Kazimierz Chodkiewicz Kraków ognisko sił tajemnych

background image

/

KRAKÓW

OGNISKO

SIŁ TAJEMNYCH

background image

KAZIMIERZ CHODKIEWICZ

/•"

KRAKÓW

OGNISKO

SIŁ TAJEMNYCH

Wstępem poprzedził

Zbigniew Ś w i ę c h

background image

Projekt podwójnej okładki — Jerzy Jan K A N I A

Redaktor techniczny — Henryk HANZLIK

Scan by Bug for Torrenty.org

Reprint wykonano z jedynego
dobrze zachowanego egzemplarza

ISBN-83-85347-01-1

© Copyright by Wydawnictwo Wawelskie

Bielskie Zakłady Graficzne, zam. 2335/92

background image

Zbigniew SWIĘCH

WIELKI WTAJEMNICZONY

Kazimierz Chodkiewicz

potwierdza istnienie

wawelskiego

OŚRODKA MOCY

Wawel

święte miejsce Polaków, budzi nieustające zainteresowanie nie

tylko jako dawna siedziba królów, ich nekropolia, zespól zabytkowy i muzealny.

Tłumy tu przybywające traktują to Wzgórze w sposób szczególny: pietyzm,

z jakim tu wstępują, dotyczy nie tylko progów katedry, zamku czy Muzeum
Katedralnego. Wiem o tym dobrze, wszak do mnie właśnie, jako dokumentalisty
wawelskiego i autora książki pt. „Klątwy, mikroby i uczeni" tysiące osób
kierują pytania o „Lotos Wawelski", czakram czyli tzw. Siódmy Kamień

Szczęśliwy

zbiorowisko energii kosmicznej oraz wszelkie inne niezwykłości,

tyczące wiedzy duchowej, ezoterycznej, dostępnej dla wtajemniczonych.

Dziwne to zaiste, iż strzępy danych czy faktów docierają na Wawel

fragmentarycznie, wycinkowo i powolnie, krążą w odpisach, dowolnie interpre­

towanych opowieściach i historycznych plotkach"

a przecież źródło ich jest

znane. Powołuje się nań dwukrotnie znawca dziejów kultury Krakowa, dr hab.
Michał Rożek w niedawno wydanej książce pt.

}y

Mistyczny Kraków". Mam na

myśli esej Kazimierza Chodkiewicza „The Cracow Occult Centrę" („Kraków

Centrum Okultyzmu" lub „Kraków ognisko sił tajemnych" względnie „Kraków

Duchowy Ośrodek Mocy"), opublikowany po raz pierwszy w języku angielskim
w Londynie przez Ognisko Wawel (o nim za chwilę)

w 1966 roku, a następnie

także poprzez powielany maszynopis w języku włoskim w Turynie (rok

1975

„II centro occulto di Cracovia"). Czym wytłumaczyć fakt, że mimo

powszechnego zainteresowania kręgiem wawelskich spraw tajemnych

nikt dotąd

nie opublikował w Polsce drukiem tego szkicu? Przecież żelazna kurtyna padła
dawno temu i ludzie podróżują w obie strony...

Maszynopis tekstu Kazimierza Chodkiewicza otrzymałem z rąk pani. Ewy

Celt, małżonki pana Marka Celta (czyli Tadeusza Chciuka) z Monachium,

wybitnego publicysty Radia Wolna Europa, wcześniej „cichociemnego" i emisa­

riusza rządu emigracyjnego, autora „Raportu z Podziemia

1942" i „Białych

Kurierów". Wręczyła mi go z myślą, aby rzecz spożytkować w II tomie
wawelskiej opowieści o „klątwach, mikrobach i uczonych". Nie wiedząc jeszcze,
że Chodkiewicz tę pracę napisał wprost po angielsku, szukaliśmy oryginału

polskiego. Nie ma go. Szkoda wielka, gdyż nawet najlepszy przekład nie odda

zalet pióra Chodkiewicza, znanego z doskonałej polszczyzny innych jego tekstów.

background image

6

Rozpocząłem poszukiwania jego

wydanych przed wojną książek

i broszur, a także biogramu autora. Rzecz dziwna: żadna z polskich bibliotek,
z Biblioteką Jagiellońską i Narodową włącznie

nie posiadają drukowanego

życiorysu Kazimierza Chodkiewicza. Redakcja Polskiego Słownika Biograficz­
nego PAN też go nie ma. Kluczowe książnice narodowe posiadają zaledwie po
kilka broszur z okresu międzywojennego... Przejechałem pół Polski, pytając
w bibliotekach wojewódzkich i miejskich o Chodkiewicza. Na próżno.

Prace Kazimierza Chodkiewicza drukował w latach trzydziestych Jan

Hadyna („Biblioteka Wiedzy Duchowej") nakładem swych oficyn „Hejnał"
i „Lotos" w Wiśle i Krakowie. Zadzwoniłem więc do Stanisława Hadyny, szefa
Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk". Okazało się, że pan Jan byljego stryjem. Pan

Stanisław Hadyna przekazał całą bibliotekę stryja Towarzystwu Przyjaźni

Polsko-Hinduskiej, ale wszystkie te książki, nie tylko Chodkiewicza, roz-
kradziono. Kilka, które posiadał, wypożyczył mi.

Stanisław Hadyna opublikował w „Dookoła Świata" (nr 37 z roku 1974)

artykuł pt. „Wtajemniczeni" o kręgu okultystów z Wisły. Hadyna podaje tam

fakty nieznane lub mało znane o wielkim poprzedniku jego stryja

Julianie

Ochorowiczu, w którego willi na zboczu Kozińców, działy się ponoć rzeczy „nie

z tego świata"... Ściany pokoju laboratoryjnego były zrobione z gipsowych płyt
i nie posiadały gwoździ żelaznych, aby nie zakłócały magnetycznych ekspe­
rymentów. Określenie

„nie z tego świata" jest jednak nieścisłe. Sprawy były

bowiem jak najbardziej z tego świata, choć z nie odkrytej jeszcze jego części.
Była to romantyczna epoka parapsychologii. W roku 1895 do dr. Juliana
Ochorowicza przyjechał Bolesław Prus, aby zebrać u niego trochę materiału
o „wtajemniczonych" w Egipcie; były mu one potrzebne do dalszych odcinków
drukowanej w „Tygodniku Ilustrowanym" powieści „Faraon". Rozdział o wi­
zycie Maga Beroesa u faraona napisany został pod wpływem Ochorowicza.

W trzy lata po opublikowaniu „Faraona" Ochorowicz wydal w Warszawie

swoje opowiadanie historyczno-przyrodnicze pt. „Wiedza Tajemna w Egipcie".
A także legendę historyczno-filozoficzną pt. „Istota Bytu", z przedmową
Ignacego Matuszewskiego. Po raz drugi przyjechał Bolesław Prus do Wisły
w roku 1903 i pozostał w „Ochorowiczówce" kilka tygodni. Było coś niemal

paradoksalnego w tym

stwierdza Stanisław Hadyna że tych dwóch

przedstawicieli pozytywizmu polskiego, wybitnych racjonalistów, zajmowało się

mediumizmem, okultyzmem, parapsychologią. W zawalonym książkami pokoju
rozmawiali o sprawach, które dopiero po latach miały zdobyć prawo naukowego
obywatelstwa.

Dr Julian Ochorowicz utrzymywał wtedy kontakty z wieloma uczonymi

światowej sławy, z wybitnym astronomem Kamilem Flammarionem, z państwem

Curie, z laureatem Nagrody Nobla, wybitnym fizjologiem francuskim i profeso­
rem Sorbony

prof. dr. Karolem Richetem, ze słynnym psychiatrą włoskim,

background image

Cesare Lombroso (obaj przeprowadzili seanse z tym samym medium,

E. Palladino, ale ich wnioski były różne), z Aksakowem, C.W. Leadbeaterem

(na którego tak często powołuje się K. Chodkiewicz w zamieszczonym dalej

szkicu) w Indiach, z dr. Zygmuntem Freudem, z fizykiem prof. Wiliamem

Crookesem, z astronomem Schiaparellim czy prof. Crawfordem. Nadmienić się

godzi, że dr J. Ochorowicz (1850

1917), wybitny polski filozof i psycholog,

nie tylko uważany jest za ojca naszego mediumizmu i parapsychologii, ale był

też wynalazcą w dziedzinie techniki, telekomunikacji i konstrukcji megafonów.

Aby przydomek „ojca mediumizmu i parapsychologii" nie był błędnie inter­

pretowany dodać trzeba koniecznie, że dr Julian Ochorowicz należał do tych
światowej sławy badaczy, którzy z uporem traktowali zjawiska z tego zakresu

jako przedmiot badań naukowych i chcieli je wywieść ze sfer zabobonu i szar-

łataństwa. Najciekawszym bodaj dziełem dr. Ochorowicza, poza „Psychologią
i medycyną", było wydane w Paryżu i napisane po francusku „De ła sugestion
mentole" z przedmową prof. Charlesa Richeta. Hipolit Taine uznał je za
„najwybitniejszą pracę psychologiczną lat ostatnich", Myers za „najlepszą
książkę, jaką posiadamy w tym przedmiocie". Nie kto inny jak właśnie Jan
Hadyna wydał to dzieło po raz pierwszy (1937) w języku polskim („O sugestii
myślowej") w przekładzie Janiny Dembowskiej-Duninowej; błyskawicznie
zniknęło ono z księgarń i dziś nader rzadko pojawia się w antykwariatach.

Oprócz niezwykle skomplikowanych problemów psychologicznych grupę

Ochorowicza interesowały nie wyjaśnione do końca efekty energii eterycznej

(czy raczej „ciała eterycznego", jak to roboczo nazwano) oraz ciała astral­

nego

których wynikiem były rewelacyjne możliwości materializacji i demate­

rializacji, przechodzenia przez mury, wnikania do wnętrza Ziemi, auto-

grawitacji i neutralizacji przyciągania Ziemi, co z kolei wiązało się z pro­

blemami lewitacji (podnoszenie się w górę lub podnoszenie przedmiotów bez
dotyku i mechaniki). Dalej należała tu telekineza

poruszanie przedmiotów

na odległość, spostrzeganie w czasie i przestrzeni za pośrednictwem jasno­
widzenia lub w śnie magnetycznym, magnetyzm leczniczy itp. Jan Hadyna

przejął „sztafetę badań" po Ochorowiczu. Stał się specjalistą zagadnień

z zakresu ezoteryzmu i parapsychologii, był sekretarzem Towarzystwa Meta-

psychicznego w Krakowie, a od lat trzydziestych redaktorem i wydawcą

biblioteki „Wiedzy Duchowej" i miesięcznika poświęconego parapsychologii oraz

filozofii indyjskiej pod nazwą „Lotos". To w tym miesięczniku pojawiały się

artykuły o wawelskim czakramie vel „siódmym kamieniu szczęśliwym", które
współtworzyły już wtedy aurę niezwykłej tajemniczości wokół Wawelu. Siedzibą

Jana Hadyny (i wydawnictwa) była początkowo willa „Sfinks" na szczycie
Jarzębatej w Wiśle, a potem willa „Izyda", naprzeciw „Ochorowiczówkt"', po

drugiej stronie rzeki. Po okresie działalności w Wiśle

Jan Hadyna przeniósł

się do Krakowa. Tak jak niegdyś wokół Ochorowicza, tak w później-

background image

szych latach wokół Jana Hadyny skupiło się wielu ciekawych ludzi, pozostając
z nim w bliskich kontaktach osobistych lub korespondencyjnych. Do tego kręgu
należeli wybitni profesorowie

ezoterycy: Józef Switkowski (Uniwersytet im.

Jana Kazimierza we Lwowie), Wincenty Lutosławski (Uniwersytet im. Stefa­

na Batorego w Wilnie), Michał Kamieński (Uniwersytet Warszawski). Także
największy jasnowidz inż. Stefan Ossowiecki oraz sławne medium Agnieszka
Pilchowa, prof. Julian Aleksandrowicz, reżyser Wiłam Horzyca, prof. Robert
Assagioli

dyr. Instytutu Terapii Psychicznej w Rzymie, prof. Carl Gustaw

Jung z Zurychu, Wanda Dynowska i Maurycy Frydman (przyjaciele Mahat-

my Gandhiego), dr Jerzy Arundale oraz dr med. Watraszewski (znany raczej

pod pseudonimem dra Habdanka)

to on kiedyś w Wiśle w 1893 wspólnie

z Bolesławem Prusem i Henrykiem Siemiradzkim przeprowadzał eksperymenty
mediumistyczne.

Do tego niezwykłego raczej towarzystwa dołączył na początku łat trzydzie­

stych nasz bohater, Kazimierz Chodkiewicz. Dzięki dotarciu do jego córki, pani
Anny Chodkiewicz-Mierzwińskiej, zamieszkałej w Gliwicach

mogę tu przyto­

czyć najważniejsze szczegóły z biografii

niezwykłej i barwnej pułkownika

mgr. Kazimierza Chodkiewicza, wielkiego dobroczyńcy Wawelu.

Urodził się 17 października 1892 roku we Lwowie. Po ukończeniu tam

gimnazjum wstępuje na lwowski uniwersytet, studiując języki klasyczne, filozo­

fię i padagogikę. Po odbyciu kampanii galicyjskiej a następnie włoskiej w szere­

gach armii austriackiej, jako podporucznik wstępuje w 1918 r. do armii polskiej

i będąc ochotnikiem broni Lwowa. Zostaje porucznikiem i następnie dołącza do
lotnego oddziału żandarmerii rtm. Kawińskiego, co zadecyduje o dalszych losach

jego wojskowego życiorysu. Za udział w akcjach bojowych pod Bartatowem

i Suchowołą zostaje odznaczony orderem Virtutii Militari V klasy i dwukrotnie
Krzyżem Walecznych. W 1920 roku wstępuje do nowo formującej się Żandar­
merii Wojskowej i mianowany rotmistrzem obejmuje dowództwo plutonu żandar­
merii w Krakowie, gdzie kończy studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagielloń­
skim. Jesienią 1923 r. zostaje przeniesiony do Centrum Wyszkolenia Żandar­
merii na stanowisko wykładowcy kryminalistyki; po mianowaniu go majorem
obejmuje stanowisko dyrektora nauk. W tym czasie napisał dwie ciekawe

książki: „Służba wywiadu i ochrona przeciwszpiegowska" (później z jego
wiedzy i doświadczenia korzystać będzie II Oddział zajmujący się wywiadem
i kontrwywiadem wojskowym) oraz „Służba śledcza". Od 1931

33 był

dowódcą X Dywizjonu Żandarmerii w Przemyślu. W początku 1934 roku
mianowany podpułkownikiem, obejmuje dowództwo VI Dywizjonu Żandarmerii
we Lwowie, gdzie zastaje go wybuch wojny. W kampanii wrześniowej jako
dowódca żandarmerii w sztabie gen. Fabrycego przechodzi z tą armią na Węgry
i zostaje osadzony w obozie dla internowanych nad Balatonem. Ucieka stamtąd

do Budapesztu, gdzie w polskim konsulacie pracuje jako urzędnik przez styczeń

background image

9

i luty 1940 roku, następnie przedostaje się do Francji i w Paryżu obejmuje
obowiązki szefa żandarmerii w Sztabie Głównym Armii Polskiej. Po ewakuacji
do Wielkiej Brytanii zostaje szefem żandarmerii Sztabu Naczelnego Wodza,
ministra obrony narodowej Armii Polskiej, najpierw w Szkocji, a potem
w Londynie. W 1944 roku jest awansowany do stopnia pułkownika. Po
demobilizacji pracuje jako szef żandarmerii w Sztabie Naczelnego Wodza (od

1956

1964), w latach 196368 jest członkiem Rady Rzeczypospolitej, a od

1960

70 sekretarzem Kapituły Orderu Virtuti Militari. Jest kawalerem

licznych innych odznaczeń i orderów polskich, francuskich i brytyjskich

jak

wspomina w tekście okolicznościowym jego dawny podwładny, ppłk żand.

W. Wierzbicki.

Tak wyglądał

w skróciejego kontr efekt wojskowy. Ale to tylko jeden

wymiar, zawodowy, tej postaci. Żandarmem był dla chleba, zresztą

daj nam

Panie Boże

takich żandarmów. Wybitny erudyta, poliglota, ezoteryk

i teozof, nauczyciel wiedzy duchowej i znakomity pisarz, a przy tym człowiek
otwarty i spolegliwy. „Glossariusz Okultyzmu", wydany w Krakowie nakładem
„Biblioteki Lotosu" pod hasłem „Chodkiewicz Kazimierz" podaje listę dzieł

poważnych z zakresu myśli okultystycznej tego autora. Do najważniejszych

należy zaliczyć: „Wiedza tajemna czy wiedza duchowa" (drukujemy ten
artykuł w całości zaraz po szkicu dotyczącym Krakowa, jako ogniska sił
i wiedzy tajemnej czyli Ośrodka Mocy), „Narodziny Świata

Zarys

Kosmogonii okultystycznej", „Świadomość Księżycowa

studium ezoteryczne

o istocie i symbolice snów", „Magnetyzm leczniczy", „Okultyzm a nauka"
i „Cztery Żywioły") (obie te ostatnie prace wyszły na małej poligrafii już
w Londynie w 1961 roku). Do kluczowych dzieł zaliczyć trzeba także
„Ewolucję ludzkości" oraz „Anatomię ciał niewidzialnych człowieka".

Teozofią zajął się Kazimierz Chodkiewicz na dobre już na wyspach

brytyjskich, po roku 1940. Nie było w tym nic nadzwyczajnego; wśród kadry
wyższych dowódców Wojska Polskiego wielu było okultystami i teozofami, np.

gen. Tokarzewski. Przez wiele lat płk K. Chodkiewicz był przewodniczącym

Towarzystwa Teozoficznego w Londynie, oraz

co nas tu szczególnie

interesuje

założycielem i długoletnim prezesem Ogniska Wawel. Zostało ono

powołane do życia dokładnie 31 marca 1947 roku i działa do dnia dzisiejszego,

mimo, iż ze starego składu założycieli już niewiele osób pozostało przy życiu.

Jest zadziwiające, iż niegdysiejszy uczestnik wymarszu Pierwszej Kadrowej

z krakowskich Oleandrów i wielki admirator Piłsudskiego został tak doceniony
i zaasymilowany w kręgu generała Władysława Sikorskiego

wszak były to

wzajem zwalczające się obozy polityczne i wojskowe. Urazy na emigracji

pomiędzy piłsudczykami a sikorszczykami pozostały do dnia dzisiejszego.

Myślę, że zasadniczy wpływ na jego nowy status miała wielka fachowość
i lojalność wojskowa Chodkiewicza w powiązaniu z jego niezwykłą wiedzą

background image

10

i wykształceniem cywilnym oraz nieprawdopodobnym wręcz urokiem osobistym.

Ten znawca indoeuropejskich języków, literatury klasycznej Indii, Grecji

i Rzymu, prawa cywilnego i wojskowego

był idealnym nauczycielem

wykładowcą, który umiał najbardziej skomplikowane problemy przedstawić

jasno, zwięźle i przystępnie. Jako patriota polski nie wziąl nigdy paszportu

brytyjskiego (pozostając dobrowolnie „angielskim więźniem", nie mogącym
ruszyć się poza Zjednoczone Królestwo), a na dodatek rząd warszawski

pozbawił go

wraz z grupą generałów i wyższych oficerów obywatelstwa

polskiego (odzyskał je dopiero w roku 1971). Nauczywszy się biegłe języka

angielskiego

objeżdżał Wielką Brytanię z odczytami teozoficznymi. Wygłosił

ich ponad tysiąc. Wyjaśnić trzeba, iż na całym obszarze wpływów Wielkiej
Brytanii

łącznie z Indiami i Australią, teozofia przed wojną święciła

triumfy, gdyż od 1934 roku prezesem Wszechświatowego Towarzystwa Teozofi-
cznego był

dr Jerzy Sidney Arundale, o którym wspomina Mistrz Chod­

kiewicz w swym szkicu o tajemnych właściwościach wzgórza wawelskiego.
Arundale przed wojną był w Krakowie i na Wawelu (1932), potwierdzając rolę
„Lotosu-czakramu". Czakra oznacza dosłownie „kwiat lotosu". Jest to nazwa
siedmiu narządów nadzmyslowych człowieka, których stopniowe rozbudzenie
wywołuje rozwój duchowy człowieka. Odpowiednikami fizycznymi czakr są
bezkanałowe gruczoły w ciele ludzkim, którym dzisiejsza nauka (nie tylko
okultystyczna) przypisuje coraz większe znaczenie. Lotos, to roślina wodna

(liłia wodna, nenufar) o kwiatach białych, żółtych lub różowych, czczona

w starożytnym Egipcie. Symbol religijny w buddyzmie, w Indiach symbol
czystości, piękna i wiecznego życia. Czakry-lotosy tkwią nie tylko w organizmie

jako narządy ciał niewidzialnych człowieka, ale mają siedem swoich odpowied­

ników jako czakramy Ziemi. Jeden z nich tkwi na Wawelu, w kaplicy św.

Gereona (pomiędzy Katedrą a Zamkiem)

wielokrotnie prowadziłem tam

różnorakich badaczy z różdżkami i innymi marzędziami pomiaru mocy

wszyscy

bezbłędnie trafiali w to samo miejsce! Udowodniono, iż miejsce owo emanuje silną
energię, a także posiada wysoki stopień jonizacji ujemnej, co gwarantuje m.in.
odpoczynek, odprężenie u odwiedzającego to miejsce. Legenda zaś głosi, że każde
z miejsc świata, które czakram ziemski posiada, nigdy nie ulegnie zagładzie! O tych

wszystkich sprawach szczegółowo napiszę w II tomie opowieści wawelskiej trójksięgu
„Klątwy, mikroby i uczeni" (będzie on nosił podtytuł: „Wzgórze szczęśliwe"),
a tymczasem wracajmy do Kazimierza Chodkiewicza i jego prac tu pomiesz­
czanych. W tej dotyczącej Krakowa powołuje się on dwukrotnie na osobę i badania
Heleny Bławatskiej. Urodzona w 1831 roku w Jekaterynosławiu jako hrabianka
Hahn-Rotternstern, w 1848 wyszła za generała Bławatskiego, z którym
rozeszła się po trzech latach. Potem długo podróżowała po Egipcie, Meksyku,

Tybecie i Indiach, gdzie zetknęła się z mahatmami, którzy wtajemniczyli ją

w pradawną wiedzę ezoteryczną. Po siedmioletnim pobycie w Indiach

background image

11

wyjechała do Ameryki, zakładając wespół z pułkownikiem Olcottem w 1873
tzw. „Mirach Club" z siedzibą w Nowym Jorku. Prowadzone w tym klubie
wykłady i dyskusje dały asumpt do założenia w r. 1875 Towarzystwa

Teozoficznego". Dwa jej dzieła: „Odsłonięta Izy da" oraz „Doktryna Tajem­

na" stanowią podwalinę wielu współczesnych Chodkiewiczowi doktryn okulty­
stycznych. Teozofowie stwierdzali, że obie te prace dają obraz genialności ducha
Bławatskiej, która całe życie poświęciła idei teozoficznej, obierając

po

Nowym Jorku

siedzibę głównej kwatery „Towarzystwa Teozoficznego" na

przedmieściach Madras w Indiach. Zmarła w 1891 r. Piszę te słowa dokładnie

w stulecie jej śmierci i w wigilię stulecia urodzin Kazimierza Chodkiewicza.

Dorobek Chodkiewicza jest nie mniejszy niż Bławatskiej, a w wielu

problemach stanowi twórcze rozwinięcie poprzedniczki. Autor „Ewolucji ludz­

kości" zawsze jednak stał mocno nogami na ziemi i podkreślał konieczność

praktycznego podejścia do teozofii, przestrzegał przed popadaniem w zbytni

mistycyzm, przed niebezpieczeństwem nadmiernej gorliwości. Równocześnie
zawsze otwierał swój dom dla każdego, kogo interesowały problemy duchowe. Od
samego początku w Ognisku Wawel w Londynie stał się symbolem polskiego
ducha teozoficznego, oryginalnej polskiej myśli ezoterycznej. Szczególnie in­
teresowały go wieszcze utwory Juliusza Słowackiego. Tłumaczył na angielski
i komentował niektóre jego dzieła. Był w uwielbieniu dla Słowackiego jakże
konsekwentnym, tak jak marszałek Józef Piłsudski, który podczas translacji
szczątków Poety do krypt wawelskich w r. 1927 dał rozkaz swym oficerom :
„W imieniu rządu Rzeczypospolitej polecam panom odnieść trumnę do krypty
królewskiej, bo królom był równy".

Gdy w wieku 88 lat 16 maja 1980 roku Kazimierz Chodkiewicz pożegnał

ten świat (a już sam pragnął odejść w światy wyższe i dalsze), pozostali przy

życiu londyńscy przyjaciele z „Ogniska wawelskiego" wyrażali nadzieję, że jego

praca i wszelakie dokonania nie będą roztrwonione, cała twórczość piśmienna

i ustna przetrwa

i dojdzie do Polski w swoim czasie. Cieszę się, iż mogę z tego

miejsca zarekomendować te prace Chodkiewicza, nie puublikowane w Polsce
dotąd. Jego sylwetka nie byłaby pełną, gdyby nie dodać, iż już na przełomie lat
dwudziestych i trzydziestych

jak podaje Ludwik Hass w swej książce

„Zasady w godzinie próby" (Wolnomularstwo zv Europie Środkowo-Wschodniej

1929—1941)

PWN 1987 był członkiem Federacji Zakonu Wszech­

światowego Wolnomularstwa Le Droit Humain. Byli oprócz niego członkami tej

loży Wanda Dynowska, lekarz i malarz Tadeusz Walkowski oraz tak głośny

pedagog, pisarz i lekarz, ppłk. rez. Janusz Korczak. Przyjaciel Chodkiewicza

jeszcze z garnizonu Iwowskiwgo, Tadeusz Walkowski, po jego śmierci opub­

likował w Biuletynie „Społeczność Wolnomularzy Polskich" Wspomnienie
o bracie Kazimierzu Chodkiewiczu. Nr 10/1980, str. 6.

W swej okultystycznej pracy o Krakowie Chodkiewicz pisze, iż „przebudze­

nie lotosu wawelskiego" nastąpiło w chwili pogrzebu Marszałka Józefa Piłsud­
skiego, podając dokładny czas i okoliczności. Ciekaw jestem, jak nasz Autor,

gdyby żył, zareagowałby na dwa wydarzenia z ostatniego okresu (już nie

background image

12

pytam, jak potraktowałby problem „Klątwy Jagiellończyka..."), które miały
prawo plastycznie odbić się w pamięci; właśnie w Krakowie, w dniach 25

30

kwietnia 1988 odbyło się międzynarodowe Seminarium pn. Tydzień Jedności
i Uzdrowienia dla Miłości, Światła i Życia, uwieńczone zbiorową medytacją na

Wawelu

dla ratowania pokoju. Jesienią 1991 zaś Wielka Trójka

z Polski, Czecho-Słowacji i Węgier tu właśnie podpisywała Deklarację Krako­
wską na Wawelu. Pomiędzy tymi wydarzeniami nastąpiły: przewrót ustrojowy
o zasadniczym znaczeniu w Europie Środka bez jednego wystrzału, różnorakie
okrągłe stoły, aksamitne rewolucje, etc. Gdybym był okułtystą uznałbym, iż to

jest właśnie w praktyce oddziaływanie Wawelskiego Lotosu na Środek Europy.

Gdyby jeszcze rozruszać DUCHA MĄDREGO DZIAŁANIA, w miejsce

politycznego bełkotu i paranoi

no, ale może za dużo wymagam od razu.

Najważniejsze, że przewrót był bezkrwawy!

Takich świętych, w powiązaniu z planetami miejsc na świecie jest siedem, jak

twierdzą ezoterycy. Gdzież zatem jest pozostałe sześć? New Delhi (Księżyc),

Mekka (Merkury), Dełfy (Wenus), Jerozolima (Słońce), Rzym (Mars) oraz

Velehrad (Saturn). Kraków jest związany z Jowiszem.

Nie należy lekceważyć roli mitotwórczej takich miejsc. Dotyczy to również

spraw szczególnego posłannictwa, „mesjanizmu"; wszak w tym miejscu, miejscu
spoczynku królów, wodzów i królów Ducha

bije również serce Narodu. Dla

jednych tekst Chodkiewicza będzie pełnym symboli, kodów myślowych oraz

szyfrów i niedopowiedzianych tajemnic

zastanawiającym zwierzeniem ezote-

ryka, pisanym już przy końcu niemal życiowej drogi,

dla innych zaś Złotą

Baśnią. Przymierzanie tu jakichkolwiek kryteriów racjonalistycznych nie na
wiele się przyda

zresztą, o jakim „racjonalizmie" mówić możemy, skoro mózg

ludzki (i to u geniuszy), wykorzystany jest zaledwie w kilku procentach? Dla

Kazimierza Chodkiewicza „wiedza duchowa" jest taką samą oczywistością, jak
dla kogoś innego wyższa matematyka czy fizyka, która laikom wydać się może
równie dobrze „wiedzą tajemną"... Esej ten w sposób logiczny wiąże też
„niespodziankę", zawartą z odwrotnej strony tej książeczki. Tuż przed wojną
zdążył Kazimierz Chodkiewicz napisać szkic pt. „Michał Nostradamus

jego

życie, dzieła i przepowiednie". Była to na polskim gruncie praca pionierska. Do
naszych czasów zachowało się jedynie... kilka egzemplarzy, gdyż cały nakład,
zmagazynowany w drukarni Pawła Mitręgi w Cieszynie hitlerowcy po wejściu,
zniszczyli. Podobny los spotkał inne tytuły Chodkiewicza i jego kolegów. Zatem

po raz pierwszy polski Czytelnik otrzymuje te niezwykłe dziełka naszego

Wielkiego Wtajemniczonego. Inny wymiar myśli, swoistej intelektualnej kąpieli,

jest doskonałą odtrutką na nasze trudne czasy.

Kraków-Wawel, 2 listopada 1991 roku.

W dniu szczególnych spotkań z duchami królów, wodzów i wieszczów

w kryptach katedralnych, tuż obok „Lotosu-Czakramu"

background image

KRAKÓW — OGNISKO SIŁ TAJEMNYCH —

— DUCHOWY OŚRODEK MOCY

1. A p o l o n i u s z z T y a n y

Apoloniusz z Tyany, mędrzec i wędrowny filozof szkoły neopitagorej-

skiej, urodził się w Tyanie w Kapadocji, wschodniej części Azji Mniejszej na

początku naszej ery. Przebywał w Tarsie i w sławnej świątyni Asklepiosa

w starożytnej Egei nad zatoką Iskanderyjską.

1

'

Poświęcił się tam studiom nad doktryną Pitagorejczyków przyjmując

proste i ascetyczne zasady życia. Następnie odbył podróż po całym ówcześnie

znanym świecie. Rozpoczynając od Azji Mniejszej objechał ją całą a potem

udał się do N i n i w y i Babilonu, by wreszcie dotrzeć do I n d i i

2

' , gdzie zetknął

się ze wschodnim ezoteryzmem i mistycyzmem.

Apoloniusz wrócił następnie do Europy, przejechał przez Grecję, dotarł

do W ł o c h i Hiszpanii. W Rzymie oskarżony został o zdradę zarówno przez

Nerona jak i Domicjana, ale cudem udało mu się umknąć. Ostatnie dziesięć

lat życia spędził w Efezie, gdzie założył własną szkołę filozoficzną. Zmarł tam

prawdopodobnie w 98 roku mając sto sześć lat, jeśli wierzyć jego biografowi.

Wiadomość o życiu i filozofii Apoloniusza zawdzięczamy relacjom z jego

podróży spisanym przez Demisa, jego towarzysza i ucznia. Opowiadania

o podróżach Mistrza zostały odtworzone następnie przez rzymskiego h i ­

storyka Flawiusza Filostratę z Lemos (170—245?) w dziele „ Ż y c i e Apoloniu­

sza"

3

'). Ta obszerna, ośmiotomowa biografia zawiera również 97 listów

Apoloniusza do pogańskich społeczeństw śródziemnomorskiego świata.

Historia życia Apoloniusza opowiedziana przez Filostratę jest pełna

cudów, co sprawia, że wielu krytyków uznaje jej bohatera za postać fikcyjną.

Chociaż wówczas zdarzało się często, że postacie i fakty historyczne były

przedstawiane w formie legend, nasz Mędrzec jest niezaprzeczalnie h i ­

storyczną postacią znaną i cenioną w epoce, w której żył i w późniejszych

wiekach. Relacje o jego licznych cudach zawierają proroctwa, przepowiednie

dotyczące zarówno przeszłości i przyszłości, a także opisy uzdrawiania

chorych i nawiedzonych przez złe duchy. Apoloniusz widział pożar świątyni

w Rzymie przebywając w Aleksandrii. Będąc zaś w Efezie relacjonował

dokładnie zabójstwo cesarza Domicjana jakie wydarzyło się w Rzymie (18

września 96 roku) i to w chwili, gdy je popełniano. N i e można wyjaśnić tego

bez odwołania się do zjawisk nadprzyrodzonych. Należy zaznaczyć, że relacja

Filostraty napisana przypuszczalnie około 216 roku, czyli ponad sto lat po

na południe od Tyany, naprzeciw Aleksandrii

dowody świadczące o pobycie Apoloniusza w Kaszmirze podane zostały przez Helenę

Bławatską w: „Isis Unveiled", t. I I , str. 434

wydane przez F.C.Congbease, tłumaczenie angielskie z 1912 r.

background image

14

śmierci Apoloniusza, uznana została przez ówczesnych chrześcijan za próbę

zdyskredytowania przez pogan historii Chrystusa, zbieżnej z historią Apolo­

niusza co do daty urodzin i dokonanych cudów.

Europejskie podróże Apoloniusza przypominają apostolskie podróże św.

Pawła, zaś jego nauka była jakby pogańską ewangelią stanowiącą przeszkodę

dla rozprzestrzeniającego się wówczas chrześcijaństwa. Uznając to Helena

Bławatska stwierdza

1

':

„Apoloniusz żyjący równocześnie z Jezusem z Nazaretu był

podobnie jak on pełnym entuzjazmu założycielem nowej szkoły

filozoficznej. Mniej metafizyczny i bardziej praktyczny niż Jezus,

nie tak łagodny i nie tak doskonały jak on, uosabiał jednak tę samą

duchowość i te same prawdy moralne. Zawęził je jednak do

wyższych klas społecznych, co było jego największym błędem.

Gdy Jezus przemawiał do biednych i maluczkich głosząc „pokój

na ziemi i życzliwość dla l u d z i " , Apoloniusz był przyjacielem

królów i oparł się na arystokracji. Urodził się między arysto­

kratami i pozostał człowiekiem zamożnym w przeciwieństwie do

» S y n a Człowieczego«, który wyszedłszy z ludu » n i e znalazł

miejsca, by się schronić«. M i m o tych różnic owych dwu cudo­

twórców łączy uderzające podobieństwo celów".

Mędrzec, gdziekolwiek się udał, traktowany był przez ówczesnych kap­

łanów jako ten, który posiadł tajemną wiedzę Misteriów. Kapłani ci przyj­

mowali go jako swego Mistrza i Nauczyciela. Podróżując często zatrzymywał

się w pogańskich świątyniach reformując ich rytuał i ceremonie. Głęboki

szacunek jakim otaczali go pogańscy wyznawcy był czymś niespotykanym

u schyłku Cesarstwa Rzymskiego. Cesarz Karakalla postawił mu świątynię,

a Aleksander Sewerus umieścił jego posąg w swojej prywatnej kaplicy

2

'.

Apoloniusz był bliskim przyjacielem cesarzy Wespaziana, Tytusa i Ner­

wy zanim przywdziali oni diadem cesarski i później

3

'. Doradzał im jak

rządzić. Prawdopodobnie z tego powodu Neron i Domicjan podejrzewali go

o spiskowanie z ludźmi, którzy chcieli odebrać im władzę. Oskarżony

o zdradę zarówno przez Nerona jak i Domicjana wymknął się obu znikając

w cudowny sposób z Rzymu.

Jego cudotwórstwo i sztuka Białej M a g i i były szeroko znane w starożyt­

n y m świecie. A n t y chrześcijański pisarz Herakles z Nikodemii porównał

niektóre z jego cudów do cudów Chrystusa. Według Filostraty sam Apolo­

niusz przyznawał, że ma dar jasnowidzenia. Jego cudowne zniknięcie podczas

procesu sądowego wytoczonego mu przez Nerona i Domicjana było wy­

czynem Adepta, który całkowicie panuje nad swoim ciałem i może przenosić

się z miejsca na miejsce wykorzystując nadprzyrodzone własności. Helena

Bławatska wyjaśnia, że nie było to oddziaływanie mediumistyczne, gdyż

Apoloniusz nie był medium w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, lecz

Adeptem zdolnym do dokonania tych „ c u d ó w " dla „swojego widzi-mi-się".

Bławatska pisze:

5

'

1)

Filostrata, t. V I I , str. 26

2 )

Isis Uiweiled, t. I I , str. 341

3)

Encyclopediae Britanica, 1926, t. I I , str. 123

4)

R. Gleadow, 1941, „Magie and Divination", str. 70

5 )

„Isis Uiweiled", t. I I , str. 597

background image

15

„Apoloniusz opuścił swoje ciało na bardzo krótko, lecz należy

pamiętać, że był on Adeptem — „ m a g i e m " . Gdyby był tylko

zwykłym medium nie mógłby dokonać takich sztuczek na zawoła-

„Apoloniusz nie potrzebował zaciemnionego pokoju, aby dokonać

swoich akrobatycznych sztuczek. Nagle rozpłynął się w powietrzu

na oczach Domicjana i kilku tysięcy świadków, aby w godzinę

później pojawić się w grocie Puteoli. Badania wykazały, że jego

ciało stało się niewidzialne na skutek koncentracji w nim A K A S H A ,

a w godzinę później jego astralna forma wyglądająca jak sam

Apoloniusz ukazała się jego przyjaciołom w Puteoli".

Filostrata wspomina również, że Apoloniuszowi bardzo podobały się

drogie kamienie. Każdego dnia nosił inny ze swoich pierścieni wysadzanych

drogimi kamieniami. Zmieniał je stosownie do wskazań astrologii przypisującej

każdy kamień kolejnemu dniowi miesiąca. Przypuszcza się też, że nauczał

swoich uczniów o cennych właściwościach promieniowania wydzielanego przez

drogie kamienie.

2. T a l i z m a n y

W królestwie nowoczesnej, naukowej parapsychologii odnajdujemy spec­

jalny rodzaj jasnowidzenia znany jako „psychometria" lub „odczytywanie

przedmiotów". Ludzie o pewnej wrażliwości, obdarzeni zdolnościami per­

cepcji psychometrycznej, potrafią wprowadzić się w rodzaj transu, w którym

dostrzegają wydarzenia rozgrywające się w przeszłości wokół danego przed­

m i o t u jaki, aby wpaść w trans, trzymają w ręku, dotykają tylko czołem lub \

przyciskają do splotu słonecznego. Mogą również opisać osoby, które

posiadały ów przedmiot lub dotykały go, ich stan duchowy, uczucia, myśli.

Istnieją setki udokumentowanych przypadków zdradzających ową nie­

zwykłą zdolność psychiki ludzkiej. Wskazuje to na istnienie jakiegoś rodzaju

pamięci, którą posiadają przedmioty. Działania, którym podlegają zapisują

się na trwałe w ponadzmysłowej aurze jaką są otoczone

1

'. Przedmioty owe są

łącznikami ludzi o opisanych zdolnościach z osobami, które weszły w kontakt

z t y m i rzeczami.

Jak można wytłumaczyć to zadziwiające zjawisko? Oto co m ó w i na ten

temat C.W. Leadbeater: „ N i e można wykluczyć, że istnieje pewien rodzaj

magnetycznego powiązania lub podobieństwa pomiędzy cząstkami materii

i zapisem, który jest ich historią. Dzięki owemu powiązaniu czy podobieńst­

wu przedmiot może okazać się łącznikiem między zapisem i każdym, kto

potrafi dzięki t y m zdolnościom ten zapis odczytać

2

'.

Współczesna parapsychologia zmierza do podobnego wniosku. Doktor

J.B. Rhine z D u k e University z U S A badając to zagadnienie wypowiada się

o n i m następująco:

3

'

szczegóły zawarte są w książce J.H.Pollack, „Croiset the Clairvoyant", Londyn, 1965

„Clairvoyant...", str. 113

„Science and Psychic Phenomena", str. 53

background image

16

„ M u s i istnieć duża ilość czegoś, jakiejś substancji otaczającej

każdą rzecz, gdy jawi się ona naszym zmysłom. Jeśli uznamy za

dowiedzione istnienie jasnowidzenia i odczytywania przedmiotów

okaże się, że percepcja zmysłowa materialnego świata musi być

najsubtelniejszą z abstrakcji".

Porównując dwa powyższe stwierdzenia, jedno okultystyczne a drugie

naukowe, zauważamy od razu, że obydwa dotyczą tej samej własności

przedmiotów nieożywionych: rzeczy posiadają swoistą pamięć wydarzeń,

jakie rozgrywały się w ich otoczeniu. Kieruje to naszą uwagę ku talizmanom

i wszystkiemu, co się z n i m i wiąże.

Jeden z „ c u d ó w " Apoloniusza to okultystyczne „stwarzanie" talizmanów

przez obdarzanie przedmiotów nadprzyrodzonymi właściwościami o mocy

rozciągającej się poza czas i przestrzeń. Filostrata pisze, iż Nowicjusz,

podczas swoich licznych podróży, zostawiał takie talizmany najprawdopodo­

bniej w sanktuariach religijnych, w których były już podobne przedmioty.

Talizmany te, zazwyczaj klejnoty lub drogie kamienie przechowywano

w poświęconych komorach lub świątyniach, aby wywoływały odpowiedni

skutek w przyszłości.

Zdumiewa to, że rzeczywiście tak było. Zaświadcza o t y m Kadren,

XI-wieczny historyk cytujący Anastazego Wielkiego, biskupa A n t i o c h i i

1

' .

„ A ż do chwili obecnej niektóre talizmany stworzone przez Apolo­

niusza zachowały swoją moc. Jedne chronią przed dzikimi be­

stiami, inne powstrzymują przybrane rzeki przed wylaniem,

a jeszcze inne ochraniają przed ciemnymi mocami czyhającymi na

człowieka. Te cuda zdarzały się nie tylko za życia Apoloniusza i za

jego przyczyną, lecz także po śmierci, u stóp jego posągu, na

zgubę nieuczciwych".

W pismach Justyna Męczennika odnajdujemy potwierdzenie tego, że

niektóre talizmany stworzone przez Apoloniusza zachowały swoją moc

jeszcze długo po jego śmierci. Justyn, święty męczennik, żył przypuszczalnie

w latach 100—165. Był filozofem, chrześcijaninem i obrońcą chrześcijaństwa.

Urodził się w Flavia Neapolis

2

'. Wiele podróżował spędzając czas na

dysputach ze współczesnymi mu pogańskimi filozofami. Narastająca wrogość

wobec chrześcijan uczyniła koniecznością zarówno takie dysputy jak i pisma

kierowane przez Justyna do pogan. Uwięziony w Rzymie został ścięty jako

chrześcijanin, odmówiwszy uprzednio złożenia ofiary pogańskim bożkom.

W jednej z zachowanych ksiąg (Questiones, X X I V ) gorzko żali się:

3 )

„Jak wytłumaczyć to, że niektóre talizmany Apoloniusza za­

chowały swoją magiczną moc uciszania wzburzonych fal i gwał­

townych wiatrów, jak i powstrzymywania ataków dzikich bestii,

co możemy stwierdzić. Jak wytłumaczyć to, że cuda naszego Pana

przetrwały jedynie dzięki tradycji, zaś bardziej liczne cuda Apolo­

niusza są stwierdzonymi faktami wprowadzającymi w błąd ich

naocznych świadków".

l)

R. Gleadow, o.c, str. 72

2

> „Collers E n c " , 1957, t. I I , str. 486

3 )

„Isis Uiweiled", t. I I , str. 97

background image

17

T r u d n o przypuszczać, że talizman, bez względu na to czym by się okazał,

mógł wywierać widoczny wpływ na otoczenie czerpiąc swoją moc sam

z siebie. W t y m przypadku, podobnie jak w psychometrii, dany przedmiot

jest jedynie materialnym podłożem i nośnikiem substancji przekształcającej

siły duchowe, promieniujące z wysublimowanej świadomości i woli Świętego

lub Adepta. Tłumaczy to cudowne właściwości świętych relikwi, obrazów,

świątyń, itp. Talizman taki znajduje się w świętej grocie w Lourdes. Do dziś

zachował on swoje cudowne oddziaływanie przynosząc ulgę i uzdrawiając

ludzi potrafiących dostroić się do jego wysokich astralnych wibracji.

Takie talizmany nazywane są w naukach okultystycznych „talizmanami

połączonymi". One same jak i sposób w jaki ujawniają się ich właściwości

zostały opisane przez C.W. Leadbeater:

1

'

„W przeciwieństwie do innych, amulet tego rodzaju nie działa na

zasadzie żyroskopu, a jeśli tak, to jedynie w niewielkim stopniu.

Przywołując swego twórcę amulet ów staje się „przeszkodą"

powstrzymującą osobę, która go nosi od zachowań nie akcep­

towanych przez nią przede wszystkim dlatego, że nie spodobałyby

się one twórcy amuletu. Ale główne jego działanie polega jeszcze

na czymś innym. Jest łącznikiem, dzięki któremu osoba nosząca

amulet może w momencie zagrożenia przesłać wezwanie o pomoc

do jego twórcy, a ten z kolei, po odebraniu takiego sygnału prześle

mu potrzebną siłę, bez względu na jej charakter. /
Twórca amuletu może również wykorzystać go jako kanał służący

okresowemu przesyłaniu swojej mocy, wpływając t y m samym na

zachowania ludzi. Jest to rodzaj emocjonalnego lub umysłowego

masażu. T e n sposób kierowania ludźmi (o ile wiem zwolennicy

nauki chrześcijańskiej nazywają to zjawisko „działaniem nieobec­

n y m " ) jest również możliwy bez pośrednictwa amuletu. Wystar­

czy po prostu dokonać projekcji przy pomocy astralnych lub

umysłowych fal. Talizman ułatwia takie rzutowanie i sprawia, że

jego właściciel jest bardziej podatny na oddziaływanie rzutowane­

go podmiotu. Łączność ta realizuje się zazwyczaj w świecie

fizycznym, astralnym i niższym umysłowym, co sprowadza ją do

duchowej natury stwórcy. Zdarza się jednak, że Wielki Konstruk­

tor decyduje się połączyć talizman z samym sobą, ze swoją

cielesną formą. Wówczas moc takiego talizmanu trwa przez całe

wieki. Postąpił tak Apoloniusz z Tyany zakopując różne .przed­

mioty w miejscach, które nabrały znaczenia w przyszłości".

Ostatnie zdanie przytoczonego cytatu odnosi się do Duchowych Ośrod­

ków M o c y ustanowionych 1900 lat temu w Europie przez Apoloniusza jako

wysłannika Białego Bractwa Adeptów. Ośrodki takie powstawały wokół

magicznych talizmanów zakopanych przez Adepta w różnych krajach, aby

promieniująca z nich moc uczyniła z tych miejsc arenę wielkich, historycz­

nych wydarzeń w wiekach przyszłych. Niektóre Ośrodki objawiły już swą

11

„The Hidden Side of Things", Adyar, 1923, str. 514—515 (graficzny układ cytatu został

zmieniony przez autora)

2 — Ognisko Sil Tajemnych

background image

18

moc w dawniejszych epokach, inne objawiają ją przy okazji doniosłych

wydarzeń jakie rozegrają się w bliskiej przyszłości w Europie. Jeden z takich

Ośrodków Okultyzmu założył Apoloniusz w miejscu, gdzie obecnie leży

Kraków, dawna stolica Polski.

3. M i g r a c j e l u d n o ś c i p o c h o d z e n i a aryjskiego

Okultystyczne badania nad przeszłością rasy aryjskiej

1

' wykazały, że jej

kolebką były wybrzeża Morza Gobijskiego (obecnie Pustynia Gobi), skąd

stopniowo rozprzestrzeniała się ona dzieląc się równocześnie na pięć zróż­

nicowanych typów nazywanej w literaturze teozoficznej „Pod-Rasami".

M e n u , przywódca Rasy wysłał je za Zachód, aby zajęły nowe kraje w Azji

i Europie, jeszcze przed wielkim potopem, który osuszył Morze Gobijskie

zatapiając Bliski Wschód, Egipt oraz wybrzeże Morza Śródziemnego, ostate­

cznie znosząc także Posejdonie, ostatni fragment wielkiego kontynentu

Atlantydy. Z braku miejsca nie zajmiemy się wszystkimi migracjami A r y j -

czyków. Ostatnią z nich zwaną Migracją Narodów lub Piątej Pod-Rasy

omówimy szczegółowo, ze względu na jej bezpośredni związek z Krakowskim
Ośrodkiem Talizmanów i Mocy. Dzieje tej migracji przedstawiają A esant

i C.W.Leadbeater:

2

'

„Nieliczna Piąta Pod-Rasa posuwała się wzdłuż wybrzeży Morza

Kaspijskiego i osiedliła się na terytorium Dagestanu. Rozrastając

się w ciągu kolejnych tysięcy lat, populacja ta zajęła stopniowo

północne zbocza Kaukazu w okręgach Tereku i Kubania. Opu­

ściła ten obszar dopiero po wielkim kataklizmie — 9564 r. p.n.e..

Upłynęło już niespełna tysiąc lat od chwili, gdy rozpoczęła swój

wielki marsz na podbój świata. W owym czasie oczekiwania

dokonało się zróżnicowanie na kilka odrębnych typów. Potem zaś

zwartą kupą ruszyli na północny zachód, gdy wielka bagnista

równina Centralnej Europy okazała się możliwą do zamieszkania.

Tak dotarli do Krakowa w Południowej Polsce. Tu zatrzymali się

na kilka wieków, gdyż bagna nie obeschły jeszcze na tyle, aby

można było bezpiecznie na nich zamieszkać. B y l i też zdziesiąt­

kowani przez choroby jakie ich zaatakowały podczas wędrówki.

To właśnie z owego drugiego Ośrodka rozchodzi się ostatnie

promieniowanie''.

Jak wynika z przytoczonego fragmentu, ostatnia wędrówka trzech „ r o ­

d z i n " z Pod-Rasy Nordyckiej zakończyła się w południowej Polsce, w miej­

scu, gdzie leży Kraków. Skandynawowie pochodzenia gockiego przesunęli się

następną falą migracyjną na północ zaludniając Półwysep Skandynawski.

Germanowie zajęli północną część zachodniej Europy. Trzecią „ r o d z i n ę "

tworzyli Bałto-Słowianie. Rozprzestrzenili się oni na północ, wschód i połu­

dnie. Bałto-Prusowie osiedlili się na terenach wzdłuż wybrzeża Morza

Bałtyckiego. Jedna grupa Słowian pozostała na północy. I c h potomkami są

11

A. Besant, C.W. Leadbeater, „ M a n : Whence, How and Whither", Adyar, Indie, 1913

21

op. cit. str. 321—22

ł)

Niemiecki tytuł brzmi: .,Gi

Sprachen" (1857—1916).

kie", natomiast wszyscy i

background image

19

Polacy, Czesi, Słowacy. Inna grupa podążyła na wschód. To dzisiejsi

Ukraińcy, Białorusini i Rosjanie. Ostatnia grupa wreszcie ruszyła na połu­

dnie. Są to protoplaści dzisiejszych Jugosłowian i Bułgarów. Migracje

wychodziły spod obecnego Krakowa.

Sprawdzimy teraz czy te okultystyczne domniemania można potwierdzić

naukowo. N i e dysponujemy niestety żadnymi kronikami, i n n y m i dokumen­

tami pisanymi czy reliktami z tak odległej przeszłości, w której następowały

migracje. Dowody wielkich ruchów migracyjnych zachowały się jednak

zarówno w starym jak i współczesnym języku grupy aryjskiej. Języki

przechodzą bowiem ewolucję pod wpływem różnorodnych czynników ze-

wnętrzych oddziałujących na ludy posługujące się n i m i . Dzięki przetrwaniu

rdzeniów wyrazowych oraz reguł składni, językoznawcy mogą odtworzyć

pochodzenie języka oraz prześledzić jego ewolucję, w ciągu długich wieków

użytkowania.

Językoznawstwo komparatystyczne jest stosunkowo młodą dziedziną

nauki. W. Jones (1786) jako pierwszy porównał klasyczną łacinę i grekę

wskazując na ich podobieństwo pod względem slowotwórstwa, gramatyki

i składni. Schlagel (1808) zajął się językami Indian, a F. Bopp (1833—52)

opracował pierwszą gramatykę komparatystyczną sanskrytu, greki, łaciny,

języka perskiego, języka litewskiego i innych języków słowiańskich, oraz

gockiego i niemieckiego. Schleicher opracował natomiast obszerną gramatykę

języków indo-germańskich. Uwieńczeniem rozlicznych badań było sześcio-

tomowe dzieło Brugmanna i Delbriicka „Gramatyka komparatystyczną

języków indo-germańskich"

1 }

.

Dzięki t y m studiom można było odtworzyć podstawowe rdzenie wyrazów

we wspólnym pre-aryjskim języku. N i e są to rekonstrukcje fonetyczne, ale

oddające powiązania poszczególnych dźwięków z literami. Tak został od­

tworzony język Aryjczykow żyjących na wybrzeżach Morza Gobijskiego

zanim nastąpił wśród nich podział na Pod-Rasy, które rozpoczęły migracje.

Powstał nowy problem: gdzie umiejscowić lud, który mówił t y m starożyt­

n y m pre-aryjskim językiem? Językoznawcy doszli do popartego dowodami

wniosku, że pre-Aryjczycy mieszkali najprawdopodobniej na l i n i i Kaukazu

i zachodniej części Pustyni Gobi, gdzieś na granicy Europy i Azji. Stąd

właśnie ruszały kolejne fale migracji do I n d i i i Persji, Europy oraz terenów

nad M o r z e m Śródziemnym.

Współczesne językoznawstwo komparatystyczne wydaje się wię/c po­

twierdzać nasze okultystyczne domniemania o pochodzeniu Aryjczykow i ich

migracjach na południe i zachód. Badania dowiodły, że Germanowie i Goci

(Skandynawowie), Bałto-Prusowie i Słowianie należą do tej samej Piątej

Pod-Rasy, przy czym języki słowiańskie są ogniwem pośrednim pomiędzy

językami zachodnio-aryjskim i ich wschodnimi odpowiednikami: sanskrytem

i językiem perskim.

Niemiecki tytuł brzmi: „Grundriss der Vergleichen den Grammatik der Indo-Germanischen

Sprachen" (1857—1916). Językoznawcy niemieccy używają terminu „języki indo-germańs-

kie", natomiast wszyscy inni posługują się pojęciem „języki indo-europejskie")

background image

20

Powstaje pytanie: dlaczego Apoloniusz wybrał okolice Krakowa by

pozostawić tu jeden ze swych talizmanów? Pierwszą przyczyną był praw­

dopodobnie fakt, iż Pod-Rasa Nordycka zamieszkiwała te tereny przez setki

lat zanim zaczęła osiedlać się na całym kontynencie europejskim. Kraina ta

zachowała w swojej pamięci akastycznej starożytną historię zamieszkałego tu

ludu, jego myśli i uczucia, co tworzy swoistą aurę sprzyjającą przyszłemu

oddziaływaniu talizmanu. D r u g i m powodem może być centralne położenie

tego obszaru w Europie: od Hiszpanii po U r a l i od Skandynawii po Grecję.

Są dwa okręgi wokół Krakowa. Mniejszy o promieniu 500 m i l pokrywa

Centralną Europę. Okręg drugi o promieniu 1000 m i l pokrywa jej resztę, co

sprawia, że moc płynąca z talizmanu jest równomiernie rozdzielona po całym

obszarze.

Miejsce wybrane przez Apoloniusza znajduje się na obszarze równinnym,

chronionym od południa przez łańcuch Karpat. Talizman zakopany głęboko

na Wawelskim Wzgórzu spoczywał tam bezpiecznie do momentu wzbudze­

nia go, które wyznaczało początek jego działania.

Biografia Apoloniusza napisana przez Filostratę nie zawiera żadnej

wzmianki o podróży odbytej przez niego w te raczej mało znane wówczas

strony Europy. Jednakże istnieje pewna luka w jego biografii po roku 93,

wypełniona nieistotnymi faktami. Najprawdopodobniej właśnie w t y m czasie

Apoloniusz odwiedził południe Polski.

W pierwszym wieku naszej ery nie było jeszcze Krakowa. Okolice te

zamieszkiwały niewielkie plemiona słowiańskie nazywające się same W i -

ślanami, od nazwy rzeki Wisła, wzdłuż której budowali swe osiedla. Rzeka

omijała łagodnym łukiem samotne wzgórze-skałę — Wawel. W skale istniała

zachowana do dziś jama, gdzie, jak m ó w i legenda, mieszkał okrutny smok

tyranizujący mieszkańców do chwili, gdy jeden z przywódców plemiennych

o imieniu K r a k zabił go, a na skale wzniósł zamek obronny, który od jego

imienia przybrał nazwę Kraków. Miasto rozrastające się wokół zamku leżało

na skrzyżowaniu dróg między Wschodem i Zachodem, Północą i Południem.

Chronione przez zamek stawało się coraz silniejsze i zamożniejsze leżąc na

przecięciu ważnych kupieckich szlaków.

W X I I wieku Kraków został stolicą Polski. W 1364 roku założono tu

uniwersytet, jeden z pierwszych w Europie. Potem miasto było stolicą

państwa polsko-litewskiego aż do X V I I wieku, kiedy funkcję tę pełnić zaczęła

Warszawa.

Starożytne fortyfikacje Zamku Wawelskiego strawione zostały przez

pożar w roku 1499. Zamek został później odbudoway w stylu włoskiego

renesansu, a jego restaurację ukończono w 1536 roku. Był on rezydencją

polskich królów, a także miejscem ich spoczynku po śmierci. Kolejni władcy

chowani b y l i w przestronnych katakumbach pod Katedrą Wawelską. Spoczy­

wał tam również przez wieki talizman Apoloniusza, głęboko ukryty w skale

pod Katedrą. Czekał tam na nadejście swojego czasu.

Polscy adepci sztuki okultystycznej dobrze wiedzą o istnieniu Ośrodka

M o c y Duchowej, której przekaźnikiem był talizman. Zawsze był on nazywa­

ny „Wawelskim L o t o s e m "

1

' przez analogię z eterycznymi ośrodkami sił

Nazwa Wawel czytana jest po angielsku jako „Vavel". Jej pochodzenie nie jest znane.

background image

21

witalnych posiadającymi „zakotwiczenie" w gruczołach dokrewnych ludz­

kiego ciała. Podczas kilkuletniego pobytu w Krakowie autor często odwiedzał

Wawel, wchodził do jednej z kaplic Katedry, spędzając tam wiele czasu na

medytacjach i modlitwie. Odczuwalne tam były silne wibracje wzbudzane

przez talizman. Przychodzili tam także w podobnych celach pielgrzymi

z I n d i i , adepci okultyzmu. Po przybyciu do Krakowa w pierwszej kolejności

pytali zazwyczaj o to, gdzie zajduje się Krakowski Ośrodek M o c y i natych­

miast udawali się tam, aby nasycić się duchową aurą tego świętego miejsca.

Doktor George Arundale odwiedziwszy Polskę w 1932 roku powiedział

między i n n y m i :

J )

„Istnieje w Krakowie Ośrodek Duchowy założony dwa tysiące lat

temu przez Apoloniusza z Tyany. Jest to swoisty gejzer, z którego

nieprzerwanie płyną strumienie sił duchowych niezależnie od tego

czy są wykorzystywane czy nie. Dzięki temu miasto stało się

Ośrodkiem D u c h o w y m ogniskującym w przyszłości podobne siły

dla całej Centralnej Europy. Odczuwana jest tu bardzo silna aura,

coś w rodzaju w i r u niewidzialnych fal i niezwykły magnetyzm,

który, jeśli nie zostanie spożytkowany, raczej paraliżuje niż

wzmaga twórcze wysiłki i działania".

4. Przebudzenie Lotosu

Był rok 1935. Ciężkie burzowe chmury zasnuły europejskie niebo.

Pierwsza Wojna Światowa była zaledwie preludium do walki wypowiedzianej

Światu, Wolności i Godności ludzkiej przez Siły Ciemności. Narastający

ruch nazistowski jak również triumfujący komunizm przygotowywały się do

zadania ostatecznego ciosu Zachodniej Cywilizacji.

Europa pozostawała nieświadoma nadchodzącej rzezi. Była nieuzbrojona,

rozdarta i skłócona. Ludzie o niecnych zamiarach pewni byli łatwego

zwycięstwa, gdyż H i t l e r dokonywał szybkich, bezkrwawych podobojów.

Nadrenię zajął bez jednego wystrzału, Czechosłowacja została anektowana,

a Austria zajęta. Polska była następnym krajem w nazistowskich planach

podbojów. N i c nie mogło powstrzymać dyktatora w szalonym dążeniu do

władzy.

Białe Braterstwo Adeptów, Duchowy Rząd Świata postanowił działać.

Trzeba było dać Europie Duchowe Źródło Siły, zbrojną armię zdolną

pokonać zdobywców i podsycić płomień wolności przeciw grożącej ciemno­

ści. Należało obudzić Lotos Wawelski, aby mógł promieniować Mocą

Kosmiczną dającą ludziom w Europie siłę i odwagę na nadchodzące tragiczne

chwile i pozwalającą im stanąć do śmiałej walki z niezachwianą wiarą

i wytrwałością.

M i a ł o to być podobne narodzinom błyskawicy. Elektryczne ładunki

zgromadzone w chmurach burzowych przemieszczają się wraz z n i m i ku

ziemi. Ł a d u n k i ujemne zaś odrywają się od ziemi i wędrują ku górze na

kościelne wieże i wierzchołki drzew dążąc do połączenia się z ładun-

1> „Przegląd Teozoficzny" (The Theosophical Revue), Warszawa, 1932

background image

22

kami przeciwnymi w chmurach. Kiedy do tego dochodzi, olbrzymia iskra

przeskakuje w powietrzu, błyskawica rozjaśnia niebo, a po niej słychać ryk

przetaczającego się pioruna. Wówczas uwalnia się olbrzymia energia.

Talizman, serce Ośrodka M o c y , na wpół uśpiony spoczywał w skale przez

prawie dwadzieścia wieków. Jego czas jeszcze nie dojrzał, toteż pulsował

tylko energią niezdolny do przekazania jej w całości. Wobec nadciągającej

wojny Hierarchia zadecydowała, aby uaktywnić Ośrodek M o c y i wykorzystać

jego pełne możliwości. Wyznaczony został dzień spełnienia aktu Białej M a g i i .

Była to majowa pełnia 1935 roku, t j . 18 maja, godz. 10.57. Naród polski,

strażnik Talizmanu otrzymał rolę w o w y m kosmicznym dramacie. Aby

mogły być zebrane siły potrzebne do obudzenia Wawelskiego Lotosu musiał

umrzeć jeden z synów tego narodu.

Wybrany człowiek zmarł tak jak zaplanowano na tydzień przed pełnią.

Był n i m ukochany przez Polaków Żołnierz i Przywódca, Marszałek Józef

Piłsudski. Jego śmierć 12 maja 1935 roku zapoczątkowała Wielkie Misterium

Przygotowawcze. Jedna z naszych czołowych przedstawicieli Teozofizmu,

Wanda Dynowska, będąc świadkiem wydarzeń rozgrywających się w tygod­

n i u poprzedzającym 18 maja relacjonuje je następująco:

1

'

„Marszałek był zbyt wielki, by zrozumieli go współcześni, nawet

ci z nich, którzy go kochali i mogli ogarnąć jego osobowość

i postępowanie. N i e było nikogo, kto mógłby mu dorównać. Było

w n i m coś zastanawiającego, jakaś „siła fatalna", jak m ó w i poeta,

siła, która będzie oddziaływać w niewidzialny sposób. N i e mogło

to powstrzymać negatywnych reakcji, gdyż nawet uczucie oddania

wystawione było na próbę przez napór jego osobowości i niezwyk­

ły nastrój otaczający go. Często, gdy go spotykałam wyczuwałam

dziwną ciszę m i m o toczącej się ożywionej rozmowy, rodzaj tła

sprawiającego, że rozmówca mówił ciszej i zmieniał r y t m swoich

myśli. M i a ł o się wrażenie, że Piłsudski nie był nigdy sam.

Wszystkie inne zalety i wady łatwiej pojąć niż tę jedną

i syntetyczną cechę umykającą wszelkim definicjom jaką jest

Wielkość. Aby ją rozpoznać trzeba samemu ją posiadać, przynaj­

mniej w zalążku. Trzeba być w każdej chwili gotowym, by

porzucić stare dla nowego, znane dla nieznanego. Trzeba być

wrażliwym oraz mieć czyste i proste serce. Taka jest właśnie

znakomita większość Polaków, którzy instynktownie wyczuli wiel­

kość Piłsudskiego i spontanicznie czcili go.

Rainer Maria Rilke, austriacki głęboki myśliciel i poeta, dostrzegł

wielką prawdę głosząc, że wielkość człowieka objawia się w jego

śmierci. Każdy, kto przeżył w Polsce te pamiętne dni między 12

a 18 maja 1935 roku — rozumie głębokie znaczenie tych słów.

11

„The Theosophist", Adyar, Indie, Sierpień 1942, str. 361, 371—373

Marszałek una

do ostatniego

z ministrami i

(cierpiał na

ale o swoich i

wydało się 1

Jesteśmy pc

przywódca c

wany władca

granicznym i

n y m żalu. 1

i prawdzie 1

tydzień okaa

stracie Ojca

misterium.
Jeżeli w ;

stopniowe wa

głym rozszen

osiąga p u n k i

właśnie ów i

możliwe dzicl

ło zjednoca

nieznaną jedi

na swój h a l

unoszący go

ziemią sklepi

Anielskich f

i głupi stali l

kobiety wiej

zakątków kia

zobaczyć'", al

miłości okaza

równi z Poh

Złodzieje wai

się kradzież

świętego t y p i

napiętnowany

jedna kradz*
Gdy godził

wederu a P

środka, ab y z

słychać było

nia, a j e d y n i

nigdy tego nil

tchnienie Wi

— wyszepta!

Rycerzem".

background image

23

Marszałek umarł tak jak żył, niejako „ n a posterunku", wykonując

do ostatniego momentu swe obowiązki. W przeddzień spotkał się

z ministrami i podpisał dokumenty wojskowe. M i m o ostrego bólu

(cierpiał na raka wątroby), nie troszczył się o siebie,

ale o swoich ukochanych. T o , co przyniosła narodowi jego śmierć

wydało się bardziej zadziwiające niż to, co zdziałał za życia.

Jesteśmy przekonani, że ów prosty i surowy człowiek, rzeczywisty

przywódca odrodzonej Polski, jak żaden współczesny mu korono­

wany władca nie miał u swych stóp całego narodu z tak bez­

granicznym oddaniem trwającego w spontanicznym i nieutulo­

n y m żalu. W t y m właśnie momencie objawiła się w całej pełni

i prawdzie tejemnica jego śmierci oraz jej najgłębsza Istota.Ten

tydzień okazał się w życiu Polski nie tylko okresem żałoby po

stracie Ojca i Wodza, ale był również dla niej duchowym

misterium.

Jeżeli w życiu narodów istnieją tajemnicze momenty, kiedy

stopniowe wznoszenie się w potężnym duchowym otwarciu w na­

g ł y m rozszerzeniu się świadomości, w prawdziwej „ I n i c j a c j i "

osiąga punkt kulminacyjny, to takim momentem dla Polski był

właśnie ów tydzień. Przekroczenie granic zwykłej egzystencji

możliwe dzięki głębokiemu i powszechnemu uczuciu zaowocowa­

ło zjednoczeniem milionów dusz, aż osiągnęły one wcześniej

nieznaną jedność. Możnaby powiedzieć, że wielki Deva oddziałuje

na swój l u d niezwykłą magią. Był to jakby potężny powiew

unoszący go na niebotyczne wyżyny, na kształt rozdartego nad

ziemią sklepienia niebieskiego, co ułatwiało bezpośredni kontakt

Anielskich gości z każdą komórką narodu. Biedni i bogaci, mądrzy

i głupi stali się jednym. Zniknęły różnice. Wieśniacy, robotnicy,

kobiety wiejskie, uczniowie z odległych prowincji i wszystkich

zakątków kraju płynęli nie kończącymi się falami, aby „ G o

zobaczyć", aby „pożegnać G O " . Wspólnota smutku i braterstwo

miłości okazały się silniejsze niż wszystko inne. Żydzi płakali na

równi z Polakami, Białorusinami z Kresów i góralami z Tatr.

Złodzieje warszawscy zapowiedzieli, że jeśli któryś z nich dopuści

się kradzieży w opustoszałych domach lub na ulicy podczas tego

świętego tygodnia oddanego Marszałkowi, zostanie przez nich

napiętnowany i osądzony. I rzeczywiście, nie zdarzyła się ani

jedna kradzież.
G d y godzinę po śmierci Marszałka staliśmy przed bramą Bel­

wederu a Prezydent, ministrowie i dostojnicy państwowi weszli do

środka, aby złożyć ostatni h o ł d temu Wielkiemu Człowiekowi, nie

słychać było żadnych słów, nie widać było najmniejszego porusze­

nia, a jedynie łzy w oczach wszystkich. Płakali nawet ci, którzy

nigdy tego nie robili. I tylko cisza, cisza najwyższa. „ O c h ! to jest

tchnienie Wawelu, tchnienie Tatr obecne tutaj dzisiejszej nocy"

— wyszeptał mój przyjaciel. „ T a k , On jest tutaj ze swoim

Rycerzem".

background image

:4

A następnego dnia rano jedno wielkie łkanie wstrząsnęło całą

Warszawą, jeden wielki płacz rozległ się po całym kraju i roz­

poczęło się misterium wznoszenia się narodu. Nieprzebrany,

niemy t ł u m płynął ku Belwederowi, by pokłonić się przed t y m ,

który pracował dla szczęścia narodu. Biały Orzeł Rzeczypospolitej

rozpięty był nad jego prostą, żołnierską trumną podróżującą po

raz pierwszy do Katedry na zwykłej lawecie wśród nieprzenik­

nionego szpaleru, jaki ustawił się wzdłuż prowadzącym ku niej

ulicami. Wszystkie serca przepełniły się żalem. Katedra, pełna

świateł wypełniła się tak ukochaną przez Niego muzyką Chopina.

A na rozległych Polach Mokotowskich gdzie zwykle dokonywał

przeglądu wojsk, teraz po raz ostatni, przed Jego trumną, sym­

bolem „Serenissima Republica" przemaszerowały oddziały wszy­

stkich formacji wojskowych salutując Mu na pożegnanie. Wtedy

była tam Obecność, olbrzymia, majestatyczna, boska Obecność,

by przyjąć G o , powitać i pobłogosławić.
Można by przypuszczać, że owo błogosławieństwo, ów boski

dotyk dane są przed walką, śmiertelną walką w przyszłości" — raz

jeszcze wyszeptała moja jasnowidząca przyjaciółka ze wzrokiem

utkwionym w przestrzeni, jakby zatrzymanym na jakimś odległym

obrazie. „Bitwa? Na wschodzie? N i e . " — i nie mogła już niczego

więcej powiedzieć.
Każdy oficer i żołnierz został dotknięty niewidzialną różdżką

mocy. „ I c h udziałem stało się wewnętrzne doświadczenie, na

które być może czekali w wielu wcieleniach i oczy każdego z nich

mówiły o t y m " — wyznał nam oficer, wyznawca teozofizmu,

dowodzący jedną z formacji. A r m i a stała się jakby jednym ciałem,

posągiem wyrzeźbionym z granitu.

Gdy pociąg z trumną Marszałka przykrytą gałązkami świerku

i sosny i umieszczoną na odkrytej platformie ruszył wolno

w stronę Krakowa, zapłonęły ogniska palone przez wieśniaków

wzdłuż tej drogi rozświetlając ją niczym w wigilię nocy Świętojań­

skiej. W t y m samym czasie zapłonęły palone co parę metrów

ogniska wzdłuż polskich granic, a żołnierze i straż graniczna

modliła się przy nich nucąc patriotyczne pieśni. Był to płomienny

krąg otaczający Polskę błogosławieństwem. Jeszcze jeden symbol,

jeszcze jeden duchowy fakt.
Pogrzeb odbył się w Krakowie w D n i u Wesak. W czasie tej

majestatycznej ceremonii trumna Marszałka spoczęła pod święty­

mi sklepieniami Katedry Wawelskiej między K r ó l a m i i Wiesz­

czami Polski.

Jeszcze raz niezmącona cisza spłynęła na zebrane tłumy, spłynęła

na kraj i zaległa w sercu narodu — chwila nazbyt święta, by opisać

ją słowem. Śmierć Marszałka Piłsudskiego okazała się najwięk­

szym doświadczeniem okultystycznym dla Polski".

background image

25

Opisane wydarzenia zaplanowało i zrealizowało Bractwo Adeptów. Z ciała

Marszałka i jego trumny uczyniono drugą część talizmanu, jego dodatni

biegun energii. Potężne, pozazmysłowe, astralne fale miłości, współczucia

i dobrej w o l i przeniknęły do Katedry Św. Jana w Warszawie podążając potem

za trumną podczas podróży do Krakowa. Ta olbrzymia fala energii duchowej

dosięgła 18 maja o godzinie 10.57 Talizmanu spoczywającego pod Katedrą

Wawelską. Stało się to w momencie, gdy po długiej podróży, zwłoki

Marszałka wniesiono do Katedry i dokładnie w t y m samym czasie, kiedy

daleko w Himalajach dokonał się inny akt Białej M a g i i , wielki Festiwal

Wesak Wschodniej Hemisfery.

Lotos zadrżał i powoli przebudził się. Jego liczne płatki zaczęły wirować

w nowym, kosmicznym rytmie. Przekaźnik sił Dobra stał się gotów do

niesienia pomocy Europie w czekającej ją śmiertelnej walce z siłami Zła,

które zagroziły Cywilizacji Zachodniej.

5. W o j n a w n i e b i o s a c h

Świat widzialny ze wszystkimi stworzeniami, nie wyłączając człowieka,

jest jedynie fragmentem niewidzialnego życia pulsującego wokół nas. Ziemię

otacza i przenika niewidzialna sustancja o eterycznym, astralnym i ducho­

w y m charakterze, w której żyją, poruszają się i działają niezliczone zastępy

duchów. Są wśród nich żywioły Ziemi, Wody, Powietrza i Ognia oraz inne

byty, których nie spostrzegamy, gdyż ludzkie zmysły nie odbierają ich

wibracji. Ale nasza duchowa natura wznosi się na te niedostępne ciału

poziomy, na których każdy wielki wstrząs społeczny, falowanie myśli i uczuć

zachodzących wśród dużych grup ludzkich może wywołać zjawiska material­

ne wskutek reakcji wymienionych bytów na ów wstrząs.

Moce te nie są same z siebie ani złe ani dobre. Jednakże ludzie o żelaznej

woli, którzy posiedli tajemnice Magicznego Działania mogą użyć ich, aby

rozpętać burze, huragany i sztormy, spowodować potop, lub przeciwnie:

uspokoić albo przepędzić żywioły. Z takimi przypadkami zetknęliśmy się

w Krakowie i Warszawie w dniach poprzedzających pogrzeb Piłsudskiego.

W t y m czasie byłem w Warszawie trzymając z m o i m i kolegami oficerami

straż honorową w Katedrze św. Jana, gdzie wystawiono na widok publiczny

zwłoki Marszałka. Jako Adept nauk okultystycznych mogłem odczuć inten­

sywną, astralną aurę wokół Katedry rano 17 maja, gdy wszedłem do środka.

Po raz ostatni trzymając straż staliśmy z obnażonymi szablami w dłoniach

u stóp trumny umieszczonej na wysokim katafalku. Odczułem wówczas

ogromny przypływ uczucia miłości i braterstwa promieniujący od ludzi,

którzy wypełniali kościół, składając ostatni hołd swemu ukochanemu przy­

wódcy. Podobne fale płynęły ku trumnie nie tylko ze wszystkich zakamarków

kościoła lecz także z zewnątrz, ze wszystkich części miasta i wszystkich stron

kraju. T r u m n a ze zwłokami Marszałka stała się potężnym, magnetycznym

ośrodkiem szlachetnych uczuć miłości i oddania, braterstwa i dobrej woli.

Nadszedł czas zabrania trumny, aby odbyła ostatnią podróż do Krakowa.

Ludzie wyszli z Katedry. T r u m n ę opuszczono na podłogę, a my mieliśmy za

zadanie unieść ciało do góry, aby można było usunąć podpórki, na których

spoczywało. Spotkał mnie wówczas zaszczyt i przywilej. Przez kilka m i n u t

background image

26

trzymałem w splecionych dłoniach głowę Marszałka, zanim jego ciało zostało

powtórnie złoźne w trumnie. N i g d y nie zapomnę owych chwil przepeł­

nionych miłością. Potem trumnę zamknięto i wyniesiono z Katedry. Na

zwykłej lawecie przetransportowano ją na Pola Mokotowskie, na obrzeżach

miasta, gdzie jednostki Wojska Polskiego t j . Marynarka, Siły Lądowe

i Lotnictwo czekały w gotowości by złożyć ostatni hołd swemu Naczelnemu

Wodzowi.

To właśnie tutaj, na otwartej przestrzeni, swoistym placu defilad Siły

Ciemności przypuściły pierwszy atak. M i a ł y one świadomość, iż rzeczywi­

stym celem rozpoczynającej się podróży było dopełnienie Talizmanu o jego

drugi biegun, jakim były zwłoki Marszałka, co miało nastąpić w Katedrze

Wawelskiej w dniu 18 maja o godzinie 10.57, dokładnie w t y m samym czasie,

gdy w Himalajach rozpoczął się Festiwal Wesak. Siły te posłużyły się

żywiołami, aby opóźnić wyjazd.

Żołnierze utworzyli szpaler wzdłuż toru kolejowego, po którym posuwać

się miała przed frontem wszystkich oddziałów otwarta platforma z trumną.

Generalska eskorta czekała, aby rozpocząć holowanie platformy. Nagle

zrobiło się parno i duszno. Niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. W oddali

przetoczył się ciężki grzmot i zaczęły spadać olbrzymie krople deszczu. Wiatr

zawodził, wył i huczał z taką siłą, że eskorta nie mogła ruszyć platformy

z miejsca. Deszcz przemienił się w prawdziwy potop, strumienie spływały

z chmur. Zygzaki błyskawic przecinały niebo, a niezliczone grzmoty przeta­

czały się z łoskotem wśród tej upiornej scenerii.

W o w y m gejzerze żywiołów ruszono wreszcie platformę z trumną

i przetoczono ją przed oddziałami wojska. Doczepiono ją następnie do

czekającej lokomotywy i pociąg ruszył powoli na południe, w kierunku

Krakowa. Atak z a w i ó d ł . . .

Druga próba opóźnienia pogrzebu nastąpiła tego samego dnia już

w samym Krakowie. Dawna stolica Polski przygotowywała się do ostatniego

aktu ceremoniału, gdy nagła burza rozszalała się nad miastem. Przytoczę

raport Obserwatorium Astronomicznego w Krakowie z 19 maja 1935 roku:

„W dniu 17 maja dobra pogoda utrzymywała się do południa,

potem nad Krakowem zebrały się masy czarnych chmur żółk-

niejących na obrzeżach, co spowodowało, że wnet zapadł półmrok.

Około godziny 14.17 zrobiło się tak ciemno, że trzeba było zapalić

światło w obserwatorium. Ciemność była tak nieprzenikniona, że

nie mogliśmy dojrzeć która godzina na naszych zegarkach. Dyrek­

tor Obserwatorium prof. Banachowicz m ó w i , że ciemność była

głębsza od tej, jaką spowodowały zaćmienie słońca w latach 1914,

1927 i 1932. Termometry wskazywały spadek temperatury

o 7 stopni, co jest niezwykłe w tak krótkim czasie. Barometry

wskazały natomiast nagłą zmianę ciśnienia. Obserwatorium poda

więcej szczegółów po otrzymaniu raportów z innych stacji meteo­

rologicznych i poznaniu ich opinii o tej nagłej i trudnej do

wytłumaczenia ciemności".

Gdy nastała ciemność, która spowiła miasto, huragan przeszedł nad

starymi murami, kościołami, wieżami i ulicami. Przerywając przygotowania

do pogrzebu i niwecząc ich efekty, przeciwnicy tego Planu mieli nadzieję,

background image

27

że spowodują dalsze opóźnienie ceremonii. Świadkiem spustoszenia dokona­

nego przez huragan był jeden z naszych czołowych pisarzy i dziennikarzy,

Z. Nowakowski, który w następujący sposób relacjonuje to wydarzenie:

1

'

„ H u r a g a n podążając z Warszawy przemknął na południe, aby

dotrzeć do Krakowa przed wieczorem. Pędził dziki i groźny

niszcząc wszystko na swojej drodze. Przeleciał przez ulice miasta,

powalił na ziemię wysokie maszty udekorowane srebrnymi orłami,

długimi flagami i wstęgami Orderu V i r t u t i M i l i t a r i . . . Pozrywał

żałobne chorągwie z wież kościelnych, pałaców, okien, balkonów

i dachów drąc niektóre na strzępy i zrzucając na ziemię. Niezado­

wolony jeszcze z dokonanych spustoszeń zwrócił swoją wściekłość

przeciw drzewom w parku miejskim i na ulicach, wykręcał je,

łamał i wyrywał z korzeniami. Posiadał nadal monstrualną siłę

i energię".
„ T a k gwałtowne kataklizmy nie są raczej znane w naszym kraju.

N i e wieją u nas huragany i tajfuny. Trzęsienia ziemi, które

zdarzały się dawno temu nie posiadały katastroficznych roz­

miarów. Wszyscy wsłuchiwaliśmy się ze zdumieniem w wycie

burzy, która przez wiele godzin szalała nad Krakowem. Za­

skoczeni spoglądaliśmy na wyrwane z korzeniami drzewa i prze­

wrócone maszty flagowe. Niewiele zostało po żałobnej dekoracji

miasta. Potem wiart ustał tak samo nagle jak zaczął dąć. Jego

wściekłość wyczerpała się sama z siebie. Wkrótce zamarł w ostat­

nich podmuchach".

Następnego ranka, 18 maja, gorączkowa krzątanina wypełniła ulice

Krakowa. Tysiące ludzi pracowało, aby naprawić wszystkie zniszczenia

zanim pociąg ze zwłokami Marszałka przyjedzie na Dworzec Główny. Siły

Zła i Negacji nie osiągnęły zamierzonego celu także w drugim ataku. Miasto

zostało ponownie przygotowane na ceremonię pogrzebową.

M i a ł a nadejść jeszcze trzecia i ostatnia próba opóźnienia uroczystości.

Przyjaciel, który był jej świadkiem opowiedział mi jak do tego doszło.

Rankiem 18 maja oddział wojska i grupa generałów oczekiwała na peronie

Dworca Głównego na przyjazd pociągu ze zwłokami Marszałka. Pociąg

powoli zbliżał się do peronu. Była to lokomotywa z doczepioną, otwartą

platformą, na której spoczywała trumna okryta biało-czerwona narodową

flagą. Na platformie obok t r u m n y stało na baczność czterech oficerów.

Wagony z eskortą jechały za nią. Ale zanim pociąg dotarł do peronu, nagle

zatrzymał się nie mogąc ruszyć. W platformie, na której umieszczono t r u m n ę

pękły z głośnym piskiem wszystkie łożyska. Trzeba było znieść trumnę

z wagonu i nieść ją wzdłuż peronu.

Potem przebiegało już wszystko zgodnie z planem. Z w ł o k i Marszałka

zostały przeniesione do Katedry Wawelskiej o wyznaczonym czasie, dokład­

nie o 10.57. Talizman Apoloniusza przebudził się dzięki olbrzymiemu

nagromadzeniu magnetycznych fal astralnych rozchodzących się od t r u m ­

ny i zwłok. Krakowski Ośrodek Okultystyczny zaczął emitować prądy

11

Artykuł zamieszczony w „Polish Daily" w Londynie w dniu 12.05.1960, w rocznicę śmierci

Marszałka Piłsudskiego

background image

28

duchowe wysyłane przez Hierarchię. Przygotowywały one narody Europy do

wielkiej próby odwagi i siły podczas nadciągającej II Wojny Światowej oraz

na wszystkie okrucieństwa, które przyniosła ona ze sobą.

Wszyscy wiemy, jak wiele wycierpiał strażnik Talizmanu, N a r ó d Polski

w czasie okupacji hitlerowskiej, wypełnionej okrucieństwem i okropnościami

trwającymi pięć długich, koszmarnych lat. Jeden z polskich teozofów

rozpatrując zjawisko polskiej Dharmy sugeruje, że znalazł rzeczywisty powód

germańskiej wściekłości skierowanej przeciw Polakom. Oto jego refleksje:

1

'

„ N a s i teozofowie upatrują przyczyny szczególnego okrucieństwa

Niemców w Polsce w fakcie, że w naszym kraju istnieje duchowy

i okultystyczny Ośrodek założony przez Apoloniusza z Tyany nie

tylko dla Polski, ale i dużej części kontynentu europejskiego.

Promieniowanie ośrodka nie objawiło się jeszcze w całej pełni.

Dopiero przyszłość zobaczy jego cudowną ekspansję. Jednakże

promieniowanie silniej odczuwane w pobliżu talizmanu sprawiło,

że wszystkie ciemne siły zareagowały z ogromną mocą i nienawi­

ścią, a całą swą destrukcję skierowały przeciw biednym, niewin­

n y m i nieświadomym niczego strażnikom wspólnego skarbu,

humanizmu europejskiego. Często zastanawiano się czy właśnie

ten fakt nie wpływa na całą Karmę i Dharmę w Polsce i czy

wiedza o t y m nie legła u podstaw mesjanistycznych przekonań

naszych narodowych wieszczów. W każdym razie polscy teozofo­

wie zawsze głęboko to odczuwali i swoją wdzięczność i szacunek

wyrażali swym życiem, najwyższym oddaniem i służbą, w której,

w szczególnie polski sposób, nie było już miejsca na żadną inną

myśl, na żadne inne poświęcenie."
„Coś z okazałości i przepychu Rischis może spłynąć błogo­

sławieństwem nawet na naj pokorniej szego strażnika skarbu, do­

wodu miłości do ludzkości. I chociaż ponosimy wielkie wy­

rzeczenia i cierpienia wypełniając obowiązki strażników, nakazuje

nam to święta odpowiedzialność przyjęta przez nas z wdzięczno­

ścią, radosną odwagą i wiernością".

Hans Frank był Generalnym Gubernatorem w okupowanej przez Niem­

ców Polsce. Wydać się może dziwnym, iż na swoją rezydencję wybrał właśnie

Kraków i Zamek Wawelski. Przez cały ten czas Wawel nazywany był przez

Niemców „Krakauer B u r g " , co znaczy „ K r a k o w s k i Zamek". Tak Zamek jak

i Katedra Wawelska nie zostały zniszczone. Grobowiec Marszałka Piłsuds­

kiego pozostał nietknięty, gdyż Frank rozkazał niemieckim wartownikom

strzec go i chronić.

Hans Frank został osądzony w Procesie Norymberskim w 1945 roku

i skazany na śmierć. Ateista i nieprzejednany nazista pojednał się jednak

z Bogiem i przyjął wiarę chrześcijańską. Oto jego ostatnie słowo przy końcu
procesu

.2)

11

W.L.B. w: „The Theosophist", Adyar, 1942, str. 411

2)

Tłumaczenia autora materiałów z procesu dostarczonych mu przez generała K..Z.

background image

29

„Sprzeciwiwszy się Bogu zostaliśmy zepchnięci w przepaść i m u ­

sieliśmy ulec. Przegraliśmy wojnę nie tylko z powodu niedo­

skonałości uzbrojenia, nieszczęśliwego splotu wydarzeń, przeciw­

ności losu czy zdrady. Bóg wydał swój wyrok wykonując go na

Hitlerze i systemie, któremu służyliśmy. M u s i m y teraz zawrócić

z drogi, którą podążaliśmy".
„Błagam swój naród, aby nie szedł dalej tą drogą. To droga bez

Boga, zaprzeczająca Chrystusowi, a gdy przyjrzeć się jej uważniej,

była to także droga politycznego szaleństwa prowadząca do

przegranej i unicestwienia".

Po procesie Frank powiedział jeszcze tuż przed egzekucją:

„Odwieczna Sprawiedliwość Boga będzie opoką, na której oprze

się mój naród i tej sprawiedliwości pokornie oddaję moją duszę".

Zakończę tę krótką rozprawę uwagą, że wszytkie podane przeze mnie

fakty dotyczące Lotosu i jego przebudzenia były dobrze znane polskim

adeptom Wiedzy Okultystycznej. Były jednak fragmentaryczne i rozproszo­

ne. Poddane dokładnej analizie i zebrane po raz pierwszy tutaj w jedną spójną

całość dowodzą, że I S T N I E J E P L A N E W O L U C J I sporządzony dla naro­

dów, ras i świata, a Inteligencja Duchowa działa wspomagając go i prowadząc

nas do zgodnego z n i m nieznanego nam przeznaczenia. Jest jeszcze wiele

innych interesujących faktów związanych z Lotosem, ale muszą one niestety

pozostać nadal okryte tajemnicą. Zostaną ujawnione, gdy będzie to bezpiecz­

ne, co nastąpi w niezbyt odległej przyszłości.

Przekład z języka angielskiego

ANNA LU BECKA

lektor Uniwersytetu

Jagiellońskiego

background image

B I B L J O T E K A W I E D Z Y D U C H O W E J

Nr. 5

K. CHODKIEWICZ

WIEDZA TAJEMNA

CZY

WIEDZA DUCHOWA

1932

NAKŁAD „HEJNAŁU", WISŁA, ŚLĄSK CIESZYŃSKI

background image

/

WIEDZA TAJEMNA

czy

WIEDZA DUCHOWA

W piśmiennictwie okultystycznym przyjęła się u nas nazwa „wiedza

tajemna"

na oznaczenie tego kierunku badań, który zajmuje się światem

ducha, wyższemi planami istnienia, istnieniem duszy nieśmiertelnej i stosun­

kiem człowieka do świata nadzmysłowego. Ponieważ uważam, że nazwa ta nie

odpowiada treści i istocie tych badań i naraża pozatem wiedzę okultystyczną

na ataki i docinki ze strony materjalistów, zakamieniałych jej przeciwników,

postaram się krótko omówić w niniejszym szkicu, czy wiedza okultystyczna

jest naprawdę „tajemną" i czy nie będzie wskazanem używać na jej określenie

w języku polskim innego, bardziej odpowiedniego pojęcia.

Czem się różnią zasadnicze poglądy okultystów od tez ich przeciwników,

zwolenników materjalizmu? Otóż materjalizm twierdzi, że istnieje tylko

materja a wszystkie funkcje życia i funkcje psychiczne niższe i wyższe są

bezpośrednim wypływem zorganizowanej materji, powstają i giną z nią

razem. „ M y ś l jest wydzieliną mózgu"

1

*). Zorganizowane ruchy i przemiany

w komórkach mózgowych powodują powstawanie myśli, pojęć i uczuć,

zmiany w tkance nerwowej powodują odczuwanie i uświadamianie sobie

bodźców zewnętrznych — słowem materja jest alfą i omegą wszelkiego bytu

tak nieorganicznego jak i organicznego. Z materji wszystko powstaje i wszy­

stko się z materja kończy. Z rozpadnięciem się ciała atomy wracają do

rezerwoaru przyrody, energja życiowa przemienia się w inne energje, śmierć

kończy wszystko bezpowrotnie.

Odwrotnie do tych tez spirytualiści przyjmują, że jedyną istnością

rzeczywistą jest duch nieśmiertelny, duch, cząstka ogólnej duszy wszech­

świata (Boga), która to cząstka grupuje koło siebie atomy materji fizycznej,

stwarza z niej ciało, uzewnętrzniając się w ten sposób na planie fizycznym

po to, by w szeregu wcieleń, prac i cierpień dojść do pełnej świadomości

siebie, uszlachetnić się, uduchowić i po przejściu szeregu żywotów połączyć

się z ogólnym duchem wszechświata. D u c h jest więc jedyną realną rzeczywi­

stością a materja jest „Mają", złudzeniem, jest tworzoną przez ducha i przez

niego rządzoną, jest szatą, którą przywdziewa duch do pewnych celów,

zbroją, którą rycerz ubiera do walki a odkłada po walce i znoju. Uznaje więc

spirytualizm hegemonję ducha nad materja, nieśmiertelność ducha i jedynie

ducha jako realną rzeczywistość i istność. Twierdzi dalej, że świat ten

duchowy manifestuje się realnie w materji, że śledzić go można i badać dalej

już nawet na planie fizycznym w skutkach, jakie wywołuje w materji,

następnie można go badać i we wyższych planach, ale nie już normalnemi

naszemi zmysłami, bo dla tych plany wyższe świata ducha są niedostępne

— lecz zmysłami nadzmysłowemi, które w każdym człowieku drzemią

w zarodku a które można rozwinąć odpowiednią pracą nad sobą i przy­

stosować je do odbierania wrażeń wyższych wrażeń nadzmysłowych.

" K a r o l V o g t .

background image

33

Najczęstszym zarzutem, stawianym przez materjalistów zwolennikom

poglądów spirytualistycznych jest powiedzenie: „Pozytywna nauka mater-

jalistyczna wszystkie swoje poglądy i hipotezy sprawdza doświadczalnie

miarą, wagą, teleskopem, mikroskopem, analizą spektralną, chemiczną i naj-

rozmaitszemi innemi środkami, jakie wiedza ma dziś do dyspozycji. Nie

przyjmujemy niczego „na wiarę", wszystko sprawdzamy, analizujemy i do­

kładnie badamy w długotrwałych kolejnych obserwacjach a wszystkie nasze

badania nie dają nam ani śladu do przypuszczeń, że istnieje coś poza meterją

— zatem istnienia świata ducha nie możemy przyjąć". I następuje zwykle

apel do okultystów: „Udowodnijcie nam doświadczalnie jeden fakt istnienia

nieśmiertelnej duszy a niezawodnie przyjmiemy istnienie duszy za udowod­

nione".

Na zarzuty te odpowiemy z kilku różnych punktów widzenia. I tak po

pierwsze postaramy się udowodnić, że twierdzenie materjalistów, jakoby

wierzyli tylko w to, co doświadczalnie stwierdzili — nie jest znowu tak

bardzo zgodne z istotnym stanem rzeczy. Jeśli się jakiegoś

1

* naukowca

spytamy, z czego się składa wszechświat w swej istotnej treści, odpowie bez

zająknienia, że z eteru, materji i energji. Zajmiemy się teraz kolejnem

wyjaśnieniem tych pojęć ze stanowiska materjalistycznego.

Eteru nie zna nauka dzisiejsza na podstawie świadectwa zmysłów,

2)

jest to

raczej tylko substancja matematyczna, której istnienie musi nauka przyjąć, by

móc wyjaśnić zjawiska światła i elektryczności. No, ale może o materji

potrafią nam „materjaliści" coś konkretniejszego powiedzieć? Usłyszymy:

„Dokładnie biorąc badania chemiczne nie mogą nas bezpośrednio do­

prowadzić do określenia składu żyjącej materji a również musimy przyznać,

że — ściśle biorąc — nic też nie wiemy o składzie istotnym któregokolwiek

z ciał

3 )

. A energja? Każdy podręcznik fizyki odpowie nam, że energją jest to,

co się objawia pewnym skutkiem. W mechanice

4

* mamy energję rzeczywistą

i utajoną, tj. pracę faktycznie wykonaną i zdolność do wykonania takiej pracy.

Jeśli chodzi o energję molekularną, to widać w różnych ciałach, że ich

drobiny stoją pod wpływem dwóch przeciwnych sił, z których jedna stara się

je połączyć, a druga je odpycha od siebie. Pierwszą nazywamy przyciąganiem

molekularnem, drugą zaś siłą ruchu. A jeśli spytamy dalej, czem jest ta siła

ruchu, ta siła ożywiająca meterję, spotkamy się u materjalistów również tylko

z bezradnem wzruszeniem ramion!

Jak z tego widzimy, cały gmach materjalistycznej wiedzy opiera.się na

matematycznej abstrakcji: eterze, na tzw. materji, która w swej istocie

wymyka się spostrzeganiu zmysłowemu (atom), i na „działaniach", których

istoty i impulsu nie rozumiemy. Uznaje ta wiedza przyrodnicza atomy,

których części składowe są we wiecznym ruchu, gdzie w szalonym wirze

krążą elektrony koło jądra atomu. Tak samo uznaje ta wiedza słońca, planety

Wywód ten podaję według Bławatskiej „ G e h e i m l e h r e " I, 732.

S. L a i n g : Ober die Materie, rozdz. 3.

H u x l e y : „Odczyty o protoplaźmie".

G a n o t s : Fizyka.

background image

34

i gwiazdy wirujące i posuwające się w przestrzeni na podstawie własnej siły.

Czem więc one są, jeśli się obdarzyły siłą ruchu? Czem jest to przyciąganie

i odpychanie międzyatomowe czy między drobino we? Czy nie są to tajemnice

dla materjalistów równie wielkie i nieprzeniknione, jak stale przez nich

wyśmiewane i odrzucane tezy okultystów o inteligencji i sile istniejącej bez

materjalnej formy, o myśli żyjącej i działającej bez pośrednictwa mózgu,

0 istnieniu bez fizycznej formy? Tamte tajemnice uznają, choć nie stwierdzili

ich żadnym instrumentem, tych zaś nie chcą uznać, żądając doświadczalnego

ich stwierdzenia i odrzucając możliwość takiego stwierdzenia za pomocą

narządów spostrzegania wyższych niż nasze narządy zmysłowe!

Popatrzmy teraz na rzekomą „wiedzę tajemną" z innego punktu widze-

. nia. Okultyści na zarzuty materjalistów w kierunku niemożności doświad­

czalnego stwierdzenia prawdziwości tez wiedzy duchowej odpowiadają, że

faktycznie zjawisk, które należą do innej płaszczyzny istnienia nie można

w ich istocie stwierdzić na równi fizycznej, najwyżej w skutkach i przemia­

nach, jakie wywołują w materji fizycznej. Każdy fakt czy zjawisko wymaga,

by mogło zaistnieć, odpowiedniego środowiska i sprzająjących warunków.

1 tak płyta fotograficzna musi być naświetlona w ciemni optycznej i następnie

wywoływana i utrwalana przy czerwonym świetle, którego długość fali nie

wpływa chemicznie na bromek srebra i nie powoduje jego rozkładu.

Nonsensem byłoby powiedzieć fotografowi: „ M u s i s z wywołać kliszę przy

dziennym świetle, inaczej nie uwierzę, że sporządzenie fotografji jest wogóle

możliwe!". Niemożliwem jest wywołać dłuższego świecenia elektryczności

w żarówce wypełnionej powietrzem, bo drucik ulegnie natychmiast przepale­

n i u , jak też niemożliwem jest np. człowiekowi mówić pod wodą, t j .

w środowisku nieodpowiedniem dla płuc i dla powstawania dźwięków.

I to samo jest przy faktach nadzmysłowych, o czem jednak materjaliści

nie chcą słyszeć! Jeśli to, co nazywamy teleplazmą, t j . cząstki ciała fizycznego

medjum, wysunięte przez to medjum przy pomocy ciała eterycznego nazew-

nątrz poza medjum, jest bardzo wrażliwem na światło i przy zetknięciu się

z promieniem światła rozkłada się natychmiast a nawet może wtedy sprawić

ból medjum a znosi tylko odblask słabego światła czerwonego, podobnie

zresztą jak i płyta fotograficzna, która ze światem nadzmysłowym nie ma nic

wspólnego, to. czy może ktoś rozumny wymagać wysunięcia tej teleplazmy

lub przeprowadzenia przy jej pomocy lewitacji przedmiotów przy pełnym

świetle dziennem? A w t y m wypadku przeciwnicy okultyzmu stale twierdzą,

że ponieważ fakta te udają się tylko w ciemności, muszą być oszustwem!

Potrzeba zatem do zaistnienia tych faktów odpowiednich warunków,

których konieczności przeciwnicy okultyzmu nie chcą uznać. Ponieważ nadto

zjawiska te należą do innego planu stworzenia i istnienia, różnego od naszego

planu fizycznego, zmysły nasze są zbyt niedołężne, by mogły zarejestrować

dane fakty, nie dorosły jeszcze poprostu do takiego spostrzegania. Potrzebne

są tu inne narządy spostrzegania, wyższe, któremi można sięgać w plany

wyższe a które — jak uczy okultyzm — drzemią w zalążku duszy każdego

człowieka, a odpowiednią pracą nad sobą i postawą moralną można te

narządy w pełni rozwinąć i przystosować do odbierania wrażeń nadzmy­

słowych — świat ducha staje się wtedy dla człowieka dziesięć razy realniej­

szym niż cały plan fizyczny. Tu na planie fizycznym widzimy tylko skutki

— tam poznajemy istności duchowe, które są przyczyną tych skutków,

background image

35

pojawiających się na planie fizycznym. Jeśli stu ślepców twierdzi, że

ponieważ drzew nie widzą, to drzewa nie istnieją — nie jest to jeszcze

powodem, by zaprzeczać egzystencji drzew wobec twierdzenia jednego

widzącego, który te drzewa oglądał i twierdzi, że istnieją. Ślepy od urodzenia

— o ile nie zechce na wiarę przyjąć zapewnień ludzi widzących — tak długo

będzie zaprzeczał istnieniu kolorów, aż operacją otworzą mu oczy. Wtedy

przejrzy i z okrzykiem radości zacznie się zachwycać symfonją barw

wschodzącego nad oceanem słońca. Stwierdzi doświadczalnie to, czemu

dawniej zaprzeczał, nie mając odpowiednich do wzrokowego spostrzegania

narządów. Z chwilą rozwinięcia się danego narządu spostrzegane zjawisko

staje się dla spostrzegającego faktem niezaprzeczonym.

N i e można a limine odrzucać faktów nadzmysłowych dlatego tylko, że się

ich nie spostrzega. Wygląda to tak, jakby ktoś, nie widząc bakcyli gołym

okiem, powiedział: „ N i e mogę ich widzieć — zatem bakcyli niema".

Odpowiedzielibyśmy mu na to i słusznie: „ C ó ż nas obchodzi twoje nieuctwo

i głupota, kup sobie lub pożycz mikroskop a zobaczysz bakcyle, albo przyjmij

ich istnienie na wiarę od tych, którzy bakcyle przez mikroskop oglądali".

Jeśli nie mogę sam stwierdzić istnienia faktów nadzmysłowych, nie mając

jeszcze rozwiniętych narządów ponadzmysłowej obserwacji, muszę liczyć się

ze zdaniem tych, którzy w te wyższe światy wglądają, w nich się wyznają,

dobrze się tam czują i uznali, że już nadchodzą czasy, by i szersze warstwy

ludzi myślących zaczęły się z t y m i światami powoli zaznajamiać. A w t y m

kierunku grzeszą bardzo mocno panowie materjaliści.

Dyskutowałem raz z jednym zakamieniałym wrogiem okultyzmu, który

piorunował na okultystów, teozofów, antropozofów i spirytystów, zwąc ich

marzycielami, fantastami, a we wielu wypadkach wprost szarlatanami.

Spytałem go całkiem niewinnie, że zapewne przestudjował główne i zasad­

nicze dzieła przodowników każdego z tych kierunków, pomijając już okul­

tyzm, jako pojęcie może zbyt ogólne, ale np. Bławatskiej „Wiedza tajemna"^

jako przedstawicielki teozofów, R. Steinera „Zarys wiedzy tajemnej

2)

jako

przedstawiciela antropozofów i L. Denisa „Życie po śmierci"^ — jako

przystępny wykład teorji spirytystycznej? Odpowiedział mi na to, że szkoda-

by mu było czasu czytać takie bzdury bez sensu, że ma co innego do roboty

a opinja jego w t y m kierunku jest niewzruszona i ustosunkowuje się do tych

poglądów bezwzględnie negatywnie.

A przecież wystarczy tylko przyjrzeć się już choćby tylko od zewnątrz

t y m pracom, by ujrzeć w nich ogrom wiedzy, obserwacji przenikliwej,

olbrzymie zasoby materj ału z wszystkich dziedzin wiedzy pozytywnej

w umiej ętnem zestawieniu, z którego widzimy, że uznane dziś tezy nauki

oficjalnej całkiem nie są sprzeczne z poglądami wiedzy duchowej. One

zatrzymują się tylko w pewnym miejscu, którego nie mogą przekroczyć, bo

stykają się z rzeczami dziwnemi i niepoznawalnemi i dopiero okultyzm stawia

kropkę nad i, przekraczając ten próg i rozświetlając istotę wszechświata

i wszechrzeczy. Dzieło Bławatskiej to trzytomowa kopalnia skarbów wiedzy

ezoterycznej od czasów najdawniejszych do najnowszych, od tekstów

„ G e h e i m w i s s e n s c h a f t " , 3 duże tomy i indeks.

„ G e h e i m w i s s e n s c h a f t i m U m r i s s " .

Mamy w polskim tłumaczeniu (Do nabycia w adm. „Hejnału" we Wiśle, Cena 4 30 zł).

background image

36

praindyjskich, egipskich, przez Kabałę do poglądów mistyków i różo-

krzyżowców, to skarbnica dawnej wiedzy, która się kryła w mrokach piramid

i katakumb, ukrytej przed tłumem a dostępnej wtedy tylko wtajemniczonym

i małej garstce wyższych kapłanów. N i e ze w s z y s t k i e m i tam podanemi

poglądami i szczegółami musimy się zgodzić, ale materjał zestawiony

i cytowany jest naprawdę olbrzymi a skuteczne jego studjum wymaga całych

lat uprzedniego przygotowania i k i l k u lat ciężkiego porania się z na­

gromadzonymi tam skarbami wiedzy tak ezoteryczej jak i ścisłej. Dzieła,

w którem autorka dosłownie cytuje setki czołowych uczonych oficjalnej

wiedzy i rozprawia się z ich hipotezami z punktu widzenia okultyzmu, gdzie

podaje w dosłownem brzmieniu teksty mało znanych i dotąd nieodcyf-

rowanych ksiąg indyjskich i egipskich papyrusów, odkrywając ich właściwe

ezoteryczne znaczenie — nie można po prostu zbagatelizować i nazwać

fantazją lub mrzonką. A światopogląd antropozoficzny przedstawiony przez

jasnowidza-okultystę i filozofa w jednej odobie dr. R. Steinera? To piękna

i harmonijna w sobie całość wyjaśniająca życie i prace ducha i jasno

odpowiadająca na szereg pytań, jakie zadaje sobie umysł, rwąc pęta niewol­

nicze materjalizmu i egoistycznych, pozytywistycznych przekonań. Wystar­

czy obok dzieł okultystycznych Steinera przeczytać jedno z jego dzieł

filozoficznych,

1

' lub innych, by mieć pojęcie o wszechstronności jego umysłu

i kompletnem opanowaniu przedmiotu, o którym pisze. Pozatem uczeni ci

całkiem nie boją się polemiki z wiedzą pozytywistyczną, sami zaczynają

atakować tezy nauki współczesnej, wykazując nierzadko kruchość ich pod­

staw i mylność zasadniczych poglądów.

O spirytyzmie sądzą dziś przeważnie materjaliści, że jest on dziecinniadą,

zabawką, polegającą na pukaniu stolikami i innych objawach rzekomego

kontaktu z duchami! Mylą się grubo — spirytyzm wyszedł już dawno

z powijaków, rozszerza się, zgarniając tysiące wyznawców i zamienia się po

prostu w religję o bardzo wzniosłym światopoglądzie. Trzeba się najpierw

zapoznać szczegółowo z wszystkiemi temi zagadnieniami, by potem dopiero

móc je osądzać, a nie wydawać wyroku potępiającego na podstawie prze­

rzuconej broszurki w rodzaju P.Heuze'a „ C z y umarli żyją" lub odcinka

jakiegoś tygodnika albo miesięcznika. K t o te rzeczy bada sumiennie i bez

uprzedzeń — wrasta powoli w ten świat nadzmysłowy, wkorzenia się w jego

teren, zaczyna rozumieć jego tajniki, z y s k u j ą c r ó w n o w a g ę i s p o k ó j

d u c h a i j a ś n i e j s z y p o g l ą d n a s w ó j w ł a s n y los i o g ó l n e p o ł o ż e ­

n i e o b e c n e j l u d z k o ś c i .

A teraz pozwolę sobie poświecić jeszcze w inny kącik, by wykazać, że

szereg niewzruszonych w swym czasie tez i kanonów nauki pozytywistycznej

z biegiem czasu zostało zupełnie obalonych przez późniejsze badania.

Propagatorowie nowych poglądów byli niejednokrotnie prześladowani jako

nowatorzy i kacerze, wyszydzano ich i dręczono, co nie przeszkodziło potem

urzędowej wiedzy przyjąć ich heretyckie tezy za swoje. To samo stanie się

w przyszłości i z tezami wiedzy okultystycznej. Wyszydzane dziś i wy-

ł )

Np. „ D i e Ratsel der P h i l o s o p h i e " lub „ D i e Philosophie der Freiheit".

background image

37

śmiewane, zostaną kiedyś uznane za prawdziwe przez oficjalną wiedzę

a ludzkość dziwić się będzie, że mógł ktoś kiedyś uważać świat za zlepek

martwej materji, kierowanej siłami, które uczeni przyjmowali, nie znając ich

istoty jako motor życia wszechświata.

Przypatrzmy się tedy k i l k u takim „niewzruszonym" hipotezom nauko­

w y m :

1

'

1. Nauka oficjalna oparta na poglądach Ptolemeusza i szkoły aleksandryj­

skiej wykazywała w ciągu 1500 lat, że ziemia jest nieruchomą, słońce

codziennie wschodzi i zachodzi i stwierdzała tę prawdę zgodnemi ob­

liczeniami matematycznemi. Zaprzeczali temu już w czasach starożytnych

Astarchos

z Samos i Hykates z Syrakuz, znali istotną prawdę kapłani egipscy

i indyjscy, gallijscy D r u i d z i głośno śpiewali w swych pieśniach ' o ziemi, że

„ w i e l k i to podróżny świat, choć toczy się bez wytchnienia, pozostaje zawsze

na swojej drodze; jakże doskonałą musi być forma tej drogi, skoro Ziemia nie

zbacza z niej n i g d y ! " — m i m o to system ten przetrwał 1500 lat i dopiero po

zaciętej walce z astronomami i astrologami (uczony astronom Tycho de

Brache głosił, że system Kopernika jest niezgodny z rzeczywistością), został

uznany system kopernikowski, stwierdzający, że ziemia i inne planety krążą

naokoło słońca oraz naokoło swej własnej osi. Ostatecznie dopiero po

rozpaczliwych walkach, toczonych przez Galileusza o uznanie tego systemu,

dopiero Kepler i Newton stwierdzili ostatecznie jego prawdę przyrodniczą.

2. Przez 500 lat utrzymywał się naukowy pogląd Stahla, że z każdego

palącego się ciała wydobywa się tzw. ,jlogiston". Dopiero Lavoisier wykazał

nieprawdziwość tego twierdzenia i wbrew zdaniu ówczesnych uczonych stwier­

dził, że proces spalania jest procesem czysto chemicznym, w którym tlen łączy

się z węglem, wodorem, rtęcią itd. a produkta spalenia ważą o tyle więcej, ile

tlenu zostało w t y m procesie dołączonego do utlenianego materjału.

3. „ C z y ta wiedza przyrodnicza" — powiada Blawatska

3)

— „ k t ó r a

zaprzecza wszystkiemu, co duchowe, nie odkryła z biegiem czasu miljonów

otaczających nas niewidzialnych a żyjących istot? Jeśli nie możemy wzrokiem

ujrzeć mikrobów i t y l u innych mikroskopijnych żyjątek, to czyż nie można

również przyjąć konkretnego istnienia stworów o takiej strukturze i ułożeniu

tkanek tak rozrzedzonem, że faktycznie są dla oczu naszych niewidzialne?

Promień słońca, wchodzący przez szparę w okiennicy, odkrywa nam miljardy

drobniutkich stworzeń, które żyją swem mikroskopijnem życiem i kończą to

życie nie troszcząc się o to i niezależnie od tego, czy my naszemi niezdarnemi

narządami spostrzegania zmysłowego potrafimy je zauważyć?! Przechodzili­

śmy my i nauka oficjalna obok nich w beztroskiej bezświadomości przez

długie wieki i dziś jeszcze byśmy o nich nic nie wiedzili, gdyby nie najnowsze

odkrycia nauk przyrodniczych i medycyny, możliwe dzięki ulepszonym

narzędziom obserwacji!". W i d z i m y t u , że znajomość świata drobnoustrojów

była dla naszych przodków taką samą „wiedzą tajemną", jaką jest dziś dla

większości naukowców okultyzm, w i e d z a d u c h o w a .

4. Ameryka przez długie wieki była dla Europejczyków nieznanym

mitem, chociaż Skandynawowie dojeżdżali do niej na swych zdobywczych

Szerokie zestawienie takich faktów podaje zmarły inżynier Rychnowski w jednej

ze swych broszurek

L. D e n i s : Życie po śmierci, str. 48.

G e h e i m l e h r e I , 666.

background image

38

okrętach i osiedlali się na jej terenach i dopiero musiał Kolumb „odkrywać"

Amerykę i zmusić Europejczyków do uznania jej istnienia. Tak samo przyjdą

Kolumbowie okultyzmu, którzy ogółowi dojrzałemu do przyjęcia i zro­

zumienia tych prawd otworzą oczy i rozjaśnią to, co dotąd było „tajemnem"

i nierozpoznawalnem dla większości ludzi.

5. Do ubiegłego wieku utrzymywał się pogląd, że niższe gatunki zwierząt

jak robaki, muchy a nawet ryby rodzą się z m u ł u i błota. I chociaż przed 200

laty jeden z przyrodników włoskich wystąpił z twierdzeniem, że „wszystko co

żyje rodzi się z żyjących zarodków" — został wyszydzony i wyśmiany

i dopiero badania Pausteura wykazały, że po troskliwem i sumiennem

odseparowaniu owego życiodajnego m u ł u od dopływu powietrza a wraz

zniem żyjących zarodków — żaden twór żywy w n i m nie powstał".

„Przyjdzie czas" — powiada Dr. R. Steiner

1]

— „że przyjmie się też ogólnie

pogląd, iż wszystko co jest duchem czy należy do świata ducha, z ducha swój

początek wywodzić musi, duch nie może powstać z fizycznej materji".

6. Dr. Hervey wykazał, że krążenie k r w i w żyjącym organizmie polega na

czynności serca, które działając jako pompa ssąco-tłocząca utrzymuje w r u ­

chu krążenie k r w i w całym organizmie. Ówczesne potęgi akademickie

sprzeciwiały się temu twierdzeniu a koledzy lekarze okrzyczeli Hervey'a

warjatem — trwając przy klasycznym poglądzie Arystotelesa, że wychodząca

ciepła para ze serca skrapla się w zimnym mózgu!

7. G d y demonstrowano pierwszy raz fonograf Edisona w paryskiej

Akademji Umiejętności, światli jej członkowie szukali brzuchomówcy pod

ławkami akademickimi — z czego widzimy, jak mało ten konkretny przyrząd

przekonał światłą komisję, która go całkiem dokładnie badała.

8. Prof. Faraday jako 24-letni młodzieniec wskazywał w r. 1816, że

materja może się znajdować jeszcze w czwartym stanie skupienia, który

nazwał stanem promieniującym (promienistym). W r. 1819 stwierdził ten

stan dalszemi doświadczeniami oraz nabrał pozytywnego przekonania o ist­

nieniu takiego stanu — niestety dopiero w r. 1879, gdy prof. W. Crookes

zademonstrował na wykładzie w Sheffield materję żarzącą się w t y m stanie

w przestrzei opróżnionej z powietrza, część uczonych tylko uznała to, co

znane było już starożytnym. Starożytni uznawali bowiem cztery stany

skupienia materji a to stan stały, płynny, lotny i promieniujący (ziemia,

woda, powietrze i ogień) — wychodząc ze założenia, że stan promieniujący

jest przejściem od materji do ducha, jej stanem najbardziej aktywnym i jako

taki pierwiastkiem podstawowym wszelkiej materji i stworzenia (Agni

— ogień twórczy!).

T y c h kilka faktów, jakie wymieniłem, wystarczą chyba, by wykazać, jak

zmienne są koleje „niewzruszonych" hipotez i jak traktowani są ci, którzy

wbrew uznanym ogólnie prawom odważają się wystąpić z rewolucyjnemi

poglądami. Wprawdzie już dziś takich naukowych kacerzy nie pali się jak

dawniej na stosie, ale za to ośmiesza się ich, robi się z nich w opinji

publicznej półgłówków i fantastow! N i e pomoże to jednak, bo świat dojrzewa

powoli do tych prawd, wiedza „tajemna" płynie do umysłów coraz szerszym

strumieniem, torując sobie niestrudzenie drogę przez zwały materjalistycznej

buty i nietolerancji!

" „Reinkarnation und Karma"

background image

STANISŁAW WINDAKIEWICZ

DZIEJE WAWELU

Reprint z roku 1925. Piękna gawęda wybitnego humanisty, zaleca­

na dla wszystkich, którzy zamierzają odwiedzić wawelskie wzgórze.

ZBIGNIEW ŚWIĘCH

Budzenie wawelskiej Pani,

Królowej Jadwigi

Esej historyczny reportera przeszłości: niemal wszystko

o umiłowanej przez lud polski błogosławionej władczyni.

Próba odpowiedzi na pytanie — ile razy otwierano Jej groby

i dlaczego prawie sześć wieków ta monarchini czekać musia­

ła na swą beatyfikację.

JAN WIDACKI

Stulecie polskich detektywów

Polski Thorwald o niezwykłych dziejach medycyny są­

dowej i kryminalistyki, na szerokim, „ p i t a v a l o w y m " tle.

JAN WIDACKI

Detektywi na tropach zagadek historii

Próba wyjaśnienia największych sekretów polskich dziejów

czyli — jak metody kryminalistyczne mogą służyć badaniom

przeszłości.

Czytaj bestsellery

Wydawnictwa Wawelskiego


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kazimierz Brodziński Krakowiaki
Kwaśniewscy agent Tomek i tajemnica willi w Kazimierzu, Polska dla Polaków, Grabież i niszczenie Pol
Akademia Krakowska, Założenie Akademii Krakowskiej i jej działalność za czasów Kazimierz Wielkiego i
Twierdzenie o równoważności układów sił wewnętrznych i zewnętrznych, Politechnika Krakowska-budownic
Kazimierczyk B , Tajemnica Marka Hłaski
Tajemnice męskiej duszy Martin Pable, eSPe, Kraków 2009
07 Opowiesci starotestamentowe bez tajemnic Kazimierz Sosulski
Zakrzewski Kazimierz Bizancjum w średniowieczu, Kraków 1995
KAZIMIERZ ORZECHOWSKI Za kulisami habsburskiego absolutyzmu Udział Śląska w finansowaniu sił zbrojny
Maria Pąchalska, Kompleksowy model rehabilitacji chorych z ogniskowym uszkodzeniem mózgu i afazją ca
Kazimiera Krakowiak DZIECKO NIESŁYSZĄCE
Wokol tajemnicy mojego poczecia

więcej podobnych podstron