Podania i legendy polskie:
„Śpiący Rycerze”
W Tatrach jest za Kościeliskami taka turnia, czyli skała, którą nazywają: Pisana. Mówią o niej górale,
że tam w głębi leży wojsko uśpione, a to wojsko kiedyś się zbudzi.
Skąd się o tym dowiedzieli? Opowiem.
Młody kowal miał kuźnię niedaleko Zakopanego. Był to porządny człowiek, wszyscy lubili go i
szanowali. Nazywał się Fakla. Miał on znajomego juhasa, który pasał owce na halach. Siedli sobie
kiedyś przed kuźnią i rozmawiali. Fakla powiedział:
- Patrzy człowiek na te góry i turnie, patrzy, ale co w nich jest w środku, nikt nie wie.
Juhas pyknął z fajeczki i zauważył:
- Wiesz co, o Pisanej gadają, ze w niej jest złota kaczka. Słyszałeś ?
- Nie wiem nic - zdziwił się kowal. - Jakaż to kaczka?
- A no, powiedziałem ci: złota kaczka. Pływa po jeziorze, tam w środku skały. Z tego jeziora wypływa
Dunajec. Ta kaczka znosi diamentowe jaja, ale tylko jedno na rok.
- Ej, zęby tak wiedzied, którego dnia ta kaczka się niesie! Żeby tak podebrad diamentowe jajo! -
zakrzyknął Fakła.
Juhas na to:
- Myślisz, ze nie próbowałem? Wlazłem już raz w ten żleb, z którego woda wypływa. Dobierałem się
w głąb, ile mogłem, ale nie dałem rady. Woda była taka zimna, jakbym wpadł w przerębel. A tu
mrok, żleb coraz węższy, skały po bokach coraz wyższe...
- Ja bym przelazł!
- Tak ci się zdaje, boś nie próbował. Wiesz przecie, że ze mnie chłopak mocny, po skałach chodzid
przywykłem i byle czego się nie ulęknę, a nie udało się.
Pomilczeli chwilę, potem juhas dodał:
- Był podobno taki, co wlazł w głąb Pisanej. Ale i on też nie doszedł aż do jeziora z kaczką. Bo strzegą
jej młode boginki, a one tak tego chłopaka wabiły i tumaniły, że gonił za nimi to tu, to tam i ani się
spostrzegł, jak go wyprowadziły z powrotem do żlebu. Wtedy skała się zatrzasnęła i musiał zawrócid.
Po tej rozmowie kowal myślał nad tym, jak by się dostad w głąb turni. Ale przynoszono mu wciąż
nową robotę, więc tę wyprawę odkładał.
Aż tu pewnego ranka, kiedy był w kuźni sam, przyszedł do niego nieznany gośd, cały w żelazną zbroję
zakuty, nawet na głowie miał hełm stalowy. Twarz jego była młoda i dziwnie piękna, ale długa broda
zwisała mu aż po pas.
Pochwalił Pana Boga, położył na ławie ciężką sakwę i powiedział :
- Chciałbym, żebyś mi waśd wykuł złote podkowy i klioce do ich przybijania. Czy podejmiesz się tej
roboty?
- Czemu nie - odpowiedział Fakla - od tego jestem kowalem. Tylko musielibyście dad złoto na
podkowy, bo skąd bym je wziął?
Wojak otworzył sakwę, a tam były złote dukaty i połamane złote podkowy.
Zabrali się do pracy. Fakla kuł, wojak poruszał miech. Robota szła tak wartko, że słooce stało jeszcze
wysoko, kiedy skooczyli. Wtedy tamten kazał Fakli złożyd to wszystko do torby i pójśd z nim w góry.
Wojak szedł przodem, a Fakla z podkowami za nim. Minęli Kościeliska, zaszli pod Pisaną, aż tu wojak
obraca się ku Fakli i mówi:
- Teraz się nie bój, ale pamiętaj, żebyś mi się cicho sprawował. I niech cię Bóg broni, żebyś miał
zakląd, bo mogłaby z tego wyniknąd bieda.
Weszli między głazy i szczeliny, a skały jakby się przed nimi rozstępowały. Po mozolnej wędrówce
znaleźli się wreszcie w głębi turni. Mroczno tam było, tylko gdzieś z boku trochę światła wpadało do
pieczary przez mały otwór w skale. Fakla rozejrzał się ostrożnie dookoła, a tam tyle ludzi! Wszyscy
leżą, głowy mają oparte o siodła, na sobie zbroje, a brody po pas.
- Co to za jedni ? - zapytał szeptem tego wojaka, co go tu wprowadził.
Tamten odpowiedział:
- To jest polskie wojsko uśpione. Przyjdzie czas, że ci rycerze się pobudzą i pójdą walczyd za wiarę.
Będzie wtedy okrutna wojna. Zacznie się gdzieś daleko, ale skooczy się tutaj, koło Zakopanego, na
żelaznym mostku w Kuźnicach.
Były w tej pieczarze także konie. Należało niektóre z nich przekud. Kowal dobierał podkowy i wbijał
klioce, a wojak trzymał koniom nogi.
Kiedy ukooczyli robotę, wojak nabrał strużyn z kopyt, nasypał ich pełno kowalowi do torby i mówi:
- Masz tu waśd zapłatę.
Fakla pomyślał, że rycerz z niego kpi. Ale nie sprzeczał się, chod markotno mu było, że cały dzieo
stracił darmo. Co prawda widział za to coś jeszcze ciekawszego niż złota kaczka, bo całe starodawne
wojsko uśpione. Słyszał już od niektórych górali, że takie wojsko gdzieś śpi w Tatrach pod ziemią, ale
nikt nie wiedział, w którym miejscu. Dopiero teraz się okazało, że ono śpi pod Pisaną.
Byli i tacy, co powiadali, że to sam król Chrobry ze swoją drużyną i że jak oni się zbudzą i pójdą w bój,
to zwyciężą wszystkich wrogów, a Polska stanie się taka potężna jak nigdy przedtem.
Rozmyślając o tym wszystkim wyszedł Fakla z pieczary. Kiedy nikt go już nie mógł widzied, wysypał
strużyny do potoku. "Po co mam to dźwigad, co mi po tym", myślał. Wtem poczuł, gdy wyszedł na
pole, że coś mu się w torbie kołacze. Zajrzał - a to kilkanaście złotych dukatów! Nie wszystkie
strużyny wytrzepał przedtem dokładnie z torby, a te, które w niej uwięzły, zamieniły się w złoto.
Jakże teraz żałował, że wytrząsł ich przedtem pełny worek! Gdyby tego nie zrobił, stałby się od razu
bogatym człowiekiem.
Wrócił do domu, a żona przyjęła go wymówkami:
- Gdzieżeś to się podziewał przez całe trzy dni? Czemużeś nie powiedział, że cię w domu nie będzie?
Takem się bała, czyś gdzie w górach nie przepadł!
Zdziwił się Fakla. Jemu się zdawało, że tylko niedługą chwilę zabawił w pieczarze.
Nie powiedział żonie, gdzie był, bo mu wojak zabronił. Tylko pokazał jej dukaty, a żona, jak zobaczyła,
że mąż tyle zarobił, uspokoiła się zaraz i nie miała już do niego żalu.
Minęło kilka lat. Kowal kuł nadal to kosy, to lemiesze, to podkowy - co mu się trafiło.
Wtem pojawił się znowu ten sam rycerz i poprosił o złote podkowy. I znów zabrał Faklę w głąb
Pisanej. "Tym razem nie będę taki głupi i nie wyrzucę strużyn", pomyślał kowal. Zabrał się do kucia
koni. Wtem zaciął się w palec i zaklął głośno:
- Bodaj cię czart!
A tu nagle budzą się naokoło niego uśpieni rycerze, podnoszą się, a kowala aż dreszcz przechodzi ze
strachu. Jeden z rycerzy pyta:
- Bracie, czy już czas?
Na to odpowiada ten, co przychodził po podkowy:
- Nie czas jeszcze, śpij dalej.
Tamci pokładli się z powrotem, a on spojrzał ostro na kowala i palcem mu pogroził. Kiedy podkuli
konie, wojak nasypał strużyn do torby kowala i wyprowadził go z pieczary. Fakla czekał, żeby mu
torba ociężała - byłby to znak, ze strużyny zamieniły się już w dukaty. Ale torba wciąż pozostawała
lekka i nic w niej nie pobrzękiwało. Zajrzał do niej: same strużyny...
Z gniewem wyrzucił strużyny do potoka. Ale zaraz się opamiętał. Zrozumiał, że to kara za
przekleostwo. Było mu jednak markotno, bo miał nadzieję, że tym razem zdobędzie bogactwo. W
powrotnej drodze wstąpił do karczmy, żeby się rozweselid w kompanii, a tam nie wytrzymał i
wygadał się przed karczmarzem o swojej przygodzie. Ten rozpowiedział o niej szeroko i w taki to
sposób wszyscy się dowiedzieli, gdzie śpi podziemne wojsko.
Kowal wyrzucał sobie, że nie umiał utrzymad języka za zębami, jak mu rycerz nakazał. "Będzie się na
mnie gniewał i jak mu się wytłumaczę?" zastanawiał się strapiony.
Widad rycerz rozgniewał się bardzo, bo w ogóle nie zjawił się już u Fakli. Mijał rok za rokiem, a Fakla
czekał go daremnie. Kowalowi było bardzo przykro, że zawiódł zaufanie rycerza. Kiedy go ludzie
wypytywali o jego przygodę, nie chciał nic o niej mówid, czasem nawet płakał z żalu. Jedni powiadali,
że konie śpiącego wojska stoją nie podkute, a kiedy wybije najważniejsza godzina, nie będą gotowe
do boju. Inni mówili, że to nieprawda. Bo tamten wojak nadal pilnuje porządku. Przekonał się, że
Fakla nic umie dochowad tajemnicy, więc poszedł do innego kowala i tamten mu konie kuje, ale się
tym nie chwali. Mówili jeszcze - a nie wiadomo, skąd się o tym dowiedzieli - że wojak nie wrócił do
Fakli dlatego także, ponieważ konie tamtego rycerstwa może kud tylko taki kowal, który ma czyste
serce. A Fakla w przekleostwie wspomniał diabła i później podpił sobie w karczmie.
To wszystko działo się dawno, może ze sto lat temu. Odtąd niejeden śmiałek próbował dotrzed w
głąb Pisanej, ale nie udało się to nikomu. Rycerze śpią w Tatrach nadal i czekają wielkiej godziny.