059 Harlequin Romance Mayo Margaret W pulapce

background image

MARGARET MAYO

W pułapce

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Candra szła energicznym krokiem między opuszczonymi magazynami,

potrząsając krótko przyciętą, gęstą, jasnozłotą czupryną. Na ramieniu miała

wielką skórzaną torbę, a w ręku niosła plastykową walizkę. Wakacje w

Hiszpanii udały się jej znakomicie, ale mimo to cieszyła się z powrotu. Za

dziewczyną biegły dwa psy, Skye i Lady, także szczęśliwe, że są już u siebie.

Uśmiechnęła się rzuciwszy okiem na kanał. Bardzo lubiła swój nowy, pływający

dom. Ileż spokoju było w tym wodnym szlaku przecinającym Anglię. Kiedyś

kanału używano do transportu węgla, piachu i różnych towarów, teraz poruszały

się po nim przede wszystkim łódki wycieczkowiczów. Z tyłu za Candra

pozostało Stonely, rozrastające się miasteczko w hrabstwie Staffordshire, tutaj

jednak, ledwie sto metrów dalej, świat był całkiem inny. Wchodziło się do

królestwa piękna, przyrody i zatrzymanego czasu.

Candra zmarszczyła brwi, uśmiech zastygł na jej twarzy, zauważyła bowiem, że

na wodzie brakuje wielu łodzi. Sąsiedzi często wypływali na dzień, tydzień czy

nawet miesiąc, ale zniknięcie niemal wszystkich jednocześnie było czymś

niesłychanym.

background image

Stała przez chwilę, przyglądając się pustym cumowiskom. Nawet psy zdawały

się wyczuwać coś złego, trącały nosami jej rękę i spoglądały na swą panią

ciepłymi, brązowymi oczami.

- Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie - powiedziała do nich.

Candra rozmawiała z psami, jakby były istotami ludzkimi. Jej rodzicom nie

podobał się pomysł, by zamieszkała w tym miejscu sama. Ojciec twierdził, że

córka niepotrzebnie się naraża i ustąpił dopiero wtedy, kiedy Candra zgodziła

się wziąć z sobą oba psy. Okazały się wspaniałymi towarzyszami.

- Jak wakacje, Candro? Słysząc te słowa odwróciła głowę.

- Świetnie, George, dziękuję.

Spod pokładu łodzi wyłoniły się ramiona i opalona, łysa głowa otoczona

wianuszkiem siwych włosów. Szaroniebieskie oczy patrzyły na Candrę

spomiędzy siatki drobniutkich zmarszczek. George Miller był już na emeryturze,

ale przez całe życie pracował na kanale jako przewoźnik. Miał na sobie biały

podkoszulek, przez który biegły szelki. Z kącika ust niezmiennie zwisała mu

fajka.

- Dużo się tutaj działo - powiedział ponuro.

- Właśnie widzę. - Candra podeszła i postawiła walizkę. - A gdzie reszta?

- Odpłynęli - odparł George Miller, wzruszając kościstymi ramionami.

- Jak to odpłynęli? - Zmarszczyła brwi. - Dokąd? Czemu?

- Tak im nakazano.

Mars na twarzy Candry jeszcze się pogłębił.

- W dniu twojego wyjazdu dostaliśmy pisma, i tyle.

- Jakie pisma? Co w nich było? - nalegała Candra. - I kto je przysłał?

- Będzie najlepiej, jak przeczytasz sama - powiedział. Oczy jakby mu

zwilgotniały. Zniknął pod pokładem.

Candra weszła na „Cztery pory roku", jej zieloną łódź z burtami ozdobionymi

girlandami malowanych kwiatów. Otworzyła podwójne drzwi. Psy wepchnęły

się przed nią na schodki, węsząc pracowicie, czy nic się nie zmieniło. Podczas

background image

nieobecności Candry psami opiekowali się jej rodzice.

Szybki przegląd korespondencji przekonał dziewczynę, że żadnego pisma nie

dostała. Była zaintrygowana. Napełniła czajnik i postawiła go na gazie. Kiedy

schyliła się, chcąc wziąć z podłogi psią miskę na wodę, dostrzegła kartkę

wystającą spod kredensu.

W miarę czytania wszystko stawało się przeraźliwie jasne. Przecież ten człowiek

nie może tak postąpić! Nie dopuszczę do tego! - pomyślała Candra. Nowy

właściciel najspokojniej oznajmiał, iż zamierza zbudować przystań i restaurację

z klubem nocnym, wobec czego poleca usunąć z basenu wszystkie łodzie.

Co za koszmarny pomysł! Jak ten człowiek - rozzłoszczona Candra spojrzała na

podpis pod kartką - jak ten Simeon Sterne śmie przypuszczać, że tak po prostu

pozbędzie się mieszkańców łodzi? I dlaczego cała reszta poddała się jego woli,

dlaczego nie sprzymierzyła się przeciwko niemu?

Palce Candry bębniły po krawędzi kuchenki. Zagotowała się woda. Na gwizd

czajnika psy zareagowały szczekaniem, jak zawsze gdy słyszały przenikliwy

dźwięk. Candra zgasiła gaz. Nadal intensywnie myślała i po chwili powzięła

decyzję. Postanowiła pójść do Simeona Sterne'a.

Dała Skye'owi suchar i zostawiła go na straży łodzi, sama zaś strzeliła palcami

na Lady i ruszyła z powrotem drogą, którą niedawno przyszła. A więc Simeon

Sterne chciał poszerzyć basen i zamienić go w przystań. Zamiast pływających

domów znajdzie się tutaj zapewne flotylla łodzi do wynajęcia! Po moim trupie! -

pomyślała. Dziadek, wielki miłośnik natury i zabytków, żadnych takich zmian

nie przewidywał i Candra poczytywała za swój obowiązek dopilnować, aby jego

wolę uszanowano.

Zanim dotarła pod adres podany w nagłówku pisma, osiągnęła stan bliski

wrzenia. Kochała swój pływający dom, a poza tym miała z niego wygodne

dojście do pracy. Nie zamierzała poddać się i bez walki pozwolić, żeby ją

wyrzucono.

Biurowiec Sterne'a był nowy i efektowny. Odnosiło się wrażenie, że firma

background image

kwitnie, Candra nie wiedziała jednak nic konkretnego na temat tego

przedsiębiorstwa, którego biura przeniesiono tutaj niedawno ze śródmieścia.

Zostawiła Lady na zewnątrz wiedząc, że owczarek się stąd nie ruszy dopóty,

dopóki pani mu na to nie pozwoli. Nastrój Candry nie poprawił się, gdy

powiedziano jej w sekretariacie, że nie zostanie przyjęta bez wcześniejszego

uzgodnienia terminu rozmowy. Mimo to postanowiła pozostać. Musiała się

spotkać z Simeonem Sterne'em i to niezwłocznie!

- Jeśli poda pani szefowi moje nazwisko i powie, że jestem właścicielką łodzi o

nazwie „Cztery pory roku" - powiedziała Candra do sekretarki nie zważając na

jej zmarszczone brwi - to pan Sterne mnie z pewnością przyjmie.

Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną, ale podniosła słuchawkę i po

kilkusekundowej rozmowie skinęła głową.

- W tej chwili pan Sterne ma gościa. Przyjmie panią, jeśli zechce pani zaczekać.

Mozc kawy?

- Nie dziękuję - odparła Candra.

Usiadła, ale nie mogła się odprężyć. Śledząc wzrokiem jednocześnie zegar i

drzwi do gabinetu, przepowiadała sobie w myśli, co ma powiedzieć. Minuty

płynęły i nic się nie działo. Czekała już pół godziny, godzinę. Właśnie

zastanawiała się, czy nie wedrzeć się do gabinetu siłą, kiedy drzwi się nagle

otworzyły.

Simeon Sterne miał intensywnie niebieskie oczy i mierzył sporo ponad metr

osiemdziesiąt wzrostu. Ciemnoszary garnitur leżał nieskazitelnie na jego

szerokich ramionach. Spod marynarki wystawała biała, jedwabna koszula.

Sterne uśmiechał się, podając rękę wychodzącemu mężczyźnie, ten jednak miał

na twarzy gniewny grymas, jakby spotkanie przebiegło nie po jego myśli.

Najwyraźniej z Simeonem Sterne’em o interesach rozmawia się niełatwo.

Kiedy niebieskie oczy zwróciły się ku Candrze, nie było w nich nic

zachęcającego. Patrzyły zimno, nieprzychylnie. Candra poczuła ciarki na

plecach, wyprostowała się jednak i hardo odwzajemniła spojrzenie.

background image

- Panna Drakę? - Wyciągnął do niej rękę. Candra zignorowała ją i weszła do

gabinetu. Mijając

mężczyznę, usłyszała, jak westchnął, a potem głośno zamknął za sobą drzwi.

Udała, że tego nie słyszy i odwróciła się do niego.

- Sądzę, że nie muszę wyjaśniać przyczyn mojej wizyty, panie Sterne. Wie pan,

dlaczego tutaj jestem?

- Naturalnie. - Miał gęste czarne włosy, tak czarne, że niemal z granatowym

połyskiem. Zaczesane do tyłu, odkrywały twarz o twardych, wyrazistych rysach.

Candra zdążyła ocenić, że Sterne zbliża się do czterdziestki. Tymczasem lśniące

niebieskie oczy przeszywały ją na wylot. Ich właściciel dawał dziewczynie

odczuć, że traci czas. - Prawdę mówiąc, spodziewałem się pani.

Candra zmarszczyła brwi.

- Czyżby? - Na chwilę pozwoliła zbić się z tropu.

- Zaskoczyło to panią?

- Tak.

- Dziwię się tylko, że potrzebowała pani aż tyle czasu, żeby się zjawić.

- Nie wiem, o czym pan mówi. Wyniosły uśmiech wykrzywił mu usta.

- Jest pani osobą znaną.

- Czyżby? A dlaczego to? - Zorientowała się, że Sterne próbuje wyprowadzić ją

z równowagi.

- Słyszałem, że jest pani miłośniczką przyrody. Uniosła podbródek. Wiedziała

już, do czego jej

rozmówca zmierza.

- Być może.

- Jawi mi się pani jako zapamiętała bojowniczka o zachowanie dziedzictwa

natury w naszym mieście.

- A czy to coś złego? - spytała zaczepnie z błyskiem w szarozielonych oczach.

- Nie, to postawa godna podziwu - powiedział Sterne uroczystym tonem. Candra

zdawała sobie jednak sprawę, że w tych słowach zawiera się kpina. - A teraz

background image

przyszła mi pani powiedzieć, co powinienem a czego nie powinienem robić po

tej stronie kanału, po której stoją magazyny.

- Słusznie - powiedziała oschle.

- Proszę więc się nie krępować. - Z rozbawioną miną podszedł do biurka,

niedbale oparł się o nie plecami, a ręce wsunął do kieszeni.

Wściekłość dziewczyny rosła. Dla uspokojenia zaczerpnęła głęboko powietrza.

- Czy pan wie, że ta ziemia należała do mojego dziadka?

Gęste, czarne brwi uniosły się i Candra zorientowała się, że ta informacja go

zaskoczyła.

- Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, ale nie rozumiem, co to ma do rzeczy.

- Dziadek zamierzał zburzyć magazyny i przekształcić ten teren w rezerwat

przyrody.

- Dlaczego więc tego nie zrobił?

- Umarł kilka miesięcy temu. - Po tym beznamiętnym stwierdzeniu dziewczyna

wbiła w Sterne'a wzrok. Napięcie między nimi wzrosło. W swojej walce w

obronie przystani, Candra natknęła się na wielu tępogłowych facetów, ale

takiego jak Sterne jeszcze nie spotkała.

- I nikt z pani rodziny nie znalazł w sobie dość siły, żeby zająć się spełnieniem

jego woli?

- Niestety nie. Ziemia dziadka, a było jej sporo, została podzielona między

dwóch moich wujów. Obu interesowała wyłącznie szybka sprzedaż

nieruchomości i zdobycie pieniędzy.

- Pani natomiast pozostało toczenie batalii, kiedy okazało się, że ktoś może

dostać pozwolenie na budowę.

- Właśnie - przytaknęła Candra. - Mój dziadek chciał żeby Stonely pozostało

nadal przytulnym miasteczkiem. Oburzały go domy wyrastające tutaj jeden po

drugim. Był zdecydowany nigdy nie sprzedać ziemi, nawet za podwójną czy

potrójną cenę.

- Czy uważa pani, że wdzierając się tutaj i opowiadając mi tę historię, zdoła

background image

mnie pani skłonić do zmiany zamiarów? - spytał zaczepnie Sterne.

- Gdybym tak nie sądziła, w ogóle nie próbowałabym z panem rozmawiać -

odpowiedziała Candra. - Czy pan wie, co pan robi ludziom mieszkającym po

stronie magazynów, między drogą a brzegiem?

- Kiedy starałem się o pozwolenie i przedstawiłem plany do zatwierdzenia, nikt

się nie sprzeciwiał - odparł spokojnie Sterne. - Myślę, że ludzie raczej czują

ulgę. Wreszcie po tylu latach ktoś coś tam zrobi. Przyglądanie się rozpadającym

budynkom nie stanowi chyba szczególnej przyjemności.

- Ulice pełne pijaków wrzeszczących o drugiej w nocy też raczej nie są

przyjemne.

- Sądzę, panno Drakę, że jest to błędne wyobrażenie. Zamierzam otworzyć

elegancką restaurację z ekskluzywnym klubem nocnym. Nie będzie ani żadnych

kłopotów, ani hałasów.

- Nie? - zapytała Candra, unosząc brwi. - Czy nie sądzi pan, że na przystań

ś

ciągną klienci szczególnego rodzaju, którzy będą chcieli się zabawić?

- Ponieważ przystań ma służyć tyiko do wynajmowania łodzi, klienci będą po

prostu zjawiać się i znikać. Nie widzę żadnego problemu - odparł chłodno. -

Zdaje się jednak, że docieramy do drugiego dna tej sprawy. - Urwał i spojrzał na

Candrę, która poczuła chłód jego spojrzenia. - Niepokoi panią rozbudowa

przystani. I fakt, że, mieszkańcy zostali poproszeni o opuszczenie basenu.

- Przyznaję, że ten czynnik też odgrywa rolę

- odparła równie lodowato. - Bardzo dużą.

- Przystań nie jest miejscem dla samotnej dziewczyny, chyba że nie mieszka

pani sama. Męża pani nie ma. Ale może stałego chłopaka?

- Panie Sterne! - Candra odchyliła głowę. - Wypytuję mnie pan o prywatne

sprawy?

Wzruszył ramionami.

- Pani prywatne życie zupełnie mnie nie obchodzi.

- Zależy panu tylko na pozbyciu się mnie i mojego domu, prawda?

background image

- Łodzi, panno Drakę. Poza tym wciąż jeszcze nie dowiedziałem się, czemu

mam przypisać tak późną wizytę. Nie, proszę nie mówić. Spróbuję zgadnąć.

Piękna opalenizna wskazuje, że była pani na wakacjach. W jakimś ładnym

miejscu? Podpbało się pani?

Ten protekcjonalny ton rozeźlił Candrę jeszcze bardziej.

- Wróciłam kilka godzin temu - wyrzuciła z siebie.

- Może pan sobie wyobrazić moje osłupienie, kiedy stwierdziłam, co się stało

podczas mojej nieobecności? Właściciele łodzi powinni byli zebrać się i

wyraźnie panu powiedzieć, co może pan zrobić ze swoimi pomysłami.

- Proszę mi wierzyć, że próbowali - oświadczył.

- Ale nic to nie dało.

- Bo większość spośród nich to emeryci, którzy pragną spokoju i niczego więcej.

Gdzie oni się podziali?

- spytała Candra.

- Nie wiem.

- 1 nic to pana nie obchodzi?

- Przypuszczam, że znaleźli sobie inne, równie dobre cumowisko. Z tym nie

powinno być trudności.

- Nie w tej okolicy. - Candra nie ustępowała.

- Tutaj na wielokilometrowym odcinku nie ma innych cumowisk. Powiem panu

jeszcze, że akurat tamto miejsce mi się podoba. Mam niedaleko do pracy, dosyć

blisko do rodziców i nie widzę powodu, dla którego trzeba byłoby stamtąd

zabierać pływające domy tylko dlatego, że chce pan prowadzić roboty na

brzegu.

- Zapomina pani, że nie zamierzam trzymać lodzi mieszkalnych.

- Gzy to oznacza, że możemy je zostawić, jeśli nie będziemy na nich mieszkać?

- Można o tym pomyśleć. - Sterne wzruszył ramionami. - Ale dopiero po

zakończeniu prac. Tymczasem musi pani zabrać łódź, tak jak inni.

- A gdybyśmy odmówili? Westchnął ze zniecierpliwieniem.

background image

- Wtedy oczywiście podejmę odpowiednie kroki prawne. A teraz, jeśli to już

wszystko, chciałbym się z panią pożegnać... Chyba, że nie jest pani w stanie

manewrować łodzią - dodał, uderzony nagłą myślą.

- Przecież pani na niej po prostu mieszka i raczej nigdzie nie pływa. Może

wyprowadzić pani tę łódź?

Candra wpadła w furię.

- Umiem manewrować łodzią, od kiedy wyrosłam z pieluch. Jeśli pan nie

wierzy, zapraszam któregoś dnia na pokaz.

Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały zimne.

- Przyjdę zobaczyć, jak pani odpływa. Proszę nie zapomnieć mnie zaprosić.

- Długo będzie pan na to czekał. Nie mam zamiaru się stamtąd ruszać. W ogóle.

Czy wyrażam się jasno?

Simeon Sterne miał szerokie wargi, ale w tej chwili tworzyły one cienką, prawie

niewidzialną linię.

- W stosownym czasie będę mógł spowodować usunięcie łodzi całkowicie

zgodnie z prawem. Proszę mnie do tego nie zmuszać, panno Drakę.

- Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa - stwierdziła zuchwale. - Na pewno

będę mogła coś zrobić w tej sprawie.

- Niech pani próbuje, ale obawiam się, że to strata czasu. Mam pozwolenie

zarówno od British Water-ways, jak i od miejscowych władz.

- Zobaczymy. - Z wysoko uniesioną głową Candra obróciła się i pewnym

krokiem wyszła z pokoju.

Tej nocy śnił się jej Simeon Sterne, jego przenikliwe niebieskie oczy, usta bez

uśmiechu, wysoka, szczupła sylwetka, opalone ręce z długimi palcami. Zbudziła

się, wciąż myśląc o nim. Wściekłość dziewczyny nie osłabła.

Wypuściła psy, wzięła prysznic i ubrała się. Cały czas miała zamęt w głowie.

Wprost szalała ze złości, że nie dowiedziała się o projekcie Sterne'a dostatecznie

wcześnie, by zaprotestować. Teraz chyba istotnie nie mogła już nic poradzić,

należało więc po prostu robić mu na złość. Na przykład bezwzględnie

background image

odmawiając przeprowadzki.

Dla Candry kupno łodzi oznaczało niezależność. Przez dwadzieścia siedem lat

mieszkała pod dachem rodziców, poddając się rządom ojca. Znajomi uważali, że

powinna była się wyprowadzić dużo wcześniej, ale miłość i poczucie lojalności

przywiązały ją do rodzinnego domu. Przed rokiem dostała awans w pracy i jej

pensja znacznie wzrosła. I właśnie wtedy nadarzyła się okazja kupienia łodzi.

O posiadaniu łodzi i mieszkaniu na niej marzyła od dziecka. Ojciec Candry,

dziadek i pradziadek zarabiali na życie jako przewoźnicy. Oczywiście ojciec

sprzeciwił się pomysłowi córki, ale tym razem Candra okazała się

niewzruszona. Przez ostatni rok zmieniła się nie do poznania, stała się bardziej

pewna siebie.

Z nową, odpowiedzialną posadą sekretarza firmy wiązały się liczne wymagania,

toteż „Cztery pory roku" były idealnym miejscem do znalezienia wytchnienia po

ciężkiej pracy. Teraz Simeon Sterne zburzył spokój umysłu Candry i zamiast

odpoczynku i odprężenia na łodzi, nurtowały ją palący gniew i świadomość, że

w końcu trzeba się będzie wyprowadzić.

Pierwszego dnia po powrocie Candra nie miała wiele czasu, by myśleć o

kłopotach. Rzuciła się w wir prac porządkowych, które trzeba było wykonać po

długiej nieobecności. Następne dni też były bardzo pracowite i do rozwiązania

swego problemu nie zbliżyła się ani o jotę. Znajomy prawnik powiedział jej, że

ani ona, ani pozostali właściciele łodzi nie mają żadnych szans. Skoro Simeon

Sterne dostał już pozwolenie, nic nie można było zrobić.

Mimo wysiłków Candry by zorganizować protest właścicieli, coraz więcej łodzi

odpływało. Rozczarowana dziewczyna oczami duszy widziała już dzień, gdy

przy nabrzeżu zostaną tylko dwie łodzie, jej i George'a Millera. Był on równie

uparty jak ona, ale z odmiennych przyczyn. Mieszkał na łodzi przez całe życie i

chciał tutaj także umrzeć.

W sobotę Candra zaprosiła gości na kolację. Przyjęcia, które organizowała, były

zawsze udane. Cieszyła się na myśl, że będzie przygotowywała potrawy na swej

background image

malutkiej kuchence. Bardzo to lubiła.

Tego dnia gościła Liz, przyjaciółkę ze szkolnych lat i jej męża Dave'a. Miał też

przyjść Andrew Roland, pracujący z Candrą w tej samej firmie, tyle, że w dziale

zaopatrzenia. Andrew był rozwiedziony, miał niewiele ponad trzydzieści lat i

często próbował wyciągać Candrę wieczorami z domu. Dziewczyna jednak

miała już wcześniej złe doświadczenia z Craigiem, który próbował rządzić jej

ż

yciem niemal tak samo, jak ojciec, i nie zamierzała się z nikim wiązać na

dłużej. Chciała skoncentrować się wyłącznie na karierze zawodowej.

Andrew przyszedł pierwszy. Był wysoki, chudy i poważny. Nosił okulary w

złotych oprawkach i szpakowate wąsiki. Na widok Candry rozpromienił się od

razu.

- Wyglądasz wspaniale! - powiedział.

Wziął kieliszek sherry, poklepał psy i wraz z gospodynią przeszedł do

przytulnego saloniku z mosiężnymi okuciami i marszczonymi firankami z

koronki.

- Co się stało z innymi łodziami? - spytał usiadłszy na różowym fotelu. -

Zdziwiło mnie, że tyle ich odpłynęło.

- Lepiej, gdybyś o to w ogóle nie pytał - odparła Candrą przez zaciśnięte zęby. -

To drażliwy temat.

Andrew uniósł brwi.

- Skoro już zapytałem, chciałbym usłyszeć od- , powiedź. Zawsze uważałem, że

jesteś tutaj narażona na różne niebezpieczeństwa, a teraz tym bardziej.

- Zupełnie jakbym słyszała ojca. .

- Jest rozsądnym człowiekiem.

- Istotnie - przyznała Candrą. - Krótko mówiąc, dostaliśmy rozkaz wymarszu. W

tej okolicy zajdą duże zmiany.

- Na przykład?

- Na przykład przyzwoita przystań i restauracja z klubem nocnym.

- Kto chce to zrobić?

background image

- Wredny facet, niejaki Simeon Sterne.

- Ten przedsiębiorca? - Candra skinęła głową.

- Słyszałem o jego firmie. Ostatnio dużo się o niej mówi. Dokąd się przenosisz?

- To jest właśnie pytanie za sto tysięcy - stwierdziła gorzko Candra. - Nie chcę

się przenosić. Zamierzam się bronić rękami i nogami.

- Powodzenia. Słyszałem, że facet jest raczej bezwzględny.

- Nie musisz mi tego mówić. Już się z nim starłam.

- Domyślam się, że leciały iskry. - Andrew uśmiechnął się szeroko.

- Dość mam ludzi włażących mi na głowę - powiedziała ostro. - Przepraszam cię

na chwilę. Idą Liz i Dave.

Również nowo przybyli przejęli się bieżącymi wydarzeniami i większa część

rozmowy skupiła się tego wieczoru wokół Simeona Sterne'a i miejsca, w którym

Candra mogłaby się zatrzymać, gdyby musiała zabrać łódź z obecnego

cumowiska.

Wszyscy wciąż jeszcze siedzieli w saloniku popijając kawę i sącząc koniak,

kiedy Candra przypadkowo dostrzegła przez okno sylwetkę zbliżającego się

gościa.

- Nie uwierzycie - powiedziała spokojnie - ale właśnie nadchodzi Simeon Sterne

we własnej osobie.

- Gdzie jest? Gdzie? - Liz wyciągała szyję. - Czy to on? Zupełnie inaczej go

sobie wyobrażałam.

- Szkoda, że jest wrogiem - skrzywiła się. - Hej, Candro, czy on idzie tutaj?

Może będziemy przeszkadzać i byłoby lepiej, żebyśmy poszli?

- Ani mi się ważcie! - wykrzyknęła Candra.

- Przepraszam was na chwilę, zobaczę, czego on chce. Przypilnujcie psów. -

Wyszła spod pokładu na rufę. Simeon Sterne stał na brzegu w ciemnym

garniturze i białej koszuli. Wyglądał równie niesympatycznie, jak we

wspomnieniu Candry z pierwszego spotkania, chociaż zapadający zmierzch

łagodził ostrość rysów jego twarzy.

background image

- Rozumiem, że przyszedł pan sprawdzić, czy jeszcze tutaj jestem - powiedziała

chłodno. Wysokość pokładu sprawiła, że ich twarze znalazły się na jednym

poziomie. Candra bez lęku spoglądała wprost na intruza.

- Owszem, przyszedłem właśnie dlatego. - Zmierzył ją uważnym spojrzeniem.

Rozpoczął od wysmukłych nóg w białych sandałkach na wysokich obcasach,

potem przesunął wzrok na płaski brzuch, wciętą talię i jędrne piersi. Candra nie

byłaby kobietą, gdyby nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Natychmiast

jednak stłumiła doznanie, on zaś ciągnął dalej powolne, pełne aprobaty

oględziny, przenosząc spojrzenie na szerokie usta oraz zadarty nos i kończąc na

lśniących włosach. - Zdaje się, że wydaje pani coś w rodzaju przyjęcia -

zauważył.

- Pożegnalnego, jak sądzę?

- Nic z tych rzeczy - rzuciła rozdrażniona jego spojrzeniem.

- Czyżby nie była pani gotowa do przeprowadzki?

- spytał.

- Chyba ostatnio wysłowiłam się dość jasno.

- Och, panno Drakę, skąd ten upór? Po co sobie utrudniać życie?

- Może mnie pan stąd usunąć tylko siłą - stwierdziła Candra. - A do tego musi

pan mieć nakaz, bo inaczej złożę skargę o naruszenie cudzej własności.

Gęste, czarne brwi wygięły się w łuk, ale Simeon Stenie milczał. Cofnął się i

przesunął wzrokiem po „Czterech porach roku". Na burcie od tej strony

widniały malowidła przedstawiające jesień i zimę.

- Ładna łódź - powiedział w końcu. - Sama ją pani pomalowała?

- Nie, zrobił to poprzedni właściciel - odparła.

- Zastanawiam się, dlaczego ją sprzedał. Wnętrze pewnie też jest ciekawe.

- Niech pan nie liczy na zaproszenie - ucięła.

- Nie śmiałbym zakłócać tego spotkania. Czy często urządza pani przyjęcia?

- Nie podoba mi się to wypytywanie. Jeśli chciał się pan przekonać, czy się

wyprowadziłam, to odpowiedź pan zna, więc proszę sobie iść.

background image

- Mogę znaleźć dla pani nowe miejsce. Oczy Candry rozwarły się szeroko.

- Pańska uprzejmość mnie przytłacza. Mimo to dziękuję. Wolę mieszkać tutaj.

- Mój przyjaciel ma dom na posesji, która przylega do kanału - Sterne ciągnął

nie zrażony. - Chętnie pozwoli pani tam przycumować.

- Nie wierzę własnym uszom. Czyżby złożył pan podobne propozycje

wszystkim właścicielom łodzi? I biegał pan po okolicy, żeby znaleźć miejsca dla

wszystkich?

- Tylko dla pani.

- Czym sobie zasłużyłam na specjalne traktowanie?

- Szanowna pani jako jedyna robi trudności.

- Również pan Miller nie zamierza się stąd wynieść.

- Pan Miller? Ach, ten człowiek z „Czarnej księżniczki". To pani najbliższy

sąsiad?

Candra skinęła głową.

- Czy to pani go podpuściła? - spytał agresywnie.

- Nie. George Miller mieszkał i pracował na kanale przez całe życie. Urodził się

w Stonely, tutaj się wychował i tutaj chce spędzić resztę życia. Jeśli ma pan

choć odrobinę serca, proszę wziąć to pod uwagę.

Sterne ściągnął brwi.

- Nie musi mi pani mówić, co mam robić.

- A ja nie muszę korzystać z pańskiej pomocy. Ale z czystej ciekawości

zapytam: jaką presję wywarł pan na przyjacielu? Przecież on mnie nie zna,

nawet nie wie, jak wyglądam. Mogę mieć dziesiątki znajomych, którzy lubią się

awanturować. Poza tym nie chciałabym ingerować w jego prywatność. Do łodzi

jest potrzebny swobodny dostęp, a nie ścieżka przez czyjś ogród. W dodatku

moje psy muszą się wybiegać. Nie wiem, czy podobałoby mu się, gdyby hasały

po jego terenie.

- Psy?

- Właśnie tak. Mam dwa owczarki alzackie, które strzegą łodzi. - Jakby na

background image

zawołanie, Skye wyszedł spód pokładu i na widok obcego zaczął szczekać.

Candra przytrzymała go, ale pies nadal warczał i pokazywał zęby.

Spod pokładu wyszedł Andrew, żeby zobaczyć, co się dzieje.

- Czy ten pan cię nachodzi, Candro? - Zapytał i opiekuńczo otoczył ją

ramieniem, co dziewczynie wydało się zabawne. Andrew dorównywał

wprawdzie wzrostem Simeonowi, ale różnili się, jeśli chodzi o budowę ciała.

Nawet mimo garnituru widać było szerokie barki, umięśnione ramiona i nogi

Sterne'a. Andrew wyglądał przy nim jak chuchro.

- Ten pan właśnie odchodzi - powiedziała Candra. Twarde spojrzenie Sterne'a

zwróciło się ku towarzyszowi Candry.

- Zdaje się, że jest pan w bliskich stosunkach z panną Drakę, więc proszę jej

wytłumaczyć, że popełnia poważny błąd. Nie mam zamiaru wycofywać się z

własnych planów, ale nie dążę też do ostrej konfrontacji. - Z tymi słowy Sterne

obrócił się na pięcie i odszedł.

- On z pewnością nie ma zwyczaju owijania spraw w bawełnę - powiedział

Andrew, kiedy wrócili pod pokład. - Ale wiesz przecież, że ma rację. Naprawdę

powinnaś się wyprowadzić.

- Nie znoszę, gdy mi się mówi, co mam robić.

- Co się stało? - zapytała Liz, z zainteresowaniem spoglądając na

rozmawiających. - Czy tamten facet przyszedł cię poganiać, żebyś się stąd

wyniosła? Candra potaknęła.

- Powiedział nawet, że znalazł nowe miejsce dla mojej łodzi. Widzieliście taką

bezczelność?

- Odnoszę wrażenie, że raczej chce ci pomóc

- powiedziała Liz.

- To jest przecież w jego interesie - parsknęła Candra.

, - A więc odrzuciłaś jego propozycję?

- No pewnie!

Liz spojrzała znacząco na męża, mówiąc:

background image

- Ta dziewczyna jest szalona.

- Wiem, co robię. - Candra obdarzyła Liz gniewnym spojrzeniem.

- Chyba powinniśmy już iść - stwierdził Dave.

- Przykro mi, że Simeon Sterne popsuł tak przyjemny wieczór - powiedziała

Candra.

- Nie masz co przepraszać. - Dave uśmiechnął się.

- Dziękujmy raczej Bogu, że facet nie przyszedł wcześniej. Jedzenie było, jak

zawsze, wyśmienite. Wielkie dzięki, Candro. Zaprosiłbym cię do nas, ale wiesz,

jaka z Liz kucharka.

- Jakoś jesz to, co gotuję. - śona szturchnęła go w bok.

- Tylko dlatego, że nie mam wyboru. Przekomarzali się dalej, szykując do

odejścia.

Andrew niechętnie poszedł ich śladem.

- Może jeszcze trochę z tobą pobędę? - zaproponował. - Pomogę w zmywaniu.

Wolałbym nie zostawiać cię w takim stanie.

- Wiesz, że nigdy nie pozwalam gościom zmywać

- pokręciła głową Candra. - Nie martw się o mnie, nic mi nie będzie.

- Ale pozwolisz, że jutro przyjdę.

- Jeśli chcesz - odparła dziewczyna. - Nie mam zamiaru szukać nowego

cumowiska. Nie chcę się stąd wyprowadzać.

- W końcu będziesz musiała - powiedział łagodnie Andrew. - Nie zaszkodzi

więc rozejrzeć się po okolicy.

- Też tak myślę - przyznała Candra - tyle, że nie zamierzam się spieszyć. Jest

mnóstwo czasu. Niech Sterne się denerwuje. Drań! Nienawidzę go.

W niedzielny poranek świeciło słońce i śpiewały ptaki, toteż zły nastrój

dziewczyny pierzchnął bez śladu. Nakarmiła psy i zjadła śniadanie. O wpół do

jedenastej przyszedł Andrew.

Zjedli lunch w pubie i spędzili bardzo przyjemny dzień, ale znaleźć cumowiska

im się nie udało.

background image

- Mam wrażenie - powiedział Andrew - że nie będziesz miała innego wyboru niż

przyjąć ofertę Sterne'a.

- Gdzieś znajdę miejsce - odparła Candra. - I na to przyjdzie czas.

Wkrótce pożałowała, że nie pozwoliła się odprowadzić do łodzi. Drzwi

„Czterech pór roku" były otwarte, zasuwka odsunięta, a po psach nie pozostał

nawet najmniejszy ślad.

ROZDZIAŁ DRUGI

Candra czuła, jak serce tłucze się jej w piersi. Nie słyszała niczego podejrzanego

i nie widziała w pobliżu nikogo, ale ktoś jednak dostał się na łódź. Może nawet

jeszcze był wewnątrz! I w jakiś sposób dał sobie radę z psami. Przerażająca

myśl ścisnęła jej gardło, ale w następnej sekundzie spod pokładu wyskoczyła

Lady z radości omal nie przewracając swej pani. Candra odetchnęła z ulgą.

- Och, Lady, dzięki Bogu, że nic ci nie jest. Co się stało? Gdzie jest Skye?

Mówiąc to zajrzała za próg kuchni. Dostrzegła lśniący męski but i stojącego

obok psa.

- Skye? - zawołała. - Chodź tutaj.

Pies spojrzał na nią i zamerdał ogonem, ale nie uczynił żadnego wysiłku, żeby

choćby ruszyć łapą. Tymczasem w polu widzenia pojawił się mężczyzna i

Candra zauważyła mocną, opaloną rękę z długimi palcami, trzymającą Skye'a za

obrożę.

- To pan! - wykrzyknęła oskarżycielskim tonem, czując na sobie spojrzenie

chłodnych, niebieskich oczu natręta. - Co pan tutaj robi? Jak pan tu wszedł? I co

pan zrobił z psami? Przecież one nigdy nie wpuszczają nikogo na pokład.

Simeon Sterne wzruszył ramionami.

- Widocznie zrobiły dla mnie wyjątek.

background image

Czuł się wyraźnie odprężony i zadomowiony. Również psy kręciły się wokół

niego, traktując go tak, jakby był regularnym gościem na „Czterech porach

roku".

- Nie rozumiem tego - odparła Candra. - Powinny odgryźć panu kawałek ręki.

Ale tak czy owak nie miał pan prawa tutaj się wdzierać.

- Nie wyłamałem zamka - powiedział Sterne. - Łódź była otwarta. Uznałem

więc, że nie odeszła pani daleko, czyli że mogę usiąść i poczekać.

Candra zmarszczyła brwi. Zawsze zamykała drzwi, nawet jeśli wychodziła na

chwilę. Ten człowiek kłamał. W małej kabinie wyglądał jak wielkolud,

wypełniał ją swoją postacią. Nigdy przedtem Candra nie czuła lęku przed

ciasnotą pomieszczenia.

- Prawdę mówiąc - ciągnął Sterne - nie przypuszczałem, że czekanie potrwa tak

długo.

- Nie wierzę panu - powiedziała Sandra. - Zawsze, ale to zawsze zamykam łódź.

- Tym razem pani tego nie zrobiła.

Candra cofnęła się myślą do początku dnia i nagle stwierdziła, że Simeon Sterne

ma rację. Przyglądał się jej badawczo. Candrę rozeźliło, że pozwoliła się złapać.

Odwróciła się ze złością.

- Nie miał pan prawa wchodzić tutaj jak do własnego domu. śadnego prawa!

- Wolałaby pani, żebym czekał na zewnątrz?

- Wolałabym, żeby pan poszedł do diabła i więcej nie wracał.

- Psy był osamotnione. Pomyślałem, że dotrzymam im towarzystwa.

Candra nadal nie mogła zrozumieć, jak Sterne'owi udało się obłaskawić

zwierzęta. Jej poczucie bezpieczeństwa gdzieś nagle przepadło. Jeśli psy dały

się podejść Simeonowi Sterne'owi, to równie łatwo mogłyby to uczynić wobec

kogoś innego. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach.

- Może zechciałby mi pan dokładnie wyjaśnić powód tego najścia? - zażądała

chłodno.

- Czy to nie oczywiste? - Czarne brwi uniosły się w górę. - Ostatniego wieczoru

background image

przerwano nam. Przyszedłem dokończyć rozmowę.

- Dla mnie ta rozmowa jest skończona.

- Czy chodziła pani szukać nowego cumowiska?

- spytał nie zniechęcony.

- W istocie tak było - przyznała niechętnie Candra.

- A więc pozwoliła pani przemówić sobie do rozumu? - Sterne wyglądał na

zadowolonego. - Dotarło do pani, że upór donikąd nie doprowadzi.

- Ani trochę. Nadal nie aprobuję pańskich zamiarów. Nigdy się z nimi nie

pogodzę. I zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby powstrzymać ich

urzeczywistnienie.

- Ale musiała pani dojść do przekonania, że to nieuniknione. Inaczej nie

szukałaby pani nowego miejsca dla łodzi.

- Taki sam dobry sposób na spędzenie niedzielnego popołudnia jak każdy inny -

odparła, ze złością reagując na nutę triumfu brzmiącą w jego głosie. - A jeśli

chodzi o cumowisko, to straciliśmy czas. Niczego nie było. Nie będę sobie tym

więcej zawracała głowy.

- Straciliśmy? - zapytał.

Co obchodzi Simeona Sterne'a, z kim chodziłam?

- pomyślała Candra ignorując pytanie.

- Sądzę, że miała pani na myśli znajomego, którego spotkałem wczoraj

wieczorem. Gdzie on jest teraz? Czyżby był tak nieelegancki i nie odprowadził

pani na miejsce?

- Panie Sterne, byłabym wdzięczna, gdyby opuścił pan moją łódź. - Candra była

już bardzo rozeźlona.

- Nie jest pan tu mile widzianym gościem ani teraz, ani w przyszłości.

- Zanim sobie pójdę muszę uzyskać pewność, że pani się stąd wyprowadzi.

- Być może tak się stanie, kiedy przyjdzie na to pora ~ powiedziała wyniośle

Candra - ale z pewnością

najpierw zrobię wszystko, żeby powstrzymać realizację projektu.

background image

- Panno Drakę - Simeon Sterne zaczął okazywać wyraźne zniecierpliwienie. -

Bez wątpienia pojmuje pani, że sprawa jest z góry przegrana. W tej chwili ani

pani, ani nikt inny nie może już nic zmienić. - Po krótkiej przerwie dodał: -

Oferta mojego przyjaciela jest nadal aktualna.

Candrę zaskoczyła nagła zmiana frontu.

- Zachowam to w pamięci - powiedziała i dodała ponuro: — Będę miała ostatnią

deskę ratunku.

Usta Sterne'a ściągnęły się w wąską linię.

- Zdaje się, że tracę czas.

- Cieszę się, że pan to zrozumiał.

Obdarzył ją długim, surowym spojrzeniem. Przed przenikliwością błękitnych

oczu nie było ucieczki. Candra jeszcze nigdy nie widziała takiego

hipnotycznego spojrzenia. Stała skrępowana, aż wreszcie Simeon Sterne

odwrócił się, by w chwilę potem opuścić kabinę.

Candra przysięgła sobie, że w przyszłości będzie dokładniej sprawdzać, czy

zamknęła łódź. Zjadła lekką kolację, wyszła na spacer z psami i położyła się do

łóżka. Nie mogła spać. Wciąż nawiedzał ją obraz Simeona Sterne'a na łodzi.

Zasnęła dopiero przed świtem.

Po pracy następnego dnia stwierdziła, że odpłynęły jeszcze dwie łodzie. Zostali

z George'em tylko we dwoje.

- Co zamierzasz? - spytała sąsiada.

- Wygląda na to, że będę musiał się ruszyć, chociaż tak bardzo tego nie chcę.

- Rozumiem - powiedziała łagodnie Candra. - Musisz walczyć ze Sterne'em.

Trzeba mu pokazać, że nie może nas stąd wyrzucić.

- Jestem za stary na walkę - wymamrotał George.

- Aleja nie - odparła ostro. - Możesz być pewien, że zrobię wszystko, co w mojej

mocy.

- Chyba będę musiał sprzedać łódź.

- Nie mów takich rzeczy.

background image

- Nie mam się dokąd przenieść.

- Wiem - potwierdziła dziewczyna ze smutnym skinieniem głowy. -

Próbowałam wczoraj coś znaleźć, bez powodzenia. Ale się nie poddam. śałuję,

ż

e mnie nie było, kiedy Sterne doręczał te swoje pisemka. Mogliśmy wtedy

zebrać się całą grupą i stanowczo odmówić przenosin.

George pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć, że w ten sposób nie

osiągnęliby niczego. I najprawdopodobniej miał rację.

Następnego dnia, wracając wieczorem z pracy, już z daleka Candra dostrzegła,

ż

e Simeon Sterne znów stoi przy jej łodzi. Z miejsca straciła humor. Ale kiedy

podeszła, zorientowała się, że Sterne znajduje się dalej niż sądziła i że rozmawia

z George'em Millerem. Wiedziała, po co przyszedł. Chciał się upewnić, czy

stary zamierza się wynieść. Krew w niej zawrzała, ale zanim dotarła do obu

mężczyzn, George zniknął w kabinie. Simeon Sterne odwrócił się odchodząc.

Zobaczył Candrę.

- Dobry wieczór, panno Drakę. - Na dziewczynie znów spoczęło spojrzenie

chłodnych, niebieskich oczu.

Nieznacznie skinęła głową.

- Mam nadzieję, że nie naprzykrzał się pan George'owi Millerowi.

- Nie sądzę.

- To stary człowiek, bez przerwy się zamartwia.

- Jestem pewien, że ten problem można jakoś rozwiązać.

- Nie ma pan pojęcia - powiedziała Candra - jak bardzo utrudnia nam pan życie.

- Nie zamierzałem (ego robić - odparł Sterne, unosząc smoliste brwi.

- Nie? - spytała z goryczą. - Jest pan tak zachwycony własnymi planami, że nasz

los wcale pana nie obchodzi. A mnie obchodzi. I mój, i pana Millera. Dlatego

niech się pan stąd wynosi. Niech pan sobie stąd idzie do diabła!

Sterne wydął wargi z dezaporobatą.

- A ja myślałem, że jest pani damą.

- Jak mogę być damą, kiedy taki łobuz jak pan wchodzi mi w drogę?

background image

- Jest pani ostra, to lubię. Czy da się pani zaprosić na kolację dziś wieczorem?

Candra nie wierzyła własnym uszom.

- Ale tupet. Na co pan liczy? Na to, że uda się wlać we mnie tyle alkoholu,

ż

ebym nie wiedząc, co mówię, zgodziła się przenieść na teren pańskiego

przyjaciela?

- Nie sądzę, żeby kiedykolwiek dopuściła pani do takiej sytuacji - stwierdził z

kwaśnym uśmiechem. - Widzę, przecież, że zawsze panuje pani nad sobą w stu

procentach.

- Aż za dobrze - dodała dziewczyna.

- Zaraz zgadnę, czym się pani zajmuje. Najwyraźniej ma pani władzę. Może

nauczycielka? - Candra pokręciła przecząco głową. - Nie? Może prowadzi pani

sklepik? A raczej, sądząc po pani strojach, sklep z luksusową odzieżą?

- Znowu pudło, panie Sterne. - Ten komplement sprawił jednak Candrze

przyjemność. - Pracuję jako sekretarz firmy farmaceutycznej.

- Ho, ho!

- I jeszcze przed ukończeniem trzydziestu lat planuję wejść do zarządu.

- To godne podziwu.

Candra wyczuła kpinę w jego głosie.

- Mówię poważnie.

- Nie wątpię.

- Nie wygląda na to. Czyżby nie lubił pan kobiet odnoszących sukcesy

zawodowe?

- Mam swoje zapatrywania - Sterne się uśmiechnął.

- Podyskutujemy o nich podczas kolacji?

Candra się zawahała. Wieczór spędzony w towarzystwie Sterne'a nie byłby z

pewnością nudny. Ale czy takie posunięcie byłoby rozsądne? Zobaczyła

George'a przyglądającego się im przez okno i pokręciła przecząco głową.

- Nie, dziękuję.

- Szkoda. Sprawiłaby mi pani przyjemność.

background image

- Nie wiem, w jaki sposób.

- Interesująco spędzilibyśmy czas.

- Ma pan na myśli bezustanną sprzeczkę? - spytała.

- Wcale nie. Prowadzilibyśmy zdrową dyskusję. Wymienialibyśmy poglądy.

- Nie wyobrażam sobie, żebym mogła z panem spokojnie wymieniać poglądy.

- Skąd więc pani się dowie, jaki jestem, skoro nie chce pani skorzystać z szansy

poznania mnie? - spytał rozbawiony Sterne.

- Nie mam szczególnej ochoty się tego dowiadywać.

- Candra wzruszyła ramionami. - Proszę wybaczyć, muszę wypuścić psy.

Odeszła, ale Sterne stał w miejscu. Przyglądał się, jak dziewczyna otwiera

drzwi. Zaraz potem dwa owczarki alzackie zaczęły go radośnie witać.

- Hej, Skye! Hej, Lady! Pamiętacie mnie? Ależ z was sympatyczna i narwana

para. Szkoda, że wasza pani nie jest taka przyjacielska.

- Psy też by nie były, gdyby znały pańskie zamiary

- odcięła się Candra.

- Robię tylko to, co muszę. A tę kolację może przełożymy na inny dzień, kiedy

pani będzie w lepszym nastroju?

background image

Candra udała, że tego nie słyszy.

- Do widzenia, panie Sterne - powiedziała i szybko wróciła na łódź.

Zaskoczona odwróciła się ujrzawszy jego głowę w drzwiach.

- Hej, Candro, mam na imię Simeon. Zapamiętaj to sobie, dobrze? - Z tymi

słowami zniknął.

Od tamtej pory Sterne, jakby się zapadł pod ziemię. Candra nie widziała go

przez kilka następnych dni. Nie dał znaku życia podczas weekendu.

- To mi się nie podoba - powiedziała Candra do George'a Millera w

poniedziałek rano.

Stary przewoźnik uniósł zmęczone, kościste ramiona, żując koniec fajki.

- Zrobił swoje, teraz nic tu po nim - odpowiedział.

- Dziwne - ciągnęła dalej Candra. - Myślałam, że będzie nam wiercił dziurę w

brzuchu dzień w dzień. Czy nie sądzisz, że on coś szykuje?

George pokręcił głową.

- Chyba nie jesteś po jego stronie? - zapytała zjadliwie. George nigdy nie

powtórzył jej, o czym rozmawiał z Simeonem Sterne'em owego dnia, kiedy ich

widziała razem. - Przecież nie darowałeś mu tego, co robi?

- Człowiek musi zarobić na życie.

- Ale żeby po wszystkich staraniach mojego dziadka przebudowywać te

magazyny! Dziadek kupił tę ziemię właśnie dlatego, żeby nic takiego się nie

wydarzyło. Stonely było miłym, sennym zakątkiem. Potem zbudowali domy i

fabryki, a teraz te zmiany. Dla mnie to początek końca. A wyrzucanie nas z

domów jest po prostu obrzydliwe.

- Czas już coś znaleźć - odparł stary. - Dostaliśmy trzymiesięczne

wypowiedzenie.

- Wiem, ale nie zmienia to faktu, że nigdzie w okolicy nie ma cumowiska dla

łodzi mieszkalnych. Tutaj korzystamy z elektryczności, bieżącej wody i

kanalizacji. Boże, jak ja nienawidzę tego człowieka!

Była w bardzo złym nastroju, ale następnego dnia jej gniew wzmógł się w

background image

dwójnasób, dziewczyna odkryła bowiem, że całe nabrzeże po stronie

magazynów zostało ogrodzone drutem kolczastym. Wracając z pracy musiała

solidnie nadłożyć drogi.

George siedział na dziobie swej łodzi i palił nieodłączną fajkę.

- Co się dzieje? Dlaczego on to zrobił? - zapytała Candra.

- Sam chciałbym wiedzieć.

- Dowiem się.

Musiała jednak poczekać do rana. Simeona Steme'a na pewno nie było już w

biurze, a miejsca jego zamieszkania Candra nie znała.

Rano jednak zajęły ją ważniejsze sprawy. Była na wpół ubrana, kiedy od strony

placu ogrodzonego drutami dobiegły ją odgłosy mrożące krew w żyłach: skowyt

pełen bólu i przerażenia, jakby kogoś tam mordowano.

Wypadła na brzeg i przez zadrutowane przejście w starym murze zobaczyła

swoją sukę. Lady wplątała się w zwój kolczastego drutu. Im bardziej się

szarpała, tym bardziej drut ją kaleczył.

- George! Przynieś coś do cięcia drutu - zawołała Candra, wdrapując się na mur.

- Lady jest cała poraniona!

Skye stał w pobliżu, wyraźnie osowiały, kłęby drutu powstrzymywały go przed

podejściem do suki.

Również Candra nie mogła się dostać do Lady. Gruby drut się nie poddawał i z

każdym ruchem suki zdzierał skórę z rąk Candry.

- Leż spokojnie, proszę cię, proszę - błagała Candra. Suka spojrzała na nią

wzrokiem pełnym cierpienia

i na moment zastygła w bezruchu. - Dobra dziewczynka - powiedziała Candra,

wsuwając rękę między druty, żeby pogłaskać Lady i dodać jej otuchy. Ale

wtedy właśnie suka poruszyła się i ramię Candry uwięzło w kolczastej

plątaninie.

- George, gdzie jesteś? - zawołała dziewczyna.

i Stary wyjrzał przez mur. Dostrzegł, co się dzieje i zgroza odmalowała mu się

background image

na twarzy.

- Sprowadź pomoc - szlochała Candra. - Weterynarza, lekarza, wszystko jedno.

Tylko szybko! Pospiesz się! - Ale George był stary i Candra uświadomiła sobie,

ż

e będzie szybciej, jeśli sama się oswobodzi i ściągnie pomoc, nawet gdyby drut

miał jej całkiem rozorać rękę. Zacisnęła zęby, wyrwała ramię i już po chwili

pędziła wzdłuż brzegu.

- Wracaj i miej oko na Lady - zawołała mijając George'a.

Weterynarz przybył w kilka minut po powrocie Candry z pobliskiego pubu, w

którym był telefon. Wyczerpana Lady leżała na boku i patrzyła na swą panią

szeroko otwartymi, pełnymi miłości oczami, jakby pytając, dlaczego nie próbuje

się jej pomóc. Oczy Candry zaszły łzami. Weterynarz ciął drut i wyciągał kolce

z ciała Lady. Mimo iż przedtem suka dostała zastrzyk, nadal bardzo cierpiała.

- Nic nie poczuje - zapewnił weterynarz, ale Candrze nie przyniosło to ulgi.

Objęła ramionami skomlącego obok Skye'a.

- Jak to się stało? - dopytywał się lekarz. Zręcznie uwalniał sukę z drutu, ale i

jemu nie udało się uniknąć zadrapań.

- Nie wiem - odparła Candra - ale sądzę, że przeskoczyła przez mur i wpadła na

zwój drutu. Zwykle w tym miejscu psy się bawią, ale wczoraj pan Sterne

postawił ogrodzenie.

- A ten drut kolczasty pewnie miał być rozciągnięty na murze, bo w robieniu

zapory tej wysokości nie widzę sensu.

- Pewnie ma pan rację.

Weterynarz oswobodził Lady i przeniósł ją przez mur do samochodu.

- Trzeba założyć szwy - powiedział. - Zatrzymam ją w klinice. Jutro będzie

można ją odebrać. A pani również powinna jechać do szpitala.

- Tak zrobię - odparła, spoglądając na krwawiącą rękę.

Skaleczenia Candry nie były głębokie, obeszło się bez szycia. Opatrzono je i po

zastrzyku przeciwtężcowym dziewczyna właściwie mogła iść do pracy. Zamiast

tego zadzwoniła do firmy i wzięła wolny dzień. Chciała się spotkać z pewnym

background image

człowiekiem, chciała, żeby pożałował, że kiedykolwiek o niej usłyszał.

Do firmy Sterne'a wkroczyła pewnym krokiem. Nie rozglądając się przeszła

przez sekretariat, kierując się wprost do gabinetu szefa. Zawodowy uśmiech

zastygł na ustach sekretarki.

- Bardzo przepraszam, ale nie może pani wejść - powiedziała.

- Mogę i wejdę - odparła ostro Candra, stojąc w uchylonych drzwiach gabinetu.

Atak z zaskoczenia nie powiódł się. Gabinet był pusty. Niemal natychmiast

Candra usłyszała jednak szelest papierów przekładanych w przyległym pokoju.

Uśmiechnęła się pod nosem, podeszła do biurka i czekała.

Poprzednim razem obrzuciła gabinet jedynie przelotym spojrzeniem, teraz miała

okazję, żeby się rozejrzeć. Był to pokój imponującej wielkości, na podłodze

rozpościerał się jasny dywan, na ścianie, wyłożonej grubą tkaniną, wisiały

akwarele. Nowoczesne meble i antyki przemieszano beztrosko. Wielkie dębowe

biurko, pokryte patyną wieków, stało prostopadle do ściany, którą niemal w

całości zajmowało okno. Obrotowy fotel za biurkiem miał wytartą tapicerkę i

niewątpliwie był wygodny, pozostałe fotele dostawiono tylko dla celów

praktycznych, nie dla ozdoby. Na innej ścianie rozpościerała się doniczkowa

zieleń.

Candra usłyszała kroki za plecami. Odwróciła się i zobaczyła Sterne'a, który

szedł w jej kierunku, pochylony nad papierami, które trzymał w ręku.

- Panie Sterne - Candra zaczęła mówić ostrym tonem.

Podniósł oczy i uśmiechnął się.

- Candro, jak to miło z twojej strony. Sekretarka nie powiedziała mi, że tutaj

jesteś.

- Nie miała okazji.

- Chciałaś mi zrobić niespodziankę? Co ci się stało? - Urwał, widząc

zabandażowaną rękę dziewczyny.

Jej szeroko otwarte oczy pałały nienawiścią, świeżo umyte włosy rozwiały się w

chwili, gdy energicznie zwróciła głowę w stronę Sterne'a.

background image

- W porównaniu z Lady nic takiego.

- Do diabła z twoim psem - odparł natychmiast Sterne. - Ja się martwię o ciebie.

- No pewnie. I nawet nie przychodzi panu do głowy, że to wszystko stało się z

pana winy.

- Z mojej winy? Przykro mi, Candro, ale nie mam zielonego pojęcia, o czym

mówisz.

- Nie? - spytała z pogardą. - To panu powiem. Ale najpierw niech pan wyjaśni,

po co zostało zrobione ogrodzenie z drutu kolczastego.

- Czy to nie jest oczywiste? - Czarne brwi uniosły się lekko. Spojrzenie

niebieskich oczu przesunęło się wzdłuż ciała dziewczyny.

Candra ze złością odrzuciła w tył głowę.

- Nie jest. Dla mnie ten drut oznacza jedynie, że muszę chodzić o wiele dłuższą

drogą. Czy taki był cel? Chciał pan utrudnić mi życie, żebym nabrała ochoty do

przeprowadzki?

- Czy to nie dziwne - powiedział z cynicznym uśmiechem - ale taka myśl nie

przyszła mi nawet do głowy.

- I ja mam uwierzyć? - zapytała Candra. - Musi pan przecież wiedzieć, że

tamtędy przechodzę.

- Regularnie?

- Tak, zawsze.

- Przykro mi.

- Na pewno nie. Świadomie chciał pan mi zrobić na złość.

- Kosztowny sposób. Czyżbyś naprawdę sądziła, że zadałbym sobie aż tyle

trudu? Ogrodziłem teren z bardzo prostej przyczyny. Nie lubię wandali. Te

magazyny rozbierano cegła po cegle. Chciałbym, żeby coś z nich zostało do

czasu, aż rozpocznę przebudowę.

- A co pan powie o zwojach drutu kolczastego? Jakie miał pan w związku z nimi

plany?

Sterne zmarszczył brwi.

background image

- Drutem kolczastym poleciłem zwieńczyć mur, ale...

- Ale polecenia nie wykonano - wpadła mu w słowo Candra.

Spojrzenie Sterne'a znów zatrzymało się na zabandażowanej ręce Candry.

- Przecież ty nie...

- Właśnie tak - przerwała mu lodowatym tonem. - A Lady w tej chwili operują.

Według mnie pan jest zą to odpowiedzialny i chcę się dowiedzieć, co zamierza

pan w tej sprawie zrobić.

ROZDZIAŁ TRZECI

Niebieskie, zimne oczy Simeona Sterne'a spoczęły na Candrze.

- Gdzie się znajdował ten drut kolczasty? - zapytał.

- Jakie to ma, do diabła, znaczenie, gdzie był?

- zawołała dziewczyna. - Lady na niego wpadła, ja też, i chcę się dowiedzieć, co

pan zamierza w tej sprawie zrobić.

Zmarszczka na czole Sterne'a się pogłębiła.

- Odpowiedz na moje pytanie - powiedział. Candra wzruszyła ramionami.

- Po drugiej stronie muru.

- A jak się tam dostałaś? Przez bramę? Candra potrząsnęła głową.

- Przejście też było zadrutowane - odparła. - Ale to nie ma znaczenia. Pan jest

odpowiedzialny za wypadek i jeżeli Lady zdechnie, podam pana do sądu.

- Bardzo się poraniła?

- Chyba nie. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Nie wiem.

- A więc znajdowała się na cudzym terenie - stwierdził szorstkim głosem.

Oczy Candry zapłonęły. Rozzłościło ją, że Sterne próbuje na nią zrzucić

odpowiedzialność.

- Moje psy zawsze bawią się w tamtym miejscu. Nie są ludźmi i nie rozumieją,

background image

co oznacza drut kolczasty. Lady przeskoczyła przez mur i wylądowała dokładnie

w zwojach pańskiego drutu. A ja mam to

- wyciągnęła zabandażowaną rękę - bo próbowałam sukę wyciągnąć. W końcu

musiałam wezwać weterynarza. Gdyby nie zjawił się szybko, Bóg wie, co

mogłoby się stać.

- I obciążasz winą mnie? - W jego głosie nie było nawet odrobiny współczucia.

- Oczywiście. Wina leży w całości po pańskiej stronie. W żadnym razie nie

powinno się zostawiać drutu w tamtym miejscu.

- Przecież znajdował się na moim terenie. To twój pies był nie w porządku. I ty,

bo go nie pilnowałaś.

- Nie doglądam psów bez przerwy przez cały dzień. Kiedy jestem w domu,

zawsze biegają w pobliżu. Co pan sobie właściwie wyobraża? śe mam je

przywiązać? ' Przez kilka sekund panowała wroga cisza. Szczerze

powiedziawszy, Candra rozumiała, że nie Sterne zawinił, ale mógł przynajmniej

okazać nieco współczucia, a nie wrogość i beznamiętny chłód człowieka, po

którego stronie stoi prawo. Gdyby mogła wymierzyć mu policzek, napluć w

twarz, albo zrobić coś w tym rodzaju, rozładowałoby to jej wewnętrzny gniew.

- Zapłacę rachunek od weterynarza - powiedział Sterne.

- I sądzi pan, że to wszystko załatwi? - zapytała z goryczą w głosie. - Gdyby nie

postanowił pan zbudować Bóg wie czego, nie doszłoby do żadnego wypadku.

- Myślę, Candro, że najlepiej będzie, jeśli stąd pójdziesz - powiedział lodowato.

- Przyślij mi rachunki, zajmę się nimi, ale prace przy magazynach będą

prowadzone. Chciałbym, żebyście wraz z George'em Millerem wyprowadzili się

niezwłocznie. Im szybciej to zrobicie, tym szybciej będę mógł zacząć.

Candra wyprostowała się i spojrzała wprost w zimne Oczy swego rozmówcy.

Stoczyła walkę, nie wyszła z niej jednak zwycięsko.

- Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, panie Sterne - powiedziała - ale mam

wrażenie, że dostaliśmy trzy miesiące na przeprowadzkę. Nie ruszę się stąd aż

do ostatniej minuty ostatniego dnia, a jeśli pan sądzi, że rzucam panu kłody pod

background image

nogi i działam z premedytacją, to niech pan się przyjrzy samemu sobie. śegnam.

Obróciła się na pięcie i doszła już niemal do drzwi gabinetu, kiedy ręka Sterne'a

ciężko opadła na jej ramię.

- Jeszcze chwilę, Candro - powiedział, obracając dziewczynę twarzą do siebie. -

Jeszcze jedno. Zastanawiam się, czy w innych sprawach wykazujesz tyle samo

namiętności, ile w sprawie tej budowy.

Candra zmarszczyła czoło i po chwili zorientowała się, co ma na myśli Sterne.

- O tym to pan się nigdy nie dowie.

- Naprawdę? - Zsunął ręce z ramion dziewczyny na plecy i powoli, lecz

bezlitośnie zaczął ją przyciągać do siebie.

- Ty łobuzie! - krzyknęła, bez powodzenia próbując kopnąć go w kostkę.

Powinna była się domyślić, do czego wszystko to zmierza i wyjść o wiele

wcześniej.

- Odpręż się, Candro. - Jego głos brzmiał teraz miękko, hipnotycznie. - Uważaj,

ż

ebyś nie uraziła się w rękę.

Mocno przycisnął dziewczynę do siebie, wsunął rękę w gęste włosy i odchylił

jej głowę do tyłu, tak że musiała spojrzeć prosto na niego. Druga ręka Sterne'a

przylgnęła do jej pleców na wysokości krzyża.

Serce mężczyzny biło nierówno, podobnie, jak jej własne, ale Candrze zdawało

się, że z całkiem innego powodu. Jego podniecała myśl o pocałunku, w niej nie

było nic poza zimną furią. Jeśli sądził, że w ten sposób osłabi jej upór, to

popełniał olbrzymią omyłkę.

Zaczął pochylać głowę z tą samą nieubłaganą powolnością, z jaką przedtem

przyciągał Candrę do siebie. Dziewczyna próbowała się uwolnić, ale jej wysiłki

spełzły na niczym. Kiedy zaś usta Sterne'a

I spoczęły w końcu na jej wargach, poczuła, przeszywający ją dreszcz. Chętnie

wmówiłaby sobie, że wywołała go odraza, w głębi serca wiedziała jednak, ' że

wcale tak nie jest. Miała do czynienia z bardzo zmysłowym i ponętnym

mężczyzną, wobec którego nie mogła pozostać obojętna.

background image

Pilnowała się, żeby nie stracić panowania nad sobą, chciała udowodnić mu jego

omyłkę, ale kiedy usta Sterne'a poruszyły się, a czubek języka zaczął delikatnie

otwierać jej ściśnięte wargi, kiedy zaczął przesuwać ustami po jej twarzy,

czubku nosa i kącikach oczu, drażnić płatki uszu i kark poniżej kaskady włosów,

Candra zaczęła bezwiednie reagować na tę pieszczotę. Rozluźniła się, ale była

bierna. Pozwalała na pocałunki, ale ich nie odwzajemniała. Nie, na coś takiego

nie pozwoliłaby sobie nigdy. Sterne stosował swoisty szantaż, byłby jednak

ś

lepy, gdyby sądził, że jego taktyki nie przejrzała.

Nie zmieniało to faktu', że mężczyzna, który ją obejmował, znał się na tym, co

w tej chwili robił. Serce Candry szaleńczo łomotało. Powstrzymywała się

ostatkiem woli, by nie zacząć go całować. Byłoby to wręcz niewybaczalne.

Otechnęła nieco, gdy Sterne uniósł głowę, chociaż uścisku nie zwolnił.

- Moje gratulacje - powiedział. Candra zmarszczyła czoło.

- Jak długo jeszcze wytrzymałabyś? - W głosie mężczyzny zabrzmiała drwina. -

A może powinniśmy robić to dalej? Jeśli ja...

Jego usta znów musnęły wargi dziewczyny, ale tym razem Candra była na to

przygotowana.

- Ty łobuzie! - krzyknęła. Odnalazła nowy zapas sił, który pozwolił jej wyrwać

się z objęć Sterne'a. - Czy naprawdę myślisz, że odpowiedziałabym na twoje

pieszczoty? Jeśli chcesz znać prawdę, to wiedz, że skóra mi od nich cierpnie.

- Myślę, że kłamiesz. - Uśmiechnął się bezczelnie.

- Może dla uratowania własnej twarzy? Nie ma przecież nic złego w tym, że

kobieta odpowiada na pieszczoty mężczyzny.

- Ale nie wtedy, kiedy tym mężczyzną jest pan.

- Mamy wprawdzie różne poglądy na temat prac budowlanych, nie oznacza to

jednak, że pod innymi względami do siebie nie pasujemy.

- Czyżby? - spytała, z niesmakiem unosząc brwi.

- Jeśli w ten sposób chce pan załatwić swój interes, to wybrał pan

nieodpowiedni obiekt. Ja będę walczyć do ostatniego tchu.

background image

- Świetna dziewczyna z ciebie! - Uśmiechnął się szeroko, zupełnie nie

zniechęcony ostrymi słowami Candry.

- Uważam, że robi pan paskudne rzeczy na ziemi mojego dziadka.

- To już nie jest ziemia twojego dziadka — przypomniał jej.

- Ale ma ją pan po nim. Kupił ją pan od mojego wuja, który powinien był

powiedzieć, jakie zamysły miał dziadek, i nie wypuszczać z własnych rąk tego

terenu bez klauzuli potwierdzającej przeznaczenie go na rezerwat przyrody.

- A może powinnaś to wszystko powiedzieć wujowi?

- On jest równie wredny jak pan. Chodziło mu wyłącznie o szybkie zdobycie

pieniędzy. A pana, zdaje się, interesuje to samo.

- Zwykle z tego właśnie powodu ludzie zajmują się biznesem - odparł Sterne bez

zająknienia.

- Ale żeby budować i przystań, i restaurację?

- zapytała. - Czy to nie lekka przesada? Nie podoba mi się żaden z tych

pomysłów, sądzę jednak, że przystań przynajmniej nie żatruje nikomu życia.

- Łodzie, które się wynajmuje, trzeba w zimie konserwować i malować, a wtedy

nie przynoszą żadnego zysku. Chcę żeby ten teren był wykorzystany. Miasto

rośnie, a w tej chwili jest w nim niewiele atrakcji. Zobaczysz, restauracja będzie

się cieszyła wielkim powodzeniem. Ludzie lubią siedzieć i spoglądać na wodę.

Znalazłem tutaj idealne miejsce. Czegoś takiego szukałem już od dawna.

Candra miała dość tej rozmowy.

- Najlepiej zrobię, jak sobie pójdę - powiedziała. Widzę, że nic nie osiągnę.

Simeon Sterne miał gotową odpowiedź na wszystko. Candra rozumiała jego

punkt widzenia, chociaż niechętnie się do tego przed samą sobą przyznawała.

Nie mogła jednak się z tym pogodzić, przenigdy. Oznaczałoby to, że zawiodła

zaufanie dziadka.

Energicznie podeszła do drzwi, rzucając Sterne'owi ostatnie, wyniosłe

spojrzenie. Jego uśmiechnięta twarz stanowiła obelgę nie do zniesienia.

Wychodząc trzasnęła drzwiami, wprawiając w osłupienie sekretarkę.

background image

Po wyjściu na zewnątrz ugięły się pod nią nogi. Oparła się o ścianę budynku. Tę

słabość spowodował nie tyle ostry zatarg ze Sterne'em, ile jego pocałunek. Od

ś

mierci Craiga Candra przez wiele lat trzymała uczucia na wodzy. A teraz to

ohydne indywiduum musiało nagle zaleźć jej za skórę. Jeszcze jeden typ, który

uwielbiał wydawać rozkazy, podobnie jak jej ojciec, brat czy Craig.

- Długo cię nie było - powitał dziewczynę nad wodą strapiony George Miller.

- Po wyjściu ze szpitala poszłam do Sterne'a. Chciałam mu dać nauczkę.

- To nie była jego wina - odparł George z ponurą miną.

- Nie omieszkał tego podkreślić - odpowiedziała Candra. - Ale przynajmniej

wyrzuciłam to z siebie.

- Kłopot polegał na tym, że dziewczyna nie poczuła się ani trochę lepiej. - Jak

myślisz, czy powinnam iść i zobaczyć, co się dzieje z Lady?

George wyjął fajkę z ust i pokręcił głową.

- Lepiej zostaw ją w spokoju. Na pewno dostała środki znieczulające.

- Wobec tego zadzwonię. Zaraz wrócę. Weterynarz uspokoił ją, że mimo

pokaźnej liczby

szwów suka powinna szybko dojść do siebie. Po lunchu Candra wzięła Skye'a

na długi spacer. Przystanęła nad kanałem, przyglądając się łodzi, która właśnie

przedostawała się przez śluzę. Przy śluzie stał biały domek należący do dozorcy.

Zaskoczona, zobaczyła na nim tabliczkę z napisem „Na sprzedaż". Candrze

ż

aświatł pomysł. Wracając postanowiła, że na razie nic nie powie George'owi,

najpierw dowie się o cenę. George miał piękną łódź, łatwo mógł za nią uzyskać

pieniądze potrzebne na zakup domku. Sama mogłaby przy śluzie przycumować!

Po powrocie zamknęła Skye'a na łodzi. Idąc zauważyła, że drut kolczasty został

już rozciągnięty na murze. Gdyby ludzie Sterne'a zrobili to jak należy o dzień

wcześniej, Lady nie leżałaby teraz w klinice.

W agencji pośrednictwa nadzieje Candry się rozwiały. Ucieszyła się, że nie

powiedziała George'owi o domku. Cena była obłędnie wysoka.

Wieczorem przyszedł w odwiedziny Andrew.

background image

- Co się stało? - spytał z troską, widząc zabandażowaną rękę dziewczyny.

Wyjaśniła mu. - O Boże

- powiedział. - Widziałem to ogrodzenie.

- Podobno postawiono je, żeby chronić teren przed wandalami - wyjaśniła

rozgoryczona Candra.

- Albo po prostu dlatego, że rozpoczęto tam prace. Paru ludzi już kopie jakieś

rowy;

- Czy jesteś pewny? - spytała dziewczyna, marszcząc brwi.

- Absolutnie.

- Przecież nie wolno Sterne'owi zaczynać budowy. Jeszcze nie minął nasz

trzymiesięczny okres na przeprowadzkę.

- Nie sądzę, żeby taki drobiazg go powstrzymał. Na pewno chce wykonać

większą część pracy przed zimą.

- Rano nic mi nie powiedział - złościła się Candra.

- Widziałaś go?

- Pewnie. Poszłam mu powiedzieć o wypadku z drutami.

- Mam wrażenie, że im szybciej się stąd wyniesiesz, tym lepiej.

- Nie ma mowy. Nie pozwolę, żeby Simeon Sterne mnie zastraszył. Bez

wątpienia przysłał tutaj kopaczy, chcąc mnie spłoszyć.

- Posłuchaj, Candro, stoisz na straconej pozycji.

- Może. - Wzruszyła ramionami. - Ale akurat ta sprawa ma dla mnie ogromne

znaczenie. Mimo, że dziadek nie jest już właścicielem ziemi, czuję, że ta sprawa

dotyczy mnie osobiście. Nie wycofam się na pewno.

Okazało się, że Andrew zna jednego z właścicieli firmy, która sprzedaje domek

przy śluzie.

- Porozmawiam z nim i dowiem się, o ile, jego zdaniem, właściciel jest skłonny

opuścić cenę.

- Będę ci wdzięczna - odparła Candra.

- Mimo wszystko mam wątpliwości, jak poradziłabyś tam sobie w zimie, kiedy

background image

nie można pływać łodzią.

- Musiałabym jeździć autobusem. A może właściciele pobliskiej farmy pozwolą

mi trzymać u nich samochód. Nie ma trudności nie do pokonania. Mieszkanie

przy śluzie może być nawet zabawne.

- Czy George ma rodzinę?

- śonatego syna, który odwiedza go dwa razy w tygodniu. Stara się namówić

George'a. żeby przeprowadził się do nich, ale stary przewoźnik nie chce odejść

znad kanału. Dlatego ten domek byłby dla niego idealny.

Następnego ranka Candra odebrała Lady. Zaskoczyło ją, że suka jest aż tak

poraniona. Wygolonych placków skóry, na których założono szwy, było więcej

niż futra. Lady podeszła do swej pani machając serdecznie ogonem, ale nie

okazała ani śladu zwykłej żywiołowości. Candra omal się nie rozpłakała.

Zamiast wrócić na łódź, zawiozła sukę do rodziców, żeby zajęli się nią dopóty,

dopóki nie wydobrzeje. Dziewczyna czuła, że podczas jej nieobecności Lady

może sobie porozrywać szwy.

- śałuję, że wuj Jack sprzedał tę ziemię Simeonowi Sterne'owi - powiedziała do

matki Candra. - Inaczej nie zdarzyłoby się nic złego. Czy nie mogłaś go

namówić, żeby zastosował się do życzeń dziadka?

- Znasz przecież wuja. - Matka wzruszyła ramionami. - Nigdy nie interesował

się ochroną przyrody. A ojciec mówi, że nie rozumie, o co robisz tyle hałasu.

Stonely już nie jest małym, sennym miasteczkiem i trzeba się z tym pogodzić.

Innymi słowy, matka nawet nie próbowała namówić Jacka do wprowadzenia do

umowy klauzuli o przeznaczeniu terenu na rezerwat przyrody. Ojciec przekonał

ją, że budowa jest nieunikniona, Zawsze narzucał innym swoje poglądy, Candra

wiedziała o tym z własnego doświadczenia.

W biurze odwiedził ją Andrew, ale nie miał dobrych wiadomości.

- Przykro mi, Candro, ktoś już złożył ofertę na ten domek, i to niezbyt

odbiegającą od ceny wywoławczej.

- Aż trudno uwierzyć - westchnęła Candra - że ktoś chce zapłacić tyle pieniędzy.

background image

- Widocznie go na to stać - Andrew wzruszył ramionami.

Candra była bardzo rozczarowana. Marzenia, które snuła przed zaśnięciem,

ulotniły się.

Każdego popołudnia po powrocie z pracy Candra spodziewała się zastać ludzi

Simeona Sterne'a zajętych karczowaniem i równaniem terenu, ale dzień w dzień

obraz był ten sam. Nie potrafiła pojąć, co robią kopacze.

W tydzień później ruch zaczął się na dobre. Przyszedłszy z biura, znalazła

„Cztery pory roku" pokryte warstwą pyłu. George siedział na pokładzie swojej

łodzi, jak zwykle z fajką w ustach, i spoglądał ponuro.

- Nie wolno Sterne'owi jeszcze nic robić na tym terenie - zaperzyła się Candra. -

Wyznaczony nam termin jeszcze nie minął. Jutro pójdę do niego.

Nie musiała jednak tego czynić, gdyż Sterne sam przyszedł do niej. Pojawił się

akurat wtedy, kiedy Candra z umytymi włosami wyszła spod prysznica. Poczuła,

jak łódź zakołysała się pod ciężarem człowieka wchodzącego na pokład, i

usłyszała szorstki głos Sterne'a wołający jej imię.

- Jestem tutaj - odezwała się. - Proszę wejść. Właśnie chciałam się z panem

zobaczyć.

- Tak przypuszczałem. - Miał na sobie sportowe beżowe spodnie i kremową

koszulę. Skye podbiegł natychmiast do przybysza i zaczął go lizać po ręce.

- Co to wszystko ma znaczyć? - spytała Candra, wskazując ręką magazyny.

- Zaczynamy pracę.

- To widzę. I nie ma dla pana znaczenia, że przy okazji zasypuje pan pyłem

moją łódź, również wewnątrz, bo okna zostawiam otwarte ze względu na Skye'a.

- Wyraźnie cię ostrzegałem - odparł, wzruszając ramionami.

- Wymówił mi pan cumowisko - rzuciła ostro. - Termin wymówienia jeszcze nie

upłynął. Łamie pan prawo. - Candra starała się nie zauważać jego zmysłowych

ust.

- Nie sądzę - powiedział Sterne z irytującym uśmiechem. - Złamałbym prawo,

gdybym próbował usunąć cię silą. Na moim własnym terenie mogę jednak

background image

rozpocząć pracę.

- I zamierza pan postępować w ten sposób, dopóki nie zostanę zmuszona do

przeprowadzki, bo nie będę mogła wytrzymać?

- Ogólnie rzecz biorąc, na tym polega mój pomysł -przyznał.

- Bardzo zręcznie - powiedziała - ale nie wziął pan pod uwagę mojej woli

przetrwania. Kiedy i zapuszczę gdzieś korzenię, nic i nikt mnie nie ruszy.

- To ciekawe. Czy mogę usiąść?

- Nie - odburknęła. - Nie mam panu nic więcej do powiedzenia.

- Naprawdę trudno mi zrozumieć - stwierdził Sterne siadając mimo zakazu -

dlaczego jest pani taka uparta, skoro w końcu i tak dojdzie do przeprowadzki.

Candra spojrzała na niego z nienawiścią.

- Dla zasady, a tego pan oczywiście nie jest w stanie zrozumieć.

- Masz o mnie złą opinię.

- A cóż w tym dziwnego? Nie czyni mi pan uprzejmości. Jak do tej pory tylko

rujnuje pan życie mnie i kilkunastu innym osobom.

- Nikt nie narzekał tak głośno, jak ty.

- Bo nikt nie odczuł tak silnie tej rażącej niesprawiedliwości. Mój dziadek

przewraca się w grobie.

- Czy dostałaś rachunek od weterynarza? - Sterne zmienił temat.

Candra ściągnęła kartkę z półeczki na listy i w milczeniu mu podała. Wsunął ją

do kieszeni, nawet nie oglądając.

- Dopilnuję, żeby zapłacono - powiedział. Dziewczynę kusiło, żeby rachunek

uregulować samej,

ale rozsądek nakazywał tego nie robić. Wina leżała przecież po stronie Sterne'a.

Gość rozejrzał się po kabinie,

- Gdzie jest Lady? - zapytał.

- U rodziców. Bardzo ucierpiała. Nie mogę zostawić jej tutaj bez opieki.

- Czy Skye tęskni za nią? Candra skinęła potakująco głową.

- Jak długo Lady będzie dochodzić do siebie?

background image

- Rany się zabliźniają, ale do całkowitego wyzdrowienia potrzeba kilku tygodni.

- Chętnie bym ją obejrzał. Candra się skrzywiła.

- To zbędne.

- Nie chcesz? Skoro twierdzisz, że to moja wina, chciałbym zobaczyć, co się

naprawdę stało.

- śeby mógł pan twierdzić, że przesadzam? - spytała gniewnie.

- A przesadzasz?

- Nie.

Roześmiał się, widząc jej defensywną postawę.

- Czemu nie usiądziesz?

- Czekam, aż pan sobie pójdzie.

- Myślałem, że mógłbym spędzić z tobą wieczór - powiedział znienacka. -

Oczywiście, jeżeli nie masz innych planów. - Spojrzał na zmierzwione, mokre

włosy dziewczyny i bawełniany szlafrok, który pospiesznie narzuciła na siebie. -

Szykowałaś się do wyjścia?

Candra przecząco pokręciła głową. — To dobrze.

- Nie pojmuję, co pan chce na tym zyskać - powiedziała. - Zdania na temat

przeprowadzki nie zmienię.

- Będę przez parę godzin w towarzystwie ładnej kobiety.

- Aż trudno uwierzyć, że cierpi pan na brak damskiego towarzystwa. - Candra

zmierzyła Sterne'a pogardliwym spojrzeniem.

- To prawda - przyznał - ale żadna ze znanych mi kobiet nie intryguje mnie tak

jak ty.

Candra miała uczucie, że tej wizycie towarzyszy jeszcze inny ukryty motyw, nie

tylko chęć spędzenia z nią czasu. Była ciekawa, o co chodzi.

- Pójdę zrobić z sobą porządek - powiedziała. - W kredensie jest whisky, a jeśli

woli pan herbatę, można postawić czajnik na gazie.

- Napiję się szkockiej - powiedział Sterne z promiennym, niemal triumfalnym

uśmiechem.

background image

Candra natychmiast pożałowała swej zgody na przedłużenie tej wizyty.

Wyciągnęła butelkę i szklankę i posunęła je w kierunku gościa.

- Zaraz wrócę.

- Nie musisz się spieszyć - odparł, nalewając sobie szczodrze whisky.

Candra zamknęła drzwi do sypialni. Włożyła żółtą lnianą spódnicę i kremową

jedwabną bluzkę z krótkimi rękawami i dekoltem. Przeczesała włosy, ale nie

zawracała sobie głowy makijażem. Na Simeonie Sternie nie miała zamiaru

zrobić wrażenia.

Kiedy wróciła do saloniku, gość wyglądał na odprężonego. Skye leżał zwinięty

w kłębek u jego stóp. Sterne zajmował większą część małej kanapy, Candra

postanowiła usiąść na jednym z dwóch foteli stojących po drugiej stronie.

- Nie napijesz się ze mną? - zapytał.

- Raczej nie. Rzadko pijam alkohol, chyba że podejmuję gości.

- A co teraz robisz? - spytał z rozbawieniem.

- Mam nieproszonego gościa - odparła Candra. Pociągnął łyk ze szklaneczki, nie

spuszczając oka

z dziewczyny.

- Szkoda, że tak się na mnie boczysz. Moglibyśmy stać się przyjaciółmi.

- Czyżby? - spytała. - To przecież niemożliwe, wiem, kim pan jest.

- Wrogiem - przyznał ponuro.

Sterne wypełniał całą przestrzeń w kabinie. Chcąc uniknąć zetknięcia z

wyciągniętymi nogami przybysza, Candra musiała schować stopy pod fotelem.

Nie było tutaj dla niego miejsca i dziewczyna żałowała, że pozwoliła mu zostać.

Poczuła zapach jego płynu po goleniu i to mimo woli przypomniało jej chwilę,

w której przyciskał ją do swego jędrnego, muskularnego ciała.

- Jak długo masz tę łódź? - spytał Sterne.

- Dwanaście miesięcy - odparła, przenosząc wzrok na jego twarz.

- Dziwaczny pomysł.

- Nie sądzę. Mój dziadek ze strony ojca był przewoźnikiem, a odziedziczył to

background image

zajęcie po własnym ojcu. Również mój ojciec pływał na statkach rzecznych już

jako chłopiec. Wiem wszystko na temat łodzi, umiem manewrować nimi jak

mężczyzna.

- Moje uznanie - stwierdził Sterne. - Myślałem, że kupiłaś łódź, bo taka była

moda.

- Teraz pan wie i może wreszcie zrozumie, dlaczego tak się zapieram. Nie

chodzi tylko o przebudowę nabrzeża. Od kiedy pamiętam, zawsze chciałam

mieszkać na łodzi.

- Nie ma powodu, żebyś z tego rezygnowała.

- Ale ja chcę zostać tutaj, właśnie tutaj! - wykrzyknęła Sandra.

- Jesteś najbardziej nierozsądną kobietą, jaką spotkałem - powiedział z

chłodnym błyskiem w oczach.

- Ja uważam inaczej, panie Sterne. Po prostu bronię własnych interesów.

- To rozumiem, ale nie wtedy, kiedy wynik jest z góry przesądzony. Powiedz,

jaką różnicę ci sprawi, że wyprowadzisz się stąd za kilka tygodni, a nie jutro?

- Po prostu - odparła zapalczywie Candra - będę miała tę satysfakcję, że

zrobiłam wszystko co mogłam dla powstrzymania pańskich planów.

- Nic ani nikt mnie nie powstrzyma - oznajmił niezłomnie.

- Ale na pewno mogę panu zatruć życie.

- Albo sobie - odciął się z rozbawieniem. - Dzisiaj masz dopiero przedsmak

tego, co się będzie działo. Chmury pyłu na pewno się nie zmniejszą.

- Już się pan cieszy, prawda? - zapytała dziewczyna.

- Z pewnością nie będę miał nudnego życia - odparł, unosząc muskularne

ramiona.

Było w tym wiele prawdy. Również Candra nie nudziła się ani przez chwilę, od

kiedy usłyszała nazwisko Sterne. Musiała też przyznać, że był ciekawym

kompanem, od dawna już nie czuła się tak ożywiona. Reagowała całym ciałem

na bliskość tego mężczyzny.

- Czy nigdy nie masz ochoty wyjść za mąż? - zapytał nagle.

background image

Candra zrobiła wielkie oczy, zaskoczona zmianą tematu. Zupełnie, jakby Sterne

ś

ledził jej myśli.

- Najmniejszej. Nie przepadam za mężczyznami.

- A co z tym facetem, którego już tutaj spotkałem? Kim jest dla ciebie?

- Nikim. Kariera zawodowa jest dla mnie ważniejsza niż małżeństwo.

- Och, zapomniałem o twoich ambicjach.

- I oczywiście nie aprobuje pan ambicji u kobiet.

— Candra rzuciła mu jeszcze jedno drwiące spojrzenie i wyszła do kuchni

postawić czajnik na gazie. Sterne wstał i poszedł za nią. Czy napije się pan

kawy?

- spytała, wsypując do filiżanki łyżeczkę neski.

- Nie, dziękuję. Dlaczego sądzisz, że nie aprobuję?

- To widać - oświadczyła.

- Z czego to wynika?

- Choćby z pana nieprzychylnego stosunku do mnie.

- Czy kiedykolwiek dawałem temu wyraz?

- Właściwie nie, ale to się czuje.

- Może powinnaś wziąć lekcję psychologii, Candro. Mam nieprzychylny

stosunek nie do ciebie, lecz do twojej postawy.

- Co za różnica?

- Sądzę, że w głębi, za tą chłodną, ochronną fasadą, kryje się kobieta pełna

ciepła i namiętności.

- Naprawdę? - zapytała Candra.

- Jestem tego pewien.

- Czy zamierza pan pokonać owe wewnętrzne bariery i odkryć moje prawdziwe

„ja"?

- To byłoby interesujące - odparł.

- To byłaby czysta strata czasu. Nie jestem zainteresowana znajomością z

panem, bez względu na jej charakter.

background image

- Czy z powodu tego, co robię?

- Z powodu tego, jak mnie pan dręczy.

Sterne wstał i zaczął iść w kierunku Candry. Jego oczy zwęziły się.

Poczuła się niewyraźnie. Czyżby go sprowokowała? Ręce Sterne'a opadły jej na

ramiona i sunąc ku górze, zatrzymały się na szyi. Zamarła z szeroko otwartymi

oczyma, nie zrobiła żadnego ruchu. Patrzyła mężczyźnie prosto w oczy, jak

zahipnotyzowana.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Pocałował ją. Jego wcześniejsza łagodność gdzieś zniknęła i teraz Sterne ściskał

Candrę mocno, prawie do bólu. Nie mogła się poruszyć, ani wydobyć z siebie

choćby słowa. Czuła, że budzi się w niej pragnienie, że podświadomie oczekuje

dalszych pieszczot. Jeszcze chwila a całkiem mu ulegnie. Przestraszyła się.

Zaczęła się szarpać i wyrywać. Wreszcie zdołała się uwolnić.

- Ty łobuzie! - krzyknęła. Jej oczy płonęły gniewem, pierś falowała. Próbowała

odzyskać panowanie nad sobą.

- A ty jesteś dzikuską - powiedział. - Zachowujesz się jak rozzłoszczona kocica.

- A czyja to wina?

- Czyżby skrzywdził cię jakiś mężczyzna? Candra rzuciła się do wyjścia z

kabiny, z furią

otworzyła drzwi na oścież.

- Nic ci do mojego prywatnego życia! Wynoś się!

- Przyznaj, że mam rację. To wszystko przez mężczyznę.

- Co wszystko? - zapytała zaczepnie Candra.

- Twoja nienawiść do całego rodu męskiego. Twój sprzeciw budzi nie to, co

robię, lecz sam fakt, że jestem mężczyzną.

- Nie pochlebiaj sobie.

background image

- Wiesz chyba, że stoisz na straconej pozycji. W obu przypadkach.

- Co to ma znaczyć?

Sterne uśmiechnął się i delikatnie dotknął dłonią policzka dziewczyny.

- Nic poza tym.

Candra z trudem przełknęła ślinę. Oparła się pokusie odepchnięcia jego ręki,

czuła, jak bardzo przyspieszony jest jej puls.

- Może sprawia ci przyjemność zaprzeczanie, że jakiś mężczyzna robi na tobie

wrażenie - powiedział. Spojrzenie Sterne'a przenikało ubranie dziewczyny,

niemal dotykając jej rozgrzanej skóry. - Ale jeśli będziesz reagowała tak, jak

reagujesz, to kto wie? Może właśnie ja sprawię, że zapomnisz o ambicjach i

staniesz się w pełni kobietą.

- Czyżbyś sugerował, że teraz nią nie jestem? - zapytała Candra. Arogancja

Simeona ją zdumiewała.

- Wyglądasz jak kobieta - odparł z cynicznym uśmiechem - jak bardzo

atrakcyjna kobieta, nawet odczuwasz i pachniesz jak kobieta, ale to wszystko.

- Uważasz, że nie potrafię być kobieca? Po prostu nie mam czasu na kontakty z

mężczyznami.

- Na miłość zawsze jest czas, Candro.

- Nie jestem tego pewna. Z moich obserwacji wynika, że mężczyzn uszczęśliwia

jedynie rozkazywanie niższej, kobiecej rasie. Mam tego po uszy. Teraz sama

decyduję o sobie i nie zamierzam nic zmieniać.

- Opowiedz mi o sobie - poprosił.

- Po co?

- Może wtedy zrozumiem cię lepiej.

- A czy zmienisz zdanie i pozwolisz mi zostać?

- O tym nie ma mowy - odpowiedział Simeon.

- Nie będzie więc mowy o moim prywatnym życiu.

- Przecież wiesz, że nie wszyscy mężczyźni są ulepieni z tej samej gliny.

Większość z nas woli okazywać kobietom miłość i szacunek.

background image

- Mówisz, oczywiście, o sobie - zakpiła. Cień przesunął się po jego twarzy.

- Takie jest życie.

Candra nie uwierzyłaby mu za nic. Od kiedy się spotkali, bez przerwy próbował

wydawać jej polecenia. Pomyślała, że może powinna wyjaśnić, dlaczego jest tak

bardzo przeciwko niemu i mężczyznom w ogóle.

- Masz wiele z mojego ojca, wiesz? On też próbował kierować moim życiem.

Brat tak samo. Zawsze słuchałam go bez mrugnięcia okiem. Ale to się

skończyło.

- Może nie powinnaś ich potępiać, lecz czuć wdzięczność, że wyrobili w tobie

silny charakter.

- Nie tylko oni - powiedziała Candra. - Miałam chłopaka. I on także próbował

mi mówić, co mam robić. Zawsze musiałam dostosowywać się do niego.

Kompromisy nie wchodziły w grę. Byłam zresztą zbyt zakochana, żeby o nie

walczyć. Stopniowo zaczęłam dostrzegać jego egoizm. Kiedy zażądał, żebym

rzuciła wszystko i poszła za nim, odmówiłam. Powiedziałam, że mam dość

bycia niewolnicą.

- Czy jeszcze kiedyś się z nim spotkałaś? - Simeon słuchał zwierzeń dziewczyny

z kamienną twarzą.

- Nie. - Przełknęła ślinę. - Tego samego dnia zginął w wypadku. Naturalnie

czułam się winna, byłam zrozpaczona, ale właśnie wtedy przysięgłam sobie, że

nigdy więcej nie pozwolę żadnemu mężczyźnie zawładnąć moim życiem. I w

tym zamiarze trwam. A teraz, skoro już wszystko wiesz, idź sobie.

- Jeśli chcesz...

- Owszem/

- Wobec, tego dobranoc, Candro. - Zanim zdołała go powstrzymać, ujął jej

twarz w dłonie i przycisnął wargi do czoła. - Dobranoc, dumna przyjaciółko.

Dziękuję za wyjaśnienie, dlaczego tak bardzo mnie zwalczasz. Mimo wszystko

myślę, że nie masz racji. Jak już mówiłem, nie wszyscy mężczyźni są tacy sami.

Odszedł, nim zdążyła odpowiedzieć.

background image

Z każdym dniem warstwa pyłu na łodzi robiła się grubsza. Sprzątanie straciło

wszelki sens. Lady prawie wydobrzała i Gandra przywiozła ją do domu. Suka

biegała wzdłuż kanału wraz ze Skye'em, oba zwierzaki cieszyły się, że znów są

razem. Ale dni pobytu Candry na kanale były policzone. Zaczął się ostatni

tydzień. Wkrótce potem dziewczyna spotkała George'a Millera. Miał na twarzy

szeroki uśmiech.

- Co się stało? - spytała. - Znalazłeś dla siebie miejsce?

- Syn odkrył stary domek nad śluzą. Był do wynajęcia. Jutro się przenoszę.

Candra była zdziwiona, ale ucieszyło ją to rozwiązanie. Miała też nadzieję, że

sama zrealizuje pierwotny plan. Następnego dnia okazało się jednak, że na

odcinku przy śluzie kanał jest zbyt wąski i zarząd nie zgodzi się na urządzenie

tam cumowiska. Ostatnia nadzieja prysła jak bańka mydlana.

O północy z niedzieli na poniedziałek mijał termin wymówienia. Candra nie

widziała Simeona Sterne'a od wspólnie spędzonego wieczoru. Nie zdziwiła się,

gdy ostatniego popołudnia zobaczyła go, jak zbliża się długimi krokami.

Dziewczyna wiedziała, że postępuje nierozsądnie, skoro jednak prowadziła

wojnę nerwów, zamierzała bez względu na okoliczności pozostać na miejscu

niemal do północy. Potem chciała odpłynąć i przycumować na dzień lub dwa

przy brzegu, wzdłuż którego biegła ścieżka. Wszystko wskazywało na to, że

rzeczywiście będzie musiała opuścić Stonely. Nienawidziła myśli, że ją do tego

zmuszono, toteż nie powitała przyjaźnie Simeona, którego głowa pojawiła się w

drzwiach. Zamiast zaprosić go do środka łodzi, wyszła na pokład.

- Masz jeszcze siedem godzin, Candro. Czy zamierzasz odpłynąć po ciemku? -

Jeszcze nigdy lodowaty błękit jego oczu nie wzbudził w niej tyle niepewności.

- Odpłynę, kiedy przyjdzie czas - powiedziała przez zaciśnięte zęby.

- Jesteś przygotowana do odpłynięcia?

- Prawdę mówiąc, nie.

- To śmieszne.

Pożałowała, że Simeon stoi tuż obok niej. Reagowała na bliskość jego ciała. Od

background image

czasu ostatniego pocałunku bez przerwy była pod wrażeniem Sterne'a.

- O ósmej rano robotnicy mają zburzyć mur. Wykop po drugiej stronie jest już

gotowy. Można zacząć prace nad wejściem do przystani. - Candra słuchała

zdumiona. - Proponuję więc, żebyś odpłynęła teraz.

- W tej sytuacji nie mam wyboru - odparła Candra, wzruszając ramionami z

pozorną beztroską. - Szkoda, że nie powiadomiłeś mnie wcześniej o stanie

robót.

- Chcesz powiedzieć, że wzięłabyś to pod uwagę?

- Nie wypływałabym stąd o tak późnej porze.

- Dokąd zamierzasz teraz się wybrać?

- Przycumuję gdzieś za śluzą. Nigdzie blisko nie znajdę chyba cumowiska.

Bardzo mi to utrudni dojazd do pracy, ale jakoś przeżyję.

- Oferta mojego przyjaciela wciąż jest aktualna. Candra wiedziała, że nie ma

wyboru.

- Gdzie on mieszka? - zapytała.

- Pokażę ci.

Była to ostatnia rzecz, której chciała. Ten człowiek irytował ją ponad wszelką

miarę.

- Po prostu powiedz, gdzie to jest.

- Najlepiej będzie, jeśli wejdę na łódź i stanę za sterem.

- Jak daleko trzeba płynąć? - spytała wrogo.

- Ponad kilometr.

Candra najchętniej wrzuciłaby faceta do kanału. Czy jej wynurzenia podczas

ostatniego spotkania nie miały dla niego najmniejszego znaczenia? Czy nie

zrozumiał, że stawia ją w sytuacji, której za wszelką cenę starała się uniknąć?

Candra zapaliła silnik. Oparła się pokusie, żeby odpłynąć bez niego. Nie

wiedziała przecież dokąd. Mężczyzna stanął obok niej na rufie i Candrze

wydawało sie, że przypatruje się uważnie każdemu jej ruchowi. Wkrótce

znaleźli się wśród całkiem odmiennych, wiejskich krajobrazów.

background image

- Zręcznie manewrujesz łodzią - powiedział po pewnym czasie.

A to dopiero komplement! Candra spiorunowała go wzrokiem. k Przecież

mówiłam ci, że ćwiczyłam to od dziecka.

- Rzeczywiście. Zaczęłaś, kiedy tylko wyrosłaś z pieluch. Szkoda, że tego nie

widziałem.

- W porządku, przesadziłam. Ale nie powinieneś mnie traktować jak idiotkę.

- Wtedy cię nie znałem.

- A teraz mnie znasz? - zapytała Candra.

- Prawdopodobnie nie do końca, ale przecież mamy czas.

- Wątpię - odparła, obrzucając go ostrym spojrzeniem. - Nie podoba mi się, że

narobiłeś mi tyle kłopotów i nie zamierzam się z tobą więcej spotykać.

- Tego się raczej nie uniknie - powiedział Simeon.

- A to czemu? - Raptownie zmarszczyła brwi.

- Bo... - Urwał, gdyż dopłynęli do miejsca, gdzie kanał zakręcał. Wskazał na

wprost. - Przybij do brzegu przy tej kępie drzew. - Wrócił do poprzedniego

tematu. - Bo tymczasem ja mieszkam w tym domu.

- śartujesz? - Candra była zdumiona.

- Mówię poważnie. Mój przyjaciel wyjechał za morze i pozwolił mi korzystać ze

swojego domu podczas remontu mojego.

- To znaczy, że on o mnie nie wie. Wyobrażam sobie, jak się ucieszy, kiedy

wróci i znajdzie łódź przycumowaną na tyłach ogrodu.

- Rick nie będzie miał nic przeciwko temu. Zresztą rzadko bywa w domu.

- Ale ja mam wiele przeciwko temu. Oszukałeś mnie. Wiedziałeś, że nigdy w

ż

yciu tutaj bym nie cumowała.

- Tak - powiedział Simeon ze słabym uśmiechem.

- Przyszło mi to do głowy. Ale musiałem cię stamtąd dzisiaj ruszyć, tak czy

inaczej.

Candra przełknęła gorzką pigułkę i skupiła się na łodzi. Mimo niechęci musiała

przyznać, że cumuje w idyllicznym miejscu. Często oglądała ten dom, gdy

background image

pływała po kanale, i zawsze zazdrościła właścicielowi.

Rząd ciemnozielonych cyprysów odgradzał miejsce cumowania lodzi od

budynku. Mimo iż ścieżki wśród trawników schodziły aż do samej wody,

okazało się, że do drogi okalającej posiadłość można dostać się także idąc

wzdłuż kanału i wspinając się pod górę przy moście. Dzięki temu Candra mogła

w ogóle nie spotykać Simeona. Jedyny problem stanowiły psy, którym trzeba

było znacznie ograniczyć wolność.

- Jeśli Lady i Skye nie będą rozkopywać grządek, to nie widzę powodu, dla

którego nie miałyby biegać po całym terenie - powiedział Simeon, odgadując

myśli dziewczyny. - Będą pilnowały nie tylko łodzi, lecz także posiadłości.

- Mam pewne wątpliwości - powiedziała Candra.

- Przecież wpuściły cię na łódź bez najmniejszych kłopotów.

- Miałem kiedyś owczarka alzackiego. Wiem, jak sobie radzić z psami. Nie

sądzę, żeby Skye i Lady równie łatwo wpuściły kogoś innego.

Szczerze mówiąc, Candra była tego samego zdania. Simeon sprawnie

przywiązał łódź. Było widać, że robi to nie po raz pierwszy.

- Czy twój przyjaciel ma łódź? - spytała Candra.

- Brak mu na to czasu. Ale poprzedni właściciele chyba mieli. Przy nabrzeżu jest

kran i elektryczność. Nie powinnaś mieć trudności z dostaniem zezwolenia na

stały pobyt. Tu jest znakomite miejsce. Podoba mi się, chciałem nawet ten dom

odkupić.

Candra pomyślała, że gdyby to się stało, znowu musiałaby szukać nowego

miejsca.

Simeon wciąż nie odchodził. Łódź była przywiązana, psy biegały po ogrodzie,

nie miał tu już przecież nic do roboty.

- Dziękuję za wskazanie cumowiska - powiedziała Candra.

Skinął głową.

- Zagospodaruj się trochę. Potem zapraszam do domu na drinka.

- Dziękuję, ale nie skorzystam. Powinieneś wiedzieć, że nie zamierzam w żaden

background image

sposób rozwijać naszej znajomości.

- Chciałem po prostu okazać się dobrym sąsiadem - oświadczył Simeon. - Jeśli

chcesz mieć święty spokój, to proszę bardzo. - Skinął głową, odwrócił się i

ruszył ścieżką w stronę domu. Candra usiłowała przekonać samą siebie, iż

niczego się po tej znajomości nie spodziewa. Musiała jednak przyznać, że

Simeon Sterne jest wyjątkowo atrakcyjnym mężczyzną, pierwszym, który

wywarł na niej wrażenie od śmierci Craiga, kiedy to przestała zwracać uwagę na

mężczyzn.

Zrobiła sobie herbatę i grzankę, próbując myśleć o czymś innym. Gwizdnęła na

psy. Lady wróciła, ale po Skye'u nie było śladu. Teren wokół domu obejmował

ponad hektar ziemi. Na krótko strzyżonych trawnikach rosły drzewa iglaste, tu i

ówdzie widniały wrzosowe rabaty, był też ogródek skalny i sadzawka ze złotymi

rybkami, chroniona siecią przed czaplami. Dalej rysowała się sylwetka

fontanny, tuż przy basenie, oraz ściany cedrowego budyneczku,

prawdopodobnie mieszczącego saunę. Na wzgórzu stał letni domek i

połyskiwały szyby oranżerii.

Z tarasu rozciągał się widok na kanał i basen. Jaskrawoczerwone pelargonie,

purpurowe i białe petunie i chmary niebieskich lobelii rosły w skrzynkach i

wiszących koszykach. Rozsuwane szklane drzwi do domu były uchylone.

Wewnątrz obok Simeona siedział Skye!

Candra podeszła, poirytowana, i zawołała psa. Nie ruszył się z miejsca, nadal

przyglądał się Simeonowi, machając ogonem.

- Przynajmniej on jest gotów się zaprzyjaźnić

- powiedział Simeon. - Szkoda, że nie bierzesz z niego przykładu.

Rozzłoszczona Candra szerzej rozsunęła drzwi.

- Wiesz, że to niemożliwe. Nie mam zamiaru zawierać z tobą przyjaźni. Skye,

do nogi! - rozkazała stanowczo. Pies usłuchał. - Uczysz go nieposłuszeństwa

- powiedziała. - Proszę tego więcej nie robić. - Obróciła się na pięcie i ruszyła w

stronę łodzi.

background image

- Poczekaj! - zawołał Simeon.

Candra nie dowiedziała się, co chciał jej powiedzieć, w tej bowiem chwili zza

rogu domu wyłoniła się dziewczyna zmierzająca w ich kierunku.

Candrze wydało się, że jeszcze nigdy nie widziała nikogo równie urodziwego.

Dziewczyna miała kruczo czarne, bardzo krótkie włosy i złocistą opaleniznę.

Nosiła czerwoną, obcisłą sukienkę, do której dobrała barwę szminki, lakieru do

paznokci i butów na wysokich obcasach. Musiała mieć dwadzieścia kilka lat.

Patrzyła tylko na Simeona.

- Kochany, dzwoniłam od frontu jak szalona. Myślałam, że cię nie ma -

powiedziała z przejęciem.

Simeon uśmiechnął się na jej widok, jakby całkiem odmieniony.

- Dzwonek nie działa, Briony. Dlaczego nie dałaś mi znać, że przyjedziesz?

- Chciałam ci zrobić niespodziankę.

Simeon wyciągnął ramiona, dziewczyna się w nie wtuliła. Candra odwróciła się

i chciała odejść. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.

Zaskoczona usłyszała głos Simeona.

- Nie odchodź, Candro - zawołał. - Musisz poznać moją przyjaciółkę, Briony

Hall. - Zwrócił się do czarnowłosej dziewczyny. - A to jest moja nowa sąsiadka,

Candra Drakę.

- Sąsiadka? - skrzywiła się Briony. - Nie rozumiem.

- Candra mieszka na łodzi - wyjaśnił z ciepłym uśmiechem. - Była zmuszona się

przeprowadzić i zaproponowałem jej, żeby przycumowała łódź tutaj.

Można i tak to przedstawić, pomyślała gorzko Candra.

- Nie przejmuj się, właśnie wychodzę - powiedziała do Briony. - Nie naruszam

prawa własności, masz Simeona wyłącznie dla siebie. Przyszłam po prostu

zabrać psa, który trochę się temu panu naprzykrzał. Do widzenia.

- Do zobaczenia rano - odparł Simeon, nagle zachmurzony.

- Rano? -r spytała.

- Zakładam, że trzeba cię podwieźć do Stonely.

background image

- Rzeczywiście, masz rację. - Candra uśmiechnęła się radośnie, usiłując ukryć

to, co czuła. - Bardzo dziękuję. W czasie przerwy na lunch zabiorę własny

samochód, więc nie będziesz się mną musiał dłużej przejmować. Przepraszam

za tyle kłopotów.

Odeszła szybko i po kilku krokach zorientowała się, że tamci dwoje zniknęli

wewnątrz domu. Poczuła bezsensowną urazę do Simeona. Zastanawiała się, jak

długo się znają i co go łączy z tą dziewczyną. Czy Briony jest dla Simeona kimś

szczególnym, czy też po prostu jedną z licznych przyjaciółek?

Z łodzi nie było widać domu. Na szczęście, pomyślała Candra, ale jej

wyobraźnia pracowała bez przerwy: teraz piją drinka, Briony przytula się do

Simeona, czuje dotyk jego ciała, ich serca biją wspólnym rytmem.

Candra usiadła na pokładzie. Oparta o kabinę z zamkniętymi oczyma poddawała

się urokowi ciepłego wieczoru. Nagle usłyszała głosy. Otworzyła oczy. Nad

samą wodą stali Simeon i Briony. Obejmowali się, najwyraźniej nie krępując się

jej obecnością. Candra przypuszczała zresztą, że Simeon sprowadził tu

dziewczynę umyślnie. Psy pobiegły do nich, ale Candra zeszła pod pokład. Nie

chciała być świadkiem tej sceny.

Po kilku minutach psy wróciły, a chwilę potem Candra usłyszała warkot silnika

samochodu. Briony odjechała. Sama czy z Simeonem? - zastanawiała się.

Próbowała sobie wytłumaczyć, że dzięki Briony Simeon zostawi ją w spokoju.

Przecież tego właśnie pragnęła. Czy naprawdę?

O dziesiątej poszła spać. Chwilę przedtem zdawało się Candrze, że od strony

domu przebijają błyski światła. Zasypiała z myślą o Simeonie i bardzo z siebie

niezadowolona zbudziła się z tą samą myślą rano.

Włożyła dres i zabrała psy na długi spacer do lasu. Po powrocie napełniła

czajnik wodą, zrobiła sobie grzankę, ale kiedy odkręciła prysznic, okazało się,

ż

e nie ma ani kropli wody. Zapomniała napełnić zbiornik. W dodatku nie miała

w łodzi węża. Stary wyrzuciła, a nowego nie kupiła, bo na dawnym cumowisku

korzystała ze wspólnego. Zrezygnowała z kąpieli i poszła nabrać do czajnika

background image

wody z kranu na brzegu. Wracała właśnie na łódź, kiedy zobaczyła zbliżającego

się Simeona. Wilgotne, czarne włosy lekko mu falowały. Był ubrany jak zwykle

w białą koszulę, rozpiętą pod szyją, i spodnie od granatowego, prążkowanego

garnituru.

- Czy coś jest nie tak?

- Nie mam wody, żeby wziąć prysznic - przyznała niechętnie Candra, nie mogąc

powstrzymać przyspieszonego bicia serca na widok tego mężczyzny. - I nie

mam węża do napełniania zbiornika.

- Ooo - powiedział z przyganą w głosie. - Miałem cię za zorganizowaną osobę.

- Każdemu może się to zdarzyć. Dzisiaj kupię wąż i wieczorem napełnię

zbiornik.

- Wąż gdzieś tutaj powinien być - powiedział Simeon. - Proponuję jednak, żebyś

wzięła prysznic w łazience.

- Nie - odparła dziewczyna.

- Dlaczego nie? Boisz się?

- Oczywiście, że nie - powiedziała szybko.

- Jaki więc jest powód? - spytał.

- Nie ma żadnego, oprócz poglądu na sprawy własności.

- Gdybyś nie powiedziała, nie zgadłbym za żadne skarby - stwierdził kpiąco

Simeon. - Mydłem i ręcznikiem się nie przejmuj, są na miejscu.

Dom wewnątrz był równie ładny, jak widziany z ogrodu. Kiedy Simeon

wprowadził ją do łazienki, Candra otworzyła usta ze zdumienia. W

podwyższonej części, wyłożonej szarym marmurem, znajdowały się:

wpuszczana wanna, kabina prysznicu i porcelanowa figura lamparta! Resztę

podłogi pokrywał szary dywan. Ściany wyłożono kafelkami w delikatne czarne i

czerwone paski. W lustrzanych szafkach ściennych, umieszczonych nad czarno-

złotymi umywalkami, odbijało się światło z przeciwległego okna.

Musiała się jednak spieszyć. Jeszcze rozkoszowała się ożywczym strumieniem

wody, kiedy Simeon zastukał do drzwi, przypominając, że robi się późno.

background image

Natychmiast zakręciła kran i wyszła z kabiny. Stopa trafiła na śliski marmur.

Candra zamachała rękami w powietrzu i przewróciła się do tyłu. Rozległ się

łomot. Zamek był zepsuty, zauważyła to natychmiast po wejściu, teraz Simeon,

słysząc jej krzyk, wpadł do łazienki. Candra nie wiedziała, co dokucza jej

bardziej, ból czy świadomość, że Simeon widzi ją nagą.

- Poślizgnęłam się - powiedziała niepotrzebnie.

- Czy możesz wstać?

- Chyba tak.

Wyciągnął rękę, Candra kurczowo do niego przylgnęła. Potem owinął ją jednym

z czarno-złotych ręczników, najpierw jednak dokładnie obejrzał każdy skrawek

jej ciała. Robił to powoli, przesuwając spojrzenie od różowo pomalowanych

paznokci stóp po potargane mokre włosy. Candra czuła, jak wszystkie nerwy w

jej ciele wibrują.

- Czy na pewno nic ci się nie stało? - spytał z zafrasowaną miną.

Candra uśmiechnęła się na siłę.

- Kości nie połamałam, chociaż do wieczora zrobię się na pewno czarnosina.

- Mam maść, jeśli sobie życzysz.

- Nie, dziękuję - powiedziała szybko, zaniepokojona myślą o dotyku jego dłoni.

- Nie proponowałem, że cię nią natrę, tylko że przyniosę — powiedział. -

Dlaczego wciąż opacznie interpretujesz wszystko, co mówię?

- O to samo mogę spytać ciebie - oświadczyła Candra, unosząc podbródek.

Patrząc mu prosto w oczy, usiłowała go sprowokować do zarzucenia jej

kłamstwa.

Simeon w milczeniu przyglądał się, jak dziewczyna utykając podchodzi do

stołka, na którym leżało równo złożone ubranie.

- Może powinienem wezwać lekarza - zaproponował.

- Nie bądź śmieszny - powiedziała. - Za chwilę dojdę do siebie.

- O niczym bardziej nie marzę niż mieć na głowie męczennicę - stwierdził

Simeon.

background image

- Osobiście wolę nazywać to hartem ducha. - Głos Candry brzmiał dość

zjadliwie. - I jeśli nie masz nic przeciwko opuszczeniu łazienki, to wyjdź, bo

chcę się ubrać. Nie mogę się spóźnić do pracy.

- Chyba nie wybierasz się do biura?

- Oczywiście, że się wybieram. Parę siniaków mnie nie powstrzyma.

- Jesteś szalona.

- Mam dzisiaj ważne zebranie.

- A praca jest zawsze na pierwszym miejscu. Powinienem był pamiętać. Candra

Drakę, kobieta, która poświęciła się karierze zawodowej. Nic nie zatrzyma jej w

drodze po szczeblach drabiny sukcesu.

Kpina rozdrażniła Candrę, ale nie podniosła głosu.

- Proszę, wyjdź stąd.

- Jeśli nalegasz. Może przynieść ci z łodzi strój do pracy? Po co masz ubierać się

dwa razy? To śmieszne.

Candra stoczyła ciężką walkę z sobą.

- Dobrze. W szafie jest szary kostium z czerwono--białą bluzką. Weź też

czerwone buty i torebkę. Klucz jest na haczyku przy drzwiach.

Przez następne pięć minut żałowała, że pozwoliła mu iść. Myśl o Simeonie

szperającym w szafie wyzwoliła w niej najdziwniejsze uczucia. Kiedy w końcu

wrócił, niosąc również czystą bieliznę, rumieniec wystąpił jej na policzki.

Ubrała się, jak najszybciej umiała. W drodze do samochodu spotkali ogrodnika.

Psy obwąchały go i zaakceptowały, Candra ucieszyła się więc, że może zostawić

je w ogrodzie.

Usiadłszy w samochodzie obok Simeona nie mogła jednak zapomnieć, że jego

ręce dotykały ubrania,

które miała na sobie, nawet najbardziej intymnych części garderoby,

przylegających do ciała. Wraz z tą myślą przyszło odkrycie, iż nie czuje już

niechęci do Simeona. Wcale nie pragnęła, żeby tak się stało. Nie chciała się

zakochać. Nie chciała mężczyzny w swoim życiu, zwłaszcza takiego jak on.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Simeon zatrzymał samochód przed firmą farmaceutyczną Candry.

- Gdybyś nie czuła się na siłach prowadzić z powrotem, to zadzwoń do mnie,

odwiozę cię.

- Nie będzie takiej konieczności -* odparła zdecydowanie. Mogę powiedzieć ci

to już teraz. Miło mi, że będziesz w domu, w razie gdybym potrzebowała

pomocy, ale w innych okolicznościach powinniśmy, jak sądzę, zachowywać

dystans. Do widzenia. - Wysiadła z samochodu, nim zdążył odpowiedzieć.

Candra była przez cały dzień obolała, ale dawała sobie radę. Wróciwszy

stwierdziła, że zbiornik jest napełniony, pojawił się też wąż. Minęło jednak kilka

dni i Simeon nie dał znaku życia. Dziwiło ją to, zważywszy, że tak się przejął jej

upadkiem. Wreszcie dowiedziała się od ogrodnika, że pan Sterne wyjechał na

kilka dni w sprawach służbowych.

Przed weekendem Simeon nie wrócił. Przyszła fala upałów, toteż po lunchu

Candra włożyła bikini i położyła się na trawiastym skrawku ziemi przy łodzi.

Psy dyszały, leżąc obok niej. Candra tęsknie pomyślała o kąpieli w basenie.

Ogrodnika i jego żony nie było, miała całą posiadłość dla siebie. Basen też.

Właściwie czemu nie skorzystać? Dotychczas przebywała tylko w swoim

zakątku w ogrodzie, ale przecież Simeon z pewnością nie miałby nic przeciwko

temu.

Chwyciła z łodzi ręcznik, przebiegła przez trawnik i wskoczyła do wody. Co za

rozkosz! Przepłynęła dla rozgrzewki kilka długości basenu, potem przewróciła

się na plecy i leniwie unosiła na wodzie, patrząc w bezchmurne niebo. Czuła

ciepło słońca na twarzy, dolatywało ją brzęczenie owadów.

- Co ty, do diabła, tutaj robisz? - rozległ się nagle głos Simeona.

Candra odwróciła się i spojrzała na niego.

background image

- Ą jak ci się zdaje? - odpowiedziała.

- Nie przypominam sobie, żebym ci pozwalał korzystać z basenu. - Zaskoczył ją

tym stwierdzeniem.

- Sądziłam, że nie masz nic przeciwko temu.

- Mam, i to cholernie dużo.

Nie mogąc zrozumieć przyczyn jego złości, Candra wyszła z basenu.

- Chyba nie robię żadnej szkody? A jeśli sądzić po twoim wyglądzie, tobie też

przydałoby się trochę relaksu.

- Na który miałbym szansę, gdyby cię tutaj nie było. Candra spojrzała na niego

wrogo.

- Czy zapomniałeś, że przycumowałam tu łódź za twoją namową?

- Nie przewidziałem, że będziesz bez pytania korzystać z wyposażenia.

- O co właściwie chodzi? - spytała z naciskiem.

- Czy miałeś nieudany tydzień i postanowiłeś wyładować się na mnie?

- Między innymi - burknął - ale nie zamierzam się przed tobą tłumaczyć.

Candra owinęła się ręcznikiem. Psy, które zaczęły ujadać na dźwięk jego

krzyku, uspokoiły się po chwili.

- Łatwo zrozumieć, dlaczego nigdy nie byłeś żonaty

- powiedziała zimno. - śadna kobieta nie wytrzymałaby tak bezsensownego

zachowania - dodała.

Nie powinna była tego mówić. Przedtem Simeon był wściekły, teraz

poczerwieniał na twarzy, zmrużył oczy, wyraźnie wpadł w furię. Candra cofnęła

się o krok.

- Byłem żonaty, Candro - powiedział. Ton jego głosu był przerażająco spokojny.

- I co - ciągnęła niefrasobliwie Candra - żona rozwiodła się z tobą?

Simeon spiorunował dziewczynę wzrokiem.

- Marie umarła, dokładnie pięć lat temu.

- Och, przepraszam. - Candra zatkała dłońmi usta. - Przepraszam, nie

wiedziałam. Boże, jak mi przykro. Nigdy nie powiedziałabym czegoś takiego,

background image

gdybym... - Zabrakło jej słów do wyrażenia ubolewania. Zachowała się

okropnie.

- Już się z tym pogodziłem - powiedział smutno.

- Czy mieliście dzieci? - odważyła się spytać Candra. Minęło kilka pełnych

napięcia sekund.

- śona była w ciąży, kiedy umarła - odpowiedział w końcu Simeon.

Candra zamknęła oczy. To musiało być o wiele gorsze niż wiadomość o śmierci

Craiga.

- Przepraszam - powiedziała jeszcze raz, wiedząc, że brzmi to zupełnie

niestosownie. - Nie powinnam była nic mówić. Proszę mi wybaczyć. -

Powłócząc nogami, ruszyła w stronę łodzi. Skye i Lady ponuro poczłapały za

nią.

Kiedy zbudziła się w niedzielę rano, okazało się, że nadzieja na następny piękny

dzień jej nie zawiodła. Candra otworzyła drzwi i zsunęła składaną część dachu,

ż

eby wpuścić promienie wczesnego słońca. Psy wypadły na zewnątrz. Od razu

zobaczyła Simeona, stojącego obok, nad kanałem. W zamyśleniu wpatrywał się

w wodę.

- Dzień dobry - zaryzykowała niepewnie.

- Dzień dobry, Candro - odpowiedział spokojnie, jakby nic się nie stało. Zrobił

kilka kroków w jej kierunku, a dziewczyna uprzytomniła sobie, że jest wciąż

ubrana w nocną koszulę, i to przezroczystą. Idealny strój na gorącą letnią noc.

- Cóż za widok dla zbolałych oczu - powiedział Simeon.. - Jeśli świadomie

próbujesz podnieść mi temperaturę o kilka kresek, to owszem, udaje ci się.

Czując na sobie jego wzrok, Candra uświadomiła sobie własną nagość pod

delikatnym jedwabiem. Jej ciało odpowiedziało na badawcze spojrzenie

mężczyzny, piersi nabrzmiały, sutki odcisnęły się na miękkim materiale. Nie

uszło to uwagi Simeona.

- Zabiorę psy na spacer, ubierz się tymczasem

- powiedział po chwili. - Co prawda widok to przyjemny, ale jestem tylko

background image

słabym mężczyzną.

Candra uznała, że skoro darował jej wczorajsze zachowanie, byłoby

niegrzecznie odmówić. Z uśmiechem wyraziła zgodę. Skoro zaś pierwszy krok

ku polepszeniu atmosfery mieli za sobą, warto było zrobić drugi. Włożywszy

zielono-białą letnią sukienkę, dziewczyna usmażyła jajka na bekonie. Kiedy

Simeon wrócił, śniadanie było gotowe. '

- Mam nadzieję, że niczego jeszcze nie jadłeś?

- spytała niespokojnie, mając nadzieję, że jej dobry uczynek nie pójdzie na

marne.

- Nie, ale rzadko jadam śniadania. Niepotrzebnie robiłaś sobie kłopot.

- I tak musiałam przygotować coś dla siebie

- odparła, wzruszając ramionami. Minęła się przy tym z prawdą, gdyż śniadań

też nie jadała. Najwyżej grzankę, ale nic większego.

Usiedli przy stole naprzeciwko siebie. Candra zastanawiała się, czy nie

popełniła błędu i czy zaproszenie nie zostanie odebrane jako znak jej słabnącego

oporu.

- Czy często wyjeżdżasz w interesach? - spytała, przerywając ciążącą obojgu

ciszę. - Przez kilka dni zastanawiałam się, co się z tobą dzieje.

- Zauważyłaś, że mnie nie ma? - Simeon uniósł brwi. - Co za zaskoczenie!

Przecież sama mówiłaś, że

nie chcesz, aby nasza znajomość stała się zbyt bliska.

- Zaakcentował ostatnie słowo. - Sądziłem więc, że dystans ci bardziej

odpowiada.

- Czy mam rozumieć, że wyjechałeś z mojego powodu?

- Chętnie odpowiedziałbym twierdząco - oznajmił

- ale naprawdę miałem sprawy do załatwienia.

- Przełknął ostatni kęs jedzenia i odłożył sztućce.

- Pozwól, że dam ci pewną radę. Nie rób z siebie pustelniczki. Przeszłości nie

zmienisz. śycie nie polega tylko na robieniu kariery.

background image

- Dla mnie tak właśnie jest - odparła Candra.

- Czy nadal masz o mnie takie samo zdanie, jak na początku?

- Wbrew mojej woli zmusiłeś mnie do porzucenia dawnego cumoWiska, wbrew

mojej woli sprowadziłeś mnie tutaj, a teraz chcesz, żebyśmy byli przyjaciółmi...

też wbrew mojej woli.

- Przecież nie wpraszałem się na śniadanie.

- Przecież nie prosiłam, żebyś wziął psy na spacer.

Z gniewną miną Simeon uniósł filiżankę. Białka oczu miał czyste i lśniące, w

błękitnych tęczówkach połyskiwały złote refleksy, których Candra nigdy

przedtem nie zauważyła. W tych pięknych oczach odbijały się kameleonowe

nastroje ich właściciela.

- Do diabła, Candro, nie bądź śmieszna. Czy naprawdę wolisz tego wymoczka,

którego widziałem u ciebie w zeszłym tygodniu?

- Andrew jest przyjacielem. I nie wiem, co masz przeciwko niemu, skoro Briony

wiesza ci się na szyi.

- Czyżbym słyszał w twoim głosie nutę zazdrości?

- spytał nieco rozbawiony.

- Zazdrość jest ostatnim uczuciem, które mogłabym żywić wobec twoich

przyjaciółek - rzuciła.

- To dobrze - uśmiechnął się - bo dziś po popołudniu zaprosiłem Briony na

basen. I chciałbym, żebyś również przyszła.

Co za tupet i męska niekonsekwencja! Wczoraj wyprosił mnie z basenu, a teraz

zaprasza, pomyślała Candra.

- Nie przyjdę - odpowiedziała.

Simeon roześmiał się słysząc jej obrażony ton i zsunął się z krzesła.

- Dziękuję za smaczne śniadanie. Jestem pewny, że zmienisz zdanie, choćby po

to, żeby zaspokoić ciekawość, kim jest Briony.

- Wątpię - zawołała za nim. Mogłaby przyjąć zaproszenie, gdyby było tylko dla

niej.

background image

Candra skończyła kilka prac domowych i usiadła w słońcu. Wygrzewała się

przez godzinę, dwie, aż stwierdziła, że jej gość miał rację. Jeśli odetnie się od

jego towarzystwa, będzie tutaj bardzo samotna. Nie miała jednak zamiaru

tworzyć trójkąta z Simeonem i Briony. Przyrządziła lunch, ale go nie zjadła.

Włożyła bikini i znów zaczęła się opalać. Nagle na jej twarz padł cień.

Otworzyła oczy i zobaczyła Simeona.

- Nie zmieniłam zdania - powiedziała natychmiast.

- Szkoda, bo Briony właśnie zadzwoniła, że nie przyjedzie.

- Nie do wiary, jaki jesteś zadufany w sobie - rzuciła Candra. Nie mogła się

zgodzić na rolę zastępczyni.

- Wydawało mi się, że mamy doskonałą okazję, żeby się lepiej poznać.

- Nie rozumiem twego uporu. - Skrzywiła się, ale myśl o orzeźwiającej kąpieli

była kusząca.

- Potrafię być bardzo uparty. - Wyciągnął rękę i nie cofnął jej dopóty, dopóki

Candra z wahaniem nie podała mu swojej.

Koło basenu były przygotowane dwa leżaki, ręczniki i parasole od słońca. Dla

mnie czy dla Briony? - zastanawiała się Candra. Odsunęła się od Simeona i

zręcznie skoczyła do wody. Poszedł jej śladem, wkrótce wynurzył się obok

dziewczyny. Patrzył na nią z podziwem.

- Dobrze pływasz - powiedział.

- Spędzaliśmy wiele czasu na łodzi, więc ojciec nalegał, żebym jak najwcześniej

się tego nauczyła. Byłam w szkolnej drużynie pływackiej, potem w studenckiej.

O mały włos, a bym pojechała na olimpiadę - dodała dumnie.

- A może urządzimy małe zawody? Powiedzmy na dziesięć długości basenu.

Ten, kto przegra, stawia kolację w piątek w Hey House.

Candra spojrzała nieufnie na Simeona. Tak czy owak byłby to wspólnie

spędzony wieczór. Próba sił wydała jej się zabawna.

- Zgoda - odpowiedziała. Poczuła nagły przypływ podniecenia, gdy Simeon

zawołał:

background image

- Na miejsca, gotowi, start!

Zanim przepłynęli basen po raz pierwszy, Candra zorientowała się, że czeka ją

ciężki pojedynek. Z przeciętnie pływającym mężczyzną wygrałaby łatwo, ale

Simeon był w wodzie bardzo dobry.

Przez cztery długości basenu płynęli ramię w ramię, potem centymetr po

centymetrze Simeon zaczął wysuwać się naprzód. Candra postanowiła zachować

trochę sił na finisz, pozwolić partnerowi uwierzyć w już odniesione zwycięstwo,

a następnie zaatakować na ostatniej długości basenu i zwyciężyć.

Przepływając basen po raz siódmy zrozumiała jednak, że na taką taktykę jest za

późno. Simeon wyprzedzał ją o prawie całą długość basenu, szeroko uśmiechał

się do niej, gdy się mijali płynąc w przeciwnych kierunkach. Candra sięgnęła do

zapasów energii i zwiększyła tempo. Zaskoczyła tym Simeona i skończyła

wyścig zaledwie o kilka metrów za nim.

- Moje gratulacje - powiedział. - Pływasz lepiej niż myślałem.

Candra nie wiedziała, czy w tych słowach brzmiała lekka kpina, czy podziw.

Spojrzała podejrzliwie na Simeona.

- Ale przegrałaś - dodał po chwili. - Stawiasz kolację. - Teraz dziewczyna

wyczuła w jego głosie nutę satysfakcji.

- Na twoim miejscu nie liczyłabym na ponowne zwycięstwo - odcięła się

Candra. - Teraz już znam możliwości przeciwnika. - Jej oczy błyszczały

wyzywająco. Simeon zaniósł się swobodnym śmiechem.

- Twoje na wierzchu. Rewanż od dziś za tydzień. - Wyszedł z wody, potem

pomógł Candrze. Nie puścił jej jednak, kiedy już stanęła na brzegu basenu, lecz

przesunął rękę na plecy.

Candra poczuła zimny dotyk muskularnego ciała. Ogarnęło ją podniecenie,

jakiego nigdy nie doznała w obecności Craiga, a tym bardziej wówczas, gdy był

z nią Andrew. Tym razem nie chciała się Simeonowi opierać. Pragnęła jego

pocałunków i dotyku rąk, pragnęła innych doznań. Ogarnęło ją pożądanie,

instynktownie mocniej przytuliła się do Simeona. Nie myślała o niczym innym.

background image

Nagle oboje usłyszeli wołanie:

- Simeonie, gdzie jesteś?

Chwila intymnego zbliżenia została brutalnie przerwana.

- To ja, Briony. Wiesz... - Dziewczyna gwałtownie urwała na widok pary

stojącej nad basenem.

Candra odskoczyła od Simeona, zakłopotana, on jednak zachowywał się

zupełnie swobodnie.

- Zmieniłam zdanie i postanowiłam jednak przyjechać - dokończyła niepewnie

czarnowłosa dziewczyna, wielkimi fiołkowymi oczami rzucając w kierunku

Candry wrogie spojrzenie.

- Gdybyś przyszła kilka minut temu, mogłabyś ścigać się razem z nami. Czy

uwierzysz, że Candra była bliska wygrania? Jest świetną pływaczką,

- A twój pocałunek stanowił nagrodę? - Pytanie Briony było rzucone lekko, ale

Candra wyczuła zawarty w nim jad. Odwróciła się i dała nurka do wody.

Przepłynęła basen kilka razy, zanim odważyła się spojrzeć w kierunku Simeona.

Briony pozbyła się już sukienki. Miała na sobie wyjątkowo skąpe, czarne bikini,

Simeon nacierał jej plecy olejkiem. Candra poczuła nieoczekiwany przypływ

zazdrości. Serdecznie żałowała, że przyjęła zaproszenie.

Wyskoczyła z basenu i pobiegła w kierunku łodzi. Słyszała, jak Simeon ją woła,

ale go zlekceważyła. Rzuciła się na ręcznik, wciąż jeszcze rozłożony na trawie,

ś

cisnęła dłonie w pięści. Po raz pierwszy złamała samodyscyplinę,

zainteresowała się mężczyzną! Co za głupota, skoro Simeon wolał Briony.

Zabawił się moim kosztem, pomyślała rozgoryczona Candra. Ale nigdy więcej

już mu się to nie uda!

Zaryzykowała wyjście ze swojego kąta dopiero wtedy, kiedy nadszedł czas

spaceru z psami. Czerwone MG stało na podjeździe, a więc Briony wciąż

jeszcze tutaj była. Nie chcąc natknąć się na nią lub na Simeona w drodze

powrotnej, Candra poszła o wiele dalej niż zwykle. Wróciła już prawie po

ciemku. Samochodu nic było, dom spowijała ciemność. Myśl, że tamci oboje

background image

mogli odjechać razem, sprawiła Candrze wyraźną przykrość. A nie powinna,

skoro usunęła mężczyzn z własnego życia, zwłaszcza zaś takich, jak Simeon.

Postanowiła, że będzie najlepiej o nim w ogóle zapomnieć. Muszę odwołać

piątkowe spotkanie i niedzielne zawody, a w przyszłości unikać tego człowieka

jak zarazy, postanowiła. Ale w chwili gdy weszła na pokład „Czterech pór

roku", Skye i Lady rzuciły się jak oszalałe do kabiny. Candra usłyszała

dochodzący z wnętrza łodzi głos Simeona. Zdała sobie sprawę, że dotrzymanie

postanowienia nie będzie łatwe.

Pospieszyła za psami, gotowa do natychmiastowej walki, ale Simeon ją

uprzedził.

- Bardzo niemiło się zachowałaś, Candro. - Rysy jego twarzy znów stwardniały.

- Równie niesympatycznie zachowałeś się ty, wchodząc do mojej łodzi. -

Dziewczyna ruszyła do przeciwnatarcia. - Stanowczo będę musiała zamykać

drzwi na kłódkę za każdym razem, kiedy wychodzę aa dłużej niż na kilka

sekund.

W oczach Simeona czaiły się złe błyski.

- Jak, twoim zdaniem, czuła się Briony?

- Pewnie jej ulżyło - odburknęła Candra. - Zauważyłam zresztą, że nie

potrzebowałeś wiele czasu, żeby zmienić obiekt swych zainteresowań.

- Przecież nie mogłem jej całkiem ignorować

- odparł, wyraźnie niezadowolony.

- Pewnie, że nie - stwierdziła lodowato Candra.

- Mam jednak nauczkę. Wiem teraz, z jaką łatwością szafujesz pocałunkami, a

może nie tylko nimi. Jeśli jeszcze raz się do mnie zbliżysz, dostaniesz po

twarzy.

Simeon podszedł do dziewczyny i ścisnął ją za ramiona.

- Posłuchaj, Candro. Pocałowałem cię, bo miałem na to ochotę, bez żadnego

innego powodu. I teraz też mm ochotę.

Przyciągnął spojrzeniem jej wzrok i przez jedną, pełną napięcia chwilę Candra

background image

stała jak zahipnotyzowana. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Po chwili jednak

złość wzięła górę nad pożądaniem. Candra wyrwała się szybko z rąk Simeona i

zanim się zorientował, podniosła rękę i z całej siły wymierzyła mu policzek.

Simeon bez trudu chwycił ją za przegub i wykręcił rękę do tyłu, jednocześnie

przyciągając do siebie.

Drugą ręką ujął ją pod brodę i złożył wargi na ustach dziewczyny.

Dreszcz rozkoszy ogarnął całe ciało Gandry. Próbowała zachowywać się

biernie, ale nie była w stanie. Stopniała w objęciach Simeona, rozchylając wargi

pod naporem jego ust. Rękoma objęła go za szyję.

Simeon puścił teraz podbródek Candry i zaczął palcem obwodzić zarys warg i

kształt twarzy. Uwolnił przegub dłoni i przesunął rękę po plecach Candry, dotarł

do karku i zanurzył palce w jasnozłotych włosach.

Candra nie była w stanie obronić się przed pieszczotą. Pocałunki podniecały ją

do szaleństwa. Coś takiego nigdy się przedtem nie zdarzyło. Dlaczego sprawił to

akurat ten mężczyzna? Człowiek, który wbrew jej woli prowadzi budowę na

ziemi dziadka, który ściągnął ją tutaj także wbrew jej woli. Przewrócił cały jej

ś

wiat do góry nogami, a ona nic na to nie mogła poradzić.

Ręka Simeona wsunęła się za bluzkę i objęła pierś. Candra wydała mimowolny

jęk rozkoszy. Opuściły ją wszystkie inne myśli, istniał tylko Simeon, który w

końcu podniósł głowę i szepnął namiętnie:

- Mam nadzieję, że ten dowód ci wystarczy.

- Jaki dowód? - zapytała Candra.

- Na to, że nie całowałem cię z braku innego zajęcia. Jesteś fascynującą, bardzo

atrakcyjną kobietą i chcę cię lepiej poznać.

- Nie wątpię - odparła zimno dziewczyna. - Tak samo jak chcesz lepiej poznać

Briony. Nie wiem, na czym polega ta gra, ale ja się w nią nie bawię.

- Twoje ciało mówiło mi co innego - odparł, unosząc brwi.

- Ciała bywają zdradliwe. Nie jest łatwo stłumić pociąg seksualny i to wszystko.

Byłbyś głupcem, gdybyś chciał dopatrzyć się czegoś innego.

background image

- Oczywiście. - W głosie Simeona zabrzmiała kpina.

- Ciągle zapominam, że zamknęłaś serce na cztery spusty i postawiłaś na

pierwszym miejscu sprawy zawodowe.

- Nie chodzi tylko o to. - Oczy Candry zalśniły złym blaskiem.

- Wiem, o co - wpadł jej w słowo, lekko rozbawiony. - Uważasz, że wszyscy

mężczyźni traktują kobiety jak niewolnice.

- A ty tego nie robisz?

- Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać

- stwierdził z uśmiechem. - Proponuję, żebyśmy w piątek wieczorem rozpoczęli

wspólną wyprawę badawczą.

- Pójdę z tobą na kolację - powiedziała - ale tylko dlatego, że przegrałam zakład.

Pójdę tylko ten jeden raz.

- Zobaczymy. - Z tymi słowy wyszedł z kabiny. Przez następne dwa dni Simeon

nie dawał znaku

ż

ycia. W środę przyszedł na kolację Andrew. Od kiedy się przeprowadziła,

wpraszał się do niej na różne sposoby. Przyjechał własnym samochodem i

zaparkował go na podjeździe. Tej akurat części umowy z Simeonem Candra

wyjątkowo nie lubiła, powodowała ona bowiem, iż z domu było można

obserwować wszystkich jej gości, wchodzących i wychodzących. Niestety droga

była za wąska na parkowanie. Candra wiedziała, że Simeon na pewno wróci,

zanim wyjdzie Andrew, i zechce sprawdzić, kto wsiada do samochodu. Psy

wybiegły na podjazd, machając ogonami na ich powitanie. Andrew poklepał je z

obowiązku.

- Ładne miejsce - stwierdził z podziwem, rozglądając się wokół. - Czy byłaś w

tym domu? Czy wnętrze wygląda równie okazale?

- Całego nie widziałam, ale robi wrażenie.

- A czy mieszkają w nim sympatyczni ludzie? Skinęła głową zadowolona, że

doszli do łodzi.

Oszczędziło jej to dalszego wypytywania. Andrew zajął się obieraniem

background image

ziemniaków, Candra wstawiła mięso i nakryła stół.

- Jak długo zamierzasz tutaj mieszkać? - spytał.

- Aż mi się znudzi.

- Czy nie czujesz się czasami samotna?

- Nigdy - odparła. - Mam psy.

- Cóż, jest to jakieś towarzystwo, ale rozmawiać z nimi trudno. A ludzi z tego

domu często widujesz? - Znowu padło pytanie budzące jej obawy.

- Niezbyt często.

- Dziwne, myślałem, że będą raczej szukać twojego towarzystwa. Źle wam się

układa?

- Dobrze - szybko rzuciła Candra. - Ale ja żyję moim życiem, a on swoim.

- On? - zainteresował się Andrew, łapiąc ją za słowo.

- Mężczyzna, który tam mieszka. Zresztą bez kobiety i...

- Bez kobiety? - gwałtownie przerwał jej Andrew. Przecież powiedziałaś mi...

- Nic ci nie mówiłam, sam coś wymyśliłeś - ucięła ostro. - Dajmy temu spokój,

to nie ma znaczenia.

- Dla ciebie może nie, ale dla mnie ma. Jesteś podejrzanie drażliwa na tym

punkcie. Chcę wiedzieć, kto to jest, jak wygląda i czy jesteś tutaj bezpieczna. Ile

ten facet ma lat? Czy jest młody? - odłożył nóż, wstał i chwycił Candrę -za

ramię. - Musisz mi powiedzieć.

Wyrwała się i rzuciła mu gniewne spojrzenie.

- Mówiłam ci, że to nie ma znaczenia. Przestań do tego wracać. Facet jest

porządny, nic mi nie zrobi. Jestem tutaj absolutnie bezpieczna. Skończyłeś z

ziemniakami?

- Coś przede mną ukrywasz. - Oczy, odgrodzone od niej okularami, spoglądały

niedowierzająco. - Nie chciałaś mnie zaprosić, żebym się o nim nie dowiedział.

Zawsze szanowałem twoją niezależność i niechęć do ludzi, którzy się narzucają.

Jeśli jednak pojawił się ktoś, komu udało się tę niechęć przełamać, to moim

zdaniem, zasługuję na to, żeby o tym wiedzieć, bo ja takiego szczęścia nie

background image

miałem.

Candra zaprowadziła gościa do saloniku.

- Słuchaj, Andrew. Ten mężczyzna nic dla mnie nie znaczy. Musisz w to

uwierzyć.

- Ale widujesz się z nim?

- Czasami. Niezbyt często.

- Przecież wiesz, że sam mogę zapytać o wszystko Simeona Sterne'a. Jutro do

niego pójdę.

Candra skinęła głową. Zdała sobie sprawę, że Andrew nie spocznie dopóty,

dopóki się nie dowie, kto mieszka w tym domu.

- Nie rób tego - powiedziała spokojnie. - Nie ma potrzeby. Powiem ci. Właśnie

Sterne tutaj mieszka.

- Cumujesz na terenie Simeona Sterne'a? ~ spytał zdumiony Andrew.

- Niezupełnie. Przyjaciel użyczył mu posiadłości na czas remontu domu.

- Co za świnia ten Sterne!

Candrę zaskoczyła zawziętość w głosie gościa.

- Chyba wiesz, co to za gra z jego strony? - zapytał.

- Nie widzę żadnej gry. Złożył mi bardzo rozsądną propozycję. Byłabym głupia,

gdybym ją odrzuciła. Sam przyznałeś, że miejsce jest znakomite.

- Owszem, ale zanim się dowiedziałem, że Sterne tutaj mieszka. To mi się nie

podoba. Bardzo mi się nie podoba. Zamierzam znaleźć ci inne miejsce.

Myślałem, że nie znosisz tego faceta.

- Jest całkiem w porządku. - Candra wzruszyła ramionami. - Nie ruszę się stąd,

Andrew. Jestem tutaj szczęśliwa.

- Pewnie - warknął.

- Co chciałeś przez to powiedzieć? - spytała szybko.

- Masz pod ręką przystojnego, bogatego faceta. O wiele lepszego ode mnie.

Masz dużą szansę.

Candra wściekle spojrzała na gościa.

background image

- Niesmaczna uwaga.

- Zmieniłaś się, Candro - powiedział. Widzę to, jeśli nawet ty tego nie

dostrzegłaś. Zdaje się, że tracę czas.

- Nigdy nie roztaczałam przed tobą fałszywych nadziei - powiedziała łagodniej.

- Mimo to miałem nadzieję. Inaczej nie przychodziłbym. - Andrew smutno

spojrzał zza okularów.

Póki nikogo nie było, sądziłem, że wciąż mogę mieć nadzieję. Ale Simeon

Sterne? On ma opinię twardego i bezwzględnego faceta. śona mu umarła.

Słyszałem, że od tej pory jeszcze trudniej się z nim dogadać.

- Istotnie, trudno - potwierdziła Candra.

- A jednak chcesz tutaj dalej mieszkać?

- Nie jestem na jego utrzymaniu. śyję własnym życiem, tak samo, jak on.

Robisz wiele hałasu o nic.

Andrew musiał się zadowolić tym wyjaśnieniem.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Simeon pojawił się w piątek wieczorem. Candra zobaczyła go po raz pierwszy

od weekendu. Kiedy wkładała zielono-niebieską, jedwabną sukienkę z

rozkloszowanym dołem i sandałki, miała nadzieję, że Simeon zapomni o

umówionej kolacji. Powtarzała sobie, że nie chce go widzieć, ale gdy tylko

wszedł, poczuła znajome przyspieszenie pulsu.

Miał na sobie szarawą marynarkę, czarne spodnie i czarną koszulę z białym

krawatem. Wyglądał wspaniale, znacznie lepiej niż zwykle. Wziął ją pod rękę,

wprawiając w drżenie wszystkie nerwy w ciele dziewczyny. Szli tak przez całą

drogę do samochodu.

- Cieszę się, że nie zmieniłaś zdania w sprawie kolacji - powiedział Simeon.

- Miałam nadzieję, że ty się rozmyślisz. Odezwał się znowu dopiero wtedy,

background image

kiedy wsiedli do

samochodu.

- Po co Andrew cię odwiedza? Myślałem, że żaden mężczyzna nie może się

spodziewać życzliwego przyjęcia.

- Andrew mnie nie terroryzuje - odparła spokojnie Candra.

- Krótko mówiąc, jest solidny, daje poczucie bezpieczeństwa i można na nim

polegać. Czy dobrze to ująłem? - Simeon zaklął pod nosem i ze zgrzytem

zmienił bieg. - Ja natomiast jestem źle wychowany, nieobliczalny i

apodyktyczny.

- Zaufanie do kogoś daje bardzo wiele - oświadczyła chłodno.

- Do kogoś, czyli do ludzi, którzy nie traktują cię z góry. - Wycedził przez zęby.

- Nie krępuj się, mogłaś to przecież powiedzieć. Czyżbyś planowała poślubić ten

wzór wszelkich cnót?

- Nie planuję poślubić nikogo - odparła stanowczo. - W każdym razie jeszcze

nie teraz. A kiedy się w końcu zdecyduję, może to być równie dobrze Andrew,

jak ktoś do niego podobny.

Simeon gwałtownie zahamował, unikając przejechania psa.

- Do diabła, Candro, umarłabyś z nudów po tygodniu. Czyżbyś poważnie

mówiła, że wolisz kogoś takiego?

- Od człowieka twojego pokroju na pewno. Mam dość mężczyzn usiłujących

mną rozporządzać.

Zapadło kłopotliwe milczenie. Tak dojechali do restauracji urządzonej w

niedawno przebudowanym prywatnym domu, którego fragmenty pamiętały

jeszcze czternasty wiek. Budynek był otoczony dwuhektarowym terenem

przylegającym do kanału.

Wypili drinka siedząc na kanapce, po czym zaprowadzono ich do stolika na

oszklonej wiktoriańskiej werandzie, z której rozpościerał się widok na wodę.

Simeon przejrzał jadłospis i z ponurym wyrazem twarzy przeniósł wzrok na

Candrę. Zastanawiało ją, czy Simeon-nie jest przypadkiem o nią zazdrosny.

background image

Tylko to przychodziło jej do głowy jako wytłumaczenie jego dziwnego

zachowania.

- Sądzę, że pomysł z tą kolacją był fatalny - powiedziała przez zaciśnięte zęby. -

Chciałabym, żebyś odwiózł mnie do domu.

Simeon spojrzał na dziewczynę, twarz mu się nagle rozjaśniła, uśmiechnął się. I

wszystko się zmieniło. Puls Candry gwałtownie się przyspieszył. Znalazła się na

powrót w szczęśliwym świecie. Wtedy zorientowała się, że Simeon spogląda nie

na nią, lecz ponad jej ramieniem. Instynktownie obróciła się i zobaczyła Briony!

Dreszcz przebiegł jej po plecach.

- Przepraszam - powiedział wstając. Gniew ogarnął Candrę na widok takiej

bezczelności. Simeon wyraźnie zapraszał Briony do ich stolika. Jak może!

Pomyślała, że powinna natychmiast wyjść, ale nim zdążyła się podnieść, ręka

Simeona dotknęła jej ramienia. - Nie przeszkadza ci chyba, że Briony się do nas

przysiadzie? - Jeszcze nie słyszała, żeby w jego głosie było tyle ciepła.

Przeszkadza, jeszcze jak przeszkadza, pomyślała Candra, ale jednocześnie

wzruszyła ramionami i spróbowała się uśmiechnąć.

- Nie krępuj się.

Po kilku sekundach kelner dostawił trzecie siedzenie. Candra znalazła się w

pułapce. Niezbyt udany wieczór zamieniał się w istne piekło.

Briony miała na sobie białą sukienkę bez ramion, która ostro odcinała się od

opalonej skóry i czarnych włosów.

- Mój znajomy wystawił mnie do wiatru w ostatniej chwili - wyjaśniła. - Nie

chciałam jeść kolacji sama w domu. Ale zupełnie się nie spodziewałam, że was

tutaj spotkam.

Candra jej nie uwierzyła. Prawdopodobnie Briony wiedziała o ich spotkaniu od

Simeona i postanowiła pokrzyżować plany. Nie przyszło jej do głowy, że i bez

niej wieczór diabli by wzięli. Simeon zachowywał się swobodnie, bez śladu

poprzedniego napięcia Starał się jak mógł, by włączać obie dziewczyny do

rozmowy. Briony natomiast wciąż mówiła o ludziach i sytuacjach, których

background image

Candra nie znała. W końcu zaś poszła za Candra do toalety.

- Tracisz czas z Simeonem - przystąpiła od razu do rzeczy.

Candra upudrowała nos i chłodno spojrzała na odbicie twarzy Briony w lustrze.

- Naprawdę?

- Nie jesteś w jego typie.

- Rozumiem, że ty jesteś - odcięła się Candra.

- Właśnie. Czy opowiadał ci o swojej żonie? Candra skinęła potakująco głową.

Wyciągnęła

z torebki grzebień i całkiem bez potrzeby zaczęła się czesać.

- Była moją najlepszą przyjaciółką - oznajmiła Briony.

Candra milczała, zaskoczona tą wiadomością. Przyglądała się, jak Briony

nakłada na wargi jeszcze jedną warstwę jaskrawej szminki.

- Kiedy poznałyśmy Simeona, zakochałyśmy się w nim obie.

- A teraz Marie nie żyje, więc masz nadzieję zająć jej miejsce.

- To nie sprawa nadziei. Wiem, że je zajmę

- odparła Briony. - Oczywiście z czasem.

- Wydawało mi się, że Simeon już się otrząsnął z szoku po śmierci żony. Na co

jeszcze czeka, jeśli cię kocha?

Briony złośliwie zmrużyła oczy.

- Gdybyś nagle nie zjawiła się na horyzoncie, już byłoby po wszystkim -

oświadczyła z niezbitą pewnością.

- Przepraszam, jeśli stanęłam na drodze - sucho odparła Candra. - Ale Simeon

sam zaproponował, żebym przycumowała łódź na tyłach jego ogrodu.

I - Nie mam nic przeciwko temu - odburknęła Briony - póki pilnujesz swoich

spraw.

- W istocie rzeczy takie rozwiązanie mi odpowiada.

- Głos Candry brzmiał lodowato. - To Simeon snuje jakieś pomysły. Może nie

przepada za tobą aż tak bardzo, jak ci się zdaje.

- To kłamstwo. - W oczach Briony błysnęła nienawiść. - Simeon mnie kocha.

background image

- A mimo to zaprosił mnie tutaj dziś wieczorem? - Candra nie mogła się oprzeć

pokusie drażnienia rozmówczyni.

- Wyłącznie z powodu tego idiotycznego zakładu. Wszystko mi o nim

opowiedział.

- Musisz więc wiedzieć, że bez względu na to, kto wygrał, zakład miał się

skończyć wspólną kolacją. Czy w związku z tym nic ci nie przychodzi na myśl?

- Tylko to, że Simeon jest dżentelmenem. - Briony uniosła brodę. -

Prawdopodobnie było mu cię żal. Ale musiałabyś być szalona, żeby

przypisywać temu jeszcze dodatkowe znaczenie.

- Oczywiście, że Simeon jest dżentelmenem. W przeciwnym razie nie zaprosiłby

cię do naszego stolika - odcięła się Candra. - Może to ciebie mu żal?

- Z tymi słowami opuściła toaletę. Za nic nie zdradziłaby Briony swych

rzeczywistych uczuć wobec Simeona ani też wobec innych, żądnych władzy

mężczyzn.

Briony wyszła za nią i znów w trójkę siedzieli razem. Simeon z zaciekawieniem

przyglądał się rozpalonej twarzy Candry, ale' nie powiedział ani słowa. W parę

minut później zaproponował odwrót. Zaskoczył Candrę nalegając, że sam

ureguluje rachunek.

- Przecież to ja przegrałam zakład - sprzeciwiła się dziewczyna. - Naprawdę

chętnie zapłacę.

- Nie - oznajmił. - Czy naprawdę myślałaś, że pozwolę ci postawić kolację?

Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się, żeby kobieta w moim towarzystwie płaciła.

Briony przysłuchiwała się im ze znudzoną miną. Kiedy wyszli na zewnątrz,

poprosiła Simeona, żeby odwiózł ją do domu.

- Przyjechałam taksówką - wyjaśniła. Potwierdzało to wcześniejsze podejrzenia

Candry.

Simeon zaczął jechać w kierunku domu Briony.

- Nie spieszy mi się - powiedziała, kładąc mu rękę na udzie. - Odwieźmy

najpierw Candrę, a potem wrócimy na kawę. Rodzice wyjechali, będziemy sami.

background image

- Może innym razem - odparł Simeon z uśmiechem. Candra czuła narastającą

falę złości i napiętą

atmosferę, ale Briony miała dość rozsądku, by nie robić żadnej sceny. Kiedy

dojechali na miejsce, dopilnowała żeby Simeon odprowadził ją do samych drzwi

i tam ostentacyjnie go pocałowała. Candra odwróciła głowę zraniona. A

przecież powinno jej to być obojętne! Na usilne nalegania Simeona zajęła potem

miejsce Briony, siedziała jednak z dłońmi przyciśniętymi do kolan i wzrokiem

wbitym w przestrzeń.

- Przykro mi, jeśli obecność Briony ci przeszkadzała powiedział. - Nie mogłem

jednak pozwolić, żeby

siedziała sama.

- Oczywiście, słusznie postąpiłeś - przyznała spokojnie Candra.

O czym rozmawiałyście w toalecie? - spytał, nie zwiedziony tonem jej głosu. -

Po powrocie wyglądałyście, jakbyście miały skoczyć sobie do oczu. A miałem

nadzieję, że się zaprzyjaźnicie.

- Przecież to twoja przyjaciółka, nie moja. A skoro chcesz wiedzieć, to powiem

ci, że zostałam ostrzeżona, żeby się nie wtrącać w nie swoje sprawy.

- Cała Briony. - Uśmiechnął się Simeon. - Jest zaborcza. Co jej powiedziałaś?

- Dałam jej do zrozumienia, że między nami coś jest. Nie lubię, kiedy ktoś mi

grozi.

Ku jej zaskoczeniu na twarzy Simeona pojawił się szeroki uśmiech.

- Byłbym rozczarowany, gdybyś zareagowała inaczej.

Podjechali pod dom. W świetle reflektorów systemu alarmowego było jasno jak

w dzień.

- Wiesz, Candro, jesteś świetną dziewczyną - powiedział, Simeon.

- Jestem jaka jestem - odparła bezbarwnie dziewczyna.

- Nie znam nikogo takiego jak ty.

- Zadziwiające.

Powoli przesunął się w jej stronę. Candra przycisnęła się do drzwi i chwyciła

background image

dłonią klamkę, gotowa do natychmiastowej ucieczki. Pocałunki najwyraźniej nic

dla tego człowieka nie znaczyły.

- Trzymaj się z dala ode mnie. - Mimo podniecenia Candry w jej głosie

pobrzmiewała nuta paniki.

- Nie zamierzam cię skrzywdzić.

- Trzeba było wysadzić mnie najpierw i jechać razem z Briony. A może z nią

idzie ci za łatwo, a ty lubisz Walkę? Czy dlatego tak się do mnie przyczepiłeś?

Tak czy owak, pamiętaj: przygody mnie nie interesują. Wiedz o tym i trzymaj

się ode mnie z daleka.

- Chcę od ciebie więcej niż tylko przygody - powiedział Simeon biorąc

dziewczynę w ramiona i wpatrując się głęboko w jej oczy. - Czy jeszcze tego nie

rozumiesz?

Candra znieruchomiała. Z trudnością łapała powietrze.

- Niezbyt interesują mnie twoje chęci - powiedziała po chwili. Chciała, żeby

zabrzmiało to zdecydowanie, ale głos ją zawiódł, zabrakło jej tchu. - Wszelkie

stosunki opierają się na dwustronności, nasze takie nie są i nigdy nie będą.

Pozwól więc, że sobie pójdę.

- Robisz wielki błąd, Candro.

- A ty jeszcze większy, jeśli myślisz, że kiedykolwiek odpowiem na twoje

zaczepki. Zachowaj pocałunki dla Briony, a mnie zostaw w spokoju. Nie chcę,

ż

ebyś wkraczał w moje życie ani teraz, ani w przyszłości. Rozumiesz?

Raptownie puścił jej ramiona.

- A kryje się za tym Andrew, prawda? Drogi, solidny Andrew, na którym

zawsze można polegać, który nigdy nie prosi o to, czego nie jesteś skłonna mu

dać. Cholera, jak ty się marnujesz!

Candra nie siliła się na odpowiedź. Wyskoczyła z wozu. Mimo świateł

reflektorów potknęła się kilka razy, zanim dotarła na łódź. Wiedząc, że będzie

miała kłopoty z zaśnięciem, nalała sobie solidnego drinka. Dopiero wtedy

background image

sprawdziła, czy psy są na straży, rozebrała się i położyła do łóżka.

Następnego ranka miała nadzieję uniknąć spotkania z Simeonem. Czemu

utrudniał jej życie, dlaczego nie chciał przyjąć „nie" za ostateczną odpowiedź?

Czuła się jak w pułapce, nie była przygotowana na taką sytuację.

Postanowiła zrobić cotygodniowe zakupy i odwiedzić przy okazji rodziców.

Pomyślała, że psy się ucieszą z takiej wyprawy. Idąc bacznie uważała, żeby nie

spojrzeć w stronę domu. Wpuściła psy do samochodu, usiadła za kierownicą i

przekręciła kluczyk w stacyjce. Samochód nie zareagował. Spróbowała jeszcze

raz i i jeszcze raz. Bez powodzenia. Zdesperowana wysiadła i podniosła maskę,

mimo że nie miała pojęcia, czego tam szuka. śadnych zwisających przewodów

nie /zauważyła, wszystko wydawało się być w najlepszym porządku.

- Coś się stało?

Aż podskoczyła na dźwięk niskiego głosu, który dobiegł zza jej pleców.

Obróciła się i spojrzała prosto w oczy Simeonowi. Rozdrażniło ją, że serce

podeszło jej do gardła.

- Nic z czym nie mogłabym sobie poradzić. Dziękuję za zainteresowanie -

odparła zimno, szukając ratunku w złości.

Simeon był tego dnia w wytartych dżinsach i żółtej bawełnianej koszulce, która

podkreślała wspaniałą

muskulaturę ciała. Spojrzenie miał jasne i czyste, jakby zbudził się wiele godzin

temu.

- Na mechanice samochodowej też się znasz, co? Feministka bez skazy. Czy w

ogóle jest coś, czego nie potrafisz? - Odwrócił się i z powrotem schronił w

czterech ścianach domu.

Candra pożałowała swego niezrównoważonego zachowania. Wciąż nie miała

zielonego pojęcia, co robić, a przekreśliła szansę pomocy. Przypomniała sobie

ojca, który borykał się z takim samym problemem. Z całej siły oparła się na

masce, rozbujała samochód i wskoczyła do środka, żeby przekręcić kluczyk.

Czuła się idiotycznie, miała bowiem świadomość, że Simeon

background image

najprawdopodobniej obserwuje ją przez okno. W dodatku silnik i tym razem nie

zaskoczył. Bezradnie walnęła pięściami w kierownicę.

- Nadal kłopoty? - Simeon jednak się pojawił.

- Co to może być? - odparła.

- Przekręć kluczyk, muszę posłuchać. - Niechętnie uległa. - Rozrusznik.

- Tyle to i ja wiem - oświadczyła sucho.

- Pewnie się zablokował.

- Już bujałam samochód.

- Wiem, widziałem. - Powiedział to z ironicznym uśmiechem.

- Sam spróbuj. - Wyraźnie nie wymagało to od niego wysiłku, ale skutku też nie

przyniosło.

- Dokąd jedziesz? - spytał.

- Po zakupy.

- Podwiozę cię. Zignorowała propozycję.

- Potem wybierałam się na cały dzień do rodziców.

- Nie ma powodu, żebyś zmieniała plany. Jestem do twojej dyspozycji.

- Nie musisz poświęcać mi swojego czasu - odpowiedziała Candra z kwaśną

miną.

- Rzeczywiście, nie muszę - odparł obojętnie. - Po prostu chcę. Poczekaj chwilę,

przebiorę się i pojedziemy.

- A psy? - Candra nie sądziła, żeby Simeona ucieszyli tacy pasażerowie w

eleganckim BMW.

- Na pewno będą grzeczne. Położę koc na tylnym siedzeniu.

Znikł, zanim zdążyła wysunąć następne obiekcje, toteż nie miała innego

wyjścia, jak zamknąć własny samochód i stanąć obok, razem z psami. Po kilku

minutach Simeon wrócił, ubrany w różową koszulę i szare spodnie.

- Daj kluczyki - powiedział, wyciągając rękę do Candry.

- Po co?

- Dzwoniłem do warsztatu. Niedługo przyjadą, ogrodnik da im kluczyki.

background image

Wieczorem, po powrocie, będziesz miała wóz gotowy.

W sobotę? Kiedy większość ludzi kończy pracę przed lunchem? Nazwisko

Simeona wyraźnie musiało mieć swoją wagę. Candrze nie pozostało nic innego,

jak podziękować.

- Drobiazg - stwierdził niedbale, otwierając drzwi. Siedząc w samochodzie

Candra poczuła dziwne

skrępowanie. Simeon wdzierał się w jej życie wbrew woli. A przecież mimo

powtarzania sobie, że tego typu mężczyzn nie znosi najbardziej, w stosunku do

niego nie mogła pozostać obojętna. Ulegała magnetycznej sile Simeona.

- O czym myślisz-zapytał. - Przywołana raptownie do rzeczywistości, Candra

stwierdziła, że z całych sił ściska torebkę.

- O ostatnim wieczorze - odparła uczciwie.

- O Briony?

- Częściowo chyba tak.

- O czym jeszcze?

- O tym, że chcesz ode mnie więcej, niż jestem gotowa ci dać.

- I to cię gryzie, prawda? - Zwolnił przed światłami i zwrócił spojrzenie w jej

kierunku.

- Naturalnie. Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki uparty, skoro Briony tylko

czeka, żeby ci wskoczyć do łóżka.

Na chwilę w samochodzie zapanowało milczenie.

- Nie zawsze warto oddawać rozumowi władzę nad sercem.

- Nie ma obawy. - Candra roześmiała się cicho. - Do takich mężczyzn jak ty

czuję wyjątkową niechęć.

Simeon westchnął.

- Znęcasz się sama nad sobą - powiedział.

- Nie sądzę - odparła cicho, lecz stanowczo. - Co więcej, nie widzę sensu

prowadzenia takiej rozmowy. Naprawdę mnie nie interesujesz, a ty, gdybyś

chciał być całkiem uczciwy, przyznałbyś, że ja ciebie również nie. Owszem,

background image

intryguję cię, ale to wszystko. Dlatego proszę, żebyś dał mi spokój.

Na szczęście dojechali do Stonely i Simeon skręcił na parking przy domu

towarowym. Zgasił silnik i chciał również wysiąść, ale Candra się sprzeciwiła:

- Dziękuję za podwiezienie, ale do rodziców pojadę autobusem. Nie ma

potrzeby, żebyś czekał.

- Akurat tak się złożyło, że i ja powinienem zrobić małe zakupy.

Candra nie była pewna, czy całkiem mu wierzy, ale cóż mogła na to

powiedzieć? Zostawili psom uchyloną szybę i ruszyli razem do sklepu. Wzięli

jeden wózek. Okazało się, że zakupy Simeona składają się z tubki pasty do

zębów i torebki cukierków.

- Mam słabość do tofi - wyznał.

Candra czuła się nieswojo, przechodząc między rzędami półek w towarzystwie

mężczyzny. Nigdy przedtem jej się to nie zdarzyło.

- A ty masz słabość do tego? - spytał Simeon widząc, że Candra wkłada do

wózka kilka paczuszek dropsów miętowych.

To do ciebie mam słabość, pomyślała. Im częściej go widywała, tym trudniej

było jej twierdzić, że jest jej obojętny. Nawet w tłumie ludzi w sklepie czuła

magnetyzm Simeona.

- Kupiłam to dla psów - odparła. - I dla konia, który pasie się naprzeciwko domu

twojego przyjaciela. Przychodzi do mnie każdego rana, kiedy idę na spacer z

psami.

- Może powinienem ci towarzyszyć - powiedział Simeon - uwielbiam konie.

Umiesz jeździć? Przepraszam, zapomnij o tym pytaniu. Oczywiście, że umiesz.

Jesteś przecież kobietą, która wszystko umie.

Candra nie była pewna, czy Simeon z niej nie kpi, więc na wszelki wypadek

skrzywiła się bez słowa.

- Mój przyjaciel ma farmę. Trzyma tam kilka koni, którym przyda się trochę

treningu. Pojedziemy do niego któregoś dnia - powiedział.

Candra miała co do tego poważne wątpliwości. Jej uczucie w stosunku do

background image

Simeona rozwijało się zbyt szybko. Im wcześniej zakończy tę znajomość, tym

lepiej.

Candra nie mogła się jednak uwolnić od Simeona. Uparł się, że podwiezie ją aż

do domku rodziców, położonego na przedmieściach Hey. Budynek pamiętał

różne lata, ale teraz były w nim trzy sypialnie, obszerny salon, jadalnia i

kuchnia. Ogród nie był duży, lecz starannie utrzymany. Na zielonym prostokącie

trawnika wyróżniała się różana rabatka. Był też warzywnik.

Simeon zatrzymał wóz przy ogrodzeniu. Candra odwróciła się do niego.

- Dziękuję ci bardzo za uprzejmość - powiedziała.

- Czyżbym został zwolniony? - spytał Simeon. - Nie przedstawisz mnie

rodzicom? Z pewnością będą

zainteresowani poznaniem mężczyzny, który mieszka tak niebezpiecznie blisko

ich córki.

Zanim Candra zdążyła odpowiedzieć, na ich spotkanie wyszła matka. Była,

wzrostu Candry, miała takie same rysy, jak córka, i wciąż jeszcze ciemne włosy.

Wysmukła, elegancka kobieta wsunęła głowę do samochodu i pocałowała

Candrę w policzek. Psy usiłowały się dopchać, żeby otrzymać swoją porcję

pieszczot, ale uwagę matki skupił mężczyzna siedzący za kierownicą.

- Candro, kochanie, co za niespodzianka!.- powiedziała. - Kto to jest? Czyżbyś

w końcu znalazła sobie chłopaka?

- Mamo! - szepnęła Candra ostrzegawczo. - To jest pan Sterne. Był uprzejmy

mnie podwieźć, bo mój samochód nie chciał zapalić.

Pani Drakę zrobiła zmartwioną minę.

- Ojej, mam nadzieję, że nie zepsuł się na dobre. Sterne? Czy to nie ten

właściciel ziemi po dziadku?

Candrę wprawiło w ogromne zakłopotanie to, że matka mówi o Simeonie jak o

kimś nieobecnym, on jednak wydawał się ubawiony tą sytuacją.

- We własnej osobie - powiedział. - Moje nazwisko Simeon Sterne. Miło mi

panią poznać. Od razu widać, po kim Candra oddziedziczyła urodę.

background image

Tymi słowami całkowicie rozbroił matkę.

- Musi pan wejść, panie Sterne. Pozna pan mojego męża. Prawdę mówiąc,

martwiłam się, kiedy Candra opowiadała o panu, ale teraz widzę, że obawy były

całkowicie bezpodstawne.

Candra pragnęła tylko, żeby rozstąpiła się ziemia i niezwłocznie ją pochłonęła.

Rzuciła ostre spojrzenie na Simeona. Promieniał zadowoleniem.

- Byłoby dobrze, gdyby powiedziała to pani córce. Czasami mam wrażenie, że

całkiem mi nie ufa.

- Po prostu jest grymaśna - oświadczyła krótko pani Drakę, otwierając- drzwi

samochodu. Gandra wiedziała dobrze, jaki zawód sprawia matce nie wykazując

chęci do małżeństwa, ale wolałaby, żeby na ten temat nie było mowy. Była

wściekła, w odróżnieniu od Simeona, który szedł w kierunku domu swobodnym

krokiem i podśpiewywał pod nosem.

- Davidzie! - Pani Drakę zawołała męża. Ukazał się po chwili z marsem na

twarzy, który na

widok córki ustąpił miejsca uśmiechowi.

- Jak dobrze, że przyjechałaś, malutka. Rzadko nas ostatnio odwiedzasz. Kogo

przywiozłaś?

- To pan Simeon Sterne - przedstawiła gościa Candra.

- Człowiek, który znalazł dla niej miejsce do cumowania - dodała matka.

Simeon wyciągnął dłoń, ojciec dziewczyny silnie nią potrząsnął.

- Zdaje się, że to pan zmusił moją córkę do przeprowadzki?

- Konieczność ekonomiczna - powiedział Simeon.

- Pewnie Candra dobrze się panu dała we znaki?

- Bez wątpienia ma temperament.

- Zawsze miała - przyznał pan Drakę. - Niezmiennie staje okoniem wobec

wszelkich poleceń. Ale mimo wszystko jest dobrą dziewczyną.

- Candra ma kłopoty z samochodem - wtrąciła pani Drakę.

- Coś się popsuło? - spytał ojciec, marszcząc brwi.

background image

- Rozrusznik - odparł Simeon.

- Zdaje się, że mam w garażu zapasowy - powiedział pan Drakę. - Zaraz

sprawdzę.

- Nie ma potrzeby - powstrzymał go Simeon. - Wezwałem ludzi z warsztatu

Molleta.

- W sobotę? - ojciec Candry się zdziwił. Simeon wzruszył ramionami.

background image

- Robią dla mnie dużo rzeczy, więc nie mieli nic przeciwko temu - powiedział.

Candra z zaskoczeniem stwierdziła, że ojciec życzliwie spojrzał na Simeona.

Było to coś niezwykłego. Dla córki Davida Drake'a żaden inny mężczyzna

przyprowadzony przez nią do domu nie okazał się dotąd dość dobry. Zresztą

wszyscy wpadali w taki popłoch, że po wizycie wszelki ślad po nich ginął. Jeden

Craig zdawał się ojcem nie przejmować.

- Mamusiu, czy mogę włożyć część zakupów do lodówki? - spytała Candra.

- Oczywiście, kochanie.

- Przyniosę z samochodu - ofiarował się Simeon.

- Dziękuję, zrobię to sama - odparła Candra. -Zostań tutaj, porozmawiaj z

ojcem. - Kiedy opuszczała pokój, uśmiechnęła się pod nosem słysząc, jak ojciec

proponuje gościowi piwo. Simeon był zwolennikiem whisky.

Ku jej zdziwieniu po powrocie zastała obu panów ze szklankami piwa w ręku.

Simeon opowiadał ojcu o swoim nowym projekcie. David chciwie słuchał,

zwłaszcza tego wszystkiego, co dotyczyło przystani, od czasu do czasu

dorzucając uwagi i potakująco kiwając głową. Candra pomyślała z goryczą, że

Simeon mówi ojcu o swych planach znacznie więcej niż jej.

- Tato, jak możesz się z nim tak zgadzać? - spytała. - Przecież Simeon nie tylko

sprzeniewierza się woli dziadka, lecz także wyrzucił mnie i innych właścicieli

łodzi. Nam się tam podobało, nie chcieliśmy się przeprowadzać.

- Nie lubiłem tego miejsca - powiedział impulsywnie pan Drakę. - Byle obwieś

mógł się zamelinować w magazynach. Ale przecież ty nie chciałaś mnie słuchać.

Za szybko jajo zrobiło się mądrzejsze od kury. Pan Sterne ma rację, że chce się

zająć tymi odrażającymi ruderami.

- Rezerwat przyrody wyglądałby ładniej - stwierdziła Candra, a jej oczy rzucały

złowrogie błyski.

- Nie ucieknie się przed postępem, a matka i ja czujemy się o wiele spokojniejsi

teraz, kiedy się przeniosłaś - powiedział ojciec.

- Z psami byłam tam zupełnie bezpieczna. Nic nigdy mi się nie stało.

background image

- Miałaś szczęście - podsumował pan Drakę.

- Jestem tego samego zdania - potwierdził Simeón. -1 serdecznie państwa

zapraszam, odwiedzajcie córkę, kiedy tylko macie ochotę. Rodzina Candry i jej

przyjaciele będą zawsze mile widziani.

Ale nie Andrew, pomyślała Candra. Rzuciła okiem na Simeona, ich spojrzenia

się spotkały. Odgadywał jej myśli. Lekko uniósł kąciki ust.

- Czy zostanie pan na lunchu? - dopytywała się pani Drakę.

Candra pokręciła głową.

- Nie. On...

- Ależ tak - przerwał jej Simeon. - Będzie mi bardzo przyjemnie, dziękuję za

zaproszenie. - Candra przesłała mu mordercze spojrzenie a pani Drakę się

uśmiechnęła.

- Świetnie. Proszę do mnie mówić Pamela. Przepraszam bardzo, ale muszę się

zająć lunchem. - Odwróciła się do Candry. - Pomożesz mi?

- Jaki miły człowiek - powiedziała matka, kiedy znalazły się w kuchni. - Cieszę

się, że w końcu dochodzicie do porozumienia. I znacznie lepiej się czuję, gdy go

poznałam.

- Nie przypisuj tej sprawie nadmiernego znaczenia - powiedziała szybko Candra.

- Nie zamierzam się wiązać z żadnym mężczyzną, a już na pewno nie z

Simeonem. Jest zupełnie nie w moim typie. Robi okropne rzeczy z ziemią

dziadka. Poza tym ma dziewczynę.

- Szkoda - powiedziała matka. - Bylibyście idealną parą. Dziwi mnie, że on

jeszcze nie ma żony.

- Miał - powiedziała Candra. - Umarła kilka lat temu.

- Och, kochanie, co za smutna historia. Biedny człowiek. A czy ta dziewczyna, z

którą się spotyka, to coś poważnego?

- Nigdy się nie poddajesz, prawda, mamo? - Candra nie mogła powstrzymać się

od uśmiechu.

- Słuchaj, dziecko, popraw mnie, jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że czujesz do

background image

niego więcej niż to, do czego się przyznajesz.

- Może i tak - potwierdziła niepewnie Candra. - Ale nic z tego nie będzie. Nie

pozwolę na to.

- Z powodu tamtej dziewczyny?

- Z powodu jego cholernej chęci rządzenia mną. Czy nie sądzisz, że mam dość

tatusia i jego prób ustawiania mojego życia? Czemu miałabym z własnej woli

pozwalać na to komu innemu? Mamo, ty nie znasz Simeona. Już skłonił mnie do

niejednego, zupełnie nie licząc się z moją wolą. Wszystko jedno, co do niego

czuję, bo i tak tego nie okażę.

- Miłość nie umiera tak łatwo - oświadczyła pani Drakę.

- Kto tu mówi o miłości? - spytała Candra. - Nie kocham Simeona.

Obróciła się gwałtownie, słysząc kroki. Za sobą, zobaczyła obu panów z

pustymi szklankami po piwie. Simeon spojrzał uważnie na dziewczynę.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Jeśli nawet Simeon usłyszał stwierdzenie Candry, to tego po sobie nie okazał.

Patrzył jej tylko prosto w oczy przez długą chwilę. Zaraz potem odezwał się

ojciec i Simeon przeniósł spojrzenie w jego kierunku.

- Przyszliśmy po dolewkę - powiedział pan Drakę.

- A potem pokażę Simeonowi ogród.

Napełnili szklanki z baryłki pełnej piwa domowej roboty i wyszli przed dom.

Candra zobaczyła po chwili, jak ojciec pokazuje swoje ulubione róże. Simeon

wykazywał stosowne zainteresowanie. Zdziwiło ją, że znajdują wspólny język.

Matka nieświadomie ubrała jej myśli w słowa.

- To dobrze, że tak się ze sobą dogadują.

- Co w tym dobrego? - zareagowała ostro Chandra - Przecież już się nigdy nie

background image

spotkają.

- Ptaszki ćwierkały, że wczoraj byłaś z Simeonem Sterne'em na kolacji. - Pani

Drakę uśmiechnęła się tajemniczo.

Candra głośno westchnęła. W błyskawicznym tempie rozeszła się ta wiadomość.

- Jak się nazywają te ptaszki?

- Mary Lyle.

- Powinnam się była domyślić. Czy jest coś, czego ta kobieta nie wie? A jej kto

powiedział?

- Chyba Nora Brown - wyjaśniła matka. - Była wczoraj wieczorem w tej samej

restauracji, w której i wy byliście. Naturalnie z opisu nie zorientowałam się, o

kogo chodzi, ale teraz wiem, że o Simeona. Wysoki, z czarnymi włosami,

niesamowicie przystojny mężczyzna, który prowadzi BMW. Pytano mnie, czy

wreszcie wychodzisz za mąż.

- Mam nadzieję, że kazałaś jej pilnować własnego nosa - burknęła Candra.

- Ludzie będą gadać i muszę przyznać, że mnie to martwi. Kiedy byłam w

twoim wieku, miałam już męża i dwoje dzieci.

- Zostało mi jeszcze dużo czasu - ucięła Candra. - Znajdę męża, kiedy uznam, że

przyszła pora. Tak się złożyło, że lubię niezależność.

Pani Drakę zamilkła.

Lunch przebiegał w ożywionej atmosferze. David Drakę częstował Simeona

opowieściami z dzieciństwa. Rozmowa o łodziach i kanałach przeciągnęła się na

całe popołudnie. Około czwartej Candra przypomniała, że muszą wracać.

- Do zobaczenia, Davidzie - powiedział Simeon, ściskając rękę ojca Candry.

Dziewczyna żywiła nadzieję, że gość tego pożegnania nie potraktował

dosłownie.

- Bardzo dziękuję, było bardzo miło. - Simeon pocałował Pamelę Drakę w

policzek. - Lunch był wyborny.

- Musisz nas jeszcze odwiedzić - odpowiedziała. Było widać, że jest pod jego

urokiem.

background image

- A ja się spodziewam, że Candra będzie częściej wpadać do domu - powiedział

pan Drakę, ściskając córkę na pożegnanie.

- Postaram się - odparła Candra, chociaż wiedziała, że źle znosi obecność ojca.

Ten lunch wypadł nie najgorzej, Simeon skupił na sobie jego uwagę, ale

zazwyczaj Candra była obiektem ojcowskiego malkontenctwa.

- Przepraszam, że ojciec potraktował cię jak wyłączną własność - powiedziała

do Simeona, kiedy ruszyli w powrotną drogę. - Kiedy się rozgada, nie zna

umiaru.

- Nie przepraszaj - zaprotestował. - Jest bardzo ciekawym człowiekiem.

Mógłbym go słuchać przez cały dzień. Szkoda, że nie masz z nim wspólnego

języka. Mam wrażenie, że nie w pełni rozumiesz ojca.

- Och, rozumiem go znakomicie - odparła gniewnie Candra. - Tak samo, jak

ciebie. śaden z was nie jest szczęśliwy, jeśli nie trzęsie wszystkim dookoła.

Przykro mi, ale to nie dla mnie.

Simeon spochmurniał i więcej się nie odezwał. Po dziesięciu minutach wysiedli

przed domem. Wóz Candry został przestawiony w sam róg podjazdu.

- Wygląda na to, że ludzie od Molleta go naprawili.

- Dasz mi rachunek - powiedziała Candra.

- Kazałem zapisać na moje konto.

- Nie ma mowy.

- Jeśli chcesz, możesz mi zwrócić - powiedział

- ale nie widzę takiej konieczności. Nazwijmy to uprzejmością wobec... kobiety,

którą kocham miłością platoniczną.

Wahanie w głosie Simeona uświadomiło Candrze, że słyszał to, co powiedziała

w rozmowie z matką. Zarumieniła się i ukryła twarz za klapą bagażnika, nagle

bardzo zajęta wyciąganiem toreb.

- Pomogę ci zanieść zakupy - usłyszała głos Simeona tuż przy uchu.

- Dziękuję.

- Mogłabyś tym wszystkim nakarmić pułk wojska

background image

- powiedział Simeon w drodze na łódź. - Czyżbyś spodziewała się licznych

gości?

Candra zaprzeczyła ruchem głowy.

- Lubię mieć zapasy. Na wszelki wypadek.

- Na przykład jaki?

- Każdy - odparła. - Tu nie ma sklepu na rogu, do którego można zawsze

skoczyć.

- Rozumiem. Powiedzmy, jeśli wpadnie Andrew...

- Zmiana tonu była wyraźna, brzmiała jak oskarżenie, ale Candra postanowiła ją

zignorować.

- Właśnie - odparła żywo.

Doszli do łodzi. Podziękowała Simeonowi za pomoc, wzięła od niego torby i

zaczęła ostrożnie, tyłem schodzić po schodkach do kabiny.

- Nie zapomnij o jutrze - zawołał za nią Simeon. Odstawiła torby na podłogę i

wyszła z powrotem

na pokład.

- A co ma być jutro?

- Rewanż na basenie. Nie pamiętasz, że to ty rzuciłaś mi wyzwanie?

Candra rzeczywiście zapomniała.

- Wciąż jest aktualne - odparła. - Chyba że znowu zaprosiłeś Briony. Nie mam

szczególnej ochoty popisywać się przed nią.

- Nie zaprosiłem - powiedział niecierpliwie.

- Spotkajmy się o dwunastej. Pokonany przygotuje lunch.

Odszedł, a Candra zajęła się rozpakowywaniem zakupów. Wbrew własnym

intencjom spędziła dużo czasu z Simeonem i musiała z niechęcią przyznać, że

był to udany dzień. Pod wpływem impulsu odwiązała łódź i wypłynęła na kanał.

Bardzo lubiła takie samotne wyprawy. W idealnie gładkiej tafli wody odbijały

się sylwetki wierzb i wysokich traw porastających brzegi. Czapla z wyciągniętą

szyją stała na brzegu jak rzeźba, ale gdy łódź się zbliżyła, ptak wzbił się w

background image

powietrze. Dalej w trzcinach Candra wypatrzyła rodzinę kurek wodnych,

czarnych z czerwonymi plamkami na łebkach.

Krótka przejażdżka odprężyła dziewczynę, rozproszyła niepożądane myśli. Ale

spokój nie trwał długo. Kiedy dziób łodzi wypłynął spod mostu, Candra

zobaczyła Simeona stojącego na nabrzeżu. Czyżby na nią czekał?

- Skąd ten pomysł, żeby wypłynąć? - spytał ostro.

- Chciałam być sama - odparła.

- Przecież tutaj też jesteś sama.

- Kiedy płyniesz, doznajesz zupełnie innych, cudownych wrażeń. Nie potrafię ci

tego wyjaśnić.

- Czy chcesz powiedzieć, że szukałaś uspokojenia? - spytał szorstko Simeon. -

Po co? Wydaje mi się, że dzisiejszy dzień był raczej udany. Mnie spotkanie z

twoimi rodzicami sprawiło dużą przyjemność.

- Im też - odparła krótko, cofając się na pokład.

- Czy twoje poszukiwanie samotności miało przypadkiem coś wspólnego z

rozmową, którą prowadziłaś z matką?

Candra wstrzymała oddech.

- Prawdę mówiąc, już zapomniałam o tej rozmowie.

- Nie wierzę ci - odparł, patrząc Candrze wprost w oczy. - Poruszyłaś zbyt

poważną sprawę, żeby o niej tak łatwo zapomnieć.

- Nie przywiązuję do niej wagi - rzuciła lekko Candra.

- Nie przywiązujesz wagi do stwierdzenia, że mnie nie kochasz? - zapytał z

naciskiem. - A to jest równoznaczne z faktem, że moja osoba nie ma dla ciebie

znaczenia. Chciałbym wiedzieć, od czego zaczęła się ta rozmowa.

- Pytania mamy były zupełnie naturalne. Tak rzadko mi się zdarza pokazać się w

domu z mężczyzną.

- Andrew jest wyjątkiem?

- Andrew nigdy nie był u moich rodziców. Szkoda, że jesteś do mnie nastawiona

mniej

background image

rzyjaźnie niż rodzice - powiedział.

- Oni nie znają cię tak, jak ja.

- Raczej aprobują moje plany. Candra wzruszyła ramionami. - To wcale nie

oznacza, że ja też muszę.

- Podoba im się, że mieszkasz tak blisko mnie. Są zadowoleni z mojej opieki.

- Ładna mi opieka - odpowiedziała Candra. Simeonowi pociemniały oczy.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał.

- śe nigdy nie tracisz okazji, aby mnie pocałować, że sprawiasz wrażenie, jakby

zależało ci tylko... - Palce Simeona wpiły się w ramiona dziewczyny. - Przestań,

to boli! - zawołała.

- Czy zaprzeczysz - spytał chłodno - że w stosunku do mnie nie pozostajesz

obojętna? śe odczuwasz przyjemność? - Potrząsnął Candrą jak szmacianą lalką.

- Jeśli odpowiesz „tak", to ci nie uwierzę.

- Oczywiście, że jest mi dość przyjemnie, ale doznanie jest czysto fizyczne i nie

ma najmniejszego znaczenia.

- Miałoby, gdybyś tego chciała. Nie mogę dociec, czy to Andrew, czy twoja

cholerna kariera zawodowa staje między nami.

- Pomyśl o Briony - rzuciła zjadliwie Candra i natychmiast tego pożałowała, bo

przecież nie tylko o nią chodziło.

- Jesteś zazdrosna? - Na twarzy Simeona pojawił się cień uśmiechu.

- Nie jestem - odpowiedziała szybko.

- Wobec tego nie będzie ci przeszkadzało, że się umówiłem z Briony dziś

wieczorem?

- Ani trochę.

- Nie najlepiej kłamiesz, Candro. - Wciąż trzymał ręce na ramionach

dziewczyny i teraz przyciągnął ją mocniej do siebie. Próbowała się wyrwać, ale

na próżno. Kiedy poczuła na wargach dotyk ust Simeona, wiedziała, że pragnie

cieszyć się każdą sekundą zbliżenia. Ale znów się nie poddawała ogarniającemu

ją uczuciu. Zesztywniała. Simeon ze złością odsunął dziewczynę od siebie.

background image

- Dzisiaj jeszcze wygrałaś - powiedział. - Ale zawsze pozostaje nadzieja na

lepsze jutro. Dziś się z góry źle do mnie nastawiłaś. Następnym razem wybiorę

lepszy moment. - Spojrzał gniewnie na Candrę. W chwilę potem została sama, a

Simeon oddalał się w kierunku domu.

Dziewczyna nadal czuła dotyk jego rąk na ramionach. Przestała już rozumieć,

dlaczego tak bardzo się broni przed ogarniającym ją pożądaniem.

- Na miejsca, gotowi, start!

Oboje przecięli powierzchnię wody. Dla Candry istniała jedna tylko myśl:

wygrać, pokonać Simeona. Była na miejscu o wpół do dwunastej i dla

rozgrzewki przepłynęła basen kilka razy. Simeon wyszedł z domu punktualnie o

dwunastej.

- Dzień dobry, Candro - zawołał z brzegu. - Obserwowałem cię przez okno.

Mam nadzieję, że się nie zmęczyłaś. Chciałbym, żeby szanse były równe.

- O mnie się nie martw - zawołała płynąc w jego kierunku.

Simeon miał na sobie czarne kąpielówki. Wzrok Candry mimo woli przylgnął

do jego wspaniałego ciała: muskularnych ramion i nóg, szerokiej klatki

piersiowej, płaskiego brzucha ze strzałą czarnego owłosienia niknącą pod

kąpielówkami. Simeon był uosobieniem siły! Candra wiedziała, że w tym

pojedynku musi dać z siebie wszystko.

Przy końcu trzeciej długości basenu płynęli jeszcze ramię w ramię. Za każdym

razem, gdy ich spojrzenia się spotykały, Simeon szczerzył zęby w uśmiechu.

Candra miała nadzieję, że nie oszczędza siły na finisz, tak jak ona poprzednio,

bo tym razem żadnych zapasów nie miała. Po raz czwarty także przepłynęli

basen jednocześnie. Podejrzliwość Candry rosła. Była pewna, że Simeon robi to

specjalnie. Po następnym nawrocie zaatakowała, ale do brzegu basenu znów

dotarli równocześnie, uznała więc, że jej podejrzenia są słuszne.

Teraz albo nigdy, pomyślała dziewczyna. Rozpoczęła finisz. Wykrzesała z

siebie niespotykaną ilość energii. Nie miała pojęcia, gdzie jest Simeoh.

Skoncentrowała się jedynie na tym, by płynąć jak najszybciej.

background image

Nic z tego. Simeon dotarł do mety o kilka sekund wcześniej!

Stali w wodzie na wprost siebie, mierząc się wzrokiem.

- Gratulacje - powiedział w końcu Simeon.

- Za co? - zapytała zmęczona Candra.

- Za waleczność. Mało brakowało, abyś wygrała.

- Nie wygrałam! - Zabrakło jej kilku sekund. Powinna była znaleźć jeszcze

odrobinę sił. Teraz, w dodatku, musi przygotować lunch.

Jeszcze w wodzie, mimo że już wyczerpana, Candra uświadomiła sobie, jak

bardzo pragnie Simeona. Nie mogła mu się przeciwstawić. Była w pułapce

niczym sarna w strumieniu światła. Nie miała dokąd uciec. Mokre, czarne włosy

Simeona przylgnęły do jego foremnej głowy, krople wody lśniły na powiekach,

twarzy i ramionach. Nie mogła być obojętna wobec piękna jego ciała.

Wiedziała, że zawsze będzie tak reagowała na widok Simeona. Jedynym

wyjściem było jak najszybsze znalezienie innego cumowiska.

- Jesteś niezadowolona, że wygrałem? - zapytał. Wydawał się być ubawiony tą

myślą.

- Skłamałabym, gdybym zaprzeczyła. Naprawdę myślałam, że cię pobiję -

odpowiedziała Candra. Chodziło o więcej niż zwykły wyścig. Stoczyli

pojedynek woli. Chciała pokonać Simeona fizycznie.

- Jeśli mam być absolutnie uczciwy - odparł - to w pewnej chwili też

pomyślałem, że masz szansę

wygrać. I cierpiałbym z tego powodu znacznie bardziej niż ty teraz.

Spojrzał na nią, odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. Candra

roześmiała się, początkowo niepewnie, a potem, nie mogąc się powstrzymać,

zawtórowała Simeonowi.

Nie potrafiła powiedzieć, jak to się stało, ale nagle znalazła się w jego

ramionach i poczuła na wargach chłodne usta. Pożądanie ogarnęło ją całkowicie.

Pocałunek trwał bez końca, Candra czuła gwałtowne bicie jego serca i

pomyślała, że Simeoń też słyszy, co dzieje się z jej własnym. Czuła się jak

background image

wyswobodzona z pułapki, w której tak długo tkwiła. Walczyła z uczuciem do

Simeona i pożądaniem, które w niej wzbudzał. Teraz tama runęła. Nie bacząc na

nic przyciągnęła go do siebie, przywarła do niego całym ciałem i zaczęła

odwzajemniać pocałunki z nie znaną wcześniej namiętnością.

- Chodźmy stąd - powiedział niewyraźnie Simeon, okrywając twarz dziewczyny

chciwymi pocałunkami.

Candrze brak było sił, by się poruszyć. Simeon uniósł ją i w bród dotarł do

drabinki w rogu basenu, po której bez wysiłku wydostał się z wody.

Na patio wisiał hamak. Simeon zaniósł tam Candrę i postawił na ziemi. Znów

ich ciała stopiły się na chwilę w jedno. Potem z największą delikatnością ułożył

dziewczynę na hamaku, a sam przysiadł na jego brzegu.

Patrzył nie na twarz, lecz na jej całe ciało. Obejmował wzrokiem zarys piersi,

szczupłą talię i płaski brzuch, Zmysły Candry były rozbudzone, narastało w niej

pożądanie. Uniosła się nieco i otoczyła ramionami kark Simeona, przyciągając

go ku sobie.

Tym razem pocałunek był mniej gwałtowny. Simeon ujął jej twarz w dłonie i

zaczął okrywać ją pocałunkami, delikatnymi jak muśnięcie ptasiego puchu.

Jego palce przemierzały wysmukłą kolumnę szyi, przeniosły się na ramiona, a

potem na wzgórza piersi. Candra leżała jak zahipnotyzowana.

- Nie potrzebujesz tego - powiedział. Dziewczyna uniosła się, żeby mógł jej

rozpiąć górę bikini,

Simeon widział już ją nagą, ale wtedy sytuacja była pozbawiona erotyzmu.

Teraz całym ciałem dziewczyna chłonęła doznania, jakie budził w niej dotyk

jego palców, najpierw delikatnie obwodzący kontury ciała, a potem drażniący

opuszkami stwardniałe sutki. Z ust Candfy wyrwał się krzyk rozkoszy, gdy

Simeon uchwycił mocno brodawkę piersi. Dziewczyna wiła się pod wpływem

tej miłosnej tortury.

Wkrótce usta i język zastąpiły dłonie Simeona, a Candra doświadczyła czegoś

zupełnie nowego. W przeszłości takich odczuć nie zaznała. Chociaż kiedyś

background image

wydawało jej się, że kocha Craiga, nigdy nie przeżywała takiej rozkoszy. A

biedny Andrew w ogóle jej nie podniecał.

Candra pragnęła, by pieszczoty Simeona nie miały końca, by całował ją, pieścił i

w nieskończoność przepełniał tymi oszałamiającymi doznaniami. Zupełnie

jakby czekała przez wszystkie lata właśnie na niego.

Nagle, bez słowa ostrzeżenia, Simeon odsunął się od dziewczyny.

- Chyba ci dowiodłem, że mam rację - powiedział. Candra zmarszczyła brwi, nie

wiedząc, o czym mowa, lecz szybko dotarło do niej z przeraźliwa jasnością.

Wszystko było grą! Poprzedniego dnia zapanowała nad sobą, oparła mu się, dziś

jednak straciła głowę. Simeon zapowiedział, że znajdzie odpowiednią chwilę i

właśnie znalazł.

Miała ochotę krzyczeć. Wrażenia zmysłowe, emocje, które w niej rozbudził,

były niezwykle silne. Poddała się pożądaniu, omal nie zatraciła zdolności

samokontroli, a tymczasem ten łobuz przez cały czas dokładnie wiedział, co

robi. Bawił się z nią, jej ciałem, wywołując reakcję, która musiała przekroczyć

jego najśmielsze oczekiwania. Candra poczuła, że ogarnia ją rozpacz i gniew.

Na oślep zaczęła walić Simeona pięściami.

- Ty draniu, ty głupi draniu!

Simeon podniósł się zwinnie z hamaka i wybuchnął śmiechem.

- Jeśli nawet zaczęło się od eksperymentu, to muszę uczciwie przyznać, że ciąg

dalszy był bardzo przyjemny.

- Nie wątpię - odpowiedziała wstając. - Ale nie na tyle przyjemny, żebyś nie

skończył swych pieszczot po dowiedzeniu mi, że miałeś rację. Pewnie

porównywałeś mnie z Briony? Założę się, że wczoraj wieczorem w pół drogi się

nie zatrzymałeś.

- Wczoraj wcale Briony nie widziałem.

- Nie? Czy wystawiła cię do wiatru?

- Niezupełnie, ale to bez znaczenia. Myślę, że powinniśmy wziąć prysznic.

- Dziękuję, nie skorzystam. Mam swój na łodzi.

background image

- Uciekasz? - zapytał z łagodną kpiną. Candra wzruszyła ramionami i poszła za

nim. Z zamkniętymi oczami stała pod lodowato zimnymi strugami wody, póki

nie poczuła ręki Simeona na ramieniu.

Gwałtownym gestem odepchnęła go, energicznie

odeszła do leżaka i wyciągnęła się na nim. Upokorzenie zraniło ją głęboko.

Odkryła się ze swymi

najbardziej intymnymi uczuciami, a on je odrzucił.

Była całkowicie rozbita.

Słońce rozgrzało jej skórę, ale nie stopiło otoczki chłodu wokół serca. Mimo to

jednak, kiedy patrzyła na umięśnione, opalone ciało Simeona wyciągnięte obok

niej, wciąż czuła moc pożądania. Czy coś jest w stanie tę moc unicestwić? -

pomyślała. Czy już na zawsze mam być zniewolona?

Było jeszcze inne wyjście. Andrew. Mogła zostać ego żoną. Oszalałby z radości,

a ona miałaby ochronę, le czy byłaby szczęśliwa? Pokręciła przecząco głową,

tak jakby pytanie padło na głos. Andrew nie ofiarowałby jej ani sekundy tak

porażającego zmysły uniesienia. Dałby za to spokój umysłu. Nigdy nie

stawiałby żadnych wymagań, nie próbowałby narzucać własnej woli. Czy nie od

tego szukasz ucieczki? - zapytała samą siebie.

- Nie ma ucieczki - powiedziała mimo woli na głos.

- Od czego? - spytał Simeon, odwracając ku niej twarz.

Candra skrzywiła się, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

- Powiedziałaś, że nie ma ucieczki.

- Naprawdę? Musiałam o czymś myśleć.

- O czym?

- O niczym.

- A może myślałaś o mnie? - zapytał.

Candra milczała. Simeon wzruszył ramionami i zmienił temat.

- Chyba powinniśmy się ruszyć. Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny -

powiedział.

background image

- Nie sądzisz chyba, że zrobię lunch.

- Oczywiście, że tak sądzę - uśmiechnął się. - Zakład jest zakładem.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Candra była tak przekonana, że dziś wygra zawody, że nic wcześniej do

jedzenia nie przygotowała. Wsadziła gotowe porcje kurczaka do piecyka i ubiła

ś

mietanę na pudding truskawkowy. Simeon przygotowywał sałatkę.

- Skąd miałaś pewność, że dziś wygrasz? - spytał, gdy Candra przeprosiła go, że

lunch nie jest gotowy.

- Znam swoje możliwości.

- Ale nie znasz moich - odpowiedział.

- Wydawało mi się, że twoje też. Byłam pewna, że stać mnie na zwycięstwo.

- Już mówiłem, cieszę się, że nie wygrałaś.

- Przegrana mogłaby ci dobrze zrobić - odpowiedziała. - Mężczyznom zawsze

wydaje się, że są od nas lepsi.

- A nie jesteśmy?

- Nie zawsze. - Powiedziawszy to uspokoiła się, nie chcąc zniweczyć wysiłków

Simeona, który starał się zachowywać bardzo przyjaźnie. - Jest wiele kobiet

równie dobrych w swoim zawodzie, jak mężczyźni.

- Rzecz do dyskusji - stwierdził. - Wiele kobiet zaczyna mieć obawy przed

decydującym krokiem. Chcą równouprawnienia, chcą władzy, ale nie mają w

sobie dostatecznej bezwzględności, żeby z tym sobie poradzić.

- Myślisz, że byłabym za miękka? - spytała. Simeon skinął potakująco głową.

- Znalazłem w tobie słabą stronę. W interesach nie ma miejsca na słabości.

Candra chciała powiedzieć, że czuje słabość wyłącznie do niego, ale byłby to

niewybaczalny błąd.

background image

- Nie wiesz nawet, jaka umiem być twarda w razie potrzeby.

Rzucił na nią przelotne spojrzenie.

- Nie sądzę, żebym chciał cię poznać od tej strony. Po lunchu, ku zaskoczeniu

Candry, Simeon zaproponował wspólną przejażdżkę łodzią.

Odwiązał łódź, Candra stanęła za sterem, a psy ułożyły się w pobliżu Simeona.

Przez chwilę panowało milczenie. Candra próbowała skupić się na

manewrowaniu łodzią, ale sylwetka Simeona przyciągała jej wzrok. Była

zadowolona, że stoi tyłem do niej. W promieniach słońca jego czarne włosy

miały granatowy połysk i przez cały czas Candra miała chęć ich dotknąć.

- Może pozwolisz mi na chwilę poprowadzić łódź?

- zapytał Simeon.

- A potrafisz sterować? - Candra rzuciła mu przenikliwe spojrzenie.

- Oczywiście - odparł z uśmiechem.

Niezbyt chętnie ustąpiła mu miejsca. Domyślała się, że nie przypadła

Simeonowi do gustu w roli sternika, Simeon zwykł całkowicie panować nad

każdą sytuacją. Jak jej ojciec!

Mijali inne łodzie, ale całą uwagę Candry pochłaniał Simeon. Jasno dał jej do

zrozumienia, że nie chce doprowadzić do nadmiernej zażyłości w ich

stosunkach, a w chwilach uczciwości wobec siebie Candra wiedziała, że i ona

tego nie chce. Ale nawet mimowolne spojrzenie lub przypadkowe dotknięcie

jego ciała sprawiało, że jej opór znikał. Zanik mechanizmów obronnych był

tylko kwestią czasu.

Przepływali właśnie przez Hey, niedaleko domu rodziców Candry.

- Może wpadniemy? - zaproponował Simeon.

- Nie będzie ich w domu - odparła Candra.

- W niedzielę odwiedzają mojego brata i jego rodzinę.

- Muszą być rozczarowani, że nie założyłaś rodziny i nie masz dzieci.

- Musieli się pogodzić z tym, że u mnie kariera zawodowa jest na pierwszym

miejscu.

background image

- No dobrze, a kiedy już zrealizujesz ambicje i będziesz w zarządzie firmy, to co

dalej? - Candra czuła na sobie przenikliwe spojrzenie i tak długo zastanawiała

się nad odpowiedzią, aż Simeon ją wyręczył: - Zorientujesz się, że coraz więcej

czasu spędzasz w biurze. Będziesz miała zebrania zarządu po godzinach pracy,

kiedy wszyscy już pójdą do domu, będą papiery do przekopania w domu, obiady

ze wspólnikami, oficjalne kolacje, wyjazdy za granicę. I zanim się ockniesz,

będzie za późno.

- Na co? - spytała, krzywiąc się na myśl o takich perspektywach.

- Na przykład na dzieci. A może nie lubisz dzieci? Czy nigdy nie planowałaś, że

będziesz je miała?

- To moja sprawa - powiedziała słabo, chociaż niezaprzeczalnie wizja kochania

się z Simeonem i noszenia pod sercem jego dziecka była dla niej nadzwyczaj

ponętna. - Jak daleko zamierzasz płynąć? - spytała.

- Czy masz dość? - Uśmiechnął się. - Mamy mnóstwo czasu.

Zatrzymali się w niezwykle pięknym miejscu, gdzie kanał się zwężał, a drzewa

po obu stronach zwieszały gałęzie do wody. Było chłodno i przyjemnie.

Przywiązawszy łódź Simeon zaproponował spacer. Prawie przez godzinę

wędrowali brzegiem kanału, czasem schodząc ze ścieżki i przedzierając się

przez zarośla, gdy psy tymczasem szukały tropów i znajdowały najrozmaitsze

zapachy. Po powrocie rozłożyli koc na trawie, zjedli kanapki z szynką i napili

się herbaty. Candra pokroiła ciasto z owocami.

- Sama upiekłaś? - spytał. Potwierdziła skinieniem głowy.

- Czy są gdzieś granice twoich umiejętności?

- Bardzo lubię gotować - odparła.

- A mimo to chcesz być samotną, niezależną kobietą bez męża i rodziny?

- Proszę, nie zaczynaj znowu. - Candra czuła, że cała jeży się w środku.

- Czyżby cię to obrażało? - zapytał. - Nie powinno, jeśli rzeczywiście tego

chcesz od życia.

- Naturalnie, że właśnie tego - odburknęła. - Czy twoja żona nie pracowała? Czy

background image

jesteś przeciwko pracującym kobietom?

Dostrzegła nieznaczny cień przemykający po jego twarzy.

- Nie, moja żona nie pracowała. A właściwie przestała, kiedy się pobraliśmy.

- Sama zdecydowała, czy ty ją zachęciłeś? Zmarszczył czoło.

- Naprawdę myślisz, że jestem takim szowinistą?

- Nie wiem - odparła, wzruszając ramionami. - Wiem, że nie pochwalasz tego,

co ja robię.

- To zupełnie inna sprawa. ,

- Wcale nie.

- Ależ tak, Candro. Rezygnujesz z domu, kochającego męża, szczęśliwych

dzieci, ze wszystkiego, co tak wiele znaczy dla kobiet i dla mężczyzn też.

- Nie jestem zwykłą kobietą - odrzekła lakonicznie.

- To już odkryłem. - Uwaga zabrzmiała sucho.

- Jak długo byłeś żonaty? - Candra uznała, że i ona może zadawać pytania, które

od dawna kłębiły jej się w głowie.

- Dziesięć lat.

Candra wydała z siebie ciche westchnienie.

- Nie przypuszczałam. Czy zamierzasz się ożenić z Briony? - spytała,

zaskoczona własną śmiałością.

- Zmartwiłabyś się?

- To naprawdę nie ma ze mną nic wspólnego. - Candra wzruszyła ramionami. -

Wiem, że Briony myśli tylko o małżeństwie z tobą. Zastanawiałam się po

prostu, czy podzielasz jej odczucia.

- Briony okazuje mi wiele przyjaźni - odparł wolno. - Mam wobec niej duży

dług wdzięczności, zwłaszcza za dni po śmierci Marie, kiedy potrzebowałem

kogoś.

Innymi słowy, odpowiedź była twierdząca. Candra poczuła, że krew odpływa jej

z twarzy. W tej chwili uświadomiła sobie, że kocha Simeona. Szybko odwróciła

się i drżącymi rękami zaczęła zbierać naczynia. Pozmywała, a Simeon przyniósł

background image

tymczasem koc z brzegu.

- Myślę, że powinniśmy wracać - powiedział, jakby nie zauważając zmiany jej

nastroju.

Candra spojrzała na zegarek. Za minutę siódma. Wiedziała, że wrócą, kiedy

będzie prawie ciemno. Czas minął niepostrzeżenie od chwili, gdy odbijali od

nabrzeża. W sumie spędzili razem już siedem godzin, najdłuższy okres odkąd

się poznali. I było nadspodziewanie przyjemnie. Candra żałowała teraz, że

zapytała o Briony.

Jeszcze dość długo płynęli naprzód, szukając miejsca do nawrotu. Candra miała

okazję podziwiać zręczność Simeona w manewrowaniu łodzią. Mniej więcej na

wysokości miejsca, w którym urządzili sobie piknik, silnik kaszlnął i zgasł.

- Paliwo? - spytał Simeon z ponurą miną, spoglądając na wskaźnik.

- Nie sądzę.

- Nie sądzisz? - Mina mu bardziej spochmurniała.

- Jestem pewna, że nie - odparła, starając się, by w jej głosie zabrzmiała

pewność, której w istocie nie było.

- Czy coś takiego już ci się zdarzyło?

- Nigdy.

- Lepiej przycumujmy, sprawdzę.

Silnik znajdował się pod pokładem na rufie. Simeon podniósł klapę i zszedł do

luku. Candra bezradnie przypatrywała się jego metodycznym oględzinom. Miała

nadzieję, że Simeonowi uda się usunąć uszkodzenie.

- Silnik w porządku - powiedział po dłuższej chwili.

- Musiało się coś zablokować. - Spędził jeszcze kilka minut pod pokładem, w

końcu wydostał się na górę.

- Jak sprawdzasz poziom paliwa?

Candra w milczeniu podała mu długi pręt. Simeon zanurzył go w zbiorniku, po

czym wyciągnął. Jego spojrzenie mówiło wszystko.

- Czy masz zapasowy kanister?

background image

Candra pokręciła głową. Czuła się jak kompletna idiotka. Pragnęła natychmiast

rozpłynąć się w kanale bez najmniejszego śladu. Dlaczego ostatnio nie

sprawdzała poziomu paliwa? Nie mogła sobie tego darować.

- Nie wiadomo gdzie jesteśmy. - Głos Simeona zabrzmiał jak smagnięcie

biczem.

- Owszem - odpowiedziała cicho.

- Diabli wiedzą, jak daleko stąd do najbliższej stacji benzynowej. - Spoglądał na

nią niezadowolony.

- Ale jednego jestem pewien, panno Drakę. Nie będę włóczył się po okolicy o

tej porze. Prześpimy się na łodzi i rano zrobimy z tym porządek.

Ogarnął ją popłoch.

- Ale...

- śadnych „ale" - uciął. - Jak na inteligentną kobietę okazałaś nadzwyczajną

głupotę. Kiedy ostatnio tankowałaś?

- Przed miesiącami - przyznała Candra niechętnie.

- Nigdy nie wypływam daleko. Paliwo zawsze starcza na bardzo długo.

- Po prostu pech, że akurat teraz musiało się skończyć, tak? A czy wiesz, że po

takim zdarzeniu silnik Diesla trzeba najpierw oczyścić, a dopiero potem można

go uruchomić?

- Przykro mi - odpowiedziała Candra. Nigdy w życiu nie czuła się tak głupio.

- Zupełnie słusznie, masz powody. - Był zły. Umył ręce, wytarł i opadł na jeden

z foteli. Oczami duszy Candra już widziała, jaka noc ją czeka.

- Napijesz się? - spytała.

- Szkockiej? Chętnie. - Simeon wypił połowę podanego drinka i odstawił

szklankę.

- Czy jesteś głodny? Może zrobię kolację? - Candra zawsze była dumna z

umiejętności panowania nad każdą sytuacją. Teraz czuła się całkiem niezdolna

do myślenia.

- Nie, dziękuję.

background image

- Może powinniśmy zatrzymać przepływającą łódź i poprosić o trochę paliwa

albo nawet o doholowanie do najbliższej przystani...

- Która jest co najmniej dziesięć kilometrów stąd - dokończył Simeon. - A o tej

porze nikogo już tam nie będzie. Rano znajdziemy stację benzynową, na pewno

mamy do niej bliżej niż do przystani.

Candra poszła do kuchni. Zrobiła sobie kawę, przeciągając przyrządzanie jak

najdłużej. Potem wróciła do saloniku. Simeon miał zamknięte oczy, ale Candra

była pewna, że nie śpi. Zaczęła przerzucać jakieś czasopismo. Kiedy

zaryzykowała następne spojrzenie w kierunku Simeona, stwierdziła, że jej się

przygląda.

- Naprawdę mi przykro - powiedziała cicho.

- Rozczarowałaś mnie, Candro. Skrzywiła się.

- Sama jestem sobą rozczarowana.

- Zastanawiam się, co powiedziałby twój ojciec.

- Tym razem w jego głosie zadźwięczała nuta rozbawienia.

- Wolę o tym nie myśleć. Nie znosi niekompetencji.

- Trzeba będzie użyć trochę perswazji żeby mnie skłonić do milczenia. - Teraz

rysy jego twarzy rozjaśnił już wyraźny uśmiech.

- Jakiego rodzaju?

- Zacznijmy od kolacji. Jednak jestem głodny. Candra nie była pewna, czy ma

ochotę dowiedzieć

się, jak będzie wyglądał dalszy ciąg, więc szybko się poderwała.

- Zjesz lasagne?

- Nazwa brzmi zachęcająco.

- Jest zamrożone, ale można szybko przyrządzić. Wsunęła danie do piecyka,

zrobiła sałatkę i nakryła

stół. Nie zostało jej nic więcej do roboty, więc przyłączyła się do Simeona, który

przeglądał magazyn. Co za ironia losu, że po wszystkich przysięgach, że nigdy

więcej się nie zakocha, wpadła w sidła mężczyzny najbardziej znienawidzonego

background image

przez nią rodzaju. A jeszcze bardziej upokarzało ją to, że Simeon nic do niej nie

czuje. Chciał przecież ożenić się z kim innym.

Boleśnie tęskniła do uścisku jego ramion, miażdżących objęć i dotyku męskiej

piersi, do smaku jego ust. Pochłonięta marzeniami nie zauważyła, że Simeon

odłożył pismo i badawczo jej się przygląda.

- Można by pomyśleć, że moje ciało budzi w tobie pożądanie - powiedział po

chwili.

Candra roześmiała się nerwowo, przyłapana na gorącym uczynku. Nie mogła

zaprzeczyć, wszystko można było wyczytać z jej oczu.

- To dobrze, że jesteś rozsądny - odparła głosem szorstkim od zakłopotania.

- Szkoda. Mamy przed sobą długi wieczór i jeszcze dłuższą noc.

Candra podniosła na niego wzrok.

- Mam nadzieję, że nie sugerujesz tego, co mi się wydaje. - Serce biło jej mocno

na samą myśl.

- A co ci się wydaje? - Miał teraz na twarzy frywolny uśmiech. Po uprzednim

niezadowoleniu nie zostało ani śladu.

- Przecież wiesz, o co chodzi. - Przetrwanie najbliższych dwunastu godzin bez

łamania własnych" zasad będzie jednym z najtrudniejszych zadań w jej życiu. -

Chyba powinnam sprawdzić, co z lasagne.

Wstała, ale Simeon chwycił ją za rękę.

- Znowu uciekasz, Candro? Czemu się nie czujesz swobodnie? Słowo daję, nie

gryzę.

Dotyk Simeona poraził dziewczynę. Czuła jakby elektryczność przebiegającą po

rękach i wstrząsającą jej całym ciałem.

Pociągnął ją do siebie na kolana. W żyłach Candry krew pulsowała pożądaniem,

ale jeszcze protestowała:

- Nie, Simeonie, nie. - Oparła mu dłoń na piersi, chcąc go odepchnąć,

wyswobodzić się i wtedy poczuła bicie jego serca. Wiedziała, że jeśli

natychmiast nie ucieknie, będzie za późno. Ale ręce Simeona zacieśniały uścisk.

background image

- Nie walcz z tym, co nieuniknione. - Słowa pozostały ciepłym oddechem na

twarzy Candry, a kiedy jego usta zaczęły szukać jej warg, dziewczyna pozwoliła

się ponieść fali pożądania. Jak mogła odmówić sobie tej rozkoszy, skoro tak

dawno żaden inny mężczyzna jej nie dotykał, skoro Simeon wyrwał z uśpienia

jej zmysły już w pierwszej chwili ich pierwszego spotkania!

Co za nonsens! - pomyślała. Ale stało się, czemu się z tym nie pogodzić? Czemu

nie pozwolić na trochę pieszczot i czułości?

, Ich języki się zetknęły. Candrze zrobiło się niewiarygodnie gorąco, jej

stanowczość topniała w oczach.

Nie wiedziała, jak długo trwał pocałunek. Może minuty, sekundy, a może nawet

godziny.

- Zdaje się - powiedział cicho Simeon - że coś się przypala.

Candra wydała okrzyk, zerwała się i pobiegła do kuchni. Lasagne było nieco

brązowe, ale na szczęście jadalne. Otworzyła butelkę wina. Zawahała się chwilę

przed zapaleniem świec, które już wcześniej postawiła na stole. Zastanawiała

się, co pomyśli Simeon. Świece nie były zwykłym romantycznym sztafażem,

Candra często używała ich oglądając telewizję lub słuchając muzyki, ale po

wszystkim, co zaszło między nią a Simeonem, taki wybór oświetlenia mógł

wyglądać na świadome tworzenie intymnej atmosfery. W tej chwili poczuła na

ramionach jego ręce i było za późno, żeby się wycofać.

- Czy pozwolisz? - Simeon wziął od niej zapałki i zapalił świece. Usiedli. Nalał

wina i pomógł Candrze nałożyć lasagne. Candra darzyła szczególnym

upodobaniem zieloną sałatkę, przyrządzoną z liści sałaty, ogórka, małych

zielonych winogron bez pestek, zielonej papryki, jabłek i selera oraz słodkiego

sosu.

- Znakomite - pochwalił Simeon. - Jestem bliski stwierdzenia, że warto czasem

zapomnieć o paliwie.

Zjedli niemal w milczeniu. Simeon zaproponował, że pozmywa. Zdziwiło to

Candrę. Ojciec nigdy nie pomagał w kuchni, Craig także nie. Obaj uważali

background image

zmywanie za zajęcie dla kobiet.

Potem Candra i Simeon wzięli psy na spacer. Księżyc w pełni zamieniał noc w

dzień, a wodę w roztopione srebro. W ciszy przeleciała nad nimi samotna

kaczka. Otaczał ich czarowny świat. Simeon wziął dziewczynę za rękę, zaczęli

rozmawiać szeptem, tak jakby głośne słowa mogły zniweczyć piękno otoczenia.

W pewnej chwili zobaczyli lisa, przemykającego wzdłuż brzegu po drugiej

stronie kanału. Dolatywały do nich dźwięki nocy: dalekie pohukiwanie sowy,

szelesty małych stworzeń w wysokiej trawie, plusk ryby lub nornicy.

Najgłośniej jednak biło serce Candry.

Ogarnęło ją podniecenie. Myślała tylko o Simeonie i najbliższych, czekających

ich godzinach. O pożądaniu, które pchało ich ku sobie. Nie odważyła się szukać

odpowiedzi na pytanie, po co jest potrzebna Simeonowi, skoro ten ma Briony.

Wyrzuciła tę dziewczynę z pamięci. Teraz była sam na sam z Simeonem i tylko

to się liczyło.

Po powrocie zaczęli od przygotowania łóżka dla Simeona. Opuszczony stół

posłużył jako spód, na którym położyli poduszki z foteli. Candra wyciągnęła

prześcieradło i kołdrę. Po chwili posłanie było gotowe. Candra nie mogła

odpędzić od siebie myśli, że to łóżko wystarczyłoby dla nich dwojga.

Rozczarowana zobaczyła, że Simeon nie próbuje się do niej zbliżyć.

- Napiłabyś się czekolady przed snem? - spytał. Zaskoczył ją, jak zwykle.

Gorąca czekolada zamiast

szklanki whisky na dobranoc. Candra starannie odmierzyła porcję mleka,

zagotowała je w rondelku i zalała nim proszek czekoladowy wsypany do

kubków. Zamieszała, jeden kubek podała Simeonowi. Ich spojrzenia się

skrzyżowały, Simeon westchnął i odstawił naczynie.

- Nic z tego, dłużej nie wytrzymam. - Odstawił również kubek Candry i

przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna się nie opierała. Przez kilka sekund stali

objęci. Simeon głaskał ją po włosach i czekał, aż jego siła i jej słodycz stopią się

w jedno.

background image

- Candro, Candro... - Szeptał imię dziewczyny raz po raz, lekko wypychając ją z

kuchni w kierunku saloniku. Usiedli na krawędzi jego łóżka. Simeon obrócił

Candrę ku sobie i ująwszy jej twarz w dłonie wpatrywał się w głębię jej oczu. -

Nie wiem, co właściwie ze mną robisz, ale nie umiem się pohamować.

Subtelnymi muśnięciami palców poznawał każdy najdrobniejszy skrawek jej

twarzy. Dotknął ust dziewczyny, odchylił lekko dolną wargę i pocałował

wilgotny, miękki płatek. Potem całował czubek nosa, powieki, uszy i szyję.

Candrze zdawało się, że wiruje w przestrzeni. Przylgnęła swym miękkim ciałem

do piersi Simeona. Czuła wewnętrzny ogień.

Sięgnęła do jego twarzy. Poczuła pod dłonią zarys szczęki, krótki, jednodniowy

zarost, gęste brwi i pełne wargi. Simeon wsunął palce Candry do ust i całował

je, potem powoli zsunął dłonie i objął nimi piersi dziewczyny.

Zadrżała. Piersi jej nabrzmiały, ciało wygięło się w łuk. Palcami przeczesywała

gęste włosy Simeona. Rozchyliła wargi, przymknęła oczy. Błądzące po jej ciele

ręce Simeona, jego delikatne pieszczoty wyzwalały przy każdym dotknięciu falę

cudownych odczuć.

Jednym zręcznym ruchem Simeon zdjął stanik z piersi dziewczyny. Candra

opadła na poduszkę, a jego palce drażniły i przeszywały słodkim bólem

pożądania miejsca spragnione pieszczot. Zaczął ją całować. Candra zachłysnęła

się powietrzem, kiedy najpierw jedna, a potem druga sutka znalazły się w

wilgotnych, gorących wargach Simeona.

Wpiła się palcami w jego ramiona, zupełnie już nie panując nad sobą.

Półprzytomnie zaczęła zdejmować z Simeona koszulę. Przytuliła się do jego

nagiego torsu. Miał gładką, elastyczną, gorącą i wilgotną skórę.

Ani razu nie przyszło jej przez myśl, że postępuje niewłaściwie. Zapomniała o

Briony. Zarówno umysł, jak i ciało nie należały już do niej. Posiadł je Simeon.

Jego ręka zaczęła się przesuwać powoli w dół po brzuchu dziewczyny. Całował

ją nadal. Candrę znów ogarnęła fala pożądania, kiedy zsunęła się z niej

spódnica. Drżała, wstrząsały nią spazmy rozkoszy. Simeon pieścił i całował jej

background image

ciało. Odkrywał wszystkie jego tajemnice.

Dopiero gdy zsunął z siebie dżinsy, kiedy nie było już najmniejszych

wątpliwości, do czego zmierza, umysł Candry zaczął funkcjonować. Nie

spodziewała się, że sprawy zajdą tak daleko. Na to nie mogła pozwolić. Za

wielki był ten krok, nie prowadził do niczego w przyszłości. śaden inny

mężczyzna nie posiadł jej do tej pory, nie mogła dopuścić, żeby był nim

Simeon. Zwłaszcza, że zamierzał ożenić się z Briony!

Pozwoliła się przenieść w świat zmysłów, gdzie szaleństwo jest rzeczą

normalną, a dwoje ludzi -jednością. Nadszedł jednak czas powrotu na ziemię,

zburzenia jedności, przywrócenia rzeczywistości.

- Simeonie - powiedziała słabym, ledwo słyszalnym głosem.

Drgnął pod dotykiem jej dłoni na ramieniu. Natychmiast wyczuł, że coś się

zmieniło.

- Simeonie, nie mogę. - Jej szept był ledwie dosłyszalny.

Znieruchomiał. Głośno wciągnął do płuc powietrze, próbując skupić na niej

pytające spojrzenie szklistych oczu.

- To wszystko jest nie tak. Nie powinnam była... - zaczęła Candra. Jak mogła

skończyć to zdanie po tym co do tej pory robiła? Skrzyżowała ramiona na

piersiach, zaciskając dłonie w pięści, przyciągnęła kolana do ciała i skuliwszy

się odepchnęła Simeona.

Oczekiwała pretensji i wybuchu złości, myślała, że Simeon rzuci się na nią.

Zdumiona zobaczyła, że podniósł się i bez słowa zaczął ubierać.

- Przepraszam cię. Popełniłam błąd, pozwalając ci myśleć, że...

Obrócił się. Candra wzdrygnęła się, widząc chłód w jego oczach.

- Nie wysilaj się i nie przepraszaj. Powinienem wiedzieć, że nie masz dość

odwagi, żeby doprowadzić

rzecz do końca. Jestem zdumiony, że pozwoliłaś mi posunąć się aż tak daleko.

Co się stało? Candra skrzywiła się boleśnie.

- Chciałam więcej, ale seks dla samego seksu... Nie jestem zdolna do czegoś

background image

takiego.

- Oczywiście - warknął. - Powinienem był wiedzieć, że dla ciebie jest to tylko

seks dla seksu.

A dla ciebie? - miała ochotę zapytać, ale tego nie zrobiła. Jaki sens miałaby

kłótnia? Co się stało, to się nie odstanie. Wrócą do domu, Briony zaspokoi

potrzeby Simeona, a ona będzie mogła spokojnie się położyć.

Zwlokła się z łóżka, zebrała garderobę i po omacku przeszła do sypialni.

Zasunęła drzwi, ale i tak nie było w nich zamka, który zatrzymałby Simeona,

gdyby postanowił przyjść i wziąć to, czego mu odmówiła.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Przeglądając się w lustrze, Candra zobaczyła obcą postać. Kobietę z lekko

rozchylonymi wargami i błyszczącymi oczami. W oczach jawiło się wszystko:

pragnienie dręczące aż do bólu, miłość i namiętność. Przez kilka minut Candra

stała, dotykając policzków i ust drżącymi czubkami palców. Była piękna i

całkiem odmieniona. Za sprawą Simeona!

Miała ochotę wykrzyczeć z siebie na cały głos tę niesprawiedliwość. Nie chciała

tej miłości. Pragnęła jedynie żyć tak, jak dotychczas, uporządkowanym,

bezpiecznym życiem, bez miejsca na rozterki. - Odwróciła się od lustra i

opuściła ramiona. Musiała skorzystać z łazienki, ale nie chciała znów stanąć

twarzą w twarz z Simeonem. Czuła się obnażona. Ofiarowała mu zbyt wiele.

Naciągnęła szlafrok i ostrożnie rozsunęła drzwi. Przy odrobinie szczęścia miała

szansę przedostać się nie widziana, jeśli Simeon już się położył. Ale szczęście

jej nie dopisało. Siedział na krawędzi łóżka. Wciąż miał na sobie dżinsy, a w

dłoniach trzymał kubek z czekoladą.

Candra ścierpła na myśl o jego spojrzeniu. Nie przyglądał się już jej i nie

background image

odzywał. Wmawiała sobie, że ją to cieszy, że na szczęście przygoda skończyła

się w porę. Umywszy twarz i ręce chciała się prześlizgnąć z powrotem, ale

Simeon zastąpił jej drogę. Stał z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

- Chcę, żeby wszystko było jasne - powiedział chłodno. - Nie mam zwyczaju

kochania się z nikim

dla samego seksu. Uważam cię za bardzo atrakcyjną kobietę.

Candra przełknęła ślinę i zmierzyła go wrogim spojrzeniem.

- Czy uważasz, że to zmienia sytuację? Daje ci prawo kochania się ze mną?

- Chciałaś tego tak samo, jak ja - odparł mrużąc oczy.

- Póki nie odzyskałam przytomności umysłu. Muszę przyznać, że jesteś

mężczyzną, któremu trudno się oprzeć. Cieszę się jednak, że jakoś zdołałam.

Przynajmniej będę mogła spać z czystym sumieniem. Przepraszam, chcę

przejść.

Przepuścił ją bez słowa. Ale znalazłszy się pod kołdrą zorientowała się, że nie

zaśnie. Nie mogła jednak winić wyłącznie Simeona. Nie przestawała się

zastanawiać, czy gdyby wydarzenia doszły do naturalnego końca, leżałaby sama

w sypialni. Bardzo w to wątpiła. Prawie na pewno trwaliby spleceni w uścisku

aż do rana.

Odwróciła się na plecy, wyciągnęła nogi i podłożyła ręce pod głowę. Słyszała,

jak Simeoh zmywa kubki, idzie do łazienki, rozpina dżinsy, z szelestem

materiału ściąga spodnie. Zastanawiała się, czy będzie spał w bieliźnie, czy

zdejmie również slipy. Wyobraziła sobie muskularne, nagie ciało Simeona i

ponownie ogarnęło ją pożądanie.

W końcu jednak na łodzi zapanowała całkowita cisza.

Candra przewracała się z boku na bok, ale sen nie przychodził. Postanowiła się

napić gorącego mleka. Włożywszy szlafrok wydostała się bezszelestnie z

sypialni. W drodze do kuchni przystanęła, żeby rzucić okiem na Simeona.

Zabłąkana smuga księżycowego światła padała na poduszkę i Candrę opanowała

nagła chęć dotknięcia uśpionego mężczyzny. Jak mógł tak spokojnie spać po

background image

tym, co wydarzyło się między nimi?

Powlokła, się dalej, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. Jej oczy przywykły do

ciemności, więc nie musiała zapalać światła. Postawiła rondelek na gazie i

zaczęła się przyglądać niebieskim płomyczkom liżącym boki naczynia.

Pomyślała o języku Simeona pieszczącym jej piersi, poczuła ból w dole brzucha.

Zamknęła oczy. W tej chwili usłyszała syk kipiącego mleka.

- Cholera! - szepnęła ze złością, przekręcając kurek kuchenki. Musiała jednak

zapalić światło.

Nagle pojawił się przy niej Simeon. Miał na sobie jedynie czerwono-czarne

slipy. Natychmiast poczuła reakcję wszystkich nerwów. Chciała znaleźć się

jeszcze raz w jego objęciach, dotykiem wyczuwać rytm mocno bijącego serca,

wchłaniać jego męski zapach.

- Co jest? - spytał szorstko. - Nie możesz spać? Candra za wszelką cenę starała

się opanować.

Próbowała maskować swój stan atakując:

- Widzę, że ty nie masz z tym kłopotu.

- Nigdy nie męczyły mnie wyrzuty sumienia - oświadczył.

- Łatwo mi w to uwierzyć - odparowała. - Inaczej nigdy nie zrealizowałbyś

projektu przebudowy przystani. - Sięgnęła po szmatkę i zaczęła czyścić

kuchenkę

| oblaną przypalonym mlekiem.

- Zastanawiałem się, kiedy wrócimy do tego tematu. Wyraz twarzy Simeona

uszedł uwadze Candry, ale

wyraźnie usłyszała agresję w jego głosie.

- Zdaje się, że od tego wszystko się zaczęło. Och, jak bardzo żałuję, że w ogóle

się spotkaliśmy - powiedziała.

- Ja też czasami żałuję.

- Tylko czasami? - spytała drwiąco.

- W życiu nie spotkałem kobiety, która byłaby w stanie doprowadzić mnie do

background image

szewskiej pasji, tak jak ty.

- Prawdę mówiąc, w życiu nie spotkałam mężczyzny, który doprowadzałby

mnie do szewskiej pasji częściej niż ty. - I byłby przy tym równie seksowny,

równie pociągający i robiłby na mnie równie wielkie wrażenie, dokończyła w

myślach. Odstawiła umyty rondelek. Szykowanie nowej porcji mleka było już

bez sensu. O spaniu też nie było mowy.

- Mleko wykipiało, bo się rozmarzyłaś?

- Sam powinieneś wiedzieć - odrzekła sucho. - Przepraszam za zamieszanie.

Wracam do łóżka, więc możesz dalej spokojnie spać.

- Wiesz co? - powiedział Simeon. - Mam dziwne przeczucie, że już nie zasnę.

Usiądźmy na chwilę razem.

Candra spojrzała na niego speszona. Czy Simeon zdawał sobie sprawę, co jej

proponuje?

- Przyrzekam, że cię nie dotknę, nie tylko teraz, ale w ogóle. Postawiłaś sprawę

jasno. Dlatego jeśli ktoś ma zrobić następny ruch, to tylko ty.

Przechodząc przez salonik Candra czuła, jak wszystko ściska się jej w środku.

Powinna być zadowolona, ale nie była. Widzieć Simeona, a jednocześnie nie

móc zaznać dotyku jego dłoni ani muśnięcia ust... Cóż za piekło!

Simeon usiadł w jednym końcu kanapki, Candra w drugim. Podkurczyła pod

siebie nogi. Prowadzili cichą rozmowę o wszystkim i niczym. Powoli zaczęła się

odprężać, powieki zrobiły się ciężkie i w końcu usnęła.

Zbudziła się we własnym łóżku. Był dzień. Nadal tliło się w niej podniecenie,

które poprzedniego dnia wywołał Simeon. Czuła się rozkosznie, naprawdę

rozkosznie. Przeciągnęła się i uśmiechnęła do słońca przenikającego przez

firanki. Jak dobrze żyć!

I wtedy dopiero sobie uświadomiła, że zasnęła zupełnie gdzie indziej. Do łóżka

musiał ją przenieść Simeon. Zdjął szlafrok i pantofle, przykrył kołdrą. A

przecież przyrzekł więcej jej nie dotykać. Dziewczynie zapłonęły policzki na

myśl, że opierała się o jego sprężyste ciało. Może także pocałował ją w usta lub

background image

przyglądał się jej piersiom. Natychmiast poczuła, że twardnieją jej sutki. Simeon

trzymał ją w ramionach, podczas gdy ona nic o tym nie wiedziała. Uśmiechnęła

się nieznacznie, bo przyszło jej do głowy, że teraz leży rozbudzony w sąsiednim

pomieszczeniu i myśli o niej. Przerwało jej mocne stukanie do drzwi sypialni.

- Lepiej już wstań, jeśli mamy dzisiaj dokądś dotrzeć. - Szorstki głos Simeona

natychmiast rozpędził wszystkie marzenia. Najprawdopodobniej na siłę ściągnął

z niej szlafrok i bezlitośnie cisnął ją do łóżka.

- Już nie śpię - zawołała. - Zaraz wyjdę. Pospieszyła do łazienki, nie znajdując

po drodze

najmniejszego śladu Simeona. Na stole znalazła grzankę i herbatę. Oczami

wyobraźni widziała jednak jego ciemną głowę na poduszce i kształt ciała pod

kołdrą. Właśnie nadgryzła grzankę, kiedy wszedł. Wyglądał świeżo, spojrzenie

miał jasne, a ledwo zauważalny zarost dodawał mu atrakcyjności.

- Dziękuję za śniadanie - powiedziała. - Nie musiałeś robić.

- Już myślałem, że nigdy się nie zbudzisz.

- Która godzina? - Candra zmarszczyła brwi. Judzik stanął, a zegarka na rękę

jeszcze nie włożyła.

- Zbliża się dziewiąta. Candra szeroko otworzyła usta z wrażenia.

- I pozwoliłeś mi spać do tej pory? Dobry Boże, muszę zadzwonić do biura,

musimy naprawić silnik

... - Przerwał jej spojrzeniem.

- Nie wpadaj w panikę. Wszystko jest pod kontrolą.

- Co przez to rozumiesz?

- Zrobiłem porządek z silnikiem i zadzwoniłem do twojej firmy, gdzie

przekazałem automatycznej sekretarce, że bierzesz wolny dzień.

- Co takiego? - syknęła Candra. - Nie mogę sobie na to pozwolić. Mam dużo

pracy.

- Praca poczeka. Dopłynięcie do domu zajmie nam dobre pół dnia, a ponieważ,

po drodze zatrzymamy się na lunch, nie dotrzemy na miejsce wcześniej niż

background image

późnym popołudniem.

- Dlaczego koniecznie chcesz mną dyrygować i urządzać mi życie?

- Nie dowiodłaś, że jesteś w stanie podołać temu sama. Zjedz grzankę.

Postanowiła zignorować przytyk.

- A ty nic nie przekąsisz?

- Już jadłem.

- Acoz psami?

- Skye był ze mną w warsztacie. Lady biegała wówczas, gdy zajmowałem się

silnikiem.

- O której wstałeś?

- Około szóstej.

- Czyli prawie nie spałeś.

- Pomyślałby kto, że cię to martwi - zauważył sucho. - Jedz szybko.

Candra przełknęła ostatni kęs i przeszła na rufę.

- Jesteś gotowa? - spytał Simeon. - No to chyba ruszamy.

Dziewczyna skinęła głową żałując, że dzieli ich jakaś niewidzialna bariera.

Simćon odnosił się do niej uprzejmie, ale z dystansem, nie tak, jak poprzedniego

dnia. Co więcej, była to jej wina. Candra nie żałowała jednak własnej decyzji.

Simeon ożeni się z Briony, a jej zostałoby tylko gorzkie wspomnienie.

Odwiązali łódź. Silnik zaskoczył niemal natychmiast. Płynęli o wiele wolniej

niż zwykle, ale Candra nie protestowała. Wyglądało na to, że po raz ostatni

wybierają się dokądś razem.

Kiedy w końcu dotarli do pierwszej przystani w drodze do domu, Simeon nie

pozwolił jej zapłacić za paliwo.

- Nie możesz za wszystko płacić - powiedziała.

- Najpierw samochód, teraz łódź.

- Jesteś pierwszą znaną mi kobietą, która ma coś przeciwko temu.

- Prawdopodobnie jestem też pierwszą, która nie chciała się z tobą kochać.

Przepraszam, ale taka już moja natura. Mam bardzo surowe zasady.

background image

- Zauważyłem.

Candra sądziła, że powrót do domu upłynie w napiętej atmosferze, a Simeon

zajmie się tylko sterem. Omyliła się. Było wesoło. Śmiali się i żartowali. Wzrok

Simeona padał na nią raz po raz i Candra czuła wtedy ciepło, znów budziło się

w niej pożądanie.

W czasie lunchu siedzieli razem, jedząc pieczeń, a ich kolana niemal się stykały.

Niemal, bo Simeon uważał by jej nie dotknąć ani świadomie, ani przypadkiem.

Przez cały czas jednak zachowywał się tak, jakby wyraźnie dawał do

zrozumienia, co czuje z tego powodu. Był to rozmyślny zamach na jej zmysły.

Po południu Candra ostatkiem woli uniknęła rzucenia się Simeonowi w ramiona.

Odczuła ulgę, gdy wreszcie przybili do nabrzeża koło domu.

To była bardzo pouczająca wycieczka - powiedział Simeon. - Może zobaczymy

się jutro wieczorem?

- zapytał.

- Ten pomysł nie wydaje mi się najmądrzejszy - odparła natychmiast Candra.

- Czemu?

- Bo... bo... och, sam wiesz najlepiej.

- Naprawdę?

- Wiesz, i to cholernie dobrze. Idź już sobie, idź wreszcie.

- Zamierzam odnieść zwycięstwo - stwierdził z beztroskim uśmiechem. - Nie

pozwolę ci tak po prostu zniknąć. Któregoś dnia, niezbyt odległego, znowu

znajdziesz się w moich ramionach. Będziesz moja i nic na to nie poradzisz.

Zanim zdążyła wydobyć z siebie słowo, Simeon odwrócił się i energicznym

krokiem odszedł. Candra wiedziała, że tak się stanie. Jeśli nadal będzie go

widywała, osłabną jej mechanizmy obronne i zostanie jego kochanką.

Następnego dnia Simeon zadzwonił do Candry do biura.

- Muszę wyjechać na kilka dni do Nowego Jorku. Pomyślałem, że powinienem

cię o tym uprzedzić, żebyś się o mnie nie martwiła. - Nuta drwiny w jego głosie

zirytowała Candrę.

background image

- Czemu miałabym się martwić? - zapytała zaczepnie. - Z ulgą myślę o tym, że

nie będę musiała zamykać drzwi. - Usłyszała w słuchawce cichy syk i z miejsca

pożałowała tych słów. - Przepraszam - dodała. - Uznajmy ostatnie zdanie za

niebyłe.

- Powiedziałaś najwyraźniej to, co myślisz. Mów wprost, jeśli naprawdę tak

bardzo zatruwam ci życie.

- Nie zatruwasz - przyznała. - Po prostu nie cierpię świadomości, że tak dobrze

mnie znasz, za dobrze. Dziękuję, że mi dałeś znać o wyjeździe bo marwiłabym

się rzeczywiście.

Simeon pożegnał się i odłożył słuchawkę. Candra nie była z siebie zadowolona.

Potraktowała Simeona niemiło, a nie powinna. Cóż, miał oczywiście swoje

wady, ale na pewno jej się nie narzucał. Przez resztę przedpołudnia czuła się

kiepsko.

Po lunchu Candra z niedowierzaniem przyjęła telefon od sekretarki. Chciała się

z nią zobaczyć pani Briony Hall.

- Proszę jej powiedzieć, że mnie nie ma. - Była to ostatnia osoba, z którą Candra

chciałaby rozmawiać.

- Bardzo przepraszam - odparła niespokojnie dziewczyna - ale ona już wie, że

pani jest. Podała się za pani przyjaciółkę;

- No dobrze - westchnęła Candra. - Niech wejdzie, ale proszę uprzedzić, że mam

dla niej nie więcej niż kilka minut.

Briony miała na sobie kremowy kostium z jedwabiu, a twarz zdobił jej złośliwy

uśmiech zadowolenia. Podeszła prosto do biurka Candry, oparła się o nie dłońmi

i pochyliła się, patrząc jej prosto w twarz.

- Myślisz pewnie, że udał ci się sprytny numer z benzyną i ściągnięciem

Simeona na łódź na całą noc? - W przymrużonych fiołkowych oczach czaiła się

złość - Więc życzę miłych wspomnień. Więcej o Simeonie nie usłyszysz. Za

godzinę wyjeżdżamy do Nowego Jorku, a kiedy wrócimy, jeśli w ogóle

wrócimy, będziemy już małżeństwem.

background image

Candra milczała.

- Zaskoczyłam cię, co? - spytała drwiąco Briony. - Wiedziałam, że tak będzie.

Jesteś głupia, jeśli wiążesz jakieś nadzieje z Simeonem. To był jego ostatni

wyskok. Takie zachowanie jest naturalne dla mężczyzny o dużych potrzebach

seksualnych, ale zaręczam ci, że gdy się pobierzemy, nigdy mnie nie będzie

zdradzał.

- Jeśli tylko tyle chciałaś mi powiedzieć, to proponuję, żebyś już stąd wyszła -

powiedziała spokojnie Candra, nie dając poznać po sobie, jak bardzo zraniły ją

słowa Briony. Postanowiła w ogóle z nią nie rozmawiać.

Briony wyprostowała się. Na jej umalowanych wargach wciąż gościł drwiący

uśmiech.

- Z przyjemnością. A jeśli wiesz co dla ciebie dobre, to wyniesiesz się razem z

łodzią, zanim wrócimy z podróży poślubnej.

Dopiero po wyjściu Briony Candra uświadomiła sobie, że przez cały czas

wstrzymywała oddech. Nabrała powietrza w płuca. Poczuła, że wszystko wokół

niej wiruje. Jeśli Briony powiedziała prawdę, a przecież Candra nie miała

podstaw do posądzania jej o kłamstwo, to dlaczego Simeon nie postawił sprawy

jasno? Dał do zrozumienia, że jedzie do Nowego Jorku sam, w interesach. Czy

taki z niego drań, że kocha się z dziewczyną jednego dnia, a żeni się z inną

następnego?

Jej wściekłość rosła. Candra wiedziała, iż któregoś dnia Simeon ożeni się z

Briony, ale nie przypuszczała, że to się stanie tak szybko. Zaczęła ją boleć

głowa, o skupieniu nie było mowy. Chwyciła torebkę i, zostawiając biurko w

nieładzie, zaskoczyła sekretarkę mówiąc, że na resztę dnia bierze wolne.

Nie odważyła się od razu wrócić na łódź. Ryzykowałaby spotkanie z Simeonem,

do czego nie chciała dopuścić. Nie potrafiłaby się opanować. Przecież przez cały

ich wspólny weekend Simeon wiedział, że pojedzie do Nowego Jorku i weźmie

ś

lub! I nie powstrzymało go to przed kochaniem się z nią. Ta myśl dręczyła

dziewczynę bez przerwy.

background image

Zatrzymała samochód, wysiadła i poszła dalej pieszo, przed siebie.

Niespodziewanie znalazła się przy dawnym cumowisku. Zanim spotkała

Simeona, to miejsce było dla niej azylem, ucieczką przed światem. Rozejrzała

się wokół. Sądziła, że prace na przystani są już bardzo zaawansowane.

Tymczasem zobaczyła, że głównego łożyska kanału jeszcze nie tknięto.

Magazyny nabierały zupełnie nowego wyglądu, po drugiej stronie ogrodzenia

trwały prace ziemne przy przystani, ale nic więcej się nie zmieniło. Candra nie

wierzyła własnym oczom. Simeon oszukał ją! Oszukał, chciał żeby się

wyprowadziła!

Rozzłoszczona, postanowiła go jednak dopaść przed podróżą. Zadzwoniła do

biura, ale powiedziano jej, że Simeon wyjechał na tydzień w interesach. W

domu też nikogo nie było. Długo pukała do drzwi, potem zaglądała w okna,

wołała go po imieniu. Niestety. Zjawiła się za późno.

Nigdy nie przeżyła tak długiego tygodnia, jak ten, który nastąpił. Codziennie

wypatrywała powrotu Simeona. Wiedziała, że głupio robi zostając, ale

wewnętrzny głos nie pozwolił jej na przeprowadzkę, zanim nie spotka go po raz

ostatni. Wiedziała, że nie zazna chwili spokoju, jeśli nie zrobi mu awantury, jeśli

nie powie, co o nim myśli, i nie stwierdzi na własne oczy, że ożenił się z Briony.

W sobotę wieczorem jeszcze w domu Simeona nie było nikogo. W niedzielę po

południu odwiedził Candrę Andrew. Od ich ostatniego spotkania starannie jej

unikał, toteż dziewczyna była zaskoczona jego wizytą.

- Słyszałem od znajomego, że Sterne wyjechał - powiedział. - Pomyślałem, że

może masz ochotę na towarzystwo.

Candra zastanawiała się, czy Andrew wie o małżeństwie Simeona i o podróży

poślubnej.

- Chyba rzeczywiście czuję się trochę samotnie - powiedziała. - Było to

gigantyczne kłamstwo. Samotność doskwierała jej gorzej niż rozbitkowi na

bezludnej wyspie. - Wejdź, zrobię ci herbaty - dodała.

- Kiedy wraca Sterne? - zapytał Andrew.

background image

- Nie mam pojęcia.

- Nie powiedział ci? - spytał, marszcząc brwi na dźwięk ostrego tonu

przebijającego w głosie Candry.

Dziewczyna pokręciła przecząco głową.

- Nie widzę powodu, dla którego miałby mi mówić - odparła.

- Wydawało mi się, że ostatnio byliście dość blisko ze sobą.

- Nigdy nie byliśmy aż tak blisko. - Wzięła czajnik i pochyliła się nad zlewem.

Andrew chwycił ją za ramiona i obrócił ku sobie.

- Ale coś się stało, prawda? Przez cały tydzień chodzisz po biurze jak

nieprzytomna, wyglądasz jak cień. Jesteś chora, czy to przez tego łobuza? Co on

ci zrobił?

Candra oswobodziła się z obejmujących ją ramion.

- Wolałabym o tym nie rozmawiać.

- Zakochałaś się w nim?

- Coś w tym rodzaju.

- Powiedz, tak czy nie? - Andrew był zirytowany jej wykrętną odpowiedzią.

- On ma kogoś innego - wydusiła z siebie Candra.

- O to tylko chodzi? - Andrew uspokoił się, wyraźnie mu ulżyło. - Mój Boże,

Candro, podejrzewałem gorsze rzeczy. Myślałem, że jesteś w ciąży, albo że

stało się coś innego. Prawdę mówiąc, od początku wiedziałem, że Sterne nie jest

mężczyzną dla ciebie. Nie martw się, szybko o nim zapomnisz.

Dziewczyna bez słowa zaczęła napełniać czajnik wodą. Andrew nie miał

najmniejszego pojęcia, jak boleśnie zranił ją Simeon.

- Powinnaś się stąd przenieść.

- Chyba tak - odparła, wzruszając ramionami.

- Zawsze możesz sprzedać łódź i kupić dom.

- Nie. - Odeszła od zlewu i wyjęła dwa kubki. - Nie chcę. Łódź jest tania, łatwo

ją utrzymać. To doskonałe miejsce do mieszkania.

- Wobec tego poszukajmy nowego cumowiska. Chodźmy od razu.

background image

- Nie teraz, proszę. - Candra uśmiechnęła się blado, chcąc złagodzić odmowę. -

Nie jestem w nastroju.

- Wobec tego jutro wieczorem. Dobrze? - zapytał.

- Zobaczymy - odpowiedziała.

Wypili herbatę i zabrali psy na spacer. Andrew próbował wyciągnąć z Candry

coś na temat Simeona,

ale dziewczyna się nie odzywała. Tylko z grzeczności zaproponowała gościowi

herbatę. Ku jej rozczarowaniu przyjął propozycję. Kiedy odprowadzała go do

samochodu, zobaczyła na podjeździe BMW Simeona.

- Wrócił - powiedział całkiem niepotrzebnie Andrew.

Serce podeszło Candrze do gardła. Nie wrócił, lecz wrócili. We dwoje! Poczuła,

ż

e robi jej się słabo. Na wypadek, gdyby Simeon wyjrzał akurat przez okno,

zarzuciła gościowi ręce na szyję i obdarzyła go entuzjastycznym pocałunkiem

na pożegnanie. To dla ciebie, Simeonie, poprzyglądaj się trochę, powiedziała w

duchu. Andrew sprawiał wrażenie przyjemnie zaskoczonego. Nie przyszło mu

do głowy, dlaczego Candra to robi.

Patrzyła, jak odjeżdża, przez cały czas zastanawiając się, czy szturmować

frontowe drzwi i zrobić Simeonowi awanturę o przystań natychmiast, czy

poczekać, aż będzie sam. Uznała, że druga możliwość jest lepsza, bo trudno

byłoby rozmawiać, gdyby słodka Briony wisiała mu na ramieniu.

Nie musiała jednak szukać Simeona. Po godzinie przyszedł na „Cztery pory

roku" sam. Tymczasem złość Candry sięgnęła zenitu. Łódź zachybotala się pod

jego ciężarem w chwili, gdy wszedł na pokład. Zawołał Candrę po imieniu. Bez

słowa wskazała mu wejście na dół. Oczy dziewczyny rzucały groźne, zielone

błyski.

Simeon miał na sobie czarną koszulę i czarne spodnie. Wrogość Candry zgasiła

mu uśmiech na twarzy. Powoli zbliżał się do niej.

- Czy nie jestem mile witanym gościem?

- Powinieneś znać odpowiedź. - Serce Candry natychmiast zabiło jak oszalałe.

background image

Simeon wyglądał niezwykle atrakcyjnie.

- Czy to ma coś wspólnego z ostatnim weekendem?

Podszedł do niej jeszcze bliżej. Candra się odsunęła. Męski zapach Simeona

miał niszczącą moc, zagrażał przytomności jej umysłu. A tak nie chciała, żeby

do tego spotkania doszło na łodzi, gdzie przestrzeń była ograniczona i

brakowało miejsca do ucieczki. Tutaj, w kabinie, Simeon był niebezpiecznie

blisko, panował nad Candrą fizycznie.

- Czyżbyś wykorzystała moją nieobecność na rozmyślanie o ponurych rzeczach

i uznała, że należy położyć koniec naszej znajomości? Czy o to chodzi?

Wycofałaś się jak tchórz? - zapytał.

- A czy zostawiłeś mi wybór?

- śyjemy w wolnym świecie - odparł. - Każdy ma możliwość wyboru.

- Pewnie. - Mogła wybierać między romansem z żonatym mężczyzną a

wykreśleniem go z życia raz na zawsze. Dziwiło ją, że Simeon chce

kontynuować ich znajomość. Miała rację od początku, nie można mu było ufać.

Czy nie ma na świecie mężczyzny, który mógłby obdarzyć kobietę tym, co jest

jej potrzebne? Ofiarować jej miłość, lojalność, zaufanie i szacunek?

Nie dość, że Simeon zamierzał się z nią kochać przed własnym ślubem, to

jeszcze teraz chciał się z nią widywać nadal. Na określenie ohydności takiego

postępowania brakowało Candrze słów. Czy Briony wiedziała, z jakim

człowiekiem ma do czynienia?

- Mówisz to, Candro tak, jakbyś myślała co innego.

- Cholera! Jasne, że myślę co innego! - wykrzyknęła.

- Wpędziłeś mnie w tę sytuację wbrew mojej woli. Za to cię nienawidzę.

- Przypuszczam, że wyjaśnisz mi dokładnie, na czym polega ta sytuacja?

Wciąż patrzył jej prosto w oczy i Candra nie mogła spojrzeć mu w twarz. Serce

jej biło mocno. Marzyła p tym, by rzucić mu się w ramiona, żeby wziąć

wszystko, co Simeon ma do zaofiarowania, bez względu na okoliczności. Ale

background image

pomyślała o Briony i o oszustwie z przystanią. Pod wpływem gniewu wróciła do

rzeczywistości, oprzytomniała.

- Zacznijmy od Briony. - Wyrwało się jej niechący - nie miała zamiaru

wspominać o jego małżeństwie.

- O!

Czy oczekiwał takiej konfrontacji? Czy Briony powiedziała mu o odwiedzinach

w biurze? Candra przełknęła ślinę i odważnie spojrzała na Simeona.

- Mam nadzieję, że Briony ma się dobrze - powiedziała. Zjadliwa słodycz w jej

głosie była wyraźna.

- Briony zawsze ma się dobrze. Należy do dziewcząt, które są zawsze w dobrej

formie. To miło, że o nią pytasz. Może powinienem zapytać, jak się czuje

Andrew? Czy to jego widziałem wychodzącego?

- Widziałeś go, więc po co pytasz? - odparła ostro.

- Ile razy tutaj był podczas mojej nieobecności?

- W głosie Simeona pojawiła się twarda nuta. Zmrużonymi oczyma przyglądał

się Candrze. - Przychodził co wieczór?

- A co to cię obchodzi?

- Cholernie dużo, jeśli pozwalasz mu z sobą sypiać - warknął. - Czy masz

pojęcie, jak bardzo mnie uraziłaś odtrącając?

- Na nic lepszego nie zasługujesz.

- A to co znaczy? - Simeon zmarszczył brwi. Zastanawiała się, czy jest taki tępy,

czy też z rozkoszą

znęca się nad nią. Candra wciąż zmagała się z pragnieniem dotknięcia Simeona,

z chęcią odczucia siły jego męskiego ciała. Jej jedyną obroną był gniew.

- To znaczy, że postępujesz wstrętnie. śaden szanujący się mężczyzna nie

zabawiałby się z dziewczyną, będąc o krok od małżeństwa z inną.

- I dlatego mnie powstrzymałaś? - Błękitne oczy Simeona rozwarły się szeroko.

- Dlaczego, do diabła,

od razu tego nie powiedziałaś, zamiast kręcić i mówić o zasadach? Wyjaśniłbym

background image

ci, że...

- Czy to by coś zmieniło? - przerwała poirytowana Candra. - Nie sądzę. Myślę,

ż

e nic cię nie obchodzi, co ja czuję. Jesteś zajęty wyłącznie sobą, jak wszyscy

mężczyźni. Zostawmy Briony i pomówmy o tym, co jest naprawdę ważne.

- A więc o czym? - Zmroził ją wzrokiem.

- O przystani.

Z wyrazem zdziwienia na twarzy czekał na dalszy ciąg.

- Skłamałeś - powiedziała dziewczyna.

- Skłamałem?

- Tak, dobrze o tym wiesz. - Pokręciła głową. Spokój Simeona działał na nią jak

oliwa dolana do ognia. Gęste, jasne włosy opadły Candrze na twarz. Odgarnęła

je niecierpliwym ruchem. - Nabrałeś mnie, Simeonie. Powiedziałeś, że

zaczynacie prace w basenie.

- A gdyby się okazało, że natrafiliśmy na wrak?

- Gdyby ciocia miała wąsy... - powiedziała kpiąco Candra. - Możesz mnie

karmić najróżniejszymi wymówkami pod słońcem, i tak ci nie uwierzę. Wierzę

wyłącznie własnym oczom.

- Wobec tego zachowujesz się jak głuptas.

- Już nie. Przyznaję, że dałam się nabrać, ale teraz wiem, na czym stoję, więc

byłoby dobrze dla nas obojga, gdybyś się stąd zabrał i nigdy więcej nie wracał.

Simeon patrzył na dziewczynę przez długą chwilę. Na twarzy drgał mu mięsień.

- Szkoda byłoby kończyć naszą znajomość z powodu nieporozumienia -

powiedział.

- Nieporozumienia? - wykrzyknęła Candra. - To było bezczelne kłamstwo! Nie

rozumiem, jak masz czelność...

Do milczenia zmusiły dziewczynę ręce Simeona opadające jej na ramiona, a

potem palec, dotykający ust.

- Nigdy świadomie ci nie skłamałem.

- Mam w to wierzyć? - Patrzyła na niego wrogo.

background image

- Nie proszę cię o to. Ja chcę, żebyś wierzyła. Candra zamknęła oczy.

- Idź do diabła! - powiedziała. Simeon wpił palce w jej ramiona.

- Spójrz na mnie i słuchaj! Zatrzymaliśmy prace na przystani, bo mieliśmy

kłopoty z przegrodą, która przeciekała.

- Nie uważałeś tego za dość ważne, żeby mi powiedzieć.

- Kiedy jestem z tobą, zapominam o pracy.

- Nie szukaj wykrętów. - Mówiąc te słowa Candra myślała jednocześnie o tym,

czym zapełni pustkę w życiu po odejściu Simeona. Cały czas czuła jego

fizyczną obecność. Tak łatwo byłoby zapomnieć o wszystkim i oddać się

rozkoszy, którą bez wątpienia mógł jej ofiarować.

Simeon zauważył, że opór dziewczyny słabnie. Przycisnął usta do jej warg. I

chociaż Candra wiedziała, że popełnia wielki, olbrzymi błąd, objęła go

ramionami za szyję i rozchyliła wargi pod wpływem natarczywych, gorących ust

Simeona. Poddała swe ciało władzy mężczyzny.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Candra nie zdawała sobie sprawy z tego jak długo trwał pocałunek. Jej ciało

pulsowało, pożądanie rosło. Piersi napierały na mur klatki piersiowej Simeona,

palce wsunęły się w gęste, miękkie włosy.

Jego serce biło równie szybko, jak Candry. Wymawiał po cichu imię

dziewczyny. Przesuwał dłonie po jej ciele, przyciągał do siebie, czynił częścią

własnego ciała.

Nagle znajomy głos zakłócił harmonię.

- Simeonie, jesteś tam?

Briony! Candra zdrętwiała, a potem wyrwała się z objęć Simeona.

- Lepiej idź - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Każde słowo dławiło

dziewczynę. Czuła się, jakby rozdarto ją na pół.

Simeon skrzywił się, ale nie sprawiał wrażenia kogoś, komu się spieszy. Jakby

nie robiło na nim wrażenia, że Briony omal nie zastała ich w objęciach.

- Jutro musimy porozmawiać - powiedział do Candry.

- Jutro wieczorem przychodzi Andrew. Będziemy szukać nowgo cumowiska.

Wynoszę się stąd z łodzią.

- Simeonie! - Briony weszła na pokład i „Cztery pory roku" się zakołysały.

- Już idę - zawołał zniecierpliwionym głosem. Jak on może tak nieelegancko

odnosić się do żony tuż po ślubie, pomyślała Candra.

- Nie wiesz, co dla ciebie dobre - powiedział do niej Simeon.

- Nie wiedziałabym, zostając tutaj - odparła energicznie.

- Spotkajmy się jutro - ponowił prośbę.

W otworze wejściowym ukazała się Briony. Była wyraźnie niezadowolona.

- Wołam cię i wołam - powiedziała ostro do Simeona. - Nie słyszałeś?

Wszedł na pokład, obdarzając Briony jednym ze swoich czarujących

uśmiechów. W następnej chwili oboje zniknęli z pola widzenia Candry.

background image

Dziewczyna czuła, jak pod powiekami gromadzą jej się piekące łzy, ale nie

pozwoliła im popłynąć. Nie, nie będę go opłakiwać, postanowiła. Nie jest tego

wart.

Długo leżała skulona w kabinie, o dziesiątej wypuściła psy, potem poszła do

łóżka. Nie mogła zasnąć. O świcie wstała, wypiła kilka filiżanek mocnej herbaty

i pojechała do biura. Kiedy przyszła reszta urzędników, Candra miała już za

sobą ze dwie godziny pracy.

Matka powiedziała jej kiedyś, że praca jest panaceum na wszystko, toteż przez

następne kilka dni Candra nie myślała o niczym innym. Zaczynała pracę z

samego rana i wracała na łódź późnym wieczorem. Andrew próbował ją

namówić, żeby wzięła wolne na szukanie cumowiska, ale się nie zgodziła. W

końcu tygodnia jeden z dyrektorów zaproponował jej w zastępstwie wyjazd do

Glasgow na doroczną konferencję. Sam nie chciał zostawiać chorej żony.

Candra skwapliwie skorzystała z okazji. Napięcie spowodowane stałym

unikaniem Simeona zaczęło się już dawać we znaki. Światło w jego sypialni

paliło się często do późnej nocy i Candra czuła się chora na myśl, że Simeon

trzyma Briony w ramionach. Torturowanie się w ten sposób było czystym

szaleństwem. Postanowiła się przeprowadzić zaraz po powrocie z Glasgow.

Konferencja zaczynała się dopiero w poniedziałek po południu, ale Candra

zdecydowała się lecieć w sobotę rano i spędzić weekend na zwiedzaniu miasta.

Właśnie odwróciła się, żeby podnieść z podłogi spakowaną walizkę, gdy

zobaczyła, że obok niej stoi Simeon.

- Wyjeżdżasz? - zapytał.

Sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego. Pod oczami miał głębokie cienie, a

przez białka przebiegały cienkie czerwone nitki. Oto cena miłosnych nocy,

pomyślała gorzko Candra.

- Wyjeżdżam w podróż. Służbowo - powiedziała.

- Na jak długo? - spytał, marszcząc brwi.

- Na tydzień. Wracam w sobotę.

background image

- Czy to następny szczebel w twojej karierze?

- Jadę w zastępstwie dyrektora, któremu zachorowała żona.

- Rozumiem. - Pod spojrzeniem błękitnych oczu Simeona nogi się pod nią

ugięły. - Czy Andrew też jedzie? - zapytał.

- Oczywiście, że nie - ucięła. Dlaczego Simeon ciągle o nim mówił? Co go

obchodził Andrew?

- Jak się dostaniesz do Glasgow? Chyba nie wybierasz się w tak daleką podróż

samochodem?

- Lecę. I jeśli się nie pospieszę, to nie zdążę na samolot.

- A co z psami?

- Rodzice zajmą się nimi.

Po co te wszystkie pytania? - zastanawiała się Candra. Co go to obchodzi?

- A czy jesteś pewna, że wyjazd nie stanowi jeszcze jednego pretekstu, żeby

mnie unikać? - pytał dalej Simeon. - Nie myśl, że nie zauważyłem, że to robisz.

- Zaskakujesz mnie - powiedziała chłodno Candra. - Sądziłam, że jesteś zbyt

zajęty, żeby obserwować, kiedy wychodzę i przychodzę.

- Powinnaś wiedzieć, że zauważam wszystko, co dotyczy ciebie.

- Jestem pewna, że nie ucieszyłbyś tym Briony.

- Nie mieszajmy w to Briony.

- Nie mieszajmy? - dziewczyna zrobiła wielkie oczy. - Przecież to właśnie ona

stoi między nami.

- Tylko w twojej wyobraźni.

- Nie wierzę - zawołała. - Jesteś zwariowany, zupełnie zwariowany. Wiesz o

tym? - Chwyciła walizkę, zeszła z łodzi i zaczęła biec w stronę samochodu.

Simeon szedł szybko za nią, więc przez ramię krzyknęła jeszcze: - Może tobie

nie sprawia różnicy, że jesteś żonaty, ale dla mnie to cholerna różnica. -

Otworzyła drzwi samochodu i wrzuciła walizkę na tylne siedzenie. Usiadła za

kierownicą. Simeon przytrzymał drzwi.

- Czy możesz powtórzyć to, co powiedziałaś przed chwilą?

background image

- Słyszałeś przecież - odburknęła, włączając starter. - Czy możesz usunąć się z

drogi? Spieszę się.

- Nie, nie mogę - powiedział Simeon. - Ty też nie możesz tak wyjechać bez...

Candra włączyła bieg.

- Posłuchaj. Nie...

Samochód ruszył naprzód z piskiem opon, zagłuszając dalsze słowa Simeona. W

lusterku Candra zobaczyła jeszcze jego skonsternowaną, posmutniałą twarz. Nie

ż

ałowała go jednak. Nie sądził chyba, że małżeństwo to sprawa bez znaczenia.

Masz to, czego sam chciałeś, pomyślała ze złością,

Następny tydzień był bardzo ciężki. Candra była jedyną kobietą na konferencji.

W mózgu szumiało jej od informacji. Tylko w nocy, w łóżku przypominał jej się

Simeon. Wiedziała, że jeszcze długo o nim nie zapomni.

Większość uczestników konferencji stanowili ludzie żonaci, którzy jak

najszybciej chcieli wrócić do domu, toteż jendomyślnie zrezygnowano w

ostatniej chwili z piątkowej pożegnalnej kolacji w hotelu i wszyscy rozjechali

się wcześniej, zaraz po obradach.

Wieczorem, około dziewiątej, Candra zahamowała na dobrze znanym

podjeździe. Ze zdziwieniem stwierdziła, że stoją tutaj samochody, a dom jest

rzęsiście oświetlony. Przez okna było widać sylwetki osób kręcących się po

domu z kieliszkami w ręku. Przyjęcie! Prawodpodobnie spóźnione wesele dla

wszystkich, którzy nie mieli okazji być na ślubie. Simeon specjalnie

zorganizował je podczas jej nieobecności.

Ze ściśniętym sercem powlokła się na „Cztery pory roku". Wypakowała się,

przebrała, a potem przygotowała sobie dużego drinka z dżinu i toniku. W głowie

kołatało jej, że powinna natychmiast odpłynąć, ale odsunęła od siebie tę myśl

jako niepraktyczną. Postanowiła wynieść się po cichu z samego rana.

Wieczór był ciepły, więc z drinkiem w ręku wyszła na pokład łodzi. Od strony

domu nikt nie mógł jej zobaczyć. Przez szpaler cyprysów przebłyskiwały

ś

wiatła. Tak bardzo pragnęła przeniknąć wzrokiem te drzewa, ściany domu i

background image

ujrzeć Simeona. Wyobrażała go sobie w czarnym smokingu i białej koszuli z

aksamitną muszką, a obok niego Briony w srebrzystej sukni z głębokim

dekoltem, Briony, która wisząc u ramienia Simeona wsłuchuje się w każde jego

słowo, patrząc na męża z uwielbieniem. Candra poczuła, jak zazdrość ściska jej

gardło. Wstała, przewracając z hałasem krzesło.

Nagle stwierdziła, że nie ma w pobliżu psów, gdzieś pobiegły. Wracając z

lotniska zabrała je od rodziców i przywiozła na łódź. Rozglądając się wyszła zza

zasłony drzew i nagle zobaczyła wysoką postać zbliżającą się w jej kierunku.

Reflektor ją oślepiał, więc nie mogła rozpoznać, kto idzie, ale instynktownie

czuła, że to Simeon. Był sam! Widocznie zauważył, że wróciła i szedł zaprosić

ją na przyjęcie.

Dopiero kiedy mężczyzna podszedł bliżej, Chandra zorientowała się, że to nie

on. Był podobnej budowy jak Simeon, ale miał jasnobrązowe włosy i brzydką,

choć bardzo interesującą twarz. Przystanął niepewnie na widok owczarków,

które nagle się pojawiły.

- Mam nadzieję, że się pan nie przestraszył psów - powiedziała przepraszająco.

- Ani trochę. Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza. Ależ tam jest gorąco!

- Wzięłam pana za Simeona.

- Przez najbliższe godziny chyba go pani nie zobaczy. - Uśmiechnął się. -

Briony pilnuje, żeby jej nie uciekł. Czy mogę rzucić okiem na to pływające

cudo? Zawsze marzyłem o kupnie barki.

- To jest łódź - powiedziała Candra. - Barki są zwykle dwukrotnie szersze i

pływa się nimi po rzekach.

- O, nie wiedziałem. - Wszedł na pokład, nie czekając na pozwolenie, i znikł w

ś

rodku. Candra nie miała innego wyjścia, jak podążyć za nim.

Mężczyzna zachowywał się bezceremonialnie, ale nie czuła do niego niechęci.

- Ma pani szczęście - powiedział, rozsiadając się na fotelu w saloniku. - Tak tu

jest spokojnie.

Candra skinęła potakująco głową i również usiadła.

background image

- Simeon wspomniał, że ktoś mieszka w głębi ogrodu, ale nie mówił, że kobieta,

co więcej: piękna. Przepraszam, nie usłyszałem, pani imienia.

- Nie mówiłam. Mam na imię Candra - odparła z uśmiechem.

- A ja, Lance. - Wyciągnął dłoń, Candra podała mu swoją. Minęła długa chwila,

nim zwolnił silny uścisk. Dziewczyna zaproponowała gościowi drinka. Właśnie

ktoś taki był jej potrzebny do wymazania z pamięci Simeona.

Nalała mu piwa, a sobie następną porcję dżinu z tonikieni. Nie miała pojęcia, jak

długo siedzieli i rozmawiali. Lance otwarcie z nią flirtował, Candra podjęła grę,

i kiedy w końcu powiedział, że musi iść, ale zamiast tego wziął ją w ramiona,

wcale się nie zdziwiła. Entuzjastycznie odwzajemniła pocałunek. Zapomniała

nawet o Simeonie... póki nie stanął w drzwiach.

- Co tutaj się do diabła dzieje? - zapytał ostrym głosem.

- Świetną dziewczynę schowałeś na tej łodzi, Simeonie - odparł beztrosko

Lance, nie wypuszczając Candry z objęć.

- Co to właściwie ma znaczyć? - spytał Simeon, mierząc ich spojrzeniem.

- To znaczy, że jest bardzo ładna - odrzekł Lance. Obdarzył Candrę jeszcze

jednym szybkim pocałunkiem. - Może kiedyś się zobaczymy, hmm? - Mówiąc

te słowa przecisnął się obok Simeona i ruszył w kierunku domu.

Simeon miał na sobie zwykły garnitur z krawatem. Cienie pod oczami mu się

pogłębiły. Schudł i wyglądał ponuro. Ani trochę nie sprawiał wrażenia

człowieka, któremu małżeństwo dobrze robi.

- Sądziłem, że wracasz dopiero jutro - powiedział szorstko.

- Czy dlatego wydałeś przyjęcie dzisiaj? - spytała i nie czekając na odpowiedź

dodała: - Wróciłam wcześniej.

- Co robił tutaj Lance?,,.

- Wyszedł z domu zaczerpnąć powietrza - odparła wzruszając ramionami. -

Zaciekawiła go łódź, więc...

- Postanowiłaś zaprosić go do środka? - Zobaczył na stole puste szklanki. -

Zaczynam się zastanawiać, czy powiedziałaś mi prawdę, że przedkładasz karierę

background image

zawodową nad mężczyzn. Ciekawe, co stałoby się, gdybym akurat nie

przechodził.

- Nic by się nie stało. Właśnie wychodził.

- I to był zwyczajny pocałunek na dobranoc?

- Przeniknął ją gorącym spojrzeniem. - Wyglądał inaczej.

- Nie obchodzi mnie, jak wyglądał. Ten pocałunek nie miał najmniejszego

znaczenia,

- Dla ciebie może nie, ale na nim zrobił wrażenie. Myślę, że jeszcze się

zobaczycie.

- Nie będzie tu oczekiwanym gościem. Zupełnie mnie nie interesuje. Powiedz

mu to.

ś

ałowała teraz, że tyle wypiła na pusty żołądek. Nic nie jadła od małego lunchu.

Nagle zakręciło jej się w głowie.

Simeon przytrzymał dziewczynę.

- Ile wypiłaś? - spytał.

- Niewiele, ale nic nie jadłam, więc...

- Co za głupota. - Zaklął pod nosem. - Lepiej się połóż. Muszę iść do domu,

goście już się rozchodzą. Niedługo wrócę.

- Nie. Nic mi nie będzie. Nie jesteś mi potrzebny.

- Chyba jednak jestem - odparł, prowadząc ją w kierunku sypialni. Położyła się

na kołdrze. Chciała jeszcze powiedzieć, że Briony mu nie pozwoli wrócić, ale

poczuła się fatalnie.

Simeon wyszedł. Candrze kręciło się w głowie. Zrobiło się jej niedobrze.

Zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna iść do łazienki.

Nadal o tym myślała, gdy wrócił Simeon. Łódź zakołysała się pod jego

ciężarem. Usłyszała, że w kuchni nalewa wodę do czajnika. Wszedł do sypialni i

spojrzał surowo na dziewczynę. Nie miał już na sobie marynarki, a rękawy

koszuli były podwinięte.

- Jeszcze ci nie przeszło fatalne samopoczucie?

background image

- Nie - przyznała.

- Zachowałaś się nierozsądnie.

- Nie musisz mi przypominać. - Z trudem usiadła i oparła się o wezgłowie. - I

nie musisz się mną zajmować. Naprawdę jestem w stanie o siebie zadbać.

- Ile razy zdarzyło ci się już coś takiego?

- Nigdy.

- A mimo to upijasz się z obcym facetem? Dziwne.

- Nie zamierzałam się upić.

- Ale z pewnością poczęstowałaś Lance'a drinkiem.

- I co z tego? - W oczach Candry pojawiły się złe błyski.

- Kusiłaś los. Cieszę się, że akurat wtedy przechodziłem. Zachowywałaś się

raczej dość swobodnie.

- Lepiej idź zobaczyć, co dzieje się z czajnikiem - powiedziała.

Zamknęła oczy. Pragnęła, żeby Simeon już nie wrócił, nie oglądał jej w takim

stanie. To było zbyt poniżające. Ale przecież sam do tego doprowadził. Gdyby

nie wydał cholernego przyjęcia weselnego, nie musiałaby pić z rozpaczy.

Simeon wszedł do sypialni trzymając w dłoni kubek czarnej kawy i grzankę

cienko posmarowaną masłem. Candra jęknęła na samą myśl o jedzeniu.

- Nie chcę tego.

- Zjedz - nalegał. Stał nad nią, póki nie przełknęła ostatniej okruszyny i

ostatniego łyka kawy. Poczuła się nieco lepiej. Wyglądało na to, że Simeonowi

się nie spieszy.

- Czy nie powinieneś już iść? Czy Briony nie będzie się zastanawiała, co się z

tobą stało?

- Briony wie, gdzie jestem.

- Powiedziałeś jej? - spytała niedowierzająco.

- Nie mówiłem, że jesteś pijana - zapewnił z uśmiechem. - Powiedziałem tylko,

ż

e jesteś chora i wymagasz opieki.

- I nie miała nic przeciwko temu?

background image

- Briony umie być wyrozumiała. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- W to nie wierzę - rzuciła Candra. - Ale nie musisz już tutaj dłużej siedzieć.

Doszłam do siebie. Wracaj do ukochanej żonki, zanim po ciebie przyjdzie.

- Nie sądzę, żeby istniała taka obawa. Prawdopodobnie leży już z nosem

wciśniętym pod kołdrę. - Powiedział rozbawiony.

Czeka na niego! Candra zamknęła oczy, żeby Simeon nie dostrzegł jej

cierpienia. Zastanawiała się, co go tak cieszy.

- W każdej chwili możesz iść.

- Nie powinienem cię jeszcze zostawiać. Poczuła, jak Simeon siada na krawędzi

łóżka,

i szeroko rozwarła powieki.

- Co ty tutaj, do diabła, właściwie robisz? - Pilnuję cię.

- Powiedziałam już, że nie jesteś mi potrzebny.

- Sądzę jednak, że jestem - odparł spokojnie.

Miał rację. Potrzebowała go, desperacko go pragnęła, tęskniła, ale Simeon

należał do innej kobiety i musiała się z tym pogodzić. Wiedziała jednak, że

nigdy się od niego nie uwolni. Pozostanie na zawsze w pułapce własnej miłości.

- Zostanę tutaj, póki się nie przekonam, że jest ci lepiej.

- Gdybyś poszedł, mogłabym zasnąć.

- Nie krępuj się, zamknij oczy. Obiecuję, że nie będę cię niepokoił.

Czy nie wie, co sprawia samą obecnością? - pomyślała.

- Jesteś nie do wytrzymania. Wymawiasz mi zaproszenie Lance'a, nie podoba ci

się, że Andrew tutaj przychodzi, ale sam nie widzisz nic złego w tym, że

siedzisz w mojej sypialni.

- Ja się o ciebie troszczę, Candro. Zależy mi na tobie. Nigdy nie zrobiłbym ci

krzywdy, powinnaś to wiedzieć.

Pomyślała, że Simeon troszczy się o nią, ale nie na tyle, by nie żenić się z

Briony. Rzuciła na niego złe spojrzenie.

- Nic mnie nie obchodzi twój stosunek do mnie. Gdybyś był dżentelmenem,

background image

wyszedłbyś, gdy cię o to proszę. - Piersi jej falowały, walczyła z sobą, żeby się

opanować. Jak mogła ukryć miłość, która zawładnęła nią całą, każdą cząstką

ciała? Pragnęła wyciągnąć rękę i dotknąć Simeona, chciała, żeby leżał obok niej

w łóżku.

- Wyszedłbym, gdybym sądził, że właśnie tego najbardziej pragniesz -

powiedział cicho. - Ale wydaje mi się, że chcesz stworzyć ze słów zasłonę

dymną dla tego, co się dzieje w twoim wnętrzu.

Po kilku długich sekundach, pod wpływem przenikliwego spojrzenia Simeona,

Candra zaczęła mówić. Trudno jej było dobrać właściwe słowa, ale nie mogła

się powstrzymać.

- Wiesz doskonale, że chcę być z tobą i się z tobą kochać, ale jak mogę do tego

dopuścić, skoro Briony czeka na ciebie w domu? Po co się z nią ożeniłeś?

Przecież widzę, że nie jesteś szczęśliwy. Nie kochasz jej i ona nie kocha ciebie,

w każdym razie nie tak, jak na to zasługujesz, nie tak, jak ja cię kocham. -

Candra ukryła twarz w dłoniach. - Słuchaj, Simeonie, zapomnij, że to

powiedziałam. Zapomnij o wszystkim. Tylko już idź proszę cię, idź. Dłużej nie

wytrzymam.

Nieproszone łzy przecisnęły się przez zamknięte powieki, Candra odwróciła się

i ukryła twarz w poduszce. Poczuła na ramieniu jego dłoń, delikatnie

zachęcającą do podniesienia głowy, do spojrzenia na niego, ale ją odtrąciła. -

Nie rób tego, Simeonie.

- Coś ci muszę powiedzieć, Candro - szepnął.

- Nic to nie zmieni - zaniosła się szlochem wiedząc, że robi z siebie idiotkę.

- Pewnie jednak zmieni. - Odczekał chwilę i odezwał się znowu: - Nie ożeniłem

się z Briony.

Przez sekundę panowała absolutna cisza, Candra z wolna pojmowała znaczenie

tych słów. Z wahaniem się odwróciła. Zgromadzone łzy, spływały jej po

policzkach.

- Nie rozumiem - powiedziała cichutko. - Nie jesteś mężem Briony?

background image

- Nie jestem. - Czułość promieniująca z jego oczu przeniknęła Candrę.

- Ale... - Z trudnością przełknęła ślinę. - Ale przecież Briony sama mi to

powiedziała. Mieliście się pobrać w Nowym Jorku.

Zaklął cicho pod nosem, ale nadal czule się uśmiechał.

- Obawiam się, że było to jej pobożne życzenie. Briony rzeczywiście chce

zostać moją żoną, ja też swego czasu myślałem o ślubie, ale jeszcze przed

poznaniem ciebie. Od kiedy weszłaś do mojego biura, wiedziałem, że jesteś dla

mnie przeznaczona.

- Wiedziałeś? - Piękne oczy Candry zrobiły się jeszcze większe.

- Owszem, ale ty ciągle mówiłaś o karierze, byłaś zdecydowana nigdy nie oddać

serca żadnemu mężczyźnie. Bałem się, że cię nie zdobędę. - Simeon wyjął

chusteczkę i delikatnie wytarł jej policzki.- Candra przytrzymała jego dłoń przy

twarzy.

- To prawda, że próbowałam stłumić w sobie uczucie do ciebie, ale ono było

silniejsze. Kocham cię tak bardzo, że to aż boli. - Nowe łzy napłynęły jej do

oczu, tym razem ze szczęścia,

- A mimo to nie pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć.

- Musiałam, żeby nie oszaleć. Myślałam... Nie wiedziałam... Och, Simeonie,

przepraszam. Chyba skrzywdziłam zarówno siebie, jak i ciebie. Nigdy w życiu

nie przeżyłam gorszej nocy niż wtedy na łodzi.

- Ja też - mruknął.

- Czy naprawdę nie dotknąłbyś mnie nigdy więcej?

- Owszem - skinął głową - chociaż byłoby mi z tym strasznie ciężko. Ostatnio

prawie nie spałem, marzyłem o tym, żeby leżeć obok ciebie.

- A ja myślałam, że jesteś z Briony.

- Zabiłbym tę dziewczynę. - Uśmiechnął się smutno.

- Ale wiedziałem, że ty i tak sama musisz dojrzeć do podjęcia decyzji. Nie

chciałem na ciebie wpływać. Sądziłem, że jeśli pozwolę mówić moim oczom i

ciału, a ty cokolwiek do mnie czujesz, to w odpowiednim czasie przyjdziesz do

background image

mnie. Nie przypuszczałem, że Briony się wtrąci. Przepraszam za to, co

powiedziała. Nie miała prawa. ,

- Była zazdrosna.

- Bardzo - przyznał. - Ale dziś wieczorem powiedziałem jej, że ożenię się z tobą

albo z nikim. Przeżyła szok. Spodziewała się, że ogłosimy zaręczyny. Przyjęcie

było jej pomysłem. Wyszła bardzo rozżalona i nie wydaje mi się, żebyśmy mieli

często spotykać się w przyszłości.

- Och, Simeonie - Candra drżała, kiedy brał ją w ramiona.

- Tak bardzo cię kocham, najdroższa - powiedział.

- Nikomu już nigdy nie pozwolę cię zranić. Przycisnęła usta do jego warg. W

sypialni pojawiły

się oba psy, zwabione rozmową.

- Kiedy stwierdziłaś, że mnie kochasz? - spytał Simeon, gdy w końcu oderwali

się od siebie, by złapać oddech.

- Kiedy przestałam cię nienawidzieć. - Uśmiechnęła się. - Na początku

naprawdę cię nie znosiłam. Dostawałam szału na myśl o twoich planach w

związku z ziemią dziadka.

- Czy nadal im się sprzeciwiasz? Pokręciła przecząco głową.

- Dajesz Stonely to, czego chcą ludzie. Chociaż niechętnie, ale muszę przyznać,

ż

e robisz dobrą robotę.

Wydawałeś mi się potworem, kiedy wyrzucałeś nas z miejsca, w którym tak

wspaniale nam sie żyło - powiedziała, bez powodzenia siląc się na surowość.

- Nikt nie protestował tak bardzo, jak ty.

- Dla większości owo miejsce nie miało takiego znaczenia, jak dla mnie i

George'a. Myślę zresztą, że jego potraktowałeś paskudnie. Gdyby syn George'a

nie dowiedział się o tym domu nad śluzą...

- Mówisz o moim domu? - przerwał jej Simeon.

- Twoim?

- Tak, to mój dom. Kupiłem go.

background image

- Ty go kupiłeś? I zapłaciłeś tę horrendalną cenę? Przytaknął.

- Nie wierzę - powiedziała. - Sama dowiadywałam się o ten dom z myślą, że

George go kupi za sprzedaną łódź. No, ale nie za taką cenę. Musisz być szalony.

Kocham cię także za to, co zrobiłeś. Nie zasługuję na ciebie. Naprawdę

myślałam o tobie jak najgorzej. Och, Simeonie, czy kiedyś mi przebaczysz?

- Nie ma czego przebaczać. - Uśmiechnął się czule. - Nie byłem wobec ciebie

całkiem lojalny. Ale jak postępować z dziewczyną kłującą niczym jeżozwierz

przy każdym zbliżeniu?

- Och, Simeonie. - Candra objęła go. Położył się obok. Psy usadowiły się z

nosami opartymi na krawędzi łóżka i przyglądały się pocałunkom.

- Pobierzemy się jak najszybciej - powiedział w końcu Simeon. - Sprzedałem

dom w mieście i pertraktuję z przyjacielem na temat kupna tego zakątka.

Miesiąc miodowy spędzimy na twojej łodzi. Popłyniemy gdzieś, gdzie będziemy

sami. Zapomnimy o pracy i skupimy się na tym, co w życiu jest najważniejsze.

Będziemy się kochać, postaramy się o dzieci i damy sobie wiele szczęścia.

- Ja już jestem szczęśliwa - odparła Candra ze łzami w oczach. Kocham cię,

moje serce w całości należy do ciebie.

- Ja też cię kocham, najdroższa. Nie zostawię cię dziś wieczorem. Nie sądzę,

ż

ebym miał dość silnej woli, aby wrócić do domu.

- Zostań, proszę - szepnęła czule dziewczyna.

- Nie odtrącisz mnie ponownie? - zapytał Simeon.

- Nie.

W oczach Candry odbijała się bezgraniczna miłość do Simeona. Dziewczyna

wydostała się z pułapki. Była teraz wolna jak ptak. Mogła kochać, mogła

pozwolić sobie na każde uczucie, mogła dać z siebie wszystko, czego tylko

zapragnęła. Była przekonana, że Simeon nigdy jej nie skrzywdzi w taki sposób,

jak robili to ojciec czy Craig. Wiedziała, że będzie zawsze traktował ją z

czułością i szacunkiem. Oto był człowiek, którego szukała, jak jej się kiedyś

zdawało, beznadziejnie.

background image

- Taka jestem szczęśliwa - szepnęła. Uśmiechnął się.

- Nasze szczęście jest więc podwójne.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
0278 Mayo Margaret Wloskie wakacje (Harlequin Światowe Życie Duo)
Murray Annabel Harlequin Romance 40 Zmęczony pocał‚unkami
539 Mayo Margaret Kocham Adama
Denton Kate Harlequin Romance 251 Sprzeczne zamiary
275 Harlequin Romance Neels Betty Szczescie bywa tak blisko
Rutland Eva Harlequin Romance 145 Boze Narodzenie jest codziennie
Mayo Margaret Wakacje w Hiszpanii
Waverley Shannon Oni i dziecko Kolejny mezalians (Harlequin Romance (tom 246)
353 Harlequin Romance Wentworth Sally Francesca
087 Harlequin Romance Jordan Penny Serce w rozterce
056 Harlequin Romance Williams Cathy Pokochac cien
Macomber Debbie Pora na romans (Harlequin Romance)
Leigh Michaels Idealne rozwiązanie (Harlequin Romance (tom 264)
Beaumont Anne Harlequin Romance 176 Kopciuszek w Paryżu

więcej podobnych podstron