Armia polska czasów ciekawych

background image

Armia polska czasów ciekawych

09.12.2011
Tagi:

polskie

leopard

wojna

przybylski

wojsko

rosomak

gawron

Stan wyposażenia polskiego wojska, poza kilkoma jaśniejszymi punktami, jest niezbyt dobry, a
potrzeby gigantyczne. Zwłaszcza, że świat znowu staje się niebezpiecznym miejscem - pisze Jan
Przybylski.
Edward Gibbon niezwykle celnie pochwalił panowanie cesarza Antoninusa Piusa stwierdzając, że
miarą sukcesu władcy jest fakt, że jego czasy dostarczyły historykom bardzo niewiele materiału.
Końcówka pierwszej dekady XXI wieku była jednak interesująca, niestety w Polsce nawet
szczególnie interesująca. Podobnie jawi się początek drugiej. Międzynarodowy układ sił zdaje się
ulegać daleko idącym przewartościowaniom, pewniki są kwestionowane,

wszystko ma charakter

płynny

. W takich sytuacjach wzrasta zwykle prawdopodobieństwo konfrontacji zbrojnej. Sądząc po

wszystkich wielkich konfliktach ostatnich 20 lat trudno oczekiwać, aby nie dotknęła ona w jakimś
stopniu Polski. Wypada tylko mieć nadzieję, że będzie ona jej kontyngentnym współuczestnikiem, a
nie głównym teatrem działań. W tej sytuacji warto przeprowadzić pobieżny choćby przegląd
panoramy polskiej obronności.
Jakie zdolności powinna mieć polska armia?
Wojna to według klasycznej definicji akt przemocy mający na celu zmuszenie przeciwnika do
spełnienia naszej woli. Wyprowadzenie konkretnych wytycznych z tej definicji napotyka w obecnej
sytuacji na zasadnicze trudności, związane z trudnościami w określeniu istnienia oraz treści woli, a
nawet bardziej fundamentalne — kim jesteśmy "my"? Sprawy nie ułatwia bynajmniej
wszechobecny język poprawności politycznej, takoż koncentracja polskiej klasy politycznej na
walce wewnętrznej, która przypominać może batalie langust toczone w restauracyjnym akwarium.
Na użytek bieżących rozważań należy przyjąć jakieś prowizorium. Skonstatujmy zatem, że Polska
leży w nieprzyjemnym otoczeniu geostrategicznym, nie znajduje się jednak w stanie realnego
konfliktu z sąsiadami, który czyniłby prawdopodobnym agonalny bój o życie, podobny do tego z
roku 1792, 1920 czy 1939. Nie można jednocześnie wykluczyć całkowicie poważnego starcia się
woli Polski z wolą któregoś z mocarstw ościennych (ze wskazaniem na wschodnie), skutkującego
wzrostem napięcia. Jednocześnie Polska jest prawnie i politycznie zobowiązana do świadczeń
militarnych na rzecz NATO i Unii Europejskiej, oczekując od nich wzajemności w razie kryzysu.
Wynika z tego konieczność utrzymywania armii, która będzie miała jednocześnie poważną,
choć z oczywistych względów niecałkowitą, zdolność do obrony własnego terytorium, a
jednocześnie będzie dysponowała potencjałem w zakresie zadań ekspedycyjnych, których nie
da się zbyć pogardliwym epitetem "wojny kolonialne"
. Skutkiem jest pewien dualizm armii,
albowiem to, co jest przydatne w Afganistanie czy Czadzie niekoniecznie będzie sprawowało się
dobrze w wojnie obronnej Polski. Ponieważ jednak wojsko nie działa w sferze abstrakcji od
kontekstu politycznego, nie można tego uniknąć.
Co było na końcu historii…
Polska wychodziła z epoki realnego socjalizmu z wojskiem uważanym obecnie za potężne.

background image

Faktycznie, w roku 1990 armia liczyła, już po niemałej redukcji ilościowej, ponad 260 000
żołnierzy, czołgi w 9 dywizjach zmechanizowanych w kosmicznej dziś liczbie 2830, 352 samoloty
bojowe i masy innego sprzętu. Głębsza analiza rozwiewa jednak ten mit. Wojsko Polskie doby
PRL-u było chronicznie niedoinwestowane, wysokie stany liczebne były utrzymywane za cenę
potężnego udziału przestarzałego sprzętu — dość powiedzieć, że pamiętające II wojnę światową
czołgi T-34/85, które jakąkolwiek poważną wartość bojową utraciły jeszcze w latach 50., były
utrzymywane w dywizjach do roku 1985, większość czołgów w roku 1990 stanowiły
niezmodernizowane T-55 o iluzorycznej już przydatności na polu walki, w linii w tymże roku nie
było ani jednego pojazdu zdolnego nawiązać równorzędną walkę czy to z niemieckim Leopardem
2, czy sowieckim T-80U. Podobnie było w innych formacjach, w lotnictwie względną
nowoczesność reprezentowało niewiele ponad 100 maszyn. W przeciwieństwie do Czechosłowacji
czy NRD Polska nie rozpoczęła procesu zakupów nowych zestawów obrony przeciwlotniczej.
Również struktury i siła jednostek odbiegały znacznie na niekorzyść od zalecanych przez Układ
Warszawski. Przyczyny takiej sytuacji są zróżnicowane — swoje robiła słabość gospodarki PRL i
kryzys, Związek Sowiecki traktował wasali nieufnie i dopuszczał do sprzedaży nowoczesne
uzbrojenie z dużym opóźnieniem, w zubożonych wersjach, za to w wysokich cenach, wreszcie od
czasu wykluczenia z wojska w latach 60. grupy ambitnych, a przy tym niezbyt prawomyślnych
reformatorów, na jego czele stały osobowości o cechach niekoniecznie wybitnych również w
zakresie profesjonalnym. Punkt wyjściowy był zatem niezwykle trudny.
Zmiany, zmiany…
W lata 90. WP wkraczało pod transparentem "Armia mniejsza, ale nowocześniejsza". Faktycznie,
mniejsza się stawała, liczebność pomału spadała, aby osiągnąć na koniec dekady niecałe 187 000
osób, jednak nowoczesność rosła głównie dzięki wycofywaniu najbardziej przestarzałego
sprzętu i przyroście udziału procentowego tego, który był chociaż przeciętnie aktualny.
W tym
dziesięcioleciu, mimo od pewnego momentu nienajgorszej sytuacji ekonomicznej nie dokonywano
bowiem żadnych zasadniczych modernizacyj, wyjąwszy wprowadzenie wprowadzenie do linii
czołgów PT-91 i pozyskanie drogą barteru 10 ex-czeskich MiGów-29, uzupełniających stan tych
maszyn we WLiOP. Świat tymczasem uciekał coraz bardziej dramatycznie. Można uznać, że
dziesięciolecie zostało przespane.
Żywsze wiatry zaczęły wiać dopiero po roku 2000., kiedy to, po ustawowym zagwarantowaniu (jak
się później okazało, nie do końca skutecznym) wydatków MON w wysokości 1,95% PKB
przystąpiono do kilku poważnych programów modernizacyjnych, z których jedne, jak kluczowy dla
obronności zakup nowych wielozadaniowych samolotów bojowych czy też nabycie nowych
kołowych transporterów opancerzonych oraz przeciwpancernych pocisków kierowanych udało się
doprowadzić do pomyślnego finału, inne, szczególnie dotyczące Marynarki Wojennej, utkwiły w
martwym punkcie. Jednocześnie rosły faktyczne kwoty wydawane na obronność, z poziomu 1,22%
w najgorszych latach 2001/2002 do 1,45% w 2007. Należy bowiem pamiętać, że budżet MON
dźwiga m.in. poważny garb emerytalny, stanowiący ok. 20% całych wydatków ministerstwa.
Bardziej szczegółowy opis obecnego stanu WP zawiera dalsza część tekstu.
Cały czas trwały redukcje liczebne, następowała przy tym istotna reforma strukturalna, zwiększał
się przy tym udział żołnierzy zawodowych. W ostatnim roku poboru wynosił on 62% przy stanie
nieco przekraczającym 129 000, podczas gdy w roku 1990 było ich zaledwie 35%.
Rozformowywano przy tym kolejne jednostki, likwidowano garnizony… Bardzo istotną cezurą był
tu rok 2008, kiedy podjęto decyzję o profesjonalizacji armii.
Niestety, w tym samym czasie naruszono stabilność finansowania obronności, uzasadniając to
kryzysem finansowym. W roku 2008 wydatki MON spadły do 1,66 % PKB — "kryzysowo"
zablokowano 3 miliardy złotych, w roku kolejnym faktyczne niedofinansowanie w stosunku
do założeń ustawowych wzrosło do aż 5,2 mld złotych
(chociaż kreatywna księgowość miała
wykazać, że wartość ta wynosiła 2 mld). Jednocześnie czynione są zakusy na ustawową gwarancję
wysokości finansowania.

background image

Jak przy tych niewesołych podstawach finansowych wygląda teraźniejszość i perspektywy polskiej
armii?
Co możemy mieć?
W tym aspekcie sprawa jest dość prosta. Limity polskiego potencjału zbrojnego określa Traktat

o

Konwencjonalnych Siłach Zbrojnych w Europie

(CFE). Są one następujące: 234 000 żołnierzy, 460

samolotów bojowych, 130 śmigłowców bojowych, 1730 czołgów, 2150 bojowych wozów
opancerzonych, 1610 dział kalibru powyżej 100 mm. Wyprzedzając nieco tok rozumowania można
powiedzieć, że WP posiadające takie ilości nowoczesnego sprzętu byłoby europejskim mocarstwem
konwencjonalnym. Wartości te zostały bowiem określone jeszcze w epoce armii masowych, kiedy
np. w Polsce królowały MiGi-21, T-55 czy działa pamiętające generalissimusa Stalina. Od 1990 we
wszystkich europejskich siłach zbrojnych zaszły gigantyczne redukcje ilościowe
, np. Niemcy z
dozwolonych 4166 czołgów mają obecnie około… 400, a planowane są kolejne redukcje.
Wyjątkiem była tu armia rosyjska, utrzymująca gigantyczne stany liczebne na przykład w zakresie
broni pancernej, jednak sprawność tego sprzętu była nad wyraz wątpliwa i ostatnie decyzje idą
raczej ku wysłaniu starych, niesprawnych pojazdów na złom. Można więc ze spokojem orzec, że
stan prawny w zakresie umów międzynarodowych jest całkowicie zadowalający i nie istnieje
potrzeba nawet rozważania jego rewizji.
Który rodzaj wojska jest najważniejszy?
Przy ograniczonych siłą rzeczy środkach budżetowych nie da się uciec przed takimi rozważaniami.
1,95% PKB przeznaczone na obronność to wbrew pozorom niewiele, szczególnie że na zakupy
sprzętu przeznaczanych jest ok. 20% całego budżetu ministerstwa, nie wolno zapominać o
garbie emerytalnym, który poważnie zmniejsza faktycznie dostępne kwoty.
I tak kluczowe
programy muszą być realizowane ze środków specjalnych: tylko tak mógł powieść się zakup F-16,
takie narzędzie będzie konieczne przy modernizacji obrony przeciwlotniczej, jedynie w ten sposób
może się udać zrewitalizować Marynarkę Wojenną. Nic dziwnego: specjaliści wojskowi
konfrontując przewidywane środki budżetowe z potrzebami modernizacyjnymi na lata 2009-2018
orzekli że niedobór wyniesie, bagatela, 150 miliardów złotych. Jednak, skoro kołdra jest tak
krótka, trzeba położyć nacisk na któryś z rodzajów broni. Autor na podstawie analizy konfliktów w
Serbii, Gruzji, a także Iraku żywi głębokie przekonanie, że tymi rodzajami są lotnictwo i obrona
przeciwlotnicza. Zdają się one być szczególnie predestynowane do odparcia czy uniemożliwienia
przeprowadzenia krótkiej kampanii interwencyjnej, zachowują również decydujące znaczenie przy
ewentualnej długotrwałej wojnie pełnoskalowej. Siły powietrzne mogą realizować najszerszy
zakres zadań — obrazowo mówiąc, ten sam F-16 o godzinie 6-tej może lecieć na przechwycenie
rosyjskich samolotów nad Krakowem, o 14-tej niszczyć infrastrukturę transportową pod
Smoleńskiem, a o 20-tej dokonać dekompozycji kolumn pancernych pod Suwałkami.
Warunkiem sine qua non opanowania terytorium jest osiągnięcie panowania powietrznego
nad nim — bez tego nie ma co marzyć o działaniach wojsk lądowych
, łatwych do wykrycia
przez powietrzne systemy rozpoznawcze, skrajnie uzależnionych od wrażliwego na zniszczenie
zaplecza logistycznego, kolumn transportowych dowożących wszelkiego rodzaju zaopatrzenie
niezbędne w ogromnych ilościach itp. Lotnictwo pozwala ponadto na wypełnianie zadań w ramach
zobowiązań sojuszniczych przy w miarę niewielkich kosztach politycznych i ludzkich — pod
myśliwiec trudno podłożyć improwizowane urządzenie wybuchowe, ponadto doświadczenia
bojowe zdobyte w konfliktach kolonialnych przez lotników wydaje się być stosunkowo najbardziej
wartościowe — co prawda przeciwdziałanie przeciwnika jest niewspółmierne do spotykanego przy
konflikcie symetrycznym, jednak atak na cel naziemny z zastosowaniem uzbrojenia precyzyjnego
będzie w miarę podobny do wykonywanego w trakcie wyobrażalnej wojny z którymś sąsiadów.
Służba patrolowo-eskortowa raczej nie... Obrona przeciwlotnicza z kolei siłą rzeczy utrudnia
nieprzyjacielskim siłom powietrznym osiągnięcie scharakteryzowanego powyżej panowania nad
Polską, może również utrudnić wykonywanie zadań przez armijne środki rażenia szczebla
taktycznego czy operacyjnego, czyli pociski rakietowe krótkiego i średniego zasięgu.

background image

Jaki model armii
W dyskusjach na ten temat ściera się kilka zasadniczych stanowisk. Istnieją zwolennicy armii
zawodowej, wojska mieszanego, określanego w uproszczeniu jako poborowe, wreszcie grupa
niestrudzonych głosicieli masowej, taniej armii terytorialnej. Złożone zagadnienie "zawodowcy czy
pobór" zostało omówione gdzie indziej tak przez autora niniejszego tekstu, jak i osoby dużo
bardziej odeń kompetentne. Według autora długi konflikt pełnoskalowy nie jest akurat tym, co
stanowiłoby wielkie zagrożenie w wyobrażalnym horyzoncie czasowym
, więc problem ten nie
jest faktycznie decydujący — możliwe zadania może wypełnić zarówno sensownie zorganizowana,
finansowana i uzbrojona armia profesjonalna, jak i wojsko poborowe, pod podobnymi warunkami.
A gdyby taki konflikt miał zaistnieć, w polskiej sytuacji i tak rezerwiści mogą niewiele pomóc,
przegrana bitwa graniczna (przy rozumieniu granic w sensie largo) spowoduje z uwagi na
sprzyjające ruchom wojsk ukształtowanie powierzchni kraju i stosunkowo przecież niedużą
wielkość, pozwalającą nieprzyjacielskiemu lotnictwu na osiągnięcie celów na całym obszarze,
rychły jego upadek. Kilka słów należy się jeszcze problemowi obrony terytorialnej i armii
partyzanckiej, której orędownikiem jest Romuald Szeremietiew i która nieraz pojawia się w
publicystyce i polemikach. Dobrze pojęta obrona terytorialna może stanowić bardzo wartościowe
uzupełnienie armii "ciężkiej", operującej skomplikowanym i drogim sprzętem. Jednak pojawiająca
się czasem gdzieniegdzie, zniekształcona, z lekka maoistowska koncepcja "weźmy dwa miliony
chłopa, dajmy każdemu po Kałachu, kupmy parę Stingerów — nikt nie wejdzie; po co nam czołgi,
po co samoloty!" wydaje się być kompletną aberracją. Widać to już po argumentach z Afganistanu,
Somalii i Czeczenii (przytaczanych notabene także przez poważnych autorów), pomijających już
nawet nie tyle zagadnienie pewnych różnic w ukształtowaniu terenu tamtych krain i Polski, ale
zasadniczy problem cywilizacyjny: Afgańczyk, któremu zrujnuje się dom pójdzie mieszkać do
lepianki czy jaskini, w niewiele gorszych warunkach niż wcześniej. Polak pozbawiony przez
bombardowanie prądu, a wskutek tego kablówki i dostępu do Farmville na Facebooku może zacząć
przemyśliwać o samobójstwie. Ma to bardzo konkretne konsekwencje: w czasie wojny o Kosowo
nieźle uzbrojeni, doświadczeni i bitni Serbowie na lądzie mogli sprawić wojskom NATO pewne
problemy. Dlatego kraj ten zmuszono do klasycznego spełnienia woli napastników przez
bombardowania prowadzone za pomocą broni precyzyjnej z wysokości 5 km. Na takie dictum
nawet 5 milionów chłopa z Kałasznikowami i kilkoma tysiącami Stingerów stanowi marną
odpowiedź. Niestety, wojsko musi mieć kosztujące po niemal 100 milionów dolarów za sztukę
myśliwce, czołgi po kilka milionów itp. Ponadto z armią "partyzancką" wiąże się mniej czy bardziej
explicite wyrażone założenie, że konflikt będzie się odbywał w głębi terytorium Polski. Autor żywi
głębokie przekonanie, że Polska kolejnej fali destrukcji infrastruktury, kultury materialnej i rzezi
obywateli, ze szczególnym uwzględnieniem elit, nie przeżyje. Wojna jest ciągiem dalszym polityki,
prowadzonym innymi środkami, więc zadaniem tej drugiej jest niedopuszczenie do toczenia
pierwszej w skrajnie niekorzystnych warunkach, przy pewności porażki. Niestety, może się to
wiązać z koncesjami czy zmianami sojuszy wbrew woli i sentymentom, jeżeli jednak ma być to
ceną biologicznego i historycznego przetrwania, warto ją zapłacić.
Co mamy
Polska dysponuje obecnie armią zawodową liczącą około 100 000 żołnierzy, którą mają wspierać
tworzone obecnie z trudem docelowo 20-tysięczne Narodowe Siły Rezerwowe. Omówmy może
pokrótce główne rodzaje broni.
Lotnictwo odebrało dostawę F-16C/D Block 52+ (odpowiednio 36/12 maszyn), które wspierają
MiGi-29/UB (27/7) i Su-22M4/UM3K (37/7). F-16 (mimo bzdurnych stygmatów "gratów z lat
70.", "psujących się wraków" itp.) stanowią sprzęt w pełni wartościowy, są wręcz jednymi z
najnowocześniejszych i odznaczających się największymi możliwościami maszyn tej klasy w
Europie. Gorzej z 34 MiGami-29, możliwości bojowe samolotów nabytych pod koniec istnienia
PRL czy też pozyskanych z Czech i Niemiec nie zwiększyły się w istotny sposób od końca lat 80.
— obecnie są to samoloty bardzo przestarzałe, o niewielkim potencjale w zakresie walki powietrze-
powietrze z zakresie BVR, dość dużym w walce manewrowej, ale prawie żadnym w dziedzinie

background image

powietrze-ziemia, operujące w dodatku ze starym uzbrojeniem o wątpliwej jakości; modernizacja
ich jest technicznie możliwa, ale trudna politycznie (problem producenta — Rosji…). Maszyny te
miały zniknąć z linii po roku 2018, jednak prawdopodobnie zostaną poddane pewnej modernizacji,
która jednak nie zwiększy skokowo ich możliwości. Ponad 25-letnie, niezmodernizowane Su-22
miała czekać w ciągu najbliższych lat złomowisko albo sprzedaż za granicę — i wydawało się, że
to najlepsze, co z nimi w tej chwili można zrobić. Moment na ich modernizację został przespany w
latach 90. Jednak najnowsze informacje wskazują na to, że również część tych maszyn ma zostać
zmodernizowana. Ogólnie rzecz biorąc jednak stan lotnictwa, dzięki wprowadzeniu do służby F-16
i osiągnięcie przez nie wstępnej gotowości bojowej, można określić jako w miarę przyzwoity,
jednak obraz zaciemniają coroczne problemy dotyczące przydziału paliwa, które utrudniają
utrzymanie właściwej gotowości bojowej oraz osiągnięcie przez pilotów wymaganych nalotów, a
także przestarzałość samego systemu szkolenia.
Wojska Obrony Przeciwlotniczej Sił Powietrznych dysponują w zakresie dalekiego zasięgu 12
wyrzutniami rakiet S-200 Wega (250 km). Za zasięg krótki odpowiada 60 wyrzutni S-125 Newa SC
(25 km). Wojska Obrony Przeciwlotniczej Wojsk Lądowych mają 80 wyrzutni rakiet 2K12 Kub (24
km) i 64 zestawy 9K33 Osa (10,5 km). Obie gałęzie OPL są uzupełniane przez przenośne zestawy
rakietowe Grom i Strzała-2M i działami plot kalibrów 57 oraz 23 mm. Zasadniczy problem polega
na tym, że wszystkie wymienione typy wyrzutni rakiet, sprzęt sowiecki o korzeniach sięgających lat
60. a nawet 50., mimo modernizacyj, które dotyczyły zestawów Newa, Kub i Osa, będą musiały
zostać niedługo wycofane. Wegi mają zniknąć do roku 2016, Newy — do 2018, Kuby — do 2017,
jedynie Osy posłużą nieco dłużej, do 2021. Sytuację pogarsza jeszcze fakt zestarzenia środków
bojowych — pocisków rakietowych. Niestety, wyniki prób poligonowych są tu nierzadko mało
optymistyczne, pocisków, mimo przejścia przez nie weryfikacji, nie można nieraz odpalić bądź
doznają one awarii.
Jedynym obok F-16 optymistycznym, niezwykle przy tym ważnym, akcentem jest dobry stan
sieci radarowej, opartej o spełniające wszelkie wymogi stacje tak polskie (polskiej produkcji
NUR-12M oraz TSR-15), jak i rozlokowane na terenie kraju NATO-wskie, a także istnienie
nowoczesnych zautomatyzowanych systemów dowodzenia i kierowania oraz łączności i
wymiany danych, w szczególności systemu Dunaj oraz planowanego zautomatyzowanego
systemu dowodzenia i kierowania walką, pracującego w protokole Link-11B.
Jako całość
obrona przeciwlotnicza wygląda jednak bardzo źle i, jako newralgiczny rodzaj broni, stanowi
najsłabsze ogniwo polskiego systemu obronnego. Stawienie przez nią czoła ewentualnemu
napadowi z powietrza byłoby niezwykle trudne.
Zasadniczą siłę Wojsk Lądowych, liczących 3 dywizje i 4 samodzielne brygady, stanowi 900
czołgów, wśród których realną wartość bojową ma 128 Leopardów 2A4 oraz 232 PT-91 (należy
pamiętać, że ilości te są teoretyczne, liczba sprawnych jest faktycznie mniejsza); pozostałe T-
72M1/M1Z są już bardzo przestarzałe i bez modernizacji mogłyby spełniać jedynie zadania
pomocnicze. Jednak nawet oba typy wartościowe wymagają zasadniczego zwiększenia potencjału
bojowego — w przypadku Leopardów głęboki jej zakres pozwoliłby uzyskać pojazdy całkowicie
spełniające wymagania pola walki 2. i 3. dekady XXI wieku. Problem w tym, że nie tylko
modernizacja tych pojazdów nie jest na razie planowana, ale nie została do nich zakupiona nawet
nowoczesna amunicja przeciwpancerna. Potencjał modernizacyjny PT-91, polskiej pochodnej T-72,
jest niestety zdecydowanie mniejszy i pojazdy te, jeśli WL myślą poważnie o utrzymaniu w linii
400 wartościowych czołgów, zgrupowanych w czterech brygadach pancernych, będą musiały
rychło zostać zastąpione nowym typem. Pojazdy te wspiera 1597 wozów bojowych (we
wspomnianych brygadach pancernych oraz sześciu zmechanizowanych), z których 300 KTO
Rosomak (zamówionych zostało 890) to sprzęt bardzo nowoczesny i wartościowy. Kilkaset
gąsienicowych BWP-1 stanowi jednak niestety już w zasadzie jeżdżący złom, z zupełnie
nieefektywnym uzbrojeniem i słabym opancerzeniem.
Orszak bogini wojny, artylerii, tworzy 106 armatohaubic samobieżnych 152 mm wz.77 Dana, 524
również samobieżne haubice 122 mm 2S1 Goździk, 24 z 36 zamówionych nowoczesnych,

background image

odznaczających się dużymi możliwościami bojowymi wyrzutni rakietowych 122 mm WR-40
Langusta, a także 194 starych BM-21 (które jednak można modernizować do standardu WR-40) i
30 nieco nowszych RM-70. Stan artylerii lufowej jest bardzo zły, relatywnie nowe Dany strzelają
przestarzałą amunicją o małej donośności, ledwie 18,5 km, podczas gdy normą dla nowoczesnych
dział NATO-wskiego kalibru 155 mm jest 30-40 km — takie parametry ma armatohaubica Krab,
której dostaw wojsko nie może się jednak doczekać. Działa 2S1 są przestarzałe i całkowicie
nieperspektywiczne.
Dzięki zakupowi PPK Spike nienajgorzej wygląda zagadnienie obrony przeciwpancernej WL,
chociaż w różnych konfiguracjach pokutują jeszcze całkowicie przestarzałe sowieckie zestawy
Malutka.
Spośród 143 śmigłowców Lotnictwa Wojsk Lądowych w ciągu najbliższych kilku lat zajdzie
konieczność znalezienia następców dla 32 szturmowych Mi-24, których próba modernizacji nie
powiodła się, a także 33 wielozadaniowych Mi-8/17.
Ogólny stan wojsk lądowych, tak liczebny, jak i sprzętowy, jest w miarę zadowalający,
pozwala myśleć o efektywnym działaniu, programy modernizacyjne są realizowane w dość
szerokim zakresie, braki i luki wydają się być dość łatwe do usunięcia
. Warto przy tym zwrócić
uwagę na sprawę kluczową, acz nieefektowną w porównaniu z kolumnami czołgów i nieraz
umykającą uwadze czyli systemy bezpiecznej i szybkiej łączności teleinformatycznej, wspomagania
dowodzenia, zobrazowania i zarządzania polem walki (określane magicznym skrótem C4ISR) a
także odpowiednie procedury, stanowiące układ nerwowy armii. W tym zakresie szczęśliwie
zrobiono bardzo dużo, wdrażając nowe radiolinie, aparatownie oraz oprogramowanie sterujące
komunikacją oraz inne wyposażenie. Armia polska konsekwentnie dąży do stworzenia w pełni
zintegrowanego systemu C4ISR, wdrożyła NATOwskie procedury operacyjne, co radykalnie
zwiększyło jej możliwości bojowe i już na obecnym etapie, mimo pewnych braków w zakresie
środków wykrywania, powinno zagwarantować, że w razie ewentualnego konfliktu nie rozsypie się
na podobieństwo armii Gruzji w 2008.
Najsmutniejszy obraz przedstawia chronicznie niedofinansowana Marynarka Wojenna. W jej
skład wchodzą m.in. 2 ex-amerykańskie fregaty typu OHP, 2 korwety rakietowe typu 1241, 3 małe
okręty rakietowe projektu 660, 1 duży okręt podwodny typu 877 i 4 małe, ex-norweskie okręty
podwodne typu "Kobben". Niestety, fregaty są bardzo zużyte, mają niesprawne radary i systemy
walki, a także są praktycznie pozbawione uzbrojenia; nadają się praktycznie wyłącznie do
szkolenia; korwety typu 1241 są zupełnie przestarzałe, okręty typu "Kobben" powinny być
wycofywane już od 2008 (ostatni w 2012). Jedynak typu 877, "Orzeł" ma mimo doskonałego stanu
kadłuba nieefektywne już systemy walki oraz uzbrojenie. Jedynym jasnym punktem są jednostki
typu 660, przenoszące nowoczesne pociski rakietowe RBS-15. Mająca stanowić przyszłość MW
korweta "Gawron“ (pierwszy okręt z serii liczącej według założeń 7 jednostek) po 9 latach od
rozpoczęcia budowy jest jedynie kadłubem, bez uzbrojenia i wyposażenia, a nawet realnych szans
pozyskania go w sensownym czasie z uwagi na brak pieniędzy — budowa prowadzona miała być
"bezinwestycyjne", co stanowi niezaprzeczalny wkład polskiego MON w teorię zarządzania
obronnością, a być może i ekonomii. Najprawdopodobniej doczekamy się jakiejś modernizacji
fregat, jednak nie przez wymianę systemów rozpoznania, kierowania walką i uzbrojenia, a próbę
odbudowy sprawności obecnych, bardzo już przestarzałych. Utrata znaczenia przez Marynarkę
Wojenną spowoduje, obok niemożności realizacji zobowiązań sojuszniczych w ramach NATO,
zmniejszenie zdolności odpornej wobec działań desantowych, ułatwi uderzenia z morza na obiekty
znajdujące są na terenie kraju (przy czym nie chodzi tu o samo wybrzeże, ale, przy zasięgach
powszechnie dostępnych pocisków rakietowych, wynoszących 200 i więcej kilometrów, jego
głębię), zwiększy wreszcie wrażliwość na blokady morskie, a w razie wojny uniemożliwi dowóz
zaopatrzenia drogą morską.
Co mieć powinniśmy i co mieć (być może) będziemy
Analizy dotyczące pożądanej liczebności lotnictwa w ciągu ostatniej dekady wykazują stopniowy

background image

spadek oczekiwań. Na początku lat 00. eksperci głosili, że PSP powinny mieć 160, a nawet 192
wielozadaniowe samoloty bojowe. Obecnie za docelowe optimum uznaje się liczbę 96-112 maszyn
w 16-samolotowych eskadrach. Niestety, mimo składanego jeszcze w ubiegłym roku przez
dowództwo lotnictwa zapotrzebowania na 32 nowe wielozadaniowe samoloty bojowe w celu
wypełnienia luki po wycofywanych Su-22 w programie 2009-2018 nie przewidziano na to żadnych
środków, substytutem nowych samolotów bojowych miało być do tego czasu 16 maszyn LIFT
(szkolno bojowych, z wymaganą możliwością przenoszenia zaawansowanego uzbrojenia). Jednak
przetarg, którego praktycznie pewnym zwycięzcą był koreańsko-amerykański KAI T-50P został
właśnie anulowany, MON ma do niego powrócić po zmianie wymagań w taki sposób, aby w ich
efekcie pozyskać maszynę szkolną, z li tylko fakultatywnymi możliwościami bojowymi. Ponieważ
w obecnej sytuacji polityczno-finansowej szanse na zakup kolejnej partii WSB wydają się być
zerowe, wygląda na to, że w trzecią dekadę stulecia PSP wejdą z trzema eskadrami F-16C/D (które
zaczną się już powoli starzeć), dwiema eskadrami MiGów-29, z których część poddana zostanie
niezbyt głębokiej modernizacji, które radykalnie nie zwiększą ich możliwości bojowych, ale
miejmy nadzieję, że chociaż je odbudują, np. dzięki zastosowaniu nowszego, jeśli nie
konstrukcyjnie to chociaż kalendarzowo, uzbrojenia rakietowego, oraz prawdopodobnie kolejnymi
dwiema latającymi na Su-22, które mają zostać również zmodernizowane, prawdopodobnie w
zakresie niewiele szerszym niż przedłużenie resursu i zabudowa nowych środków łączności.
Wydaje się, że armia ze względów polityczno-propagandowych zamierza za wszelką cenę utrzymać
odpowiednią liczbę eskadr, aby później negocjować wymianę ich sprzętu, może np. za cenę
rezygnacji z jednej eskadry, sprzedanej PR-owo jako redukcja, a nie narażać siebie i życzliwe,
miejmy nadzieję, czynniki decyzyjne na zarzuty forsowania zbrojeń i popadania w militaryzm
(wyobraźmy sobie pełne zgrozy tytuły w prasie jamajskiej, np. "Zagrożenie dla stabilności w
Europie! Polska formuje nowe eskadry myśliwców bombardujących"!). Wszystko to jednak nastąpi
zapewne już w ramach kolejnego programu modernizacji technicznej sił zbrojnych, który zapewne
zacznie obowiązywać po roku 2018. Trudno obecnie wskazać następców MiGów i Suchojów, mogą
nimi być F-35, Typhoon, Rafale albo Gripen (z wyjątkiem pierwszego typu wchodziłyby w grę
maszyny nowe lub używane), zapewne rozważana będzie opcja nabycia używanych F-16C/D, nie
można wykluczyć i kandydatur bardziej egzotycznych, jak koreański F/A-50 (a może stanowiący
obecnie studium KF-X, jeśli przyoblekanie się w ciało?), przy zmianie orientacji geopolitycznej nie
da się wykluczyć maszyn rosyjskich czy chińskich...
Słowo komentarza do samych liczb: w sytuacji redukcji przez Niemcy docelowego zamówienia na
myśliwce Eurofighter Typhoon do zaledwie 137 egzemplarzy PSP liczące np. 192 nowoczesne
WSB miałyby status europejskiej potęgi. Jednak nawet 112 samolotów stanowiłoby znaczącą siłę,
biorąc pod uwagę fakt, że siły powietrzne najbardziej prawdopodobnego przeciwnika, czyli Rosji,
w ciągu nadchodzącej dekady otrzymają 48 Su-35, być może kolejnych 24-48 w ramach następnego
kontraktu, który byłby realizowany po roku 2015, kilkadziesiąt z planowanych 120 Su-34,
prawdopodobnie pierwsze myśliwce nowej generacji PAK FA/T-50. W ciągu minionych dwu dekad
Rosjanie nie kupowali niemal żadnych samolotów ani ich nie modernizowali w znaczącym
zakresie, co sprawia, że teoretycznie bardzo liczne floty Su-27, MiG-ów-29 i Su-24 będą musiały
trafić niedługo na złom, a docelowy realny stan Wojenno-Wozdusznych Sił Rosji będzie wynosił
prawdopodobnie ok. 350-400 maszyn, które będą musiały zajmować się obroną całego
gigantycznego terytorium, a w razie wojny z Polską działać w strefie rażenia obrony
przeciwlotniczej kraju.
W tym miejscu należy powrócić do środków zwiększających świadomość sytuacyjną. W tym
zakresie powinny pojawić się umożliwiające uzyskanie przewagi informacyjnej i ułatwiające
dowodzenie samoloty wczesnego ostrzegania, choćby z popularnym radarem Erieye, w liczbie
kilku sztuk, niestety brak takich planów, mimo pewnych rozważań i przymiarek. Częściowo
rekompensuje to działanie na rzecz Polski NATO-wskich AWACSów E-3A. Niedostatek
(praktycznie brak) rozpoznawczych bezpilotowych środków latających ma zostać uzupełniony
przez zakup do 2018 14 systemów średniego (250 km) i bliskiego (100 km)… Dobre i to. Bardzo

background image

przydatne systemy lotniczej obserwacji powierzchni ziemi i obiektów ruchomych klasy JSTARS
niestety nie pojawią się w PSP, a rząd w ubiegłym roku wycofał się wręcz z NATOwskiego projektu
Alliance Ground Surveillance, mającego zapewnić sojuszowi skokowy wzrost świadomości
sytuacyjnej dzięki wielkiej rozbudowie systemu obserwacji obiektów naziemnych z powietrza…
Warte pozyskania są zbiornikowce powietrzne, PSP zabiegają o dwie takie maszyny, przyszłość
pokaże, z jakim skutkiem.
W dziedzinie obrony przeciwlotniczej wiadomo tyle, że zmiany są konieczne. Symulacja z roku
2008 zakładała, że do sprostania zagrożeniom niezbędne będą:
1. Brygada Rakietowa Obrony Powietrznej z 6 dywizjonami rakietowymi (bateria rakiet
bliskiego zasięgu (25 km) + bateria artyleryjsko-rakietowa, złożona z przenośnych zestawów
rakietowych i zestawów artyleryjsko-rakietowych), przeznaczona do obrony baz
powietrznych;
3. Brygada Rakietowa z 6 dywizjonami rakietowymi (bateria rakiet średniego zasięgu (100
km), bateria rakiet bliskiego zasięgu, bateria artyleryjsko-rakietowa) do obrony kluczowych
obiektów;
61. Pułk Rakietowy OP z 2 dywizjonami rakiet średniego zasięgu po 3 baterie każdy;
78. Pułk Rakietowy OP z 2 dywizjonami rakietowymi dalekiego zasięgu (bateria rakiet
dalekiego zasięgu, bateria rakiet bliskiego zasięgu, bateria artyleryjsko-rakietowa).
Dywizjony dalekiego zasięgu zostałyby zapewne wyposażone w pociski rakietowe klasy THAAD i
zapewniałyby obronę przed pociskami balistycznymi.
Niestety, ten model został uznany za nierealny ze względów ekonomicznych. Na obecną chwilę
wiadomo tylko tyle, że potrzeby nawet po korekcie wynoszą przynajmniej 12 (a nawet 15 lub 20)
miliardów złotych, podczas gdy w programie 2009-2018 zarezerwowano raptem 2,5 miliarda.
Można przewidywać, że w walce o kontrakt na kluczowe zestawy średniego zasięgu rywalizacja
będzie rozgrywać się między wyrzutniami Aster 30 (francuskiej firmy MBDA) a amerykańskimi
Patriotami, nowymi bądź używanymi (euroamerykański zestaw MEADS, który mógłby
współzawodniczyć z wcześniej wymienionymi, padł ofiarą cięć budżetowych w rozwijających go
USA i Niemczech).
Wojska lądowe powinny przeprowadzić modernizację Leopardów, zastąpić PT-91 innym pojazdem,
nowym bądź używanym, wprowadzić na miejsce BWP-1 nowy gąsienicowy bojowy wóz piechoty
(np. na bazie nowej platformy z Bumaru) kontynuować zakup Rosomaków. Niestety, w programie
9-letnim pewne jest jedynie ostatnie zadanie, prace nad BWP prawdopodobnie zostaną
sformalizowane jako 15. program operacyjny planu, nad nowym czołgiem mogą być prowadzone
jedynie prace koncepcyjne. Konieczne jest zdecydowane zwiększenie donośności środków rażenia
działających na rzecz wielkich jednostek i na szczeblu operacyjnym — szczęśliwie program
zakłada pozyskanie wieloprowadnicowych wyrzutni dalekiego zasięgu (300 km) w ramach
programu Homar i w końcu zakup Krabów (deklarowano przynajmniej 48 sztuk), a także
armatohaubic samobieżnych na podwoziu kołowym Kryl; oba te wzory mają już strzelać
inteligentną amunicją o donośności zwiększonej do 60-70 km (oczywiście dla wykorzystania takich
parametrów niezbędne będą rozpoznawcze bsl-e, uzasadniają one również posiadanie systemów
obserwacji powierzchni ziemi których jednak, jako się rzekło nie będzie). Zarezerwowano również
dość znaczne środki na zakup nowych śmigłowców.
Najbardziej zawikłana sytuacja dotyczy Marynarki Wojennej. Eksperci nie są zgodni, jaki powinien
być jej kształt docelowy. Najbardziej odważni postulują budowę floty w składzie: 4-5 okrętów
podwodnych (o większej autonomiczności niż "Kobbeny"), 3-4 fregaty ze śmigłowcami, 6-8
korwet, 6-8 oceanicznych trałowców/niszczycieli min, 1 okręt logistyczny, 1-2 transportowce (z
opcją stawiania min), 2-3 okręty ratownicze, 6-8 morskich samolotów patrolowych, 16-18
śmigłowców ZOP (bazowe+pokładowe). Tę wysuniętą w 2006 propozycję jej autor, publicysta i

background image

komandor w stanie spoczynku Krzysztof Kubiak, uzasadniał przekonująco koniecznością obrony
polskich i unijnych interesów ekonomicznych na dalekich akwenach, zagrożonych przez piractwo
lub nowoczesne, ukryte korsarstwo, eskortowania statków z materiałami strategicznymi itp. W
miarę realne plany ministerstwa zakładają jednak zaledwie dokończenie do 2017 jednej korwety
(przy takim tempie budowy jej koszt może być niestety niemal porównywalny z wielkim
niszczycielem) i przynajmniej rozpoczęcie procedury pozyskania jednego okrętu podwodnego.
Nawet jeżeli propozycję kmdr. Kubiaka uznamy za zbyt daleko idącą i nierealną ekonomicznie,
plany ministerialne de facto spowodują utrwalenie degradacji Marynarki. Skromnym zdaniem
autora powinno się w ogóle zrezygnować z dokańczania "Gawrona", nabyć 2-3 fregaty o
wyporności rzędu 5000 ton (np. francuskie FREMM), kilka (ok. 4) korwet mniejszych niż
"Gawron", a także 3 nowe średnie okręty podwodne (wyposażone w napęd niezależny od powietrza
i pociski rakietowe przystosowane do rażenia celów lądowych) i jednostki pomocnicze.
Pozwoliłoby to na uzyskanie pewnej elastyczności PMW i przyzwoitej siły bojowej.
W tym miejscu należy powrócić do kwestii profesjonalizacji armii. Wspomnieliśmy powyżej o
trudnych uwarunkowaniach finansowych. Ocenia się, że w przypadku faktycznej profesjonalizacji,
wiążącej się ze znacznym wzrostem kosztów osobowych (wojsko musi konkurować na rynku
pracy…), liczebność armii musi przy zachowaniu poprzedniego poziomu wydatków zostać w celu
uzyskania odpowiedniej efektywności bojowej zmniejszona przynajmniej o połowę. Żołnierz
profesjonalny ma być przecież intensywniej szkolony, co wiąże się z wydatkami na paliwo,
amunicję itp., dysponować nowocześniejszym sprzętem. Tymczasem w Polsce nadal nie ma
pieniędzy na sprzęt, paliwo, amunicję w odpowiedniej ilości. Pojawiają się ponadto opinie
kwestionujące sam sposób wykonywania reformy na szczeblu podstawowym i zaangażowanie
kandydatów do służby zawodowej. Bardzo możliwe, że Polska uzyskała nie armię faktycznie
profesjonalną, a li tylko uzawodowioną, dziedziczącą wady armii zawodowej (koszty, brak
uzupełniania rezerw ludzkich) i poborowej (gorsze wyszkolenie, uzbrojenie i efektywność). Jedną z
dróg wyjścia z tej sytuacji byłoby zwiększenie wydatków na obronność do poziomu nawet 3%
PKB, umożliwiające sprawne funkcjonowanie armii 100-tysięcznej. Przy braku realności
politycznej tego rozwiązania pozostaje drugie, bardzo kontrowersyjne: kolejna redukcja, do
zaledwie 60 - 70 tysięcy ludzi. Utrudniająca zapewne wypełnienie wielu zadań — wystawienie
jednostek ekspedycyjnych, pomoc w sytuacjach kryzysowych, jednak dająca wojsko faktycznie
dobrze wyposażone i wyszkolone, profesjonalne w pełnym tego słowa znaczeniu.
Przemysł obronny
Na krótkie z uwagi na ograniczenia objętościowe zasługuje również problematyka krajowego
zaplecza przemysłowego wojskowości, stanowiącego istotny (aczkolwiek teoretycznie
niekonieczny, istnieją przecież kraje importujące niemal wszystko, do ostatniej śrubki) element
potencjału obronnego. Może ono być również stymulatorem rozwoju gospodarczego, inkubatorem
nowych technologij (w przypadku Polski, dodajmy, jednym z nielicznych), wreszcie ma poważne
funkcje społeczne. Podobnie jak w przypadku wojska, obecna sytuacja przemysłu została w dużej
mierze określona przez historię. W czasach PRLu produkował on szeroki asortyment uzbrojenia:
pełen praktycznie zakres broni strzeleckiej, czołgi (acz bez ważnego elementu w postaci armat),
pojazdy pomocnicze, śmigłowce oraz samoloty szkolno-bojowe, amunicję, okręty desantowe,
urządzenia radiolokacyjne. Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że również tu opowieści o bajecznym
rzekomo potencjale nie mają zbytniego pokrycia w faktach. Zdecydowana większość wzorów była
produkowana na licencjach sowieckich, umowy na które co prawda pozwalały na dostosowanie do
lokalnych możliwości wytwórczych, tzw. polonizację, jednak rygorystycznie ograniczały
możliwość prowadzenia prac rozwojowych. Licencje dotyczyły oczywiście zwykle wzorów
zubożonych w stosunku do tego, co produkował dla siebie Związek Sowiecki, o ile w przypadku
karabinka Kałasznikowa nie dało się tego zrobić, o tyle już w przypadku czołgu T-72 i owszem,
licencjobiorca nie otrzymywał nowoczesnych technologij produkcji pancerza. Produkcja była spora,
eksport poza Układ Warszawski niemały, jednak kierowano go do odbiorców mało wymagających,
w dodatku bez osadzenia w rachunku ekonomicznym. Sowieci zezwalali na samodzielny rozwój

background image

sprzętu, którego produkcją sami nie byli zainteresowani, stąd na przykład samolot szkolno-
treningowy TS-11 Iskra. Cóż z tego, skoro uzyskany tu potencjał bywał zaprzepaszczany, jak w
przypadku lotnictwa właśnie i kasacji ambitnego programu naddźwiękowego samolotu szkolno-
bojowego TS-16 Grot... Efekt był taki, że schedę po PRLu stanowiły zakłady produkujące sprzęt
zwykle niezbyt nowoczesny, w dodatku w fatalny sposób rozproszone organizacyjnie. Przykładem
niech będzie przemysł lotniczy i niezależne PZL Mielec (samoloty szkolno-bojowe i lekkie
transportowe), PZL Okęcie (samoloty rolnicze, sportowe szkolne), WSK Świdnik (śmigłowce), dwa
mniejsze PZL-e silnikowe, a ponadto niezależne wojskowe zakłady lotnicze (WZL), wykonujące
bieżącą obsługę i remonty maszyn wojskowych. W tej sytuacji utrzymanie się wielu z tych
podmiotów na rynku po zmianie sytuacji ekonomiczno-politycznej stało się niepodobieństwem,
kolejne resorty gospodarki nie pomagały (prominentne postaci dążyły wręcz do likwidacyjnej
wyprzedaży całej zbrojeniówki) MON, szczególnie w epoce Janusza Onyszkiewicza, bywał wręcz
wrogi. Nie było zamówień ani promocji produktów na rynkach zagranicznych (w normalnych
krajach o gospodarce rynkowej jest praktyka absolutnie oczywista, w wielu krajach warunkiem sine
qua non sukcesu kontraktu na zakup uzbrojenia jest zaangażowanie wysokich oficjeli z kraju
oferenta). Niestety, wspomniane uwarunkowania polityczne z czasów komunizmu praktycznie
uniemożliwiały poważniejszą współpracę między podmiotami z krajów UW, podczas gdy na
Zachodzie programy międzynarodowe stały się w sytuacji gigantycznych kosztów zasadniczym
sposobem funkcjonowania tamtejszych zbrojeniówek, pojedyncze państwa z wielką tylko
trudnością mogły ponosić trudy samodzielnego rozwoju nowych samolotów bojowych czy okrętów.
Szczęśliwie spora część podmiotów przetrwała fatalną dekadę. Po roku 2000 ruszyły procesy
konsolidacyjne z utworzeniem m.in. Grupy Bumar, stanowiącej narodowy koncern obronny, udało
się uzyskać kilka kontraktów eksportowych (czołgi PT-91 dla Malezji, pojazdy WZT-3 dla Indii,
pewna ilość sprzętu dla Iraku itp.). Wraz z zakupami MONu pozwoliło to na dotrwanie
zbrojeniówki do dziś. Obecnie oferta jest nadal dość bogata. Przedsiębiorstwa Grupy Bumar mogą
produkować czołgi, pracują obecnie intensywnie nad wielozadaniową platformą gąsienicową
"Andres", która może przekształcić się w polski BWP, wytwarzają dobrej klasy radary obserwacji
przestrzeni powietrznej średniego zasięgu, czołgowe systemy kierowania ogniem itp. itd. Część
militarna HSW oferuje haubicę samobieżną Krab oraz inne systemy artyleryjskie. Siemanowicki
WZM produkuje na fińskiej licencji KTO Rosomak. Coraz bogatsza jest oferta nowoczesnej broni
strzeleckiej — trwają prace nad systemem broni indywidualnej MSBS, Polska jest
samowystarczalna w zakresie produkcji broni wyborowej i dużej części zespołowego uzbrojenia
piechoty. Bardzo korzystny jest fakt pojawienia się mocnych podmiotów prywatnych takich, jak
firmy WB Electronics (systemy informatyczne i łącznościowe) czy Teldat (sieciocentryczne
systemy wspomagania dowodzenia i zarządzania polem walki)… Polskie firmy pracują również
nad bardzo perspektywicznymi rozwiązaniami stricte bojowymi takimi, jak bumarowski system
żołnierza przyszłości "Ułan 21", próbują włączyć się aktywnie w grę o modernizację polskiej OPL
jako podwykonawcy… Sytuacja teoretycznie jest niezła, jednak przemysł jest bardzo wrażliwy na
wahania finansowania przez MON, opóźnienia płatności z 2008 - 2009 postawiły wiele firm w
dramatycznej sytuacji (drastyczne zmniejszenie zamówień przez ministerstwo spowodowało
redukcję przychodów Grupy Bumar z 3,2 miliarda zł w roku 2008 do 2,6 mld w 2009...). Niestety,
uzyskiwanie kolejnych kontraktów eksportowych idzie dość opieszale, z uwagi na brak wsparcia
rodzimego przemysłu przez rząd. Niekompetencja, której obecnej ekipie nie brak, zła wola
polityczna czy szybka wyprzedaż w celu łatania luk budżetowych mogą polską zbrojeniówkę
szybko zniszczyć. Nie istnieje już narodowy przemysł lotniczy — spośród wspomnianych zakładów
PZL Mielec został doprowadzony przez podejrzanych menedżerów doprowadzony do faktycznego
bankructwa, po restrukturyzacji wegetował kilka lat, aby stać się w kontrowersyjnych
okolicznościach nabytkiem amerykańskiej UTC. PZL Rzeszów został w także kontrowersyjny
sposób sprzedany w ramach rozliczeń offsetowych sprzedany firmie Pratt&Whitney, PZL Okęcie
niejako na siłę "wciśnięty" grupie EADS w ramach rozliczenia za samoloty transportowe C295,
wreszcie przynoszący zyski PZL Świdnik sprzedano w ob. roku koncernowi AgustaWestland.
Pozostałość po polskim przemyśle lotniczym to obecnie WZL-e i malutkie zakłady inż.

background image

Margańskiego. Nie trzeba też dodawać, że pracująca na potrzeby MONu Stocznia Marynarki
Wojennej jest w takim samym stanie, jak jej patronka…
Si vis pacem para bellum
Zaprezentowany obraz jest dość niejednoznaczny. Stan wyposażenia Wojska Polskiego jest, poza
kilkoma jaśniejszymi obszarami, niezbyt dobry, a potrzeby gigantyczne. Ich zaspokojenie będzie
miało kluczowe znaczenie dla podstaw bezpieczeństwa kraju, newralgiczne znaczenie ma tu
kwestia obrony przeciwlotniczej. Firmowane przez obecny obóz rządzący programy na
nadchodzące lata nie niosą rozwiązania problemów, mogą wręcz doprowadzić do faktycznego
zaniku niektórych rodzajów sił zbrojnych, zagrożona jest Marynarka Wojenna. Profesjonalizacja
sił zbrojnych jest prowadzona w bardzo wątpliwy sposób... Czas tracony może być nie do
odzyskania w sytuacji kryzysu, należy pamiętać, że realizację kontraktów na systemy
uzbrojenia i jego wdrażanie liczy się w długich latach, vide program F-16. Epoki, kiedy kilka
statków z bronią wysłanych przez sojusznika mogło zmienić bieg najbliższej bitwy, dawno
minęły. Brak metodyczności i zaniedbania przy istniejącej inercji mogą łacno doprowadzić do
zguby.
Niestety, sanacja sił zbrojnych jako kosztowna jest podatna na ataki populistów najgorszego rodzaju
i nie pasuje do postpolityki, czytaj kierowania się wyłącznie słupkami sondaży. Obecnie na pewno
nie gotujemy się do wojny, czy zatem zemści się ona za to niespodziewanym nadejściem?
Jan Przybylski
Skrócona wersja powyższego tekstu ukazała się w magazynie "Nowy Obywatel" 2/2011


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Baszkiewicz Polska czasów Łokietka
Jaka to prężna jest polska armia, Polska dla Polaków, Co by tu jeszcze spieprzyć
II wojna światowa i armia polska w ZSRR
ARMIA POLSKA 1939 OWWII 2
ARMIA POLSKA 1939
POLSKA CZASOW WŁADYSŁAWA ŁOKIETKA
Baszkiewicz Jan Polska czasow Lokietka(z txt) 2
czasownik - wazna tabela! (1), Filologia polska II rok, fleksja i składnia
Polska armia zmieści się na stadionie
Ludzie stawali się ciekawi swiata, FILOLOGIA, Filologia polska, Hist. lit. pol, Staropolka
Formy czasownikowe i ich tematy, filologia polska (przydatne opracowania)
odmiana czasownikow, Filologia Polska, Rok II, Fleksja i Składnia
Czasownik sum, FILOLOGIA POLSKA UMK, ŁACINA
zdania cz.teraź. podstawowe czasowniki, Filologia polska, Polski dla obcokrajowców
POLSKA ZA CZASÓW KAZIMIERZA WIELKIEGO, wszystko do szkoly

więcej podobnych podstron