Autor: Olunia11515
Współautor: Betowanka
Beta: Aghnessa
Kotekta rozdziału : White_pigeon.
R
R
Ro
o
oz
z
zd
d
dz
z
zi
i
ia
a
ał
ł
ł
V
V
V
Kiedy obudziłam się w małym, ale za to przytulnym pokoju, zupełnie nie pamiętałam, w jaki
sposób się tam znalazłam. Właściwie jedyne, co potrafiłam sobie przypomnieć, to Anioł,
którego spotkaliśmy niedaleko kawiarni. Wyglądał jakby zszedł prosto z nieba. Od momentu,
kiedy otworzyłam oczy minęło jakieś pięć minut, a ja więcej nie byłam w stanie sobie
przypomnieć. Podejrzewam jednak, że z nadmiaru emocji po prostu straciłam przytomność.
Po chwili moje przemyślenia zostały przerwane przez dźwięk otwierania drzwi mojego
pokoju. Okazało się, że to Jasper postanowił mnie odwiedzić.
- Cześć Bello. Jak się czujesz?
- Siemka Jazz, wszystko w porządku - odpowiedziadam spokojnie, po chwili ciszy
postanowiam zapytać - Co się stało i jak się tu znalazłam?
- To dobrze - uznał z ulgą, a widząc mój oczekujący wzrok dodał - Zaraz ci powiem, tylko
najpierw coś zjedz.
- Dobrze - westchnęłam zgadzając się na jego warunek.
Śniadanie zjadłam w ciszy, przyglądając się ukradkiem zaciekawionej twarzy brata. Gdy
udało mi się pochłonąć całą zawartość talerza, Jasper zaczął opowiadać:
- Wracając do twego pytania. Jak byliśmy pod kawiarnią, to ujrzałaś mojego przyjaciela i
nagle zemdlałaś mówiąc, że to niemożliwe. Bello, teraz ja zadam ci pytanie. Dlaczego tak
powiedziałaś?
- Powiem - obiecuję. Tym razem jednak ja mam swój warunek - tylko zawołaj Emma, bo to
również jego dotyczy.
Jasper wyszedł z mojego pokoju, by już po kilku minutach pojawić się w nim z Emmettem.
Mój drugi braciszek nie wyglądał na zadowolonego z czynności, którą mu przerwaliśmy. Jego
brwi były zmarszczone, wiedziałam już, że jest na nas zły.
- Co jest takie ważne, że przerywacie mi oglądanie meczu? - zapytał podenerwowany
chłopak.
- Siadaj i słuchaj - rozkazał mu Jasper - Bella chcę nam wyjaśnić swoje wczorajsze
zachowanie.
- Słucham - westchnąwszy usiadł obok mnie na łóżku - Co się stało?
Ułożyłam się wygodnie na łóżku, przyglądając się skonsternowanym twarzom moich
towarzyszy i zaczęłam opowiadać:
- Pamiętacie, gdy dołączyliście do mojej poprzedniej paczki opowiadałam wam moje sny.
Wiele z nich bardziej przypominało przepowiednie, niż zwykłe nocne marzenie. Czułam się
tak, jakbym dzięki nim wiedziała, co przydarzy mi się w przyszłości, ale… - zaczęłam czuć
się niepewnie - słyszeliście dalsze sny, a teraz chcę wam wszystko od początku opowiedzieć.
Westchnąwszy cicho kontynuowałam opowieść.
- Zaczęły się one pewnego dnia, gdy siedziałam od tak, w swoim pokoju i zastanawiałam jaka
będzie moja przyszłość. Po jakimś czasie zrobiłam się strasznie senna, nie wiedziałam jaka
jest tego przyczyna. - Przymknęłam oczy, by lepiej przypomnieć sobie co się właściwie działo
i już po chwili mogłam opowiadać dalej. - Kiedy się obudziłam wszystko było w porządku,
nie przyłożyłam wówczas wagi do dziwnego snu, który miałam. - Wzruszywszy ramionami
uśmiecham się szeroko do moich braci. - Dopiero, gdy do mojej szkoły przybyli dwaj
chłopcy, którzy od początku, w dziwny sposób stali się dla mnie bliscy. - Ich zdziwione miny
wywołały u mnie lekki chichot, więc dodałam - oczywiście chodzi o was. Jak sami
zdążyliście się chyba przekonać, w moim przypadku szybkie zaprzyjaźnienie się z kimś, czy
chociażby przywiązanie do jakiejś osoby nie jest normalne - tym razem wszyscy
zachichotaliśmy. - Z wami było jednak inaczej. Szybko załapaliśmy kontakt i od tamtego
momentu się z wami przyjaźnię. Biorąc pod uwagę to, że ciężko rozmawia mi się z obcymi
osobami, kontakt z wami był dziwny i tak jakby niedorzeczny. Szczerze mówiąc na początku
ja sama w to nie mogłam uwierzyć, że coś takiego ma miejsce. - westchnąwszy postanowiłam
przejść do rzeczy. - Kiedyś opowiadałam wam o chłopaku z moich snów - zauważam, że
spoglądają na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby nie rozumieli o czym mówię. - No wiecie
- zaczęłam się lekko jąkać ze zdenerwowania - tym, który miał się stać moim ukochanym -
postanawiam przyspieszyć opowiadanie . - On… - zająknęłam się ponownie - Edward jest do
niego łudząco podobny - zerknęłam na ich twarze, ale wciąż wyglądały tak, jakby nie do
końca rozumieli o czym mówię. - Wasz przyjaciel wygląda w zasadzie dokładnie tak, jak mój
ukochany ze snów.
Spuściłam wzrok i wbiłam go we własne paznokcie, gdyż czułam rumieniec wykwitający na
mojej twarzy. Nie lubiłam reakcji mojego organizmu na wstyd, tym razem strasznie
wstydziłam się tego, że zemdlałam na widok ich przyjaciela. Przecież moje sny nie muszą być
wcale prorocze. Po chwili jednak podniosłam wzrok i zerknęłam na twarze braci. Chłopcy
siedzieli jak zamurowani, zapewne wciąż nie mogli uwierzyć w to, co im powiedziałam. Ja
sama nie do końca potrafiłam uwierzyć w to, co mi się śniło. Chociaż nie znałam go jeszcze,
to czułam, że będziemy przyjaciółmi. Może kimś więcej?
Gdy w końcu pierwszy szok minął, chłopcy zaczęli zadawać miliony pytań, wiele dotyczyło
innych snów, ale powiedziałam im, że jak na jeden dzień starczy i opowiem im resztę innym
razem. Zgodzili się choć zrobili to niechętnie. Zdradziłabym im, o czym może być kolejny z
moich snów. Byli bardzo ciekawi, jak to wszystko wyglądało z mojej perspektywy. Ja jednak
musiałam nieco odpocząć od wspomnień na temat snów, więc postanawiam zejść do kuchni i
zrobić obiad.Podczas przygotowywania produktów potrzebnych do przyrządzenia potrawy,
ktoś zadzwonił do naszych drzwi. Krzyknęłam więc do chłopców, by otworzyli, jednak oni
nie mieli nawet zamiaru się ruszać. Machnęłam więc ręką w geście rezygnacji i poszłam w
stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam, moim oczom ukazał się mój Anioł, który powitał mnie
słowami :
- Cześć, są może Em i Jazz ?
- Witaj - odpowiadam spoglądając na niego zaciekawiona. Bezapelacyjnie stwierdziłam, że
był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich w całym swoim życiu widziałam
- Chłopaki ktoś do was - powiedziałam na tyle głośno, by bracia mogli mnie usłyszeć.
Przepuściłam go w drzwiach, wskazując mu ruchem ręki, by wszedł do środka, po czym
poszłam za nim dalej, przyglądając się jego sylwetce. Był naprawdę przystojny, niczym
młody Bóg. Tym razem upewniłam się, iż Edward, przyjaciel chłopców jest tym samym
przystojniakiem, który nachodzi mnie w snach.
- Nie przedstawiłem się, jestem Edward Cullen. Miło Mi - powiedział, gdy stanęliśmy na
chwilę w przejściu do salonu.
- Izabella Swan
1
- przedstawiłam się, utrzymując nieśmiały uśmiech na twarzy. - Mnie
również jest miło cię poznać, ale proszę mów mi Bella - chłopak patrzył na mnie marszcząc
brwi, więc dodałam - Nie przepadam za swoim pełnym imieniem - uśmiechnęłam się do
niego szeroko mówiąc - czuj się jak u siebie.
- Widzę, że już zdążyłeś poznać naszą siostrę. - Zaśmiał się Emmett, gdy podchodziliśmy do
kanapy, na której siedział z Jasperem.
- Siostrę? - Spytał Edward marszcząc brwi.
- Tak.
-
Nie sądziłem, że macie siostrę, bo nigdy jej tu nie widziałem. - Gdy mówił jego brwi
marszczyły się jeszcze bardziej.
Postanowiłam odejść, by nie przeszkadzać im w rozmowie. Zapewne mieli sobie dużo do
powiedzenia, a jak wiadomo - niektórych tematów nie porusza się przy siostrze. Nawet jeżeli
tą siostrę zna się stosunkowo od niedawna.
- To ja was może zostawię - wtrąciłam nieśmiało - muszę jeszcze się rozpakować. - Wiem, że
to słaba wymówka, jednak nic innego nie przychodziło mi do głowy.
- No dobrze - odpowiedział Emmett, po czym dodał: - Naprawdę nie chcesz zostać z nami?
- Nie Emm - zaprzeczyłam - wiem, że chcecie pogadać ze sobą, a ja nie mam zamiaru
przeszkadzać. - Uśmiecham się do nich szeroko ewakuując się z salonu.
1
Bella po przeprowadzce do ojca zmieniła nazwisko z nazwiska ojczyma Dwyer, na nazwisko biologicznego ojca
– Swan.
Zostawiłam ich samych zaszywając się na górze, w swoim pokoju. Naprawdę miałam zamiar
rozpakować swoje rzeczy. Kiedy wyjeżdżałam z Phoenix, zastanawiałam jak to będzie
mieszkać z braćmi i ojcem. Miałam tutaj dokończyć rok szkolny, moje oceny będą przesłane
od razu, gdy tylko zamelduję się sekretariacie. Wierzyłam, że znajdę tu szczęście, a co z tym
idzie miłość. Siedziałam więc i myślałam. Postanowiłam porozmawiać z chłopakami o szkole
i ludziach jacy się w niej uczą, nie zapominając też spytać o ich przyjaciół. Na razie jednak
uznałam, że czas zejść na dół do kuchni, by się czegoś napić. Schodząc usłyszałam strzępki
rozmowy chłopaków.
- Dlaczego nie powiedzieliście, gdzie jedziecie i po co ?
- Nie mówiliśmy, bo nie wiedzieliśmy jak to wszystko się potoczy. Postanowiliśmy na razie
zostawić to w tajemnicy. Ty wiesz jako pierwszy i mamy prośbę nic nikomu nie mów. - prosił
przyjaciela Jasper.
- Jasne nie ma sprawy - zapewnił Edward. - Możecie na mnie liczyć wy i Bella.
- Ej Edd, co sądzisz o Bells? - Zapytał nagle rozbawionym głosem Emmett.
Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy, więc zastanawiałam się, czy nie powinnam przestać
podsłuchiwać i wyrwać Edwarda z opresji. Zapewne nie łatwo jest mówić Edwardowi o mnie,
w końcu prawie mnie nie znał.
- Myślę, że jest piękna - powiedział poważnie miedzianowłosy, po czym cicho westchnął. Od
razu wyłapałam w jego głosie zmieszanie.
Skończywszy mój temat wyglądali na dość rozbawionych, mogłam obserwować przez chwilę
ich twarze, gdy schodziłam po schodach z zamiarem udania się do kuchni. Postanowiłam
dokończyć przerwaną wcześniej czynność, czyli przygotowywanie obiadu. Chociaż nie
wiedziałam właściwie co chłopcy lubią jeść, pragnęłam ich uszczęśliwić. Jak powszechnie
wiadomo - przez żołądek do serca. Postanowiłam zrobić spaghetti. Sprawdziłam więc, czy są
wszystkie produkty, ale nie było makaronu, zatem czekała mnie przechadzka do pobliskiego
sklepu. Powiadomiłam głośno braci, że wychodzę.
Gdy tak szłam rozglądając się po okolicy, zastanawiałam się, czy jest jakieś ciekawe miejsce
do zwiedzania w tym mieście. Kiedy w końcu dotarłam do sklepu i weszłam do jego wnętrza,
byłam zdziwiona, iż chłopak stojący za ladą zna moje imię.
- Cześć Bella - przywitał się ze mną - jestem Michael Newton. – Próbował chyba flirtu, gdyż
jego niebieskie oczy wpatrzone były w moje, w lekko natarczywy sposób. Starałam się jednak
nie zwracać na niego uwagi.
- Cześć, yyy… Mike - powiedziałam niepewnie.
- W czym mogę ci pomóc? - zapytał po chwili milczenia chłopak.
- Potrzebuje makaron i kawałek sera - rzuciłam bez ogródek.
- Proszę - wyszeptał podając mi produkty. - Coś jeszcze?
- Nie dziękuję…. - wymamrotałam spokojnie, wyciągając z torebki portmonetkę. Jednak po
minucie uświadomiłam sobie, że przydałoby się coś jeszcze, więc dodałam - albo poproszę
jeszcze sok pomarańczowy.
- To wszystko? - zapytał.
- Tak. Ile płacę?
- 25.00 dolarów - odpowiedział.
- Proszę - podałam mu pieniądze.
- Dziękuję, miłego dnia - uśmiechnął się do żegnając.
- Dzięki i wzajemnie, do widzenia - postanowiłam nie kontynuować tego oficjalnego tonu,
gdyż najwyraźniej chłopak był w moim wieku.
- Do widzenia –rzucił jeszcze, gdy wychodziłam ze sklepu.
Droga do domu jakoś dziwnie mi się dłużyła. Z jednej strony pragnęłam jeszcze raz zobaczyć
Edwarda, a drugiej wolałam, by już go tam nie było. Nie wiem, czy będę potrafiła spojrzeć
mu w oczy, bez zdradliwego rumieńca na twarzy po tym, co usłyszałam. Kiedy otwierałam
drzwi do domu, udało mi się zauważyć, że chłopcy jeszcze rozmawiają.
- Wróciłam - starałam się mówić zwyczajnym tonem.
- To dobrze. A co będzie na obiad? - zapytał jeden z moich braci.
- Zrobię spaghetti - odpowiedziałam rozbawiona.
- Jak miło - ucieszył się Emmett, a ja mogłam przysiąc, że podskoczył delikatnie ze szczęścia
na kanapie.
Zabrałam się do pracy. Wyłożyłam zakupy i rozpoczęłam przygotowania do obiadu. Podczas
szykowania go, nagle poczułam czyjś wzrok na swoim ciele. Odwróciłam się, by dostrzec
Edwarda, który wpatrywał się we mnie z nieskrywaną ciekawością.
- Coś się stało? - zapytałam niepewna.
- Nic - roześmiał się - dlaczego pytasz? - Po chwili jednak zaczął się tłumaczyć. - Chciałem
tylko szklankę wody, jednak byłaś zajęta, więc postanowiłem poczekać na dobry moment, by
o nią poprosić - zachichotał.
- Aha - westchnęłam - zaraz ci ją podam. - Podeszłam do lodówki, po drodze chwyciłam
czystą szklankę z półki. - Proszę – powiedziałam podając mu napój.
- Dziękuję - odpowiedział z uśmiechem.
Zauważyłam jednak, że chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru odejść, gdyż wciąż stał w tym
samym miejscu, dalej przyglądając mi się z zaciekawieniem. Po chwili, z westchnieniem
wróciłam do przerwanej czynności, a on przyglądał mi się, gdy przygotowywałam obiad.
- Masz może ochotę zjeść z nami? - zapytałam po kilku minutach, gdy obiad był już
ugotowany i miałam zamiar nakryć do stołu.
- Pewnie - chłopak uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością, a ja zaczęłam zastanawiać się
jaki on jest naprawdę.
Zdziwiło mnie to, iż w jego obecności nie jestem tą biedną, skrępowaną Bellą, a dziewczyną
potrafiącą przeprowadzić spokojną rozmowę. Nie jąkam się i nie zacinam, jak dawniej, gdy
przychodziło mi rozmawiać z obcymi. Co sprawia, że w jego obecności czuję się tak
swobodnie? W moich snach był wprawdzie cudowny, opiekuńczy i uroczy, ale czy taki jest
naprawdę?