Seducing Revenge prolog, rozdziały 1 10

background image

1

A

A

U

U

T

T

O

O

R

R

:

:

L

L

a

a

d

d

y

y

I

I

n

n

B

B

l

l

u

u

e

e

6

6

;

;

h

h

t

t

t

t

p

p

:

:

/

/

/

/

w

w

w

w

w

w

.

.

f

f

a

a

n

n

f

f

i

i

c

c

t

t

i

i

o

o

n

n

.

.

n

n

e

e

t

t

/

/

u

u

/

/

1

1

7

7

6

6

7

7

4

4

4

4

3

3

TŁUMACZENIE

:

zlyshit;

http://chomikuj.pl/zlyshit

background image

2

Spis Treści

prolog _____________________________________________________________________ 3

rozdział pierwszy ____________________________________________________________ 4

rozdział drugi _______________________________________________________________ 8

rozdział trzeci ______________________________________________________________ 12

rozdział czwarty ____________________________________________________________ 16

rozdział piąty ______________________________________________________________ 21

rozdział szósty _____________________________________________________________ 29

rozdział siódmy ____________________________________________________________ 32

rozdział ósmy ______________________________________________________________ 39

rozdział dziewiąty __________________________________________________________ 43

rozdział dziesiąty ___________________________________________________________ 48

background image

3

prolog

Mój drogi panie Roscoe - powiedziałam łagodnym głosem do ucha starego miliardera. - Co mogę

dziś dla pana zrobić?

Udawanie niemieckiej uwodzicielki nie było dla mnie niezwykłe. Przebrania były częścią mojego

codziennego życia. Zawsze ktoś nowy, ktoś, kogo nikt nie mógłby rozpoznać. Bycie niewidzialną
było kluczem w mojej idei samozatrudnienia.

- Więc, mój niemiecki kociaku, możesz pozwolić swojej wyobraźni zaszaleć, jeśli chodzi o starego

Roscoe – odpowiedział mężczyzna mrugając.

Ugh. Przypominał mi mojego dziadka. Ta sama cofnięta linia włosów, takie same białe kędziory,

takie same wodnoniebieskie oczy. Kto mógłby kiedykolwiek chcieć uprawiać seks ze staruszkiem?
Materialistki, tak sądzę.

Ściągnęłam mój beżowy trencz, odkrywając bardzo pikantny zestaw bielizny. Mój stanik i majtki

były czarne, z koronką, podwiązki sekwencyjnie tego samego koloru, a kabaretki podkreślały moje
długie, umięśnione nogi. Moje obcasy nie były łatwe dla stóp. Cztery cale to moim zdaniem było o
cztery cale za dużo.

- A zatem, kajdanki były zamawiane, tak? – wyszeptałam z chrypką w głosie, wyjmując z

płaszcza parę metalowych bransoletek. – Mam być zakuwającą czy zakuwaną?

Roscoe wyciągnął swoje nadgarstki ze swawolnym uśmiechem.

- Dobry chłopiec – wymruczałam. Starzy mężczyźni byli łatwi do wykończenia. Od tygodni nie

doświadczyłam ambitnego celu.

Zakułam Roscoe i położyłam ręce na biodrach. Szybkie zabójstwo i będę poza Nowym Jorkiem

przed północą. Doskonale. Stanęłam za nim, wyciągając nóż zza mojej bielizny. Szkoda, że nie
pomyślałam, żeby kupić więcej trucizny. Wydawało się, że ten człowiek mógłby być miły.

Uklęknęłam na łóżku za Roscoe i musnęłam ustami jego pomarszczoną szyję.

- Miał pan dobry przebieg, nieprawdaż, panie Roscoe? – wymruczałam, chwytając jego ramię.

- Tak – odpowiedział chichocząc. – Bardzo dobry przebieg.

- śegnaj, Roscoe. – Nacięłam gardło starego człowieka i nakryłam je ręcznikiem. Krew tryskała

przez jego cienką jak papier skórę.

Położyłam go na łóżku i szybko przykryłam, próbując sprawić, żeby wyglądało to tak, jakby

usnął, a nie został zamordowany przez niemiecką prostytutkę.

Zarzuciłam na siebie z powrotem trencz i zapięłam go. Odchrząknęłam i rozczochrałam nieco

włosy. Strażnicy byli idiotami; nie odkryliby ciała do południa następnego dnia.

Wyślizgnęłam się z sypialni i zamknęłam za sobą drzwi. Poszłam do wyjścia, gdzie czekał na

mnie mój czek. Dwa tysiące dolarów. Nieźle, jak za pięć minut. Wymknęłam się w noc.

background image

4

rozdział pierwszy

Wdrapałam się do mojego Merkurego, rocznik sześćdziesiąty ósmy, którym podróżowałam przez

ostatnie trzy lata. Zsunęłam blond perukę i zapaliłam samochód, ruszając w stronę Kanady. Była
świetnym miejscem do odwiedzenia, jeśli potrzebowałeś przyczaić się na kilka dni. Zdjęłam
rękawiczki, używając do tego moich zębów i rzuciłam je na tylne siedzenie. Miałam je spalić później.

Zatrzymałam się na pierwszej stacji benzynowej, którą zobaczyłam, biorąc ze sobą parę

czarnych spodni do jogi, obcisłą czerwoną koszulkę i adidasy. Kierowca ciężarówki zagwizdał, kiedy
przepchnęłam się obok niego.

- Pieprz się – wymamrotałam, odrywając jego rękę od mojego tyłka. Był naprawdę zatłuszczony.

Nie widział prysznica przynajmniej przez tydzień.

- Chętnie, słodka pupcio – powiedział, unosząc brwi.

Przewróciłam oczami i pchnięciem otworzyłam drzwi damskiej toalety. Pośpiesznie się

przebrałam, wpychając mój kostium uwodzicielki do kosza na śmieci. Szybko spojrzałam na siebie w
lustrze.

Nie jadłam przyzwoitego posiłku przez bardzo długi czas, co było już widoczne. Moje policzki

zaczynały się zapadać, co sprawiło, że moje kości policzkowe wyglądały na szczególnie wysokie.
Moje oczy nadal były jasne i psotne, w kolorze głębokiego, czekoladowego brązu. Przebiegłam
palcami po długich, brązowych włosach, przywołując do porządku zbłąkane kosmyki. Wykrzywiłam
się na widok swoich rąk. Były zbyt żylaste jak na przeciętną kobietę. Moje nogi wyglądały zabójczo
w obcisłych, czarnych spodniach. Byłam w końcu stworzoną przez człowieka maszyną do zabijania.

Jestem, poza rządowym standardem, eksperymentem, który poszedł na opak. Powinnam być

międzynarodowym agentem specjalnym, który lata po świecie, zabijając ludzi, przez których
administracja czuje się zagrożona. Zamiast tego, jestem agentem-oszustem, zabijającym ludzi,
którzy uczynili mnie taką, jaka jestem. Stary Roscoe dofinansowywał projekt. Projekt R.

„R” oznaczało trzy rzeczy. Po pierwsze – Roscoe, który zasponsorował pięćdziesiąt procent

przedsięwzięcia. Po drugie, było symbolem tego, jak wiele okazów należało do projektu. R jest
osiemnastą literą alfabetu i nas, maszyn do zabijania, powstało osiemnaście. Na koniec, każdy
egzemplarz miał imię-kod. Na przykład, moje to Red Bird. Byłam numerem osiemnaście w Projekcie
R.

Powodem, dla którego zostałam wybrana ostatnia było to, że jestem jedynym agentem płci

żeńskiej. Cała siedemnastka jest męska. Typowe. Nawet rząd, ten sam, który przepycha prawa
kobiet, jest seksistowski. Nie było większego wyboru, niż jedna dziewczyna. Nie jesteśmy
wystarczająco „silne”. Gówno prawda, mówię. Jestem jedynym agentem, którego ucieczka z
Projektu R. zakończyła się powodzeniem; jedyna kobieta wywinęła się z żelaznego ucisku.

Moja własna, osobista vendetta skierowana jest na ludzi, którzy sprawili, że jestem taka. Był

tylko jeden wyjątek. Osobą, którą zabiłam po ucieczce był mój pierwszy chłopak, Mike Newton.
Zamordowałam go, bo był nędznym dupkiem, który wziął ode mnie dwa prezenty. Pierwszym było
moje dziewictwo, drugim moje szczęście.

Zaczęliśmy się umawiać z Mikem kiedy ja miałam szesnaście, a on osiemnaście lat. Stałam się

szpanerem, małą zabawką. Nie byłam głupia, ale zachowywałam się jak idiotka, żeby zwrócić na
siebie uwagę. Faceci mnie zauważali i to ja decydowałam. Mike nie tylko był najpopularniejszym z
moich wyborów, ale też najbardziej uprzejmym.

background image

5

Więc się spotykaliśmy. Miesiąc później dziewictwa nie było. Czy mi zależało? Nie, byłam z

Mikiem, jak coś mogło pójść źle? Ze szczęścia skakałam pod dach i oczywiście, przyjęłam, że go
kocham. Teraz, przewracam oczy, myśląc o moim naiwnym ja. Miałam głowę w chmurach przez
pożądanie, nie ma co do tego żadnych wątpliwości, ale miłość? Nie bardzo.

Przyjęłam także, że Mike również mnie kocha. Kolejna palnij-się-w-czoło myśl. Nastoletni chłopcy

cię nie kochają, oni uprawiają z tobą seks. Koniec historii.

Tak więc próbowałam być prawdziwą sobą. Mówiąc mu, że lubię metal rock bardziej niż pop

rock i pokazując mu moją mini biblioteczkę, którą miałam w pokoju. Nie przyjął tego zbyt dobrze,
ale nie zauważyłam tego od razu. Zamiast jak idiotka, zaczęłam zachowywać się inteligentnie. To
była kropla, przepełniająca czarę. Ja, skromny junior, przechytrzyłam Mike’a, seniora najwyższej
klasy.

Tej nocy przyszedł do mnie, uprawialiśmy seks, po czym powiedział, że to koniec i odszedł. Tak

Mike zabrał moje szczęście. To było kompletnie niepotrzebne, ale nadal cholernie bolało przez
następny rok.

Spadła moja popularność, ale w tym samym czasie stałam się bardziej osobą, którą powinnam

być. Słuchałam mojej muzyki i przez resztę roku szkolnego czytałam przez cały czas. Zmieniła się
cała zawartość mojej szafy, różowy umarł i byłam zadowolona. Zadowolenie jest tym, czego
szukamy. Niektórzy ludzie myślą, że to szczęście, ale się mylą. Szczęście jest chwilowe; zadowolenie
może trwać wiecznie, jeśli na to pracujesz.

W wieku siedemnastu lat w końcu byłam zadowolona. Wtedy poznałam

jego

.

Nazywa się James McCarthy. Nauczył mnie, jak się bić i jak się buntować. Spotykałam się z nim

przez całą ostatnią klasę liceum, będąc bardzo, bardzo złą dziewczynką przez robienie tego. Miał
wtedy dwadzieścia cztery lata i był już częścią Projektu R. Na początku, chciał tylko się ze mną
umawiać, ale po około dwóch miesiącach zdał sobie sprawę z mojego potencjału.

Nie powiedział mi od razu, że miałam być częścią eksperymentu; mówił tylko, że dziewczyny

powinny wiedzieć, jak się bronić. Brałam udział w wielu zajęciach, wszystkich opłacanych przez
Jamesa. Ostatecznie, utorowałam sobie drogę przez uliczne walki, bijąc się z szalonymi sukami,
które ledwo potrafiły wymierzyć cios i dotarłam do wielkiej ligi. Zostałam wykopana z gry, kiedy
pokonałam najlepszego wojownika w Phoenix. Nastrój Jamesa był jednak euforyczny, co mnie
uradowało. Po raz kolejny pozwoliłam, żeby o moim szczęściu decydował mężczyzna.

Moja mama, Renee, nie była pod wrażeniem złamanego nosa i szwów, więc mnie wykopała.

Bardzo szybko, można by dodać. Oczywiście wprowadziłam się do Jamesa. W tym czasie był dla
mnie wszystkim.

Kontynuowałam chodzenie do szkoły i mieszkanie z nim do końca roku szkolnego. Po

uroczystości wręczenia świadectw, James powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Złowieszczy
błysk w jego oku zbił mnie z tropu, lecz nie zastanawiałam się zbyt długo.

Zabrał mnie do laboratorium w limuzynie. Byłam wystrojona w ciemnoniebieską sukienkę i

czarne buty na obcasie. Myślałam, że wychodzimy na kolację. James powiedział, że musimy
zatrzymać się w biurze, zanim będziemy mogli iść. Kiedy limuzyna się zatrzymała, przesłał mi
naprawdę ciepły uśmiech i wyciągnął mnie z niej. Pocałował mnie czule w czoło i poprowadził w
stronę mojego nowego życia.

Nie pamiętałam niczego, do momentu, kiedy obudziłam się tygodnie później. Wiedziałam, że

byłam inna. Moje zmysły były wyostrzone, moje ciało silniejsze. Rozejrzałam się dookoła – byłam w
białym pokoju, ubrana w strój szpitalny tego samego koloru. Usiadłam, nie czując znajomego
zawrotu głowy.

background image

6

- Witaj, Bella – głos Jamesa zatrzeszczał z głośnika na stole. – Jak się czujesz, skarbie? Spałaś

przez kilka tygodni.

Przełknęłam ślinę i czystym głosem odparłam – lepiej, niż przedtem.

Mogłam się domyślić, że się uśmiecha, kiedy powiedział – to jest dokładnie to, co chcieliśmy

usłyszeć.

Potem przeszłam przez szybki, dwutygodniowy obóz treningowy. Nauczyłam się zbyt wielu

sposobów na zabicie człowieka i odkryłam, że jestem dużo silniejsza, niż powinnam być. To wtedy,
moje nie posiadające usterek i stworzone przez człowieka nastawienie psychiczne zaczęło ulegać
korozji.

Zaczynałam sobie przypominać, jak czułam się, będąc człowiekiem. Nie jako ludzka zabawka, ale

z powrotem do tego poczucia zadowolenia. To było to, do czego dążyłam i wiedziałam, że jedynym
sposobem, żebym mogła to poczuć jest zabicie wszystkich, którzy stali na drodze do tego uczucia.

Uciekłam, gdy tylko zostawili mnie samą w moim apartamencie. Pobiegłam do Quebec, wiedząc,

że nie będą zawracać sobie głowy szukaniem mnie w tym miejscu. Dzięki Jamesowi znałam
francuski. Załatwił mi nauczanie przez dziwaka imieniem Laurent. Szczęśliwy drań nie był jednak na
mojej licie. Miałam grubsze ryby do upieczenia.

Zostałam w Quebec i organizowałam się. Miałam wystarczająco dużo pieniędzy na koncie

bankowym, żeby przetrwać przez pięć miesięcy. Było to więcej, niż potrzebowałam. Miałam
samochód do mieszkania w nim i do przemieszczania się z miejsca na miejsce. Kupiłam przebrania i
napadłam na handlarza bronią, kradnąc jedynie mały pistolet i kilka noży. Nic specjalnie ważnego.

Wtedy rozpoczęły się poszukiwania. Pomyślałam, że Mike byłby świetną osobą do poćwiczenia

na nim moich umiejętności, wiedząc też, że był najmniej ważny.

Dowiedziałam się, że chodził do szkoły w Teksasie na footballowym stypendium, więc

pojechałam do Houston. Rozmawiałam z kilkoma cheerleaderkami, pytając, gdzie mogłabym
znaleźć Mike’a Newtona. Wyglądały na zaskoczone, widząc kogoś takiego jak ja szukającego Mike’a.
Dowiedziałam się jednak, że lubi w każdy piątek chodzić do baru zwanego „Shots and Stools”.

W piątek, trzynastego września, moje dwudzieste urodziny, weszłam do „Shots and Stools”,

wyglądając jak zwykła dziewczyna z collegu. Miałam na sobie jasne, sprane jeansy z niskim stanem,
różowe sandały i przykrótką kraciastą koszulę, którą uczyniłam nawet krótszą, przez związanie jej
końców razem. Nosiłam nawet czarną perukę, żeby uczynić się mniej rozpoznawalną. Tej nocy
byłam Kasey McCloud, dziewczyną z żeńskiego stowarzyszenia, która szukała prawdziwego
mężczyzny.

Mike natychmiast skierował na mnie swój wzrok. To było zdecydowanie zbyt proste.

Tańczyliśmy, on pił,

myślał

, że ja piłam i poszliśmy do jego akademika. Pozwoliłam mu się ze mną

pobawić przez chwilę, ale potem chwyciłam moją przepaskę na oczy.

- Nie patrz – ostrzegłam go, wyciągając nóż z torebki.

- Nie będę – obiecał, mając na twarzy wielki, głupi uśmiech. Zawsze nienawidziłam tego jego

tępego wyrazu twarzy.

Usiadłam na nim okrakiem i przeciągnęłam ręką w dół brzucha Mike’a.

- Mam nadzieję, że się dobrze bawiłeś, Newton – wyszeptałam, kipiąc ze złości, zanim podcięłam

jego gardło i owinęłam mu szyję jedną z jego koszulek.

background image

7

Zatarłam po sobie ślady bardzo dokładnie i zmyłam krew z rąk. Na szczęście, moje linie

papilarne zostały usunięte, kiedy było zmieniane całe moje ciało.

Uśmiechnęłam się, opuszczając mieszkanie Mike’a. Niektórzy ludzie, po zabiciu kogoś, mieli

poczucie winy, ale ja czułam się tak, jakbym zrobiła pierwszy krok ku wiecznemu zadowoleniu.

background image

8

rozdział drugi

Zmyłam makijaż i wycofawszy się do sklepu samoobsługowego chwyciłam butelkę wody i paczkę

gum. Zapłaciłam za nie i wróciłam na zewnątrz. Zapaliłam mojego starego Merkurego i wyjechałam
do Quebec.

Śpiewałam do Rolling Stones’ów, kontynuując rozmyślanie o mojej liście morderstw. Zaczęłam

posuwać się w górę po drabinie; od najmniej, do najbardziej ważnych. Zaczęłam mężczyzną z
obozu treningowego i torowałam sobie drogę do chirurgów i naukowców, którzy mnie taką uczynili.
Po tych ludziach, zaczęłam atakować donatorów. Z tym było trochę więcej zabawy, bo musiałam
podróżować i używać wielu przebrań.

Biedny, stary Roscoe był ostatnim na mojej licie sponsorów. Teraz musiałam zakończyć Projekt

R. Nadszedł czas na zabicie Victorii Tompkins, Ara Bassa, Carlisle’a Cullena i Jamesa McCarthy’ego.
Czwórki, która to wszystko zaczęła. Pierwsza na ostatniej liście widniała Victoria. Kobiety były
łatwiejsze od mężczyzn do złapania samotnie, zwłaszcza, jeśli stały się częścią sekretnego planu.
Aro tez był raczej łatwy do zlikwidowania. Nie miał ze sobą we Włoszech żadnej rodziny. Samotny,
stary człowiek.

Z pozostałą dwójką była jednak inna historia.

James, oczywiście, wiedział kim byłam i znał całą istotę mojego istnienia. Wiedział o mnie

rzeczy, o których ja najprawdopodobniej nie miałam pojęcia.

Jednakże Carlisle Cullen byłby najtrudniejszy, jeżeli chodzi o moje uczucia. Miał żonę i dwóch

chłopców, którzy byli już dorośli. Był znanym doktorem w północnej Ameryce. Wydawał się być
porządnym człowiekiem. Poniekąd tak, jak Roscoe.

Nadepnęłam na hamulec i zjechałam na podwórze opuszczonej farmy. Wysiadłam, oddychając

ciężko. Spaliłam swoje rękawiczki podczas pobytu na zewnątrz.

- Przestań czuć się winna – ostrzegłam się na głos. – To jest to, czego potrzebujesz.

Czułam jak poczucie winy i wstyd powoli opuszczają moje serce i zostają zastąpione zimnym

wyrachowaniem. Skinęłam głową z satysfakcją i wsiadłam z powrotem do samochodu.

Przyspieszyłam, zmierzając w kierunku mojego azylu, po kilka dni odpoczynku i wyśledzenie pani

Victorii Tompkins.

Przygotowania zajęły mi tylko kilka dni. Victoria osiadła w Chicago. Mieszkała w

apartamentowcu, niedaleko budynku rządowego. Najprawdopodobniej myślała, że będzie tam
bezpieczna ze swoimi partnerami, ale chłopcze, czy ona kiedykolwiek się myliła? To sprawiło, że
wyśledzenie jej stało się milion razy łatwiejsze. Miałam już mój ulubiony nóż i trochę arszeniku
ukryte w torebce, wołające mnie, żebym ich użyła. Stałam się całkowicie zabójcza. Ilu ludzi może
powiedzieć, że ma swój ulubiony nóż?

Przeznaczyłam jeszcze kilka dni na zgromadzenie siły i wyciągnięcie pieniędzy z mojego konta

bankowego. Prosto z Chicago leciałam do Włoch. Chciałam usunąć z drogi dwa łatwe cele tak
szybko, jak to możliwe, żeby mieć czas na skoncentrowanie się na fizycznie i emocjonalnie trudnych
zabójstwach.

Zostawiłam wiadomość na sekretarce mojej mamy z lotniska w Toronto, próbując sprowadzić

agencję rządowa na fałszywy trop. Kupiłam dwa bilety na moje prawdziwe nazwisko, Bella Swan,

background image

9

do Terytoriów Północno-Zachodnich i do Los Angeles. Mam nadzieję, że będą mieli z tym ubaw -
pomyślałam ze złowieszczym uśmiechem.

Potem pokładłam nadzieje w starym, dobrym Mer i skierowałam się w stronę Chicago, już czując

się bliżej wiecznej satysfakcji.

Dostałam się do miasta i wszystko okazało się być bardziej skomplikowane, niż się

spodziewałam. Victoria Tompkins zawsze była z mężczyzną. Nie z tym samym. Każdej nocy z
innym. Albo miała dużo kuzynów, albo była niezłą puszczalską.

Rozważałam po prostu zabicie jednego z mężczyzn, którzy wracali z nią do domu, ale to nie

byłoby w porządku. Wiem, zabójcy zazwyczaj nie mają standardów co do tego, kogo zabijają, ale ja
nie chciałam mordować niewinnych ludzi.

W końcu, po tygodniu siedzenia przed budynkiem apartamentowca pani Tompkins, nadeszła

moja okazja. Szła do domu z jednym z moich kumpli – agentem z Projektu R.

Dzięki Bogu, że to był jeden z mądrych agentów, a nie któryś z umięśnionych. Ten miał

przyzwoity zmysł strategiczny, ale niezbyt dużo siły, żeby mu podołać. Moje siła i strategia były
dobrze powyżej średniej. To była bułka z masłem.

Rozpoznałam, że tym mężczyzną był Eric Yorkie. Boże, czy to mogło stać się jeszcze prostsze?

Był hakerem Projektu R. Przewróciłam oczami i przeszłam przez ulicę, kierując się do mieszkania
Victorii. Nie nosiłam dziś przebrania. Miałam zamiar udawać, że byłam gotowa na ponowne zostanie
lojalną projektowi, a potem, tak subtelnie, jak to możliwe, zabić ich oboje.

Weszłam do budynku apartamentowca i zapytałam mężczyzny przy recepcji, gdzie mogłabym

znaleźć panią Victorię Tompkins.

Spojrzał na mnie zmieszanym wzrokiem. Najwidoczniej Victoria była większą dziwką, niż

myślałam.

- Pokój czterysta trzy, czwarte piętro – powiedział, przesyłając mi kolejne zażenowane

spojrzenie.

- Jestem tu, siostrzyczko – powiedziałam z uśmiechem.

- Ach - odparł, rozluźniając w końcu swoje zmarszczone brwi.

Uśmiechnęłam się i weszłam do windy.

Wzięłam głęboki oddech i wsunęłam nóż do kieszeni kurtki. To mogło być nieco bardziej ambitne

niż zwykle. Nigdy wcześniej nie brałam dwóch ludzi naraz.

Wyszłam z windy i szybko zidentyfikowałam drzwi oznaczone numerem czterysta trzy.

Zapukałam cicho i czekałam, bawiąc się swoimi okularami przeciwsłonecznymi.

Drzwi się otworzyły.

- Redbird? - zapytała Victoria. Jej oczy się rozszerzyły. – Co… co ty tutaj robisz?

– Zdecydowałam zadeklarować ponownie moją lojalność wobec Projektu R. Przez kilka ostatnich

lat nudziłam się jak mops. - Uśmiechnęłam się.

- O-Och, wejdź – powiedziała moja rozmówczyni, odsuwając się na bok.

background image

10

Była zdenerwowana. To dobrze. Jej mieszkanie było ciasne. Ona i Yorkie nie mieli się gdzie

schować.

- Więc, gdzie byłaś przez te wszystkie lata? – zapytała, prześlizgując się przede mnie. Widziałam,

że jej włosy były w nieporządku. Ona i Yorkie robili coś nieprzyzwoitego…

- Głównie w Quebec – odparłam, szukając jakichkolwiek znaków ukrytej kamery. – Mam do

niego pewne...

je ne sais quoi

1

, uczucie. – Uśmiechnęłam się wymuszenie i odwróciłam twarz w jej

stronę. – Jak idzie z Projektem?”

- Bardzo dobrze – powiedziała Victoria, patrząc w dół, na ladę, o która się opierała. – Straciliśmy

tylko jednego z naszych członków, Tylera Crowley’a, w niefortunnym wypadku w Korei. Ale
przynajmniej zabrał ze sobą tuzin zagranicznych szpiegów.

Kiwnęłam głową, udając zafascynowaną. Nie było tam żadnych kamer, które mogłabym

zobaczyć, ale to nie było ważne. Musiałam się jej szybko pozbyć. Mój samolot odlatywał za godzinę.

- Kto jeszcze jest w apartamencie, Tompkins? – zapytałam, zdejmując swoje okulary i

spoglądając jej prosto w oczy.

- Co masz na myśli, Redbird? – odpowiedziała pytaniem, próbując wyglądać niewinnie.

- Wiem, że jest tu ktoś jeszcze – odparłam, rzucając jej zimne spojrzenie. – Twój portier mi

powiedział.

Jej oczy rozszerzyły się i głośno przełknęła ślinę. Teraz była naprawdę zdenerwowana.

- To tylko inny agent – wyjąkała. – Jego lot został przełożony, więc zapytał, czy mógłby u mnie

przenocować.

- Kto? – powtórzyłam chłodno.

- Roger, agent Roger – odparła cicho.

Uśmiechnęłam się w kpiącym zachwycie. – Ach, Yorkie. Nie widziałam go od Assassin’s Camp

2

.

Jak się miewa? Albo może sam mi to powiedzieć?

- Uch, pewnie – odparła Victoria. – Roger! Jest tutaj Redbird i chciałaby cię zobaczyć!

Yorkie wyłonił się z sypialni wyglądając na całkowicie winnego. Uśmiechnęłam się do niego,

mocno zaciskając dłoń na nożu.

- Yorkie – powiedziałam, kiwając mu głową. – Jak się masz?

- Dobrze, dziękuję – odpowiedział cicho, patrząc w podłogę. – A ty?

- Po prostu świetnie – odpowiedziałam, uśmiechając się. – Jak idzie hacking? Zanim odeszłam

pracowałeś nad komputerem FBI. Te dupki nie zostawiłyby nas w spokoju, co?

Yorkie kiwnął głową z nerwowym uśmieszkiem. – Tak, zhackowałem ich dosyć szybko. Ale

odkąd Cullen został głową biura, pracowaliśmy razem.

1

Je ne sais quoi – (z francuskiego) „nie wiem co”.

2

Assassin’s Camp – Obóz Zabójców; Bella mówi o nim w pierwszym rozdziale.

background image

11

- Cullen? – zapytałam zaskoczona. - Syn Carlisle’a? Od kiedy?

- Tak, Emmett – kontynuował Yorkie. – Od zeszłego roku. A Edward, jego drugie dziecko, jest

liderem, jeśli chodzi o międzynarodowe afery. Często widzimy go w biurze.

- Z pewnością – odparłam, nadal zaskoczona. Ponad rok temu? Dlaczego nie obserwowałam

uważnie FBI? Jezu, musiałam zebrać się do kupy. Później, przypomniałam sobie.

- Będę się zbierać. Mam lot do D.C.

3

– powiedziałam szybko. - Spotykam się tam z Jamesem.

Najpierw poszłam po Yorkiego. Z przyjaznym uśmiechem potrząsnęłam jego dłonią.

- Dbaj o siebie, Roger – rzuciłam. Chwyciłam swój nóż. Przyciągnęłam Yorkiego do siebie w

uścisku i wepchnęłam ostrze w jego brzuch.

Jęknął, zanim go odepchnęłam.

Victoria patrzyła na mnie przerażona. Uśmiechnęłam się złowieszczo.

- Dalej, Tompkins, nie możesz przytulić starej przyjaciółki? – zapytałam.

Wycofała się na ladę za nią, a łzy wypełniły jej oczy.

- Do zobaczenia w piekle – powiedziałam, zanim pchnęłam ją w gardło. Za niedługo będzie

martwa.

Sprawdziłam puls Yorkiego. On już był nieżywy. Szybko umyłam nóż i wrzuciłam swoje

rękawiczki do zsypu na śmieci. Zostawiłam kurtkę na wieszaku na płaszcze Victorii; nie miało to
znaczenia, gdyby wiedzieli, że to byłam ja. Opuściłam budynek apartamentowca.

Uśmiechnęłam się do portiera, a ten przesłał mi zaniepokojone spojrzenie. Hm, zastanawiam się

dlaczego.

Wskoczyłam do taksówki i zadzwoniłam po holownik, żeby zabrał mojego Mercury’ego.

Odebrałabym starą dziewczynkę po powrocie.

Dotarliśmy na lotnisko dokładnie na czas. Wyrzuciłam nóż zanim przeszłam przez terminal i

weszłam na pokład samolotu bez żadnych kłopotów.

Wyruszyłam do Włoch, żeby wykończyć kolejną osobę. Jednak nie mogłam nie zauważyć

przyglądającego mi się bardzo atrakcyjnego, brązowowłosego mężczyzny ze szmaragdowozielonymi
oczami.

3

D.C. – Washington, District of Columbia; stolica Stanów Zjednoczonych.

background image

12

rozdział trzeci

- Cholera – wymruczałam do siebie. Zapomniałam, że potrzebuję miejsca we Włoszech, w

którym będę mogła zostać. Nie mogłam po prostu nocować w samochodzie, kiedy przebywałam
tutaj. Do tego czasu wpadliby na mój trop.

Musiałam skontaktować się z jedyną osobą na tym świecie, której ufałam – Jacobem Blackiem.

Poznałam go jeszcze w liceum; po Mike’u, ale przed Jamesem. Tylko jemu mogłam poświęcić każdą
chwilę dnia. Był tą osoba, do której pobiegłam po tym, jak oprzytomniałam i uciekłam z Projektu R.
Szczęśliwie dla mnie, zmienił się w kompletnego technologicznego geniusza. Potrafił złamać każdy
kod, naprawić każde urządzenie, znaleźć kontakty na całym świecie. Był w pewien sposób moim
asystentem, w sposób, który nie wymagał od niego walczenia.

Kiedy lampka kontrolna pasów bezpieczeństwa się wyłączyła, podeszłam do stewardessy.

- Potrzebuję telefonu – powiedziałam zdesperowanym głosem. – Zostawiłam insulinę w domu.

Wystarczy mi, dopóki nie dolecimy do Włoch. Mój mąż musi ją przynieść ze sobą.

Stewardessa zwęziła oczy. Och, wiedziałam – była jedną z tych wrednych.

- Mamy dużo insuliny na pokładzie, jestem pewna, że możemy pani użyczyć trochę – odparła

chłodno.

- Jak dużo? – zapytałam, wypychając biodro w bok i krzyżując ramiona. Zaczynałam się

niecierpliwić.

- Wystarczy na tydzień. - Prychnęłam.

- Zostaję tutaj na rok, proszę pani. Po prostu proszę mi pozwolić użyć telefonu.

Jej usta się zwęziły, jednak po chwili wskazała mi aparat. Dzięki Bogu, był w oddzielnym

pomieszczeniu. Nigdy nie wiesz, kto może słuchać.

Wybrałam numer komórki Jacoba, a on odebrał natychmiast.

- Bella! – wyrzucił z siebie. – Gdzie do cholery jesteś? Dlaczego lecisz do Włoch? Dlaczego do

mnie nie zadzwoniłaś po tym, jak zabiłaś Tompkins? I Yorkie’go? Jezu, Bella…

- Jacob – przerwałam. – Uspokój się. Jestem teraz w powietrzu. Aro jest we Włoszech, lecę go

wykończyć tak szybko, jak to możliwe. Wypadło mi z głowy, żeby do ciebie zadzwonić po Tompkins.
To nie było trudne, ale dość nieszczęśliwe, że musiałam zabić Yorkie’go, ale to było jedyne wyjście,
jakie miałam. Tompkins miała faceta każdej pieprzonej nocy! Tak czy inaczej, trzeba zrobić kilka
rzeczy. Po pierwsze, potrzebuję pokoju hotelowego na jakiś czas, najprawdopodobniej na tydzień.
Po drugie, nigdy, nigdy nie wyłączaj komórki i zawsze noś ją przy sobie. Nigdy nie wiadomo, kiedy
będę czegoś potrzebowała. Na koniec, potrzebuję historii życia Edwarda Cullena. Chcę znać każdy
brzydki szczegół. Wszy-stko. Zrozumiano, Jakie-poo?

- Uch, ok. – powiedział Jacob. Mogłam stwierdzić, że był zmieszany przezwiskiem, które mu

nadałam. – Więc; pokój hotelowy, telefon, Cullen?

- Tak – odparłam, kiwając głową.

background image

13

- Ok, na razie, Bella – powiedział Jacob niechętnie. – Na litość boską, bądź tam ostrożna. Nie

zabij się.

Przewróciłam oczami. – Dobrze, mamo. Zadzwonię do ciebie później. Pa.

Odłożyłam słuchawkę i wychodząc z pomieszczenia, uśmiechnęłam się do wrednej stewardessy.

Usiadłam, wielki ciężar spadł mi z ramion. Nie musiałam się już martwić schronieniem, jedzeniem,
wodą, nagłymi wypadkami, czy Edwardem Cullenem. Wyszczerzyłam się. Wszystko do tej pory szło
jak po maśle.

Wylądowaliśmy we Włoszech. Wzięłam swoją małą walizeczkę i poszłam poszukać taksówki.

Dobrze, że uczyłam się włoskiego w szkole.

Kiedy już wsiadłam do pojazdu, zadzwoniłam do Jake’a, żeby dowiedzieć się, gdzie miałam się

zatrzymać. Podałam nazwę tłustemu kierowcy i ruszyliśmy.

Zatrzymywałam się w bardzo ładnym hotelu.

- Dziękuję, Jacob – wymamrotałam do siebie, gdy weszłam do swojego pokoju.

Był tam balkon, łóżko w królewskim rozmiarze, telewizor plazmowy i wielka wanna.

Zdecydowanie miałam z tego korzystać.

Zadzwoniłam do obsługi hotelowej i zamówiłam sałatkę, żeby mój żołądek przestał burczeć i

butelkę szampana. Nie mogłam nie świętować. Jeszcze tylko trójka. Jeszcze trójka i mogłabym żyć
na odległej wyspie, nigdy więcej nie stawiając stopy w U.S.

- Grazie – powiedziałam z uśmiechem. Dałam mężczyźnie niezły napiwek i zamknęłam drzwi.

Pochłonęłam sałatkę, po czym wzięłam mojego iPoda, laptopa i butelkę szampana do wanny.

Ściągnęłam ze skóry obcisłe, czarne spodnie i koszulkę; nie zawracałam sobie już głowy bielizną

i wskoczyłam do wody.

Długie westchnienie ulgi i zadowolenia opuściło moje usta. Otworzyłam butelkę szampana i

wzięłam z niej duży łyk. Laptop leżał na krześle obok wanny, więc mogłam sprawdzić e-maile od
Jake’a. Od czasu, kiedy zabiłam Victorię, przyszły cztery, dwa sprzed naszej rozmowy telefonicznej i
dwa, które chciałam przeczytać.

Pierwszy wskazał mi lokalizację Ara. Drań spędzał miesiąc w Alpach. Byłam już umówiona na

pojazd śniegowy i lot helikopterem. Dzięki ci Boże za Jacoba.

Drugi był o Edwardzie Cullenie. Były tam zwykłe rzeczy, takie jak to, że urodził się dwudziestego

czerwca, jego rodzicami byli Carlisle i Esme Cullen, miał Emmetta Cullena za brata i był
międzynarodowym agentem FBI. Jednak, kolejny raz dziękuję Panu za Jacoba. Znalazł dla mnie
kilka bardzo brudnych szczegółów.

Na przykład, jak został wylany ze szkoły medycznej. Albo jak stracił dziewictwo z dziewczyną

imieniem Jessica Stanley.

Śmiałam się głośno z tego: był krótko zaręczony z dziewczyną aspirującą na Króliczka Playboy’a,

Tanyą Denali. Prychnęłam ponownie; szampan już wywarł na mnie efekt. Uwodzenie tego
mężczyzny byłoby zabawne. Wszystko, co musiałabym zrobić, to założyć blond perukę i byłabym
gotowa!

background image

14

Gdy przewijałam ekran do jego fizycznego opisu, zastanawiałam się, jak wygląda. Brązowe

włosy, zielone oczy, metr osiemdziesiąt dziewięć, szczupłe ciało, zazwyczaj widziany w garniturze…
Wszystkie te rzeczy sprawiły, że moje ciało przygotowało się na niebezpieczeństwo. Wtedy sobie
przypomniałam. Mężczyzna, który przyglądał mi się w samolocie miał wszystkie te cechy. Edward
Cullen miał już na mnie oko.

Zaryczałam rozwścieczona i wstałam. Cholera! Dlaczego nic nie mogło być łatwe? Wzięłam

szampana i wyszłam na balkon, nadal naga. Na dworze było okropnie zimno, ale byłam zbyt zła,
żeby się tym przejmować. Wzięłam duży łyk i spojrzałam na mój wspaniały widok na Rzym.

Usłyszałam czyjeś chrząknięcie i zerknęłam w kierunku, z którego dochodził dźwięk.

Nawet lepiej. To był Edward Cullen patrzący na mnie, stojącą na balkonie w środku zimy, nago.

Westchnęłam i udawałam, że nic o nim nie wiem.

- Nie jest zbyt chłodno jak na twój aktualny… ubiór? – zapytał Cullen z wymuszonym

uśmiechem.

Och, czyż nie był zarozumiały?

Uśmiechnęłam się ironicznie. – Wyszłam, żeby się wysuszyć i miałam nadzieję, że złapię

śmiertelne przeziębienie.

- A to dlaczego? – zapytał, nadal się uśmiechając.

- Nie chcę nigdy opuścić Rzymu – powiedziałam, tak tęsknie, jak tylko potrafiłam. Nadal byłam

wściekła, a to nie poprawiało moich umiejętności aktorskich. – Zostaję tutaj tylko przez tydzień, ale
nie chcę wyjeżdżać

Cullen spojrzał na widok, po czym odwrócił się w moją stronę. – To bardzo ekscytujące, być

tutaj, prawda?

Uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że wyraz rozmarzenia pojawił się na mojej twarzy.

- Cóż, teraz, gdy już widziałem cię nago, myślę, że jestem zobligowany do tego, żeby zapytać

cię o imię – rzekł Cullen, nadal mając na twarzy ten krzywy uśmieszek.

- Raina – odpowiedziałam, uśmiechając się. - Raina Williams, a ty?

- Edward Cullen- odparł.

Może nie wiedział kim byłam…

- Skąd jesteś? – zapytałam, krzyżując ręce na mojej nagiej piersi.

- Urodziłem się w Chicago. – Zapauzował.- Może pójdziesz ubrać sukienkę i wezmę cię na miłą,

włoską kolację? Moglibyśmy dokończyć wtedy naszą rozmowę.

Uśmiechnęłam się. „

Trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów bliżej”

teraz było bardziej prawdziwe,

niż kiedykolwiek. – Pewnie, daj mi dwadzieścia minut.

- Będę w lobby.

background image

15

Wślizgnęłam się z powrotem do pokoju i lekko podskoczyłam z radości. Pewnie, będę musiała

zabić go gołymi rękami, ale wow! Agent FBI? Wiem, że przyznawanie tego było bardzo sadystyczne,
ale dalej byłam podekscytowana. Może to przez fakt, że byłby moim największym wyzwaniem, ale
wydaje mi się, że to dlatego, że był podobny do Jamesa. Jeśli potrafiłam zabić tego gościa,
podniosłoby to moją pewność siebie i pomogło dokończyć moje zadanie.

Włożyłam czarny biustonosz i stringi, zanim wślizgnęłam się w czarną sukienkę. Szybko

przeczesałam moje falujące włosy i nałożyłam mascarę. Ubrałam parę butów na absurdalnie
wysokim obcasie i zapięłam na szyi czarne perły mojej matki. Czy zapomniałam wspomnieć o tym,
że mój ulubiony kolor to czerń

Przed wyjściem szybko sprawdziłam mocne i słabe strony Edwarda Cullena. Jego zaletami było

patrzenie przez przebrania i odczytywanie ludzkich wyrazów twarzy. To mógłby być problem.
Jednak jego wady były moimi ulubionymi. Kobiety i nieumiejętność kontrolowania emocji.

Wzięłam telefon i torebkę, po czym skierowałam się na moją randkę ze śmiercią.

background image

16

rozdział czwarty

Wyszłam z windy i od razu zobaczyłam Cullena. Nie mogłam pomylić jego włosów i budowy

ciała. Nałożyłam na twarz mój najlepszy, udawany uśmiech i podeszłam do niego wolnym krokiem.
Wydawał się dumać nad abstrakcyjną rzeźbą, ale z tego, co wiedziałam, czekał na każdy mój ruch,
który zdradzałby moją słabość.

Stałam za nim, krzyżując ramiona i patrząc spode łba na figurę. Przypominała mi, to, co działo

się z piaskiem uderzonym przez piorun.

- To bardzo interesujące, prawda? – zapytał mnie Włoch z lewej.

Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową, zanim skierowałam z powrotem uwagę na sztukę.

- Jest naprawdę abstrakcyjne – odparł Edward. – Nie jestem całkiem pewien, co to miało

przedstawiać, ale jestem przekonany, że coś oznacza.

- Tak dzieje się z piaskiem, kiedy uderza w niego piorun – wyszeptałam cicho, nadal na nią

patrząc. – Musisz jednak być szybki, żeby to zobaczyć.

Edward i Włoch spojrzeli na mnie, obaj zaskoczeni.

- Bardzo dobrze - powiedział mężczyzna, uśmiechając się do mnie. – Niewielu ludzi widziało to

wcześniej. Mogę zapytać, skąd jesteś?

- Phoenix, Arizona – odparłam, odwzajemniając uśmiech. – Ale widziałam to w „

Sweet Home

Alabama”.

Edward zachichotał, a Włoch wyglądał na zmieszanego.

- To film – powiedziałam przepraszającym tonem.

Włoch kiwnął głową i odszedł zawiedziony. Nie mogłam nie zaśmiać się cicho z jego

zawiedzenia.

- Bardzo dobrze rozegrane – skomplementował Cullen, uśmiechając się. – Możemy? – wskazał

na drzwi wyjściowe.

Skinęłam głową, wzięłam go pod ramię i chwyciłam kurczowo torebkę. Musiałam się uspokoić.

Wyszliśmy na chłodny wieczór, gdzie czekał już na nas samochód. Najwidoczniej wiedział, gdzie

się udamy, co mnie zdenerwowało. Co, jeśli mnie wrobił? Może brał mnie do amerykańskiej
ambasady? A ja nie miałam nawet pieprzonej broni…

- Jesteś strasznie cicha. – Cullen obserwował mnie z krzywym uśmieszkiem.

Uśmiechnęłam się najlepiej jak tylko umiałam. – Niespodzianki robią na mnie wrażenie. Możesz

mi powiedzieć, gdzie jedziemy?

- „

Agata e Romeo

” – oświadczył Cullen, nadal z tym samym wyrazem twarzy.

Nie mogłam nic zrobić ze zmarszczonymi brwiami, które zastąpiły mój uśmiech. Lokal był dobrze

znany, byłoby tam wielu świadków. Może nadmiernie analizowałam Pana Edwarda Cullena.

background image

17

- Nie lubisz tej restauracji? – zapytał, przechylając głowę na bok i oceniając mój grymas.

- Nie, nie, nie o to chodzi – zapewniłam go, znów się uśmiechając. – Po prostu… cóż; myślałam,

że pójdziemy gdzieś, gdzie jest… ciszej. – Stary rumieniec, który zazwyczaj miałam pod kontrolą,
zakradł się na moje policzki jak stary przyjaciel. Spojrzałam na Edwarda spod rzęs.

Cullen wyglądał jak ślepiec, po raz pierwszy widzący słońce. Jego szczęka leniwie opadła w dół,

a szmaragdowe oczy wpatrywały się w moje. Odzyskał władzę nad mózgiem, który z pewnością
padł na tyłek i odwrócił wzrok, przebiegając dłonią po swoich potarganych lokach.

- Cóż, to nie jest tylko wspólna kolacja – powiedział. Jego głos był bardziej chrapliwy niż

normalnie. – Możemy potem napić się szampana w moim pokoju, jeśli nie masz nic przeciwko.

- Dlaczego nie w moim? – zapytałam, nachylając się w jego stronę. – Ty stawiasz kolację, ja

stawiam drinki.

Cullen przełknął ślinę. – O-ok.

Uśmiechnęłam się i odsunęłam od niego. – Brzmi idealnie.

- Z pewnością – wymruczał Cullen, ponownie przeczesując ręką włosy.

Samochód zatrzymał się przed tętniącym życiem budynkiem. Głośno przełknęłam ślinę. To była

ta stresująca część mnie. Jeśli mogłam przetrwać kolację, reszta była bułką z masłem.

Nie wiedziałam, czy mogę okłamać Cullena. Mógł mnie przejrzeć. Cholera, on już mógł wiedzieć,

kim jestem. Westchnęłam. Czekałam na uśmiech losu. Odmówiłam szybką modlitwę do Wielkiego
Gościa na górze - nie, żeby On jeszcze o mnie dbał - i razem z Edwardem wmieszałam się w tłum.

Oplótł ramię wokół mojej talii i trzymał mnie blisko siebie, gdy torowaliśmy sobie drogę do

drzwi.

-

To jest wystarczająco proste

– pomyślałam szczęśliwa. –

I łatwo się z nim rozmawia. Po prostu

nie mogę się potknąć.

Wzięłam głęboki oddech, zanim zostawiliśmy za sobą cały ten chaos. Edward trzymał ramię

dookoła mojej talii, kiedy szliśmy za gospodarzem, który prowadził nas do naszego stolika. Odsunął
dla mnie krzesło i usiadłam.

4

Otoczenie było bardzo nastrojowe. Światło świec, odświętność, odosobnienie; całe dzieło.

Miałam nawet różę na talerzu.

- To jest… romantyczne – powiedziałam powoli, uśmiechając się.

- O taki klimat mi chodziło – przyznał Cullen z uśmiechem. – Mam nadzieję, że ci to nie

przeszkadza.

- Oczywiście, że nie – wyjąkałam, znów pozwalając rumieńcowi wygrać. – Więc, co sprowadza

cię do Rzymu?

Cullen uśmiechnął się chytrze, tak jakby wiedział coś, o czym ja nie miałam pojęcia. Jak bardzo

się mylił.

4

Wnętrze „Agata e Romeo” -

http://yfrog.com/17perolga1j

background image

18

- Podróż służbowa – odparł. – Za dwa dni ruszam w Alpy. A ty?

- Również biznes – wyznałam, kopiując jego wyraz twarzy. – Jestem tutaj do końca tygodnia.

- Czym się zajmujesz? – zapytał Edward.

Spanikowałam. Czym się trudniłam? Nie mogłam raczej powiedzieć „mordowaniem”.

- Jestem stewardessą – ledwie wydusiłam.

- Och – zadumał się Edward, marszcząc brew. – To zabrzmi dziwnie, ale mógłbym przysiąc, że

widziałem cię na pokładzie podczas mojego lotu tutaj, jako pasażera.

Szlag by go trafił i jego obserwacje!

- Musiałeś się pomylić. – Uśmiechnęłam się przekonywująco.

Edward rozważał to, a w tym czasie mój mózg pracował na najwyższych obrotach, a serce waliło

mi w piersi jak oszalałe. Dlaczego nie mogliśmy po prostu przejść do tej części, w której go
zabijam? Bóg mi świadkiem, teraz zamordowanie kogoś byłoby dla mnie mniej stresujące, niż to.

- Może – w końcu zdecydował. Uśmiechnął się. - Jakie wino lubisz?

- Poproszę czerwone – wymamrotałam, zdenerwowana ponad pojęcie. Czerwień mnie

uspokajała - wystarczająco dziwnie. Była znajoma, niemal kojąca. Czerwony był kolorem krwi, z
którą byłam nadmiernie zaprzyjaźniona.

Edward zamówił alkohol i nasze posiłki. Nawet nie spojrzałam do menu.

- Zaufaj mi – namawiał mnie z uśmiechem.

Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Teraz, kiedy kelner zniknął, mogłam zmienić temat.

- Więc, jaki biznes pan ma do załatwienia w Rzymie, panie Cullen? – zapytałam, uśmiechając i

pochylając się w jego stronę.

- Jestem prezesem firmy przewoźniczej – odpowiedział gładko. Najwidoczniej trenował to już

kilka razy. – Dużo klientów w Alpach – wyszczerzył się.

Uniosłam kącik ust. – Tak, podejrzewam, że są.

- Przyjmuję, że w Phoenix nie czeka na ciebie nikt specjalny? – zapytał Edward

bezpretensjonalnie, unikając mojego spojrzenia.

Uśmiechnęłam się łagodnie. – Nie, nie czeka. Zbyt dużo podróżowania, zbyt mało czasu.

Zakładam, że tak samo jest z panem, panie Cullen?

- Proszę – zaklinał, dotykając mojej dłoni spoczywającej na stoliku. – Mów mi Edward. I nie, nie

ma nikogo. Zbyt dużo… wojażowania. – Uśmiechnął się tym samym chytrym uśmieszkiem.

- Och, nie mów mi, ze nie ma szczęśliwej dziewczyny w Chicago, Edward – dokuczyłam mu. –

To byłaby tragedia sama w sobie - przystojny mężczyzna, taki jak ty, całkiem samotny.

background image

19

- Nie, żadnej dziewczyny w Chicago. – wyznał niepewnie, odsuwając swoją dłoń. – Chciałbym

się ustatkować, ale nie znalazłem nigdy właściwej kobiety.

Uśmiechnęłam się ze znajomością rzeczy. Tez kiedyś byłam taka. Teraz, szanse, że kiedykolwiek

wyjdę za mąż były żadne.

- A ty nie chcesz pewnego dnia się ustatkować, Raina? – zapytał. W jego szmaragdowych oczach

tlił się ogień.

- Cóż – uch, nie – wyjąkałam, pochłonięta intensywnością jego spojrzenia. – Nigdy nie byłam

typem dziewczyny, która chciałaby zostawić za sobą życie singla.

Nie mogłam nie zauważyć, jak jego twarz lekko opada, jednak szybko pozbierał ją z powrotem ,

nakładając na nią ponury uśmiech.

- Mała pani niezależna, co? – zapytał. – Takie dziewczyny jak ty, przydałyby się w mojej pracy.

- W firmie przewoźniczej? – zapytałam, unosząc brew.

Naprawdę stracił wątek. oczywiście mówił o byciu agentem.

- Cóż, t-tak, oczywiście – wyjąkał, zdając sobie sprawę ze swojej pomyłki. – Kobiety są

zdecydowanie bardziej przekonywujące i godne zaufania niż mężczyźni.

Przynieśli wino, całe szczęście. To było niemal bolesne; patrzeć, jak Edward tonie w swoim

kłamstwie. Kelner nalał nam alkohol do kieliszków, po czym włożył butelkę do wiaderka z lodem.

- Pański posiłek powinien być za kilka minut,

signor

– poinformował głosem z ciężkim akcentem.

-

Grazie

- podziękował Edward.

Wzięłam łyk z mojej szklanej czary z winem. Alkohol miał głęboki, wytrawny smak - taki, jaki

uwielbiałam.

- Ach, to jest wspaniałe – westchnęłam ze spokojem, ponownie zbliżając szkło do moich ust.

- Też preferuję czerwone wino – zgodził się Edward. – Jest takie kojące.

Wow, ten gość potrafił czytać w myślach, czy co?

Odłożyłam kieliszek. – Przepraszam, muszę się odświeżyć – oświadczyłam.

- Och, oczywiście! – wykrzyczał Edward, podskakując.

Odsunął moje krzesło, po czym chwycił moją dłoń, gdy wstawałam.

- Może w ten sposób jedzenie nadejdzie szybciej – przewidziałam, mrugając do niego.

Wyszczerzył się, zanim poszłam się przewietrzyć.

Zwiesiłam głowę nad kranem, dysząc ciężko. Cholerny Edward Cullen i jego boskie sposoby. Był

dowcipny, uroczy, zabójczo atrakcyjny i do tego najprawdopodobniej miał na koncie tyle morderstw
co i ja. Nie mogłam go zabić. Już się do niego przywiązałam, nawet pomimo tego, że żaden agent
Projektu R nie powinien być z nikim emocjonalne zżyty.

background image

20

Ale ponownie – nie byłam już agentem projektu R.

Nałożyłam mascarę i czerwoną szminkę, zanim wyszłam. Musiałam improwizować. Musiałam

jakoś załatwić Edwarda.

Usiadłam i w tym samym czasie dostaliśmy posiłek.

- Miałaś rację – przyznał Edward z uśmiechem.

- Zawsze mam – odparłam, uśmiechając się słabo. Spojrzałam na talerz. Był tam jakiś rodzaj

makaronu. – Co to jest?

-

Buckwheat pasta primavera

– zacytował Edward. – Jest dobre, zaufaj mi.

Gapiłam się na swój talerz, nadal ostrożna.

Edward zachichotał, po czym wbił widelec w jeden z nudli i zjadł go.

- Widzisz? Nie jest zatrute – dokuczył mi, wyszczerzając się. – Spróbuj.

Ciągle byłam przezorna. Mój żołądek nie radził sobie zbyt dobrze z nowym jedzeniem. Edward

przewrócił oczami, po czym nabił kolejny makaron na widelec. Powoli przysunął sztuciec do mojej
twarzy.

- No dalej, wiesz, że chcesz skosztować – powiedział.

Uśmiechnęłam się, ale trzymałam usta zaciśnięte.

- Hmm – powiedział Edward. – Zajmie trochę czasu przekonywanie cię…

- Poczekaj – zainterweniowałam.

Edward włożył kluska do moich ust. Boże, miał rację. Makaron był fantastyczny. Przeżułam go i

połknęłam.

- Wow! – krzyknęłam. – To było wspaniałe!

Edward zachichotał. – Widzisz? Co mówiłem?

Westchnęłam i przewróciłam oczami. – Chcesz trofeum?

Edward się wyszczerzył. – Miałem coś innego na myśli.

Moje serce zamarło. – Och? A cóż to mogłoby być?

Edward przybrał pozornie zamyślony wyraz twarzy, gdy się do siebie zbliżyliśmy. – Nie wiem.

Coś, czego chciałem od chwili, w której zobaczyłem cię, szalejącą na balkonie.

- Okryć mnie przyzwoitym ubraniem? – zapytałam, drażniąc się z nim.

- Nie, zdecydowanie nie to – wymruczał Edward. Dzielił nas teraz tylko cal. – To.

I nasze usta się spotkały.

background image

21

rozdział piąty

Boże, zbyt długo czekałem na dziewczynę taką, jak ona. Nie chciałem jednak na nią naciskać. O

nie, delektowałem się tym konkretnym pocałunkiem. Szorstki mogłem być później.

Nasze wargi były swoimi całkowitymi przeciwieństwami. Moje były gładkie i ciepłe, a jej

spierzchnięte i lodowate. Łącząc się ze sobą, idealnie się równoważyły.

Odsunąłem się, zanim moje ciało przejęło nade mną kontrolę. Usiadłem z głupkowatym

uśmieszkiem na twarzy. Oczywiście, to nie było dokładnie to, co chciałem zrobić, ale znacznie
więcej niż to, na co miałem nadzieję, gdy spotkałem Rainę po raz pierwszy.

Raina odchyliła się, w jej oczach krył się cień zmieszania, jednak nadal uśmiechała się miło, tak,

jakby właśnie odkryła coś nowego.

- Mam nadzieję, że cię nie obraziłem – dokuczyłem jej, wiedząc, że w ogóle jej to nie uraziło.

Przynajmniej taką miałem nadzieję. Była bardzo tajemnicza.

- Och, nie, oczywiście, że nie – odparła, uśmiechając się do mnie. – To było bardzo miłe z twojej

strony. Minęło trochę czasu, od mojego ostatniego prawdziwego pocałunku.

- Od mojego też – przyznałem, przebiegając dłonią po moich – i tak już rozczochranych –

włosach.

- Założę się, że od mojego dłużej – powiedziała żartobliwie. – Cztery lata, przebij to.

Przycisnąłem język do podniebienia, w przeciwnym wypadku moja szczęka opadłaby luźno.

Cztery lata? Dziewczyna jak ona? Z jakiegoś powodu jednak wiedziałem, że nie kłamała.

- Tak, ok, wygrałaś – poddałem się, uśmiechając się, pomimo szoku, w którym byłem. – W

moim przypadku minęło tylko sześć miesięcy. Dlaczego przez cztery lata nikogo nie pocałowałaś?
Jestem pewien, że było wielu chętnych.

Rozważała to przez sekundę. – Cóż, całowałam się z ludźmi w przeciągu ostatnich czerech lat,

ale nikim, z kim chciałam to robić.

- Więc chciałaś mnie pocałować? – zapytałem z głupkowatym uśmieszkiem.

Skinęła głową, na jej policzki znów wystąpiła ta wspaniała, różowa barwa. Nadal byłem

wstrząśnięty tym, że

ktoś taki jak ona

siedział przy stoliku z

kimś takim jak ja

.

- Więc wydaje mi się, że jestem szczęśliwym facetem – powiedziałem, uśmiechając się. Nie

chciałem zanadto okazywać swoich uczuć na pierwszej randce. – Zwróciłem na siebie uwagę
wybrednej dziewczyny.

Przesłała mi uwodzicielski uśmiech. – Powinien pan czuć, że ma pan szczęście, panie Cullen.

Spojrzałem w dół, na moje jedzenie, podczas gdy przez sposób, w jaki wypowiadała moje

nazwisko, dreszcze przebiegały po moim kręgosłupie. Wziąłem gryz swojego fettuccini i
przeżuwałem go powoli, zastanawiając się, dlaczego tam byłem.

Miałem być w Alpach za kilka dni, chroniąc jednego z kolegów mojego ojca. Aro był jakby

ekscentrycznym wujkiem mojej rodziny. Zawsze wpadał z wizytą w ciężkim dla nas czasie. Tak jak

background image

22

na przykład w zeszłym roku, kiedy odwiedził nas, żeby dać mi przedwczesny prezent ślubny, po
tym, jak zostawiłem Tanyę.

Jednak, pomimo wszystko, to wujek. Musiałem chronić go przed jakimś parszywym agentem.

Nie zawracałem sobie głowy jej biografią. Sądząc po jej wcześniejszych morderstwach – miała
przyjść wprost do mnie. Nie było możliwości, żeby ta szalona suka skrzywdziła kogoś mi bliskiego.
Zwłaszcza mojego tatę. Och, te wszystkie męczarnie, jakie zadałbym tej Belli Swan, gdyby tylko
zbliżyła się do moich rodziców. Pożałowałaby dnia, w którym się urodziła.

Raina wychylała kolejne lampki wina, jakby była alkoholikiem.

- Gotowy do wyjścia? – zapytała nagle.

Spojrzałem na nią zaciekawiony. Była obcesowa, co mnie zestresowało… i w pewnym sensie

podnieciło. – P-pewnie – wyjąkałem.

Wezwałem kelnera i poprosiłem go o rachunek. Mężczyzna wyglądał na nieco zdziwionego z

powodu krótkiego czasu, jaki tu spędziliśmy, ale nie przejmowałem się tym. Im szybciej, tym lepiej,
takie jest moje zdanie.

Kolejny raz napełniła kieliszek winem, które wypiła je dwoma pociągnięciami. Wyglądała na

zdenerwowaną. Czy to przeze mnie? Zdecydowanie za długo nie przebywałem w pobliżu kobiety,
która by mnie pociągała.

Kelner wrócił, a ja wepchnąłem zbyt dużo pieniędzy do teczki, zanim pozwoliłem mu odejść.

- G-grazie – podziękował mi, patrząc na hojny napiwek wytrzeszczonymi oczami. Wstałem i

chwyciłem dłoń Rainy, prowadząc ją przez restaurację na zewnątrz, na ulicę. Powiedziałem
kierowcy, żeby został w pobliżu, więc, oczywiście, nadal na nas czekał. Otworzyłem tylne drzwi dla
Rainy i dałem jej gestem do zrozumienia, żeby wsiadała. Uśmiechnęła się do mnie, zanim wśliznęła
się na siedzenie, a ja podążyłem za nią. Tym razem nie musiałem udzielać wskazówek – Sergio,
kierowca, skierował się w stronę hotelu.

- Biznes przewoźniczy musi być bardzo dochodowy – dokuczyła mi Raina. – To był bardzo

szczodry napiwek.

Co? Och, moja wymyślona praca. Gdybym nie był ostrożny, zapomniałbym, że Raina tak

właściwie mnie nie znała. Wydawać by się mogło, że jesteśmy znajomymi od lat.

Uśmiechnąłem się, ciągle drżąc przez tą sekundę dezorientacji. – Bardzo. Od paru lat działamy

też w dużych górach, więc mamy wielu klientów.

Miałem ochotę powiedzieć jej o wszystkim, wolałem wcześniej usunąć z drogi wszelkie wykręty,

niż czekać. Poza tym, kto wiedział, czy znów zobaczę tą dziewczynę?

Zrobiłem błąd, okłamując Tany’ę po tym, jak się jej oświadczyłem. Myślała, że byłem niezwykle

uzdolnionym prawnikiem, który miał klientów na całym świecie. W końcu tata przekonał mnie, że
zrozumiałaby, gdybym powiedział jej prawdę.

Więc to zrobiłem. Wyznałem, że pracuję dla FBI, w międzynarodowym biurze i kłamałem, żeby

ją chronić. Wydawała się dobrze to znosić. Ale potem zaczęła mnie szantażować. Byłem tym tak
zmartwiony i zszokowany, że zleciłem dla niej wymazywanie pamięci. Teraz nie ma pojęcia, kim
jestem.

background image

23

Telefon zaczął mi dzwonić w kieszeni. Spojrzałem na numer, zanim odebrałem. Aparat

pokazywał, że to Emmett. Wykrzywiłem się i poprosiłem kierowcę, żeby się zatrzymał.

- Wybacz mi – wymruczałem do Rainy, zanim wyszedłem na wieczorne powietrze.

Zamknąłem drzwi i odszedłem od samochodu.

- Emmett – wydyszałem do telefonu.

- Hej tam, Edward! – radośnie zaświergotał Emmett. Zawsze zadziwiało mnie, jak mógł pozostać

tak radosny w naszej pracy. – Mam dla ciebie parę informacji.

- A cóż to mogłoby być? – odparłem, spoglądając na auto.

- Pani Bella Swan jest w Rzymie – wyjaśnił. – Namierzyliśmy rozmowę z jej komórki na lotnisko

w Rzymie mniej więcej w tym samym czasie, kiedy lądowałeś. Podobno też zostaje w tym hotelu co
ty. To przebiegła zdzira. Używa telefonu tylko w absolutnej konieczności i nigdy jakoś nie możemy
dowiedzieć się, do kogo dzwoni.

Moje usta uformowały cienką linię. Ten szczur był gdzieś w pobliżu, a ja nawet tego nie

zauważyłem. – Sprawdzę to rano.

- Ok, spoko – zgodził się Emmett. Wiedziałem, że się uśmiecha. – Zgadnij co, bracie?

- W końcu pojąłeś, że Red Soksi

5

są do bani? – zażartowałem.

- Ha. Jesteś taki zabawny. Nie, na serio. Oświadczyłem się Rosalie Hale. No wiesz, bliźniaczce

Jaspera.

- Narzeczonego Alice? – zapytałem, żeby wyjaśnić sprawę. Nasze rodziny, mam na myśli Hale’ów

i Cullenów, są bardzo blisko, ale nie byłem ostatnio na bieżąco.

- Tak, to ona – potwierdził Emmett. – I powiedziała wielkie, cholerne „tak”. Bierzemy ślub w

lipcu, więc wyczyść swój terminarz.

Prychnąłem. – Ty zrób to za mnie, szefie.

Mój brat zachichotał. – Racja, mam nad tobą całkowitą kontrolę. Zapomniałem.

Przewróciłem oczami. – Zawsze myślałeś, że ją masz, idioto. Ale, muszę iść. Twój mały braciszek

jest na randce.

Emmett gwizdnął. – Mój mały braciszek? Kurwa, niemożliwe. Dobra robota, koleś. Ma niezłe

cycki?

- Emmett – syknąłem. – To nie twoja sprawa. Zadzwonię do ciebie, jak dotrę do Ara. Do

zobaczenia.

- Pa, mój mały braciszku. Pieprz ją dobrze i mocno dla mnie. – zaszczebiotał.

Westchnąłem, po czym zatrzasnąłem swój telefon. Co za świnia.

5

Boston Red Sox - drużyna baseballowa grająca we wschodniej dywizji American League, ma siedzibę w

Bostonie w stanie Massachusetts.

background image

24

Wróciłem do pojazdu, zastając Rainę przeżuwającą swoją wargę na papkę. Uśmiechnąłem się i

poleciłem kierowcy, aby jechał dalej.

- Wyglądasz na zdenerwowaną – zauważyłem, śmiejąc się.

Spojrzała na mnie z boku i uśmiechnęła się, pomimo tego, ze jej zęby nadal trzymały wydętą,

dolną wargę.

Zachichotałem i poczułem, jak moje ciało odpręża się dzięki wiadomościom, które właśnie

otrzymałem. To niesamowite, jak nienaturalnie zrelaksowany czułem się w obecności Rainy.

Kierowca zatrzymał się przed naszym hotelem. Zapłaciłem mu, zanim wyszliśmy, ale i tak dałem

mu napiwek. Wydawał się być przyzwoitym gościem.

Zaoferowałem swoje ramię Rainie, która się zarumieniła, patrząc w ziemię. Owinęła swoje

zaskakująco muskularną rękę wokół mojej i spojrzała na mnie spod swoich ciemnych rzęs. Czułem,
jak moje serce uderza o żebra, grożąc, że się zużyje.

Odchrząknąłem i poprowadziłem ją do wind. Pojechaliśmy na nasze piętro i przeszliśmy wolnym

krokiem do mieszkania Rainy. Byliśmy cicho, ale nie było to niewygodne. Raczej kojące.

Raina wpisała kod do swojego pokoju i otworzyła drzwi, wpuszczając mnie do środka. Pokój był

taki sam jak mój i zastanawiałem się, jak mogła pozwolić sobie na coś takiego za pensję
stewardessy.

Ściągnęła swoje szpilki.

- Masz ochotę na szampana, czy…? – przeciągnęła Raina, wsuwając nogi pod siebie na podłodze

i trzymając telefon.

- Szampan będzie idealny – odpowiedziałem z uśmiechem.

- Wspaniale. Zamówię też trochę truskawek – powiedziała.

Zadzwoniła na recepcję i zaczęła mówić perfekcyjnym włoskim. Ta kobieta była tajemnicza i

pełna niespodzianek. Straszna szkoda, że nie mogłem poznać jej lepiej.

Była dosłownie moją wyśnioną dziewczyną. Generalnie nie byłem płytki, ale jak każdy człowiek

miałem swoją wizję tego, jak powinna wyglądać moja idealna partnerka. Przypadkowo, Raina była
moim marzeniem, aż do rumieńca pokrywającego krągłości jej policzków.

Miała cienkie, brązowe włosy, falujące w ten sposób, który sprawiał, że chciałem wpleść w nie

swoje palce. Jej duże, czekoladowo brązowe oczy łani pozorowały niewinność, ale wiedziałem, że ta
mała lisica była od niej daleka. Jej wydatne, czerwone wargi sprawiały, że chciałem je atakować;
uczynić je bardziej czerwonymi i napuchniętymi. Jej figura była perfekcyjną klepsydrą, praktycznie
błagającą mnie, żebym przebiegł dłońmi po każdej jej fali, od klatki piersiowej do ud.

- Grazie – podziękowała przed odłożeniem słuchawki. Wstała i przesłała mi krzywy uśmieszek,

potrząsając głową. – Proszę się rozgościć, Panie Cullen. Nie będę gryzła mocno.

Zaśmiałem się, po czym rozluźniłem krawat i wyciągnąłem nogi z czarnych, eleganckich butów.

Poklepała miejsce na sofie tuż obok siebie. Wydawała się być bardziej zrelaksowana, teraz, kiedy
byliśmy na jej terytorium.

background image

25

Usiadłem, kładąc ramiona na tylnim oparciu kanapy. Ona podwinęła nogi w swoją stronę i

pochyliła się w moją stronę.

- Pozwolisz mi wślizgnąć się w coś wygodniejszego? – zapytała, patrząc mi prosto w oczy.

Byłem tak rozkojarzony władczym napięciem seksualnym w moim ciele, że wszystko, co mogłem

zrobić, to kiwnąć głową i gapić się na nią. Uśmiechnęła się i poszła do sypialni, która była
oddzielona od kuchni i korytarza jedynie drzwiami z siatki. Mogłem dokładnie zobaczyć cień Rainy i
nie było mowy o tym, żebym odwrócił teraz wzrok.

Stała przez chwilę przed szafą, przeglądając ubrania. W końcu zdecydowała się na strój, który

położyła na łóżku. Odsunęła zamek sukienki i pozwoliła jej opaść na ziemię. Głośno przełknąłem
ślinę. Na moich spodniach już było naciągnięcie, a wszystko co mogłem zobaczyć, to jej sylwetka.

Włożyła inną sukienkę. To mnie nieco rozczarowało. Zazwyczaj, kiedy dziewczyna mówi, że

„wślizgnie się w coś wygodniejszego”, zostaje w niczym, poza pikantnym biustonoszem i
majteczkami.

Wyłoniła się z pokoju, a bicie mojego serca przyspieszyło. Teraz miała na sobie dużo krótszą

sukienkę. Mini w ciemnoniebieskim kolorze do połowy jej kremowych ud. Jej czarne pończochy
biegły w górę, mijając jedynie kolana. Były przytrzymywane paskami, które najprawdopodobniej
były przyczepione do bielizny.

- Tak lepiej – wymruczała, związując swoje falujące włosy w kucyka.

Rozległo się pukanie do drzwi, do których ruszyła w podskokach, ukazując całe uda i czarne

szorty. Otworzyła je, a boy hotelowy wszedł do środka z butelką szampana w wiaderku z lodem i
dość dużą miską pełną truskawek. Raina mówiła do niego szybko po włosku, a ten wyglądał na
oszołomionego i próbował nie patrzeć na jej sylwetkę.

Zostawił nas, ale nie bez spojrzenia na odwróconą postać Rainy. Uśmiechnął się, po czym

zamknął drzwi. Bolesny skurcz zazdrości przeszył moje ciało. Nikt nie mógł patrzeć na nią w ten
sposób.

Cóż, oprócz mnie.

Położyła szampana i wiaderko na stoliku naprzeciwko mnie, a truskawki za nim. Nalała

szampana do dwóch kieliszków i podała mi jeden.

- Zdrowie – wymruczała, stukając swoim kieliszkiem o mój i opróżniła go, po czym napełniła go

ponownie.

Nienawidziłem tego, że miała dzisiaj nade mną przewagę w piciu. Byłem bardzo rywalizującą

osobą, w każdym aspekcie życia, a to nie był wyjątek. Ale znów, chciałem pamiętać tą dziewczynę i
ten wieczór przez jakiś czas. Najprawdopodobniej będzie najlepszym, co kiedykolwiek miałem.

Wzięła truskawkę i usiadła obok mnie, zakładając lewą nogę na prawą.

Wgryzła się w owoc i nalała sobie kolejny kieliszek szampana. Wziąłem łyk z mojego szkła i

położyłem go na stole.

- Potrzebujesz czegoś? Mam dodatkowy szlafrok, chciałbyś go użyć? – spytała Raina po

przełknięciu.

Mrugnąłem. Czy to oznaczało, że chciała mnie rozebrać?

background image

26

- Przepraszam – wymamrotałem, kierując się do łazienki.

Zamknąłem drzwi i spryskałem twarz zimną wodą. Ta noc była tak różna od innych, spędzanych

przeze mnie z kobietami. Zazwyczaj to ja miałem nad nimi kontrolę, ale tutaj to Raina prowadziła
nas w tym tango. Szczerze mówiąc, byłem podniecony tą zamianą ról.

Słyszałem, jak Raina przechadza się po pokoju i zdecydowałem się wyjść z łazienki. Nie chciałem

wyglądać na zbyt zdenerwowanego tą całą sytuacją.

Stała na balkonie, tak jak kilka godzin temu. Wydawało się, że minęły dni. Lewą stopę miała

wbitą w podłogę, nachylała się nad poręczą. Podkradłem się tam i stanąłem za nią.

Zerknęła na mnie i uśmiechnęła się. Przysunąłem się bliżej i delikatnie pocałowałem ją w kark.

Jej głowa automatycznie przybliżyła się do mojej, a ciało rozluźniło się. Przesuwałem ustami po jej
lewym ramieniu, zostawiając na nim ślady w postaci lekkich pocałunków.

- Ach, to jest to, na co czekałam – westchnęła, gdy moje usta drżały przy jej skórze.

Uśmiechnąłem się i zrównałem z jej oczami. – Oboje wiemy, że czujesz się komfortowo z byciem

nagą na balkonie, ale ja z pewnością nie. Miałabyś ochotę na kontynuowanie tego w środku?

Uśmiechnęła się krzywo i stanęła, trzymając rękę na biodrze. Może byłem zbyt zarozumiały.

Potrząsnęła głową i wróciła do wewnątrz. Kiedy zauważyła, że za nią nie podążam zapytała. –

To jak? Idzie pan, czy nie, panie Cullen? To ty masz problemy z pewnością siebie, nie ja. Gdybyśmy
to robili moim sposobem, już dawno byłabym bez ubrania.

Wpatrywałem się w tą niedorzeczną, piękną kobietę. Przeznaczenie podało mi bardzo

interesującą i zdumiewającą dłoń, zsyłając mnie do Włoch.

Poszedłem za Rainą do jej sypialni, a ona zamknęła jedwabne, siatkowe drzwi. Ściągnąłem

blezer i położyłem go na krześle stojącym przy łóżku. Raina bawiła się swoimi czarnymi perłami, po
czym zdjęła z szyi ich sznur i włożyła go do małego pudełka na biżuterię.

- To bardzo ładny naszyjnik – skomplementowałem, siadając na jej łóżku.

- Należał do mojej matki – odpowiedziała, raczej bez emocji.

- Dlaczego teraz ty go masz? – zapytałem, rozważając fakt, że mogła umrzeć.

- Nienawidziła go – przyznała, podchodząc do mnie. – Mój ojciec dał go jej zaraz przed tym, jak

się rozwiedli.

- Rozumiem. – Zapauzowałem. – Do twarzy ci w nim.

Uśmiechnęła się chytrze i usiadła okrakiem na moich kolanach.

- Wystarczy tych pogaduszek, Cullen. Wiesz już o mnie zbyt dużo.

Przycisnęła swoje usta do moich, a moje ciało natychmiast odpowiedziało. Jej ciało naparło na

moje, powodując raczej niekomfortowe naciągnięcie przy zamku moich spodni. Błądziłem rękami po
każdym kawałku jej kremowej, obnażonej skóry, upewniając się, że żadne miejsce nie pozostało
nietknięte. Drobne, delikatne dłonie Rainy były wplecione w moje włosy.

background image

27

W końcu poddałem się władczemu ciału Rainy i opadłem w tył, kładąc się na łóżku. Zaraz potem

zostałem wynagrodzony. Raina szybko odpięła moją koszulę, wodząc dłońmi po mojej klatce i
brzuchu, mrucząc w moje usta za każdym razem, gdy poczuła mięsień.

Prędko zdjąłem z Rainy tą ładną, małą sukienkę i rzuciłem ją za siebie. Powoli dotykałem jej

wyrazistego ciała, smakując każdej, perfekcyjnej krzywizny. Była w świetnej formie, jak na
stewardessę.

Usta Rainy odsunęły się ode mnie i oboje zaczerpnęliśmy powietrza. Szybko przysunęła swoje

wargi z powrotem do mojego ciała, całując szyję i ramię, podczas gdy moje palce mocowały się z
zapięciem jej skomplikowanego, lecz seksownego biustonosza. Jej usta były znów przy moich, gdy
oboje odsuwaliśmy stanik z jej piersi.

Jej ciało uderzyło o moje, skóra o skórę. Ledwo dawałem sobie radę z moją kamienną erekcją.

Kto by pomyślał, że człowieka z obsesją na punkcie władzy podnieci druga, taka sama osoba?

Ręce Rainy zgrabnie rozpięły mój pasek i zdjęły spodnie do połowy ud, zanim jej lewa dłoń

wróciła, by ująć moją twarz, a prawa powoli sunęła w górę uda, szukając swojej drogi, w końcu
muskając lekko moją erekcję i podpalając nerwy w moim ciele.

Raina usiadła gwałtownie, odsuwając ode mnie swoje usta i ciało. Zamroziło mnie. Po pierwsze -

byłem zaskoczony, że tak szybko się ode mnie oddaliła. Po drugie – miałem najdoskonalszy widok
na świecie. Piersi Rainy nie były sztuczne, stało się to oczywiste. Jej zadarte sutki sparaliżowały mój
umysł.

- Tutaj jestem, panie Cullen – wymruczała. Odwróciłem boleśnie wzrok od jej idealnego biustu.

– Mam nadzieję, że wziąłeś zabezpieczenie.

- Och. – Zacząłem nerwowo przeszukiwać spodnie, wyciągając prezerwatywę z jednej z kieszeni.

– Pewnie.

Wzięła ode mnie kondom i uśmiechnęła się złośliwie. – Pozwól mi sobie z tym pomóc –

szepnęła, rozrywając folię.

Ściągnęła mi bokserki, odsłaniając moją erekcję. Uśmiechnęła się lekko i nałożyła prezerwatywę

na główkę. Jęknąłem, kładąc się z powrotem. Naciągnęła gumę do końca i przestała mnie dotykać,
pozostawiając moje ciało na krawędzi.

- Raina – jęknąłem, czując się kompletnie bezradny, co mi się wcale nie podobało.

- Tak? – odpowiedziała. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że unosi się nade mną, nadal mnie nie

dotykając.

- Dlaczego przestałaś? – wymamrotałem, przebiegając wzrokiem w dół jej ciała, by zauważyć, że

pozbyła się majteczek.

- Chciałam, żeby było mi wygodnie. – wyszeptała, uśmiechając się. – Jesteś gotowy?

- Jak nigdy w życiu. – wymruczałem, przyciągając jej twarz bliżej mojej, po kolejny podnoszący

ciśnienie pocałunek.

background image

28

Opuściłą swoje ciało na moje i natychmiast wsunęła mojego członka do swojego ciasnego,

gorącego środka. Jęknęła w mi usta, wybierając dość szybkie tempo. Odnalazłem dłońmi jej drobne
biodra, pomagając jej ugasić ogień, który rozwinął się w głębi mojego brzucha.

Nasze usta odsunęły się od siebie, gdy oboje zaczęliśmy dyszeć i wykrzykiwać wzajemnie swoje

imiona.

Wnętrze Rainy zaczęło się zacieśniać, a płomień w moim brzuchu stał się nawet bardziej dziki.

Oboje zwiększyliśmy tempo. Ona doszła nieco wcześniej niż ja, wołając moje imię wystarczająco
głośno, by ludzie w okolicach Rzymu wiedzieli, co zrobiłem tej wspaniałej kobiecie. Słuchanie
swojego nazwiska wychodzącego z jej ust w ten sposób posłało mnie ku krawędzi, powodując, że
wystękałem jej miano i uwolniłem ten nieprawdopodobny, palący się we mnie ogień.

Oboje byliśmy pokryci potem, ciągle dyszeliśmy po tej niesamowitej przejażdżce.

- To było… wspaniałe – wysapałem, podczas gdy Raina uniosła swoje biodra z moich i

przesunęła się na mój brzuch. Położyła mi głowę na klatce piersiowej, a ja objąłem ramionami jej
drobne, spocone ciało.

Leżeliśmy tak przez może dziesięć minut, zanim Raina westchnęła.

- Przepraszam – wyszeptała.

Uśmiechnąłem się, zmieszany. – Za co przepraszasz?

- Za to – wymruczała, po czym wpiła kciuki w delikatne miejsca na mojej szyi, paraliżując mnie

na krótko. Potem zamknęła moje ciało w headlocku

6

, a przed moimi oczami pojawiła się ciemność.

6

Headlock – tzw. krawat - niedozwolony chwyt za szyję w walkach zapaśniczych.

Zdjęcie:

http://yfrog.com/1hheadlockbytonywptj

background image

29

rozdział szósty

To był najlepszy seks, jaki kiedykolwiek uprawiałam i musiałam zakończyć go w najgorszy

możliwy sposób.

Patrzyłam na nagie i nieprzytomne ciało Edwarda Cullena i skrzywiłam się. Co ja teraz zrobię?

Kompletnie nienawidziłam faktu, że byłam do niego przyczepiona. Moje życie byłoby milion razy
łatwiejsze, gdybym nie przywiązała się do niego emocjonalnie ani psychicznie.

Ale nawet stojąc tam, nienawidząc siebie i Cullena, wiedziałam, że nie mogłabym go zabić. Tak,

jak desperacko tego chciałam, a nawet potrzebowałam, nie mogłam.

Westchnęłam i podeszłam do walizki, w której miałam schowane dużo liny. Szybko związałam

kostki Cullena, a następnie jego nadgarstki. Nie zawracałam sobie głowy kneblowaniem go. Do
czasu, w którym by się obudził, i tak bylibyśmy już na pokładzie helikoptera.

Skończyłam wiązać supeł wokół nadgarstków Edwarda i odsunęłam się o krok. Czegoś

brakowało… Racja. Ubrań. Głośno wypuściłam powietrze z płuc i zaczęłam rozsupływać węzły.
Założyłam mu całe jego ubranie, co zajęło mi więcej czasu, niż przewidywałam. Ktokolwiek myślał,
że ubieranie dziecka jest trudne, nigdy nie odziewał dorosłego mężczyzny. Skrępowałam go
ponownie i kiwnęłam głową z satysfakcją.

Kontynuowałam swoje rutynowe czynności nago. Nie chełpiłam się moim ciałem, ale szczerze

nie miałam nic przeciwko nagości.

Wyciągnęłam swój telefon komórkowy i wcisnęłam klawisz szybkiego wybierania, któremu

przypisany był Jake – dwójkę.

- Cześć, Bella – powitał mnie Jacob wesołym głosem. Podejrzewam, że w domu była dwunasta

w południe.

- Hej, Jake – odpowiedziałam, zamykając oczy i przeczesując dłonią włosy. – Myślisz, że

możemy mieć ten helikopter i pojazd śniegowy dziś wieczorem? Mam dobrą okazję do zdjęcia Ara.

- Uch, pewnie – odparł Jacob powoli. Mogłam usłyszeć jego palce uderzające o klawiaturę. –

Już. Taksówkarz powinien zapukać do twoich drzwi za jakieś pół godziny.

- Dzięki, Jake, jesteś najlepszy – wymamrotałam. To wszystko było takie wyczerpujące.

- O co chodzi, Bella? - spytał Jacob – był zmartwiony.

- O nic – wymamrotałam, patrząc na bałagan, w który się wpakowałam. – O wszystko.

- A to dlaczego? – naciskał Jacob, teraz bardziej zainteresowany.

- Cóż, znalazłam Cullena – wyjaśniłam. – Ale nie wiem… Po prostu nie mogłam go zabić, więc

uwiodłam go, sprowadziłam do swojego pokoju i w pewnym sensie znokautowałam.

Jacob wydał z siebie długie gwizdnięcie. – Wow, Bella. Niezła z ciebie sztuka. Ale dlaczego nie

mogłaś zabić Cullena? Jeśli możesz zamordować miłego, starego kawalera, to dlaczego nie możesz
zrobić tego samego z zarozumiałym, skurwysyńskim agentem FBI?

- Nie wiem – jęknęłam, zamykając oczy. – Gdybym wiedziała, nie narzekałabym na to.

background image

30

- Cóż, zazwyczaj, gdy podążasz za przeczuciem, robisz coś dobrze, Bello – upewnił mnie Jacob.

– Coś dobrego wyniknie z całej tej sytuacji, wiem to.

Westchnęłam. – Dzięki, Jacob. Zadzwonię do ciebie po tym, jak skończę z Arem.

- Ok, pa, Bello – westchnął Jacob, po czym odłożył słuchawkę.

Wyłączyłam telefon, zatrzasnęłam jego klapkę i wrzuciłam go do torby.

Chwyciłam czarne, rozciągliwe spodnie i golf tego samego koloru. Wciągnęłam czarne kozaki do

kolan i byłam gotowa. Nie przeglądałam się w lustrze, bo wiedziałam, że emanowałam seksapilem.
Wzięłam elastyczną opaskę i związałam włosy w kucyka.

Usiadłam i spróbowałam uporządkować myśli przynajmniej na tyle, by wymyślić, co musiałam

zrobić. Powinnam wziąć ze sobą rzeczy Cullena? Nie, to byłoby zbyt dużo dodatkowego bagażu, ale
niektóre z jego rzeczy mogłyby być dla mnie przydatne. Teraz był dobry czas na to, by dostać się
do jego pokoju. Miałam tylko dwadzieścia minut by się przygotować.

Szybko przetrząsnęłam kieszenie Cullena w poszukiwaniu klucza, w końcu wyciągając kawałek

papieru z kieszonki jego koszuli.

Sprawdziłam jego źrenice przed wyjściem z pokoju. Będzie nieprzytomny jeszcze przez kilka

godzin.

Wpisałam kod do drzwi Cullena i szybko weszłam do środka. Rozejrzałam się dookoła, szukając

laptopa czy jakichś papierów. Znalazłam jego walizkę i przeszukałam ją, nie znajdując nic, poza
jego ubraniami.

Cullen myślał, że kim, do cholery był? Super agentem? Szczerze, nawet ja miałam ze sobą

sprzęty elektroniczne. On miał telefon komórkowy w kieszeni spodni.

Zdecydowałam się zabrać wszystko ze sobą i wyrzucić to przez balkon, na wypadek, gdyby było

tam coś przydatnego, co się przede mną ukrywało.

Wróciłam do pokoju i natychmiast wzięłam telefon Cullena i schowałam go do kozaka. Prędko

spakowałam swoje rzeczy i ustawiłam je obok drzwi. Teraz, wszystko, co musiałam robić, to czekać.

Wciągnęłam Cullena na kanapę i usadowiłam go obok mnie. Podniosłam miskę z truskawkami i

pożarłam owoce. Prawie nic nie zjadłam podczas dzisiejszej kolacji.

Odłożyłam misę i wytarłam usta grzbietem dłoni. Westchnęłam, opadając na sofę, namawiając

moje ciało do zrelaksowania się. Byłam spięta przez kilka godzin z rzędu, a to nie było najlepsze
uczucie.

Zerknęłam na Cullena, który podczas snu wyglądał na bardzo spokojnego. Hego głowa

przechyliła się w stronę mojego ciała, jego twarz była centymetry od mojej klatki piersiowej. Jego
wargi były nieco rozchylone, a brązowe loki idealnie potargane.

- Najprawdopodobniej zastanawiasz się, kim jestem – wymruczałam cicho, wpatrując się w

twarz Cullena, czując się jak kompletny szaleniec, ze względu na to, że mówiłam do
nieprzytomnego mężczyzny. – Oczywiście nie jestem Rainą Williams. Tak właściwie, nazywam się
Isabella Swan, jedyny nikczemny agent projektu R. Mogłeś o mnie słyszeć, ale jakoś w to wątpię.
Najprawdopodobniej nie nasyłaliby na mnie międzynarodowego agenta FBI.

background image

31

- Taa, przez cały czas wiedziałem kim jesteś. Nie wydaje mi się, żebyś zauważyła, że kłamałem,

co jest dziwaczne, zważywszy na to, że gmatwałem swoją historię za każdym razem, kiedy
otwierałem usta.

- Widziałeś mnie w samolocie. Prawdę mówiąc, gapiłeś się na mnie. Nie wywarło to na mnie

jednak wrażenia, co również jest dziwne, rozważywszy to, że jestem trochę paranoiczna. Niemal
wyciągam nóż na każdego, kto na mnie patrzy.

Przebiegłam dłonią po moich związanych z tyłu włosach i kontynuowałam. – Odrzucasz mnie,

Cullen. Jako były agent R nie powinnam mieć żadnych „połączeń” z ludźmi. Sprawiasz, że łamię
wszystkie zasady mojej egzystencji.

- Założę się jednak, że wiesz lepiej, czym jest Projekt R – kontynuowałam, szepcząc. – Twój

tatuś mnie stworzył, Cullen. Sprawił, że stałam się tym, czy jestem teraz i nie sądzę, żebym mogła
mu to kiedykolwiek wybaczyć.

- Najprawdopodobniej się z tym nie zgadzasz, ale właśnie tak to działa. Nie masz pojęcia, jak to

jest, gdy uczą się miliona różnych sposobów na zabicie człowieka prostym ruchem nadgarstka. –
Mój gniew zaczął narastać, a ja poczułam się nawet bardziej szalona, gdy zaczęłam kłócić się
głównie sama ze sobą. – Nie wiesz, jak to jest, obudzić się po trzytygodniowej operacji i nie czuć
się głodnym, zmęczonym czy słabym przez tygodnie. Nie masz pojęcia o tym, jak to jest mieć każdą
myśl powiązaną ze złością i wstrętem do wszystkich, którzy nie są Amerykanami.

Czułam palące łzy złości, których nie mogłam się pozbyć. Kolejny pewnego rodzaju plus bycia

Agentem R: nie miałam już kanalików łzowych. Pokazywałyby zbyt dużo emocji.

Zacisnęłam zęby, próbując odzyskać kontrolę nad swoim głosem. Nigdy wcześniej nie

otworzyłam się przed nikim, jeżeli chodzi o bycie agentem. Nawet, jeżeli Cullen był nieprzytomny,
nadal był pierwszą osobą, która wiedziałaby o tym, jak naprawdę czułam się z tym, co zrobiono
mojemu ciału.

To była jedna z tych chwil, w których czułam się kompletnie słaba i niepotrzebna.

Najprawdopodobniej jedyny czas, w którym to odczuwałam.

A potem ktoś zapukał do drzwi.

background image

32

rozdział siódmy

Westchnęłam, ruszając w stronę drzwi i otwierając je, by zobaczyć za nimi bardzo przebiegle

wyglądającego mężczyznę.

- Ciao

7

Bella, sono

8

Sergio - pozdrowił mnie. Był to ten sam człowiek, który odwiózł mnie i

Cullena do restauracji.

Zmarszczyłam brwi. - Sergio? Dlaczego ty? Pracowałeś dla Cullena! - Sergio wzruszył ramionami.

- Mam wiele prac. Szczęśliwie dla ciebie, twój szef płacić więcej, ja nic nie mówić Cullenowi.

Potrzebujesz wiedzieć o nim?

Głośno przełknęłam ślinę i kiwnęłam głową, wpuszczając Sergio do pokoju.

- Cullen, on bardzo miły człowiek - zaczął Sergio, patrząc wprost na Edwarda. - Dużo płacić, ale

nic w porównaniu do ciebie, Signorina

9

Bella. On mieć brata, Emmetta. On lubić, uch, jak to się

mówi? Dużo przeklinać. Oni mówić o tobie w bardzo obraźliwy sposób, Signorina Bella. W tajemnicy
włożyłem mikrofon do kieszeni Cullena, więc mogłem go słyszeć kiedy był z tobą.

Zarumieniłam sie z wściekłości. Czy słyszał Cullena i mnie...? Sergio nie wydawał sie rozumieć,

dlaczego sie rumienię, wiec przyjęłam, ze nie.

- Brat Cullena mówić bardzo obraźliwe rzeczy, ale tez bardzo miły człowiek. On rozmawiać ze

mną przez telefon. Oni oboje bardzo mili ludzie.

- Po prostu powiedz mi, co Cullen robi we Włoszech - przerwałam. Tak, jakbym nie odczuwała

wystarczających wyrzutów sumienia. Teraz miałam na głowie jakiegoś hiszpańskiego szpiego-
taksówkarza, mówiącego mi o tym, jak naprawdę miły jest Cullen. Sergio odchrząknął, widocznie
zawstydzony.

- Przepraszam, Signorina Bella. On tu, żeby chronić przed tobą kogoś imieniem Aro. On zawsze

zły, kiedy jego brat mówić twoje imię.

Poczułam, jak mój żołądek opada. Więc Cullen wiedział, kim jestem i najwidoczniej mnie

nienawidził. Potrzasnęłam głową.

Tym lepiej

, próbowałam przekonać samą siebie.

Teraz nie muszę

czuć się do niego przywiązana

. Od razu wiedziałam, ze to kłamstwo.

- Czy to wszystko? - zapytałam, starając sie nie ukazywać w głosie emocji.

Sergio przytaknął. - Cullen tutaj, żeby chronić Aro przed tobą, Signorina Bella. Ale, musimy teraz

iść. Helikopter na nikogo nie zaczeka, Signorina Bella.

Kiwnęłam głową i złapałam prawą, bezwładną rękę Cullena i przerzuciłam go sobie przez ramię.

Był dużo lżejszy od niektórych mężczyzn których musiałam nosić podczas treningów projektu r.

Sergio wpatrywał sie we mnie. - Jesteś... jesteś pewna, ze możesz go nieść, Signorina Bella? Ja

wystarczająco silny.

7

Ciao – cześć, witaj

8

Sono Sergio – jestem Sergio

9

Signorina – panna, panienka

background image

33

Przesłałam mu szybki, lekki uśmiech. - W porządku, Sergio. Tez jestem silna. Weź po prostu Moj

bagaż, ja zajmę sie Cullenem.

Niski Włoch nie miął żadnych cholernych szans na podniesienie Cullena. Sergio chwycił obie

moje wyraźnie lżejsze torby i poprowadził mnie w kierunku korytarza. Nacisnął przycisk ze strzałką
w dół, a drzwi windy natychmiast sie otworzyły. Weszłam pierwsza, na czas jazdy opierając Cullena
o ścianę. Sergio nacisnął guzik z literą M i pojechaliśmy.

Drzwi sie rozsunęły i, nieszczęśliwie, lobby okazało sie być względnie zatłoczone. Głośno

przełknęłam ślinę i wkroczyłam w światła reflektorów. Ludzie gapili sie na mnie, gdy niosłam
Cullena przez szalenie duże kuluary.

- Ubriaco

10

- tłumaczył wszystkim Sergio, gdy szliśmy w stronę wyjścia.

Dzięki Bogu, auto Sergia było przed budynkiem. Otworzyłam tylnie drzwi i usadowiłam Cullena w

środku, zapinając jego pas. Hej, nawet agenci FBI mogą umrzeć w wypadku samochodowym.

Wskoczyłam na siedzenie pasażera, gdy Sergio odpalał pojazd. Jechaliśmy na pole startowe w

całkowitej ciszy, co dało mi mnóstwo czasu na przemyślenie planu.

Cullen - miejmy nadzieję - byłby nieprzytomny przez cały lot. Tak bardzo, jak spodobałoby mi

się, gdyby wyskoczył z helikoptera i spadł pionowo w dół zabijając się, tak zniweczyłoby to cały mój
szał zabijania. To śmieszne, jak śmierć jednej osoby mogłaby zrujnować właściwie całe moje życie.

Miejmy nadzieję, że moi ludzie będą mieli dodatkowy kombinezon narciarski dla Cullena. Będę

musiała w jakiś sposób przymocować go do swojego ciała. Zdecydowanie byłby już wtedy
przytomny, co z pewnością stanowiłoby problemem. Musiałam jeszcze zobaczyć całkowita fizyczną
siłę Cullena, wiec zastanawiałam sie nad przypięciem go do swoich pleców. Miałam także
przeczucie, że na tej wycieczce nie byłby cicho.

Według tego, co ja i Jacob wyszukaliśmy, Aro zostawał w klubie nocnym. Pewnie, bycie

prostytutką było o cale piekło gorsze niż bycie striptizerką, ale nie byłam w nastroju na to, by
tańczyć niemal nago przed grupką starych, napalonych facetów.

Jednak był problem z dopadnięciem Aro, gdy byłby sam. To zależało od szczęścia. Miejmy

nadzieję, że lubił drobne, blade brunetki z brązowymi oczami. W przeciwnym wypadku musiałabym
włamać się do jego pokoju, a jaka w tym frajda?

Co powinnam w tym czasie zrobić z Cullenem? Mogłabym go skuć w jakimś odosobnieniu przy

tyłach klubu. Tym sposobem nie stałby na mojej drodze do ukończenia misji, ale byłby
wystarczająco blisko i mogłabym go kontrolować, gdy tylko uznałabym to za konieczne.

Sergio zjechał na stanowisko helikoptera. Wyglądało na to, że był gotowy do odlotu.

- Grazie

11

, Sergio – podziękowałam, gdy położył moje torby w przegrodzie składowej śmigłowca.

- Mio piacere

12

, Signorina Bella – wyszeptał Sergio, skinąwszy mi głową.

Przypięłam Cullena do siedzenia, po czym sama wskoczyłam do helikoptera.

10

Ubriaco - pijany

11

Grazie - dziękuję

12

Mio piacere – przyjemność po mojej stronie

background image

34

- Cóż, witam, Bello Swan – pozdrowił mnie znajomy głos. Pilot się odwrócił, a moja szczęka

opadła.

- Co do…? - wymamrotałam, zdając sobie sprawę z tego, że Tyler Crowley był moim pilotem. –

Tyler? Dlaczego latasz helikopterem we Włoszech?

Tyler wzruszył ramionami. – Zrobiłem licencję pilota po ukończeniu liceum i zdecydowałem, że

nadal chcę latać. Jake w jakiś sposób się ze mną skontaktował. Nie powiedział jednak, dlaczego
lecę z tobą w Alpy. – Spojrzał podejrzliwie na nieprzytomną postać Cullena.

Po prostu się uśmiechnęłam i pokręciłam głową. – Och, Crowley. To jest do mojej informacji, a

ty nigdy się nie dowiesz.

Crowley zachichotał i odwrócił się z powrotem do urządzeń kontrolnych. – Mam nadzieję, że

jesteś gotowa, Bella. W górach nie biorę na wstrzymanie.

- Ach, nie doceniasz mnie, Crowley - zakpiłam. – Myślę, że sobie poradzę.

Zaśmiał się ponownie i zaczął rozmawiać z ludźmi z bazy. Popatrzyłam na Cullena, gdy ten

przesunął się nieco na swoim siedzeniu, w końcu opierając głowę na moim ramieniu. Instynktownie
przewróciłam oczami, ale nie odepchnęłam go od siebie. O wiele bardziej wolałam mieć Cullena
nieprzytomnego i spokojnego, niż świadomego i destrukcyjnego.

Helikopter zaczął unosić się nad stanowiskiem, dość powoli, jak na start.

- Do zobaczenia! – zaszczebiotał Tyler do swojej słuchawki, gdy ruszyliśmy z pełną prędkością w

stronę włoskich Alp.

To, niestety, nie była cicha podróż. Tyler gadał przez cały czas. O szkole, o tym jak rzadko

widywał mnie podczas naszego ostatniego roku, o swojej dziewczynie, która została w Phoenix, o
swoim szefie, który najwidoczniej był „bardzo miłym człowiekiem”, a pomiędzy tym niemal o
wszystkim innym. Tyler dosłownie się nie zamykał. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że byłam
szczęśliwa, że go zobaczyłam. Pewnie, to była miła (w pewnym sensie) niespodzianka, ale
przewoźnicy, niezależnie od tego na lądzie, czy w powietrzu, byli dla mnie bezużyteczni.
Preferowałam ciszę, żebym mogła przygotować się do nadchodzącego zadania.

W końcu, około jedenastej, wylądowaliśmy w bazie, w górach. Aro z pewnością nadal będzie w

klubie nocnym, gdy tam dotrę.

- Mam nadzieję, że jeszcze cię zobaczę, Bella! – krzyknął Tyler, gdy wyciągałam Cullena z

helikoptera.

Przesłałam mu w odpowiedzi słaby uśmiech i pomodliłam się o to, by go już nigdy nie spotkać.

Dwóch mężczyzn z budynku niedaleko lądowiska pospieszyli, aby mnie powitać. Jeden z nich

wziął Cullena, gdy drugi chwytał moje walizki. Nie miałam nawet okazji powiedzieć im, że dam
sobie z tym radę.

Podążyłam za nimi do podobnego do garażu budynku. Były w nim wszystkie rodzaje pojazdów.

Wszystko od rowerów, przez Hummery

13

, do balonów na gorące powietrze można było znaleźć w

13

Hummer - marka samochodów terenowych

background image

35

tym zatłoczonym miejscu. Mój Mountain Cat 600

14

wyglądał świetnie. Przejechałam dłonią po

zielonkawożółtej masce i uśmiechnęłam się. Uwielbiałam szybką jazdę.

Zewsząd dochodziły mnie szwargotające po włosku głosy. Jacyś mężczyźni przypinali moje torby

do pojazdu, inni brali kombinezony, pozostali zaglądali pod maskę lub sam skuter. Było tak, jakbym
miała swój własny team - jak w Formule 1.

- Signorina Bella! – zawołał jeden z mężczyzn. Był to ten, trzymający Cullena. – On jechać z

tobą? On potrzebować kombinezon?

- Si, per favoure

15

- poprosiłam, skinąwszy głową.

Mężczyzna potaknął ruchem głowy i przeniósł Cullena do strefy kombinezonów. Inny człowiek

przyniósł mi bardzo stylowe okrycie. Spodnie narciarskie były czarne, tak jak kurtka z futrzanym
obszyciem dookoła kaptura. Podano mi parę brązowych gogli i małe, lśniące rękawiczki. Wyglądało
na to, że byłam gotowa na zamieć śnieżną.

Skuter był uruchomiony, a Cullen ubrany. Byliśmy gotowi.

- Scusi?

16

– zawołałam najbliżej stojącego mężczyznę. – Przypniesz go do mnie?

Mężczyzna wyglądał na zmieszanego. Chwyciłam łańcuch leżący na siedzeniu skutera.

Pokazałam na Cullena, złączyłam ze sobą ogniwa, po czym wskazałam na siebie. Oczy człowieka
rozszerzyły się, gdy zaczął trajkotać do jednego ze swoich współpracowników.

Usiadłam okrakiem na pojeździe, testując przepustnicę. To był szybki skuter. Niemal nie

mogłeś jej dotknąć nie wywołując szarpnięcia wehikułu.

Poczułam kogoś opierającego się na moich plecach. Wyciągnęłam szyję by zobaczyć

nieprzytomne ciało Cullena przylegające do mojego, jego twarz zarytą nosem w zgięcie w mojej
szyi.

Mężczyzna z którym rozmawiałam przed okręcaniem łańcucha dookoła mojego torsu przypiął do

mnie Cullena. Podał mi klucz, a ja schowałam go do zasuwanej kieszeni, upewniając się, że go nie
zgubię. Facet poklepał mnie po plecach i pokazał mi dwa uniesione ku górze kciuki. Byłam
całkowicie gotowa do odjazdu.

Duże, garażowe drzwi otworzyły się z trzaskiem, a ja szybko zostawiłam budynek za sobą. Gdy

tylko mój pojazd znalazł szlak, ruszyłam jak rakieta. Musiałam przejechać jedynie dwadzieścia
kilometrów na południowy wschód, co zajęłoby mi w przybliżeniu pół godziny. Miałam nadzieję, że
Cullen nie obudzi się prędko; to znacznie ułatwiłoby mi życie. Jazda skuterem śnieżnym z kimś
przypiętym do twoich pleców zakrawa na bycie niebezpiecznym.

Popędziłam naprzód w ciemność co sił, pstryknięciem włączając światła. To była ciepła,

spokojna nic w Alpach. Księżyc był w pełni, a gwiazdy iskrzyły na niebie. Brakowało tylko zorzy
polarnej.

Przycisnęłam kciuk nieco bardziej do gazu, sprawiając, że prędkość podskoczyła do

pięćdziesięciu mil na godzinę. Wiatr siekł mnie po gołej skórze twarzy i mogłam praktycznie wyczuć
ciepło spieszące w tamtą stronę, by utworzyć okropne poparzenia wiatrem.

14

Mountain Cat 600 – skuter śnieżny. Zdjęcie:

http://i36.tinypic.com/ohutxh.jpg

15

Si, per favoure – tak, proszę

16

Scusi - przepraszam

background image

36

Spojrzałam na Cullena – nie był już dłużej spokojny. Jego twarz była wykrzywiona w

zdezorientowanym grymasie, za niedługo się obudzi. Ten skurwysyn nie mógł poczekać jeszcze
siedemnastu kilometrów?

Zobaczyłam doganiające mnie światła innego skutera. Mogłam przyjąć dwie rzeczy: albo był to

jeden z mężczyzn z budynku, który właśnie opuściłam, zamierzający mnie odeskortować do klubu
Ara, albo agent FBI, lub jakiegoś innego typu, próbujący mnie zdjąć.

Wybrałam zaufanie temu drugiemu.

Przycisnęłam dźwignię bliżej rączki, przyspieszając do sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

Skuter dotrzymał mi tempa, a potem wrócił do ścigania mnie. To zdecydowanie był ktoś, kto starał
się mnie zabić.

Spanikowałam. Nie miałam przy sobie żadnej broni.

Przynajmniej tak myślałam.

Uderzyłam łokciem o lewą kieszeń, dotykając czegoś innego niż moje ciało. Szybko wyciągnęłam

obiekt z kurtki, odkrywając, że był to pistolet. Szczęście się do mnie uśmiechnęło. Byłam całkiem
niezła w strzelaniu, zwłaszcza podczas jazdy. Miejmy nadzieję, że Cullen będzie trzymał gębę na
kłódkę i nie spróbuje zrzucić nas z pojazdu.

Wystrzelił pocisk, lecz minął nas o milę. Rozejrzałam się i spostrzegłam, że mój przeciwnik

wjechał już w zasięg mojego strzału. Gdybym nie miała Cullena przypiętego do pieprzonych pleców,
bylibyśmy wielcy.

Kolejny nabój przeleciał tuż przed nami. Zdałam sobie sprawę z tego, że jeśli agent trafi w swój

cel, najprawdopodobniej zabije Cullena, a nie mnie. To całkowicie zmieniło mój punkt widzenia. Nie
mogłam pozwolić Cullenowi umrzeć tylko dlatego, że ktoś próbował zabić mnie.

Co się do cholery ze mną stało? Gdybym była w takich tarapatach z kimkolwiek innym -

naprawdę mam na myśli kimkolwiek - nawet moją babcią, cieszyłabym się, że mam osłonę. Teraz
jednak nie miałam zamiaru dopuścić do tego, by jakikolwiek pocisk się do niego zbliżył. Edward
Cullen, ze wszystkich ludzi na tym świecie, zdobył sobie moją, bardzo rzadką, opiekuńczość.
Cholernie nienawidziłam przeznaczenia.

Kolejny wystrzał zabrzmiał w cichym, nocnym powietrzu, uderzając w śnieg, który wzbijałam do

góry. Spojrzałam przez prawe ramię i zobaczyłam, że mężczyzna był tuż za mną. Zauważyłam też
parę zielonych oczu spoglądających na mnie ze zmieszaniem.

- Kurwa – wymamrotałam, ponownie spoglądając przed siebie.

Mocno chwyciłam broń, kładąc palec na spuście. Chciałam oddać tylko jeden strzał. Mogłam

potrzebować pistoletu później.

Odwróciłam głowę w prawo i wyciągnęłam lewą rękę, trzymając broń na poziomie ramienia.

Postrzeliłam mężczyznę prosto w gardło, zwalając go ze skutera. Nie zawracałam sobie głowy
sprawdzaniem, kim był. Miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia

- Raina? - Cullen wymamrotał do mojego ucha. – Dlaczego jestem do ciebie przypięty

łańcuchem?

- Wyjaśnię później – odparłam błagalnym głosem. Naprawdę, nie potrzebowałam teraz żadnego

sporu.

background image

37

- Nie. – Mogłam poczuć na karku, jak Cullen kręci głową. – Muszę to wiedzieć teraz. Właśnie

widziałem, jak postrzeliłaś człowieka prosto w gardło. Wiem, że nie jesteś stewardessą. Powiedz mi
prawdę.

Zacisnęłam zęby i kontynuowałam moją zbyt szybką jazdę. Jeszcze tylko dziewięć kilometrów i

będę mogła go znów znokautować.

- Raina! – krzyknął Cullen, zaskakując mnie. – Powiedz mi!

- Prawda zaboli cię bardziej niż mnie, Cullen – ucięłam.

Było cicho przez około pół kilometra.

- Myślę, że dam sobie z tym radę – zdecydował.

- Jesteś pewien? – Westchnęłam. – Najprawdopodobniej będziesz chciał mnie zabić.

Cullen parsknął. – Wątpię w to. Ja też cię okłamałem, Raina. Nie jestem właścicielem firmy

przewoźniczej. Jestem międzynarodowym agentem FBI. Widziałem setki mężczyzn postrzelonych w
gardła.

Nie mogłam się lekko nie zaśmiać. Był taki zadowolony z siebie. Tak, jakby znał to lepiej ode

mnie. A fakt, że przyjął, iż nie mam o niczym pojęcia też był nieco zabawny.

- Wiem, kim jesteś, Cullen – zaczęłam, też przybierając wyniosły ton głosu. – Wiedziałam, zanim

nawet na ciebie popatrzyłam.

- Skąd? – zapytał Cullen sceptycznie.

- Jestem agentem Projektu R – wyjaśniałam monotonicznym tonem. – Czy też raczej byłam.

Wiem o tobie wszystko, Cullen. Wszystko, od twojego wzrostu i wagi aż po twój pobieżny związek z
Tanyą Denali.

- Co masz na myśli mówiąc „byłam”? – zapytał Cullen roztropnie. Najprawdopodobniej nie chciał

uwierzyć w to, co oczywiste.

- Uciekłam z agencji. Jestem Bella Swan, niesławny oszust Projektu R.

Cullen nie był bystrzakiem – taka zarozumiała uwaga. Najprawdopodobniej było to dla niego

zaskakujące.

- Mogłem cię zabić tyle razy – wyszeptał w końcu niskim głosem. – Nie mogę uwierzyć, że mnie

nabrałaś, ty suko. Dorwę cię jak tylko będziemy rozpięci. Czekałem na ten dzień od bardzo długiego
czasu.

Szczęśliwie jego nienawiść do mnie nie była dla mnie nowa. Nie wiem, co bym zrobiła, gdym

dowiedziała się o tym dopiero teraz.

Utrzymałam na mojej twarzy minę pokerzysty i odparłam zajadle – Cullen, to ty jesteś tym,

który miał szczęście. Ogłuszyłam cię, ale nie zabiłam. Miałam cię pod swoją kontrolą od momentu,
gdy zobaczyłeś mnie naga na balkonie. Gdybym była tobą, trzymałabym język za zębami i
dziękowałabym Bogu, że jeszcze żyję. Jesteś zakładnikiem kogoś, kto w końcu jest silniejszy od
ciebie.

Zobaczyłam światła w oddali i okrutna determinacja wypełniła moje ciało.

background image

38

- Suka – wymamrotał Cullen, gdy zobaczył oświetlenie.

- Dziewczyna musi robić to, co musi robić

17

- odparłam chłodno. – Tak, jakbyś jeszcze nie

zawdzięczał mi swojego życia, teraz cię ogłuszę, żebyś nie musiał patrzeć, jak twój drogi wujek Aro
będzie wabiony do śmiertelnej pułapki.

- Pierdol się – rzucił. Potem przeszedł do gryzienia mojego karku, aż do przerwania mojej skóry.

Westchnęłam. Słodki, słodki ból. Szkoda, że nie wiedział, że to podnosiło tylko mój poziom

adrenaliny.

Kontynuował gryzienie całej mojej szyi, próbując mnie zbuntować. Był jak żałosna mucha,

starająca się zdenerwować konia.

- Cullen, robiąc tak, sprawiasz tylko, że jestem silniejsza – ostrzegłam go delikatnie. – Czy Tatuś

nie nauczył cię niczego o agentach projektu R? Ból daje nam tego pięknego kopa adrenaliny. Więc
jeśli nie chcesz, by kark Wujka Aro został złamany, sugeruję ci zaprzestanie skubania mojego karku.

Głośni przełknął ślinę, a jego usta, nadal przyczepione do mojej skóry, wysysały nieco krwi z

mojego karku. Zdał sobie sprawę z tego, co zrobił i wypluł ją na moją twarz.

- Nie mieszaj mojego ojca do tego – warknął. – Nie zrobił nic złego; po prostu pomógł rządowi.

Miałaś szczęście, że to on cię operował, a nie jakiś szalony naukowiec.

Parsknęłam. – Carlisle jest niemal tak obłąkany jak oni, Cullen. Zrobił z mojego ciała maszynę.

Zmienił mój mózg w nieskończoną rzekę nienawiści. Nie wiesz, o czym do kurwy nędzy mówisz.

- Mogę nie wiedzieć, co zrobił z twoim odrażającym ciałem – auć – ale wiem, jaką jest osobą.

Mój ojciec jest dobry do szpiku kości. Ty nie wiesz, o czym do kurwy nędzy mówisz.

Przewróciłam oczami i zjechałam na parking skuterów.

- Zamknij się do cholery, Cullen – ucięłam, wbijając kciuki w jego tętnice, tym razem mocniej.

Szybko odpięłam łańcuch i ponownie wpiłam palce w czuły punkt. Trzymałam go za szyję,

dopóki jego powieki się nie przymknęły. Puściłam go, a on bezwładnie opadł na mnie. Przerzuciłam
go sobie przez ramię i weszłam od tyłu do drewnianej chaty, znajdując szafę pełną pustych
pudełek. Rzuciłam Cullena na ziemię i zamknęłam drzwi.

Teraz wszystko, co musiałam zrobić, to przedstawienie dla Ara.

17

Tekst piosenki Mindy-McCready – A girl’s gotta do

background image

39

rozdział ósmy

- Kurwa – wymamrotałem, próbując otworzyć oczy.

Pomieszczenie było nieco zamglone z powodu braku tlenu. Och, ta szmata Bella Swan miała

szczęście, że mnie obezwładniła, zanim ją rozgryzłem.

Leżałem na twardym podłożu jeszcze przez kilka chwil. Gdy się skoncentrowałem, zdałem sobie

sprawę, że byłem w pokoju pełnym pustych pudeł. Usiadłem i spostrzegłem, że moje ręce i nogi
były skute łańcuchem.

Usłyszałem klaskanie dochodzące z mojej prawej strony. Przetoczyłem się w stronę ściany i

usunąłem pudełka z drogi, znajdując szczelinę w murze.

Zajrzałem przez nią i zdałem sobie sprawę, że patrzę na pewnego rodzaju teatr. Rozpoznałem

Aro, siedzącego w pierwszym rzędzie i kilku otaczających go współpracowników. Wszyscy z jakiegoś
powodu wyglądali na zachwyconych.

Zaczęła grac muzyka i ktoś wyszedł na scenę. Po samym kształcie ciała poznałem, że to Bella

Swan. Jej ubiór był całkowicie różny od tego, co miała na sobie, gdy ostatni raz ją widziałem. Teraz
była odziana w ciemnoniebieski gorset, który podkreślał jej kremowa skórę i biust. Jej majtki od
przodu wyglądały jak męskie slipki, ale z tyłu przechodziły w czarne stringi. Jej nogi okryte były
czarnymi kabaretkami, balansowała na czterocalowych obcasach.

Mówiąc z punktu widzenia mężczyzny, wyglądała olśniewająco, wystarczająco dobrze, by zabrać

ją do domu po skończonej nocy. Mówiąc z mojej perspektywy, sprawiała wrażenie słabej kobiety,
próbującej udawać silnego szpiega-mordercę. Nie było pieprzonej możliwości, by mogła sama zdjąć
Aro i jego ochroniarza.

Muzyka zaczęła dudnić szybciej, gdy Bella przysuwała się bliżej, kołysząc biodrami bardziej, niż

kiedykolwiek widziałem. W końcu zobaczyłem jej twarz, odkrywając jej przytłaczającą pewność
siebie. Gdybym już nie wiedział, kim była, przyjąłbym, że naprawdę była striptizerką.

Miała cylinder na swoich pofalowanych, brązowych włosach, a jej twarz pokrywał bardzo ciemny

makijaż. Hej oczy były pokryte czernią, a usta miała pomalowane na ciemnoczerwono. Szal boa był
okręcony wokół jej ramion.

Jej wydęte, czerwone wargi ściągnięte były w ten prowokacyjny uśmieszek, któremu żaden

mężczyzna nie mógłby się oprzeć.

Ruszyła w stronę poręczy, znajdującej się z przodu sceny, założyła na nią lewą nogę, po czym

zanurkowała w dół, aby spojrzeć na swoją publiczność do góry nogami. Potem odchyliła jedną
nogę, ukazując tym samym swoją elastyczność i przykucnęła pod poręczą. Lekko kiwała biodrami,
wciąż uśmiechając się lubieżnie.

Opadła na kolana i przebiegła powoli rękoma po piersiach i brzuchu, sprawiając, że mężczyźni

przesunęli się na swoich miejscach w jej kierunku.

Złapała poręcz i przyciągnęła się do przodu i podniosła się. Zdjęła boa z ramion i rzuciła jeden

jego koniec w stronę publiczności, posyłając uwodzicielski uśmiech do Aro, który szczerzył się jak
dziecko na Boże Narodzenie.

background image

40

Zwrócona twarzą w stronę publiczności powoli zeszła do przysiadu, przytrzymując kolana razem,

trzymając się poręczy. Gwałtownie rozszerzyła i zamknęła nogi. Zrobiła to tak szybko, że nie byłem
nawet pewien, czy ona rzeczywiście wykonała ten ruch.

Wstała, odwracając się i ukazując wszystkim swój idealny tyłek. Poszła na tył sceny, kołysząc

biodrami, jakby była prawdziwą tancerką, a nie striptizerką.

Ponownie zwróciła się twarzą do publiczności, a światło reflektorów odbijało się na jej ciele, gdy

kierowała sie ku miejscu na przedzie sceny, gdzie znajdowała się rura do striptizu.

Zsunęła się na niej, podnosząc rękę, by chwycić ją nad głową. Wstała i zwykłym uśmieszkiem

kazała wszystkim oczom patrzeć na siebie. Byli pod wpływem jej zaklęcia. Może to właśnie w ten
sposób udało jej się zabić tylu ludzi. Uwodziła wszystkich.

Wskoczyła na rurę, delikatnie owijając wokół niej nogi i wirując wokół własnej osi. Zatrzymała

się, gdy jej twarz znalazła się dokładnie na wprost widowni i przesłała im najseksowniejszy
uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. Byłem zaskoczony, że faceci nie rzucili się na nią ze swoich
miejsc.

Odeszła od rury, wskazała szalem na Aro i mrugnęła do niego. Stanęła na środku sceny i

kołysała biodrami, zmysłowo przesuwając ręce nad głowę.

Upadła na kolana i doczołgała się do przodu sceny. Kiedy tam dotarła, uklęknęła i przeczesała

palcami włosy, lekko wyginając plecy.

Opadła na pośladki, zakładając lewą nogę na prawą i pozwalając zwisać im z krawędzi sceny.

Powoli przeniosła lewą nogę w kierunku jednego z agentów FBI, zamykając czubkiem buta jego
otwarte usta.

Zeskoczyła na podłogę, ruszając biodrami i schodząc coraz niżej. Widziałem tylko jej ręce, gdy

wypróbowywała swoją magię na moich współpracownikach. Zobaczyłem pojawiającą się stopę i
gości z ponownie otwartymi ustami. Przewróciłem oczami, ale wiedziałem, że wyglądałbym tak
samo, gdybym był na ich miejscu.

Pojawiła się głowa Belli, tym razem jednak zwrócona w moją stronę. Powoli wczołgała się z

powrotem na scenę, dając tym facetom naprawdę niezłe show. Jeden z nich wyciągnął rękę, by
klepnąć ją w pośladek, ale Aro odrzucił jego dłoń.

- Cholera - mruknąłem. Rozpoznałem jego spojrzenie. Chciał Belli. Był skończony.

Była wciąż naprzeciw mnie, gdy się podnosiła. Powoli odeszła na tył sceny, znów kołysząc

biodrami do rytmu.

Światła lamp grały na jej skórze, kiedy odwróciła się tyłem do widzów. Uniosła lewą rękę nad

głowę, a następnie przebiegła nią po włosach i całej drodze w dół do ud.

Odwróciła się i zaczęła stąpać ku rurze. Złapała ją lewą ręką i kucnęła, rozszerzając nogi. Rzuciła

szal w publiczność i wstała.

Zawirowała i stanęła plecami w stronę mężczyzn i użyła rury, aby powoli zejść w dół. Uniosła

obie ręce formując nad głową literę V i poruszyła biodrami. Przesunęła lewą rękę w dół, do dekoltu
i wyciągnęła pistolet, który miała przy sobie gdy byliśmy na skuterze.

Szybko policzyłem mężczyzn. Aro i pięciu innych ludzi. Niemożliwe, by poradziła sobie z

sześcioma naraz. Czy jednak?

background image

41

Odwróciła się, trzymając broń za plecami. Zeszła do przysiadu z rozwartymi nogami, którym

oszołomiła wszystkich mężczyzn.

Wyciągnęła pistolet, a nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co zamierzała zrobić. Zdjęła dwóch

mężczyzn, zanim ktokolwiek nawet zauważył, że ma go w ręku.

Trzech innych agentów FBI szybko wyciągnęło broń i zaczęło strzelać nie obierając celu.

Powinienem się ukryć, ale nie mogłem oderwać oczu od takiej walki.

Bella szybko postrzeliła drugiego człowieka w klatkę piersiową, co spowodowało, że upadł.

Chyba jej nie doceniałem...

Pociski latały w powietrzu, a Aro wciąż wpatrywał się w Bellę. Pożądanie nadal malowało się na

jego twarzy. Westchnąłem. Nigdy się nie poddawał jeśli chodziło o rzeczy, których pragnął. Nawet,
jeśli go mordowano.

Inny facet został postrzelony w oko, co wyglądało wyjątkowo boleśnie. Po prostu stał, trzymając

się za twarz, a krew lała się spomiędzy jego palców. W końcu upadł, kiedy Bella trafiła go w klatkę
piersiową.

Teraz było tylko dwóch na jednego, co naprawdę mnie zmartwiło. Aro nie zrobi nic, dopóki nie

zostanie ostatni, a jeśli coś pójdzie źle, to on również zginie. Stary człowiek nie mógłby walczyć,
nawet by ratować swoje życie.

Bella próbowała zastrzelić ostatniego agenta FBI, ale jedyne, co jej pistolet wydał z siebie to

kliknięcie. Skończyły jej się naboje. Wydałem z siebie westchnienie ulgi.

Usłyszałem Bellę mamrotającą "cholera". Patrzyła na pistolet, jakby się spodziewała, że sam się

załaduje. Strzał minął ją o milimetr, co kazało jej wrócić do rzeczywistości.

Wyciągnęła nóż zza dekoltu. Jak do cholery mogła zmieścić tam pistolet i nóż? Kim niby myślała

że jest? Super-agentem?

Podbiegła sprintem do brzegu sceny i wskoczyła na agenta. Ten wzdrygnął się zamiast strzelać.

Kurwa, dlaczego na jego miejscu nie mógł być jakiś inteligentny facet?

Wbiła obcasy w jego biodra i pchnęła go w plecy, po czym wyciągnęła nóż i wbiła go między

żebra. Krew trysnęła na jej nogi i ręce i kapała na podłogę. Wyrwała ostrze z mężczyzny, a
następnie zeszła z niego, pozwalając mu opaść na ziemię.

Pokój był cichy, wyłączając dyszenie Belli i dźwięk krwi kapiącej z jej ciała i noża. Aro patrzył na

nią z ciekawością, pożądanie nadal było wypisane na jego twarzy.

Bella podeszła powoli do Aro, wciąż zaciskając w dłoni narzędzie skąpane w posoce.

- Aro Basso - szepnęła, wciąż brzmiąc nieco kusząco. - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to,

że pozbyłam się strażników. Musiałam z tobą porozmawiać w cztery oczy.

Aro głośno przełknął ślinę, a w jego oczach zamigotało rozbawienie. - O Czym chcesz

porozmawiać, moja droga?

- O Projekcie R - automatycznie, chłodnym tonem, odpowiedziała Bella.

background image

42

Twarz Aro nie zmieniła wyrazu, co mnie zaskoczyło. Nie wywarło to na nim wrażenia? Wiedział

już, kim była Bella?

- Ach, tak - odpowiedział Aro. - Poznałem cię, kiedy weszłaś na moją scenę. Trudno zapomnieć

o swoim ulubionym agencie, nawet jeśli odszedł po pięciu tygodniach.

- Co mi zrobiłeś? - zapytała Bella, zaciskając pięść mocniej wokół noża.

- Trenowałem cię, przewodziłem - odpowiedział Aro z przerażającym spokojem. - Byłem

odpowiedzialny za twój trening, Redbird. - Kim do cholery był Redbird? - Pan McCarthy specjalnie
przydzielił mnie do ciebie. oboje byliśmy najlepsi.

- Coś jeszcze? - szepnęła Bella. Jej twarz i głos nadal nie wyrażały emocji.

- Zadecydowałem o tym, co stało się z twoim ciałem - powiedział Aro bez ogródek. -

Zdecydowałem, które funkcje wzmocnić, a które osłabić. Byłem asystentem reżysera, McCarthy'ego,
kiedy projekt dopiero rozpoczynał działalność. Teraz tylko melduję się raz na jakiś czas.

Bella potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. - Czy myślisz, że dzięki temu ocalejesz? Nadal

zamierzam cię zabić, Aro.

Jego wyraz twarzy pozostał ten sam. Nadal był rozbawiony. - Wiem - westchnął. - Moje życie

było dobre. Czy mogę ci jednak coś powiedzieć?

Bella skinęła głową.

- Redbird, w ten sposób nigdy nie znajdziesz szczęścia - ciągnął uroczyście. - Ciężko mi to

mówić, ale przemoc niczego nie rozwiązuje.

- Cóż, w takim razie dobrze, że go nie szukam - odparła chłodno.

Odwróciłem wzrok, gdy wbijała ostrze w szyję Aro. Jego ciało uderzyło o ziemię i usłyszałem nóż

zanurzany ponownie w jego ciele, skracający jego cierpienie.

Przeczołgałem się z powrotem na środek pokoju z milionami myśli i pytań przebiegającymi przez

mój umysł.

Słyszałem stukanie obcasów Belli z ziemi i krew wciąż kapiącą z jej ciała, a następnie trzask

zamykanych drzwi. Będziemy za niedługo odjeżdżać, dzięki Bogu.

Leżałem na ziemi przez dobre dwadzieścia minut, zanim drzwi się otworzyły. Bella był z

powrotem w kombinezonie. Wyglądała jak gdyby nic się nie stało, co spowodowało, że
znienawidziłem ją jeszcze bardziej.

- Gotowy? - spytała z entuzjazmem.

Spojrzałem na nią, modląc się, by padła trupem na miejscu.

Podniosła mnie i przerzuciła sobie przez ramię.

- Wracamy do Ameryki - szepnęła, wynosząc mnie na padający śnieg.

background image

43

rozdział dziewiąty

Sparaliżowałam Edwarda i ponownie przykułam się do niego. Co zrobię z tym facetem w

Stanach? Myślałam, że może podrzucę go do Phoenix, do Jacoba, ale czy był on wystarczająco
silny, by poradzić sobie z Cullenem? Jasne, Jake górował nad nim dobre sześć cali, ale Edward był
potężny, prawdopodobnie mocniejszy niż Jacob.

Usadowiłam nas na skuterze i wyciągnąłem telefon komórkowy, aby zadzwonić do Jacoba. Będę

potrzebowała dwóch biletów lotniczych do Phoenix i jego samego, żeby odebrał nas z lotniska.

Wpisałam jego numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Halo? - zapytał Jacob. - Bella?

- Taa, to ja - westchnęłam. - Zabiłam Aro i pięciu innych agentów FBI.

Edward syknął, kiedy Jake odpowiedział.

- To było szybkie. Więc potrzebujesz biletu na samolot i mojej podwózki?

Uśmiechnęłam się. - Czytasz w moich myślach. - Gdzie znajduje się najbliższe lotnisko?

- Uh, daj mi chwilę - zaszemrał Jacob. Słyszałam odgłos jego palców stukających o klawiaturę. -

Tu jest napisane, że Aro ma prywatne lotnisko około trzech kilometrów na południe od miejsca, w
którym jesteś. Zadzwonię do bazy i przekażę im, że lecisz. Co chcesz, żebym im powiedział?

- Siostrzenica i siostrzeniec. Moim zdaniem to jest najsensowniejsze - zdecydowałam. - Cullen

nazywał Aro wujem, więc może równie dobrze powiedzieć pół prawdy.

- Ok, brzmi nieźle - odpowiedział z uśmiechem Jacob, co było słyszalne w jego głosie. - Do

zobaczenia wkrótce, Bello. Spróbuj dotrzeć do domu żywa, nie widziałem cię od zeszłego roku,
kiedy to zaczęłaś zabijać naukowców.

- Postaram się - mruknęłam, uruchamiając silnik skutera. - Pa, Jake.

Odłożyłam słuchawkę telefonu i ruszyłam ku lotnisku.

Cullen był milczący i nieruchomy przez całą drogę. To nieco mnie martwiło. Automatycznie

założyłam, że wymyśla sposób, w jaki zabić nas oboje. Myślałam o tym, jak łatwo mogłam
zamordować Cullena. Był zmęczony, słabszy ode mnie i skuty. Mogłabym go załatwić w dwie
sekundy, bez jednej myśli przechodzącej przez umysł. To wyrzuty sumienia pojawiające się po
zabiciu Edwarda by mnie niepokoiły .

Nie mogę powiedzieć dokładnie, w jaki sposób i dlaczego czułabym się winna, ale wiedziałam, że

tak by było. Nie było żadnego powodu, by Cullen pozostał przy życiu. Z mojego punktu widzenia
Aro i Roscoe mieli więcej powodów do tego, by ich nie zabijać. Byli starzy, delikatni i wydawali się
mili. Cullen był młody, szorstki, zarozumiały i był dla mnie zagrożeniem.

Więc dlaczego nie miałam odwagi go zabić?

Rozważał te kwestie wjeżdżając na lotnisko. Wyłączyłam silnik skutera i sparaliżowałam Cullena

by nas rozkuć i wciągnąć go do samolotu. Schowałam łańcuchy do kieszeni kurtki.

background image

44

Jakiś człowiek wybiegł mi na spotkanie.

- Siostrzenica pana Basso? - zapytał, bez akcentu w głosie.

- Tak - odpowiedziałam, uśmiechając się do niego. - Pijany chłopak na skuterze jest jego

siostrzeńcem. Zaniesiesz go, proszę? Ja w tym czasie wezmę torby.

- Oczywiście. - Człowiek pobiegł do Cullena i przerzucił go sobie przez ramię. Miał być

sparaliżowany również po wejściu na pokład.

Pozwoliłam mężczyźnie zaprowadzić się bezpośrednio do samolotu. Usadowił Cullena, po czym

wziął ode mnie torby.

- Dziękuję - szepnęłam, uśmiechając się delikatnie do mojego pomocnika.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł odwzajemniając uśmiech i opuścił samolot.

Zapięłam pasy Cullena, po czym zrobiłam to samo ze swoimi. To miał być interesujący powrót

do domu. Miałam nadzieję, że Cullen będzie mnie po prostu ignorować, zamiast próbować ucieczki.

- Proszę przygotować się do odlotu - zaanonsował głośnik. To było szybkie. Jacob musiał

uruchomić małą fortunę.

Samolot wystartował. To było dobre dziesięć minut przed tym, jak Edward jęknął, przekręcając

się na krześle. Wiedziałem, że nikt nie będzie nam przeszkadzał, więc szybko skułam mu ręce na
plecach i nogi razem.

- Przestań to robić - wymamrotał Cullen trzepocząc powiekami i próbując je otworzyć.

Więc ma zamiar się do mnie odzywać? To było coś nieoczekiwanego.

- Wybacz - przeprosiłam szybko. - Gdybym mogła ci zaufać, że będziesz trzymać gębę na kłódkę

i nie spróbujesz uciekać, nie robiłabym tego.

- Dlaczego mnie po prostu nie zabijesz, jak wszystkich innych pracowników FBI? - zapytała

Cullen. Jego zielone oczy wbijały się w moją duszę jak sztylety.

- Możesz być dla mnie przydatny - skłamałam sprawnie. - Mogę w końcu uzyskać od ciebie

informacje na temat Jamesa czy twojego ojca.

Cullen parsknął. - śyczę powodzenia.

- Dostarczyłam cię tutaj, nieprawdaż? - rzuciłam cicho. Nadal mnie nie doceniał. - Założę się, że

nigdy nie byłeś wzięty jako zakładnik przez największe możliwe dla ciebie zagrożenie, które akurat
okazuje się być dziewczyną.

Cullen potrząsnął głową, a złość wyryła się na jego skórze. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że

poleciałem na te bzdury. Ale teraz wiem, kim jesteś. Nic ci nie powiem.

- Kto ci kazał mówić o tym mnie? - spytałam nonszalancko. - Może puszczę cię wolno i

zostaniesz uwiedziony przez mojego sojusznika. Prawie wyjawiłeś mi swoje tajemnice wtedy, na
skuterze. Mógłbyś zrobić dokładnie to samo z inną dziewczyną, którą weźmiesz na miłą kolację.

background image

45

- Kto powiedział, że kiedykolwiek jeszcze umówię się z przypadkową kobietą na randkę? -

odszczeknął Cullen. - To doświadczenie zrujnowało mi przygody na jedną noc.

Wzruszyłam ramionami. Kto powiedział, że mnie to interesuje...

- Mam do ciebie kilka pytań. - powiedział Cullen. - Chciałbym zapytać, czy to w porządku, ale

szczerze mówiąc, nie mogłoby mnie mniej obchodzić to, co tym sądzisz. Po prostu na nie
odpowiedz.

Uśmiechnęłam się do niego, unosząc brwi. - Czy poważnie starasz się mi rozkazywać? Jesteś w

pozycji, w której nie możesz niczego żądać, Cullen.

- Czemu mówisz do mnie Cullen? - spytał, ignorując moje rozumowanie.

- Nie czuję przed tobą żadnego respektu - powiedziałam bez ogródek. - Mówię po imieniu tylko

do tych ludzi, których szanuję.

- Szanujesz Aro? - zapytał, lekko zaskoczony.

Skinęłam powoli głową. - Jeśli potrafi zmienić czyjeś ciało tak, jak zmienił moje, to może

sprawić, że ta osoba będzie mu wdzięczna. Nie miałabym wystarczająco dużo siły w ciele i duszy,
by robić to wszystko, co teraz, gdybym kiedyś nie znajdowała się pod jego opieką.

- Czy Aro jest jedynym z Projektu R, którego szanujesz? - naciskał Cullen, teraz bardziej

zainteresowany.

- Nie - zapauzowałam. - Szanuję niemal wszystkich twórców projektu R. Carlisle, Aro i James,

wszyscy zdobyli moje uznanie. Tompkins nie, i to nie dlatego, że jest kobietą. Zbytnio się kurwiła,
żeby utrzymać przy sobie moje poszanowanie.

Cullen uśmiechnął się w szyderczy sposób. - A ty tego nie robiłaś? Spałaś ze mną, widziałem też,

jak robiłaś striptiz dla Aro i jego strażników.

Moje oczy się rozszerzyły. Widział to? Jak? Był zamknięty w pokoju!

Cullen przewrócił oczami. - W ścianie była dziura. Nie uciekłem.

- Tak właściwie, nie kurwiłam się - odparłam gładko, nadając głosowi lodowate brzmienie. -

Naprawdę jesteś jedyną osobą, z którą spałam w przeciągu ostatnich czterech lat. Pewnie,
rozbieram się, żeby zbliżyć się do swoich celów, ale to tylko pokazuje, jak smutna jest perspektywa
mężczyzny. Nie miałem szansy udawać miłej dziewczyny na kolacji, bo nikt w tym żarcie,
nazywanym rządem, nie ma już czasu na rozmowę z normalnym człowiekiem. Potrzebują
wszystkiego szybko i ściśle fizyczne, i to właśnie tak wyglądało wszystko, co świadczyłam na ich
rzecz.

- Nie zaczynaj feministycznych przemów, proszę - jęknął Cullen jęknął, zamykając oczy. - Nawet

zmienię dla ciebie temat. Kim jest Redbird?

Zamrugałam. On naprawdę nie miał pojęcia o Projekcie R.

- Jestem Redbird. To mój stary kryptonim z Projektu. Dawali wszystkim kryptonim zaczynający

się na literę R - wyjaśniłam. - Carlisle naprawdę nic ci o tym nie mówił, prawda?

Cullen potrząsnął głową. - Nie wiedziałem nawet, że Projekt R istniał, dopóki nie zostałem

przyjęty przez FBI. Nie mogłem uwierzyć że, mój tata ukrywa coś tak wielkiego przede mną i

background image

46

Emmettem. Nawet po tym, jak się o tym dowiedziałem, tato nie chciał o tym rozmawiać. Wiem
tylko, że Projekt R istnieje i że mój tata i Aro byli jego częścią.

Wzięłam głęboki wdech, niecierpliwiąc się. Cullen gówno o mnie wiedział, ale nadal coś zakładał.

To mnie wkurzało.

- Och, i wiedziałem, że byłaś jedyną dziewczyną. - Cullen kontynuował swoje refleksje. - To niby

dlaczego?

- Najwyraźniej byłam jedyną wystarczająco silną. - Potrząsnęłam głową ze złością. - Byłam

podwładną, ale uciekłam z tego piekła. Tak zwanym najsłabszym ogniwem Projektu R jest ten,
który wydostał się z niego cało. - westchnęłam. - James, dyrektor Projektu R, jest moim byłym.
Umawiałam się z nim go podczas mojego ostatniego roku szkoły średniej. Przez pewien czas
rzeczywiście mnie lubił, ale potem zdał sobie sprawę z mojego potencjału. Projekt badań został
ustalony zanim zaczęłam chodzić z Jamesem. Wkrótce po tym, jak ukończyłam szkołę, wziął mnie
na operację. I, voila, jestem.

- Więc James cię wybrał? - powoli zapytał Cullen. - Pomimo tego, że byłaś kobietą? I jego

dziewczyną?

- Nie byłam przeciętną dziewczyną - uśmiechnęłam się cierpko. - Wywalczyłam sobie drogę na

szczyt. Sprałam najlepszego bojownika Phoenix tamtego czasu. Z tego powodu wyrzucili mnie z
walk ulicznych.

Cullen skinął głową nieco sie zrelaksował.

- Czy teraz ja mogę zadać pytania dotyczące twojego zawodu? - poprosiłam z krzywym

uśmieszkiem.

- Nazywasz to swoim zawodem? - zapytał Cullen, unosząc brew.

Wzruszyłam ramionami. - Samozatrudnienie.

Cullen spojrzał na mnie spode łba. Westchnęłam.

- Myślę, że możesz zadać kilka pytań. Nie mam nic innego do roboty - w końcu zdecydował

Cullen.

- Czy naprawdę uwierzyłeś w moją historię? - Równie dobrze mogliśmy zacząć od początku.

Cullen skinął głową, jego twarz przybrała kamienny wyraz.

Zaśmiałam się nieco. - Gmatwałam ją tak bardzo, prawie za każdym razem, kiedy otworzyłam

usta.

- Ja też pokręciłem - mruknął Cullen.

Uśmiechnęłam się. - Tak, wyłapałam to. Jak zostałeś agentem FBI?

- Byłem w wojsku przez rok, kiedy odkryli mój potencjał - zacytował kpiącym tonem. - Wtedy nie

oglądałem się za siebie. Pracowałem, żeby dostać się na szczyt tak szybko, jak tylko mogłem.

Skinęłam głową. - Spotykałeś się z Tanyą w tym samym okresie, kiedy pracowałeś dla FBI?

background image

47

Spojrzenie Edwarda stało się ciemne i odległe. - Skąd o tym wiesz?

- Mam swoje wtyczki - mruknęłam niecierpliwie. W jakiś sposób rozmowa zawsze wracał do

mnie.

- Jak Jake? - naciskał Cullen.

Westchnęłam. Nie miał zamiaru zrezygnować. - Tak, i nie, nie będę o nim mówić. Nie jestem

głupia.

Cullen zacisnął usta, wyraźnie rozczarowany nieudaną próbą uzyskania ode mnie informacji. - W

takim razie dobrze. Opowiedz mi trochę więcej o Projekcie R.

- Co chcesz wiedzieć? - zapytałam znudzona. Mówiłam i myślałam o tym zbyt długo.

- Cóż takiego zrobił Aro twojemu ciału?

- Dużo - mruknęłam, nie chcąc oddać mojego fizycznego i psychicznego postępu.

- Czy możesz dać mi przynajmniej jakąś informację? - Cullen zapytał zniecierpliwiony.

- O której części - o ciele czy umyśle? - wyszeptałam.

- Gmerali tez przy twoim mózgu? - zapytał zszokowany. - Wow, tego bym się nigdy nie domyślił.

Skinęłam głową ponuro. - Nie muszę spać ani jeść jak normalny człowiek. Śpię w przybliżeniu

raz w tygodniu, jem, gdy żołądek sprawia mi ból. Pozostaję stoikiem przez większość czasu,
większość emocji, które widzisz, jest fałszywa. Nadal mam mentalność agenta Projektu R, więc
nienawidzę nie-Amerykanów. Mam taką paranoję, że nie mogę chodzić po ulicy nie zakładając, że
ktoś idzie za mną. - Wypuściłam z siebie drżący oddech. Teraz zaczęłam się złościć.

- Nie mogę sobie wyobrazić... - Cullen potrząsnął głową, najwyraźniej nie starając się mnie

żałować. - Co zrobili twojemu ciału?

- W zasadzie wzmocnili wszystko. Mocniejsza, szybsza ... wszystkie te dobre rzeczy. -

wyjaśniłam. - Nie, fizyczne zmiany mi nie przeszkadzają. Cieszę się, że jestem silniejsza, a kto
potrzebuje kanalików łzowych?

- Nie masz ich? - Cullen zapytał z niedowierzaniem, unosząc brwi.

- Nie - odpowiedziałem z uśmiechem. - Pokazywałyby zbyt wiele emocji. Jestem zaskoczona, że

nie usunęli mięśni używanych do uśmiechania się. Musimy jednak być przystępni. We wszystkim
chodzi o oszustwo.

- Wiem - mruknął.

Po tym zapadła niezręczna cisza. Cullen oficjalnie wiedział o mnie więcej niż ktokolwiek inny na

świecie, a to mnie przestraszyło. Co, gdyby uciekł i przekazał wszystko FBI?

Westchnęłam. Będę musiała sobie z tym poradzić. Teraz musiałam się skupić na czekających

mnie zadaniach.

Głowa Cullena opadła wreszcie na moje ramię. Teraz, gdy o tym myślałam, sama też byłam

całkiem zmęczona...

background image

48

rozdział dziesiąty

Nie śniłam. Zawsze zakładałam, że to też zmienili w moim ciele, ale chyba się myliłam. To był
pierwszy raz od czterech lat.

- Boże, nie pamiętałam, że Phoenix jest tak gorące - jęknęłam idąc ulicą.

Edward szedł obok mnie. Uśmiechnął się. - Zawsze wymyślasz pretekst, aby

uniknąć przedstawienia mnie swojej matce i ojczymowi.

Przewróciłam oczami. - Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że może istnieć powód, dla

którego nie odwiedzałam mojej mamy? - westchnęłam. - Czy możemy po prostu wpaść
na chwilę i powiedzieć cześć, Edward? Proszę?

Edward uśmiechnął się, splatając nasze palce. - To bardzo kuszące, ale nie

kochanie, musimy być uprzejmi dla twojej mamy. Tęskni za tobą bardziej, niż możesz
się spodziewać.

Zadrwiłam. - Jestem pewna. Wykopuje mnie z domu, ale wciąż chce mieć mnie

obok siebie.

- Każdy popełnia błędy - przypomniał mi Edward.

Uśmiechnęłam się i ścisnęłam jego dłoń. - Jak wielki błąd, który popełniłeś, kiedy

się we mnie zakochałeś?

- Coś w tym stylu - dokuczył mi Edward. - Spójrz na ten okropny bałagan, w jakim

sie teraz znajduję. Mam najpiękniejsza żonę na świecie, dobrze płatną pracę i
wspaniały dom w Waszyngtonie. Kto chciałby żyć życiem takim, jak to?

Zaśmiałam się. - Nie ja. Nie wiem, dlaczego kiedykolwiek cię poślubiłam. Wie pan

to, panie Cullen?

Edward przybliżył swoją twarz do mojej. - Nie wiem, dlaczego w ogóle cie o to

poprosiłem, pani Cullen.

Nasze usta zetknęły się na krótko, a moje ciało zareagowało entuzjastycznie.

Puściłam rękę Edwarda tylko po to, by chwycić go za szyję, przyciągając go do siebie.

Edward oderwał się z chichotem. - Kochanie, jesteśmy na chodniku.

- Wiem - mruknęłam. Moje policzki były teraz mocno czerwone.

Edward przebiegł grzbietem dłoni po mojej płonącej twarzy. - Kocham, kiedy się

rumienisz.

Jego głos sprawił, że dreszcze przebiegły po moim kręgosłupie.

Scena zmieniła się, byliśmy w obcym pokoju. Mój brzuch był znacznie rozszerzony. Musiałam być

w zaawansowanej ciąży. Cullen siedział obok mnie, powoli pocierając dłonią mój powiększony
brzuch. Było tam troje dzieci - dwóch chłopców i dziewczynka - biegających przed nami. Czułam się
szczęśliwa.

Westchnęłam. - Troje było mało, prawda? Patrzyłam na mój brzuch, mały uśmiech

zagrał na moich ustach.

- Troje wystarczało, ale kto powiedział, że czworo to zbyt wiele?

- Dobrze, dzieci - Edward końcu westchnął. - Czas do łóżek. Mama i ja jesteśmy

zbyt zmęczeni, żeby z wami, małpki, zostać.

Na wszystkie trzy anielskie twarzyczki wślizgnęły się urocze dąsy.

background image

49

- Plosę, mamo - poprosiła moja mała dziewczynka. - Jeszcze jedna gra. Już prawie

ich pokonałam.

Zachichotałam. - Dobrze, kruszynko, jedna gra. Potem prosto do łóżka, obiecujesz?

Wszystkie trzy głowy skinęły uroczyście. - Obiecujemy.

Uśmiechnęłam się szeroko, a Edward pokręcił głową, chichocząc.

- Zepsujesz nasze dzieci - stwierdził Edward, wciąż uśmiechnięty. - Jak przetrwają,

kiedy pójdą na studia?

Parsknęłam. - Edward, mamy trzynaście lat, żeby coś wymyślić. Jak udało ci się bez

Esme robić pranie i lunch?

- Łatwizna. - odparł Edward, widocznie zadowolony z siebie. - Miałem od tego

Jessicę.

Przewróciłam oczami. - Jesteś okropny, wykorzystywałeś swoją dziewczynę do

prania i gotowania.

Twarz Edwarda rozciągnęła się w złym uśmiechu. - Och, wykorzystywałem ją

również do wielu innych rzeczy.

Walnęłam go w ramię, a on odskoczył daleko, nie spodziewając się uderzenia.

- Dobrze, dzieci, czas gry się skończył - Edward nakazał krzepko. Moje oczy

rozszerzyły się, reagując na seksowny to jego głosu.

- Dobrze - narzekał Emmett, powłócząc nogami po schodach. Za nim ruszyła Esme

z Jacobem.

Jak tylko Esme zamknęła drzwi do swojego pokoju, usta Edwarda zaatakowały

moje, co przyjęłam z wdzięcznością. Będąc w ciąży byłam markotna i napalona w tym
samym czasie.

Scena zmieniła się ponownie. Tym razem znajdowaliśmy się w kościele, gdzie nigdy wcześniej

nie byłam. Moje ciało stało się pomarszczone, włosy białe, a ja byłam ubrana na czarno. Oczywiste
było to, że ktoś zmarł. Nagle uderzył we mnie ból.

Rozdzierające, zaskakujące i krępujące ilości bólu przepłynęły przez moje żyły.

Nigdy w życiu nie czułam się tak słaba ani zagrożona. Edward był moją siłą, moją
opoką. A teraz zniknął.

Pogrzeb minął w sekundzie. Nie pamiętałam nic. Następną rzeczą, którą

zauważyłam to było, że byłam na cmentarzu, całkiem sama.

- Edward! - płakałam, łzy zsuwały się po cienkich jak papier policzkach. - Jak

mogłeś mnie opuścić? Dlaczego mnie zostawiłeś? - Mój słaby głos załamał się i
upadłam na kolana, na jego świeżo zakryty grób.

Łzy nadal spływały po mojej twarzy, gdy leżałam na szczycie ziemi, przyciskając

policzek do miejsca, w którym myślałam, że spoczywa jego głowa. Byłam tak blisko
Edwarda jak tylko mogłam być w tej chwili.

- Mamo, musimy iść - wyszeptał Jacob, chwytając mnie w pasie.

Drążyłam rękoma w miękkim podłożu.

- Nie - warknęłam.

- Mamo, proszę - powiedziała Esme, a łzy płynęły po jej twarzy. - My też tęsknimy

za tatusiem.

- Nie dotykaj mnie - rzuciłam.

- Mamo - Emmett przekonywał mnie po cichu. - Proszę, mamo. Dla nas.

background image

50

- Nie! - krzyczałam.

Usiadłam, dysząc, przebiegając wzrokiem po pomieszczeniu, szukając moich dzieci.

- To był tylko sen - szepnęłam, starając się uspokoić.

- Co do cholery? - narzekał Cullen, przecierając oczy.

- Przepraszam - wydyszałam. - Miałam sen, niesamowicie realistyczny. - Taki, do którego części

mogłabym powrócić.

- Szczęściara - mruknął Cullen. - Bardzo chciałbym, żeby mi się coś przyśniło. wszystko byłoby

lepsze, niż to.

Zaśmiałam się, mimo, że komentarz nieco mnie zabolał. - Och, Cullen, nie kłam. Wiesz, że są

gorsze rzeczy, które mogą się przydarzyć, niż bycie tutaj ze mną.

Cullen gapił się na podłogę.

- Może nie - mruknęłam, wyglądając przez okno.

Już świtało, a my patrzyliśmy na złotą pustynię. Wreszcie byliśmy w pobliżu Phoenix. Naprawdę,

w domu najlepiej.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Magiczne Śluby prolog rozdział 10
Seducing Revenge Rozdział 15 16
rozdział 10 Tożsamość indywidualna i zbiorowa, Wstęp do filozofii współczesnej A.Nogal
Kanicki Systemy Rozdzial 10 id Nieznany
zintegrowane rozdzial 10
rozdzial7 (10)
Rozdziały 6 10
WSFiZ zad+rozw, ROZDZIAŁ 10
2007, 9 pervin r10, Rozdział 10: emocje, zdolności adaptacyjne i stan zdrowia
rozdzial 10 zadanie 05
10 rozdzial 10 T4V5BT7NMECVJO7Y Nieznany
Heywood rozdział 10
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 10 11 TŁUMACZENIE OFICJALNE
12 Rozdzial 10
rozdzial 10 zadanie 07
Ir-1 (R-1) 143-154 Rozdział 10
rozdzial 10 zadanie 04
rozdzial 10 zadanie 01
Bestia zachowuje się źle Rozdział 10

więcej podobnych podstron