Spotkanie z UFO nad jeziorem
Wśród wielu relacji z obserwacji NOLi, napływających z terenu Polski, tylko nieliczne pochodzą
z rejonu Mazur. Myślę, że dzieje się tak między innymi dlatego, że na terenie Mazur nie ma
aktywnie działającej, znanej tamtejszym mieszkańcom grupy ufologicznej, nie licząc kilku
samodzielnie działających badaczy-amatorów, którzy starają się rejestrować każdą zgłoszoną
obserwację. Podobna sytuacja panowała do niedawna na Podkarpaciu, skąd sporadycznie
donoszono o obserwacjach NOLi. Od roku 1998 sytuacja ta uległa zasadniczej poprawie, kiedy
wspólnie z Grzegorzem Dawidem z CBUFOiZA zaczęliśmy aktywnie badać i dokumentować
obserwacje NOLi w terenie, informując przy tym zainteresowanych o naszej działalności
ufologicznej za pośrednictwem lokalnych gazet i innych środków przekazu, czego efektem są
sygnały na temat obserwacji NOLi pochodzące zarówno z Podkarpacia, jak i pozostałej części
Polski.
W artykule tym przedstawiam zdarzenie, do jakiego doszło na Mazurach w miejscowości Stare
Juchy. Jest to bardzo interesująca ze względu na swój przebieg i charakter obserwacja.
Informację o tym zdarzeniu otrzymałem telefonicznie w styczniu 2003 roku od pani Elżbiety
(jest to fikcyjne imię, którego będę tu używał, ponieważ świadek zastrzegła sobie całkowitą anoni-
mowość), która po przeczytaniu mojego artykułu zamieszczonego w 53 numerze UFO z 2003 roku,
postanowiła opowiedzieć o niezwykłym przeżyciu, które było jej udziałem. Z uwagi na wymóg
zachowania anonimowości nie mogę ujawnić żadnych szczegółów dotyczących pani Elżbiety, która
piastuje bardzo wysokie i odpowiedzialne stanowisko. Co więcej, nie mam w zwyczaju ujawniać
nazwisk świadków, nawet jeśli nie zgłaszają przeciwko temu sprzeciwu.
Świadków poniższej obserwacji było pięcioro w tym dwoje obcokrajowców narodowości
ukraińskiej, którzy wykonywali pewne prace w domu pani Elżbiety.
Przyjrzyjmy się tej obserwacji, tak jak ją świadek opisała w liście do mnie:
„W pierwszą niedzielę po 5 marca 2001 roku (prawdopodobnie był to 11 marca) wieczorem
około godziny 19.00-19.30 oglądałam jakiś dziennik i usłyszałam stuk w połać dachu od strony
jeziora. Dach jest pokryty blachodachówką. Hałas ten spowodował natychmiastową reakcję ze
strony psów (dwa małe w domu) i kilku dużych na zewnątrz – gwałtowne szczekanie i wycie.
Ponieważ psy nie przestawały, po około 5 minutach wyszłam na jeden taras, ale nic nie
zauważyłam, a później na taras wejściowy. Zapaliłam światło i zauważyłam, że jeden z psów
skacze w górę na środku podwórka i szczeka w kierunku kępy drzew, i wówczas zauważyłam
dwa reflektory tuż nad czubkami drzew. Światło było bardzo intensywne, żółte, fosforyzujące.
Reflektory byty ustawione równolegle – poziomo jak w helikopterze. I to była moja pierwsza
myśl, że to sąsiad, który odwiedza swoją posiadłość po drugiej stronie jeziora, zawsze
helikopterem. Dlatego odruchowo spojrzałam na drugą stronę jeziora i wtedy zauważyłam drugi
pojazd, a raczej pierwszy pojazd „matkę” – bardzo duży.
Wydzielał delikatną niebieską poświatę, znajdował się nad taflą jeziora. Mały pojazd wisiał
tuż nad drzewami i nie powodował żadnego ruchu drobnych przecież wierzchnich gałęzi. Nie
wydawały żadnych dźwięków. Natychmiast pobiegłam do domu i zadzwoniłam do męża, który
właśnie wrócił z Mazur do Józefowa. Opowiedziałam mu, co widzę, i mąż kazał mi natychmiast
wołać świadków. Jedynymi świadkami była para Ukraińców zatrudnionych wtedy u nas – Lidia i
Józef. Tak, że byli oni świadkami prawie od początku. W międzyczasie ubrałam się, wzięłam
drugą słuchawkę telefoniczną (bo mąż chciał rozmawiać również z nimi) i na zmianę
relacjonowaliśmy mu, co widzimy. Wzięłam również lornetkę...
Pojazdy bardzo wolno przemieszczały się w stronę końca jeziora. „Mały” – widoczne tylko
reflektory – poruszał się poziomo i pionowo spokojnie bez zrywów. Wypuszczał okresowo snop
żółtego światła (tak jak nasze helikoptery) pionowo na ziemię. „Mały” poruszał się nad ziemią, a
duży sunął nad taflę jeziora. Wtedy mąż kazał mi dawać znaki latarką. Poszłam po latarkę,
bardzo silną, i zaczęłam wysyłać różne przerywane sygnały: koło, trójkąt, krzyż, mruganie.
To chyba spowodowało, że zawróciły oba i zaczęły sunąć w naszą stronę. Duży zbliżał się po
tafli jeziora, dotarł do wysokiej kępy drzew, uniósł się nad nią i wisiał tam około 15-20 minut.
Wtedy mogliśmy go dokładnie obejrzeć – był okrągły, w kształcie tortu, jakby miskę nałożyć na
talerz.
Tę „miskę” stanowiły wysokie na około dwa piętra okna, „talerz” i przerwy między oknami
były metaliczne, srebrzyste. Okien z naszej strony było sześć pełnych i po połówce na skraju,
czyli siedem. Należy domniemywać z okręgłego kształtu, że było ich w sumie 14 (sześć z każdej
strony i połówki na skraju). W górnej części zewnętrznych okien, tuż pod sufitem, były widoczne
dwie czerwone lampki, światło pulsujące. Kształt był płynny, żadnych występów na pojeździe.
W środkowej części metalicznej podstawy znajdował się krąg lamp emitujących bladoniebies-
kie światło. Takie samo bladoniebieskie światło wychodziło z okien. W środku pojazdu poza
czerwonymi lampkami nic nie było widać. Powrót tych pojazdów wywołał nasze przerażenie.
Mały pojazd znalazłszy się w odległości około 40 i później 30 metrów wypuścił z drugiej strony
(nie z tej, gdzie poprzednio wypuszczał wąski snop penetrujący ziemię) szeroki snop żółtego
światła z kontrastującą czarną dziurą około 1,5-2 metrów wysokości w kształcie „dziurki od
klucza”. Stało się to dwukrotnie i doprowadziło do ucieczki Józefa z tarasu do domu.
W tym czasie sąsiedzi zaczęli wjeżdżać na naszą górkę – widoczne światła samochodu.
Przerwałam obserwację i zajęłam się szukaniem pilota do bramy, aby wpuścić ich na działkę.
Pojazdy zaczęły się oddalać w kierunku końca jeziora. Duży uniósł się i opuścił po drugiej
stronie lasu, a mały cały czas poruszał się w oddali do około 22.00.
Z opisu wynika, że zaobserwowano dwa NOLe z dość bliskiej odległości, która umożliwiła
dostrzeżenie bardzo istotnych szczegółów wyglądu, zwłaszcza większego obiektu.
Zdarzenie to jest o tyle interesujące, że zaczęło się od obserwacji NL (Nocturnal Lights – Nocne
Światła), a skończyło na CE-III (Close Encounter of the Third Kind – bliskie spotkanie trzeciego
stopnia). Właśnie tym ostatnim przypadkiem zajmę się w dalszej części artykułu, ponieważ nie
wiadomo, czy rzeczywiście chodziło o obserwację istoty, czy też nie? Zdarzenie zaczęło się od dość
prozaicznego uderzenia „czegoś” w blachę dachu, powodując natychmiastową reakcję psów
znajdujących się na podwórzu domu, które zaczęły głośno szczekać, alarmując świadka.
Jak wiemy z opisu, po wyjściu na taras domu pani Elżbieta zauważyła na północnym wscho-
dzie, tuż nad wierzchołkami drzew, które rosną w odległości około 30 metrów od domu, dwa jasne
okrągłe światła w kształcie kul, które usytuowane były względem ziemi poziomo. Każde ze świateł
miało średnicę około 0,5 metra i raziło w oczy.
Obydwa światła należały najwyraźniej do większego obiektu, który był w owym czasie
niewidoczny. Oddalone były od siebie na około 3-4 metry, co oznacza, że obiekt miał rozpiętość
poziomą nie mniejszą niż ta właśnie odległość.
Światła zaobserwowane po wyjściu świadka na taras.
Obiekt unosił się na wysokości od 10 do 20 metrów nad ziemią i poruszał się w górę oraz na
boki. Właśnie te ruchy sugerowały, że obydwa światła muszą należeć, do dużego obiektu, który był
niewidoczny w warunkach nocnych lub miał ciemną powierzchnię, co jest dość charakterystyczne
dla NOLi.
Można przypuszczać, że „dziwne” uderzenie o blachę dachu oraz ujadanie psów było
najprawdopodobniej momentem, w którym pojawił się NOL lub przybliżył się na tyle blisko domu,
że zaniepokoił psy. Jak wspomniała pani Elżbieta, po wyjściu z domu zdziwił ją widok jednego z
psów, który szczekając skakał do góry w kierunku dziwnych świateł.
Niewykluczone, że związek z widocznymi światłami miał również usłyszany przez świadka
dźwięk. Jak wiadomo, obiekt ten emitował silne wiązki jasnego światła, które mogły zostać
skierowane w kierunku dachu domu. Oczywiście są to tylko spekulacje nie poparte żadnymi
dowodami w postaci relacji świadków.
Obiekt cały czas tkwił w tej samej odległości, wypuszczając co jakiś czas w kierunku ziemi
wąski promień jasnożółtego światła, jakby czegoś szukał.
Jak się niebawem okazało, nie był to jedyny obiekt. W kierunku ogromnego jeziora Łaśmiady
unosił się kolejny obiekt bardzo dużych rozmiarów.
Warto dodać, że jezioro tego dnia nie było skute lodem. Jest to o tyle ważne, że gdyby było
odwrotnie, to w miejscu, nad którym unosił się obiekt, mogłyby pozostać wytopione w lodzie kręgi.
Tego typu przypadki zaobserwowano w wielu miejscach, między innymi w Szwecji, USA i na
Ukrainie.
NOL unosił się zdaniem pani Elżbiety w odległości ponad 200 metrów w kierunku pólnocno-
wschodnim na wysokości około 2 metrów nad powierzchnią wody. Zaraz potem oba obiekty
zaczęły bardzo powoli oddalać się. W tym momencie świadek powiadomiła o tym fakcie
Ukraińców oraz zatelefonowała do swojego męża, aby podzielić się z nim swoimi wrażeniami, tym
bardziej że oprócz niej to samo obserwowali jej znajomi Ukraińcy.
Wymieniając spostrzeżenia, mąż pani Elżbiety zaproponował jej, aby wzięła latarkę i dawała
sygnały świetlne w kierunku oddalających się dwóch obiektów. Przypuszczalnie właśnie to było
powodem powrotu obu NOLi w kierunku świadków. Oba obiekty zbliżały się powoli i po pewnym
czasie zatrzymały się w miejscu. Szczekające dotąd psy pochowały się ze strachu w swoich budach.
Widok miejsca obserwacji większego obiektu w momencie zauważenia go po raz pierwszy (biały owal)
oraz po jego przybliżeniu się na odległość około 100 metrów od domu.
Większy obiekt zawisł w odległości około 100 metrów za pobliskimi drzewami, natomiast drugi
w przybliżeniu 40 metrów od miejsca, w którym został zauważony po raz pierwszy. Powolne
zbliżanie się NOLi bardzo mocno przestraszyło świadków, czemu nie ma się co dziwić, ponieważ
nie wiedzieli, co stanie się za chwilę?
Przebywając w odległości około 100 metrów od obiektu, który tkwił bezdźwięcznie nieruchomo
w powietrzu na wysokości około 30 metrów, świadkowie podziwiali jego niezwykły wygląd.
Według pani Elżbiety był on okrągły i miał płaską dolną i górną powierzchnię. Najbardziej
uderzająca w jego wyglądzie była wysokość, która była porównywalna z wysokością
trzypiętrowego budynku o wysokich kondygnacjach. Korespondując ze świadkiem, ustaliłem, że
obiekt miał wysokość około 9 metrów i średnicę 25-30 metrów!
Jego wygląd był bardzo interesujący, ponieważ na całej jego powierzchni były widoczne
ogromne „okna”, które mogły mieć przy tej wysokości obiektu od 7 do 8 metrów. Miały białoszary
matowy kolor i emanowało z nich bladoniebieskie światło otaczające cały obiekt. Z kierunku, z
którego świadkowie obserwowali obiekt, widocznych było sześć „okien” i po połówce na skraju
obiektu, co daje w sumie 14 „okien” przy uwzględnieniu okrągłego kształtu obiektu. Pomiędzy
„oknami” widoczne były metaliczno-srebrzyste przerwy.
Doskonała pamięć i spostrzegawczość pani Elżbiety pozwoliły jej ustalić, że przerwy między
„oknami” miały półokrągłe zakończenia w części górnej, poza tym w dwóch „oknach” widoczne
były dwa czerwone pulsujące światła usytuowane w ich narożnikach.
Jak wiadomo, NOL unosił się na wysokości około 30 metrów nad ziemią, co pozwoliło świad-
kom dostrzec również jego spód. W środkowej części, która także miała metaliczny kolor,
znajdowały się jasnoniebieskie światła tworzące okrąg. Światła emanowały niewielką bladoniebies-
ka poświatą i usytuowane były jedno obok drugiego bez widocznych przerw między nimi.
W tym samym czasie świadkowie obserwowali równocześnie drugi obiekt, na którym widoczne
były jedynie dwa duże jasne światła. W pewnej chwili z prawej strony obiektu wystrzelił żółty
promień światła, który uformował na ziemi okrąg o średnicy od 1 do 2 metrów, w którym pojawiło
się coś czarnego, co według pani Elżbiety przypominało „dziurkę od klucza”. Według świadka
„dziura” miała ciemny kolor i wyraźnie kontrastowała z otaczającym ją żółtym światłem. Sięgała na
wysokość od 1,5 do 2 metrów. Czy mogła to być jakaś istota? Pani Elżbieta nigdy nie twierdziła w
rozmowach ze mną, że to może być „kosmita”. Zatem co to mogło być?
Rysunek wykonany przez świadka kolorową akwarelą nazajutrz po obserwacji, przedstawiający większy
obiekt.
Z rysunku i opisu wykonanego przez świadka wynika, że mogła to być postać z rodzaju
„nocnych gości”, jacy często odwiedzają nocą pewnych ludzi w sypialniach. Ich wzajemne
podobieństwo jest bardzo uderzające. W swoim archiwum posiadam kilka relacji z obserwacji
„nocnych gości”, którzy przypominają z wyglądu „coś”, co widziała pani Elżbieta. Identyczny
wizerunek „nocnych gości” narysowała świadek z Wilkowej, która przeżyła CE-III w 1997 roku. Z
opisu i rysunku świadka wynikało, że widoczna postać była okryta ciemną „peleryną”. Opis tego
przypadku przedstawiłem w 52 numerze UFO z 2002 roku. Proszę zatem porównać podobieństwo
obu postaci.
W badaniu zjawiska NOLi wiele zależy od subiektywnej oceny samego badacza, jeśli dany
przypadek rejestruje tylko jeden ufolog. To od niego zależy, czy dane zdarzenie zostanie zaliczone
do CE-III, czy tylko do CE-I jak w powyższym przypadku, jako że obiekt znajdował się w
odległości około 40 metrów.
Osobiście uważam, biorąc pod uwagę wiele innych podobnych przypadków oraz wygląd
obserwowanych istot, zwłaszcza ich podobieństwo do „nocnych gości”, że powyższe zdarzenie
można zaliczyć wstępnie do CE-III!
Jak wynika z relacji świadka, postać pojawiła się dwukrotnie w momencie wyemitowania snopu
żółtego światła z prawej strony obiektu! Jest to ważny szczegół, ponieważ obiekt wcześniej również
wypuszczał wiązki światła, ale zawsze z lewej strony obiektu. Wygląda na to, że charakter i
przeznaczenie obu świetlistych promieni zależało od sytuacji. Promień emitowany z lewej strony
można porównać do „szperacza”, w jakie zaopatrzone są helikoptery, natomiast promień emitowany
po prawej stronie miał zupełnie inne zadanie – mógł służyć do przenoszenia istot z góry na dół i z
powrotem.
Nie jest to bynajmniej mój wymysł, rodem z filmów science fiction. Istnieje bardzo wiele relacji,
w których świadkowie opisują podobny promień, który służy do wciągania ludzi oraz ufonautów na
„pokład” NOLa. Jedno jest pewne, promienie tego typu nie są zwyczajnym światłem, na co mógłby
wskazywać ich wygląd.
Rysunek wykonany przez świadka przedstawiający wygląd istoty wewnątrz snopu światła.
Obserwacja postaci trwała około 30 sekund, po czym zniknęła ona w momencie zgaśnięcia
światła. Sytuacja ta powtórzyła się w tym samym miejscu i miała identyczny przebieg. Warto
wspomnieć, że na drugi dzień pani Elżbieta dokładnie sprawdziła, czy nie ma śladów w miejscu, na
które padał z NOLa promień światła z postacią, jednak na nie zaśnieżonej ziemi nie było widać
niczego podejrzanego.
Pojawienie się istoty spowodowało ucieczkę jednego ze świadków do domu. Był to pracujący u
pani Elżbiety Ukrainiec. Niestety, nie miałem możliwości przeprowadzenia rozmowy z tymi
Ukraińcami, ponieważ wyjechali do innego miasta w Polsce w poszukiwaniu innej pracy.
W przypadku tego zdarzenia można powiedzieć, że po pierwszej obserwacji dwóch NOLi, pani
Elżbieta w dość nietypowy sposób wymusiła dalszy kontakt z NOLem, który spowodował zbliżenie
się obu obiektów oraz pojawienie się istoty (?) w świetle żółtego promienia. Obserwacja obu
obiektów wiszących w powietrzu w bezpośredniej bliskości domu pani Elżbiety trwała około 20
minut.
Nie wiadomo, jak wyglądałby dalszy przebieg zdarzenia, gdyby pod dom nie zajechali znajomi
pani Elżbiety, która zadzwoniła po nich w międzyczasie, aby mieć dodatkowych świadków. Po
kilku minutach, gdy wszyscy świadkowie wyszli na taras domu (łącznie pięć osób), obiekty oddaliły
się na północny wschód. Największy obiekt znajdował się w znacznej odległości tuż nad lasem,
który oddziela jezioro Ułówki od jeziora Łaśmiady. Z relacji pani Elżbiety wynika, że jednym ze
świadków, który widział końcową fazę obserwacji obu obiektów, był znany polski reżyser filmowy.
Niestety, nie wiem, o kogo chodzi, ponieważ pani Elżbieta nie zgodziła się na ujawnienie jego
nazwiska, co zresztą nie jest wcale takie dziwne!
Pani Elżbieta powiedziała, że człowiek ten nie wierzy w tego typu zjawiska i jest do tego
sceptycznie nastawiony. Według niego obserwowane światła, które znajdowały się w odległości od
1,5 do 2 kilometrów, pochodziły z wioski, która miała znajdować się po drugiej stronie jeziora.
Rzecz w tym, że po tamtej stronie jeziora nie ma żadnych domów, nie mówiąc już o wiosce. Być
może świadek reżyser zmieniłby zdanie, gdyby przyjechał wcześniej i na własne oczy zaobserwo-
wał z bliska oba NOLe!
Po odjeździe znajomych pani Elżbieta w dalszym ciągu prowadziła obserwację mniejszego
obiektu, który oddalił się na znaczną odległość, oraz niebieskosrebrzystej poświaty, która widniała
za lasem, w miejscu gdzie zniknął większy obiekt. Około godziny 22.00 przerwała obserwację i
poszła spać, w związku z czym nie wiadomo, jaki był dalszy przebieg tych zjawisk świetlnych.
Kiedy po kilku dniach przyjechał mąż pani Elżbiety i włączył komputer, stwierdził, że monitor
nie działa poprawnie z racji pojawiających się na nim kolorowych pasów. W serwisie, w którym go
naprawiono, stwierdzono, że przyczyną tych zakłóceń było jakieś silne pole magnetyczne.
Jeśli weźmie się pod uwagę, że obiekt znajdował się w pewnym momencie blisko domu, to
można również przyjąć, że powodem uszkodzenia monitora był wpływ NOLa, który mógł emitować
silne pole magnetyczne, które zawsze towarzyszy tego typu obiektom. Aby mieć pewność,
skonsultowałem się w tej sprawie ze znanym astrofizykiem i badaczem zjawiska NOLi, mieszkającą
w Berlinie Grażyną Fosar, znaną w Polsce między innymi z publikacji artykułów w Nieznanym
Świecie oraz napisanej wspólnie z mężem książki Dziedzictwo Avalonu wydanej nakładem
wydawnictwa Prokop.
Według pani Fosar NOL musiał wytwarzać bardzo silne pole magnetyczne, które rzeczywiście
mogło spowodować przemagnesowanie monitora komputera!
Na podstawie wieloletnich badań Grażyna Fosar i jej mąż, Franz Bludorf, sądzą że:
„Pole magnetyczne oddziałuje nie tylko na całą elektronikę i aparaturę w otoczeniu, ale
również na DNA zwierząt i ludzi. Jest to związane z faktem, że DNA jest również anteną
elektromagnetyczną i tak zwanym oscylatorem harmonicznym (zajmuje się tym dziedzina
genetyki falowej), dodatkowo na DNA są „zadokowane” tak zwane kanały Wheelera, poprzez
które DNA komunikuje się z Universum, a nie tylko z najbliższym otoczeniem. Ma to
szczególne znaczenie w przypadku tak zwanych „doświadczeń typu UFO”. DNA jako pierwszy
przejmuje informacje, jest w stanie wprowadzić ją do swojej „pamięci”, jak również wysyłać
swoje informacje. Właśnie tutaj powstaje na ogół u niektórych osób „problem” w procesie
komunikacyjnym „kontaktów”. Jest to również związane z różnymi częstotliwościami, które
wywołują u ludzi określone emocje, na przykład strach (523 Hz), miłość (348 lub 698 Hz),
procesy poznawcze ze świadomością występujących związków w całej sytuacji (105 Hz).
Częstotliwości powodują, że tak zwane kontakty czy też obserwacje obiektów mają zawsze
miejsce, gdy człowiek jest w „odmiennym stanie świadomości” od zwykłego, dziennego.
Ciekawe że chodzi tu prawie zawsze o fale ELF [bardzo niskiej częstotliwości]”.
1
Wygląda na to, że częstotliwość fal ELF emitowanych przez NOLa wynosząca 523 Hz
oddziaływała w jakiś sposób na ludzkie i zwierzęce DNA podczas obserwacji w Starych Juchach!
Jeśli weźmie się dodatkowo pod uwagę reakcję psów, które przeraźliwie szczekały oraz wyły na
widok dwóch jasnych świateł, chowając się następnie do swoich bud ze strachu, oraz jednego ze
świadków, który przestraszony uciekł do domu, to zdarzenie to, można zaliczyć do grupy CE-II, z
uwagi na oddziaływanie NOLa na żywe organizmy oraz elementy elektroniczne.
Nie jest to jedyny przypadek obserwacji NOLa w tej okolicy, który miałem okazję zarejestrować.
Pani Elżbieta skontaktowała mnie ze swoją znajomą, która także obserwowała niezwykłe obiekty.
10 lutego 1994 roku dwie osoby, 55-letnia Zofia (nazwisko zastrzeżone) mieszkająca w Starych
Juchach oraz mieszkanka Warszawy, wracały o zmierzchu około godziny 16.00 drogą łączącą
Bałamutowo z Łaśmiadami i w pewnym momencie spostrzegły w kierunku na północ dziwne
pulsujące pomarańczowe światło tkwiące w bezruchu na wysokości kątowej około 30 stopni na tle
całkowicie zachmurzonego nieba. Okazało się, że okrągłe światło znajdowało się na dużo większym
owalnym obiekcie, który wyemitował dodatkowo snop jasnego światła w kierunku ziemi. Odległość
obu świadków od NOLa wynosiła od 500 do 800 metrów, przy czym obiekt unosił się według pani
Zofii na wysokości około 500 metrów lub mniejszej.
Jeden szczegół jest dość ciekawy, bowiem może on wskazywać, że NOL był jedynie częściowo
widoczny... „nie wiem, był dzień pochmurny, ale nie widać było góry pojazdu, jakby był w
chmurach, co jest o tyle nieprawdopodobne, że pojazd „stał” nad ziemią około 500 metrów”. W
następnych rozmowach z panią Zofią udało mi się ustalić, że NOL miał barwę niebieskoszarą, która
zlewała się z zapadającym na dworze zmierzchem, co mogło być powodem niedostrzeżenia przez
nią górnej części obiektu, który miał według świadka co najmniej kilka metrów.
W momencie obserwacji, która trwała około 20 minut, zapanowała dziwna cisza, na którą
zwrócili uwagę świadkowie. Jest to tak zwany „czynnik oz”, który dość często występuje podczas
pojawienia się NOLa. Świadkowie twierdzą na ogół, że milkną wówczas wszelkie odgłosy zwierząt,
ptaków, owadów itp. Wielu ufologów sądzi, że jest to wpływ obecności NOLa na otoczenie.
Są i takie przypadki, w których świadkowie nie stwierdzają wzrokowo żadnego obiektu, a mimo
to nastaje całkowita cisza w otoczeniu, niekiedy z wyjątkiem słyszalnych dziwnych dźwięków,
które przypominają gwizd lub brzęczenie. Może to oznaczać, że w bliskim otoczeniu pojawił się
niewidoczny NOL.
Coś takiego kilkakrotnie słyszał ufolog Kazimierz Bzowski wraz innymi badaczami na terenie
Warszawy w latach 1983-1994.
2
Najciekawsze jest to, że „sprawcę” tajemniczych dźwięków udało
się kilka razy sfotografować, mimo iż wzrokowo nie było widać żadnego obiektu. Sądzę, że jest to
interesujący fakt, ponieważ jest on mało znany. Aby nieco przybliżyć tę sprawę, przedstawiam
poniżej w skrócie spostrzeżenia, jakimi Kazimierz Bzowski podzielił się w jednym z e-maili
skierowanych do grupy ufologów z CBUFOiZA:
„Podobne dźwięki ja i moi koledzy z dawnej Grupy Badań UFO słyszeliśmy wielokrotnie na
przestrzeni od 1983 roku do początku lat dziewięćdziesiątych. U nas były one w tonacji
szybkozmiennych dźwięków o tak silnym natężeniu i z tak małej odległości, że czasami
sprawiały wrażenie czegoś pośredniego pomiędzy „brzękiem transformatora” a „graniem
olbrzymiego konika polnego”, ale bardziej zbliżonym do szybkich zmian tonacji ostrego gwizdu.
Czasami – w nocy – te dźwięki były tuż przy nas, natomiast gdy usiłowaliśmy się do nich
zbliżyć, odskakiwały w różne kierunki, a nawet na bardzo dużą wysokość, i grały tam nadal.
W okresach, gdy dźwięki pojawiały się w dzień, nie tylko milkły śpiewy ptaków, ale nikły w
ogóle inne dźwięki, na przykład odgłosy przejeżdżających samochodów czy głosy ludzkich
rozmów. Każdy dźwięk musi mieć swoją fizyczną przyczynę. To nic, że ich nie widać, nasz
wzrok jest dość niedoskonały, nie widzi na przykład niczego poruszającego się jako „migoczące”
z interwałami czasu 1/100 lub 1/1000 sekundy. Wzrok nie widzi, ale obiektyw aparatu i film
kolorowy widzi i rejestruje.
Udało się to nam kilkanaście razy. Moim zdaniem moment, gdy milkną ptaki i inne odgłosy,
wcale nie znaczy, że ptaki się czegoś boją. Po prostu w najbliższym otoczeniu inaczej biegnie
czas. Różnica może być niewielka, wystarczy przesunięcie rzędu milisekund, aby nie usłyszeć z
otoczenia niczego.
Moim zdaniem jest to efekt obecności w pobliżu obiektu przemieszczającego się w czasie i
wytwarzającego minimalny błąd w dostosowaniu się do czasu naszego. Dźwięki „gwizdu”
słychać, gdyż nawet w tym innym czasie przesuniętym względem naszego o milisekundy
wzbudzany jest ruch powietrza i nie ustaje on natychmiast, lecz trwa jakiś minimalny okres czasu
docierając do naszych uszu jako gwizd, brzęk, granie konika polnego itp”.
Być może podobnie było w przypadku obserwacji NOLa obserwowanego przez wspomniane
kobiety w roku 1994. Początkowo sądziły, że obserwują helikopter, który wypuszcza snop światła,
jednak brak dźwięku oraz ciągłe tkwienie w jednym i tym samym miejscu przeczyły wyraźnie tej
hipotezie. Niestety, nie wiadomo, w jaki sposób zniknął lub odleciał NOL, ponieważ świadkowie
przestali zwracać na niego uwagę, co było o tyle dziwne, że pani Zofia jest z natury osobą „ciekawą
wszystkiego” i nawet sama dziwiła się później, dlaczego nie podeszła bliżej obiektu, mimo iż tak
bardzo ją interesował. Czyżby wystąpił tu zamierzony wpływ NOLa na świadomość świadków?
Na drugi dzień po zrelacjonowaniu swojej obserwacji mężowi pani Zofia udała się razem z nim
w miejsce, nad którym unosił się obiekt, ale na zaśnieżonym polu nie było widać żadnych śladów.
W następnych dniach świadek dowiedziała się od miejscowych osób, że tego samego dnia nad
Bałamutowem również obserwowano dziwną ognistą kulę, co oznacza, że jej obserwacja nie była
odosobniona. Niektóre osoby zapytane przez panią Zofię, czy widziały dziwne zjawiska lub obiekty
w tym miejscu, odpowiedziały: „A tak Pani, lata tu coś od czasu do czasu”.
Pani Zofia była jeszcze dwukrotnie świadkiem obserwacji dziwnych świateł w okolicy miejsca
zamieszkania. W roku 2001 obserwowała na przykład przez lornetkę wraz z mężem dużego jasnego
BOLa, który znajdował się kilka kilometrów od nich i po pewnym czasie schował za horyzontem. Z
kolei na początku 2003 roku zaobserwowała kolorowe światła znajdujące się nad chmurami. Oprócz
tego opowiedziała mi o pojawieniu się kręgów w trawie, których pochodzenia nie udało się ustalić.
Jak się okazało, kręgi pojawiły się wiosną 1993 roku i zniknęły dopiero w 1996 roku. Były to trzy
kręgi usytuowane jeden obok drugiego o średnicy około 15, 10 i 5 metrów. Najciekawsze było to,
że te koliste ślady nie były wypalone ani zawirowane w typowy dla kręgów zbożowych sposób. Ich
obecność odznaczała bardzo słabo rosnąca w tym miejscu z nieznanych przyczyn trawa. Niestety,
nie wiadomo, czy te kręgi są pozostałością po ewentualnych lądowaniach NOLa w tym miejscu, czy
powstały z innych przyczyn.
Należy żałować, że nikt z obecnych tam osób nie zrobił zdjęcia, które mogłoby wnieść bardzo
wiele do sprawy. Zastanawia mnie fakt utrzymywania się tych śladów przez około 4 lata. Jak wiemy
z badań, lądowiska NOLi utrzymują się właśnie przez tak długie okresy.
Z zebranych informacji wynika, że NOLe wykazują bardzo dużą aktywność w tych okolicach.
Od dawna wiadomo, że NOLe nie pojawiają się bez powodu. Dlaczego akurat na Mazurach?
Przecież nie ma tam żadnych dużych fabryk, ośrodków przemysłowych itp., tylko ogromne połacie
lasów i jezior. A może właśnie o to chodzi?
Nie od dziś wiadomo, że NOLe „lubią” pojawiać się nad dużymi akwenami wodnymi, zarówno
naturalnymi, jak i sztucznymi. Niewykluczone że NOLe przejawiają tam swoje zainteresowanie
tym, co jest w ziemi. Kilkanaście kilometrów od Starych Juch w okolicy miejscowości Głąbowskie
położonej niedaleko Ełku zalegają rudy uranowo-torowe, poza tym są tam jeszcze naturalne
pierwiastki radioaktywne Nb, Zr, Y i Er. Tam, gdzie występują naturalne bądź sztuczne pierwiastki
radioaktywne, zawsze odnotowuje się zwiększoną obecność NOLi. NOLe pojawiają się niemal nad
każdą elektrownią jądrową na świecie. Moi koledzy z LKBZN „Kontakt”, Damian Trela i Jarosław
Krzyżanowski, wielokrotnie badali przypadki pojawienia się NOLi na terenie Dolnego Śląska, na
którym również zalegają pod ziemią złoża pierwiastków radioaktywnych, co dodatkowo potwierdza
hipotezę „monitoringu” złóż radioaktywnych znajdujących się pod ziemią przez NOLe.
Powyższe obserwacje nie są z pewnością jedynymi, do jakich doszło w okolicy Starych Juch i w
innych rejonach Mazur, na co wskazują słowa jednego ze świadków („A tak Pani, lata tu coś od
czasu do czasu”). Wspominam o tym dlatego, że największa obecnie uwaga badaczy oraz osób
interesujących się problematyką NOLi koncentruje się na Wylatowie, w którym od kilku lat
pojawiają się piktogramy zbożowe. Wśród niektórych badaczy, skupionych zwłaszcza wokół
Fundacji Nautilus, utarło się błędne przekonanie, że najciekawsze obserwacje NOLi oraz inne
dziwne zjawiska występują tylko w Wylatowie, które próbują oni wykreować na „unikalne
miejsce”. Nie neguję, oczywiście, pojawiających się tam dziwnych zjawisk, uważam tylko, że nie
powinno się twierdzić, iż Wylatowo jest miejscem najczęstszych manifestacji NOLi w kraju,
ponieważ tak nie jest, czego dowodem są przedstawione w tym artykule zdarzenia ze Starych Juch.
Przypisy:
1. Prywatna korespondencja internetowa z 23.04.2003 roku.
2. Podobnego zdarzenia doświadczył ufolog Robert Leśniakiewicz 10 sierpnia 2002 roku, kiedy w okolicy
masywu gór Ciosek koło Jordanowa umilkły nagle w lesie wszelkie odgłosy ptaków, owadów i nastała
całkowita cisza. W tej samej chwili rozległ się gwizd, który zdawał się dochodzić z góry nad
świadkiem, po czym oddalił się w stronę Sidziny. Po tym zdarzeniu ponownie rozległy się odgłosy
ptaków i innych zwierząt żyjących w lesie.
Autor: Arkadiusz Miazga
Magazyn UFO NR 3 (55) VII-IX 2003