Jeremy Belpois
Podziemny zamek
Tej nocy mija dok adnie dziesi lat
od chwili, kiedy ujrza em j po raz pierwszy, wi c my
,
e nadszed ju w
ciwy moment, aby o tym opowiedzie .
eby ujawni wszystkie niewiarygodne zdarzenia, których byli my wiadkami.
Turni Ishiyama, Ulrich Stern, Odd Della Robbia
i ja, Jeremy Belpois. Ylo i oczywi cie Aelita.
Nie ma dnia, ebym nie my la o Aelicie.
Ta historia jest dla nich wszystkich, dla moich przyjació .
ale przede wszystkim jest dla ciebie.
Kto wie, czy jeszcze s uchasz...
Jeremy
WST P
Jest rok 1985. Francja. Genialny profesor Waldo Schaeffer i jego ona Anthea
pracuj przy ci le tajnym mi dzynarodowym projekcie o nazwie Kartagina. Profesor
Shaeffer postanawia wycofa si z projektu, kiedy spostrzega, e jego celem jest
stworzenie nowej, mierciono nej broni. Ta decyzja ma nieodwracalne konsekwencje.
Anthea Schaeffer zostaje porwana przez nieznanych sprawców. Profesor ucieka
razem z trzyletni córeczk Aelit . Znajduje prac jako nauczyciel przedmiotów cis ych
w gimnazjum Kadic we Francji. Przybiera fa szywe nazwisko Franz Hopper i na w asn
, potajemnie prowadzi do wiadczenia. W podziemiach starej fabryki niedaleko od
szko y buduje superkomputer i tworzy wirtualny wiat, zwany Lyoko, który ma s
jako antidotum na Kartagin . Jednak po kilku latach odnajduje go organizacja, dla której
pracowa .
W 1994 roku Waldo Schaeffer wraz z ci ko rann córk chroni si w wiecie
wirtualnym Lyoko i wy cza superkomputer. Aelita ma wtedy dwana cie lat.
Wiele lat pó niej w gimnazjum Kadic uczy si Jeremy Belpois. Ma trzyna cie lat,
ma o przyjació i wrodzony talent informatyczny. Jeremy odkrywa star fabryk
po czon z Kadic za pomoc podziemnych przej . Odnajduje opuszczony
superkomputer i w cza go ponownie.
W ten sposób spotyka Aelit , która przez te wszystkie lata by a uwi ziona w
Lyoko i ma nadal dwana cie lat. Przy pomocy swoich przyjació , Ulricha, Odda i Yumi,
Jeremy materializuje Aelit w wiecie realnym. Od tej chwili pi tka przyjació podejmuje
zaciek walk z Xan , okrutn sztuczn inteligencj , która opanowa a Lyoko.
Po wielu trudach i niezwyk ych przygodach w wirtualnym wiecie Xana zostaje
pokonany dzi ki po wi ceniu Franza Hoppera, który
wewn trz Lyoko w formie kuli
energii. Przyjacio om nic ju nie grozi.
Albo przynajmniej tak im si wydaje.
21 grudnia, kilka miesi cy po zwyci stwie nad Xan i mierci Hoppera, Aelita
traci nagle pami . Z tego powodu, zaraz po przerwie bo onarodzeniowej, jej przyjaciele
postanawiaj zebra si w willi o nazwie Pustelnia, w której Aelita mieszka a w
przesz
ci, i pomóc jej odzyska stracone wspomnienia.
Pi tka nastolatków zaczyna bada tajemnice Pustelni i odkrywa tajny pokój.
Wewn trz znajduj wiadomo nagran przez profesora. Opowiada on cz ciowo o
swoich losach, pozostawiaj c jednak wiele tajemnic.
W nagraniu Hopper powierza Aelicie misj odnalezienia matki i prosi j , aby
strzeg a z otego medalionu. By to podarunek,.który dosta od Anthei w dowód mi
ci.
Tymczasem Xana odzyskuje stopniowo si y i opanowuje dziewczynk ze Stanów
Zjednoczonych, Ev Skinner.
Nied ugo potem Eva pojawia si w Kadic.
Jeremy, Ulrich, Odd i Yumi postanawiaj pomóc Aelicie w poszukiwaniu mamy.
bardzo pewni siebie. My
, e jako jedyni znaj histori Hoppera i Lyoko. Wierz , e
nie grozi im adne niebezpiecze stwo i e Xana ju nie istnieje.
Myl si jednak.
PROLOG
TAJEMNICZE MIASTO
Widzi przed sob miasto z
one z wysokich szczytów. Mi dzy nimi s
ciemniejsze miejsca, w których znajduj si kosmodromy. Kolorowe ulice wij si
mi dzy wie ami. Ko o budynków przelatuj nieliczne statki. Jest spokój, nie wida
nikogo. W tym mie cie nie ma ludzi. Ch opiec pojawia si znik d. Powietrze si
zag szcza, zamarza w okre lonym miejscu i oto ch opiec ju tu jest. Sk ada palce i
zaczyna lecie , zwi ksza pr dko i nurkuje w dó . L duje na jednej z wielkich ulic,
które prowadz do Muru. Powierzchnia ulicy nieznacznie si ugina, eby z agodzi
uderzenie. Ch opiec zaczyna biec. Nie mo e si doczeka , kiedy poka e swojej
przyjació ce nowe miejsca, które odkry . Uwielbia lata z ni po opustosza ych ulicach,
zapuszcza si do parków i do pustych sklepików, w których mog bra do r ki to, na co
maj ochot i wymy la sobie ci gle nowe zabawy.
Jego przyjació ka mówi, e miasto wygl da super, ale jest puste. Ch opiec nie
rozumie, o co jej chodzi. Przecie jest on, s sztuczne inteligencje, jest Profesor. Kogo
jeszcze brakuje?
My
c o Profesorze, ch opiec czuje si troch winny. Profesor nie chce, eby
ch opiec przybiera ludzk posta , mówi, e to strata energii. Ale on chcia by cho troch
przypomina swoj przyjació
, która ma ludzki kszta t. Potem mo e si przekszta ci w
jedno z tych ma ych stworzonek, które j rozweselaj . Ona nazywa je „ptaszkami”.
Ulica porusza si , przechylaj c w stron ch opca. Chropowata powierzchnia staje
si g adka i przezroczysta jak szk o. Ch opiec ze lizguje si , zeskakuje na ziemi i
zaczyna biec. Nagle wyrasta przed nim sztuczna inteligencja kontrolera ruchu ulicznego.
Jest to wysoka metalowa tyczka o trzech wiec cych oczach, które s ustawione na
czubku. Jedno z nich jest czerwone. Drugie
te. Trzecie zielone. Blokuje mu drog
ko cistym ramieniem. Jej najwy ej po
one oko wieci si na kolor ciemnoczerwony.
Kiedy rozpoznaje ch opca, zapala si
te oko.
- Pan przekracza dozwolon pr dko - oznajmia sztuczna inteligencja. - Mo e
pan zwolni ?
Ch opiec potrz sa przed ni r
: ODMOWA AUTORYZACJI. Oko kontrolera
natychmiast staje si zielone. Istota si odsuwa, eby przepu ci ch opca.
- W porz dku. Prosz i .
Ch opiec biegnie tak szybko, e a budynki zaczynaj si zlewa w jedn barwn
plam . Skacze, pokonuje wielki most ze spl tanych kabli, spada znowu na ulic po
drugiej stronie. Widzi sztuczn inteligencj przenosz
informacje. Przypomina ona
wielkie, zgniecione jajko i lizga si z du pr dko ci . To musi by wa na sztuczna
inteligencja, która prawdopodobnie pracuje dla Profesora. Mo e j wykorzysta .
Ch opiec wskakuje na ni i przez jego palce przep ywa niewielki adunek elektryczny.
Przytrzymuje si r koma jej powierzchni, eby nie spa . Pierwsze skrzy owanie. Drugie
skrzy owanie. Ch opiec zeskakuje i przenosi si na sztuczn inteligencj odpowiedzialn
za utylizacj odpadów. Jest troch wolniejsza, ale idzie w dobrym kierunku. Mur si ga a
do samego nieba. Jest zbudowany z czarnych cegie . Za ka dym razem, gdy ch opiec
dotyka jego powierzchni, mi dzy opuszkami jego palców a Murem pojawiaj si b yski
wiat a. Mur, który otacza miasto, odpycha ch opca. Nie mo na przelecie nad nim ani
przez niego.
W Murze jest tylko jedna brama, ale teraz jej wielkie skrzyd a s zamkni te.
Ch opiec opiera o nie d
i na ekranie, który zjawia si znik d, przez chwil
wiec si
cztery litery. Jest to imi ch opca, którego on nie zna. Brama rozpada si na male kie
okruchy. Chwil wcze niej tu by a, a teraz jej nie ma. Za progiem ch opiec widzi d ugi
zwodzony most, który niknie na horyzoncie. Unosi si nad pustk , za miastem nie ma nic
- ani fosy, ani doliny, ani drogi. Tylko most zawieszony nad ciemno ci .
Czasami ch opiec próbowa sobie wyobrazi , e przechodzi po tym mo cie.
Nigdy jednak nie pomy la , e naprawd to zrobi. Nie zosta o to zapami tane w jego
instrukcjach. Patrzy na most i wie, e jego przyjació ka przyjdzie stamt d, id c du ymi
krokami po tym wisz cym uku. Nied ugo zobaczy jej delikatn sylwetk . Wtedy on
wzbije si w gór . Potem zobaczy burz czerwonych w osów. I ten jej u miech.
Jego przyjació ka troch si spó nia, ale to nie szkodzi. Ch opiec mo e poczeka ,
miasto poradzi sobie chwil bez niego. W ka dym razie inne cz ci ch opca lataj teraz
nad pagodami, zapuszczaj si do kana ów, sprawdzaj , czy wszystko dobrze dzia a.
Wszystko to bez wysi ku, tak, e on nie musi nawet pami ta , eby to robi .
Teraz jego przyjació ka jest ju bardzo spó niona i ch opiec zaczyna si
niepokoi . Co si sta o? Zawsze przychodzi a na spotkania punktualnie.
Czeka tak i czeka przed tym niesko czenie d ugim mostem. Co pewien czas zdaje
mu si , e j widzi, e widzi w oddali jej rude w osy obci te na pazia. Jego przyjació ka
ju wi cej nie przyjdzie. Ale on o tym jeszcze nie wie.
1
FACET Z DWOMA PSAMI
Nie cierpia tam by . Nie cierpia przeprowadzek. Fakt, e praca zmusza a go do
przenoszenia si mniej wi cej raz na tydzie , ani troch tego nie zmienia .
Grigory Nictapolus wcisn peda gazu i jego pó ci arówka zwi kszy a pr dko
ze stu sze dziesi ciu do stu osiemdziesi ciu kilometrów na godzin . Silnik wy , ale
czyzna wiedzia , e mo e wciska gaz a do dwustu dwudziestu. Sam go podrasowa .
- Ju nied ugo dojedziemy, pieseczki - zasycza pó
osem, s ysz c za sob cichy
warkot.
Skr ci , nie zwalniaj c, na pierwszym zje dzie z autostrady. By a trzecia w nocy i
po drodze nikt nie jecha . Wybra automatyczn bramk i zap aci gotówk , wsypuj c
gar euro do otworu. Zacz wje
do miasta. Najpierw pojawi y si pojedyncze
domy, potem magazyny przemys owe, a za nimi inne domy, budynki, dzielnice.
Samolot Grigory’ego wyl dowa po po udniu. M czyzna mia za sob jedena cie
godzin lotu. Na lotnisku oczekiwa go jego cznik, niepozorny typ, który trzyma na
smyczy dwa psy. Wr czy mu p k kluczy. „To dla pana”, powiedzia ów cz owiek.
Grigory bez s owa wzi klucze i smycz.
Jecha bez przerwy, zatrzymywa si tylko po to, aby pozwoli psom
rozprostowa ko ci. Teraz by g odny i chcia o mu si pi . By pi cy.
- Potem - powiedzia do siebie. - Najpierw sko czmy robot .
Doszed do wysokiej i w skiej willi z pocz tku XX wieku. Otacza o j drewniane
ogrodzenie. Ogród by pokryty niegiem i wygl da na zdzicza y. Na bramie znajdowa
si napis: „Pustelnia”. Grigory cmokn i pojecha dalej: wróci tu pó niej.
Jecha wzd
ulicy, a potem dosta si na drugi brzeg rzeki. Na mo cie odwróci
si i z zaciekawieniem spogl da na wysepk , na której sta a opuszczona fabryka. Potem
zawróci w kierunku wielkiego parku. Jecha wzd
ogrodzenia z pr dko ci cz owieka
id cego na piechot .
Mi dzy drzewami widzia czarne dachy po czonych ze sob budynków: klasy,
pomieszczenia administracyjne, internat. To by o gimnazjum Kadic. Wygl da o
elegancko, jak elitarna szko a. Na ko cu ogrodzenia znajdowa a si wielka brama z
kutego elaza. By a zamkni ta. Z boku mia a dwie kolumny, na których widnia o god o.
Grigory Nictapolus u miechn si i wraz z dwoma psami wysiad z samochodu.
Oddali si od niego na chwil . Potem wsiad z powrotem. Gdy wraca , jeden z psów by
tak niespokojny, e uczepi si z bami siedzenia pasa era i odgryz kawa ek tapicerki.
czyzna pog aska pysk zwierz cia.
- Zgoda, starczy tych ogl dzin.
Pó ci arówka wyjecha a z centrum na obrze a miasta i zatrzyma a si przed
odosobnionym budynkiem otoczonym przerdzewia ym kolczastym drutem. Doro li nie
zauwa ali tego miejsca, a dzieci omija y je ze strachu.
- Luksusów to tu nie ma - powiedzia do siebie Grigory. - Mistrz móg mi znale
jakie lepsze lokum.
Otworzy bram kluczami, które dosta od cznika na lotnisku, zaparkowa w ród
wysokiej trawy i wypu ci psy. By o to dwa ogromne, silne i agresywne rottweilery,
wyszkolone, aby atakowa na rozkaz. Nazywa y si Hannibal i Scypion.
Grigory Nictapolus potar swoj poci
twarz, eby odegna zm czenie. Potem
wzi walizki ze skrzyni adunkowej i zacz wyci ga sprz t.
W pokoju w internacie by o ch odno, ale po ciel Aelity lepi a si od potu.
Dziewczynka obudzi a si , s ysz c szczekanie psów... takie samo jak w swoim nie.
Mo e to pocz tek szale stwa.
Aelita wsta a, dotkn a bos stop zimnej pod ogi i zadr
a. W
a bluz . Z
okna pokoju wida by o park ko o szko y. By o jeszcze ciemno, ale na niebie pojawi y si
ju pierwsze oznaki witu. Przy odrobinie wyobra ni mo na by o dostrzec zarysy
Pustelni - willi, która nale
a kiedy do jej taty.
Czesa a przed lustrem p omiennorude w osy. Przed sob widzia a dziewczynk ,
która mia a trzyna cie lat, ale wygl da a na m odsz . Mia a oczy podkr one od snu i
delikatn twarz, na której malowa si strach. Przez mgnienie oka zobaczy a w lustrze
swoje odbicie, które wygl da o tak jak w jej nie. Mia o ono ró owe w osy, spiczaste
uszy elfa i dwie pionowe kreski makija u na policzkach. Kim by a naprawd ? Elit
Schaeffer, córk Walda i Anthei, Aelit Stones, podaj
si za kuzynk Odda, uczennic
zapisan do szko y Kadic, czy te Aelit , dziewczynk -elfem, mieszkaj
w wirtualnym
wiecie Lyoko?
„Przesta o tym my le . Lyoko ju nie istnieje”.
Dziewczynka wzi a z szafki nocnej komórk i wybra a numer. Po siódmym
dzwonku us ysza a niewyra ny g os:
- Yyy... Halo?
- To ja.
- Aelita, co... - dziewczynka s ysza a, jak Jeremy po omacku szuka na szafce
nocnej swoich okularów, odrzuca ko dr , co mu spada. - Która godzina?
- Czy mo esz przyj do mnie? Prosz .
Jeremy nie odpowiedzia . Po pi ciu minutach ju puka do drzwi przyjació ki.
Gor ca czekolada z du ilo ci cukru. Ch opiec poszed najpierw do automatu z
napojami na parterze internatu i wzi dwie czekolady. By uwa ny i troskliwy jak
zawsze. Powoli skosztowa swojego napoju. Wygl da na zmartwionego. Mia blond
osy i okr
e okulary w czarnych oprawkach. By ubrany we flanelow pi am , na
któr w po piechu w
za du y we niany sweter. I mia tak min ...
- Z czego si
miejesz? - spyta .
Twarz Aelity si rozja ni a.
- Z twojej miny. Jeste zawsze taki powa ny.
- Nieprawda! - zaprotestowa Jeremy. - Tylko e w tej czekoladzie jest za ma o
cukru! Wiesz - ci gn po chwili milczenia - my la em o tym i uwa am, e powinna si
przenie do dwuosobowego pokoju. Z kole ank nie b dziesz czu a si w nocy taka
samotna.
Aelita pod wp ywem impulsu wzi a go za r ce i potrz sn a g ow .
- Nie.
- Dlaczego? Odk d wrócili my do Kadic, nie pisz, a je li pisz, budzisz si
wystraszona w rodku nocy.
- Przejdzie.
- A koszmar? Znowu ten sam?
Aelita wypi a jednym ykiem pó czekolady.
- Mniej wi cej - wymamrota a. - Pami tasz wideo nakr cone przez mojego ojca? I
zdj cia domu, z którego okien wida by o góry?
Jeremy przytakn . Pod koniec ferii bo onarodzeniowych on, Aelita i ich
przyjaciele zebrali si w Pustelni, eby sp dzi wspólnie jeden dzie i pomóc Aelicie
odzyska wspomnienia. Odkryli tajny pokój, znajduj cy si w piwnicy willi, oraz
tajemnicze nagranie wideo zostawione przez profesora Hoppera, ojca Aelity. Ch opiec
obejrza je przynajmniej ze sto razy.
Aelita ci gn a dalej:
- We nie zawsze widz ten dom. Tata pracuje poza domem, a mama jest w
swoim pokoju. Tylko e potem...
- Twoja mama znika - doko czy za ni Jeremy.
- Tak. Biegn do niej i znajduj otwart szeroko szaf , pot uczone szyby w oknie i
ubrania mamy rozrzucone po pod odze i podeptane. I czuj , e kto jest w domu oprócz
mnie. Jest blisko i g
no oddycha. Boj si , e mnie z apie, i...
- Uspokój si , Aelito. Film twojego taty musia tob wstrz sn . To s tylko
fantazje.
- Mylisz si - odpowiedzia a dziewczynka, patrz c przyjacielowi prosto w oczy. -
To nie tak. To s wspomnienia, Jeremy. Wspomnienia, które wymaza am z pami ci. A
potem nagle w moim nie pojawi si ogromny, czarny pies z zakrwawionym pyskiem.
Zacz mnie goni . Obudzi am si , zanim zd
mnie ugry ... i wydawa o mi si , e
ysz , jak psy szczekaj w ogrodzie dok adnie pod moim oknem.
Jeremy wzi j za r
. By a zimniejsza od jego r ki. Aelita si zaczerwieni a.
- No i co teraz? - zapyta a.
- Pójdziemy na niadanie - odpowiedzia ze miechem. - Ale najpierw musz
skoczy na chwil do mojego pokoju.
- Po co?
- Nie mo emy przecie pój w pi amach.
Jeremy i Aelita ubrali si , poszli na niadanie, a potem wspólnie udali si na
szkolny dziedziniec. Spotkali tam swoich najlepszych przyjació , którzy tak e znali
tajemnic Lyoko. To w
nie z nimi rozmawiali po nocach, kiedy nie mogli zasn . Odd
Della Robbia w dresie i z dziwacznie uczesanymi jasnymi w osami. Ulrich Stern, chudy i
ylasty, oparty o kolumn . Yumi Ishiyama o prostych kruczych w osach, bladej twarzy i
migda owych oczach, ubrana jak zawsze na czarno. Yumi by a jedyn osob z paczki,
która nie mieszka a w internacie, tylko razem z rodzicami i bratem w domu po
onym
niedaleko szko y. Wrzuca a w
nie monety do automatu do kawy, a za jej plecami Odd i
Ulrich chichotali, co knuj c.
- Z czego si
miejecie? - zapyta Jeremy, podchodz c do nich z Aelit .
- Z niczego - odpowiedzia Odd, t umi c miech. - Tylko e Sissi... Ulrich... Hej,
ale macie podkr one oczy. Balowali cie do pó nocy?
- Tej nocy te mi si
ni y koszmary - wyja ni a po piesznie Aelita.
Yumi próbowa a j uspokoi .
- To przez ten tajny pokój z Pustelni. Film twojego ojca tob wstrz sn .
Wzi a z automatu swoje cappuccino i plastikow
eczk rozmiesza a cukier.
Najwy sza z ca ej paczki, przewy sza a Ulricha o par centymetrów. By a tak szczup a i
wiotka, e trudno by o j sobie wyobrazi w stroju wojowniczki. Mimo to odznacza a si
si i umia a walczy . Ulrich nie móg si oprze , eby nie obserwowa jej spod oka.
Yumi nigdy nie okazywa a emocji i nie odzywa a si za wiele, tak samo jak on. Dlatego
czuli si dobrze razem. Z tego powodu, a mo e jeszcze z innego.
Odwróci wzrok.
- Dobrze, e znale li my to nagranie. Teraz mamy wszystkie wskazówki i nowy
trop - powiedzia .
- Wszystkim ni si z e sny, Aelita - doda Odd. - Nie trzeba tylko ich bra na
serio. A teraz idealna pora na drzemk , mamy histori !
- Nie gadaj g upot, Odd - uciszy go Ulrich. - Szybko albo si spó nimy.
- Te musz spada , zosta o mi zadanie z matematyki - zawtórowa a mu Yumi,
która by a od nich o rok starsza i chodzi a do innej klasy.
- To nara! - po egna j Ulrich i si u miechn .
Ulrich, Odd, Jeremy i Aelita spó nili si na lekcj ca e pi minut i wbiegli do
klasy, gdy nauczycielka zamyka a ju drzwi. Szybko jednak zatrzymali si jak wryci
przed korpulentnym dyrektorem Delmasem, który obserwowa ich zza szkie okularów.
- O której to godzinie wchodzi si do klasy?
Jeremy próbowa co wyja ni , potem odwróci si do Odda i zobaczy , e
przyjaciel wygl da, jakby w niego piorun strzeli . Ale nie patrzy na pana Delmasa.
Patrzy na kogo , kto sta tu obok dyrektora. Dziewczynka. Niezbyt wysoka, z krótkimi
blond w osami, opalon twarz i wielkimi niebieskimi oczami. Nie by a z ich szko y, bo
inaczej Jeremy by j pami ta . I wygl da o na to, e Odd zakocha si w niej od
pierwszego wejrzenia.
- Della Robbia, co tak stoisz? - obudzi go rozkazuj cy ton dyrektora. - Wszyscy
na swoje miejsca, migiem.
Dzieci znalaz y si w swoich awkach, nauczycielka zasiad a za katedr . Pan
Delmas odchrz kn , tak jak przed oficjalnym wyst pieniem.
- A zatem - zacz - to przykre, e nie uda o si jej przyjecha tydzie temu, kiedy
zacz y si lekcje, ale lepiej pó no ni wcale, prawda? No wi c, dzieci, mi o mi
przedstawi wam now kole ank , która b dzie z wami chodzi do naszej szko y. Oto
Eva Skinner.
- Mi o mi - wymamrota a dziewczynka, wpatruj c si w jaki punkt przed sob .
- To mnie jest mi o! - krzykn Odd na ca e gard o, podczas gdy reszta klasy
milcza a.
Wszyscy wybuchn li miechem i ch opiec zrobi si czerwony jak burak.
Dyrektor szybko uciszy dzieci.
- Jestem przekonany, e b dzie ci mi o, Odd, dzi kuj za wypowied . A wi c Eva
dopiero przyjecha a ze swoimi rodzicami ze Stanów Zjednoczonych. Z jakiego miasta?
Dziewczynka bez s owa wpatrzy a si w dyrektora.
Pan Delmas u miechn si pob
liwie.
- Chyba nie rozumie jeszcze dobrze naszego j zyka. Sk d jeste , Evo? - zapyta ,
wymawiaj c wolno ka de s owo.
- Ze Stanów Zjednoczonych - odpowiedzia a Eva, nie patrz c na niego.
Mówi a po francusku z dziwnym akcentem. Jeremy spojrza na Odda. Ten gapi
si na Ev jak os upia y, z otwart buzi i g upi min . Ulrich, który siedzia z nim w
awce, musia d gn go okciem w bok, eby go sprowadzi na ziemi .
- Có , zak adam, e pó niej nam opowiesz o swoim mie cie - teraz dyrektor
odwróci si znowu w stron uczniów. – Chc , aby cie przyj li Ev z entuzjazmem. Nie
dzie nocowa w internacie, jej rodzice mieszkaj niedaleko, ale pami tajcie, e dzisiaj
przyjecha a nowa kole anka, gotowa zacz swoj d ug podró do krainy wiedzy...
Odd zauwa
, e Jeremy go obserwuje i porozumiewawczo wzniós oczy. Jego
twarz mówi a: „Ona jest pi kna!”.
- ...krótko mówi c, pomó cie jej si zintegrowa i b
cie dla niej mili. Pan Della
Robbia niech pami ta, e nie mo e by za mi y.
Kolejny ogólny wybuch miechu.
Grigory Nictapolus nie posprz ta - nie mia na to czasu. Pod og pomieszczenia
stanowi tylko go y beton, po którym przetacza y si dwa psy. Hannibal i Scypion,
rozrywaj c z bami surowe mi so, walczy y o wiartk wo u.
Grigory z
przywieziony sprz t i zd
nawet przespa si przez dwie
godziny. Salon zmieni wygl d. Na cianach znalaz y si teraz kable elektryczne,
przyczepione za pomoc czarnej ta my klej cej. Na ziemi sta y dwa wielkie monitory.
Jeden z nich mia czterdzie ci dwa cale i by produkcji chi skiej. Wokó niego sta o
dwana cie mniejszych monitorów. Poza tym na dachu Grigory za
dwie anteny
paraboliczne; zamontowa je tak, eby nie by o ich wida z ulicy. Dwie mniejsze anteny
postawi w domu. Dalej - jedn anten krótkofalow dzia aj
na niskich
cz stotliwo ciach, skaner do wychwytywania transmisji z radiowozów policyjnych,
komputer pod czony do monitorów, dwa inne oddzielne komputery, no i oczywi cie
cze internetowe.
Przyniós te wszystkie rzeczy, a w pó ci arówce zosta y jeszcze trzy zamkni te
skrzynie. Dwie z nich wype nia y kamery wideo i aparaty pods uchowe. Na trzeciej
skrzyni widnia znak zielonego Feniksa. Znajdowa si w niej jego skarb: Machina,
archiwum kart pami ci. Grigory popatrzy czule na skrzyni i nala sobie fili ank
herbaty. U yje Machiny we w
ciwym czasie.
Na dywanie, obok klawiatury od g ównego komputera, le
karabin
automatyczny. By to karabin szturmowy XM8, prototyp, który nigdy nie wszed do
produkcji. To by o co . Grigory uwa
, e bro nie b dzie mu potrzebna, aby doko czy
akcj , ale pomaga a mu si skupi .
Usiad na dywanie i obudzi komputer ze stanu u pienia. Z g
ników
rozbrzmiewa g os dziewczynki: „Wspomnienia, które wymaza am z pami ci. A potem
nagle w moim nie pojawi si ogromny, czarny pies z zakrwawionym pyskiem. Zacz
mnie goni ”.
Grigory nie musia zagl da do dossier, aby rozpozna g os: by a to Aelita Stones.
Albo Aelita Hopper. Albo Aelita Schaeffer. Pies. Dziewczynka us ysza a zatem jego
pieski. Musi by ostro ny. Potem nast pi a przerwa w nagraniu. Dwie, trzy sekundy.
„Pójdziemy na niadanie”. To by inny g os. Program do rozpoznawania g osów
wy wietli na monitorze zdj cie osoby mówi cej. Jeremy’Belpois.
Mikrofon kierunkowy dzia
dobrze, ale zasi g mia za ma y. W ci gu
dwudziestu czterech godzin sypialnia dziewczynki zostanie obj ta pods uchem w stu
procentach.
Kiedy m czyzna sko czy pi herbat , na g ównym monitorze pojawi o si
czarne okienko: Szyfrowane po czenie z numeru zastrze onego jest aktywne. Stopie
bezpiecze stwa 1. Zastosowa ? Grigory zatwierdzi i na dwóch bli niaczych monitorach
pojawi si obraz m czyzny widzianego tylko do piersi. Ubrany by w szar marynark ,
bia koszul z wyd
onymi rogami ko nierzyka w stylu lat siedemdziesi tych i
niebieski krawat. W klapie marynarki mia szpilk w kszta cie ptaka. By to zielony
Feniks, symbol organizacji Green Phoenix. By to jej szef. Nazywano go Hannibal Mag.
Mag bawi si komputerow myszk , pobrz kuj c przy tym pier cieniami, które
mia na palcach. Jego twarz by a w pó cieniu. Wielki kapelusz o szerokim rondzie
zakrywa oczy, policzki i nos. Wida by o tylko kwadratow szcz
i wielkie usta,
miechaj ce si szyderczo i ods aniaj ce dwa z ote z by.
- Grigory, dzie dobry.
- Dzie dobry, szefie.
boki g os Maga by zniekszta cony przez urz dzenia elektroniczne. Grigory
wiedzia , e nigdy nie uzyska wiernego nagrania audio, bez wzgl du na to, ile by nad tym
pracowa .
- Jak podró ?
- W porz dku, szefie - odpowiedzia Grigory. - Baza ju dzia a, my
, e do jutra
ustawi w willi wszystkie aparaty.
Mag cmokn z aprobat .
- Super. Ale pami taj, e monitorowanie jest tylko jednym z celów. Teraz, gdy
sygna w szkole Kadic jest znów aktywny, najwa niejsze, eby zebra nowe informacje.
- Tak jest, szefie.
Grigory zmniejszy zdj cie swojego pryncypa a do wielko ci miniatury i zacz
grzeba w cyfrowym dossier.
- Czy ma pan jakie preferencje, szefie? Od kogo mam zacz
?
- To mnie nie obchodzi, Grigory - g os Maga, mimo e zniekszta cony, brzmia
zimno. - Zale y mi jedynie, eby nasz projekt posuwa si do przodu. Potrzebuj tylko
szparga ów podpisanych przez profesora. Potrzebuj kodu programu.
- Tak jest, szefie.
- Ale przede wszystkim chc potwierdzenia, e ten s ynny superkomputer
naprawd istnieje. Dziesi lat temu jeden z naszych najbardziej zaufanych agentów nas
zdradzi . To by ci ki cios. I chc si odegra . Jasne?
- Jasne, szefie.
W okienku na monitorze pojawi si ch opiec o rozwichrzonych blond w osach. U
nogi mia pokracznego psa. Za nim sta o dwoje doros ych, którzy wygl dali na bardzo
szcz liwych i zadowolonych. Pod zdj ciem wy wietli o si imi : Odd...
- Della Robbia. Zaczn od nich, szefie.
Mag zarechota w odpowiedzi.
2
DOSSIER WALDO SCHAEFFERA
Odd w
sobie
do buzi. Zupa by a ciep a. Prze kn j . Ulrich klepn go
po plecach:
- Hej, to przecie zupa jarzynowa!
- Mhm - przytakn ch opiec. Wzrok mia nieobecny. Kolejna
ka.
- Co si z nim dzieje? - wmiesza a si zdziwiona Yumi.
- Co mu odbi o - wzruszy ramionami Ulrich. - Przecie on nie cierpi warzyw!
Odd nie widzia talerza, który mia przed sob , stolika ani przyjació . Wpatrywa
si w drugi koniec sto ówki. Znajdowa a si tam Eva Skinner. Podesz a w
nie do
samoobs ugowego bufetu. Po chwili wahania wzi a tac , na laduj c inne dzieci, ale
zapomnia a o sztu cach i szklance. Podesz a do kucharki, u miechni tej kobiety w
wielkim, bia ym fartuchu.
- Jarzynka czy frytki?
Dziewczynka wpatrywa a si w ni bez s owa.
- Dobrze si czujesz? - spyta a kucharka.
Ulrich, który tak e obserwowa t scen , powiedzia :
- Co ona wyprawia? Nigdy w yciu nie by a w sto ówce?
- I co z tego? - wymamrota rozmarzony Odd. - Jest pi kna.
- Wygl da na to, e ta nowa ma k opoty - zauwa
a Sissi, która pojawi a si za
ich plecami.
Niektórzy uwa ali, e Elizabeth Delmas (zwana Sissi) to najpi kniejsza
dziewczyna w szkole. Wszyscy si zgadzali, e tak e najbardziej antypatyczna. Jako
córka dyrektora by a jednak nietykalna. Sissi wesz a do sto ówki, jak zawsze w
towarzystwie swoich dwóch adoratorów, Hervégo i Nicolasa, i skierowa a si od razu w
stron nowej. Wzi a tac , po
a na niej widelec, postawi a szklank , a nast pnie,
miechaj c si z
liwie, wr czy a j Evie.
- Widzisz? - zawo
a potem g
no, eby wszyscy j s yszeli. - To nie takie
trudne. Teraz mo esz zamówi , co chcesz, potem usi dziesz i zjesz. Musisz u ywa tego:
nazywaj si sztu ce. Mog ci pokaza , jak si ich u ywa. Biedactwo, pewnie w
Ameryce nie macie czego takiego.
Hervé i Nicolas zachichotali szyderczo.
Eva u miechn a si anielsko.
- Jeste bardzo mi a. Jeste ... kelnerk , prawda? Mog aby wzi mój obiad i
zanie go do stolika? Poprosz to zielone co i kawa ek tego tam. Dzi kuj .
Sissi zaczerwieni a si ze z
ci.
- Ja kelnerk ? Jak miesz?
Odd, Ulrich i inni zacz li si g
no mia . Rozw cieczona Sissi obróci a si na
pi cie i ruszy a do drzwi.
- Jeszcze nie zjedli my! - zaprotestowa Nicolas.
- Nie jestem ju g odna - ostudzi a go.
Ca a trójka wysz a ze sto ówki. Odd siedzia z szeroko otwartymi ustami. Ulrich
wepchn mu do nich kawa ek chleba.
- Jedno jest pewne! - stwierdzi . - Nasza nowa kole anka ma charakterek.
Jeremy zajmowa jeden z nielicznych jednoosobowych pokoi dla ch opców. Nie
by o w nim prawie nic poza ogromnym plakatem z wizerunkiem Einsteina i szerokim
biurkiem. Dawniej trzy czwarte biurka zajmowa komputer Jeremy’ego, który by zawsze
po czony z superkomputerem w opuszczonej fabryce. Od kiedy jednak Lyoko znikn o
na zawsze, ch opiec porzuci informatyk i zamkn wszystko w pudle schowanym w
szafie. W ten sposób chcia zatwierdzi znikni cie wirtualnego wiata. Teraz na biurku
znajdowa y si tylko: telewizor, laptop do surfowania w Internecie, troch ksi ek i
pisemek.
- Martwi si o Aelit - westchn Jeremy.
Ca a paczka zebra a si w jego pokoju. Yumi i Ulrich siedzieli po turecku na
ziemi. Odd bawi si na
ku z Kiwim, swoim psiakiem. By to pies bez sier ci, o pysku
nieproporcjonalnym w stosunku do reszty cia a. Kiwi wskakiwa na brzuch swego pana i
wygl da na zadowolonego.
- Có , w ko cu to tylko koszmary - Odd próbowa zbagatelizowa problem.
- To nie s tylko koszmary. Aelita równie w przesz
ci mia a szczególne sny,
pami tacie? Mo e s one wskazówk , jak ma szuka swojej mamy. Wiemy, e j
porwano, ale nie wiemy, kto to zrobi . Ani gdzie ona si teraz znajduje.
- Min o tyle czasu, Jeremy - zauwa
a Yumi. - Aelita by a wtedy bardzo ma a,
nie pami ta nawet swojej mamy. Przez tyle lat Anthea mog a...
- Nie dowiemy si tego nigdy, je li jej nie poszukamy - uci Jeremy. - I musimy
zdoby wi cej danych o profesorze Hopperze! Za ka dym razem, kiedy znajdujemy
nowe informacje o nim, wszystko si bardziej komplikuje. Na przyk ad dlaczego
stworzy Lyoko? I dlaczego potem pomóg nam je zniszczy ?
- Wydaje mi si to proste: Xana - odpowiedzia Ulrich. - Gdyby my nie
zdezaktywowali Lyoko, Xana móg by opanowa nasz wiat.
Zdenerwowany Jeremy zacisn pi ci.
- Ale przecie Xana te zosta stworzony przez profesora Hoppera! Poza tym
pomy lcie: jak d ugo mo emy udawa , e Aelita jest kuzynk Odda? W czasie ferii
policja o ma y w os nie odkry a prawdy. Wtedy uda o nam si jako z tego wywin . Ale
wcze niej czy pó niej kto sprawdzi albo zadzwoni do pa stwa Della Robbia, którzy
powiedz , e kuzynka Aelita Stones nigdy nie istnia a.
Odd postawi Kiwiego na ziemi i podniós g ow .
- Streszczaj si . Masz ju w g owie jaki niezawodny plan albo co w tym stylu.
Twoja mina to mówi.
- Mniej wi cej - potwierdzi Jeremy z u miechem i poprawi sobie okulary na
nosie. - No wi c, wiemy, e w 1985 roku Hopper z Aelit ukry si tu, w Kadic. Przez
pewien czas uczy przedmiotów cis ych w naszej szkole.
Odd spojrza na niego.z ukosa.
- Zatem chcia by ...
- Porozmawia z osob , która przej a jego obowi zki. Czyli z pani Hertz. To
ona zast pi a Hoppera, mo liwe, e co wie.
- Ale Hertz jest taka strasznie sztywna - westchn Ulrich. - Co ona mo e
wiedzie o porwaniach, wirtualnych wiatach i tajnych agentach?
Jeremy potrz sn g ow .
- Nie mamy innego wyboru.
By o popo udnie. Drzewa w parku przed szko Kadic rzuca y coraz d
sze
cienie. Robi o si coraz zimniej. Na cie kach i trawnikach nadal le
y zwa y niegu.
Aelita siedzia a sama na awce. Przesuwa a w palcach z oty medalion, jedn z
nielicznych pami tek po ojcu, Waldo Schaefferze, w szkole znanym jako Franz Hopper.
W jej wspomnieniach roi o si od imion. Imion, które mówi y o tylu yciach, które by y
jednym yciem - jej yciem. P aski kr ek medalionu wisia na prostym z otym
cuszku. Na powierzchni by y wyryte litery W i A oraz w ze marynarski. Aelita
znalaz a nieco informacji na ten temat i dowiedzia a si , e ten w ze nazywano „w
em
podwójnym zderzakowym”. By stosowany, aby zwi za ze sob dwa ró ne sznury. Im
mocniej ci gn o si za sznury, eby je rozwi za , tym bardziej w ze si zacie nia .
Rysunek ten mia okre lone znaczenie: Waldo i Anthea, zwi zani na zawsze. W
rzeczywisto ci medalion nie wystarczy , eby utrzyma ich przy sobie. Jej tata i mama
byli daleko od prawie dwudziestu lat. Dziewczynka potrz sn a g ow , jakby chcia a
odp dzi my l: tak naprawd , jej tata i mama ju na zawsze b
daleko od niej. Tata nie
yje, a mama...
- Czemu p aczesz?
Eva Skinner u miecha a si dziwnie. Wygl da a, jakby by a zak opotana, a
jednocze nie my lami b dzi a gdzie daleko. Aelita otar a zy r kawem kurtki. Eva
dopiero co przyjecha a do Kadic, wszystko musia o by dla niej nowe. Tego popo udnia
mia a na sobie tylko lekk bawe nian bluzeczk , ale zachowywa a si tak, jakby nie
czu a zimna.
- Nic mi nie jest - odpowiedzia a nie mia o Aelita, chowaj c pod swetrem cenny
medalion.
- Je li chcesz, pójd sobie - powiedzia a Eva.
Aelita potrz sn a g ow .
- Zosta , nie przeszkadzasz mi. No i nie ma sensu traci czasu na p acz.
A widz c, e nowa si nie odzywa, doda a po chwili:
-Wiesz, widzia am ci dzi w sto ówce. Z Sissi. Nie przejmuj si ni , zawsze
zgrywa wa niaczk .
- Nie szkodzi - powiedzia a Eva. - To dlatego, e jestem t now .
- Tak, rozumiem ci - u miechn a si Aelita.
W rzeczywisto ci, Aelita nie by a wcale „t now ”. Chodzi a do Kadic wiele lat
temu. Ale potem by o Lyoko i nie przyby o jej lat. Gdy wróci a do wiata rzeczywistego,
wszystko wydawa o jej si takie dziwne. „Obce” - to by o w
ciwe s owo. Aelita
poczu a, e Eva jest jej bliska. Nagle zda a sobie spraw , e dziewczynka mówi po
francusku o wiele lepiej ni rano. Zrobi a niewiarygodne post py. Wydawa o si , e Eva
zna wi cej s ów. Równie jej cudzoziemski akcent by mniej s yszalny. Musia a by
bystr dziewczyn . Szybko si uczy a.
Aelita poda a jej r
.
- Je li czego b dziesz potrzebowa , nie kr puj si , mo esz na mnie liczy .
Chcia a powiedzie : „Zostaniemy przyjació kami?”.
- Dobrze - u miechn a si Eva i u cisn a r
Aelity.
Chcia a powiedzie : „Zostaniemy przyjació kami!”.
Jeremy zamierza zrealizowa swój plan. Poczeka a do szóstej wieczorem. O tej
godzinie pani Hertz zamyka a si w swoim gabinecie, eby poprawia klasówki. Gabinet
pani profesor od przedmiotów cis ych przypomina laboratorium alchemika. By ma y i
zape niony dziwnymi przedmiotami, które zajmowa y nie tylko biurko i biblioteczk ,
lecz tak e pod og i parapet. By y tam ogniwa Volty i aparaty destylacyjne, serie
probówek wype nionych ró nymi zwi zkami chemicznymi, sekstansy i oscylometry.
Pani profesor by a drobn i szczup kobiet . Nosi a ogromne, okr
e okulary.
Na g owie mia a si gaj
ramion strzech siwych w osów. Ubrana by a jak zawsze w
fartuch laboratoryjny. Kiedy Jeremy wszed do niej, przegl da a w
nie wielki zbiór
notatek.
- Jeremy! - zdziwi a si na jego widok. - Co tu robisz o tej porze? Jaki problem z
referatem o komórkach?
Ch opiec rozejrza si za miejscem, gdzie móg by usi
. Nic nie znalaz . W
ko cu usadowi si na rocznikach „Scientific American” z lat 1989-2004, które le
y
przed biurkiem. Odkaszln , nie wiedz c, od czego zacz .
- Otó pani profesor... yyy. Tak naprawd szukam informacji o Franzu Hopperze,
profesorze, który uczy w Kadic przed pani .
Pani Hertz podnios a oczy znad papierów i Jeremy zrozumia , e wpatruje si w
niego uwa nie. Szybko jednak dostrzeg , e pani profesor przyj a to, co powiedzia , bez
entuzjazmu.
- Dlaczego ci to interesuje? - zapyta a, na pozór oboj tnie.
- Tak po prostu - próbowa odwróci jej czujno . - W szkolnej bibliotece
znalaz em ksi
profesora Hoppera, wst p do uk adów kwantowych...
- ...stosowanych w informatyce. Tak, znam t prac . Ale wydaje mi si , e jest
ona troch za trudna dla ch opca w twoim wieku.
W g owie Jeremy’ego zapali o si czerwone wiate ko: je li pani Hertz zna t
ksi
, to mo e si interesuje komputerami kwantowymi? Czy wie, e profesor Hopper
zbudowa taki komputer w opuszczonej fabryce w pobli u szko y?
Nie chcia zmarnowa okazji.
- Zaciekawi a mnie posta profesora Hoppera. Chcia em powiedzie , e skoro, no,
uczy tu, w naszej szkole, to mo e go pani zna a?
- Tak. Nie... Z widzenia. Zacz am uczy w Kadic zaraz po tym, jak st d odszed .
- Ale je li si nie myl , w tym czasie, chocia jeszcze pani nie uczy a, by a pani
asystentk w laboratorium - dr
Jeremy. - Pracowa a pani razem z profesorem
Hopperem przez co najmniej dwa lata, prawda?
- Jeremy - przerwa a mu zniecierpliwiona pani Hertz. - Czy to przes uchanie?
Tak, dziesi lat temu by am asystentk w laboratorium chemicznym, ale profesor
Hopper nie by zbyt zainteresowany tym przedmiotem. Mog am go widzie par razy. I
to wszystko.
Jeremy przytakn bez przekonania. Co tu mierdzia o.
Znów zaatakowa :
- Ale pani profesor wie, dlaczego odszed ? W 1994 roku opu ci szko , a potem
jakby si rozp yn ...
- Przykro mi, nic nie wiem - uci a. - A ty, zamiast my le o fizyce kwantowej,
lepiej by si skupi na biologii. Czekam jutro na twój referat o komórkach. Je li to ju
wszystko, to dobranoc.
Ch opiec wsta , potkn si o wielki elektromagnes i o ma y w os nie przewróci
pism, na których siedzia . Nigdy dot d pani profesor nie zby a go tak po piesznie i
wymijaj co. Wychodz c, przymkn tylko drzwi. Na korytarzu by o pusto, nie kr ci si
aden nauczyciel. W ko cu by a to pora kolacji. Sta nieruchomo oparty o parapet,
nas uchuj c odg osów zza uchylonych drzwi. Us ysza , e pani profesor wzi a g boki
oddech, potem podnios a s uchawk i wykr ci a numer.
- Pan dyrektor? Tu Susan Hertz. Dopiero co by u mnie Jeremy Belpois - pauza. -
Szuka informacji o Franzu Hopperze. Tak, dzi kuj . Ju id do pana.
Jeremy uciek .
Plama na cianie przypomina a co znajomego. Odd le
na brzuchu w swoim
pokoju i próbowa si skoncentrowa : to jest... serce... usta Evy Skinner... Uff, musi
przesta rozmy la i zacz si uczy : nast pnego dnia jest odpytka z francuskiego, a on
jeszcze nie otworzy ksi ki. Wzi podr cznik do literatury, który le
na pod odze
grzbietem do góry. Kiwi podgryza jego ok adk . Pies zaszczeka , z y, e mu zabrano
przek sk .
- Spokój - burkn Odd. - Pó niej wezm ci na spacer.
Zacz czyta . Stendhal by najwa niejszym pisarzem z epoki Evy Skinner. Jego
dzie em Eva kocha Odda by a bez w tpienia Eva Skinner... Hm, nie. Nie brzmia o to
dobrze. Kiwi zaszczeka raz jeszcze.
- Zamknij si wreszcie, dobrze? - zatrzasn ksi
do literatury i rzuci ni w
psa.
Kiwi zaskomli i wybieg z pokoju. Odd si ockn .
- Hej, piesku, gdzie, do licha, leziesz? Nie wolno...
Wybieg na bosaka na korytarz i zobaczy , jak Kiwi p dzi na dó po schodach, a
nast pnie w stron ogrodu.
- Stój! - krzykn . „Je li kto go zobaczy, to b dzie wtopa!”, pomy la . W Kadic
nie wolno by o trzyma zwierz t. Ukrywa Kiwiego od prawie trzech lat, ale w ka dej
chwili mog o si to wyda .
- Odd, co jest, zgubi
buty? - spyta a go Sissi, wygl daj c zza drzwi swojego
pokoju.
- Tak, zwia y mi. Razem z twoim mó
kiem. Je li je znajdziesz, daj mi zna -
odpowiedzia i nie trac c dalej czasu, pop dzi na dwór. S
ce ju prawie ca kowicie
znikn o za budynkami i by o naprawd zimno.
Odd pobieg w stron boiska do pi ki no nej. Kiwi musia zwia gdzie tam.
Tylko e boisko by o obok sali gimnastycznej. A sala gimnastyczna znajdowa a si we
adaniu...
- O cholera, Jim! - zasycza Odd.
Jim Morales by o wiele m odszy od pozosta ych nauczycieli. Prawie wszystkie
dzieci zwraca y si do niego na „ty” i traktowa y jak starszego koleg , a nie jak
nauczyciela. Nie by wredny, je li si go nie wkurzy o. Kr py i masywny, zawsze nosi
dres, co raczej nie jest dziwne u nauczyciela wuefu. W osy mia zwi zane elastyczn
opask , a na policzku przykleja wielki plaster. Uwa
, e nadaje mu on wygl d
wojownika. Odd uwa
, e Jim wygl da co najwy ej jak kretyn, który skaleczy si przy
goleniu, ale nigdy by mu tego nie powiedzia .
Jim nachyli si nad Kiwim i pog aska go po brzuchu.
- Hej, m ody, co ty tu robisz? Zgubi
si ?
Kiedy tylko pies zobaczy Odda, zerwa si na cztery apy i pobieg do niego.
Ch opiec wzi go na r ce.
- Spokój, Kiwi - wymamrota . - Wpakowa
nas w adny pasztet...
- On nic nie zrobi ! - oznajmi Morales, patrz c z góry na ch opca. - Sympatyczny
z niego psiak. Ale wiesz dobrze, e nie wolno trzyma zwierz t w szkole.
Odd wzruszy ramionami.
- To nie mój pies, nie wiem, czemu udaje, e mnie zna!
Kiwi poliza go po twarzy.
Nauczyciel u miechn si sarkastycznie.
- No widz , widz . Ciekawe, dlaczego zawo
go po imieniu! Teraz pójdziemy
do twojego pokoju, zostawimy psa i z
ymy wizyt dyrektorowi, co ty na to? Da ci
zas
on kar .
W sali gimnastycznej Yumi i Ulrich trenowali kung-fu. Aelita sta a w rogu i
obserwowa a ich, s uchaj c muzyki. Yumi wykorzysta a chwil nieuwagi spowodowan
wej ciem Jeremy’ego i znienacka z apa a Ulricha za koszulk . Po chwili obydwoje,
spl tani ze sob , znale li si na pod odze. Popatrzyli na siebie przez chwilk , a potem
wstali. Byli czerwoni na twarzach, ale nie tylko ze zm czenia.
- No i? - spyta Jeremy’ego Ulrich, masuj c sobie obola e plecy.
Aelita zdj a s uchawki i wy czy a MP3. Potem spojrza a pytaj co na dwójk
przyjació .
- No i CO?
Jeremy obla si zimnym potem.
- No wi c... Wiem, e powinienem by ci to powiedzie ... Ale my leli my, e... W
sumie...
- Poszed rozmawia z pani Hertz, eby dowiedzie si czego o twoim tacie -
pospieszy a mu z pomoc Yumi. - My leli my, e uda si w ten sposób znale jaki
trop.
Aelita spojrza a na ch opca.
- A ty, Jeremy, nic mi nie powiedzia
? Wielkie dzi ki.
Jeremy prze kn
lin . „Gdyby si przekopa przez linoleum w sali
gimnastycznej, mo na by si dosta do wn trza ziemi. Mo e spróbowa ?”.
Aelita podesz a do niego.
- To by o bardzo, bardzo... - nagle zmieni a ton g osu - mi e. Dzi ki.
I poca owa a go w policzek.
Serce Jeremy’ego fikn o kozio ka.
- S ysz jaki ha as na zewn trz - burkn Ulrich.
Yumi westchn a.
- To tylko Jim jak zawsze si na kogo wydziera.
- Lepiej rzuci okiem, chyba s ysza em g os Odda. Kontynuujcie beze mnie.
Ch opiec wybieg na zewn trz, ale Jim ju sobie poszed .
- Uhm, nie przeszkadzam? - spyta Jim Morales tonem, którego rzadko u ywa .
Dyrektor Delmas rzuci mu zza okularów piorunuj ce spojrzenie.
- Jim, musisz nauczy si puka - powiedzia .
- No, przepraszam.
Odd wyszed zza pleców nauczyciela. W gabinecie dyrektora by a równie pani
Hertz. Wygl da a jeszcze powa niej ni zwykle.
- Teraz lepiej wróc do pracy, panie dyrektorze - zako czy a. - Bardzo dzi kuj .
- Nie ma za co. Prosz informowa mnie na bie co. Do widzenia.
Obydwoje wygl dali na bardzo zatroskanych. Pani profesor wysz a. Nawet nie
po egna a si z Jimem.
Dyrektor zamkn pospiesznie po
papierow teczk , która le
a otwarta na
biurku. Zanim Delmas schowa j do szuflady, Odd zd
przeczyta napis na ok adce:
Waldo Schaeffer. Tak naprawd nazywa si Franz Hopper, zanim schroni si w Kadic!
Odd przypomnia sobie, e w
nie tego popo udnia Jeremy mia rozmawia z pani
Hertz. Jego mózg zacz szybko pracowa : Jeremy rozmawia z Hertz, Hertz biegnie do
dyra, dyro ma teczk Waldo Schaeffera... Bardzo dziwne. Tymczasem Jim opowiedzia
dyrektorowi o zaj ciu z Kiwim.
- I gdzie zostawi
psa? - zapyta Delmas.
- W pokoju ch opca.
Dyrektor zwróci si do Odda gro nym tonem:
- Trzymanie zwierz t w pokojach jest surowo zabronione. Musz ci zawiesi na
kilka dni. A teraz chod my zabra psa.
W miar jak zbli ali si do pokoju, w którym Odd mieszka z Ulrichem, ch opiec
kurczy si i robi coraz bardziej nieszcz liwy. Zostanie zawieszony. W yciu bywaj
gorsze rzeczy ni tydzie nieprzewidzianych wakacji, ale teraz do szko y przyjecha a
Eva. Taka cudowna dziewczyna zaczyna chodzi do klasy, a jego zawieszaj ? To nie
fair! Otworzy drzwi na rozkaz dyrektora. By to zwyczajny, stary, zaba aganiony pokój.
Na cianie, po stronie, któr zajmowa Ulrich, wisia plakat ze zdj ciem jakich mistrzów
wschodnich sztuk walki. Nad
kiem Odda wisia kultowy plakat: Harry Metal
roztrzaskuje gitar elektryczn o wzmacniacz. Na ziemi wala si podr cznik do
francuskiego.
- No i gdzie jest ten pies? - spyta dyrektor, rozgl daj c si dooko a.
Zmieszany Jim podrapa si w g ow .
- Musia gdzie si schowa . Czekajcie... - schyli si i zacz szuka pod
kiem.
Odd odpr
si nieco i zaryzykowa :
- Prosz pana, mówi em Jimowi, e ten pies nie jest mój.
- Na pewno tu jest... - wymamrota wuefista, otwieraj c szaf i szuflady. Zacz
nawet podnosi aba ury od lamp na szafkach nocnych.
- Jim, wystarczy, nie wyg upiaj si . Wstawaj.
- Panie dyrektorze - zaprotestowa Odd. - Nie mo e mnie pan zawiesi za psa,
który nie istnieje!
- Akurat ci wierz - odpowiedzia pan Delmas. - Ale poniewa psa tutaj teraz nie
ma, upiecze ci si i b dziesz mia tylko dwa dni odosobnienia. Pan profesor b dzie po
ciebie przychodzi przed lekcjami, a potem odprowadzi ci do pokoju. I masz
ABSOLUTNY ZAKAZ opuszczania pokoju. Jasne?
Ch opiec opu ci g ow . Przynajmniej b dzie spotyka Ev w klasie.
- Tak - wymamrota .
- A ty, Jim, chod ze mn . Musimy sobie ustali , e nauczyciel od gimnastyki nie
powinien zawraca g owy dyrektorowi psami, które nie istniej .
Has o w komputerze w sekretariacie by o bardzo proste: sissidelmas. Tak
nazywa a si córka dyrektora. Jeremy odkry to ju w pierwszym tygodniu pierwszego
roku nauki w szkole. Ch opiec w czy swojego starego laptopa i otworzy baz danych z
sekretariatu. Zacz od sprawdzenia akt nauczycieli. Wygl da o na to, e pani Hertz
faktycznie by a asystentk w laboratorium w czasie, kiedy w szkole uczy Hopper. By o
to jednak laboratorium fizyczne, nie chemiczne! A wi c pani Hertz go ok ama a.
Niemo liwe, eby widzia a Hoppera tylko par razy. Jeremy zacz szpera w archiwum,
wreszcie znalaz dossier Franza Hoppera. By o to tylko kilka linijek: data obrony
pracy magisterskiej, tytu y niektórych publikacji. Nawet zdj cie by o ciemne i nie do
rozpoznania. Zatrzyma si nad ostatni linijk w dossier: 6 czerwca 1994 z
podanie
o zwolnienie. Patrz list w za czniku. Ale w za czniku nie by o adnego listu i Jeremy
by pewien, e Hopper nigdy go nie napisa . To by okres, w którym profesor stworzy
Lyoko, i razem z Aelit schroni si w wymy lonym przez siebie wirtualnym wiecie.
Znikn w
nie 6 czerwca. Jeremy zastanowi si . Hopper schroni si w Lyoko, bo kto
go szuka . By o jasne, e nie móg z
podania o zwolnienie przed ucieczk : by by to
sygna , e chce uciec. A wi c by o to jedno wielkie oszustwo. Ale dlaczego? Kto chcia
zatai ucieczk nauczyciela i kto pomóg mu wcze niej schroni si w Kadic? A przede
wszystkim dlaczego Hopper szuka schronienia w Lyoko, skoro wiedzia , e tam w
nie
znajduje si jego wróg Xana?
Tyle rzeczy bez sensu, tyle pyta bez odpowiedzi.
W tym momencie lampka nad biurkiem wybuch a z suchym trzaskiem, a si
wzdrygn . Laptop wy czy si i automatycznie w czy ponownie. Jeremy odszed od
klawiatury. Mia szeroko otwarte oczy, jakby zobaczy potwora. To by skok napi cia.
Lampki wybucha y. Wygl da o to dok adnie jak jeden z ataków elektrycznych, jakie
Xana tyle razy przypuszcza na Kadic. Ale to nie by o mo liwe. Sztuczna inteligencja
zosta a zniszczona, a Lyoko - wy czone. Musia to by zatem przypadek. Jeremy
wy czy na nowo komputer i po
si na
ku.
By naukowcem.
Nie wierzy w przypadki.
3
KIWI RANNY
Dom Yumi sta w spokojnej dzielnicy, w odleg
ci dziesi ciu minut na piechot
od Kadic. By a to ma a, elegancka willa z zadbanym miniaturowym ogródkiem. Wed ug
Ulricha wygl da o to wszystko „zbyt japo sko”. Teraz jednak ch opiec nie mia czasu,
eby my le o ro linach. Zadzwoni do drzwi, próbuj c ukry Kiwiego pod kurtk . Mia
nadziej , e rodziców Yumi nie ma w domu.
- O, to ty - powita a go krótko przyjació ka.
- Co za entuzjazm... - skomentowa Ulrich ironicznie. - Ja te si ciesz , e ci
widz . Mog wej ? Twoi starzy w domu?
- Nie, jestem tylko ja i Hiroki - odpowiedzia a, wpuszczaj c go.
Ulrich zdj buty, zanim wszed na parkiet. Rodzice Yumi mieszkali we Francji
od wielu lat, ale zachowali zwyczaje ze swojej ojczyzny. Nawet go ciom nie wolno by o
nosi butów w domu. Ch opiec poruszy palcami w skarpetkach. Mia nadziej , e nie
mierdz - ca drog ze szko y bieg .
Mieszkanie by o urz dzone w stylu orientalnym. Oprócz krzese i sto u zwyk ej,
europejskiej wysoko ci w salonie sta tak e ni szy stolik, a wokó niego le
y poduszki,
na których mo na by o usi
na kl czkach. W pokojach zamiast
ek by y futony,
cienkie japo skie materace, które le
y bezpo rednio na tatami, macie do przykrywania
pod ogi.
Hiroki, dziesi cioletni brat Yumi, siedzia na stercie poduszek na pod odze w
salonie. Gra w gr wideo. D wi k podkr ci na ca y regulator, a na ekranie ca e wojsko
potworów znajdowa o si w trudnym po
eniu. Ha as by piekielny.
- Mo esz to ciszy ? - wrzasn a do niego Yumi. Potem zwróci a si do Ulricha. -
No wi c co tu robisz?
W tym momencie Kiwi wpad na genialny pomys , eby oznajmi
wiatu swoj
obecno . Wyskoczy spod kurtki i rzuci si w obj cia Hirokiego, brudz c po drodze
apami eleganck pod og w salonie pa stwa Ishiyama.
Ulrich obejrza swoje ubranie. Wewn trzna strona kurtki i koszulka by y
podrapane i zaplamione b otem.
- O, cholera...
- I co on tu robi? - doda a Yumi.
Ulrich westchn .
- Wychodzi em z sali gimnastycznej i zobaczy em, jak Jim ci gnie Odda za ucho,
a na r ku trzyma Kiwiego. Ten durny pies da si z apa . Poszed em za nimi. Jim
zamkn psa w naszej sypialni, a potem zaprowadzi Odda do dyra. Uda o mi si zabra
Kiwiego, bo inaczej Odda by zawiesili.
Yumi podpar a si pod boki.
- Nie odpowiedzia
mi. Co wy obaj robicie tu!
- Nie wiedzia em, gdzie go zostawi ! Jeste jedyn osob z naszej paczki, która
nie mieszka w internacie... Wi c skoro nie mo emy go tam trzyma , przynajmniej na
razie... pomy la em, e mo e ty mog aby si zaj Kiwim... tylko przez par dni, s owo!
Dopóki si sytuacja nie uspokoi.
Yumi odpowiedzia a mu lodowatym tonem:
- Chyba ci odbi o? Nawet nie ma mowy. Co by powiedzieli rodzice?
- A odk d to tak ci obchodzi, co my
twoi starzy? - spyta Ulrich z irytacj . -
Trzeba pomóc Oddowi.
- I to ty, ty mówisz o rodzicach? Prosz ci ! W ka dym razie odpowied brzmi:
nie.
- Hej! Uspokójcie si - wtr ci si ma y Hiroki. - Zajm si Kiwim. To mój
przyjaciel!
Pies potwierdzi to, li c go po buzi.
- Powiedzia am ju , e nie ma mowy - zgani a go Yumi.
Ulrich zignorowa j i nachyli si w stron Hirokiego.
- Wielkie dzi ki, m ody, Odd b dzie ci bardzo wdzi czny. Okej, a wi c w
porz dku. Przepraszam, ale musz spada .
Po czym zrobi w ty zwrot i wyskoczy na zewn trz. W
buty i ruszy alejk
do bramy.
Jego rodzice... Yumi nie powinna by a porusza tego tematu. Ulrich od dawna nie
dogadywa si ze swoimi starymi, zw aszcza z ojcem, który by staro wiecki i bardzo
surowy. Na pewno lepiej by by o za agodzi ten konflikt, eby by o jak za dawnych
czasów, kiedy jego rodzina trzyma a si razem i nie by o ci
ego napi cia w domu. Ale
teraz wydawa o si to ju niemo liwe. Zacz biec ile si w nogach w stron Kadic,
staraj c si o tym nie my le . Bo nie mia ochoty my le . Nie mia ochoty my le o
niczym.
Zdj cie Ulricha: ch opiec mieje si , ma zmru one oczy, bo s
ce wieci mu
prosto w twarz. Wokó wklejonego do pami tnika zdj cia dziewczynka narysowa a ma e
kwiatki. Yumi westchn a i u
a si wygodniej na
ku. Zamkn a drzwi na klucz:
nie chcia a, eby Hiroki si dowiedzia , e jego siostra pisze pami tnik. I e rysuje w nim
kwiatki. Nabija by si z niej bez ko ca. Przewróci a kartk . By na niej szkic Ulricha,
wygl daj cego jak w Lyoko - w postaci samuraja. Na w osach mia bia opask , ubrany
by w eleganckie kimono, a u boku zwisa a mu katana, d ugi miecz wojownika. Yumi,
gdy si przenios a po raz pierwszy do Lyoko, spostrzeg a, e obydwoje nosili tradycyjne
japo skie stroje. Ona wygl da a jak gejsza. By a tradycyjnie umalowana i mia a na sobie
kimono przewi zane szerokim pasem obi z kokard na plecach.
Wróci a na pocz tek pami tnika, gdzie by o kilka nabazgranych notatek:
opowie o ich pierwszym spotkaniu. By am w sali gimnastycznej na treningu sztuki
walki i walczy am z takim jednym ch opakiem - ma na imi Ulrich, bardzo dobrze si
rusza i jest niezwykle zwinny. Za kilka lat mo e zostanie mistrzem. W ko cu go
pokona am. To by o pi kne.
Yumi westchn a jeszcze raz. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dalej w
pami tniku zacz y si pojawia problemy. Problemy nazywa y si William Dunbar.
William by w wieku Yumi i zakocha si w niej od pierwszego wejrzenia, mimo e
ona... No w
nie, ona?
Dziewczynka wyci gn a spod poduszki odtwarzacz MP3 i za
a s uchawki.
Wybra a list wolnych piosenek, wyci gn a si z pami tnikiem na brzuchu i zamkn a
oczy. Chcia a, eby muzyka odegna a my li, obrazy jej, Ulricha, Williama w
pielówkach. Ulricha, który uratowa jej ycie w czasie jednej z wielu bitew w Lyoko.
Williama z okrutnym wyrazem twarzy, który przybra , kiedy jego umys zosta
opanowany przez Xan . Próbowa wtedy j zabi ...
Dziewczynka z okrzykiem strachu zerwa a si na równe nogi.
- Hej, wszystko w porz dku, Yumi? - wo
Hiroki zza zamkni tych drzwi.
- T-tak. Nic si nie sta o, ja tylko...
Spojrza a na pod og : odtwarzacz MP3 wybuch . Zmieni si w kupk ciemnego,
roztopionego plastiku. mierdzia o spalenizn i dymi o.
- Tylko co?! - nalega braciszek, wal c pi ci w zamkni te drzwi.
- Potkn am si , Hiroki, nic takiego. Spoko - próbowa a go uciszy .
- S ysza em wybuch! To na pewno by wybuch!
- Mówi ci, e nie, wszystko w porz dku. Id sobie!
uchawki eksplodowa y jej w uszach. Odtwarzacz MP3 spali si doszcz tnie.
Wygl da o to zupe nie jak jeden z dawnych ataków elektrycznych, za którymi sta ...
Yumi potrz sn a g ow . Nie, to niemo liwe. To musi by przypadek.
Odd ogl da si w lustrze, przybieraj c ró ne pozy i miny. Potem nabra na d onie
jeszcze troch
elu i rozsmarowa go na w osach, uk adaj c je tak jak zwykle. Przegl da
si jeszcze chwil , patrz c na siebie krytycznie. W
koszulk z napisem „Desparate”,
nazw swojego ulubionego zespo u rockowego, i za lu ne d insy.
- Przystojniak ze mnie - z zadowoleniem rzek sam do siebie, patrz c na swoje
odbicie, i przybra najbardziej czaruj cy u miech. Móg ju wyj : wygl da tak, e
adna mu si nie oprze.
Zapomnia ju o niemi ym zaj ciu z Kiwim. Ulrich zd
go uratowa .
Wieczorem b dzie mia du o czasu, eby podrywa Ev Skinner. Aelita powiedzia a, e
dziewczynka zje kolacj razem z nimi w sto ówce Kadic. By pewien, e teraz kr ci si
po szkole. Odd wysun g ow z azienki i rozejrza si po korytarzu internatu. Pusto.
Super. Wymkn si cichaczem na zewn trz, nastawiaj c uszu, czy nie s ycha kroków
Jima. Wyszed przed drzwi wej ciowe i przebieg szybko dziedziniec.
Nauczyciele nie pilnowali parku: by o za zimno, zlodowacia y nieg nie zach ca
do spacerów. Eva prawdopodobnie te wola a znale sobie miejsce w rodku, gdzie jest
ciep o, mo e w sto ówce. Je li b dzie mia troch szcz cia, znajdzie j sam . Biedactwo,
na pewno chce z kim porozmawia . Mo e z nim? W sumie nie by oby w tym nic
dziwnego.
- Szukasz kogo ?
Sissi! Da si zaskoczy . Równie ona wygl da a zbyt elegancko jak na niewinn
przechadzk . Mia a na sobie czarny, wi zany na karku top bez r kawów i obcis
minispódniczk . Skóra zsinia a jej z zimna.
- Co tu tak cuchnie? - zauwa
Odd, w sz c g
no. - Co jakby zio a...
- Cuchnie?! Zio a?! To moje perfumy, g upku! Szukam Ulricha. A ty kogo
szukasz?
- Evy - odpowiedzia Odd bez namys u.
Potem po piesznie doda :
- Musz poprosi j o... notatki... bo lekcja...
- Aha, i co jeszcze? - u miechn a si z
liwie Sissi. - Widz , e kto tu chce si
zaprzyja ni z pi kn Amerykank .
Kroki na cie ce. Grubia ski miech. Jim Morales? Odd instynktownie z apa
Sissi za r
i poci gn za krzak.
- Co ty robisz? Puszczaj! - zasycza a.
- Psst! - uciszy j ch opiec, k ad c jej palec na ustach.
Przycupn li za oszronionym krzakiem - tu obok siebie, oddaleni tylko o kilka
centymetrów. Sissi si zaczerwieni a.
- Co ty robisz, Odd? - szepn a.
Kroki si oddali y i ch opiec wyskoczy z powrotem na cie
.
- e co? Nic nie robi ! Co ci strzeli o do g owy?
Otrzepa sobie nieg z ubrania. Musia wymy li wiarygodn wymówk : na
pewno nie móg powiedzie córce dyrektora, e uciek z internatu.
- Kto si zbli
i nie chcia em, eby zobaczy nas razem - wymy li na
poczekaniu.
Tak, taka wymówka mia a sens. Odd u miechn si i doda :
- Co ty sobie my lisz? Musz broni swojej reputacji! Jeszcze mnie kto zobaczy
w tym niegu z tob , jak jeste taka odstawiona. A do tego jeszcze cuchniesz tymi
okropnymi perfumami!
Jego doskona a wymówka okaza a si troch niedelikatna, bo teraz Sissi wr cz
spurpurowia a... ze z
ci.
- Przysi gam, zap acisz mi za to, Della Robbia! - krzykn a i uciek a.
Odd po
owa swoich s ów. Sissi to g upia g , ale tym razem chyba przesadzi .
Ch opiec wróci do pokoju i rzuci si w milczeniu na
ko. Po drugiej stronie pokoju
le
Ulrich z otwartymi oczami i nogami opartymi o cian . Odd kr ci si po szkole, ale
nie trafi na aden lad Evy. O ma o co nie wpad natomiast na dyra. To nie by
szcz liwy dzie . Wróci do internatu jak zbity pies.
- Oj - westchn . - Dzi ki za to dzisiejsze. My
o Kiwim.
- Nie ma za co - burkn Ulrich.
- Ci ki dzie , co? - Odd spojrza na przyjaciela z ukosa.
- Mhm.
- Wiem co o tym! Powiesz mi, co jest?
-Nie.
Odd le
w milczeniu. On te nie mia ochoty rozmawia . Ale nie podoba o mu
si , e przyjaciel jest taki przybity. Ulrich by upartym os em, ale Odd go lubi . Czu si
niezr cznie, gdy widzia , e Ulrich jest smutny. Podniós nagle z ziemi swój kape i
cisn nim w g ow kumpla.
- Odbi o ci?!
- Juhuu!
Odd skoczy jak kot na
ko przyjaciela, wywijaj c nad g ow poduszk . Ulrich
by jednak szybszy, waln w ni swoj poduszk i zatrzyma j w powietrzu, a potem
rzuci w Odda butem.
Obydwaj zacz li si
mia .
Hau, hau, hau!
Kiwi by ju na dwunastym okr eniu Wielkiego Wy cigu wokó Pokoju. Nadal
mia przewag nad peletonem, czyli Hirokim. Zakr ca na tatami i wskakiwa na biurko,
przebiega pod szaf , ociera si o drzwi i zaczyna od pocz tku. Ca y czas szczeka
zajadle.
- Kiwi! Stój! - krzycza ch opiec.
- Hiroki! - wrzasn a Yumi z korytarza. - Przestaniesz wreszcie ha asowa ?
Dziewczynka otworzy a szeroko drzwi. Kiwi uzna , e bieg zosta uko czony i
nadszed moment, by wskoczy na podium. Prze lizgn si mi dzy nogami Yumi i
wymkn na zewn trz.
- Do licha!
Ch opiec wybieg za psem, ale po lizgn si , niechc cy podci nogi Yumi i
obydwoje przewrócili si na ziemi .
- Aj! Hiroki!
- Kiwi nam zwiewa! - wykrzykn ch opiec.
- A gdzie niby ma pój ? - sapn a w ciekle jego siostra.
Odpowied by a prosta - na okno w kuchni.
Dzieci niedawno sko czy y je . Jad y same, bo rodzice byli u przyjació . Yumi
sprz tn a ze sto u, pozmywa a naczynia i zostawi a otwarte okno, eby w kuchni si
przewietrzy o. Kiwi wskoczy na kuchenk , zrobi slalom mi dzy wie o umytymi
palnikami i zeskoczy z parapetu na zewn trz.
- O, nie! Musimy go z apa ! - zmartwi si Hiroki.
Zirytowana dziewczynka wzruszy a ramionami.
- Sam go z ap. To ty chcia
si zajmowa tym psem. Ja tu zostaj .
Hiroki popatrzy na ni . Jego migda owe oczy zw zi y si w dwie szparki.
- No, Yumi, prosz !
- Nie ma mowy! Rusz e si . Inaczej Kiwi gdzie zwieje i nigdy go nie znajdziesz.
Hiroki wybieg na ulic . Mro ne nocne powietrze przeszy o go dreszczem.
Latarnie o wietla y pust ulic , wzd
której ci gn y si domy z ogródkami, a na
chodniku sta y zaparkowane samochody. By o ju pó no i wiat a w wi kszo ci domów
by y zgaszone.
Hau, hau!
Tam! W g bi ulicy, po lewej stronie. Gdzie tam by Kiwi.
W dzie miasto wygl da o spokojnie. Hiroki wola je od Kioto w Japonii, w
którym si urodzi . Ale do tej pory nigdy nie kr ci si po nim sam, gdy by o ciemno i
zimno. Ulice, którymi codziennie chodzi wraz z Yumi do szko y, teraz wygl da y
inaczej. Na asfalcie wida by o d ugie cienie, przypominaj ce ciemne palce.
Goni c Kiwiego, ch opiec dobieg w okolic gimnazjum. W g bi, po prawej,
by a furtka od willi Pustelnia. Na ulicy panowa a cisza. S ycha by o tylko, jak puste
puszki, toczone przez wiatr, obijaj si o ziemi .
„Zgubi em go”, pomy la Hiroki z rozpacz . „Zgubi em Kiwiego”.
Nagle z ulicy, która przylega a do Pustelni, wyszed m czyzna. Mia na sobie
skórzan kurtk i by szeroki w barach. W s abym wietle latarni Hiroki zdo
dojrze
tylko niewyra ne zarysy jego twarzy. Postara si , eby m czyzna go nie zauwa
. W
jego wygl dzie by o co tak niepokoj cego, e ch opiec a si wzdrygn .
W tej samej chwili w ogrodzie ko o willi zacz szczeka Kiwi. Wkrótce do jego
osu do czy o si warczenie i ujadanie innych psów. Brzmia o tak, jakby by y
rozz oszczone.
Hiroki bez namys u wspi si na furtk Pustelni i przeskoczy na drug stron .
By ma y i drobny, ale tak samo zwinny jak jego siostra. Gdy znalaz si na ziemi,
rozejrza si dooko a. Kiwi ju nie szczeka , ale pozosta e psy nadal warcza y.
Ch opiec pobieg w tym kierunku. By zdenerwowany i nie zauwa
, e w
rzeczywisto ci z boku Pustelni nie ma adnej ulicy. Sk d wi c wyszed ten facet? Ma o
istotny problem, poniewa ju sobie poszed . A teraz Hiroki mia inne sprawy na g owie.
Ogród ko o willi by pusty. Hiroki szed po omacku w ciemno ci, szukaj c Kiwiego.
Ujadanie umilk o i zapad a z owroga cisza. Ch opiec szed po zmarzni tym niegu. W
ka dej chwili móg si po lizgn . Zbli
si do gara u, niskiego budynku
przylegaj cego do willi. Wreszcie us ysza popiskiwanie i szybkie dyszenie zwierz cia,
które nie mo e nabra powietrza do p uc. Odg osy te dochodzi y z ziemi. To by Kiwi.
Pokaleczony i zakrwawiony.
Grigory Nictapolus dobieg do swojej pó ci arówki, wskoczy do rodka i zatrzasn
drzwi. Rozpozna ch opca: to by Hiroki Ishiyama. I niewiele brakowa o, a ma y
zobaczy by jego twarz. Dzi ki wyszkoleniu i posuni tej do granic absurdu ostro no ci
Grigory poradzi sobie, ale sta o si to doprawdy w ostatniej chwili. Nie pilnowa si
wystarczaj co, chocia wiedzia , e te dzieciaki s bardzo sprytne. Musi bardziej uwa
.
Mag p aci mu za przewidywanie rzeczy nieprzewidywalnych.
4
SZPIEG W CIENIU
W telewizji nic ciekawego. Odd rzuci pilota na
ko i ziewn .
- Je li dalej tak pójdzie, to przecie zasn . A jest dopiero pó noc!
Ulrich, który siedzia w drugiej cz ci pokoju, podniós g ow znad podr cznika
do literatury.
- No wiesz, móg by te si troch pouczy ...
- Co? - przyjaciel spojrza na niego z niesmakiem. - Tak dobrze rozwini ty mózg
jak mój nie potrzebuje nau...
W tym momencie komórka Ulricha zadzwoni a i przerwa a wypowied Odda.
- Halo? Uhm. Uhm. Okej. Id .
Sko czy rozmow i zacz wk ada buty. Odd zerwa si na równe nogi.
- Gdzie idziesz? Chyba mnie tu nie zostawisz?
- Do Yumi. Czego si wystraszy a, prosi, ebym do niej wpad .
- Wystraszy a si ? Ona? Czego?
Ulrich rzuci mu przelotne spojrzenie.
- Nie powiedzia a mi.
Odd te zacz wk ada buty.
- Nie chc , eby co si sta o Kiwiemu.
- Pami taj, e masz kar i musisz uwa
, rozwini ty mózgu - zastopowa go
Ulrich.
Odd przemy la to.
- Racja. Ale tylko je li kto mnie zobaczy. Dzi po po udniu te wyszed em i nic
mi si nie sta o.
- Nie mo esz wytkn nosa spoza pokoju, Odd! Chyba ju narobi
do bigosu.
- Jak chcesz, tato.
Ulrich u miechn si z wyrazem rezygnacji i dwaj przyjaciele ruszyli razem do
drzwi.
Kiwi otulony kocem le
na kolanach Hirokiego. Oddycha z trudem, a jego
serce bi o bardzo szybko. Odd natychmiast podbieg do swojego pieska. Hiroki spojrza
na niego oczami pe nymi ez.
- Przepraszam, Odd... Naprawd si stara em...
Odd delikatnie uchyli róg koca. Kiwi by ca y pogryziony. Jedno ucho mia
ca kiem oderwane. Dwa ugryzienia by y bardzo g bokie. Pies trz
si jak galareta.
Ch opiec pog aska go ostro nie, tak aby nie dotkn
adnego ze skalecze .
- Co si sta o?
Yumi, która otworzy a mu drzwi, a teraz przest powa a nerwowo z nogi na nog ,
wszystko mu wyja ni a. Ulrich spojrza na ni wzrokiem, który przypomina dwa zimne
promienie laserowe.
- Gratulacje, Yumi. Nie do , e nie chcia
si zaj Kiwim, to jeszcze
pozwoli
mu uciec. A do tego jeszcze kaza
Hirokiemu, eby sam go szuka .
Wys
swojego m odszego brata noc samego na miasto!
- Ja... - próbowa a odpowiedzie .
Ulrich nie da jej doj do s owa. By w ciek y jak nigdy.
- Gdyby cie byli razem, to mo e uda oby si wam znale Kiwiego pi minut
wcze niej, zanim ten pies go zaatakowa , i mo e nie by by teraz ranny, i mo e...
Yumi nie nale
a do osób, które mog spokojnie wys ucha tylu oskar
,
chocia w g bi duszy przyznawa a Ulrichowi racj . Dlatego w
nie by a tak
zirytowana.
- No dalej, oskar aj mnie! - zawo
a ze z
ci . - To umiesz robi najlepiej,
prawda? Perfekcjonista si znalaz ...
-ZAMKNIJCIE SI !
Odd, purpurowy na twarzy, krzykn tak g
no, e Hiroki podskoczy , a Kiwi
niemal e ozdrowia .
- JE LI KTO TU SKRZYWDZI KIWIEGO, TO JA! TYLKO E NIE
ROZUMIEM, CO SI TU STA O!
Potem zrobi g boki wdech, eby si uspokoi , i ci gn ju spokojniejszym
tonem:
- Hiroki, gdzie go znalaz
?
- W tej willi... W Pustelni.
Nagle ch opiec przypomnia sobie m czyzn , którego zobaczy od ty u. Z boku
ko o Pustelni nie by o adnej ulicy... czyli ten m czyzna wyszed z willi! Hiroki, coraz
bardziej zmieszany, j kaj c si , opowiedzia przebieg ca ego zaj cia.
- Nieznany m czyzna... - skomentowa a Yumi. - Mo e szuka Aelity?
- Mo e mia co wspólnego z Hopperem! - krzykn Ulrich. - Trzeba i to
sprawdzi .
Dziewczynka kiwn a g ow .
- Ja zadzwoni do Aelity, a ty do Jeremy’ego. Spotykamy si wszyscy w Pustelni.
Musimy zrozumie , o co w tym wszystkim chodzi.
Dziesi minut wcze niej Jeremy spa sobie spokojnie w swoim pokoju w Kadic,
w ciep ym
ku pod plakatem z Einsteinem. Dziesi minut pó niej, trzymaj c w r ku
latark elektryczn , nachyla si nad pokrytym niegiem trawnikiem ko o Pustelni. Mia
na sobie pi am , a na niej grub kurtk . Obok niego wieci y latarki jego przyjació .
Hiroki zosta w domu, eby zaj si biednym Kiwim.
- Tu! - wykrzykn nagle Jeremy. - Chod cie bli ej i zobaczcie.
Na zmarzni tym niegu nie by o adnych ladów, ale w jednym miejscu, ko o
gara u, g boka pokrywa nie na zosta a zerwana. Na ods oni tym b ocie wida by o
pl tanin psich ladów.
- O kurcz , ale wielki! - zauwa
Odd, przyk adaj c d
do najbardziej
wyra nego ladu. - Patrzcie, wydrapa wszystko pazurami! Co to musi by za bydl , ca e
szcz cie, e Kiwi prze
!
Jeremy zbada dok adnie teren.
- lady s pomieszane, ale wed ug mnie by y to co najmniej dwa psy tej samej
rasy. Jeden z nich by troch l ejszy: widzicie ten mniej g boki lad?
- Bezpa skie psy - zawyrokowa Ulrich.
Jeremy potrz sn g ow .
- A zauwa
to tutaj, naprzeciwko ciany gara u? - wskaza pó ksi yc ko o
odrapanego i pokrytego ple ni muru. - To s
lady butów. I mog si za
, e ten, kto
je zostawi , by tu razem z psami. Dok adnie tak, jak mówi Hiroki.
- Psy... - wyszepta a Aelita. - Takie same jak te, które s ysza am zesz ej nocy,
takie same jak w moim nie! Jeremy, boj si .
Jeremy chcia obj j mocno ramionami, ale si powstrzyma .
- Nie bój si , Aelito. Zobaczysz, e jak b dziemy razem, to nic nam si nie stanie
i wszystkiego si dowiemy. My b dziemy ci broni .
Odd przemyka si cichaczem o wietlonymi korytarzami internatu. Ulrich wróci
do Kadic jaki czas temu, bo nie chcia rozmawia z Yumi. Odd za odprowadzi
dziewczynk do domu, eby zobaczy , jak si ma Kiwi. Hiroki zdezynfekowa i
zabanda owa skaleczenia, jak umia najlepiej. Po oczyszczeniu nie wygl da y ju tak
strasznie. Za par dni piesek znów b dzie weso y jak zawsze.
- Odd Della Robbia!
Ch opiec podskoczy , a po plecach sp yn mu dreszcz. Odwróci si .
- Ji-Jim? Witaj, przyjacielu.
Jim Morales skrzy owa r ce na klatce piersiowej i nie wygl da na
zadowolonego.
- „Przyjaciel”, i co jeszcze! Masz, zdaje si , szlaban.
Mózg Odda pracowa na pe nych obrotach.
- Wyszed em sam, hm, na chwilk . eby pój do azienki.
- Aha, akurat! azienki s po drugiej stronie. Wyszed
ze szko y, m ody
cz owieku. Noc ! Mimo kary! Donos okaza si prawdziwy, a wi c...
Odd natychmiast nastawi uszu.
- Donos? Jaki donos? Kto mnie ledzi ?
Jim poprawi ko nierzyk koszulki polo i kaszln .
- Powiedzia em „donos”? Mia em na my li przypuszczenie. Moja intuicja...
- Jimbo - przerwa mu Odd. Nazwanie Moralesa tym zdrobnieniem zawsze
dawa o pewien skutek, zw aszcza je li wuefista by w k opotach. - Kto ci powiedzia , e
nie ma mnie w pokoju?
- Nikt, bo ja...
Nagle Odd domy li si prawdy: to by a Sissi Delmas, która w ród zamarzni tych
krzaków w parku powiedzia a: „Zap acisz mi za to”.
- To Sissi, prawda?
- Och, skoro tak mówisz - odpowiedzia wymijaj co nauczyciel. - W ka dym
razie ona nie ma tu nic do rzeczy! - odzyska nagle panowanie nad sob . - To ty z ama
regu y. Najpierw przynios
do Kadic zwierz , a potem noc uciek
z internatu. Na
mocy upowa nienia przekazanego mi przez... ehm, dyrektora og aszam, e...
- Ta dziewucha zap aci mi za to - sykn Odd.
- Sied cicho i s uchaj! Og aszam, e masz kar ! Przez ca y TYDZIE ! A teraz
zmykaj do pokoju albo z tygodnia zrobi si dwa!
Odd nie mia wyj cia, musia pos ucha .
Podczas gdy przygn biony Odd wraca do pokoju, w Stanach Zjednoczonych, w
mie cie Waszyngton, by a mniej wi cej dziewi ta wieczór. Z gabinetu nie by o wida
adnego z wielkich zabytków tego miasta, takich jak Kapitol albo pos g prezydenta
Lincolna. By to zwyczajny gabinet w jednym z wielu anonimowych, szarych
wie owców na peryferiach miasta. Mimo to osoba, która siedzia a za biurkiem w pokoju,
nie by a kim zwyk ym. Kiedy zadzwoni telefon, kobieta odezwa a si sucho:
- Tak.
Z drugiej strony us ysza a Maggie, swoj sekretark .
- Przepraszam, e przeszkadzam, ale jest telefon do pani. Z Francji.
Kobieta, która nosi a pseudonim Dydona, usadowi a si wygodniej na obracanym
krze le i zerkn a k tem oka na szereg zegarów zawieszonych nad drzwiami. Ka dy
pokazywa godzin , która by a w tym czasie w jednej ze stolic. W tym momencie we
Francji by a trzecia w nocy. Je li kto dzwoni o tej porze, to sprawa musi by pilna.
- Prze cz, Maggie - powiedzia a Dydona, wciskaj c przycisk na telefonie, który
sprawia , e rozmowa nie mog a by rejestrowana.
Odezwa si g boki m ski g os. Czu by o w nim zak opotanie.
- Dobry wieczór pani...
- Agent Samotny Wilk. Kop lat.
- Dopiero co rozmawia em z lud mi z dzia u informatycznego, prosz pani. Co
si zdarzy o.
„Dzia informatyczny” to by a grupka niewolników komputera, którzy ca ymi
dniami i nocami sprawdzali wszystko, co wyszukiwano w Internecie we wszystkich
krajach, aby w ten sposób wykry podejrzane s owa albo zdania. By a to praca ogromna,
ci
i nielegalna. I zwykle bezu yteczna.
- Niech pan mówi dalej. Jeste my na bezpiecznej linii.
- Dzisiaj po po udniu kto szuka w lokalnej sieci informacji o Franzu Hopperze, a
potem o Waldo Schaefferze, czyli tej samej osobie...
Dydona westchn a. Franz Hopper. Znów. Chocia sprawa Hoppera by a sprzed
dziesi ciu lat, kobieta nie musia a zagl da do dossier, eby od wie
sobie pami . W
tamtym czasie by a m od , obiecuj
urz dniczk , która dopiero zaczyna a karier .
Sprawa Hoppera by a jej pierwsz i jedyn pora
.
- Dzi kuj za informacj - powiedzia a.
czyzna odchrz kn .
- Przepraszam, ale to nie wszystko. Poszukiwanie zosta o przeprowadzone w
wewn trznej sieci... gimnazjum Kadic.
Dydona uderzy a pi ci w biurko. Franz Hopper i Kadic: niebezpieczne
po czenie. Bardzo niebezpieczne.
- Doskonale. Niech kto rozpracuje komunikacj w Kadic. Rozmowy
telefoniczne, surfowanie po sieci wewn trznej, surfowanie po Internecie. Wszystko. W
ci gu ostatnich dwóch miesi cy do dzi . I prosz stworzy mi zespó , który w razie
potrzeby b dzie gotowy do akcji.
- Tak, prosz pani.
- Mo e to by zbieg okoliczno ci. Mo e chodzi o urz dniczk , która chcia a co
znale w archiwum, albo co w tym stylu. Ale lepiej nie ryzykowa .
- Tak, prosz pani.
Dydona roz czy a si , nie mówi c nic wi cej, i znieruchomia a przy telefonie.
Min o tyle lat, a jednak wci jeszcze mia a troch nadziei, e ta sprawa wróci. To by a
okazja, eby zmieni t jedyn pora
w wielki sukces. Ale z drugiej strony...
Nast pnego ranka Jeremy spotka si z reszt paczki ko o automatu do kawy.
Brakowa o tylko Odda. Przeszed tamt dy dwie minuty pó niej, eskortowany przez Jima
Moralesa. Zd
tylko rzuci przyjacio om zrezygnowane spojrzenie.
„Wiedzia em, e go z api ”, pomy la Ulrich.
- Czas i , za chwil mamy lekcj .
Jeremy sta ko o Aelity. Obydwoje mieli oczy podkr one ze zm czenia.
- My
, e nie ma innego wyj cia i musimy obserwowa Pustelni - stwierdzi .
- Chcesz zorganizowa co w stylu patrolu? - spyta a Yumi.
- Prawd powiedziawszy, mia em na my li kamery o obwodzie zamkni tym -
sprecyzowa Jeremy. - Kamery mog zrobi . Wczoraj w nocy wróci em do starej fabryki
i sprawdzi em, e s tam wszystkie potrzebne cz ci. Zamontujemy je ko o willi i b
móg j obserwowa na komputerze w moim pokoju. Dzi ki temu zobaczymy, jak
wygl da ten nieuchwytny, tajemniczy facet, je li zdecyduje si przypadkiem wróci . I
dziemy mogli...
- Doprowadzi go na policj - doko czy a uradowana Yumi. - No nie?
Jeremy si zamy li .
- Mniej wi cej.
Aelita te si u miechn a.
- Ale czy twój komputer nie jest zamkni ty w pudle? Mówi
, e do odrabiania
lekcji b dziesz u ywa tylko laptopa.
- No, ja te to pami tam! - zachichota Ulrich. - „Sko czy em z informatyk , bo
nie ma Lyoko! Tak b dzie lepiej...”. I ojej, jakim uroczystym tonem to mówi
!
Jeremy si zaczerwieni .
- Co to ma do rzeczy? To jest wyj tkowa sprawa! Dzi w nocy z
em
komputer. Je li kto bez naszej wiedzy grzebie w tajemnicach Pustelni, musimy
wykorzysta wszelk dost pn technologi , eby go stamt d wykurzy i zrozumie , co
jest grane.
Nie tylko Jeremy czeka w napi ciu na pocz tek lekcji u pani Hertz. Susan Hertz
by a najbardziej lubian nauczycielk , poniewa nie ogranicza a si do realizacji
programu szkolnego, ale rozszerza a go o ró ne zagadnienia naukowe: od DNA do
komputerów i statków kosmicznych. Pos ugiwa a si przyk adami i do wiadczeniami,
które pobudza y wyobra ni wszystkich uczniów. Ka da lekcja stanowi a nowe odkrycie.
Tego dnia jednak wszystko wygl da o inaczej. Nauczycielka nie powita a dzieci, usiad a
za katedr ze zmarszczonymi brwiami i wyci gn a z teczki podr cznik.
- Dobrze. Otwórzcie ksi
na stronie czterdziestej ósmej. Nicolas, mo esz
zacz czyta ?
Nicolas spojrza zmieszany na swojego przyjaciela Hervégo, drugiego adoratora
Sissi, który siedzia z nim w awce. Hervé zna si na naukach przyrodniczych. I zwykle
w czasie lekcji pani Hertz wywo ywa a albo jego, albo Jeremy’ego, dwóch najbardziej
zdolnych uczniów, a Nicolasowi pozwala a spa spokojnie.
Pani Hertz odchrz kn a i spojrza a na Nicolasa z rozdra nieniem.
- Nicolas, masz jaki problem?
Ch opiec si otrz sn .
- Nie, nie, wszystko dobrze - powiedzia , po czym wsta , otworzy ksi
i
zacz czyta . - Na pocz tku lat trzydziestych naukowcy uwa ali, e wiedz dobrze,
czym jest materia. Wydawa o si , e po odkryciu neutronów nie ma ju wi cej tajemnic
zwi zanych z budow atomu...
- Co si , u diab a, dzieje? - szepn Jeremy do Aelity.
- Bo co? - odpar a, unosz c brwi.
- Popatrz na psork . Wygl da jako dziwnie, jak tak siedzi. Od kiedy to pani
Hertz wystarcza, e jaki ucze czyta podr cznik? Pani Hertz nigdy nie czyta z
podr cznika, zawsze sama wyk ada, zawsze...
- ...zwi kszy do czterech liczb znanych cz stek elementarnych...
Nie tylko Jeremy czu si wyko owany. Ca a klasa by a zdezorientowana.
Nicolas, boj c si , e b dzie musia czyta przez ca lekcj , kopn Hervégo pod awk .
Ten odkaszln i wsta .
-Yyy, pani profesor?
-Tak, Hervé?
- Przepraszam, e si spytam, ale... czy pani dobrze si czuje?
Nauczycielka z kamienn twarz podnios a g ow znad ksi ki.
- Widzisz? - powiedzia szeptem Jeremy do Aelity. - Jest dziwna.
- Czuj si bardzo dobrze, dzi kuj , Hervé. A ty, Jeremy, b
askaw nie
rozmawia z kole ank . Jeszcze s owo, a wyjdziesz z klasy.
Jeremy ukarany? Jeremy wyrzucony za drzwi? Co podobnego jeszcze nie
zdarzy o si w historii Kadic.
- Nicolas, czytaj dalej - zach ci a pani Hertz. - Dzi kuj .
Nicolas wzi wdech i czyta dalej. Po pewnym czasie z jednej z awek podnios a
si r ka.
- Tak, kochanie? - spyta a pani Hertz bardzo s odkim tonem.
Eva Skinner wsta a. Odd i wi kszo ch opców utkwi a w niej wzrok.
- Przepraszam, pani profesor - zacz a dziewczynka. - Nie zrozumia am dobrze,
czym s cz stki elementarne.
- Oczywi cie, kochanie - u miechn a si pani Hertz. - Zaraz ci to wyja ni .
Jeremy by jeszcze poruszony gro
, e zostanie wyrzucony z klasy, ale Aelita
szturchn a go okciem i powiedzia a:
- S ysza
? To ona jest dziwna, a nie pani Hertz. Wczoraj nie umia a wydusi
owa, a dzisiaj nawet nie brzmi jak cudzoziemka. Mówi doskonale po francusku.
Jeremy kiwn g ow i zacz z zaciekawieniem przygl da si Evie.
Gdy lekcja si sko czy a, pani Hertz zamkn a si w swoim gabinecie i opar a si
plecami o drzwi. Potem zdj a okulary i przeci gn a r
po czole. Nauczanie zawsze
by o trudne, wymaga o zaanga owania i koncentracji. Teraz, kiedy jej my li kr
y
wokó czego innego, sta o si jeszcze bardziej skomplikowanym zadaniem. Wszystko
przez Jeremy’ego. W g bi duszy by a zadowolona, e skrzycza a ch opca. To by a jego
wina, jego i tych rozmów o superkomputerze i Franzu Hopperze. Na szcz cie wpad a na
pomys , eby wr czy dyrektorowi dossier Waldo Schaeffera. Zna a dobrze Jeremy’ego i
wiedzia a, e nic go nie powstrzyma, eby dosta w r ce te papiery. A wtedy ona, Susan
Hertz, mo e naprawd wpa w k opoty. Dyrektor Delmas zna ogólnie t spraw i
dzie przechowywa teczk w bezpiecznym miejscu. Pomimo to kobieta nie mog a si
uspokoi : by mo e wszystko pokr ci a. A ta historia ci gn a si ju
byt d ugo.
Puk, puk. Pani Hertz a podskoczy a.
- Kto to?
- Ja - odpowiedzia jej dziewcz cy g os, g os nowej uczennicy Evy Skinner.
- Wejd , kochanie. Chcesz ze mn porozmawia ? Zapraszam.
Drzwi si otworzy y i nauczycielka zmusi a si do u miechu. Sprawa Hoppera
dzie musia a jeszcze poczeka .
Pani Marguerite Della Robbia pieszy a si do domu, trzymaj c w ramionach
wysoki stos paczek i toreb z zakupami, który móg si w ka dym momencie przewróci .
Dzie by ciep y i s oneczny, w sam raz na spacer. Szkoda, e zosta o jej tylko pó
godziny, a potem musi biec do pracy. Pani Della Robbia opar a si o stó i z lekkim
niepokojem rozejrza a si dooko a. Co si nie zgadza o. Co tu wygl da o inaczej ni
godzin wcze niej, kiedy wybieg a po piesznie do supermarketu. Wystarczy a jej jedna
chwila, eby zrozumie , co to by o - poduszki na kanapie le
y inaczej. Poprzedniego
wieczoru u
a je tak, jak zawsze le
y. Kiedy wychodzi a z pokoju, obejrza a si
ostatni raz, eby sprawdzi , czy zgasi a wszystkie wiat a i zamkn a okna. Poduszki
by y wtedy na swoim miejscu. Mia y poszewki w weso ych kolorach. Dobrze
kontrastowa y z obiciem z ciemnej skóry, które tak podoba o si jej m owi.
Jej m . Mo e Robert wróci ju z pracy? Nie, sk
e, przecie da by jej zna . A
poza tym tego dnia ma zebranie i wróci do domu pó no. Mimo to Marguerite zapyta a
no:
- Robert, to ty? Kochanie?
Nikt nie odpowiedzia .
- Idiotka ze mnie - wymamrota a pó
osem, wracaj c do zakupów.
a w
nie szpinak do zamra arki, kiedy zadzwoni telefon. Druga dziwna
rzecz: nikt nie dzwoni do domu w porze obiadowej. Pobieg a pi tro wy ej, eby
odebra . Mo e to Odd? Ale to by oby dziwne. Jej syn nigdy nie dzwoni . Chyba e
wpakowa si w k opoty. Gdy dobieg a zdyszana do
ka, stoj cy obok na komodzie
telefon jeszcze dzwoni . Podnios a wreszcie s uchawk i zawo
a:
- Halo? - i jeszcze raz - halo?!
Kto jeszcze by na linii, Marguerite s ysza a w s uchawce szelest.
- Co to za arty? Cha, cha, bardzo mieszne.
Ale w duszy nie czu a si wcale spokojna. Nie nale
a do kobiet, które
przejmowa yby si byle czym. Musia a taka by , skoro mia a tak roztrzepanego m a jak
Robert i tak nieokie znanego syna jak Odd. Ale zaniepokoi j ten szelest i ten t umiony
oddech w s uchawce. Po chwili przypomnia a sobie o poduszkach na kanapie. To nie
by y arty. Kto wszed do jej domu! Gwa townie rzuci a s uchawk na pod og i
pobieg a do drugiego pokoju. I zobaczy a cie . Cie si poderwa , wyskoczy przez
otwarte okno salonu i znikn w ogrodzie. Krzyk pani Della Robbia odbi si echem po
ca ym domu. Zakupy le
y rozrzucone na pod odze w kuchni.
tka z rozbitych jajek
rozla y si na kafelkach.
5
RUBOKR TY, KAMERY I NOWY SEKRET
- Aelita, podasz mi ten rubokr t?
Ulrich wspi si pod daszek gara u w Pustelni i teraz sta niepewnie na
chwiejnej, starej drabinie. Wzi narz dzie z r k dziewczynki i przykr ci ostatnie dwie
ruby, które podtrzymywa y kamer . By a szara i mia a wielko pi eczki tenisowej z
czarnym otworem, który przypomina oko.
- Ciekawe, czy to co naprawd dzia a!
- Oczywi cie, e dzia a! - odpowiedzia Jeremy ze rodka gara u i z rozmachem
otworzy uchylne drzwi.
Drzwi uderzy y w drabin , Aelita j pu ci a, a Ulrich run do ty u, prosto na
dziewczynk .
- Oj! Nic ci si nie sta o?
- Je li wstaniesz, to nie.
- Sorki, nie zrobi em tego specjalnie - usprawiedliwi si Jeremy.
Ubrany by w swój strój roboczy: ogromne ogrodniczki, w których wygl da jak
klown. Ulrich zacz chichota , jednocze nie pomagaj c Aelicie wsta .
- Z czego si
miejesz?
- Z tych jego ogrodniczek. S bardzo... twarzowe.
Aelita zakry a usta r kami, t umi c miech, eby Jeremy nie zauwa
, e si z
niego nabijaj . Ch opiec zdj okulary, przetar je r bkiem koszulki i za
z powrotem.
- W ka dym razie - mrukn - te kamery s naprawd wypasione. Dzia aj w
podczerwieni i przekazuj sygna bezpo rednio na mój komputer przy u yciu
szyfrowania SSL.
- Okej, Einstein - przerwa mu Ulrich. - Najwa niejsze, eby robi y to, co do nich
nale y.
- Hej, wy tam! - zawo
a Yumi. - Czy nie mo ecie przyj mi pomóc zamiast
gada ?
Niewielki ganek przed drzwiami wej ciowymi znajdowa si kilka stopni nad
poziomem gruntu. Sta na nim stó i ma a awka-bujak z wytartymi poduszkami. Yumi
wspi a si na ten bujak i próbowa a przykr ci drug kamer do futryny.
Ulrich podszed do niej.
- Poczekaj, zostaw, pomog ci.
Wspi si na bujak, stan obok Yumi i si gn , aby przytrzyma ma e
urz dzenie Jeremy’ego. Przy tym niemal e obejmowa dziewczynk .
- Prawie sko czy am - szepn a Yumi.
- Spoko, ja tu jestem.
„Okej, g upio mi si powiedzia o - pomy la - ale ostatnio zbyt cz sto si z ni
óci em”.
Jeremy jednym susem przeskoczy trzy schodki na ganek.
- Potrzebujecie rubokr t?
Ulrich si odwróci .
- Jejku, nie podchod tu, bo...
Ale ruch by zbyt gwa towny i ch opiec znowu upad - tym razem twarz na
poduszk bujaka. W ci gu paru minut drugi raz fikn kozio ka, a teraz w dodatku
nie w chwili, kiedy móg by przez chwil sam na sam z Yumi.
Ulrich usiad i spojrza na Jeremy’ego ponuro.
- Przynosisz mi dzi pecha.
Aelita wyci gn a si na
ku, czytaj c ksi
, któr po yczy a jej Yumi. Na
dworze zrobi o si ciemno i wiatr z j kiem uderza o ciany internatu Kadic. Aelita
zamkn a ksi
i w czy a ma y telewizor, który sta na biurku. W telewizji lecia jaki
idiotyczny teleturniej. Ale mo e jej tata doceni by ten program. On musia by dobry w
rozwi zywaniu zagadek i odpowiadaniu na pytania. A mo e te mama... oczywi cie je li
jeszcze yje.
Trzydziestoletni prezenter mia wypiel gnowan brod i miesznie uczesane,
wysmarowane elem w osy. Na czubku g owy stercza mu kosmyk w kszta cie banana.
Ubrany by w zielon marynark z brokatu. Wypina klatk piersiow , mia si i
zadawa pytania naj adniejszej z zawodniczek.
- No dobrze, drodzy widzowie! - wykrzykn w pewnej chwili. - Jak wiecie, to
jest szczególny wieczór...
Kamera pokaza a go na pierwszym planie. Wida by o jego niebieskie oczy. By y
one tak jasne, e przypomina y oczy psa husky. Mia y kolor lodu.
- ...a wi c z nami...
Aelita zapatrzy a si w te oczy. A potem, przez chwil , mia a wra enie, e...
Dziewczynka otrz sn a si . Nie, to niemo liwe. Oczy prezentera zacz y wibrowa ,
renice zacz y dr
tak, jakby by y zak ócenia. Pojawi si symbol - koncentryczne
pier cienie tworz ce oko Xany.
- Xana? - wymamrota a.
Telewizor wybuch .
Aelita wrzasn a ze strachu, spad a z
ka i uderzy a okciem o pod og . Xana
wróci ! Odetchn a g boko dwa czy trzy razy, eby si uspokoi . Potem wsta a i
przesz a nad rozbitym szk em, które le
o na pod odze. Podnios a pilota, znad którego
unosi a si cienka smu ka dymu. Oczywi cie nie dzia
. Lampy w pokoju si
wieci y -
pr d nie wysiad .
Je li podobna rzecz wydarzy aby si troch wcze niej, Aelita z miejsca
zadzwoni aby po przyjació . Byliby ju na zewn trz i biegliby p dem do opuszczonej
fabryki, w której znajdowa si Podziemny Zamek. By o to tajne laboratorium, w którym
sta superkomputer. Weszliby do Lyoko, eby zdezaktywowa jedn z wie .
Xana dzia
zawsze w podobny sposób: aktywowa jedn z wie Lyoko i dzi ki
temu móg wywo
dowoln katastrof w wiecie realnym. Tylko Aelita by a w stanie
przywróci wszystko do normy. Musia a wej do wie y i wykorzysta dar, który
otrzyma a od ojca - kod Lyoko. By to kod, który tylko ona mog a uaktywni wewn trz
wie y. Neutralizowa on moc Xany. Ale teraz wszystko si zmieni o. Xana ju nie istnia ,
tata Aelity po wi ci
ycie, eby go pokona . Eksplozja nie mog a zatem by
spowodowana przez sztuczn inteligencj . Nic si nie sta o. Musi si uspokoi . Aelita
a kapcie i po cichu wysz a z pokoju. Posz a w stron automatu do kawy na
parterze. Musia a si napi czego ciep ego.
Jeremy wyobra
sobie czasami, e internat Kadic jest ogromnym, zwini tym w
bek zwierz ciem, oswojonym potworem z
onym z szaf i
ek, betonowych cian i
jarzeniówek. Czas w internacie mia ustalony rytm. Internat budzi si wcze nie,
zaczyna y wrzeszcze dzieci, które bieg y do azienki, wszyscy si ubierali, a potem szli
na lekcje. Na czas lekcji internat zapada w drzemk , a o ywia si ponownie po
po udniu. Na korytarzach by o s ycha wtedy krzyki i miechy. Jeremy siedzia w swoim
pokoju. S ysza , e potwór Kadic szykuje si do snu. Dochodzi y nieliczne g osy i kroki
uczniów szybko przemykaj cych korytarzem, eby nie wpa na patrol w postaci Jima
Moralesa. Ch opiec siedzia przed swoim starym komputerem, który zajmowa
dziewi dziesi t procent miejsca na biurku. Na pozosta ych dziesi ciu procentach sta
czony laptop. Na dwóch monitorach wy wietla si obraz Pustelni, domu ojca Aelity.
Przez chwil panowa spokój.
- Mo na? - zapyta kto z zewn trz.
Ulrich, nie czekaj c na odpowied , wszed szybko do rodka i zamkn za sob
drzwi.
- Jim ma jak obsesj - parskn zirytowany. - O ma o co mnie nie capn ...
- Co u Odda?
- Siedzi w pokoju i ogl da na DVD jaki zwariowany koncert. Jeszcze pi minut
takiej muzyki i g owa by mi p
a. A ty co robisz? Co si dzieje w Pustelni?
Jeremy pokaza mu monitory.
- Na razie spokój. Martwi si tylko, e trzeba b dzie czuwa ca noc. Trudno
ej tak siedzie .
Ulrich po
si na
ku przyjaciela i wzi pismo, które otwarte le
o na
poduszce. Od
je natychmiast.
- Fuj, protony. Jak mo esz czyta co takiego? W ka dym razie mog zosta dla
towarzystwa, je li chcesz. Odd b dzie jeszcze d ugo s ucha tego omotu.
- Co u Yumi?
By o to dziwne pytanie w ustach Jeremy’ego. Mi dzy nim, Ulrichem a Oddem
obowi zywa o milcz ce porozumienie. Mo na by o zerka za dziewczynami i rzuca
komentarze na temat naj adniejszych uczennic w Kadic, by o to nawet mile widziane. Ale
nigdy nie rozmawiali powa nie o dziewczynach, które by y dla nich naprawd wa ne, tak
jak Aelita dla Jeremy’ego, Yumi dla Ulricha i jaka kolejna przelotna fascynacja dla
Odda. Tym razem jednak Ulrich wygl da na zupe nie za amanego, a jego przyjaciel nie
umia si powstrzyma , eby nie zapyta .
- U Yumi wszystko dobrze, tak my
- burkn Ulrich. - Ostatnio ma o
rozmawiamy.
- Zauwa
em - powiedzia Jeremy. - Ale dlaczego?
Zazwyczaj Ulrich nie bywa rozmowny, ale tym razem mieli czas. Jeremy szybko
zauwa
, e Ulrich ma g ow zaprz tni
nieweso ymi my lami. Mo e potrzebowa si
komu zwierzy , wyrzuci co z siebie, a mo e us ysze m dr rad .
Tak w
nie by o. Co najdziwniejsze, Ulrich bardzo chcia mówi , a Jeremy
ucha . Wkrótce Jeremy dowiedzia si o sercowych problemach przyjaciela. O tym, co
Ulrich powiedzia Yumi, kiedy odmówi a opieki nad Kiwim, o tym, co ona mu
odpowiedzia a. O rzeczach, których nigdy nie potrafili sobie powiedzie .
- Paskudna historia - skomentowa na koniec. - Ale wydaje mi si , e mo esz
wszystko za atwi w prosty sposób.
miechn si , widz c, e Ulrich wznosi oczy do nieba. Wed ug niego pewne
sytuacje by y patowe. A nawet je li by o z nich wyj cie, to by o ono trudne. Jeremy
dobrze go zna .
- No i có to za sposób? S ucham - mrukn Ulrich sceptycznie.
Jeremy wzruszy ramionami i spojrza na pod og .
- Na przyk ad powiedzie jej prawd .
- To znaczy? - przyjaciel rzuci mu kose spojrzenie.
Jeremy westchn . Oto paradoks historii mi osnych. Je li to jest twoja historia i
jeste zaanga owany, zwykle kompletnie nie kapujesz, o co biega. Z zewn trz za
wszystko wydaje si jasne jak s
ce.
- To znaczy – wyja ni - e masz do udawania, e jeste cie tylko przyjació mi,
mimo e obydwoje wiecie, e to co wi cej. Ile to ju czasu min o?
Ulrich zmru
oczy.
- Od czego?
- Od kiedy Yumi powiedzia a ci, e woli, eby cie zostali tylko przyjació mi.
Ulrich podrapa si w g ow , próbuj c sobie przypomnie .
- Chyba ze sto lat.
- No w
nie. A w tym czasie nadal si w sobie buja... - Jeremy si zaczerwieni . -
Krótko mówi c, ci gn li cie to dalej. Teraz ty ju masz do tego udawania, ale nie masz
odwagi porozmawia .
Ulrich u miechn si nieweso o.
- M drala.
- Zobaczysz, e to proste - odrzek Jeremy, te si u miechaj c. - Wcale nie
trudniejsze od naprawy kwantowego superkomputera.
- Wi c musz pój z ni porozmawia . Przynajmniej eby przeprosi . eby
wyja ... Jeremy!
- Co jest?
- Popatrz na monitor! Co tam si dzieje?
Obydwaj przypadli do biurka. Na monitorze m czyzna w d ugim p aszczu
przeskoczy przez furtk Pustelni i szed w stron ganku.
- Co to za jeden? - spyta niepewnie Ulrich.
- Poczekaj, prze cz na drug kamer - powiedzia Jeremy.
Obraz si zmieni . Z kamery, któr Yumi umie ci a nad futryn , wida by o
intruza. M czyzna by bardzo m ody, mia ledwo widoczn bródk , piegowaty nos i
rude w osy.
- Nie wygl da gro nie, prawd powiedziawszy - powiedzia Ulrich, ale Jeremy go
nie s ucha .
Powi kszy obraz i skierowa na rudasa pozosta e trzy kamery, które by y w tej
okolicy.
- Widzisz? Nie dzwoni do drzwi. Zachowuje si podejrzanie.
To by a prawda. Rudy ch opak sprawdzi , czy nikogo nie ma, a potem poszed za
dom.
- Za nim, Jeremy, za nim!
- Staram si ! Powinienem by pomy le o samobie nych kamerach.
Na ekranie monitora widzieli, jak ch opak zatrzymuje si ko o ciany gara u,
dok adnie w miejscu, gdzie znale li lady, opiera si o cian i przez chwil stoi
nieruchomo z zamkni tymi oczami.
- Co on robi? - spyta Ulrich.
- Nie wiem - odpowiedzia Jeremy. - Ale si martwi .
- Ju sobie idzie. Patrz.
Ch opak poszed w kierunku furtki. Wyjrza na ulic , eby sprawdzi , czy nie ma
przechodniów, potem przeskoczy przez ogrodzenie i pobieg chodnikiem, wychodz c z
zasi gu kamer Jeremy’ego.
Le
a od kilku godzin w
ku, próbuj c zasn . Od czasu do czasu spogl da a
na spalony telewizor, który patrzy na ni gro nie z biurka. W ko cu zapad a w
niespokojn drzemk . Kiedy zadzwoni telefon, Aelita mia a wra enie, e wcale nie
spa a.
- Halo? Cze , Jeremy. Co si sta o? - spyta a po chwili.
- Tak, znale li my z Ulrichem intruza.
Aelita w panice podskoczy a na
ku.
- Co takiego?
- Spokojnie - uspokaja j Jeremy. - Ju sobie poszed . By tylko chwil i nie
wygl da na gro nego. Jaki ca kiem m ody gostek.
Aelita us ysza a, e Ulrich co mamrocze do Jeremy’ego. Po chwili Jeremy doda :
- Tak, racja. Wygl da na niezdar . W ka dym razie mieli my go ca y czas na
oku. I dalej kontrolujemy wszystko.
Aelita nie mog a si uspokoi , s ysz c, e kto w rodku nocy kr ci si po
ogrodzie Pustelni. Nawet je li tajemniczy facet by niezdar , to jego psy niemal e
rozszarpa y Kiwiego.
- Zaraz u ciebie b
- postanowi a w ko cu.
Jeremy my la nad tym chwil .
- Daj spokój, id spa . Ale chc , eby co dla mnie zrobi a. Wys
em ci MMS-a
ze zdj ciem tego ch opaka. Przyjrzyj mu si uwa nie i powiedz, czy go znasz.
- Mhm - przytakn a Aelita. - Zaraz oddzwoni .
Wiadomo przysz a w tym momencie. Dziewczynka otworzy a j i o ma o nie
zemdla a. To zdj cie... ten nos, te oczy, te piegi. Wydawa o jej si , e zna t twarz! Ale
wtedy... Zrobi o jej si s abo i musia a si na chwil po
. Potem wsta a, otworzy a
drzwi i pobieg a p dem do pokoju Jeremy’ego.
By g odny jak wilk.
Kiedy mia do wykonania misj , Grigory Nictapolus jad tylko tyle, eby
zachowa si y, ale nigdy do syta. Jedzenie os abia o czujno . Dopiero gdy misja by a
zako czona, szed do restauracji, w której serwowano grube befsztyki polane sosem
barbecue, i opycha si mi sem. W ten sposób wi towa .
Inspekcja w domu Della Robbiów, któr zrobi tego ranka, okaza a si owocna,
mimo e w
cicielka wróci a zbyt wcze nie. Nie ma si jednak czym przejmowa .
Zawsze zdarza si co nieprzewidzianego. Trzeba tylko umie sobie z tym radzi .
Ch opak, który zakrad si do Pustelni, pojawi si jak na zawo anie. Dzieciaki
my le , e jest on tym samym m czyzn , którego widzia Hiroki. Nikt nie b dzie
podejrzewa istnienia Grigory’ego.
Zerkaj c ci gle na kamery umieszczone w pokoju Aelity w Kadic, Grigory
otworzy archiwum wideo i cofn film o kilka minut. No w
nie. Obraz na komórce
dziewczynki by zbyt rozmyty, eby móg rozpozna twarz intruza. Ale w ogrodzie
Pustelni znajdowa y si równie kamery Grigory’ego, na których obraz by o wiele
wyra niejszy. Musi mie na oku tego ch opaczka w okularkach, Jeremy’ego. W jedno
popo udnie zbudowa instalacj alarmow o obwodzie zamkni tym, która by a o wiele
lepsza od wielu instalacji montowanych przez profesjonalne firmy. Sprz t Grigory’ego
by o wiele bardziej nowoczesny. Grigory nawet przez chwil nie pomy la , e dzieci
mog yby odkry jego mikropluskwy albo jego obecno w okolicy Pustelni.
Powi kszy na monitorze obraz piegowatego ch opaka i otworzy swoje cyfrowe
dossier. Wykorzystuj c jeden z programów, którymi pos ugiwa a si policja, rozpocz
poszukiwania na podstawie cech somatycznych twarzy ch opaka. Na zdj ciu pojawi si
ci g czerwonych kropeczek, odpowiadaj cych ko ciom jarzmowym, oczom, podstawie
nosa i ustom. Na drugiej po owie monitora zacz y przesuwa si coraz szybciej ró ne
zdj cia.
Po
chwili
komputer
wy wietli
komunikat:
NIE
ZNALEZIONO
PODOBIE STWA.
Grigory móg by pod czy si do archiwum francuskiej policji albo FBI, ale to
zaj oby du o czasu. Dlatego rozpocz nowe poszukiwanie w swoich wewn trznych
archiwach. Za zmienn przyj wiek. Je li w jego dossier jest zdj cie m odzie ca jako
dziecka, to teraz si pojawi. Tak, komputer móg to zrobi . Po dziesi ciu minutach
pojawi o si to, czego szuka . Podanie o przyj cie do Kadic z 1992 roku. Zdj cie do
legitymacji szkolnej, które by o za czone do podania, nie przypomina o zbytnio
odzie ca kr
cego si po Pustelni. Komputer jednak podawa , e podobie stwo
wynosi 98 procent. Praktycznie mia pewno .
Imi i nazwisko: Richard Dupuis. Piecz tka w g bi dossier. Zapisany do klasy D.
Klasa D... to co Grigory’emu mówi o. Potrzebowa jedynie pi ciu minut, eby
stwierdzi , co mianowicie. Zdj cie klasowe. Dzieci ustawione w rz dach. Po lewej stoi
odziutki Jim Morales. Po prawej profesor Franz Hopper. W pierwszym rz dzie kl czy
Aelita Hopper i u miecha si szeroko. Obok niej kuca ten ch opiec, Richard, ze swoj
charakterystyczn rud czupryn .
Grigory obserwowa Aelit na dwóch monitorach pod czonych do kamer.
Dziewczynka wróci a do pokoju i zasn a g boko. M czyzna wykrzywi szyderczo
usta:
- Naprawd go nie pami tasz, ma a? A powinna . Przez dwa lata chodzili cie do
tej samej klasy. Dwa lata to ca kiem do czasu, eby kogo zapami ta .
6
PU APKA, A MO E NAWET DWIE
W sto ówce podano fasol z mi sem po meksyka sku. Ulrich czu ci ar w
dku, troch z przejedzenia, troch z niepokoju.
- Mniam! - sapn Odd, klepi c si po brzuchu. - Tego w
nie potrzebowa em.
- Mog
sobie darowa trzeci dok adk - zauwa
Ulrich, rozgl daj c si
dooko a w poszukiwaniu Yumi.
- Trzeba uczci okazj , kiedy kucharka nie gotuje tego niesmacznego zdrowego
arcia! A do tego mamy teraz dwie godziny plastyki. Po fasoli lepiej b dzie mi si spa o.
- Sorry, Odd, musz spada - uci krótko Ulrich, zostawiaj c przyjaciela.
Zobaczy z okna, e przez park idzie Yumi w towarzystwie kole anek. Mo e to
nie by najlepszy moment na rozmow , ale po tym, co mu tamtego wieczoru powiedzia
Jeremy, nie móg ju czeka . Dogoni j biegiem.
- Yumi! Masz mo e sekundk ?
Kole anki zacz y si
mia . Wed ug nich by o to zabawne, e taka twardzielka
jak Yumi koleguje si z m odszym ch opakiem. Yumi spiorunowa a je wzrokiem.
- Na razie! - po egna a je, ale potem, gdy tylko zosta a sama z Ulrichem, rzuci a
niecierpliwie:
- O co chodzi? Za minut musz i .
Zawstydzony ch opiec podrapa si w szyj . Mia wra enie, e T-shirt zacisn
mu si wokó gard a. Brakowa o mu tchu. Odezwa a si fasola w jego brzuchu.
- Co, j zyk ci uci li? - ci gn a zirytowana Yumi.
- Mnie..., no, wi c. W
nie.
- Gratulacje, pi kna mowa. D ugo nad ni pracowa
? - rzek a Yumi z
politowaniem. Ale teraz si u miecha a.
Ulrich spróbowa raz jeszcze:
- Ostatnio nie by em dla ciebie zbyt mi y, Yumi.
- Powiedz to g
no.
- Tylko e... W
nie. No. Ale chcia em przeprosi . By em niemi y - ci gn .
- Tak.
- le wychowany.
- To te .
Nie u atwia a mu zadania. A teraz by a kolej na najtrudniejsz cz
mowy:
„Yumi, ty i ja nie jeste my tylko przyjació mi. Wiesz o tym. Chcesz... co chcesz? Chcesz.
Kropka. Yumi...”.
- Przykro mi, Yumi. Przepraszam. No, tak.
Wyci gn a palce i musn a mu policzek, który zaczerwieni si od tego
delikatnego dotyku.
- Nic si nie sta o. Ja te jestem troch nerwowa. Udawajmy, e nic si nie sta o,
okej?
Potem chcia a odej , ale Ulrich j zatrzyma .
- Czekaj, ja jeszcze nie sko czy em.
„Yumi, ty i ja nie jeste my tylko przyjació mi”. Odwagi, to tylko jedno zdanie,
czego tu si ba ?
W tym w
nie momencie podesz a do nich Sissi Delmas w towarzystwie swoich
nieod cznych adoratorów, Hervégo i Nicolasa. mia o obj a Ulricha za szyj i
przytuli a si do niego. Potem zlustrowa a Yumi od stóp do g ów.
- Ojej, jak masz ponur min ! Nie powinna
le si obchodzi z naszym
Ulrichem. Wiesz, jest bardzo wra liwy. Potrzebuje dziewczyny, która go zrozumie, która
si nim zaopiekuje...
- Sissi! - wrzasn Ulrich, naprawd w ciek y. - Rozmawia em z Yumi!
- Fajnie, ale wiesz, ja ju musz i na lekcj - sp awi a go Yumi.
Ulrich próbowa zaprotestowa i co doda , ale Sissi wzi a go za r
.
- Hervé, Nicolas, id cie przodem. Zaraz was dogoni . Ulrich, co ty na to,
eby my si razem pouczyli dzi po po udniu? Musimy powtórzy sobie biologi , a ty
jeste z niej taki dobry!
- Nigdy nie mia em nawet dostatecznego z biologii! - wybuchn Ulrich. - Je li
potrzebujesz pomocy, id do Jeremy’ego!
Yumi wzruszy a ramionami, pomacha a r
na po egnanie i u miechn a si
lekko do Ulricha. Ch opiec sta w miejscu, patrz c na jej d ugie czarne w osy. Sissi
uszczypn a go w policzek.
- Patrz, jeste my sami.
Mo e to by a wina fasolki, ale ch opiec poczu , e ma ci ni ty
dek.
Pan Chardin za
r ce za plecy, przechadza si mi dzy awkami i g
no
narzeka na kino, uj cia i tajemnicz rzecz zwan découpage. Aelita westchn a. Dzisiaj
po po udniu reszta paczki pójdzie do fabryki, eby przygotowa pu apk na intruza z
Pustelni. Ona zostanie, bo obieca a Tamii, e pomo e jej z audio do filmu. Tamiya i
Milly by y redaktorkami szkolnej gazetki. Kr ci y filmy wideo, które by y umieszczane
na stronie internetowej gazetki. Dziewczynki m czy y Aelit od dawna. Nikt poza Sissi
nie mia odwagi im odmówi . Kiedy zadzwoni dzwonek, podesz a do Odda.
- Co robisz, idziesz z reszt ?
- Idzie ze mn - burkn Jim Morales, pojawiaj c si w drzwiach klasy. - Za kar
dyrektor zleci mu troch prac spo ecznych. Pomo e mi porz dkowa sal gimnastyczn .
Odd przewróci oczami.
- Cze pracy, stary! - rzuci przechodz cy obok Ulrich. - Do zobaczenia na
kolacji.
Jeremy i Ulrich po egnali Aelit , któr zaraz porwa a Tamiya. M oda
dziennikarka z tysi cem cienkich warkoczyków zebranych w kucyk z czego si
mia a.
Aelita nie mia a poj cia, dlaczego Tamii jest tak weso o, ale te próbowa a si
mia ...
eby nie p aka .
- Baw si dobrze! - krzykn Ulrich, machaj c r
.
- Jeste bez serca - parskn Jeremy.
Ch opcy poszli przez park Kadic w stron opuszczonej fabryki. Budowla
znajdowa a si niedaleko gimnazjum. Zajmowa a ca wysepk na rzece, nad któr by
przerzucony stary most. Po zamkni ciu fabryki ulica, która prowadzi a do mostu, zosta a
przegrodzona. Obecnie mo na by o si tam dosta na trzy sposoby. Wszystkie drogi
prowadzi y pod ziemi : z Pustelni przez d ugi tunel zaprojektowany i zbudowany przez
Franza Hoppera, z kot owni w szkole Kadic albo z w azu w parku. Ch opcy wybrali, jak
zwykle, w az. Okropnie tam cuchn o, ale kana by najbezpieczniejszym przej ciem, bo
nikt ich nie móg zobaczy . Razem rozgarn li nieg, podnie li ci ki elazny kr g i
weszli do kana u, zamykaj c za sob klap . Zeszli po w skiej pionowej drabinie,
trzymaj c si uchwytów umocowanych w betonie. Przed zej ciem do cuchn cych
cieków ostatni raz zrobili g boki wdech. Na pokrywie w azu i u do u drabiny by
dziwny symbol i tajemniczy napis: Green Phoenix. Zielony Feniks. Jeremy nigdy nie
zrozumia jego znaczenia. Gdy doszli do poziomego kana u, Jeremy z apa swoj
hulajnog , a Ulrich jedn z deskorolek opartych o cian . Smród by tak silny, e prawie
parali owa . Z tego powodu przynie li tu te rodki transportu - dzi ki nim mogli szybciej
opu ci to wstr tne przej cie. Jechali a do drabinki prowadz cej do góry i wreszcie
wyszli na most.
- Uff - sapn Ulrich, kiedy znowu znale li si na wie ym powietrzu. -
Powiniene wymy li superdezodorant do kana ów. Jest coraz gorzej.
- Perfumowane cieki? To dopiero by by o podejrzane, nie?
Most podtrzymywa y dwie wysokie, zardzewia e, elazne kolumny, od których
odchodzi y wielkie kable. Jeremy’emu przypomina on troch zmniejszony i zaniedbany
most Brookli ski. Weszli do fabryki i zjechali na parter po starych linach zawieszonych u
sufitu. Betonowa hala by a ogromna, z belkami i kwadratowymi oknami o powybijanych
szybach.
Ch opcy weszli do windy. Przypomina a ona kontener. Zje
a na dó , kiedy
wcisn si guzik wielkiego, dyndaj cego przy ciance pilota.
- Jest co wspomina , nie? - wymamrota Ulrich.
Jeremy nie odpowiedzia . Od czasu, gdy odkry , e istnieje przej cie z Kadic do
starej, opuszczonej fabryki, przebywali t drog wiele razy. Zawsze si
pieszyli i zawsze
my leli o walce z potworami albo o ratowaniu przyjació .
Wiele razy znajdowali si w niebezpiecze stwie, czasami nawet bardzo du ym.
Ale to by a tak e ich wspania a przygoda. Od czasu gdy wszystko si sko czy o i
superkomputer zosta wy czony, Jeremy mia wra enie, jakby w ich yciu czego
brakowa o. Na parterze znajdowa o si ogromne laboratorium komputerowe o wietlone
abym zielonkawym wiat em. Na rodku sali sta o co w rodzaju metalowego ko a,
które wystawa o trzydzie ci centymetrów ponad poziom pod ogi. By to rzutnik
holograficzny, który pozwala Jeremy’emu obserwowa , co inne dzieci robi y w Lyoko, i
analizowa ich po
enie wzgl dem potworów. Przed rzutnikiem sta obracany fotel z
konsolami sterowania. Obok znajdowa y si monitory i klawiatura podtrzymywane przez
mechaniczne rami .
Ch opiec nie zwróci uwagi na wy czony i porzucony superkomputer. Otworzy
drzwi do schowka, w którym by o wszystkiego po trochu. Zacz wybiera metalowe
siatki i cz ci do automatyki, schematy i kable.
Ulrich przykucn obok i zacz grzeba w tych rupieciach.
- Nie jest ci przykro? - spyta .
- Czemu? - Jeremy spojrza na niego pytaj co.
- e wy czy
superkomputer.
Jeremy westchn i poczu , e pod grubymi szk ami okularów szczypi go oczy.
- Staram si o tym nie my le . O tych wszystkich nocach, które sp dzi em tu, na
dole, kiedy chcia em zmaterializowa Aelit w naszym wiecie. I o wszystkich
momentach, kiedy próbowa em pomóc wam w Lyoko...
Na parterze znajdowa o si ogromne laboratorium komputerowe o wietlone
abym zielonkawym wiat em. Na rodku sali sta o co w rodzaju metalowego ko a,
które wystawa o trzydzie ci centymetrów ponad poziom pod ogi. By to rzutnik
holograficzny, który pozwala Jeremy’emu obserwowa , co inne dzieci robi y w Lyoko, i
analizowa ich po
enie wzgl dem potworów. Przed rzutnikiem sta obracany fotel z
konsolami sterowania. Obok znajdowa y si monitory i klawiatura podtrzymywane przez
mechaniczne rami .
Ch opiec nie zwróci uwagi na wy czony i porzucony superkomputer. Otworzy
drzwi do schowka, w którym by o wszystkiego po trochu. Zacz wybiera metalowe
siatki i cz ci do automatyki, schematy i kable.
Ulrich przykucn obok i zacz grzeba w tych rupieciach.
- Nie jest ci przykro? - spyta .
- Czemu? - Jeremy spojrza na niego pytaj co.
- e wy czy
superkomputer.
Jeremy westchn i poczu , e pod grubymi szk ami okularów szczypi go oczy.
- Staram si o tym nie my le . O tych wszystkich nocach, które sp dzi em tu, na
dole, kiedy chcia em zmaterializowa Aelit w naszym wiecie. I o wszystkich
momentach, kiedy próbowa em pomóc wam w Lyoko...
- Pewnie. Ty by
mózgiem, a my uzbrojonymi r koma!
Ulrich wsta i uda , e zadaje ci cia kung-fu niewidzialnym mieczem. Jeremy
pami ta wszystko, jakby to by o wczoraj: Ulricha jako wojownika, jego
charakterystyczne ci cia, rywalizacj z Oddem i Yumi o to, kto zabije najwi cej
potworów.
- Mia em wra enie, e po wy czeniu superkomputera umar a jaka cz stka mnie
- doko czy . - Ale nie mogli my zrobi inaczej. By o zbyt niebezpiecznie.
- Od dawna ju nie jest potrzebny...
Jeremy na chwil przypomnia sobie popo udnie poprzedniego dnia, kiedy
wybuch y lampki w jego pokoju. Mimo to zmusi si , aby dopowiedzie :
- No w
nie. Od kiedy Xana... nie yje.
Ale z jakiego powodu powiedzia to dr cym g osem.
Odd by tego wieczoru sam w pokoju. Przez Jima bola y go plecy. Wuefista kaza
mu przenosi sztangi z jednego k ta schowka w drugi. Co trzydzie ci sekund zmienia
zdanie, w jaki sposób je u
. Odd czeka kolacji jak wybawienia. Strasznie chcia
porozmawia z przyjació mi. Tymczasem tu przed pój ciem do sto ówki dosta SMS od
Uricha: Dzi w nocy zastawiamy pu apk . Zjemy w Pustelni. Pa. Krótko mówi c, Odd
by zm czony i za amany. Gdyby tylko mia troch wi cej si y, uciek by do opuszczonej
willi, do przyjació albo poszed by do domu Yumi, eby przywita si ze swoim Kiwim.
Ale z trudem móg podnie nawet palec, eby zmieni kana w telewizji.
„No i co ja b
robi przez ca y wieczór”, martwi si .
W tym momencie zauwa
seri p yt DVD na
ku Ulricha. By y cz ciowo
przykryte kocem. Czy by o na nich co ciekawego? Wsta , nie zwracaj c uwagi na
obola e nogi, i wzi do r ki DVD. Jeremy podpisa je: Monitorowanie Pustelni 1, 2, 3...
By y to filmy wideo nakr cone przez kamery zamontowane wokó willi
poprzedniej nocy. Nie by to film akcji, ale Odd przynajmniej b dzie móg zobaczy
twarz tego nieuchwytnego tajemniczego ch opaka. Mo e Ulrich i Jeremy nie zauwa yli
czego , a on to dostrze e? Wyobrazi sobie, e ma na sobie ciemny garnitur w stylu
Jamesa Bonda, czerwon ró
w butonierce i szczerzy z by w u miechu. Przed nim, na
ziemi le eli jego przyjaciele, których bohatersko uratowa w ostatniej chwili. Eva
obejmowa a go, nie mog c si ju oprze jego czarowi...
pierwsz p yt do odtwarzacza i wcisn start, a potem wyci gn si na
ku. By y to tylko widoki ogrodu ko o willi. Ale rozrywka! Zacz szybciej przewija ,
potem w
drug p yt . Trzeci p yt . I zasn .
Zapach wie ych owoców, s odki jak wata cukrowa. Delikatna wo ró .
- Kochanie... - szepn Odd przez sen.
Obudzi go perlisty, s odki i bardzo kobiecy miech.
Odd pomy la , e jeszcze pi.
Kilka centymetrów nad swoj twarz zobaczy nachylon Ev . By a ubrana w
bia koszulk i jaskraw , kolorow spódnic . Na w osach mia a przepask . By a pi kna.
Nie, o wiele wi cej ni pi kna: boska, anielska, tak cudowna, e Odda co
cisn o za
gard o i zacz si poci .
- Przepraszam, e ci przeszkodzi am - powiedzia a dziewczynka tym swoim
bajecznym akcentem. - Puka am, ale nikt nie odpowiada . A s ysza am, e gra telewizor,
a wi c kto jest w pokoju.
Eva puka a do jego pokoju? Eva go szuka a? Och, marzenie stawa o si
rzeczywisto ci !
- Bardzo s usznie! - wykrzykn Odd, siadaj c szybko. Przetar oczy palcami. -
Siadaj, gdzie chcesz.
Dziewczynka zacz a chodzi po pokoju. Otworzy a i zamkn a szaf ,
zlustrowa a biurko, obejrza a ksi ki i p yty. Odd obserwowa j w zachwycie. Ale ona
jest wyluzowana!
- Wiesz, u mnie w domu jest tak nudno - powiedzia a Eva. - Starzy poszli ju
spa .
- Aha, rozumiem ci dobrze! - zgodzi si Odd.
Od snu, zmieszania i blisko ci Evy kr ci o mu si w g owie. No i czy jemu co si
przywidzia o, czy te ona zajrza a równie pod
ko Ulricha?
- Hm, ale wiesz, e nie powinno ci tu by , prawda? - wymamrota nie mia o. -
Dziewczynki maj zakaz wchodzenia do pokojów ch opców po kolacji...
- Dopóki mnie nie z api , nie ma problemu - parskn a g
no Eva.
Oddowi to w zupe no ci wystarczy o.
Nocna zasadzka bywa rzecz bardzo nudn . Jeremy pracowa przez ca e
popo udnie, eby przygotowa swoj pu apk , a teraz by wyko czony. Poza tym
poprzedniej nocy te prawie nie spa , bo chcia mie Pustelni na oku.
Aelita i Yumi zamówi y kilka pizz. Zjedli je w salonie, jednym okiem patrz c w
laptop Jeremy’ego, a drugim na film w telewizji.
- Jeremy, jeste pewien, e tej nocy ch opak wróci? - spyta Ulrich.
- To bardzo prawdopodobne. Hiroki widzia go przedwczoraj wieczorem, jak
wychodzi z Pustelni. A wczoraj wróci . Nie wiem, co planuje. Na pewno jeszcze nie
zrobi tego, co chcia , skoro rozgl da si dooko a, a potem zwia . A wi c dzi wieczór
si pojawi.
Wszyscy przestali prze uwa pizz . Aelita szepn a:
- Nie mog si uspokoi ...
Jeremy spróbowa mówi bardziej artobliwym tonem.
- A powinna ! Teraz na trawniku wokó Pustelni s trzy automatyczne siatki.
Zamocowa em aktywuj ce je czujniki laserowe. Mo emy tak e uaktywni siatki st d,
je li zobaczymy ch opaka w kamerach. Nie mo e nam uciec.
- Mo e przyj od ty u - zasugerowa Ulrich.
- Przej przez mur i siatk ? Zbyt skomplikowane. Wczoraj wszed furtk od
frontu, dzi zrobi tak samo. W ka dym razie tam te mamy kamery. Nie ma jak uciec.
Natomiast wy mo ecie zrobi dla mnie jedn rzecz.
Przyjaciele spojrzeli na niego pytaj co, gotowi do pomocy.
- Poda mi drugi kawa ek pizzy. Umieram z g odu.
Odd nie wiedzia ju , co my le . Eva nie tylko by a najpi kniejsz dziewczyn ,
jak widzia , lecz tak e najbardziej sympatyczn i inteligentn . Rozmawiali chyba z
godzin . Nawet tego nie zauwa yli. Ani na chwil nie pojawi o si mi dzy nimi uczucie
skr powania.
Eva spyta a go, czy lubi fotografi , a on przytakn . Uwielbia zdj cia
piosenkarzy w pisemkach muzycznych, wi c uzna , e nie k amie. Ona by a za to
prawdziw profesjonalistk . Pokaza a mu kilka zapieraj cych dech w piersiach fotek z
Ameryki. Opowiedzia a mu mnóstwo rzeczy o regulacji obiektywów i programach do
obróbki zdj . Ca y czas siedzia a obok niego. Widzia jej pi kne nogi, za
one jedna na
drug . Kilka razy musn a mu r
w czasie rozmowy.
- Nie mo esz tu zosta i si przespa ? - spyta odwa nie Odd, kiedy Eva zacz a
wstawa .
Musia o mu odbi . Je li dyro by go z apa , na mur-beton by go wyrzucili ze
szko y.
Dziewczynka u miechn a si lekko.
- By oby to niestosowne, Odd. Ale bardzo bym chcia a. Mo e którego wieczoru
zostaniesz u mnie? Moi starzy wyje
aj cz sto s
bowo. Znasz mój adres? Zostawi
ci te mój telefon.
Odd by tak poruszony, e zdo
tylko kiwn g ow .
Eva za mia a si rozbawiona i wyj a z torebki flamaster. Wzi a go za r
i
napisa a mu na d oni adres i numer komórki.
- No, masz. Dzi ki za wspólny wieczór, Odd. By o mi naprawd mi o.
Odd zaczerwieni si jak burak.
- Mnie... te . Nie b
my tej r ki, przysi gam.
Eva zachichota a. Potem, niespodziewanie, kiedy Odd patrzy na ni z
zachwytem, podesz a do niego i poca owa a go. Poca owa a go w usta. W g owie Odda
nast pi o zwarcie. Kiedy zda sobie spraw z tego, co si zdarzy o, Eva zd
a ju
wyj .
- Fantastyczna laska... - wymamrota oszo omiony. Tymczasem telewizor w jego
pokoju dalej wy wietla wideo z Pustelni nakr cone poprzedniego wieczoru przez
Jeremy’ego i Ulricha. Nagle Odd zauwa
, e na filmie jest co bardzo, bardzo
dziwnego. Co , czego nikt jeszcze nie dostrzeg .
7
PRZES UCHANIE
Monitor komputera zacz miga .
ALARM. WYKRYTO INTRUZA.
- Zamknijcie si ! - krzykn Jeremy, stukaj c w klawiatur laptopa. - Mo e ju go
mamy!
Aelita wy czy a telewizor, a Ulrich kopn na bok puste opakowania po pizzach.
Dzieci st oczy y si wokó komputera, na którym wida by o chudego cz owieka
ubranego w d ugi, szary prochowiec, taki jakiego w filmach u ywaj szpiedzy albo
przest pcy:
- Aha! - wykrzykn tryumfalnie Jeremy. - Wszed , przeskakuj c g ówn bram ,
dok adnie tak, jak mówi em!
- Ale nie ma psów. A przecie psy pogryz y Kiwiego - przypomnia a wstrz ni ta
Yumi.
Jeremy wzruszy ramionami.
- Zostawi je w domu. Wczoraj wieczór te ich nie mia . W ka dym razie wkrótce
dziemy mogli go sami o to zapyta .
czy zoom kamery i powi kszy twarz intruza na ca y monitor. By to ten sam
rudy ch opak. Mia podkr one, pó przymkni te oczy. Wygl da na chorego. Na widok
tej twarzy Aelicie zakr ci o si w g owie. Ju gdzie tego ch opaka widzia a. Bardzo
dawno temu. Ale nie umia a sobie przypomnie , kto to jest.
- Co robimy, Jeremy? - spyta Ulrich, przerywaj c jej rozmy lania.
- Przygotujcie wszystko. Uruchomi pu apk , jak ten gostek wejdzie mi w zasi g.
Ulrich skoczy do kuchni, gdzie zostawili pud o z materia ami do przes uchania.
Podniós je bez trudu i zaniós do salonu, a potem zacz rozdawa materia y swoim
przyjacio om.
- Nic z tego! - westchn Jeremy. - Dlaczego on si nie rusza? Dlaczego nie idzie
w stron ganku albo gara u?
- Mog wyj - zaproponowa Ulrich - i zwabi go w stron naszej pu apki.
- To zbyt niebezpieczne! - powstrzyma a go Yumi. - Mo e by uzbrojony.
Jeremy uspokoi ich.
- Nie trzeba, wreszcie si ruszy .
Pierwszy krok. Drugi. Ch opak na monitorze wygl da na niezdecydowanego.
Podszed w stron ganku, tak jakby chcia zadzwoni do drzwi, potem zawróci i poszed
w lewo, w stron gara u, krocz c niepewnie po zamarzni tym niegu.
Jeremy prze czy obraz na drug kamer , umieszczon dok adnie nad pu apk .
Ch opak tylko przejdzie pod ni i... trach! Przygotowa j tak, aby mog a przesuwa si w
zale no ci od ruchów kamery.
Jeszcze kilka kroków...
Na monitorze wida by o twarz ch opaka i nak adaj
si na ni sie linii. Cel.
Oczy ch opaka, teraz szeroko otwarte, b yszcza y w ciemno ci. Wszyscy wstrzymali
oddech. Palec Jeremy’ego przesun si na przycisk START. Czas jakby stan w
miejscu, nawet li cie przesta y si porusza . Ch opak szed ostro nie w stron
ciany
gara u.
Jeremy przygryz doln warg i wcisn przycisk.
Pu apka si uruchomi a.
Siedz cy w pokoju Odd zatrzyma obraz na ekranie i cofn o kilka klatek. Tak, tu
co jest. Jeremy i Ulrich sp dzili ca noc na pogaduszkach i mogli tego nie zauwa
.
Wzi komórk i spróbowa zadzwoni do Jeremy’ego: Abonent chwilowo niedost pny.
Spróbowa zadzwoni do Ulricha. To samo. Poczu , e ogarnia go niepokój.
Zerwa si na nogi i wyci gn spod
ka wielkie kartonowe pud o, w którym
znajdowa si laptop. Dosta go od rodziców. Jeremy przez kilka godzin instalowa na
nim wszystkie mo liwe programy, ale Odd u
go tylko kilka razy, eby pos ucha
piosenek na MP3. Nie kr ci a go technologia.
Czeka niecierpliwie, a urz dzenie si w czy (dlaczego to tyle trwa?), potem
DVD i uruchomi program do obróbki wideo.
Co Eva mówi a o zdj ciach? Ach, tak. Kontrast, jasno . I krzywizny. Bawi si
troch programem, a znalaz funkcje, o których opowiada a. By to rodzaj wykresu,
który stanowi
wiartk ko a. Odd zobaczy , e ruszaj c myszk , mo e przesuwa ,
deformowa i zmienia t krzyw ... tylko nie za bardzo wiedzia , jak. Raz obrazek stawa
si ja niejszy, potem ciemnia . Pojawia y si zwariowane kolory. Ale by a to w
ciwa
funkcja.
Zacz gor czkowo pracowa . By skupiony, wzrok utkwi w tej jednej klatce na
DVD. W pewnym okre lonym miejscu, mi dzy drzewami, piksele uk ada y si dziwnie -
tak, jakby co tam zosta o wymazane.
- Cholera! - sykn . Przesadzi z krzyw i obrazek zmieni si w groch z kapust o
nierealnych kolorach. Anulowa dzia anie i zacz od pocz tku. O w
nie. Zarysy mocno
umi nionego m czyzny o szerokich barach i w skiej talii. U jego stóp le
o co , czego
nie by o dobrze wida .
Odd zapisa kopi obrazka, przesun DVD o kilka klatek i powtórzy procedur .
Tym razem m
czyzna by widoczny z profilu, na plecach mia wielki plecak. Na
wysoko ci jego pasa wida by o...
- Co to jest, u diab a? - krzykn wstrz ni ty Odd. - Kucyki? Cielaki?
Oczywi cie ani jedno, ani drugie. To by y psy. Dwa wielkie, agresywnie
wygl daj ce psy. By y bez smyczy i obw chiwa y ziemi u stóp m czyzny. Oddowi
przemkn y przez g ow dwie my li. Po pierwsze: ten m czyzna mia dwa psy, a Kiwi
zosta pogryziony przez dwa psy. Zatem ch opak, którego Jeremy i ca a reszta chcieli
apa , by niewinny. Polowali na niew
ciw osob . Po drugie: m czyzna z psami
zdo
wykasowa z DVD swój obraz. Móg mie tak wyrafinowany sprz t, e zak óca
kamery Jeremy’ego. Zatem by kim bardzo niebezpiecznym. A co gorsza, jego
przyjaciele nie mieli o tym poj cia. Odd zerwa si na nogi, z apa kurtk i komórk i
wybieg ze swego pokoju. Nawet nie pomy la , eby wy czy komputer.
Ogród wygl da jak puszcza przysypana niegiem.
„Profesor Hopper móg by odgarn
nieg ze cie ek”, my la sobie Richard
Dupuis. Opar si o drzewo i podniós stop , eby poprawi mokr we nian skarpetk ,
która zsun a si w g b buta i go uwiera a. Potem rozejrza si dooko a. Oto ju po raz
drugi zakrada si do ogrodu ko o Pustelni. Zaczyna si zachowywa jak wariat. Tak
naprawd to chcia by zadzwoni do drzwi, cho raczej nie tak, jak teraz, w rodku nocy, i
powiedzie : „Dzie dobry, panie profesorze. Jestem Richard Dupuis”. Wyobrazi sobie
powa
twarz otoczon ciemn brod i okulary o b yszcz cych szk ach, które
przes ania y oczy profesora. Nie, tak si nie da. Nie mo e podej do profesora tak po
prostu, bezpo rednio. No i czy Hopper jeszcze tu mieszka? Richard pami ta nag ówki
gazet sprzed wielu lat: Profesor z Kadic znika razem z córk ...
Oczywi cie, e wróci . W przeciwnym wypadku dlaczego...
Rozmy laj c w skupieniu, Richard podszed do gara u. Zamierza okr
dom,
zobaczy , czy pali si w nim wiat o. A potem... tym razem zdob dzie si na odwag i
zadzwoni do drzwi.
Nagle us ysza szum. By o to co w rodzaju silnego podmuchu, który rozwia mu
osy na g owie. A potem us ysza odg os zwalnianego cyngla, albo raczej strza u. To, co
zdarzy o si potem, by o jak atak niewidzialnych. Co uderzy o go w plecy i powali o na
nieg. Przestraszony ch opak próbowa si zerwa , ale by ju opl tany czym w rodzaju
metalowej siatki.
Napr
nogi, eby si wyprostowa , ale siatka si poruszy a i przycisn a go do
ziemi. Richard poczu skurcz mi ni - by o to pora enie pr dem. Straci przytomno .
Kiedy otworzy oczy, przez chwil my la , e jest na pany albo zwariowa . By nadal
uwi ziony w metalowej siatce. Nie znajdowa si ju jednak w ogrodzie, ale w ciemnym
pokoju o betonowej pod odze. wiat o dochodzi o jedynie ze szczeliny pod drzwiami w
bi. Wida by o troch pude walaj cych si w nie adzie ko o ciany. Wygl da y, jakby
czeka y na przeprowadzk , która nigdy si nie odby a. Stopniowo, w miar jak oczy
Richarda przyzwyczaja y si do ciemno ci, zacz dostrzega cztery postacie, które
siedzia y w pó kolu kilka kroków od niego. Wygl da y na osoby niskiego wzrostu, mo e
kar y. Znajdowa y si w mroku i nie by o wida ich twarzy. Richard potrz sn g ow :
Co si dzieje? Czy to sen? Koszmar? Dziwny film, z którego nic nie da si zrozumie ?
- Jak si nazywasz? - zapyta a pierwsza posta od lewej. Mia a g boki i dono ny
os, który brzmia do gro nie.
- R-Richard. Richard Dupuis - wyj ka .
- Dlaczego by
w ogrodzie? - ci gn g os.
Richard milcza przez chwil . Móg by sk ama , ale w gruncie rzeczy po co?
Lepiej opowiedzie wszystko, jak by o. I tak nie mia nic do ukrycia.
- Szuka em profesora Hoppera - odpowiedzia .
- To do dziwny sposób, eby kogo szuka - rzek a posta .
- Wiem, e profesor znikn ponad dziesi lat temu.
- Zna
Hoppera? - zapyta go inny g os. Brzmia jak g os jednego aktora z
telewizji, ale Richard nie umia sobie nigdy przypomnie jego imienia.
Ch opak przytakn , na wszelki wypadek mrugaj c jeszcze znacz co, eby da
osobom siedz cym wokó niego wyra niejszy znak potwierdzenia.
- Tak. Wiele lat temu. Zanim znikn , by em jego uczniem w gimnazjum Kadic.
Chodzi em do klasy z jego córk . Mia a na imi Aelita.
Jedna z postaci gwa townie si poruszy a.
Richard podrapa si w czo o. Wszystko to by o absurdalne i zaczyna si troch
ba . Ale te dziwne karze ki nie wygl da y na szczególnie gro ne.
Ci gn dalej:
- Mia em nadziej , e spotkam Aelit , bo ona mog aby mi wyt umaczy ,
dlaczego... Nie, nie mog mówi , jak trzeba, kiedy jestem zwi zany! Musz co wyj ,
pokaza wam.
Dziwaczna posta przed nim powalczy a z czym . Oczka siatki, w której by
uwi ziony, rozlu ni y si , daj c mu troch przestrzeni i pozwalaj c mu si poruszy .
Richard poszpera po omacku w prochowcu i wyci gn z niego palmtop. Monitor by
niewiele wi kszy od kartki pocztowej. Richard w czy go i na wy wietlaczu pojawi a si
seria liter i cyfr ró nego rodzaju. Stopniowo wype ni y one ca y ekran. Po kilku
sekundach wszystko znikn o z monitora, a potem od nowa zacz y si pojawia litery i
cyfry.
- Zacz o si to dziesi dni temu - wyja ni Richard. - Na pocz tku my la em, e
apa em wirusa, ale potem zrozumia em, e profesor Hopper ma z tym co wspólnego.
Tak przynajmniej s dz .
- Dlaczego w
nie Hopper? - spyta g os.
Richard wysun do przodu miniekran palmtopa. Ci g liter, wielkich i ma ych,
oraz cyfr uk ada si w niezrozumia y kod... Jedynie pierwszych sze wielkich liter w
ka dym wierszu mia o sens: AELITA.
Na korytarzu wieci y si bia e jarzeniówki. Odd bieg korytarzem na z amanie
karku, próbuj c dodzwoni si do któregokolwiek z przyjació : Ulricha, Yumi, Aelity
albo Jeremy’ego. Wszystkie trzy komórki by y wy czone. Musi do nich jak najszybciej
dotrze .
- A ty dok d? - zapyta Jim, wyskakuj c zza kolumny.
- Sorry, Jimbo, nie mam czasu! – odpowiedzia ch opiec, staraj c si wymin
Jima i dalej biec w stron drzwi.
Ale chocia przebiera nogami, wcale nie posuwa si do przodu. Wuefista
podniós go za ramiona.
- Na co nie masz czasu? Czy musz ci przypomina , e masz szlaban?
Trzymaj c go ci gle w górze, Jim zakr ci nim jak workiem kartofli i popatrzy
mu w oczy.
- No wi c?
Odd stara si my le , mimo e by zdenerwowany. Nie mo e powiedzie Jimowi,
e jego przyjaciele s w Pustelni. Zostaliby wyrzuceni ze szko y za opuszczenie internatu
w rodku nocy. Ale móg jednak co zrobi .
- Okej, ale postaw mnie na ziemi.
Gdy tylko dotkn stopami ziemi, pogna przed siebie jak zaj c. W biegu
wyci gn komórk i wstuka numer Evy Skinner, który mia napisany okr
ymi literami
na r ce.
- Eva, to ja, Odd. Przepraszam, ale potrzebuj pomocy. Kojarzysz Pustelni ?
Zniszczon will za Kadic przy ulicy... w
nie.
Obejrza si . Jim by tu za nim. Odd zawróci i pobieg w dó schodów w stron
cz ci dla dziewczynek.
- Nie mam czasu na wyja nienia. Id tam, zadzwo dzwonkiem trzy razy krótko i
raz d ugo. Musisz im powiedzie , e rudy ch opak to nie ten, którego szukamy. To
ca kiem inny facet. Chudy, ale umi niony. Z dwoma psami. Jak dobrze obejrz wideo,
to go znajd .
Dziewczynka powtórzy a w skrócie otrzymane instrukcje. Mimo pó nej godziny
jej g os nie brzmia sennie.
- Super - potwierdzi Odd. - To bardzo wa ne. Dzi ki.
Potem skr ci do pierwszego pokoju, na który trafi . Przypadek chcia , e by to
akurat pokój Sissi Delmas. Dziewczynka, widz c Odda i Jima tu ko o swojego
ka,
wrzasn a tak, e ca y Kadic si obudzi .
Zostawili Richarda w gara u i poszli do kuchni, eby si naradzi , co robi .
Krótkie poszukiwanie w komputerze Jeremy’ego wykaza o, e naprawd istnia Richard
Dupuis, który chodzi do klasy z Aelit Hopper.
- Ale ty go nie pami tasz, prawda?
- Nie. Ale ta twarz jest mi znana. W ka dym razie... uwolnimy go, co nie? W
ko cu nie zrobi nic z ego.
Jeremy nie by do ko ca przekonany.
- Pami ta am, e go ju kiedy widzia am - ci gn a Aelita. - No i teraz ju wiem
czemu: chodzi ze mn do klasy. Tylko e on w tej chwili jest ode mnie dziesi lat
starszy. Dziwne, prawda?
- Nie da si ukry - kiwn g ow Ulrich. - Fakt, e w Lyoko kalendarz si dla
ciebie zatrzyma , sporo namiesza .
Jeremy wzi ze sto u urz dzenie do zmieniania g osu, które sam zrobi .
Wygl da o ono jak ciemna, plastikowa kulka przywi zana do ta my. Zamocowa je sobie
na szyi i krzykn g bokim g osem:
- Nie. To mnie nie przekonuje. Doko czymy przes uchanie.
- Dobrze - zgodzi a si Aelita, trzymaj c pod r
swoje urz dzenie do
zmieniania g osu.
- Ej! - zaprotestowa Ulrich. - Ja nie chc zak ada tego wichajstra!
- Przesta marudzi - uciszy a go Yumi i wr czy a mu przyrz d.
Jeremy nachyli si szybko do nóg Richarda, który ca y czas siedzia w
ciemno ciach, i zabra mu palmtop. Przestraszony Richard podskoczy , ale ch opiec go
zignorowa . Na monitorku wy wietla y si ró ne kody. Ka dy by poprzedzony napisem
AELITA. Jeremy zacz uwa nie przygl da si kodom, a je rozpozna . To by Hoppix,
zyk programowania wymy lony przez profesora Hoppera - „gramatyka”, która
pozwala a na istnienie Lyoko.
- S uchajcie - powiedzia wreszcie. - Nie wiem, co to takiego, ale jestem pewien,
e zosta o wymy lone przez Hoppera.
W tym momencie us yszeli w gara u st umiony dzwonek do drzwi. Dry , dry .
Dry . Drrrryyyyyy .
- Trzy razy krótko i raz d ugo. To sygna - szepn a Yumi.
- AELIIITAAA! - krzykn dziewcz cy g os zza drzwi gara u. -To ja, Eva! Eva
Skinner! Przys
mnie Odd i mówi, e to wa ne. Otwórz! Jeste tam?
Richard wy lizgn si spod siatki i spróbowa wyci gn r
w ciemno ci.
- Aelita?! Czy tu jest Aelita? - odwróci g ow w stron Jeremy’ego. - To mo e
ty?
Jeremy, nie wiedz c, co robi , odwróci si w stron przyjació . Stoj ca za jego
plecami Aelita podesz a do drzwi gara u i nacisn a w cznik. Zawieszona u sufitu
lampka na moment ich o lepi a. Kiedy Richard zobaczy rude, przyci te na pazia w osy
dziewczynki, zblad jak chusta.
- To ty... Ale jeste ...
Nagle oczy wywróci y mu si bia kami do góry i osun si na pod og .
- Zemdla ? - zaciekawi si Ulrich, zdejmuj c urz dzenie do zmieniania g osu.
- Chyba wida ? - odpowiedzia sarkastycznie Jeremy. - Aelita chodzi a z nim do
klasy, teraz powinna mie dwadzie cia trzy lata, tak jak on. A ma trzyna cie...
8
NIEZNAJDMY U DRZWI
- Sk d wiedzia
, e tu jeste my?
Jeremy mówi gro nym tonem, ale Eva nie wygl da a na przestraszon .
miechn a si .
- Powiedzia am ju , Odd do mnie zadzwoni . Twierdzi, e rudy ch opak, czyli, jak
dz , on - wskaza a Richarda - nie jest tym, kogo szukacie. Na wideo jest inna osoba,
która zosta a wymazana.
- Na jakim wideo? - spyta ch opiec oskar ycielskim tonem.
- Na wideo z monitoringu Pustelni - wyja ni a Eva i u miechn a si . - Je li mi je
poka ecie, jestem pewna, e w mig znajd w
ciwe miejsce.
Jeremy wzruszy ramionami. Informatyka by a jego domen i nie lubi , gdy kto
si wtr ca . Wróci po chwili z w czonym komputerem i wzi si do pracy. W ci gu pó
godziny znalaz wymazane miejsce. Zrobi wyra ny, powi kszony obraz.
- M czyzna, dwa psy. Ale odjazd.
- Jak mog
tego nie zauwa
wcze niej? - skarci go Ulrich.
Ura ony ch opiec opu ci oczy.
- Bo te klatki zosta y zmienione.
- Chcesz powiedzie , e kto je zamalowa , eby wykasowa tego drugiego faceta
z plecakiem?
- Albo u
urz dze pozwalaj cych wykasowa obraz. Sprz t najnowszej
generacji.
Wstrz ni ci, milczeli przez chwil . By y co najmniej dwie tajemnicze postacie.
Richard, który tymczasem odzyska przytomno , by z pewno ci niewinny. Sta teraz w
cie i z wyba uszonymi oczami gapi si na Aelit . Niebezpieczny by za to m czyzna
z dwoma psami.
Eva znowu si u miechn a. Yumi obserwowa a j ze zmarszczonymi brwiami: ta
dziewczyna nie umie robi nic innego, tylko si u miecha , i w dodatku zawsze w ten
sam sposób.
- Mo ecie mi powiedzie , co tu robicie w rodku nocy? - spyta a Eva. - I co tu
robi te wszystkie urz dzenia, komputery, siatki elektryczne... Gdzie je znale li cie?
Ulrich chcia odpowiedzie , ale Jeremy szturchn go okciem i odpowiedzia za
niego:
- Ja... je... kupi em w sklepie z instalacjami alarmowymi.
- Po co? - spyta a dziewczynka.
Jasne by o, e nie mog powiedzie o Lyoko i o superkomputerze. Zanim zd
yli
wymy li sobie jak historyjk , odezwa si Richard:
- Przyszed em tu, bo chodzi em kiedy do klasy z Aelit . Ponad dziesi lat temu.
A potem na moim komputerze zacz y si pojawia kody, zawieraj ce s owo „Aelita”.
Przypomnia em sobie wtedy swoj dawn kole ank z klasy, która ma teraz dwadzie cia
trzy lata, cho wygl da na trzyna cie, no wi c...
Wszyscy zacz li si
mia . Wyja nienie Richarda by o tak chaotyczne, e
brzmia o niewiarygodnie. Nawet Eva si za mia a i zauwa
a ironicznie, e pozostali
najwyra niej wol zachowa swój sekret.
- By oby niebezpiecznie, gdyby my powiedzieli ci co wi cej - wyja ni Jeremy. -
Sytuacja i tak jest skomplikowana.
- Ale ja te nic z tego nie rozumiem! - odpowiedzia Richard. - Aelita jest... jest...
- Jestem chora - wymy li a na poczekaniu dziewczynka. - Mam rzadk chorob ,
która spowodowa a, e nie uros am.
- A teraz chodzi z nami do szko y i nikt jej nie pami ta - doda a Yumi. - Ale to
jest tajemnica, je li rozumiesz, co mam na my li.
Richard nie rozumia i nadal potrz sa g ow . O wiadczy , e nie wróci do miasta,
dopóki kto mu nie wyja ni, o co naprawd w tym wszystkim chodzi.
- Innym razem! - uci krótko Jeremy. - Teraz jest bardzo pó no i musimy szybko
wróci do Kadic, bo inaczej nas z api .
- Znajdziecie mnie w hotelu dworcowym, ko o stacji kolejowej. Zostawi wam
numer mojej komórki. I je li si nie odezwiecie, przyjd was szuka - zako czy
ponurym tonem.
Dzieci kiwn y g owami.
Eva i Yumi posz y alejk i uda y si do swych domów. Pozosta e dzieci wysz y z
ty u willi, bezpo rednio do parku Kadic. Krótki spacer i dojd do internatu. Panowa a
cisza i ksi yc o wietla pokryte niegiem sosny. Dzieci sz y g siego, a z ich ust
ulatywa a para.
- Co za wieczór, nie? - wymamrota po jakim czasie Ulrich.
- Racja. Richard, mój kolega z klasy sprzed tylu lat. Musia by mocno
zszokowany, jak mnie teraz zobaczy .
- Ale nie zapominajcie o tajemniczym cz owieku i o nag ym pojawieniu si Evy
Skinner - doda Jeremy. - Mam przeczucie, e sprawy coraz bardziej si komplikuj .
Problem w tym, e profesor Hopper pozostawi wiele tajemnic. Na przyk ad wszystko to,
co dotyczy o Xany oraz wirtualnego wiata Lyoko. Kto go szuka , kiedy uciek do Lyoko
razem z Aelit ? Co si sta o z mam Aelity?
Aelita w
a ukradkiem r
pod sweter, eby cisn medalion: Waldo i
Anthea.
Jeremy zacz g
no my le :
- Na wideo z sekretnego pokoju Hopper mówi o projekcie Kartagina. Jest
prawdopodobne, e byli w niego zaanga owani ludzie z rz du, ale oni zwykle nie
z
krwio erczymi psami.
- Wi c? - spyta Ulrich.
- Wi c chodzi albo o agencj rz dow , która niezupe nie przestrzega prawa... albo
jest w to zamieszany jeszcze kto inny - westchn ch opiec.
- Na przyk ad kto? - spyta a Aelita.
Jeremy rozejrza si dooko a, a potem szepn :
- Kto , kto ma pieni dze, technologi i jest gotowy na wszystko. Musimy mie
oczy szeroko otwarte.
- Je li chodzi o mnie, to zasypiam - ziewn Ulrich. - Ju po drugiej.
Aelita zignorowa a go.
- Co proponujesz zrobi , Jeremy?
Ch opiec chcia najpierw obejrze dok adnie wideo z Pustelni, eby zobaczy , czy
nie ma na nim czego jeszcze. A potem mieli si spotka , eby ustali plan. Wszyscy
zaczynali si niepokoi .
Ulrich u miechn si z wysi kiem.
- No, mo emy teraz pozwoli sobie na ma y relaks. Jeste my na miejscu, tam s
drzwi do internatu. B dziemy musieli si rozdzieli , eby nie wpa na Jima.
- Racja - zgodzi si Jeremy. - Aelita, tylko adnych koszmarów tej nocy!
- Postaram si .
Znajdowa a si w Lyoko. Przed ni rozci ga si p aski krajobraz - piaszczysta
równina. Gdzieniegdzie z ziemi wystawa y pod
ne ska y, które nie rzuca y adnego
cienia. Niebo mia o jednolity, ciemnoniebieski kolor, bez ró nic odcieni. Aelicie kr ci o
si w g owie, tak jakby jej oczy nie potrafi y dobrze ogniskowa tych obrazów. By o to
wra enie, którego do wiadcza a za ka dym razem, gdy Jeremy wysy
j nagle do
Lyoko, eby powstrzyma a atak Xany.
„Ale on zosta pokonany, mój tata si po wi ci , eby go zabi . I superkomputer
zosta wy czony. To jest tylko sen”.
Dziewczynka przybra a wygl d elfa. Mia a spiczaste uszy i ró owe w osy. Ubrana
by a w lekk sukienk , ró ow u do u, rajstopy oraz kozaki z mi kk cholewk . Nie
patrz c w lustro, wiedzia a, e na jej twarzy pojawi si makija w postaci dwóch
czerwonych, pionowych kresek na policzkach. Zaczyna y si one pod oczami i si ga y do
cików ust.
„To tylko sen...”
Podskoczy a, s ysz c ujadanie psów za plecami. By y bardzo blisko i bieg y
szybko. Zacz a ucieka , poruszaj c si po piaskowej powierzchni. Piasek le
tward i
zbit warstw . Stopy wcale si w nim nie zapada y. Tak samo bywa o nieraz w Lyoko.
Psy warcza y. Dogania y j .
Aelita z dusz na ramieniu ucieka a dalej. Do gro nego szczekania do czy
wist
laserowych promieni. Potrzebowa a schronienia, ale w tej pustce nic takiego nie mog o
si przecie pojawi .
- T dy.
Znienacka wy oni a si kula wiat a niewiele wi ksza od jej g owy. Unosi a si
ona w powietrzu. W jej wn trzu porusza y si pr dy wiat a - bia e, niebieskie i
czerwone. Aten g os... nigdy by go nie pomyli a z innym. By to g os taty.
- Dalej, córeczko, za mn . Nie mamy du o czasu.
Kula zacz a si przemieszcza i Aelita bieg a za ni . Jej niewidzialni wrogowie
coraz bardziej si zbli ali (nie widzia a ich, nie odwróci a si ani razu, eby ich zobaczy ,
ale to nie mia o znaczenia: wiedzia a, e s tu za ni ). Kula obni
a si , a dotkn a
ziemi, która si rozst pi a. Powsta a rozpadlina.
- Skacz do rodka, Aelito. Jeste my prawie na miejscu.
Przej cie z pustyni do lodowej równiny by o tak szybkie, e a zapiera o dech w
piersiach. Na miejscu sztucznego piasku pojawi a si
nie na przestrze , na której nie
by o odblasków. Nad ni rozci ga o si ciemne, bezchmurne niebo. Nie by o wida
adnego punktu odniesienia a po horyzont.
- Musimy znale kryjówk ! - krzykn a Aelita.
- Nie martw si , nie mog tu przyj . Przynajmniej przez jaki czas. Moja
córeczko, musz ci powiedzie jedn wa
rzecz. Tajny pokój, ten, w którym znalaz
wideo...
Aelita przesta a s ucha . St umione warczenie dochodzi o zza jej pleców. Psy i
tak j znalaz y. Krzykn a rozpaczliwie.
Obudzi a si , zlana potem. Rozejrza a si dooko a i krzykn a ponownie.
Znajdowa a si w kana ach, a nie w swoim pokoju w internacie. Le
a w cuchn cym
rynsztoku. Jej koszula nocna by a ca a przesi kni ta ciekami.
- Fuj! - krzykn a z obrzydzeniem, wstaj c.
Co si sta o? Po egna a Jeremy’ego i Ulricha i jak zawsze po
a si spa do
swojego
ka. Musia a wsta przez sen i wyj z internatu. Napad lunatykowania. Aelita
przez chwil sta a bez ruchu. Wpatrywa a si w g ste ciemno ci w kanale. Pami ta a go.
To by o tajne przej cie, które prowadzi o z gimnazjum Kadic do piwnicy Pustelni, willi
jej taty.
Marguerite wesz a do gabinetu i pan Robert Della Robbia podniós g ow znad
laptopa.
- Co nie tak, kochanie?
ona mia a zm czone oczy, a na jej ustach pojawi si wymuszony u miech.
Robert umia go rozpoznawa .
- Czym si martwisz?
Podesz a i strzepn a odruchowo kilka okruszków, które przyczepi y si do swetra
a. Robert, je li musia pracowa wieczorem, uwielbia chrupa ciasteczka.
- To, co zdarzy o si wczoraj rano...
- Zakupy rozrzucone na ziemi? Ale kochanie, pewnie kot wszed przez okno!
- Okno by o zamkni te! Widzia am uciekaj cy cie ! - zaprotestowa a.
- Mo e kot wszed razem z tob przez drzwi, przesun poduszki i przewróci
twoje zakupy, potem uciek , a tobie wyda o si , e twój cie jest wi kszy ni w
rzeczywisto ci. Mo e okno nie by o wcale zamkni te, a tylko przymkni te.
Marguerite potrz sn a g ow .
- Od kiedy to kr
si tu koty? Wiesz, e pies pana Wankowiza p oszy wszystkie
koty. Mówi , e co jest nie tak. Jestem tego pewna.
I zmieniaj c nagle temat, zapyta a:
- Dzwoni
do Odda?
- Nie. Jestem bardzo zaj ty, wiesz, e dzi up ywa termin. Poza tym Odd nie lubi
gada przez telefon. Dzwoni do nas, jak czego potrzebuje.
- Dwa razy próbowa am si do niego dodzwoni , ale nie odebra ani razu.
- Pewnie gdzie je dzi na deskorolce, mo e ma na uszach s uchawki. Albo
podrywa jak
adn dziewczyn . Wiesz, jaki jest ten twój syn.
Tym razem Marguerite u miechn a si cieplej.
- Ej e, panie Della Robbia, Odd to tak e twój syn!
- Oj, wiem o tym, kochanie, wiem. Id ju spa , przyjd do ciebie, jak tylko
sko cz . Dobranoc.
Robert zosta sam przed komputerem i spróbowa si skupi . Mia do sko czenia
nudne rozliczenie, które musia sprawdzi na nast pny dzie . Oj, posiedzi nad tym chyba
pó nocy. Po kilku minutach zadzwoni dzwonek do drzwi wej ciowych. Robert Della
Robbia sapn z irytacj : co za wieczór, po prostu nie dadz cz owiekowi popracowa . Z
sypialni, która znajdowa a si ko o gabinetu, dochodzi o spokojne pochrapywanie
Marguerite. Musia a by wyczerpana po prze yciach tego dnia. Dzwonek zad wi cza
ponownie.
- Id , id - mrucza . Kto to móg by o tej porze?
W kapciach zszed po ciemku po schodach i podszed do drzwi wej ciowych.
- Tak? - spyta .
Z drugiej strony odpowiedzia mu m ski g os:
- Przepraszam, e niepokoj o tak pó nej porze, ale zepsu mi si samochód, a
mam roz adowan komórk . Chcia bym zadzwoni , je li mo na.
Robert otworzy drzwi. Przed sob zobaczy wysokiego m czyzn o poci
ej
twarzy, zapadni tych policzkach, krótko przystrzy onych w osach i przenikliwym
wzroku. Mia on szerokie bary i wygl da na osob wysportowan , która dysponuje
poka
si . Ubrany by w prochowiec.
- A co si sta o z samochodem? - spyta grzecznie pan Della Robbia.
czyzna westchn , ale na jego twarzy nie pojawi si wyraz prawdziwej ulgi.
- Nagle mi stan , spod maski posz o du o czarnego dymu. I teraz nie chce
ruszy . Nie mam poj cia, co si mog o sta . Wie pan, ze mnie aden mechanik.
Robert przyjrza mu si nieufnie.
- Serio? Nie powiedzia bym.
- To znaczy?
- Nie wiem, ale wygl da pan na kogo , kto sam sobie naprawia auto.
czyzna odpowiedzia z wymuszonym u miechem:
- Ale niestety, tak nie jest. Bar na rogu jest zamkni ty, stacja benzynowa te , a ja
nie mam komórki, no i...
- Có - rzuci Robert yczliwszym tonem. - W tej dzielnicy jest spokojnie w nocy.
Oczy nieznajomego nagle rozb ys y.
- Zechcia by pan pój zerkn na moje auto? Mo e pan zna si lepiej na
samochodach i uda nam si je razem uruchomi .
- Tak, ch tnie - u miechn si Robert. - Nie jestem specjalist , ale co dwie
owy, to nie jedna, jak mówi przys owie.
Nieznajomy zaparkowa na pocz tku dró ki prowadz cej do wej cia do domu
pa stwa Della Robbia. Sta a tam sfatygowana pó ci arówka. Ko a mia a ubrudzone
otem.
Robert zauwa
, e we wn trzu co si rusza, i zatrzyma si .
W okienku wida by o psie pyski. Zwierz ta przyciska y zakrwawione z by do
szyby i warcza y. Psy? Ale jak to si sta o, e pies pana Wankowiza nie zaszczeka ?
Zwykle wyczuwa je z odleg
ci kilometra. Robert chcia si odwróci i zapyta , ale co
go uderzy o mocno w g ow i straci przytomno .
Grigory wzi na plecy nieprzytomnego pana Della Robbi i po
go w skrzyni
adunkowej pó ci arówki. Otworzy drzwiczki samochodu, eby uspokoi Hannibala i
Scypiona.
- Spokój, pieski... Ju wystarczaj co pobawi
cie si z psem s siada.
Dwa bydlaki pos ucha y i po
y si na siedzeniach z pyskami na apach.
czyzna wzi walizeczk , któr po
na przednim siedzeniu. Wyj z niej
kawiczki i mi kki segregator pe en kart pami ci. R kawiczki by y zwyk e, skórzane,
ale wokó palców wi y si plastikowe kable ró nych kolorów, pod czone do elektrod
umieszczonych na opuszkach palców. Na grzbiecie d oni umieszczone by y ma y,
kolorowy wy wietlacz oraz wy cznik.
W segregatorze przechowywa kopie wszystkich materia ów, jakie zebra za
pomoc Machiny. To archiwum by o bardzo cenne i nigdy si z nim nie rozstawa . Nikt
nie wiedzia o jego istnieniu, nawet Mag. Z tym segregatorem wi za nadzieje na
przyzwoit emerytur . Grigory wzi czyst kart pami ci i zdj z niej przezroczyste
opakowanie. Potem w
j do szczeliny pod wy wietlaczem na r kawiczkach. W tym
samym momencie Hannibal i Scypion wyskoczy y z samochodu i rzuci y si do niego,
szczekaj c i merdaj c ogonami. Nauczy y si ju , e kiedy Grigory wyci ga te
kawiczki, b dzie si dzia o co wa nego. eb Scypiona podbi Grigory’emu r
,
Segregator uderzy o ziemi .
- Spokój! - wysycza Grigory zachrypni tym g osem.
Po piesznie zebra kilka kart pami ci, które le
y rozrzucone na ziemi, od
segregator na miejsce, a potem odetchn g boko, eby si uspokoi i odzyska
panowanie nad sob . Przez ca e ycie musia walczy z nieprzewidzianymi zbiegami
okoliczno ci. Te willowe dzielnice by y bardzo niebezpieczne: wydaje si , e wszyscy
pi jak zabici, a wystarczy byle co, na przyk ad staruszka, która przed snem wygl da
sobie przez okno, i zaraz ju wszyscy s rozbudzeni
I gotowi rzuci si na intruza.
Grigory Nictapolus w
wreszcie r kawiczki i w czy je, wciskaj c czo em
wy cznik. Podszed do nieprzytomnego Roberta i musn mu skronie czubkami palców.
Na ma ym wy wietlaczu na r kawiczkach za wieci si napis: POCZ TEK
TRANSFERU WSPOMNIE . W tym momencie zacz y dzia
wyrafinowane
urz dzenia w zamieszkanej przez Grigory’ego upiornej willi na peryferiach. Na
komputerach pojawi y si obrazy ch opczyka o krótkich blond w osach i beztroskim
spojrzeniu, który bieg po trawniku. Ten sam ch opczyk w czarnym fartuszku i
niebieskim krawaciku by potem w szkole i spogl da nieszcz liwym wzrokiem.
Nast pnie pojawi si m ody m czyzna w marynarce i krawacie oraz jego ona
Marguerite w sukni lubnej. Obydwoje byli bardzo m odzi i bardzo podekscytowani.
Potem g adko wygolony Robert i jego pierwszy dzie w pracy. Robert czekaj cy
niecierpliwie w poczekalni szpitala, w którym jego ona rodzi a ich syna. Obrazy zacz y
si zmienia coraz szybciej, a komputer bez przerwy je rejestrowa .
9
ZASZYFROWANA WIADOMO
Odd wszed do gabinetu dyrektora pod eskort Jima Moralesa. Gdy tylko pan
Delmas podniós g ow znad le cych na biurku dokumentów, ch opiec wy lizgn si z
uchwytu wuefisty i wybuchn :
- Wczoraj wieczorem to nie by a moja wina! Poszed em tylko do azienki i przez
pomy
wszed em do pokoju pa skiej córki! Jestem niewinny!
Dyrektor pokiwa g ow z powa
min .
- Wiem, Odd.
- Sk d pan wie?
- Nie wezwa em ci z powodu twojej kary.
Odd u miechn si , usiad na jednym ze skórzanych foteli i za
nog na
nog . Je li jest niewinny, ch tnie porozmawia z dyrem.
- Prosz mi wszystko powiedzie . Potrzebuje pan mojej pomocy? A mo e rady?
Delmas i Jim spojrzeli na niego z politowaniem.
- Wie pan, jestem dobrym s uchaczem, cho mo e nie wygl dam na takiego -
aznowa dalej Odd. - Je li ma pan problemy, mo e pan o nich ze mn porozmawia !
Dyrektor potrz sn g ow i znowu przybra powa
min , tak jak mia chwil
wcze niej.
- Nie, Odd. Obawiam si , e sta o si co powa niejszego. Przed chwil dzwoni a
do mnie twoja mama.
Ch opiec zerwa si na nogi, natychmiast zapominaj c o g upich artach.
- Czy co si sta o?
- Wygl da na to, e tej nocy do twojego domu w amali si z odzieje. I
zaatakowali twojego tat . Nie chc ci martwi , ale w tej chwili on le y w szpitalu.
Odd zacz co be kota . Jim po
mu r
na ramieniu, eby go uspokoi .
Dyrektor kiwn g ow .
- Twój tata nie jest ranny, ale jest w szoku. Zabrali go do szpitala na obserwacj ,
nic wi cej. Je li chcesz, mo esz pojecha go odwiedzi .
- Pewnie, e chc ! - wykrzykn natychmiast ch opiec.
- Tak my la em, dlatego zadzwoni em po taksówk , zaraz przyjedzie. Jim
zawiezie ci na stacj i pojedzie z tob poci giem. Twoja mama b dzie na ciebie czeka a.
Odd poczu , e kr ci mu si w g owie. To niemo liwe, eby kto skrzywdzi jego
tat , najbardziej spokojnego i poczciwego cz owieka na wiecie. To by jaki absurd. Jim
rozsiad si w fotelu w superszybkim poci gu TGV i w ma o elegancki sposób skin na
Odda, eby zaj miejsce ko o niego. Nie by przyzwyczajony, eby w taktowny sposób
zwraca si do uczniów. Wygl da na raczej zak opotanego. U miechn si .
- Nie przejmuj si , mm? Jimbo jest z tob !
Ch opiec spojrza na niego niepewnie.
- Chcia bym zadzwoni do mamy.
Jim Morales pozwoli . Odd wyszed na korytarz. Poci g wyjecha z miasta,
stopniowo przy pieszaj c. Za pó godziny Odd dojedzie do domu. D ugie pó godziny.
Ch opiec wzi komórk i zadzwoni do mamy. Mówi a poruszonym g osem, cho stara a
si okaza spokój. Odd musia d ugo nalega , zanim opowiedzia a mu, co si sta o.
Czasami by o strasznie trudno z ni rozmawia .
- Posz am spa - mówi a - potem obudzi am si i us ysza am dziwne ha asy: kto
zadzwoni do drzwi i twój tata zszed na dó otworzy . Czeka am chwil , ale nie wróci
na gór , wi c si przestraszy am. Zesz am na dó i zobaczy am otwarte drzwi i
pó ci arówk zaparkowan przed naszym domem. Kiedy wysz am, jaki facet wyrzuci
twojego tat ze skrzyni adunkowej i zwia . A ja podbieg am...
- Co z nim? - spyta Odd i poczu mrowienie na plecach.
- Zosta tylko lekko podrapany, nic powa nego. Straci przytomno , ten facet
musia go waln czym w g ow ... Kiedy odzyska przytomno , nic nie pami ta .
Mama na chwil przerwa a, a potem jej g os zadr
.
- Och, Odd, wiedzia am, e co si zdarzy! Ju poprzedniego dnia czu am, e kto
mnie szpieguje w domu, potem by a ta historia z otwartym oknem... wysypanymi na
pod og zakupami...
Ch opiec zaczyna si naprawd niecierpliwi . O czym ona mówi? Tata na
szcz cie czuje si dobrze. Ale kto go napad ?
- Mamo! - powiedzia . - Spróbuj sobie przypomnie . Opisz mi ten samochód.
- Wydaje mi si , e by czerwony. Stary. By am zbyt przera ona, eby my le .
Wydaje mi si , e w kabinie by y dwa psy, które przyciska y pyski do szyby i szczeka y.
- Psy! - wrzasn Odd. - Jeste pewna?! Wezwa
policj ?!
- Oczywi cie, zrobi wizj lokaln w domu dzisiaj po po udniu.
- Dobrze, ja ju doje
am.
Pomy la chwilk i doda :
- Kocham ci - a potem si roz czy .
W czasie przerwy Jeremy zwykle wola nie wychodzi na pogaduszki, tylko
zosta w klasie i spokojnie powtarza materia . W pustej klasie móg si zrelaksowa .
Teraz chcia przemy le wszystkie wydarzenia poprzedniego wieczoru. Richard, Eva. A
potem...
Zadzwoni a komórka. To by Odd. Os upia y Jeremy wpatrywa si przez chwil
w wy wietlacz, na którym wida by o zdj cie przyjaciela. Nie pojawi si w szkole tego
dnia.
- Halo! - wykrzykn .
Przez chwil s ucha w milczeniu dziwnej historii. Usi owano porwa ojca Odda!
Kiedy przyjaciel ko czy mówi , w g owie Jeremy’ego za wieci a si lampka alarmowa.
- Odd, pos uchaj dobrze. Wiesz, e nie wierz w zbiegi okoliczno ci. Facet z
psami to ta sama osoba, która wymaza a swój obraz z DVD. Jed do szpitala i wypytaj
twoich starych, o co tylko si da. Zobacz, czy co znale li, czy zauwa yli jakie
lady...
To mo e by wa ne. My b dziemy tutaj prowadzi
ledztwo w sprawie Richarda. I
profesora Hoppera oczywi cie.
Jeremy nie móg zobaczy Odda, ale us ysza , e ch opiec stukn si w czo o.
- Zapomnia em! - powiedzia g osem pe nym napi cia.
- Co zapomnia
?
- Poprzedniego dnia, kiedy by em w gabinecie dyra, zauwa
em, e na biurku
le y dossier Waldo Schaeffera. Mo liwe, e Delmas co wie!
Jeremy westchn ze sceptycyzmem.
- Ale sprawdzi em w szkolnym komputerze i informacje by y...
- To by a du a teczka, Jeremy! Na ok adce by o napisane imi i nazwisko.
Naprawd ! Musicie je przeczyta . Je li znajd co ciekawego, te dam ci zna . Musz
ko czy .
Jeremy wsta , schowa komórk do kieszeni i wybieg z klasy.
Szpital, nowoczesna poliklinika, sk ada si z kwadratowych budynków o ró nej
wysoko ci, które by y otynkowane na bia o i b yszcza y w s
cu. Wokó tego
kompleksu rozci ga si wielki park. Wypiel gnowanymi alejami p dzi y karetki. Odd i
Jim Morales wysiedli z samochodu Marguerite, która przyjecha a po nich na stacj .
Wspólnie poszli w stron budynku oddzia u chirurgii, gdzie le
tata Odda. Lekarze
przewie li go tam, bo na ostrym dy urze nie by o wolnych
ek.
Gdy szli, ch opiec zerka ukradkiem na mam . Czo o mia a poci te zmarszczkami
i patrzy a niewidz cym wzrokiem. Wygl da a na zdruzgotan . Instynktownie podszed
do niej i wzi j za r
:
- Jeste pewna, e tata czuje si dobrze?
- Tak, tak, na pewno... Jest tylko w lekkim szoku. Ale to mu szybko przejdzie,
jestem pewna.
Gdy weszli do szpitala, poczuli zapach rodków do dezynfekcji pomieszany z
delikatn woni kawy z automatu. Marguerite zatrzyma a si na chwil w recepcji, potem
poprowadzi a Odda i Jima do pokoju Roberta. W ma ej salce by o gor co i duszno. Na
dwóch pozosta ych
kach le eli staruszkowie w pi amach. Spali g boko i chrapali.
Odd podszed do drzwi i wsun g ow do rodka. Jego tata nie spa i patrzy w sufit.
Jedno oko mia podbite. G owa by a zabanda owana, a na ramieniu, które wystawa o
znad bia ej po cieli, wida by o brzydk ran . To by y skutki upadku ze skrzyni
adunkowej pó ci arówki.
Ch opiec wszed nie mia o i podszed do
ka, staraj c si u miechn .
- Jak si masz? - spyta .
- Ty na szcz cie czujesz si dobrze!
Ch opiec nie pozna tego wysokiego i lekko piskliwego g osu.
- Oczywi cie, e czuj si dobrze, tato. Nic mi si nie sta o.
Robert si u miechn .
- Ciesz si . Walter zwolni mnie i... Jak leci?
Odd nachyli si nad nim, szeroko otwieraj c oczy.
- Walter? O kim mówisz, tato?
- Tu wszystko b dzie dobrze, g ow daj . I mam ochot na ciasteczka. Walter...
co za pech, ale jest jeszcze rozliczenie sprzeda y do zrobienia albo...
Jeszcze przez chwil Robert be kota bezsensowne zdania, a potem zm czony
opu ci g ow na poduszk . Odwróci twarz w stron syna.
- Chyba ci znam, ch opcze. Jak masz na imi ?
- Odd, tato. Jestem Odd.
- adne imi . Po angielsku znaczy „dziwny”, wiesz o tym? Je libym mia syna,
tak bym go nazwa . Ty te jeste troch dziwny. Co za fryzura!
Odd przytakn , poca owa go w policzek i wróci do mamy i Jima, którzy czekali
na niego na korytarzu.
- le z nim - stwierdzi powa nie.
Zak opotany Jim kaszln . Mama z apa a syna za rami i przytuli a nerwowo.
- Ale sk d, ju ci mówi am, jest w szoku. Lekarze twierdz , e to przez uraz,
jakiego dozna , ale szybko wróci do siebie. Nie powiniene si martwi .
Odd milcza przez chwil . W tej chwili jedyne, co móg zrobi , eby naprawd
pomóc swojemu ojcu, to odkry , kim by napastnik. Musia wypyta dok adnie mam ,
tak jak radzi mu Jeremy.
- Jim - poprosi - móg by pój do baru i przynie nam gor cej herbaty? Mamie
na pewno dobrze by to zrobi o.
Nauczyciel od razu wykorzysta okazj , eby da nog . W szpitalach czu si
nieswojo. Odd u miechn si , widz c, jak odchodzi, potem wskaza matce dwa wolne
krzes a w poczekalni. W rogu pod sufitem wisia ma y telewizor. Lecia w nim program
kulinarny, tylko e bez d wi ku. Usiedli dok adnie pod telewizorem i Odd poprosi
mam :
- Opowiedz mi dok adnie o wszystkim, co zdarzy o si wczoraj. Co widzia
?
Czy znalaz
co dziwnego?
Marguerite zacz a mówi , ale nie pami ta a wi cej ni to, co powiedzia a przez
telefon. Pó ci arówka, chyba czerwona, dwa psy. Samochód odjecha z piskiem opon,
gdy tylko wyjrza a z domu.
- A, jest jeszcze to - doda a w ko cu Marguerite. Pogrzeba a w torebce i
wyci gn a z niej brudny prostok tny kawa ek szarego plastiku. Wygl da , jakby
przejecha po nim samochód, mo e w
nie ta pó ci arówka. Odd wzi go do r k i
obróci w palcach.
- Co to jest? Przypomina kart pami ci do aparatu.
- Znalaz am to ko o taty, kiedy do niego podbieg am. Mówisz, e powinnam
zanie j na policj ? Mo e zgubi j bandyta.
Karta pami ci... Bardzo dziwne. Odd w
kawa ek plastiku do kieszeni. Mo e
zawiera jaki trop. Obejrzy go spokojnie.
- Nie - sk ama . - Ta karta pami ci na pewno nale y do taty. S na niej s
bowe
dokumenty albo co w tym stylu. Powiedzia
, e wczoraj noc pracowa , prawda?
W tym momencie przyszed Jim, nios c dwa jednorazowe kubki pe ne wrz cego
ynu. Zobaczy ich i u miechn si . Nie zauwa
piel gniarki, która sz a szybkim
krokiem przez korytarz. Wpad na ni i wyla wszystko na pod og .
Odd uderzy si r
w czo o.
- Nic si nie sta o! - krzykn do nich Jim. - Ju ja si tym zajm , Jimbo naprawi
wszystko. Ju id po drug herbat dla was!
Ulrich westchn . To jemu zawsze trafia y si najbardziej niewdzi czne prace.
Sto ówka w Kadic by a pe na dzieci. Rozmawia y i szuka y wolnego miejsca, eby
usi
. Sissi siedzia a obok swoich przyjació , Hervégo i Nicolasa, ale gdy tylko
zobaczy a, e Ulrich si zbli a, zepchn a Hervégo z krzes a i u miechn a si .
- Co za mi a niespodzianka, Ulrich! Szuka
mnie?
- Uhm, tak - burkn .
- Siadaj, mo e zjesz ze mn ? Hervé i Nicolas ju w
nie sobie id .
- Ale my...
- JU SOBIE IDZIECIE - doko czy a Sissi tonem nieznosz cym sprzeciwu.
Dwaj ch opcy wzi li wi c pe ne jeszcze tace i poszli gdzie indziej.
Ulrich usiad obok dziewczynki, która obj a go za szyj , przyciskaj c swój
policzek do jego policzka.
- Mów wi c.
- Ja... no... w sumie... Potrzebowa bym...
- Pomocy, ale oczywi cie - doko czy a agodnie. - Wi c potrzebujesz mnie.
Ulrich szybko rozwa
to, co zasugerowa mu tego ranka Jeremy po rozmowie z
Oddem. atwo powiedzie : „Troch przymilania si , zgrabna historyjka i gotowe”. Ale
czemu nie?
Trzeba by o dosta si do gabinetu dyrektora Delmasa, eby wzi teczk z
dossier Waldo Schaeffera. Kto musia odwróci uwag dyra. Najlepiej do tego celu
nadawa a si Sissi. Potrzebny by tylko pretekst, eby przekona dziewczynk . Kilka dni
wcze niej pani Hertz postawi a Ulrichowi niedostateczny z przedmiotów cis ych. Móg
wi c powiedzie Sissi, e chce zrobi psikusa pani Hertz, ale potrzebuje do tego klucza
od jej gabinetu... klucza strze onego razem z innymi kluczami w królestwie dyrektora
Delmasa. Wed ug Jeremy’ego by a to super ciema.
Kiedy Ulrich sko czy be kota , Sissi u miechn a si pob
liwie:
- Wiedzia am, e pod t mask twardziela kryje si co , ale nie wiem, czy mog ...
- Chod my i pomó mi. Potem b dziemy mogli uczci to razem - ch opiec
nabiera odwagi, w miar jak mówi . Pami ta wszystkie wskazówki Jeremy’ego. -
Razem przeprowadzimy misterny plan niebezpiecznej eskapady. Tak jak Cyklop i Jean
Grey.
- Kto?
- Jak d’Artagnan i Konstancja Bonacieux. Jak Robin Hood i lady Marion -
próbowa Ulrich.
Wyraz niezrozumienia na twarzy dziewczynki zmieni si w szeroki u miech.
- Lady! To mi si podoba!
- No w
nie. A wi c pomo esz mi?
- Widzimy si o czwartej w moim pokoju. Przed pój ciem b
mog a pokaza ci
moje nowe ciuchy.
Ulrich przytakn , staraj c si ukry niezadowolenie. Ciuchy! Ale w ko cu to
by a uczciwa cena za pomoc Aelicie w odnalezieniu jej mamy.
Wszed do pokoju Sissi. Dziewczynka by a umalowana i u miecha a si szeroko.
Ubra a si w zielony, b yszcz cy top i w odblaskow , ró ow minispódniczk . Ulrich
wzdrygn si : jak mo na si tak odstawi ?!
- Podoba ci si ? - spyta a Sissi. - T spódniczk wybra am specjalnie dla ciebie.
Ulrich nie uzna tego za komplement. Dzielnie zniós prawie pó godzinny pokaz
nowych strojów i wskazówki na temat mody, potem mia ju do i przypomnia
rozentuzjazmowanej Sissi, e robi si pó no.
Zgodzi si , eby wzi a go pod rami . Przemaszerowali przez internat i wyszli do
parku, a potem weszli do budynku administracji, gdzie znajdowa si gabinet dyrektora.
O tej porze szkolne korytarze by y prawie puste.
- Za apa
, co masz zrobi ? - szepn Ulrich, eby przerwa niezno
cisz . -
Tak, tak. Ja odwróc uwag taty, a ty wejdziesz i we miesz klucze do pokoju pani Hertz,
a potem razem zwiejemy.
- Brawo.
Zatrzymali si przed ci kimi drewnianymi drzwiami i Ulrich zapuka nie mia o.
Cisza. Sissi otworzy a szeroko drzwi i wsadzi a g ow do rodka.
- Nie ma taty - szepn a konspiracyjnie. - Dawaj, wejdziemy i poszukamy kluczy.
Ulrich zatrzyma j .
- Nie, poczekaj, a je li wróci? Wejd sam, a ty zostaniesz i b dziesz pilnowa .
Je li przyjdzie twój tata, odwró w jaki sposób jego uwag i odci gnij go daleko, tak
ebym móg zwia . Okej?
To by dobry plan.
Ulrich wszed do rodka i zamkn za sob drzwi. W gabinecie pana Delmasa jak
zwykle panowa porz dek. Na biurku ko o okna le
tylko piórnik. Po lewej, na cianie,
wisia p k kluczy do wszystkich drzwi w szkole Kadic. Po prawej, obok dwóch foteli z
czarnej skóry, znajdowa o si wysokie metalowe archiwum.
- Cholera - zakl Ulrich. - Kawa roboty.
Archiwum oczywi cie by o zamkni te. Klucze zawieszone na murze nie mia y
etykietek. Rety! W jaki sposób dyro znajdowa w
ciwy klucz?
Ch opiec potrzebowa dziesi ciu minut, eby otworzy archiwum. Musia kolejno
wypróbowa wszystkie klucze. Okaza o si , e tak jak to zwykle bywa, w
ciwy klucz
by ostatni. W archiwum znajdowa y si wszystkie dokumenty dotycz ce uczniów i
nauczycieli z Kadic. Otworzy szufladk z naklejk P-Z i zacz szuka . By a te teczka z
jego dossier, Ulrich Stern. Mia ma o czasu, ale nie móg si powstrzyma , eby nie
zajrze do rodka. Na pierwszej stronie przylepiona by a karteczka pani Hertz, która
napisa a: Ch opiec inteligentny, ale nie przyk ada si do nauki. Ulrich potrz sn g ow i
dalej przegl da archiwum wstecz: Stern, Stainer, Skinner, Salper... Nie by o Schaeffera.
Mo e by pod W jako Waldo? Tam te nie. „Gdzie dyro wsadzi t teczk ?”, zastanawia
si , zamykaj c szuflad .
Sissi zapuka a do drzwi i zerkn a.
- Po piesz si , denerwuj si ... Hej, co ty, do licha, robisz?
- Nic, nie mog znale w
ciwego klucza.
- Streszczaj si .
Ulrich, gdy zosta sam, zacz kr
po pokoju. Musia o to by gdzie tu...
Biurko! Pod blatem by y trzy szuflady - te zamkni te. Mo na je by o dostrzec tylko z
fotela dyrektora, dlatego Ulrich nie zobaczy ich wcze niej. Gor czkowo wypróbowa
kolejno wszystkie klucze, ale szuflady si nie otwiera y. Zamek by troch za ma y.
Gdzie Delmas schowa klucz do nich?
Sissi znowu zapuka a do drzwi. Zaczyna a si niecierpliwi . Zdesperowany
Ulrich schyli si , eby zobaczy , czy nie ma klucza przyklejonego ta
klej
pod
blatem. Nic. Na biurku by tylko piórnik... No i jest klucz, schowany pod gumkami do
wycierania! W pierwszej szufladzie znajdowa a si po
a teczka. By na niej napis
flamastrem: Waldo Schaeffer. Uda o si !
Wsadzi teczk za pasek spodni i przykry j koszulk , od
wszystko na
miejsce i otworzy drzwi.
- Gotowe - powiedzia do Sissi. - Wielkie dzi ki.
W tym momencie w g bi korytarza pojawi si dyrektor Delmas.
- Co tu robicie?
Ulrich poczu , e serce przestaje mu na chwil bi .
- Przyszli my poszuka pana dyrektora - odpowiedzia szybko. - Bo, yyy, Sissi
chcia a z panem porozmawia , a ja przyszed em z ni dla towarzystwa. Ale teraz musz
ju i , jest pó no, a nie sko czy em pracy domowej. Do widzenia!
Pop dzi co si w nogach wzd
korytarza.
Jeremy i Yumi zapukali do pokoju Aelity. Otworzy im Odd.
- Co tu robisz? - spytali chórem. - Jak si czuje twój tata?
Ch opiec wpu ci ich do rodka. Ulrich siedzia na
ku ko o Aelity. R ce
skrzy owa za g ow .
Odd wzruszy ramionami.
- Niby nie le, ale jest w totalnym szoku. Nie pami ta nawet, e jestem jego
synem... Moja mama rozmawia a z lekarzami. Powiedzieli, e po silnym uderzeniu w
ow to normalne. Chcia em jak najszybciej tu wróci . W pewien sposób to, co si
zdarzy o, to nasza wina..
- Ej - powiedzia a Aelita, bior c go czule pod rami . - To nie twoja wina.
Naprawd !
- Wiem. Ale to my mo emy znale wyj cie z tej paskudnej historii.
Jeremy zauwa
grub teczk na biurku i odwróci si w stron Ulricha.
- Uda o ci si ? Znalaz
dossier?
- Tak. I uwolni em si od Sissi. Ale chcia em na was poczeka z otwieraniem.
Jeremy z namaszczeniem wzi teczk i wszyscy usiedli na pod odze, opieraj c
si plecami o
ko. Ch opiec zdj gumk z teczki i przewróci stron ok adki z
tego
papieru. Na wewn trznej stronie przyklejono du , zamkni
kopert , na której by o
napisane: Dzi kuj , e pan dyrektor zgodzi si to przechowa .
- Pismo pani Hertz! - krzykn Ulrich. No tak, równe rz dki pisma pani Hertz
znali dobrze z jej komentarzy do swoich klasówek.
- Co ona ma z tym wspólnego? - zapyta a Yumi.
- Po kolei - uciszy ich Jeremy. - Teraz otworzymy j i zobaczymy, co jest w
rodku.
Za pomoc no yka rozci kopert i wyci gn z niej stos kartek. Roz
je na
pod odze.
- Co to znaczy? - powiedzia Odd, przygl daj c si male kim znakom. - Z tego
nie da si nic zrozumie !
- To musi by zaszyfrowana wiadomo - zasugerowa a Yumi.
Jeremy potrz sn g ow , przekr caj c kartki. Niezrozumia e znaki, litery, które
wygl da y, jakby zosta y umieszczone przypadkowo. Musia o by co najmniej trzysta
stron!
- To nie jest wiadomo - zawyrokowa na koniec. - Ale to jest kod programu. W
zyku programowania Hoppix. To j zyk wynaleziony przez profesora Hoppera, eby
stworzy Lyoko.
Dzieci zacz y mówi jedno przez drugie.
- Chcesz powiedzie , e pani Hertz zna Lyoko?
- Sk d ma ten kod?
- Czy to ten sam kod, który nam pokaza Richard na swoim komputerze?
- Co on robi?
- Ej, przystopujcie! - przerwa im Jeremy. - Tak, ten sam co na komputerze. Nie,
nie mam poj cia, co mo e zrobi ten program.
Odd si u miechn .
- atwo to sprawdzi ! Wystarczy pój do starej fabryki, odpali superkomputer i
przepisa to co , nie? Zobaczymy wtedy, co si stanie.
- Nie mo na odpali superkomputera - sykn Jeremy.
- Na wideo mój tata kaza nam go zniszczy - przypomnia a Aelita.
- Nie mo emy tak tego ci gn , ta historia robi si coraz bardziej tajemnicza -
sprzeciwi a si Yumi. - Superkomputer to jedyny sposób, eby si w niej po apa .
Równie Ulrich wtr ci swoje trzy grosze:
- Zapomnieli cie o Xanie? Zosta pokonany, ale nie wiem, co mog oby si
zdarzy , gdyby...
- Xana to ju wspomnienie - wybuchn Odd. Jeszcze tego brakowa o, eby
wraca y problemy, z którymi si ju uporali.
- Ale superkomputera i tak nie mo na odpali ! - wrzasn Jeremy.
owo „Xana” przejmowa o go nadal dreszczem. Czy program, który on i
profesor Hopper odpalili w Kartaginie, naprawd by w stanie pokona ka dy pojedynczy
fragment tej z owrogiej sztucznej inteligencji? Profesor przecie podtrzyma ten program,
oddaj c swoj si witaln . Odd zerwa si gwa townie na nogi i z rozmachem otworzy
drzwi. Do rodka wpad a Eva Skinner.
- Co tu robisz? - spyta zmieszany.
Dziewczynka u miechn a si do niego ciep o.
- Nic. Szuka am Aelity i chcia am zapuka , ale us ysza am, e krzyczycie
superkomputer to, superkomputer tamto. O czym mówili cie?
- O... o niczym - po piesznie odpowiedzia Jeremy.
Odd spojrza na niego z wyrzutem.
- No, powiedzmy jej. Wczoraj nam pomog a, mo emy jej zaufa . Mo e w
nie
jest okazja, eby wyja ni jej troch tajemnic.
Yumi wsta a.
- Ale obiecaj, Eva, e nie powtórzysz nikomu.
- Obiecuj .
W willi na peryferiach Grigory Nictapolus poda ko Hannibalowi, który zacz
gry , wyci gni ty na dywanie. M czyzna znowu skupi si przed monitorami i
za mia szyderczo:
- Macie zupe
racj , dzieciaki. Id cie do superkomputera, ja te nie powiem
nikomu. S owo harcerza.
Archiwum sprz tu detektywistycznego i szpiegowskiego agenta Grigory’ego
Nictapolusa. Materia y ci le tajne.
Poz acana szpilka organizacji Green Phoenix. Przedstawia lec cego Feniksa.
Noszona np. przez Hannibala Maga.
Pojazd Grigoiyego Nictapolusa. Podrasowany silnik (osi ga 220 km/godz.).
Nawigacja GPiT po czona z mikropluskw .
karta pami ci ze wspomnieniami Roberta Della Robbii
rottweilery Grigory’ego
Teczki z dossier uczniów i nauczycieli gimnazjum Kadic
podanie o przyj cie do gimnazjum Kadic
no yce do drutu kolczastego
paralizator generuj cy pr d o wysokim napi ciu
paszport Grigory’ego Nictapolusa
mikrokamera szpiegowska
urz dzenie pods uchowe rejestruj ce fale radiowe
Model z siedmiostrza owym magazynkiem. Lekki i atwy w obs udze, ukryty pod
ubraniem jest niewidoczny.
Digital Video Recorder - przeno ny rejestrator cyfrowy. S
y do sterowania
kamerami z odleg
ci i do rejestrowania obrazu, kiedy b dzie taka potrzeba.
Ta ma klej ca, no yczki, rubokr ty, ruby z nakr tkami i klucze francuskie.
Grigory Nictapolus u ywa ich prawdopodobnie do sk adania komputera, zak adania
mikropluskw i przygotowywania bazy operacyjnej wyposa onej w wyrafinowane
urz dzenia.
Prototyp wymy lony dla ameryka skiego wojska. Nigdy nie wszed do seryjnej
produkcji. Nie wiadomo, w jaki sposób organizacja Green Phoenix zdo
a wej w jego
posiadanie. Model ma celownik o du ej precyzji dzia aj cy w podczerwieni. Walizeczka
zawiera drugie dno chronione niewidocznym zabezpieczeniem. Zamek walizeczki
Grigoryego. Je li nie zostanie otwarty we w
ciwy sposób, we wn trzu walizeczki
rozlewa si silnie
cy kwas, który niszczy dokumenty, materia y i urz dzenia.
KAWICZKI WYSYSAJ CE WSPOMNIENIA - Pozwalaj pobra i
zarejestrowa wspomnienia jakiej osoby i zapisa je na karcie pami ci, albo przes
do
komputera. Na opuszkach palców zamieszczone s elektrody pod czone do
wy wietlacza LCD z potencjometrem. Dzi ki dotykowemu ekranowi potencjometr
pozwala wybra wspomnienia, które maj zosta zarejestrowane i wykasowane.
10
ADRES I KOSZMAR
Dzieci sz y g siego przez park Kadic. Min a pi ta po po udniu i s
ce ju
powoli zachodzi o, kryj c si za wierzcho kami drzew.
- Nie jest ci zimno, Evo? - spyta Odd. - Masz rozpi
kurtk .
- Jestem zahartowana - u miechn a si ciep o Eva.
- My la em, e jeste z gor cej Kalifornii.
Jeremy nakaza im gestem, eby siedzieli cicho. O tej porze park Kadic by pusty,
ale nigdy nic nie wiadomo. Nikt nie mo e si dowiedzie , e istnieje tajne przej cie. Szli
w stron Pustelni, a zobaczyli mi dzy drzewami tyln
cian opuszczonej willi. Potem
Jeremy wskaza miejsce, w którym pokrywa nie na by a cie sza.
- Jeste my - powiedzia . - Pomo ecie mi odkopa ?
Odd wysun si
mia o naprzód. By gotowy na wszystko, eby tylko zrobi
wra enie na Evie. Stan na szeroko rozstawionych nogach i zacz szybko rozgarnia
nieg d
mi, jak pies, który kopie do ek.
- Ostro nie! - wrzasn Ulrich, trafiony zmro onym niegiem.
Yumi i Aelita nie mog y powstrzyma si od miechu. Odd wskaza metalow
yt od studzienki, znad której odgarn
nieg. Jeremy przygl da mu si krytycznie.
- Schodzimy? Odd, czy nie powiniene wróci do pokoju? Masz jeszcze szlaban.
- Jim jest padni ty po podró y. Jak tylko przyjechali my do Kadic, zmy si do
pokoju i poszed spa . Luzik!
Yumi i Ulrich odsun li na bok klap .
- Dobra, w azimy.
Dzieci zesz y w dó i poprowadzi y Ev wzd
cuchn cych cieków. Od czasu
do czasu przemyka przed nimi szczur z obrzydliwym, ró owawym ogonkiem. Odd
obserwowa Ev spod oka. Wygl da o na to, e spacer kana ami nie robi na niej
specjalnego wra enia. Ameryka musi by bardzo dziwnym krajem, skoro dziewczynka
nie brzydzi si wej do kana u, w którym cuchnie i roi si od szczurów. Yumi, gdy
zesz a tu po raz pierwszy, wzdrygn a si z obrzydzenia. A Eva nic.
Gdy tylko weszli na elazny most, Odd po
r
na ramieniu Evy.
- adnie to wygl da, co? Patrz, ile niegu le y na dachu fabryki.
- Miejmy nadziej , e nie spadnie on nam na g ow - odpowiedzia a Yumi,
wskazuj c tabliczki ostrzegawcze umocowane na bramie, która zamyka a drog za nimi.
Czy kiedykolwiek pomy leli cie, e te ostrze enia mog by prawdziwe?
- S
one tylko do odstraszania nieproszonych go ci - uspokoi j Jeremy. -
Lepiej wejd my do rodka, na dworze zaczyna si robi naprawd zimno.
Oprowadzili Ev po fabryce i pokazali jej trzy podziemne kondygnacje.
Dziewczynka rozgl da a si dooko a i porusza a z dziwnym spokojem, tak jakby by a tu
ju tysi c razy. Kiedy podeszli do konsoli sterowania superkomputera, Jeremy usiad na
fotelu, wskaza metalowy kr g na pod odze i wyja ni :
- To jest rzutnik holograficzny. Konstrukcja u góry s
y do projekcji
trójwymiarowego obrazu Lyoko wraz z map . Dzi ki temu urz dzeniu mog em zobaczy
dok adn pozycj moich przyjació i potworów Xany.
- Xany? - spyta a natychmiast dziewczynka.
- Tak. No có , to d uga historia... trafi em w to miejsce przez przypadek,
zaciekawi o mnie i odpali em superkomputer. Odkry em, e mie ci si w nim wirtualny
wiat, Lyoko, a w tym wiecie znajdowa a si pi kna elfka...
Aelita zaczerwieni a si i uszczypn a go, a potem szepn a:
- To by am ja.
- Tylko e Aelita nie by a jedyn mieszkank Lyoko - ci gn Jeremy. - By tam
tak e Xana, z
liwa istota, która potrafi a sterowa potworami. Xana by bardzo
pot
ny. Wykorzystywa wie e w Lyoko i przedostawa si do naszego wiata za pomoc
aparatury elektronicznej, eby atakowa ludzi.
Yumi wtr ci a:
- Dlatego ja, Ulrich i Odd zacz li my korzysta z kolumn-skanerów, aby
przenosi si do Lyoko. Stawali my si tam cybernetycznymi wojownikami i
walczyli my z Xan .
- Uda o si im uwolni mnie z Lyoko i zrobi ze mnie znowu normalnego
cz owieka - dopowiedzia a Aelita.
- A potem dalej prowadzili my nasz walk do momentu, a pokonali my Xan
raz na zawsze - zako czy Odd. - I wy czyli my superkomputer.
- A wi c ten Xana nie by w sumie taki pot
ny, skoro uda o si wam go pokona
- Eva znów u miechn a si ciep o.
- Pewno, e nie - przytakn Odd. - W gruncie rzeczy to by tylko g upi program
komputerowy.
Jeremy spojrza na niego lodowato i wyja ni Evie:
-To wcale nie by o takie atwe. Bez pana Hoppera, taty Aelity i twórcy Lyoko, nie
uda oby si . No i Xana nie le nam namiesza . Raz opanowa mózg naszego kolegi,
Williama Dunbara, i zmieni go w potwora.
Oczy Evy rozb ys y.
- Chcesz powiedzie , e on móg przejmowa kontrol nad lud mi?
- Móg to robi dzi ki wie om - przytakn a Yumi. - Ale na szcz cie zawsze to
zauwa ali my.
Tym razem Eva u miechn a si dziwnie.
Yumi wyci gn a si na
ku i odwróci a w stron Aelity i Jeremy’ego, którzy
siedzieli obok niej.
- Widzieli cie, jak min zrobi a? - zapyta a, maj c na my li Ev .
- Trzeba j zrozumie - usprawiedliwia kole ank Jeremy. - W ko cu w ci gu
godziny pokazali my jej fabryk i zrobili my megastreszczenie ze wszystkich naszych
przygód. Musia a by zszokowana.
Yumi popatrzy a na niego w zamy leniu.
- By mo e...
Aelita postanowi a zmieni temat rozmowy.
- A co zrobimy z plikiem, który znale li my w gabinecie dyra? Jeremy, musi by
jaki sposób, eby odkry , co znaczy ten kod programowania, no nie?
Ch opiec przytakn , podszed do biurka i wzi jeszcze raz papierow teczk .
Zacz przegl da kartki, jedn po drugiej.
- To wcale nie takie proste. Hoppix jest niskopoziomowym j zykiem
programowania. Praktycznie jest to instrukcja obs ugi sprz tu, a wi c... - przyjrza si
twarzom przyjació . - Innymi s owy, nie jest atwo przewidzie , co zrobi program, gdy
zostanie w czony. Jedyny sposób, eby go wypróbowa , to odpali superkomputer, a o
tym nie ma nawet mowy... - zatrzyma si nagle, przegl daj c jedn stron , pu ci kartk
i dr
cymi r koma pokaza dziewczynkom po
ze staro ci karteczk .
Yumi i Aelita otoczy y go ciasno.
- To jest adres.
- W Brukseli - dopowiedzia a Aelita.
- Napisany charakterem pisma pani Hertz. I ta karteczka by a ukryta w dossier.
Jest tak ma a, e nie zwróci em na ni wcze niej uwagi - powiedzia Jeremy.
Yumi wpatrzy a si w niego.
- Co, waszym zdaniem, ona mo e znaczy ?
Skonsternowani popatrzyli jedno na drugie.
- Nie mam poj cia - przyzna w ko cu Jeremy.
- Có - powiedzia a Yumi. - S dz , e je li karteczka by a w rodku, nie mog a
trafi do tej teczki przypadkowo. Musi mie co wspólnego z tymi papierami i z panem
Hopperem, no nie?
- Musimy to sprawdzi .
- Dzisiaj jest pi tek - przypomnia a Yumi. - Ja i Ulrich mo emy wyjecha jutro
rano i wróci wieczorem. Mog powiedzie moim starym, e w ten weekend zostan w
Kadic u kole anki...
Jeremy spojrza na ni zza okularów.
- Chcecie pojecha sami a do Brukseli? Do innego pa stwa? Yumi, chyba
pami tasz, jak si sko czy a nasza poprzednia podró !
Ostatniego wieczoru przed ko cem bo onarodzeniowej przerwy dzieci
przejecha y pó Francji w poszukiwaniu tajemniczego m czyzny, Philippe’a Broulet, od
którego dowiedzia y si o istnieniu tajnego pokoju w Pustelni. Jedyny problem stanowi a
podró powrotna. Pedantyczny konduktor wezwa policj , poniewa byli „nieletnimi
podró uj cymi bez opieki”. Paskudna historia.
- B dziemy bardzo ostro ni - parskn a Yumi. - A poza tym to tylko par godzin
w poci gu. Wszystko b dzie dobrze.
- Czego si tam spodziewacie?
- Za pierwszym razem odkryli my tajny pokój. Nie wiadomo, co b dzie tym
razem, ale to mo e by bardzo wa ne.
Tego wieczoru w sto ówce Ulrich w milczeniu wys ucha Yumi. Potem
powiedzia :
- Ty i ja b dziemy podró owa sami?
- Tak.
- Do Brukseli?
- Tak.
Ulrich u miechn si , maj c w pami ci prze omowe: „nie jeste my tylko
przyjació mi”, które próbowa wyzna dziewczynce zaledwie kilka dni wcze niej.
- Jak dla mnie, super!
Odd, który w
nie ko czy drugi kotlet z kurczaka, wybe kota z pe nymi ustami:
- To nie fair, ja te chc jecha !
- Masz szlaban - przypomnia mu Ulrich. - Przykro mi, ale mo emy jecha tylko
ja i Yumi. Tylko my wygl damy na troch starszych.
miechn si od ucha do ucha. Jego marzenie si spe nia o. B
wreszcie we
dwoje i b
mieli troch czasu na rozmow . Zauwa
, e Yumi te si u miecha. Wsta
od sto u.
- Pozwólcie mi tylko zadzwoni do domu, nie rozmawia em ze starymi od kilku
dni, a nie chc , eby dzwonili do szko y akurat jutro, kiedy mnie nie b dzie. Je li z nimi
dzisiaj pogadam, b
mia spokój na trzy albo cztery dni.
Wyszed ze sto ówki, uk oni si Jimowi Moralesowi, który na korytarzu czeka
na Odda, eby odprowadzi go do pokoju. Potem poszed do pustego parku. Mimo e nie
mia na sobie kurtki, nie odczuwa przenikliwego zimna. Podró z Yumi! Przygoda z ni !
O czym wi cej móg marzy ? Wyj komórk i zadzwoni do domu.
- Cze , tato, to ja, Ulrich.
- Ulrich. Jak w szkole? Dosta
z e stopnie? - odpowiedzia mu rozdra niony
os. Ojciec by bardzo zirytowany. Wida w domu uk ada o si coraz gorzej.
Ch opiec poczu , e ze z
ci czerwieniej mu policzki. Tata zawsze tylko o
jednym: szko a i stopnie. Nic wi cej go nie interesuje.
- W porz dku - odpowiedzia .
- Co to ma znaczy : „w porz dku”? Dosta
z e stopnie, czy nie?
- Normalne stopnie, ta...
- Czyli twoje normalne niedostateczne? Twoja normalna niezdolno do
uzyskania przyzwoitego stopnia, tak eby ci nie oblali? Twoja...
Ulrich us ysza , e jego mama zaczyna wrzeszcze :
- ZOSTAW GO W SPOKOJU! Nie rozumiesz, e za bardzo na niego naje
asz?
- JA NIE NAJE
AM NA NIKOGO! - wrzasn jego tata, niemal e go
og uszaj c. - MAM PRAWO WIEDZIE , CZY...
- Tato, przesta - szepn ch opiec. - Wszystko w porz dku. Kropka.
Ale rodzice ju go nie s uchali.
- TO TWOJA WINA, E NIGDY NIE DZWONI! - oskar
a mama.
- TO TWOJA WINA, E NASZ SYN NIGDY NICZEGO NIE OSI GA!
Ulrich w milczeniu wys ucha k ótni, która si stawa a coraz bardziej ostra.
ysza odg osy przesuwanych krzese i wal cej w stó pi ci. Westchn i roz czy si
bez po egnania. Po tej „rozmowie w gronie rodzinnym” jego rodzice nie odezw si
przez d
szy czas.
Przynajmniej móg spokojnie wyjecha .
Lyoko. Tym razem Aelita znajdowa a si w sektorze lasu. Otacza y j drzewa,
które niczym si od siebie nie ró ni y. Ich zielone wierzcho ki odcina y si na tle
tawego nieba. Nie by o s ycha szelestu li ci ani powiewu wiatru. Ona mia a znowu
posta elfki i czu a si zdezorientowana, czego do wiadcza a za ka dym razem, gdy
przechodzi a ze wiata realnego do wirtualnego. Obejrza a si . Zobaczy a Meduz ,
potwora Xany. Przypomina a ona ogromny zamro ony sto ek. By a przezroczysta.
Sk ada a si z substancji stanowi cej co po redniego mi dzy szk em a metalem.
Wewn trz p ywa ohydny ró owy mózg, cz ciowo przys oni ty symbolem Xany. Na
zewn trz mia a macki, które wyci ga y si w powietrzu w stron dziewczynki. Aelita
zacz a biec. Meduza by a najbardziej niebezpiecznym stworzeniem, jakie wróg by w
stanie wys
: wysysa a wspomnienia. A Aelita nie chcia a znowu straci pami ci, o nie,
nie teraz. Przy pieszy a i wbieg a mi dzy drzewa. Szelest Meduzy zmieni si w
st umione warczenie. Aelita obejrza a si , ca y czas biegn c. Potwór zmieni si teraz w
psa, ogromnego mastifa o rozdziawionym pysku i zakrwawionych z bach…
Prawie j dogania , to by a kwestia chwili. Aelita spostrzeg a, e nagle ziemia
przed ni zacz a znika , zmieniaj c si w cyfrowe morze tego samego
tego koloru co
niebo. Wpad a do niego, wrzeszcz c.
I otworzy a szeroko oczy - znowu koszmar! By a ubrana w pi am , ochlapan i
mierdz
ciekami. Ale nie znajdowa a si w ciekach. Le
a w ka
y wiat a na
betonowej pod odze. Pada na ni snop wiat a z lamp zawieszonych u sufitu. Reszta
tunelu ton a w ciemno ci. Wsta a, dr c, i przesz a kilka kroków. U jej stóp pojawi y si
wiat a, a wiat a za jej plecami zgas y. Sz a dalej. Czy to jest jeszcze sen, czy tym razem
jest to ju rzeczywisto ? „A mo e ja znowu lunatykowa am”, pomy la a. Powoli tunel
zacz si zw
, ciany sta y si kwadratowe i dziewczynka rozpoznawa a to miejsce.
By a w Pustelni.
Nie budz c si ze snu, wesz a do tajnego przej cia, które prowadzi o z Kadic
przez cieki i dalej do domu jej taty. Ale dlaczego to zrobi a? I dlaczego psy, które
zaatakowa y Kiwiego, pojawia y si w jej snach razem z potworami Xany? Aelita mia a
wra enie, e ma to jaki tajemniczy zwi zek. Westchn a i postanowi a si zatrzyma .
Nie chcia a i sama w nocy do Pustelni, zw aszcza e kr ci si tam obcy facet, który
napad na tat Odda. O wiele lepiej wróci bezpiecznie do
ka. Wracaj c, pomy la a, e
po pierwsze powinna porozmawia z Richardem.
Ulrich i Yumi wysiedli z poci gu i natychmiast porwa ich t um ludzi.
Wyko czona marmurem i szk em stacja by a ogromna, ale i tak panowa na niej t ok.
Wsz dzie kr cili si biznesmeni. Mieli na sobie marynarki i krawaty, a w r kach trzymali
komórki i skórzane teczki. Bruksela wygl da a na miasto ludzi powa nych i
zapracowanych.
- By
tu kiedy ? - spyta Ulrich.
- Tak, wiele razy.
- Super, bo ja nigdy. Co robimy?
- Zjemy niadanie - zaproponowa a Yumi - a potem wsi dziemy w metro i
postaramy si dojecha do tej... jak si nazywa?
- Rue Camille Lemonnier.
- No to super.
Stan li w kolejce do dworcowego kiosku i kupili sobie dwa pachn ce croissanty.
Potem, kieruj c si strza kami, poszli na stacj metra. Tam prze ledzili dok adnie tras .
Czeka a ich przesiadka: linia
ta, a potem linia zielona. Ulrich o ma o nie zgubi Yumi,
gdy patrzy na map . T um urz dników zacz unosi dziewczynk ze sob . Ulrich
wyci gn r
i przytrzyma j .
- Sk d tu tyle ludzi?
- Tu jest siedziba Komisji Europejskiej - odpowiedzia a, bior c go pod r
. - Nic
dziwnego, e panuje taki ba agan.
Podró owali metrem ci ni ci jak sardynki w puszce. Gdy wyszli na zewn trz,
um jakby rozp yn si w powietrzu. Panowa spokój. Szli szerokimi ulicami i trzymali
si za r ce. Ulrich zapomnia , e odbywa t podró , aby pomóc Aelicie. To by y wakacje
jego i Yumi. Byli sami w pi knym mie cie. Czego wi cej móg pragn ?
Rue Lemonnier by a normaln ulic o szerokich chodnikach ocienionych
drzewami. Niektóre budynki by y nowoczesne, a inne si ga y czasów pierwszej wojny
wiatowej. Do tego drugiego typu nale
dom, którego szukali. By a to kamienica o
niegdy bia ej, a obecnie poszarza ej fasadzie i wysokich oknach. Prowadzi y do niej
pancerne drzwi z ci kiego metalu. Obok nich znajdowa si domofon z potrójnym
rz dem przycisków.
- Jakie nazwisko jest napisane na karteczce? - spyta a Yumi.
- Pani Lassalle. Mo e to jest przyjació ka pani Hertz.
- Lassalle to tu - powiedzia a Yumi, wskazuj c nazwisko na domofonie. -
Spróbuj zadzwoni .
Nikt nie odpowiedzia . Spróbowa a znowu - bez odzewu.
- Spróbuj zadzwoni do kogo innego - zaproponowa ch opiec. Po kolei nacisn li
wszystkie przyciski, czekaj c na reakcj . I nic.
- Chyba nie mamy szcz cia - szepn a Yumi.
- Hej, dzieciaki! - zawo
kto .
Odwrócili si gwa townie. W ich stron szed staruszek ubrany w mieszny
br zowy beret. Prowadzi staro wiecki rower, który by tak jaskrawo czerwony, e
wygl da jak wie o malowany.
- Przepraszam, mówi pan do nas? - spyta a Yumi.
- Tak - powiedzia starszy pan. Szed dalej spokojnym krokiem, a doszed do
nich. - Nie ma sensu dzwoni , nikt wam nie odpowie.
- Jak to? - skonsternowany Ulrich spojrza na domofon pe en nazwisk. - Niech
pan popatrzy, ile osób tu mieszka! Szukamy tej pani, pani Lassalle...
Staruszek si za mia .
- M ody cz owieku, ja tu mieszkam od 1936 roku, widzia em, jak w czasie wojny
Rue Lemonnier zosta a zbombardowana i zmieni a si w kup gruzów. Mog ci
powiedzie z ca kowit pewno ci , e w tym budynku nikt nigdy nie mieszka . Kiedy
nale
do rz du. Potem, po wojnie, kupi a go jaka ameryka ska firma. Ale nikt nigdy
nie przyjecha , eby tu mieszka albo pracowa na sta e - czasem tylko kto na par
tygodni.
- Ale taki budynek musi kosztowa maj tek! - zdumia a si Yumi.
- Masz racj , moja droga, ale... - staruszek ciszy g os, a oczy mu b yszcza y, tak
jak wtedy, gdy si wyjawia szczególnie cenny sekret. - Moim zdaniem kupi a go nie
adna firma, tylko s
by specjalne - starszy pan chrz kn znacz co. - Rozumiecie, co
mam na my li?
- S
by specjalne?! - Ulrich nie lubi powtarza cudzych s ów, ale tym razem
musia , bo naprawd nie wierzy w asnym uszom.
- Wiem, wiem, wam zaraz przychodzi do g owy James Bond i tym podobni. Ale
by specjalne istniej naprawd . W czasie wojny prowadzi y aktywn dzia alno .
Yumi u miechn a si .
- Dzi kujemy, prosz pana, bardzo mi o z pana strony, e pan nam to powiedzia .
Inaczej dzwoniliby my bez ko ca.
- Nie ma za co! Lubi od czasu do czasu z kim pogada - powiedzia staruszek i
oddali si , machaj c im na po egnanie.
Ulrich zarechota .
- Wed ug mnie jest troch stukni ty.
- Mo liwe, ale pod jednym wzgl dem ma racj : nikt nam nie odpowiedzia . I co
teraz robimy?
Café au Lait by o nowoczesnym barem. Znajdowa si w nim czarny, b yszcz cy,
prostok tny kontuar i troch stolików ustawionych ciasno jeden obok drugiego. Aelita
nieco si spó ni a. Richard ju siedzia z palmtopem ustawionym na stoliku i fili ank
gor cej herbaty. Mia smutn min .
- D ugo czeka
? - spyta a. - Mia am troch k opotów, eby wyj z Kadic.
- Spoko - odpowiedzia z kwa nym pó
miechem. - Zamów sobie co do picia.
Aelita zamówi a u barmana czekolad i usiad a obok Richarda, tak eby zerka na
jego komputer. By na nim nadal kod programu w j zyku Hoppix. Czy by to taki sam
kod, jak ten z koperty pani Hertz? A mo e stanowi drug cz
tego programu? B dzie
musia a pami ta i poprosi Jeremy’ego, eby to sprawdzi . Podczas gdy próbowa a
skupi si nad monitorem, Richard obserwowa j uwa nie. Potem dotkn jej r ki.
- Czy mog spyta , dlaczego chcia
mnie widzie ?
- Pomy la am, e to jest minimum tego, co mog zrobi - usprawiedliwi a si . -
Przecie przedwczoraj w nocy musia
prze
prawdziwy szok. W ko cu by
pewien,
e spotkasz dziewczyn w twoim wieku. A tu...
- Nie mog uwierzy , e ty... to ta sama Aelita, któr zna em. Oczywi cie, e
jeste identyczna, ale... - Richard ciszy g os. - To niemo liwe. Wszyscy dorastaj !
Mo e to ja zaczynam traci zmys y.
Aelita mocno u cisn a d ugie, delikatne palce ch opaka.
- Jest jedno dobre wyt umaczenie, Richard. Jestem Aelit , tylko e nie uros am.
Chcia abym wszystko ci opowiedzie , ale nie wiem, czy mog ci ca kowicie zaufa , i
dlatego prosz ci , zrozum. Boj si .
Nadesz a chwila, eby powiedzie mu prawd , dlaczego chcia a tego spotkania.
Otó w czasie ferii bo onarodzeniowych Aelita dozna a dziwnej amnezji i wszystkie jej
wspomnienia z Lyoko znikn y. Nikt nie potrafi tego wyja ni . Jeremy z przyjació mi
nakr cili pami tnik wideo, eby mog a sobie przypomnie to wszystko, co si wydarzy o
od momentu, gdy Jeremy znalaz przypadkowo star fabryk . Ale wcze niej? Aelita nie
mia a adnych wspomnie z czasów, kiedy mieszka a z tat w Pustelni i chodzi a do
jednej klasy z Richardem. Nie pami ta a nawet twarzy swojej mamy. Richard móg jej
pomóc. Ch opak by szcz liwy, mog c opowiedzie jej wszystko po kolei. Zacz
najpierw mówi o ich klasie i nauczycielach. Aelita przyja ni a si wtedy z Richardem,
tak jak teraz z Jeremym. Richard pami ta mas szczegó ów: d ugie popo udnia, kiedy
pan Hopper pomaga im odrabia lekcje w wielkim salonie w Pustelni, wycieczki,
zabawy, powiedzonka.
- Wtedy te by
dziwn dziewczynk - stwierdzi w pewnej chwili. - Czasami
bez s owa wyja nienia znika
na ca e popo udnia. Mówi
, e chodzisz pracowa z
twoim tat , ale jest to tajny projekt i nie mo esz o nim powiedzie nawet mnie. A potem,
w ostatnim roku, w którym chodzi
ze mn do szko y, zacz
si spotyka z nowym
przyjacielem. Nazywa
go Panem X. Mówi
, e jest bardzo sympatyczny i bardzo
samotny, i e tylko ty mo esz mu pokaza , jaki jest wiat. Kiedy mówi
o nim,
yszcza y ci oczy.
Richard zaczerwieni si .
- By em wtedy w tobie po uszy zakochany. Nie masz poj cia, jaki ja by em
zazdrosny o tego Pana X! Wyobra
em go sobie jako cudzoziemca, w którym si
bujasz... i dlatego masz mniej czasu na zabaw ze mn .
Z za enowaniem potrz sn g ow i ci gn dalej:
- A potem twoje spotkania z Panem X stawa y si coraz cz stsze. Przez pewien
czas twój tata nie przychodzi na lekcje, potem ty te przesta
si pojawia w szkole.
wreszcie pewnego dnia znikn
. Czeka em na ciebie, bo mieli my razem
przygotowywa si do klasówki, a ty nie przysz
. Tego popo udnia, gdy pobieg em do
Pustelni, zobaczy em zabarykadowane drzwi i okna.
Ten dzie to by 6 czerwca 1994 roku, dzie , w którym pan Hopper sko czy
prac nad projektem Lyoko i uciek do wirtualnego wiata, zabieraj c ze sob swoj
córk . I zgasi superkomputer, który pozosta wy czony przez wiele lat, a do czasu gdy
zjawi si Jeremy.
- Od tego czasu ju ci nie widzia em. A do przedwczoraj.
Aelita spojrza a na Richarda. Richard odwzajemni spojrzenie. Na ekranie
palmtopa obok nich przesuwa si kod w j zyku Hoppix. Kto w czy alarm -
dziewczynka czu a, e ten kod by w
nie alarmem - po to, eby Richard przyszed do
Pustelni i im pomóg . Jej tata musia zatem uzna , e Richard to cz owiek godny
zaufania, który wesprze jego córk w trudnym momencie. Aelita wyczuta, e przebywa
w towarzystwie kogo wyj tkowego, kogo , kto mo e j zrozumie .
Zacz a mu opowiada o Lyoko.
Uff.
Hiroki Ishiyama le
w swojej sypialni, ale ju od kilku godzin nie spa . Na
biurku sta w czony telewizor. Lecia a kreskówka, któr widzia ju wiele razy. Jego
siostra Yumi w ci gu tygodnia ca e dnie sp dza a w szkole, ale w weekendy zwykle
bawili si razem. Teraz ch opiec by sam. Ich rodzice le eli jeszcze w
ku. W
weekendy lubili wstawa troch pó niej. Kiwi, od czasu kiedy zosta pogryziony przez
psy, spa od rana do wieczora. Nie by o naprawd nic do roboty.
W tym momencie jednak us ysza , e pi tro ni ej szczeka pies. By o to szybkie i
ciek e ujadanie. Hiroki nadstawi uszu. Kiwi przeszed na najwy sze tony, a potem
jego zajad e szczekanie zmieni o si w przera one skomlenie. A potem pies nagle
zamilk . Hiroki zerwa si na równe nogi i podbieg do drzwi. W domu panowa a cisza.
Bezszelestnie opu ci klamk - nauczy si tego, gdy robi kawa y Yumi - i oczekiwa
skulony za drzwiami.
Us ysza kroki, odg os ci kich butów. Kto wchodzi po schodach. Nie byli to
ani jego rodzice, ani aden z przyjació - oni zdj liby buty. Nikt nie móg wej do
japo skiego domu w brudnych butach... poza z odziejem.
Hiroki wstrzyma oddech i zamar w bezruchu. Nie mia odwagi wytkn zza
drzwi nawet koniuszka nosa. Kroki na schodach ucich y i zacz y rozbrzmiewa na
korytarzu. Kto przeszed ko o pokoju Yumi, potem jego pokoju, a potem poszed do
sypialni rodziców.
Ch opiec us ysza g os:
- Jak to, nie pami tacie mnie?
I przestraszony krzyk mamy. A potem zapad a cisza.
Przera ony Hiroki wyszed na palcach z sypialni i w pokoju w g bi korytarza
zobaczy wysok , ubran w prochowiec istot z ogromnymi r koma pe nymi monitorów i
wiate ek. Istota przytyka a te apska do g ów jego rodziców. Byli oni jeszcze w
pi amach i wygl dali na nieprzytomnych.
Hiroki nie wiedzia , czy jest to cz owiek, czy potwór, ale zrozumia jedno: e on,
Hiroki, potrzebuje pomocy, bo ta istota jest za wielka, eby sam móg stawi jej czo a.
Zgi ty wpó zszed cicho po schodach. W salonie Kiwi le
bez ruchu w swoim
koszyku. Oddycha . Tajemnicza istota musia a da mu rodek nasenny. Hiroki w
buty, wzi pieska na r ce, otworzy drzwi wej ciowe i zwia co si w nogach. Do kogo
zadzwoni ? Kto mo e mu pomóc?
Odd od
w
nie telefon. Mama zadzwoni a do niego, eby powiedzie , e
tata czuje si lepiej. Wypisali go ze szpitala i wróci do domu. Ca e szcz cie. Ch opiec
zastanawia si przez chwil , czy po
si spa . Rozleg o si pukanie do drzwi.
Poszed otworzy i zobaczy brata Yumi, który trzyma Kiwiego i patrzy przera onym
wzrokiem.
- Hiroki! Co ty tu robisz? - krzykn Odd, podczas gdy pies wyci gn szyj i liza
mu twarz. - Ej, spokój. Nie powiniene by przynosi go tutaj, bo Jim... - powiedzia ,
zwracaj c si do ch opca, i wyjrza na korytarz. Na szcz cie nikogo nie by o.
Hiroki przez chwil tylko przest powa z nogi na nog . Potem nagle wybuchn :
- ODD, POTRZEBUJ POMOCY POTWÓR Z APA MOICH RODZICÓW!!!
- Hiroki, mów wolniej, powiedz, co si sta o.
Ch opiec wybe kota chaotyczne wyja nienia. Odd podrapa si w czo o. Brat
Yumi nie by kim , kto dla zabawy wymy la tego rodzaju bajki. Poza tym to, co
opowiedzia , bardzo przypomina o to, co nieco wcze niej przytrafi o si jego ojcu.
- Pójdziemy po Jeremy’ego i pobiegniemy do twojego domu.
- Musz do Yumi! - zaprotestowa ch opczyk. - Gdzie jest moja siostra?
- To d uga historia, zaufaj mi i chod ze mn .
ody geniusz siedzia u siebie, studiuj c dossier Waldo Schaeffera. Odd i Hiroki
wpadli do jego pokoju niczym tornado. Odd krótko wyja ni , o co chodzi. Gdy ch opcy
biegli korytarzem, rozd wi cza si telefon Jeremy’ego. To Ulrich dzwoni z Brukseli.
- Co powiedzia Jeremy? - spyta a Yumi.
Ch opiec wzruszy ramionami.
- Radzi, eby zrobi troch zdj zamkom i przes
mu je. Po po udniu albo
wieczorem powie nam, jakie narz dzia powinni my kupi , eby si w ama .
- W ama si ? Ale to przest pstwo! - zaprotestowa a Yumi. - Tym razem
naprawd mo emy trafi do ciupy. Je li to jest naprawd budynek s
b specjalnych, to
ile tam musi by kamer i pods uchów? I...
Ulrich przerwa jej z u miechem.
- To oznacza przede wszystkim, e b dziemy musieli sp dzi tu noc. Nie s dz ,
eby dwójka niepe noletnich mog a wynaj pokój w hotelu.
- Zero problemu - odpowiedzia a Yumi. - Nie mówi am, e cz sto przyje
am
do Brukseli? Mieszka tu przyjació ka mojej mamy. To fajna babka. Jestem pewna, e nas
przenocuje i nie nakabluje o tym rodzicom.
- No to super - skin g ow Ulrich. - Wystarczy chyba zrobi dwa zdj cia tym
cholernym zamkom i potem b dziemy mieli dla siebie ca y dzie .
Ten pomys spodoba si obojgu.
Hiroki w
klucze do drzwi swojego domu, otworzy je i po
palec na
ustach, nakazuj c, aby byli cicho.
Odd i Jeremy weszli za nim i zdj li buty. Ch opiec po
Kiwiego na tapczanie
w salonie.
- Czy mog wam w czym pomóc? - spyta a mama Hirokiego, wychodz c z
kuchni.
By a starannie ubrana. Mia a na sobie eleganck garsonk , w której chodzi a do
pracy. Zza przymkni tych drzwi wida by o ojca ubranego w marynark i krawat. Jeremy
za ama r ce, zastanawiaj c si nad jak inteligentn odpowiedzi .
- Czy mog wam w czym pomóc? - spyta a pani Ishiyama, szeroko si
miechaj c.
- Mamo! - Hiroki rzuci si jej na szyj . - Mamo, dobrze si czujesz?
- Oczywi cie - odpowiedzia a agodnie. - Czy mog wam w czym pomóc?
Jeremy i Odd przywitali si nie mia o z zapatrzonym w pustk panem Ishiyam ,
który w odpowiedzi tylko u miechn si w milczeniu.
- Je li nic nie potrzebujecie, sko cz gotowa - rzek a mama Yumi spokojnym
tonem.
Skonsternowani ch opcy zostali sami w salonie.
- Nie k ami ! - oznajmi Hiroki. - Naprawd tu by potwór!
- Och, wcale w to nie w tpi - odpowiedzia mu Jeremy.
- Powiedzcie, nie zauwa yli cie czego dziwnego?
Pozostali ch opcy potrz sn li g owami i ch opiec wyja ni :
-Wydaje mi si , e pani Ishiyama nie pozna a Hirokiego. No i nie zapyta a nas o
Yumi.
- Zachowuj si , jakby byli w szoku - powiedzia Hiroki. Odd przytakn .
- Takie same objawy jak u mojego taty. Stracili pami i mówi dziwne rzeczy.
- Rozejrzyjmy si troch - zaproponowa Jeremy. - Nie zwróc na nas uwagi,
skoro s w takim stanie.
Weszli po schodach i wskoczyli do pokoju rodziców Yumi.
ko by o pos ane,
parkiet by umyty i l ni cy. Zajrzeli wsz dzie, nawet pod
ko, ale nie znale li nawet
odrobiny kurzu. Sprawdzili po piesznie pokój Yumi i Hirokiego, ale tam te wszystko
by o na swoim miejscu.
- Chod my do ogrodu - zaproponowa Odd. Po egnali si z pa stwem Ishiyama i
wyszli na dwór. Kiwi szed za nimi na chwiejnych apkach.
- Spróbuj opisa nam dok adnie tego tajemniczego faceta - powiedzia Jeremy.
- To by potwór, nie cz owiek, mówi wam! - zacz Hiroki.
Jeremy przerwa mu.
- Zastanów si , Hiroki, sk d potwór w twoim domu? Ogl dasz za du o anime.
Prawdopodobnie by to cz owiek, który wygl da jak potwór.
Ch opczyk zamkn oczy, eby si skoncentrowa . Potem opowiedzia o wysokiej
postaci w czarnym prochowcu i wiec cych r kawiczkach.
- Kiwi zacz szczeka , a potem nagle zasn . Facet musia u
sprayu ze
rodkiem usypiaj cym - zako czy .
- By dobrze przygotowany - zawyrokowa Odd.
W tym momencie przerwa o im ujadanie Kiwiego. Pies w cha traw w ogrodzie
i skowycza przestraszony. Ch opcy podeszli do niego i zobaczyli lady butów odci ni te
boko w ziemi. Kajaki o grubej podeszwie. Obok nich spl tane lady psich ap.
12
ZBYT WIELE TAJEMNIC
Wielki zegar, znajduj cy si na szczycie g ównego budynku szko y Kadic, wybi
pó noc. Jeremy, który przebywa w swoim pokoju w internacie, us ysza dwana cie
pos pnych uderze i zapali
wiat o. Tej nocy nie da si zasn . Wsta ubrany i w
pi amie podszed do biurka. Wzi kartk papieru i zacz na spokojnie wynotowywa
wszystkie problemy, jakie si pojawi y, i informacje, które zebrali do tej pory.
1. Co pani Hertz wie o profesorze Hopperze? Dlaczego przechowywa a jego
dosgier? Co znaczy ten kod programu? Adres z Brukseli?
Westchn . Tyle pyta ... a dopiero zacz .
2. Kim jest facet z psami i czego chce? Dlaczego mia co do rodziców Odda i
Yumi? Czy teraz kolej na reszt ?
Ta my l go zmrozi a. Kiedy Jeremy by ma y, jego rodzice mieszkali w mie cie,
ale przenie li si , zanim zacz chodzi do gimnazjum. Czy s bezpieczni, bo mieszkaj
daleko... czy nie? W ko cu równie rodzice Odda mieszkali w innym mie cie.
Postara si o tym nie my le i kontynuowa list .
3. Dlaczego na komputerze Richarda pojawi si kod? Czy to profesor Hopper go
wys
? Dlaczego Aelita wpatruje si w Richarda jak w idola?
Jeremy sapn i skre li ostatnie zdanie. Nie mia o ze spraw nic wspólnego.
Powiedzia a mu, e rano spotka a si z Richardem w kafejce, a on poczu , jak krew si w
nim burzy... ale to nie by o wa ne, przynajmniej na razie.
4. Co mia powiedzie film wideo zostawiony przez prof. Hoppera? Co
powinni my zrobi , eby pomóc Aelicie znale
jej mam ?
5. Xana.
Przy tym punkcie Jeremy zatrzyma si z d ugopisem w r ku. Xana zosta
pokonany, przecie tego byli pewni. A mo e wcale nie?
Równie Odd nie móg zasn . W my lach widzia przygaszone oczy pana
Ishiyamy, na które nak ada si obraz pustych i przymkni tych oczu jego taty. Odd
zawsze by weso ym i pe nym humoru ch opcem, ale ta historia nim wstrz sn a. Kto
zadzwoni do drzwi domu rodziców i podst pnie wywabi tat do ogrodu, eby co mu
zrobi . Ch opiec by ju pewien, e nie chodzi o o porwanie. W przeciwnym razie taki
sam los spotka by rodziców Yumi. Dlatego pytanie nale
o sformu owa inaczej: czego
chcia facet z psami? Na pewno mia o to co wspólnego ze wiec cymi r kawiczkami. A
mo e z umiej tno ci wykasowania swojego obrazu z filmu wideo, nagranego przez
kamery Jeremy’ego w Pustelni?
Nagle przypomnia a mu si dziwna karta pami ci, któr da a mu mama w
szpitalu. Wsta z
ka i poszpera w kieszeniach kurtki, wyci gn z niej kwadratowy
kawa ek plastiku i przyjrza mu si . Nie by o na nim adnych napisów. Z boku
znajdowa y si tylko trzy albo cztery poz acane znaki.
Odd sapn . Sam nic nie kapowa , ale Eva wygl da a na do obeznan z tym
tematem. W ko cu to dzi ki niej zobaczy obraz faceta z psami na filmach wideo z
Pustelni. Na pewno mo e mu pomóc odkry , co znajdowa o si na tym kawa ku plastiku
o wielko ci pó centymetra kwadratowego. Poza tym jutro jest niedziela, czyli doskona a
okazja, eby odwiedzi j w domu. B dzie móg pozna jej rodziców i poby troch z
ni ... Cudownie! Zacz grzeba w rzeczach porozrzucanych na biurku, a znalaz jak
kartk . Przepisa na ni adres i numer telefonu dziewczynki: Rue André René. By a ju
druga w nocy, ale mimo to postanowi zadzwoni . Wystuka numer Jeremy’ego, który od
razu odebra .
- O, te nie pisz.
- Nie. Zastanawia em si , w jaki sposób Ulrich i Yumi mog wy ama zamek do
mieszkania.
- Nasz haker zmienia si we w amywacza! - za mia si Odd. - Chcia em ci tylko
powiedzie , e jutro rano nie zobaczymy si , chcia em odwiedzi Ev .
os Jeremy’ego natychmiast spowa nia .
- Co to za nowy pomys ?
- Nic takiego - odpowiedzia wymijaj co ch opiec.
- Odd, czy ty si czasem nie zabuja
w Evie?
- A nawet je li? To równa dziewczyna! - nic nie powiedzia o karcie pami ci.
Je li Jeremy by j zobaczy , na pewno wiedzia by, co z ni zrobi , a jemu znikn by
pretekst, eby pój do Evy.
Przyjaciel westchn .
- Wi c zamierzasz znowu wykiwa Jima Moralesa.
- Mo emy si za
, e mi si uda, stary - powiedzia Odd i si roz czy .
W niedziel rano niebo by o pokryte g stymi, ciemnymi chmurami. Zanosi o si
na deszcz, ale to nie zniech ci o Odda.
Rue André René by a szerok i d ug ulic . Rosn ce wzd
niej platany ugina y
si pod silnym wiatrem. Po obu stronach ci gn y si schludne domki o czarnych
dachach i pomalowanych na bia o drewnianych cianach.
„Psia pogoda”, pomy la Odd i wstrz sn nim dreszcz. Na niebie pojawi a si
yskawica. Zagrzmia o. Wielka kropla deszczu spad a ch opcu na nos. Potem druga.
Zacz biec wzd
ulicy. Mkn jak strza a pod nagimi konarami drzew, uwa aj c, eby
nie po lizgn si na chodniku, na którym le
o jeszcze du o niegu. Patrzy na numery
domów wypisane na skrzynkach pocztowych. Trzydzie ci. Dwadzie cia osiem.
Zaczyna o coraz mocniej pada . W ci gu dwudziestu sekund ch opiec przemók do
suchej nitki. Mokre w osy klei y si do twarzy, a ci kie ubranie utrudnia o mu ruchy.
Przy pieszy bieg. Nie chcia pokaza si Evie w takim stanie, ale w tym momencie nie
mia wyboru. Nie móg wróci do Kadic w tak ulew . Osiemna cie. Jedynka i ósemka
by y wymalowane czerwonym lakierem na skrzynce pocztowej. Odd przeskoczy nisk
furtk i skr ci w alejk wej ciow . Doszed do drzwi os oni tych ma ym daszkiem i
zadzwoni . Zadzwoni jeszcze raz, a potem, na wszelki wypadek jeszcze raz:
Dryyyyyyyyyyyyyy !
Wreszcie drzwi si otworzy y. Wysz a Eva, ubrana w obcis y dres. Twarz mia a
okolon drobnymi loczkami.
- Odd - powiedzia a, u miechaj c si ciep o.
- Cze - odpowiedzia ch opiec. - Przechodzi em t dy i wiesz, zacz o pada ... -
zda sobie spraw , e jest wpó do dziewi tej w niedziel i wymamrota zaniepokojony:
- Nie obudzi em ciebie albo twoich rodziców?
- Jestem sama w domu. Moi starzy wyjechali... w delegacj .
Wyjechali w delegacj w niedziel ? Ch opiec wola nie komentowa .
- Mog wej na chwilk i si wysuszy ?
- Wejd - powiedzia a agodnie, wpuszczaj c go. - Jeste ca y mokry. Rozbierz
si .
Odd si zatrzyma . Chyba po raz pierwszy w yciu go zatka o. Rozebra si ? Czy
naprawd poprosi a go, eby... si rozebra ?
- Uhm, czy nie mog aby mi po yczy ubra twojego starego?
- Nie.
Ch opiec rozejrza si dooko a. W domu Evy brakowa o wi cej rzeczy, nie tylko
ubra . Praktycznie nie by o w nim mebli. Z ma ego holu wchodzi o si do ca kiem
pustego salonu. Jedynym meblem by stoj cy na ziemi laptop. Tak samo wygl da a
kuchnia. Nie by o w niej zlewu, szafek, kuchenki ani piecyka. Cztery puste ciany, z
których zwisa y rury od gazu i wody. Na cianie wisia podgrzewacz do wody.
- Gdzie jest azienka? - spyta skonsternowany Odd.
- Tam - pokaza a Eva - na ko cu korytarza.
Do korytarza przylega y dwie puste sypialnie. Nie by o w nich nawet
ka. W
jednej z nich sta a na pod odze ró owa walizka na kó kach. By a otwarta i pe na ubra .
W azience nie by o nawet umywalki. Odd wysuszy sobie w osy r cznikiem. Kurtk ,
bluz , spodnie i skarpetki mia ca e mokre. Nie nadawa y si do w
enia. Koszulka nie
zmok a, móg wi c w niej zosta . Odd rozebra si , wyj z kurtki kart pami ci, okr ci
si w pasie r cznikiem, eby zas oni majtki, i wróci do salonu. Eva siedzia a na
pod odze z laptopem na kolanach.
Dziewczynka spojrza a na niego krytycznym wzrokiem.
- Jeste prawie nagi - wymamrota a. - Nie s dz , eby by o to zbyt wygodne.
- Ja te nie - zgodzi si Odd. - Ale w mokrych ubraniach jeszcze z api katar!
- Poczekaj.
Eva wsta a, znikn a w jednym z pokoi i wróci a po minucie, nios c jaskrawy,
ró owy dres ze sztucznego weluru. Odd w
go, wzdychaj c. Bluza by a bardzo
dopasowana, a spodnie za krótkie. Nie móg uchodzi za Jamesa Bonda. Eva b dzie
mia a si z niego do ko ca ycia. Spróbowa odwróci od siebie uwag .
- Umeblowanie w twoim domu jest... uhm, bardzo proste, e tak powiem.
Ale natychmiast ugryz si w j zyk. W ko cu, co wiedzia o jej rodzinie?
- Niedawno si przeprowadzili cie, to normalne - próbowa naprawi . - Ale
szkoda, e musisz mieszka w takich warunkach. Mog aby zamieszka w internacie
przez jaki czas, dopóki nie przywioz mebli, kuchenki,
ek i ca ej reszty...
- Dobrze mi tu - odpowiedzia a zimno Eva.
- No jasne, ja te si tu fajnie czuj !
Odd usiad po turecku na pod odze obok dziewczynki i pokaza jej kart pami ci.
- Skoro ju tu jestem, Eva, to chcia bym ci prosi , eby mi z tym pomog a.
Znalaz em to co i nie wiem, jak tego u
.
Eva po
a na d oni ma kart pami ci i ogl da a j przez chwil . Oczy jej
zab ys y, tak jakby mog a widzie , co jest w rodku. W
a j do komputera i chwil
yskawicznie uderza a w klawisze, a potem powiedzia a:
- Tu jest tylko film. Teraz go puszcz .
Odd wstrzyma oddech, gdy obraz zacz pojawia si na ekranie. Zobaczy
bardzo pi kn kobiet ubran w bia y fartuch. By a przywi zana za r ce i nogi do
drewnianego krzes a. Na szyj spada a jej w nie adzie burza rudych w osów. M ska r ka
w czarnej r kawiczce zas oni a obraz pierwsz stron dziennika „Detektyw”. Data zosta a
podkre lona na
to: 2 maja 1994.
Odd zakry sobie usta r
.
- To wideo jest sprzed wielu lat! Zosta o nakr cone tu przed tym, jak Aelita i jej
tata weszli razem do Lyoko! A ta kobieta musi by ...
Rude w osy, kszta t nosa, wykrój oczu. By pewien, e to jest Anthea, mama
Aelity. Uwi ziono j !
Z ekranu znikn dziennik i pojawi a si znowu kobieta, która zacz a mówi :
- Waldo, czuj si dobrze. Nie martw si o mnie, przetrzymuj mnie, ale
wszystko... - na jej twarzy pojawi si wielki smutek. Schyli a si i zacz a p aka . - Jak
si czuje Aelita? Bo e, nie widzia am jej ju tyle lat... Teraz chodzi ju pewnie do szko y.
Bardzo uros a.? Tak bym chcia a j przytuli ...
Kobieta zaszlocha a, a m ski g os spoza ekranu zakomenderowa :
- Ko czymy. Mów, co wiesz, i wystarczy.
Anthea podnios a g ow , a w jej oczach wida by o nienawi do m czyzny,
który mówi .
- Waldo, ci faceci chc , ebym ci powiedzia a, e musisz dalej pracowa i
zako czy projekt Kartagina. Mówi , e je li to zrobisz, uwolni mnie i b dziemy mogli
by znowu razem, ja, ty i Aelita.
Kobieta podnios a gwa townie g ow i zawo
a:
- Ale nie s uchaj tego! Nigdy mnie nie uwolni , a ciebie b
chcieli zabi !
Zapomnij o Kartaginie i uciekaj jak najdalej!
Na ekranie pojawi a si posta m czyzny odwróconego ty em i zas oni a Anthe .
Rozleg si odg os policzka. Potem obraz rozpad si na stos bia ych iskier i film si
sko czy . Odd zerwa si na równe nogi i o ma o co nie przewróci komputera Evy.
- Musimy i powiedzie o tym Jeremy’emu i Aelicie, musimy pokaza im ten
film!
- Nie - powiedzia a najzwyczajniej w wiecie Eva.
- Nie kapujesz?! - zaprotestowa Odd. - To by a Anthea, mama Aelity, a teraz
wiemy, e yje... e
a dziesi lat temu i by a gdzie przetrzymywana. Jeremy móg by
przeanalizowa ten film i co odkry !
- Nie - powtórzy a Eva i wsta a.
Odd spojrza na ni szeroko otwartymi oczami.
- Mo na wiedzie , co ci odbi o?
Dziewczynka w
a r
do kieszeni. Odd potrzebowa kilku sekund, eby
zrozumie , co za przedmiot wyj a i teraz ciska a w r ce. To bez sensu! Dlaczego Eva
mia aby trzyma nó spr
ynowy w odleg
ci kilku centymetrów od jego nosa?
- Nigdzie nie pójdziesz, g upi cz owieku.
Usta Evy si poruszy y, ale nie dochodzi z nich g os dziewczynki. By to m ski,
boki g os. By zniekszta cony, tak jakby wydobywa si z g
ników komputera. Odd
bardzo dobrze zna ten g os. To by g os ich miertelnego wroga - Xany.
13
REPLIKA
Ulrich i Yumi obudzili si wcze nie i zostawili karteczk dla przyjació ki pa stwa
Ishiyama. Ta sympatyczna osoba ko o trzydziestki ubiera a si troch po hipisowsku, w
szerokie kwieciste spódnice i sznury koralików. Jej dom znajdowa si w samym
centrum. Przyj a ich, nie pytaj c o nic. W nocy pogoda si popsu a. Niebo by o pokryte
ciemnymi chmurami, które w ka dej chwili grozi y ulew . Dzieci biega y od jednego
sklepu z artyku ami metalowymi do drugiego, szukaj c cz ci, które w e-mailu opisa im
Jeremy. W ko cu schroni y si w Bois de la Chambre, parku znajduj cym si blisko rue
Lemonnier, i przyst pi y do monta u.
- Sto dwadzie cia euro! - oburzy si Ulrich, wyci gaj c narz dzia z plecaka. -
Mniej by nas kosztowa powrót do Kadic, gdzie Jeremy z
by nam to urz dzenie.
- Zamiast narzeka , pomó mi - poprosi a Yumi. - Instrukcje s skomplikowane.
Kupili rubokr t elektroniczny, komplet igie i cienkich, elaznych wierte ,
wiertark udarow , baterie i du o innych rzeczy. Teraz trzeba by o zebra wszystko, eby
zrobi urz dzenie nazwane przez Jeremy’ego „elektronicznym wytrychem”.
- Gdzie to nasz przyjaciel nauczy si robi takie rzeczy? - spyta Ulrich, próbuj c
odkr ci korpus wiertarki, eby j rozmontowa .
- Jeremy pisze, e bez problemu znalaz wszystko w Internecie - wyja ni a Yumi.
- Zobacz: Ig y zamocowane na sworzniach od zamkni cia zamka nale y wprowadzi w
silne wibracje po to, eby uruchomi mechanizm odbijaj cy, dzia aj cy na tej zasadzie co
w bilardzie, który...
- Okej, daruj sobie, i tak nic nie kapuj . A przypadkiem nie pisze, jak w
ten
wichajster w to elektroniczne co ?
Yumi za mia a si .
- Nie s dz , aby Jeremy kiedykolwiek napisa „elektroniczne co ”.
Siedz c na awce, pracowali prawie do po udnia. By o przenikliwie zimno. Od
czasu do czasu Ulrich patrzy na skupion Yumi, która siedzia a obok niego.
Poprzedniego dnia by o tak pi knie, e nie znalaz w
ciwego momentu, eby
porozmawia z ni powa nie. Nie chcia , aby ewentualna k ótnia popsu a t magiczn
atmosfer . Je li ona powiedzia aby mu „nie”, musieliby zosta na zawsze przyjació mi, a
jemu by oby smutno. Dlatego czeka . Nie, jeszcze nie. Najpierw musz upora si ze
rubami i rubkami. Pó niej.
Yumi odgarn a sobie w osy z czo a i wreszcie uzna a:
- Gotowe. Teraz wyci gnij zamek, który kupili my, i przetestujemy nasze
urz dzenie.
To równie by o napisane w instrukcjach Jeremy’ego: U ywanie wytrychu
elektronicznego nie jest proste, po wiczcie tak, eby was nikt nie widzia .
- Dwadzie cia euro za zamek wyrzucone w b oto - burkn Ulrich, po czym
wyci gn z plecaka nowy zamek i spróbowa u
elektronicznego urz dzenia, eby go
otworzy .
Tak jak ostrzega ich przyjaciel, nie by a to wcale atwa sprawa. Ch opiec podda
si po pó godzinie bezowocnych prób.
- Nie czuj ju r k, jest cholernie zimno. Moim zdaniem schrzanili my co przy
monta u. To si nigdy nie otworzy!
- Poczekaj, ja te chc spróbowa .
Yumi wzi ta do r k zamek i wytrych, wcisn a w cznik i po chwili wykona a
delikatny obrót nadgarstkiem. Brzd k! T oki wróci y na swoje miejsce i zamek by
otwarty.
- Pocz tkuj cy ma szcz cie - mrukn Ulrich.
- Ca a sztuczka polega na przekr ceniu tego we w
ciwej chwili - za mia a si
dziewczynka. - Teraz wiem, e jako w amywacz mam przed sob przysz
. No, ruszmy
si . Dzi wieczór musimy by z powrotem w Kadic.
Rue Camille Lemonnier by a prawie pusta, nawet bar na rogu by zamkni ty.
Kiedy doszli do numeru czternastego, Ulrich westchn . Mniej ryzykowali, gdy nie by o
ludzi na ulicy.
- Po piesz si - powiedzia , wr czaj c Yumi elektroniczny wytrych. - Je li kto
nas zobaczy i zadzwoni na policj , to znajdziemy si w prawdziwych opa ach.
- Ju si robi - odpowiedzia a. W czy a urz dzenie i po chwili rozleg si
metaliczny d wi k otwieraj cego si zamka. Weszli do rodka.
Znale li si w w skim i wysokim holu, u podnó a marmurowych schodów o
delikatnej por czy z kutego elaza. Z boku by y drewniane drzwi. W powietrzu czu o si
zapach st chlizny.
- Tu od dawna nikt nie mieszka - zauwa
Ulrich.
Yumi przytakn a.
- A zauwa
? Nie ma adnych kamer. Mo e mimo wszystko w
ciciele nie s
agentami s
b specjalnych.
Na zamkni tych drzwiach nie by o tabliczki z nazwiskiem. Nie znajdowa si
obok nich dzwonek. Po chwili namys u dzieci postanowi y zacz od ogólnych ogl dzin i
wesz y na schody. Budynek sk ada si z o miu pi ter. Na ka dym pi trze ci gn si
korytarz bez okien, w którym znajdowa y si szeregi identycznych drzwi bez tabliczek z
nazwiskami. Wi kszo by a zamkni ta. Nieliczne otwarte prowadzi y do ca kowicie
pustych mieszka . Na trzecim pi trze Ulrich i Yumi zacz li si niepokoi . Na szóstym
poczuli rozpacz. Wbiegli na ostatnie schody, prowadz ce na ósme pi tro. Byli gotowi
podda si i wróci do Kadic z niczym.
- Tu te nic - wysapa w ko cu Ulrich, api c oddech. - I co teraz robimy?
Spróbujemy wy ama wszystkie drzwi po kolei?
- Czekaj, a czy te nie ró ni si twoim zdaniem od pozosta ych? - spyta a Yumi,
wskazuj c drzwi znajduj ce si troch przed nimi.
Ulrich podszed bli ej. Chocia drzwi by y pokryte ciemnym drewnem, tak jak
pozosta e, wygl da y na bardziej masywne i solidne. Zamek by chyba w jaki sposób
wzmocniony. Dzieci przygl da y im si przez chwil , a potem postanowi y spróbowa :
mo e intuicja trafnie podpowiada Yumi, e tutaj co b dzie. A trzy razy musieli
uruchamia wytrych, ale w ko cu zamek pu ci i Ulrich otworzy szeroko drzwi.
Zaniemówili.
Mieszkanie sk ada o si z jednego pokoju, który wygl da na bardzo stare biuro.
Na pod odze le
a gruba, be owa wyk adzina dywanowa, a na cianach by a ohydna
tapeta tego samego koloru. Po rodku pomieszczenia, na ogromnym stalowym stole, sta y
dziesi tki monitorów i sprz t elektroniczny. Dooko a rozstawiono wiele gigantycznych
komputerów wielko ci szafy, które cz ciowo zas ania y okno. Kiedy Ulrich zrobi
pierwszy krok, z wyk adziny unios a si g sta chmura kurzu, a zacz li kicha . Ch opiec
podszed do sto u. Le
y tam kaski, które przypomina y kaski motocyklowe. W miejscu
przy bicy mia y wbudowane dziwne urz dzenia. Znajdowa y si tam te r kawiczki,
pod czone do kabli, które by y wetkni te do najbli szego komputera-szafy. Obok Ulrich
zobaczy po
e klawiatury, które mia y co najmniej 20 lat, i wielkie monitory o
lampach katodowych, które wa
y chyba z ton .
- Wed ug mnie... - powiedzia a Yumi.
- Tak?
- To jest prototyp superkomputera. Jest podobny do tego ze starej fabryki. Ale
kaski i r kawiczki mog by przodkami skanerów...
Ulrich zacz si
mia .
- artujesz? Chcesz powiedzie , e wed ug ciebie jest to... miejsce dost pu do
Lyoko?
- Niezupe nie. My
, e to jest kopia Lyoko. Zdaje mi si , e technicznie
poprawnym terminem jest „replika”.
Yumi przesun a z biurka wielki stos papierów, który zakrywa czarne
pude eczko z wielk soczewk z przodu.
- To przypomina rzutnik holograficzny, z którego korzysta Jeremy, eby widzie
nasze ruchy, kiedy jeste my w wiecie wirtualnym. A ten drugi aparat...
Wskaza a urz dzenie z
one z luster i kabli pod czonych do kasku
motocyklisty.
- To wygl da na to elektroniczne co , które jest zamontowane na kolumnach-
skanerach w fabryce.
Ulrich usiad na ziemi z r koma we w osach.
- To jaki koszmar. Co proponujesz?
- To chyba jasne? - Yumi pu ci a do niego oko. - Odpalimy wszystko i
zobaczymy, czy mam racj .
- Noo... - zawaha si Ulrich. - Bo je li to naprawd jest replika, tak jak mówisz...
w rodku mo e by te Xana.
- Moim zdaniem to niemo liwe - odrzek a Yumi. - Kiedy pan Hopper po wi ci
si jako kula energii, musia zabi Xan pod wszelk postaci , no nie? A poza tym
zawsze mo emy wyj ze wiata wirtualnego i zniszczy te urz dzenia.
Brzmia o to przekonuj co. Ulrich przytakn .
W sto ówce Kadic Aelita po piesznie dopi a szklank mleka i wsta a. Jeremy
ci gle jeszcze m czy si ze swoim obiadem.
- Gdzie teraz lecisz?
Dziewczynka lekko si zaczerwieni a.
- Richard czeka na mnie w kafejce, w której spotkali my si wczoraj. Musimy
doko czy rozmow .
Jeremy poczu , e co
ciska go w klatce piersiowej. I co si w nim burzy.
- Nie kapuj , co jest interesuj cego w tym ch opaku.
- Jeremy, nie rozumiesz? Chodzi ze mn do klasy! Zna mnie, zanim rozpocz a
si ta ca a historia z Lyoko i superkomputerem! Przychodzi cz sto do mojego domu i
wie wszystko o okresie, z którego nic nie pami tam!
- Tak, no có , dobra, ale... - ch opiec próbowa wysun zastrze enia.
Aelita u miechn a si lekko, stoj c z pochylon g ow , podparta pod boki.
- Powiedz, czy nie jeste troch ... tak tylko troszeczk ... zazdrosny?
- Kto, ja? - Jeremy wykr ci si . - artujesz chyba? Zazdrosny o ciamajd , który
ledwo umie w czy komputer i który...
Aelita spojrza a powa nie.
- Teraz to ju przesadzasz. Sorki, musz naprawd lecie , nie chc si spó ni !
Rozwiane rude w osy... I ju jej nie by o. B dzie musia sko czy posi ek w
samotno ci. Dopiero w tym momencie zda sobie spraw , e Odd nie pojawi si na
obiedzie, co by o bardzo dziwne. Kto jak kto, ale Odd nigdy nie opuszcza posi ków.
Gdzie si podzia ? W tak burz chyba nie poszed na miasto... ale w ko cu Odd by
troch zakr cony.
Jeremy uzna , e nie ma ochoty siedzie d
ej w sto ówce sam ze swoimi
my lami. W
do kieszeni jab ko, które wzi na deser, i wróci do swojego pokoju.
Chcia jeszcze przyjrze si dziwnemu j zykowi Hoppix. Je li si przy
y do pracy,
mo e zrozumie, do czego on s
y. Ch opiec wszed do swojego pokoju i stan jak
skamienia y. Dossier! Na jego biurku nie by o ju dossier a on nie zrobi nawet kopii.
Sprawdzi zamek w drzwiach. adnych ladów w amania. Biurko pokryte warstw kurzu
jak zwykle - z wyj tkiem czystego prostok ta w miejscu, w którym wcze niej le
a
teczka. Kto móg wej do jego pokoju?
Pani Hertz zwykle sp dza a weekendy w szkole, zamkni ta w swoim gabinecie.
Pod koniec tygodnia budynek nauczycieli stawa si pusty i panowa a w nim cisza.
Mog a studiowa w spokoju. Szkoda, e tego dnia nie mog a si wcale skupi . Po g owie
chodzi y jej wspomnienia zwi zane z Franzem Hopperem i jego przesz
ci . Czy dobrze
zrobi a, wr czaj c dyrektorowi teczk z materia ami dotycz cymi Hoppera, czyli Waldo
Schaeffera? W tamtym momencie uzna a to za najlepsze wyj cie. Pan Delmas mniej
wi cej wiedzia , co si zdarzy o, a nauczycielka mia a do niego absolutne zaufanie. I
dobrze zna a Jeremy’ego. Wiedzia a, e je li naprawd chce odkry jak tajemnic , nic
go nie powstrzyma.
Jej papierzyska by y zbyt niebezpieczne... Pomy la a o sekretnym mieszkaniu w
Belgii. Wizja, e dzieci je znajd , tak j przera
a, e wola a nawet o tym nie my le .
„Przesta o tym my le , g upia”, zgani a si , „gdzie si podzia a twoja zimna
krew? Kiedy mia
dwadzie cia lat, nazywano ci „Nieub agana”, a teraz boisz si
trzynastolatków?”
Nie by o sensu d
ej si dr czy , jedyne, co mog a zrobi , to zacz dzia
.
Pani Hertz wsta a z krzes a i zamkn a podr cznik do fizyki, który bezowocnie
próbowa a czyta . Wzi a kopi kluczy do gabinetu dyrektora, których strzeg a w
szufladzie, i wysz a z pokoju.
Rzuci tylko okiem, sprawdzi, czy dossier le y na swoim miejscu. Nale y zawsze
tpi , w tpi we wszystko. Kiedy by a m odsza, ta prosta zasada wiele razy ocali a jej
ycie, a teraz ju troch o niej zapomnia a... Skr ci a w korytarz, który prowadzi do
gabinetu dyrektora, i znalaz a si oko w oko z Ev Skinner, now uczennic , która
przyjecha a z Ameryki. Mo e si myli a, ale mia a wra enie, e dziewczynka wysz a
nie z gabinetu pana Delmasa.
Eva u miechn a si szeroko i zacz a mówi :
- Szuka am pana dyrektora, zapuka am, ale nikt mi nie odpowiedzia - jej
ameryka ski akcent ca kowicie znikn …
- My
, e gdzie poszed ze swoj córk . A czy ty nie powinna by w domu
razem z rodzicami? - spyta a pani Hertz.
Dziewczynka wzruszy a ramionami.
- Przysz am, eby si pouczy razem z moimi nowymi przyjació mi na klasówk
u pani profesor we rod .
Pani Hertz patrzy a za oddalaj
si korytarzem Ev . Gdy dziewczynka znikn a
jej z oczu, nacisn a klamk . Drzwi by y otwarte. Czy Delmas zapomnia zamkn
?
Wn trze wygl da o tak, jakby wszystko by o w porz dku. Wiedzia a, gdzie dyrektor
przechowywa teczk - w szufladzie w biurku. Klucz le
w piórniku pod gumkami do
wycierania. Serce podskoczy o jej do gard a, gdy spostrzeg a, e w szufladzie nic nie ma.
- Jak to...?
Nie trac c ducha, otworzy a wielkie metalowe archiwum, znajduj ce si pod
cian . Sprawdzi a gor czkowo katalog, a znalaz a. Oto jest, nienaruszona teczka z
dossier Waldo Schaeffera. Zatem dyrektor po prostu postanowi j prze
. Pani Hertz
odetchn a z ulg .
Niebieskie iglice i okr
e dachy, takie jak w chi skich pagodach. Ulice, które
unosi y si w powietrzu jak kolorowe wst
ki, wij c si wokó bardzo wysokich wie o
niewidocznych szczytach.
- To wcale nie jest Lyoko - zauwa
os upia y Ulrich, potrz saj g ow .
- Ale popatrz na nas.
Stoj ca obok niego Yumi by a ubrana w strój gejszy, który nosi a zawsze w
Lyoko. Twarz mia a upudrowan na bia o, w osy upi te szpilami, eleganckie kimono
starannie przewi zane w talii pasem obi. Równie Ulrich wygl da jak samuraj. Mia
krótkie kimono, a na nogach skarpety i tradycyjne geta, co po redniego mi dzy
chodakami a japonkami. Ch opcu brakowa o tylko katany.
- Chyba nie mamy broni - stwierdzi .
- I to mi si wcale nie podoba, je li mam by szczera - odpowiedzia a mu Yumi.
Zniekszta cony i metaliczny g os dziewczynki dochodzi przez kask
motocyklowy. Znajduj ce si w mieszkaniu proste urz dzenia nie pozwala y wej
naprawd do wiata repliki. Ich cia a zosta y w wiecie rzeczywistym, w pokoju pe nym
komputerów.
- Có , je li zrobi si gor co, mo emy zawsze wróci z powrotem, prawda? -
pocieszy si Ulrich.
- Spróbuj - zach ci a go dziewczynka.
Ulrich dotkn r koma szyi w miejscu, gdzie znajdowa a si sprz czka kasku.
Odniós wra enie, e opuszkami palców dotyka g adkiej skóry i e nie ma nic na g owie.
Spróbowa potrze o siebie r ce, eby zdj r kawiczki, ale nie uda o mu si . Dla
Ulricha, który by wewn trz repliki, te przedmioty nie istnia y. Nie móg ich dotkn .
- Miejmy nadziej , e b dzie dobrze. Wyczai
, jak tu si trzeba porusza ?
- Przyci nij kciuk do palca wskazuj cego prawej r ki, potem rusz r
w
kierunku, w którym chcesz si porusza - wyja ni a Yumi.
I polecia a szybko jak strza a w stron nieba.
Ulrich spróbowa j na ladowa , opu ci r
i uderzy z ca ej si y twarz w
ziemi .
- Aj, boli! - wrzasn .
Yumi z elegancj szybowa a ko o niego.
- Jak to mo liwe? Tu nie jest jak w Lyoko, my nie jeste my tu naprawd . Nasz
cia a s bezpieczne w mieszkaniu.
- By mo e, ale ja czuj , e nos mam rozbity. Mo e w kaskach s umieszczone
czujniki bólu albo co w tym stylu. Przyda by nam si Jeremy.
Przez chwil ch opiec po
owa , e nie zadzwoni do przyjaciela, zanim w czyli
replik . Teraz by o ju za pó no, aby o tym my le . Za drugim razem uda o mu si
polecie bez wypadków. Yumi poszybowa a za nim ponad miastem.
To fantastyczne, orientalne miasto by o zrujnowane. Fragmenty ulic bieg y w nim
jak kolorowe strumienie. ciany pagód by y zniszczone, a ziemia pe na dziur, tak jakby
dopiero co sko czy o si bombardowanie. Miasto wygl da o, jakby nie by o w nim ywej
duszy. Min li parki poro ni te dziwnymi, szklanymi drzewami, które zas ania y
wszystko - altanki, cie ki i przezroczyste mostki przerzucone nad suchymi rzekami. W
ko cu dotarli do muru. By a to jedyna rzecz tu, w rodku, która by a nowa i w
doskona ym stanie. Mur sk ada si z matowych, czarnych cegie . Si ga a do nieba. Nie
by o wida
adnego z jego ko ców. Yumi i Ulrich lecieli prosto do góry, dotykaj c
brzuchami tej gigantycznej konstrukcji, ale po dziesi ciu minutach nadal nie by o wida
jego ko ca.
Ch opiec zatrzyma si w po owie drogi, dotkn palcami powierzchni muru i
przez opuszki palców przep yn mu ma y adunek elektryczny.
- Tu nie ma przej cia - stwierdzi . - Wed ug mnie ten mur nie ma ko ca.
- Niesko czony mur? To niemo liwe!
- W wiecie realnym by mo e, ale nie tu. Ca e miasto jest chronione przez t
barier . Nie mo emy przez ni przej .
- O ile nie ma gdzie drzwi.
Opu cili si na ziemi i zacz li szuka . Po jakim czasie znale li wej cie wysokie
na dwa metry i zamkni te szerokimi, zapiecz towanymi wrotami o dwóch skrzyd ach.
Nie by o wida zamka ani klamki, eby mo na je by o otworzy . Nie drgn y nawet,
mimo e Ulrich i Yumi naciskali na nie ze wszystkich si . W ko cu poddali si i usiedli
oparci plecami o mur, eby z apa oddech.
- wiat jest wirtualny - sapn Ulrich - ale mo na si w nim zm czy jak w
prawdziwym.
- Masz... - „racj ”, chcia a powiedzie Yumi, ale nagle-niebieski, b yszcz cy
promie trafi j w klatk piersiow .
Dziewczynka potoczy a si na bok, a Ulrich zerwa si na nogi. Rozejrza si
dooko a i zobaczy mant , jednego z potworów Xany, z którymi walczyli w Lyoko. W
odró nieniu od ryb, od których wywodzi a si jej nazwa, manta u ywa a ogromnej
etwy-skrzyd a, eby lata . Strzela a laserowymi promieniami z ko ca cienkiego ogona.
- Szybko, spadamy st d! - krzykn Ulrich.
Wzbili si szybko w powietrze, a potwór ich goni . Kolejne promienie laserowe
przelecia y niedaleko od nich, roz wietlaj c powietrze.
- Kiedy mnie trafi a, nie straci am punktów ycia! - zauwa
a Yumi.
- To znaczy, e jeste my nie miertelni?
- Oby! W przeciwnym razie, bez Jeremy’ego, nie mamy szansy si obroni . A
je li zginiemy...
To by o absurdalne. W adnym razie nie mog o zdarzy si nic z ego. Kiedy
gin li w Lyoko, wracali natychmiast do wiata realnego i pojawiali si w kolumnach-
skanerach w starej fabryce. Dlaczego tym razem mia oby by inaczej? Ale Ulrich rozbi
sobie nos i bola o go. Nie mieli zielonego poj cia, jak dzia a replika. Ch opiec zauwa
dwie kolejne manty, które lecia y w ich kierunku po przejrzystym niebie nad miastem.
- Zejd na dó , Yumi! - wrzasn , nurkuj c w kierunku ziemi.
Wyl dowali na g adkich dachówkach dachu jakiego budynku, ze lizgn li si na
ulic , która schodzi a szerok spiral na ziemi . Potem zacz li biec co si w nogach.
Ulrich rzuci si w stron bramy opuszczonego parku poro ni tego szklanymi drzewami.
- Je li s potwory... to mo e tu by tak e Xana! - krzykn .
Yumi potrz sn a g ow .
- Nie zauwa
? Manty nie maj jego symbolu. Nie maj oka Xany, tak jak w
Lyoko!
- By mo e, ale strzelaj tak jak zawsze!
Dzieci przebieg y przez elazn bram i zacz y lecie na niskiej wysoko ci
mi dzy pokrzywionymi, kolczastymi, zielononiebieskimi drzewami. Nagle Yumi si
zatrzyma a i Ulrich wpad na ni , przewracaj c j na ziemi . Szybko si podnie li.
- Co ci si sta o? Zobaczy
ducha? - Yumi nie odpowiedzia a, ale wskaza a
palcem przed siebie. Ulrich otworzy ze zdziwienia usta. - Profesor Hopper!
- Nie - szepn a dziewczynka. - To nie mo e by naprawd on. To na pewno jego
kopia. Replika.
Profesor sta przed nimi. Mia ciemn brod i wielkie okulary na nosie. Tata
Aelity wydawa si przezroczysty. Mo na by o patrze przez niego jak przez szk o.
Trzyma r ce w kieszeniach fartucha laboratoryjnego. Kiedy ich zobaczy , u miechn si
szeroko.
- Wreszcie s dzieci. Od tak dawna czekam, a przyjd tu do mnie dzieci... -
skin im g ow , a potem znikn za skamienia ym krzakiem.
Yumi i Odd pod
yli za nim, ale kiedy dolecieli za krzak, duch ju znikn . W tej
chwili laser odci ga
nad ich g owami i szklane li cie z brz kiem rozbi y si o ziemi .
Dzieci si rozejrza y, znowu wzbi y si w powietrze i pomkn y nad parkiem. By o teraz
przynajmniej ze dwadzie cia mant. Lecia y, zataczaj c szerokie kr gi nad miastem. Gdy
tylko zobaczy y dzieci, rzuci y si w ich stron .
Ulrich spojrza na Yumi z l kiem.
- Co teraz?
- Boj si , e...
Nie doko czy a zdania. Manty otworzy y ogie . Wyczerpany Ulrich run na
ziemi . Mia nudno ci i bola o go wszystko, tak jakby kto go pobi . Dooko a by o
ciemno i cicho.
- Ulrich!
- Yumi, s ysz ci tak, jakby by a gdzie daleko...
- Bo masz kask. Wrócili my do realu. Zdejmij go, teraz powinno ci si uda .
Ulrich pos ucha i zdr twia ymi palcami zdj nakrycie g owy. Znowu wyczuwa
materia wokó r k i ci ar kasku. Mocowa si chwil z paskiem, a w ko cu zdj
urz dzenie z g owy. Yumi siedzia a na wprost niego na pod odze i dysza a.
- Jak si czujesz? - spyta j .
- Kiepsko. Tak jakby te promienie laserowe naprawd mnie trafi y.
- No, ja podobnie - ch opiec wsta i zacz robi
wiczenia na rozci ganie, eby
rozlu ni obola e mi nie. - Co teraz robimy? - spyta w ko cu. - My lisz, e
powinni my wróci , eby sko czy robot ?
- eby polowa na ducha Hoppera? W tpi , czy to dobry pomys - odpowiedzia a.
- No wi c... - zacz mówi Ulrich, ale Yumi nagle mu przerwa a.
- Cii. Poczekaj. Pos uchaj.
Ulrich skupi si . Zza okien dochodzi rytmiczny, regularny d wi k, co w
rodzaju pow, pow, pow. mig a helikoptera. Ch opiec wskaza okno, ale Yumi
potrz sn a g ow . Odg os, o którym mówi a, dochodzi zza drzwi - ze schodów. By y to
kroki. Kto zauwa
, e replika zosta a aktywowana, i ju szed , eby sprawdzi to na
miejscu. Otworzyli drzwi i wypadli na korytarz, na którym panowa pó mrok. Us yszeli
ski g os:
- Szefie, tam s .
Szli po schodach!
Ulrich chcia od razu pu ci si w dó po schodach i próbowa przemkn mi dzy
cigaj cymi ich m czyznami, ale Yumi nakaza a mu gestem, eby si nie rusza .
Przycupn li ko o balustrady tak, eby nie by o ich wida , i wstrzymali oddech. Dwóch
wysokich, krótko ostrzy onych m czyzn w okularach przeciws onecznych i d ugich,
czarnych p aszczach wspina o si po schodach i przesz o obok nich. Ulrich i Yumi rzucili
si w dó . D
pierwszego z m czyzn zaledwie musn a bark dziewczynki.
- Hej, wy, stójcie, nie wiecie, w jakie k opoty!... - krzykn m czyzna, widz c, e
nie zdo a jej zatrzyma .
- Na ziemi , jeste cie aresztowani! - zawtórowa mu drugi, który w dziwny
sposób wymawia liter r.
Ani my leli go s ucha . Nogi lizga y si im po stopniach w czasie szale czego
biegu. Wystarczy, e strac równowag na u amek sekundy, a spadn na dó i zostan
apani.
- Jeste my uzbrojeni, dzieci, nie pogarszajcie swojej sytuacji! - krzykn jeszcze
raz m czyzna z wad wymowy.
Drugi natomiast nadawa przez krótkofalówk :
- Tu asica i fetka, chcia em powiedzie Fretka, do Samotnego Wilka. Zaraz
. S na czwartym pi trze.
- Jest jeszcze trzeci facet - sykn Ulrich do Yumi, ale dziewczynka da a mu zna ,
e us ysza a.
Gdy zbiegli na pierwsze pi tro, zobaczyli wchodz cego po schodach Samotnego
Wilka. On te by ubrany na czarno, a w r ce ciska wymierzony w nich gigantyczny
pistolet z po yskliwej, chromowanej stali.
- Dobra, dzieciaki, tu jest meta!
Ulrich i Yumi nie pos uchali go. Skr cili w korytarz i rzucili si w stron
ostatnich drzwi w g bi z tak si , e je otworzyli. Znale li si w pustym pomieszczeniu,
podobnym do tego, z którego wyszli. By a w nim tylko wyk adzina i ta ohydna tapeta. W
cie sta o kilka starych krzese .
Ulrich zatrzasn drzwi, z apa krzes o i zablokowa nim klamk .
- Co teraz zrobimy? Jeste my w pu apce! - krzykn a Yumi.
Ulrich wskaza jej okno.
- Zanim weszli my, przyjrza em si dobrze fasadzie tego budynku. Jest tu gzyms.
I s rynny.
- Nie damy rady! To nie jest kreskówka! - zaprotestowa a Yumi.
- Masz lepszy pomys ? Bo te drzwi d ugo nie wytrzymaj - Ulrich podbieg do
okna, otworzy je i wyszed na gzyms. - Dalej, poradzimy sobie!
W rzeczy samej, nie by a to kreskówka, w której gzymsy s zawsze wystarczaj co
szerokie, aby da o si po nich spokojnie chodzi w t i z powrotem. Ten gzyms by po
prostu wyst pem o szeroko ci dziesi ciu centymetrów. Mo na by o oprze o niego tylko
koniuszek buta. Najbli sza rynna znajdowa a si w odleg
ci kilku metrów, ale w tamtej
chwili wydawa o si im, e jest bardzo daleko. Spojrzeli na ulic i zobaczyli wielk ,
czarn limuzyn zaparkowan prostopadle pod drzwiami budynku. Drzwiczki mia a
otwarte. Nieco dalej jaki ch opak zaparkowa skuter w dziwacznym, pomara czowo-
zielonym kolorze i wyjmowa pizz z ogromnego, sztywnego pud a przyczepionego do
baga nika.
Drzwi zablokowane przez krzes o ust pi y z trzaskiem i Samotny Wilk wpad do
pokoju. Nie by o czasu do namys u. Dzieci wesz y na gzyms. Opiera y si o cian , a
twarze przyciska y do szorstkich kamieni. Palce stóp mia y skurczone, eby szuka
punktu zaczepienia. Ulrich wysun si , jak móg najdalej, i z apa palcami elazn rynn ,
uczepi si jej desperacko i wyci gn drug r
, eby pomóc Yumi.
Tymczasem asica i Fretka wyszli z budynku i podeszli do swojego samochodu.
Teraz patrzyli na dzieci, zadzieraj c g owy do góry.
- Ostro nie, nie zróbcie sobie krzywdy, dzieci. Do tej ucieczki!
- Wypchaj si - szepri Ulrich.
Powoli opuszcza si po cienkiej, d ugiej rynnie, a za nim Yumi. Gdy znale li si
w po owie drogi, kilka metrów nad ziemi , faceci w czarnych p aszczach podeszli do
ko cówki rynny, u miechaj c si szyderczo.
- Yumi, musimy skaka - szepn Ulrich.
- A potem? Co dalej?
Ulrich spojrza szybko do do u, szukaj c pomys u. Znalaz go.
- Po yczymy skuter od dostawcy pizzy.
- Zwariowa
?! - wykrzykn a.
- My
, e nie mamy innego wyboru. Skaczemy na trzy. Raz. Dwa... Trzy!
Skoczyli i spadli na asic i Fretk . Natychmiast wstali, nie przejmuj c si tym,
e ich przygnietli. A mo e nawet którego kopn li. Fretka zakl , wymawiaj c dziwnie
liter r.
- Yumi, spadówa! - krzykn Ulrich i rzuci si w stron skutera.
Motocykl mia kluczyki w stacyjce. Wystarczy o tylko wcisn przycisk
rozrusznika, eby uruchomi si z warkotem. Yumi usiad a za ch opcem i Ulrich ruszy
na pe nym gazie. Z budynku wybieg Samotny Wilk i razem z pozosta ymi dwoma
czyznami wskoczy do limuzyny. Nie mieli kasków i dopiero co ukradli skuter,
którego nie mieli prawa prowadzi . Ale z drugiej strony w amali si tak e do mieszkania
i ciga ich wielki, ciemny wóz, w którym siedzia o trzech uzbrojonych facetów. „Gorzej
by nie mo e”, pomy la Ulrich, próbuj c skoncentrowa si na drodze przed sob .
- Co za dzie , no nie?! - krzykn , miej c si prawie histerycznie.
Dojecha do ko ca Rue Lemonnier, wjecha z ronda na avenue Molière. Zgi si
przy tym wpó , szoruj c o jezdni podpórk skutera, a polecia y iskry.
Yumi wrzasn a i obj a go mocniej w pasie.
- Tylko nas nie zabij!
- Obejrzyj si i powiedz, czy nas doganiaj .
Limuzyna zbli
a si coraz bardziej. Jechali szerok ulic , gdzie wielka limuzyna
mia a przewag nad motocyklem z dwiema osobami, zw aszcza e nie by o praktycznie
ruchu.
- Kapuj . Jedziemy zau kami - stwierdzi Ulrich i skr ci w prawo w najw sz
ulic , a potem zaraz w lewo.
Jechali pod pr d jednokierunkow ulic i stara ci arówka, która zmierza a w
przeciwnym kierunku, min a ich o w os, w czaj c klakson.
- Tu nie mog nas goni ! - wrzasn ch opiec tryumfalnym tonem.
- A jednak mog .
Yumi wskaza a do góry, na helikopter przypominaj cy czarn , brz cz
much .
Nie straci ich z oczu, odk d wyjechali z rue Lemonnier.
- Zapomnia em, e maj wsparcie z powietrza. Dojed my do parku, w którym
byli my dzisiaj rano, tam powinni my im uciec.
Ulrich skr ci kilka razy na pe nym gazie. Tylna opona zostawia a d ugie, czarne
smugi na asfalcie. Potem wjecha w szerok avenue de Diane, która otacza a park. Czarna
limuzyna wyjecha a zza zakr tu, o ma o co nie potr caj c starszego pana z gazet pod
pach . Znowu ich doganiali! Ch opiec zjecha skuterem na szeroki chodnik, wzd
którego ci gn o si d ugie, elazne ogrodzenie. Zacz gwa townie wciska klakson,
eby ostrzec nielicznych pieszych, aby zeszli z drogi.
- T dy, tam jest wej cie! - wrzasn a Yumi, wskazuj c punkt, w którym by a
przerwa w ogrodzeniu u wylotu alejki w parku. Skuter przejecha przez ni z atwo ci .
Samochód natomiast wy ama cz
ogrodzenia. Spod kó unios y si w gór dwie
fontanny wiru i ko a utraci y przyczepno .
- Uwa aj na pana! - krzykn a Yumi. - I na pani z wózkiem!
Helikopter lecia ca y czas nad nimi i limuzyna znowu si zbli
a. Wygl da o to
jak film sensacyjny i by oby zabawnie... gdyby nie by o tak strasznie.
- Potrzebujemy czego , eby odwróci ich uwag ! - krzykn Ulrich.
- Czego? Tu s tylko pizze!
- To je we .
- e co?
Ulrich omin ch opczyka, który gra w pi
. Spróbowa u miechn si do
niego, eby go nie przestraszy , i znowu przy pieszy na wirowej alejce.
- Rzu nimi!
Yumi obróci a si na tylnym siode ku skutera, przez chwil mocowa a si z
pojemnikiem od pizz i wyci gn a pierwsz porcj pocisków.
- Capricciosa, s dz c po zapachu. Ale jestem g odny.
- Akurat znalaz
sobie moment! Przygotuj si , kiedy wyceluj ... Ognia!
Ulrich zwolni , eby limuzyna mog a si do nich zbli
. Fretka otworzy okno od
strony pasa era i wychyli si do po owy, ciskaj c pistolet. Kiedy samochód by kilka
metrów za nimi, Yumi rzuci a pierwsz pizz i trafi a agenta prosto w twarz. Okulary
przeciws oneczne spad y mu z nosa, a mozzarella i pomidory przyozdobi y jego w osy i
czarne ubranie.
- Przekl te smarkacze! - wrzasn Fretka.
- Marinara! Ouattro fromaggi! Diavola! - krzykn a Yumi, ciskaj c pizze jedn po
drugiej prosto w przedni szyb . Z pla ni ciem przyklei y si do szk a. Limuzyna
zjecha a na bok i w czy a wycieraczki, ale za pó no. Zza zas ony pizz kierowca nie by
w stanie zauwa
pustej awki. Samochód uderzy w ni i zatrzyma si nagle, a z
ch odnicy wydoby si bia y dym. Trzej m czy ni wyskoczyli z auta.
- Hej, ale masz cela! - powiedzia Ulrich z uznaniem.
Yumi i Ulrich zaparkowali skuter ko o stacji metra Albert. Czarny helikopter
obserwowa ich ca y czas. Schowali kluczyki w schowku pod siode kiem i do
yli do
nich pi dziesi t euro - wszystkie pieni dze, jakie im zosta y. Ulrich darowa by sobie ten
wydatek, ale Yumi spojrza a na niego zimno.
- Postarajmy si zrobi dzisiaj przynajmniej jedn dobr rzecz. Zapisa am numer
do pizzerii, do której nale y motor. Gdy tylko dotrzemy na stacj , zadzwoni do nich,
eby im powiedzie , e mog przyjecha i zabra go sobie...
Weszli do przej cia podziemnego i wreszcie z apali oddech.
- Uda o si . Tu helikopter nie mo e nas ledzi , a sie metra jest zbyt wielka.
Za
si , e nie zgadn , gdzie wyjdziemy.
Ulrich przytakn i popatrzy na ni . Policzki Yumi by y zaró owione, w osy
rozczochrane przez wiatr. Wargi wygina jej krzywy u miech. Wygl da a na zm czon i
podekscytowan . Nigdy nie wydawa a mu si tak pi kna jak w tym momencie.
Przypomnia o mu si zdanie: „Nie jeste my tylko przyjació mi”. Jaka inna okazja
mog aby by lepsza od tej, eby jej to powiedzie ?
Wymamrota :
- Yumi, nie wiem, czy pami tasz... Kilka dni temu, w Kadic. Kiedy chcia em z
tob porozmawia i przeszkodzi a nam Sissi...
Yumi u miechn a si
agodnie i po
a mu palec na ustach.
- Pami tam bardzo dobrze, ale teraz musimy i . Mo emy o tym porozmawia
pó niej. Mamy ca e ycie przed sob .
Zbli
a si do niego i lekko uca owa a go w policzek. Jej usta by y mi kkie i
pachnia y wiatrem. Przez chwil Ulrich poczu , e kr ci mu si w g owie. To by a
prawda, mieli czas. Wzi j za r
i pobiegli przej ciem w kierunku peronu metra.
Musz wróci do Kadic z pr dko ci
wiat a i opowiedzie Jeremy’emu i reszcie o
swoim odkryciu.
W Waszyngtonie by a ósma rano, ale w biurze wszyscy ju pracowali. W
pewnych zawodach nie istniej soboty ani niedziele. Dydona przyjecha a punktualnie o
siódmej, jak ka dego dnia. Wypi a kaw , przegl daj c gazety i porównuj c je z tajnymi
informacjami, które dosta a w nocy. Zadziwiaj ce, e dziennikarze mog pisa
wszystko... ani razu nie wyja niaj c czytelnikowi, co zdarzy o si naprawd .
Dydona w czy a komputer i zacz a czyta raporty, kiedy zadzwoni telefon.
- Po czenie z Belgii - oznajmi a sekretarka Maggie.
Na czole Dydony pojawi a si g boka zmarszczka. To by nieprzewidziany
telefon. Nieprzewidziane telefony nigdy nie oznacza y dobrych wiadomo ci.
- Prze cz.
Co trzasn o, gdy Maggie czy a. Potem m ski g os powiedzia :
- Tu Samotny Wilk.
Agent dzwoni z miejsca publicznego, s ycha by o g osy dzieci i
rozz oszczonych staruszków. Kto mówi :
- To o le salami jest wyborne!
Potem jaka kobieta krzykn a:
- Z odzieje i kanalie! Wezw policj !
Dydona zacz a si niecierpliwi i b bni a upier cienionymi palcami po biurku.
- Samotny Wilku, mam nadziej , e zdaje sobie pan spraw , e ta rozmowa jest
wbrew wszelkim regu om bezpiecze stwa.
- Tak, Dydo... prosz pani. Ale to wyj tkowa sprawa. Dzieciaki znalaz y
mieszkanie przy Rue Lemonnier.
No i prosz . Oto wiadomo , która mog a jej zepsu ca y dzie .
Zapyta a:
- Czy znale li replik ?
- Tak, prosz pani, i uruchomili j . Przyjechali my na miejsce dziesi minut po
tym, jak w czy si alarm. Nie byli my przygotowani na czerwony alarm tu, w Brukseli.
- Ty durniu! Przecie kaza am trzyma ekip w pogotowiu! Dali cie si
zaskoczy ! - wykrzykn a Dydona.
Samotny Wilk kaszln :
- Owszem, ale prawdopodobnie nie uda o si im wej do repliki. Tak samo jak
nam.
Dydona zacz a wrzeszcze do s uchawki, nie zdaj c sobie sprawy, e podnios a
os:
- To s dzieciaki! Nie wiemy, co si zdarzy, je li spróbuj to zrobi dzieciaki!
Niech mi pan opowie dok adnie, co si zdarzy o. Natychmiast.
- No wi c by alarm. Pojechali my na miejsce. Ja, agent asica i agent Fjetka.
Przepraszam, Fretka. Pomagali nam agenci Kuna i Lis w helikopterze. Dzieciaki zwia y
nam, by y uzbrojone, prosz pani...
- Uzbrojone? - spyta a tonem pe nym w tpliwo ci.
os w tle:
- No prosz , powiedz, e te pizze by y mierciono
broni ...
- Starczy, nie chc wi cej tego s ucha - rzek a Dydona ch odno. - Gdzie s teraz
te dzieciaki?
- Helikopter ze wsparcia ledzi je, dopóki nie wesz y do metra. Nie s dz , aby to
by powa ny problem. Na pewno biegn w
nie na stacj , b
chcia y wróci do domu.
Mo emy ciga je a do Kadic i tam z apa .
Dydona westchn a. Nie cierpia a pracy z lud mi pozbawionymi zdolno ci.
- Narobili cie ju wystarczaj co k opotów. Postarajcie si , eby ludzie nie
zadzwonili na policj . Jeszcze tego brakuje, eby nasz rz d musia si t umaczy przed
lokalnymi s
bami porz dkowymi. Potem wró cie do mieszkania przy Rue Lemonnier i
zabezpieczcie je. Chc , eby trzech facetów sta o przed wej ciem w dzie i w nocy a do
odwo ania. Skontaktuj si z naszym agentem w Kadic. B dzie musia znale wyj cie z
tej sytuacji.
- Agent w Kadic? Ale, prosz pani, on jest w stanie spoczynku od...
- Nasz agent nigdy nie jest na emeryturze i nigdy nie przechodzi w stan
spoczynku, Samotny Wilku. Od nas si nie da uciec, jak pami tasz.
Dydona rzuci a gwa townie s uchawk o stó . Westchn a. Podnios a z powrotem
uchawk .
- Maggie? Znajd mi numer telefonu agenta z Miasta elaznej Wie y we Francji.
To bardzo pilne.
15
POCA UNEK EVY SKINNER
Jeremy nalega , eby dobrze si ukry , skoro m czyzna z psami kr ci si po
Pustelni i ko o domów ich rodziców. Najmniej b
rzuca si w oczy, gdy b
dobrze
widoczni. Dlatego spotkali si oko o pi tej po po udniu w Café au lait zamiast w Pustelni
albo w internacie. Na spotkanie przyszli Jeremy i Aelita, Richard, a tak e Ulrich i Yumi,
którzy dopiero co wrócili z podró y do Brukseli. Brakowa o tylko Odda i Evy.
- Czy kto ich widzia ? - spyta Ulrich.
Jeremy wzruszy ramionami.
- Mieli spotka si dzi rano, ale nie wiem, co potem. Znacie Odda, zapewne jest
u Evy i robi do niej s odkie oczy.
- Próbowa
zadzwoni do niego?
- Tak, nie odebra .
Aelita potrz sn a g ow z niedowierzaniem. Ulrich i Yumi, którzy do tej pory si
nie odzywali, wybuchn li.
- Nie chcecie wiedzie , co nam si przydarzy o?! Znale li my replik !
- I by tam duch...
- I faceci w czarnych p aszczach...
- I doskona a pizza...
- Spokojnie, spokojnie - powstrzyma ich Jeremy. - Jeste my tu, eby was
wys ucha . Ale po kolei. Uda o wam si zrobi elektroniczny wytrych?
Na przemian, spieraj c si , kto ma mówi , Ulrich i Yumi opowiadali wszystko, co
zdarzy o si w Belgii, a do szale czej ucieczki na koniec. Potem Jeremy poinformowa
ich o tym, co zasz o podczas ich nieobecno ci - o tajemniczym cz owieku w domu Yumi
i ca ej reszcie. Gdy sko czy , dziewczynka zakry a r kami twarz, Richard patrzy
zmieszany w monitor swojego palmtopa, z którym nigdy si nie rozstawa , a Jeremy
chodzi po lokalu w t i z powrotem z r kami za
onymi na plecach.
- Ju wiem - powiedzia w ko cu. - Mo emy dowiedzie si czego naprawd
wa nego o Hopperze i o superkomputerze.
- Co masz na my li? - spyta Ulrich.
- Je li wydawa o wam si , e widzicie w replice Franza Hoppera... - wyja ni
Jeremy.
- Nie wydawa o nam si - przerwa mu Ulrich. - On naprawd tam by .
- ...a wi c znaczy to, e replika zosta a stworzona przez samego Hoppera. I e
umie ci on w replice swoj kopi po to, aby da nam jak wskazówk .
- Chcesz powiedzie , eby da wskazówk facetom w czerni - skrzywi a si
Yumi. - Oni mogli z atwo ci tyle razy obserwowa to tajemnicze miasto i rozmawia z
panem Hopperem.
- Tak, ale chcia bym wiedzie , co ma do tego pani Hertz. Co mi si widzi, e
pojawia nam si ju ni przewodnia: najpierw mamy kod programu w komputerze
Richarda, potem kod programu w papierach w kopercie, w ko cu ta replika. Tak jakby
pan Hopper zostawi ca y szereg ladów, za którymi musimy i .
Aelita westchn a.
- Mo e chodzi o wskazówki, jak odnale moj mam ...
- Racja - powiedzia Jeremy. - To bardzo prawdopodobne, e twój tato chcia
rozwi za kwesti , która najbardziej le
a mu na sercu - odnale twoj mam . Problem
jest tylko w tym, e koperta z kodem programu znikn a i nie mam poj cia, kto móg j
wzi ani dlaczego.
- Mo e to pani Hertz j wzi a... - wtr ci si Richard.
- Psorka nie wchodzi do pokojów uczniów. Nie, to musia by kto inny.
Tym razem w czy si Ulrich. Ch opiec dopi swoj czekolad i zauwa
:
- Zapominacie wszyscy o jednej sprawie. Nie tylko my bawimy si w szukanie
skarbów, ale mamy dwóch wrogów, których prawie nie znamy. Z jednej strony s faceci
w czerni, którzy maj bro i helikoptery, samochody i kto wie, jakie jeszcze diabelskie
wynalazki. A do tego jest jeszcze facet z psami, który kr ci si po mie cie i próbuje
porwa naszych rodziców.
- Mo e facet z psami jest jednym z facetów w czerni - zasugerowa a Yumi.
Jeremy potrz sn g ow .
- To niemo liwe, dzia aj w zupe nie inny sposób. Facet z psami dzia a sam,
wykorzystuje supernowoczesn technologi i gwi
e na przepisy. Faceci w czerni
wygl daj na agentów rz dowych albo co w tym stylu. Czy wiecie, ile trzeba mie
pozwole , eby móc lata helikopterem nad samym centrum miasta? Policja ich zna i
zostawia im woln r
. Dlatego Ulrich ma racj . Oprócz nas jest jeszcze dwóch
rozgrywaj cych.
Jeremy usiad znowu. Wygl da na wyczerpanego.
- Musimy pomy le , zanim zrobimy jakikolwiek krok, albo nigdzie nie
dojdziemy. Sprawa jest zbyt skomplikowana. Wed ug mnie po pierwsze musicie pój
poszuka Odda. Wczoraj powiedzia mi, e chce si zobaczy z Ev , ale nie chcia mi nic
wi cej zdradzi . Zanim ustalimy, co mamy zrobi , potrzebujemy jak najwi cej danych.
Musimy by razem.
- Powiedzia
„musicie pój ”, a nie „musimy pój ”. Ty nie idziesz? - spyta go
Richard.
- Nie, ja chc po yczy twojego palmtopa, je li mo na. Trzeba przyjrze si
kodowi tego programu. W pokoju mam du o notatek dotycz cych tej sprawy i chcia bym
pomy le nad tym sam. Znajdziecie Odda, a potem spotkamy si wszyscy razem w
szkole. Co wy na to?
Ulrich przytakn .
- Zgoda, szefie. Idziemy szuka tego lenia Odda.
Jeremy zosta i patrzy , jak przyjaciele wybiegaj z kafejki, potem zap aci
barmanowi rachunek i wyszed na mro ne, styczniowe powietrze. W rzeczywisto ci
ch opiec nie mia zamiaru zamyka si w swoim pokoju... przynajmniej nie od razu.
Szed bez celu ulicami. Kiedy znalaz si przed Pustelni , zrozumia , e tak naprawd tu
nie chcia przyj . Otworzy furtk , wszed do ogrodu i min will , przeszed przez
dziur w p ocie z ty u ogrodu i znalaz si w parku ko o szko y. Ulewny deszcz, który
pada tego ranka, roztopi
nieg. Na ziemi by o b oto i zwi
a trawa. Ch opiec doszed
do studzienki i odsun klap na bok, potem spu ci si do kana u. Przeszed na piechot
odcinek wzd
cieków, potem po elaznym mo cie dosta si na wysepk i wszed do
starej, opuszczonej fabryki. Wsiad do windy i zjecha trzy pi tra na dó , do
najwa niejszego pomieszczenia.
W rodku by o ciemno i cicho. Obok drzwi wida by o w az, przez który wszed ,
kiedy odnalaz to tajemnicze miejsce. Pami ta dobrze zagadk , któr musia rozwi za ,
eby otworzy ten w az: has o brzmia o delenda, a odzew - Carthago. Gra s ów
pochodzi a z aci skiego powiedzenia „Kartagina musi zosta zniszczona”. Dopiero
pó niej pan Hopper za po rednictwem filmu wideo, który znale li w tajnym pokoju w
Pustelni, wyja ni im, czym naprawd jest jego Kartagina, jaki potwór w niej si kryje i
dlaczego musi zosta zniszczona.
Jeremy podszed do ogromnego cylindra, jedynego przedmiotu znajduj cego si
w pomieszczeniu. Metalowa kolumna si ga a a do sufitu. By a ca kiem g adka i zimna.
Wystawa z niej tylko wy cznik. Gdyby opu ci d wigni , pokój natychmiast zala oby
wiat o, na cylindrze pojawi yby si tysi ce kolorowych ytek w czanych obwodów.
Stara fabryka o
aby, kolumny skanerów na drugim pi trze pod ziemi by si
uaktywni y, a konsola sterowania w czy aby si sama.
Powrót Lyoko... ale czy tylko tego? Czy te Xany, istoty, któr , jak my leli,
zniszczyli na zawsze?
Nie zdaj c sobie z tego sprawy, Jeremy opar r
na d wigni. Zacisn palce tak,
jakby chcia z ca ej si y poci gn d wigni w dó i w czy superkomputer na nowo.
„Czy kto tu jest? - Zacz g
no oddycha . - To tylko wra enie, za bardzo si
przejmuj - my la nerwowo. - Jestem w fabryce sam, nikt nie móg przyj za mn ”.
- Xana? - wymamrota Jeremy.
Nikt mu nie odpowiedzia .
Odd le
zwi zany i zakneblowany w salonie dziewczynki, któr jeszcze
niedawno uwa
za swoj szczególn przyjació
. Eva poradzi a sobie z nim bardzo
szybko. Ch opiec znalaz si na ziemi, zanim zd
otworzy usta. R ce i nogi mia
zwi zane grubym sznurem, który wrzyna mu si w skór . Musia wygina plecy do ty u,
eby sznur nie wpija mu si w cia o a tak bardzo. Knebel zawi zany na ustach utrudnia
mu oddychanie. Gdzie ta dziewczyna nauczy a si robi takie w
y? Nie, to nie by a
dziewczyna, musi wbi to sobie do g owy. Eva to wróg. Eva to Xana.
W tym momencie siedzia a na ziemi naprzeciw Odda. Na kolanach trzyma a
laptop i analizowa a szereg zdj i plików: wideo z mam Aelity, kilka zdj pani Hertz,
artyku y naukowe. Od czasu do czasu odrywa a si od pracy i otwiera a na komputerze
seri obrazów, które wygl da y na zrzuty ekranu z gry komputerowej. Wida by o tam
fantastyczne miasto w lekko orientalnym stylu - niebieskie dachy pagód, przezroczyste i
kolorowe ulice, które wi y si wokó wie . Eva patrzy a i wzdycha a, ale kiedy Odd
mrukn , próbuj c zada jej pytanie, po prostu go zignorowa a.
W tym momencie zadzwoni dzwonek do drzwi. Eva po
a na ziemi komputer
i wsta a.
- B
cicho - nakaza a Oddowi. - W przeciwnym razie b
musia a skrzywdzi
tego, kto przyszed zawraca mi g ow . Jestem pewna, e by oby ci bardzo przykro.
Mówi c do domofonu, przybra a szorstki g os m czyzny w rednim wieku.
- Tak, kto tam?
- Yyy, dzie dobry - zaskrzecza g
nik. - Jestem Ulrich, chodz z Ev do jednej
klasy. I s ze mn przyjaciele. Czy Eva jest mo e w domu?
Odd zacz si miota , gdy us ysza g os Ulricha. Musi spróbowa pe zn po
pod odze, dotrze do drzwi, zawo
, ostrzec ich!
Eva odpowiedzia a m skim g osem:
- Przykro mi, moja córka wysz a z koleg . Wydaje mi si , e ma on na imi Odd.
- Tak, oczywi cie, tylko e...
- Przykro mi, dzieci, ale jestem bardzo zaj ty. Do widzenia - przerwa a Eva,
od
a domofon i z u miechem odwróci a si w stron Odda.
- Widzisz? - powiedzia a swoim zwyk ym g osem. - By
grzeczny. Nikomu nic
si nie sta o.
Zerkn a przez okno, eby sprawdzi , czy dzieci odesz y od willi. Potem podesz a
do Odda. Jej spokój i u miech mia y w sobie co przera aj cego. Zr cznymi ruchami
palców rozwi za a knebel, który nie pozwala mu mówi . Odd si rozkaszla .
- Moi przyjaciele... - wykrztusi .
Popatrzy a na niego.
- Nie cieszysz si ? Pozwoli am im pój , nie zrobi am im krzywdy. Wydawa o mi
si , e chcia
co powiedzie . S ucham.
- Czy... móg bym... dosta ... wody? Ten twój knebel mnie dusi .
Eva za mia a si , a w tym miechu jej dziewcz cy g os miesza si z g bokim i
zniekszta conym g osem drugiej istoty, która mieszka a wewn trz niej.
- Sam mo esz sobie wzi wod , ch opcze. Czy to nie wy mówili cie, e Xana
zosta pokonany?
To by koszmar. Odd zna Xan , walczy z nim wiele razy, a raz widzia ju osob
opanowan przez sztuczn inteligencj , która mieszka a w Lyoko. Ale teraz by o
zupe nie inaczej. Eva wygl da a na zwyk dziewczynk , je li chodzi o g os i mimik .
Kiedy William Dunbar zosta opanowany przez Xan , w jego renicach pojawi si
symbol potwora, oko. U niej nie by o adnego znaku. Ale z drugiej strony potwór ju nie
mieszka w Lyoko. Lyoko zosta o wy czone. Co zatem si zdarzy o? Ich wróg zmieni
si , przeszed ewolucj ? Jak to mo liwe, e adne z nich niczego nie zauwa
o?!
- Co chcesz zrobi ? - spyta Odd.
- To proste: zniszczy was. A potem ka dego cz owieka, który stanie mi na
drodze - odpowiedzia lodowaty g os Xany.
- Ale dlaczego?
Eva nie wygl da a ju na Ev . G os komputerowy, twarz bez wyrazu.
- Bo wy, ludzie, musicie zap aci za wasze b dy. Uwa acie si za panów wiata.
Szybko si przekonacie, e si mylili cie. Mam ju doskona y plan.
Eva wróci a do laptopa stoj cego na ziemi i wcisn a przycisk. Na monitorze
pojawi o si zdj cie. By to m czyzna o twarzy cz ciowo zakrytej kapeluszem. Z
rozchylonych ust prze wieca y ohydne z ote k y.
- Wykorzystam tego faceta, którego ty zapewne jeszcze nie znasz. Potem pos
si t nieu yteczn dziewczynk , Ev - Xana spojrza na Odda, który po raz pierwszy
poczu si naprawd wystraszony. - A potem pos
si tob , Oddzie Della Robbia.
Bardzo mi pomo esz.
Dziewczynka schyli a si i dotkn a r kami twarzy ch opca, czemu nie móg w
aden sposób przeszkodzi . Jej palce by y lodowate jak u nieboszczyka. Twarz Evy
zbli
a si do jego twarzy. Dziewczynka mia a lekko rozchylone usta.
- Prosz ci ... - wyszepta .
Ich usta z czy y si w poca unku.
sty dym przeszed z ust dziewczynki do ust Odda. Potem zrobi o si ciemno.
Wszystko si zmieni o. Eva wsta a i szybkimi ruchami rozwi za a sznury, które
kr powa y ch opca.
- Jestem...
- ...gotowy - doko czy Odd. Jego g os zadr
, przez chwil by lekko
zniekszta cony, ale potem znów zabrzmia normalnie. Ch opiec za mia si g
no. - O
wiele atwiej przej kontrol nad tym ch opcem ni nad dziewczynk . Ma on, na
szcz cie, prosty mózg. Czuj si tu o wiele lepiej.
Eva mrugn a do niego.
- A wi c pora na nas. Smarkacze b
si zastanawia , co si z nami dzieje.
Dwunasta trzydzie ci, biuro w Waszyngtonie.
Dydona zosta a sama. Da a Maggie kilka godzin wolnego. Tamta ucieszy a si ,
apa a torebk i pobieg a na obiad z przyjació kami.
Znajduj cy si na peryferiach budynek z pozoru wygl da na zwyk y biurowiec.
Za szar fasad kry y si jednak najnowsze dost pne na rynku technologie i systemy
zabezpieczaj ce. Mimo to Dydona by a przekonana, e czasami najpewniejsze s stare
metody. Na przyk ad wystarczy drobna uprzejmo , eby nawet najbardziej zaufana
sekretarka nie by a w stanie pods ucha jej rozmów telefonicznych.
Zapali a papierosa. Denerwowa a si . Do niedawna my la a, e sprawa Hoppera
zosta a ju dawno zamkni ta, przekazana do zapiecz towanego archiwum - materia y
ci le tajne - tylko dla upowa nionych. To by a z pewno ci pora ka, ale nie a tak
wielka, a poza tym sprzed dziesi ciu lat. W mi dzyczasie ycie posz o do przodu, tak
samo jak kariera Dydony. Nie my la a ju wi cej o profesorze ani o jego nowoczesnych
komputerach. Teraz jednak ta stara historia powraca a z si bomby atomowej.
Dydona u
a trzech kluczy, które przechowywa a w trzech ró nych miejscach
pokoju, i otworzy a szuflad w biurku, z której wyci gn a stary notes zapisany kodem
programu. W czy a komputer i otworzy a skorowidz, wpisa a kilka d ugich hase
tworz cych pozornie bez adny ci g liter i cyfr. Komputer odwdzi czy si i pokaza
potrzebny jej numer telefonu. Zanim zadzwoni a, w czy a wszystkie zabezpieczenia
antypods uchowe.
Jej rozmówca odebra , gdy telefon zadzwoni po raz trzeci. Jego g os by
zniekszta cony. Nie stanowi o to problemu - równie g os Dydony by w podobny sposób
zniekszta cony.
- Ile to ju lat, droga pani. Linia jest bezpieczna, prawda?
- Oczywi cie, Hannibalu.
Dydona zamkn a oczy i wyobrazi a sobie m czyzn , z którym rozmawia: oczy
rozbiegane jak u jaszczurki, szerokie usta, z ote k y. Spuchni te r ce pokryte
pier cionkami. Hannibal zawsze mia szczególn sk onno do klejnotów i b yskotek.
Dydona pami ta a o tym dobrze, mimo e spotkali si tylko trzy razy. By o to a nadto.
Ten facet przyprawia j o md
ci.
- Czemu zawdzi czam pani telefon? - zapyta spokojnie m czyzna.
- Sie we Francji zrobi a si znowu gor ca, Hannibalu - odrzek a Dydona. - I od
razu stwierdzili my, e na miejscu jest jeden z twoich ludzi. S dz c ze stylu,
podejrzewam, e chodzi o Grigory’ego Nictapolusa.
czyzna o z otych z bach za mia si .
- My
, e ta informacja jest... tajna.
- Nietrudno zgadn - Dydona pozosta a powa na. - Zawsze kiedy jest
nieprzyjemna robota, wysy asz tego faceta i jego wstr tne psy.
- A wi c?
- A wi c chc wiedzie , dlaczego on jest w Mie cie elaznej Wie y. Co si za
tym kryje, co planujesz, Hannibalu? - spyta a wprost.
Po drugiej stronie zapad a d uga cisza. Potem m czyzna o z otych z bach
odezwa si ponownie:
- To, co zrobili cie dziesi lat temu, nie podoba o nam si , droga Dydono.
Fabryka i Lyoko by y nasze, zosta y stworzone za pieni dze Feniksa! A wy zmusili cie
Waltera, eby wszystko zniszczy . By mo e nadszed moment, aby nadrobi straty.
Zacz a si nowa tura tej rozgrywki, a my mamy w r ku par pewnych kart. Doskona e
karty, tyle powiem.
- Mówisz o Anthei Schaeffer? Wiemy, e jest w waszych r kach.
- Chyba pani nie my li, e si przyznam. Przynajmniej nie na tym etapie
negocjacji.
Dydona skin a g ow . Hannibal by szczwanym lisem. Nie z apa by si w tak
prost pu apk . Nie bez powodu nazywano go „magiem”: ten pozbawiony jakiejkolwiek
og ady m czyzna, syn ubogich rolników, zdo
wspi si na sam szczyt jednej z
najstarszych na wiecie organizacji mafijnych i zosta jej bossem. Dydona wiedzia a, e
nie wolno jej nie docenia przeciwnika. Hannibal Mag by naprawd bardzo przebieg y.
- Czego chcesz? - spyta a w ko cu.
- Green Phoenix chce bra udzia w operacji i mie z tego konkretne zyski. Oto
moja propozycja: raz na zawsze pu cimy w niepami tamt histori ... a wy w zamian
pozwolicie nam przyjrze si planom tego starego komputera porzuconego w fabryce.
„Mowy nie ma”, chcia a powiedzie Dydona, ale nie zd
a.
Hannibal si roz czy .
16
OSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI
Aelita obudzi a si nagle oko o trzeciej nad ranem. Czy ni si jej kolejny
koszmar i lunatykowa a? Najwidoczniej tak, skoro nie wie, gdzie jest. Ale tym razem sen
by naprawd nieprzyjemny. Facet z psami i jej tata biegali po fantastycznym mie cie w
Lyoko. Koszula nocna, któr mia a na sobie, by a przepocona. Dziewczynka czu a, e ma
gor czk . „Co si ze mn dzieje?”, pomy la a. Wsta a i zamruga a oczami, próbuj c si
zorientowa w sytuacji. Obudzi a si za szafk , na której sta stary telewizor. W pokoju
znajdowa si poza tym tylko tapczan i ma e drzwiczki po przeciwnej stronie. By y one
tak niskie, e mo na by o przez nie przej tylko na czworakach. To by tajny pokój w
Pustelni. Znale li go dzi ki mapie, któr narysowa jej tata atramentem sympatycznym w
swoim notatniku. Je li dosz a a tu, oznacza o to, e we nie przemierzy a ca e przej cie,
które prowadzi o z Kadic do piwnicy willi.
Przestraszona przygl da a si bia ej cianie, któr mia a przed sob . By a ona
podrapana tak, jakby jakie zrozpaczone zwierz próbowa o j przebi . W tym momencie
Aelita zobaczy a swoje r ce: paznokcie mia a brudne od tynku, a opuszki palców by y
podrapane i zakrwawione. To ona drapa a mur przez sen. Ale dlaczego? Przy
a ucho
do ciany i zapuka a. Zapuka a raz jeszcze. W g owie zapali a si jej lampka alarmowa:
za cian by a pustka! Musi natychmiast przebi si przez ni i zobaczy , co jest z drugiej
strony! Potem kr ci a si po podziemiach Pustelni, zapala a wiat a i rozgl da a si
dooko a. Potrzebowa a czego , jakiegokolwiek narz dzia, eby przebi si przez cian .
Wesz a do schowka, w którym razem z Jeremym znale li worki z cementem z
adresem firmy Broulet. To pomog o im odnale tajny pokój. Schowek by ciasny, pe en
kafelków, brudnych wiader i innych narz dzi murarskich. W k cie przy cianie sta stary,
troch zardzewia y kilof. Tego w
nie potrzebowa a. Zanios a kilof do tajnego pokoju,
potem odsun a szafk z telewizorem daleko od ciany, eby si nie zniszczy a. Poci a si
i dysza a z wysi ku, musia a robi wszystko sama, a kilof by bardzo ci ki. W tym
momencie jednak nie czu a zm czenia.
Pustelnia kry a jeszcze jedn tajemnic . Sen pomóg jej j odkry .
Podnios a narz dzie i uderzy a nim w cian . Drewniany trzonek prze lizgn si
jej w r kach. Kilof tylko zarysowa tynk. Trzeba uderzy jeszcze raz. Z apa a dobrze
trzonek, wstrzyma a oddech, podnios a z trudem narz dzie i uderzy a ze wszystkich si .
Mur nagle pu ci . By a to tylko cienka warstwa p yty kartonowo-gipsowej. Aelita zacz a
kas
od kurzu.
Kto celowo zbudowa t
cian tak, aby atwo by o j zburzy . Jej tata chcia ,
eby odkry a tajny pokój zbudowany za pierwszym tajnym pokojem. Przypomnia a sobie
owa Philippe’a Brouleta, murarza, który wykonywa dla jej ojca te nietypowe prace:
„Min o ju dziesi lat, ale pami tam dobrze. Hopper poprosi mnie o osobist
przys ug : mia em wróci do Pustelni i wybudowa ma y fragment domu w taki sposób,
aby by on niewidoczny z zewn trz”.
Powiedzia „fragment domu”, a nie „pokój”. Mieli rozwi zanie tu przed nosem
od samego pocz tku i nie zauwa yli tego.
Aelita wykuta w murze okienko, oko o trzydzie ci na trzydzie ci centymetrów.
Wytar a zaczerwienione od py u oczy i spojrza a przez otwór. Zaniemówi a. Wzi a kilof
i u
a go, aby powi kszy szczelin , tworz c przej cie wystarczaj co szerokie, aby
mo na by o przedosta si na drug stron . Telefon! Musi natychmiast zadzwoni do
Jeremy’ego. Nie mia a jednak ze sob komórki, bo przysz a tu przez sen w koszuli
nocnej. Odwróci a si i pobieg a z powrotem.
Tej nocy Jeremy zasn momentalnie. By wyko czony, tyle by o pracy i wra
w ostatnim czasie. Gdy jednak us ysza pukanie do drzwi, od razu otworzy oczy i
zawo
:
- Kto tam?
- To ja, Aelita - szepn g os zza drzwi. - Mog wej ?
Ch opiec po pieszy otworzy . Wygl da a tak, jakby dopiero co widzia a ducha:
mia a podpuchni te oczy, a rude w osy w nie adzie. Ubrana by a w par d insów z
kolorowymi atkami i wielk bluz .
Ch opiec próbowa oprzytomnie .
- Aelita, ale... Która godzina? Co tu robisz?
- Rusz si . Musimy si
pieszy .
- Ale co...?
- Szybko, wk adaj spodnie. To wa ne.
Po chwili razem z Aelit przeszli przez puste korytarze w internacie, wyszli do
parku Kadic i skierowali si w milczeniu mi dzy pogr one w mroku drzewa. Doszli do
dziury w siatce i weszli do Pustelni. Dziewczynka nie powiedzia a nawet s owa, dopóki
nie znale li si w piwnicy. Wskaza a tajny pokój, a potem wymamrota a:
- Przygotuj si na mi niespodziank , Jeremy.
Dzieci wspólnie uruchomi y mechanizm, który otwiera tajny pokój. Jeremy
wszed pierwszy, zobaczy dziur w przeciwleg ej cianie... i równie zaniemówi .
Aelita znalaz a nowy pokój, wi kszy od poprzedniego. By on o wietlony wielk
jarzeniówk zawieszon u sufitu. Na rodku pokoju sta a kolumna skanera, która by a
bardzo podobna do tej z opuszczonej fabryki, ale wygl da a na starsz . Na panelu
przesuwanych drzwi wieci si napis: Uwaga, niebezpiecze stwo! Nie zaleca si
korzystania osobom powy ej 18 lat. Obok skanera sta wielki komputer-szafa, oparty o
cian i po czony z kolumn . Obok kolumny Jeremy zauwa
stanowisko sterowania.
By a to bardziej prymitywna wersja konsoli z podziemi fabryki.
- Aelita... - szepn , kiedy otrz sn si z szoku. - Znalaz
... Lyoko!
- Jego replik - odpowiedzia a dziewczynka. - Podobn do tej, któr Yumi i
Ulrich widzieli w Brukseli, albo co w tym stylu. Chcia abym zaraz wej do skanera i
zobaczy , co to takiego.
Ch opiec potrz sn g ow i poprawi na nosie okr
e okulary.
- Nie mo esz tego zrobi sama. Musimy zadzwoni po Yumi, Ulricha i Odda. To
mo e by niebezpieczne! Musimy...
Aelita zbli
a si do Jeremy’ego i po
a mu r ce na ramionach. By a tak
blisko, e ch opiec móg wyczu jej delikatny zapach. Spojrza a mu w oczy.
- Zawo
am ci , bo chcia am, eby siedzia przy komputerze i go kontrolowa .
Ale to ja powinnam wej do rodka. Mój tata zaprowadzi mnie a tu w serii snów.
Wiem, e chcia by, ebym to ja zwirtualizowa a si w replice. Pomo esz mi?
Jeremy potrz sn g ow jeszcze raz, zaczerwieni si , w ko cu u cisn Aelit .
- Dobra. Mo esz na mnie liczy .
Cia o Aelity pojawi o si znik d. Promienie wiat a wokó niej zag ci y si , a
potem dziewczynka wyl dowa a na ziemi, robi c ma y podskok. Przybra a posta elfa.
Krajobraz wokó wygl da jak sektor lasu w Lyoko... ale nim nie by . Niebo wygl da o
jak jednolita, g adka, niebieska powierzchnia, trawa jak jednolity, zielony dywan. Przez
chwil dziewczynka poczu a zawrót g owy, zwi zany z wirtualizacj . Przed ni
znajdowa y si trzy wielkie d by. Wida by o je ze wszystkimi szczegó ami: br zowe
pnie i roz
yste korony, które rzuca y cie na ziemi . Nie by o nic wi cej oprócz tych
trzech drzew - tylko p aska, zielona powierzchnia i b kit a po horyzont.
- Wszystko w porz dku? - spyta Jeremy ze stanowiska kontrolnego. Aelita
us ysza a jego g os w rodku g owy, tak, jakby ch opiec zmieni si w trolla
usadowionego w jej ma owinie usznej.
- Tak - odpowiedzia a. - Troch si boj , ale czuj si dobrze.
- Zastanawiam si , co znaczy napis na skanerze, e to niebezpieczne dla osób
powy ej osiemnastu lat... - doda zatroskany Jeremy.
- Có , mam mniej lat ni osiemna cie, wszystko b dzie dobrze. Poza tym
wygl da na to, e nie ma tu potworów ani adnego miasta. Tylko trzy drzewa.
Aelita zrobi a kilka kroków w ich kierunku, potem wzi a g boki oddech i
podbieg a do nich. Zdyszana podesz a do pierwszego z wielkich pni i us ysza a znowu
Jeremy’ego:
- Na moim komputerze wy wietli si komunikat. Mówi on, e na drzewie numer
jeden jest data - 1985 rok i napis: Koniec projektu Kartagina.
Dziewczynka dotkn a pnia przed sob . Otworzy a si przed ni pod
na
szczelina. Drewno cofn o si i ods oni o dziupl . Aelita przygl da a jej si przez chwil .
Potem wesz a do rodka.
- I co dalej? - spyta a przyjaciela.
- Nie mam zielonego poj cia.
Aelita znajdowa a si w wielkim, opuszczonym laboratorium. Nie by o w nim
okien. Pomieszczenie wype nia y stalowe sto y maszyny, wielkie mikroskopy i
komputery, ale nie by o w nim ani jednego krzes a. Seria lamp o wietla a pokój tak, e
by o w nim jasno jak w dzie .
- O, to ty - powiedzia kto i Aelita gwa townie si odwróci a.
Nad mikroskopem pochyla si jej tata, Franz Hopper. Mia na sobie bia y fartuch.
Obok niego sta a pi kna kobieta o d ugich rudych w osach. By a tak e ubrana w fartuch.
-Tato, mamo! - krzykn a dziewczynka, biegn c w ich kierunku, eby ich obj .
Przesz a przez nich tak, jakby byli duchami i uderzy a si o stó z mikroskopem. Szybko
wsta a i spróbowa a znów ich obj i zawo
, ale nie zdo
a nawet ich dotkn .
Jeremy ostrzeg j :
- Spokojnie, Aelito! Na moich ekranach pojawi o si wiele komunikatów. To, co
widzisz, jest symulacj albo raczej trójwymiarowym nagraniem tego, co zdarzy o si
bardzo dawno temu... w 1985 roku. Twoi rodzice nie s prawdziwi, nie mo esz ich
dotkn , a oni nie mog ci us ysze .
Dziewczynka zacisn a d onie w pi
i waln a z ca ej si y w stó , a na jej twarzy
pojawi si grymas frustracji.
- To nie fair, Jeremy!
- Wiem, ale je li twój tata chcia ci pokaza pewne rzeczy, to musisz uwa nie
ucha , nie s dzisz?
W tym w
nie momencie profesor podniós si znad swojego mikroskopu i
odwróci si w stron kobiety. Na jego brodatej twarzy pojawi si u miech.
- Antheo, jestem bardzo zm czony.
- Wiem, skarbie. Na czym stan
?
- Ju niewiele brakuje. Dwa, mo e trzy miesi ce, potem projekt Kartagina
wejdzie w ycie. Uda o si . B dzie to wielki dzie w historii wiata.
Na te s owa w oczach Anthei pojawi si cie smutku.
- Kochanie - powiedzia Hopper - co jest nie tak?
- Znalaz am dokumenty, których szukali my... Nie by o to wcale atwe.
- No wi c?
- Niestety, nasze obawy by y uzasadnione. Kartagina nie ocali wiata. Wr cz
przeciwnie, mo e pos
do jego zniszczenia. Wewn trz Pierwszego Miasta umie cili
ciemn stref , której nie mo emy kontrolowa . Zmieni ona Kartagin w mierciono
bro .
Hopper zacisn pi ci. Laboratorium, Anthea i ca y wiat zapad y si wokó
Aelity i znikn y. Dziewczynka znalaz a si w przytulnym pokoju. By to salonik z ma
kanap , czerwonym dywanem w kwiaty i wysokimi, si gaj cymi sufitu rega ami z
ksi kami przy wszystkich cianach. Jej tata siedzia na kanapie z g ow mi dzy r koma.
Jej mama siedzia a obok i obejmowa a go. Na pod odze bawi a si trzyletnia
dziewczynka o krótkich p omiennorudych w osach, ubrana w mieszn ró ow
sukieneczk . Trzyma a lalk w kszta cie elfa.
- Moja ulubiona przytulanka! - krzykn a na jej widok Aelita.
Jeremy u miechn si .
- Tak, zdaje mi si , e widzia em ju j na filmie wideo twojego taty... na tym,
który znale li my w tajnym pokoju w Pustelni. A wi c to ty jeste t dziewczynk z
przesz
ci. Ale by
s odka.
Anthea szepta a co do ucha ojca Aelity, który nagle podniós g ow .
- Nie! Na ten projekt po wi cili my ca e ycie. Nasza córeczka urodzi a si w
bazie wojskowej, nie widzimy si z nikim od miesi cy. A wszystko to po co? eby
stworzy now bro ? Nie pozwol na to.
- Mów ciszej, kochanie - zgani a go Anthea. - W pokoju mog by pods uchy. Nie
mo emy by ju niczego pewni.
- Co mnie to obchodzi! Niech s ysz ! Stworzy em Kartagin , eby zrobi co
dobrego dla wiata, a nie eby go zniszczy . Kontrolowanie linii elektrycznych mia o
dostarczaniu tanich us ug dla wszystkich ludzi, równie tych, którzy yj w
trudnych warunkach, w krajach Trzeciego wiata. Nie obchodzi mnie, czy ci ludzie to
Rosjanie, czy Amerykanie. Wszyscy s lud mi! Wszyscy s sobie równi. Ale ci szale cy
chc u
Kartaginy jako broni w czasie ich g upiej wojny.
Anthea obj a go.
- Zgadzam si z tob , ale co teraz mo emy zrobi ? Na tym etapie mog
doko czy projekt bez naszej pomocy. I nie zapominaj o Aelicie: je li nam co si stanie,
kto si ni zaopiekuje?
Milczeli przez d ugi czas, patrz c na bawi
si na dywanie dziewczynk , która
mia a si i przytula a swoj zabawk . Potem Hopper wymamrota :
- Mo emy uciec. Nie wiem jak, ale uda nam si . Je li stworzyli my Kartagin ,
kiedy wszyscy my leli, e to szale stwo, to mo emy zrobi wszystko. Zniszczymy to, co
stworzyli my. Zostan na lodzie, a my uciekniemy razem z Aelit . I zabierzemy
wszystkie wyniki bada - kiedy znajdziemy sposób, eby dopracowa projekt gdzie
indziej i stworzy now Kartagin !
Hopper wyci gn r
, eby pog aska po g owie roze mian córeczk .
- Podoba ci si ten pomys , male ka? Stworzymy now Kartagin i nazwiemy j ...
Lyoko. To adna nazwa.
Aelita nagle znalaz a si na wielkim trawniku na wprost drzewa.
- Koniec? - spyta a Jeremy’ego.
- Tak, nagranie musia o si sko czy . Ale tam s jeszcze dwa drzewa, prawda?
Wed ug mojego komputera najbli sze zawiera okres 1985-88 i nosi tytu
ycie incognito.
Dziewczynka przebieg a kilka kroków, które dzieli y j od drugiego d bu,
wyci gn a r
i pie si otworzy , wpuszczaj c j .
Tym razem znalaz a si na rodku dziedzi ca w bazie wojskowej. By o bardzo
zimno, betonowe koszary pokrywa
nieg, promienie wielkich reflektorów-szperaczy
kr ci y si w ko o, rozcinaj c ciemno ci i o wietlaj c fragmenty muru i zwoje drutu
kolczastego. Po dziedzi cu biegali m czy ni z wielkimi psami na smyczy, startowa y
helikoptery, zaczyna y wy syreny alarmowe, wprawiaj c wszystkich w poruszenie.
Aelita zauwa
a par , która po piesznie sz a przez dziedziniec w stron jeepa.
Wysoka, szczup a kobieta i kr py m czyzna. Obydwoje byli ubrani w obszerne p aszcze
wojskowe i czarne kominiarki dla ochrony przed zimnem. Czy byli to jej rodzice?
Dziewczynka nie chcia a ryzykowa . Dobieg a do jeepa przed nimi i usiad a na tylnym
siedzeniu. Po chwili kobieta usiad a za kierownic i zdj a kominiark , a m czyzna
usiad obok. Nadal by dobrze zas oni ty.
Aelita zas oni a r kami usta. To nie by a jej mama, lecz m oda dziewczyna o
stych, kr conych, czarnych w osach i d ugim nosie. Zna a t twarz, wydawa o si jej,
e gdzie ju j widzia a... ale gdzie? Nie mog a sobie przypomnie .
- Profesorze Schaeffer - sykn a czarnow osa, uruchamiaj c silnik. - Niech pan
dzie spokojny i pozwoli mi dzia
. Nie zatrzymaj nas, zobaczy pan.
czyzna kiwn g ow , a w tym momencie jego szeroki p aszcz rozchyli si
na piersi i wyjrza a spod niego ruda g ówka. Hopper os oni j d oni i wepchn z
powrotem pod po szerokiego ubrania.
- B
grzeczna, Aelito. Nikt nie mo e wiedzie , e tu jeste , wi c nie rób swoich
zwyk ych numerów. B
grzeczna, a nied ugo po
ymy ci spa , zobaczysz.
- Musia
by niez ym zió kiem! - zachichota Jeremy do ucha dziewczynki,
która obserwowa a ca scen . Aelita potrz sn a r
, chcia a s ucha .
Jeep ruszy , przejecha przez dziedziniec, a dotar do punktu kontrolnego, gdzie
metalowa wartownia strzeg a opuszczonej do do u podwójnej zapory. By to wyjazd.
Dwóch
nierzy wysz o z budki wartowniczej z karabinami maszynowymi
przewieszonymi przez rami . Jeden z nich wycelowa karabin w pasa erów jeepa, a drugi
podszed do okienka i przywita kobiet za kierownic :
- Bry-wieczór, major Steinback.
- Spocznij. I otwórzcie bram , bardzo si
piesz .
- Przykro mi, pani major, ale dzi w nocy zapora zostaje w dole. Zosta y
naruszone normy bezpiecze stwa i pu kownik...
Kobieta za kierownic wychyli a si w stron
nierza i warkn a:
- Pu kownik osobi cie kaza mi wyjecha z bazy w misji o absolutnym
priorytecie! Widzisz tego faceta obok mnie? My lisz, e zas oni sobie twarz z obawy
przed zimnem? Mam tu dokument, który daje mi pe ni uprawnie , i obiecuj , e je li
zapora nie podniesie si w ci gu dziesi ciu sekund, od jutra przez reszt s
by nie
dziesz robi nic innego, tylko od rana do wieczora czy ci kible.
nierz zamar na chwil , a potem gwa townie zasalutowa .
- Tak, prosz pani, ju otwieram.
Profesor w jeepie u miechn si do kobiety.
- Pozwolenie od pu kownika?
- Znam tych naiwniaków, profesorze, prosz si nie martwi - szepn a.
Jeep przejecha przez zapor i zacz sun po oblodzonej drodze w ciemno ci.
Baza znajdowa a si na szczycie wzgórza otoczonego brzozami, które ci gn y si a po
horyzont.
Hopper znowu zacz mówi :
- Jak mog si nie martwi ? Ja i Aelita si uratowali my, ale Anthea...
- Odnajdziemy j , profesorze, ma pan moje s owo. W projekcie mam swoje
wtyczki, które ju zacz y pracowa . Szybko si dowiemy, kto j porwa i dlaczego.
Pomo emy jej uciec. Na razie najwa niejsze by o to, eby cie wy stamt d uciekli razem
z dokumentami. Dali mi pseudonim „Nieub agana”, nie pami ta pan? Nie zawiod .
Aelita spad a z tylnego siedzenia jeepa prosto na trawnik. Zmiana otoczenia by a
tak nag a, e zakr ci o si jej w g owie. Teraz znajdowa a si na s
cu w ogrodzie ko o
prostego domku otoczonego przez inne takie same domki. W tle wida by o pokryte
niegiem góry. Jej tata, ubrany w marynark i krawat, trzyma skórzan walizeczk .
Szed ulic , zatrzyma si przy furtce i otworzy j kluczem. W tym momencie uchyli y
si drzwi domu i czarnow osa kobieta, która wcze niej kierowa a jeepem, wysz a do
ogrodu. By a ubrana w wojskowy, szarozielony mundur z dystynkcjami na ramieniu.
- Pani major - przywita j pan Hopper.
- Niech pan wejdzie do rodka, to b dziemy mogli chwil porozmawia .
Aelita posz a za nim do domu. Wewn trz by o tylko troch starych mebli, które
nie pasowa y do wystroju. Pomieszczenie wygl da o jak miejsce, które jest
wynajmowane na krótki okres i nikt nie zostawia w nim ladów swojej osobowo ci.
Hopper podstawi krzes o pani major i podszed do kuchenki przygotowa kaw .
Pani major zapyta a:
- Jak si czuje Aelita?
- Zosta a z opiekunk . Nied ugo b
musia zapisa j do przedszkola, jest ju
do du a i powinna przebywa z innymi dzie mi.
Major Steinback potrz sn a g ow .
- Przykro mi, profesorze, ale za mniej ni miesi c b dziecie si musieli znowu
przenie .
- A ju zaczyna em si przywi zywa do tego, e jestem urz dnikiem, panem
Henrim Zopfim.
- Damy panu inn to samo i inn prac .
- Znowu...?
Pani major wzi a fili ank kawy, któr trzyma Hopper, wypi a yk i
powiedzia a:
- Wie pan, dlaczego pan tu jest. Mam dla pana nowiny.
Oczy Hoppera zab ys y za szk ami okularów:
- Odnale li cie Anthe ?
- Niestety, nie - odpowiedzia a kobieta ze smutkiem. - Ale sko czyli my ledztwo
i wiemy, kto odpowiada za porwanie:
nierz, który zdezerterowa zaraz po znikni ciu
pa skiej ony.
- Chc zobaczy jego dossier.
- Tak s dzi am. Przynios am je panu, ale prosz nie robi g upstw i zostawi mi
dochodzenie. Facet nazywa si Mark James Hollenback, lat dwadzie cia. Wst pi do
wojska jako szesnastolatek. Od roku przebywa w bazie, w której by realizowany
projekt. Nie wiemy jeszcze, dlaczego postanowi zrobi podobn g upot , ale trafili my
na jego lad.
- Znajdziecie go?
- Mo e si pan za
.
Aelita powtórzy a w my lach to nazwisko: Hollenback. Mark Hollenback. Facet,
który porwa jej mam . Potem scena znów si zmieni a. Dziewczynka znalaz a si przed
gankiem Pustelni. By mro ny, zimowy ranek. Albo przynajmniej powinno by zimno,
dz c z koloru nieba i drzew, które ugina y si pod podmuchami wiatru, ale Aelita nic
nie czu a. Nad drzwiami domu kto przyczepi tabliczk z napisem, e jest do wynaj cia,
a potem dopisa ni ej flamastrem: Sprzedano.
Ci arówka dojecha a, sapi c, zaparkowa a przed Pustelni i wysiad a z niej ma a
Aelita. Mia a teraz sze lat i by a ju bardzo podobna do wi kszej dziewczynki, która z
ganku wej ciowego patrzy a na swojego sobowtóra.
- Tato, jeste my na miejscu? - spyta a ma a Aelita.
- Tak - odpowiedzia jej ojciec, wysiadaj c z ci arówki.
Za kierownic siedzia a major Steinback, która te wysiad a. Tym razem by a
ubrana w cywilny strój, w czerwon kurteczk i d insy.
- To jest twój nowy dom. Je li wszystko dobrze pójdzie, b dziesz móg tu troch
zagrza miejsce i zapisa Aelit do szko y.
Stoj ca na ganku dziewczynka-elf u miechn a si , s ysz c, e w mi dzyczasie
tych dwoje zacz o si zwraca do siebie na „ty”. Ile lat min o od ich ucieczki z projektu
Kartagina? Co najmniej dwa albo trzy. Doro li zacz li wy adowywa i wnosi do domu
pud a, a dziewczynka biega a po trawniku.
- Kim b
od dzi ? - spyta profesor.
- Nowa to samo bardzo ci si spodoba: Franz Hopper, nauczyciel przedmiotów
cis ych w pobliskim gimnazjum Kadic. Ja te b
pracowa w tym gimnazjum pod
fa szywym nazwiskiem, wi c b
mie was na oku.
Obydwoje si za miali. Potem Waldo Schaeffer, od tej chwili oficjalnie Franz
Hopper, doda stanowczo:
- Zale y mi, eby jak najszybciej podj na nowo moje badania. I odnale
Anthe .
- Nawi za am ju kontakty z lokalnym przemys owcem. Ma fabryk po
on
niedaleko st d. Mo na przebudowa podziemn cz
i zmieni j w laboratorium.
ciciel da nam zna za kilka dni, ale by bardzo zainteresowany naszymi badaniami.
- A je li chodzi o Hollenbacka? - spyta tata Aelity z nut niepokoju w g osie.
- Niestety, od jakiego czasu nie mam o nim wiadomo ci. Od kiedy zmieni
nazwisko i wst pi do tej organizacji przest pczej, zatar za sob
lady. My leli my, e to
pó idiota, ale to prawdziwy czarnoksi nik.
Hopper po
na ziemi wielk skrzyni i wyci gn spod swetra medalion.
Aelita zna a go dobrze. By y na nim wyryte litery W i A.
- Anthea yje i jest zdrowa. Mówi mi o tym ten medalion. B
szuka jej dniem i
noc , dopóki jej nie odnajd .
- Pomog ci. Anthea by a moj najlepsz przyjació
, obieca am, e
przyprowadz j do ciebie i waszej córki, bez wzgl du na wszystko.
Aelita znalaz a si znowu przed pustym w rodku drzewem na dziwnym
pustkowiu w replice. Przebywanie w wiecie wirtualnym zawsze stanowi o wysi ek i
cz sto przyprawia o j o zawrót g owy, ale tym razem by o jeszcze gorzej. Co chwil
zmienia a si sceneria. Do tego te opowiadania, jej tata i porwanie jej mamy, major
Steinback, która pracowa a dla wojska i o której Aelita nigdy nie s ysza a...
- Szybciej - ponagli j Jeremy. - Przed nami trzecie drzewo.
- Co tym razem mówi komputer? - spyta a dziewczynka.
Zm czony ch opiec ziewn .
- Nie jest to zbyt jasne. Jest tu napisane, e st d mo na przej do nowego
poziomu repliki. I jeszcze: Mo esz wej , je li twoje serce jest gotowe.
- Jestem gotowa! - oznajmi a Aelita. - Id .
Us ysza a, e ch opiec znowu ziewa.
- Je li mog ci co doradzi ... to nie jest dobry pomys . Jest pi ta rano, nie spa
i
tej nocy mia
du o niespodzianek. Ta replika nie ucieknie, lepiej wróci do niej z
innymi, kiedy b dziemy gotowi i wypocz ci. To prawda, nie spotkali my do tej pory
potworów, ale nie wiemy, co mo e si kry na nowym poziomie tego dziwnego
pami tnika.
Zacz coraz g
niej ziewa i Aelita te nagle poczu a si bardzo zm czona.
- Mo e... mo e... masz racj .
- Super, to ci gn ci z powrotem do siebie. Materializacja!
Dziewczynka patrzy a, jak jej cia o si dematerializuje: r ce i nogi stawa y si
przezroczyste, a rozp yn y si w powietrzu. Mrugn a oczami i spostrzeg a, e znajduje
si w kolumnie skanera w tajnym pokoju w Pustelni. Drzwiczki kolumny odsun y si na
bok i Jeremy podszed , aby j obj .
- Jak si czujesz? - spyta ciep o.
- Doskonale. Ale musz si troch przespa .
Obydwoje si za miali.
EPILOG
- Jeste wreszcie, Odd! - krzykn Ulrich, widz c przyjaciela id cego korytarzem
rami w rami z Ev .
Para trzyma a si za r ce. Odd mia zawadiacki u miech na twarzy. Yumi
miechn a si kpi co:
- O, wi c to dlatego wczoraj nie mo na by o ich znale . Nawi za si romans.
- Odd, co z tob ?- spyta Ulrich, kiedy para zbli
a si do grupki. - Co
wykombinowa
?
- Nic specjalnego - odrzek ch opiec beztrosko. - Poszed em tylko na ma y spacer.
W tym momencie zbli yli si do nich Jeremy i Aelita. Wida by o po nich, e w
ogóle nie spali. Ulrich wzruszy ramionami.
- Mo na wiedzie , co was wszystkich dzi nasz o?
Jeremy poprawi sobie okulary.
- Mamy wa ne wiadomo ci. Aelita odkry a wczoraj nowy tajny pokój w piwnicy
Pustelni.
- Czadowo! - powiedzia Odd. - I co jest w rodku?
Dzieci stan y w kó ku i Aelita zacz a opowiada o wydarzeniach poprzedniego
wieczoru. Cz sto przerywa y jej pytania innych. Pod koniec Eva, która sta a oparta o
cian ze szklank gor cej herbaty w r ku, mrukn a:
- Chyba zaczyna si nowa przygoda.
- A mo e to stara przygoda jeszcze si nie sko czy a. Tam jest tyle tajemnic... -
stwierdzi Ulrich.
- ...ale wspólnie je rozwi emy! - doko czy Jeremy.
Nikt z nich nie zauwa
, e obok nich sz a w
nie, kieruj c si w stron klas,
pani Hertz w bia ym fartuchu i z teczk z niebieskiego p ótna pod pach . Profesorka
us ysza a ostatnie zdanie swojego ulubionego ucznia i u miechn a si .
- Nie wiem, czy zd
ycie rozwi za je wszystkie, Jeremy. Na dzisiejsz lekcj
przygotowa am naprawd trudne zadania. Po pieszcie si , trzeba wej do klasy.
Yumi machn a im r
na po egnanie i pobieg a do swojej klasy. Odd i Ulrich
spojrzeli na siebie troch przygn bieni: zaczyna si kolejny dzie nauki! Aelita zosta a z
ty u i przyjrza a si dwóm ch opcom, którzy wchodzili do klasy, potem Evie, wreszcie
pani Hertz, która trzyma a r
na ramieniu Jeremy’ego.
Pani Hertz... Przez chwil próbowa a j sobie wyobrazi jako troch m odsz , z
krótkimi w osami i bez okularów, w mundurze majora. Czy to mo liwe?
Nagle parskn a miechem i szybko zas oni a sobie buzi . No nie, co jej przysz o
do g owy. Pani profesor nie mo e by tajn agentk !
Aelita szybko wesz a do klasy i cicho zamkn a za sob drzwi.