Podstawą cierpienia jest trwanie, podstawą radości jest chwila

background image

Początek nowego życia

27 maja 2008

Mam na imię Namadi Yoshino. To jest mój pamiętnik. Zycie nie było dla mnie zbyt łaskawe.
Od urodzenia nie miałam ojca. Zostawił moją matkę gdy była w ciąży. Gdy miałam 5 lat,
obcy ninja napadli na wioskę. Zginęło wiele osób, w tym moja mama. Jedyna osoba którą
darzyłam zaufaniem i miłością zniknęła z mojego życia. Tym samym zostałam jedynym
potomkiem klanu z którego wywodziła się moja rodzicielka. Odziedziczyłam po niej
ograniczenie więzów krwi w postaci kekido. Jest to technika oczna dzięki której mogę
wniknąć do umysłu człowieka. Mogę go sparaliżować, przedstawić mu fałszywą wizję
rzeczywistości, a nawet zabić. Kekido ma 5 poziomów, i wszystkie mam opanowane.
Mogłoby się wydawać że jestem zwykłą skrytą i naznaczoną przeszłością dziewczyną, ale
tak nie jest. Z tego co się dowiedziałam od matki, Kage mojej wioski, mnichów i innych
urzędasów którzy wiedzą wszystko, mój ojciec zawarł pakt z samym Lucyferem. „umówił” (
inaczej tego nie można nazwać) się z nim, że odda mu moją duszę. W zamian chciał
poznać tajniki przenoszenia duszy i zawartości swojego umysłu do innego ciała. Zawarli
umowę. Lecz na moje szczęście (?), a nieszczęście ojca, Lucyfer nie zabrał mi duszy.
Stałam się jego posłannikiem w świecie żywych. Podarował mi 6 żyć i możliwość
przywoływania wszelkich możliwych zwierząt i potworów. Gdy już wykorzystam każdy
żywot moja dusza będzie w rękach diabła. Na razie straciłam tylko 1 życie. Mój jedyny cel
w życiu już osiągnęłam. Zabiłam ojca. Zrobiłam do za pomocą pieczęci boga śmierci.
Oddałam jego dusze najbardziej zaufanemu wysłannikowi diabła- śmierci.
Nie będę więcej pisać o mojej przeszłości, bo dla mnie jest ona jak niepotrzebne kartki w
książce zwanej życiem.
Obudziłam się jak co dzień w zimnej celi. Jak zwykle pilnował mnie jeden z członków ANBU.
Wstałam z rozlatującego się łóżka i podeszłam do lusterka. Dzień jak co dzień. W lusterku
znów ujrzała swoje niebieskie oczy, których ludzie najbardziej się boją. Splotłam moje
długie różowe włosy w kucyka i powróciłam na łóżko. Gdy tu trafiłam moje włosy ledwo
sięgały mi ramion, a teraz są prawie do kolan. Nie wiem czemu, ale nie chcą dać mi
nożyczek, a tym bardziej kunai’ a. Mówiłam im że chcę ściąć włosy, ale mi nie wierzą.
Gromadzi się w nich cholernie dużo Chakry. Ale mówi się trudno. Od zawsze nikt mi nie
ufał. Zamknęli mnie tu w wieku lat 10. Gdy wróciłam do wioski po zabiciu ojca. Gnije tu już
6 lat. Ani razu mnie nie wypuścili, chociażby na krótki spacer, żeby rozprostować nogi i
pooddychać świeżym powietrzem. Nie wiem czego się tak boją. Nie zrobiłam jeszcze
żadnego przekrętu. Jedyne na co mi pozwalają to pisanie i rysowanie. Tak szczerze?
Zdziwiłam się kiedy dali mi bloki, zeszyty, długopisy, ołówki, gumki, ostrzałki, a nawet
kredki. To był chyba jakiś przejaw wdzięczności, że przez 6 lat nie sprawiłam kłopotów.
Ciekawe co dostane za kolejne 6 lat. Może jakieś radio, albo gameboy’ a. Przynajmniej nie
siedziałabym w ciszy.
-Yoshino. Przenosimy cie- te słowa skierował do mnie nie kto inny jak dowódca ANBU.
-Yhm- mruknęłam w odpowiedzi.
-Nie cieszysz się? Będziesz miała większą cele i większe okno.
-Hura. -Możemy cię tu zostawić, jeśli ci coś nie odpowiada- mruknął. Jest dzisiaj jakiś
dziwny. Zbyt miły. Ale przynajmniej ktoś ze mną gada.
-Mi obojętne gdzie będę. I tak resztę życia spędzę w tych zasranych czterech ścianach, bo

background image

jakiś dupek trzęsie portkami ze strachu przed moimi oczami.
-Nie mów tak o Raikage-sama! Bo…
-Bo co? Ci mi zrobisz?- zapytałam podchodząc do niego. Patrzyłam mu prosto w oczy-
Zabijesz mnie?- zapytałam chłodno. Nie odpowiedział. Obrócił się i szepnął coś do jakiegoś
faceta. Otworzył moją cele i kazał mi wyciągnąć ręce. Założył mi na nie kajdanki
pochłaniające Chakrę i wyprowadził. Szliśmy jakimiś korytarzami. Niestety nie było mi
dane ich zobaczyć bo założyli mi na oczy przepaskę. Po jakimś czasie poczułam powiem
świeżego powietrza. Po raz pierwszy od 6 lat mogłam je poczuć. Ściągnęli mi opaskę i
zobaczyłam przed sobą chwiejący się most nad przepaścią. Wychyliłam się trochę i
zobaczyłam przepaść bez dna. Tylko ciemność i nicość. Zastanawiałam się czy ktoś już
kiedyś spadł, gdy jednego z ANBU przede mną, trafił kunai prosto w głowę. Zostałam
zbryzgana krwią, i czymś jeszcze. Były to chyba kawałeczki mózgu. Zbytnio się tym nie
przejęłam. Będą musieli kupić mi jakieś rzeczy.
Wszyscy wokół mnie latają jak głupi. Jeden gość se zmarł i wielkie halo. Nikt się nie pojawił.
A szkoda. Mogłabym sobie walkę poćwiczyć. Poszliśmy dalej. Na ostatnim odcinku coś mi
nie grało. I miałam rację. Po chwili most się zerwał, ale tylko z jednej strony. Wszyscy
ANBU którzy mnie pilnowali złapali się mostu i razem z nim uderzyli w skalną ścianę. Nikt
się mną nie przejął. Nie miałam się jak złapać, wiec jedyne co mi pozostało to spadać w
bezkresną otchłań. Zastanawiałam się ile to będzie trwać. Miałam nadzieje że jak najdłużej.
Ten wiatr we włosach i te uczucie wolności było cudowne. A tym ze spadnę na jakieś skały
się nie przejmowałam. W końcu jedno życie w tę czy we w tę. Co za różnica. Zamknęłam
oczy, ale mój spokój nie trwał długo bo ktoś złapał mnie w pasie. Czy ci ANBU nigdy sobie
spokoju nie dadzą? Otworzyłam oczy żeby zobaczyć który mnie niesie i ku mojemu
zdziwieniu, nie był to członek eskorty, tylko jakiś facet, o kruko czarnych włosach w
płaszczu w czerwone chmurki. Spojrzałam się na swoje ręce które były wolne. Nie było na
nich kajdanek. Ciekawe jak on to zrobił? W ogóle to kim on jest? Co on tu robi? Takie
pytania tłukły mi się po głowie. Było mi nie wygodnie. Próbowałam się jakoś poprawić i
niefortunnie „wypadłam” mu z rąk. Czy ja naprawdę jestem aż taka lekka? Do osób dużej
postury nie należę, ale malutka też nie jestem. Spadałam tuż przy skale, więc uaktywniłam
Chakrę w rękach i nogach. Złapałam się ściany. Niestety rozcięłam sobie kolano. Nie
wiedziałam ze to aż tak boli. Dawno nie czułam bólu. Poczułam że ktoś znowu chwyta mnie
w pasie. Znowu on. Czy nigdy nie da mi spokoju? Spojrzałam na jego twarz. Miał dwa duże
wgłębienia pod oczami. Zwrócił się w moją stronę. Spojrzałam mu prosto w oczy i ujrzałam
w nich sharingan. Więcej już nic nie pamiętam.
Obudziłam się w jakimś lesie. Zaczęłam się rozglądać ale gościa w płaszczu ni widu ni
słychu.
-Tu jestem- zaczęłam się rozglądać, skąd dochodził głos. Spojrzałam w górę i bingo.
Siedział na gałęzi. Zeskoczył w dół i kucnął przy mnie. Jakoś dziwnie się czułam. Nie
miałam o niego zaufania. Zresztą jak do wszystkich.
-Zatamowałem krwawienie, ale nie obwijałem ci nogi bandażem.
-Aha- wymamrotałam cicho. Chciałam gdzieś uciec, schować się, byle by nie wiedzieć jego
przenikliwych czarnych oczu. Chyba jakoś wyczytał to z moich ruchów po zaczął mówić.
-Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Możesz mi zaufać.
-Nie ufam nikomu odkąd straciłam matkę czyli od 5 roku życia- powiedziałam ozięble.

background image

-Aha. Czyli wiele przeżyłaś. Zabandażuję ci nogę- powiedział jak zwykle obojętnym tonem.
Znam go niecałe 5 min. I już mogę stwierdzić że jest strasznie skryty i poważny. To dobrze.
Przynajmniej nie będzie wścibski.
-Kim jesteś?
-Itachi Uchiha.
- Co chcesz ode mnie?
-Ja nic. Należę do Akatsuki i mój lider kazał cię sprowadzić.
-A co on ode mnie chce?
-Nie wiem. Pewnie masz jakieś zdolności.
-Zdolności…. Ech… to tylko przekleństwo.
-Więc jednak masz coś w zanadrzu.
-Tak. Kekkei Genkai.
-Jakie jeśli mogę wiedzieć.
-Kekido
Gdy to wypowiedziałam spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Więc ty jesteś ostatnią z rodu Yoshino?
-tak.
-Na czym polega kekido.
-W streszczeniu?
-No.
-Na najwyższym poziomie, a jest ich 5 i wszystkie mam opanowane, wystarczy że się
spojrzę i już nie żyjesz.
-A jak mogę rozpoznać czy jest aktywowane?
-Gdy pojawi się pionowa kreska w moich oczach
Nie pytał już o nic więcej. Gdy zawiązał mi już bandaż, ruszyliśmy dalej. Po jakiejś godzinie
stanęliśmy przed wielkim głazem. Uchiha związał pieczęcie, w skale ukazało się przejście.
Chłopak kierował się w stroną wejścia, a ja za nim. Znaleźliśmy się w słabo oświetlonym
korytarzu.
-Idziemy do lidera
-Aha. Jaki on jest?
-Nie radziłbym ci go wkurzać.
-Aha. Coś jeszcze?
-Każdego inaczej traktuje więc nic więcej powiedzieć nie mogę.
-Aha.
-Jesteśmy.
Staliśmy przed wysokimi dębowymi drzwiami. Uchiha popchnął je lekko ale pewnie.
Zaskrzypiały strasznie, aż przeszedł mnie dreszcz po plecach.
Weszliśmy do ciemnego pokoju, w którym na biurku świeciła się tylko jedna świeczka.
Chłopak popchnął mnie lekko przed siebie i wtedy zobaczyłam jak para pomarańczowych
oczu wpatruje się we mnie. Zrobiłam to samo. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, aż w
końcu nie wytrzymałam.
-Czy mogę wiedzieć jaki jest cel patrzenia się na siebie nawzajem?
Itachi rozwarł lekko usta ze zdziwienia, a lider uśmiechnął się i wstał.
-To był test.

background image

-Test?
-Tak. Moje Kekkei Genkai potrafi wedrzeć się do umysłu. Zastanawia mnie to jak udało ci
się je z taką łatwością pokonać.
-Silną technikę można pokonać tylko za pomocą silniejszej.
-A więc to jest potęga klanu Yoshino.
-Czy mogłabym wiedzieć co tu robię i po co wysyłaliście go po mnie- zapytałam wskazując
na Uchihe stojącego za mną
-Jesteś nam potrzebna.
-I tylko dlatego tak się fatygowaliście?
Itachi położył swoją dłoń na moim ramieniu i lekko ścisnął dając znak że przesadzam. Ale
mnie to za bardzo nie obchodziło. Być w celi tu czy w wiosce. Co za różnica?
-Powinnaś być wdzięczna za to że cię uwolniliśmy.
-Z całym szacunkiem, ale nikt was o to nie prosił
Teraz to chyba przesadziłam, bo widać był że jest zły.
-Itachi zaprowadź ją do pokoju i zamknij na klucz. Dzisiaj nie jest zbyt rozmowna. Konan a
ty przynieś jej jakieś ciuchy, bo jest całe we krwi.
Zastanawiałam się kto to Konan, gdy z ciemnego kąta wyszła kobieta o niebieskich
włosach. Więc nie będę jedyną kobietą tutaj.
-I uważaj na Hidana. Daj jej najlepiej swój płaszcz i kapelusz.
Zastanawiał się co to jest Hidan. Czy to członek organizacji? A może jakieś zwierze?
Założyłam płaszcz i kapelusz. O mało bym się w płaszczu utopiła. Teraz przyglądając się
Itachi’ emu i Konan to oni są wysocy. Wydaje mi się że będę tutaj najmniejsza i
najchudsza. Szłam przez te korytarze i szłam i szłam. W Reszcie Czarnooki zatrzymał się i
wpuścił mnie do pokoju.
-Masz tu siedzieć cicho. Jak będziesz potrzebna to przyjdę po ciebie. Jakby się coś działo to
zastukaj w ścianę. Mam pokój obok.
-Dobra.
Zaczęłam ściągać płaszcz i kapelusz. Gdy już się z niego wygramoliłam jego już nie było.
Zastukałam w ścianę i po jakiś 5 min się zjawił.
- Co jest?
-Płaszcz chciałam oddać.
-Zatrzymaj. Mam jeszcze jeden.
-dobra.
Rozejrzałam się po pokoju. Było tu łóżko, szafa, szafka nocna, krzesło, biurko, łazienka, i
lustro. Nie tak źle jak na początek. Zobaczę co mnie czeka jutro.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXX

background image

Organizacja

6 czerwca 2008

Obudziłam się bardzo wcześnie. Była 4.45. Zastanawiałam się co ja tu właściwie robię? Po
co im jestem potrzebna? Ilu jest członków organizacji? Czy wszyscy są tacy jak Uchiha, czy
też będą mi dupę zawracać? Miałam pełno myśli naraz, ale z rozmyślań wyrwało mnie
skrzypienie otwieranych drzwi mojej sypialni. Szybko zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się
odgłos kroków zbliżającej się osoby. Po chwili usłyszałam skrzypienie krzesła. Kto to jest do
cholery? Konan? Uchiha? Lider? Poczułam czyjś oddech na swoim czole. Ktoś przy mnie
kucał.
-Itachi nie tak blisko bo ją obudzisz- szepnął jakiś męski głos. Więc było ich dwóch.
-Spokojnie liderze. Śpi jak zabita- szepnął Uchiha. Więc to lider i tan dryblas. Co oni ode
mnie chcą? Poczułam jak ktoś odgarnia z czoła moją grzywkę. Dłonie miał tak zimne, ze
można byłoby go uznać za zmarłego. Zimne spojrzenie, zimne dłonie, chłodny charakter.
Co jest z tym gościem? Z lodu jest czy co?
-że w tak drobnej dziewczynie kryje się tyle siły- mruknął lider. Ja? Drobna?! Niech no ja go
dorwę! Tak mu nawtykam! Ale o jaką silę mu chodzi? O moje Kekkei Genkai?
-Taa… że też można w niej pokładać tyle nadziei – odpowiedział czarno-włosy. Co oni ode
mnie chcą? Jaką nadzieję? Jedno wiem na pewno. Ja już w nią nie wierzę. Straciłam ją
dawno temu.
-Trzeba będzie ją dzisiaj przedstawić reszcie.- powiedział Itachi.
-Taa… będę musiał wysłać gdzieś Hidana.
-Nie da jej spokoju. Trzeba będzie go pilnować.
-Nie jego tylko ją. Będziesz ją pilnować.
-Czemu ja?
-Bo ty ją najdłużej znasz.
-Zamieniłem z nią kilka zdań i to ma mnie uczynić niańką dla..- nie dokończył. Chyba lider
mu coś pokazał. Ciekawe co chciał powiedzieć. Dla dzieciaka? Dziewczyny? Gówniary?
Przeszedł mnie dreszcz gdy poczułam jego dłoń na mojej ręce. Dotykał mnie lekko jakby
nie chciał mnie obudzić. Idiota. I tak wszystko słyszę. Nie obędzie się dziś bez komentarza
z mojej strony.
-Itachi wiem co to dla ciebie znaczy, ale nie mamy wyjścia. Musi ci zaufać, bo ja tobie
ufam. A inni do pilnowania jej się nie nadają. Chyba że chcesz żebym poprosił Hidana. Ale
wtedy on może pokrzyżować nam plany. Poza tym zniechęci ja do reszty organizacji.
-No dobra- mruknął jakby szedł na ścięcie- powiem ci liderze jedną rzecz.
-No.
-Ona nie ufa nikomu.
- Skąd te przypuszczenia?
-Sama mi powiedziała.
-No widzisz. Wiesz o niej więcej niż ja.
-Eh…
-Ja się stąd zabieram. Siedź tu i czekaj aż się obudzi. A gdyby się nie obudziła to pamiętaj
że o 8 jest śniadanie. Przedstawimy ją. Każ jej ubrać płaszcz, kapelusz i coś nie
wyzywającego pod spód gdyby nie udało się pozbyć Hidana.
-Hai.- na tym się skończyło. Usłyszałam tylko kroki i otwieranie drzwi. Obróciłam się niby

background image

przez sen w drugą stronę żeby widział tylko moje plecy. Nie mogłam się skupić, a miałam
na czym. Co oni zamierzają? Z takimi przemyśleniami zasnęłam, ale nie na długo.
Obudziłam się, gdy wskazówka na zegarze wskazała godzinę 7. Podniosłam się, przetarłam
oczy i wydarłam jak głupia na widok Uchihy. Całkowicie zapomniałam, ze jest w pokoju. Ale
to pół biedy. Miałam na sobie tylko koszulę nocna. Była czarna, ale nie czułam się
komfortowo. Na dodatek z wrażenia spadłam z łóżka.
-Mój tyłek- jąknęłam i zaczęłam się masować po moim obolałym siedzeniu, gdy
zobaczyłam przed sobą rękę. Spojrzałam w górę gdzie napotkałam wzrok człowieka z lodu
( xD) Nie podałam mu ręki, tylko ściągnęłam kołdrę z łóżka, owinęłam się nią szczelnie, i
podniosłam z ziemi.
-Ubierz się, bo o 8 jest śniadanie i poznasz resztę organizacji.- powiedział i gapił się nadal
na mnie. Staliśmy tak może z 5 min. I nie wytrzymałam.
-Czy ty udajesz że jesteś taki głupi czy masz tak od urodzenia?! A może okulary ci kupić?!-
wydarłam się na niego. Jego mina była nie do opisania. Punkt dla mnie.
- O co ci chodzi?- próbuje grać twardego. Ale nie ze mną te numery.
- O to idioto, że stoisz tu i gapisz się na mnie jak sroka w gnat, zamiast ruszyć swojego
tyłka i wyjść!!
-Ale czemu?
-Ślepy jesteś? Jestem w koszuli nocnej! Nie mam zamiaru się przy tobie przebierać!
Mówiłam że nie ufam nikomu, a zwłaszcza mężczyzną ok. 20 z kryminalną przeszłością!!
-Dobra już wychodzę.- powlókł się do drzwi i wyszedł. Drugi punkt dla mnie. Puściłam
kołdrę i skierowałam się do szafy. Na moje szczęście Konan ma wyczucie gustu i nie wiem
skąd ale wie jaki lubię styl. Wyjęłam z szafy czarne spodnie, czarną koszulkę na grubych
ramiączkach i do tego czarne adidasy. (Bielizny nie będę opisywać x3) Powlokłam się z
tym do łazienki. Po załatwieniu wszystkich czynności, znalazłam w szafie pudełko z
różnymi ozdóbkami. Założyłam na szyję łańcuszek z krucyfiksem, kolczyki w kształcie
ważek, pieszczochę na rękę i pasek. Po przejrzeniu się w lustrze i stwierdzeniu że wszystko
pasuje, zastukałam do Itachiego. Gdy wszedł do mnie, zmierzył mnie wzrokiem.
-Co się tak na mnie patrzysz?- podoba mi się wnerwianie jego osoby.
-Lider powiedział nie wyzywająco, i patrzyłem czy spełniasz ten wymóg.
-I co?
-W porządku. Załóż płaszcz i schowaj pod nim włosy. I załóż kapelusz.
-Czemu nie dostane swojego płaszcza? Ten śmierdzi męskimi perfumami.
-Bo na razie nie jesteś oficjalnym członkiem. A co do perfum to powinnaś się cieszyć ze
pachnie perfumami.
-Dobra. Skończ nawijać. Chce mieć to już za sobą.
Szliśmy w ciszy przez całą drogę do jadalni. Chyba sie obraził za te wyzwiska. Ale mam to
gdzieś. Dotarliśmy do wielkich drzwi. Sharinganowiec pchnął je i o dziwo w pomieszczeniu
nie było nikogo, nie licząc Konan i Lidera. Podeszliśmy do nich. Lider zmierzył mnie
spojrzeniem. Ja tylko westchnęłam i rozpięłam płaszcz .
- O to chodziło? Nie miało być wyzywające i nie jest- powiedziałam znudzonym głosem.
Rudzielec był chyba lekko zaskoczony.
- To dobrze. Zapnij się i stań za Itachim. Zaraz zaczną się schodzić. Chce ich najpierw
uprzedzić.

background image

-Jasne.- Ustawiłam się tak jak mi kazał. Po 10 min wpatrywania się w plecy Uchihy, zaczęło
mi się nudzić. Jedyne pocieszenie to, to że zebrali się już wszyscy. Lider podniósł swój
szanowny tyłek i wszystko ucichło. Ma poważanie wśród nich. Po prostu szacun.
-Czy wszyscy są obecni?
-Tak.
-Hidan jest?- zdawało mi się że to pytanie najbardziej mu ciążyło.
-Jestem szefie!- usłyszałam głos w stylu alfonsa.
-No dobra. Chciałbym wam przekazać że do naszej organizacji zostaje przyjęty nowy
członek- zaczęły się szepty na Sali, ale gdy Pein podniósł dłoń ucichli.
-Mam nadzieję że będziecie go darzyli szacunkiem. Osobą która będzie odpowiedzialna za
nowego członka będzie Itachi ponieważ to on go sprowadził- powiedział po czym znów dało
sie słyszeć szepty. Dlaczego on mówi o mnie jakbym była facetem? Czy to przez tego
Hidana? Właściwie to kim on jest?
Narrator
Wszyscy zebrani przy stole uważnie obserwowali Lidera i próbowali wyszukać nowego
członka wzrokiem, ale nic z tego.
-Jest tutaj?- zapytał Hidan Kisame.
-Ta… wyczuwam kogoś ale go nie widzę.
- Ciekawe czy facet czy dziewczyna. Mam nadzieję że to jakaś kobitka.- mruknął Hidan
-Nawet jeśli to kobieta to przy Itachim nie ma mowy żebyś z nią porozmawiał a co dopiero
sobie poużywał.
-ja tam jakoś sobie poradzę.
-To facet- mruknął Zetsu.
-Skąd wiesz?
-Stoi za Itachim. Czuć od tej osoby męskie perfumy
-Nie mogli by sprowadzić jakiejś laski?
Zastanawiałam się ile Pein będzie tak gadał. Chciałam to mieć już za sobą, ale jednak się
czegoś bałam.
-Nazwisko nowego członka brzmi Yoshino. Być może niektórym z was obiło się o uszy.
-To ten klan posiadający Kekkei Genkai?- usłyszałam jakiś zimny głos
-Zgadza się- potwierdził Lider.
-Słyszałem że ostatni członek zginał w wojnie 11 lat temu.- to był głos Hidana. Na
wspomnienie o matce, nie wiem czemu chciało mi się płakać. Nie wiem czemu, ale
złapałam płaszcz Uchihy i ścisnęłam w pięści. On czując to złapał mnie za rękę za swoimi
plecami. Nie wiem co to miało znaczyć. Że mam go puścić? Czy że mam się nie
denerwować? A może że będzie dobrze i że mam mu zaufać? Nie. To ostatnie odpada.
-Tak. Ale ta kobieta osierociła dziecko. Niestety Raikage kazał ją uwięzić.
-Ile ma lat?
-16. Więcej nie odpowiadam na twoje pytania Hidan. Ustawcie się w kolejce. Nie chcę
takiego chlewu jak kiedyś.- Usłyszałam jakieś szepty a potem odsuwanie krzeseł.
-Dlaczego ja zawszę muszę być pierwszy?- odezwał się ktoś.
-Deidara nie marudź. Gdyby to była kobieta to bym z chęcią stanął w kolejce jako
pierwszy. Ale Zetsu wywąchał że to facet.- Usłyszałam głos Hidana. Więc o to chodziło
Itachi’ emu. Żeby Hidan nie był pierwszy. Z zamyślenia wyrwał mnie Itachi.

background image

-Podejdź do lidera- szepnął. Zrobiłam jak mi kazał. Tylko czułam się nie swojo, czując na
sobie wzrok reszty. Spuściłam głowę żeby nie zobaczyli mojej twarzy.
-Jaki on niski i chudy. Nie wiem co z niego wyrośnie- mruknął facet podobny do rekina?
Matko! Skąd oni ludzi biorą. Człowiek z lodu, rekin, jakaś roślinka, gościu którego
mogłabym wziąć za babę gdyby wcześniej się nie odezwał, jakiś pozszywany facet, jakiś
ulizaniec, jakiś gostek w masce.
-Słucham liderze.
-Zdejmij płaszcz i kapelusz.
-Muszę? Już się na mnie gapią, a co dopiero gdy dowiedzą się że jestem kobietą.- mrukną
lam niezadowolona.
-Niestety.
-Weź się gościu już przedstaw bo czasu nie mam, a czas to pieniądz.
-materialista- syknęłam niby do siebie. Rozpięłam płaszcz stojąc do nich bokiem. Potem
stanęłam obok Itachiego i jednym ruchem zdjęłam płaszcz i kapelusz. Gdy mnie zobaczyli,
stanęli jak wryci. Chłopak nazwany Deidarą wpatrywał się we mnie ze szczęką u samej
ziemi.
- Ohayo Mina ( witam wszystkich) Nazywam się Namadi Yoshino i od dziś jestem członkiem
organizacji. Nie mam zamiaru wchodzić wam w drogę więc oczekuje tego samego od was.
Lider powiedział wszystko co musicie wiedzieć. Ja się przedstawiłam i to musi wam
wystarczyć- powiedziałam chłodnym tonem. Patrząc po niech to będę tu najmniejsza. Te
dryblasy mają po 190 cm wzrostu, a ten rekinopodobny to ma powyżej 2 m. gdzie ja
trafiłam? Banda dziwolągów wysokich jak słupy telegraficzne.
-Jak ty… niemożliwe.- szeptał chwast.
-Jak to możliwe że jestem kobietą? Miałam na sobie płaszcz i kapelusz Itachiego. Jego
perfumy mogły was zmylić- powiedziałam beznamiętnie podchodząc do blondyna.
-jestem Namadi A ty?- zapytałam wyciągając do niego dłoń.
-Jestem Deidara. A co do podania ręki to wolałbym cię uprzedzić.- powiedział niepewnie
jakby miał jakąś tajemnice.
-Przed czym.
- Przed tym- powiedział pokazując wewnętrzną stronę dłoni. Pojawiły się tam usta.
Wyglądał na zmieszanego.- zrozumiem jeżeli nie będziesz chciała więcej ze mną gadać
Puściłam to mimo uszu i przyglądam się dłoniom.
-Ciekawe- powiedziałam sama do siebie. Spojrzałam na chłopaka który wyglądał na
zaskoczonego taką reakcją
-Nie brzydzisz się?
-Nie. Widziałam gorsze rzeczy. Pokaż mi swoją technikę.- wyglądał na uradowanego tą
propozycją. Włożył rękę to jakiejś sakiewki i po chwili usta coś żuły, a następnie wypluły
figurkę małego ptaszka.
- To ona. Lepię z gliny różne rzeczy. Potrafię je ożywić albo spowodować by wybuchły.
-Śliczne. Więc jesteś artystą- jedyny normalny z charakteru. Zaczynam go lubić. Tylko czy
pan wielka bryła lodu pozwoli nam na jakikolwiek kontakt?
-Dziękuje.
-Mogę zatrzymać figurkę?
-Jasne.

background image

-Mogę mieć pewność że nie wybuchnie?
-100% pewność. Ręczę nawet głową.
-Ok. trzymam cie za słowo- uśmiechnęłam się mimowolnie. Znam go niecałe 5 min. I już
potrafi wywołać u mnie uśmiech. Niezły jest. Spojrzałam kątem oka na lidera i Itachiego.
Ten pierwszy uśmiechał się lekko, a drugi miał lekko skwaszoną minę. Kolejny punkt dla
mnie. Znalazłam powołanie mojego życia. Doprowadzić Itachiego do szału.
-Czy…- zaczął zdanie ale nie skończył. Obrócił się do mnie plecami i zdążył szepnąć tylko
jedno słowo- Uważaj. Nie wiedziałam o co chodzi. Wszystko działo się zbyt szybko. Przed
Deidarą pojawił się Itachi. Stanął tyłem do niego. Kompletnie nie wiedziałam o co w tym
wszystkim chodzi.
-Hidan. Odsuń się- usłyszałam zimny głos Itachiego.
-Stary. Daj na luz. Przecież nic jej nie zrobię
-Powiedziałem odsuń się.
-Czy ty zawsze musisz być taki sztywny?
-Znasz zasady. I słyszałeś co powiedział lider.
Zapadł niezręczna cisza. Postanowiłam przerwać ten cyrk i zobaczyć o co w tym wszystkim
chodzi. Odsunęłam lekko Deidarę, a ten spojrzał na mnie jak na kosmitkę. Szłam dalej.
Minęłam Itachiego i zobaczyłam przed sobą dryblasa, o siwych, ulizanych żelem włosach,
kosą na plecach, rozpiętym płaszczem tak, aby było widać nagi tors i wzrokiem wbitym we
mnie jakbym była jakąś zwierzyną. Już wiem o co im chodziło =.=”
Rasowy zboczeniec. Nie miałam zamiaru się poddać.
-Cześć jestem Namadi- wyciągnęłam do niego dłoń. On ją chwycił, przyciągnął mnie do
siebie i objął w pasie.
-A ja jestem Hidan. Twoje marzenie.- powiedział uwodzicielskim tonem. Itachiemu
puszczały już chyba nerwy. Lider siedział spokojnie i się przypatrywał. Czyli czas na małą
sztuczkę. Wyrwałam się z jego uścisku i poprawiłam koszulkę.
-Mówisz marzenie?
-Tak.
-Bo mi się zdaję że koszmar.- Zapadła na chwilę cisza, a potem wielka salwa śmiechu. Gdy
ucichli kontynuowałam dalej. Wyjęłam z kieszeni kunai i zaczęłam nim kręcić na palcu.
-Więc to ty jesteś Hidan?
-Tak kochaniutka.
-Pewnie masz niezłą reputację?
-Zależy gdzie.- widać było ze krążą mu po głowie świńskie myśli. Postanowiłam to
wykorzystać.
-Ja to tam już wiem gdzie. Pewnie masz niezłe ksywki.- zaczęłam się do niego zbliżać, a on
tak jak planowałam zaczął się cofać.
-No- był wyraźnie zadowolony. Wszyscy dokładnie nas obserwowali. Chciało mi się śmiać.
-Wiec uchodzisz tutaj za bożyszcze niewieścich serc?- zapytałam podnosząc jedną brew do
góry.
-Na to wychodzi.
-I pewnie uważasz że jesteś cool? Że jesteś przystojny? Pociągający? Sexowny? Nieźle
wyposażony? Boski w różnych sprawach?- nadal się do niego zbliżałam z kunaiem w ręku.
-jasne. Jeśli nie wierzysz to sama sprawdź.- świnia. Jak ja takich nie lubię. Myślą ze są

background image

świetni, a tak naprawdę są żałośni. Stał już przybity do ściany, a ja zbliżałam się dalej.
-Lubisz ostrą zabawę?- matko! On się już chyba podniecił!
-Jasne- nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Mogłabym się założyć że Itachi
dostawał szału.
-A jak myślisz. Będę twoja?
-nie wiem. Zależy o co ci chodzi.- teraz udaje niewiniątko.
-Ty już dobrze wiesz o co chodzi.- nie dobrze mi się już robiło, ale musiałam wytrzymać.
-No może.
-To ja cię uświadomię. Moja odpowiedź zawsze, ale to zawsze będzie brzmiała…..NIE!- przy
tym ostatnim słowie wbiłam mu kunai w krocze. Trysnęła krew. Odsunęłam się od niego.
Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Padł na kolana trzymając się za krocze. Odwróciłam
się i wszyscy patrzyli na mnie z lękiem. Chyba bali się o swoje kulki.
-Dobra. Koniec tego cyrku. KAI- powiedziałam głośno i we wszystkich uderzyła fala chłody.
Otrzepali się i spojrzeli na Hidana. Klęczał, trzymając się za krocze. Nie było tak żadnej
broni, a tym bardziej krwi.
-C-co to było?- zapytał Deidara.
- Pierwszy poziom mojego Kekkei Genkai.- podeszłam do Hidana, kucnęłam przed nim i
ujęłam jego podbródek, tak żeby patrzył na mnie.- A co się ciebie tyczy. Jeżeli jeszcze raz
zbliżysz się do mnie i uznam to za naruszenie mojej prywatności, czy obmacywanie to nie
potraktuje cię już Kekkei Genkai , tylko użyje prawdziwego ostrza.- wstałam i skierowałam
się ku reszcie. Lider uśmiechał się głupio, a Itachi… no właśnie. Patrzył się jakbym zrobiła
najgorszą rzecz na świecie.
- Co się gapisz jak ciele w malowane wrota?- nastała cisza. Chyba nikt tu Itachiemu nie
podskakuje. Jestem pierwsza? Ale fajnie. Doprowadzę go do szału i zepsuje reputację.
Przeszłam dalej, ale złapał mnie za nadgarstek i podniósł do góry. Moje stopy nie sięgały
ziemi. Nadal cisza.
- i co tak cicho siedzicie?! Jak tak to się wam japy nie zamykają!- wydarłam się. Chyba się
speszyli.- Czego?- mruknęłam do chłopaka.
- Twoje zachowanie…- nie mam zamiaru słuchać wykładu. Przerwałam mu.
-Tak wiem. Zachowałam się jak gówniara. Więcej się to nie powtórzy. Starczy ci?-
mruknęłam od niechcenia. Puścił mnie.
Dalej już szło gładko. Poznałam wszystkich. I polubiłam tylko Deidare i Tobiego. Tylko
jeden mały haczyk. Ten drugi chyba nie jest normalny. Nasza rozmowa wyglądała tak:
- Jestem Namadi.
- Jestem Tobi. Tobi to dobry chłopiec. Tobi cieszy się że do nas dołączasz.
-fajnie.
- Tobi wymyślił dla ciebie ksywkę!- wymachiwał rękami jak głupi.
-Jaką?- mówiąc szczerze to zaciekawił mnie. Jest inny niż reszta. Normalny na swój sposób.
-Di. Tobi wymyślił to od końcówki imienia.
-Podoba mi się. Ale tylko ty możesz tak na mnie mówić. Ok.?
- Tobi się zgadza- zostałam przygwożdżona do podłogi, przez Tobiego który tulił się do
mnie. Nie miałam mu tego za złe. Wiedziałam ze nie miał złych zamiarów. Ale niestety nie
podobało się to Itachiemu, który podniósł Tobiego ze mnie za fraki.
-Tobi nie chciał zrobić krzywdy Di!!!

background image

-bo ja już w to uwierzę.
-Puść go- znowu zaległa cisza. Czy oni nie mają co robić tylko przysłuchiwać się moim
kłótnią z Itachim?
-Rzucił się na ciebie.
-nie rzucił. Chciał się przytulić, a to że jest ciężki to już nie moja wina.
-No to chciał się przytulić.
-Co w tym złego?
- Yyyyy…..- inteligentna odpowiedź
-Czekam.
-Innym byś nie pozwoliła.
-Bo innym nie ufam,
-Ty nikomu nie ufasz.
-Tobi będzie chyba pierwszą osobą.- chyba go zatkało bo zrobił wytrzeszcz oczu. Naszą
inteligentną rozmowę przerwał lider.
-Możecie się już zbierać. Jeżeli macie jakieś pytania to do mnie do gabinetu.- znikł w kłębie
dymu razem z Konan. Itachi puścił Tobiego, a ten uczepił mi się nogi.
-Tobi dziękuje! Tobi nie wie co by się z nim stało. Tobi jest twoim dłużnikiem.
-Uspokój się. Rozumiem. Nie musisz dziękować.- ruszyłam ku drzwiom. Czyjaś ręka
spoczęła na moim tyłku. Wzięłam zamach nie zastanawiając się nawet kto to jest. Ofiara
uderzyła w ścianę pod wpływem ciosu. To był Hidan. Podeszłam do niego, podniosłam go
za fraki i zacisnęłam ręce na jego szyi.
-Chyba wyraziłam się jasno. Pamiętaj, że zadzierając ze mną zadzierasz z samym diabłem.
-Jasne- zdołał wycharczeć.
-Po tobie.- Aktywowałam 5 poziom kekido z zamiarem zabicia, ale moje oczy zostały
zasłonięte. Poczułam że ktoś mnie podnosi. Nie miałam styczności z ziemią.
-Dezaktywuj- usłyszałam zimny głos. Czy on nigdy nie da mi spokoju? Chcę sobie
normalnie na legalu zabić, a on mi oczy zasłania.
-Chcę go zabić- powiedziałam.
-Powiedziałem dezaktywuj, bo pozabijasz wszystkich- już sobie wyobrażam miny
wszystkich.
-Dobra, dobra. Już- zrobiłam jak mi kazał. Opuścił mnie ziemię, ale nadal trzymał.
Otworzyłam oczy i ujrzałam sharingan’ a. Pogrążyłam się w ciemności.

background image

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

20 lipca 2008

Czułam się jakbym miała potwornego kaca. Otworzyłam oczy. To moich tęczówek dostało
się światło mimowolnie zacisnęłam oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam
je.
-Wreszcie się obudziłaś- usłyszałam znajomy głos.
-Taa.. ile spałam- zapytałam spoglądając na Deidarę siedzącego na krześle.
-Całą noc. Itachi przed chwilą wyszedł
-Mam dość tego dupka. Zawsze gdy mu coś nie odpowiada traktuje mnie Sharinganem
-Ekhm
-co?
-Nie chciałbym żeby wyszło że jestem zboczony i się gapie, ale Konan stwierdziła że nie
możesz spać w ubraniu i rozebrała cie do bielizny- powiedział szybko zasłaniając oczy. Ja to
mam cholerne szczęście -.-
-Dzięki. Dobrze że powiedziałeś. Ten debil Uchiha pewnie gapiłby się jak ciele w malowane
wrota- mruknęłam podnosząc koszulkę z ziemi.- a tak na marginesie to co..- mój głos
został zagłuszony przez donośny trzask. Zgadnijcie czego?? Oczywiście moich drzwi.
Leżały na ziemi, wyrwane z zawiasów, a na nich Tobi. Z korytarza dochodził donośny krzyk,
który oznaczał że Tobi zaraz zginie.
-Namadi niech uratuje Tobiego! Tobi nic złego nie zrobił!!- krzyknął po czym schował się
pod kołdrą. Ta jego inteligencja…po prostu rozbrajająca. Spojrzałam na Deidare, ale on
miał minę w stylu „ mnie się nie pytaj”
-Gdzie ten debil?!!!!- w futrynie ( bo tylko tyle zostało T.T) stał Hidan z kijem, i trzema
ostrzami w ręku
-Kogo masz na myśli?- zapytałam ziewając.
- Tobiego! Patrz co ten mały skurwiel zrobił mi z kosą!!- Deidara zaczął się śmiać, aż spadł
z krzesła, Hidan zaczął się z nim kłócić, a ja byłam pod wrażeniem braków w jego
inteligencji (Hidana), skoro jeszcze nie zauważył wielkiej góry pod moją kołdrą. Po chwili
zleciał się tu jeszcze Sasori, Kisame, Zetsu i Kakazu. Oczywiście wszyscy wdali się w
kłótnie, a ja od tych wrzasków dostałam bólu głowy. Stanęłam na łóżku i spojrzałam na
nich z góry.
-WY NIEDOROZWINIĘTE DEBILE!! ZAMKNĄĆ SIĘ I WYPAD Z MOJEGO POKOJU!!!!!!!!!- nagle
nastała cisza, wszyscy patrzyli na mnie z wytrzeszczem oczu. O co im chodzi? Nagle
usłyszałam tylko napalony gwizd Hidana. Spojrzałam w dół i zobaczyłam że oprócz
koszulki, mam tylko majtki. O dziwo miałam to gdzieś.
-Hidan
-Słucham kochaniutka
-Po 1 nie kochaniutka, a po 2 ślinisz się- od razu się otrząsnął i wytarł kąciki ust.- a teraz
wypad!!- wyszli wszyscy oprócz Deidary i Hidana.
-A ty Hidan co? Jakieś specjalne przywileje, ze tu jeszcze stoisz?- spytała zakładając
spodnie.
-Musze zabić Tobiego. A Deidara to co?
-Tak dla twojej informacji to on był tu od początku, A nie zleciał się, jak ta cała banda
debili.

background image

-Aha. Gdzie ten gnojek?
- Czemu chcesz go zabić?
-Rozkręcił mi kosę!!!
-A skąd miał twoją kosę?
-No… Dałem mu żeby ją wyczyścił
-I tu jest pies pogrzebany. Nie wiesz że Tobiemu nie daje się takich rzeczy? Ja tutaj jestem
dopiero 2 dni a wiem więcej niż ty!
-Zrobił to specjalnie!
-Wcale nie! Tobi chciał ją porządnie wyczyścić!- odezwała się górka na moim łóżku
- Ty mały…- syknął ulizaniec
-Uspokój się! Połóż tek kij i ostrza na ziemi- spojrzał się na mnie dziwnie, ale zrobił to. Ja
sięgnęłam po książkę oprawioną w czarną skórę na mojej półce i zaczęłam wertować
kartki. Znalazłam. Przeczytałam formułkę. Związałam pieczęcie i dotknęłam „widelca”
zboczucha. Zabłysła zielonym światłem, i była już cała.
-Trzymaj. I więcej nie dawaj mu ostrych narzędzi. Jeszcze sobie coś zrobi- mruknęłam i
wręczyłam mu narzędzie.
-Dzięki- trochę go zatkało. Wyszli razem z Deidarą, a Tobi nadal siedział pod kołdrą.
-Wyjdź. Już ich nie ma- chłopak lekko odchylił swoją osłonę, rozglądnął się, i rzucił na mnie.
-Tobi dziękuje!! Tobi nie wie jak się odwdzięczy!!- krzyczał jak opętany
-Wystarczy że przestaniesz mnie podduszać- powiedziałam z trudnością .
-Jasne- zszedł ze mnie nareszcie- onee-chan nie wiem jak ci się odwdzięczę!
-Onee-chan?? Przecież nie jestem twoja siostrą- mruknęłam zdziwiona.
-Tobi wie! Tobi ma nadzieje że Di nie jest zła za to! Ale Di jest dla Tobiego jak siostra! Już 2
razy uratowała go przed śmiercią! Mimo iż Tobi zna Di niespełna 2 dni, to Tobi zdążył ją
pokochać jak siostrę! Mam dla Di wielki szacunek! Tylko Di nie bije Tobiego! Tylko Di go
broni…..- nie wiedziałam co powiedzieć. Zaskoczył mnie. Miałam co do tego mieszane
uczucia. Pierwszy raz od śmierci matki, ktoś powiedział mi że mnie kocha,
szanuje….Podeszłam do niego i się przytuliłam jak do miśka. Mimo iż jest irytującym idiotą,
lubię go. Chyba robię się miękka. Kto by pomyślał że moją barierę, którą odgradzałam się
od ludzi, pokona jakiś głupek. Kochany głupek.
-Di nie jest zła na Tobiego??
-Anie trochę. Dziękuje.
-Tobi nie wie za co Di dziękuje, ale Tobi jest szczęśliwy gdy Di jest szczęśliwa
-Wiesz kiedy Di będzie w pełnie szczęśliwa?- zapytałam tak samo jak on xD
-Kiedy?
-Gdy zje porządne śniadanie.
-Jasne! Więc idziemy do jadalni!!- to było chyba najnormalniejsze zdanie jakie w życiu
powiedział.
Kiedy weszłam do jadalni z Tobim, wszyscy już tam siedzieli i coś jedli. Usiadłam obok
Deidary, a Tobi obok mnie. Spojrzałam na swój talerz. To „coś” nie wyglądało apetycznie.
-Kto dzisiaj gotował?- szepnęłam do Deidary
-Zetsu, ale on sam nie je. Nie ma go tu.- upewniła się czy na 100% go nie ma, wstałam od
stołu i wyrzuciłam zawartość talerza do kosza. Wszyscy na czele z Liderem spojrzeli na
mnie jak na idiotkę.

background image

-Masz zamiar głodować?- zapytał z głupim uśmiechem Kisame. On to za bardzo mnie nie
lubi.
-Nie. Mam zamiar zjeść coś porządnego- wszyscy oprócz Deidary i Tobiego głupio się
zaśmiali.- Tobi, Deidara będziecie to jeść?- Obydwoje pokiwali przecząco głowami- ok. to
wywalcie to. Poczekacie z 15 min??
-Jasne. Wszystko tylko nie to coś- powiedział Deidara, a ja skierował się do kuchni i
zajrzałam do lodówki. Mleko, jajka, jakiś drzem, krem czekoladowy. Zajrzałam do półki.
Mąka, kasza, ziemniaki, olej. Westchnęłam głęboko i myślałam co można z tego
zrobić…..Mam! Naleśniki. Wzięłam się za robotę. Po jakimś czasie po kuchni rozniósł się
pyszny zapach. Niektóre naleśniki zrobiłam z dżemem, a niektóre z kremem
czekoladowym. Położyłam na 3 talerzach po równo. Zobaczyłam że w koszyczku leżą
nietknięte pomarańcze. Wyjrzałam do jadalni. O dziwo cała reszta męczyła się jeszcze z tą
papką.
-Mogę wykorzystać pomarańczę?
-Jasne- wydarł się lider
-Będziecie jeść pomarańcze- dosłyszała jeszcze kpiącego Kisame. Mam go gdzieś. Wzięłam
Shakera, obrałam pomarańcze i zrobiłam z nich sok. Ponalewałam do szklanek. Spojrzałam
na to i wyglądało wspaniale, w porównaniu z tą papką Zetsu. Zawołałam Deidarę żeby
pomógł mi to zanieść. Gdy tylko wszedł do kuchni, stanął jak wryty.
-Ty se ze mnie żartujesz? Jak ty to zrobiłaś?
-trzeba najpierw poszukać po szafkach i pomyśleć. Bierz te talerze.- gdy weszliśmy na
jadalnie i reszta poczuła ten zapach, szczeny im opadły. Postawiłam talerze, a Deidara
szklanki.
-Idatakimasu Tobi-kun, Deidara-kun.- Tobi nacisnął coś na swojej masce i pojawił się w niej
otwór na usta. Czy on nigdy nie zdejmuje tej maski? Reszta patrzyła się na nas jak zbite
psy. Po zjedzeniu 3 naleśników Miałam dość. Tak samo Deidara i Tobi. Nie wiedziałam że
tak mało zjem. Zrobiłabym mniej.
-Matko!! Już nie mogę!- jęknęłam!!
-Ja też nie!- jęknęli obydwaj.
-Ja chętnie zjem!!- wydarli się wszyscy. Razem z Liderem. Spojrzała na nich i uniosłam do
góry jedną brew. Poszłam do kuchni i przyniosłam jeszcze 3 talerze. Podzieliłam tak że na
każdym talerzu było po 3 naleśniki. Podałam talerz Itachiemu, a on spojrzał na mnie
zaskoczony.
-Co się tak patrzysz? Jedz. Może i jestem wredna ale nie jestem sadystką.
-Dzięki- po raz pierwszy usłyszałam wdzięczność w jego głosie. Dałam talerz Konan,
Liderowi, Kisame, Kakazu i Hidan’ owi.
-Smacznego.
Gdy wszyscy skończyli Lider zabrał głos.
-Namadi. Widzę że dobrze dogadujesz się z Tobim I Deidarą
-I co w związku z tym?
-Nie przerywaj. Dlatego dzisiaj, wasza trójka będzie myła podłogę w jadalni.
-Co?!
-Nieeeeeeeeee!!!
-Chyba śnisz- wszyscy spojrzeli na mnie jak powalonego samobójcę.

background image

-Coś ty powiedziała?
-To co słyszałeś Pein. Chyba śnisz. Nie będę się powtarzać.
- Nie pyskuj!! I nie mów do mnie po imieniu!- a się dumą uniósł.
- Będę mówić jak chcę. I dam ci dobrą radę. Jeżeli kogoś dobrze nie znasz to nie podskakuj-
wszyscy zamilkli, a w Pein’ ie gotowała się złość.
-Znam cię na wylot. Znam twoją przeszłość!!
-Nie mówię o przeszłości. Mówię o technikach….. i o liczbie i jakości ofiar na koncie- aż
powiało chłodem. Pein lekko wytrzeszczył oczy, a ja wstałam i poszłam do pokoju.
Położyłam się łóżku i przymknęłam oczy. Usłyszałam pukanie do drzwi. Kogo znowu
cholera niesie? Otwarłam drzwi i zobaczyłam bukiet czerwonych róż. Wzięłam je
zaskoczona. Spojrzałam na osobę która je przyniosła. Hidan -.-‘’
- Na co te róże?
-Dla ciebie?
-Taa..? A gdzie tu haczyk?
-jaki haczyk?
-Wal prosto z mostu A nie owijaj w bawełnę. Co chcesz?
-Nic nie chcę. Idę już- poszedł prosto do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na
karteczkę.
Dla super kobitki i kucharki w jednym - – widniało na pierwszej stronie. Obróciłam zgodnie
ze strzałeczką na drugą stronę- Dzięki za naleśniki
Może on nie jest taki zły?? Jedno mnie zastanawia. Skąd on do jasnej cholery tak szybko
wziął bukiet róż?? Ale to już nie mój problem. Wstawiłam je do wazonu, gdy usłyszała
donośny huk na korytarzu. Wybiegłam od razu i skierowałam się do schodów. Spojrzałam
w dół, a tam leżał rozpłaszczony Tobi z wiadrem na głowie.
-Matko! Coś ty zrobił- zapytałam podchodząc i pomagając się podnieść.
-Gdy Di wyszła z jadalni, lider wkurzył się i kazał Tobiemu i Deidarze zmywać podłogę. Nie
mieliśmy innego wyjścia. Tobi szedł z wiadrem, gdy nie zauważył schodów i runął w dół.
-Ehh… Chodź już. Im szybciej pozmywamy podłogę, tym szybciej skończymy.
-To Di nam pomoże??
-No. Myślałam że Lider da se siana, z tym sprzątaniem. Ale skoro was w to wrobił to musze
wam pomóc. Jak to się mówi. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Poczekaj chwilę
tutaj. Tylko się przebiorę.- pobiegłam szybko do pokoju, przebrała w gorsze rzeczy i
związałam włosy.
Gdy weszliśmy do jadalni, Deidara szorował podłogę klnąc coś pod nosem.
-Dłużej się Tobi nie dało?!- warknął nawet na nas nie patrząc.
-Sorki, ale musiałam się przebrać- na dźwięk mojego głosu momentalnie się obrócił i zrobił
wytrzeszcz oczu.- Co się tak patrzysz?
-Co ty tu robisz?
-Nie widać. Przyszłam pomagać. Tobi spadł ze schodów, robiąc dużo hałasu. Gdy
pomogłam mu się pozbierać, powiedział co się stało. Przyszłam wam pomóc, bo po części
jestem za to odpowiedzialna.- powiedziałam sięgając po ścierę
Po godzinie ścierania na kolanach, miałam dość. Zastanawiałam się w ogóle czemu tu
jestem. Przecież mogłam ich olać…. Nie, nie mogłam. Mam chyba słabość do tego idioty
Tobiego. Z rozmyślań wyrwało mnie uderzenie mokra szmatą w rękę.

background image

-Ludzie!! Nie dość że tu zmywam to we mnie jeszcze ścierą rzucacie?
-Sorki! Niechcący to było!- wydarł się blondyn.
-Niechcący to ciebie chyba rodzice zrobili!- Krzyknęłam rzucając w niego ścierą. Trafiła w
nogę.
-ja ci dam rzucać we mnie ścierą- krzyknął
Złapałam lecącą ścierę i rzuciłam nią z powrotem w Deidarę, gdy drzwi otwarły się i wszedł
przez nie, nie kto inny jak pan Itachi „wielka góra lodu i przerośnięte ego w jednym”
Uchiha. Pech chciał że dostał ścierą prosto w twarz. Słychać był „plask” i nastała cisza,
którą przerwał mój histeryczny śmiech. Turlałam się na ziemi ze śmiechu, potem dołączył
do mnie Tobi i Dei. Nawet nie zauważyłam gdy Itachi znalazł się koło mnie. Spojrzała na
niego, i ujrzałam wiadro w jego rękach .Przestało mi byś do śmiechu.
-Nie zrobisz tego!
-Założymy się?- po tych słowach cała brudna woda wylądowała na mnie.
-ITACHI!!!!- wydarłam się. Po czym zaczełam gonić Uchihe po całej jadalni. Deidara i Tobi
patrzeli na nas jak na idiotów.
-Wiesz co Tobi. Widok śmiejącej się Namadi to było zaskoczenie, ale widok Itachiego
ganiającego się z nią po kuchni to szok.
-No. Tobi przyznaje rację w 100%
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

background image

Wojna

31 sierpnia 2008

Zwlekłam się łóżka dość wcześnie. Umyłam, ubrałam i poszłam na śniadanie. Gdy weszłam
do jadalni większość już tam siedziała. Zajęłam miejsce naprzeciw Deidary i Tobiego.
Atmosfera była jakaś przymulona. Kiedy cała hołota się już zebrała, można było zacząć
jeść. Wbrew pozorom, kanapki zrobione przez Kakazu były całkiem niezłe. Nasz święty
spokój, przerwało wejście Pein’ a.
-Deidara nie ruszasz się stąd. Gdzieś się ruszysz a połamie ci nóżki- powiedział dobitnie i
wyszedł. Chłopak patrzył zaskoczonym wzrokiem to na mnie to na Itachiego.
-Ja nic nie wiem- mruknęłam. Wszyscy się po cichu śmiali.
Spojrzałam na Tobiego, który jakoś dziwnie spokojnie siedział. Jego talerz był pusty.
-Tobi czemu nie jesz?
-Bo Tobi skleił sobie dłonie kropelką- powiedział smutny. OMG. Jego inteligencja mnie
załamuje. Postanowiła się nad nim zlitować. Podeszłam do niego i zaczełam się rozglądać
za krzesłem.
-Deidara możesz siąść na moim miejscu?
- Z chęcią, ale chce jeszcze żyć.
-A możesz się odsunąć od stołu?
-No- kiedy to zrobił usiadłam mu na kolanach, położyłam 2 kanapki na talerzu i pokroiłam
w małe kawałeczki. Nie zwracałam uwagi na Itachiego, który już dostawał piany, ani na to
ze inni się na mnie gapią. Wzięłam talerz do ręki i obróciłam się w stronę Tobiego.
-Otwieraj buzie.
-Di-chan nakarmi Tobiego? TOBI DZIĘKUJE!- wydarł się po czym rzucił się na mnie.
Zatrzymałam go wolną ręką w samą porę.
-Tylko bez takich czułości- mruknęłam- przecież nie pozwolę żebyś z głodu umarł. Jesteś w
miarę normalny. Kiedy skończyłam, wstałam, otrzepałam bluzkę i wróciłam na miejsce.
Zauważyłam że twarz Deidary ma kolor dojrzałego pomidora. Wypiłam herbatę do końca i
skierowałam się do kuchni. Pozmywałam po sobie, wzięłam sok w małej butelce i znowu
znalazłam się w jadalni. Nadal wszyscy siedzieli przy stole. Czy oni nie maja co robić??
-Przynieś mi sok- powiedział Kisame wstając od stołu razem z Itachi’ m.
-Kpisz ze mnie czy o drogę pytasz?- zapytałam wkurzona.
-Mówię żebyś mi sok przyniosła.
-Czy ja wyglądam na kelnerkę?- Zmierzył mnie od góry do dołu.
-Tak- powiedział po czym obrócił się. Teraz to mnie wkurzył.
-Kisame?
-Słuch..- nie dokończył, bo gdy się obrócił, jego nos miał bliskie spotkanie z moją pięścią.
Upadł aż z wrażenia. Musiałam sobie trochę ręką poruszać bo skurczybyk ma twardy nos.
Wszyscy patrzyli to na mnie to na rybcie. W największym szoku był chyba Itachi.
-Jeszcze raz powiesz jakiś głupi tekst co do mojej osoby, to nie skończy się na krwawiącym
nosie.
-Ty mała dziwko..- powiedział cicho- Nos mi złamałaś!
-Oj przejęłam się- mruknęłam sarkastycznie. Puścił jakąś wiązankę pod nosem, po czym
wstał.

background image

-Czyżbyś mówił cos na mój temat??
-Nie
-To dobrze- skierowałam się prosto do pokoju. Włączyłam płytkę Cd, wzięłam księgę
oprawioną w czarną skórę, usiadłam przy końcu łóżka i zaczełam czytać. Po jakimś czasie
usłyszałam ciche pukanie.
-Wlazło- krzyknęłam. Drzwi rozwarł się powoli.
-Di-chan. Mogę wejść?- zapytał Tobi.
-Jasne.- Usiadł koło mnie.
- Za godzinę obiad Di-chan.
-Co?! za godzinę?! Przecież dopiero co śniadanie było!
-Di-chan, śniadanie było o 7 a jest 12.
-Serio?
-Yhm.
-Nie będę szła. Nie jestem głodna.
-Czy Tobi może się pobawić włosami Di-chan?
-Jasne- mruknęłam zagłębiając się w lekturę. Wziął szczotkę i zaczął mi włosy czesać,
potem spryskał je wodą żeby się nie elektryzowały i zaczął coś robić. On się chyba minął z
powołaniem. Powinien zostać fryzjerem.
Ogłaszam wszem i wobec, że książki mogą być ciekawe i przydatne. Dużo się
dowiedziałam na temat sporządzania eliksirów, maści i innych płynów.
-Di-chan- zapytał niepewnie.
-Co?
-Di-chan będzie zła na Tobiego.
-Co się stało? Nie będę.
-Di-chan bo ja zrobiłem ci warkoczyki, a potem je rozplotłem.
-No i co?- mruknęłam czytając książkę.
-Tobiemu chodzi o to że wcześniej spryskał ci włosy wodą- poczułam że robi mi się słabo i
gorąco.
-Tobi podaj mi lusterko- dał mi przedmiot drżącymi dłońmi. Kiedy spojrzałam w swoje
odbicie myślałam że na zawał padnę! Wyglądałam jak rasowy pudel!!!- Tobi!!!! Coś ty mi
zrobił?!!
Chłopak momentalnie znalazł się skulony pod ścianą. Podeszłam do niego a on zaczął się
drzeć.
-Di-chan niech się nie złości!!! Di-chan niech nie bije Tobi’ ego!!! Di-chan niech nie będzie
zła!! Tobi nie chce dostać znowu!! Tobi oberwie jak Itachi-san się dowie, że Di-chan jest
zła!!- zatkało mnie seryjnie. Patrzyłam na niego jak na idiotę, a on nadal się zasłaniał.
Kucnęłam naprzeciw niego.
-Tobi. Możesz powtórzyć to co przed chwilą powiedziałeś o Itachim??
-Tobi nic nie mówił na temat Itachi’ ego. Tobi nic do niego nie ma!!- wykręcał się jak mógł.
-No dobra. Wstawaj.- powiedziałam najmilej jak umiałam, po czym podałam mu rękę.
Chwycił moją dłoń, a gdy pomogłam mu wstać, szybko podciągnęłam jego rękaw. Na ręce
miał liczne ślady cięć. Stare i zasklepione, ale tez całkiem świeże. Spojrzałam mu prosto w
oko, a ten odwrócił głowę.
-Tobi- powiedziałam poważnie- Zrobił ci to Itachi??

background image

Wyrwał rękę, z mojego uchwytu i zaczął cofać się tyłem.
-Tobi nic nie wie. Tobi sam sobie to zrobił. Itachi-san nie ma nic wspólnego z ręka Tobiego.
-Tobi! Wracaj mi tu!- krzyknęłam bo był już przy drzwiach.
-Ale…
-Powiedziałam wracaj!- odszedł posłusznie od drzwi, po czym zaczął wpatrywać się w
swoje buty.- Ściągaj bluzkę.- powiedziałam stanowczo. Momentalnie podniósł głowę, a z
jego ruchów i wzroku, można było odczytać panikę. Stał jak słup soli i gapił się na mnie.
-Tobi..
-Albo ściągniesz bluzkę, albo sama to zrobię.
Zrobił to co kazałam. Ręce miał pocięte w kilku miejscach.
-Czy Tobi może już założyć bluzkę??
-Obróć się.- zrobił to niechętnie, a mnie zamurowało. Całe plecy miał pokiereszowane.
Świeże rany, z niektórych nawet sączyła się strużka krwi. Z wrażenia, aż siadłam na łóżku,
a on obok mnie. Nie wiedziałam co o tym myśleć.
-Czemu on ci to zrobił?
-…..
-Tobi.
-…..
-TOBI!! Albo mi powiesz, albo to będzie się powtarzać!
- Tobi szedł po śniadaniu do Di-chan- zaczął cicho- ale Itachi-san go złapał i zaciągnął do
pokoju. Tam powiedział, że Tobi ma się nie zbliżać do Di-chan, po czym pociął mi ręce.
Powiedział Tobiemu, ze jak nie weźmie jego słów na serio to, ręce będą dopiero
początkiem. Tobi się nie przejął. Przyzwyczaił się już ze w ramach kary kaleczą Tobiego.
Tobi zebrał w sobie odwagę i powiedział mu Że Di-chan jest przyjaciółką, że przy Di-chan
czuje się bezpieczny i że ma gdzieś co sobie Itachi-san życzy. No i stało się.
-Teraz to przegiął- mruknęłam wściekła, wstając z łóżka.
-Di-chan niech nic nie robi!!- wydarł się, chwytając moją nogę.
-Idę tylko umyć włosy. Chyba nie myślisz ze będę z taką szopą chodziła?!
-aha.
Po umyciu, i wysuszeniu włosów, zabrałam się za przygotowanie maści na te rany. Zajęło
mi to 15 min. Najpierw posmarowałam ręce Tobiego i poczekałam aż zaschnie.
-Tobi, wychodzę na chwile. Nie ruszaj się.
-Di-chan! Gdzie idziesz?
-Po coś do picia.
-Ale teraz jest obiad!
-To nic. Powiem że nie jestem głodna. Przyniosę ci coś do picia i coś słodkiego. Ok.?
-Yhm
Widać było że boi się, iż spotkam Itachiego. Im bliżej byłam jadalni, tym bardziej wzrastała
we mnie wściekłość. Gdy otworzyłam drzwi, od razu skierowałam wzrok na Itachiego. Jadł
spokojnie jak gdyby nigdy nic, wyraźnie z siebie zadowolony.
-Namadi możesz mi powiedzieć co się stało z nosem Kisame- zapytał Pein.
-Jak się ma niewyparzony język to tak bywa.
-Co ci powiedział?
-Nie twoja sprawa Pein.

background image

-właśnie że moja. Jeżeli nie chcesz mi powiedzieć co powiedział, to przynajmniej mi
powiedz co zrobiłaś.
-Cholera! Pein! Czy to aż tak trudno zgadnąć?! Po prostu przywaliłam mu z pięści w ten
jego rybi pysk!!- Pein’ owi, aż z wrażenia widelec wypadł z ręki, a Kisame zaczął coś na
mnie nadawać pod nosem.
-Mówiłeś coś? Jak masz coś do mnie do powiedz mi to prosto w twarz jak facet, a nie
obgadujesz za plecami jak jakaś łajza!- zamknął się już do reszty. Podeszłam powoli do
Itachiego i stanęłam patrząc się na niego. Przerwał jeść, po czym spojrzał na mnie
pytającym wzrokiem.
-Itachi czy mógłbyś wstać?- zapytałam ze sztucznym uśmiechem.
-Jasne- gdy tylko znalazł się na własnych nogach, złapałam go za szyję i wbiłam w ścianę z
wielkim hukiem. Na Sali zapadła cisza.
- Teraz mnie uważnie wysłuchasz- powiedziałam wściekła- Jeżeli jeszcze raz dowiem się, ze
grozisz osobą które się ze mną zadają, i okaleczasz je. To obiecuje że osobiście cię
wykastruje, a na tym się nie skończy- zacisnęłam rękę mocniej na jego szyi- To co zrobiłeś
Tobiemu jest po prostu chore i powinieneś się leczyć. A teraz małe pytanko. Czy komuś
jeszcze coś takiego zrobiłeś??
Nie odpowiedział. Jego wzrok powędrował do stołu. Spojrzałam w to samo miejsce co on.
Deidara. Rzuciłam Itachim na ziemie, a ten zaczął łapczywie łapać powietrze. Podeszłam
do blondyna, ale on na mnie nie spojrzał.
-Idziemy.
-Nigdzie nie idę.- jeszcze on będzie mnie denerwował. Chwyciłam go za płaszcz,
podniosłam do góry, po czym zaczęłam ciągnąć go za sobą. Kiedy dotarliśmy do pokoju,
Deidara patrzył z zaskoczeniem na Tobiego, który nadal siedział na łóżku.
-Zdejmuj koszulkę- rzuciłam od niechcenia, po czym podeszłam do Tobiego. ściągnęłam
skorupę która utworzyła się z maści.
-O! Widzisz jak ładnie się zagoiło. Teraz połóż się i posmaruje ci plecy- jak powiedziałam
tak zrobiłam. Potem podeszłam do Deidary. Na pierwszy rzut oka nic mu nie był ale…
-Obróć się- zrobił to a ja ujrzałam ranę ciągnącą cię na skos od prawego barku do lewego
biodra. Westchnęłam tylko- połóż się.
Z małą złością położył się, a ja zaczełam go smarować
< Autorka: Niezłe ciałka mają @.@
Namadi: ty weź się mi tu w scenę nie wcinaj!
Autorka: Ale pomyśl sobie. Takie ciałko tylko dla ciebie *.*
Namadi: Chyba oszalałaś!!
Autorka: Nie ,nie oszalałam. Ale czasami można sobie pomarzyć ^^”>
-Gdzie cię znalazł??
-….
-Pytam się!
-….
-Faceci! Wy i ta wasza cholerna duma!
-….
-Nawet Tobi miał trochę rozumu i odwagi żeby powiedzieć co się stało!
- Na polu treningowym. Powiedział że mam się do ciebie nie zbliżać. Ja mu powiedziałem

background image

ze mam go głęboko w d****. I tak zaczęła się walka
Nic nie powiedziałam. Teraz wkroczyłam na wojenną Ścieszkę z Itachim.
-Skończone. Teraz leż
Poszłam do łazienki i opłukałam twarz. Czemu ja muszę mieć takiego pecha. Ten idiota
zabiera mi moje pierwsze znajomości, które nawiązałam od 6 lat. Co on myślał ze nic nie
zrobię? Grubo się mylił. Teraz pożałuje że się w ogóle urodził.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

background image

Supermen
31 sierpnia 2008

Tydzień po wkroczeniu na wojenną ścieżkę, atmosfera w organizacji była dość napięta.
Kisame, nadal chodził ze złamanym nosem, wyklinając mnie na każdym kroku, i wyżywając
się na każdym kto mu się nawinie. Itachi nie odzywał się do ,mnie ^^, a za każdym razem
kiedy spotkał się z Deidarą lub Tobim mierzył ich wzrokiem, ale nic więcej nie robił. Hah
^^.
I to wszystko przez moją osobę. Gdyby chłopaki wtedy nie oberwali byłoby cudownie.
Przez cały ten czas, gdy spędzałam wolne chwile w pokoju czytałam książki @.@.
Stałam się molem książkowym. Ale to co czytam jest przydatne. Np. 1000 sposobów jak
wykończyć psychicznie wroga. Domowy kącik tortur- zrób to sam (^^). Trucizny- na wroga
lub kochankę męża. Kastracja na 100 sposobów (@.@ tego jeszcze nie przeczytałam, choć
przydałoby się, przydało xD) i wiele innych.
Moją miłą lekturkę przerwało mi pukanie do drzwi. Na dziadka Lucka, kogo zaś niesie?!
-Wejść!!- do pokoju wszedł Deidara. Co on zaś ode mnie chce??- stało się coś??
-Nie. Tylko Sasori-no-danna chciał pożyczyć książkę o grzybach trujących.
-Spoko. Czemu sam nie przyszedł?- zapytałam wstając z łóżka i chwytając za krzesło.
-Nie wiem. Nie pytałem. Nie chce się zadawać zbędnych pytań.
-rozumiem. Jego metalowy ogon działa przekonywująco.- mruknęłam po czym
przystawiłam krzesło pod biblioteczkę, stanęłam na nim i zaczełam szukać danej książki.-
to nie to…to też nie… nie to… to….mam- mruczałam sama do siebie.
-Fajnie.- wyciągnęłam dość sporą książkę, zeszłam z krzesła i obróciłam się. Zrobiło mi się
gorąco. Deidara stał blisko mnie. Zdecydowanie za blisko! Chciałam coś powiedzieć, ale
nie pozwolił mi. Pocałował mnie. ON MNIE POCAŁOWAŁ??!! Cholera jasna!! Oderwałam się
od niego, robiąc krok w tył i wpadając na szafę. Wyglądał na lekko zmieszanego i spuścił
głowę. Sama nie wiem czemu cały czas trzymałam rękę na ustach.
-Przepraszam..ja..ten.. no … nie mogłem się powstrzymać….przepraszam- jąkał się cały
czas- wiem. Naruszyłem zaufanie którym mnie darzyłaś…przepraszam… ja już wyjdę-
skierował się do drzwi, a ja stałam jak wryta. Gdy już był blisko drzwi, sama nie wiem
czemu, podeszłam do niego szybko i złapałam go za ramie. Obrócił się zaskoczony.
-Zaczekaj- mruknęłam, sama dziwiąc się moim słowom.- usiądź- powiedziałam wskazując
na łóżko. Zrobił tak jak kazałam. Usiadłam obok niego i wzięłam głęboki wdech, zbierając
myśli.
-Ja przepraszam- nie dokończył bo przerwałam mu ruchem ręki.
-Deidara nie wiem dlaczego TO zrobiłeś… ale zapomnijmy o tym. Jesteś dla mnie
przyjacielem i cenie to co dla mnie robisz, to ze potrafisz mnie zrozumieć i w ogóle. Nie
wiem czy miałeś nadzieje na coś więcej czy coś w tym stylu, ale zrozum bo nie chce tego

background image

potarzać, jesteś dla mnie przyjacielem. Kocham cię ale jak brata. Tak samo Tobiego. Może
uznasz że za krótko się znamy, żeby mówić o jakiejkolwiek miłości, ale według mnie,
właśnie to do was czuje. Jesteście jak starsi bracia- powiedziałam to na jednym wydechu.
Patrzył się na mnie jakbym zrobiła coś dziwnego. Nie wiem…. Przeszła przez ścianę lub
powiedziała ze jestem w ciąży- co się tak na mnie patrzysz?? Ubrudziłam się na twarzy czy
co??- uśmiechnął się tylko po czym mnie przytulił.
-Przepraszam- szepnął mi do ucha.
-już ci powiedziałam. Zapomnijmy o tym. A teraz chodź na obiad.- wstałam, po czy
skierowaliśmy się do drzwi. Deidara chwycił za klamkę i oberwał drzwiami.
-Obiad- rzucił krótko Zetsu, nie patrząc nawet na znokautowanego Deidare. Pomogłam mu
wstać.
-Cholerny Zetsu. Nos mi złamał.- mruknął, próbując zatrzymać krwawienie.
-idź na obiad ja zaraz dojdę.
-ok.
Wzięłam lód, watę, maść na opuchliznę, tabletki przeciwbólowe. Kiedy weszłam do jadalni,
wszyscy już byli. Czemu ja zawsze musze być ostatnia?? Podeszłam do Deidary,
przysunęłam sobie krzesło i zabrałam jego ręce z twarzy.
-Widzę że już zatamowałeś krwotok.
-Yhm.
-Zetsu, następnym razem jak będziesz nas wołał na obiad, to nie otwieraj drzwi z
rozmachem. Kiedyś trafi ci się Pein a nie Deidara i będziesz miał przesrane.
-Wiem. Sorka Deidara.
-Spoko.
-Teraz siedź spokojnie i włóż sobie watę do dziurek od nosa.
-Po co?- posłałam mu zabójcze spojrzenie i ucichł natychmiast.
-Masz tu lód i przyłóż go sobie do nosa.- po 5 minutach zaczął skarżyć się, że mózg mu
zamarza.- Dobra. Teraz może trochę boleć. Nastawie ci nos tak jak był.- spojrzał na mnie z
przerażeniem.-Co się tak na mnie patrzysz. Chyba chcesz żeby się szybko zagoiło?!- Z
chwilą nastawienia nosa, krzyk Deidary rozniósł się po całej organizacji.
- Czyś ty zgłupiała?!!
-Tee…. Tylko nie takim tonem. Bo ci poprawie i wtedy będziesz z bólu jęczał.
-Sory.
-Trzymaj. Tabletki przeciwbólowe. Posmaruje ci nos maścią. Opuchlizna powinna już na
wieczór zejść.- Siadłam na swoim miejscu, a Kisame patrzył się na mnie jak byk na
rzeźnika.
Jak ja nienawidzę bezsennych nocy!! Dzisiaj za cholerę nie mogłam usnąć. Za co mnie to
spotyka?! Rozumiem. Jestem wredna, doprowadzam ludzi do nerwicy i w ogóle, ale żeby
nie móc spać to już przesada. No cóż… taka karma. Wstałam o 1 i poszłam do kuchni. W
zielonej piżamie i czarnych japonkach. Włosy miałam w totalnym nieładzie, związane
gumką. Kiedy weszłam do jadalni, zobaczyłam że przy stole siedzi Kakazu i Zetsu. Zdziwili
się trochę na mój widok, ale nic nie powiedzieli. Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie gorące
kakao i wróciłam do jadalni. Dosiadłam się do nich i przypatrywałam jak grają.
-Czemu nie śpisz?- spytał Zetsu. Od kiedy on taki uprzejmy??
-Nie mogę usnąć. Szlag chce mnie trafić. A wy czemu tu siedzicie?

background image

-Nie widać? W karty gramy- mruknął zły Kakazu. Chyba przegrywał.
-Mogę z wami zagrać??- spojrzeli po sobie.
-Ty chcesz z nami grać?
-No. Co w tym złego.
-No nic… ale ja jestem kanibalem i zazwyczaj mnie unikają, a on.. też go unikają.
-No i co?? Polubiłam Tobiego to i was mogę. Nie?
- Teoretycznie tak- mruknął Kakazu, odrywając wzrok od kart.
-Niczym nie różnicie się od innych. Człowiek to człowiek.- teraz to dopiero się na mnie
spojrzeli… oczy jak 5 złotówki
-Uważasz nas za ludzi??
-jasne. To ze macie specyficzny wygląd , nie znaczy że nimi nie jesteście- nic więcej nie
powiedzieli. Dołączyłam się do gry.
Po 2h
-Namadi..
-Co chcesz Zet- spytałam przekładając karty.
-Zet?- zapytał zaskoczony.
-Jeżeli nie odpowiada ci to zdrobnienie to już nie będę tak mówić.
-Nie. Spoko.
-Co chciałeś.
-Wiesz że masz apetyczne ramię??
- @.@ W jakim sensie??
-No wiesz… tak smakowicie wygląda- mruknął oblizując się.
-Ty weź się odczep od mojego ramienia!!- zaczełam się drzeć wyrywając rękę.
-No nie bądź taka! Daj spróbować!
-Chyba śnisz. To moja jedyna prawa ręka! Moja osobista i nie dam jej sobie odgryźć.
-Ja mam u siebie pełno prawych rąk. Jak chcesz mogę ci jedną odstąpić, za niewielką
opłatą, byleby przestał się ślinić- powiedział Kakazu.
-Wy chyba ocipieliście!!- wydarłam się a, drzwi rozwarł się z donośnym trzaskiem.
-ja cię uratuję!!- Wydarł się Hidan w stroju SPUPRMENA!!!! Wszyscy zamilkliśmy z
wrażenia. Nawet Zetsu przestał się ślinić i puścił moja rękę. Przez chwilę panowała
niezręczna cisza, apotem wszyscy zaczęliśmy się tarzać ze śmiechu. Wszyscy
pospadaliśmy z krzeseł. Po jakiś 15 minutach, podnosiliśmy się z ziemi chichocząc i
trzymając się za brzuchy.
-Ni nie mogę… takiego cyrku jeszcze nie widziałem- zaczął Kakazu.
-Ja też- dodał Zet.
-No bardzo śmieszne- mruknął zażenowany Hidan.- To miało byc wejsćcie smoka.
-Taa…- mruknełam- Chyba raczej wejście smoka do gumioka.
-Wiesz, że twoja obecność w organizacji się przydaje…. Na początku miałem ochotę
sprzedać cię na jakimś bazarze, allegro, czarnym rynku… bóg wie czym byleby cię tu nie
było. Ale teraz jest śmiesznie, mamy z kim w karty pograć. Przydajesz się.. pomimo iż Pein
pla….- nie dokończył bo Hidan zatkał mu usta. Wszyscy spojrzeli po sobie. Jak nie chcą
niech nie mówią. Hidan podszedł do mnie i napiął mięśnie. Ja zaczełam krztusić się herbatą
ze śmiechu.
-I co? Podobają ci się? Lepsze niż supermena.

background image

-jasne. Widzę że jest twoim autorytetem.
- Poniekąd.
-Zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz. Skoro był taki wszech wiedzący, mądry i w ogóle
to czemu nosił majtki na wierzchu??- szczena mu opadła i widać było że nie umie na to
odpowiedzieć- widzę że cię zatkało. Dobra chłopaki. Ja już idę. Może uda mi się usnąć.
Dobranoc.
-Dobranoc- powiedzieli równocześnie.
Jedząc śniadanie dzisiaj rano, miałam ochotę pozabijać wszystkich. Co chwila
przyłapywałam kogoś na tym że się na mnie gapi. Dosłownie wlepiali we mnie swoje gały.
Posyłałam każdemu mordercze spojrzenie, ale to nie skutkowało. Wreszcie wkurzyłam się,
odsunęłam krzesło z rozmachem, bez żadnego dziękuje wyszłam z jadalni trzaskając na
pożegnanie drzwiami. Kiedy znalazłam się w pokoju, położyłam się na łóżku i
zdrzemnęłam.
Na chwilę zamknęłam oczy i oczywiście ktoś musiał przerwać mój wypoczynek. Kogo zaś
diabli niosą. Nie dadzą mi nawet chwili spokoju. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je z
wielkim rozmachem i już miałam krzyknąć „czego zaś”, gdyby nie osoba która przede mną
stała. Nie kto inny jak Itachi Uchiha we własnej osobie. Jednak 1 tydzień raju to za mało.
Widząc jego mordę w moich drzwiach, od razu odechciało mi się żyć.
-słucham- powiedziałam oschle. Niech nie myśli że mu łatwo pójdzie.
-Mogę wejść?- zapytał niepewnie.
-Skoro musisz- dodałam tym samym tonem co przedtem. Wpuściłam go. Usiadł na łóżku a
ja stanęłam naprzeciw niego. Widać było że trudno mu wydusić jakiekolwiek słowo, a co
dopiero zdanie.- pośpiesz się. Nie mam zbyt dużo wolnego czasu.
-No dobra. A więc..
-Nie powinno zaczynać się zdania od „A więc”, ale pomińmy to.- przerwałam mu
-No więc..
-Od tego też nie powinno się zdania rozpoczynać- znów mu przerwałam.
-Dasz mi wreszcie powiedzieć?- zapytał spokojny, ale sfrustrowany.
-Dobra. Gadaj. Im szybciej tym lepiej.
-Chciałem Cię przeprosić- czyn on właśnie powiedział że mnie przeprasza??!! Chyba jakiś
cud się stał!! Nie dawałam po sobie znać żadnych uczuć. Tylko i wyłącznie obojętność-
przemyślałem wszystko i przepraszam Cie. Wiem że źle zrobiłem, tak się zachowując, ale…
-Ale…
-Ale po prostu czułem że tak muszę, że muszę cię pilnować, chronić, tak jak kazał Pein.
-Pilnować i chronić, nie znaczy krzywdzić bliskie mi osoby.- powiedziałam twardo.
-Bliskie ci osoby?- zapytał zaskoczony- Widzę że wiele się pozmieniało, przez ten czas. Co
cię łączy z Deidarą?
-Po I nie powinno cię to obchodzić. Po II Nic mnie nie łączy z nim. Jest dla mnie jak brat.
Jest przyjacielem tak samo jak Tobi.
-Przyjacielem?? Podobasz mu się- poczułam że robie się czerwona na twarzy. Czemu
akurat teraz?!- będzie próbował cię podrywać.
-Wiem. Rozmawiałam już na ten temat z Deidarą.
-więc już próbował?
-można tak powiedzieć….

background image

-Więc jak już wspomniałem przepraszam cię. Wiem że to może za dużo, ale proszę cię,
żebyś mi zaufała. Inaczej nie będę mógł cię chronić.
- Jak mam ci zaufać skoro ty mi nie ufasz. Skoro masz mnie pilnować, chronić to potrzebne
jest zaangażowanie obydwóch stron. Nie możesz ode mnie wymagać czegoś skoro sam nic
z siebie nie dajesz.
-Rozumiem. Będzie to dla mnie trudne, ale postaram się. Więc zgoda??
-No- mruknęłam podając mu rękę.
-teraz chodź na obiad.
-Co?! Przecież jest…13! Jak to możliwe?!
-Spałaś jak zabita. Byłem tu chyba z 5 razy zanim otworzyłaś.
-Aha.
-Chodź wreszcie, bo obiad wystygnie.
-Itachi, jeszcze jedna sprawa.
-no.
-Masz przeprosić Deidarę i Tobiego. Zwłaszcza Tobiego.
-Ok.
Kiedy weszłam na jadalnię razem z Itachim i uśmiechem na twarzy, Deidara omal nie
zadławił się kawałkiem mięsa, które właśnie połykał. Podeszłam do niego i walnęłam mu
mocno między łopatki. Od razu podziałało.
-Deidara, Tobi, Itachi chciał wam coś powiedzieć.
Tobi od razu skrył się pod stołem. Oczywiście to ja musiałam go wyciągać.
-więc chłopaki….Chciałem was przeprosić- Deidara zrobił oczy jak 5 złotych, i patrzył to na
mnie to na Itachiego- Nie powinienem tego robić. Rozmawiałem z Namadi i doszliśmy do
porozumienia.
-jasne…ok.- tylko tyle zdołał powiedzieć. Gdy wszyscy zasiedliśmy przy stole, znów
wszyscy się na mnie gapili. Mam dość! Kiedy już chciałam się zapytać o co im chodzi,
poczułam uderzenie w kark i straciłam przytomność.
Zaczełam odzyskiwać świadomość. Czułam że leże na czymś zimnym…. Cholernie zimnym.
Powoli zaczełam otwierać oczy i ujrzałam że leżę na kafelkach. Podniosłam się lekko i
zaczełam się rozglądać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, ze jestem w wielkiej komnacie.
Takiej wielkiej to jeszcze w życiu nie wiedziałam. Spojrzałam w górę i ujrzałam balkony
osłonięte czymś co wyglądało jak szyba. Stali za nią wszyscy członkowie organizacji…
oprócz…
-Widzę, że się już ocknęłaś. Przepraszam że przerwaliśmy ci posiłek w taki sposób, ale
inaczej się nie dało- powiedział Pein zbliżając się do mnie.
-O co ci chodzi?- mruknęłam masując kark.
-Więc przyszedł czas na test walki wręcz. Widziałem już jak posługujesz się swoim Kekkei
Genkai, zdałaś mój test na samym początku, teraz przyszedł czas na sprawność fizyczną.
Będziesz ze mną walczyć. Żadnych technik, żadnych broni. Tylko i wyłącznie siła naszych
mięśni.
-Odmawiam- mruknęłam. Osoby na trybunach, doskonale mnie słyszały i patrzyły
zdziwione. Pein też się dziwnie na mnie gapił.
-Co to znaczy „ Odmawiam”?
-Nie rozumiesz? Po prostu nie i koniec. Walczę tylko w tedy kiedy muszę. Nie odczuwam

background image

teraz takiej potrzeby- powiedziałam wstając na nogi.
-To zaraz poczujesz.- powiedział. Poczułam silne uderzenie w brzuch i dosłownie wbiłam się
w ścianę która wcześniej znajdowała się 15 m za mną. Zaparło mi dech w piersiach. Nogi
mi się lekko trzęsły, kiedy wracałam na swoją pozycję wyjściową.- I co? Nadal mówisz nie?
-Odmawiam- mruknęłam. Znowu poczułam silny cios. Tylko teraz nie pytał się czy nie
zmieniałam zdania. Kopał mnie i bił jakbym była jakimś workiem treningowym. Widziałam
jak jakieś osoby na balkonie próbują się tu dostać, ale nadaremnie. A więc nie była to
szyba tylko osłona. Opadłam na kolana, krztusząc się własną krwią. On odskoczył ode
mnie, prawdopodobnie tylko po to żeby zadać mi ostateczny cios.
-Nie wiem czy to twoja głupota, czy po prostu jesteś taka słaba. Może im masz to swoje
Kekkei Genkai, ale walczyć nie umiesz. Szkoda. Ładna byłaś. Szkoda takiej buźki.
Zastanawia mnie tylko jedno… czemu Orochimaru jak był w naszej organizacji, tak bardzo
nalegał żebyśmy cię tu sprowadzili… hmmm. Ale tego już się nie dowiem.- kiedy
usłyszałam to imię poczułam ogromną złość. Zmieniłam swoje nastawienie ale nie
ruszyłam się. Teraz to mnie porządnie wkurwił….

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Wydostać się
26 września 2008

Czułam narastającą złość. Patrzyłam na niego ze spuszczoną głową.
Powiedział o kilka słów za dużo. I to może go zgubić. Teraz wydawało mi się jakbym
widziała wszystko w spowolnieniu. Szykuje się do ostatniego ataku, rusza, zbliża się do
mnie i po chwili widzę nogę, która wycelowana jest w moją głowę. Chce zadać ostatnie
kopniecie, ale nie dam mu tej satysfakcji.
Kiedy noga była już dość blisko, wyciągnęłam rękę, złapałam go za kostkę i zablokowałam
staw łokciowy tak aby ręka się nie zgięła pod wpływem siły. Zdziwienie, pomieszane z
lekkim strachem w jego oczach było jak afrodyzjak dla mojej duszy. Drugą ręką złapałam
go w kolanie. Zręcznym ruchem kostkę przekręciłam w moją stronę, a kolano w przeciwną.
Po sali rozszedł się wyraźny dźwięk pękających kości, i krzyk lidera. Wyrwał się z mojego
uścisku i odskoczył jak najdalej ode mnie, wpatrując się we mnie z przerażeniem.
Wyciągnęłam prawą rękę w bok i pojawił się koło mnie, biały wilk o nietuzinkowych
rozmiarach. Zdziwienie było wyczuwalne w powietrzu. Wyciągnęłam lewą rękę w bok i
pojawił się czarny wilk w takich samych rozmiarach.
Nadal ze spuszczoną głową, próbowałam się podnieść, ale nogi strasznie mi się trzęsły.
Tenshi (biały wilk) wsparła mnie, a Joji (czarny wilk) podtrzymywał mnie od tyłu, dopóki nie
złapałam jako takiej równowagi. Obydwa wilki sięgały mi wcięcia w talii.
Zaczełam powoli zbliżać się do Pein’ a, a wilki wraz ze mną.
-Chcesz wiedzieć dlaczego Orochimaru chciał mnie w organizacji?- cisz na Sali. Nikt się nie
odezwał.- Chcesz wiedzieć dlaczego nienawidzę go całym sercem? Chcesz wiedzieć
dlaczego jego imię doprowadza mnie do furii? Chcesz wiedzieć?- zadawałam pytanie po

background image

pytaniu, lecz nie odpowiadał.- Orochimaru był moim ojcem- te słowa ciążyły mi na duszy
od zawsze, a teraz na pewno wyryją się w pamięci wszystkich tu zgromadzonych. Pein
patrzył na mnie z niedowierzaniem.- Chyba nie to chciałeś usłyszeć. Co? Skoro już wiesz,
to powróćmy do wcześniejszej sprawy. Pamiętasz jak powiedziałam żebyś nie zaczynał
skoro nie znasz ilości i jakości ofiar na moim koncie?- kiwnął tylko głową.
Obróciłam się do niego tyłem i powoli kierowałam się do drzwi które wywąchał Joji-
Zabiłam skurwiela w wieku lat 10. Jak nie wierzysz to trzymaj to- powiedziałam rzucając
przez ramię, pierścień który oznaczał przynależność do Akatsuki. Pierścień który nosił
kiedyś Orochimaru. Upadł na kafelki z cichym brzękiem.
Czułam na sobie wzrok wszystkich. Spojrzałam ukradkiem na resztę członków. Niektórzy
stali z rozwartymi ustami, niektórzy patrzyli się na mnie z wytrzeszczem, a niektórzy
szeptali coś do siebie. Jedno słowo zapadło mi w pamięci i ugodziło w serce. Mianowicie
słowo wypowiedziane przez Kisame : dziwoląg
Kiedy weszłam do pokoju, oparłam się o drzwi, a wilki usiadły przede mną patrząc się jakby
z wyrzutem.
-No co? Musiałam powiedzieć. Poza tym wkurzył mnie- Tenshi przechyliła tylko łebek w
bok- ehh.. musze sobie jakąś miksturkę zrobić.
Wzięłam wszystkie potrzebne ingrediencje i zaczełam je mieszać. Usłyszałam jak drzwi się
otwierają. Obróciła się. Stali w nich Deidara, Kisame, Tobi, Itachi, Hidan, Kakazu.
Bez ogródek kazałam im wyjść. Nic.Żadnej reakcji.
-Powiedziałam że macie wyjść!- krzyknęłam, po czy się zachwiałam. Dzięki w takich
chwilach za Joji’ ego, który mnie uchronił przed upadkiem. Tenshi tylko cicho zawyła i
polizała moja rękę- W porządku..- mruknęłam po czym pogłaskałam ją po głowie.
-Nie mamy zamiaru wyjść, dopóki nie odpowiesz na kilka pytań- powiedział władczo
Kisame.
-Nie. Powiedziałam wyjdźcie i więcej nie powtórzę!
-Czemu- zapytał rybcia.
-Ponieważ DZIWOLĄG chcę się trochę podleczyć!
-Ty…ty słyszałaś??
-Tak!! Głucha nie jestem! A teraz wypad!!- krzyknęłam po czym wsparłam się na biurku bo
zrobiło mi się słabo. Usłyszałam dźwięk trzaskających drzwi za plecami, po czym
westchnęłam. Zamieszałam do końca płyn, a następnie wypiłam go.
Był obrzydliwy, ale wszystkie leki takie są. Usiadłam na ziemi po czy schowałam twarz w
dłoniach. Tenshi i Joji położyli głowy na moich kolanach. Odruchowo zaczełam je głaskać
-Czemu zawsze mnie coś takiego spotyka? Co Joji? Najpierw zmarła mama, potem ludzie w
wiosce mnie tępili, aż w końcu zamknęli na 6 lat. Potem trafiłam tutaj i normalnie jak jakieś
fatum prześladuje mnie przeszłość- pytałam się wilka choć wiedziałam że nie uzyskam
odpowiedzi. Głos mi się strasznie łamał a w oczach miałam łzy. Byłam smutna. Bolało mnie
serce. Ale tak musi być. Westchnęłam głośno, po czym zaczełam się podnosić- Trzeba
będzie się jakoś niepostrzeżenie się stąd wydostać.
-Nigdzie Cię nie puścimy- usłyszałam głos za plecami. Tak dobrze mi znany, ale teraz taki
obcy. Obróciłam się
-Deidara…. Co wy tu robicie? Przecież powiedziałam że macie wyjść- spytałam spoglądając
na Itachi’ ego i Tobi’ ego.

background image

-Tobi nigdzie nie puści Di-chan!- powiedział poważnie- Tobi’ ego nie obchodzi jakie
zdolności masz lub z kim Di-chan jest spokrewniona! Di-chan to najlepsza przyjaciółka i nic
tego nie zmieni!- krzyknął po czym objął mnie w pasie- Tobi nie puści Di-chan!!
Nie wiem czemu kolana mi się ugięły i zrobiło mi się lżej na sercu.
Przytuliłam się do niego i po prostu zaczęłam beczeć. Puścił mnie, ale nic sobie z tego nie
robiłam. Dalej moczyłam mu płaszcz.
-Deidara-san… Tobi nie wie co zrobić- mruknął
-Przytul ją idioto!- warknął Itachi z nutką rozbawienia(?) w głosie.
Kiedy to zrobił, poczułam się jakby kolejna fala uczuć mnie zalała. Nie wiem komu mam
dziękować za taką osobę. Gdy się już uspokoiłam, wytarłam rękawem spuchnięte oczy i
pociągnęłam nosem.
-Tobi przyniesie chusteczki- zawołał entuzjastycznie co wywołało u mnie lekki uśmiech i
pobiegł do łazienki.
-Namadi. Nic nie musisz mówić jak nie chcesz. Ale jak ci coś ciąży na duszy to zawsze
możesz nam powiedzieć. A teraz chodź tu do mnie.
-Deidara…- mruknęłam po czym przytuliłam się do niego.
-Ekhmm…- wychyliłam się z nad ramienia Deidary i spojrzałam na Itachiego.
-Ty też chcesz się przytulić?- spojrzał gdzieś indziej speszony.
-Nie….
-nie udawaj takiego niedostępnego gościa- powiedziałam podchodząc do niego.- Każdy ma
uczucia. Nawet ty- dźgnęłam go palcem w klatkę piersiowa, po czym przytuliłam się do
niego- i co? Tak strasznie jest się do kogoś przytulic?
-no…nie- mruknął speszony.
-TOBI ZNALAZŁ CHUSTECZKI!!!!!- wydarł się osobnik w masce.
-Czy was chłopaki też wkurza to że on mówi o sobie w trzeciej osobie??
-Trochę- powiedzieli obydwaj.
-Tobi czy możesz zdania nie zaczynać od własnego imienia??
-Tobi już się przyzwyczaił. Tobi od zawsze tak mówi.
-Jestem na tyle zdeterminowana żeby go zacząć uczyć- mruknęłam do Deidary
-Ciekawe ile wytrzymasz
Sytuacja która zaistniała w organizacji, z powodu nowości na temat mojej osoby,
ustabilizowała się dość szybko i wszystko wróciło do normy. Jeżeli oczywiście można to
nazwać normą.

Hidan znów próbuje mi się podlizać, Kakazu znowu przegrywa ze mną w karty, Zetsu

zaś ślini się na widok mojego prawego ramienia =.=”, Pein jak kiedyś dostaje piany gdy
nie zwracam się do niego z szacunkiem, Konan znów pożycza mi ciuchy, Kisame nadal
mnie nienawidzi, Itachi już się nie czepia (ale nadal moim głównym celem jest
doprowadzenie go do nerwicy xD wiem jestem ZUUUUAAAA) Deidara, jak to Deidara gada
ze mną na wszystkie tematy… a Tobi… no właśnie.. Nie uwierzycie!!! Uczę go porządnie
czytać, pisać i liczyć ^^. Nawet kumaty jest. Mój główny cel: Oduczyc go mówienia o sobie
w trzeciej osobie.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

background image

Naomi
22 grudnia 2008

Ide ciemnym korytarzem obijając się o ściany. Dlaczego się obijam? Bo jest godz. 6.00
rano i śpię na stojąco. A dlaczego ciemnym korytarzem? Bo Tobi ostatnio znalazł sobie
nową zabawę i bawił się bezpiecznikami, w wyniku czego nie ma światła na korytarzu.
Pomimo, iż mówi już normalnie, zachował inteligencje 5-latka. Dotarłam wreszcie do
kuchni. Nikogo nie ma. Co za cisza i spokój. Wszyscy oprócz Tobiego i Lidera są na misji.
Ten pierwszy gdzieś polazł, a ten drugi pewnie w biurze siedzi. Cały dzień luzu… I to mi się
podoba. Zrobiłam sobie śniadanie i ruszyłam z powrotem do pokoju.
O godz. 12 nie kto inny jak szanowny Lider, wdarł się do mojego umysłu i obwieścił, ze
chce mnie widzieć w gabinecie. O co mu chodziło? Sama nie wiem, ale wolałam się ruszyć.
Gdy doszłam do drzwi „jaskini lwa”, nie wiem czemu ale zapukałam. Usłyszałam tylko
„wejść”, po czy właśnie to zrobiłam. Nie zrobiłam nawet trzech kroków, a przede mną nie
wiadomo skąd wyrosła jakaś blondynka, która zaczęła skakać wokół mnie, piszcząc nie
wiadomo czemu.
-Naomi spokój!- od razu skończyła pajacować, i oddaliła się trochę. Wreszcie mogłam się
jej przyjrzeć. Wysoka blondynka, duże piersi, niebieskie oczy, tipsy i po ubraniu mogłam
stwierdzić że wielka wielbicielka różu. Tylko skąd to cholerstwo wzięło się w biurze Lidera?!
-Kyaaa!!! Ale masz zajebiste włosy!! Naturalne? Też bym takie chciała!!- spojrzałam
przerażona na Peina, a ten tylko wzruszył ramionami.
-Namadi. To jest Naomi. Ma w sobie bijju. Od dziś jest członkiem naszej organizacji…-
zaraz, zaraz czy on powiedział NOWY CZŁONEK AKATSUKI?
CZY CIEBIE POJEBAŁO?!!!- wydarłam się w myślach tak że Pein z krzesła spadł.
-Namadi!
-Sorka.
-Ponieważ, na razie nie ma wolnych pokoi będzie mieszkać z tobą.
@.@ o.0 Tobie się chyba w dupie poprzestawiało!!
-Ale super!! Cieszysz się nie?!
- T.T Tak jasne. Skacze z radości.
-Ja też.
Czy ona na serio jest taka tępa?
-Możecie już iść.
-Naomi mogłabyś poczekać za drzwiami. Chciałaby porozmawiać z Liderem.
-Jasne.
Kiedy wyszła, usiadłam naprzeciwko rudego.
-Ty chyba sobie ze mnie żartujesz!
-Spokojnie. To tylko na jakiś czas.
- Nie będę z nią dzielić pokoju! W ogóle skąd ty ją wziąłeś?!
-Skoro nie chcesz z nią być w pokoju to masz do wyboru, spać w pokoju Itachi’ ego,
Deidary lub Hidana. Są na misjach i chyba nie wrócą zbyt szybko.
-Itachi? Hmm.. odpada. Zbyt blisko. Dzieliłaby nas tylko ściana. Deidara? Wole tam nie
wchodzić. Pokój pełen bomb jakoś mnie nie przekonuje. Hidan? Nie wiem jak ma w
pokoju… ale spać w pokoju napaleńca to też nie zbyt komfortowe….o matko..
-Więc.

background image

-Hidan.
-Co?
-To co słyszałeś. Jakoś sobie dam rade. Ile będzie na misji?
-ruszył tydzień temu..hmm.. nie wiem. Nie kontaktował się ze mną więc nie wiem czego się
spodziewać.
-Ok.
Chyba mnie do reszty pojebało….raz kozie śmieć. Lepsze to niż różowy stwór. Wyszłam z
biura i od razu zostałam zalana lawiną pytań.
-Po I nie będziemy dzielić razem pokoju.
-Dlaczego?
-Rozmawiałam z Liderem i stwierdziliśmy, ze skoro jesteś nowa, to będzie taki mały
prezent. Będziesz przez jakiś czas miała mój pokój jako swój. Potem dostaniesz własny.
Mam nadzieje że będziesz zadowolona- sztuczny uśmiech nie schodził mi z twarzy ale
chyba uwierzyła bo, kiedy weszłyśmy do pokoju od razu zaczęła zaglądać we wszystkie
zakamarki. Ja spakowałam swoje rzeczy, zapieczętowałam w zwoje wszystkie książki,
składniki i sprzęty, życzyłam jej miłego dnia i ruszyłam na spotkanie z przeznaczeniem.
Weszłam do pomieszczenia z zamkniętymi oczami. Poczułam zapach lawendy. Czyżby
kadzidełka? Otworzyłam oczy i byłam mile zaskoczona. Panował porządek i ład. Pierwsze
co rzuciło mi się w oczy do duuuuuuuże łoże. Zajrzałam do łazienki i ze złością
stwierdziłam że ten idiota ma wannę i prysznic! Ja mam tylko prysznic!
Wróciłam do sypialni i rzuciłam torbę w kąt obok łóżka i rzuciłam się na nie. Jak
mięciutko… Chyba go z tego pokoju wykopie.
„puk, puk”
Kogo zaś cholera niesie?! Zwlokłam się i otworzyłam drzwi. Blondi.
-hej. Mogłabyś mnie zaprowadzić do kuchni.
-Jasne
Kiedy dotarłyśmy do celu, pokazałam jej gdzie co jest, dałam plan organizacji i zmyłam się
do pokoju, w którym do wieczora czytałam książki. Potem umyłam się, ubrałam w piżamę i
poszłam spać.
„Dryń, dryń” Słysząc budzik zakryłam tylko głowę poduszką, ale nie pomogło.
-Cholera….
Podniosłam się trochę i sięgnęła do budzika, ale zamiast go wyłączyć, zrzuciłam go na
ziemie. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przeciągnęłam i przetarłam oczy. Dopiero
teraz ujrzałam siwego siedzącego w fotelu.
-Ohayo, Hidan.
-dzień dobry.
-Sorki że tak bez żadnego uprzedzenia i w ogóle, ale chyba wiesz już jakie różowe
nieszczęście nawiedziło mój pokój?
-Nie ma sprawy- wstał, po czym zaczął zbliżać się do łóżka- wiesz, ze nie myślałem że
kiedykolwiek będziesz w moim pokoju, a co dopiero łóżku…- usiadł obok mnie- może by
tak…
-HIDAN!!!- znalazł się powrotem przy fotelu.
-Spokojnie.
-Słuchaj. Będę z Tobą dzielić pokój przez pewien czas, więc po I: ty się do mnie nie

background image

dobierasz, nie zbliżasz się do mnie we śnie, nie podglądasz, nie grzebiesz mi w ubraniach,
nie ściągasz ze mnie kołdry, uprzedzasz kiedy chcesz zostać SAM w pokoju żeby nie było
jakiejś głupiej sytuacji, i jeszcze mogłabym wymieniać, ale chyba wiesz. Wtedy ja będę dla
Ciebie miła i nie wykastruje cie własnoręcznie .
Trochę mu zajęło zanim przeanalizował całą moją wypowiedź, ale w końcu kiwnął głową.
-No to skoro się rozumiemy to ja idę do łazienki.- wzięłam rzeczy i zamknęłam się w
łazience. Kiedy wyszłam chłopak siedział nadal w fotelu.
-Co tak myślisz?
-Zastanawiam się co o tym pomyśli Itachi.
-A co ma pomyśleć? To moja decyzja i on nie ma nic do gadania, a poza tym jest na misji-
powiedziałam wiążąc włosy. Nie zdążył nawet odpowiedzieć, kiedy drzwi otworzyły się z
trzaskiem i wparował przez nie Tobi i od razu uczepił się moich nóg, głośno lamentując.
-Di-chan!!! Nigdy tak nie rób!! To było straszne!!! Uprzedzaj mnie że zmieniasz pokój!! Ja
tam nie chce!!
-Spokojnie. Powiedz co się stało.
-Mów mi że ktoś inny jest w twoim pokoju!!
-Co się stało!!
-Wszedłem do twojego pokoju, a tam pełno różowego. Myślałem że oczopląsu dostane. I
jeszcze ta karykatura lalki Barbie z tipsami!! Ja tam nie chce!
-Już wole nie myśleć co ona zrobiła z moim pokojem T.T
-Chodźmy na śniadanie.
-Ok. Tobi wstawaj. Oprócz Ciebie kto jeszcze wrócił?
-Kakazu, Deidara, Sasori, Zetsu.
-O może Zet się skusi na cos takiego?
-Wątpię. Stwierdzi że za dużo konserwantów i że będzie ciężko strawna.
-Hidan. Ty mnie czasami załamujesz.
-Serio. Znając naszą roślinkę to pewnie takim tekstem wypali i się zmyje.
-No to chwila prawdy. Czy jest już w jadalni czy nie. Tobi puść moją bluzkę- mruknęłam do
chłopaka który się za mną schował.- Wchodzimy.
Gdy się tam znaleźliśmy Naomi próbowała poderwać Deidare, a ten próbując uciec
przesiadał się z krzesła na krzesło. Kiedy blondi zobaczyła Hidana pisnęła z zachwytu i do
niego podleciała.
-Cześć przystojniaku. Jak masz na imię?- zapytała zalotnie.
-Hidan. A teraz spadaj, mam ciekawsze rzeczy do roboty niż patrzenie jak się do mnie
mizdrzysz.
00!!- Takie były nasze miny. Nawet Tobi wychylił się zza mnie. Czy on właśnie odrzucił
dziewczynę która się do niego kleiła??
-Hidan czy ty masz gorączkę?
-Nie Namadi. Po prostu nie gustuje w laskach które mają na czole napis 99% plastik 1%
kobieta. Wole takie 100%-60% naturalne.- powiedział mijając blondynkę z wielkim <co jest
grane> na twarzy. Usiedliśmy przy stole a Deidara zrobił śniadanie. Kiedy zakończyliśmy
posiłek, drzwi się otwarły i wszedł Itachi I Kisame. Ten I miał oczywiście grobowy nastrój i
nawet Naomi się nie odezwała. Obydwoje spojrzeli na nią na chwile, po czym usiedli przy
stole. Nawet Kisame mi nie docinał. Poszłam na I ogień.

background image

-Jak tam misja chłopaki?
-W porządku.
-Nawet nie pytaj- mruknął niebieski. Od kiedy on taki miły? Chyba naprawdę ta misja dała
im w kość.
-Chcecie coś zjeść? Napić się?…. Itachi? Kisame?
-Ja bym zjadł coś ciepłego jeśli możesz.
-Ja jakąś rybę i przynieś butelkę sake. Dobrze?
-Ok.
Poszłam do kuchni i przygotowałam rosołek domowej roboty ( ten co został ze
wczoraj^^”), pieczoną rybę a z barku wyjęłam butelkę sake i kieliszki. Położyłam to na
tace i zaniosłam do jadalni gdzie toczyła się rozmowa.
-Jedzonko podano.
-To jest to czego mi było trzeba- mruknął Kisame nalewając sake. Siadłam naprzeciw
Itachi’ ego i przyłączyłam się do rozmowy. Kiedy czarnowłosy jadł, nasz nowy nabytek
coraz bardziej się do niego przybliżał, gdy już siedział obok niego i chciał się uczepić
ramienia, a Itachi jak zwykle opanowany odłożył łyżkę i spojrzał na nią tak zimnym
wzrokiem, ze aż ją zamurowało.
-Jeżeli mnie dotkniesz, nie będę zważał na to ze jesteś kobietą- wszyscy ucichli, a
dziewczyna odsunęła się jak najdalej. Nie wiem czemu jako jedyna wybuchłam śmiechem
-No nie mogę. Itachi coś ty taki zły dzisiaj?- wstałam od stołu, obeszłam go i zaczeła się do
niego zbliżać- Powinieneś wziąć dłuuugą kąpiel. Przynajmniej nie będziesz zrzędził-
posłałam mu zadziorny uśmiech i poczochrałam mu włosy. Nie zrobiłam 2 kroków a
poczułam szarpnięcie w pasie i po chwili byłam przewieszona przez jego bark jak jakaś
zwierzyna.
-Ej! Co ty odpierdzielasz?!
-Jeżeli myślisz że poczochranie moich włosów ujdzie ci na sucho to się mylisz- powiedział to
takim tonem, ze myślałam ze na miejscu normalnie zginę. Szedł gdzieś a ja nie widział
gdzie.
-Itachi ja tylko żartowałam! No weź! Gdzie ty mnie niesiesz?! Nie podrzucaj mnie!!!
Narrator
Blondynka patrzyła się z podziwem i ze strachem na różowo-włosą która właśnie zwisała
na ramieniu Uchihy. Kiedy wyszli spojrzała na resztę których miny wyrażały zdziwienie. Po
chwili usłyszeli krzyki. Dziewczyna wolała sobie nie wyobrażać co to może znaczyć i co
mogło ją spotkać. Gdy zobaczyła ze wszyscy kierują się w stronę drzwi, za którymi zniknęła
tamta dwójka, ruszyła wraz z nimi. Po otworzeniu drzwi wszyscy stanęli jak wryci z wielkimi
oczyma.
Czarnowłosy stał nad dziewczyną, która leżała na kanapie i czochrał jej włosy, na zmianę z
gilgotaniem. Dziewczyna na zmianę, raz się darła, a raz się śmiała. Kiedy już jej się udało
wydostać, została złapana w pasie i z powrotem rzucona na łóżko.
-Itachi daj jej spokój. Przecież ona tych włosów nie rozczesze.
-Dzięki Hidan za psychiczne wsparcie.
- A Zamknij się- rzucił Itachi
-Itachi mam pomysł!!- wydarła się- Tylko przestań na chwile.
-Co?- spytał trzymając jej ręce. Musiał przyznać że wyglądała komicznie z wielkim

background image

kołtunem na głowie. Dziewczyna zaczęła mu coś szeptać na ucho, a ten tylko kiwnął głową
kiedy skończyła. Puścił ja i obydwoje rzucili się na Hidana. Przez pierwsze 5 min. bawili się
w berka żeby go dorwać, a gdy w końcu go dorwali, zrobili mu irokeza.
Kiedy znalazłam się w pokoju, sięgnęłam od razy po zwój i odpieczętowałam jedną z ksiąg,
znalazłam formułkę, złożyłam pieczęcie i moje włosy powróciły do pierwotnego stanu. Nie
to co Hidana. Jego co chwilę gdzieś odstawały i klął jak szewc. Do wieczora siedziałam w
pokoju czytając książkę. Wyszłam dopiero w porze kolacji. O dziwo zjadłam ją w spokoju a
następnie przyglądałam się jak Kakazu, Itachi, Hidan, Deidara i Zetsu grają w pokera. Po 2
godzinach znudziło mi się.
-Hidan ja już idę. Będę się kąpać krótko więc się nie musisz bać że będziesz czekać. A i
gdybym już spała jak przyjdziesz, nie waż się mnie budzić.
-Ok.- mruknął z nad kart
2h później.
-Chłopaki ja się zbieram- mruknął siwowłosy po czym ziewnął.
-ok.
-Mam nadzieje że już śpi- mruknął sam do siebie- To do jutra.
0.5 h później
-Deidara ,czemu Namadi mówiła Hidanowi że będzie się krótko kapać i że ma jej nie
budzić?
-Nie wiem. Mnie się pytasz?
-Di-chan aktualnie śpi u Hidana bo Naomi zajęła jej pokój.- mruknął Tobi który nadal
obserwował.
-CO?! –Wydarł się Itachi, po czym odłożył karty i szybkim krokiem wyszedł.
Otworzył drzwi i zaświecił światło. Ja oczywiście wnerwiona bo MI się spania nie przerywa!!
-Hidan to cholery!! Nie nau..- spojrzała na osobę która podniosła się obok niej i na osobę w
drzwiach.- Itachi! Kurwa mać! Pukać cię nie nauczyli?! Nie wiesz że mi się snu nie przerywa
bo potem jestem wredna?!
-Nie będziesz tu spać- powiedział spokojnie po czym podszedł do mnie, wyciągnął mnie z
łóżka i przerzucił szybko przez ramie. Zaczęłam go kopać i bić, ale on sobie nic z tego nie
robił. Wyniósł mnie, a „idąc” przez korytarz puszczałam soczyste wiązanki pod jego
adresem.- Będziesz spać u mnie. Masz do wyboru ze mną w łóżku, fotel lub podłoga.
Wybieraj- mruknął po czym rozebrał się położył do łóżka. Czemu ja?! Co?! Czemu zawsze
mnie coś takiego spotyka?! Wrrr… Podeszłam od drugiej strony łóżka.
-Przesuń się.
Obudziła się w noc i czekała mnie nie miła niespodzianka. Ręka pana U, nie wiem czemu i
jakim cudem spoczywała na mojej piersi!!!
-ITACHI!!!! BIERZ TĄ ŁAPĘ!!!! TY ZBOCZEŃCU!!! JUŻ BEZPIECZNIEJ CZUŁAM SIĘ U
HIDANA!!!! ON MNIE PRZYNAJMNIEJ WE ŚNIE NIE DOTYKA!!! Z NIM TO SIĘ NAWET
BIODRAMI NIE STYKAM!!!- darłam się na niego i nawet nie zauważyłam że zbudziłam
prawie całą organizacje. Wyszłam z łóżka, wzięłam jego płaszcz, okryłam się nim i
podeszłam do Hidana.
-Wracam do Ciebie. Takie same zasady jak wcześniej. I śpię po tej samej stronie.
-Ok.ok- mruknął zaspany.
Kiedy wreszcie znalazłam się w łóżku, byłam bardzo zmęczone. Definitywnie tyle zdarzeń

background image

w 2 dni to za wiele.

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Propozycja

14 stycznia 2009

Plaża. Słońce grzeje mocno w twarz. Błoga cisza. Tylko szum morza i co jakiś czas krzyk
mew. Chwyciłam w dłoń drinka i rozkoszowałam się jego smakiem. Następnie odłożyłam
szklankę i sięgnęłam po pucharek z lodami. Musiałam się trochę wyciągnąć. Miałam go już
prawie w ręce. Lody śmietankowo-cytrynowo-malinowe z polewą czekoladową. Dotykałam
pucharku już koniuszkami palców i…<jebut>
Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że zostałam zrzucona z łóżka, jestem owinięta
kołdrą choćby to był jakiś kokon, a Hidan leży w poprzek łóżka patrząc się na mnie z
głupim uśmiechem.
- Wreszcie wstałaś śpiąca królewno.
-No co ty nie powiesz- mruknęłam z ironią- kto by nie wstał gdyby nie został zrzucony z
łóżka?
-Nie wiem.
-Nie musiałeś tego robić.
- Ale chciałem- zaczęłam szamotać, bo chciałam mu przywalić, co przyczyniło się do tego
że walnęłam głową w szafkę nocną.
-Pomóż mi.
-A co będę z tego miał?
-czystą satysfakcję- syknęłam
-ehmm… no dobra.- Kiedy już stałam na nogach, spojrzałam na budzik. 9.00- to oznacza że
zaspaliśmy na śniadanie. Pewnie znowu zaczną się głupie docinki i spekulacje co mogliśmy
robić… debile. Wzięłam czystą bieliznę, ręcznik i skierowałam się do łazienki, której drzwi
dosłownie zatrzasnęły mi się przed nosem.
-HIDAN! Cholero jedna! Wepchałeś się!
-Kto pierwszy ten lepszy!- usłyszałam zza drzwi.
-Ja Ci dam „kto pierwszy ten lepszy”! Zaraz te drzwi wywarze!
-Nie zrobisz tego!
-Niby dlaczego?!
-Bo jestem nagi! Nagusieńki! Taki jak mnie Jashin stworzył!- teraz to mnie zatkało. Miał
racje, nie zrobię tego kiedy jest w TAKIM stanie. Westchnęłam głośno, po czym rzuciłam
się na łóżko i zamknęłam oczy. Nie wiem ile tak leżałam. 5 min. czy godzinę, ale w końcu
usłyszałam że drzwi się otwierają.
-No wreszcie! Ile można…- podniosłam się i mnie wryło. Stał w samych spodniach,
ręcznikiem wycierał mokre włosy, a jego klatka piersiowa była jeszcze wilgotna. Jedyne co
przeszło mi przez głowę to „ Czy ta cholera właśnie mnie sprawdza?”. Wstałam, wzięłam
rzeczy i skierowałam się do łazienki. Jeden mały problem. On stał w drzwiach i głupio się
uśmiechał.

background image

-Przesuń się- odsunął się od razu- Fajna klata- nie wiem co mnie podkusiło >.<”!- i jeżeli to
miało na celu mnie zawstydzić to trzeba czegoś więcej niż mokrej klaty- zrobiłam dwa
kroki- i jeszcze jedno. Zapnij rozporek bo ci ptaszyna wyleci- teraz spalił buraka, a ja z
tryumfalnym uśmiechem zamknęłam drzwi. Wzięłam szybki prysznic. Ubierając bieliznę,
skapłam się że nie wzięłam ubrań. Ten zboczeniec pewnie tam jeszcze siedzi. I nagle nad
moją głową pojawiła się świecąca żarówka xD. „ A niech ma za swoje!”- pomyślałam
zawzięcie. Zdjęłam ramiączka od stanika i wyjęłam z nich ręce. Owinęłam się krótkim
ręcznikiem, tak żeby nie było widać bielizny, ale żeby odkrywał sporą cześć ciała.
Zawinęłam włosy w turban z ręcznika i wyszłam. Żebyście widzieli jego minę xD. Przeszłam
przez pokój nawet na niego nie patrząc i schyliłam się ( tyłem do szafy, żeby nie było xD)
do torby i wyjęłam rzeczy. Wodził wzrokiem za każdym moim ruchem.
-co się tak gapisz?- spytałam, a on buraka spalił i wiercił się na fotelu
-Ni-e, na nic.- byłam w połowie pokoju, kiedy drzwi się otworzyły „ W mordę jeża! Akurat
teraz =.=”! Nie mogliby minutę później?” W drzwiach stał Itachi i Deidara. Mieli taką samą
minę jak Hidan na początku.
-Siemka chłopaki- zawołałam spokojnie i wyluzowanym krokiem skierowałam się do
łazienki. Kiedy byłam już w bezpiecznej „strefie” odetchnęłam z ulga. Ubrała się szybko,
wysuszyłam włosy i wyszłam, ale nikogo w pokoju nie było. Wychodząc, spotkałam Konan.
Rozmawiałyśmy, dopóki nie znalazłyśmy się w kuchni. Wszyscy już byli i oczywiście swoje
gały wlepiają we mnie. Uśmiechnęłam się perfidnie i specjalnie obrałam sobie dłuższą
drogę do mojego miejsca. Przechodząc obok białowłosego lekko go szturchnęłam, a ten
prawie podskoczył. Usiadłam tam gdzie zwykle i zaczęłam jeść kanapki.
-Namadi… to co było w pokoju…- zaczął Deidara. Posłałam mu ostre spojrzenie.
-Co? Hidan się już poskarżył? Mógł nie zaczynać.
- Jestem ciekaw co takiego zrobił ze łaziłaś po pokoju cała mokra, jedynie w ręczniku-
spytał Uchiha z jadem w głosie. Moja ręka zastygła w bezruchu i spojrzałam na niego
wściekał.
-Po I nie jestem na tyle głupia jak nasz nowy nabytek żeby łazić w samym ręczniku po
pokoju. Miałam pod spodem bieliznę. Po II zrobiłam to, bo nie lubię jak ktoś mnie sprawdza
w Taki sposób. Chcesz się dowiedzieć jaki spytaj się Hidana- warknęłam kiedy miał się
spytać.- Po III po twojej wypowiedzi mogę stwierdzić za jaką osobę mnie uważasz, to nie
jest wcale miłe, ale przynajmniej teraz wiem.- powiedziałam przepełniona złością i zajęłam
się swoją kanapką.
-Możesz interpretować moją wypowiedź jak chcesz, ale to nie zmienia faktu że nie
przypadło mi do gustu to co zrobiłaś.
-uważaj bo się wzruszę- syknęłam
- następnym razem, mogę wyciągnąć z tego konsekwencję.
-CO?!- nie mogła uwierzyć
-To, ze mam się tobą zajmować i to daje mi poniekąd władze nad tobą.
-Chyba sobie ze mnie żartujesz!- krew się we mnie gotowała wraz ze złością,
wstałam gwałtownie i ruszyłam do drzwi. Ani minuty w jednym pomieszczeniu z
tym człowiekiem nie wytrzymam!
-Namadi stój.
-….

background image

-Powiedziałem zatrzymaj się.
-….
-STÓJ!- krzyknął, i chciał mnie złapać za nadgarstek. Wzięłam szybko rękę i obróciłam się
na pięcie wnerwiona na maxa.
-SPIERDALAJ!!!- krzyknęłam mu prosto w twarz. Na sali od razu zrobiło się cicho.
Skierowałam się do drzwi i wyszłam, trzaskając nimi na zakończenie. Przez chwilę jeszcze
stał w tym samym miejscu, a potem wrócił się do stołu. Usłyszał klaskanie. Spojrzał na
osobę która to robiła. Lider. Patrzył na niego wściekły.
-No to się popisałeś…nie ma co. Jeżeli nie zjawi się za godzinę pójdziecie jej szukać. Trzeba
jej dać trochę czasu żeby się wyładowała. A ty Itachi módl się, żebyś jej przez najbliższy
tydzień nie spotkał, bo nie popuści tego płazem.- powiedział rudowłosy, po czym zniknął.
-Nie przypuszczałam, ze jesteś aż takim dupkiem- mruknęła Konan po czym wyszła.
Biegłam przez las. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak dawno nie byłam na świeżym
powietrzu. Starałam się znaleźć jak najdalej, ale było coraz trudniej. Ten kto powiedział „Im
dalej w las tym więcej drzew” miał rację nie tylko w przenośni, ale też w realiach. Trudno
było mi się poruszać, ale biegłam ile sił w nogach. W końcu znalazłam się w miejscu, gdzie
drzewa były rzadko rozstawione. Idealnie. Uderzyłam ręką w drzewo i poczułam jak ból
rozchodzi się po całym ciele, ale nie dało mi to żadnej ulgi. Waliłam na zmianę obiema
rekami, ale nie było żadnego efektu, oprócz krwi spływającej z moich kostek. Odsunęłam
się od drzewa ciężko dysząc i wydałam z siebie donośny krzyk. O dziwo to jakoś pomogło,
dać upust złości.
Chwyciłam za kunai’e i zaczęłam nimi rzucać w drzewa. Porządny trening powinien pomóc,
zapomnieć o negatywnych emocjach.
Nie wiem ile czasu minęło, ale byłam zmęczona. Położyłam się na trawie, rozłożyłam ręce i
wpatrywałam się w niebo, które od jakiegoś czasu zasnuły szare chmury. Poczułam coś
mokrego i zimnego na policzku. Znowu. Znowu. I znowu. Rozpadało się na dobre ale było
mi przyjemnie. Miałam wrażenie ze razem z tym deszczem spływa ze mnie cała złość.
Zamknęłam oczy i udałam się w krainę rozmyślań. Ale tą że upojną chwile przerwał mi
czyjś oddech na mojej twarzy. No dobra. Zgaduj, zgadula. Kto lub co to jest? Jeżeli wilk-
mam przechlapane, jeżeli
dzik- tak jak poprzednio, Jeżeli niedźwiedź to mam przesrane! Mogę sobie już grób kopać.
Przynajmniej misiek będzie miał zabawę. Zabawka którą trzeba uśmiercić 6 razy to
normalnie będzie hit. I ostatnia opcja- człowiek. Otworzyłam oczy i ujrzałam oczęta w
kolorze lawendy. Nawet mi ulżyło.
-To ty…- mruknęłam.
-A co? Księcia z bajki na białym koniu się spodziewałaś? A może czerwonego kapturka?
-Nie. Raczej krwiożerczego niedźwiedzia, przed którym musiałabym spieprzać przez cały
las.
-Aha. Co tak leżysz jakbyś umarła?
-A co? Już nadzieje miałeś? Przyznaj się.
-Nie. Po prostu jestem ciekaw.
-odpoczywam. Połóż się.
-Nie widzę nic fascynującego w leżeniu na trawie w czasie deszczu.
-Aaa zamknij się i leż.- położył się obok mnie i przez chwilę panowała błoga cisza.

background image

-Nie pociąga mnie to. Tylko fryzura mi się popsuje.
-tak. Oczywiście. Ciebie pociągają tylko panny lekkich obyczajów i filmy pornograficzne.
-Daj mi spokój. Lider kazał Cię szukać. Chodźmy już. Reszta pewnie już się zwinęła.
-Ok. a co to się stało, ze lider kazał mnie szukać?
-Widział waszą kłótnie i nie był wcale zadowolony. Itachi’ emu dał do zrozumienia ze
przegiął.
-no co ty nie powiesz?- zawołałam z ironią.
-czy ty zawsze musisz sypać ironią?
-taka moja natura. Ten dupek zepsuł mi cały dzień.
-Mam pomysł.
-mam nadzieje że nic głupiego.
-Co ty na to żeby wyjść dziś do jakiegoś klubu. Dziś piątek i znam kilka niezłych miejsc.
-Ja? Z tobą?
-No. Ale jak nie chcesz to sam pójdę, tak jak co piątek gdy mam wolne.
-Z chęcią.
-naprawdę?
-No. przyda mi się coś na rozluźnienie i przy okazji wkurzę Itachi’ego ^^.
-Nie obraź się. Jesteś wredna.

-wiem

.

Weszliśmy do jaskini i o dziwo wszyscy tam siedzieli. Chciałam do nich podejść,
ale zostałam powalona na ziemie przez zamaskowanego osobnika.
-Tobi zejdź ze mnie.
-Martwiłem się.
-Już w porządku. Już jestem.
-nie rób tego więcej.
-czego?
-Nie uciekaj.
-nie uciekłam. Po prostu musiałam się wyładować.
-martwiłem się- zszedł ze mnie i usiadł po turecku. Ja wstałam i otrzepałam ubranie.
Po wymieniu kilku zdań z resztą poszłam do pokoju. Wzięłam dłuuugą kąpiel, wyprałam
ubranie i zaczęłam się szykować. Ubrałam czarne rurki, baleriny i seledynową bluzkę na
grubych ramiączkach, kilka bransoletek, łańcuszek i wreszcie koniec.
Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie ze czas się zbierać. Kierunek- kuchnia. Pełna
energii na samą myśl wkurzenia Uchihy ruszyłam do celu. Weszłam do kuchni i
poczułam smród.
-O matko! Ktoś tu umarł czy coś?
-Nie. Tobi zabrał się za gotowanie- odparł deidara
-osz, w mordę.- mruknęłam wycierając oczy które zaczęły mi łzawić.
- Gdzie Hidan?
-W salonie. Chodź.- poczłapałam za nim i kiedy znaleźliśmy się w salonie odetchnęłam z
ulga.
- Zapamiętać na przyszłość- Nie dopuszczać Tobi’ ego do kuchni.- rozejrzałam się po
pokoju w poszukiwaniu siwego. Siedział na fotelu, a na kanapie wraz z Kakuzu siedział

background image

Itachi. <śmiech szaleńca> no to teraz to mu ciśnienie podniosę - Hidan możemy już iść.
-Gotowa? To super- powiedział, po czym wstał. Ubrany był w jeansy, koszule w kolorze
wina i czarne wyjściowe buty.- Deidara to tak jak się umawialiśmy.
-Jasne będę na czas.
-O co chodzi?- spytałam
-Chyba nie myślisz że będziemy wracać na piechotę.
-No masz racje. Mam zamiar się dziś zabawić i nawet mnie nie powstrzymuj.
-ok.
-Gdzie się wybieracie?- spytała Konan. Nawet nie wiem kiedy przyszła.
-Ja nie wiem. Mój cel na dziś to się wybawić. Wszelkie pytania do tego pana-
odpowiedziałam i wskazałam na Hidana, ruszając do drzwi.

Klub

2 lutego 2009

Klub był przepełniony ludźmi, jednak od samego wejścia wszyscy witali się z Hidanem.
Zobaczyłam też parę dziewczyn zapatrzonych w niego. Klub był urządzony w jasnych
kolorach, a muzyka była w rytmach Latino.
-Siemka. Z kim jesteś?- niewiadomo skąd wyrósł przede mną jakiś facet.
-Ze mną- powiedział Hidan nie dając mi dojść do słowa.
-Hidan! Stary jak ja cie dawno nie widziałem!- zawołał- To Se panienkę sprawiłeś.
Wszystkie te które latają za Tobą będą w dołku.
-to moja kuzynka. I od razu mówię, łapy przy sobie.
-Jasne.
-macie gdzieś wolny stolik?
-Zaraz się coś znajdzie.
Zaprowadził nas do stolika gdzieś w rogu Sali. Kelner przyniósł nam sake i kieliszki.
-No to pierwsza kolejka za dzisiejszy wieczór- powiedziałam, po czym stuknęliśmy się
kieliszkami. Poczułam jak po całym ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Po kilku kolejkach
wypitych z Hidanem ruszyłam na parkiet. Ta łajza oczywiście tyłka nie ruszy. Nie będę się

przejmować. W końcu jestem tu żeby się bawić

.

Chłopak rozglądał się po sali szukając dziewczyny z którą przyszedł. Kilka razy była przy
stoliku, żeby go wyciągnąć na parkiet, ale od jakiejś godziny nie widział jej.
Czego tak szukasz?- na dźwięk tego głosu, aż podskoczył.
-Lider tutaj? Namadi szukałem.
-Przyszedłem was skontrolować. Razem z nim.- chłopak dopiero teraz ujrzał Uchihę
rozglądającego się po Sali. Dostawili sobie dwa krzesła, a kelnerka doniosła kieliszki i
kolejną butelkę trunku.
-Hidan-kun- zawołała dziewczyna. Chłopak, aż się zakrztusił sake, widząc dziewczynę. Szła
lekko chwiejnym krokiem, z wypiekami na twarzy a w jej oczach tańczyły wesołe iskierki.-
Chodź wreszcie potańczyć.- Rozejrzała się po towarzystwie i jej wzrok spoczął na liderze-

background image

O! Lider tutaj? Jak miło. Napije się lider ze mną, prawda?- sięgnęła po kieliszek i nalała
rudemu.- Za nasze zdrowie.
-Tobie już na dziś wystarczy- stwierdził Hidan.
-Nie przesadzaj. Skoro ty nie chcesz potańczyć to może lider?- spytała patrząc na niego.
-Nie. Ja nie tańczę.
-No ludzie drodzy! Chociaż raz.
-Nie. Poza tym zbieracie się już.
-Zbieramy się? A wy? Aaa…. Rozumiem.. wy razem i ten teges..no to nie przeszkadzam. A i
mam pytanko. Liderze jak to jest być z kimś kto jest prawie ślepy. Przeca mu te patrzałki
za niedługo działać przestaną- spojrzał na nią lekko wkurzony, ale nic nie powiedział.
-Pijana jesteś.
-No… może troszeczkę <czyk>
-My tu jeszcze z godzinkę zostaniemy. Hidan weź ja już do domu. Deidara będzie już
czekał.
-No to idziemy- zawołał siwy, wstając
Byli już w połowie drogi. Mieli dojść na skraj lasu. Tam miał czekać na nich blondyn.
Chłopak niósł dziewczynę na rekach, za względu na jej zaburzenia ruchu.
-Mam jedną pie*doloną schizofrenię, zaburzenia emocjonalne <czyk> proszę puść to na
antenie <czyk>- -śpiewała dziewczyna.
-Namadi skończ wreszcie.
-Jesteś szalona mówię Ci….<czyk>
-Możesz skończyć?
-Bo ja tańczyć chcę <czyk>.. może nauczysz mnie jak tańczy <czyk> się.
-Zamknij się wreszcie!
-N-nie to nie- wydukała obrażona- F-foch z przytupem <czyk> z-z melodyjką.- mruknęła.
Siedziała przez chwilę spokojnie, ale znowu zaczęła się wiercić. Hidan spojrzał na nią z
politowaniem i go zamurowało. Dziewczyna trzymała w reku butelkę sake i próbowała ją
otworzyć. Wyrwał jej przedmiot z ręki i wyrzucił gdzieś w krzaki.
-Nie!!
-Skąd ty to wzięłaś? I gdzie to schowałaś?!
-M-moja słodka <czyk> tajemnica.
-Mam Cię dość.
-T-to skoro nie chcesz żebym śpiewała <czyk>… to opowiem Ci bajkę.
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami<czyk>, jednym słowem w huj daleko <czyk>,
mieszkała sobie pastereczka….<czyk> nawiasem mówiąc, niezła z niej była kurewka, bo
dawała wszystkim, ale to nie moje sprawa, nie? <czyk> to ona AIDS czy innego syfa
złapie..<czyk> a więc powracając do naszej opowieści, no i pewnego dnia <czyk>, kiedy
zbierała kwiatki czy tam jakieś inne zielsko <czyk> zobaczyła nadjeżdżający powóz
<czyk>, który się zatrzymał. Wyszedł z niego piękny książę. Zauroczył się tą lejdi z
chwastami i zabrał ją ze sobą do zamku. Trzeba powiedzieć, ze gościu to gustu nie miał bo
Pamela to ona nie była… no ale cóż…<czyk> skoro daje na prawo i lewo to chyba wygląd
ważny nie jest..<czyk>… faceci tacy są..<czyk> rach, ciach i po sprawie… nie ważne czy
ładna czy brzydka ważne żeby dała.. <czyk>
-yyy… Namadi czy ty wiesz o czym ty mówisz?

background image

-yyy..eee..nooo.. ten… pogubiłam się. Na czym skończyłam?
-Zauważyłem. Na tym że się pobrali mieli trójkę dzieci i żyli długo i szczęśliwie.
-taaak?? <czyk> a mi się zdawało, ze laska okazała się być córką jego największego
wroga, zadźgała go w sypialni, potem powyrzynała wszystkich w zamku <czyk>, a
następnie ścieli jej głowę, wbili na pal i tak sobie sterczała na jednej z wierzy…<czyk> no
ale cóż…<czyk> tak czasem bywa jak ma się ADHD
-Głowa mnie już boli. Możesz siedzieć cicho przez jakiś czas?
-Jasne…
-Dzięki
-H-h-hidan-kun- zawołała po paru minutach
-Co znowu? Niedobrze Ci?
-Nie. Tylko chyba zgubiłam buta-chłopak spojrzał na jej stopy i rzeczywiście brakowało jej
buta.
-kiedy się zorientowałaś?
-jakiś czas temu, ale musiałam zebrać wszystkie literki.
-Jashin’ ie zmiłuj się!!- dziewczyna zachichotała. Wrócili się i jakieś kilkadziesiąt metrów
dalej znaleźli pechowego buta. Nie założył jej, go na nogę w obawie ze znowu go zgubi.
Kiedy doszli na miejsce, postawił ją na ziemi i pomógł założyć buta. Zza drzew wyszedł
Deidara, a za nim jego wielka sowa. Niebieskooka chwiejnym krokiem ruszyła do niego.
-Deidara-kun!- zawołała, po czym uwiesiła się na nim. Chłopak by tak zaskoczony, ze
dopiero w ostatniej chwili złapał ją w pasie, gdy zaczęła się osuwać. Spojrzał pytającym
wzrokiem na kumpla i chciał się spytać, ale ten go uprzedził.
-Nawet nie pytaj- westchnął i usiadł na ziemi- Możemy ruszać?
-No. będę musiał zrobić dwie rundki, żeby jeszcze szefa odebrać.
-To wiesz co? Poczekamy na nich. W tym czasie ona się prześpi i trochę wytrzeźwieje.
-jak chcesz.- mruknął po czym posadził dziewczynę na ptaku, zdjął płaszcz i założył jej na
ramiona.- Prześpij się. Potem będziesz się lepiej czuła.
-Ok.- mruknęła i ułożyła się na ich „środku lokomocji”.
Dziewczyna obudziła się, słysząc rozmowy gdzieś w pobliżu. Podniosła się do pozycji
siedzącej, a płaszcz spadł jej z ramion. Mdliło ją niemiłosiernie. Zsunęła się z ptaka jak po
zjeżdżalni i podeszła do trójki towarzyszy.
-D-deidara
-obudziłaś się już. To dobrze.
-Chłopaki… nie dobrze mi- powiedziała, po czym zatkała usta ręką i pobiegła w stronę lasu.
-Cholera- mruknął białowłosy chłopak i pobiegł za nią. Dziewczyna stała pochylona nad
krzakami i wydawał z siebie obrzydliwe odgłosy. Chłopak trzymał jej włosy, aby tylko nie
zwróciła zawartości żołądka na nie. Można by powiedzieć, że rzygała dalej niż widziała.
Kiedy skończyła, wrócili do reszty.
-No to lecimy- zawołał Pein.
-O nie, nie ,nie. Ja nie lecę. Wole iść na piechotę.
-czemu.
-jak byś się czuł gdybyś szedł sobie spokojnie drogą i nagle spadłyby na ciebie czyjeś
wymiociny? Mi by nie było do śmiechu. Poza tym nie uśmiecha mi się wizja, wychylania się
i wymiotowania z tego ptaka.

background image

-Dobra chłopaki. Lećcie do siedziby ja z nią wrócę- powiedział Pein.
Szli przez las w absolutnej cisz. Normalny człowiek zwariowałby, ale nie Namadi. Potrafiła
uszanować czyjąś wole.
Poczuła na głowie coś zimnego. Po chwili rozpadało się na dobre. Dziewczyna stanęła pod
jednym z drzew, ale mężczyzna szedł dalej. Dopiero po kilku krokach zorientował się że
idzie sam. Wrócił się i spojrzał na dziewczynę
-Będziesz wymiotować?
-Nie.
-To czemu się zatrzymałaś?
-Bo pada. Nie będę szła w deszczu.
-Nie marudź. Im szybciej będziemy w siedzibie tym lepiej.
-Obejmij mnie w pasie.
-CO?! Zwariowałaś?! Ty chyba nie wiesz co mówisz!
-Tobie od razu zboczone rzeczy do głowy przychodzą. Nic się nie stanie. Obejmij mnie w
pasie.- Pein zrobił tak jak kazała, a ona zarzuciła mu ręce na szyi i zaczęła coś szeptać.
Mężczyzna poczuł ucisk w klatce piersiowej, a wszystko wokół nich zlało się w jedną plamę
kolorów, a następnie ogarnęła ich czerń. Nawet nie zdążył czegoś powiedzieć, a już stał
wewnątrz jaskini. Puścili się nawzajem. Pein podparł ręce na kolanach i ciężko oddychał.
-Co to było?
-Moja ulubiona technika- mruknęła.
-Czemu nie mam jej w aktach?
-Wielu rzeczy nie masz w aktach.- w tym momencie, wejście do jaskini otworzyło się, a
przez nie wleciała sowa Deidary. Szczeny im opadły widząc ta dwójkę już w jaskini. Cała
trójka była przemoczona.
-jakim cudem wy już jesteście?- spytał Hidan.
-Moja słodka tajemnica- powiedziała z uśmiechem po czym puściła oczko do Pein’a. ten
tylko głupio się uśmiechnął i skierował się w stronę drzwi.
Dum, dum, dum- ciągłe i miarowe odgłosy huczały mi w głowie. Miałam wrażenie jak by
ktoś cały czas walił mi w głowę wielkim młotem. Otworzyłam oczy i od razu je zamknęłam,
bo światło w jakiś sposób potęgowało ból.
W końcu się zebrałam i usiadłam na łóżku. Godzina 11. Nic mi się dziś nie chce. Na
dodatek jest mi nie dobrze. Sięgnęłam do torby i wyjęłam z niej szlafrok i długie skarpetki
w kolorowe paski. Założyła je, następnie szlafrok i kapcie na nóżki. Nie mam zamiaru się
ubierać. Nie ma siły po prostu. Pic mi się chciało niemiłosiernie. Wstałam z łóżka i coś
przewróciłam. Spojrzałam w dół. Butelka wody mineralnej. „Dzięki Hidan”- przeleciało mi
przez myśl i zabrałam się za opróżnianie butelki. Wypiłam połowę i ruszyłam jak co rano do
kuchni. Kiedy już się tam znalazłam, jak zombie ruszyłam w stronę czajnika żeby zrobić
sobie herbatę. Chciałam go napełnić wodą, kiedy ktoś mi go wyjął z ręki.
-Daj mi to. Zrobię Ci herbaty a ty usiądź. Wyglądasz jak 7 nieszczęść- powiedział blondyn.
Jak chce. Usiadłam przy stole i położyła się na nim. Słyszałam jak ktoś wchodzi do kuchni,
ale nie zwróciłam na to uwagi, dopóki ten ktoś mnie nie szturchnął. Podniosłam głowę i
ujrzałam Konan.
-hej.
-jak się czujesz?

background image

-Jakby ktoś przejechał po mnie walcem drogowym i walił mi przez cały czas w głowę
wielkim młotem, na dodatek mnie mdli.
-Czyli nieźle zabalowałaś.
-tak sądze.
-Tak sądzisz?!
-No. mniej więcej pamiętam co robiłam.- deidara podał mi herbatę- dzięki.
-A pamiętasz że mówiłaś do Hidana, Hidan-kun?- wyplułam całą herbatę która miałam w
buzi na stół.
-żartujesz?!
-Nie. Do mnie też tak powiedziałaś.
-Tobie tak powiedzieć to nic. Ale jemu?!
-Na dodatek doprowadziłaś go prawie do szewskiej pasji.
-Czym?
-Zbyt dużo żeby opowiadać. Musiał cię nieść od klubu, aż pod sam las na rekach bo nie
mogłaś się utrzymać.
-Mówiłam że mam zamiar się zabawić ^^.
-Nieźle zabalowałaś. Wyglądasz jak idź i nie wracaj.- powiedział niebieski który właśnie
wszedł do kuchni.
-Nikt ci nie mówił, ze nie kopie się lezącego?
-Witam wszystkich!- zawołał białowłosy.
-Gdzie byłeś?- spytał Kisame.
-Poranny trening. Trzeba jakoś trzymać formę.
-Ty jeszcze na trening miałeś siłę?- spytałam.
-Jasne. Ty za to wyglądasz jakbyś zaraz miała umrzeć.
-I tak się właśnie czuje.
-Konan. Lider cię prosi do siebie- przerwał nam rozmowę Uchiha.
-Powinnaś się przespać.
-Nie. Nie czuje się śpiąca.
-Ale. Powinnaś. Przejdzie ci trochę.
-Hidan.
-Co?
-Dziękuje i przepraszam. Ponoć prawie doprowadziłam cię do szewskiej pasji.
-Nie ma sprawy. Przynajmniej było śmiesznie i pierwszy raz w życiu był ktoś bardziej pijany
ode mnie.
-Dzięki- mruknęłam sarkastycznie, po czym dopiłam herbatę i poszłam do salonu. Siedział
tam tylko Tobi na kanapie czytając jakąś książkę. Chwyciłam koc i jedna z poduszek i
usiadłam obok niego.
-Mogę się położyć?
-Jasne.- położyłam poduszkę na jego nogach i położyłam się, przykrywając się kocem.
Słuchałam muzyki i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Wybiła godzina 22 i chłopak zamknął książkę, którą czytał. Spojrzał na niebieskooką, która
smacznie spała. Uniósł lekko jej głowę wraz z poduszką i zszedł z kanapy. Wziął ją na ręce i
skierował się do pokoju Hidana. Zastukał 3 razy w drzwi i po chwili otworzył je zaspany
mężczyzna. Bez żadnych pytań wszedł do pokoju i położył dziewczynę na łóżku. Zdjął z niej

background image

koc, a następnie rozwiązał szlafrok i ostrożnie wyjął z niego ręce.
-Hidan- powiedział cicho, a ten jakby wiedział od początku o co chodzi, podniósł
dziewczynę, a zamaskowany chłopak wyjął spod niej szlafrok. Następnie przykrył ja kołdrą
i wyszedł mówiąc dobranoc.

Patelnią w ryj. Czyli nie zadzieraj ze mną!

13 marca 2009

Wchodząc rano do kuchni, nikogo w niej nie zastałam. Błoga cisza pieściła moje uszy, a ja z
racji tego iż nie miałam nic do roboty zaczęłam smażyć naleśniki, pośpiewując sobie cicho.
-Masz bardzo dobry humor.- moja sielanka została przerwana przez mrożący krew w żyłach
głos.
-Miałam, dopóki się nie zjawiłeś- syknęłam w stronę Uchihy.
-Widzę, ze Hidan nieźle się sprawuje w nocy.- zabrzmiało to co najmniej dwuznacznie.
-O co ci chodzi?
-No nie powiesz mi że nic w nocy nie robicie.- stanął parę kroków ode mnie
-Muszę Cie rozczarować. Ani razu nawet mnie łokciem nie trącił.- wysyczałam
-Ja i tak tam swoje wiem, no ale żeby nawet z Tobim…ugh..
-Co ty pieprzysz?- zmuszałam się żeby się nie obrócić w jego stronę.
-Mówię o tym jak wczoraj na rękach cię niósł…. Rozumiem ze masz własny gust no ale
żeby z takim dzieciakiem?- nie wytrzymałam. Zamachnęłam się i uderzyłam go rozgrzaną
patelnią w twarz. Rozdarł się na całą kuchnię, ale miałam go gdzieś. Chwyciłam talerz ze
zrobionymi naleśnikami, szklankę soku, drzwi otworzyłam kopniakiem i usiadłam przy stole
w jadalni. Nikogo w niej nie było. Chwyciłam jednego naleśnika, ale odechciało mi się jeść.
Odsunęłam talerz i zaczęłam wpatrywać się w sok w mojej szklance. Wyłączyłam się i
gapiłam bezczynnie w ciecz.
Drzwi rozwarły się i wszedł przez nie Hidan a za nim Naomi. Spojrzałam na zegarek. No
pięknie. Chyba pobiłam rekord Guinnessa, siedząc i wpatrując się w jeden punkt przez 2
godziny.
Widząc blondynkę wpadł mi do głowy niezły pomysł.
-Naomi chcesz?- spytałam wskazując naleśniki- nie są ciepłe, ale dobre, a nie chce ich
wyrzucać- posłałam jej uśmiech.
-Jasne. Dzięki- zabrała się do jedzenia, a ja zastanawiałam się jak to rozegrać.- Namadi, nie
widziałaś przypadkiem Itachi’ego?- Bingo. O to mi właśnie chodziło.
-Nie, nie widziałam. A ty Hidan?
-W nocy szedł na misji razem z Kisame, ale rano wrócili. Pewnie odsypia- taaa… albo
opatruje sobie swój zakazany ryj…
-Naomi… Itachi ci się podoba, nie?- spaliła buraka
-No..tak. Czemu pytasz?
-Bo ty jemu chyba też.
-Naprawdę?
-Wiesz… może wydaje się zimnym obojętnym draniem, ale tak naprawdę jest tylko

background image

nieśmiały.
-W takim razie….
-Mam pomysł. Idź teraz do jego pokoju, jeżeli nie śpi i spyta się co chcesz to po prostu
powiedz że chciałaś się spytać jak poszła misja czy coś w tym stylu, pewnie się zawstydzi i
będzie Ci kazał wyjść, albo wypchnie cię za drzwi, ale nie przejmuj się. Musisz dać mu
czas. Faceci są chyba bardziej skomplikowani niż kobiety..ehh.. ale wracając do tematu.
Jeżeli będzie spał i będzie obok niego miejsce to połóż się i czekaj aż się obudzi. Zrobisz
mu miłą niespodziankę. Uważaj na siebie bo może nerwowo zareagować. Wiesz.. taki nagły
szok i w ogóle. Pewnie go zawstydzisz że wyrzuci cię od razu żeby nie pokazać swojej
słabości. Tylko pamiętaj! Gdyby go poniosło i uaktywnił by sharingan za nic, ale to za nic
nie patrz mu w oczy. Nie chce żeby ci coś zrobił….ehh.. czasami sama nie mogę go
zrozumieć.- chwilę trwało zanim przeanalizowała wszystkie moje sowa.
-Ok. Idę- gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, na mojej twarzy wykwitł uśmiech
zwycięstwa.
-Naprawdę. Jesteś wredna- całkowicie zapomniałam że Hidan siedzi w kuchni.
-I o to chodzi- wstałam i skierowałam się do biura lidera. Odkąd tu jestem nie byłam na
żadnej misji. Musze odreagować, poza tym nie mam zamiaru tu siedzieć Kidy rozpęta się
piekło.
Stojąc przed drzwiami lidera, zapukałam tylko i nie czekając na „proszę” weszłam. Jak
zwykle siedział przy swoim biurku. W pokoju był także Kisame. Widząc go zagotowało się
we mnie. Nie przepadałam za nim, a on za mną. Na dodatek przypominał mi zasrańca
Uchihę.
Nim Pein zdołał coś powiedzieć na temat mojego wejścia, uderzyłam otwartymi rękoma o
blat biurka, tak ze wszystko na nim podskoczyło.
-Chcę misję. Dzisiaj, teraz, natychmiast.- wycedziłam, piorunując go wzrokiem. On tylko
westchnął.
-Ok. Dzisiaj o 20 w Sali do pieczętowania bijuu. Tak się składa, ze dziś WSZYSCY idziemy
na misje. Parami. Pomyślałem ze na swoją I misję chciałabyś wybrać partnera. Masz do
wyboru Naomi, Itachi’ego lub Hidana.
-Hidan.
-Tak myślałem.. w takim razie Itachi idzie z Naomi.- poczułam się jakbym wygrała w
totolotka. Pein chyba to zauważył bo zaczął mi się przyglądać.
-Ale skoro Itachi idzie z Naomi- moje serce zatrzepotało z radości- to z kim on idzie?-
wskazałam na niebieskiego.
-Z Kakuzu.
-Aha. No to ja już sobie ide.
-Czekaj. Masz to włożyć na misję. Idziemy między ludzi. To nie zwykła misja na uboczu,
szast prast i po sprawie. Tu trzeba działać dyskretnie i subtelnie- podał mi spore pudełko.-
mam nadzieje że będzie pasować.
-Jeżeli próbujesz mi wmówić ze Hidan, albo Kisame potrafią działać dyskretnie to chyba
zmysły postradałeś.
-Wyjdź.
-Nie denerwuj się tak.
-Namadi- zagadnął gdy stałam już w drzwiach.

background image

-Tak?
-Możesz mi powiedzieć co się stało z policzkiem Itachi’ego?
-Poskarżył się?- nie mogłam uwierzyć.
-nie. Spotkałem go na korytarzu.
-Tak to jest jak się za dużo gada- zamknęłam drzwi i skierowałam się do pokoju.
-Liderze? Czemu się na nią nie wydarłeś kiedy weszła bez pukania i zażądała misji?- spytał
niebiesko skóry osobnik, na co mężczyzna potarł tylko czoło.
-Kisame, zapamiętaj sobie. Wkurzona kobieta to niebezpieczna kobieta. On nawet kartką
papieru zrobi ci krzywdę.
Gdy byłam już w pokoju, zamknęłam drzwi na klucz, pudełko rzuciłam w kąt nawet nie
zaglądając do pudełka, nastawiłam budzik i rzuciłam się na łóżka, na którym od razu
usnęłam.
Obudziłam się o 18 i stwierdziłam ze trzeba zobaczyć jakie wdzianko zafundował lider.
Penie się nie wysilił. Położyłam pudełko na łóżku i otworzyłam je i zobaczyłam lśniący
materiał. Podniosłam kawałek sukna do góry który okazał się być satynową sukienką w
kolorze czarnym. Pod biustem była przyszyta wstążka tego samego koloru co sukienka, a
poniżej jej materiał był luźno puszczony aż do końca.
Spojrzałam do pudła i ujrzałam parę czarnych, gustownych szpilek. Czy on ogłupiał!? Jak ja
mam niby walczyć w szpilkach! Prędzej siebie zabije! Co za człowiek… Poszłam do łazienki,
wykąpałam się, wysuszyłam włosy, i zabrałam się za przejrzenie akt naszej ofiary, które
także były w pudle. Pójdzie łatwo o ile Hidan nie straci panowania nad sobą. Założyłam
sukienkę i włożyłam te cholerne buty. Przejrzałam się jeszcze raz w lusterku i spojrzałam
na zegarek. Cholera! 19.53 Ja to się zawsze spóźnię. Wystrzeliłam jak z procy i biegnąc
słabo oświetlonym korytarzem, o mało zaliczyłam glebę. Stojąc przed drzwiami
poprawiłam zmierzwione włosy i sukienkę. Przeszłam przez nie i w wielkiej jaskini stali
wszyscy. Zlustrowałam ich wzrokiem i muszę przyznać że wyglądali całkiem, całkiem.
Przeszłam wzdłuż rzędu ustawionych osób a w powietrzu pobrzmiewał tylko stukot moich
obcasów. Stanęłam na samym końcu obok Tobiego który też był w garniaku. Ździebko się
zdziwiłam ze jego też wysyłają.
-Namadi-chan- szepnął do mnie.
-Co?- także odpowiedziałam szeptem
-Ładnie wyglądasz- nieświadomie spaliłam buraka
-ee.. dzięki. Ty też.- wyglądał na dumnego z siebie bo wyprostował się jak struna, a głowę
zadarł lekko do góry.
-Skoro już wszyscy są, mogę wam ogłosić małe zmiany. Otóż Kisame idzie z Kakuzu,
Namadi z Hidanem, Itachi z Naomi.
-Odmawiam- Itachi wystąpił o krok z szeregu.
-Nie obchodzi mnie jakie masz problemy lub co ci się podoba a co nie.- rozpierała mnie
radość. Ha! Ze mną się nie zadziera. Wystąpiłam z szeregu i poszłam w stronę Jashinisty.
-No to idziemy- zawołał.
-Namadi- pein miał podejrzanie dobry humor- oszczędź sobie drogi, tak jak ze mną
ostatnio- uśmiechnęłam się szeroko. Miałam wrażenie że on tez chce dopiec Itachi’emu
-Ok. Hidan obejmij mnie mnie-zbity z tropu patrzył się na mnie przez kilka sekund.
-Hidan.- Upomniał go rudy. Ostrożnie oplótł mnie rękoma a ja zarzuciłam mu ręce na szyję

background image

-No to do zobaczenia- wszystko wokół nas się rozmyło.
Zgromadzeni w jaskini jeszcze przez kilka sekund wpatrywali się w miejsce gdzie przed
chwilą stała dwójka ich kompanów. Jedyny Lider uśmiechał się pod nosem.
-Co tu ku*wa było?- spytał zdezorientowany Deidara.
-Bardzo przydatna technika. Pamiętacie jak wróciliśmy przed wami z klubu? To dzięki tej
technice.
-Wracałeś w taki sposób?- Konan stojąca obok niego zmrużyła oczy
-Tak. I nie chce tego powtarzać. Miałem potem mdłości- otrzepało go na samą myśl.

Misja

24 kwietnia 2009

Skaczemy już chyba z dobre 2 godziny a siedziby ni widu ni słychu. Wszyscy pewnie już są.
Odbijając się od kolejnego drzewa, złamałam obcas. Bo jakże mogło by inaczej! Ja zawsze
mam tego cholernego pecha! Spadając próbowałam się czegoś chwyci ale bezskutecznie.
Spojrzałam pod siebie i pożałowałam od razu. Jakieś parę metrów pode mną rosła sobie
dość spora gałąź. Zacisnęłam oczy modląc się o cud i o dziwo cud się stał. Tylko niestety
przybył pod postacią Hidana ;/. Postawił mnie na gałęzi i wrednie się uśmiechał.
-i czego rżysz?
-Co ty byś beze mnie zrobiła?- znów popada w samo zachwyt.
-Miałaby jedno życie mniej- mruknęłam do siebie- Dobra ruszamy.
Jednakże nie było dane mi zrobi choćby kroku, bo Hidan wziął mnie na ręce
- Co ty odpie*dalasz?!- wrzasnęłam
-Cicho- mruknął zirytowany- Jeszcze jednego obcasa złamiesz i co? Myślisz ze znowu w
porę zareaguję?- poprawiłam się lekko w jego ramionach i siedziałam cicho. Biło od niego
straszne ciepło, a świst wiatru działał usypiająco. Nie wiem nawet, kiedy usnęłam.
Mężczyzna idąc korytarzem, dotarł do średnich rozmiarów, drewnianych drzwi, zza których
dobiegały rozmowy. Wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Na jego widok,
blondyn zerwał się i chciał już cos krzyknąć, kiedy chłopak dał mu znak żeby się zamknął.
Odsunął sobie krzesło noga, usiadł m a na swoich kolanach wygodnie usadowił różowo-
włosą.
-Deiadara, nalej wody do szklanki.- powiedział szeptem
-A co z nią?
-jak to co? Śpi. Jakieś pół godziny temu się przebudziła i mówiła że się jej pic chce- mruknął
-A jak misja?- zapytała lider.
-Dobrze. Ale o szczegóły musisz ja spytać. Sama odwaliła całą robotę.
-Co?!- krzyknął rudowłosy
.-Ciii.. sama się uparła- odparł śmiejąc się- zajęło jej to 50 min.
-No to nieźle- skwitował lider.
-Oi, Namadi- mruknął szturchając ja, na co ona tylko coś mruknęła i poprawiła pozycję.-
Namadi chciało ci się pic.
-Daj mi spać..- mruknęła po czym wtuliła się w jego płaszcz jak w poduszkę

background image

-Namadi..
-Dajże mi cieciu spokój- mruknęła na co wszyscy zaczęli chichotać.
-Ale namadi..
-Zamknij się….a tylko spróbuj mnie zrzucić z łóżka to wyrzucę ci ta całą kolekcje pornoli
którą trzymasz pod łóżkiem- na te słowa wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.
Dziewczyna przebudziła się na dobre i zaczęła rozglądać się zdezorientowana
-Wstała wreszcie śpiąca królewna- zaśmiał się Deidara
-Spać mi się chce- jęknęła po czym przymknęła oczy i oparła się o klatkę Hidana, na co
wszyscy umilkli.
-Eee… namadi..
-Co?- spytała z wyrzutem otwierając oczy. Spojrzała na osobę siedzącą naprzeciw nich.
Uchha miał załączonego sharingana.
-Uchiha- rzuciła sucho- wyłącz te patrzałki. I tak za niedługo oślepniesz więc szanuj wzrok-
zeskoczyła z kolan chłopaka i dopiero teraz poczuła, na jednej nodze, chłód posadzki.
Zdjęła drugiego buta i trafiła nim w głowę Kakuzu.
-Za co, bezduszna kobieto?!-wrzasnął
-Za to że kupiłeś mi szajskie buty, zdzierco! Może i był ładne ale szajskie! Złamałam obcas
w połowie drogi i on musiał mnie nieść!
-dziecko belzebuba- mruknął Kakuzu.
-Namadi, daj sobie na dziś spokój z kłótniami- wtrącił się lider- wszyscy jesteśmy zmęczeni,
więc idź już spać.
-ok., ok.- mruknęła kierując się ku drzwiom
Z samego rana, zostałam brutalnie zbudzona przez szanownego Lidera. Ten debil o
godzinie 7 rano kazała mi zdawać raport z misji! Zabije go kiedyś! Obiecuje! Jednakże
czekała mnie jeszcze bardzo miła niespodzianka ^^. ODZYSKAŁAM POKÓJ!! Wyprułam jak
z procy z gabinetu i w rekordowym czasie znalazłam się w pokoju Hidana. Spakowałam
wszystkie swoje rzeczy, zapieczętowałam w zwoje i z wielkim bananem na ryju
skierowałam się do swojego pokoju. Uchyliłam drzwi powoli i na szczęście pokój był w
takim stanie w jakim go zostawiłam. Zero różu! Rozpakowałam wszystkie rzeczy i ruszyłam
coś zjeść.
-Ohayo Mina!- powitałam wszystkich z szerokim uśmiechem, i skierowałam się do lodówki.
Zrobiłam sobie płatki czekoladowe z mlekiem i usiadłam przy stole. Dopiero po chwili
zdałam sobie sprawę że się na mnie gapią.-Stało się coś?
-Czemu jesteś taka zadowolona?- spytał Deidara
-Bo odzyskała pokój- wtrącił się lider zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć
-CO?!- krzyk Hidana ogłuszył wszystkich.
-Mam już swój pokój- uśmiechnęłam się po raz kolejny.
-To znaczy że znowu będę mógł Cie odwiedzać Di-chan?- spytał Tobi.
-Tak.
-Zabrałaś już rzeczy?- Jashinista był lekko przybity
-No. Cos ty taki przybity?
-Znowu będę sam. Tak, to przynajmniej miałem kogo podrażnić. W ciekawy sposób
zabijałem czas. Nieśmiertelność jest trochę uciążliwa.
-Nie martw się- zawołałam wkładając talerz do zlewu- Zawsze możesz do mnie

background image

przychodzić.
-Serio?
-No jasne. Tylko nie waż się mnie odwiedzać w nocy. Wiesz ze nienawidzę jak mnie ktoś
budzi.
-Jasne. Dzięki.
-Nie ma sprawy. Tylko nie strasz Tobiego kosa bo znowu przez 2 godziny będę go nakłania
żeby wyszedł z szafy lub z pod łóżka- poczochrałam mu włosy.
-Ok.
- A tak w ogóle to gdzie Naomi ma pokój?- zwróciłam się do lidera.
-Na samym końcu korytarza obok Zetsu i Kakuzu- odpowiedział, powstrzymując się od
śmiechu. On mnie czasem przeraża.

Życie
22 maja 2009

Czemu akurat taki fajny dzień musiał zostać spieprzony?! Jak ja nienawidzę Kisame!!
Zawsze mnie musi wkurzyć. Na szczęście idzie na misje. Tylko czemu taka krótka?! Na
wieczór prawdopodobnie będą! Miałam cichą nadzieje że nie będzie ich z miesiąc. A tu co?!
Dupa! Od mojej pierwszej i ostatniej misji minął miesiąc i ani razu nie wyszłam z tej nory.
Pein zaczyna działa mi na nerwy. Co to ja jestem? Więzień? Ehh.. bądź co bądź
postanowiłam przespac cały dzisiejszy dzień. Obudził mnie dźwięk bieganiny po korytarzu.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 20.34. Zaciekawiona wyjrzałam na korytarz.
Zdążyłam tylko zobaczy jak blond włosy kucyk Deidary znika za rogiem. Ta droga
prowadziła tylko do jednego miejsca. Kuchni. Ruszyłam tam czym prędzej. Kiedy
zobaczyłam co się tam dzieje stanęłam jak wryta. Kisame leżał na ziemi, w kałuży własnej
krwi, Itachi stał kilka kroków od niego także ubrudzony czerwoną cieczą, wpatrywał się w
swojego partnera od misji, z niepokojem? Sama nie wiem jak można by było opisac wyraz
jego twarzy. Sasori i Konn wykorzystywali swoje zdolności medyczne i przy okazji
wypytywali jak to do tego doszło. Właśnie… do czego doszło. Zbliżyłam się do nich. Kisame
miał rozpruty cały brzuch i pierś. Jego oddech był strasznie płytki. Nagle naszło mnie
uczucie współczucia? Szkoda mi go było? Sama nie wiem. Widząc go w takim stanie nie
potrafiłam go nienawidzić.
-Nic nie możemy zrobić- zwrócił się do Peina, Sasori.
-No cóż… w takim razie trzeba ulżyć mu cierpienia. To jedyna rzecz jaką możemy zrobić.
-Czekajcie!- wszyscy zamilkli i wpatrywali się we mnie- Czekajcie…- wybiegłam z kuchni
prosto do swojego pokoju. Gdy już się w nim znalazłam, wyszukałam w jednym z pudełek
biały kamień i z powrotem ruszyłam do kuchni. Bez żadnych ceregieli, odsunęłam nasz
duży stół w róg i zaczęłam kreśli okręgi, znaki i różne dziwne szlaczki. Sama nie wiem skąd
to znam. Czasami sama siebie przerażam. Często się zdarzało że wykonywałam technikę,
której w życiu nie widziałam, nie uczyłam się czy też w ogóle o niej nie słyszałam. To tak
jakby była „zapisana” w mojej głowie. Skończywszy, kazałam im przenieśc Kisame na
środek mojego dzieła i żeby go podtrzymywali w klęczkach. Stanęłam naprzeciw niego i

background image

zaczełam jak najszybciej wiązac ciąg skomplikowanych pieczęci. W tym samym czasie
moje ciało, stopniowo zaczęła pokrywać fioletowa poświata. Uklękłam naprzeciw niego i
kazałam Deidarze i Hidanowi go puścić. Musiałam podtrzymywac jego ciężkie ciało co w
cale mi nie pomagało w wykonaniu techniki. Objęłam go za szyję i zamknęłam oczy.
Poświata która mnie okalała zaczęła nachodzić na Kisame. Po kilkunastu sekundach
czułam jak ból rozdziera moje ciało. Czułam jak krew zaczyna powoli wsiąkać w czarną
koszulkę. Technika przeniesienia rany, jak sama nazwa wskazuje, polega na przeniesieniu
rany poszkodowanego na osobę wykonującą technikę. Osoba uzdrowiona nie ma żadnych
uszkodzeń a jej ciało jej w idealnym stanie. Technikę ta można zaliczyć do technik
poświęceń. Otworzyłam oczy, ale obraz był rozmazany. To przez ból… Zamknęłam je z
powrotem i starałam się wyczuć w jego energię życiową. Kuso! Była słaba, lecz powinna
się umacniać. Chociaż odrobinę, a jest na odwrót. Ona zanika. Jest tylko jedyne wyjście.
Oddać mu życie…. Fioletowa poświata zniknęła, aby ustąpić miejsca białej. Moje włosy
zaczęły same się unosić i falować. Po chwili zaczęły się wydłużać i oplątać naszą dwójkę.
Gdy byliśmy już szczelnie „związani”, zaczęłam mamrotać jakieś słowa, których znaczenia
nawet ja nie znałam. To mnie przeraża… czym ja jestem? Poczułam jakby ktoś przyłożył mi
rozżarzoną blaszkę do pleców. To samo uczucie miałam, po zabiciu ojca…. Oddawałam
życie po raz kolejny. W tedy aby zabić, teraz aby ocalić. Cóż za paradoks. Czułam jak
narasta między nami coś na wzór pola siłowego. Byliśmy jak dwa magnesy przystawione
do siebie tymi samymi biegunami. Następnie w jednej chwili, moje włosy odwinęły się, a
mnie z niewiarygodna siłą odrzuciło w tył. Przed uderzeniem w ścianę uchronił mnie Pein,
który w porę mnie złapał. Posadził mnie na ziemi, a sam poszedł zobaczy co z Kisame. Z
nim było w porządku. Gorzej ze mną. Podniosłam dłoń naprzeciw mej twarzy i była
zamazana. Wszystko było rozmazane i na dodatek trochę się zniekształcało. Wstałam
powoli i opierając się o ścianę, wyszłam po cichu do swojego pokoju. Potrzebowałam teraz
tylko jednej rzeczy. Lekarstwa. Bluzka była już cała przesiąknięta z krwi, a ból nieznośny.
Znalazłszy się w moich czterech ścianach, odnalazłam na półkach z lekarstwami,
potrzebną mi fiolkę. Zakręciło mi się w głowie. Zacisnęłam dłoń na fiolce gdy zaczęła mnie
ogarnia ciemność.
-Liderze, gdzie Namadi?- spytał czerwonowłosy lalkarz, odchodząc od niebieskiego,
którego stan był bardzo dobry.
-Siedziała tam. Pewnie poszła do pokoju odpocząć- odpowiedział wskazując na miejsce,
gdzie jeszcze przed chwilą siedziała dziewczyna. Każdy inny, przytaknąłby i zajął się
swoimi sprawami, lecz nie Sasori. Był on zbyt wrażliwy na szczegóły. Zauważywszy jakąś
niepokojąca plamkę, poszedł w tamta miejsce i przykucnął. Przejechał palcem po
czerwonej cieczy i roztarł ją między nim a kciukiem , a następnie powąchał. Nie było
wątpliwości. Była to krew. Wstał kierując się do drzwi, ciągle spoglądając na czerowne
plamki, wytyczające szlak. Idąc korytarzem z każdą chwilą widział coraz większe plamy
krwi i tego samego koloru mazy na ścianach, które kończyły się przy pokoju różowowłosej.
Zapukał dwa razy, lecz nie uzyskawszy odpowiedzi, otworzył drzwi. Widząc dziewczynę
leżącą na ziemi w małej kałuży krwi, podbiegł do niej szybko sprawdzając puls.
-PEIN! KONAN!- wydarł się na całą organizacje, a następnie zapalił światło i ukląkł przy
dziewczynie. Ostrożnie zdjął z niej koszulkę, a widząc że rana jest identyczna jak u Kisame,
zaskoczony, przerwał wszelkie czynności.

background image

-Co się dzieje?- zawołał zdyszany rudowłosy, za którym przybiegła reszta organizacji.
Lalkarz nie musiał nic mówić bo sam widok dziewczyny mówił sam za siebie. Konan uklękła
obok Saoriego i zaczęła leczyć. Tobi także wszedł głębiej i złapał dziewczynę za rękę. Bujał
się w przód w tył mrucząc coś pod nosem.
-Sasori- Konan spojrzała na niego- chyba nic nie zrobimy…
-Jak to nic nie zrobicie?- wydarł się Hidan i Deidara, natomiast Tobi złapał czerwono
włosego za poły płaszcza -Jak to nic nie zrobicie?!- wydarł się- Masz uratować Di-chan!
Rozumiesz?! Jak tego nie zrobisz to ci nogi z dupy powyrywam!!- wrzasnął puszczając go i
wstając. Wszyscy stali jak wryci
-Rany są takie same jak u Kisame. Nie wiem co ona zrobiła.- mruknął Sasori. Chwycił
dziewczynę za rękę, aby sprawdzić puls i wyczuł że jej mięśnie są napięte. Spojrzał na dłoń
zaciśniętą w pięść. Używając odrobiny siły, rozwarł ja i chwycił za buteleczkę.
Przeczytawszy opis zawartości wpadł na chwilę w osłupienie, lecz po chwili się otrząsnął.
-niech wszyscy wyjdą.
-ale…
-Natychmiast.- uciął wszelkie sprzeciwy. Zamknął drzwi, a następnie, zdjął dziewczynie
stanik. Wiedział ze będzie miał przez to niezła jazdę ale nie miał wyboru. Następnie
zaczęła polewać rany na klatce piersiowej zawartością buteleczki, która natychmiastowo je
zaleczała. Zastanawiał się skąd ona ma coś takiego. Mowa o tym leku była tylko w
legendach wiec skąd? Skończywszy zaleczać rany na ciele założył jej czystą bluzkę a
następnie położył w łóżku, okrywając kołdrą. Spojrzała raz jeszcze na buteleczkę, w której
było jeszcze trochę płynu. *Tak na wszelki wypadek* pomyślał po czym uniósł głowę
dziewczyny i wlał jej resztę zawartości fiolki do buzi. Wyszedł, gasząc światło.

Otwierając oczy, miałam dziwne uczucie w żołądku. Bynajmniej nie było to uczucie bólu,
czy głodu. Zamrugałam kilka razy, aby złapać ostrość spojrzenia. Po chwili poczułam także
ciężar na ręce. Obróciłam głowę w bok i zobaczyłam, śpiącego Tobiego na mojej dłoni.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Musiało być mu strasznie nie wygodnie spać tak na ziemi.
Stuknęłam mu dwa razy placem w maskę i powoli zaczął się budzić.
-Ohayo, Tobi-kun- zawołałam z uśmiechem
-Di-chan- wrzasnął po czym rzucił się na mnie.
-Tobi! Człowieku, dusisz mnie!- wydyszałam
-Gomene.- mruknął siadając na łóżku- Dobrze się czujesz?
-Bywało lepiej, ale jest ok.
-To dobrze bo Sasori-san zaczął się martwi czemu się nie budzisz.
-Ile spałam?
-Tydzień.
-Co?!
-Tak. Sasori-san codziennie tu zaglądał i….. AAAAAAAAAAa!- przerwał swoją wypowiedź
wrzaskiem i schował się pod kołdrę.
-Tobi, co się stało?
-Sasori-san mnie zbije!
-Czemu miałby to zrobić?
-Przez cały tydzień na rozkaz lidera zajmował się tobą i nie miał czasu, ale teraz jak się

background image

obudziłaś, on mnie zabije- wyrecytował spod pościeli.- podniosłam ją lekko do góry, aby
zobaczy jego twarz, a dokładniej maskę
-Ale co zrobiłeś?
-No bo jak cie znaleźliśmy i Sasori-san wraz z Konan-san cie leczyli, ja usiadłem obok nich
przyglądając się. Po kilku sekundach stwierdzili że nic nie da się zrobić i wtedy się
przestraszyłem, że już cie więcej nie zobaczę, więc nakrzyczałem na Sasoriego-san że ma
cie uleczyć bo jak nie to mu nogi z dupy powyrywam- ostatnią cześć zdania wypowiedział
ze strachem, natomiast ja zaczęłam zanosić się śmiechem. Nawet kiedy ktoś wszedł do
pokoju nie przestawałam.
-widzę że ci wesoło. Dobrze się czujesz?
-Nawet, nawet- wydukałam przez śmiech- miło cie widzie Sasori-san- na moje słowa Tobi
mocno objął moją nogę.
-Tobi, mógłbyś nas zostawić samych? Chciałbym z nią porozmawiać.- chłopak jak na
zawołanie wyskoczył z łóżka.
-H-hai Sasori-san!- zawołał i wyszedł, na co ja znowu zaczęłam się śmiać.
-Co on dzisiaj taki dziwny?
-Boi się ze mu coś zrobisz za to co powiedział.
-A co mi powiedział?
-Nie pamiętasz? Ze ci nogi z dupy powyrywa.
-Ah, to….On jest niemożliwy- powiedział po czym zaczął się śmiać. Po raz pierwszy
widziałam go śmiejącego się
-W sumie to wszystkich zatkało kiedy to powiedział. On cie naprawdę lubi. Można
powiedzie że nawet kocha jak siostrę.
-Taa..- mruknęłam po czym opadłam na poduszkę.
-Mogłabyś mi powiedzie co to jest?- spytał, podając mi buteleczkę. Więc w taki sposób
mnie uzdrowił.
-Buteleczka.
-To i ja wiem. Chodzi mi o zawartość. Co tam było.
-To co pisze na fiolce
-Skąd masz łzy feniksa?
-Przykro ale jeszcze nie czas na pytania i odpowiedzi. Znacie mnie może w 50%. Te drugie
50 niech zostanie na razie ukryte.
-Okej. Niech tak będzie.- mruknął wychodząc- a i twój stanik jest w łazience.
-ROZEBRAŁEŚ MNIE?
-Nie miałem innego wyjścia.
-Zboczeniec!
-Namadi czy ty myślisz ze nigdy nie widziałem kobiecego ciała?- przytkało mnie.
-Ja tam nie wiem. -więc uświadomię cie. Widziałem. nie histeryzuj.
-Aha. A co Tobi tutaj robił?
-Jago kolej na wartę był.
-Wartę?
-Tak. Ja zajmowałem się tobą w dzień a reszta miała warty w nocy w razie czego, jakbyś
się obudziła.
-A..

background image

-Uprzedzam twoje pytanie. Tak Hidan też cie pilnował.
-Nie..
-Itachi też- wtrącił się znowu.
-Co?! Weź mnie lepiej przebadaj czy czegoś mi nie zrobił!
-Spokojnie. Zapobiegłem wszelkim incydentom. W czasie gdy pilnował cię Hidan lub itachi,
w ukryciu pozostawał Zetsu.
-Aha.
-Połóż się i prześpij.
-która jest godzina?
-Coś po 15.
Wyszedł, a ja postanowiłam iść za jego radą i iść spać. Niestety rozległo się pukanie do
drzwi.
-Proszę- zawołałam już trochę zirytowana. Do pokoju wszedł Kisame. Ciekawe czego chce.
Jeżeli znowu mi dogryzać to zostanie wywalony z pokoju w trybie natychmiastowym.
Zamknął za sobą drzwi, postawił sobie krzesło koło łóżka i usiadł.
-Słucham.- popędziłam go.
-No wiec, chłopaki powiedzieli mi co zrobiłaś i chciałem ci podziękować- był nieco
skrępowany
-nie ma sprawy.
-Czemu mi pomogłaś? Przecież mnie nie lubisz. Ba! To mało powiedziane. Ty mnie chyba
nienawidzisz.
-Pytasz czemu? Nie wiem. Poza tym nie powinieneś o to pytać. Przecież jesteśmy w jednej
drużynie, w jednej organizacji. Trzeba sobie pomaga w krytycznych sytuacjach, nie?
-Aha…. Przepraszam.
-Za co? -Za moje wcześniejsze zachowanie. Kiedy tu przybyłaś, byłem nie miły bo nie
miałem po co. Myślałem że przeżyjesz tu co najwyżej miesiąc. Ale tak się nie stało. Potem
myślałem czy aby nie być milszym. Bądź co bądź, będziemy mieszkać pod jednym dachem
i w ogóle. Ale akurat wtedy zaczęłaś wojnę z Itachim. Nie obchodziło mnie to dopóki nie
zaczął opieprzac się na misjach. Cały czas zamyślony, nie zwracał na nic uwagi. Myślałem
że to twoja wina. że on próbuje się z tobą dogadać a ty go olewasz, a on na misjach myśli
jak cię podejść. To było wkurzające, a swoją frustrację wyładowywałem na tobie. Teraz po
tym zdarzeniu, gdy Hidan i Deidara powiedzieli mi co zrobiłaś, zastanawiałem się czemu?
Potem zacząłem z nimi gadać. Dowiedziałem się, ze to Itachi zapracował sobie na takie
traktowanie z twojej strony. Teraz wiem że to jego wina, wiec…
-więc?
-Moglibyśmy, zacząć od nowa? Tak jakby nie było poprzednich miesięcy?

-Proponujesz mi przyjaźń?- wytrzeszczyłam oczy.

-O przyjaźni tak od razu nie ma mowy, ale zakopanie toporu wojennego to dobry pomysł. -
No, tak…
-Więc jak?
-mi to pasuje.
-To dobrze. Ja już pójdę, bo jak Sasori się dowie że nie śpisz tylko sobie z tobą pogawędki
ucinam to mi łeb ukręci.
-ok.- zaczęłam się śmiać. Wyszedł. Coraz dziwniej się tu dzieje. Najpierw zakumplowanie

background image

się z hidanem, potem wesoły Pein, który spełnia moje prośby, a teraz to. Ja tu normalnie
zwariuje.

Maska

14 czerwca 2009

Siedzieliśmy wszyscy przy stole. Lider ględził coś o misjach które zaraz nam przydzieli. O
Słodka wolności! Czekaj na mnie! Poprawiłam się niecierpliwaie na krześle. Jednak
nie dostałam żadnego zwoju. Po prostu mnie ominał..
-A ja to co? Hę?
-Nie idziesz?
-Jak to nie ide!!??- wstałam wywracajac krzesło. Ostatnio byłam troszkę nerwowa.
-Po prostu. Nie idziesz. A teraz siedaj na tyłku.
-Nie! Trzymasz mnie w tej pi*****nej dziurze cały czas! Raz wysłaeś mnie na misję i to
jeszcze łatwą jak diabli! Co to ma k*rwa byc?! Całoroczne „mamy cię”?!! Równie dobrze
mogłoby mnie tu nie być!!- wykrzyczałam, po czym zamachnęłam się pięścią celujac
prosto w jego twarz, jednak ktoś chwycił mnie za nadgarstek.
-Di-chan spokojnie.
-Puśc moją ręke do cieżkiej ch*lery!- puscił to mimo uszu i objał mnie ręką w pasie,
uniemozliwiajac mi jakikolwiek dostęp do peina.- Tobi! Słyszysz co do ciebie mówię!? Puś
mnie k*rwa!!
-Weź głęboki wdech i wydech. Spokojnie Di-chan. Nie warto sobie psuc nerwów.- no
jeszcze tego brakowało żeby Tobi mnie pouczał! Mnie! Zaczełam się wyrywac, a ten jak
gdyby nigdy nic podniósł mnie do góry, jedną ręką ( tą którą oplatał mnie w pasie).
Wiedziałam że jest silny ale nie wiedziałam że z taką łatwościa mnie podiesie. Nigdy nie
widziałam żeby cwiczył, a jednak czułam na swoim brzuchu, napięte mięśnie jego
ramienia. Szedł ze mną na sam koniec stołu, jak najdalej od lidera. Nie miałam szans
nawet się zaprzec o podłoge bo moje nogi wisiał około 10 cm nad ziemia. Trzeba mu
przyznac ze ma chłopak niezły wzrost. Posadził mnie na krześle. Czułam się jak małe
dziecko które ma zaraz dostac opieprz od rodzica. Spojrzał na chwile w stronę lidera, a ja
skorzystałam z okazji i ruszyłam z drugiej strony stołu, w stronę rudego. Niestety, zrobiłam
tylko 4 kroki i poczułam jak Tobi oplata mnie w pasie dwoma ramionami i unosi do góry.
Skąd wiedziałam ze to on? Bo od jakiegoś czasu jestem jak chodzaca bomba i wszyscy
schodzą mi z drogi i nic do mnie nie mówia. Tylko ten debil jest wśród nich ewenementem.
-Di-chan. Głeboki wdech i wydech. Spokojnie.- dałam za wygraną. Strzeliłam sobie taką
dziesiateczke i o dziwo podziałało.- Już? Jesteś spokojna?
-Taaa…- mruknełam po czym podparalam głowę na łokciu i zaczełam bawic się
zawartością szklanki stojacej na stole. Tobi postawił sobie krzesło obok mnie i usiadł jakby
nic się nie stało. Na Sali było cicho. Ten spokój zakłocił cichy wyraz „repekt” który
wypłynął, jeśli dobrze mi się zdaję, z ust hidana. Lider odchrząknął po czym wznowił
spotkanie. Znudzona wstałam i wyszłam z pomieszczenia, kierują się do salonu.

background image

Siadłam w fotelu, przed telewizorem. Mechanicznie wciskałam guzik, przeskakując między
kanałami. Byłam trochę zmęczona. Od jakiegoś miesiaca źle sypiam. Nie wiedziałam nawet
kiedy głowa opadała mi na ramię, a pilot wysunał się z dłoni.
Obudziłam się we własnym łóżku. Ciekawe komu mam podziękowa. Spanie na fotelu w tak
niekomfortowej pozycji nie należąło do rzeczy które lubię robic. Spojrzałam na zegarek.
Było popołudnie a w organizacji cisza jak makiem zasiał. Wszyscy już wruszyli na misje.
Wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki troche się odświeżyc, a anstępnie wyszłam
z organizacji.
Był środek wiosny, a słońce delikatnie grzało. Skierowałam się nad jezioro, a nasępnie
położyłam się nad jego brzegiem. Miło tak rozgrzac zastałe kości. Nagle coś zasłoniło mi
słońce. Otworzyłam oczy i ujrzałam pomarańczową maskę.
-Tobi…. Załaniasz.
-Gemene. Zastanawiałem się czy śpisz.
-Nie. Grzeje się na słoncu- podniosłąm się do pozycjisiedzącej.- a ty co tu robisz?
-Szukałem cię. Tylko my dwoje zostaliśmy w organizacji.
-aha…..
-jak to jest czuc słońce na twarzy?
-Nigdy nie wystawiałes twarzy w stronę słońca?
-Odkad sięgam pamięcią, nie.
-Tobi.. zdjemij maskę- muszę przynac ze byłam bardzo ciekawa co się za nią kryje.
-Nie. Nie mogę.
-Czemu?
-Lider zabronił.
-Ale lidera tu nie ma- usiadłam po turecku na przeciw niego.
-ale…Di-chan się wystraszy- powiedział szeptem
-Nie wystrzasze się.- zapewniłam spokojnie.
-jak się nie wystraszysz to pewnie będziesz się brzydzic.
-Skad takie przypuszczenia?
-Lider powiedział ze z tych powodów mam nosic maskę.
-Zdejmij… proszę.- usiadł na przeciw mnie. Sięgnał do maski. Cos strzeliło. Spuścił głowę w
dół i zdjal maske, a następnie zdjał coś w postaci dobrze przylegajacego materiału który
krył boki jego twarzy. Przeczesał włosy dłonią, a nastepnie podniósł głowę.
Lewa czesc jego twarzy była pokryta bliznami, a największa ciągła się od czoła aż po kośc
szczękową. Wylądało to…strasznie. Ale nie z powodu wyglądu, tylko z samej świadomości
jaki wielki ból i jaką trudna walkę musiał przejśc.
Jego włosy były dłuższe niż sadziłąm. Myślałam że ma je krótkie, ale jak na mężczyznę miał
je śreniej długości (chodzi mi o takie jak ma np. sasori, lub odrobinę dłuższe). Widocznie
więszośc była schowana pod materiałem.
Spojrzał na mnie. Miałam wrazenie jakbym zaraz miała się utopi w głębokiej czerni jego
wzroku, lecz szybko się otrząsnełam. Nic nie mówiłam. Tylko patrzyłam i chyba odebrał to
jako przejawmojego strachu bo szybko chwycił za maskę. Złpałam go za ręke, a następnie
druga wyciągnełam w stronę jego twarzy. Patrzył na mnie zaskoczony.
-Mogę?- nie odpowiedział tylko nadal się na mnie patrzył. Powoli zbliżałam doń do jego
twarzy. W momencie gdy dotknęłam go opuszkami palców, drgął ale się nie cofnał.

background image

Położyłam całą dłoń na jego lewym policzku, a następnie, delikatnie jeździłam kciukiem po
jego kościpoliczkowej.
Patrzył na mnie zaskoczony, a ja tylko się uśmiechnęłam.
-Nie próbowałeś tego uleczyc?
-kanan i sasori-san próbowali coś z tym zrobic, ale nadal boli- zabrałam szybko ręke
-Przepraszam. Nie wiedziałam.
-Nie szkodzi. Nie bolało. Boli kiedy za mocno się dotknie.To akurat było przyjemne-
uśmiechnał się lekko.
-pozwolisz ze coś zrobię?- kiwnał głową na tak. Moja dłoń zabłysął fioletową Chakrą, po
czym znowu dotknełam jego twarzy. Przytrzymałam tak chwilę po czym odjęłam dłoń-
Zobacz czy nadal boli.- dźgnał się palcem w twarz.
-Nie boli!- zawoła po czym zaczał dźgac się znowu. Wyglądąło to tak komicznie ze się
roześmiałam. Przerwałam dopier wtedy, gdy chwycił moją dłoń i przyłożył ją do twarzy- DI-
chan… masz takie miłę imne dłonie- mruknał.
-Tobi…. Czy twoje drugie oko jest uszkodzone?
-Tak- położył się na trawie.
-Tak się zastanawiałam, czemu przyjeli cie do organizacji? Nie masz partnera do misji, i nie
chodzisz na samotne misje.- powrócił do pozycji siedzącej po czym zamknał oko.
Wyczułam jak kumuluje Chakre. Otworzył oko i ujrzałam sharingan.
-Och- wymskneło mi się.
-Wracajmy już.
-Masz racje- przytaknełam i wstałam. W tym czasie chłopak zacął zakładac maskę.
-Idziemy- zawołał- mam ochotę na duuużą porcje lodów- dodał. No tak.. Miomo iż dziś
zachowywał się nadzwyczaj dojrzale, to nadal jest dużym dzieckiem. Przynajmniej
psychicznie.

Zaufanie

18 września 2009

Leżąc na łóżku, podrzucałam kortówkę, myślac na temat zachowania wszystkich członków
oragnzacji.
Pein- od pewnego czasu mam wrazenie że unika rozmowy ze mną, a gdy już się spotkamy
zbywa mnie błahymi spawami. Poza tym gdy mnie widzi, przerywa rozmowe niezależnie z
kim ja prowadził.
Itachi- żadnych docinków z jego strony. Tak jakby stał się troszeczkę miły. Dzinwe jak na
niego.
Deiadra- ciągle gdzieś łazi. Nie ma nawet czasu na zwykłe pogaduchy
Kisame- jak zwykle było go wszedzie pełno, a to w salonie, a to w kuchni, tak teraz prawie
w ogóle go nie widze.
Sasori- ostatnio kilka razy przyłapałam go jak mi się przygladał. I nie był to wzrok pełen
złości, a ciekawosci. Chyba nie przyszło mu do głowy włączyc mnie do swojej kolkcji

background image

lalek…
Konan- niezbyt rozmowna ostatnio
Kakazu&Zetsu- widze ich zbyt często. Ostatno śniły mi się wypatroszone ludzkie zwłoki,
które brzuch wypchane miały kasą. Niezły zchiz, nie?
Hidan- ostatnio zbyt spokojny. Albo urządził sobie rzeźnie na ostaniej misji albo jest
chory. Czasami podziela przypadłośc sasoriego
Tobi- jedyny zachowujący się tak samo jak dotychczas.
Zapomniałabym. Naomi skończyła jako obiad dla Zetsu. Wkurzyła itachiego i zabił ją
własnoręcznie. Że tez mu się chciało…. Ale dziewczyna musiała nieźle działac na nerwy
skoro wytrąciła z równowagi Uchihę.
Odłożyłam piłeczkę i zwlekłam się z łóżka. Było parenaście minut po 20. Ruszyłam do
łazienki wziaśc gorący prysznic.
Kiedy już skończyłam przebrałam się w piżamę i wgramoliłam się pod kołdrę. Zasnęlam
jak dziecko.

Czułam jka ktoś szarpie mnie za ramię. Zignorowałam to i przekręciłam się na bok,
jednakże osobnik nie dawał za wygraną.Otworzyłam zaspane oczy i już chciałam się
wydrzec kiedy osoba zakryła mi usta.
-Ciii… nic nie mów. Ubierz się szybko i ci wszystko wytłumacze- hidan wyglądał na
poważnego. Ciągle zerkał w strone drzwi. Wstałam z łóżka, wziełam rzeczy i poszłam do
łazienki.
Kiedy wyszłam, siedział na łóżku ciągle zmieniając pozycje i bawiąc się palcami.
-O co chodzi- spytałam siadając obok niego.
-Pewnie zauważyłaś że ostatnio wszyscy dziwnie się zachowują- zaczał szeptem- chodzi o
to że usłyszałem dzisiaj rozmowe Peina z Uchihą. Problem w tym ze nie wiem kto w tym
jeszcze jest.
-no dobrze, ale powiedz mi o co chodzi.
-usłyszałem jak rozmwiają..- w pół zdania przerwał mu huk drzwi. Były one otwarte na
oścież. Stał w nich Itachi
-Co ty u licha robisz?- wrknęłam, wstając z łóżka
-siadaj. A ty Hidan, albo w tej chwili stąd wyjdziesz i porozmaiamy na osobności, albo cie
zmusze.
-Wyjdziesz stąd albo..- nie dokończyłam nawet zdania, a Uchiha znalzł się tuż przy nas,
chwycił Hidana za płaszcz i dosłownie wyrzucił go z mojego pokoju. Siwowłosy osunął się
po ścianie i wpatrywał się w itachiego. Dupek złapał go w genjutsu!
W oczach jashinisty widziałam obłęd. Ból który zadawał mu Itachi sprawiał mu
przyjemnośc.
- Wiem ze mnie słyszysz namadi, nawet jeśli ja nie mogę usłysze ciebie- powiedział Hidan,
na co dostał z pięści od Itachiego, jakby mało było ze trzyma go w swojej technice.
-Itachi puśc go!- podeszłam do nich, ale 2 kroki przed nimi zatrzymałam się. Rozstawił
bariere
- Rozmawiali o tobie- kolejne uderzenie w twarz- Pein mówił że coś takiego przydałoby się.
Mówił że Itachi ma cie wykorzystac- kolejne uderzenia i coraz bardziej obłąkańczy uśmiech
Hidana- Że gdyby połączyc sharingan i kekido powstałoby świetne kakkei genkai.
-Wierzysz temu świrowi?- spytał Uchiha opanowanym tonem, ale nic nie odpowiedziałam

background image

-Nie wiem kto jeszcze w tym jest. Kisame i Deidra ostatnio cie unikali, może chceili
zmniejszyc wieź między wami- poczułam się jakby ktoś wbił mi rozżarzony miecz prosto w
serce- Albo cheli chronic Ciebie albo siebie. Nie majac z tobą kontaktu nie mogliby
czegkokolwiek zrobic.- nie słuchałam dalej. Czułam się jak w transie. Czemu to tak bolało?
Serce. Kiedyś myśłałam że go nie mam, ale teraz jest. Czuje je. Jest we właściwym miejscu,
tylko ze cierpie. Czemu byłam taka głupia? Zaufałam i teraz mam za swoje. Nie ma
zaufania, nie ma cierpienia, kiedy ktoś zawiedzie. Coś ciekło mi po twarzy. Dotknełam
policzka po czym na dłoni ujrzałam małą kroplę. Płakałam. Czemu? Łzy są oznaką słabości.
Jestem słaba czy naiwna? Raczej to drugie. Musze skończy się mazac, ale czemu to takie
trudne? I po co ja zburzyłam mur wokół serca, który budowałam tak wiele lat? Żeby poczuc
ból? Nie, tego nie chciałam. Trzeba je znowu zamurowac, zamrozic, schowac. Żeby nie
czuc bólu. Żeby nikt się do niego nie dostał. Musze stąd wyjśc. Wydostac się. Zaszyc się
gdzieś gdzie nie ma ludzi. Gdzie będę mogła w samotności wegetowac.
Obróciłam się szybko i ruszyłam biegiem przez korytarz. Usłyszałam tylko za sobą krzyk
Hidana „ Nie możesz ufac nikomu, namadi. Nikomu!” miał racje. Przetarłam oczy, bo łzy
przeszkadzały mi w widzeniu i skręciłam w prawo. Przedarłam się miedzy dwoma osobami.
Prawdopodobnie Sasorim i Deidarą. Kierowałam się do wyjścia.

Kiedy znalazłam się już w lesie, zatrzmałam się aby zaczerpnac powietrza. Ruszyłam dalej,
ale nogi dziwnie mi drętwiały, w głowie siekręciło. Szarpneło mną i zwymiotowałam.
Otarłam usta i próbowałam iśc dalej. W oczach dwoiło mi się i troiło, a pisk w uszach był
nie do zniesienia.
Oparłam się o drzewo, kiedy usłyszłam się że ktoś znajduje się za mną.
- Wracaj do organizacji- mruknał bez jakkichkolwiek emocji Uchiha. Już chciałam mu
odpowiedziec, lecz zemdliło mnie znowu i obficie zwymiotowałam jakąś żołtą cieczą.
Gorzki posmak w ustach był odrażającyc
-Wracamy- nawet się nie przejął moimi torsjami.
Zabij go
Głos dochodził z…. mojej głowy. No pięknie. Teraz jeszcze okaże się ze jestem obłąkana.
Zrób to. Dla ciebie to żadne wyzwanie. Szast prast i po kłopocie
Głosy nasilał się i odbijał w mojej głowie niczym echo. Jeszcze ten drażniacy pisk, jakby
ktoś jeździł paznokciam po tablicy.
nagła fala bólu ogarnęla moją głowę. Złapała się za nią i krzyknęłam
-Ci ci jest?- jego głos drażnił mnie niesamowicie,a on jak na złośc zadawał wciąż to samo
pytanie.
-Zamknij się!- wrzasnęłam po czym osunełam się na kolana i skuliłam. Teraz zamiast
głosu, słyszałam krzyki i wrzaski. Przed oczyma migały mi brutalne obrazy. Pełno krwi,
martwych ciał, zabitych dzieci, a ból wciąż się nasilał. Krzyczałam bez przerwy w
niebogłosy jakby to miało przynieśc ulgę. Nagle poczułam jakby ktoś przyłożył mi do
pleców kilka rozżarzonych blaszek. Płuca miałam jakby wypełnione żarem, który nie
pozawalal zaczerpnac oddechu. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Niewyobrażalny ból
ogarnął całe moje ciało.

Uchiha przyglądał się z niepokojem wrzaskom dziewczyny. Po chwili dołączyli do niego
Deidara i Sasori, a następnie cała reszta organizacji. Wiatr zaczął wiac porywiście.
-Coś ty jej zrobił- spytał Hidan wpatrując się z nieukrywanym przestrachem, w dziewczynę.

background image

-nic jej nie zrobiłem- odparł Uchiha
-No to co się z nią do cholery dzieje?!- wrzasnął wściekły lider
-nie wiem. Ale dzieje się coś złego- mruknął Uchiha.
jakby na potwierdzenie jego słów, kończyny dziewczyny zaczeły się wykręcac w różne
strony, a plecy wygieły się w łuk. Po jej twarzy spływały gęste łzy.
Nagle jej ciało zwiotczało i leżała oddychając cięzko. Wiatr zaczął wirowac wokół niej, a jej
ciało samoistnie zaczeło się unosic. Wszyscy patrzeli w osłupieniu. Zawisła w powietrzu, a
następnie wygieła się tak jakby ktoś wypychał jej klatke piersiową, pchając w plecy. Jej
krzyki po raz kolejny wypełniły las. Niespodziewnie, jej postac przysłoniła chmura
czerwonego dymu,a do ich nozdrzy doszedł zapach siarki. Usłyszeli głuchy łoskot
oznaczający iż jej ciało spadło na ziemię.
Kiedy dym już opadł, oprócz leżącej postaci ujrzeli także inna, stojącą.
Był to meżczyzna o sportowej budowie ciała, wysoki, ubrany w czarny garnitur, z koszulą
takiego samego koloru i czerwonym krawatem. miał czarne, zaczesane do tyłu włosy, a
jego oczy ciemne jak dwa węgielki błyszczały przenikliwie. W jego prawej ręce widniała
czarna gustowna laska.
Podszedł do dziewczyny leżącej bokiem na ziemi. Jedną ręke miała wyprostowaną a drugą
przyciskała do piersi. Jej oczy bez wyrazu, wpatrywały się w pustą przestrzeń. Twarz miała
bladą, skąpaną w kropelkach potu.
Szturchnął jej reke laską a następnie przykucnął.
-Nawet nieźle to zniosła. Myślałem że będzie gorzej- mruknąl odgarniając kosmyk włosów
z jej twarzy. Przyłożył do jej czoła dłoń która rozbłysa kolorem bordowym. Po chwili odjał
ręke i wstał. Stanął naprzeciw organizacji przyglądając się kazdemy po kolei. Zrobił 2 kroki
w strone Kisame.
-To Tobie oddała jeden z darów- mruknął jakby do siebie, po czym obrócił się na pięcie i z
powrotem znalazł się przy dziewczynie. Wziął ją na rece i obydwoje znikneli. Pozostał po
nich tylko wypalony ślad w ziemi.

Powrót

24 października 2009

Cisza jaka panowała na Sali była pełna napięcia. Wszyscy z wielką niechęcią

przyglądali się rzadkiej, zielonej papce na swoich talerzach. Dzieło kulinarne Kakazu. Od
miesiąca musieli żywic się jakimiś świństwami. Od kiedy ‘Ona” znikneła, mieli przesrane.

Hidan odłożył z rezygnacją łyżkę, której brzdęk rozniosł się po sali echem. Nie

cierpiał tego żarcia, nie cierpiał tej sytuacji, a najbardziej ze wszyskiego nie ciarpiał tej
bezsilności na którą był skazany. Nie mogli nawet „jej” poszukac. Nie mogli się nawet
słowem odezwac na „jej”temat.

Wstał, z rozamchem odsuwając krzesło. Nie zrobił jednak żadnego kroku, ponieważ

jego uwagę przykuł kawałek posadzki, na której nie wiadomo skąd zaczęły pojawiac
dziwne znaki i rysunki. Kiedy znak był już ukończony, zabłysł on czerwonym światłem i
wtedy dopiero zauważyła go reszta organizacji.

background image

Nagle w Sali dało się słysześc donosny huk, a duża częśc przestrzeni została

wypełnionaczeroną chmurą dymu, którego siarczysty zapach tkwił potem w nosie przez
kilka godzin

Usłyszeli ciche pokasływanie, a kiedy dym już prawie opadł, zobaczyli kleczaca

postac, podpierająca się ramionami na podłodze. Ty była Ona. Kaskady jej różowych
włosów zasłaniały twarz, a czarny jak smoła płaszcz zakrywał drobne ciało. Patrzyli jak
próbuje się podnieśc, na trzęsących się nogach. Nie obdarzyła ich nawet przelotym
spojrzeniem, tylko od razu podeszła do ściany, na której mogła się wesprzec. Zobaczyli jej
twarz, której kolor był chorbliwie blady. Ruszyła niepewnym krokiem w stronę drzwi.
Nacisnęła klamke, otworzyła je i zrobiła 2 kroki, kiedy cisze przeszył głos Lidera.
-Gdzie byłaś?- jego głos mógłby zmrozic krew w żyłach najodważniejszego śmiałka, więc
nic dziwnego ze dziewczyna zatrzymała się naychmiastowo. Cofnęła się i zamknęła drzw
nic nie mówiąc.- Może byś tak z łaski swojej odpowiedziała?
-Nie teraz. Potem. Nie mam siły.- odpowiedziała cicho, aczkolwiek wyraźnie.
-Nie. Zrobisz to teraz. Tutaj.- wycedził, tracą cierpliwośc. Odpowiedzią było tylko
męczęńskie westchnienie dziewczyny.

Kiedy już zasiadła, na jedynym wolnym miejscu przy stole, wszyscy się w nia wpatrywali.
Miała ochotę zniknac, zapaśc się pod ziemię, znaleźc się w swoim pokoju i zasnąc.
Zapomniec o miejscu, w którym pobytu nie życzyłaby nawet najgorszemu wrogowi
-więc słucham.- bezuczuciowy głos, wytrącił ją z zamyślenia. Wzięła głeboki odech,
zastanwiajac się od czego zacząc i próbując ocucic umysł z otępienia.
-Pamiętasz Hidan- zaczeła cicho- dzień w którym byłam przedstawiana wszystkim
członkom organizacji? Po naszej małej konfrntacji, powiedziałam coś ważnego.
-Mówiłaś żeby z tobą nie zadzierac.
-powiedziałam „ Zadzierając ze mna, zadzierasz z samym diabłem”
-Zgadza się. I co z tego?
- Mówiłam dosłownie- cisza była wręcz nie do zniesienia. Wpatrywali się w nią zaskoczeni
-Więc ten mężczyzna, który cię zabrał..- zaczął Deidara.
-tak. To on we własnej osobie. No może nie własnej bo ma już te kilkadziesiąt tysięcy lat na
karku… ale formalnie to on.
-Z jakiej racji z nim współpraujesz?- spytał rzeczowo lider.
-ja z nim nie współpracuje. Ja dla niego pracuje, a to róznica.
-Czemu.
-Jak wiecie moim ojcem był Orochimaru. Zanim się urodziłam, zawar pakt z Lucyferem, ze
w zamian za poznanie techniki przenoszenia duszy, odda mu moją dusze. Dzień moich
narodzin miał być dniem mojej śmierci. Jednak nie przechytrzysz diabła. Gdy się urodziłam
zostałam związana paktem wraz z nim.W końcu moja dusza należała do niego. Jestem jego
posłannikiem na ziemi. Dusza każdej osoby którą zabije jest fiarą dla niego.A uwierzcie mi,
zabiłam wiele osób.
-Skoro miał twoją duszę, to czemu nie zabił orochimaru. Był dla niego tylko kłopotem-
wtrącił Kisame.
-Każdy ma honor. Nawet diabeł. Poza tym zawierając pakt, Orochimaru miał warunek, ze
diabeł nie może go zabic. Ja dostałam to zadanie i wykonałam je z przyjemnością. Znacie
to powiedzenie? „Gdzie diabeł nie może, tam babe pośle”? idealnie sprawdziło się w moim

background image

przypadku. Nie wiem czemu, uznał moją dusze za tak wartościową, żeby ujawinic tak
potężną technike. Nie mam pojęcia. To wszystko.
-Powiedz nam jeszcze co miał na myśli, patrząc się na Kisame i mówiąc, ze oddałaś mu
jeden ze swoich darów.
-Widze że nie mam wyjścia. Przy narodzinach jako znak zawarcia paktu, otrzymałam
dodatkowe 6 życ- teraz wszyscy mieli oczy jak 5-cio złotówki.- Więc nie pozbędziecie się
mnie tak łatwo. W czasie lecznia, energia życiowa Kisame słabła z kążdą chwilą węc
oddałam mu jedno z moich zyc. On nazwywa je darami.
-Umarłaś?!- spytał z niedowierzaniem Blondyn
-nie. Istnieje różnica między umarciem, a oddaniem życia. Straciłam już 2 życia. Jedno
oddałam Kisame, i już raz umarłam kiedy zabijałam Orochimaru. Umieranie boli, a
budzenie się potem nie jest wcale przyjemne.
- i ty wszysko pamiętasz? Nowe życie wiąże się chyba ze skasowaniem pamieci.- mruknął
sasori.
-Niekoniecznie. Mózg mam przecież ten sam. Wytłumacze to tak. każdy żywot ma własną
dusze. W moim jednym ciele jest moje własna dusza która umrze jako ostatnia. To moje
życie które otrzymałam przy narodzinach. Reszta dusz, należacych do pozostałych,
dodatkowych życ, sa częściami mojej własnej, prywatnej duszy. Jeżeli umrę, to
wspomnienia, techniki i wszystko co mój mózg „zapisał” w czasie danego życia pozostaje
nienaruszone, jako częśc”orginalniej” duszy. Rozumiecie?
-Tak- stwierdził Sasori, zadowlony z odpowiedzi.
-To w takim razie to wszystko
-ja tak nie powiedziałem- warknał Lider- Czemu się pojawił i gdzie cię zabrał?
- A gdzie mógłby mnie zabrac Lucyfer?- spytała ironicznie.- ty chyba najbardziej oczywiste
pytanie.
-W takim razie dlaczego się pojawił?
-Jestem jego cennym nabytkiem, korzystną transakcją . Więc pojawia się wtedy gdy jest ze
mną naprawde źle,pod względem fizycznym lub psychicznym oraz kiedy budze się po
smierci, gdy rozpoczynam nowe życie. On pilnuje swoich „skarbów”.
-Ale dlaczego się pojawił?
-To była akurat konsekwencja moich poczynań. On ujął to tak „ jesteś silna psychicznie
jednakże, każdy ma swój słaby punkt. Ty odłoniłas go przed tamtymi ludźmi i to był bład”
-Czyli?- spytał deidra z głupim wyrazem twarzy.
-oznacza to- mruknęła wstając od stołu i kierując się do drzwi- że zaufanie wam wszystkim
było jednym z największych błędów mojego zycia.- dokończyła po czym zamnkeła za sobą
drzwi.

Hino

27 grudnia 2009

Ranny trening odbyłam sama. Nie tak jak zwykle z Deidarą lub Hidanem. Odkąd

wróciłam, wszystko praktycznie robie sama. Rzadko który odezwie się do mnie z własnej
woli. Krótkie pytania, zdawkowe odpowiedzi. Tylko na to moge liczyc od kiedy dowiedzieli

background image

się o moich powiązaniach z Tym na dole. Jedynie Tobi nie zwrócił na to uwagi. Rozmawia
ze mną, czasami w czymś pomoże. No ale cuż, taka jest cena za posiadanie siły.

Kopnęłam wiszący worek, na którym cwiczyłam ciosy taijutsu, kiedy w mojej głowie

rozległ się głos lidera, mówiący iż mamy się zebrac w jadalni. Niech go cholera weźmie.
Uderzyłam ostatni raz w worek, po czym ruszyłam do kuchni.

Kiedy tylko znalazłam się w pomieszczeniu, zauważyłam małe zbiorowisko wokół

jakiejś osoby. Po zrobieniu kilku kroków mogłam ją dostrzec. Była to Blondynka o
orzechowych oczach i średniej posturze. Wygladała chyba na lekko skrępowaną, tym
nagłym zainteresowaniem jej osobą. No tak… Hidan potrafi byc natarczywy.
-Wreszcie jestes- usłyszałam głos Peina, gdy otwierałam lodówke. Puściłam to stwierdzenie
mimo uszu i wyciągnęłam butelke wody mineralnej. Odkręcajac ją obróciłam się w stronę
zgromadzonych. Zlustrowałam ich wzrokiem, po czym wzięłam duży łyk. Nie wiem czemu
się na mnie patrzyli. Może zaskoczyła ich moja obecnośc, albo mój strój do cwiczeń
składający się z krótkich spodenek i bluzki na ramiączkach albo to że stałam obok Peina,
który o dziwo nie kazał mi usiąśc przy stole. Normalnie mistrzu jestem…hehe
-Może byś tak ogłosił to co miałeś ogłosic, chyba że ściągnąłeś mnie z treningu tylko po to
żebym sobie tu postała.- mruknęłam do Peina, a on spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem
„milcz bo zabije”.
-Przyjelismy do organizacji nową członkinie. Hino Yasutora- powiedział rudy, po czym
dziewczyna wstała z miejsca troche zmieszana.
-niczego się nie nauczyłes?- Spytałam- Jak myśłisz ile ona tu przetrwa? Miesiac? Dwa? Nie
życze Ci źle Hino, ale czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawe gdzie się znajdujesz? Jestes w
organizacji pełnej przestępców, piromanów, zboczeńców, masochistów i innych dziwactw
jaki miał ten świat. naprawde myślisz że wytrzymasz tu? Jestes na tyle silna fizycznie i
psychicznie?

Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma. Nie spodziewała się chyba takiej

przemowy. Czy zasiałam w niej ziarno niepewności? Chyba tak. Cały ten czar, który rozsiał
wianuszek facetów siedzących obok niej, prysł nagle jak mydlana bańka. Westchnęłam, po
czym rozpuściłam włosy, bedące jak dotąd upięte w spory kok.
-Tak w ogóle to kto ją tu sprowadził?
-itachi- odparł spokojnie Pein, na co ja zaśmiałam się cicho.
-no tak…- mruknęłam- mogłam się tego spodziewac.
Odłożyłam pustą butelke na blat, w tym samym momencie w którym Pein zniknął w kłębie
dymu. W pomieszczeniu na powrót zrobiło się głośno. Pokręciłam głowa z dezaprobatą, po
czym ruszyłam do drzwi. Stanęłam przed nimi i obróciłam sią na chwilę.
-Hidan- zawołałam, po czym wszyscy ucichli- nie męcz jej tak. Nie widzisz że jest lekko
skrępowana? Poza tym nie wiedomo co potrafi. Możesz skończyc tak jak przy naszym
pierwszym spotkaniu.
Obróciłam się, jednak nie dane było mi wyjśc, bo przez drzwi wleciał Tobi, z okrzykiem
„witaj hino-chan”. No tak.. ona też musi przez to przejśc. Nie wiem jakim cudem przedarł
się on miedzy facetami i zdołala ja powalic na podłoge z okrzykiem „Nowa onee-chan”, ale
to zrobił.
Blondynka wygladała na lekko przestraszoną. W sumie nie dziwie jej się. Nie codziennie
rzuca się na ciebie umięśniony facet, z maską na twarzy, z dziecięcym rozumowaniem i z

background image

dzikim okrzykiem. Deidara próbował go z niej zdjac, ale nic z tego. Jak się uprze to nie ma
na niego sposobu. Przygladałam się temu małemu zamieszaniu z lekkim usmiechem, ale w
końcu mi się jej żal zrobiło.
-Tobi. Daj jej spokój. Hino jet zmęczona.- zawałam, na co chłopak puścił ją posłusznie i
pomógł jej wstac, a nastepnie pojawił się przy mnie. Objął mnie w pasie i podniósł do góry.
Moje nogi jak zawsze dyndały nad ziemią.
-Namadi-chan, zjemy coś słodkiego?- spytał, a jak zwykle prawie się rozesmiałam. Nie
wiem czemu, ale sam jego głos mne rozśmiesza.
-Tak, Tobi. Zjemy, ale najpierw mnie puśc.
-Nie puszcze- powiedział buntowniczo, i zacisnął uścisk.
-Tobi, proszę, puśc mnie.
-Nie. A teraz idziemy do kuchni-zawołał po czym przerzucił mnie przez ramie.
-Tobi! Cholera jasna! Nieś mnie chociaż normalnie! Czy ja musze tak wisciec?! Wygląda
jakbyś mnie upolował!- krzyczałam, a na ostatnią moją wypowiedź blondynka wybuchła
śmiechem.
Znalazłszy się wkuchni, posadził mnie na krzesłe, po czym wyjął z zamrażalnika
opakowanie lodów. Znów złapał mnie w swój niedźwiedzi uścisk, podał łyżeczki i lody do
ręki.

Kiedy już znaleźlismy się w moim pokoju, posadził mnie delikatnie na łóżko, po czym

otworzył opakowanie lodów. Po co brudzic naczynia, skoro można jeśc z opakowania?
Wstałam, aby zamknąc drzwi na klucz, a Tobi w tym czasie zdjał maskę. Zawsze kiedy
siedzimy razem, jemy, albo rozmwiamy, Tobi ściąga maskę. Lubie znim zrozmawiac twarza
w twarz. Lubie kiedy się uśmiecha, lub gdy widze te radosne iskierki w jego oku.

Siedzieliśmy razem już chyba trzecią godzinę, a ja od godziny tarzałam się na ziemi

ze śmiechu. Głupie teksty i uwagi Tobiego w powiązaniu ze wpomnieniami głupich sytuacji,
dawały mieszanke wybuchową.
Gdy myslałam że już po wszystkim, kolejny atak śmiechu nie dawał mi się podnieśc z
ziemi. Nawet, gdy u drzwi rozległo się pukanie, przerwałam tylko na chwile, aby na nie
spojrzec po czym śmiałam się dalej.
Tobi opanował chichot, założył maskę i otworzył drzwi. Widząc osobe stojąc w drzwiach
odruchowo przestałam się śmiac.
-Czego chcesz, Uchiha?
-Nie ja. Hino chciała z tobą porozmawiac.
-oh, jak szlachetnie z twojej strony że ją przyprowadziłeś, ale na drzwiach wiszą chyba
tabliczki z imionami. Mogła sama trafic, a ty nie zepsułbyś mi dobrego humoru swoim
widokiem.
Uchiha skrzywił się lekko po czym zwrócił się do Hino aby weszla. Ja w tym czasie
patrzyłam na Tobiego, który bedąc poza zasięgiem wzroku itachiego, robił jakas scenke.
Dopiero po chwili zorientowałam się, ze pokazuje to jak Itachi dostał ode mnie ścierą w
twarz. Roześmiałam się znowu, chwytając się za brzuch.
Zamknełam drzwi Itachiemu tuż przed nosem, a Hino poprosiłam aby usiadła. Tobi rzucił
się plackiem na łóżko.
-Słucham- mruknęłam siadając na łóżku.
-Namadi-san, chciałabym abyś mnie trenowała.

background image

-Słucham?
-Chcę abyś mnie trenowała. To co powiedziałaś w jadalni, dało mi troche do myślenia i…
-Nie ma mowy- przerwałam jej
-Czemu?
-Twoim trenerem jest uchiha, tak?
-Nooo…. Tak.
-i tego się trzymaj
-ale on…
-ale co?
-On jest straszny- mrukneła skrępowana a ja rozesmiałam się.
- nie wierze że to mówie, ale Może i sprawia takie wrażenie na pierwszy rzut oka, ale
uwierz mi, On jest najbardziej stabilny psychicznie z całej tej bandy.
-serio?
-według mnie. Możesz iśc do peina żeby zmienił Ci „opiekuna”, ale tylko pogorszysz swoją
sytuacje.
-A właśnie! A lider by nie mógł mnie trenowac?
-jeśli jestes samobójca to tak. Nawet polecam. Jak cie potraktuje swoim Shinra Tensei, to
przez 3 dni nie będziesz mogła normalnie funkcjonowac.
-a….aha.
-mam ci przybliżyc charakterystyke każdego pokoleii?
-jakbys mogła.
-Pein: do tego co powiedziałam dochodzi rinnegan i czytanie w myślach oraz pare innych
ciekawych technik.
Deidara: Z nim trening tylko i wyłącznie na śweżym powietrzu. Widziałas co ma na rękach,
nie?
-Tak.
-To sobie teraz wyobraź, że on wsadza swoje ręce do takich sakiew ze specjalną gliną, a
następnie formuje takie małe urocze pajączki, ptaszki i inne różne ciulstwa jakie tam
potrafi, i albo je powiększa, tak że może sobie na nich latac, albo zostawia w postaci
pierwotnej i detonuje na przeciwniku. Uroczo prawda?- zakończyłam ze słodkim
uśmiechem. Widziałam że coraz mniej jej się tu podoba.
-kontynuuj
-kolejny jest Sasori. Lalkarz. Kupa drewna pełna trucizn, ostrych przedmiotów i trujących
dymów. Wydaje się byc opanowaną osobą, ale tylko spróbuj się spóźnic minute…. To ci
urządzi taka corridę jakiej jeszcze nie widziałas. to co widzisz z zewnątrz to kukła. oN
znaduje się w środku. Zreszta jego ciało też jest z drewna.
-Co?
-no. Ale nie przejmuj się. Rzadko kiedy z niej wychodzi. Chyba że musi kogos uleczyc, ale
ja często przejmuje tą działke. Zapomniałabym. Pierwszą rzeczą jaką Ci potraktuje będzie
jego ogon. Ostry w cholere, szybki i oczywiście nasączony trucizną.
Przechodzimy dalej. Kisame: spoko gośc. Miły i symaptyczny ale Przypomina swoim
zachowaniem psychopatycznego mordercę o dobrych manierach i skrytych skłonnościach
do sadyzmu oraz okrucieństwa.
Posiada największe pokłady chakry w całym akatsuki. Ludzie nazywają go bezogoniastą

background image

bestią. Poza tym jego miecz Samehada, to pies na chakre. Kiedy tylko cię dotknie wchłania
ją, tak samo jak z ataków, a kiedy ją dotkniesz, może wyrwac ci kawał skóry z ręki, nogi,
lub czym tam ją dotkniesz.
Wiec dalej… na pewno chcesz słuchac dalej? Pobladłaś coś.- spytałam spoglądając na
blondynke.
-tak, tak. Mów dalej.
-Hidan: jashinista. To ci powinno wystarczyc.
-Nie rozumiem. Co z tego że jashinista?
-Nie mów że nie słyszałas?! Hidan wyznaje jashina. Jest niesmiertelny.
-że jaki jest?!- teraz to mina jej porzadnie zrzedła.
-Niesmiertelny. Chocbyś mu łeb odcieła, to on nadal będzie sobie dreptał. Na dodatek
podczas walki staje się taki z lekka opentany. Zmienia kolor skóry i w ogóle.
-i co dalej?
-No wiesz szczegółów ci oszczędze. Kiedyś sama zobaczysz. Wiedz tylko, ze jeżeli zrani cię
i spróbuje twojej krwii, walka jest zakończona. Nie masz nawet po co walczyc.
Kontunuujmy. Zetsu. Nawet ktoś wypuszczony z domu wariatów by go nie wybrał. To
kanibal. Kakuzu- inaczej wujek mamona. Dziecko skarbonki i portfela. Sprzedałby Cię przy
najbliższej okzaji, oczywiście jeżeli by cię wcześniej nie zabił. Koleś szybko się wkurza,
chociaż nie jest tak narwany jak hidan. Jednak pamiętaj. Chcesz życ to go nie wkurzaj.
Myśłisz że dlaczego jest z Hidanem w drużynie? Jak się wścieknie, może z nim zrobic co mu
się żywnie podoba, a potem tylko poskłada wszystkie cześci do kupy, zszyje i viola (włala) !
hidan jak nowy
-okej. Zapamietam
-To chyba wszyscy….. jest jeszcze Konan ale ona bardzo rzadko tu zagląda.
-A Tobi?
-Tobi? Nic ci nie zrobi. Może cię tylko i wylącznie zatulic na śmierc.
-A ty?
-Ja? Lepiej żebyś nie wiedziała. Wyszłabys stąd szybciej niż ci sie wydaje. Więc wracajac do
początku. Radze ci zostac przy Itachim. Może potraktowac się sharinganem, ale to w
ostateczności. A jak padniesz z wycieńczenia, to przynajmniej kogoś zawoła, albo zaniesie
cie do salonu, a nie tak jak sasori, który pewnie by cie zostawił tam gdzie padłas.
-Dzięki.- mrukneła wstając i kierując się do drzwi.
-nie ma za co- odparłam, po czym drzwi się za nia zamkneły.
-namadi-chan, czemu przekonywałas ją do itachiego. Przecież go nie lubisz.
-Sam ją sprowadził, to niech się teraz z nią sam użera. Nie będzie nam głowy zawracac.
-Fakt.
-poza tym nie przypadła mi do gustu. Nie jest tak wnerwiająca jak naomi, ale cos jest z nią
nie tak. No ale skoro uchiha ją sprowadził to jego broszka.

Sparing

16 stycznia 2010

background image

Wchodząc do kuchni, jak zwykle zastałam tam Hino w towarzystwie Hidana i Deidary.
Dziewczyna jest tu od 2 tygodni i jeszcze się nią nie znudzili. Wręcz przeciwnie. Hidan z
dnia na dzień jest coraz bardziej nachalny i ciekawski. Dziwie się że Uchiha jeszcze nie
próbował ich odizolować od niej, tak jak to było w moim przypadku. Chłopak uczy się na
błędach.
Wracając do mojej osoby. Z dnia na dzień narasta we mnie frustracja. Nie mam z kim
trenować, a same ćwiczenia na kukłach, workach i innych tego typu rzeczach, nie pomogą
mi przy walce z żywym przeciwnikiem. Myślałam o tym dużo i stwierdziłam, ze czas
przełknąć dumę i poprosić kogoś o pomoc. Wybór padł na Hidana. Raz kozie śmierć. Nie
zaszkodzi jeśli zapytam.
-Hidan. Pomógłbyś mi dziś w treningu? Musze odbyć mały sparing. Krótko. Godzinka może
półtorej- spytałam po czym napiłam się wody. Jashinista oderwał wzrok od blondynki i
spojrzał na mnie krótko.
-nie mam czasu. Może jutro- powiedział po czym wrócił do rozmowy z Hino.
-No to potrenowane- mruknęłam do siebie i wzięłam kolejny łyk wody.
A czego mogłam się spodziewać? On świata poza nią nie widzi… raczej poza jej piersiami,
ale mniejsza z tym.
-ja Mogę Ci pomóc- usłyszałam głos osoby stojącej przy drzwiach. Wszyscy zamilkli. Ja
tylko uniosłam jedną brew do góry i stanęłam z założonymi rękoma. Ta propozycja miała
swoje plusy i minusy. Jednak plusy przeważały. Mogłam mu bezkarnie skopać tyłek. O
taaak… tego mi było trzeba.
- Jesteś tego pewny Uchiha?
-Jak najbardziej Yoshino.- odparł, a ja mogę się założyć, że jego usta, schowane za
kołnierzem płaszcza, wykrzywione były w grymas zadowolenia. Nie odpowiedziałam, tylko
szłam w jego stronę, tym samym w stronę wyjścia. Nikt, ale to nikt się nie odezwał.
-nie powinnaś tego robić Namadi- powiedział Hidan, kiedy byłam tylko parę kroków od
Uchihy. Odwróciłam głowę, patrząc na niego z ukosa.
-Widzę że odzyskałeś mowę, Hidan. Od kiedy wróciłam nie odezwałeś się do mnie słowem,
z własnej nie przymuszonej woli, a teraz będziesz mi mówić co mam robić? Chyba coś ci
się pomyliło.- powiedziałam, po czym minęłam Uchihe. Dwa kroki za drzwiami obróciłam
się i zwróciłam do Itachiego, który nadal stał w miejscu.
-Nie idziesz Uchiha? Będzie niezła zabawa- mruknęłam, a on bez słowa stanął mi na
przeciw. Zanim jednak zastawił mi widok na kuchnie mogłam dostrzec wściekły (?) wyraz
twarzy Hino. Oho.. czyżby nasza blondyneczka zakochała się w panu „góra lodowa”? Na
samo to stwierdzenie roześmiałam się w myślach. Zapowiada się ciekawie… bardzo
ciekawie.
Będąc już na Sali treningowej, każde z nas musiało się przygotować na swój sposób. Ja
założyłam na dłonie średniej grubości, skórzane rękawiczki, bez palców, po czym
poprawiłam upięte włosy.
A Uchiha…. Uchiha zdjął płaszcz, ukazując światu swój umięśniony tors, obleczony w
dobrze przylegającą, czarną koszulkę. Jeżeli on myśli że zdoła mnie tym jakoś
zdekoncentrować to się grubo myli. Jeśli on tak ćwiczy razem z Hino to sobie normalnie już
to wyobrażam. On tłumaczący jej coś, a ona śliniąca się na widok jego torsu. Mimowolnie

background image

zachichotałam, co przykuło jego uwagę. Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić i
ustawiłam się na przeciw niego.
-Zaczynamy od taijutsu na rozgrzewkę. Bez żadnych technik. Jedynie shurikeny i kunai’e.
-dobrze.
-Gotowy? W takim razie zaczynamy.
Obydwoje ruszyliśmy w tym samym momencie. Ja wymierzyłam kopnięcie, jednak on je
zablokował, po czym chciał uderzyć mnie pięścią w brzuch. Także to zablokowałam. Taka
wymiana ciosów trwała jakieś piec minut. W końcu doszłam do wniosku, że żadne z nas nie
da się trafić. Odskoczyłam jakieś 2 metry od niego i kiwnęłam głową na znak iż pora na
prawdziwą walkę. Zaczęłam wiązać szybko pieczecie, aby wykonać technikę Kuroi no
Hisaki*.
-Nadal jesteś na mnie wściekła?- pytanie było tak absurdalne, ze aż przerwałam ciąg
pieczęci.
-Słucham?!
-Czy nadal jesteś na mnie wściekła, za tamta sytuacje?
-Nie. Oczywiście uwielbiam Cię i skacze z radości gdy cię widzę- powiedziałam z
sarkazmem i ironia, po czym wznowiłam wykonywanie pieczęci.
-wiec jesteś wściekła.
-Jesteś bezczelny. Ja po takiej akcji nie potrafiłabym komuś w oczy spojrzeć, a ty się głupio
pytasz. Myślałam ze jesteś bystry, jednak pozory mylą- warknęłam, po czym przyłożyłam
dłoń do ziemi, na której pojawiła się gęsta siec szczelin- Kuroi no Hisaki!
Ze szczelin, wysoko aż pod samo sklepienie, wystrzeliły czarne płomienie. Uchiha w
ostatniej chwili uniknął ich i zniknął, aby pojawić się na bezpiecznym gruncie, czyli za mną.
-Katon: goukakyuu no jutsu !- usłyszałam, po czym biegiem wpadłam w moje czarne
płomienie, które na mnie nie oddziaływały. Cwany jest, ale jeżeli zabraknie mu podłoża
będzie miał mały problem. Rozpoczęłam ponownie wiązać pieczęcie.
- Doton:Atsui no yougan*.- mruknęłam, po czym zobaczyłam, jak na ziemi której nie
spowijały płomienie, pojawiła się głęboka szczelina, z której po chwili wyciekła gorąca
lawa. I co teraz powiesz Uchiha?
-katon: hosenka no jutsu!*- usłyszałam z góry, po czym zniknęłam w ziemi ‘zanurzając” się
w niej, jednakże nie zostałam tam długo. To było zbyt oczywiste. Szybko znalazłam się na
sklepieniu jaskini, trzymając się za pomocą Chakry. Zauważyłam Itachiego, stojącego na
sporym głazie. Prawdopodobnie analizował sytuacje. Postanowiłam to wykorzystać. Szybko
znalazłam się za nim, aby zaatakować kunai’em, jednakże w ostatniej chwili uchylił się
przed ciosem. Udało mi się ściąć tylko kilka włosków, z jego kucyka. Nie miałam zamiaru
dawać mu ani chwili wytchnienia i zaatakowałam ponownie.
-katon:Hai Seki Shō no Jutsu!*- krzyknęłam a następnie wypuściłam z płuc chmurę
czarnego dymu. Musiałam zmienić taktykę. Ogniem ognia nie zwalczysz. Skupiając się na
chakrze przeciwnika zdołałam go zlokalizować, a następnie rzuciłam w niego kunai’ami.
Usłyszałam jedynie brzęk ścierającej się stali. Jest czujny.
-Katon: Zukokku!*- niech go cholera weźmie, pomyślałam po czym przeniosłam się przed
organizacje. Nie spodziewałam się że użyje tak zaawansowanej techniki. Spaliłby mnie jak
nic. Zaczyna grac na poważnie. Wróciłam do Sali i od razu związałam potrzebne pieczecie
-Doton:shuuketsu*- wszystkie szczeliny, dziury, wejścia zostały zasklepione. Teraz jest to

background image

zamknięta przestrzeń. Miałam zamiar wykonać kolejną technikę, jednak Itachi zorientował
się co planuje.
-Katon: Gōryūka no Jutsu!*- wielki ognisty smok gnał w moim kierunku, ale było za późno.
-Suiton: Bakusui Shouha!*- smok został stłamszony przez wielką falę wody którą wyplułam.
Poziom wody podnosił się, aż sięgnął połowy pojemności jaskini. Byłam już trochę
zmęczona, ale cieszył mnie fakt, ze warunki nie sprzyjają Itachiemu.
Staliśmy naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wzrokiem. Miałam cichą nadzieję że to on
wykona pierwszy ruch.
-Przepraszam- jego głos poniósł się echem po pomieszczeniu.
-Słucham?!- spytałam lekko zbita z pantałyku.
-Przepraszam za to co zrobiłem.- powiedział powoli ważąc każde słowo.
-Ty sobie chyba ze mnie jaja robisz- powiedziałam niedowierzając, po czym roześmiałam
się.
-wiem że to późno na takie wyznania, ale przepraszam.
-no co ty nie powiesz….- mruknęłam ironicznie- wiesz na czym polega twój problem i
wszystkich mężczyzn? Najpierw coś robicie a potem nad tym myślicie. –powiedziałam, a
następnie ruszyłam na niego atakując za pomocą taijutsu. Udało mi się go trafić łokciem w
splot słoneczny, jednak następny cios zablokował, zarazem chwytając mnie za nadgarstek.
Złapał moja drugą rękę i przyciągnął do siebie. Musiałam spuścić wzrok, aby nie złapał
mnie w swój sharingan. Byłam tak blisko niego, ze widziałam każdy detal skóry na jego
szyi kiedy rozciągała się przy każdym wdechu. Nie tylko ja byłam zmęczona. On też dyszał,
łapczywie wchłaniając powietrze.
-Spójrz na mnie- usłyszałam w pobliżu ucha, jednak nie spełniłam prośby- spójrz na mnie.-
porosił znowu
Uaktywniłam pierwszy poziom kekido i spojrzałam na niego, jednak nie skrzyżowałam
wzroku z sharinganem, tylko z ciemnymi jak smoła tęczówkami. Brakowało około 2 cm,
abyśmy zetknęli się nosami.
-aż tak mnie nienawidzisz, ze nawet przeprosin nie zaakceptujesz?
-A skąd mam wiedzieć że to nie jest kolejna sztuczka?- spytałam dezaktywując kekido
-Mówiłem szczerze
-a jaką mam pewność, ze nie kłamiesz?- wysyczałam, poczym wyrwałam się szybkim
ruchem z uścisku i spróbowałam mu podciąć nogi, jednakże odskoczył szybko. Rzuciłam w
niego shurikenami i ponownie zaatakowałam. Obydwoje nie dawaliśmy za wygraną. Każdy
jego atak, jak i mój kończył się fiaskiem. Wkurzyłam się i w tempie ekspresowym
zanurzyłam się całkowicie w wodzie. Musiałam go nieźle zaskoczyć. Przeniosłam się,
ponownie na sklepienie, jak najdalej od Itachiego, aby nie zauważył kropli skapujących ze
mnie. Odbiłam się mocno od skały w stronę mojego celu i wymierzyłam w niego silne
kopnięcie. Tak. Trafiłam. Jednakże w klona…
Gdy tylko wylądowałam na wodzie kucnęłam nisko, słysząc świst ostrza, które przecięło
powietrze nade mną. Uchiha stał blisko mnie z odsłoniętym brzuchem. To była szansa.
Uderzyłam go z pięści, jak najmocniej umiałam a on odleciał w tył ze 3 metry, lądując w
wodzie. Tryumfalny uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Nie cieszyłam się jednak długo bo
zostałam wciągnięta pod wodę. Cholerne klony! Przecież uderzyłam prawdziwego!
Po wypłynięciu na powierzchnię mogłam dostrzec Itachiego parę metrów ode mnie. Tak jak

background image

ja ociekał wodą. Ścisnęłam mojego koka, aby wysączyć z niego wodę.
-niezły cios- usłyszałam koło ucha, po czym poczułam stal na szyi, a postać która stała
przede mną rozpłynęła się w powietrzu.
-a teraz co ciekawego mi powiesz?- spytałam spokojnie
-Az tak bardzo się zmieniłaś, będąc TAM?- powiedział mi prosto do ucha, a mnie przeszły
ciarki wzdłuż kręgosłupa, i to nie bynajmniej z powodu tej bliskości. Swoimi słowami wbił
mi szpilkę prosto w sumienie. Czy miał racje? Czy naprawdę pobyt u Niego zmienił mnie w
jakiś sposób? Obiecałam sobie, ze ograniczę zaufanie, jednak czy robiąc to zmieniłam się?
Wyrwałam się z jego uścisku, po czym dotknęłam tafli wody, a cała jaskinia się zatrzęsła.
Poziom wody zaczął się zmniejszać, aż w końcu mogliśmy stanąć na stałym gruncie.
Zamknęłam wielką szczelinę przez która uciekła woda, a potem zaczęłam zdejmować
rękawiczki.
-nie odpowiedziałaś mi na pytanie
-Trening skończony. Dzięki za pomoc- mruknęłam siłując się z mokrymi włosami i gumką
do włosów.
-nie odpowiedziałaś na pytanie- powiedział ponownie, lecz w odpowiedzi dostał tylko cisze.
– Przyjmujesz przeprosiny?
-tak- mruknęłam
-A wybaczysz mi?
-Nie wiem. Może kiedyś- złożyłam w dłonie w pieczęć i dotknęłam ziemi. Wszelkie wejścia
jakie zamknęłam wcześniej, zostały otwarte.
Szybkim krokiem kierowałam się do kuchni. Chciałam iść sama, ale jak na złość Uchiha
szedł dwa kroki za mną. Otworzyłam drzwi z rozmachem i w trzech susach znalazłam się
przy lodówce. Kiedy wyjmowałam z niej butelkę soku, zauważyłam rękę Itachiego, tuż nad
moją głową. Wspierał się o lodówkę. Moja wytrzymałość nerwowa była na granicy, na
dodatek robiło mi się zimo w tych przemoczonych ubraniach. Wyjęłam jeszcze jedną
butelkę, obróciłam się pomimo iż stał bardzo blisko, wcisnęłam mu butelkę w rękę i
wyminęłam szybkim krokiem. Usiadłam przy stole, pijąc łapczywie sok. Na szczęście
Uchiha usiadł jak najdalej ode mnie.
-Jak wy w ogóle wyglądacie?!- usłyszałam wesoły głos Kisame- co wy tam robiliście?
Chcieliście się pozabijać?
Zignorowałam drugie, nieco dwuznaczne pytanie i spojrzałam na swój ubiór.
Podziurawiony, nadpalony w niektórych miejscach oraz oczywiście mokry. Uchiha nie
wyglądał lepiej.
-Można powiedzieć że mi trochę nie wyszło- odpowiedziałam niebieskiemu na ostatnie
pytanie, na co ten tylko się zaśmiał
-Użyłaś Bakusui Shouha, nie?
-taaa…
-dało się czuć ten wybuch Chakry. Nieźle dam dawaliście. Normalnie kalejdoskop
przeróżnych poziomów technik. Za pierwszym razem taki dziwny wybuch Chakry był. Jaka
to technika?
-Zukokku- odpowiedział Itachi
-Prawie mnie tam spalił, psychopata jeden- mruknęłam
-Tylko raz- odparł- ty za to najpierw chciałaś mnie Spalic w czarnych płomieniach, potem w

background image

gorącej lawie, a potem zalałaś całą sale treningową wodą.
-Zgłosiłeś się na ochotnika, więc nie narzekaj. Wiedziałeś co cie czeka- warknęłam wstając
od stołu.
-Widzę że relacje między wami trochę się polepszyły-ponownie zaśmiał się niebieski- teraz
przynajmniej się do siebie odzywacie. Oby tak dalej. Jeszcze kilka treningów i może za
niedługo rozmawiając z nim nie będziesz sypać ironią, co Namadi?
-nie będzie kolejnego treningu- warknęłam znowu, wymijając fantastyczną trójkę*, po
czym skierowałam się do mojego zacisznego królestwa.
Będąc w pokoju, zamknęłam go na klucz i skierowałam się do łazienki. Po szybkim,
gorącym prysznicu ubrałam się w czyste ubranie i rozłożyłam na łóżku. Ostatnie pytanie
Uchihy odbijało mi się echem w głowie.
Po bezczynny pięcio minutowym leżeniu, wstałam i wzięłam z mojej małej prywatnej
biblioteczki książkę. Przewertowałam ją trochę, po czym z trzaskiem odłożyłam na stolik.
Wtuliłam twarz w poduszkę i wrzeszczałam jak najgłośniej. Tą jakże ciekawą czynność
przerwał mi głos Peina w mojej głowie. Jeszcze jego tu brakowało! Wrzasnęłam ostatni raz i
zwlekłam się z łóżka, kierując się do jadalni. Rudy zarządził zebranie

Kuroi no Hisaki- Czarne płomienie
* goukakyuu no jutsu- wielka kula ognia
*Atsui no yougan- gorąca lawa
* hosenka no jutsu- techika tworząca kilkanaście kuli ognia
* Hai Seki Shō no Jutsu- polega na wytworzeniu w płucach wielkiej chmury sadzy, a
następnie wypuszczeniu jej
* Zukokku- potężna technika spalająca wszystko wokół ( użył jej kakuzu podczas walki z
naruto w shippudenie)
* shuuketsu- zamknięcie. Technika zamyka wszelkie szczeliny itp.
*Gōryūka no Jutsu- powstaje wielki ognisty smok
* Bakusui Shouha- polega na „wypluciu” ogromnej ilości wody. (technika używana
przez kisame)
*Fantastyczna trójka- hidan, Deidara, hino

Zmiany

6 lutego 2010

Po zajęciu miejsca między Zetsu a Kakuzu z wielką niecierpliwością oczekiwałam aż

Pein zacznie swoją gadkę. Z nudów zaczęłam bujać się na krześle.
-mam dla was kolejne misje- rozległ się głos wszechmocnego. Wszyscy skupili na nim
swoją uwagę, a ja położyłam głowę na stół. Co ja tu robie skoro i tak nie wyśle mnie
nigdzie?
-w teczkach jak zwykle macie wszystkie niezbędne dane. Zadania są łatwe wiec szybko je
zakończycie. Po przemyśleniu kilku spraw, zdecydowałem ż Hino idzie na misje razem z
Itachim i Kisame- gdy tylko zakończył swoją wypowiedź, spojrzałam ukradkiem na
blondynkę, która siedziała teraz wyprostowana jak struna, pusząc się tym że idzie na misje
z Uchihą.

background image

-Namadi i Itachi- powiedział a ja szybko podniosłam głowę- Cieszę się że jakoś się
dogadaliście, ale jeżeli macie zamiar robi sobie TAKIE sparingi, to macie to robić poza
organizacją. Trudno jest potem wyrównać teren na którym zalega gruba warstwa lawy.
-większy poziom trudności- mruknęłam
-więcej się to nie powtórzy- powiedział posłusznie Uchiha.
-Ja mam nadzieje.
-nie powtórzy się bo nie mam zamiaru więcej z nim ćwiczyć- zwróciłam się do rudego.
-aha. Czyli jednak się nie dogadaliście, ale mniejsza z tym. Możecie już się zbierać.
Jako pierwsza wstałam od stołu, po czym zwróciłam się z głupim uśmiechem do Hino.
-Radziłabym ci się pomodlić, żebyś nie dostała wspólnego pokoju z Uchihą.
-Czemu? Mi to w ogóle nie będzie przeszkadzać- powiedziała siląc się na obojętny ton
- przeszkadzać Ci może nie będzie ale nie wyśpisz się wcale. Itachi strasznie chrapie-
mruknęłam po czym ruszyłam dalej.
-A ty skąd wiesz?- usłyszałam głos Peina. Obróciłam się i zobaczyłam że patrzy na mnie
spod przymrużonych powiek.
-Jakbyś nie wiedział to jest mój pokój, pokój Uchihy i koniec, więc chyba mogę usłyszeć
przez ścianę, nie?- wytłumaczyłam a następnie skierowałam się do pokoju.
Kiedy otwierałam drzwi do swojego pokoju, Uchiha zatrzymał się przy mnie.
-Słucham- zwróciłam się do niego, kładąc rękę na klamce.
-czy…. Ja naprawdę chrapie?- spytał o to takim tonem jakby ważyły się losy świata. Nie
mogłam się powstrzymać. Roześmiałam się.
-Nie. W ogóle chyba nie chrapiesz. Przynajmniej nic takiego nie słyszę
-Aha- odpowiedział powoli, po czym ruszył dalej, jednak obrócił się po dwóch krokach.
-To czemu po…..
-Lubię ją wkręcać- przerwałam mu, a następnie weszłam do pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i przymknęłam powieki rozkoszując się błogą ciszą. Leżałam tak dość
długo i pewnie usnęłabym gdyby ktoś nie wszedł do mojego pokoju. Nie raczyłam nawet
otworzyć oczu, a co dopiero się podnieść. Czułam jak materac ugina się pod ciężarem tej
osoby. Otwarłam jedno oko i ujrzałam Tobiego.
-Zostaliśmy sami w organizacji, razem z liderem- powiedział po czym zdjął maskę. Gdy to
powiedział ktoś inny mogło by to zabrzmieć dwuznacznie. Posunęłam się trochę, aby
położył się obok mnie. Leżeliśmy tak w ciszy przez jakiś czas. Kilka razy spojrzałam na
twarz Tobiego. Było mi go szkoda. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się jak mogłabym mu
pomóc. Westchnęłam głęboko i zamknęłam oczy. Wtedy właśnie wpadła mi do głowy rzecz
tak oczywista i absurdalna, że aż zerwałam się do pozycji siedzącej.
-Tobi zakładaj maskę i czekaj na mnie przy wyjściu z organizacji- poleciłam mu, schodząc z
łóżka.
-czemu?
-potem Ci wytłumaczę- powiedziałam wychodząc z pokoju. Kierowałam się do gabinetu
lidera. Był to jeden z nielicznych razy kiedy zapukałam i oczekiwałam na odpowiedź. Kiedy
takową uzyskałam otworzyłam drzwi zamaszystym ruchem.
-Muszę pozałatwiać parę spraw, więc wychodzę. Zabieram ze sobą Tobiego. Do trzech dni
powinnam się wyrobić. Jeżeli jednak zejdzie mi więcej to wyśle ci wiadomość. No to pa-
wypowiedziałam to wszystko bardzo szybko, nie wchodząc nawet do gabinetu, następnie

background image

zamknęłam drzwi, nie dając mu szansy na jakikolwiek protest. Biegiem dotarłam do
Tobiego. Związawszy pieczęcie otworzyłam wyjście. Nadszedł czas aby zagościć w JEGO
skromnych progach.
Będąc na dość dużej polanie powiedziałam Tobiemu co go czeka. Miał dostąpić
niezwykłego zaszczytu odwiedzenia piekła. Dosłownie. Jak się zapewne domyślacie, nie był
tym pomysłem zachwycony.
Nakazałam mu aby objął mnie w pasie, a ja w tym czasie zaczęłam wiązać ciąg pieczęci.
Trwało to dość długo, jednak gdy tylko wykonałam ostatni znak, ziemia pod naszymi
stopami zabłysła na czerwono, a my zniknęliśmy z polany, aby pojawić się w dużym
gabinecie w którym dominowała czerń i ciemna czerwień. Mężczyzna siedzący za wielkim
dębowym biurkiem nie obdarzył nas nawet spojrzeniem, tylko dalej przeglądał papiery.
Odłożywszy jeden arkusz, uśmiechnął się pod nosem, aby następnie spojrzeć na mnie.
-Co cię tu sprowa…- urwał zapewne widząc Tobiego. Jego oczy zwęził się niebezpiecznie, a
on sam wstał od biurka- jakim prawem sprowadzasz tu śmiertelnika!
-czekaj! Powiedziałeś że spełnisz moją prośbę, jeżeli tylko nie godzi ona w twoje interesy!
-I co z tego?!
-On jest moją prośbą.
-Słucham?- udało mi się go zaskoczyć co nie rzadko się zdarza. Obróciła się w stronę
Tobiego, po czym ściągnęłam mu maskę. On sam nie ruszył się nawet centymetr.
- chciałabym, żebyś przywrócił mu dawny wygląd. Wiem że posiadasz tu kartotekę
każdego, więc zapewne wiesz co mu się stało- powiedziałam. Ręce drżały mi niesamowicie.
Z tym gościem się nie zadziera. Lucyfer zlustrował go wzrokiem, po czym uśmiechnął się w
dziwny sposób. Podszedł do ściany, a gdy ją dotknął pojawił się tam zarys kwadratu, a
następnie drzwiczki. Otworzył je i wyciągnął z nich szufladę na akta. Poszperał trochę i
wyciągnął z niej teczkę. Zasiadł z powrotem za biurkiem, wertując akta. Po chwili zamknął
je z trzaskiem co przyprawiło mnie o ciarki.
-Myślę że ta prośba nie godzi w moje interesy- zwrócił się do mnie uśmiechając się
szeroko. Nie lubiłam tego- jedyny szkopuł to sharingan. Niestety nie będę mógł go
odtworzyć w nowym oku. Musiałbym posiadać oko kogoś z klanu Uchiha, a wątpię żeby
pozostała dwójka zechciała mu je odstąpić- zaśmiał się.
Wstał od stołu i powolnym krokiem zmierzał ku nam. Obszedł Tobiego dookoła uważnie mu
się przyglądając. Położył mu dłoń na ramieniu i wreszcie przemówił.
-No, panie Uchiha, proszę za mną. A ty Namadi usiądź sobie i napij się herbaty.
Kiedy tylko wyszli opadłam na czarną skórzaną sofę. Chwyciłam trzęsącą się ręką filiżankę
i upiłam łyk płynu, a następnie odstawiłam przedmiot na niski szklany stolik. Błądziłam
nerwowo wzrokiem po całym pomieszczeniu. Miałam nadzieje ze nic się Tobiemu nie
stanie. Należało czekać. Problem w tym że tutaj czas płynął inaczej.
Nie wiedziałam ile już tak siedziałam. Godzinę czy sześć? W końcu wielkie
mahoniowe drzwi otwarły się i wszedł przez nie gospodarz wraz z czarnowłosym
mężczyzną. Zastanawiałam się gdzie u licha jest Tobi!? Wstałam z sofy, nerwowo
przestępując z nogi na nogę.
-Możesz już wracać Namadi- zwrócił się do mnie, a ja spojrzałam się na niego jak na idiotę.
Mój strach gdzieś wyparował
-Słucham?- stanęłam naprzeciw biurka za którym zasiadł- Zjawiłam się tu z Tobim i bez

background image

niego się nie ruszę! Gdzie on jest?
-po co te nerwy?- powiedział z szerokim uśmiechem- I o czym ty mówisz.? Przecież stoi za
tobą.
-Co..?- wyrwało mi się, po czym obróciłam się powoli. Mężczyzna, bo inaczej nie można go
było nazwać, stojący przede mną uśmiechnął się delikatnie, jednak łobuzersko. Pewnie nie
jedną dziewczynę przyprawiłby o palpitacje serca, jednak ja wpatrywałam się w niego z
niedowierzaniem.

Powrót cz. I

27 lutego 2010

Patrząc na niego, aż zaniemówiłam. Usilnie chciałam coś powiedzieć ale nie mogłam.
Dopiero teraz dostrzegłam iż jest on wyższy nawet od Itachiego, który jak do tej pory
zajmował drugą lokatę, zaraz po Kisame. Jego ciemne włosy były w naturalnym nieładzie,
co nadawało tylko i wyłącznie uroku. W jego czarnych jak węgielki oczach tańczyły wesołe
iskierki. Aby opisać jego całą twarz zabrakłoby mi określeń i porównań. Normalnie jak u
jakiegoś boga. Zaklęłam szpetnie w myślach, widząc jego zawadiacki uśmiech. Robiło się
trochę gorąco. Wiedziałam ze ma umięśnione ciało, ale teraz jakoś bardziej zwróciłam na
to uwagę. Jakimś cudem oderwałam od niego wzrok żeby spojrzeć na Lucyfera.
-Myślałam że zniwelujesz blizny i w ogóle, a ty mu cholera nową twarz dałeś- mruknęłam, a
on nic nie powiedziawszy uśmiechał się widząc moją reakcje. Pokręciłam głową jakbym
chciała samej sobie zaprzeczyć. Podeszłam do Tobiego aby obejść go wkoło. Kiedy już
stanęłam z nim twarzą w twarz uśmiechnęłam się niemrawo, a następnie objęłam go w
pasie. On także mnie objął, tylko jak zwykle podniósł mnie do góry bez problemu.
-Tak się cieszę, Tobi.- powiedziałam rozradowana.
-Ja też, namadi- odpowiedział szeptem,. dźwięk cichego barytonu dotarł do mojego ucha,
wywołując dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Coś było nie tak. Gdy już postawił mnie na ziemi,
spojrzałam pytająco na mojego „szefa”.
-Pozwoliłem sobie dokręcić mu parę śrubek w mózgu. Od teraz będzie mówił i zachowywał
się adekwatnie do wieku. Tak jak zwykły człowiek.
-Ty sobie ze mnie jaja robisz, nie?- powiedziałam z oczami wielkimi ze zdziwienia
- nie cieszysz się?- usłyszałam za sobą głos Tobiego. Bez tego dziecięcego tonu brzmiał co
najmniej dziwnie.
-Cieszę się, ale…- zabrakło mi słów. Zatkało mnie całkowicie.
-Myślę że powinniście już iść.
-tak.. zgadzam się- mruknęłam po czym skierowałam się z Tobim do drzwi.
-nie ma tak łatwo- powiedział Lucyfer, po czym machnął dłonią, a w miejscu masywnych,
mahoniowych drzwi pojawiły się trzy drzwi koloru czarnego.
-o Co chodzi?- spytałam przytłoczona wszystkimi nowościami dnia dzisiejszego. Nie
chciałam już kolejnej niespodzianki
-Wybierzcie sami drogę powrotną. Za jednymi drzwiami kryje się przejście które przeniesie
was przed organizacje, jedne przeniosą was do miejsca oddalonego o 3 dni od siedziby, a

background image

kolejne zaś przeniosą w miejsce oddalone o tydzień od siedziby. Wybór należy do was.
Spojrzałam zrezygnowana na Tobiego. Uniosłam dłonie w geście rezygnacji, dając mu tym
samym wolne pole wyboru. Czarnooki przyglądał się przez chwilę drzwiom po czym wybrał
pierwsze. Złapał mnie za rękę, otworzył drzwi i obydwoje weszliśmy w ciemność. Poczułam
ucisk w żołądku, a po chwili leżałam na trawie. Na twarz spadła mi kartka papieru z cyferką
3. Westchnęłam głęboko i rozłożyłam się całkowicie.
-nie chcę ci przeszkadzać ale chyba powinniśmy się zebrać- powiedział Tobi stojąc nade
mną. Podał mi rękę i szybkim szarpnięciem postawił mnie na nogach.
-To w którą stronę teraz?- spytałam rozglądając się wkoło.
-Ja proponuje w tą.- powiedział wskazując na wschód.
-no dobra. W najbliższej wiosce dowiemy się czy idziemy w dobrą stronę- oświadczyłam, po
czym ruszyłam.

Szliśmy w kompletnej ciszy, odzywając się sporadycznie. Nie była to krępująca

cisza, ale czułam się trochę dziwnie. Kiedy weszliśmy na dużą polanę, zarośniętą wielką
trawą, sięgającą mi do pasa, zarządziłam postój. Siadłam pod drzewem i rozpieczętowałam
zwój w którym znajdowały się butelki z piciem. Dałam jedną Tobiemu, a on usiadł na
przeciwko mnie.
-Czemu to zrobiłaś?
-Co zrobiłam?
-czemu mnie do niego zabrałaś?
-Wolałam z Tobą rozmawiać twarzą w twarz. Nakaz Peina był dla mnie niezrozumiały.
Zetsu wygląda jak wygląda a maski nie musi nosić.
-teraz jakoś nie jesteś zbyt rozmowna- zwrócił mi uwagę.
-Przepraszam. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze.
-a do czego tu się przyzwyczajać? Jestem tym samym człowiekiem co kiedyś. Może nie
jestem już takim zdziecinniałym idiotą i mam inna twarz, ale to ciągle ja.
-ja lubiłam tego zdziecinniałego idiotę- powiedziałam po czym uśmiechnęłam się, a on
odwzajemnił gest.
Wstałam po czym otrzepałam spodnie.
-Dziękuje- powiedział a ja poczułam się dziwnie. Niezręcznie? Nie to nie było to. Bądź co
bądź działał on na mnie w zły sposób. Nie wiem co ON mu zrobił, ale dla mnie było to w
pewnym stopniu zgubne. Pewnie sobie siedzi teraz tam na dole i śmieje się ze mnie. Muszę
opanować emocje.
-nie ma za co- mruknęłam po czym weszłam w wysoką trawę, a by sprawdzić grunt, czy
aby gdzieś nie ma jakiejś rozpadliny.
-I co?- zawołał czarnowłosy
-Jak na razie w porządku. Nic specjalnego tu nie ma, ale…. Jasna cholera!- zaklęłam czując
ukłucie w nodze. Rozejrzałam się po trawie ale nic nie zauważyłam. To coś musiało uciec.
Słyszałam jak Tobi pyta się co się stało, ale nie odpowiedziałam, tylko usiadłam, zdjęłam
buta i podciągnęłam nogawkę. Powyżej kostki widniały dwie spore dziurki z których sączyła
się krew. Zaklęłam szpetnie czując jak noga zaczyna mi pulsować bólem. Krótko mówiąc
byłam w dupie. Nie wiem co mnie ugryzło więc nie wiem jakie antidotum zastosować, a
noga rwała bólem jak cholera. Po chwili Tobi był już koło mnie, patrząc to na moją
puchnącą nogę, to na mnie. Ukląkł koło mnie i dotknął delikatnie nogi, lecz gdy tylko

background image

usłyszał moje sykniecie, szybko zabrał rękę.
-Co się stało?
-Coś mnie ugryzło tylko cholera nie wiem co- odpowiedziałam a zaraz po tym skrzywiłam
się z bólu
-Możesz wstać?
-wstać mogę. Gorzej ze staniem na tej nodze.
Pomógł mi się podnieść, lecz musiałam stać na jednej nodze jak jakaś idiotka. Oparłam się
o niego po czym wyciągnęłam mały zwój. Z wielką trudnością rozpieczętowałam go.
Znajdowały się w nim tabletki przeciwbólowe oraz uniwersalne antidotum. Łagodziło ból i
spowolniało działanie trucizny. Wzięłam to i to.
-Coś mi się zdaje że nasza trzydniowa podróż trochę się nam przedłuży- zaśmiałam się
słabo.
-nie powiedziałbym. Wskakuj- powiedział obracając się i wskazując na swoje plecy.
-Żartujesz chyba.
-wiesz, wygodniej by mi było nieść cię na plecach niż na rekach, więc nie marudź.
-nie ma opcji. Dam sobie rade sama. Nie będę cię wykorzystywać..
-namadi wskakujesz sama albo sam cie tam umieszczę- powiedział tonem nieznoszącym
sprzeciwu.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, i w końcu dałam za wygraną. Objęłam go za
szyję a głowę położyłam na ramieniu.
-Trzymasz się tam?
-Tobi naprawdę nie musisz….
-Musze- przerwał mi- ty mi pomagałaś tyle razy więc pozwól mi zrobić chociaż tak błahą
rzecz.
-dobra- mruknęłam cicho.
-Trzymasz się?
-Tak
Cały czas myślałam o tym jak zareaguje reszta, a zwłaszcza co powie lider. Niestety, Z
każdą chwilą robiłam sie coraz bardziej senna aż w końcu usnęłam. Obudziłam się w nocy,
przykryta kocem, przy ognisku. Tobi siedział na przeciwko grzebiąc patykiem w żarze.
Usiadłam przecierając oczy i rozglądając się dookoła.
-wstała śpiąca królewna- zażartował.
-Trzeba przyznać że jesteś całkiem wygodny- odpowiedziałam
-Jak noga?
-Boli, ale nie tak jak wcześniej. Musze wziąć znowu tabletki i antidotum- oświadczyłam i
zabrałam się za rozpieczętowanie zwoju. Łyknęłam lekarstwa i wzięłam się za oglądanie
nogi. Nie za dobrze to wyglądało. Łydka cała spuchnięta i sina.
-Powinnaś ją chyba jakimś bandażem obwinąć.
-To nic nie da- mruknęłam po czym zapadła cisza. Słychać było tylko świerszcze i co jakiś
czas przelatującego ptaka. Wpatrywałam się bezczynnie w ogień.
-Tobi. Zastanawiałeś się jak zareaguje reszta?
-Nie ale chcę zobaczyć minę Hino. Do tej pory jakoś za mną nie przepadała.
-noo.. Szczena jej opadnie. Będzie żałować, ze kiedykolwiek się na Ciebie wydarła
-wiesz, jakiś tydzień temu, w nocy wybrałem się do kuchni żeby się napić i zobaczyłem ja

background image

na korytarzu. Próbowała wepchać się Itachiemu do pokoju.
-Żartujesz?!
-nie. Mówiła ze nie może usnąć i czy mogli by „pogadać”
-i co?
-Itachi taki zaspany, bo go obudziła, powiedział ze nie. Ma wracać do pokoju i liczyć
barany.
-liczyć barany….- zaśmiałam się- Uchiha ma u mnie małego plusa
-a ona taka lekko wkurzona do niego z tekstem. „ namadi pozwoliłbyś wejść, co nie?”
-ja jej chyba łeb urwę jak ja dorwę.
-Itachi tylko przewrócił oczami i powiedział jej, ze ty nawet gdybyś umierała nie
przyszłabyś do niego, bo masz zbyt wielką dumę i zamknął jej drzwi przed nosem.
-ma racje. Choćbym umierała, nie chciałabym od niego pomocy. Ale skąd jej przyszło do
głowy powiedzieć „namadi pozwoliłbyś wejść”.
-nie zapominaj ze rozmawia cały czas z Hidanem i Deidarą. Kobieta potrafi dowiedzieć się
tego czego chce. Zwłaszcza, ze nie ukrywałaś niechęci do Uchihy.
-świetnie! Po prostu cudownie! Jeszcze tego brakowało, żeby ona wiedziała!
-nie denerwuj się tak. Jak wrócimy to utrzemy jej nosa- powiedział a na jego twarzy pojawił
się cwany uśmiech.

Powrót cz. II
19 marca 2010

Dzisiejsza notka jest krótsza, niż zazwyczaj. Jednakże jest to jednorazowe

Drugi dzień podróży minął nam całkiem szybko. Bez żadnych komplikacji

przetrwaliśmy noc, jednak trzeciego dnia, już w południe zabrakło nam wody, a
jakiejkolwiek wioski ni widu ni słychu. Na nasze szczęście niedaleko płynęła rzeka.
Kiedy dotarliśmy do miejsca gdzie strumień spadał pionowo w dół w przepaść, tworząc
średniej wielkości wodospad, Tobi posadził mnie na daleko wysuniętej skarpie nad
przepaścią mówiąc „ że mam sobie widoczki pooglądać”. Jasne…pode mną przepaść a ja
kurde mam sobie tu sielankę urządzać.
Wrócił po 10 minutach z pełnymi zapasami. Siadł koło mnie patrząc w dal.
-Myślisz, że pozwoli mi lider chodzić na misje?
-prawdopodobnie tak. Będziesz musiał mu tylko pokazać swoje umiejętności.
-i to mi właśnie nie pasuje
-czemu?
-tam, na dole, nie tylko przywrócono mi twarz. Odzyskałem także pamięć, sprzed
wypadku. Jest parę rzeczy o których za bardzo nie chce mówić liderowi ani też pokazywać.
-jak tam chcesz…-mruknęłam- jeśli potrafisz zablokować swój umysł przed nim to ok.
-właśnie tego nie wiem.
-to po prostu schowaj to jak najgłębiej w swoim umyśle i nie myśl o tym

background image

-w sumie to masz racje
Wzięłam kilka łyków, a on w tym czasie wstał i odszedł kilka metrów w tył.
-namadi. Będziesz mogła sama wstać?
-No jakoś się pozbieram. A czemu pytasz?
-Bo chce coś zrobić
-no dobra- mruknęłam po czym jakoś uporałam się z moją nogą- i co teraz?
-stój bez ruchu. Okej?
-no okej.
Zaczął biec w moją stronę, a ja zastanawiałam się co chce osiągnąć. Jednak kiedy był już
blisko i nie zwalniał, zaniepokoiłam się. To były ułamki sekund. Objął mnie mocno w pasie i
skoczył w przepaść. Krzyknęłam odruchowo, a w odpowiedzi dostałam tylko jego śmiech.
Spadaliśmy głową w dół.
-czyś ty oszalał?!
-Ciesz się chwilą.
-Co? Zaraz walniemy głowami w wodę, która będzie twarda jak beton, a ty mówisz że mam
cieszyć się chwilą?! Ja pierniczę- zawołałam zrezygnowana. Próbowałam wykonać
jakąkolwiek technikę, jednak obejmował mnie tak mocno ze unieruchomił mi ręce. Jedyne
co mi pozostało to zamknąć oczy.
Kiedy już myślałam że wpadniemy do wody, nic się nie stało. Nie czułam nawet lekkiego
zefirku, a co dopiero powietrza szarpiącego ubraniami. Ostrożnie otworzyłam oczy i
odsunęłam się od Tobiego. Nie wiem jakim cudem ale stałam na stałym gruncie. Z
wrażenia aż sobie usiadłam.
-Czy ty chcesz mnie zabić?!
-nie.
-To czemu do cholery próbujesz wywołać u mnie zawał serca?!
-Przesadzasz.
-Przesadzam? Ja przesadzam?! Serce mi prawie z piersi wyskoczyło!
-prawie. Na szczęście nadal jest na swoim miejscu.
-nie. Ja z Tobą nie wytrzymam. Chyba złoże reklamacje.
-nie zrobiłabyś tego- uśmiechnął się po czym pomógł mi wskoczyć na jego plecy- czeka
nas jeszcze godzinka drogi.
-serio?
-no. Ta rzeka na dole to ta sama co przy wejściu do organizacji
-To dobrze.

Stojąc przed wejściem do organizacji związałam pieczęcie po czym weszliśmy szybko do

środka. Stało się coś czego nie oczekiwaliśmy. W grocie czekało na nas Akatsuki w pełnym
składzie na czele z Peinem. Objęłam Tobiego trochę mocniej, czekając aż rudy się
odezwie.
-namadi co to ma znaczyć? Nie ma cie 4dni i nie przysłałaś informacji jak obiecałaś.
Wracasz niesiona przez jakiegoś faceta i gdzie u licha jest Tobi?!
-Przepraszam ale straciłam rachubę czasu. A to nie jest żaden obcy facet tylko Tobi-
odpowiedziałam, a rudy umilkł. Wszyscy patrzyli się na nas jak na idiotów.
-myślałem że przyjmiesz tą wiadomość bardziej żywiołowo, liderze- pewny baryton rozniósł
się echem po pomieszczeniu- Możesz nie wierzyc oczom, ale Chakre możesz rozpoznać-

background image

dopowiedział Tobi. Jak na zawołanie wszyscy skupili się, aby przekonać się na własnej
skórze. Teraz patrzyli na nas z niedowierzaniem. Najlepszą minę miała Hino.
-ja pierniczę- mruknął Hidan, na co Tobi uśmiechnął się szeroko. Teraz Hino to wpatrywała
się w niego jak w obrazek..
-przepraszam bardzo, ale musze zanieść Namadi do pokoju. Sasori no danna- zwrócił się
do lalkarza, który był zaskoczony i jednocześnie zadowolony że zwrócono się do niego w
ten sposób- jakbyś mógł iść z nami. Namadi coś ugryzło w nogę, niestety nie wie co. Była
zbyt wysoka trawa. Ma nogę cała obolałą, spuchniętą i siną.
-jasne dzieciaku- mruknął po czym ruszył razem z nami. Akasuna poszedł do swojego
pokoju po parę rzeczy, a my zostaliśmy u mnie. Położył mnie na łóżku, po czym obydwoje
roześmialiśmy się wspominając reakcje Hino. To wspomnienie będzie mi poprawiać humor
przez następny tydzień.

Szczęściarz

6 kwietnia 2010

Po dwóch dniach leżenia w łóżku moja noga wróciła do dawnego stanu. Pomijając to iż
musiałam wypić obrzydliwe antidotum, to leczenie było szybkie i skuteczne. Sasori
powiedział że przez najbliższy miesiąc będę co jakiś czas odczuwała przeszywający ból, ale
poza tym jestem już zdrowa.

W czasie tych 2 dni, Tobi był moim informatorem. Jak się spodziewałam Hino

uczepiła się go jak rzep psiego ogona i trzyma się cholernie mocno. Jednakże z informacji
jakie zdobył ,wynika że leci ona na dwa fronty. Uczepiła się także Itachiego. Ciekawe co z
tego wyniknie.

Idąc pustym korytarzem na zebranie, zastanawiałam się co znowu Pein „ciekawego”

wymyślił. Weszłam na salę i zajęłam miejsce Obok Tobiego. Naprzeciw niego siedziała
Hino, a obok niej Itachi.
Tobi starał się nie zwracać uwagi na jej nachalne spojrzenia, a ja starałam się powstrzymać
od wybuchnięcia śmiechem, co nie było łatwym zadaniem.
-Słuchajcie- donośny głos lidera rozniósł się echem- Ze względu na ostatnie wydarzenia, po
rozmowie z Kakuzu i Konan, stwierdziłem z trzeba dokonać kilku zmian. Zanim, jakby to
ująć, Tobi przeszedł swoją „metamorfozę” planowałem utworzyć nowy zespół. Namadi i
Hino.
Na samo to stwierdzenie zamarłam i zapewne pobladłam. Spojrzała na Peina wzrokiem w
stylu „chyba cos ci się popieprzyło”.
-Mogę się założyć że zabiłabyś ją po 2 dniach- zaśmiał się Tobi- nie trzeba było się śmiać z
mojego nieszczęścia- dodał szeptem. -Taka karma.
-Przegrałbyś- mruknęłam- zabiłabym ją tuż po wyjściu z organizacji.
Odpowiedzią na to stwierdzenie było prychnięcie ze strony blondynki
-jednakże, jak wspomniałem, Tobi jest zdolny do wykonywania poważnych misji dlatego to
on będzie przydzielony…..- nie dokończył, bo wybuchłam śmiechem. Zanosiłam się ze
śmiechu widząc przerażony wyraz twarzy Tobiego mówiący „Tylko nie to! Zlitujcie się”
-no to stary wtopiłeś!- śmiałam się dalej trzymając się za obolały brzuch- ty to masz
szczęście. Taka karma powiadasz?- spytałam śmiejąc się dalej.

background image

-namadi nie dokończyłem- upomniał mnie lider, a ja starałam się jako tako opanować-
Dlatego Tobi zostanie przydzielony do Namadi.
Obydwoje spojrzeliśmy po sobie a potem na lidera.
-mnie to odpowiada- powiedział zadowolony Tobi.
-No….- mruknęłam- Ciekawe kto kogo pierwszego zabije.
-Co masz namadi na myśli?- spytał rudowłosy
-To, ze gdy wracaliśmy do siedziby prawie przyprawił mnie o zawał.
-Można widzieć co zrobiłeś Tobi?
-ściągnąłem spodnie- męska części towarzystwa roześmiała się głośno, a ja trzepnęłam go
przez łeb.
-Pochwal się Tobi, jak to rzuciłeś się z nią w przepaść- syknął Sasori- pochwal się swoją
głupota i nierozwagą.
-wiesz o tym?
-oczywiście, ze wiem. Był to bardzo istotny element w diagnozie i leczeniu, dlatego Namadi
mi o tym powiedziała. Przez twoją nierozwagę, o mało co musiałbym amputować jej
nogę…
-Sasori wystarczy!- warknęłam uderzając dłońmi w stół.
-gdyby nie wzięła serum, prawdopodobnie przyniósłbyś ją do organizacji martwą
-Dość!- wstałam gwałtownie z krzesła przeszywając go wzrokiem. Prosiłam go aby nikomu
tego nie mówił!
-Tak się składa chłopcze, ze im szybciej serce bije, tym szybciej krąży krew, a co za tym
idzie trucizna szybciej obejmuje organizm- powiedział świdrując Tobiego wzrokiem- poza
tym konsekwencje twoich czynów będą się jej dawać we znaki.
-Sasori- warknęłam powoli, dając do zrozumienia że moje cierpliwość się kończy.
-Co? O tym, że przez następny miesiąc będą cie nawiedzać przewlekłe, ostre bóle w nodze,
też mu nie powiedziałaś?- spytał zjadliwie.
Miałam ochotę rozszarpać go na strzępy, ale zamiast tego ruszyłam do wyjścia. Słyszałam
jak Tobi prosi żebym zaczekała, ale kiedy usłyszałam za sobą szybkie kroki przeniosłam się
do lasu, zanim zdołał mnie złapać.

Przedzierałam się przez gęste chaszcze, raniąc przy tym wszystkie odkryte partie

ciała. W końcu dotarłam do małego jeziora, otoczonego zewsząd kwitnącymi wiśniami. Nie
miałam ochoty na trening. Musiałam się wyciszyć.

Zamroziłam jezioro, po czym na butach utworzyłam sobie z lodu ,ostrza łyżew.

Ostrożnie weszłam na śliską taflę po czym zaczęłam jeździć. Po jakimś czasie czułam się
już na tyle pewnie, żeby robić podskoki, przeskoki czy nawet piruety. Sprawiało mi to nie
małą frajdę. Postanowiłam zrobić piruet w powietrzu. Wyszedł mi on jako tako, jednakże
gdy lądowałam ostry ból przeszył moją nogę, co spowodowało że wylądowałam na tyłku.
Usłyszałam tylko „Cholera! Nic ci nie jest?”, po czym podniosłam się, przeklinając w duchu
wszystko i wszystkich.
-Bardzo boli cie ta noga? Nie powinnaś jej nadwyrężać.
-To nie przez nogę- skłamałam- po prostu źle wylądowałam. Co tu robisz i jak mnie
znalazłeś?
-Stwierdziłem że warto by porozmawiać. A to ze cie znalazłem to łut szczęścia.
-Taa… jasne.

background image

-Mówię serio- powiedział po czym, wszedł na lód, czego konsekwencją był upadek.
Podjechałam do niego i pomogłam mu wstać, a następnie stworzyłam mu ostrza na
butach.
-O czym chciałeś porozmawiać? Albo mam lepsze pytanie. Co to się stało, że oderwałeś się
od Hino i przywlekłeś tu swój tyłek? Czyżby panienka „big cyc” odwróciła się do was
tyłkiem i zainteresowała się kimś innym?- spytałam z przekąsem, mierząc siwowłosego
wzrokiem.
-tak dzisiaj trochę myślałem…
-Widzę że robisz postępy. Brawo- rzuciłam ironicznie
-I zdałem sobie sprawę że zachowywałem się jak kompletny palant.
-Nie przeczę.
-no i chciałem przeprosić.
- a czym jest to motywowane?
-no…nie wiem. Chyba niczym. Tak sam z siebie.
-aha- mruknęłam po czym zapadła cisza. Zaczęłam kręcić ósemki, a on patrzył się jak
jeżdżę.
-Przepraszam- powiedział zrezygnowany. Zabrzmiało to szczerze. Uśmiechnęłam się lekko
do siebie, po czym podjechałam do niego.
-Chodź- podałam mu rękę- trzeba cie nauczyć jeździć.
patrzył niepewnie na moją dłoń, jednak pochwycił ją a ja pociągnęłam go na sam środek
jeziora. Po drodze niemalże wywróciłby się ze 4 razy.
-Nie stój tak prosto jakbyś kij połknął. Pochyl się trochę
-Wiesz co? Może chodźmy już do organizacji, póki jestem w jednym kawałku-
zaproponował po czym oboje znaleźliśmy się przy brzegu i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Szliśmy korytarzem śmiejąc się z byle czego. Hidan skierował się do kuchni, a ja z

racji tego, że nie miałam ochoty na żadne rozmowy, poszłam do pokoju. Otworzyłam drzwi
które były zamknięte na klucz, i gdy już byłam w środku zamknęłam je z cichym trzaskiem.
Wreszcie spokój.

Wielkie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam siedzącego w fotelu Tobiego. Jak on tu

wszedł? Mniejsza z tym, kiedyś to z niego wyciągnę, ale teraz czułam ze może nas czekać
rozmowa, której wcale nie chciałam.
-Co tu robisz?- spytałam, uśmiechając się jak gdyby nigdy nic. Nadal siedział w fotelu,
pochylony, z łokciami opartymi na kolanach i brodą wspartą na splecionych dłoniach. Nic
nie mogłam wyczytać z czerni jego wzroku.
-Ja…. Chciałem cię przeprosić- powiedział wyraźnie, podnosząc się fotela.
-O czym ty mówisz, Tobi?- spytałam, podchodząc do szafki i otwierając ją, w celu
znalezienia jakiejś bluzki- Nie masz za co przepraszać. Przecież nic nie zrobiłeś
Miałam nadzieje, że nic nie odpowie. Nie chciałam ciągnąc tej rozmowy, ani nie chciałam
żeby Tobi w jakiś sposób czuł się winny za mój stan zdrowia. Nic nie odpowiedział. Jeszcze
przez chwilę szukałam czegoś w półce. Kiedy już miała się obrócić, objął mnie od tyłu,
delikatnie a jednak pewnie. Nie spodziewałam się.
-Przepraszam- mruknął mi do ucha, po czym wtulił twarz w moje włosy. Zdębiałam.
Zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. Czemu czuł się, aż tak winny tego, co będzie się
działo z moją nogą przez najbliższy czas? Może przestraszyła go wizja przyniesienia mnie

background image

tu martwej? W końcu sugestie Sasoriego nieźle działają na wyobraźnie. Westchnęłam, po
czym chciałam cos powiedzieć ale mnie ubiegł.
-Odkąd tu przybyłaś, pomagałaś mi. Chroniłaś mnie przed Hidanem, chowałaś w pokoju,
wstawiałaś się za mną. Zaakceptowałaś mnie pomimo iż byłem zwykłym idiotą. Ba! Nawet
śmiałaś się ze mną, rozmawiałaś. Dałaś mi szanse być normalnym…..a ja… Ja zamiast cie
chronić, mogłem doprowadzić do twojej śmierci. I ty uważasz że nic się nie stało?
Jego poczucie winy, było aż przytłaczające. Westchnęłam, po czym sama nie wiem jak,
zdołałam się obrócić przodem do niego. Zadarłam głowę do góry, aby móc spojrzeć w te
jego cholernie ciemne tęczówki.
-Wiesz, zostało w tobie coś z dawnego Tobiego- stwierdziłam, uśmiechając się lekko.
Popatrzył na mnie ździebko zdziwiony, a ja kontynuowałam- Nadal masz tendencje do
zbytniego obwiniania siebie- chciał coś powiedzieć, ale przyłożyłam mu palec do ust,
nakazując tym milczenie- nie masz za co przepraszać. Stało się i już. A jeżeli jeszcze raz
usłyszę cos na ten temat, lub jakieś przeprosiny, to cie normalnie uduszę- dokończyłam, a
on uśmiechnął się szeroko, a następnie oparł czoło na moim barku.
-jesteś za dobra.
-Przestań- mruknęłam- Idziemy coś zjeść?
-jasne

Kiedy znaleźliśmy się w kuchni, naszła mnie ochota na lody malinowe z bita

śmietaną. Tobi usiadł przy stole, a ja zaczęłam przygotowywać swoją zachciankę. Po
nałożeniu wielkiej warstwy bitej śmietany, zaczęłam wbijać w nią biszkopty, rurki i inne
różne ciastka.
-Co robisz?- usłyszałam przy uchu głos Hidana, po czym oparł on brodę na moim barku.
-Bombę kaloryczną- odpowiedziałam, po czym wepchnęłam mu do ust ciastko.
-Wygląda smakowicie- usłyszałam po drugiej stronie i na moim barku spoczęła broda
Tobiego.
-wiem- mruknęłam, skupiając się na tym aby kawałki pomarańczy nie spadły z bitej
śmietany, na blat.
Oczywiście estetyka mojej konstrukcji musiała zostać zachwiana przez Tobiego, który
wsadził swoje paluchy w bitą śmietanę.
-pyszne!- zawołał odskakując ode mnie. Miałam ochotę mu przywalić.
-Tobi!- zwołałam z wyrzutem, po czym wyciągnęłam łyżeczkę i z moim słodkim skarbem
usiadłam przy stole.
Hidan usiadł po mojej prawej stronie, a Tobi po lewej i wpatrywali się w mój pucharek.
Peszyło mnie to niezmiernie, ale chcąc zrobić im na złość zaczęłam zajadać się lodami.
-Daj trochę- poprosił Hidan. Spojrzałam na niego sceptycznie po czym wpakowałam mu
łyżkę do buzi.
-ja też chce- zwołał drugi
-jeszcze czego. Nie dam ci. – mruknęłam, a widząc jego minę dodałam- trzeba było nie
wsadzać paluchów w moje dzieło.
-ja ci mogę dać- usłyszeliśmy głos Hino, która stała oparta o blat z pucharkiem lodów.
Wymieniłam spojrzenia z Tobim i Hidanem, bo zabrzmiało to co najmniej dwuznacznie.
-Nie, dzięki- odparł czarnooki, po czym strasznie szybko pochłonął zawartość mojej łyżki,
którą właśnie kierowałam do buzi.

background image

-Tobi!- zawołałam, a kiedy nachylał się w moją stronę, odepchnęłam jego krzesło noga,
sama odchylając się do tyłu.
-Daj mi to. Popilnuje tego rzetelnie, a ty się z nim bij- powiedział zadowolony Hidan
wyciągając dłonie po mój słodki skarb.
-Gdzie z łapami?!- krzyknęłam, odpychając jego głowę ręką
-namadi, chciałbym…- usłyszeliśmy głos lidera, który urwał swoją wypowiedź, zapewne
widząc zaistniałą sytuacje.
-Tak liderze?- spytaliśmy wszyscy równocześnie, mimo iż wypowiedź skierowana była do
mnie.
-jak skończycie te wygłupy, idź do Uchihy i powiedz mu że chcę go widzieć u siebie.
-Do którego Uchihy?- spytał głupkowato Tobi, uśmiechając się szeroko. W odpowiedzi
dostał tylko wzrok typu „nie zadawaj głupich pytań” pomieszany z „lepiej mnie nie
wkurzaj”.
Kiedy tylko wyszedł, spojrzeliśmy po sobie. Hino nie było już w pomieszczeniu.
-Dobra chłopaki. Czas na zawieszenie broni. Wrócę za jakiś czas.- oświadczyłam, po czym
kulturalnie usiedliśmy na krzesłach. Dałam pucharek Hidanowi, bo doszłam do wniosku, ze
zanim przyjdę, z lodów zostanie papka.
-Idę z tobą- stwierdził Tobi wstając z miejsca.

Dotarłszy na miejsce, chciałam zapukać, ale Tobi, jak to on, otworzył drzwi bez

pardonu. Stanęliśmy jak wryci w drzwiach. Na łóżku Itachiego leżała Hino w samej
bieliźnie, starając się przybrać seksowną pozę. Wpatrywaliśmy się w nią przez chwilę w
szoku. Nie zwróciłam nawet uwagi na błyski, jakie wytworzył Tobi. W jednym momencie
szybko się wycofaliśmy i zatrzasnęliśmy drzwi. Spojrzeliśmy po sobie i wybuchliśmy
niepohamowanym śmiechem. Ledwo co mogłam ustać na nogach. Czarnowłosy,
trzymający się ściany, pomachał mi przed nosem cyfrówką. Skąd ją miał, nie mam pojęcia.
Pewnie zwinął ją komuś zanim stał się „normalny”. Skierowaliśmy się do kuchni tak szybko
jak potrafiliśmy.

W kuchni zastaliśmy Hidana, Deidare, Kisame i szczęściarza Uchihe. Z trudnością

łapaliśmy oddech, ale gdy tylko spojrzeliśmy się na siebie, ponownie wybuchaliśmy salwą
śmiechu.
-Co was tak śmieszy?- spytał zaciekawiony Hidan
-Sam zobacz. Zastaliśmy TO w pokoju Itachiego- mruknął Tobi, ocierając łezki z kącików
oczu. Podał mu aparat.
-Itachi masz iść do Lidera- powiedziałam, cały czas chichocząc- ale najpierw zobacz przed
czym cię uchroniliśmy.
śmiech Hidana i Kisame rozniósł się po organizacji. Niebieski z wrażenia spadł, aż z krzesła.
Uchiha przejrzał zdjęcia, z niezwykłym spokojem, po czym potarł twarz dłonią i z głośnym
westchnieniem wyszedł z kuchni. Zapewne kierował się do gabinetu lidera.

Kanion
25 kwietnia 2010

background image

Ekhm, Ekhm. Drodzy czytelnicy, ostatnio odwiedziła mnie kochana ciocia Wena wraz
Wujkiem Czasem. Z ich pomocą napisałam juz kilka rodzdziałów w przód, co jak na moją
osobę, można nazwac cudem ! ;D Chciałabym publikowac notki co tydzień lub półtora, lecz
co z tych zamierzeń wyniknie- nie wiem. W tym tygodniu w dn 27-29.04 czekają mnie
egzaminy więc trzymajce za mnie kciuki! bo jak zawale to bedzie kiepściunio… ;/
Notka dedykowana tym, którzy nadal czytają moje wypociny !
***
Umierałam Z gorąca. Nie dosłownie, ale jednak. Gorący piasek, osuwał się pod stopami,
przy każdym kroku. Ani Sakkat, ani cień wytworzony przez ptaka Deidary, nie dawał
wytchnienia od niemiłosiernie palącego słońca. Rozgrzane powietrze falowało nad ziemią,
rozmywając widok. Posuwaliśmy się do przodu w „zabójczym” tempie.
Co jakiś czas zerkałam na Sasoriego, zastanawiając się czy aby mu nie za gorąco w tej
kukle. Miałam ochotę się do niego odezwać, ale powstrzymywała mnie świadomość tego,
jakby się to skończyło. Westchnęłam głośno, po czym przeciągnęłam się. Tak na
marginesie, to w ogóle nie wiedziałam dokąd zmierzamy. Nie była to misja wydana przez
Peina, tylko przez Sasoriego. Dokładnie to ten drugi oświadczył Deidarze, ze idzie z nim, bo
on musi zdobyć nowy, uniwersalny składnik do swojej nowej trucizny. Wprost cudownie….
Pytanie: Co ja tu robie? Odpowiedź jest prosta. Sasori poprosił lidera o przyłączenie do nich
jeszcze jednej osoby. Padło na mnie. Nie żebym się nie cieszyła. W końcu mogłam wyjść na
jakąkolwiek misje, ale czemu do jasnej cholery, Sasori musiał sobie obrać za cel, jakiegoś
zwierza na PUSTYNI?!
Moje, jakże ciekawe rozmyślania przerwał silny podmuch, wywołany przez Deidare, który
obniżył znacznie swój lot, i teraz leciał obok nas.
-Za jakiś kilometr, pojawią się wąwozy, o których mówiłeś, Danna
-świetnie.
-Sprawdzić teren, czy aby nie ma w pobliżu wroga?
-nie ma potrzeby. Weź Namadi na to swoje dzieło- ostatnie słowo, aż ociekało ironią.
-Nie trzeba- odparłam szybko, widząc że blondyn ma ochotę na pyskówkę z Sasorim.
Lalkarz posłał mi wzrok, któremu nie dało się sprzeciwić. Wiedziałam, ze gdybym jeszcze
protestowała, potraktowałby mnie swoim ogonem, lub najzwyklej w świecie posadziłby
mnie na tym ptaku siłą.
Kiedy wznosiliśmy się do góry, czułam się cudownie. Smagający nas wiatr, był idealną
odskocznią od prażącego słońca. Rozłożyłam się plackiem, na glinianym stworze i
zakryłam twarz sakkatem, aby słońce mi jej nie spaliło. Nie miałam zamiaru przez
najbliższy tydzień chodzi spalona jak rak.
-Namadi, jak udało Ci się to zrobić?
-ale co?
-No to, z Tobim. To całkowicie inna osoba.
-Dokręcono mu parę śrubek- mruknęłam, uśmiechając się do siebie
-nie odpowiedziałaś na pytanie.
-Znajomości.
-A dokładnie?
-nie dasz mi spokoju, nie?
-nie dam- odparł zawziętym tonem.

background image

-Lucyfer- odpowiedziałam, po czym zapadła cisza. Zastanawiając się co, powstrzymało
Deidare od zadawania kolejnych pytań, zsunęłam Sakkat do połowy twarzy i zerknęłam na
niego, mrużąc oczy.
Na jego twarzy malowało się wiele różnych emocji. Od zdziwienia, przez strach po
dezorientacje.
-no co?- spytałam, nosząc się na łokciach
-Ni-c
-tylko nie mów że się mnie boisz- mruknęłam rozśmieszona.
-Nie. Tylko nie spodziewałem się tego
-no dobrze… może zmieńmy temat? Co tam u Hino słychać?
-Przecież wiesz.
-no co ty, Deidara. Ty jesteś najlepiej poinformowany, czyż nie ?
-w porządku- odparł, po czym westchnął.
-no coś ty taki małomówny, co? Zazwyczaj trajkoczesz jak przekupka na targu, a teraz….-
urwałam bo cos mnie oświeciło- Zaraz, zaraz czy ty aby przypadkiem, nie… no nie mogę!
Deidara! Jak mogłeś! Myślałam że masz lepszy gust. Człowieku stoczyłeś się.
-o co Ci chodzi?- spytał zdezorientowany, a jego głos, który skoczył o oktawę, stał się
dziwnie piskliwy.
-Zrobiłeś to… znaczy się zrobiliście ! Spałeś z nią! Przyznaj się! Ile ty w ogóle masz lat? 18?
-19 ! i NIE! Nie zrobiliśmy tego.
-jak to nie? Widać to po twojej minie. Jesteś cały czerwony.
-mówię Ci że nie zrobiliśmy tego !
-No skoro się upierasz…. Ale prawie do tego doszło! Ha!- wykrzyknęłam, przekręcając się
na brzuch, a on zrobił zmieszaną minę- Wiedziałam.
Obniżył lot gwałtownie, przez co musiałam złapać się jego płaszcza.. Zmieniłam pozycję na
klęczącą i mrużąc oczy rozglądałam się po okolicy. Przed nami, na horyzoncie pojawił się
zarys ciemnych wzniesień. Blondyn przyśpieszył lot i po kilku minutach wylądowaliśmy pod
wielkimi skalnymi ścianami tworzącymi jeden z wąwozów. Kiedy Sasori wreszcie do nas
dołączył, mogliśmy ruszyć.
Szliśmy gęsiego : Sasori, Deidara i ja.Echo strasznie niosło wszelkie, nawet najmniejsze
dźwięki. Rozglądając się wokoło zauważyłam że na wyższych kondygnacjach znajdowały
się, głęboko sięgające półki skalne, po których, od czasu do czasu, przemieszczały się
małe, ciemne kształty. Będąc w połowie drogi ujrzeliśmy nawet, starego sępa, siedzącego
na zeschłej gałęzi. Czyścił swoje potargane pióra, łypiąc na nas co jakiś czas wzrokiem i
kłapiąc dziobem, jakby zastanawiał się, które z nas zostanie dziś jego obiadem.
Po 20 minutowym marszu zatrzymaliśmy się przed ogromnym obszarem, w kształcie
przypominającym okręg. Ściany skalne były tu wyższe i trochę ciemniejsze, niż te które do
tej pory mijaliśmy. Na tymże terenie znajdowało się kilka pousychanych drzew, rozsianych
losowo i kilka krzewów, w takim samym stanie jak drzewa.
-Słuchajcie dzieciaki. On tu na pewno jest. Szukałem go 5 lat więc z łaski swojej nie
spieprzcie tego. Chcę zdobyć trochę płynu który znajduje się w jego pazurach i kłach. Jak
się pojawi starajcie się go unieszkodliwić. Ty Deidara nawet nie waż się używać swoich
bomb. Zrozumiano?
-jasne- odparliśmy równocześnie

background image

-Tak w ogóle jak on w ogóle wygląda?
-Nie wiem- odparł najspokojniej w świecie
-jak to, nie wiesz?
-istnieje tylko kilka podań na temat jego istnienia. Jedne podaje że wygląda jak borsuk,
jedne że jak kret, a jeszcze inne że jak szczur. Więc wybierz sobie opcje, która najbardziej
ci odpowiada.
-a wielkość? Tak mniej więcej?
- Mówi się, że tak jak Sanbi, albo połowa z niego. Nic nie jest pewne.
-Myślałam, ze będziesz bardziej doinformowany.
-jestem, biorąc pod uwagę fakt, ze nikt nie wyszedł żywy ze spotkania z nim.
-To skąd o nim wiadomo?
-parę osób jakoś dotarło do wiosek lub towarzyszy, ale i tak zmarli w męczarniach.
Akasuna zaczął od sprawdzenia obrzeży, czy przypadkiem nie ma tak jakiś jaskiń bądź
tuneli. Ja z Deidarą ruszyliśmy od razu przez środek, starając się wyczuć jakiekolwiek
źródło Chakry, jednakże spełzło to na niczym. Krążyliśmy tak po całej powierzchni, a trzeba
przyznać, że była ona ogromna. Ledwo widziałam wejście do przeciwległego tunelu.
Lekko zmęczona i podirytowana stanęłam, kładąc ręce na biodrach.
-Sasori tu go nie ma! Jesteś pewny że nie pomyliłeś lokacji?!- wydarłam się do oddalonego
lalkarza, a echo spotęgowało efekt.
-nie ma mowy o pomyłce!- odpowiedział, ucinając dyskusję. Westchnęłam tylko i
przewróciłam oczami. Jednakże, gdy poczułam lekkie wibracje w podłożu, poczułam się
niepewnie.
-Ej, Sasori! Nie ma tu żadnych wciągających piasków, czy trzęsień?!
-nie! To pewnie drgania wywołane naszą rozmową! A teraz Zamknij się i szukaj!
Nie ma co, człowiek milusi. Nie dość że mu pomagam, to się jeszcze po mnie wydziera.
Skierowałam się do Deidary, który był lepszym partnerem do rozmowy, jednak idąc, po raz
kolejny poczułam wibracje w ziemi.
Obróciłam się, aby sprawdzić co robi Sasori. Stał może kilka kroków dalej niż przedtem, a
jego ogon zaciśnięty był na czymś lekko rudawym… chyba na lisie pustynnym. O dziwo, po
chwili wypuścił go, a zwierzak czmychnął jak najszybciej od niego. Deidara stał w miejscu i
wpatrywał się w swoja dłoń. Zapewne znowu coś tworzył.
Poczułam silne drżenie ziemi, a następnie wszystko działo się w jak zwolnionym tempie.
Donośny trzask pomieszany z dzikim rykiem rozdarł cisze. Poczułam jak na plecach lądują
mi odłamki skalne wraz z garściami piasku. Obróciłam się szybko o 180 stopni i stanęłam
jak wryta. Nade mną unosiła się wielka, pokryta sierścią łapa, której ramie wystawało z
wielkiego dołu. Łapsko miało chyba z 10 palców, gdzie każdy zwieńczony był ostrym jak
brzytwa, czarnym pazurem. Stałam oniemiała, nie mogąc się ruszyć. Zupełnie
zapomniałam jak rusza się kończynami. Widziałam jak łapsko bierze zamach i zbliża się ku
mnie. A ja czekałam, aż zgniecie mnie jak robaka. Jak zwykłą nic nieznaczącą maleńką
pluskwę. Jedyne co mogłam zrobić to zamknąć oczy.
Silny podmuch wiatru, prawie zwalił mnie z nóg. Mimo wszystko nie poczułam wielkiej siły
która miała mnie zgnieść jak robaczka, za to poczułam ostry, palący ból w łydce. Miałam
wrażenie, jakby ktoś przebił mi nogę rozżarzonym prętem. Zostałam szarpnięta i dopiero
po chwili uświadomiłam sobie, że jestem wciągana do głębokiej otchłani, a w mojej nodze

background image

tkwi najmniejszy pazur bestii.
Z niesamowitą prędkością spadałam na dół, ciągnięta przez coś czego nawet w życiu nie
widziałam. Próbowałam wbić kunai w ścianę tunelu, ryzykując całkowite rozpłatanie łydki,
jednak siła pędu była tak wielka, że nóż został wytrącony mi od razu z ręki. Następnie,
jakimś cudem, związałam pieczęcie i w mojej dłoni pojawiła się długa katana. Zebrałam w
niej wielką ilość Chakry, a następnie wzięłam silny zamach. Broń, z trudem przeszła przez
pazur, ale udało mi się go odciąć. Grzmiący ryk, prawie mnie ogłuszył. W ostatniej chwili
złapałam katanę, która o mało wypadła mi z rak. Wbiłam oręż w ścianę, wspomagając się
chakrą, i po przecięciu paru metrów skały, wreszcie się zatrzymałam.
Oddychałam szybko, zaciskając zęby, aby nie wrzasnąć. Ból z łydki promieniował na całą
nogę. Spojrzałam w górę i ujrzałam maluteńką, białą plamkę, wielkością przypominającą
piłkę do ping ponga.
Zaklęłam szpetnie pod nosem. Z ta nogą nie było mowy o wspinaczce. Trzeba było
wykorzystać ostateczne środki. Podciągnęłam się na mieczu w górę, po czym rękojeść
włożyłam sobie pod pachę. Tak uwieszona, w bardzo niekomfortowej pozycji, ponownie
związałam pieczecie. Czułam rozdzierający ból pod łopatkami.
To się teraz Deidara zdziwi…..
Stali wpatrzeni w głęboką otchłań. Wszystko zdarzyło się tak szybko, że nawet nie mieli
czasu zareagować. Lalkarz zastanawiał się czy dziewczyna da rade się wydostać, a
blondyn, co powie liderowi. Przecież nie wejdzie dziarsko do gabinetu i nie oświadczy mu,
że jedna z najbardziej potrzebnych mu osób została zabita. Już sobie to wyobrażał. „Witam
Liderze, misja poszła jak tako, tylko jeden minusik. Namadi nie żyje”. Niebieskooki złapał
się za głowę i już chciał odezwać się do lalkarza, kiedy ciemny kształt śmignął mu przed
nosem. Podążył za nim wzrokiem i ujrzał na niebie ludzką postać, z wielkimi czarnymi
skrzydłami. Musiał mocno zmrużyć oczy aby przyjrzeć się postaci, ponieważ unosiła się
ona pod słońce. Po chwili zaczęła powoli opadać w dół, kierując się w stronę przejścia,
którym tu przyszli.
Obydwaj ruszyli jak najszybciej w tamta stronę, a kiedy już dotarli, ujrzeli Namadi leżącą
na plecach. Oddychała ciężko i nierównomiernie, a jej rana mocno krwawiła. Jednak
Deidara zamiast udzielić jej jakiejkolwiek pomocy, przypatrywał się parze wielkich
czarnych skrzydeł. Dopiero kiedy oberwał metalowym ogonem w łeb, otrząsnął się.
-wyjmij mi ten cholerny pazur z nogi i zbierajmy się stąd.- warknęła dziewczyna do
lalkarza, zaciskając szczęki.
-Zostałaś zatruta. Nie mam antidotum.
-Ten fakt nie przeszkadza ci chyba w wyjęciu tego cholerstwa, co?!- wrzasnęła, po czym
jęknęła- pomóż mi się podnieść.
Sasori bez słowa uczynił to, o co go prosiła. Drżącymi rękoma związała pieczęci, a jej
skrzydła zaczęły zanikać, jakby były wciągane z powrotem do ciała.
Położył ją na ziemi i zgrabnym, szybkim ruchem wyciągnął pazur z jej nogi. Krzyknęła
krótko, a następnie przewróciła się na bok, podciągając jedną nogę pod siebie, chcąc
ułożyć się w pozycji płodowej. Była coraz bledsza, a krople potu zrosiły całe jej czoło i
dekolt. Cały czas mrugała jakby starała się poprawić ostrość wzroku.

Po zatamowaniu krwawienia i opatrzeniu nogi lalkarz zachodził w głowę co z nią zrobić.

-Cholera…- mruknął- nie mam antidotum, ani nie znam żadnych symptomów

background image

- To sobie zapisz jako pierwsze zaburzenia wzroku, mdłości i ucisk w klatce piersiowej-
wychrypiała niebieskooka.
-jak to zaburzenia wzroku?- zawołał zaskoczony tak szybkim działaniem trucizny
-tak to. Jeżeli zamiast czerni płaszczów widzę zieleń to chyba coś nie tak- powiedziała po
czym skuliła się jeszcze bardziej.
-to zbyt szybko postępuje. Deidara..- reszta jego słów została zagłuszona przez odgłos
wymiotów.- Cholera jasna! Deidara zrób ta swoją sowę 2 razy większą i to migiem!
-Co…- urwał widząc jak czerwono włosy wychodzi z kukły i pieczętuje ją w zwoju.
- pośpiesz się do cholery bo Ci łeb urwę! Mam zamiar ją utrzymywać przy życiu w trakcie
podróży!

Cała trójka wzniosła się na glinianym dziele blondyna, a następnie jak najszybciej skierowali swój lot do
organizacji, mając nadzieje że nie będzie za późno.

Komplikacje

29 maja 2010

Wpadli do organizacji jak burza. Blondyn od razu skierował się do Sali medycznej aby
wziąć stamtąd łóżko, po czym ruszył biegiem korytarzem, pchając ów przedmiot.
Sasori niósł dziewczynę na rękach, jednakże jakiekolwiek jej leczenie było niemożliwe. Cały
czas krzyczała ajej ciało wyginało się w spazmach bólu. Dopiero gdy spotkał Deidare,
ułożył ją na łóżku i niemalże biegiem ruszyli do Sali medycznej, starając się jej ulżyć w bólu
leczniczą chakrą.
-Sasori!- wykrzyknęła, wyginając swoje ciało w łuk i łapiąc lalkarza za rękaw. Zatrzymali się
bojąc się iż do objawów doszedł kolejny symptom. Ona tylko przechyliła się na boki
zwymiotowała. Jednak nie była to zwykła żółć jaką zaczęła wymiotować w połowie podróży,
po tym jak opróżniła całkowicie żołądek. Płyn był czerwony. Sasori puścił kolejna
wiązankę,która została skutecznie zagłuszona przez krzyki chorej. Ciągle,przez płacz
wołała jego imię i prosiła żeby coś wreszcie zrobił. Będąc już prawie u celu na swojej
drodze spotkali Hidana,Lidera i Uchihe. Zajmowali cały korytarz.
-Odsunąć się,kurwa!- wrzasnął lalkarz, przepychając się szybko. Cała trójka stała
zaskoczona tym widokiem, a także tym, ze Sasori, ten Sasori!,stracił panowanie nad
własnymi nerwami.
Od razu weszli za nimi do Sali medycznej, po której Akasuna biegał jak
szaleniec,wyciągając różne lekarstwa i przyrządy. Napełnił strzykawkę srebrnym płynem i
zbliżył się do dziewczyny, której ciałem zawładnęły drgawki.
-Kurwa!- zaklął krótko nie mogąc utrzymać jej ręki nieruchomo- Deidara! Hidan! Itachi! Do
kurwy nędzy pomóżcie mi i ją przytrzymajcie!
Kiedy tylko, w pewnym stopniu, unieruchomili ją, wstrzyknął jej zawartość strzykawki.Jej
ciało zaczęło się uspokajać, jednakże po chwili usłyszeli niepokojące odgłosy. Spojrzeli na

background image

jej twarz, która była teraz cała czerwona. Z jej oczu leciały krwawe łzy, z nosa jak z
wodospadu leciały strugi krwi, a jej usta dziwnie się poruszały. W trybie natychmiastowym
lalkarz przewrócił ją na bok, powodując tym samym iż z ust wylała się ogromna ilość
karmazynowej cieczy.Sasori Coraz bardziej tracił panowanie. Z jego ust leciały soczyste
przekleństwa.
-Wynocha mi stad! Tylko zawadzacie!- wydarł się na całą trójkę- Zostaje tylko…- tu
spojrzał na bladą twarz Deidary, którego wzrok spoczywał na zakrwawionej postaci, wijącej
się w spazmach bólu- Nie. Nikt tu kurwa nie zostaje!Wynocha!
Zostawszy sam, szybko zaczął podłączać ją do wszelkiej aparatury. Jednak kiedy podniósł
jej rękę usłyszał cichy trzask. Najgorsza myśl przeszła mu przez głowę. Po raz pierwszy w
życiu nie wiedział za co się zabrać. Nie wiedział Co robić.
Idąc szybkim, nerwowym krokiem przez korytarz, ciągle zastanawiał się czy aby
dziewczyna nie ma kolejnego ataku. Z rozmachem otworzył drzwi do jadalni w której
znajdowała się większość członków organizacji.Zatrzasnął za sobą drzwi mrucząc coś pod
nosem.
-Deidara powiedział nam co zaszło. Teraz ty nam powiedz co z nią-powiedział rzeczowo
lider. Nie uzyskał jednak odpowiedzi. Lalkarz olał go mrucząc po raz kolejny coś pod
nosem, po czym sięgnął do szafki po jakikolwiek kubek.
-Sasori, co z nią?
-A co ma kurwa być?!- wrzasnął, obracając się i rzucając kubkiem o posadzkę- Źle, kurwa,
źle!
Na Sali zapanowała cisza, która wyjątkowo drażniła Akasune. Zacisnął dłonie na blacie i
wziął głęboki, uspokajający oddech. Po raz pierwszy w życiu tak zareagował, niemniej
jednak była to pierwsza w jego życiu sytuacja, w której nie potrafił czegoś zdziałać. Nie
potrafił zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się trucizny. Ba! Nawet nie wiedział czy uda
mu się ją uratować. Usiadł powoli przy stole,po czym przejechał dłonią po twarzy.
-Udało mi się ją ustabilizować, chociaż nie wiem na jak długo. Co chwilę dochodzą nowe
symptomy.- zaczął cicho, wpatrując się tępo w blat.-Usunąłem większą ilość trucizny, ale
nic to nie da. Trucizna łączy się z krwinkami. Działa jakby była żywym
organizmem.Najpierw objęła układ pokarmowy, stąd wymioty. W większej części objęła
układ kostny, na szczęście nie dosięgła kręgosłupa i czaszki. Spowodowała kruchość kości
więc każdy gwałtowny ruch powoduje nowe pęknięcia lub złamania, a przy tym wielki
ból.Dodatkowo rozrzedziła krew, wiec nie ma mowy o jakiejkolwiek operacji. Poza tym
zaczęła obejmować układ oddechowy. Musiałem wykona tracheotomię, bo migdały
napuchły odcinając jej dopływ powietrza.
-tracho..co?- spytał Kisame.
-tracheotomię.Rozciąłem jej tchawicę i wprowadziłem tam rurkę, żeby umożliwić jej
oddychanie. Myślę że po zniszczeniu układu oddechowego zaatakowany zostanie układ
limfatyczny lub nerwowy. Chociaż nie wyobrażam sobie żeby do tego czasu wytrzymała.
Jeśli rozwali jej płuca nic nie poradzimy. Nawet jej dodatkowe żywoty nie pomogą.Ile
minęło odkąd wywaliłem was z Sali?
-6 godzin- mruknął uchiha
-nie możesz zrobić antidotum?- pytanie padło od Hidana
-jak do ciężkiej cholery mam je zrobić, skoro muszę jej cały czas pilnować?! Owszem mam

background image

pazur z trucizną ale czasu nie mam.
-możemy jej pilnować- odezwał się Tobi, a w odpowiedzi dostał pełen pogardy śmiech.
-Już to widzę. Nawet nie macie pojęcia co to jest skalpel a wy chcecie nadzorować całą
aparaturę podtrzymującą życie, podawać jej leki itp.?
-Przecież możesz tworzyć antidotum w Sali medycznej. My w tym czasie będziemy przy
niej siedzieć i w razie czego będziesz mógł od razu działać-odparł Tobi
-W sumie masz racje dzieciaku- mruknął wstając-ustalcie między sobą, kto i kiedy będzie
siedział. Ja idę.Wiecie gdzie jestem.

Konflikt

27 września 2010

Komentarze dobiły do 200. Dziękuje Wam ;D ;* <3

Siedząc za biurkiem , w ciemnym pokoju oczekiwał na pojawianie się jednego ze swoich

podwładnych. Przeglądał dokumenty z roztargnieniem, gubiąc się co chwila w czytanym tekście.
Po jakimś czasie odłożył papiery zrezygnowany, po czym przeczesał włosy dłońmi. Sytuacja w
organizacji nigdy nie przedstawiała Się tak źle. Panował tam istny burdel. Na dodatek napięta
atmosfera, powodowana oczekiwaniem na jakiekolwiek wieści, te od Sasoriego, jak i te od
drużyny wysłanej przeszło 2 tygodnie temu na specjalną misje, powodowała iż nikt nie potrafił się
na niczym skupić.

Spostrzegłszy, że kawałek podłogi zaczął się deformować, wyprostował się na fotelu po

czym ujrzał, wyłaniającą się z niej postać Zetsu. Kanibal obrzucił wzrokiem cały pokój, po czym
zatrzymał swoje żółte oczy na rudowłosym mężczyźnie, który wyczekiwał na jakiekolwiek wieści.
-U namadi jest dobrze, jeżeli jej obecny stan można nazwać dobrym. Sasori uważa że jest już
blisko stworzenia odtrutki.
-Dobrze. A co u Kisame, Itachiego i Kakuzu? Udało im się? Czy jeszcze parę dni mają zamiar się
opierniczać?
-mają ich. Przewidują że będą tu wieczorem.
-Dobrze. Powiadom wszystkich że wieczorem mają żebrać się w jadalni. Nawet Sasori ma być.
-hai

Troje członków Brzasku i dwoje pojmanych, szło szybkim krokiem, przez kręte korytarze

siedziby. Wreszcie, będąc u celu, Uchiha szybkim ruchem otworzył drzwi jadalni, w której zasiadał
cały kwiat tejże organizacji. „Goście” Zostali usadzeni na krzesłach, po czym jedynie co im zostało
to siedzieć cicho i przysłuchiwać się ich rozmowie. Po zdaniu raportu przez Kakuzu, przyszedł czas
na Sasoriego. Pozwiedzał on o tym ,że choroba zwolniła tempo destrukcji; wyjął z jej krtani rurkę,
ponieważ potrafi sama oddychać i że teraz atakowany jest układ krwionośny. Świadczą o tym
liczne krwotoki, zmienny rytm serca i obniżone ciśnienie.
-A wiec- zwrócił się do lidera- po jaką cholerę sprowadziłeś te dwa robaczki?

background image

-ponieważ uważam że ich zdolności przydadzą nam się w leczeniu namadi
Oczy wszystkich skierowały się na białowłosego i brunetkę, którzy zapewne byli rodzeństwem,
lecz po chwili uwagę innych przyciągnął Tobi, który podniósł się z krzesła, mówiąc iż się nie
zgadza.
-nie masz tu nic do gadania Tobi- odpowiedział Lider.
-nie pozwolę, aby ktoś obcy ją leczył! Skąd możesz wiedzieć, czy jej coś nie zrobią?! Skąd wiesz
czy to zadziała!?
-o ile się nie mylę to od jakiejś godziny jest twoja kolej pilnowania Namadi. Co tu jeszcze robisz?-
spytał Uchiha, mierząc go wzrokiem
-Sasori ustabilizował jej stan, wiec się mnie nie pozbędziesz, ale skoro jesteś taki cwany to sam
idź jej pilnować. W końcu ani razu tego nie robiłeś.- warknął do niego, lecz od razu w głębi
pożałował tych słów, ujrzawszy w oczach Itachiego dziwny błysk.
-w porządku- odpowiedział mu ze stoickim spokojem, po czym wstał i wyszedł, kierując się do Sali
medycznej.

Będąc już prawie u celu, usłyszał jakieś dziwne dźwięki. Przyspieszył kroku i szybko wszedł

do Sali. Dziewczyna uderzała dłonią w łóżko. Jej twarz była niemalże sina, a jej usta, próbujące
zaczerpnąć powietrza były fioletowe. Natychmiastowo chwycił maskę z tlenem i przyłożył jej do
ust, jednakże nic to nie dało. Niezwykle opanowany, delikatnie i powoli, uniósł ją do pozycji
siedzącej, samemu siadając za nią. Oparł ją o swoją klatkę piersiowa, jedną ręka przytknął jej
maskę tlenową, a drugą położył jej w dolnej części szyi, udrażniając za pomocą leczniczej Chakry
drogi oddechowe. Podziałało. Jej oddech powoli się stabilizował. Pozostało mu jedynie
powiadomienie Sasoriego. Poruszył się aby zejść z łóżka, lecz poczuł na dłoni, trzymającej
maskę, jej drobną, zimną dłoń.
-namadi, czy jesteś świadoma?- spytał, zaskoczony takim obrotem sprawy, jednakże nie uzyskał
odpowiedzi.
Podciągnął się wyżej na łóżku i przyciągnął ją bliżej siebie.
-Namadi- zaczął powoli, nachyliwszy się do jej ucha- nie wiem czy mnie rozumiesz, ale muszę
powiadomić Sasoriego.- w odpowiedzi nie dostał żadnych słów. Poruszyła tylko dłonią, jakby
chciała bardziej docisnąć maskę z życiodajnym tlenem, jednakże nie miała na to siły.
-rozumiem, ze nie chcesz abym się stąd ruszał. W taki razie, pozwól mi chociaż stworzyć klona.
Na 3 odejmę obie ręce i stworze klona. Będziesz przez chwile musiała poradzić sobie bez tlenu.
Po odliczeniu do 3, szybko zabrał się do zadania. Stworzywszy klona, jak najszybciej powrócił do
utrzymania jej funkcji życiowych, a swojego sobowtóra wysłał do jadalni.

W pomieszczeniu nadal trwały spory, które przerwało wejście Itachiego. Nim zdążył

cokolwiek powiedzieć, Tobi z pretensjami spytał się co tu robi.
-Namadi niemalże się udusiła.- zwrócił się do Sasoriego.
-To co ty tu do cholery robisz?!- wydarł się Tobi, idąc w jego stronę
-jestem klonem- powiedział, po czym rozpłynął się w powietrzu.
-jedyny myślący, spośród tej bandy neandertalczyków- mruknął Sasori, niemalże wybiegając z
jadalni. Za nim ruszył Pein, Tobi i Hidan, a potem cała reszta.

Kiedy weszli do pomieszczenia, lalkarz od razu dopadł do odpowiedniego sprzętu i leków.

Pein oparł się o framugę drzwi, a Tobi z mieszanymi uczuciami przyglądał się Itachiemu, który
obejmował dziewczynę. Jego dłoń która poprzednio udrażniała drogi oddechowe, spoczywała teraz
na pościeli, ponieważ Akasuna wstrzyknął pacjentce odpowiednie medykamenty. Jej stan powoli

background image

się stabilizował.
-no Itachi. Teraz możesz ja położyć- rzucił Tobi, kiedy Sasori skończył podawać leki.
-w sumie mógłbym, ale…
-połóż ja- przerwał ostro czarnooki
-Ciekawe jak, skoro sama się mnie trzyma- odparował, wskazując na lekko zaciśnięta dłoń na
swoim rękawie.
-jeśli chcesz, mogę ci pomóc- rzucił zjadliwie
-Tobi wyjdź. Nie potrzebuje tutaj kłótni- rozkazał lalkarz.
Wyszedł niezadowolony i oparł się o ścianę.
Po 30 minutach z Sali wyszedł Uchiha. Od razu został złapany za poły płaszcza i przyciśnięty do
ściany, przez Tobiego.
-W co ty pogrywasz Uchiha?- niemalże syknął, patrząc mu prosto w oczy
-W nic- odparł opanowanym i zarazem chłodnym tonem.
-Nie pieprz głupot!- przycisnął go bardziej – Nie wiem co kombinujesz, ale uwierz mi że nie ujdzie
ci to płazem.
-Nie wiem o czym ty bredzisz. A teraz puść mnie. Mam kilka spraw do załatwienia.
-nie udawaj niewiniątka
-To nie ja tu udaje kogoś, kim nie jestem- odpowiedział, aktywując sharingan.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, jednak żaden z nich nie był na tyle silny, aby wedrzeć się do
umysłu drugiego.
-Co tu się dzieje?- ostry ton Lidera, sprawił iż wyłączyli swoją rodową technikę.
-Nic liderze- odparł Itachi- ucięliśmy sobie tylko krótką pogawędkę.
-Coś mi się nie wydaje- odparł ironicznie- Tobi, puść Itachiego.
Zrobił to bez większego entuzjazmu, po czym skierował się do Sali medycznej.
-a ty gdzie?- spytał ostro lider.
-Moja kolej aby jej pilnować przecież, nie?
-Mylisz się. W tej chwili czeka cię całonocny patrol okolicy wokół organizacji, za te twoje dzisiejsze
wybuchy.
-Chyba sobie ze mnie kpisz!- wykrzyknął niedowierzając
-Skoro jesteś taki chętny, to do południa. Na co czekasz? Już! Ruszaj się! Okolica sama się nie
spatroluje!

Zaskoczenia

26 listopada 2010

Dwójka porwanych ludzi, znalazła się w sali medycznej. Dziewczyna chowała się za

plecami brata. Został im przedstawiony stan chorej oraz wyjaśniony powód dla którego tu się
znaleźli.

background image

-Więc podsumowując. Ty- wskazał na dziewczynę, lider – Za pomocą swojej niezwykle silnej
iluzji stworzysz jej zdrowe organy, tak aby wszystko ładnie pracowało, pomimo iż w środku jest
niezłe spustoszenie. A ty chłopcze dasz jej kilka nowych organów, kiedy już trucizna zostanie
usunięta. Ile zajmuje Ci stworzenie nowego organu po tym jak jeden zostanie usunięty?
-6 godzin.
-To dobrze- odparł, uśmiechając się złowieszczo za kołnierzem płaszcza.- Możesz już zacząć
tworzyć iluzje- mruknął do dziewczyny, po czym wyszedł z sali, wraz z białowłosym chłopakiem.
Brunetka rozejrzała się przestraszonym wzrokiem po sali. Oprócz niej siedział tam jeszcze
mężczyzna z kosą, którego strasznie się bała. Na własne oczy widziała jak przebija się wielkim
szpikulcem na wylot. Nie mogła pojąć jakim cudem on żyje.

Przyglądała mu się z zaciekawieniem, przytłoczonym strachem. Nie zwracał na nią uwagi.

W ręku trzymał naszyjnik, który uprzednio wisiał mu na karku. Koraliki które tworzyły łańcuszek,
przesuwał między palcami, jakoby różaniec, mrucząc coś pod nosem. Wzrok wbity miał w
nieruchomą postać na łóżku. Brunetkę bardzo zastanawiało kim ona jest, że spowodowała, że ten
żądny krwi człowiek, wielbiący swego boga i samego siebie, siedzi teraz pokornie, przy jej łóżku i
modli się gorliwie.
-Zaczęłabyś wreszcie, a nie gapisz się jak sroka w gnat.- wyrwał ją z zamyślenia ostry ton
jashinisty.
-H-hai!- odparła pośpieszenie, po czym zabrała się za wykonanie techniki

Wykonawszy ją, skupiła się na jednolitym przepływie chakry. Aby ułatwić sobie pracę,

chwyciła krzesło i postawiła je przy łóżku, co równało się z siedzeniem obok siwowłosego.
Wyciągnęła dłoń w stronę ramienia chorej, lecz jej nadgarstek został schwytany w żelazny uścisk.
Spojrzała na mężczyznę, który teraz mierzył ja wzrokiem.
-Muszę jej dotknąć. Wtedy będę mogła działać efektywniej.
-Spróbuj jej coś zrobić, a osobiście cię wypatroszę- mruknął beznamiętnie, puszczając nadgarstek
i wracając do modlitwy. Brązowooka przełknęła głośno ślinę, po czym położyła drżącą dłoń na
chorej.

Sprawdzając stan podopiecznej o godz. 6 rano, z zaskoczeniem stwierdził, ze gorączka

spadła i ogólnie wyglądała lepiej. Był wielce zdziwiony, kiedy zauważył, że brunetka śpi na
krześle, jednocześnie utrzymując technikę na wysokim poziomie wydajności.

Zabrał się za przygotowanie leków. Kiedy niechcący zrzucił skalpel na ziemie, jego brzęk

zbudził Hidana i brunetkę, z tymże skutkiem że przy szyi dziewczyny znajdowały się teraz ostrza
kosy jashinisty. Kiedy zorientował się co zrobiło taki hałas, zabrał broń i rozpoczął modlitwę.
-Jeśli chcesz możesz iść coś zjeść Hidan.
-nie trzeba.
-Idź.-powiedział stanowczo Akasuna, napełniając strzykawkę- Ogarnij się, zjedz coś, i przynieś tej
młodej coś do zjedzenia, w nagrodę za jak na razie, dobrą robotę.

Po zaaplikowaniu wszystkich medykamentów, uprzątnął wszystko i mógłby już wyjść,

gdyby nie to, że zatrzymała go ta dziewczyna. Upierała się przy tym, że chora coś
powiedziała. Czerwonowłosy, skwitował to stwierdzeniem, że dziewczyna ma nierówno pod
sufitem skoro słyszy głosy. Jednakże kiedy już wychodził sam usłyszał jakieś ciche słowa. Obrócił
się natychmiastowo. Przysiadł na łóżku i wpatrywał się w nią z dobre 10 min. Kiedy zaczęła lekko
ruszać powiekami, był w szoku. Nie mógł pojąć jakim cudem jej stan poprawił się, aż w takim

background image

stopniu! Namadi zamrugała kilka razy po czym zaczęła błądzić wzrokiem po sali.

Wracał powolnym krokiem do sali medycznej, niosąc w jednej ręce tacę z jedzeniem, a

w drugiej przesuwał powoli koraliki łańcuszka, wraz z postępem modlitwy. Będąc już u drzwi,
nacisnął delikatnie klamkę łokciem i wszedł popychając drzwi plecami. Odstawił ostrożnie tace, po
czym zlustrował salę wzrokiem. Stał jak wryty przez kilka chwil, zastanawiając się czy aby nie ma
halucynacji, bo oto na łóżku leży przytomna Namadi, badana przez Sasoriego. Jednak
kiedy ledwo co uniosła swoją wątłą dłoń w geście powitania, wiedział już że na pewno nie
zwariował. Z radosnym krzykiem rzucił się w stronę łóżka. Ostatnią rzeczą jaka powstrzymała go
od pewnego zgniecenia dziewczyny był stalowy ogon medyka.
-Spokój, Hidan- warknął, zabierając ogon.
-Na jashina jak ja się cieszę!- zawołał obejmując delikatnie dziewczynę.
-Też się cieszę- odparła opierając się nie nim.
-Jashin mnie wysłuchał!- krzyknął, a następną czynnością było wykonanie dzikiego tańca, co
chwila wykrzykując jaki to jego bóg jest świetny. Niebieskooka uśmiechała się lekko, widząc taki
entuzjazm u siwowłosego.
-Jashin jest wielki! Idę wyrznąć w pień, w podzięce najbliższą wioskę- zawołał i czym prędzej
skierował się do drzwi.
-Nieokrzesany neandertalczyk ot, co.- stwierdził Sasori.

Wielce zmęczony i wnerwiony skierował się od razu do swojego pokoju. Po długim i

gorącym prysznicu, ubrał się w mgnieniu oka, aby jak najszybciej zajrzeć do dziewczyny. Pewnym
krokiem przemierzał korytarze. Miał dziwne wrażenie że atmosfera w organizacji diametralnie się
zmieniła. Przyśpieszył kroku i po chwili znajdował się już u swego celu. Zaskoczyło go to, że
naprzeciw niego szedł nie kto inny jak Uchiha Itachi. Obydwoje zatrzymali się prawie przed
drzwiami, mierząc się przez chwilę wzrokiem. Już mieli się do siebie odezwać, kiedy razem z
drzwiami sali medycznej, z hukiem wyleciał Deidara.
-I nie waż mi się tego więcej tu przynosić! To pomieszczenie medyczne a nie twoja cholerna
pracowania!- krzyczał Sasori, wyrzucając kilka glinianych figurek.
-Sasori, czy ty jesteś zdrowy na umyśle?! Powinieneś zachowywać się cicho.
-niby z jakiej racji- spytał Tobiego, strzepując niewidzialny kurz z rękawów.
-Bo…
-Sasori daj spokój- słysząc tych kilka cichych słów, stanął jak wryty. Zaskoczony spojrzał w głąb
sali, po czym wszedł tam szybko. Przyjrzał jej się dokładnie. Blada cera, lekko zapadnięte policzki,
wątłe ciało. Chciał ją objąć, ale nie wiedział jak. Bał się że w jednym momencie może ją skruszyć.
-Co tak stoisz? Siadaj- zwróciła się do niego cicho.
-Jak się czujesz?- zadał to bezsensowne pytanie, karcąc się w myślach, za własną głupotę. No jak
może się czuć, debilu?!
-Jeszcze żyje i to najważniejsze. A tak nawiasem mówiąc. Itachi? Mógłbyś podejść?
Kiedy tylko zawołany podszedł, Tobi spiął się na całym ciele. Miał go dość. Wnerwiał go ten facet
niesamowicie, z tą swoją chłodną kalkulacją, arogancją i sam bóg wie jeszcze czym.
-Potrzebujesz czegoś ode mnie?- spytał uprzejmie, jednak akcentując 2 ostatnie wyrazy, jakby
chciał udowodnić swoją wyższość nad Tobim.
-nie. Chciałam Ci podziękować. Udusiłabym się gdyby nie ty. Więc dziękuje.
-Po cholerę mu dziękujesz!?
-Tobi uspokój się- poprosiła zaskoczona, tym wybuchem.

background image

-Po tym jaki był, ty mu jeszcze dziękujesz?!
-W tej chwili nie ważne jaki był. Teraz dziękuje mu za to, że mi pomógł.
-no jeszcze tego brakowało, żeby jemu dziękować….- zawołał
-Tobi wyjdź- zwróciła się do niego cicho acz stanowczo.
-Słucham? J-jak to mam wyjść?!- zawołał zaskoczony.
-nie wiem co w Ciebie dziś wstąpiło, ale nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich wrzasków. Jestem
zmęczona. Żegnam.- ucięła rozmowę i obróciła się na bok.
-No panowie. Zbierać stąd swoje tyłki. Słyszeliście co powiedziała- zawołał, zadowolony Sasori.
-W sumie, to o mnie nie było mowy.- zwrócił się do Sasoriego Itachi
-Z jej strony nie było, ale z mojej jest. Zbierać się stąd.

Ostrzeżenie

10 grudnia 2010

Obudziłam się z bólem całego ciała. Kolejny raz. Jednak teraz przynajmniej mogłam się poruszać. Wcześniej
ledwo co podnosiłam rękę. Rozejrzałam się po sali i zatrzymałam wzrok na zegarku. Było bardzo wcześnie.
Poczułam jak ściska mnie w żołądku. Byłam głodna jak diabli.
Po zwleczeniu się z łóżka, udało mi się dotrzeć do drzwi. O tej porze, nie było mowy o spotkaniu
kogokolwiek na korytarzu.
Starałam się iść najciszej jak potrafiłam i jednocześnie jak najszybciej. Gdy dotarłam do schodów, byłam
zadowolona że tak szybko mi poszło. Jednak karta odwróciła się, gdy stanęłam na nich. Poślizgnęłam się na
jednym ze stopni. Wiedziałam, że skończę cała połamana. Mimo wszystko nie upadłam. Zostałam złapana w
pasie, a następnie wzięta na ręce. Widząc kto mnie złapał przyszły mi na myśl tylko i wyłącznie
przekleństwa. Jego mina była poważna jednak coś w jego oczach mówiło ze ma ochotę śmiać się ze mnie i z
mojej miny. Pierwszy raz widziałam go takiego. Zazwyczaj ubrany od stóp do nosa, jak jakaś cholerna
zakonnica, teraz stał w samych spodniach, z ręcznikiem przewieszonym przez ramie, ze szczoteczką w reku i
wilgotnymi jeszcze, rudymi włosami.
-Co tu robisz?- spytałam
-to raczej moja kwestia- mruknął, podrzucając mnie lekko, aby poprawić uchwyt.
-Szłam do kuchni.
-Zaniosę cię do pokoju.
-Ale ja jestem głodna!- zaprotestowałam i po chwili tego żałowałam, widząc dziwny błysk w jego oczach
-jesteś pewna?
-No, raczej tak- te słowa wpędziły mnie w koszmar.

Związana liną, nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam jak rudy z chorą satysfakcją, operuje ostro
zakończonym przedmiotem
-Musisz to robić?
-tak- odparł, uśmiechając się złowieszczo.

background image

-Nie martwisz się że ktoś wejdzie? Zbombardują cię lawiną pytań. Dlaczego? Jak? Po co?
-jestem liderem. Nie muszę się tłumaczyć.
-niech cię szlag, Pein
-dziękuje bardzo- odparł zbliżając się do mnie. Stal zalśniła złowieszczo.
-Weź się do cholery opanuj.
-Ależ ja jestem opanowany.
-Założyłbyś przynajmniej koszule bo…- nie dokończyłam bo wsadził mi widelec z jedzeniem do
buzi. Chcąc nie chcąc musiałam to przełknąć
-Czemu miałbym się ubierać? Wygodnie mi tak.
-Bo czuje się niezręcznie? Dlatego- odparłam, prędko zamykając usta, bo kierował już widelec w
moją stronę.
-No nie żartuj. Ty czujesz się niezręcznie?
-owszem- powiedziałam szybko
-No to jeszcze przez jakiś czas będziesz się tak czuła. A teraz otwórz buzie jak grzeczna
dziewczynka- mruknął, ustawiając widelec tuż przed moimi ustami. Zaprzeczyłam ruchem
głowy.
Z westchnieniem odłożył miseczkę. Wstał, obrócił moje krzesło, a następnie na wprost
przystawił swoje. Usiadł na nim w rozkroku i pochylił się ku mnie.
-Mówiłaś że jesteś głodna. Będziesz jeść czy nie?
Zanim odpowiedziałam musiałam się zastanowić. Jeśli bym się zgodziła, karmiłby mnie, co
byłoby coraz bardziej upokarzające z każdym kęsem. Jeśli bym się nie zgodziła, to co by mi
zrobił? Zmusiłby mnie?
-Nie będę.
Uśmiechnął się lekko acz cwaniacko. Pochylił się jeszcze bardziej. Korzystając z okazji iż
maltretuje mnie wzrokiem, powoli odsuwałam się wraz z krzesłem. Zorientował się po chwili.
Chwycił krawędź siedzenia i jednym szarpnięciem przyciągnął mnie tak, że obydwa krzesła były
teraz złączone, a nasze twarze dzieliło najwyżej 10 cm.
-jesteś pewna?
-Upokarzanie mnie w ten sposób sprawia Ci cholerną satysfakcje, co?- warknęłam, odchylając
się w tył wraz z krzesłem.
- W pewnym stopniu tak….- powiedział powoli, po czym chwycił oparcie mojego krzesła i
postawił je z trzaskiem na podłodze, a następnie kontynuował:- jednak bardziej od twojej złości
i zażenowania interesuje mnie coś jeszcze
Przestrzeń miedzy nami zmniejszyła się po raz kolejny i niemalże stykaliśmy się nosami.
Doskonale widziałam tych kilka pieprzyków na jego nosie i policzkach. Miałam ochotę zabić go,
obedrzeć ze skóry i bóg wie co jeszcze. Zetrzeć mu z twarzy ten cwaniacki uśmieszek i
wypatroszyć go.
-oho- szepnął- będziemy mieć gości.
Usłyszałam jak drzwi do kuchni otwierając się z trzaskiem a kontem oka dostrzegłam stalowy
ogon Sasoriego i siwą czuprynę Hidana. Siedzieliśmy do nich profilem co miało swoje plusy i
minusy. Wyczułam jeszcze Chakrę Tobiego i Uchihy. Cisza jaka zapanowała na sali była
strasznie drażniąca, a ten rudy pajac nie odsunął się nawet o milimetr. Zaczęło mi się robić
gorąco.
-Powinieneś lepiej pilnować swoich pacjentów Sasori- przerwał ciszę nie zmieniając pozycji-

background image

chyba ma gorączkę bidulka. Ma wypieki na twarzy i jeszcze ciężko oddycha.
Fakt, faktem oddychałam ciężej ale to ze złości. Dostawałam białej gorączki widząc jego
samozadowolenie. Przesunął się odrobinę w bok i uniósł lekko. Nachylił mi się do ucha.
-Pilnuj się- szepnął a mnie ciarki przeszły po kręgosłupie. Ręką sięgnął za moje oparcie i szybko
rozwiązał węzeł. Ucisk zelżał a mnie ogarnęła senność. Nie wiedziałam co się dzieje. Straciłam
przytomność.

Zwinął linę w zwój a następnie wziął na ręce zwiotczałe ciało dziewczyny. Spojrzał na

czwórkę, nadal stojącą w drzwiach. Sasori wyglądał jakby coś analizował ale ogólnie cała ta
sytuacja mu zwisała. Patrząc na Hidana miało się wrażanie że ulżyło mu znajdując dziewczynę
całą, jednakże te okoliczności były dla niego pokręcone. Itachi jak zwykle przyodział swoja zimną
maskę, a Tobi hamował swoje emocje, które były jak u rozjuszonego byka. Śmiać mu się chciało
widząc tą ostaną dwójkę. Przez ostatnie 2 miesiące, od kiedy namadi była hospitalizowana,
obserwował ich poczynania. Itachi powoli acz sukcesywnie przekonywał do siebie dziewczynę, aby
znowu mu zaufała chociaż w małym stopniu. Tobi zaś był jak wierny piesek, jednak jego brak
cierpliwości i wybuchy złości powodowały iż był daleko w tyle za Itachim i jego wyrachowaną,
chłodną kalkulacją zachowań.
Zlustrował ich wszystkich, powstrzymując cisnący się na usta wredny uśmiech a następnie oddał
ją Hidanowi.
-Wraz z jedzeniem podałem jej środki usypiające. Zjadła tylko jeden kęs więc nie będzie spać
długo- zwrócił się do Sasoriego. Wyminął ich i znikł w ciemnym korytarzu.

Potyczki

28 grudnia 2010

Mierzyli się wzrokiem, już od dłuższego czasu. Żadne z nich nie chciało ustąpić. Chyboczący
płomień, na wpół wypalonej świecy, rzucał roztańczone blaski na ich twarze.
-Tydzień.
-3 dni
-Tydzień i ani dnia krócej
-4 dni
-Tydzień i koniec kropka.
-4 dni i podwójna stawka
-6 dni.
- max 5 dni, podwójna stawka, nie dalej niż przygraniczne kraje.- przedstawił ostatnią swoją
propozycje.
-Stoi- odparła z rezygnacją, bujając się na krześle.
- ruszasz jutro razem z Tobim. Nie rób nic ponad swoje siły. Przed misją, zgłoś się do
Sasoriego, niech cię jeszcze raz gruntownie zbada.
-okey.
-Pilnuj się.- mruknął patrząc nań znacząco.
-jasne.

background image

Szła powoli korytarzem trzymając w ręku akta. Nuciła cicho, gdzieś zasłyszaną

piosenkę. Zatrzymała się przed drzwiami jashinisty, zapukała lekko i weszła nie czekając na
odpowiedź. Nikogo nie było w pokoju, za to z łazienki dochodził szum wody. Rozłożyła się na
łóżku czekając, aż właściciel pokoju skończy brać prysznic.
Podniosła się od razu, kiedy drzwi łazienki otworzyły się. Siwowłosy wyszedł,
przepasany ręcznikiem, z drugim zarzuconym na mokre włosy, pogwizdując cicho. Widząc
dziewczynę zatrzymał się na chwile, po czym zaczął wycierać sobie włosy. Rozsiadł się na
fotelu, po czym odpalił papierosa i zaciągnął się głęboko.
-Co jest?
-Mam misje- odparła zwięźle, na co on gwizdnął zaskoczony.
-kiedy?
-Jutro. Zgaś to świństwo.
-Z kim idziesz?- spytał, wstając i otwierając szafę.
-No jak to z kim? Z Tobim.
-No to coś taka niemrawa?- zadał kolejne pytanie, stojąc za parawanem, przez który przerzucił
wilgotny ręcznik.
-No właśnie dlatego. Ostatnio zachowuje się dość dziwnie. Tak jakoś…..
-Jak?- zawołał, wychodząc zza parawanu i zapinając spodnie.
-No dziwnie.
-może Ci się tylko zdaje- mruknął, zaciągając się.
-Zgaś to gówno- rzuciła, wstając z łóżka i podchodząc do niego.
-O nie- zawołał podnosząc jak najwyżej rękę z papierosem, żeby tylko go nie zabrała i nie
zdeptała.
-Powinieneś rzucić- żachnęła się, siadając na podłokietniku fotela.
-nie da rady-odparł siadając w fotelu- to mój trzeci największy nałóg.
-trzeci?
-yhy. Pierwszy to jashin, a drugi to kobitki i sex.
-No to chyba raczej czwarty.
-Nie. Kobitki i sex zawsze razem. Nie ma jednego bez drugiego. Jak kobitki to sex. Jak sex to
tylko z nimi.
-okey- mruknęła przeciągając litery.
-Wiesz już w ogóle gdzie ruszacie?
-Nie. Nawet akt nie otworzyłam.
-No to dawaj. Przejrzymy razem.
Przeglądali akta, w niemym skupieniu. Po zapamiętaniu wszystkich potrzebnych informacji,
rzuciła teczkę niedbale na stół. Podciągnęła kolana pod brodę i wpatrywała się tępo w Hidana.
-Co?
-Od dawna palisz?
-No, całkiem długo.
-Daje Ci to coś?
-Rozluźniam się, kiedy się stresuje.
- Daj mi- mruknęła, wyciągając rękę po papierosa.
-Chcesz go zgnieść? – spytał podejrzliwie
-Nie.

background image

Kiedy tylko dostała to co chciała, zaciągnęła się, lecz od razu się zakrztusiła. Ostry kaszel
niemalże wyrywał jej osłabione chorobą płuca i wyciskał łzy z oczu.
-Ej, młoda. Nie powinnaś od razu brać się za takie mocne. Powinnaś zacząć od czegoś lżejszego
-teraz mi to mówisz?- wykrztusiła z wyrzutem.
-Skąd mogłem wiedzieć, ze chcesz spróbować. Kilka minut temu chciałaś go zgnieść w
popielniczce.
-więc co mam z tym zrobić?
-z czym?
-no z misją, z zachowaniem Tobiego.
-mówię Ci, że tylko ci się zdaje.
-mówisz?
-tak
- Mam nadzieje, że masz racje.

Wracając do siebie, z nudów, ciągnęła palcem po ścianie. Jej myśli skupione były na tym, jak
przetrwać najbliższe dni w spokoju, bez upierdliwych pytań. Nagle poczuła dreszcze na plecach i
od razu obróciła się, by zobaczyć za sobą rosłą postać Tobiego.
-Mógłbyś się tak nie pojawiać znikąd?
-Przejrzałaś akta i byłaś u Sasoriego?- spytał, bagatelizując jej pytanie
-Tak. Nie.
-To gdzie tyle czasu byłaś?
-U Hidana.
-śmierdzisz papierosami
-wiem.
-Palił?
-owszem
-paliłaś?
-taa- mruknęła przeciągle, zastanawiając się czy to co zrobiła można zaliczyć do palenia
-Oszalałaś?! Przy twoim stanie zdrowia robisz takie rzeczy?!
-jakie?!-wrzasnęła- Posłuchaj! To moje zdrowie, moje ciało, moje życie i MOJA sprawa! Będę robiła
co chce i kiedy chce. I gówno mnie obchodzą twoje chore, nadopiekuńcze instynkty wobec mnie!
Nie wiem co ciebie wstąpiło, ale nie będę tańczyć jak mi zagrasz! Rozumiesz?!
Wszystko w niej wrzało. Nie czuła się tak od dawna. Wściekła, oczekiwała od niego jakiejś
odpowiedzi, wpatrując się w jego zaskoczone oblicze. Nie spodziewał się takiego wybuchu.
Czekała na ripostę, na coś co wzburzyło by ją jeszcze bardziej i pozwoliło na kolejny wybuch
złości. Jednak zamiast odpowiedzi, otworzyły się drzwi przy których się akurat wcześniej
zatrzymali. Właścicielem pomieszczenia był Uchiha Itachi. Zmierzył ich chłodnym spojrzeniem,
zatrzymując się na chwilę na wściekłym wyrazie twarzy dziewczyny, po czym oparł się o framugę.
-Możecie skończyć?
-A ciebie gówno to powinno obchodzić!- warknął Tobi
-Właśnie dużo powinno mnie to obchodzić- odparł spokojnie- Drzecie się pod moim pokojem.
-Sory Itachi- mruknęła rozdrażniona- Ja już skończyłam.
Obróciła się na pięcie i ruszyła szybko. Po chwili obydwoje usłyszeli trzask drzwi. Kiedy oderwali
wzrok od miejsca w którymi zniknęła, zmierzyli się nawzajem pogardliwie, z tą że różnicą, że na
twarzy Itachiego błąkał się lekki, cwaniacki uśmiech.

background image

Zadanie

18 stycznia 2011

Czekałam. Długo. Za długo. Miałam ochotę ukręcić łeb Tobiemu. To, że w połowie drogi do

klubu, w którym mieliśmy zdobyć informacje, oświadczył, że ma coś jeszcze ważnego do zrobienia
i najzwyczajniej w świecie sobie gdzieś poszedł, jeszcze mogłam znieść, ale to że kazał mi czekać
przed klubem ze striptizem, w czerwonej kiecce, bez żadnego płaszcza, w tą cholernie zimną noc,
musząc znosić co chwilę prymitywne gwizdy, co bardziej wstawionych mężczyzn, tego już nie
mogłam zdzierżyć.

Przestępując nerwowo z jednej nogi na nogę, rozglądałam się co chwilę. Mijała już chyba

druga godzina czekania, kiedy „zaszczycił” mnie swoją obecnością. Bez słowa ruszył w stronę
naszego punktu docelowego.
Stojąc przed wejściem, powoli poruszaliśmy się za kolejką bezwstydnie obściskujących
się par. Kiedy byliśmy jakieś 3 pary od bramkarza, w oczy uderzył mnie czerwony napis, iż jest to
wieczór dla par. Szybko splotłam swoją dłoń z Tobiego, aby bramkarz się nie przyczepił. Tobi
spojrzał na mnie zaskoczony a ja wzrokiem wskazałam mu tablicę. Kiwnął tylko głową. Przyszła
nasza kolej.
Chyba nie spasowaliśmy bramkarzowi, bo nie chciał nas za bardzo wpuścić. Musiałam
zrobić ładne oczka i gadać jak głupia, żeby się trochę przekonał. Dzieło zwieńczyło
wyeksponowanie moich piersi jak najbardziej. Nie są może zbyt okazałe ale sprostały zadaniu.
Czułam się żałośnie, zachowując się w ten sposób.
Kiedy tylko znaleźliśmy się w korytarzu, puściłam Tobiego. Patrzył się na mnie z głupim
uśmiechem. Posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Bez komentarza- ostrzegłam, poprawiając sobie włosy przed wielkim lustrem.
-przecież nic nie mówię. pośpieszmy się. Ja idę na salę. Może coś wyciągnę od barmana. Ty
zbadaj piętro.

Rozdzieliliśmy się. Powoli weszłam po schodkach. Góra, tak samo jak parter, utrzymana

była w kolorach czerwonym i czarnym. Normalnie jak w burdelu. Korytarz był długi, dobrze
oświetlony. Podeszłam do pierwszych drzwi z brzegu i nacisnęłam klamkę. Zamknięte. Ruszyłam
dalej. Z któregoś pokoju dochodziły głośne pojękiwania, krzyki i nieprzyzwoite prośby. Ominęłam
ten pokój szerokim łukiem. Kolejne 2 pomieszczenia były zamknięte. Dopiero trzecie od końca
drzwi były otwarte. Zdjęłam buty, aby nie robić hałasu chodząc po panelach. Postawiłam je tuż
przy drzwiach i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Moją uwagę przyciągnęła mała kwadratowa
szafeczka, wykonana z drewna, zamykana na sześciokątną kłódkę. Miałam nadzieje, ze znajdę w
niej informacje dotyczące miejsca przechowywania zwoi.
-No nareszcie!- męski głos przeszył jak strzała ciszę, zatrzymując mnie w połowie drogi- Ile można
czekać na dziwkę?!
Obróciłam się na pięcie i ujrzałam za sobą ubranego w garnitur, przystojnego 40-latka. Wpadłam.
Nie wiedziałam co zrobić. Przecież nie ucieknę. Zabić też nie mogę, bo mieliśmy działać cicho.
Zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechnął się obleśnie.
-Chodź tu.- rozkazał, zdejmując marynarkę. Zrobiłam to. Objął mnie gwałtownie i pocałował.
Poczułam mocny zapach perfum, a w ustach zagościł miętowy posmak. Musiałam poddać się tej
czynności. Czułam jak błądził rękoma po moim ciele. Musiałam to powstrzymać. Oderwałam się
od niego i pchnęłam go na łóżko. Poprosiłam zalotnym głosem, by chwilkę poczekał, a ja

background image

skierowałam się do łazienki. Gdy tylko zamknęłam drzwi oparłam się o nie. Nie miałam innego
wyjścia jak ściągnąć tu jakoś Tobiego. Puściłam wodę w umywalce, żeby zagłuszyć dźwięk
przywołania. Na podłodze pojawiła się biała kartka i czarna kreda. Napisałam krótką wiadomość,
tekst wsiąkł w kartkę, a ona sama pozginała się samoistnie w małego pająka z czerwoną chmurką
akatsuki na plecach.
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam. Zwierzątko niezauważalnie przemknęło obok moich nóg i po
krótkim sprincie wydostało się przez szparę między drzwiami a podłogą.
Bez słowa podeszłam do łóżka i znalazłam się nad leżącym mężczyzną. Zaczęłam rozpinać mu
koszulę a potem całować. Poczułam jak zaczyna dotykać moich piersi. Miałam ochotę urwać mu
jaja. Rozwiązał kokardę zawiązaną na mojej szyi i górna część sukienki spadła w dół. Zaklęłam w
duchu. Zmienił pozycje tak, ze ja teraz byłam na dole. Zaczął całować mnie po szyi. Prosiłam w
myślach tylko o to żeby nie zaczął dobierać się do biustonosza, który i tak pozbawiony ramiączek
był wątła ochroną. Musiałam wrócić do poprzedniej pozy. Udało się. Chcąc wykonać jakąś
obezwładniającą technikę, poczułam jak jedzie ręką wzdłuż uda. Było za późno. Natknął się na
przyczepiony kunai. W jednym momencie spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie miałam wyjścia.
Musiałam to zrobić. Szybko zatkałam mu usta i zręcznym ruchem rozcięłam mu gardło na całej
długości. Trysnęła krew. Cała we krwi patrzyłam jeszcze przez chwilę jak ciecz tryska do góry
niczym fontanna.
Zawiązałam sukienkę na szyi i wtedy drzwi się otworzyły. Nie był to Tobi. Kobieta
ubrana była w gorset, lateksową mini i kabaretki. To na nią czekał. Nim zdążyłam cokolwiek
zrobić, wybiegła z krzykiem.
-Kurwa. Jeszcze tego mi brakowało- mruknęłam do siebie i szybko się zebrałam. Chwyciłam buty i
wybiegłam na korytarz. Za pomocą Henge no jutsu zmieniłam się w wysoką brunetkę o krótkich
włosach i zielonych oczach, w granatowej sukience. Biegiem pokonałam schody i skręciłam w
jeden z korytarzy. Widziałam jak ludzie zaczynają iść na górę. Zanim skręciłam obróciłam się
jeszcze za siebie. Ona tam stała. Roztrzęsiona. Zapłakana.
Wpadłam na kogoś. Tą osobą był Tobi. Pomógł mi ustać na nogach. Inaczej skończyłabym na
podłodze. Puścił mnie i jak gdyby nigdy nic chciał iść dalej. Nie rozpoznał mojej Chakry. Złapałam
go za rękę i mocnym szarpnięciem pociągnęłam go szybko do jakiegoś pomieszczenia. Już chciał
się na mnie wydrzeć, kiedy pozbyłam się techniki. Mimo iż w pomieszczeniu panował półmrok
doskonale widziałam jego zaskoczenie. Nim jednak się odezwał, zatkałam mu usta dłonią. Na
korytarzu ktoś biegał w tą i z powrotem. Wróciłam do poprzedniej postaci i szeptem powiedziałam
mu co się stało. Musieliśmy wymknąć się niezauważeni. Miałam już otwierać drzwi gdy dało się
słyszeć rozkaz żeby sprawdzić schowek. Mój cholerny pech mówił mi, że właśnie się w nim
znajdujemy, mimo iż nic dokładnie nie było widać. Chciałam już wyciągnąć kunaie i inny sprzęt,
aby od razu zaatakować, w razie potrzeby, jednak nie było mi dane. Uchiha złapał mnie w pasie,
przyciągnął do siebie i pocałował, chwycił moja nogę w zgięciu kolana i pociągnął do góry, aby
zaczepiła się na jego biodrze, a następnie położył rękę na udzie. Nim zdążyłam zrobić mu
cokolwiek, drzwi się otwarły. Rosły mężczyzna wyglądał na zaskoczonego. Nie tego się chyba
spodziewał.
-Wynocha!- wrzasnął- Nie będziecie się pieprzyć po kątach! To porządny klub!
Po tym jak „odeskortował” nas do tylnego wyjścia, zostaliśmy wypchnięci na dwór. Lało jak z
cebra. Wróciłam do poprzedniej postaci. deszcz zmywał ze mnie całą krew. Różowa stróżka
spływała do kanalizacji.

background image

-no i udało nam się wydostać- zawołał zadowolony.
Nie odpowiedziałam. Zamachnęłam się tylko i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Miałam dość
traktowania mnie jak przedmiot. Nie odezwał się słowem.
Wyjęłam jedyny zwój jaki miałam przy sobie. Rozpieczętowałam go i chwyciłam plecak który się
pojawił. Poszłam za budynek i po chwili wróciłam przebrana w wygodniejsze ciuchy. Ruszyliśmy w
drogę powrotną. Po kilku krokach przystanęłam nasłuchując. Dźwięki które pochwyciłam
dochodziły… z ziemi. Spojrzałam pod nogi. Stałam na włazie kanalizacyjnym. Był jakiś dziwny. Nie
był okrągły, lecz sześciokątny i zamiast posiadać tylko 2 dziurki, aby móc go unieść w razie
potrzeby, miał dość grube pręty na środku, jak w zwykłej kratce kanalizacyjnej. Kucnęłam przy
nim i zawołałam Tobiego.
-Słyszysz? Coś tam się chyba znajduje.
-Masz racje.
-Ciekawe czy znajdziemy tam coś ważnego.
-nie ma co się zastanawiać. Musimy tam wejść.
I po raz kolejny tego wieczoru miałam ochotę kogoś wypatroszyć. Nie ma to jak zwiedzać
kanalizacje. Byłam ciekawa co mnie jeszcze czeka dzisiejszej nocy.

Podziemia

17 lutego 2011

Po kilkunastominutowym marszu w tych cholernych ściekach doszliśmy do miejsca, gdzie można
było stanąć na w miarę suchym, stałym gruncie. Ten dzień, ewidentnie mogę zaliczyć do jednych
z najgorszych w moim życiu. Jeszcze jak sobie przypomnę tego szczura płynącego wszerz kanału,
tuż przed nami, to od razu dzień ten awansuje w rankingu.

Kiedy już udało mi się stłamsić uczucie obrzydzenia, mogliśmy iść dalej. Melodię było

słychać bardzo dobrze, jakby ktoś zamontował głośniki w ścianach. Po kilku chwilach doszliśmy do
wielu rozwidleń. Przejść było około 10 i każde w innym kształcie.
-I co teraz?- spytał szeptem- tworzymy klony i sprawdzamy wszystkie?
- Czekaj chwilę- mruknęłam, bo cos mi świtało. Przyjrzałam się każdemu z wejść z osobna.- Już
wiem. Ty pójdziesz tym wejściem- powiedziałam wskazują na 5 wejście od lewej- a ja tym-
wskazałam na 1 od prawej.
-jesteś pewna na 100%?
-Tak. Spójrz na kształt tych wejść. Są takie same. Są sześciokątne. Inne są okrągłe, kwadratowe
albo pięciokątne. Właz przez który weszliśmy też był sześciokątny, a kłódka w tamtym pokoju też
była w tym kształcie i założę się, że były tam jakieś ważne dokumenty.
-no to widzimy się tutaj za jakiś czas- powiedział, po czym zniknął w przejściu.

Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a ciemności jakie tam panowały utrudniały drogę.

Po jakimś czasie ujrzałam mdłe światełko, które powiększało się z każdą chwilą. Dziwiłam się, że
po drodze nie było żadnych pułapek. W końcu dotarłam do końca. Stałam u wyjścia podziemnej
groty. Zastanawiałam się jak daleko i głęboko zawędrowałam, bo coś mi mówiło, ze dawno już

background image

opuściłam tereny miasta.

Grota była słabo oświetlona niebieskawymi płomieniami sączącymi się z pochodni. Przede

mną wiła się wąska, prowadząca delikatnie w dół, a następnie prosto, droga. Na końcu łączyła się
ze zwykła, wielką skałą, lecz z miejsca z którego patrzyłam, z góry, jej powierzchnia miała kształt
sześciokąta. Bingo.

Ruszyłam powoli, w obawie naruszenia jakiejś skały w podłożu. Pomimo iż droga była nie

pewna udało mi się dotrzeć do końca bez szwanku. Wdrapałam się po skale do góry i stanęłam
nad krawędzią, czegoś co wyglądało jak jezioro. Przeszłam kawałek wzdłuż brzegu i stanęłam w
miejscu gdzie kończył się jakakolwiek droga . Woda odbijała światło tajemniczo. Znad jej tafli
wystawały różnej wielkości i grubości pale. Zgadłam, że żeby przedostać się na drugą stronę
musze się trochę namęczyć.

Skupiłam Chakrę w stopach z zamiarem skoku. Nagle coś z niesamowitą szybkością

wystrzeliło w moją stronę. Zdążyłam jedynie rzucić się na ziemię, a na moją głowę spadły odłamki
skalne. Z galopującym sercem spojrzałam jak coś znika w wodzie, a następnie na miejsce gdzie
wcześniej znajdowało się moje ciało. W skale widniała sporej głębokości dziura. Czyżby
zabezpieczenie przed intruzami? Bardzo efektowne. Dla pewności wrzuciłam kamień do wody,
aby sprawdzić co się stanie, gdybym wpadła do niej. W chwili gdy kamień dotknął tafli, z
niesamowitą prędkością z wody wystrzeliła wodna macka, dobijając kamień do sklepienia. Gdy
zaczęła się wycofywać, w powietrzu zawirował tylko ciemny proszek. No pięknie.

Wskoczyłam na pierwszy pal. Nic się nie stało. Rozejrzałam się za kolejnym, rozkładając

ręce w celu utrzymania równowagi. Niestety wszystkie były okrągłe. Żadnego sześciokątnego.
Wyjęłam jeden z małych kamieni, które wrzuciłam wcześniej do plecaka. Celując, rzuciłam go
lekko na jeden z najbliższych pali. Szybko znikł pod wodą. No tak. Bo wodnista, nadpobudliwa
macka nie wystarczy. Rzuciłam kolejny kamyk na następny pal. Nic się nie stało. Skoczyłam.
Wymachując rękoma złapałam równowagę.

Takim sposobem dotarłam do połowy drogi. Wskakując na jeden z wielu pali, strąciłam

kamyk do wody. Macka zareagowała natychmiast, wystrzeliwując tuż koło mnie. Zostałam
przemoczona do suchej nitki.

Prezentując się jak zmokła kura, ruszyłam dalej. Podczas skoku miałam wrażenie, że

skoczyłam przez cieniutką warstwę zimnej wody. Kiedy wylądowałam rozejrzałam się od razu. To
nie była woda, a bariera tworząca iluzję. Wtedy nie byłam w połowie, a na finiszu. Woda tutaj
miała mętny kolor i okropnie śmierdziała. Wolałam nie wiedzieć jakie ma właściwości. Ruszyłam
dalej.

Stojąc na stałym lądzie odetchnęłam z ulgą. Na wszelki wypadek chwyciłam kunai i

zagłębiłam się w korytarzu. Doszłam wreszcie do pomieszczenia w którym podłogę zdobiło
malowidło dwóch splecionych ze sobą smoków, w wielkim sześciokącie. Jeden był koloru
chabrowego, a oczy wysadzone miał chyba szafirami. Drugi wściekle czerwony, prawdopodobnie
z rubinami w miejscu oczu. Tuż za nimi, na podwyższeniu znajdowała się pozłacana szkatuła.
Oczywiście sześciokątna. Uważnie, lecz żwawym krokiem ruszyłam w jej stronę. Po kilku krokach
usłyszałam donośny huk. Obejrzałam się za siebie. W miejscu gdzie było wcześniej wejście, stała
gigantyczna granitowa płyta.

***

background image

Smoki

3 lipca 2012

Postanowiłam zignorować na razie problem wydostania się z komnaty. Musiałam skupić się
na otwarciu szkatuły. Obejrzałam ją ze wszystkich stron, jednak była jednolicie gładka.
Żadnego zamka.
Obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie jeszcze raz, ale nic nie zauważyłam. Przeszłam się po
niej dwa razy, mając nadzieję, ze zamiana perspektywy pomoże mi znaleźć cokolwiek.
Znowu nic.
Podeszłam ponownie do szkatuły zastanawiając się czynie wykorzystać jakiegoś silnego
jutsu, jednakże przed oczyma pojawiła mi się twarz wściekłego lidera, gdybym zniszczyła
zawartość pudełka.
Wsparłam się dłońmi o podwyższenie na którym spoczywał mój problem i stukając
rytmicznie paznokciami starłam się coś wymyślić.
Oświeciło mnie, gdy poczułam pod palcami wyżłobienia. Zrobiła krok do tyłu i uderzyłam
się dłonią w czoło. Jaka ja jestem głupia. Podwyższenie było w kształcie koła, a nie ,jak
można było się spodziewać, sześciokątu. To przyciągało uwagę.
Przejechałam palcami po drobnych żłobieniach, które biegły bo obrzeżach okręgu.
Szybko odnalazłam początek i zaczęłam rozszyfrowywać napis.
‘Bogactwo w wodzie, szczęście w płomieniu
Zguba panuje w smoczym mieniu.
Nim śmierć zabierze życie twe,
W oczach zobaczysz zbawienie swe.
Dół to góra, góra to dół,
Ratunek znajdziesz wśród wielkich kół.’
Przeczytałam to kilka razy zastanawiając jak to odczytać.Pierwszy wers, woda i płomień.
Cała komnata składała się czerwieni i niebieskiego koloru, więc nie miałam łatwego
zadania. Wykonałam jedna z technik przywołując katon a następnie suiton, bo miałam
nadzieję, ze coś się stanie. Po raz kolejny nic. Zaczynałam się irytować.
Wpatrywałam się intensywnie w każdy rysunek wykonany na ścianach komnaty, kiedy
znalazłam taki, który mnie zaciekawił. Wielki smok, którego ogon zanurzony w wodzie
oplatał złotą skrzynię. Jego paszcza, szeroko otwarta,wypełniona tysiącem ryb, ziała
ogniem.
Pasował idealnie to pierwszego wersu i nawiązywał do drugiego. Zguba w smoczym
imieniu… Skąd ja mam cholera wziąć imię smoka?! Ciekawe czy Tobi też ma takie
problemy…
Imię smoka, imię smoka, imię smoka, imi… Łuski ! Przyglądając się smokowi zauważyłam,
że niektóre łuski miały ciemniejszy kolor od innych. Po połączeniu ich ze sobą liniami
tworzyły napis. Zetsumei. Koniec życia, śmierć.
Wypowiedziałam imię na głos i poczułam jak wszystko zaczyna się trząść. Od razu
zabrałam szkatułkę, żeby nic się z nią nie stało.
Cała postać smoka zagłębiła się w ścianie, a z otworu który powstał, zaczął lać się
strumień wody.
Utopię się. No pięknie. Kolejny wers mówił coś o oczach. Oczy, oczy… Gdzie te przeklęte

background image

oczy?!
Woda sięgnęła już kostek, a na ścianach nie znalazłam żadnego powiązania z oczami.
Szlag by to! Smoki, gdzie są jeszcze smoki? Nie chcę zakończyć życia jako topielec w
podziemiach. Myśl Namadi, myśl ! Podłoga ! Racja !
Poziom wody wzrósł już do połowy ud.Uklękłam przy rysunku splecionych ze sobą
smoków. Dotknęłam ich oczu i rozbłysły lekkim światłem. Próbowałam uczepić się ich
paznokciami, aby je wyjąć, ale ani drgnęły. Skoro w jedną stronę nie dało rady to trzeba
spróbować w drugą. Naparłam z całej siły na kamienie i w końcu zagłębiły się do
środka. Podłoga poruszyła się gwałtownie. Obracając się wkoło i stopniowo zagłębiając do
środka, kawałek podłogi w kształcie okręgu, zawierający smoki, zniknął w ciemnościach,
tworząc gigantyczny odpływ. W tym samym momencie ze ścian zaczęły tryskać strumienie
wody, a w suficie utworzyła się dziura tej samej wielkości co w podłodze.
Chciałam od razu wskoczyć do dziury w suficie jednak dwie ostatnie linijki wiersza mi na to
nie pozwalały. Wielkie koło u góry i na dole. Góra to dół i na odwrót. Aghh ! Na wszystkich
bogów ! Rozum mówi skacz do góry, intuicja skacz w dół. Raz kozie śmierć ! Skoczyłam w
dół.
Uderzyłam o twarde i wilgotne podłoże. Wszystko wirowało przy jakimkolwiek ruchu.Szum
w uszach stopniowo się wyciszał. Podniosłam się i zobaczyłam wielką dziurę obok mnie.
Zajrzałam do środka i wszystko było do góry nogami. Woda z komnaty sączyła się do
korytarza w którym byłam w formie strug, które płynęły w górę,wbrew prawom grawitacji.
Ruszyłam korytarzem mając nadzieję, że Tobiemu lepiej poszło. Po jakimś czasie
wędrówki na powrót usłyszałam melodię. Wzięłam to za dobry znak. Skręciłam w jedno z
rozwidleń na które natrafiłam i poczułam jak ziemia trzęsie się po raz kolejny, jednak nic
się nie stało.
Przebyłam parę metrów, kiedy usłyszałam za sobą czyiś tupot. Zrobiło mi się gorąco.
Chwyciłam w dłoń kuani i wyczekiwałam. Na końcu korytarza pojawił się Tobi i nie był w
dobrym humorze.Biegł co sił w nogach, a ja zastanawiałam się czemu zmusza się do
takiego wysiłku, kiedy za nim pojawiła się ściana ognia, która notabene była coraz bliżej
niego.
-Biegnij !- krzyknął, kiedy tylko mnie zobaczył.
Bez zastanowienia zrobiłam to co kazał, ale i tak zdołał mnie wyprzedzić. Złapał mnie za
rękę ciągnął za sobą, abym choć na chwile nie zwolniła. Czułam buchające, gorące
powietrze na całym tułowiu. Zaraz potem poczułam smród palonych włosów. Niech to
szlag !
-Skacz!- usłyszałam wśród syku płomieni i po raz kolejny wykonałam jego polecenie bez
sprzeciwu.
Wpadłam do lodowatej wody. Tylko przez sekundę widziałam jak pożoga szalejąca nad
nami rozświetla mroki głębin. Ramiona Tobiego zacisnęły się wokół mnie i przeniósł nas w
całkowicie inne miejsce.Owiało nas chłodne powietrze i miałam wrażenie że spadam. Po
dosłownie chwili uderzyliśmy z impetem o twardą zmarzniętą ziemię i ku naszemu
zaskoczeniu zaczęliśmy się turlać w dół po stoku wyłożonym jesiennymi liśćmi, uderzając o
gałęzie i schowane kamienie. Wylądowaliśmy w błotnistej kałuży. Skuliłam się w sobie bo
płuca bolały mnie niemiłosiernie od gorącego powietrza, biegu i silnego uderzenia.
-Żyjesz?- sapnięcie Tobiego świadczyło, że nie jest w lepszym stanie niż ja.

background image

-Tak…
Podniosłam się powoli i nie miałam nawet ochoty wychodzić z tego błota.Pierwszą rzeczą
było sprawdzenie stanu moich włosów. Spaliło jakieś 10 centymetrów. Cudownie.
-Znalazłeś coś? Bo jeżeli prawie się sfajczyłam na darmo, to ktoś dziś oberwie.
-Ta da !- zawołał wyjmując z kieszeni sześciokątne coś.
-Co to jest?
-Znalazłem to w komnacie.
-Chcesz mi powiedzieć, że ta ściana ognia chroniła tego małego, nie wiadomo czego, co
przypomina mi tylko obrożę?- zaśmiałam się.- Chyba sobie ze mnie jaja robisz.
-A ty co znalazłaś, pani mądralińska?
Bez słowa wyjęłam złotą szkatułkę, na co Tobi przestał przewracać oczyma.Musiał
przyznać moja wyższość.
-Nie wiem jak to otworzyć, ale to już nie nasz problem. Lider się nad tym pogłowi.
-Daj mi to.
-Po co?
-No daj. Mam pomysł.
Oddałam mu pudełko i zaczął oglądać je ze wszystkich stron i w końcu nałożył na szkatułkę
sześciokątny przedmiot.Zatrzymał się na samym środku i rozbłysnął fioletowym światłem.
Coś kliknęło i szkatuła się otwarła.
Szybko sięgnęłam do środka i wyjęłam z niej kilka dokumentów i mapę. Schowałam
wszystko starannie i wstałam. Otrzepywanie się z jakiegokolwiek brudu było bezsensu.
Wszystko nadawało się jedynie do wyrzucenia. Przyszła pora na powrót.Nie mogłam się
doczekać, aż powiem liderowi co myślę na temat takich misji.
Szłam szybko, niemalże biegłam. Tobi musiał za mną truchtać,aby dotrzymać mi kroku.
Byłam przemoczona, brudna, przypalona i wściekła.Kierowałam się do kuchni, bo tam
akurat znajdował się lider. Nie miałam zamiaru czekać na niego potulnie w gabinecie. O
nie! Wpadłam do kuchni niczym tajfun, nie zwracając uwagi na spojrzenia, które posyłali
mi inni członkowie tej jakże zacnej organizacji.
Rzuciłam dokumentami przed oblicze lidera i uderzyłam dłońmi w blat stołu.
-Posłuchaj mnie Pein- syknęłam rozjuszona.- Po primo ! Jeśli wysyłasz mnie na jakaś
cholerna misję, to z łaski swojej powiadom nas, że mamy wejść o namiastki domu
publicznego ! Po drugie, nie mam zamiaru udawać prostytutki, do jasnej cholery, tylko
dlatego, ze potrzebujesz jakiś dokumencików!- moja złość narastała wraz z podniesionym
głosem.
-Namadi…- zaczął Hidan, chcąc coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa.
-Po trzecie ! Jestem od zabijania, a nie od szlajania się w kanałach ściekowych! Nie jest w
mojej naturze także rozwiązywanie pieprzonych zagadek w czasie gdy się prawie topię !
-Namadi…- znów zaczął białowłosy i znów nie dałam mu dojść do słowa.
-Po czwarte! Wiem, ze ryzyko jest wpisane w nasz zawód, więc zrozumiem uciekanie przed
wielką pożogą i przypalenie moich włosów- podstawiłam mu pod nos spalone końcówki.-
Ale tarzanie się w błocie, w lesie, na cholernym zimnie nie wchodzi w rachubę !
-Namadi…
-Co do jasnej cholery?!- nie wytrzymałam.
-Jeśli mogę…- zaczął i sięgnął ku mojej głowie. Wyciągnął mi z pomiędzy włosów kupkę

background image

ziemi, liść i robaka. Zacisnęłam zęby i zakończyłam mój monolog.
-Więc, jeśli łaska ,weź sobie do serca moje słowa.
-Widzę. Ze jesteś wściekła, ale czy możesz usiąść?
-Mogę.
Usiadłam między Deidarą i Hidanem. Naprzeciwko mnie Tobi, który całkowicie spokojnie
opowiadał o misji. Głównie rozmawiali o technikach jakie zostały zastosowane w celach
bezpieczeństwa. Nie powiem, ściana ognia była imponująca.
Skończyli po długim czasie. Już tam prawie usnęłam. Lider zbierał się do wyjścia.
-Nigdy więcej takiej misji- powiedziałam zmęczona, bardziej do siebie niż do innych.
-Co, nie podobało ci się jak cię całowałem?
Widziałam w oczach Tobiego błysk samozadowolenia i lisi uśmieszek błąkający się po
twarzy. Wszyscy zastygli zaskoczeni oraz w oczekiwaniu na odpowiedź. Itachi wwiercał się
wzrokiem w Tobiego.
O nie. Nie dam mu satysfakcji, nie pozwolę mu być górą w tym starciu. Zmrużyłam lekko
oczy, uśmiechnęłam się złośliwie i naładowałam mój głos całą zjadliwością jaka miałam na
ten czas w sobie.
-Wiesz co, Deidara robi to o niebo lepiej.
Blondyn zakrztusił się tym co pił. Wstałam, zasunęłam krzesło i poklepałam gopo plecach.
Widziałam wściekłość gotującą się w Tobim i mieszane uczucia w oczach Uchihy.
-Żegnam wszystkich- powiedziałam zadowolona reakcjami zgromadzonych i ruszyłam do
wyjścia.
-ja chyba też już pójdę- mruknął blondyn i czym prędzej wyszedł za mną.
1:1 w dzisiejszym starciu.

Dół

6 lipca 2012

Dół. Dopadł mnie dół. Dół głębszy niż rów mariański. Miałamdość wszystkiego. W sumie
bez powodu warczałam po ludziach. Ot, tak bo mam takikaprys. Nie chciało mi się nic.
Odmówiłam pójścia na 3 misje. Odmówiłam tojednak za duże słowo. Po prostu nie
poszłam. O dziwo Pein się nawet niewkurzył, nie dał upomnienia. Zostawił mnie w spokoju.
Jadłam i spałam. Ewentualnie rozmyślałam. Byłam zmęczona. Zmęczona ludźmi,
organizacją,misjami, chociaż nie było ich zbyt wiele, oraz samą sobą. Chciałam
zniknąć,wtopić w tło jak kameleon. Miałam dość ciągłych pytań. Co ci jest? Czy cos
sięstało? Mogę ci pomóc? Chcesz pogadać?
Ja jedynie chciałam zapomnieć. Zapomnieć choć na chwilę o wszystkim.
Pewnego dnia mojego kryzysu znalazłam moje lekarstwo. Znalazłam skarb, który
pomógłbymi zapomnieć.
Trzecia butelka. Trzecia i niemalże nic. Czułam tylko lekkie oszołomienie,jednak dół nie
przechodził. Nie zapominałam. Byłam niemalże trzeźwa. Jakim,kurwa, prawem skoro pije

background image

już trzecią butelkę wina?! Czknęłam. Raz, drugi, trzeci. No pięknie. Niema to jak czkawka.
Cholera jasna!
Wzięłam duży łyk. Nie pomogło. Opróżniłam butelkę do końca za jednym razem.Pomogło.
Odłożyłam butelkę koło pozostałych opróżnionych. Chwyciłam kolejne trzypełne i wstałam.
Postanowiłam wyjść. Nie pić samemu. Może w towarzystwie się upije.Otworzyłam jedno
wino i wzięłam łyka. Czułam chłodną posadzkę. Szłam boso, w rozciągniętejkoszulce i
męskich szortach, które zakosiłam chyba Deiadarze.
Chwilę siłowałam się z kluczem w zamku, który chodził niezwykle ciężko. Otworzyłamdrzwi
i zobaczyłam przed nimi dwóch przedstawicieli klanu Uchiha. Zaskoczyłamich chyba tym,
że otworzyłam drzwi. Wyminęłam ich i ruszyłam korytarzem.Obydwoje zastawili mi drogę.
Jacy oni, kurwa, dzisiaj zgodni. Kto by pomyślał. Wzięłamkolejnego łyka.
-Namadi, co się dzieje?- Zaczął Itachi
-Gówno, panie Uchiha, gówno.
-Nie żartuj sobie!- zawołał wkurzony Tobi.
-Ouu… zdenerwowaliśmy się, co?- uśmiechałam się cynicznie.
-Czy możesz odpowiadać normalnie?- spytał ze stoickim spokojem Itachi.
-Ależ ja dopowiadam normalnie. Jak chcesz, mogę zacząć mówić w Suahili. Wtedybędzie
nienormalnie.
-Nie. Chcemy, żebyś z nami porozmawiała, odpowiadając poważnie na pytania.-wycedził
Tobi.
-Jesteście dziś nadzwyczaj zgodni, cholera- łyknęłam wina.- Bzyknęliście się, czy co?
-Powinnaś odłożyć już ta butelkę-stwierdził Itachi.
-Nie sądzę. Mam się dzisiaj zamiar dzisiaj spić, panowie. Schlać jak nigdy.-
odpowiedziałami przecisnęłam się między nimi i ruszyłam do mojego celu.
-Namadi wracaj tutaj do cholery !- Tobiemu chyba puściły nerwy. Ojejku.Pomachałam mu
środkowym palcem na pożegnanie.
-Namadi wróć tutaj, albo powiadomimy lidera o twoim stanie.- zagroził Itachi.
-Pieprzcie się chłopaki ! Mówię w przenośni i dosłownie ! Może nie będziecie tacy sztywni.
Dotarłam przed odpowiednie drzwi. Hidan. On będzie dobrym towarzyszem do picia.
Weszłam bez pukania. Modlił się,więc bez słowa rozłożyłam się na łóżku i czekałam, aż
skończy.
-Słyszałem Itachiego i krzyki Tobiego.- usiadł przy mnie.
-Masz.- wręczyłam mu butelkę.
-Jakaś okazja, że pijemy?
-Chce się schlać. Tak porządnie.
-Dobrze. Może najpierw powiedz co się dzieje. Śmierdzisz jak beczka w której wino
leżakowało co najmniej 10 lat.
-Mam kryzys egzystencjalny i to głęboki jak cholera.
-Coś jeszcze?
-Mam dość. Wszystkiego.
-Rozumiem. W takim razie zdrówko!- stuknęliśmy się butelkami.
Hidan odpalił papierosa i przyglądał mi się chwilę.
-Czemu Tobi się tak darł?
-Bo go nie chciałam słuchać.

background image

-Czyli nic nowego.
-Kazałam im się pieprzyć. Dosłownie.
Hidan zakrztusił się winem.
-Itachi nie chciał cię zabić?
-Nie. Chyba uznał, że jestem pijana. Daj mi zapalić.
Hidan był dobrym wyborem. Nie pytał za dużo, nie truł. Po prostu zaakceptowałto, że chce
siedzieć cicho i wysączył ze mną całe wino. Był nawet tak miły iwyciągnął ze swoich
zapasów sake. Przelał je do wypłukanej butelki po winie,żeby lepiej piło się na leżąco.
Wpatrywaliśmy się w sufit i podawaliśmy butelkęz ręki do ręki. Wreszcie zaczynało mi
szumieć.
Obróciłam się na bok w stronę białowłosego.
-Jak to jest być nieśmiertelnym?
-Jest fajnie i jednocześnie nudno.
-Nudno?
-No wiesz, kiedy po raz tysięczny ktoś odcina ci głowę to nie jest już takśmieszne jak za
pierwszym czy dziesiątym razem.
-Chciałbyś umrzeć?
-Zaczynasz wchodzić na tematy egzystencjalno-życiowe. Upiłaś się już?
-Przepraszam- zaśmiałam się.- Wiesz… tak sobie myślałam…
-No…
-Ucieknijmy gdzieś, gdzie nas nie znajdą. Zostaniemy zwykłymi ludźmi, jaotworze aptekę,
albo chociaż zwykły stragan z warzywami. Ty zostaniesznauczycielem… albo jednak nie.
Pozabijałbyś te dzieciaki w pierwszy dzień.Zostałbyś barmanem.
-Miałabyś kota.
-A ty psa.
-I duży ogród z wiśniami. Uwielbiam wiśnie.
-No widzisz. Byłoby nam dobrze,spokojnie i dostatnio. Tylko musielibyśmy upozorować
własną śmierć. W końcujesteśmy na listach gończych.
-Jacy my jesteśmy głupi- zaśmiał się.
-Racja- uśmiechnęłam się pod nosem.- Ale warto czasem pomarzyć.
-Zawsze warto.
Opróżniłam butelkę do końca i rzuciłam ją gdzieś na podłogę. Korzystając ztego, że
leżałam trochę wyżej niż Hidan, zaczęłam bawić się jego włosami rozwalającmu fryzurę.
-Co ty robisz?- spytał, spoglądając na mnie ze zdziwieniem.
-Bawię się. Nudzi mi się.
-To wymyśl coś.
-Hidan.
-Tak?
-Masz ładne oczy. Chodźmy się kochać.
-Co?!
-Powiedziałam ci komplement i zaproponowałam sex. Coś taki zaskoczony?
-Chyba naprawdę się upiłaś- zaśmiał się.
-Chyba tak…
-Gdybyś była trzeźwa już byśmy tu działali. W tej sytuacji nie ryzykujmy. Potembyś się

background image

darła, ze nie powinienem cię słuchać i że wykorzystałem sytuację.
-Pewnie tak. Dziękuje.
-Spoko. W ramach wdzięczności zaproponuj mi to na trzeźwo.- uśmiechnął sięcwaniacko.
-Cham. Po prostu cham.- zaśmiałam się i przywaliłam mu poduszką.
Wstałam z łóżka i podeszłam do jego sprzętu muzycznego. Puściłam jak najgłośniejjakąś
rockową płytę i wskoczyłam na łóżko.
-Wstawaj!- kazałam skacząc po łóżku.
Po chwili obydwoje skakaliśmy po łóżku, które było do tego idealne. Na początkuHidan nie
widział w tym większego sensu, ale potem już cieszył się jak dziecko.Szczególnie, kiedy
próbował mnie przewrócić. Oczywiście nie pozostawałam mudłużna, w wyniku czego, co
jakiś czas ktoś spadał na łóżko, z łózka na ziemię,albo przy mocniejszych przepychankach
wpadał na ścianę.
Niestety nasza zabawa źle się skończyła. W jednym momencie obydwojewyskoczyliśmy
mocno w górę i wylądowaliśmy niemalże w tym samym miejscu, przezco łóżko pękło w
wzdłuż, przez środek na całej długości.
Na samym początku nie wiedzieliśmy co się stało, następnie zaczęliśmy się śmiaćjak głupi
a potem Hidan postawił bardzo ważne pytanie. ‘I co teraz?’.Zaproponowałam żebyśmy coś
zjedli.
Weszliśmy do kuchni w porze kolacji. Ja śpiewałam jakaś piosenkę a Hidan cojakiś czas
robił chórki, gestykulując przy tym jak jakaś gwiazda muzyki pop.Bezsprzecznie potrafił
poprawić mi humor.
Wszyscy patrzyli się na nas jak na czubków, którzy uciekli z oddziału psychiatrii.Znalazłam
w zamrażalniku dwa opakowania lodów. Tak. Słodycze. Tego mi potrzeba.
Jakimś cudem znalazłam dwie czyste łyżeczki. Mieliśmy się już zbierać, kiedymnie
oświeciło.
-Kakazu, trzeba Hidanowi kupić nowe łózko.
-Z jakiej racji?
-Z takiej, że obecne pękło na pół.
-jakim cudem?!- wujek mamona dostał prawie zawału
-Uprawialiśmy dziki sex przy akompaniamencie ostrego rocka.-rzuciłamnajspokojniej w
świecie.
Przez chwilę słychać było tylko kaszle krztuszących się ludzi.
-To wy się tak o ściany obijaliście- stwierdził Kakuzu. Widziałam w jego oczachbłysk
złośliwości, kiedy spojrzał na przedstawicieli klanu Uchiha. Chybazaleźli mu za skórę i miał
zamiar wykorzystać moją wypowiedź, aby im dopiec.Puściłam mu oczko, dając znać, że
wchodzę w tą grę.
-tak, tak. Przepraszam. Myślałam, ze muzyka wszystko wyciszy.
-Przeliczyłaś się. Z długości słuchania tego cholernego dudnienia wnioskuję, żeHidan to
długodystansowiec.
Nie mogłam się nie roześmiać. Hidan dopiero teraz pojął cel tych wypowiedzi.
-Zdecydowanie- potwierdziłam.
-Ja dzieci w tej organizacji trzymał nie będę- wściekły syk Lidera przerwał naszągrę.
-Oj, szefie, szefie- pokręciłam głową.- Naprawdę nie wiesz, kiedy człowiekrzuca
sarkazmem?- spytałam i nachyliłam mu się do ucha.- nie wiesz też, kiedypróbujemy kogoś

background image

wkurzyć?
Odsunęłam się i uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Lider tylko skinął głowąrozumiejąc.
-Żegnam wszystkich.
Podeszłam do Hidana i naciągając rogi koszulki dygnęłam przed nim.
-Mości rycerzu, czy możemy wyruszyć czym prędzej?
Zaśmiał się i szybkim ruchem wziął mnie na ręce.
-Oczywiście zacna dziewojo.
-Zatem chyżo do mej komnaty bo jadło nasze niezdatne będzie do spożycia.
Dzięki ci jashinie za Hidana. Za jedyne lekarstwo, które potrafi wyciągnąć mniez
najgłębszego dołu.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
39 CIERPIENIE JEST KONIECZNE
58 ŻYCIE JEST CHWILĄ
86 ŻYCIE NA ZIEMI JEST CHWILĄ
128.Cierpienie jest elementem towarzyszącym człowiekowi od początku jego istnienia, A-Z wypracowania
Cierpienie jest nauczycielem różne aspekty, SZKOŁA, język polski, ogólno tematyczne
Cierpienie jest na pewno rodzajem sensu
CIERPIENIE JEST WOŁANIEM O PRZEMIANĘ Wacław Hryniewicz OMI(1)(3)
Noc piękną jest chwilą
Cierpienie jest niewątpliwie nieodłącznym elementem ludzkiego istnienia
Co to jest teoria względności podstawy geometryczne
Podstawowym miejscem pracy operatora jest stanowisko obsługi wtryskarki do pracy przetwórstwa tworzy
sprawdzian Dziwny jest ten świat, SZKOŁA PODSTAWOWA, LEKTURY- SPRAWDZIANY
Na podstawie?dań rejestrowych! odmian jest przydatnych do przetwórstwa a frytki oraz na chipsy
Podstawowym czynnikiem mającym wpływ na?zpieczeństwo pożarowe budynku jest odporność ogniowa jego el
wprowadzenie do socjologii, S O C J O L O G I A , S O C J O L O G I A - nauka społeczna, której ce
Generatory drgan sinusoidalnych1, Celem ˙wiczenia jest zapoznanie si˙ z wybranymi podstawowymi uk˙ad
6.Sprzęgła i napędy, Przekładnie, Podstawowa wielkoscia charakteryzujaca przekladnie jest przełożeni
Laboratorium Instalacji I Oświetlenia, Pomiary natężenia oświetlenia i luminancji v2, Celem ćwiczeni

więcej podobnych podstron