumieni spływających po
nagiej,śniadejskórzeAndrei.
Andrea stał pod silnym strumieniem zimnej wody
i próbował zmyć z siebie palące pożądanie. Pragnął Izzy
każdąkomórkąciała.Marzył,byjąprzytulićdosiebiemocno,
czuć, jak jej skóra rozgrzewa się w odpowiedzi. Wiedział, że
ich upojny pocałunek był jedynie zapowiedzią namiętności,
jaka
kryła
się
w
smukłym
ciele
Izzy.
Zdawała
sięzdeterminowana,bywystawiaćjegosilnąwolęnapróbę.
Zamknąłnachwilęoczy.
Ile razy podczas ubiegłej nocy miał ochotę rzucić swe
zasadywkąt,wpaśćdosypialniispuścićzesmyczynękającą
go żądzę! Nie był w stanie zasnąć, rozmyślał o tym, jak Izzy
leżywjegołóżku,zwłosamirozrzuconyminajegopoduszce,
smukłymi nogami wplecionymi w jego kołdrę, piersiami
wymykającymi się spod nocnej koszulki, by je pieścił,
całował,ssał…
Andrea jęknął w duchu. Jak przetrwam najbliższe
sześćmiesięcy?!Byłpewien,żeoszaleje.Możeniepowinien
zabierać jej ze sobą do Włoch? Z drugiej strony paparazzi
w Londynie nie spuszczaliby ich z oczu ani na sekundę.
W swojej posiadłości w Positano mógł ograniczyć ryzyko
bycia zdemaskowanym do minimum. Jedynie Gianna, jego
gosposia, została wtajemniczona w prawdziwą naturę jego
związkuzIzzy.
Andrea
zakręcił
wodę
i
wyszedł
spod
prysznica,
wytarłsiępobieżnieręcznikiemwiszącymoboktego,którego
przed chwilą używała Izzy. W powietrzu unosił się kwiatowy
zapach jej perfum. Kiedy wyszedł z łazienki, okryty jedynie
ręcznikiem zawiązanym wokół bioder, Izzy siedziała na
brzegu łóżka i oglądała coś w telefonie. Podniosła wzrok,
zamarła na chwilę, rejestrując jego skąpy strój, i zerwała
sięzłóżka.
–Wyjdę,żebyśmógłsięubrać–bąknęła,rumieniącsię.
Nie powinien był jej dotykać. Głos zdrowego rozsądku
krzyczał:nieróbtego!AleciałoAndreimiałowłasnezdanie.
JegopalcesamezacisnęłysięnaszczupłymnadgarstkuIzzy.
–Nieuciekaj–poprosiłzdławionymgłosem.
Izzy spojrzała na niego wielkimi oczyma i przełknęła
głośno.
–Wydawałomisię,żemusimysięzachowywaćrozsądnie?
Podniósłjejdłońdoswychustiucałował.
– Miałem na myśli spanie ze sobą, ale nie dotykanie.
Musimy się przyzwyczaić do siebie, by nasz dotyk
w miejscach publicznych wyglądał naturalnie. – Sam sobie
niewierzył,aleczuł,żeumrze,jeśliniedotknieIzzy.
–Jakidotykmasznamyśli?–zapytałazpowątpiewaniem.
Pogłaskał ją po policzku, po czym zanurzył palce w jej
jedwabistych
włosach.
Oczy
Izzy
błyszczały
teraz
wyczekująco.
Andreę
przeszyło
żywe,
nieokiełznane
pożądanie.
– Taki – powiedział, zbliżając się do niej na odległość
oddechu.
Nie przycisnął ust do jej warg w łakomym pocałunku, ale
raz po raz muskał kusząco w lekkich jak dotyk piórka
pocałunkach.Jejwargidrżały,jakbywalczyłazesobą,bynie
ulec pokusie. Ich oddechy zmieszały się. Izzy nieświadomie
wysunęłakoniuszekjęzykaioblizaławargi.
Andrea przysunął się do niej jeszcze bliżej, przyciskając
uda do jej nóg, zgniatając jej jędrne, miękkie piersi swym
nagim torsem. Izzy drżała, a on upajał się jej bliskością.
Ciepło jej ciała rozpalało go do czerwoności. Nie potrafił się
dłużejpowstrzymywać,przycisnąłustadojejwargiscałował
z nich westchnienie rozkoszy. Zarzuciła mu ręce na szyję
iprzywarładoniegotak,żeczułkażdycudownyfragmentjej
zmysłowego ciała, poddającego się chętnie najmniejszej
nawet pieszczocie. Ich języki splotły się w zmysłowym
pojedynku. Andrea ujął twarz Izzy w dłonie i pogłębił
pocałunek, rytmicznie wsuwając język głęboko w jej usta.
W końcu opanował się, przerwał pocałunek i z czołem
opartym o jej czoło, oddychał ciężko, próbując odzyskać
panowanienadsobą.
–Tochybajednakniebyłnajlepszypomysł.
Izzy zaczęła się bawić jego włosami, co przyprawiło go
natychmiastodreszczesięgająceażpodbrzusza.
– Przecież to tylko pocałunek. – Spojrzała mu w oczy. –
Czyżnie?
Andrea nie miał pewności, czy potrafi poprzestać na
pocałunku. Miał wrażenie, że się zapędził, przecenił swoje
możliwości.Przesunąłpowolipalcempojejustach,drżących
przykażdymjegodotyku.
–Masztakiepiękneusta.
Znówzwilżyławargijęzykiem.
–Twojeteżsącałkiemniezłe.
Dotknęłajegousttakjakonprzedchwiląjej.
–Sązaskakującomiękkie.
Złapałjązarękęipocałowałwkoniuszkipalców.
–Tochybawtejchwilijedynamiękkaczęśćmojegociała–
mruknąłAndrea.
Izzyzarumieniłasię.
–Czujęto.
Poruszyła nieznacznie biodrami, powodując trzęsienie
ziemi pod jego stopami. Krew pulsowała w jego żyłach
niczym rozpalona do białości lawa. Walczył dzielnie
zpotężną,pierwotnąsiłąpożądania,aleczymiałpewność,że
zdoła wygrać? Musiał! Nie mógł sobie pozwolić na kolejne
komplikacje. Pocałunek to tylko pocałunek, nie mógł
wyrządzićnikomukrzywdy,czyżnie?
Złapał Izzy za biodra, przycisnął do siebie, z rozkoszą
poddając
się
słodkiej
torturze
niespełnienia.
Pocałował ją ponownie, głęboko, zachłannie. Wsunął dłonie
pod jedwabną koszulkę i gładził alabastrową skórę tuż pod
piersiami… Odsunął się nagle ostatkiem sił. Oczy Izzy
zasnuła mgła rozczarowania. Szybko się jednak opanowała,
poprawiłakoszulkę.
–Októrejwylatujemy?
Andrea starał się nie patrzeć na jej nabrzmiałe od
pocałunków usta, podbródek podrażniony jego zarostem,
falującepiersi.
– O jedenastej. Twoje rzeczy zostaną spakowane
i dostarczone bezpośrednio na miejsce. Jeśli czegoś ci
zabraknie, kupimy to we Włoszech. – Nie patrząc na nią,
ruszyłdogarderoby.Gdyzamykałzasobądrzwi,obejrzałsię,
alewsypialniniebyłojużnikogo.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Kilka godzin później dotarli do prywatnej willi Andrei
położonej
na
wzgórzu
sąsiadującym
z
nadmorską
miejscowością Positano. Izzy przez wiele lat nie odwiedzała
wybrzeżaAmalfi,aleodrazupoczułasięjakusiebiewjego
magicznym
klimacie.
Woda
czarowała
nieskazitelnym
błękitem, słońce rozgrzewało powietrze przepojone wonią
kwiatów, a serce Izzy wypełniała radość życia. Przywitał ją
ogromny ogród pełen kolorów i zapachów, będący domem
niezliczonych ptaków wyśpiewujących swoje trele, niosące
sięwdal,ponadfalamimorskimiwidocznymiwdole.
Na krawędzi ogrodu, z której rozpościerał się widok na
wybrzeże, Izzy zauważyła także basen wypełniony iskrzącą
się w słońcu krystaliczną wodą. Trudno było sobie
wyobrazić piękniejszą kryjówkę! Andrea zaprowadził ją pod
drzwi, ale zanim zdążył je otworzyć, pojawiła się w nich
opalona starsza pani z bystrymi czarnymi oczyma i ciepłym
uśmiechem. Przywitała ich wylewnie po włosku, ale Izzy
wyłapała jedynie kilka znanych jej słów. Zaskoczyła
ją serdeczność gospodyni, zwłaszcza w kontekście nagłego,
niespodziewanegoślubu.
– Po angielsku, Gianno, proszę. – Andrea powstrzymał
potokśpiewniebrzmiącychsłów.
Gosposiasięrozpromieniła.
– Przepraszam, to z podniecenia. Tak się cieszę, że
mogę powitać panią Vaccaro. Czy podróż minęła bez
przygód?
– Tak, dziękuję. – Szczera i prostolinijna starsza pani od
razuprzypadłaIzzydogustu.
– Przygotowałam główną sypialnię. Pannę młodą trzeba
przenieść
przez
próg
–
przypomniała
gospodarzowi
iodsunęłasięnabok.
Andreaniewyglądałnazachwyconego.
– Gianno, prosiłem, żebyś nie robiła z naszego przyjazdu
wielkiego wydarzenia – upomniał łagodnie gosposię. –
Isabellapotrzebujeosobnegopokoju.
Giannawzniosłaoczydonieba.
– Przyprowadzasz do domu piękną pannę młodą i chcesz
ją upchnąć w pokoju gościnnym? Też coś! Co to za
małżeństwo? – Gianna beształa swego pracodawcę jak
nierozgarniętegochłopaka,aniemagnatahotelowego.
–Małżeństwozrozsądku–burknąłAndrea.–Potrwasześć
miesięcy i ani dnia dłużej. Isabella musi wypełnić wolę ojca,
byotrzymaćponimspadek.Wyjaśniałemcitowszystko,gdy
wczorajdzwoniłem–dodałzniecierpliwiony.
Na gosposi jego marsowa mina zdawała się nie robić
żadnego wrażenia. Stała z rękami skrzyżowanymi na piersi
iprzenikliwymwzrokiemutkwionymwAndrei.
– Z rozsądku czy nie, i tak powinieneś ją przenieść przez
próg,żebyniekusićlicha–upierałasię.
Andreawestchnąłciężko.
–Niemasznicprzeciwko?–zwróciłsiędoIzzy.
– Skądże. – Z całych sił starała się nie wybuchnąć
śmiechem.
Nie
widziała
jeszcze
nigdy
Andrei
tak
sprawnie
zapędzonego
w
kozi
róg.
Najwyraźniej
szanował
i
lubił gosposię na tyle, by spełnić jej zachciankę, nawet jeśli
nie miał na to szczególnej ochoty. Izzy nie znała go z tej
strony.
Bez wysiłku wziął ją na ręce, a ona objęła go rękoma za
szyję. Jego ciało, tak jak jej, natychmiast zareagowało na tę
niespodziewaną bliskość. Andrea zacisnął mocno zęby, ale
jego oczy pociemniały, a puls przyspieszył wyraźnie. Izzy
czuła twarde jak stal mięśnie jego ciała, napięte do granic
możliwości. Ciekawa była, jak czułaby się, gdyby stanowili
normalnemałżeństwo,gdybyrzeczywiściewybrałjąnaswoją
żonę. Gdyby porzucili pomysł białego małżeństwa i poddali
się elektryzującemu ich pożądaniu? Andrea porwałby ją
w ramiona bez zastanowienia i zaniósł do małżeńskiej
sypialni,
by
kochać
się
z
nią
do
utraty
tchu…
Wrzeczywistościpostawiłjąnapodłodzezarazpowejściudo
środka.
– Wybacz mojej gosposi – powiedział, gdy Gianna oddaliła
siędoswoichzajęć.–Toniepoprawnaromantyczka.
–Polubiłamją.Odjakdawnadlaciebiepracuje?
–Najwyraźniejzbytdługo,skorolekceważymojepolecenia
–zauważyłsucho.–Poproszę,żebycięoprowadziłapodomu.
Ja muszę się zająć kilkoma sprawami. Gianno! – zawołał. –
ZaprowadźIsabellędojejpokoju–poprosił,gdystarszapani
pojawiłasięwholu.
Izzy ruszyła za Gianną po szerokich schodach. Po drodze
zastanawiała się, czy Andrea naprawdę musiał teraz
pracować,czychciałsięjedynieodniejniecozdystansować.
Gianna zaprowadziła ją do uroczego apartamentu na
pierwszym piętrze willi. Z okien rozpościerał się zapierający
dechwpiersiwidokwybrzeża.
– Apartament pana Vaccaro znajduje się obok, można
się do niego dostać przez te wewnętrzne drzwi. – Wskazała
palcem,ajejoczybłysnęłypsotnie.–Widziałam,jaknapanią
patrzy.–Mrugnęłaporozumiewawczo.
Izzyczuła,żerumienieczalewajejpoliczki.
– Naprawdę pobraliśmy się z rozsądku. Żadne z nas nie
marzyłooślubie.
Czy gosposia nie znała jej reputacji? Entuzjazm Gianny
wydawał jej się podejrzany. Gianna parsknęła lekceważąco
izajęłasiępoprawianiempoduszeknałóżku.
–Znaciesięoddawna,prawda?–zapytała.
–Tak,alenieprzyjaźnimysię–zastrzegłaszybkoIzzy.
Gianna wyprostowała się nagle i rzuciła Izzy zaskakująco
poważnespojrzenie.
–Twójojciecokazałmuwieleserca,pomógłwejśćwświat
biznesu. Andrea nie zapomina o tych, którzy okazali mu
serce.
–Apanipoznałamojegoojca?
Gianna odwróciła się szybko, udając, że poprawia kwiaty
wwazonie,aleIzzydostrzegła,jakstarszakobietakrzywisię
lekko.
– Gościł tutaj raz czy dwa. Chętnie mi opowiadał
oorganizacjachcharytatywnych,którewspierał.Przykromi,
że odszedł, choćby ze względu na jego działalność
dobroczynną.–Gosposiaodwróciłasię,byspojrzećponownie
naIzzy.–Aletypewniezanimtęsknisz,dziecko?
Izzywzruszyłaramionami.
–Itak,inie.
–Niebyliściezżyci?–Giannaprzyglądałajejsiębadawczo.
–Niespecjalnie.
–Nocóż,muszęprzyznać,żezdziwiłamsię,gdyAndreami
powiedział,jakiewarunkipostawiłtwójojciecwtestamencie
–przyznałagosposia.
– Ja nie, za dobrze go znałam. Nasza relacja była…
skomplikowana.
Giannapokiwałazezrozumieniemgłową.
– Ale teraz wszystko już się ułoży. Andrea się o ciebie
zatroszczy, dziecko, zadba, żebyś dostała spadek. To
honorowyczłowiek,chociażniechwalisięwszystkim,corobi
dla innych. Wspiera wiele organizacji charytatywnych, ale
upierasię,byzachowaćanonimowość.Jawiemowszystkim,
bo gdy sprzątam w jego gabinecie, widzę dokumenty z logo
różnych fundacji. Chyba się w nim trochę podkochujesz,
prawda?–Giannazmieniłanagletemat.
Izzy nie chciała rozwiewać złudzeń miłej starszej pani,
zresztą sama do końca nie rozumiała skomplikowanych
uczuć,jakiebudziłwniejAndrea.
–Powiedzmy,żezaczynamgolepiejpoznawać.
Giannauśmiechnęłasię,wyraźniezadowolona.
– Rozgość się – powiedziała i ruszyła do wyjścia. – Czego
sięnapijesz,kawy,herbaty?
– Herbaty, dziękuję, ale zejdę do kuchni, nie musi mnie
paniobsługiwać.
– To żaden problem – zapewniła ją Gianna z czarującym
uśmiechem. – Jesteś pierwszą kobietą, którą Andrea tutaj
przywiózł.Tocośznaczy,prawda?
Pierwszą? Przeszył ją rozkoszny prąd na myśl, że tego
pięknego miejsca nie zbrukała obecność żadnej kochanki
Andrei. Dlaczego trzymał je z dala od swego prywatnego
sanktuarium?Dziwne,żewolałspędzaćczaswsamotności…
Teraz ekscytacja Gianny nie wydawała się już Izzy
przesadzona.
Nie powinna się jednak dopatrywać w swej obecności
w
willi
jakiegoś
głębszego
znaczenia.
Andrea
zachował
się
honorowo,
postanowił
pomóc
jej
uzyskać spadek, obiecał nie wykorzystywać sytuacji, ale nie
znaczyło to, że żywił do niej jakieś głębsze uczucie…
Postanowiła nie poddawać się romantyzmowi wyznawanemu
przezGiannę.
Spojrzała na drzwi łączące obie sypialnie i zadrżała.
Podeszła do nich i dotknęła klamki, która przy lekkim
nacisku,
poddała
się.
Izzy
stała
przez
chwilę
jak
zaczarowana, aż w końcu, przyciągana niewidoczną siłą,
przekroczyła próg przestronnego pokoju z widokiem na
morze,zalesionewzgórzaiskalisteklify.Wpowietrzuunosił
się ledwie wyczuwalny męski zapach cytrusów i drzewa
cedrowego, który poznałaby wszędzie. Pokój udekorowano
zaledwie trzema barwami, ale czarno-biało-szary wystrój
wnętrz
wzbogacono
złotymi
akcentami,
nadając
mu
wyrafinowanycharakter.GdyIzzyzobaczyławielkiełóżko,jej
wyobraźniazaczęłaszaleć,podsuwającjejobrazyopalonego,
nagiegociałaAndreiwśnieżnobiałejpościeli.
Podeszła do łóżka i pogładziła dłonią jedną z poduszek.
Żadna kobieta nie spała nigdy w tym łóżku… Co dokładnie
mogłotooznaczać?ŻeAndreaceniłsobieswojąprywatność?
Ona także nigdy nie znajdzie się w tym łóżku, przypomniała
sobie. Nie powinna się łudzić, że stała się dla Andrei kimś
wyjątkowym.Byłajedynietymczasowążoną,napapierze.
Główne drzwi otworzyły się nagle i do sypialni wszedł
Andrea.
–Mamnadzieję,żenieudzieliłacisięnaiwnawiaraGianny
w miłość, dzięki której można „żyć długo i szczęśliwie”? –
zagadnął,spoglądającwymownienaswojełóżko.
Izzymachnęładłonią,wskazującbocznedrzwi.
– Sprawdzałam tylko, czy zamek w drzwiach działa –
wydukała.
– Poprosiłem Gianne, żeby ulokowała cię dalej, w głębi
korytarza.
–Bałeśsięsiebieczymnie?
–Obojga.
Oczy Andrei pociemniały, aż stały się czarne jak
bezgwiezdne niebo. Izzy zadrżała z podniecenia. A więc
obawiałsię,żesięjejnieoprze?!
–Giannapowiedziałami,żenigdywcześniejniegościłeśtu
żadnejkobiety.
Andrearoześmiałsięnieprzyjemnie.
–Aleciebiemusiałem,skorosiępobraliśmy,prawda?
– Gianna uważa, że jesteśmy w sobie zakochani, tylko to
ukrywamy.
Spojrzałjejprostowoczy.
–Ajesteśmy?
Tym razem to ona się roześmiała, choć nie tak
przekonującojakon.
–Oczywiście,żenie.
–Iniechtakzostanie.
Izzyodrzuciławłosydotyłu.
–Niemartwsię,niezamierzamsięwtobiezakochać.
– Ale mnie pragniesz. – Spojrzał łakomie na jej usta. –
Prawda,kochanie?
Ciało Izzy zaczęło pulsować, jakby przepływał przez nie
prąd.
– Umówiliśmy się, że trzymamy ręce przy sobie –
przypomniałamuzachrypniętymzemocjigłosem.
Andrea podszedł do niej, nie odrywał wzroku od jej ust.
Fala
tęsknoty
przetoczyła
się
przez
udręczone
niespełnieniem ciało Izzy. Marzyła, by ją pocałował. Andrea
ująłjejtwarzwdłonie,delikatnie,czule.Natychmiastresztki
jej oporu stopniały. Kciukiem pogładził jej policzek, powoli
iznamysłem.
–Niepowinnaśbyłatutajwchodzić.
Izzy zwilżyła językiem wargi, nie odrywając wzroku od
zmysłowychłukówwargAndrei.
–Powinieneśbyłzaryglowaćdrzwiodśrodka.
Andreaująłjąpodbrodę.
– Naprawdę staram się zachować honorowo. Dlaczego tak
mitoutrudniasz?
Jego kciuk ześlizgnął się na jej wargi. Izzy zadrżała jak
rażonaprądem.
–Sekstylkowszystkoskomplikuje–dodał.
Izzywysunęłakoniuszekjęzykaipolizałajegopalec.
–Nieproszę,żebyśzemnąspał.
–Nie?–Zaśmiałsięcynicznie.
– Sama nie wiem, czego chcę… – bąknęła, spuszczając
wzrok. Kłamała, wiedziała dokładnie. Chciała jego, całego,
natychmiast!
– Jeśli mielibyśmy ze sobą sypiać, to tylko tak długo, jak
potrwa nasze małżeństwo, rozumiesz to chyba? – Zmusił ją,
byspojrzałamuwoczy.
Izzy położyła dłonie na piersi Andrei i zacisnęła palce na
połachjegokoszuli.
– I tak nie możemy sypiać z nikim innym przez najbliższe
pół roku. Dlaczego więc nie skorzystać z tego, co jest pod
ręką?
Niewierzyła,żezdobyłasięnatakbezwstydnąpropozycję!
Była już zmęczona udawaniem, a on i tak wiedział, że
wystarczyłojednojegospojrzenie,byomdlewałazpożądania.
Andreagładziłterazjejpoliczkikciukami.
–Dlaczegotocozłe,smakujetakdobrze?–mruknął.
Musnąłwargamijejusta,delikatnie,napróbę,aleciepłojej
warg rozpaliło w nim ogień i już po chwili całował
ją namiętnie, łakomie rozgniatając jej usta. Izzy poddała
się bez protestu zapierającej dech w piersi sile pocałunku.
Gdy Andrea wsuwał rytmicznie sprężysty język pomiędzy jej
wargi,nogiuginałysiępodniąimusiałaobjąćAndreęmocno
za szyję, by nie upaść. Ich języki tańczyły erotyczne tango,
a serca biły coraz szybciej, pierś przy piersi, w jednym
rytmie.Przylgnęlidosiebie,idealniedopasowani,skóraprzy
skórze, biodra przy biodrach, dwa płomienie karmiące
się wzajemnie swym ogniem. Czuła, jak napiera na nią,
idrżałanamyśl,żemógłbyjąwypełnićizaspokoićdręczące
ją,pulsującepragnienie.
Wplątała palce w gęste jedwabiste włosy Andrei, podczas
gdyonprzesunąłdłoniezjejbioderwgóręizatrzymałjetuż
pod jej piersiami. Izzy jęknęła zniecierpliwiona, a on
natychmiast zamknął jej piersi w dłoniach, ciężkie od
pożądania, gorące. Kciukiem pocierał napięte sutki. Izzy
zamknęła oczy i znalazła się w niebie. Andrea całował, ssał,
lizał z nabożnym zachwytem miękkie półkule, pieścił twarde
pączki sutków językiem, a potem lekko pociągał za nie
zębami. Przy każdej pieszczocie mur, który Izzy zbudowała
wokół swego serca, kruszył się, cegiełka po cegiełce, aż
stanęła przed Andreą bezbronna i naga, zastanawiając się,
dlaczego tak długo się broniła. Tylko on potrafił zaczarować
jej ciało tak, by przy najlżejszym dotyku rozpływało się
zrozkoszy.
– Jesteś pewna? – Andrea uniósł głowę. Jego oczy
błyszczały,jakbypłonąłwnichżywyogień.
Izzy pogłaskała go po szorstkim policzku, który jeszcze
przedchwilądrażniłrozkoszniejejskórę.
–Jestempewna.
Bez słowa zaczął ją rozbierać, powoli całując każdy
fragment nagiej skóry. Izzy, z o wiele mniejszą wprawą,
walczyła z guzikami jego koszuli, ale gdy już się z nimi
uporała, z jej ust wyrwało się westchnienie zachwytu.
Oliwkowy
tors,
wyrzeźbiony
i
przyprószony
męskim
zarostem, znikającym wąskim paskiem pod spodniami,
wydawał się tak doskonały, że aż nierzeczywisty. Dotknęła
nieśmiało twardego, poruszanego głębokim oddechem
brzucha,aAndreanatychmiastzamarłjakposąg.
–Pragnęcię,takstrasznieciępragnę–wydusił.
–Toniczłego.
Ośmielona reakcją Andrei, zaczęła rozpinać guzik przy
paskujegospodni.
– Wręcz przeciwnie, to jest jak choroba tocząca mnie od
lat.
Podniosła gwałtownie głowę i spojrzała w jego błyszczące
oczy.
–Odlat?
Uśmiechnął się jak młody onieśmielony chłopak. Izzy
poczuła,żejejsercetrzepoczeniebezpieczniewpiersi.
–Odsiedmiulat,dokładnie.
–Czyliwtedy,gdypróbowałamcię…uwieść…
Przesunęłapalcempojegowargach.
–Pragnąłemcię.Jakszalony.
Schwycił jej palec wargami i wessał do ust, tak jak
wcześniej sutek. Nigdy nie doświadczyła czegoś równie
erotycznego.
–Odesłałaśmniezkwitkiem.Ikazałeśdorosnąć.
–Idorosłaś.
Z błyskiem w oku spojrzał wymownie na jej nagi biust.
Wzięłajegodłonieipołożyłasobienapiersiach.
–Tak,dorosłam.Tymrazemmnienieodrzucaj.Weźmnie.
Czuła,żejegociałodrży.
–Bierzeszpigułki?–zapytałzduszonymgłosem.
– Tak. Nie martw się, nie zajdę w ciążę – odpowiedziała
nieco ostrzej, niż zamierzała, ale podejrzenie, że może
próbowaćzłapaćgonaciążęzirytowałoją.
– Żadna metoda nie jest niezawodna – zauważył, jakby
próbowałsięusprawiedliwić.
–Nie,alemojajeszczemnieniezawiodła.
–Agdybytaksięjednakzdarzyło,cobyśzrobiła?
Izzy nigdy się nawet nie zastanawiała nad kwestią
posiadania dzieci. Ludzie zakochiwali się, brali ślub, mieli
dzieci, ufając, że będą żyli długo i szczęśliwie. Ale ona nie
wierzyła w bajki. Jej ojciec okazał się bezdusznym tyranem,
brat zmarł na raka, a matkę zabiła rozpacz po stracie syna.
To wystarczyło, by Izzy nabrała pewności, że przez
resztę życia przejdzie samotnie. Nie zamierzała się narażać
na ból i strach. Ale teraz gdy Andrea zapytał ją o dziecko,
w jej sercu otworzyły się drzwi, do tej pory zamknięte na
cztery spusty. Nie chciała tam zaglądać. Wzięła głęboki
oddech.
–Potrafiszzepsućnastrój–mruknęła.
Andreaująłjejdłońipocałowałczule.
–Toważne.Umówiliśmysiętylkonasześćmiesięcy.
– Spokojnie, nie panikuj, nie chcę mieć dzieci. Z każdą
kochanką odbywasz najpierw taką rozmowę? – próbowała
ironizować,żebyrozładowaćatmosferę.
–Zawszesięzabezpieczam.Inigdyniewiążęsięznikimna
więcejniżkilkatygodni.
–Dlaczego?
Wzamyśleniuowinąłsobiewokółpalcapasmojejwłosów.
–Niechcęnikogozwodzić.Niezamierzamsięustatkować.
– Czyli kończysz romans, zanim twoja partnerka zacznie
rościćsobiedociebieprawa?
–Takiukładmipasuje.–Wzruszyłlekkoramionami.
Izzyzastanawiałasię,jakAndreazdołałprzeżyćtrzydzieści
cztery lata i ani razu nie zapragnął z nikim związać się na
więcejniżkilkatygodni.Apotempomyślałaosobie.Czyona
takżenigdytegoniepragnęła?Postanowiłaniewkraczaćna
grząski
grunt
najgłębiej
skrywanych
potrzeb
inieuświadomionychmarzeń.
–Skończymyjużgadać?
Pociągnęła go za głowę, tak, że ich usta dzieliło teraz
zaledwie kilka milimetrów. Andrea uśmiechnął się kącikami
ust,ajegooczyrozbłysły.
–Skoronalegasz…–szepnął,poczymprzycisnąłustadojej
spragnionych warg i jednym pocałunkiem sprawił, że
zapomniałaoichrozmowieiocałymświecie.
Istnielitylkooni,tuiteraz,pozaczasem.Całowałpokolei
każdyfragmentjejskóry,powoli,metodycznieposuwającsię
w dół, rozpalając jej ciało centymetr po centymetrze, aż
zaczęłapojękiwać.
Już po chwili obydwoje pozbyli się reszty ubrań. Pierwszy
raz w życiu Izzy nie czuła się zażenowana własną nagością.
Andrea wsunął dłoń między jej rozchylone uda i pieścił ją
wsposób,naktórynigdyniepozwoliłażadnemumężczyźnie.
Jednak
czuły
dotyk
Andrei
bez
trudu
pokonał
jej
zahamowania.
Już
po
chwili
przeszyła
ją
kaskada
rozkosznychdreszczy,ażpokoniuszkipalców,czubekgłowy,
przyjemność wybuchła i oślepiła ją. Izzy opadła w ramiona
Andrei,aonprzytuliłjąmocnoiczekał,ażprzestaniedrżeć.
Przez
kilka
chwil
nie
odzywała
się,
nie
chciała
zepsuć
atmosfery
niezgrabnym
komentarzem,
który
podkreśliłby
jeszcze
mocniej
jej
oczywisty
brak
doświadczenia.Andreawłaśnieudowodnił,żepotrafigraćna
jej ciele niczym maestro na czułym instrumencie. Odgarnął
jejwłosyztwarzy.
–Ucichłaś,kochana.
Izzyuśmiechnęłasięztrudem.
– A ty nie chcesz…? – Ze skrępowaniem spojrzała na ich
splecionebiodra.
–Niemapośpiechu.Chcęsięnacieszyćkażdąchwilą.
Izzyodwróciławzrok.Pogłaskałjąpowłosach.
–Cośnietak?–spytałłagodnie.
–Nigdyniebyłamzkimś,kto…sięniespieszył.
Ujął ją palcem pod brodę. W jego oczach ujrzała troskę
iczułość.Jakmogłamgotaknienawidzić?–pomyślałaIzzy.
–Obydwojguznasmabyćprzyjemnie.Tociędziwi?
Izzy utonęła w jego ciepłym spojrzeniu. Czytał w jej
myślach, potrafił rozpalić jej ciało… A co z uczuciami?
Wzruszyłaramionami.
– Nie prowadziłam tak rozwiązłego życia, jak sugerowały
portale plotkarskie – wyznała. – Nigdy nie czułam
się komfortowo w sytuacjach intymnych. Musiałam się
najpierw
znieczulić
alkoholem.
A
moich
nielicznych
partnerówraczejnieobchodziło,czyjestmidobrze.Dlatego
udawałamorgazm,żebyjaknajszybciejmiećtozgłowy.
–Isabello.
Andreagłaskałjąterazpotwarzy.
– Seks powinien sprawiać przyjemność obu stronom. Twoi
partnerzypowinnibyliotozadbać.
EmocjeściskałyIzzyzagardło.
– Będziesz gadał czy dokończysz, co zacząłeś? –
zażartowała,żebysięnierozpłakać.
–Napewnotegochcesz?Naprawdę?
Teraztoonapogłaskałagoczulepotwarzy.
– Kochaj się ze mną, tak byśmy obydwoje doświadczyli
rozkoszy–szepnęła.
Zbliżył usta do jej warg na odległość oddechu, ale zanim
jąpocałował,upewniłsięjeszczeraz:
–Naprawdętegochcesz?
Jejsercestopniałonatychmiast.
– Jestem pewna – przytaknęła i przywarła ustami do jego
warg.
ROZDZIAŁÓSMY
Usta Izzy zapłonęły, gdy tylko dotknęły warg Andrei. Jego
język niczym płomień rozpalał ją, oczyszczał ze złych
wspomnień, budził jej kobiecość do życia. Andrea powoli
i z uwagą poznawał jej ciało i jego czułe miejsca. A ona
chętnieodwdzięczałamusiętymsamym,błądziładłońmipo
napiętych mięśniach, po każdym fragmencie jego ciała,
uczyła się go, sprawdzała, co sprawiało mu przyjemność,
i rozkoszowała się uczuciem władzy nad potężnym, męskim
ciałem,którepodjejpalcamidrżałobezradnie.
Andrea założył prezerwatywę, położył Izzy delikatnie na
łóżku i ukucnął pomiędzy jej rozchylonymi w oczekiwaniu
udami. Wszedł w nią, a jej zaparło dech w piersi. Jej ciało
przyjęłogobezstrachu,wypełniłjąpowoliizczułością.Jego
rytmiczne ruchy wprawiły ją w trans, jej ciało pulsowało
narastającą rozkoszą, aż znalazła się na krawędzi przepaści.
Zatrzymała się, nagle niepewna, czy da radę zrobić ten
ostatni krok. Andrea wsunął dłoń pomiędzy ich splecione
ciałaizacząłjąpieścić,popychającjądelikatniecorazbliżej
krawędzi, aż potężna fala rozkoszy rozpłynęła się po całym
jejciele.
Po chwili Izzy poczuła, jak wstrząsa nią kolejne trzęsienie
ziemi,tymrazemtoAndreazamarłnadniąnieruchomo,aby
zaraz potem opaść z głębokim, wyrywającym się z trzewi
pomrukiem. Przytulił ją mocno, tak że jego pulsujące
spełnienierezonowałotakżewjejciele,sprawiając,żeczuła,
jak stapiają się w jedność. Nigdy w życiu nie doświadczyła
takiejbliskościzżadnymczłowiekiem.Emocjechwyciłyjąza
gardło,
pod
powieki
napłynęły
łzy.
Ukryła
twarz
w zagłębieniu pomiędzy szyją a ramieniem Andrei i starała
sięopanowaćburzęuczuć.CiałoAndreirozluźniłosię,nadal
gorące i śliskie od potu. Oparł się na łokciu i przekręcił na
bok, by jej nie przygniatać. Izzy starała się ukryć twarz, ale
onzauważyłtoodrazu.
–Bolało?–zmartwiłsię.
–Oczywiście,żenie–odparłazniewyraźnymuśmiechem.–
Byłeś cudownie delikatny. Tylko… Nie zdawałam sobie
sprawy,żemożebyćażtakdobrze.Bezpośpiechuiwstydu.
Wytarł kciukiem kilka łez, które wymknęły się spod jej
powiek. W jego spojrzeniu było tyle czułości, że Izzy jeszcze
bardziejzachciałosiępłakać.Przywykładomężczyzn,którzy
zaraz po wszystkim zostawiali ją samą. A Andrea trzymał
jąmocnowramionachipatrzyłjejwoczy…Jakbykochałsię
zniąnietylkociałem,aleiduszą.
– Ty też byłaś cudowna. Zawsze wiedziałem, że do siebie
pasujemy.
Izzyumknęławzrokiemwbok.
– Dlaczego tak długo czekałeś, żeby się o tym przekonać?
Przez cały ten czas mogliśmy być kochankami, zamiast ze
sobąwalczyć.
–Boniemogęsobieufać,gdytysiępojawiaszwpobliżu.
–Amimotoznalazłamsięwtwoimdomu.
–Amimotoożeniłemsięztobą.
Zatknął pasmo jej włosów za ucho. Izzy zerknęła na
pierścionek i obrączkę na swej lewej dłoni. Wyglądały
autentycznie, a jednak… Niewidzialna dłoń ścisnęła ją za
serce. Sześć miesięcy, nie mniej, nie więcej. Nie czekało ich
żadne szczęśliwe zakończenie. Oprócz pieniędzy, które
umożliwią jej wykupienie domu dziadków. Na tym powinna
sięskupić.
– Na niby. Chociaż twoja gosposia zdaje się nie za bardzo
wtowierzy.
Izzy przypomniała sobie rozczulającą reakcję Gianny.
Andreaodwróciłsię,żebypozbyćsięprezerwatywy.
– To niepoprawna romantyczka, dla niej małżeństwo
z rozsądku to jedynie okazja, by się zakochać. Sama wyszła
za mąż, by uregulować rodzinny dług, po czym przez
trzydzieściparęlattworzyłazmężemszczęśliwyzwiązek.Jej
mążzmarłdwalatatemu.
Izzy zerknęła na niego, ale wyraz twarzy Andrei
pozostawałnieprzenikniony.
– Nie daj się omamić Giannie. Zrobimy to po swojemu,
agdynadejdzieczas,rozstaniemysiębezłez.Zgoda?
Nie podobało jej się jego chłodne podejście do tematu,
zwłaszcza że przed chwilą kochali się żarliwie. Miała
nadzieję, że jej twarz nie zdradzała targających nią
wątpliwości.
–Zgoda.
Andrea pocałował ją przelotnie, po czym sięgnął po
spodnie.
–Muszędopilnowaćkilkusprawwzwiązkuzplanowanym
przejęciem hotelu. Znajdziesz sobie zajęcie na godzinkę lub
dwie? Potem zjemy kolację na tarasie, a później popływamy
przyświetleksiężyca.DamGianniewychodne,żebynamnie
przeszkadzała.
–Brzmiświetnie.
Myśl o wspólnym wieczorze pod rozgwieżdżonym niebem
odrazypoprawiłaIzzynastrój.
Półtorej godziny później na biurku Andrei nadal piętrzyły
się pliki dokumentów. Odpływał co chwilę myślami do tego,
co wydarzyło się w sypialni. Nie mógł uwierzyć, że
przekroczył magiczną granicę, którą przez wiele lat
traktował jak świętość. Złamał swoje zasady, ale zwierzenia
Izzy zbliżyły ich, niepostrzeżenie skruszyły mur, który
pomiędzy sobą zbudowali, by nie pozwolić swoim zmysłom
przejąćkontrolinadrozumem.
Kochalisięczuleinamiętnie.Andreanadalczułmrowienie
na
wspomnienie
dotyku
drobnych,
delikatnych,
ale
niecierpliwychdłoniIzzy.Wiedział,żeryzykuje,aletłumaczył
sobie, że fizyczne zbliżenie sprawi, że ich związek wyglądać
będzie na bardziej autentyczny. Choć w tej chwili i tak
wydawał mu się szalenie autentyczny. Wiedział, że nie
powiniendopuszczaćdosiebietakichmyśli,alepocieszałsię,
żeodpoczątkuumówilisięjasnonaokreślonyczas.Liczyłna
to,żeIzzyniezapomniostawce,októrątoczyłasięgra.
Andrea zadrżał ze złości na myśl o manipulacjach
i kłamstwach Benedicta i jego okrucieństwie wobec córki.
Teraz wiedział, że pod maską beztroski i zepsucia Izzy
skrywała wrażliwe serce. Dlatego sam musiał pamiętać, by
zachować maksymalną ostrożność i niechcący jej nie
skrzywdzić. Nie miał przecież serca! Dawno temu odciął się
od uczuć, by nikt nigdy już go nie zranił. Nie zamierzał
ponownie przeżywać odrzucenia, jak wtedy gdy wystawiono
go na bruk niczym zużytą rzecz. Nie, musiał trzymać się
planuicieszyćsięchemią,którasprawiała,żepotrafilisobie
zIzzydaćniewyobrażalnąrozkosz.
Izzywzięłaprysznicizeszłanadółwsamąporę,bypomóc
Giannie przenieść przygotowaną przez nią kolację na stolik
natarasiezwidokiemnabaseniwybrzeżePositanoponiżej.
Stół nakryty był białym obrusem i ozdobiony pięknym
bukietem świeżych kwiatów, a krzesła wymoszczone
miękkimi
poduchami.
Całość
wyglądała
szalenie
romantycznie, ale Izzy nie potrafiła w pełni wczuć się w
nastrój. Nie umiała już nienawidzić Andrei, a była to jej
jedyna broń przed jego obezwładniającym czarem. Jej ciało
przenikałdreszcz,gdytylkoprzypominałasobie,jakwyglądał
nago, i robiło jej się gorąco. Była bezbronna, ale czy mogła
coś na to poradzić? Złamali zasady, uruchamiając w ten
sposóbpotężnąsiłęczekającąwuśpieniuprzezwielelat.Nie
było odwrotu. Andrea pojawił się na tarasie z butelką
szampana w dłoni. Jego włosy jeszcze nie wyschły po
prysznicu,wilgotnefalelśniływblaskuświec.Miałnasobie
świeżą, elegancką koszulę. Izzy ucieszyła się, że założyła
jedwabną sukienkę, jedyną jaką w pośpiechu wrzuciła do
podręcznej torby. Andrea omiótł ciepłym wzrokiem jej
sylwetkę.
–Piękniewyglądasz–skomplementowałją.–Resztatwoich
rzeczy powinna dotrzeć jutro. Jeśli czegoś potrzebujesz
jużteraz,możemytodokupić.
–Dzięki.–Izzynigdyniepotrafiłaprzyjąćkomplementu.
Zamiast powiedzieć coś błyskotliwego, wpatrywała się z
niemym zachwytem w Andreę – w jego umięśnione, opalone
przedramiona,wzmysłoweusta,któredałyjejtylerozkoszy.
Gdy ich spojrzenia spotkały się, zadrżała. Czy on także
wspominał jej dotyk? Przeżywał raz jeszcze ich chwile
zapomnienia, gdy cały świat znikł, a oni nie mogli się sobą
nasycić?Izzyzwilżyłakoniuszkiemjęzykazaschniętezemocji
usta. Zakłopotana, zaczęła poprawiać idealnie wyprasowany
obrus.
–Niepamiętam,kiedyostatniojadłampodgołymniebem–
bąknęła.
Andrea położył dłoń na jej nagim ramieniu, wprawiając ją
jednymniewinnymdotykiemwdygot.
–Denerwujeszsię–stwierdziłzezdziwieniem.
Izzyczuła,żekolorpoliczkówjązdradza.
– Nie wiem, jak się zachować – przyznała z wahaniem. –
Wiesz, zazwyczaj się ścieraliśmy, a teraz… jest dziwnie.
Dziwnie,alemiło.
Andreauśmiechnąłsiępowoli,pochyliłsięipocałowałjąw
szyję, tuż pod uchem. Czuła cytrusowy zapach jego wody
kolońskiej,ajejskórępołechtałprzebijającyprzezjegoskórę
zarost. Ciepły oddech Andrei wędrował coraz wyżej, aż
dotarł do jej ust. Pocałował ją bez pośpiechu, zmysłowo,
rozpalając ją do czerwoności każdym ruchem języka. Objęła
gozaszyjęiprzywarładoniegocałymciałem.
Był twardy jak stal i gorący. Jej piersi stały się ciężkie.
Andreapołożyłdłonienajejbiodrachiprzygarnąłjąjeszcze
mocniej do siebie. Pulsował pożądaniem, a ona drżała
woczekiwaniunaeksplozję.Ująłjejtwarzwdłonieicałował
ją dalej, coraz bardziej zmysłowo, z zapamiętaniem, miękko,
ale nieustępliwie. Izzy nie miała pojęcia, że pocałunek może
byćtakobezwładniający,ajednocześnieelektryzujący.Każda
komórka jej ciała pulsowała narastającym pragnieniem.
Andrea uśmiechnął się z ustami przy jej wargach i otworzył
oczy.
–Ijużponerwach,prawda?–szepnął.
– Prawda – odpowiedziała, nie odsuwając się ani
omilimetr.
Pocałował ją jeszcze raz, głęboko, mocno ją przytulając.
Wokół
rozbrzmiewały
dźwięki
fal
rozbijających
się
o nadbrzeże, a w wieczornym powietrzu unosił się zapach
kwiatów, ale Andrea zdawał się dostrzegać tylko ją. Czego
więcejmogłapragnąć?
– Gianna będzie rozczarowana, jeśli nic nie zjemy –
zauważyłazdyszanaodpocałunków.
Andreaoderwałsięodniejniechętnie,aleniewypuściłjej
zramion.
– Może zaczniemy od toastu? Żeby uczcić zawieszenie
broni?
–Proszębardzo.
Niechętnie wyplątała się z jego ramion, by Andrea mógł
nalać wina. Podał jej wysoki, kryształowy kieliszek, a potem
przytrzymał jej krzesło, gdy siadała przy stole. Izzy zerknęła
narysującysięwoddalihoryzont.
–Niesamowiciepięknemiejsce.Oddawnatumieszkasz?
Andreausiadłnaprzeciwko.
– Od pięciu lat. Znudziło mi się mieszkanie w hotelach,
potrzebowałem własnego miejsca, niezwiązanego z pracą.
Chociażczasamiodpracyniedasięuciec,wtedyGiannarobi
miwymówki.
Izzy popijała szampana i przyglądała się Andrei znad
krawędzi kieliszka. Nigdy jeszcze nie widziała go tak
rozluźnionego. Rozpiął kilka guzików koszuli, podwinął
rękawy, a gdy mówił, co jakiś czas przeczesywał palcami
rozwiane przez wieczorną bryzę włosy. Nic dziwnego, że
kiedyś ją onieśmielał, zawsze zapięty na ostatni guzik,
z marsową miną. Teraz wydawał jej się o wiele bardziej…
przystępny.
–Dlaczegozdecydowałeśsięnabizneshotelowy?
Zanimodpowiedział,podałjejkawałekchlebazkoszyka.
–Gdyjakoczternastolatekopuściłemdom…
–Czternastolatek?!–Izzyniekryłaprzerażenia.
Andrea odpowiedział jej ponurym uśmiechem, który nie
sięgałoczu.
– Nie miałem wyboru. Zresztą z moim ojczymem nie dało
siężyć.
Izzy zerknęła na bliznę przecinającą lewą brew Andrei.
Zmroziło ją, gdy pomyślała o tym, czego doświadczył jako
dziecko.
Andreazauważyłjejspojrzenieidotknąłblizny.Przezjego
twarzprzebiegłcieńniemiłychwspomnień.
– Tchórzliwy drań nie miał wystarczająco dużo rozumu,
więczamiastargumentówużywałpięści.
–Wstosunkudotwojejmamytakże?–zapytałazezgrozą.
Andreazacisnąłmocnozęby.
– To było najgorsze – odpowiedział po chwili milczenia. –
Dzieńpotym,jakmniewyrzuciłzdomu,wróciłemibłagałem
ją, żeby go zostawiła. Obiecywałem, że się nią zaopiekuję,
znajdędlanasjakiśprzytułekczycośtakiego.Aleodmówiła.
Kazałaminigdywięcejniewracać.Zostałazeswoimkatem.
Serce Izzy ściskało się na myśl o młodym chłopaku
wyrzuconym z domu na ulicę i odtrąconym przez własną
matkę.
– To musiało być straszne, nie potrafię sobie tego nawet
wyobrazić!Jaksobieporadziłeś?
Andrea wypił jednym haustem zawartość kieliszka
iwestchnąłciężko.
–Przezparęmiesięcyżyłemnaulicy.Twójojcieczauważył
mnie, gdy szukałem jedzenia na tyłach hotelu we Florencji.
Pomocnik kucharza czasami wynosił mi resztki. – Andrea
zamyślił się na moment. – Twój ojciec, mimo że nie był
aniołem,prawdopodobnieuratowałmiżycie.
Izzyniezdawałasobiesprawy,żecharytatywnadziałalność
jejojcaniestanowiłajedyniezabieguPR-owego.
–Wjakisposób?
– Znalazł mi schronienie i dał pracę. Na początku
wykonywałemproste prace fizyczne, głównie sprzątałem. Po
jakimśczasieuznał,żesięprzykładamizasługujęnaszansę
na coś więcej. Pomógł mi wrócić do szkoły, dzięki czemu
mogłem później pójść na studia. – Przerwał, by napełnić jej
kieliszek,aleswójpozostawiłpusty.
– Obiecałem sobie, że kiedyś sam zostanę właścicielem
tegohotelu.
Odłożyłbutelkędokubełkairozsiadłsięwygodnie.
–Wystarczyjużomnie,opowiedzmioHamishu.Jakibył?
Izzy nigdy nikomu nie opowiadała o swojej rodzinie, ale
Andrea podzielił się z nią właśnie najbardziej intymnymi
wspomnieniami,którewstrząsnęłyniądogłębi.Nieprzyszło
mu to łatwo, widziała smutek w jego oczach i gorycz
wzaciśniętychmocnoustach.Musiałasięzdobyćnaodwagę
iodwdzięczyćsięszczerościązaszczerość.
– Był ode mnie dużo starszy. Zanim się urodziłam, mama
poroniła kilka razy. Ale traktował mnie wspaniale,
uwielbiałamgo,aonmnierozpieszczał.Kiedyzachorowałna
raka,wszystkosięzmieniło.Lekarzeniepotrafilimupomóc,
to było straszne. Ojciec stracił ukochanego syna i dziedzica,
niemógłsięztympogodzić.Oczekiwał,żezastąpięHamisha,
tak jak on będę prymuską, najlepszym sportowcem,
najbardziej
popularną
uczennicą
w
szkole…
A
ja
się buntowałam. Nie miałam nawet z kim porozmawiać, bo
jedynaosoba,którejsięzwierzałam,umarła.
–Acozmatką?
GdyIzzymyślałaomatce,zawszeogarniałjąsmutek.
–Bardzozaniątęsknię,awłaściwiezatym,jakabyłaprzed
tą straszną tragedią. Zwłaszcza gdy ojciec przebywał poza
domem lub gdy odwiedzałyśmy dom dziadków, dokąd ojciec
nigdysięznaminiefatygował.Niedogadywałsięzteściami.
Kiedy dwa lata po śmierci Hamisha zginęli w wypadku
samochodowym, mama załamała się całkowicie, aż w końcu
się pochorowała. Zmarła na raka wątroby. Tak jakby nad
nasząrodzinązawisłajakaśklątwa.
NatwarzyAndreimalowałosięwspółczucie.
–Jaktwójojciecsobieztymporadził?
Izzyparsknęłapogardliwie.
– Pracował jeszcze więcej. Wyjeżdżał w interesach, co
w sumie mi nie przeszkadzało, mniej się dzięki temu
kłóciliśmy. Zawsze komentował zgryźliwie moje ubranie,
wyniki w nauce albo zachowanie. A mimo to prowokowałam
go. Chyba chciałam zwrócić na siebie jego uwagę w ten
dziecinnysposób.Bezsensu.
– Nie masz żadnych miłych wspomnień związanych
zojcem?
Izzyskrzywiłasięlekko.
– Nie radził sobie z małymi dziećmi. Nie wiem, czy nie
chciał, czy nie umiał. Raz mamie wymknęło się, że na
punkcieHamishazwariowałdopiero,gdytenniecodorósł.Ze
mną było gorzej, bo jako dziewczynka nie mogłam spełnić
marzenia ojca o męskim spadkobiercy. Na szczęście babcia
i dziadek kochali mnie bezwarunkowo. – Izzy uśmiechnęła
się smutno do swych wspomnień. – Dlatego zależy mi na
spadku, chcę wykupić ich dom. Ojciec uparł się, żeby go
sprzedać,amatkanieumiałasięmusprzeciwić.
–Gdziejesttendom?
– W Wiltshire. To mój prywatny raj, tam z mamą
i Hamishem byliśmy bardzo szczęśliwi. Obecna właścicielka
wystawiła go na sprzedaż, ale obiecała, że wstrzyma się pół
roku.
–Zamieszkasztam?
– Taki mam plan. Chciałabym tam urządzić tymczasowy
domdlarodzinprzechodzącychkryzys,możetakżedladzieci
chorych na raka. Obok głównego budynku, w ogrodzie,
znajdujesięjeszczeniewielkidomekgościnny.
Zamilkłaizaczęłaskubaćbułkę.
–Dlaciebietopewniebrzminaiwnie,niemambiznesplanu
aninictakiego.Niebyłamtamnawetodwielulat.
Przykryłjejdłońswojąiścisnąłjąlekko.
–Jateżzaczynałemodniczego.Najważniejsze,żecizależy.
Izzy
zerknęła
na
ich
splecione
dłonie.
Obrączka
i pierścionek połyskiwały prześmiewczo, przypominając jej
o warunkach, jakimi obwarowane było ich małżeństwo.
Zabrałarękęizaczęłasmarowaćbułkęmasłem.
–Widujeszsięzmatką?–zapytała,żebyzmienićtemat.
Milczałtakdługo,żepodniosławzrokznadtalerza.
–Andrea?
Potrząsnąłgłową,jakbychciałsięotrząsnąćzewspomnień.
–Nie.
Próbowałeśsięzniąskontaktować?
–Wjakimcelu?–zapytał,goryczwjegogłosiedowodziła,
żeniepogodziłsięztym,cogospotkałowdzieciństwie.
Izzyprzestraszyłasię,żezabrnęłanagrząskigrunt.
– Nie wiem – bąknęła. – Żeby zrozumieć, dlaczego zrobiła
to,cozrobiła?
–Dokonaławyboru.Koniecsprawy.
– A jeśli nie miała wyboru? – Izzy spojrzała czujnie
wczarneoczyAndrei.–Możebałasiętwojegoojczyma,tego
cozrobi,jeśliodejdzieztobą?
Jegomarsowaminazłagodniałaodrobinę.
– Miała wiele czasu, by mnie odnaleźć. Nie zmieniłem
nazwiska,nieukrywałemsię–burknął.
–Agdybychciałasięztobąspotkać,zgodziłbyśsię?
Jegooczybłysnęłycynizmem.
–Niesądzę,bychciała.Chybażepotrzebujepieniędzy.
–Rozumiemtwojerozgoryczenie,ale…
– Isabello, proszę cię, zmieńmy temat, dobrze? –
poprosił tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Każde z nas ma
jakieśniezabliźnioneranyzdzieciństwa,nierozdrapujmyich.
–Tylkożemójojciecjużnieżyje.
Poczułaukłuciewsercu,gdyzdałasobiesprawę,żenigdy
już nie pojedna się z ojcem. Andrea natychmiast znów wziął
jązarękę,ajegooczyociepliłatroska.
–Kochanie–jegogłosbrzmiałjakciepłymiódkojącyból–
wybacz.Mojedzieciństwotoodległaprzeszłość,aletynadal
przeżywasz żałobę po ojcu, który nawet po śmierci nie
przestaje ci stawiać absurdalnych wymagań. Ale myślę, że
ranił cię, bo sam bardzo cierpiał i nie potrafił sobie
poradzićzeswoimiemocjami.
Izzyuśmiechnęłasięblado.
–Ciekawe,cobypowiedziałnanaszślub?Myślisz,żebrał
poduwagę,żezaproponujeszmipomoc?
Andreapogłaskałjejdłońkciukiem.
–Ktotowie?Najważniejsze,żezapółrokuuzyskaszprawo
dospadku.
Poklepał ją po ręce i odsunął dłoń, rozsiadając
sięwygodniej.
– Właśnie, byłbym zapomniał. Za dwa tygodnie właściciel
hotelu,którychcęprzejąć,bierześlubwWenecji.Zostaliśmy
zaproszeni.Pewniechciałabyśsobiekupićjakąśsukienkęna
tęokazję?Oczywiściejazapłacę.
–Niemusiszmikupowaćubrań.
Andreawzruszyłramionamiisięgnąłpokieliszek.
– Uznaj to za jeden z przywilejów płynących z naszej
umowy.
– Dlaczego tak ci zależy na tej fuzji? – zapytała, bo od
początku czuła, że Andrea nie mówi jej wszystkiego. – Masz
jużwielehoteli.
– Ale to przy tym żebrałem o jedzenie, gdy spotkałem
twojegoojca.Staramsięgokupićodlat,agdyminaczymś
zależy,niepoddajęsię.
Izzy zawsze podziwiała jego żelazną konsekwencję
isilnąwolę.
–HotelPatriziaMonetellegojestniewielki,aleniespocznę,
dopóki go nie zdobędę. A jego pasierbica może poważnie mi
toutrudnić.
– Mam nadzieję, że uwierzy w nasz teatrzyk. Jak na
mężczyznę z twoją pozycją, ożeniłeś się dość nagle i bez
rozgłosu.
Andreaomiótłjągorącymspojrzeniem.
– Wystarczy, że raz zobaczy nas razem. Takiej chemii nie
dasiępodrobić.
Izzy zarumieniła się po raz setny w ciągu dwudziestu
czterechgodzinipospieszniezmieniłatemat.
– Jeśli nie zjemy kolacji, Gianna się obrazi. Pewnie
wszystkojużwystygło.
Andreauśmiechnąłsięleniwie.
–Najpierwkolacja,potembasen.
–Niewzięłamkostiumu–zastrzegłanatychmiast.
Jegooczyrozbłysłymrocznie.
–Niebędziecipotrzebny.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Kiedy już posprzątali po kolacji, Izzy podążyła za Andreą
w głąb ogrodu, gdzie znajdował się basen. Andrea
wyłączył większość lamp, by stworzyć bardziej intymną
atmosferę. Idealnie gładka tafla wody połyskiwała w świetle
księżyca w ten bezwietrzny, balsamiczny wieczór. Andrea
rozpiąłkoszulę,wpatrującsięwIzzygorejącymioczyma.
–Pływałaśjużkiedyśnago?
– Nie – odpowiedziała, starając się z całych sił, by jej głos
nie drżał. Odważnie zsunęła ramiączko sukienki w dół. –
Chybawielerzeczyzrobięztobąporazpierwszy.
Andrea uśmiechnął się z satysfakcją. Szybko zrzucił
ubranie i podszedł do Izzy, by pomóc jej się rozebrać. Miał
ciepłe dłonie, które sprawnie pozbawiły ją sukienki. Pożerał
wzrokiemjejnagiepiersi,apotemująłjewdłonietakczule,
że całe ciało Izzy rozpłynęło się z rozkoszy. Gdy tylko
przesunął szorstkimi kciukami po sutkach, te natychmiast
zwinęły się w twarde, czułe na dotyk pączki. Wtedy dłonie
zastąpił językiem, zataczając coraz ciaśniejsze kręgi wokół
sutków,bynakoniecpociągnąćjelekkozębami.Izzyjęknęła
z rozkoszy. Andrea włożył dłonie pod cienki materiał jej fig
i sprawnie pozbawił Izzy ostatniego okrycia. Natychmiast
przywarła do jego twardego, męskiego ciała. Cała była
pożądaniem,palącym,rozkoszniebolesnymnapięciem,które
musiałazaspokoić.Natychmiast!
Kolejne fale oślepiającej żądzy przetaczały się przez jej
ciało.Niktnigdywcześniejniezdołałjejtakrozpalić.Andrea
uklęknął przed nią i wsunął język pomiędzy jej uda. Izzy
wstrzymała oddech i zatopiła palce w jego włosach,
przytrzymując się mocno. Odruchowo rozchyliła uda.
Smakował ją powoli, z lubością, delektował się jej
narastającympodnieceniem,agdykolanaugięłysiępodnią,
a całym jej ciałem wstrząsnęła potężna fala rozkoszy, wstał
i mocno ją przytulił. Drżała w jego ramionach, bez tchu,
oniemiała, a on wpatrywał się w nią płonącymi czarnym
ogniemoczyma.
– Uwielbiam, jak się zatracasz. Jesteś taka zmysłowa –
szepnąłjejdoucha.
Izzypołożyłapalecnajegogorącychustach.
– Nigdy nie sądziłam, że poczuję się przy kimś
wystarczająco swobodnie, by… No wiesz. – Ukryła twarz
w zagłębieniu jego szyi, ale po chwili odważyła się spojrzeć
Andrei w oczy. – Nie wyobrażam sobie, że mogłabym to
zrobićzkimśinnym.
Jego twarz stężała na moment, ale szybko się opanował
iuśmiechnąłsięzwymuszonąswobodą.
–Obiecałemci,żepopływamy.
Wyplątał się z jej objęć i wskoczył do wody. Jego smukłe,
umięśnione ciało przecinało wodę z niewiarygodną gracją.
Izzy stała na krawędzi basenu, niepewna czy powinna
w ogóle wchodzić do wody, skoro jej rozpaczliwy styl
pływania mógł ją tylko skompromitować w oczach
olimpijskiego mistrza, na jakiego wyglądał Andrea. Gdy tak
na niego patrzyła, przypomniał jej się Hamish, doskonały
pływak. Ona oczywiście nie dorastała bratu do pięt. Andrea
podpłynąłdoniejizawołał.
–Chodź,wodajestciepła!
Izzy przeszła na płytszą stronę basenu i powoli zeszła po
schodkach.Wodapieściłajejskórę,byłaciepłaijedwabiście
gładka.
–Popluskamsiętuprzybrzegu–bąknęła.
Podpłynąłdoniejnatychmiast.
–Cosiędzieje?Nielubiszpływać?
Izzyskrzywiłasięlekko.
– Nie radzę sobie zbyt dobrze w wodzie. Nie tak jak
Hamish,onmiałwrodzonytalent.
–Domyślamsię,żeojciecnieomieszkałcitegowytknąć?
Zadziwiało ją, jak wiele potrafił wyczytać pomiędzy
wierszami.
–Stałobokbasenuiwrzeszczał,żewszystkorobięźle.
Andreawyglądałnazatroskanego.
– Był perfekcjonistą. Frustrowało go, gdy inni za nim nie
nadążali. W pracy to może i działało, choć osobiście wolę
inne metody zarządzania, ale z pewnością nie powinien
byłtaktraktowaćswojegodziecka.
Izzypodeszłabliżejiwtuliłasięwjegoramiona.
– Dziękuję za wyrozumiałość. Wiem, że tobie okazał wiele
serca.Musicibyćciężkouwierzyć,żeczłowiek,któryzrobił
wiele dobrego dla wielu osób, miał też drugie, mniej
przyjemneoblicze.
Andreapocałowałjąwczoło.
–Niebyliśmysobieażtakbliscy,jaksięmogłowydawać.Ja
raczejnienawiązujębliskichwięzi.
A ze mną? Niewypowiedziane pytanie Izzy zawisło
pomiędzy nimi w powietrzu. Czyż nie zbliżyli się do siebie?
Powiedziałamurzeczy,któryminigdyznikimsięniedzieliła,
on odwdzięczył jej się podobną szczerością. Kochali się tak
intensywnie, że momentami stapiali się w jedno ciało, a on
nadal nie czuł tej bliskości? Czego jeszcze potrzebował?
Pogłaskała go po karku, a jego mięśnie natychmiast
sięrozluźniłypodjejpalcami.
– Podejrzewam, że porzucenie przez matkę w dzieciństwie
może utrudniać nawiązywanie relacji – zauważyła. – Trudno
poczymśtakimkomukolwiekzaufać.
Andreauśmiechnąłsięblado.
–Mieliśmypopływać,pamiętasz?–zmieniłtemat.
Izzyuśmiechnęłasięuwodzicielsko.
–Naprawdęmaszterazochotęnapływanie?
Oczy Andrei zapłonęły. Pochylił głowę i szepnął z ustami
przyjejwargach:
–Jużnie.
Kolejne dwa tygodnie minęły Izzy w stanie zmysłowego
otumanienia,zktóregowcaleniechciałasięotrząsnąć,choć
wiedziała,żekiedyśbędziemusiała.Gdzieśwgłębijejduszy
cały czas czaiła się świadomość, że ten piękny sen
o mieszkaniu z Andreą w cudownej nadmorskiej willi nie
możetrwaćwiecznie.
Jedynie Gianna nie dawała się o tym przekonać. Gosposia
wierzyła święcie, że małżeństwo Izzy i Andrei w magiczny
sposób przetrwa. Za każdy razem, gdy Izzy wymykała się
z sypialni Andrei, Gianna uśmiechała się pod nosem. Izzy
musiała sobie ciągle przypominać, że Andrea jej nie kocha
i nie zamierza przedłużać ich małżeńskiej sielanki nawet
ojedendzień.
A co czuła ona sama? Westchnęła ciężko. Nie powinna
sięwogólenadtymzastanawiać.Imwięcejrozmyślała,tym
więcej chciała. Nigdy wcześniej nie sądziła, że kiedyś
zapragnieczegoś,czymdotejporywręczpogardzała.Tobył
błąd.Postanowiłacieszyćsięchwilą.
Andrea w żaden sposób nie dawał jej odczuć, że nie
dorównywała mu intelektem, dyskutował z nią na przeróżne
tematy i nawet gdy się nie zgadzali, okazywał jej szacunek.
Udawało mu się także znaleźć dla niej sporo czasu, mimo
napiętego grafiku, zabierał ją na zakupy i do lokalnych
restauracji, zwłaszcza w dni, gdy Gianna miała wolne.
Czasami Izzy udało się coś ugotować dla Andrei, czerpiąc
z tego ogromną radość, choć zabarwioną poczuciem winy
wobecswychfeministycznychprzekonań.
Dzień przed planowanym wyjazdem na ślub partnera
biznesowegoAndrei,Izzyobudziłznajomybólwdolebrzucha
zwiastującyokres.NiechciałabudzićAndreiwśrodkunocy,
wymknęłasięwięccichutkozłóżkaiprzemknęładołazienki.
Niestety nie wzięła tabletek przeciwbólowych, dlatego
musiałazejśćnadół,dokuchni,gdzieparędnitemuwszafce
zauważyłaapteczkę.Wzięłaparacetamolistanęłaprzyoknie,
popijając proszek wodą. Dlaczego czuła rozczarowanie?
Położyła dłoń na brzuchu, zastanawiając się, kiedy zakazana
myśl o dziecku prześlizgnęła się przez zasieki, które Izzy
postawiła wokół swego serca. Dziecku poczętym z miłości,
nietylkozżądzy,wychowanymprzezdwójkękochającychsię
rodziców, tworzących związek oparty nie na wspólnych
interesach,alenamiłości.
Izzy opuściła rękę. Zachowywała się głupio, pozwalając
sobie
na
takie
mrzonki.
Nie
poradziłaby
sobie
zwychowaniemdziecka,skoronawetniedałaradyskończyć
szkoły!
–Kochanie?–GłębokigłosAndreiwyrwałjązzamyślenia.–
Co ty tutaj robisz w środku nocy? – Zerknął na opakowanie
tabletekleżącenastole.–Źlesięczujesz?
Podszedł i położył jej dłoń na czole. – Chyba nie masz
gorączki.
–Nie,niemam.Nicminiejest.
–Bolicięgłowa?–nieodpuszczał.
–Nie.–Westchnęłazrezygnowała.–Dostałamokres.
Położyłjejdłonienaramionach.
–Comogędlaciebiezrobić?
Zakochaj się we mnie… Przerażona myślą, która nie
wiedziećskądprzyszłajejdogłowy,odwróciławzrok.
–Nic.Wzięłamtabletkę,więczarazbędzielepiej.
Ująłjądłoniąpodbrodęizmusił,bynaniegospojrzała.
–Powinnaśmniebyłaobudzić.Zawszecięboli?
Emocje ścisnęły Izzy gardło. Właśnie takich czułych chwil
będzie jej brakowało najbardziej, gdy już się rozstaną.
Zamrugałaszybko,byłzyniewymknęłyjejsięspodpowiek.
–Tylkoczasami.
Uśmiechnęłasięzwysiłkiem.
–Nicminiebędzie.Wracajdołóżka,zarazprzyjdę.
Pogłaskałjąpowoliiczulepopoliczku.
–Możeposzukamtermoforu?Giannanapewnojakiśma.
–Nietrzeba.
Izzyodsunęłasię,zwiększającdystansmiędzynimi.
– Nie odpychaj mnie, Isabello. Martwię się o ciebie. –
Wjegogłosieoprócztroskipobrzmiewałateżnutafrustracji.
Izzy podeszła do zlewu, dolała sobie wody do szklanki,
zerkającnaniegoprzelotnieprzezramię.
–Powinnociulżyć.
–Dlaczego?
– Nie jestem w ciąży – odparła, odwracając się do niego
przodem.
Przezjegotwarzprzemknąłcień.
–Aobawiałaśsię,żemożeszbyć?
–Nie.
Wzruszyła ramionami. Zapadła gęsta cisza. Izzy miała
wrażenie, że Andrea rozważa uważnie sytuację, której
jeszcze przed chwilą w ogóle nie brał pod uwagę. Czy
wyobrażał ją sobie z rosnącym brzuchem? I ich dziecko,
pulchnego bobasa z loczkami i czarnymi oczyma ojca?
Andreachrząknąłiprzetarłdłoniątwarz,otrząsającsię.
–Poszukamtegotermoforu.
Zacząłszperaćwszufladziewkąciekuchni.
–Idźdołóżka,zarazcigoprzyniosę–rzuciłprzezramię.
Izzy ruszyła do wyjścia, ale w drzwiach odwróciła się.
Andrea stał nieruchomo i wpatrywał się ślepo w czeluść
szuflady.
Andrea nalał gorącej wody do termoforu, ale jego myśli
krążyły cały czas wokół słów Izzy. Miała rację, powinno mu
ulżyć.Powinienczućogromnąulgę.Niechciałprzecież,żeby
Izzy zaszła w ciążę, to by skomplikowało sytuację. I tak
z trudem panował nad wszystkim, co się ostatnio działo
w jego życiu. Wszystko szło gładko, obecność Izzy w jego
życiu dawała mu wiele radości, ale to nie znaczyło, że snuł
jakieś
dalekosiężne
plany.
Obiecał
sobie
nie
angażowaćsięuczuciowoitegosiętrzymał.Zcałychsił.
Czy Izzy ulżyło, gdy się okazało, że nie jest w ciąży? Z jej
twarzy nie potrafił nic wyczytać, skrywała swe prawdziwe
uczucia czasami nawet lepiej niż on sam. Twierdziła, że nie
planuje macierzyństwa, ale czy dobrze to przemyślała? Czy
też dopadły ją wątpliwości? On sam rozstrzygnął tę kwestię
raz na zawsze i nigdy do niej nie wracał. Słowo „rodzina”
kojarzyło mu się wyłącznie z katastrofą i cierpieniem.
Dlatego zdecydował, że przejdzie przez życie sam. Czy po
rozstaniu z Izzy będzie mu doskwierać samotność? Nie
zamierzał
o
tym
myśleć.
Przywykł
do
samotności,
towarzyszyła mu przez większość życia. Wziął termofor
i poszedł na górę. Zastał Izzy skuloną na boku, z jedną
dłonią pod policzkiem, drugą na brzuchu. Usiadł obok niej
i przyłożył termofor do jej brzucha, po czym odgarnął jej
włosyztwarzy.
–Tabletkajużdziała?
–Trochę…
–DaszradępojechaćnaślubPatrizia?
–Jasne.Totylkookres,mamgocomiesiącodtrzynastego
rokużycia.
–Ajamyślałem,żekoniecznośćcodziennegogoleniasięto
niesprawiedliwość!
Uśmiechnął się drwiąco. Izzy dotknęła jego policzka
palcami, a jego ciało natychmiast zareagowało. Miała
miękkie palce, dotyk lekki jak piórko, który jednak
wywoływałwjegocieleburzę.Złapałjejdłońiprzycisnąłdo
spragnionychust.
– Postaraj się zasnąć – mruknął głosem zachrypniętym
zemocji.
Spojrzałamuwoczy,przygryzającdolnąwargę.
–Andrea?
–Tak,kochanie?
Otworzyła usta, ale po chwili zamknęła je i odwróciła
wzrok.
–Jużnic…–bąknęła.
Zajrzałjejgłębiejwoczy,choćodwracaławzrok.
– Coś cię dręczy, malutka. O co chodzi? O jutrzejszy ślub?
Boiszsiępaparazzich?–zgadywał.
Westchnęła głęboko, próbowała się uśmiechnąć, ale jej
oczyzasnuwałsmutek.
–Nie…Topewniehormony,wiesz,burzaemocji.
Skubała brzeg kołdry, unikając jego wzroku. Pochylił się i
złożyłnajejzafrasowanymczolemiękkipocałunek.
– Jeśli chcesz, to przeniosę się do innej sypialni –
zaproponował.
Zapałagozarękę.
–Nie,proszęcię.Mógłbyśmniepoprostu…przytulić?
Jejoczybłyszczałygorączkowo.Bezsłowapołożyłsięobok
niej i przytulił ją do piersi, opierając brodę na czubku jej
głowy. Wtuliła się ufnie w jego ciało. Jej jedwabiste włosy
łaskotały go rozkosznie, a ich zapach przenosił w inny
wymiar, poza czas. Głaskał ją delikatnie po głowie, a ona
oddychała coraz głębiej i coraz spokojniej. Nie pamiętał, by
kiedykolwiektuliłtakkogośwramionach,bliskoserca,czule,
opiekuńczo. Nieznane emocje ścisnęły mu gardło. W jego
głowie zabrzmiał ostrzegawczy alarm, ale postanowił go
zignorować. Żaden przyzwoity mężczyzna nie odmówiłby
kobiecie spełnienia takiej prośby, nawet jeśli wiedział, że za
pół roku rozstaną się. Wcale się nie zakochał! Istniały
granice,którychniezamierzałnigdyprzekroczyć.NiezIzzy.
Aniznikiminnym.
Izzy zamruczała coś sennie, obróciła się do niego plecami,
wpasowując się w jego ciało. Objął ją mocno, tak że leżeli
teraz spleceni jak dwie łyżeczki, a on zamiast spanikować,
rozkoszował się uczuciem bliskości. Położył dłoń na
termoforze, by nie musiała go trzymać. Nieproszone obrazy
dziecka kiełkującego i rosnącego w jej brzuchu zaczęły
pojawiać się w jego głowie, i choć je odpychał, powracały.
Nigdy nie wyobrażał sobie siebie jako męża i ojca, a teraz,
tuląc w ramionach Izzy, zaczął się zastanawiać, dlaczego
czuje w sercu dziwną pustkę. Jakby czegoś w jego życiu
brakowało,aleniewiedziałczego.Możestresowałsięfuzją?
Gdy sfinalizuje transakcję, na pewno odzyska równowagę
ispokójducha.Ipoczucie,żepanujenadwłasnymżyciem.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Gdy Izzy obudziła się następnego ranka, Andrea, który
zdążyłjużwziąćprysznic,przyniósłjejśniadaniedołóżka.
– Jak się czujesz, kochanie? – zapytał, przysiadając na
krawędziłóżka.
–Owielelepiej,dziękuję.
Izzysięgnęłapofiliżankęgorącej,aromatycznejherbaty.
–Dziękuję,żesięmnątaktroskliwiezaopiekowałeś.Dawno
niktmnietaknierozpieszczał.
–Zasługujesznato,bycięrozpieszczać.Trochęsięociebie
martwiłem–przyznał,poklepującjąpodłoni.
– Zmartwiłbyś się bardziej, gdybym nie dostała okresu –
zauważyłatrzeźwoiupiłałykherbaty.
–Prawda–odpowiedziałzkrzywymuśmiechem.
PochwilimilczeniaIzzyodstawiłafiliżankęnatacę.
–OktórejwyruszamydoWenecji?
Andreawstał.
– Wylatujemy za około godzinę, ale ślub odbędzie się po
południu. Wystarczy czasu, żeby się odświeżyć i przebrać
whotelunamiejscu.
–Niewyglądasznazachwyconego–zaryzykowała.
Andreawzruszyłramionami,aleniezaprzeczył.
–Ucieszęsię,gdybędziejużpowszystkim.
Zatrzymali się w niewielkim, ale szalenie eleganckim
hotelu należącym do sieci Andrei. Izzy odświeżyła makijaż,
uczesała się i założyła sukienkę, którą kupiła podczas jednej
z wypraw na zakupy z Andreą we Włoszech. Granatowa
jedwabna satyna opływała zmysłowo jej sylwetkę, a całości
dopełnić miała sztuczna biżuteria, którą właśnie zakładała,
gdy w pokoju pojawił się Andrea z niewielkim, aksamitnym
pudełkiemwdłoni.
–Dlaciebie.
Izzy otworzyła pudełko i zaniemówiła z zachwytu.
Szafirowy naszyjnik i kolczyki do kompletu połyskiwały
kusząconatlekremowegoatłasu.
–OmójBoże!–westchnęła.
SpojrzałanaAndreę,alejegotwarznicniezdradzała.
–Niepowinieneśwydawaćnamnietylepieniędzy!
Andreamachnąłlekceważącodłonią.
– Musisz się odpowiednio prezentować na ślubie Patrizia
iEleny.
Izzy miała ochotę się kopnąć. Nie kupił jej prezentu. To
jedynie rekwizyt mający uwiarygodnić ją w roli żony
potentata hotelowego. Dotknęła błyszczących, zimnych
szafirów.
– Masz świetny gust. Ale, jeśli dobrze pamiętam, nie
kupujesz swoim kochankom biżuterii – powiedziała, siląc się
naobojętnyton.
– Nie kupuję, ale to wyjątkowa sytuacja. Odwróć się,
pomogęcizapiąćnaszyjnik.
Wyjątkowa?Dlaczego?Czydlatego,żezaczynałcośdoniej
czuć? Izzy odwróciła się posłusznie i uniosła włosy. Gdy
Andrea uporał się z zapięciem, odwróciła się i rzuciła mu
pytającespojrzenie.
–Dlaczegowyjątkowa?
– Jesteś moją żoną – odpowiedział z kamienną twarzą. –
Ludziespodziewająsię,żestaćcięnadrogąbiżuterię.
Izzydotknęłaszafirównaswejszyi.
– Tymczasową żoną – przypomniała mu. – Nie ma sensu
wydawaćmajątkunarekwizyty.
Zacisnął na chwilę usta, jakby jej uwaga go zabolała. Ale
zarazochłonął.
–Niktoprócznastegoniewie.
–Giannawie–przypomniałamu.
Andreaburknąłcośpodnosem.
– Zaczynam się zastanawiać, czy nie popełniłem błędu,
wtajemniczającjąwnaszukład.
Zdjąłzwieszakamarynarkęizałożyłją.
– A tak w ogóle, to pięknie wyglądasz – skomplementował
ją.–Dotwarzyciwtymkolorze.
Izzywygładziłasukienkę,zadowolonazpochwałyjakmała
dziewczynka.
–Dziękuję.
Wyjęłazpudełkakolczykiizałożyłaje.
–Możebyć?–zapytała,prezentującAndreifinalnyefekt.
Zmierzyłjągorącymspojrzeniem.
–O,tak–zapewniłzobezwładniającymuśmiechem.
Ślub Montellich odbywał się w bazylice Świętego Marka
w Wenecji. Izzy usiadła na wyznaczonym miejscu pośród
gości pana młodego, podczas gdy Andreę porwał wir
obowiązków drużby. Bazylikę przystrojono girlandami
świeżych kwiatów, pod sklepieniem unosił się śpiew
cudownych sopranów chóru chłopięcego, a powietrze
wibrowałoradosnymoczekiwaniem.Izzywzruszyłasię,apod
jej powiekami zebrały się piekące łzy. Gdyby była
romantyczką,takiwłaśnieślubbysobiewymarzyła.Zbólem
sercaprzypomniałasobiepospiesznąwizytęwurzędziestanu
cywilnegozAndreą,gdziezawarliswąsmutnątransakcję,bo
przecieżniemożnanazwaćtegowydarzeniaślubem.
Organista zagrał pierwsze takty marszu Mendelssohna
i w drzwiach kościoła pojawiła się panna młoda, za którą
podążała
grupka
druhen.
Poprzedzała
je
urocza
kilkuletnia dziewczynka rozsypująca na drodze prowadzącej
do
ołtarza
płatki
róż.
Na
końcu
tej
drogi
na
rozpromienioną
pannę
młodą
czekał
przyszły
mąż,
spoglądający na swą wybrankę z taką miłością, że Izzy
musiałaodwrócićwzrok.
Żelaznapięśćrozpaczyściskałajejsercecorazmocniejna
myśl o cynicznej wymianie pustych słów przysięgi, po której
Andrea nie chciał nawet pocałować panny młodej. Zabrakło
uczuć,niebyłowspólnychplanównaprzyszłość,niktnikomu
nie obiecał miłości do grobowej deski. Zerknęła na Andreę
stojącego w pobliżu pana młodego, ale nawet nie spojrzał
w jej kierunku. Za to Alexis, nastoletnia pasierbica pana
młodego,rzucaładrużbieomdlewającespojrzeniairumieniła
się uroczo. Zadurzona nastolatka przypomniała Izzy jej
własne niezdarne zaloty, burzę hormonów i bolesne błędy
popełnione z rozpaczliwej potrzeby zwrócenia na siebie
uwagi ojca. Nie miała wtedy pojęcia, że za tamte błędy
będziepłaciłajeszczewielelatpóźniej.
Podczas gdy Izzy zatopiła się w gorzkich wspomnieniach,
ceremonia przebiegała bez zakłóceń, a gdy pan młody
podniósłwelon,bypocałowaćpannęmłodą,Andreawkońcu
zwrócił wzrok w stronę swej żony. Izzy próbowała
sięuśmiechnąć,alejejtwarzzamarławbolesnymgrymasie.
Mijała kolejna godzina wypełniona radosnym gwarem
i ustawianiem gości do pamiątkowych zdjęć z młodą parą,
aIzzyczułasięcorazbardziejzbędna,jakstatystkawfilmie,
kiepska aktorka, która nie zasłużyła na żadną większą rolę.
Dlaczego się na to zgodziła? Dlaczego nie wierzyła, że
w czyimś życiu może odegrać główną rolę, że na to
zasługuje? Dlaczego Andrea nigdy na nią nie spojrzy tak jak
PatrizionaElenę,zprawdziwą,szczerą,głębokąmiłością?
Andreaświetnieudawałoddanegomęża.Musiałaprzyznać,
że przy świadkach zachowywał się bez zarzutu. Tak jak jej
ojciec! Ta myśl zaskoczyła ją i zasmuciła jeszcze bardziej.
Minęły dopiero dwa tygodnie, odkąd związała się z Andreą,
czy da radę przeżyć kolejne miesiące, udając szczęśliwą?
Nigdy się nie zastanawiała, co uczyniłoby ją szczęśliwą, ale
wgłębiduszywiedziała,żezawszepragnęłatylkojednego–
byktośpokochałjątaką,jakabyła,akceptowałjąicenił,bez
stawiania
jej
wygórowanych
wymagań.
Musiała
spojrzećprawdziewoczy,tymkimśniebyłinigdyniebędzie
Andrea. Łudziła się, jeśli wydawało jej się, że zbliżyli się do
siebie. Opowiedział jej o swojej bolesnej przeszłości, a ona
uznała,żestałasiędlaniegokimśwyjątkowym.Głuptaska!
Przyjęcie weselne zorganizowano w prywatnej willi, dokąd
goście dotarli wynajętymi gondolami. Siedząc przy stoliku
zobcymiludźmi,zdalaodAndreiusadzonegoprzygłównym
stole,Izzyczułasięcorazbardziejwyalienowana.Poposiłku,
którego Izzy nawet nie tknęła, Andrea w końcu okazał jej
zainteresowanie,
ale
tylko
po
to,
by
przytulając ją demonstracyjnie, przedstawić ją młodej parze
i Alexis. Im bardziej wiarygodnie odgrywał rolę kochającego
męża, tym gorzej Izzy się czuła. Nie powinno mnie tutaj
wogólebyć,pomyślałazrosnącąrozpaczą.
–Wszystkowporządku,kochanie?
Andreaodciągnąłjąwpewnejchwilinabok.
–Musimyporozmawiać–odpowiedziałagrobowymgłosem.
Sztuczny uśmiech przylepiony do twarzy Izzy nawet nie
drgnął. Zdawała sobie sprawę, że gdy tylko Andrea do niej
podchodził, co czynił podczas całego przyjęcia rzadko, ale
regularnie, oczy gości dyskretnie zwracały się w ich stronę.
Teraz pogłaskał ją po policzku, udając zatroskanego.
Wiedziała,żeudawał,niezamierzałaznowuuleczłudzeniom.
– Jesteś zmęczona? Przepraszam, że tyle to trwa, ale nie
możemywyjśćprzedmłodymi.Obiecuję,żetojużniedługo.
Ale Izzy czuła, że nie zniesie już nawet minuty udawania.
Spojrzała
Andrei
poważnie
w
oczy,
starając
siępowstrzymaćłzynapływającepodpowieki.
–Niemogę,Andrea,poprostuniemogę.
Złapałjązaramiona.
–Źlesięczujesz?Przepraszam,powinienembyłzapytać!
Izzy strząsnęła jego dłonie i odeszła na bok, do zacisznej
alkowy.Objęłasięramionami,bydodaćsobieotuchy.
– Nic mi nie dolega. Mam dość udawania. Czuję się jak
oszustka.
Andreaniezdołałukryćirytacji.
–Czymożemyotymporozmawiaćpopowrociedohotelu?
–Nie.Czypodczasceremoniiczułeśjakiekolwiekemocje?
TwarzAndreiskamieniała.
–Isabello,toniemiejsceiczasnatakierozmowy.
–Zadałamciprostepytanie.
– Powiedziałem już, nie zamierzam teraz wdawać się w
dyskusjęztobą–oświadczyłlodowatymtonem.
Izzyzadrżała,alesięniepoddawała.
–Jaczułamsięwinna.Byłomiwstyd,bowyszłamzaciebie
zamążzniewłaściwegopowodu.Dziświdziałamludzi,którzy
pobierają się z miłości, i zazdrościłam im. Pragnę tego
samego.
Andreazmarszczyłbrwi.
– Chcesz wziąć ślub kościelny i urządzić wielkie wesele?
Mimożezamniejniżsześćmiesięcy…
– Nic nie rozumiesz – przerwała mu zdruzgotana. – Nie
zależy mi na wystawnym przyjęciu. Pragnę prawdziwego
małżeństwa, bez terminu przydatności, bez udawania,
zautentycznymiuczuciami.Nazawsze.
–Natoniktniemagwarancji–warknął.
–Możeinie,alejachcęchociażspróbować.
Ciężka cisza zdawała się wysysać cały tlen z powietrza
wokółnich.
–Prosiszocoś,czegoniemogęcidać.Umówiliśmysięna
sześćmiesięcy.Wiedziałaśodpoczątku,żeniezamierzamsię
wiązaćnadłużej,aniztobą,aniznikiminnym.
Wpatrywała się w jego stężałą w masce obojętności twarz
wposzukiwaniuoznak,żejednakcośczuje.Nadaremnie.
–Dlaczegonie?Costoinaprzeszkodzie?
Otworzył usta, by jej odpowiedzieć, ale rozmyślił się.
Dopiero po chwili zastanowienia odezwał się, ostrożnie
dobierającsłowa.
– Wolałbym nie odbywać tej rozmowy tutaj. Zawarliśmy
umowęnaokreślonychwarunkachi…
– Żałuję, że się na nie zgodziłam. Marzyłam o wykupieniu
domu dziadków i to mnie zaślepiło. Teraz zdałam sobie
sprawę, że pragnę czegoś więcej. Nie zamierzam żyć na
zasadachnarzucanychmiprzezinnychaniminutędłużej.Od
tej chwili chcę być szczera ze sobą i z całym światem.
Oszukiwałam się, sądząc, że nie potrzebuję miłości. Ja po
prostu nie chciałam związku takiego jak związek moich
rodziców, z kimś kto mnie nie kocha i pragnie zniszczyć we
mniekażdyprzejawniezależnegomyślenia.
– Nie ubliżaj mi, porównując mnie do swojego ojca –
warknął ostro Andrea. – W naszej umowie nie było słowa
o miłości – dodał głosem, który równie dobrze mógłby
należećdorobota.
Ostatnia iskierka nadziei tląca się w sercu Izzy zgasła.
Spowiłjąmrokrozpaczy.Oddychałaztrudem.
– Słuchaj, porozmawiamy jutro, gdy już wypoczniesz i się
wyśpisz.Terazponoszącięemocje.
Andreastarałsięjeszczezałagodzićsytuację.
Izzy wiedziała, że jeśli wróci z Andreą do hotelu,
wylądują w łóżku, a potem wróci z nim do Positano i przez
kolejne miesiące będzie się łudzić, że Andrea zmieni zdanie.
Onie!Zbytwielelatjużzmarnowała,terazmusiaławkońcu
zacząćżyćnawłasnychzasadach.
– Nie wrócę z tobą do twojego hotelu ani do willi. To
koniec. Zresztą co tu kończyć, skoro nic nas tak
naprawdęniełączy?
Andreaskrzywiłsię,jakbyprzeszyłgoniespodziewanyból,
ale już po chwili jego twarz znów przypominała kamienną
maskę.
–Zaplanowałaśtosobie?–Machnąłdłoniąwkierunkusali
wypełnionejweselnymigośćmi.–Chceszzniszczyćwszystko,
nacotakdługopracowałem?
Izzywypuściłagłośnopowietrze.
– Ty jednak wcale mnie nie znasz, skoro rzucasz takie
oskarżenia. Przykro mi, jeśli narażam twój biznes na straty,
ale moje szczęście obchodzi mnie bardziej. A nie jestem
z tobą szczęśliwa, bo mnie nie kochasz – odpowiedziała
szczerze,bezzawstydzenia,zulgąodrzucającfałszicynizm,
którymprzeztylelatmaskowałasweprawdziweuczucia.
–Czychceszmipowiedzieć,żetymniekochasz?–zapytał
ze złością, raczej niż zdziwieniem. – Gdybyś mnie kochała,
przyjęłabyś z wdzięcznością to, co mogę ci dać. Nie
zapominaj,żetylkodziękimniemożeszodziedziczyćmajątek
ojca.
Izzypokręciłazniedowierzaniemgłową.Jakmogłasądzić,
że pieniądze dadzą jej szczęście? Przecież jej matce nie
brakowało niczego oprócz miłości, i właśnie to uczyniło ją
nieszczęśliwą. Wykupienie domu dziadków nagle wydało jej
się bezsensowne – była tam szczęśliwa, ale tylko dzięki
ludziom,którzyjąkochali,aniepustymmurom.
– Andrea, zgadzając się na ten układ, sama zrobiłam
z siebie… płatną kochankę. To był błąd. Nie chcę być
pionkiemwczyjejśgrze.
– To twój ojciec zaczął tę grę, nie ja – przypomniał jej
zirytacją.
– Oczekujesz wdzięczności, prawda? Biedna Izzy, nikt jej
nie chciał, a wspaniały Andrea nie dość, że zgodził się z nią
ożenić, to jeszcze łaskawie przespał się z nią kilka razy!
Zasługujęnacoświęcej.
Izzy drżała w środku, ale zacisnęła mocno pięści i nie
poddałasięstrachowi.
–Idźwięc.–Andreagłowąwskazałjejdrzwi.–Zobaczymy,
jak daleko zajdziesz. Nie minie dzień, a wrócisz, błagając,
bymcięprzyjąłzpowrotem!
– Chyba nie słuchałeś mnie zbyt uważnie. Nie zmienię
zdania. Kazałeś mi kiedyś dorosnąć. Proszę bardzo,
posłuchałam. Wiem, czego chcę. I nie zadowolę się byle
czym.
Dzielniewytrzymałajegogniewne,mrocznespojrzenie.
– Sądzę, że nie będziesz chciał robić sceny, którą jutro
żyłyby wszystkie brukowce, i pozwolisz mi odebrać płaszcz
z szatni bez zbędnych ceregieli. Nasz związek był farsą, nie
masięczymchwalićprzedcałymświatem,prawda?
Sama nie wiedziała, skąd wzięła siłę, by zachować spokój.
KącikiustAndreidrgnęłyzłowrogo.
–Szantażujeszmnie?
Izzyuniosładumniegłowę.
–Chceszsięprzekonać?
ROZDZIAŁJEDENASTY
Andrea nie mógł w to uwierzyć. Nie chciał uwierzyć. Jak
Izzy mogła zrezygnować ze spadku, który dla większości
śmiertelników stanowił niewyobrażalną fortunę? Jak mogła
zrezygnować z ich układu? Zrezygnować z niego! Nagle
poczuł się jak wtedy, gdy miał czternaście lat i wyrzucony
z domu wylądował na ulicy, bezbronny i zrozpaczony. Całe
życiepróbowałsięchronićprzedpodobnymdoświadczeniem
odrzucenia, nie chciał czuć tych wszystkich bolesnych
emocji:
pustki,
rozpaczy,
bezsilności,
rozczarowania.
Nadaremnie.
Izzy go zaskoczyła. Może dlatego, że w głębi duszy miał
nadzieję, że połączyło ich coś… wyjątkowego? Trwałego?
Nie. On się nie angażował w trwałe relacje! Może inni ich
potrzebowali, ale on nie. Widział, czym kończy się taka
naiwność, poczuł to na własnej skórze i nigdy więcej nie
zamierzał się wystawić na takie niebezpieczeństwo. Co ona
sobiewyobrażała?!Zbytwielemiaładostracenia,bysiętak
nagle
wycofać.
Minęły
zaledwie
dwa
tygodnie
ich
małżeństwa, zostało jeszcze kilka miesięcy. Miesięcy, na
które cieszył się bardziej, niż powinien. Wiedział, że
podejmujeryzyko,zbliżającsiędoIzzy,alemimowszytkonie
zawahałsię.Aterazonagozostawiła.Przecieżbezniegonie
dostanieanigroszaspadku!
Pewnie mnie sprawdza, pomyślał nagle. Jak kiedyś ojca.
Urządziła scenę, by sprawdzić, czy uda jej się wymusić na
nimcoś,czegonigdyinikomuniemógłofiarować.Topewnie
przez ten ślub, tłumaczył sobie. Romantyczna ceremonia
w Wenecji każdemu zamąciłaby w głowie. Nawet on poczuł
ukłucie zazdrości, gdy Patrizio i Elena przysięgali sobie
dozgonnąmiłość.Conieznaczyłowcale,żesamjejpragnął.
Całkowiciewystarczałomuto,comiał.UkładałoimsięzIzzy
znakomicie, dokładnie tak, jak to sobie zaplanował. Ich
związek
był
satysfakcjonujący
i
jednocześnie
pełen
ekscytacji, nie brakowało w nim namiętności i blisko… No
tak,natympolegałproblem.Pozwolił,byIzzyzbliżyłasiędo
niego za bardzo, zdecydowanie za bardzo. Jego czujność
osłabła i ani się spostrzegł, jak fizyczna bliskość przerodziła
się w zażyłość. Poznał prawdziwą Izzy kryjącą się za fasadą
nieokrzesanej
imprezowiczki,
co
obudziło
w
nim
niespodziewane pragnienie chronienia jej. Nigdy wcześniej
nie pozwolił żadnej kobiecie zbliżyć się tak bardzo.
Z żadną nie podzielił się swą bolesną, trudną przeszłością.
Czy rzeczywiście zamierzała odejść, i to w środku przyjęcia
weselnegoczłowieka,odktóregotakwielezależało?Ocojej
chodziło?Czypróbowałazemścićsięnanimzazmuszeniejej
do ślubu? Nie pasowało to do niej. Poznał ją na tyle, by
wiedzieć, że nie była mściwa. Bywała impulsywna,
charakterna,owszem,aletakżewrażliwaiempatyczna,zaco
zresztąbardzojąpodziwiał.
Wydawało mu się, że wszystko układało się wspaniale,
dokładnietakjakchciał.Lubilispędzaćrazemczas,awłóżku
pasowali do siebie idealnie. Z nikim nigdy nie było mu tak
dobrze i cieszył się na kolejne miesiące tej sielanki. Teraz
złośćpaliłagoodwewnątrz,arozczarowaniepodchodziłomu
goryczą do gardła. Dlaczego pozwalał sobie na te wszystkie
bolesne uczucia? Przecież był na nie uodporniony! Kobieta,
nawet najcudowniejsza, nie mogła go skrzywdzić. Izzy
zapewnedoświadczałahormonalnejhuśtawkinastrojówigdy
ochłonie, zda sobie sprawę, że popełniła błąd. Za kilka
godzin,gdywrócędohotelu,będzieczekałanamniewłóżku,
pocieszałsię.Natoliczył.
Izzy pojechała do hotelu Andrei, ale jedynie po to, by
zabraćpaszportipodręcznybagaż.Przeniosłasiędoinnego
hotelu i zarezerwowała pierwszy poranny lot do Londynu.
Nie mogła spędzić kolejnej nocy z Andreą, wiedząc na
pewno, że jej nie kocha. Nie chciał pokochać. Popełniłaby
emocjonalne samobójstwo, gdyby z nim została. Prawie nie
spała tej nocy, a na lotnisku pojawiła się z dużym
wyprzedzeniem.Byłojejtakciężkonaduchu,żezdziwiłasię,
że
nie
kazano
jej
dopłacić
za
nadbagaż.
Londyn
powitał ją deszczem i szarugą, a kiedy zadzwoniła do Jess,
okazało się, że jej pokój został już zajęty przez
nowąlokatorkę.
–Straszniemiprzykro,Izzy,aleniesądziłam,żewrócisz–
tłumaczyła się Jess. – Co się stało? Gdzie się podziewa twój
mąż?
–Rozstaliśmysię.Tobyłbłąd,niepowinnambyłazaniego
wychodzić.Onmnieniekocha.
–Atyjego?–zapytałacelnie,choćztroskąwgłosie,Jess.
Izzyzcałychsiłstarałasięnierozpłakaćdosłuchawki.
– Jestem idiotką, ale zakochałam się w nim. Nie wiem, jak
to się stało. W jednej chwili go nienawidziłam, by za
moment…–urwała,bojejgłoszacząłniebezpieczniedrżeć.
– Co ty teraz zrobisz? Jeśli się nie mylę, w razie rozwodu
traciszprawodospadku,prawda?
–Niedbamopieniądze.Nomożetrochę…
– Ale gdzie będziesz mieszkać? Oczywiście możesz
przenocowaćumnienasofieprzezparędni,ale…
–Niemartwsię,znajdęcoś–przerwałaprzyjaciółce.–Nie
zostałamcałkiembezśrodkówdożycia.
Jeszczenie,dodaławmyślach.
Andrea wrócił następnego dnia do willi w Positano,
spodziewając się, że znajdzie tam skruszoną Izzy. W hotelu
poinformowano go, że wymeldowała się późnym wieczorem,
ale nie mieli pojęcia, dokąd się udała. Obdzwonił pobliskie
hotele,alenieudałomusięuzyskaćżadnychinformacji.Nie
zdziwił się, on także nalegał, by w jego sieci strzeżono
prywatności i spokoju gości. Niemniej spędził noc,
przemierzając nerwowo sypialnię, podczas gdy wyobraźnia
podsuwała mu coraz to czarniejsze scenariusze tego, co
mogło się przydarzyć Izzy. Raz po raz wybierał numer jej
telefonu, ale za każdym razem natychmiast włączała
się
automatyczna
sekretarka.
Nie
zostawił
żadnej
wiadomości, bo nie wiedział co powiedzieć. „Wracaj,
potrzebuję cię!” brzmiało zbyt żałośnie, nigdy by się nie
zniżył do błagania jakiejkolwiek kobiety. Nawet Izzy. Gdy
dotarłnastępnegodniadodomu,Giannajakzwyklepowitała
goradośnie,alejejuśmiechzgasł,kiedysięzorientowała,że
wróciłsam.
–GdziejestIzzy?
– Miałem nadzieję, że zastanę ją tutaj – przyznał szczerze,
skręcając się z niepokoju i rozczarowania. Te same uczucia
dostrzegł w poczciwych oczach Gianny. Jej także Izzy
sprawiłazawódswoimzniknięciem.
–Aledlaczegoniewróciłaztobą?Cosięstało?–Gosposia
wyglądałanapoważniezaniepokojoną.
–Wolałbymotymniemówić.
–Alegdzieonasiępodziewa?–biadoliłaGianna.
Andreawyminąłjąwdrodzedogabinetu.
–Proszęminieprzeszkadzać–burknął.–Weźsobiewolny
tydzień,alboimiesiąc.
Usiadł przy biurku i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem
wekrankomputera.Jakdotegodoszło?Naprawdęniesądził,
że Izzy spełni swoje pogróżki. Dał jej dwadzieścia cztery
godziny na ochłonięcie. Ile jeszcze potrzebowała, żeby
zrozumieć, jak głupio postępuje? Sabotowała swoją własną
przyszłość,
zaprzepaszczając
szansę
na
finansową
niezależność. Zachowywała się idiotycznie! Nikt przy
zdrowychzmysłachniezrezygnowałbyztakiejfortuny.Tylko
żepieniądze,najwyraźniej,niebyłynajważniejszewżyciu…
Andrea zacisnął zęby tak mocno, że aż zachrzęściło. Był
wściekły.Oczywiście,żepieniądzebyłynajważniejsze! Może
niedasięzaniekupićszczęścia,alegwarantowałydachnad
głową i styl życia, którego większość ludzi mogła tylko
pozazdrościć. Pieniądze oznaczały pełny żołądek, ciepłe
ubranie i możliwość podróżowania po świecie, do miejsc
niedostępnychludziomżyjącymwskrajnejnędzy.
Andrea zerwał się na równe nogi i zaczął krążyć po
gabinecie, jak rozsierdzony tygrys po klatce. Mimo że miał
więcej
pieniędzy
niż
większość
śmiertelników,
czuł
się całkowicie bezradny. Przywykł, że steruje swoim życiem,
zaczyna i kończy związki wedle własnego uznania. Żadna
kobieta nie zostawiła go w taki sposób, z pustką w sercu
izamętemwgłowie.
Izzy uraziła jego męską dumę, dlatego czuł się tak podle,
tłumaczyłsobie.Zaskoczyłago,byłpewien,żeniezaryzykuje
utraty spadku. Marzyła przecież o wykupieniu domu
dziadków, pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek innego.
Rozumiał ją doskonale, znał to uczucie, gdy pragnie
się czegoś bez względu na koszty. Andrea podszedł do okna
ispojrzałnarozpościerającysięprzednimkrajobraz.Ocean
lśnił,słońceświeciłomocno,aonczułwsercuzimnąpustkę.
Był jak król uwięziony we własnym zamku, otoczony
zbytkiem, a mimo to nieszczęśliwy. Przetarł twarz dłonią
i westchnął ciężko. Musiał coś zrobić. Cokolwiek. Ukojenie
zazwyczaj znajdował w pracy. A co mógł zrobić?
Wykupić dom rodzinny Izzy, oczywiście! Może i był
sentymentalnym głupcem, ale nie mógł pozwolić, by Izzy
straciłaszansęnajegoodzyskanie.Usiadłprzybiurkuizajął
sięplanowaniemzakupu.Pogodziniemiałjużprzygotowaną
ofertę. Kilka dni zapewne zajmie przeprowadzenie inspekcji
nieruchomości przez specjalistę oraz przygotowanie umowy
przez prawnika, ale Andrea się nie zrażał. Gdy czegoś
pragnął, nic nie mogło mu stanąć na przeszkodzie. Czegoś
lub kogoś… Musiał tylko pracować wystarczająco ciężko,
a wszystko się ułoży, przestanie myśleć o Izzy i skupi się na
czymś innym. Frustrację zamierzał przekłuć w nieustępliwe
wypełnianie kolejnych zadań. Odejście Izzy nie mogło go
zniszczyć.Nasamąmyśl,jakąsensacjęzrobiązichrozstania
brukowce, robiło mu się słabo. Postanowił nie ułatwiać im
zadaniaiudawać,żenic,absolutnienicsięniestało.
Izzyznalazłatymczasoweschronieniewtanimpensjonacie.
Kilka dni później wynajęła samochód, by pojechać na wieś
i pożegnać się ostatecznie z domem dziadków. Dzień
wcześniej zadzwoniła do niej właścicielka nieruchomości
z informacją, że złożono jej niezwykle hojną ofertę
i zamierzała sprzedać dom, mimo złożonej wcześniej
obietnicy. Kobieta przepraszała wylewnie, ale Izzy nie miała
do niej pretensji. Od początku liczyła się z taką
ewentualnością, ale miała nadzieję, że pieniądze ze spadku
pozwoląjejprzebićkażdąofertę.Terazniemiałajużżadnych
szans. Naiwny, dziecinny i całkowicie nierealny sen właśnie
sięskończył.Postanowiłasięznimpożegnać.
Andrea nie odzywał się, choć pierwszego dnia, gdy
włączyła wreszcie telefon, zauważyła, że dzwonił kilka razy,
nie zostawił jednak żadnej wiadomości. Izzy starała
się przygotować na wybuch skandalu w prasie, ale ku jej
zaskoczeniupanowałspokój.Nieumknęłajejironiasytuacji–
gdy udawała skandalistkę, pisano o niej bez przerwy, a gdy
rzeczywiście w jej życiu wydarzyło się coś spektakularnego,
niktzdawałsiętegoniezauważać.Wjechałanawąskądrogę
prowadzącą do posiadłości dziadków i w oczach stanęły jej
łzy. Ileż to razy biegali tutaj z Hamishem, jeździli na
rowerach, wdrapywali się na okoliczne drzewa? Jej brat
odszedł tak wcześnie… Pozostało jej tylko kilka wspomnień,
którehołubiłaniczymnajcenniejszyskarb.Minęławielkidąb,
na którym Hamish zbudował dla niej drewniany domek,
strumyk, w którym łowili malutkie rybki, by chwilę później
wypuścić je z powrotem na wolność, łąkę, gdzie bawili się
w
chowanego
i
urządzali
sobie
pikniki,
opychając
sięprzygotowanymiprzezbabcięsmakołykami.Prawieczuła
zapachpuszystegobiszkoptuigalaretkiporzeczkowej.Kiedy
wreszcie podjechała przed znajomy budynek zbudowany
wromantycznymstylugeorgiańskim,natychmiastzauważyła
dużą tablicę informującą o sfinalizowaniu sprzedaży domu.
Izzy przygarbiła się, przygnieciona porażką. Nawet po
telefoniewłaścicielkigdzieśwgłębisercamiałanadzieję,że
wydarzy się cud. Niestety. Miała uczucie przegranej, ale nie
była aż tak zrozpaczona, jak się spodziewała. Budynek
i ogród wyglądały na zaniedbane. Przywrócenie ich do
dawnejświetnościpochłonęłobyfortunę.Jednaknawetwtedy
byłby zaledwie pustymi murami. Bez kochających ludzi Izzy
nie mogła zaznać szczęścia, nawet jeśli wróciłaby do krainy
dziecięcejszczęśliwości.
Zwłaszcza bez jednej osoby nic nie sprawiało jej radości.
Andrea jednak nigdy nie zamieszka z nią w tym domu, nie
wypełni go miłością. Izzy nie wysiadła nawet z samochodu,
zawróciła i ruszyła w stronę miasta, zostawiając za
sobą wspomnienia dzieciństwa. Czas zacząć dorosłe życie,
postanowiła.
Kilka dni później Andrea otrzymał przesyłkę zawierającą
obrączkę i pierścionek zaręczynowy, a także szmaragdowy
naszyjnik i kolczyki. Siedział w swym gabinecie w Positano
i wpatrywał się w klejnoty, zastanawiając się, dlaczego Izzy
ichniespieniężyła.Wjejsytuacjikażdygroszmiałznaczenie.
Obok pudełka leżała ręcznie napisana wiadomość: „Drogi
Andreo, uznałam, że nie powinnam ich zatrzymywać. Ufam,
że zadbasz o wszystkie formalności związane z rozwodem.
Pozdrów ode mnie Giannę i przeproś ją, że zniknęłam bez
pożegnania. Mam nadzieję, że zrozumie i mi wybaczy. Dom
moich dziadków już został sprzedany, więc problem sam
sięrozwiązał.Itakniestaćbymniebyłonaodremontowanie
goiutrzymanie.Izzy”.
Andreawpatrywałsięwliścikprzezdłuższyczas.Dlaczego
to on miał się zająć rozwodem? Sięgnął po obrączkę Izzy
i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nadal nie zdjął swojej.
Dlaczego? Westchnął ciężko. Doskonale wiedział dlaczego!
Z tego samego powodu kupił zrujnowany wiejski dom,
wymagający kosztownego generalnego remontu. Nie mógł
dłużej udawać, że nie dostrzega niewygodnej, ale oczywistej
prawdy–zpowoduIzzy.Możepowinienbyłwcześniejwysłać
jejaktwłasnościdomu?Niechciał,byuznałajegoprezentza
szantaż emocjonalny. Pragnął jedynie dać jej coś, o czym
marzyła, skoro nie mógł jej dać tego, czego pragnęła –
miłości. Ale czy na pewno nie mógł? Nawet nie spróbował!
Poddał się bez walki, całkiem nie w swoim stylu. Okazał
się tchórzem. Pozwolił Izzy odejść, bo obawiał się uczuć.
Podobnie, nigdy nie próbował zrozumieć matki, odcinając
się od niej emocjonalnie. Przynajmniej w przypadku matki
miał jeszcze szansę naprawić swój błąd. Dzięki Izzy
zrozumiał, że powinien spróbować chociaż jej wysłuchać.
Iwybaczyćjej,zamiastzapiekaćsięwpoczuciukrzywdyjak
małychłopiec.CzyIzzytakżegotowabyłamuwybaczyć?Tak
długo bronił się przed miłością w obawie, że ktoś go znowu
zrani, że sam skrzywdził najważniejszą dla siebie osobę.
Musiał ją chociaż przeprosić. I udowodnić jej, że zasługiwał
nadrugąszansę,żepotrafiłkochać.
Izzy siedziała na wąskim, twardym łóżku w ciasnym
pokoiku i oglądała na telefonie kolejną łzawą komedię
romantyczną, gdy ktoś zapukał do drzwi. Wyłączyła telefon
i niespiesznie otworzyła drzwi, nie spodziewając się nikogo
ważnego.NawidokAndreistojącegowproguiściskającego
wdłoniachsporąkopertę,zamarławbezruchu.Naglezrobiło
jej się potwornie zimno i smutno. Papiery rozwodowe,
przemknęłojejprzezmyśl.Musiałajepodpisać,tooczywiste,
aledlaczegonieprzysłałichpocztąalbokurierem?
–Cześć–odezwałasięwkońcu,przełykającgulęwgardle.
–Wejdziesz?
Przekroczyłprógizamknąłzasobądrzwi.Naglewciasnej
sypialni zrobiło się wręcz nieznośnie duszno. Andrea zdawał
się wypełniać sobą całą przestrzeń, Izzy nie miała szans
sięprzednimschować.
–Jaksięmasz?–zapytałniezręcznie.
Izzypróbowałasięuśmiechnąć,aleniezdołała.
–Wporządku.Aty?
Boże, jak uprzejmie brzmieli. Jak obcy sobie ludzie
wymieniający zwyczajowe, nic nieznaczące pozdrowienia.
Zerknęłanakopertę.
–Czytoto,oczymmyślę?–zapytałacicho.
–To,czylico?
Izzy zaniemówiła z oburzenia. Przekomarzał się z nią?
W takiej chwili? Bawiło go, że nie wytrzymała i zakochała
sięwnim?Zapewnecieszyłsię,żeniemusisięzniąmęczyć
przezkolejnekilkamiesięcy…
–Dokumentyrozwodowe.
Skuliłasię.Niesądziła,żewypowiedzenienagłostychsłów
sprawijejażtylebólu.
–Samasięprzekonaj.–Andreapodałjejkopertę.
Drżącymi dłońmi wyjęła ze środka dokumenty. Dopiero po
chwili dotarło do niej, że patrzy na akt notarialny domu
swoich dziadków, a nie pozew rozwodowy. Spojrzała na
Andreęzdumiona.
–Nierozumiem…Dlaczegomitodajesz?
–Domjesttwój,Isabello.Kupiłemgodlaciebie.
– Nie wiem co powiedzieć – wyznała zgodnie z prawdą. –
Dlaczego?
– Nie wiesz? – Jego oczy rozbłysły nagle. – Naprawdę się
niedomyślasz,kochanie?
Izzy zaschło w gardle. A wtedy Andrea wyjął z kieszeni
płaszczaznajomeaksamitnepudełko.Niemożliwe,pomyślała,
ale iskierka nadziei, która dawno zgasła, znów zapłonęła
nieśmiało.
– Załóż, proszę, obrączkę i pierścionek i przyjmij
z powrotem biżuterię, którą ci podarowałem. Kocham cię,
chcę, żebyś była moją żoną, naprawdę i na zawsze –
powiedziałAndrea,otwierającpudełko.
Izzy nie wierzyła własnym uszom. Otworzyła bezgłośnie
usta i ponownie je zamknęła. Jej serce biło tak mocno, że
wkażdejchwilimogłowyskoczyćzpiersi.
–Słucham?–wykrztusiławkońcu.
Andreapołożyłdłonienajejramionachiuśmiechnąłsiętak
czule,żeserceIzzynatychmiaststopniało.
– Byłem głupcem, pozwalając ci odejść. Zaślepił mnie
gniewidopierogdyochłonąłem,zorientowałemsię,żewcale
nie byłem na ciebie zły. Byłem przerażony! Po raz pierwszy
nie potrafiłem pogodzić się z rozstaniem z kobietą. Gianna
miałamniejużdosyć,snułemsiępodomujakcieńczłowieka.
Zagroziła nawet, że odejdzie. Musisz do mnie wrócić, nie
potrafiębezciebieżyć.Niemasensudłużejudawać.Miałaś
rację, nie można żyć w kłamstwie. Ja się uparłem, że nie
pokocham nikogo, i nawet gdy to się stało, nadal nie
chciałem
przyjąć
tego
do
wiadomości.
Ty
wykazałaś się odwagą, więc i ja nie mogę cię zawieść.
Kochamcię.
Izzy zarzuciła Andrei ręce na szyję i przywarła do niego
całym ciałem. Nagle nie było jej już zimno. Jej serce
eksplodowałozeszczęścia.
–Kochamcię!Kochamcię!Kochamcię!–szeptałazustami
wtulonymi w szeroką, ciepłą, bezpieczną pierś. – Strasznie
sięmęczyłamprzeztekilkadni–wyznała.
–Jateż–mruknąłAndreazustamiwjejwłosach.
Izzy odetchnęła z ulgą. Ogarnęła ją błogość, potężna fala
szczęściazmyłazniejcałybólismutek.
– Na szczęście wreszcie dorosłeś i zmądrzałeś –
zażartowała,
spoglądając
mu
w
oczy.
Nie
mogła
przestać się uśmiechać, choć pod powieki napływały jej łzy
wzruszenia.
– I dojrzałem do prawdziwego ślubu, ze wszystkimi
atrakcjami i setką gości. Obiecuję ci ceremonię, którą
zapamiętasznazawsze.
Przytuliłjąmocno.
– Myślałam, że nie robisz żadnych planów „na zawsze”? –
Rzuciłamuprzekornyuśmiech.
– Nie robiłem, dopóki nie spotkałem ciebie – odpowiedział
gładko.–Aterazmamtyleplanów,żestarczynatysiąclat.–
Zaśmiał się beztrosko. – Chcę odbudować relację z moją
mamą, ufundować dom samotnej matki dla kobiet będących
ofiarami przemocy domowej, no i zapełnić nasz dom małymi
złotowłosymi księżniczkami… – Pocałował ją miękko i bez
pośpiechu.
– I czarnookimi łobuziakami – dodała Izzy, dławiąc się ze
wzruszenia. – Jestem taka szczęśliwa, że nie mogę przestać
płakać – wyznała i pozwoliła, by gorące łzy popłynęły po jej
rozpalonychpoliczkach.
–Jestnatojedensposób.
–Czyżby?–Zaśmiałasięprzezłzy.–Cozamierzaszzrobić?
Spojrzałnaniązbłyskiemwkochającychoczach.
– Zamierzam pocałować pannę młodą – powiedział
iprzycisnąłustadojejmokrychodłezwarg.
Tytułoryginału:BoundbyOne-NightVow
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,2017
Redaktorserii:MarzenaCieśla
Opracowanieredakcyjne:MarzenaCieśla
©2017byMelanieMilburne
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2020
WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości
dzieławjakiejkolwiekformie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób
rzeczywistych–żywychiumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do
HarlequinEnterprisesLimitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins
Publishers,LLC.Nazwaiznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie
prawazastrzeżone.
HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1Blokal24-25
ISBN9788327647634