BIBLIOTEKA Wiedzy HISTORYCZNEj
JAN BASZKIEWICZ
POLSKA CZASÓW ŁOKIETKA
HISTORIAPOLSKI
warszAwA
WIEDZA POWSZECHNA
Obwoluta, okładka, karta tytułowa
J. CZ. BIENIEK
Redaktor: ADELA KONIKWSKA
Redaktor techniczny: JANINA HilMER
Korektor: JADWIGA DAREWSKA
Printed in Poland
PW "Wiedza Powszechna" Warszawa 1968. Vydanie I.
Nakład 8000-ł-299 egz. Obj. 12,75 ark. wyd., 12,5 ark. druk.
Papier druk. sat. kl. IV, ?0 g, 51X86 z f-ki w Kluczach
Oddano do składania 29. I. 68. Podp. do druku 17. 6. 68
Druk ukończono w lipcu 1968
Katowicka Drukarnia Dziełowa, Katowice, ul. 3 Maja 12
Zam. 25B/20. II. 1988. K-14 . cena zł 17;
Moim zamysłem było przedstawienie dziejów politycznych Pol-
ski za Władysława Łokietka. Odwołuję się do historii ekonomicz-
nej czy ustrojowej jedynie w tym celu, by wyjaśnić wydarzenia
polityczne. Czasy Łokietka, rozpatrywane z tej perspektywy mają
wiele cech wyróżniających, nie stanowią natomiast odrębnego
okresu w naszych dziejach gospodarczych, ustrojowych czy kultu-
ralnych. Dla historii politycznej Polski były doniosłym i wyraźnie
zarysowanym zakrętem; obserwowane pod innym kątem, są czę-
ścią dłuższego odcinka taśmy czasu albo też okresem przejścio-
wym.
Władysław Łokietek zasługuje na to, aby stać się jednym z bo-
haterów tego opowiadania. Rola odnowiciela autorytetu mo-
narchii nie przypadła mu z łaskawego daru fortuny; odegrał ją
dzięki swej energii, wytrwałości, patriotyzmowi. Na działaniach
tego władcy, kierującego zjednoczeniowym wysiłkiem, skupiam
znaczną część uwagi.
Drugim bohaterem książki jest polskie społeczeństwo przełomu
XIII i XIV wieku. Chciałem, by za każdym poruszeniem głów-
nych figur na politycznej szachownicy można było dostrzec dąże-
nia i zamysły wielkich grup społecznych, ich polityczne sympa-
tie i antypatie, ich narodowe aspiracje. Bez nich nic nie znaczy
przedsiębiorczość, odwaga i wytrwałość jednostek.
Czasy Władysława Łokietka od dawna pociągały wyobraźnię
badaczy. Mimo to trudno naszą wiedzę o tym okresie uznać za do-
skonałą. Nieszczęsna małomówność, a niekiedy wręcz bałamutność
źródeł historycznych rodzi wciąż nowe hipotezy i dyskusje.
Głosem w tych sporach była i moja monografia o zjednoczeniu
państwa polskiego na przełomie XIII i XIV wieku. Wracając do
7
tematyki zjednoczeniowej po piętnastu blisko latach, nie powta-
rzam tez tamtej pracy. Książka sprzed piętnastu lat miała szczę-
ście do dysku:sji naukowej, skłoniła do zabrania głosu wielu świe-
tnych znawców polskiego średniowiecza. Ukazały się o niej arty-
kuły recenzyjne i omówienia, między innymi Kazimierza Ty-
mienieckiego, Gerarda Labudy, Zdzisława Kaczmarczyka, Sta-
nisława Romana, Kazimierza Jasińskiego, Stanisława Trawkow-
skiego. W toku dalszych badań nad XIII i XIV wiekiem liczni
badacze wracali do poruszonych przeze mnie spraw, krytykowali
mój pogląd i uzupełniali obraz problemu. Wiele moich hipotez wy-
padło zarzucić, wiele opinii trzeba było sprostować. Mam świado-
mość, że i w tej rozprawce sporo jest rzeczy dyskusyjnych.
8
POLSKA KSIĄżęCA
W połowie XIII wieku Polska była luźnym zbiorem jedenastu
dzielnic książęcych: Do końca poprzedniego stulecia władali kra-
jem książęta Polski (duces Poloniae). W wieku XIII są już tylko
książęta Mazowsza, Krakowa i Sandomierza, Wielkopolski, Ślą-
ska. Ta zmiana tytulatury stanowi symbol partykularyzmu, za-
cieśnienia ambicji, zatraty państwowej jedności.
Ostatnie szczątki owej jedności, trwające w instytucji zwierz-
chniego księcia czy też wieIkiego księcia, tego, który władał Kra-
kowem, zanikły bez rewolucji i wstrząsów politycznych w pier-
wszych dziesięcioleciah XIII wieku. Jeśli dokonało się to tak spo-
kojnie i niemal niepostrzeżenie, to tylko z racji utraty przez
zwierzchnich książąt realnych wpływów; z ich władzy odcedzona
została wszelka prawdziwa treść.
Można wszakże wątpić, czy określenie "Polska książęca" odpo-
wiada ówczesnej sytuacji, czy trafniejsze nie byłoby nazwanie
tamtej Polski możnowładczą. Bo przecież nie co innego, jak po-
tęga wielmożów, najpierw społeczna, potem i polityczna przesą-
dziły o zaniku władzy wielkoksiążęcej, o utrvalaniu się podzia-
łów dzielnicowych, o krajaniu na mniejsze części dzielnic synów
Krzywoustego i osłabnięciu władczej pozycji książąt.
Owi wielmoże - to nie tylko wielcy właściciele ziemscy i dygni-
tarze państwa w jednej osobie, to także dostojnicy kościelni,
wspierani emancypującą się spod świeckiej przewagi siłą mate-
rialną i duchową Kościoła. Ich interes stawał się wytyczną pań-
stwowej polityki, ich aspiracje określały kształt i działanie wła-
dzy książęcej. Gdy wczesna monarchia Bolesławów spełniła swe
zadania fundatora nowego ustroju, ustąpiła systemowi dzielni-
cowemu, lepiej dostosowanemu do potrzeb i ambicji możnych. To
9
możni panowie przecież paraliżowali władcze ambicje Władysława
Wygnańca czy Mieszka Starego, to oni z lojalnością nie pozba-
wioną przymieszki obłudy bronili praw młodszych książąt prze-
ciw starszym i silniej trzymającym cugle władzy; im to wygod-
niej było podlegać władcom słabszym i bardziej ustępliwym,
mniej doświadczonym i mającym wobec możnych długi wdzięcz-
ności.
Potężne siły społeczne doprowadziły więc do upadku instytucję
zwierzhniej władzy, która ogarniała swym wpływem cały kraj,
i pogłębiły podział dzielnicowy Polski. Była w tym zresztą szansa
pewnej stabilizacji vładzy, gdy utrwaliły się w swych ziemiah
linie książąt małopolskich, wielkopolskich, mazowieckich itd.
i gdy władcy polscy prześtali wśród ostrych konfliktów uganiać
się za mirażem władzy księcia zwierzhniego. Po śmierci Leszka
Białego ten rozdział historii politycznej był już definitywnie
zamknięty. Jeśli źródła ruskie do końca XIII wieku nazywały nie-
kiedy książąt krakowskich "wielkimi książętami", to było w tym
jeśli nie wspomnienie lepszych czasów.
Dawniejsi historycy chętnie ma-
lowali Wiek postępu epokę rozbicia dzielni-
cowego najczarniejszymi barwami, dostrzegając w niej wyłącz-
nie zastój i degradację Polski, ongiś wielkiej monarhii. Tkwiła
w takim spojrzeniu jednostronność starszej historiografii, zapa-
trzonej przede wszystkim w obraz dziejów politycznych narodu.
Z polityczno-państwowego punktu widzenia wiek XIII był z pew-
nością stuleciem regresji; wrócę jeszcze do tego tematu. Ale
słusznie chyba nowsze badania historyczne oddają sprawiedli-
wość temu stuleciu; podkreślając rosnący dorobek społeczeństwa
polskiego w sferze kultury materialnej i duchowej.
Samo zjawisko rozbicia dzielnicowego nie było pozbawione po-
,zytywnych skutków. Mniejsze formacje państwowe sprzyjały oży-
wieniu tętna lokalnych aktywności, tworzeniu nowych ośrodków
kultury, powszechniejszemu udziałowi ludzi w życiu społecznym.
Dwory książęce, ustalające się w mniej dotąd ważnych ośrodkach,
dawały im wielką szansę. Obok rezydencji książęcych wyrastać
zaczęły mniejsze dwory dostojników państwowych i kościelnych,
wielkich właścicieli, pragnących z bliska wywierać wpływ na rzą-
dy. Pod koniec XIII wieku kilka dzielnic; najbogatszych, najrząd-
10
niejszych i najsilniejszyh ideowo rywalizowało o pierwszeństwo
w zamierzeniu wielkiego formatu: skupieniu ziem polskich w jed-
nym organizmie państwowym. To świadczy o dość wyrównanym
rytmie przemian w wielu regionach kraju:
Rozbicie dzielnicowe nie powstrzymało szybkiego tętna rozwoju
ekonomicznego, którym pulsowała Polska w XIII stuleciu. Do-
skonalenie się narzędzi i technik produkcyjnych szło w parze ze
świadomymi działaniami książąt, wielkich państw i Kościoła,
.zmierzającymi ku lepszej organizacji życia gospodarczego tak na
wsi, jak w miastach. Rosnące zróżnicowanie ludności rolniczej
i producentów rzemieślniczych dowodzi postępu w podziale pracy,
rodzenia się nowych form i gałęzi wytwarzania. Rzemiośło zrobiło
skok ogromny. Nazwano kiedyś wiek XIII w Polsce stuleciem
młynów. Wykorzystanie siły wody w rzekach i strumieniach, siły
wiatru do poruszania wiatraka - wsparło tradycyjne techniki
ręczne. Młyn był jeszcze u shyłku XII wieku ogromną rzadko-
ścią, nawet na Śląsku, o. czym pisał jako o stanie dawno minio-
nym cysterski mnich z Henrykowa w drugiej połowie XIII stule-
cia. Dodajmy, że młyn służył nie tylko do przemiału, zastępując
prymitywne żarna, lecz dawał też źródło siły warsztatom meta-
lurgicznym i sukienniczym, garbarniom i tartakom.
Doskonalące się narzędzia żelazne - wyrób zawodowych rze-
mieślników - ułatwiały powiększanie areału ziemi uprawnej.
Siekiera karczująca las rozszerzała horyzont mieszkańca wsi, poz-
walała poddać pod pług nowe ziemie, powiększyć rzadkie osad-
nictwo o nowe gospadarstwa i wsie. Porządkowano coraz chętniej
stan gruntów; komasacje, trójpolówka, lepsze sytuowanie wsi-
to charakterystyczne dla XIII wieku procesy. Przyciąganie z Za-
chodu osadników chłopskich przyspieszało te przemiany. Dalszym
impulsem stała się nowa organizacja wsi na prawie niemiećkim
(czynszowym), regulująca sytuację chłopa wewnątrz wsi i w sto-
sunku do pana gruntu. System ten przejmowały lub powoli ada-
ptowały się do jego zasad stare wsie polśkie. Proces ów nie prze-
biegał spokojnie i łagodnie; o urządzenie wsi, o wysokość chłop-
skich obciążeń toczyły się nieraz ostre konflikty. Tylko słabe
ich echa dotrwały w źródłach do naszych czasów.
Zarówno gospodarstwo dominialne, jak nowe, czynszowe go-
spodarstwo chłopskie zdolne było coraz więcej zboża i mięsa pro-
11
dukować na sprzedaż. Ale też coraz bardziej rozszerzały się możli-
wości zbytu wskutek wzrostu liczby ludności w miejskich śku-
piskach. Chłop najczęściej bez pośrednika przywoził do miasta
produkty rolne i hodowlane. Sprzedawał na rynku zboże, wa-
rzywa i owoce, ale przede wszystkim dostarczał do miejskich ja-
tek mięso. Okazało się, że nowe gospodarstwo czynszowe na wsi
może prowadzić racjonalną i zyskowną hodowlę. Chłop był głów-
nym dostawcą na szeroki rynek trzody chlewnej oraz drobiu,
w mniejszym stopniu bydła; stanowiło ono bowiem przedmiot na-
leżności czynszowych dla pana, ponadto służyło chłopu za siłę po-
ciągową, a krowy dostarczały poszukiwanego mleka i sera.
Cenne studia Marii Dembińskiej nad spożyciem w Polsce śred-
niowiecznej wykazały, iż wołowina pojawiała się raczej na boga-
tych stołach; wieprzowinę i drób konsumowały natomiast w XIII-
-XV wieku już szerokie kręgi ludności. Groch i kaszez prosa,
jęczmienia, owsa) zastępowały nie znane wówczas kartofle, miód
służył do słodzenia potraw z braku cukru. Nowa gospodarka czyn-
szowa na wsi spowodowała nie tylko bogacenie się chłopów, ale
i wzrost ogólnego poziomu życia w kraju. Archeologowie stwier-
dzili, iż od XIII stulecia zmniejszyła się wydatnie konsumpcja
dziczyzny, dostępnej głównie dla warstw wyższych, upowszech-
niła się natomiast konsumpcja drobiu, 'który bynajmniej nie był
luksusem.
Skupiska miejskie, coraz ludniejsze, zmieniły rolniczy kraj-
obraz polskiej ziemi. Miejska osada - ośrodek polityki, władzy,
organizacji kościelnej - przejmowała coraz więcej funkcji eko=
nomicznych. Miasta konkurowały z prymitywnymi formami wy-
miany (targi, karczmy wiejskie), choć nie zdołały ich wyprzeć,
między innymi wskutek rzadkiej sieci małych miast. Bogacącym
się przybyszom ze wsi, ale też przybyszom z dalszych okolic,
miasto stwarzało znacznie szersze możliwości handlowe niż stare
targi i karczmy. Nie rugowało ono wiejskiego rzemiosła, choć
miejskie pracownie rzemieślnicze wyróżniały się wysoką specjali-
zacją i jakością swych wyrobów. Świadectwem postępu w po-
dziale pracy i specjalizacji rzemieślniczej było mnożenie się ce-
chów. Powstałe właśnie w XIII wieku korporacje rzemieślnicze
Wrocławia osiągnęły już około roku 1330 liczbę 29. Jednocześnie
zarysowała się tendencja do rozbudowy warsztatów rzemieśl-
niczych, do zatrudniania w nich coraz liczniejszych pracowni-
ków.
12
Słabła rola prymitywnego handlu wymiennego, gdy sztukę
płótna lub siekierę sprzedawano za mięso lub zboże. Pieniądz, we
wczesnym średniowieczu chowany skrzętnie w skarbcach i skrzy--
niach książąt oraz wielmożów, tracił rolę środka tezauryzacji
i stawał się powszechnym istrumentem ułatwiającym obrót. Wo-
bec właściwego stosunkom dzielnicowym zróżnicowania monety,
pieniądz - jako miernik wartości - często jeszcze w XIII wieku
ważono, a nie liczono; jednakże już u shyłku stulecia władcy
podejmowali energiczne kroki w kierunku uporządkowania cha-
osu pieniężnego. Stanowiło to przejaw coraz żywszego obiegu
dóbr. Innym takim przejawem było zagęszczanie się i ulepszanie
sieci dróg, przy których wyrastały liczne komory celne. Budo-
wano też coraz większe i sprawniejsze statki rzeczne i pełnomor-
skie.
Drogami lądowymi i wodnymi krążyły towary zarówno na ryn-
kach lokalnych, jak i na rynkach rozleglejszych, przekraczają-
cych nieraz granice dzielnic, a nawet kraju. Bogaci kupcy Wrocła-
wia, Krakowa, Gdańska nawiązywali dalekosiężne kontakty han-
dlowe. Na początku XIV wieku ogarniały one wiele ważnych
ośrodków europejskich, od Flandrii i północnych Włoh na Za-
chodzie po Kijów na Wschodzie. Przedmiotem dalekosiężnego
handlu były już nie tylko dobra luksusowe, dostępne dla elity
społecznej, lecz towary o stosunkowo niskich cenach, za to
o wielkim ciężarze i objętości: metale, drewno, żboże, sól. Obrót
nimi opłacał się tylko wtedy, gdy w grę wchodziły wielkie ilości.
Lepsza, nowocześniejsza organizacja miast sprzyjała ich spo-
łecznemu awansowi. Lokowanie miast na nowych zasadach ozna-
czało nie tylko tworzenie nowych ośrodków, ale i gruntowną
reorganizację starych. Korzystnie zmieniały się zarysy miast, re-
gulowano ich zabudowę. Dawne osady składały się z gęsto stło-
czonych, drewnianych domów, przeważnie jednoizbowych, nie-
wielkich (średni dom, najczęściej w planie zbliżonym do kwad-
ratu, nie przekraczał 20 mkw.). Domy te nie posiadały szerszego
zaplecza gospodarskiego; rzadko pojawiały się większe działki bu-
dowlane o powierzhni kilkudziesięciu metrów kwadratowych.
Nietrwałość budulca zmuszała co 30-50 lat do gruntownej odbu-
13
dowy domostw; częste pożary niszczyły gęstą i dość chaotyczną
zabudowę osad miejskich XI-XII wieku. Ulice były wąskie
(2-4 m), a jeszcze węższe bywały zaułki między uiicami. Do
rzadkości należały bogatsze budowle piętrowe z kamienia; na
ogół były to budynki sakralne i administracyjne. Umocnienia sta-
wiano co najwyżej drewniano-ziemne. W sumie osady miejskie
XI-XII wieku nie przedstawiały się zbyt powabnie.
Mniej więcej od połowy XIII stulecia rozpoczął się wraz z po-
wstawaniem nowych struktur ekonomiczno-społecznych proces
nowego kształtowania miast. Zrzucały one ciasny gorset, krępują-
cy rozwój miejskiego życia. Tzw. lokacje miast przynosiły nowo-
cześniejsze rozplanowanie. Zwiększyła się średnia wielkość domu
do ponad 100 mkw., prostokątne działki budowlane, kilkakrotnie
wię'ksze niż powierzchnia domu, umożliwiały rozbudowę zaple-
cza gospadarskiego. Poszerzyły się ulice (do 15-18 m), pojawiły
wielkie place rynkowe, sprawne i porządne urządzenia miej-
skie - składy, sukiennice, jatki, ratusze; przestała należeć do
rzadkości piętrowa zabudowa i cegła jako budulec domów pry-
watnych.
Od XIV wieku w większych miastach zjawiły się monumental-
ne założenia ratuszów, widomy wyraz potęgi miejskiego samorzą-
du, który zrodził się w XIII stuleciu wraz z nową strukturą prze-
strzenną i prawną polskich miast. Ludność miejska, uwolniona
od krępującej, feudalnej zależności właściwej dawnym podgro-
dziom, korzystała teraz ze znacznej autonomii. O udział w tej
autonomii, o wpływ na rządy miastem toczyć się będzie ostra
walka społeczna między zamożnym patrycjatem i warstwą średnią
mieszczaństwa. Były też samorządy miejskie terenem konfliktów
politycznych, którym sprzyjała obecność licznych, zwłaszcza w du-
żych miastach, niemieckich przybyszów. Wynikały stąd, jak zo-
baczymy, różnice politycznych orientacji.
Już u schyłku XIII wieku duże miasta stały się ważnymi
partnerami władców i możnych w ich rozgrywkach politycznych
i intrygach. Książęta pożyczali pieniądze od miejskich korpora-
cji, przyznawali im przywileje polityczne i ekonomiczne. Umac-
niały się fortyfikacje miejskie, będące nieraz solą w oku środowisk
feudalnych. W roku 1277 Wrocław - największe miasto pol-
skie - samodzielnie bronił się przed najazdem księcia legnickie-
go Bolesława Łysego, pertraktując równocześnie z sąsiednimi
14
władcami. W roku 1285 Kraków pomógł swemu księciu, Leszkowi
Czarnemu, ocalić władzę zagrożoną przez bunt wielmożów i atak
księcia czerskiego, Konrada.
Stulecie XIII było wiekiem upowszechniania się i pogłębia-
nia kultury duchowej polskiego społeczeństwa. Był to wiek
cegły, która umożliwiała szybkie postępy sztuki architektonicz-
nej. Dawna romańska architektura kamienna ustąpiła miejsca
monumentalnym budowlom ceglanym, przejmującym najczęściej
z inspiracji północnowłoskiej styl gotycki. Niekiedy łączono
po mistrzowsku wpływy gotyckie z romańszczyzną. Arcydzie-
łem takiego stylu jest pochodzący z połowy XIII wieku podo-
minikański kościół Św. Jakuba w Sandomierzu. Przeważają tu
jeszcze w,pływy romańskie. Wspaniała ornamentyka ceglana o mo-
tywach geometrycznych, zwierzęcych (ptaki) i roślinnych świad-
czy o wysokiej kulturze artystycznej i smaku budowniczych.
W połowie XIII wieku powstały też piękne kościoły gotyckie
domini'kanów we Wrocławiu i Krakowie. Zaczęto wówczas budo-
wę monumentalnych świątyń: wrocławskiej katedry Św. Jana
i kościoła Mariackiego w Krakowie. Nieco później stanęły gotyc-
kie kościoły franciszkańskie w Małopolsce (Kraków, Sącz) i Wiel-
kopolsce (Gniezno, Kalisz). Pięknie rozbudowywały się gotyckie
świątynie na Pomorzu. Budownictwo sakralne świadczyło o ran-
dze, kulturze i zamożności miast; we Wrocławiu już w pierwszej
połowie XIII wieku znajdowało się 14 świątyń. Później impuls
gotycki dotrze i do mniejszych ośrodków (kaplica Św. Jadwigi
w Trzebnicy to klejnot trzynastowiecznego gotyku polskiego);
a także do budownictwa świeckiego.
Sztuka plastyczna owocowała już u schyłku XII wieku rzeź-
bionymi drzwiami katedry gnieźnieńskiej, dziełem na najwyższym
paziomie europejskim. Nie mniejszej klasy zabytkiem jest romań-
ski portal kamienny z dawnego opactwa benedyktyńskiego we
Wrocławiu, dżisiaj wbudowany w ścianę kościoła Św. Marii
Magdaleny. Malarstwo XIII wieku miało dwa wymiary. Małe roz-
miarami, nie wartością, było malarstwo iluminacyjne na rękopi-
sach pobożnych ksiąg (szczególną wartość ma tzw. Księga ośmiu
patriarchów), malarstwo duże - to ścienne malowidła w kościo-
łach, zachowane niestety tylko fragmentarycznie. Od schyłku
15
XIII stulecia coraz więcej mamy wiadomości o malarstwie świec-
kim. Janko z Czarnkowa, kronikarz z XIV wieku, wspomina
o ściennych obrazach króla Przemysła II (zmarłego w roku 1295)
i jego żony w królewskiej kaplicy katedry poznańskiej. Z pier-
wszej połowy XIV stulecia pohodzą pełne rozmachu, zachowane
do dziś malowidła na ścianach rycerskiej stanicy w Siedlęcinie, ze
scenami z rycerskich romansów. Pozwalają one poznać strój i oby-
czaj ówczesnego rycerstwa śląskiego. Wspaniały rozkwit czterna-
stowiecznej rzeźby figuralnej poprzedzony został udanymi pró-
bami z poprzedniego stulecia; zachowały się jednak znowu tylko
fragmenty.
Piśmiennictwo polskie XIII wieku było bogate, bogatsze od li-
teratury następnego stulecia. Najgodniej reprezentuje je Kronika
Polaków z początku XIII wieku, pióra Mistrza Wincentego Kadłu-
bowicza, niesłusznie zwanego Kadłubkiem. Dzieło, lekceważone
dawniej jako źródło do dziejów Polski, okazało się przy bardziej
szczegółowym zbadaniu jednym z najciekawszych pomników euro-
pejskiej literatury XIII wieku. Jest to i kronika historii ojczystej,
zaczynająca się od legendarnych czasów, gdy Polacy wojowali
z Aleksandrem Macedońskim, i traktat polityczny pisany z per-
spektywy możnowładczej, i popis wszechstronnej erudycji.
Mistrz Wincenty, absolwent jednego z zachodnich uniwersyte-
tów (nie rożstrzygnięto sporu: Paryża czy Bolonii), doskonale
orientował się w literaturze filozoficznej, historycznej i prawni-
czej, czytywanej przez ówczesną elitę intelektualną. Erudycją tą
omaścił obficie swoje dzieło. Zwraca uwagę filologiczny kunszt
Wincentego. Był on znakomitym łacinnikiem, dysponował niez-
wykle bogatym słownictwem i stylem pełnym rozmachu. Win-
centy jako historyk z pewnością nie zasługuje na pełne zaufanie;
deformował fakty, czyniąc chętnie z opisu zdarzeń pretekst dla
moralnych anegdot. Ale z pełnym podziwem patrzymy dzisiaj
na jego utwór jako na dzieło literackiego kunsztu i świadectwo
wiedzy trzynastowiecznego Polaka.
Wiedza naszych ówczesnych rodaków wzrastała wcale nieprzy-
padkowo. Wszędzie pojawiało się społeczne zamówienie na ludzi
światłych, wykształconych. Potrzebowały ich coraz liczniejsze
dwory dzielnicowych książąt, a przede wszystkim książęce kance-
larie. Nauka prawa, szczególnie 'kościelnego, przenosiła do Polski
16
wyobrażenie o potrzebie uwiecznienia aktów monarszych doku-
mentem, uroczystym pismem z pieczęcią. Długo jeszcze dokument
budził nieufność ludzi nie obytych z pisaniem, długo przeciwsta-
wiano mu wyższą wartość żywego głosu świadków, ale właśnie
w XIII wieku dokumenty zdobyły sobie w Polsce pozycję pełno-
prawnego świadectwa rzeczy zdziałanych.
Ludzi wykształconych potrzebował też Kościół polski XIII
stulecia, ambitny, powiększający swe przywileje, majątki i siłę
ideowego nacisku. Kościół polski tworzył w XIII wieku bogate
ustawodawstwo, dostosowane do miejscowych warunków; zbie-
rał przywileje oraz relacje mówiące o stanie posiadania poszcze-
gólnych instytucji kościelnych, aby w potrzebie ów stan majątko-
wy obronić przed świeckimi roszczeniami. Taką relacją była słynna
Księga henrykowska, spisana w klasztorze cystersów w Henry-
kowie na Śląsku. Obok tego trwały tradycyjne formy aktywności
duchowej ludzi Kościoła: gromadzenie i przepisywanie uczonych
ksiąg, prowadzenie szkół katedralnych i klasztornych, spisywa-
nie roczników, kalendarzy, wspominków.
Wykształconych ludzi potrzebowały wreszcie zawody miesz-
czańskie. Przedsiębiorca, kupiec, bankier, funkcjonariusz miej-
skiego samorządu - wszyscy oni na co dzień posługiwali się pi-
saniem i liczeniem. W miastach najpierw powstawały sżkoły pa-
rafialne, upowszechniające oświatę. Uczyli się nie tylko księża
i kandydaci na duchownych. Książęta zdobywali wykształcenie
pałacowe; pobierali w nich również naukę synowie możnych
i mieszczan.
Od drugiej połowy XIII wieku mnożyły się znane już i przed-
tem wyjazdy do wielkich ośrodków europejskiej uczoności. Z Pa-
ryża, Bolonii, Padwy wracali do Polski magistrowie i doktoro-
wie teologii, filozofii, prawa. Największym nasyceniem utytuło-
wanych absolwentów włoskich i francuskich uniwersytetów wy-
różniał się Śląsk, a przede wszystkim Wrocław. Śląscy biskupi
i książęta jeździli w XIII-XIV wieku na studia do Padwy, Pa-
ryża, Montpellier, a zwłaszcza do Bolonii. W XIV wieku papież
Urban sJ nazwał wrocławską szkołę katedralną uniwersytetem;
była to omyłka, ale chyba nie przypadkowa, bo szkoła ta słynęła
z poziomu nauczania. Wśród uczonych klasy europejskiej błyszczą
w XIII wieku nazwiska Marcina Polaka, znakomitego prawnika
17
kościelnego, oraz Witelona - słynnego filozofa i fizyka, syna
Polki i niemieckiego osadnika ze Śląska.
Nie tylko kontakty z uniwersytetami dawały początek wymia-
nie idei i doświadczeń z Europą; rolę tę odgrywały też związki
książąt, możnych i dygnitarzy kościelnych z dworami monarszy-
mi, a zwłaszcza z kurią papieską w Rzymie, ze słynnymi klaszto-
rami i miejscami kultu. Obce osadnictwo wzbogacało wzory kultu-
rowe, handel wraz z krążeniem towarów dawał podniety do krą-
żenia idei. Polska XIII wieku nie była dalekim partykularzem,
stojącym na uboczu głównych nurtów ideowych Europy.
Ten optymistyczny obraz kraju
Chwiejność ładu bogacącego się w sferze ma-
terialnej i duchowej byłby bardzo jednostronny, gdyby nie
wspomnieć o niedostatkach i nędzach. Podstawowy brak sta-
nowiła chwiejność porządku i ładu publicznego. Różnie się ona
przejawiała. Do najbardziej prymitywnych form gwałcenia po-
rządku należało zwykłe raubritterstwo; bandytyzm bowiem nie
był wcale przywilejem słabych i upośledzonych, często uprawiali
go ludzie z możnych rodzin. Kronikarz cysterskiego klasztoru
w Henrykowie opisywał wyczyny przodków jednego z możnych
panów śląskich, którzy w podgórskiej okolicy "bardzo lesistej i nie-
mal zupełnie bezludnej... kryli się w owej puszczy, jak gdyby ja-
cyś łotrzykowie, i bardzo rzadko lub nigdy nie pokazywali się
przed obliczem ongiś rządzących książąt. Więc dopuszczali się
gwałtów w stosunku do siedzących w sąsiedztwie biedaków do
woli, ile tylko chcieli. I trzeba wiedzieć, że stary książę z przy-
domkiem Brodaty nie mógł za swoich dni w owych lasach założvć
żadnej wsi z powodu ich gwałtów."
Jest w tym opisie nie tylko świadectwo procederu uprawia-
nego przez śląskich panów, ale i stwierdzenie bezsilności władzy
państwowej. Zbójeckim rzemiosłem zajmowali się nieraz rycerze
z dobrego gniazda, wysoko postawieni w hierarchii społecznej.
Zapewne trudno było liczyć na zbytnią gorliwość dygnitarzy ksią-
żęcych w ich powściąganiu. Jeszcze ze źródeł czternastowiecznych
dowiadujemy się, iż starostowie królewscy, znacznie sprawniejsi
w działaniu od starych dygnitarzy okresu dzielnicowego, nie kwa-
pili się ze ściganiem rabusiów. Łupem grasujących raubritterów
padały konie i bydło z zamożnych majątków kościelnych, plony
18
i ubogi inwentarz chłopski, towary i pieniądze kupców grabionych
na drodze. Mała gęstość zaludnienia i obfitość lasów utrudniały
utrzymanie ładu i bezpieczeństwa. Niewiele też pomagały między-
dzielnicowe umowy, które w XIII wieku zawierali między sobą
książęta.
Umowa taka między Władysławem Łokietkiem i Henrykiem
głogowskim z roku 1296 nie przyniosła, jak skądinąd wiadomo,
uspokojenia nękanej przez bandy opryszków Wielkopolsce. Rocz-
nikarz wielkopolski żalił się, że rycerze krzywdzą Kościół, wdo-
wy i sieroty oraz wyczyniają "inne rzeczy, o których strach mó-
wić". Panujący podówczas w Wielkopolsce Łokietek nie mógł so-
bie poradzić z plagą łotrów i rabusiów. Na prośbę zdesperowa-
nych mieszczan przyznał Poznaniowi, Kaliszowi, Gnieznu i Pyz-
drom "oraz wszystkim miastom chcącym się do nich przyłączyć"
władzę chwytania i karania łotrzyków. W źródłach tamtych cza-
sów wysoko cenioną, ale też rzadką zasługą księcia było skuteczne
i surowe tępienie rabusiów. Kronikarze pisali o rządach takiego
księcia z łatwo wyczuwalnym westchnieniem ulgi.
Do napadów rabunkowych dodać należy nieustające waśnie
prywatne między możnymi panami. Słabość władzy książęcej ro-
dziła te prywatne wojny, bo był to zwykle sposób dochodzenia
sprawiedliwości, której państwo nie potrafiło zagwarantować;
słabość władzy uniemożliwiała zarazem poskromienie tych wa-
śni, zakłócających życie i niszczących ludzki dobytek.
Brak siły książąt dzielnicowych nie wynikał tylko ze zmniej-
szania się książęcych terytoriów przez mnożące się podziały.
Malał także zakres monarszych prerogatyw. W stosunkach mię-
dzy książętami z jednej, a możnymi i Kościołem z drugiej strony
coraz więcej praw i znaczenia gromadzili partnerzy władców.
Przede wszystkim umacniali oni swój wpływ na obsadę tronu ksią-
żęcego. Z reguły szanowano następstwo syna po ojcu, chociaż nie-
kiedy kwestionowano je, w szczególnych sytuacjach. Jednakże
roszczeniom możnych panów i biskupów sprzyjało częste w XIII
stuleciu wymieranie książąt bez męskiego dziedzica. Dotyczy to
zwłaszcza Małopolski, gdzie brak ciągłości dynastycznej stał się
jednym z fundamentów politycznej potęgi możnych panów, decy-
dujących o tym, który z piastowskich książąt będzie nimi rządził.
Podobnie w Wielkopolsce druga połowa XIII wieku przyniosła
19
najpierw wygaśnięcie linii kaliskiej na Bolesławie Pobożnym, po-
tem śmierć ostatniego z wielkopolskich Piastów, Przemysła II. Na
Śląsku, wśród ogromnego rozbicia na wiele małych dzielnic, od
początku XIV wieku wygasanie poszczególnych linii też zdarzało
się coraz częściej.
Nawet tam, gdzie były szanse utrzymania ciągłości rządów,
wola możnych obalała niejeden raz panującego, by na jego miej-
sce wprowadzić innego księcia, zawsze zresztą w obrębie "przy-
rodzonych panów" królestwa polskiego z rodziny piastowskiej.
I tak obok "normalnej", uroczystej elekcji księcia, dopełnianej
przez możnych na zjeździe (wiecu), pojawiały się nieformalne
elekcje nowego władcy, o których skuteczności decydowała siła.
Nie starano się nawet zbytnio usprawiedliwić obalenia władcy
jego błędami czy występkami. Podejmując pewne wątki zachod-
niej doktryny, Mistrz Wincenty propagował ideę, że dla zmiany
władcy starcza jego "nieużyteczność". "Nie można Polakom odeb-
rać prawa wyboru księcia - pisał - nie ma bowiem żadnej róż-
nicy, czy będą mieli nieużytecznego, czy też nie będą go mieli
wcale."
Malownicze opisy Mistrza Wincentego, jak to możni małopol-
scy dobierali sobie księcia według gustu, komentował na margi-
nesie rękopisu kroniki anonimowy czytelnik z początku XIV wie-
ku: "Uważaj, że dotychczas tak czynią Polacy, gdy nie podoba im
się książę, wybierają innego... Polacy z dawien dawna bawili się
z panami swymi jak z malowanymi jajkami." W samym zaś
tekście Mistrza Wincentego odnajdziemy jeszcze groźniejsze za-
powiedzi dla książąt niemiłych możnym. Biskup krakowski Ge-
deon (Gedko) wzywa tu samowładczego "tyrana", Mieszka Sta-
rego: "Wyznaj nieprawości twoje, aby cię usprawiedliwiono. Ina-
czej, gdy siekiera przyłożona zostanie do korzenia, zginiesz, co
uchowaj, jak kogut."
Gdy objęcie i utrzymanie tronu zależy w coraz większej mie-
rze od woli możnowładców, książę staje się od nich coraz bar--
dziej zawisły. Trwała tedy w XIII wieku wyprzedaż uprawnień
publicznych monarhy na rzecz Kościoła i wielmożów. Przywileje
oddawały w ich ręce administracyjno-sądowe i skarbowe prawa
księcia w obrębie majątków prywatnych, kler wymykał się spod
kontroli władzy państwowej, książęce monopole (regalia) ulegaly
20
wydatnemu uszczupleniu. W mniejszych dzielnicach książę stawał
się niejednokrotnie niemal najprzedniejszym z możnowładców,
niemal pierwszym między równymi.
Nic też dziwnego, że niektórzy słabi książęta nie wahali się
uprawiać procederu, który nader trudno odróżnić od pospolitego
rozboju, raubritterstwa; przykłady tego zjawiska jeszcze podam.
Nagminne jednak było co innego: nieustające wojny i waśnie mię-
dzy książętami. Toczyły się wielkie spory sukcesyjne o tron dziel-
nicy krakowskiej, konflikty o władzę na tle rozbieżnych sta-
nowisk możnych, przywołujących na tron po kilku kandydatów
na raz. Ale najczęściej mamy do czynienia ze zwykłą szarpaniną
o szmat pogranicza lub o jakiś gród, z łupieżczymi najazdami na
dzielnicę sąsiada dla pomszczenia urażonego honoru. Niejedno-
krotnie podobne wyprawy traktowano niemal sportowo; nie li-
czono na polityczne sukcesy i militarne triumfy, lecz po prostu
na rozrywkę w monotonii codziennego bytowania. W wyprawach
takich, zwłaszcza gdy hodziło o władzę, wspierali często głów-
nego bohatera i organizatora wojny bliscy krewniacy - książęta
tej samej linii. Niekiedy postępowali tak w nadziei na łup lub
w oczekiwaniu na spadek po wiodącym wyprawę krewniaku. Czę-
sto ekspedycje skupiały po kilku książąt w imię zamiłowania do
wojskowego rzemiosła. Udawano się na wyprawę do sąsiedniej
dzielnicy jak na polowanie; jej władcy nie przysparzano wielkich
szkód, ale koszty książęcych turniejów ponośili jego poddani. To
im palono stodoły i zabierano bydło, to oni tracili nieraz życie
wraz z dobytkiem.
Nie było zresztą solidarności nawet wśród sojuszników; alianse
i kontralianse władców zmieniały się w zawrotnym tempie. Na-
wet najbliżsi krewniacy robili sobie na złość, często z wyrafino-
waną przewrotnością. Przeczytajmy jedną z wielu opowieści tego
rodzaju z Kroniki wielkopolskiej:
"W roku Pańskim 1257 Bolesław Srogi z Legnicy, jak już była
mowa, chcąc podstępnie pojmać brata swego Konrada, księcia
Głogowa, poprosił go, aby przybył do grodu Legnicy na ucztę.
Lecz książę Konrad rozpoznając prawdziwie sposób zdrady, o któ-
rym doniósł mu ktoś, i pragnąc na pewno przekonać się o tym,
zabrał ze sobą wystarczający orszak mężów zbrojnych, którzy po-
tajemnie znieśli broń, i ruszył w drogę. A gdy zbliżył się do gro-
21
du Legnicy, niektórych spośród swoich zostawił w kryjówkach,
nakazując, aby bacznie czekali tam na jego rozkazy. Sam zaś
z innymi, choć nielicznymi, wszedł do grodu legnickiego. Bo-
lesław przyjął go życzliwie, jak się wydawało, lecz w sercu czaiła
się zdrada i podstęp. Książę Konrad biorąc pod uwagę, że Niemcy
[w służbie księcia Bolesława] weszli na mury wieży zamku, a inni
czają się schowani w kryjówkach, natychmiast rzuciwszy się na
brata Bolesława schwytał go i zanim Niemcy wyszedłszy z kryjó-
wek zdołaliby napaść na niego, co tchu wyskoczył z nim z grodu,
pospieszył do swoich i odprowadziwszy Bolesława do Głogowa,
oddał go pod ścisłą straż."
Tak wyglądały braterskie stosunki między Piastami. Prześla-
dowani stawali się prześladowcami, krzyżowały się wzajemne
oskarżenia, niepodobna było rozeznać się w przytaczanych racjach
i zgadnąć, kto jest winny, kto zaś nieszczęsną ofiarą. Toczyła się
prawdziwa wojna wszystkich przeciw wszystkim. Można dzisiaj
z pobłażaniem śledzić te książęce igraszki, współcześni jednak
odczuwali je nader dotkliwie. Prócz bezpośrednich szkód i ofiar
przynosiły one nieszczęsną słabość władzy publicznej, która była
sojuszniczką anarchii i nie gwarantowała krajowi ani wewnętrzne-
go, ani zewnętrznego bezpieczeństwa.
Po krwawych wojnach Krzy-
woustego z cesarzem Henrykiem
przyszło pewne uspo-
kojenie za rządów słabego władcy Niemiec, Lotara von Supplin-
burg. Ale już pierwszy ze Sztaufów na niemieckim tronie, Kon-
rad III, a potem jeszcze wyraźniej drugi z tej rodziny, Fryderyk
Barbarossa, uzyskali wyraźne awanse w stosunkach z Polską.
Fryderykowi udało się zhołdować polskiego księcia zwierzchniego,
Bolesława Kędzierzawego; dwie jego wyprawy na Polskę (1157
i 1172) przyniosły cesarstwu sukcesy polityczne, militarne i eko-
nomiczne. Były to jednak zwycięstwa bardziej efektowne niż
trwałe, a wymuszana zależność polskich książąt rwała się w prak-
tyce jak wątła nić. Dodać warto, iż sukcesy cesarza Fryderyka,
a już wcześniej i Konrada III, zależały w ogromnej mierze od
sKłócenia polskich książąt. Walki młodszych książąt z księciem
zwierzchnim stanowiły pretekst do interwencji i zasadniczą przy-
czynę ich powodzenia.
22
W tle tych efektownych starć z największą potęgą Zachodu
przebiegał jednak proces znacznie niebezpieczniejszy na dalszą
metę. Przedtem - jak kiedyś pisał Stanisław Smolka - można
było wątpić, czy Polska graniczy z Niemcami. Na zachodniej stro-
nie Odry oddzielały ją bowiem od Niemiec ziemie Słowiańszczyz-
ny połabskiej. Otóż właśnie w XII wieku słabe formacje politycz-
ne Połabszczyzny zostały ostatecznie zdruzgotane przez Niemców.
Ich kosztem umacniały się w:schodnie księstwa niemieckie, bo też
one prowadziły tu akcję wojskową. Henryk Lew rozbił Obotry-
tów i zagroził ujściu Odry, Albrecht Niedźwiedź założył podstawy
przyszłej Marchii Brandenburskiej, rozwijającej się na gruzach
słowiańskich państewek.
W pierwszej połowie XIII wieku wydawać się jeszcze mogło,
że głównym przeciwnikiem Polski nie są Niemcy, lecz inni sąsie-
dzi. Na północnym zachodzie penetracja duńska objęła duże
obszary, jej owocem było uzależnienie Pomorza Zachodniego od
królestwa Danii. Dopiero bitwa pod Bornhoved (1227) wyelimino-
wała wpływy duńskie na tym terenie. Polaków XIII wieku absor-
bowały niezwykle mocno ataki sąsiadów ze wschodu, Litwinów
i Prusów, potem też Tatarów, oraz spory z Rusią Halicko-Wołyń-
ską. Częste najazdy litewskie i pruskie miały niszczycielski i gra-
bieżczy charakter. Ale wyprawy pruskie bywały niejednokrotnie
tylko odpowiedzią na polską ekspansję orężną, prowadzoną od
czasów Bolesława Kędzierzawego; ataki litewskie też często by-
wały kontratakami, a nieraz miały charakter wypraw posiłko-
wych, podejmowanych w porozumieniu z książętami (czy nawet
wielmożami) polskimi przeciw innym polskim władcom.
To samo dotyczy stosunków z Rusią Halicką. Są tu starcia gra-
niczne (o Lublin), są polskie plany ekspansji (na przykład Leszka
Białego) i ruskie kontrataki, są wyprawy Rusinów posiłkujące
książąt mazowieckich, z którymi książąt halickich łączyło trady-
cyjne współdziałanie. Są wreszcie wspólne wyprawy Rusinów
z Małopolanami na Śląsk czy kontakty z książętami ruskimi ma-
łopolskich wielmożów wichrzących przeciw własnym książętom.
Dzięki tym kontaktom halicki książę Lew Daniłowicz żywił na-
dzieje na opanowanie tronu krakowskiego po śmierci Bolesława
Wstydliwego.
W drugiej połowie XIII wieku najazdy ze wschodu straciły
23
znacznie na intensywności. Prusowie, wypierani przez Krzyża-
ków, znaleźli nawet sojusznika i obrońcę w pomorskim księciu
Świętopełku. Litwa po roku 1283 poznała także smak krzyżackich
najazdów, a jednocześnie od czasów Mendoga zaabsorbowana by-
ła coraz bardziej podbojem ziem ruskih. Ruś wreszcie musiała
się bronić przeciw zaborczości tatarskiej Złotej Ordy.
Pisał kiedyś Joachim Lelewel, że te napaści wschodnich sąsia-
dów były "dolegliwe, ale przemijające". Polskie źródła malowały
je w nader czarnych barwach, głównie w korespondencji z kurią
papieską. Trudno się temu dziwić, wkład polski i polskie potrzeby
obrony przed atakami "pogan i schizmatyków" stanowiły argu-
ment polityczny w staraniach o takie lub inne korzyści dla pań-
stwa i Kościoła polskiego. Ataki te jednak nie zagrażały niezależ-
ności politycznej ziem polskich.
Inna sprawa z najazdami tatarskimi. Różni je od napadów pru-
skich czy litewskich obszar ziem objętych pożogą, zniszczeniem
i mordem. To nie były sąsiedzkie utarczki i lokalne łupiestwa. To
było palenie i grabież miast i wsi, mordowanie i uprowadzanie
ludności na ogromnych połaciach Polski, zwłaszcza południowej.
Najazdy tatarskie zmuszały wszystkie warstwy - rycerstwo,
mieszczan, chłopów - do wytężenia sił, aby zmniejszyć grozę
ataku, aby obronić to, co abronić można. Pamięć niszczących na-
padów była bardzo żywa; poświadcza ją wielka liczba przekazów
źródłowych. W Księdze henrykowskiej widać, iż nawet na dale-
kim Śląsku najazd tatarski z 1241 roku utrwalił się w społecznej
świadomości; wymienia się tu czasy "przed Tatarami" i "po Ta-
tarach".
A jednak te straszliwe najazdy nie zdołały pozbawić ziem pol-
skich politycznej niezależności. Niszczyły wieloletni dorobek,
rozbijały nawet silne formacje państwowe - myślę o wielkiej
strukturze politycznej, stworzonej przez Henryka Brodatego
i Henryka Pobożnego, którzy zjednoczyli ziemię krakowską, Śląsk
wrocławski i dużą część Wielkopolski - ale nie zakończyły się
podbojem ziem polskich. Stępienie agresji Złotej Ordy zawdzię-
cza Polska i jej sąsiedzi oporowi, jaki tatarskiemu jarzmu stawiał
podbijany i grabiony lud ruski. Później, w 1323 roku, potwierdzi
to Władysław Łokietek w liście do papieża: Ruś była dla Polski
"niezwyciężoną tarczą przeciw okrutnemu plemieniu Tatarów".
24
Nie chcę tu lekceważyć wagi tych wszystkich zagrożeń polskie-
go dorobku i życia polskich ludzi. Nakładały się one na we-
wnętrzną anarchię Polski książęcej, stwarzając stan trudny do-
zniesienia i zmuszający do szukania środków zaradczych. Ale
w drugiej połowie XIII wieku sytuację pogorszyła znacznie postę=
pująca ekspansja niemiecka.
Jej celem była nie tylko grabież i niszczenie; po połknięciu Po-
łabszczyzny zmierzała ona do zaboru ziem polskich. Program tej
ekspansji terytorialnej formułowano już u progu XII wieku, gdy
panowie wschodniosaksońscy z imieniem Chrystusa na ustach za-
czynali podbój Połabszczyzny. Ich manifest z 1108 roku był
niedwuznaczny:
"Poganie ci [Słowianie połabscy] są bardzo źli, ale ziemia ich
jest bardzo dobra; mięsem, miodem, mąką opływa, a jeśli się ją
uprawi - dostatkiem wszystkich płodów ziemi tak, że żadna
z nią porównana być nie może. Tak twierdzą ci, którym ta ziemia
jest znana. Przeto Sasi, Frankowie, Lotaryńczycy, Flandryjczy=
cy - przesławni zwy.cięzcy - tam będziecie mogli i zbawić wa-
sze dusze i, jeśli wam się spodoba, zdobyć na osiedlenie bardzo
dobrą ziemię. Ten, który sprawił, że Gallowie, wyruszywszy
z najdalszych kresów Zachodu, zatriumfowali ramieniem jego
męstwa nad jego nieprzyjaciółmi na najdalszych ziemiach
Wschodu, ten sam da wam wolę i moc, byście mogli ujarzmić
wspomniane ziemie i nieludzkich pogan i by wam we wszystkim
się dobrze działo."
Sukcesy ekspansji niemieckiej na Połabszczyźnie kwitował
kronikarz Helmold: "Teraz zaś, ponieważ Bóg księciu naszemu
i innym książętom hojnie okazał łaskę i zwycięstwo, Słowianie
zewsząd są rozproszeni i wygnani, i przybyły sprowadzone aż
znad granic oceanu ludy mężne a bardzo liczne, i otrzymały zie-
mie Słowian, i pobudowały ziemie i kościoły, i wzrosły w boga-
ctwa ponad wszeLki szacunek."
Po Słowiańszczyźnie połabskiej kolej przyszła na Polskę; nie
można już było udawać, że chodzi tu o wojnę z poganami, upo-
wszechniano wobec tego myśl, iż jest to wojna ze złymi chrze-
ścijanami. Tej akcji niemieckich księstw terytorialnych patrono-
wali w XIII wieku cesarze: Otton IV, Fryderyk II, potem król
Niemiec Rudolf Habsburg. A cele przyświecały jej te same-
25
ujarzmić ziemie Słowian, pobudować swoje miasta, wzrosnąć
w bogactwa.
Od shyłku XII wieku Marehia Brandenburska ujawniła eks-
pansywne zamierzenia w stosunku do Pomorza Zachodniego.
Z pomocą cesarzy Brandenburczycy zdołali narzucić zwierzchni-
ctwo lenne tutejszym książętom (1236, 1250). Szły za tym poważ-
ne nabytki terytorialne margrabiów Brandenburgii na ziemi po-
morskiej (między innymi część ziemi wkrzańskiej, Uckermark,
ważnej, ponieważ otwierała ona drogę ku Bałtykowi i w kierun-
ku Szczecina). Ułatwiły znowu te sukcesy wroga wewnętrzne
waśnie w Polsce, książęta zachodniopomorscy bowiem prowadzili
wtedy długie i niefortunne walki z Wielkopolską.
W połowie XIII wieku Brandenburczycy wyzyskali okazję,
stworzoną przez konflikty na Śląsku, między legnickim Bolesła-
wem Łysym (Rogatką) a wrocławskim Henrykiem III, aby opa-
nować połowę ziemi lubuskiej, a potem całą tę ziemię. Kto jest
amatorem cudzych rzeczy i chce rabować innych, niech się nie
dziwi, że i sam boskim odwetem narażony zostaje na rabunki"-
pisał potem o Bolesławie Łysym śląski autor Kroniki książąt pol-
skich. Inne śląskie źródło powiada: "Bolesław, przez którego po-
wstało wówczas całe zło, powstając przeciw młodym swym bra-
ciom, ziemię lubuską oddał margrabiemu brandenburskiemu
i arcybiskupowi Magdeburga z krzywdą swoją i swych krewnych,
i tak zgubił Polskę." Kronikarz wielkopolski, wyraziwszy ubole-
wanie z powodu utraty Lubusza, dodaje, że Bolesław "także Ży-
tawę i Zgorzelec oraz wiele innych miast i grodów oderwał
od księstwa śląskiego, haniebnie oddając je w obce ręce. Któż nie
widzi, że Niemcy to mężowie dzielni i odważni!" Końcowe, iro-
niczne zdanie przeciwstawia bezsensowne działania polskich
władców wyobrażeniom, iż Niemcy osiągają swe sukcesy siłą orę-
ża. To nie odwaga niemiecka, ale szaleństwa polskich książąt są
źródłem rosnącego znaczenia Niemców na polskich kresach za-
chodnich.
Lubusz w ręku Brandenburczyków oskrzydlał od południa
VVielkopolskę i dawał strategiczne oparcie dla ich ekspansji
w kierunku Śląska. Stąd wyszła już w 1251 roku brandenburska
wyprawa na wielkopolski Zbąszyń, łatwo zresztą odparta. Później
nastąpiły walki o Santok, Drzeń i Międzyrzecz; dwa pierwsze
26
grody z okolicą, mimo ostrego oporu i krwawych walk (1265-
-1270); przeszły w ręce niemieckie. Potem część strat odzyskano,
ale u shyłku XiII wieku Brandenburczycy zaczęli znowu wdzie-
rać się, i to coraz głębiej, w zachodnie obszary Wielkopolski, aż
po Międzyrzecz.
Drugi front działań - to Pomorze: Pogłębiały się zabory bran-
denburskie na Pomorzu Zachodnim, nad Drawą i na północ od
dolnej Noteci i Warty. Z ziem pomorskich i wielkopolskich stwo-
rzono tu brandenburską Nową Marchię (Neumark), oddzielającą
Wielkopolskę od Pomorza. Margrabiowie brandenburscy, wyko-
rzystując dwuznaczność cesarskich dokumentów, przyznającyh
im zwierzchność lenną nad "księstwem Pomorza", zwrócili swe
apetyty w kierunku Pomorza Gdańskiego. Udało im się nawet za-
jąć przejściowo ziemię gdańską, z której ustąpił pomorski książę
Mszczuj w zamian za pomoc w konflikcie z bratem Warcisławem.
Powtarzała się historia z cesją Lubusza; spory polskich książąt
by ły wodą na młyn brandenburskich postępów. Na szczęście ksią-
żę Mszczuj rychło się zreflektował. Współdziałanie pomorsko-
=wielkopolsko-kujawskie przyniosło likwidację brandenburskich
rządów w Gdańsku. Było to największe zwycięstwo wielkopol-
skiego księcia Bolesława Pobożnego, wytrwałego obrońcy pol-
skich kresów zachodnich. Brandenburskie apetyty na Pomorze
Gdańskie trwały jednak nadal i przysporzyły Polsce w począt-
kach XIV wieku ogromnych kłopotów i klęsk.
Wreszcie trzeci front działań - to Śląsk. I tu zamierzali mar-
grabiowie brandenburscy rozszerzyć swe posiadłości na południe
od ziemi lubuskiej. Sukcesy ich (między innymi zajęcie Krosna
Odrzańskiego) były jednak przejściowe. Pod koniec XIII wieku
bilans strat najciężej dotykał Wielkopolskę i Pomorze. Do pozy-
tywnej strony tych wydarzeń należy zaliczyć zawiązanie się poli-
tycznej i wojskowej współpracy Wielkopolski, Pomorza Gdań-
skiego i Kujaw przeciw brandenburskim zaborom. W mniejszym
stopniu nastąpiło zbliżenie z Pomorzem Zachodnim. Ziemia gdań-
ska i Kujawy miały tym więcej powodów do obaw, że tymczasem
na ich wshodnich i północno-wshodnich granicach wyrastała
inna potęga niemiecka ~ państwo krzyżackie.
Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego
w Jerozolimie powstał w czasie wypraw krzyżowych; podporząd-
27
kowany był papieżowi. Po wygnaniu krzyżowców z Palestyny
i po krótkim epizodzie węgierskim Krzyżacy usadowili się w zie-
mi chełmińskiej, nadanej im przez księcia Konrada Mazowieckie-
go (1228). Już wcześniej, z nadania cesarza Fryderyka II, otrzy-
mali, prawa do ziem Prusów, które mieli podbić; zarazem Zakon
otrzymał w Prusach takie przywileje, jakie w cesarstwie mieli
książęta Rzeszy.
Wsparci dokumentami cesarskimi, Krzyżacy postanowili zli-
kwidować zwierzhnią władzę księcia mazowieckiego nad ziemią
chełmińską, nadaną im na podobnych zasadach, jak nadawano
całe kasztelanie ważnym instytucjom kościelnym. Aby osiągnąć
ten cel, sfałszowali przywilej księcia Konrada w tym duchu, że
miał on jakoby przyznać Zakonowi suwerenne prawa książęce
w ziemi chełmińskiej i zdobyczach pruskich. W ziemi chełmińskiej
zaczęto budować krzyżacką strukturę państwową, niezależną od
polskich władców. Konrad mazowiecki, zaangażowany w sprawy
małopolskie, tolerował rozbudowę krzyżackiej władzy. Zaprote-
stował jedynie, i skutecznie, przeciw próbom zagarnięcia przez
Krzyżaków ziemi dobrzyńskiej.
Ciężkie walki z Prusami uniemożliwiały początkowo Zako-
nowi dalekosiężną ekspansję na Polskę. Trzeba przyznać, że
straszliwe metody wojny z Prusami i terror wobec podbitej lud-
ności nie zaniepokoiły Polaków. A przecież były to metody bar-
barzyńskie. Wschodniopruskie plemiona Sudowów, Skalowów
i Nadrowów zostały wytępione niemal doszczętnie.
Rychło jednak zaczęły się pierwsze nieporozumienia. W 1242
roku Zakon sprzymierzył się z książętami mazowieckimi przeciw
Pomorzu Gdańskiemu. Zaplanowano wtedy podział przyszłych
pomorskich zdobyczy między sojuszników. Krzyżacy pragnęli
opanować ziemie położone na Żuławach, wchodzące w skład
dzielnicy pomorskiej. Przy zupełnej izolacji Pomorza Gdańskie-
go, dzięki poparciu wrogich pomorskiemu księciu Świętopełkowi
książąt polskich i wykorzystaniu opozycji młodszych braci Świę-
topełka, Sambora i Racibora - Zakon już w połowie XIII wieku
osiągnął ów cel. Później rozgrywały się dalsze walki Pomorzan
z Krzyżakami. Oprócz Świętopełka i jego następców (Mszczuja
i Warcisława) toczyło je także miejscowe rycerstwo, nawet bez
udziału i woli książąt. Świadczy to o powszechniejącej niechęci
28
do.Krzyżaków, którzy powoli, ale syśtematycznie rozszerzali swe
przyczółki na lewym brzegu Wisły (na przykład Gniew). Szcze-
gólne sukcesy w gruntowaniu swych wpływów na Pomorzu osią-
gnęli na początku XIV wieku, gdy rządzili tu Wacławowie czescy.
Zakon od początku popierał rządy czeskich królów. Wobec rodzą-
cego się polskiego oporu i polskiej świadomości narodowej, Krzy=
żacy woleli mieć za sąsiadów dalekich i obojętnych dla polskiego
interesu narodowego Przemyślidów.
Nie tylko jednak na zachodniej granicy państwa krzyżackiego
zaczęły się rychło walki. Rosła od połowy XIII wieku wzajem-
na niechęć Krzyżaków i Kujawian. Krzyżackie próby monopoli-
zowania gospodarczej roli dolnej Wisły doprowadziły do wojny
ekonomicznej między Zakonem i księciem Kazimierzem kujaw-
skim o swobodny handel, o wolny dostęp do Bałtyku. Jeśli w woj-
nie tej Krzyżacy odnosili sukcesy, to między innymi wskutek izo-
lacji księcia Kazimierza, niespokojnego ducha, skłóconego z in-
nymi Piastowiczami.
Kujawska antypatia do Zakonu musiała być już bardzo żywa
w siódmym dziesięcioleciu XIII wieku, skoro doprowadziła do
otwartego buntu kujawskich możnych z biskupem włocławśkim
Wolimirem i rycerstwa przeciw księciu Siemomysłowi, synowi
Kazimierza. Przyczyna buntu leżała w przychylnej Krzyżakom
i faworyzującej Niemców polityce Siemomysła. Kronika wielko-
polska tak o tym pisała: "W roku wyżej podanym (1268) dostoj-
nicy ziemi kujawskiej widząc, że książe ich Siemomysł zlekcewa-
żywszy ich posługiwał śię tymczasem radami brodatych braci
{Krzyżaków], we wszystkim pokazując im życzliwość, przy-
lgnęli do Bolesława, księcia Wielkopolski. Siemomysł zaś widząc,
że tak haniebnie został opuszczony, przekazał w darze Bolesła-
wowi księciu Wielkopolski sławny gród kruszwicki, aby dzięki
jego roztropności odzyskać przychylność rycerstwa kujawskiego
i przywołać je do uległości względem siebie."
Relacja ta nie jest zupełnie ścisła. Bolesław Pobożny książę
Wielkopolski, przywołany przez panów kujawskich, wszedł w po-
siadanie nie tylko Kruszwicy, ale także kasztelanii radziejow-
skiej. Potem w sojuszu z księciem Mszczujem pomorskim zlikwi-
dował w roku 1271 rządy Siemomysła na Kujawach. Charaktery-
styczne, że przeciw Siemomysłowi panowie kujawscy przywołali
29
nie któregoś z jego braci, ale właśnie Bolesława, wsławionego
niezachwianym oporem przeciw brandenburskiej zaborczości, na-
zwanego przez współczesnych "największym triumfatorem nad
Niemcami". Gdy po siedmiu latach (1271-1278) Siemomysł wró-
cił do rządów Kujawami, musiał przyrzec, iż nie będzie trzymał
Niemców na swym dworze, unieważni nadane im ongiś przywi-
leje i będzie dokonywał lokacji miast i wsi tylko za zgodą swych
baronów.
Cały ten epizod jest bardzo ciekawy, bo ukazuje rozszerzanie
się współdziałania książąt i dzielnic na tle wspólnego zagrożenia
przez niemieckie działania. Przeciw Siemomysłowi i krzyżackim
wpływom skupili się książęta: wielkopolski Bolesław, pomorski
Mszczuj, sieradzki Leszek Czarny, oraz możni Kujaw. To zbliże=
nie ułatwiło zacieśnianie więzów politycznych, a pod koniec
XIII wieku (1296) zjednoczenie Wielkopolski, Pomorza Gdańskie=
go, Sieradza i znacznej części Kujaw pod berłem księcia Włady-
sława Łokietka.
Jeśli jednak w tych dzielnicach tracono złudzenia co do roli za-
konu krzyżackiego jako polskiego sprzymierzeńca i pogromcy po-
gan, to iluzje takie trwały jeszcze dość mocno w innych księ-
stwach polskich. Dla ich rozwiania decydujące znaczenie bę-
dzie miał dopiero wiarołomny zabór Pomorza Gdańskiego przez
zakon krzyżacki w roku 1308/1309.
Sprawa Siemomysła jest też cha-
rakterystyczna jako przykład Penetracji niemieckich re-
akcji polskiej społeczności na in-
filtrację niemieckich przybyszów, na ich rozwielmożnienie się
i rosnące wpływy. Bardzo to ważny i sporny problem.
Przez cały wiek XIII polscy książęta i panowie sprzyjali nie=
mieckiemu osadnictwu w miastach i wsiach, które pomnażało ich
dochody, podnosiło stan gospodarczy kraju, zwiększało jego za-
ludnienie i wzbogacało wytworami ludzkiej pracy. Polska tole-
rancyjność, widoczna między innymi w stosunkach miejscowej
ludności z Żydami, sprzyjała współpracy w spokoju i zgodzie. Au=
tor tzw. interpolacji słowiańskiej w Kronice wielkopolskiej w ta-
ki sposób tłumaczył etymologię nazwy "Germanin": "Nazywa się
ich tak od german, ponieważ jeden z drugim związany jest po-
krewieństwem braterstwa. Albowiem gerzmo jest to pewien
przyrząd, w którym dwa woły razem złączone postępują ciągnąc
pług lub wóz. Tak i Niemcy, mając państwa sąsiadujące ze Sło-
30
wianami, często z nimi obcująi nie ma na świecie innych naro-
dów tak uprzejmych i przyjacielskich względem siebie jak Sło-
wianie i Niemcy."
Ten obraz Słowian i Niemców, ciągnących niczem dwa woły
w jarzmie wóz lub pług potwierdza przypuszczenie, że niemiecki
chłop i rzemieślnik, przybywający do Polski, znajdował tu szansę
pokojowej pracy w zgodzie z miejscowymi ludźmi. Ale w ciągu
XIII wieku pojawiły się w tej zgodnej współpracy rysy. Prócz
licznych niemieckich chłopów i rzemieślników przybywali tu
przecież niemieccy rycerze i mnisi, przedsiębiorcy, kupcy i ban-
kierzy. Ich rola była bardzo niejednoznaczna.
Wcześniej niż w Polsce podnoszono alarmy w sąsiednich Cze-
chach. Niepokojono się rywalizacją obcych z miejscowymi
o wpływy polityczne, godności świeckie i duchowne, o funkcje
w samorządach miejskich, o przywileje i fawory monarsze. Bez-
względna konkurencja ekonomiczna i wyzuwanie lekkomyślnych
krajan z posiadłości i siedzib wzmagały ów niepokój. Anonimowy
czeski autor Dobrej opowieści o Niemcach w niezwykle ostrych
słowach wyrażał ten stan społecznej świadomości: "Kto mądry
niech patrzy, kto rozważny niech zważy, jak ten chytry i oszu-
kańczy naród [Niemcy) wciska się do najzyskowniejszyh godno-
ści kościelnych, do najważniejszych beneficjów, do najrozleglej-
szych posiadłości, a wreszcie i do monarszej rady... Popatrz, Pa-
nie na wysokościach, jak Węgrzy, Dalmatyńczycy, Polacy, Rusini,
Czesi, Morawianie, Chorwatowie, Anglicy, szeroko rozsiedleni
Słowianie i rodzima ludność innych niż niemieckie krajów na
swej własnej ziemi wypierani są przez Niemców z własnych urzę-
dów, beneficjów, nadań, stall biskupich, ambon, wolności i in-
nych zaszczytów, a na ich miejsce stopniowo wdzierają się w nie
Niemcy. Przybłęda ma pierwszeństwo, a krajan jest poniewie-
rany."
Jest w tym zapewne niechęć możnych panów świeckich i du-
chownych do obcych rywali i konkurentów. Inne czeskie źródła
z oburzeniem opisują niemieckie karierowiczostwo: oto ci, którzy
przywykli do pasania świń, chcą teraz rządzić się i srożyć. Ale do
motywów osobistej niechęci wobec konkurenta rychło domieszał
31
się niepokój o los zagrożonej narodowości, o zachowanie miejsco-
wego języka i obyczaju przed niemieckim zalewem.
W Polsce XIII wieku zalew ten był słabszy niż w Czechach,
więc też i reakcje późniejsze, a w sformułowaniach mniej ostre.
Ale i tu na Pomorze, Śląsk, do Wielkopolski, przybywali niemiec-
cy rycerze, wykorzystywani przez książąt w walkach wewnętrz-
nych. Rozszerzały się posiadłości coraz liczniejszych niemieckich
domów zakonnych. Bogatym mieszczanom niemieckim udało się
opanovać kluczowe pozycje w kilku ważnych miastach, a w wie-
lu innych niemiecki patrycjat wzrastał we wpływy i bogactwo.
Stąd protesty polskich klas posiadających, zagrożonych konku-
rencją, ekonomicznym naciskiem przybyszów.
Znaczną część tych protestów przekazały nam źródła spisane
przez ludzi Kościoła. Polscy dostojnicy duchowni, zakonnicy, kler
świecki mieli liczne powody, aby się niepokoić. Napływ niemiec-
kiego kleru na Pomorze Zachodnie zahamował niemal całkowicie
rozwój duchowieństwa rodzimego; praktycznie cała organizacja
kościelna znalazła się tu w rękach niemieckich. Spowodowało to
z kolei oderwanie biskupstwa zachodniopomorskiego w Kamieniu
od polskiej metropolii w Gnieźnie. Nic nie dały protesty i opór
polskich arcybiskupów. Niemieckie klasztory, potężne i bogate,
powiązane z macierzystymi domami w Niemczech, ekskluzywnie
broniły swej niemieckości, wykluczały polskich zakonników ze
swego grona, przeciwstawiały się jurysdykcji polskich duchow-
nych, a wreszcie zaczynały też prowadzić własną politykę w spra-
wach świeckich. Niemiecki kler świecki zagarniał prebendy, be-
neficja, kanonie, funkcje nauczycielskie w szkołach. Niemcy
i zniemczeni Ślązacy zaczęli również na przełomie XIII i XIV wie-
ku obejmować katedry biskupie we Wrocławiu i Krakowie (Mu-
skata). Krzyżacy oderwali od polskiej prowincji kościelnej ziemię
chełmińską i poddali arcybiskupowi Rygi. Próbowali też pozba-
wić biskupa włocławskiego zwierzchności nad Pomorzem Gdań-
skim, gdy je zagarnęli w latach 1308-1309.
Polscy możnowładcy i rycerze także protestowali przeciw nie-
mieckim sympatiom książąt i wkradaniu się obcych w fawory,
majątki, przywileje. Na Śląsku rycerze przechodzili z tego powo-
du na stronę książąt wielkopolskich, porzucając legnickiego księ-
cia Bolesława Łysego. Kronika wielkopolska tak charakteryzo-
32
wała tego przyjaciela Niemców: "...Wyzbywszy się łagodności
ojca, a nabrawszy zwierzęcej srogości... zaczął srożyć się wobec
Polaków i okazywać niesłychaną zuchwałość zarówno przez prze-
noszenie Niemców nad Polaków, jak przez hojne przydzielanie
im posiadłości. Dlatego Polacy odmawiali mu składania hołdów
wierności, ustępując dobrowolnie z jego państwa. I przylgnęli do
swoich naturalnych panów, Przemysła i Bolesława [książąt wiel-
kopolskich]...Ten Bolesław po raz pierwszy zaczął wprowadzać
Niemców do Polski i przydzielił im posiadłości i grody, aby mu
szli z pomocą przeciw jego braciom, których ustawicznie zwal-
czał."
Na Kujawach podobny charakter miała opozycja możnyh
przeciw Siemomysłowi, na Pomorzu Gdańskim sprzeciw budziła
proniemiecka polityka księcia Sambora tczewskiego; w Krakow-
skiem niechęć możnych ściągnął na siebie Leszek Czarny wsku-
tek sympatii dla niemieckich mieszczan stolicy. Jeszcze ostrzejsze
były protesty przeciw ekonomicznej i politycznej potędze nie-
mieckiego mieszczaństwa w Małopolsce i na Śląsku, gdy od po-
czątku XIV wieku próbowało ono prowadzić własną politykę, zo-
rientowaną na obce, przychylne niemczyźnie rządy. Dodać do
tego wypadnie jeszcze gospodarcze powody niechęci polskiego
społeczeństwa do bogatych niemieckich patrycjuszy.
Już w drugiej połowie XIII wieku zaczęto dostrzegać, że istnie-
je związek między postępami niemieckich zaborów a napływem
niemieckich rycerzy i mnichów na ziemie polskie. Szczególnie
wyraźne to było tam, gdzie czynili postępy margrabiowie bran-
denburscy: niemieckie rycerstwo i klasztory występowały coraz
jawniej jako forpoczty zaborców. List polskiego synodu biskupie-
go w Łęczycy, podpisany przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Ja-
kuba Świnkę i wysłany do kardynałów Kościoła rzymskiego
w styczniu 1285 roku, broniąc praw Kościoła na jednej płaszczy-
źnie stawiał odpadanie ziem polskich na rzecz cesarstwa rzym-
sko-niemieckiego oraz napływ niemieckich przybyszów. Oba zja-
wiska zagrażały przede wszystkim przywilejom i prawom pol-
skiego Kościoła, ale też polskiej narodowości. Polacy doznają bo-
wiem - pisał arcybiskup - ucisku i lekceważenia ze strony
Niemców. Napływ obcych powoduje konflikty, ograbianie ludzi
miejscowych z godnych pochwały praw i obyczajów ojczystych,
33
okradanie ich z mienia. Pychę i ekskluzywność narodową nie-
mieckiego kleru, jego nieposłuszeństwo wobec polskich władz du-
chownych wysunięto na czoło wywodów i skarg. Ale mówiono
też o niebezpieczeństwie dla całego narodu, o groźbie, iż Polska
może stać się Saksonią, o potrzebie środków zaradczych, aby
w przyszłości nie "płakać żałosnym głosem nad zgubą narodu na-
szego". Widać wyraźnie, że polskich biskupów, zebranych w Łę-
czycy, w najwyższym stopniu niepokoiła sytuacja kraju, którego
granice powoli, lecz systematycznie się kruszyły i który od we-
wnątrz podminowywała obca penetracja.
Warto było zatrzymać się tak
szczegółowo nad wewnętrzną i ze-
wnętrzną sytuacją polityczną Pol-
ski w XIII wieku, ona bowiem pozwala dopiero zrozumieć nowe
prądy i nawe aspiracje społeczeństwa, które narastały na prze-
strzeni drugiej połowy stulecia.
Jeszcze Mistrzowi Wincentemu stan Polski dzielnicowej z po-
czątków XIII wieku wydawał się zupełnie normalny. Wewnętrz-
ne wojny nadawały się do heroizacji, do snucia na ich kanwie
rozważań pełnych patosu i retoryki, w których mnóstwo szczęku
oręża i bohaterskich czynów. Ambicje możnych i Kościoła, ruj-
nujące władzę książęcą, nie mogły być niemiłe Wincentemu, któ-
ry sam do możnowładczej elity należał jako biskup krakowski,
drugi po arcybiskupie Gniezna dostojnik polskiego Kościoła. "Nie
sami przez się książęta władają rzecząpospolitą, ale poprzez do-
stojników państwowych" - powiada w kronice Wincentego po-
przednik autora na krakowskim biskupstwie, biskup Pełka, i au-
tor z pewnością akceptuje takie wyobrażenie o rządach pań-
stwem. Dla możnych dostojników rezerwuje i mistrz Wincenty
pretensjonalne tytuły, modeluje ich autorytet i rolę polityczną
na antycznych wzorach rzymskich senatorów.
Inaczej też wygląda w narracji Wincentego sprawa niemiec-
kiej zaborczości. Nie ma tu nieefektownej, lecz skutecznej eks-
pansji książąt cesarstwa, postępującej krok za krokiem. Polska
jest równorzędnym partnerem cesarzy w wojennej grze, i to po-
czynając od Aleksandra Wielkiego i Juliusza Cezara. Łatwo fan-
tazjować na temat legendarnych dziejów, ale nawet obraz histo-
rii całkiem niedawnej upiększa Wincenty, by wykazać, iż dyspo-
nującemu przewagą "legionów" cesarzowi Fryderykowi, "Rude-
34
mu Smokowi", potrafili Polacy mężnie stawić opór.
Następne po Mistrzu Wincentym pokolenie Polaków inaczej
zaczyna oceniać rozbicie dzielnicowe wraz z jego następstwami.
Cóż stąd, że postęp kraju otwiera drogę do wzrostu zamożności
instytucji kościelnych, właścicieli ziemskich, mieszczan, chłopów,
gdy wewnętrzne waśnie i najazdy obcych nie pozwalają spokoj-
nie korzystać z owoców tego postępu, gdy dorobek każdego wy-
stawiony jest na zniszczenia wojenne, łupiestwa najeźdźców, ban-
dytyzm rycerzy-rabusiów. Im więcej ludzie mają do stracenia,
tym trudniej się godzą z niepewnością jutra, z rządem siły
w miejsce rządów ładu. W miarę postępu kultury duchowej ludzie
pragną żyć rozumniej. Apatia, bezczasowość, konserwatyzm pojęć
i dążeń są właściwe społecznościom skostniałym, ale nie zbioro-
wości żywej, budującej miasta, karczującej lasy, wymieniającej
towary i idee z sąsiadami, ciekawej świata i jego spraw.
Stopniowo torowała sobie drogę świadomość, iż stan chaosu
i anarchii, towarzyszący rozbiciu dzielnicowemu, oznacza cofnię-
cie się Polski w porównaniu z dawną monarhią Bolesławów, któ-
rej wielkość, prestiż i sukcesy wspominali kronikarze: Gall Ano-
nim i chętnie czytywany Mistrz Wincenty. Ambicja patriotyczna,
rozbudzona żywszym tętnem społecznego życia i powszechniej-
szym w tym życiu działem, podtrzymywana wspomnieniami
kronikarzy, cierpiała wskutek klęsk militarnych i zaborów. Nie
chodziło tylko o własne szkody, lęki i ofiary, ale i o perspektywę
losów narodowej wspólnoty.
Wspólnotę tę kształtowały elementy kultury, języka i obyczaju,
wspierały intensywne kontakty wszystkich dzielnic na polu poli-
tycznym i ekonomicznym. Modelowała ją świadomość wspólnych
tradycji dziejowych i wspólnych interesów obrony przed wro-
gami. Formalną ramę dla niej tworzyły rządy tej samej we
wszystkich dzielnicach rodziny panującej - "przyrodzonych pa-
nów" Królestwa Polskiego, podobieństwa ustrojowe, przynależ-
ność do jednej kościelnej prowincji i narodowa osobowość Koś-
cioła polskiego.
Zaczęło się tedy ocenianie wydarzeń politycznych z perspek-
tywy ich stosunku do interesu gentis Polonicae, narodovości pol-
skiej. Polityka zniemczonego biskupa Muskaty godziła "w naro-
35
dowość polską" tak, jak i bunty niemieckiego patrycjatu przeciw
polskiej władzy w początkach XIV wieku. Wrogowie, na przy-
kład Krzyżacy, pragnęli "zniszczyć całą narodowość" i "wytępić
język polski". Gród zajęty przez zdradzieckich książąt, sojuszni-
ków wroga, "groził bardzo polskiej narodowości". Odnowienie
Królestwa było nie tylko honorem dla władcy, ale też uświetnie-
niem całej narodowości, a odnowiciel Królestwa to "gwiazda na-
rodu". Gdy w początkach XIV wieku umarł dzielny kasztelan
krakowski, miejscowe kalendarium zapisało jako najwyższą dla
niego pochwałę, iż "walczył za polską narodowość aż do śmierci".
Dziesiątki podobnych sformułowań z końca XIII i początków
XIV wieku potwierdzają stopień rozwoju osiągnięty przez pol-
ską świadomość narodową.
To, że rozbicie polityczne kraju oddziaływało szkodliwie na na-
rodowe interesy, zaczęto rozumieć już w połowie XIII wieku.
Piśmiennictwo ówczesne, wychodzące spod pióra ludzi Kościoła,
uwikłane było w rozważania dewocyjne i prezentowało oczywi-
ście religijną strukturę myślenia. Gdy w połowie XIII wieku
podjęte zostały starania o kanonizację biskupa krakowskiego Sta-
nisława, skazanego ongiś na śmierć przez króla Bolesława Śmia-
łego, autor spisanego wtedy tzw. Żywotu mniejszego Stanisława
nie ograniczył się jednak do apologii cnót i opisu cudów kandy-
data na świętego. Znalazł się tu także opis wielkości Polski za
rządów Chrobrego, a nawet za rządów winowajcy śmierci świą-
tobliwego biskupa, Bolesława Śmiałego. Biograf biskupa był oczy-
wiście stronniczy; w sporze Bolesława ze Stanisławem wszystkie
racje widział po stronie tego ostatniego. Ale w zakończeniu ży-
wota mniejszego pojawiło się nie tylko potępienie czynu króla,
"tyrana" i "Kaina", oraz opis bożej pomsty, która wygnała Bo-
lesława z ojczyzny - lecz również wyraz żalu, że błędy moralne
króla spowodowały upadek Królestwa Polskiego i zatratę korony,
co w dalszej konsekwencji zamieniło Polskę w pustynię.
Jeszcze mocniej ten polityczny wątek występuje w później-
szym Żywocie większym św. Stanisława z drugiej połowy XIII
wieku, pióra małopolskiego dominikanina Wincentego z Kielc.
VVięcej tu akcentów patriotycznej dumy ze wspaniałej przeszłości
Polski Chrobrego, kraju zamożnego i rozległego, "ongiś najwspa-
nialszej władczyni i pani prowincji". Znalazła się przy tej okazji
36
wzmianka o królewskich insygniach, użytych przy koronacji
Chrobrego, "które aż do dzisiaj leżą złożone w skarbcu katedry
krakowskiej ku pamięci potomnych". Mocniej jeszcze podkreślone
zostały przez Wincentego z Kielc żałosne następstwa grzechu Bo-
lesława Śmiałego. Apelował tu pisarz do wyobraźni ludzi średnio-
wiecza, nawykłych do poszukiwania w wydarzeniach symboli
i "znaków":
"Sprawiedliwym zrządzeniem Bożym tak się dzieje, że ten, kto
zabił niewinnego, sam sobie odebrał życie; kto nie bał się ściąć
głowę kapłanowi i podeptał biskupią infułę, sam poszedł na wyg-
nanie i pozbawił korony królewskiej siebie i swyh następców...
I tak jak posiekał na wiele części ciało męczennika oraz rozproszył
je na wszystkie wiatry - tak też Bóg posiekał jego królestwo
i pozwolił, by wielu książąt w nim sprawowało rządy. W obecnych
czasach widzimy, jak za nasze grzechy to króYestwo wewnętrznie
rozdarte Bóg wydał na podeptanie i na rozbicie przez pustoszą-
cych je wkoło sąsiadów. Lecz tak jak Boża potęga błogosławione
zwłoki biskupa i męczennika połączyła ponownie bez śladu blizn
oraz znakami i cudami wykazała jego świętość - tak samo stanie
się, że dla zasług świętego Bóg odnowi podzielone królestwo
przywracając do dawnego stanu, umocni je sprawiedliwością
i rządem, ukoronuje chwałą i sławą."
To właśnie Wincenty z Kielc był autorem przejmującego pro-
roctwa, zamykającego drugą część biografii Stanisława ze Szcze-
panowa. Znalazła tu wyraz głęboka wiara, że Bóg zlituje się nad
Polakami i odbuduje ich państwo z ruiny, że ześle im swego wy-
słannika, "nowego Aarona", dla którego przechowywane są kró-
lewskie insygnia w skarbcu katedry krakowskiej. Wrócimy jesz-
cze do tego tekstu.
Nie jedyne to proroctwo; stan niepewności i obawy o losy kraju
wyrażała między innymi wizja poznańskiego biskupa z połowy
XIII wieku, który sporządził z niej notatkę: "Ja, Boguchwał,
biskup poznański, słyszałem, choć grzeszny, w widzeniu pewnego
zakonnika mówiącego do mnie: W przeciągu dwudziestu pięciu
lat cała Polska zostanie wypełniona [los Polski się wypełni).
A gdy mówiącego usilnie prosiłem o wytłumaczenie, czy będzie
wypełniona na dobre, czy na złe, nie odpowiedział mi, a widzenie
znikło. Na wieki wieków, Amen."
37
Jest w tej zapisce ślad oczekiwań radykalnej odmiany, ale też
niepewności, co ta odmiana przyniesie w ciągu najbliższych lat.
Sama konieczność i bliskość zmiany nie ulegały jednak wątpli-
wości. Cytowano nieraz słowa Ewangelii św. Łukasza, iż każde
królestwo podzielone wewnętrznie musi upaść. Małopolski kroni-
karz wtrącał w opis coraz dalej idących podziałów dzielnicowych
taką dygresję: "Odtąd, gdy powiększyła śię liczba książąt, wiele
zła zaczęło się dziać w kraju, zgodnie z tym, co mówił Zbawiciel:
Każde królestwo wewnętrznie podzielone ulegnie opustoszeniu."
O potężniejących dążeniach do zmiany, do poskromienia
anarchii, o restytucji autorytetu władzy monarszej, do skupie-
nia sił polskich ziem w obronie ładu i całości kraju świadczyło też
jednoczesne podjęcie sprawy zjednoczenia u schyłku XIII wieku
przez panujące warstwy kilku dzielnic: Małopolski, Wielkopolski,
Śląska, Kujaw, a także przez kilku książąt obdarzonyh wybit-
niejszą indywidualnością. Jednym z nich był kujawski książę Wła-
dysław Łokietek.