Nr. 2/luty/2013r.
Redaguje : zespół Obozu Wielkiej Polski
Strona internetowa : www.owp.pl
Pismo ma charakter edukacyjno - informacyjny, nie popiera, nie namawia, nie
sugeruje i nie wspomaga żadnej nielegalnej działalności, nienawiści i przestępstwa.
PRZEDSZKOLAKI - CZY NIMI
JESTEŚMY?
„Nasza” klasa rządząca - bankierzy, politykierstwo, media - rysują sobie obraz
przeciętnego człowieka, jako brzdąca w piaskownicy, który kupi każdą
propagandę.
Weźmy przykład Grecji, dotkniętej rzekomo wielkim kataklizmem
ekonomicznym, tak wielkim, że najgorsze dziady z Unii Europejskiej (wśród
nich my) muszą składać się, żeby Ateny wyszły z tego strasznego
impasu.Tymczasem przeciętne zarobki w tym kraju są trzy razy większe niż w
Polsce!!! Kto tu kogo robi w konia, pytanie czysto retoryczne. Brakuje może
kasy plutokracji do robienia szwindli na światową skalę, lecz zwykły Grek
pracuje sobie czysto i ze śpiewem na ustach, bez zbytniego wysiłku, bo słońce
tam mocno praży, wraca do domu, pije wino, tańczy i demonstruje w
potężnych manifestacjach przeciwko swojej władzy. Też słyszy w mediach, że
mu źle - to szumi, proszę go zaprosić nad Wisłę. Grecy to naród gwałtowny,
jakby żyli za te pieniądze, co Polacy, gdzie ceny są europejskie i ciągle
galopują w górę, zrobiliby pewnie rewolucję. My siedzimy i... No właśnie, co
robimy ze swoim „dobrobytem”?
Minęła właśnie druga rocznica katastrofy w Smoleńsku, odbyły się
konkurencyjne obchody - jedni szli na cmentarze, drudzy wracali, jedni
manifestowali na Krakowskim Przedmieściu, inni siedzieli w kościołach albo w
domach i klęli. Totalny chaos i kolejny żer dla „klasy rządzącej”, aby zamydlić
oczy masom, przecież o tym można gadać i gadać bez przerwy. Świetna okazja
przykrycia bidy z nędzą spływogadaniem i pokazami bezpośrednich transmisji z
zajść, których niestety nie było. To wygodne dla „klasy”, nie trzeba
komentować coraz gorszej sytuacji na rynku, ale pokazać wyczyny sekty
smoleńskiej i rozsądek Platformy. Korzysta na tym również PiS z
przyległościami, grając na rozstrojonym fortepianie patriotyzmu sielankowego i
rusofobicznego, a Platfus załamuje ręce nad smoleńskimi świrami, którzy nie
chcą w ciszy i spokoju składać wieńców i machać flagami, lecz bluzgają na Tuska
i Komorowskiego, wieszając nawet pluszowe Kaczory Donaldy na szubienicach.
Obecna władza jest koszmarna i bezdennie niekompetentna, azaliż
wywoływanie duchów smoleńskich przez konkurencję, coś w państwie zmieni,
naprawi?
Oczywiście nie, zaś usilne wskrzeszanie nieboszczyków służy rządzącym i
opozycji do swoistej nekrofilii politycznej, czynności obrzydliwej, lecz
zakłamującej rzeczywistość. Znikają problemy naprawdę istotne, a na pierwszy
plan wysuwa się jałowa dyskusja o zamachu, którego nie było - a jak był - to nie
rosyjski, ale zupełnie odmiennych sił nacisku. Pamiętajmy, iż na pokładzie
Tupolewa lecieli przedstawiciele chyba wszystkich partii parlamentarnych i
resortów; prawica, centrum i lewica. Więc kto na tym zyskał, kto stracił?
Najpewniej samolot uległ katastrofie i tyle, zajmijcie się wreszcie Polską, bo
szura już ona brzuchem po dnie jak zdechła ryba - politycznie, kulturowo i
ekonomicznie. Nie mydlcie nam oczu Grecją, Smoleńskiem, czy innym UFO -
zajmijcie się cholerne nieroby i złodzieje Ojczyzną!
ROBERT LARKOWSI
Powstał Zarząd Wydziału Narodowo-Radykalnego OWP
Przewodniczący - kol. Robert Larkowski
I Wiceprzewodniczący - kol. Tomasz Jazłowski
Wiceprzewodniczący ds. werbunku i propagandy - kol. Janusz Mucha
Wiceprzewodniczący ds. szkoleniowo-ideologicznych - kol. Dariusz Stępiński
Wiceprzewodniczący ds. ochronno-sportowych kol. Albert Bogusławski
Wiceprzewodniczący, członek Zarządu - kol. Arkadiusz Łygas.
Kontakt: kol. Robert Larkowski - tel. 511042209,
e-mail: robert.larkowski@owp.org.pl
Wydział Narodowo Radykalny OWP.
Narodowy – radykalizm w strukturach Obozu Wielkiej Polski staje się perełką
polskiego nacjonalizmu
.
To co nas różni od innych jest naszą siłą i dumą !
Pamiętajmy że nie mamy prawa uciekać od historycznej przeszłości gdyż z tego
przedwojennego pokolenia większość oddała życie byśmy my mogli dziś
kontynuować dalej walkę o Wielką Polskę !
Naszą cechą jest :
- uznanie Narodu za najwyższą wartość, a dobro narodu za najwyższy cel
doczesny jednostki
- oparcie światopoglądu na etyce katolickiej
- traktowanie państwa, jako formy organizacyjnej Narodu
- uznawanie równości jednostek wobec obowiązku służby dla Narodu
- udziału władzy w państwie do całego Narodu
Dzisiaj My nowe pokolenie Polaków mamy obowiązek dokończyć to co zostało
zapoczątkowane jeszcze za czasów niewoli Polski.
By to uczynić musimy trwać na drodze – którą sobie nakreśliliśmy.
Nie możemy i zbaczać i zmieniać kierunku , lecz konsekwentnie budować
Wielką Narodową Polskę, w naszym życiu i w naszych sercach.
Każdy ma swoją drogę do przebycia , jeden będzie mówcą, drugi ideologiem,
trzeci poetą, czwarty informatykiem, piąty aktywistą lokalnym, itd . Każdy
może się samorealizować na swój sposób tak jak potrafi i na miarę swoich
możliwości .
Nadszedł dzień próby i mobilizacji. Próby, indywidualnego zaangażowanie się
w życie społeczne i polityczne Polski. Mobilizacji szeregów dla nacjonalistów,
narodowców, patriotów w szeregach Obozu Wielkiej Polski.
Czas by stara gwardia nacjonalistów wytyczyła szlak młodemu pokoleniu.
I czas wyboru dla młodego pokolenia czy chce dołączyć do Obozu Wielkiej
Polski czy biernością wspierać anarchizm, lewaków, kolorowe organizacje .
Roman Dmowski napisał w “Myślach nowoczesnego Polaka “, że do
najistotniejszych cech, jakie winny charakteryzować elity narodowe należą:
”…siła przywiązania do idei Ojczyzny, gotowość ponoszenia ofiar na cele
publiczne, bez domagania się za to osobistych korzyści. Ten wyższy,
szlachetniejszy rodzaj patriotyzmu można nazywać nacjonalizmem”.
Janusz Mucha
Kilka słów o judaizmie.
Aby zrozumieć współczesną rolę judaizmu w świecie i jego stosunek do
chrześcijaństwa należy poruszyć kilka zagadnień ogólnych, związanych z
moralno-religijnym charakterem judaizmu i jego odmiennością kultową.
Nieprzemijający wrogi stosunek judaizmu do chrześcijaństwa znajduje
swoje korzenie w absolutnej rozbieżności mistycznej, moralnej, etycznej i
światopoglądowej treści obu tych religii. Chrześcijaństwo jest świadectwem
miłosierdzia Bożego, które daruje wszystkim ludziom możliwość zbawienia
za cenę dobrowolnej ofiary, przyniesionej Jezusem Chrystusem –
wcielonym Bogiem, dla odkupienia wszystkich grzechów świata. Judaizm
natomiast uważa, że Żydzi przez sam fakt urodzenia posiadają wyjątkowe
gwarantowane prawo do bycia narodem uprzywilejowanym nie tylko w
swoim środowisku ale i na całym świecie. „Naród żydowski, wpadłszy w
pychę z powodu obcowania z prawdziwym Bogiem, zaczął gardzić wszystkimi
innymi narodami. A przez to naród ten zgubił samego siebie, bo z powodu
zaślepiającej go pychy, ze wszystkiego, co odsłonił przed nim Bóg przez swoich
proroków i błogosławionych, zapamiętał tylko jedno – mianowicie tylko to, że
jest narodem wybranym przez Boga. Duch i sens objawienia Starego
Testamentu całkowicie zanikł, a Pismo Święte było dla nich jak skupisko
niezrozumiałych słów. I do czasu przyjścia na ziemię Jezusa Chrystusa z nowym
objawieniem, Judejczycy nie dość , że zniżyli się w swojej ślepocie i
nieznajomości woli Bożej do poziomu narodów pogańskich, i przez zaciemnieni
wzroku duchowego i skamieniałość serca, pod wieloma względami, znaleźli się
niżej od pogan”. A zobaczmy co mówi na temat uprzywilejowania
poszczególnych narodów Pismo Święte: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że
Syna Swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale
miał życie wieczne”. (Ew.św.Jana 3.15). „Wszak mówi Pismo: Żadem, kto
wierzy w Niego nie będzie zawstydzony. Nie ma już różnicy między Żydem a
Grekiem. Jeden jest bowiem Bóg wszystkich” (List do Rzym.10.11). Takie
ś
wiadectwo daje światu chrześcijaństwo, stawiając miłość jako podstawę
stworzenia świata oraz moralną odpowiedzialność człowieka wobec Praw
Bożych jak też równość wszystkich ludzi wobec tych Praw. Talmud natomiast
twierdzi: „Naród żydowski zasługuje na życie wieczne, a inne narody podobne
są do osłów”. „Żydzi, jesteście ludźmi, a inne narody ludźmi nie są”. „Tylko
Ż
ydzi godni są mianować się ludźmi, a goje… mają prawo mianować się tylko
jako świnie”. Podobnym twierdzeniom, wyprowadzającym działalność swoich
wyznawców poza ramy ocen moralnych i pozbawiającym ich jakichkolwiek
norm etycznych i moralnych w obcowaniu z innymi narodami – talmudyzm
nadaje znaczenie centralne, świadomie zamieniając wiarę na przynależność
nacjonalną narodu. Źródła szatańskie Talmudu krytycznie oceniał Sam Jezus
Chrystus prosto mówiąc do kuszących Go Żydów: „Ojcem waszym jest diabeł; i
wy chcecie spełniać pożądania ojca waszego” ( Ew.św.Jana 8.44). Poruszony
problem sięga zamierzchłych czasów. Jeszcze wieki przed narodzeniem
Chrystusa prorocy krytykowali Izraelitów. Bez rezultatu. Po utracie
niezależności państwowej w wyniku podboju Palestyny przez Asyrię i Babilon –
Ż
ydzi zaczęli fałszywie interpretować Pismo Święte, oczekując przyjścia
Mesjasza jako Króla Izraela, Który uczyni ich panami świata. Całkowicie
pochłonięci swoim ziemskim znaczeniem… marzeniom o niezwykłej sławie,
sukcesie i dobrobycie i dzięki tym ziemskim marzeniom – odrzucili Mesjasza.
Izraelczycy oczekiwali na przyjście militarno-politycznego lidera. Chrystus
przyszedł na świat niosąc naukę pokupy i miłości. Szczególną ich nienawiść
wywołał fakt, że Chrystus krytykował faryzeuszy, nazywając ich grobami
pobielonymi. W ten bowiem sposób runął mit Izraelczyków o „narodzie
wybranym”. Dlatego też Żydzi fałszywie oskarżyli Chrystusa przed władzą
rzymską i dobili się na Niego wyroku śmierci. Rezultatem tego strasznego czynu
było pozbawienie złoczyńców łaski Bożej. Naród żydowski, który początkowo
był narodem wybranym, stał się narodem odrzuconym. Ale ukrzyżowany, a
następnie zmartwychwstały Chrystus stał się dla Żydów jeszcze bardziej
niebezpieczny. Chrześcijaństwo w krótkim czasie rozprzestrzeniło się na całym
ś
wiecie oddalając marzenie Żydów o panowaniu nad światem. Wtedy Żydzi
wypowiedzieli chrześcijaństwu wojnę, która trwa do dzisiaj. Wśród chrześcijan
ugruntował się pogląd co do przyczyn wrogości judaizmu do chrześcijaństwa:
wrogość ta jest odbiciem nienawiści i walki szatana z Bogiem. Syn Boży
bowiem Swoją śmiercią na krzyżu unicestwił potęgę szatana i odebrał mu
władzę nad ludzkimi.
W walce z państwowością chrześcijańską Żydzi korzystali z ogromnej pomocy
finansowej diaspory, tradycyjnie kontrolującej całą sferę finansową kontynentu.
Ich intrygi w znaczącej mierze przyczyniły się do upadku Bizancjum w 1453 r. a
następnie przeniesione zostały do Rosji jako do jedynej ostoi czystego
apostolskiego Prawosławia. Cały ciężar nienawiści skoncentrował się na
narodzie, który za cel swego istnienia postawił wiarę Prawosławną i życie
zgodne z jej przykazaniami. Historia Rosji, a szczególnie ostatni krwawy wiek
XX, dobitnie pokazują do jakich strasznych rozmiarów może posunąć się ta
nienawiść. I wydawałoby się, że po latach wyniszczeń narodu, niemal
całkowitego starcia z oblicza ziemi Prawosławia w Rosji – „zwycięzca”
zakończy swą haniebną „misję” w świecie. Niestety walka trwa nadal i
przygotowuje świat do przyjścia oczekiwanego przez nich „króla”, tym razem
antychrysta.
Za: http://prawoslawnypartyzant.wordpress.com
Zdobywanie serc i umysłów Afganów mimo
nocnych włamań?
W czasie pacyfikacji Afganistanu mają miejsce rocznie dziesiątki tysięcy
szokujących nocnych włamań do domów Afganów przez żołnierzy
amerykańskich w poszukiwaniu terrorystów, często według nagradzanych
pieniężnie donosów. Po ponad dziesięciu latach pacyfikacji Hamid Karzai,
marionetkowy prezydent Afganistanu, były właściciel restauracji w Nowym
Jorku, obecnie w strachu o swoje życie apeluje do władz amerykańskich do
zaprzestania nocnych włamań przez żołnierzy amerykańskich służb
specjalnych.
Jak wiadomo, w latach pacyfikacji Wietnamu pieniężne nagradzanie donosów
prowadziło nieraz do fatalnych skutków, które wynikają nie tylko z pomyłek,
ale również z donosów fałszywych, wymyślanych w rozgrywkach i kłótniach
między sąsiadami w okupowanych wioskach. Fala protestów wywołanych
masowym nocnym mordem dokonanym na grupie wieśniaków, kobiet i dzieci
przez obłąkanego żołnierza amerykańskiego w regionie Kandahar spowodowała
rząd prezydenta Obamy do oferty zmniejszenia nocnych włamań do chat
wiejskich. Formalnie według procedury w USA, przed nocnym włamaniem
policji do sypialni ludności cywilnej należy uzyskać pozwolenie od
kompetentnego sądu. Tego rodzaju procedura jest oferowana Afganom przez
Waszyngton, ponieważ nocne włamania do domów Afganów już od dawna są
kością niezgody między prezydentami Barackiem Obamą i Hamidem
Karzzai’em. Dzieje się to zwłaszcza w czasie ustalania roli żołnierzy
Amerykańskich po ewakuacji większości wojsk pacyfikacyjnych NATO.
Niestety, dowództwo amerykańskie jest przekonane, że włamania nocne są
najbardziej skuteczne w poskramianiu i dezorganizowaniu ruchu oporu
Talibanów, jak się o tym jakoby przekonano w 2,500 niedawnych atakach
nocnych na domy Afganów. Prezydent Karzai upiera się, że Amerykanie muszą
zaprzestać nocnych włamań do domów Afganów, ponieważ stanowią one
„invasion of privacy”, czyli gwałcenie tradycji afgańskiej nie pozwalającej na
obecność w nocy obcych mężczyzn w sypialniach kobiet i dzieci. Samo
ograniczenie ilości nocnych włamań prawdopodobnie nie poprawi sytuacji,
zwłaszcza w czasie, kiedy rozpowszechniane są fotografie żołnierzy
amerykańskich oddających mocz na zwłoki zabitych Afganów i na śmietnikach
znajdowane są niedopalone kopie Koranu. Obecnie sprawa przyzwolenia
prezydenta Hamada Karzai’a na nawet bardzo ograniczone nocne włamania do
domów afgańskich jest bardzo wątpliwa, ponieważ tego rodzaju przyzwolenie
może kosztować go życie. Natomiast niedawne masowe nocne mordy Afganów
spowodowały przerwę w rokowaniach Amerykanów z Afganami na temat
układu strategicznego obowiązującego po ewakuacji wojsk USA z Afganistanu.
Układ ten i stopień suwerenności Afganów miał być omawiany w czasie
spotkania u szczytu NATO w maju 2012. Władze USA chcą mieć wolną rękę w
polowaniach na członków AlQaidy na terenie Afganistanu, mimo nominalnej
suwerenności Afganów po zakończeniu amerykańskiej akcji pacyfikacyjnej.
Akcja ta była prowadzona bez jakiegokolwiek szacunku dla ludzi miejscowych
traktowanych z lekceważeniem bez wystarczającego udziału tłumaczy z
angielskiego na miejscowe języki tubylców, według doniesień prasowych.
Tymczasem dowódcy amerykańscy w Afganistanie ostatnio bardzo zwiększyli
ilość nocnych włamań w nadziei, że w ten sposób uda im się zmniejszyć ilość
Talibanów zaangażowanych w akcje terrorystyczne. Naturalnie USA wolałoby
ż
eby nocnych włamań do domów afgańskich dokonywali ludzie miejscowi na
służbie u Amerykanów w ramach utrzymywania porządku, tak jak to starano się
załatwić w Iraku. Obecnie Amerykanie mogą bez ograniczeń prowadzić akcje
pacyfikacyjne, ale ponoszą skutki takiego postępowania. Trudne jest
„zdobywanie serc i umysłów” Afganów przy jednoczesnych nocnych
włamaniach i braku poszanowania dla ludności, która ma silne poczucie honoru
i jest głęboko urażona obecnością w ich ojczyźnie obcych wojsk
pacyfikacyjnych. Uczucia te są niezrozumiale dla przybyszów z Ameryki,
którzy wyrażają wątpliwości czy liczba zabitych przez nich Afganów podawana
przez prezydenta Karzai’a jest naprawdę prawdziwa. Trudne jest „zdobywanie
serc i umysłów Afganów” przy jednoczesnych nocnych włamaniach do ich chat.
Iwo Cyprian Pogonowski
Za : http:// www.pogonowski.com
KAZIMIERZ WYBRANOWSKI
DZIEDZICTWO
Rozdział I.
Na stacji położonej obok powiatowego miasta, ruszało się kilku ludzi ze
służby kolejowej w oczekiwaniu Północnego Expresu, który w drodze od granicy
do Warszawy zatrzymał się tu dla nabrania wody. Niebo było pochmurne, szare,
ostry wiatr wschodni podrywał garstki śniegu, leżącego w bruzdach
zamarzniętej ziemi.
Jedyną nie należąca do służby osobą był przechodzący po peronie
mężczyzna atletycznej budowy, barczysty gruby w karku, z szeroka kanciasta
twarzą, z małymi, głęboko osadzonymi oczami, które tej twarzy nadawały
prawie dziki wyraz. Ubrany w przyzwoite palto z futrzanym kołnierzem i w
futrzaną czapkę, mógł wyglądać na świeżo wzbogaconego chama, gdyby nie
powściągliwość w ruchach i skromność w wyrazie twarzy, świadcząca o
tresurze.
Rozległ się gwizd lokomotywy i pociąg zwolnionym pędem zajechał na
stację. Z paryskiego wagonu lekko wyskoczy wysoki, smukły mężczyzna w
wykwintnie skrojonym miejskim futrze, w miękkim, grubym kapeluszu, i zaczął
się rozglądać po stacji. Z młodzieńczymi jego ruchami stanowiła kontrast blada
twarz, zmęczona i oczy badawcze, przenikliwe a zarazem jakieś niezwykle stare.
Przyglądająca mu się służba stacyjna zawyrokowała, że jest cudzoziemcem.
Oczekujący na peronie atleta szybko podszedł ku niemu, zdjął czapkę,
wyprostował się i rzekł:
- Grzegorz, służący z Turowa.
- Mamy, zdaje się jechać prosto do kościoła? - zapytał przybysz po polsku,
z niedostrzegalnym prawie akcentem cudzoziemskim, a jednocześnie wbił
badawcze oczy w służącego, który musiał uderzyć go swym typem niezwykłym.
- Tak jest, proszę pana - odrzekł Grzegorz i, wziąwszy z rąk konduktora
dwie walizki, poprowadził gościa przez budynek stacyjny na druga stronę.
Przy okazalej limuzynie stal szofer, chłop rosły, fizycznie dobrze
rozwinięty, aczkolwiek znacznie lżejszej wagi od służącego.
- Szofer Marek - przedstawi Grzegorz i zabrał się do lokowania waliz we
wnętrzu samochodu tak, żeby nie przeszkadzały podróżnemu. Ten mierzy
okiem to służącego, to szofera; nie mogło też ujść jego uwagi, ze obaj oni, acz
ukradkiem, bacznie mu się przyglądają.
Grzegorz poprosił go, żeby zajął miejsce, oryl mu szczelnie nogi baranicą,
proponował nawet wdzianie dachy, która w zamkniętym samochodzie nie była
potrzebna.
- Wiatr jest mroźny - mówił - a mamy przed sobą przeszło półtorej
godziny drogi.
Siadł kolo szofera i ruszyli, rozwijając znaczną szybkość pomimo niezbyt
równej drogi.
Podróżny przez chwile patrzył w okna na roztaczającą się po obu
stronach jednostajna, szarą równinę, po czym popadł w zadumę.
Jechał na pogrzeb człowieka, którego był synowcem, wychowańcem i
spadkobiercą. Jechał prosto z Paryża, gdzie stale mieszkał. Ze względu na
spadek będzie musiał jakiś czas pozostać w Polsce, której prawie nie znał, bo od
trzynastego roku życia wychowywał się, a potem pracował zagranicą. Planów
żadnych tymczasem nie robił - musiał przede wszystkim zorientować się w
swym nowym położeniu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że w życiu jego
zachodzi przewrót - jak wielki tego jeszcze nie mógł przewidzieć.
Stryja swego widywał rzadko i znał mało; spodziewał się teraz więcej o
nim dowiedzieć. Postanowił dokładnie notować sobie wszystko, co by mogło
mu rzucić jakiekolwiek światło na tę postać, pod wielu względami dotychczas
dla niego niezrozumiałą. Na wstępie zwrócili jego uwagę ci oto dwaj ludzie,
których wygląd świadczył, że stryj jego lubił dobierać sobie do służby atletów.
Czy to było tylko upodobanie?..
Obudził się z zamyślenia, gdy szofer zaświecił reflektory. Zapadła wczesna
noc zimowa, noc czarna, bezgwiezdna. Przed oczyma przesuwały się tylko silnie
oświetlone pnie drzew przydrożnych. Spojrzał na zegarek, minęła już godzina
jazdy. Za pól godziny pogrzeb. Znajdzie się wśród nowych, nieznanych ludzi,
wobec których będzie jedynym przedstawicielem zmarłego. Prawdopodobnie
będą tam sąsiedzi i niezawodnie liczni znajomi ze stolicy: stryj musiał być
człowiekiem ustosunkowanym. Nie znal miejscowych zwyczajów i nie bardzo
wiedział, jak się trzeba zachować. Na szczęście będzie tam adwokat stryja
Osiecki, który zajął się pogrzebem i w obszernym telegramie do Paryża
zawiadomił go, jak ma na pogrzeb zdążyć. Ten mu udzieli wszelkich
potrzebnych wskazówek.
Szofer dal parokrotny przeciągły sygnał. Wreszcie po dłuższej chwili
samochód stanął. Grzegorz szybko wyskoczył i, otwarłszy drzwiczki, pomógł
przybyszowi wysiąść.
Panowały nieprzeniknione ciemności. Tylko o jakieś dwadzieścia kroków
widać było otwarte drzwi kościelne, z których płynęła smuga słabego światła aż
do samochodu. W tym świetle stał tuż przed nim ubrany w grube futro
mężczyzna średniego wzrostu, dość otyły, z krótko przystrzyżonymi, jasnymi
wąsami, z twarzą przeciętnie inteligentną, na której wyrażał się stosowny do
chwili urzędowy smutek i powaga. Wyciągnął rękę do przybysza ze słowami:
- Jestem Osiecki. Czekaliśmy tylko na pana. Chodźmy do kościoła.
Po kilku słowach formalnego podziękowania adwokatowi za zajęcie się
pogrzebem przybysz ruszył z nim do wejścia do kościoła przez szpaler chłopów i
bab, zgromadzonych na cmentarzu kościelnym.
Weszli, a za nimi cisnęli się ludzie z cmentarza.
Na środku małego kościołka wiejskiego stal niewysoki katafalk, ubrany w
zieleń świerkową, wśród której parę dziesiątków świec się jarzyło. Na katafalku
spoczywała wielka, czarna trumna z krzyżem i obramowaniami z białej blachy,
skromna trumna drewniana.
Przybysz przykląkł przed trumną, po czym stanął i zaczął rozglądać się
wokoło.
Obok niego stal adwokat a za nim jakiś mały, szczupły człowieczek, siwy z
krótko przystrzyżoną bródką, w okularach, z wychudłą zmęczoną twarzą. Dalej
paru ludzi wyglądających na oficjalistów i służbę. Poza tym z półtorej setki
chłopów, przywiedzionych prawdopodobnie ciekawością.
Wiec to tak wygląda pogrzeb stryja? - myślał przybyły z Paryża synowiec.
Dlaczego taki ubogi? i czyż nie ma na świecie ludzi, którzy by mu chcieli
towarzyszyć do grobu?..- Nie mógł w żaden sposób zrozumieć, co to wszystko
znaczy...
Ukazał się ksiądz w czarnej kapie z organistą u boku i rozpoczął
odśpiewywanie egzekwii.
Oczy garści ludzi, zgromadzonych w kościele, spoczywały na przybyszu:
nie było w nich ani smutku, ani współczucia, ani nawet przejęcia się obrzędem:
było tylko zwyczajne, ordynarne zaciekawienie wobec zagranicznego dziwoląga,
który na tym tle był istotnie niezwykłym zjawiskiem.
On sam w owej chwili przywoływał sobie postać zmarłego stryja,
człowieka zamożnego, wykwintnego, zachowującego się wszędzie na świecie,
jak u siebie, i zestawiał swe wspomnienia z tym, co widział teraz przed sobą.
Jakiż kontrast! Jakie to bezdennie smutne!...
Stał, górując nad otoczeniem dużą głową, na której lśniły ciemne, gładko
w tył zaczesane włosy, z wysokim i szerokim czołem, przeciętym, dwiema
prostopadłymi bruzdami, z dużym prostym nosem, z suchą starannie wygoloną
twarzą. Spod mocnych, prostych brwi, patrzył szarymi, głęboko osadzonymi
oczami na to, co go otaczało. Oczy te były zimne, obojętne, jakby trzymały w
odległości ludzi, choć nie odpędzały ich, ale raczej przykuwały do miejsca...
Adwokat Osiecki. który co chwila rzucał na niego, ukradkiem spojrzenia,
mówił sobie, że takie oczy i takie cienkie zaciśnięte usta powinien mieć sędzia,
ażeby sprawiać wrażenie nieubłaganej, nie kierującej się żadnym uczuciem
sprawiedliwości i logiki.
Ksiądz skończył egzekwie, zaczęto odstawiać świece i świerczynę.
Grzegorz i trzej inni ludzie, widocznie ze służby, wzięli trumnę na barki i ponieśli
ją za księdzem.
Przed kościołem czekało sześciu ludzi z pochodniami, przy których słabym
świetle pochód ruszył w drogę. Ta garstka, przedzierająca się z trumną przez
ciemności nocne, sprawiała jakieś niesamowite warzenie: wyglądało to tak,
jakby grzebano kogoś ukradkiem, z dala od oczu ciekawego świata.
Kościół stał na krańcu wsi, a blisko niego, tuż za wsią, leżał mały
cmentarzyk. Na cmentarzu czekał dół wyrąbany w zmarzłej ziemi. Ustawiono
nad nim trumnę, a ksiądz cichym, jakby zdławionym głosem odśpiewał
rozdzierające melodie obrzędu pogrzebowego.
Trumnę opuszczono w dół i rozległ się głuchy łoskot spadających na nią
grud ziemi.
Jedyny przedstawiciel rodziny zmarłego stał nad dołem z pozornym
spokojem, ale z poczuciem, że się dzieje coś sprzecznego z normalnym
porządkiem rzeczy, coś nie zrozumiałego, cos nie wytłumaczonego. Naprzeciw
niego stal Grzegorz. Oczy atlety, patrzące nieruchomo w przestrzeń, miały jakiś
straszny, morderczy wyraz. Gdy trumnę opuszczono w dół, oczy te za nią
podążyły: w jednej chwili dzika twarz zmiękła, a spod powiek popłynęły grube
łzy, w których zamigotał blask pochodni. Obserwujący Grzegorza synowiec
zmarłego poczuł w tej chwili dla niego wdzięczność: te łzy były jedynym
uświetnieniem przygnębiającego obrzędu. Ale zachowanie się służącego nad
grobem zaniepokoiło go i zwiekszalo zagadkę tego pogrzebu.
Mowy pogrzebowej nie było.
Przy świetle dogasających pochodni organista zdjął z księdza kapę i
ściągnął komżę, gdy Osiecki podszedł do niego z synowcem zmarłego i
przedstawił: „Pan Zbigniew Twardowski, nowy dziedzic Turowa, ksiądz
Rybarzewski, proboszcz tutejszy i przyjaciel ś.p. stryja pańskiego”.
Uścisnęli sobie dłonie. Ksiądz ciekawie się przypatrywał nie zwykłemu
wyglądem człowiekowi. który mu ceremonialnie dziękował za smutny obrzęd.
Podszedł mały człowieczek z siwą bródką. Adwokat przedstawił go
Twardowskiemu jako doktora Zemłę, który leczył zmarłego.
- Ja tylko byłem pod ręką - prostował doktor - i służyłem w razie
potrzeby. Ś.p. stryj pański leczył się u największych powag europejskich.
Niestety, na jego serce nie było rady. Chwała Bogu, śmierć miał lekką.
- Tak, śmierć miał lekką -rzekł ksiądz, kładąc nacisk na pierwszy wyraz
zdania.
Miał jakby coś dalej mówić. ale nagle urwał.
Twardowski bystro na niego spojrzał. Ksiądz pod tym wzrokiem uczul
widocznie potrzebę powiedzenia czegoś, ale dorzuci tylko:
- Ma już spokój...
Synowiec zmarłego obserwował dalej księdza. Był to człowiek lat
pięćdziesięciu, silnej budowy. prosty w zachowaniu się, z tarza dość grubą, ale
sympatyczną; w jego dużych jasnych oczach widać było pewną głębię i myśli i
uczucia.
Ksiądz nagle przybrał swobodny wyraz twarzy i zaproponował wszystkim
trzem, by wstąpili na plebanie rozgrzać się szklanką herbaty. Adwokat
pośpieszył z odpowiedzią:
- Jak panowie wiedza, pan Twardowski przyjechał na pogrzeb prosto z
Paryża, jest niezawodnie zmęczony. Ja zaś jeszcze dziś chciałbym pomówić z
nim o interesach i odjechać na noc do Warszawy, gdzie od wczesnego rana
mam zajęcia.
Zostawili księdza z doktorem, sami zaś wsiedli do limuzyny, czekającej
przed cmentarzem. Grzegorz zajął swe miejsce przy szoferze.
Jechali w milczeniu. Twardowskiemu brzmiały jeszcze w uszach słowa
księdza, w których także tkwiła zagadka, i stał mu przed oczyma ten dziwny w
swym ubóstwie, rozpaczliwy w smutku pogrzeb, pogrzeb jakby skazańca.
Ksiądz, adwokat, doktor. trochę służby i garstka ciekawego ludu...
Osiecki, jakby odgadując jego myśli, przerwał milczenie.
- Pogrzeb odbył się ściśle według rozkazu zmarłego: zwyczajny dół w
ziemi na parafialnym cmentarzu, prosta drewniana trumna, jeden ksiadz
proboszcz miejscowy, żadnych mów, żadnych zaproszeń czy zawiadomień,
żadnych nekrologów, ani nawet najmniejszych wzmianek w gazetach. Jakby
chciał opuścić ten świat niepostrzeżenie, nie zwracając niczyjej uwagi.
Twardowski nie odpowiedział. Szukał, jaka myśl podyktowała tę wolę...
Szukał na próżno.
Szofer skręcił w wąska drogę, wysadzoną drzewami, i dał przeciągły
sygnał. W świetle latarni ukazał się wysoki trzymetrowy mur z czerwonej cegły.
Kiedy samochód podjeżdżał, jakieś ręce rozwierały ciężkie, z grubego drzewa,
mocno okute żelazem wrota, które za samochodem wnet się zatrzasnęły.
- Dziwny rygor - rzekł do siebie Twardowski.
Zatoczywszy wielkie półkole, stanęli przed domem. Lampa elektryczna,
oświetlająca z góry wejście, ukazywała wysmukle kolumny z szarego piaskowca,
tworzące zgrabny portyk.
Z otwartych drzwi wybiegł służący, który pomógł im wysiąść i
wprowadziwszy do obszernego przedpokoju, zdjął z nich futra. Grzegorz znikł
niepostrzeżenie.
Wnet otwarły się drzwi do wielkiego, dobrze oświetlonego hallu - dom
był widocznie zbudowany po angielsku - ze schodami, prowadzącymi na górę.
W ogromnym kominku paliły się z trzaskiem całe szczapy sosnowe.
Na środku stał ubrany w czarny surdut Grzegorz, trzymając w ręku tace z
bochenkiem chleba i solniczką. Skłonił się nisko w milczeniu i podał tacę
Twardowskiemu, starym zwyczajem witając nowego pana chlebem i solą.
Twardowski podziękował. Kiedy stawiał tacę na stole, wzrok jego padł na
stojącego przy drzwiach dużego psa, rasowego wilka, który się lekko najeżył,
warcząc z cicha. Lubił widocznie psy i znał się na nich, bo stał wpatrzony w
piękne zwierzę.
- Jak się nazywa? - spytał Grzegorza.
- Piorun.
- Piorun ! - powtórzył głośno Twardowski.
Pies ruszył z miejsca powoli, nieśmiało. Zbliżył się do niego, węsząc
ostrożnie. Naraz zaskamlał radośnie, stanął na tylnych łapach, przednie oparł o
piersi Twardowskiego i wyciągnął mordę ku jego twarzy. Gdy nowy pan zaczął
go głaskać, przytulił głowę do jego piersi.
Grzegorz stał osłupiały, z otwartymi ustami.
- Nie rozumiem, proszę jaśnie pana, co się stało. Ten pies nie da do siebie
dostąpić nikomu obcemu. Chyba mądry, zrozumiał, że to teraz jego pan.
Twardowski dalej głaskał psa.
- Tyś wcale nie taki mądry, jak Grzegorz myśli - śmiejąc się mówił do
zwierzęcia - tylko ty masz nos. Zwęszyłeś swego prawda?...
Grzegorz kręcił głową: widocznie mówił sobie, że nowy dziedzic ma jakiś
tajemniczy sposób zaprzyjaźniania się z psami. Patrzył na Twardowskiego z
podziwem i trochę z obawą.
Osiecki, który się przyglądał tej scenie z boku, zauważył sceptycznie:
- Nie musi to taki być zły pies, jak Grzegorz mówi.
- Niech pan podejdzie - rzekł Twardowski.
Adwokat powoli się zbliżył. Pies nagle najeżył się, warknął groźnie i
wystawił nań otwartą paszczę, w białe kły uzbrojoną. Adwokat się cofnął, a pies
warknął drugi raz mocniej i chciał się rzucić za nim, gdy Twardowski krzyknął
ostro:
- Piorun!
Pies natychmiast złagodniał i przypadł mu do nóg pokornie, tylko jeszcze
warczał z cicha przez chwile, zanim się całkowicie uspokoił.
- Dobry pies - rzekł Twardowski - On jest już mój.
Nachylił się nad Piorunem, głaszcząc go po karku.
Grzegorz patrzył na niego z coraz większym podziwem, adwokat zaś miał
minę zmieszaną wobec niezrozumiałego zjawiska.
- Pański stryj - rzekł - był dziwny człowiek, ale pan jest jeszcze dziwniejszy.
Twardowski uśmiechnął się, rozumiejąc, że rozsądny prawnik ma go
trochę za
wariata.
- No, panie mecenasie - rzekł - tu, przy tym kominku będzie nam dobrze.
Usiądźmy i pomówmy, zanim nam jeść dadzą.
- Obiad może być za godzinę - poinformował Grzegorz.
- Dobrze - rzekł Twardowski - Panu się bardzo spieszy!
- Chciałbym wyjechać za półtorej godziny - rzekł Osiecki - czy mógłby mi
pan dać samochód do Warszawy?
To pytanie zorientowało Twardowskiego, że on tu jest gospodarzem i że
to jego samochód.
Zwrócił się do Grzegorza:
- Powiedz szoferowi, żeby czekał przed domem za półtorej godziny i
pospieszcie się z obiadem. A przedtem przynieś nam tu wermut.
- Słucham jaśnie pana.
Osiecki stwierdził, że dziwak z Paryża bez wahań wchodzi w rolę pana
domu na wsi polskiej.
Usiedli w głębokich fotelach, wyciągając nogi ku kominkowi. Piorun ułożył
się u stóp nowego pana. Już nie warczał na mecenasa, tylko spojrzeniem go
zapewniał, że lepiej się nie zbliżać.
W domu panowała cisza, która zakłócał tylko trzask palącego się na
kominku drzewa.
Pismo ‘’Narodowy Radykał’’jest bezpłatne, dostarczane na nasz koszt.
Prosimy o wsparcie finansowe, aby tak pozostało dalej.
Możliwość przesłania wlepek i ulotek. Kontakt : janusz.mucha@owp.org.pl
Piszemy o sprawach niepoprawnych politycznie
Czy nam się to podoba, czy nie, państwem polskim jest dzisiaj Polska
Rzeczpospolita Ludowa. Owa Rzeczpospolita Ludowa jest dla naszego narodu
wielką zdobyczą, której trzeba strzec jak oka w głowie". Autorem tych słów nie
jest aktywista PZPR ani nawet obywatel PRL. W 1974 r. wyszły one spod pióra
jednego z czołowych publicystów i działaczy narodowych na emigracji –
Jędrzeja Giertycha, dziadka wicepremiera Romana Giertycha.
Po wprowadzeniu stanu wojennego stanowisko Giertycha stało się jeszcze
bardziej wyraziste i dobitne: „Zapewne nie spodoba się to niektórym moim
czytelnikom, lecz oświadczam otwarcie, że uważam, że dobrze się stało, iż
omawiany tu przewrót w dniu 13 grudnia nastąpił. Ale przede wszystkim
uważam, że dobrze się stało, że znalazł się ktoś, kto umiał nagłym aktem woli
przeszkodzić dojściu do skutku rewolucji, która wiodła Polskę pod każdym
względem ku katastrofie. Cieszę się także, że cała operacja wprowadzenia stanu
wojennego przeprowadzona została tak sprawnie i prawie że bezboleśnie".
System Giertycha.
Koncepcje polityczne Jędrzeja Giertycha były bliskie działającemu w kraju
środowisku narodowemu, które na większą skalę uaktywniło się po 1976 r. Dały
one o sobie znać jednak przede wszystkim po powstaniu „Solidarności". I
chociaż Giertych nigdy nie wkroczył na drogę kolaboracji z komunistami, to
stworzył system poglądów, który zaprowadził niektórych z jego uczniów w kraju
na manowce współpracy z bezpieką.
Giertych, mimo że przebywał na wygnaniu w Londynie, dystansował się wobec
poglądów legalistycznych – potępiał rząd polski na uchodźstwie i działalność
stronnictw emigracyjnych (w tym Stronnictwa Narodowego). A po 1956 r. w
zasadzie uznał PRL za swoją ojczyznę, której w sojuszu z Sowietami należy
bronić przed zakusami niemieckich rewizjonistów oraz powiązanych z częścią
aparatu władzy i Zachodem masonów i trockistów z Polskiego Porozumienia
Niepodległościowego, Komitetu Obrony Robotników i „Solidarności".
Według niego, PRL była kolejną, równoprawną formą polskiej państwowości,
która po 1956 r. odzyskiwała stopniowo suwerenność, a po 1968 r. przez
wyeliminowanie z aparatu władzy Żydów ulegała ewolucyjnie przekształceniu w
państwo narodowe. Dla komunistów Giertych był pożyteczny ze względu na
prezentowany w publikacjach „polityczny realizm", który zbliżał go do PRL, a
zarazem oddalał od emigracji.
Neoendecja .
Funkcjonujące w PRL środowiska neoendeckie pozostawały pod wpływem
poglądów głoszonych przez Giertycha. Krajowi narodowcy byli zlepkiem
skonfliktowanych osób i drobnych grup nawiązujących do tradycji Narodowej
Demokracji. Działały one niezależnie od siebie w całym kraju bądź w ramach lub
na obrzeżach legalnych organizacji, takich jak Polski Związek Katolicko-
Społeczny, Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald, stowarzyszenie Pax, NSZZ
„Solidarność" (niektóre komisje zakładowe) czy Polski Ruch Odrodzenia
Narodowego.
Spiritus movens środowiska narodowego w kraju był Jan Kanty Matłachowski,
zaprzyjaźniony w przeszłości z Giertychem. Po powrocie do kraju w 1961 r.
cieszył się sporym autorytetem w krajowych środowiskach narodowych, choć
nigdy nie dorównywał w tym względzie Konstantemu Skrzyńskiemu, Leonowi
Mireckiemu i Napoleonowi Siemaszce. Był animatorem nieformalnych spotkań
środowisk narodowych. Wykorzystywał w tym celu stowarzyszenie Pax i Polskie
Towarzystwo Higieny Psychicznej, w którym tworzył tzw. krąg działaczy
narodowych. W latach 70. i 80., organizował spotkania dyskusyjne, m.in. w
swoim mieszkaniu w Warszawie. Jeden z młodszych aktywistów narodowych
miał nawet wyrazić o nim jakże znamienną opinię, że Matłachowski powinien
być dla narodowców tym, kim dla korowców jest Edward Lipiński.
Agent Maksym .
Za Matłachowskim stała przede wszystkim legenda przedwojennego działacza
Stronnictwa Narodowego, którego w latach 30. dostrzegł sam Roman Dmowski,
włączając go do elitarnego zespołu doradczego, zwanego „siódemką", a później
„dziewiątką". W czasie wojny Matłachowski dał się poznać jako dobry
konspirator i członek władz krajowych obozu narodowego (ps. Ostoja). W
grudniu 1945 r. zbiegł na Zachód i osiadł w Londynie, gdzie angażował się w
działalność kombatancką i polityczną.
Od lat 50. Matłachowski był agentem bezpieki i jako tajny współpracownik
Maksym był wykorzystywany m.in. w kombinacjach operacyjnych wywiadu PRL,
związanych z tzw. akcją repatriacyjną (w tym ze sprawą ściągnięcia do kraju
Stanisława Cata Mackiewicza), donosił na Giertycha i kontrolował go
operacyjnie, inwigilował krajowe i emigracyjne środowiska kombatanckie,
typował działaczy emigracyjnych do współpracy z bezpieką. A wydawany przez
niego w Londynie „Tygodnik" był pismem kontrolowanym i sponsorowanym
przez komunistyczny wywiad. Po powrocie do kraju Matłachowski kontynuował
współpracę z SB, za co otrzymywał wynagrodzenie. Prawie do ostatnich swoich
dni był agentem Departamentu III MSW.
Jak wielu innych agentów narodowców i prawicowców Matłachowski uważał,
że należy podjąć z SB grę polityczną, gdyż po 1968 r. komunistyczna policja
polityczna, a zwłaszcza wojsko reprezentowały zbieżny z poglądami endecji
„kierunek narodowy" w obozie władzy PRL. „Z dwojga złego lepszy bandyta
nacjonalbolszewik niż bandyta kosmopolita" – jak określi tę filozofię badacz
obozu narodowego prof. Jan Żaryn. W przekonaniu Matłachowskiego należało
zatem nie tylko utrzymywać kontakty z bezpieką, ale przez służby specjalne
oddziaływać, wzmacniać i wspierać „opcję narodową” w aparacie partyjno-
administracyjnym Polski Ludowej.
Dla SB taka postawa była czytelna, dlatego też w kontaktach z agenturą
odwoływano się do tzw. patriotycznych pobudek i wspólnej walki z „trockistami
i Żydami" z KOR i „Solidarności". Donoszenie na „trockistów i Żydów” z KOR i
„Solidarności” było więc dla Maksyma czymś naturalnym. Nie miał on też
skrupułów, by inwigilować osoby zaangażowane w działalność
antykomunistyczną, a nawet formułować koncepcje na temat ich zwalczania
przez władze PRL. Miał wręcz wyznać oficerowi SB, że „biorąc pod uwagę cele
strategiczne grup dysydenckich oraz ich zoologiczną antyradzieckość”,
działalność tę uznać należy za „wyjątkowo szkodliwą” i „wymierzoną przeciwko
podstawowym interesom narodu polskiego”.
Kara śmierci dla Kuronia?
Jak się wydaje, prawdziwym dramatem był dla Maksyma sierpień ’80 -
powstanie „Solidarności" i wzrost nastrojów antykomunistycznych w kraju. W
ocenie sytuacji zgadzał się z bezpieką. Jesienią 1980 r. mówił o potrzebie
eliminacji „korowców" z „Solidarności”, „skazaniu na najwyższe kary co
najmniej 10 przywódców KSS KOR”, „likwidacji Kuronia i jego popleczników z
życia politycznego”, wyeliminowaniu z życia społeczno-politycznego
Konfederacji Polski Niepodległej i rychłym skazaniu Leszka Moczulskiego za
głoszenie haseł „szowinistycznych i antyradzieckich”.
Według Matłachowskiego, zdecydowana rozprawa z „korowcami" i opanowaną
przez nich „Solidarnością" miała nastąpić przez wprowadzenie stanu
wyjątkowego i postawienie ich przed sądami wojskowymi. Jednocześnie władze
powinny wzmocnić „orientację proradziecką poza partią” przez legalizację
organizacji neoendeckiej, która powinna zaatakować KSS KOR za „jego mafijne
powiązania z Zachodem i międzynarodowym żydostwem". Maksym twierdził
także, że grupa ta powinna być „odpowiednio sterowana przez władzę", ale z
prawem do wydawania własnego pisma nawiązującego do tradycji paryskich
„Horyzontów”, które na emigracji wydawał Witold Olszewski, notabene też
agent bezpieki o pseudonimie Wysoki.
Salony bezpieki .
Również inni narodowcy mieli kontakty z SB. Wiadomo na przykład, że
zajmujący ważne miejsce w krajowym środowisku narodowym mecenas
Napoleon Siemaszko od lat 70. utrzymywał związki z bezpieką. Prowadził w
mieszkaniu w Warszawie salon – miejsce spotkań działaczy narodowych
różnych pokoleń.
Z zachowanych w IPN akt – dodajmy, że niekompletnych – wynika, iż na
początku lat 70. bezpiece udało się z nim nawiązać regularny kontakt.
Funkcjonariusze Departamentu III MSW uznali, że ze względu na postawę
ideową Siemaszki powinien być to rodzaj niezobowiązującego dialogu
operacyjnego, gdyż propozycja formalnego werbunku może go odstraszyć. Z
czasem – według SB – opory te miały ustępować. Był coraz bardziej lojalny.
Podczas jednego ze spotkań Siemaszko miał nawet zadeklarować pomoc w
inwigilowaniu „osób lub grup wywodzących się ze Stronnictwa Narodowego, co
do których zachodzi uzasadnione przypuszczenie, że prowadzą działalność
polityczną sprzeczną z interesami Polski i przeciw obecnej rzeczywistości".
Jednym z najbliższych współpracowników Jana Matłachowskiego był Bogusław
Rybicki, który współpracował z SB – jako TW Rogulski. Był działaczem Regionu
Mazowsze NSZZ „Solidarność", Zjednoczenia Patriotycznego Grunwald i
wydawcą książek o tematyce narodowej i antysemickiej. Przez zaangażowanie
w Grunwaldzie poznał środowisko aktywistów PZPR skupionych wokół
Tadeusza Grabskiego. Znał też oficerów Ludowego Wojska Polskiego z Akademii
Sztabu Generalnego i Wojskowej Akademii Politycznej, redakcje
„Rzeczywistości" i „Żołnierza Wolności", a przez kontakty kościelne także
członków Prymasowskiej Rady Społecznej i Kurii Metropolitarnej w Warszawie.
Podczas rozmów z SB „analizował" sytuację w episkopacie przez pryzmat
„wpływów żydowskich", a swojemu opiekunowi z Biura Studiów MSW
przekazywał drukowaną przez siebie „literaturę narodową” (m.in. „Protokoły
mędrców Syjonu”, „Masonerię w Polsce współczesnej”).
Nie lada autorytetem w środowiskach narodowych do dziś cieszy się Tadeusz
Bednarczyk, który uchodził za jednego z głównych znawców problematyki
żydowskiej. Autorytet Bednarczyka miał w dużej mierze wynikać z jego
doświadczeń wojennych, gdyż – jak sam opowiadał – był z ramienia władz
podziemnych odpowiedzialny za pomoc warszawskiemu gettu. Miał też być
faktycznym założycielem Żydowskiego Związku Wojskowego. Historycy – tacy
jak Dariusz Libionka – kwestionują wspomnienia i opowieści wojenne
Bednarczyka. Jest natomiast faktem, że przez całe życie Bednarczyk ukrywał
swoją służbę w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Po wojnie był
kierownikiem sanatorium MBP w Kudowie, gdzie prowadził nieobyczajne życie
oraz karał chłostą Niemców i Niemki zatrudnione w sanatorium. Był na tyle
okrutny, że jego przełożeni z bezpieki postanowili się go pozbyć z resortu w
1946 r. W latach 60. Bednarczyk został pozyskany do współpracy z SB jako
kontakt poufny do rozpracowywania m.in. działacza komunistycznego i
dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego Bernarda Marka. Na początku
lat 80. Bednarczyk związał się z ZP Grunwald i znów był wykorzystywany przez
SB, tym razem do inwigilacji środowiska endeckiego w kraju – jako kontakt
operacyjny Tadeusz. Ciekawostką może być to, że w III RP Bednarczyk związał
się z Samoobroną, którą wspierał swego czasu w kampanii wyborczej.
Jeszcze inni, przekładając na praktykę na przykład wyznawaną ideę
„niekomunistycznej orientacji proradzieckiej", nawiązywali kontakty z sowiecką
ambasadą bądź bezpośrednio ze służbami Związku Sowieckiego. W aktach
jednej ze spraw operacyjnych SB z lat 80. znajdujemy informację, że związany z
obozem narodowym Józef Kossecki chwalił się w środowisku endeckim, że „byli
u niego niedawno znajomi z Mińska ze szkoły KGB". Kossecki był w 1990 r.
szefem kampanii Tymińskiego i czołowym działaczem Partii X.
Sieroty po PRL .
Trudno dziś pojąć, jak obóz polityczny, który był ruchem antykomunistycznym
(wynikało to z awersji do kosmopolityzmu i internacjonalizmu oraz katolickiego
oblicza wyznawanego nacjonalizmu) i w zasadzie pierwszy w czasie II wojny
światowej zdefiniował Sowietów jako naszego okupanta, a po 1943 r. - jako
głównego wroga; obóz, który z pasją był niszczony przez NKWD, MBP i KBW,
mógł z siebie wydać cały zastęp kolaborantów. Odsłaniając dzieje tego obozu i
jego losy, nie powinniśmy się dziwić, że współcześni neoendecy przypominają
raczej skłócone sieroty po PRL niż spadkobierców Popławskich i Dmowskich,
żołnierzy NSZ i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego czy działaczy
emigracyjnego SN.
Warto, byśmy jednak pamiętali o rzeszach narodowców, którzy w okresie
wojny, drugiej konspiracji oraz w ubeckich kazamatach oddali życie za wolną
Polskę. Wielu przetrwało powojenną eksterminację, zeszło do „głębszego
podziemia" wewnętrznej emigracji, zachowało godność w PRL, nie angażując
się w koncesjonowane przybudówki moczarowców, za co płacili często
prześladowaniem przez SB. To oni byli i są faktycznymi spadkobiercami obozu
narodowego.
Tekst jest skróconą wersją obszernego opracowania, który ukazał się na łamach
wydawnictwa IPN „Aparat represji w Polsce Ludowej 1944-1989"
Autor: Sławomir Cenckiewicz
Typy umów o pracę
Umowy o pracę można zawierać:
a) na czas nieokreślony,
b) na czas określony,
c) na czas wykonania określonej pracy,
d) na czas określony w celu zastępstwa nieobecnego pracownika.
Każda z wyżej wymienionych umów może być poprzedzona umową na okres
próbny, nieprzekraczający trzech miesięcy.
UWAGA
W literaturze i orzecznictwie przyjęło się, że umowa o pracę, która nie została
zawarta jako umowa terminowa, jest ze swej istoty umową na czas
nieokreślony, nawet jeżeli nie została tak nazwana.
1. Umowa na czas nieokreślony może być przekształcana na mocy
porozumienia stron w umowę na czas określony lub w umowę na czas
wykonywania określonej pracy. Strony nie mogą natomiast przekształcić
umowy na czas nieokreślony w umowę na okres próbny. Okres ten może
poprzedzać zawarcie kolejnej umowy, ale nigdy odwrotnie.
2. Umowa na czas określony jest jedną z terminowych umów o pracę.
Zawierana jest bądź do końca okresu ustalonego kalendarzowego, bądź do dnia
dającego się w czasie oznaczyć przez wskazanie faktu, który powinien nastąpić
w przyszłości.
3. Strony mogą dopuścić możliwość wcześniejszego rozwiązania umowy o
pracę, zawartej na czas określony dłuższy niż sześć miesięcy, przewidując
dopuszczalność jej wypowiedzenia z zachowaniem dwutygodniowego okresu.
4. Umowa o pracę zawarta na czas określony może ulec wcześniejszemu
rozwiązaniu w razie ogłoszenia upadłości lub likwidacji pracodawcy. Każda ze
stron może ją wtedy rozwiązać za dwutygodniowym wypowiedzeniem (art. 411
§ 2 kp). Może ulec także przedłużeniu z mocy prawa jeżeli (zgodnie z art. 177 §
3 kp) jest zawarta z pracownicą w ciąży i ulegałaby rozwiązaniu po upływie
trzeciego miesiąca ciąży.
5. Umowa na czas zastępstwa nieobecnego pracownika jest szczególną
odmianą umowy na czas określony. Umowy takie mogą być rozwiązane na
mocy porozumienia stron lub bez wypowiedzenia, gdy zachodzą przyczyny
uzasadniające rozwiązanie umowy w tym trybie. Umowa na zastępstwo nie
ulega – w odróżnieniu od typowej umowy na czas określony – przedłużeniu do
dnia porodu, jeżeli ulegałaby rozwiązaniu po upływie trzeciego miesiąca ciąży
pracownicy.
6. Umowa na czas wykonania określonej pracy jest kolejną odmianą umowy
terminowej. Umowę taką strony zawierają na okres potrzebny do zrealizowania
określonego zadania, na przykład wybudowania obiektu, wykonania prac
remontowych, zbioru plonów w gospodarstwie rolnym. Umowę taką można
wypowiedzieć w razie ogłoszenia upadłości lub likwidacji pracodawcy. Nie ma
natomiast prawnej możliwości wcześniejszego jej rozwiązania za
dwutygodniowym wypowiedzeniem.
7. Umowa na okres próbny jest zawierana w przypadkach, gdy jedna albo obie
strony przed podjęciem decyzji o nawiązaniu stosunku pracy chcą poznać
warunki przyszłego wykonywania pracy oraz wzajemne prawa i obowiązki w
miejscu pracy. Zawarcie takiej umowy jest pozostawione swobodzie stron.
Kodeks zastrzega tylko, że umowa o pracę zawarta na okres próbny może
jedynie poprzedzać zawarcie umowy definitywnej (na czas nieokreślony, na
czas określony, lub wykonania określonej pracy) oraz, że okres próbny nie może
przekraczać 3 miesięcy.
Zawarcie trzech kolejnych umów o pracę na czas określony
Zgodnie z nowym brzmieniem art. 251 § 1 kp zawarcie kolejnej umowy o pracę
na czas określony jest równoznaczne w skutkach prawnych z zawarciem umowy
o pracę na czas nieokreślony, jeżeli poprzednio strony dwukrotnie zawarły
umowę o pracę na czas określony na następujące po sobie okresy, o ile przerwa
między rozwiązaniem poprzedniej a nawiązaniem kolejnej umowy o pracę nie
przekroczyła jednego miesiąca.
Zakaz aneksowania
Uzgodnienie między stronami w trakcie trwania umowy o pracę na czas
określony dłuższego okresu wykonywania pracy na podstawie tej umowy
uważa się za zawarcie kolejnej umowy o pracę na czas określony.
Nie dotyczy
Zasada zakazu zawierania trzech umów na czas określony następujący
bezpośrednio po sobie nie dotyczy umów o pracę na czas określony zawartych:
1) w celu zastępstwa pracownika w czasie jego usprawiedliwionej nieobecności
w pracy,
2) w celu wykonywania pracy o charakterze dorywczym lub sezonowym albo
zadań realizowanych cyklicznie.
Umowa o pracę
1. Przepis art. 29 kodeksu pracy określa: 1) wymagania, jakim powinna
odpowiadać treść każdej umowy o pracę oraz 2) formę, w jakiej umowa ta
powinna być zawarta. Umowa o pracę powinna być zawarta w formie pisemnej.
Forma ta nie jest zastrzeżona w Kodeksie pracy pod rygorem nieważności. Jeśli
pracodawca nie zachowa takiej formy, ma obowiązek potwierdzenia
pracownikowi na piśmie, najpóźniej w dniu rozpoczęcia pracy, rodzaju umowy i
jej warunków. Niedopełnienie przez pracodawcę obowiązku potwierdzenia na
piśmie rodzaju umowy i jej warunków nie jest przyczyną nieważności faktycznie
zawartej umowy. Kodeks pracy nie przewiduje takiej sankcji, a zgodnie z art. 73
§ 1 kc, który ma tu zastosowanie na mocy art. 300 kp, czynność dokonana bez
zachowania zastrzeżonej formy jest nieważna tylko wtedy, gdy ustawa
przewiduje rygor nieważności.
2. Umowa o pracę powinna określać rodzaj wykonywanej pracy, który powinien
być wskazany w sposób nie budzący wątpliwości. Przez „rodzaj pracy” rozumie
się typ czynności składających się na umówioną pracę. Wskazanie ogólnie
jakiegoś zawodu jako rodzaju pracy nie jest wystarczające.
3. Pojęcie „miejsca pracy” nie zostało określone w kodeksie pracy. W literaturze
pod tą nazwą rozumiana jest jednostka przestrzeni, gdzie pracownik stale
rozpoczyna i kończy codzienną pracę. Nie musi to być miejsce, gdzie
pracodawca ma swoją siedzibę. Od tak określonego miejsca pracy, będącego
jednym z warunków umowy o pracę, należy odróżnić miejsce wypełniania
obowiązków pracowniczych, które usytuowane jest bądź to w zakładzie pracy,
bądź poza jego siedzibą, gdy pracownik wykonuje prace wymagające
przemieszczania się w przestrzeni. Dotyczy to na przykład kierowców i
personelu latającego.
4. W każdej umowie o pracę powinno zostać wskazane wynagrodzenie, które
należy tak określić, aby sposób ustalenia wysokości wynagrodzenia był
oczywisty i mógł po zakończeniu jednego okresu płatności odpowiadać
określonej kwocie dla konkretnego pracownika.
Planowanie czasu pracy
Na zaczynające się kolejne miesiące lub lata kalendarzowe niektórzy
pracodawcy muszą ułożyć grafiki czasu pracy na nowe okresy rozliczeniowe
przed końcem takiego miesiąca lub roku.
Grafiki muszą przygotować ci pracodawcy, którzy stosują pracę zmianową lub
równoważne systemy czasu pracy. Podobnie będzie w tych firmach, gdzie pracę
świadczy się także w niedziele i święta albo są różne terminy dni wolnych
wynikających z przeciętnie 5-dniowego tygodnia pracy.
U pracodawcy ze stałym rozkładem czasu pracy, czyli w firmach, gdzie
przykładowo pracuje się od poniedziałku do piątku w stałych godzinach, a
soboty i niedziele są dniami wolnymi, wystarczą odpowiednie postanowienia
zapisane w regulaminie pracy dotyczące organizacji pracy w firmie. Nic jednak
nie stoi na przeszkodzie, żeby taki szef rozpisał grafik pracy na przyjęty u siebie
okres rozliczeniowy, np. miesięczny.
1. Nie tylko „wolna sobota”
Art. 129 kp określa, że pracownicy powinni świadczyć pracę przeciętnie 5 dni w
tygodniu w przyjętym okresie rozliczeniowym, czyli 40 godzin tygodniowo i 8
godzin dziennie. Dniem wolnym od pracy wynikającym z 5-dniowego tygodnia
pracy może być każdy dzień tygodnia z wyjątkiem niedzieli, która jest dniem
ustawowo wolnym od pracy. Dzień taki nie może również przypadać w święto.
Na ogół, w większości polskich firm jest to sobota (tzw. wolna sobota), ale dni
wolne z tytułu 5-dniowego tygodnia pracy mogą przypadać w różnych dniach
tygodnia, np. w jednym tygodniu będzie to sobota, w drugim poniedziałek, a w
trzecim z kolei środa. To pracodawca ustala termin takiego dnia wolnego w
firmie.
2. Nie pomiń świąt
Z ustawy z 18 października 1951 r. o dniach wolnych od pracy (Dz. U. Nr 4, poz.
28 ze zm.) wynikają zaś inne wolne dni od pracy. Są to wszystkie niedziele i 12
dni dodatkowych świąt państwowych i kościelnych.
3. Pamiętaj o definicjach
Rozpisanie harmonogramu nie jest skomplikowane, pod warunkiem, że
pracodawca właściwie obliczy obowiązujący pracownika wymiar czasu pracy.
Przy rozliczaniu czasu pracy przez tydzień należy rozumieć 7 kolejnych dni
kalendarzowych, poczynając od pierwszego dnia okresu rozliczeniowego, a
przez dobę – 24 kolejne godziny, poczynając od godziny, w której pracownik
rozpoczyna pracę zgodnie z obowiązującym go rozkładem czasu pracy.
4. Jak obliczyć wymiar czasu pracy?
Zgodnie z art. 130 § 1 kp obowiązujący pracownika wymiar czasu pracy w
przyjętym okresie rozliczeniowym szef ustala:
• mnożąc 40 godzin (norma przeciętna tygodniowa) przez liczbę pełnych
tygodni w okresie rozliczeniowym,
• dodając do otrzymanej liczby iloczyn 8 godzin (norma dobowa) i liczby dni
pozostałych do końca okresu rozliczeniowego, przypadających od poniedziałku
do piątku (tzw. dni wystających),
• odejmując od otrzymanego wyniku iloczyn 8 godzin (norma dobowa) i liczby
świąt przypadających w innym dniu niż niedziela (art. 130 § 2 zd. pierwsze kp).
Jeśli pracownika z przyczyn usprawiedliwionych nie było w pracy, bo np.
chorował, to pracodawca przy ustalaniu wymiaru czasu pracy musi mu go
obniżyć o liczbę godzin tej absencji, przypadających do przepracowania w
czasie tej nieobecności, zgodnie z przyjętym rozkładem czasu pracy.
5. Dłużej niż miesiąc
Pracodawcy mogą także stosować dłuższe niż jednomiesięczne okresy
rozliczeniowe. Najczęściej będą one 3- lub 4-miesięczne, ale np. w rolnictwie i
hodowli, a także przy pilnowaniu mienia lub ochronie osób może być
wprowadzony okres rozliczeniowy nieprzekraczający 6 miesięcy, a jeżeli jest to
dodatkowo uzasadnione nietypowymi warunkami organizacyjnymi lub
technicznymi mającymi wpływ na przebieg procesu pracy dopuszcza się nawet
12-miesięczne cykle rozliczeniowe.
Wymiar czasu pracy w takim okresie oblicza się podobnie jak przy cyklach
jednomiesięcznych.
Ewidencjonowanie czasu pracy
1. Sposób wypełniania ewidencji czasu pracy
Ewidencję czasu pracy należy tak wypełnić, aby prawidłowo wypłacić
wynagrodzenie za pracę. W tym celu liczba rubryk w ewidencji czasu pracy
powinna odpowiadać zapotrzebowaniu na ustalenie liczby godzin pracy, w tym
szczególnie wyróżnione powinny być te godziny, których przepracowanie daje
pracownikowi prawo do dodatkowego wynagrodzenia lub czasu wolnego od
pracy oraz których rekompensata polega na konieczności oddania dnia wolnego
od pracy w innym terminie (praca w niedziele, święta, czy dni wolne od pracy
wynikające z przeciętnie pięciodniowego tygodnia pracy). Prawidłowe
gospodarowanie czasem pracy pracownika polega bowiem zarówno na
właściwym ustalaniu wynagrodzenia za pracę, jak również udzieleniu
prawidłowej liczby dni wolnych od pracy. Roszczenia pracowników o należne
wynagrodzenie za pracę może być dochodzone zarówno przed sądem pracy
(pozew pracownika do sądu pracy), jak również w wyniku działania inspektora
pracy (wydanie decyzji administracyjnej – nakazu płacowego w zakresie
wypłaty należnego wynagrodzenia za pracę). Liczba dni wolnych weryfikowana
jest natomiast przez inspektora pracy w czasie dokonywania przez niego
czynności kontrolnych. Udzielenie zbyt małej liczby dni wolnych jest
wykroczeniem przeciwko prawom pracownika zagrożonym karą grzywny.
Ponieważ w trakcie trwania okresu rozliczeniowego weryfikacji podlegać mogą
tylko godziny nadliczbowe z powodu przekroczenia dobowej normy czasu
pracy, praca w porze nocnej, dyżury, urlopy oraz usprawiedliwione i
nieusprawiedliwione nieobecności w pracy – wszystkie takie informacje
powinny być przez pracodawców weryfikowane na bieżąco. Jeżeli jednak w
przepisach wenątrzzakładowych (układzie zbiorowym pracy czy regulaminie
wynagradzania) przewidziane są dla pracownika specjalne dodatki uzależnione
od czasu, w którym praca jest przewidziana (np. dodatki za pracę w soboty czy
w godzinach popołudniowych), ewidencja powinna zawierać dodatkowe
informacje.
2. Kto i dla kogo tworzy ewidencję czasu pracy?
Wszyscy pracodawcy mają obowiązek prowadzenia ewidencji czasu pracy bez
względu na zatrudnioną liczbę pracowników. Jeżeli nawet zatrudnia się tylko
jednego pracownika, prowadzi się dla niego indywidualną, imienną ewidencję
czasu pracy. Obowiązek taki dotyczy wszystkich pracowników bez względu na
podstawę prawną nawiązania stosunku pracy (umowa, mianowanie, powołanie
czy wybór).
3. Na jakie okresy prowadzona jest ewidencja czasu pracy?
Powszechnie obowiązujące przepisy prawa pracy nie przewidują okresów na
jakie powinna być prowadzona ewidencja czasu pracy. To pracodawca decyduje
jak długi okres będzie objęty ewidencją. Celem prowadzenia ewidencji jest
prawidłowe ustalenie wynagrodzenia i innych świadczeń związanych z pracą.
Zgodnie z art. 85 kp wynagrodzenie powinno być wypłacane przynajmniej raz w
miesiącu. Aby ustalić prawidłową jego wysokość, ewidencję czasu pracy należy
tak prowadzić, aby przed każdym terminem płatności wynagrodzenia, obok
stałych składników wynagrodzenia za pracę było możliwe wypłacenie
należnego wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych. Najwygodniej i
najpraktyczniej jest zatem prowadzić miesięczną ewidencję czasu pracy, na
podstawie której bez trudu można ustalić przysługujące wynagrodzenie za
pracę w godzinach nadliczbowych przysługujące pracownikowi z tytułu
przekroczenia dobowej normy czasu pracy, które powinno być wypłacone w
najbliższym terminie płatności po ich wystąpieniu, chyba że praca taka jest
rekompensowana czasem wolnym od pracy.
4. Co powinna zawierać ewidencja czasu pracy?
Podstawowym niezbędnym elementem, który powinna zawierać każda
ewidencja czasu pracy, jest liczba godzin pracy, którą pracownik przepracował.
Rozporządzenie określa to jako ewidencję pracy w poszczególnych dobach
roboczych. Oznacza to jednak konieczność ewidencji każdego przepracowanego
przez pracownika czasu, w tym pracy w niedzielę i święta, w porze nocnej, w
godzinach nadliczbowych, oraz w dni wolne od pracy wynikające z
pięciodniowego tygodnia pracy. Ponadto pracodawca ma obowiązek
ewidencjonować dyżury, urlopy, zwolnienia od pracy, oraz inne
usprawiedliwione i nieusprawiedliwione nieobecności w pracy, a w stosunku do
pracowników młodocianych w ewidencji należy uwzględnić czas ich pracy przy
pracach wzbronionych młodocianym, których wykonywanie jest dozwolone w
celu odbycia przez nich przygotowania zawodowego.
5. Udostępnianie pracownikowi ewidencji na jego żądanie
Ewidencję czasu pracy należy udostępnić pracownikowi na jego żądanie.
Oryginał dokumentu jest własnością pracodawcy. Tym niemniej, forma
udostępnienia ewidencji uzależniona jest od pracownika. Jego żądanie może
dotyczyć jedynie wglądu, ale także powielenia metodą kserograficzną czy
odpisania z oryginału.
6. Konsekwencje nieprowadzenia lub nierzetelnego prowadzenia ewidencji
czasu pracy
Dolegliwość sankcji uzależniona jest od stopnia naruszenia i podlega ocenie
inspektora pracy. Jeżeli nieprawidłowości dotyczą jedynie technicznych braków
w zakresie prowadzenia ewidencji czasu pracy, np. braku zapisu o realizacji
przez pracownika prawa do urlopu wypoczynkowego, inspektor pracy może
zastosować jedynie wniosek o prawidłowe prowadzenie ewidencji przez
umieszczanie w jej treści wszystkich niezbędnych informacji. Zgodnie z art. 281
kp, naruszanie przepisów o czasie pracy lub nieprowadzenie ewidencji czasu
pracy jest wykroczeniem przeciwko prawom pracownika. Inspektor pracy,
stwierdzając takie wykroczenie, może również, w ramach tzw. postępowania
mandatowego, nałożyć karę grzywny w wysokości do 2 000 zł lub w charakterze
oskarżyciela publicznego wystąpić przed sądem grodzkim o nałożenie kary
grzywny do wysokości 30 000 zł. Jeżeli z czynności kontrolnych inspektora pracy
wynika, że ewidencja została sfałszowana, inspektor pracy może w takiej
sytuacji wystąpić do prokuratora z wnioskiem o podejrzenie popełniania
przestępstwa. Dalsze czynności uzależnione są od decyzji prokuratora w tej
sprawie.
Fałszowanie ewidencji czasu pracy może stanowić przestępstwo:
• fałszerstwa (podrobienia lub przerobienia dokumentu), a jego sprawca
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności od 3
miesięcy do lat 5.
• poświadczenia nieprawdy, przewidzianego w art. 271 § 1 kk. Popełnia je
osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim
nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne. Podlega karze
pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. W wypadku mniejszej wagi,
sprawca podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
7. Postępowanie sądowe w sprawie ustalenia pracy w godzinach nadliczbowych
W postępowaniu sądowym w sprawie ustalenia pracy w godzinach
nadliczbowych ewidencja czasu pracy może zostać przez sąd pracy uznana jako
dowód w sprawie. Ważny w tym zakresie jest wyrok Sądu Najwyższego z 11
listopada 2003 r. sygn. akt (I PKN 678/00 OSNP – wkł. 2002/7/9), zgodnie z
którym ciężar dowodu w zakresie czasu wykonywania pracy spoczywa zarówno
na pracowniku, który dochodzi roszczeń z tego tytułu (art. 6 kc w związku z art.
300 kp), jak i na pracodawcy, który jest zobowiązany do prowadzenia ewidencji
czasu pracy (art. 129
11
kp). W analizowanej sprawie pozwany pracodawca
oświadczył sądowi, że ewidencja czasu pracy uległa zaginięciu. Sąd uznał, że w
takiej sytuacji należy badać wszystkie dostępne dokumenty potwierdzające
liczbę przepracowanych godzin.
Zarówno dla sądu pracy, jak i dla inspektora pracy dowodem na liczbę
przepracowanych godzin może być każdy dokument, w tym również zapiski
dokonywane przez pracowników, książki wyjść i wejść, elektroniczny system
potwierdzania obecności.
Opr.Sekcja Wydziału N-R OWP ds. represjonowania pracowników i
bezrobotnych. Kontakt : janusz.mucha@owp.org.pl, tel. 667888015
źródło : http://www.pip.gov.pl/html/pl/porady/07062000.htm
http://www.pip.gov.pl/html/pl/porady/07063000.htm