Rafał Matyja Realizm "Znaku" i "Tygodnika Powszechnego"
.: Data publikacji 19Wrz2005 :: Odsłon: 5257 ::
:.
Czy w Polsce między rokiem 1947 a 1980 możliwe było uprawianie polityki niezależnej od
władz państwowych a zarazem mieszczącej się w ramachlegalności? Odpowiedź na to pytanie w
istotny sposób określa perspektywę, z jakiej przyglądamy się postawom tamtej epoki. Dla
zwolenników odpowiedzi negatywnej każda próba działania politycznego (nie chodzi tu o sferę
kultury, nauki, czy wychowania i edukacji) w obrębie struktur państwowych była szkodliwą
naiwnością lub kolaboracją. Dla zwolenników odpowiedzi pozytywnej próby takie w istotny
sposób zmieniały praktyczne oblicze pozornie tylko niezmiennego systemu.
Przypadek grupy "Znak" i "Tygodnika Powszechnego"będzie zatem jednym z ważnych probierzy
generalnego stosunku historyków i publicystów do PRL, w mniejszym stopniu do samego
środowiska. Warto stwierdzić, że dziś jeszcze dyskusja na temat jego dorobku toczy się raczej
wokół legendy budowanej choćby przez książki RobertaJarockiego czy Jacka
Żakowskiego
niż wokół rzeczywistości. Nic dziwnego, że pojawiają się w tej dyskusji ostre
głosy jak choćby książka StanisławaMurzańskiego
kwestionujące jej prawomocność. Z
jednej strony mamy mówiąc językiem relatywizmu "prawdę wspomnień", zdrugiej
"prawdę cytatów". Prawdę, która w epoce PRL ma znaczenie nieco inne ze względu na rolę
cenzora nie tylko jako "korektora", ale by użyć określenia Marty Fik "współautora",
dopisującego lub sugerującego fragmenty tekstu.
Oczywiście, gdyby wierzyć twórcom legendy, używającym wobec "Znaku" terminu "opozycja"
także zgoda na takie warunki funkcjonowania, które narzucały ingerencje cenzorskie w teksty
polityczne, byłaby czymś obciążającym. Z potocznym rozumieniem pojęcia opozycji kłóci się
też zasiadanie w organach Frontu Jedności Narodu, czy głosowanie w 99% za wszystkimi
także absurdalnymi ustawami tamtej epoki. Można zatemstwierdzić, że przesada w
kształtowaniu heroicznego wizerunku środowiska Znaku, obnaża w konfrontacji z faktami i
cytatami dwuznaczność wielu działań politycznych grupy. Co ciekawe znacznie bardziej
krytyczne stanowisko wobec działań "Znaku" (szczególnie w latach 195668) zajmujądwaj
ludzie obdarzeni w tym środowisku najbardziej politycznymi temperamentami
StanisławStomma i Stefan Kisielewski
Czy dalsza dyskusja o postawach politycznych i poglądach tej grupy będzie toczyła się nadal
między zwolennikami "prawdy wspomnień" a rzecznikami "prawdy cytatów" to zależy w
dużym stopniu od jejuczestników. Moim zdaniem nie wniesie ona nic nowego do stanowisk
przedstawionych przez Żakowskiego i Murzańskiego. Nie odpowie też na pytanie o
prawomocność czy sensowność decyzji o uczestnictwie w komunistycznym Sejmie, czy
prowadzenia "dialogu" z władzami. Zwłaszcza, że część osób należących do środowiska
"Tygodnika" uznawała, iż te działania mają charakter osłonowy dla pracy formacyjnej pięciu
Klubów Inteligencji Katolickiej i wydawniczej Instytutu Znak z najważniejszym jejelementem
jakim był sam tygodnik. W praktyce jednak nawet drobne nieposłuszeństwo ze strony posłów
sprawiało, że zamiast osłony Koło Znak mogło stanowić źródło kłopotów. Żakowski opisuje
redukcję nakładu z 50 do 40 tys. egz. jako skutek podjętej w 1961 roku przez Mazowieckiego
iStommę krytyki sejmowej dwóch zapisów ustawowych
To, czego możemy się spodziewać po badaniach nad myślą i postawami epoki PRL to
ujawnienie motywów i praktycznych aspektów rozmaitych zachowań i próba ich
usystematyzowania. W tym także odpowiedź na ważkie pytanie, dotyczące ciągłości myśli
politycznej na ile postawa środowiska "Znak" kontynuuje postawy określane w epoce zaborów
mianem realistycznych.
"Realizmy" epoki PRL
Dyskusja na temat postaw "realistycznych" będzie zawsze w jakimś stopniu dyskusją o
uprawnionych granicach samego stosowania terminu "realizm". Gdyby odróżniać go od postawy
rewolucyjnej, nie liczenia się z "realiami" jako nieprzekraczalnymi ograniczeniami działań
politycznych, to można przyjąć definicję skonstruowaną przez Andrzeja Micewskiego, dla
którego realizm to po prostu "postawa liczenia się z rzeczywistością, szacunku dla faktów,
dostosowywania własnych celów i dążeń do możliwości, metoda zachowania się w warunkach
niesprzyjających, wobec przeciwieństw losu spotykających narody i grupy społeczne"
Bardzo często nie tylko w polemicznych tekstach realizm bywa utożsamiany z fatalizmem,
prostym pogodzeniem się z istniejącymi porządkami. Niezawiera zatem ani przekonania o
nieuchronności zmian, ani też równie oczywistej pewności, że działanie aktywne może
wpływać na rzeczywistość i zmieniać to co niepożądane. Autorzy tekstów o realizmie bardzo
łatwo mogą pomylić poglądy realistów z ich ironiczną karykaturą.
Co zatem nazwiemy realizmem w polityce ?Wydaje się, że za postawę realistyczną uznać
możemy taką, która uznaje nienaruszalność międzynarodowego status quo a zatem w
warunkach polskich po roku 1945, jakąś formę zależności Polski od ZSRR. Taki charakter
realizmu dobrze oddaje wielokrotnie cytowana wypowiedź StanisławaKutrzeby ogłoszona na
łamach Tygodnika Powszechnego w lipcu 1945 roku: "Posunięcia rządu londyńskiego,
skierowane przeciw Rosji, pchnąć mogłyby kraj w zupełny odmęt, strącić na dno. Liczenie na
wojnę między Anglią a Rosją jest wszakże dziwną naiwnością dla każdego, kto obserwuje
obecne stosunki. A nawet gdyby tak było, gdyby do takiej wojny miało dojść, toć wtedy Niemcy
użyte byłyby przeciw Rosji i nie ulega wątpliwości, iż przede wszystkim szukałyby dla siebie za
tę pomoc korzyści na naszych terenach"
. Przesłanki realizmu wyłożone przez Kutrzebę były
wspólnym mianownikiem różnych postaw obecnych w polskiej myśli politycznej do końca lat
osiemdziesiątych, a bodaj ostatnim jego manifestem był ogłoszony na łamach Tygodnika
Solidarność latem 1989 roku artykuł StefanaKisielewskiego. Bronił on zasady podziału Niemiec i
polskorosyjskiego sojuszu strategicznego, jako gwarancji stabilności naszego regionu
Termin realizm nie opisuje jednak jednorodnej grupy postaw. Podstawowa przesłanka, jaką
jest uznanie międzynarodowego status quo nie implikuje takich samych postaw wobec
komunistycznych porządków w kraju. Mówiąc językiem oficjalnym tamtego okresu "uznanie
realiów międzynarodowych" nie implikowało "uznania realiów ustrojowych", a tym bardziej nie
implikowało "zaangażowania się po stronie partii".
Możemy zatem mówić o realizmie oporu (obecnym w postawie tych grup, które widząc
perspektywę długotrwałej presjisowietyzacyjnej przyjmowały konserwatywną strategię
przetrwania) i o realizmiekolaboracyjnym, który liczył na możliwość oddziaływania na system
poprzez jakąś formę aprobującego uczestnictwa w jego strukturach. Możemy wreszcie mówić o
realizmie kapitulanckim, dla którego przesłanką działania jest przede wszystkim
beznadziejność jakiegokolwiek oporu. Wybiera on między całkowitą biernością i wycofaniem
się, a całkowicie arywistycznymzaangażowaniem.
Wydaje się w tej perspektywie, że realizm "Tygodnika" nie był zjawiskiem jednorodnym. W
pracach poświęconych pismu i jego środowisku, rzadko zwraca się uwagi na istotną różnicę w
motywacjach, przyjmując za oczywistą pewną jednorodność postaw redaktorów, publicystów i
działaczy. Tymczasem w tym jednym piśmie możliwe były w zasadzie wszystkie trzy postawy,
zwłaszcza, że niczym biblijna Arka skupiało ono ludzi o różnych poglądach i temperamentach.
Samo zresztą niechętnie posługiwało się terminem realizm, po 1956 r. lansując w jego miejsce
termin "neopozytywizm". Opisując tę postawę Andrzej Friszkeodnosi ją jednak raczej do
postaw i stanów emocjonalnych niż do poglądów o charakterze politycznym. "Neopozytywizm
pisze Friszke miał oznaczać przeciwstawienie się romantyzmowi politycznemu, ideologii
powstańczej, polityce emocjonalnej. Deklarowano przywiązania do zasad umiaru, ostrożności,
kompromisowości, pragmatyzmu, mierzenia sił na zamiary"
.
Od fatalizmu do złudnych nadziei
Środowisko "Znaku" i jego instytucje było z pewnością niepowtarzalnym zjawiskiem w krajach
bloku sowieckiego. Z jednej strony posiadało atrybuty legalnego działania takie jak pisma
("Tygodnik Powszechny", "Znak", "Więź"), wydawnictwa, stowarzyszenia (Kluby Inteligencji
Katolickiej), przedsiębiorstwa (Libella). Jego przedstawiciele zasiadali w Sejmie i Radzie
Państwa PRL, a także w prezydium Frontu Jedności Narodu. Jednocześnie środowisko to
zachowało znaczną niezależność, a jego postawa polityczna była zdecydowanie defensywna, w
odróżnieniu od przyjętej np. przez kierowany przez BolesławaPiaseckiego PAX. Sama
przynależność do FJN wymagała jak pisze historyk koła poselskiego "Znak" "(a) uznania
monopolu partii komunistycznej na tworzenie ośrodka władzy państwowej samodzielnie bądź ze
stronnictwami sojuszniczymi, (b) uznania jej prawa do wyznaczania kierunków działalności
państwa socjalistycznego (program FJN)".
Motywacje grupy Piaseckiego, która utworzyła w nowej rzeczywistości stabilne środowisko
polityczne, przez całą epokę PRL służące wiernie władzom, były wielokrotnie dyskutowane i
poddawane ostrej krytyce. Rzadziej próbuje się wskazać motywy i koncepcję działania przyjętą
przez grupę, która wybrała drogę znaczącej niezależności a zarazem współpracy i legalizmu
państwowego PRL. U źródeł ruchu "Znak" były przekonania żywione po wojnie przez grupę
katolickich intelektualistów skupionych wokół "Tygodnika Powszechnego". Wprawdzie motywy,
jakimi kierowali się oni w latach czterdziestych i po Październiku nie były takie same, to jednak
zrozumienie ich postawy wydaje się niemożliwe bez przywołania poglądów sformułowanych
zaraz po wojnie. W trzecim numerze Znaku ukazał się tekst Stanisława Stommy"Maksymalne i
minimalne tendencje społeczne katolików w Polsce". Autor przywoływał w nim katastroficzne
tezySpenglera, dotyczące załamania się cywilizacji zachodniej. Spodziewał się triumfu sił
socjalistycznych i szukał sposobu obecności w tej nowej sytuacji historycznej. Uznawał, że
obstawanie katolików przy postulatach społecznych sprzecznych z realiami socjalizmu może
prowadzić do niebezpiecznego konfliktu i radził by skupić się raczej na wysiłku duchowym i
ideowym, godząc się na faktyczny triumf komunizmu w sferze rozstrzygnięć ustrojowych
.
Przywołujemy ten tekst, dlatego, że podobnie jak w przypadku "realizmukolaboracyjnego"
istotną przesłanką poglądów politycznych grupy "Znaku" była kwestia przekonania o
zasadniczej niezmienności położenia Polski po drugiej wojnie światowej. Co więcej przesłanki
realistyczne dotyczące długotrwałościstatus quo dość często wchodziły w sojusz z
przesłankami fatalistycznymi.Niedawno zakończona wojna stwarzała poczucie załamania się
pewnego ładu cywilizacyjnego. Porządki powojenne wskazywały jasno brak drogi powrotu do
ładu przedwojennego. Dobrym literackim obrazem tych nastrojów jest
książkaMalewskiej "Przemija postać świata".
Taka skrajnie pesymistyczna diagnoza prowadziła jednak nie tylko do postawy ochrony
najcenniejszych, duchowych elementów dziedzictwa chrześcijańskiego. Brzmiały w niej tony
polemiczne z polskim nacjonalizmem, z tradycyjnym katolicyzmem, co z kolei mogło dawać
rządzącym komunistom nadzieję na pozyskanie w "Tygodniku" cennego czynnika dekompozycji
środowisk katolickich.
Fatalizm stawał się nie tyle rękojmią kapitualacji, ile rozbicia opinii środowisk katolickich. To
być może tłumaczy jakoś utrzymywanie się "Tygodnika" aż po rok 1953. Rok śmierci Stalina
staje się dla tego środowiska rokiem próby, a zarazem początkiem legendy heroicznej.
Rok 1956 przynosi natomiast wielkie wyzwanie polityczne, jakie wiąże się z przywróceniem
wydawanego w latach 195356 przez grupę Piaseckiego pisma jego prawowitym właścicielom.
Trudno dziś powiedzieć, na ile fakt ten oddziaływał na emocje grupy Znaku, na ile było to
uleganie powszechnym wówczas złudzeniom, dość że faza rozwoju myśli politycznej, która
nastąpiła po roku 1956, a która przez Stommę została nazwana "neopozytywizmem" oznaczała
przejście od fatalizmu do wielkich nadziei.
"Mowa Władysława Gomułkina VIII Plenum pisał AntoniGołubiew stanowiła wezwanie narodu
do współpracy. Odpowiedź mogła być pozytywna lub negatywna. Naszym zdaniem odpowiedź
negatywna stanowiłaby przekreślenie programu reform i sprowadziłaby groźbę powrotu
antydemokratycznych rządów bez udziału społeczeństwa"
. Tragedia węgierska
usprawiedliwiała w jakiś sposób nawet daleko idące kompromisy: "Kierownictwo polityczne
Partii czytamy w oświadczeniu redakcjiTygodnika Powszechnego chroni nas przed
niebezpiecznymi powikłaniami natury międzynarodowej i w tym sensie staje się koniecznym
elementem suwerenności państwa. Mówmy bez niedomówień, suwerenność jest możliwa tylko
w warunkach rządów Partii. Przykład Węgier jest nader pouczający"
Stanowisko to miało jednak bardziej gorące wersje. "Ludzie VIII Plenum potrafili pokierować
procesami społecznymi harmonizując żywiołowość z koniecznymi nakazami racji stanu. W
październiku 1956 znalazło się kierownictwo będące na wysokości zadania jakiegonie było w
listopadzie 1830, w latach 186163 oraz w Warszawie 1944. Rewolucja polska 1956 wysunęła
pewne postulaty i na ich straży stoi rozbudzona dynamika mas"
. Kierownictwo
partiiporównano zatem do władz insurekcyjnych, czyniąc znacznie większy honor niż te, które
przypisywała sobie sama partia i jej propaganda.
Postawa ta przybierała niekiedy nawet formy lirycznego przymilania się do pierwszego
sekretarza: "Naród ma do tego starszego człowieka, o skromnej postawie i rzadkim ale miłym
uśmiechu, pewien określony stosunek uczuciowy niewątpliwie pozytywny. Chętnie się widzi
jego fotografie (może także dlatego, że są rzadkie), na ogół chętnie się słucha jego słów. W
tym odczuciu sympatii dałoby się wyodrębnić poszczególne włókna: zaufania, wdzięczności,
nadziei, wreszcie tego, co określiłoby się jednym lapidarnym słowem 'swój'"
Ważniejsze od emocjonalnych aklamacji są jednak próby racjonalnego przedstawienia własnego
środowiska. W programowym tekście neopozytywizmu StanisławStomma wymienia elementy
'pozytywizmu': 1) "nakazy polskiej racji stanu, zwłaszcza głoszące potrzebę sojuszu z ZSRR,
uzasadniane interesem narodowym wynikającym z sytuacji geopolitycznej"; 2)
zaprzeczenie romantyzmu czyli "umiar, ostrożność, skłonność do kompromisu, a odrzucenie
polityki ryzyka i mierzenia sił na zamiary; 3) Odrzucenie polityki prestiżowej i nieufny stosunek
do wielkich haseł stających się motywem działania; 4) krytyczny stosunek do 'bohaterskich'
epizodów naszej przeszłości
. Wyjaśniał też więź z klasyczną szkołą realizmu politycznego:
"Myśl polityczna Stańczyków była reakcją na fatalne błędy polityki powstaniowej i na klęski,
które sprowadziła ona na Polskę. Klęski, których my byliśmy świadkami i tragiczne błędy
polityczne budzą także dzisiaj tendencje krytyczne i każą zastanowić się czy idee politycznego
Ťbohaterstwať nie są dla narodu złą szkołą politycznego myślenia. Taka jest analogia między
Ťpozytywizmemť Stańczykówa naszym Ťneopozytywizmemť"
Wydaje się, że ten właśnie sąd Stommy jest podstawą szukania związków między tradycjami
XIX wiecznego realizmu, a postawą grupy "Znak". Zwłaszcza, że argumentacja o podobnym
wydźwięku pojawia się dość często w numerach wydanych w warunkach ciągle
jeszczezliberalizowanej cenzury. Zaraz po wyborach 1957 roku w artykule wstępnym
redakcja Tygodnika Powszechnego stwierdzała: "Pisaliśmy już nieraz, że w obecnym,
konkretnym układzie stosunków czynnikiem kierowniczym w Polsce jest i musi być Partia.
Kierownictwo Partii umiało w październiku złączyć się ze społeczeństwem, nakreśliło realny
program naprawy gospodarczej, ma możność wprowadzenia w czyn tego programu, zapewnia
nam sojusz ze Związkiem Radzieckim"
Trudno postawę tę nazwać opozycyjną, choć zapewne pozostała niezależną od partii, zdolną do
sprzeciwu i buntu. Nie dała się sprowadzić na pozycje właściwe StowarzyszeniuPax. Definiując
na łamachKultury różnicę miedzy Znakiem a Paxem Kisielewskistwierdza "My nie afirmujmy,
nie pochwalamy polskiej rzeczywistości, lecz traktujemy ją jako coś danego, z czym jako
realiści musimy się liczyć, w czym będziemy żyć, co trzeba sprawiedliwie i obiektywnie
oceniać. "Pax" natomiast z góry afirmował tę rzeczywistość i w tym celu konstruował jakąś
specjalną ideologię, łączącą komunizm z katolicyzmem. (...) Jednocześnie ta afirmacja
wymagała permanentnego mówienia nieprawdy"
.
"Argumentacja, odwołująca się do surowych realiów geopolityki pisał po latach o decyzji z
roku 1956Kisielewski była dla mnie jedyną dopuszczalną formułą, umożliwiającą kontakty z
partią, nie jestem bowiem i nigdy nie byłem ani marksistą, ani komunistą czy nawet socjalistą.
(...) Argumentacja geopolityczna nie była wówczas przez przywódców tej partii dobrze
widziana, stąd też traktowano nas wtedy bardzo chłodno, nierzadko jako utajonych
wrogów"
. Podkreślał przy okazji różnicę między chłodną postawą "Znaku" a
socjalistycznym entuzjazmem "Paxu". "Zmarły niedawno Bolesław Piasecki pisałKisielewski
(...) zrozumiał w swoim czasie, że wyłącznie taktyczne dogadanie się z Rosjanami nie
wystarczy. Dlatego też, jako katolik, w słynnym swym wstępie doZagadnień istotnych (tym, co
się dostał na papieski indeks) wymyślił sobie tezę, że budowa socjalizmu to kontynuacja dzieła
Ducha Świętego"
Jednocześnie niejako dla równowagi warto stwierdzić, że grupa polityczna Znak silnie
akcentowała swą apolityczność i wyjątkowość, która zdejmowała z niej niejako ciężar
współpracy z reżymem. Przykładem takiej postawy był Jerzy Zawieyski. Janusz Zabłocki pisał o
takiej postawie niezwykle krytycznie: "Zawieyski chciał uprawiać politykę profetycznie. Chciał
ją sprowadzić do takiego właśnie bezinteresownego świadectwa osobistego, poprzez które nie
oglądającsię na jego doraźną skuteczność, a nawet przyjmując ryzyko taktycznych
niepowodzeń dokonywałby potwierdzenia zasadniczych, nadrzędnych wartości, zagrożonych z
różnych stron". W postawie tej odwoływał się do pism Emanuela Mounier oraz
postaw Gandhiego, czyMartina Luther Kinga. O pułapkach tego rodzaju postawy pisał
Janusz Zabłockipytając "czy aby funkcję taką sprawować, prorok musi łączyć ją koniecznie z
mandatem w Sejmie czy Radzie Państwa albo przywództwem ruchupolitycznego ? (...) Taka zaś
sprzeczność między odżegnywaniem się w pryncypialnych deklaracjach od polityki przy
równoczesnym uprawianiu (bo jakże można inaczej) własnej taktyki na co dzień, prowadzić
musi do podejrzenia, które dla autorytetu "proroka" jest mordercze: podejrzenia
hipokryzji"
. Zabłockipodkreśla, że wobecZawieyskiego zarzut taki jest niesprawiedliwy,
wysuwa jednak krytyczną sugestię, iż postawa Zawieyskiegosprzeniewierzała się powołaniu
polityka.
Sprawa ta była jednak właściwością nie tylkoZawieyskiego lecz także szerszej grupy "Fakt, że
wysuwamy kilku kandydatów do Sejmu nie oznacza bynajmniej, (...) że przekształcamy się w
grupę polityczną. (...) Nasze cele pozostały te same są to zadania pojętej bardzo szeroko
pracy kulturalnej, moralnej i wychowawczej. Ale pracy tej nie możemy ujmować w kategoriach
oderwanych od konkretnejsytuacji ogólnej i od szczegółowych zadań które przed nami
stanęły"
.
Oczywiście sam Kisiel był w swych poglądach bardziej "polityczny" i "realistyczny", a zarazem
bezkompromisowy, choć trudno uznać, że posiadał stałą i niezmienną wizję tego, czym jest
PRL. Elementem niezmiennym, aż po rok 1989 był prymat czynnika geopolitycznego nad
wszystkimi innymi. "Zważywszy na nasze położenie geograficzne pisał w 1956 na
łamach Tygodnika między Rosją a Niemcami, zważywszy jak najbardziej żywotne interesy
Rosji w NRD, zważywszy wreszcie ogólną sytuację politycznostrategiczną Europy i świata
stwierdzić trzeba, że każda próba ze strony Polski oderwania się od Rosji, od bloku
wschodniego i od idei oraz haseł socjalizmu powoduje groźbę rosyjskiej interwencji u nas, co
postawiłoby nas w sytuacji Węgier". Kisielewski uważa zatem, że wbrew uzasadnionym oporom
psychicznym i stosunkowi do marksizmu Polacy powinni zaakceptować sojusz z ZSRR i
rządy Gomułki
. W tym samym okresie wyłożył własną formułę realizmu pisząc: "Wyznaję
dewizęMalraux, że w polityce mówienie nie o tym co może być, ale o tym, co powinno być, jest
zbrodnią. Dlatego też w obecnej sytuacji historycznej jedyną drogą rozwiązania polskiego
dramatu ekonomicznego staje się droga zakreślona przez Władysława Gomułkę: droga
przekształcania naszego modelu społeczno gospodarczego w kierunku zaspokojenia
rozbudzonych niewątpliwie w poprzednim okresie konsumpcyjnych i inwestycyjnych potrzeb
naszego zbiorowiska"
. Można powiedzieć też, że dlaKisielewskiego najgorszym
niebezpieczeństwem byłaby likwidacja polskich urządzeń państwowych. Nawet jednakte
które były warto było chronić i obracać w jak największym stopniu na pożytek narodowy.
Polityka koła poselskiego "Znak" szła zatem nie tylko po linii zimnego realizmu, ale wprost po
linii złudzeń. Jej apogeum przypada na lata sześćdziesiąte, a szczególnie dotkliwym przykładem
jest przygotowana przez Stanisława Stommę, Tadeusza Mazowieckiego i
Stefana Wilkanowicza"Opinia" na temat możliwości uregulowania stosunków państwo Kościół
poprzez przywrócenie stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. Wysunięcie takich
sugestii bez jakiegokolwiek uzgodnienia, czy choćby powiadomienia czynników kościelnych było
nie tylko drastycznym jak na czasy PRL brakiem lojalności, ale wprost uznaniem, że
ostrożna i nieufne postawa prymasaWyszyńskiego jest dowodem nie tyle realizmu, lecz swego
rodzaju przeceniania roli i możliwości, jakimi się dysponuje.
Trudno też wskazać przyczyny chwiejnej i niewyraźnej postawy koła poselskiego w sprawie
listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, czy stanowisko w sprawie represji, jakie
spadły na Kościół przy okazji obchodów Millennium. Można powiedzieć, że polityka daleko
posuniętej ostrożności w zakresie obrony Kościoła ipraw katolików święciła triumfy. Wkrótce
miało jednak dojść do faktów, które doprowadziły "Znak" do porzucenia polityki ostrożnej, na
rzecz polityki gestu.
Droga ku opozycji
Przełomowym rokiem w historii ruchu Znak, będzie z pewnością 1968. Zajęcie ostrego
stanowiska w kwestii brutalności milicji w wypadkach 8 i 9 marca było nie tylko aktem odwagi,
którego zabrakło np. w kwestiach związanych z represjami podczas obchodów milenijnych, ale
także gestem grupy, która z pewnością pozbyła się złudzeń, co do perspektyw polityki
realistycznej. Stanowisko w sprawie wypadków marcowych zbliżyło też bardzo grupę
"Tygodnika" z lewicowymi dysydentami, którzy potem na długo stać się mieli ich sojusznikami.
Po interwencji w Czechosłowacji jak wspomina Stomma koło Znak rozważało nawet złożenie
mandatów, ale skończyło się na przykrej rozmowie z Kliszką. A samStomma miał w Sejmie
spędzić jeszcze dwie kadencje. Żakowski tłumaczyStommę pisząc, że trzymały go tam
marzenia. Wydaje się, że raczej niepewność, obawa przed ryzykiem samotnego konfliktu z
władzą. Zerwana została nić porozumienia z władzą oparta na dość daleko posuniętej lojalności
politycznej koła poselskiego Znak. Ale od owego zerwania do postawy opozycyjnej była jeszcze
długa droga. Fazę tę można nazwać czytając pamiętnik Ksiela okresem "czarnego realizmu".
Bezzłudzeń co do możliwej ewolucji systemu, ale także bez nadziei na aktywniejszą rolę
społeczeństwa i możliwość uprawiania jakichś form zewnętrznej presji i opozycji.
Następny krok grupa Znaku uczyniła w roku 1976. Po pierwsze ze względu na fakt wstrzymania
się od głosuStommy w głosowaniu nad poprawkami do Konstytucji, na pozbawienie go mandatu
w następnej kadencji i przejęcie całej reprezentacji parlamentarnej przez grupęZabłockiego.
Ponadto od roku 1976 datuje się współpraca środowisk znakowskich z opozycją
demokratyczną.Współpraca, co przyznaje nawet Żakowski, pełna ostrożności i obaw
towarzyszących gestom symbolicznego wsparcia dla opozycji. W tym okresie realizm
sprowadza się już tylko do ochrony instytucji, nie wiąże się z nadzieją pozytywnej
ewolucji władz lecz z przekonaniem, że warto chronić kluby i wydawnictwa. Znacznie
odważniejsze jest w tym okresie środowisko "Więzi" i część warszawskiego KIK. Nie
przypadkowo zaowocuje to później znaczącą rolą ludzi z ul. Kopernika w tworzeniu
"Solidarności". Wysoka pozycja, jaką w związku tym zdobył Tadeusz Mazowiecki, zaowocowała
po latach misją utworzenia pierwszegoniekomunistycznego rządu.
Przyczyn odmienności postawy Mazowieckiego można szukać zarówno w biografii, jak i w
poszukiwaniach ideologicznych. Po pierwsze wspomnienie własnej aktywności w
Stowarzyszeniu "Pax" mogło ciążyć jak wyrzut sumienia i prowadzić do działań odważniejszych
i bezkompromisowych. Po drugie wśród bohaterów wymienianych w jego publicystyce
trudno znaleźć, jak u Stommy, polskich realistów, a ich miejsce zajmują katoliccy radykałowie
z pierwszej połowy XX wieku. Realizm Mazowieckiego jest raczej pragmatyzmem, brakiem
złudzeń, co do intencji władz. Jego system wartości jest z kolei w naturalny sposób bliższy niż
krakowskotygodnikowy laickiej i lewicowej opozycji, z którą potrafi wypracować istotną
koncepcję legalizmu prawczłowieka, jako uzasadnienia dla działań przed rokiem 1980.
Przed rokiem 1980 realizm staje się już tylko ostrożnością. W latach 198081 przybiera nowe
zupełnie odmienne oblicze, oznacza nawoływanie "Solidarności" do umiaru i związany jest z
nierozstrzygalną historycznie dyskusją, czy ówczesny "karnawał" mógł zakończyć się inaczej
niż demonstracją siły.
Po 13 Grudnia Tygodnik Powszechny poszedł jeszcze dalej, przybrał żałobne szaty, stał się
pismem moralnej kontestacji systemu, pismem idącym pod sztandaremniepogodzenia się z
realiami. Co więcej niechętnym okiem patrzącym na kontynuatorów realizmu zwłaszcza w
kręgachkościelnych. Tygodnik poddał się "moralnymprzewartościowaniom" jakimuległa po
Sierpniu istotna część polskiej inteligencji, która odrzuciła powszechną dotąd praktykę
angażowania się w oficjalne struktury polityczne, a dokonawszy tego z niezwykłym
krytycyzmem traktowała to, co sama stosunkowo niedawno czyniła. Owa pryncypialność
momentami nieznośna i groteskowa miała swoje uzasadnienie moralne (w poczuciu
odzyskania wspólnoty obywatelskiej i narodowej, wobec której winni jesteśmy lojalność) i
psychologiczne (streszczające się w prawdzie, iż neofici sąnajpobożniejsi). W swej skrajnej
postaci, obecnej w publicystyce lat osiemdziesiątych negowała nie tylko tradycyjny realizm
epoki PRL, ale także inne formy politycznej kalkulacji, postulując
Obrońcy postawy realistycznej jak choćby profesor Stomma nie znajdą już oparcia w
"Tygodniku" i rozpoczną tworzenie nurtu realistycznego w oparciu o inne środowiska polityczne.
W latach osiemdziesiątych zresztą Tygodnik przestawał istnieć jako środowisko polityczne.
Odgrywał i w pierwszych latach Trzeciej Rzeczypospolitej miał odgrywać nadal rolę
wpływowego środowiska towarzyskiego i intelektualnego, które nobilitowało i które lansowało
własne punkty widzenia.
Zamknięta tradycja myślenia
Historia "Tygodnika" w powojennym półwieczu jest zatem nie tyle historią ważnych tez
z zakresu myśli politycznej. W tej sferze koncepcje wysuwane przez głównych ideologów
środowiska Stommę czyKisielewskiego można uznać za realistyczne poprzez historyczne
nawiązania, a nie przez to, że stanowiły rzeczywistą podstawę podejmowanych działań.
Formuła Koła Poselskiego "Znak" była mało efektywną formułą
"realizmukolaboracyjnego", a wszystkie argumenty podawane w jej obronie deklaracja z 1968
roku, wstrzymanie się od poparcia poprawek do konstytucji z 1976 r. należą raczej do
demonstracji "romantycznych gestów". Poważniejszym uzasadnieniem działań środowiska a
zatem także klubów i wydawnictw byłby "realizm oporu", który zapewne ożywiał tych, którzy
byli nieufni w stosunku do obietnic władzy i sensu działania w strukturach PRL. Ten realizm nie
ma jednak równie silnej eksplikacji w tekstach po części tylko z powodów cenzuralnych, gdyż
emigracyjne wypowiedziKisiela (na łamach "Kultury") byłyby tu znakomitą okazją do
wypowiedzenie takiego stanowiska.
Lata 19761981 pokazały dobitnie, że realizm oporu jest postawą, która ma w
środowisku "Znak" wielu zwolenników (by wymienić choćby postać redaktora naczelnego
"Znaku" BohdanaCywińskiego), co więcej, że grono to powiększa się. W latach
siedemdziesiątych nie przeciwstawiano mu zresztą żadnych poza ostrożnością poważnych
argumentów. W następnej dekadzie doszło do wyraźnego rozejścia się postaw realistycznych z
romantycznymi. "Tygodnik" jako pismo stanął w szeregu obrońców politycznego romantyzmu.
Ze środowiska tego wyszło po roku 1989 kilku polityków, nie wyłoniła się jednak żadna
szkoła myślenia politycznego. Można zadać pytanie, czy koncepcje realizmu (neopozytywizmu)
były tylko uzasadnieniem, racjonalizacją przyjętych z innych pobudek postaw politycznych, czy
też miały w wartość samoistną, czy były tylko eleganckim uzasadnieniem politycznej
ostrożności, czy może stanowiły konieczny w każdym działaniu społecznym kod
wspólnych pojęć ?Rozbieżności między słowem pisanym a wspomnieniami i dziennikami
wskazują na to, że "realizm kolaboracyjny" był doktryną powierzchowną i skonstruowaną
przede wszystkim na potrzeby politycznego działania części środowiska. Jego
niekwestionowane dokonania nie należą natomiast do sfery politycznej, lecz do sfery kultury.
Jacek Żakowski,Pół wieku pod włos, czyli życie codzienne
"Tygodnika Powszechnego" w czasach heroicznych, Kraków 1999;
RobertJarocki, Czterdzieści pięć lat w opozycji (o ludziach "Tygodnika
Powszechnego"), Kraków 1990.
StanisławMurzański, Wśród łopotu sztandarów rewolucji. Rzecz o
"katolewicy" 19451989, Kraków 1998.
Zob. StanisławStomma, Trudne lekcje historii, Kraków 1998;
StefanKisielewski, Dzienniki, Warszawa 1998.
Jacek Żakowski, op. cit., s. 42.
Andrzej Micewski,Postawy i poglądy. Z doświadczeń ideowych
dwudziestopięciolecia, Warszawa 1970, s. 57.
StanisławKutrzeba, Jak to było w Moskwie, "Tygodnik Powszechny"
1945 nr 16.
Stefan Kisielewski,O co właściwie chodzi ?, "Tygodnik Solidarność"
28 lipca 1989.
Andrzej Friszke,Opozycja polityczna w PRL 19451980, Londyn
1994, s. 194.
StanisławStomma, Maksymalne i minimalne tendencje społeczne
katolików, "Znak" 1946 nr 3, s. 257275.
Antoni Gołubiew,Dlaczego bierzemy udział ..., op. cit.
Zespół "Tygodnika Powszechnego",Październik i styczeń,
"Tygodnik Powszechny" 3 lutego 1957.
StanisławStomma, Idea i siła, "Tygodnik Powszechny" 25 grudnia
1956.
Zespół "Tygodnika Powszechnego",Październik i styczeń....
StanisławStomma, Pozytywizm od strony moralnej, "Tygodnik
Powszechny" 14 kwietnia 1957.
Ibidem.
Wybory [artykuł redakcyjny na pierwszej kolumnie], "Tygodnik
Powszechny" 20 stycznia 1957.
Rozmowa ze StefanemKisielewskim, "Kultura" 1957 nr 6, s. 33.
StefanKisielewski, Czy geopolityka straciła znaczenie?,
"ResPublica" 1979 nr 1,cyt za: StefanKisielewski, Wołanie na Puszczy,
Warszawa 1997, dalej jako WnP 6061.
Tamże.
Janusz Zabłocki,Zawieyski jakiegoznałem, "Chrześcijanin w
świecie" 1982 nr 8, s.96.
Antoni Gołubiew,Dlaczego bierzemy udział w sprawachpolitycznych
?, "Tygodnik Powszechny" 13 stycznia 1957.
StefanKisielewski, Czyneopozytywizm ?, "Tygodnik Powszechny"
25 grudnia 1956.
StefanKisielewski, Dramat ekonomiczny, "Tygodnik Powszechny"
13 stycznia 1957.
Żakowski, op.cit., s. 8285.
Mowa tu przede wszystkim o zbiorzeRozdroża i wartości, Warszawa
1970.