Tłumaczenie: clamare (clamare.chomikuj.pl)(clamare@interia.pl)
[clamare = krzyczymy (łac.)]
23
- Uram? – spytała Elena, próbując nie myśleć o ściskającej żołądek „przesyłce”,
którą przed chwilą opisał Raphael. – Czy on-
- Później. – przerwał jej machnięciem ręki. – Najpierw zobaczymy czy możesz go
wytropić.
- Jest archaniołem. Ja tropię wampiry. – wytknęła po raz kolejny, lecz ani
archanioł ani wampir jej nie słuchali.
- Zorganizowałem transport. – powiedział Dmitri a ona miała wrażenie, że
więcej zostało powiedziane choć nie w słowach, które były dla niej słyszalne.
Raphael pokręcił głową. – Zabiorę ją. Im dłużej czekamy, tym szybciej jego
zapach się rozproszy. – wyciągnął rękę. – Eleno.
Nie protestowała, jej ciekawość zbyt wielka. – Chodźmy.
Tak właśnie znalazła się przyciśnięta do piersi Raphaela, gdy leciał z nią do
opuszczonego magazynu w nieznanej jej części Brooklynu. Skończyło się na tym, że
miała zaciśnięte powieki przez większość podróży, gdyż Raphael znów odgrywał swoją
niewidzialną sztuczkę i tym razem poszerzył ją również tak, by zakrywała i ją. Sprawiało
to, że czuła mdłości nie będąc w stanie widzieć własnego ciała.
- Wyczuwasz go? – spytał chwilę później gdy wylądowali na skrawku ziemi z
kilkoma walczącymi kępkami trawy i pomógł jej stanąć na nogach.
Wzięła głęboki oddech i została uderzona przez napływ zapachu. – Zbyt wiele
wampirów. Będzie trudniej odróżnić jego woń. – nie widziała ani jednego wampira, nie
widziała żadnej żywej istoty, lecz wiedziała że tam są – choć nie było to miejsce w jakim
ktokolwiek chciałby się znaleźć.
Druciane ogrodzenie po każdej stronie było poszarpane przez dziury, budynki
pokreślone przez graffiti, trawa postrzępiona pod jej nogami. Dominujące wrażenie
popadnięcia w zapomnienie, choć ponad wszystkim wisiał odór rozkładających się
śmieci.. i czegoś jeszcze bardziej odrażającego. Przełknęła żółć zebraną w ustach. –
Dobra. Pokaż mi.
Kiwną głową w stronę magazynu naprzeciw niej. – W środku.
Ogromne drzwi magazynu przesunęły się, choć mówił cichym głosem.
Zastanawiała się czy potrafił przemawiać do umysłów wszystkich swoich wampirów.
Lecz nie spytała, nie mogła. Zapach śmieci, opuszczenia, został nagle zagłuszony przez
zwijający wnętrzności smród.
Krew.
Śmierć.
Powodujący mdłości fetor cielesnych płynów pozostawionych do ugotowania w
brakującej powietrza przestrzeni.
Chęć zwrócenia nękała jej gardło. – Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale
szkoda że Dmitriego tu nie ma. – z chęcią powitałaby jego ponętny zapach w tym
momencie. Fala czystego, świeżego, deszczowego zapachu uderzyła w nią przy tej
ostatniej myśli. Wciągnęła go do siebie, po czym potrzasnęła głową. – Nie. Nie mogę
sobie pozwolić na pominięcie śladów. Lecz dziękuję. – przestała się wahać i weszła w
środek horroru.
Magazyn był ogromny, jedyne światło przechodziło przez wąskie okna
znajdujące się wysoko na ścianach. Jej mózg nie mógł zrozumieć przeszywającej
przejrzystości tego światła dopóki nie poczuła chrzęszczenia szkła pod stopami. –
Wszystkie okna są strzaskane.
Raphael nie odpowiedział, poruszając się za nią jak nocny cień.
Przeszła przez chrzęszczące szkło na ścieżkę z czystego betonu. Postanawiając
się skupić, stanęła w miejscu poszerzając zasięg swoich zmysłów, szukając.
Kap.
Kap.
Kap.
Nie, pomyślała zaciskając zęby, nie ma na to czasu.
Kap.
Kap.
Kap.
Potrząsnęła głową lecz ten dźwięk – delikatne, mokre krople krwi uderzające o
twardą powierzchnię – nie zniknął. – Kapanie. – powiedziała, zdając sobie sprawę, że ten
dźwięk nie był w jej głowie. Groza zdusiła jej oddech, lecz zmusiła się do pójścia na
przód poprzez mrok i do samego końca tego przestronnego miejsca.
Koszmar powoli stał się wyraźny.
Na początku Elena nie była w stanie go zrozumieć, nie mogła pojąć tego co
widziała. Wszystko było nie na swoim miejscu. Zupełnie jakby jakiś rzeźbiarz pomieszał
części, powciskał je w miejsca z zawiązanymi oczami. Czyjaś noga, której kość została
wbita przez mostek kobiety. Pozostał z jej tułowia tylko krwawy odłamek. A miała ona
piękne niebieskie oczy, lecz były w złym miejscu, patrząc się na Elenę z rozwartej
przepaści jej szyi.
Kap.
Kap.
Kap.
Krew była wszędzie. Spojrzała w dół, ogarnięta świeżą grozą, przerażona, że
stała we krwi. Jej ulga była miażdżąca, gdy zobaczyła że jej strumyczki były powolne,
łatwe do ominięcia. Lecz krew wciąż kapała z ciał zwisających w plątaninie sznurów, jak
najbardziej makabryczna układanka. Teraz gdy spojrzała w dół, nie chciała ponownie
unieść głowy.
- Elena. – szelest skrzydeł Raphaela.
- Chwilkę. – szepnęła, jej głos chropowaty.
- Nie musisz patrzeć. – powiedział jej. – tylko podążaj za zapachem.
- Potrzebuję próbkę jego zapachu nim się gdziekolwiek ruszę. – przypomniała
mu. – To co podarował Michaeli-
- Michaela zniszczyła przesyłkę. Była rozhisteryzowana. Odwiedzimy ją po tym
jak zrobisz tutaj tyle ile zdołasz.
Przełknęła przytakując głową. – Powiedz swoim wampirom by opuścili teren
wokół magazynu – przynajmniej na sto metrów w każdym kierunku. – emocjonalny
wkład tego miejsca był zbyt wielki, jak gdyby ilość krwi wszystko wzmacniała, nawet jej
łowcze zdolności.
- Tak się właśnie dzieje.
- Jeżeli którykolwiek z nich jest jak Dmitri, muszą się wynieść całkowicie.
- Nie ma nikogo takiego. Chcesz poznać zapachy tych co już byli w środku, ze
względu na eliminację ich zapachu?
Był to dobry pomysł, lecz wiedziała że jeżeli odwróci się plecami do tego
szaleństwa to nigdy do niego nie powróci. – Czy któryś z nich spędził wiele czasu przy
ciałach?
Przerwa. – Illium zajął się zadaniem określenia czy ktoś przeżył.
- Przecież to oczywiste że nie żyją.
- Los tych na podłodze nie był od razu pewien.
Była tak przerażona wiszącymi ciałami, że nie zwróciła uwagi na stertę leżącą
pod nią. Możliwe że nie chciała tego zobaczyć, nie chciała wiedzieć. Teraz żałowała że
spojrzała, że się nie powstrzymała. W przeciwieństwie do koszmaru nad nimi, te ciała
wyglądały jak gdyby spały, jeden na drugim. – Zostali tak ułożeni?
- Tak. – powiedział nowy głos.
Nie obróciła się, zgadując że był to Illium. – Czy twoje skrzydła są niebieskie? –
spytała, zakrywając jej litość i smutek szczyptą mrocznego humoru. Te trzy dziewczyny
na dole były tak młode, ich ciała gładkie, nienaznaczone przez wiek.
- Tak. – odpowiedział Illium. – Gdybyś jednak się zastanawiała, mój członek nie
jest.
Prawie się zaśmiała. – Dziękuję. – ten komentarz wyrwał ją z koszmaru,
pozwolił myśleć. – Twój zapach nie będzie przeszkadzał moim zmysłom. – jej nos był
dziesięć razy lepszy od przeciętnego człowieka, lecz gdy chodziło o tropienie stawała się
wampirzym psem gończym. Dla niej to było normalne. Dopiero…
Dźwięk oddalanych się kroków. Czekała do momentu aż usłyszy zamykanie się
drzwi. – Zabrałeś mu jego pióra, a on wciąż z tobą pozostaje? – jej oczy podążyły po
ciałach. Symfonia nieuszkodzonych, poplątanych członków, nienaznaczonych z
wyjątkiem szarości śmierci.
- Inni zabraliby mu skrzydła.
Anioł bez skrzydeł. Przypomniała sobie jak postrzeliła Raphaela. – Dlaczego są
tacy zmarnowani? – ich rasa nie miała znaczenia. Biali jak kreda, matowy mahoń, nie
miało to większego znaczenia. Wszystkie trzy dziewczyny w tym stosie były blade w
sposób który krzyczał-
- Wampir. Wampir się na nich pożywiał. Osuszył je. – Podeszła o krok i się
zatrzymała. – Nie mogę ich dotknąć. Koronera tu jeszcze nie było.
- Rób co musisz. Nasze oczy są jedynymi, które to zobaczą.
Przełknęła. – A ich rodziny?
- Zostawiłabyś ich z tym obrazem cierpienia? – zimne ostrze wściekłości w
każdym słowie. – Czy też z historią nagłego wypadku samolotowego czy
samochodowego, w którym ciało zostało zniszczone ponad jakąkolwiek możliwość
rozpoznania?
Kap.
Kap.
Kap.
Pogrążona przez krew i śmierć z każdej strony, jej mózg bronił się przed
wspomnieniami starych horrorów, rzeczami, których żadna ilość czasu nie jest w stanie
wymazać. – Innych nie osuszył. Tylko te trzy.
- Reszta była dla zabawy.
I w jakiś sposób wiedziała, że zło które wymordowało tych na górze, zrobiło to
na oczach tych żyjących dziewczyn, wpychając w nie przerażenie, żywiąc się ich
strachem. Podeszła bliżej osuszonych dziewczyn, unikając cieknącego koszmaru nad
nimi. Przykucnęła i odsunęła długie czarne włosy ze szczupłej szyi. – W przypadkach
gdy umiera człowiek, zazwyczaj odbieram najsilniejszy odcisk zapachu w miejscu w
którym został pozbawiony krwi. – powiedziała, mówiąc by zagłuszyć przenikliwy,
niekończący się dźwięk krwi uderzającej o chodnik. – Jezu.
Raphael był nagle po drugiej stronie ciał, jego skrzydła rozpościerały się w
sposób, który uznała za dziwny.. nim nie zdała sobie sprawy, że próbował utrzymać je z
dala od krwi. Nie do końca mu się to udało. Krwistoczerwona plama znaczyła czubek
jednego ze skrzydeł. Odwróciła wzrok, zmuszając swój wzrok do powrócenia do
rozdartej szyi dziewczyny, która z daleka wyglądała tak spokojnie. – To nie było
pożywianie. – powiedziała. – To wygląda jakby rozerwał jej szyję. – pamiętając o
„przesyłce” Michaeli jej oczy zsunęły się w dół. Serce dziewczyny również zniknęło,
wydarte z jej piersi.
- Pożywianie się byłoby zbyt wolne. – powiedział Raphael, wciąż trzymając
swoje skrzydła z dala od podłogi. – W tamtym momencie musiał być wygłodzony.
Potrzebował większego rozdarcia niż to jakie zapewniały kły.
Medyczny opis nawet pomógł jej się uspokoić. – Zobaczmy czy mogę odnaleźć
jego zapach. – zaciskając każdy mięsień w swoim ciele, nachyliła się blisko do szyi
zmarłej dziewczyny i wciągnęła głęboko powietrze.
Cynamon i jabłka.
Delikatny, słodki, krem do ciała.
Krew.
Skóra.
Wyszczerbione smagnięcie kwasu. Ostre. Zapach z własną wolą. Interesujące.
Pełen warstw. Cierpki lecz nie trupi.
Właśnie to ją zawsze zachwycało. Gdy wampiry stawały się złe, nie zdobywały
magicznego, złego zapachu. Pachniały tak jak i wcześniej. Gdyby Dmitri oszalał, nie
straciłby swojego wdzięku, swojego uwodzicielskiego, czekoladowego i mroźnego i
pełnego seksu ze wszystkimi dodatkami, zapachu. – Myślę że go mam. – lecz musiała się
upewnić.
Wstając, poczekała aż Raphael zrobił to samo, nim zazgrzytała zębami i stanęła
pod rzeźnią wiszącą z sufitu. Każdy krok stawiała z powolną rozwagą, wiedząc, że
prawdopodobnie uciekłaby z magazynu krzycząc, gdyby dotknęła ją choćby jedna kropla
zimnej krwi.
Kap.
Plusk tuż obok jej stopy. Blisko, zbyt blisko.
- Wystarczająco daleko. – wyszeptała, po czym zastygła w bezruchu,
przegrzebując się ponownie przez warstwy zapachu. Było to tutaj trudniejsze, znacznie
trudniejsze. Przerażenie również miało swoją woń – potu i moczu i łez i ciemniejszych
płynów – które pokrywały wszystko na tym obszarze. Jak ciężkie perfumy, które zostały
rozpylone w dzikiej beztrosce, ukrywając wszystko co było bardziej subtelne.
Szukała dalej, lecz to przerażenie było jak dusząca pętla na jej gardle, jak ręka
blokująca jej usta, powstrzymując ją przed wyczuciem czegokolwiek innego. – Jak dawno
umarli?
- Zakładamy, że do dwóch, trzech godzin, może mniej.
Poderwała głowę. – Zaleźliście to miejsce tak szybko?
- Pod koniec zrobił dużo hałasu – jego ton tak oziębły, że ledwo rozpoznawała w
nim Raphaela, jednak mimo że wciąż był to chłód furii, nie był taki jak podczas Ciszy. –
Wampir z sąsiedztwa zadzwonił do Dmitriego po tym jak przyszedł tu sprawdzić co się
stało.
- Powiedziałeś mi dzisiejszego ranka że zarobię na swoją zapłatę. Oczekiwałeś
tego?
- Wiedziałem tylko, że Uram dochodzi do krytycznego punktu. – jego oczy
przebiegły po tym koszmarze. – To… Nie, tego nie oczekiwałem.
Wątpiła by ktokolwiek czegoś takiego oczekiwał – było to coś co zwyczajnie nie
powinno istnieć. A jednak istniało. – Ten wampir – co się z nim stanie?
- Zabiorę jego wspomnienia, upewniając się że nie będzie nic pamiętał. –
powiedziane bez najmniejszego usprawiedliwienia.
Zastanawiała się, czy było to coś co planował dla niej, lecz nie był to moment by
spytać. Zamiast tego założyła ręce i szukała głębiej. Nic. – Tu jest zbyt dużo strachu. Będę
musiała zadowolić się tym co znalazłam na ciele. – cofając się z taką samą ostrożnością z
jaką weszła, próbowała nie myśleć o tym co wisiało nad nią.
Kap.
Kropla krwi rozbryzgnęła się o błyszczącą czerń jej buta. Zaczęło ją mdlić.
Obracając się zaczęła biec, nie przejmując się, że zdradziło to jej słabość. Cholerne drzwi
zostały za nimi zasunięte i teraz odmawiały otworzenia. Jej ręka zsunęła się z gorącego
metalu. Już miała zacząć krzyczeć gdy przesunęły się odrobinę. Przecisnęła się przez nie
i wyszła na martwą ziemię dziedzińca.
Słońce świeciło jasno nad jej głową gdy zgięła się w pół w odruchu wymiotnym.
Była świadoma Raphaela który wyszedł i staną za nią, jego skrzydła rozciągnięte tak by
chronić ją od słońca. Machnęła na niego ręką. Pożądała ciepła – jej dusza był zimna, tak
lodowato zimna.
Nie wiedziała jak długo tam stała zgięta w pół, lecz gdy stanęła prosto, było to
przez poczucie bycia obserwowanym. Wampiry które odesłała z magazynu? Illium?
Obserwują jak łowca zwraca śniadanie.
Jej usta smakowały obrzydliwie więc użyła końca swojej koszulki by je wytrzeć.
Nie była zakłopotana nawet w najmniejszym stopniu. Zobaczyć to i być nieporuszonym...
to czyniłoby z niej potwora pokrewnego do zabójcy który namaścił ją we krwi nim była
dorosła na tyle by choćby chodzić na randki.
- Powiedz mi dlaczego. – powiedziała, jej głos ochrypły.
- Później. – rozkaz. – Szukaj go.
Oczywiście miał rację. Zapach osłabnie jeżeli się nie pospieszy. Nie
odpowiadając, kopnęła trochę ziemi w stronę dopiero co straconego śniadania i zaczęła
biec powoli naokoło magazynu, próbując znaleźć miejsce którym wyszedł Uram.
Większość wampirów używała drzwi, lecz nigdy nie ma pewności - ten zabójca ma
skrzydła.
Ostry zapach kwasu.
Zatrzymała się, zdając sobie sprawę, że stoi naprzeciw małego, bocznego
wejścia. Z zewnątrz wyglądało normalnie, lecz gdy je otworzyła, jego wnętrze było
pokryte krwawymi odciskami dłoni. Zbyt małe by było zrobione przez mężczyznę
wielkości Urama. Podążyła za linią wzroku… i zobaczyła wiszące cienie głęboko w
magazynie.
Trząsnęła drzwiami, zamykając je. – Pozwolił im biec, pozwolił im myśleć, że
mają szansę na ucieczkę.
Raphael milczał gdy szła zygzakiem od drzwi.
- Nic. – powiedziała. – Jego zapach jest tutaj dlatego bo jednej z dziewczyn udało
się wydostać i musiał po nią pójść. – nachyliła się by spojrzeć na brązową trawę. –
Wyschnięta krew. – powiedziała, przełykając przez wrażliwe gardło. – Biednemu
dzieciakowi nawet się udało czołgać tak daleko. – zmarszczyła brwi. – Tu jest zbyt wiele
krwi.
Obok niej Raphael znieruchomiał. – Masz rację. Tu jest ślad prowadzący od
drzwi.
Wiedziała, że jego wzrok był ostrzejszy od jej. Jak uskrzydlone drapieżniki,
anioły mogły podobno dojrzeć najmniejszy szczegół nawet podczas lotu. – Nie może
należeć do Urama. – wymamrotała. – Wyczułabym ją. – podążyła za Raphaelem, który
szedł tropem śladu – nie była w stanie widzieć więcej ponad pierwsze kilka kroków. –
Może zaciągną tutaj jej ciało? – byli przy drucianym ogrodzeniu. Przykucnęła, badając
małą dziurę przy powierzchni. – Tu jest krew na granicy metalu. – podekscytowanie
uderzyło w nią jak ręce zaciśnięte w pięść.
- Będę musiał nad tym przefrunąć.
Gdy on przelatywał na drugą stronę, Elena znalazła kolejną dziurę przez którą
można się przecisnąć. Krew była bardziej wyraźna po drugiej stronie – nie było tam
trawy by ją ukryć, tylko ubita ziemia. Jej ekscytacja przemieniła się w prawie że bolesną
nadzieję. – Ktoś przecisnął się przez tą dziurę. – stanąwszy prosto, zauważyła że patrzy
się na zamknięte drzwi małej komórki. Wyglądała jakby mogłaby kiedyś być stacją
ochrony opuszczonego parkingu, który znajdował się za nią.
Na drzwiach była krew.
- Zaczekaj tutaj. – rozkazał Raphael.
Złapała najbliższą jego część – skrzydło. – Nie.
Spojrzenie, które jej posłał nie było przyjazne. – Eleno-
- Jeżeli mamy ocalałą, zobaczenie anioła sprawi, że dostanie histerii. – puściła
jego skrzydło. – Pójdę pierwsza. Pewnie nie żyje, ale gdyby jednak…
- Żyje. – stwierdzenie absolutne. – Idź. Idź po nią. Nie możemy tracić czasu.
- Życie nie jest stratą czasu. – jej ręka zacisnęła się tak mocno iż była pewna, że
paznokcie zostawiły ślady półksiężyców na jej dłoniach.
- Uram zabije tysiące, jeżeli go nie powstrzymamy. Stanie się także bardziej
zdemoralizowany z każdą śmiercią.
Slajdy okaleczonych ciał wewnątrz magazynu przepływały po jej umyśle. –
Pospieszę się. – dochodząc do komórki ochrony, wzięła głęboki oddech. – Jestem łowcą.
– powiedziała na głos. – Jestem człowiekiem. – po czym otworzyła drzwi, upewniając się
by pozostać poza linią strzału na wypadek gdyby osoba wewnątrz miała broń.
Czysta cisza.
Zachowując najwyższą ostrożność rozejrzała się po pomieszczeniu i… w twarz
małej kobiety z pochyłymi, ciemnymi oczami. Była naga nie licząc rdzawej plamy krwi,
jej ramiona ściskały uniesione kolana gdy kołysała się bezgłośnie, ślepa na wszystko
poza terrorem w jej głowie.
Tłumaczenie: clamare (clamare.chomikuj.pl)(clamare@interia.pl)