Tłumaczenie: clamare (clamare.chomikuj.pl) (winged.vision@gmail.com)
20
Elena zamarła kompletnie, zupełnie jak – wyobraziła sobie - mogłaby zastygnąć
mała mysz, stojąc przed bardzo dużym, bardzo złym kotem z dużymi zębami. – Raphael?
– szepnęła, choć znała ten świeży, czysty, deszczowy zapach tak dobrze jak swój własny.
I było to coś co kompletnie nie miało sensu – jak może czuć woń wewnątrz własnej
głowy?
Idź spać Eleno. Twoje myślenie nie pozwala mi zasnąć.
Wzięła głęboki oddech. – Jak się czujesz- twoja rana?
Jesteś związana?
- Tak. – czekała na odpowiedź na jej własne pytanie.
To dobrze. Nie chciałbym byś gdzieś zniknęła, nim będziemy mieć szansę
porozmawiać o twoim upodobaniu do broni.
Po czym jego obecność zniknęła. Wyszeptała jego imię ponownie, lecz wiedziała
że on już jej nie słucha. Jej poczucie winy szybko przeistoczyło się we wściekłość. Drań –
mógł sprawić że ją uwolnią, lecz zostawił ją związaną. Jej nadgarstki były obolałe, jej
plecy zdrętwiałe od cholernego krzesła i.. - I ma prawo się wkurzać. – Raphael przeraził
ją tamtej nocy, lecz w rzeczywistości w żaden sposób jej nie zranił. W międzyczasie, to
ona postrzeliła jego. Jeżeli był wkurwiony to miał powód. Nie oznaczało to jednak, że
musiało jej się to podobać.
Pozostawała również kwestia namawiania jej na seks.
Choćby nie wiadomo jak było to poniżające, dzisiejszej nocy powiedziała mu
prawdę – gdyby tylko zaczekał, istniała ogromna możliwość że wlazłaby na niego
dobrowolnie przy pierwszej okazji.
Paliły ją policzki. Jak tylko się z tą wydostanie, wytatuuje sobie na czole
IDIOTKA. Od samego początku starała się być ostrożna, nigdy nie zapominać że jest
niczym więcej jak odrzuconym źródłem rozrywki Raphaela. Najwidoczniej jej
hormonów to nie obchodziło.
Archanioł sprawiał że płonęła.
Najgorsze było to, że nie mogła przypisać tej fascynacji jedynie pożądaniu.
Raphael był zbyt intrygującym mężczyzną by było to takie proste. Lecz dzisiaj, dzisiaj nie
miał racji. Lub, wyszeptała jej druga strona, może i miał rację – co jeśli obcy którego
postrzeliła byłby prawdziwym Raphaelem… Archaniołem Nowego Jorku, istotą zdolną
do torturowania innego stworzenia, nie pozostawiając z niej nic, poza krzyczącym,
szkaradnym i zniszczonym przedmiotem?
*
Oczy Raphaela były zamknięte, lecz w rzeczywistości nie spał. Przebywał w
półświadomej komie, stanie dla którego ludzie czy wampiry nie mieli odpowiednika.
Anioły nazywały go anshara, czyli stan, który mogli osiągnąć jedynie ci co żyli dłużej niż
połowę millenium. Pozwalał on na głęboki odpoczynek, podczas którego, zachowywał
jednocześnie cały swój rozum i wiedzę. Teraz, jego świadoma część był zajęta
zrastaniem rany, którą Elena zrobiła swoim małym pistolecikiem, gdy pozostała jego
część spała. Pożyteczna rzecz. Choć nie jest to coś co można wywołać siłą woli.
Anshara przychodziła tylko gdy anioł został poważnie zraniony. Co zdarzyło się
bardzo rzadko przez ostatnie osiem stuleci egzystencji Raphaela. Gdy był młody i
niedoświadczony, zranił się – albo został uszkodzony – kilka razy.
Obrazy jego tańca na niebie tuż przed tym jak jego skrzydła zaplątały się i runą
na ziemię, spadając z pełną świadomością, że jego krew rozłoży czerwony dywan na
łąkowej podłodze.
Starożytne wspomnienia. Chłopca, którym kiedyś był.
Złamane ręce, złamane nogi, krew wylewająca się ze strzaskanej buzi.
I ona. Stojąca nad nim, nucąca. – Cii, kochanie. Ciii.
Paniczny strach biegł w jego krwiobiegu, jego serce ciężkie od wiedzy, że był
wobec niej bezbronny, nie mógł jej zatrzymać… jego matka, jego największy koszmar.
Czarne włosy i niebieskie oczy, była kobiecym obrazem z którego powstał. Lecz
była wtedy stara, tak bardzo stara, nie w wyglądzie lecz w umyśle, w duszy. I w
porównaniu do Lijuan, nie ewoluowała. Raczej… de ewoluowała.
Teraz, widział swoje skrzydło łączące ze sobą włókno za włóknem, lecz nawet
to, nie mogło utrzymać wspomnień na wodzy. Podczas anshary, umysł wyrzuca z siebie
rzeczy dawno zapomniane, pokrywając duszę powłoką mętności, której żaden
śmiertelnik nie jest w stanie pojąć. Były to wspomnienia warte setki odmiennych
ludzkich istnień. Był tak stary, tak stary… choć nie był antyczny. Nie wszystkie
wspomnienia należały do niego. Niektóre były częścią jego rasy, sekretna składnia całej
ich wiedzy, ukryta wewnątrz umysłów ich dzieci.
Wspomnienia Caliane wynurzyły się.
I patrzył na swoje krwawiące i połamane ciało z przykucniętej pozycji.
Obserwując jego/jej rękę odgarniającą włosy z jego twarzy. – Teraz cierpisz, lecz tak
musi być.
Chłopiec na podłodze nie mógł mówić, topiąc się we własnej krwi.
- Nie umrzesz Raphaelu. Nie możesz. Jesteś nieśmiertelny. – Pochylając się by
złożyć chłodny pocałunek na zmasakrowanym policzku chłopca. – Jesteś synem dwóch
archaniołów.
Cudownie ocalałe oczy chłopca wypełniły się zdradą. Jego ojciec był martwy.
Nieśmiertelni też giną.
Smutek przeszył Calianę. – Kochanie, on musiał umrzeć. Gdyby żył, piekło
zapanowałoby na ziemi.
Oczy chłopca ściemniały, ich wyraz bardziej oskarżycielski. Calliane westchnęła,
poczym się uśmiechnęła. – I ja też muszę zginąć, to dlatego przyszedłeś mnie zabić, czyż
nie? – cichy, radosny śmiech. – Nie możesz mnie zabić mój słodki Raphaelu. Tylko jeden
z Kadry Dziesięciu może unicestwić archanioła. A oni nigdy mnie nie znajdą.
Wstrząsający powrót do jego własnego umysłu, jego własnych wspomnień.
Ponieważ po tym zdarzeniu, nie miał nic co należałoby do Caliane – wykonała transfer
tego wspomnienia gdy leżał tak ciężko ranny, że przez kolejne miesiące nie był w stanie
nawet się czołgać. Czy nawet na tyle, by unieść wzrok i patrzeć jak odlatuje. Zamiast
tego, ostatnie wspomnienie jego matki to widok jej bosych stóp stąpających lekko przez
zieloną łąkę, ślad anielskiego pyłu połyskujący tuż za nią.
- Matko. – próbował powiedzieć.
- Cii, kochanie, Ciii. – i pełen brudu podmuch wiatru uderzył go w oczy.
Gdy ponownie zamrugał już jej nie było.
I patrzył prosto w twarz wampira.
*
Zrodzony z krwi.
Pożywiał się.
Jego wysuszone kości spęczniały, wypełniły się życiem.
Lecz on potrzebował więcej.
Znacznie więcej.
To była ekstaza, której inni chcieli mu zabronić, gdy ich samych moc wypełniała
aż po brzegi. Teraz za to zapłacą. Krew ściekała z jego kłów gdy wykrzykiwał wyzwanie
które roztrzaskiwało szyby każdego budynku w promieniu kilometrów.
Nastał czas.
Tłumaczenie: clamare (clamare.chomikuj.pl) (winged.vision@gmail.com)